Crevan Sznajder Anna Zagubieni w płatkach śniegu(opowiadania)

background image
background image

Anna Crevan Sznajder

background image

Zagubieni w płatkach śniegu

Opowiadania zimowe

Saga

background image

Zagubieni w płatkach śniegu

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

Copyright © 2019, 2021 Anna Crevan Sznajder i SAGA Egmont

Wszystkie prawa zastrzeżone

ISBN: 9788726871401

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku

własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

www.sagaegmont.com

SAGA Egmont, spółka wydawnictwa Egmont

background image

1. MIKOŁAJKI

background image

ANN

To był zwykły dzień, początek grudnia – mikołajki, ale w Japonii nie
obchodzi się świąt tak jak w Europie. Mimo to koniecznie chciałam kupić
Kenjiemu jakiś prezent. Wyszłam na miasto ubrana na cebulkę. Termometr
wskazywał minus siedem stopni. Śnieg jeszcze nie spadł i szare, bezlistne
drzewa zasmucały swoim widokiem. Jaka szkoda! Byłoby super, gdyby
jednak sypnęło. Opatuliwszy szyję ciaśniej szalikiem, wałęsałam się po
ulicach Tokio, by znaleźć jakiś drobiazg na tę okazję, co graniczyło z cudem.
Słodycze mnie nie zadawalały, bo postanowiłam sama upiec coś słodkiego.
Nic mi do głowy nie przychodziło, dopóki nie natrafiłam na sklep z bielizną.
Tam na wystawie, wśród tandetnych, nieco przesłodzonych mikołajków i
ozdób, zauważyłam coś ciekawego. Weszłam, a po kilku minutach wyszłam,
dzierżąc w dłoniach niewielką torebkę z ozdobnym, kolorowym nadrukiem. Z
szerokim uśmiechem, zadowolona z siebie, poszłam jeszcze po kilka rzeczy
do spożywczego. W ogromnym markecie grali już kolędy, a mnie udzielił się
świąteczny nastrój. Nucąc pod nosem, zrobiłam potrzebne zakupy. Kiedy
jednak wstąpiłam do perfumerii, wpadłam na osobę, której nie spodziewałam
się tam spotkać.

– Mała!
Koichi ucieszył się na mój widok, a mnie jak zawsze zamarło serce.

Głupia jestem, że tak reaguję. Od razu przeszedł mi dobry humor. Taro ubrany
był w srebrzystoszarą kurtkę z kapturem obszytym futerkiem, jasne dżinsy i
granatowy golf idealnie podkreślający kolor jego oczu.

– Koichan? Co ty tu…
Zmieszał się, co zdawało mi się trochę dziwne.
– Nic, już wychodziłem. A ty?
– Chciałam kupić coś dla Ryu, a przy okazji zobaczyć, czy jest rabat na

moje ulubione perfumy. Zazwyczaj są drogie.

– Naprawdę?
– Niestety! Kupuję je tylko w promocji, co nie zdarza się często, więc

muszę ich oszczędnie używać, choć bardzo je lubię.

Podrapał się po głowie, jak zawsze, gdy był zażenowany.

background image

– A mogę ci towarzyszyć? Często się zastanawiam, jakich perfum

używasz, bo pachniesz bosko!

Rzuciłam mu takie spojrzenie, że powinien się zapaść pod ziemię, ale stał

z miną szczeniaczka. I jak tu takiemu odmówić? Przecież to nic wielkiego, że
pójdzie ze mną po te perfumy. Bez słowa zabrał ode mnie ciężkie zakupy. Jaki
dżentelmen, pomyślałby kto! Niestety, tak jak przypuszczałam, perfumy
sprzedawano w regularnej cenie. Nie umiałam ukryć rozczarowania. A w
mojej buteleczce widać już dno.

– Szkoda – stwierdziłam. – Myślałam, że będzie promocja na święta.
Taro przyglądał mi się, biorąc do ręki malutką butelkę spośród wielu

stojących na półce. Otworzył tester i powąchał.

– To te, prawda? – zapytał z dziwnym wyrazem twarzy.
Wiedziałam, o czym myślał, bo pociemniały mu oczy. Działałam na niego

w taki sam sposób jak on na mnie. Westchnęłam. Tego już chyba nie da się
zmienić czy opanować.

– Tak, te. Ale dzisiaj ich nie kupię. Są za drogie. Kupiłam prezent dla

Kenjiego i już nie mam za co – wyrwało mi się zupełnie niepotrzebnie.

Nie chciałam, by pomyślał, że się skarżę.
– Powinnaś pomyśleć o sobie, zamiast kupować coś dla swojego faceta.

Zresztą ja na jego miejscu wolałbym, abyś kupiła te perfumy. Dla mnie!
Żebym mógł czuć twój uroczy zapach.

– Taro! – ostrzegłam go.
– No OK, OK! Ja tylko mówię, co myślę.
– Muszę już iść.
– Odprowadzę cię.
– Nie trzeba! Poradzę sobie. Poza tym to nie jest dobry pomysł.
Odebrałam od niego torby z zakupami, zostawiając go w perfumerii.
Baka! – myślałam, idąc na metro. – Co ze mnie za idiotka!
Wróciłam do domu w gorszym nastroju. Miałam jeszcze czas do powrotu

Kenjiego, ale spotkanie z Koichim nie wychodziło mi z głowy. W końcu
machnęłam na to ręką. Nic nie poradzę. Nie sposób, byśmy się nie widywali,
chociażby przypadkiem. Skupiłam się na ważniejszych rzeczach – pieczeniu
ciasta dla Ryu i szykowaniu niespodzianki.

Kiedy torcik makowy z bitą śmietaną i marcepanem był gotowy, poszłam

background image

pod prysznic. Potem ubrałam się i sięgnęłam po perfumy. Westchnęłam, ale
skierowałam myśli na to, jak Kenji zareaguje na niespodziankę. Uczesałam
włosy w dwa kucyki, które ukryłam pod czapeczką Mikołaja. Chichocząc,
włożyłam satynowy czerwony szlafroczek. Pozostało czekać.

Wreszcie usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. Szybko

zapaliłam świece, włączyłam muzykę i usiadłam na łóżku z kawałkiem ciasta
na talerzu i szampanem w dłoni. Uśmiechałam się, choć serce mi waliło. Nie
mogłam doczekać się jego miny. Dochodziła siedemnasta, ale za oknem
zapadła już ciemność. Z uchylonych drzwi balkonu wiało chłodem. Byłoby
idealnie, gdyby jednak spadł śnieg. Kenji wszedł do pokoju i zaniemówił. A
potem parsknął śmiechem. Wiedziałam, noo!

Amai? – odezwał się.
– Mikołaj przyszedł.
– Raczej pani Mikołajowa. – Uśmiechnął się.
– Pani Mikołajowa upiekła ci pyszne ciasto!
Usiadł przy mnie i wziął talerzyk.
– Mmm, jak miło z jej strony. Wygląda smakowicie!
Zabrał się do pałaszowania, a ja nalałam mu szampana. Kiedy już zjadł,

pocałował mnie w policzek.

Arigato! Pychota! Jeszcze jakieś przyjemności na dziś?
– Wiele – stwierdziłam uwodzicielsko, podając mu kieliszek z

szampanem.

– Nie mogę się doczekać – wymruczał.
Pocałował mnie mocno i namiętnie. Kładąc w pościeli, rozchylił poły

szlafroczka. Zatkało go. Miałam na sobie tylko męskie bokserki. Bardzo
obcisłe, czerwone, we wzór Mikołajów w saniach. Na szerokiej białej gumce
był napis „Merry Christmas”. Kenji się zaśmiał.

– Co to? To przecież męska bielizna! – zauważył.
– Mhm! Jest dla ciebie. O ile ją ze mnie zdejmiesz.
– Ooo! Fajniusia. Podoba mi się i muszę koniecznie ją przymierzyć!
Mrugnął do mnie, a ja się roześmiałam. Wstał, podszedł do okna, by

zasunąć roletę, jednak się zatrzymał.

– Co się stało? – zapytałam.
– Nie uwierzysz, ale pada śnieg. Pierwszy śnieg tego roku!

background image

Potem zasunął roletę. Po chwili jego dżinsy, sweter i bielizna wylądowały

na podłodze. Całkiem nagi pochylił się nade mną.

– Czy mogę dostać swój prezent?
– Sam go sobie weź!
Pocałował mnie mocno. Wsunął palce za szeroką gumkę. Zachichotałam.

Wkrótce już nic nie dzieliło naszych rozgrzanych pożądaniem ciał. Znów
zobaczyłam, jak pięknie jest w niebie.

Po wszystkim leżeliśmy, ciesząc się bliskością.
– Kocham cię – wyszeptał mi do ucha, a ja powoli zasypiałam w jego

ramionach.

Obudził mnie cichutki dźwięk nadchodzącego esemesa. Zerknęłam na

telefon, do północy pozostało siedemnaście minut. Kenji mocno spał.
Odczytałam treść wiadomości: „Zejdź na dół, proszę. Czekam”.

Wstałam i wyjrzałam przez okno. Kuso! Przy chodniku stał

metalicznoniebieski jaguar. Wysoka postać w srebrnoszarej kurtce z kapturem
na głowie opierała się o maskę samochodu. Oszalał czy co?! Wiedziałam, że
nie odpuści, dopóki do niego nie zejdę. Ubrałam się więc w leżące na
podłodze dżinsy Ryu, choć były dla mnie za długie. Złapałam jego kurtkę i
wyszłam szybko, ale i cicho, by go nie obudzić. Taro wyszedł mi naprzeciw.
Zimno poczułam od razu, bo pod kurtką nie miałam zupełnie nic. Padał
drobny śnieg.

– Koichi, baka! Co tu robisz w środku nocy? Odbiło ci?! Masz szczęście,

że Kenji śpi. Czego cię tu przywiało?

– Chciałem dać ci prezent na Mikołaja. A mikołajki się skończą… –

Zerknął na zegarek. – …już za dwanaście minut.

– Nie mogłeś dać mi go jutro? – Podeszłam bliżej, by nie krzyczeć.

Jeszcze się kto obudzi po nocy, a nie daj Boże może i Ryusaki.

– Jutro to już nie będzie to samo. Proszę. – Wręczył mi zapakowane w

srebrny papier pudełko.

Arigato – mruknęłam zdziwiona, ale mimo wszystko ucieszona.

Pomyślał o mnie i coś kupił, w przeciwieństwie do Kenjiego. Kiedy podawał
mi prezent, nasze dłonie się dotknęły. Miał lodowate ręce.

– Jak długo tu tkwiłeś?
– Trochę, ale siedziałem w samochodzie.

background image

– Twoje dłonie są przemarznięte, nie masz ogrzewania?
– Musiałbym zapalić silnik. Po co wszystkich budzić?
Taho!
Chwyciłam jego dłonie, próbując je ogrzać.
– A tobie nie jest zimno? – zapytał szeptem, chuchając mi w ucho.
Dostałam dreszczy.
– Zimno, bo nie mam nic pod kurtką – wymsknęło mi się.
– Serio? – Uśmiechnął się drapieżnie, po czym przytulił mnie do siebie,

wsuwając dłonie pod kurtkę. Znów zadrżałam. Nie tylko dlatego, że jego ręce
były zimne. – Faktycznie, nie masz. Ale jesteś cieplutka!

Staliśmy tak przez chwilę. Wtuliłam nos w jego golf, bo oczywiście kurtkę

miał rozpiętą. A potem się rozchoruje, debil jeden!

– Kochałaś się z nim niedawno, prawda? – wyszeptał jakby z wyrzutem.
– A tobie co do tego?
– Niby nic. Ech – westchnął. – Pewnie kupił ci coś super, skoro tak mu

dziękowałaś.

Zrobiło mi się przykro. Bo tak po prawdzie Kenji nic mi nie kupił.
– Skoro on dostał tak wiele, czy ja mógłbym prosić choć o jeden mały

pocałunek?

– Koichi! – Chciałam go zganić, ale przecież dał mi prezent.
Przyjechał tu specjalnie dla mnie. Siedział w zimnym samochodzie nie

wiedzieć ile czasu, bez nadziei, że będzie mógł mi dać ten drobiazg. Co
wobec tego znaczył jeden mały całus? Wspięłam się na palce, bo przecież był
sporo wyższy, i dotknęłam ustami jego zimnego policzka.

– Zadowolony?
– No nie bardzo – odpowiedział.
Potem ujął w dłonie moją twarz i pocałował mnie mocno, czule i

namiętnie. Och! Zrobiło mi się gorąco mimo mrozu. Kiedy się odsunął,
zabolało. Znów wtuliłam się w jego tors.

Czemu nie da się zrobić tak, aby obaj byli szczęśliwi? – myślałam.
Cokolwiek bym wybrała, zawsze krzywdziłam jednego z nich.
Zrobiło mi się strasznie smutno. Nagle jego telefon zabrzęczał cicho.
– Co to?
– Już północ – stwierdził. – Specjalnie nastawiłem budzik, żeby wiedzieć,

background image

kiedy skończy się mój czas.

Jego czas? Co on, Kopciuszek? Już północ?!
– Koichan! Muszę wracać.
– Wiem, wiem… Książę się obudzi i będzie znów chryja, co nie?
– No właśnie.
– To biegnij, mała. No już! Zresztą i tak nie powinnaś stać tu na tym

chłodzie. Ale… – Pochylił się nade mną i musnął moje usta. – Dziękuję, że
przyszłaś. To dla mnie najlepszy prezent tej nocy. Oyasumi! Idź już.

Odepchnął mnie lekko. Pobiegłam w stronę domu. Tuż przy drzwiach

odwróciłam się jeszcze, by zobaczyć, jak Koichi zarzuca kaptur i wchodzi do
auta. Zabolało i zrobiło mi się przykro. Śnieg zaczął znów padać, coraz
gęstszy, więc pchnęłam drzwi klatki schodowej, wchodząc do ciepłego
pomieszczenia. Kiedy wkładałam dłoń do kieszeni po klucze, coś
zagrzechotało. Prezent od Taro! Usiadłam na schodach i odwiązałam srebrną
wstążeczkę. Moim oczom ukazało się kartonowe zafoliowane pudełko w
charakterystyczne kwiaty magnolii. Kupił mi moje ulubione perfumy. Ale się
wykosztował! Coś ścisnęło moje serce. Schowałam perfumy z powrotem do
kieszeni. Wróciłam do domu i szybciutko czmychnęłam do łazienki.
Przebrałam się w cieplutką pidżamę, która wisiała na drzwiach. Spojrzałam
w lustro. Na policzkach miałam rumieńce, ale nie wiedziałam, czy od mrozu,
czy ze zgoła innego powodu. Nagle dostrzegłam coś na szklanej półce przy
lustrze. Czary czy co? Mój pusty flakon perfum był pełny. Sięgnęłam po
przywiązaną do atomizera karteczkę.

„Z pustego sam Salomon nie umiał nalać. Mikołaj, jak widać, jest od

niego lepszy!”

I kilka pozornie nic nieznaczących znaków: „I <3 You”.
Wzruszyłam się. Jednak pomyślał o mnie, tak jak ja o nim. Uśmiechnęłam

się, bo w kieszeni jego kurtki miałam taki sam flakon. Co ja mam teraz z nimi
zrobić? I nie miałam na myśli perfum. Wróciłam do łóżka. Kenji spał.
Najostrożniej, jak umiałam, położyłam się obok niego. Nagle objęło mnie
silne ramię i Ryu, wtuliwszy nos w moje włosy, wyszeptał zaspany:

– Pachniesz zimą. Nie mogłaś się powstrzymać, prawda?
– A… no bo… spadł śnieg. – Moje serce biło jak oszalałe.
Amai! Co ja z tobą mam?

background image

Milczałam, a on przysunął się i mocniej mnie przytulił.
– Co ci kupił? Widziałem jego samochód pod oknem.
Drgnęłam jak oparzona. Więc wiedział, po co wyszłam na dwór.
– Perfumy. Tak jak i ty – powiedziałam trochę gniewnie, a trochę ze

strachem. – Obaj jesteście idiotami!

– He. Ale najlepszy prezent i tak dostałem ja! – stwierdził Ryu.
– Co takiego?
– Ciebie, skarbie! To, że mogę cię tulić w swoich ramionach, bo wróciłaś

jednak do mnie.

Pocałowałam go w nos, a potem w usta.
– Oczywiście, że tak, głuptasie! Kocham cię!

***

background image

2. ZAGUBIENI W PŁATKACH ŚNIEGU

background image

KOICHI

Tak na serio nie cierpię zimy. Choć w Japonii bywa bardzo malownicza. Tyle
że nie w ogromnym, dziesięciomilionowym mieście. Jednak kogo to
obchodzi? Na pewno nie mnie. A raczej myślałem tak, dopóki jej nie
poznałem. I się nie zakochałem. Powiedziałbym, że z wzajemnością, ale to
było zbyt skomplikowane. Tak jakby los zakpił ze mnie, bo do tej pory
wszystko w moim życiu było proste, łatwe i przyjemne.

Nawet relacje z dziewczynami. A te sprowadzały się zazwyczaj do

godzinki czy dwóch w moim lub ich łóżku. Tyle. Nad ranem zapominałem ich
twarzy, imion, ich jęków rozkoszy. Kiedy poznałem Ann, wszystko się
zmieniło. Nigdy nie przypuszczałem, że można aż tak się zapomnieć. Zatracić
w jednej osobie. Od tamtej nocy nie spojrzałem więcej na inną kobietę. Od
tamtych wakacji nie miałem innej kobiety. Dla mnie istniała teraz tylko ona!
Pierwszy raz w życiu kochałem się z kobietą, a nie uprawiałem dziki seks.

I pierwszy raz zostałem na lodzie. Ironia, zwłaszcza dzisiaj. Mróz

szczypał w nos i uszy, a wspomnienie lata zacierał coraz silniej sypiący
śnieg. Jednak w moim sercu było ono wciąż zbyt żywe. I zawsze tak samo
bolało. Nadaremnie szukałem jej w spojrzeniach innych dziewczyn, w
szczebiocie ich głosu, w dotyku dłoni – tych przypadkowych, zwyczajnych.
Żadnych emocji. Nic! Totalna obojętność. Jakby Ann swym pojawieniem się
w moim życiu wessała wszelkie moje uczucia i emocje niczym czarna dziura.
A może je wyzwoliła? Od tamtej chwili stałem się empatyczny. Dziwne!
Uważałem się za niewzruszonego asa, zimnego drania i twardziela. I tak mnie
postrzegano. Ale wystarczyło jedno spojrzenie zielonych oczu, jeden uśmiech
tych słodkich ust i przepadłem z kretesem. No i jeszcze jej zapach. Cudowny,
zmysłowy i delikatny. Kiedy była obok mnie, zawsze, niezmiennie, lecz wciąż
nie bez zdziwienia reagowałem tak samo. Nawet dziś, w ten zimny grudniowy
dzień, to wspomnienie, ta jedna myśl rozgrzewała mnie do białej gorączki.

I nagle, w chylącym się ku zmierzchowi zimowym dniu, na najbardziej

zatłoczonym i sławnym na całym świecie skrzyżowaniu Shibuya, ponownie
go poczułem. Był nikły, ale obecny. Magnolie w środku zimy? Chyba mam
omamy!

background image

Odwróciłem się i mnie zatkało. Zobaczyłem w tłumie wystające spod

kremowej czapeczki jasne pukle. To musiała być ona! A może śnię? Ruszyłem
za nią, przyspieszając kroku. Szła w stronę parku Yoyogi, pewnie ku Yoyogi-
koen Station. To po drugiej stronie skrzyżowania. Skąd wracała o tej porze?
Było po siedemnastej. Miałem ją w zasięgu wzroku, jednak szła szybciej ode
mnie. Dopiero kiedy wkroczyłem na teren parku, udało mi się ją dogonić. Z
nieba znów zaczęły sypać płatki śniegu, iskrząc się i mieniąc od świateł
latarni. Przystanęła niespodziewanie, unosząc twarz ku niebu. Przez chwilę
się wahałem. Stała tam śliczna i zarumieniona. Widziałem ją wyraźnie.
Podszedłem cicho i zakryłem jej oczy.

– Ann – szepnąłem.
– Kenji…?
Zabolało! Jak cholera. Nieświadoma Ann odwróciła się i objęła mnie,

przytulając się do mojego ramienia. Jednak zaraz jakby wyczuła, że coś jest
nie tak, i podniosła głowę.

– Koichi?
Odsunęła się. Poczułem chłód większy niż mróz na dworze.
– Tak, to ja… Tylko ja… Bo spodziewałaś się kogoś innego, prawda?
Jak mnie raniły te słowa i jej nieme zdziwienie oraz skrywany wstyd.
Eto… No bo… Kenji jest u mamy w Moskwie, ma wrócić jutro i

pomyślałam… Pomyślałam, że… – plątała się, zmieszana pod wpływem
mojego spojrzenia.

Nie spuszczałem z niej wzroku, dopóki nie wyznała:
– Myślałam, że zrobił mi niespodziankę! A ty co, baka? Co tak napadasz

na nieznajome w środku parku?

– Wiedziałem, że to ty. Widziałem cię na Shibuya. Nie sądziłem jednak, że

jesteś sama. Mówisz, że Kenji w Moskwie?

– Tak. Jego siostra miała wczoraj debiut w teatrze. Pojechał tam, żeby być

przy niej. Ja nie mogłam. Dziś premiera drugiego tomu mangi mojej i Yano.
Byłam w wydawnictwie.

– Więc jesteś sama? – Potarłem czoło. – A święta tuż, tuż.
– Kenji wróci jutro. Tak właściwie myślałam…
Zarumieniła się.
– Wiem, co myślałaś! Że ja to on, prawda?

background image

Sumimasen! Taro…
– Nie mów, że ci przykro.
Odwróciła głowę, ale za chwilę znów na mnie spojrzała. Jej oczy były

pełne łez.

– Naprawdę ci przykro…?
Pokiwała głową. Łzy spłynęły z kącików jej oczu po policzkach. Ona też

cierpiała. Za każdym razem. To wiedziałem na pewno. Kochała mnie, choć
bała się do tego przyznać nawet przed samą sobą. Starłem kciukami łzy Ann i
pochyliłem się, muskając jej usta swymi wargami. Westchnęła i oddała
pocałunek.

– Koichi?
– Tak, maleńka?
– Ja… Ja muszę wracać do domu. Gomenne…
– Odwiozę cię.
– Nie! Serio, doceniam, ale miałam ochotę na spacer. Zresztą nie wiem,

czy to dobry pomysł.

– Nie pozwolę ci samej wracać przez pół miasta. I tak pójdę za tobą,

wiesz?

– Więc chyba nie mam wyboru, prawda?
Westchnąłem.
– Nie, nieprawda. Zawsze masz wybór. Miałaś go już wtedy, wiesz to!
Pokręciła głową, poprawiając czapkę.
– Nie zaczynaj! Proszę cię! Nie teraz. Nie znów.
Wzruszyłem ramionami.
– Skoro tak wolisz. To co, idziemy? Chciałaś spaceru.
– Tak, chciałam. Chodźmy.
Ruszyliśmy przez park. Było coraz zimniej i ciemniej. Śnieg sypał gęsto.

Zrobiło się magicznie. Iluminacje świetlne ozdabiały nie tylko park, ale też
całe miasto, i to już od połowy listopada. Tak właśnie jest w Japonii. I choć
katolików u nas tylu, co kot napłakał, to i tak obchodzi się Boże Narodzenie
zwane tutaj Kurisumasu. Japończycy kochają świętować! Nawet narodziny
Boga, w którego nie wierzą.

Rozmyślałem, idąc krok w krok z milczącą u boku dziewczyną.

Podziwiałem jej jasne pukle opadające na ramiona, uroczy rumieniec na

background image

policzkach wywołany przez mróz. Usta, które przecież kiedyś całowałem.
Których smak prześladował mnie nocą w snach. Oddałbym wszystko, by móc
raz jeszcze trzymać ją w objęciach. By móc robić to już zawsze, do końca
moich dni.

– Ann? – zagadnąłem.
Odwróciła się ku mnie.
– Tak?
– Gratuluję drugiego tomu. Oby się dobrze sprzedawał. Muszę kupić

wreszcie tę waszą mangę i przeczytać – plotłem trzy po trzy, by przerwać
niezręczną ciszę między nami.

Uśmiechnęła się nieznacznie.
– Chcesz rozmawiać o mojej mandze?
– No, a co?
– Nic. – Uśmiech znów ozdobił jej twarz.
– O trudnych sprawach nie chcesz ze mną gadać!
– O jakich? – zdziwiła się.
– No wiesz! Dobrze wiesz. O nas.
– Taro! – Zdenerwowała się od razu.
– No sama widzisz! Nie chcesz…
Milczała chwilę, po czym potarła nos puchatą rękawiczką.
– Jest wiele innych tematów przecież.
– Taaa… – zakpiłem. – Na przykład Ryu, co nie?
– Koichi! – Aż przystanęła.
Wiedziałem, że przesadziłem. Wkurzyłem ją, ale nie powiem – o to mi

właśnie chodziło. Wzburzona była bardziej skłonna do rozmów. A co za tym
idzie, do wyciągnięcia z niej tego, co zawsze chciałem usłyszeć. Tego, że
mnie jednak kocha. Fakt – przyznała to już dawno, wciąż jednak byłem głodny
tych wyznań. Wciąż niepewny. Głównie dlatego, że ciągle była z nim. Co
niezmiennie doprowadzało mnie do czarnej rozpaczy i wściekłości. Uczucie
bezsilności, które mnie prześladowało, było zbyt silne.

Co jeszcze mogłem zrobić? Jak sprawić, by była moja? Aby o nim nie

myślała choć przez moment? Znałem jeden sposób! Aż za dobrze. Jednak czy
mogłem ciągle używać tych samych chwytów? Staliśmy, spoglądając sobie w
oczy. Płatki śniegu tańczyły nad nami. Srebrne, migocące, zimne gwiazdki

background image

osiadały na jasnych lokach dziewczyny. Na jej czapeczce, ramionach, a nawet
rzęsach. Jeden z płatków spadł na usta Ann, bo znów uniosła lekko twarz ku
niebu, a tym samym ku mnie.

– Uwielbiam śnieg – przyznała szeptem.
– A ja uwielbiam ciebie – powiedziałem, a potem pochyliłem się, aby

scałować z jej warg płatki śniegu.

Usta miała zimne. Pragnąłem je ogrzać swoimi. Zatracając się w

pocałunku, który oddawała nieśmiało, jak zawsze z wahaniem. Moje serce
zabiło mocniej. Ująłem jej twarz w dłonie. Wzdrygnęła się i odsunęła.

– Masz zimne ręce!
Gomenne – wyszeptałem.
Magia chwili prysła niczym bańka mydlana. Ale to była tylko chwila. Ile

jeszcze przed nami?

– Chodźmy już – przerwała moje rozmyślania. – Robi się naprawdę

zimno.

– Dobrze.
Powoli ruszyliśmy ku wyjściu z parku.
– Co teraz? – zagadałem, kiedy z alejki wyszliśmy na ulicę prowadzącą do

stacji metra.

– Nie wiem. Ja na metro i do domu. Troszkę jestem już zmęczona.
Milczałem, rozważając, co by tu zrobić, aby jeszcze się z nią nie żegnać.
Arigato! Za miły spacer i towarzystwo. I za nieporuszanie bolesnych

tematów. Koichi?

Dotknęła mojej dłoni. Drgnąłem.
– A ty na serio masz zimne ręce. Nie masz rękawiczek? – zapytała i

spojrzała na mnie, jakby dopiero teraz mnie zauważyła. – No tak! Czapki też
nie masz. Baaaka!

– Mam! I rękawiczki też.
– Gdzie?
– W samochodzie – powiedziałem na odczepnego, bo wciąż nie mogłem

wykombinować, jak nie pozwolić jej odejść.

– A gdzie masz ten samochód?
– Przy Banhamura Center.
Jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.

background image

– Aż tam? To po drugiej stronie parku i skrzyżowania.
– Nooo…
Westchnęła. Odruchowo strzepała śnieg z moich ramion.
– I co ja mam z tobą zrobić?
– Zabrać do domu? – Niby żartowałem, ale gdzieś cicho pełgała iskierka

nadziei. Niczym światło betlejemskiej gwiazdki. Fakt, byłem buddystą,
jednak właśnie dlatego interesowały mnie inne religie. To był mój konik. Coś
o tym wiedziałem. Dość sporo zresztą. Wpajano mi zasady zen. Znałem
niemal wszystkie bożki religii shinto. Różne mitologie, a i oczywiście
doktryny katolickie i chrześcijańskie. Wszystkich odłamów. Tyle że teraz ta
wiedza na nic mi się nie zdała. Gdzieś tam we mnie chóry anielskie
zaśpiewały słodko, bo Ann niespodziewanie ujęła moje dłonie i patrząc mi w
oczy, rzekła:

– No to chodź!
– Serio?
– Nie każ mi się rozmyślić albo żałować, po prostu chodź! Dobrze?
Chóry anielskie zaczęły głośniej piać. Nie dopuszczałem do siebie myśli,

że to z litości. Czy było jej mnie żal? Do diabła z tym! Rozmyślanie na ten
temat nigdy do niczego dobrego nie prowadziło. Ciesz się chwilą, Koichi, bo
ta minie za szybko! Uśmiechnąłem się, ale nie tak jak zawsze, nie zwycięsko
czy drapieżnie. Uśmiechnąłem się do niej z czułością. A ona ten uśmiech
odwzajemniła. Potem w milczeniu poszliśmy na metro.

Kiedy szliśmy ze stacji, śnieg nadal sypał. Bajecznie wolno, iskrząc się i

mieniąc jak zaczarowany. Ann nic nie mówiła całą, na szczęście krótką,
drogę. Przed domem przystanąłem, spoglądając na nią z nadzieją i
wyczekiwaniem. Podniosła twarz ku mnie – a może ku tańczącym na niebie
płatkom? Nie wiedziałem. Wiedziałem jednak, jak bardzo pragnę pocałować
jej usta. Zamknęła oczy, kiedy się pochyliłem.

Woń magnolii mieszała się z zapachem zimy, jakbym w grudniu poczuł

powiew wiosny. To wywołało we mnie przyjemny dreszcz. Tak jak smak jej
warg. Lekko chłodnych, rozgrzewających się pod pieszczotą pocałunku.
Odwzajemniła go, obejmując mnie za szyję. I choć wiedziałem, że tak będzie,
zawsze mnie to zaskakiwało. Jej reakcja na moją bliskość.

Jeśli legenda o drugiej połówce pomarańczy jest prawdziwa, to Ann z

background image

całą pewnością była dla mnie tą zaginioną częścią. Powinienem być
wdzięczny losowi, że znaleźliśmy się w tym ogromnym wszechświecie,
jednak…

No właśnie! Cień Kenjiego pojawił się nagle w mojej głowie. Jej serce

nie należało do mnie. Nie tylko do mnie. Ann zatracała się w pocałunku,
zupełnie nieświadoma moich myśli. Podniecało mnie jej rozpalające się
pożądanie. Czułem to! Zawsze, niezmiennie. To, jak bardzo mnie pragnęła,
jak działałem na nią. Przytuliła się do mnie.

– Chodźmy na górę – wyszeptała, a jej głos brzmiał słodką obietnicą

zaspokojonych pragnień.

– Dobrze.
Musnąłem jej usta raz jeszcze. Płatki nadal wirowały na wietrze nad

naszymi głowami. Wciąż obejmowałem Ann. Spojrzała w górę z uśmiechem.

– To anioły…
– Co takiego?
– Anioły. Czeszą swoje skrzydła, wiesz? A płatki śniegu to tak naprawdę

wyczesane piórka.

Uśmiechnąłem się.
– To jakaś bajka?
Roześmiała się, odsunęła i wyciągnęła dłonie ku białym, chłodnym

gwiazdkom. Pokręciła się dookoła siebie.

– Aniołki wyciągają swe grzebyczki. Chcą mieć śliczne skrzydła na dzień

narodzin Jezusa.

Chwyciłem ją wpół i przyciągnąłem do siebie.
– Zobacz! – Podsunęła mi dłoń pod nos. – Piękne, prawda? Czy wiesz, że

choć są ich miliardy każdej zimy, to każdy z nich jest inny? Nie ma dwóch
takich samych. Nigdy! Zupełnie jak z ludźmi… – Nagle posmutniała.

– Mała?
– Chodźmy już. Zimno mi.
Mieszkali w dzielnicy Minato, na obrzeżu miasta. Na trzecim piętrze

siedmiopiętrowego budynku. Nigdy tu nie byłem. Kiedy Ann zdecydowała się
zostać w Tokio, Kenji wynajął większe mieszkanie, zostawiając swą
przytulną kawalerkę w Ōta.

Weszliśmy do środka. Przedpokój był niewielki. Od razu wyczułem dość

background image

intensywny, ale miły zapach. Jakby pomarańcze, cynamon i słodkie
ciasteczka.

– Rozgość się. Zaraz podkręcę ogrzewanie. Może grzańca? Wpędzasz

mnie w wyrzuty sumienia, wiesz?

– Ja? Nigdy w życiu! – zaoponowałem.
Roześmiała się i ja także. Całe napięcie oraz niepewność uleciały ze mnie

w jednej chwili. Poszedłem za nią do kuchni. Ann, nucąc coś pod nosem,
przyrządzała pachnący korzennymi przyprawami napar. Przyglądałem się
temu z uśmiechem. Była zjawiskowa w uroczym golfie w szkocką kratkę,
jasnych dżinsach opinających jej kształtny, seksowny tyłeczek. Loki opadały
na ramiona i plecy. Nalała do kubków coś, co wyglądało na syrop. Nagle
kropelka spadła na jej dłoń. Odruchowo włożyła palec do ust i oblizała. To
mnie ruszyło jak cholera. Nie wytrzymałem. Zrobiłem dwa kroki i już po
chwili całowałem Ann, sadzając ją na kuchennym blacie.

– Koichi… – wydukała zdumiona.
– Co takiego? – wymruczałem, muskając ustami jej szyję.
– Nasz grzaniec!
– Zimno ci? – zakpiłem. Spojrzałem jej w oczy. – Zaraz cię rozgrzeję.

Znacznie lepiej niż ten grzaniec, uwierz mi.

Spłonęła rumieńcem. Zabawne, że wciąż tak reaguje. Nic już nie

powiedziała. Pocałowała mnie jeszcze raz, mocniej, namiętniej. Kuso! Jak ja
to kochałem! To, w jaki sposób reagowała na moje pieszczoty. Na bliskość.
Jak szybko otwierała się dla mnie. Wciąż spragniona. Wiedziałem!
Wyczuwałem to i byłem pewien, że nawet on nie potrafi wzbudzać w niej
takich pokładów namiętności. Pragnęła mnie! Czułem to w dotyku ciepłych
warg. W zapachu rozgrzewającej się skóry. W jej przyspieszonym oddechu.
W tym, jak coraz mocniej obejmowała dłońmi moją szyję, zatapiając palce
we włosach. W westchnieniu rozkoszy, którego nie tłumiła. A kiedy wodziłem
ustami coraz niżej, jej szyja kusiła cudownie, bym zasmakował tej
delikatności. Pod wargami czułem przyspieszający puls. Kosztowałem jej
coraz śmielej, sunąc czubkiem języka niżej i niżej. Ekstaza rozpalała się w
nas powolnym płomieniem.

– Koichi, proszę… – jęknęła, kiedy dotknąłem jej piersi.
Przysunęła się bliżej, obejmując moje biodra nogami. Wiedziałem, że była

background image

już bardziej niż gotowa na zbliżenie, jednak nie chciałem się spieszyć. Szybki
numerek na kuchennym blacie nie był tym, czego dzisiaj pragnąłem. Tym
razem chciałem dać jej czułość i delikatność. Pokazać, że nie tylko jej
pożądam, ale i kocham ponad wszystko. Chciałem być jej oddechem.
Przeznaczeniem. Przeszłością i przyszłością. Tym, którego kocha! Choć przez
te kilka wspólnych chwil. Objąłem jej pośladki i podniosłem, szeptając:

– Nie tu… – Po czym czubkiem języka polizałem słodkie usteczka.
Wpiła się w moje wargi głębokim pocałunkiem, mrucząc z rozkoszy. To

było wspaniałe wiedzieć, że potrafiłem kilkoma pocałunkami doprowadzić ją
do takiego stanu. Zaniosłem Ann na kanapę. Nie chciałem do sypialni. Nie do
tego łóżka, w którym kochała się z nim. Nie mogłem o tym nie pomyśleć choć
przez moment, zwłaszcza że już dziś pomyliła mnie z Ryu w parku. Dobrze
wiedziałem, że w tym przypadku nie ma mowy o pomyłce. Nie gdy trzymałem
ją w ramionach. Odsunąłem te myśli jak najdalej, zupełnie zatracając się w
Ann.

Powoli zdjąłem z niej golf. Zawsze zachwycało mnie piękno jej ciała,

śliczne, krągłe piersi ukryte pod błękitnym stanikiem ze srebrną koronką.
Kiedyś nie zwracałem uwagi na takie rzeczy, obchodziły mnie tyle co
zeszłoroczny śnieg. Dopóki się nie zakochałem. To było wspaniałe, że nawet
takie drobiazgi powodowały u mnie miłe dreszcze. Syciłem zmysły jej
zapachem, smakiem, dotykiem. Samą jej obecnością. Pragnieniem. Rozkoszą.
Nawet bólem niespełnienia.

Oddychała coraz szybciej. Oddawała każdą pieszczotę, każdy pocałunek.

Błagała o więcej, kiedy jak zawsze posiadłem nie tylko jej ciało, ale także
duszę, umysł i serce. Prowadząc na skraj. Zatrzymałem się na chwilę, kiedy
czułem narastającą ekstazę. Ann przymknęła powieki.

– Popatrz na mnie, proszę! Patrz mi w oczy. Bo chcę, byś wiedziała, że to

ja…

Jej źrenice płonęły pożądaniem. Spoglądaliśmy sobie w oczy. To było

takie intymne! Bardziej niż zbliżenie, które przed chwilą nas połączyło. Sama
świadomość, że jest tak blisko…

– Wiem, że to ty, Koichi. To zawsze możesz być tylko ty! Aishiteru…
Wtedy zabrałem ją tam, gdzie tylko my dwoje umieliśmy się odnaleźć – w

głąb mojego serca.

background image

– Ja też cię kocham, maleńka.
Wciąż tuliłem ją mocno, kiedy słodkie wyzwolenie powoli rozchodziło

się w naszych wciąż rozgrzanych miłosnym uniesieniem ciałach. Objęła mnie
i kładąc głowę na moim torsie, oznajmiła smutno:

– Nie możesz zostać. Ryu wraca rano.
– Nie martw się, wyjdę, nim wróci. Jeszcze chwilę chcę cię tulić, dobrze?
Podniosła się nieco, by spojrzeć mi w oczy.
– Naprawdę cię kocham – powiedziała.
– Wiem…
Zrobiło mi się niewymownie smutno. Czyż nie tego chciałem? Tych

wyznań? Jej w moich ramionach? Pocałowałem ją w czoło, potem w usta.

Wstałem. Podszedłem do okna i odsłoniłem roletę do połowy. Śnieg sypał

gęsto. Świat pokrył się chłodną pierzyną z białego puchu. Do mojego serca
powoli wkradało się zimno.

– Koichi?
Ann stanęła przy mnie, obejmując mnie mocno w pasie.
Gomenne… – wyszeptała.
– Nie. Niech ci nie będzie przykro, mała.
– Kocham was obu…
– Obu? Czyli jego… i mnie?
– Ciebie też. To jednak sprawia mi największy ból.
– Poligamia niestety nie jest legalna w tym kraju. – Siliłem się na humor.
– Byłbyś szczęśliwy w takim związku?
– Jeśli ty byś była…
Pokręciła głową.
– Powinieneś już iść.
Kiedy wychodziłem w ciemną noc, wydawało mi się, że jest jeszcze

zimniej niż przedtem. Śnieg nadal sypał. Podniosłem głowę. Ann stała w
oknie, spoglądając na mnie. Wiedziałem, że jest tak samo zagubiona jak ja.
Oboje zagubiliśmy się tej nocy w padających płatkach śniegu. Na krótką
chwilę w sobie nawzajem. Ale to minęło. I znów nie było nas.

Jak się odnaleźć? Jak rozgrzać chłód wkradający się powoli w nasze

serca?

Odpowiedź zaginęła wśród anielskich piórek, które sypały się na nas z

background image

nieba.

***

background image

3. SYLWESTROWA NOC

background image

KOICHI

Niedziela, 31 grudnia, Los Angeles, godzina 6:15

Obudziłem się wcześnie, choć miałem wolne. W ostatni dzień grudnia całe
LA, ba – cały świat szykował się na powitanie Nowego Roku. Pierwszy
sylwester tak daleko od domu, na drugim końcu świata. Spojrzałem na zegar i
uświadomiłem sobie, że w Tokio już za niecałą godzinę powitają Nowy Rok.

Pomyślałem o Ann. Czy bawi się z blondasem i resztą paczki w „Alife”?

A może siedzą w domu przy szampanie i muzyce przytuleni, zapatrzeni tylko
w siebie? Kuso! Zaraz szlag mnie trafi! Zły wyskoczyłem z pościeli i
poszedłem do kuchni zaparzyć kawę. Co miłego może mnie dziś spotkać?
Wprawdzie Rick coś tam marudził o tym, by iść wieczorem do klubu lub na
plażę. Tu, w LA, temperatura wiosenna, a w Tokio zaledwie siedem stopni.
Wzdrygnąłem się na samą myśl o chłodzie. W Kalifornii termometry
wskazywały trzy razy tyle. Już zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Kawa
cichutko pykała w ekspresie, a ja pogrążony w zadumie tępo spoglądałem w
okno.

Przed oczami miałem tylko tę jedną twarz.

background image

ANN

Niedziela, 31 grudnia, Tokio, godzina 23:15

Mogliśmy zostać w domu, sami, we dwoje. Mogliśmy i tak naprawdę na to
liczyłam. Ja, Kenji i lampka szampana. Tyle że Minochin zawojował świat i
zaprosił nas do „Alife”. Wreszcie udało mu się dostać na staż, na oddział
pediatryczny, co uznał za wspaniałą okazję do świętowania. Dziś był
sylwester, a w Japonii Nowy Rok celebruje się długo. Sakei skrzyknął nas do
klubu. Nie umiałam mu odmówić, choć troszkę się obawiałam, kogo jeszcze
zaprosił. Na szczęście byliśmy tylko ja, Kenji, Toshi, Taka i Arata. Yano też
przyszła, ze swoją nową dziewczyną poznaną niedawno na terapii.

Naprawdę dobrze się bawiłam. Wspaniała atmosfera, klub jak zawsze

zapchany po brzegi. Kilka minut przed północą wyszliśmy na zewnątrz, bo
pokazy sztucznych ogni były w Tokio naprawdę bajeczne. Zerknęłam na
telefon, by sprawdzić godzinę, i mnie zmroziło. Miałam nieodebrane
połączenia z LA, a w skrzynce głosowej wiadomość.

background image

KOICHI

Niedziela, 31 grudnia, Los Angeles, godzina 6:39

Siedząc nad kawą, biłem się z myślami. Nowy Rok w Tokio zacznie się już za
dwadzieścia minut. Powinienem tam być! Z Ann! I tylko dla niej! Miłość to
jedyny powód, dla którego mogłem zostać. A jednak irracjonalnie przez nią
właśnie wyjechałem. Kochałem Ann ponad wszystko, była jedyną, która
mogłaby zostać ze mną na zawsze. Wybrała jednak inaczej.

Tęsknota zabolała tak, że bez wahania sięgnąłem po telefon. Niestety nie

odebrała, choć dzwoniłem kilka razy. Nic dziwnego. Niby nie rozstaliśmy się
w gniewie, ale blondas pewnie pilnował jej na każdym kroku. Cholerny
szczęściarz! Długo gapiłem się w wyświetlacz, nim jeszcze raz wybrałem jej
numer. Kiedy usłyszałem „nie mogę teraz odebrać, ale wiesz, co robić”
wymówione znajomym głosem, a potem sygnał, zacząłem mówić.

I nie umiałem przestać…

background image

ANN

Niedziela, 31 grudnia, Tokio, godzina 23:47

– Coś nie tak, kochanie?

Głos Ryu wyrwał mnie z zadumy i przeszkodził w odsłuchaniu

wiadomości.

– Nie, wszystko w porządku. Tylko sprawdzałam, ile zostało do północy.
– Niewiele – wtrącił podpity Yasei. – Kieliszki w dłoń!
– He, he, ty to raczej z gwinta już pociągniesz, tygrysku. – Yano oparła się

o jego ramię.

Sama była już pijana i w stanie totalnego luzu. Jak większość z nas tam

obecnych. Lubiłam ją taką, ale niepokój wywołany niemożnością odsłuchania
wiadomości popsuł mi humor.

– Mała, co jest? – zapytała Yano, chyba nie zdając sobie sprawy z tego,

jak mnie nazwała. Zabolało. Nic jej nie umknie?

– Nic, muszę do toalety. Pilnie.
– Teraz? Nie wytrzymasz? Zaraz północ!
– Zdążę.
Zaczęłam przepychać się przez tłum, na szczęście przerzedzony, bo ludzie

powychodzili już na zewnątrz. Mimo to w damskiej toalecie oczywiście był
ścisk. Moje serce waliło jak głupie. Kiedy zamykałam się w kabinie, coś
ścisnęło mnie za żołądek. Już chciałam odsłuchać wiadomość, ale telefon
znów zawibrował. Połączenie nadchodziło z drugiego końca świata – z Los
Angeles. Odebrałam, chociaż moje palce drżały ze zdenerwowania.

– Halo?
– Mała?
Jego głos wywołał we mnie dreszcze. Połączenie ze Stanów. A tam on.

Sam. Dzwonił do mnie! Czemu tak waliło mi serce? Nie mogłam wykrztusić
słowa.

– Ann?
– Jestem.
– To dobrze. Ja… dzwonię, bo… wiesz!

background image

– Nie, nie wiem. Koichi…
Hai?
– Dlaczego dzwonisz do mnie kilka minut przed północą w sylwestra?
– U mnie jest siódma rano.
– No tak, zapomniałam. Różnica czasu…
– Tak… właśnie.
Boże! Co za dziwna rozmowa. Po kie licho zadzwonił? Pierwszy raz,

odkąd wyjechał.

– Koichi, muszę kończyć, zaraz północ. Jesteśmy w „Alife”. Wszyscy na

mnie czekają. Toast i te sprawy, rozumiesz…?

– Tak, jasne. Ann… Poczekaj jeszcze chwilę.
– Co takiego?
– Odsłuchałaś moją wiadomość? – Głos mu drżał.
– Jeszcze nie. Miałam to zrobić, ale zadzwoniłeś. Koichi, na serio muszę

już kończyć. Gomenne…

Westchnienie po drugiej stronie słuchawki przyprawiło mnie o kolejny

dreszcz.

– Mała? Jesteś?
– Jestem jeszcze, ale…
– Wiem, wiem. Proszę, tylko dwa słowa.
– Tak?
– Nie myśl o mnie źle… I szczęścia na Nowy Rok!
Co on takiego nagrał na tej sekretarce?!
– Baw się dobrze, mała. Sayonara!
– Koi…
W słuchawce usłyszałam już tylko sygnał zakończonego połączenia.

Chciałam wybrać numer, żeby odsłuchać wiadomość, ale nagle ktoś zapukał
w drzwi kabiny.

– Crevan – odezwała się Toshiko. – No chodźże, zaraz północ! Co ci jest?

Źle się czujesz?

Schowałam telefon do kieszeni.
– Niee! Już wychodzę. Wszystko OK! – zapewniłam ją, choć wcale nie

było OK.

Nie uspokoję się, dopóki nie odsłucham tego, co nagrał Koichi, jednak

background image

Yano mi na to nie pozwoliła.

Wyszłyśmy na zewnątrz, kiedy zegar zaczął odliczać od dziesięciu w dół.

Kenji objął mnie mocno, przytulił i cmoknął w policzek. Cenne sekundy
umykały, a ja zdałam sobie sprawę, że nie złożyłam Taro nawet życzeń. Kiedy
w LA jest północ? Za jakieś kilkanaście godzin? Mam jeszcze szansę!

Dziwny niepokój zalewał moje serce, mimo że czułam się kochana i

bezpieczna w ramionach Ryu. Na palcu lewej ręki nosiłam jego pierścionek
od niego. Nowy Rok miał być dla mnie szczęśliwy, czemu więc nagle ogarnął
mnie strach?

Nad naszymi głowami zaczęły wybuchać bajeczne, kolorowe fajerwerki.

Wybiła północ. Wszyscy otwierali szampany, robili zdjęcia, całowali się i
składali sobie życzenia. Kenji podał mi kieliszek z bąbelkami.

– Wszystkiego najlepszego, skarbie. Kocham cię.
– A ja ciebie – wyszeptałam.
Jednak moje myśli tkwiły po drugiej stronie globu.

background image

KOICHI

Niedziela, 31 grudnia, Los Angeles, godzina 23:28

Impreza wrzała. Nie wiedziałem, dlaczego dałem się Rickowi wyciągnąć do
klubu. Może dlatego, że zamierzałem się schlać? Ann nie zadzwoniła ani nie
napisała nawet marnego esemesa. Nie wiedziałem, czy odsłuchała tego, co w
żalu i tęsknocie podyktowało mi złamane serce. Jak mogłem się aż tak
wygłupić? Dlatego chciałem zapomnieć. Upić się i zapomnieć.

Długonoga tleniona blondynka, która kleiła się do mnie niemal całą

imprezę, poszła przypudrować nosek. Niezła była, w sam raz, by poszaleć
przez te kilka chwil. Co z tego, że nie znałem nawet jej imienia? Kiedy
usiadłem przy barze i wyciągnąłem telefon na blat, zauważyłem, że ktoś do
mnie dzwonił. Połączenie z Tokio. Tam był już pierwszy dzień nowego roku,
popołudnie. Ann pewnie się wyspała i – o nie! – dzwoniła do mnie?!

Czym prędzej wyszedłem na zewnątrz i wybrałem połączenie zwrotne.

Czekałem kilka chwil, a w tym czasie serce chyba mi stanęło. Wreszcie
odebrała.

– Koichi!
– Mała! Dzwoniłaś. Gomenne, jestem w klubie, nie słyszałem…
– Rozumiem. Koichi…
– Tak?
– Ja tylko… ja…
Wzruszenie ścisnęło mi gardło. Zadzwoniła! Zadzwoniła do mnie. Jednak

nadal nie wiedziałem: odsłuchała czy nie? Czy dzwoni właśnie dlatego, czy
może przez to, że nie odsłuchała? Ta niepewność mnie zabijała. Nie dam rady
tak dłużej. Po co ja się tak męczyłem? Jednak jej głos… To wahanie, które w
nim wyczułem…

– Maleńka?
– Ja tylko chciałam życzyć ci wszystkiego dobrego, Koichan.
Arigato.
Zapadło milczenie, w którym słyszałem jej oddech.
– Ann?

background image

– Ja… ja też za tobą tęsknię…
Już miałem się odezwać, kiedy ktoś objął mnie w pasie i jeszcze nim

usłyszałem pijany dźwięczny głosik, poczułem na swej twarzy woń alkoholu
zmieszaną z mocnym zapachem Chanel N°5.

– Z kim gada mój seksiak? Oby nie z żadną kobietą, bo będę zazdrosna!
Wkurzyłem się. Jedną dłonią trzymałem telefon, drugą próbowałem

odsunąć nachalną laskę. Nie chciała się odczepić.

– Daj spokój…
Gomennasai… – Głos w słuchawce ucichł.
– Ann! Mała? To nie…
Kuso! Przerwała połączenie i pewnie już nigdy nie dowiem się, czy

odsłuchała moje nagranie.

background image

ANN

Poniedziałek, 1 stycznia, Tokio, godzina 17:13

Musiałam zadzwonić, tak samo jak się rozłączyć. Co ja sobie myślałam?! Że
siedzi w domu, zapija smutki i myśli o mnie? Tymczasem bawił się świetnie
na imprezie, i to w towarzystwie innej kobiety. Słyszałam wyraźnie. Omal nie
zrobiłam z siebie totalnej idiotki! Byłam taka zła, że miałam ochotę trzasnąć
telefonem o kafelki na trotuarze w metrze. Musiałam wyjść z domu.

Kenji spał, bo nieźle dali w gaz z chłopakami, a wróciliśmy po piątej.

Gdy zasnął, od razu poszłam do wanny, by odtworzyć wiadomość i wybeczeć
się za wsze czasy. Po odsłuchaniu wyznań nagranych dobrze mi znanym
seksownym, nieco smutnym tembrem, miałam poważny powód. Te kilka zdań
rozdarło mi serce.

Na co mi to było? Nie mogłam wykasować tej wiadomości bez

odsłuchania jej? Jednak teraz, czekając na metro, wiedziałam, że nie byłabym
w stanie tego zrobić. I nie wiem, czy kiedykolwiek będę.

***

Ohayo! Tu Ann. Nie mogę teraz odebrać, ale wiesz, co robić”.

Piiiiiiiiiiii, piiiiiiiiiiiiiiiii…
„A no właśnie nie wiem, mała. Nie wiem, co mam robić! Siedzę sam w

kuchni i nie wiem. Bez ciebie… nic nie ma znaczenia. Ani słońce
wschodzące właśnie nad Zatoką Kalifornijską, ani powiew wiatru. Nic!
Kawa nie ma smaku, ja nie mam apetytu, a moje życie – sensu.

Mała… Ann… ja…
Kuso! Nigdy nie przestanę cię kochać, rozumiesz? Nigdy! Nie potrafię, po

prostu NIE POTRAFIĘ! Tak za tobą tęsknię. I tak mi bez ciebie źle… Mała…

Nawet nie wiesz, jak ja cię kocham!”
Piiiiiiiiiiiiii, piiiiiiiiiiiiiiiiiiii…
Wiadomość została nagrana.

background image

***

background image

o książce Zagubieni w płatkach śniegu

Zbiór trzech nowelek zimowych związanych tematycznie z „Trylogią uczuć".
Młoda, piękna dziewczyna zajmująca się rysowaniem mangi wyjechała na
jakiś czas do Japonii. Wiedzie tu podwójne życie, gdyż wdała się w romans z
miejscowym chłopakiem, a jej partner został w Polsce. Obaj mężczyźni
wiedzą o sobie, co dodatkowo komplikuje sytuację i wzmaga presję, by Anna
zdecydowała się wreszcie na któryś scenariusz. Dziewczyna nie może jednak
znaleźć w sobie siły i pewności co do właściwego wyboru. Wiedzie
podwójne życie, trwa w zawieszeniu, tymczasem zbliżają się Święta Bożego
Narodzenia.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Crevan Sznajder Anna Trylogia uczuć 03 1Papierowy księżyc
Jak napisać książkę metoda Płatka Śniegu
Jak napisać książkę metoda płatka śniegu
O płatkach śniegu
Anna Klejzerowicz Krolowa sniegu
Jak napisać książkę metoda płatka śniegu
O PŁATKACH ŚNIEGU
Makuszyński Kornel Pisanie na śniegu opowiadanie
opowiadanie o krainie lodu i śniegu
Opowiadanie Dobry człowiek w Piekle Anna Kańtoch
Lądkowskie opowiadania Maria Sznajder
Anna Sznajder Zielone oczy Mariny
zagubione wynalazki tesli(1)

więcej podobnych podstron