Aubrey Ross
Club Carousel 02:
A Taste of Midnight
Tłumaczenie: Translations_Club
Korekta całości: isiorek03
Rozdział I
Tłumacz: isiorek03
Korekta: Tempted-Hell
Irlandia, 1738 rok.
Brenna Skyler stała na brzegu rzeki i rozłożyła swoje skrzydła.
Chłodne wieczorne powietrze rozchodziło się przez jej ciało, uspokajać jej
zmysły i pieszcząc jej twarz. Jej męka już prawie się skończyła; tylko pięć
tygodni pozostało z wymaganego roku. Poruszała się wśród
śmiertelników, przezwyciężając każdą przeszkodę przebiegłością i
biegłością.
Ci, którzy polegają całkowicie na Sidhe tych czary są nie warte
nawet zużytej na nie mocy.
Przypomnienie oświadczenia jej mentora wywołało u niej uśmiech.
Jeszcze trzydzieści pięć dni i będzie musiała wrócić do triumfującego
królestwa Unseleighe, chroniąc jej osiągnięcia, gotowa rozpocząć jej
formalny trening, jako jasnowidza dusz.
Uwalniając długie, stałe westchnienie, podniosła swoją twarz i
zasmakowała srebrzystego światła księżyca. Jak wszystkie nocne istoty,
Unseleighe Sidhe wolało noc z jego osłaniającą ciemnością i aksamitnym
spokojem.
Krzyk przerwał spokojną atmosferę, wyrywając Brenne z jej myśli.
Ostry smród furii napełnił jej nos. Zadrżała, ponieważ ten obrzydliwy
zapach nękał ją. Przyciszone głosy dotarły do jej uszu, ale nie była w
stanie zrozumieć poszczególnych słów. Rozpacz i strach połączyły się z
gniewem do czasu, gdy już prawie nie mogła oddychać. Słyszała, jak
odłamywane gałęzie i charakterystyczny trzask ciała uderzanego o ciało.
To była niezwykła konfrontacja. Ktoś walczył o swoje życie.
Odwracając się w kierunku przepychanki, zwinęła swe skrzydła i
pobiegła.
- Ty bezwzględna suko! - Głos człowieka przyprawiał o ból. - Nie
wejdziesz do mojej głowy!
Kobieta roześmiała się. Brenna skupiła się na dźwięku i pośpieszyła
przez las. Przy skraju polanki zatrzymała się, dając schronienie jej ciału
za masywnym drzewem. Dwie postaci stały przodem daleko w cieniu,
jeden mężczyzna i jedna kobieta.
- Przemień go Rafaelu! - Kobieta skinęła w kierunku ponurego
kształtu ledwie zauważalnego wśród liści rozrzuconych na ziemi. - Jeśli ty
go nie przemienisz, ja to zrobię.
- Nie! - Rafael rzucił się ku niej, ale kobieta zniknęła, powracając za
nim niczym widmo. Brenna mrugnęła, jej serce wbijało się w jej klatkę
piersiową. Byli duchami uwięzionymi w momencie ich śmierci? Słyszała
opowieści o takich rzeczach.
- Jego puls słabnie. - Zadowolone zapewnienie w tonie kobiety
sprawiło, że Brenna chciała trzepnąć ją. Nie ważne zjawa czy czarownica,
ta kobieta doprowadzała do szału. - Nie masz zbyt wiele czasu.
Rafael uklęknął i przyciągnął zmasakrowane ciało młodszego
człowieka do swojej klatki piersiowej. Drugi człowiek przycisnął obie ręce
do swojego gardła, ponieważ krew sączyła się między jego palcami,
mocząc jego tunikę i pokrywając jego ramiona. Brenna przykryła swoje
usta ręką, wstrząśnięta i przerażona. To nie były żadne duchy. Znała
zapach krwi.
Wypuszczając zdolności, które powstrzymała od roku, Brenna
studiowała tamtych. Kosmyki duszy Rafaela pulsowały z witalnością.
Kolory były żywe, każdy splatał się w bogatą fakturę. Nici zmysłowości i
ambicji były może zbyt przeważające, ale jego podstawowa natura była
dobra.
Brenna spojrzała na kobietę i zadrżała. Jej kosmyki duszy były
wystrzępione i wąskie, splatające się nici niemal rozplątały się.
Korupcja… jej dusza była niestabilna.
Fioletowe światło zalśniło w oczach kobiety.
- Zrób to!
- Nie zmuszę go. - Purpurowe światło rozbłysło z oczu Rafaela i
niepewność przedarła się przez Brennę. Byli oczywiście tacy sami.
Cokolwiek to było, to nie miało nic wspólnego z nią. - Wybór należy do
Phillipa, nie do mnie. - Nalegał Rafael.
- Wybór należy do ciebie albo do mnie. Wybieraj! - Gdy kobieta
posunęła się do przodu, jej oczy zabłysły jaśniej.
Phillip zrobił się słaby, stłumiony dźwięk, zwrócił uwagę Rafaela.
- Ty. - Powiedział bezgłośnie słowo, jego głowa przechyliła się na
jedną stroną.
Z rozwścieczonym rykiem, Rafael otworzył swoje usta i ugryzł bok
rozharatanego gardła Phillipa. Brenna wpadła z powrotem w osłupienie.
Pije krew! Chwyciła się szorstkiego pniaka, podczas gdy świat kręcił się
wokół niej. Byli pijącymi krew. Starożytni mówili o tych istotach żywych,
ale żaden nie istniał w królestwie Unseleighe.
- Racja. - Kobieta obeszła dokoła mężczyzn, światło księżyca
wyjawiało jej okrutne piękno. - Ocal go, przemień go, uczyń silnym. -
Każda fraza brzmiała bardziej sarkastycznie niż poprzednia.
Rafael podniósł swoją głowę, kły obnażyły się, gdy warknął. Brenna
nie mogła oderwać swojego spojrzenia od niego. To nie było coś, co miała
zamiar zobaczyć, ale smutek pulsował od nieznajomego, paraliżując ją.
Rafael spiorunował wzrokiem swoją dręczycielkę.
- Dlaczego? - Krojąc swój nadgarstek czubkiem jednego kła, opuścił
swoje ramię do ust Phillipa. Phillip złapał jego przedramię oburącz a
Rafael krzyknął.
- Ponieważ przegrasz. Zawsze przegrywasz. - Założyła swoje
ramiona na swoją klatką piersiową i uśmiechnęła się z wyższością. - On
umrze w twoich ramionach tak jak ona umarła w moich.
- Jej śmierć była moją winą? - Dyszał, szarpiąc wbrew uściskowi
Phillipa.
- Ostrożnie albo wyczerpie cię. - Roześmiała się. - Phillip był zawsze
silniejszy od ciebie. Nigdy nie był zadowolony z bycia zabawką mojego
ojca!
Phillip pił długo i głęboko, podczas gdy Rafael opłakiwał. Jego żal
uczynił Brenna słabą.
Łapiąc tył włosów Phillipa, Rafael odciągnął usta Phillipa z otwartej
rany w jego nadgarstku.
- Dobrze się baw na tym widowisku, Natalie. To jest ostatnia rzecz,
jaką kiedykolwiek zobaczysz. - Wskoczył w powietrze, gdy już złożył
Phillipa na ziemi.
Natalie rzuciła się na Rafaela; zderzyli się w powietrzu. Przekręcając
jej górną połowę ciała, rzuciła nim o drzewo. Burknął, gdy syczał, światło
wyzierało z jego oczu. Krzyczała i zadrżała, tracąc kontrolę nad jego
ramionami. Pchnął ją do tyłu, i kopnął ją w żołądek, wspomagając się
drzewem.
Brenna skurczyła się w ciemności. Musi odejść, wyjść zanim oni
wyczują jej obecność. Historie pijących krew zostały wyszeptane w nocy.
Byli potężni i niebezpieczni. Stosunki z takimi istotami żywymi były
zakazane. Nawet szukanie wiedzy o nich nie było pochwalane.
Cichy jęk zwrócił jej uwagę na Phillipa, gdy zwinął się w liściach.
Zawinął swoje ramiona wokół swojego brzucha, jego całe ciało trzęsło się.
Brenna ruszyła do przodu i zatrzymała się. Co ona sobie myśli? Ten
człowiek nic dla niej nie znaczył; nie miała żadnego powodu angażować
się. Zwierzęce warknięcie wydobyło się z ust Phillipa. Rzucił swoją głową,
dzieląc jego twarz na grupy włosami.
Natalie krzyknęła. Rafael przyszpilił ją do ziemi. Wygięła się w łuk i
wciągnęła jedno kolano, ledwo unikając jego pachwiny. Mocował się z
nią, zdobywając jeden nadgarstek tracąc kontrolę nad drugim. Pomimo
jej smukłego ciała, wydała się silna i zręczna.
Phillip przycisnął się do swoich kolan mocząc krwią tunikę. Brenna
zobaczyła go wyraźnie po raz pierwszy. Mocno zarysowane kości
policzkowe i kwadratowa szczęka zostały zmiękczone przez jego pełne
usta. Przełknęła ślinę. Rana na jego szyi była teraz ciemną zmarszczką
przecinającą na pół jego skórę. Wywoływał, jeszcze nie tragiczny,
zafascynował ją. Jego klatka piersiowa napięła się z każdym zniszczonym
oddechem, jego ręce podparły się na jego kolanach.
Jego kosmyki duszy nabrały ostrości, skrząc się hipnotycznym
światłem. Ścisnęła swoją rękę ponad swoim walącym sercem,
zniewolonym przez piękno… i znajomość. Znała ten wzór. Pierwszy raz
zobaczyła kosmyki duszy kształtujące ten projekt. Trauma ozdobiła obraz
w jej umyśle. Nie mogła mylić się, ale to było niemożliwe. Każdy z tym
ustawieniem nie żył.
Przechyliła swoją głowę, studiując kosmyki z innych kątów. To nie
miało sensu. Nie był nawet Sidhe. Albo był? Pijący krew uchwycili
Ciemnego Elfa? Sądziła, że jest jednym z nich, pewnego rodzaju
nowicjuszem.
Zatopił się, dyszał surowo, jego głowa opuściła się spuszczając jego
włosy na ziemię. Niezdecydowanie przebiegło przez Brennę. Główną
właściwością jasnowidza dusz było czytanie w myślach. Gdyby wzór był
wiarygodny, ona musiała zrobić wszystko, co było w jej władzy by ratować
go. Jeśli ona bezczelnie błędnie odczyta jego kosmyki, byłaby
nieprzydatna, jako jasnowidz duszy. Tak czy owak, ona musi działać i
musi zrobić to teraz.
Pijący krew zmienili pozycję. Natalie siedziała okrakiem na klatce
piersiowej Rafaela, jej kolana paraliżowały jego ramiona, gdy
przeciągnęła swój długi paznokieć przez swoją twarz. Przeciwstawił się i
przekręcił, unikając najgorszych z jej zadrapań, już niezdolny do
uwolnienia się.
Brenna rozwinęła swoje skrzydła i zanurkowała przez czyste
powietrze, porywając Phillipa ponad ziemią.
- Nie! - Krzyk Rafaela odbił się echem, podczas gdy Brenna
wzniosła się w powietrze.
*****
Co ja zrobiłam?
Brenna stanęła obok łóżeczka dziecinnego, na którym leżał Phillip,
jej ręce schowane były w kieszeniach sukni. To nie był powrót do domu,
jaki wyobraziła sobie. Wracając do królestwa Unseleighe przed rokiem
zaryzykowała hańbą i wstydem. Nawet od jej rodziny stroniliby przez jej
tchórzostwo.
Ale uratowała go przed pijącymi krew. Ale czy był wart aż tak wiele?
Domek był opuszczony, schowany głęboko w lesie otaczającym
D'Arcy Aiden. Powinni być tu bezpieczni. Zobaczyłaby powrót do zdrowia
Phillipa i omijałaby miasto przez pozostałe tygodnie wymaganego roku.
Nie była odprężona z oszukiwaniem się, ale jaki wybór miała?
Dobrze zrobiła, jedyną rzecz w tej sytuacji. Gdyby jej mentor
dokonał penetracji jej tarcz umysłu i wyczuł jej powrót, zajęłaby się
reperkusjami. Zapalając lampę na kiwającym się stoliku nocnym z
niestarannym uderzeniem ręki, Brenna studiowała bladą twarz Phillipa.
Stłuczenia były widoczne na jego skórze a jego nadgarstki i kostki były
pokruszone. Jak długo był zdany na łaskę pijących krew?
Chwilę później jego powieki podniosły się wybudzając oczy. Zrobiła
instynktowny krok do tyłu. Rozejrzał się w zmieszaniu, starając skupić się
na jej twarzy. Jego oczy były czymś pomiędzy złotem a brązem.
Podnosząc rękę do swojego gardła, wolno liznął swoje wargi.
- Wiem, że odczuwasz ból. Niestety, nie jestem uzdrowicielem. -
Nawet nie mogła zaoferować mu wody. Domek był niewiele więcej niż
ruderą. Wysłała oczyszczające tętno przez pokój, gdy przybyli, ale nie było
czasu nic więcej.
Staczając się z jego strony, zadyndał nogami z łóżka i przyjął
pozycję siedząca…
- Gdzie… ja jestem? - Jego głos zabrzmiał zgrzytająco i
zachrypnięcie. Była zaskoczona, bo mógł mówić.
Co ona powinna mu powiedzieć? On nie może ingerować. Jeszcze,
musiała nauczyć się więcej o jego kosmykach. Zdał sobie sprawę, że jest
Unseleighe Sidhe?
- Gdzie jest, Refe?
- Wciąż walczył z kobietą, gdy zabrałem cię tu. Gdy tylko będziesz
silniejszy, pozwolę ci wrócić, jeśli będziesz tego chciał. Ja tylko…
Skoczył na stopy, zawijając jedno ramię wokół niej z niewiarygodną
prędkością. Walczyła z jego uściskiem, próbując uwolnić ramiona albo
rozwinąć skrzydła. Fioletowy ogień zapalił się w jego spojrzeniu i Brenna
oszalała. Przekręcając i wyginając się w łuk, walczyła, potępiając jej
głupotę.
- Nie chcę cię skrzywdzić. - Podniósł ją i położył na łóżku,
przykrywając ją jego dużym ciałem, przed czym mogła zrobić nic więcej
niż gwałtowny wdech. Zwinęła się pod nim, przerażona i wściekła. Jej
pięści biły w jego ramiona, ale ledwie to zauważył. Gdyby tylko mogła
rozwinąć swoje skrzydła? - Nie chcę cię skrzywdzić. - Zauważyła jego kły,
to była bezpośrednia sprzeczność do jego szczerego tonu.
Odwrócił jej głowę w drugą stronę i ugryzł jej szyję. Krzyczała,
więcej ze strachu niż chwilowego użądlenia. Jego obecność włożona
ostrożnie do jej umysłu, potężny i władczy. Puścił falę spokoju i jej walka
ustała. Jej tarcze były niezdatne do użytku pod jego wpływem. Zadrżała i
zamknęła oczy. Jej szkolenie ledwie, co się zaczęło. Jak mogłaby mieć
nadzieję walczyć z nim?
- Muszę się żywić albo umrę. Rozumiesz?
Jej ręce trzymały kurczowo jego ramiona, ponieważ wcisnął ją w
materac z pierza. Wsunął jedno ramię pod jej szyję i utrzymywał jej twarz
jego drugą ręką. Nie mogła ruszyć się, ledwie mogła odetchnąć.
- Wezmę tylko to, co muszę. - Ręka utrzymująca jej twarz łagodnie
głaskała jej skórę. - Jeśli sprawię ci przyjemność, podczas gdy się żywię,
energia nawilży twoją krew. Nie bój się mnie.
Jego kły natchnęły jej ciało wraz ze wzrostem temperatury,
utwardzając jej sutki i przyśpieszając jej tętno. Zbuntowała się przeciwko
swojej natychmiastowej odpowiedzi. Tylko zdeprawowany mógł uważać
to za… przyjemne. Dyszała i zacisnęła zęby.
Puścił jej szyję, ale uczucia wciąż narastały. Jego oczy wpatrywały
się w jej, i świecąc hipnotyzując.
- Odpowiedz mi zgodnie z prawdą. Jesteś dziewicą?
Napięcie naznaczyło smugami jej klatkę piersiową, z trudem łapała
oddech. Miał zamiar pieprzyć ją, i nie mogła się sprzeciwić. Strach
potoczył się przez nią, wiążąc z ochotą, kując znowu strachem, jeszcze
raz. Jej łechtaczka drżała i jej cipka bolała.
- Wypuścisz mnie, jeśli jestem?
- Nie. - Iluzja uśmiechu zakrzywiła kąciki jego ust, przyprawiając ją
o dreszcze. - Dlaczego odebrałeś mnie im?
Przełknęła ślinę.
- By ocalić twoje życie.
- Wciąż jesteś związana tym celem?
Wiedziała, że to jest pułapka a jednak kiwnęła głową.
- Aby ustabilizować moją przemianę, muszę mieć krew i istotę
życia. Chcesz poświęcić je dla mnie, albo będziesz się raczej przygląda
jak umieram?
Pomimo pilności jego potrzeby, pragnął jej zgody. Liznął jej wargi.
Jego siła fizyczna przewyższała jej. Łatwo mógł narzucić jej swoją wolę.
Wzięła odpowiedzialność za jego życie, gdy wybrała „ratowanie” go.
- Nie chcę abyś umarł. - Wyszeptała.
- A ja nie chcę cię skrzywdzić. - Podniósł się z niej, utrzymując się
na swoich przedramionach i kolanach. - Jak się nazywasz?
- Brenna.
- Pocałuj mnie Brenno, poczuj smak moich ust. - Opuścił swoją
głowę i przycisnął swoje wargi do jej.
- Otwórz się dla mnie. Wdychaj mój zapach.
Jego głos był uwodzicielskim mruczeniem w jej umyśle. Rozdzieliła
swoje wargi i wciągnęła jego oddech do jej płuc. To było szaleństwo. Ona
powinna oddać do i powinna lecieć jak najdalej od niego tak daleko jak jej
skrzydła poniosłyby ją. Ale jego kosmyki duszy niosły wzór starożytnego
Sidhe. Jak mógłby być zarówno pijącym krew i Ciemnym Elfem?
- Nie myśl. Tylko czuj.
Przeczesał jej dolną wargę swoim językiem. Jego palce rozszerzyły
się na jej szyi, jego kciuk głaskał spód jej szczęki. Przeciągnęła swoimi
rękoma w górę jego ramion, w poprzek jego ramion, i w dół jego pleców,
dziwiąc się jego lśniącej, mięśniowej definicji, która nadała kształt jego
tułowiowi.
Pogłębiając pocałunek, zbadał jej usta i wdychał jej wdech. Jego
przesunięte wargi przeciwko jej, jego język ślizgał się. Przesunęła się
niespokojnie, ogłuszona przez łatwość, z którą odpowiedziała zupełnie
obcemu człowiekowi. Jego życie ważyło się. Spróbowała uspokoić siebie
myślą, ale nie znała go, nie miała żadnej drogi sprawdzania jego obietnic.
Jego ręka wślizgnęła się pod jej spódnicę, wspinając się wzdłuż jej
ud z oczywistym celem. Szarpnęła swoje usta daleko od jego i obróciła jej
twarz.
- Nie mogę tego zrobić. Ja…
Jego ręka przykryła jej wzgórek, jego palec środkowy bez wysiłku
znalazł jej łechtaczkę. Przeszedł na jej stronę, do połowy na i do połowy
daleko od jej ciała. Jego ramię poparło jej szyję, podczas gdy jego palce
kontynuowały swoją zręczną grę między jej nogami. Wilgotny oddech
rozchodził się na jej szyi. Jego zęby zadrasnęły jej skórę a jego język
odnalazł jej tętno.
Pomimo lęku przed nim, stała się mokra pod jego dotknięciem.
Jego palce pośliznęły się między jej fałdkami a jego kciuk okrążył jej
łechtaczkę. Jej cipka zatrzepotała, spodziewając się pełności i
wymagającego pchnięcia jego fiuta. Dokuczał jej szparce swoimi
koniuszkami palców, przyspieszając jej potrzebę wniknięcia w nią.
Wygięła się w łuk, próbując przybliżyć jego palce do jej rdzenia, ale jego
noga przytrzymała ją.
Uczucia intensywniejsze niż fizyczna potrzeba w głębi jej ogarnęły
ją. Walczyłaby określić to uczucie. Pilna potrzeba, moc, i niepokój
połączyły się w oszałamiającym pośpiechu. Co on robił? Nie mogła tego
porównać do czegokolwiek, czego doświadczyła wcześniej.
Wepchnął dwa palce do jej rdzenia, skręcając jego nadgarstek tak,
aby mógł pogłaskać jej łechtaczkę swoim kciukiem. Naprężyła swoje
wewnętrzne mięśnie, ściskając jej wargi trzymając w krzyku. Jej piersi
stały się ciężkie, spuchnięte, jej sutki kruszyły się pod suknią. Nawet nie
dotykał jej tam.
Jego kły otarły się o jej gardło, gdy osunął się na jej ciało. Brenna
krzyczała, więcej z niespodzianki niż chwilowego użądlenia. Chociaż
ostrzegł ją o swoich zamiarach, jakaś jej część nie uwierzyła mu. Jego
palce ślizgały się wciąż na jej cipce, jego kciuk akcentował każdy
niewzruszony cios.
Ciągłe ssanie jego ust nasiliło ładunek przyjemności nisko w jej
żołądku. Powinna się opierać każdy rodzaj życia, potrzebował przeżyć.
Żywy obraz powstał wewnątrz jej umysłu. Uklęknął między jej
udami, wspaniałymi nogami. Spojrzała, ponieważ poprowadził swojego
fiuta do wejścia jej ciała. Długi, gruby, i bardzo żylasty, jego trzonek
wymógł od niej punkowy ból. Wepchnął się na pół jego długości do jej
drżącego ciała, wtedy cofnął wszystko oprócz rozszerzonej główki.
Chwytając tyły jej kolan, wbił się w nią z jednym zaciekłym pchnięciem.
Uczucia wybuchły wewnątrz niej i spadały kaskadą. Rzeczywistość
połączyła się z fantazją. Pojawił się nad nią, nie przy niej. Jego fiut wbijał
się w nią a nie jego palce. Równe pociągnięcie jego ust przedłużyło jej
przyjemność. Fala po przypływie uczucia wzrosła w szybkim tempie w jej
ciele. Przyszpilona pod nim, napełniona przez niego, zamknęła swoje
oczy i wzrosła.
Rozdział II
Tłumacz: isiorek03
Korekta: Tempted-Hell
Zsunął swoje palce z jej śliskiej cipki i otworzył jego usta ponad
raną w jej szyi. Jego, była jego. Jej krew krążyła po jego żyłach, odurzając
i wzmacniając. Głaszcząc ranę swoim językiem, smakował jej smak, ale
nie brał już więcej z niej.
- Czy to… uczyni ze mnie pijącą krew?
Ignorując ból otworzył oczy.
- Nie jestem wystarczająco silny by przemienić kogokolwiek.
Padałem z głodu. Wyżywiłaś mnie. Żadna krzywda nie stanie się z
powodu tej wymiany.
Odprężył się przy niej, podpierając jego głowę na swojej ręce.
Subtelne kolory świeciły w jej czarnych mrocznych włosach… niebieski,
zielony, i różowy. Nigdy nie widziała nic podobnego do tego. Rozciągały
się wzdłuż łóżka, grube kosmyki mogły sięgnąć aż po jej biodra, a może
nawet aż po jej kolana. Jej żywe niebieskie spojrzenie spotkało jego bez
wahania albo przebiegłości. Boże, była piękna. Inny przypływ zaborczej
namiętności uderzył w niego.
Chciał więcej niż wspólna wizja. Chciał czuć, jak jej przytulne
przejście ściska jego bolącego fiuta, podczas gdy doprowadzał ją do
orgazmu po orgazmie. Jego żądza krwi została złagodzona, na teraz, ale
jego fizyczna ochota była nie mniej wymagająca.
Głaszcząc jej łagodny policzek wierzchem jego palców, studiował jej
delikatne rysy. Przemądrzały nos i słabo zarysowana broda zostały
zasłonięte przez grube rzęsy.
- Dlaczego zabrałaś mnie stamtąd?
Opuściła swoją spódnicę i odwróciła wzrok.
- Źle, że wmieszałam się?
- Szczerze, nie wiem. - Rozważał pytanie, podczas gdy studiował jej
profil. Spędził minione osiem tygodni na łasce Natalie. Torturowała go,
wykorzystując go seksualnie metodami, o których nawet by nie
wspomniał. Mimo to zawsze zatrzymywała się na chwilę przed
odebraniem mu życia. - Byłem nieprzydatny dla Rafe, ale on
prawdopodobnie zaryzykuje odnalezieniem mnie.
- O ile przeżyje konfrontację z kobietą?
Kiwnął głową.
- Wciąż go wyczuwam.
- On jest kimś w rodzaju ojca, którego kiedykolwiek miałem, ale
wrócimy do Rafe. Zacznij na początku. W jakim rodzaju tutaj jestem i
gdzie jestem?
- To jest Las królestwa Unseleighe Sidhe. - Gdy nie dał żadnego
znaku, że zrozumiał ten termin, wyjaśniła. - Jestem Ciemnym Elfem.
Jesteśmy oddaleni o pół dnia drogi od D'Arcy Aiden, naszej stolicy.
- Co Ciemny Elf robi w królestwie śmiertelników?
Wierciła się, oddalając się aż mogła oprzeć się o ścianę. On również
usiadł, krzyżując swoje nogi i opierając jego ręce na kolanach. Ciśnienie w
jego pachwinie nie mogło się zmniejszyć dopóki porządnie jej nie
wypieprzy, a pieprzenie jej nie wchodziło w rachubę do czasu aż zrozumie
sytuację. Chociaż mógł pogodzić się z tą niewygodą.
- Chcę zostać jasnowidzem dusz. - Błagała. - Zanim zacznie się
formalne szkolenie, każdy kandydat musi spędzać jeden rok w królestwie
śmiertelników. Dowieść naszej prawości mocy, musimy dowieść naszych
umiejętności poprzez życie bez nich.
- Czy twoje szkolenie jest zagrożone przez to, że wkroczyłem w to?
Włożyła kosmyk włosów za ucho… jej cudowne ucho.
- Nie wiem. Pomyślałam, że mam uzasadniony powód, ale to jest
dużo bardziej skomplikowane niż myślałam.
- Ponieważ jestem wampirem?
Jej wzrok wypalał jego.
- Wampir. Więc tak nazywany jest wasz rodzaj w świecie ludzi?
- Wampiry robią wszystko, co w ich mocy, aby nie być znanymi w
ludzkim świecie.
Wpatrywała się w niego przez długi pełen napięcia moment. To było
prawie jakby nie patrzała na niego ani nawet koło niego tylko wprost
przez niego. Jego oczy zaświeciły znowu? Myślał, że jego żądza krwi jest
opanowana.
- Oczywiście źle zrozumiałam, co wydarzyło się tamtej nocy. -
Skinęła w kierunku jego szyi. - Zostałeś zraniony. Pomyślałam, że kobieta
próbuje cię zabić.
Ten delikatny Elf uratował jego życie. Był winny jej przynajmniej
wyjaśnienie.
- Spotkałem Rafe sześćdziesiąt trzy lata temu. Nigdy nie znałem
swojego ojca. Moja matka umarła i nie miałem żadnej innej rodziny.
- Kiedy go spotkałeś? - Wciągnęła swoje nogi pod szeroką spódnicę
i zawinęła ramiona wokół kolan. Jej głos był cichy, gawędziarski, ale
ostrożnie chroniła swojego zdania.
- Spróbowałem okraść go. - Uśmiechnął się, przypominając sobie
ten incydent. Myślał, że jest tak mądry, tak sprawny i dzielny. Nigdy nie
zobaczył, nigdy nie widział nikogo, kto poruszał się równie szybko, co
Refe. - Gdy zdał sobie sprawę, że padam z głodu, zaproponował mi pracę,
jako praktykanta.
- Jaki jest zawód, Refe?
- Jest muzykiem, znakomitym kompozytorem. Raczej obawiałem
się go. - Więcej wspomnień przetoczyło się przez pamięć Phillipa. Rafe
był po części ojcem, po części przyjacielem, i po części mentorem. - Nie
potrzebował tak naprawdę praktykanta, ale byłem rozentuzjazmowany i
miałem dryg do muzyki. - Odepchnął od siebie wspomnienia. - Zbaczam z
tematu. Wampiry nie starzeją się i to nie zajęło mi zbyt wiele czasu, aby
dojść do tego, że był… inny, czymś jeszcze. Skonfrontowałem z nim moje
podejrzenia, a on rozpoczął drugi etap mojej edukacji.
- Powiedział ci o wampirach?
- Tak albo, dokładniej, zostawił mnie u Faelona, który wzbogacił
moją edukację.
- Kim jest Faelon?
Nie chciał spędzić nocy na rozmowie. Ochota wciąż gotowała go na
wolnym ogniu. Wszystko, czego tylko chciał to dotyk, uśmiech albo błysk
w jej oczach, dla tego mógł stracić kontrolę.
- Są dwa rodzaje wampirów, ci, którzy są przemienieni i ci, którzy
urodzili się wampirami. Faelon jest naturalnym wampirem.
- To on przemienił Refe?
- Tak, ale zbaczamy z kursu. - Boże, pragnął jej dotknąć. Jej bujne,
różowe wargi błagały o więcej uwagi. Zapach jej pobudzenia pozostał w
powietrzu, sprawiając, że pragnął czuć jej smak. - Gdy postanowiłem, że
chcę zostać przemieniony, Rafe zasugerował, że założymy Więź Krwi za
pierwszym razem. To zahamowało moje starzenie się i pozwoliło mi
zastanowić się nad stałą przemianą. To było w tym czasie, gdy Natalie
wzięła mnie.
- Kobieta w lesie.
- Tak. - Zesztywniał. Brenna nie musiała wiedzieć jak długo był
trzymany w niewoli, podczas gdy Rafe jak oszalały szukał go, albo, jaki
horror przeżywał w rękach Natalie. - Jak zauważyłaś, wykorzystała mnie
do znalezienia Rafe. Wiedziała, że Faelon ma zamiar przemienić mnie i
chciała nie dopuścić do tego.
- Chciałaby Rafe przemienił cię za to? - Zmarszczyła brew, a jej
palce odgarnęły włosy z jej oczu. - Dlaczego martwiła się, kto cię
przemieni? Nie rozumiem tego.
Phillip pogładził swoją szczękę ręką. Dlaczego wszystko musiało być
tak skomplikowane? Każde z jej rzuconych mimochodem pytań
prowadziło do innej historii.
- Rafe chciał przemienić swoją kochankę, ale nie przeżyła
przemiany. Odmawia przeprowadzanie prób przemienienia kogoś od
tamtego czasu. Natalie wie to.
- Chciała abyś umarł, a Rafe dręczyłaby wina.
Kiwnął głową.
- Ale nie wzięła pod uwagę Ciemnego Elfa zabierającego mnie poza
jej zasięg. - Przerwał i spojrzał bezpośrednio w jej oczy. - Dlaczego to
zrobiłaś Brenno? Jest w tym coś więcej niż współczucie.
Przerwała, oczywiście rozmyślając, co powiedzieć. Nie mógł
obwiniać o to, że mu nie ufała. Przytrzymał ją i wyżywił się z jej szyi.
- Mogę widzieć kosmyki duszy. - Powiedział ściszonym tonem.
- Jestem nieobeznany z tym terminem.
- Są to różne elementy określające ładunek osoby, osobowość
w widocznych niciach otaczających ciało. Te kosmyki tkają wzory,
które określają, kim jesteś. Każdy wzór jest jedynym w swoim rodzaju, ale
członkowie tej samej rodziny często mają podobne wzory. Mogę zobaczyć
te wzory.
- Tak widzisz innych? Jako masę splecionych nici?
Uśmiechnęła się.
- Muszę celowo spojrzeć na kosmyki. Nie widzę ich cały czas.
- Co to ma do mnie?
- Twoje kosmyki duszy niosą wykrój bardzo potężnej rodziny Sidhe.
Jaki był z tego nonsens? Zwęził spojrzenie na jej twarzy.
- Jestem człowiekiem, albo byłem dopóki Refe nie nakarmił mnie
swoją krwią.
- Nigdy nie poznałeś swojego ojca. Jest możliwe, że był Unseleighe
Sidhe.
- Sidhe może spłodzić dziecko z człowiekiem? - Jakby jego życie nie
były wystarczająco zawiłe, chciała je jeszcze bardziej pokręcić. - Wiem, że
moja matka była człowiekiem.
- Wiesz? - Wyzwanie zaświeciło w jej szerokich niebieskich oczach. -
Wielu Sidhe wydaje się całkowicie ludzcy, jeśli tylko tego chce.
Nie troszczył się o to, kim był jego ojciec albo gdyby jego matka
okazała się być kimś innym niż człowiekiem. Przeszłość nie miała
żadnego związku z teraźniejszością. Potrząsnął głową starając się pozbyć
niedokładnych myśli. Nikt nie mógł odwrócić ich przeszłości, ale to nie
liczyło się teraz.
- Myślałaś, że ratujesz Ciemnego Elfa - powiedział z uśmiechem. - A
w zamian zostałaś pożywieniem dla wampira.
Brenna spełzła z łóżka i podeszła do okna. Otwierając okiennice,
zmusiła się by spojrzeć w noc. Pożywienie dla wampira. Jej umysł
rozbrzmiewał echem tego zwrotu. Nie mogła patrzeć na niego bez
przypominania sobie przyjemności, jaką rozpętał w niej. Echa uczucia
drżały wciąż w niej. Mimo to, to było więcej niż fizyczna przyjemność.
Poczuła zawroty w głębi serca, przebudzenie niemal tak głębokiego jak
wtedy, gdy po raz pierwszy raz zobaczyła kosmyki duszy. Dlaczego dotyk
Philippa zaburzał mistyczne moce?
- Co cię martwi? - Jego ciepłe ręce zeszły na jej ramiona, a ona
sapnęła. Nie usłyszała, jak poruszył się, nie wyczuła, gdy podszedł.
Zachichotał. - Zawsze jesteś tak kapryśna?
Znieważona przez pytanie, odwróciła się przodem do niego, przez
moment pozbywając się jego rąk.
- Nie jestem kapryśna. To ty poruszasz się jak zjawa.
- Poruszam się jak wampir. - Jego zęby zabłysły przy świetle
księżyca, jego kły schowały się.
- Nie obawiaj się zadowoleniem mnie. Twój wewnętrzny konflikt
wciąż nasila się.
- Jesteś pewien moich uczuć. - Dokładność jego obserwacji
zdenerwowała ją.
- Wyczuwam wyraźnie konflikt, ale nie jestem w stanie ustalić
powodu. - Jego palce zakrzywiły się wokół jej szyi, pieszcząc kciukiem. -
Dlaczego jesteś taka niezadowolona?
- Poczułam dziwne uczucie, gdy pojawiłeś się w moich myślach.
Jedna brew przekrzywiła się, a jego oczy skrzyły się.
- Nigdy nie czułaś czegoś podobnego wcześniej?
- Nie mówię o orgazmie. Mówiłam ci, nie jestem dziewicą. To, co
poczułam nie było seksualne. Ja… kiedy ty… Oh, zapomnij o tym.
- To, czego doświadczyłaś było Więzią Krwi. Psychiczne połączenie,
które będzie aktywne tylko wtedy, gdy twoja krew będzie w moim ciele.
Zaakceptowała jego wyjaśnienie z ciężkim kiwnięciem głowy. Stale,
to uczucie było tak podobne do jej mistycznego przebudzenia. Nie była
pewna, że zrozumiał, co miała na myśli.
- Wyjaśnij mi to.
Lekceważąc jego rękę, odsunęła się od okna. Jego obecność została
w jej umyśle. Podejrzewała, że może podsłuchiwać jej myśli, ale nie
musiał być tak niegrzeczny robiąc to.
- Była mistyczna bitwa o Leśne królestwo, Mistrzowie Sutrotha
wyzwali Porządek Raonull. Mój ojciec był Sutrotha.
- Jak dawno to było?
- Pięćdziesiąt siedem, nie, pięćdziesiąt osiem lat temu. Byłam wtedy
jeszcze dzieckiem. - Rzuciła okiem na niego, mierząc go, podczas gdy
ostrożnie skrywała jej uczucia. Smutek rozbrzmiewał echem przez jej
serce ilekroć pomyślała o tych dawnych wydarzeniach. Teraz miał pełny
arsenał broni do swojej dyspozycji. Nie musiała oferować mu nic innego.
- Dalej. - Położył jej ręce na plecach. Jego postawa sprytnie oceniała
ją.
- Ojciec przyszedł ze swoim dowódcą pożegnać się przed bitwą.
Każdy podejrzewał, że straty będą wielkie. Trzymał w ramionach moją
matkę, gdy płakała, a Dowódca Jaeron rozpraszał mnie swawolnymi
żarcikami. Jaeron był najbardziej przerażającym człowiekiem, jakiego
kiedykolwiek widziałam, mimo to jego oczy były miłe. - Oczy w takim
samym złoto brązowym kolorze jak oczy Phillipa błysnęły przez jej
pamięć. Była tak skupiona na kosmykach duszy Phillipa, że nie
rozpoznała podobieństwa. - Gdy Jaeron rozmawiał ze mną, światełka
wybuchnęły wokół jego ciała. Drobiny stały się nićmi i nici splatały się.
Przez cały czas czułam, intensywne wibrowanie pulsowało przez nie. To
jest nazywane przebudzeniem. To był pierwszy raz, gdy zobaczyłam,
kosmyki duszy, i mogę przypomnieć sobie każdy kolor, każdy szczegół
wzoru.
- To jest ten wzór, który widzisz patrząc na mnie?
- Tak. - Z głębokim, wzmacniającym oddechem odepchnęła
przeszłość. - Żaden z mistyków nie przeżył bitwy. Myślę, że dlatego tak
mało pamiętamy. To był ostatni raz, gdy widziałam swojego ojca, ostatni
raz, gdy uśmiechnął się albo dotknął mojej twarzy.
Phillip przykrył jej policzek, zaskakując ją swoją łagodnością.
- Podobieństwo, które widzisz w moich kosmykach duszy
spowodowało, że utożsamiłaś mnie z tymi wydarzeniami. To nie jest
zaskakujące, że Więź Krwi przypomniała ci o tym przebudzeniu.
Nie sprzeczała się. Nigdy nie doświadczyła Więzi Krwi. Może to było
dokładnie to samo uczucie, co przy przebudzeniu. Jakoś nie pomyślała, że
to jest tak proste, ale pozwoliła dyskusji zakończyć się.
- Jest jakiś strumień tu w pobliżu? - Pogładził swój policzek
wierzchem swoich palców.
- Tak. Dlaczego?
- Mam krew we włosach. Chce cię wykąpać zanim będziemy
kontynuować.
- Kontynuować? - Pomimo jej gigantycznego wysiłku, jaki
włożyłaby uspokoić głos i tak pisnęła.
Odnalazł jej wargi swoim palcem wskazującym, podczas gdy jego
spojrzenie zatrzymało się na jej ustach.
- Oczywiście nie pomyślałeś, że jestem wykończona tobą. Noc
ledwie zaczęła się.
Oczekiwanie szybko stłumiło jej przebłysk irytacji. Światło lampy
sprawiło, że w jego oczach pojawiło się więcej złota niż brązu.
Wpatrywała się w nie aż do samego dna, zniewolona przez hipnotyczny
blask. Fiołkowy blask osłabł. Wyczuła, że teraz był człowiekiem, nie
wampirem. Intensywny i jawnie uwodzicielski człowiek był nie mniej
niebezpieczny.
- Powinnam zabrać cię z powrotem do królestwa śmiertelników. -
Spojrzała w dal, tracąc ciepło jego ręki w zamian, za co opuścił swoje
ramie. - Oczywiście nie potrzebowałeś ocalenia.
- Nie bądź zdezorientowana przez chwilę ciszy. - Nagła
uszczypliwość w jego tonie zwróciła jej uwagę z powrotem na jego twarz.
Napięcie wzmocniło jego postawę, a jej oczy zwęziły się. - Głód powraca.
Światło księżyca zaakcentowało znużenie wyrzeźbione w jego
rysach i współczucie wzrosło w niej. Przyciągając jej uwagę na jego
kosmyki duszy, przygryzała dolną wargę między zębami. Nie mogła mylić
się, co do tego. Wzór był identyczny.
- Obawiasz się, że ktoś nas podejrzy? Czy to, dlatego wahasz się?
Potrząsnęła głową.
- Jesteśmy w ustronnym miejscu, a ja ukrywam naszą obecność
przed swoim mentorem. Wskażę ci drogę.
Noc objęła ich chłodnym powietrzem i świeżymi zapachami.
Gwiazdy migotały w aksamitnym, czarnym niebie. Istoty lasu gnały przez
podszycie, gdy jałowe gałęzie zakołysały się. Brenna oddychała głęboko.
Opuściła spokojną wspaniałość jej ojczyzny.
- Powiedziałaś, że twój czas testowania jest jeszcze nieukończony.
Jak długo powinnaś pozostać w królestwie śmiertelników? - Niczym noc
oblegająca ich, jego głos był ściszony i aksamitny.
- Pięć tygodni. - Patrzała prosto przed siebie, wystraszona przez jej
postawę bardziej niż byłaby wstanie to wyjawić.
- Czy ryzyko zwiększy się, gdy wrócimy, albo, jeśli przeczekamy te
tygodnie w lesie?
My. Jej serce zamarło na dźwięk tego słowa. Połączył ich jakby to
było oczywistym wnioskiem, że zostaliby razem. Jak bardzo była skłonna
ryzykować dla tego człowieka?
- Trudno powiedzieć. Za każdym razem, gdy przechodzimy przez
zasłonę, zwiększamy szansę, że mój mentor będzie mógł wyczuć moją
obecność. Po prostu pozostając w tym królestwie robi dokładnie to samo.
- Co się stanie, jeśli twój mentor odkryje, że wróciłaś?
To było najmniejsze z jej niepokojów. Jej ramiona zapadły się pod
rangą jej decyzji. Zabrała pijącego krew do królestwa Unseleighe.
- Pijący krew to dokładny nazwa, ale nie zbyt pochlebiająca. Jestem
wampirem, bliskim biologicznym kuzynem ludzkiego mężczyzny.
Spojrzała na niego, gdy zbliżyli się do strumienia.
- Mogę czytać w twoich myślach tak dobrze, jak i ty możesz w
moich. Uważamy to za inwazję.
- Przepraszam. - Pochylił swoją głowę. - Zawsze byłem zdolny
rozmawiać umysł – do – umysłu, ale przemiana znacznie zwiększała moje
zdolności.
- Tak, więc przestań bawić się twoją nową zabawką. To jest
niegrzeczne. - Zachichotał, a ona wskazała ręką w kierunku strumienia. -
Twoja wanna czeka.
- Nie dołączysz do mnie?
Rozwinęła swoje skrzydła i odmieniła jej suknię w mgnieniu oka.
- Wiadomo było, że lubię długą, relaksującą kąpiel, ale pogrążanie
się w zimnym strumieniu nie ma żadnego uroku. Zajęłoby mi cały dzień
wysuszenie włosów.
- Widziałem jak Refe zamienia się w mgłę i wraca w czystej odzieży.
Niestety nie wiem jak działa ta zabawka.
- Powiedziałeś, że możesz wyczuć Refe. Możesz skomunikować się z
nim?
- Jeszcze nie. Próbowałem. - Ściągnął buty, zdjął ubranie i skierował
się do wody. - Cholera, jaka zimna.
Drzewa stały wzdłuż strumienia, a mech przykrywał formacje
skalne, które zostały rozrzucone w poszyciu. Brenna podeszła do dużego,
stosunkowo matowego kamienia i usiadła przodem do wody. Phillip
zabrał się do swojej kąpieli jakby jej tam nie było. Wysoki i szczupły, jego
ciało prezentowało niezwykłą siłę nieprawdziwym świetle. Ciekawość
spowodowała, że spojrzała w dół.
Jej oddech uwiązał, a gorąco zebrało się nisko w jej żołądku. Obraz
jego nagiego ciała był w sposób trwały wyryty w jej umyśle. Zgiął i zebrał
wodę w jego dłoniach zwiniętych w trąbkę, nieumyślnie prezentując część
jego ciała, które sprawiło, że jej puls przyspieszył. Nawet bez pełnej
erekcji, jego trzonek był imponujący, zarówno długi jak i gruby. Pozwoliła
sobie na niegrzeczny uśmiech, wyobrażając sobie wszystkie rzeczy, które
mogła zrobić z jego fantastycznym fiutem. Zrobił unik pod wodą i
westchnęła.
Ciemne Elfy nie były uważane za dojrzałe do czasu, gdy nie przeżyli
przynajmniej sto lat. Raczej jak przemiana w wampira. Liznęła swoje
wargi i poczekała na jego ciemną głowę łamiącą powierzchnię wody. W
ciągu jej sześćdziesięciu siedmiu lat, miała trzech kochanków, dwóch
Sidhe i jednego ludzkiego. Żaden z nich nie wpłynął na nią tak mocno jak
Phillip, a oni jeszcze się nie kochali. Działał na nią na żywiołowym
poziomie. Może to była krew Sidhe, do której nie przyznawał się, albo
może została zaciągnięta przez niego w niebezpieczeństwo. Wszystko, co
znała było swoją duszą, wzmożoną, gdy tylko patrzała na niego.
Wstał z wody i skierował się w jej kierunku. Świecąc w świetle
księżyca, jego włosy ociekły wodą po twarzy i w dół jego pleców. Jego rysy
były wypukłe, kościste i gwałtowne. Ich spojrzenia spotkały się, i jej
oddech utkwił w jej gardle, gdy zapragnęła ciepła jego ciała.
- Albo zdejmiesz tą suknię, albo będzie cała mokra.
Rozdział III
Tłumacz: isiorek03
Korekta: Tempted-Hell
Phillip czuł, jak wpatrywała się w jego ciało i mógł słyszeć, jak
zatwierdzała myśli. Nie zrozumiała, że atrakcyjność wzbiera między nimi,
ale pragnęła go tak bardzo jak on pragnął jej. Otworzyła swoje usta jakby
w proteście, wtedy potrząsnęła głową z postrzępionym westchnieniem.
Pędząc ze skały, stanęła naprzeciw niego i zdjęła jej suknię.
Ochota uderzyła w jego brzuch z wprawiającą w osłupienie siłą.
Ubrana, była piękna; naga, była nie do opisania. Światło księżyca
posrebrzyło jej bladą skórę i nasiliło opalizującą, jakość jej włosów.
Eleganckie ramiona opadały z jej długiej, smukłej szyi. Wiatr nocny
dokuczał jej sutkom, ściągając je w ciasne, ściągnięte szczyty. Jej piersi
były wysokie i okrągłe, niemal zbyt pełne dla jej wąskiego tułowia. Rzucił
okiem na jej gładki wzgórek i długie nogi przed zwróceniem jego
spojrzenia ku jej piersiom. Lepiej wziąć krok w odpowiednim momencie,
niż się skompromitować
- Rozwiń twoje skrzydła. Przypominam sobie wtedy, jak nurkowałaś
jak anioł zemsty, gdy straciłem przytomność w lesie. - Po krótkim
wahaniu, jej szerokie, wycięte w półokrągłe ząbki skrzydła rozeszły się
promieniście za nią. Światło księżyca przeszło przez słabą błonę,
powodując, że kolory falowały przez powierzchnię. Bał się, wyciągnął
swoją rękę tylko po to, aby zacisnąć ją w pięści, lecz wcześniej faktycznie
dotykając jej.
- Podejdź. - Uśmiechnęła się, ciepłem świecącym w jej oczach.
Pogłaskał twardą, elastyczną górną krawędź, po czym pociągnął
koniuszkami palców wzdłuż jednej delikatnej muszelki. Miękka i
aksamitna. Westchnął. Z jakiegoś powodu oczekiwał piór.
- I myślę, że twoje włosy są piękne.
- Dziękuję. - Przysunęła się, kładąc ręce na jego klatce piersiowej. -
Mogę zabrać cię na przejażdżkę?
Zachichotał i zawinął jego ramię wokół jej pasa. Jej skrzydła
popieściły jego przedramię, gdy ruszyli się.
- Nie dzisiaj. Dzisiaj chcę odkrywać ciebie.
Złożyła swoje skrzydła i zrobiła pętlę swoimi ramionami wokół jego
szyi.
- Więc odkrywaj.
Ich usta połączyły się w gorącym pocałunku. Jej palce przeczesały
jego włosy, podczas gdy on wodził delikatnym wcięciem prowadzącym do
jej kręgosłupa, odnajdując miękkie zagięcie między jej zaokrąglonymi
półdupkami, do czasu, gdy jego palce napotkały gorąco między jej udami.
Jego fiut staną aż do brzucha, rozbrzmiewając echem rozpaczliwego
rytmu jego serca. Pragnął ułożyć ostrożnie ją na swojej klatce piersiowej,
lecz mimo to musiał miażdżyć ją pod swoim ciałem, i czuć, jak poruszała
się na nim… i potrzebował tego wszystkiego. Ekscytowała go, wyzwała go,
i przyciągała go. Wycofał się i wpatrywał się w jej oczy. Przemiana czyniła
go dzikim albo…
Odciągnęła jej usta on niego.
Nie myśl. Czuj.
Szczęśliwy, że akceptowała jego radę, objął jej twarz swoimi dłońmi
i sięgnął do ciepłego wnętrza jej ust. Zwróciła pocałunek z jednakowym
zapałem, zalewając jego istnienie jej ochotą. Jej tęsknota była nie mniej
określona niż jego, łatwą w jej intensywności. Uczucie zachwytu gotowało
się na wolnym ogniu pod pilną potrzebą oddechu - kradzieży.
Rozdzielając ich usta, obsypała pocałunkami jego rysy twarzy, w dół
jego szyi, i na jego klatkę piersiową. Jej zejście trwało aż skręcił swoje
palce u nóg. Wyobraził sobie, jak jej usta zaspokajały dopóki nie
zbudziłby się pod jej opieką. Wiatr igrał z jego włosami, patrzył w górę na
gwiazdy podczas, gdy jej ręce znalazły jego biodra, przytrzymując go, gdy
wsunęła jej kolana.
Jego fiut ożywił się i wygiął w łuk, dając jasno do zrozumienia jego
entuzjazm. Krążyła językiem wokół rozszerzonej główki jego fiuta,
oblizując drogę wokół jego trzonka. Zacisnął ręce w pięści. Taka słodka
męczarnia. Jej wargi wyczyściły jego jądra, jej oddech był ciepły i
przekorny. Przykrywając jego woreczek jedną ręką, powtórzyła tę samą
drogę do ultraczułego czubka.
- Spójrz na mnie. - Wyszeptała.
Spuścił wzrok i poczuł odpływ siły z jego nóg. W tym samym czasie,
jego męska siła wezbrała. To było oszałamiające połączenie. Klęcząca i
naga, tak jak posłuszny petent, pocałowała główkę jego fiuta, jej wzrok
utkwiony był w nim. Warknął i wziął jej twarz między jego ręce. Koralik
wilgoci utworzył się okazując jego radosne podniecenie. Złapała to
czubkiem swojego języka. Jej oczy zwęziły się, gdy smakowała jego smak.
Dyszał surowo, unosząc oczy ku niebu.
- Nie mogę patrzeć, gdy dochodzę.
- Więc dochodź. - Chwilę później połknęła całą jego długość,
odciągając cichy jęk od jego gardła. Jej język pieścił go, a jej wargi
chwyciły w stanowczy uchwyt, z jakim jej gardło mogło przyjąć całą jego
długość.
Bogate jesienne zapachy niesione przez bryzę i gwiazdy mrugnęły w
dół na niego. Jej palce wbijały się w jego biodra i mruczała łagodnie,
wibrowanie dodatkowo pobudzało. Jego palce podryfowały przez jej
miękką skórę, odciągając jej włosy z powrotem z jej twarzy. Ssała
łakomie, jej bezinteresowność przyprawiała o dreszczyk go emocji
bardziej niż zechciałby przyznać. Musiał zobaczyć ją, musieć obserwować,
jak jego fiut osuwał się w jej usta. Skupiając się na jej poczerwieniałej
twarzy, pompował szybciej. Jej policzki były niewyraźne, a wzrok
wydawał się lśnić w świetle księżyca, gorące mrowienie wybuchło w jego
jądrach.
Jej zapał pobudził go, ale mimo to zaskoczył. Dostosowywała się do
każdej sytuacji zdumiewała opanowaniem, podczas gdy kontrolowała
uczucia. Dotknął jej umysłu i stwierdził, że krztyna zamieszania łączy się z
namiętnym żądaniem. Jej zmysły płonęły, ale w pełni nie zrozumiała
gorączki.
Jego fiut przeciwstawiał się jej językowi, i próbował wycofać się z jej
ust. Trzymała kurczowo jego biodra i ssała, jej spojrzenie zmuszało go do
kapitulacji. Pchnął do samego końca w jej usta i uwolnił całe swoje
nasienie. Jego wizja rozmazała się i jego ciało zadrżało w ataku
przyjemności.
Rozejrzał się w poszukiwaniu miejsca do kontynuacji ich miłosnej
gry. Dlaczego nie poczekał do czasu, gdy wrócili do domku by zacząć to?
Pociągnęła go do tyłu, prowadząc go na kamień gdzie przyglądała się, jak
się kąpał. Ze zdławionym chichotem, usiadł i pociągnął ją między jego
uda. Przykrył jedną pierś, dokuczając sutkowi kciukiem, podczas gdy ssał
drugą. Przeciągnęła swoje palce przez jego wilgotne włosy i wygięła się w
łuk w jego pieszczocie.
Drżenia zachwiały jej szczupłą sylwetką. Im mocniej ssał, tym
silniej drżała. Zapach jej pobudzenia napełnił jego głowę i obudził jego
fiuta.
- Chcę cię posmakować. Zamieńmy się miejscami.
- Mam lepszy pomysł. - Pasja pogrubiła jej głos i zaświeciła się w jej
oczach. Rozłożyła swoje skrzydła i wspięła się.
Trącił nosem jej brzuch, wpatrując się w jej gładki wzgórek, podczas
gdy jej skrzydła unosiły ją wyżej. Zawijając ramiona wokół jej ud,
przyciągnął ją do swojej klatki piersiowej, przyciskając twarz do punktu
na jej ud. Rytmiczny ruch jej skrzydeł popychał ją na niego. Jego wargi
popieściły jej delikatne zewnętrzne wargi, podczas gdy jego język szukał
jej łechtaczki. Drgnęła silnie i wiedział, że znalazł swój cel. Ciasne, mocne
koła wywołały jej jęki. To nie wystarczyło. Musiał chłonąć jej przyjemność
i ucztować na jej namiętności.
Łagodząc daleko, rozdzielił swoje nogi i zgiął jej kolana. Patrzała na
niego w zmieszaniu, wtedy uśmiechnęła się, regulując pozycję w
powietrzu. Ustawił pod kątem swoją głowę i poprowadził ją na jego usta,
jej nogi oparły się o jego grzbiet. Subtelne kołysanie stworzone przez jej
skrzydła tylko zwiększyło ich przyjemność. Kręciła się ponad jego twarzą,
oferując mu pełny dostęp do jej kremowej cipki.
Odnalazł jej szparkę, jęczał, gdy jej smak pokrył jego język.
Przykryła swoje piersi i ścięła swoje biodra, jej skrzydła łagodnie łopotały.
Jego ręce przytrzymały ją, gdy lizał i ssał, ciesząc się z jej odpowiedzi.
Poruszyła się i krzyknęła, jej cipka pulsowała wokół jego języka.
Jej pierwszy orgazm uderzył, a jej uda zacisnęły się na jego
policzkach. Zaczęła odlatywać, ale przytrzymał ją w miejscu. Pstrykając
językiem na jej łechtaczce, zaczął nowy cykl pobudzania. Łaknął jej
wytrysku jak największego, ponieważ tęsknił za jej krwią. Istota życia,
moc tworzenia. Jej smak, jej zapach, jej łzy namiętności wszystko
napędzało jego ochotę i scalało nowo utworzoną Więź Krwi. Wychłeptał
jej śmietankę, ssąc i głaskając ją jego językiem dopóki nie odnalazła wciąż
nie uwalniała się.
- Wst…ań! - Z trudem wykrztusiła polecenie.
Stanął i przykrył jej tyłek obiema rękami, prowadząc ją w dół.
Gorąco i wilgoć podążyły tropem przez jego brzuch do czasu, gdy ich ciała
nie zrównały się. Wepchnął się do jej przytulnego wejścia i równocześnie
krzyknęli. To nie było tak jak sobie wyobrażał branie jej. Chciał przykryć
ją, wepchnąć się w nią tak, aby zwinęła się pod nim.
- Następnym razem. - Wymruczała.
Przytrzymując ją kurczowo do siebie, uniemożliwił jej ruszanie się,
potrzebując zasmakowania ich połączenia tak długo jak tylko to będzie
możliwe. Jej wewnętrzne mięśnie zaciskały się w silnych zmarszczkach.
Trzymał ją w ramionach, upajając się gorącem i stanowczym chwytem jej
cipki. Owijając jedno ramię wokół jej bioder, pozwolił swojej drugiej ręce
dotknąć jej. Pogłaskał jej uda i biodra, zbadał jej żebra i piersi.
- Potrzebuję się poruszać. - Machnęła swoimi skrzydłami,
wyszarpując się mu.
- Jeszcze nie. - Trzymał ją stanowczo w swoich ramionach,
odmawiając bycia popędzanym. Nie mogli zrozumieć dokładnej natury
związku, ale obydwoje wiedzieli, że to jest wyjątkowe.
Jej uda zacisnęły się wokół jego bioder i jej cipka ścisnęła jego
trzonek. Ignorując pobudzanie, upajał się odczuwaniem jej miękkiej
skóry i odpowiedzi jej sutków pod jego kciukiem. Wiedział, że nie
wytrzyma długo, gdy tylko zacznie się poruszać, więc przedłuży
przyjemność jedynym sposobem, jakim mógł.
Zwijała się. Jej ciało wygięło się w łuk, a jej włosy dygotały na
bryzie.
- Potrzebuję dojść.
- Więc dojdź. - Zachichotał i wsunął rękę między ich ciała. Poluźnił
uścisk tylko po to by móc dotykać, pogłaskał ją dwoma palcami, jeden po
obu stronach jej łechtaczki. Jej cipka pulsowała w odpowiedzi na jego
niepowstrzymane pobudzanie.
Jej przyjemność sunęła płynnie wzdłuż ich więzi, zalewając go
uczuciem. Napięcie zebrane w niej, intensywność była niemal bolesna.
Jej skrzydła zatrzepotały szybciej. Jej piersi zadrżały, gdy dyszała walcząc
o oddech. Puszczając jej biodra, pozwolił jej dryfować z powrotem do
czasu, gdy tylko główka jego fiuta pozostała w niej, po czym pociągnął ją z
powrotem z jednym mocnym szarpnięciem. Wycofała się. Wysunął ją w
przód, nigdy nie uwalniając jej do końca.
Napiął każdą z nóg, a jego ruchy stały się agresywniejsze. Jej
paznokcie wbiły się w jego ramiona i krzyczała z każdym zaciekłym
pchnięciem. Jego przyjemność narastała wzdłuż niej. Pilna potrzeba
przelatywała przez ich mentalne połączenie. Sapnęła, a jej cipka
marszczyła swoją powierzchnię w szalonych skurczach.
Odrzucając do tyłu głowę, wepchnął się aż po rękojeść i uwolnił
swoje nasienie. Jego przyjemność uruchomiła jej i zadrżeli razem,
uwięzieni w uczuciu, które przepłynęło przez nich. Osunął się na kolana.
Upadła na jego klatę piersiową i zwinęła skrzydła.
*****
Trzy tygodnie minęły, podczas których zaspokajali wszystkie swoje
pragnienia. Pomimo zapewnienia Phillipa, że zamieszanie w niej było
częścią Więzi Krwi, Brenna nie była przekonana. Za każdym razem, gdy
wpuszczała go do swojego ciała, przebudzenie stawało się coraz
intensywniejsze.
- Nie możemy wiecznie unikać tego tematu. - Phillip leżał między jej
udami, jej nogi zahaczyły się ponad jego ramionami. Właśnie wywołał u
niej ogromny orgazm tylko swoimi ustami. - Chociaż każde zakłócenie
naszego spokoju jest wspaniałe, musimy podjąć ostateczne decyzje.
Brenna jęknęła, przykrywając twarz rękami.
- Nie możemy porozmawiać później?
- Z nami potem nigdy nie nadejdzie. Ledwie opuściliśmy to łóżko
odkąd przybyliśmy tutaj.
- Poza zabawą w strumieniu. - Opuściła swoje ręce i uśmiechnęła
się.
- Pomiń tę kwestię. - Uklęknął, po czym usiadł, wyciągając ją przed
sobą. Po ustawianiu jego nóg po obu stronach z jej bioder, zawinął jej
nogi wokół swojego pasa.
Od czasu przybycia do królestwa Unseleighe, opowiadali sobie
historie o swojej przeszłości i mówili o swoich kochankach. Śmiali się i
spali nadzy w swoich ramionach. Mimo to, za każdym razem i
podchodzili do tego pytania, znajdywali sobie inne rzeczy by zabić czas.
- Nie wiem, co chcesz abym powiedziała. - Przesunęła jej spojrzenie
na jego klatkę piersiową. - Przemiana się ustabilizowała. Nie masz
żadnego prawdziwego powodu abyś tu został.
Uniósł brodę i spojrzał w jej oczy.
- Gdybym chciał pozostać, byłbym tolerowany?
Po rozdzierającym momencie, potrząsnęła swoją głową.
- O ile wiem, nigdy nie było krwi… wampir żyjący otwarcie w
królestwie Unseleighe.
Po długiej ciszy zapytał.
- To jest realne dla twojego rodzaju by żyć wśród ludzi?
Usztywniła się. To było tak niesprawiedliwe. Dlaczego nie mógłby
przyznać, że był Sidhe? Gdyby objął swój spadek, mogłaby pojawić się dla
nich jakaś nadzieja. Właśnie wtedy, gdy myśl ta powstała, wiedziała, że to
jest głupota. To nie było ważne czy był człowiekiem, czy Sidhe przed
przemianą. Teraz był wampirem.
- Tych parę ostatnich tygodni było cudowne. - Zmusiła się do
spotkania jego wnikliwego spojrzenia, drobiazgowo ochraniając jej
uczucia. - Nigdy nie doświadczyłam niczego nawet odrobinę podobnego
do połączenia, które powstało między nami. Ale ludzkie kobiety nie są
darzone takim samym szacunkiem, do jakiego przywykły kobiety Sidhe.
Prosisz mnie abym opuściła mój dom, abym zrzekła się moich ambicji, i…
Położył palce na jej wargach, tamując jej słowa.
- Nie proszę cię abyś zrobiła cokolwiek. Po prostu zastanawiałem
się czy to byłaby jakaś możliwość.
- Moje uczucia do ciebie są dzikie i cudowne. Nigdy nie śniłam… -
Jej słowa stały się niewyraźne, gdy dalekie dudnienie zatrzęsło domkiem.
- To był grzmot?
Zanim mogła odpowiedzieć, błyskawica podzieliła domek na pół.
Brenna krzyczała, cofając się, gdy wybuch spowodował, że strzech na
dachu zapaliła się. Phillip złapał jej rękę i kopnął by otworzyć drzwi,
prowadząc ją na zewnątrz domku.
Trzy postacie czekały na nich. Brenna spoglądała na każdego, jej
puls przyśpieszał za każdym razem, gdy spojrzała na którąś z nich.
Wysoki, złowieszczy Mistrz Ognia zrobił krok w przód, zostawiając
Mistrza Wody i Mistrza Ziemi krok z tyłu.
-
Jeśli on zasieje swoje nasienie w tobie jeszcze raz, twoja istota
będzie nieodwracalnie skalana. - Stwierdził bez wstępu. - Nie pozwolimy
na to.
Brenna złapała kurczowo za swoje gardło, jej usta były tak suche, że
nie mogła mówić. Czego Żywiołowy chciał od niej? Rzadko wychodzili ze
swojej świątyni.
Phillip pchnął ją za siebie i wyszedł naprzeciw Mistrza Ognia.
- Kim do diabła jesteś?
Mistrz Ognia zrobił przerażający krok do przodu, jego oczy zapalały
się wewnętrznym płomieniem.
- Nie ma tu miejsca dla pijących krew. - Wypuścił jej rękę. - Brenno
to czas by odejść.
- Odejść gdzie? - Zapłakała, podchodząc obok Phillipa. Jej głowa
zakręciła i napięcie zawiązało jej żołądek. - Czemu tu jesteście?
- Mistrzyni Powietrza umiera. - Ton Mistrza Ognia był uroczysty,
ale jego postawa wyjawiała jego zniecierpliwienie. - Nie mamy zbyt wiele
czasu.
- Nic nie rozumiem. Jestem jasnowidzem dusz. Co…
- Mistrzyni Powietrza wybrała cię zanim jeszcze się urodziłaś. -
Powiedział Mistrz Wody. - Ironicznie, twój antrakt z tym pijącym krew
uwolnił twoje ukryte moce. To uczyniło cię gotową szybciej niż my
przewidzieliśmy. Zaraz po jej śmierci, nastąpisz po Mistrzyni Powietrza.
- Nie ma wyboru? - Phillip sprzeciwił się. - Mówisz to tak jakby już
się zdarzyło.
- To jest najwyższy honor wśród Unseleighe Sidhe zostać wybranym
na Żywiołowego. - Wyjaśnił Mistrz Ognia.
Żywiołowi chronili i poprowadzili wszystkich ludzi królestwa Lasu.
To był nie tylko honor, to było powołanie, dożywotnie zobowiązanie.
Brenna czuła się jakby tonęła. Nie mogła oddychać, nie mogła myśleć. Jej
serce tęskniło za wampirem; Żywiołowi wymagali reszty jej życia.
- Ja… jak ja mogę…
Phillip odwrócił ją tak by stanęła naprzeciw niego, jego ręce
zacisnęły się na jej ramionach.
- Nie musisz tego robić. Odejdź ze mną. Zbudujemy razem nowe
życie.
Jej serce wykrzyknęło „tak”, podczas gdy jej umysł buntował się
przeciwko jakiejkolwiek pochopnej decyzji. Żywiołowi byli żywymi
legendami, szanowani i wyróżniani jak nikt w królestwie Unseleighe. Jak
mógł oczekiwać, że ona wybierze swoją dożywotnią ścieżkę w jednej
chwili?
- Twoja dożywotnia ścieżka była wybierana przed twoimi
narodzinami. - Powiedział Mistrz Wody. - Chodź. To czas by odejść.
Jak mogłaby sprawić, że Phillip zrozumie znaczenie jej wyboru?
Prawie nie mogła wierzyć samej sobie.
Wysunęła się z jego ramion, a jego oczy wypełniły się łzami smutku.
- Dziękuję za ocalenie mi życia. - Wyszeptał Phillip, w momencie,
gdy Mistrz Ognia odesłał go do królestwa śmiertelników śladem jednej
długopalcej ręki.
Rozdział IV
Tłumacz: isiorek03
Korekta: zirella
Nowy Jork, 2006 rok.
- Co z tobą? - Phillip nie chciał być dupkiem, ale dał muzykę
Ericowi trzy tygodnie wcześniej. – Nie napisałeś jeszcze niczego?
Eric wzruszył ramionami i spojrzał swoimi niebieskimi oczami.
- Melodia jest błyskotliwa, jak zwykle. Zgaduję, że moja Muza wciąż
strajkuje.
- Moje słowa są do dupy. Obaj to wiemy. Refe zwiąże nas razem
sznurkiem albo dwoma w razie konieczności, ale ty jesteś geniuszem
tekstów ukrytym za naszymi piosenkami.
Z prychnięciem, Eric zrobił przerwę by napić się piwa.
- Moje teksty ostatnio nie są niczym szczególnym. I nie wiem, co
jest nie tak.
Phillip uśmiechnął się do ponętnej blondynki, która patrzyła na
nich w ciągu ostatnich dziesięciu minut.
- Może potrzebujesz odrobiny inspiracji?
Pyrite zaplanowało rozpoczęcie prac nad ich nowym albumem po
długiej przerwie, której bardzo potrzebowali. Ich ostatnia trasa
koncertowa trwała rok i obiegła aż trzy kontynenty. Towarzystwo
świętujące sukces trasy koncertowej, zgromadziło się wokół nich. Phillip i
Eric wydawali się być jedynymi nieświętującymi.
- Stwierdziłem, że jeżeli powiem ci w miejscu publicznym będzie
mniej prawdopodobne, że spuścisz mi łomot. – Narzekał Eric. – Nie
przyszedłem tutaj by dać się zlać.
- Wyjaśnij to tej blondynce w kącie. Ona cała aż krzyczy „wypieprz
mnie”.
Eric rzucił okiem w kierunku, o którym mówił Phillip.
- Cholera.
- Przez duże „C”
- Niestety, ona wpatruje się w ciebie, nie we mnie. - Wydał drwiący
dźwięk. – Nie wiem, dlaczego.
Phillip zignorował oklepane komplementy. Eric miał skłonność do
zwrócenia mniejszej uwagi niż pozostali członkowie Pyrite, ale on wolał
pozostać w cieniu.
- Wpatrywała się w obu z nas. Mówię, że dajemy jej dokładnie to, co
ona chce.
- Jeżeli jesteś w stanie namówić ją na trójkącik, wchodzę w to.
Akceptując wyzwanie z pewnym siebie uśmiechem, Phillip
przepchnął się wzdłuż stłoczonego pokoju. Thane Burton, kierownik
Pyrite, wynajął ekskluzywny dansing na całą noc. Phillip skupił się na
blondynce, wyłączeniu się z hałasu i ścisku ciał. Skrzyżowała swoje nogi,
gdy zbliżył się, powodując, że jej sukienka podjechała w górę do połowy
uda. Seksowna część garderoby opinała każdą krzywiznę i wgłębienie jej
apetycznie zaokrąglonego ciała, jasno czerwona kontrastująca z jej
złotymi włosami.
- Phillip Noir – podał jej rękę.
- Scarlett. - Umieściła swoją rękę jego, a on pociągnął ją na stopy.
Oblizała swoje wargi i patrzała na Erica. – Nie jesteś Eric King?
- Ty mi powiedz. – Uśmiechnął się. – Jeżeli będziemy dopasowywać
kolory, będę istnym Profesorem Plumbem.
Jej śmiech odbił się głośnym echem.
- Mogę wyobrazić sobie ciebie w purpurze.
- A jak wyobrażasz sobie jego? - Phillip owinął swoje ramię wokół
jej pasa i odetchnął głęboko. Jej piżmo ciężko wisiało w powietrzu. Jakoś
nie pomyślał, że trójkąt nią wstrząśnie.
- Możliwości są niezliczone – powiedziała – Wszystko, czego
potrzebujemy to tylko odrobina prywatności.
- Myślę, że da się to zorganizować. - Phillip pozwolił Ericowi
prowadzić ją w kierunku biura położonego w głębi klubu. Mogli zabrać ją
do hotelu, ale, po co? Nie miał żadnego zamiaru nocować z nią.
Krzepki bramkarz stanął przed drzwiami biurowymi. Phillip nie
zapamiętał jego imienia.
- Nie będzie problemem, jeśli skorzystamy z biura przez kilka
minut? – Zapytał Eric.
- Na pewno nie dla ciebie, Panie King.
- Widzisz, nie chcemy przeszkadzać. - Phillip powiedział
bramkarzowi zanim dołączył do Erica i Scarlett wewnątrz pokoju.
Eric stał przed dużym biurkiem, bez wysiłku flirtując z ich ofiarą,
bardzo chętną ofiarą, ale zawsze jednak ofiarą. Phillip został o krok z tyłu,
zaniepokojony jej prowokacyjnym strojem i łatwością, z jaką akceptowała
to wszystko. Albo była tutaj w pracy albo była fanką Pyrite. Jej sutki
utworzyły wyraźne szczyty w jej sukience i przeczesała swoje włosy.
Oczywiście była podniecona mimo to nie zrobiła nic by poruszyć
któregokolwiek z nich.
Phillip uśmiechnął się, gdy zrozumiał sytuację. Musieli zachować
rezerwę, rezerwę, aby nie popełnić żadnego błędu.
- Przyszłaś na imprezę sama? - Phillip przerwał ich uprzejme
prześmiechy.
- Nie, proszę pana. – Automatycznie opuściła wzrok. – Mój…
towarzysz został wezwany.
Dziwne. Dlaczego jej Dom nie zabrał jej z nim… albo z nią?
- A twój towarzysz będzie przeciwstawiać się, jeśli dowie się, że
zabawiłaś się z nami?
- On…
- Dalej.
- On chciałby, aby wzięła w tym udział.
Patrzył na blondynkę, gdy wysłał myśli bezpośrednio do umysłu
Erica.
- Ona chce zamieścić to w Internecie, zanim zdążymy wrócić do
domu. Myśli, że jesteśmy głupi?
- Myślę, że ona wie, co to rekreacyjne pieprzenie, ale nie sądzę,
aby wiedziała czym jesteśmy. – Odpowiedział Eric. – Powinniśmy
znaleźć kogoś innego?
- Nic z tego. Zajmę się kamerą.
- Nie wstydzę się kamery. – Powiedział jej Phillip. – Po prostu włącz
ją, bądź naga, i bądź na kolanach.
Jej uczniowie rozszerzyli się jak na komendę. O tak, była z
pewnością rezerwową. Wyciągnęła szczupłą, cyfrową kamerę wideo ze
swojego torby i umieściła ją na biblioteczce za biurkiem. Po rozpięciu
ubrania, zatańczyła shimmy z częścią jej garderoby. Pas do pończoch
uniósł jej przybrane koronką pończochy, ale nie nosiła majtek albo
stanika. Gotowa, łatwo dostępna, tak jak jakikolwiek dobry niewolnik
seksualny.
Rzucił okiem na Erica, gdy osunęła się na swoje kolana, jej ręce
opierały się na jej udach.
- Którą stronę wolisz?
Eric nie odpowiedź, za to rozpiął swoje dżinsy i podszedł do
blondynki, wyjmując po drodze swojego fiuta.
- Ssij mnie Scarlett. Jeśli zrobisz mi dobrze, ja zrobię dobrze tobie.
Ustawiła pod kątem swoje ciało w kierunku kamery, wtedy wzięła
Erica w swoje usta. Poruszając się szybciej niż ktokolwiek byłby w stenie
zauważyć, Phillip wyłączył urządzenie. Czerwone światło pozostało
włączone, chociaż już nie mrugnęło. Scarlett nie zauważyła zamiany, gdy
Eric poruszał się w jej ustach.
Phillip popatrzył obiektywnie przez moment. Jej tyłek był nieco za
mięsista, ale miała baśniowe cycki. Eric przykrył je, dokuczając jej
sutkom, gdy wypchał jej usta. Posłusznie przechyliła swoją głowę,
zabierając go głębiej z każdym nowym pchnięciem.
To było wszystko nudne jak cholera. Phillip westchnął. Rozpatrzył
każde połączenie, każdą seksualną pozycję. Miał młode, apetyczne
dziewice. Wypieprzył dojrzałe kobiety, które znały każdy trik z książki
1
.
Często zmieniał partnerów, zyskując tyle samo przyjemności z patrzenia,
jaki i z uczestniczenia. A mimo to był znudzony!
1
Myślę, że Phillip miał tu na myśli Kamasutrę [przyp. od tłumacza]
Eric wycofał się z ust Scarlett, jego fiut błyszczał od jej śliny.
Odwrócił ją do Phillipa i uśmiechnął się ponad jej głową.
- Teraz possij Phillipa. Ma problemy z skoncentrowaniem się.
To z pewnością było prawdziwe. Phillip zastąpił Erica, jego fiut
wślizgnął się w jej usta. Jej usta były ciepłe, jej język wykwalifikowany, a
jego ciało odpowiedziało jak można było się spodziewać. Głęboko w jej
gardle poczuł mrowienie radosnego podniecenia. Jej jędrna pierś więcej
niż wypełniła jego ręce, jej sutki szturchały centrum jego dłoni. Robiła
wszystko prawidłowo. Więc dlaczego, do cholery, to mu nie wystarczało?
Odpychając ją, wyciągnął swojego fiuta z jej ust.
- Chyba tylko popatrzę. Czuję się trochę zamroczony.
- Za dużo szampana? – Zachichotała. – Jesteś pewien? Byłabym
zaszczycona móc mieć was obu.
Zaszczycona. Słowo rozdrażniło Phillipa. Dlaczego poczułaby się
zaszczycona będąc wypieprzona przez zupełnie obcego człowieka, dwóch
zupełnie obcych ludzi?
Eric zaniósł ją na biurko i położył ją delikatnie na plecach. Nikt już
nie myślał o kamerze, podniósł jej nogi do swoich ramion. Wampiry
uwielbiają smakować cipkę swoich partnerek, które wracają po więcej.
Eric użył warg, zębów i języka, podczas gdy Scarlett zwinęła się i jęczała.
Phillip siedział na krześle, oglądając show z analitycznym
obiektywizmem. Udawała swoją przyjemność, gdy tylko rozpoczęli, ale
Eric był dobry. Skupił się na jej łechtaczce do czasu, aż jej gwałtowne
wdechy stały się prawdziwe. a jej ciało drgało z każdym mlaśnięciem jego
języka.
Przykryła swoje piersi, łapiąc mocno za sutki, czy jej Dom zmusił ją
do tego? Wydawała się odczuwać trochę bólu ze swojej przyjemności. Eric
wepchnął palec środkowy do jej cipki wybierając z niej jej śmietankę.
- Nie masz przypadkiem jakiejś wazeliny, prawda? Ona
potrzebuje, aby ktoś porządnie wypieprzył jej tyłek.
Phillip stanął i podszedł do biurka otwierając przy tym szuflady.
- Co ty… robisz? – Wydyszała.
Zignorował ją. Eric wepchnął swój środkowy palec w jej tyłek, a jej
biodra uderzyły w biurko.
- Zobacz, co znalazłem. - Phillip uniósł tubkę smaru. – Zgaduję, że
po tym będziesz miała ostre pieprzenie tyłka.
Zwijała się i jęczała, gdy Eric pstryknął swoim językiem przez jej
łechtaczkę. Wpychał środkowy palec tyłek, co było przekorną zapowiedzią
tego, co miało przyjść. Phillip włożył smar w swoją kieszeń i odciągnął jej
ręce od jej piersi. Nachylając się, pogryzł jej sutek, kłując czubek kłem.
Krzyknęła, wyginając się w łuk, podczas gdy on pił z jej piersi.
- Myślałem, że nie będziemy się karmić. – Sprzeciwił się Eric.
- Mówisz z językiem w jej cipce.
Jej orgazm uderzył nagle, wstrząsając całym jej ciałem. Eric został
łakomie wciągnięty przez jej rdzeń, podczas gdy Phillip smakował jej
krew. Zajęczała, bezsilna w ich niewoli.
- Bardzo dobrze. - Eric zakręcił nią w około, odwracając ją w
poprzek biurka. Poruszył się z nią, jego palec wciąż tkwił w jej tyłku.
Phillip rzucił mu smar, a następnie opuścił spodnie do bioder.
- Ja bym raczej…
- Zrobisz to, co powiedziałaś. - Eric uszczypnął jej łechtaczkę, a ona
krzyknęła. - Teraz otwórz swoje usta dla Phillipa i unieś nogi, podczas gdy
ja przygotuję cię.
Phillip dokuczał jej ze swoim fiutem, ocierając się o jej wargi bez
wpychania się do jej ust. Eric przygotował jej tyłek i usmarował jego
trzonek wazeliną, zapewniając, że nie zada jej bólu. Pchnął jej kolana do
swojej klatki piersiowej, taczając jej biodra na biurko. Zsynchronizowali
swoje wejście. Phillip napełnił jej usta a Eric wypchał jej tyłek.
Reszta była niewyraźną plamą chrząknięć i pożądania. Phillip
zaakceptował pobudzanie jej ciepłych, mokrych ust, podczas gdy jego
umysł pozostał odłączony. Złapał tył jej szyi, korygując punkt widzenia jej
głowy, dzięki czemu mógł wejść głębiej. Każde z pchnięć Erica popychało
ją na niego. Lecz nic z tego nie wzbudziło w nim nic niż powierzchowną
rządzę.
Krzyknęła wokół jego fiuta. Phillip doszedł między jej nogami i
łagodnie potarł jej łechtaczkę. Przeciwstawiła się, podnosząc jej tyłek, gdy
Eric musztrował ją. Szalona, zrozpaczona, nie rozumiała, czego
potrzebowała.
Skrobiąc zębami o jego trzonek, wywoływała uwolnienie Phillipa.
Trzymał jej twarz, podczas gdy pompował swój wytrysk w głąb jej gardła.
Ich koordynacja minęła. Wszystko na ten temat było skończone.
Phillip wycofał się z jej ust, podczas gdy Eric kontynuował
pieprzenie jej. Krzyknęła i rzuciła jej głową, udając jeszcze raz.
- Straciłeś ją.
- Wiem. Poczułem, jak jej namiętność zasyczała. - Trzymając się
kurczowo oburącz jej bioder, Eric ujeżdżał ją mocno, dochodząc w kilka
sekund.
- Co wyniesiesz z tego Scarlett? – Jego ton ujawniał jego frustrację.
- Kto namówił cię do tego?
- Wyłącz kamerę. – Warknęła.
Phillip odłączył zasilanie urządzenia i popatrzył, gdy stoczyła się z
biurka. Podała swoją rękę niecierpliwie.
- Nie wiesz, że skandale są darmowym rozgłosem?
- Skandal? Dlaczego to wywołałoby skandal? Pieprzenie jest tym, co
gwiazdy rocka robią. - Podniosła swoją sukienkę z podłogi i rzuciła okiem
na Erica, podczas gdy myślała o tym. - Nikt nie namówił mnie do tego.
Chcę swoich pięciu minut sławy. Będę wstawiać wybrane fragmenty na
różne fora, na których płacą za pobieranie danych.
- Nie bez pisemnego zwolnienia, którego ty nie masz. - Phillip
zamknął swoją rękę wokół kamery.
- Wiedziałeś cholernie dobrze, do czego to było mi potrzebne. -
Położyła ręce na biodrach, uwydatniając piersi pod jej seksowną
sukienką. - Nie bądź gnojkiem. Miałeś więcej pieniędzy niż Midas.
Wzruszył ramionami i rzucił jej kamerę.
- Dzięki za niezłą robotę.
Rzuciła w niego kamerą i przebiegła w poprzek biura. Rozsuwając
energicznie drzwi, niemal zderzyła się ze stojącą za nimi kobietą.
- Mam nadzieję, że nie szukasz tych dupków. Oni nie są warci
twojego czasu.
Wyminęła kobietę, zostawiając ją w spokoju w drzwiach.
Phillip wpatrywał się w wizję przed nim, niezdolny do osądzenia,
czy była prawdziwa.
- Cześć, Brenno.
Nie poświęciła czasu, aby odpowiedzieć. Z uśmieszkiem
wzbudzającym wstręt, obróciła się na pięcie i zniknęła.
Rozdział V
Tłumacz: isiorek03
Korekta: zirella
Niewiarygodne! Brenna popędziła do wyjścia, na co ledwo ścisk
ludzi pozwalał. Zdzira, która przepchnęła się koło niej dosłownie
śmierdziała seksem. Pieprzenie i żywienie się, wampiry nie potrafiły
myśleć o niczym więcej?
- Brenna!
Słyszała swoje imię i wiedziała, że to był Phillip krzyczący do niej,
ale nie odwróciła się. Spaliłaby się w wiecznym piekle zanim poprosiła
tego bezwartościowego pijącego krew o pomoc!
Nie byłabyś jedyną spaloną w piekle. Pomyśl o Maris i innych.
Wbijała paznokcie już i tak wbite w jej dłonie i znowu drżały.
Minęły wieki odkąd straciła kontrolę i niechcący uwolniła skrzydła.
Potrząsnęła głową, gdy przechodziła przez drzwi wyjścia. Dlaczego Phillip
grał na nerwach jej w ten sposób? Gdyby postanowił pieprzyć każdego
człowieka na planecie, to co to miało z nią wspólnego?
Jej wściekłe kroki zabrały ją w ślepą uliczkę zanim jeszcze dogonił
ją. Jego palce zakręciły się wokół jej ramienia.
- Co tu robisz?
Gasząc zirytowany oddech, odwróciła się przodem do niego.
- Przez dwieście lat walczyłam by trzymać cię z dala od mojego
umysłu. Dziesięć minut w twoim królestwie jest wszystkim, czego
potrzebowałam by przypomnieć sobie, dlaczego?
Jego spojrzenie zwęziło się, a jego nozdrza rozszerzyły.
- Zrzekłeś się prawa do mojego życia dawno temu.
Wpatrywała się w niego. Jak mógłby rzucić jej decyzją w twarz po
wszystkim, co mieli między sobą?
- Nie miałam wyboru i dobrze o tym wiesz.
- Może początkowo, ale miałaś w bród czasu do namysłu, wiele
możliwości przed sobą zanim przyjęłaś ostateczne śluby.
Spiorunowali wzrokiem siebie nawzajem przy świetle księżyca. Miał
rację i to doprowadzało ją do szału. Dwa razy starał się dotrzeć. Pierwszy
raz przywitała go, potrzebując wygody jego uścisku. Za drugim czasem,
sprawy zmieniły się. Dojrzeli, nauczyła się pełnego zakresu swojej mocy i
zaakceptowała swoje powołanie.
- Nie pozwól mi powstrzymywać cię przed przyjmowaniem gości. -
Zabłąkane kosmyki włosów wyszły z jej ciasnego warkocza i zakręciły się
na jej policzkach. Włożyła zbłąkany kosmyk za ucho i założyła ramiona.
- Przybyłaś do królestwa śmiertelników by mnie pouczać? – Założył
ramiona na klatce piersiowej.
Posiniaczone rysy Maris mignęły przez jej pamięć, sprawdzając jej
gniew i pomagając jej się skupić. Księżyc był za jej plecami, pozwalając jej
ocenić zmiany w jego postawie. Jego włosy zostały skrócone, dolna część
była dłuższa ponad jego uszami, podczas gdy górna część była jeszcze
dłuższa i nachodziła na jego czoło. Tatuaże zdobiły jego ramiona,
wielokrotne pętle przekuwały uszy i krótka kozia bródka oprawiała jego
brodę i usta. Tylko jego oczy pozostały dokładnie takie same jak
zapamiętała, grube rzęsy dodawały im wyrazu.
- Co się dzieje Brenno. Mów do mnie.
Teraz była Mistrzynią Powietrza. Nikt nie ośmielił się użyć jej
imienia mimo to lubiła ten dźwięk na jego wargach.
- Mogłabym spróbować wyjaśniać ci to, ale prawdopodobnie byłoby
lepiej, jeśli ci to pokarzę.
Jego brwi ściągały się, a jego oczy błysnęły psotnym światłem.
- Więc pokarz.
- Spróbuj nadążać. - Postrzeliła go wyzywającym uśmiechem,
rozejrzała się wokół by upewnić się, że są sami, wtedy rozłożyła swoje
skrzydła.
Wiedziała, że może latać. Wiedziała o nim więcej niż miała prawo
wiedzieć. Wciąż, nie mogła odnowić ich romansu nawet, gdyby echo
tęsknoty jej serca wciąż rozbrzmiewały. Kobiety Elvin umierały i to
musiało się zakończyć.
Unosili się przez nocne niebo, niezauważalni dla ludzi, nawet z ich
rozwijającą się techniką. Nie musiała widzieć Phillipa by wiedzieć, że był
blisko. Jej skóra drżała i jej tętno biło gwałtownie. Zawsze jego bliskość
niosła dla niej te same konsekwencje. Jeśli byłaby jakakolwiek inna
droga, nie wybrałaby się do niego. Celibat był już i tak wystarczająco
dużym wyzwaniem, bez dodatkowych pokus.
Opuścili miasto i polecieli na północ, lecąc konturem ziemi.
Pozwoliła nocnemu wiatrowi ochładzać jej twarz i łagodzić jej już i tak
zniszczone opanowanie. Właśnie pomyślała o Philipie i tej fance, co
zakłóciło rytm jej skrzydeł. To nie powinno się liczyć. To nie liczyło się.
Z energicznymi ruchami zlokalizowała cel ich podróży. Rustykalna
rama w kształcie litery A domku letniskowego ukazała się. Nagle
zanurkowała, sunąc na ziemię z przodu budynku.
- To jest odrobinę za wydeptaną drogą. – Wymamrotał.
Nie odpowiedziała na komentarz. Za to poprowadziła go w
kierunku domku letniskowego. Warknięcie i przyciszone głosy dotarły do
jej uszu nawet zanim otworzyła drzwi.
- Co się dzieje? - Spróbował wsunąć siebie między nią a drzwi.
Przesunęła go samym spojrzeniem. Wysapał, a ona szybko ukryła swój
zadowolony uśmiech. Jej cały potencjał nie był wykorzystany aż do czasu,
gdy złożyła swoje śluby.
Iomar skinął w kierunku sypialni, gdy tylko weszli do domu.
- Szybciej, Mistrzyni. Z nią jest coraz gorzej.
Phillip podążał jej śladem. Wysoki i chudy, Iomar zrobił, ile w jego
mocy, aby wyglądać przerażająco, gdy zablokował wejście. Brenna skinęła
na niego z powrotem, pozwalając Phillipowi wejść do sypialni. Szczupła
młoda kobieta była przywiązana do łóżka mistycznymi sznurami.
Zwierzęce syki i warknięcia uszły jej, gdy zwinęła się, szarpiąc za sznury i
rzucając jej ciemną głową.
- Maris. - Brenna pomalutku podeszła bliżej, niezdolna do skrycia
bólu w jej tonie. – Słyszysz mnie kochanie?
Maris przegryzała z mocą sznury, które wbijały się w górną część jej
ciała. Jej oczy lśniły purpurowym światłem, a długie kły przekłuły jej
dolną wargę.
Phillip dołączył do Brenny przy łóżku.
- Jak wiele czasu minęło odkąd się karmiła?
- Myśleliśmy, że lepiej, jeśli ona…
Z przekleństwem na ustach, ugryzł swój nadgarstek i przytrzymał
go ponad ustami dziewczyny. Krew sunęła płynnie po jej języku w
szkarłatnych strumykach. Zajęczała i dyszała, liżąc z zachłannym
zapamiętaniem.
- Gdy tylko zapoczątkuje się przemianę, obowiązuje zakaz
zatrzymywania się. Nie nauczyłeś się niczego podczas czasu spędzonego
ze mną? Odmawianie jej krwi tylko wywołuje drapieżnika na
powierzchnię. Ona staje się coraz bardziej bezwzględna do czasu, aż
znajdzie źródło krwi albo umrze.
Maris zapadła się w łóżko, jej oczy dryfowały na powierzchni. Krew
usmarowała jej usta, a splątane włosy zakryły jeden bok jej twarzy. Żal
przebiegł przez Brennę.
- Rada pomyślała, że poprzez odmówienie jej krwi spowolnimy
przemianę i dostaniemy więcej czasu, aby…
- Na co? By wyleczyć ją? To nie jest choroba. To jest genetyczna
mutacja. - Wrogość pozostała w oczach Phillipa w kolorze whisky. - Ich
niewiedza niemal kosztowała tę dziewczynę życie. Czy wiesz, kto
spróbował przemienić ją? Są kary za ten rodzaj ataku. – Zaprzeczyła, więc
zapytał. – Kim ona jest?
- Moją siostrą. - Jej ręce wciąż drżały, ale przejęła kontrolę nad
swoim głosem. – Ma na imię Maris. Kiedy będzie trzeba znów ją
nakarmić? Co możemy zrobić, by jej pomóc?
- Wprowadzę ją w rodzaj niewoli snu. To powinno kupić dla nas
trochę czasu. Pomyślałem, że Ciemne Elfy przyklejają się do ich własnego
królestwa. Dlaczego była tu?
- Nie była. Została zaatakowana za murami D’Arcy Aiden.
- To nie możliwe. Wampiry nie potrafią z korzystać z waszych
schowanych portali.
- Wiem. - Odetchnęła postrzępionym westchnieniem. Gdzieś tam
jej część płaszczyła się.
Potrząsnął głową, oddalając się od niej.
- Oczekujesz, że wyjaśnię to?
Nie miała pewności czy drżenie w jego głosie było niedowierzaniem
czy rozbawieniem.
- Dlaczego do kurwy powinienem troszczyć się tym, co wydarza się
któremukolwiek z twoich bliskich? Twój rodzaj potraktował mnie tylko z
pogardą i arogancją.
- To nie jest prawda. - Przełknęła ślinę. – Żywiołowi potraktowali
cię źle. Zostałeś przywitany przez kogoś z mojego rodzaju.
- Zostałem ośmieszony przez kogoś z twojego rodzaju, nic więcej,
oni uśmiechali się szyderczo.
Oblizała usta.
- To nie jest o tobie ani o mnie. Wampiry są… traktują brutalnie
nasze kobiety.
Spojrzał na Maris przez długi moment zanim przemówił jeszcze raz.
Jakby wywołana przez jakąś niezaprzeczalną siłę, Brenna wsunęła się do
jego umysłu. Zapewniała samą siebie, że nie będzie. Dlaczego ten temat
wywoływał u niego tyle goryczy? Pozwoliła sobie na nie więcej niż
powierzchowną penetrację zanim uderzyła w jego umysłowe tarcze.
Nie jesteś jedyną osobą, która spotężniała w ciągu ostatnich
dwustu lat.
Jego głos brzmiał czysto w jej myślach.
- Powiedziałaś kobiety. Jak wiele jest ofiar? - Skrzyżował ramiona
na klatce piersiowej, jego spojrzenie pozostało na Maris.
- Nie jesteśmy pewni. Co najmniej dziewięć. Maris jest pierwszą,
która przetrwała niewolę.
- Niewolę? - Przeczesał swoje włosy jedną ręką i wypuścił głośne
sapnięcie. – Lepiej powiedz mi wszystko.
Phillip podążył za nią do głównego pokoju domku letniskowego,
obserwując płynne kołysanie jej bioder. W nocnym klubie miała na sobie
czarne skórzane spodnie i spandeksowy top. Kiedy zdążyła się przebrać?
Teraz lśniąca czarna suknia opinała jej ciało, akcentując każdy smakowity
kontur jej giętkiej postury. Wstążki okalały jej dekolt i oblamowanie,
mieniąc się z taką samą opalizującą intensywnością jak jej włosy.
- Tylko zostałam uświadomiona o tym, że Maris została
zaatakowana. Rada, w ich arogancji, sądzi, że mogą rozwiązać tę sytuację.
Roześmiał się.
- Rozwiąż sytuację. Jak dyplomatycznie to brzmi. Ten łajdak musi
zostać wytropiony i zabity. Dlaczego tak omijacie tę kwestię?
- Dobrze. - Jej jaskrawoniebieskie spojrzenie przyniosło się na
niego. - Ten doprowadzony do obłędu pijący krew musi umrzeć.
Pomożesz mi i znajdziesz go?
- Rada nie ma pojęcia jak pojawił się w królestwie Unseleighe?
- Nie mają pojęcia.
Wzruszył ramionami z udawaną obojętnością i oderwał się od jej
spojrzenia. To wykorzystało całą jego samokontrolę, by nie zedrzeć z niej
sukni i wstążek i oddać się seksualnej terapii, której tak potrzebował.
Nuda na pewno nie byłaby problemem z Brenną w sypialni.
- Może jego pierwsza ofiara, chciała pospacerować po dzikiej
stronie i dostała więcej niż na to liczyła. - Jej oczy zwęziły się, ale nie
odpowiedziała na jego prowokację. – Kiedy zaczęły się ataki?
- Listopad. Ofiary były porywane w odstępie trzech tygodni były…
atakowane z furią. Przez minionych pięć tygodni, ataki nasiliły się, ale nie
tylko pod względem częstotliwości, ale i brutalności. Kobieta, którą
zamordował tuż przed Maris została okaleczona.
- W jaki sposób? – Spiorunowała go wzrokiem. - To nie jest
niezdrowa fascynacja. Naprawdę muszę wiedzieć.
- Wszystkie były zgwałcone i osuszone z krwi. Ostatnie trzy ofiary
również miały wielokrotne cięcia na twarzach. Jedna miała twarz
usuniętą całkowicie. - Zadrżała i odwróciła się.
Phillip zrobił dwa kroki w jej kierunku zanim powstrzymał się. Nie
zasłużyła na jego pomoc. Zerwała wszystkie więzi dawno temu.
- Jak udało się Maris uciec skoro jego działalność nasila się?
- Jej obecny wygląd był mylący. To pochłonęło czterech z naszych
najlepszych uzdrowicieli, aby stabilizować jej stan dość, aby zabrać ją tu.
Dotknął jej ramienia, przyciągając z powrotem jej spojrzenie na
niego.
- Czemu mnie do niej zabrałaś?
- Wiedziałam, że nie powinnam do ciebie przychodzić. - Nie było
żadnego oskarżenia w jej tonie, tylko stwierdzenie faktu.
Bryła utworzyła się w jego gardle. Miała rację? Pozwoliłby
niewinnej kobiecie umierać z powodu swojej goryczy?
- Niezależnie od tego gdzie postanowi się żywić, samotny wampir
jest naszą sprawą. Skontaktuję się z Faelonem i dowiem się jak to
powinno być załatwione.
Rozdział VI
Tłumacz: isiorek03
Korekta: zirella
Brenna wpatrywała się wokół głównego pokoju domku
letniskowego, próbując hamować swoją frustrację. Wystarczająco
upokorzyła się kontaktując z Phillip. Teraz wampiry ją oblegały. Phillip,
Rafe, i Eric byli w przyległej sypialni, kończąc pracę, którą uzdrowiciele
Sidhe rozpoczęli. Wierciła się na wyściełanym krześle opartym o
najdalszą ścianę. Była wdzięczna za ich pomoc, ale to denerwowało ją, to,
że jej siostra musi polegać na wampirach.
Faelon usiadł na kanapie ludzkiej blondynki, którą Rafe
przedstawił, jako Jessie Curtis. Brenna rzuciła okiem na wiekowego
wampira zafascynowana tajemnicą. Jego obecność emanowała mocą, a
inteligencja migała w jego wnikliwym spojrzeniu.
- Co dokładnie powiedział Etoro podczas przesłuchania? - Jessie
spojrzała na Faelona, a jej piwne oczy błyszczały spekulacjami.
- Kim jest Etoro? – Zapytała Brenna.
- To długa historia, która może mieć związek z tymi atakami. –
Jessie zignorowała pytanie, nie odrywając nawet spojrzenia od Faelona.
- Jessie była gliną. - Faelon uśmiechnął się. – Ale w każdym razie i
tak ją kochamy.
- Nie ma niczego bardziej denerwującego niż staranie się o
uzyskanie prostej odpowiedzi od wampira. - Jessie przesunęła się z
krawędzi kanapy i obróciła twarz Faelona. - Pomyśl o tym. Ataki zaczęły
się w listopadzie, ale natężyły się w ciągu ostatnich pięciu tygodni.
Uważasz, że to przypadek?
- O czym ty mówisz? – Brenna przyciągnęła na siebie spojrzenie
blondynki.
- Czy kiedykolwiek słyszałeś o Raonull?
Człowiek oczywiście nie wiedział, kim była, więc Brenna zbyła jej
pytanie.
- Zostałam połączona z Księciem Lyell, podczas gdy zniszczył
ostatniego z mistrzów Raonull. Co to ma do tego złajdaczonego (?)
wampira?
- Być może nic. Ale właśnie mnie posłuchałaś. – Przesunęła swoje
spojrzenie między Brenne a Faelona. – Nocą, kiedy Refe zabił Natalie,
Etoro twierdził, że znalazła sposób by ocalić ich syna od śmierci. Kto ma
większą wiedze o wywijaniu się śmierci, jeśli nie Raonull?
- Ale Mistrz Raonull został zabity zanim zaczęły się ataki. – Brenna
przypomniała jej.
- Myślisz, że zbrodniarzem jest Kyrel? - Faelon stanął i złączył ręce
za plecami, przechadzając się przed kanapą. Rzucił okiem na Brennę. -
Kyrel jest synem Natalie, który podobno ocalał przed śmiercią.
- Poczekaj chwilę. – Brenna potrząsnęła głową. - Gdyby ocaliła
swojego syna, dlaczego chciałaby poderżnąć Philipowi gardło? Phillip
powiedział mi, że atak, którego byłam świadkiem jest wynikiem jej
pokręconego żalu.
- Natalie miała dwoje dzieci. - Faelon uzupełnił. - Jedno ludzkie,
drugie wampirze. Ludzkie dziecko umarło. Chciała ukarać Refe poprzez
zabicie Phillipa.
- Wampirzym dzieckiem był Kyrel?
Kiwnął głową, przystając bezpośrednio przed nią.
- Natalie twierdziła, że Kyrel jest naturalny, że urodził się, jako
wampir. Zawsze podejrzewałem, że odmienia go w sposób, który jest
ściśle zakazany przez Umowę.
Brenna ocierała się o swoje świętości. Kontynuowali odrzucanie
nieznanych jej imion i warunków jakby powinna to rozumieć. Jej siostra
walczyła o życie w drugim pokoju, a oni oczekiwali, że ona nauczy się na
pamięć całej historii!
- Umowa jest kolekcją ustaw, którymi każdy wampir jest związany,
- wyjaśnił Faelon. - Nasze społeczeństwo może być ukryte, ale są
konsekwencje związane z ignorowaniem naszych zasad. Kyrel był
całkowicie obłąkany. To jest główny powód, dla którego wierzę, że Natalie
do przemieniła. Gdy wampir przemieni jednego w zasięgu ich
biologicznego rodowodu, to może powodować szeroki zakres
niepożądanych mutacji.
- A obłęd jest na szczycie listy. - Dopowiedziała Jessie.
- Natalie udało się trzymać zachowanie Kyrela w tajemnicy, aż do
wydarzeń sprzed dwóch lat - Kontynuował Faelon. - Zgwałcił i
zamordował jedenaście ludzkich kobiet w przeciągu kilku tygodni, więc
Rada zarządziła jego stracenie. Jego serce zostało usunięte przez jednego
z zabójców, ale Natalie zniknęła wraz z jego ciałem chwilę przed tym jak
mogła się spalić.
Brenna zadrżała. Jedenaście kobiet zgwałconych i zamordowany w
ciągu kilku tygodni, to na pewno brzmiało znajomo.
- Rada nie ścigała Natalie?
- Ścigała. Powiedziała im, że obawiała się, że jego ciało zostanie
okaleczone, więc pochowała go w tajemnicy. Żaden wampir nie może
przeżyć przebicia serca, więc Rada wzięła to pod uwagę, i zamknęła
sprawę.
- A jeśli matka tego wampira miała pomoc Raonulla? - Jessie
oczywiście upierała się przy tym, że Kyrel wciąż żyje.
Umysł Brenna kręcił się wokół różnych możliwości. Rafe zabił
Natalie, ale nikt nie miał pewności, czy Kyrel żyje. Gdyby Kyrel był
zbrodniarzem, może mogliby zidentyfikować wyraźniejszy motyw jego
przemocy. Jej serce biło nierówno, gdy oblizała wargi. Była bliżej
rozwiązania niż marzyła w ciągu ostatnich dwóch dni.
- Kyrel zaginął dwa lata temu. – Jessie ponowiła jej przypuszczenia.
- W tym czasie, Mistrz Raonull wciąż żył. Może zgodził się przywrócić
życie Kyrela, gdyby Natalie uwolniła Kyrela wraz z jego zachowaniami. -
Złożyła ręce i potrząsnęła głową. - Mogę tylko zgadywać. Ale zgodnie z
twoim rachunkiem, zachowanie złoczyńcy nasiliło się w czasie, gdy Mistrz
Raonull został zniszczony a co więcej w czasie, gdy rodzice Kyrela umarli.
Brenna zgodziła się z hipotezą Jessiey poprzez kiwnięcie głową.
- Czy wszyscy łajdacy… tak brutalnie traktują swoje ofiary?
Zanim Faelon mógł odpowiedzieć, Phillip, Rafe i Eric wyszli z
sypialni.
- Odpoczywa. - zakomunikował Phillip.
- Chce ją zobaczyć. - Brenna powiedziała natychmiastowo.
- Zasnęła.
- Będę cicho.
Ze zdławionym chichotem, machnął ramieniem w kierunku
sypialni.
Brenna wstrzymała oddech, gdy przekroczyła próg pokoju. Ona i
Maris zawsze były sobie bliskie. Spojrzenie na jej zmizerniałe ciało i
posiniaczoną twarz to powaliło Brennę na kolana. Maris leżała na
plecach, jej ręce opierały się lekko na brzuchu. Wciąż widoczne,
stłuczenia już jednak wyblakły. Kolor wracał na jej ciało. Mistyczne
sznury zniknęły. Jak wampirom udało się je zniszczyć? Nie chcąc
przeszkodzić siostrze, Brenna pocałowała ją w czoło i opuściła pokój.
- Nie uciekła - powiedział Phillip, gdy tylko zamknęła drzwi
sypialni. - Łobuz oczyścił ją ze wszystkich wspomnień tego co zrobił i
wypuścił ją.
- Dlaczego to zrobił? - Jessie wyskoczyła z pytaniem i spojrzała
przepraszająco na Brennę.
- Myślę, że mogą być dwa powody - Powiedział Refe. - Chciałby, aby
Maris poprowadziła go do jego następnej ofiary i potrzebował sposobu,
by wrócić do jego królestwa.
Brenna schyliła się, jej żołądek ściskał się boleśnie.
- Użył Maris, by dojść do mnie?
Phillip kiwnął głową i sięgnął po jej rękę.
- Jesteśmy całkiem pewni, że przeszedł przez zasłonę w twojej
części i podejrzewamy, że jesteś jego następnym celem.
- Dlaczego? - Złapała jego rękę, oddalając się od drzwi sypialni.
- Nawet, jeśli łajdakiem jest Kyrel, czego chciałby ode mnie?
- Kyrel? – Refe odwrócił się do Faelona. – Myślisz, że łajdakiem jest
Kyrel?
Faelon kiwnął w kierunku Jessie.
- Twoja partnerka podrzuciła kilka sugestii. – Wyliczył fakty dla
pozostałych. - Jest pewne podobieństwo między zachowaniem łajdaka, a
wydarzeniami wpływającymi na Kyrela. Gdy ludzie, którzy mogli
kierować jego zachowaniem umarli, brutalność łajdaka spotęgowała się.
- Ale Kyrel nie żyje. - Eric wymamrotał, potrząsając głową.
- Jak ochronimy Brennę?
Słyszała głos Phillipa w swojej głowie i chciała krzyczeć. Pomyśleli,
że bezwzględny łajdak patrzy i słucha nawet teraz? Była Mistrzynią
Powietrza, jedną z Żywiołowych! Już ten samotny wampir manipulował
nią jak dziecko. Wstyd napłynął masowo gorącem jej oburzenia. Nie
popełniła tak gigantycznego błędu od… odkąd pozwoliła Philipowi
zniknąć ze swojego życia.
- Rafe i Eric zostaną tu z strażnikami Sidhe. Kryzys Maris jest
prawdopodobnie skończony, ale będziemy czujni tak samo przez cały
czas. Ty i ja weźmiemy Brennę do kryjówki i przygotujemy się by
stanąć twarzą w twarz z łajdakiem. - Ton Faelona dał jasno i wyraźnie
do zrozumienia, że nie przyjmuje on żadnych ustępstw.
- Wolałabym zostać z Maris. - Nalegała Brenna.
- Nie ma takiej opcji. - Phillip ruszył w jej kierunku, słabo ukryta
aluzja wybuchła fioletem w jego oczach. - Jesteś celem łajdaka. Nikt obok
ciebie jest bezpieczny.
*****
Kryjówka była faktycznie zamkiem, kompletny z ostrymi
wieżyczkami i zwieńczonym blankami parapetem. Jego lokalizacja była
znana tylko niewielu wampirom, który Faelon ufał.
- Gdzie jesteśmy? - Brenna dyszała, gdy jej stopy uderzyły w niezbyt
stały teren.
- Lepiej, jeśli nie będziesz wiedzieć - Powiedział Phillip. - Faelon i ja
możemy ochraniać nasze myśli przed łajdakiem. Ale ty miałaś mało
praktyki przez minione dwieście lat.
Krzywda została złagodzona przez gniew, który się przez nią przelał.
- Miałem inne rzeczy do roboty w moim wolnym czasie w ciągu tych
dwustu lat. Porozumiewanie się z wampirami nie było zbyt wysoko na
mojej liście priorytetów.
Zatrzymał się i wziął ją za rękę.
- Miałem tylko na myśli, że łajdak może…
- Rozumiem, co miałeś na myśli. - Wyrwała swoją rękę z jego
uścisku i podeszła do Faelona w górę kamiennych schodów
prowadzących do żelaznych naznaczonych smugami drzwi. Otworzył je
ruchem swojej ręki i wszedł do środka. Przestrzenny pokój rozłożony
przed nimi, schowany był prawie całkowicie w cieniu.
Phillip zapalił latarkę, podczas gdy Faelon wyczarował ogień w
masywnym kamiennym palenisku. Grube białe futro zostało rozłożone na
podłodze przed paleniskiem. Brenna zdjęła swoje buty i przeczesała
palcami u nogi mięciutkie futro. Oczarowała go, tak prostą czynnością,
która dawała jej przyjemność.
- Gdzie jest twoja partnerka? - Brenna zapytała Faelona. -
Myślałam, że nigdy nie podróżujesz bez niej.
- Antonelli jest we Włoszech z moją siostrą. Moja siostra ostatnio
urodziła swoje pierwsze dziecko i Antonelli pomaga jej w opiece nad
siostrzeńcem.
Podczas ich wciąż nieokreślonych stosunków, Phillip powiedział
Brenne więcej, niż zechciał przyznać. Przekonał siebie, że jest
przetrzymywana, jako więzień przez Żywiołowych, więc zmienił drogę do
królestwa Unseleighe. Po przywitaniu go ze wstrząsem i radosnym
podnieceniem, zapewniła go, że Żywiołowi nie zmuszali jej do zrobienia
czegokolwiek. Właściwie nie miała pewności, czego chciała od życia.
Spędzili ostatnie jedenaście lat na wymykaniu się razem, bardzo ceniąc
każdy moment, jaki mogli ukraść.
Pewnego dnia Mistrz Ognia pojawił się u Phillipa i spokojnie
obwieścił tragiczną wiadomość.
- Brenna ma być Mistrzynią Powietrza. Jeśli ona wybierze swoje
widzimisie ponad swoim losem, to położy całe Sidhe w
niebezpieczeństwie. - Phillip wciąż pamiętał każde słowo, jednak pełne
znaczenie tego dotarło do niego dużo później.
- Jeśli ona wybierze mnie, możesz wyznaczyć kogoś innego. - Mistrz
Ognia potrząsnął głową, jego oczy tliły się z wewnętrznym płomieniem. -
To nie wyście z tej drogi. Ponieważ, gdy strażnik każdego żywiołu
przygasa, nowy się rodzi. Jeśli Brenna przeciwstawi się swojemu losowi
będziemy musieć czekać na nową Panią Powietrza, aby się urodziła.
Żywioły muszą być utrzymywane w równowadze. Okropne sprawy mają
miejsce, gdy tak się nie dzieje.
- Trzęsienia ziemi i głody, burze ognia i powodzie?
Z tlącym się płomieniem w oczach skierowanym do Phillipa, Mistrz
Ognia powiedział:
- Ostatnio Żywiołowy oparł się wezwaniu za czasów Raonulla.
Termin ten nic dla Phillipa nie znaczył, gdy jednak wspominał o
tym w rozmowie z Brenną, wybuchnęła płaczem i kazała mu wyjść.
Jej ciepła ręka dotknęła jego ramienia, wyciągając go z powrotem
od przeszłości.
- O czym myślałeś?
- O mojej rozmowie z Mistrzem Ognia.
- Ach.
Chwycił jej rękę zanim mogła odepchnąć go.
- Myślałem, że każe mnie gonić.
- Zrobił to. Wiedział, że to poróżni nas. Raonull zabił mojego ojca i
wielu innych. Wiedział, że to jest jedna rzecz, której nie mogłem
zignorować.
Phillip puścił ją. Przez niemal wiek był pogrążony w gniewie, a teraz
przybył z powrotem do królestwa Unseleighe. Musiał spróbować ostatni
raz. Musiał wiedzieć, że nie została zmuszano albo zmanipulowana.
Zmieniła się, dorosła i rozkwitła pod czujnym okiem Żywiołowych.
Był czarujący i uwodzicielski, był poważny i czuły, ale w końcu
zostawiła go. Spojrzała mu w oczy i ogłosiła, że wie, kim była, przyjęła
swój los. Trzy tygodnie później przyjęła swoje śluby i stała się Mistrzynią
Powietrza.
- Nie mamy czasu na wspominania. - uciął Faelon. - Musimy
zastosować się do naszej strategii.
- Czy to możliwe, że łajdak nas słyszy? - Głos Brenny był słaby, ale
zrozumiały.
- Ten dom jest okrążony przez najpotężniejsze tarcze w tym
królestwie. Nawet starożytni nie mogą widzieć, ani nie mogą dowiedzieć
się, co dzieje się w tych ścianach.
- Dlaczego zabrałeś mnie tu? Nie ukryję się przed tym demonem.
Musimy ośmielić go, poznać jego motywację, a następnie zniszczyć go
całkowicie.
Faelon zachichotał.
- Sam bym tego lepiej nie ujął. Zanim zaczniemy, doceniłbym to,
jeśli posprzątałbyś kilka rzeczy dla mnie.
- Zrobię, ile w mojej mocy.
Phillip stanął na krawędzi futra, krzyżując ramiona na klatce
piersiowej. Co do diabła działo się z Faelonem? Rzadko bywał tak
uprzejmy.
- Phillip odrzucił możliwość, że jest Ciemnym Elfem. Jakie są twoje
odczucia w tej kwestii?
Jej oczy zwęziły się. Rzuciła okiem na niego, gdy podeszła bliżej do
Faelona.
- Jakoś możemy chyba wykorzystywać fakt, że on jest Ciemnym
Elfem w naszej sprawie?
Phillip prychnął. Po dwustu sześćdziesięciu ośmiu latach, a byli w
tym samym miejscu, co na początku.
- Nie dałem dupy szczurowi przed przemianą. Jestem wampirem!
Faelon podniósł swoją rękę, ostrzegając Phillipa, aby ugryzł się w
język.
- Spędziliście jedenaście lat razem dwa wieki temu. To jest
poprawne? - Brenna kiwnęła głową. - Nawet gdybyśmy założyli Więź
Duszy, która o ile wiem może zostać utworzona niechcący, połączenie
powinno wyblaknąć już.
Faelon miał rację. Krew musi być wymieniana raz na rok z
sojusznikiem, aby utrzymać Więź Krwi czynną. Więź Duszy działa dużo
dłużej, ale bez jakiegokolwiek kontaktu między partnerami, związek
ogólnie trwa około wieku.
- Więc dlaczego wciąż mogę ją wyczuć i słuchać jej myśli?
- Ściśle. - Faelon odwrócił się do Brenny. - Czy są wśród was Sidhe,
którzy mogą wymieniać ze sobą myśli?
Potrzasnęła głową.
- Niektórzy Sidhe są telepatami, ale większość nie. Najczęściej mogą
porozumiewać się z członkami rodziny, jednak tylko z tymi celowo
połączonymi, lecz to zależy od osoby.
- Celowo połączyłaś się z Philipem?
Potrzasnęła głową.
- Połączenie musi być utworzone obustronnie.
Faelon obrócił się do Phillipa.
- Twoje telepatyczne umiejętności są niemal tak silne jak moje.
Jesteś potężniejszy niż ten, który przemienił cię i od momentu twojej
przemiany. Możesz odmówić jakiegokolwiek połączenia z Sidle, ale część
ciebie była dużo bardziej niż ludzka zanim stałeś się wampirem.
- I jak to ma niby pomóc w złapaniu łajdaka? - Phillip narzekał.
Wszystko o Sidhe kazało mu myśleć o Brenna, a Brenna odrzuciła go. Nie
chciała żyć z nim… chciała zapobiec, by jej świat nie wypadł z równowagi.
Jak mógł ją o to winić?
- Jeśli łajdakiem jest Kyrel, a jestem coraz bardziej o tym
przekonany, czary Sidhe już nie działają. Prawdopodobnie użyjemy ich
czarów, aby przywrócić go do życia pozagrobowego.
- Kyrel jest hybrydą, poskręcaną kombinacją skorumpowanego
Sidhe i wampirem nienaturalnie zmutowanym. - Brenna spojrzała w
ogień. - Jest tylko jeden sposób by to przeżyć. Musimy wzmocnić związki
Sidhe z Więziami Krwi i stanąć twarzą w twarz z Kyrelem, jako
zjednoczona całość.
Rozdział VII
Tłumacz: isiorek03
Korekta: zirella
Brenna nie mogła uwierzyć w to, co właśnie zasugerowała.
Pieprzenie i karmienie, to było to, co wampiry robiłyby, aby założyć swoje
więzi. Naprawdę mogłaby postawić swoje ciało między dwóch
wymagających mężczyzn? Gorąco przewinęło się przez jej tułów i utkwiło
między jej udami, ożywiając części jej ciała, o której niemal zapomniała.
- Myślałem, że Żywiołowi muszą przestrzegać celibatu? - Phillip
wywarczał pytanie.
- Żywiołowi ogólnie postanawiają pozostawać w celibacie. Ale nic
tego nie zabrania.
- Miałaś jakiegoś kochanka od czasów Phillipa? - Niedowierzanie w
tonie Faelona rozśmieszyło Brennę. Seks stanowił tak wielką część
wampirzego życia, że to było niewyobrażalne dla nich odmówić sobie
przyjemności.
- Nie pragnęłam żadnego kochanka po Philipsie. - Przyznała cicho.
Rzuciła okiem na niego, potrzebując zobaczyć czy jej słowa zadowoliły go.
Jego oczy w kolorze whisky wbijały się w jej. Tęsknota, namiętność, żal to
wszystko ją pochłonęło. - Dobrze ci z tym? - Pytanie padło, zanim zdała
sobie sprawę, co ono tak naprawdę oznaczało. Troszczyła się o niego,
potrzebowała jego wsparcia.
Zaborcza namiętność płonęła w jego oczach, ale nie odzywał się.
- Wiesz, że więź jest zwiększona przez uczucie i uwolnienie energii.
Nie mamy czasu, aby Więzi Krwi dojrzały. To musi być silne już od
samego początku. - Faelon wygiął w łuk swoje brwi, fioletowe światło
zaczęło powstawać w jego oczach. - Mieliśmy już wcześniej wspólnie
kobiety. Dlaczego ta miałaby być inna?
Brenna oblizała wargi. Nie chciała słyszeć, jak Phillip przyznał się
do swoich uczuć pod naciskiem Faelona. Położyła rękę na ramieniu
Phillipa i odwróciła go w swoją stronę.
- Jeśli nasza wzajemna przyjemność umocni więź, wtedy uczyńmy
to tak potężnym jak to możliwe.
Jego szczęka napięła się, gdy kurczowo zacisnął swoje zęby.
- Śniłem o trzymaniu ciebie ponownie w swoich ramionach przez
dwieście lat, ale nikt nie dzielił ze mną tego. - Odetchnął głęboko i
przeczesał palcami włosy. - Faelon ma rację. Połączenie będzie znacznie
silniejsze, jeśli zrzekniemy się siebie na rzecz przyjemności.
Zanim mógł powiedzieć coś więcej, Faelon przyciągnął ją w swoje
ramiona i pocałował. Phillip przesunął się za nią, oblegając ją z samczym
gorącem. Podniosła swoje ramiona opasując szyję Faelon, gdy Phillip
wyciągał wstążki z jej włosów.
- Rozłóż swoje skrzydła. - Phillip cofnął się odrobinę. - Chcę
zobaczyć je jeszcze raz. - Zdjęła ubranie i rozwinęła skrzydła. Faelon
wypuścił ją i również się cofnął.
- Boże, nigdy nie widziałem nic tak pięknego.
- Nie pozwól, aby Antonelli kiedykolwiek to usłyszała. - Powiedział
Phillip.
Obeszli ją cicho. Odurzająca mieszanka mocy i wrażliwości
przebiegała przez jej system. Ochota paliła się w ich oczach, ich rysy
naprężyły się w wilczym głodzie. Jeszcze, hamowali się z żelazną kontrolą.
Chcą ją wziąć, ale żaden nie sprawiłby jej bólu.
Faelon zatrzymał się przed nią i zaczął klękać. Phillip złapał swoje
ramię i potrząsnął głową.
- Czekałem dwieście lat, aby poczuć smak jej kremu jeszcze raz.
Zgodziliśmy się podzielić dziś w nocy z tobą, ale ty będziesz po mnie.
Uśmiechnęła się, zadowolona z jego zaborczości. Faelon pogłaskał
jej skrzydła i przyparł klatkę piersiową do jej pleców, gdy Phillip zaczął
wędrować w dół jej ciała. Cztery ciepłe ręce przechadzały się po jej ciele,
przekomarzając się, uprzedzając przyjemność, która ma dopiero przyjść.
- Podnieś ręce i załóż je na szyi Faelona. - Zawahała się. - To nie jest
okazywanie słabości. Przyjemność musi być tak intensywna jak tylko
możemy uzyskać, a wampiry muszą dominować.
Poprowadził jej ramiona do odpowiedniej pozycji, a ona złapała się
za nadgarstki. Jej plecy wygięły się w łuk, wysuwając do przodu piersi.
Phillip przykrył jedną i pociągnął za drugą. Faelon głaskał jej skrzydła.
Tak wiele różnych bodźców… minęło tak wiele czasu odkąd była dotykana
w ten sposób. Jej tętno biło gwałtownie i oblizała wargi, zdeterminowana,
aby zasmakować każdego uczucia.
- One są wrażliwe? - Wyszeptał Faelon do jej szyi. - Odkryłaś
jakiekolwiek strefy erogenne na tych niezwykłych skrzydłach? - Jego
palce podążyły tropem wzdłuż górnego brzegu, przerywając, gdy wyrwała
się. - Widzę. - Wracając do przeczesywania jej skrzydła, popieścił miejsce,
wysyłając dreszcze przyjemności przez całą powierzchnię jej skrzydeł.
Jęczała. - Lubisz tak.
Phillip przetoczył jeden sutek między swoim kciukiem a palcem
wskazującym, podczas gdy ssał drugiego. Faelon dopasował ruch jego
palców do niewzruszonego ciągnięcia ust Phillipa. Napięcie przetoczyło
się przez jej żołądek i musiał oprzeć swoją głowę o ramię Faelona.
- Jej zapach dręczy mnie. - Wymamrotał Faelon. - Jeśli nie
zaczniesz cieszyć się jej pobudzeniem, ja to zrobię.
Zamiast uklęknąć, czego Brenna oczekiwała, Phillip podniósł ją i
zawiązał jej nogi na jego ramionach. Wysapała, niewygodna i bezsilna
pozycja. Faelon przykrył obydwie jej piersi, wspierając ją o jego ramię.
Phillip rozdzielił jej mięsiste zewnętrzne wargi swoimi kciukami i
wdychał jej zapach.
Potrzebowali jej uległości, mimo to jej duma wymagała od niej
sprzeciwu. Dlaczego wybrał taką bierną pozycję? Chciała jakiejś kontroli,
jakiś… jego język odnalazł jej szparkę i rozproszył jej myśli. Ich ramiona
były silne. Była bezpieczna w ich uścisku, bezpieczna. Phillip trzymał
otwarte oczy, gdy lizał ją, rozkoszując się jej smakiem i akceptacją.
- Tak moja kochana. Poddanie. Upajaj się przyjemnością.
Wepchnął dwa palce do jej wejścia i przystawił jego usta do jej
łechtaczki. Jego wąsy ocierały się o jej ciało, łagodnie powodując
kruszenie się jej. Faelon szarpnął za jej sutki, jego palce naciskały
mocniej z każdym wolnym pociągnięciem. Skąd wiedzieli, czego
potrzebowała, podczas gdy ona sama nie wiedziała, czego potrzebuje?
Phillip złapał jej łechtaczkę w zęby i mlaskał ultraczułą końcówką języka.
Dyszała, ruch nasilił ciśnienie na jej sutkach. Intensywny. Faelon
powiedział, że więź będzie napędzana przez płciową intensywność.
Napięcie zwinęło się w głąb jej żołądka. Jej cipka zalała się w ciekłej
odpowiedzi. Phillip ostrożnie ssał jej łechtaczkę i jej sprężystą cewkę.
Krzyknęła, jej ciało drżało, gdy Phillip wybierał jej krem językiem. W
kółko, próbował jej istoty. Niedługo lizanie nie wystarczyło i zaczął ssać.
Echa pierwszej sesji wciąż w niej brzęczały.
Faelon odciągnął ją od Phillipa, odwrócił ją w swoim kierunku i
rozłożył się na futrze. Przytuliła się do klatki piersiowej Phillipa, całowała
go i głaskała jego twarz. Smak jej własnej namiętności na jego języku
wysłał silne skurcze jej serca aż do jej rdzenia. Zostali rozdzieleni na tak
długo i zatęskniła za nim strasznie. Dlaczego nie mogliby być sami?
- Gdy tylko więź zostanie stworzona, zapewnię cię, że on
wychodzi.
- Więź nigdy nie zostanie stworzona, jeśli zatrzymasz ją dla siebie.
Phillip zachichotał i dołączył do Faelona na futrze. Zsuwając ją
wzdłuż jego ciała, prowadził ją w kierunku Faelona.
- Usiądź okrakiem na jego twarzy i zaoferuj mu twoją cipkę. Chcę
popatrzeć przez minutę albo dwie.
Długie i szczupłe, ciało Faelona niemal objęło całe futro. Jego
okryte złotem ciemne włosy rozeszły się promieniście wokoło jego
surowych rys twarzy, atrakcyjnych pomimo ich brutalności. Uniósł rękę i
pomógł zejść jej, regulując jej pozycję na jego twarzy. Wciąż wrażliwa na
wymagające usta Phillipa, nie była pewna, czy mogła przyjść to jeszcze
raz.
W przeciwieństwie do Phillipa, Faelon nie dokuczał jej łechtaczce.
Jego palce wbijały się w jej biodra, gdy wepchnął język do jej wejścia.
Sapała, zaskoczona jego agresją. Jej sutki drżały i złapała za swoje piersi.
Faelon rozdzielił jej fałdki i okrążył jej cipkę zanim wepchnął się głęboko
jeszcze raz. Pomimo jej obaw, ochota zaczęła narastać jeszcze raz. Jej
wewnętrzne mięśnie dygotały, akcentując zjazd jego języka.
Phillip podszedł za nią i położył ręce na jej ramionach.
- Pochyl się do przodu, ale zbierz siły w rękach. Nie chcemy udusić
Faelona.
- Myślałam…, że zamierzałeś tylko patrzeć. - Gdy nie poruszyła się
wystarczająco szybko, pomógł jej zejść.
- Zmieniłem zdanie.
Język Faelona kontynuował swój silny i nagły przepływ do i z jej
cipki, podczas gdy Phillip uklęknął za nią, siedząc okrakiem na klatce
piersiowej Faelona. Co on robił?
Phillip chwycił ją oburącz i złapał mocno za jej półdupki
rozdzielając je. Przerwał na moment, pozwalając świerzemu poduchowi
powietrza przepłynąć przez jej gorącą skórę. Pochylił się do przodu i
przyparł jego usta o jej ściągniętego odbytu.
Poruszyła się do przodu, ale ręce Faelon zacisnęły się.
- Odpręż się. - Powiedzieli jednym głosem.
Phillip pieścił ją w sposób, w jaki nigdy wcześniej sobie nawet nie
wyobrażała. Jego kozia bródka dokuczała jej skórze, podczas gdy jego
język mlaskał i krążył. Jak mogła się cieszyć z jego ust głaszczących ją w
takim miejscu? To był dziwne, zakazane… pobudzające, jak tajemna
fantazja, do której nigdy nie przyznajesz się. Uporczywy, ale jednak
łagodny, ich języki głaskały wspólnie.
Mrowienia właśnie zaczęły przedrzeźniać jej ruchy, gdy Faelon
przeniósł swoje usta na jej łechtaczkę. Śmigał po maleńkiej istocie z dużo
większą mocą niż Phillip. Usztywniła się, nie pewna czy lubiła bardziej
niewzruszone pociągnięcia, podczas gdy Phillip wepchnął palec do jej
tyłka. Phillip wycofał się wolno i wepchnął się szybko, podczas gdy Faelon
dostosowywał każdy ruch do mlaśnięcia jego języka.
Jej głowa odpływała. Mrowienia atakowały wzdłuż jej zakończeń
nerwowych, leżąc u podłoża przyjemności oni jeszcze przygotowywali jej
ciało, aby przyjęło dwa fiuty, aby poddało się całkowicie ich mistrzostwu.
Jej cipka zacisnęła się wokoło pustego powietrza, zaniedbana i boląca.
Przesunęła swoje biodra i Faelon lekko ugryzł jej łechtaczkę. Krzyknęła,
wstrząśnięta, gdy tętno przyjemności żądliło. Zadowolony, zdławiony
chichot Faelona zabrzmiał w jej umyśle.
Palce Phillipa pieprzył jej tyłek, jego twarz schowała się w
jedwabistej gęstości jego włosów. Zamykając wargi na jej łechtaczce,
Faelon ssał stanowczo jej pierś wybuchając uczuciem w jej brzuchu. Jej
rdzeń pulsował i jej tyłek zacisnął się. Faelon przykrył jej wejście wargami
i wysysał krem do swoich ust.
Olśniony przez przyjemność emanującą od Brenny, Phillip nie
chciał poruszać się. Łaknął uczucia trzepotania cipki wkoło jego fiuta i
gorącego smaku jej krwi sunącej płynnie po jego języku, ale jej ciasny
mały tyłek był swoim własnym rajem.
- Nie pozwól jej odprężyć się zbytnio. - Ostrzegł Faelon,
zachowując myśli z dala od Brenny.
Phillip wycofał swój palec i przeczesał obiema rękami jej skrzydła.
- Prawdopodobnie lepiej byłoby, gdybyś wepchnął się dalej.
Następna część jest raczej trudna.
Zwinęła swoje skrzydła a on zawinął ramię wokół jej pasa, ściągając
ją z twarzy Faelona. Mistrz wampirów bez pośpiechu oblizał wargi.
- Naciesz się tym dupku. To jest jedyne, co kiedykolwiek
dostaniesz. - Myśl wypłynęła zanim, Phillip zdążył ją zatrzymać. Faelon
tylko uśmiechnął się.
Faelon przetoczył się na bok, a Phillip położył na nim Brenne,
smakując prostej tęsknoty jej nagiego ciała do niego. To było niezbędne,
jedyna nadzieja na utrzymanie łajdaka z dala od nich i wtedy urządzą mu
spotkanie, na które zasłużył. Upewniłby się, co do tego. Rozkładając się
na plecach, położył na sobie Brennę. Jego usta uwięziły jej, potrzebując
tego nawet bardziej niż seksu, bardziej niż uroczystego tworzenia więzi.
Wzięła jego twarz w obie ręce siedząc na nim okrakiem.
- To nigdy nie będzie dla nas tylko seks. - Myśl ta natknęła się na
mało znane połączenie i podejrzewał, że Faelon nie może jej podsłuchać.
Znalazł drogę, której użyła i zadrżała. To rezonowało energią Sidhe,
tak inną niż wampirza.
- Stworzyłam to dla ciebie.
Podnosząc swoje biodra, poprowadziła jego fiuta do swojego
wejścia. Gorąco promieniowało od jej rdzenia, sprawiając, że jego jądra
uniosły się i zadrżały.
Faelon przykrył jej piersi, grzbiety jego palców ocierały się o klatkę
piersiową Phillipa, w cichym przypomnieniu, że nie byli sami. Opuściła
się na jego fiuta, a Phillip jęknął. Dwieście lat bez kochanka zostawiło ją
ciasną jak dziewica. Pożądanie popłynęło wzdłuż niego. Obrócił głowę w
drugą stronę i zacisnął zęby. Musieli połączyć się we trójkę, albo to
wszystko pójdzie na marne.
Oparła się o klatkę piersiową Phillipa, łagodnie głaszcząc jego
twarz, podczas gdy Faelon zajmował się jej tyłkiem. Jej oddech uwiązł, ale
nie sprzeciwiła się temu. Jej kapitulacja przyprawiła o dreszczyk emocji
Phillipa. Była jedną z najpotężniejszych istot w królestwie Unseleighe, ale
dawała wszystko.
- Gotowa? – Wyszeptał Faeton, a ona potwierdziła.
Phillip znalazł jej usta po raz koleiny, mając nadzieję rozproszyć ją
namiętnym pocałunkiem. Faelon wypełnił ją, wyciągając ją tak mocno, że
aż Phillip sapnął do jej ust. Przyjemność przemoczyła go, parząc jego
umysł. Wygięła się w łuk do pierwszego pchnięcia Faelona, wlokąc jej
ciało po całej długości Phillipa.
Faelon odepchnął ją w dół wychodząc niemal z jej ciasnego odbytu.
Zadrżała, jej palce poplątały się we włosach po obu stronach głowy
Phillipa.
- Nie dochodź jeszcze, kochanie. Musimy to zrobić razem.
Kiwnęła głową. Mieli ją między sobą, wbijając ją na jednego fiuta,
przyciągając do drugiego. Jej skamieniałe sutki ocierały się o jego klatkę
piersiową, a jej włosy rozsypały się wszędzie.
To było intensywne, nieludzko seksualne, ale Phillip tęsknił za
czymś więcej. Chciał smakować jej odpowiedzi i delektować się
intymnością połączenia z jej ciałem i umysłem.
Jej cipka zacisnęła się na jego fiucie, ostrzegając przed jej
nieuchronnym orgazmem.
- Teraz! - Zarządził i Faelon wepchnął się aż po rękojeść. Phillip
zatopił swoje kły w jej gardle a Faelon ugryzł jej szczupłe ramię.
Krzyknęła, trzymając kurczowo jego głowę między rękami.
Trzymali ją w ramionach na krawędzi orgazmu, gdy żywili się,
zawieszoną między jednym oddechem i następnym. Uczucie kręciło się
wokół nich, spływając po nich, i wzbierając w nich. Faelon odsunął się,
jako pierwszy, jego nadgarstek był już przyciśnięty do jej ust. Przyjęła
krew tylko, dlatego że przyjęła resztę, bez wahania albo zastrzeżenia.
Rozdarty między przyjemnością a furią, Phillip poprowadził usta do
jej gardła. To nie powinno wyglądać w ten sposób. Nie chciał pieprzyć jej
bezsensownie, chciał kochać się z nią. Każde pociągnięcie jej ust było
gorzko - słodkie. Gdy tylko wzięła wystarczająco dużo, wywołali jej
orgazm. Krzyknęła jeszcze raz, drżąc silnie, zakończając więź wytryskiem
ich nasion.
Rozdział VIII
Tłumacz: isiorek03
Korekta: zirella
Faelon zostawił ich samych przed ogniem. Phillip przemienił się w
mgłę, aby oczyścić ciało. Z szelestem skrzydeł, Brenna oczyściła również
siebie. Siedzieli naprzeciwko i po raz pierwszy tej nocy, Brenna poczuła
się nieśmiała. Zawinęła swoje skrzydła wokół ciała i spojrzała w ogień.
Phillip dotknął jej brody, przyciągając z powrotem jej spojrzenie na
niego.
- Proszę nie ukrywaj się przede mną.
- Dlaczego wyglądasz tak smutno?
- Chciałem więcej dla ciebie. Zasługujesz na więcej.
Potrząsnęła głową.
- Więcej niż to? Zasugerowałem tę więź. Musimy znaleźć łajdaka.
- Wiem. Ja tylko… - Pociągnął ją do przodu, zawijając jej nogi wokół
jego pasa. - Tęskniłem za tobą Brenno. Masz chociażby najmniejszą
świadomość tego jak bardzo tęskniłem?
Nie chciała sprzeczać się z nim, ale jego pytanie zasłużyło na
odpowiedź.
- Połączenie, które ukształtowaliśmy wtedy, nigdy dla mnie nie
wygasło.
Przykrył bok jej twarzy, jego oczy świeciły się w blasku ognia.
- Próbowałem nie myśleć o tobie, ale to było…
- Nie to miałam na myśli. Wyczuwałam każdą kobietę, jaką brałeś
sobie do łóżka, każdą przelotną przygodę, każdą pieprzoną fankę.
Prawdopodobnie pamiętam je lepiej niż ty.
Spojrzał w jej oczy i powili kiwnął głową.
- Jak? Powiedziałaś, że takie połączenie musi został utworzone
celowo.
- Za każdym razem, gdy byliśmy razem moje moce rosły. Związek
stał się bardziej wiążący. Moje umiejętności są niezwykłe, a twój ojciec
był potężnym czarnoksiężnikiem.
Przeczesał ręką jej włosy i spojrzał w dal.
- Wrócimy do tego?
- Nie ma żadnego innego wyjaśnienia. Moje ciało nieumyślnie
sięgnęło do twojej energii… twojej energii Sidhe. Nie jesteś jak inne
wampiry i wiesz o tym. Dlaczego to jest tak trudne dla ciebie, aby
przyznać się do tego?
- Dlaczego ma dla ciebie aż tak wielkie znaczenie abym przyznał, że
jestem Sidhe? To nic nie zmienia.
Uwolniła się od jego kolan i zakryła nagość włosami. Gdyby nie
znalazł żadnej wartości w swoim spadku, nie mieliby szans na wspólną
przyszłość. Miała obowiązki względem Sidhe i to nigdy nie zmieniłoby się.
Jej serce gorąco zapragnęło móc rozpaść się przed jej oczami.
- Czy uważasz swoje życie za spełnione? Czy zależy Ci na każdym z
nich?
- Pieprzę wszystko, co wchodzi mi w drogę. - Wywarczał. - Dlaczego
nie powinienem? Jesteś jedyną kobietą, którą kiedykolwiek kochałem i
odrzuciłeś mnie… dwa razy!
Kochana, czas przeszły, jakby to uczucie dawno umarło. Obróciła
się i spojrzała w ogień, próbując jak oszalała ukryć łzy. Podjęła swoją
decyzję dawno temu. Nie miała prawa do roszczenia sobie praw do niego.
- Więź jest utworzona. - Przeczyściła swoje gardło i kontynuowała w
wyraźniejszym tonie. - Co teraz zrobimy?
- Odpoczniemy aż do zmierzchu, po czym wyjawimy naszą
lokalizację łajdakowi.
- Moją lokalizację, chciałeś powiedzieć. Jemu zależy tylko i
wyłącznie na mnie.
Zawinął ramiona wokół jej pasa, rozszerzając palce na przeciwko jej
boku. Nie usłyszała, jak ruszył się. Nigdy nie słyszała jak się poruszał.
Jedynie wampir mógł poruszyć się szybciej niż Unseleighe
- Rozumiem twoje wątpliwości. - Wyszeptał w jej włosy. -
Ochraniasz swoje uczucia przede mną.
Obróciła się w jego ramionach. Opierając jej ręce o jego ramiona,
zajrzała do jego oczu.
- Nie żałuję moich decyzji, ale nigdy nie przestałam cię kochać. -
Cofnął się o krok wprawiony w osłupienie, jego oczy były olbrzymie w
bladej twarzy. Najwyraźniej to nie była odpowiedź, jakiej oczekiwał.
Potrząsnęła swoją głową z godnym ubolewania uśmiechem. - Kochaj się
ze mną. Dotykaj mnie tak jak to robiłeś wcześniej, a ja złamałam ci serce.
Jego wargi rozdzieliły się jakby chciał coś powiedzieć, ale zamiast
tego wypuścił ją z uścisku. Oplotła ramiona wokół jego szyi, przylegając
całym ciepłym ciałem do jego ciała. Oddzielając się od reszty świata z
bezlitosną determinacją, skupiła się całkowicie na Philipie. Jego zapach,
jego smak, siła jego ramion wokół niej.
Osunęli się na kolana, stając naprzeciw siebie. Blask ognia tańczył
na ich skórze. Przeczesała palcami jego włosy, a on pogłębił pocałunek,
głaszcząc językiem jej język. To było tak jak być powinno, pilna potrzeba
czułości.
Popieścił jej twarz, badając jej szyję i gładkie ramiona. Westchnęła,
gdy jego ręka znalazła się na jej piersi, jego kciuk okrążający jej sutek.
Nocne godziny nigdy by im nie wystarczyły. Ten rozkoszny wstęp był
tylko posmakiem tego, czego chciała, żyć z Philipem, ale po jej stronie.
Przestał ją całować, a jego spojrzenie nagle stało się gniewne.
- Jeżeli naprawdę to jest w twoim sercu, dlaczego wtedy odprawiłaś
mnie?
- Nie miałam wyboru. Nie mogłeś zostać ze mną, a ja nie mogłam
odrzucić tego, kim jestem.
- Mistrzynią Powietrza. - Powiedział to tak, że zabrzmiało jak
przekleństwo.
- Nie chcę z tobą walczyć. Chcę…
Omiótł jej ciało i klęknął między jej udami.
- Wiem, czego chcesz, czego zawsze chciałaś. Jestem wystarczająco
dobry, by pieprzyć ciebie, ale nie wystarczająco ważny, by komplikować
twoje życie. - Wepchnął ramiona pod nią, trzymając ją stanowczo za jej
małe plecy.
- Zatrzymaj się! - Próbowała się mu wyrwać, ale on zmusił ją do
utrzymania rozstawionych nóg.
- Powiedz mi, jak bardzo mnie kochasz. Powiedz mi jak nie mogłaś
żyć beze mnie.
Przykrył jej wzgórek ustami, wpychając język do jej śliskiej cipki.
Szarpnęła wbrew jego uściskowi przybliżając jej kroczę do jego ust.
Pieprzył ją językiem, aż przestała walczyć, wtedy łagodnie liznął jej
łechtaczkę. Spychając ją prawie na krawędź orgazmu, zatrzymał ją prawie
na przepaści do czasu, aż zadrżała bezradnie.
- Powiedz to! - Jego gniewny głos eksplodował w jej umyśle,
rozbrzmiewają delikatną nicią Sidhe. – Powiedz, że mnie kochasz!
Odwróciła twarz i zaszlochała.
Puścił jej ręce i złapał za tyły jej kolan jednym płynnym ruchem.
Zanim mogła uwolnić swoje ramiona spod niej, przycisnął ją wagą
swojego ciała. Jego fiut znalazł jej wejście, pocierając o nią bez
wchodzenia do środka.
- Powiedz to, Mistrzyni Powietrza. - Drwina w jego tonie odwróciła
jej twarz z powrotem. - Powiedz mi jak bardzo za mną tęskniłaś, jak
cierpiałaś w tej swojej wierzy z kości słoniowej, modląc się, abym był z
tobą.
Niezdolna do zniesienia krzywdy w jego spojrzeniu, zamknęła swoje
oczy i uniosła jej umysłową tarczę, obdarowując go czułością i tęsknotą.
- Zatrzymaj to! - Kołysał się na kolanach, jego fiut wciąż był gotowy
by wziąć ją.
- Kocham cię. - Wyszeptała bez otwierania oczu.
- Pieprz się! - Jego głos się łamał i przez długi czas nic nie zrobił.
Zadrżała, rozkładając się szeroko przed nim, czekała by wziął ją w
gniewie albo uciekł przed uczuciami, które mu wyjawiła. Jego dotyk był
delikatny. Wsunął z powrotem jedno ramię pod nią i podniósł jej piersi
do ust. Przechodząc od jednego do drugiego, sprawiał, że jej sutki stawały
się twarde, drżące niczym pąki.
Podnosząc jej ramiona nad głową, wyczarowała mistyczne sznury,
wiążąc się dla jego przyjemności. Jego oddech wyciekł w postrzępionym
syku i uniósł się ponad nią. Bojąc się, co znalazłaby, gdy otworzyłaby
swoje oczy.
Jego emocjonalne bariery rozkruszyły się, gdy tylko ich spojrzenia
spotkał się. Czułość wezbrała w niej z pierwszym pchnięciem. Naprężyła
swoje wewnętrzne mięśnie, nie chcąc wypuścić go, pragnąc go w niej pod
warunkiem, że mogła zatrzymać go tam. Wypełnił ją, rozciągając ją póki
nie mógł dać już więcej. Uniosła nogi, niosąc go głębiej.
Krzyknął w ukłuciu przyjemności. Dopasowywała się do niego
pchnięcie w pchnięcie, zabierając go, gdy on zabierał ją. Naprężając i
wyginając w łuk, zaakceptowała go w swoim ciele i przywitała w umyśle.
Połączyli się, dzieląc oddech, mieszając ich uczucia, i wymieniając się
energią.
Wsuwając ręce pod nią, uniósł ją ponad futro i pchną aż po
rękojeść. Jego wytrysk bił w głębi jej serca i spychał ją na samą krawędź.
Niewzruszone, rytmiczne ataki jej cipki przedłużyły przyjemność migając
od niej do niego, od niego do niej.
- Przepraszam. - Wyszeptał, zsuwając ją na futro.
Uśmiechnęła się mu w oczy.
- Nie masz, za co mnie przepraszać. - Chciała powiedzieć coś więcej,
dużo więcej, ale wiedziała, że teraz nie ma na to czasu.
*****
Brenna lubiła ciche popołudnia, gdy jeszcze ludzie spali. Unseleighe
Sidhe wolało noc, ale w przeciwieństwie do wampirów, nie zostali
ograniczeni do ciemności. Spanie w ramionach Phillipa było bajeczne,
taki luksus ceniłaby sobie przez wieczność.
Ludzie budzili się o wschodzie słońca, postawieni na nogi, pełni
niepokoju planując cały swój dzień.
- Jeśli ten zamek był kryjówką przez wieki, naprawdę chcesz złożyć
go w ofierze tej konfrontacji? - Brenna zapytała, gdy Faelon przygotował
się, aby osłabić tarczę.
- Jedyna rzecz, która czyni zamek specjalnym jest siła jego tarczy.
Nie jestem w stanie straszyć nowego z tej samej gęstości. Kiedyś wybiorę
nową lokalizację, wezwę ten sam zespół, który skonstruował tę tarczę, i
stworzę nową kryjówkę.
- Więc osłabiasz tarczę, aby on mógł wyczuć gdzie jestem. A potem,
co? Przekroczy tańcząc i spróbuje mnie porwać?
Faelon zachichotał.
- Chciałbym zobaczyć jak próbuje. Pomyślałem, że może ty i Phillip
możecie zrobić sobie romantyczną przechadzkę wzdłuż rzeki. Nie
zobaczysz mnie, ale będę w pobliżu.
- Będzie wiedział, że to pułapka. - Potrząsnęła głową. - Nikt nie jest
aż tak głupi.
- W takim razie powinien zdawać sobie sprawę, że to jest jedyna
szansa, jaką dostanie. - Phillip wsunął swoje ramię wokół jej pasa i
pociągnął ją w swoją stronę.
Nie mogła zaoferować realnej alternatywy, więc zaakceptowała ich
plan. Odczekali niemal godzinę zanim Phillip zaprowadził ją na zewnątrz
przez boczne drzwi. Rzeka wiła się przez krajobraz, mieniąc się srebrem
w świetle księżyca. Liście schrupały pod jej butami, gdy jechali drogą
przez opadający teren.
- Byłeś tu kiedykolwiek wcześniej?
Kiwnął głową, a jego spojrzenie było szerokie i czujne.
- Zanim cię opuściłem… ostatnim razem… zatrzymałem się tu na
moment.
- Jak długi był ten moment?
- Trzydzieści albo czterdzieści lat, plus - minus. Rafe w końcu wbił
mi trochę rozumu do głowy i wróciłem do Irlandii.
- Urodziłeś się w Irlandii?
- Nie wiem. Byłem tu, gdy moja matka umarła. Zawsze sądziłem, że
była Irlandką.
- Phillip, Brenna zawróćcie. To nie działa. On jest w drodze do
Nowego Jorku. Musimy iść! - Faelon stojąc na szczycie stoku skinął w ich
kierunku.
Przez kręgosłup Brenny przeszedł dreszcz, a jej skrzydła rozwinęły
się. Jakie dziwne. To zdarzało się tylko wtedy, gdy…
- To nie Faelon. – Posłała myśl wzdłuż ich połączenia, Sidhe.
Phillip wziął ją za rękę.
- Jestem z tobą.
Podeszli do oszusta. Brenna przestudiowała jego kosmyki duszy.
Były cienkie i wystrzępione, przekręcając bez wyraźnego wzoru albo
projektu. Stonowane kolory i kipiący rytm przypomniały pewną dawną
noc w irlandzkim lesie.
- To z pewnością Kyrel. Jego wzór jest podobny do Natalie.
- Dlaczego miałby wrócić do Nowego Yorku? - Powiedział Phillip,
gdy byli w połowie drogi na wzgórze. - To nie ma sensu.
- To ma wiele sensu. Pośpiesz się! - Skinął jeszcze raz,
wyprowadzając stopniowo jego ciało z ogniska.
Zmienił kształt, czy to była po prostu iluzja?
Brenna przestała
patrzeć na jego kosmyki duszy i skoncentrowała się na jego dziwnym
pojawieniu się.
- Kim jest łajdak? - Phillip zwolnił tempo. - Jesteś zdolna
zidentyfikować go?
Brenna odmówiła wleczenia stopami. Gwałciciel Maris był przed
nimi. Ten łajdak nie ucieknie znowu. Wypuściła rękę Phillipa,
równoważąc jej moc i przygotowując się do ataku. Wysłała przypływ
energii do Kyrel z potężnym machnięciem skrzydeł.
Kyrel wrzasnął, niszcząc złudzenie tak jak… czary Sidhe? Jak to było
możliwe? Trzymała wysoko głowę, skrzydła uniosły się do drugiego
uderzenia, Brenna podeszła do niego.
- Czego chcesz ode mnie?
Phillip przeszedł na skraj jej widzenia ze świecącymi oczami i z
wysuniętymi kłami. Przesłał jej swoją wampirzą energię powiększając jej
moc Sidhe.
- Nie wiem! – Wykrzyczał Kyrel. – Cały czas widzę w swoim mózgu
twoją twarz. Zamykam oczy, a ona wciąż tam jest! Czego chcesz ode
mnie? Czemu nie zostawisz mnie w spokoju? - Jego głos stał się ostry i
nieprzyjemny, rzucił się z pazurami na jej włosy.
Faelon zmaterializował się za Kyrelem, ale Brenna potrząsnęła
głową. Kyrel nie miał żadnej broni. Łatwo mogła go kontrolować.
- Czemu zaatakowałeś moją siostrę?
Śmiał się, szaleństwo świeciło się w jego oczach.
- Myślałem, że w końcu znalazłem cię. Twoja twarz. Nie mogę uciec
od twojej twarzy. - Zaśmiał się. Trzepnęła go na ziemię z wściekłym
machnięciem jednego skrzydła. - Nie, Mistrzyni. - Skulił się, unosząc
ręce, aby się obrócić. - Nie dręcz mnie już. Znalazłem cię, zostanę
uratowany.
- Uratowany, od czego?
- Od pijących krew. - Zajęczał, rzucając głową i młócąc ramionami,
gdy walczył z jakimś niewidocznym wrogiem. Fioletowy lekki wybuch w
jego oczach i okropny trzask kości towarzyszący zmienianie kształtu
rozbrzmiał echem w nocy. Jego twarz skrzywiła się. Z jego palców
wystrzeliły długie i niebezpieczne pazury. Rzucił się na jej gardło,
przewracając ją na plecy.
Szukając oparcia wśród suchych liści, rozkazała wiatrowi do
uderzyć go, osaczać, trzymać w ramionach. Krzyczał, drgając z siłą
wichru. Jego pazury wbiły się w jej ramionach, a jego stopy kopały bruzdy
w ziemi. Machnęła skrzydłami, ale jego ciało było zbyt bliskie jej.
Phillip zaatakował z jednej strony, a Faelon z drugiej, obejmując
Kyrela fioletowym światłem.
- Połączymy naszą moc z twoją, - powiedział Phillip wzdłuż
połączenia Sidhe. - Musimy to zrobić razem.
Bez odwracania wzroku od Kyrela, przyjęła ich energię i przekazała
moc Sidhe Philipowi. Chmura wokół Kyrela spurpurowiała, mieniąc się w
świetle księżyca.
- Na trzy, uwolnię wiatr i wpuszczę cię. - Tym razem wysłałam
myśl do Faelona. – Raz, dwa, trzy!
Wiatr zniknął tak samo szybko jak i pojawił się. Faelon zawinął
swoje ramię wokół gardła Kyrela, ciągnąc go do tyłu, a Phillip pochylił się
blisko jego ucha.
- Twoje palce rozluźniają się. Jesteś spokojny.
Kyrel warknął i przekręcił się, ale jego ręce puściły ramiona Brenny.
Fioletowa poświata krwi błyszczała w jego oczach i potrząsnął głową.
- Nie znasz mnie Brenno? - Uśmiechnął się, a jej całe ciało
zdrętwiało. - Obiecałem, że wrócę do ciebie. Czy jestem teraz
wystarczająco godny?
Faelon pociągnął ramiona Kyrela za jego plecy. Nie sprzeciwił się.
Jego spojrzenie przeniosło się na Brennę, błagające i zrozpaczone. Z
jednym szybkim, dokładnym uderzeniem, Phillip wepchnął rękę w górę
przez brzuch Kyrel, by zamknąć pięść na jego sercu. Kyrel zadrżał, jęknął,
po czym nie wydał już żadnego dźwięku. Krew spływała wzdłuż ramienia
Phillipa i przemoczyła przód tuniki Kyrela. Oczy Kyrel zaszkliły się, a jego
ciało się rozluźniło.
Faelon opuścił go na ziemię i cofnął się. Phillip spalił pozostałości w
jednym płomiennym wybuchu. Brenna machnęła swoimi skrzydłami
kierującymi popioły w górę z dala od nich.
Phillip obrócił się w mgłę i pojawił się moment później, jego odzież
była czysta, wszystkie ślady krwi zniknęły. Brenna zwinęła swoje skrzydła
i przykryła usta ręką, smutek przesączał się przez wstrząs.
- To koniec, kochanie. - Phillip przyciągnął ją w ramiona. -
Wszystko w porządku?
Cieszyła się spokojem przez chwile, ale on odszedł daleko.
- Wiem jak Raonull to zrobił. - Jej usta były tak suche, że
praktycznie nie mogła mówić.
- Kyrel był szalony. - Powiedział Faelon. - Nie możesz przykładać
żadnej wagi do tego, co powiedział.
- Nie chodzi o to co powiedział, tylko o to, co zrobił. - Obróciła się,
przenosząc ramię Phillipa na jej pas stając przodem do Faelona. - Był
chłopak studiujący przy świątyni, który był obiecującym iluzjonistą. Był
opętany dwoma rzeczami. Mną i legendami o Raonullim. Zniechęciłam
jego zainteresowanie obydwoma na tyle ile mogłem, ale był stanowczy.
Ostatecznie musieliśmy zabronić mu wstępu do świątyni.
- Coś mi mówi, że nie zniósł tego najlepiej. - Phillip przeniósł swoje
ramię na jej ramiona i pogłaskał jej włosy.
- Powiedział mi, że zostanie potężnym czarnoksiężnikiem i wróci by
zgłosić pretensje o mnie, gdy już będzie zasługiwać na moją miłość.
Zniknął kilka tygodni później. Wszyscy sądziliśmy, że opuścił królestwo
Unseleighe.
- Więc Mistrz Raonull miał praktykanta do czasu, gdy Natalie nie
złożyła mu lepszej oferty. - Faelon opuścił ramiona i westchnął. - Moc
naturalnego wampira w sercu chłopca z Ponurych Elfów.
Brenna zadrżała, żółć podchodziła jej do gardła.
- Szukał mnie. Wszystkie te dziewczyny zostały zaatakowane,
ponieważ…
- Nie. - Ton Faelon nie tolerował żadnych argumentów. - Zło Kyrela
nie miało nic wspólnego z tobą. Moja krew płynęła w jego żyłach. Czy to
czyni mnie odpowiedzialnym? Mistrz Raonull nie żyje. Natalie nie żyje. I
osoba najodpowiedzialniejsza za ataki została właśnie rozdarta w szybkiej
i zdecydowanej karze. To już koniec.
Faelon obrócił się w kierunku zamku rysującego się na nocnym
niebie. Phillip i Brenna spletli palce i podążyli za Faelonem.
- Co będzie z Maris? - Zapytała Brenna. - Będzie teraz wampirem?
- Jak tylko przemiana zaczęła się, to nie może zostać odwrócone aż
do czasu, gdy cykl się skończy.
Jej serce zatrzepotało. To nie mogło być odwrócone.
- Jak długo trwa cykl?
- Sto lat. - Faelon przyznał. Otworzył boczne drzwi umysłem i
zaprowadził ich do oświetlonej sali. Palniki wybuchły w następstwie tego,
ale nie wiedziała, czy Faelon lub Phillip byli odpowiedzialni za
oświetlenie. - Jeśli Maris będzie chcieć wrócić do swojego dawnego stanu
pod koniec przemiany, to może zostać to odwrócone.
- Co zajmie kolejne sto lat?
Kiwnął głową, jego rysy zaostrzyły się nieubłaganie w blasku ognia.
- Komórkowa mutacja nie zajdzie w ciągu nocy. Wiek jest
zdumiewająco krótkim okresem czasu dla kogoś, kto ewoluował w
kierunku innego gatunku. Przynajmniej będzie mieć wybór.
- A w późniejszym czasie? - Brenna pociągnęła za swój długi
warkocz ponad ramieniem, poruszając wstążką obwiązującą końcówkę. –
Powróci do naszego królestwa?
- To zależy od twojej rady. - Odrobina wyzwania zaostrzyła ton
Faelona. - Byłem pod wrażeniem, gdy dowiedziałem się, że królestwo
Unseleighe nie toleruje „pijących krew”.
- Dziwne, powinieneś to przewidzieć. - Rzuciła okiem na Phillipa i
uśmiechnęła się. Popatrzył na nią ciepło, ale nic nie powiedział. - Rada
wyraża zaniepokojenie z napływem… imigrantów z innych królestw.
Nasza populacja zmalała, a młodsze pokolenie miesza się coraz bardziej z
innymi rasami. To była propozycja rady, że wybierzemy emisariusza, jako
rodzaj kontaktu, który będzie przerzucać most pomiędzy starymi
postawami i nowymi.
Faelon zachichotał.
- Nasza rada miała podobną rozmowę parę tygodni temu.
Najwyraźniej zjawisko nie dotyczy tylko Ciemnych Elfów.
Brenna spojrzała na Phillipa jeszcze raz. Utrzymał swoje rysy w
pozbawionej wyrazu masce. Czyżby nie domyślał się, dokąd to
prowadziło?
- Zasugerowali kilku kandydatów, którzy mają wyjątkowe
kwalifikacje do tej pozycji.
- O jakich kwalifikacjach mowa? - Kącik ust, Faelona uniósł się.
Oczywiście znalazł cel tej rozmowy.
- Ludzie ze zróżnicowaną krwią, którzy mogą nawiązywać kontakty
z istotami z wielorakich królestw.
- Chcesz bym odszedł, z Pyrite i… został dyplomatą?
Okay, więc zwracał uwagę
- To tylko sugestia. - Wzruszyła ramionami, chociaż jej serce waliło
w klatce piersiowej. - Ale musisz przyznać, że idealnie psujesz na to
stanowisko.
- Ale ja pracuję już dla Wysokiej Rady Unseleighe. Jak chaotyczne
to jest?
Zaśmiała się.
- Wiele gwiazd rocka jest obecnie czynna politycznie. Spójrz na
Bono i Stinga.
Jego ciemne brwi wystrzeliły i odwrócił się bezpośrednio przodem
do niej. Faelon roztopił się w cieniu.
- Myślałem, że nie masz pojęcia o niczym, co dzieje się poza
ścianami świątyni.
Cała żartobliwość opadła. Wpatrywała się w jego oczy i otworzyła jej
umysł, przelała miłość i tęsknotę wzdłuż ich telepatycznego połączenia.
- Jestem wielką fanką Pyrite.
- Więc dlaczego próbujesz im ukraść głównego gitarzystę? – Potarł
jeden kącik jej ust a potem następny.
- Ponieważ potrzebuję go bardziej niż oni. - Zawinęła ramiona
wokół jego szyi i oparła się na jego ciepłym ciele. - Żyłam bez ciebie
wystarczająco długo.
Ich usta połączyły się w głębokim, gorącym pocałunku. Wszystkie
zmarnowane lata, cała frustracja roztopiła się pod intensywnością nadziei
w nich.
Wsunął ramiona wokół jej pasa, ciągnąc ją stanowczo ku niemu.
- Jeśli zrobimy to, Mistrzyni Powietrza, uważaj teraz, cała moc
Żywiołowych nie będzie nas obchodzić. - Pocałowali się jeszcze raz, ogień
ich namiętności narastał. Wycofał się, figlarny uśmiech rozdzielał jego
wargi, gdy powiedział, - ale ty powiesz o tym Refe.