background image

Miękki (Soft Touch) ze zbioru The Acid House, autor: Irvine Welsh, tłumacz: Dusia 

 

 

M

IĘKKI

 

Z Katrioną  długo  było  dobrze,  ale  zraziła  mnie  do  siebie.  Tego  nie  da  się 

zapomnieć,  ot  tak.  Któregoś  dnia  przyszła  do  pubu,  kiedy  grałem 

w jednorękiego bandytę. Widziałem ją po raz pierwszy od wieków. 

– Wciąż grasz w bandytę, John – mówi tym swoim dziwacznym, nosowym 

głosem. 

Zamierzałem  powiedzieć  coś  w  stylu  „Nie,  pływam  sobie  w pieprzonym 

basenie”, ale mówię: 

– No, chyba tak. 

–  Nie  masz  kasy,  żeby  postawić  mi  drinka,  John?  –  pyta  mnie.  Katriona 

była spuchnięta; bardziej spuchnięta niż zwykle. Może znowu zaciążyła. Lubiła 

mieć brzuch, lubiła to zamieszanie, jakie robili wokół niego ludzie. Na bachory 

czasu  nie  miała,  ale  lubiła  mieć  brzuch.  Ale  z każdym  kolejnym  brzuchem 

ludzie przejmowali się coraz mniej. To zrobiło się nudne; ludzie załapali, jaka 

była. 

– Znowu powiększa ci się rodzina – zapytałem, skupiając się na bandycie. 

Trzy winogrona. To mi wystarczy. 

Ryzyko. 

Sukces. 

Wygrana. 

Żetony. Pieprzone żetony. Colin chyba mówił, że ta maszynka daje kasę. 

–  Aż  tak  widać,  John?  –  ciągnie,  podnosi  kraciastą  bluzkę  i pociąga 

legginsy na wałek na brzuchu. Pomyślałem o jej cyckach i dupie. Nie patrzyłem 

na  nie,  nie  gapiłem  się;  po  prostu  pomyślałem.  Katriona  miała  zajebiste  cycki 

i dużą dupę. To lubię w laskach. Cycki i dupę. 

–  Idę  do  stolika  –  mówię,  mijam  ją,  idę  w stronę  stołu  bilardowego. 

Chłopak z piekarni Crawforda pokonał Bri Ramadge. Musi być niezły. Chcę się 

wyluzować, trochę pograć. Gość z Crawforda wydaje się spoko. 

background image

Miękki (Soft Touch) ze zbioru The Acid House, autor: Irvine Welsh, tłumacz: Dusia 

 

 

– Co u Chantel? – pyta Katriona. 

– Spoko – odpowiadam. Powinna iść do mojej mamy i obejrzeć dzieciaka. 

Nie  żeby  była  tam  mile  widziana.  Ale  to  jej  bachor,  niech  się  nim  zajmie. 

Powinna  stwierdzić:  „Powinnam  iść,  nie?  To  mój  dzieciak,  nie,  ale  kocham 

smarkulę”. Każdy  powinien. Ale  matka  – matka  porzucająca  własne  dziecko  – 

nie  przejmuje  się  dzieciakami;  to nie  jest matka, nie prawdziwa. Nie  dla  mnie. 

To pieprzona dziwka, szmata, tyle. Byle kto, jak mawia mama. 

Zastanawiam się, czyjego dzieciaka nosi. Pewnie Larry’ego. Oby. To by im 

dobrze zrobiło; obojgu. Szkoda mi tego smarkacza, no ale. Zostawi go, tak jak 

zostawiła  Chantel;  jak  zostawiła  dwa  inne  dzieciaki.  Dwa  inne  smarkacze, 

o których nie wiedziałem, dopóki nie zobaczyłem ich na naszym weselu. 

Ta, mama miała rację co do niej. Jest byle kim, mówiła. I to nie dlatego, że 

jest Doylem. To przez picie; nie pije jak babka, myślała mama. Ale mnie się to 

podobało. Początkowo, dopóki nie dostałem wypłaty i nie okazało się, że była 

trochę  mała.  Męczyłem  się.  Potem  pojawiło  się  dziecko.  Wtedy  jej  picie  stało 

się męką; pieprzonym bólem dupy. 

Zawsze  śmiała  się  ze  mnie  za  moimi  plecami.  Widziałem  jej  krzywy 

uśmiech, kiedy myślała, że nie patrzyłem. Zwykle wtedy, kiedy była z siostrami. 

Całą trójką śmiały się, grając na jednorękim bandycie albo w bilard. Czułem, że 

na mnie patrzą. Po jakimś czasie przestały udawać, że tego nie robią. 

Nigdy  nie  umiałem  zajmować  się  dzieckiem;  sam  byłem  jak  dzieciak. 

Zajmowało  całą  uwagę;  tyle  hałasu  z takiego  małego  człowieka.  Więc  odkąd 

dzieciak  się  pojawił,  często  wychodziłem.  Może  to  trochę  moja  wina,  nie 

mówię,  że  nie.  Ale  z nią  i tak  było  coś  nie  tak.  Na  przykład  kiedyś  dałem  jej 

kasę. 

Była spłukana, więc dałem jej dwadzieścia dolców i mówię: „Wyjdź gdzieś 

lala,  zabaw  się.  Wyjdź  z kumpelami”.  Dobrze  pamiętam  tę  noc,  bo  poszła 

i zrobiła  z siebie  choinkę.  Makijaż,  całe  tony  makijażu,  i ta  sukienka. 

Zapytałem,  gdzie  wybiera  się  w takim  stroju.  A ona  stała,  uśmiechała  się. 

background image

Miękki (Soft Touch) ze zbioru The Acid House, autor: Irvine Welsh, tłumacz: Dusia 

 

 

„Dokąd,  pytam.”  „Chciałeś,  żebym  wyszła,  to  wychodzę,  do  kurwy  nędzy”, 

odpowiada. „Ale dokąd?”, pytam. Miałem prawo wiedzieć. Olała mnie, tak po 

prostu, i wyszła, śmiejąc mi się w twarz jak pieprzona hiena. 

Kiedy  wróciła,  była  cała  w malinkach.  Sprawdziłem  jej  torebkę,  kiedy 

długo, pijacko się odlewała. Miała czterdzieści dolców. Dałem jej dwadzieścia, 

a ona  wróciła  z czterdziestoma.  Wkurzyłem  się.  I pytam:  „Co  to  jest?” 

Wyśmiała  mnie.  Chciałem  sprawdzić  jej  pizdę;  sprawdzić,  czy  się  pieprzyła. 

Zaczęła  się  wydzierać  i mówić,  że  jeśli  ją  tknę,  zajmą  się  mną  jej  bracia.  To 

kutasy,  ci  Doylowie,  wiedział to każdy  na  dzielni.  Trzeba być  idiotą, żeby  się 

z nimi zadawać. „Jesteś miękki, synu”, powiedziała mi kiedyś mama. „Ci ludzi 

widzą to w tobie. Widzą w tobie robala, mięso do bicia”. 

To zabawne, że Doylowie mogą robić, co chcą, a ja myślałem, że jeśli będę 

się  z nimi  zadawał,  też  będę  mógł.  I przez  jakiś  czas  mogłem.  Nikt  mi  nie 

podskoczył, było mi dobrze. Potem zaczęły się problemy; gwałty, drinki, forsa. 

Potem  kazali  mi,  a właściwie  ta  pizda  Alec  Doyle  kazał  mi,  pilnować  ich 

interesu. Dragi. Żaden hasz, nic z tych rzeczy; hera. 

Mogłem wpaść. Odsiedzieć swoje; posiedzieć niemało latek. Za Doyle’ów 

i ich  pieprzoną  siostrę.  Ale  nigdy  z nimi  nie  zadzierałem.  Przenigdy.  Więc 

tamtej nocy nie tknąłem Katriony, spaliśmy w innych pokojach. Ja na sofie. 

Niedługo  potem  poznałem  Larry’ego  z góry.  Żona  właśnie  go  zostawiła 

i był sam. Dla mnie był jakby ubezpieczeniem: Larry miał renomę, był jednym 

z niewielu gości na dzielni, których nawet Doyle’owie szanowali. 

Pracowałem  społecznie.  Malowałem.  Na  przykład  malowałem  obrazy  na 

domach opieki społecznej. Większość czasu mnie nie było. Ale kiedy wracałem, 

albo Larry był u nas, albo ona u niego. Cały czas zalani w trzy dupy; obydwoje. 

Wiedziałem,  że  ją  posuwał.  Zaczęła  zostawać  u niego  na  noc.  Potem  się  do 

niego  wprowadziła;  zostawiła  mnie  na  dole  z  bachorem.  Musiałem  rzucić 

malowanie; dla dzieciaka, jasne? 

background image

Miękki (Soft Touch) ze zbioru The Acid House, autor: Irvine Welsh, tłumacz: Dusia 

 

 

Kiedy  zabierałem  dzieciaka  w wózku  do  mamy  albo  na  zakupy,  czasem 

widywałem  ich  w oknie.  Śmiali  się  ze  mnie.  Kiedyś  wróciłem  do  domu 

i okazało się, że zostałem okradziony; zniknęły telewizor i wideo. Domyślałem 

się, kto je zabrał, ale nic na to nie mogłem poradzić. Nic przeciwko Larry’emu 

czy Doyle’om. 

Ich hałasy budziły  mnie i dzieciaka. Jej własnego dzieciaka. Słuchaliśmy, 

jak się pieprzą, kłócą, balują. 

Pewnego  dnia  ktoś  zapukał  do  drzwi.  Larry.  Wlazł  mi  do  mieszkania, 

pieprzył  coś  w tym  swoim  nakręconym,  szybkim  stylu.  „Dobra,  stary”,  mówi. 

„Słuchaj,  wyświadcz  mi  przysługę.  Pieprzeni  kolesie  z elektrowni  przyleźli 

i odcięli nam prąd.” 

Idzie  do  okna,  otwiera  i łapie  wtyczkę,  która  zwisa  z jego  okna  na  górze. 

Bierze  wtyczkę  i wkłada  do  jednego  z moich  gniazdek.  „Więc  zrobimy  tak”, 

uśmiecha  się  do  mnie.  „Co”,  odpowiadam.  To  on  opowiada,  że  ma  na  górze 

przedłużacze, ale potrzebuje źródła prądu. Mówię mu, że nie ma opcji, że to mój 

prąd i idę, żeby go odłączyć. A on: „Jeśli choćby tkniesz tą pieprzoną wtyczkę, 

nie żyjesz, Johnny! Ostrzegam cię!” Mówi serio, wiem to. 

Potem  zaczyna  pieprzyć,  że  dalej  uważa  nas  za  kumpli,  mimo  wszystko. 

Mówi  mi,  że  będziemy  dzielić  rachunki  na  pół  a ja  wiem,  że  to  nieprawda. 

Mówię, że rachunki będą większe niż moje obecne, bo u mnie praktycznie nic 

nie wykorzystuje prądu. Pomyślałem o swoim telewizorze i odtwarzaczu wideo. 

A on:  „A co  to  niby  ma  znaczyć,  Johnny?”  Ja:  „Nic.”  On:  „Lepiej,  żeby  tak 

było.” Nie odzywam się więcej, bo Larry to wariat; kompletny szajbus. 

Wtedy jego mina się zmieniła i tak jakby się uśmiechnął. Wskazał za sufit: 

„Nie masz mi za złe, co, John? Sorry, że je tam wziąłem, stary.” Zastanawiam 

się, o czym mówi. Kiwam głową. „Ale zajebiście się bawimy”, mówi. Czuję się 

jak gówno. Mój prąd. Moja kobieta. 

„Posuwałeś  ją  w dupę?”,  zapytał.  Wzruszyłem  ramionami.  Krzyżuje 

ramiona.  „Ja  właśnie  zacząłem”,  powiedział,  „bo  nie  chcę,  żeby  zaciążyła. 

background image

Miękki (Soft Touch) ze zbioru The Acid House, autor: Irvine Welsh, tłumacz: Dusia 

 

 

Pieprzona  dzieciorobka.  Każda  suka,  jak  zaciąży,  zaczyna  ci  zaglądać  do 

kieszeni, żeby wszystko z nich wyciągnąć. To nie dla mnie, tak ci powiem. Cała 

kasa ma być moja. Coś ci powiem, Johnny”, zaśmiał się, „mam nadzieję, że nie 

masz AIDS ani nic takiego, bo jeśli tak, to też to mam. Nigdy nie posuwam jej 

w gumce. Za nic. Wolałbym sobie zwalić.” 

„Nie, nie mam nic takiego”, odpowiedziałem mu, po raz pierwszy żałując, 

że nie mam chorób. 

„No ja myślę, mały skurwielu”, zaśmiał się Larry. 

Potem  nachylił  się  nad  kołyską  i pogłaskał  Chantel  po  głowie.  Zaczęło 

mnie  mdlić.  Jeśli  jeszcze  raz  spróbuje  tknąć  dzieciaka,  zatłukę  go;  nieważne, 

kim  jest.  Nie  obchodziłoby  mnie  to.  „Spoko”,  mówi,  „nie  wezmę  ci  smarkuli. 

Ale ona go chce i w sumie dzieciak powinien być przy matce. No ale, John, jak 

mówiłem,  nie  zamierzam  mieć  smarka  w chacie.  Więc  dziękuj  mi,  że  jeszcze 

masz  dzieciaka,  myśl  o tym  w ten  sposób.”  Zrobił  się  zły,  podenerwowany, 

wskazał na sufit. „Trzy razy pomyśl, zanim zaczniesz oskarżać innych.” I znowu 

jest radosny; ten sukinsyn ma straszne wahania nastrojów, i mówi: „Wybierasz 

się  na  ćwierćfinały?  St  Johnstone  kontra  Kilmarnock.  Na  Easter  Road”, 

uśmiecha  się  do  mnie,  potem  rozgląda  po  mieszkaniu.  „Co  z  nora”,  mówi 

i odwraca  się,  żeby  wyjść.  W drzwiach  zatrzymuje  się  i obraca  do  mnie. 

„Jeszcze  jedno,  John,  jeśli  będziesz  chciał  zamoczyć”,  wskazuje  na  sufit, 

„krzycz. Dla ciebie dycha. Serio.” 

Szybko oceniam sytuację i zaraz potem zabieram dzieciaka do mamy. Tyle; 

mama  skontaktowała  się  z opieką  socjalną;  załatwiła  wszystko.  Przyszli 

i zobaczyli  ją;  nie  chciała  współpracować.  Oberwałem  za  to,  od  Larry’ego 

i Mikeya Doyle’a. Jeszcze raz, znacznie gorzej, dostałem od nich, kiedy odcięli 

mi  prąd.  Złapali  mnie  na  schodach  i zaciągnęli  do  środka.  Przewrócili  mnie 

i zaczęli  kopać.  Bałem  się,  bo  miałem  trochę  kasy  wygranej  na  jednorękim 

bandycie.  Srałem  po  nogach,  że  przeszukają  mi  kieszenie.  Piętnaście  dolców 

wygrane na bandycie. Ale oni tylko kopali. Kopali, a ona się darła: „SKOPCIE 

background image

Miękki (Soft Touch) ze zbioru The Acid House, autor: Irvine Welsh, tłumacz: Dusia 

 

 

CHUJA!  ZABIJCIE  GO!  NASZ  PIEPRZONY  PRĄD!  TO  BYŁ  NASZ, 

KURWA,  PRĄD!  MA  MOJEGO  PIEPRZONEGO  DZIECIAKA!  JEGO 

STARA  MATKA  MA  MOJEGO  DZIECIAKA!  WRACAJ  DO  SWOJEJ 

ZASRANEJ MAMUŚKI! WYLIŻ JEJ TĄ OBWISŁĄ PIZDĘ!” 

Na  szczęście  wyszli  i nie  przeszukali  kieszeni.  Zrzygałem  się;  poszedłem 

do  mamy,  żeby  się  wylizać.  Miałem  złamany  nos  i dwa  pęknięte  żebra. 

Musiałem iść na SOR. Mama mówi, że nigdy nie powinienem był zadawać się 

z Katrioną Doyle. „Łatwo ci teraz mówić”, odpowiadam, „ale gdybym, zupełnie 

teoretycznie,  gdybym  się  z nią  nie  zadawał,  nie  mielibyśmy  Chantal.  Pomyśl 

o tym  w ten  sposób.”  „Dobra,  niech  ci  będzie”,  mówi  mama,  „to  nasza  mała 

księżniczka.” 

Ktoś z bloku zadzwonił na policję. Zastanawiałem się, czy dostanę od nich 

jakieś odszkodowanie jako ofiara. Podałem im fałszywe rysopisy gości, którzy 

w ogóle nie wyglądali jak Larry i Mikey. Ale potem policja zaczęła zadawać mi 

pytania,  jakbym  to  ja  był  przestępcą,  jakbym  to  ja  był  tym  złym.  Ja,  z mordą 

podobną do zepsutego owocu, dwoma pękniętymi żebrami i złamanym nosem. 

Po  tym  wszystkim  ona  i Larry  wyprowadzili  się,  a ja  pomyślałem: 

„Wreszcie  ktoś  wyrzucił  śmieci”.  Pewnie  jakieś  urzędasy  ich  wyeksmitowały; 

przeniosły  na  inną  dzielnicę.  Dziecku  było  lepiej  u mamy,  dostałem  pracę, 

prawdziwą pracę, nie jakieś staże. W supermarkecie; dokładałem towar na półki 

i sprawdzałem  magazyn.  Nie  zarabiałem  kokosów,  ale  wystarczało,  żebym 

omijał puby z maszynami. 

Wszystko  zaczęło  się  układać.  Ostatnio  posuwałem  jedną  czy  dwie  laski. 

Ta  z supermarketu  ma  męża,  ale  nie  siedzi  z nim.  Jest  spoko,  czysta.  No  i na 

dzielni  mamy  mały  burdel,  niektóre dziewczyny  są  jeszcze  w szkole.  Niektóre 

przychodzą w porze obiadu, kiedy jestem na zapleczu. Jak jedną poznasz, znają 

cię  wszystkie.  Przychodzą  często;  żeby  się  wygadać,  bo  nie  mają  innego 

miejsca.  Można  się  nasłuchać  albo  zabawić.  Jak  mówię,  jedną  czy  dwie, 

background image

Miękki (Soft Touch) ze zbioru The Acid House, autor: Irvine Welsh, tłumacz: Dusia 

 

 

zwłaszcza  taka  mała  Wendy  wpadła  mi  w oko.  Ale  nie  zamierzam  wplątywać 

się w nic poważnego. 

No a ona, cóż, widzę ją po raz pierwszy od wieków. 

– Co u Larry’ego? – pytam, mierzę w pasiastą kulę. Jakiś koleś patrzy na 

mnie krzywo i mówi, że tak nie można. Chłopak z Crawforda mówi: 

–  Hej,  ty!  Pieprzony  admirale  Nelsonie!  Niech  sobie  gra,  jak  chce.  Nie 

wcinaj się. 

– Och on – mówi, kiedy kij uderza bilę, a ta toczy się po miękkim stole. –

Nie ma go. Wróciłam do matki. 

Patrzę na nią. 

–  Dowiedział  się,  że  jestem  w ciąży  i pierdolił  –  mówi.  –  Teraz  siedzi 

z jakąś suką. 

Mam ochotę powiedzieć: „Ach, wcale mnie to nie dziwi”, ale tylko na nią 

patrzę. 

Nic nie mówię. 

Wtedy  jej  głos  robi  się  taki  śmiesznie  wysoki,  jak  zawsze,  kiedy  czegoś 

chce. 

–  Może  pójdziemy  gdzieś  na  drinka,  co,  Johnny?  Gdzieś  na  miasto? 

Pasowaliśmy  do  siebie,  Johnny,  ty  i ja.  Wszyscy  tak  mówili,  pamiętasz? 

Pamiętasz, jak chodziliśmy do Bull and Bush na Lothian Road, Johnny? 

–  Chyba  tak  –  odpowiada.  Chyba  ciągle  ją  kochałem;  chyba  nigdy 

naprawdę nie przestałem. Lubiłem chodzić do Bull and Bush. Miałem szczęście 

do tamtejszego jednorękiego bandyty. Teraz pewnie stoi tam nowy; ale i tak. 

49