Jayne Ann Krentz Sezamie otwórz się

background image

Jayne Ann Krentz

Sezamie

otwórz się

1

background image

Rozdział pierwszy

O

bawiam się, że pani słoń niezbyt dobrze harmonizuje z tym otoczeniem - oznajmił

w końcu Oliver Rain. W jego niskim, aksamitnym głosie pobrzmiewała nutka grzecznego

ubolewania.

- Po prostu się panu nie podoba. - Annie Lyncroft markotnie spoglądała na figurkę

zwierzęcia i zachodziła w głowę, jak skierować rozmowę z zagadkowym Oliverem Rainem

na sprawy, które chciała z nim przedyskutować.

- Przyznaję, że jest wyjątkowo niepospolity - stwierdził Rain.

- Podobnie jak większość moich klientów, z pewnością zadaje pan sobie pytanie, czy

to jest dzieło sztuki czy zwyczajny kicz?

- Interesujący problem - przyznał Rain.

- Niewątpliwie ten słoń spełnia rolę zarówno użytkową, jak i dekoracyjną -

powiedziała Annie, rzucając ostatnie rezerwy do bitwy o uratowanie transakcji. - W jego

podstawce znajduje się niewielka skrytka. Bardzo użyteczna dla małych przedmiotów.

- Mam wrażenie, że kłóci się nieco z charakterem tego pokoju - dyplomatycznie

odpowiedział Rain.

Annie miała poważne wątpliwości, czy cokolwiek oprócz samego Olivera Raina

pasuje do jego hebanowo-złoto-szarego gabinetu. Była niemal pewna, że Rain nie przepada za

słoniami. Siedemdziesięciocentymetrowa figurka słonia z emaliowanej mozaiki, z pąsowymi

pazurami i purpurową trąbą wyglądała przezabawnie, gdy tak sobie stała obok skalnego

ogródka Zen zajmującego kąt gabinetu Raina. W rzeczywistości nie był to ogródek,

przynajmniej według poglądów Annie. Nie było w nim ani odrobiny zieleni, ani listeczka.

Kwiaty o intensywnych barwach kontrastowały z pierwotną doskonałością perłowego,

szarego piasku. Całość mieściła się w czarnej drewnianej skrzyni. Piasek był skrupulatnie

wygrabiony wokół pięciu odłamków skalnych. Annie podejrzewała, że Rain całymi

godzinami medytuje, w którym miejscu ułożyć poszczególne kamienie. To arcynudne

zagadnienie estetyczne pociągało go niewymownie.

Projektantka wnętrz, wynajęta przez Raina do urządzenia nowego, obszernego

apartamentu na dwudziestym szóstym piętrze wieżowca, doskonale uchwyciła pedantyczną

dokładność zleceniodawcy. Wszystkie pokoje oferowały bezkresne widoki na Seattle, zatokę

2

background image

Elliotta i obiekty olimpijskie w tych samych posępnych kolorach hebanowych, złotych i

szarych, które przeważały wewnątrz pomieszczeń.

W rezultacie powstała elegancka i surowa jaskinia, doskonale dopasowana do

charakteru gospodarza, którego wielu ludzi uważało za groźnego drapieżnika.

Owszem, słoń jest piękny, pomyślała Annie - lecz zupełnie nie pasuje do

powściągliwego, niemal klasztornego otoczenia nowo urządzonego apartamentu Raina. Nie

wyobrażała sobie, aby którykolwiek drobiazg z jej butiku dobrze tutaj wyglądał, ponieważ

każdy z nich miał wyraźną domieszkę szalonej fantazji i był jedyny w swoim rodzaju.

A Oliver Rain był wyraźnie pozbawiony polotu.

- Przykro mi, ale ten słoń nie może tutaj stać - mruknął gospodarz.

- Nie ma sprawy, ja też byłam tego pewna. Prawdę mówiąc, nie udało mi się nim

zainteresować żadnego z moich klientów - powiedziała Annie poważnym tonem. - Jest w nim

coś, co odstrasza ludzi. Być może te pąsowe pazury.

- Całkiem możliwe.

- No cóż, nie wyszło. - Najwyraźniej zrezygnowała z chęci namówienia Raina na

słonia. - Prosił pan, żebym coś przyniosła, postanowiłam więc spróbować opchnąć tę figurkę.

- To bardzo uprzejmie z pani strony. Doceniam szczerość. Może jeszcze trochę

herbaty? - Rain sięgnął po emaliowany hebanowo-złoty dzbanek, który stał na czarnej tacy z

laki.

Annie obserwowała z zainteresowaniem, jak gospodarz napełnia jej filiżankę. Stożek

białego światła ze stojącej na biurku lampy halogenowej podkreślał muskulaturę jego rąk. Nie

były podobne do rąk typowych rekinów biznesu - szorstkie, w wielu miejscach stwardniałe,

jakby ich właściciel dorabiał się fortuny raczej na żyznej roli niż na genialnych spekulacjach.

W prostej czynności nalewania herbaty potrafił uwidocznić swój niepowtarzalny styl.

Każdy gest był pokazem siły i wdzięku. Nawet najmniejszy ruch Raina działał jej na zmysły.

Może dlatego, że każdy silnie kontrastował z głębokim spokojem, emanującym z całej jego

postaci.

Nie spotkała jeszcze mężczyzny, który tak doskonale panowałby nad sobą. Zerkała na

niego, ostrożnie podnosząc napełnioną filiżankę.

- Jeśli mam być szczera, w moim butiku „Sezamie, otwórz się” nie mam nic, co by

panu odpowiadało.

- To, że słoń mi nie odpowiada, nie oznacza, że żadna rzecz z pani sklepu nie wyda mi

się ciekawa. - Oliver przyglądał się Annie z zainteresowaniem.

- Nie podobała się panu karuzela, którą przyniosłam w poniedziałek - przypomniała.

3

background image

- No tak, karuzela. Przyznaję, że coś w niej było, ale te dziwaczne figurki w tym

wnętrzu to kompletne nieporozumienie.

- Zależy od punktu widzenia - powiedziała cicho Annie. Była głęboko przekonana, że

piękna złocona karuzela, z kolekcją niezwykłych mitologicznych stworów, stanowiłaby

wspaniały akcent w pokoju, w którym przebywa tak niezwykły i niemal równie mityczny

Oliver Rain.

Nikt o nim nie wiedział zbyt wiele, a to zawsze prowadzi do powstawania legend. Im

mniej się o kimś wie, tym bardziej staje się on legendą w oczach świata.

Spotkała go po raz pierwszy przed sześcioma tygodniami na zaręczynach jej brata,

Daniela. Oczywiście, już wcześniej wiedziała o jego istnieniu, gdyż Daniel kiedyś pracował

dla Olivera Raina, ale nigdy nie przedstawił go siostrze. Daniel Lyncroft był uznanym

geniuszem elektroniki. Pięć lat temu Rain wynajął go do budowy kilku najnowocześniejszych

systemów alarmowych swojego rozległego imperium. Gdy Daniel założył później własną

firmę elektroniczną, Rain poważnie zainwestował w jej rozwój, stając się w ten sposób jego

jedynym wielkim protektorem finansowym.

Daniel ostrzegał Annie, że Oliver prawdopodobnie nie skorzysta z zaproszenia na

przyjęcie zaręczynowe. Niemal nigdy nie pokazywał się publicznie ani nie uczestniczył w

spotkaniach towarzyskich. Jeżeli już gdzieś bywał, to tylko w kręgach o znacznie wyższej

pozycji niż ta, którą zajmowali Lyncroftowie. Rodzinna fortuna, odbudowana od zera po

tajemniczym zniknięciu jego ojca, była równie legendarna jak sam Rain.

Pojawienie się czarnej limuzyny z Oliverem na tylnym siedzeniu sprawiło Danielowi

miłą niespodziankę. Idealnie czarno-biały strój wieczorowy podkreślał spokój właściciela.

Rain oczarował Annie od pierwszego spojrzenia. Nie był podobny do żadnego

znanego jej mężczyzny. Otaczała go aura siły, namiętności i dumy, ujęta w żelazne karby

samokontroli.

Gdy kroczył przez szykowną restaurację, którą Daniel wynajął z okazji zaręczyn,

ludzie instynktownie ustępowali mu z drogi. Annie rozumiała ten odruch. Postać tego

mężczyzny niewątpliwie emanowała aurą niebezpieczeństwa. Przechodził przez tłum gości

zaręczynowych jak lampart przez stado owiec.

Z jednej strony Annie chciała natychmiast zrejterować, z drugiej zaś pragnęła się

zbliżyć do Raina bez względu na ryzyko. Zorientowała się, że Oliver pociąga ją z takich

samych powodów, z jakich pasjonują ją niezwykłe przedmioty w jej butiku „Sezamie, otwórz

się”. Nie był przystojny w dosłownym sensie, ale wydawał się jej niezmiernie pociągający.

4

background image

Coś w podświadomości Annie reagowało na jego osobę. Już samo spojrzenie Raina

powodowało, że jeżyły się jej maleńkie włoski na karku.

Tej nocy na przyjęciu zaręczynowym starała się zapamiętać wszystko, co dotyczyło

Olivera: od szarych, trudnych do opisania oczu, do kontrolowanych, kamiennych rysów

twarzy.

Miał czarne włosy, zbyt długie jak na rekina finansjery. Sięgałyby mu ramion, gdyby

nie były nisko związane w kitkę. Jego ponura, surowa twarz, zdradzająca nieugiętą siłę woli, i

wyrachowany, inteligentny wzrok pozwalały Annie oszacować jego wiek na okolice

czterdziestki.

Był mężczyzną, który nie musiał liczyć na swój wygląd czy wdzięk, aby osiągać

wszystko, czego tylko zapragnął. Po prostu wyciągał rękę i brał.

Rain został na przyjęciu najwyżej pół godziny. Trzymał się z dala od tłumu, nie licząc

krótkiej rozmowy z Danielem podczas prezentacji narzeczonej oraz wymiany kilku zdań z

Annie. Stał samotnie w miejscu, którego inni nie ważyli się zajmować, i popijał szampana.

Tłumy gości opływały go dookoła jak wody przypływu samotną wyspę.

Tańcząc z kolegami Daniela, Annie wyraźnie czuła na sobie nieustępliwy wzrok

Raina, nie poprosił jej jednak do tańca. W ogóle nie tańczył.

Kiedy Oliver Rain opuścił przyjęcie bez pożegnania, Annie opanowało uczucie

zawodu. Po jego odejściu przygasł w niej płomień podniecenia, który w obecności tego

mężczyzny rozjarzył się żywym blaskiem.

Przyglądała się dyskretnie, jak Daniel odprowadza Raina do oczekującej limuzyny.

Przez chwilę obaj cicho rozmawiali, po czym Oliver zerknął w okno, w którym stała Annie,

jakby cały czas wiedział, że go obserwuje. Pożegnał ją nieznacznym, lecz wytwornym

skinieniem głowy, wsiadł do limuzyny i odjechał w deszczową noc.

- Rain jest człowiekiem interesującym, ale niebezpiecznym - powiedział później

Daniel. - Nigdy nie wiadomo, co myśli. Przypuszczam, że nikomu nie ufa. Pracując z nim

zauważyłem, że ma obsesję na punkcie zbierania informacji o ważniejszych pracownikach

oraz osobach, z którymi prowadzi interesy.

- Kartoteki?

- To bardziej przypomina dossier, jakie kompletują służby specjalne - sprostował

Daniel krzywiąc się. - Zawsze twierdził, że poufne informacje o sprawach osobistych dają mu

przewagę nad innymi.

- Myślę, że poczucie takiej dominacji jest niezwykle ważne dla ludzi jego pokroju -

zauważyła Annie z zadumą.

5

background image

- On chce niezależnie od okoliczności wszystkimi kierować. Powinnaś zapamiętać, że

Oliver Rain zawsze realizuje swoje zamiary i nikomu nie zdradza, co właściwie chce

osiągnąć, dopóki nie jest gotowy. To samotnik. Nie gra zespołowo.

- Czyżby był gangsterem? - Nagle zaniepokoiła się, że brat może mieć powiązania z

kryminalistą.

Daniel roześmiał się w głos.

- Jeśli to prawda, to grzebie trupy tak głęboko, że nikt ich nigdy nie znajdzie.

- Dlaczego, do diabła, pozwalasz, by ci pomagał, jeżeli nie masz do niego zaufania?

Daniel spojrzał na siostrę nie ukrywając zaskoczenia.

- Nigdy ci nie mówiłem, że mu nie ufam. Powiedziałem tylko, że jest niebezpieczny.

- Jaka to różnica?

- Wielka.

- Co jeszcze o nim wiesz? - Annie objęła się rękami czując ciarki na plecach.

- Niewiele, chociaż z nim pracowałem. Ten człowiek jest żywą legendą.

- Dlaczego? - dopytywała się.

- Przed piętnastoma laty jego ojciec porzucił rodzinę. Nie znam wszystkich

szczegółów, ale obiło mi się o uszy, że kilka miesięcy przed zniknięciem namówił niektórych

przyjaciół do zainwestowania w pewne przedsięwzięcie.

- Domyślam się, że pieniądze tych inwestorów zniknęły razem z ojcem Olivera?

- Zgadza się. Co więcej, Edward Rain spieniężył cały swój majątek i gotówkę zabrał

ze sobą. Rodzina pozostała z niczym, nie licząc góry długów.

- Coś słyszałam o tym wydarzeniu. Gazety rozpisywały się o znanym bankierze, który

wsiadł do samolotu z kilkoma milionami dolarów, i tyle go widziano. Pozostawił za sobą całe

dotychczasowe życie i rodzinę.

- Tak rzeczywiście postąpił Edward Rain - potwierdził.

- I co się później wydarzyło? - Annie spojrzała na brata szeroko otwartymi oczami.

- Oliver spłacił wszystkie długi ojca w ciągu dwóch lat - odparł Daniel. W jego głosie

zabrzmiała wyraźna nuta podziwu. - Podniósł firmę ojca z gruzów i wielokrotnie ją

powiększył. To wiele mówi o naszym znajomym.

- Biedny Oliver - szepnęła. - Po zniknięciu ojca musiał chyba przeżyć załamanie

nerwowe.

- Annie, co ty...?

- Taki człowiek jak Oliver nie może wytrzymać wstydu i poniżenia! Z pewnością był

śmiertelnie przerażony. Nic dziwnego, że teraz jest taki zamknięty.

6

background image

- Wystarczy! Nie myśl o tym więcej!

- O czym?

- O próbie ratowania Olivera. Z całą pewnością nie jest zbłąkaną owieczką, którą

mogłabyś dołączyć do swojej kolekcji. Wierz mi, on nie potrzebuje pomocy.

- Każdy czasami potrzebuje pomocy, Danielu.

- Ale nie Rain - zawyrokował. - Ten człowiek doskonale sobie radzi. Zaufaj mi.

Przez następne dwa tygodnie Annie nie widziała Raina ani o nim nie słyszała.

Zadzwonił dopiero następnego dnia po katastrofie Daniela, gdy jego prywatny samolot runął

do oceanu podczas lotu na Alaskę. Zdarzyło się to przed miesiącem, w październiku. Rain

zapytał wtedy bardzo uprzejmie, czy nie potrzebuje pomocy.

Annie była oszołomiona powstałym chaosem. Z determinacją walczyła z reporterami i

władzami kierującymi akcją ratunkową oraz próbowała pocieszyć Joannę. Żyła w ciągłym

napięciu. Rainowi odpowiedziała szorstko, że nie potrzebuje jego pomocy.

Gdy tylko odłożyła słuchawkę, przypomniała sobie poniewczasie, że Oliver udzielił

Danielowi największych kredytów. Teraz, gdy Daniel zniknął, Rain stanowił największe

zagrożenie. Jeżeli zażąda zwrotu ogromnej pożyczki, powołując się na brak kierownictwa w

początkującej firmie Daniela, Lyncroft Unlimited pójdzie na dno. Nie było możliwości

natychmiastowej spłaty pożyczki.

Okazało się jednak, że bezpośrednie zagrożenie nie pochodziło od niego. Dostawcy i

inwestorzy wpadli w panikę po otrzymaniu wiadomości, że Daniel już nie kieruje firmą, i

zjednoczyli swe siły. Prawa ręka Daniela, Barry Cork, robił co w jego mocy zapewniając

wszystkich, że firma pracuje bez zakłóceń, ale nikt mu nie wierzył.

Po upływie kilku dni Rain zadzwonił ponownie.

- Uważam, że powinniśmy porozmawiać - zaczął poważnie.

- O czym? - zapytała Annie. Chciała dokładnie wiedzieć, o co mu chodzi.

- O przyszłości Lyncroft Unlimited.

- Dziękuję bardzo, ale Lyncroft prosperuje świetnie. Wszystkim zarządza Barry Cork.

Mój brat zostanie lada dzień odnaleziony i wtedy wszystko powróci do normy.

- Bardzo mi przykro, panno Lyncroft, ale musi pani stawić czoło faktom. Daniel

najprawdopodobniej nie żyje.

- Nie wierzę w to. Nie wierzy też jego narzeczona. Utrzymamy wspólnie Lyncroft

Unlimited do jego powrotu. - Annie kurczowo złapała kabel telefonu. Ze wszystkich sił

starała się mówić spokojnie i zdecydowanie. - Doceniam pańską troskę, ale nic się w firmie

nie zmieniło. Panujemy nad wszystkim.

7

background image

- Dobrze. - Rain zamilkł na dłuższą chwilę. - Słyszałem pogłoski, że niektórzy

wierzyciele zaczynają naciskać na sprzedaż lub fuzję.

- Nonsens. To tylko plotki. Wszystkim wyjaśniłam, że nie ma żadnych problemów, a

Daniel niebawem powróci.

W słuchawce znowu zapanowała znacząca cisza.

- Jak pani sobie życzy. Proszę mnie powiadomić, gdyby któryś z wierzycieli stał się

zbyt natarczywy. Może będę mógł pani pomóc.

Annie odłożyła słuchawkę; jeszcze nigdy nie czuła się tak nieswojo. Lyncroft

Unlimited było firmą rodzinną. Nikt spoza najbliższej rodziny nie mógł posiadać jej

udziałów. Daniel chciał utrzymać pełną kontrolę nad przedsiębiorstwem.

Obecnie rodzina Lyncroftów liczyła tylko dwie osoby: Annie i jej brata. Była więc

jedyną spadkobierczynią.

Dwa tygodnie temu Rain znowu się z nią skontaktował. Zamiast rozważań o losach

Lyncroft Unlimited, wyjaśnił, że potrzebuje jej profesjonalnych usług, zamierza bowiem

dokonać końcowych uzupełnień wystroju wnętrz swego nowego mieszkania.

Teraz nie mogła zrozumieć, dlaczego przyjęła tę pracę. W tych szalonych dniach

miała przecież dosyć własnych spraw do załatwienia i nie musiała tracić czasu na osobiste

konsultacje z klientem. Dzisiejsza wizyta na dwudziestym szóstym piętrze wieżowca

usytuowanego na podmiejskich wzgórzach Seattle była już czwartą z kolei. Do tej pory

przebiegała według takiego schematu jak wszystkie poprzednie.

Dotarcie do Olivera Raina nie było proste. Najpierw musiała przejść obok portiera w

hallu budynku. Aby się dostać na dwudzieste szóste piętro, należało wystukać specjalny kod

na pulpicie sterującym windą. Gdy doszła wreszcie do drzwi apartamentu Raina, została

powitana przez człowieka-robota, nazywanego po prostu Bolt. Sprawiał wrażenie kombinacji

lokaja z szoferem. Ciekawe, czy spełniał również rolę ochroniarza.

Na swój sposób Bolt był niemal tak interesujący jak jego pracodawca. Wyglądał na

jakieś pięćdziesiąt lat. Zawsze, gdy Annie go widziała, miał na sobie uroczysty, ciemny

garnitur. Jego ciemnoniebieskie oczy nie zdradzały żadnych uczuć. Resztki włosów miał

przystrzyżone na kilkumilimetrowego jeża.

Zachowywał się tak mechanicznie, że sprawiał wrażenie maszyny. Oczami duszy

widziała, jak co noc podłącza się do gniazdka, aby naładować akumulatory. Delikatnie dawał

do zrozumienia, że jej nie aprobuje. Podczas pierwszej wizyty ulokował ją w gabinecie i

podał na tacy herbatę zachowując całkowite milczenie. Annie nerwowo oczekiwała Raina.

8

background image

Zamierzała porozmawiać z nim o zaginięciu brata, ale gospodarza interesowało wyłącznie

wykończenie wystroju apartamentu.

Po pierwszej konsultacji zaczęła tęsknić do tych spokojnych, pogodnych wizyt.

Podczas bezpiecznego odosobnienia w gabinecie Raina, popijając egzotyczną,

aromatyzowaną herbatę, rozmawiała o nieważnych sprawach, takich jak słonie z emaliowanej

mozaiki czy złocone karuzele. Odkładała na bok swoje sprawy i problemy, które narastały

lawinowo i przekształcały się w koszmary.

Nie zapominała o ostrzeżeniach Daniela, że Rain jest niebezpieczny, ale odczuwała

coraz mniej obaw. Emanująca z niego siła w dziwny sposób zwiększała jej ufność. Tego dnia

po prostu miała ochotę na to, by wchłonąć w siebie trochę tej siły.

- Dokończenie wystroju tego pomieszczenia z pewnością zajmie niemało czasu -

powiedział Rain spoglądając ostatni raz na słonia. - Jestem cierpliwym człowiekiem i wiem,

że wcześniej czy później znajdziemy coś odpowiedniego.

- Wątpię - odrzekła, przeczesując wzrokiem surowy, elegancki pokój. - Drobiazgi,

które sprzedaję, nie są w pańskim guście. Uważam, że każde wnętrze wymaga czegoś w

rodzaju fałszywej nuty. Piękne pomieszczenie potrzebuje kolorowego akcentu szkaradności.

Pogodne wymaga agresywnych bibelotów. Przeładowane dobrze jest skontrastować z

elementami regularnymi.

Rain nie uśmiechnął się, czego należało się spodziewać, lecz delikatna zmiana wyrazu

przymglonych oczu świadczyła o rozbawieniu. Spędziła z nim jedynie kilka popołudniowych

godzin, ale wykształciła w sobie całkiem niezłą zdolność odczytywania jego nastroju na

podstawie drobnych odruchów. Zrozumiała, że Oliver nie jest człowiekiem bez uczuć.

Nauczył się z zadziwiającą precyzją kontrolować emocje.

- Nie byłbym zbyt zmartwiony różnicami w naszych gustach, jeżeli chodzi o słonie i

karuzele - odpowiedział łagodnie i umilkł, z zadumą popijając herbatę.

Był niewątpliwie typem milczka. Najwyraźniej się tym nie przejmował, ale Annie to

przeszkadzało. Sama bardzo rzadko pozwalała sobie na niezręczne chwile ciszy w trakcie

rozmowy.

Kończąc herbatę zastanawiała się, czy już nadszedł odpowiedni moment, by poruszyć

temat, który chciała przedyskutować. Być może powinna poczekać jeszcze tydzień lub dwa,

ale obawiała się, że nie należy zbyt długo tego odwlekać. Czas upływa nieubłaganie. Jeżeli

nie uzyska zgody Raina na plan ratowania Lyncroft Unlimited, przegrupuje siły i spróbuje

znaleźć nowe rozwiązanie.

9

background image

Niestety, była przekonana, że inne wyjście nie istnieje. Znalazła się w ślepej uliczce.

Ogarnął ją niepokój, gdy się przygotowywała do decydującej rozmowy. Bardzo ostrożnie

odstawiła filiżankę na czarno-złotą tacę i wreszcie się zdecydowała:

- Panie Rain...

- Proszę, mów mi Oliver! Chciałbym, żebyś mnie uważała za przyjaciela rodziny.

- Oliverze - Annie głęboko westchnęła - przed miesiącem, bezpośrednio po zniknięciu

mojego brata, mówiłeś o podaniu nam ręki... to znaczy mnie i Joannie.

- Przypuszczam, że nie masz wieści o losach brata?

- Nie mam - potwierdziła. - Akcja ratunkowa została odwołana po trzech dniach od

zniknięcia samolotu. Do tej pory nie znaleziono śladów wraku ani zwłok Daniela. Oficjalny

komunikat głosi o zaginięciu Daniela na pełnym morzu.

- Teraz chyba zaczynasz rozumieć trudności, jakie napotykacie próbując utrzymać

Lyncroft Unlimited własnymi siłami - powiedział chłodno. - To jest niemożliwe, prawda?

- Tak. Wiedziałeś o tym od samego początku?

- Poważne problemy były w tej sytuacji nieuniknione. - Oliver nieznacznie wzruszył

ramionami. - Siłą napędową Lyncroft Unlimited był twój brat i wszyscy o tym wiedzieli. Gdy

jego zabrakło, inwestorzy musieli się zaniepokoić.

- Pozostali inwestorzy i wierzyciele zaprosili mnie na spotkanie dwa dni temu. - Annie

ścisnęła poręcz czarnego krzesła. - Postawili ultimatum. Jeżeli jak najszybciej nie zgodzę się

na sprzedaż Lyncroft lub fuzję z dużą firmą, ogłoszą naszą upadłość.

- Wiem o tym spotkaniu.

Annie zmarszczyła nos.

- Nie jestem zaskoczona. - Zamilkła na chwilę, po czym dodała: - Ale nie byłeś

obecny.

- Nie.

- Czy to znaczy, że nie domagasz się sprzedaży firmy lub fuzji? - Wstrzymała oddech

w oczekiwaniu na odpowiedź.

- Tego nie powiedziałem. Sprzedaż mogłaby się okazać najlepsza. Utrzymałoby to

firmę przy życiu, co z kolei dałoby szansę wprowadzenia na rynek bezprzewodowej

technologii twojego brata. Jeżeli zostanie podjęta taka decyzja, wtedy każdy zaangażowany

odzyska swoje wkłady, łącznie ze znacznym zyskiem.

Wynalazki Daniela dotyczyły najnowszej dziedziny elektroniki i rewolucjonizowały

wszystko, od skomputeryzowanych systemów magazynowych do praktyki leczniczej. Daniel

nieraz powtarzał Annie, że biuro przyszłości będzie „bezprzewodowe”. Kable elektryczne,

10

background image

które obecnie uwiązują maszyny do ściennych kontaktów czy do systemów zasilania, w

przyszłości zupełnie znikną.

- Nie mogę sprzedać firmy Daniela. - Zacisnęła pięści. - Bardzo ciężko pracował, żeby

w ogóle wystartować. Zainwestował wszystko, co posiadał. Nie tylko pieniądze, ale również

swój wysiłek i geniusz. Przyszłość elektroniki leży w tych bezprzewodowych bajerach i mój

brat musi zaistnieć jako wynalazca tych przemian. Nie rozumiesz? Nie mogę tego wypuścić z

rąk!

- Nie wypuścisz! - Przysłonił oczy czarnymi rzęsami. - Możesz zażądać bardzo dobrej

ceny. W przemyśle istnieje niemało firm, które wiele by dały, żeby się dobrać do nowej

technologii, której twój brat był prekursorem.

- Nie sprzedam firmy Daniela - powtórzyła. - Przynajmniej dopóki ja i Joanna

wierzymy, że on może jeszcze być pomiędzy żywymi.

- Pewnego dnia dokonasz bardziej realistycznej oceny sytuacji - odparł rzeczowo. -

Pole manewru jest ograniczone odejściem Daniela, i wiesz o tym równie dobrze jak ja.

- Wiedziałabym, gdyby Daniel nie żył. - Annie uniosła głowę obrzucając Olivera

uważnym spojrzeniem.

- Naprawdę? - Skwitował jej słowa niedowierzaniem.

- Z całą pewnością. Daniel był i jest jedynym członkiem mojej rodziny od śmierci

ciotki Madeline. Wiedziałabym, gdyby odszedł na zawsze. Czułabym to gdzieś głęboko w

środku. - Mówiąc to wcisnęła palce w gęstwinę włosów o miedzianym odcieniu.

Analizując siebie doszła do przekonania, że wiedziałaby o śmierci brata. Ale wiedziała

również, że kres nadziei jest bliski. Od czasu zniknięcia Daniela nie przespała dobrze ani

jednej nocy. Początkowy szok nieco złagodniał, ale skryte obawy coraz częściej wypełzały z

zakamarków duszy i bywało, że pogrążały ją z kretesem. Niewykluczone, że ukochany brat

rzeczywiście spoczywa na dnie oceanu.

Annie była wyczerpana. W ostatnich tygodniach podjęła zbyt wiele decyzji,

odpowiedziała na zbyt wiele pytań, przetrzymała zbyt wiele nacisków ze strony ludzi, którzy

zainwestowali w firmę brata. Na domiar wszystkiego Joanna powiedziała jej teraz o dziecku,

a to przysparzało mnóstwa dodatkowych zmartwień.

- Nie jestem jedyną osobą, która wiedziałaby o śmierci Daniela - kontynuowała cicho.

- Joanna odczuwa to równie silnie jak ja. Obie jesteśmy pewne, że Daniel żyje.

- Nikt nie może przeżyć w wodach u wybrzeży Alaski dłużej niż trzydzieści czy

czterdzieści minut - przypomniał jej delikatnie. - Przecież o tym wiesz.

11

background image

- Wszyscy jakby zapominali, że mój brat jest genialny. Oprócz tego przed odlotem

przedsięwziął takie środki ostrożności, którymi inni nie zawracają sobie głowy. Miał

skafander ratunkowy i tratwę z całym wyposażeniem.

- Nawet skafander nie chroni przed hipotermią, gdy trwa ona zbyt długo.

- Pomiędzy nami a Alaską jest mnóstwo wysepek. Setki. Większość z nich to tylko

maleńkie punkciki, Daniel mógł się dostać na jedną z nich. Tam może przetrwać do nadejścia

pomocy.

- Poszukiwania były bardzo dokładne - dodał Oliver. - Sam tego dopilnowałem.

- Tak? - zdziwiła się.

- Oczywiście. Mówiłem ci, że Daniel był dla mnie kimś więcej niż tylko

pracownikiem. Był przyjacielem.

- Miło mi to słyszeć - odpowiedziała ze smutkiem. - Tym bardziej że przybyłam z

prośbą o pomoc. Mam nadzieję, że twoja przyjaźń z moim bratem znaczy dla ciebie tyle, że

zgodzisz się na mój plan.

Oliver popatrzył na dziewczynę z satysfakcją. Wyraźnie było widać, że oczekiwał

takiego obrotu sprawy.

- Chcesz, żebym złożył ofertę wykupu firmy?

- Nie. - Nagle wstała i z powagą podeszła do okna zajmującego całą ścianę, od podłogi

do sufitu. Spojrzała na ciemnoszare niebo i bezbarwne wody zatoki Elliotta. - Nie. To

ostateczne rozwiązanie. Mówiłam przecież, że nie sprzedam Lyncroft Unlimited, dopóki nie

będę bezwzględnie do tego zmuszona.

- Zgodziłbym się zagwarantować odprzedaż firmy twojemu bratu, jeśli się tylko

odnajdzie.

Annie odwróciła głowę i spojrzała przez ramię.

- Jesteś wspaniałomyślny, ale nie wydaje mi się, że to dobry pomysł.

- Dlaczego?

- Masz opinię bardzo niebezpiecznego człowieka - odrzekła zaciskając zęby.

- Doprawdy? Kto ci to powiedział? - Wcale nie był skonsternowany.

- Daniel.

- Twój brat zawsze umiał korzystać ze swej niezwykłej inteligencji.

- Zgadza się. Był wręcz genialny. Słuchaj, oboje dobrze wiemy, że stracę kontrolę nad

firmą, jeżeli ci ją sprzedam. Zrobisz z nią wszystko, co zechcesz. Możesz nawet odmówić

odprzedaży Danielowi albo zażądać tak wysokiej ceny, że nie będzie mógł jej odkupić.

- Możemy uzgodnić warunki, zanim cokolwiek podpiszesz.

12

background image

- Po prostu nie chcę pozbyć się firmy. Ryzyko jest zbyt wielkie. Nie gniewaj się, ale

jeśli mam być szczera, nie znam nikogo przy zdrowych zmysłach, kto dobrowolnie

pozbawiłby się praw do technologii stworzonej przez Daniela.

- Doceniam twoją lojalność i determinację, Annie, ale w tej chwili jesteś pod

naciskiem wierzycieli brata. Mogą cię zmusić do sprzedaży lub fuzji.

- Wiem o tym. - Przymknęła na chwilę oczy i obróciła się gwałtownie, aby spojrzeć na

Olivera. - Wydzwaniają do mnie codziennie. Po przedwczorajszym spotkaniu wiem, że

znalazłam się w wielkich kłopotach.

- To tylko kwestia czasu. Niepokoją się coraz bardziej, i to chyba nic dziwnego.

Lyncroft Unlimited to firma jednoosobowa w każdym znaczeniu tego słowa, 1 właśnie tej

jednej osoby zabrakło.

- Muszę mieć trochę czasu. To wszystko, czego potrzebuję.

- Jak sądzisz, ile?

- O to właśnie chodzi, że nie wiem. Kilka dni, a może tygodni. Kto może wiedzieć, jak

długo jeszcze potrwają poszukiwania Daniela?

Oliver w zamyśleniu wypił powoli ostatni łyk herbaty i odstawił filiżankę na spodek.

Annie obserwowała jego ruchy. Delikatna porcelana w jego rękach wydawała się bardzo

krucha, ale mimo wszystko bezpieczna.

- Jeżeli nawet dam ci czas, którego tak potrzebujesz, nie liczysz chyba, że to cię

uchroni przed resztą wierzycieli - powiedział po namyśle Oliver.

- Rozumiem, że sama nie dam rady. Może jednak uda się ich uspokoić, kiedy się

zorientują, że firma znowu jest w dobrych rękach.. Wszyscy wiedzą, że ani ja, ani Joanna nie

znamy się na tych elektronicznych gadżetach. Nie znamy się również na zarządzaniu tak dużą

firmą.

- Rzeczywiście - potwierdził.

- Jeżeli jednak Lyncroft obejmie szef o doskonałej reputacji w świecie biznesu - Annie

odważnie zrobiła krok do przodu - wtedy kredytodawcy poczują się uspokojeni.

- Zamierzasz wynająć kogoś do zarządzania firmą? - Oliver nie drgnął, ale wydawało

się, że wokół niego gwałtownie oziębiło się powietrze.

- Coś w tym rodzaju.

- Myślę, że jest to możliwe. Czy już z kimś rozmawiałaś?

- Prosiłam, aby Barry Cork wykonał kilka dyskretnych podejść - potwierdziła Annie. -

Sęk w tym, że ludzie, z którymi prowadził pertraktacje, nie wyrażają zgody, chyba że

otrzymają określoną część firmy jako formę dodatkowej zapłaty.

13

background image

- Jest to rozsądny wymóg w aktualnej sytuacji, ale ty przecież nie oddasz nawet

najmniejszego kawałka Lyncroft Unlimited, prawda?

- Właśnie. Nie mogę. Daniel prawdopodobnie nie mógłby odzyskać tej części z

powrotem. Lyncroft Unlimited będzie jedną z przodujących firm elektronicznych w tym kraju

w ciągu najbliższych pięciu lat. Wszyscy z tej branży doceniają jej możliwości.

- Jeżeli weźmiesz teraz wspólnika, w przyszłości może dojść do konfrontacji z

Danielem. Czy tego się obawiasz?

- Właśnie. Wspólnik może się stać najpoważniejszym balastem. Daniel mówił mi

kiedyś, że nie chce żadnego wspólnika.

- Musisz zrozumieć, że masz tylko dwa wyjścia. Możesz sprzedać, dokonać fuzji albo

wziąć wspólnika, który poprowadzi firmę za ciebie.

- Nie mogę skorzystać z tych możliwości - odpowiedziała z uporem. - Daniel straciłby

kontrolę nad firmą.

Oliver sięgnął po dzbanek z herbatą.

- Jestem pewien, że mógłbym ci trochę pomóc.

- To właśnie miałam nadzieję usłyszeć. - W głosie Annie zabrzmiała wyraźna ulga.

- Naprawdę? - Popatrzył na nią z namysłem.

- Tak. Wydaje mi się, że twoja stawka jest również niemała. Także w twoim dobrze

pojętym interesie leży przetrwanie firmy mojego brata i wprowadzenie jej produktów na

rynek. Mam rację?

Oliver przyglądał się jej przez chwilę znad brzegu filiżanki, po czym stwierdził:

- To prawda, że zwiększę zyski, gdy nowa technologia zacznie zdobywać rynek.

- A więc moja propozycja zapewni nam obojgu to, na czym nam zależy.

- Doprawdy? - Jego głos brzmiał sceptycznie, ale Oliver był wyraźnie zaciekawiony.

- Z całą pewnością ochroni firmę Daniela, a ty zbijesz na tym majątek. - Annie

pospieszyła do swojego krzesła i wreszcie usiadła. Teraz, gdy nadeszła chwila przedstawienia

planu, przestała się denerwować. Pochyliła się do przodu i oparła łokcie na błyszczącym

blacie hebanowego biurka.

- Słucham, Annie.

- To jest trochę trudne do wyjaśnienia. - Westchnęła. - Jeżeli zechcesz wysłuchać do

końca, to myślę, że przyznasz mi rację. Miej na względzie to, że ten plan nie będzie musiał

być realizowany zbyt długo, ponieważ jestem pewna, że Daniel wróci lada dzień.

Oliver przerwał nalewanie herbaty.

14

background image

- No, dobrze. Jak wiesz, Lyncroft Unlimited jest firmą rodzinną - ciągnęła Annie. - Ja i

brat posiadamy wszystkie udziały. Jeżeli Joanna wyjdzie za Daniela, otrzyma swoją część

firmy. Zanim to nastąpi, nie dostanie nic.

- Rozumiem. Dopóki jednak za niego nie wyszła, a on prawdopodobnie nie żyje, ty

kontrolujesz cały pakiet, jesteś obecnie jedyną przedstawicielką rodziny Lyncroftów.

- Racja. - Annie zebrała siły do skoku na głęboką wodę. - Jeżeli wyjdę za mąż, mój

małżonek stanie się również członkiem rodziny. Będę mogła scedować na niego część

udziałów w firmie.

Herbata rozlała się na powierzchnię hebanowego stolika. Oliver nagle odstawił

dzbanek i przez chwilę gapił się na plamę, jakby nie mógł pojąć, że zawiodły go ręce. Gdy

spojrzał wreszcie na Annie, jego oczy miały znowu lodowaty wyraz.

- Nie wiedziałem, że planujesz kogoś poślubić.

- Nie planuję. To znaczy... planuję. Panie Rain... Przepraszam, Oliverze, czy

kiedykolwiek słyszałeś o małżeństwie z rozsądku?

15

background image

Rozdział drugi

Z

apadła głucha cisza.

- Małżeństwo z rozsądku? - Oliver zmrużył oczy ukrywając swoją reakcję.

- Z samej definicji małżeństwa z rozsądku wynika, że przewiduje ono korzyści dla obu

stron - Annie wychyliła się jeszcze bardziej do przodu, jakby chciała mu pomóc docenić

walory tego planu - i nie ma nic wspólnego z miłością i uczuciem. Małżeństwo z

wyrachowania jest w rzeczywistości kontraktem handlowym.

- Kontraktem handlowym? - Oliver złożył swoje wielkie dłonie na biurku i przeszył

Annie chłodnym wzrokiem. - Czy właśnie takie małżeństwo bierzesz pod uwagę?

- Tak.

- Zamierzasz poślubić kogoś, kto potrafi kierować Lyncroft Unlimited? Kto ułagodzi

inwestorów i uspokoi wierzycieli Daniela?

- Trafiłeś w sedno. - Była zadowolona, że Oliver szybko pojął jej zamiary. - Będzie

tak, jak powiedziałam: kontrakt ściśle handlowy. Mój małżonek zostanie w dniu ślubu

wspólnikiem zarządzającym Lyncroft Unlimited i natychmiast obejmie kierownictwo firmy.

Człowiek, którego mam na myśli, ma legendarną sławę w świecie biznesu, więc pozostali

inwestorzy będą musieli go zaakceptować. Panika zostanie całkowicie opanowana.

- Teraz sprawa jest jasna. - Wzrok Olivera nawet nie drgnął.

- Rozumiesz, jak to będzie funkcjonować? - zapytała z pewnym niepokojem.

- Rozumiem, jak ty to sobie wyobrażasz. - Oliver zamilkł na chwilę. - Co się stanie,

gdy Daniel wróci?

- To proste! - Uśmiechnęła się triumfalnie. - Wystąpię o rozwód. Gdy tylko sąd wyda

orzeczenie, mój eks-mąż przestanie być właścicielem jakichkolwiek udziałów firmy Lyncroft

Unlimited. Daniel zastosował taki kruczek prawny, że w przypadku rozwodu wszystkie

udziały wracają do rodziny.

- A jeżeli to twój małżonek wytoczy ci sprawę przed sądem?

- Nie ma mowy. Tę możliwość wyklucza przedślubna intercyza.

- Widzę, że wszystko gruntownie przemyślałaś.

16

background image

- Oczywiście. Przedyskutowałam ten plan z Joanną. Obie się zgodziłyśmy, że to

jedyny bezpieczny sposób utrzymania firmy Daniela.

Prawdę mówiąc, Annie nie poruszała z Joanną tego tematu. Zamierzała w bardziej lub

mniej zdecydowany sposób wmanewrować przyszłą bratową w realizację pomysłu.

- Odbieram to jako całkiem nowe podejście do sprawy.

- Dziękuję. Według mnie pomysł jest doskonały. - Annie poczuła coś w rodzaju

satysfakcji.

- A jakie korzyści przewidujesz dla twojego... hmm ...męża?

- Ach, tak, oczywiście. - Chrząknęła dyplomatycznie. - Szansę ochrony jego

inwestycji oraz zapewnienie przyszłych zysków w Lyncroft Unlimited.

- Człowiek, o którym myślisz, jest jednym z wierzycieli Daniela?

- Tak. I uważa się za jego przyjaciela. Ten ktoś oferował mi pomoc, panie Rain...

- Oliver.

- Oliverze! Wszystko nagle stało się bardziej krępujące, niż myślałam. - Mocno

zacisnęła dłonie. Zorientowała się, że są spocone. - Pomysł wydawał mi się doskonały.

- Annie, czy ty przypadkiem mi się nie oświadczasz? - zapytał bardzo delikatnie.

- Tak. - Zarumieniła się, odchyliła się nieco na krześle i włożyła ręce do kieszeni

szmaragdowego żakietu.

- Ach!

- Co to oznacza? - Była niezwykle spięta. Dodatkowa dawka specyficznej

tajemniczości Olivera Raina przekraczała jej siły.

- To oznacza, że się zgadzam.

- Zgadzasz się? Tak po prostu? - Szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia.

Wyraz twarzy Olivera się nie zmienił, ale w jego oczach pojawił się blask, którego

wcześniej próżno by szukać.

- Twoja propozycja ma to do siebie, że jest jedynym sposobem zabezpieczenia moich

inwestycji i przyszłych zysków oraz wywiązania się z przyjacielskich zobowiązań wobec

Daniela - oświadczył uroczyście.

- Nie potrzebujesz czasu do namysłu?

- Już się nad tym zastanowiłem. To nie jest trudny problem. Poza tym, nie mam

innego wyjścia. Jeżeli się z tobą nie ożenię, będziesz się trzymała firmy aż do bankructwa, a

wtedy wszyscy stracą.

- Nie wiem, jak ci dziękować. - Poczuła niewysłowioną ulgę. - Nie obawiaj się, nie

będziemy musieli długo być małżeństwem.

17

background image

- Jesteś przekonana, że Daniel wróci?

- Wierzę, że tak się stanie. - Nerwowo przygryzła wargę. - Ale jeśli nie powróci, za

wszelką cenę będę próbowała utrzymać Lyncroft.

- Ze względu na przyszły potencjał firmy?

- Nie. Dlatego, że Joanna jest w ciąży. Nosi dziecko Daniela.

- Inaczej mówiąc, jeżeli Daniel nie powróci, zamierzacie zachować firmę dla jego

dziecka? - Oliver natychmiast dostrzegł prawne konsekwencje tego faktu.

- Cóż innego możemy zrobić? - Opuściła bezradnie ręce.

- Nic. To całkowicie zrozumiałe. W swoim czasie sam się znalazłem w podobnej

sytuacji. Musicie tak postąpić.

- Wydaje mi się, że nas rozumiesz. - Uśmiechnęła się. - Nie każdy podziela takie

poglądy. Najwidoczniej różnisz się od typowych biznesmenów. Daniel mi mówił, że ci ufa.

- Chciałbym jeszcze raz zadać pewne pytanie. - Oliver najwyraźniej nie wzruszył się

tą deklaracją. - Co się stanie z naszym maleńkim kontraktem, jeśli twój brat nie powróci?

Annie westchnęła, nie zdradzając chęci do szerszego omawiania tego tematu.

- Naturalnie chciałbyś wiedzieć, jak długo będziesz tkwić w tym fikcyjnym

małżeństwie?

- To małżeństwo będzie całkiem na serio, prawda Annie? Twój plan spaliłby na

panewce, gdyby małżeństwo nie było legalne.

- Oczywiście, będzie na serio w sensie prawnym. - Zawahała się. - Myślę, że w

umowie przedślubnej możesz wstawić limit czasowy trwania naszego związku, chociaż nie

sądzę, żeby wyniknęły jakieś problemy. Wierzę głęboko, że Daniel wróci lada dzień.

- A jeśli nie wróci? - naciskał Oliver.

- Jeżeli nawet wszyscy mają rację, i Daniel odszedł na zawsze, sama powinnam się

nauczyć zarządzania firmą. Nie mam jednak kwalifikacji, by chwycić za ster. Jedynym

biznesem, jaki kiedykolwiek prowadziłam, jest mój butik „Sezamie, otwórz się”, i to tylko

przez ostatni rok. Minie cała epoka, zanim zgłębię tajemnice firmy o tak wysokiej technologii

jak Lyncroft. Inwestorzy też muszą mieć trochę czasu, żeby móc mi zaufać.

- Owszem, czas stanowi tu istotny czynnik, zwłaszcza biorąc pod uwagę twoje braki w

tej dziedzinie. Zajmie ci to najpewniej parę lat i to tylko wtedy, gdy okażesz się pojętną

uczennicą.

Spojrzała na niego z zadumą.

- Nie mogę cię prosić, żebyś był związany fikcyjnym małżeństwem aż przez dwa lata.

Rany boskie! To samo dotyczy mnie!

18

background image

- Nie wyobrażam sobie, żebyś wytrzymała.

- Zgadzam się. - Annie podjęła decyzję. - Wprowadzimy limit czasu: powiedzmy

sześć miesięcy, i wtedy raz jeszcze przeanalizujemy sytuację. Jeśli Daniel nie wróci, a ty

zechcesz uznać ten kontrakt za niebyły, nie będę cię zmuszać do dotrzymania zobowiązań.

- Brzmi to sensownie.

- Jestem pewna, że do tego nie dojdzie - odrzekła bardziej rozluźniona. - Daniel

zostanie odnaleziony. Zobaczysz.

- Mam nadzieję, że się nie mylisz.

Annie posłała mu uśmiech pełen wdzięczności i ulgi. Od razu poczuła się lepiej.

Sytuacja została opanowana, Oliver Rain poprowadzi Lyncroft Unlimited.

- Nie wiem, jak ci dziękować, ale postąpiłeś bardzo przyzwoicie. Rozumiem, że mój

plan brzmiał trochę bezsensownie, ale wierzę w jego powodzenie.

- Może się udać.

- Właśnie zaświtało mi w głowie - powiedziała Annie dokładnie studiując jego twarz -

wybacz moją ciekawość... ale czy nie jesteś... jak by to ująć... aktualnie z kimś związany?

Rozumiesz? Mam na myśli romans.

- Nie.

- Dobrze, to wszystko znacznie upraszcza. - Rozluźniła się znowu. - Myślę, że trudno

byłoby wyjaśnić nasz kontrakt innej kobiecie. Prawdopodobnie nie mogłabym cię prosić o

taką pomoc, gdybyś był z kimś. Są przecież granice zarówno klauzul przyjaźni, jak i biznesu.

- A... jeżeli chodzi o... ciebie? - zapytał oddzielając poszczególne słowa. - Czy jesteś z

kimś związana?

- Nie - zapewniła Annie. - Wiesz przecież, że prowadzenie nawet niewielkiego

biznesu zajmuje mnóstwo czasu.

- Wiem. - Westchnął z roztargnieniem. - O nikogo więc nie musimy się martwić.

Jesteśmy tylko my dwoje.

- Zgadza się. Jeżeli sprawa się przeciągnie, to nie sądź, że będę oczekiwać, byś

poświęcił temu przedsięwzięciu całe prywatne życie. Powinieneś się czuć zupełnie wolny,

umawiać z dziewczynami i robić wszystko, co się z tym wiąże. Nie będzie to przecież

prawdziwe małżeństwo.

- Jeżeli rozejdzie się pogłoska, że nasze małżeństwo nie jest prawdziwe, wierzyciele

twojego brata mogą wpaść w panikę. Mogą nie uwierzyć, że pozostaniemy małżeństwem

dostatecznie długo, bym mógł uratować firmę. Chyba że uwierzą w naszą miłość.

Annie jęknęła i mocniej wbiła się w krzesło.

19

background image

- Masz rację, o tym nie pomyślałam. Z drugiej strony wydaje mi się, że potrafimy tak

postępować, żeby małżeństwo wyglądało na autentyczne.

- Tak, jeżeli chcesz osiągnąć zamierzone cele.

- Zarzucą nas pytaniami. Będą zaskoczeni, że tak szybko zdecydowaliśmy się pobrać.

- Powiemy, że spotykaliśmy się od dłuższego czasu, ale utrzymywaliśmy to w

tajemnicy do nadejścia odpowiedniego momentu - powiedział Oliver z zastanowieniem. -

Teraz, gdy zabrakło Daniela, a firma wymaga zwierzchnika, postanowiliśmy pójść na całość i

zalegalizować nasz związek.

- Hmm! To niegłupie, a ty i tak masz opinię tajemniczego faceta. Ale to nam

przysporzy mnóstwo nowych problemów. - Annie rozejrzała się niepewnie, zadając sobie w

duchu pytanie, czy się przeniesie do tego surowego apartamentu.

- Tak, to oczywiste - odpowiedział, jakby czytając w jej myślach. - Nikt nie uwierzy,

że jesteśmy małżeństwem w całym tego słowa znaczeniu, jeżeli ze mną nie zamieszkasz.

- Wszystko się komplikuje. - Na moment ogarnęła ją panika.

- Nie martw się, zajmę się tą sprawą. Po to przecież za mnie wychodzisz, prawda?

20

background image

Rozdział trzeci

W

yhodowanie paproci z zarodników wymaga cierpliwości świętego albo nawet

diabła. Cierpliwość Olivera była co najmniej tej miary. Znajdował cichą satysfakcję w

żmudnych zabiegach nawet wtedy, gdy wyniki mógł ujrzeć dopiero po upływie pół roku lub

nawet dwóch lat.

Strumienie deszczu biły o szyby wielkiej cieplarni zbudowanej na dachu wieżowca. W

środku Oliver ostrożnie spryskiwał różne odmiany paproci. Wokół niego piętrzyły się rośliny

rozmaitych wielkości i gatunków. Paprocie były jego pasją, przeznaczył dla nich całą

powierzchnię szklarni. Nad swym apartamentem stworzył własny las tropikalny.

Wyhodował w tej swojej dżungli wiele odmian, ale najbardziej lubił paproć włoską

złotowłosą oraz róg jelenia. Języcznik, paproć drzewiasta, wesoła i oczkowa rosły w kilku

szeregach na metalowych ażurowych parapetach. Inne rośliny zwisały z sufitu, tworząc

piękny baldachim zieleni. Paprocie wodne ścieliły się po powierzchni sadzawki w maleńkiej

grocie w najdalszym krańcu szklarni.

Właśnie spryskiwał koronkową włoską paproć złotowłosą, która nie przekroczyła

jeszcze dwóch i pół cala. Miał nadzieję, że udało mu się odtworzyć interesującą odmianę. Ale

trudno powiedzieć, dopóki się nie ukształtują właściwe liście, czego mógł się spodziewać

dopiero za jakieś półtora roku. Oliviera nie przerażała myśl o tak długim oczekiwaniu.

Już od wielu lat zdawał sobie sprawę, że cierpliwość jest cnotą, której większość ludzi

jest pozbawiona. Nie przeszkadzało mu to, przeciwnie, dawało wyraźną przewagę.

Ale ta cierpliwość nie przydawała mu się na wiele, kiedy chodziło o Annie Lyncroft.

Właśnie przed dwoma dniami oświadczyła, że jest gotowa rzucić mu się w ramiona, a

przynajmniej go poślubić.

Pozwolił sobie na delikatny uśmiech wyobrażając sobie, że trzyma ją w objęciach.

Gdy zobaczył Annie pierwszy raz, na przyjęciu zaręczynowym Daniela, odczuł niepokój,

podobny do tego, który towarzyszył wyhodowaniu nowej odmiany paproci. Była tak inna niż

wszystkie dotychczas poznane kobiety, że poprzysiągł sobie, iż znajdzie sposób, by ją

zdobyć.

Doszedł do przekonania, że najwyższa pora rozejrzeć się za kandydatką na żonę.

Annie doskonale powinna pasować do tej roli.

21

background image

Była niewątpliwie wyjątkową dziewczyną. Nic dziwnego, była przecież siostrą

Daniela, który nie należał do zwykłych zjadaczy chleba. Oliver darzył go zaufaniem przez

wszystkie wspólne lata pracy, a zaufanie niewątpliwie nie było czymś, czym szastał.

Determinacja Annie dążącej z całą bezwzględnością do ratowania firmy brata też nie

była niespodzianką. Lojalnością odznaczała się cała rodzina Lyncroftów, a cecha ta stanowiła

niezbędny atrybut przyszłej żony Olivera.

Niewątpliwie pomiędzy nim a panną Lyncroft istniało silne pożądanie fizyczne, które

bez wątpienia mógł wykorzystać do umocnienia przyszłego związku. Zdawał sobie sprawę, że

reaguje na sam jej widok. Nie była specjalnie urodziwa. Subtelny, porywający powab tej

kobiety fascynował go znacznie bardziej niż nieskazitelne piękno innych.

Nie było wątpliwości, że jej pożąda. Rzadko ufał komukolwiek, ale sam ze sobą

rozmawiał szczerze. Wszystko mu się w niej podobało: burza złotobrązowych loków, które

otaczały wielkie piwno-zielone oczy, i delikatna zmysłowość miękkich, doskonale

zaokrąglonych piersi i bioder.

Dowiedział się od Daniela, że skończyła dwadzieścia dziewięć lat. Jej oczy błyszczały

inteligencją i spontaniczną uczciwością. Te cechy były dla Olivera szczególnie pociągające,

prawdopodobnie dlatego, że sam tak doskonale opanował technikę ukrywania przed innymi

swoich myśli i planów.

Pogodnie rozprawiała o małżeństwie, ale Oliver był pewien, że zostanie jego żoną w

każdym znaczeniu tego słowa. Trzeba jedynie wykazać trochę cierpliwości. Zdawał sobie

sprawę z jej reakcji, kiedy wpatrywała się w niego na przyjęciu zaręczynowym Daniela.

Wiedział, że po upływie pewnego czasu, odpowiednio postępując, zdobędzie tę dziewczynę.

Już owej nocy po powrocie do domu zaczął przygotowywać plan działania, który powinien w

końcu doprowadzić go do celu.

Zanim jednak zdołał rozpocząć realizację planu zdobycia Annie, bieżące wydarzenia

wszystko przesłoniły. Daniel zaginął i jego wierzyciele zaatakowali tę biedną dziewczynę na

wszystkich frontach naraz. Ku jego zaskoczeniu, Annie wzięła sprawy w swoje ręce nie

okazując objawów załamania. Wyniki jej działań były interesujące, chociaż niezbyt

użyteczne. Zastanawiał się, czy nie jest to przypadkiem zapowiedź tego, co nastąpi później.

Jeśli tak, to jego spokojne, uporządkowane życie znajduje się w niebezpieczeństwie.

Powinienem sobie poradzić - uspokajał siebie. Z pewnością Annie należy do kobiet

impulsywnych, ale na pewno uda się nią sterować.

22

background image

Oliver wędrował ze spryskiwaczem w ręku po swojej dżungli na dachu wieżowca i

zastanawiał się, jak Annie sobie wyobraża to małżeństwo z rozsądku. Chyba zamierza

ograniczyć się do roli współlokatorki!

Zatrzymał się przed kępą wielkich paproci odmiany włoska złotowłosa. Zanurzył

palce w żyznej ziemi, by sprawdzić poziom wilgoci. Czarna gleba była ciepła i wilgotna -

lepszej nie można sobie życzyć.

Technologia hodowli paproci w jego ogromnej szklarni należała do

najnowocześniejszych. Najnowsze systemy elektroniczne sterowały wszystkim - od

ogrzewania do nawadniania. Pulpity sterownicze temperatury, opadów i wilgotności w tym

zminiaturyzowanym świecie mieściły się poza szklarnią. Były na tyle wyrafinowane, że

Oliver mógł uzyskać odmienne mikroklimaty w poszczególnych częściach cieplarnianej

dżungli. Odpowiednimi przyrządami sprawdzał zakwaszenie gleby i bardzo dokładnie

kontrolował poziom wilgotności. Nawozy mieszał zgodnie z precyzyjnymi recepturami i czuł

się w pełni szczęśliwy obsługując superczułe dozowniki. Większość decyzji podejmował

jednak intuicyjnie, polegając na zmysłach. Nie było sensu zmuszać paproci, żeby się same

przystosowały do nowoczesnej technologii. Te prymitywne zielone rośliny przywędrowały tu

z innych miejsc i innej epoki. Były niemymi świadkami ery, która dawno przeminęła.

Paprocie są żyjącymi reliktami pierwotnego świata. Nie istniały wówczas ani rośliny

kwitnące, ani nawet dinozaury. Żyły za to takie dziwne stworki, które podlegały ewolucji

przez miliony lat, aż w końcu przekształciły się w ludzi.

Oliver, wędrując myślami przez epoki czasowe swojej szklarni, wyobrażał sobie

wygląd świata sprzed setek milionów lat. Podróż ta umożliwiła mu zerknięcie do własnej

przeszłości, kiedy mógł jeszcze wybrać inną drogę życia, która by go zaprowadziła do

zupełnie innego świata niż ten, w którym żył obecnie.

W dalekim końcu szklarni pojawiła się nagle głowa Bolta.

- Przyszła pani Rain. Czy mam jej powiedzieć, że pana nie ma?

- To nie ma sensu. I tak wróci później. Wpuść ją.

- Ona nienawidzi szklarni, proszę pana - przypomniał beznamiętnie Bolt.

- Wiem.

Służący zniknął, dokładnie zamykając za sobą drzwi.

Oliver przyglądał się młodym czerwonym liściom paproci piłowatki. Dorosłe liście

stopniowo nabierały zieleni, ale na razie dodawały otoczeniu niespodziewanej domieszki

czerwieni. Przyszło mu do głowy, że Annie może wpłynąć tak samo na jego życie - dodać mu

barw.

23

background image

Drzwi się otworzyły kilka minut później i Sybil Rain wkroczyła do szklarni nie

zważając na parną atmosferę. Ubrana była w elegancki kremowy żakiet i zamszowe spodnie.

Włosy o jasnym odcieniu były gładko uczesane, elegancko przycięte, opadające równą linią

do ramion. Stanowiły doskonałe tło dla jej piwnych oczu i klasycznych rysów twarzy.

Sybil była oszałamiająco piękną kobietą, gdy osiemnaście lat temu wyszła za ojca

Olivera. Obecnie liczyła sobie czterdzieści sześć wiosen, o dziewięć więcej niż Oliver, ale

wyglądała o wiele atrakcyjniej niż on. Z biegiem lat rysy jej twarzy nabrały więcej

charakteru, ale Rain był przekonany, że na zawsze pozostanie blond trzpiotką.

- Witaj, Oliver.

- Cześć, Sybil.

Trudno jej było ukryć niezadowolenie, kiedy brnęła pomiędzy długimi parapetami, na

których rosło całe mnóstwo paproci. Oliver nie przejmował się humorami Sybil. W jego

towarzystwie była niemal zawsze niezadowolona. Doskonale rozumiał jej uczucia, gdyż sam

dokładnie tak samo reagował na jej obecność.

Animozja pomiędzy nimi trwała od tak dawna, że dla obojga stała się już drugą naturą.

Skrzętnie to ukrywali, gdy w pobliżu był ktoś trzeci, lecz w cztery oczy nie taili wzajemnej

niechęci.

- O Boże! Tutaj jest jak w piecu. Jak ty to możesz wytrzymać? - Sybil odsunęła długie

liście paproci zagradzające jej drogę. Złoty pierścionek zaręczynowy z brylantem, prezent od

ojca Olivera, mienił się blaskiem.

- Ja to lubię - odpowiedział Oliver sprawdzając długi rządek szklanych naczyń, w

których kiełkowały nasiona włoskiej paproci złotowłosej. - A co ważniejsze, lubią to

paprocie.

- Mógłbyś przynajmniej zejść na dół na kilka minut! Porozmawialibyśmy w

normalnych warunkach.

- Mnie tu dobrze.

- I to jest najważniejsze, prawda? - Sybil zatrzymała się. Jej oczy zapłonęły

zadawnioną goryczą.

- Życzysz sobie czegoś, Sybil? Zazwyczaj tylko wtedy ze mną rozmawiasz.

- Nathan i Richard poinformowali mnie, że się żenisz - wycedziła przez zaciśnięte

zęby.

- Tak.

- Tak? Po prostu tak? Czy to wszystko, co masz mi do powiedzenia?

24

background image

- Tak, zamierzam się ożenić. - Oliver skrzyżował ramiona i oparł się o parapet. - Ślub

cywilny odbędzie się jutro po południu, jeżeli chodzi o ścisłość. Będziesz mile widziana. W

uroczystości wezmą udział Heather, Valerie i bliźniacy.

- Cholera, Oliver! Musisz być tak obrzydliwie arogancki? Nie możesz ot tak sobie

spuścić bomby na rodzinę i nie spodziewać się nawet kilku pytań. Kim jest twoja przyszła

żona?

- Nazywa się Annie Lyncroft.

- Lyncroft? Nigdy o niej nie słyszałam. - Sybil zmarszczyła wypielęgnowane brwi.

- Nie przypuszczam, żebyś o niej słyszała. Ona nie obraca się w twoich sferach.

- Nie chcesz mi chyba wmówić że bywa w twoim środowisku, Oliverze. Przecież nie

istnieje coś takiego jak twoje środowisko. Największym twoim udziałem w burzliwym życiu

towarzyskim jest wyprawa w górę Amazonki. A tak nawiasem mówiąc, gdzie spotkałeś tę

kobietę?

- Na przyjęciu zaręczynowym jej brata.

- Przecież nigdy nie chodzisz na przyjęcia. - Sybil zastukała eleganckim obcasem.

- Wystarczyło to jedno.

- Dlaczego to zrobiłeś? Przecież nienawidzisz tłoku. Poczekaj chwilę! Lyncroft... -

Oczy Sybil zwęziły się w szparki. - Czy to ma związek z Lyncroft Unlimited, firmą, którą

wsparłeś kilka lat temu?

- Tak.

- Właściciel firmy zaginął, prawda? Katastrofa lotnicza. Czytałam o tym w gazetach.

- Zgadza się. Annie jest jego siostrą.

- A ty miesiąc po katastrofie nagle się z nią żenisz? - Sybil spojrzała na niego z

rosnącym zrozumieniem w oczach. - Pozwól mi zgadnąć. Założę się, że ta Annie Lyncroft

właśnie odziedziczyła najbardziej dynamiczną firmę elektroniczną Zachodniego Wybrzeża.

Firmę, której pożyczyłeś znaczne pieniądze.

- Owszem, ona jest obecnie właścicielką firmy.

- Oliver, jeżeli chcesz mieć tę firmę, dlaczego jej sobie nie kupisz?

- Może ja nie chcę wcale tej firmy.

- Mówisz, że to wielka miłość? Nie nabierzesz mnie - burknęła. - Nigdy w to nie

uwierzę.

- Gdybym nawet chciał kupić tę firmę, Annie nie zgodzi się jej sprzedać. Ona wciąż

jest przekonana, że jej brat żyje. Chce dla niego zatrzymać Lyncroft Unlimited. Rzecz w tym,

że ma mocny charakter i jest lojalna.

25

background image

- Lyncroft nie żyje. Wszystkie gazety o tym piszą. - Sybil przyjrzała mu się uważnie. -

Taka mała firma musi mieć kłopoty po zniknięciu właściciela. A ty masz czego bronić.

- Zawsze jesteś bardzo rezolutna, kiedy mowa o pieniądzach.

- O co tu chodzi, Oliver? Nie opowiadaj, że jedynym sposobem położenia łap na

Lyncroft Unlimited jest ożenek z Annie Lyncroft. To trochę nietypowe, nawet dla ciebie.

- Nie myślisz, że to normalne, że w końcu znalazłem kobietę, którą chciałbym pojąć za

żonę?

- Nie - odpowiedziała zdecydowanie Sybil. - Trudno mi sobie wyobrazić ciebie z

żoną.

- Jestem takim samym mężczyzną jak inni.

- Gówno prawda. - Na skutek emocjonalnego wzburzenia w Sybil odżyła skłonność do

słownictwa z okresu młodości. - Nie jesteś taki jak inni faceci. Jesteś pokręcony, i każdy o

tym wie.

- Nie jestem aż tak pokręcony. Zwłaszcza w pewnych sprawach.

- Właśnie że jesteś. Pamiętam jedyny przypadek, gdy się zaangażowałeś uczuciowo.

Dotyczył nauczyciela botaniki czy kolekcjonera paproci podczas jakiejś wyprawy w lasy

tropikalne. Po powrocie z tej ekspedycji jedyną twoją pasją stało się kolekcjonowanie

paproci.

- Mam już trzydzieści siedem lat. Czas na założenie własnej rodziny.

- Bzdura! Masz już olbrzymią rodzinę!

To stwierdzenie było bezdyskusyjne. Jedyne, czego mu nie brakowało, to właśnie

rodziny. Już od piętnastu lat był odpowiedzialny za dwie siostry, dwóch braci przyrodnich i

za Sybil. Zwaliło się to na jego barki tego sądnego dnia, gdy ojciec wsiadł do samolotu na

lotnisku Sea Tac i zniknął z całym majątkiem i z pieniędzmi wielu ludzi.

Pamiętał pierwsze chwile wstydu i udręki, kiedy cały jego świat się zawalił.

Pospieszny remanent spraw handlowych ojca wykazał, że w zasadzie Oliver nie posiadał już

nic. Koledzy i przyjaciele Edwarda Raina pierwsi ustawili się w kolejce żądając zwrotu

udzielonych pożyczek.

Mając na względzie los zależnych od niego pięciu osób, Oliver zrobił to, co musiał.

Porzucił marzenia o botanice i wziął się za bary z przytłaczającym zadaniem utrzymania

rodziny w całości, przy jednoczesnej odbudowie bankowego imperium ojca. Później był

zadowolony ze swoich dokonań. Spłacił inwestorów ojca co do jednego, a imperium

budowlane, które stworzył, było znacznie większe i bardziej stabilne niż to, które ojciec

odziedziczył po dziadkach i zrujnował.

26

background image

Dwa lata temu Oliver rozpoczął likwidację swojego holdingu. Pozbywał się kolejno

firm, które kiedyś nabył. Sprzedaż przyniosła mu fortunę, którą ulokował w wielu

bezpiecznych miejscach, a oprocentowanie wystarczało na luksusowe życie. Jeżeli nawet od

czasu do czasu zainwestował w startujące przedsięwzięcie, takie jak Lyncroft Unlimited,

większość pieniędzy pozostawała ulokowana w bezpiecznych, nudnych inwestycjach bez

ryzyka.

Chociaż wielkie sumy wymagają opieki, to Oliver potrafił się uwolnić od codziennego

intensywnego nadzoru, który był jego chlebem powszednim w trakcie budowy imperium.

Czerpał satysfakcję z faktu, że stworzył braciom i siostrom dobre warunki życiowe.

Heather ukończyła medycynę, Valerie po studiach została kustoszem w słynnym prywatnym

muzeum Eckerta.

Bliźniacy, Nathan i Richard, rozpoczęli właśnie pierwszy rok studiów na

Uniwersytecie w Waszyngtonie. Oświadczyli, że zamierzają uzyskać stopnie magistrów

zarządzania. Oliver prywatnie miał nadzieję, że zmienią zdanie, gdy dorosną. On nie lubił

świata biznesu. Fakt, że osiągnął sukces w tych kręgach, nie wpłynął na zmianę jego

poglądów.

Sybil była wiecznie zajęta nie kończącym się korowodem przyjęć charytatywnych i

burzliwym życiem towarzyskim. Dzięki najstarszemu pasierbowi obracała się w sferach, do

których zawsze aspirowała.

Jednym słowem, Oliver spłacił swój dług rodzinny. Płacił go w dalszym ciągu, gdyż

rodzina była dla niego najważniejsza. Jednak zbliżał się czas realizacji kilku celów

osobistych. Nadeszła pora, by się ożenić.

- Możesz mi wierzyć, Sybil, doskonale wiem, że mam rodzinę - odpowiedział. - Ale to

nie to samo, co mieć własną żonę i dzieci.

- Nie chrzań. Nie próbuj mnie przekonać, że nagle poczułeś ochotę zostania oddanym

mężem i ojcem.

- Uspokój się. - Oliver pogłaskał liście paproci szablistej. - W tym domu jest mnóstwo

pieniędzy. Nathan i Richard nie zostaną goli, kiedy się zdecydują na własne dzieci. Wiesz

przecież, że zawsze o nich dbałem. Tak samo jak o moje siostry. Nie zapominając o tobie.

Zawarliśmy pewien układ. Ty i ja. Chyba pamiętasz?

Szpilka weszła głęboko. Twarz Sybil stała się nienaturalnie czerwona.

- A niech cię cholera! - krzyknęła.

- Wiem dokładnie, co o mnie myślisz, Sybil. - Spojrzał jej w oczy i z satysfakcją

dostrzegł, że macocha przypomniała sobie dzień, w którym zawarli ów niezbyt honorowy

27

background image

pakt. - To nie ma większego znaczenia. Ale na wszelki wypadek chcę ci uświadomić, że masz

się poprawnie zachowywać wobec Annie. Nie chcę, żeby się martwiła.

- Martwiła? - zapytała Sybil z niedowierzaniem. - Czy ona nie wie, że się z nią żenisz

tylko po to, żeby położyć łapę na firmie? Jeśli nie wie, to musi być niewiarygodnie naiwna.

- Nic nie rozumiesz, więc lepiej zachowajmy przy sobie własne opinie.

- No, no, no. - Złośliwy uśmiech powoli wykrzywił jej usta. - Historia się powtarza.

Szesnaście lat temu oskarżyłeś mnie, że wyszłam za twojego ojca dla pieniędzy. A teraz się

żenisz, bo chcesz kontrolować firmę, którą ona odziedziczyła. Czy to nie fascynujące? Jak

długo to potrwa, zanim ona się zorientuje?

- Jak zwykle nadużyłaś mojej gościnności. - Podniósł małą łopatkę i powrócił do

pracy.

- Nie martw się, już wychodzę. - Zawróciła ku drzwiom szklarni. Przy samym końcu

korytarza przystanęła i spojrzała na Olivera przez ramię. - Jeszcze jedna sprawa, Oliver! Czy

wiesz, że Valerie ma nowego chłopaka?

- Nie. - Nie zareagował na wyraźną nutę oczekiwania w jej głosie.

- Myślę, że tym razem to poważna sprawa. Zdradza wszelkie objawy zakochanej

kobiety.

- Gdyby to było poważne, przyprowadziłaby go do mnie.

- Tylko nie czekaj z zapartym tchem, aż go tutaj ściągnie. - Sybil uśmiechnęła się z

przebiegłością kotki.

- Dobrze wie, że ci się nie spodoba.

- Kolejny bezrobotny artysta? - zapytał Oliver bez większego zainteresowania.

- Nie. Tym razem nauczyciel akademicki. Uczy historii na uniwersytecie. -

Wstrzymywała głos wystarczająco długo, by przykuć uwagę Olivera. - Nazywa się Carson

Shore.

Oliver milczał.

- To prawda. Twoja siostra zaręcza się z synem Paula Shore'a. Wzruszające, co?

Przypominają Romea i Julię. Bardzo romantyczne. Czy myślisz, że Valerie i Carsonowi po

tylu latach uda się pogodzić ze sobą wojujące domy Shore'ów i Rainów?

Wyszła trzaskając drzwiami.

Oliver stał pomiędzy paprociami przypominając sobie dzień, kiedy on i Sybil zostali

jawnymi wrogami.

To było dawno temu. Szesnaście lat. Czasami mu się wydawało, że to było przed

wiekami, kiedy indziej, że ledwie wczoraj. Miał wówczas dwadzieścia jeden lat i studiował

28

background image

na wydziale botaniki uniwersytetu w Waszyngtonie. Myślał o magisterium i doktoracie w tej

dziedzinie. Jego wyobraźnia była całkowicie zaprzątnięta chęcią rozwiązania mnóstwa

tajemnic świata roślin.

Marzył o ekspedycjach naukowych do wielu dżungli i puszcz naszej planety.

Zamierzał poświęcić resztę życia na wędrówki po prastarych lasach i zgłębianie skrywanych

przez nich tajemnic. Wiedział, że one tam tkwią. Wie o tym każdy botanik.

W tym starożytnym zielonym świecie, pogrążonym w wiecznym półmroku, natura

głęboko ukryła lekarstwa na straszne choroby, klucz do wyżywienia szybko rosnącej

populacji ludzi i odpowiedzi na fundamentalne pytania o naturę życia. Oliver od dawna

zapragnął wnieść własny wkład do przygód czyhających na uczonych, którzy ośmielą się

odkryć te tajemnice przyrody.

Na drugim roku studiów zamieszkał w miasteczku uniwersyteckim. Wyniósł się z

ogromnego domu na Mercer Island nie tylko po to, aby być bliżej bibliotek, laboratoriów i

cieplarni uniwersyteckich, ale dlatego, że wtedy ojciec ożenił się z bardzo młodą kobietą.

Nie lubił Sybil od pierwszej chwili. Miała dwadzieścia osiem lat i przeżywała rozkwit

swojej urody. Wystarczyło mu jedno spojrzenie, aby nabrać pewności, że wyszła za jego

siedemdziesięciopięcioletniego ojca jedynie ze względu na rodzinną fortunę.

Edward nigdy nie był zżyty z rodziną. Pomnażanie pieniędzy było dla niego

ważniejsze niż żona i dzieci. Oliver i jego dużo młodsze siostry, Heather i Valerie, pobierali

nauki miłości rodzinnej od matki. Śmierć Mary Rain w wypadku samochodowym dwa lata

przed promocją Raina załamała trójkę jej dzieci.

W napadach optymizmu Oliver łudził się, że związek Sybil z ojcem jakoś będzie

funkcjonował. Gdyby macocha zechciała grać rolę kochającej matki dla Heather i Valerie w

zamian za status socjalny i finansowy, który uzyskała wychodząc za Edwarda, to zachowałby

dla siebie niepochlebną o niej opinię.

Dziesięcioletnia Heather i dwunastoletnia Valerie zaakceptowały macochę z

zadziwiającą łatwością. Rok później, gdy urodzili się bliźniacy, Nathan i Richard, obie

dziewczynki dobrodusznie przyjęły małych braci. Nikt nie był w stanie zastąpić Mary Rain,

ale dom z Sybil całkiem nieźle funkcjonował.

Owego fatalnego popołudnia Oliver zapragnął złożyć niespodziewaną wizytę

rodzeństwu. Zaparkował samochód z dala od domu i wszedł bocznymi drzwiami.

Gdy tylko znalazł się w środku cichego domu, zorientował się, że coś jest nie w

porządku. Ani śladu gospodyni, ani jego sióstr, ani kogokolwiek, ale wyczuwał, że dom nie

jest pusty.

29

background image

Najpierw przyszło mu do głowy, że w domu grasują włamywacze. Wbiegł cicho po

schodach sprawdzić sypialnie. Kiedy zobaczył, że bliźniacy bezpiecznie śpią u siebie, wrócił

na dół do hallu. Odnalazł Sybil w luksusowej sypialni na parterze. Była w łóżku, ale nie sama.

Nagi mężczyzna, który leżał spleciony z nią wśród satynowych jasnoniebieskich

prześcieradeł, był tak samo zaskoczony widokiem Olivera, jak on jego widokiem.

- O, kurwa! - wykrztusił mężczyzna gramoląc się z łoża. - Co jest grane, do cholery?

Stary, już mnie nie ma! Ona nic o tobie nie mówiła. Gadała tylko o staruszku. Przysięgam.

Sybil głęboko zakopała się w prześcieradła i powtarzała:

- Och, mój Boże! Och, mój Boże...!

Oliver odwrócił się i bez słowa wyszedł z sypialni. Poszedł do salonu i stanął przy

oknie. Przez długi czas kontemplował widok jeziora. Gdy Sybil weszła do pokoju, już podjął

decyzję.

- Słuchaj, Oliver - zaczęła nerwowo - twój ojciec i ja mieliśmy pewne

nieporozumienie.

- Spore nieporozumienie.

- Moje stosunki z Edwardem to nie twoja sprawa.

- Tak myślisz? - Oliver był podejrzanie łagodny. - Pomyślałaś o dzieciach?

- Uważasz, że nie dbam o dzieci? Urodziłam przecież Edwardowi dwóch synów.

- Tak?

- Na litość boską! - Oczy Sybil rozszerzyły się z przerażenia. - Nie masz prawa rzucać

oszczerstw. Nathan i Richard są synami Edwarda! Przysięgam, że to prawda!

- Na twoje szczęście obaj mają oczy i włosy podobne do moich. W innym przypadku

rozmawialibyśmy niezwłocznie o badaniach krwi.

- Ty sukinsynu! - krzyknęła, a z jej pięknych oczu popłynęły łzy. - Ty nic nie

rozumiesz. Kocham Grega. Gdyby sprawy wyglądały inaczej, wyszłabym za niego.

- Co znaczy „wyglądały inaczej”? - zapytał zimno Oliver. - Nie był wystarczająco

bogaty?

- Jest żonaty. Niech cię cholera! - wykrzyknęła i zrobiła krok do przodu. - Oliver,

posłuchaj mnie! Proszę! Jesteś zbyt młody, żeby wiedzieć, o co tu chodzi.

- Mylisz się. Doskonale wiem, o co chodzi. Zdradzasz mojego ojca i rodzinę. A teraz

nadszedł czas, żebyś zrozumiała, jak od tej chwili to będzie funkcjonować.

- O czym ty mówisz?

- Nie chce, żeby Heather i Valerie przeżyły znowu szok. Przyzwyczaiły się do ciebie i

byłyby skrzywdzone, gdybyś odeszła. Małe dziewczynki potrzebują matki.

30

background image

- Nigdzie nie odchodzę! - wrzasnęła Sybil.

- Nathan i Richard mają prawo znać swojego ojca. To prawda, że on się zbyt często

nie pokazuje, ale widywaliby go jeszcze rzadziej, gdybyś ich ze sobą zabrała. - Oliver

przygryzł wargi. - Każdy chłopiec potrzebuje ojca.

- Niech cię pokręci! Ja ich nigdzie nie zabieram.

- Dzieci powinny również wierzyć, że ich matki są aniołami. - Nie zwracał uwagi na

zrozpaczone spojrzenie Sybil. - Tak więc dla dobra moich braci i sióstr nie powiem ojcu, co

dzisiaj widziałem, jeżeli sama mnie do tego nie zmusisz.

- Czego ode mnie chcesz? - Na twarzy Sybil malowała się nadzieja przemieszana ze

strachem.

- Twojej zgody na pewien układ. Dasz ojcu to, co sobie kupił i za co zapłacił.

Będziesz więc wierną żoną i kochającą matką dla jego dzieci, a w zamian będziesz miała

pieniądze i należną ci pozycję, czego oczekiwałaś po tym małżeństwie. Jeżeli chociaż raz

wywiniesz jakiś numer, to przysięgam ci, Sybil, że ojciec się dowie, jaką szmatę wziął sobie

za żonę.

- Nie jestem szmatą! - krzyknęła. - Nie masz pojęcia, co mnie łączy z Gregiem.

- Gówno mnie obchodzi, co was łączy. Interesuje mnie tylko moja rodzina. Oboje

wiemy, że tata cię porzuci w ciągu sekundy, kiedy się dowie, że się puszczasz. A więc

zawieramy układ?

- Edward nigdy ci nie uwierzy, jeśli spróbujesz mu opowiedzieć o tym, co się dziś

stało - odpowiedziała z udawaną brawurą.

- Chcesz to sprawdzić? Jestem jego synem. Znam go lepiej niż ty. Wysłucha mnie. -

Oliver wcale nie był tego pewien, ale tego dnia odkrył w sobie talent do blefowania.

- Edward mi ufa.

- Cóż, ja nie popełnię tego błędu - powiedział. - Będę cię śledzić jak jastrząb, i to tak

długo, jak długo będziesz należała do rodziny. Jeżeli choćby o włos przekroczysz warunki

naszej umowy, pożegnasz się ze swoją częścią majątku Rainów.

- Ty zimny sukinsynu! - Sybil dygotała. Otarła dłonią płynące łzy. - Kto ci dał prawo

wtrącania się do mojego życia? Co ty sobie myślisz? Za kogo się uważasz?

- Jestem tym, który w każdej chwili może ci rozwalić to tak sprytnie uwite gniazdko.

Kiedy tylko będę miał na to ochotę. Nie zapominaj o tym, Sybil. Bo jak tylko się dowiem, że

nie dotrzymujesz umowy, wtedy usunę ci grunt spod nóg tak szybko, że się nawet nie

zorientujesz.

31

background image

Wierzyła mu całkowicie. Zobaczył to w jej oczach. Usatysfakcjonowany

wymaszerował z domu, wsiadł do samochodu i odjechał.

Rok później Edward Rain zniknął razem z legendarną fortuną Rainów i kupą

pieniędzy należących do innych ludzi. Gdy Oliver zatrzasnął drzwi przed swoimi nadziejami

na przyszłość i rozpoczął zbieranie resztek pozostawionych przez ojca, oczekiwał, że Sybil

powędruje w poszukiwaniu bardziej soczystych pastwisk.

Nie powędrowała. Przez pierwsze pół roku, gdy dawni przyjaciele Edwarda i

wspólnicy w interesach grzecznie pokazali plecy rodzinie Rainów, zrozumiała, że Oliver jest

jej najlepszą wygraną na loterii życia.

Była bardzo inteligentną kobietą. Potrzebowała poczucia bezpieczeństwa nie tyle dla

siebie, ile dla maleńkich synów. Wszystko wskazywało na to, że Oliver w końcu przywróci

jej całą fortunę, którą straciła.

On z kolei potrzebował kogoś do opieki nad siostrami i braćmi, kiedy sam dniami i

nocami pocił się nad odbudową rodzinnego imperium. Zawarł z Sybil kolejny układ.

Porozumienie funkcjonowało nieźle. Macocha dotrzymywała zobowiązań i została za to

hojnie wynagrodzona.

Zawsze dotrzymywał danego słowa.

I nigdy nie zapominał wrogów.

Te rozmyślania doprowadziły go do sprawy nowego chłopaka Valerie. Jeżeli macocha

mówiła prawdę, a w tym przypadku trudno było w to wątpić, musiał podjąć jakieś kroki. Nie

miał zamiaru pozwolić młodszej siostrze na poważniejszy romans z synem Paula Shore'a.

Zanotował w pamięci, że musi z nią porozmawiać. Wyjaśni jej dobitnie, że ów Carson

Shore nie wchodzi w grę. Nigdy nie lubił opowieści o Romeo i Julii.

32

background image

Rozdział czwarty

A

nnie, muszę ci powiedzieć, że mam mnóstwo wątpliwości co do twoich planów. Od

samego początku nie byłam zachwycona tym małżeństwem z rozsądku, ale teraz, kiedy się do

niego przeprowadzasz, jestem przerażona.

- Uspokój się, Joanno. Wszystko się wspaniale ułoży, zobaczysz. Rozumiemy się z

Oliverem doskonale. W poniedziałek uzgodniliśmy wszystkie szczegóły. On jest bardzo

dobry w szczegółach. - Annie rozcięła pokrywkę kartonu nożem i przekręciła wielkie pudło

na drugą stronę.

Były same na zapleczu sklepu „Sezamie, otwórz się”. Asystentka Annie, Ella

Presswood, obsługiwała w salonie sklepowym dwóch projektantów wnętrz, którzy

dokonywali tu zakupów dla swoich klientów.

Do ślubu w magistracie pozostała już niecała godzina. Oliver zadzwonił rano, żeby

powiedzieć Annie, że wyśle po nią samochód. Kiedy oponowała, mówiąc że to zaledwie kilka

kroków od jej butiku, grzecznie oddalił jej protesty. Samochód przyjedzie o trzeciej, koniec i

kropka. Nie miała czasu na dyskusję, ponieważ czekali klienci.

- No, nie wiem. Sama już nie wiem. - Joanna załamała ręce. - Nie podoba mi się to, że

się do niego przenosisz. Rain ma opinię groźnego człowieka.

- Poznałam go dobrze podczas ostatnich kilku tygodni. Wcale nie jest groźny.

- Czy ty przypadkiem nie zwariowałaś? - Joanna wlepiła w nią wzrok. - Annie, ty nie

masz wprawy w postępowaniu z ludźmi jego pokroju. Na miłość boską! On nie jest taki jak

Arthur Quigley czy Melvin Finch. To nie jest ptaszek ze złamanym skrzydełkiem, który

potrzebuje pomocy.

- Wiem o tym. Nie próbuję go ratować. To on zamierza mnie uratować.

- Śmiem wątpić, czy Oliver Rain kiedykolwiek kogoś lub coś uratował, z wyjątkiem

fortuny Rainów - mruknęła Joanna.

Annie otworzyła drugi bok kartonu i spojrzała przez ramię. Joanna rzeczywiście była

zmartwiona. Rysy jej pięknej twarzy były napięte, a dobrotliwe oczy pełne niepewności.

Polubiła przyszłą szwagierkę od pierwszego spotkania. Joanna pracowała jako

kierowniczka w dobrze prosperującej firmie administrującej nieruchomościami. Annie

wyczuła natychmiast, że Joanna potrafi poświęcić się ukochanej osobie, a brat na to

33

background image

zasługiwał. Dziewczyna była samiuteńka na świecie, podobnie jak Daniel i Annie. Tęskniła

za stworzeniem sobie rodziny.

Prawie białe włosy i jasnoniebieskie oczy nadawały Joannie zdecydowanie nieziemski

wygląd. Annie wiedziała jednak, że pod tą eteryczną powłoką kryje się wielka siła. Było to

szczególnie widoczne, kiedy dotarła wiadomość o zniknięciu Daniela. Joanna była

przekonana, że ukochany żyje.

- Nie martw się - odpowiedziała Annie delikatnie. - Oboje z Oliverem rozumiemy, że

to małżeństwo jest pewnym kontraktem. Nie będzie na mnie wymuszał obowiązków

małżeńskich, czy jak to się teraz nazywa.

- Skąd o tym wiesz? - drążyła dalej Joanna.

- Poczekaj, aż go spotkasz. Wtedy zrozumiesz. - Rozcięła ostatni bok kartonu i

zajrzała do środka. Wewnątrz tkwił jakiś wielki przedmiot opatulony w folię pęcherzykową,

przez którą zerkało na nią szmaragdowe oko. - Wspaniale! To lampart. Nie byłam pewna, co

otrzymam, kiedy to zamawiałam. Facet wykonujący te terakotowe zwierzątka jest trochę

nieprzewidywalny. Ciągle nie mogę upchnąć słonia.

- Annie, przestań się zajmować tymi klamotami! - powiedziała Joanna z rozpaczą. - To

dzień twojego ślubu, a ja mam przeczucie, że zdążamy ku katastrofie.

- Nie bądź niemądra. - Annie chwyciła za foliowe opakowanie i zaczęła wyciągać

lamparta z kartonu. - Zbytnio popuszczasz wodze fantazji. Myślę, że to z powodu stresu.

- To nie jest stres - jęknęła Joanna. - To przebłyski zdrowego rozsądku. Pomysł

małżeństwa z wyrachowania jest całkowicie zwariowany. Nie powinnam była pozwolić,

żebyś się w to wplątała. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Chyba postradałam zmysły dając ci

się przekonać.

- To jest genialny pomysł i jego realizacja będzie wspaniała. - Annie wyciągnęła

lamparta do połowy. - To już nieźle funkcjonuje. Przez cały czas do południa odbierałam

telefony od inwestorów Daniela, którzy dopytywali się, czy to prawda, że Oliver Rain będzie

posiadał od jutra połowę Lyncroft Unlimited. Kiedy to potwierdzałam dodając, że będzie

także kontrolował wszystkie operacje, wydawali się niewiarygodnie uspokojeni.

- Obawiam się o ciebie, Annie, a nie o firmę. Słuchaj, jeszcze nie jest za późno, żeby

wszystko odwołać. Powiedz Rainowi, że zmieniłaś zdanie.

- Ależ ja nie zmieniłam zdania. Mamy wyniki badań krwi i całą tę resztę. Będzie ci

miło usłyszeć, że jesteśmy absolutnie zdrowi.

- Nie martwię się o wasze zdrowie.

34

background image

- To dobrze. Wobec tego nie ma sprawy. - Annie uniosła lamparta o kilka

centymetrów wyżej. - Oliver i ja będziemy przez pewien czas razem mieszkać. To wszystko.

- Annie! On jest najpotężniejszą osobą na całym Zachodnim Wybrzeżu i nikt o nim

nie wie zbyt wiele. On może być... no, wiesz.... dziwny, albo coś w tym rodzaju.

- Oczywiście, że jest.

- Dziwny?

- Aha!

- O mój Boże!

- Ale w interesujący sposób, jeśli wiesz, co mam na myśli. - Annie wyciągnęła prawie

całego lamparta.

- Nie. Nie wiem, co masz na myśli - zaprzeczyła Joanna. - To wszystko z minuty na

minutę robi się coraz gorsze. Musisz odwołać ślub.

- Nie mam zamiaru niczego odwoływać. To małżeństwo jest naszą najlepszą szansą

zachowania firmy do powrotu Daniela. I ty o tym dobrze wiesz.

- Przynajmniej zaczekaj, aż Barry Cork wróci z podróży do Kalifornii.

- To nie jest decyzja Barry'ego. Ja zarządzam przedsiębiorstwem i ja podejmuję

decyzje, jak je ratować.

- Proszę! - wykrztusiła Joanna z desperacją w głosie. - Wiem, że robisz to częściowo

dla mojego dobra i dla dziecka, ale nie chcę, żebyś podejmowała dla nas takie ryzyko.

- Robię to również dla Daniela.

- Daniel też by nie chciał, żebyś robiła coś tak drastycznego.

- A co ja robię drastycznego? Nic. To proste i sensowne rozwiązanie sytuacji. Mówię

po raz ostatni: Joanno, przestań się martwić. Oliver Rain nie będzie problemem.

- Cały czas to powtarzasz, ale co ty możesz wiedzieć? Dlaczego myślisz, że będziesz

bezpieczna w jego mieszkaniu? A co zrobisz, jeśli się okaże, że on jest maniakiem

seksualnym?

- Maniakiem seksualnym? Oliver Rain? - Annie zaczęła się uśmiechać. Nie mogła się

powstrzymać. Stała trzymając pękaty pakunek z lampartem i próbowała sobie wyobrazić

Olivera jako seksualnego maniaka. Roześmiała się w głos, po raz pierwszy od czasu

zaginięcia brata. - To niemożliwe.

- Na czym opierasz swoją pewność? - zaatakowała Joanna.

- To nie ten typ. - Annie usiłowała powstrzymać chichot. - Oliver przypomina mi

raczej średniowiecznego mnicha.

- Mnicha?

35

background image

- No wiesz, bardzo opanowanego, zapatrzonego w zaświaty, takiego, który nie

poddaje się brudnym ludzkim namiętnościom, jak na przykład żądza czy zemsta.

Annie w końcu wyciągnęła całego lamparta. Postawiła go ostrożnie na podłodze i

zaczęła cierpliwie zdejmować folię.

- Według wszystkich źródeł, Oliver Rain nie jest święty - ostrzegła Joanna.

- Naprawdę, przestań się martwić. O mój Boże, spójrz tylko na niego! Czyż nie jest

piękny? - Annie przyglądała się wielkiemu lampartowi z zachwytem, rzeźba sięgała jej

niemal do piersi. Egzotyczna, glazurowana mozaika pyszniła się kolorami zieleni, turkusu i

złota na czarnym tle. Zwierzę miało zielone oczy i obrożę wysadzaną drogimi kamieniami.

- Annie, proszę! Wysłuchaj mnie!

- Jest przepiękny - oświadczyła Annie. - Wiesz, będzie pasował do gabinetu Olivera.

Może podaruję mu tego lamparta w prezencie ślubnym.

- Może go przyjmę - powiedział cicho stojący w drzwiach Oliver.

Joanna gwałtownie zaczerpnęła tchu.

- Oliver? - Annie szybko spojrzała przez ramię i zobaczyła przyszłego męża stojącego

za Joanną.

Miał na sobie ciemny garnitur, ciemnoszarą koszulę z szarą muszką. Ciężką grzywę

kruczoczarnych włosów spiął z tyłu głowy czarną kokardą. W szarych oczach pobłyskiwały

ogniki rozbawienia. Annie zrobiło się przykro na myśl, że mógł usłyszeć jej uwagę o

średniowiecznym mnichu. Zarumieniona pospieszyła przerwać nieprzyjemną ciszę.

- Nie słyszałam, kiedy wszedłeś, Oliverze - powiedziała szybko. - Pamiętasz może

narzeczoną mojego brata? Spotkałeś ją na ich przyjęciu zaręczynowym.

- Oczywiście. - Oliver skłonił głowę. - Było mi bardzo przykro, gdy usłyszałem o

zaginięciu Daniela.

- On wróci - odrzekła sztywno Joanna.

- Mam taką nadzieję, panno McKenna. - Oliver przyglądał się jej badawczo. - Czy

jedzie pani z nami do magistratu?

- Jeśli nie uda mi się namówić Annie do tego, żeby zrezygnowała ze ślubu, to pojadę.

Kąciki ust Olivera wygięły się nieznacznie. Spojrzał na narzeczoną.

- Mam wrażenie, że to będzie dość trudne. Wydaje mi się, że już podjęła decyzję.

- Z całą pewnością. Lepiej już chodźmy, bo się spóźnimy. - Annie chwyciła figurkę

lamparta w obie ręce i wręczyła Oliverowi. - Proszę. Jest twój, jeśli ci się podoba.

36

background image

- Dziękuję bardzo. - Dokładnie obejrzał lamparta trzymając go na rękach jak dziecko. -

Jestem pewien, że znajdę dla niego miejsce. - Wziął prezent pod pachę i skinął na Annie oraz

Joannę, że mogą już wychodzić.

Annie przeszła do sklepu zatrzymując się na krótko, aby przedstawić Olivera Elli i

dwóm strasznie ciekawym projektantom. Poprowadziła go do drzwi przez swój niewielki

sklep zatłoczony niezwykłymi, skandalizującymi i dziwacznymi przedmiotami. Przejście

przez „Sezam” przypominało buszowanie na strychu ekscentrycznego kolekcjonera.

Lubiła wszystkie przedmioty w sklepie. Każdy był zakupiony po długim namyśle lub

przyjęty w komis, każdy był wykonany ręcznie i miał jakiś nieokreślony urok. W jednym

kącie stał stolik z blatem z kryształowego szkła, wspartym na trzech wielkich gryfach z

mosiądzu. W drugim kącie stał stos inkrustowanych, lakierowanych pudełek i kufrów. Na

najbliższej półce błyszczała pozłacana karuzela z mitycznymi stworami. Obok niej stał słoń z

glazurowanej mozaiki, a na ścianie wisiał wentylator pomalowany w abstrakcyjne wzory. Nie

opodal widać było wspaniały składany parawan z surrealistycznymi scenami z dżungli,

namalowanymi na jego trzech skrzydłach. Annie otwierając drzwi wyjściowe obejrzała się

jeszcze raz. Oliver oglądał przedmioty w sklepie z chłodnym zainteresowaniem. Lamparta

ciągle trzymał pod pachą. Odniosła wrażenie, że w tej dziwnej scenerii Oliver wygląda, jakby

był u siebie w domu.

Beznamiętny Bolt uprzejmie otworzył drzwi limuzyny. Miał na sobie swój

„służbowy” niebieski garnitur. Dzisiaj dodatkowo włożył okulary słoneczne, które zasłaniały

mu oczy, i jeszcze bardziej niż zazwyczaj przypominał robota. Wsiadając do limuzyny Annie

zaryzykowała uśmiech. Bolt jednak nie zareagował.

Oliver wręczył szoferowi lamparta i powiedział:

- Zajmij się nim, dopóki nie wrócimy do domu.

- Dobrze, proszę pana.

Joanna z rezygnacją usiadła obok Annie.

Bolt ulokował lamparta w bagażniku, zamknął maskę i przemaszerował wokół

samochodu. Usiadł za kierownicą i po chwili wielka limuzyna ruszyła bezgłośnie.

- Doskonale - przyznała Annie widząc, jak sprawnie Bolt porusza się w ruchu

ulicznym. - Znakomicie, ale nadal uważam, że najprościej było pójść pieszo. Gdzie on

zaparkuje? Na ulicach o tej godzinie nie ma zbyt wiele miejsca.

- Płacę Boltowi za rozwiązywanie takich problemów - odrzekł Oliver.

Zapadła krótka cisza.

37

background image

- Naprawdę uważam, że wszyscy powinniśmy to jeszcze przedyskutować, zanim

będzie za późno - przypomniała Joanna.

- Doceniam twą troskę - powiedział Oliver - ale obawiam się, że zostało niewiele

czasu. Od wczoraj, gdy tylko rozeszła się wiadomość o ślubie, nie mogę się opędzić od

telefonów głównych dostawców Daniela. Zapewniają, że będą kontynuować dostawy tylko

wtedy, gdy przejmę kierowanie firmą.

- Widzisz? - zwróciła się Annie do Joanny. - Dostawcy i inwestorzy Daniela są bandą

męskich szowinistycznych świń nie mogących uwierzyć, że dorosłe kobiety mogą same

prowadzić taką firmę.

- Oni nie obawiają się kobiet - zaprzeczył Oliver. - Raczej się boją, że żadna z was nie

ma ani kwalifikacji, ani doświadczenia w przemyśle elektronicznym, zwłaszcza że rynek, na

którym działa Lyncroft, jest niezwykle konkurencyjny.

- Na jedno wychodzi - mruknęła Annie, kiedy Bolt zatrzymał limuzynę przed

głównym wejściem do magistratu. - Jestem pewna, że reagowaliby inaczej, gdyby któraś z

nas była mężczyzną... Boże mój, kim są ci ludzie, którzy na nas czekają?

Oliver spojrzał przez silnie przyciemnione szyby samochodu.

- Rodzina.

- Twoja? - Annie zerknęła na niego bezradnie. Przypomniała sobie, że nawet wtedy,

gdy Daniel napomknął o rodzinie Olivera, nie mogła sobie wyobrazić, że ma prawdziwych

krewnych.

- Moja. Ci dwaj młodzieńcy to moi przyrodni bracia, Nathan i Richard. Dwie kobiety

po prawej stronie to siostry, Valerie i Heather. Nathan i Richard studiują. Valerie jest

asystentką kustosza w muzeum Eckerta, a Heather - lekarką.

- Jestem pod wrażeniem. - Annie wyczuła nutkę dumy w jego głosie. - A ta kobieta w

brzoskwiniowym kostiumie?

- To Sybil, druga żona mojego ojca. - Głos Olivera stał się zimny. - Jest matką

Nathana i Richarda.

Annie spojrzała mu w oczy, ale nic szczególnego w nich nie ujrzała. Powróciła do

dokładniejszych oględzin klanu Rainów, podczas gdy Bolt parkował limuzynę w miejscu

zabronionym.

Przyrodni bracia Olivera byli bliźniakami. Przystojni, wysocy i proporcjonalnie

zbudowani. Ciemne włosy były chyba typowe dla rodziny Rainów. Heather i Valerie były

równie atrakcyjne, chociaż obie miały jasnokasztanowe włosy i bardziej miękkie, mniej

kanciaste rysy.

38

background image

Heather, z jej poważnym wzrokiem i krótko przyciętą, stylową fryzurą, wyglądała w

każdym calu na kobietę pracującą. Miała na sobie doskonale skrojony tweedowy kostium z

wąską spódnicą sięgającą troszeczkę poniżej kolan.

Valerie, z włosami sięgającymi ramion, również wyglądała na kobietę interesu.

Gdy Bolt otworzył drzwi, Annie zauważyła, że Sybil jest znacznie młodsza, niż można

się było spodziewać, zaledwie o kilka lat starsza od Olivera. Była również bardzo atrakcyjną

kobietą.

Nikt z przedstawicieli klanu Rainów nie miał talentu Olivera do ukrywania uczuć.

Wszyscy przyglądali się Annie i Joannie z nie skrywaną ciekawością.

Panna młoda cieszyła się, że zdążyła włożyć zieloną suknię. Długie rękawy sukni

sięgającej połowy łydek przydały jej bardziej dostojnego wyglądu niż sweter i spodnie, w

które początkowo zamierzała się ubrać. W sukni Annie bardziej się nadawała do roli

małżonki Olivera, chociaż nie miało to wpływu na formalno-prawny akt ślubu.

- Powinienem was chyba przedstawić, zanim wejdziemy do środka - powiedział

Oliver, po czym wziął narzeczoną pod rękę i poprowadził w kierunku reszty Rainów. Joanna

szła za nimi wyglądając jak kupka nieszczęścia.

Cała rodzina zauważyła, jak pan młody trzyma rękę narzeczonej - tak, jakby Annie

była jego własnością. Wszyscy jak na komendę przenieśli wzrok z Joanny na Annie. Sybil

zmrużyła oczy.

- Oliver całkowicie nas zaskoczył - powiedziała Heather potrząsając ręką Annie. -

Nigdy nie zdradza, co zamierza zrobić.

- Niespodzianka jest kompletna - mruknęła Valerie. - Wszyscy musimy go prosić o

akceptację naszych potencjalnych współmałżonków, a tymczasem on uważa, że nie

potrzebuje naszej aprobaty dla jego wyboru. To nie jest w porządku, Wielki Bracie.

- Jaki pożytek z funkcji głowy rodziny, skoro nie można samemu wybrać sobie

narzeczonej? - Richard uśmiechnął się do brata ujmując rękę panny młodej.

- Staremu Oliverowi coś się należy. Pozwalamy mu, żeby sam ją sobie wybrał - dodał

wesoło Nathan. - Widzę, że zadanie wykonał wyśmienicie.

Sybil podeszła do Annie i uśmiechnęła się bez nadmiernego uczucia.

- Chyba nie mamy wyboru. Witamy w rodzinie, panno Lyncroft. Mam nadzieję, że

wiesz, co robisz wychodząc za Olivera.

- Annie doskonale wie, co robi - chłodno odrzekł Oliver. - Prawda, Annie?

- Całkowicie - zgodziła się. Wyraźnie odczuwała wielką rękę oplatającą jej ramię.

Trzymał ją tak, jakby się obawiał, że może odfrunąć.

39

background image

- Lepiej was ostrzegę, że nie pozwolimy wam się znienacka ulotnić po uroczystości. -

Nathan spojrzał na Olivera. - My też zaplanowaliśmy maleńką niespodziankę.

- To prawda - dodała Heather uśmiechając się do Olivera. - Nie obawiaj się. To tylko

maleńkie przyjęcie. Sama rodzina. Wiemy, że chciałbyś uniknąć tłumu, ale nie oczekuj od nas

całkowitego zignorowania twojego ślubu.

- Przecież - wycedziła Sybil - twój ślub jest ważnym wydarzeniem dla całej rodziny.

- Nie mam nic przeciw temu, jeżeli Annie się zgadza. - Oliver przyjął niespodziankę

ze stoickim spokojem.

- Dobrze - powiedziała ostrożnie panna młoda. - Nie planowaliśmy żadnej wielkiej

imprezy. Tylko skromny ślub, i tyle.

Wszyscy, łącznie z Oliverem, zwrócili na nią wzrok.

- Tylko skromny ślub? - powtórzyła oschle Sybil. - Nie krępuj się. Możesz sobie

pozwolić na więcej. Wychodzisz za jednego z najbogatszych ludzi tego stanu. Wielu może

sądzić, że taki krok podejmuje się raczej z pobudek finansowych niż uczuciowych.

Annie zarumieniła się.

- Myślę, że jesteśmy gotowi - przerwał macosze Oliver i skierował się do wejścia

pociągając pannę młodą za sobą.

- Tak, załatwmy to - mruknęła.

Formalności zostały dopełnione w mgnieniu oka. Annie czuła, jak Joanna obrzuca ją

przestraszonymi spojrzeniami z jednej strony, a Oliver zdecydowanie podtrzymuje z drugiej.

Podczas tej krótkiej ceremonii coraz bardziej uświadamiała sobie bliską obecność męża.

Wydawał się jej bardzo wielki i silny.

Wkrótce było po wszystkim i po wyjściu z budynku Annie odczuła wielką ulgę.

Wmawiała sobie, że postąpiła słusznie, że małżeństwo było jedyną szansą utrzymania firmy

Daniela, gdy nagle przed oczyma ujrzała kamerę.

- Jakie to uczucie zostać panią Rain? - Mikrofon trzymała kobieta o ostrym wzroku. -

Czy to małżeństwo ma cokolwiek wspólnego ze zniknięciem pani brata?

Annie zorientowała się, że zostali otoczeni przez grupę reporterów. Wszędzie

sterczały mikrofony i kamery.

- Panie Rain, jak długo znaliście się przed ślubem?

- Czy to prawda, że natychmiast przejmuje pan kierownictwo Lyncroft Unlimited?

Oliver spojrzał na mężczyznę, który zadał ostatnie pytanie i potwierdził.

- Czy jest pan wspólnikiem w firmie?

40

background image

- A może wspólnikiem większościowym? - zapytał inny reporter. - Co to oznacza dla

firmy?

- To oznacza - odpowiedział spokojnie Oliver torując sobie przy pomocy Bolta

przejście wśród tłumu - że firma Lyncroft Unlimited jest bezpieczna i stabilna.

Podtrzymujemy plany Daniela w zakresie wprowadzania na rynek nowej technologii.

- To dobra wiadomość dla inwestorów firmy - zauważyła szybko jedna z kobiet. -

Może pan powiedzieć, czy wystąpią jakieś opóźnienia spowodowane zniknięciem Daniela

Lyncrofta?

- Nie będzie żadnych opóźnień - odpowiedział Rain. - A teraz wybaczcie nam. Jeżeli

będziecie mieli jeszcze inne pytania, to proszę jutro o kontakt z działem prasowym firmy

Lyncroft.

- Ale panie Rain...

- Jeszcze sekundę. „Wiadomości Finansowe Północnego Zachodu”. Słyszymy

pogłoski, że Lyncroft pod naciskiem wierzycieli został zmuszony do sprzedaży firmy lub

fuzji.

- To już nieaktualne - odpowiedziała cicho Annie.

- Tak, firma nie znajduje się pod żadnym naciskiem - potwierdził Oliver.

- Wy wsiądźcie do limuzyny - Richardowi udało się przedrzeć przez pytania

reporterów. - Joannę zabierzemy ze sobą. Zobaczymy się w twoim mieszkaniu.

- Dobrze - zgodził się pan młody.

Bolt zakończył torowanie przejścia dla nowożeńców wśród roju dziennikarzy. Zbliżyli

się już na kilka kroków do limuzyny, gdy zza rogu budynku rozległ się jakiś okrzyk.

- Annie! Annie! Co tu się dzieje, do ciężkiej cholery?!

Annie się odwróciła. Przez chodnik przedzierał się Barry Cork. Jego krótkie ciemne

włosy były zmierzwione, jakby je czesał palcami. Przystojna twarz była poorana nowymi

zmarszczkami. Krawat łopotał na ramieniu, a teczka obijała się o uda, gdy szybko podbiegał

do Annie.

- Barry! Co ty tu robisz? - Panna młoda się uśmiechnęła. - Myślałam, że pojechałeś na

kilka dni do Kalifornii. Czy znasz Olivera Raina?

Barry zatrzymał się, ciężko dysząc.

- Nie, ale wiem o nim niemało. - Spojrzał przelotnie na Olivera. - Co tutaj się

wydarzyło? Czy naprawdę za niego wyszłaś?

41

background image

- Tak, i wszystko dobrze się ułoży, Barry. - Annie widziała, że Joanna i Rainowie

zbliżają się, aby ich otoczyć i odgrodzić od ciekawskich dziennikarzy. Oliver mocniej ścisnął

jej ramię.

- Co ty, do diabła, zrobiłaś? - zasyczał Barry ściszając głos i powtórnie spojrzał twardo

na Olivera. - Zwariowałaś? Oddałaś mu połowę firmy, tak?

- Barry, posłuchaj, mogę wyjaśnić...

- To dlatego się z tobą ożenił! Żeby położyć łapy na Lyncroft Unlimited!

- Nie masz racji - odpowiedziała mu Annie. - Wyjaśnię ci później...

Bolt otworzył drzwi limuzyny. Oliver skierował Annie do środka, lecz Barry złapał ją

za ramię. Wzrok miał naprawdę dziki.

- Czy ty do reszty zdziwaczałaś? Czy nie rozumiesz, co się tutaj dzieje? Oliver Rain

właśnie zabiera twoją firmę!

- Dosyć, Barry - przerwała mu Annie ściszając głos, aby nie usłyszeli jej dziennikarze

i reszta klanu Rainów - Histeryzujesz. Firma Lyncroft jest całkowicie bezpieczna. Od dziś

Oliver jest moim wspólnikiem. To wszystko.

- Tak myślisz? - zapytał gwałtownie Barry. - Myślisz, że to takie proste?

Oliver złapał rękę Barry'ego i oderwał ją od ramienia Annie.

- Zabierz ręce od mojej żony!

Barry wyszarpnął dłoń, jakby się oparzył, i nadal z desperacją wpatrywał się w twarz

Annie.

- Zapytaj go, co się stało z facetem o nazwisku Walker Gresham. Bądź odważna,

Annie! Zapytaj go!

- Jedźmy już, kochanie. - Oliver delikatnie wepchnął żonę do limuzyny. Bolt

odgrodził ich od Corka. W jego lustrzanych okularach odbijała się oszalała twarz Barry'ego.

- Barry, nie rozumiem, dlaczego jesteś taki zdenerwowany. Wszystko będzie dobrze -

powiedziała szybko, kiedy Oliver usiadł obok niej.

Cork złapał za tylne drzwi, gdy Bolt usiłował je zamknąć.

- Annie, na miłość boską! Posłuchaj mnie! Pięć lat temu człowiek o imieniu Walker

Gresham był wspólnikiem w firmie, którą przechwycił Rain. Gresham zmarł pięć miesięcy

później. Krążyły pogłoski... Annie, słyszysz mnie?! Krążyły pogłoski, że jego śmierć nie była

wypadkiem...

Drzwi limuzyny zatrzasnęły się, Bolt w okamgnieniu wskoczył za kierownicę i w

kilka sekund wyprowadził samochód z zatoki.

42

background image

Annie odwróciła głowę, aby spojrzeć przez tylną szybę. Cork stał na brzegu chodnika

z taką miną, jakby się spóźnił nie na ślub, lecz na pogrzeb.

43

background image

Rozdział piąty

W

ygląda tutaj całkiem nieźle. - Oliver odchylił się na krześle, zaplótł palce rąk i z

satysfakcją oglądał bogato inkrustowaną rzeźbę.

Rzeczywiście egzotyczny zwierzak wyglądał w jego gabinecie doskonale. Co prawda,

ustawiłby go w tym pokoju nawet wówczas, gdyby wyglądał tak dziwacznie jak słoń czy

karuzela. Przecież lampart był podarunkiem od panny młodej, jego panny młodej.

Od chwili gdy wyszedł z magistratu z Annie przy boku, Oliver odczuwał głębokie

zadowolenie.

- Jesteś pewien? - Annie przyglądała się lampartowi z miną pełną wątpliwości.

- Tak. - Uśmiechnął się nieznacznie. - Doskonale pasuje do tego gabinetu.

Przeniósł wzrok z lamparta na ciemności panujące za zalanymi deszczem szybami.

Dochodziła ósma i nareszcie został z Annie sam na sam. Wydawało mu się, że dobrze

ukrywał niecierpliwość podczas kilku godzin przyjęcia-niespodzianki. Owszem, rodzeństwo

organizując to przyjęcie sprawiło mu przyjemność, ale poczuł się dobrze dopiero wtedy, gdy

wszyscy wyszli. Była to przecież jego noc poślubna.

- Dobrze. Wszystkim formalnościom stało się zadość. - Annie westchnęła lekko i

zapadła głęboko w fotel. - Nie obrażaj się, ale myślałam, że twoja rodzina nigdy nie wyjdzie.

- Zamierzałem już wydać Boltowi polecenie, żeby wszystkich wyrzucił za drzwi -

odpowiedział Oliver.

- Nie można mieć do nich pretensji, że chcieli uczcić ślub. Tak mi się wydaje. Myślą,

że wszystko to jest jak najbardziej prawdziwe. A propos, dokąd poszedł Bolt? Do jakiejś

szafy może?

- Bolt ma swój apartament na szóstym piętrze tego budynku. - Oliver ukrył lekką

irytację, jaką wywołały jej słowa. Zastanawiał się, jak długo to potrwa, zanim Annie się

zorientuje, że on ma zamiar przekształcić to małżeństwo w bardzo, bardzo prawdziwe.

- Och! - Annie spojrzała na swoją rękę i powiedziała: - Wielkie nieba! Prawie

zapomniałam! Muszę ci to zwrócić. Uroczystości się skończyły. - Zaczęła ściągać obrączkę z

palca.

- Czy nie myślisz, że lepiej ją zatrzymać? Jak wiesz, takie są zwyczaje. - Oliver był

wystarczająco staroświecki, aby żądać od żony noszenia symbolu jej oddania.

44

background image

- Nie zamierzam nosić obrączki cały czas. Myślisz, że to rzeczywiście niezbędne?

- Tak. Nie możemy dopuścić do spekulacji na ten temat. Małżeństwo musi wyglądać

solidnie i pewnie.

- Myślę, że to nie będzie bolało. - Annie wpatrywała się w obrączkę z wyrazem

zwątpienia.

- To poprawia nasz wizerunek. - Mówiąc to wyciągnął rękę i wziął jej dłoń. Palce były

lekkie, zgrabne i bardzo kobiece. Ogarnęła go dzika chęć posiadania. Czuł, jak przez ciało

Annie przebiega lekkie drżenie. Nie mylił się co do jej uczuć: pożądała go.

Należy już do mnie, myślał triumfalnie. Prawie.

Oliver zdecydowanie wsunął obrączkę na palec. Gdy tylko obrączka znalazła się na

swoim miejscu, Annie zaczęła natychmiast wyciągać rękę z jego uścisku. Oliver wynalazł

wymówkę, aby zatrzymać dłoń żony.

- Chodź ze mną. - Wstał, ciągle trzymając ją za rękę i obszedł róg biurka.

- Dokąd idziemy? - Patrzyła na niego wielkimi oczami pełnymi podniecenia i

niepewności.

Oliver zrozumiał, że mimo czarującej impulsywności i desperackiego pomysłu

ratowania firmy brata, tej nocy nie czuje się zbyt pewnie. Rozbrajało go to, ale również

intrygowało. Muszę być cierpliwy, nakazał sam sobie.

- Chcę ci coś pokazać na strychu - powiedział delikatnie.

Podniósł ją na nogi i poprowadził do drzwi. Zdawał sobie sprawę ze swojego

podniecenia. Sztywniał mimo najlepszych wysiłków samokontroli. Wiedział, że tej nocy

przecierpi katusze, bez szansy na satysfakcję.

Było zbyt wcześnie, stanowczo zbyt wcześnie na zdobycie jej.

- Idziemy obejrzeć światła miasta? - Głos Annie wydawał się zbyt ożywiony, jak na

prostą czynność wchodzenia po schodach.

- Nie.

Trzymał jej rękę mocno i nie mógł opanować ciekawości, jak świeżo poślubiona żona

zareaguje na szklarniową dżunglę. Coś mu mówiło, że ją polubi. Nigdy dotąd nie czuł

potrzeby pokazywania szklarni komukolwiek, ale teraz chciał zobaczyć, jak Annie będzie

wyglądać wśród jego paproci.

- Oliverze, nie chcę, abyś uważał, że musisz mi organizować rozrywkę dla uczczenia

tak zwanego ślubu - powiedziała poważnie, drepcząc obok niego. - Naprawdę nie chcę

zakłócać twoich codziennych przyzwyczajeń.

45

background image

Puścił te słowa mimo uszu i otworzył drzwi na dach. Z ciemności wyłoniła się

ogromna szklarnia. Otworzył główne wejście i ogarnął ich pierwotny zapach wilgotnej ziemi i

roślin.

- Ach! - Annie głęboko zaczerpnęła tchu. Weszła do wilgotnego wnętrza i utonęła w

bujnej, wibrującej zieleni liści. - Fantastyczne! Nigdy nie widziałam takich pięknych paproci!

Wygląda jak prawdziwa podzwrotnikowa dżungla.

- Miałem nadzieję, że ci się tutaj spodoba. - Puścił jej rękę i przyglądał się, jak

podchodzi do najbliższej kępy paproci.

Miał rację - wyglądała wspaniale na tle bujnej, pierwotnej zieloności jego prywatnego

świata. Annie była tak naturalna i realna jak paprocie w jego szklarni.

- Przepiękne! - Zatrzymała się na chwilę, aby podziwiać paproć włoską złotowłosą, po

czym podeszła do tacy z maleńkimi sadzonkami. - Absolutnie przepiękne.

- Lubisz paprocie?

- Tak, naprawdę. W swoim czasie zniszczyłam tuziny paproci. Próbowałam je

wyhodować, ale mi się nie udało. Od kiedy się tym interesujesz?

- Od czasów studenckich. Był czas, kiedy planowałem zrobienie kariery w botanice.

- Nie w biznesie? - Spojrzała na niego spomiędzy liści pięknej, małej paproci, szeroko

otwierając oczy ze zdumienia.

- Nie, ostatnią rzeczą, jakiej pragnąłem, była kariera biznesmena.

Oczy Annie rozwarły się jeszcze szerzej.

- Co wpłynęło na zmianę twojej decyzji? Przecież zostałeś zawodowym

biznesmenem?

- Byłem pewien, że Daniel mówił ci coś o moim ojcu.

- Słyszałam, że porzucił ciebie i całą rodzinę.

Oliver nie był pewien, czy podoba mu się nuta współczucia w jej głosie. Nie był

przyzwyczajony do przyjmowania wyrazów współczucia i nie wiedział, co z tym zrobić.

- Zostawił górę długów i zwalił mi na głowę czworo rodzeństwa.

- Potrafiłeś spłacić długi i finansowo zabezpieczyć całą rodzinę?

- Na to wygląda. - Wzdrygnął się lekko, patrząc przez szklane ściany na zewnątrz.

- To było olbrzymie przedsięwzięcie. Nie mogę się nadziwić, że ktoś może być

jednocześnie tak doskonały w biznesie i w hodowli paproci.

- Nie są to sprawy tak odległe, jak się sądzi: obie wymagają cierpliwości i

samokontroli.

46

background image

- A ty masz obie te cechy w nadmiarze, prawda? - Oderwała zafascynowany wzrok od

jego twarzy i zaczęła się przyglądać najbliższej paproci.

- Tak. - Odczuł chłodną satysfakcję z potwierdzenia tego, co w końcu było prawdą.

Przyglądał się delikatnemu zarysowi liścia paproci zwiniętego u góry jak pastorał. Był

ciekawy, czy sutki Annie są w dotyku podobne do nowych listków paproci, sprężystych i

pełnych namiętnych obietnic.

- Nie martwisz się czasami, że jesteś zbyt opanowany? - zapytała Annie patrząc, jak

jego palec gładzi młody, zwinięty liść.

- Nie ma czegoś takiego jak nadmierne opanowanie. - Rozbawiło go to naiwne

pytanie.

- Myślę, że to opanowanie zaprowadziło cię do wielkich sukcesów w biznesie.

- Tak.

- Ale zapłaciłeś swoją cenę?

- Za wszystko płaci się jakąś cenę. - Oliver spojrzał jej w oczy.

- Aha! - Annie nie wydawała się przekonana.

- Dla przykładu Barry Cork.

- O co chodzi?

- Myślę, że lepiej będzie, jeśli mu nie powiesz o małżeństwie z rozsądku.

- Dlaczego?

- Załóżmy, że przeżywa ciężki okres i nie potrafi utrzymać języka za zębami... - Oliver

przerwał i zaczął się zastanawiać. - Dziś sprawiał wrażenie silnie wzburzonego. Trudno

powiedzieć, co zrobi, kiedy się dowie, że to sfingowane małżeństwo. Może coś napomknąć

osobom, które chcemy przekonać o prawdziwości ślubu.

Annie zaczęła studiować rzędy przykrytych szkłem tac. Oliver wyczuł w niej napięcie,

gdy się od niego od wróciła.

- Myślę, że Barry zasługuje na wyjaśnienia. Był bardzo wstrząśnięty - powiedziała.

Rain oparł się o jedną z półek i włożył ręce do kieszeni ciemnoszarych spodni.

- Nie krępuj się. Pytaj mnie, o co w tym wszystkim chodzi.

- Dobrze. - Spojrzała na niego badawczo przez ramię. - O czym mówił Barry? Co miał

na myśli mówiąc o pogłoskach, że... ach!... Co zrobiłeś z szefem jednej z połkniętych przez

ciebie firm? Jak się on nazywał?

- Walker Gresham. - Oliver skupił się na oglądaniu ciemności na zewnątrz szklarni.

Zamilkł rozmyślając, jaką część sprawy przedstawić Annie.

- A więc? - zapytała po kilku sekundach milczenia.

47

background image

Oliver spojrzał na nią trochę zaskoczony opryskliwością w jej głosie.

- Jakieś pięć lat temu przejąłem średnią firmę, która znalazła aktywną niszę rynkową

na Zachodnim Wybrzeżu. Zatrzymałem jednego z poprzednich właścicieli, Walkera

Greshama, jako szefa. To on zdobył dla firmy rynki zagraniczne i wydawało się, że doskonale

wie, co należy robić.

- I co się stało?

- Twój brat był odpowiedzialny za bezpieczeństwo w tej firmie. Przyszedł pewnego

ranka do mojego biura i oświadczył, że Gresham wysyła do jednego z zagranicznych klientów

coś innego niż narzędzia. Uruchomiliśmy bardzo dyskretne dochodzenie.

- I co? - Annie wpatrywała się w niego bez zmrużenia oka.

- Wykryliśmy, że Gresham używał naszego eksportu narzędzi jako przykrywki dla

swoich prawdziwych interesów. - Oliver wzdrygnął się.

- Jakich?

- Był handlarzem broni. Ten sukinsyn dostarczał broń każdemu terroryście czy

rewolucjoniście, który tylko mógł zapłacić.

- To straszne! - Annie szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. - Co zrobiliście?

Zameldowaliście FBI?

- Nie mieliśmy szansy. Z początku nie wiedzieliśmy z Danielem, o co chodzi.

Myśleliśmy, że to jakiś urzędniczy szwindel. Sprawdziliśmy zapisy komputerowe, które

naprowadziły nas na ślad niewielkiej wysepki na południowym Pacyfiku, gdzie

przeładowywano towary Greshama.

- I co?

- Pewnej nocy weszliśmy do magazynu na wyspie licząc, że zdobędziemy dowody.

Zamiast tego natknęliśmy się na Greshama i jednego z jego klientów. Wtedy zrobiło się

trochę niebezpiecznie.

- Niebezpiecznie? Pamiętam, jak Daniel pojechał w interesach na wyspy

południowego Pacyfiku kilka lat temu. Nigdy nie wspomniał, że to się wiązało z

jakimkolwiek zagrożeniem. Powiedział tylko, że wszystko zostało załatwione.

- Wszystko zostało wyprostowane, ale wtedy właśnie został zabity Walker Gresham.

- Zabity!? - Annie popatrzyła na niego ze strachem. - Kto go zabił?

Oliver nie widział sensu w odpowiedzi, że to on zabił Greshama, ponieważ ten

usiłował zastrzelić Daniela. Niektóre sprawy lepiej zostawić nie wyjaśnione, szczególnie gdy

to dotyczy Annie.

48

background image

Opowiadanie nawet w uładzonej wersji przywracało nieprzyjemne wspomnienia.

Przypuszczał, że obraz zakrwawionych zwłok Greshama leżących na betonowej podłodze

magazynu będzie go ścigał do końca życia. Może tak powinno być. Mężczyzna nie może

zabić w samoobronie czy w obronie innej osoby i wymazać wszystkiego z pamięci.

- Twój brat i ja na wszelki wypadek poszliśmy do magazynu uzbrojeni - powiedział,

ostrożnie dobierając słowa. - Nie byliśmy pewni, czego możemy się spodziewać. Wybuchło

piekło. Kiedy ucichła kanonada, Gresham nie żył. Wszystko wydarzyło się daleko od USA.

Incydent świadomie utrzymano w tajemnicy, a władze wyspy załatwiły wszystko niezwykle

dyskretnie. Nigdy nie pojawiły się wzmianki w gazetach.

- Była strzelanina? Ktoś został zabity? Mój Boże! Daniel nie pisnął ani słowem. -

Mógł przecież zostać ranny! Ja go uduszę! Dlaczego mi nie powiedział, co się stało?

- Prawdopodobnie wiedział, że przesadnie zareagujesz. Tak jak teraz brak ci

opanowania.

- Nie brakuje mi opanowania. Jestem wściekła.

- Annie, to się wydarzyło pięć lat temu.

- Wszystko jedno. Powinien był mi powiedzieć. Jestem jego siostrą. Daniel nie miał

prawa tego przede mną ukrywać.

- Próbował tylko ciebie ochraniać. Nie chciał cię niepokoić.

- Nie potrzebuję takiej protekcji! - wrzasnęła. - Mam nadzieję, że ty nie zamierzasz

ukrywać przede mną faktów dla mojego dobra?!

- Uspokój się, Annie.

- Zapamiętaj sobie raz na zawsze, że w porozumieniu między nami nie będę nikim

innym jak tylko pełnoprawnym partnerem. Czy to jasne? Cały pomysł pochodzi ode mnie i od

początku będziemy postępować tak, jak ja zechcę. Nie chcę być osłaniana ani chroniona.

- Będę pamiętać o twoich życzeniach. - Oliver zamilkł na dłuższą chwilę. - Wątpię

jednak, czy trzeba cię informować o wszystkich codziennych szczegółach związanych z

zarządzaniem firmą Daniela. Byłoby to dość uciążliwe. Poza tym masz przecież na głowie

swój sklep.

- Teraz ty będziesz mnie słuchał! - Annie niemal zachłysnęła się wściekłością.

Podeszła do Olivera i złapała go za oba końce nie zawiązanego krawata. - W naszym

kontrakcie występujemy oboje. Myślałam, że to zrozumiałeś. Będziemy działać zespołowo

albo wcale. Rozumiesz?

- Nie robię interesów w taki sposób. - Popatrzył w jej wściekłe oczy.

- Teraz robisz.

49

background image

- Wyszłaś za mnie z powodu moich kwalifikacji, więc pozwól mi wykonywać moje

zadania.

- Ale ja muszę być dokładnie informowana! Chcę uczestniczyć w podejmowaniu

decyzji. Muszę się co nieco nauczyć. Tak na wszelki wypadek, rozumiesz?

- Nie będzie to zbyt praktyczne, Annie. Szczególnie na obecnym etapie. Wierzyciele i

dostawcy Daniela spodziewają się widzieć tylko mnie u steru. Oprócz tego, mówiąc szczerze,

nie mam czasu zarządzać Lyncroft Unlimited i w tym czasie uczyć ciebie zarządzania.

Przynajmniej nie teraz.

- Ale, Oliverze...

- Uwierz mi. - Dotknął jej policzka. Skóra była miękka jak jedwab. - Przyrzekłem, że

wszystkiego dopilnuję za ciebie.

- No cóż, dobrze. Myślałam, że będziemy pracować zespołowo.

- Nigdy nie grałem w żadnym zespole.

- Trochę późno mi o tym mówisz, nie uważasz? - mruknęła.

- Czy możesz wziąć się w garść i uwierzyć mi? - zapytał łagodnie.

- Przepraszam, brak mi opanowania. - Puściła końce krawata i cofnęła się o kilka

kroków. - Zdaje się, że przesadziłam, co?

- Troszeczkę - zgodził się.

- Żyję w takim napięciu...

- To zrozumiałe.

- Boję się. - Przygryzła wargi.

- Wiem. - Chciał ją chwycić za rękę, zanim zdąży go powstrzymać.

Annie nie zauważyła jego ruchu i odwróciła się. Opuścił ręce z rezygnacją.

No i dobrze, pomyślał. Jeszcze za wcześnie.

Jego żona z założonymi rękami spoglądała na ocean zieleni rozpościerający się wokół.

- Wmawiałam sobie, że mój plan okaże się dobry. Cały czas przekonywałam siebie, że

wszystko skończy się szczęśliwie. Daniel wróci bezpieczny i zdrowy, a jego firma będzie w

dobrej kondycji. Ale czasami, tak jak teraz, wydaje mi się, że sama siebie oszukuję.

Oliver nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Był niemal pewien, że Daniel Lyncroft nie

żyje, ale nie miał serca jej tego powiedzieć. Postanowił złożyć obietnicę, której z całą

pewnością mógł dotrzymać:

- Nie martw się o firmę Daniela. Zajmę się tym dla ciebie. Rozumiesz? Wiesz,

dlaczego to robię?

50

background image

- Tak. Dlatego, że przeszedłeś to samo, kiedy zniknął twój ojciec? Wtedy też znalazłeś

sposób, żeby zachować to, co zostało, dla rodziny...

- Zgadza się.

- ...i zwrócić wszystkie długi ojca.

Oliver skinął głową bez słowa.

- Twoja rodzina to docenia. - Odwróciła się do niego. - Widziałam dzisiaj, jak twoi

bracia i siostry cię podziwiają.

- Nie byłbym pewien, czy to, co do mnie czują, to właśnie podziw.

- Poważają cię. - Uśmiechnęła się. - Ale nie jesteś w zbyt dobrej komitywie z Sybil?

- Sybil i ja dobrze się rozumiemy.

- Dlaczego tak się nie lubicie?

- To stara historia - odpowiedział delikatnie Oliver. - Ciebie nie dotyczy.

- Och! No dobrze, wiem, kiedy odsyłają mnie do kąta. Nie mam więcej pytań

dotyczących Sybil.

- Nie odsyłam cię do kąta.

- Tak, odsyłasz. Nie usprawiedliwiaj się. Twoje stosunki z macochą to twoja rzecz i

nie jesteś mi winien żadnych wyjaśnień. Mój Boże! Nie stanę się przecież członkiem rodziny

tylko dlatego, że za ciebie wyszłam.

- Może zmienimy temat?

- Dobrze. - Annie się zarumieniła. - Świetny pomysł. Zmieńmy temat. Co z kolacją?

Nie wiem jak ty, ale ja umieram z głodu.

- Bolt otrzymał instrukcje, żeby zostawić dla nas jedzenie w kuchence. - Oliver

spojrzał na czarno-złoty zegarek. - Już na nas czeka. Chodźmy na dół.

- Bolt gotuje? - Annie uniosła brwi.

- Robi wszystko, co mu każę.

- Bez obrazy, ale on mi przypomina robota.

- Ale ogromnie użytecznego. - Oliver wyprostował się, wziął Annie pod rękę i

poprowadził po żwirowanej ścieżce do drzwi.

- Przepraszam, jeżeli odniosłeś wrażenie, że ci nie dowierzam. - Powiedziała to tak,

jakby chciała te słowa jak najszybciej z siebie wyrzucić. - Nie chciałam, byś myślał, że

całkowicie ci nie wierzę.

- Dziękuję.

- Wiesz co? W rzeczywistości jesteś bardzo przyjemnym człowiekiem. - Uśmiechnęła

się. - Twoim głównym problemem jest trudność w nawiązywaniu kontaktów z ludźmi.

51

background image

Zatrzymała się na chwilę, stanęła nagle na palcach i czule pocałowała go w policzek.

Pożądanie rozpętało w Oliverze istne piekło. Stał jak skała, walcząc o utrzymanie

opanowania. Ta maleńka, niewiele znacząca pieszczota przestawiła mu wewnątrz jakiś

przełącznik. Nie mógł powstrzymać chęci położenia Annie na najbliższym parapecie z

paprociami, podniesienia sukienki i zanurzenia się w tej dziewczynie.

Zdawał sobie sprawę, że mu się przygląda, nie zauważył jednak podniecenia w jej

oczach. Annie bezwiednie cofnęła się o krok. Zmęczenie przytłumiło blask jej spojrzenia.

- Wielu ludzi sądzi, że wcale nie jestem przyjemny. - Oliver głęboko zaczerpnął tchu. -

Oprócz tego, jest coś, o czym powinnaś wiedzieć.

- Co takiego? - szepnęła.

- Nie jestem mnichem.

- Chyba usłyszałeś tę głupią uwagę. - Jej policzki przybrały kolor jaskrawej czerwieni.

- Nie to miałam na myśli.

- Dajmy temu spokój - doradził szorstko.

- Nigdy nie uważałam, że jesteś aseksualny, czy coś w tym rodzaju.

- Wszystko w porządku, Annie.

- Nie wszystko. - Była wyraźnie speszona. - Nie chcę, żebyś odniósł mylne wrażenie.

Chcę powiedzieć... chcę, byś wiedział, że myślę o tobie jak o mężczyźnie.

- Dziękuję ci - odpowiedział oschle. Wszystko wróciło do normy. Jego siła woli

znowu była nieugięta; odzyskiwał panowanie nad sobą.

Annie rumieniła się coraz bardziej.

- Mój Boże! Moje gadanie staje się gorsze z minuty na minutę. Chciałam jedynie

wyjaśnić, że uważam ciebie za całkiem normalnego.

- Normalny, ale dziwny?

- W niezwykle interesujący sposób - powiedziała wyraźnie zdesperowana.

- Annie, mówiłem ci już, że wszystko jest w porządku.

Uśmiechnął się lekko.

- Tak, ale nie chciałam, żebyś myślał, że ja...

Oliver przerwał te gwałtowne przeprosiny zamykając jej usta ręką.

- Wystarczy. Zakończmy na tym interesującym sposobie. Lubię być interesujący.

- Naprawdę? - Słowa z trudem wydobywały się spod jego ręki.

- Tak. Tak się składa, że ty również wydajesz mi się interesująca.

- Co? - Wytrzeszczyła oczy.

52

background image

- Tak. Naprawdę. - Zamierzał ją pocałować, chociaż był przekonany, że robi to zbyt

wcześnie. Oparł się o półkę i powoli, lecz nieubłaganie przyciągnął Annie do siebie; po chwili

stała już między jego udami.

Udawała tylko, że się opiera. Nachyliła się do Olivera z radosnym zapamiętaniem.

Zarzuciła mu ręce na szyję. Jej oczy promieniowały kobiecym oczekiwaniem. Gdy zdjął rękę

z jej ust, zobaczył, że są lekko rozchylone i pełne zmysłowego podniecenia.

- Przypominasz mi jedną z moich paproci - powiedział.

- Czyżby? - Była zachwycona tym porównaniem.

- Tak.

Pochylił głowę. Powoli i z rozmysłem nakrył jej usta swoimi. Wyczuł, że przebiegają

przez nią wstrząsy, i to podsyciło ogień jego zmysłów. Smakowała dokładnie tak, jak sobie

wyobrażał: świeża i wibrująca pełnią obietnic. Najbardziej egzotyczna paproć w jego

ogrodzie. Nagle zacisnęła palce na koszuli Olivera. Przywarła do niego z głęboką,

wygłodniałą ciekawością, która wywoływała drżenie całego jej ciała.

Ze zdziwieniem zauważył, że sam również drży. Najbardziej drżały mu ręce, jakby

zogniskowało się w nich pożądanie. Bezpośrednia i nie hamowana reakcja Annie przepełniała

go głęboką satysfakcją.

Stał dłuższą chwilę kołysząc żonę między udami, ciesząc się jej podnieceniem i

oddaniem. Czuł miękkość piersi przyciśniętych do jego żeber. Krągłości bioder napierały na

nabrzmiałą męskość, co przyspieszało obieg gorącej krwi. Ta dziewczyna była dokładnie tym,

czego pragnął, czego potrzebował. Dobrze ją ocenił tej nocy na przyjęciu zaręczynowym

Daniela.

Przesunął nagle ustami po wargach Annie sprawdzając rozmiary jej pożądania.

Poruszyła ustami, jakby chciała coś powiedzieć.

- O co chodzi? - zamruczał nie oczekując specjalnie odpowiedzi. Chwycił w zęby jej

ucho i delikatnie przygryzał. Wstrząsnęły nią kolejne wibracje. Olivera znów opanowała

gorąca wizja natychmiastowego zabrania Annie z powrotem do szklarni.

- Powiedziałam, że takie rzeczy mogą znacznie skomplikować sprawy - wykrztusiła

słabym głosem.

- Wcale nie. To wszystko upraszcza. - Był o tym przekonany. Upewnił się przecież, że

teraz Annie pójdzie za nim. Gdy tylko zaciągnie ją do łóżka, będzie jego.

- Jak możesz tak mówić? - Annie odchyliła się od Olivera na tyle, aby spojrzeć mu w

oczy.

53

background image

- Annie! Pragnę ciebie. Ty mnie również. Jesteśmy mężem i żoną. Cóż może być

mniej skomplikowane?

Gdy tylko to wypowiedział, zrozumiał swój błąd. Wyraz oczu Annie natychmiast się

zmienił. Odepchnęła go i odeszła na bok.

- Trzymaj łapy przy sobie. - Spojrzała na niego ostrożnie. - Jak możesz się

spodziewać, że nasz kontrakt będzie funkcjonował?

- To wszystko zależy od ciebie - odrzekł delikatnie.

- Wydaje mi się, że sama cię sprowokowałam. - Trochę wściekłości z niej

wyparowało. Zmarszczyła nos.

- Dlaczego się nie przyznamy, że pragniemy siebie nawzajem?

- Tak myślisz? - Posłała mu niepewne spojrzenie.

- Nie ma żadnych wątpliwości. - Uśmiechnął się.

- Boże! Myślałam, że to tylko z mojej strony.

- Myślałaś, że jestem mnichem.

- Nie drażnij mnie! Już cię przeprosiłam. Oliverze, to wszystko jest bardzo krępujące.

Co zrobimy?

- A co ty zamierzasz zrobić? - odwrócił pytanie.

- Nie wiem. - W roztargnieniu zaczęła przesuwać palcami swoje miedziane loki. - Nie

zastanawiałam się, co się stanie, jeśli ten układ zacznie wykraczać poza sprawy firmowe.

Wiesz, co mam na myśli. To wszystko zmienia.

Oliver poczuł, że grunt obsuwa mu się spod nóg. Zrozumiał, że musi zmienić taktykę,

w przeciwnym razie nazajutrz z samego rana Annie wystąpi o rozwód.

- To nic nie zmienia, jeżeli chodzi o firmę twojego brata. Umowa jest umową, Annie.

Ja ze swojej strony dochowam zobowiązań niezależnie od tego, co się między nami wydarzy.

- Dotrzymasz? - Przyjrzała mu się uważnie.

- Oczywiście. Poza tym ja sam niemało ulokowałem w Lyncroft Unlimited. - Oliver

zmusił się, by wyglądać spokojnie i beztrosko.

- Wiem o tym. Potrzebuję ciebie - Annie znowu się zarumieniła. - Oczywiście, do

utrzymania firmy Daniela.

- Jak rozumiem, mówimy o dwóch odrębnych sprawach. - Oliver celowo usunął ze

swego głosu wszelkie ślady emocji. - Nasze wzajemne stosunki to jedna sprawa, a uratowanie

firmy Daniela to druga. Nie ma powodu, żeby nie załatwiać ich niezależnie od siebie.

- Niezależnie?

54

background image

- Podzielimy się odpowiedzialnością. Ja się zajmę sprawami firmy, a ty podejmiesz

decyzje w naszych sprawach osobistych.

- Ja? - wybąkała zaskoczona.

- Dlaczego nie? Nie możesz zdecydować, czy mamy być współlokatorami czy

kochankami?

- Oczywiście, że mogę o tym decydować - powiedziała niewyraźnie - ale nie o to

chodzi.

- A o co?

- Chodzi o to, że to bardzo zły pomysł, byśmy zostali czymś więcej niż tylko

współlokatorami.

- Uważam, że to wcale nie jest zły pomysł, ale wybór należy do ciebie. Podporządkuję

się twoim decyzjom w sprawach osobistych, tak jak ty zgodziłaś się podporządkować moim

decyzjom w sprawach Lyncroft Unlimited.

- Nie mogę w to uwierzyć. - Annie gapiła się na niego z otwartymi ustami.

- W co nie możesz uwierzyć?

- Że wszystko traktujesz tak spokojnie, chłodno i racjonalnie, nawet w takich

sprawach jak... jak...

- ...seks?

- Tak seks. - Jej czoło już się zaczynało marszczyć, chociaż policzki były nadal silnie

zaczerwienione.

- Chyba nie masz zbyt wielkiego doświadczenia z mnichami. - Wzruszył ramionami,

wziął ją pod rękę i skierował ponownie do drzwi. - Co byś powiedziała na kolację? Zrobiłem

się okropnie głodny.

55

background image

Rozdział szósty

N

ie mogę uwierzyć, że wyszłaś za niego, Annie. - Barry zatopił palce we włosach i

smętnie spoglądał na filiżankę kawy. - Nie mogę uwierzyć... Nic o tym nie wiedziałem, że się

spotykałaś z Rainem, ani o tym, że planowaliście małżeństwo. Dan nie pisnął ani słówka.

- Oliver nie lubi rozgłosu. Chce wszystko utrzymać w tajemnicy. - Annie nie mogła

wyjść z podziwu, kiedy nauczyła się tak gładko kłamać. Była to nader użyteczna umiejętność.

Niemniej odczuwała wyrzuty sumienia. Ostatecznie Barry był prawą ręką jej brata.

Zasługiwał na coś więcej niż kłamstwa.

Dyskretnie rozejrzała się po kawiarni, sprawdzając, czy ktoś przy najbliższych

stolikach może podsłuchiwać. Nie było powodów do obaw. Tłumek składał się głównie z

turystów, którzy wpadli na zakupy w galeriach, księgarniach i sklepach rzemieślniczych w

okolicy Pioneer Square. Nie znała nikogo z nich. Wszyscy wyglądali na zajętych własnymi

sprawami.

- Nie lubi rozgłosu? To zbyt delikatne określenie - zauważył Barry. - Rain jest

cholernie tajemniczy. Zapytaj kogo chcesz. Powiedzą ci, że jest dziwaczny.

Annie natychmiast poczuła potrzebę obrony Olivera. Była ciekawa, czy to oznaka

rozkwitającego instynktu żony.

- Wcale nie jest dziwny. Po prostu jest domatorem. Nie chciał wywoływać lawiny

plotek i spekulacji, zanim będziemy gotowi wszystko ogłosić. Po zniknięciu Daniela

zdecydował, że lepiej będzie przyspieszyć termin ślubu, żeby uspokoić wierzycieli i

dostawców Lyncroft Unlimited.

- Annie, nie wiem, co powiedzieć. To wydarzyło się tak nagle.

- Przed zniknięciem Daniela nie było powodów do pośpiechu i Oliver chciał wszystko

urządzić według własnego planu.

- O, tak, niewątpliwie! - Barry złowieszczo zacisnął usta. - Ludzie, których dotyczą

plany Olivera, zazwyczaj kończą przeżuci na kawałeczki i wypluci.

Annie skwitowała tę wypowiedź energicznym ruchem ręki i wyjaśniła:

- Opinia o nim została rozdmuchana do karykaturalnych rozmiarów. Główną

przyczyną jest to, że on nie odczuwa żadnej potrzeby porozumiewania się z innymi. Jego

zdolności komunikowania się pozostawiają wiele do życzenia.

56

background image

- To bzdura.

- Ale on jest naprawdę uprzejmy i zgodził się dobrze zaopiekować firmą Daniela.

- Dobrze? - Barry wyglądał tak, jakby miał zwymiotować kawę. - Byłby to niezły

dowcip, gdyby sytuacja nie była taka poważna. Annie, Rain jest bardzo niebezpieczny. Nie

rozumiesz tego?

- Nie jest niebezpieczny. - Uśmiechnęła się uspokajająco. - Przynajmniej dla nas.

Zamierza ochronić Lyncroft Unlimited. Popatrz na to w ten sposób. Wynajęliśmy najlepszego

w tej części zachodu rewolwerowca, który pełni wartę przy firmie Daniela.

- Jak możesz być tak naiwna? - Przygnębiony osunął się na krześle. - Nie podoba mi

się to, Annie. Obawiam się o ciebie i o firmę Daniela.

- Jeżeli czujesz się niepewnie ze względu na stare pogłoski dotyczące Walkera

Greshama, zapomnij o tym. Znam całą historię.

- Czyżby? - zapytał opryskliwie.

- Pewnie. Opowiedział mi wszystko. Gresham handlował bronią pod przykrywką

jednej z firm Olivera. Oliver i Daniel śledzili go i zaskoczyli pewnej nocy podczas

finalizowania jednej z nielegalnych dostaw. Wybuchła strzelanina i Gresham został zabity.

- To wersja Raina. Szkoda, że nie ma tutaj Dana, żeby to potwierdzić.

- A co ty słyszałeś na ten temat? - zapytała Annie.

Barry wzruszył ramionami.

- Ktoś coś wspomniał, kiedy była mowa o tym, że Rain jest największym inwestorem

Lyncroft Unlimited. Wszystkich ciekawiło, co zrobi. Myślę, że już wiemy. Ożenił się z tobą.

Cholera!

- To mnie obraża, Barry. - Annie się wyprostowała.

- Przykro mi, ale to wszystko jest bardzo denerwujące. Zabrakło Daniela, żeby cię

ochronić.

- Nie potrzebuję obrony przed Oliverem.

- Powiedz mi prawdę. - Barry zmrużył oczy. - Co zrobisz, gdy zrozumiesz, że istnieją

rzeczywiste powody, by się bać Raina?

Annie wypiła łyczek kawy. Barry wyraźnie się o nią martwił. To było wzruszające.

Szukała sposobu uspokojenia jego obaw.

- Wiesz przecież, że Daniel zarejestrował firmę w taki sposób, by udziały mogli

posiadać jedynie członkowie rodziny.

- Wiem. - Zacisnął szczęki. - I ty zrobiłaś z Raina członka rodziny. Dałaś mu udziały

w firmie.

57

background image

- Jeżeli kiedykolwiek będę miała podstawy do utraty zaufania co do zamiarów

Olivera, wtedy będę mogła się z nim rozwieść - powiedziała Annie. - Mam intercyzę ślubną,

która przewiduje, że w takim przypadku całkowicie kończy się jego zarządzanie firmą.

- Nie pomyślałem o tym. - Powoli odstawił filiżankę nie spuszczając wzroku z jej

twarzy.

- Uwierz mi. Oliver doskonale wie o wszystkim. Wie, że małżeństwo ze mną nie jest

sposobem na przejęcie Lyncroft Unlimited.

- Ale on może użyć swojej siły do wmanewrowania Lyncroft na pozycję bez wyjścia.

- Lyncroft już jest w sytuacji bez wyjścia. Jeżeli chciałby sprzedać firmę lub dokonać

fuzji, mógłby dołączyć do pozostałych wierzycieli i dostawców, którzy właśnie tego żądali.

Nie musiał się ze mną żenić.

- Nie byłbym taki pewny. - Barry rozcierał sobie kark. - Ten człowiek jest nieszczery.

Wie, że chcesz odwlec sprzedaż lub fuzję firmy tak długo, jak to tylko możliwe. Jeżeli

wytrzymasz dłużej, firma będzie zrujnowana, zanim on położy na niej łapy. Nie ma też

pewności, czy to właśnie on wygra przetarg. Do diabła! Mogłaś sobie znaleźć lepszego

królewicza!

- I zgodzić się na przyjazną fuzję z jednym z rywali Raina? - Annie pokręciła głową. -

Nic z tego. Danielowi nie spodobałoby się takie rozwiązanie. Słuchaj, Barry, musisz mi

zaufać. Wiem, co robię. Oprócz tego, wszystko zostanie sprawiedliwie osądzone po powrocie

Daniela.

- A jeżeli on nie powróci? - Barry delikatnie dotknął jej ręki i popatrzył z

zatroskaniem.

- Powróci.

A

nnie wśliznęła się do kuchni w apartamencie Raina o siedemnastej trzydzieści.

Postawiła wielkie torby z warzywami na czarnym blacie i uśmiechnęła się serdecznie do

Bolta.

- Znalazłeś moją kartkę? - zapytała.

- Tak, pani Rain.

- Napisałam, że nie musisz dzisiaj przygotowywać obiadu. Zamierzam sama coś

ugotować - powiedziała spoglądając niepewnie na służącego.

58

background image

- Pan Rain polecił mi przygotować obiad dla państwa. Przyjmuję rozkazy tylko od

niego. - Bolt obierał ziemniaki z precyzją robota. Wyglądał strasznie profesjonalnie w

nieskazitelnie czystym białym fartuszku założonym na białą koszulę i krawat.

Annie nie chciała się przyznać, że onieśmiela ją doskonała wprawa, z jaką Bolt trzyma

nóż do obierania ziemniaków. Ten człowiek jest naprawdę dobry, doskonały we wszystkim,

ale ona i tak zamierza sama przygotować obiad. Cały dzień się do tego przygotowywała.

- Rozumiem, Bolt - powiedziała cierpliwie - ale mówię ci, że sama ugotuję obiad.

Możesz iść do domu.

- Jak już powiedziałem, wykonuję tylko polecenia pana Raina.

- Niezbyt mnie lubisz?

- Moje osobiste uczucia nie mają tu nic do rzeczy. Pracuję dla pana Raina. - Bolt wziął

następnego ziemniaka.

- Dobrze. Gdzie jest w tej chwili pan Rain? - Annie groźnie spojrzała na nieczułe

plecy Bolta. - Powiem mu, żeby cię odesłał do domu.

- Pan Rain jest w gabinecie i nie chce, aby mu przeszkadzać.

- Nie będzie miał nic przeciwko, jeżeli wpadnę na minutkę powiedzieć mu, żeby cię

odesłał do domu. - Annie odwróciła się na pięcie i wyszła do hallu.

- Tam jest jego siostra - zakomunikował sucho Bolt. - To chyba sprawa osobista.

Zgodnie z przewidywaniami Bolta, Annie się zatrzymała.

- Dobrze, poczekam, aż skończą. Potem porozmawiam z Oliverem. Do tego czasu nie

obieraj ziemniaków. Zamierzam zrobić tacos.

- Będzie łosoś z wody, ziemniaki pieczone oraz karczochy - oświadczył Bolt. - To

jedno z ulubionych dań pana Raina.

- Założę się, że również uwielbia tacos.

- Nieszczególnie.

- Ale moich jeszcze nie próbował. - Annie obdarzyła Bolta wściekłym spojrzeniem.

Odwróciła się i pomaszerowała w poprzek hallu do pokoju gościnnego, przeznaczonego dla

niej.

Bolt zaczyna mnie irytować, stwierdziła w duchu. Czuła od samego początku, że jej

nie lubi. Musiała przyznać, że jest to dziwne doświadczenie, gdyż przyzwyczaiła się do

otaczającej ją sympatii. Jednak jeśli służący wyznaczy pole bitwy, ona nie może zrejterować.

Przecież to będzie jej dom w najbliższej przyszłości. Nie miała zamiaru przyjmować

rozkazów od robota.

59

background image

Z zamyślenia wyrwał ją rozdzierający głos kobiecy, pełen złości i rozczarowania.

Spojrzała na zamknięte drzwi gabinetu Olivera. Wydawało się jej, że słyszy głos Valerie. Z

niejasnych powodów nie mogła sobie wyobrazić Heather wybuchającej płaczem w środku

kłótni z bratem.

- Niech cię szlag, Oliver! Nie pozwolę ci dalej rujnować mojego życia! Kocham

Carsona i jeżeli poprosi mnie o rękę, wyjdę za niego!

Głos wściekłej Valerie łatwo przenikał przez drzwi. Annie nie słyszała odpowiedzi

Olivera, ale to nie było dziwne. Wątpiła, czy mąż kiedykolwiek podniósł głos, niezależnie od

tego jak go sprowokować. Był zbyt opanowany.

- Nie chcę dłużej słuchać, co się stało po zniknięciu ojca! Słyszałam tę historię zbyt

wiele razy! - stwierdziła Valerie, otworzyła z trzaskiem drzwi i wbiegła do hallu.

- To stara historia! Sybil ma rację! - krzyczała głosem drżącym z emocji. - Nie możesz

ciągle wracać do przeszłości.

- Wystarczy, Valerie - cicho odpowiedział Oliver z ciemnych głębi gabinetu. Jego głos

nie był opryskliwy, ale nieugięty jak skała.

- Współczuję twojej żonie - oświadczyła dziewczyna. Drżała na całym ciele. - Czy ona

wie, że wyszła za człowieka, którego całe życie kręci się dookoła czegoś, co się wydarzyło

piętnaście lat temu?

Valerie nie czekała na odpowiedź. Chodziła tam i z powrotem, wylewając morze łez.

Nagle zderzyła się z Annie, chociaż ta usiłowała zejść jej z drogi.

- Annie! O rany!

- Przepraszam. - Annie zaczęła delikatnie uspokajać szwagierkę. - Wszystko w

porządku?

- Tak. Nie. Chcę właśnie stąd wyjść. - Mówiąc to zbliżyła się do wyjścia. - Mam

nadzieję, że wiesz, co zrobiłaś wychodząc za mojego brata. Myślę, że będziesz bardzo, bardzo

tego żałować.

Przebiegła przez hall. Chwilę później drzwi frontowe gwałtownie się otwarły i

zatrzasnęły. Annie odwróciła się i zajrzała do gabinetu. Oliver siedział za polakierowanym na

czarno biurkiem. Lampa halogenowa oświetlała jego splecione ręce, pozostawiając resztę

pokoju w głębokim cieniu. Annie zrobiła kilka kroków i zatrzymała się w drzwiach gabinetu.

Z kąta spoglądał lampart, takim samym niewzruszonym okiem jak Oliver.

- Twoja siostra wyglądała na trochę podenerwowaną.

- Przejdzie jej.

- Czy mogłabym w czymś pomóc?

60

background image

- Nie. - Oliver umilkł i dodał bardzo grzecznie: - Dziękuję ci.

Annie zawahała się pamiętając ostrzeżenie, jakie otrzymała pytając ostatniej nocy o

Sybil. Uważała jednak, że powinna przynajmniej spróbować zmusić Olivera do rozmowy.

- Czy chciałbyś o tym porozmawiać? Czasami dobrze robi przedyskutowanie takich

spraw.

- Mam nadzieję - odpowiedział z zauważalnym śladem rozbawienia - że nie

zamierzasz udzielać mi pomocy w porozumieniu się z moimi własnymi uczuciami.

- No, trudno. Jeżeli nie chcesz rozmawiać, to twój problem. Mamy teraz pewną

trudność, z którą musimy sobie poradzić.

- Mianowicie?

- Bolt przygotowuje obiad.

- To jeden z jego obowiązków. Jest doskonałym kucharzem.

- Jestem tego pewna. - Annie skrzyżowała ręce i oparła się jednym ramieniem o

futrynę drzwi. - Ten człowiek jest jak maszyna. Wykonuje wszystko tak długo, jak długo jest

podłączony do gniazdka. Ale dzisiaj nie potrzebujemy kucharza. Ja sama ugotuję obiad.

- Naprawdę?

- Tak. Zjemy tacos. Dostałam wszystkie składniki na Pikę Place, łącznie z tuzinem

najlepszych tortilli, jakich nigdy jeszcze nie próbowałeś. Ale najpierw musisz wyrzucić Bolta

z mojej kuchni.

- Twojej kuchni?

- Chcesz, żebym z nim walczyła o kuchenne prawa?

- Nie. Na dziś wystarczy już dramatów. Jeżeli jesteś pewna, że chcesz sama gotować,

odeślę Bolta do domu - powiedział i powoli wstał zza biurka.

Annie uśmiechnęła się z satysfakcją. Była to niewielka bitwa kobiety z maszyną, ale

przecież ją wygrała.

- Nie masz nic przeciwko temu, żebym popatrzyła?

Oliver uniósł brwi i skierował się do kuchni.

- Masz nadzieję zobaczyć, jak poleje się krew?

- Oczywiście, że nie. Chciałabym tylko ujrzeć wyraz twarzy Bolta, gdy mu

przekażesz, że mogę tutaj wydawać niektóre polecenia.

- Wygląda na to, że muszę zostać ekspertem w sprawach zarządzania domem. Czy

każdy mąż przez to przechodzi? - zapytał z zadumą.

- W każdym małżeństwie jest jakiś okres docierania się - odpowiedziała polubownie.

- Będę to miał na uwadze.

61

background image

Gdy Annie i Oliver weszli do kuchni, Bolt jeszcze obierał ziemniaki. Spojrzał na

pracodawcę.

- Słucham pana?

- Nie będziemy już dziś korzystać z twoich usług, Bolt. Weź sobie wolne - powiedział

Oliver.

Służący spojrzał na Annie. Jego twarz nie wskazywała nawet najmniejszego cienia

emocji, chociaż było oczywiste, że przegrał w przedbiegach.

- Tak, proszę pana.

Annie poczuła się winna. Biedny Bolt. Miał prawo uważać się za pokrzywdzonego.

Ona przecież dopiero weszła do tego domu.

- Pomogę ci. - Podbiegła do zlewu i zaczęła sprzątać łupiny ziemniaków. - Może

weźmiesz ziemniaki do domu, Bolt? Możesz je wykorzystać do swojego obiadu.

- Nie, dziękuję, pani Rain. - Zdjął fartuch i powiesił go na wewnętrznej stronie drzwi

do spiżarni.

- Może chciałbyś dołączyć się do nas i spróbować tacos? - zapytała przejęta.

- Nie lubię tacos - powiedział wychodząc z kuchni.

Annie czuła się tak, jakby spędziła całe popołudnie na obrywaniu muchom skrzydeł.

Zwróciła się do Olivera z zatroskaną miną:

- Myślisz, że się zdenerwował?

- Kto? Bolt?

Oliver otworzył małe drzwi, za którymi leżakowało wino na stojakach. Przyglądał się

badawczo butelkom, po czym zapytał:

- Dlaczego miałby się zdenerwować?

- W pewnym sensie wykopałam go z kuchni. Mam nadzieję, że nie uraziłam zbyt

dotkliwie jego uczuć.

- Nie stracił przecież pracy - przypomniał sucho Oliver. - Dostał tylko wolny wieczór.

- Tak, ale nie jestem pewna, czy on to tak przyjmuje.

- Annie, dostałaś, co chciałaś. Bolt opuścił twoją kuchnię. - Przyłożył korkociąg do

jednej z butelek. - Nie ma sensu wygrywać, jeśli żałujesz przegranego.

- Interesująca filozofia. - Wyciągnęła z torby ser cheddar, sałatę i kilka świeżych,

dużych pomidorów. - Czy sam doszedłeś do takich wniosków?

- Z pewnością nie ja pierwszy.

Oliver nalał czerwonego wina do dwóch kieliszków.

- Chyba tak. - Kręciła się przy szafkach. - Gdzie jest tarka?

62

background image

- Nie mam pojęcia.

- Wyobrażam sobie. - Otworzyła kolejną szafkę i zajrzała do środka. - Zostawiłeś cały

ten kram Boltowi? Tak?

- Tak.

- Aha! Tutaj leży. - Wyciągnęła płaską tarkę z blachy nierdzewnej i zaczęła trzeć ser. -

Gdzie go znalazłeś? Masz go prosto z fabryki?

- Bolta? Zaczął dla mnie pracować jakieś trzy lata temu.

- A gdzie przedtem pracował?

- W firmie specjalizującej się w sprawach międzynarodowego bezpieczeństwa

wielkich korporacji.

- I co tam robił? - zapytała Annie z przestrachem.

- Myślę, że specjalizował się w operacjach antyterrorystycznych. Jest ekspertem

elektroniki.

- Jak Daniel?

- Nie całkiem. - Oliver uniósł brwi. - Twój brat był, przepraszam, chciałem

powiedzieć: jest, geniuszem elektroniki, ale nigdy nie był specjalnie dobry, jeżeli chodzi o

sprawy ochrony.

- Mogę się obrazić - stwierdziła Annie z zapałem. - Mój brat jest doskonały.

- Tak, wiem, ale nie w tej dziedzinie. Nie ma do tego powołania.

- Przecież wytropił dla ciebie tego handlarza bronią.

- Odnalezienie Greshama było czysto przypadkowe. Daniel natknął się na dowody.

Nie szukał ich specjalnie. Był zbyt łatwowierny, by pracować w ochronie. Zdradzał tendencję

do patrzenia na ludzi od najlepszej strony, chyba że przedstawiono mu dowody czegoś wręcz

przeciwnego.

- No dobra, mój brat nie był z natury podejrzliwy ani paranoidalny. Czy to

przestępstwo?

- To nie jest przestępstwo, ale może prowadzić do bardzo poważnych błędów w ocenie

ludzi - powiedział delikatnie Oliver. - Osobiście staram się tego unikać.

- Nic dziwnego, że masz tak mało przyjaciół - zamruczała Annie pod nosem.

- Co mówisz?

- Nic ważnego. Opowiedz mi więcej o Boicie. Dlaczego rzucił pracę w tej

międzynarodowej firmie?

- To był przypadek - odpowiedział cicho Oliver. - Zginęli niewinni ludzie. To nie był

błąd Bolta, ale on wziął na siebie całą odpowiedzialność. Rozchorował się na, delikatnie

63

background image

mówiąc, załamanie nerwowe. - Oliver sączył wino i przyglądał się, jak Annie uciera ser. -

Zanim wyzdrowiał, stracił żonę i pracę.

- To straszne - Annie westchnęła. - Teraz czuję się okropnie, że wykopałam go z

kuchni. Biedny człowiek. Przeżył tak wiele, a ja pojawiłam się i potraktowałam go jak robota.

- Jesteś zbyt miękka w wielu sprawach, Annie. Bolt przeżyje wykopanie go z kuchni.

- Czy wiesz, o czym myślę? - zapytała groźnie.

- O czym?

- Jaki jest twój główny życiowy problem?

- Nie mam pojęcia, że mam jakiś.

- Owszem. Masz! - Annie odłożyła ser. - Twój problem polega na tym, że nie dbasz o

wyjaśnienie swego postępowania. Jesteś też trochę nieczuły. Brak ci zdolności do

nawiązywania kontaktów międzyludzkich. W ostatecznym rozrachunku wyrobiłeś sobie

opinię człowieka nieszczerego, tajemniczego i raczej aroganckiego.

- Czy to ten problem?

- Oczywiście. Szczególnie wtedy, gdy chodzi o sprawy rodzinne. - Annie, nie patrząc

na Olivera wzięła do ręki pomidora. - Na przykład ta scena z Valerie.

- Chcesz mnie obrzucić pomidorami?

- Ona się rozpłakała - przypomniała mu ze złością.

- To jej przejdzie.

- Przejdzie? - Odłożyła pomidora na deskę do krojenia. - Słuchaj, to nie jest moja

sprawa, ale...

- Masz rację, to nie twoja sprawa.

- ...ale myślę, że potraktowałeś Valerie bardzo nieładnie.

- Tak uważasz? - Oliver nachylił się do lodówki. Sprawiał wrażenie zaciekawionego.

- Oczywiście. - Annie rozpoczęła krojenie pomidora. - Wydaje mi się, że nie lubisz jej

chłopaka.

- Nigdy go nie spotkałem.

- Żartujesz ze mnie? - Zaskoczona wypuściła nóż. - Wsiadłeś z góry na nią za

spotykanie się z chłopakiem, którego w ogóle nie znasz?

- Wiem, kim jest, i to wystarczy. - Oliver oddał się studiowaniu wina w kieliszku.

- A to dobre! Kim on jest? Wykolejeńcem? Świrusem? Może bandytą?

- Jest synem Paula Shore'a.

64

background image

- Nie znam tych ludzi. - Annie podniosła kieliszek wina. - Nigdy nie obracałam się w

takich sferach, ale niemało o nich słyszałam. Paul Shore posiada największą w Seattle firmę

budowlaną. Wykonuje wielkie i wysokie konstrukcje. Tego typu rzeczy.

- Między innymi.

- Moja przyjaciółka, dekoratorka wnętrz, przygotowuje dom Shore'ów na doroczny

benefis sztuki. Państwo Shore są bardzo aktywni na arenie sztuki. Założyli jakąś fundację czy

coś takiego.

- Zgadza się.

- A więc co jest niedobrego w tym wszystkim? Dlaczego myślisz, że młody Shore nie

jest odpowiedni dla Valerie?

Oliver pociągnął łyk wina i smakował go w skupieniu.

- Skoro zostałaś członkiem tej rodziny, to możesz chyba poznać nieco historii.

Annie uśmiechnęła się z akceptacją i zabrała się do krojenia pomidora. To, co

powiedział Oliver, nie było do końca prawdziwe, ale dobrze, że się w końcu otworzył. To

dobra wróżba.

- Słucham.

- Ta historia nie jest zbyt długa, jak tylko mój ojciec odmaszerował w siną dal,

dowiedziałem się, że był mocno zadłużony u swoich dwóch przyjaciół. Jednym z nich był

Paul Shore.

- I co się stało?

- Poszedłem do niego i zapytałem, powołując się na wieloletnią przyjaźń, czy

przedłuży mi termin spłaty.

- Powiedział, że nie?

- Powiedział „nie”. Nie dał mi nawet najmniejszego pola manewru. Żądał

natychmiastowego zwrotu, nawet gdyby to wymagało sprzedaży domu, jedynego majątku,

jaki nam ojciec pozostawił. Nie zwrócił uwagi na to, że kwota uzyskana z ewentualnej

sprzedaży domu nie pokryje całej pożyczki.

- To było okropne z jego strony - powiedziała pospiesznie. - Chyba zdawał sobie

sprawę ze strasznej sytuacji, w jakiej znalazła się wasza rodzina. Jeżeli był starym

przyjacielem ojca, powinien był ci pomóc.

- Nie będę cię nudził nieprzyjemnymi szczegółami ani opowiadał, jak przetrwałem

pierwsze dwa lata i stanąłem na nogach. Powiem tyle, że dokonałem tego, a Paul Shore nie

dał mi ani grosza ani nie pomógł w żaden sposób.

- Tak. I nie wybaczyłeś mu tego.

65

background image

- Takich spraw nigdy się nie wybacza, Annie.

- Och! - Rozkroiła pomidor na dwie połówki. - Rozumiem dlaczego nie przepadasz za

Paulem Shore'em.

Oliver nieznacznie kiwnął głową. W jego oczach odmalowała się cicha satysfakcja.

- Wiedziałem, że zrozumiesz.

- Jasne, że rozumiem, dlaczego sprawy lekko się komplikują.

- Co takiego? - Wzrok Olivera odzyskał ostrość.

- Dobrze. Oczywiście nie masz powodów, by lubić syna Paula Shore'a.

- Nie mam.

- Myślę, że chcesz, by Valerie znalazła sobie innego chłopaka.

- Z pewnością sobie znajdzie - powiedział beznamiętnie.

- Może tak, może nie. - Annie podniosła nóż i wpatrywała się w jego ostrze. - Ale ty

jesteś myślącym i wspaniałomyślnym człowiekiem...

- Nie wiem, do czego zmierzasz? - Zamrugał oczami jak polujący kot, który

postanowił zakończyć zabawę z ofiarą.

- Stać cię na to, by zaakceptować fakt, że twoja siostra chodzi z chłopakiem, który nie

ma nic wspólnego z tym, co się wydarzyło między tobą a Paulem Shore'em tyle lat temu. Daj

Carsonowi szansę dla dobra Valerie.

Oliver ani drgnął. Dalej siedział opierając się jednym ramieniem o lodówkę i patrzył

na Annie, jakby była jakimś dziwnym okazem paproci.

- Nakryję do stołu - powiedział w końcu.

Odszedł od lodówki i zaczął poszukiwania w szafkach i szufladach.

- On może się okazać bardzo dobrym człowiekiem. Oczywiście Valerie jest o tym

przekonana.

- Zjemy tutaj, przy kuchennym stole? - zapytał grzecznie Oliver. - Nie ma chyba sensu

rozkładać się w jadalni. Nie mamy Bolta, żeby po nas posprzątał.

Annie okrążyła stół kuchenny i zagrodziła Oliverowi drogę.

- Ignorujesz główny temat rozmowy.

- Nie ma żadnego tematu. - Ominął ją i zaczął precyzyjnie ustawiać serwetki i srebrne

sztućce na stole z czarnego metalu i szkła. - Ale może zaistnieć małe nieporozumienie.

- Wiedziałam! - triumfalnie wykrzyknęła Annie. - W tym cały problem.

Nieporozumienie. Wiem, że jesteś bardzo rozsądny.

- Dziękuję.

66

background image

- Możesz zwyczajnie wyjaśnić Valerie, że początkowo miałeś trochę oporów w

stosunku do Carsona Shore'a ze względu na zatarg z jego ojcem. Ale teraz, po przemyśleniu

wszystkiego od nowa, zrozumiałeś, że nie możesz przenosić grzechów ojca na syna, czy jak

to nazwać.

- Wiem, co powiem Valerie - odrzekł zimno. - Jeżeli wyjdzie za Carsona Shore'a,

uznam to za akt zdrady wobec rodziny. Nie będzie mogła tu przychodzić. Oprócz tego

wyjdzie za mąż bez centa przy duszy. Odetnę ją całkowicie od rodzinnego majątku.

- Co takiego?! - Annie patrzyła na niego zdumiona. - Nie możesz tego zrobić!

- A właśnie, że mogę!

- A jeżeli ona mimo to poślubi Carsona?

- Nie martw się. Nie zrobi tego.

- Na jakiej podstawie tak mówisz?

- To moja sprawa - odparł. - Ciebie to nie dotyczy.

Przyglądała mu się uważnie, jakby poszukując słabszego miejsca. Nie znalazła nic, co

by budziło najmniejszą nadzieję. Nie mogła uwierzyć, że Oliver jest tak nieustępliwy, na

jakiego chce wyglądać.

- To niedorzeczne. Nie chce mi się wierzyć, że masz tak nieczułe serce.

- Omawiając sprawy rodziny Shore'ów powinniśmy wyjaśnić inną sprawę.

- Nie jestem pewna, czy chcę tego słuchać - mruknęła.

- Rozumiem, że zgodnie z twoim życzeniem nasze małżeństwo nie jest całkiem

prawdziwe. Ale w oczach świata jesteś moją żoną. Zgoda?

- Zgoda. - Nauczyła się już szczególnej ostrożności, gdy Oliver mówi bardzo

spokojnym tonem.

- Wszyscy wiedzą, że są pewne sprawy, z którymi moja żona nie może mieć do

czynienia.

- Skąd wiedzą, skoro jeszcze nigdy nie miałeś żony? - Annie była raczej zadowolona

ze zmiany tematu.

- Powiedzmy, że moja reputacja trochę mnie wyprzedziła - odpowiedział chłodno. - W

każdym razie usiłuję ci wytłumaczyć, że moja żona nie może być wmieszana w jakiekolwiek

sprawy związane z rodziną Shore'ów.

- Nie jestem zamieszana w sprawy tej rodziny. Nawet nikogo z nich nie znam.

- No i dobrze. Przynajmniej na razie jesteś panią Rain. Mam nadzieję, że będziesz grać

swoją rolę jak należy.

- Co to ma dokładnie znaczyć? - zapytała wpatrując się w 0liviera.

67

background image

- To oznacza - powiedział wyjątkowo łagodnie - że musisz być lojalna wobec mnie.

- Nie mogę w to uwierzyć! - krzyknęła rzucając patelnię Bolta na kuchenkę. - To

najbardziej odrażająca rzecz, jaką w życiu usłyszałam. Nie dziwię się Valerie, że jest

zdenerwowana. Do niej chyba tak samo przemawiałeś jak do mnie. Jeżeli przypuszczasz, że

będę wysłuchiwała takich rozkazów, to srogo się zawiedziesz!

- W każdej chwili możesz rozwiązać nasz układ - powiedział Oliver spokojnym

tonem. - Zależy to jedynie od twojej woli.

Groźba ta zmroziła Annie do szpiku kości. Pani Rain zebrała się w sobie i gwałtownie

odwróciła do męża.

- Wyrobiłeś sobie opinię wyjątkowo staroświeckiego. Mocno się nad tym

napracowałeś.

Oliver skończył ustawiać talerze na stole i spojrzał na żonę.

- Annie, wolałbym raczej zjeść trochę tacos niż się z tobą sprzeczać.

Uśmiechnęła się ponuro.

- To dlatego że nie umiesz się sprzeczać. Wydajesz rozkazy i podpierasz je groźbami.

Wygląda na to, że musisz się nauczyć, jak być mężem, panie Rain. Musisz posiąść

umiejętność porozumiewania się.

- Tak sądzisz? - Podszedł do barku i wziął swoje wino. - A kto będzie mnie uczył?

- Ja - odpowiedziała szorstko.

- To może być interesujące.

68

background image

Rozdział siódmy

B

rawura nieco przybladła następnego ranka, gdy Annie udawała się do pracy. To była

długa noc. Godzinami leżała bez zmrużenia oka w eleganckiej złoto-szarej sypialni i

rozmyślała o swojej sytuacji.

Powiedziała Oliverowi o jego problemie, ale okazało się, że sama ma jeszcze większe.

Była już o krok od popełnienia kardynalnego błędu - próby zmiany charakteru Olivera.

Wielki błąd, uświadomiła sobie otwierając drzwi „Sezamu”. Obiegowa maksyma, że

każda kobieta po ślubie próbuje zmienić męża, jest bzdurą. Zdrowy rozsądek podpowiadał

Annie, że jest to jeszcze większą głupotą w przypadku gdy małżeństwo jest tylko formalne i

ma trwać niezbyt długo.

Wyszła za niego tylko po to, aby uratować Lyncroft Unlimited. To nie jej

zmartwienie, że Oliver zdecydował się kierować życiem swoim i własnej rodziny żelazną

pięścią ubraną w aksamitną rękawiczkę.

Skrzywiła się i włączyła światło. Scena z Valerie stanęła jej przed oczami jak żywa.

Oliver zdecydowanie podniósł rękawicę i wstąpił na ścieżkę wojenną.

Brat ostrzegał ją, że Rain jest niebezpieczny. Dopiero teraz przypomniała sobie te

ostrzeżenia. A przecież Oliver twierdzi, że Daniel zawsze patrzył na ludzi od najlepszej

strony.

Ella Presswood wpadła do sklepu wkrótce po dziesiątej, rozczochrana i rozkojarzona.

Nie był to wyjątkowy przypadek. Zawsze uwielbiała artystyczny nieład. Codziennie miała

nowy kolor włosów, nową kombinację ubrań oraz tony ciężkiej, pobrzękującej biżuterii.

Dzisiaj jej włosy błyszczały przejrzystym odcieniem fuksji i były przylizane czymś mokrym i

lepkim. Włożyła musztardowy podkoszulek i marynarkę szytą dla olbrzymiego mężczyzny.

Wokół szyi okręciła sznury wystrzałowych sztucznych pereł.

- Cześć, Annie. Przepraszam za spóźnienie. Jechałam autobusem z piekła rodem, z

ogromnym stężeniem świrów wśród pasażerów. Hej! Nie spodziewałam się ciebie tu dziś

zastać!

Annie zmiotła kurz z mozaikowego słonia.

69

background image

- Chyba ci mówiłam, że Oliver i ja przesunęliśmy nasz miesiąc miodowy do chwili

powrotu Daniela.

- Tak, wiem, ale pobraliście się dopiero kilka dni temu. Większość ludzi bierze sobie

wtedy wolne. - Ella przyglądała się jej z zaciekawieniem.

- Nic z tego. I tak byłabym sama, bo Oliver pojechał rano prosto do biura mojego

brata. Według niego to bardzo ważne, żeby wszyscy go tam widzieli.

- To rozsądne. Wiem, jak się ostatnio martwiłaś o tę firmę. - Ella zajęła się czymś za

ladą. - Wiesz co? Ciągle nie mogę uwierzyć, że nic nie wiedziałam o tobie i Oliverze.

Zazwyczaj nie jesteś taka tajemnicza.

- Owszem, ale Oliver chciał to utrzymać w sekrecie.

- Niedobrze, że musiałaś przyspieszyć ślub ze względu na interesy. Nie wyszłaś na

tym najlepiej. Żadnej sukni ślubnej, żadnej porcelany... nic.

Słowo „nic” było całkowicie na miejscu, przyznała w duchu Annie. Nie otrzymała też

zwyczajnych praw małżeńskich, ale - jak mówi Oliver - był to jej wybór. Jeżeli zechce pójść z

nim do łóżka, on jest gotowy.

- Oliver nie chciał wielkich uroczystości - powiedziała Annie. - Jest domatorem.

- Domatorem? - Ella sprawdziła swoją przylizaną fryzurę w ozdobnym lustrze na

ścianie. - Bez obrazy, ale on wygląda na lekko świrniętego.

- I kto to mówi? On przynajmniej nie maluje sobie włosów na różowo.

- To prawda. Musisz jednak przyznać, że nie widać zbyt wielu mężczyzn, którzy by

się tak nosili jak on. - Ella się zamyśliła. - Ale ja nie mówię o jego włosach. Wygląda

tajemniczo, jak mistrz czarnej magii, jeżeli wiesz, o co mi chodzi. Nigdy bym nie

przypuszczała, że się zakochasz w takim facecie.

- A za jakim typem, według ciebie, powinnam się uganiać?

- Za podobnym do Quigleya z sąsiedniego sklepu albo za takim jak ten wiolonczelista,

z którym trochę kręciłaś... Coś sobie przypomniałam! - Odwróciła się od lustra. - Dostałaś

wczoraj od niego paczkę. Domyślam się, że usłyszał o ślubie.

Annie rozpromieniła się.

- Paczka od Melvina Fincha? Gdzie ona jest?

- Za ladą.

Annie popędziła na koniec długiej lady i odnalazła mały pakunek. Rozerwała

opakowanie i znalazła liścik:

Do Annie od Melvina.

70

background image

Gratulacje z okazji ślubu. Mam nadzieję, że znalazłaś faceta, który wyprostuje Twoje

szalone pomysły. Zasługujesz na wszystko co najlepsze.

- Jakie to wzruszające - powiedziała Annie. - Dołączył płytę kompaktową z

nagraniami orkiestry symfonicznej Midwest.

- Gadanie. - Ella wykrzywiła twarz.

- Ella, Melvin jest czarującym człowiekiem.

- Jeden z twoich zranionych ptaszków, jak ich nazywa Joanna. Znalazłaś go,

opatrzyłaś rany i wypuściłaś na wolność, jak tylko odzyskał siły.

- Melvin podążył za swoimi marzeniami - stwierdziła Annie ze smutkiem. - Nigdy nie

byliśmy w sobie zakochani. Byliśmy po prostu dobrymi przyjaciółmi.

- Widzę, że mu współczujesz. Melvin uwielbiał, gdy mu współczułaś.

Drzwi sklepu otwarły się gwałtownie, popchnięte jakąś nerwową ręką, w momencie

gdy Annie chowała prezent Melvina do szuflady.

Do środka wtargnęła kruczoczarna dziewczyna ubrana od stóp do głów w jaskrawą

czerwień. Poczekała chwilę, aż Annie i Ella poświęcą jej całą uwagę.

- Moje kochane! - ogłosiła wielkopańskim tonem. - Wracam jeszcze raz rzucić okiem

na niektóre wasze dziwne drobiazgi.

- Chcesz nam dać kolejną szansę, Raphaelo? - Annie się zaśmiała. - Wydawało mi się,

że uznałaś wszystkie rzeczy w „Sezamie” za zbyt jarmarczne dla twoich projektów?

Raphaela, urodzona jako Martha Lou Stotts, wybrała sobie ten szczególny pseudonim

dwa lata temu, kiedy zaczęła pracować jako dekoratorka wnętrz. Zawsze publicznie pojawiała

się ubrana na czerwono. To jej firmowy kolor, jak kiedyś wytłumaczyła.

Dwa miesiące temu wstąpiła do „Sezamu” i ogłosiła, że została wybrana do

„zrobienia” wnętrz rezydencji Paula Shore'a na doroczny benefis artystyczny. Wpadła w

ekstazę. Było to dla niej największe wyzwanie zawodowe.

Annie początkowo miała nadzieję, że Raphaela wybierze coś ze sklepu do swojego

projektu. To niewątpliwie rozreklamowałoby „Sezam”. Ale dekoratorka nie mogła się

zdecydować.

- Masz szczęście, Annie. - Raphaela upuściła czerwoną skórzaną teczkę na podłogę i

uśmiechnęła się anielsko do Annie, Elli i do całego sklepu „Sezamie, otwórz się”. - Doszłam

w moim projekcie do punktu, w którym naprawdę potrzebuję czegoś, co rozdrażni zmysły i

ucieszy oko.

71

background image

- To wspaniałe - powiedziała Annie z entuzjazmem. - Co byś powiedziała o tym

słoniu?

- Nie bądź śmieszna. - Wywróciła oczami. - Słoń nigdy się nie będzie do tego

nadawał. Poszukuję czegoś o wyglądzie egzotyczno-fantazyjnym, z wyraźnym akcentem

stylu neo-deco.

- A co powiesz o karuzeli? - zasugerowała Ella.

Raphaela rzuciła wzrokiem na błyszcząca karuzelę.

- Możliwe, ale myślę, że parawan pomalowany w sceny z dżungli byłby lepszy.

- Weź to, na co masz ochotę - powiedziała szybko Annie. - Naprawdę doceniam twoją

pomoc. Dla nas to będzie wielka reklama.

- Nie ma o czym mówić. Od czego są przyjaciele?

Annie nie zdążyła odpowiedzieć, bo odezwał się dzwonek neonowego telefonu na

ladzie. Świecącą słuchawkę podniosła Ella.

- „Sezamie, otwórz się”. - Słuchała czegoś uważnie około minuty. - Pewnie. Już ją

daję. Czy mogę wiedzieć, kto dzwoni?... Dobrze. - Zasłoniła ręką słuchawkę.

- Sybil Rain - powiedziała cicho, wyraźnie poruszając wargami.

Zaskoczona Annie odebrała telefon.

- Mówi Annie.

- Pomyślałam, że mogłybyśmy dzisiaj razem pójść na lunch. - Głos Sybil był tak

pewny, jakby nie brała pod uwagę możliwości odmowy. - Nie miałyśmy jeszcze czasu bliżej

się poznać.

Annie w pierwszej chwili chciała odmówić. Przeczucie podpowiadało jej, że ona i

Sybil nigdy nie zostaną przyjaciółkami. Formalnie była jej teściową.

- Wspaniale, Sybil. Gdzie się spotkamy?

Sybil wymieniła elegancką restaurację w jednym z hoteli w centrum i odłożyła

słuchawkę.

- Kłopoty? - zapytała Ella.

- Nie. Sybil Rain chce zjeść ze mną lunch.

- Sybil Rain? - Raphaela wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. - Dlaczego ona chce z tobą

pójść na lunch?

- Ponieważ Annie wyszła przedwczoraj za Olivera Raina. - Ella zachichotała.

- Annie i Oliver Rain? Och! Mój Boże! - Raphaela przerzucała spojrzenie z Annie na

Ellę i z powrotem. - To kawał? Żartujecie sobie z biednej Raphaeli?

- To nie jest dowcip - uspokoiła ją Ella. - Wielka niespodzianka, ale nie dowcip.

72

background image

- Oliver Rain? Ten świrnięty facet, który posiadał połowę Seattle, zanim zaczął

wszystko sprzedawać?

- On nie jest wariatem - obruszyła się Annie.

- Dziwię się, że nie słyszałaś o ślubie, Raphaelo - powiedziała Ella. - Wiadomość była

w porannych gazetach w rubryce biznesu.

- Dlaczego w rubryce biznesu?

- Ponieważ Rain zamierza przejąć zarządzanie Lyncroft Unlimited. - Ella udzieliła

wyjaśnień zerkając na Annie.

- Tylko do powrotu Daniela - dodała zdecydowanie młoda pani Rain.

Ella i Raphaela popatrzyły na nią ze współczuciem, ale zaprzestały dyskusji.

- Pewnie - poprawiła się dobrodusznie Ella. - Tylko do powrotu Daniela.

- To niewiarygodne. - Raphaela westchnęła. - Wyszłaś za mąż za Olivera Raina. Nie

mogę w to uwierzyć. - Zamknęła oczy w zadumie. - Powiedz mi, jak wyglądają wnętrza jego

apartamentu? Czy to prawda, że wszystko jest czarne? Słyszałam tylko plotki.

- Jest tam mnóstwo czerni i złota - powiedziała Annie. - I dużo szarości. Bardzo fajnie

to wygląda.

- Czerń i złoto! Hmmm! Wydaje mi się to zbyt ciemne, jak na rezydencję w Seattle. I

zupełnie nie w twoim stylu. Jako świeżo upieczona żona możesz tam wiele rzeczy rozjaśnić.

Pamiętaj o mnie, gdy się zdecydujesz na pewne zmiany.

- Coś mi mówi, że Oliver nie będzie tolerował zbyt wielu zmian.

- Nonsens. Żony są po to, żeby dokonywać zmian w życiu mężów. Zapytaj dowolnego

z moich byłych małżonków.

T

rzy godziny później Sybil odłożyła łyżkę do miseczki kremu z homara i spojrzała na

Annie, która siedziała po drugiej stronie stołu.

- Wszyscy osłupieliśmy, tak nagle wzięliście ślub.

- Rozumiem. - Annie zabrała się za swój koktajl z krewetek. Nie była zbyt głodna.

Gdy tylko usiadła, Sybil poczęła ją przypiekać. Czuła się jak jedno z dań w menu tej super

drogiej restauracji.

- Oczywiście Oliver zawsze był taki tajemniczy - powiedziała gładko Sybil. - Nikt nie

wie, co planuje, dopóki sam tego nie ogłosi.

- Uważam, że po prostu lubi prywatność. - Annie zauważyła, że te słowa powtarza już

jak litanię.

73

background image

- Niektórzy sądzą, że jest bardzo niebezpiecznym człowiekiem. - Sybil się

uśmiechnęła, ale jej oczy pozostały poważne.

- Myślę, że ta ocena jest mocno przesadzona.

„Teściowa” zacisnęła usta.

- Posłuchaj mnie, Annie. Nie jest przesadzona. Mogę to osobiście potwierdzić. -

Odłożyła łyżkę. - Słuchaj, nie ma sensu lać wody. Zaprosiłam cię tutaj dzisiaj, ponieważ są

pewne sprawy, o których powinnaś wiedzieć.

- Dotyczące Olivera?

- Tak. - Sybil zamilkła na chwilę dla dodania powagi swym słowom. - Są podstawy do

przypuszczeń, że Oliver ożenił się z tobą po to, by przejąć kontrolę nad firmą twojego brata.

- To nieprawda! - Annie podniosła oczy znad krewetek.

- Dziewczyno, uwierz mi. Znam go nieskończenie lepiej niż ty. Wiem, do czego jest

zdolny, żeby osiągnąć cel. Wiem również, że miłość jest u niego ostatnim powodem do

żeniaczki. On nawet nie rozumie tego słowa.

- Nie byłabym tego taka pewna - odpowiedziała Annie uprzejmie. - Wydaje mi się, że

jest bardzo dobry dla swojej rodziny. Przecież opiekował się wami wszystkimi.

- Za wysoką cenę. - We wzroku Sybil rozbłysła zadawniona gorycz. - Chciałabym ci

doradzić, żebyś to zapamiętała: Oliver do wszystkiego przyczepia etykietkę z ceną.

- Nie ma powodu, żeby się o mnie martwić. - Annie poruszyła się niepewnie na

krześle. - Wiedziałam, co robię wychodząc za Olivera.

- Naprawdę? - Sybil zaczęła się jej uważnie przyglądać. - Mam nadzieję, że jesteś na

tyle inteligentna, żeby nie wychodzić za niego dla pieniędzy. Jeżeli tak, to tracisz czas. Nigdy

ich nie dostaniesz. Oliver jest zbyt sprytny, żeby dać się oskubać kobiecie.

- Nie wyszłam za niego dla pieniędzy - odpowiedziała rozdrażniona.

- Jeżeli wyszłaś z miłości, rozczarujesz się jeszcze bardziej.

Annie zrezygnowała z krewetek.

- Wydaje mi się, że nie ma sensu kontynuować tej przyjaznej pogawędki. Proszę

wybaczyć, ale muszę wracać do sklepu.

- Annie, poczekaj! - W tonie Sybil pojawiła się nuta desperacji. - Proszę, nie odchodź!

Chcę z tobą porozmawiać.

- Nie chcę rozmawiać o moim małżeństwie.

- Nie rozumiesz. W wasze małżeństwo jest wplątanych wielu ludzi. Rozumiem, że

interesuje cię firma twojego brata. Naprawdę musimy porozmawiać.

74

background image

- Jeżeli zamierzasz mnie ostrzegać po raz kolejny, co Oliver planuje zrobić z Lyncroft,

to daj sobie spokój. Nie jestem w nastroju do słuchania. - Annie podniosła się z krzesła.

- Tylko minutkę. - Sybil przerwała i spojrzała szybko na wysokiego mężczyznę, który

zatrzymał się przy ich stoliku. Przestrach pospołu z ulgą odmalował się w jej oczach. -

Jonathan? Co ty tutaj robisz?

- Cześć, Sybil. - Mężczyzna posłał Annie czarujący uśmiech. Przez szkła jego

okularów przebijała życzliwość. - Przepraszam. Pozwól, że sam się przedstawię. Nazywam

się Jonathan Grace. Przyjaciel Sybil.

- Witam. - Annie przyglądała mu się z zaciekawieniem. Wyglądał na solidnego osiłka.

Można było przypuszczać, że na studiach grał w piłkę nożną. Niektóre mięśnie już mu się

rozlewały, jak u osób wkraczających w drugie pięćdziesięciolecie życia. Mimo trochę

przyciężkich rysów twarzy wyglądał nieźle.

- Nie powinieneś tutaj przychodzić - powiedziała gwałtownie Sybil.

- Myślę, że Annie zrozumie nas i zatrzyma przy sobie ten maleńki sekret. - Jonathan

usiadł przy stoliku i skinął na kelnera.

- Jaki sekret? - zapytała Annie ostrożnie.

Kelner nalał Jonathanowi kawy.

- Sybil i ja planujemy się pobrać - powiedział bez skrępowania.

Sybil zaczerpnęła powietrza, jakby się dusiła. Wyraz jej oczu przypominał osaczone

zwierzątko.

- Uzgodniliśmy, że jeszcze zbyt wcześnie, żeby cokolwiek mówić o naszych planach.

- W porządku, kochanie. - Jonathan pogłaskał rękę Sybil, a rozbawione piwne oczy

skierował na Annie. - Boję się, że moja ukochana żyła zbyt wiele lat w strachu przed

pasierbem i boi się mówić otwarcie o naszym związku.

- On mnie wyrzuci natychmiast, gdy tylko usłyszy, że zamierzam ponownie wyjść za

mąż - powiedziała nerwowo Sybil. - Przez szesnaście lat tylko czekał na pretekst, żeby mnie

przepędzić, a teraz nic mu już nie stanie na przeszkodzie.

Jonathan pogłaskał ją po rękach.

- Przecież wiesz, kochanie, że nie musisz się martwić o zabezpieczenie finansowe. Ja

się tobą zaopiekuje.

- Chodzi o zasady. - Sybil zacisnęła zęby. - Przecież ci mówiłam. Do diabła, należy mi

się część fortuny Rainów. Oliver nie ma prawa mi tego wydzierać. To nieuczciwe! Tyle dla

niego zrobiłam! Jest moim dłużnikiem!

75

background image

- On uważa, że ci wszystko zwrócił. - Jonathan uśmiechnął się czule. - Przyznałaś, że

był całkiem hojny, kiedy zaczął zarabiać pieniądze. Twoi synowie maja wszystko czego

dusza zapragnie, włącznie z odpowiednim wzorcem ojca.

- Przyznaję, że jest dla nich dobry. Oni nigdy nie poznali swojego ojca. Zastąpił go

Oliver. Zawsze znajdował czas dla nich i dla dziewcząt, nawet wtedy, gdy pracował po

osiemnaście godzin na dobę. Ale mnie zaledwie tolerował, i to tylko dla dobra dzieci.

- Jestem pewna, że to nieprawda, Sybil - wtrąciła Annie.

- Całkowita prawda. - Spojrzała na swoje idealnie wypielęgnowane ręce i zacisnęła

usta. - On mnie nienawidzi.

- Nie wierzę w to - szepnęła przestraszona Annie.

- Nie znasz go.

- Dlaczego miałby cię nienawidzić?

Sybil westchnęła i spojrzała w bok.

- Zawsze czuł się urażony, że wyszłam za Edwarda po śmierci matki Olivera. Nigdy

mnie nie zaakceptował.

- Myślisz, że wciąż jest urażony? Po tylu latach? - Annie przechyliła głowę na bok.

- Wiem, że tak jest. Nigdy mi nie przebaczył, że próbowałam zająć miejsce jego

matki. - Sybil spojrzała w oczy Annie. - Oliver nigdy nie zapomina i nigdy nie przebacza.

Każdy o tym wie. Zapytaj Valerie. Pokochała Carsona Shore'a, syna dawnego wroga Olivera.

Rozmawiałam z nią dzisiaj rano. Cała tonie we łzach, ponieważ Oliver kazał jej się wynosić z

domu.

Annie przełknęła ślinę. Wiedziała, że to prawda. Nie było powodów wątpić, że reszta

zarzutów Sybil również jest prawdziwa. Wszystko wskazywało na to, że Oliver jest

rzeczywiście typem człowieka, który przechowuje żałosne urazy. Mimo to poczuła potrzebę

wystąpienia w jego obronie.

- Dla mnie jest bardzo dobry. - Annie złożyła ręce na kolanach. - Zgodził się też

zaopiekować firmą mojego brata do jego powrotu.

- Sybil mówiła, że twój brat zginął w wypadku lotniczym - zauważył ze zdziwieniem

Jonathan.

- Nie odnaleziono jego zwłok - powiedziała zdecydowanie. - Wierzę, że on żyje.

- Rozumiem, że nie chcesz porzucić nadziei - stwierdził cicho. - Sam straciłem brata

kilka lat temu. To jest... trudne.

- Daniel jest moim jedynym krewnym. - Annie uśmiechnęła się w podzięce.

76

background image

- Możesz podtrzymywać swoją nadzieję, ale wszyscy inni już się poddali -

powiedziała Sybil. Chociaż słowa były obcesowe, w jej głosie pobrzmiewała nuta

współczucia. - Łącznie ze światem biznesu. Dlatego Oliver jest dla ciebie taki dobry, jak

mówisz. On po prostu dba o swoje inwestycje w Lyncroft Unlimited.

- Boję się, że Sybil w tej jednej sprawie ma rację. - Jonathan powoli mieszał kawę i

patrzył na Annie z troską. - Mieszkam w Seattle wystarczająco długo, by usłyszeć dosyć

plotek o Oliverze. On nie robi nic bezinteresownie, tyle że ci, których to dotyczy, dostrzegają

to trochę za późno.

Annie dokładnie poskładała serwetkę i położyła ją na stole.

- Proszę mi wybaczyć, ale muszę już wrócić do pracy. - Głowa Sybil drgnęła, jakby

rozległ się sygnał alarmowy.

- Mam nadzieję, że nie poczujesz się w obowiązku opowiedzieć Oliverowi o naszej

rozmowie. On mnie oskarża o mieszanie się w jego prywatne sprawy. To mu da jeszcze jeden

pretekst, żeby mnie prześladować. Bóg świadkiem, że już wystarczająco mocno mnie

nienawidzi.

Annie zawahała się nie chcąc dać się wmieszać w zmowę, chociażby tak niewielką.

Zauważyła powagę i zrozumienie w oczach Jonathana.

- Chyba naprawdę byłoby lepiej, gdybyś nie wspominała, o czym dzisiaj

rozmawialiśmy - mruknął.

- Czy wszyscy tak postępują z Oliverem? - zapytała Annie. - Celowo utrzymujecie go

w nieświadomości?

- Im mniej wie, tym lepiej dla nas wszystkich - stwierdziła Sybil. - Wykorzystuje

każdy strzęp informacji. Dobrze zrobisz, jeżeli to zapamiętasz.

Annie nie potrafiła znaleźć odpowiedniej riposty. Wstała i wyszła z restauracji nie

oglądając się za siebie.

T

rzy dni później Annie siedziała sama w salonie. Miała na sobie mocno sprane

dżinsy i zielony sweter. Wtuliła się głęboko w skórzaną sofę i gapiła markotnie w deszczową

słotę i w światła promu sunącego przez zatokę Elliota. Okna statku błyszczały jak sznury

pereł rzucone na czarną toń zimnej wody.

Samotnie podziwiała panoramę zatoki. Przez ostatnie kilka dni Oliver znikał w swoim

gabinecie zaraz po kolacji.

77

background image

Wiedziała, że pracuje. Spędzał całe godziny nad dokumentami Daniela i raportami

kierowników Lyncrofta. Annie pomyślała, że jeżeli dzisiaj będzie podobnie, to opuści

gabinet, kiedy ona już od dawna będzie spała.

Przez ostatnie kilka dni była dosyć zajęta. Comiesięczna sprawozdawczość nawet tak

niewielkiego przedsiębiorstwa jak „Sezam” zmuszała do nie kończącej się pisaniny. Dzisiaj

Annie zapłaciła podatki i składki emerytalne, sprawdziła faktury i podpisane czeki. Jednak

cały czas odczuwała obecność Olivera. Wiedziała, że spokojnie nie zaśnie, dopóki nie

usłyszy, że mąż opuszcza gabinet i udaje się do głównej sypialni.

Późno w nocy przystanął na krótko przed jej pokojem. Wstrzymała oddech

zastanawiając się, co powiedzieć, jeżeli Oliver otworzy drzwi. Ale nie zrobił tego. Poczuła

wtedy przypływ denerwującego rozczarowania.

Pragnęła go. Sama myśl o tym była dla niej druzgocącym wstrząsem. Nigdy przedtem

nie odczuwała tak silnego fizycznego i emocjonalnego pożądania. Właśnie tego pożądania

brakowało jej w znajomości z mężczyznami takimi jak Arthur Quigley czy Melvin Finch.

Zrozumiała, że nie zdoła stale ignorować swoich uczuć do Olivera. Żywiołowe

podniecenie zapaliło się w niej od pierwszej chwili, gdy go ujrzała. Bliskość nie zdusiła tego

płomienia. Nigdy dotąd nie zależało jej na żadnym mężczyźnie. Oczywiście, nigdy dotąd nie

mieszkała wspólnie z przedstawicielem płci odmiennej w jego domu.

Małżeństwo z wyrachowania okazało się bardzo dziwnym i burzliwym związkiem, tak

niepodobnym do banalnego porozumienia handlowego, jakie sobie zaplanowała. Mimo

najszczerszych chęci nierealne było traktowanie Olivera jak współlokatora.

Skomplikowany, tajemniczy mężczyzna zamknięty w gabinecie opanował jej sny.

Uczucia Annie były w stanie ustawicznego wrzenia. Część jej duszy chciała pobiec do

Olivera i wyciągnąć go z mroźnej jaskini gabinetu na światło. Druga część ostrzegała, że

każda próba ratowania go skończy się katastrofą dla niej samej.

Nie była w stanie skoncentrować się na stosie faktur, które powinna przestudiować.

Odepchnęła papiery na bok, wstała z kanapy i podreptała po marmurowej posadzce do

kuchni. Może filiżanka herbaty wyleczy ją z chandry?

Zapaliła światło i kwaśno się uśmiechnęła. Tym razem Bolt gotował kolację, więc

wszystko lśniło czystością. Annie była ciekawa, co służący robi wieczorami, gdy zjeżdża na

szóste piętro do swojego mieszkania. Teraz, gdy się dowiedziała trochę o jego przeżyciach,

nie mogła go traktować jak robota.

78

background image

Napełniła czajnik z blachy nierdzewnej i postawiła na ogniu. Czekając, aż się woda

zagotuje, buszowała po szafkach w poszukiwaniu filiżanek i herbaty. Chwilę później

zagwizdał czajnik.

Odruchowo przygotowała dwie filiżanki. Postawiła je na spodeczkach na tacy i

zaniosła do gabinetu, zanim się zastanowiła, co robi. Zapukała dwa razy.

- Wejdź. - Głos Olivera zadudnił basem po drugiej stronie drzwi.

Annie głęboko zaczerpnęła tchu, popchnęła drzwi i weszła do środka.

Oliver siedział za hebanowym biurkiem. Czarne włosy miał jak zwykle związane na

karku. Kołnierzyk szarej koszuli był rozpięty, a rękawy zawinięte powyżej łokci. Gdy na nią

spojrzał, światło halogenowej lampy stojącej na biurku stworzyło silny odblask na okularach

do czytania. Annie lubiła je: Oliver w okularach wydawał się znacznie przystępniejszy.

- Co się stało, Annie?

- Myślałam, że może nie odmówisz sobie herbaty?

Ostentacyjnie zdjął okulary i spojrzał na tacę. Gdy zobaczył oczy Annie, nie mógł

ukryć radości.

- Dziękuję ci.

Postawiła tacę na biurku i nalała dwie filiżanki, starając się powstrzymać drżenie rąk.

- Jak idą sprawy? - zapytała.

- Całkiem dobrze. Skończyłem przeglądać dokumenty finansowe. Teraz zapoznaję się

ze sprawozdaniami z badań i prac rozwojowych. - Oliver wziął od niej filiżankę. - Twój brat

był prawdziwym geniuszem. Niezbyt wielu ludzi ma talent do wynalazczości i do zarządzania

jednocześnie.

- Chciałeś chyba powiedzieć, że jest geniuszem - sprostowała Annie. Oparła się o

brzeg biurka i zaczęła machać jedną nogą, popijając herbatę. - On powróci, Oliverze.

- Mam nadzieję, że powróci. Dla twojego dobra.

Annie parę razy machnęła nogą, zanim się odezwała:

- Wiesz co? Zastanawiałam się, czy nie powinnam razem z tobą siedzieć tutaj

wieczorami i zapoznawać się z tą dokumentacją. Chyba poznanie wewnętrznych spraw

Lyncroft nie osłabiłoby mojego zdrowia?

- Już to przedyskutowaliśmy, Annie. Zrozumiałem, że to mnie pozostawiłaś

zarządzanie firmą Lyncroft Unlimited aż do powrotu Daniela.

- Oczywiście! - odpowiedziała szybko. - Ale to firma brata i czuję się w obowiązku

rzucić okiem na niektóre sprawy.

79

background image

- Jesteś zajęta swoim butikiem. Jeśli się włączysz do zarządzania Lyncroft Unlimited,

ucierpi na tym „Sezam”. Małe przedsiębiorstwa też wymagają ciągłej opieki właściciela.

- Wiem. - Annie jednak nie chciała dać za wygraną. - Niemniej czuję, że powinnam

więcej wiedzieć na temat Lyncroft.

- Rozumiem. - Oliver odstawił filiżankę i wstał. Podszedł do skalnego ogródka Zen i

studiował przez chwilę rysunek grabi na piasku. - Czy to nie ma przypadkiem nic wspólnego

ze sprawami, o których dyskutowałaś z Sybil w restauracji kilka dni temu?

- Wiesz, że zjadłam z nią lunch? - Annie przestała nagle machać nogą.

- Tak.

- Skąd o tym wiesz?

- Czy to ma znaczenie?

- Tak! Myślę, że ma! - Annie zagryzła wargi. - Nie wspomniałam ci o tym.

- Dlaczego nic nie powiedziałaś?

Wyraźna delikatność tego pytania uspokoiła ją zupełnie.

- Sybil powiedziała, że nie będzie ci się to podobało. Prosiła, żebym ci nic nie mówiła.

- I zrobiłaś to, o co cię prosiła?!

- No dobrze, zrobiłam. Współczuję jej trochę, jeśli już chcesz znać prawdę. Myślę, że

ją przerażasz.

- Ja?

- Oczywiście, że nie.

- No tak! - Kontynuował studiowanie wzorów na piasku. - A gdybym cię poprosił o

zrobienie czegoś dla mnie, to zareagowałbyś podobnie?

- Zależy o co mnie poprosisz - szepnęła.

Czuła narastające napięcie, które pulsowało w całym pokoju, dosięgnęło jej ciała,

zatopiło się i okręciło wokół żołądka.

- Chciałbym, żebyś mi przyrzekła, że nigdy więcej mnie nie okłamiesz. Nawet jeśli

będziesz chciała kogoś osłaniać.

Dziwny, melancholijny ton jego głosu niemal rozerwał jej serce. Nagle zrozumiała, że

Oliver doskonale wie, że ludzie ukrywają przed nim wiele spraw, obawiając się jego reakcji.

Tak postępują członkowie jego własnej rodziny, o której dobro tak zaciekle walczył! Wiedział

o tym i martwił się. Bezradnie usiłował wymyślić sposób, by ludzie, których ochrania,

powierzali mu swoje sekrety. Sam się emocjonalnie odizolował i nie miał pojęcia, jak rozbić

bariery, które ustawił. Uniemożliwiały mu przecież normalne porozumiewanie się z rodziną.

80

background image

- Och, Oliverze! - Annie odstawiła filiżankę, zsunęła się z biurka i podbiegła do niego,

objęła go w pasie i tuliła się z gwałtowną czułością. Przypominało to objęcie żywego

lamparta. Oliver składał się z gładkich ścięgien i mocnych muskułów. Zapach mężczyzny

coraz bardziej drażnił jej zmysły.

- Przysięgam, że nigdy cię nie okłamię - wyszeptała przyciskając usta do jego koszuli.

Odwrócił się nagle, chwytając jej twarz w mocne, twarde dłonie. Zadrżała widząc jego

gorące i dzikie oczy. Siła Olivera już Annie nie przerażała. Kolana jej zmiękły z pożądania,

jakby były z waty.

- Dziękuję ci - powiedział. - Ja też przysięgam, że nigdy cię nie okłamię. Zawieramy

układ?

- Tak. - Wiedziała, że ma zamiar ją pocałować. Pragnęła tego pocałunku bardziej niż

czegokolwiek na świecie.

Przyznała ostatecznie, że zakochała się w tym tajemniczym Oliverze.

Ale nie mogła dalej jasno myśleć, ponieważ jego usta dotknęły jej warg i wszystko

wokół zniknęło, prócz świadomości, że ona pragnie jego, a on jej.

81

background image

Rozdział ósmy

W

chwili gdy wziął ją w ramiona, Annie wiedziała, że pozwoli mu na wszystko. Tak

naprawdę, już wcześniej wiedziała, co się wydarzy, zanim zaniosła herbatę do jego gabinetu.

Sama dokonała wyboru.

Wcale nie dlatego, że pragnęła go tak mocno jak żadnego mężczyzny do tej pory.

Raczej dlatego, że wiedziała, jak mocno on jej pragnie.

Nawet wtedy, gdy usta Olivera powoli wędrowały po jej twarzy, wiedziała, że nie

powinna mieć nadziei, że usłyszy miłosne wyznania. Jeszcze nie nadszedł na to czas. To by

było zbyt groźne dla jego poczucia samokontroli.

Annie podejrzewała, iż Oliver w głębi duszy żywi przekonanie, że dopóki myśli nie

zostaną wypowiedziane, dopóty można je ignorować. Gdyby został zmuszony do ich

sformułowania, sprzeciwiłby się zdecydowanie. Prawdopodobnie uznałby to za wyraz

słabości.

Niech już będzie tak, jak jest, pomyślała Annie zarzucając mu ramiona na szyję. W tej

sytuacji ona powinna się poddać w swoim i jego imieniu. Odczuwała wielką radość oddając

się mężczyźnie, który zasłużył na trochę szczęścia.

- Annie?

Oliver pocałował kącik jej ust, a potem ucho. Przesunął ręce z pleców do talii.

Zadrżała. Natarczywość męża dolewała ognia do jej krwi jak pobudzający narkotyk.

Pogłaskała koniuszkami palców jego włosy i dotknęła twarzy.

- Tak! Tak! Proszę, Oliverze!

Oczy mu zapłonęły. Przygarnął ją do siebie bez zbędnych słów. Był znacznie

silniejszy, niż się jej wydawało. Bez wysiłku wziął ją na ręce i zaniósł na długą kanapę w

drugim końcu pokoju. W myślach Annie pojawił się obraz Persefony porywanej do piekieł.

Posadził ją pomiędzy czarnymi i złotymi poduszkami i wyprostował się, aby ogarnąć

ją wzrokiem, który przepalał ubranie. Delikatny blask księżyca oświetlał pożądanie malujące

się na jego twarzy.

- Jesteś pewna? - zapytał.

- Tak. - Ledwie mogła mówić. - A ty?

82

background image

- Byłem zdecydowany od samego początku. - Uśmiechnął się nieznacznie. - Ale ty

musisz mieć całkowitą pewność. Po tej nocy nie będziesz, mogła powrócić do roli

współlokatorki.

- Wiem - szepnęła.

Skoro już Oliver zostanie jej kochankiem, nie będzie mogła dalej udawać, że jest

jedynie jego przyjaciółką. Prymitywna, kobieca obawa ostudziła nieco podniecenie. Po tej

nocy nie będzie już taka sama jak przedtem. Ta pewność jednocześnie studziła uczucia i

rozgrzewała je.

- Cieszę się, że przyszłaś do mnie - powiedział. - Czekanie na ciebie nie było wcale

łatwe.

Annie podniecał nieubłagany wzrok Olivera. Czuła, jak roztapiają się jej wnętrzności.

Głęboki, przeciągły ból objął dolną część ciała. Wyciągnęła rękę, by ująć jego dłoń.

- Naprawdę czekałeś na mnie?

Powoli osunął się na poduszki obok Annie. Ciepła dłoń odszukała jej pierś i objęła ją

czule i władczo.

- Dłużej, niż przypuszczasz.

- Już od pierwszego naszego spotkania na zaręczynach Daniela miałam nadzieję, że

tak będzie. - Uśmiechnęła się drżąc na całym ciele.

- Pragnąłem cię wtedy - powiedział i nachylił się nad nią. - Teraz pragnę cię jeszcze

bardziej.

Pochylił głowę i pocałował miękką, bezbronną szyję.

Annie zaczerpnęła powietrza, gdy poczuła, że długie, wrażliwe palce wsuwają się

między jej uda. Miała wrażenie, że parzą przez materiał dżinsów.

- Oliver?

- Jestem tutaj. - Podciągnął jej sweter lekko do góry, opuścił głowę i zaczął całować

po brzuchu. - I nigdzie nie odejdę.

Zaczęła rozpinać mu koszulę, czując potrzebę dotknięcia jego nagiej skóry. Nie

opierał się, ale też nie pomagał. Gdy w końcu rozpięła guziki, zobaczyła skręcone czarne

włosy, pokrywające całą pierś. Pospiesznie zanurzyła w nich palce. Zachwyciły ją twarde,

muskularne kształty jego ciała.

Dotykanie go było takie przyjemne! Doskonałe. Wszystkie marzenia Annie o

idealnym mężczyźnie spełniły się. Była ogłuszona burzą pożądania, która się w niej

rozszalała. Nigdy w życiu nie przeżywała nic podobnego. Dosłownie cała była w ogniu. Było

83

background image

to niewiarygodne uczucie. Poeci nazywają je namiętnością, ale ona odczuwała raczej

cudowną pewność. Chciała krzyczeć na cały świat o swoim uniesieniu.

- Pospiesz się! - Przywarła do niego. - Proszę, szybciej!

Jego uśmiech był przepełniony satysfakcją. Ręka między jej nogami była coraz

cieplejsza.

- Już jesteś mokra.

- Och! Boże...! - Uniosła biodra wychodząc na spotkanie błądzącej ręce, nie zważając

na to, że dżinsy są coraz bardziej wilgotne. - Nigdy się tak nie czułam.

- Cieszę się. - Nachylił się nad nią znowu i ucałował tak mocno, że straciła oddech.

Przez cały czas trzymał rękę między udami i delikatnie naciskał.

Annie myślała, że oszaleje. Zacisnęła kolana łapiąc w potrzask jego palce, prosząc

jakby o bardziej intymny dotyk.

Oliver zaśmiał się cicho w ciemności, co bardzo ją zaskoczyło. Nigdy dotąd nie

słyszała jego śmiechu. Dźwięk był nietypowy: coś pomiędzy dzikim warknięciem a

gburowatym pomrukiem.

Zobaczyła światło księżyca odbijające się w jego oczach.

- Wszystko w porządku, Annie - wyszeptał jej prosto w usta. - Zajmę się wszystkim.

Chciała go zapytać, o czym mówi, ale nie mogła odnaleźć właściwych słów. Gdy

zamknął jej usta kolejnym pocałunkiem, usłyszała delikatny szczęk metalu i zrozumiała, że

odpiął jej dżinsy.

Po chwili trzymał rękę w jej majteczkach poszukując wilgotnego, gorącego i

obolałego miejsca między udami. Nie mogła złapać powietrza. Gdy poczuła, jak powoli

wchodzi w nią palec, przestała w ogóle oddychać. Nagle gwałtownie zaczerpnęła tchu.

- Oliver! Teraz! Proszę! Nie mogę czekać! Nie mogę dłużej czekać!

- Nie musisz czekać. - Jego głos brzmiał ochryple. Wsunął język w jej usta,

jednocześnie delikatnie wkładając w nią drugi palec.

Jęknęła, gdy nacisnął ją delikatnie, i otwarła się całkowicie. Dziwne, pulsujące

napięcie ogarnęło całe jej ciało. Objęła go mocno i przytuliła się z całej siły, usiłując

utrzymać go jak najbliżej siebie. Jego palce poruszały się w niej, znalazły najwłaściwsze

miejsce.

- Oliver! Proszę...

- Pozwól mi zobaczyć, jak odfruwasz. Jesteś bezpieczna. Jestem tutaj i zdążę cię

złapać.

84

background image

Coś w niej wybuchło. Napięcie, które ściskało ją przed chwilą, znalazło nagle ujście w

postaci wyjątkowej eksplozji doznań. Jej ciało pulsowało i drgało wokół jego palców, i wtedy

nadeszły fale rozkoszy.

Zdyszanym głosem szeptała w kółko jego imię.

Chwilę później opadła luźno w jego ramionach. Poczuła, jak głaszcze ją wzdłuż

kręgosłupa, powoli i delikatnie.

- Pięknie. - Pocałował ją w ramię. - Cudownie. Od początku wiedziałem, że jesteś

jedyna w swoim rodzaju.

- To rzeczywiście zachwycające, absolutnie zachwycające. - Popatrzyła na niego przez

ciężkie, opadające powieki.

Uśmiech miał tak pełen satysfakcji, jakby to on sam doznał zaspokojenia.

- Cieszę się.

- Nigdy tak się nie czułam, nigdy w życiu. Nie doświadczyłam nic podobnego!

- To dobrze.

Może wszystko wydawało mi się tak wspaniałe, bo jestem zakochana, pomyślała na

wpół drzemiąc. Nagle ocknęła się i skonsternowana spojrzała na Olivera.

- Ty się nawet nie rozebrałeś.

- Mamy jeszcze wiele czasu. - Pocałował ją w mokre czoło. - Właściwie całą noc.

- Tak, wiem - odpowiedziała słabnącym głosem.

Zrozumiała, że coś nie jest w porządku. Czuła to. Odszukała twarz Olivera w

ciemności. Jego oczy ciągle płonęły pożądaniem, tak jak do tej pory. Miał erekcję, ale

bezbłędnie kontrolował swoje ciało.

W końcu Annie zrozumiała, co wzbudziło jej niepokój. Od chwili gdy wyznała mu

chęć pójścia do łóżka, przejął całkowicie dowodzenie. Wszystko było przez niego dokładnie

przygotowane. Sterował jej namiętną uwerturą tak, jak kierował wszystkim w swoim życiu.

- Pragniesz mnie? - wyszeptała.

- Bardziej, niż mogłabyś sobie wyobrazić. Wezmę cię, gdy nadejdzie odpowiednia

pora.

- Nie uważasz, że już nadeszła? - zamruczała.

- Wkrótce. - Oliver wstał, nachylił się i wziął ją na ręce.

Annie przytuliła się do niego. Po orgazmie czuła się tak, jakby brakowało jej kości.

Niewielki dreszcz chłodu troszeczkę złagodził jej rozleniwiające rozgrzanie. Oliver jej

pożądał, ale nie miał zamiaru wystawiać się na łaskę ani swojej, ani jej namiętności.

85

background image

Zrozumiała, że mąż chce sobie i jej udowodnić, kto tu sprawuje rządy. Najwidoczniej

nie miał zamiaru się poddawać nawet własnej żądzy.

Gdy przenosił ją na rękach obok skalnego ogródka, zauważyła jakiś zielony błysk.

Spojrzała w dół. To lampart się przyglądał, jak ją unoszą w ciemność nocy.

N

iedługo później małżeństwo zostało skonsumowane. Ciemnoszare prześcieradła w

łożu Olivera zostały dokładnie pomięte wskutek gwałtownych uniesień, jakimi pan młody

obdarzył wyczerpaną pannę młodą.

Wynurzył się nad nią z ciemności. Jego ramiona i wysmukłe kształty rozbłysły w

poświacie księżyca.

Panowanie nad sobą niemało go kosztowało, pomyślała Annie widząc na nim połysk

potu. Przynajmniej to nie było dla niego łatwe.

Po trzech godzinach namiętności Oliver całkowicie nad sobą panował. Annie była

załamana widząc, że nie ma na niego takiego wpływu, jak on na nią. Pragnął jej, ale na

swoich warunkach, na swój sposób i w czasie dogodnym dla niego.

- Popatrz na mnie. - Musnął ustami jej czoło. - Chcę widzieć twoje oczy w chwili, gdy

stajesz się moja.

Annie posłuchała. Była zbyt wyczerpana, żeby się sprzeciwić. Ich oczy się spotkały.

Czuła, jak topnieje pod jego palącym wzrokiem. Wszedł w nią jednym powolnym,

delikatnym i dobrze wymierzonym ruchem ciała. Zrozumiała, że nawet w finale

konsumowania małżeństwa Oliver ciągle ma nad nią władzę.

Niemal zaczęła przeklinać z rozczarowania, chociaż nigdy w życiu nie była tak

cudownie zaspokojona. W tej chwili Oliver całkowicie się w niej zanurzył. Niewiarygodne,

ale jej zmęczone ciało wciąż reagowało żywiołowo.

- Jaka ciasna - wyszeptał. Wtulił czoło w jej włosy i czekał, aż ciało Annie się do

niego dostosuje. - Jesteś do mnie dopasowana jak rękawiczka.

Wyszedł lekko i powoli wszedł w nią znowu. Zadrżała. Zacisnęła się wokół niego.

- To wspaniałe uczucie. - Głos Olivera był napięty i gardłowy.

Wbiła mu paznokcie w ramiona. Podniosła ostrożnie głowę, sprawdzając jego

rozmiary. Był ogromny! Ciężar ciała Olivera wgniatał ją w prześcieradła.

- Tak. Właśnie tak. Boże! Tak! - Zazgrzytał zębami. Wsunął dłoń pomiędzy ich ciała i

znalazł czułe miejsce w gęstwinie włosów na podbrzuszu. Annie cicho krzyknęła.

Zaczekał, aż przestanie drżeć. Wtedy, i dopiero wtedy, pozwolił sobie na spełnienie.

86

background image

Annie była zbyt wyczerpana, usnęła, zanim z niej wyszedł. Jej ostatnia myśl krążyła

wokół podejrzenia, że to nigdy nie nastąpi. Oliver powinien rozumieć, że istnieje coś takiego

jak przerost samokontroli. Nie wiedziała, ile podobnych nocy jeszcze wytrzyma.

O

budziła się, gdy poświata księżyca zalała cały pokój. Przez chwilę nie wiedziała,

gdzie się znajduje. Poczucie niepewności tak nią zawładnęło, że wszystko wydawało się jej

snem. Dopiero po chwili poczuła ciężar ręki Olivera na swojej piersi. Ogniste wspomnienia

napłynęły gwałtowną falą.

Odwróciła głowę na poduszce i ujrzała śpiącego obok męża. Blade światło z okna

podkreślało jego ostre rysy. Podczas nocnych harców czarne włosy wyzwoliły się ze wstążki,

która je podtrzymywała z tyłu, i rozsypały się po poduszce nadając mu wyraz prymitywny i

nieokrzesany. Poszła do łóżka z dzikusem!

Leżała bardzo cicho, przypominając sobie wygląd jego nagiego ciała. Był silny nie

tylko psychicznie, ale również fizycznie. Mocny, wysoki, dobrze zbudowany. Nie pozwalał

sobie na zniewieściałość. Męski wdzięk, który zawsze u niego podziwiała, sprawiał

nieskończenie silniejsze wrażenie, gdy zdjął ubranie.

Usiadła i rozejrzała się po pokoju. Zaglądała już wcześniej do sypialni gospodarza,

kiedy tylko wprowadziła się do tego mieszkania, ale nigdy nie była w środku. Aż do

dzisiejszej nocy zagradzała jej drogę jakaś niewidzialna bariera. I pomyśleć, że są kobiety,

które nawet do najbardziej prywatnych pomieszczeń wchodzą bez zaproszenia.

Sypialnię wypełniały ciemne cienie. Obok czarnej komody stał szary stylizowany fotel

z metalu. Miękkie światło księżyca wydobywało złote nitki w skromnym, abstrakcyjnym

wzorze wyhaftowanym na oparciu.

Annie niespokojnie uwolniła się spod ciężaru ręki Olivera, odchyliła pomiętą pościel i

wstała z łóżka. Czuła się bezbronna i było jej zimno. Chwyciła więc pierwszą lepszą część

garderoby. Była to koszula Olivera. Włożyła ją i pobiegła do okna. Głęboko w dole lśniły

neony nabrzeża Seattle. Tam, gdzie była zatoka Elliotta, widać było jedynie bezkresną

ciemność.

- Co robisz, Annie?

Podskoczyła na dźwięk jego niskiego głosu. Spojrzała szybko przez ramię.

Przypatrywał się jej z łóżka. Jego oczy lśniły światłem księżyca. Wydobył się ze zmiętych

poduszek z prostotą naturalną dla dzikich kotów. Ciemna, zmierzwiona grzywa opadała na

wysmukłe i muskularne ramiona.

87

background image

- Myślałam, że śpisz - szepnęła.

- Poczułem, że wychodzisz z łóżka. Czy coś jest nie tak? - W jego głosie brzmiało

autentyczne zatroskanie.

- Nie. Wszystko w porządku. Wstałam z łóżka, żeby podziwiać panoramę.

Czuła na sobie jego wzrok, owinęła się więc szczelnie koszulą.

- Oliver?

- Słucham.

Nie wiedziała, co powiedzieć. Nie wymyśliła jeszcze, jak ma się poskarżyć na ten

niewiarygodny sposób uprawiania miłości. Jak kobieta może powiedzieć mężczyźnie, że jest

zbyt dobry w łóżku?

- Nic. Myślałam o nas.

- Z przyjemnością to słyszę. O tym właśnie powinnaś myśleć tej nocy.

Annie usłyszała, jak Oliver wstaje z łóżka. Przemierzył bezszelestnie szary dywan,

przyciągnął jej plecy do swojego muskularnego ciała i objął ją wpół, chwytając w dłonie

piersi. Czuła nad uchem gorący oddech.

- Nigdy nie zapomnę dzisiejszej nocy, jak długo będę żył - powiedział całując

wgłębienie w jej obojczyku.

- Ja również. - Gwałtownie odprężyła się po tych ciepłych i zmysłowych słowach.

Zapach Olivera wzmagał w niej jakiś prymitywne poczucie bezpieczeństwa. Podobnie

działały na nią jego silne ramiona. Annie poczuła się pewniej.

Przechyliła się i powoli odtajała w jego cieple. Zrozumiała, że denerwuje się bez

powodu. Oliver jest tak samo opanowany w seksualnych namiętnościach, jak we wszystkim,

co robi. Dlaczego ją to niepokoi? Czego innego mogła się spodziewać?

- Jest ci zimno. - Złożył kolejny maleńki, podniecający pocałunek na jej karku.

- Niezbyt - powiedziała.

Przynajmniej nie teraz, gdy tak ją trzymał i ogrzewał swoim silnym ciałem. Była

pewna, że wszystko się dobrze skończy.

Gdyby była uczciwa względem siebie, przyznałaby się do przesady w ocenie

ostatniego pokazu samokontroli Olivera. Głęboko w sercu pragnęła być jedyną osobą na

świecie, która go zmusi do utraty tej samokontroli.

- Annie?

- Hmm? - Wtuliła się w niego głębiej. Kędzierzawe włosy na jego piersi były trochę

szorstkie dla skóry jej pleców.

88

background image

Oliver delikatnie przygryzał jej ucho. Jedną rękę przesunął na skraj koszuli, poniżej jej

brzucha.

- O czym rozmawiałaś z Sybil w restauracji?

Annie jakby przeszył piorun. Skamieniała. Po chwili zalała ją fala zimnej wściekłości.

- Ty sukinsynu! Ty draniu! Jak możesz? - Chwyciła go za ramiona usiłując się

uwolnić.

Oliver wypuścił ją natychmiast i zapytał:

- Annie? Co się z tobą dzieje, do diabła?

- Co się ze mną dzieje? Ze mną? - Odwróciła się gwałtownie i odskoczyła od niego na

kilka kroków, poza zasięg jego rąk. - Co ty sobie myślisz? Uważasz, że dam się nabrać na

twoje podłe chwyty?

- Uspokój się.

- Nie uspokoję się! - Zaczęła szybko chodzić tam i z powrotem. Złapała nie zapiętą

koszulę i dokładnie okryła piersi. - To jest wstrętne! Wstrętne!

- Zadałem ci proste pytanie.

- Pewnie! Proste pytanie! Już nie ma prostych pytań. Chciałeś podstępem wyciągnąć

ze mnie informacje. Uwiodłeś mnie, żebym ci opowiedziała rozmowę z Sybil. Powinieneś się

wstydzić!

- Myślałem, że zawarliśmy porozumienie. - Mówił bardzo delikatnie. - Przyrzekłaś

mnie nie okłamywać.

Rzuciła mu jadowite spojrzenie. Stał na lekko rozstawionych nogach podpierając się

rękami w biodrach. Zupełnie się nie przejmował całkowitą nagością.

Oczywiście, gdy się posiada takie ciało, nie ma się czym przejmować, pomyślała

obrażona Annie.

- Dałam ci słowo - powiedziała z dumą. - Nigdy cię nie okłamię.

- A więc opowiedz mi, co się wydarzyło między tobą a Sybil. - Uśmiechnął się lekko.

- Co się wydarzyło pomiędzy mną a Sybil? To nie twój cholerny interes!

- Wszystko, co się wydarzy w tej rodzinie, to mój interes, Annie.

- Niekoniecznie. W każdym razie nie mam zamiaru dyskutować z tobą na ten

konkretny temat. Nie teraz.

- A co z twoim przyrzeczeniem?

- Nie okłamuję cię! - Wściekła się. - Po prostu odmawiam opowiadania o prywatnych

rozmowach z innymi ludźmi.

- Przecież to kłamstwo!

89

background image

- Nieprawda - odpowiedziała. - W każdym razie Sybil musi być przekonana, że tej

sprawy z tobą nie dyskutowałam. Wierzy, że uszanuję jej prywatność. To samo obiecuję

tobie. Nie mam zamiaru jej mówić o żadnych poufnych rozmowach twoich czy moich.

- Mam nadzieję. W przeciwnym razie kosztowałoby cię to piekielnie drogo.

- Powiedz mi coś, Oliverze. - Popatrzyła na niego zawiedziona. - Dlaczego jesteś tak

wrogo do niej usposobiony? Jak możesz po tylu latach ciągle mieć za złe, że chciała zająć

miejsce twojej matki?

- To wcale nie jest powód - odpowiedział unosząc brwi.

- Być może była dla twojego ojca zbyt młoda. - Machnęła ręką, jakby nagle

zrozumiała, że to nie jest sensowny argument.

- Ona ci podsunęła takie wyjaśnienie? - zapytał.

Zerknęła na niego niepewnie. Zaschło jej w gardle, gdy tylko pojawiła się ta natrętna

myśl. W końcu wykrztusiła z siebie:

- Oliverze, czy ty przypadkiem się kiedyś w niej nie kochałeś?

- Nie - odpowiedział z niesmakiem. - Annie, czy nie możesz przestać analizować

moich stosunków z Sybil? To nie ma nic wspólnego ze sprawami, które ustalamy.

- Myślę, że ma. - Ulga, że Oliver nie złamał sobie serca przez Sybil, ułagodziła nieco

Annie. - Myślę, że to wszystko jest bardzo powiązane z naszymi sprawami. Powiedz mi,

dlaczego jej nienawidzisz.

- To nieprawda. Ale nigdy jej nie zaufam - stwierdził z nieodgadnionym wyrazem

twarzy.

- Dlaczego?

- Dlatego że pewnego dnia przyszedłem do domu ojca i znalazłem ją w łóżku z jej

poprzednim kochankiem - wycedził przez zęby. - Nie ufam jej, bo jest zdolna do zdrady. Czy

ta odpowiedź cię zadowala?

Annie zamrugała oczami, przejęta złością, która pulsowała w Oliverze. Nie mogła

zapomnieć, że pod maską opanowania kryją się w nim bardzo głębokie i niezwykle burzliwe

wody.

- No tak - odpowiedziała cicho. - Takie coś nie wpływa chyba najlepiej na tak

młodego człowieka. Znalezienie macochy w łóżku z obcym mężczyzną...

- Nie doznałem żadnego urazu. Zdobyłem jedynie dodatkowe kształcące

doświadczenie. Tego dnia nauczyłem się wszystkiego o Sybil.

- Naprawdę? - Annie przyglądała się mu z zaciekawieniem. - Powiedziałeś o tym

ojcu?

90

background image

- Nie.

- Dlaczego? Przecież przywiązujesz taką wagę do prawdomówności.

- To proste. Dzieciaki jej potrzebowały - odrzekł zimno. - Uwierz lub nie, ale ona była

bardzo dobra dla Heather i Valerie. Wiedziałem też, że jeżeli ją wkopię, to Richard i Nathan

nigdy nie poznają swojego ojca.

- A więc tak. Pozwoliłeś jej zostać dla dobra rodziny?

- Mówiąc bez osłonek, tak.

- A co powiedziałeś Sybil? - Annie spojrzała na niego z zaciekawieniem.

- Powiedziałem jej - Oliver drgnął - że jeżeli chce się cieszyć z części fortuny Rainów,

to musi chodzić prostymi i uczciwymi ścieżkami.

- I od tamtego czasu terroryzujesz ją do dzisiaj?

- Nigdy jej nie terroryzowałem - odpowiedział oschle.

- Tak. Właśnie tak robiłeś. Ona jest przekonana, że jej nienawidzisz.

- Owszem, nie przepadam za nią - przyznał.

- To nieszczęsne wydarzenie miało miejsce wiele lat temu.

- Szesnaście, jeśli chcesz dokładnie wiedzieć.

- Na litość boską, ludzie przecież się zmieniają! Jeżeli chcesz poprawić swoje stosunki

z Sybil, musisz zapomnieć o przeszłości.

- A czemu miałbym poprawiać swoje stosunki z Sybil? - Oliver spojrzał na nią

rozbawiony. - Nasze obecne kontakty są według mnie bardzo dobre.

- Mój Boże! Wszyscy myślą, że jesteś niewiarygodnie sprytny, ale ja uważam, że jest

odwrotnie. Jeżeli chodzi o pewne sprawy, to jesteś tępy jak kamień. - Przestała krążyć po

pokoju i stanęła przed mężem. - Uwierz mi, twoje stosunki z macochą naprawdę nie są dobre.

- Uwierz mi, Annie, że nic mnie to nie obchodzi. A więc o czym rozmawiałyście w tej

restauracji?

- Ja - zaczęła wyraźnie i zdecydowanie – absolutnie nie mam zamiaru opowiadać ci o

żadnej sprawie, którą poruszałyśmy podczas naszego spotkania z Sybil. To wszystko.

Oliver potakiwał zgodnie, jakby akceptował tę odpowiedź.

- Co myślisz o Jonathanie Grace? Czy istnieje szansa, że oni się pobiorą?

- Skąd wiesz, że był tam Jonathan Grace? - Annie otworzyła usta ze zdziwienia.

- Bolt sprawdza dla mnie takie sprawy.

- Bolt? Kazałeś Bokowi mnie szpiegować?

91

background image

- On cię nie szpieguje, Annie. - Zamilkł na chwilę. - Prosiłem go, żeby miał na ciebie

oko, ponieważ wcześniej czy później Sybil będzie usiłowała cię dopaść. Chciałem wiedzieć,

czy zacznie zatruwać nasz związek.

- Nie do wiary. - Oszołomiona Annie zataczając się podeszła do fotela i ciężko

usiadła. - Kazałeś mnie śledzić.

- Czujesz się dobrze? - Oliver wyglądał na zatroskanego. - Może jesteś chora?

- Lada chwila mogę zwymiotować.

- Chodź, pomogę ci przejść do łazienki - powiedział podchodząc do niej.

- Nie dotykaj mnie, proszę! Powtarzam, nie dotykaj! - Wyciągnęła rękę w obronnym

geście.

- Annie, jeżeli źle się czujesz, mogę cię zawieźć na ostry dyżur.

- Nie jestem chora. Nie tak, jak myślisz, ale nie martw się. Nie zwymiotuję na twój

dywan. - Zaczęła bębnić palcami po poręczy fotela. Spojrzała ze złością na Olivera.

Pomyślała, że troska w jego oczach jest chyba autentyczna. - Musisz mi wybaczyć. Jestem

trochę skołowana. Czy ty przypadkiem nie masz brata-bliźniaka?

- Bliźniaka?

- Chyba jest was dwóch - mówiła cierpliwie. - Dobry Oliver i zły Oliver. Czy to jest

bajka, w której występują bliźniacy: jeden dobry i jeden zły?

- Nie. - Uśmiechnął się nieznacznie.

- Bałam się tego. To oznacza, że musimy stawić temu czoło. - Zerwała się na równe

nogi, ciągle osłaniając się szczelnie koszulą. - Chyba zaczynam rozumieć prawdziwą naturę

stojącego przed nami problemu.

- Cieszę się, że chociaż jedno z nas to rozumie.

- Zdaje się, że nigdy nie dostałeś po łapach! - Znowu zaczęła krążyć po pokoju tam i z

powrotem.

- Nie całkiem.

- To była przenośnia. - Spiorunowała go wzrokiem. - Prawda jest taka, że rządzisz

swoją rodziną tak samo, jak zarządzasz swoim imperium finansowym. A teraz ci się wydaje,

że w taki sam sposób będziesz rządził żoną!

- Annie, chyba trochę przesadziłaś.

Odwróciła się i wymierzyła palcem prosto w jego pierś.

- Twój problem jest bardziej złożony, niż myślałam.

- Pamiętam, że mówiłaś coś o mojej niekomunikatywności.

- To wykracza poza niemożność porozumiewania się.

92

background image

- Już to przerabialiśmy. Mam rację? - zapytał uprzejmie.

- Wykonałam bardziej szczegółową analizę. - Uniosła hardo podbródek.

- Rozumiem.

- A więc masz silną, naturalną tendencję do dominacji nad każdym i nad wszystkim w

twoim życiu. Prawdopodobnie wynika to z odpowiedzialności, jaka spadła na ciebie w

młodym wieku. Albo już taki się już urodziłeś. Masz osobowość, która nazywa się

przywódczą.

- Zapamiętam to sobie. - Zrobił krok w jej stronę, ale zatrzymał się, gdy pogroziła mu

palcem. - Jest coś jeszcze?

- Owszem, i to sporo. Pozwolono ci zostać tyranem. Nikt nie mógł ci się oprzeć.

Rodzina cię szanuje i podziwia, ale jeszcze bardziej się ciebie boi. Rozwinąłeś w sobie

dyktatorskie skłonności, bo nikt ci się nie przeciwstawił i nie nakreślił granicy. Ale ja się

ciebie nie boję, Oliverze.

- Cieszę się. - Zrobił ku niej następny krok podkradając się coraz bliżej z ogromną

cierpliwością.

- Teraz nastąpią tutaj pewne zmiany. - Cofnęła się o krok i zatrzymała.

- Tutaj?

- Tak. Przede wszystkim nie życzę sobie, żeby Bolt mnie szpiegował. Skóra mi

cierpnie. Pomyśl, jak byś się czuł, gdyby ktoś ciągle za tobą chodził.

- Dobrze - zgodził się po namyśle.

- Tak myślałam. - Spojrzała na niego ostrożnie. - Nie chcę, żeby się chował za

krzakami.

- Powiedziałem: dobrze.

- Naprawdę? - Annie była rozczarowana tym, że pierwsze zwycięstwo przyszło zbyt

łatwo. - Przyrzekasz, że nigdy już mu nie każesz mnie szpiegować?

- On cię nie szpieguje. Ma tylko na ciebie oko dla twojego dobra. Ale dobrze,

przyrzekam, że nigdy już nie każę mu tego robić. Dalsza dyskusja na ten temat nie wydaje mi

się konieczna. Rozumiem twój punkt widzenia.

Uśmiechnęła się do niego z aprobatą.

- To cudownie. Teraz wiem, że nie jesteś nieczuły. Jedynie nieco twardogłowy.

- Dziękuję.

- Od tej chwili zaczynamy mówić o wszystkich sprawach od razu, gdy dojrzeją do

przedyskutowania.

- Spróbuję. Jestem jednak trochę staroświecki. Będziesz dla mnie wyrozumiała?

93

background image

- Oczywiście, że będę - zapewniła go.

Była zachwycona - tak mu na niej zależy, że spróbuje się zmienić. Kobiecie trudno

zażądać więcej od mężczyzny. A może on się nawet we mnie zakochał, pomyślała pełna

szczęścia.

- Cieszę się, że sobie porozmawialiśmy - powiedział.

- Ja również. Rzecz w tym, że nie możesz iść przez życie manipulując i znęcając się

nad ludźmi, nawet dla ich dobra.

- Rozumiem.

- Musisz się nauczyć ufać innym, jeżeli chcesz, żeby oni zaufali tobie. Zaufanie rodzi

zaufanie. A podejrzenia rodzą nowe podejrzenia.

- Doceniam twoje przemyślenia w tej materii. - Oliver otworzył ramiona. - Czy

możemy wrócić do łóżka?

Annie natychmiast do niego podbiegła.

- Tak - wyszeptała mu w nagą pierś.

Wziął ją znowu na ręce i zaniósł do ukrytego w ciemnościach łoża.

94

background image

Rozdział dziewiąty

O

liver złapał równowagę i powoli, rozmyślnie obniżał ciało do pozycji jogi

nazywanej pługiem. Nie przerywając tej czynności przekręcił się na brzuch i wygiął grzbiet

do pozycji kobry. Mięśnie zwijały mu się i rozwijały bez trudności, wykonując każde

polecenie mózgu. W żyłach wibrowała mu energia.

Nie pamiętał już, kiedy czuł się tak doskonale jak dzisiaj. Zawsze cieszył się idealnym

zdrowiem, ale tego ranka miał doskonałe samopoczucie. Ćwiczenia jogi, które wykonywał

rutynowo codziennie, stały się dzisiaj zaskakująco łatwe. Przechodził od jednej trudnej

pozycji do drugiej bez najmniejszego wysiłku.

Annie należy do niego! Myśląc o tym z ogromną satysfakcją, wyciągnął ciało do

pozycji szerszenia. Ostatniej nocy została jego żoną w pełnym znaczeniu tego słowa.

Odpowiadała mu w każdym calu, jakby została wykonana na zamówienie.

Jego zdolności do samokontroli zostały dogłębnie przetestowane podczas długich

godzin z Annie w łóżku. Pragnął jej bardziej niż jakiejkolwiek innej kobiety. Wiedział jednak,

że dotychczas jego dominacja nad nią była bardzo słaba. Przyznawał sam przed sobą, że do

tej pory ich małżeństwo miało jedynie charakter tymczasowy.

Zamierzał związać ją ze sobą tak mocno, jak to tylko możliwe. Musiał tego dokonać

powoli, bardzo powoli, ale zdecydowanie. Seks był nieocenionym środkiem do tego celu.

Dążąc do tak istotnego celu, Oliver był zdolny poświęcić swoje własne potrzeby.

Wyłaził ze skóry, żeby pierwsze zbliżenia z Annie wypadły na tyle dobrze, by przesłonić jej

inne, które mogła kiedyś przeżywać. Z zadowoleniem stwierdził, że nie mogła mieć tych

doświadczeń zbyt wiele. Obserwując jej pierwszy orgazm doszedł do wniosku, że żona ma w

tym względzie niewielką praktykę.

Nie dziwiło go to. Usiadł powoli i założył lewą nogę na prawą. Gdy Annie mu się

oddawała, robiła to bez opamiętania; to pierwsza nauka, którą wyniósł z tej nocy. Wiedział,

że skonsumowanie małżeństwa stanowiło dla Annie niemałe ryzyko. A jednak się

zdecydowała, co dowodziło, że jest do niego coraz bardziej przywiązana.

Przekręcił się do nowej pozycji czując, jak naciągają mu się mięśnie od ramion aż do

ud. Wciąż rozpamiętywał minioną noc, która przyniosła mu tak wiele - osiągnął zamierzony

cel. Wielokrotnie doprowadził żonę na szczyty uniesienia i pozwalał jej na odlot. Była

95

background image

czarownym instrumentem, a on grał na niej jak doskonały wirtuoz. Opowiedziała mu o

swoich rozkoszach tysiącami cichych okrzyków i westchnień. Był pewien, że zadowolił ją w

zupełności.

Zmienił pozycję rozciągającą mięśnie na relaksującą. Z niepokojem zauważył, że

dzisiaj nie przywiązuje należytej wagi do wykonywanych ćwiczeń. Trenował przez wiele lat i

wszystko mógł wykonywać automatycznie, ale przecież nie o to chodziło. Należało się skupić

i skoncentrować umysł i ciało na każdym ruchu. Dopiero to kształtowało samokontrolę.

Oliver z przygnębieniem stwierdził, że w ogóle nie jest skoncentrowany. Ciało

wykonywało wszystkie ruchy, ale umysł ciągle był zajęty gorącymi wspomnieniami ostatniej

nocy. W rezultacie kończył serię ćwiczeń tak mocno podniecony, jak w nocy, kiedy się

obudził z tego powodu.

Spojrzał na wygniecioną pościel. Annie zdrowo spała, rozciągnięta jak długa. Twarz

miała odwróconą, ale widział krople potu na ponętnych krągłościach ramion i bioder poniżej

czarno-złotej kołdry. W świetle poranka jej włosy tworzyły na poduszce falującą aureolę.

Na pewno zapamięta tę noc. Tak samo jak on.

Poczuł przypływ pożądania tak gorący i świeży jak w nocy. Nie pragnął nic więcej,

jak tylko wrócić do łóżka i przycisnąć do siebie to gorące i miękkie ciało. Pragnienie, aby

znowu się pod nim rozpaliła, stało się nie do zniesienia.

Destrukcyjna siła pożądania wywołała w nim zdecydowaną chęć oporu. Nie należał do

ludzi zdających się na łaskę namiętności. Zwinął się więc w inną, skomplikowaną pozycję.

- Czy to nie boli?

Głos Annie go zaskoczył. Spojrzał na nią przez ramię. Odwróciła głowę na poduszce i

przyglądała mu się z zainteresowaniem. Twarz miała miękką i zaróżowioną od snu, a oczy

podkrążone.

- Nie - odpowiedział. - To nie boli.

- Wygląda, jakby bolało. - Oczy się jej rozszerzyły; nawet przez spodenki widać było,

że Oliver ma silną erekcję. - Nie jestem pewna, czy w tym stanie... powinieneś wykonywać

takie ćwiczenia. - Twarz jej pokrył silny rumieniec. - Myślę, że możesz sobie zrobić krzywdę.

- Jak dotąd nigdy nie miałem żadnej kontuzji. - Oliver przeszedł do kolejnej fazy

rozciągania, zdecydowany przywołać hormony do porządku.

- A właśnie, która godzina?

- Szósta.

- Dość wcześnie - mruknęła.

- Nie musisz wstawać. Jak skończę ćwiczenia, spędzę jeszcze trochę czasu w szklarni.

96

background image

- Nie ma sprawy. Zwykle wstaję o szóstej. - Odrzuciła pościel i opuściła gołe nogi na

podłogę. Oliver zauważył, że Annie wciąż ma na sobie jego koszulę. Owinęła się nią i wstała.

Wyglądała na trochę zażenowaną.

- Wezmę prysznic - powiedziała w końcu. - Pójdę do łazienki w moim pokoju.

- Dobrze - wymamrotał dławiąc w sobie nową falę pożądania. - Za godzinę zjemy

razem śniadanie.

Pomimo zdecydowanej samokontroli, podążył wzrokiem za zmysłowym kształtem jej

ud. Przypomniał sobie, jaka jest miękka w środku. Zmusił się do szybkiego przejścia do innej

pozycji, a ona wybiegła z pokoju. Utrzymywał najtrudniejszą pozycję tak długo, aż zaczął go

boleć każdy mięsień.

Wyprostował się powoli i podszedł do łóżka. Aura nocnych igraszek miłosnych nadal

unosiła się w powietrzu. Stał przez chwilę przypominając sobie gorące namiętności i drżące

spełnienia. Odwrócił się i zmusił do pójścia do łazienki pod zimny prysznic.

Pół godziny później, ubrany w świeżą koszulę i dżinsy, pomaszerował na dach.

Uczucie radości nadal go nie opuszczało.

Sprawdził szeregi czujników i przełączników na pulpicie sterowniczym i otworzył

drzwi szklarni. Na Olivera czekała jego prywatna dżungla podzwrotnikowa. Wziął do ręki

spryskiwacz i grabki. Przystąpił do pracy.

Sprawdzał delikatne krzyżówki paproci, gdy drzwi się otworzyły. Weszła Annie

niosąc na tacy dwie parujące filiżanki.

- Myślałam, że chcesz trochę kawy.

- Dziękuję. - Uśmiechnął się zadowolony z tego gestu. Podszedł do gęstwiny paproci,

przy których stała, i wziął filiżankę. Patrzył na żonę sącząc gorący napój. Podobał mu się

widok jej świeżo umytej twarzy i błyszczących włosów.

- Oliver, czy ty jesteś rozczarowany? - zapytała obserwując go badawczym wzrokiem.

- Rozczarowany? - Zaniemówił z wrażenia.

- Albo zdenerwowany. Albo zły. A może urażony?

- Oczywiście, że nie. Dlaczego pytasz?

- Zachowywałeś się rano trochę dziwacznie.

- Bardziej dziwacznie niż zazwyczaj? - zapytał łagodnie.

- Nie, nie uważam, że się zachowałeś niewłaściwie. - Mocno się zarumieniła.

- To ulga.

97

background image

- Nie ma w tym nic zabawnego. - Nachmurzyła się. - Przyznaję, że nie byłam do tej

pory zamężna, ale na ile się na tym znam, większość młodych mężów nie wyskakuje z łóżka

w takim stanie jak ty i nie ćwiczy jogi o szóstej rano.

- W jakim stanie?

- Wiesz, co mam na myśli. Byłeś trochę, nawet znacznie... no... pobudzony. Ale nie

interesował cię seks. Opanowałeś się i pomaszerowałeś do swoich paproci. Chciałabym po

prostu wiedzieć, czy jesteś czymś rozczarowany, czy coś w tym rodzaju.

- Dlaczego miałbym być rozczarowany? - Uśmiechnął się i wypił łyk kawy.

- Z powodu sprzeczki w nocy. - Popatrzyła na niego uważnie. - Myślałam, że poczułeś

się urażony albo rozgniewany moimi uwagami o konieczności zmian. Mówiłam, że się nie

zgodzę, by mnie szpiegowano, że musisz w końcu na kimś polegać.

Oliver z trudnością powstrzymał wybuch śmiechu. Intuicja podpowiedziała mu, że

Annie w tej chwili nie doceni humoru. Odstawił kawę na bok. Bez słowa wyjął jej filiżankę z

ręki i postawił obok swojej. Objął żonę, przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował. Trzymał

ją w objęciach, dopóki nie zaczęła lgnąć do niego z otwartymi ustami.

- Czy to uspokoi twoje obawy, jeżeli powiem, że wszystko, co powiedziałaś ostatniej

nocy, zostało dokumentnie zapomniane? - zapytał ją w końcu.

- Niezupełnie. - Odchyliła się niepewnie do tyłu. - Chciałam tylko, żebyś się nie

obrażał. Tylko tyle.

Jej poważna mina oczarowała go. Zastanawiał się, czy wszyscy młodzi mężowie

folgują sobie podobnie o wschodzie słońca.

- Nie martw się, kochanie. Nie czuję się obrażony.

- Cieszę się. - Patrzyła mu ciągle w oczy z wyraźnym przestrachem. - Ale to nie

znaczy, że zapomniałeś o wszystkim, o czym mówiliśmy?

- Nie. Chciałem powiedzieć, że ta rozmowa mnie nie zmartwiła. Nie obawiaj się. Nie

zapomnę żadnego słówka, jakie kiedykolwiek mi powiedziałaś. - Oliver dotknął ustami

czubka jej nosa. - A tak przy okazji... Kim jest niejaki Melvin Finch?

- Melvin? - Miała zakłopotaną minę. - Ach, Melvin!

- Bolt mi mówił, że dostałaś od niego prezent ślubny.

- Skąd Bolt wie o tym prezencie? - Zmarszczyła nos.

- Najwyraźniej zostawiłaś go w hallu na stoliku zeszłej nocy. Do paczki była przypięta

wizytówka.

98

background image

- Zgadza się. Miałam ci o tym powiedzieć, ale zapomniałam - stwierdziła swobodnie. -

Melvin to mój stary przyjaciel. Opuścił Seattle kilka lat temu, żeby grać w orkiestrze

symfonicznej na Środkowym Zachodzie. Cudownie gra na wiolonczeli.

- Jak się dowiedział o naszym ślubie?

- Ktoś musiał do niego zadzwonić. To przecież nie był sekret. Melvin i ja mieliśmy

wielu wspólnych przyjaciół w Seattle.

- Byliście sobie bliscy?

- Mówiłam ci, że byliśmy przyjaciółmi. Kiedy go poznałam, był księgowym w Seattle.

W wolnym czasie grywał na wiolonczeli. Od pierwszego spotkania zorientowałam się, że

nienawidzi księgowości. Chciał zrobić karierę jako muzyk.

- Dlaczego więc tego nie robił?

- Jego ojciec się nie zgadzał - powiedziała ze smutkiem. - Pan Finch senior żądał, by

Melvin trzymał się realnej pracy, zamiast próbować szczęścia w świecie muzyki. Namówiłam

jednak Melvina, żeby spróbował. Gdyby nic z tego nie wyszło, mógłby wrócić do swojej

księgowości.

- Namówiłaś go więc do nieposłuszeństwa wobec ojca i podążania za swoją gwiazdą?

- Oliver sztywniał, w miarę jak wyłaniający się obraz stawał się coraz wyraźniejszy.

- Niezupełnie. Problem był w tym, że on nie umiał się porozumieć z ojcem. Reagował

jak dziecko i wykonywał każdy jego rozkaz. Poradziłam mu, żeby porozmawiał z ojcem jak

mężczyzna z mężczyzną. To zadziałało. Pan Finch zaakceptował decyzję Melvina i nawet

życzył mu powodzenia.

- Pomogłaś więc Melvinowi odzyskać trochę władzy, a pierwszą rzeczą, której

dokonał, była ucieczka na Środkowy Zachód?

- To była pierwsza oferta pracy w orkiestrze symfonicznej - wyjaśniła ostrożnie

Annie.

- Dlaczego nie zabrał cię ze sobą?

- Jak powiedziałeś, podążał za swoją gwiazdą. - Wzruszyła ramionami.

- Brakuje ci go? - zapytał bardziej oschle, niż miał zamiar.

- Niespecjalnie. - Uśmiechnęła się do wspomnień. - Chyba zawsze będę go lubić. Jest

taki miły. Cudownie gra na wiolonczeli. Czy to nie wspaniałe z jego strony, że przysłał nam

płytę kompaktową?

- Dość zastanawiające. - Oliver próbował utrzymać w cuglach budzącą się zazdrość.

Oczywiście, nie było powodów do przejmowania się Melvinem Finchem. Annie nie

wykazywała objawów klejenia się do tego wiolonczelisty.

99

background image

- Ta szklarnia jest absolutnie cudowna – powiedziała rozpogodzona i rozejrzała się z

zainteresowaniem. - Nie miałam okazji obejrzeć jej całej tego wieczoru, kiedy mnie tutaj

przyprowadziłeś. Czy mógłbyś mi dzisiaj zorganizować pełne zwiedzanie?

- Naprawdę się tym interesujesz? - Jego myśli natychmiast zmieniły kierunek.

- To fascynujące. - Podeszła do tac z naczyniami przykrytymi szkłem. - Paprocie

uprawia się inaczej niż kwitnące rośliny, prawda?

- Całkiem inaczej. - Stanął obok Annie. - Rośliny kwitnące wyrastają z nasion.

Paprocie mają znacznie bardziej skomplikowany cykl życia.

- Jak je rozmnażasz?

Z dziwną radością odkrył, że ona istotnie jest bardzo zainteresowana.

- Gdy są gotowe, zbieram zarodniki spod dojrzałych liści. Zasiewam je postukując w

kartkę papieru do ośrodka rozrodczego w szklanych naczyniach.

- Tutaj wrzucasz zarodniki? - Zajrzała głębiej do naczyń.

- Nie. To jest jeszcze bardziej skomplikowane. Wszystkie czynności muszą być

wykonane w sterylnych warunkach. Nie pozwalam nikomu wejść do szklarni, kiedy sieję

zarodniki.

- Jak one wyglądają?

- Zarodniki? Są bardzo maleńkie. Pokażę ci. - Otworzył malutką kopertę z papieru,

zawierającą coś w rodzaju rdzawobrązowego pyłku, i wysypał zawartość na kartkę. - Te są z

gatunku Woodwardia fimbriata, częściej znane pod nazwą paproci wielkołańcuchowej.

- A potem, jak już są w tych szklanych naczyniach, co się z nimi dzieje?

- Kiedy zarodniki kiełkują, przyjmują postać nazywaną prothallia.

- Niemowlę paproci?

- Niezupełnie. - Podniósł jedno z naczyń i pokazał jej maleńkie zielone organizmy. -

To są prothallia. Muszą być utrzymywane w wilgoci, żeby doszło do zapylenia. W wyniku

tego procesu powstają w końcu młode paprocie.

Podszedł do kolejnej półki i pokazał jej tace z rosnącymi krzyżówkami. Annie

kroczyła tuż za nim z nie kończącymi się pytaniami.

Żadne z nich nie zauważyło, że pora śniadania minęła już godzinę temu.

O

godzinie jedenastej przed południem Oliver zdjął okulary i położył je na biurku

Daniela obok raportu, którego treść właśnie przestudiował. Nacisnął guzik interkomu.

- Pani Jameson, proszę poprosić do mnie Barry'ego Corka.

100

background image

- Tak, proszę pana.

Oliver wstał zza biurka i podszedł do okna pocierając leniwie kark. Wyglądało na to,

że powinien złożyć osobistą wizytę jednemu z głównych dostawców Daniela. Oznaczało to

wycieczkę za miasto. Nie podobało mu się to, ponieważ musiałby opuścić Annie na jedną

noc. Niezbyt przyjemna myśl.

Przyglądał się widokom za oknem. Główna siedziba Lyncroft Unlimited zajmowała

rozległą gmatwaninę dwupiętrowych budynków przemysłowych w południowej części

Seattle. Firma tak szybko się rozrastała, że Daniel nie był w stanie znaleźć odpowiednich

pomieszczeń.

Z okna było widać zakręt ulicy Kingdome. Trochę dalej znajdował się Pioneer Square,

gdzie pracowała Annie. Oliver uśmiechnął się do siebie.

Rozmyślania przerwało mu pukanie do drzwi.

- Proszę! - Odwrócił głowę.

Do środka wszedł Barry Cork ze zmartwioną i lekko przestraszoną miną. Oliver był

przyzwyczajony do takiego wyrazu twarzy. Tak się zachowywała większość ludzi, z którymi

pracował.

- Pan mnie wzywał, panie Rain? - Barry przyjął postawę pełną szacunku.

Oliver ponownie spojrzał w okno.

- Są jakieś trudności z firmą Featly & Moss?

- Jak wyjaśniłem w moim sprawozdaniu, nie zgodzili się utrzymać Lyncroft jako

priorytetowego klienta, gdy zabrakło Daniela. Próbowałem z nimi rozmawiać. To znaczy,

byłem u nich wtedy, gdy pan i Annie braliście ślub. Są pod naciskiem innych klientów.

- Myślą więc, że Lyncroft naciskać nie będzie, więc po co mają się spieszyć z

dostawami dla nas, tak?

- Właśnie tak. Wydaje mi się, że tak. - Barry zawahał się. - Bez urazy, panie Rain, ale

firma Featly & Moss mieści się w Kalifornii.

- A więc?

- A więc... no... oni nie znają pańskiej pozycji tutaj, tak jak dostawcy z Północnego

Zachodu.

- Innymi słowy, nie mają powodów przypuszczać, że Lyncroft przeżyje zniknięcie

Daniela. - Oliver pokiwał głową.

- Myślę, że w tym rzecz.

- Potrzebujemy ich dostaw, i to według stabilnego harmonogramu. Wygląda na to, że

muszę tam pojechać i sam z nimi porozmawiać. - Odwrócił się do Barry'ego, świadomie

101

background image

usuwając wszelkie emocje z twarzy. - Proszę mi dostarczyć wszystkie materiały na temat

Williama Featly'ego i Harveya Mossa.

- Pan mówi o ich firmie? - Barry zmieszał się.

- Nie, Cork. - Rain odpowiedział z niecierpliwością, której wcale nie odczuwał. - O

tych dwóch facetach, którzy są jej właścicielami.

- Ma pan na myśli sprawy osobiste?

- Właśnie. Chcę wiedzieć, kiedy chodzili do szkoły, gdzie pracowali, czy piją, czy

uprawiają hazard. Takie zwykłe rzeczy.

- Rozumiem. - Barry poprawił krawat i odchrząknął. - Sęk w tym, że nie mamy takich

informacji o tych facetach. Spotkałem się z nimi. Wygląda na to, że są w porządku.

Oliver popatrzył na niego chłodno.

- Czyżby Daniel nie przechowywał kartotek osób, z którymi miał do czynienia?

- Żadnych kartotek osobistych. - Barry sprawiał wrażenie osłupiałego. - Po co miałby

to robić? Posiadamy wystarczająco wiele informacji finansowych, ale nie takich, które

dotyczą spraw osobistych. Wydaje mi się, że Featly jest żonaty, jeżeli to się do czegoś przyda.

- Niewiele. - Oliver był poirytowany. Daniel pracował z nim wystarczająco długo, by

wiedzieć, jak cenne są informacje o przeszłości ludzi, z którymi prowadzi się interesy.

- Nie wiem, w czym mogę jeszcze panu pomóc. - Cork poprawił okulary na nosie. -

Może wykonam kilka telefonów?

- W porządku, sam się tym zajmę. - Rain wrócił do biurka i usiadł. - Niech się pan

skontaktuje z Featlym i Mossem i przekaże im, że polecę do nich w tym tygodniu.

Powiedzmy, we czwartek. Niech pani Jameson załatwi wszystkie sprawy związane z podróżą.

- Dobrze. - Barry wycofał się do drzwi. - Czy coś jeszcze, panie Rain?

- Nie. - Oliver wziął do ręki raport, który studiował wcześniej. Poczekał, aż zamkną

się drzwi za Barrym, odłożył opracowanie i chwycił za słuchawkę. Wykręcił numer swojego

apartamentu.

- Rezydencja pana Raina - odpowiedział Bolt mechanicznym głosem.

- Bolt, chciałbym, żebyś wyśledził, co ci się uda, na temat duetu dostawców Daniela, o

nazwiskach Featly i Moss. Za chwilę wyślę ci faksem wszystko, co o nich mam. Nie ma tego

zbyt wiele. Trochę danych finansowych i sprawozdawczych. Z jakichś powodów Daniel nie

gromadził informacji personalnych o osobach tego typu.

- Tak, proszę pana.

102

background image

- Nie mam zbyt wiele czasu. Pojutrze wybieram się do Kalifornii na spotkanie z tymi

dwoma typami. Przygotuj wszystko, co zdążysz zebrać do momentu mojego odlotu.

Wręczysz mi to, kiedy mnie zawieziesz na lotnisko.

- Tak, proszę pana.

- Zamierzam tam spędzić tylko jedną noc. - Zamilkł na chwilę. - Postaraj się nie

wojować z panią Rain podczas mojej nieobecności.

- Rozumiem. - Jeżeli Bolt zauważył jakikolwiek przytyk w tej uwadze, ukrył to

znakomicie.

Oliver odłożył słuchawkę i przez chwilę siedział bez ruchu zastanawiając się, jak

Annie będzie oczekiwać jego powrotu z podróży służbowej. Były to przyjemne myśli. Przez

ostatnie kilka lat, nawet wtedy, gdy osiągnął sukces finansowy, nie przeżył zbyt wielu

wydarzeń, które mógł wspominać z czysta przyjemnością. Od czasu spotkania Annie miał już

na co czekać. Poza obserwowaniem paproci.

A

nnie uważnie przyglądała się plakatowi muzeum nad biurkiem Valerie.

Przedstawiał fotografię dzikiego bożka o kocich rysach, wyrzeźbionego w złocie. W poprzek

plakatu umieszczono grubymi literami napis: „Złoty Jaguar. Przegląd prekolumbijskiej sztuki

złotniczej”.

- Imponujący - powiedziała Annie podziwiając plakat. - Nie miałabym nic przeciwko

temu, żeby wisiał w moim sklepie.

- Wątpię, żeby któregoś z klientów było stać na coś takiego - odpowiedziała oschle

Valerie. - Ten przedmiot jest praktycznie bezcenny.

- Rzeźba jest wykonana z wielkim smakiem i wyrafinowaniem. Ile ma lat?

- To jaguar z kultury Chavin. Około osiemset lat przed naszą erą. Masz rację. Rzeźba

jest bardzo wyrafinowana. Przerasta wszystko, co w tym czasie wykonano w Europie.

Prekolumbijscy złotnicy byli absolutnymi mistrzami.

- Nie wiedziałam, że pracowali w złocie.

- To nie budzi wątpliwości - dodała Valerie. - Aztekowie nazywali złoto

ekskrementami bogów.

- To ci dopiero...

Valerie spojrzała na nią przelotnie.

103

background image

- Wystawa „Złoty Jaguar” może być imponująca - dodała grzecznie Annie. Rozglądała

się po pokoju zawalonym książkami i fotografiami, które leżały we wszystkich możliwych

miejscach.

Fotografie przedstawiały rzeźbione złote ornamenty, opaski na głowę, naczynia i

figurki. Wszystkie były kombinacją dzikości i wyrafinowania, czym przypominały złotego

jaguara z plakatu.

- Moją specjalnością jest sztuka prekolumbijska - powiedziała Valerie bawiąc się

ołówkiem. W jej oczach czaił się niepokój. - Wystawa ma być otwarta za niecałe dwa

tygodnie. Teraz przygotowują wernisaż.

- A kto na niego przyjdzie?

- Każdy, kto wpłacił powyżej tysiąca dolarów na rzecz muzeum Eckerta w ostatnim

roku.

- Ach, to ja odpadam. - Annie westchnęła i opadła na fotel.

- Oliver jest zaproszony - odrzekła Valerie z zazdrością. - W tym roku wniósł znaczną

wpłatę. Jako jego żona będziesz mile widziana. Ale nie zachłyśnij się z radości. On nigdy nie

bierze udziału w takich wydarzeniach.

- Zobaczymy - odpowiedziała Annie z wyraźnym optymizmem w głosie. Oliver

ostatnio stał się bardziej towarzyski. - O czym chciałaś ze mną pomówić, Valerie

Powiedziałam mojej asystentce, że wychodzę tylko na godzinę.

Valerie patrzyła przez chwilę w oczy Annie, ale szybko spuściła wzrok.

- Chciałam cię przeprosić za scenę kłótni z Oliverem, której byłaś świadkiem.

- Takie rzeczy zdarzają się nawet w najlepszej rodzinie - odpowiedziała Annie ze

współczuciem w głosie. - Ja również mam starszego brata.

Valerie zerknęła na nią z zaciekawieniem.

- Tak, słyszałam. Jesteś pewna, że twój brat żyje, chociaż nikt w to nie wierzy.

- Nieprawda. Jego narzeczona, Joanna, jest także przekonana, że on żyje.

- To muszą być dla ciebie ciężkie chwile. - Na twarzy Valerie odmalowało się

zrozumienie. - Wiem, jak bym się czuła, gdyby zaginął Oliver. Chociaż jest arogancki i nie do

wytrzymania, nie potrafię sobie wyobrazić świata bez niego.

- Bracia już tacy są. Przyzwyczajamy się do ich obecności.

- Wszyscy przywykliśmy do Olivera. Dla nas on jest od zawsze - powiedziała cicho

Valerie. - Nawet przed odejściem ojca zawsze zwracaliśmy się do niego. Oliver zajmował się

wszystkim. Rozumiesz, co mam na myśli? Po zniknięciu ojca został nam tylko on. Byliśmy

104

background image

od niego uzależnieni. Stał się niezastąpiony. - Rzuciła nagle ołówek na biurko. - Kocham go,

ale przysięgam na Boga, że czasami jest prawdziwym draniem!

- Wiem - odpowiedziała Annie uśmiechając się delikatnie.

- Od jak dawna go znasz?

- Wystarczająco długo, by wiedzieć, że na kilometr zalatuje od niego chęcią

dominacji. Wydaje mi się jednak, że można go tego oduczyć. W gruncie rzeczy to dobry

człowiek. Myślę, że z czasem obrobię ten surowy materiał.

- Czy ja dobrze słyszę? - Valerie posłała bratowej tak nieprzyjazne spojrzenie, że

Annie aż wstała z krzesła. - Co zamierzasz z nim zrobić? Chcesz go przekształcić w czułego,

słodkiego i kochanego pluszowego misia?

Annie zrobiła dobrą minę do złej gry.

- Nie powiedziałam, że dokonam cudów. Oliver przypomina mi tego złotego jaguara z

plakatu. Interesująca mieszanka dzikości i wyrafinowania. Ale zobaczę, co da się z nim

zrobić.

- Życzę powodzenia.

- Dziękuję.

- On jest bardzo dumny.

- Stara się nad sobą panować - wyjaśniła Annie. - Nietrudno zrozumieć, jak postępuje.

Ogromna siła woli oraz nieprawdopodobna samokontrola umożliwiła mu utrzymanie władzy i

odbudowanie fortuny Rainów.

- Zgadza się, ale to stworzyło wiele nowych problemów.

- Zdaję sobie z tego sprawę. - Annie z niecierpliwością spojrzała na zegarek.

- Wiem, że się spieszysz. - Valerie wróciła do biurka i usiadła. - Słuchaj, spróbuję się

streszczać. Poprosiłam cię tutaj, ponieważ chciałabym się dowiedzieć, czy Oliver mówił ci o

naszej sprzeczce.

- Dlaczego o to pytasz?

- Muszę wiedzieć, co on myśli. - Valerie zacisnęła pięści. - Muszę wiedzieć, czy

istnieje jakakolwiek możliwość zmuszenia go do wysłuchania moich racji. Czy coś

powiedział?

- Niewiele. - Annie starła się ostrożnie dobierać słowa. - Tylko to, że nie lubi

człowieka, z którym teraz chodzisz.

- On nawet nie zna Carsona - odrzekła ze ściśniętym gardłem. - Nigdy go nie spotkał.

Nienawidzi jego ojca z powodu wydarzeń sprzed wielu lat. Ta wrogość nie ma nic wspólnego

ze mną ani z Carsonem, ale Oliver nie może na to spojrzeć bezstronnie.

105

background image

- Rozumiem.

- Zawsze robiłam to, co mi polecił Oliver. - Uważnie przyglądała się Annie. -

Wszyscy tak postępowaliśmy. Trzeba uczciwie przyznać, że on bardzo często ma rację, lecz

w przypadku Carsona jest w błędzie.

- Gdzie spotkałaś tego chłopaka?

- Wykładał historię sztuki na uniwersytecie. Potem konsultowałam z nim kilka

wystaw. No i poznaliśmy się. Jego rodzina kultywuje tradycje wspierania sztuki. - Valerie

pukała fiołkoworóżowym paznokciem w biurko. - Państwo Shore będą gospodarzami

dorocznego benefisu na rzecz sztuki w piątek wieczorem.

- Wiem - przytaknęła Annie niezbyt pewna, czego się od niej oczekuje.

- Będę tam. - Valerie podniosła czoło. - Carson mnie zaprosił.

- Och... - Annie się skrzywiła.

- Masz rację - przyznała smętnie szwagierka. - Oliver będzie wściekły, kiedy się o tym

dowie.

- Może nie - powiedziała Annie poszukując jaśniejszej strony problemu. - Wydaje mi

się, że uczestnictwo w imprezach, na których zbiera się pieniądze dla muzeum, wchodzi

właściwie w zakres twoich obowiązków, prawda?

- To jeden z punktów widzenia, ale Oliver nigdy na to tak nie spojrzy. - W oczach

Valerie zabłysły łzy. - Dlaczego on jest taki dumny? Dlaczego nie da Carsonowi szansy?

- Chcesz, żebym pomówiła z nim w twojej sprawie?

- Mogłabyś?

- Mogę spróbować, ale obie wiemy, że niekoniecznie wyniknie z tego coś dobrego.

Sama powiedziałaś, że twój brat jest niemiłosiernie dumny.

- Mam wrażenie, że ciebie jednak wysłucha. Wydaje mi się, że on wykazuje wobec

ciebie... hmmm... pewien rodzaj pobłażliwości.

- Tak myślisz? - Annie wyraźnie ucieszyło to pochlebstwo.

Valerie przesłała jej kwaśny uśmiech.

- Przyjął tego dziwacznego lamparta z emaliowanej mozaiki, którego mu podarowałaś,

zgadza się?

P

o co lecisz do Kalifornii? - zapytała Annie Olivera, kiedy późną nocą zaniosła tacę z

herbatą do jego gabinetu.

106

background image

- Żeby się spotkać z głównymi dostawcami Daniela, z niejakim Featlym i Mossem.

Nie przywrócili priorytetu dla zaopatrzenia Lyncroft Unlimited po moim przejęciu

zarządzania firmą. - Oliver odsunął papiery na bok i zdjął okulary. - Mam zamiar ich

przekonać, by trzymali się ustalonych terminów dostaw, bo inaczej za trzy miesiące

znajdziemy się w tarapatach.

- Muszą być przekonani, że firma Lyncroft jest stracona niezależnie od faktu, czy ty

nią dowodzisz czy nie. - Annie usiadła naprzeciw męża i nalała herbaty do filiżanek.

- Cork mówił, że oni niewiele o mnie wiedzą. Nie mają powodów myśleć, że Lyncroft

jest w bezpiecznych rękach. - Oliver przyjął filiżankę.

- Myślisz, że ludzie w Kalifornii nie słyszeli o tobie? - Uśmiechnęła się. - To straszne.

Brwi Olivera uniosły się nieco do góry.

- Przekazuję ci pełny obraz tego, co zamierzam dokonać w Lyncroft. A propos, może

wiesz, czy Daniel trzymał jakiekolwiek akta poza biurem?

- Nic o tym nie wiem. - Zaskoczona popatrzyła na niego. - Dlaczego pytasz? Czy coś

zginęło?

- Nie ma akt personalnych Featly'ego i Mossa ani kogokolwiek innego.

- Akta personalne? Chodzi ci o dane osobiste? Jestem pewna, że musi ich być

mnóstwo. Lyncroft zatrudnia tuziny ludzi. Gdzieś muszą być ich akta personalne.

- Nie chodzi o akta pracowników. - Oliver napił się herbaty z wyraźnym

zadowoleniem. - Mówię o aktach z prywatnymi informacjami o ludziach, z którymi Daniel

prowadził interesy. Szczegóły dotyczące ich osobowości, kłopotów, przyzwyczajeń i tym

podobnych rzeczy.

- O czym, ty mówisz, do cholery? - Annie odstawiła filiżankę na tacę. - Daniel

prowadził firmę, a nie Centralną Agencje Wywiadowczą.

- Miałem nadzieję, że pracując u mnie nauczył się doceniać wartość utrzymywania

kartotek osobistych głównych dostawców i inwestorów.

- Daniel nie zgadzał się z poglądem, że nawiązanie zdrowej współpracy w biznesie

wymaga szpiegowania partnerów. - Annie oburzyła się na męża. - Chcesz mi powiedzieć, że

twoja skłonność do wtykania nosa w sprawy innych ludzi wykracza poza rodzinę?

- Nie wtykam nosa w cudze sprawy. - Oliver przełknął spory łyk herbaty. - Chcę być

poinformowany.

- To niewiarygodne! - Annie tupnęła nogą.

- Nieprawda. - Oczy Raina nabrały wyrazu nieugiętej nieustępliwości. - Nauczyłem

się wielu rzeczy podczas odbudowy zrujnowanego majątku po zniknięciu ojca.

107

background image

- Czy zawsze w każdej sprawie musisz obierać tak twardą linię postępowania?

- Wyszłaś za mnie dlatego, że potrafię uratować Lyncroft Unlimited - odpowiedział

spokojnie. - Pozwól mi się wywiązać z moich zobowiązań.

Annie zarumieniła się. Nie chciała się z nim sprzeczać tego wieczoru, a już najmniej o

to, z jakich przyczyn go poślubiła. Nie była to też stosowna pora na rozmowę o Valerie i

Carsonie. Być może w takich chwilach mądra żona zmienia temat rozmowy.

- Jak długo cię nie będzie? - zapytała cichutko.

- Jeżeli mi szczęście dopisze, to poza domem spędzę tylko jedną noc. Powinienem

wrócić w piątek.

- Dobrze.

- Będzie ci mnie brakować, Annie? - Patrzył na nią w milczeniu przez dłuższą chwilę.

- Tak - przyznała.

- To dobrze. Cieszę się.

Ale nie wyglądał jak człowiek szczęśliwy. W oczach miał błysk czegoś, co można

było nazwać arogancką satysfakcją.

T

o wszystko w sprawie Featly i Moss, jak dotąd. - Bolt prowadził limuzynę przez

zatłoczone ulice w kierunku lotniska z precyzją strzelca wyborowego przygotowującego się

do strzału. - W ich przeszłości nie ma nic szczególnego. Przynajmniej nic takiego, do czego

mógłbym dotrzeć w czterdzieści osiem godzin. Zwykła para drobnych przedsiębiorców,

utrzymująca się na niezłej stopie z dostaw części dla takich firm jak Lyncroft Unlimited.

- Jakieś inne firmy musiały ich przekonać, że Lyncroft nie jest już głównym graczem.

Featly i Moss zmienili listę swoich priorytetów - wydedukował Oliver przerzucając wydruk,

który wręczył mu Bolt. - W tych okolicznościach może uda mi się zmienić ich poglądy.

- Tak, proszę pana. - Bolt wcisnął limuzynę w niewiarygodnie wąską przestrzeń blisko

łańcuchów zawieszonych na krawężniku. - Jeszcze jedna sprawa.

- Tak?

Służący odwrócił się i położył rękę na oparciu fotela. Jego lustrzane okulary słoneczne

odbijały widok chodnika obok limuzyny.

- Nie znalazłem nic użytecznego w życiorysie Featly'ego i Mossa - powiedział - ale

mam coś dziwnego w sprawie ostatniej podróży Barry'ego Corka do Kalifornii.

Oliver włożył wydruk do aktówki.

- Mów.

108

background image

- Cork pojechał tam z zamiarem porozmawiania z Featlym i Mossem, prawda?

- Tak.

- Ustaliłem, że spędził z nimi jedynie godzinę.

- A pojechał na kilka dni. - Rain popatrzył w górę i zatrzasnął teczkę. - Gdzie on się

podziewał przez resztę czasu?

- Nie prześledziłem jego ruchów przez cały ten okres, ale ustaliłem, że spotkał się

przynajmniej z dwoma naszymi głównymi konkurentami.

- Niech cię diabli! - Oliver miał wrażenie, że brakujące ogniwo wskoczyło na swoje

miejsce.

- Ponadto te spotkania nie odbyły się w biurach tych firm - dodał Bolt - tylko w

pokoju hotelowym.

- Dziękuję ci. Potrafisz uczciwie zarobić na swoją wypłatę.

- Robię, co mogę. Czy chce pan, żebym rzucił okiem na panią Rain, dopóki będzie pan

poza miastem?

Oliver zawahał się.

- Nie - powiedział w końcu. - To nie będzie konieczne.

109

background image

Rozdział dziesiąty

A

rthur? Gdzie jesteś? Czy jest tu ktoś? - Annie zaglądała do wnętrza zatęchłej

księgarni Quigleya poszukując właściciela w wąskich przejściach, między ułożonymi po sam

sufit książkami.

- Tutaj wysoko, Annie! Zaraz zejdę.

Uniosła głowę i ujrzała Arthura na szczycie drabiny. Ostrożnie wciskał starą,

oprawioną w skórę książkę między inne tomy na półce.

- Szukam książki - powiedziała. - Przynajmniej wydaje mi się, że szukam.

- Jasne. Jakiej książki? - Arthur zaczął schodzić z drabiny. Był niskim, żylastym,

lekko łysiejącym mężczyzną o dobrych piwnych oczach. Miał na sobie brązowe sztruksowe

spodnie, wymięty sweter i przydeptane mokasyny.

- Nie wiem, czego dokładnie poszukuję - wyjaśniła Annie, gdy już zszedł z drabiny. -

Wiem tylko na jaki temat.

- To znaczy?

- Seks.

- Ty chcesz książkę o seksie?

Arthur błysnął oczami spoza okularów w rogowych oprawkach.

- Podręcznik, czy coś w tym rodzaju. - Zarumieniła się po uszy. - To znaczy, dla

mojego męża.

- Aha! - Arthur również poczerwieniał. - Dla twojego nowego męża... Zdaje się, że

został nim Oliver Rain?

- Właśnie. - Annie spojrzała ciekawie na półki z napisem „Zdrowie”. Sprawa okazała

się znacznie bardziej krępująca, niż przypuszczała. Ale Arthur jest dobrym przyjacielem.

Wszystko zrozumie.

- No tak. - Odchrząknął. - Czy chodzi o podręcznik podstawowy czy dla

zaawansowanych?

Annie wysłuchała pytania z wyraźnym dreszczem.

110

background image

- Dla zaawansowanych. On zna podstawy. Opanował też poziom średni. - Poczuła, że

coraz bardziej się czerwieni. - Tak naprawdę, to on wie o seksie niemało. Znacznie więcej ode

mnie. Problemem jest technika.

- Czy to problem zbyt wczesnego wytrysku? - Arthur starał się mówić współczująco.

- Skądże znowu - mruknęła. - Czasami chciałabym, żeby tak było. Tu chyba bardziej

chodzi o porozumienie.

- Aha! - Arthur kiwnął głową. - Porozumienie. A z czym konkretnie Oliver ma

trudności?

- Mój mąż jest bardzo apodyktyczny. Chce wszystkim rządzić. Chce wszystko

kontrolować, jeżeli rozumiesz, co mam na myśli.

- Wydaje mi się, że rozumiem - odpowiedział powoli.

- Ja chcę rządzić. Chcę mu pokazać, jak to jest, gdy człowiekiem ktoś manipuluje. -

Uśmiechnęła się do Arthura, jakby w podzięce za zrozumienie.

- Wydaje mi się, że mam coś odpowiedniego. - Poprowadził ją do półek z napisem

„Egzotyka”. Zatrzymał się przed rzędem starych książek i wyciągnął jedną z nich.

Annie odczytała tytuł wytłoczony na starej skórzanej okładce: „Trzy noce wśród

Amazonek”.

- Nie masz czegoś nowszego?

- Mam, ale żadna inna książka nie będzie dla ciebie bardziej pożyteczna niż ta.

- Dobrze. Spróbuję. - Spojrzała na niego. - Ile ci jestem winna?

- Potraktuj to jako prezent ślubny. - Uśmiechnął się.

- Masz ci los!

- Nie bądź dziwna, Annie. Jestem ci dłużny więcej, niż kiedykolwiek będę mógł

zwrócić. Gdyby nie ty, nigdy bym nie poślubił Elizabeth.

Wyraz wdzięczności w spojrzeniu Arthura trochę ją zakłopotał.

- A jak dziecko? - zapytała szybko, by zmienić temat rozmowy.

- Rośnie z dnia na dzień. Nie poznasz go, kiedy go zobaczysz.

- Wpadlibyście kiedyś z Elizabeth w odwiedziny.

- Na pewno skorzystamy z zaproszenia.

- Mam słonia, który zainteresuje twojego dzieciaka.

N

ie wiem, dlaczego mi się zdawało, że poczuję się lepiej, kiedy przyjadę do tego

domu na plaży - powiedziała Joanna.

111

background image

- Wszystkim to dobrze robi. Ja to rozumiem. - Annie wpatrywała się uważnie w krętą

drogę. Lekki zimowy deszcz przesłaniał widok plaży. - Zaraz będziemy na zakręcie, a

stamtąd już blisko do starej chatki ciotki Madeline.

- Kiedy zadzwoniłam, że chcę tutaj przyjechać, nie miałam zamiaru ciągnąć ciebie ze

sobą - powiedziała Joanna.

- Nie przejmuj się. Jedna noc na plaży dobrze nam zrobi. - Tak naprawdę Annie miała

nieszczególną ochotę na tę wyprawę. Podróż trwała co najmniej dwie godziny, a ona miała

mnóstwo zajęć w sklepie. Jednak Joanna była tak przybita i wystraszona, że nie mogła

pozwolić, by sama pojechała nad morze.

- To stres - zwierzyła się Joanna. Wytarła oczy chusteczką, którą trzymała w ręku już

od kilku godzin. - Czasami tak się boję. Wydaje mi się, że płaczę coraz częściej.

- Wiem, o czym mówisz. - Annie zauważyła zakręt i zmniejszyła szybkość. - Gdybym

pozwoliła sobie zbyt często myśleć o Danielu, też bym się przestraszyła. Próbuj się

koncentrować na innych sprawach.

- To cudowne, że ze mną pojechałaś.

- Nie ma sprawy. Oliver wyjechał na dwa dni. Ella może się zająć sklepem przez

resztę popołudnia. Spędzimy tutaj noc i wrócimy jutro rano. Będę w sklepie tuż po otwarciu.

Żaden problem.

- Nie byłam tutaj z Danielem od miesięcy. - Joanna oglądała naruszony zębem czasu

dom, który pojawił się za zakrętem. - Przyjeżdżał tu sam przed naszymi zaręczynami. Nie

chciałam się narzucać, bo zawsze pracował w tym domku.

- Daniel odwiedzał go, żeby w samotności rozwiązywać jakieś wyjątkowo trudne

problemy.

Annie zaparkowała czerwony sportowy samochód na podjeździe i przyglądała się

zabudowaniom poprzez strugi deszczu. Na chwilę oddała się wspomnieniom.

- Ciotka Madeline przywiozła nas tutaj po tym, jak rodzice zginęli w wypadku

samochodowym. Pokochaliśmy to miejsce.

- Wiem. Mówił mi, jak wiele dla was znaczy. Wiem, jak bardzo troszczyliście się o

ciotkę.

- Madeline była trochę ekscentryczna, ale kochała nas. Nigdy nie dała nam odczuć, że

jesteśmy dla niej ciężarem.

- Co to znaczy ekscentryczna?

112

background image

- Była artystką - wyjaśniła Annie. - I to całkiem niepospolitą artystką. Jej dzieła nieźle

się sprzedawały. Najważniejsza była dla niej sztuka i poświęcała jej mnóstwo czasu. Daniel i

ja nauczyliśmy się bawić sami, co chyba nie było złą lekcją życiową.

- Boże! Annie, co my zrobimy? - Joanna zalała się łzami.

- Zobaczymy. Jakoś to będzie. - Jej samej już niewiele brakowało, aby się załamać i

rozpłakać. Opanowała się i otworzyła drzwi samochodu.

Godzinę później obie siedziały przed wesoło trzaskającym ogniem. Annie poczuła się

znacznie lepiej. Nastrój Joanny również się poprawił. Przynajmniej przestała płakać.

- Z jakichś powodów czuję się tutaj bliżej niego - powiedziała Joanna przypatrując się

ciężkim drewnianym meblom, wyblakłym zasłonom i staremu dywanowi ze sznurka. - Cieszę

się, że tu przyjechałyśmy.

- Ja też. - Annie położyła nogę na zniszczonym drewnianym stoliku do kawy.

Zamknęła oczy czekając, aż atmosfera domu przeniknie ją głęboko.

W wyobraźni pojawiały się obrazy Daniela: Daniel uczy ją gry w pokera; uczy

prowadzić samochód, gdy już skończyła piętnaście lat; pociesza ją, kiedy porzucił ją pierwszy

chłopak. Uśmiechnęła się do tego ostatniego wspomnienia. Później dowiedziała się, że

wyzwał tego chłopaka na pojedynek na pięści za to, że unieszczęśliwił Annie.

- On nie umarł - powiedziała Joanna dotykając brzucha.

- Nie. - Annie z upływem dni była coraz bardziej przekonana, że brat żyje.

Wiedziałaby, gdyby odszedł na zawsze.

- Powiedz mi prawdę, Annie. - Joanna podwinęła pod siebie jedną nogę i wtuliła się w

kąt wyblakłej sofy.

- O czym?

- O tobie i o Rainie. Twoje małżeństwo z rozsądku nie przebiega tak jak zaplanowałaś,

prawda?

- Jesteś bardzo spostrzegawcza. Rzeczywiście wyszło trochę inaczej.

- Zakochałaś się w nim?

- Tak.

- Obawiałam się tego. Wiedziałam od samego początku, że między wami coś jest.

Widziałam, jak Rain patrzył na ciebie wtedy na naszym przyjęciu zaręczynowym. Wyglądało

to tak, jakby wielki kot skradał się do motylka.

- Mój Boże! - Annie spojrzała na nią ze zdziwieniem. - Cóż za dziwny sposób

wysławiania się!

- To prawda. - Wzruszyła ramionami. - Ty również czułaś jego obecność na sali?

113

background image

- Tak, dobrze, jestem winna.

- No, dobrze. Teraz wiemy, co ci podszepnęło tę chorą myśl małżeństwa z

wyrachowania. Prymitywna żądza.

- Jestem obrażona! To była niewiarygodnie przenikliwa decyzja, która nie miała nic

wspólnego z tym, że zaczął mi się podobać.

- Jeżeli tak mówisz, to przyznaję, że nie potrafię sobie wyobrazić was dwojga razem.

Jesteście tak od siebie różni.

- Nie pytasz mnie, jaki on jest w łóżku? - mruknęła Annie.

- Nie interesuje mnie to. Powiedz mi tylko jedno.

- Co takiego?

- Czy stosuje jakieś dziwactwa? Może jedwabne bicze, pióra czy małe złote kulki?

- Joanno!

- Nie możesz mnie winić, że płonę z ciekawości. - Uśmiechnęła się. - Ten człowiek

ma opinię dziwaka. Czy jest nim naprawdę?

- Żadnych batów, piór czy małych kulek.

- Aha! To ci dopiero rozczarowanie! Byłam pewna, że masz w zanadrzu coś

interesującego i egzotycznego.

- Paprocie - powiedziała cicho Annie, przypominając sobie entuzjazm Olivera tego

poranka, gdy wyjaśniał jej tajemnice rozmnażania się paproci. - Jest doskonały w hodowli

paproci.

Dźwięk telefonu na końcu stołu przerwał im rozmowę. Annie podskoczyła.

- Nikt przecież nie wie, że tu przyjechałyśmy - powiedziała Joanna gapiąc się na

aparat.

- Halo? - Annie podniosła słuchawkę

- Dobry wieczór, Annie. - Głos Olivera był doskonale spokojny. - Nie wiedziałem, że

planujesz wyjazd z miasta podczas mojej nieobecności.

- Cześć, Oliver. - Annie ciężko usiadła na sofie. - Zakładam, że ten numer dostałeś od

Bolta?

- Mówił mi, że zostawiłaś notatkę na stole kuchennym. - Nastąpiła trudna do

zniesienia przerwa. - Bardzo skąpą notatkę.

- Nie ma sensu pisać do Bolta długich listów. Nie porozumiewamy się ze sobą zbyt

swobodnie. - Z radością odnotowała, że czuje się wspaniale słuchając Olivera. Zachowywał

się jak prawdziwy mąż dzwoniąc do niej bezpośrednio po wyjeździe. Świadomość, że

pofatygował się do telefonu, wywołała w niej uczucie ciepła i bezpieczeństwa.

114

background image

- Bolt mi powiedział, że jesteś w domku na wybrzeżu.

- Tak. To stary dom ciotki Madeline. Odziedziczyliśmy go wspólnie z Danielem.

- Jesteś tam razem z Joanną? - Usłyszała po upływie następnej krótkiej przerwy.

- Ach... - Zerknęła na Joannę. - Przyjechałyśmy przed chwilą.

- Tak nagle postanowiłyście wyjechać?

- Pewnie, że tak. - Przebieg rozmowy zaczął niepokoić Annie. - Joanna czuła się

załamana i chciała tutaj przyjechać. Postanowiłam jej towarzyszyć. Wrócimy jutro rano.

- No tak.

- Czy coś jest nie w porządku?

- Nie, nic.

- Jesteś pewny? - W jego głosie usłyszała niepokojącą nutę. Nagle zaświtała jej pewna

myśl. Ogarnęła ją wściekłość, która w ułamku sekundy odepchnęła w kąt małżeńskie ciepło. -

Dobry Boże! Nic nie mów. Daj mi zgadnąć! Nie jesteś całkowicie pewien, czy rzeczywiście

jestem tu z Joanną. To chyba sprawka Bolta. Doniósł ci, że przyjechałam tutaj, żeby

uczestniczyć w dzikiej orgii?

- Annie...

- Wystarczy! Natychmiast po powrocie do domu porozmawiam z nim poważnie. I

ostrzegam cię, że jeżeli Bolt nie zmieni swojego postępowania, wywalę go z pracy!

- Wyrzucisz go? To interesujące.

- Tak zrobię! Nie pozwolę, żeby składał ci stronnicze meldunki na temat moich

posunięć.

- Nie otrzymałem żadnego stronniczego meldunku - powiedział Oliver. - Tylko

dokładne fakty. To jedyny typ meldunków, jakie mi Bolt przygotowuje.

- Ale nie należy wierzyć robotom. Wszystkie roboty w głębi duszy chcą zostać

ludźmi.

- Annie, uspokój się!

- Nie, nie uspokoję się! Jestem rozczarowana! Olewam to, czy chcesz znać prawdę!

Dzwonisz tutaj, żeby mnie sprawdzić, prawda?

- Dzwonię, żeby z tobą porozmawiać - rzekł chłodno. - Czy to takie dziwne?

- Nie wiem. Z tobą czasami trudno określić, co jest normalne, a co nie. - Zacisnęła

kurczowo palce na słuchawce. - Czy chcesz porozmawiać z Joanną? To będzie przynajmniej

dowód, że nie jestem tutaj z mężczyzną.

- Nie. - Zawahał się. - Nie chcę z nią rozmawiać.

Jednakże ta krótka chwila wahania wystarczyła, by wprawić Annie we wściekłość.

115

background image

- Myślałeś o tym, zanim mi odpowiedziałeś? Zgadza się? Przyznaj mi rację! Chcesz

konkretnego dowodu, że to właśnie ona jest tutaj ze mną!

- Annie, czy mogłabyś się uspokoić?

- Nie! - Podniosła słuchawkę w stronę Joanny. - Powiedz coś do niego.

Joanna podniosła oczy do nieba i wzięła słuchawkę do ręki.

- Halo, Oliverze - odezwała się zatroskana. - Mam nadzieję, że miałeś dobrą podróż.

Nasza wycieczka staje się dość dziwna.

Annie ponownie złapała za słuchawkę.

- Słyszałeś ją? Słyszałeś?

- Tak, Annie. Słyszałem.

- To oczywiście jeszcze niczego nie dowodzi - kontynuowała zawzięcie. - Mogłyśmy

przywieźć ze sobą cały samochód młodych ogierów.

- Nie mam wątpliwości, że jesteście same - odpowiedział.

- Cudownie! - krzyknęła ciągle nie usatysfakcjonowana. - Wydaje mi się, że

dokonaliśmy postępu. A teraz powiedz, jak ci minęła podróż?

- Myślałem, że nigdy o to nie spytasz.

- Udało ci się coś załatwić z Featlym i Mossem?

- Chyba tak. - Oliver zamilkł na chwilę. - Byli zaskoczeni, że Lyncroft nadal realizuje

plany Daniela w zakresie rozwoju nowej linii produktów.

- Dlaczego ich to zdziwiło?

- Najwidoczniej spowodowały to plotki, że główni rywale Lyncroft Unlimited

dokonali znacznego postępu w rozwoju tej technologii. Zamierzają pobić Lyncroft rzucając

na rynek własną serię produktów bezprzewodowych.

- To niemożliwe - oświadczyła. - Lyncroft znacznie wyprzedził wszystkie inne firmy.

Daniel sam mi o tym mówił.

- Sytuacja się zmieniła. Lyncroft jest dalej na czele, ale konkurencja jest tuż za nim.

To właśnie konkurenci chcieli odciąć dostawy od Featly'ego i Mossa.

- A więc to oni uzyskali priorytet dostaw tych części, które są nam potrzebne. Oliver,

musisz ich powstrzymać.

- Chyba mi się to uda - powiedział z chłodną pewnością siebie, co oznaczało, że już

tego dokonał. - Przynajmniej przez najbliższe sześć miesięcy Lyncroft ma zagwarantowane

dostawy zgodnie z planami, ale nadal pozostaje nam inny problem.

- Co takiego?

Oliver tym razem pozwolił sobie na dłuższą wymowną ciszę.

116

background image

- Pozostaje pytanie, w jaki sposób rywale Lyncrofta potrafili się zbliżyć do rozwiązań

Daniela.

- Może oni również znaleźli jakieś nowe rozwiązania techniczne?

- A być może mieli jakąś pomoc.

- Coś ty powiedział? - Annie tak gwałtownie usiadła, że uderzyła piętami w podłogę. -

O czym ty mówisz? Chodzi ci o przecieki?

- To się nazywa szpiegostwo przemysłowe.

- Mój Boże! - jęknęła. - Co teraz zrobimy?

- Zablokujemy to - odpowiedział. - Porozmawiamy po moim powrocie.

- Będziesz jutro w domu?

- Tak. Prawdopodobnie nie wcześniej niż późną nocą. Muszę się spotkać z kilkoma

ludźmi. Przypuszczam, że planujesz wcześniej wrócić do miasta?

- Nie bądź ironiczny, Oliverze. To do ciebie nie pasuje. Oczywiście, że będę w domu

przed tobą.

- W porządku. - Zamilkł na chwilę. - Pozdrów Joannę.

- A co z tymi młodymi ogierami?

- Powiedz im, niech spadają.

- Zrobię to. - Uśmiechnęła się. Widziała, jak Joanna przypatruje się jej z nie

ukrywanym rozbawieniem. - Dbaj o siebie, Oliverze.

- Dobrze.

- Brakuje mi ciebie.

- Naprawdę? - Spytał wyraźnie uradowanym głosem.

Annie z rozdrażnieniem zmarszczyła nos.

- Tak. A teraz wypadałoby, żebyś ty powiedział, że brakuje ci mnie.

- Brakuje, Annie. Dobranoc. Prowadź jutro ostrożnie w drodze do domu.

- Przyrzekam.

Trzymała słuchawkę przy uchu tak długo, aż usłyszała daleki trzask rozłączenia.

Wtedy westchnęła i odłożyła ją na widełki.

- On naprawdę myślał, że jesteś tutaj z jakimś mężczyzną?

- Nie wiem. - Annie oparła głowę o poduszki sofy. - Oliver jakoś nie wpadł na

pomysł, żeby po prostu wierzyć ludziom.

- Nawet żonie?

- Nawet. - Zacisnęła zęby. - Szczególnie żonie, która wyszła za niego ze względu na

interesy.

117

background image

- Rozumiem problem. Wyszłaś przecież za niego z wyrachowania.

- Tak, ale zaczęłam z nim sypiać z innych powodów. Mam nadzieję, że on to rozumie.

- Niewielka różnica - mruknęła Joanna.

- Nie - powiedziała Annie zdenerwowana - to jest zasadnicza różnica.

- Wydaje mi się, że masz równie wielkie trudności jak Oliver.

- O czym ty mówisz?

- Powinnaś sama siebie zapytać, dlaczego on się zgodził zmienić warunki waszego

małżeństwa. Pytanie nie brzmi, dlaczego ty z nim sypiasz. Znam na nie odpowiedź. Po prostu

wpadłaś po same uszy.

- A więc jak brzmi pytanie?

- Dlaczego on z tobą sypia? - zapytała cicho.

Dwie godziny później Annie leżała w łóżku nie mogąc zmrużyć oka. Odpowiedź była

prosta i oczywista. Sam Oliver ją podał. Sypiał z nią, ponieważ go pociąga. Prosta sprawa.

Jednakże Oliver nie należał do takich, którzy działają powodowani chęcią

zaspokojenia żądzy. Wykształcił zbyt silny mechanizm samokontroli, by pozwolić sobie na

poddawanie się tak pospolitym wpływom jak hormony. Westchnęła. Miała dowody z

pierwszej ręki, że mąż jest namiętny, ale całkowicie kontroluje tę stronę swojej natury.

Namiętność trzymał w ryzach, tak jak całą resztę.

Dlaczego więc z nią sypiał? Nie mogła stłumić niepewności. Wiedziała, że jej pożąda,

ale musiała stawić czoło faktom: nie uprawiał z nią seksu tylko z tego powodu.

Cokolwiek robił Oliver, miał w tym swój cel - co do tego nikt nie miał wątpliwości.

Annie wiedziała, że nie zaśnie, dopóki podobne myśli będą się jej tłuc po głowie.

Odrzuciła kołdrę i wstała z łóżka. Ziewnęła i podreptała boso przez hall do kuchni, żeby napić

się wody.

Przechodząc przez maleńki pokój jadalny zauważyła ciemny kształt biurka w pobliżu

okna. Spojrzała na nie z zadumą. Daniel lubił przy nim siadywać jeszcze jako nastolatek,

kiedy rysował swoje dziwne, mądre maszyny o wyglądzie obiektów z kosmosu. Przy tym

biurku powstała większość jego wynalazków.

Podeszła do mebla i dotknęła zniszczonego blatu. Zawładnął nią dziwny nastrój.

Wspomnienia o Danielu, w połączeniu ze zmartwieniami dotyczącymi Olivera, wytworzyły

niepokój, którego nie umiała zwalczyć.

- Annie? - Joanna pojawiła się w drzwiach, ubrana w szlafrok z aksamitu. - Co robisz?

- Myślę - odpowiedziała kwaśno. - Nie wiem, czy powinnam o tym myśleć.

- O czym?

118

background image

- O tym, że Daniel spędzał przy tym biurku wiele czasu, gdy był jeszcze chłopcem.

Zawsze korzystał z niego, kiedy pracował nad rysunkami.

- Nigdy o tym nie wspominał - powiedziała cicho Joanna.

- Jego rysunki były wspaniałe. Z przyjemnością ci je pokażę. Poczekaj... może kilka z

nich jeszcze leży w którejś szufladzie. - Annie zaczęła otwierać kolejne szuflady. W drugiej

znalazła mały, płaski pakiecik.

- Rysunek?

- Nie. - Annie zadrżała wyciągając go z szuflady. - To jakaś dyskietka. Coś tu jest

napisane.

- Co? - Joanna podeszła bliżej, z wyraźnym zaciekawieniem w oczach.

Annie odczytała wiadomość. Nie mogła uwierzyć w jej treść: „Annie i Joanno! Jeżeli

to znajdziecie, zanieście do Olivera Raina. On będzie wiedział, co z tym zrobić”.

- O Jezu! - szepnęła Joanna. - Jak myślisz, co jest na tej dyskietce?

- Nie mam pojęcia. - Annie usiadła na najbliższym krześle. Puls walił jej jak młot.

Odczytując wielokrotnie napis na dyskietce, coraz bardziej marszczyła brwi.

- Myślę, że najlepiej postąpimy trzymając się dokładnie instrukcji Daniela. Przekaż

dyskietkę Oliverowi, jak tylko zjawi się w domu.

Joanna wsunęła dłonie w rękawy koszuli.

- Nie wiem jak ty, ale ja czuję dziwne mrowienie w krzyżu.

- Ja też. Nie przypuszczasz, że istnieje jakiś związek między tą dyskietką a

zniknięciem Daniela?

- Dlaczego miałby istnieć? - Niepewność w jej oczach świadczyła o tym, że Joanna

przeczuwa jakiś związek pomiędzy napisem na dyskietce a zniknięciem brata. - Co może

mieć wspólnego katastrofa lotnicza z jakąś dyskietką?

- Nie wiem. Chyba moja wyobraźnia oszalała. Zastanawiam się, czy mogłybyśmy

odczytać tę dyskietkę, zanim wróci Oliver.

- Wątpię - odpowiedziała Joanna. - Znając Daniela musiał ją zabezpieczyć, jeżeli

chciał, by odczytał ją tylko Oliver Rain. Cokolwiek się na niej znajduje, jest zabezpieczone

hasłem lub jakimś kodem.

- Masz rację - zgodziła się Annie. - Daniel był ekspertem w dziedzinie zabezpieczeń

elektronicznych. Wiedział wszystko o kluczach i hasłach. Podobnie jak Oliver.

- Mam nadzieję, że twój mąż nie przedłuży sobie pobytu w Kalifornii.

119

background image

D

yskietka tkwiła w torebce, gdy Annie wbiegła do „Sezamu” następnego dnia o

dziesiątej piętnaście.

Ella podskoczyła za ladą. Przemalowała sobie dzisiaj włosy na zielono.

- Nie wyglądasz ani na wypoczętą, ani odświeżoną, szefowo.

- A czego oczekujesz? Jechałam dwie godziny. Muszę wypić kawę. - Annie włożyła

torebkę do szuflady w kontuarze. - Czy wczoraj po południu wydarzyło się coś ciekawego?

- Nic. Nie licząc kolejnej wizyty Raphaeli. Panikuje w ostatnich chwilach

przygotowań do jej wielkiej nocy w rezydencji Shore'ów.

- Racja. Dziś ma się odbyć benefis, tak?

- Uhm! Wpadała wczoraj trzykrotnie, usiłując podjąć decyzję, co wziąć z naszego

sklepu. Zastanawia się nad parawanem ze scenami z dżungli albo nad karuzelą. Powinna tu

być lada chwila.

Frontowe drzwi sklepu otworzyły się z trzaskiem.

- O wilku mowa...

Raphaela, ubrana w czerwoną długa suknię i pantofle w tym samym kolorze,

majestatycznie wpłynęła do sklepu.

- Kochanie, wróciłam.

- Zdecydowałaś się, Raphaelo? - spytała Annie.

- Sprawi ci to przyjemność, jeśli powiem, że tak? Wezmę karuzelę. Już nie mam

wątpliwości. Będzie doskonałym kontrapunktem do tematu neo-deco, który rozwijam w

solarium.

- Jesteś pewna, że nie chcesz wziąć parawanu? - Annie rozejrzała się po sklepie

ogarniając wzrokiem wszystkie cudaczne obiekty.

- Nie, kochanie. Karuzela będzie doskonała. - Raphaela potwierdziła swój wybór z

wyraźnym zadowoleniem. - Przyślę tu po nią dziś po południu.

- Jak przebiegły prace projektowe? - zainteresowała się Annie.

- To będzie mój najważniejszy wieczór. Rezydencja Shore'ów zaprezentuje się

bajecznie. Chciałabym, żebyś to zobaczyła.

- Mała szansa. - Ella się uśmiechnęła. - Żeby się dostać na listę gości Shore'a, trzeba

podarować pięć albo dziesięć kawałków rocznie na twoją fundację wspierania sztuki.

- Jeśli chodzi o mnie, to dałam forsę na bank żywności i schronisko dla bezdomnych -

zauważyła Annie. - Wydaje mi się, że wspieranie sztuki to zabawa dla bogatych.

Raphaela wygięła pięknie wymodelowane ołówkiem brwi.

120

background image

- Mam dla pani dobrą wiadomość, pani Rain. Jesteś obecnie zaliczana do

najbogatszych obywatelek Seattle.

Annie poczuła ukłucie smutku. Nie było sensu wyjaśniać Raphaeli, że nie traktuje

jeszcze pozycji pani Rain jako stałej posady.

- Przypuszczam, że nigdy nie przywyknę do traktowania mnie jako małżonki Olivera -

mruknęła.

- Co ty wygadujesz! - Raphaela skierowała się do drzwi. - Ja bym się natychmiast

przyzwyczaiła do ślubu z taką fortuną! Z drugiej jednak strony uniemożliwiłoby mi to

skorzystanie z zaproszenia na benefis Shore'a. Każdy wie, że Paul Shore i Oliver Rain ze sobą

nie rozmawiają.

Za Raphaela zatrzasnęły się drzwi. Annie patrzyła, jak znika w ulicznym tłumie, i

myślała, co ludzie powiedzą widząc na benefisie Carsona Shore'a z Valerie Rain.

Oliver się wścieknie. Bez wątpienia potraktuje posunięcie siostry jako zdradę rodziny.

Dwie godziny później Ella była gotowa do wyjścia na lunch.

- Zobaczymy się za pół godziny.

- W porządku. - Annie poczekała, aż koleżanka zamknie drzwi, i dopiero wtedy

wyciągnęła torebkę z szuflady.

Cały ranek myślała o dyskietce. Jej wyobraźnia pracowała bez przerwy i tworzyła

coraz bardziej skomplikowane i mrożące krew w żyłach wytłumaczenia, dlaczego brat

zostawił to w szufladzie biurka.

Wyjęła dyskietkę z torebki i jeszcze raz przeczytała wiadomość „... zanieście do

Olivera Raina. On będzie wiedział, co zrobić”.

Coś ją tknęło, żeby ją schować gdzie indziej. W Seattle bardzo często kradną torebki.

Sama stoczyła krótki pojedynek ze złodziejem kieszonkowym kilka miesięcy temu. Zdołała

uratować torebkę, ale niewiele brakowało.

Rozejrzała się po sklepie. Jej wzrok padł na słonia z mozaiki. Pamiętała o maleńkim

schowku w jego podstawie. To było doskonałe miejsce. Dyskietka będzie bezpieczna przez

resztę dnia, a wieczorem zabierze ją do domu i odda Oliverowi.

Podeszła szybko do słonia, nacisnęła jeden ze szkarłatnych pazurów i tajna skrytka się

otworzyła. Dyskietka dokładnie do niej pasowała. Annie zamknęła drzwiczki i poczuła się

znacznie lepiej.

Przed siedemnastą odebrała telefon od projektanta, który pracował na jednym ze

strychów na Pioneer Square.

121

background image

- Czy mogłabyś wpaść i popatrzeć, Annie? Myślę, że potrzebny jest jakiś końcowy

akcent z twojego sklepu. Moja pracownia znajduje się o trzy przecznice od „Sezamu”. Będę

na ciebie czekał w korytarzu i zaprowadzę do pracowni.

- Dobrze. Będę za dziesięć minut. - Spojrzała na zegarek. Gdy odłożyła słuchawkę,

popatrzyła na Ellę.

- Powinnam wrócić za godzinę. Jeżeli mnie nie będzie, zamknij sklep.

- Dobrze, szefowo.

Planowana godzina bardzo się wydłużyła, gdyż rozmowę z projektantem przerwało

pojawienie się klienta, który mieszał się we wszystkie uzgodnienia. Gdy powróciła do

„Sezamu”, dochodziła już osiemnasta.

Natychmiast po wejściu do sklepu zauważyła, że coś jest nie tak. Od razu się

zorientowała, że brakuje słonia z mozaiki wraz z dyskietką. Żeby nie wpaść w histerię, kilka

razy głęboko odetchnęła. Kiedy już odzyskała władzę w palcach, wykręciła numer Elli. Nikt

nie odpowiadał. Trzasnęła słuchawką i próbowała przypomnieć sobie niektórych przyjaciół

asystentki. W zdenerwowaniu wykręcała bez przerwy jej numer domowy. Po piętnastu

minutach Ella wreszcie podniosła słuchawkę.

- Gdzie jest słoń!? - Annie nie powiedziała nawet „halo”.

- Słoń? Jaki słoń? Annie, czy coś się stało?

- Nie mogę znaleźć mojego słonia. Tego ze szkarłatnymi pazurami. Gdzie on jest?

- A... ten słoń. Zapomniałam zostawić kartkę. Raphaela go wzięła. Zdecydowała się w

ostatniej minucie. Nie użyje ani parawanu, ani karuzeli.

- Wzięła mojego słonia?!

- Tak. A co w tym złego?

- Och, mój Boże! - Annie rzuciła słuchawkę na widełki.

Jedno było pewne. Musi odnaleźć go jeszcze dziś wieczorem! A to oznacza pójście na

przyjęcie do Shore'a.

Rzuciła okiem na zegarek. Benefis wkrótce się rozpocznie, jeżeli już się nie zaczął.

Nie mogła się tam pojawić w swetrze i spodniach.

Próbowała zebrać myśli. Powinna wpaść do domu, wskoczyć w porządną kieckę i

popędzić do rezydencji Shore'ów nad jeziorem Washington. Na szczęście Raphaela zostawiła

jej adres.

Szybko zamknęła „Sezam”, modląc się, by Oliver nie przyjechał wcześniej niż późną

nocą. Nie uśmiechała się jej perspektywa tłumaczenia, dlaczego przekroczyła próg

odwiecznego wroga Rainów.

122

background image

Rozdział jedenasty

M

ówisz, że Annie nie ma w domu? - zapytał Oliver z tylnego siedzenia limuzyny.

- Tak powiedziałem. - Bolt znalazł lukę w ruchu ulicznym przed lotniskiem i

wprowadził w nią limuzynę. - Zostawiła notatkę na stole kuchennym.

- Drugą notatkę na stole kuchennym? - Rain spojrzał na złoty zegarek. Było już po

ósmej. Nie mógł się doczekać drinka i obiadu z Annie.

- Tak. - Bolt nie spuszczał wzroku z samochodów przed sobą.

- To zaczyna jej wchodzić w nałóg. - Oliver zebrał się w sobie, by nie okazać

rozczarowania. - I cóż jest w tej nowej notatce?

- Myślałem, że zechce pan przeczytać i wziąłem ją ze sobą. - Nie odrywając wzroku

od jezdni Bolt otworzył schowek na tablicy rozdzielczej. Sięgnął do środka i wyjął mały

skrawek papieru. Bez słowa podał go Oliverowi.

Rain rozłożył kartkę i z trudnością przeczytał bardzo niewyraźne pismo:

Witaj w domu, Oliver. Będę w domu niebawem. W pracy wydarzyło się coś

niespodziewanego. Opowiem ci, jak wrócę. Mam nadzieję, że dojechałeś szczęśliwie.

Kocham, Annie.

Przeczytał ostatnie słowa. „Kocham, Annie”. Ona chyba tak podpisuje wszystkie

swoje notatki i listy. Potem skupił się na samej wiadomości.

- Co ona ma na myśli pisząc o czymś niespodziewanym?

- Nie mam pojęcia, proszę pana.

Oliver podniósł słuchawkę i wykręcił numer sklepu Annie. Po siedmiu dzwonkach

zrozumiał, że nie będzie żadnej odpowiedzi. Odłożył telefon i popróbował przypomnieć sobie

nazwisko asystentki żony. Ella Cośtam. Ella Presswood.

Gdy połączył się z garsonierą Elli, zastał jej współlokatorkę.

- Jest jeszcze w Outer Limits - odpowiedziała wesoło dziewczyna.

- Co to jest?

123

background image

- Kawiarnia w okolicy Belltown. Dziś jest podwójny koncert. Dwa występy w cenie

jednego.

- Rozumiem. - Oliver musiał uzbroić się w cierpliwość. - Czy może pani dać mi

numer?

- Pewnie. Proszę polegać na współlokatorach.

Kilka minut później dodzwonił się do Outer Limits. Jakaś dobra dusza z drugiej strony

zaofiarowała się odnaleźć Ellę. Oliver przyłapał się na bębnieniu palcami po podłokietnikach.

Zmusił się do zachowania spokoju i czekał.

Po chwili w słuchawce odezwał się głos Elli.

- Ojejku! Tak, słucham?

- Mówi Oliver Rain.

- Nie zalewasz? Oliver Rain?

- Szukam Annie. Zostawiła mi kartkę, że coś się wydarzyło w sklepie, ale nie napisała,

o co chodzi. Jestem ciekawy, czy pani coś o tym wie, panno Presswood.

- Och, tak! Chyba pojechała za swoim słoniem.

- Za jakim słoniem? - zapytał bardzo grzecznie Oliver. Stłumił nagłą chęć zazgrzytania

zębami.

- Taki brzydki, ze szkarłatnymi pazurami. Ten sam, który usiłowała panu wtrynić jakiś

czas temu. Bardzo się zdenerwowała, że Raphaela w ostatniej chwili zmieniła zdanie i wzięła

słonia zamiast karuzeli.

- Kto to jest Raphaela i dokąd ona zabrała tego słonia? - zapytał i pomyślał, że to

wymaga większej cierpliwości niż rozmnażanie paproci.

- Raphaela jest projektantką wnętrz. Wzięła słonia do upiększenia dekoracji wnętrz

rezydencji Shore'ów na dzisiejszy benefis.

- Do Paula Shore'a? - Zrobiło mu się bardzo zimno.

- Tak. Raphaela przygotowuje ich dom na benefis, który ma się odbyć dziś wieczorem.

Dla niej to wielkie zlecenie. Okazja całego życia. „Sezam” zyska niezłą reklamę tylko

dlatego, że Raphaela użyła obiektu z naszego sklepu. Czy teraz pan rozumie?

- Chcesz powiedzieć, że ten przeklęty słoń znajduje się w domu Shore'a?

- Aha! Mam przeczucie, że Annie tam pojechała. Powiedziała, że musi znaleźć tego

słonia. Nie wiem, co zamierzała, ale była zdecydowana nawet wejść na benefis. Tyle że ona

nie może tak po prostu wyjść stamtąd ze słoniem pod pachą. Ludzie by pomyśleli, że go

ukradła, a Raphaela by zwariowała.

- Dziękuję - odpowiedział Oliver spokojnie. - Bardzo mi pani pomogła.

124

background image

- Hej! Lubię pomagać. Powinno to być moim zajęciem na cały etat. Do widzenia.

- Dobranoc. - Oliver bardzo ostrożnie odłożył słuchawkę.

- Bolt?

- Słucham?

- Zmieniłem zdanie. Nie jedziemy jeszcze do domu. Najpierw zatrzymamy się nad

jeziorem Washington.

- Jaki adres?

Rain podał mu dokładny adres. Miał go w pamięci, jakby był świeżo wyryty, chociaż

minęło tyle lat od jego ostatniej wizyty w tym domu.

Po zniknięciu ojca spotkał się z Shore'em tylko dwukrotnie. Podczas pierwszego

niezapomnianego spotkania prosił go o przełożenie terminu spłaty pożyczki, którą zaciągnął

Edward Rain. Shore odmówił. Od tej chwili ogień pierwszego upokorzenia bezustannie

dręczył Olivera.

Po raz kolejny Rain przybył do rezydencji nad jeziorem Washington, by zwrócić

pożyczkę. Spłacenie długu okazało się możliwe po sprzedaży domu ojca na wyspie Mercer i

bardzo ryzykownym zainwestowaniu każdego centa na rynku. Wspomnienie tego ryzyka

ciągle mroziło mu krew w żyłach.

Postawił cały majątek rodziny na swoją wiedzę botaniczną, próbując odgadnąć

najbliższe plony kilku najważniejszych upraw. Opłaciło mu się to. Zbiory okazały się lepsze,

niż przewidywali specjaliści. Oliver zarobił fortunę praktycznie w ciągu jednej nocy.

Był jednak całkiem świadomy ogromnego ryzyka, i nie podobało mu się to ani trochę.

Nigdy więcej nie zagrał na zmiennym rynku materiałowym. Nie lubił liczyć na przypadkowy

łut szczęścia. Preferował takie inwestycje, w których miał znaczną możliwość wpływania na

bieg wydarzeń.

Patrzył na kolorowe szyby i przypominał sobie wieczór, kiedy zaniósł czek do domu

Paula Shore'a. Zaskoczenie milionera podziałało na Olivera jak płachta na byka. Gdy Shore

poklepał go po ramieniu i powiedział, że może zostać większym przedsiębiorcą niż jego

ojciec, Raina niemal zalała krew. Na szczęście chłodne opanowanie go nie zawiodło. Oliver

zapanował nad wściekłością.

Odwrócił się bez słowa i pomaszerował do drzwi. Od tego czasu nigdy nie zamienił z

Shore'em ani jednego słowa.

Kiedy limuzyna podjechała przed elegancką rezydencję nad jeziorem Washington,

Rainem targała złość i głębokie, bolesne poczucie zdrady. Annie weszła do domu Paula

Shore'a. Zacisnął pięści. Jego żona znajduje się w domu śmiertelnego wroga.

125

background image

W

ejście na benefis nie było proste. Annie, ubrana w pierwszą lepszą czarną suknię

znalezioną w szafie, niemal nie zdołała sforsować młodego blondyna w smokingu, który

pilnował frontowych drzwi.

- Nie mam zaproszenia - wyjaśniała chyba po raz trzeci - ale zapewniam pana, że mam

poważny powód, by wejść do środka. Jeśli to konieczne, mogę wszystko wytłumaczyć

komukolwiek z domowników.

Młody człowiek o wyglądzie bezrobotnego modela zmarszczył tylko piękne brwi.

- Bardzo mi przykro, proszę pani - powiedział - ale obawiam się, że pani Shore jest w

tej chwili zajęta.

Annie stwierdziła, że nie ma już nic do stracenia.

- Powiedz uprzejmie swojej pani, że przy drzwiach frontowych czeka pani Rain, żona

Olivera Raina.

- Kto?

- Pani Rain.

Młody człowiek przejrzał kartkę.

- Obawiam się, że takiego nazwiska nie ma wśród zaproszonych gości.

- Wiem o tym. Usiłuję przecież powiedzieć...

- Annie! Co ty tutaj robisz?

Annie spojrzała za plecy terroryzującego ją męskiego modela i zobaczyła w drzwiach

Valerie w oszałamiająco wydekoltowanej srebrnej sukni wieczorowej. Przy niej stał

przystojny mężczyzna z czarnymi włosami i poważnymi oczami. Był ubrany w przepisową

czerń i biel.

- Cieszę się, że cię widzę, Val. - Annie ominęła blondyna w smokingu. - Słuchaj, czy

mogę z tobą porozmawiać przez sekundę? Muszę wejść do środka. Tam jest słoń...

- Słoń? - Valerie zaniemówiła ze zdziwienia. - To nieważne. Najpierw poznaj Carsona.

- Uśmiechnęła się niepewnie i wskazała mężczyznę o poważnych oczach, który stał obok niej.

- Carson, to jest żona mojego brata, Annie.

- Miło mi panią poznać. - Młody Shore ujął jej rękę i zdecydowanie uścisnął. - Proszę

do środka. Zaraz powiadomię rodziców. Jestem pewien, że będą zachwyceni.

- Dziękuję. - Annie pobiegła w górę po schodach. - Nie ma potrzeby nikogo

powiadamiać. Chcę tylko znaleźć mojego słonia.

126

background image

- O co chodzi? Jakiego słonia? - Valerie wpatrywała się w bratową ze zdziwieniem. -

Czy Oliver wie, że jesteś tutaj?

- To trudno wyjaśnić - odrzekła pani Rain - ale gdzieś tutaj jest słoń ze szkarłatnymi

pazurami. Pochodzi z mojego sklepu. Projektantka, która urządzała wnętrza pańskich

rodziców na dzisiejszy wieczór, wzięła go bez porozumienia ze mną. Włożyłam coś bardzo

ważnego do skrytki w podstawie figurki. A Oliver... nie, nie wie, że jestem tutaj.

- Pąsowe pazury, co? - Carson się uśmiechnął. - Chyba go widziałem w solarium.

- Co za ulga. - Annie posłała mu spojrzenie pełne wdzięczności. - Czy może mnie pan

tam zaprowadzić?

- Naturalnie. Proszę tędy. - Carson odwrócił się i zaczął torować drogę wśród tłumu

gości. - Ale proszę sobie nie wyobrażać, że wypuszczę panią bez przedstawienia moim

rodzicom. Mama by mnie udusiła, gdybym pani jej nie przedstawił.

Valerie strwożona popatrzyła na Annie.

- A co z Oliverem?

- A co ma być? O ile wiem, jeszcze nie wrócił z Kalifornii. Przedłużył pobyt.

Annie z ciekawością przyglądała się zatłoczonym salonom.

- Piękny dom.

Nie były to właściwe słowa. Dom Shore'a był pałacem w każdym calu. Pokoje

elegancko harmonizowały z wysokimi sufitami i nie kończącymi się, wypolerowanymi na

lustro parkietami. Długie rzędy przeszklonych drzwi ukazywały zapierającą dech w piersiach

panoramę jeziora.

- Ten dom jest własnością rodziny od czterech pokoleń - wyjaśniła cicho Valerie. -

Był wybudowany przez jego pradziadka.

- On i pradziadek Valerie byli wspólnikami w transporcie morskim - dodał Carson

przez ramię.

Annie spojrzała zaskoczona na szwagierkę.

- Nie wiedziałam, że powiązania między waszymi rodzinami sięgają aż tak dawnych

czasów.

- Rodziny Rainów i Shore'ów prowadziły wspólne interesy od lat - dodał. - Wrogość

jest nowej daty. Ja i Val mamy nadzieję to zakończyć.

- To nie będzie takie proste, jak się to Carsonowi wydaje. - Valerie zacisnęła usta. -

Nie zna mojego brata.

- Zobaczymy - odpowiedział.

127

background image

Chwilę później wszyscy troje znaleźli się w długim, białym pomieszczeniu

wypełnionym najróżniejszymi przedmiotami ze szkła. Annie od razu się zorientowała, że

Raphaela dobrze zrealizowała swój plan stworzenia świata fantazji. Kolorowe markizy i

wypchane ponad miarę wielkie poduszki stwarzały wrażenie bujnej, egzotycznej dekoracji.

Na środku pokoju szumiała fontanna z szampana, otoczona palmami z brązu.

Słoń stał spokojnie przy fontannie.

- Tutaj - powiedziała Annie z ulgą. Podeszła do emaliowanego zwierzęcia. Valerie i

Carson też się zatrzymali.

- Dlaczego ten słoń jest taki ważny? - zapytała Valerie.

Annie nachyliła się i nacisnęła jeden z pąsowych pazurów.

- To nie słoń jest ważny. Istotne jest coś, co w nim schowałam.

Skrytka szczęknęła i otworzyła się. Annie z ulgą ujrzała małą dyskietkę. Zabrała ją i

schowała do torebki.

- Wygląda na dyskietkę komputerową - zauważył Carson.

- Zgadza się. - Annie odpowiedziała z uśmiechem. - Teraz proszę sobie trzymać słonia

nawet i przez całą noc. Odzyskałam to, co chciałam. - Przerwała nagle zdając sobie sprawę,

że mówi zbyt głośno, mimo że było raczej gwarno.

Nagle cały tłum się uciszył i opanowało ją straszne przeczucie. Tak jak wszyscy w

solarium, spojrzała na wejście. Stał tam Oliver, ciemny Bóg Zemsty, ubrany w garnitur i

krawat.

Szybko odnalazł Annie wzrokiem. Ruszył do przodu, przechodząc przez tłum z zimną

obojętnością na wszystko, co się działo wokół niego. Gwar głosów podniósł się znowu do

normalnego poziomu, ale można było w nim wyczuć ciekawość i oczekiwanie.

- Jeżeli urządzi scenę, to umrę. - Twarz Valerie wyglądała jak z lodu. Usta miała

zaciśnięte w wąską kreskę, a oczy pełne strachu. - Przysięgam na Boga, że umrę.

- Uspokój się - powiedziała Annie. - Oliver nie będzie urządzał scen. Znalazł się tutaj

prawdopodobnie z mojego powodu. Wyjaśnię wszystko, i na tym będzie koniec.

- Straciłaś rozum - odrzekła Valerie. - Wszyscy za to zapłacimy, ale nie dbam o to. To

moje życie i mam zamiar je spędzić, jak uważam za stosowne.

- Zuch dziewczyna! Tak trzymaj! To moja rada. - Annie poklepała ją po ramieniu

dodając odwagi.

- To jest, przypuszczam, mój przyszły szwagier. - Carson przyglądał się uważnie, jak

Oliver przeciska się przez tłum gości. - Przypomnijcie mi, żebym nie wchodził mu w drogę.

- Nie jest taki zły. Jego uśmiech jest dużo groźniejszy niż zęby - dodała szybko Annie.

128

background image

- Skoro ty tak mówisz... - Młody Shore nie wyglądał na przekonanego.

Annie uznała, że najwyższy czas przejąć kontrolę nad biegiem wypadków.

Wyczuwała oczekiwanie zgromadzonego tłumu i przypomniała sobie, że Oliver nie jest

trudny, dopóki nie postanowi takim być. Uśmiechając się wyszła mu na spotkanie.

- O, jesteś, Oliverze! - Podeszła do niego. - Jestem szczęśliwa, że udało ci się

dojechać. Obawiałam się, że nie zdążysz wrócić.

- Co ty tutaj robisz, Annie? - zapytał zatrzymując się.

Wzięła go pod ramię, wspięła się na palce i pocałowała w policzek, co wyglądało

według niej na typowe powitanie męża.

- Opanuj się - szepnęła mu do ucha. - Obiecuję ci wszystko wyjaśnić.

Przez krótką chwilę zanosiło się na to, że Rain zignoruje jej prośbę. Zimna wściekłość

wypełniała jego jeszcze zimniejsze oczy.

- Bezwzględnie musisz mi to wytłumaczyć - odpowiedział nad wyraz delikatnie.

Jego ręka owinęła się wokół ramienia żony, co dla stojących obok musiało wyglądać

na gest uczucia. Annie jednak czuła się tak, jakby się znalazła w stalowej pułapce. Nie

zadawał jej bólu, lecz łatwiej by się nauczyła fruwać, niż zdołała uwolnić. Uśmiechnęła się

robiąc dobrą minę do złej gry, a Oliver poprowadził ją do miejsca, w którym stała Valerie z

Carsonem.

Zdając sobie sprawę, że Rain zamierza porozmawiać, Annie podjęła kolejną próbę

rozładowania napięcia.

- Oliverze! Chyba nie znasz jeszcze chłopca Valerie, Carsona Shore'a? - zapytała

pogodnie. - Carson, to jest Oliver Rain, brat Valerie.

Carson uśmiechnął się grzecznie, ale oczy nadal miał czujne.

- Cała przyjemność po mojej stronie. - Młody Shore wyciągnął rękę na powitanie.

Valerie stojąca obok niego, z mieszaniną odwagi i niepokoju w oczach, sprawiała wrażenie,

jakby patrzyła na pluton egzekucyjny.

Widząc, że Oliver nie przejawia chęci podania Carsonowi ręki, Annie zrezygnowała z

ostrożności i wycelowała obcas swojego pantofla w czubek buta męża.

Lekkie, ale zauważalne drgnięcie przebiegło przez ciało Olivera. Spojrzał groźnie na

żonę i, ku jej ogromnej uldze, wyciągnął rękę do Carsona.

- Znam twojego ojca - powiedział enigmatycznie, trzymając dłoń młodego Shore'a tak

krótko, jakby parzyła.

- Słyszałem o tym. - Carson objął Valerie gestem posiadacza. - Mam nadzieję, że nie

będziesz mnie utożsamiał z moim ojcem.

129

background image

Valerie przysunęła się bliżej do narzeczonego, patrząc na wszystkich pustym

wzrokiem. Annie znowu postanowiła zredukować napięcie.

- Oliver jest bardzo otwarty. - Uśmiechnęła się. - Nigdy nie podejmuje pochopnych

decyzji.

Oczy Raina przebiegły po uśmiechniętej twarzy żony.

- Właśnie. Zanim podejmę decyzję, zbieram tyle informacji, ile to możliwe, ale

czasami odkrywam, że popełniłem błąd. Wtedy natychmiast zmieniam decyzję.

Annie wzięła to oświadczenie za dobrą monetę.

- Wiem, kochanie. Dlatego odnosisz tyle cudownych sukcesów. Przy okazji,

rozmawiałam z Valerie o nowej wystawie sztuki prekolumbijskiej, którą przygotowuje w

muzeum Eckerta. Pójdziemy na otwarcie?

- Naprawdę masz na to ochotę?

- Naturalnie. Nie ma sensu wspomagać finansowo muzeum, jeżeli nie uczestniczy się

w zamkniętych pokazach. A teraz pożegnajmy się z Carsonem i twoją siostrą. Wiem, że

miałeś wyczerpującą podróż i musisz być zmęczony. Jedźmy do domu na przyjemną,

odprężającą kolację. Mam ci tyle do powiedzenia.

- Ja też mam ci co nieco do przekazania - odrzekł i popatrzył na Valerie. - Dobranoc,

Val.

- Dobranoc, Oliverze - odpowiedziała sztywno. W jej wzroku odmalowała się lekka

ulga, jakby się zorientowała, że egzekucja została odroczona. Przynajmniej o jedną noc.

Zerknęła na szwagierkę z niepokojem. - Zobaczymy się później.

- Dobrze! - Annie spojrzała na Carsona. - Dziękuję za pomoc w odnalezieniu słonia.

- Do usług - odrzekł nie spuszczając wzroku z Olivera.

- Chodźmy już do domu. - Rain zacisnął dłoń na ramieniu żony i skierował ją do

wyjścia z solarium.

W tym momencie otworzyły się drzwi i weszła dobrze ubrana, dystyngowana para.

Mężczyzna był pod siedemdziesiątkę. Nosił się trochę sztywno, po wojskowemu, dlatego też

wyglądał na wyższego, niż był w rzeczywistości. Obwódka siwych włosów została przycięta

niemal przy skórze głowy. Miał haczykowaty nos i głębokie bruzdy pod policzkami.

Kobieta była szczupła ładna. Nie przekroczyła prawdopodobnie sześćdziesiątki. Skóra

wokół jej ust i oczu nie miała żadnych zmarszczek typowych dla kobiet w jej wieku. Siwe,

faliste włosy miała upięte gładko z tyłu głowy.

Po sposobie, w jaki para poruszała się wśród gości, kłaniając się i wymieniając

zdawkowe uprzejmości, Annie domyśliła się, że są to państwo Shore.

130

background image

- Zanim popróbujesz powtórnie sztuczki z obcasem - powiedział cicho Oliver - lepiej

będzie, jak zrozumiesz, że nie zamierzam witać się z tym sukinsynem.

- Ależ Oliverze! Dlaczego jesteś taki niegrzeczny.

- Przyjmij małą radę. Nie kuś więcej losu. Na dzisiaj wystarczy. Stąpasz po bardzo

kruchym lodzie. - Zdecydowanie pociągnął ją do wyjścia.

Tłum rozdzielił się, zostawiając Annie i Olivera naprzeciwko gospodarzy. Rain nie

zwolnił ani się nie zawahał. Parł do przodu jak rekin. Annie przestraszyła się. Te dwie pary

musiały się ze sobą niechybnie zderzyć, chyba że jedna z nich zmieniłaby kierunek lub

ustąpiła na bok.

Paul Shore zobaczył Olivera i Annie podążających do wyjścia. Wyraz zdziwienia

przemknął mu przez twarz.

Pani Shore uśmiechnęła się uprzejmie, jakby poznała Olivera. Nagle jej oczy się

rozszerzyły i uśmiech stał się jakiś niepewny. Spłoszona zerknęła na Annie, jakby

poszukiwała pomocy.

- Cześć, Rain - powiedział sztywno Paul Shore do zbliżającego się Olivera. - Nie

wiedziałem, że przyjdziesz na benefis.

Rain nic nie odpowiedział. Kontynuował marsz do drzwi, jakby ten człowiek w ogóle

nie istniał. Annie czuła zafascynowany wzrok ludzi przyglądających się tej scenie.

Pani Shore podjęła szlachetną próbę rozładowania sytuacji.

- Cieszymy się ze spotkania z twoją siostrą. Taka miła dziewczyna. Słyszałam, że

niedawno się ożeniłeś?

Oliver nie odpowiedział. Kierował się do wyjścia z prymitywną koncentracją

drapieżnika podchodzącego do ofiary. Annie miała już tego dosyć. Ciotka Madeline ciągle

powtarzała, że dobre maniery to jedyna rzecz, która odróżnia cywilizację od prymitywizmu.

Stanęła zapierając się obcasami w podłogę i hamując męża. Pomruk zaciekawienia przeszedł

przez tłum gości.

- Dobry wieczór, pani Shore. Jestem Annie Rain. Bardzo mi przyjemnie panią poznać.

Piękne przyjęcie. Przykro mi, ale nie możemy dłużej zostać. Tak się niefortunnie składa.

- Tak, oczywiście. Rozumiem. - Pani Shore była niewymownie wdzięczna za

uratowanie konwenansów. Spojrzała szybko na Olivera. - To bardzo uprzejme z twojej strony,

że wpadłeś do nas.

- Tyle czasu upłynęło, Rain - dodał gburowato Paul Shore.

- Za mało - odpowiedział Oliver tak cicho, że mogła to usłyszeć tylko ich czwórka.

Twarz Shore'a poczerwieniała jak burak.

131

background image

- Wygląda na to, że twoja siostra i mój syn zbliżyli się ostatnio do siebie. Może

powinniśmy porozmawiać? Dla ich dobra.

- Może masz rację. - Rain patrzył na niego bez jakiegokolwiek śladu emocji na twarzy.

- Zadzwoń do mojej sekretarki. Uzgodnimy spotkanie.

Oczy Shore'a na krótko rozbłysły, gdy usłyszał, że ma się skontaktować z sekretarką,

ale przemilczał to.

- Dobrze.

Oliver schylił głowę z zimną gracją, ścisnął rękę Annie i wyciągnął ją z salonu.

Bolt czekał przy limuzynie na długim podjeździe. Oliver zatrzymał się na moment, by

z nim porozmawiać.

- Zabierz samochód do garażu - powiedział. - Ja zawiozę Annie do domu. Nie

będziesz potrzebny przez resztę wieczoru.

- Tak, proszę pana. - Bolt zerknął na panią Rain, ale to spojrzenie nic Annie nie

mówiło. Odwrócił się i usiadł za kierownicą limuzyny.

Rain poprowadził żonę do jej czerwonego sportowego samochodu, który parkował na

ulicy.

- Daj mi kluczyki.

Annie wyłowiła je z torebki.

- Ja mam prowadzić? - spytała.

- Nie.

- Nie wiedziałam, że umiesz prowadzić - powiedziała, z trudem nadążając za krokiem

męża. Gdy Oliver rzucił jej ostre spojrzenie, dodała pospiesznie: - Myślałam, że zawsze cię

wozi Bolt.

- Umiem prowadzić. Po co bym trzymał dwa samochody w garażu?

Annie przypomniała sobie, że obok limuzyny zawsze stał zaparkowany jakiś

Mercedes.

- Ale nigdy nie jeździsz.

- Przecież nie mieszkasz ze mną wystarczająco długo, by stwierdzić, czy jeżdżę czy

nie.

- Masz rację. Słuchaj, Oliver, chciałam ci podziękować, że zachowałeś się w zasadzie

przyzwoicie. Wiem, jakie to było trudne dla ciebie.

- Wiesz?

132

background image

- Tak. Mam nadzieję, że docenisz wdzięczność Valerie. Jest szczególnie wdzięczna, że

nie znokautowałeś Carsona i nie obróciłeś w perzynę całej rezydencji. Powiedziałam jej, że

nie urządzisz żadnej sceny.

- Nic mnie nie obchodzi wdzięczność Valerie. Z nią policzę się później. Chciałbym

natomiast wiedzieć, skąd ty się tam wzięłaś.

- To długa historia.

- No to się streszczaj.

Zamrugała nerwowo. Oliver zatrzymał się przed samochodem i otworzył drzwi.

- Jesteś wściekły?

- Jeszcze się pytasz? - Przytrzymał drzwi, by mogła wsiąść.

- Z tobą to nigdy nic nie wiadomo. - Annie wśliznęła się na przednie siedzenie.

- Widzę, że ubrałaś się jak na prawdziwy bal - powiedział zatrzaskując drzwi.

Przebiegł wzrokiem wzdłuż jej długich nóg wystających spod krótkiej sukni.

Annie zapięła pas i sięgnęła do torebki. Rain przeszedł na drugą stronę samochodu i

usiadł obok żony.

- Chciałeś krótkiego wyjaśnienia, co tutaj robiłam - powiedziała i potrząsnęła przed

nim dyskietką. - To jest wyjaśnienie.

- Co to jest? - Oliver zesztywniał.

- Przeczytaj - rzuciła Annie.

- Daniel zostawił to dla mnie? - zapytał zdumiony.

- Tak. To bardzo dziwne, nie uważasz?

- Bardzo. - Oliver zapalił silnik i wyprowadził samochód na drogę. - Ale co to ma

wspólnego z twoją wizytą w domu Shore'ów?

- Ukryłam dyskietkę w schowku słonia. - Westchnęła niecierpliwie. - Pamiętasz

maleńki schowek w podstawie?

- Pamiętam.

- Kiedy wyszłam do klienta dziś po południu, moja przyjaciółka, projektantka wnętrz,

która zajmowała się udekorowaniem posiadłości Shore'a na benefis, zabrała słonia. Godzinę

temu odkryłam brak figurki. Wściekłam się. Dzięki Bogu, była tam Valerie z Carsonem.

- Dlaczego?

- Nie udałoby mi się wejść do środka, gdyby nie oni. Facet przy drzwiach mówił w

kółko, że mnie nie ma na swojej liście.

- Próbowałaś powiedzieć, że jesteś moją żoną? - Spojrzał na nią znad kierownicy.

133

background image

- Mam dla ciebie wiadomość, Oliverze. Nie każdy w tym mieście trzęsie się ze strachu

na dźwięk twojego nazwiska. Myślę, że facet przy drzwiach u Shore'a w ogóle o tobie nie

słyszał.

- Słyszał, słyszał - powiedział.

- Skąd wiesz?

- Bo wszedłem bez problemu.

- Jak ci się udało ominąć go w drzwiach?

- Nie próbowałem go omijać. Wszedłem na schody i ustąpił mi z drogi.

- Och! - Annie zmarszczyła brwi. - Widzę, że ten sposób lepiej funkcjonuje w twoim

przypadku niż w moim. Brakuje mi chyba onieśmielającej siły czy czegoś takiego. Wydaje mi

się, że nie wyglądam na panią Rain.

- Wyglądasz dokładnie tak, jak powinna wyglądać moja żona - mruknął.

- Miło, że tak uważasz. Wracając do rzeczy, taka jest moja wersja. Uwierzyłeś w nią,

czy mam chodzić po rozżarzonych węglach, żeby udowodnić, że mówię prawdę?

- Wierzę ci. - Oliver nie miał innego wyjścia. - Ta historia jest zbyt

nieprawdopodobna, żeby ją sobie wymyślić.

- To jest jedna z rzeczy, za które cię lubię. - Annie uśmiechnęła się błogo. - Głęboko w

środku jesteś bardzo dobrym człowiekiem. Nawet rozsądnym. Trudno zrozumieć, dlaczego

wszyscy, nawet twoja własna rodzina, mieli o tobie takie mylne mniemanie przez całe lata.

- Może jestem po prostu ofiarą długiego łańcucha nieszczęsnych nieporozumień -

zasugerował ponuro.

134

background image

Rozdział dwunasty

O

liver poczuł się bardzo lekko. Ulga była tak wielka, że uczucie lekkości zamieniło

się w euforię. Rzecz jasna, Annie miała całkiem rozsądne powody znalezienia się w domu

jego wroga. Mógł się tego spodziewać.

Zatopił zęby w pizzy z grzybami, którą zamówiła dla niego na kolację. Przyniesiono ją

kilka minut temu. Była ciągle bardzo gorąca mimo podróży windą aż na dwudzieste szóste

piętro. Annie podała ją w gabinecie, obok komputera stojącego na biurku.

Z naturalną gracją, którą Oliver uznał za bardzo podejrzaną w tych okolicznościach,

zaprosiła Bolta, by przyłączył się do zaimprowizowanej kolacji. Rain nie wiedział, czy się

śmiać, czy gniewać - Annie tak sprytnie zaaranżowała sytuację, by nie zostać z nim sam na

sam.

Trzymając pizzę w jednej ręce, drugą wystukał na klawiaturze komputera słowo „lód”,

kolejne z kilkudziesięciu haseł, których używali z Danielem przed laty. Ekran zamrugał.

- Ach! - Annie wpatrywała się w komputer. - To jest to! Popatrz, coś się dzieje!

Powinienem wyładować trochę wściekłości na Annie, pomyślał wpatrując się w litery

na ekranie. Ciągle nie potrafił sobie wyjaśnić, dlaczego nie wykorzystał swojej samokontroli

do odpowiedniego dozowania wściekłości. Z nieznanych przyczyn nie mógł z siebie

wykrzesać wściekłości, która zwykle jest pomocna w takich okolicznościach.

Cokolwiek Annie myślała idąc do domu Shore'a, z całą pewnością nie miała zamiaru

zawieść jego zaufania. Zdenerwowała się zniknięciem dyskietki. Zdawał sobie sprawę, że

lista priorytetów żony była tego dnia bardzo krótka i bez wątpienia na jej czele znajdował się

Daniel.

Zastanawiał się, czy kiedykolwiek przywyknie do faktu, że zajmuje dopiero drugie

miejsce na tej liście. Postanowił o tym nie myśleć. Przypomniał sobie, że zaakceptował taki

stan rzeczy, kiedy się zgodził na to małżeństwo.

- Interesujące - powiedział Bolt wpatrując się w ekran z kamienną powagą. - Wygląda

jak seria notatek dotyczących Barry'ego Corka. Daty, godziny i obserwacje.

- Bolt ma rację. Ten materiał dotyczy Corka. - Annie gapiła się w ekran. - Oliver,

dlaczego on ci to zostawił?

Rain popatrzył na nazwiska i daty na ekranie.

135

background image

- Prawdopodobnie Daniel zrozumiał, że Cork sprzedaje konkurencji tajne informacje

Lyncroft Unlimited, wszystko na to wskazuje.

- Co takiego?! Nie wierzę!

- A jednak to prawda. - Oliver nacisnął klawisz, by wyświetlić kolejną stronę danych,

które brat Annie zebrał na temat współpracownika. - Daniel wyraźnie nabrał podejrzeń kilka

tygodni przed katastrofą samolotu.

- Ale dlaczego Barry sprzedawał tajemnice Lyncroft? - spytała Annie autentycznie

wściekła.

- To bardzo prozaiczne. - Rain spojrzał na żonę. - Chodzi o pieniądze.

- Przecież Barry pracował dla Daniela. Mój brat mu wierzył. - Annie potrząsnęła

głową z niedowierzaniem. - Barry był jego przyjacielem.

Oliver oparł się pokusie, by wypomnieć żonie jej naiwność. Przyglądał się, jak siedzi

skulona na czarnym skórzanym fotelu. Przebrała się, zanim przysłano pizzę. Mała czarna

suknia, która odsłaniała tak podniecającą długość nóg, zniknęła, na jej miejscu pojawiły się

dżinsy i robiony na drutach sweter, który przylegał w talii, otulał obfity biust i dokładnie

uwypuklał gładkie krągłości bioder. Świeży, kwitnący, kobiecy powab zwrócił jego myśli ku

paprociom.

Ponownie skupił się na ekranie.

- Dziwię się, że Daniel nie wyrzucił Corka natychmiast po wykryciu, co się dzieje.

- Może nie był absolutnie pewien, że Barry jest winien - powiedziała Annie marszcząc

brwi. - Może szukał dowodów.

- Nie potrzebował żadnych dodatkowych dowodów poza tą listą nazwisk i dat. To

oczywiste, że miał ich wystarczająco wiele.

- Nie wyglądasz na zaskoczonego tymi nowinami o Barrym. - Przyglądała mu się

badawczo.

- Masz rację, nie jestem zaskoczony. - Na ekranie pojawiła się następna strona notatek

Daniela. - Dużo z tego zgadza się z tym, co Bolt i ja odkryliśmy w ciągu ostatnich kilku dni.

- Ty i Bolt wiedzieliście o tym? I nic mi nie powiedziałeś?

- Chciałem ci powiedzieć, jak tylko wrócę z Kalifornii. Chciałem ci opowiedzieć całą

historię przy lampce wina. Ale nie czekałaś na mnie. Jeżeli sobie przypominasz, to ja cię

znalazłem.

- Nie, nie możesz tak ze mną postępować - oburzyła się Annie. - Nie próbuj tłumaczyć

swej tajemniczości, używając tak patetycznej wymówki. Musiałeś mieć mocne podejrzenia,

zanim w ogóle wyjechałeś do Kalifornii.

136

background image

- Dowiedziałem się o tym w drodze na lotnisko. Bolt mi o tym powiedział.

- Kazałeś Boltowi sprawdzić Corka? - Annie spiorunowała służącego wzrokiem. On

jednak nie odrywał oczu od ekranu komputera. - Bez porozumienia ze mną?

- Kazałem Boltowi sprawdzić firmę Featly & Moss - wyjaśnił Oliver cierpliwie. -

Podczas zbierania informacji natknął się na zdumiewające sprawy związane z ostatnią

podróżą Corka do Kalifornii. Barry odbył kilka bardzo interesujących spotkań w motelach z

ważnymi ludźmi reprezentującymi konkurentów Lyncroft Unlimited.

- Powinnam być lepiej poinformowana - oświadczyła, wyraźnie wyprowadzona z

równowagi.

- I właśnie jesteś informowana - powiedział Oliver z naciskiem.

Zmrużyła oczy i przyjrzała mu się badawczo.

- To następny przykład twojej nieumiejętności porozumiewania się. Co więcej, tym

razem wydaje mi się, że zachowujesz się tak rozmyślnie.

- Annie, bądź rozsądna. Sam się dopiero dowiedziałem o Corku.

- Coś musiałeś wiedzieć, jak dzwoniłeś do mnie ostatniej nocy.

- Nie chciałem mówić o tym przez telefon.

- Powiedziałam ci, że chcę być informowana o wszystkich ważnych sprawach

dotyczących firmy Daniela!

- Tak, wiem. Jego cenna firma jest ważniejsza od całego świata, prawda? Wiem, jaka

mnie przypadła rola. Mam uratować Lyncroft. Uwierz mi, robię wszystko co w mojej mocy.

- Oliverze, nie zarzucam ci, że nie robisz wszystkiego co możliwe. Tylko czasami brak

ci komunikatywności.

- Powiedziałem ci na początku, że musisz mi zaufać - przypomniał.

Annie spojrzała z zakłopotaniem na Bolta, który ze stoickim spokojem ignorował

sprzeczkę.

- Porozmawiamy o tym innym razem - mruknęła.

- Zgoda. Wprowadzimy to do porządku dnia następnego spotkania. A dzisiaj mamy

jeszcze niemało punktów.

- Niech mnie pan nie próbuje zastraszyć, panie Rain. To się panu nie uda.

- Skoro tak mówisz... - Oliver skupił się nad ekranem. - Tutaj mamy datę tylko o

tydzień wcześniejszą od zniknięcia Daniela.

Widać zmiany w schemacie. Podejrzewam, że Cork nawiązał nowy kontakt w Seattle.

O ile mogę powiedzieć, nie dotyczy to facetów z Kalifornii. To jest nowa sprawa, która dość

137

background image

brzydko pachnie. Wchodzi w grę coś więcej niż tylko drobne, rutynowe szpiegostwo

przemysłowe. Cork jest bardziej zdenerwowany niż kilka tygodni temu. W grę wchodzą

większe pieniądze. Mnóstwo. Sprawdziłem jego konto. Płacę mu nieźle, ale nie aż tak dobrze.

Mogę sukinsyna wyrzucić natychmiast i skończyć z tym, ale wolę dowiedzieć się czegoś więcej

o nowych układach, zanim go załatwię.

Rain, jeżeli czytasz to dlatego, że Annie znalazła dyskietkę i poprosiła cię o pomoc,

oznacza to, że z takich czy innych powodów nie ma mnie na scenie. Nie wiem, co ci

powiedzieć, ponieważ nie znalazłem nic więcej ani o działaniach Corka, ani o sumach

pieniędzy, które zachomikował. Podejrzenia stają się poważniejsze, niż myślałem na

początku. Wiemy obydwaj, jak sprawy stają się niebezpieczne, gdy w grę wchodzą duże

pieniądze.

Jeżeli Annie przyjdzie do Ciebie, pamiętaj, że trzymam Cię za słowo, które mi dałeś

przed pięcioma laty. Zaopiekuj się nią i Joanną, a wtedy będziemy kwita. Zgoda? Przy okazji,

trzymaj Annie z dala od tej sprawy. O ile ją znam, podejmie w pojedynkę żeńską krucjatę w

imię prawdy i sprawiedliwości. Ty pewnie zechcesz załatwić sprawę swoimi metodami, a ona

może ich nie zaakceptować.

Annie odwróciła się w fotelu twarzą do Olivera.

- Co, do diabła, Daniel miał na myśli pisząc te ostatnie zdania? Czego dotyczy

przyrzeczenie, które mu dałeś pięć lat temu? Co mu przyrzekłeś i dlaczego?

Oliver zgasił ekran. Ostre światło z lampy halogenowej tworzyło jasny krąg na biurku,

pozostawiając resztę pokoju w głębokim cieniu.

- Opowiem ci historię sprzed pięciu lat. - Podniósł kolejny kawałek pizzy i zawiesił na

chwilę głos.

- Czy to się wiąże z tym handlarzem karabinów? Gretchen, Grissolm, czy coś takiego?

- Gresham. - Ugryzł kawałek pizzy szybując w myślach do magazynu na wyspie. -

Powiedziałem wtedy twojemu bratu, że jestem jego dłużnikiem za wykrycie operacji i pomoc

w jej zastopowaniu. Powiedziałem mu, że wątpię, bym kiedykolwiek mógł zwrócić ten dług,

ale jeżeli będzie taka potrzeba, niech mi da znać.

- No tak. - Patrzyła na niego wymownie przez kilka chwil i skuliła się w fotelu. -

Skoro już Daniel uważa, że ty tutaj rządzisz - dobierała słowa bardzo ostrożnie - powiedz, co

proponujesz. Co mamy dalej robić?

Oliverowi nie spodobał się wyraz jej oczu.

- Annie, twój brat nie pisze wcale, że ci nie ufa.

138

background image

- Myślisz, że o tym nie wiem? Ale jest pewien, że nie potrafię tego załatwić po

swojemu.

- Dlaczego miałby myśleć, że potrafisz? - zapytał chłodno Oliver. - Nie masz więcej

doświadczenia w sprawie szpiegostwa przemysłowego niż w zarządzaniu tak dużą firmą jak

Lyncroft Unlimited. Podjęłaś prawidłową decyzję powierzając te sprawy w moje ręce.

- Czyżby? - Zagryzła dolną wargę. - Czasami sprawy stają się skrajnie

skomplikowane.

- Wiem, że jesteś zdenerwowana, ale nie ma czasu na wielokrotne roztrząsanie tego

problemu.

- Wiem - powiedziała, patrząc na niego spod rzęs. - Siedzimy w tym oboje po uszy,

prawda?

- Tak. - Był ciekawy, co Annie ma na myśli. Może zaczynała żałować pospiesznego

małżeństwa?

- A więc co zrobimy z Barrym Corkiem? - zapytała bez ogródek. - Wyrzucimy go?

- Chyba nie. Jeszcze nie teraz. - Oliver zerknął na Bolta. - Zawsze przed podjęciem

decyzji lepiej dokładniej poznać wroga. Zrobimy tak, jak pisze twój brat. Damy Corkowi

wystarczająco długi sznur, żeby się sam powiesił, a w tym czasie może się zorientujemy, dla

kogo pracuje. Ta informacja może się okazać pożyteczna.

Annie przesunęła ręką po włosach robiąc jeszcze większy bałagan wśród swych

loków.

- Trudno myśleć o Barrym jak o wrogu.

- Nie masz zbyt wielu doświadczeń w postępowaniu z wrogami.

- Wiesz co, Oliverze? - Spojrzała na niego z ukosa. - Czasami wydaje mi się, że wiem,

dlaczego tak denerwujesz ludzi.

- Ale ciebie nie denerwuję, Annie?

- Nie. - W tym jednym słowie zawarta była wyraźna dawka przekory.

Rain spojrzał na Bolta i wzrokiem wskazał mu drzwi. Annie po minucie zaczęła

odczuwać niepokój. Zmieniła pozycję zakładając nogę na nogę. Paznokciami zaczęła wybijać

nieregularny rytm na poręczy fotela. W końcu, z głośnym westchnieniem, zerwała się na

równe nogi i pobiegła w poprzek pokoju do skalnego ogródka.

- Przypuszczam, że zleciłeś robotowi śledzenie Barry'ego? - zapytała stojąc plecami do

Olivera.

- On jest dobry w tych sprawach.

139

background image

- Chyba udoskonalił swoje metody od czasu, gdy pracuje dla ciebie? - Głos Annie się

załamywał. - Ma dużo pracy z twoją rodziną i jeszcze musi mieć oko na konkurentów

Lyncroft Unlimited.

Oliver nagle zrozumiał, jakim torem podążyły myśli w inteligentnej i zupełnie

nieobliczalnej główce żony.

- Nie kazałem Bokowi cię śledzić podczas mojego wyjazdu do Kalifornii.

- Oczywiście. Po prostu wiedziałeś, gdzie mnie szukać?

- Bolt nie chodził za tobą, kiedy mnie nie było. Znalazłem cię dzwoniąc do Elli,

sprzedawczyni w twoim sklepie. Przypuszczała, że pobiegłaś za słoniem.

- Naprawdę? - Annie spojrzała w jego stronę poszukując go wzrokiem w

ciemnościach. Patrzyła dłuższy czas i wtedy coś się w niej rozluźniło. - Wierzę ci. - Znów się

odwróciła i zajrzała do skalnego ogródka.

- Czy coś jest nie tak, Annie?

- Wszystko. Najbardziej się martwię o Daniela. Myślałam, że temu podołam, że

utrzymam wszystko w nie naruszonym stanie do jego powrotu.

Oliver kontemplował zgaszony ekran komputera.

- Myślałaś, że wychodząc za mąż podejmujesz wystarczające działania, by ochronić

firmę Daniela i jego dziecko.

- Właśnie. A teraz wyłazi ta afera z Barrym. - Wskazała ręką na komputer. - Za tym

kryje się coś poważniejszego, niż myśleliśmy.

- Możliwe.

- Co to znaczy „możliwe”? - Annie popsuła czubkiem buta precyzyjnie wygrabione

linie na perłowym piasku. - Notatki Daniela rzucają zupełnie nowe światło na jego zniknięcie.

- Niekoniecznie. Nie wiemy, czy istnieje jakikolwiek związek pomiędzy małym

szpiegostwem Corka a katastrofą samolotu. Wydaje mi się to mało prawdopodobne.

- Dlaczego? - Annie miała nadzieję, że odpowiedź Olivera rozwieje jej podejrzenia.

Oliver wzruszył ramionami.

- Szpiegostwo przemysłowe jest przestępstwem dokonywanym w białych

rękawiczkach. Rzadko kończy się morderstwem. Właśnie to cię najbardziej przeraża. Myślisz

o takiej możliwości, że Daniel został zamordowany?

Wzdrygnęła się.

- Tej możliwości nawet nie brałam pod uwagę, dopóki nie zobaczyłam, co jest na tej

dyskietce.

- Tacy jak Barry Cork zazwyczaj nie są mordercami.

140

background image

- Skąd ta pewność?

Oliver wstał i podszedł do żony.

- Uwierz mi, Annie. Cork jest kłamcą i złodziejem, ale chyba nie jest mordercą.

- Boże! Mam nadzieję, że się nie mylisz. - Odwróciła się i spojrzała mu w oczy. Łzy

błyszczały jej na rzęsach. - Ale Daniel nie był tego pewny, skoro zostawił nam tę dyskietkę?

- Na to wygląda.

- Musiał zwietrzyć jakieś niebezpieczeństwo. Dlatego też prosił ciebie, żebyś się

zaopiekował mną i Joanną, jeżeli coś mu się przydarzy.

- No właśnie.

- Co właśnie? - Annie przetarła wierzchem dłoni załzawione oczy.

- Robię co w mojej mocy.

- Jesteś dobrym przyjacielem - szepnęła. - Daniel powiedział, że taki będziesz. Mówił,

że jesteś niebezpieczny, ale można ci ufać.

Oliver dotknął delikatnie jej policzka.

- Ty i ja jesteśmy teraz czymś więcej niż przyjaciółmi. Jesteśmy kochankami, którym

przydarzyło się pobrać.

- Mnie też tak się wydaje - odpowiedziała ze smutkiem.

- Ja to wiem. - Pochylił głowę i musnął jej usta delikatnym pocałunkiem, próbując

wywołać w Annie spontaniczny i przepiękny odruch oddania.

- Co my robimy? - zapytała zarzucając mu ręce na szyję i przytulając się z całych sił.

Czuł, jak jej łzy moczą mu koszulę. Łzy dla Daniela, pomyślał. Zastanawiał się, czy

Annie kiedykolwiek by płakała za mężem. I to za mężem, który został jej kochankiem.

- Wszystko się dobrze ułoży - wymruczał w plątaninę jej włosów. - Wszystkim się

zajmę.

- Tak jak to zawsze robisz? - Usłyszał jej przytłumiony śmiech. Ukryła twarz na jego

piersi. - Tylko postaraj się mnie tak nie denerwować podczas tego zajmowania się wszystkim.

- Ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę, to denerwować cię. - Uśmiechnął się. Wziął ją

na ręce i ruszył do drzwi.

Annie przytuliła się do niego zamykając oczy. Zaniósł ją do sypialni. Nie

protestowała, aż położył ją na łóżku, i dopiero wtedy nagle usiadła. Podniosła rękę na znak

protestu.

- Och! Nie możesz! Przestań!

- Coś się stało, Annie? - Poczuł, jakby zimno przeszyło mu ciało. Po raz pierwszy w

krótkiej historii ich małżeństwa nie stała się bezwolna natychmiast po pocałunku.

141

background image

- Myślę, że się stało. - Przyglądała mu się badawczo.- Coś w rodzaju...

- Ile już się opóźnia? - Uśmiechnął się. - Annie, to nie jest żaden problem.

- Nie, to nie to. Coś innego.

- Powiedz mi - rozkazał delikatnie i usiadł na brzegu łóżka. Uciekła w najdalszy kąt

łoża i wstała patrząc na niego.

- Czy zauważyłeś, że chcesz rządzić, zawsze i wszędzie, nawet w sypialni?

- Nie miałem pojęcia, że zgłaszasz jakieś skargi. - Wstał z łóżka i przyglądał się jej

uważnie.

- Myślę, że powinniśmy popróbować czegoś, co dyplomaci nazywają przesunięciem

równowagi sił.

Patrzył na nią nic nie rozumiejąc.

- Annie, czy usiłujesz mi coś powiedzieć?

Posłała mu śmiały uśmiech, który zawierał nutkę niepewności.

- Powiedz mi, czy obawiałbyś się, gdybym sama poprowadziła pewne sprawy przez

jakiś czas?

Poczuł, jak zalewa go ulga pełna nadziei. Zrozumiał, że Annie nie chce go odepchnąć.

- Nie boję się ciebie.

- Udowodnij to.

- Jak? - Sam zazwyczaj nie tolerował elementu nieprzewidywalności, ale w przypadku

Annie mogło to być interesujące.

- Na początek zostań tam, gdzie jesteś. - Okrążyła łóżko i stanęła tuż przed nim. - Nie

ruszaj się.

- Jeżeli sobie tego życzysz. - Ciekawość go zżerała. - Co zamierzasz zrobić?

- Pobawimy się. Najpierw ja ciebie rozbiorę. - Zaczęła rozpinać guziki koszuli. Jej

palce nie były zbyt pewne, ale Annie podjęła decyzję i nie miała zamiaru się cofnąć.

- Dobrze - powiedział i chwycił brzeg jej swetra.

- O nie! - Odchyliła się do tyłu i opuściła ręce na biodra w geście rezygnacji. - Nie

możesz mnie dotykać. To jedna z reguł gry.

- Czy ta gra ma swoje reguły?

- Tak. - Podeszła do niego i kontynuowała rozpinanie koszuli.

Uśmiechnął się przygotowany do wykazania stoickiego spokoju. Ale gdy tylko palce

Annie przesunęły się po jego piersiach, zaczął gwałtownie łapać powietrze.

- Annie...

142

background image

- Nie wolno ci się poruszyć, zapomniałaś? - Spojrzała na niego spod rzęs zdejmując

mu z ramion koszulę. - Wiele razy ci mówiłam, że masz bardzo silną, władczą osobowość.

Musisz się nauczyć spokojnie leżeć pozwalając decydować chociaż przez chwilę innym.

- Ale ja lubię rozkazywać. - Pocałował ją w szyję, gdy ściągnęła mu koszulę. -

Szczególnie tobie.

- Wiem, że lubisz, ale musisz przestać. Nie pozwalam ci mnie nawet całować.

- Dlaczego?

- Bo tak! To moja gra. Zapomniałeś już? - Annie odchyliła się i obejrzała nagą pierś

Olivera. W jej oczach pojawił się błysk kobiecej aprobaty. Pogładziła go po ramieniu.

Wyraz oczu żony wywoływał w jego ciele konwulsje pożądania. Bez wątpienia Annie

pragnęła go tak samo jak na początku ich znajomości. Poczuł nagle, że ma niesamowitą

erekcję. Uświadomił sobie, że jego samokontrola w obecności Annie funkcjonuje coraz

gorzej.

Instynktownie zrobił krok ku niej, ale zatrzymał się posłusznie, gdy potrząsnęła głową

i uśmiechnęła się tajemniczo.

- Nie masz zamiaru zdjąć ubrania? - zapytał, gdy odpinała mu pasek u spodni.

- W swoim czasie.

- To brzmi, jakby miało trwać w nieskończoność. - Wciągnął brzuch słysząc

metaliczny szczęk suwaka. Do diabła, on jest już gotowy, a Annie nawet nie zaczęła się

jeszcze rozbierać!

Pocałowała go w usta, ale zanim zdążył rozchylić jej wargi językiem, odsunęła się

całując go coraz niżej. Dotknęła ustami jego piersi, prawego sutka i w końcu brzucha.

Uklękła przed nim. Jęknął, gdy wsunęła ręce w jego rozpięte spodnie i ściągnęła je

razem ze slipami.

Wzdrygnął się. Nie mógł opanować potężnej erekcji. Czuł na sobie oddech Annie.

Gdy palce otoczyły go w uścisku lekkim jak piórko, myślał, że natychmiast eksploduje. Gdzie

się podziała moja samokontrola?

- Jesteś piękny - szepnęła.

- Annie, tego już za wiele. - Wsunął palce w jej włosy. - Chodźmy do łóżka.

- Dobrze. - Wstała lekko. Jej oczy błyszczały, gdy odsuwała czarno-złotą kołdrę. -

Kładź się - powiedziała.

Próbował owinąć rękę wokół karku Annie i przycisnąć ją do siebie. Chciał włożyć

język do jej ust i zanurzyć pulsującą męskość w słodkim ciele. To było istne szaleństwo.

Jedna noc bez niej i stał się szaleńcem!

143

background image

- O, nie! Nie możesz! Nie teraz! Dopiero w łóżku. - Położyła mu ręce na piersi i

popchnęła do łóżka.

Obsunął się na szare prześcieradło. Sięgnął po nią, ale umknęła wyciągniętej dłoni.

- Co ci jest? - zapytał zaniepokojony.

- Chcę się rozebrać.

- Nareszcie - mruknął. - Pomogę ci.

- Nie, ty tylko możesz patrzeć. - Skrzyżowała ręce pod biustem, złapała za brzeg

swetra i ściągnęła go przez głowę.

Oliver poczuł, jak ciśnienie skacze mu o kilka kresek w górę na widok piersi opiętych

maleńkim koronkowym biustonoszem. Nigdy dotąd nie widział Annie w czarnej bieliźnie.

Zafascynowany patrzył, jak sięgnęła do tyłu, by odpiąć stanik. Po chwili piersi były wolne.

Zaschło mu w gardle. Te piersi go oczarowały. Były doskonałe, elegancko

ukształtowane i miały pełne różowe sutki. Pamiętał ich smak i nagle poczuł przenikliwy głód.

Sięgnął po Annie, ale znowu odskoczyła.

- Nie spieszysz się, co? - zapytał szorstko.

Zatrzymała dłużej palce na zapięciu swoich spodni. Spojrzała na niego niepewnie i z

rozczarowaniem.

- Nie podoba ci się to?

Patrzył na piersi. Całe jego ciało odczuwało ból pragnienia, co popychało go na

krawędź szaleństwa.

- Bardzo mi się podoba.

- Cieszę się. - Wysunęła się ze spodni pozostając jedynie w małym trójkąciku czarnej

satyny. Z wahaniem zrobiła krok w stronę łóżka.

Poczuł delikatny zapach jej podniecenia. Żądza ogarnęła całe jego ciało. Oderwał

wzrok od satynowych majteczek i spojrzał jej w oczy.

- Chodź tutaj - rozkazał głosem ochrypłym z pożądania.

Pokręciła głową i oparła jedno kolano na łóżku. Położyła dłoń na twardym mięśniu

jego uda i ścisnęła je mocno.

- Jeszcze nie teraz. Mamy jeszcze długą drogę przed sobą. Bardzo długą.

- Nie ma mowy! - Sięgnął po nią, ale umknęła mu szybciej, niż się spodziewał.

- To jest gra, nie zapominaj? Teraz ja rozkazuję.

Zaklął pod nosem i niechętnie opadł na poduszki.

- Annie, dłużej nie wytrzymam twojej zabawy.

144

background image

- Naprawdę? Zaskakujesz mnie, Oliver. - Wstała z łóżka i podeszła do polakierowanej

na czarno komody.

- Przecież sam nauczyłeś mnie tej gry.

Gniewnie popatrzył na jasne, zaokrąglone kształty jej ramion i pośladków.

- O czym ty mówisz?

Odwróciła się do niego trzymając w ręku dwa jedwabne krawaty, które wyjęła z

komody.

- Udzielałeś mi lekcji w tej grze od pierwszej nocy, ale przyznaję, że nigdy mnie nie

przywiązywałeś do łóżka.

- O cholera! - W końcu dotarło do niego, co Annie chce zrobić. Patrzył na krawaty z

obawą. - Nie zamierzasz tego robić naprawdę? Myślałem, że tylko ja mam opinię świrniętego.

- Nie martw się. Krawaty są tylko symbolem – powiedziała szybko. - Oboje wiemy, że

nie mogłyby cię powstrzymać, jeżeli rzeczywiście chciałbyś się uwolnić.

- Słuchaj, Annie, chętnie się bawię w twoje łóżkowe gry, ale to chyba idzie troszeczkę

za daleko.

Podeszła do łóżka i zawiązała mu krawat na lewym nadgarstku.

- Chyba się mnie nie boisz?

Ich oczy się spotkały. Nie była przekonana, czy w tej chwili Oliver da się przywiązać.

Przez jego podniecone ciało przepłynęła fala złości. Miał dosyć tej głupiej gry. Zamierzał

wyrwać rękę z tego cholernego jedwabiu i zaciągnąć ją do łóżka. Chciał ją kochać tak długo,

aż przestanie myśleć o zabawach z przywiązywaniem.

- Oliver? - Spojrzała mu w oczy i zawahała się. Wydawało mu się, że w oczach Annie

prześwituje świadomość, że ta idiotyczna zabawa zaszła za daleko. Przeczuwała, że on zaraz

przejmie inicjatywę.

Nigdy nie tracił kontroli. Musiał panować nad uczuciami, ponieważ nikomu nie mógł

zaufać. Ale choć zaczął uwalniać rękę, coś go przed tym powstrzymywało. W niepokojącym

błysku intuicji pojął, że to nie jest gra dla Annie. Próbowała mu uświadomić coś, co jest dla

niej bardzo ważnego.

Przez kilka sekund żadne z nich się nie poruszyło. W końcu Oliver opadł wygodnie na

poduszki.

- Jeżeli chcesz się bawić dalej, to proszę - powiedział.

- To druga rzecz, którą w tobie uwielbiam. - Uśmiechnęła się pogodnie. - To, że grasz

fair.

145

background image

Nie traciła czasu. Kilkoma ruchami przymocowała mu do łóżka lewą rękę. Potem

przeczołgała się nad nim i szybko przywiązała prawą. Kiedy poczuł satynowe majteczki na

nieprawdopodobnie nabrzmiałym członku, zamknął oczy i zacisnął zęby. Zapowiadała się

długa noc.

146

background image

Rozdział trzynasty

B

yło tysiąc razy gorzej, niż się spodziewał. Annie nie miała w sobie nic z

doświadczonej kurtyzany, przeciwnie, ale jej działania przynosiły piorunujący skutek.

Naiwny atak na jego ciało był tak namiętny, jakby został zaczerpnięty prosto z erotycznych

snów. A w pewnym momencie Oliver pomyślał, że nawet z koszmarów sennych.

Zajmowała się nim całym. Ciepła, jedwabista i wyjątkowo kobieca. Przebiegała

palcami po jego piersi wywołując intensywne fale rozkoszy. Zanurkowała ręką głębiej

chwytając go za włosy w dole brzucha. Gdy jej głowa powędrowała za ręką, Oliver przeżył

ekstazę bliską agonii. Przestał w ogóle oddychać.

- Annie - udało mu się wyszeptać głosem ściśniętym i ochrypłym. - Wydaje mi się, że

nic z tego nie będzie.

- Jak możesz tak mówić? - Gorący oddech Annie drażnił jego sztywną męskość. -

Działa cudownie. Dokładnie tak, jak jest napisane w książce. - Delikatnie przygryzła go

zębami.

- W jakiej książce?

- W tej, którą przeczytałam przygotowując się do dzisiejszej nocy. „Trzy noce z

Amazonkami”.

- Studiowałaś to celowo? - Zrozumiał, że nagle traci wątek rozmowy.

- Oczywiście. Chciałam wszystko wykonać jak należy. - Dotknęła go językiem w

najbardziej czułe miejsce.

Miał wrażenie, że za moment eksploduje. Jedyne, co jeszcze mógł zrobić, to nie

podejmować próby zerwania jedwabnych więzów.

- Dlaczego wzięłaś się za czytanie takich rzeczy?

- Lubię wiedzieć, jak to jest, Oliverze.

- O czym ty mówisz, do diabła?

- Chciałabym, żebyś wiedział, jak to jest być kimś, kto nie decyduje o wszystkim -

powiedziała i pocałowała go w udo.

Próbował skoncentrować się na tym, co Annie mówi, ale mu się nie udało. Drażniące

usta zawędrowały już do kolan. Chciał, by wróciły tam, gdzie były przed chwilą, i przykryły

go jak mokra rękawiczka.

147

background image

- Później - jęknął. - Porozmawiamy później.

- Dobrze.

Jej miękki język lizał skórę jak gorący płomień. Z zaskoczeniem stwierdził, że ma

niesamowicie czułą żonę.

- Wystarczy, Annie - powiedział z wyraźną perswazją. - Zakończmy to w taki sposób

jak należy.

- Nie ma pośpiechu. Mamy całą noc. Czy nie odpowiadałeś mi w ten sposób, gdy ja

zaczynałam prosić?

Otworzył oczy i zobaczył zmierzwione kosmyki włosów Annie poruszające się

pomiędzy jego nogami. Widok ten zbliżył go do granicy wybuchu.

- Ja wcale nie proszę - powiedział rozmyślnie. - Mówię tylko, że jeżeli nie skończysz

tego, co zaczęłaś, ja to skończę za ciebie.

Annie podniosła głowę. Jej oczy były pełne cichego, zmysłowego śmiechu.

- Jeżeli rzeczywiście chcesz tak zrobić, ja cię nie mogę powstrzymać.

- Cieszę się, że to rozumiesz.

- Jesteś dużo większy ode mnie. - Uśmiechnęła się z dziką satysfakcją, dotykając jego

ciała. - Jesteś wystarczająco wielki i silny, żeby się uwolnić. Ale to zniszczy naszą zabawę.

- Annie, na miłość boską! Kochanie! Dosyć to znaczy dosyć! Nie mogę dłużej

wytrzymać!

- Teraz wiesz, co ja czułam. - Złapała go delikatnie za rękę. - Wytrzymaj trochę,

Oliverze. Dziś ja tu rządzę.

- Naprawdę sobie wyobrażasz, że ty tutaj rządzisz? - zapytał z niedowierzaniem.

- Tak. - Annie wyciągnęła się wzdłuż jego ciała, delikatnie na nie napierając. Piersi

wyraźnie uciskały mu żebra. Pocałowała go w szyję.

- Zamierzam to udowodnić - dodała.

- Jak?

- Zobaczysz. - Pobawiła się trochę jego uchem i lekko potarła podnieconą męskość.

Oliver pomyślał, że traci zmysły. Zacisnął palce na jedwabnych więzach. Żadna

kobieta nie doprowadziła go tak blisko krawędzi.

- Annie, nie wiesz, co robisz.

- O, wiem dobrze. Przeczytałam tę książkę od deski do deski. Mam zamiar złamać

twoją samokontrolę. Chcę, żebyś stracił głowę.

- Dlaczego tak ci na tym zależy? - Gapił się na nią całkowicie zaskoczony.

148

background image

- Dlatego, że ty tak ze mną postępujesz. - Uszczypnęła go w ramię. - Chcę ci pokazać,

jak to jest, gdy czujesz się bezsilny. Daję ci szansę posmakować lekarstwa, które sam mi

ordynujesz. Przyciągnę cię na krawędź przepaści i wtedy zepchnę.

- A co będzie z tobą? - zapytał przez zaciśnięte zęby.

- Ze mną? - Uniosła głowę i znowu się uśmiechnęła. - Będę cię obserwowała.

- Obserwowała? Mnie?

- Właśnie tak. Podobnie jak ty mnie obserwujesz, gdy się kochamy.

- Chyba lubisz być kochana w ten sposób? - wyszeptał. - Wiem, że tak jest. Nie

potrafisz tego ukryć.

- Nie. Nie potrafię, ale też nie lubię być jedyną stroną, która traci panowanie nad sobą

podczas kochania się. Nie lubię się czuć jak kukiełka w rękach sztukmistrza. Nie podoba mi

się świadomość, że nie mam na ciebie takiego wpływu jak ty na mnie.

- To szaleństwo.

Ułożyła biodra dokładnie na jego biodrach zatrzaskując go szczelnie pomiędzy udami.

Czuł, jak powiększona męskość przesuwa się po satynie czarnych majtek. Tego było za wiele.

Nie mógł już wytrzymać, ale bronił się zajadle. Tym razem jego samokontrola wytrzymała

atak, lecz wiedział, że w następnych harcach ulegnie.

- Wiesz co, Oliverze? - Annie przesunęła się ponętnie. - Kiedy już się poddasz, mogę

to z tobą zrobić jeszcze raz. I jeszcze raz. Aż nie będziesz mógł wytrzymać. Wtedy, jeżeli

będę gotowa, to może pozwolę ci wejść we mnie.

Wściekłość pulsowała mu w żyłach mieszając się z gorącą lawą pożądania.

- Posuwasz się za daleko.

- Zaledwie zaczynamy.

- Do diabła z tym! - Zerwał jednym ruchem jedwabne więzy, którymi był

przytroczony do łóżka. Sięgnął po Annie.

Nie usiłowała umknąć, gdy jego ramiona zatrzasnęły się wokół niej. Nie było w niej

strachu, raczej niewątpliwy błysk triumfu. Zignorował to, obrócił ją na plecy i nakrył swoim

ciałem. Nic nie miało dla niego znaczenia oprócz pragnienia posiadania jej.

- Słodka czarownica. - Sięgnął pomiędzy ich ciała i złapał za skrawek czarnej satyny,

który zagradzał mu drogę. - Coś ty ze mną zrobiła?

Poczuł, że jej majtki są wilgotne. A więc była już gotowa.

Rozerwał ten jedyny element garderoby, jaki na niej pozostał, lecz zdziwiony

odgłosem rozdzieranego materiału, przestał ciągnąć. Złapał Annie za kolana i podniósł je,

rozwierając uda. Palcami wyszukał gościnne ciepło.

149

background image

- Tak - szepnął i jednym ruchem wszedł w nią do samego końca.

Annie straciła oddech po tak szybkiej inwazji. Wtedy Oliver wrócił do pełnej

świadomości. Wiedział, że chociaż jest już przygotowana, to jeszcze daleko do punktu

rozładowania. On był znacznie bliżej.

Konsternacja nie wygrała starcia z namiętnością. Zrozumiał, że nie zdoła

wystarczająco długo wytrzymać. Momentalnie było po wszystkim. Ostry orgazm przebiegł

przez jego ciało jak burza, gorąca i niepohamowana. Stracił kontrolę nad sobą.

Obudził się po wielu godzinach. Podniósł się na łokciu i spojrzał na Annie.

Uśmiechała się niepewnie. W zimnym świetle powracających zmysłów i samokontroli

zobaczył zmęczenie w jej oczach.

- Czy było tak, jak chciałaś? - zapytał dotykając jej policzka.

- Nie wiem. Jak się czujesz?

- Jeszcze żywy. Dobrze, ale nie za bardzo.

- Dlaczego?

- Nie byłaś ze mną.

- Tak właśnie ja się zawsze czuję. Jest to niewiarygodnie erotyczne przeżycie, ale

mam wrażenie, że przechodzę przez to w pojedynkę. Tak jakbyś zawsze stał z boku i mnie

obserwował.

- Pociągając za sznurki?

- Tak.

- Cholera! - Odsunął Annie i obrócił się na wznak. Ogarnęły go ponure myśli, że ona

tym razem nie miała satysfakcji. - Gdybyś pozwoliła mi decydować, oboje bylibyśmy w tej

samej kondycji.

- Nie, nie bylibyśmy. Ty byś ciągle ćwiczył tę zabawną samokontrolę. Pozwoliłbyś mi

przejść przez krawędź kilkakrotnie, zanim byś się zdecydował na dokończenie.

- Czy spełniłem dzisiaj twoje oczekiwania? - Zerknął na nią z ukosa.

- Chyba tak. - Annie przekręciła się na bok, złożyła obie ręce na piersi Olivera i

trzeźwo obejrzała go od stóp do głów. - Prawie zawsze spełniasz moje oczekiwania, ale nigdy

w życiu nie czułam się tak bezradna jak wtedy, gdy się kochamy.

- A ty nie lubisz się czuć bezradna w moich ramionach, prawda?

- Nie rozumiesz. Czasami to cudowne czuć się bezradną, ale nie zawsze. Potrzebuję

wiedzieć, że mam nad tobą taką samą władzę, jak ty nade mną.

- To dotyczy władzy?

150

background image

- W pewien sposób. Chciałabym być równa tobie, Oliverze. Mimo wszystko jesteśmy

kochankami.

- Jasne!

- No więc seks będzie czymś, co będziemy przeżywać wspólnie, a nie kolejnym polem

rywalizacji.

- Nigdy nie przypuszczałem, że to może być rywalizacja.

- Wiem. - Uśmiechnęła się. - Ty tylko chcesz mnie zadowolić. Doceniam to. Szczerze

doceniam, ale chciałabym wiedzieć, czy ja potrafię ciebie zaspokoić. Czy tego nie rozumiesz?

- Chyba zaczynam się domyślać, o co tu chodzi. - Przypatrywał się jej uważnie.

- I to ci się nie podoba? - Z oczu Annie zaczęło wyzierać rozczarowanie.

- Tego nie powiedziałem. - Wbił palce w jej zwichrzone włosy. - Tylko podstawowe

założenia są dla mnie nowe. Musisz mi dać czas na dostosowanie się.

- Nie martw się, dam ci czas. - Rozpromieniła się. - Ile tylko będzie ci trzeba.

Obiecuję.

- Dziękuję. Zrobię co potrafię. - Wyciągnął rękę wzdłuż biodra do złotobrązowego

trójkąta loczków, które osłaniały jej miękkość.

- Oliver?

- Jeżeli mamy próbować bardziej egalitarnego sposobu kochania się, musimy mieć na

starcie równe szanse. Zgadzasz się?

- Chyba tak. - Annie zadrżała z rozkoszy, gdy jego palce ją odnalazły.

- Musimy być pewni, że startujemy bez dawania forów komukolwiek. - Przycisnął jej

twarz do swojej. - To oznacza, że ty musisz mnie dogonić.

- Może powinniśmy o tym trochę więcej podyskutować. Nie jestem pewna, czy dobrze

uchwyciłeś pomysł, który chciałam ci przekazać.

- Tym razem wydarzy się to nam jednocześnie. Przyrzekam.

- Jesteś pewien?

- Absolutnie.

Westchnęła szczęśliwie i przycisnęła głowę, żeby go ucałować.

- Widzę, że pojąłeś istotę sprawy. Nie jesteś tak arogancki i twardogłowy, jak się

wszystkim zdaje.

- Doceniam twoje zaufanie. Mąż musi wiedzieć, że żona w niego wierzy.

151

background image

P

o dłuższej chwili Annie zwinęła się z zadowoleniem przytulając do ciepłego i

muskularnego ciała Olivera. Ostatecznie jego samokontrola miała swoje pozytywne strony.

Obiecał jej, że wspólnie osiągną szczyt, i dotrzymał przyrzeczenia. Przekroczyli go razem i

było to oszałamiające doświadczenie.

Annie zaczęła po tej nocy myśleć z optymizmem o przyszłości. Poruszyła się lekko.

Gdy jego ramię zacisnęło się wokół niej, wiedziała, że mąż wciąż nie śpi.

- Oliver, zastanawiałam się.

- Mam nadzieję, że nie na temat innej książki, którą czytasz.

- Ja nie żartuję - odpowiedziała.

- A kto żartuje? - Uśmiechnął się słabo. - Dobrze. O czym myślisz?

- O tym jak załatwiłeś Paula Shore'a. Jestem z ciebie bardzo dumna.

- Przecież z nim niemal nie rozmawiałem. - Mówiąc to nawet nie drgnął.

- Tak, wiem, ale zgodziłeś się z nim spotkać i porozmawiać, jak tylko zaproponował

rozmowę. Zaprosiłeś go na spotkanie. To cudowny pierwszy krok.

- Tak to widzisz?

Odwróciła głowę na poduszce i patrzyła na profil męża, jakby wykuty z kamienia.

- Wiem, że to musiało być dla ciebie trudne po tym wszystkim, co się między wami

wydarzyło.

- W każdym razie nie była to przyjemność - odpowiedział bez oznak jakichkolwiek

uczuć.

- Rozumiem, ale postąpiłeś prawidłowo. Podjąłeś gałązkę oliwną, którą podał Paul

Shore. Valerie i Carson muszą się niezmiernie cieszyć.

- Tak myślisz?

- Jestem pewna. - Annie podłożyła rękę pod głowę i wpatrywała się w grę cieni na

suficie. - Coś mi mówi, że twoje spotkanie z Shore'em będzie bardzo owocne.

- Zapomnij o tym. - Odwrócił się i wziął ją w ramiona. - Jest coś, o co szczególnie

chciałbym cię zapytać.

- Co takiego?

- Gdzie dostałaś tę książkę, którą przeczytałaś przed dzisiejszym spektaklem?

- „Trzy noce wśród Amazonek”? - Zachichotała. - Polecił mi ją Arthur Quigley,

właściciel księgarni obok „Sezamu”. Mów co chcesz, ale nieźle mi doradził.

- Prosiłaś właściciela księgarni o poradę?

152

background image

- Nie ma powodów do zażenowania – zapewniła. Czuła jednak, że Oliver nie jest

zadowolony. - Arthur jest moim bardzo dobrym przyjacielem. On to zrozumie.

- A co takiego twój dobry przyjaciel miałby zrozumieć?

- Nie martw się. W całej sprawie postępowałam bardzo subtelnie.

- Powiedz mi, jak można subtelnie pytać o taką książkę jak „Trzy noce wśród

Amazonek”?

Annie dyskretnie odchrząknęła.

- Ogólnie wyjaśniłam, że chcę książkę, która mogłaby być dla nas inspiracją.

- Inspiracją?

- Arthur zachował się znakomicie. Przecież jesteśmy świeżo upieczonymi

małżonkami, a nowożeńcy często partaczą najprostsze sprawy.

- Co partaczą? - zapytał podejrzliwie.

- Nie ma się czego wstydzić - powiedziała Annie pospiesznie. - Nikt się nie

spodziewa, że od razu będziesz doskonałym kochankiem.

- Nie wierzę własnym uszom.

- Gniewasz się? - Przygryzła wargę.

- Ja? Gniewam się? Skąd taki pomysł? Jak bliskim przyjacielem jest ten Quigley?

- Mówiłam już. Bardzo dobrym. Arthur miał straszne problemy ze wstydliwością.

Zaszywał się w swojej księgarni i ignorował klientów. Było to bardzo smutne. Sprzedawał

niewiele książek i nigdy nie był na randce. Bardzo samotny mężczyzna.

- Aż ty się pojawiłaś? - zapytał chłodno.

Annie uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.

- Zostaliśmy przyjaciółmi kilka miesięcy przed otwarciem mojego sklepu.

Spotykaliśmy się przez pewien czas, ale nie nazwałabym tego bliskimi stosunkami.

Zazwyczaj mówiliśmy o interesach. Nie mogliśmy być niczym więcej niż przyjaciółmi i

sądzę, że Arthur o tym wiedział.

- Czy to w porządku? A co robiliście, gdy byliście razem?

- Dużo rozmawialiśmy. Po pewnym czasie przestał się wstydzić.

- Zabawne.

- Tak było naprawdę! Był bardzo wdzięczny - stwierdziła dumnie Annie. - Nawet

zaczął chodzić na randki. Poznałam go z dziewczyną, z którą się w końcu ożenił. Ona

również należała do tych wstydliwych. Arthur pomógł jej się z tego wyplątać. Teraz mają ze

sobą wiele wspólnego.

- On jest chyba trochę podobny do tego Melvina Fincha.

153

background image

- Do Melvina? - Zaczęła to bliżej analizować. - Och, nie! Arthur i Melvin są całkiem

inni. Melvin miał trudności ze swoim ojcem, jeżeli pamiętasz. Nie był wcale wstydliwy.

- Ilu znałaś Arthurów i Melvinów?

- Nie rozumiem - stwierdziła obrażona.

- No dobrze. - Oliver usiadł wśród pomiętej pościeli. - Gdzie są moje krawaty?

- Chyba są wymiętoszone, ale nie martw się, wyprasuję ci je. - Zaczęła szukać pod

poduszką, aż jej ręka natrafiła na jedwab. Wyciągnęła go triumfalnie. - Jeden mam. Gdzieś

tutaj musi być drugi.

- W porządku. - Oliver wziął od niej krawat i sprawdził jego wytrzymałość. - Ten

będzie doskonały.

- Co robisz?

- Popatrzę sobie co nieco - powiedział i chwycił Annie za nadgarstki.

- Oliver! Nie możesz!

Zobaczyła jednak nowy, zmysłowy błysk w jego oczach i coś się w niej radośnie

poruszyło. Zaczęła chichotać. Wszystko będzie w porządku. Oliver nauczył się w końcu

nowej gry.

Następnego ranka o godzinie jedenastej Annie siedziała przy swoim biurku w

„Sezamie”. Wpatrywała się w stertę papierów rozrzuconą dookoła, a jej myśli błądziły wokół

wydarzeń poprzedniego wieczoru.

Oliver poczynił ogromne postępy.

To prawda, że od czasu do czasu ma drobne poślizgi. Można się było tego

spodziewać. Nie jest przyzwyczajony dzielić się władzą. Zawsze on dowodzi. Grunt, że się

zaczął uczyć. To najważniejsze, chociaż nic nie zmienia się nagle.

W głębi duszy jest absolutnie porządnym i honorowym człowiekiem. Wszystkie jego

problemy biorą się stąd, że został zmuszony do bycia twardym tak długo, aż stało się to jego

drugą naturą. Instynktownie chciał kierować wszystkim, nie wyłączając spraw osobistych

innych ludzi.

Ostatniej nocy udowodnił, że jest zdolny do zmodyfikowania swoich nawyków.

Próbował się zmienić. Dla jej dobra.

Annie była zdecydowana zachować tę nową wiedzę dla siebie. Zanurzyła się w

niewielkim katalogu nucąc wesołą melodię starego przeboju.

Rozpoczęła przygotowywanie nowych zamówień, gdy rozległo się ciche stukanie do

drzwi. Spojrzała i uśmiechnęła się widząc gościa.

- Hej! Valerie! Wejdź!

154

background image

- Przepraszam, że przeszkadzam. - Valerie miała podkrążone oczy. - Podoba mi się

twój sklep. Masz interesującą kolekcję.

- Dziękuję, ale nie mam złota prekolumbijskiego. Mimo to jakoś sobie daję radę. -

Annie wskazała jej krzesło po drugiej stronie biurka. - Jak potoczył się dalej benefis po

naszym wyjściu?

- Doskonale. Jeżeli o to ci chodzi, to nikt w mojej obecności nie komentował tego po

grubiańsku.

- Nie, nie o to pytam.

- Annie - Valerie zawahała się - chciałabym pomówić z tobą o ostatniej nocy.

- Tak? - Annie zamknęła katalog.

- Usłyszałam, że Oliver i Paul Shore uzgodnili spotkanie.

- Tak, wiem. Czy nie uważasz, że to nieźle jak na pierwszy krok?

Valerie z niepokojem spojrzała bratowej w oczy.

- O tym właśnie chciałam porozmawiać. Czy sądzisz, że Oliver rzeczywiście zamierza

zawrzeć pokój z panem Shore'em?

- Tak. Na to wygląda. - Annie odchyliła się na krześle. Czuła się bardzo mądra i była

całkowicie pewna, że doskonale rozumie charakter Olivera. - Twój brat jest trochę dumny.

- Już to mówiłaś.

- Jest też trochę arogancki.

- Lepszym określeniem byłoby „despotyczny”. - Valerie się skrzywiła.

- Ale - Annie podniosła rękę - jest również bardzo inteligentny.

- Dobrze. Poddaję się.

- Inteligentny na tyle, by wiedzieć, kiedy przegrywa bitwę - powiedziała Annie

śmiejąc się w kułak. - Zrozumiał chyba, że nie może mieć wpływu na twój romans z

Carsonem. Dlatego też zdecydował się naprawić kilka mostków między sobą a Paulem

Shore'em, by stworzyć lepsze porozumienie pomiędzy rodzinami.

- Chciałabym w to wierzyć. - Valerie splotła ręce na kolanach. - Chcę w to uwierzyć.

- No to uwierz. Daj bratu szansę. On robi to dla ciebie. Dla Olivera zawsze

najważniejsza jest rodzina.

- Ale on miotał straszne groźby. - Valerie patrzyła na szwagierkę z niedowierzaniem.

- To wszystko puste słowa. On nigdy nie dopuści do rozłamu w rodzinie.

- Tego wieczoru, gdy z nim rozmawiałam, powiedział, że zrobi wszystko co w jego

mocy, by nie dopuścić do mojego małżeństwa z Carsonem.

Annie wzruszyła ramionami.

155

background image

- Być może potrzebuje trochę czasu, żeby sobie wszystko przemyśleć. Musi

zaakceptować fakt, że nie może cię powstrzymać. To nie jest dla niego łatwe. Oliver, jak

wiesz, nienawidzi własnej bezsilności.

- Rozumiem. - Valerie westchnęła. - Rozumiem też, że dla niego najważniejsza jest

rodzina. Wszystko, co robił po odejściu ojca, było dla naszego dobra. Upodobnił się bardziej

do ojca niż do brata. Istny patriarcha starej daty.

- No tak. - Annie się uśmiechnęła. - Kłopot z patriarchami polega na tym, że ich zalety

stają się wadami. Zalety, które dają im siłę do zachowania rodziny w ciężkich czasach, są

uciążliwe, gdy trzeba okazać ludziom wrażliwość i zrozumienie.

- Mój brat nie zna znaczenia słów „wrażliwość” ani „zrozumienie”. Dla niego albo

sprawy postępują po jego myśli, albo w ogóle nie postępują.

- Czy nie uważasz, że jesteś wobec niego niesprawiedliwa? - Annie przestała się

uśmiechać. - Przecież on nie jest taki bezwzględny i bezkompromisowy, jak ci się wydaje.

- Nie znasz go tak dobrze jak reszta naszej rodziny. - Valerie popatrzyła na bratową z

nagłym przypływem nadziei. - Ale może masz rację. Może wywierasz na niego dobry wpływ.

Może po waszym ślubie złagodniał.

Annie uśmiechnęła się czując, jak wzbiera w niej optymizm.

- Możesz na to liczyć.

W

poniedziałek po raz kolejny ktoś dzwonił. Annie była zajęta ustawianiem na

wystawie sklepowej wieszaka na ubrania w kształcie żyrafy, więc poprosiła Ellę o odebranie

telefonu.

- „Sezamie, otwórz się”. - Ella posłuchała chwilę i skinęła na Annie, by wzięła

słuchawkę. - Zaraz podejdzie. Proszę chwileczkę poczekać. - Zasłoniła ręką słuchawkę. - To

do ciebie. Druga pani Rain.

Annie jęknęła podchodząc do lady. Podniosła słuchawkę i powiedziała:

- Cześć, Sybil.

- Przed chwilą rozmawiałam z Valerie - rozpoczęła Sybil bez wstępów. W jej głosie

wyczuwało się strach. - Opowiedziała mi, co się wydarzyło w piątek.

- Mówisz o tym, jak Oliver i Paul Shore wpadli na siebie podczas benefisu?

- O co tu chodzi? Czy rzeczywiście Oliver zgodził się na spotkanie z Shore'em?

- Tak. Rzeczywiście - potwierdziła Annie pełna dumy. - Oliver i pan Shore chcą

poprawić trochę stosunki dla dobra Valerie i Carsona.

156

background image

- A niech mnie!

- Owszem. Valerie też jest zaskoczona. Wiesz co? Żadne z was nie dawało złamanego

centa za to, że Oliver jest z gruntu racjonalną istotą ludzką.

- Racjonalną? - Głos Sybil świadczył o silnym oszołomieniu. - Masz rację. Takie

słowa niezbyt często padały w rozmowach o Oliverze. Annie, to wszystko jest okropnie

smutne. Biedna Valerie! Biedny Carson! On rzeczywiście jest wspaniałym chłopcem. Wiem,

że Oliver nigdy nie pozwoli, żeby oni się pobrali.

- O czym ty mówisz? - Annie w osłupieniu wpatrywała się w słuchawkę. - Przecież ci

powiedziałam, że Oliver ma się spotkać z Shore'em.

- Jeżeli myślisz, że się z nim spotka, by się pogodzić, to jesteś bardziej naiwna, niż

myślałam. Posłuchaj mnie, Annie. Jeśli Oliver zgodził się spotkać z Paulem Shore'em, to

tylko po to, by wystrzelać swoją amunicję.

- Niemożliwe. - Annie się zdenerwowała. Najwidoczniej nikt nie wierzył w dobre

cechy charakteru Olivera.

Sybil zignorowała ten wybuch. W jej głosie przebijało głębokie zamyślenie.

- Założę się, że znalazł coś na Shore'a, coś, co trzymał w rezerwie od lat, czekając na

taką okazję jak ta.

- Bzdura.

- Prawdopodobnie użyje tego, co wywęszył, do szantażowania starego, i zmusi

biednego Carsona do zerwania zaręczyn.

- Uważasz mojego męża za Machiavellego? - zaatakowała Annie.

- Machiavelli mógłby u niego brać korepetycje.

- Cholera, Sybil! Nie wierzę w to, że Oliver zamierza szantażować Shore'a.

- To jesteś głupia. Znam Raina dłużej niż ty. Wiem, do czego jest zdolny. Wiem

również, jak mocno nienawidzi Paula Shore'a. Oliver nigdy nie zaakceptuje małżeństwa

Valerie i Carsona. Jeżeli nawet uda im się pobrać, znajdzie sposób, by im zepsuć szczęście.

Zniszczy to małżeństwo, choćby nawet wiedział, że go to zgubi. O ile go znam, i tak odbierze

im nadzieję na wspólne życie, zanim wybiorą się do ślubu.

- Nie masz racji.

- Tak myślisz? Poczekaj, a zobaczysz. Możesz się jeszcze wiele nauczyć o człowieku,

za którego wyszłaś. Do widzenia, Annie.

Sybil odwiesiła słuchawkę, nie czekając na odpowiedź.

- Jakiś problem? - spytała Ella.

- Nie. Przynajmniej wydaje mi się, że nie ma, ale może lepiej nie będę ryzykować.

157

background image

Wykręciła numer biura Daniela, oczekując, że słuchawkę podniesie sekretarka.

- Lyncroft Unlimited. - Głos pani Jameson jak zwykle brzmiał ciepło i konkretnie.

- To ja, Annie.

- Dzień dobry, Annie. Jak to dobrze, że dzwonisz. Myślę, że chcesz rozmawiać z

panem Rainem? Niestety wyszedł.

- Nie - powiedziała szybko. - Nie muszę z nim rozmawiać. - Myślała coraz szybciej. -

Chciałabym tylko poznać jego plan dnia. Mam zamiar coś zaaranżować. O ile wiem, Oliver

ma się niebawem spotkać z Paulem Shore'em?

- Tak. Sekretarka Shore'a dzwoniła do mnie z samego rana. Panowie Rain i Shore

mają dziś wspólny lunch.

- Naprawdę? - Annie czuła się tak, jakby powalono ją na deski.

- Jeżeli chodzi o ścisłość, to pan Rain jest w tej chwili w drodze do klubu Shore'a.

Annie opanowało straszne przeczucie. Prawdę mówiąc, musiała przyznać, że zupełnie

nie wyklucza tego, że Sybil ma rację. Nie mogła uwierzyć, że Oliver coś knuł przeciwko

Valerie, ale nie chciała ryzykować. Przecież dopiero co wstąpił na ścieżkę poprawy.

Lepiej być mądrym przed szkodą.

- Mają spotkanie teraz, mówisz? - Annie przycisnęła słuchawkę i spojrzała na zegarek.

- Czy wiesz, w którym klubie?

- Oczywiście. Sekretarka pana Shore'a przekazała mi wszystkie informacje. - Pani

Jameson wyszczebiotała nazwę ekskluzywnego klubu. - W samym centrum.

- Dziękuję. - Annie odwiesiła słuchawkę.

- Wszystko w porządku? - znowu zapytała Ella.

- Tak. Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże.

Pojawię się po przerwie na lunch.

Porwała torebkę i wybiegła galopem ze sklepu. Klub Paula Shore'a znajdował się kilka

przecznic od „Sezamu”. Niestety, zaczęło padać.

158

background image

Rozdział czternasty

W

chodząc do jadalni klubu, Oliver nie mógł się pozbyć nieprzyjemnego uczucia.

Niegdyś jego ojciec należał do tego klubu, lecz od chwili jego zniknięcia młody Rain nigdy tu

nie przychodził. Aż do dziś. Sam nie należał do żadnego prywatnego klubu. Był z natury

samotnikiem. Nie odpowiadali mu bywalcy tych przybytków, zwłaszcza gdy jednym z nich

był Paul Shore.

Niewiele się zmieniło w klubie od czasu, gdy Oliver odwiedził go po raz ostatni. Z

jednym oczywistym wyjątkiem: grupka kobiet ubranych w drogie kostiumy zajmowała kilka

stolików. Najwyraźniej stowarzyszenie finansistów i przedsiębiorców zostało zaatakowane i

zdobyte przez feministki.

Oprócz tego cała reszta wyglądała tak jak wtedy, gdy ojciec go tutaj kiedyś

przyprowadził, by postawić mu drinka. Pamiętał ten dzień doskonale. Był to jeden z niewielu

dni, gdy siedział z ojcem i spokojnie rozmawiali o wszystkim. Rozmowa ta zapadła mu

głęboko w pamięć. Pytał, jak idą studia, a Oliver entuzjastycznie opowiadał o planach

uzyskania dyplomu. Nic nadzwyczajnego. Po prostu rozmawiali przez chwilę jak ojciec z

synem.

Wszystko wyglądało tak samo jak wtedy. Ściany były wyłożone drogim, ciemnym

orzechem. Z zaplecza dochodził przytłumiony szczęk pięknych sreber i porcelany. Atmosfera

cichej powagi unosiła się nad stolikami, przy których spotykały się rekiny finansowe Seattle,

aby porozmawiać o polityce i gospodarce wybrzeża Pacyfiku.

Wspomnienie dwudziestych pierwszych urodzin wywołało ucisk w dołku. Oliver z

zapartym tchem przeszedł obok stolika, przy którym siedział z ojcem. Przez chwilę się

zastanawiał, co by mu wtedy powiedział, gdyby potrafił przewidzieć przyszłość. Lawina

gorących i wzburzonych słów zalewała mu umysł:

Ty sukinsynu, nie możesz nam tego zrobić! Nie możesz tak po prostu wziąć tytka w

troki i zniknąć! To nie jest sprawiedliwe! Co się stanie z dziewczętami? Zniszczysz im życie.

Teraz, po śmierci matki, tylko ty im zostałeś. Masz również dwóch maleńkich synów, którzy

cię potrzebują - Nathan i Richard są dzieciakami. Potrzebują ojca. Co z tobą? Nie dbasz o

rodzinę? Niech ją diabli wezmą?

159

background image

Serce ścisnęły mu ból i wściekłość. Gdyby mógł powrócić do tamtego dnia, gdy

siedział i rozmawiał z ojcem, nie zniżyłby się do błagania. Zacisnął pięści. Przyrzekł sobie, że

nie będzie żebrał. Nie poświęciłby swojej dumy, by przypominać ojcu o jego obowiązkach

wobec rodziny. Jednak w głębi duszy wiedział, co naprawdę by uczynił. Gdyby była

najmniejsza szansa na pozostanie ojca z rodziną, błagałby go o to na kolanach.

Teraz, po szesnastu latach, wkraczając do klubu stawił czoło prawdzie, która była z

nim przez wszystkie te lata. Nigdy o nic nie prosił. Gdyby jednak mógł powrócić do tamtych

urodzin, wiedząc to, co wie teraz, poszarpałby swoją dumę na strzępy i ze wszystkich sił

próbowałby powstrzymać ojca od ucieczki.

Zrobiłem wszystko co możliwe, ale bardzo często to nie wystarcza. Tak często nie

wiedziałem, co robić. Oni ciebie potrzebują, tato. Jesteś ich ojcem. Jesteś moim ojcem. A

zostawiłeś nas tak, jakbyśmy nie mieli żadnego znaczenia.

Oliver zrozumiał, jak wiele ma w sobie słabości. Chciał tę słabość dokładnie

wyplenić, ale wiedział, że to mu się nigdy nie uda. Będzie z nią walczył do końca swych dni.

- Pan Rain? - Starszy kelner pojawił się tuż przed nim.

- Tak.

- Pan Shore oczekuje. Proszę za mną.

Paul Shore siedział przy stoliku pod oknem. Jak stary rewolwerowiec, latami

zaprawiony w pojedynkach, siedział twarzą do sali, a tyłem do ściany. Przed nim stało

martini. Kiwnął szorstko głową pozdrawiając Olivera, gdy ten siadał, ale nie podał mu ręki.

- Czy mogę coś dla pana przynieść z baru, panie Rain? - zapytał kelner.

- Nie. - Oliver spojrzał na kieliszek martini na stole.

Coś błysnęło w oczach Shore'a, gdy kelner podał menu i wycofał się.

- Dobrze, Rain. Upłynęło wystarczająco wiele wody.

- Tak uważasz? - Oliver nawet nie dotknął karty.

- Nie będzie to proste, prawda? - Shore pociągnął łyk martini, jakby odgradzając się

od niego. Bez wątpienia wyglądał starzej niż wtedy, gdy Oliver zwracał dług ojca. To nie była

jedynie kwestia lat, które przeminęły. Głębokie zmęczenie naznaczyło mu twarz. Swoje

zrobiła też ostrożność. Uwzględniając to wszystko, Rain był przekonany, że widzi w nim

ciche pragnienie zawieszenia broni.

Wszystko, czego potrzebował, to właśnie takiej nie wypowiedzianej prośby. Była to

oznaka słabości, którą mógł wykorzystać.

- Nie ma sensu tracić czasu na upiększanie przeszłości - powiedział Oliver.

160

background image

- Czyżby? Gdy osiągniesz moje lata, Rain, coraz więcej czasu będziesz spędzał na

upiększaniu przeszłości. Kiedy spojrzysz wstecz, będziesz wiedział, co zrobiłbyś inaczej,

gdybyś miał szansę żyć po raz drugi.

- Nie mów, że masz wyrzuty sumienia.

- Wszyscy je mamy. Za trzydzieści lat to zrozumiesz.

- Będę o tym pamiętał. - Oliver spojrzał na przyjaciela ojca.

- Jak chcesz. - Shore przełknął kolejny łyk martini i odsunął kieliszek. - Dlaczego

zgodziłeś się na to spotkanie?

- Przecież znasz odpowiedź.

- Carson i Valerie?

- Tak.

- Wyobrażam sobie, że wiadomość o tym, że zamierzają się pobrać, musiała być dla

ciebie wstrząsem - powiedział Shore. - Tak też było i w moim przypadku, ale jest coś, o czym

chciałbym ci powiedzieć.

- Co takiego?

- Carson jest przystojnym, młodym mężczyzną. Jestem dumny ze swego syna. -

Podrapał się u nasady nosa. - Mimo to doszedłem do wniosku, że jest słaby.

- Naprawdę?

- Byłem wściekły, gdy wybrał karierę akademicką, zamiast podążyć w moje ślady.

Trudno się pogodzić z tym, że nie jest stworzony do interesów. Może nie jest aż tak słaby.

Ostatnio zacząłem nawet wierzyć, że jest silniejszy, niż ja byłem kiedykolwiek.

- Interesujące spostrzeżenie - odrzekł Oliver.

Shore zmrużył oczy.

- Próbuję ci powiedzieć, że Carson nie jest do mnie podobny. Ani do ciebie.

- Co to ma oznaczać?

- To znaczy, że oceniając go powinieneś zapomnieć o swojej nienawiści do mnie.

Oliver odczuł chłód satysfakcji. Shore był bardziej bezbronny, niż się spodziewał.

Nawet zdesperowany. Samokontrola tego starego człowieka była niemal strzaskana. Nie było

sensu przedłużać zabawy w kotka i myszkę. Nadszedł czas zabijania.

- Myślę, że możemy porozmawiać o twoim synu - powiedział Oliver bardzo

spokojnie.

Ulga rozjaśniła oczy Shore'a.

- Mam nadzieję - rzekł - że potraktujesz go uczciwie. Osiąga znaczne sukcesy w

swojej dziedzinie. Bardzo mu też zależy na Valerie. Ona będzie dla niego dobrą żoną. Do

161

background image

diabła, moja żona mówi, że są jakby dla siebie stworzeni. Chciałbym, żeby mój syn był

szczęśliwy, Rain.

- Naprawdę?

Shore zaniemówił na chwilę.

- Przypuszczałem, że jesteś tutaj, bo pragniesz tego samego dla swojej siostry. Czas

zawrzeć pokój.

- Nie zrozumiałeś mnie, Shore - odpowiedział Oliver. - Mówiąc, że powinniśmy

pomówić o twoim synu, miałem na myśli drugiego syna, Hammonda.

- Hammonda? - Shore powtórzył nie wierząc własnym uszom.

- Chyba go pamiętasz? To ten, którego wypchnąłeś do Europy na wydłużone wakacje

dwa lata temu po wykryciu afery. Zdefraudował pieniądze inwestorów w firmie budowlanej,

którą mu kupiłeś.

Twarz Shore'a przybrała szary odcień.

- Jezus Maria! Człowieku! Powiedz, jak to wykryłeś?

- Maleńkie śledztwo. - Oliver wzruszył ramionami. - Powiedz mi, Shore, ile cię

kosztowało wyrwanie pierworodnego z bagna? Wykonałeś doskonałą robotę. Nie pojawiła się

żadna wzmianka w prasie. Nie rozpoczęto śledztwa i wszystko zostało załatwione niezwykle

gładko.

- Mój Boże! To po to chciałeś się ze mną dzisiaj spotkać. - Shore wytrzeszczył oczy. -

Chcesz mnie szantażować, tak? Grozisz, że wszystko znajdzie się w gazetach, jeżeli nie

znajdę sposobu, by Carson zerwał zaręczyny z twoją siostrą?

Oliver nie odpowiedział. Z zadowoleniem pozwolił sobie na pełne rozwinięcie fortelu,

zanim wkroczy na dokładnie przygotowane pole bitwy. Jeszcze oceniał siłę rażenia

pierwszego pocisku i wybierał następny cel, gdy jego uwagę zwróciło niewielkie zamieszanie

przy wejściu.

Ponad przyciszonym gwarem poważnych rozmów zadźwięczał czysty jak dzwon głos

Annie.

- Proszę trzymać ręce przy sobie. Mówię ci, że jestem żoną Olivera Raina i przyszłam

tutaj spotkać się z mężem. O, właśnie tutaj siedzi.

Zaskoczony Oliver odwrócił głowę dokładnie w momencie, gdy Annie z aureolą

potarganych włosów na głowie wyrwała się z rąk starszego kelnera. Sunęła zdecydowanie

przez salę sterując w kierunku ich stolika.

162

background image

- Bardzo mi przykro, proszę pani, ale nie mogę pozwolić pani wejść bez zaproszenia

jednego z członków klubu - mówił pospiesznie kelner drepcząc za nią. - Jeżeli pani

zechciałaby poczekać w hallu, pomogę załatwić sprawę.

- Nie ma się czym martwić - rzuciła mu przez ramię. - Mówię przecież, że mój mąż

jest tutaj.

Zatrzymała się przy stoliku, przy którym siedział Oliver z Shore'em.

- Cześć, Oliver. - Schyliła głowę i złożyła pocałunek na jego policzku. - Miałam

trochę trudności z wejściem tutaj. Mówiłam ci, że nie wyglądam na twoją żonę.

Była zdyszana i mokra od deszczu. Musiała całą drogę od „Sezamu” do klubu

pokonać biegiem w strugach deszczu.

- Co ty tu robisz, Annie? - zapytał, powoli wstając z miejsca. - Coś złego się

wydarzyło?

- Nic z tych rzeczy. - Poklepała go protekcjonalnie po ramieniu i posłała promienny

uśmiech panu Shore. - Dzień dobry, panie Shore. To było piękne przyjęcie. Mam nadzieję, że

zarobiliście mnóstwo pieniędzy dla artystów.

- Pani Rain... - Shore gapił się na nią z wyraźnym zakłopotaniem.

- Pamięta mnie pan - odpowiedziała z przyjemnością i usadowiła się przy stole. - Czy

prace Raphaeli nie okazały się wspaniałe? Raphaela to projektantka wnętrz, która

przygotowywała pański dom na benefis. Nie wiem, czy zauważył pan w solarium słonia z

emaliowanej mozaiki. Pochodził z mojego sklepu.

- Istotnie? - Shore zmieszał się jeszcze bardziej.

- Tak. Muszę dodać, że wyglądał w tym solarium jak u siebie w domu. - Annie

przechyliła się do przodu i konfidencjonalnym tonem dodała: - Jest na sprzedaż.

- Rozumiem.

Starszy kelner najwidoczniej pogodził się z tym, że nie uda mu się wyrzucić Annie.

Wycofał się pospiesznie i skinął na kolegę.

- Nie przypuszczałem, że pani do nas dołączy - powiedział Shore wpatrując się w nią.

- Ja również się tego nie spodziewałem - dodał chłodno Oliver.

Uśmiech Annie zawsze dokonywał rzeczy niemożliwych, więc rozjaśniła go o

następne kilka watów.

- Udało mi się wyrwać ze sklepu na lunch. Dziękuję, że na mnie zaczekaliście -

powiedziała i chwyciła menu. - Padam z głodu. To jest pański klub, panie Shore? Co by pan

polecił?

163

background image

- Halibuta - odrzekł automatycznie. -Jest tutaj wyśmienity. - Nie mógł oderwać oczu

od Annie.

- To brzmi obiecująco. - Pani Rain rozejrzała się za kelnerem. - Ja wezmę halibuta,

bez sałatki. Potem kawę.

- Tak, proszę pani.

- A teraz - zatrzasnęła menu - co biorą pozostali?

- Halibuta. - Shore zerknął na Olivera.

Annie spojrzała wyczekująco na męża.

- A ty co weźmiesz?

- Nie miałem zamiaru niczego brać - odpowiedział dobitnie.

- Nonsens. Nie jesteś przecież na diecie. Dużo ćwiczysz. - Annie posłała kelnerowi

pogodny uśmiech. - On również zje halibuta.

- Tak, proszę pani. - Kelner kiwnął głową uznając najwidoczniej, że w tym

towarzystwie Annie jest najważniejsza. Zdążył odejść, zanim Oliver odwołał zamówienie.

Rain patrzył na Annie w zamyśleniu i zastanawiał się, jaką miałaby minę, gdyby ją

wyniósł z klubu jak worek kartofli na ramieniu.

- Od kogo się dowiedziałaś, gdzie mnie szukać?

- Zadzwoniłam do twojego biura. Pani Jameson powiedziała, że wybrałeś się na lunch

z panem Shore'em.

- Muszę pamiętać, żeby wyrzucić panią Jameson, jak tylko wrócę do biura.

- Nawet nie żartuj w taki sposób. Zginąłbyś bez niej. - Annie ostrzegła Olivera, a

potem zwróciła się do Shore'a: - Nie chciałam przeszkadzać w rozmowach.

- Nie chciałaś, dobre sobie! - mruknął Rain. Był niemal pewien, że żona wie, o co

chodzi. Wyczuła cel tego spotkania i domyśliła się, że może potoczyć się nie po jej myśli. Był

ciekaw, kto jej dał znak. Nie dowierzał nikomu, ale najprawdopodobniej rozmawiała z nią

Sybil. Macocha zna go przecież doskonale.

- Proszę kontynuować dyskusję, którą prowadziliście, zanim przyszłam - zachęciła

Shore'a.

- Rozmawialiśmy o moim synu.

- O Carsonie? - Pokiwała głową. - Wygląda świetnie. Wiem, że wykłada historię

sztuki. Musi być pan z niego szalenie dumny.

- Owszem - przyznał Shore patrząc ciągle na Olivera.

- Nie rozmawialiśmy o Carsonie - zakomunikował oschle Oliver. Zaświtało mu w

głowie, że obecność Annie prowadzi do zamieszania i że ona wie o tym bardzo dobrze.

164

background image

- Ma pan drugiego syna?

- Tak - odpowiedział z kamienną twarzą. - Ma na imię Hammond.

- I mieszka w Seattle? - dopytywała się.

- Teraz nie. - Zawahał się. - Jest poza krajem. Firma, w której mam udziały, ostatnio

rozszerzyła swą działalność poza nasz kontynent. Hammond pracuje w jednym z

zagranicznych biur.

- Wspaniale.

- Pani małżonek z pewnością też tak myśli. - Odsunął kieliszek martini. - Zamierza

mnie szantażować z powodu Hammonda.

Bardzo pogodny uśmiech Annie zniknął w mgnieniu oka.

- To śmieszne. Oliver nikogo nie szantażuje, prawda Oliver?

- Oczywiście, że nie - odpowiedział bardzo delikatnie.

- Myślę, że ktoś powinien mi wyjaśnić, o co tutaj chodzi - powiedziała Annie

stanowczo.

Oczy Shore'a poszarzały, gdy napotkał wzrok Raina.

- Pani małżonek dowiedział się, że mój syn, Hammond, wpakował się w poważne

tarapaty finansowe dwa lata temu. Postawiono zarzut defraudacji. Zająłem się sprawą.

Spłaciłem wszystkich pokrzywdzonych przez mojego syna i wysłałem go z kraju na jakiś

czas.

- To musiało być straszne - powiedziała Annie z odrobiną współczucia.

Oliver zazgrzytał zębami. Ujrzał nagle, jak jego cały plan wali się w gruzy na jego

oczach. Wściekłość zakipiała mu w żyłach. Tym razem Annie posunęła się za daleko.

Przywiązywać go do łóżka to jedna sprawa, a wtrącać się do rodzinnych spraw - to druga.

- Pani małżonek wie, że nie chciałbym, by te informacje stały się publiczną tajemnicą

- kontynuował Shore. - Zdaję sobie sprawę, jak mocno uderzyłoby to w moją żonę. Co to

wam da?

- Całkowicie rozumiem. - Pokiwała smętnie głową. - Ciotka Madeline mawiała, że

czarna może się trafić w każdej rodzinie.

- Co to znaczy „czarna”?

- Czarna owca. - Annie posłała mu współczujący uśmiech. - Kanalia, która musi

skalać własne gniazdo, która musi wprawiać w zakłopotanie wszystkich członków rodziny. W

mojej rodzinie czarną owcą był wujek Charlie.

Oliver przeklinał w duchu, patrząc, jak sytuacja nieodwołalnie wymyka mu się z rąk.

- Wujek Charlie? - Shore z rozbawieniem wpatrywał się w Annie.

165

background image

- Tak. Wujek Charlie uwielbiał rabować banki.

- Banki? - Shore był kompletnie zaskoczony.

- Ach. Ciotka Madeline mówiła, że jego ojciec tak się wstydził, że nie pozwalał w

domu wspominać imienia Charliego. Gdyby chociaż wujek rabował banki, żeby nakarmić

rodzinę lub osiągnąć podobny szczytny cel. Ale to w ogóle nie wchodziło w grę.

- To po co rabował banki? - Shore gapił się na nią z nie ukrywanym

zainteresowaniem.

Annie rozejrzała się szybko i ściszyła głos.

- Dla samego przeżycia dreszczyku emocji. Kochał to robić. Dlatego nie było sposobu,

by go powstrzymać. Zarobił niejedną odsiadkę, ale po wyjściu na wolność natychmiast

powracał do swojego hobby.

- Jakie to interesujące. - Shore najwyraźniej nie wiedział, co powiedzieć.

- Raz spotkałam wujka Charliego - Annie przeszła na lekki, plotkarski ton. - Byłam

wtedy małą dziewczynką, a on okazał się dla nas bardzo dobry, zabrał mnie i Daniela do Zoo.

Tłumaczył bratu, żeby nie zaczynał palić papierosów ani rabować banków, dlatego że trudno

to potem rzucić. Daniel obiecał mu, że nie będzie palić ani rabować. I nigdy tego nie robił.

- Co się stało z pani wujkiem? - zapytał Shore, gdy kelnerzy przynieśli półmiski z

halibutem z grilla.

- Ach. Został zabity podczas kolejnego napadu na bank. Odszedł w blasku chwały.

Ciocia Madeline wzięła nas na pogrzeb i ostrzegła przed wstąpieniem na drogę przestępstwa.

Ostrzegła nas jeszcze przed czymś.

- Przed czym? - zapytał Shore.

- Powiedziała nam, że nigdy nie powinniśmy się wstydzić wujka Charliego.

Wyjaśniła, że w każdej rodzinie zdarza się czarna owca i nikt nie powinien poczuwać się do

odpowiedzialności za działania takiej osoby. Ostatecznie wszyscy odpowiadamy sami za

siebie.

- Ale działania jednej takiej czarnej owcy mogą zranić i poniżyć całą rodzinę - dodał

powoli Shore.

- Tak. Wiem o tym. - Annie wbiła widelec w kawałek halibuta i spojrzała przelotnie

na Olivera. - Myślę, że wszyscy przy tym stole to rozumieją. Pan odcierpiał swoje wskutek

nieodpowiedzialności syna. Widziałam, jak działalność wuja raniła moich krewnych. A

Oliver, jak pan wie, przeszedł przez wszystkie kręgi piekieł po zniknięciu jego ojca.

Złość kipiała w Oliverze coraz mocniej. Nie potrafił jej dłużej utrzymać pod

przykrywką.

166

background image

- Dosyć tego, Annie!

- Przepraszam. - Obdarzyła go mglistym uśmiechem. - Nie mam zamiaru

odgrzebywać starych wspomnień. Musisz jednak przyznać, że wy obaj, ty i pan Shore, macie

wiele wspólnego.

- Nie! Na Boga! Nie mamy ze sobą nic wspólnego! - Oliver chciał nią potrząsnąć,

żeby się wreszcie zamknęła. Zmusił się jednak do siedzenia nieruchomo i stłamsił w sobie

wściekłość, widząc oczyma duszy, jak szansa wygranej przepada z kretesem.

- Tak, tak, macie wiele wspólnego. Obaj przeszliście absolutne piekło z powodu

swoich bliskich.

- Annie, powiedziałem: dosyć! Chyba zrozumiałaś!

Shore spojrzał na Raina z powagą.

- Zdaję sobie sprawę, że sam ci przysporzyłem dodatkowych trudności po zniknięciu

ojca. Nigdy cię za to nie przeprosiłem. Robię to teraz.

- Nie potrzebuję twoich cholernych przeprosin - powiedział Oliver odwracając się.

- Wiem o tym. Pragniesz raczej zemsty. - Shore nadal się w niego wpatrywał. - Myślę,

że dzisiaj mogę ci wyjaśnić, dlaczego nie przesunąłem terminu spłaty piętnaście lat temu.

Kiedy twój ojciec opuścił miasto, znajdowałem się w niebezpiecznej sytuacji finansowej.

Potrzebowałem tych pieniędzy, które był mi winien. Strasznie potrzebowałem.

- Nie chcę o tym rozmawiać - odrzekł Oliver.

- Wiem, że nie chcesz - powiedział Shore ze smutkiem. - Chciałbym tylko, żebyś

wiedział, jak mi było trudno w tamtych czasach. Zainwestowałem sporo pieniędzy w bardzo

ryzykowne papiery i w nieruchomości. Byłem tak jak każdy, nie wyłączając twojego ojca, na

granicy przetrwania. Wydawało mi się, że utonę. Ostatnia deska ratunku zatonęła wraz ze

zniknięciem Edwarda. Miałem na utrzymaniu dwóch synów i żonę.

To wszystko wina Annie, z wściekłością pomyślał Oliver. Wszystko się rozleciało z

jej winy.

- Powiedziałem, że nie chcę rozmawiać o przeszłości.

- Nie spodziewam się, że mi przebaczysz. Chciałbym jedynie, abyś mnie zrozumiał -

nalegał. - Potrzebowałem tamtych pieniędzy bardziej niż czegokolwiek w życiu. Chciałem też

zemścić się za to, co mi zrobił twój ojciec. Uważałem go przecież za przyjaciela... Niech go

diabli! Ufałem mu.

- Skończmy z tym tematem natychmiast - zażądał chrapliwie Oliver, ale Shore puścił

to mimo uszu.

167

background image

- Nie mogłem go dosięgnąć, więc przyłożyłem tobie. Myślałem, że jestem

zrujnowany. Nie spodziewałem się, że się pojawisz z gotówką po sześciu miesiącach. Jak

tego dokonałeś, do diabła? Nigdy mi nie powiedziałeś.

- To nie twoja sprawa - rzucił Rain przez zęby.

- Wiem, ale musisz zrozumieć. W duchu zawsze się zastanawiałem, jak zgromadziłeś

tak szybko tyle pieniędzy. Męczy mnie pytanie, czy nie zmusiłem cię do popełnienia czegoś

desperackiego.

Annie spojrzała na Shore'a z ukosa.

- Oliver nie obrabował żadnego banku, jeżeli to pana niepokoi.

- Więc skąd je wziął?

- Nie wiem. - Oczy Annie rozszerzyły się i przeniosły na męża, jakby sama chciała

zadać mu to pytanie.

Rain cudem opanował atak wściekłości.

- Grałem na rynku przez sześć miesięcy.

- Jezu! - przestraszył się Paul Shore. - Nie wiedziałem, że ktokolwiek mógł zrobić

takie pieniądze na rynku towarowym poza dealerami.

- Miałem szczęście - odparł ostro Oliver.

- Wątpię, żeby to było szczęście - wtrąciła Annie tonem bezgranicznego podziwu. -

Raczej czysty geniusz.

Oliver przeszył ją wzrokiem, w którym malowała się tylko frustracja i gniew.

Annie nawet nie drgnęła i odwróciła się znowu do Shore'a.

- No tak, cieszę się, że wszystko zostało wyjaśnione. Pamiętam, jak mówiła ciotka

Madeline, że nikt nie odpowiada za czyny swoich krewnych. Niezależnie od tego, jak mocno

zostaliście poszkodowani lub ile wycierpiały wasze rodziny, nikt was nie obwinia.

- Tak uważasz? - zapytał ponuro Rain.

- Jasne. Jeżeli chodzi o to, co wydarzyło się później, obaj jesteście ofiarami

okoliczności, na które nie mieliście najmniejszego wpływu, ale obaj przetrwaliście i

odnieśliście sukcesy. A to się liczy najbardziej.

Oliver zamknął oczy z obrzydzenia.

- To wcale nie oznacza, że pani mąż nie może przysporzyć wielkich strat mojej

rodzinie, jeśli tylko zechce - powiedział cicho Shore.

- Nie zrobi tego - zapewniła Annie.

Rain otworzył oczy i spojrzał na nią. Przełknęła kęs halibuta i popatrzyła przed siebie.

- A propos, ten halibut jest rzeczywiście bardzo dobry. Radzę zjeść, zanim wystygnie.

168

background image

- A co będzie z moim synem? - zapytał cicho Shore.

Rain spojrzał na niego z miną rozżalonego drapieżnika, któremu wymknęła się ofiara.

Kątem oka widział, jak Annie uśmiecha się do niego przymilnie. Był pewien, że oczekuje od

niego takiego zachowania, jakie sama uważa za słuszne.

Zrozumiał, że przegrał bitwę. Z jakichś zupełnie niezrozumiałych powodów nie mógł

się zmobilizować do realizacji własnego planu zniszczenia Shore'a. Przynajmniej nie dzisiaj,

gdy obok siedzi Annie, promieniująca pogodną wiarą w jego dobroć.

Inną sprawą była zemsta na Paulu. Rain wiedział, że może tego dokonać bez

zmrużenia oka, ale rozczarować Annie - to był trudniejszy problem.

- Zapomnij o Hammondzie - mruknął Oliver. - Zapomnij o całej tej przeklętej sprawie.

- Dziękuję ci, Rain. - Shore nie potrafił ukryć ulgi. - Jeżeli potrzebujesz pocieszenia, to

chyba wiem, jak się teraz czujesz. Jestem twoim dłużnikiem.

Oliver zastanawiał się, czy przypadkiem nie oszalał żeniąc się z Annie. Shore odejdzie

stąd w spokoju. Wszystko na to wskazuje, że obie rodziny - Rainów i Shore'ów - będą

wkrótce skoligacone przez małżeństwo.

- Carson i Valerie są tak doskonałą parą - powiedziała Annie pogodnie. - Wiecie co?

Ta cała sprawa przypomina mi Romea i Julię.

169

background image

Rozdział piętnasty

A

nnie zorientowała się, że coś nie jest w porządku w chwili, gdy otworzyła

wieczorem drzwi do mieszkania. Panowała idealna cisza, ale rodzaj tej ciszy mówił jej, że

ktoś jest w domu.

Dom. Zdziwiło ją, że zaczęła nazywać apartament Olivera swoim domem.

Strząsnęła ostatnie krople deszczu z parasolki, powoli zdjęła płaszcz i powiesiła go w

szafie. Niepokój, który narastał w niej przez całe popołudnie, rozkwitł w strach, gdy szła

przez marmurowy przedpokój. Wiedziała, że wieczór po scenie z Paulem Shore'em może być

niewesoły. Gdy wychodzili z klubu, wyczuwała emocje kipiące głęboko w duszy Olivera. Na

zewnątrz wydawał się jak zwykle chłodny i władczy, ale to tylko pozory. Nie odezwał się ani

słowem, zanim znaleźli się na chodniku.

- Bolt przyprowadzi samochód mniej więcej za minutę.

- Wszystko w porządku - zapewniła go. - Wolałabym się raczej przejść. Jesteśmy

niedaleko sklepu. To tylko kilka przecznic dalej.

- Ale pada.

- Mam parasolkę.

- Jak wolisz. - Ich oczy się spotkały. - Zobaczymy się wieczorem w domu.

- Oliverze, chcesz porozmawiać?

- Nie, nie teraz.

Zanim zdążyła odpowiedzieć, podjechała czarna limuzyna. Oliver wsiadł i zatrzasnął

za sobą drzwi nie patrząc na Annie.

Dotarło do niej, że lunch z Shore'em nie przebiegł tak gładko, jak sobie to wyobrażała.

Pomaszerowała powoli do „Sezamu” nie zwracając uwagi na zimny, przejmujący wiatr.

Zanim doszła do sklepu, była przekonana, że przegrała bitwę.

Ale spoglądając wstecz, nie mogła sobie nic zarzucić. Nie wyobrażała sobie, że można

to było inaczej rozegrać.

Z

atrzymała się przy drzwiach do kuchni.

- Bolt?

170

background image

Nie było śladu robota Olivera. Światła w kuchni były zgaszone. Zazwyczaj Bolt kręcił

się gdzieś w pobliżu w wirze przygotowań do kolejnej smakowitej kolacji. Jego nieobecność

była złym znakiem.

Annie niechętnie podreptała przez hall i weszła do salonu. Również był pusty. Tylko

deszcz bębnił o szyby.

Pozostał jeszcze gabinet. Przypuszczała, że Oliver będzie na nią czekał u siebie.

Zmusiła się do przejścia długiej drogi przez wyłożony szarym dywanem hall. Gdy doszła do

gabinetu, zobaczyła, że drzwi są zamknięte.

Nie wiadomo dlaczego, ten fakt ją zdenerwował. Wyprostowała ramiona, otworzyła

drzwi bez pukania i wkroczyła do środka. Zatrzymała się na środku gabinetu oczekując na

przystosowanie wzroku do przyciemnionego światła.

Oliver siedział za biurkiem jak lew w swojej jaskini. Jego twarz pozostawała w cieniu.

Lampa halogenowa tworzyła na wypolerowanym blacie koło jasnego, ostrego światła. Jej

uwagę przyciągnął błysk ślubnej obrączki.

- Cześć, Oliver. - Podeszła wojowniczo do krzesła i ciężko na nie opadła.

- Dobry wieczór, Annie.

- Gdzie Bolt?

- Dałem mu wolne. Nie będzie nam potrzebny dziś wieczór.

- Jesteś wściekły? - spytała.

- Powiedzmy, że zastanawiam się nad naszym związkiem.

- Jesteś rzeczywiście wkurzony.

- Tolerowałem niemało twoich wybryków, ale dzisiaj stanowczo posunęłaś się za

daleko.

- Nic nie zrobiłam. - Poczuła lodowate mrowienie wzdłuż kręgosłupa. Wiedziała, że to

nieprawda. Oliver też to wiedział.

- Wtrąciłaś się do sprawy, która ciebie nie dotyczy.

- To nie było tak, Oliverze. Po prostu wprosiłam się na twój lunch z Shore'em. To

wszystko.

- Dlaczego?

- Dlaczego? Przypuszczam, że byłam trochę zaniepokojona.

- Czym? - zapytał delikatnie.

Annie zaczęła się borykać z pierwszym powodem.

- Obawiałam się, że możesz zrobić coś, czego będziesz później żałował.

- Żałował? Już od dawna niczego nie żałuję.

171

background image

- Problem polega na tym, że nosisz w sercu urazę do Paula Shore'a - powiedziała

szczerze. - Nie byłam pewna, czy jesteś w stanie jasno myśleć, kiedy spotkasz się z nim w

cztery oczy. Myślałam, że obecność trzeciej osoby przy stoliku może rozładować napięcie.

Czy nie miałam racji? Przyznaj to.

- Rozmyślnie wtrąciłaś się do sprawy, która ciebie w żadnej mierze nie dotyczy.

- A niech cię, Oliver! Zwyczajnie siedziałam tam i trochę poplotkowałam. Do niczego

się nie wtrąciłam.

Oliver nie odpowiedział. Zapadła znacząca cisza.

- Dosyć tego! - krzyknęła wreszcie Annie.

- Czego dosyć?

- Nie próbuj mnie zastraszyć! - Zerwała się z krzesła i podeszła do okna. - To nie

poskutkuje. Nie pozwolę, żebyś stosował przeciwko mnie taką taktykę.

- A ja nie pozwolę, żebyś się wtrącała do spraw, które dotyczą wyłącznie mnie i mojej

rodziny.

- Oliver, jestem częścią twojej rodziny. Jestem twoją żoną.

- Ten status, zgodnie z twoimi słowami, jest tymczasowy.

Żołądek Annie ścisnął się z bólu.

- Wiem o tym.

- To ty chciałaś małżeństwa z rozsądku.

- Tak, wiem... ale...

- Dochodzę do wniosku, że nasze małżeństwo nie jest zbyt dogodne, Annie.

- Cholera, może przestaniesz przemawiać jak generał na sądzie wojennym? Tylko

czekam, aż mi zedrzesz epolety i skażesz na chłostę albo coś w tym stylu.

- Oczywiście, musimy osiągnąć jasne porozumienie, jak nasz związek powinien

wyglądać - powiedział Oliver. - Nie będę tolerował żadnego wtrącania się do moich spraw.

- Naprawdę? - Uczucie zawodu spowodowało, że Annie stała się nieostrożna. - A co

mi zrobisz?

Zapadła śmiertelna cisza.

- Czyżbyś zapomniała, że potrzebujesz pomocy w ratowaniu Lyncroft Unlimited?

Ta brutalna groźba odjęła jej mowę. Musiała mieć trochę czasu, by dojść do siebie.

Gdy już mogła normalnie oddychać, jej wściekłość przerosła wszelkie obawy. Podbiegła do

niego z zaciśniętymi pięściami.

- Jak śmiesz?! - wrzasnęła.

Oczy Olivera były zimniejsze od deszczu bijącego o szyby.

172

background image

- Przyszłaś do mnie z prośba o pomoc w ratowaniu firmy brata. Zaproponowałaś

małżeństwo z wyrachowania. Potrzebujesz mnie, już zapomniałaś?

- Nie strasz mnie! Nie ośmielaj się mnie straszyć!

- Ja cię nie straszę. Przypominam jedynie niektóre fakty. Masz w tym małżeństwie

więcej do stracenia niż ja. Przetrwam bez najmniejszych trudności utratę zysków, które

kiedyś mógłbym osiągnąć z firmy Daniela.

- Jesteś tego pewien?

- Tak. Ty natomiast stoisz pod ścianą. Chcesz koniecznie utrzymać Lyncroft

Unlimited. A ja jestem jedynym człowiekiem, który może tego dla ciebie dokonać.

- Co chcesz przez to powiedzieć? Że jeżeli nie będę się trzymać z daleka od spraw

twojej rodziny, to pozostawisz mnie i firmę swojemu losowi?

- Myślę, że do tego nie dopuścisz. - Zacisnął szczęki. - Jesteś porywcza, ale nie głupia.

Wystarczająco inteligentna, żeby nie posunąć się za daleko. Dzisiaj przekroczyłaś granicę,

Annie. Nie rób tego więcej.

- Dlaczego tak się na mnie wściekasz? - Uniosła ręce. - Co ja takiego złego zrobiłam?

- Powiedziałem ci, co zrobiłaś. Świadomie wtrąciłaś się do spraw rodzinnych, które

ciebie nie dotyczą. Nie powinnaś się do tego mieszać.

- Tylko się przysiadłam i trochę porozmawiałam.

- Wszystko świadomie zniszczyłaś - odrzekł beznamiętnie.

Spojrzała na niego badawczo. Zawzięta twarz jak zwykle nie wyrażała żadnych uczuć,

ale coś w jego głosie ostrzegało Annie, że Oliver nie panuje nad sobą tak doskonale, jak

próbuje to okazać.

- Ja wszystko zniszczyłam? - powtórzyła ze zdziwieniem. - Nie przesadzaj, Oliverze.

Chcesz powiedzieć, że mam taką moc? Wpraszając się na lunch potrafiłam rozbić wszystkie

twoje precyzyjnie zaaranżowane plany?

- Dosyć tego, Annie!

- Chcesz powiedzieć, że mała Annie Lyncroft, handlarka tandetną sztuką, może

zmusić wszechmocnego Olivera Raina do poniechania swojego planu zemsty?

- Annie! Ostrzegam cię!

Zbliżyła się do niego o krok.

- Dobry Boże! Oliver, mózg mi staje! Pomyśleć, że mogę tak łatwo zmienić bieg

historii!

- Jeżeli powiedziałem dość, to naprawdę znaczy dość. Co mam zrobić, żebyś

przestała?

173

background image

- A niby dlaczego mam przestać? Nie jestem pewna, czy cokolwiek jest w stanie mnie

zatrzymać. - Machnęła ręką. - Hej! Mam siłę, z której nie zdawałam sobie sprawy.

Przynajmniej ty tak twierdzisz. Mogę odmienić całe twoje życie. I to tylko wpraszając się na

lunch. Bóg jeden wie, co mogłoby się wydarzyć, gdybym się wprosiła na kolację, którą

spożywałbyś z jednym z twoich wrogów.

Oliver siedział bez ruchu. Ręce ciągle trzymał na blacie biurka. Annie zauważyła, że

kostki palców mu zbielały.

- Chcesz w końcu, czy nie chcesz, żebym ratował Lyncroft? - zapytał.

- Nie szastaj groźbami - powiedziała podchodząc do drzwi. Odwróciła się trzymając

klamkę. - Wiesz doskonale, że tych gróźb nie zrealizujesz.

- Nie?!

- Nie. I powiem ci dlaczego. Ponieważ wiesz tak samo dobrze jak ja, że cię nie

zmuszałam do rezygnacji z twojego planu użycia syna Shore'a jako żywej tarczy. Sam

zrezygnowałeś z ataku. Tylko ty mogłeś podjąć taką decyzję.

Oliver w dalszym ciągu siedział bez ruchu.

- Możesz swój plan zrealizować i zaszantażować Shore'a, jeżeli rzeczywiście tego

chcesz. Przecież ja ciebie nie powstrzymam. Nikt nie potrafi cię powstrzymać.

Annie otworzyła drzwi.

- Wracaj!

- Rozumiem, dlaczego się na mnie wściekasz. Dlatego, że cię powstrzymałam i

zmusiłam do zastanowienia. Moja obecność przy stoliku spowodowała, że zacząłeś się

zastanawiać, co właściwie chcesz zrobić.

- Chodź tutaj, Annie.

Wymierzyła w niego palec nie odchodząc od drzwi.

- Sam dzisiaj zmieniłeś swoje plany. Ja swoich nie zmieniałam. Oboje wiemy, że nie

mam takiej władzy nad tobą. Jakżebym mogła? Jestem po prostu wspólniczką w interesach, z

którą przydarzyło ci się ostatnio pójść do łóżka. Nie jestem nawet prawdziwą żoną.

Wyszła do hallu zatrzaskując za sobą drzwi tak, że czarna, szklana waza stojąca na

stoliku zabrzęczała. Annie poczuła się o wiele lepiej. Pomaszerowała wzdłuż korytarza.

Drzwi gabinetu za nią otworzyły się.

- Dokąd idziesz? - zapytał Oliver głosem chłodnym jak lód.

- Przed siebie. - Podniosła klucze, które leżały na czarnym marmurowym stoliku obok

drzwi wejściowych. Nie odwróciła się, ale zdawała sobie sprawę, że Oliver idzie za nią.

Jednocześnie dotarli do drzwi wejściowych.

174

background image

- Zadałem ci pytanie. - Przytrzymał drzwi, gdy Annie usiłowała przekręcić klamkę. -

Odchodzisz ode mnie?

- Nie. - Annie podniosła głowę. - Jeżeli kiedykolwiek zechcę cię opuścić, powiem ci o

tym wcześniej. Tak się złożyło, że chcę zjechać na dół, by odwiedzić Bolta.

- Bolta?

- Tak, Bolta. A gdy już uznasz, że chcesz mnie przeprosić, to przyjdź tam i zabierz

mnie. Proszę, puść drzwi albo zacznę krzyczeć.

- Po jaką cholerę idziesz do mieszkania Bolta? - Oliver patrzył na nią w osłupieniu.

- Ponieważ czuję, że powinnam to zrobić. - Ku jej zdziwieniu powoli cofnął rękę.

Przecisnęła się przez częściowo otwarte drzwi, podeszła do windy i nacisnęła guzik.

Wiedziała, że Oliver stoi w progu i patrzy na nią. Stał tak, dopóki nie przyjechała winda, lecz

Annie się nie obejrzała.

Weszła do windy i nacisnęła guzik szóstego piętra. Spojrzała na Olivera.

- Nie pozwolę, żebyś mnie oskarżał o to, że cię ruszyło sumienie! - zdążyła zawołać.

Dopiero po wyjściu na korytarz szóstego piętra zorientowała się, że nie zna numeru

mieszkania Bolta.

Było tam sześć apartamentów. Przy pięciu z nich wisiały tabliczki z nazwiskami. Przy

szóstych drzwiach nie znalazła żadnego napisu. Nacisnęła dzwonek.

Drzwi otworzyły się niemal natychmiast. Bolt patrzył na Annie bez najmniejszych

oznak zaskoczenia.

- Pan Rain powiadomił mnie, że zjeżdża pani do mnie.

- Nie dziwię się! - Annie się skrzywiła. - Założę się, że zadzwoni za minutę, żeby się

upewnić, czy już przyjechałam. Czy mogę wejść?

- Tak. - Bolt odsunął się. Nad pulpitem ze skomplikowaną elektroniką rozległ się

dźwięk dzwonka. Nacisnął przycisk. - Tak, panie Rain.

- Przyszła już? - zapytał Oliver przez interkom.

- Tak, panie Rain.

- Przypilnuj, żeby dostała kolację. Jeszcze nic nie jadła.

- Tak jest, panie Rain. - Bolt zwolnił przycisk.

- A nie mówiłam? - Annie weszła do apartamentu rozglądając się ciekawie. -

Wiedziałam, że nie oprze się pokusie sprawdzenia, gdzie jestem.

Lustrowała główną kwaterę Bolta. Nie była to rezydencja, ale obszerne i dobrze

urządzone mieszkanie. Z okien roztaczała się ta sama panorama, którą cieszył się Oliver

dwadzieścia pięter wyżej, tyle że pod mniejszym kątem widzenia. Spartańskie meble były

175

background image

ustawione w żołnierskim porządku, a książki stały na półkach w zwartych, wyrównanych

szeregach. Czasopisma zostały starannie ułożone w stosy.

W kącie salonu jarzył się zielono ekran komputera. Annie podeszła bliżej, aby się

lepiej przyjrzeć.

- Co pani sobie życzy na kolację? - zapytał Bolt beznamiętnie.

- Dziękuję, nie jestem głodna.

- Pan Rain prosił, żeby podać pani kolację.

- Nie przejmuj się tym. - Schyliła się nad ekranem komputera czytając napisany tekst i

skrzywiła z niesmakiem. - Nad czym pracujesz? Jakiś raport szpiegowski dla Raina?

- Nie. - Bolt podszedł szybko i nacisnął któryś z klawiszy. - Tak się składa, że obecnie

pracuję nad prywatnym projektem.

Ekran zgasł, ale Annie zobaczyła dosyć, by zaniemówić z wrażenia. Popatrzyła na

służącego szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami.

- To jest powieść, tak? Bolt, jesteś pisarzem?

- Nic jeszcze nie opublikowałem - wymamrotał.

Zauważyła, że zaczerwienił się jak burak.

- Nie znam nikogo, kto pisze książki. Jaki to gatunek?

- Powieść grozy.

- Żartujesz? To ekscytujące! Teraz rozumiem, że jesteś taki dziwny. To wszystko

wyjaśnia.

- Czyżby? - Przyglądał się jej bez wyrazu.

- Oczywiście. Wszyscy wiedzą, że pisarze są dziwni. Skończyłeś już tę książkę?

- Pracuję nad ostatnimi rozdziałami. - Bolt przeszedł do kuchni. - Przygotuję coś do

zjedzenia.

- Daj spokój. Naprawdę nie jestem głodna.

- Pan Rain kazał mi panią nakarmić.

- Dobrze już, dobrze. Jeżeli pan Rain chce, to pani Rain musi. - Annie weszła do

maleńkiej kuchni. - Poproszę o lampkę wina, jeśli jest, i może jakiegoś precla, coś w tym

rodzaju.

- Nie mam wina. Mam tylko piwo.

- Niech będzie. - Usiadła na taborecie przy stoliku i przyglądała się, jak Bolt wyjmuje

z lodówki puszkę piwa, otwiera ją i nalewa do szklanki. - Czy mogłabym przeczytać to, co

napisałeś?

- Pani chce to przeczytać? - Popatrzył na nią ze zdumieniem.

176

background image

- Strasznie.

- Sam nie wiem. - Po raz pierwszy wyglądał na niezdecydowanego. - Nikt jeszcze nie

czytał tego, co napisałem.

- W końcu ktoś musi to przeczytać - powiedziała przekonująco. - Czytałam mnóstwo

powieści grozy. Naprawdę uwielbiam takie rzeczy.

Bolt zawahał się i spojrzał Annie prosto w oczy.

- A będzie pani ze mną szczera?

- Absolutnie. - W myślach zacierała już ręce z zadowolenia. Ostatecznie znajdzie się

zawsze coś miłego do powiedzenia o twórczości artysty.

- A więc dobrze - położył na talerz kilka precli - ale jeżeli to się okaże nudne, proszę

odłożyć i szczerze mi o tym powiedzieć. Zgoda?

- Pewnie. - Annie wzięła szklankę piwa oraz talerz precelków i wróciła do salonu.

Bolt przyniósł stos elegancko wydrukowanych kartek i wręczył jej.

- Dlaczego pani tutaj przyszła?

- Nie domyślasz się? - zapytała zaskoczona. - Pokłóciłam się z Oliverem.

- Ale dlaczego pani przyszła tutaj?

- Znasz przecież Olivera. Martwiłby się, gdybym opuściła budynek. Wysłałby

prawdopodobnie ciebie, żebyś miał mnie na oku. A w ten sposób żadne z nas nie moknie, a ja

przeczytam doskonałą książkę, zanim Rainowi wróci rozsądek.

- A jak mu wróci rozsądek, to co wtedy zrobi? - zapytał marszcząc czoło.

- Przeprosi. - Annie nadgryzła precelek.

- Za co ma przepraszać?

- Ponieważ nie ma racji i wie o tym. Nie martw się. Nie będę tu siedzieć całą noc. W

końcu przyjdzie tutaj, żeby mnie zabrać. Oliver gra uczciwie.

- Chyba go pani nie zna. - Usiadł przed ekranem komputera. - Pan Rain gra tak, by

wygrać. Nie, to nie to. Pan Rain nie gra w ogóle. On idzie na wojnę.

- Zmieni się, zobaczysz. Piszesz całą noc?

- Czasami.

- Wiesz co, Bolt? Zaczęłam na ciebie patrzeć całkiem inaczej.

- To nam daje remis.

- Dlaczego mnie nie lubisz?

Palce zesztywniały mu na klawiaturze.

- Dlaczego pani myśli, że pani nie lubię?

177

background image

- Możesz nazywać to silnym przeczuciem - odpowiedziała oschle. - Może dlatego, że

mam wpływ na Olivera, ale nie martw się, on sobie doskonale radzi.

- Wiem o tym - odpowiedział spoglądając na Annie ze zdziwieniem.

- Nie położę moich chciwych, małych rąk na jego pieniądzach.

- Nie - zgodził się Bolt. - Nie zrobi pani tego, zanim on zechce, żeby tak było.

- Dlaczego więc tak się mnie obawiasz?

Bolt wpatrywał się w komputer.

- Jemu zaczyna na pani jakoś zależeć - rzekł w końcu.

- Chciałabym, żeby to była prawda. Ale mówiąc szczerze, dzisiaj Oliver w ogóle nie

jest ze mnie zadowolony.

- Nie jest przyzwyczajony do postępowania z osobą taką jak pani.

- Tak?

- Tak. Boję się, że on traci swój nadzwyczajny zdrowy rozsądek, kiedy chodzi o panią.

- Ha! Przypuszczasz, że owinę go sobie wokół małego palca?

- Myślę, że to już się stało. - Bolt powrócił do pisania książki, tak jakby Annie w ogóle

nie było.

Przełożyła jedną nogę przez poręcz fotela i usadowiła się w kącie. Bezwiednie kiwając

nogą rozpoczęła czytanie powieści Bolta.

W

szystko znowu znalazło się pod kontrolą. Przynajmniej na jakiś czas. Annie była

na dole z Boltem, tak jak powiedziała. Oliver zwolnił przycisk interkomu. Chryste! Ręka mu

się trzęsie! Wpatrywał się w drżące palce i z rozmysłem je wyginał. Resztkami sił

zmobilizował się do pokonania paniki, która groziła tym, że wnętrzności zmienią mu się w

galaretę.

Wszystko jest w porządku. Annie nie odeszła od niego. Jasne, że nie odeszła.

Przypomniał sobie, że żona wciąż go potrzebuje. Podszedł do okna. Pustym wzrokiem patrzył

w ciemność i zastanawiał się co, do cholery, powinien teraz zrobić. Nie przypominał sobie,

kiedy ostatnio znalazł się w obliczu tak wielkiej straty.

Nie było powodów, aby się spieszyć z podjęciem decyzji. Annie jest bezpieczna.

Oliver miał więc czas, żeby wszystko dokładnie przemyśleć, żeby się zastanowić, jak z nią

postępować.

Niech to wszyscy diabli!

178

background image

Pierwsza myśl, by pobiec na szóste piętro i zabrać Annie, uświadomiła mu, że za

bardzo ulegał jej wpływom. Jej skłonność do gwałtownego, nieprzewidywalnego działania

zaczynała mu doskwierać.

Ta kobieta zaatakowała każdy zakątek jego życia. Parła do zwycięstwa wtrącając się w

jego najbardziej prywatne sprawy. Pod jej wpływem robił takie rzeczy, jakie kiedyś nie

przyszłyby mu nawet do głowy. Nigdy nie zdawał sobie sprawy z tego, że małżeństwo z

Annie będzie tak trudne. Nic nie funkcjonowało tak, jak to sobie wyobrażał.

Odwrócił się i wyszedł z gabinetu. Przeszedł przez hall do schodów wiodących do

szklarni. Musiał trochę pomyśleć.

Zatrzymał się przed tablicą przyrządów i włączył światła. Od razu poczuł się

spokojniejszy, bardziej opanowany. Gorący i wilgotny zapach tej prywatnej dżungli uspokajał

go. Czas biegł tutaj inaczej niż na zewnątrz. To było inne miejsce, inny świat. Tutaj Oliver

mógł odzyskać poczucie kierunku, cierpliwość i samokontrolę. Mógł się skoncentrować na

swoich celach i opracowywać plany ich osiągnięcia. Tutaj, pomiędzy cennymi paprociami,

mógł podjąć jasne, racjonalne decyzje.

Spacerował po tym zielonym świecie, gubiąc się w jego niewiarygodnej bujności.

Wchłaniał starożytną aurę roślin, które opierały się działaniu czasu przez ponad trzysta

milionów lat.

Zatrzymał się przed maleńką jaskinią i oglądał dywan zielonych paproci pływających

po powierzchni wody. Chciał pomyśleć o przeszłości i o tym, jak ona wpływa na przyszłość.

Mógł jednak myśleć jedynie o tym, że Annie czeka na niego w apartamencie Bolta.

Nie wierzył, że żona poważnie oczekuje od niego przeprosin. Po tym, co dzisiaj zrobiła, to

ona powinna czołgać się na kolanach prosząc o wybaczenie. Powinna być przerażona

perspektywą tego, że on, Oliver, opuści firmę jej brata i wyda w ten sposób Lyncroft

Unlimited na łup kredytodawców. Potrzebowała go, i dobrze o tym wiedziała. Sama do niego

przyszła. Niemal żebrała, by się z nią ożenił i uratował firmę. W tej sytuacji to on dzierżył

władzę. Zawsze tak było. Dzięki temu mógł się czuć szczęśliwy.

Podniósł małą łopatkę i nagle zapragnął rzucić nią w ścianę szklarni. Zmusił się

jednak do spokojnego odłożenia jej na półkę.

Podszedł do paproci rogi łosia i wtedy poczuł w brzuchu falę zimna.

Jednego dzisiaj się nauczył: że Annie nie daje się tak lekko oszukać. Nie wierzyła ani

przez minutę, że mógłby rzucić Lyncroft Unlimited wilkom na pożarcie.

179

background image

Nie myliła się. Próbował ją zastraszyć, ale nigdy nie miał najmniejszego zamiaru

zniszczyć Lyncroft Unlimited. Przyrzekł i dotrzyma przyrzeczenia. Daniel był dobrym

przyjacielem, jednym z niewielu, jakich w ogóle miał.

Powinien był pamiętać o swojej zasadzie: nigdy nie straszyć, zawsze obiecywać.

Usta wykrzywiły mu się w uśmiechu, który wcale nie był zabawny. Jeżeli zejdzie na

dół i przeprosi Annie, ona będzie się prawdopodobnie upajać rosnącym wpływem na męża.

A może nie będzie tego wykorzystywać? Zmarszczył brwi. Nie, ona nie przyjmie

przeprosin jako znaku zwycięstwa, z tego prostego powodu, że nie stosuje siły w tak zimny i

świadom y sposób, jak on to robi. Annie nie odczuwa satysfakcji, kiedy opracowuje strategie i

osiąga cel. Nie zna mrożącej krew w żyłach przyjemności zemsty. Motywy działania żony

były dla Olivera niejasne, a może nawet niemożliwe do pojęcia. Mógł być pewien tylko

jednego - różniły się od jego motywów.

Za tym wnioskiem przyszły inne. Zrozumiał nagle z absolutną jasnością, że Annie

wcale nie chodzi o to, by podporządkować go sobie całkowicie. Przecież od początku

założyła, że jego działania są oparte na szlachetnych, honorowych przesłankach. Widziała w

nim bohaterskiego rycerza w nieco splamionej zbroi, którego nikt nie rozumie.

Boże, dopomóż, pomyślał Oliver, nie mogę jej rozczarować.

O

liver nie wiedział, co zastanie, gdy schodził do apartamentu Bolta, by zabrać Annie

do domu. Zdecydowanie nie lubił poczucia niepewności, które go ogarnęło, kiedy nacisnął

dzwonek. Wiedział jednak, że w porę odzyska panowanie nad sobą.

- Gdzie ona jest? - zapytał.

- W salonie. - Bolt zawahał się. - Czyta.

Oliver wkroczył do salonu. Annie rozłożyła się w fotelu. Stos kartek leżał przy niej na

podłodze. Podniosła oczy. Jej twarz była pełna ciepła i wesołego powitania.

- Hej! Oliver! Czy wiesz, że Bolt pisze książkę? - Odłożyła resztę kartek i skoczyła na

równe nogi. - Jest fantastyczna! Trochę brutalna w niektórych miejscach, ale nastrój grozy

jest kapitalny. Właśnie tłumaczę Boltowi, żeby dodał jakiś wątek romansowy. Nie mogę się

doczekać, kiedy skończy pisać.

- Nie wiedziałem, że jesteś pisarzem. - Oliver ze zdziwieniem spojrzał na Bolta.

- Nie publikowanym - wyjaśnił służący unikając jego wzroku.

- Na razie. Mogę się założyć - wtrąciła Annie. - Nie mogę się doczekać, kiedy

napiszesz ostatni rozdział.

180

background image

Oliver zauważył, że Bolt poczerwieniał. Bitwa pomiędzy nim a Annie została

zakończona niezależnie od tego, czy Bolt o tym wiedział czy nie. Należało odnotować nowy

podbój Annie. Służący od dziś będzie w jej rękach miękki jak wosk.

- Czy jesteś gotowa wracać do domu? - zapytał żonę przyglądając się jej.

- Tak. - Spojrzała na Bolta. - Czy mogę wziąć resztę ze sobą? Nie mogę przerwać

książki w tym miejscu.

- Dobrze - odpowiedział dziwnie rozstrojony.

- Dziękuję. - Uśmiechnęła się do Olivera. Zebrała nie przeczytaną część powieści i

włożyła pod pachę. - Dobrze. Jestem gotowa.

Rain spojrzał na Bolta, skłonił głowę wyrażając wdzięczność i bez słowa otworzył

drzwi.

- Wiesz co? Bolt rzeczywiście pisze - szczebiotała wchodząc do windy. - Nie

uwierzyłabym, gdybym tego nie widziała na własne oczy. Wygląda na to, że muszę teraz

wypić całe piwo, które nawarzyłam uznając go za androida. To naprawdę kapitalne. Myślę, że

sprzeda tę książkę.

Oliver spojrzał na nią, gdy zamknęły się drzwi windy.

- Oczekujesz przeprosin?

- Przyszedłeś i zabrałeś mnie. - Uśmiechnęła się pogodnie. - Myślę, że to najlepsze

przeprosiny, jakie mam szansę uzyskać. Nie martw się. Wiem, że jest ci przykro, ponieważ

gdyby było odwrotnie, nie przyszedłbyś po mnie.

- Tak więc sama sobie wmawiasz, że cię przeprosiłem - ucieszył się. - Czy ci się nie

wydaje, że patrzenie na świat przez różowe okulary zwykle się źle kończy?

- Nie jestem taka naiwna, za jaką mnie bierzesz.

- Mamy różne zdanie na ten temat. - Uśmiechnął się krzywo. - Ja natomiast nie jestem

takim mrukiem, za jakiego mnie uważasz. Przepraszam za to, co powiedziałem. Nie miałem

racji obwiniając cię o to, że się powstrzymałem przed realizacja moich planów.

Annie przycisnęła wydruk powieści Bolta do piersi i spojrzała na męża ze smutkiem.

- Dlaczego zmieniłeś poglądy?

- Dzisiaj w klubie znalazłem się twarzą w twarz z czymś, z czym nie umiem walczyć.

- To znaczy?

- Po tylu latach w końcu zrozumiałem, że Paul Shore nie był prawdziwym celem

mojej zemsty. Raczej obrałem go zamiast...

- Ojca?

181

background image

Nakazał sobie spokój. Przecież postanowił nie reagować zbyt gwałtownie na to, co

Annie mówi czy robi.

- Tak.

- Rozumiem. Nie miałeś szansy spotkać ojca po tym, jak opuścił ciebie i rodzeństwo.

Oczywiście skierowałeś złość na najbliższy dostępny cel. Paula Shore'a łatwo było oskarżyć o

wszystko, co się wydarzyło, ponieważ znajdował się w samym środku tego bałaganu. Czy nie

tak?

- Częściowo - przyznał.

- Masz wystarczające powody, by nienawidzić ojca za to, co zrobił rodzinie. -

Przechyliła głowę na bok.

Oliver patrzył, jak otwierają się drzwi windy.

- To prawda. Znienawidziłem go za to, co zrobił rodzinie, ale tu chodzi o coś więcej.

Nienawidziłem go przez te lata za to, co zrobił ze mną.

- Z tobą?

- Nie widzisz, Annie? - Wyjął klucze do apartamentu - Przez Edwarda Raina stałem

się tym, kim nie chciałem zostać, na Boga! Człowiekiem podobnym do niego.

182

background image

Rozdział szesnasty

A

nnie osłupiała słysząc te słowa. Stała, jakby ją zamurowało. Z otwartymi ustami

patrzyła, jak Oliver wysiada i nie oglądając się idzie korytarzem. Drzwi windy zaczęły się

zamykać.

- Oliver, oszalałeś? - Odzyskała mowę i mogła się wreszcie poruszyć, więc

wyskoczyła w ostatniej chwili z windy przez wąski prześwit zamykających się drzwi. - Nie

jesteś wcale podobny do ojca.

- Skąd wiesz? Nigdy go nie spotkałaś - powiedział i otworzył drzwi do mieszkania.

- To, że go nie spotkałam, nie znaczy, że nie wiem o nim dość wiele.

- Wolałbym o tym nie dyskutować, jeżeli nie masz nic przeciwko temu -

odpowiedział.

- Powinniśmy jednak porozmawiać. Teraz nie pora na twoje trudności w

porozumiewaniu się.

- Zapomnij o tym, Annie.

- Och, nie! Nigdy o tym nie zapomnę! - Pobiegła za Oliverem trzymając rękopis Bolta

pod pachą. Weszła do wielkiego przedpokoju, odwróciła się i zatrzymała dokładnie przed

mężem. - Stój! Musimy porozmawiać.

- Nie ma o czym rozmawiać. - Spojrzał na nią zamyślony, z oczami pełnymi

głębokiego smutku.

- Oczywiście, że jest o czym. - Uderzyła wydrukiem powieści Bolta o czarny

marmurowy stolik. Oparła ręce na biodrach i podeszła do Olivera. - Twój ojciec był

człowiekiem, który opuścił żonę i pięcioro dzieci oraz zlekceważył swoje zobowiązania. Ty

nigdy byś nie zrobił czegoś takiego.

- Nie w tym rzecz. - Rain pocierał sobie kark. Był wyraźnie zmęczony.

- Właśnie że w tym. - Chwyciła go za koszulę, wspięła się na palce i zbliżyła twarz do

jego policzka. - To najważniejsza rzecz. Zapytaj którąkolwiek kobietę albo którekolwiek

dziecko porzucone przez ojca. Zapytaj pierwszego lepszego inwestora, który zostaje

wystawiony do wiatru.

- Annie...

- Oliver, na litość boską, popatrz na siebie. Popatrz, kim ty jesteś!

183

background image

- Patrzyłem na siebie. - Skrzywił się z niesmakiem. - I nie lubię tego faceta, którego

widziałem.

- Jesteś ślepy. - Szarpiąc koszulę Olivera próbowała obudzić w nim zdrowy rozsądek.

On stał jednak niewzruszenie jak skała. Annie stłumiła w sobie poczucie zawodu. - Jesteś

prawdziwym mężczyzną. Godnym podziwu. Dokonałeś niewiarygodnych rzeczy.

- Zarobiłem tylko trochę pieniędzy. To nic wielkiego. Mój ojciec też zarobił.

- Pieniądze nie są najważniejsze. Ważne jest to, że uratowałeś rodzinę. Utrzymałeś

wszystkich razem wtedy, gdy mogli się bardzo łatwo załamać. Twoje siostry i bracia

otrzymali dobry start życiowy dlatego, że zostałeś głową rodziny.

- Annie, muszę jeszcze trochę popracować.

Trzęsła nim w dalszym ciągu, jakby nie słyszała ostatniego zdania.

- Przepraszam. - Wziął ją za ręce, podniósł, odstawił na bok i poszedł prosto do

swojego gabinetu. W ogóle na nią nie spojrzał.

- Nie masz prawa tak odchodzić, kiedy się z tobą sprzeczam! - krzyknęła za nim.

- A ty jak odeszłaś parę godzin temu, zapomniałaś już?

- To było co innego. Nie mówiłam, że odchodzę, tylko wybieram się z wizytą do

Bolta. - Przebiegła przez hall. - Oliver, mówię po raz ostatni! Może jesteś irytujący,

niekomunikatywny, nieczuły i czasami skrajnie trudny, ale nie jesteś podobny do swojego

ojca.

- Nie wiesz, co mówisz - odrzekł dochodząc do drzwi gabinetu.

- Wiem doskonale. - Annie opanował nagle przeszywający strach, że ich los zależy w

jakiś sposób od wyników tej wymiany argumentów. Wpadła w panikę.

- Oliver, posłuchaj!

- Powiedziałaś już dosyć.

- Wiem, że nie jesteś podobny do ojca. Słyszysz mnie? Wiem wystarczająco wiele o

Edwardzie i o sobie samej. Nie potrafiłabym pokochać takiego człowieka!

Oliver znieruchomiał z ręką na klamce. Annie była pewna, że wszystko na świecie się

zatrzymało z wyjątkiem jej serca, które biło jak oszalałe.

Urok tej chwili przerwał Rain obracając się powoli w stronę Annie. W jego oczach

zbierała się burza emocji.

- Coś ty powiedziała?

Nagle zaschło jej w gardle. Puls tak przyspieszył, że poczuła zawroty głowy.

Chciałaby mieć trochę czasu na zastanowienie się, ale go nie miała.

- Powiedziałam... że cię kocham.

184

background image

- Kochasz mnie? - powtórzył te słowa ostrożnie, jakby je sprawdzał.

- Tak. - Uśmiechnęła się niepewnie. - O Boże! Tylko mi nie mów, że nie wiedziałeś?!

- Skąd mogłem wiedzieć? - Szukał wzrokiem jej twarzy. - Nigdy tego nie mówiłaś.

- Myślałam, że to oczywiste.

Oliver znów przeszedł przez cały hall i stanął przed żoną.

- Jedyna sprawa oczywista to to, że miałaś ochotę się ze mną kochać. Sama przecież

mówiłaś, że chodzi ci o uratowanie Lyncroft Unlimited.

- Pozwól mi powiedzieć całkiem szczerze. Nigdy bym nie zaproponowała małżeństwa

z rozsądku żadnemu innemu inwestorowi czy wierzycielowi Daniela.

- Nie?

- Oczywiście. Wydaje mi się, że zakochałam się w tobie tej nocy na przyjęciu

zaręczynowym. Szczerze mówiąc jedynym powodem wystąpienia do ciebie z propozycją

małżeństwa dla uratowania firmy było to, że się w tobie zakochałam.

- Annie... - Jego głos stał się chrapliwy. Ujął jej twarz bardzo ostrożnie w silne dłonie,

przechylił powoli głowę i pocałował ją w usta.

Znajoma fala podniecenia przebiegła przez ciało Annie, gdy tylko poczuła na skórze

dotknięcie jego ręki. Zarzuciła mu ramiona na szyję, coraz gwałtowniej oddając pocałunki.

- Annie... - wyszeptał.

- Tak?

Bez dalszych słów wziął ją na ręce i zaniósł do ciemnej sypialni. Wmówiła sobie, że w

końcu słowa same przyjdą. Oliver ją kochał i kocha. Z całą pewnością nie mógłby jej dotykać

w taki sposób, jak dotyka swoich paproci, gdyby nie był w niej zakochany.

K

ilka godzin później Annie poruszyła się u boku męża.

- Jest coś, co mnie bardzo interesuje - powiedziała.

- Co takiego?

- Czy odnalazłeś ojca? Przypuszczam, że próbowałeś go odszukać. Nie wyobrażam

sobie, byś nie chciał go odnaleźć.

- Znalazłem go - głos Olivera był całkowicie beznamiętny - a raczej jego grób. Utonął

w katastrofie jachtu na Morzu Karaibskim trzy miesiące przed tym, jak wpadłem na jego ślad.

- Czy dowiedziałeś się, dlaczego was opuścił?

185

background image

- Ludzie, którzy go znali na wyspach, opowiadali, jak ciągle powtarzał, że chce być

wolny i bogaty. - Rain zacisnął szczęki. - Bogaty i wolny. Wydaje mi się, że obowiązki i góra

długów przerosły jego wytrzymałość.

- Nie miałeś szansy się z nim skontaktować?

- Nie. Może tak było lepiej. - Ręka Olivera poruszyła się na jej ramieniu. - Nie jestem

pewien, co bym powiedział czy zrobił.

- Co powiedziałeś rodzinie?

- Prawdę. Czasami lepiej nie osłaniać rodziny przed prawdą.

- Myślę, że zrobiłeś wystarczająco dużo, osłaniając rodzinę przed nieszczęściami,

które mogły ją rozbić. - Dotknęła delikatnie jego twarzy. - To ty byłeś prawdziwą głową

rodziny, a nie twój ojciec. Nie ugiąłeś się pod ciężarem odpowiedzialności, jaką los nałożył

na twoje barki.

Przyciągnął ją i przytulał tak długo, aż oboje usnęli.

N

igdy nie chciałbym być podobny do ojca. To bolesne wyznanie Olivera ciągle

brzmiało Annie w uszach, gdy następnego dnia obsługiwała projektanta wnętrz, który

przyprowadził swoją klientkę do „Sezamu”.

- Coś zabawnego i napuszonego, Annie. - Stanford J. Littlewood, właściciel firmy

Stanford J. Littlewood Designs, chłodnym, krytycznym okiem lustrował zawartość sklepu. -

Jak widzimy, koleżanka specjalizuje się w cudacznych rekwizytach. Niektóre z tych

przedmiotów mają pewien urok, jeżeli się je eksponuje z dyskrecją.

Annie zagryzła zęby. Wiedziała, że zwrot „eksponuje z dyskrecją” oznaczane klientka

nie jest zdecydowana. Nie powinna więc nawet myśleć o zaoferowaniu jej innych

przedmiotów ze sklepu. Profesjonalnych rad mógł udzielić tylko Stanford J. Littlewood.

Uśmiechnęła się życzliwie do jego klientki, którą przedstawiono jako Charlotte

Babcock. Była to miła, trzydziestoletnia kobieta, która przeżywała tortury załatwiania

wyposażenia wnętrz po raz pierwszy w życiu.

- Niektóre moje rekwizyty wymagają pewnej śmiałości ze strony klienta, pani

Babcock. - Annie pogładziła słonia z emaliowanej mozaiki, zwróconego przez Raphaelę po

benefisie u Shore'ów. - Projektanci często postępują ostrożnie, jeśli chodzi o wybór

końcowego akcentu wystroju wnętrza. A właśnie ten jeden akcent potrafi dokonać cudów.

- Tak, to się zgadza. - Charlotte zerknęła niezbyt pewnie na Littlewooda.

Dekorator wnętrz znowu uśmiechnął się protekcjonalnie.

186

background image

- Skoro już mowa o końcowych akcentach, to każdy musi sobie odpowiedzieć na

najważniejsze pytanie: czym różni się piękno bylejakości od brzydoty.

- Co takiego? - zapytała wystraszona Charlotte.

Littlewood popatrzył na figurkę słonia z drwiącym lekceważeniem.

- Na przykład, czy to jest sztuka czy kicz?

Annie ledwo się powstrzymała przed pokazaniem mu języka. Rozmyślnie onieśmielał

klientkę. Był w tym bardzo dobry. Dzisiaj wydawał się jeszcze bardziej imponujący. Jego

siwe falujące włosy zostały usztywnione pianką w ten sposób, że wyrastały prostopadle ze

sztucznie opalonej skóry. Miał na sobie kremową koszulę, takiego samego koloru krawat i

buty oraz srebrnoszary garnitur.

- Czy przyniosłeś ze sobą parę szkiców wnętrz, Stan? - zapytała Annie. Kątem oka

zauważyła, że Ella daje jej jakiś znak. Wszyscy wiedzieli, iż Littlewood nienawidzi tej wersji

jego imienia. - Czy możesz coś powiedzieć o kolorach, które stosujesz?

- Naturalnie. - Opuścił głowę, otworzył teczkę i wyłowił kilka szkiców i kolorowych

rysunków.

Gdy Annie zaczęła oglądać szkice rezydencji Babcocków, zadzwonił telefon.

- To do ciebie, Annie - powiedziała Ella trzymając słuchawkę.

- Dowiedz się, o co chodzi.

- On mówi, że to ważne.

- Kto? - zapytała Annie.

- Nie chce powiedzieć. Nie wiem nawet, czy to mężczyzna. - We wzroku Elli pojawił

się wyraz zakłopotania. - Chyba lepiej jak porozmawiasz z nim... z nią... boja wiem.

Annie uśmiechnęła się do Charlotte.

- Przepraszam.

- Oczywiście.

- Odbiorę na zapleczu. - Ominęła ladę i weszła do maleńkiego biura.

Podniosła słuchawkę telefonu na biurku.

- Mówi Annie Lyncroft. W czym mogę pomóc?

Na drugim końcu linii słychać było jakieś zgrzyty i trzaski. Niski, ledwo słyszalny

głos nie dawał szansy rozróżnienia, czy mówi mężczyzna czy kobieta.

- Jeżeli chcesz się dowiedzieć, co się przytrafiło twojemu bratu, odszukaj mechanika.

Annie zaniemówiła. Przez chwilę nie mogła zebrać myśli.

- Co takiego? O czym ty mówisz?

187

background image

- Odnajdź mechanika, który pracował przy samolocie firmy Lyncroft Unlimited tego

dnia, kiedy wydarzyła się katastrofa. On wie, co się stało naprawdę.

- Poczekaj! - Annie desperacko ściskała słuchawkę. Przeczuwała, że ten tajemniczy

„ktoś” chce się rozłączyć. - Kim jesteś?

- Powiedzmy, że kimś, kto chce zobaczyć działanie wymiaru sprawiedliwości -

zaskrzeczał głos. - Jeszcze jedna sprawa. Jeżeli chcesz znaleźć odpowiedź, nie proś o pomoc

Raina. Jeżeli ci zależy na życiu, nie mów mu, że masz zamiar odszukać mechanika.

- Oszalałeś? Kto mówi?

- Odnajdź mechanika sama. Zapamiętaj też, że jedyna osoba, która zarobiła na

zniknięciu twojego brata, to Oliver Rain. - Zapadła cisza. - Bądź ostrożna. Bardzo ostrożna.

- Proszę poczekać!

Lecz połączenie zostało przerwane. Annie tak mocno ściskała telefon, że teraz poczuła

ból palców.

- O, mój Boże! - westchnęła odkładając bardzo powoli słuchawkę. Usiłowała zmusić

się do myślenia.

Odnajdź mechanika.

- Annie? - Ella wetknęła głowę do biura. Zmarszczyła brwi widząc wyraz twarzy

szefowej. - Czy wszystko w porządku?

- Tak. Wszystko w porządku. Tylko ja nie czuję się najlepiej. To wszystko. Czy

mogłabyś przeprosić Stana i jego klientkę? Niech się rozejrzą po sklepie i podejmą decyzję.

Przyjdę do nich za chwilę.

- Pewnie. Może lepiej by było, gdybyś poszła do domu?

- Może i tak zrobię, ale najpierw muszę zadzwonić. - Sięgnęła po książkę telefoniczną.

- Zamknij drzwi, dobrze?

- Jesteś pewna, że dobrze się czujesz?

- Czuję się świetnie, Ella, tylko mam mdłości.

- Ojej! Czy przypadkiem nie jesteś w ciąży?

- Zamknij drzwi, Ella - powiedziała Annie.

- Dobrze.

Drżącymi rękami otworzyła książkę telefoniczną na rubryce usług lotniczych. Palcem

przesuwała po nazwach firm, aż napotkała znajomą. To była ta firma, od której Daniel zawsze

pożyczał czy czarterował samoloty.

188

background image

Musiała dwukrotnie wybierać numer; za pierwszym razem ze zdenerwowania

pomyliła się. Po wielu dzwonkach telefon odebrała jakaś kobieta. Była zdyszana jak po

długim biegu. Słychać było hałas śmigła samolotu. Annie przedstawiła się.

- Pewnie. Pamiętam panią. Rozmawiałyśmy tego dnia, gdy zaginął pani brat.

Nazywam się Sarah.

- Ach, tak! Instruktorka pilotażu.

- Między innymi - przyznała oschle Sarah. - Czym mogę służyć?

Annie zamknęła oczy usiłując się uspokoić. Sarah była dla niej tamtego dnia bardzo

dobra.

- Sarah, czy mogłabym porozmawiać z kimś, kto obsługiwał samolot, którego używał

mój brat?

Pod drugiej stronie zapadła głucha cisza. Głos instruktorki był wyraźnie przytłumiony,

tak jakby rozmawiała z kimś przez ramię.

- Powiedz mu, że wyjdę za chwilę - zwróciła się do kogoś. - O co chodzi? - Jej głos

znowu stał się wyraźny. - W porządku. Mechanik. Nazywa się Wally.

- Wally?

- Tak. Wally Thrope. Już u nas nie pracuje.

- A dokąd odszedł? - Annie poczuła się dziwnie zagubiona.

- Nie mam pojęcia. Odszedł od nas dwa dni po katastrofie Daniela. Wychodząc z

pracy powiedział po prostu, że więcej nie przyjdzie. I już go nie widziałam. - Głos Sarah stał

się znowu przytłumiony. - Mówiłam, że zaraz wyjdę! Do diabła! Powiedz mu, że nie

naliczam kosztów za postój na ziemi!

- Sarah, proszę! Wiem, że jesteś zajęta - powiedziała szybko Annie. - Czy mogłabyś

mi dać jego numer telefonu albo adres? Bardzo chciałabym z nim porozmawiać.

- Poczekaj, powinnam te rzeczy mieć w kartotece. - Trzask drzwi nałożył się na

gniewny warkot silnika samolotu. - Mam. Jesteś gotowa? Adres: Bainbridge Island.

- Tak.

Annie pospiesznie zanotowała adres i numer telefonu.

- Panno Lyncroft? - Sarah mówiła teraz poważnym i oficjalnym tonem. - O co chodzi?

Policja rozmawiała z Wallym nazajutrz po zniknięciu Daniela. Zapisy obsługi technicznej

były w porządku. Samolot również był w doskonałym stanie. Daniel zawsze sam wykonywał

bardzo drobiazgowy przegląd przedstartowy.

- Wiem. Chodzi o coś zupełnie innego. Dziękuję, Sarah.

189

background image

Odwiesiła słuchawkę i siedziała, przez dłuższy czas wpatrując się w zapisany numer

telefonu. Potem powoli wybrała każdą cyfrę numeru z wielką dokładnością.

Telefon Wally'ego Thrope'a dzwonił bardzo długo. Wydawało jej się, że minęła cała

wieczność. Ale nikt nie podniósł słuchawki.

D

obrze, dobrze. - Sybil oglądała biuro Daniela w siedzibie Lyncroft z rozbawionym

lekceważeniem. Znalazła się wśród metalowych szaf, prostych funkcjonalnych mebli i

wyrafinowanych komputerów. Kręciła głową. - To wcale nie w twoim stylu, Oliverze. Znam

projektanta, który może tutaj dokonać cudów.

- Nie potrzebuję żadnego projektanta - odpowiedział.

Sybil uśmiechnęła się wyniośle i usiadła.

- Nie przypuszczam, abyś zbyt długo kierował osobiście Lyncroft Unlimited. Rzadko

się wtrącasz do codziennego zarządzania twoimi własnymi firmami. Kiedy zamierzasz

zainstalować tutaj zespół menedżerski?

- Z pewnością nie w najbliższych miesiącach. - Zawahał się. - To nie jest niezbędne.

Annie spodziewa się, że Daniel lada chwila powróci.

- Wiem. Biedna Annie. Jest, jak ją kiedyś nazwałam, urodzoną optymistką. - Sybil

założyła nogę na nogę i poprawiła ściągacz ciemnoniebieskiej wełnianej spódnicy. - Żyje już

z tobą blisko dwa tygodnie, czy tak?

- Prawie.

- Niemal dwa tygodnie dzielenia gabinetu oraz... - uśmiechnęła się szyderczo -

przypuszczam, że łoża.

- Annie jest moją żoną - przypomniał chłodno.

- Och tak! Twoje łoże. Dwa tygodnie intymnego życia z tobą nie wyleczyły jej z

naiwności. Zabawne.

Korzystając z wieloletniego doświadczenia Oliver zmusił się do głębokiego

zanurkowania w ocean cierpliwości i zdołał zachować kamienny wyraz twarzy.

- Przypuszczam, że sprowadził cię tu jakiś powód.

- Chciałabym wiedzieć, co się dzieje. - Przypatrywała mu się z wyraźnym

zaciekawieniem. - Mam pewne prawa. Valerie również.

- Co ma z tym wspólnego Valerie?

- Nie udawaj głupiego. - Sybil podniosła głowę. - Wiem, że coś knujesz. Zawsze to

robisz. Jesteś przebiegły i cwany, o czym wiedzą wszyscy, może z wyjątkiem tej małej

190

background image

panienki. Ale wiesz co, Oliverze? Nie przypuszczałam, że spadniesz tak nisko, by używać

własnej siostry w charakterze zastawu.

- Czy zechciałabyś dokładnie wyjaśnić, o co ci chodzi, Sybil? Czy mamy się bawić w

zgadywanki?

- Mówię o zawarciu przez ciebie i Paula Shore'a zawieszenia broni. - W jej oczach

płonęło oskarżenie. - Valerie jest taka szczęśliwa, że tańczy w powietrzu.

- Płonę z ciekawości.

- Powiedz mi, Oliverze - Sybil wychyliła się do przodu - czy będziesz poczuwał się do

najmniejszej winy, gdy spadnie na ziemię?

- Dlaczego miałaby spaść?

- Dlatego, że całe jej szczęście jest zbudowane na stosie całkowicie fałszywych

nadziei. - Zamilkła na chwilę. - Mam rację?

Oliver spojrzał na swoje rozłożone ręce, a potem podniósł wzrok na Sybil.

- Nie wiem, czy związek Valerie i Carsona Shore'a będzie funkcjonował czy nie.

Jeżeli się rozpadnie, to nie z mojej winy.

- Mówisz prawdę? - Jej wypolerowane paznokcie wbiły się w drogą skórę torebki. -

Nie zamierzasz rozbijać związku Valerie z Carsonem?

- Nie. - Od dawna wiedział, że rodzina ma o nim wyjątkowo niepochlebną opinię.

- Naprawdę zawarłeś wczoraj rozejm z Paulem Shore'em?

- W pewnym sensie tak. - Spojrzał na zegarek. - Sybil, jeśli nie masz nic przeciw

temu, mam dziś jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia.

- Nie wierzę w to.

- W porządku. - Rozłożył ręce i podniósł pióro. - Możesz nie wierzyć, jeśli chcesz, ale

jest tak, jak powiedziałem. W tej chwili jestem zajęty.

- Oliverze, popatrz na mnie! - Sybil wstała i podeszła do biurka. - Przysięgasz, że

mówisz prawdę? Nie wyciągniesz asa z rękawa? Nie przygotowujesz jakiegoś planu

powstrzymania Valerie przed poślubieniem Carsona?

Popatrzył na nią z namysłem. Ostatnim razem widział ten błagalny wzrok Sybil

szesnaście lat temu, gdy się z nią sprzeczał po złapaniu jej in flagranti z kochankiem.

- Jesteś dosyć podejrzliwa.

- Nawet jeśli jestem, to nauczyłam się tego od ciebie. - Zmrużyła oczy. - Mówię serio.

Wiem, że nie znosisz mojego charakteru, ale proszę cię, żebyś nie walczył ze mną ten jeden

raz.

- Nie mogę. - Odłożył powoli pióro.

191

background image

- Dlaczego nie możesz?

Zamiast odpowiedzieć jej na pytanie, rozpoczął ćwiczenia oddechowe jogi.

- Słuchaj Sybil - odezwał się w końcu - uważasz, że cię nienawidzę. To nieprawda.

- Oczywiście, że mnie nienawidzisz. - Patrzyła na niego uważnie. - Zawsze mnie

nienawidziłeś. Nienawidzisz mnie od dnia ślubu z twoim ojcem, a od czasu nakrycia mnie w

łóżku z Gregiem uznałeś mnie za niegodną nawet pogardy.

- Greg? Tak miał na imię? Zapomniałem.

- Tak. Tak miał na imię. - Przełknęła z trudem ślinę. - Greg Taylor. Kochałam go.

Później zrozumiałam, że on mnie nie kochał. Nigdy mnie nie kochał.

- On był żonaty. Ty też nie byłaś panną.

- To prawda. Żadne z nas nie było wolne. - Sybil spojrzała na swój ślubny pierścionek.

- Jest wiele powodów zawierania małżeństw i nie zawsze najważniejsza jest miłość.

Powinieneś o tym wiedzieć lepiej niż inni.

- Jeszcze jedna aluzja do mojego małżeństwa, i wyrzucę cię z tego biura.

- Przepraszam. - Zacisnęła usta. - Uwierz mi lub nie. Nie przyszłam tutaj, żeby się z

tobą sprzeczać, ale bądź sprawiedliwy. Nie jesteś idealnym wzorem do kochania ani

romantycznym, oddanym mężem. Nie mam racji?

- Annie jest chyba innego zdania - odrzekł beznamiętnie.

Ciekawe, czy Sybil zdaje sobie sprawę, ile go teraz kosztuje mówienie spokojnym

tonem i nieużywanie ostrych słów. W środku niemal krzyczał o tajemnicy, którą hołubił już

cały dzień.

Annie go kocha... Chciał to powiedzieć Sybil. Pragnął obwieścić tę nowinę całemu

światu. Powiedzieć głośno te słowa - tak, żeby były bardziej realne - ale bał się zapeszyć.

Chciał czym prędzej pojechać do domu i usłyszeć jeszcze raz, jak Annie zapewnia, że go

kocha. Być może jeżeli powtórzy to wiele razy, on, Oliver, pozwoli sobie w to uwierzyć.

- Annie jest innego zdania? - powtórzyła Sybil niedowierzająco. - Co to znaczy? Czy

to znaczy, że ją zmusiłeś do tego, aby uwierzyła w twoją miłość?

- Sybil! Proponuję zmienić temat.

Przechyliła głowę na bok wsłuchując się w chłodny ton jego głosu. Znała go od dawna

i wiedziała, kiedy naciska go zbyt mocno.

- Dobrze. Niech tak będzie. Jest jeszcze jedna rzecz, którą chciałabym wiedzieć, zanim

wyjdę.

- Co takiego?

Przyglądała mu się przez chwilę, a potem podeszła do okna. Stała odwrócona plecami.

192

background image

- Chciałabym wiedzieć, jak daleko zaszedł dobroduszny Oliver.

- Postaraj się mówić precyzyjniej.

- Czy Valerie będzie jedyną, która zyska na magicznym oddziaływaniu, jakie

najwyraźniej Annie na ciebie wywiera?

Oliver przyglądał się mocnym ramionom macochy.

- Przypuszczam, że chcesz wiedzieć, czy możesz spokojnie powiedzieć o swoim

romansie z Jonathanem Grace'em?

- Chryste! Z ciebie rzeczywiście jest kawał drania! - Sybil nie odwróciła się. - Od jak

dawna o tym wiesz?

- Czy to ma znaczenie?

- Chyba nie. - Westchnęła ciężko. - W ogóle nie wiem, dlaczego usiłuję utrzymać w

tajemnicy mój związek z Jonathanem.

Oliver zastanawiał się przez chwilę.

- Może dlatego, że jesteś poważnie zaangażowana.

- Nie czułam się tak od czasów Grega - szepnęła. - Kocham go, Oliverze. Masz zamiar

to zniszczyć?

- Nie bądź melodramatyczna. Nie mogę i nie chcę przeszkodzić ci w poślubieniu

kogokolwiek. Nie mam na ciebie takiego wpływu.

- Mylisz się - odrzekła. - Wiesz o tym tak samo dobrze jak ja. Wystarczy, że

postraszysz mnie odcięciem od fortuny Rainów, i porzucę wszelkie marzenia o poślubieniu

Jonathana.

- Pieniądze są dla ciebie takie ważne?

- Tak, do diabła! - Odwróciła się od okna. Na jej twarzy malowały się strach i złość. -

Tak, bardzo ważne. Myślisz, że przeżyłeś niemało, gdy twój ojciec zniknął i zostawił cię na

lodzie. Nawet nie masz pojęcia, jak brutalne może być życie.

- Masz zamiar mi o tym powiedzieć?

- Wychowałeś się w dobrobycie. Nie mieszkałeś w blokach. Okolica była taka, że

mama nie pozwalała mi się bawić na dworze, bo się bała, że mnie zgwałcą. Mój ojciec nie

odszedł, gdy miałam dwadzieścia jeden lat. Zniknął, zanim się urodziłam. Tak, pieniądze są

dla mnie bardzo ważne.

- Grace ich nie ma?

- Ma, oczywiście. Ale nie w tym rzecz. Chcę tych pieniędzy, które mi się należą. Nie

chcę czyichś tam pieniędzy! Należy mi się część fortuny Rainów, Oliverze. Wiesz o tym.

Zawarliśmy układ i dotrzymałam warunków. Musisz to przyznać.

193

background image

- Pieniądze są twoje, Sybil. - Zaciekawiło go, co by na to powiedziała Annie, gdyby tu

była. - Masz rację, należą ci się te pieniądze. Otrzymasz swoją część niezależnie od tego, czy

powtórnie wyjdziesz za mąż.

Sybil osłupiała. Wytrzeszczyła oczy i dopiero po chwili można w nich było zauważyć

błysk nadziei.

- Tak uważasz?

- Tak.

- Dajesz słowo?

- Tak. - Oliver nachylił się i włączył komputer. - A teraz, jeżeli nie masz nic przeciw

temu, chciałbym dzisiaj jeszcze trochę popracować. Usiłuję utrzymać Lyncroft Unlimited na

powierzchni.

Skierowała się powoli do drzwi. Wyglądała na oszołomioną.

- Mój Boże! Annie rzeczywiście ma na ciebie wielki wpływ. Nigdy bym nie

uwierzyła.

- Do widzenia, Sybil. - Rain powrócił do przeglądania analizy kosztów, którą

studiował przed przyjściem macochy.

Zatrzymała się jeszcze w drzwiach trzymając rękę na klamce.

- Oliverze?

- Co znowu?

- Wiem, że to zabrzmi głupio, ale umieram z ciekawości. Czy istnieje choćby

najmniejsza szansa, że się zakochałeś?

- Do widzenia, Sybil.

- Wiem, że to było głupie pytanie. Do widzenia. Aha! Jeszcze jedno. Czy wybierasz

się na wernisaż, który organizuje Valerie jutro wieczorem?

Oliver zmarszczył brwi. Przypomniał sobie, że Annie coś o tym wspominała.

- Jeszcze nie wiem.

- Jeśli się zdecydujesz przyjść, to być może przedstawię ci Jonathana. Myślę, że go polubisz,

jeżeli dasz mu szansę.

- Jedna sprawa, Sybil - powiedział spoglądając na nią.

- Co takiego?

- Jesteś bogatą kobietą.

- Dzięki tobie - odrzekła uprzejmie.

- Co ty wiesz o tym Grace?

194

background image

- O co ci chodzi? - Wyraz jej twarzy stał się nagle wrogi. - Myślisz, że Jonathan chce

się ze mną ożenić dla pieniędzy?

- Musisz to rozważyć.

- Mam dla ciebie nowinę. Poprosił mnie o rękę kilka tygodni temu, kiedy

powiedziałam, że najpewniej odetniesz mnie od pieniędzy.

- No tak. Wygląda na uczciwego człowieka. Czy czułabyś się trochę bezpieczniej,

gdybym z Boltem zajrzał nieco do jego przeszłości?

- Nie wiem, czy się wściekać czy ci schlebiać. - Nachmurzyła się. - Czyżbyś w ten

złośliwy, podejrzany sposób próbował mnie ochraniać?

- Należysz do rodziny - odpowiedział cicho.

- Nie wierzę! - Uśmiechnęła się. - Ty próbujesz mnie ochraniać!

- Może próbuję ochraniać twoją część pieniędzy Rainów.

- Dobrze. Kupuję to. Niemniej, jest to bardzo miłe z twojej strony. - Znów się

uśmiechnęła. - Na pewno się zakochałeś. Dlaczego nie chcesz się do tego przyznać? Mam

nadzieję, że Annie cię również kocha. Wolałabym nie wchodzić ci w drogę, gdyby się

okazało, że ona wyszła za ciebie tylko dla uratowania Lyncroft Unlimited.

195

background image

Rozdział siedemnasty

A

nnie zdjęła nogę z gazu przed kolejnym ostrym zakrętem na wąskiej drodze.

Zapadał zmrok, chociaż było dopiero wpół do piątej. Ciemności pogłębiał gęsty las po obu

stronach drogi. Pomyślała, że jechałoby się dużo lepiej, gdyby nie lekka mgła podnosząca się

w świetle reflektorów.

Wzdłuż tej starej drogi na wyspie przez co najmniej dwa kilometry nie widziała

żadnych świateł ulicznych ani domów. Uczucie totalnej pustki było deprymujące. Zatrzymała

samochód przy maleńkim drogowskazie i wychyliła się przez drzwi, aby odczytać słabo

widoczne litery: Marston Lane.

Zgodnie z adresem podanym przez Sarah i mapą samochodową, którą zabrała ze sobą,

była to właściwa ulica. Skręciła w wiejską dróżkę. Nawierzchnia okazała się nierówna i

zniszczona; Annie musiała jechać jeszcze wolniej. Pomiędzy drzewami zobaczyła ściany

starej chaty. W oknach nie było świateł. Żaden samochód nie stał też na podjeździe.

Zatrzymała czerwone auto, wyłączyła silnik i siedziała za kierownicą studiując

uważnie gospodarstwo Thrope'a. Najbardziej denerwowała ją martwa cisza. Chociaż

zdecydowała się przyjechać z tak daleka, teraz nie była pewna, co ma robić dalej.

Oliver by wiedział, co robić, pomyślała. On się nigdy nie waha. Ale nie było go.

Wyszedł z biura, gdy dzwoniła z promu. Wydarzyło się coś niespodziewanego, jak wyjaśniła

pani Jameson. Wyszedł natychmiast po tym, jak zadzwonił niejaki Bolt. Sekretarka nie

wiedziała, kiedy wróci.

Annie wyjęła latarkę, którą Daniel trzymał zawsze w schowku. Otworzyła drzwi

samochodu. Głuchy szczęk zamka wydawał się bardzo głośny w zamglonej ciszy. Ostre

zimno zaatakowało ją, gdy tylko opuściła ciepłe auto. Zapięła płaszcz i włożyła rękawiczki.

Marzyła o tym, aby zjawił się tu Oliver.

Wszystko było dziwne. Nie wiedziała, co ma zrobić poza zastukaniem do drzwi i być

może zerknięciem przez okno do środka. Jeżeli ktoś jest w środku, może ją pomyłkowo wziąć

za rabusia. Musi być bardzo ostrożna.

W końcu Annie zdecydowanym krokiem podeszła do drzwi i zapukała głośno.

- Czy ktoś jest w domu?

196

background image

Jedyną odpowiedzią był słaby poszum drzew. Dziwne zaniepokojenie przeszyło jej

plecy. Odwróciła się w strasznym przekonaniu, że nie jest sama.

- Halo! - krzyknęła. - Czy ktoś tu jest?

Cicha mgła przypływała i odpływała w świetle latarki. Widziała przestrzeń dookoła

siebie, ale nic nie zauważyła.

- No dobrze! Uspokój się! - powiedziała głośno sama do siebie. - Przyszłaś tu po

odpowiedź. Nie panikuj, bo wrócisz z pustymi rękami.

Podeszła do najbliższego okna i zaświeciła latarką przez brudne szyby. Wąski snop

światła wydobył ciemne kształty pokrzywionej kanapy i staroświeckiego fotela. Na stoliku do

kawy leżały porozrzucane czasopisma.

Przez następne okno zajrzała do kuchni. Talerze stały poukładane na suszarce. Na

stole leżała kostka margaryny. Annie domyśliła się, że jeszcze niedawno ktoś tu był, i szybko

się wycofała. Potknęła się o kępę małych krzaków i ledwo utrzymała równowagę. Snop

światła jej latarki zatańczył dziko po okolicy.

- Nie denerwuj się - uspokajała się sama przez zaciśnięte zęby. - Jesteś trochę

początkująca w tej robocie, ale wiele razy widziałaś w telewizji, jak to zrobić. Dasz sobie

radę.

Obeszła małą chatę zaglądając do każdego okna. W sypialni panował bałagan. Wally

Thrope najwidoczniej nie przepadał za słaniem łóżka i usuwaniem śmieci. Drzwi od szafy

były pootwierane. Przyjrzała się dokładniej i zauważyła, że jest pusta.

Ciekawość zaczęła tłumić zdenerwowanie. Gdy doszła do bocznych drzwi i

zauważyła, że są otwarte, nabrała z haustem powietrza odwagi i weszła do środka. Wewnątrz

panował zatęchły odór, jakby chata była zamknięta od dawna. Ale to nie było najgorsze. Odór

zepsutego jedzenia z kuchni wskazywał na to, że od jakiegoś czasu nikt tu nie mieszkał. Cały

dom miał bardzo przykry zapach.

Annie powoli wędrowała przez pokoje starając się niczego nie dotykać. Miała rację co

do ubrań w szafie. Nie było żadnych. Nie było też bielizny w szufladach. Na podłodze

łazienki leżały jakieś ręczniki, ale nie zauważyła przyborów do golenia.

W końcu zrozumiała, że ktoś w pośpiechu opuszczał to miejsce. Wyglądało na to, że

Wally Thrope wrócił pewnego dnia do domu, wrzucił rzeczy osobiste do walizki i uciekł.

Przeszła do kuchni. Tutaj smród był najgorszy. Już zamierzała się wycofać, gdy jej

wzrok padł na kalendarz ścienny z nagimi kobietami, który wisiał przy telefonie.

Nie przykuły jej uwagi nienaturalnie wielkie piersi modelki, ale napis, który dumnie

niosła: „Miss Października”.

197

background image

Teraz był koniec listopada. Wally Thrope zniknął chyba kilka tygodni temu, bo nie

zmienił kartki kalendarza na nowy miesiąc.

Zatykając nos podeszła bliżej. Kalendarz miał oddzielne kwadraciki dla każdego dnia

miesiąca. W niektórych z nich były krótkie, szyfrowane notki.

Dzień siódmy października, kiedy zginął jej brat, był zakreślony na czerwono. Annie

gapiła się w kalendarz z narastającą trwogą. To tylko przypadek, wmawiała sobie. Może

Wally Thrope tego dnia zaplanował odejście z pracy. Ale nie! Sarah mówiła, że zrezygnował

z pracy dwa dni później.

Wtedy zauważyła numer telefonu napisany w kwadraciku oznaczonym datą piąty

października. Coś w tym numerze było znajomego, chociaż w pierwszej chwili Annie nie

mogła się zorientować, co to takiego. Nagle zrozumiała. Nieraz ostatnio sama wykręcała ten

numer.

Przy kalendarzu wisiał na sprężynce długopis. Annie wzięła go nie zdejmując

rękawiczki i przepisała numer.

Chowając kartkę do torebki usłyszała skrzypienie deski. Serce przestało jej bić. Po

chwili wpompowało sporą dawkę adrenaliny. Poczuła, jakby ją przeszył zimny prąd

elektryczny. Dobiegł do zakończeń nerwowych i podniósł jej włoski na karku. Wyłączyła

latarkę i wszystko pogrążyło się w chłodnych ciemnościach.

Nie mogła określić, czy skrzypienie dochodziło z wnętrza domu czy od strony

schodów wejściowych. Znieruchomiała ze strachu. Dźwięk się nie powtórzył. Uczucie, że jest

obserwowana, było znacznie silniejsze niż przed chwilą.

Bała się poruszyć, a jednocześnie chciała uciec. Z trudem odzyskała władzę w nogach

i zrobiła ostrożny krok w kierunku bocznych drzwi. Wielkim wysiłkiem woli wykonała drugi

krok, a potem trzeci.

Dotarła do bocznych drzwi i powolutku przekręciła klamkę. Otworzyła je z miękkim

skrzypnięciem podobnym do jęku. Zawahała się na progu, próbując przeszyć wzrokiem

nieprzeniknioną ciemność. Na zewnątrz nic się nie poruszało, przynajmniej Annie nic nie

zauważyła. Zebrała całą odwagę i zeszła ostrożnie po schodach. Zatrzymała się w

największym cieniu domu i wyjrzała ostrożnie na podjazd, gdzie zostawiła samochód. Chciała

dopaść go jednym skokiem. Ścisnęła w dłoni kluczyki i puściła się biegiem w kierunku auta.

Nikt jej nie zatrzymywał. Nikt nie krzyczał. Nikt do niej nie strzelał. Chwilę później

siedziała już bezpiecznie w środku. Zamknęła drzwi i przekręciła kluczyk. Silnik wystartował

z rykiem protestu. Włączyła tylny bieg, spojrzała przez ramię i gwałtownie ruszyła tyłem

wzdłuż dróżki. Wstrzymywała oddech, dopóki nie dojechała do głównej drogi. Jeśli się

198

background image

pospieszy, to jeszcze złapie powrotny prom do Seattle. Bezpośrednie niebezpieczeństwo

minęło, ale modliła się nadal, żeby Oliver był przy niej.

C

o to znaczy, do diabła? Nie wiesz, gdzie jest Annie? - krzyknął Oliver w miarę

grzecznie do telefonu.

Na drugim końcu zapadła cisza. Rain zaklął. Terroryzując niewinnych nie uzyska

informacji, której potrzebował.

- Przepraszam - wyjąkała Ella. - Wyszła o trzeciej i więcej jej nie widziałam.

Zamknęłam sklep bez niej. Może przyczepiła się do jakiegoś klienta.

- Można prosić o nazwisko tego klienta?

- Nie znam. Nie jestem pewna, czy w ogóle wyszła w interesach. Po prostu wyszła.

Powiedziała, że ma do załatwienia jakieś drobiazgi czy coś w tym rodzaju. Może poszła na

zakupy. Czy stało się coś złego, panie Rain?

- Nie, nic złego. - Zmuszał się, by mówić spokojnie. - Dziękuję ci, Ella.

- Dobrze. Przykro mi, że nie mogę pomóc. Ona chyba jest teraz w drodze do domu.

- Tak.

Odłożył słuchawkę i spojrzał na Bolta.

- Ella widziała ją ostatnio o trzeciej.

- Może zadzwoni pan do Joanny McKenna? - zapytał Bolt.

- Ona wpadłaby w panikę. Panna McKenna ma zastrzeżenia do mnie od samego

początku. Zaraz sobie wymyśli coś nieprzyjemnego.

- To mnie nie dziwi - powiedział Bolt zaciskając zęby. - Czy mogę przypomnieć, że

nie znaleźlibyśmy się w takiej sytuacji, gdybym miał Annie na oku?

- Nie musisz mi tego przypominać, Bolt. - Oliver zerwał się na równe nogi. Wsadził

ręce do kieszeni i zaczął krążyć po gabinecie. - Czy jesteś pewien, że nie zostawiła kartki?

- Szukałem wszędzie. Dwukrotnie przesłuchałem automatyczną sekretarkę.

Oliver zacisnął ręce w kieszeni w pięści. Z każdą minutą denerwował się coraz

bardziej. Stało się coś złego, a on był bezsilny.

- Do diabła, Bolt! Nawet nie wiemy, skąd zaczynać poszukiwania.

- Dopiero szósta trzydzieści.

- Annie zawsze jest w domu za piętnaście szósta.

199

background image

- Zgoda - odrzekł Bolt. - Ale muszę powiedzieć, że nie zna jej pan wystarczająco

długo, by poznać wszystkie jej zwyczaje i nawyki. Może po prostu szła na zakupy, a potem

utknęła gdzieś w korku.

- Powinna zadzwonić.

- Przecież nie ma telefonu w samochodzie - przypomniał Bolt.

- No to zainstaluj jej. A jeszcze lepiej by było, gdybyś ją wszędzie woził.

- Tak, proszę pana.

- Cholera! - Oliver gapił się w precyzyjnie wygrabiony piasek w skalnym ogródku.

Sama myśl o tym, że coś złego mogło się przydarzyć Annie, mroziła mu krew w żyłach. Na

domiar złego, przez czterdzieści minut nie mógł wpływać na bieg wydarzeń. Wmawiał sobie,

że nic się stało. Może tylko spóźnia się do domu.

- Martwi się pan, że może istnieje powiązanie między nieobecnością Annie a tym, co

się dzisiaj przydarzyło Corkowi? - zapytał Bolt.

- Tak. - Rain próbował się opanować.

- To mało prawdopodobne - powiedział Bolt zamyślonym tonem. - Niezależnie od

tego, w co się wpakował Cork, nie ma powodów, by Annie miała komuś służyć jako cel.

Gdyby ktoś chciał rzucić Lyncroft Unlimited na pożarcie wierzycieli, to powinien raczej

pozbyć się pana.

Oliver zrozumiał, że Bolt próbuje go uspokoić.

- Nawet nie wiemy, czy Cork był celem, czy tylko ofiarą nieszczęścia lub złego

prowadzenia samochodu.

Wiadomość, że Barry Cork uległ wypadkowi na autostradzie, Bolt otrzymał tuż przed

godziną trzecią. Nieprzytomna ofiara została zabrana do szpitala Harborview. Służący

natychmiast zadzwonił do Olivera i spotkał się z nim w szpitalu. Nie dowiedzieli się niczego

szczególnego poza tym, że Cork może już nie żyć.

Lekki, dyskretny szczęk zamka poinformował Raina, że ktoś otworzył drzwi frontowe.

Oliver odwrócił się zaintrygowany tym przytłumionym dźwiękiem.

- Bolt? - Z przedpokoju dopłynął głos Annie. - Oliver? Gdzie się wszyscy podziewają?

Oliver ruszył do drzwi.

- Zaraz ją uduszę.

- Proszę pana...

Oliver zatrzymał się, zdziwiony głosem Bolta, który zazwyczaj nie dawał upustu

uczuciom.

- O co chodzi?

200

background image

- Chciałbym tylko przypomnieć, że pani Rain mieszka tutaj bardzo krótko.

- No to co?

Bolt popatrzył na pracodawcę i dyskretnie odchrząknął.

- Chciałem tylko przypomnieć, że nie potrafi jeszcze spełniać wszystkich pańskich

wymagań.

- Chcesz powiedzieć, że nie powinienem jej zmyć głowy za to, że przez całą godzinę

narażała mnie na piekło wątpliwości?

- Jest takie stare powiedzenie. Zawsze łatwiej łapać muchy na miód niż na ocet.

Oprócz tego jest dopiero wpół do siódmej.

- Przepadłem z kretesem - mruknął Oliver. - Ona czyta twoją powieść, mówi ci, że

jesteś wspaniały, a chwilę potem jesz jej z ręki. Co się, u diabła, tutaj dzieje? - Odwrócił się i

sztywno podszedł do drzwi nie oczekując odpowiedzi.

Annie wychyliła głowę z kuchni. Oczy miała wielkie i poważne.

- Jesteś. Byłam ciekawa, gdzie się wszyscy pochowali.

Rain nachmurzył się na jej widok. Wyglądała na roztargnioną i wystraszoną. Włosy

miała bardziej zmierzwione niż zazwyczaj. Na butach były ślady zaschniętego błota, a w

pończochach popuszczały oczka. Oliver poczuł nagle straszny niepokój.

- Annie, co się stało?

Popatrzyła na niego. Jej dolna warga zaczęła drżeć, oczy wypełniły się łzami i z

niezrozumiałym okrzykiem rzuciła mu się prosto w ramiona.

- Na Boga, o co chodzi?! - Przycisnął ją do siebie. Wydawała się maleńka, miękka i

bezbronna.

- Gdzie byłaś? Dlaczego przyjechałaś tak późno?

- Jeździłam na wyspę Bainbridge.

- Żeby się spotkać z klientem? - Oliver przytrzymał ją delikatnie, by się przyjrzeć jej

twarzy.

- Spotkać się z człowiekiem o nazwisku Wally Thrope.

Palce Olivera zacisnęły się kurczowo na jej ramionach.

- Po co, na Boga, chciałaś się spotkać z Thrope'em?

- Wiesz, kto to jest? - Annie otarła ostatnią łzę z oczu.

- To mechanik, który obsługiwał samolot Daniela tego dnia, kiedy zniknął.

- Skąd to wiesz? - Zmarszczyła brwi.

- Mówiłem ci. Przeprowadziłem małe, ale bardzo dokładne dochodzenie po wypadku

twojego brata.

201

background image

- Tak, pamiętam.

- Osobiście nie rozmawiałem z Thrope'em. Policja to zrobiła. Firma, która wynajęła

twojemu bratu samolot, bardzo chętnie pomagała w śledztwie. Nie było śladów

jakiegokolwiek manipulowania przy samolocie czy przeoczenia czegoś w przygotowaniach

do lotu.

- Najmniejszych śladów?

- Najmniejszych, Annie. Co ci przyszło do głowy, żeby nagle dziś porozmawiać z

Thrope'em?

- Nie rozmawiałam z nim. Nie było go.

Udzielenie odpowiedzi nie było proste. Annie wyglądała na zmęczoną i

zdenerwowaną. Oliver przywoływał swoją samokontrolę i cierpliwość.

Objął żonę i poprowadził przez hall do gabinetu, gdzie czekał na nich Bolt.

- Dlaczego zdecydowałaś się na spotkanie z Thrope'em?

Annie zaczęła opowiadać, ale przerwała widząc Bolta. Uśmiechnęła się do niego

nieznacznie.

- Cześć. Przepraszam za spóźnienie. Mam nadzieję, że kolacja się nie zmarnowała.

- Żaden problem z kolacją. - Bolt przyjrzał się jej dokładnie i od razu zauważył

całkowicie rozczochrane włosy. - Wszystko w porządku?

- Uch... - Annie upadła bezwładnie na najbliższy fotel. Wyciągnęła nogi, głowę oparła

o zagłówek, a ramiona rozłożyła na poręczach.

Oliver usiadł za biurkiem.

- Bolt, mógłbyś nam przynieść herbaty?

- Tak, proszę pana - powiedział służący i zniknął za drzwiami.

Rain czuł, jak stopniowo się rozluźnia. Annie była bezpieczna i zdrowa, a to

najważniejsze. Mógł znowu swobodnie oddychać, ale coś się wydarzyło, więc musiał się

dowiedzieć, co to było. Zaczął mówić jak najdelikatniej:

- Powiedz, po co szukałaś tego Thrope'a?

- W południe ktoś do mnie zadzwonił. - Patrzyła na niego poważnie. - Nie chciał się

przedstawić. Być może to była kobieta. Nie potrafiłam rozpoznać. W każdym razie ten ktoś

powiedział, że jeżeli chcę wiedzieć, co się przydarzyło mojemu bratu, to muszę odnaleźć

mechanika, który obsługiwał wtedy samolot.

- Cholera!

202

background image

- Tak, właśnie. - Zmrużyła oczy. - Więc zadzwoniłam do firmy usług lotniczych, z

której korzystał Daniel, i dostałam adres Thrope'a. Złapałam prom na wyspę Bainbridge,

rozejrzałam się trochę i wróciłam.

- Poczekaj. - Oliver położył ręce na biurku i pochylił się do przodu w krąg światła

halogenowego. - Mówisz, że jakiś sukinsyn świadomie próbuje cię przekonać, że katastrofa

Daniela była wynikiem sabotażu?

- Myślę, że o to mu chodziło.

- A także sugeruje, że Thrope jest winien?

- Tak to zabrzmiało.

- I wiedząc o tym, sama się porwałaś na śledztwo?

- Tak. - Wytrzymała jego wzrok bez mrugnięcia. - To właśnie próbuję ci powiedzieć.

Oliver stracił panowanie nad sobą. Postępowanie tak absurdalne, że nie mógł

zrozumieć, jak Annie mogła to zrobić.

- Ty mała idiotko!! Nie masz odrobiny zdrowego rozsądku?! Czy rozumiesz, co ja

przeżyłem nie wiedząc co się z tobą stało, gdzie przepadłaś?

Annie otworzyła usta, usiłując podjąć obronę, ale zaniechała tego, gdy wszedł Bolt z

herbatą na tacy. Uśmiechnęła się do służącego z wdzięcznością.

- Dziękuję. Tego potrzebowałam.

- Proszę bardzo - odpowiedział i nalał trzy filiżanki.

- Oczekuję wyjaśnień - zażądał Oliver wpatrując się w Annie.

- Otrzymasz je. - Wzięła filiżankę i spodeczek z rąk Bolta z kolejnym uśmiechem. -

Powiem wszystko. Kilka razy modliłam się, żebyś był ze mną. Było ciemno i strasznie.

Zresztą nigdy jeszcze nie włamywałam się do żadnego domu.

Gorąca herbata sparzyła palce Raina. Niemal upuścił filiżankę.

- Włamałaś się do domu Thrope'a? Do diabła, nie uwierzę.

- Nie znalazłam tam zbyt wiele - przyznała. Wyglądała już znacznie spokojniej. -

Thrope chyba w pośpiechu opuszczał swoje mieszkanie. Z szafy zniknęły wszystkie ubrania.

W kuchni pozostało sporo żywności. Od dłuższego czasu nikt nie wynosił śmieci.

Oliver ostrożnie odstawił filiżankę. Wstał, położył dłonie na biurku i wychylił się do

przodu.

- Dlaczego, do ciężkiej cholery, nie zadzwoniłaś do mnie i nie powiedziałaś, dokąd się

wybierasz?

Annie niepewnie poruszyła się na fotelu. Jej wzrok powędrował ku lampartowi z

mozaiki i powrócił na twarz męża.

203

background image

- Dzwoniłam, ale nie było cię w biurze.

- I wtedy postanowiłaś działać na własną rękę?

- Tak, Oliverze. Nadeszła chyba właściwa pora na powtórzenie pozostałych słów tego

kogoś. Postawił warunek, że jeżeli chcę się dowiedzieć prawdy o zniknięciu Daniela, to nie

mogę tobie powiedzieć, że jadę na spotkanie z Thrope'em. Powiedziano mi, żebym ci nic nie

mówiła, bo mogę się narazić na niebezpieczeństwo.

- Powiedziano ci, żebyś nie mówiła mi o niczym? - Oliver poczuł się tak, jakby go

ktoś kopnął w brzuch.

- Tak to zabrzmiało. Jak ostrzeżenie.

- To dlaczego mi o tym mówisz teraz? - zapytał nie spuszczając z niej wzroku.

- Miałam dużo czasu na promie do Seattle. Połączyłam wszystkie dowody i

wyciągnęłam interesujące wnioski.

Kątem oka Rain zobaczył, że Bolt zbliżył się do biurka. Zapytał Annie bardzo

ostrożnie:

- Co to za wnioski?

- Wydaje mi się - odpowiedziała powoli - że ktoś celowo usiłuje wplątać w to ciebie.

Ktoś chce, bym uwierzyła, że masz coś wspólnego ze zniknięciem Daniela.

Śmiertelna cisza wypełniła cały gabinet.

- Bardzo logiczna konkluzja - powiedział ponuro Oliver i wymienił spojrzenia z

Boltem. Potem znowu popatrzył na Annie.

- Czy ten rozmówca z telefonu powiedział coś więcej? O jakich dowodach mówisz?

- Nie powiedział zbyt wiele. Przynajmniej nie przez telefon. - Otworzyła torebkę i

wyjęła mały świstek papieru. - W domu Thrope'a znalazłam kalendarz. Data zniknięcia

Daniela była zakreślona na czerwono.

- To nic dziwnego. - Bolt wzruszył ramionami. - Zniknięcie Daniela było wielkim

przeżyciem dla Thrope'a i wszystkich pracujących w tej firmie usług lotniczych. Takie firmy

nie tracą przecież samolotów codziennie.

- To nie wszystko, co znalazłam w kalendarzu. - Położyła świstek papieru na biurku

przed Oliverem. - Ktoś zapisał ten numer dwa dni przed wynajęciem samolotu przez Daniela.

Rain rzucił okiem na numer i rozpoznał go natychmiast. Osunął się powoli na fotel.

- Do diabła!

- Co to jest? - Bolt podszedł do biurka i spojrzał na numer przepisany przez Annie. -

To jedna z linii rezydencji. Pański prywatny numer.

204

background image

- Tak. - Oliver nie powiedział nic więcej. Nie wiedział, co powiedzieć. Patrzył na

Annie przygotowując się do konieczności stawienia czoła nowej sytuacji, która mogła mu się

wymknąć spod kontroli. - Rozpoznałaś ten numer?

- Oczywiście, że tak.

Bolt wziął kawałek papieru do ręki.

- Wygląda na to, że mamy kłopoty z systemem ochrony. Ten numer znają tylko

członkowie rodziny.

- Wiem o tym. - Rain nie mógł oderwać wzroku od twarzy Annie.

Przyglądała mu się bez przerwy i chociaż ciągle wyglądała na wystraszoną, w jej

wyrazistych oczach nie było widać obaw. Wierzyła mu pomimo tych wszystkich przeklętych

dowodów.

- A więc w jaki sposób Wally Thrope dostał numer twojego prywatnego telefonu? -

zapytała w końcu, przerywając ciszę.

- Interesujące pytanie - Oliver usiadł i podniósł filiżankę - ale nie mam na nie

odpowiedzi. - W końcu udało mu się oderwać wzrok od Annie i spojrzał na Bolta. - Myślę, że

lepiej będzie, jeśli spróbujemy odnaleźć tego Thrope'a.

- Tak, proszę pana. - Służący przełknął łyk herbaty. - Zobaczę, co się da zrobić.

Annie założyła nogę na nogę i zaczęła machać stopą. Patrzyła raz na Olivera, raz na

Bolta.

- Siedząc na promie wyciągnęłam jeszcze kilka innych wniosków.

- Jakich, pani Rain? - zapytał grzecznie Bolt.

- Ktoś chce, bym uwierzyła, że Oliver jest zamieszany w coś brzydkiego - powiedziała

powoli. - Co do tego nie mamy wątpliwości.

Bolt rzucił badawcze spojrzenie na pracodawcę i skinął głową.

- Na to wygląda.

Oliver nie mógł myśleć o włączeniu się do rozmowy. Był zbyt zajęty próbami

opanowania kolejnej fali gniewu. Ktoś zadał sobie niemało wysiłku, aby zniszczyć zaufanie,

jakim darzyła go Annie.

- Możemy zadać sobie pytanie, dlaczego to zrobił. - Annie wstała z fotela i zaczęła

chodzić tam i z powrotem po gabinecie. - Istnieje tylko jedna oczywista odpowiedź. Ktoś ma

nadzieję, iż dojdę do wniosku, że za zniknięciem mojego brata stoi Oliver. Ten ktoś chce,

żebym się z tobą rozwiodła. Wtedy nie będziesz mógł zarządzać Lyncroft Unlimited. Ale kto

odniósłby z tego korzyść?

205

background image

- Nikt - odrzekł Rain nachmurzony. - Wszyscy kredytodawcy i inwestorzy zyskają,

jeżeli Lyncroft zostanie w jednym kawałku.

- Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że ktoś z rodziny chce się na panu zemścić,

panie Rain - odezwał się cicho służący. - Ona może traktować zniszczenie Lyncroft Unlimited

jako środek do osiągnięcia celu.

Annie spojrzała wilkiem na Bolta.

- Mówisz o Sybil, tak? Zapomnij o tym. Ostatnia rzeczą, którą by zrobiła, to

finansowy cios w Olivera. To nie byłoby logiczne. Przecież tak bardzo kocha pieniądze

Rainów.

- Dobry argument - potwierdził Rain z ponuro wykrzywioną twarzą.

- Ludzie nie zawsze postępują rozsądnie, gdy w grę wchodzi zemsta. - Bolt spojrzał

spokojnie na pracodawcę. - Są inne możliwości niż Sybil. Dawny oponent w interesach, Paul

Shore, też może szukać sposobu zemsty.

Oliver przechylił się na oparcie fotela.

- Zawarłem z nim rozejm. - Spojrzał na Annie. - Przynajmniej wydaje mi się, że

zawarłem rozejm. W każdym razie takie sprawy nie są w jego stylu.

- Mogą być inni, którzy nie życzą panu zbyt dobrze - odrzekł Bolt wzruszając

ramionami.

- Dziękuję za docenienie moich możliwości zdobywania przyjaciół i wpływowych

osób - rzekł Oliver. - Przyznaję, że nie każdy, z kim miałem do czynienia w ciągu ostatnich

piętnastu lat, wysyła mi kartki na Boże Narodzenie, ale nie znam nikogo, kto zrobiłby coś

takiego z zemsty.

- Dlaczego nie? - zapytała Annie z ciekawością.

- Utrata Lyncroft specjalnie mnie nie zaboli - powiedział decydując się na brutalną

szczerość. - Pewnie, że nieźle zarobię razem z innymi, jeśli firma przetrwa, ale istota sprawy

tkwi w tym, że jej upadek spowodowałby jedynie maleńką wyrwę w moim majątku.

- Rozumiem. Nie wiedziałam, że to tak mało ważne. - Annie uważnie przyglądała się

mężowi.

- Nie powiedziałem, że to nieważne - zaprotestował cicho Oliver - ale rozważania

finansowe są drugorzędne. Powiedziałem ci, dlaczego podjąłem się uratowania Lyncroft

Unlimited.

- Ze względu na Daniela. - Uśmiechnęła się ze smutkiem.

- To był tylko jeden z powodów. - Zwrócił się do Bolta. - Myślę, że możemy odrzucić

motyw wroga, który chce wyrównać stare porachunki.

206

background image

- Jest jeszcze Barry Cork. - Bolt najwyraźniej przemyślał kilka wariantów. - Ten ktoś,

kto dzwonił do Annie i ostrzegał ją przed panem, może być z nim związany.

- Zdaję sobie z tego sprawę. - Oliver spojrzał na Annie. - Właśnie dlatego niemal

oszalałem, gdy zniknęła.

- Nie przypuszczałam, że będziesz tak zdenerwowany, gdy się trochę spóźnię -

powiedziała zaskoczona.

- To było coś więcej niż zdenerwowanie, ale możemy się już tym nie martwić. Annie,

Cork miał dzisiaj po południu wypadek na autostradzie. Został zabrany do szpitala

Harborview. Według naszych ostatnich informacji jest nieprzytomny. Być może już nie żyje.

- Policja prowadzi śledztwo, lecz skłania się do hipotezy, że to był wypadek. Nie ma

żadnych śladów, że było to coś innego - dodał Bolt.

- Rozumiem, że nie jesteś tego pewien? - Zdumione oczy Annie przeniosły się na

służącego.

- Nie, nie jesteśmy pewni.

Annie klasnęła w dłonie i spojrzała na Olivera.

- Mówiłeś, że szpiegostwo przemysłowe, w które wplątał się Cork, wykonuje się w

białych rękawiczkach i że nie kończy się ono zazwyczaj morderstwem.

- Nie zawsze - odpowiedział - ale po dzisiejszych wydarzeniach być może będę musiał

zmienić zdanie.

- Może powinniśmy pójść na policję - zasugerowała.

Bolt siedział bez słowa. Oliver przypatrywał się skałom w swoim ogródku.

- Można to rozważyć - rzekł.

- Na Boga! Nie możemy tego zrobić, prawda? - spytała z szeroko otwartymi oczami. -

Oni prawdopodobnie od razu dojdą do wniosku, że ty jesteś pierwszym podejrzanym.

- Prawdopodobnie - zgodził się Rain.

- Mogliby dojść do wniosku, że miałeś najpoważniejszy motyw, żeby się pozbyć

Daniela. - Annie przygryzła wargi. - Możesz tutaj siedzieć i mówić, że uzyskanie kontroli nad

Lyncroft Unlimited nie jest dla ciebie zbyt wielką gratka finansową, ale inni pewnie myślą

inaczej.

- To prawda - przyznał.

- Kto wie, jak policja oceniłaby twoje powiązania z Corkiem. Oni mogą myśleć, że

próbowałeś zabić Barry'ego dlatego, że sprzedawał tajemnice twojej nowej firmy. Nie, nie

możemy iść w tym momencie na policję.

207

background image

Przez ciało Raina przepłynął strumień ciepła. Annie naprawdę mu ufała. Więcej,

starała się go bronić. Nie mógł sobie przypomnieć, żeby ktokolwiek ostatnio próbował go

bronić.

- Przyznaję, że mogłoby to skomplikować sprawy - zgodził się. - Ale są jeszcze dwa

inne poważne powody, dla których może lepiej trzymać nasze spekulacje przez pewien czas

dla siebie.

- Jakie powody? - zapytała.

- Pierwszy to brak dowodów. Nie mamy dowodów na to, że zniknięcie Daniela i

kraksa Corka były czymkolwiek więcej niż wypadkami. Ten dziwny telefon prawdopodobnie

też nie zrobi na nich wrażenia. Nie ma dowodów, że w ogóle ktoś dzwonił, a tym bardziej na

to, że obciążał mnie lub Thrope'a.

- A ten drugi powód?

- Bolt i ja chcielibyśmy zadać kilka własnych pytań. Będzie to znacznie prostsze,

jeżeli policja nie będzie w to włączona.

- Macie zamiar sami zacząć śledztwo? - Annie wpatrywała się w męża z narastającym

podnieceniem w oczach. - To wspaniały pomysł! Z chęcią pomogę.

- Nie - odpowiedział. - Ty z pewnością nie będziesz nam pomagać. Musisz trzymać się

z daleka. Co więcej, nie oddalisz się nigdzie poza dom i twój sklep. Będziesz mnie

informować na bieżąco, gdzie jesteś. Nie będziesz urządzać wycieczek takich jak do

Bainbridge czy gdziekolwiek. Czy dokładnie to zrozumiałaś?

W oczach Annie zaczęła narastać furia.

- Oliver! Mówiłam ci na początku naszego małżeństwa, że nie pozwolę, byś mnie

trzymał pod nadzorem. Wszystko na to wskazuje, że ten cały bałagan dotyczy mojego brata.

Mam prawo mieć swój udział w śledztwie. Nie zgodzę się, żebyś mnie trzymał w

niepewności.

Rain zwrócił się do Bolta:

- Myślę, że na dzisiaj wystarczy. Nie przejmuj się kolacją. Sami się tym zajmiemy.

Służący niepewnie popatrzył na panią domu i skierował się do drzwi.

- Tak. Będę u siebie, gdybym był potrzebny. - Wyszedł z gabinetu zamykając

delikatnie drzwi.

- Mówię poważnie, Oliver! - zaatakowała zaczerwieniona Annie. - Wiem, że chcesz

mnie osłaniać, ale nie pozwolę się zamknąć na klucz. Nie pozwolę też na pomijanie mnie w

śledztwie.

- Annie, to dla twojego dobra.

208

background image

- Z takim argumentem będę walczyć jak lwica. A jak ty byś się czuł, gdyby ktoś tobie

tak powiedział?

- Nie zgodziłbym się - przyznał. - Ale mówimy nie na temat. Przyszłaś do mnie,

dlatego że chciałaś uratować Lyncroft Unlimited. Zawarliśmy układ, ty i ja. To prawda, że

żadne z nas nie przewidziało, jak sprawy się skomplikują, ale nasz układ nadal jest ważny. Ja

załatwiam sprawy Lyncroft.

- To małżeństwo jest czymś więcej niż kontraktem - zaoponowała Annie.

Oliver nie chciał dyskutować na ten temat. Zdecydował się na inną taktykę.

- Kochanie, sytuacja jest niezwykle skomplikowana i mamy w niej wiele

niewiadomych. Nie chcę, żebyś się narażała na takie niebezpieczeństwo jak dzisiaj. Nigdy

więcej!

- Nie podejmowałam żadnego ryzyka. - Zaczerwieniła się. - Po prostu szukałam

śladów.

- Podejmowałaś ryzyko. - Oliver ze wszystkich sił powstrzymywał się od wybuchu. -

Nawet nie znamy rozmiarów niebezpieczeństwa, na jakie się naraziłaś. Nie chcę, żebyś

znalazła się w sytuacji bez wyjścia.

- Nie możesz mnie od tego odsunąć. Jestem w to wplątana, czy ci się to podoba czy

nie.

Miała rację, ale Oliver wiedział, że zrobi wszystko co w jego mocy, by zapewnić jej

bezpieczeństwo. Nie miał skrupułów, jeżeli chodzi o jej ochronę.

- Nie chcę się z tobą sprzeczać.

- Dobrze. - Obdarzyła go ciepłym, aprobującym uśmiechem. - Wiesz co, Oliver?

Rzeczywiście dokonałeś postępów. Założę się, że w dawnych czasach odrzuciłbyś bez

wahania prawo, a moje uczucia wysłałbyś do wszystkich diabłów. A teraz rozmawiamy jak

równy z równym.

- Cieszę się, że ci się podoba nowy Oliver Rain - odpowiedział pojednawczo i obszedł

biurko.

- Bardzo go lubię. - Annie przyglądała mu się, kiedy się do niej zbliżał. W jej oczach

widoczne były ślady zmęczenia. - Co robisz?

Zatrzymał się przed nią, położył ręce na jej ramionach i pocałował prosto w usta.

Rozmyślnie pogłębiał pocałunek, aż zaczęła ciepło lgnąć do niego. Podniósł głowę znad jej

ust.

- Zgadnij. Liczy się pierwsza odpowiedź.

- A co z kolacją?

209

background image

- Kolacja może poczekać ze dwadzieścia minut. Ja nie mogę. - Oparł jej biodra o

biurko i rozchylił nogi. Jedną ręką podniósł spódnicę, a drugą otworzył suwak swoich spodni.

- Tylko dwadzieścia minut? - Oczy Annie wypełniły się radością.

- W tym tempie wystarczy piętnaście.

- Niech będzie dwadzieścia - zgodziła się ochrypłym szeptem. - Nie chcę pożyczać od

Arthura książki na temat przedwczesnego wytrysku.

210

background image

Rozdział osiemnasty

N

astępnego wieczoru Annie stała z Valerie w głównej galerii muzeum Eckerta.

Przyglądały się tłumowi gości, którzy zaszczycili wernisaż swoją obecnością.

- Musisz być wniebowzięta, Val. Wystawa jest niewątpliwym przebojem.

- Złoto zawsze pobudza wyobraźnię - odpowiedziała skromnie.

- Wykonałaś fantastyczną robotę - pochwaliła Annie podziwiając kolekcję starożytnej

biżuterii wystawionej w najbliższej gablocie. Wizerunki dziwnych bogów i zwierząt zostały z

niesłychanym artyzmem wtopione w rozmaitość bransolet, naszyjników i kolczyków. - W

ekspozycji tych drobiazgów wyczuwa się styl. Ludzie to uwielbiają.

Valerie spojrzała na najbliższe eksponaty. Oczy miała pełne dumy.

- Dziękuję, ale trudno byłoby źle wyeksponować taką kolekcję. Jak kiedyś

powiedziałaś, to dzika, wyrafinowana sztuka prekolumbijska.

Annie podeszła do figurki dzikiego kota wyrzeźbionego w złocie.

- Jaguar?

- Tak. To ogólny motyw. W tym przypadku jest to Diquis.

- Wyglądałby wspaniale w gabinecie Olivera.

Obok Valerie pojawił się Carson.

- Nigdy nie widziałem jego gabinetu, ale zgadzam się, że pasowałby tam doskonale.

Widzę pewne podobieństwo pomiędzy Rainem a tym wielkim kotem.

Wszyscy spojrzeli przez zatłoczoną galerię na Olivera, który rozmawiał właśnie z

małą grupką ludzi.

- Bez dwóch zdań - mruknęła Valerie. - Annie, nie mogę wprost uwierzyć, jaki masz

na niego wpływ. W kilka dni zmienił się nie do poznania.

- Tak myślisz?

- Nie udawaj, że tego nie widzisz. - Roześmiała się. - Popatrz, on obraca się w

towarzystwie. Nie mogę uwierzyć własnym oczom. Nigdy nie przychodził na takie imprezy.

Nie ulegał żadnym prośbom.

Annie przez chwilę obserwowała męża. Owszem, obraca się w towarzystwie, ale

wciąż wyglądało to tak, jakby lampart udawał niewiniątko stojąc w środku stada antylop. Nie

da się zaprzeczyć, że on nigdy nie będzie częścią tłumu.

211

background image

Nie mówił zbyt wiele, jeśli dobrze widziała, ale w każdym razie był między ludźmi.

Nie trzymał się oddzielnie jak na przyjęciu zaręczynowym Daniela.

Annie nie była jednak do końca pewna, jakim człowiekiem jest odmieniony Oliver.

Niewątpliwie dokładał wszelkich starań, by wykazać wrażliwość w stosunkach z członkami

własnej rodziny. Ogłosił też zawieszenie broni z Shore'em. Jeżeli jednak chodzi o nią, nie

dokonał zbyt wielkiego postępu w komunikatywności, z wyjątkiem pójścia z nią do łóżka.

Jeszcze jej nawet nie powiedział, że ją kocha. Musiała jednak zachować optymizm.

Wcześniej czy później usłyszy od niego te słowa. Była pewna, że Oliver się w niej zakochał.

Richard i Nathan, wyglądający w wieczorowych garniturach jak młode wersje Olivera,

podeszli do Annie, Valerie i Carsona.

- Wielka robota, Val. - Richard skinął na najbliższą półkę. - Założę się, że muzeum

wyładowało masę forsy za ten materiał?

- Niektóre z eksponatów są wypożyczone ze zbiorów prywatnych, ale większość jest

w posiadaniu Eckerta. Wiele z nich zakupiono w czasach, gdy nie były uznawane za bardzo

cenne i zanim różne rządy narzuciły ograniczenia eksportowe.

Nathan ogarnął wzrokiem całą galerię i zmarszczył brwi.

- A gdzie jest mama? Myślałem, że miała przyjść na wernisaż.

- Sybil powiedziała, że się trochę spóźni - wyjaśniła Valerie. - Zdaje się, że planuje

jakąś niespodziankę.

- Niespodziankę? - zdziwił się Nathan.

- Założę się, że zamierza przytaszczyć ze sobą Jonathana Grace'a. - Richard uniósł

brwi w sposób przypominający do złudzenia mimikę Olivera.

- Tak? - Nathan spojrzał na niego. - Chce go przestać ukrywać przed Wielkim Bratem?

- Odniosłem takie wrażenie - odrzekł Richard z uśmiechem. - Jestem gotów się

założyć o pięć dolarów, że Wielki Brat wie o nim wszystko. Nikt w tej rodzinie nie potrafi nic

ukryć przed Oliverem.

- Ponieważ - zaintonował grobowym głosem Nathan - Wielki Brat wszystko widzi i

wszystko wie.

- Tak naprawdę - wtrąciła się Heather przyłączając się do grupy - rozmawiałam dzisiaj

z Sybil. Powiedziała, że postanowiła przyprowadzić Jonathana na wernisaż, żeby go

przedstawić Oliverowi. Miałam wrażenie, że jest na to zdecydowana.

- Oliver musiał na to wyrazić zgodę - zauważył Nathan.

- Chyba pod wpływem Annie. - Valerie uśmiechnęła się.

212

background image

- Myślę, że mamy w rodzinie dobrą wróżkę. - Heather popatrzyła na bratową. -

Musiałaś go chyba zaczarować.

Annie szybko pokręciła głową.

- Nikt nie może zmienić Olivera, chyba że sam zechce się zmienić. Nie ma żadnych

czarów. On tylko próbuje poprawić technikę porozumiewania się z ludźmi. To wszystko.

- Oliver nie był taki zły w porozumiewaniu się w niektórych sprawach. - Heather

mówiła z namysłem. - Pamiętacie, jak nas wszystkich zwoływał co wieczór po kolacji do

swojego gabinetu?

- Nie przypominaj mi. - Richard skrzywił się dobrodusznie. - Zmuszał nas do

odrabiania lekcji, kiedy sam zagłębiał się w dokumentach. Spędzaliśmy tak każdy wieczór,

podczas gdy nasi koledzy oglądali telewizję albo grali w gry komputerowe.

- To nie wyszło nam na złe - stwierdziła dumnie Heather. - Po pierwsze nauczyliśmy

się pracować.

- A po drugie przebywaliście z nim - dodała delikatnie Annie.

- Tak, chyba tak. Chyba w ogóle nie potrafisz sobie wyobrazić, jak to było. - Richard

się uśmiechnął. - Najważniejszą nauką, którą wynieśliśmy z gabinetu Olivera, było to, że

jeżeli ktokolwiek z nas nawali w szkole, przynosi ujmę całej rodzinie. Nikt nie chciał

występować przeciw wszystkim otrzymując słaby stopień, ponieważ każdy bał się spowiedzi

przed Oliverem.

- Był lepszy w przywoływaniu ludzi do porządku niż w porozumiewaniu się z nimi -

dodał Nathan, ale jego głos - o dziwo - brzmiał przy tym dobrodusznie.

- Nie ma wątpliwości, że Oliver zachowuje się ostatnio inaczej niż zwykle. - Heather

uśmiechnęła się z powagą. - Jeśli mogę wtrącić swoje trzy grosze, powiedziałabym, że czuje

się szczęśliwszy. To musi być twoja zasługa, Annie. Bo cóż innego mogłoby spowodować te

zmiany.

- Doceniam pozytywne sprzężenie zwrotne - stwierdziła Annie - ale nie dajcie się

temu ponieść. To nie jest jakaś wielka transformacja. Zaledwie maleńkie modyfikacje.

- Nie masz racji - zaprzeczyła Heather. - Zmiany są ogromne.

- Heather ma rację - przyłączył się Richard spoglądając na Annie. - Może powtarza się

historia Pięknej i Bestii?

- Oliver nie jest bestią - zaprzeczyła Annie.

- To ty tak myślisz - powiedziała oschle Valerie. - Nie zrozum mnie źle, kocham go,

ale potrafi zalać sadła za skórę, jeżeli coś idzie nie po jego myśli. A on zawsze wie, czego

chce.

213

background image

- Nie tylko wie, czego sam chce, ale wie, czego chcą wszyscy inni - dodał Richard.

- Chce dobrze - powiedziała szybko Annie.

- Nie mówimy, że nie - Nathan skrzywił się - ale on zazwyczaj chce wszystko zrobić

tak jak uważa, albo w ogóle nic nie robić.

- Nie jest taki zły - upierała się Annie.

- Nie? - Nathan zachichotał ponuro. - Rok temu poszedłem do niego z cudownym

pomysłem przerwania studiów na rok i udania się w podróż do Europy. Nie zgodził się. Tylko

dlatego chodzę w tym roku na uniwersytet, zamiast popijać kawę na Via Veneto.

- Przyszła mama! - powiedział Richard wskazując na drzwi. - Wzięła ze sobą Grace'a.

Wygląda na to, że rzeczywiście przedstawi go Oliverowi. - Gwizdnął bezgłośnie. - To

poważna sprawa.

- Lubisz Jonathana Grace'a? - Annie zadała to pytanie widząc, jak Sybil i Jonathan

torują sobie drogę.

- Jest w porządku - odrzekł Nathan niezobowiązująco. - Liczy się tylko to, czy mama

jest szczęśliwa.

- Chciałeś chyba powiedzieć, że Oliver łaskawie się zgodził, żeby była szczęśliwa -

sprostowała Valerie bez owijania w bawełnę i spojrzała na Carsona. - Wiem, jak Sybil się

czuła ostatnio.

- Twój brat nie wydaje mi się taki zły - Carson wzruszył ramionami.

- Nie znałeś go p.A - odrzekła Valerie.

- Co to znaczy p.A.? - zapytał zaintrygowany.

- Przed Annie - mruknęła Heather. - Sybil wygląda dziś wspaniale.

Annie musiała przyznać, że pani Rain lśniła jak gwiazda w swojej zielonej obcisłej

sukni, która podkreślała upiętą wysoko fryzurę. Jonathan Grace wyglądał przy niej niezwykle

dystyngowanie w przepisowym garniturze szytym na miarę u drogiego krawca.

Protekcjonalnie trzymał Sybil pod ramię, a w jego oczach odbijało się wyraźne zadowolenie.

Annie zobaczyła, że przyjaciel Sybil przygląda się Oliverowi, który jeszcze nie zauważył

wejścia macochy.

- Wydaje mi się, że Oliver i Jonathan jeszcze się nie znają? - Annie spojrzała pytająco

na Heather. - Chyba Sybil tak mówiła.

- Nie, nie znają się - odpowiedziała Valerie. - Sybil bała się ich sobie przedstawić.

Trzymaj kciuki, żeby się udało. W przeciwnym razie Sybil będzie miała złamane serce.

Myślę, że naprawdę się zakochała w tym facecie.

- Wszystko będzie dobrze - zapewniła Annie.

214

background image

Oliver akurat opuścił małą grupkę. Rozejrzał się po sali, odnalazł wzrokiem Annie i

ruszył ku niej.

W typowy dla siebie sposób nie patrzył na prawo ani na lewo, tylko szedł przez tłum,

jakby kosił trawę. Nie zwracał uwagi na mijanych ludzi. Po prostu maszerował tam, gdzie

chciał, i wszyscy odstępowali na bok, robiąc mu przejście.

Gdy zbliżył się do żony i reszty towarzystwa, skinął głową Carsonowi i popatrzył na

Valerie.

- Wystawa jest imponująca, Val. Moje gratulacje.

Valerie rozpromieniła się. Pochwała brata jest dla niej niezwykle ważna.

- Dziękuję.

- Val jest najlepsza na całym Zachodnim Wybrzeżu, jeżeli chodzi o sztukę

prekolumbijską. - Carson uśmiechnął się z dumą. - Eckert ma szczęście, że u niego pracuje.

Zanim Oliver zdążył odpowiedzieć, dotarła do nich Sybil z Jonathanem przy boku.

- Dobry wieczór wszystkim. - Oczy Sybil jaśniały ze szczęścia. - Valerie, wystawa jest

fantastyczna. Przyciągnie niemało uwagi.

- Mam nadzieję - odrzekła Valerie.

- Na pewno. Wernisaż zapowiada się równie wspaniale. - Sybil zwróciła się znienacka

do Olivera: - Chciałabym ci przedstawić Jonathana Grace'a. Jonathan, to jest Oliver.

Mówiłam ci o nim.

- Wiele razy. - Uśmiechnął się do Olivera, ale jego oczy pozostały czujne. - To wielka

przyjemność spotkać się w końcu. Muszę przyznać, że nie jesteś taki, jak sobie wyobrażałem.

- A czego oczekiwałeś? - zapytał Oliver oględnie.

- Mówiono coś o szponach i kłach, a nic takiego nie widzę - powiedział Jonathan. -

Rozumiem, że masz zamiar uruchomić śledztwo w mojej sprawie.

- Jonathan! - syknęła skonsternowana Sybil.

- Wszystko w porządku. - Ukochany pogładził jej rękę. - Doceniam to, że on się o

ciebie troszczy, kochanie. Powinnaś to również docenić.

Sybil podniosła oczy i lekko się zarumieniła.

- Nie krępuj się i sprawdzaj, co chcesz. - Jonathan wypowiedział to zdanie z wielką

uwagą. - Poproszę księgowego, żeby przesłał kilka kopii mojego zeznania podatkowego,

jeżeli to mogłoby się przydać.

- Dziękuję - odpowiedział Oliver. - Może być bardzo użyteczne.

- Ostrzegam cię, Oliverze. - Głos Sybil pobrzmiewał groźbą. - Nie waż się mnie w coś

wplątać.

215

background image

- Nawet o tym nie myślałem, Sybil - rzekł i zwrócił się do Annie: - Czy jesteś gotowa

do wyjścia?

- Już wychodzimy? - Annie patrzyła na męża całkowicie zaskoczona.

- Tak.

Zamierzała się trochę posprzeczać, ale coś ją zaniepokoiło w wyrazie jego oczu.

Zwróciła się więc do Valerie:

- Cóż, wobec tego jeszcze raz gratuluję.

- Dziękuję - odpowiedziała przyjaźnie i serdecznie ją objęła. - Za wszystko.

Annie uśmiechnęło, się zażenowana i pożegnała się z pozostałymi członkami rodziny.

Oliver wziął ją pod ramię i skierował się do drzwi. Tak jak poprzednio, wszyscy, jak za

sprawą magicznej różdżki, ustępowali w bok, robiąc im przejście.

Na podjeździe czekał Bolt w limuzynie. Wyszedł z wozu i otworzył drzwi.

- Dlaczego tak się spieszymy? - domagała się odpowiedzi Annie, gdy wsunął ją

elegancko na tylne siedzenie. - Bawiłam się świetnie.

- Przykro mi, ale mamy napięty harmonogram - odrzekł sadowiąc się obok niej.

- Jaki harmonogram? Czyj harmonogram? - Próbowała w ciemności coś wyczytać z

jego twarzy. Wyjechali z posiadłości.

- Mam dzisiaj ważne spotkanie w interesach. - Oliver spojrzał na jaśniejącą tarczę

zegara limuzyny. - Zawiozę cię do domu, a wtedy Bolt podrzuci mnie na to spotkanie. Za

kilka godzin wrócę.

- Nie mówiłeś nic o wieczornym spotkaniu. Nigdy się wieczorami z nikim nie

spotykasz. Co zamierzasz, Oliverze?

- Nic, co by ciebie dotyczyło.

- Co oznacza, że właśnie mnie dotyczy. Ostrzegłam cię, że jeżeli nie będziesz mi

mówił, co się dzieje, to pojadę za tobą na to spotkanie.

- Nie, Annie, nie możesz ze mną jechać. Ani za mną. - Wyglądał jednak na

zaniepokojonego groźbami żony.

- Powiedz przynajmniej, dokąd się wybierasz.

- Nie powiem.

- Zaczekaj chwilę! To ma związek z tym, co się ostatnio wydarzyło?

- Do pewnego stopnia. - Zawahał się. - Dotyczy to Barry'ego Corka.

- A co z nim? - zapytała pospiesznie. - Ciągle jest nieprzytomny?

216

background image

- O ile wiemy, tak. - Oliver przyglądał się Annie przez chwilę, jakby się zastanawiał,

ile można jej powiedzieć. - Bolt i ja chcemy się dziś wieczór rozejrzeć po jego mieszkaniu.

To nie potrwa długo.

- Po co? - zapytała. - Spodziewacie się coś znaleźć?

- Nie wiem.

- Jadę z tobą.

- Nie, Annie.

- Tak!

- Nie! - Uśmiechnął się nieznacznie w ciemności.

C

zterdzieści pięć minut później Bolt majstrował przy zamku bocznych drzwi do

małego domku Corka. W końcu udało mu się je bezgłośnie otworzyć.

- Nie byłem pewien, czy pan przekona panią Rain do pozostania w domu - wyszeptał

Bolt.

- Ona jest wystarczająco inteligentna, żeby się zorientować, że zabrakło jej

argumentów. - Oliver spojrzał przez ramię upewniając się, że maleńkie podwórze jest puste.

Ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę, był szczekający pies lub wścibski sąsiad. Nic takiego nie

zauważył. Północna część Seattle była rzadko zasiedlona i cicha.

Oliver i Bolt przesiedli się do Mercedesa, w nadziei że to nie zwróci na nich uwagi na

przedmieściach. Annie zostawili w domu.

Rain wszedł do domku i znalazł się w absolutnych ciemnościach. Zasłony były

opuszczone.

- Bez urazy, proszę pana, ale jestem zaskoczony, że ona się tak lekko poddała. - Bolt

podążył za Oliverem.

- Ułatwiłem jej to mówiąc, że jeżeli się uprze pojechać z nami, to w ogóle

zrezygnujemy z tej wyprawy.

Annie protestowała trochę, ale ostatecznie poddała się wobec takiej groźby. Oliver nie

chciał się przyznać Boltowi, że był zaskoczony i bardzo zadowolony z tego względnie

łatwego zwycięstwa. Prawdopodobnie powinien częściej tupać na żonę nogą.

Kłopot z nią wynika stąd, że traktuję ją zbyt pobłażliwie, pomyślał wyciągając małą

latarkę. Od samego początku ich związku ona przejęła inicjatywę. Podyktowała warunki

ślubu i zaczęła decydować o wszystkich sprawach. Zaczęła nawet wydawać dekrety

dotyczące sypialni.

217

background image

Chciała dobrze, ale cały problem polegał na tym, że usiłowała mu wmówić wszystko,

w co wierzyła. Zdecydowanie przeceniała swoje możliwości. Świadomość, że musi

wielokrotnie przebudowywać cały swój świat, by tylko ją zadowolić, wywoływała w Oliverze

poczucie głębokiej niepewności.

Z goryczą stwierdził, że w wielu przypadkach całkowicie utracił wpływ na

kształtowanie własnego życia. Rozumiał, że staje się coraz bardziej bezbronny, i to tam, gdzie

kiedyś był nieugięty. Od niepamiętnych czasów uważał bezbronność za słabość. Słaby

człowiek nie mógł obronić rodziny.

- Zobaczę sypialnię - powiedział Bolt.

- Sprawdź, czy zasłony są opuszczone, zanim włączysz latarkę.

- Mówi pan jak stary wyjadacz w tym rzemiośle, panie Rain. - Bolt wydał z siebie

dziwny bulgot, który w ciemności mógł uchodzić za śmiech.

- Brałem lekcje u żony - odpowiedział Oliver. - Jeżeli ona potrafiła się włamać, to i ja

potrafię.

Nie mógł jednak pretendować do niczego więcej niż status amatora, jeżeli chodzi o

wyważanie drzwi.

Przypomniał sobie noc sprzed pięciu laty, gdy razem z Danielem włamali się do

magazynu, w którym Walker Gresham finalizował ostatni kontrakt dostawy broni.

Technicznie biorąc nie było to włamanie, ponieważ magazyn był własnością jednej z jego

firm. Niemniej doświadczył takich samych przeżyć jak prawdziwy włamywacz. Zastrzyk

adrenaliny był wtedy równie silny jak dzisiaj.

Pięć lat temu włamanie nieomal skończyło się dla niego i Daniela utratą życia.

- Bądź ostrożny, Bolt - powiedział delikatnie.

- Wszystko w porządku - zameldował służący. - Zasłony opuszczone.

Przypomniał sobie, co Annie znalazła obok ściennego telefonu w chacie Thrope'a, i

zaczął sprawdzać biurko, nad którym wisiał telefon. Nie znalazł żadnych tajemniczych

numerów wypisanych na kalendarzu ani na leżącym obok bloczku kartek.

W szufladzie nie było nic poza kilkoma piórami i książką telefoniczną Seattle. Nigdzie

nie znalazł osobistego notatnika z adresami, żadnych zapisków, interesujących nazwisk.

Oliver przeszedł powoli do małego saloniku. Pospiesznie sprawdził szufladę stołu, ale

nie znalazł w niej niczego poza tanią książką sensacyjną. Nie miał też szczęścia, gdy dołączył

do Bolta w drugiej sypialni, której Cork używał w charakterze gabinetu.

- Nic - powiedział Bolt zamykając szufladę.

218

background image

- Zbyt wiele niczego. - Oliver skierował wąski snop światła na stary blat biurka Corka.

- Tyle razy byłem w jego gabinecie w Lyncroft. Jest tym typem menedżera, który wszystkie

ważne dokumenty trzyma na oku. Jego biurko jest zawsze zawalone papierami.

- Może jego rodzina wszystko uprzątnęła.

- Poinformowano mnie, że policji do dzisiaj nie udało się skontaktować ani z jego

matką, ani z siostrą z Wirginii. Jeszcze ich nie ma w Seattle. Zgodnie z dokumentami

osobistymi, Cork nie ma żadnych krewnych na Północno-Zachodnim Wybrzeżu.

- Istnieje druga możliwość - powiedział Bolt.

- Tak. - Oliver jeszcze raz rozejrzał się wokół i obaj ruszyli do kuchni. - Ktoś tutaj był

przed nami.

- Jeśli tak, musiał to być ten sam człowiek, który pomógł Corkowi wyskoczyć z

autostrady.

- Jeżeli to nie był wypadek.

- Fakt, że ktoś oczyścił jego osobiste rzeczy, jest dla mnie wystarczającym dowodem,

że wypadek Corka wcale nie był wypadkiem - oświadczył Bolt.

Oliver analizował słowa służącego, kiedy wychodzili tą samą drogą, którą przyszli.

Myślał również o kilku innych sprawach. Zanim cokolwiek powiedział, poczekał, aż dojdą do

samochodu, który Bolt zostawił dwie przecznice dalej.

- To wszystko nie ma sensu. - Rain opadł na siedzenie auta i spoglądał w zamyśleniu

przez okno. - Najgorszy scenariusz przewiduje, że ktoś zamordował Daniela Lyncrofta i

próbował zabić Barry'ego Corka. Ale gdzie mamy motyw?

- Jedyny motyw, o jakim można mówić, to chęć zniszczenia Lyncroft Unlimited -

powiedział Bolt. - Być może to jedna z grup z Kalifornii?

- Można na to inaczej spojrzeć - powiedział powoli Oliver. - Tego wariantu nie

rozważaliśmy. Ktoś mógł zabić Daniela z zupełnie innych pobudek, takich, które nie mają

związku z Lyncroft.... Ale to nie ma zbyt wiele sensu. Daniel nie był człowiekiem

kolekcjonującym wrogów.

- I dlaczego temu komuś zależałoby na tym, żeby pani Rain nabrała wobec pana

podejrzeń? Po co otwierać sprawę śmierci Daniela, jeżeli wszystko wskazuje, że był to

wypadek? Dlaczego ktoś chciał się pozbyć Corka?

- Mógł wiedzieć zbyt wiele. Był też wmieszany w sprawę sprzedaży informacji.

Zabójca mógł opłacać go za dostarczanie informacji o planach Daniela. Może potrzebował

tego, by zaaranżować wypadek lotniczy.

219

background image

- Wykorzystał Thrope'a do wykonania sabotażu i zdecydował się na usunięcie obu

świadków: Thrope'a i Corka.

- Ta teoria pasuje do niektórych faktów - odpowiedział Oliver z zadumą.

- Jeżeli jest prawdziwa, to zabójca jest na wolności. Nikt nie zauważył, że Daniel

Lyncroft został zamordowany. Nikt nie zauważył zniknięcia Thrope'a. Jeżeli pan też nie

ogłosi swoich informacji, nikt nie będzie kwestionował wypadku Corka. Dlaczego więc ten

ktoś narusza swoje zwyczaje i usiłuje wzbudzić podejrzenia pani Rain w stosunku do pana?

Rain studiował światła miasta, gdy Bolt dojeżdżał do centrum.

- Jeżeli przyjmiemy, że zdestabilizowanie firmy Lyncroft nie było celem, to musimy

rozejrzeć się za innym motywem.

- Daniel Lyncroft nie żyje. Ktoś usiłuje doprowadzić pana do upadku. Jeżeli to się uda,

może pan na ładne parę lat powędrować do więzienia. - Bolt odwrócił się i spojrzał szybko na

Olivera. - Wydaje mi się, że to pan jest celem, panie Rain.

- Ale po co takie okrężne metody? - Rain milczał przez chwilę. - Dlaczego mnie po

prostu nie zamorduje? Dlaczego najpierw zadał sobie trud zamordowania Daniela Lyncrofta?

- Nie wiem - przyznał Bolt.

- Dlaczego też miałby zakładać, że zostanę skazany za morderstwo? Przecież tak

naprawdę nie ma na to żadnych dowodów. Nie ma nawet zwłok Daniela ani szczątków

samolotu. Mógłbym wynająć doskonałych adwokatów, gdyby sprawy potoczyły się źle. Mało

prawdopodobne, żebym dokończył swoich dni odsiadując zabójstwo Daniela Lyncrofta.

- Zgadza się, ale rozgłos byłby bardzo brutalny dla rodziny - zauważył delikatnie Bolt.

- Tak. - Podobnie jak to się zdarzyło piętnaście lat temu, gdy zniknął ojciec, przyznał

w duchu. Tylko tym razem to on, Oliver, przyczyniłby się do bólu i poniżenia członków

rodziny. To było nie do pomyślenia.

- Zabójca może przygotować sfałszowane dowody - dodał służący.

- Zbyt skomplikowane.

- Może.

- Ale gdzie, do diabła, jest motyw? - mruknął Rain.

Zapadła dłuższa cisza, podczas której Bolt przemyślał wszystko od początku.

- Z mojego doświadczenia wynika, że są trzy główne motywy morderstwa, panie Rain:

chciwość, namiętność i zemsta.

- Nie widać tutaj motywów finansowych - zauważył Oliver. - Zostaje więc namiętność

i zemsta.

220

background image

- Powiedziałbym, że najbardziej prawdopodobna jest zemsta. Ale kto mógłby chcieć

się zemścić na was obu, na panu i Danielu? Nie macie zbyt wiele wspólnego. Przecież nie

żyjecie nawet w tych samych sferach. Pański związek z Danielem miał charakter wyłącznie

zawodowy.

- Do niedawna - przypomniał Oliver. - Ostatnio ożeniłem się z jego siostrą. Przejąłem

zarządzanie jego firmą.

- Ale obaj nie macie wspólnych znajomych ani wspólnych wrogów - drążył Bolt. -

Sam pan zauważył, że Daniel Lyncroft nie miał chyba żadnego wroga.

- To nie jest cała prawda - powiedział powoli Oliver. - Ja i Daniel mieliśmy jednego

wspólnego wroga.

- Kogo?

- Walkera Greshama. - Dziwne, jak często pamięć Raina powracała do tamtej nocy w

magazynie na wyspie. - Kłopot w tym, że Gresham nie żyje.

- Jest pan tego absolutnie pewien?

- Tak - powiedział przypominając sobie wielką kałużę krwi na betonowej posadzce

magazynu. - Jestem tego całkowicie pewien.

- W ten sposób wracamy do punktu wyjścia.

A

nnie czekała z herbatą na pełny raport z nocnych działań. Oliver i Bolt przedstawili

szczegółowe sprawozdanie. Zasłużyła na to, pomyślał Rain. Tak często mu przypominała, że

w centrum tych wszystkich zdarzeń jest jej brat. Daniel wciąż się znajdował na czele listy jej

priorytetów.

- Wydaje mi się - odezwała się krocząc tam i z powrotem przez gabinet Olivera - że

coś przeoczyliście.

- Co takiego? - Rain popijał herbatę obserwując, jak Annie wędruje po niewielkim w

końcu pokoju. Ta kobieca energia i witalność niesamowicie go intrygowały. Mógłby siedzieć

i przyglądać się jej godzinami, chociaż, gdyby miał wybór, wolałby się z nią kochać.

A miał taką możliwość. Była jego żoną. Poza tym powiedziała, że go kocha.

- Mówisz, że Gresham nie żyje i nie może stać za tym wszystkim. - Obróciła się na

pięcie i zaczęła wędrówkę w przeciwnym kierunku. - A jeżeli ktoś inny chce go pomścić?

Oliver zatrzymał filiżankę w połowie drogi do ust. Utkwił wzrok w Annie i powoli

odstawił herbatę na tacę. Widział, jak Bolt wyraźnie się poruszył.

221

background image

- Wątpię, żeby handlarze broni mieli tego typu przyjaciół, którzy porzuciliby swoje

intratne zajęcia, by pomścić kolegę - oświadczył Rain. - Szczególnie po upływie pięciu lat.

- Kto mówi o przyjaciołach? A co z rodziną?

- Gresham nie miał rodziny. - Oliver potrząsnął głową. - W jego kartotece krewni nie

figurowali. Nikt też nie zgłosił się po jego śmierci.

- Te twoje kartoteki! - Annie podeszła do biurka i dolała sobie herbaty. - Prawie każdy

ma jakąś rodzinę. - Spojrzała na męża znad brzegu filiżanki. - Oboje wiemy, jak daleko mogą

się posunąć niektórzy w obronie własnej rodziny.

- Pani ma rację - zgodził się ponuro Bolt.

- Oboje zapominacie, że Gresham zmarł pięć lat temu. Gdzie się podziewał jego

mściciel przez te wszystkie lata? Dlaczego czekał tak długo, by wyrównać rachunki? - zapytał

Oliver.

- Kto wie? - bąknęła Annie. - Może pięć lat zajęło mu wykrycie tego, co się właściwie

wydarzyło i kto jest temu winien. - Nagle jej oczy się rozszerzyły. - O rany! Coś sobie

przypomniałam!

- Tak, pani Rain? - Bolt wychylił się do przodu.

Annie spojrzała na Olivera.

- Pamiętasz dzień naszego ślubu?

- Całkiem dokładnie - odpowiedział oschle. - Przecież to było niecałe dwa tygodnie

temu.

- Tak. Właśnie. Pamiętasz, jak Barry Cork podbiegł do mnie i powiedział, że

prawdopodobnie zamordowałeś Walkera Greshama, by zdobyć jego firmę?

Rain przyglądał się jej z całą uwagą, ale nie zobaczył w jej oczach podejrzliwości, a

jedynie usilną koncentrację.

- Pamiętam.

- Skąd on wiedział o Greshamie? - zapytała.

- Powiedziałem, że incydent został wyciszony, ponieważ nie chciałem rozgłosu.

Wszystko wydarzyło się daleko od Seattle, ale to nie była tajemnica.

- Barry Cork przyjechał z Wirginii do Seattle kilka lat później - przypomniała Annie. -

Skąd się dowiedział o śmierci Greshama?

- Cork sprzedawał informacje wielu ludziom - powiedział Bolt. - Może natknął się na

kogoś, kto wiedział o tym wypadku.

222

background image

- Albo - ogłosiła triumfalnym głosem - dowiedział się o tym i przyjechał do Seattle, by

wziąć odwet na was obu. Może podjął pracę w Lyncroft Unlimited tylko po to, by się zbliżyć

do mojego brata i łatwiej knuć przeciwko niemu. A teraz wziął się za ciebie, Oliverze.

Rain patrzył na żonę z nie ukrywanym podziwem.

- Interesująca teoria, ale nie daje odpowiedzi na jedno pytanie: kto usiłował zabić

Corka?

- To może być przypadek - wtrącił się Bolt. - Wiemy, że Cork grał w niebezpieczną

grę. Ludzie, którzy sprzedają informacje, często przekraczają inne granice, uprawiając na

przykład szantaż. Może jedna z ofiar podjęła drastyczne kroki, żeby go uciszyć.

Annie zgodziła się z Boltem kiwając głową.

- Jeżeli Barry jest szantażystą, to musi mieć wrogów.

- Do tego dochodzi, kiedy brak kompletnych danych osobowych - skwitował Oliver. -

Próbowałem przekonać Daniela, jak ważne jest utrzymanie dobrych kartotek o

najważniejszych ludziach związanych z firmą. Zawsze był zbyt łatwowierny. - Zignorował

grymas Annie i spojrzał na Bolta. - Wyciągnij stare akta Greshama. Są w moim osobistym

archiwum. Nigdy takich rzeczy nie wyrzucam.

- Naturalnie - mruknęła Annie.

- Wątpię, czy znajdziemy tam coś ciekawego - powiedział Oliver - ale popróbować nie

zaszkodzi. Może znajdą się tam jakieś informacje o związkach Greshama i Corka.

- Zrobię to natychmiast. - Bolt wstał i pospiesznie wyszedł.

Oliver poczekał, aż zostanie sam z Annie.

- Przepraszam - powiedział cicho - ale wszystko, co wiemy dotychczas, coraz bardziej

wskazuje na to, że samolot Daniela nie spadł przypadkowo.

- Wiem. - Odwróciła się do okna i wierzchem rękawa otarła oczy. - Ale ciągle wierzę,

że on żyje. Wiem, że tak jest. - Wahała się przez chwilę. - Podobnie przeczuwałabym, gdyby

coś się z tobą stało.

Oliver nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Wstał i podszedł do Annie. Położył jej

ręce na ramionach i delikatnie przyciągnął do siebie.

Przez długą chwilę oboje stali razem w ciszy i wpatrywali się w ciemność zimowej

nocy.

223

background image

Rozdział dziewiętnasty

J

oanno, uspokój się. Wszystko dobrze się skończy. - Annie skuliła się nad parującą

filiżanką kawy z mlekiem i rozmyślała, czy to będzie rozsądne, jeżeli przekaże jej ostatnie

wieści. Przypomniała sobie, że nie ma zbyt wielkiego wyboru w tej materii. Joanna zaręczyła

się z Danielem i nosiła jego dziecko. Miała prawo wiedzieć, co do tej pory wykryli.

Niemniej obawiała się, że ostatnie wiadomości mogą okazać się dla niej zbyt trudne.

Narzeczona brata wyglądała tego wieczoru na bardziej zmęczoną i załamaną niż

kiedykolwiek.

Siedziały przy maleńkim stoliku przed kominkiem, w którym huczał ogień. Stare

czerwone cegły ścian kawiarni nadawały przytulność wysokiej sali. Gwar rozmów

fachowców i urzędników z Pioneer Square podczas ich porannej przerwy na kawę wypełniał

każdy zakątek.

Takie przerwy to poważna sprawa w Seattle. Tu nikt nie pija kawy rozpuszczalnej.

Wielu ludzi uważa, że poza Seattle nie można w ogóle dostać filiżanki dobrej kawy. Takie

kawiarnie jak ta, w której siedziały, mają więc zapewnione duże dochody.

Joanna rozejrzała się, by się upewnić, czy nikt nie podsłuchuje. Pochyliła się do

przodu.

- Na miłość boską, rozmawiamy o morderstwie. Mówisz, że ktoś chciał zabić Daniela?

- To całkiem możliwe.

- Ale bez sensu. Kto chciałby go zabić?

- Motywem mogą być wydarzenia sprzed pięciu lat. - Annie pospiesznie opowiedziała

historię, która doprowadziła do strzelaniny w magazynie. - Daniel znalazł dowody, że

Gresham handlował bronią. Tak mówi Oliver. Tej nocy, kiedy został zabity, Daniel był tam

razem z Rainem.

- Daniel nigdy mi nie mówił, że był zamieszany w tak niebezpieczne sprawy. - Głos

Joanny przeszedł w pisk tak płynnie, że ostatnie słowa były już ledwie rozpoznawalne.

- Nie znałaś go przed pięciu laty - przypomniała jej Annie. - Jeżeli sprawi ci to ulgę, to

dowiedz się, że mnie o tym też nie powiedział. Oni, to znaczy mężczyźni, chronią nas chyba

w ten sposób przed nieprzyjemnymi wiadomościami.

- Wszystko, co się teraz wydarzyło - powiedziała ponuro Joanna - to wina Raina.

224

background image

- Nie powiedziałam tego. - Annie nagle się wyprostowała. - Mówię tylko, że może

istnieć powiązanie pomiędzy zaginięciem Daniela a śledztwem, które obaj prowadzili przed

pięciu laty.

- Wszystko jedno. Wiem, że Oliver Rain jest niebezpieczny. Każdy to wie. Nie

powinnaś nigdy wychodzić za niego. Nawet po to, by uratować Lyncroft Unlimited.

- Czy możesz się uspokoić? - Annie rzuciła wymowne spojrzenie na małżeństwo

pijące kawę z ekspresu przy sąsiednim stoliku. - Nad wszystkim panujemy.

- Nad niczym nie panujecie. Ten bałagan robi się coraz straszniejszy z minuty na

minutę. Annie, powinnaś natychmiast wystąpić o rozwód.

- Dlaczego? - zapytała bezgranicznie zdumiona.

- To jedyny sposób pozbycia się Raina. Boję się go, Annie. Denerwował mnie od

początku, a teraz rzeczywiście zaczął mnie przerażać.

- Trudno, ale mnie nie przeraża. Przyznaję, że ma trochę osobistych kłopotów, ale nie

jest niebezpieczny. Przynajmniej nie dla mnie ani dla ciebie, ani dla Lyncroft Unlimited.

- Posłuchaj - powiedziała Joanna pospiesznie - nie chcę, byś ryzykowała, rozumiesz?

Coś się tutaj dzieje, o czym nie mamy zielonego pojęcia. Myślę, że powinnaś się z tego

wyplątać natychmiast, a jedynym sposobem na to jest rozwód z Rainem.

- Jestem absolutnie bezpieczna - zapewniła ją Annie. Odstawiła filiżankę i wstała od

stolika. - Przykro mi, że cię zdenerwowałam. - Narzuciła płaszcz przeciwdeszczowy. -

Chciałam ci tylko przekazać najnowsze wiadomości. Nie chcę jednak, żebyś się martwiła.

Wszystko będzie w porządku.

- Bez urazy, Annie, ale nie uspokoiło mnie to ani na jotę. - Joanna wstała i wzięła swój

płaszcz, który wisiał na poręczy krzesła. - Co masz zamiar zrobić?

- Po pierwsze dostarczę to do klienta w zespole adwokackim przy tej ulicy. - Annie

podniosła wielką szklaną papugę, która stała na stoliku. Figurka była owinięta w folię dla

ochrony przed deszczem. - Potem wrócę do sklepu i zadzwonię do ciebie, jak tylko zdobędę

nowe wiadomości.

- Annie, proszę, przemyśl to, co powiedziałam. - Joanna położyła rękę na jej ramieniu.

- Wpadłaś powyżej uszu. Chcę, żebyś się rozwiodła z Rainem.

- Czy tego nie widzisz? Oliver nie jest problemem. Przeciwnie: jest rozwiązaniem. -

Włożyła papugę pod pachę, naciągnęła kaptur płaszcza przeciwdeszczowego i pospieszyła do

wyjścia.

Pół godziny później, po dostarczeniu papugi do jej nowego właściciela, wróciła do

„Sezamu”.

225

background image

Sybil czekała na nią z głębokim niepokojem w oczach.

- Cześć, Sybil! - Annie poprosiła ją do biura. - Coś złego?

- Chciałam z tobą porozmawiać. Słyszałam dziwne pogłoski na wczorajszym

wernisażu Valerie. Zaczęły krążyć bezpośrednio po waszym wyjściu. Czy to prawda?

- Usiądź. Jakie pogłoski? - Annie strząsnęła krople deszczu ze swojego płaszcza i

powiesiła go na wieszaku w kształcie głowy pawia.

- Na pewno się dziwisz, dlaczego ja się tym tak przejmuję - powiedziała Sybil siadając

na krześle. - Wiesz doskonale, że nie miałam zbyt dobrych stosunków z Oliverem w ostatnich

latach. Ale mimo wszystko...

- Poczekaj! Zanim zaczniemy rozważać, co cię niepokoi w tych pogłoskach, może

najpierw mi powiesz, o co w nich chodzi.

- Mówię o pogłoskach o waszym rozwodzie - wyrzuciła z siebie Sybil.

Annie opadła szczęka.

- O naszym rozwodzie?!

- Przyznaję, że Oliver może być skrajnie trudny.

- Czekaj, czekaj! Chwileczkę! - Annie energicznie gestykulowała, by uciszyć Sybil. -

Jaki rozwód?

- Czy myślisz, że utrzymasz to w tajemnicy? To nieprawdopodobne. Annie, wiem, że

to zabrzmi dziwnie, ale proszę cię, żebyś się zastanowiła i jeszcze to przemyślała.

- Ale co mam przemyśleć? Nie zamierzam się rozwodzić. Przynajmniej nic o tym nie

wiem. Oliver czasami jest skryty, ale jestem pewna, że gdyby miał wystąpić o rozwód,

wiedziałabym o tym pierwsza. Jego komunikatywność ostatnio znacznie się poprawiła.

- Nie pojmuję. - Sybil przyglądała się jej uważnie. - Mówisz, że to tylko pogłoski?

- Absolutnie.

- Ale całe miasto o tym mówi.

- Wątpię. - Zachichotała. - Mówisz chyba o ludziach z kręgu twoich przyjaciół. Ale

zapewniam cię, że nie jest to całe Seattle.

Sybil machnęła ręką dając do zrozumienia, że niezbyt ją interesuje reszta

mieszkańców tego miasta.

- Chciałam powiedzieć, że niemal wszyscy o tym mówili pod koniec wernisażu. A to,

że szybko opuściliście wystawę, dolało tylko oliwy do ognia.

- Przecież znasz Olivera - jęknęła Annie. - Nie zniża się do przeprosin czy wyjaśnień.

Chce wyjść, i wychodzi. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego.

226

background image

- Jesteś pewna? - Sybil nie wyglądała na przekonaną. - Bądźmy ze sobą szczere. Obie

wiemy, że twój ślub z Oliverem został zawarty ze względu na interesy. Doskonale sobie zdaję

sprawę z tego, że Oliver strasznie chciał przejąć Lyncroft Unlimited.

- Tak uważasz?

- Z całą pewnością. Wszyscy o tym wiedzą.

Annie przypomniała sobie słowa Raina o tym, jak mało ważna jest firma Lyncroft w

jego wielkim portfelu inwestycyjnym. W zamyśleniu skubała dolną wargę.

- Było odwrotnie, Sybil. Oliver oddał mi przysługę ratując Lyncroft.

- Już on się o to postarał, że w to wierzysz. - Sybil uśmiechnęła się kwaśno. - Gdybyś

go znała tak długo jak ja, wiedziałabyś, że on nie wyświadcza nikomu przysługi, jeżeli nie

wyciągnie z tego korzyści dla siebie. Ale nie warto teraz o tym mówić.

- Cieszę się, że doszłaś do takiego wniosku.

- Chodzi o to - kontynuowała Sybil - że Oliver zmienił się po ślubie z tobą. Mówiąc

bez osłonek, wszystkim nam podobają się te zmiany.

- Wszystkim?

- Całej rodzinie. Przy tobie stał się bardziej wyrozumiały i wrażliwy.

- Dziękuję. - Annie była szczerze wzruszona.

- My też podziękujemy, jeżeli go nie opuścisz. - Sybil zacisnęła usta. - Myślę, że jeśli

go porzucisz, powróci do swoich dawnych przyzwyczajeń.

- Sybil, to wszystko jest całkowicie zbyteczne. Słowo honoru, że ani Oliver, ani ja

nawet nie myślimy o rozwodzie.

Sybil zmarszczyła brwi.

- Więc skąd się wzięły te pogłoski?

- Nie mam najmniejszego pojęcia. - Annie wyprostowała się i zaczęła przekładać

jakieś papiery. - A teraz, jeżeli to już wszystko, co cię niepokoiło, to się odpręż. Jeśli nie masz

nic przeciwko temu, wrócę do pracy. Próbuję utrzymać przy życiu ten kram.

- Widzę. - Sybil wstała z krzesła.

Annie natychmiast pożałowała, że odezwała się tak gburowato.

- Przepraszam. Ale wydarzenia biegną ostatnio jak lawina i trochę mnie przysypało.

- Wszystko w porządku. - Sybil podeszła do drzwi i się odwróciła. - Naprawdę nie

masz zamiaru występować o rozwód?

- Nie - odpowiedziała wesoło Annie.

227

background image

- Pierwsza bym zrozumiała. Jak mówiłam, nie przeczę, że Oliver jest trudnym

człowiekiem, ale ty jesteś dla niego dobra. To chyba bardzo egoistyczne z mojej strony i ze

strony reszty rodziny, ale chcielibyśmy, żeby wasze małżeństwo trwało jak najdłużej.

- Doceniam twoje dobre intencje.

Sybil sprawiała wrażenie, że chce coś jeszcze powiedzieć, ale zmieniła zdanie i wyszła

z biura. Annie usiadła i długo patrzyła na drzwi, które zamknęły się za teściową.

T

ego wieczoru Annie nakładała kuskus na wielki półmisek i polewała go bardzo

gorącym sosem warzywnym. Kątem oka obserwowała Olivera oczekując chwili, kiedy mąż

się psychicznie odsłoni. Nalała wino do dwóch kieliszków, poczekała, aż opróżni pierwszą

porcję i pospieszyła nalać następną.

- Ciekawe dlaczego zaczęły nagle krążyć pogłoski o naszym rozwodzie? - zapytała,

celowo używając lekkiego tonu.

Butelka wina uderzyła o kontuar z głośnym trzaskiem. Oliver obrócił się natychmiast i

spojrzał na nią zimnym wzrokiem.

- O czym ty mówisz, do diabła?

Annie odczuła wielką ulgę.

- Sybil powiedziała, że po naszym wyjściu z wernisażu zaczęło krążyć mnóstwo

pogłosek na nasz temat. Ludzie mówią, że wystąpiliśmy o rozwód.

- To jeden z powodów, dla których nie biorę zbyt często udziału w takich imprezach. -

Zacisnął zęby. - Wszędzie kursuje mnóstwo głupich plotek.

- Hmmm...

- A ta plotka jest wyjątkowo głupia, prawda? - zapytał lodowatym tonem.

- Uwierz mi, Oliverze - Annie uśmiechnęła się czule - jeśli kiedykolwiek zdecyduję

się na rozwód, ty dowiesz się pierwszy. - Zamilkła celowo na chwilę. - Przypuszczam, że ty

również zrobisz mi taką grzeczność.

- Nie ma powodu nawet o tym mówić. - Wściekłość wykrzywiła mu rysy twarzy. -

Wszystko przecież układa się doskonale.

- Tak uważasz?

- Co masz na myśli?

- Nieważne. - Annie wniosła dymiący półmisek i postawiła go przed mężem. - Byłam

tylko ciekawa, skąd się wzięły plotki, i to wszystko.

- Myślałaś, że ja je zapoczątkowałem, ponieważ coś powiedziałem czy zrobiłem?

228

background image

- Sybil mówiła, że wszyscy o tym mówili. - Annie usiadła i zaczęła podawać jedzenie.

- A więc kto rozpuścił te plotki? Nie jesteś ciekawy?

- Nie. - Oliver usiadł naprzeciw niej. Nie spuszczał wzroku z jej twarzy. - Ludzie

zawsze gadają. To nie znaczy, że warto słuchać.

- Zapamiętam to - odpowiedziała oschle i wzięła na widelec trochę kuskus.

Oliver sięgnął przez stół i złapał ją za rękę.

- Annie?

Odłożyła widelec i spojrzała mu prosto w oczy.

- Co takiego?

- Jeżeli będziesz miała jakiekolwiek kłopoty z naszym małżeństwem, to najpierw

przyjdziesz do mnie. Zgoda?

Podniosła jego rękę do ust i pocałowała stwardniałą dłoń.

- Zgoda.

- Annie... - odezwał się łagodnie.

Zadzwonił telefon w kuchni. Oliver niechętnie podniósł słuchawkę.

- Halo? Tak, to ty Bolt? Co znalazłeś?

Annie niecierpliwie tupała nogą pod stołem i obserwując Olivera usiłowała odgadnąć,

co mówi Bolt. Jednak niełatwo zrozumieć rozmowę, gdy się słyszy wypowiedzi tylko jednej

strony.

- Brat? - Rain pocierał ręką kark. -W mojej kartotece nie było żadnej informacji o

żadnym bracie Greshama. - Zamilkł i słuchał. - Zgoda. Trzymaj się tego. Zadzwoń, jak

znajdziesz coś konkretnego.

Odwiesił słuchawkę i wrócił do stołu.

- I co? - zapytała Annie.

- Wygląda na to, że Walker Gresham miał brata.

- Wiedziałam - powiedziała z satysfakcją. - Wiedziałam, że musi być ktoś trzeci.

- Nie podniecaj się. Istnieje świadectwo urodzenia w Phoenix, ale nic więcej. Ani

numerów kont bankowych, ani wpisu na listy wyborcze. Nic.

- Może nie żyje?

- Za godzinę Bolt wyjeżdża do Arizony. Sprawdzi dokładniej.

Annie poczuła, jak dreszcz niepokoju przebiega przez jej plecy.

- Nie podoba mi się to wszystko.

- Mnie też nie. Jeżeli okaże się, że Barry Cork jest młodszym bratem Greshama, to

wyjaśni wiele spraw.

229

background image

A

nnie zachwalała niezdecydowanemu klientowi interesujące aspekty fałszywego

lustra, gdy zadzwonił telefon. Odebrała Ella.

- Czy nie lubi pan, kiedy olejny obraz na szkle lustra zwodzi oko i wydaje się, że

wygląda pan przez otwarte okno? - Annie podziwiała lustro. - Bardzo efektowne i unikatowe.

Klient, młody mężczyzna, który meblował swoje pierwsze mieszkanie, wyglądał w

dalszym ciągu na niezdecydowanego.

- Nie wiem. Wydaje mi się, że lustro powinno wyglądać jak lustro. To znaczy, chcę

się w nim zobaczyć, gdy spojrzę. Po co miałbym oglądać w nim jakiś obrazek otwartego

okna?

- Pańscy goście będą zafascynowani - zapewniła gładko. - Doskonały pretekst do

nawiązania rozmowy. Każdy zauważy takie lustro.

- Tak. Ale czy to jest sztuka? Moja narzeczona powiedziała, że muszę kupić jakieś

dzieło sztuki do hallu.

- Jest to odważny przejaw fantazji artystycznej - wyjaśniła. - Dzieło jedyne w swoim

rodzaju, które ożywi resztę pańskiego wystroju wnętrza i będzie interesującym

kontrapunktem w hallu.

- Tak pani myśli? Narzeczona ostrzegała mnie, żeby nie kupować jakiejś szmiry.

- To lustro z pewnością nie jest szmirą.

- Ale czy to jest dzieło sztuki? - zapytał znowu młodzieniec spoglądając coraz bardziej

nieufnie.

- Przepraszam, Annie - przerwała im Ella. - To sekretarka pana Raina, pani Jameson, a

raczej jej asystentka.

- Czego ona może chcieć? - Spojrzała na Ellę zaskoczona.

- Mówi, że ma wiadomość od pana Raina. Wydarzyło się coś ważnego. Masz się z nim

spotkać w domu.

- Oliver chce, żebym teraz pojechała do domu? - zapytała zaskoczona.

- Mówiła, że to bardzo ważne - potwierdziła Ella.

- Przepraszam - zwróciła się do klienta. Okrążyła kontuar i wzięła telefon z ręki Elli.

- Mówi Annie. Czy coś się stało?

- Och, nie! Nie chciałam wywoływać takiego zamieszania. - Kobieta po drugiej stronie

telefonu mówiła pospiesznie. - Pani Jameson jest bardzo zajęta w tej chwili. Wykonuje

specjalne zadanie dla pana Raina. Prosiła mnie o przekazanie wiadomości, że pani mąż

230

background image

chciałby się z panią spotkać w domu tak szybko, jak to tylko możliwe. Pan Rain jest już w

drodze.

- W porządku. Dziękuję. - Annie odłożyła słuchawkę na widełki.

- Co się stało? - zapytała Ella.

- O ile wiem, to nic. Ale muszę pobiec do domu. Wrócę, jak tylko będę mogła. -

Zniżyła głos. - Zajmij się tym klientem, dobrze?

- Moja wielka szansa - mruknęła. - Zobaczę, czy uda mi się wcisnąć mu słonia.

- Powiedz mu, że to dzieło sztuki.

A

nnie otworzyła drzwi do apartamentu i weszła do środka.

- Oliver?

Przysłuchiwała się głębokiej ciszy. Najwidoczniej przyjechała wcześniej od niego.

Zamknęła drzwi, odłożyła torebkę i pomaszerowała przez hall do gabinetu. Poczucie

niepewności szarpnęło jej nerwami. Wrażenie było podobne do tego, którego doświadczyła w

chacie Wally'ego Thrope'a.

Wszystko w porządku, uspokajała się sama. Oliver zdobył jakieś nowe informacje o

Danielu. Chyba dobre wiadomości, wmawiała sobie dla podtrzymania optymizmu. Muszą to

być dobre nowiny.

- Oliver? - Wetknęła głowę do pokoju i zobaczyła znajomy stożek światła

halogenowej lampy. Oświetlała ładnie ułożoną stertę papierów. Reszta pokoju tonęła w

ciemnościach.

- Boję się, że pani mąż jeszcze nie przybył, pani Rain. - Z cienia wyszedł Jonathan

Grace. Światło z hallu odbiło się od jego okularów i pistoletu, który trzymał w dłoni.

Annie zdrętwiała z przerażenia. Chwilę później zaczęły jej drżeć palce, gdy adrenalina

rozpłynęła się we krwi po całym organizmie.

- Co pan tutaj robi?

- Czekam. Czekałem bardzo długo, pani Rain. Myślę, że mogę poczekać jeszcze

trochę. - Pistoletem wskazał jej drogę do hallu. - Pójdziemy sobie do szklarni, dobrze?

Annie nawet nie drgnęła.

- Po co? - zapytała.

- Wydaje mi się, że to będzie idealne miejsce na maleńką sprzeczkę małżeńską, którą

zaplanowałem. - Uśmiech Grace'a był pozbawiony wszelkich uczuć z wyjątkiem ponurej

satysfakcji.

231

background image

- O czym pan mówi? - zapytała z przerażeniem w głosie.

- Czy mam cię uczyć, jak się urządza małżeńskie sprzeczki? Zrozumiałaś, że Rain

ożenił się z tobą tylko po to, aby położyć łapę na Lyncroft Unlimited. Jesteś urażona i

upokorzona. Wściekła. Zamierzasz natychmiast wystąpić o rozwód.

- To ty puściłeś te plotki o rozwodzie?

- Położyłem fundament pod dzisiejsze wydarzenia. - Uśmiechnął się zimno. - A teraz?

Rain jest wściekły. Grozi ci. Przestraszyłaś się tego niebezpiecznego człowieka, Olivera

Raina. Człowieka, który już raz zabił. Dlatego, moja droga, zabijesz go w obronie własnej.

- Czyś ty oszalał? - zapytała. - Nikt w to nie uwierzy.

- Uwierzą. Zaplanowałem wszystko bardzo dokładnie.

- Wszystkiemu zaprzeczę.

- Boję się, że nie będziesz miała okazji – wyjaśnił krótko i spojrzał na zegarek. -

Chodźmy na górę. Oczekuję, że Rain wejdzie tu za godzinę. Chciałbym się przygotować na

jego przyjście.

- Ktoś w jego biurze powiedział, że już dawno wyszedł do domu - rzuciła pospiesznie

Annie.

- Osoba, która dzwoniła do ciebie, żeby przekazać wiadomość Raina, nie dzwoniła z

jego biura. Nie wie nawet, gdzie to biuro się mieści. To młoda osoba z ulicy, która zgodziła

się wyświadczyć drobną przysługę za garść srebrników. Dałem jej dwadzieścia dolarów za

ten telefon.

- To szaleństwo. Nie możesz tego zrobić. Nic z tego nie wyjdzie.

- Nie martw się, Rain nie będzie miał żadnych powodów do obaw, gdy wejdzie przez

frontowe drzwi. Jego wierny Bolt wyjechał z miasta. Zobaczy twoją torebkę na stoliku i

będzie przekonany, że jesteś w domu.

- Przyjdzie tutaj mnie szukać - powiedziała powoli.

- Racja. Gdy cię nie znajdzie w mieszkaniu, spróbuje na dachu. I tam będziemy na

niego czekać.

- Nigdzie nie idę - oświadczyła twardo.

Grace nic nie powiedział. Zrobił tylko dwa szybkie kroki ku Annie i uderzył ją

wierzchem dłoni w policzek. Potknęła się i niemal upadła. Wytoczyła się do hallu. Grace

doskoczył tak szybko, że nawet nie zauważyła, kiedy zamierzył się po raz drugi.

Jonathan obejrzał ją i kiwnął głową, najwidoczniej zadowolony z efektu.

- Kilka siniaków nigdy nie zawadzi. Nikt nie będzie zaskoczony, że Oliver Rain użył

siły przeciwko swojej ślubnej.

232

background image

Złapał Annie za ramię i połaszczył na schody prowadzące na dach.

O

liver siedział przy biurku czekając na telefon od Bolta z najnowszymi

informacjami. Ostatnio dzwonił dwie godziny temu, zakomunikował mu, że znalazł parę

odpowiedzi, a więcej zdobędzie przed zakończeniem dnia pracy.

Niecierpliwie spoglądał na zegar. Była już za kwadrans szósta. Biura Lyncroft

opustoszały, nie licząc kilku maruderów siedzących po godzinach.

Zadzwonił telefon. Oliver złapał za słuchawkę.

- Bolt?

- Tak. Mamy wielki problem, panie Rain. - Bolt był wyjątkowo spięty. - Brat Walkera

Greshama nazywa się John Gresham. Cieszył się dobrym zdrowiem w więzieniu w Teksasie.

Odsiadywał mnóstwo sprawek, włączając w to napady z użyciem broni. Zamknęli go w tym

czasie, gdy jego brat zginął. Na początku tego roku zwolniono go warunkowo.

- To wyjaśnia, dlaczego dopiero teraz próbuje się zemścić.

- Tak, proszę pana.

- To znaczy, że nie poszukujemy Corka. On od dwóch lat pracuje w Seattle w

Lyncroft. Nie mógł w tym czasie siedzieć w więzieniu - dodał Oliver.

- Racja. Cork nie jest bratem Greshama - powiedział złowieszczo Bolt. - Rysopis i

zdjęcie, które trzymam w ręku, odpowiadają Jonathanowi Grace'owi. Nawet okulary są te

same.

- Grace? - Oliver zacisnął rękę na słuchawce. - Jesteś pewien?

- Absolutnie. To wszystko wyjaśnia. Włącznie z tym, że miał możliwość zdobycia

pańskiego prywatnego numeru telefonu.

Oliver wpatrywał się w ścianę swojego gabinetu.

- Myślisz, że Sybil jest w to wplątana? Że mu pomaga?

- Nie wiem, proszę pana - odpowiedział naturalnym głosem. - Niekoniecznie. On z nią

sypia. Bez trudności może wydostać od niej dowolne informacje, jakie są mu potrzebne, bez

jej wiedzy. Wydaje mi się, że ona jest nieświadomym uczestnikiem.

- Wykorzystuje ją?

- Prawdopodobnie też wykorzystał Corka.

- Żeby otrzymać informacje o planach lotów Daniela? To się staje sensowne. Grace

był chyba tym klientem Corka z Seattle, którego tak się obawiał Daniel.

- I co dalej?

233

background image

- Jeżeli chodzi o dowody, to nie posunęliśmy się nawet na krok. Nie mamy nic na

Grace'a, ale teraz wiemy, kogo obserwować i gdzie szukać. Wkrótce będzie musiał wykonać

jakiś ruch. A wtedy go dostaniemy.

- Wrócę do Seattle około północy. Rozpocznę inwigilację na okrągło - przyrzekł Bolt.

- A co z pańską macochą? Zostanie ostrzeżona?

- Nie. Znalazłaby się w niebezpieczeństwie. Cholera, ona nie uwierzy, nawet jeśli

powiem jej całą prawdę. - Zmarszczył brwi. - Może nawet nie będzie jej na niczym zależało.

- Nie zgadzam się. Annie ma rację, że Sybil jest zainteresowana fortuną Rainów.

Może dla niej będzie bezpieczniej w tej krytycznej chwili, gdy nie zostanie zaalarmowana.

Grace może uznać ją za niepewną, jeżeli zauważy, że zachowuje się podejrzanie.

- Nic nie zrobię, dopóki nie wrócisz. Wtedy rozejrzymy się za niezbędnymi dowodami

- powiedział cicho Oliver.

- Nie będzie to trudne, w końcu wiemy, kogo śledzić i gdzie szukać.

Oliver odłożył słuchawkę i zaraz potem zadzwonił do sklepu Annie. Ella odebrała

telefon po drugim dzwonku.

- Ella, mówi Oliver Rain. Czy mogę prosić Annie?

- Ach, nie - odpowiedziała całkowicie zaskoczona.

- Czyżby już pojechała do domu?

- Panie Rain, pojechała godzinę temu, żeby się z panem spotkać. Tak powiedziała.

- O czym ty mówisz?

- Otrzymała wiadomość - powiedziała Ella jak najszybciej - i udała się prosto do

domu, bo miał pan tam na nią czekać. Myślę, że jest już tam od dłuższego czasu.

Oliver usiłował zapanować nad głosem.

- Jaką wiadomość?

- Dzwoniła asystentka pani Jameson. Powiedziała, że pan prosił Annie, żeby jak

najszybciej wróciła do domu. To wszystko, co wiem, proszę pana.

Oliver rzucił słuchawkę na widełki i pobiegł do drzwi.

234

background image

Rozdział dwudziesty

O

liver musiał zmobilizować wszystkie swoje siły psychiczne, aby wysiąść na

szóstym piętrze i udać się do apartamentu Bolta. Instynkt nakazywał mu pojechać wprost na

górę, otworzyć z trzaskiem drzwi i odnaleźć Annie bezpieczną i zdrową. Dozorca potwierdził,

że pani Rain jest w budynku, ponieważ widział, jak przybiegła.

Logika podpowiadała Oliverowi, że idąc wprost do mieszkania najpewniej wpadłby w

zasadzkę, w której już chyba znalazła się Annie.

Dozorca stwierdził, że nie widział nikogo o wyglądzie Johna Greshama wchodzącego

do domu, ale Oliver nie przywiązywał do tego wagi. Greshamowi nie sprawiłoby trudności

przebranie się za dostawcę lub inną osobę o niewinnym wyglądzie. Gdy tylko dostał się do

windy, mógł wjechać na dwudzieste szóste piętro. Kod dostał pewnie od Sybil. Włamanie do

apartamentów nie stanowiło żadnego problemu dla osoby o doświadczeniu Greshama. System

ochrony był dobry, ale nie ma systemów absolutnie niezawodnych.

Otworzył drzwi Bolta i wszedł do środka. Bardziej potrzebował informacji niż

pomysłów strategicznych. Apartament był pogrążony w ciemnościach. Była godzina szósta i

zimowa noc położyła się ciężko na całym mieście. Mimo to ruch pojazdów nie zmniejszył się.

Oliver podszedł do pulpitu interkomu i systematycznie naciskał kolejne guziki. Przysłuchiwał

się w napięciu sprawdzając kolejne pomieszczenia.

W kuchni, w gabinecie i w salonie panowała idealna cisza. Wszędzie cisza. Napięcie,

które ścisnęło mu wnętrzności ze zwiększoną siłą, sięgnęło zenitu, gdy przełączył na

sypialnię.

Znowu cisza.

Może Annie tam nie ma, pomyślał. To przypuszczenie nie zmniejszyło obaw. Może

zjawił się za późno. Może jest ranna, może umiera gdzieś tam na górze, podczas gdy on

zabawia się tymi przeklętymi guzikami.

Przytłumił strach, który mógł się tak łatwo przerodzić w panikę. Zaczął myśleć. Albo

utrzyma kontrolę nad sobą, albo nie będzie miał najmniejszej szansy opanowania sytuacji.

Przemyślał jeszcze raz wszystko, co przyszło mu do głowy w drodze do domu. Było

oczywiste, że Gresham zdecydował się na ruch. Tylko to mogło wyjaśnić telefon, który Annie

odebrała w „Sezamie”.

235

background image

Istniały dwie możliwości. Albo porwał Annie i wyprowadził ją z budynku. Taka

wersja byłaby trudna do zrealizowania ze względu na dozorcę i kamery ochrony. Albo jest

razem z Annie na górze i czeka na swój prawdziwy cel.

Oliver nacisnął przyciski interkomu łączące z hallem. Znowu nic. Jego palce

zatrzymały się na przycisku „Szklarnia”. Powoli go nacisnął. Wstrzymał oddech, gdy usłyszał

głos Annie. Brzmiał ostro, pełen oburzenia i oskarżeń.

- Co zrobiłeś z Wallym Thrope'em? - pytała. Jeżeli się bała, to starannie ukrywała

strach.

- Thrope wiedział za dużo - odpowiedział lekko Gresham. - Upewniłem się, że nie

wie, z kim prowadzi interesy. Wszystko z nim uzgadniałem przez telefon. Wpadł w panikę po

katastrofie samolotu Lyncrofta. Bałem się, że poleci na policję i wszystko wypaple, więc się

go pozbyłem.

- Czy z tego samego powodu próbowałeś zabić Corka? - zapytała. - Też wiedział zbyt

dużo?

- Cork był sprytniejszy niż Thrope. Wszystko uzgodniłem z nim przez telefon, ale

zaczął nabierać podejrzeń. Miał tyle informacji, że odważył się na szantaż.

- Załatwiłeś go tak, że wyglądało to na wypadek?

- Nie był mi dłużej potrzebny - odrzekł Gresham po prostu. - Stał się ciężarem.

- Jesteś potworem - szepnęła Annie. - Mówisz mi, że to wszystko zrobiłeś, aby

pomścić brata, ale ty po prostu lubisz zabijać ludzi. A na to nie ma wytłumaczenia.

Oliver zadrżał. Annie wstąpiła na ścieżkę wojenną.

- Nie mam zamiaru się przed tobą usprawiedliwiać, paniusiu. A teraz zamknij się.

- Lepiej nie mówić, co cię czeka, gdy cię dopadnie Oliver - odpowiedziała spokojnie. -

Jest człowiekiem bardzo niebezpiecznym.

- Jest już martwy. Będę natychmiast wiedział, kiedy wejdzie do domu dzięki jego

własnemu, pieprzonemu systemowi alarmowemu. Jak tylko wejdzie do środka, będzie mój.

Wcześniej czy później zacznie cię szukać w tej szklarni, a kiedy to zrobi, to wtedy ty, moja

droga, zastrzelisz go.

- Każdy, kto mnie zna, będzie wiedział, że go nie zabiłam - odpowiedziała z

naciskiem.

- Nie, moja droga. Nie każdy. Nazwą to wściekłością kobiety, która się dowiedziała,

że facet ożenił się z nią z wyrachowania.

- O niczym nie masz pojęcia. - W głosie Annie mieszała się wściekłość z desperacją. -

To przecież ja wyszłam za niego z wyrachowania. Wyświadczył mi przysługę.

236

background image

- Wierzysz w takie brednie? Rain jest inteligentnym sukinsynem, to trzeba mu

przyznać.

- On nie potrzebował Lyncroft Unlimited.

- Może i nie potrzebował, ale piekielnie mu na tym zależało. Komu by nie zależało?

Firma jest dobra i błyskawicznie się rozwija.

Oliver puścił guzik interkomu. Wiedział już, co zamierza Gresham. Zdjął marynarkę i

próbował przypomnieć sobie wszystkie znane mu fakty z życia Greshama. Miał nadzieję, że

znajdzie jakiś słaby punkt.

Przesunął marynarkę na bok. Nagle wyczuł w kieszeni ciężar okularów do czytania i

znieruchomiał.

Grace nosił okulary. Najwidoczniej przez cały czas. Miał je na wernisażu, gdy

przyszedł z Sybil. Sądząc po grubości i wypukłości szkieł, był bez nich niemal ślepy.

Oliver odrzucił marynarkę na krzesło i rozwiązał krawat. Nie było to zbyt wiele dla

opracowania strategii, ale nie dysponował niczym więcej.

Wjechał na dwudzieste szóste piętro. Wysiadając z windy cicho ominął wejście do

apartamentu i poszedł do końca krótkiego prywatnego korytarza. Zatrzymał się przed

drzwiami, za którymi były schody awaryjne. Otworzył je bezszelestnie i wszedł na górę.

Przeskakiwał po dwa stopnie. Na szczycie otworzył drzwi i wyszedł na dach. Awaryjna klatka

schodowa była ukryta za ponurą konstrukcją przykrywającą maszynerię dźwigów.

Tajemniczy niebieskozielony blask szklarni oświetlał większą część dachu. Oliver

zauważył wewnątrz dwie osoby. Annie stała obok groty, niemal ukryta za rzędami paproci.

Grace stał kilka kroków dalej. Gdy poruszył ramieniem, można było zauważyć kształt

pistoletu w jego dłoni.

Żadne z nich nie mogło zobaczyć Olivera, ponieważ na zewnątrz szklarni było dużo

ciemniej niż wewnątrz. Skradając się po najbardziej zaciemnionych częściach dachu, Oliver

przedostał się do pulpitu sterowniczego, który wykorzystywał do sterowania mikroklimatem

w swojej dżungli.

A

nnie zorientowała się, że na jej czole i plecach zbiera się coraz więcej potu. Nie

wiedziała, czy wskutek wysokiej temperatury czy nerwów. Przyglądała się porywaczowi,

który coraz niespokojniej zerkał na zegarek.

- Może Olivera zatrzymano w biurze - zasugerowała spokojnym tonem.

237

background image

- Odkąd się z tobą ożenił, zawsze wraca do domu w porę. Obserwowałem go od

dłuższego czasu. - Grace stał w miejscu, z którego widział zarówno Annie, jak i drzwi

wejściowe. - Robi się tutaj cholernie gorąco.

- A czego oczekujesz? Przecież to cieplarnia. - W duchu jednak się z nim zgadzała.

Mogła przysiąc, że nagle zrobiło się jeszcze bardziej gorąco. Może coś się popsuło w

systemie ogrzewania i sterowania wilgotnością.

- Przeklęta wilgoć. Jak w dżungli. - Grace zdjął okulary i przetarł szkła. - Ale on się tu

w końcu zjawi. A wtedy wpadnie prosto w pułapkę, podobnie jak mój brat. - Założył okulary

na nos.

- Bez urazy - zaczęła Annie - ale czy nie uważasz, że posuwasz się za daleko z zemstą

za śmierć drogiego i ukochanego brata? Ten głupiec handlował bronią. Nie był święty.

- Ale był moim bratem - warknął Grace. - Był dla mnie całą rodziną. Nie mam nikogo

więcej. - Znowu musiał zdjąć okulary, by przetrzeć szkła. - Przeklęta wilgoć.

Nagle zgasły wszystkie światła. Zanim oczy Annie przystosowały się do ciemności, z

sufitu zaczął padać twardy, ulewny deszcz.

Ilość wody spadającej w dół była imponująca. Annie zrozumiała, że coś się zepsuło w

systemie sterowania. Ulewa szybko przemoczyła jej ubranie i włosy. Plusk deszczu był

ogłuszający. Szczególnie silny szum powodowały ścieżki wysypane żwirem. Liście paproci

radośnie szeleściły w tym potopie. Annie miała wrażenie, że stoi w prawdziwej dżungli

podczas ulewnego deszczu tropikalnego.

- Co za gówno! - przeklinał Grace, który znajdował się gdzieś po prawej stronie

Annie. Zorientowała się, że on nie widzi jej w ciemności, zwłaszcza że ulewa zalewała mu

okulary. Był bardziej zdezorientowany niż ona. Zrozumiała swoją szansę, być może jedyną,

jaką miała. Padła na podłogę i zaczęła się cicho czołgać do drzwi. Nie widziała zbyt wiele, ale

zarys szklarni był wystarczającą wskazówką kierunku.

- Co się dzieje, do cholery?! - wrzasnął Grace. - Gdzie jesteś, ty kurwo?! Wyłaź

natychmiast! Zabiję cię, przysięgam, że cię zabiję!

Annie czołgała się coraz szybciej. Wpadła na metalową polewaczkę. Odsunęła ją na

bok i dalej uciekała.

- Zginiesz, głupia babo! Myślisz, że pozwolę ci uciec? Spadniesz z tego dachu, jak

tylko z tobą skończę. Popełnisz samobójstwo. Słyszysz? Zginiesz marnie!

Annie zorientowała się, że drzwi szklarni są lekko uchylone. Czuła powiew zimnego

powietrza wdzierającego się do miniaturowej dżungli. W ciemności nie widziała Olivera, ale

wiedziała, że to był on, gdy niemal na nią nadepnął.

238

background image

- Annie? - Szum sztucznej ulewy niemal całkowicie zagłuszał słowa Raina.

- Wszystko w porządku. Uważaj, on ma pistolet.

- Nie widzę go lepiej niż on mnie - powiedział najciszej, jak potrafił. - Wyjdź na

zewnątrz i włącz światła. Prawa strona pulpitu. Pamiętasz?

- Tak, ale...

- Zrób to.

Annie niewiele myśląc podporządkowała się rozkazowi. Wstała i wyszła cicho ze

szklarni. Na zewnątrz, w świetle neonów rozjaśniających noc nad całym miastem, można było

rozróżnić kształty.

Znalazła pulpit i zaczęła pociągać i naciskać przyciski, aż całą szklarnię zalało światło.

- Rain? To ty? - wrzasnął Grace. - Zabiję cię, ty draniu.

Annie odwróciła się nagle i pobiegła do drzwi szklarni. Dotarła tam w momencie, gdy

Oliver rzucił się na przeciwnika. Grace usiłował w niego wycelować, ale miał trudności z

lokalizacją celu.

W końcu napastnik włożył okulary, lecz nie na wiele mogło mu się to przydać. Prawie

nic nie widział w strumieniach wody. Annie ujrzała, jak wolną ręką zrzuca okulary w

desperackiej próbie poprawienia widoczności, ale było już za późno.

Strzał zagłuszył całkowicie szum sztucznej ulewy. Rozległ się trzask rozbitego szkła.

Oliver uderzył tak mocno, że powaliłby dwóch Johnów Greshamów. Po chwili wstał,

przymierzając się do ponownego ciosu, ale to nie było już potrzebne. Grace leżał bezwładnie

na kamieniach. Ulewny deszcz zalewał bezustannie całą szklarnię. Oliver patrzył długo na

Greshama, odwrócił się i powoli podszedł do Annie stojącej w drzwiach.

- Oliver! - Wpatrywała się w niego, gdy kroczył do niej przez strugi ulewnego

deszczu. - Boże, Oliver! Wiedziałam, że mnie uratujesz!

Rzuciła mu się w ramiona. Trzymał ją tak mocno, jakby nie chciał jej już nigdy

wypuście.

K

ilka godzin później Annie siedziała na sofie obok męża i słuchała sprawozdania

Bolta z jego śledztwa. Opowiadał również, co John Gresham, alias Jonathan Grace,

powiedział policji.

- Wiemy wszystko stosunkowo dokładnie - mówił Bolt. - John Gresham siedział w

więzieniu, gdy zginął jego brat. To był dla niego cios, kiedy się o tym dowiedział. Gdy

239

background image

wyszedł na wolność kilka miesięcy temu, zaczął poszukiwać informacji o tym, co się

właściwie wydarzyło.

- Nie było to zadanie trudne - wyjaśnił Oliver. - Ze względu na interesy nie

rozgłaszaliśmy tego z Danielem, ale nie zabiegaliśmy o dokładne ukrycie faktów. Nie było

potrzeby.

- Gresham rozpoczął przygotowania do zemsty - kontynuował Bolt. - Trzeba

przyznać, że wziął się do tej roboty jak należy. Przestudiował sytuację rodzinną i pozycję

Lyncroft Unlimited, zanim dokonał pierwszego ruchu. Potem wybrał dwa słabe punkty. Sybil

oraz Barry'ego Corka. Wykorzystał ich do uzyskania potrzebnych informacji.

- Nasz ślub musiał naruszyć jego plan - powiedziała Annie do Olivera spoglądając

spod jego ramienia.

- Tak. - Objął ją jeszcze mocniej. - Jak tylko spotkał Sybil, zrozumiał, że między mną

a macochą nie ma porozumienia. Zdecydował, że będzie ona idealną osobą, którą obciąży

morderstwem. Każdy zrozumie, że Sybil mnie zabiła, ponieważ odciąłem ją od rodzinnego

majątku.

- Wtedy wkroczyła na scenę Annie - wtrącił się Bolt. - Gresham zauważył, że trafia

mu się jeszcze lepsza gratka. - Spojrzał na Olivera. - Wyobraził sobie, że pan się ożenił tylko

po to, by przejąć Lyncroft Unlimited.

- Nikt nie wierzy, że mogę mieć jakieś romantyczne uczucia - kwaśno skomentował

Rain.

Annie poruszyła się niespokojnie.

- Bądź uczciwy, Oliver. W jaki sposób Gresham czy ktokolwiek inny mógł

przypuszczać, że to ja wymyśliłam małżeństwo z wyrachowania. Wszyscy przyjęli, że to był

twój pomysł. Dla ludzi tylko ty miałeś poważne powody: biznes.

Bolt uniósł brwi, ale nie skomentował tej wypowiedzi. Zamknął notatnik i włożył do

kieszeni.

- To by było tyle. Przy okazji, Cork odzyskał przytomność i chce wszystko wyśpiewać

- dodał.

- Barry wyzdrowieje? - rozpromieniła się Annie.

- Na to wygląda.

- Cieszę się. - Zmarszczyła nos. - To kanalia, ale nie morderca. Thrope miał mniej

szczęścia.

- Tak - zgodził się Bolt. - Thrope nie miał szczęścia. Gresham zeznał dwie godziny

temu, gdzie ukrył zwłoki Thrope'a. Zakopał go gdzieś na wyspie Bainbridge.

240

background image

- Biedna Sybil - powiedziała cicho Annie. - Zależało jej na Jonathanie Grace. Kto jej

powie prawdę?

- Ja to zrobię - zgłosił się Oliver.

Zadzwonił telefon. Bolt wstał i podniósł słuchawkę.

- Rezydencja Rainów. - Zazwyczaj obojętny ton jego głosu zamienił się w dziwnie

intensywne zaskoczenie. - Goście? Jesteś pewien? Daj mi sekundę na włączenie monitora. -

Sięgnął do wyłącznika małego ekranu stojącego przy telefonie.

Annie przyglądała się ciekawie, jak obraz na monitorze przechodzi od szumu do

pełnej wyrazistości. Zobaczyła dwie osoby stojące w hallu i rozmawiające z dozorcą. Jedną z

nich była Joanna.

Upłynęło kilka chwil, zanim poznała, kto stoi przy Joannie. Zerwała się na równe

nogi.

- Daniel! - krzyknęła w ekran. - Oliver! Patrz! To jest Daniel! Wrócił! Wrócił!

Wiedziałam, że żyje!

- Przyślij ich na górę - polecił dozorcy Bolt.

O

liver odzyskał Annie dla siebie dopiero o czwartej nad ranem. Nie marnował czasu

i zaniósł ją prosto do sypialni.

Po raz pierwszy utracił samokontrolę. Powodowany wściekłym, nieopanowanym

pożądaniem oblegał zawzięcie jej ciało i przypuścił szturm na miękką, ciepłą cytadelę. Musiał

się upewnić, że Annie jest bezpieczna i że ciągle do niego należy, a łóżko jest najlepszym do

tego miejscem.

Nie miała nic przeciwko gorącym i dzikim atakom. Przywarła do niego, hojnie

oddając swoje ciało. Pozwoliła mu, by zanurzał się w niej jak najgłębiej.

Gdy wszedł w nią po raz ostatni, wstrząsany siłą orgazmu, przyłączyła się do niego w

druzgocącym wszystko wybuchu. Przytrzymywała go silnie i bez ustanku szeptała do ucha

czułe słówka.

Oliver w końcu padł jak nieżywy. Był wyczerpany, ale też dziwnie odświeżony.

Wszystko ułożyło się dobrze. Ona jest bezpieczna. Należy do niego. Kocha go.

- Czy widziałeś twarz Joanny? - zapytała po chwili. - Była taka szczęśliwa.

- Ty wyglądałaś tak samo - odpowiedział.

- Chyba tak. - Uśmiechnęła się w cieniu. - Mówiłam ci, że Daniel żyje.

- Tak.

241

background image

- Został wyłowiony przez obcy frachtowiec i przewieziony do najbliższego portu.

Możesz w to uwierzyć?

- Tak. - Oliver przypomniał sobie opowieść Daniela sprzed kilku godzin.

Wydostał się z samolotu, który spadł do oceanu w wyniku sabotażu. Zanim samolot

zatonął, Daniel znalazł się na falach w kombinezonie ratunkowym na małej niezatapialnej

tratwie, którą zawsze zabierał ze sobą. Nie miał jednak radia i nie mógł przywołać pomocy.

Dopłynął do maleńkiej wyspy.

Wymyślił sporo sposobów wykorzystania materiałów z kombinezonu i tratwy do

przeżycia na wyspie. Przez kilka tygodni żywił się surowymi rybami i pędami roślin. W

końcu uśmiechnął się do niego los. Został zauważony przez maleńki statek handlowy.

Kapitan frachtowca znał jedynie kilka angielskich słów i był przekonany, że jego plan

podróży jest ważniejszy od dostarczenia Daniela do Seattle. Radio pokładowe nie

funkcjonowało. Daniel uczciwie zarabiał na swoje utrzymanie pracując na pokładzie, aż

dobili do najbliższego portu. Gdy tylko postawił nogę na suchym lądzie, pobiegł do telefonu,

by się dowiedzieć, że od kilku tygodni nie ma połączeń międzymiastowych.

Namówił kapitana pewnego jachtu, by go podrzucił na większą wyspę, na której może

złapie samolot. Przed startem pobiegł do telefonu. Nikogo nie było ani w domu Joanny, ani u

Annie. Zrezygnował z powiadamiania, że jest zdrowy i bezpieczny. Pobiegł do samolotu i

wreszcie dwa miesiące po katastrofie udało mu się dotrzeć do Seattle.

- Jest okropnie chudy - powiedziała Annie - ale myślę, że Joanna szybko go utuczy.

- Na pewno.

Annie przekręciła się w ramionach męża i uśmiechnęła się.

- Jestem bardzo szczęśliwa.

- Cieszę się - odpowiedział. Przycisnął ją do siebie, jakby miał ochotę znowu się

kochać. - Wygląda na to, że nie będę ci już potrzebny do ratowania Lyncroft Unlimited.

- Tak... Lyncroft Unlimited jest bezpieczna i zdrowa z Danielem na czele.

- Annie...

- Co?

- Kiedy mi się oświadczyłaś, powiedziałaś, że wystąpisz o rozwód po powrocie

Daniela.

- Naprawdę powiedziałam coś takiego? - Ucichła nagle.

- Tak.

- Jeśli sobie dobrze przypominam, uważałeś wtedy, że ta klauzula jest niezbędna -

powiedziała ostrożnie.

242

background image

- Nie. Nigdy nie chciałem rozwodu.

Annie podniosła się na łokciu. Jej oczy wypełnił blask szczęścia.

- Mówisz prawdę?

- Absolutną. - Patrząc w jej twarz, mimo ciemności zobaczył nadzieję w jej oczach.

Ulga ogarnęła całe jego ciało. Ona nie chce rozwiązania tej umowy tak samo jak ja,

pomyślał z radością. Wszystko powinno się dobrze skończyć.

- Oliverze, czy chcesz powiedzieć, że chciałbyś, żeby nasze małżeństwo było całkiem

na serio? - Annie się uśmiechnęła.

- Mówiłem ci tyle razy, że jest na serio.

- Wiem, ale oboje rozumiemy, że było to małżeństwo z wyrachowania. Ożeniłeś się ze

mną, żeby mi wyświadczyć przysługę. Nie wiem, czy czujesz się zobligowany do

szlachetnych czynów tylko dlatego, że wiesz, co do ciebie czuję.

- Ożeniłem się z tobą, ponieważ tego chciałem - powiedział bardzo precyzyjnie. -

Pragnąłem cię, jak tylko cię ujrzałem. Gdybyś nie poprosiła mnie o rękę, w końcu zrobiłbym

to sam.

- Bardzo się cieszę. - Annie rzuciła się w poprzek łóżka i ujęła w dłonie jego twarz.

Zasypała go tysiącem namiętnych pocałunków.

Oliver uśmiechnął się.

- Czy to oznacza, że chcesz, by nasze małżeństwo trwało zawsze? - spytał.

- Oczywiście. Niczego bardziej nie pragnę.

Podniosła głowę. Jej usta wykrzywił smutny uśmiech.

- Nie mów, że o tym nie wiedziałeś. Od samego początku wiedziałeś, co do ciebie

czuję.

- Wiedziałem, że nie jestem ci obojętny - przyznał ostrożnie - ale nie byłem pewny,

czy będę ci odpowiadał na tyle, żebyś ze mną została.

- Jak mogłeś wątpić? - Przesłała mu swój najpiękniejszy uśmiech. - Przecież cię

kocham.

- Tak. - Oliver był prawdziwie wzruszony. - Wierzę ci.

Ujął twarz Annie w dłonie i przyciągnął do siebie.

- Annie, nie przejmuj się, przysięgam.

- Wiem - wymamrotała przez usta tłumione pocałunkiem - ale... Oliver?

- Co? - Czuł jak twardnieje. Znów opanowała go chęć zanurzenia się w słodkie ciepło

Annie.

243

background image

- Kochasz mnie? - zapytała przysuwając się bliżej. - Ja wypowiedziałam się dokładnie

w tej sprawie, ale ty nie powiedziałeś mi tego ani razu.

- Annie? - Pytanie zamarło mu w ustach.

- O co chodzi? - Odsunęła się od niego.

Zamknął na chwilę oczy walcząc nad doborem słów. Gdy na nią ponownie spojrzał, w

jego wzroku malowało się głębokie uczucie.

- Pragnę ciebie.

- Wiem o tym.

- Zależy mi na tobie. Bardzo.

- Wiem o tym.

- Przysięgam na wszystko, że będę o ciebie dbał przez resztę mojego życia. Możesz mi

wierzyć.

- Wiem o tym. - Wyraźnie zaczynała się denerwować.

- Staram się być absolutnie uczciwy. - Usiadł powoli.

- Powiedz, że mnie kochasz.

- Nie rozumiesz. - Znużony odrzucił na bok kołdrę i wstał. Podszedł powoli do okna i

przeglądał się rozbłyskom świtu.

- Wszystko, co posiadam, jest twoje.

- Chcę tylko miłości. Nie dbam o nic więcej.

- Próbuję ci coś wyjaśnić. - Odczuł uderzenie fali znajomego przerażenia.

- Co zamierzasz wyjaśniać? Może myślisz, że będę dobrą żoną, ale teraz mnie nie

kochasz?

- Przestań sama sobie udzielać odpowiedzi. - Parsknął z wyraźnym zdenerwowaniem.

- Do diabła, Annie! Nie lubię, jak ktoś mną manipuluje! Nawet ty!

- Myślisz, że próbuję tobą manipulować? - zapytała z narastającą wściekłością.

Zrozumiał, że zbyt szybko traci panowanie nad sytuacją. Odwrócił się i zobaczył, że

Annie dumnie siedzi na łóżku, z wysoko podniesionym czołem i założonymi rękami. Sięgnął

w bok i zapalił lampkę. Miękkie światło podkreśliło gwałtowny ogień w jej oczach.

- Dobrze. Cofnijmy się oboje o krok i podejdźmy do tego od innej strony - powiedział

tonem, który wydawał mu się uspokajający.

- Od jakiej innej strony? Albo mnie kochasz, albo nie.

Oliver czuł, że zaczyna tracić cierpliwość. Chłodne obawy zaatakowały mu

wnętrzności jak rekin. Annie bawiła się w przepychanie go do krawędzi wytrzymałości

244

background image

psychicznej. Był to najtrudniejszy egzamin jego silnej woli od samego początku małżeństwa.

Znalazła jednak jego słaby punkt, wiedziała, gdzie jest bezbronny.

- Uspokój się, Annie. Zbyt łatwo ulegasz emocjom.

- Oczywiście, jestem emocjonalna. A czego się spodziewałeś? Jestem kobietą

zakochaną w mężczyźnie, któremu brakuje odwagi, by mi powiedzieć, że mnie kocha. Czy

jest pan takim słabeuszem, panie Rain?

- Ten argument jest całkiem niedorzeczny.

- Tylko dla ciebie. - Annie wygramoliła się z łóżka i stanęła na wprost Olivera. - Chcę

mężczyzny, który jest na tyle odważny, by powiedzieć, że mnie kocha. Nie zgadzam się na

mniej.

- Do diabła! Nie rozumiesz?! - Oliver ostatecznie stracił cierpliwość. - Daję ci

wszystko, co mam!

- Dobrze, ale to za mało. - Chwyciła swoją koszulę z szafki przy łóżku i się nią

owinęła.

- Co ty, do cholery, masz zamiar zrobić? - Niepokój przeszył Olivera.

- Opuszczam cię. - Ruszyła do drzwi.

- Jest czwarta rano.

- Doskonały moment do opuszczenia idioty - powiedziała i wybiegła do hallu.

Oliver podszedł do drzwi i zobaczył, jak Annie znika w sypialni, którą zajmowała

zaraz po wprowadzeniu się do apartamentu Raina.

- Annie, wracaj! Chodź tutaj!

Nie odpowiedziała. Rain usłyszał skrzypienie szuflad, a potem szczęk zamka walizki;

zacisnął zęby.

Nie poszedł za nią i nie błagał, by została. Miał swoją dumę. Panował nad sobą i nie

był słaby.

Gdy pojawiła się chwilę później, była ubrana w dżinsy i sweter koloru fuksji. Niosła

walizkę.

- Przyślę kogoś po resztę moich rzeczy - powiedziała przechodząc obok Olivera.

- Będziesz tego żałowała - ostrzegł delikatnie.

- Czy to groźba ze strony strasznie niebezpiecznego Olivera Raina?

- To nie groźba, Annie, to obietnica. Będziesz żałowała swojego kroku, ponieważ

szybko zmieniasz zdanie. Wtedy przełkniesz swoją dumę i będziesz prosić, żebym pozwolił ci

wrócić. Nie będzie ci się to podobało, więc nie pogarszaj swojej sytuacji.

Zatrzymała się w drzwiach z ręką na klamce.

245

background image

- To nie moja duma spłonie w ogniu, Oliverze, tylko twoja.

- Nie martw się.

- Jeżeli chcesz, żebym wróciła, będziesz się musiał nad tym solidnie napocić. - Oczy

jej błyszczały z bólu i wściekłości.

- Czy dobrze słyszę? Co niby miałbym zrobić?

- Musisz mi powiedzieć, że mnie kochasz. Chcę to usłyszeć, głośno i wyraźnie.

Musisz to wykrzyczeć z dachu tego drapacza chmur. Dopiero wtedy będziesz mnie mógł

prosić o powrót.

- Annie, to nie jest rozsądne.

- Nie mogę więcej tego znieść! Żegnaj, Oliverze. - Otworzyła drzwi i wyszła na

korytarz. - Przy okazji, nie schodzę tym razem na szóste piętro do Bolta. Wracam do

mieszkania mojego brata.

- Dziękuję, że mnie informujesz - powiedział przez zaciśnięte zęby.

- Mówię to po to, żebyś go nie budził i nie kazał mu ustalać, dokąd pojechałam.

Zasłużył na odpoczynek. Miał bardzo długi dzień. - Chciała zamknąć drzwi, ale zatrzymała

się na chwilę. - Byłabym zapomniała, dziękuję ci za uratowanie mi życia.

D

wadzieścia minut później Annie wjechała do podziemnego garażu pod budynkiem,

w którym mieszkał Daniel. Czekała w samochodzie tuż przy wjeździe, aż zamknęły się za nią

drzwi bezpieczeństwa.

Za jej samochodem powoli jechał znajomy czarny Mercedes. Widziała w lusterku jego

światła przez cały czas, od chwili gdy wyjechała z garażu w domu Olivera. Nie była wcale

zaskoczona.

To, co ją zdziwiło, to fakt, że za kierownicą nie siedział Bolt. Gdy Mercedes wjechał

pod latarnię, zauważyła Olivera, który się jej przyglądał.

Odjechał powoli, kiedy zobaczył, że jest już bezpieczna za żelaznymi drzwiami.

Westchnęła parkując samochód w miejscu dla gości. Ten mężczyzna ją kocha,

dlaczego więc jest mu tak trudno przełamać ostatnią barierę i przyznać się do uczucia? Nie

mogła stłumić żalu.

Kilka minut później wysiadła z windy na piętrze. Nacisnęła dzwonek u drzwi. Po

długim czasie odezwał się Daniel. Nie był to grzeczny ton. Pojawił się ubrany w jakieś

dżinsy, które włożył pospiesznie. Jego irytacja zamieniła się w niepokój, gdy tylko ujrzał

zalaną łzami twarz Annie.

246

background image

- Co się stało? Co ty tu robisz o tej porze?

- Opuściłam Olivera.

Za Danielem pojawiła się Joanna ubrana w białą koszulę nocną.

- Annie? Czy wszystko w porządku?

- Nie - odpowiedziała bez ogródek. - Wszystko źle. - Wybuchnęła płaczem.

247

background image

Rozdział dwudziesty pierwszy

P

ierwszy raz Oliver czuł pewną dozę sympatii do Sybil. Takiego uczucia nigdy by się

po sobie nie spodziewał. Siedziała naprzeciw w jego gabinecie, a on spokojnie opowiadał o

Jonathanie Grace. Było to najtrudniejsze zadanie, jakie dotychczas w życiu wykonywał.

Przyjmowała ciosy z dumą godną prawdziwych Rainów.

- Wpadłam - powiedziała zmęczonym głosem. - To chyba najtrudniejsza rzecz do

przełknięcia. Wierzyłam w każde słowo Jonathana czy Johna, czy jak mu tam. Jak mogłam

być tak głupia, żeby mu uwierzyć?

Oliver spojrzał na swoje ręce, a potem podniósł wzrok na Sybil.

- Jeżeli poprawi ci to samopoczucie, pięć lat temu ujął mnie Walker Gresham. Niemal

przypłaciliśmy to z Danielem życiem. Bracia Gresham byli znakomitymi mistrzami

tajemniczości.

- Trudno uwierzyć, że ktoś mógłby cię pobić w tej dziedzinie. - Uśmiechnęła się. - A

co z twoimi obszernymi kartotekami, które trzymasz na wszelki wypadek?

- Nie było z nich wielkiego pożytku, prawda? Nie wiedziałem, że Walker Gresham

używał mojej firmy do handlu bronią, aż wykrył to Lyncroft. Nie wiedziałem również, że

Gresham miał w więzieniu brata, który mógł pewnego dnia zapragnąć zemsty,

- Wydaje mi się, że nawet kryminaliści mają rodzinne powiązania.

- Oczywiście. - Oliver siedział w milczeniu przez chwilę. - Przykro mi.

- Wiesz, że ci wierzę? Naprawdę jest ci przykro.

- Gdyby nie ja, nie doszłoby do tej przeklętej sytuacji. Powinienem dokładniej

przebadać Walkera Greshama pięć lat temu. Powinienem podjąć więcej środków

zapobiegawczych.

- Wiesz, na czym polega twój problem?

- Annie mówiła mi, że to trudności w porozumiewaniu się z ludźmi.

- Myślę o czymś innym.

- Mam inne problemy? - zapytał podnosząc brwi.

- Owszem. Twoim problemem jest podejmowanie odpowiedzialności za wszystkich i

za wszystko. - Wstała poprawiając torebkę wiszącą na ramieniu. - Swoją drogą, nie jesteś

248

background image

odpowiedzialny za to, że Jonathan lub raczej John Gresham zaczął szukać zemsty. Nie

obwiniaj siebie. To się mogło przydarzyć każdemu.

- Będę pamiętał.

- Dobrze zrobisz. - Sybil ruszyła do drzwi. - Oprócz tego słyszałam, że nabawiłeś się

nowego poważnego kłopotu. Tym razem jesteś całkowicie za to odpowiedzialny.

Popatrzył na nią ostrożnie.

- Jakiego kłopotu?

- Annie odeszła.

- Wiadomości szybko się rozchodzą w tej rodzinie - powiedział nachmurzony.

- Szczególnie złe wiadomości - dodała kwaśno Sybil. - I muszę dodać, że wszyscy z

rodziny uważamy odejście Annie za wyjątkowo złą nowinę. Jeżeli masz połowę tej

inteligencji, o którą cię podejrzewamy, zrobisz wszystko co należy, by wróciła.

J

estem ci zobowiązany, Oliverze.

- Nie ma sprawy, zapomnij o tym.

- Nie, nigdy nie zapomnę. - Daniel siedział przy biurku i obserwował, jak Oliver krąży

po jego gabinecie. - Nie wiem, jak ci dziękować za to, co zrobiłeś.

- Podziękuj Annie - mruknął Rain. - Ona pierwsza przyszła do mnie z propozycją

zawarcia małżeństwa dla uratowania Lyncroft Unlimited.

Daniel uśmiechnął się.

- Odniosłem wrażenie, że wyszła za ciebie z zupełnie innych powodów niż uratowanie

firmy.

- To nieprawda. Opuściła mnie, jak tylko się pojawiłeś, zdrowy i bezpieczny. Co ci to

mówi?

- Udało ci się ją doprowadzić do wściekłości.

- Powiedziała, że już mnie więcej nie potrzebuje. - Oliver zaklął pod nosem. - To

oczywiste, że wyszła za mnie, by ratować Lyncroft. Wykorzystała mnie. Właśnie to zrobiła.

Wykorzystała.

- Ty naprawdę usilnie pracujesz, by osiągnąć mistrzostwo w rozczulaniu się nad sobą.

Jestem zaskoczony. To do ciebie niepodobne. Byłeś zazwyczaj człowiekiem wykutym z lodu,

pamiętasz?

- Nigdy dotąd nie znalazłem się w takiej sytuacji.

- Myślisz o tym, że nie spotkałeś wielu ludzi, którzy nie tańczyli tak, jak im zagrałeś?

249

background image

- Annie jest inna.

- Owszem.

- Słuchaj. Znam ją lepiej niż ty - powiedział Daniel. - Mogła doprowadzić do tego

małżeństwa z powodów czysto... nazwijmy to zdroworozsądkowych, chociaż w to wątpię.

Ale z takich powodów nigdy nie poszłaby z tobą do łóżka. A przecież zrobiła to, prawda?

- To przeszłość. Annie odeszła. - Oliver spojrzał na niego rozgniewany.

- Daj spokój, Oliverze. Wiesz przecież, że nigdy by się z tobą nie przespała, gdyby nie

była w tobie zakochana. Za bardzo się wściekłeś, by to przyznać.

Miał rację, ale Rain nie chciał mu jej głośno przyznać.

Byłby to pierwszy krok na bardzo śliskim gruncie i w końcu musiałoby dojść do jego

kapitulacji.

- Twoja siostra mnie wykorzystała.

- W kółko to powtarzasz.

- Bo to prawda.

- A ty jej, oczywiście, nie wykorzystałeś? - zapytał Daniel z podejrzaną uprzejmością.

- Co jej zrobiłem? - zapytał szorstko Oliver.

- Na moim przyjęciu zaręczynowym powiedziałeś, że dla ciebie już pora na ożenek.

Pamiętasz?

- Pamiętam - odrzekł ponuro.

- Powiedziałeś, że zlikwidowałeś większość holdingów i oczyściłeś pokład na tyle,

żeby się skoncentrować na małżeństwie i rodzinie. O ile wiem, później się ożeniłeś z moją

siostrą. Jak niby mam to rozumieć, poza najprostszym wyjaśnieniem, że uznałeś ją za kobietę,

której potrzebujesz?

- Mówiłem ci, że to ona się oświadczyła.

- Cholera! Nie próbuj mnie rolować, Rain. Znam cię zbyt dobrze. Wiemy obaj, że

nigdy byś się nie ożenił z Annie tylko dlatego, by wyświadczyć jej przysługę. Wziąłeś ją na

muszkę, zanim przyszła do ciebie z propozycją małżeństwa.

Oliver wzruszył ramionami, ignorując zaczepkę.

- Przy twoim przysłowiowym szczęściu ona wpadła prosto w twoje ramiona. Nawet

nie musiałeś przechodzić przez bzdurne zaloty. Wystarczyła rozmowa o interesach.

- Pozwól, że ci coś powiem, stary. - Rain patrzył obojętnie w okno. - Twoja siostra jest

najbardziej nieodpowiednią kobietą, jaką kiedykolwiek w życiu spotkałem. Z nią wiążą się

same kłopoty. To wszystko co, mi dała.

- Dała ci znacznie więcej - odparł chłodno Daniel.

250

background image

- Tak? Ożeniłem się z nią. Do diabła! Ożeniłem się, zanim poszliśmy do łóżka. Czego

więcej możesz żądać od mężczyzny?

- Powiedz mi coś jeszcze. Jeżeli Annie jest tak trudną kobietą, to dlaczego chcesz,

żeby wróciła?

- To moja sprawa.

Daniel przez dłuższą chwilę zastanawiał się nad tą odpowiedzią. Chwycił pióro i w

zamyśleniu stukał nim o blat biurka.

- Oliver, popatrz na to z punktu widzenia Annie. Ona się zamartwia, że oddała ci

serce. A ty co jej dałeś?

- Dałem jej wszystko, co mogłem dać. - Czuł, jak zaciskają mu się mięśnie brzucha. -

Powiedziałem jej to. Jeżeli to dla niej za mało, niech to diabli.

- Innymi słowy, nie możesz albo nie chcesz jej powiedzieć, że ją kochasz?

Oliver gwałtownie się odwrócił.

- Próbowała mnie zmusić, żebym to powiedział. Wolę sczeznąć niż pozwolić jej, by

mną jeszcze bardziej manipulowała niż do tej pory. Nie masz pojęcia, przez co przechodziłem

z powodu twojej siostry! Nie wiesz, ile zmian wprowadziła w moim życiu. Nie wiesz, jak

brutalnie się wtrącała w sprawy mojej rodziny, które jej nie dotyczyły.

- Znam Annie. Jeżeli się wtrącała, to tylko dlatego, że chciała pomóc. W takich

sprawach jest doskonała.

- I tu dochodzimy do następnej sprawy - warknął Oliver. - Nie dołączę do jej kolekcji

zranionych mężczyzn. Nie potrzebuję pomocy!

- A więc o to chodzi? - zapytał cicho Daniel. - Słyszałeś o kimś takim jak Arthur

Quigley i Melvin Finch?

- Tak.

- Jest ich trochę więcej rozrzuconych po okolicy.

- Szlag by to trafił!

- Ale nie są tacy jak ty. To prawda, że Annie ich uratowała, ale żaden z nich się nie

zrewanżował.

- Co chcesz powiedzieć? - zapytał chłodno Rain.

- Ty jeden wyróżniasz się tym, że uratowałeś Annie. Uratowałeś dla niej moją firmę, a

trzy dni temu uratowałeś jej życie w szklarni. W jej oczach jesteś bohaterem, a nie zranionym

ptaszkiem jak Quigley czy Finch.

- Nie postępuje jak uratowana pensjonarka.

251

background image

- Co ci mogę na to powiedzieć? Annie jest nietypowa. Też ma swoją dumę. Właśnie ty

powinieneś rozumieć, co to jest duma.

- To strata czasu. - Oliver ruszył do drzwi. - Nie wiem, po co tutaj przyszedłem i

zawracam ci głowę rozmowami o twojej siostrze.

- Oliver?

- Słucham? - Już otwierał drzwi.

- Jeszcze raz dziękuję. - Daniel spojrzał mu w oczy. - Dziękuję za wszystko.

- Nie ma sprawy. - Odwrócił się i rozejrzał po gabinecie. - A właśnie, twoje kartoteki

o pracownikach, konkurentach i inwestorach są niemal całkowicie bezwartościowe. Nie

mogłem w nich znaleźć żadnych informacji, jajach potrzebowałem.

- To są tylko kartoteki. - Daniel się uśmiechnął. - To nie jest archiwum wywiadu.

Oliver wyszedł nie próbując mu nawet odpowiedzieć.

B

łąkał się bez celu po ulicach Seattle co najmniej przez godzinę.

Kupił sobie kawę w ulicznym kiosku, obserwował promy odbijające od nabrzeża i

włóczył się po Pioneer Square.

Brak zajęcia wywoływał u niego dziwne uczucie. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy

ostatnio nie miał nic do roboty. Zawsze skupiał się na osiągnięciu jasno wytyczonego celu.

Gdy w końcu przystanął, zorientował się, że stoi przed sklepem „Sezamie, otwórz się”.

Oczywiście podświadomie przez cały czas wiedział, dokąd zmierza.

Stojąc na chodniku przed sklepem Annie, poczuł się jak idiota. Uczucie

niezdecydowania doprowadzało go do wściekłości. Nigdy dotąd nie był niezdecydowany.

Drzwi sklepu nagle się otworzyły. Chudy, żylasty człowiek w marynarskim

niebieskim sweterku i sztruksowych spodniach niemal się zderzył z Oliverem.

- Przepraszam - powiedział.

- Nic nie szkodzi. - Rain wzdrygnął się i dalej oglądał wystawę sklepu.

- Ja pana znam. - Człowiek wyprostował się tak bardzo, że wyglądał na wyższego. -

Pan się nazywa Rain, prawda? Mąż Annie?

Oliver spojrzał na nieznajomego.

- Co z tego?

- Jestem Arthur Quigley.

- Stało się coś?

252

background image

- Nie. To ja dałem Annie książkę, której, jak mówiła, pan potrzebował - wyjaśnił

ochoczo Arthur. - Przykro mi, że nie pomogła.

- Czy ona panu powiedziała, że książka nie pomogła?

Oliver z ledwością utrzymał w ryzach swój niebezpieczny temperament.

- Nie mówiła tego dosłownie, ale przed chwilą z nią rozmawiałem. Powiedziała mi, że

pana opuściła, i sam wywnioskowałem, że książka nie pomogła. - Quigley zmarszczył brwi ze

zmartwienia. - A może popróbuje pan innego podręcznika? Mam całkiem niezły wybór.

- Nie, dziękuję.

- Nie ma czego się wstydzić, panie Rain - powiedział poufale. - My, mężczyźni, nie

urodziliśmy się po to, by być wielkimi kochankami. Tej sztuki trzeba się nauczyć, tak jak

wszystkiego innego.

- Będę o tym pamiętał - mruknął Oliver.

- Pewnie. Proszę dać mi znać, jak się pan zdecyduje na inną książkę. - Uśmiechnął się

szeroko. - Może przyszedł pan, żeby zobaczyć się z Annie?

- Może.

- Najwyższy czas. - Arthur, najwyraźniej zadowolony, kiwnął głową. - Przez pana

wykrwawiła sobie serce do cna. Cieszę się, że odzyskał pan rozum.

Oliver obszedł Quigleya, otworzył drzwi sklepu i wszedł do środka. Ella spojrzała

groźnie zza kontuaru.

- Czego pan sobie życzy?

- Przyszedłem zobaczyć się z żoną - powiedział kładąc jak największy nacisk na

ostatnie słowo.

- Ma gości.

- To niedobrze. - Wyminął kontuar i otworzył drzwi biura Annie.

Tak jak Ella powiedziała, pani Rain nie była sama. Pięć par oczu spojrzało na niego.

Wokół biurka siedzieli, stali, bądź podpierali ściany Sybil, Heather, Valerie, Richard i

Nathan.

Annie siedziała na swoim krześle i wycierała oczy chusteczką.

- Co tutaj robisz, Oliverze? - zapytała Sybil wstając z krzesła. Na jej twarzy widać

było ślady niedawnych przeżyć.

- Przyszedłem zobaczyć się z żoną. Czy ktoś zgłasza sprzeciw? - Oliver patrzył po

kolei na twarze wszystkich członków rodziny.

- Jeżeli przychodzisz, żeby się nad nią znęcać, powinieneś wiedzieć, że nie będziemy

tego tolerować - odpowiedziała Valerie.

253

background image

- Swoje już odcierpiała - zgodziła się Heather.

- Heather ma rację. - Richard spojrzał na Olivera. - Nie chcielibyśmy, żebyś ją

terroryzował.

- Oczy przez ciebie wypłakała - warknął Nathan.

- Nic mi się nie stanie. - Annie wytarła nos chusteczką. - Oliver nie ma zamiaru mnie

terroryzować.

- Nie bądź taka pewna - powiedziała Sybil. - Nie znasz go tak dobrze jak my. On zrobi

wszystko, żeby osiągnąć swój cel, prawda Oliverze?

- Jeżeli nie macie nic przeciw temu, chciałbym porozmawiać z Annie w cztery oczy.

- Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. - Valerie zmarszczyła brwi.

- Tak. - Nathan oderwał się od ściany. - Ja również nie uważam, żeby to był dobry

pomysł.

- Co wy sobie wyobrażacie? Co niby mogę jej zrobić? - Oliver patrzył kolejno na

każde z nich.

- Prawdopodobnie to, czego nie powinieneś - stwierdziła Sybil.

- A co według ciebie powinienem zrobić, Sybil?

- Prosić - odpowiedziała zwyczajnie i przesłała mu dziwny, zdawkowy uśmiech. -

Pierwszy raz w twoim życiu mógłbyś się nauczyć bardzo grzecznie prosić o to, co chcesz

osiągnąć. Najwyższy czas, żebyś nauczył się trochę pokory.

- Sybil ma rację - dodała Valerie. - Czas, żebyś zrozumiał, że nie możesz mieć

wszystkiego, czego zapragniesz, dopóki nie nauczysz się grzecznie prosić.

- Wystarczy! - Annie gwałtownie machała chusteczką. - Stop! Proszę! Proszę was

wszystkich. Doceniam wasze intencje, ale nie ma potrzeby atakować Olivera.

- Mamy rację - szarżowała dalej Valerie. - Nauczył się brać wszystko, na co ma

ochotę.

- To nieprawda. - Annie chwyciła inną chusteczkę i głośno wydmuchała nos. - Na

Boga! Valerie! Chyba nie wierzysz, że twój brat dostał w życiu wszystko, czego zapragnął?

Wprost przeciwnie!

- O czym ty mówisz? - zapytała zaniepokojona Heather.

- Czy nie rozumiecie? - Annie przełknęła łzy. - Oliver nigdy nie dostał tego, o czym

naprawdę marzył. Nawet nie mógł wybrać zawodu, o którym tak śnił.

- Annie, jesteś dla niego zbyt pobłażliwa - powiedział Nathan nieswojo.

- Na miłość boską! Czy jesteście ślepi? Zawsze musiał rezygnować ze swoich planów

dla dobra reszty rodziny. Poświęcił wszystko dla was.

254

background image

Valerie i inni spojrzeli po sobie nawzajem, a potem na Olivera. Zrozumiał, że

wszystko układa się dla niego szczęśliwie. Atak rodziny na niego spowodował, że Annie

skoczyła mu na pomoc. Równowaga przesunęła się zdecydowanie na jego korzyść. Jeżeli

umiejętnie zagra swoimi kartami, nigdy się nie dowiedzą, jak rozległe są obszary jego

słabości. Nie będzie żebrać.

- Widzę, że nie jestem tutaj osobą pożądaną - powiedział cicho i spojrzał na Annie. -

Żegnaj. Może będziemy mogli porozmawiać innym razem.

- Oliverze! Poczekaj! - Jej zaczerwienione oczy rozszerzyły się ze strachu.

Ale Rain nie czekał.

- Annie, nie poniżaj się! Chyba za nim nie polecisz? - syknęła Sybil.

Nie odwracał głowy, by zobaczyć, czy żona rzeczywiście zamierza za nim wybiec.

Przeszedł szybko przez sklep i wyszedł frontowymi drzwiami. Zaczerpnął głęboko świeżego

powietrza. Zwycięstwo znalazło się w zasięgu ręki. Już je wyczuwał. Wszystko, co musi

zrobić, to opanować niecierpliwość.

Wieczorem, po godzinie szóstej, Annie wysiadła z walizką w ręku na dwudziestym

szóstym piętrze przed rezydencją Raina. Przemaszerowała przez hall i nacisnęła dzwonek.

Bolt natychmiast otworzył drzwi.

- Dobry wieczór, pani Rain.

- Cześć, Bolt. Czy Oliver jest w domu?

- Tak. - Jego wzrok przeniósł się na walizkę. - Wiem, że to nie moja sprawa, ale nie

jestem pewien, czy to dobry pomysł.

- Wiem. Wszyscy uważają, że nie powinnam wracać do niego tak łatwo. Problem w

tym, że nikt go nie rozumie.

- Jeżeli pani tak mówi... - Bolt sięgnął po walizkę.

Annie weszła do hebanowo-złotego przedpokoju i zaczęła ściągać płaszcz

przeciwdeszczowy.

- Gdzie on jest?

- W gabinecie.

- Dziękuję.

Oddała płaszcz Boltowi i powoli przeszła przez hall do zamkniętych drzwi gabinetu.

Zapukała i od razu otworzyła drzwi.

Oliver siedział za biurkiem. Jak zwykle doskonale nad sobą panował, ale blask lampy

halogenowej uwydatniał napięcie w jego twarzy. Annie nie mogła stwierdzić, czy wygląda

triumfująco, czy po prostu się cieszy.

255

background image

Uśmiechnęła się kwaśno.

- Cześć. Wróciłam.

- Zdążyłaś dokładnie na kolację - powiedział spokojnie. Wstał i obszedł biurko.

- Oliverze, czasami jesteś takim idiotą! Wiem, że mnie kochasz, ale nie możesz

chociaż na chwilę odłożyć na bok swojej samokontroli? - Annie zachichotała. - Od czasu do

czasu będziesz mnie doprowadzał do furii, ale to nic. Kocham cię mimo wszystko.

- Cieszę się - wyszeptał i otworzył ramiona.

Annie rzuciła się w nie bez namysłu.

D

ługo nie mógł zasnąć tej nocy. Annie smacznie spała obok niego. Jej miękkie i

ciepłe ciało leżało zwinięte u jego boku. Powróciła tam, gdzie jej miejsce, do jego łóżka.

Bezpieczna i ufna.

Zwyciężył. Znowu wszystko znalazło się na swoim miejscu.

Rozglądał się po sypialni, zastanawiając się, dlaczego kierowanie wszystkimi nie daje

mu już takiej satysfakcji jak niegdyś.

C

ztery dni później Annie wróciła z lunchu akurat w tej chwili, gdy z podjazdu przed

sklepem „Sezamie, otwórz się” odjeżdżał samochód dostawczy. Przyspieszyła kroku, w

nadziei że kilka dni przed terminem przybyła dostawa lamp w stylu art deco. Czekał na nie

Stanford J. Littlewood.

Otworzyła drzwi sklepu i skamieniała. Butik był wyładowany paprociami. Sezam

zamienił się w podzwrotnikową dżunglę.

Paprocie były wszędzie. Wypełniały pomieszczenie po sam sufit, tak że trudno się

było przecisnąć. Włoska złotowłosa i rogi jelenia wisiały na każdym istniejącym haku. We

wszystkich dostępnych miejscach stały doniczki pełne liści paproci w kolorze soczystej

zieleni, o różnych, niewiarygodnych kształtach i rozmiarach. Tworzyły wąską alejkę do jej

biura.

- Co się stało? - Annie zastanawiała się, gdzie się podziała Ella. - Co to ma znaczyć?

- Zabij mnie. - Ella wystawiła głowę zza wspaniałej paproci. - Zaczęli to wnosić, jak

tylko poszłaś na lunch. Wlewali się do sklepu przez całą godzinę. - Zachichotała. - W twoim

biurze jest ich o wiele więcej.

Oczarowana Annie powoli przeszła przez tę podzwrotnikową dżunglę. Zapach ciepłej,

żyznej ziemi wypełniał powietrze. Bujna zieleń łagodziła światło dnia.

256

background image

To wszystko musiał zorganizować Oliver, pomyślała z narastającą radością.

Zalała ją fala szczęścia. Odnalazł w końcu sposób, jak wyznać jej miłość.

I to jaki!

Niektórzy mężczyźni wysyłają tuziny róż. Oliver wysłał mnóstwo przepięknych

paproci.

Jej uwagę przykuło migoczące światło wydobywające się z jej biura. Podeszła bliżej,

jakby przyciągana zaklęciem wróżki.

Otworzyła drzwi i ujrzała cieplarnię wypełnioną po brzegi paprociami.

Migoczące światło wydobywało się z krzykliwej rzeźby ustawionej na środku biurka.

Trzy świetlówki jaśniały dwoma purpurowymi słowami.

Annie zatrzymała się w drzwiach i wielokrotnie czytała to wyznanie. Łzy szczęścia

trysnęły jej z oczu.

Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię.

- Co o tym myślisz? - zapytał ciepło Oliver z kąta pokoju. - Czy to dzieło sztuki czy

kicz?

- Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? To jest boskie. - Annie spojrzała na męża. Nawet

nie śniła, że będzie kiedyś tak szczęśliwa.

Oliver zaczął się uśmiechać. Uśmiech wędrował po jego twarzy, aż zatrzymał się w

oczach koloru deszczu, z których Annie mogła teraz wyczytać wyznanie miłości.

- Och, Oliverze! - wyszeptała. - Kto to mówił, że masz trudności w porozumiewaniu

się z ludźmi?

- Pragnę cię bardziej niż kogokolwiek w życiu. Nigdy, nawet w najskrytszych

marzeniach, nie wyobrażałem sobie, że doznam tyle szczęścia, by znaleźć kogoś takiego jak

ty. Kocham cię. - Wymówił te słowa prosto i naturalnie, bez najmniejszych wahań.

Annie rzuciła mu się w ramiona, przekonana że będzie słyszeć to wyznanie codziennie

aż po kres ich życia.

257


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jayne Ann Krentz Damy i awanturnicy 03 Kowboj
Jayne Ann Krentz Misterny plan
Jayne Ann Krentz The Ties That Bind(P)
Wakacje na Hawajach Jayne Ann Krentz(1)
Jayne Ann Krentz Arcane Society 03 Sizzle and Burn
Jayne Ann Krentz Próba czasu
Jayne Ann Krentz Oczekiwanie
Jayne Ann Krentz Wielka namiętność
Jayne Ann Krentz Światło i mrok
Jayne Ann Krentz Between the Lines(P)
Jayne Ann Krentz Poszukiwacz skarbów
Jayne Ann Krentz Noc poślubna
SEZAMIE otwórz się 10 zdumiewających faktów
Jayne Ann Krentz Lost & Found(P)

więcej podobnych podstron