SOKÓŁ MILLENIUM
James Luceno
WSTĘP
Han ujrzał go po raz pierwszy, gdy stał obok Landa na jednym z permabetonowych
lądowisk Nar Shadaa, kilka lat wcześniej zanim dołączył do Sojuszu Rebeliantów. Nie
zobaczył wówczas starego, sfatygowanego frachtowca, ale coś czym mógł się on kiedyś stać.
Wpatrywał się w niego z otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami, niczym chory z
miłości szczeniak. Szybko jednak się opanował, aby Lando nie zorientował się o czym myśli.
Popatrzył na statek z lekceważeniem, jak na jakąś kupę złomu. Ale Lando nie był głupcem i
wiedział, co się kryło za tym spojrzeniem. Jeden z najlepszych hazardzistów, po tej stronie
Coruscant wiedział kiedy ktoś blefuje.
- Jest szybki – powiedział z błyskiem w oku
Han nie wątpił w to.
Łatwo było zazdrościć Lando tego co posiadał i tego, że zaczynał tylko z
nadzwyczajnym szczęściem. Ale dobra passa nie miała tu nic do rzeczy. Lando po prostu nie
zasługiwał na ten statek. Ledwo sobie radził ze śmigaczem, nie mówiąc już o pilotowaniu
frachtowca, który w najlepszym wypadku potrzebował dwóch pilotów. On po prostu nie był go
wart.
Han nigdy nie uważał się za zachłannego człowieka, ale nagle zapragnął tego statku
bardziej niż czegokolwiek w życiu. Po tych wszystkich latach służby i wędrówki, trudnych
decyzji i chybionych spółek, kiedy był zakochany i kiedy był w Akademii, będąc ofiarą
sztuczek, które sam stosował wobec innych... być może ujrzał szansę na pewną stałość.
Okrążając statek, prawie orbitując wokół niego, pożerał wzrokiem złowrogie kształty.
Stary frachtowiec przyciągał jakąś siłą, niczym grawitacja, tak jak czynił to pewnie ze
wszystkimi, którzy go pilotowali, dotykali jego kadłuba, dziobu i różnorodnych zakamarków w
jego powierzchni. Wciągnął w nozdrza zapach statku.
Im dokładniej się przyglądał, tym znajdywał więcej dowodów na próby
przeciwdziałania skutkom upływu czasu i lotów w przestrzeni. Wyklepane wgniecenia,
szczeliny wypełnione epoxatalem, znaki po spawaniu ukryte pod farbą. Pozarynkowe części
przymocowane nieodpowiednimi zapięciami, i zabezpieczone nie całkiem profesjonalnymi
spawami. Frachowiec miał pełno śladów rdzy, schowanych pod pasami durastali, cieknącego
smaru i innych substancji, co nadawało mu wrażenie surowości. Widział taki fractowiec w
akcji na długo przed tym, zanim Lando dzięki szczęściu w sabaka, został jego właścicielem.
Ale kto był wtedy jego posiadaniu, Han nie miał pojęcia. Kryminaliści, przemytnicy, piraci,
najemnicy... z pewnością każdy z nich po trochu.
Kiedy Lando wystartował, aby Han mógł wypróbować statek, serce zaczęło mu bić
trochę szybciej. Chwilę później siedział za sterami i delektował się odgłosem silników,
sprawdzając co potrafi frachtowiec, czym śmiertelnie wystraszył Lando. Wiedział, że statek
jest mu przeznaczony. Namówiłby Huttów, aby go odkupili od Landa, albo uprowadzibył
gdyby musiał. Dodałby wojskowe anteny i przerobiłby pojedynczy laser na poczwórny.
Zainstalowałby wysuwane z dołu działko dla zapewnienia osłony podczas szybkich ucieczek.
Zamontowałby parę wyrzutni torped, pomiędzy widelcem na dziobie.
Nawet przez myśl mu nie przeszło, że kiedyś wygra go od Landa. A tym bardziej, że
Lando przegra go z powodu jego blefu.
Razem z Chewiem latali teraz zmodyfikowanym SoroSuubem, wypożyczonym od Landa
i na razie frachtowiec pozostawał w sferze jego marzeń. Wyobrażał sobie jego początki i
przygody, w których uczestniczył. Był nim od początku tak zafascynowany, że nie spytał nawet
Landa, jak ani kiedy statek uzyskał nazwę Sokół Millenium.
ROZDZIAŁ 1
ZAKŁADY KORELIAŃSKIE
ORBITALNA STACJA MONTAŻOWA
60 LAT PRZED BITWĄ O YAVIN
Kiedy zmiana dobiegała końca, wzrok Soly’ego Kantta wędrował leniwie od
chronometru zawieszonego na ścianie do wiadomości w HoloNecie. Remis w ostanim meczu
szokbola pomiędzy Kuatem a Commenorem, spór, gdzieś daleko, pomiędzy jakimiś
odległymi ludźmi znanymi jako Mandalorianie. Patyczakowaty człowiek, jakim był Kantt
miał rodzinę na Korelii i i dziesięć lat pracy na karku. Teraz siedział z rękami założonymi na
głowie i ze skrzyżowanymi nogami opartymi na konsoli, która była jego prywatną domeną na
Stacji Orbitalnej nr 7. W rękach trzymał otwarty holomagazyn a obok, razem z dwoma
pustymi, stał niedopity pojemnik z kafeiną. Za szybą transpastali nad świecącym panelem
sterowania sunęł spokojny strumień nowiutkich frachtowców YT-1300, prosto z linii
montażowej. Nie były nawet jeszcze pomalowane i prowadziło je stado boi nawigacyjnych
kierowanych przez elektronicznego nadzorcę. Mając trzydzieści pięć metrów długości i
mogąc przewieźć blisko sto ton ładunku, frachtowiec YT był w produkcji niecały rok, a już
dowiódł że jest absolutnym klasykiem. Zaprojektowany z pomocą Narro Sienara, właściciela
jednego z głównych rywali Zakładów Koreliańskich w przemyśle stoczniowym, frachtowiec
był reklamowany jako niedroga alternatywa dla solidnej serii typu YG.
Podczas gdy większość gwiezdnych statków koreliańskich była uważana za mało
inspirujące, YT-1300 był zdecydowanie funkcjonalny. To co czyniło ten statek unikatowym,
to jego spodkowaty kształt, do którego można była zamocować liczne komponenty, nie
wyłączając zewnętrznego kokpitu i rozmaitych czujników. Wyprodukowany został z
widelcem na przodzie optycznie wydłużającym kadłub. Posiadał również komputer
pokładowy nowej generacji, który kierował silnikami podświetlnymi i hipernapędem.
Kantt stracił już rachubę, jak wiele jednostek minęło jego stanowisko odkąd ostatnim
razem rzucił okiem na skaner bezpeczeństwa osiem godzin temu, a w tym miesiącu miało
wyjść dwa razy więcej niż w zeszłym. Jednak nawet w tym tempie produkcja nie nadążała za
zamówieniami. Stawiając nogi na podłodze, rozciągnął ręcę nad głową i kiedy był w połowie
ziewania, na konsoli rozległ się alarm, który na dobre go rozbudził. Jego oczy nabiegły krwią
i zaczęły lustrować pokładowe ekrany, kiedy młody technik ubrany w jaskrawy kombinezon i
hełm, śpieszył z przyległej stacji.
- Zawór kontrolny na jednym z droidów paliwowych.
Kantt wyprostował się jak struna i pochylił nad konsolą, aby lepiej widzieć. Po lewej
stronie, skąpany w jaskrawym blasku krawędzi iluminatora, do bakburtowej dyszy frachtowca
zakotwiczony był jeden z droidów paliwowych, podczas gdy przy innych frachtowcach nie
było już żadnych droidów.
- Wyłączyć droida!
Stając na palcach przy gigantycznym panelu kontrolnym, technik potrząsnął łysą
głową.
- Nie odpowiada !
- Spróbuj obejść program, Bon !
- Nie działa !
Kantt odwrócił się z powrotem w kierunku szyby z transpastali. Droid nawet się nie
poruszył i dalej pompował paliwo do YT-492727ZED.
Rodzaj płynnego metalu, którym było paliwo dające frachtowcom niezwykłą prędkość
powodowała kontrowersje od momentu kiedy projekt statku ujrzał światło dzienne. Był to
nawet powód aby zawiesić całą produkcję.
Kantt rzucił okiem na ekrany monitorów a potem na wskaźnik poziomu paliwa.
- Zbiorniki frachtowca są już przepełnione. Jeśli nie odłączymy droida zanim nastąpi
przegrzanie...
- Powinien się odłączyć w tej chwili !
Kantt był tylko w stanie przykleić twarz do chłodnej szyby.
- Poszedł, ale jest pewnie gorący jak ogień !
Skręcając, podbiegł do drzwi, które znajdowały się po przeciwnej stronie do tych,
którymi wszedł Bon.
- Chodź ze mną.
Jeden za drugim pędzili przez obie stacje. Trzeci w kolejności był wydział, w którym
przechowywano dane, i Kantt od razu wiedział, że sprawy przybiorą jeszcze gorszy obrót.
Przy iluminatorze zgromadzili się Drallowie, pracujący w wydziale, którzy podskakiwali i
bezustannie świergotali do siebie, pomimo wysiłków księżnej klanu dla przywrócenia
porządku. Kantt przecisnął się przez grupę futrzastych istot, aby mieć lepszy widok. Sytuacja
była poważniejsza niż się obawiał. YT wszedł w strefę, gdzie testowano hamulce i silniki
pomocnicze. Zatankowany do pełna wyskoczył z kolejki, trącając i unieruchamiając po
drodze tuzin albo więcej droidów odpowiedzialnych za utrzymanie kolejności. Kiedy Kantt to
obserwował, jeszcze trzy frachtowce opuściły kolejkę. Odpowiedzialny za to YT trącił rufą
jeden z nich, wprowadzając go w ruch wirowy. Obracający się statek zrobił to samo ze
statkiem przed nim, zahaczając o niego przednimi żuchwami i wirując po drugiej stronie
stacji obserwacyjnej.
Kiedy karambol trwał, niesforny YT skręcił w lewo, następnie na prawo, wyskoczył z
kolejki a potem zanurkował pod nią. Kantt obserwował całe zdarzenie na tyle długo, żeby
wiedzieć, że wszysttkie jego plany powrotu na Korelię na kolację spaliły na panewce. Będzie
miał szczęście jeśli wróci do domu przed weekendem. Zostawiając za sobą sprzeczających się
jak zrównoważyć tę stratę Drallów, Kantt i technik popędzili jak burza do następnej stacji,
gdzie grupa, składająca się w większości z ludzi stała z załamanymi rękami. Kiedy weszli
wszyscy spojrzeli na nowo przybyłych w nadziei na chociaż skrawek dobrych informacji.
- Droidy już są w drodze – powiedział Bon – Nie ma problemu.
Kantt rzucił okiem na technika i odwrócił się do pracowników – Słyszeliście go. Nie
ma problemu.
Mężczyzna o czerwonej twarzy z rękawami podwiniętymi do łokci posłał mu
piorunujące spojrzenie.
- Chyba nie mówisz tego poważnie. Wskazał na iluminator. – Sam zobacz.
Kantt nawet nie drgnął, kiedy dwaj mężczyźni wzięli go za ręce i pociągnęli mocno do
przodu. Zespół droidów faktycznie przybył na miejsce – cztery chywataki Cybotów chwyciły
YT, próbując zepchnąć go na bok swoimi odnóżami. Ale frachtowiec unikał wszelkich prób
dostania się do luków silnikowych. I mimo, że zamknięto linię, za 492727ZED tuzin
identycznych jednostek dryfował bezwładnie na stercie razem z bojami nawigacyjnymi. Co
gorsza, reakcja łańcuchowa całej gromady posłała kilka droidów paliwowych z dala od
swoich statków, a dwa z nich były na kursie kolizyjnym.
Kantt zacisnął mocno oczy, ale piekielny rozbłysk, który dotarł do niego, nawet mimo
zamkniętych powiek powiedział mu wszystko: jeden albo prawdopodobnie oba droidy
explodowały. Resztę zdołał usłyszeć, resztki stopionego metalu i kawałki maszyn zaczęły
bombardować szybę transparistali. We wszystkich stacjach rozbrzmiały się alarmy a
strumienie pianki gaśniczej trysnęły w kierunku aleji z otaczających ścian. Pokój wypełnił
zbiorowy jęk rozpaczy, a Kantt widział już oczami wyobraźni jak w powietrzu rozpływa się
jego premia. A razem z nią, kolczyki dla żony na urodziny, stół do gry dla syna, planowany
urlop na Sakorii, skrzynka Gizera, którą planował przywieźć na finały shock-balla.
Kiedy otworzył oczy, pomyślał przez moment, że koszmar dobiegł końca, a nawet
jeśli nie, że eksplozja ograniczyła się tylko do zniszczenia niesfornego YT. Ale statek nie
tylko wyszedł bez szwanku, ale zaczął przemykać między szczątkami i zbliżał się szybko do
stacji testującej silniki podświetlne.
Kantt wyraźnie pokręcił głową i włączył przycisk komunikatora. – Potrzebujemy ludzi
w Aleji Czwartej , natychmiast !
Wciągając głęboko powietrze, umieścił drugą dłoń na konsoli, pochylając się na czas,
aby zobaczyć awaryjne sanie startujące z górnej aleji. Sanie, składające się z silnika i
przytwierdzonej do niego klatki, transportwały sześciu pracowników ubranych w zółte
kombinezony, kaski i plecaki odrzutowe. Mieli przy sobie cały asortyment przecinarek,
hydrokluczy i detonatorów, które wisiały przy ich pasach niczym broń. Kantt miał wśród nich
przyjaciół, którzy tak jak reszta żyli dla takich sytuacji. Ale statek-łobuz to było coś zupełnie
nowego.
Początkowo wyglądało na to, że pilot sań miał tyle samo kłopotu z nadążaniem za
manewrami YT co poprzednio droidy. Nieskordynowane manewry i skręty frachtowca nie
były niczym więcej jak przypadkową pracą napędu i silników pomocniczych, jednakże
zdarzały się momenty kiedy Kanttowi się wydawało, że jest w tym jakać inspiracja. Tak jakby
statek na swój sposób dokonywał korekt lotu w nadzieji na dotarcie do stacji testującej silniki
podświetlne. W głowie Kantta kłębiły się skrajne uczucia na myśl o tym, że nie zdołają do
tego czasu go zatrzymać. Czy wypełniony paliwem YT spali się na proch ? Eksploduje,
niszcząc przy tym całą aleję ? Wypali sobie wyrwę w ścianie i pomknie do gwiazd?
Stopniowo, pilot sań wpasował się w rytm lotu frachtowca i był w stanie ustawić swój
pojazd obok YT. Startując z pokładu sań, pracownicy osiedli na kadłubie statku,
przyczepiając się w różnych miejscach za pomocą magnetycznych zacisków i uchwytów.
Podnosząc rufę niczym nieugięty acklay na jakimś pokazie stworów, frachtowiec za
wszelką cenę chciał się pozbyć mechaników. Ale powolny i jednostajny wysiłek pozwolił
jednemu ludzi dotrzeć do górnego włazu i zniknąć w środku statku. Kiedy to zrobił,
pracownicy obserwujący całą sytuację z wnętrza stacji wydali okrzyk radości, a Kantt modlił
się aby nie była ona przedwczesna.
Dopiero kiedy frachtowiec ucichł Kantt zdał sobie sprawę, że przez cały czas
wstrzymywał oddech, i w końcu wypuścił go z głęboką ulgą, ocierając pot z czoła rękawem
koszuli. Kiedy radość minęła, rozpoczęła się gwałtowna wymiana zdań na temat możliwości
wznowienia działania linii montażowej. Wraz z rosnącą liczbą zamówień na YT trzeba było
zwiększyć produkcję. Urlopy pewnie zostaną odwołane, a nadgodziny staną się normą.
Kantt i Bon nie zostali na miejscu dłużej niż musieli.
- Zrodzony w ogniu – powiedział technik kiedy mijali stację Drallów – Ten YT – dodał kiedy
Kantt na niego spojrzał– Tak narodziła się kultowa maszyna. Kiedy to się stało?
Kantt zrobił dziwną minę – To frachtowiec, Bon. Jeden ze stu milionów.
Bon uśmiechnął się szeroko – Jak dla mnie, jeden na sto milionów.
ROZDZIAŁ 2
CORUSCANT
PODCZAS BITWY O CORUSCANT
19 LAT PRZED BITWĄ O YAVIN
- Pokochasz ten statek – powiedział Reeze – Świetnie się spisuje.
Jadak wleciał frachtowcem pomiędzy Koreliański transportowiec a statek pasażerski
Santhe/Sienar, potem zatrzymał YT 492727ZED z boku aby transoprtowiec go minął i
pomknął dalej na początek kolejki. Reeze wyciszył głośniki w kokpicie, żeby nie musieli
słuchać przeklinających ich pilotów i nawigatorów.
- Może dostaniemy go na własność po tej robocie.
- Miejmy taką nadzieję – rzekł Jadak
- Dziesięć lat nadstawiamy karku, Tobb. Powinna być jakaś sprawiedliwość.
- Powinna być, ale nie ma. Poza tym, ja tylko staram się zrobić coś dobrego dla galaktyki. A
ty jakie masz wytłumaczenie?
- Tak jak mówiłem, chce żeby ten statek był nasz.
Obaj piloci byli ludźmi, Jadak był trochę wyższy i dwadzieścia lat młodszy, miał
jaśniejszą karnację i przystrzyżoną brodę, podkreślającą jego kwadratową szczękę. U Reeza
było znać ślady siwizny na skroniach, ale miał on przenikliwe oczy i był w kondycji fizycznej
nie gorszej od niejednego atlety. Korek w przestrzeni był ostatnią rzeczą jaką spodziewali się
zastać na Coruscant, ale atak separatystów na stolicę galaktyki przyszedł tak niespodziewanie,
ż
e prawie wszystkie postronne statki utknęły tu jak w pułapce. Niektóre przybyły dokładnie w
momencie, w którym ogłoszono informację o porwaniu kanclerza Palpatine’a i były
ś
wiadkami pojawienia się krążowników Republiki. Razem z flotą Coruscant, olbrzymie statki
klasy Venator zdołały odciągnąć bitwę zdala od powierzchni Coruscant. Kilku szczęśliwych
pilotów dało radę zawrócić z pola bitwy i skoczyć z powrotem w nadprzestrzeń. Ale
dziesiątki tysięcy innych jednostek – statków różnych rozmiarów, kształtów i rozmaitego
przeznaczenia – nadal czekało w kolejce, czekając aż bitwa zakończy się w ten czy inny
sposób, aby mogli wylądować na Coruscant albo uciec do Zewnętrznych Rubieży.
- Nawet jeśli go dostaniemy - kontynuował Jadak – jak zarobimy na jego utrzymanie?
- Tak samo jak wcześniej. Ale w sektorze prywatnym.
- Praca zarobkowa?
- Ja się tym zadowolę. Nie jestem tak wymagający jak ty.
Jadak zmarszczył brwi. – Znam zbyt wielu przemytników. Tamto życie nie jest już
takie jak kiedyś.
Reeze wybuchnął śmiechem – To też nie.
Jadak ustawił YT tak, aby widział jak najszerszą panoramę bitwy. Była to bardziej
wymiana ciosów niż skoordynowana walka, starcie wielkich walczących między sobą
statków, połączonych karmazynowym ogniem zniszczenia. Wśród tych laserowych
błyskawic, zwiększając całe zamieszanie latały ARC-170, myśliwce trójpłatowe i droidy
sępy. Na tle całych zmagań widać było nieustannie oświetloną Coruscant; błyszczące
pierścienie miasta były spustoszone w miejscach, gdzie w polu ochronnym planety powstały
wyrwy a statki rozbiły się o powierzchnię. Republika z całym swoim wojskowym zapleczem i
Konfedaracja Niezależnych Systemów Hrabiego Dooku, nie mająca nic więcej do stracenia
oprócz generała-cyborga i armii droidów.
Reeze gwizdnął zaskoczony – Oglądamy upadek znanej nam cywilizacji i mamy
najlepsze miejsca.
- Na pewno nie. Ale to jeszcze jeden powód, aby dostarczyć towar.
- Tak mówisz ? – Reeze wyjrzał przez okrągły iluminator – A ja widzę problem, jeśli chodzi o
dostanie się tam w jednym kawałku. Wiele problemów w zasadzie, a jednym z nich jest słowo
działo laserowe.
Jadak obrócił się na krześle – Nie możemy się spóźnić Reeze. Mówili, że to ważne.
Reeze odpowiedział zrezygnowanym skinieniem głowy. – Z akcentem na słowo spóźnić się.
A może lepiej byłoby powiedzieć, świętej pamięci Reeze Duurmun.
- Powiem wszystkim, że zginąłeś jak bohater.
- Co? A ty zamierzasz przeżyć? - Reeze przez chwilę wpatrywał się w przyjaciela, a potem
się roześmiał.
- Tak, ty pewnie przeżyjesz.
Jadak obrócił się do przodu. –Zobacz czy uda ci się przechwycić jakieś transmisje z
bitwy.
Reeze nałożył słuchawki na uszy i wpisał zakodowane hasło do modułu łączności.
Słuchał przez chwilę rozmów pilotów, a potem wyciągnął szyję, aby zobaczyć coś po prawej
burcie i wyświetlił ten fragment bitwy na ekranie. Pokazał palcem ikonę dużego krążownika z
wysuniętym na rufie pokładem obserwacyjnym i wystającym mostkiem.
Jadak odczytał kod pod stakiem. – Na co patrzę?
- Na Niewidzialną Rękę.
- Flagowy okręt generała Grieviousa.
- To tam gdzie trzymają Palpatine’a.
- Trzymali.
- Jedi go uratowali. Kenobi i Skywalker. Ale wszyscy trzej są nadal na pokładzie.
Jadak obrócił YT aby poprawić widok. W oddali, Krążownik Rebubliki ostrzeliwał
Niewidzialną Rękę w miejscu gdzie przedłużony dziób łączył się z przysadzistą rufą. Być
może w odwecie za ostrzał z Niewidzialnej Ręki. Jadak zerknął na monitor.
- Wygląda na to, że kapitan Guarlary, nie uwierzył że kanclerz jest na pokładzie.
- Może to przez zakłócanie łączności. A może po prostu nie obchodzi go to.
Jadak zrobił nachmurzoną minę. – Śmierć Palpatine’a sprawi tyle samo problemów co
ich rozwiąże.
Przez kilka chwil obaj mężczyźni obserwowali w ciszy jak statek flagowy
Separatystów znalazł się pod ostrzałem Guarlari, w wyniku którego od dziobu aż po rufę w
kadłubie zaczęły powstawać wyrwy i ogniste eksplozje. Jadak nie mógł sobie wyobrazić, że
cybernetyczny Grievious przetrwa szturm, zostawiając Palpatine’a i jego wybawców samych,
z Mocą czy bez niej. Kiedy statek flagowy nie mógł znieść już więcej, przechylił się, a potem
stał się ofiarą grawitacji i zaczął powolny spadek w kierunku atmosfery Coruscant.
- Zaczyna opadać - rzekł Jadak
- I zaczyna się rozpadać. Dwa do jednego, że rozleci się w połowie drogi.
- Przyjmuję zakład.
Z jedną ręką zaciśniętą na sterach, Jadak dostroił drugą tłumik inercyjny i wystrzelił
YT do przodu. Nikt nie starał się przeszkodzić, gdy leciał w wir walki. Jeśli chcieli stać się
jeszczę jedną ofiarą bitwy, to była ich sprawa.
- Moglibyśmy przynajmniej spróbować ich ominąć – powiedział Reeze, z ręką zaciśniętą na
oparciu fotela.
Jadak w odpowiedzi pokręcił głową – Separatyści blokują resztę planety. Tu mamy
najlepszą szansę, lecąc za Niewidzialną Ręką.
Reeze posłał Jadakowi spojrzenie – Będziemy lecieć za nią?
- Powiedzmy, jej śladem.
Reeze kiwnął głową – Niech będzie.
- Nawet jeśli miałbyś przegrać zakład?
- Nawet.
Jeśli mieli lecieć śladem Niewidzialnej Ręki w kierunku powierzchni, najpierw
musieli ją dogonić. A to oznaczało, że mieli pokonać całą drogę przez niezliczone fregaty i
kanonierki, unikając myśliwców, które wylewały się z brzuchów transortowców KDY i
zakrzywionych ramion Neimoidiańskich krążowników Lucrehulk, oraz ognia z turbolaserów
przecinającego przestrzeń. Jednak nawet przez moment nie wątpili, że YT podoła zadaniu.
Statek nigdy ich nie zawiódł i nie było powodu, dla którego miałby zawieść ich teraz.
Zarówno wrogie jak i sojusznicze jednostki w nieznanej ilości przemykały obok a YT
stało się celem dla jednych i drugich. Nie mając żadnego uzbrojenia, Jadak i Reeze musieli
polegać na nieprawdopodobnej szybkości frachtowca i niemal wrodzonej zwinności.
Wycisnęli ze statku całą moc, wlatując prosto w burzliwą walkę myśliwców i wykonując
zwroty i skręty, które bardziej przypominały manewry jednostek Jedi niż czterdziestoletniego
frachtowca. Nawet tak odnowionego i ulepszonego jak ich YT. Energia, która nie była
przesłana do silników, została pochłonięta przez tarcze ochronne, narażone nieustannie na
laserowe błyskawice.
Wyskakując zza jednego z pękniętych luster Coruscant, pędzili w dół za płonącym
rozpadającym się kolosem flagowego statku Separatystów, który opadał w kierunku
Coruscant, kłaniając się w jej stronę w geście kapitulacji. Mając płonące, rozgrzane do
czerwoności tarcze i gubiąc kawałki pancerza, statek wygląd jak wąż zrzucający skórę.
- Kapsuły ratunkowe zostały odpalone. – rzekł Reeze
Jadak przybliżył widok statku. Z rękami zaciśniętymi na kontrolerach, lecąc slalomem
między fragmentami części i komponentów Jadak obserwował z szacunkiem jak okręt
zmienia wektor lotu w kierunku dzielnicy rządowej. Niewidzialna Ręka na pewno leciała w
dół, ale było też jasne, że ktoś nadal trzymał tam stery, robiąc co w jego mocy, aby krążownik
nie spalił się w atmosferze.
- Skywalker? – powiedział Reeze
- Wątpie, że to Palpatine – chyba, że posiada talent, którego wcześniej nie ujawnił.
Setki okrętów, zbyt dużych, aby artyleria Coruscant rozpyliła je na atomy przedarły
się przez parasol planety i usiały siecią kraterów krajobraz miejski. Było również oczywiste,
ż
e załogi dział planetarnych dostały rozkaz aby przepuścić Niewidzialną Rękę, co dawało
także szansę dotarcia YT do powierzchni. Wszystko co musieli zrobić to trzymać się
wystarczająco blisko, żeby nikt ich niezauważył, i wystarczająco daleko aby się nie spalić.
Jadak trzymał dłoń na przepustnicy, kiedy wielki kawał Niewidzialnej Ręki oderwał
się od płonącego wraku. Jedynie błyskawicznej reakcji Reeza zawdzięczali to, że nie zostali
rozpyleni na atomy. W tej samej sekundzie Jadak odbił frachtowcem na bok wykręcając
beczkę, aby uniknąć zderzenia. Ale grad odłamków, który przyjęły na siebie tarcze był gorszy
niż cokolwiek co do tej pory musiały znosić, a w całym kokpicie rozległy się wszelkiego
rodzaju alarmy.
Bez żadnego ostrzeżenia YT skręcił gwałtownie. Tylko siatka bezpieczeństwa na
fotelu drugiego pilota sprawiłą, że Reeze nie wylądował na kolanach Jadaka. Na konsoli
rozbłysły wskaźniki, i rozbrzmiał się następny chór alarmów.
Lewy silnik jest uszkodzony – powiedział Jadak ustawiając YT z powrotem na kurs –
Zajrzymy do niego, kiedy wylądująmy.
Reeze poprawił siatkę bezpieczeństwa – Wieczny optymista
- Ktoś nim musi być.
Ktokolwiek siedział za sterami, utraciwszy połowę masy statku, był w stanie utrzymać
resztę na kursie zmierzającym do kontrolowanej katastrofy, prawdopodobnie na jednym z
utwardzonych lądowisk w dzielnicy rządowej. Z wyjącymi repulsorami YT leciał za okrętem
tracąc wysokość i prędkość. Ale w odległości dwudziestu kilometrów od miasta, ekran
zagrożeń zapełnił się świecącymi ikonami a w kokpicie rozdźwięczały się alarmy. Jadak
ujrzał w korytarzu powietrznym statki zmierzające z pomocą Niewidzialnej Ręce.
- Straż pożarna – rzekł Reeze – I dwa myśliwce klonów.
- Czas, żebyśmy się ulotnili
- Mamy kod autoryzacyjny
- Lepiej zachować go na ewentualność, kiedy będziemy go bardziej potrzebować. Przełącz
sensory na śledzenie terenu.
- Ominiemy ich?
- Nie ma czasu.
Jadak zerknął na topografię terenu a potem przy protestujących silnikach i goniących
ich falach gorąca zakręcił w drugą stronę. Dwa myśliwce podjęły pościg, ale zaraz
zrezygnowały wracając do Niewidzialnej Ręki, która szybko zbliżała się do lądowiska.
YT odbił na zachód i poleciał nad wieżą kontrolną i Świątynią Jedi, potem nad
robotami, między kolumnami i czarnym jak smoła dymem kłębiącym się w miejscach
rozbitych okrętów.
- Wygląda na to, że sektory obcych ucierpiały najbardziej – powiedział Reeze
- Wielu dekadami próbowało pozbyć się tych slumsów.
- Grievious jako miejski lobbysta odnowy.
- Czemu nie?
Jadak nie widział nigdy tak pustych lądowisk. Wśród jednostek ratunkowych i statków
policyjnych były też myśliwce ARC-170 pilotowane przez klony i polujące na intruzów do
czasu zniesienia stanu wyjątkowego. Kiedy YT leciał w ich stronę, kilka myśliwców
zainteresował się frachtowcem.
- Wzięło nas na cel przynajmniej dwadzieścia dział – rzekł Reeze
- Włącz komunikator
- YT-1300 – powiedział ktoś przez komlink – Podaj identyfikator i miejsce przeznaczenia.
- Gwiezdny Wysłannik z Ralltir – powiedział Jadak do mikrofonu. –Lecimy do Senatu
- Senat należy do strefy zastrzeżonej. Jeśli posiadasz kod autoryzacyjny prześlij go teraz, albo
zawróć. Brak potwierdzenia spotka się ze stosowną reakcją.
Jadak skinął na Reeza. – No dalej.
Reeze obrócił się na krześle i wbił kod na komunikatorze.
- Transmisja autoryzacji.
- Gwiezdny Wysłanniku, macie pozwolenie na lot do Senatu.
ROZDZIAŁ 3
Przedzierając się przez ruch uliczny dolnego poziomu Gwiezdny Wysłannik zbliżał się
do dzielnicy rządowej, oddzielonej od reszty miasta głębokim na kilometr kanionem, który
otaczał ją jak fosa. Cały obszar usiany był majestatycznymi wieżami górującymi nad
powierzchnią niczym iglice z piaskowca, którym przez eony kształt nadały deszcz i wiatr.
Nawet głębsze kaniony promieniowały w pierścieniu dzielnicy, i to właśnie z takiego wyłonił
się YT lecąc w kierunku kopuły Senatu w kształcie grzyba, który zdominował całe otoczenie.
Niedaleko przed Gwiezdnym Wysłannikiem , skręcając łagodnie w kierunku miejsca
parkingowego znajdującego się na jednym z wyższej kondygnacji anneksu, leciał tęponosy
senacki śmigacz w kolorze jasnej purpury. YT kontynuował lot wznoszący aż do podstawy
senatu, potem wrównał lot i skierował się na lądowisko na najniższym poziomie kopuły.
Jadak włączył hamulce i uruchomił repulsory, lecz mimo jego najlepszych wysiłków
statek zaczął lecieć przechylony na lewą burtę.
- Musimy to naprawić
- Rzucę później okiem
Reeze wyłączył silniki i obaj mężczyźni odpięli pasy. Przechodząc przez wąski
korytarz, który łączył zewnętrzny kokpit z kadłubem frachtowca Jadak nacisnął przycisk
zwalniający rampę statku. Kiedy schodzili, ze statku dobiegały brzęczące i gwiżdżące
odgłosy. Jadak niósł w prawej ręce malutką szkatułkę. Zużyte wentylatory na pokładzie
Gwiezdnego Wysłannika zaczęły oczyszczać cuchnące powietrze.
Miejsce gdzie wylądowali było kiepsko oświetlone i brak w nim było droidów
załadunkowych tak często występujących na górnych poziomach. Dwie istoty w kolorowych
senatorskich szatach śpieszyło im na spotkanie. Des’sein był humanoidem, Largetto czymś
zupełnie innym. Obaj reprezentowali odległe światy należące do Zewnętrznych Rubieży.
Niedaleko nich znajdował się Jedi Kadas’sa’Nikto, który w swojej długiej brązowej
szacie i wysokich butach wyglądał na więcej niż swoje dwa metry. Stał z założonymi na persi
szponiastymi rękami i pasem u boku. Skinął głową Jadakowi z powagą na powitanie. Jego
szaro-zielona twarz miała wygląd opalonej skóry. Przy jego stopach spoczywała skrzynka z
narzędziami.
Des’sein jako pierwszy podszedł do Jadaka – Masz to? – zapytał ponaglającym tonem,
podczas gdy Largetto rozglądał się nerwowo dookoła.
Jadak wyciągnął rękę, w której dzierżył szkatułkę – Mam tutaj wszystko. Wszystko o
co prosiłeś.
Des’sein przyjął szkatułkę i umieścił na szczycie małego stolika, jego bulwiaste dłonie
drżały kiedy otwierał zamek. Largetto pochylił się nad nim w oczekiwaniu. Kiedy otworzył
wieko, senatorowie włączyli urządzenie w szkatułce i przysłuchiwali się w skupieniu przez
moment. W lśniących oczach Largetto odbijały się mogocące światła.
Des’sein opuścił wieko i zamknął szkatułkę, a potem westchnął.
- To wielce przysłyży się naszej sprawie, kapitanie Jadak.
Largetto prztaknął. – Jeśli mam być szczery kapitanie, obawialiśmy się czy będziesz w
stanie wylądować.
- Bez kodu, który dostarczyliście nie dalibyśmy rady.
- Jest pan zbyt skromny. Kod nie pilotował statku.
Jadak skinął głową w podziękowaniu.
Nagle przez drzwi na lądowisko wpadł trzeci senator. Fang Zar, człowiek o dużej białej
brodzie i ciemnych włosach z trudem łapał oddech gdy mówił.
- Kanclerz wrócił i nic mu się nie stało. – zerknął na Jedi – Twoi towarzysze także przeżyli,
Mistrzu She.
Małe rogi otaczające oczy Jedi drgnęły, ale nic nie powiedział.
Kanclerz Palpatine wraz ze swym otoczeniem zjawili się tuż przed Kapitanem Jadakiem.
- Śmigacz – powiedział Reeze zza pleców Jadaka.
- Stan wyjątkowy został zniesiony – kontynuował Zar –A Hrabia Dooku nie żyje.
Largetto chwycił z podnieceniem górne ramię Des’seina.
– Więc być może, nie będziemy musieli wykorzystać danych, które Kapitanowi Jadak i Reeze
dostarczyli z narażeniem życia.
- Niech Moc będzie z nami – rzekł Fang Zar
- Tak. Ale musimy kontynuować przynajmniej do czasu, kiedy nie będziemy pewni intencji
Kanclerza.
Des’sein spojrzał na Jadaka – Mamy dla was kolejne zadanie, jeśli jesteście
zainteresowani.
Jadak i Reeze wymienili szybkie spojrzenia.
- Zamieniamy się w słuch
Des’sein zniżył głos. – Chcielibyśmy abyście dostarczyli Gwiezdnego Wysłannika do
naszych sojuszników na Toprawie.
Jadak zmarszczył brwi – Dostarczyli ?
- Właśnie tak – powiedział Largetto. Antariański strażnik, który przejmie statek nazywa się
Folee. Znajdziecię ją w mieście Salik, które jest stolicą regionów zachodnich. Wasze hasło to:
Przywrócić honor Republiki w galaktyce. Czy powtórzy to pan Kapitanie?
Jadak otworzył usta, ale zaraz je zamknął i przełknął ślinę. – Przywrócić honor
republiki w galaktyce. Ale... ta Folee, ona zabiera statek?
Des’sein popatrzył na niego – Czy to jakiś problem?
- Chodzi o to, że my po prostu polubiliśmy ten statek – rzekł Reeze – Czy nie moglibyśmy po
prostu odkupić od was Wysłannika i znaleźć inny statek, który dostarczymy na Toprawę?
- To niemożliwe – powiedział Fang Zar – Gwiezdny Wysłannik jest kluczowy dla tej misji.
Jadak ściśnął usta ukrywając rozczarowanie. – Jeśli oddajemy Wysłannika, czy to
znaczy, że nas też zwalniacie ?
- Ależ skąd Kapitanie – odrzekł szybko Des’sein – Chyba, że takie jest wasze życzenie.
- Nie – powiedział Jadak –Ale Toprawa jest daleko stąd i trzeba lecieć Szlakiem Hydiańskim.
Zastanawiam się tylko jak wrócimy do Jądra.
- Zaopatrzymy was w niezbędne fundusze. Co ważniejsze, kiedy wrócicie będzie na was
czekał lepszy statek.
- Przypuszczam też, że także szybszy – rzekł Largetto
- Nie wydaje mi się- mruknął Reeze
Jadak przełknął gulę, która tworzyła mu się w gardle – Mam nadzieję, że ta misja jest
go warta.
- Na pewno, Kapitanie – rzekł Fang Zar – Możemy cię o tym zapewnić.
Jadak westchnął i pokiwał głową z rezygnacją.
Des’sein przyglądał mu się przez moment – Czy mogę to odczytać jako zgodę na wykonanie
tej misji ?
Jadak popatrzył na Reeza – Nie chcielibyśmy, aby ktoś inny podjął się tego zadania.
Des’sein odwrócił się do Mistrza She, który podniósł skrzynkę z narzędziami a teraz zmierzał
w kierunku rampy YT, unosząc przy okazji tumany kurzu na permabetonowej nawierzchni.
- Mistrz She musi dokonać na statku drobnych modyfikacji – wyjaśnił Fang Zar – Ale to nie
zakłóci waszego lotu.
Jadak patrzył jak Jedi znika wewnątrz statku. Potem odwrócił się znowu do Des’seina.
Jak rozpoznamy tą Folee ?
Des’sein mruknął zdumiony – A, rozumiem. Jednak mylisz się Kapitanie. Ona cię
oczekuje. Kod który otrzymaliście jest pewną pomocą pamięciową, którą potrzebuje, żeby
wypełnić swoją część misji.
- Pamięciową – rzekł Jadak
- Skrótem myślowym – powiedział Largetto – Folee zrozumie. A Wysłannik zajmie się całą
resztą.
Jadak rzadko zadawał pytania na temat misji, ale teraz ciekawość wzięła nad nim górę.
– Wysłannik został zaprogramowany
- Pomyśl o nim jak o kluczu – rzekł Fang Zar – Kluczu do skarbu
Jadak milczał.
- Skarbu wystarczającego, aby przywrócić honor Republiki w galaktyce – powiedział w
końcu Des’sein.
Armand Isard Dyrektor Biura Wywiadu Senatu studiował tłum, który witał
Najwyższego Kanclerza Palpatine’a, kiedy jego komunikatar zabrzęczał. Śmigacz wylądował
kilka chwil wcześniej, a kanclerz i jego grupa osobistych współpracowników poruszała się
kolumnadą przez czerwony dywan w kierunku tubowind atrium. W przejściu Isard zauważył,
ż
e Jedi Skywalker został z tyłu, aby porozmawiać na osobności z senator Amidalą.
Isard, który był człowiekiem muskularnym i potrafił mimo wysokiego wzrostu
pozostać niezauważonym w tłumie, był ubrany w nieprzyozdobiony szary uniform. Jego
czarne włosy pasowały jak ulał do lśniących wysokich butów. Opuszczając czerwony dywan
nieobserwowany przez nikogo, odebrał połączenie i spojrzał na urządzenie, które wyświetliło
twarz jego asystenta.
- Chciałem cię tylko zawiadomić o potajemnym spotkaniu na jednym z lądowisk niższego
poziomu – powiedział asystent
Oczy Isarda nadal śledziły ruchy komitetu powitalnego – Mów dalej.
- Senatorowie Des’sein, Largetto i Zar weszli w posiadanie jakiejś szkatułki dostarczonej
przez pilotów starego frachtowca YT.
Trzej senatorowie byli dobrze znanymi członkami Delegacji Dwóch Tysięcy,
lojalistów przeciwnych stanowczym krokom podjętym przez kanclerza od czasu rozpoczęcia
wojny.
- Mistrz Jedi J’oopi She także tam jest.
- Wezwać dział techniczny ?
- Tak
Isard szedł kiedy mówił – Interesujące, że zorganizowali prywatne spotkanie, podczas
gdy reszta senatorów jest tutaj.
- Kogo wziąść?
- Danu, Male- Dee, Eakway... ci co zwykle. Masz przekaz audio?
- Nie. Zakłocają sygnał. Ale byliśmu w stanie umieścić ukrytą kamerę w jednym z otworów
wentylacyjnych, więc mamy całkiem znośny przekaz video.
- Szkatułka...
- Za wcześnie, aby ocenić co zawiera. Nasi ludzie pracują, aby oczyścić obraz.
- Masz jakieś informacje na temat dostawców?
- Jeszcze nic. Frachtowiec przyleciał z Ralltir i jest własnością firmy o nazwie Grupa
Republikańska.
- To wiele wyjaśnia.
- Też tak pomyślałem. Piloci podali poprawny kod autoryzacji.
Isard zatrzymał się na skraju atrium, gdzie Kanclerz i inni czekali na turbowindę. Cały
obszar zapełnił się szybko senatorami, którzy pojawili się, aby pogratulować Palpatinowi.
Isarda zbulwersował brak ochrony. Wokół aneksu senackiego trwały zacięte walki, kiedy
Palpatine był więziony, i możliwe było, że Separatyści wysłali żywych albo elektronicznych
zabójców. A teraz Palpatine zachowywał się jakby dopiero co wrócił ze spaceru. Jego jedyną
ochroną byli dwaj Republikańscy Strażnicy. Ale to było dla niego typowe, pomimo ostrzeżeń
Biura Wywadu. Typowe było także to, że na lądowisku przyjął jedynie lojalnych jemu
senatorów, wiedząc doskonale o rosnących niepokojach spowodowanych zniesieniem swobód
obywatelskich. Palpatine zgodził się przynajmniej aby nie dopuścić mediów.
Isard pomyślał o potajemnym spotkaniu. Senatorowie byli nieszkodliwi, ale nie
podobała mu się obecność Jedi. Członkowie Zakonu robili zdecydowanie więcej niż
nakazywała ich zwyczajowa podejrzliwość.
Przyglądanie się sesjom Senatu, śledzenie starych tunelów, biegnących pod
budynkami wokół aneksu i budynkami 500 Republiki... To musi się skończyć.
Wyślij oddział żołnierzy, aby przerwał spotkanie – powiedział – z rozkazem
przesłuchania senatorów.
- A co z mistrzem She ?
- Wymyśl jakiś wiarygodny pretekst wtargnięcia. Obawy Straży Republikańskiej, zagrożenie
bombowe, cokolwiek. She będzie się trzymał z daleka.
- A co z dostawcami ?
- Oskarż ich o posiadanie kradzonego kodu autoryzacyjnego, podawanie się za personel
ratunkowy i pogwałcenie zastrzeżonej przestrzeni powietrznej. – Isard przerwał, a potem
powiedział – Sam się zajmę ich przesłuchaniem.
-Powinno wytrzymać – powiedział Jadak do mikrofonu w swoim hełmie, spod lewj żuchwy
YT – Ale w drodze na Toprawę moglibyśmy zatrzymać się na Kuat aby dokonać wymiany.
Reeze siedział wewnątrz włazu na czubku żuchwy, wypróbuwując dopalacze od
wewnątrz. Jego odpowiedź dobiegła ze słuchawek. – Nie musisz wykręcać mi ręki.
Jadak spojrzał jeszcze raz na uszkodzony silnik. Wycierajtąc smar z rąk, obszedł
statek, prawie zderzając się z Mistrzem She, zbiegającym po rampie. Instalacja była
najwyraźniej zakończona, Jedi miał skrzynkę z narzędziami w jednej ręce i aktywny
komunikator w drugiej.
- Został wysłany oddział żołnierzy aby aresztować Senatorów – powiedział nawet nie
zwalniając – Zaprowadzę ich w bezpieczne miejsce. Lepiej startuj i to szybko. – Zatrzymał
się kilka metrów od rampy i odwrócił się, - Powodzenia Kapitanie.
Wchodząc na rampę, Jadak zasalutował niedbale.- Dzięki za ostrzeżenie. Podniósł
mkrofon do ust i wezwał Reeza – Nadchodzi towarzystwo. Wychódź stamtąd.
Kiedy wszedł Jadak,Reeze wychodził z włazu w głównej ładowni.
- Klony?
- Nie. Oddział żołnierzy.
Reeze zrobił nachmurzoną minę. – Nie płacą nas wystarczająco dużo.
- Zapamiętam.
- Zwłaszcza teraz, gdy zabierają statek.
- Wiedzieliśmy, że to się może zdarzyć.
- To nie złagodziło ciosu.
- Może porozmawiamy o tym później. Jadak wyciągnął rękę i wciągnął Reeza na pokład. –
Sprawdź odczyty i rozgrzej silniki. Spróbuje dać nam trochę czasu. Pobiegł do maszynowni i
wyciągnął mały blaster z szufladki pod konsolą.
Reeze wziął się pod boki i zaśmiał. – Przepraszam Tobb, ale to najzabawniejszy widok
jaki widziałem od dłuższego czasu. Ta zabawka przeciwko blasterom DC-15.
Jadak zmarszczył brwi. – Nie planuje ich powstrzymać. Chciałem ich po prostu
spowolnić.
- Myślę, że możesz spróbować – Reeze zaśmiał się znowu i pobiegł do kokpitu.
Jadak zbiegł po rampie i pośpieszył w kierunku wejścia na lądowisko. Wymierzając
starannie, posłał błyskawicę energii dokładnie w pulpit sterowniczy od drzwi. Cofnął się, gdy
z przełącznika poleciały iskry i smugi dymu a jego nozdrza wypełnił zapach spalonych
obwodów.
Luk towarowy znajdujący się po zachodniej stronie lądowiska był szerszy i wyższy.
Ładując blaster raz jeszcze, Jadak wypalił dwa razy w tablicę kontrolną, a jeden ze strzałów
odbił się skwierczącym rykoszetem przelatując obok jego ucha. Kiedy usłyszał walenie
pięściami od wewnątrz, pośpieszył z powrotem do statku. Mimo iż tłumiony przez
durastalowe drzwi rozbrzmiał wzmocniony głos.
- Ochrona Senatu ! Otwórz właz i przejdź na środek lądowiska z rękami nad głową. Nie
próbuj startować.
Na twarzy Jadak właśnie zaczynał się pojawiać wyraz satysfakcji, kiedy usłyszał jakiś
hałas na górze. Rozgrzane do białości ostrze kreśliło łuk w suficie. Dobiegając do rampy
kilkoma susami, poślizgnął się w łączniku, dał nura do kokpitu i opadł na fotel pilota.
- Powiedziałeś im, żeby sobie poszli ? – Powiedział Reeze ze wzrokiem wbitym we
wskaźniki.
- Przypiekłem zamki. Ale zaczęli wycinać dziurę w suficie !
Reeze zerknął na niego. – Aż tak chcą nas dostać ?
- Nie będziemy czekać, żeby się dowiedzieć.
Gdy Jadak zapinał pasy, z dachu Wysłannika rozbrzmiał odgłos uderzenia. Ponad
modulowanym dźwiękiem rozgrzewających się silników dobiegł do nich gardłowy odgłos
przecinarki.
Jadak w pośpiechu uruchomił repulsory. YT był kilka metrów nad ziemią, gdy
blasterowe błyskawice zaczęły osmalać kadłub.
- Zrzuć ich ! – rzekł Reeze
Jadak pojął dowcip i obrócił gwałtownie statek, mając nadzieję że siła odśrodkowa
zrzuci żołnierzy z kadłuba. Jeden z nich, w czerwonej zbroji, przeleciał obok kokpitu,
machając rękami i nogami.
Reeze się skrzywił – Nie zyskamy dzięki temu u nich dodatowych punktów.
Nie zważając na nadlatujące statki, Jadak wystartował z impetem.
ROZDZIAŁ 4
- Mam ich – powiedział Isard do mikrofonu umieszczonego w kołnierzyku jego uniformu.
Stojąc na skraju lądowiska dla śmigaczy dostrajał makrolornotkę, aby zobaczyć YT. Daleko
pod nim, frachtowiec zanurkował w szczelinę po przeciwnej stronie aneksu senackiego.
Eskadra ARC kapitana Archera podejmie pościg – rzekł asystent dyrektora przez
komunikator.
- Co z Fangiem Zarem i innymi?
- Zniknęli zanim żołnierze wkroczyli na lądowisko. Ktoś musiał ich wcześniej ostrzec.
Isard opuścił makrolornetkę i pośpieszył czerwonym dywanem w kierunku atrium.
– Zajmiemy się nimi we właściwym czasie. Teraz naszym priorytetem jest ten frachtowiec.
- Unieszkodliwić czy zniszczyć ?
- Archer zdecyduje. Ekipa sądowa ma być w pogotowiu aby odzyskać ciała z wraku jeśli
zajdzie taka potrzeba.
Blasterowe błyskawice omiatały rufę, gdy YT wystartował z dachu, prawie zderzając
się ze śmigaczem robiącym podejście do jednego górnych lądowisk. Zza lewej strony kopuły
aneksu ze świstem wyleciała para statków z zamontowanymi na przedzie automatycznymi
działkami. Jadak przyśpieszył nurkując Wysłannikiem w jeden z otaczających senat
kanionów. Przedzierając się przez powietrzny ruch, położył frachtowiec na bok, następnie
dokonał kompletnego obrotu i poszybował w niebo. Śmigacze były wkrótce tylko
wspomnieniem, ale Wysłannik nie osiągnął nawet poziomu apartamentowców 500 Republiki
kiedy zadźwięczał sygnał alarmowy.
- V-wingi i ARC-117 – rzekł Reeze – Naliczyłem pięć, sześć, siedem. Zbliżyją się od cztery
dziewięć.
Jadak chwycił przepustnicę i pociągnął do siebie, wywołując tym chaos w kilku
liniach lotniczych. YT wystrzelił świecą kilkaset metrów w górę, szybciej od dźwięku, nadal
z dzwoniącym alarmem o zagrożeniu.
- Więcej ARC-ów.
Jadak rzucił wzrokiem na panel istrumentów głównego ekranu. Statki leciały z pełną
prędkością, uruchamiając swoje systemy uzbrojenia i ustawiając w pozycji bojowej płaty
skrzydłowe.
- Czy blokada została zniesiona ?
- Właśnie teraz – rzekł Reeze, wystukując na klawiatutrze komunikatora współrzędne i
zakładaąc słuchawki. Statki się rozpraszają. Większa część ruchu została skierowana do
Sektora Trzynastego przez Sektor Dwudziesty.
Jadak zmienił kierunek, skręcając na wschód i zwiększając dopływ mocy do silników.
Odczyty pokazały mu, że klony także powtórzyły jego manewr. Najbliższy z myśliwców
posłał serię błyskawic pod brzuchem Wysłannika.
- No cóż, naprawdę mają jakąś sprawę.
- Mówiłem ci, że na lądowisku byłeś dla nich zbyt szorstki.
- Uważaj na przednie osłony i miej oczy otwarte.
Naprzeciwko leciały pierwsze jednostki z wielokilometrowej kolejki, chcące nareszcie
dolecieć na miejsce. Eskortowani przez policję i myśliwce V-wing były równomiernie
ustawione i podchodziły do lądowania z określoną prędkością. Jadak wleciał centralnie
między te statki. Poruszając się pod prąd i lecąc slalomem, zbliżył się do niektórych jednostek
na tyle, aby zobaczyć zaskoczone wyrazy twarzy ludzi, humanoidów i obcych. Było jasne, że
piloci nie mają tyle zaufania do umiejętności Jadaka, co on sam. Tak jak ławica ryb
zaatakowana znienacka przez drapieżnika, tak statki zaczęły zmieniać kursy, robiąc wszystko
co w ich mocy aby uniknąć potrącenia. Jednak w wielu wypadkach po prostu udarzały w
sąsiednie jednostki, inicjując reakcję łańcuchową kolizji. ARC-170ki na próżno próbując
dogonić Wysłannika, leciały obok, nie strzelając w obawie, że trafią niewinne statki.
Fractowiec nie osiągnął nawet górnych granic atmosfery, kiedy trochę się przerzedziło i ARCi
podjęły pościg.
- Przelej moc na tylne tarcze – rzekł Jadak, gdy Wysłannik wyleciał z leja grawitacyjnego
Coruscant.
Lokalna przestrzeń była zaśmiecona szczątkami i odłamkami okrętów wojennych
zarówno Republiki jak i Separatystów, zczerniałymi częściami zniszczonych myśliwców i
orbitalnych luster. Nie było śladu po ocalałych statkach Federacji Handlowej ani Gildii
Kupieckiej, ale flota Coruscant nadal znajdowała się na stanowiskach obronnych, na wypadek
gdyby Separatyści zdecydowali się na ponowny atak.
Reeze mruknął do siebie, kiedy przysłuchiwał się rozmowom w sieci. – Pobliskie
statki zostały postawione w stan pogotowia. Jesteśmy oznaczeni jako wrogi obiekt.
Jadak pociągnął przepustnicę do siebie. Jednak zamiast zwiększyć dystans dzielący ich
od olbrzymich statków z zaostrzonymi dziobami, zbliżył frachtowiec do ciasno ustawionych
krążowników republikańskich na tyle na ile się ośmielił, lecąc wzdłuż ich kadłubów i
używając ich jako tarczy dopóki nie będzie wystarczająco daleko od Coruscant, żeby dokonać
skoku. Ale piloci ARC-170tek nie przerwali pościgu i nie martwili się już o niewinne statki.
Osłony okrętów były w stanie wytrzymać ich ostrzał laserowy.
Wysłannik odczuł pierwszą salwę.
Jadak obrócił statek na sterburtę, pokazując ścigającym brzuch statku. – Musimy uważać na
lewy silnik.
Nagle rozległ się ogłuszający dźwięk a na panelu sterowania pojawiły się
wyładowania energii. Wszystkie światła i wskaźniki w kokpicie zamrugały, a potem wróciły
do życia. Jadak uderzył ręką w sufit, aby zmotywować kilka systemów do ponownego
działania.
- Zbliża się „Prawość”. Chcą nas przechwycić promieniem ściągającym.
- Chyba żartujesz.
Jadak obrócił się na krześle, aby wpisać do komputera nawigacyjnego współrzędne
skoku.
- Możemy zgubić V-wingi – rzekł Reeze ale te ARCi mają hipernapędy klasy jeden pięć.
Polecą za nami do piekła i z powrotem.
- Więc Toprawa odpada. Musimy ich zgubić.
- Gdzie w takim razie.
Jadak odwrócił się, aby spojrzeć na Reeza – Najlepszym wyjściem jest Nar Shadaa.
Błyskawica z Prawości oświetliła Wysłannika.
- W czasie burzy każdy port dobry.
Jadak zaczekał na kordynaty z komputera i sięgnął do dźwigni hipernapędu. Gwiazdy
nie rozciągnęły się jeszcze w promienie, gdy YT wstrząnął potężny huk. Frachtowiec nie tyle
wszedł do nadprzestrzeni co został do niej wkopany.
Większą część podróży przez nadprzestrzeń spędzili na kolanach oceniając
uszkodzenia w różnych zakamarkach statku i próbując dokonać napraw. Strzały które dopadły
rufy statku w momencie skoku uszkodziły silnik podświetlny. Po krótkiej naradzie,
zdecydowali, że dolecą jakoś na orbitę Nar Shadaa polegając na silnikach pomocniczych i
hamulcach.
Wrócili do kokpitu na resztę podróży poprzez bezkres nadprzestrzeni, żaden z nich się
nie odzywał. Dopiero Reeze przerwał długą ciszę.
- Jak uważasz, co zainstalował ten Jedi?
Jadak obrócił fotel, wpatrując się w istrumenty pokładowe – Nie mam pojęcia.
- Nie myślałeś, żeby zapytać ?
- Czemu miałbym to zrobić ?
Reeze nie odpowiedział od razu. – Wiesz, że możemy po prostu odlecieć. Naprawić
statek na Nar Shadaa i polecieć do Zewnętrznych Rubieży.
- Moglibyśmy. Ale nie zrobimy tego.
Reeze westchnął – Misja zawsze na pierwszym miejscu. Nawet jeśli oznacza to
oddanie statku.
- Senatorowie robią swoje, my też powinniśmy. Z odrobiną szczęścia, wszystko wyjdzie na
dobre.
- Ale czy to się wkrótce nie skończy ? Hrabia Dooku nie żyje. Słyszałeś co powiedzieli. Mogą
nas już więcej nie potrzebować.
Jadak chwilę pomyślał. – Powiem ci coś Reeze. Jeśli to się skończy zanim dotrzemy
na Toprawę, poważnie zastanowie się nad tym co powiedziałeś.
- Reeze wyprostował się w fotelu. – Więc jesteś zły na nich – to znaczy za to, że musisz
oddać statek.
- Jadak spojrzał na niego w końcu – Powiedzmy zawiedziony.
Reeze wyszczerzył zęby – Niech będzie zawiedziony.
- Jesteś już gotów świętować ?
- Czemu nie? Minęło dużo lat, Tobb.
- To prawda. Ale nie rób sobie nadziei.
- Jak mógłbym z tobą u boku.
Jadak uśmiechnął się – Więc , Nar Shaddaa, twój stary deptak.
- Ha ! Chyba miejsce gdzie mnie często depczą.
Komputer nawigacyjny zadźwięczał i Jadak obrócił fotel.
- Zaraz wyskakujemy.
Kiedy statek znalazł się w realnej przestrzeni a gwiazdy i mgławice nabrały kształtu
nastąpiła nieprzyjemna cisza. Wysłannik zadrżał i jęknął, pchany jedynie siłą bezwadności.
- Nie było tak źle – już zaczynał mówić Jadak – kiedy statek nagle umarł.
Reeze zaczął zmieniać przełączniki w całkowitej ciemności. – Nie mamy żadnego
zasilania. Ani świateł, ani łączności. Systemy awaryjne nie odpowiadają.
Jadak obserwował jak Nar Shadda rośnie w iluminatorze. – Ten strzał musiał
uszkodzić zasilanie.
- Jest jakiś sposób, aby odzyskać sterowanie ręczne.
- Jeśli mielibyśmy tyle czasu. Teraz, zmierzamy tam gdzie zdecyduje Nar Shaddaa.
Zmieniając dalej przełączniki Reeze zaklął – Możemy zostać na orbicie?
- Trudno powiedzieć. – Jadak odpiął pasy i stanął pochylając się w kierunku iluminatora –
Przy tej prędkości i wektorze lotu... moglibyśmy spróbować. Bardziej martwie się o ruch w
korytarzu powietrznym.
- I powinieneś – rzekł Reeze. Patrzył przez makrolornetkę. Widzę jakiś statek. Ucichł, a
potem powiedział – O, bracie...
Jadak przyjrzał się rosnącemu statkowi – Co jest?
Reeze opuścił makrolornetkę. – Ciężki Koreliański Frachtowiec – jeden z tych
większych. Wystarczająco duży, żeby zabrać ładunek Huttów z pomieszczeniem dla stada
bant.
Jadak chwycił makrolornetkę i spojrzał. Zaokrąglony prostokąt z zakrzywionym
podwoziem, frachtowiec był napędzany przez potrójny silnik. Zmierza w naszą stronę.
Przygotowuje się do skoku. Ich instrumenty ostrzegą ich.
- Ostrzegą ? – Reeze spojrzał na Jadak z niedowierzaniem – To Nar Shaddaa. Kto
większy ten lepszy. Jesteśmy dla nich jak mucha w oku. Nie odsunie się.
Jadak patrzył jak olbrzymi statek oddala się od płaszcza planety.
- Ty decydujesz Tobb – powiedział Reeze po długiej chwili ciszy.
Jadak pstryknął ostatni przełącznik i głęboko odetchnął. Dobrze, zabieramy się stąd.
Pośpieszyli w kierunku rufy to jednej z kapsuł ratunkowych, znajdującej się od strony
podwozia statku, poniżej silników. Jadak zszedł pierwszy i zdjął osłonę która zakrywała
przełącznik zwalniający kapsułę. Jadak przecisnął się przez owalny właz i zatrzasnął go za
sobą. W chwili gdy Reeze pociągnął za dźwignię, gdy Wysłannik wrócił do życia.
- Znowu działa!
Jadak otworzył szeroko oczy – Teraz się budzisz ? Teraz ?
Z silników podświetlnych dobiegł świst i YT skręcił raptownie, unikając kolizji posyłając
Jadaka i Reeza na ścianę kapsuły.
Chwilę później lecieli spiralą przez przestrzeń.