All I Want for Christmas is a Vampire
17.
Ian kroczył przez korytarz. - Damska czy męska?
- Słucham? - zapytała Toni.
- Którą toaletę wolisz? Muszę się nieco obmyć.
- Och, damska. Jeśli nie masz nic przeciwko.
Uśmiechnął się. - Tak długo jak tylko jest pusta. - Pchnął drzwi do toalety dla
pań. - Halo?
Toni weszła za nim do środka i spojrzała pod boksy.
- Romatech jest prawie pusty w niedzielę wieczorem. Zaledwie kilka osób, które
przychodzą na Mszę. - Odkręcił kran i umył ręce.
Stała za nim. - Nie widać cię w lustrze. Mogę zobaczyć siebie, ale ciebie tam nie
ma. To takie przerażające.
- Dziękuję. - Nabrał wody w swoje dłonie i wypłukał nią twarz. Krew spływała
po zlewie. - Teraz zdradź mi swoje tajemnice. - Wyrwał ręcznik papierowy z
dozownika i przycisnął go do twarzy.
- Ostrożnie. - ostrzegła go. - Nie chcesz aby jakiś kawałek szkła wbił się jeszcze
głębiej.
- Oczywiście nie mogę zobaczyć tego co robię. - Wrzucił papier do kosza.
- Pozwól mi. - Zwilżyła kilka ręczników i złożyła je w kostkę. Potem ostrożnie
pogładziła go po czole.
- Twoje sekrety?
- Dobrze. - Wyjęła odłamek szkła z jego włosów i wrzuciła do kosza. - Po tym
jak zmarła moja babcia, kiedy miałam trzynaście lat, zostałam wysłana do
szkoły z internatem w Charleston. Byłam nieszczęśliwa, dopóki nie spotkałam
Sabriny.
- Twojej współlokatorki?
- Tak. Przyszła do szkoły po tym jak jej rodzice zginęli w wypadku
samolotowym. Jest jedynaczką, więc była bardzo samotna. Za pierwszym razem
pomyślałam, że fajnie jest skoro znajduje się w tej szkole osoba bardziej
nieszczęśliwa ode mnie. Ale potem poznałam ją i stałyśmy się najlepszymi
przyjaciółkami. Tak naprawdę bardziej to siostrami.
- Aye. - Ian mógł się do tego odnieść. Connor i Angus zawsze byli dla niego jak
starsi bracia.
Toni wyrzuciła kolejne zakrwawione ręczniki papierowe i przygotowała
następny, świeży okład. Musnęła jego policzki. - Sabrina i ja przygotowałyśmy
nasz plan na przyszłość i pracowałyśmy nad nim od lat. Wiesz, że niektórzy
celebryci adoptują dzieci z obcych krajów?
- Aye.
- Planujemy aby zrobić to na większą skalę. Uruchomimy sierociniec z
prawdziwie kochającym środowiskiem, jak rodzina, której zawsze chciałyśmy. I
będziemy ratować dzieci z całego świata. Studiowałam biznes i socjologię, tak
abym mogła prowadzić ośrodek, a Sabrina robi magisterkę z edukacji aby mogła
prowadzić szkołę. Carlos ma już dla nas kilka sierot.
- Będziecie potrzebować mnóstwa pieniędzy.
Toni starannie wytarła brodę. - Rodzice Sabriny zostawili jej ogromny spadek.
Osiemdziesiąt pięć milionów euro.
Ian podniósł brwi.
- Może odziedziczyć całą sumę tylko gdy zostanie absolwentką uczelni. Jej
rodzice nie chcieli aby była bezużytecznym dzieckiem jedynie na funduszu
powierniczym.
Ian skinął powoli głową choć jego umysł szybko przewijał zdobyte informacje.
Jeśli Toni miała takie wielkie plany, to dlaczego pracowała tu jako strażnik? I na
pewno nie zamierzała zostać. To byłoby strasznie egoistyczne z jego strony
gdyby starał się tu ją trzymać, kiedy miała takie szlachetne plany na przyszłość.
- Wszystko szło zgodnie z planem aż do ostatniej niedzieli. - kontynuowała
Toni. - Sabrina została zaatakowana w Central Parku. Skończyła w szpitalu z
pękniętymi żebrami, stłuczeniami i…śladami ugryzień.
Ian zaciągnął się nagle. - Malkontenci.
- Tak. Wpadła w histerię, kiedy policja nie dała wiary jej zeznaniom.
Twierdziła, że została zaatakowana przez wampiry.
- Głupcy. Powinni usunąć jej pamięć.
Oczy Toni rozszerzyły się. - Myślisz, że to w porządku to co jej zrobili?
‘’Nie, oczywiście, że nie. Ale każdy wampir, nieważne czy zły, czy nie, wie, że
nie ma nic ważniejszego niż utrzymanie naszego istnienia w tajemnicy.
Toni skrzywiła się, kiedy wyrzucała brudne ręczniki papierowe. Wyciągnęła
kolejną porcję z dozownika. - Oczyśćmy twoje kolana.
Zaczęła klęczeć, ale Ian zalewitował tak, że jego kolana były na równi ze
zlewem. - Tak będzie łatwiej.
- Och. - Spojrzała na niego. - To trochę dziwne.
- Dziękuję. Wracając do twojej historii…
- Prawda. - Delikatnie zsunęła jego zakrwawione podkolanówki na dół.
‘’Sabrina jest manipulowana przez jej ciotkę i wujka. Mężczyzna jest psychiatrą
i zdiagnozował u niej psychozę oraz urojenia. Położył ją na oddziale
psychiatrycznym.
- Jest w tym szpitalu pod Cienistymi Dębami?
- Tak. - W oczach Toni zapłonął gniew. - Jej wuj chce tylko pieniędzy więc
zrobi wszystko, żeby Sabrina nigdy z tamtąd nie wyszła. Carlos i ja udaliśmy się
dzisiaj wieczorem aby się z nią zobaczyć i to było okropne.
Ian wylądował na podłodze. - Poszłaś tam przed Mszą? - Nic dziwnego, że jej
emocje były tak bolesne.
Toni skinęła głową. - Nie mogę zawieść jej jak babci. Muszę ją stamtąd
wydostać.
Ś
cisnął jej dłoń. - I pomyślałaś, że będziesz potrzebować mojej pomocy? To
dlatego podjęłaś się tej pracy?
- Potrzebuję twojej pomocy, ale rzeczy nie dokładnie tak się potoczyły. Po tym
jak Sabrina została zaatakowana, poprosiła mnie, abym znalazła wampiry, które
jej to zrobiły, aby udowodnić, że nie ma urojeń.
Ian zesztywniał. - Celowo udałaś się do parku aby zostać zaatakowaną?
- Nie sądziłam, że cokolwiek takiego w ogóle się stanie, ponieważ nie
wierzyłam, ze wampiry istnieją naprawdę. Ale…
- Ale zostałaś niespodziewanie zaatakowana. - dokończył jej zdanie. - Mogłaś
zginąć, gdyby nie przybył Connor.
- Uwierz mi, wiem jak źle to wyglądało. Connor zaoferował mi wymazanie
pamięci, ale nie mogłam tego zrobić, nie wtedy, kiedy dowiodłam, że z Sabriną
wszystko w porządku. Więc podjęłam się pracy, mając nadzieję, że zdobędę
dowód jakiego potrzebuję.
Chłód przeszył Iana. - Zamierzałaś dowieść naszej egzystencji? - Puścił jej dłoń.
- Złożyłaś przysięgę, że nigdy nas nie zdradzisz.
Toni skrzywiła się. - Wiem.
- Czy ty nie rozumiesz pełnego znaczenia naszego sekretu? Jeśli nasze istnienie
wyjdzie do wiadomości publicznej, to pojawią się miliony śmiertelników
chcących nas zabić. Zabójcy będą biegać po ulicach ze swoimi zakrwawionymi
kołkami. Naukowcy będą chcieli na nas eksperymentować lub robić sekcję. I
jeśli kiedykolwiek dowiedzieliby się o uzdrawiającej właściwości naszej krwi,
to polowaliby na nas jak na zwierzęta i osuszali. Ekspozycja oznacza zagładę.
Zbladła. - Nigdy nie chciałam nikogo skrzywdzić. Myślałam, ze mogę podać
dowód psychiatrze lub prawnikowi, którzy potraktowaliby to jako poufne. Coś
jak twój Ojciec Andrew.
- To okropne ryzyko. Nie możesz zagwarantować, że ktoś będzie trzymał buzię
na kłódkę, zwłaszcza jeśli uzna nas za poważne zagrożenie dla ludzkości.
- Malkontenci stanowią takie zagrożenie.
- Nie możesz upublicznić ich, bez robienia tego samego z nami! I my jesteśmy
jedynymi, którzy mogą ich pokonać. Nie mogę uwierzyć, że chciałaś podjąć aż
takie ryzyko dotyczące naszych istnień. - Odszedł od niej.
- Nie rozumiałam na początku jak miłe wampiry są. Teraz gdy poznałam was
wszystkich, to wiem, że nie mogłabym was skrzywdzić.
- To cholernie miłe z twojej strony. - Ian skrzywił się w jej stronę. - Powinnaś
mi to powiedzieć na początku.
- Nie wiedziałam, czy mogę Ci zaufać. Zajęło mi kilka dni zanim ciebie
poznałam.
Ian nie wiedział co myśleć. Poczuł się zdradzony. - Ja…Ja muszę o tym
pomyśleć.
Poszła za nim. - Ian musisz wiedzieć, że nigdy bym cię nie skrzywdziła.
Czuł się tak zdezorientowany, że nawet nie wiedział co odpowiedzieć. - Idź do
łóżka, Toni. Do zobaczenia jutro.
- Ian, przepraszam.
Nie mógł znieść widoku smutku i bólu na jej twarzy, więc poszedł z powrotem
do poczekalni. Shanna była gotowa go przyjąć. Usiadł na stole operacyjnym, nie
myśląc o niczym, podczas gdy Shanna oskubywała jego kolana i twarz ze szkła.
Nie mógł uwierzyć, że Toni planowała ujawnić ich sekret. Może nie rozumiała
jak ważne to było. Ale na pewno Connor jej to wyjaśnił.
Trzeba przyznać, że miała szlachetne intencje. Starała się obronić jej
przyjaciółkę Sabrinę. Ian czułby się w ten sam sposób, gdyby chodziło o jego
znajomych. Ale zamierzała ujawnić wampiry. To wywołało u niego skurcz jelit.
Kiedy Shanna skończyła powędrował przez korytarz. Toni podpisała kontrakt,
przysięgając ich bronić. Jak mogła planować ich zdradę?
Ale tego nie zrobiła. Czy mógł ją obwiniać za intencje, zanim zdążyła ich
poznać? Po tym jak zaatakowali ją Malkontenci mogła z łatwością pomyśleć, że
wszystkie wampiry są złe i powinny zostać ujawnione światu.
Ale praktykowała zwodzenie. Poprzysiągł sobie, że nic nie mogło być
ważniejsze w jego potencjalnym partnerze niż uczciwość i lojalność. Czy to
dlatego tak go frustrowała? Widział Toni jako swoją potencjalną drugą połówkę.
Dobry Boże, pożądał jej. Cierpiał z pragnienia jej. Myślał o niej cały czas. Ale
czy mógł jej zaufać?
Po godzinie chodzenia do nikąd, zdecydował, że potrzebuje rady.
Przeteleportował się do biura Vandy w Horny Devils. Po tym jak ochłonęła na
widok jego twarzy pooranej bliznami, opowiedział jej szczegółowo historię
Toni.
Vanda usiadła za biurkiem, marszcząc brwi. - A to mała suka.
Ian zesztywniał. - Nie zasługuje na takie określenie. Próbowała uratować swoją
przyjaciółkę, będącą w niebezpieczeństwie.
Vanda podnosła brwi. - Teraz ją bronisz? Myślałam, że jesteś na nią zły.
- Nie jestem zły. - chodził po biurze. - Jestem zdezorientowany.
- Dlaczego? Ten problem jest niezwykle łatwy do rozwiązania.
Zatrzymał się. - Tak myślisz?
- Jasne. Zwolnij ją i wymaż pamięć. Nie będzie już dłużej zagrożeniem i zniknie
z twojego życia.
Z jego życia? Fala paniki przetoczyła się przez niego. Jak mógłby znieść jej
stratę?
- Ale…co z jej przyjaciółką?
- Kogo to obchodzi? Nie wisi ci żadnych pieniędzy.
- Jest uwięziona na oddziale psychiatrycznym…
- Tak, tak, przez złego wujaszka. Boo hoo. To jedna osoba. Jedna
ś
miertelniczka. I Toni była gotowa narazić nas na ujawnienia z jej powodu.
- Tylko dlatego, że tak się o nią troszczy. - zaprotestował Ian.
- Nie jest jedyna. - mruknęła Vanda.
Ian skrzywił się ku niej. - Dobrze, przyznaję. Zależy mi na niej. Nie byłbym tak
zdenerwowany, gdybym się o nią nie martwił.
- Tydzień temu poprzysiągłeś mi na wszystko, że jedyne czego chcesz to
wampirzyca. Mam tutaj listę dwudziestu takich kobiet, wszystkie sprawdzone
przeze mnie i nie mogące doczekać się spotkania z tobą. Możesz zacząć się z
nimi umawiać dzisiaj wieczorem.
Tydzień temu zabrzmiałoby to wspaniale. Ale teraz Toni pojawiła się w jego
ż
yciu i wszystko się pozmieniało. - Nie chcę się już nikim spotykać. Zdejmij
mój profil z tego serwisu randkowego.
- Ian, ona zamierzała nas zdradzić.
- Ale nigdy tego nie zrobiła. Nigdy nie zrobiła czegoś, co by nam zaszkodziło.
Był w końcu w stanie ocenić jej sytuację. Chciała ocalić Sabrinę, bo ją kocha. I
nie ujawniła jego isntenia, ponieważ się o niego troszczy. Widział to wyraźnie
na jej twarzy, kiedy gorączkowo poszukiwała go na parkingu. Naprawdę się o
niego martwiła. Ale tym samym nie mogła znieść, że zawiedzie przyjaciółkę. Jej
serce było rozerwane na pół.
Wszystko co musiał zrobić to pomóc uratować jej przyjaciółkę. Potem już nie
będzie rozciągana w dwa różne kierunki. Będzie mogła zupełnie swobodnie go
odwiedzać.
A tego chciał bardziej niż wszystkiego innego. Chciał, aby Toni była wolna, aby
mogła go pokochać. Była jedyną której pragną.
…
Toni obudziła się powoli. Miała kłopoty ze snem przez całą noc, ponieważ czuła
jakby jakiś ogromny ciężar leżał na jej klatce piersiowej. Straciła Iana.
Przewróciła się na plecy i zdała sobie sprawę, że nie była sama.
- Ian? - Usiadła. Był tam obok niej.
Ulga przetoczyła się przez nią. Nie mógł być na nią zły, jeśli wspiął się na łóżko
obok niej, prawda? Obawiała się, że dzięki ostatniej nocy ich związek się
skończył. Wyglądał na takiego zdenerwowanego.
Teraz wyglądał na idealnie spokojnego. Leżał na plecach z rękoma splecionymi
na żołądku. Sprawdziła zegar na nocnym stoliku. Ósma czterdzieści pięć?
Ustawiała alarm na szóstą trzydzieści. Musiał go wyłączyć zanim położył się
obok niej.
Odwróciła się do niego. Po raz pierwszy od czasu, kiedy go spotkała, nie miał
na sobie kiltu. Nosił flanelowe spodnie od piżamy, choć nadal w czerwono-
zieloną kratę, co wywołało u niej uśmiech. Obmył się z całej krwi i brudu.
Pochyliła się niżej aby zbadać rozcięcia na jego twarzy. Wyglądały już o wiele
lepiej. Podniosła jedną z jego dłoni. Szramy zagoiły się, a blizny wygasły. Po
zachodzie słońca wróci z powrotem do swojego zwykłego, cudownego stanu.
Nagle zdała sobie sprawę, że trzymała rękę martwego faceta. I nie cofnęła się,
ani jej nie upuściła. Dlaczego nie wariowała? Spojrzała na jego twarz. Był nadal
tym samym dzielnym wojownikiem, który zapłacił za ratunek Gregori’ego, tym
samym bezinteresownym bohaterem, który kazał jej iść schronić się w
bezpieczne miejsce, podczas gdy sam stał krwawiąc, tym samym słodkim
mężczyzną, który całował ją z pasją, a następnie całą winę wziął na siebie.
Zeszła z łóżka i poszła do łazienki. Znalazła notkę przyklejoną do lustra.
Toni,
chcę pomóc Ci odratować twoją przyjaciółkę. Proszę, przebacz Mi za to, że
byłem takim dupkiem.
Ian
Ze śmiechem przycisnęła kartkę do piersi. Ian zrozumiał. Mogła mu zaufać. I
Sabrina będzie wolna. Pobiegła z powrotem do sypialni. - Dziękuję ci, Ian.
Dziękuję.
Po prostu tam leżał.
Usiadła na łóżku, uśmiechając się do niego. - Nie jesteś dupkiem. Jesteś
wspaniałym człowiekiem.
Zakochiwała się w nim.
Przeszedł przez nią dreszcz. Jak mogła go nie kochać? Był najdroższym,
najsłodszym, najseksowniejszym mężczyzną jakiego kiedykolwiek poznała.
Badała jego twarz z miłością pęczniejącą w jej sercu. To nie było takie same jak
przy jej dwóch poprzednich związkach. Rzucała się w ten wir romansów z
desperacji pochodzącej od odrzucenia ze strony jej matki. Musiała być kochana.
To było inne. Nie miała zamiaru zakochiwać się w Ianie. Po raz pierwszy nie
chodziło o nią i jej potrzebę bliskości. Wszystko krążyło wokół Iana i miłości
jakiej do niego czuła. Zostało jej to boleśnie uświadomione w czasie eksplozji,
podczas której bała się o jego życie.
Dotknęła dołeczka w jego brodzie. Nie powinna od niego uciekać. Nie powinna
się bronić przed własnym sercem.
Wzięła prysznic, ubrała się i zostawiła Iana bezpiecznie zamkniętego w
srebrnym pokoju. Kiedy wyszła z windy na parter, została natychmiast
zaskoczona chmarą ludzi. Prawdziwych. Tłoczyli się wzdłuż korytarza.
Większość z nich miała białe fartuchy lekarskie. Każdy miał plakietkę z nazwą
Romatechu przypiętą do kieszeni.
W drodze do biura bezpieczeństwa MacKay zadzwoniła do Carlosa ze swojej
komórki. - Zgadnij co? Ian zgodził się pomóc nam uratować Sabrinę.
- To super! - Carlos zniżył głos. - Więc powiedz mi, menina, co zrobiłaś aby go
przekonać?
Parsknęła. - Porozmawiałam z nim.
- No przestań, musiałaś być...przyjazna.
- Carlos, musimy uwolnić Bri najszybciej jak to możliwe. Myślisz, że damy radę
dziś wieczorem?
- Tak. - Ton jego głosu spoważniał. - Sporządzę pobieżne plany i przyjdę się z
tobą spotkać dziś po południu.
- Dobrze. - Toni rozłączyła się i poszła do biura bezpieczeństwa. Howard
siedział za biurkiem z obandażowaną nogą opartą na krześle.
- Przepraszam, że zaspałam. - Usiadła obok niego.
- Żaden problem. - Machnął na monitory. - Nic takiego się nie dzieje. Ekipa
dzienna sprząta bałagan z parkingu.
Toni spojrzała na ekrany, które pokazywały parking. Holownik odciągał spalony
samochód. - Co powiedziała policja o zeszłej nocy?
Howard jadł pączka. - Są przyzwyczajeni, że Romatech jest atakowany.
Oficerowi dowodzącemu powiedziałem, że zostaliśmy zaatakowani przez grupę
fanatyków, którzy są przeciwnikami produkcji sztucznej krwi. W czym tak
naprawdę jest dużo prawdy.
Taak, nie mogłeś znaleźć większych psycholi od Malkontentów. Toni zbadała
monitory. Jeden z nich ukazywał sypialnię z kilkoma pojedynczymi łóżkami.
Phineas i Dougal leżeli tam w swoich śmiertelnych stanach. Srebrny pokój
również był pokazany na jednym z monitorów. Och, świetnie. Czy Howard
widział jak dotykała twarzy Iana? - Czy ekipa dzienna nie myśli, że to dziwne,
iż siedzimy tutaj patrząc na martwych, śpiących ludzi?
- Mają swoje własne biuro. Trzymają się z dala od naszych spraw. - Howard
pchnął pudełko łakoci w jej stronę. - Chcesz obwarzanka?
- Jasne. - Wybrała zwykłego. - Co się działo, kiedy spałam?
- Connor zabrał Romana, jego rodzinę i Radinkę do kryjówki o jakiejś trzeciej
nad ranem. Nikt nie wie gdzie. W ten sposób lepiej, skoro Jędrek może
wychwycić tę informację z mózgu.
- To Jędrek jest tym facetem, który zaatakował Gregori'ego?
- Tak. - Howard skończył pączka i oblizał palce.
I Jędrek był tym, który starał się złapać Iana. Toni westchnęła. Nie ma
wątpliwości, że go ostatnio widzieli.
Howard przesunął kartkę przez biurko. - To jest lista rzeczy do zrobienia na Bal
Bożonarodzeniowy. Shanna i Radinka były trochę zdenerwowane, że nie będzie
ich tutaj aby mogły pomóc, ale przekazałem im aby się nie martwiły.
Toni przełknęła ostatni kęs obwarzanka. Lista miała metr długości. - I to
wszystko musi być załatwione do jutra w nocy?
- Nie martw się. Jest rozdzielone. Dałem kopię Toddowi Spencerowi.
Dziennemu wiceprezesowi ds. Produkcji. On wie co robić. Shanna urządza taką
imprezę co roku, a potem jest Wampirza Konferencja i gala każdej wiosny.
- Todd musi być śmiertelnikiem. Wie o wampirach?
Howard przemieścił się w fotelu. - Todd wie o wielu rzeczach. Załatwił już
kilku pracowników, którzy ustawiają krzesła i stoły.
- Numerem jeden jest udekorowanie choinki. - Toni czytała na głos listę. - Nie
przypominam sobie żadnego drzewa.
- Zostanie przywieziona około południa. - Howard upił trochę kawy.
Toni spojrzała w dół listy. Na miejscy dziesiątym było potwierdzenie zespołu.
Numer telefonu został podany. - Zajmę się dalszymi i zadzwonię do zespołu.
Howard zachichotał. - Poczekaj do wieczoru. The High Voltage Vamps nie
mogą teraz odpalić nawet małej żarówki.
- To wampirzy zespół?
- Tak. Grają na wszystkich większych wampirzych imprezach i weselach.
Howard wstał i pokulał w stronę drzwi. - Chodź. Pokażę ci salę balową.
Na prawo od głównego holu było kilka sal konferencyjnych ze ścianami, które
mogły być składane jak ogromny akordeon. Toni była zaskoczona ogromną
powierzchnią sali balowej. Tylna ściana była w większości szklana z widokiem
na ogród. Przed tym oknem na całą ścianę Todd Spencer nadzorował grupę
robotników budujących scenę. Howard przedstawił ją.
- Miło mi cię poznać - Todd krzyknął nad całym hałasem i potrząsnął jej dłonią.
- Wreszcie nadszedł ten czas, kiedy MacKay zatrudniło kobietę.
Toni rozejrzała się po ogromnym pokoju tętniącym życiem. - Ile osób pracuje tu
w ciągu dnia?
- Obecnie ponad dwustu podzielonych na cztery departamenty. - wyjaśnił Todd.
- Badanie, produkcja, pakowanie i wysyłka.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytała Toni.
- Możesz pomóc przy dekoracjach jeśli chcesz.'' Todd wskazał jej plastikowe
pojemniki wypełnione ozdobami.
Howard pokulał z powrotem do biura bezpieczeństwa obserwować monitory, a
Toni spędziła kilka godzin na rozkładaniu obrusów i drapowaniu wianków.
Zjadła szybki lunch w kawiarni w Romatechu i zadzwoniła do Cienistych
Dębów.
- Chciałabym porozmawiać z Sabriną Vanderwerth z oddziału trzeciego. -
Wyrecytowała numer ID.
- Obawiam się, że nie możemy na to pozwolić. - odpowiedziała recepcjonistka. -
Jej lekarz podał ścisłe instrukcje, aby nie przyjmowała żadnych gości i
telefonów z zewnątrz.
Toni skrzywiła się. Wujaszek Joe odkrył ich wizytę. - Nie możemy dostać
drugiej opcji co do tej sprawy? Pacjentowi z pewnością pomaga świadomość, że
są tutaj ludzie, dla których nie jest on obojętny.
- Decyzja jest ostateczna. - Recepcjonistka odłożyła słuchawkę.
- Cholera.'' Wróciła do sali balowej i odkryła przyjazd piętnastometrowej
choinki. Pomagała ozdabiać ją przez kilka godzin, a potem poszła do biura
bezpieczeństwa. - Jak leci?
Howard wskazał gestem na monitory. - Są nadal martwi, ale powinni się
obudzić za około dwadzieścia minut.
Telefon na biurku zabrzęczał i Howard go odebrał. - Tak? - Słuchał, a potem
przykrył odbiornik swoją dużą, silną ręką. - To strażnik przy bramie wjazdowej.
Ktoś jest tu aby cię odwiedzić. Przyjechał czarnym Jaguarem.
- To musi być Carlos. - Skierowała się do drzwi.
- Jaki Carlos? - zapytał się jej Howard.
- Carlos Panterra.
- Potwierdziła jego imię. - Powiedział Howard przez słuchawkę do strażnika. -
Wpuść go.
Toni podbiegła do frontowych drzwi i wyszła na zewnątrz właśnie wtedy, kiedy
parkował. Było chłodno, słońce zachodziło więc potarła ramiona kiedy szła na
jego miejsce parkingowe.
Wygramolił się z samochodu, wyglądając jak szpieg, cały ubrany w czerni.
Skinął na pociemniały teren cały obstawiony w pomarańczowych stożkach. - Co
się tam wydarzyło?
- Jakieś wampiry przyszły wczorajszej nocy. Wysadzili w powietrze samochód,
co spowodowało pewne obrażenia. Nic poważnego.
Carlos spojrzał na spalony teren, marszcząc brwi. - Czyli mówisz, że twoje
wampiry nie są w dobrych stosunkach z innymi?
- Moi są dobrzy, piją z butelek. Ci źli nazywają się Malkontentami. To oni
zaatakowali mnie i Sabrinę. Nie cierpią gości dla których pracuję.
Carlos posłał jej zmartwione spojrzenie. - Toni, weszłaś w środek wojny.
Wzdrygnęła się. - Wiem.
- Jesteś zimna. Wejdźmy do środka. - Otworzył bagażnik i wyjął laptopa i dużą
rolkę białego papieru. - Przyniosłem plany, więc możemy nad wszystkich
przeskoczyć. Robimy to dzisiaj, tak?
- Tak. - Przynajmniej miała nadzieję, że Ian zgodzi się zrobić to dzisiaj w nocy.
Carlos skinął na worek. - Zapakowałem trochę ubrań i butów dla Sabriny. Oraz
trochę liny i taśmy w ostateczności.
- Dobrze. - Zastanawiała się po raz kolejny, czy Carlos był kimś więcej niż
studentem antropologii.
Zamknął bagażnik i poszedł razem z nią do frontowych drzwi. - Jesteś tu
bezpieczna?'
- Tak myślę. Wampiry czują się na tyle bezpieczne, że urządzają swój Bal
Bożonarodzeniowy jutro w nocy.
- Zabawa w obliczu zagrożenia? Myślę, że polubię te twoje wampiry. - Carlos
uśmiechnął się, kiedy otworzył drzwi. Wszedł i jego wyraz twarzy natychmiast
zbladł. Zmarszczył nos i ostrożność ukazała się na jego obliczu.
- Co się stało?
- Niebezpieczeństwo.
Tłumaczenie by Kattyg
Nazwa pliku:
All I Want for Christmas is a Vampire rozdział 17 PL
Katalog:
C:\Documents and Settings\Komputer\Moje dokumenty
Szablon:
C:\Documents and Settings\Komputer\Dane
aplikacji\Microsoft\Szablony\Normal.dotm
Tytuł:
Temat:
Autor:
Komputer
Słowa kluczowe:
Komentarze:
Data utworzenia:
2010-10-21 19:41:00
Numer edycji:
2
Ostatnio zapisany:
2010-10-21 19:41:00
Ostatnio zapisany przez:
Komputer
Całkowity czas edycji: 0 minut
Ostatnio drukowany:
2010-10-21 19:41:00
Po ostatnim całkowitym wydruku
Liczba stron:
10
Liczba wyrazów:
3 122 (około)
Liczba znaków:
18 735 (około)