Dogmat o Trójcy Świętej, prawosławie,
ekumenizm
Musimy budować, gdy inni burzą
Abp Marcel Lefebvre
Poruszając problematykę wielkiego dogmatu o Trójcy Świętej dotykamy największych tajemnic
wiary katolickiej, tajemnic wyrażonych przez Kościół pod natchnieniem Ducha Świętego już ponad
tysiąc pięćset lat temu, zwłaszcza na dwóch soborach powszechnych – w Nicei (325) i w
Konstantynopolu (381) – które były dwoma pierwszymi soborami Kościoła Katolickiego. Rozłam
w Kościele, jaki stał się faktem w roku 1054 i utrwalił się od tego czasu, czyli schizma wschodnia,
polegająca na zerwaniu jedności ze Stolicą Apostolską przez patriarchat w Konstantynopolu i
podległe mu Kościoły lokalne, dokonała się również w związku z nową, błędną nauką odnośnie
tajemnicy Trójcy Świętej, nauczaną przez ówczesnych Greków. Błąd ten koncentrował się wokół
zagadnienia filioque, problemu pochodzenia Trzeciej Osoby Trójcy – Ducha Świętego. Za sprawą
dwóch wpływowych teologów wschodnich, patriarchów Konstantynopola, najpierw Focjusza (858–
867, 878–886), a następnie Cerulariusza (1043–1058), Grecy, a za nimi niemal cały chrześcijański
Wschód popadli w heretycką naukę negującą treść prawdy wyrażonej w terminie filioque, prawdy
wyrażającej jednomyślną naukę Ojców Kościoła ze Wschodu i Zachodu, a podkreślonej przez
Zachód i słusznie wprowadzonej do katolickiego Credo przez papieży, w obronie wiary przez
błędnymi interpretacjami.
Dzisiaj w imię dialogu ekumenicznego powiada się nam, że filioque nie jest artykułem wiary, ale
fałszywym i dowolnym dodatkiem średniowiecznych łacińskich teologów, dodatkiem godnym
rzekomo porzucenia i usunięcia z teologii katolickiej w imię pojednania z chrześcijańskim
Wschodem prawosławnym. Nic bardziej mylnego! Formuła filioque jest prawdą wiary wyrażoną z
całą jasnością przez powszechne sobory: drugi w Lyonie (1274) i we Florencji (1445), ma zatem
rangę dogmatu, a w błędzie są właśnie wyznawcy schizmatyckiego prawosławia, bowiem odrzucają
prawdę, którą sami ich ojcowie Grecy przez lata przyjmowali, chociaż posługiwali się nieco inną,
ale równorzędną formułą teologiczną. Teraz, w imię wrogości do łacinników, do Kościoła
Rzymskiego, prawosławni pragną zaś to wspólne dziedzictwo przysypać gruzem niepamięci.
W ostatnim czasie ukazały się trzy książki ojca Benedykta Huculaka OFM, podejmujące katolicką
naukę o Duchu Świętym w świetle Tradycji rdzennie wschodniej i w porównaniu do teologii
zachodniej. W jednej z nich (
Duch Ojca i Syna według rdzennej teologii greckiej
, Wydawnictwo
Zakonu Pijarów, Kraków 1996) Autor przedstawia prawdę o Trzeciej Osobie Trójcy
Przenajświętszej w nauczaniu greckich Ojców Kościoła i teologów średniowiecznych, wskazując
na tych, którzy pozostali wierni pierwotnej nauce, stanowi ącej wspólne dziedzictwo Wschodu i
Zachodu, a następnie ułatwili zawarcie unii najpierw na Soborze w Lyonie w roku 1274, a następnie
we Florencji w roku 1445, kiedy prawosławie dwakroć powróciło, niestety na krótko, do jedności
ze Stolicą Piotrową. Szczególny wkład w dzieło poprawnego rozumienia nauki o Duchu Świętym,
zgodnego z ujęciem zachodnim, a przeciwnego rozpowszechnionym wśród Greków fałszywym
nowym naukom, mieli zwłaszcza Nicetas z Maronei (XII w.), chartofylaks, czyli kanclerz
katedralnego kościoła Bożej Mądrości w Konstantynopolu, następnie Nicefor Blemmydes (1197–
1272), minister na dworze jednego z cesarzy nikejskich i rzecznik powrotu Wschodu do jedności z
Rzymem, a także Jan Bekkos (XIII w.), również kanclerz Kościoła w Konstantynopolu, jeden z
współorganizatorów zjednoczeniowego Soboru w Lyonie w roku 1274, a następnie patriarcha
Konstantynopola w zjednoczonym już z Rzymem, ale niestety na krótko, Kościele Wschodnim.
Druga z książek o. Benedykta Huculaka,
Bohaterski teolog greckokatolicki – Konstantyn
(Wydawnictwo Zakonu Pijarów, Kraków 1997), przedstawia sylwetkę wybitnego
Greka, uczonego, który nie bacząc na prześladowania bronił wspólnej nauki Greków i Łacinników,
a także unii między Wschodem a Stolicą św. Piotra. Ten świątobliwy wyznawca, świadek wiary,
żyjący w dobie II Soboru Lyońskiego (1274), był głównym wykładowcą na cesarskim
uniwersytecie w Konstantynopolu oraz archidiakonem stołecznego kościoła Mądrości Bożej, a po
zawarciu unii z Rzymem kanclerzem u boku patriarchy Jana Bekkosa. Unia została jednak szybko
odrzucona przez Greków, a Meliteniotes został w roku 1283 uwięziony w jednym ze stołecznych
klasztorów. Rdzenną naukę grecką o Duchu Świętym, zgodną z łacińską, odrzucił synod
prawosławny w roku 1285, a Meliteniotes wraz z usuniętym z urzędu Bekkosem za obronę
ortodoksji cierpieć musieli więzienie, w którym Bekkos zmarł w roku 1297, a Meliteniotes w roku
1307, po wielu latach spędzonych w niewoli za swą wierność wierze katolickiej.
Trzecia książka o. Benedykta,
Trójca Przenajświętsza na tle dzieła zbawczego
(Wydawnictwo
Zakonu Pijarów, Kraków 1997), jest wieloaspektową prezentacją katolickiego dogmatu o
odwiecznym pochodzeniu Ducha Świętego zarówno od Ojca jak i od Syna, w świetle tekstów
biblijnych i Tradycji Kościoła. Dzieje zbawienia przedstawione na kartach Pisma św. potwierdzają
w wielu miejscach tę prawdę, w perspektywie uzewnętrznienia Boga Trójjedynego w Jego
działaniach, które odzwierciedlają życie wewnętrzne Trójcy. Chrześcijanie prawosławni podążając
za błędnym mniemaniem patriarchy Focjusza, traktują Trójcę Świętą w Jej wewnątrzboskim życiu
inaczej niż w zbawczym objawieniu i utwierdzają się w ten sposób w fałszywym poglądzie, jakoby
formuła teologii zachodniej – filioque – nie wyrażała poprawnie istotnej prawdy wiary. Błąd
teologii prawosławnej polega na uznaniu, że Duch Święty pochodzi jedynie od Ojca, a rola Syna
Bożego, naszego Pana Jezusa Chrystusa ogranicza się w tej koncepcji do udzielania Ducha
Świętego stworzeniu. Przeciwko heterodoksyjnym ujęciom greckim świadczy jednak tekst Pisma
św. i zgodne nauczanie Ojców Kościoła, zarówno greckich jak i łacińskich, zaś dodatkowym
umocnieniem tej nauki są świadectwa liturgiczne, a zwłaszcza piękna sekwencja mszalna Veni
Sanctae Spiritus oraz hymn brewiarzowy Veni Creator Spiritus.
Kościół Rzymski, Mater et Magistra wszystkich Kościołów, w trosce o zbawienie wieczne dusz
chrześcijańskich pozostających poza jedyną owczarnią Chrystusową, popierał zawsze ich przejawy
dążenia do powrotu do jedności ze Stolicą Apostolską. W tym celu zawierane były unie z
chrześcijanami wschodnimi, z których najbardziej znane są te wspomniane wyżej, zawarte na
Soborach Powszechnych w Lyonie i we Florencji. W Polsce znamy szczególnie unię brzeską
(1596). Zawierając unię wskazywano zawsze na to, że papieże odróżniali konieczne warunki
nawrócenia chrześcijan pozostających poza Kościołem, polegające na przyjęciu pełnego Depozytu
Wiary, od akcydentalnych różnic które stanowią uprawnioną odrębność chrześcijańskich braci. W
przypadku prawosławia braki i błędy dotyczą przede wszystkim nauki o odwiecznym pochodzeniu
Ducha Świętego oraz o randze urzędu papieskiego w Kościele, zaś warunkiem jedności zawsze
było skorygowanie pomyłek w duchu prawdy katolickiej, nawet przy zachowaniu pewnych w
istocie pozornych różnic w formie wyrazu tych treści, różnic wynikających z właściwości łaciny i
greki. Rdzennie grecka bowiem formuła o pochodzeniu Ducha Świętego od Ojca przez Syna (dia
tou Hyiou) wyraża tę samą prawdę, co katolicki dogmat filioque ujęty w języku łacińskim.
Uprawniona zaś odrębność dotyczy np. wielu obyczajów i tradycji liturgicznych, których bogactwo
podziwiać możemy w ramach chociażby sprawowanej w Polsce liturgii greckokatolickiej.
Od czasu duszpasterskiego Soboru Watykańskiego II hierarchia katolicka podejmuje liczne próby
nawiązania jedności z prawosławiem. Niestety, w rozmowach tych nie stawia się już konieczności
wyrzeczenia się przez prawosławnych ich błędów jako niezbywalnego warunku tej jedności.
Umowa między przedstawicielami Kościoła katolickiego a prawosławnymi zawarta w roku 1993 w
mieście Balamand w Libanie odrzuca wyraźnie katolicką naukę o konieczności zawarcia unii i o
niezbędności powrotu do Rzymu przez odłączonych chrze ścijan oraz potępia nawracanie
prawosławnych do Kościoła katolickiego. Jedność ma się realizować na zasadzie tak zwanych
„Kościołów Siostrzanych”. Ta fałszywa nowinka teologiczna jest jednak nie do pogodzenia
z prawdą katolicką, skoro bowiem znajdujący się poza Kościołem prawosławni, wyznający
heretyckie poglądy i podlegający trwającej od wieków schizmie mieliby być „Kościołem
Siostrzanym”, to w jaki sposób mogłyby w ramach tych równorzędnych Kościołów trwać obok
siebie prawda i fałsz?
W jednym z ubiegłorocznych artykułów w „Tygodniku Powszechnym” (nr 48) ks. Wacław
Hryniewicz OMI twierdzi, że spór o filioque może niebawem zostać zażegnany. Wedle tego autora
ta katolicka prawda wiary jest fałszywym (!) dodatkiem średniowiecznych teologów, zaś jedynym
sensownym krokiem w celu pojednania z prawosławiem ma być rzekomo odrzucenie tej nauki! Ks.
Hryniewicz znany jest dobrze z bezkarnego głoszenia heretyckich poglądów, a w swym kolejnym
artykule potwierdza tylko dotychczasowe stanowisko indyferentnego wobec wielu prawd
katolickich, liberalnego budowniczego nowego, ekumenicznego super-Kościoła. Jednak w
powyższym artykule powiada, że m. in. w łacińskim Kościele katolickim w Grecji filioque już
zostało wyeliminowane z mszalnego Credo, referując zmiany, o których nawet nie mamy pojęcia.
Poglądy ks. Hryniewicza nikogo już może nie szokują, ale szokować może kolejne rezygnowanie z
katolickich prawd wiary we współczesnym Kościele. Najpierw bowiem hierarchowie rezygnują z
nawracania prawosławnych na wiarę katolicką, a później niektórzy z nich sami się nawracają na
prawosławie i przyjmują herezję Focjusza i Cerulariusza odnośnie pochodzenia Ducha Świętego,
herezję patriarchów greckich wyrosłą na nieznajomości Ojców Kościoła i na wrogości wobec
papiestwa. Ks. Hryniewicz zapowiada konieczność rezygnacji z filioque również w innych
częściach Kościoła łacińskiego i stawia ten akt jako wymóg na drodze ekumenicznego dialogu z
prawosławiem. Autor ten twierdzi nawet, że Kościół powinien przeprosić za to, że w ogóle filioque
znalazło się w rzymskim Credo! Z takim dialogiem, który polega na akceptacji błędów odłączonych
od prawdy heretyków nie chcemy jednak mieć nic wspólnego! Gdzież znajdzie się Kościół idąc po
tej drodze, jakie jeszcze dogmaty przyjdzie poświęcić w imię iluzorycznego porozumienia!
Zbliżający się jubileusz roku 2000 może się okazać smutną datą w dziejach Kościoła, bowiem obok
zapowiadanych już spotkań międzyreligijnych, obok wprowadzanej właśnie Komunii św. na rękę w
Polsce, obok ekumenicznych martyrologiów i wspólnych deklaracji na temat usprawiedliwienia z
luteranami, gdzie pomija się dorobek Soboru Trydenckiego, obok rozsiewanych wszędzie poglądów
o niezliczonych już rzekomo Ko ściołach siostrzanych, już nie tylko prawosławnych, ale wszystkich
innych, dojść może następne ustępstwo, które już się dokonuje, a którego skutkiem będzie jeszcze
większe spotęgowanie destrukcyjnych poczynań modernistów w Kościele.
Rodzi się przy tym jeszcze jedno dramatyczne pytanie: w którą właściwie stronę zdążają
ekumeniści? Każda droga ustępstw doktrynalnych jest oczywiście godną pożałowania metodą
niszczenia Wiary Objawionej, ale ponadto nie sposób nawet wzajemnie pogodzić ustępstw
podejmowanych na rzecz poszczególnych sekt chrześcijańskich. Oto bowiem Novus Ordo Missae
oddala liturgię katolicką od prawosławia i przybliża do protestantyzmu, rezygnacja z filioque
przybliża ekumenistów do prawosławia, ale dialog z monofizytami i nestorianami oddala od
prawosławia, i tak w nieskończoność.
Zamiast szukać fałszywych i wewnętrznie sprzecznych kompromisów z duchem tego świata
musimy niewzruszenie trwać przy Prawdzie zdefiniowanej w dogmatach Wiary katolickiej i
mówiąc słowami wielkiego obrońcy jedynego Kościoła Chrystusowego, arcybiskupa Marcelego
Lefebvre’a „musimy budować, gdy inni burzą”, gdyż tylko w ten sposób możemy pozostać wierni
Prawdzie, którą powierzył nam nasz Pan, Jezus Chrystus.