background image

 

Barbara Cartland

 

Zakochany hrabia 

Gentleman in love

 

 

 

background image

Rozdział 1 
Rok 1815 
Nie  widzę  w  nim  nic  osobliwego  -  powiedział  Ryszard 

Rowlands  przyglądając  się  ze  wszystkich  stron  swojemu 
nowemu krawatowi. 

 -  Różnica  jest  jednak  ogromna  -  odezwał  się  z 

szacunkiem jego lokaj. 

 - Moim zdaniem  wygląda nieporządnie - rzekł Ryszard z 

dezaprobatą. 

 - Zgadzam się z tobą - rozległ się głos od drzwi. Ryszard 

Rowlands odwrócił się. 

 - O, Vargus! Nie  wiedziałem, że wróciłeś do Londynu!  - 

zawołał. 

 -  Przyjechałem  wczoraj  wieczorem  -  wyjaśnił  hrabia 

Hellington. - Pobiłem swój własny rekord szybkości. 

 - Czy za sprawą nowych koni? 
 - Tak, dzięki tym kasztankom, które pomogłeś mi wybrać 

w  Tattersall's.  (Tattersall's  -  miejsce  sprzedaży  koni 
wyścigowych w Londynie.) 

 -  Zapowiadały  się  znakomicie  -  powiedział  Ryszard 

Rowlands.  -  Rozgość  się,  proszę.  Masz  ochotę  na  kieliszek 
szampana czy może wolisz brandy? 

 -  Nie  pijam  trunków  z  rana  -  rzekł  hrabia  -  lecz  z 

przyjemnością wypiłbym filiżankę kawy. 

Ryszard skrzywił się. 
 -  Paskudny  napój,  chyba  że  ktoś  chce  się  pozbyć 

senności. 

 - Myślę, że ty stosujesz bardziej atrakcyjne metody - rzekł 

hrabia drwiąco. 

Rozsiadł się wygodnie w fotelu, wyciągnął nogi obute we 

wspaniale wypucowane sztylpy. Ich blask wprawił w podziw 
lokaja. 

background image

Ryszard Rowlands przerwał toaletę i począł przyglądać się 

przyjacielowi z wielką uwagą. 

 -  Wyglądasz  wspaniałe.  Przypuszczam,  że  to  wiejskie 

powietrze tak cię odmieniło - zauważył. 

 -  Istotnie  dużo  przebywałem  na  świeżym  powietrzu, 

ujeżdżałem  mojego  nowego  konia.  Mam  nadzieję  wygrać  na 
nim każdy wyścig - odparł hrabia. 

 -  Ty  zawsze  zwyciężasz  -  powiedział  Ryszard.  -  Masz 

najlepsze konie, bo sam je trenujesz. 

 -  To  jest  właśnie  sekret  moich  sukcesów,  drogi 

Ryszardzie  -  rzekł  hrabia.  -  Gdybyś  zamiast  biegać  za 
kobietami 

skoncentrował  się  na  koniach,  zostałbyś 

znakomitym  jeźdźcem,  a  i  twoje  zdrowie  bardzo  by  się 
poprawiło. 

Przyjaciel zaśmiał się. 
 -  W  tej  chwili  mógłbym  ujeżdżać  co  najwyżej  muła,  i  to 

takiego, którego już nikt nie chce. 

 - Czyżbyś był w tarapatach? - zapytał hrabia z troską. 
 -  W  kompletnej  ruinie  -  odrzekł  Ryszard.  -  I  na  domiar 

złego  nie  mogę  prosić  o  pomoc  ojca.  Kiedy  widziałem  się  z 
nim  pół  roku  temu,  oświadczył,  że  nie  będzie  więcej  spłacał 
moich  długów.  Mogę  zgnić  w  więzieniu,  a  on  nie  da 
złamanego grosza. 

 -  Dosadnie  powiedziane!  -  zauważył  hrabia.  -  Dopilnuję, 

żeby do tego nie doszło. 

 -  Nie,  Vargusie.  Jestem  ci  niewymownie  wdzięczny  za 

słowa  otuchy  -  powiedział  Ryszard  -  ale  już  na  początku 
naszej  przyjaźni  przyrzekłem  sobie,  że  nie  będę  cię 
wykorzystywał, jak to czyniła większość twoich znajomych, i 
zamierzam słowa dotrzymać. 

 - Duma jest cnotą tylko wówczas, gdy można sobie na nią 

pozwolić - stwierdził hrabia cynicznie. 

 - Wolę być biedny, ale zachować godność. 

background image

 - Samą ambicją się nie najesz - rzekł hrabia. - Co do mnie, 

to  nie  chciałbym  już  nigdy  głodować,  jak  to  się  nam  często 
zdarzało  w  armii  Wellingtona.  Zbyt  dobrze  pamiętam  te 
chwile, kiedy z głodu zjadłbym własne buty. 

 - Takich przeżyć się nie zapomina - zgodził się Ryszard. - 

Ale  przestańmy  już  mówić  o  wojnie.  Cóż  cię  sprowadziło  z 
powrotem do Londynu? 

Hrabia  zawahał  się  z  odpowiedzią,  co  zadziwiło  jego 

przyjaciela. Służba w jednym pułku zbliżyła ich tak bardzo, ze 
nie mieli przed sobą tajemnic. Po zakończeniu wojny obydwaj 
oddali  się  wszelkim  rozrywkom,  jakie  im  mógł  zaoferować 
Londyn.  Była  to  rekompensata  za  lata  wyrzeczeń  i  trudów, 
które znosić musieli w Hiszpanii i Portugalii. 

Zwycięstwo pod Waterloo przyczyniło się do zaprzestania 

działań  wojennych.  Młodzi  ludzie  mogli  wrócić  do  domów  i 
zająć  się  wyłącznie  przyjemnościami.  Nie  było  to  trudne  w 
sytuacji hrabiego, który był człowiekiem niezwykle bogatym. 
Natomiast  ludzie  niezamożni,  jak  Ryszard  Rowlands,  jeśli 
chcieli zakosztować rozkoszy życia, łatwo popadali w długi. 

Sam  książę  regent  wprowadził  modę  na  różnego  rodzaju 

ekstrawagancje  i  gromadzenie  stosów  nie  zapłaconych 
rachunków.  Towarzysze  jego  zabaw,  których  zapraszał  do 
Carlton House, chętnie współzawodniczyli w tej grze. Gdy nie 
gościli u regenta, spędzali czas w licznych klubach przy ulicy 
św.  Jakuba.  Tutaj  mogli  grywać  w  karty,  posłuchać 
najświeższych  plotek  towarzyskich  i  rozmawiać  o  sekretach 
teatralnego światka. 

Mimo  braku  pieniędzy  Ryszard  Rowlands  nie  tylko 

korzystał  z  uroków  nocnego  Londynu,  lecz  także  bywał  na 
zawodach,  wyścigach  i  wszędzie  tam,  gdzie  zbierało  się 
eleganckie  towarzystwo.  Wiedział,  że  hrabia  również  kochał 
wszelkiego rodzaju rozrywki i bardzo go zdziwiło, gdy przed 
trzema  tygodniami  przyjaciel  zniknął  niespodziewanie  i 

background image

wyjechał  do  swojej  posiadłości  w  hrabstwie  Kentu. 
Opuszczając Londyn, powiedział tylko, że ma wiele spraw do 
załatwienia  na  wsi.  Ryszardowi  bardzo  zależało  na 
towarzystwie hrabiego, więc gdy nie otrzymał zaproszenia do 
Hellington  Park,  był  bardzo  rozczarowany.  Teraz  hrabia 
wrócił do Londynu i przyjaciel nie posiadał się z ciekawości. 

 -  No,  Vargusie,  nie  bądź  taki  tajemniczy!  Jeśli  to  jakaś 

kobieta stanęła pomiędzy nami, to przysięgam, że ją uduszę. 

 - Nie ma na razie żadnej kobiety. Osoba, którą chciałbyś 

udusić, nie istnieje. 

 - Co masz na myśli? - zapytał Ryszard. 
W tym  momencie do pokoju wszedł  lokaj  niosąc na tacy 

dzbanek  z  kawą,  dzbanuszek  ze  śmietanką  oraz  filiżankę. 
Postawił  je  przed  hrabią  na  niewielkim  stoliku.  Kiedy  lokaj 
wyszedł, hrabia powiedział: 

 - Wyjechałem na wieś, żeby przemyśleć wiele spraw. 
 - Przemyśleć?! - wykrzyknął Ryszard. - A ja sądziłem, że 

znudziła  ci  się  lady  Adelajda.  Musisz  jednak  przyznać,  że  ta 
tancereczka Fay jest niezwykle urocza. 

 - Zerwałem z nią - rzekł hrabia. 
 -  Rzuciłeś  ją?  -  zapytał  Ryszard.  -  A  dla  kogo? 

Zapanowała cisza. 

 - Jeszcze nie wiem, ale postanowiłem się ożenić! 
 - Kim jest szczęśliwa wybranka? 
 - Już ci wspominałem: jeszcze jej nie znalazłem. Ryszard 

uśmiechnął się. 

 -  To  do  ciebie  podobne,  Vargusie!  Myślisz  o  czymś, 

układasz  plan,  zupełnie  jak  w  wojsku.  Wydaje  mi  się,  że 
dobrze robisz, potrzebujesz przecież potomka. Tylko zastanów 
się nad wyborem właściwej kobiety, bo inaczej to ty będziesz 
musiał ją udusić, a nie ja! 

 - Właśnie nad tym rozmyślałem - rzekł poważnie hrabia. - 

Wypił  parę  łyków  kawy,  a  potem  mówił  dalej:  -  Pojechałem 

background image

do Hellington Park, ponieważ znudziły mnie nie kończące się 
pijatyki  i  gry  w  karty.  Miałem  też  dość  widoku  tych 
wszystkich tłustych kobiet. 

Ryszard zaśmiał się. 
 -  Zupełnie  się  z  tobą  zgadzam.  Lady  Hertford  może 

zepsuć humor każdemu, ale książę regent daje się lubić. 

 -  Święta  racja  -  rzeki  hrabia.  -  Tylko  ostatnimi  czasy 

zrobił się zbyt pompatyczny i przesadnie wrażliwy na punkcie 
własnej osoby. Myślę, że stało się to z winy Beau Brummela. 

Obydwaj panowie zamilkli na chwilę. Nie mieli co do tego 

wątpliwości,  że  książę  od  czasu,  gdy  Beau  Brummel  nazwał 
go grubasem, stał się bardzo łasy na komplementy, stawiając 
w kłopotliwej sytuacji swoich przyjaciół. 

 -  Wiele  można  by  księciu  zarzucić  -  powiedział  hrabia  - 

ale nie da się ukryć, że ma świetny gust, chociaż zupełnie nie 
zna się na kobietach. 

 - Myślę, że pani Fitzherbert była dla niego osobą bardziej 

odpowiednią - rzekł  Ryszard - choć jestem zbyt  młody, żeby 
pamiętać te czasy. 

 - Ja także - odrzekł hrabia. 
 -  O  ile  wiem,  jesteś  ode  mnie  starszy  o  rok,  a  to  znaczy, 

że masz dwadzieścia osiem lat. Rzeczywiście, czas, żebyś się 
ożenił.  Wielu  młodych  ludzi  z  twojej  sfery  znalazło  sobie 
żony zaraz po ukończeniu Oksfordu. 

 -  Kiedy  ja  byłem  w  ich  wieku  -  rzekł  hrabia  -  moje 

kontakty  z  kobietami  ograniczały  się  do  portugalskich 
wieśniaczek  lub  markietanek  ciągnących  za  wojskiem.  Takie 
kobiety nie przydałyby blasku Hellington Park. 

 -  Masz  rację  -  uśmiechnął  się  Ryszard.  -  Zawsze  byłem 

przekonany,  że  żona  powinna,  różnić  się  od  tych  modnych 
dam,  które  robią  do  ciebie  słodkie  oczy,  zanim  zostałeś  im 
przedstawiony. 

background image

 -  Z  ust  mi  to  wyjąłeś  -  rzekł  hrabia.  -  A  ponieważ 

zrozumiałem  twoją  aluzję,  to  powiem  ci,  że  nie  zamierzam 
żenić się z lady Adelajdą ani z inną podobną do niej kobietą. 

Uśmiech zadowolenia pojawił się na twarzy Ryszarda, gdy 

wspomniał  ciemnowłosą  piękność  prześladującą  hrabiego, 
odkąd  tylko  pojawił  się  w  Londynie.  Była  bez  wątpienia 
bardzo  urodziwa  i  pociągająca.  Przyciągała  uwagę 
eleganckiego  świata  rywalizując  o  palmę  pierwszeństwa  z 
lady  Karoliną  Lamb,  opanowaną  szaleńczą  miłością  do  lorda 
Byrona,  oraz  innymi  pięknościami  szczodrze  obdarzającymi 
względami swoich wybrańców. 

Lady  Adelajda  była  wdową  i  nie  taiła,  że  chciałaby 

poślubić  hrabiego.  Kiedy  Hellington  niespodziewanie 
wyjechał na wieś, lady Adelajda była niepocieszona. 

 - Pojedź do niego i sprowadź go do Londynu, Ryszardzie 

- powiedziała, kiedy spotkali się na przyjęciu. 

 - Vargus powróci do stolicy, kiedy sam uzna za stosowne 

- odrzekł Ryszard. 

Lady Adelajda położyła dłoń na jego ramieniu i rzuciła mu 

powłóczyste  spojrzenie,  które  jej  zdaniem  powinno 
doprowadzić mężczyznę do szaleństwa. 

 -  Zrób  to  dla  mnie,  drogi  Ryszardzie  -  prosiła.  -  Możesz 

być pewien, że nie pozostawię twojej przysługi bez nagrody. 

Hipnotyzowała go wzrokiem, lecz on odsunął się od niej i 

powiedział: 

 -  Mój  wpływ  na  decyzje  Vargusa  nie  jest  większy  od 

twojego. Jeśli zechce - to wróci, a jeśli nie - pozostanie na wsi. 

Była  to  prawda.  Hrabia  sam  był  panem  swoich  decyzji. 

Nawykł  do  rozkazywania,  ale  i  do  słuchania.  Wellington 
twierdził,  że  stanowi  doskonały  materiał  na  dowódcę, 
ponieważ  gdy  się  na  coś  zdecyduje,  żadna  przeszkoda  nie 
może go powstrzymać. 

background image

Spoglądając  na  niego,  Ryszard  pomyślał,  że  hrabia 

mógłby  z  łatwością  zdobyć  każdą  kobietę,  lecz  znalezienie 
odpowiedniej  narzeczonej  będzie  zadaniem  bardzo  trudnym. 
Vargus  oczekiwał,  że  jego  przyszła  żona  będzie  wzorem 
doskonałości,  a  żadna  ze  znanych  im  dam  nie  spełniała  tak 
wysokich wymagań. Jakby przeczuwając rozterki przyjaciela, 
hrabia rzekł: 

 -  Nie  będzie  to  łatwe.  Kiedy  byłem  w  Hellington  Park, 

gdzie  od  czasu  wybuchu  wojny  nikt  nie  mieszkał, 
uświadomiłem sobie, jak bardzo ten dom potrzebuje damskiej 
ręki. Brakuje tam czegoś, co tylko kobieta potrafi wnieść. 

 - Czego? - zapytał Ryszard. 
 - Można by to nazwać atmosferą - rzekł hrabia. - Dopiero 

wtedy  będzie  to  prawdziwy  dom.  Rozumiałem  to  już  jako 
mały chłopiec i wiem to teraz. 

 - Chyba masz rację - odparł Ryszard. - Kiedy zmarła moja 

matka, dom wydał mi się pusty. 

 - Właśnie! - powiedział hrabia. - A ponadto, jeśli nie będę 

miał potomka, tytuł przejdzie na nieżonatego stryja, a po nim 
na innego stryja, który ma tylko cztery córki. 

 -  O  dobry  Boże!  -  zawołał  Ryszard.  -  Musisz  koniecznie 

temu zapobiec. 

Hrabia napił się kawy, a potem rzekł: 
 - Kiedy wróciłem do Londynu, zastałem w domu cały plik 

zaproszeń. Niektóre z nich są zapewne od dam mających córki 
na wydaniu. Moglibyśmy skorzystać z jednego czy dwóch. 

Ryszard wydał głośny jęk. 
 -  Trudno  sobie  wyobrazić  coś  mniej  zabawnego  od  tych 

balów,  na  których  przedstawiane  są  młode  panienki  - 
powiedział. - Czy kiedykolwiek brałeś udział w czymś takim? 
Panuje tam sztywna etykieta i jest śmiertelnie nudno. 

 - Tak też myślałem - rzekł hrabia. - Pozostaje jeszcze taka 

możliwość,  żeby  lady  Melbourne  przedstawiła  mnie  jakiejś 

background image

młodej  osobie,  Ale  popatrz,  co  się  przytrafiło  lordowi 
Byronowi. 

Mówiąc to, miał na myśli, jak straszliwą pułapką okazało 

się małżeństwo lorda Byrona. Otóż lady Byron, starając się o 
rozwód,  wywlekła  na  widok  publiczny  wszystkie  szczegóły 
ich pożycia, dostarczając strawy wielbicielom skandali. 

 -  Nie  życzyłbym  sobie,  żeby  przydarzyło  mi  się  coś 

podobnego  -  rzekł  hrabia.  -  Sam  wybiorę  sobie  żonę  bez 
niczyjego pośrednictwa. 

 -  Twoja  żona  powinna  pochodzić  z  najświetniejszego 

rodu  -  rzekł  Ryszard.  -  Jeśli  się  nie  mylę,  twoja  matka  była 
córką księcia Dorseta.  Nie  ma chyba nikogo, kto by bardziej 
zadzierał  nosa  niż  obecny  książę  Dorset.  -  Zrobił  małą 
przerwę, a potem ciągnął dalej, jakby w obawie, że hrabiemu 
mogła się nie spodobać jego 

krytyczna uwaga. - I nie bez przyczyny. Dorsetowie nigdy 

nie  należeli  do  kręgu  gromadzącego  się  w  Carlton  House. 
Takiego zdania był przynajmniej mój ojciec. 

 -  To  prawda  -  odrzekł  hrabia.  -  Nie  mogę  oczywiście 

dopuścić  do  tego,  żeby  miejsce  mojej  matki  zajęła  jedna  z 
moich  kochanek.  Jednocześnie  uważam  moich  krewnych 
Dorsetów za osoby niezwykle nudne. Wszyscy oni skupili się 
wokół króla i królowej i nie zajmują się niczym innym tylko 
krytykowaniem  zachowania,  moralności  oraz  ekstrawagancji 
naszego przyjaciela księcia regenta. 

 -  I  nie  tylko  oni  -  powiedział  Ryszard.  -  Jednak  z  takich 

właśnie kręgów powinna pochodzić twoja przyszła żona. 

Hrabia odstawił filiżankę na stolik. 
 -  Tylko  w  romansach  wszystko  układa  się  tak  gładko  - 

rzekł. - Bohater poznaje bohaterkę, obydwoje zakochują się w 
sobie  bez  pamięci,  a  potem  okazuje  się,  że  on  jest  księciem, 
choć  nosi  prosty  strój,  a  ona  nie  jest  gęsiareczką,  ale 
królewską córą. 

background image

Ryszard roześmiał się. 
 - Gdzie, u Boga Ojca, wyczytałeś taką historyjkę? Hrabia 

uśmiechnął się. 

 -  Moja  pierwsza  guwernantka,  która  zawsze  przed 

zaśnięciem  czytała  mi  rozmaite  bajeczki,  była  osobą  o 
usposobieniu  romantycznym,  a  ponieważ  dzieci  są  istotami 
wrażliwymi,  zapamiętałem  wszystkie  te  historyjki,  choć 
zapomniałem wiele ważniejszych rzeczy. 

 -  Będziesz  musiał  się  postarać,  żeby  twoje  dzieci  od 

najwcześniejszych lat były uczone historii i filozofii. 

 - Nie ma sensu rozprawiać o wykształceniu moich dzieci, 

dopóki  ich  nie  mam.  Żeby  mieć  dzieci,  muszę  znaleźć  sobie 
żonę! Pomóż mi w tym, Ryszardzie! 

 - 

Zawsze 

obarczasz 

mnie 

zadaniami 

niemal 

niemożliwymi do wykonania - rzekł Ryszard. - Pamiętam, jak 
w  Eton  przychodziła  ci  chętka  na  smakołyki  zupełnie 
nieosiągalne  na  terenie  szkoły.  A  kiedy  się  znaleźliśmy  w 
wojsku,  zawsze  posyłałeś  mnie  po  żywność,  chociaż  w 
zasięgu  setek  mil  nie  było  ani  jednej  świni  czy  choćby 
kurczaka.  A  teraz  chcesz,  żebym  ci  znalazł  żonę!  Znacznie 
łatwiejszą sprawą byłoby znalezienie choćby tuzina kochanek! 

 - Kochankami sam potrafię się zająć - odparł hrabia. 
 -  Ach,  byłbym  zapomniał!  -  wykrzyknął  Ryszard.  - 

Obiecałem  wstąpić  do  Genevieve  dziś  rano.  Jeśli  jej  jeszcze 
nie poznałeś, to musisz zobaczyć ją niezwłocznie. 

 - A któż to taki ta Genevieve? - zapytał hrabia bez cienia 

zainteresowania w głosie. 

 -  Najnowszy  nabytek  pani  Vestris,  występuje  w 

baletowych przedstawieniach w Teatrze Królewskim. 

 - Znam panią Vestris i choć jej nogi są niezwykłej urody, 

nie znoszę jej nienaturalnego zachowania - zauważył hrabia. 

background image

Miał na myśli młodą aktorkę, o której mówiono, że śpiewa 

jak  anioł,  tańczy  jak  sylfida  i  w  dodatku  ma  najzgrabniejsze 
nogi, jakie tylko można sobie wymarzyć. 

 - W zupełności się z tobą zgadzam - powiedział Ryszard - 

ale  Genevieve  jest  osobą  innego  pokroju.  Przebyła  z  Francji 
bardzo niedawno i od razu podbiła Londyn. 

 - Wydaje mi się, że już to kiedyś słyszałem. 
 - Ależ, Vargusie, ona jest naprawdę niezwykła. Nie tylko 

świetnie  tańczy,  ale  obdarzona  jest  też  niezaprzeczalnym 
czarem. Chodź ze mną, a się przekonasz, że nie przesadzam. 

 - Pójdę  z  tobą  -  zgodził  się hrabia  -  jeśli  mi  obiecasz,  że 

wieczorem  będziesz  mi  towarzyszył  na  co  najmniej  dwóch 
balach.  -  Ryszard  jęknął,  a  hrabia  dodał:  -  Jeden  z  nich  nie 
powinien  być  taki  znów  nudny,  bo  się  odbędzie  w 
Ashburnham  House.  -  U  księżnej  de  Leivens!  -  zawołał 
Ryszard. - Możemy liczyć na zaproszenie do walca. Księżna, 
mimo  że  ma  najbardziej  cięty  język,  jest  prawdziwą  ozdobą 
ambasady. 

Hrabia zaśmiał się. 
 -  Jest  zbyt  inteligentna,  żeby  doprowadzić  do  spięć 

dyplomatycznych,  jednak  często  zastanawiam  się,  kiedy 
rosyjski ambasador zostanie odwołany. 

 -  Nie  zostanie  odwołany,  bo  jego  małżonka  do  tego  nie 

dopuści. Księżna kocha Anglię, a w szczególności Anglików 

Ryszard wstał i zawołał na służącego.  
 - Jarvis! 
Służący przybył natychmiast, żeby dopomóc swemu panu 

założyć elegancką marynarkę od Westona. Leżała na nim jak 
ulał. 

 - Przekonasz się, że księżna bardzo będzie chciała pomóc 

w twoich poszukiwaniach - zauważył Ryszard. 

W jego oczach zalśniły prowokujące iskierki. 

background image

 -  Już  mówiłem,  że  nie  życzę  sobie,  by  ktokolwiek  się 

wtrącał  do  tej  sprawy  -  rzekł  hrabia.  -  To,  o  czym 
rozmawialiśmy,  jest  ścisłą  tajemnicą.  Mam  nadzieję,  że  nie 
wyjawisz jej  nikomu, bo w przeciwnym razie  musiałbym  cię 
wyzwać na pojedynek. 

Ryszard roześmiał się. 
 -  Ponieważ  jesteś  lepszym  strzelcem,  byłoby  to  zwykłe 

morderstwo. Nie pozostawałoby  ci  nic innego jak ucieczka  z 
kraju.  A  po  tylu  latach  spędzonych  na  obczyźnie  sądzę,  że 
masz już dość tułaczki. 

 -  Ma  się  rozumieć  -  rzekł  hrabia.  -  Bardzo  jestem  rad  z 

powrotu  do  domu,  choć  tyle  w  nim  jest  do  zrobienia.  Moi 
pracownicy  się  postarzeli  i  nie  byli  w  stanie  odpowiednio 
doglądać  majątku,  a  poza  tym  wszyscy  interesowali  się 
wyłącznie wojną, zaniedbując niezbędne remonty. 

 -  A  więc  to  sprawy  majątku  zajmowały  cię  tak  długo  - 

zauważył  Ryszard.  -  Ale  przestańmy  już  o  tym  mówić! 
Chodźmy do Genevieve. 

 -  Nie  przepadam  za  Francuzkami  -  rzekł  hrabia,  a  jego 

przyjaciel uśmiechnął się. 

 -  A  jakie  znaczenie  może  mieć  jej  narodowość, 

wystarczy,  że  jest  piękna.  Ponadto  nie  muszę  ci  chyba 
przypominać, że zarówno francuskie kobiety, jak i francuskie 
wina są daleko bardziej interesujące od angielskich. 

Mówiąc to Ryszard wziął laskę i kapelusz i skierował się 

w stronę schodów, a hrabia podążył za nim. Przed domem stal 
niezwykle  elegancki  ekwipaż  zaprzężony  w  parę  koni. 
Ryszard  z  odrobiną  zazdrości  popatrzył  na  powóz  i  usiadł 
obok Vargusa. Służący podał hrabiemu lejce, a sam usadowił 
się na ławeczce z tyłu powozu. 

Powożąc  z  gracją,  dzięki  której  zaraz  po  powrocie  do 

Anglii  okrzyknięto  go  Koryntyjczykiem,  hrabia  skręcił  w 
Piccadilly.  Wiele  osób  spacerujących  po  chodniku 

background image

przystawało  na  chwilę,  aby  dokładnie  obejrzeć  elegancki 
powóz, konie, a także hrabiego. W wysokim cylindrze hrabia 
przyciągał oczy każdej kobiety i sprawiał, że niewieście serca 
zaczynały bić szybciej. Nie lubił jednak, gdy zwracano uwagę 
na  jego  wygląd  i  byłby  skłonny  pobić  każdego,  kto  by  go 
nazwał dandysem. 

 -  Ależ  to  takie  modne  obecnie  określenie  -  usiłował 

protestować Ryszard. 

 - Nic mnie to nie obchodzi! To obraźliwe dla mężczyzny, 

gdy  się  go  nazywa  elegantem  czy  dandysem,  i  jeśli  o  mnie 
chodzi, nie życzę sobie, żeby tak o mnie mówiono. 

Ryszardowi zdarzało się dokuczać hrabiemu, lecz intuicja 

mu podpowiadała, żeby nie używać tego określenia. Chociaż 
wiedział,  że  hrabia  potrafi  panować  nad  sobą,  nie  chciał  mu 
się  narażać.  Jechali  przez  Piccadilly  w  stronę  Teatru 
Królewskiego. 

 - Gdyby ta Francuzka była tak atrakcyjna, jak mówisz, nie 

mieszkałaby w tak podłej dzielnicy - zauważył hrabia. 

Mijali właśnie pełne kurzu uliczki, które zimą musiały być 

pełne błota. 

 -  Nie  zdecydowała  się  jeszcze  na  wybór  odpowiedniego 

protektora - odparł Ryszard - choć wielu o to zabiega. 

 -  A  ty  uważasz,  że  ja  byłbym  właściwym  kandydatem!  - 

rzekł hrabia. 

 -  Istotnie  przychodziło  mi  to  do  głowy  -  przyznał 

Ryszard. 

 - Dlaczego nie wybrała ciebie? 
 -  Czy  sądzisz,  że  mam  potrzebne  po  temu  walory?  Jeśli 

nie  stać  mnie  na  przyzwoitego  konia,  jak  mógłbym 
utrzymywać piękną kobietę? 

 - Więc czemu się nią interesujesz tak bardzo? 
 - Polecił mi ją Raymond Chatteris. Pamiętasz Raymonda? 
 - Oczywiście, że pamiętam. 

background image

 -  Zaangażował  się  w  romans  z  zamężną  kobietą  i  kiedy 

miał  do  wyboru  pojedynek  albo  opuszczenie  kraju,  wyjechał 
do Paryża. 

 - I spotkał twoją przyjaciółkę Genevieve. 
 - Właśnie. 
 -  Był  bardzo  honorowy  starając  się  spłacić  stary  dług  - 

powiedział hrabia drwiącym tonem. 

 -  Tak  się  istotnie  złożyło  -  odrzekł  Ryszard  poważnie.  - 

Raymond prosił, żebym jej pomógł w pierwszych miesiącach 
pobytu w Anglii. Nie sądzę, by mnie później potrzebowała. 

 -  Zaczynasz  mnie  intrygować  -  rzekł  hrabia.  -  A  jak  się 

ona naprawdę nazywa? 

 - Po prostu Genevieve. 
Ponieważ  hrabia  wyglądał  na  zdumionego,  Ryszard 

wyjaśnił: 

 -  Takie  imię  przybrała  jeszcze  we  Francji,  grając 

niewielkie  rólki  w  Varietes.  Kiedy  przybyła  do  Londynu  i 
spostrzegła, że Vestris każe zwracać się do siebie per pani, a w 
programie  przed  nazwiskami  wykonawców  umieszcza  słowo 
pan  lub  panna,  zdecydowała  na  przekór  wszystkim  pozostać 
przy  swoim  imieniu.  Musisz  przyznać,  że  to  oryginalny 
pomysł. 

 - Zastanawiam się, kto jej to doradził? - zapytał ironicznie 

hrabia. 

Właśnie  Ryszard  pokazał  hrabiemu  niewielki  hotelik 

znajdujący się na tyłach Teatru Królewskiego. 

 -  Genevieve  przyjmuje  zazwyczaj  w  czasie  porannej 

toalety - wyjaśnił Ryszard, kiedy konie się zatrzymały. - Mam 
nadzieję,  że  nie  jesteśmy  spóźnieni.  Przekonasz  się,  że  w 
negliżu prezentuje się bardzo atrakcyjnie. 

Hrabia nic nie odrzekł, tylko skrzywił usta z niesmakiem. 

Kiedy  weszli  do  ciasnego  hotelowego  holu,  hrabia  pomyślał, 
że  Ryszard  umyślnie  odwraca  jego  uwagę  od  spraw,  dla 

background image

omówienia których odwiedził go dzisiejszego ranka. Nie miał 
ochoty  zdobywać  nowej  kochanki.  Ostatnią  utrzymankę 
wybrał  w  niezwykłym  pośpiechu  zaraz  po  powrocie  do 
Londynu i popełnił wielki błąd. Nie chodziło mu o pieniądze 
wydane na nią, ale o to, że spotkania z nią były niepotrzebną 
stratą czasu, a związek ten świadczył o jego złym guście. 

Fay  była  niezwykle  urodziwa,  lecz  kiedy  poznał  ją nieco 

bliżej, jej bezmyślna paplanina zaczęła działać  mu na nerwy, 
nie  mówiąc  już  o  tym,  że  chciwość  tej  osóbki  okazała  się 
bezmierna.  Miał  poczucie  winy,  że  się  wplątał  w  całą  tę 
sprawę  i  idąc  za  Ryszardem  po  hotelowych  schodach, 
postanowił  nigdy  więcej  nie  działać  pośpiesznie.  Ryszard 
zapukał  do  drzwi.  Otworzyła  im  pokojówka  w  koronkowym 
czepku i fartuszku. 

 - 

Pani 

oczekuje 

pana 

powiedziała  łamaną 

angielszczyzną, a gdy spostrzegła, że Ryszard nie jest sam, na 
jej twarzy odmalowało się zdumienie. 

Hrabia wszedł za nim do sporego pokoju, w którego rogu 

stało  łoże  przystrojone  szyfonowymi  draperiami,  natomiast 
przy  toaletce  ustawionej  pod  wychodzącym  na  ulicę  oknem 
siedziała młoda kobieta przymierzająca  modny czepek. Obok 
niej stała modystka z drugim czepkiem w dłoni, a kilka innych 
kapeluszy leżało w pudłach rozstawionych na podłodze. 

 -  Przyszedł  pan  Rowlands,  proszę  pani  -  zaanonsowała 

pokojówka - i jeszcze jakiś pan. 

Kobieta siedząca przed lustrem odwróciła się. 
 - Och, Ryszardzie, jak to dobrze, że cię widzę! Potrzebuję 

twojej rady. Jak w tym wyglądam? 

Nie  ulegało  wątpliwości,  że  oczekuje  pochwały.  Jej 

prowokującą  twarzyczkę  o  błyszczących  oczach,  ciemnych 
rzęsach  i  czerwonych  wargach  przysłaniał  czarny  czepek 
ozdobiony  czerwonymi  wstążkami  i  pąsowymi  różami. 
Kapelusz  wywołał  zaskoczenie  gości,  ale  jeszcze  bardziej 

background image

zdziwił  ich  strój  Genevieve  -  miała  na  sobie  tyko  cieniutką 
czarną  koszulkę  nocną,  która  raczej  odsłaniała  niż  skrywała 
doskonałość jej figury. 

 -  Witaj,  Genevieve!  -  powiedział  Ryszard  unosząc  jej 

dłoń  do  ust.  -  Wybacz,  że  przyjechałem  tak  późno.  Za  to 
przywiozłem ze sobą kogoś, kogo chciałbym ci przedstawić - 
oto hrabia Hellington! 

Genevieve wyciągnęła rękę w stronę hrabiego. 
 -  Bardzo  mi  miło  -  rzekła.  -  Ryszard  dużo  mi  o  panu 

opowiadał.  Myślę,  że  poznając  pana  osobiście,  nie  doznam 
zawodu. 

 -  Ja  również  mam  taką  nadzieję  -  powiedział  hrabia 

całując jej dłoń. 

 -  Siadajcie,  panowie  -  Genevieve  wskazała  ręką  dwa 

krzesła.  -  A  ty,  Ryszardzie,  przygotuj  dla  nas  jakieś  trunki. 
Potrzebuję trzech, a może czterech nakryć głowy. Musicie mi 
doradzić. 

Stanęła  znów  przed  toaletką  wpatrując  się  w  swoje 

odbicie. 

 -  Nie  jestem  pewna,  czy  mi  w  tym  do  twarzy.  Co  o  tym 

sądzicie? 

Mówiła  to  właściwie  do  siebie,  a  nie  do  dżentelmenów, 

których  odbicia  widoczne  były  w  lustrze.  Panowie  usadowili 
się  na  dwóch  niezbyt  wygodnych  krzesłach,  bo  wszystkie 
pozostałe  sprzęty  w  pokoju  zarzucone  były  strojami  bądź 
teatralnymi kostiumami. 

 -  Jeśli  o  mnie  chodzi,  bardziej  mi  się  pani  podoba  w 

zielonym.  Nie  rzuca  się  tak  bardzo  w  oczy  i  nie  przytłacza 
pani urody. 

Słowa  te  zostały  wypowiedziane  miękkim,  melodyjnym 

głosem, bardzo różniącym się od głosu Genevieve. Ponieważ 
taki  sposób  mówienia  był  niezwykły  dla  modystki,  hrabia 
spojrzał na nią ze zdumieniem. Miała na sobie szarą sukienkę i 

background image

czepek  tego  samego  koloru.  Hrabia  zdawał  sobie  sprawę,  że 
nie  zwróciłby  na  nią  uwagi,  gdyby  nie  jej  głos.  Twarz 
dziewczyny była osłonięta rondem czepka,  więc nie  mógł  jej 
dostrzec.  Widział  tylko  zarys  prostego  noska,  stanowczy 
podbródek i różowe usta bez odrobiny szminki. 

 - Może ma pani rację - rzekła Genevieve. - Przymierzmy 

go jeszcze raz! Zapytam panów, co o tym sądzą. 

Modystka  wyjęła  zielony  czepek  i  w  momencie,  kiedy 

wkładała go na ciemne włosy Genevieve, hrabia przekonał się, 
że jej wybór był trafny. Ani w czarnym, ani w czerwonym nie 
było Genevieve tak do twarzy jak w tym zielonym. 

 -  Chyba  ładnie  wyglądam,  milordzie?  Nieprawdaż?  - 

zapytała. 

 -  Bardzo  ładnie  -  potwierdził  hrabia  niczym  automat  i 

zaczął się wsłuchiwać w słowa wypowiadane przez modystkę. 

 -  Biorę  ten  -  zadecydowała  Genevieve.  -  I  te  dwa,  które 

poprzednio wybrałyśmy. Proszę je położyć na łóżku. 

Modystka  wzięła  trzy  kapelusze  i  przeszła  przez  pokój, 

żeby  je  umieścić  na  ozdobionym  kokardami  i  falbankami 
łóżku.  Hrabia  śledził  pilnie  każdy  jej  ruch  i  przyszło  mu  na 
myśl, że porusza się z wdziękiem artystki. Wciąż nie udało mu 
się dostrzec jej twarzy, ponieważ zasłaniały ją brzegi czepka. 
Ona również nie patrzyła w jego stronę. Wróciła z powrotem 
do toaletki, żeby spakować pudła, które przyniosła. 

 - Czy wypisze pani rachunek? - spytała Genevieve. 
 - Tak, proszę pani. 
 - Pani będzie już wiedziała, co z tym zrobić. Anglicy mają 

nieco inne zwyczaje niż paryżanie. 

Było  oczywiste,  że  modystka  nie  rozumie,  o  co  chodzi, 

więc hrabia wyjaśnił ironicznym tonem. 

 -  Panna  Genevieve  miała  na  myśli  to,  że  uczestnicy 

spektaklu przymierzania kapeluszy płacą zazwyczaj rachunek. 
Proszę mi go podać. 

background image

Po raz pierwszy  modystka  spojrzała  mu prosto w twarz  i 

dojrzał  zdumienie  w  jej  oczach.  Natomiast  Genevieve 
roześmiała się. 

 - To bardzo miło z pana strony! Jestem bardzo wdzięczna. 

Nie wiem, jak mam panu za to podziękować. 

Wstała z krzesła, podeszła do hrabiego i pocałowała go w 

policzek,  Kiedy  się  nad  nim  pochylała,  poczuł  egzotyczny 
zapach  perfum  i  ciepło  okrytego  cienką  tkaniną  ciała.  Potem 
zwróciła się w stronę Ryszarda mówiąc: 

 - Chyba zapomniałeś, drogi Ryszardzie, że mnie też chce 

się pić? 

 -  Nie  zapomniałem  -  odrzekł  Ryszard.  -  Oto  twój 

kieliszek. 

 - Dziękuję. 
Zrozumiał,  że  dziękuje  mu  nie  tyle  za  trunek,  ile  za 

przyprowadzenie  hrabiego.  Wymienili  ze  sobą  konspiracyjne 
uśmiechy,  kiedy  hrabia  odliczał  z  portmonetki  sporą  sumę 
pieniędzy.  Modystka  wciąż  trzymała  starannie  wypisany 
rachunek.  Stała  spokojna  i  wyprostowana.  Dopiero  teraz 
hrabia mógł dokładniej przyjrzeć się jej twarzy. Była zupełnie 
inne  niż  sprzedawczynie  sklepowe,  a  przy  tym  niezwykle 
piękna.  Zdumiały  go  nie  tylko  jej  wielkie  oczy,  ale  przede 
wszystkim klasyczne rysy twarzy. 

 - Czy pani sama zrobiła te kapelusze? - zapytał. 
 - Niektóre tak, milordzie. 
 - Musi być pani bardzo zdolna. 
Nie odpowiedziała, a jego komplement skwitowała lekkim 

pochyleniem głowy. 

 - Czy lubi pani swoją pracę? 
Znów  nie  usłyszał  odpowiedzi,  tylko  ledwo  dostrzegalne 

skinienie  głowy.  Hrabia  odniósł  wrażenie,  że  specjalnie 
zachowuje dystans, a jego pytania odbiera jako wdzieranie się 

background image

w jej prywatne sprawy. Ponieważ chciał jednak usłyszeć głos 
dziewczyny, powiedział: 

 - Zadałem pani pytanie. 
 - Pracuję, bo muszę, milordzie. 
Brzmienie jej głosu było nadal melodyjne, jednak wyczuł 

nutę chłodu, zmuszającą do zachowania dystansu. 

Hrabia  trzymał  w  ręku  kilka  gwinei,  ale  nie  podał  ich 

modystce. 

 - To musi być bardzo niemiłe - powiedział - spędzać życie 

na  doradzaniu  innym  kobietom,  w  czym  będą  wyglądać 
korzystnie. 

Przez  moment  kąciki  jej  warg  zadrżały,  a  spoza 

opuszczonych  powiek  dziewczyny  dojrzał  błysk  oczu,  jakby 
mu  chciała  powiedzieć,  że  dla  wielu  kobiet,  mimo  usilnych 
starań  i  traconych  przez  nie  pieniędzy,  jest  to  zadanie 
beznadziejne.  Hrabiemu  wydało  się  dziwne,  że  odgadł  jej 
myśli,  choć  nie  wyrzekła  ani  słowa.  Modystka  stała 
dotychczas nieruchomo, ale widząc, że ociąga się z płaceniem 
rachunku,  wyciągnęła  rękę.  Była  to  mała,  kształtna  rączka  o 
długich palcach, na których nie było ani jednego pierścionka. 

 - Dziękuję panu, milordzie. Wyraźnie ponaglała go. 
 -  Tutaj  są  pieniądze  za  kapelusze,  a  ta  gwinea  jest  dla 

pani. 

Uniosła brwi i spojrzała mu prosto w twarz, a w jej oczach 

dostrzegł błysk niezadowolenia. Przez chwilę sądził nawet, że 
nie przyjmie napiwku. W końcu, jakby przypomniała sobie o 
sytuacji,  w  jakiej  się  znajduje,  rzekła  rozmyślnie  łagodnym 
tonem: 

 - Dziękuję... jestem panu wdzięczna. 
Ukłoniła się, wzięła z jego rąk pieniądze i odwróciła się z 

lekkim  trzepotem  falban  przy  sukni.  Potem  wzięła  pudła  z 
kapeluszami i wyszła z pokoju nie odzywając się słowem, nie 
pożegnawszy nawet swojej klientki. 

background image

Rozdział 2 
Talia wyszła tylnymi drzwiami z magazynu pani Burton i 

wkrótce  na  końcu  ulicy  ujrzała  oczekującą  na  nią  postać. 
Pobiegła  w  stronę  ubranej  jak  służące  z  dobrych  domów 
starszej kobiety, która uśmiechała się do niej z daleka. 

 -  Wybacz  mi,  Hanno,  że  musiałaś  na  mnie  czekać  - 

powiedziała  Talia  -  ale  w  ostatniej  chwili  musiałam 
zapakować  wiele  pudeł.  Dobrze,  że  nie  kazano  mi  ich 
roznosić. 

 -  Nie  mają  prawa  zatrudniać  cię  do  tego  rodzaju  prac  - 

przerwała jej Hanna. 

Talia zaśmiała się. 
 -  Wiesz,  że  biedacy  nie  powinni  wybrzydzać.  Dziś 

miałam  bardzo  interesujący  dzień.  Nie  będę  ci  teraz  o  tym 
opowiadać, poczekajmy z tym, aż wrócimy do domu. Jak się 
czuje mama? 

 -  Jak  zwykle  -  odrzekła  Hanna.  -  Liczy  dni  do  powrotu 

ojca i wciąż oczekuje listu, który nie nadchodzi! 

Głos  Hanny  brzmiał  ostro.  Talia  rozumiała  jej 

rozgoryczenie,  ponieważ  jedyną  osobą,  którą  Hanna 
uwielbiała, była jej matka. Szły szybko ulicami, które nie były 
już tak zatłoczone jak za dnia, aż znalazły się w pobliżu Hay 
Hill.  Weszły  w  Lansdown  Passage  dzielący  ogrody  należące 
do  dwóch  rezydencji.  Talia,  przemierzając  tę  drogę,  zawsze 
rozmyślała  o  konnych  rabusiach,  którzy  w  dawnych  czasach 
grasowali w tych okolicach. 

Kiedy  książę  Walii  i  książę  Yorku  byli  jeszcze 

młodzieńcami,  wybrali  się  wynajętym  powozem  na 
przejażdżkę  po  Hay  Hill.  Zostali  wówczas  zatrzymani  i 
obrabowani przez grupę rozbójników. Napastników nigdy nie 
złapano.  Innym  znów  razem  rozbójnik,  uciekając  z  ulicy 
Piccadilly,  minął  Lansdown  Passage  oraz  ulicę  Curzona  i 
pogalopował w nieznane. 

background image

Ten  wyczyn  wydał  się  Talii  bardzo  ekscytujący  i 

zastanawiała się nawet, czy ona sama zachowałaby się równie 
przytomnie w podobnej sytuacji. 

Hanna  nie  lubiła  rozmawiać,  kiedy  spieszyły  razem  do 

domu, więc Talia mogła bez przeszkód zagłębiać się w swoich 
myślach.  Dżentelmen,  który  dzisiejszego  ranka  wręczył  jej 
gwineę w pokoju panny Genevieve, miał wygląd rozbójnika, a 
może nawet  pirata. Lubiła się przypatrywać elegantom takim 
jak  on,  gdy  odbywali  konne  przejażdżki  lub  spacerowali  po 
Bond  Street.  Nigdy  dotąd  nie  miała  okazji  do  rozmowy  z 
żadnym  z nich, ale cyniczny ton jego głosu był  właśnie taki, 
jak sobie wyobrażała. 

Kiedy  doszły  do  ulicy  Curzona,  Hanna  przyspieszyła 

kroku  i  po  kilku  minutach  mijały  przejście  wiodące  na 
Shephard Market. 

Talia  widziała  oczami  wyobraźni  odbywające  się  tu 

niegdyś  targi.  Lubiła  czytać  o  nich.  a  starzy  mieszkańcy  tej 
dzielnicy  chętnie  je  wspominali.  Shephard  Market  stanowił 
wciąż  niewielką  wioskę  ze  swoim  odrębnym  życiem. 
Organizowane  tu  każdego  roku  i  trwające  dwa  tygodnie 
jarmarki ściągały do Londynu tłumy ludzi. 

Na  sąsiadujących  z  placem  targowym  ulicach  i  polach 

ustawiono  budy  cyrkowe,  w  których  organizowano  walki 
zapaśników,  pokazywano  dzikie  zwierzęta,  a  nawet  rozmaite 
szarlatańskie  sztuczki.  Były  tam  karuzele,  występowali 
połykacze  ognia  i  linoskoczkowie.  Gromadziły  się  tłumy 
żądne  ujrzenia  wodzów  kanibalskich  plemion  albo  kobiety  z 
twarzą  świni  czy  innych  wybryków  natury.  Widowiska  te 
cieszyły się wielką popularnością. 

Jednak  nie  tylko  wesołe  przedstawienia  rozgrywały  się 

tutaj.  Zdarzały  się  również  prawdziwe  tragedie.  Podobno 
przed  stu  laty  tańczyła  tu  na  linie  pewna  tancerka,  o  której 
mówiono,  że  pochodzi  z  arystokratycznego  domu  z  obcego 

background image

kraju.  Nazywano  ją  lady  Mary.  Zakochała  się,  jak  mówią,  w 
cyrkowcu, który nauczył ją tańczyć na linie. Lady Mary była 
bardzo lubiana, a widzowie podziwiali jej talent i wdzięk. Gdy 
była  brzemienna,  nie  przestała  występować.  Pewnego  dnia 
spadła  z  liny,  urodziła  martwe  dziecię,  a  sama  przy  tym 
straciła życie. 

Talia często rozmyślała o lady Mary, bo ta smutna historia 

wydawała  jej  się  bardzo  romantyczna.  Nieszczęsna  tancerka 
musiała  być  bardzo  zakochana,  skoro  uciekła  z  zamożnego 
domu  we  Florencji  i  zdecydowała  się  na  życie  wędrownej 
cyrkówki. 

Hanna zatrzymała się przed jednym z maleńkich domków 

otaczających  Shephard  Market  i  wyjęła  klucz  z  kieszeni 
czarnej spódnicy. Otworzyła drzwi, a Talia pobiegła wąskimi 
schodami wołając: 

 - Mamo, jesteśmy w domu! 
Otworzyła drzwi i  weszła do małego pokoju, który pełnił 

jednocześnie  rolę  saloniku  i  sypialni.  Na  szezlongu  stojącym 
pod  oknem  leżała  kobieta,  która,  choć  słaba  i  chora, 
zachowała ślady wielkiej urody. Kobieta wyciągnęła dłonie w 
stronę córki, a Talia podbiegła i ucałowała ją w oba policzki. 

 -  Wróciłam,  mamo!  Mam  ci  tyle  do  opowiedzenia.  Czy 

nie jesteś znużona? 

 - Czuję się dobrze, tylko bardzo tęskniłam za tobą. Jesteś 

dla mnie jak promień słońca. 

 -  Cieszy  mnie  to  niezmiernie  -  rzekła  Talia.  -  Jednak 

przyniosłam  coś  bardziej  konkretnego  od  słonecznego 
promienia, za co będzie można kupić jedzenie. 

Wydobyła z portmonetki gwineę i pokazała matce. 
 -  Oto  mój  pierwszy  napiwek  otrzymany  od  szlachetnie 

urodzonego dżentelmena. 

 - Nie chcesz mi chyba powiedzieć, Talio, że przyjmujesz 

pieniądze od panów - odezwała się matka. 

background image

Talia zaśmiała się. Zdjęła czepek i położyła go na krześle. 

Potem  zaczęła  poprawiać  złociste  włosy  o  lekko  rudawym 
odcieniu. 

 -  Najpierw  chciałam  mu  je  oddać,  ale  potem 

przypomniałam sobie, że jestem tyko biedną modystką. 

Z ust matki wyrwał się jęk. 
 - Jak  mogłam dopuścić do tego, żebyś  musiała pracować 

w takich warunkach. Traktują cię tam niemal jak służącą. 

 - Bo nią jestem - stwierdziła Talia. - Ale nie przejmuj się 

tym,  mamo.  Dziś  miałam  naprawdę  zabawny  dzień.  Gdybyś 
tylko  mogła  widzieć  te  kobiety,  które  przychodzą  do  nas  po 
kapelusze  -  roześmiała  się.  -  Jedna  o  twarzy  okrągłej  niczym 
dynia  spytała  mnie  dzisiaj:  „Jak  się  pani  wydaje,  czy  dobrze 
mi  w tym czepku?" Miałam ochotę odpowiedzieć, że nie  ma 
takiego nakrycia głowy, w którym byłoby jej do twarzy. 

 -  Mam  nadzieję,  że  tego  nie  zrobiłaś!  -  zaniepokoiła  się 

matka. - Byłoby to bardzo niegrzeczne. 

 -  Oczywiście,  że  nie.  Powiedziałam,  że  wygląda 

czarująco, a ona była tak zachwycona, że zamiast  kupić dwa 
czepki, kupiła trzy. Pani Burton bardzo mnie chwaliła. 

Usiadła  obok  matki  na  krześle  i  wzięła  jej  rękę  w  swoje 

dłonie. 

 -  Nie  martw  się,  że  przyjęłam  tę  gwineę  -  rzekła.  - 

Będziemy  mogły  za  nią  kupić  dużo  rzeczy:  kurczęta,  jajka, 
śmietanę i wszystko, co zalecił ci doktor. 

Matka  nie  odpowiedziała,  lecz  Talia  zdawała  sobie 

sprawę,  że  żadne  lekarstwa  nie  są  w  stanie  uleczyć  matki, 
której  serce  pogrążone  jest  w  coraz  większej  rozpaczy. 
Spoglądając  na  jej  smutną  twarz,  Talia  zastanawiała  się, 
dlaczego  ojciec  nie  pisze.  Wysłała  mu  przecież  dziesiątki 
listów  do  Ameryki,  ale  nie  otrzymała  żadnej  odpowiedzi.  Ze 
współczuciem  patrzyła  na  matkę,  która  stawała  się  coraz 
bledsza i szczuplejsza, ale nie mogła jej pomóc. 

background image

Trzy  lata,  które  jej  ojciec  musiał  spędzić  na  wygnaniu, 

dobiegały  końca.  Była  przekonana,  że  jeśli  żyje,  wróci  do 
domu.  Nie  wyobrażała  sobie,  żeby  mógł  być  tak  okrutny  i 
pozostać  za  granicą,  podczas  gdy  one  tak  bardzo  za  nim 
tęskniły. 

Chcąc  odwrócić  uwagę  matki  od  ciągłych  rozmyślań  o 

ojcu.  Talia  opowiedziała  jej  ze  wszystkimi  szczegółami  o 
swojej  wizycie  w  pokoju  hotelowym  panny  Genevieve  i  o 
tym,  jak  tancerka  wybrawszy  trzy  czepki  kazała  za  nie 
zapłacić  hrabiemu  Hellingtonowi.  Nie  wspomniała  jednak  o 
tym, że przyjmując gości baletnica miała na sobie tylko nocną 
koszulkę, a dziękując hrabiemu za jego gest, pocałowała go w 
policzek.  Talia  była  pewna,  że  zachowanie  Francuzki 
zaszokowałoby matkę. 

 -  Wprost nie  mogę  o  tym  myśleć,  że  musisz  stykać  się  z 

kobietami tego pokroju. 

 -  Słyszałam,  jak  papa  raz  wspomniał  o  muślinowych 

panienkach  -  rzekła  Talia  -  ale  nie  przypuszczałam,  że  los 
zetknie mnie z jedną z nich. Ta osóbka była bardzo ładna i, jak 
sądzę, tańczy znakomicie. 

 - Moja najdroższa, koniecznie musisz sobie znaleźć jakieś 

inne zajęcie. 

Figlarne iskierki zniknęły z oczu Talii. 
 -  Ależ,  mamo,  jestem  szczęśliwa,  że  w  ogóle  znalazłam 

jakieś zajęcie.  A ponadto, to przecież ty sama podsunęłaś mi 
myśl, że mogłabym pracować jako modystka. 

 - Czyżby? 
 -  Tak,  mamo.  Kiedy  przerabiałam  swój  stary  czepek, 

powiedziałaś: „Masz, Talio, takie zręczne palce, że mogłabyś 
pracować  przy  Bond  Street.  Dokonałaś  prawdziwego  cudu 
wyczarowując takie cacko z tych starych wstążek i sztucznych 
kwiatów". 

background image

 -  Chwaląc  twój  talent,  nie  miałam  na  myśli  sytuacji,  w 

której  będziesz  sprzedawać  swoje  umiejętności  -  wyjaśniła 
matka. 

 -  Nie  zostało  nam  już  nic  do  sprzedania  -  rzekła  Talia.  - 

Nie  było  innego  wyjścia,  chyba  że  zagłodziłybyśmy  się  na 
śmierć. 

Matka  nic  na  to  nie  rzekła.  Przypomniała  sobie,  jak  mąż 

opuszczając  kraj  zapewniał  ją,  że  pozostawione  zasoby 
wystarczą  im  na  względnie  dostatnią  egzystencję  aż  do  jego 
powrotu. 

Jego  nagły  wyjazd  był  jednym  z  tych  dramatycznych  i 

nieoczekiwanych  zdarzeń,  które  spadają  na  ludzi  i  zmieniają 
ich życie nie do poznania. 

Denzil  Caversham  był  czarującym  mężczyzną,  ale 

porywczym  i  od dzieciństwa  popadał  w  niezliczone  tarapaty. 
Niemiłe przygody spotykały go w szkole, na uniwersytecie i w 
wojsku. Kiedy założył rodzinę, jego krewni mieli nadzieję, że 
skończą  się  kłopoty  z  niesfornym  kuzynem.  Po  ślubie 
Caversham  rozpoczął  spokojne  życie  ziemianina.  Ze  swoją 
piękną żoną zamieszkał  w wiejskiej posiadłości, należącej od 
czterystu lat do rodziny Cavershamów. 

Ale  Denzil  Caversham  nie  mógł  się  obejść  bez 

towarzyskiego  życia,  bez  klubów  i  rozrywek.  Dawni 
towarzysze  jego  londyńskich  zabaw  powitali  entuzjastycznie 
jego powrót. Choć właściwie nie stać go było na to, wynajął 
na sezon dom w dzielnicy Mayfair i wraz z żoną uczestniczył 
w  zabawach  wielkiego  świata.  Razem  bywali  na  licznych 
balach i przyjęciach. 

Wracali na wieś tylko na polowania i  coraz  więcej  czasu 

spędzali  w  Londynie.  Tylko  Talia  tęskniła  za  wsią,  choć 
sprawiało jej radość, że w ich londyńskim domu odwiedzali ją 
liczni  nauczyciele.  Jednak  przejażdżki  po  Hyde  Parku  to  nie 
było to samo co przejażdżki pośród pól. Musiała też zostawić 

background image

na  wsi  swoje  psy,  gdyż  w  Londynie  nie  miała  po  prostu  dla 
nich czasu. 

Aż  raptem  trzy  lata  temu  wydarzyło  się  nieszczęście. 

Denzil  Caversham,  którego  zachowanie  zawsze  było 
nieobliczalne,  szczególnie  jeśli  za  dużo  wypił,  wdał  się  w 
klubie  White'a  w  sprzeczkę,  w  czasie  której  obrażono  go. 
Talia nigdy się nie dowiedziała, co było powodem kłótni, lecz 
przypuszczała, że poszło o kobietę. 

Niezależnie  od  faktycznej  przyczyny  kłótni  Denzil 

Caversham  musiał  stanąć  do  pojedynku.  Jego  przeciwnikiem 
był  dobrze  wszystkim  znany  mąż stanu. Pojedynek odbył  się 
wczesnym rankiem w parku św. Jakuba. 

Lady  Caversham  nie  została  oczywiście  o  tym  zawczasu 

powiadomiona. Jej interwencja na nic by się zresztą nie zdała, 
bo była to sprawa honorowa. 

Talia  nie  przypuszczała  nawet,  że  dzieje  się  coś 

niedobrego. Kiedy rankiem weszła do pokoju matki, ta rzekła: 

 -  Zupełnie  nie  wiem,  co  się  stało.  Kiedy  się  obudziłam, 

ojca  nie  było  w  domu.  Dotychczas  zawsze  mi  mówił,  dokąd 
wychodzi. Jest jeszcze za wcześnie na poranną przejażdżkę. 

Żadna z nich nie miała najmniejszego pojęcia o tym, co się 

wydarzyło, aż pół godziny później usłyszały kroki zmierzające 
w stronę sypialni matki. 

 -  To  papa  -  powiedziała  Talia.  -  Ciekawe,  gdzie  się 

podziewał? 

Gdy  lord  Denzil  wszedł  do  sypialni,  jego  żona  wydała 

okrzyk zgrozy. 

 - Co się stało? Jak ty wyglądasz? 
 - Zabiłem go! - oznajmił Denzil Caversham. 
 - Kogo zabiłeś?! - zawołała lady Caversham. 
 - Spencera Talbota - odrzekł. - Teraz będę musiał opuścić 

kraj. 

 - Opuścić kraj? - wyszeptała z trudem lady Caversham. 

background image

 -  Właśnie  spotkałem  się  z  lordem  kanclerzem  -  wyjaśnił 

Denzil.  -  Oświadczył  mi,  że  to  jedyne  wyjście  z  sytuacji. 
Talbot  był  członkiem  rządu,  więc  aby  uniknąć  skandalu, 
muszę zniknąć. 

 - Jak do tego doszło, że go zabiłeś? Jak to możliwe? 
 -  Chciałem  go  tylko  zadrasnąć  w  ramię  -  rzekł  Denzil  - 

lecz on w ostatniej chwili poruszył się. Chciał mnie zabić. 

 - Ale to ty jego zabiłeś! 
Z ust Talii padły słowa, które ją samą zdziwiły. 
 - Istotnie, zabiłem go - powiedział Denzil Caversham -  a 

ponieważ  lord  Eldon  pragnie  uniknąć  skandalu,  cała  sprawa 
zostanie zatuszowana. Do publicznej wiadomości poda się, że 
Talbot  zmarł  na  atak  serca.  Ja  jednak  muszę  przebywać  za 
granicą przez trzy lata. 

 - Trzy lata! - powtórzyła jak echo lady Caversham. 
 -  Mogłem  zostać  wygnany  na  pięć  lat  lub  nawet 

dożywotnio  -  wyjaśnił  lord  Denzil  -  lecz  kanclerz,  znając 
porywczy charakter Talbota, opowiedział się za złagodzeniem 
wyroku. 

 -  Ale  trzy  lata  to  cała  wieczność!  Dokąd  zamierzasz  się 

udać? 

 -  Nie  mogę  jechać  do  Europy,  ponieważ  nie  chcę  zostać 

więźniem Bonapartego - odrzekł lord Denzil. - Nie pozostaje 
mi więc nic innego jak wyjazd do Ameryki. 

 - Do Ameryki! 
Głos Talii rozległ się echem po całym pokoju, tak bardzo 

ją  zdumiały  słowa  ojca.  Ameryka  w  jej  wyobrażeniu  był  to 
odległy  kraj  zamieszkany przez  nieobliczalnych ludzi, którzy 
odrzucili 

protekcję 

Wielkiej 

Brytanii, 

kraj 

pełen 

czerwonoskórych 

Indian 

czarnych 

niewolników 

sprowadzonych z Afryki. 

Nastąpiło  teraz  pośpieszne  pakowanie  rzeczy  ojca. 

Odprowadziły  go  do  Plymouth,  skąd  odpływał  jego  statek. 

background image

Żona chciała popłynąć razem z nim, lecz stanowczo się temu 
sprzeciwił. 

 -  Bóg  raczy  wiedzieć,  na  co  będę  narażony  -  tłumaczył 

lord  Denzil.  -  Nie  chciałbym  dodatkowo  brać  na  siebie 
odpowiedzialności  za  ciebie.  Trzy  lata  szybko  miną  i  znów 
będziemy razem. 

Wszystko; to brzmiało rozsądnie, ale nie mogło pocieszyć 

matki  która  nie  chciała  rozstawać  się  z  kochanym  mężem. 
Gdy tylko rozeszła się wiadomość, że lord Denzil Caversham 
opuścił  kraj,  zaczęły  napływać  rachunki  od  wierzycieli. 
Piętnastoletnia  Talia  starała  się  pomagać  rodzinnemu 
adwokatowi  w  załatwianiu  tych  spraw.  Ktoś  rozpuścił 
pogłoskę, że lord Denzil został wygnany dożywotnio i że już 
nigdy  nie  wróci  do  kraju.  Bardzo  trudno  było  sprostować  tę 
plotkę i przedstawić rzeczywiste fakty. Kupcy, którym ojciec 
był  winien  pieniądze,  naciskali  coraz  mocniej.  Talia  i  lady 
Caversham  postanowiły  więc  opuścić  wiejską  posiadłość  i 
przenieść  się  do  Londynu.  Wynajęły  niewielki  domek  przy 
Shephard Market za kilka funtów miesięcznie. 

Żyły  z  pieniędzy  uzyskiwanych  ze  sprzedaży  biżuterii 

należącej  do  lady  Caversham.  Całe  mienie  należące  do  lorda 
Denzila zostało albo sprzedane, albo zastawione. Ocalała tylko 
wiejska  posiadłość  z  wyposażeniem  jako  przynależna 
spadkobiercom lorda Cavershama. 

Początkowo  Talia  miała  nadzieję,  że  jeśli  będą  żyły 

oszczędnie, bez zbędnych ekstrawagancji, starczy im zasobów 
do  powrotu  ojca.  Ponieważ  listy  od  lorda  Cavershama  nie 
przychodziły  i  nie  miały  o  nim  żadnych  wiadomości,  matka 
zaczęła  chorować.  Wydatki  na  lekarzy  pochłonęły  wszystko, 
co  udało  im  się  zaoszczędzić.  Z  powodu  długiej  wojny  z 
Bonapartem  żywność  była  niezmiernie  droga.  Kiedy  zaczęło 
im  brakować  pieniędzy  na  jedzenie,  Talia  postanowiła,  że 
musi sama utrzymywać siebie i matkę. 

background image

Miała  wprawdzie  pewien  plan,  jak  zdobyć  pieniądze,  ale 

była  to  na  razie  pilnie  strzeżona  przed  matką  tajemnica. 
Zresztą  pomysł  ten  nie  przyniósłby  pieniędzy  natychmiast. 
Postanowiła  zatem  znaleźć  jakiś  sposób  doraźnego 
zarobkowania,  a  matka  podsunęła  jej  myśl  o  szyciu  i 
ozdabianiu nakryć głowy. Gdy ubiegłego roku zakończyła się 
wojna,  zarówno  damskie  stroje,  jak  i  kapelusze  nabrały 
bardziej  wyrafinowanych  form.  Ozdabiano  je,  tak  jak  suknie, 
koronkami, haftami i piórami. 

Pani Burton, do której magazynu udała się Talia, najpierw 

oznajmiła, że nie ma wolnych miejsc, zwłaszcza dla osoby bez 
kwalifikacji. Po chwili jednak stwierdziła, że uroda Talii i jej 
nienaganne  maniery  mogą  być  w  sklepie  bardzo  przydatne. 
Przyjrzała  jej  się  krytycznym  okiem  i  nie  znalazła 
najmniejszej wady. 

 - Przyjmę cię do pracowni na okres próbny - powiedziała. 

- Lecz jeśli nie będę zadowolona, natychmiast cię zwolnię. 

 - Przyjmuję pani warunki - zgodziła się Talia. 
Pani Burton zaoferowała jej bardzo niskie wynagrodzenie, 

lecz Talia nie skarżyła się. Pomyślała, że kiedy już zdobędzie 
tę  pracę,  postara  się  być  osobą  niezastąpioną  i  wkrótce  jej 
zarobki wzrosną. Pani Burton była zaskoczona artystycznymi 
zdolnościami  Talii,  a  także  sposobem,  w  jaki  potrafiła 
namówić klientki do dokonania zakupu. 

Sama  lepiej  bym  tego  nie  zrobiła  -  myślała  często  pani 

Burton. 

Ale  oczywiście  nie  mówiła  tego  głośno,  ponieważ 

wiedziała,  że  wystarczy  pochwalić  pracownicę,  żeby  ta 
natychmiast domagała się podwyżki. 

W  kwietniu,  kiedy  w  związku  ze  ślubem  księżniczki 

Charlotty z księciem belgijskim Leopoldem sklep pani Burton 
był  oblegany  przez  klientki,  bez  Talii  trudno  byłoby  się 
obejść.  Choć  lady  Caversham  była  wciąż  niepocieszona,  że 

background image

córka musi się tak poniżać i pracować w sklepie, jednak obie z 
Hanną  cieszyły  się,  że  Talii  udaje  się  zdobyć  pieniądze  na 
życie. 

Obecnie  lady  Caversham,  przypominając  sobie,  co  jej 

Talia wcześniej powiedziała, rzekła: 

 -  Czy  to  konieczne,  moja  kochana,  żebyś  musiała 

obsługiwać  panów  w  rodzaju  hrabiego  Hellingtona?  Nie 
przypominam  sobie,  żeby  twój  ojciec  wspominał  mi 
kiedykolwiek  o  nim.  Nie  traktuje  cię  jak  damę  z  powodu 
położenia, w jakim się znajdujesz. 

 - Już ci tłumaczyłam,  mamo, że hrabia potraktował  mnie 

po  prostu  jak  modystkę  -  powiedziała  ze  śmiechem  Talia  -  i 
wynagrodził napiwkiem moje starania. 

 - Nie mogę znieść myśli o tym - rzekła lady Caversham, a 

po chwili zapytała: - On oczywiście nie, wie, kim jesteś? 

 -  Ma  się  rozumieć,  że  nie  -  odrzekła  Talia.  -  A  nawet 

gdyby  się  pytał  o  moje  nazwisko,  pani  Burton  powie  mu,  że 
nazywam się panna Carver. 

 - Takie pospolite nazwisko! - westchnęła lady Caversham. 
 - Właśnie dlatego je wybrałam - wyjaśniła Talia. - Ale to 

dobre, stare angielskie nazwisko. 

Talia  przybrała  nazwisko  możliwie  podobne  do 

prawdziwego, żeby zapytana niespodziewanie nie zapomniała, 
jak  się  nazywa.  Matkę  przerażały  te  wszystkie  sztuczki  i 
okoliczności  wiążące  się  z  pracą  Talii.  W  swojej  naiwności 
przypuszczała,  że  córka,  pracując  w  magazynie  mody 
damskiej,  Jest  zabezpieczona  przed  natręctwem  panów 
spacerujących  tam  i  z  powrotem  po  Bond  Street  w 
poszukiwaniu urodziwych panienek. 

Pani  Burton  zajmowała  się  nie  tylko  sprzedażą  damskich 

kapeluszy, choć z chwilą przyjścia do pracowni Talii popyt na 
nie znacznie wzrósł. Modystki wykonywały wszystkie drobne 
usługi,  których  damy  z  towarzystwa  mogły  potrzebować  dla 

background image

podkreślenia swojej urody; jak to wyraził jeden z pisarzy „dla 
zaspokojenia ich próżności i sprawienia, że stawały się niemal 
śmieszne". 

Lady Caversham nie miała pojęcia, Talia zresztą również, 

zanim  nie  zaczęła  pracować  w  magazynie,  ilu  szlachetnie 
urodzonych panów towarzyszyło swoim  wybrankom podczas 
zakupów i ile pieniędzy na to wydawali. 

Pani  Burton  wkrótce  przekonała  się,  że  Talia  jest  zbyt 

atrakcyjna,  żeby  obsługiwać  damy  przychodzące  w 
towarzystwie  bogatych  kochanków,  i  sama  zajmowała  się 
nimi.  Talii  natomiast  powierzano  kobiety  nieatrakcyjne,  na 
które  żaden  mężczyzna  nie  spojrzy,  choćby  nosiły  nawet 
najmodniejszy czepek. 

Panowie  zasiadali  w  fotelach,  podczas  gdy  modne 

piękności  przymierzały  przed  lustrem  różne  modele,  a  w 
końcu prosiły swoich towarzyszy o aprobatę wyboru. 

„Niedobrze mi się robi na ten widok - mówiła sobie Talia. 

Gdybym była mężczyzną, nie zniosłabym takiego mizdrzenia 
się".  Doszła  jednak  do  wniosku,  że  większość  mężczyzn 
przychodzących do magazynu pani Burton ma tak samo pusto 
w głowie jak przyprowadzane przez nich kobiety. 

Nie  chcąc  więcej  rozmawiać  o  sprawach  mogących 

rozdrażnić matkę powiedziała: 

 -  Wracając  dzisiejszego  ranka  od  panny  Genevieve 

zatrzymałam  się  na  Piccadilly  w  księgarni  Hatcharda  i 
kupiłam książkę. Z pewnością ci się spodoba. 

 - Nie wątpię w to, moja najdroższa. Tylko czy nie jest to 

zbędny wydatek? 

 - Jakoś to przeżyjemy - rzekła Talia. 
Chciała  dodać,  że  czuje  się  bogata  z  powodu  gwinei 

otrzymanej  od  hrabiego,  jednak  zawstydzały  ją  okoliczności 
jej  zdobycia.  Kupiła  książkę,  żeby  sprawić  radość  matce,  ale 
miała  jeszcze  inny  powód,  żeby  wstąpić  do  księgarni 

background image

Hatcharda.  Nachylając  się  nad  matką,  żeby  ją  pocałować, 
rzekła: 

 -  Nie  przejmuj  się  niczym,  mamo.  Już  niedługo  papa 

wróci  do  domu.  Wiesz,  jakie  sztormy  hulały  tej  zimy  po 
morzu,  wiele  statków  handlowych  zatonęło.  Ojciec  nie 
ryzykowałby rejsu w taką pogodę. 

 -  A  może  już  nigdy  nie  wróci  -  wyszeptała  lady 

Caversham. 

 -  Wróci,  na  pewno  wróci  -  rzekła  Talia.  -  Czuję  to  w 

moich  kościach,  jak  by  się  wyraziła  Hanna.  Zresztą  gdyby 
zginął, wyczułabyś to z pewnością. Tak bardzo byliście sobie 
bliscy. 

 - Myślę, że masz rację - zgodziła się lady Caversham. 
 -  Oczywiście,  że  wróci  -  mówiła  Talia.  -  Musisz  tylko 

zaufać papie i wierzyć w niego. On żyje, a kiedy przyjedzie i 
zobaczy, jaka jesteś blada i wychudzona, będzie miał do mnie 
pretensje, że nie dbałam o ciebie należycie. 

 -  Moja  kochana,  zrobiłaś  wszystko,  co  było  w  twojej 

mocy i jeszcze więcej - powiedziała lady Caversham. - Wciąż 
się modlę, żeby przyszła od niego jakaś wiadomość, ale Bóg 
nie chce mnie wysłuchać. 

 -  Przecież  czekasz  na  niego,  a  nie  na  jego  listy  -  rzekła 

Talia.  -  Zobaczysz,  wróci,  kiedy  najmniej  będziesz  się  tego 
spodziewała. 

 - A może on nie wie, gdzie nas szukać? 
 -  Przecież  już  mówiłyśmy  o  tym  wiele  razy  -  odparła 

Talia.  -  Wszyscy  na  wsi  wiedzą,  gdzie  mieszkamy.  Pan 
Johnson  prowadzący  gospodę  i  stary  Hibbert,  który  dogląda 
naszego  domu.  -  Przerwała  na  chwilę,  a  potem  dodała:  - 
Byłam również w naszym domu przy Brook Street. Stoi teraz 
pusty, więc przypięłam do drzwi kartkę z naszym adresem. 

 - Zawsze o wszystkim myślisz, moja droga. 

background image

 - Staram się - rzekła Talia - ale musisz mi trochę pomóc i 

odrobinę przytyć. 

 -  Gdybym  przytyła  -  powiedziała  ze  śmiechem  lady 

Caversham  -  musiałabyś  przerabiać  moje  suknie,  a  teraz  nie 
masz na to czasu. 

 - Kiedy tak żartujesz, przypominają mi się czasy, gdy był 

jeszcze z nami papa i śmialiśmy się ze wszystkiego. Dom był 
wtedy  pełen  radości.  -  Widząc  wyraz  tęsknoty  w  oczach 
matki,  dodała  szybko:  -  I  tak  będzie  znów,  nim  skończy  się 
tato, wspomnisz moje słowa. Papa wróci i znów będziemy się 
śmiać jak dzieci. 

Matka  uśmiechnęła  się,  a  Talia  poszła  do  swego  pokoju. 

Był  bardzo  maleńki,  jednak  Talia  była  rada,  że  udało  im  się 
wynająć ten skromny domek od pewnego rzemieślnika, który 
z  dużą  rodziną  nie  mógł  się  w  nim  pomieścić.  Na  dole  była 
kuchnia,  wyłączna  domena  Hanny,  i  skromna  bawialnia  z 
oknami  wychodzącymi  na  ulicę.  To  właśnie  tutaj  Talia 
trzymała  swoje  papiery  i  zanim  weszła  do  kuchni  po  kolację 
dla  matki,  którą  zwykle  zanosiła  jej  na  górę,  usiadła  przy 
biurku i napisała kilka linijek. Kiedy odłożyła pióro, spojrzała 
tęsknie  na  napisane  wiersze,  jakby  żal  jej  było  przerywać 
pisanie. Potem wstała i zamknęła za sobą drzwi. 

Hrabia  wszedł  do  klubu  White'a.  Jego  pojawienie  się 

wywołało sensację. 

 -  Dobry  Boże,  Hellington!  -  wykrzyknęli  niektórzy.  -  A 

już  myśleliśmy,  że  zakopałeś  się  na  wsi!  Nie  było  cię  przez 
trzy tygodnie! 

 -  To  prawda  -  rzekł  hrabia  przysiadając  się  do 

doborowego klubowego towarzystwa. 

Należeli do niego zaprzyjaźnieni ze sobą panowie: książę 

Argyll,  lord  Alvanley,  lord  Worcester  i  Lumley  Skeffington. 
Wszyscy  siedzieli  pod  oknem,  przy  stoliku  zarezerwowanym 
dla  Beau  Brummella,  który  z  tego  miejsca  rządził  całym 

background image

kółkiem i wydawał salomonowe wyroki. Wszyscy członkowie 
klubu uważali, że klub wiele stracił, gdy Brummell z powodu 
długów musiał opuścić kraj i osiedlił się w Calais. 

 -  Jak  tam  było  na  wsi?  -  zapytał  ktoś,  jakby  chodziło  o 

obcy kraj. 

 - Gorąco! - odrzekł hrabia. - A ponieważ nie życzył sobie, 

żeby  rozprawiano  na  jego  temat,  zapytał:  -  Z  czego  się  tak 
zaśmiewaliście,  kiedy  wszedłem?  Słychać  was  było  aż  na 
ulicy. 

 -  Alvanley  odczytywał  nam  fragmenty  książki,  która  się 

właśnie ukazała - wyjaśnił Worcester. 

 - Książki? - zdziwił się hrabia. Zainteresowanie książkami 

było  w  tym  gronie  czymś  niezwykłym.  Jednak  Alvanley 
istotnie  trzymał  w  ręku  niewielki  tomik.  Hrabia  przeczytał 
tytuł na okładce: 

„Dżentelmeni, napisane przez osobę z towarzystwa" 
 - Co tak was rozbawiło? - zapytał hrabia. 
 -  Posłuchaj,  a  sam  się  przekonasz  -  wyjaśnił  lord 

Alvanley. 

Przewrócił kilka stron, zanim się odezwał: 
 - Tu jest coś, czego inni jeszcze nie słyszeli: 
„W  wyścigu  do  serca  dżentelmena  pierwsze  miejsce 

zajmują  konie,  drugie  klub,  a  trzecie  psy.  Bierze  też  w  nim 
udział  kilka  pięknych  dam,  lecz  nieczęsto  się  zdarza,  żeby 
któraś z nich wygrała". 

Słuchacze zaśmiali się, a hrabia powiedział: 
 - Istotnie, to dość zabawne. 
 - Przeczytaj nam jeszcze coś! -  poprosił Worcester. Lord 

Alvanley przewrócił stronę i  przeczytał:  „Dżentelmenowi  nie 
wypada  podsłuchiwać  przez  dziurkę  od  klucza,  ale  też  nigdy 
nie słucha nikogo oprócz samego siebie". 

 -  To  o  tobie,  Worcester!  -  odezwał  się  książę  Argyll.  - 

„Osoba z towarzystwa" musiała cię gdzieś spotkać! 

background image

 -  A  oto  następny  fragment!  -  rzekł  lord  Alvanley. 

„Dżentelmen zbyt  kocha sport, żeby postawić swoje konie w 
grze  w  karty,  jednak  nie  ma  skrupułów,  gdy  chodzi  o 
uwiedzenie żony najlepszego przyjaciela!" Hrabia rozejrzał się 
po twarzach przyjaciół. 

 -  Który  z  was  spłodził  to  dzieło?  -  zapytał.  -  Nie  sądzę, 

żeby to był Skeffington, raczej podejrzewam Alvanleya. 

 -  Przysięgam  na  honor,  że  to  nie  ja.  Chciałbym  bardzo 

umieć  coś  takiego  napisać  -  odrzekł  lord  Alvanley.  -  To 
dziełko  jest  tak  dowcipne,  że  musiał  je  stworzyć  ktoś  z 
naszego grona. 

 -  Mam  co  do  tego  wątpliwości!  -  rzekł  hrabia.  -  Wielu 

członków naszego klubu nie potrafi się nawet podpisać, a cóż 
dopiero napisać książkę! 

Wszyscy  roześmiali  się  i  zaczęli  wzajemnie  z  siebie 

żartować,  a  tymczasem  hrabia  wziął  do  ręki  książeczkę 
odłożoną na stół przez lorda Alvanleya. Nie była gruba, a na 
każdej  stronie  znajdowało  się  sześć  dowcipnych  aforyzmów. 
Hrabia zaczął czytać: 

„Dżentelmen stosuje dwojakie zasady moralne, gdy chodzi 

o ocenę niewierności małżeńskiej. Jedne dotyczą jego samego, 
inne - jego żony". 

Poniżej znajdowało się takie zdanie: 
„Modny  dandys  jest  niczym  paw:  ma  imponujący  ogon, 

ale niewielki móżdżek". 

Hrabia 

pomyślał, 

że 

określenie 

to 

doskonale 

charakteryzuje  wszystkich  dandysów,  których  znał  i  którymi 
głęboko pogardzał. 

 -  Wątpię,  żeby  kiedykolwiek  udało  nam  się  odnaleźć 

autora tej książeczki. Zapewne maskuje się starannie wiedząc, 
że wielu osobom odsłonił prawdę o nich samych. 

 -  Czy  masz  na  myśli  siebie,  Hellington?  -  odezwał  się 

książę  Argyll.  -  Jeśli  o  mnie  chodzi,  nie  przyjmuję  do 

background image

wiadomości,  że  zawarte  w  tej  książce  sugestie  mogą  być 
prawdziwe.  Uważam  natomiast,  że  jej  autor  jest 
impertynentem. 

 - Zgadzam się z tobą w zupełności - rzekł lord Worcester. 

- To bardzo niehonorowy postępek. 

 - Jeśli chcecie znać moje zdanie - odezwał się hrabia - to 

wam  powiem,  że  wszyscy  macie  nieczyste  sumienia  i  strach 
was obleciał, co jeszcze w tej książeczce może być napisane. 
Ale po cóż te obawy, skoro autor nie wymienia nazwisk. 

 -  To  bardzo  pocieszający  element  w  całej  tej  sprawie  - 

zauważył  lord  Worcester.  -  Trzeba  jednak  koniecznie 
zdemaskować  tego  zdrajcę,  a  kiedy  to  uczynimy,  nie  będzie 
dla niego miejsca w naszym klubie. 

 -  Osobiście  nie  czuję  się  obrażony  tym,  co  tu  napisano  - 

rzekł  hrabia  -  ale  jeśli  ktoś  uważa,  że  pasuje  do 
przedstawionego tu obrazu, to już jego sprawa. 

 -  Przemawiasz,  Vargusie,  bardzo  wyniośle  -  odezwał  się 

Ryszard, który milczał do tej pory. - Jesteś zbyt pewny siebie, 
ponieważ  wiesz, że żadna skandaliczna informacja dotycząca 
ciebie  nie  została  tam  opisana,  lecz  inni  mogą  znaleźć  się  w 
znacznie gorszej sytuacji. 

Zaległa cisza, po czym zabrał głos lord Worcester: 
 -  Tego  już  za  wiele.  Nikt  nie  ma  prawa  węszyć  tu  i 

wystawiać  przyjaciół  lub  znajomych  na  pośmiewisko, 
ukrywając  równocześnie  swoje  nazwisko.  Uważam,  że 
powinniśmy  zdemaskować  zdrajcę  i  wykreślić  go  z  listy 
członków. 

Hrabia roześmiał się. 
 -  Robicie  z  igły  widły.  Nie  ma  w  tej  książeczce  niczego 

obraźliwego,  a  tylko  dowcipne  uwagi  o  dżentelmenach  w 
ogóle. 

 -  Gdy  się  o  tym  dowie  prasa,  dopiero  zaczną  nas 

ośmieszać - rzekł książę Argyll. 

background image

 -  Nie  dbam  o  to,  co  o  mnie  napiszą  w  prasie  -  rzekł 

hrabia. - Tylko kobiety interesują się gazetowymi płotkami. 

Hrabia mówił tonem niedbałym, który zawsze wywoływał 

uśmiech  na  twarzy  Ryszarda.  Wiedział  on,  że  Vargus  nigdy 
nie  plotkuje  i  nie  wykazuje  zainteresowania  nawet 
największymi  skandalami.  Jednak  inni  członkowie  klubu 
obgadywali się wzajemnie, szeptali po kątach o wydarzeniach 
poprzedniego wieczora i doskonale wiedzieli, komu najlepszy 
przyjaciel przyprawił rogi. 

Ryszard nie zdziwił się zatem, kiedy spostrzegł, że hrabia 

szybko  opuścił  klub.  Dostrzegł  przez  okno,  jak  przyjaciel 
wsiadł do powozu i ruszył ulicą św. Jakuba. 

Ciekaw był, dokąd mógł się udać, i żałował, że nie został 

zaproszony. 

Poprzedni  wieczór,  jak  można  się  było  spodziewać,  był 

bardzo  udany.  Już  na  pierwszym  balu  spotkali  wielu 
przyjaciół,  z  którymi  w  karcianym  pokoju  opróżnili  kilka 
butelek znakomitego wina, wcale nie wykazując ochoty, żeby 
przyłączyć się do tańczących. 

Natomiast  w  Ashburnham  House  księżna  wyciągnęła  ku 

hrabiemu  ramiona  w  powitalnym  geście  i  nie  omieszkała 
czynić mu wymówek, że nie pokazywał się od tak dawna. 

 -  Bez  pana  Londyn  jest  taki  nudny  -  rzekła.  -  Musimy 

uczcić pański powrót, milordzie. 

Przedstawiła  go  wielu  pięknym  damom,  lecz  w  odczuciu 

Ryszarda  żadna  z  nich  nie  nadawała  się  na  kandydatkę  na 
żonę.  Dwie  damy  szczególnie  interesowały  się  hrabią.  Przez 
cały wieczór dawały mu niedwuznacznie do zrozumienia, jaką 
rolę  mu  przeznaczyły,  gdy  ich  mężowie  byli  zajęci  innymi 
kobietami.  Inna  natomiast  dama  próbowała  zasięgnąć  jego 
rady,  w  jaki  sposób  zdobyć  względy  młodzieńca,  w  którym 
była zakochana do szaleństwa. 

background image

To był bardzo interesujący wieczór - powiedział do siebie 

Ryszard  wracając  do  domu  -  jednak  w  żadnej  mierze  nie 
przyczynił się do rozwiązania problemu Vargusa. 

Nie  bez  trudu  powstrzymał  się  od  zadania  hrabiemu 

pytania,  czy  zamierza  kontynuować  znajomość  z  jego 
protegowaną panną Genevieve. Wiedział doskonale, że hrabia 
bardzo nie lubi, gdy ktoś się wtrąca w jego osobiste sprawy. 

Ryszard,  będący  pod  urokiem  Genevieve,  nie 

przypuszczał  nawet,  że  ktoś  mógłby  nie  doceniać  zalet  jej 
urody i nie starać się jej zdobyć, zanim nie uczynią tego inni 
konkurenci.  W  sprawach  sercowych  hrabia  był  jednak 
nieprzenikniony,  więc  Ryszard  ani  rusz  nie  mógł  odgadnąć, 
dokąd się udał opuściwszy klub. 

Hrabia  jechał  powozem  w  stronę  Bond  Street.  Kiedy 

znalazł się w pobliżu sklepu pani Burton, zatrzymał konie. 

 -  Jedź  dalej  powoli  -  nakazał  stangretowi,  a  sam  zaczął 

przechadzać się po ulicy. 

Rozmyślając o wczorajszej wizycie u francuskiej tancerki, 

doszedł  do  przekonania,  że  daleko  bardziej  niż  artystka 
zainteresowała  go  skromna  modystka.  Zachował  w  pamięci 
nie  tylko  melodyjny  głos  tej  dziewczyny,  lecz  także  błysk 
gniewu,  z  jakim  spojrzała,  gdy  jej  wręczał  napiwek. 
Zachowanie  i  uroda  modystki  bardzo  go  zaintrygowały. 
Przypomniał  sobie  figlarne  iskierki  w  jej  oczach,  które  się 
pojawiały,  gdy  ją  coś  rozśmieszyło,  a  także  rozkoszne 
dołeczki w jej policzkach. 

Może  się  mylił,  ale  czuł,  że  pragnie  ją  znów  zobaczyć. 

Myśl  ta  wydała  mu  się  jednak  dość  dziwaczna.  Wiedział, 
gdzie  dziewczyna  pracuje,  ponieważ  nazwisko  pani  Burton 
było  wypisane  na  pudłach  z  kapeluszami,  które  wynosiła 
wychodząc bez pożegnania z pokoju panny Genevieve. Hrabia 
nie miał wątpliwości, że powodem tego gwałtownego odejścia 
był  wręczony  jej  napiwek.  Dużo  więcej  kosztowało  go 

background image

opłacenie  zakupów  panny  Genevieve  i  kiedy  razem  z 
Ryszardem  opuszczali  jej  mieszkanie,  podziękowała  mu 
jeszcze  raz  w  sposób,  który  wydał  mu  się  dość  płaski  i 
sztuczny. Co więcej, fakt, że odsłaniała przed nim bez żenady 
swoje  wdzięki,  sprawiał,  że  traciła  w  jego  oczach  część 
tajemniczego uroku, jaki go w kobietach pociągał. 

Wprawiało  go  w  złość,  że  gdy  tylko  znalazł  się  w 

towarzystwie  dam  czy  też  modnych  piękności,  te  panie 
zazwyczaj  pierwsze zastawiały na niego sidła nie pozwalając 
mu  na  rozwinięcie  samodzielnych  łowów.  Jeszcze  zanim 
zaświtało  mu  w  głowie,  że  mógłby  się  nimi  zainteresować, 
one już sprawiały  wrażenie, jakby nim były poważnie zajęte. 
Ostatniego wieczoru gdyby tylko chciał, mógł umówić się na 
schadzkę  z  obiema  damami,  które  przedstawiła  mu  księżna, 
lecz  ich  zachowanie  raczej  go  odstręczyło  niż  zachęciło. 
Cieplej myślał o zakochanej damie, która prosiła go o radę w 
rozwiązaniu spraw sercowych. Czuł, że była szczera, opisując 
swoje  miłosne  problemy,  a  hrabia  bardzo  cenił  naturalność  i 
bezpretensjonalność. 

Już  dawno  spostrzegł,  że  w  kobietach  pociąga  go  ich 

tajemniczość.  Lubił  sytuacje  przypominające  grę  w  szachy  z 
doświadczonym  partnerem,  którego  ruchów  nie  sposób 
przewidzieć.  Niestety,  kobiety,  które  spotykał,  dawały  się 
łatwo  rozszyfrować.  To  właśnie  z  tego  powodu  tak  bardzo 
obawiał  się  małżeństwa.  Perspektywa  życia  u  boku  żony, 
której  każde  słowo  mógł  dokładnie  przewidzieć,  wydawała 
mu  się  śmiertelnie  nudna.  Przerażała  go  codzienna,  szara 
egzystencja bez żadnej niespodzianki ani dziś, ani jutro. 

Zupełnie  inaczej  jest  z  końmi,  pomyślał,  gdyż  nawet 

najposłuszniejszy koń potrafi nieraz sprawić niespodziankę, a 
nawet doprowadzić do furii. Kiedy jego rozważania zeszły na 
konie,  przypomniał  sobie  jedno  zdanie  przeczytane  przez 
lorda  Alvanleya  w  klubie.  Stwierdził,  że  uwaga  ta  jest 

background image

niezwykle trafna: w wyścigu do jego serca istotnie wygrywają 
konie. 

 Postanowił  jeszcze  raz  zobaczyć  tajemniczą  modystkę. 

Być  może  czekało  go  kolejne  rozczarowanie,  lecz 
przynajmniej  ujrzy,  co  wydawało  mu  się  bardzo  zabawne, 
błysk  gniewu  w  jej  oczach  zamiast  pełnego  poddania.  Sklep 
pani  Burton  znajdował  się  w  odległości  kilku  zaledwie 
kroków.  Zatrzymał  się,  jakby  chciał,  mówiąc  -  językiem 
wojskowym, ustalić swoją pozycję, a gdy tak stał wpatrzony w 
witrynę  apteki,  usłyszał  głos  wołający  go  z  przejeżdżającego 
powozu: 

 - Vargusie, nareszcie cię widzę! 
Hrabia  oczywiście  poznał  po  głosie,  kto  go  woła  i 

zdejmując  kapelusz  pomyślał,  że  spotkanie  z  lady  Adelajdą 
jest mu teraz bardzo nie na rękę. Był wdzięczny losowi, że nie 
było jej na wczorajszych balach, gdyż zapewne przylgnęłaby 
do niego traktując jak swoją własność, czego nie cierpiał. 

 -  A  więc  już  wróciłeś,  Vargusie!  -  rzekła.  Wysiadła  z 

powozu  i  podeszła  do  niego.  Czarnymi  jak  węgiel  oczami 
wpatrywała się w jego twarz. 

 - Jak widzisz - odrzekł hrabia. 
 - Czemu nie powiadomiłeś mnie o swoim powrocie? 
 - Jestem w Londynie od wczoraj. 
 -  Chyba  wiesz,  jak  niecierpliwie  czekałam  na  ciebie! 

Ryszard  zapewne  ci  mówił,  jak  bardzo  rozstroił  mnie  twój 
nagły wyjazd na wieś. - Przerwała na chwilę, a potem dodała: 
-  Podejrzewam,  że  to  nie  wieś  była  powodem  twojej 
nieobecności. 

 -  Wiesz,  że  bardzo  nie  lubię  tłumaczyć  się  ze  swojego 

postępowania - rzekł ostro. 

Raptem  wpadł  mu  do  głowy  pewien  pomysł  i  zupełnie 

innym już tonem zwrócił się do lady Adelajdy: 

background image

 -  Aby  zatrzeć  w  twojej  pamięci  niestosowność  mojego 

zachowania,  pozwól,  żebym  ci  ofiarował  nowy  kapelusz. 
Może  byśmy  wstąpili  do  sklepu  pani  Burton  i  wybrali  coś 
odpowiedniego. 

 - Ach, Vargusie, jakże to miło z twojej strony! 
Przez chwile lady Adelajda nie mogła złapać tchu.  
Hrabia nigdy nie podarował jej żadnych prezentów oprócz 

kwiatów,  które,  zgodnie  z  wymaganiami  etykiety,  zamawiał 
jego sekretarz. 

 -  Kapelusz!  -  zawołała.  -  Z  przyjemnością  coś  sobie 

wybiorę. 

Wiedziała wprawdzie, że kapelusze ofiarowują mężczyźni 

kobietom, których nie traktują poważnie. Pomyślała jednak, że 
nie  jest  przecież  młodą  dziewczyną,  żeby  mogło  ją  to 
skompromitować.  Postanowiła  przyjąć  każdy  prezent 
ofiarowany  przez  hrabiego,  jeśli  mogłoby  ją  to  zaprowadzić 
we właściwym kierunku. 

 -  Trudno  wyobrazić  sobie  lepszy  sposób  -  powiedziała  - 

żeby uczcić twój powrót. Salon pani Burton jest tuż obok. 

 - Wejdźmy  więc tam - zaproponował hrabia. - Myślę, że 

żadna kobieta nie ma dość kapeluszy w swojej garderobie. 

 -  Kapeluszy  i  urodziwych  mężczyzn  -  rzekła  lady 

Adelajda spoglądając na niego wzrokiem pełnym podziwu. 

Nie zauważyła, jak usta hrabiego zacisnęły się na dźwięk 

nie lubianego komplementu i niewiele brakowało, a byłby jej 
zakomunikował, że się rozmyślił. Weszli w końcu do sklepu. 
Lady Adelajda wesoło szczebiotała, a hrabia ujrzał oczekującą 
na klientów drobną osóbkę w szarej sukience. 

background image

Rozdział 3 
Hrabia jechał powozem wąską uliczką na tyłach magazynu 

mód pani Burton. Uważał, że pomysł, który mu przyszedł do 
głowy, jest bardzo sprytny. 

Jedno spojrzenie rzucone wczoraj na młodziutką modystkę 

uświadomiło mu, że jest ona daleko bardziej pociągająca, niż 
się tego spodziewał. Miała piękne włosy o niezwykłej barwie, 
które doskonale podkreślały jej oczy. Wiedział, że chórzystki 
usiłują uzyskiwać taki  sam odcień za pomocą  farb, jednak  w 
przypadku  modystki  ten  niezwykły  odcień  był  z  pewnością 
darem  natury.  Bardzo  szczupła  sylwetka  dodawała  jej 
uduchowionego  wdzięku.  Lady  Adelajda  wydawała  się  przy 
niej gruba i przysadzista. Hrabia nie rozglądał się po sklepie, 
lecz  udawał,  że  jest  bardzo  zajęty  damą,  której  towarzyszył. 
Lady  Adelajda  była  w  swoim  żywiole.  Szczebiotała  bez 
ustanku, flirtowała z nim, rzucała powłóczyste spojrzenia, a jej 
karminowe wargi wyrażały zachętę. 

Pani 

Burton 

zaprezentowała 

jej 

całą 

kolekcję 

najpiękniejszych  modeli.  Podczas  każdej  przymiarki  lady 
Adelajda  prosiła  hrabiego  o  aprobatę.  Za  każdym  razem 
zdawało  jej  się,  że  widzi  podziw  w  jego  oczach,  a  ponieważ 
chciała przeciągnąć jak najdłużej rozkoszne spotkanie, prosiła 
wciąż o nowe modele. Przymierzyła chyba z tuzin rozmaitych 
fasonów, kiedy hrabia zwrócił się do pani Burton. 

 - Widziałem wczoraj model pochodzący z pani pracowni, 

który  bardzo  mi  się  spodobał.  Jedna  z  pani  pracownic 
przyniosła  go  do  klientki  mieszkającej  w  hotelu  Fletchera 
niedaleko Drury Lane. 

Lady Adelajda zamieniła się w słuch. Paliła ją ciekawość, 

kogo hrabia odwiedzał w tej okolicy. Zapewne była to któraś z 
aktorek Teatru Królewskiego lub Covent Garden. 

Kobiety  tego  pokroju  nie  budziły  w  niej  specjalnego 

zainteresowania, nie chciała jednak, żeby hrabia znalazł sobie 

background image

nową utrzymankę. Dowiedziała się od Ryszarda, że kochanka, 
z  którą  Vargus  zerwał  ostatnio,  otrzymała  od  niego  cenną 
biżuterię.  Lady  Adelajda  doszła  do  przekonania,  że  jeśli  już 
hrabia chce kogoś obdarowywać klejnotami, to ona nie ma nic 
przeciwko  temu,  żeby  je  otrzymywać;  chociaż  najbardziej 
pragnęłaby  dostać  złotą  obrączkę  ślubną.  Nic  nie  mówiła, 
tylko słuchała pilnie, co odpowie hrabiemu pani Burton. 

 - Czy jego lordowska mość potrafiłby opisać ten model? - 

zapytała. 

 - Był to czarny  czepek ozdobiony czymś czerwonym lub 

różowym  -  powiedział  hrabia.  -  Dokładnie  nie  pamiętam. 
Może pani pomocnica będzie wiedziała, o co mi chodzi. 

 -  Ma  pan  na  myśli  Talię,  to  jest  pannę  Carver  - 

powiedziała pani Burton jakby do siebie. - Zapytam ją o to. 

Wyszła  z  pokoju,  aby  odnaleźć  Talię  na  zapleczu.  Po 

chwili  wróciła  trzymając  w  ręku  czarno  -  czerwony  czepek, 
który  hrabia  doskonale  pamiętał.  Przy  okazji  dowiedział  się, 
że młodziutka modystka nazywa się Talia Carver! 

Tylko w salonie, gdzie pojawiali się klienci, zwracano się 

do  niej  panno  Carver.  Do  wszystkich  innych  pracownic 
mówiono  po  imieniu.  Do  niej  również,  gdy  nie  było  gości, 
zwracano się w ten sposób. 

Lady  Adelajdę  wprawił  w  zachwyt  czerwono  -  czarny 

czepek  i  natychmiast  zadecydowała,  żeby  go  jej  odesłano  do 
domu. Hrabia natomiast poprosił panią Burton, żeby przesłała 
mu  rachunek.  Rozmyślnie  starał  się  nie  patrzeć  na  Talię. 
Zauważył  jednak,  że  i  ona  nie  spojrzała  w  jego  kierunku,  co 
go zaskoczyło. 

Kiedy kazał zatrzymać konie przed niewielkimi drzwiami, 

przyszło mu do głowy, że jeśli nawet on sam nie zrobił na niej 
żadnego  wrażenia,  to  jego  wspaniały  zaprząg  powinien 
wprawić  ją  w  podziw.  Gdy  stangret  stanął  przy  koniach, 
hrabia wysiadł z powozu i zaczął przechadzać się po ulicy. Już 

background image

dawno  nie  zdarzyło  mu  się  interesować  kobietą,  która  nie 
starała  się  z  nim  flirtować.  Ubiegłego  wieczora  dwie 
piękności,  którym  go  przedstawiła  księżna,  wyraźnie  dawały 
mu  do  zrozumienia,  czego  pragną.  On  natomiast  poczuł  się 
znudzony  ich  towarzystwem.  Cyniczna  strona  jego  natury 
podpowiadała  mu,  że  w  przypadku  młodej  modystki  będzie 
podobnie.  Jednakże  dobrze  pamiętał,  że  kiedy  wychodziła  z 
sypialni  panny  Genevieve,  nie  wykonała  żadnego  gestu 
wskazującego,  że  chciałaby  porozmawiać  czy  spotkać  się  z 
nim. 

 - Chyba jestem zbyt dużym optymistą żywiąc nadzieję, że 

ona  różni  się  od  innych  -  mówił  do  siebie  -  choć  włosy  jej 
mają kolor niespotykany wśród ludzi z niższych sfer. 

Drzwi  magazynu  otworzyły  się,  lecz  hrabia  nie  ujrzał 

Talii, lecz inne wychodzące kobiety. Były to osoby w średnim 
wieku  lub  nawet  starsze,  z  wyjątkiem  dwóch  młodych 
dziewcząt,  które  pełniły  u  pani  Burton  funkcję  najniżej 
płatnych podręcznych. 

Ponieważ  hrabia  lubił  wszystko  wiedzieć  o  tym,  co  go 

interesowało,  wychodząc  po  południu od  White'a,  wstąpił  do 
księgarni,  żeby  poszukać  informacji  odnośnie  londyńskich 
sklepów  i  ich  personelu.  W  wielu  księgarniach  miał  otwarte 
rachunki,  lecz  najbliżej  klubu  White'a  była  księgarnia  przy 
Piccadilly,  prowadzona  przez  Johna  Hatcharda.  Firma  ta 
dostarczała  książki  królowej  Charlotcie.  Króla  natomiast 
zaopatrywała księgarnia Nicolla przy Pall Mall. 

W księgarni hrabia zauważył wiele osób z wyższych sfer, 

ale byli tam także klienci z warstw niższych. Większość gości 
rozmawiała  popijając  kawę.  John  Hatchard  natychmiast 
spostrzegł  go  i  kłaniając  mu  się  z  uszanowaniem,  wyraził 
zadowolenie,  że  hrabia  pofatygował  się  osobiście  do  jego 
sklepu.  Choć  Vargus  regularnie  kupował  wiele  książek, 

background image

załatwiał  to  przez  sekretarza.  Hrabia  wyjaśnił  księgarzowi,  o 
co mu chodzi. 

 -  Nie  będzie  problemów  ze  spełnieniem  pańskiego 

zamówienia,  milordzie  -  powiedział.  -  Mamy  Williama 
Abbota „Wspomnienia starego sukiennika". Znajdzie pan tam 
wiele  informacji  o  właścicielach  sklepów  poczynając  od 
branży  spożywczej,  a  skończywszy  na  kapelusznikach. 
Natomiast 

książka 

pani 

Gaskell 

dotyczy 

męskich 

kapeluszników. 

Hrabia rzucił okiem na obydwie książki i postanowił kupić 

je  w  nadziei,  że  dowie  się  z  nich  czegoś  interesującego. 
Podziękował panu Hatchardowi za propozycję odesłania ich i 
sam zabrał książki do domu, żeby jak najszybciej je przejrzeć. 

Przypatrując  się  opuszczającym  sklep  pani  Burton 

kobietom,  które  spoglądały  na  niego  z  niemałym 
zainteresowaniem,  pomyślał,  że  chyba  żadna  z  nich  nie  ma 
przyjaciela  oczekującego  na  nią pod  sklepem.  Kobiety  wciąż 
odwracały  głowy  w  jego  stronę,  nawet  kiedy  były  już  na 
końcu ulicy. 

Hrabia  czekał  w  nadziei,  że  Talia  nie  opuści  sklepu 

frontowym  wejściem.  I  nie  omylił  się,  bo  w  pięć  minut  po 
wyjściu innych pracownic pojawiła się i ona. Miała na głowie 
ten  sam  szary  czepeczek,  w  którym  ją  ujrzał  u  panny 
Genevieve.  Ponieważ  zamykała  drzwi  i  miała  pochyloną 
głowę,  nie  zauważyła,  że  ktoś  na  nią  czeka.  Najpierw 
spostrzegła  konie,  następnie,  unosząc  głowę,  dojrzała 
hrabiego, który pojawił się tuż przed nią blokując przejście. 

 - Dobry wieczór, panno Carver! 
Przez  chwilę  zdawało  się,  że  zdumienie  odebrało  jej 

mowę. Lecz prawie natychmiast opanowała się i przywitała go 
niskim, melodyjnym głosem: 

 - Dobry  wieczór,  milordzie! Usiłowała go  wyminąć, lecz 

on zatrzymał ją. 

background image

 -  Mam  nadzieję  -  rzekł  -  że  pozwoli  pani,  żebym  ją 

odwiózł  do  domu  moim  powozem.  Specjalnie  po  to 
przyjechałem. 

 -  Dziękuję  jego  lordowskiej  mości,  ale  ktoś  czeka  na 

mnie. 

Hrabiego  zaskoczyła  taka  odpowiedź.  Rozglądając  się 

dokoła  nie  spostrzegł  żadnego  oczekującego  pojazdu  tylko 
przejeżdżające dorożki i kilku przechodniów. 

 - Być może źle mnie pani zrozumiała - powiedział - więc 

powtórzę  moje  zaproszenie.  Bardzo  zależy  mi  na  tym,  żeby 
odwieźć panią do domu. 

 -  Nie  mogę  skorzystać  z  tego  rodzaju  zaproszenia, 

milordzie  -  rzekła  Talia,  a  hrabia  pomyślał,  że  specjalnie 
nadaje swojemu głosowi poważne brzmienie. 

Minęła  go,  zanim  zdołał  ją  zatrzymać,  i  pobiegła  w 

pośpiechu ulicą. Spoglądał w ślad za nią, nie wiedząc co robić. 
Po chwili ujrzał, jak ubrana w czerń kobieta zaczęła iść w jej 
stronę.  Zatrzymały  się  na  moment,  wymieniły  kilka  słów,  a 
potem zniknęły za rogiem. 

Hrabia wskoczył do powozu i pojechał za nimi. Zauważył, 

że skręciły w stronę Hay Hill. Podążał za nimi cały czas, lecz 
wkrótce  musiał  przepuścić  jadący  Dover  Street  dyliżans. 
Dostrzegł  jednak  szary  czepeczek  Talii  znikający  w 
Lansdowne  Passage.  Zorientował  się,  w  którą  stronę  poszła, 
ponieważ  Lansdowne  Passage  był  najkrótszą  drogą  do  ulicy 
Curzona. 

Gdy  hrabia  minął  Berkeley  Square  i  znalazł  się  na  ulicy 

Curzona, spostrzegł przed sobą Talię i jej towarzyszkę. Mimo 
wszelkich starań nie mógł ich dogonić i wkrótce zauważył, że 
obie  kobiety  minęły  arkady  przegradzające  ulicę  prowadzącą 
do Shephard Market. Nie mógł dalej jechać za nimi powozem, 
ale wiedział już, gdzie mieszkała. 

background image

 - Wysiądź tutaj, Henry - rzekł do stangreta. - Pójdziesz na 

Shephard Market i zapytasz ludzi o pannę Carver. Osada jest 
niewielka,  więc z pewnością ktoś poda ci  jej adres. Dowiedz 
się też, czy mieszka sama czy z rodziną. Chcę wiedzieć o niej 
wszystko. Tylko zachowaj dyskrecję. Wiem, że mogę ci ufać. 

 -  Zaraz  wracam,  milordzie  -  odpowiedział  Henry.  Nie 

pierwszy  już  raz  hrabia  wysyłał  go  w  podobnej  misji.  Henry 
nosił  w  imieniu  swojego  chlebodawcy  kwiaty  i  prezenty  do 
rozmaitych  dam,  którymi  hrabia  był  aktualnie  zajęty.  Z  tego 
powodu inni służący nadali mu przydomek „Eros". 

 -  Brak  ci  tylko  skrzydełek,  Henry,  i  nigdy  ich  chyba  nie 

będziesz miał - śmiały się służące. 

 -  Nie  macie  pojęcia,  jakich  cudów  dokonuję  za  pomocą 

mojego łuku i strzał - przechwalał się Henry. 

Służące  zaśmiewały  się  głośno,  kiedy  gonił  je  po 

bocznych  korytarzach  Hellington  House,  narażając  się  za  te 
hałasy na wymówki kamerdynera i ochmistrzyni. 

Teraz  Henry  wyskoczył  z  powozu  i  udał  się  w  stronę 

Shephard Market. Jak cała służba był oddany hrabiemu całym 
sercem, nie tylko z powodu jego miłej powierzchowności, ale 
również  dlatego,  że  uważano  go  za  doskonałego  sportowca. 
Pracę u hrabiego służba traktowała jako duży zaszczyt. 

Hrabia  nie  zdawał  sobie  oczywiście  z  tego  sprawy,  ale 

wszyscy  jego  służący  byli  bardzo  zadowoleni,  że  pozostaje 
wciąż  kawalerem.  Większość  z  nich  wiedziała  z  własnego 
doświadczenia,  że  kiedy  pracodawcą  jest  kobieta,  życie  nie 
jest  już  tak  swobodne  i  łatwe.  Wprawdzie  hrabia  wymagał 
idealnego  porządku,  jednak  nie  wtrącał  się  do  spraw  służby. 
Każdy  ze  służących  mógłby  długo  opowiadać,  jak  nieznośne 
jest  życie  u  wymagającej  chlebodawczyni,  zwłaszcza  gdy  na 
dodatek  jest  skąpa.  Najprzyjemniej  pracuje  się  u 
tolerancyjnego nieżonatego pana. 

background image

Henry był absolutnie pewny, że hrabia nie szukał żony na 

Shephard  Market.  Dla  ubranej  na  szaro  panienki  przeznaczył 
zapewne  zupełnie  inną  rolę.  Od  pewnego  czasu  służba  robiła 
zakłady, kiedy zostanie zajęte miejsce po ostatniej muślinowej 
panience. Życzę jej szczęścia - pomyślał Henry. 

Było  już  po  szóstej,  kiedy  do  biblioteki,  w  której  hrabia 

przeglądał gazety, wszedł kamerdyner i zameldował, że Henry 
chciałby z nim rozmawiać. 

 - Niech wejdzie! - polecił hrabia. 
Henry  z  uśmiechem  na  twarzy  wszedł  do  pokoju,  a  jego 

mina  świadczyła,  że  misja  się  powiodła.  Henry  był 
niewysokim  mężczyzną  o  młodzieńczym  wyglądzie.  Miał 
szczególny talent do koni. Był człowiekiem godnym zaufania, 
lecz  jednocześnie  wykazywał  awanturniczą  żyłkę,  co 
podobało się hrabiemu. Odłożył więc gazetę i zapytał: 

 - Co tam słychać, Henry? 
 -  Dowiedziałem  się  o  niej  wszystkiego,  milordzie. 

Mieszka w małym domku pod numerem 82. 

 - Sama? 
 -  Nie,  milordzie,  mieszka  z  matką,  która,  jak  powiadają, 

ciągle  choruje,  bo  często  przychodzi  tam  lekarz,  i  ze  starą 
służącą Hanną. 

Hrabia  roześmiał  się.  Był  niemal  pewien,  że  Henry 

zasięgał  języka  u  rzeźników  licznie  zamieszkujących 
Shephard Market. 

 - Czy dowiedziałeś się jeszcze czegoś? - zapytał. 
 - Wszyscy bardzo dobrze wyrażają się o młodej panience. 

Powiadają,  że  ciężko  pracuje  na  Bond  Street,  a  otrzymuje 
niewielką zapłatę. 

Hrabia dowiedział się wszystkiego, co go interesowało. 
 - Dziękuję ci, Henry! 
 - Nie ma za co, milordzie. 

background image

I  z  zuchwałym  uśmiechem  wyszedł  z  pokoju.  Hrabia, 

mimo  że  nie  tolerował  spoufalania  się  służby,  wybaczał 
Henry'emu jego zachowanie. Był on bardzo użyteczny i nigdy 
nie  zawiódł  zaufania  swego  pana.  Cechy  te  hrabia  cenił  u 
podwładnych wyżej niż giętkość i uniżoność. 

Nie spiesząc się, hrabia wstał, wszedł do holu i odebrał od 

lokaja laskę i kapelusz. 

 -  Czy  życzy  pan  sobie,  żeby  przyprowadzić  powóz?  - 

zapytał lokaj. 

 -  Nie,  pójdę  pieszo  -  odrzekł  hrabia.  Ponieważ  Berkeley 

Square  dzieli  od  Shephard  Market  niewielka  odległość, 
postanowił  nie  brać  powozu.  Choć  słońce  chyliło  się  ku 
zachodowi, małe sklepiki  wciąż tętniły życiem. Ich klientami 
byli  ludzie  pracujący  lub  indywidualiści  nie  lubiący 
dostosowywać 

się 

do 

sztywnych 

godzin  otwarcia 

obowiązujących w bardziej eleganckich sklepach. 

Rzucało  się  w  oczy,  że  wszyscy  znali  się  tu  nawzajem  i 

byli  zaprzyjaźnieni,  jakby  to  była  nadal  wioska  jak  przed 
wiekami. 

Hrabia  bez  trudu  odnalazł  numer  82  wśród  skromnych 

domków  zajmowanych  przez  rzemieślników.  Gdy  podszedł 
bliżej, z przyjemnością popatrzył na czyste szyby w oknach i 
tak  wypolerowaną  staroświecką  kołatkę  przy  drzwiach,  że 
lśniła niczym słońce. Uniósł kołatkę i zastukał. Minęło trochę 
czasu, zanim usłyszał  kroki. Drzwi  otworzyła starsza, ubrana 
na  czarno  kobieta.  Hrabia  bez  trudu  rozpoznał  w  niej  osobę, 
która odprowadzała Talię do domu. Kobieta patrzyła na niego 
niechętnym wzrokiem. 

 -  Chciałbym  się  zobaczyć  z  panną  Carver  -  rzekł 

rozkazującym tonem. 

 - Panny Carver nie ma w domu, milordzie. 
Ze sposobu, w jaki się do niego zwróciła, domyślił się, że 

Talia musiała jej powiedzieć, kim jest. 

background image

 - Nie sądzę, żeby to była prawda. 
 - Panna Carver nikogo nie przyjmuje. 
Głos  kobiety  brzmiał  ostro,  jakby  chciała  uzmysłowić 

hrabiemu, co oznacza wyrażenie „nie ma w domu". 

 -  Myślę,  że  będzie  chciała  się  ze  mną  widzieć  -  rzekł 

twardo. 

Mówiąc to postąpił krok naprzód, a ponieważ był  bardzo 

wysoki, Hanna cofnęła się. Przez chwilę nie wiedziała, co ma 
robić.  W  końcu,  ponieważ  nie  chciała  zachować  się 
niegrzecznie wobec tak znakomitego gościa, otworzyła drzwi i 
powiedziała: 

 - Może jego lordowska mość zechce zaczekać tutaj.  
Hrabia  wszedł  do  maleńkiej  bawialni.  Była  urządzona 

gustownie,  lecz  niezwykle  skromnie.  Zauważył  tylko 
zarzucone  papierami  biurko  i  pomyślał,  że  Talia  rysuje 
zapewne szkice wykonywanych przez siebie modeli damskich 
czepków.  Stał  odwrócony  plecami  do  kominka  uśmiechając 
się na myśl, w jaką konsternację wprawi Talię jego przybycie. 
Raptem drzwi  się otworzyły i  stanęła w nich Talia. Miała na 
sobie  muślinową  sukienkę,  w  której  wyglądała  bardzo 
korzystnie, bo podkreślała odcień jej włosów i delikatną cerę. 

Nie ulega wątpliwości, pomyślał hrabia patrząc na nią, że 

jest  bardzo ładna, ładniejsza od wielu kobiet, które poznał  w 
ciągu ostatnich kilku lat. Pomyślał z triumfem, że warto było 
dołożyć  wszelkich  starań,  aby  ją  odnaleźć.  Zdziwiło  go,  że 
cichutko  zamknęła  drzwi,  a  zanim  zaczęła  mówić,  podeszła 
doń  bardzo  blisko.  Potem  odezwała  się  ledwo  słyszalnym 
szeptem. 

 - Nie powinien pan tutaj przychodzić! Proszę natychmiast 

wyjść! 

 - Wyjść? - zdziwił się hrabia. - Ale dlaczego? 
 -  Bo  moja  matka  nie  może  się  dowiedzieć,  że  pan  był 

tutaj. 

background image

Hrabia uniósł brwi. 
 - Czy pani matka nie akceptuje tylko moich odwiedzin? - 

zapytał. - Czy inni panowie są równie niemile widziani? 

 -  Nie  ma  żadnych  mężczyzn  wśród  moich  znajomych  - 

rzekła Talia. - Pańska wizyta zdenerwowałaby moją matkę. 

 - A to czemu? - zapytał hrabia. 
 -  Ponieważ...  -  Talia  zawiesiła  głos.  -  Nie  muszę  panu 

wszystkiego  tłumaczyć.  Jak  oznajmiła  panu  Hanna,  nie  ma 
mnie w domu. Proszę więc, żeby pan nas opuścił. 

 -  Ale  ja  nie  chcę  -  rzekł  hrabia.  -  Chciałbym  z  panią 

porozmawiać, panno Carver. 

 - Nie mamy sobie nic do powiedzenia. 
 - Wprost przeciwnie. Ja mam pani dużo do powiedzenia. 
Talia  spojrzała  na  sufit  z  lękiem,  że  ktoś  może  go 

usłyszeć. Potem znów zaczęła prosić: 

 -  Niech  pan  będzie  tak  dobry  i  odejdzie.  Dla  mamy 

byłoby  to  wielkie  przeżycie,  a  z  jej  zdrowiem  nie  jest 
najlepiej. Ma dość innych zmartwień. Gdyby się dowiedziała, 
że pan był tutaj, bardzo by ją to wzburzyło. 

 -  Oczywiście,  odejdę  -  rzekł  hrabia  -  ale  niech  pani 

zrozumie, że jeśli nie możemy porozmawiać tutaj, musimy się 
spotkać gdzie indziej. 

 - To niemożliwe! - zawołała Talia. 
 - W takim razie zostaję. 
 -  Nie  będzie  pan  taki  nieczuły.  Przecież  mówiłam  panu, 

że moja matka jest chora. 

 - Gdzie zatem możemy porozmawiać? - naciskał hrabia. 
Na górze znów rozległy się dźwięki i Talia spoglądając na 

sufit powiedziała przerażona: 

 - Gdziekolwiek, byle nie tu! 
 - Dobrze - zgodził się hrabia. - Przyjadę po panią o wpół 

do dziewiątej. Wybierzemy się na kolację do jakiegoś cichego, 

background image

dyskretnego  lokalu,  gdzie  będziemy  mogli  spokojnie 
porozmawiać. 

Talia zdziwiła się. 
 - Miałabym pójść z panem na kolację? Sama? 
 - Nie zamierzam zapraszać nikogo oprócz pani. 
 -  Rozumiem,  ale  ja  nie  mogę  tego  zrobić.  To  byłoby 

bardzo niestosowne. 

 -  Porozmawiajmy  więc  tutaj  -  rzekł  hrabia.  -  Ma  tu  pani 

czujną opiekę, chociaż matka pani jest piętro wyżej. 

 - Pan mnie szantażuje - powiedziała Talia po chwili. 
 - Owszem - zgodził się hrabia - proszę więc mi pozwolić 

mówić tutaj. Ja zawsze dostaję to, czego chcę. Będzie prościej, 
jeśli pani ustąpi od razu. 

 - Cóż pan może mieć mi do powiedzenia? 
 -  To  zajmie  trochę  czasu  -  odparł  hrabia  -  ale,  jak  już 

mówiłem, nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy porozmawiali 
tutaj. Jeśli oczywiście pani pozwoli. 

Ujrzał w jej oczach strach. Była wstrząśnięta i bardzo się 

martwiła,  jak  matka  zareagowałaby,  gdyby  spostrzegła  jego 
obecność. Widział, że się waha,  namyśla,  usiłując wybrnąć  z 
tej niezręcznej sytuacji. Ponowne odgłosy dobiegające z góry 
sprawiły, że nagle podjęła decyzję. 

 -  Dobrze  -  powiedziała.  -  Zgadzam  się,  ale  pan  mnie  do 

tego  zmusił.  Nienawidzę  pana  za  to. Pójdę  na  tę  kolację,  ale 
wyłącznie  przez  wzgląd  na  mamę.  Będę  wolna  dopiero  po 
dziewiątej, kiedy mama zaśnie. 

 -  Przyjadę  więc  piętnaście  minut  po  dziewiątej  -  rzekł 

hrabia. 

 - Tylko niech pan nie puka do drzwi, proszę zaczekać, aż 

wyjdę - powiedziała. 

Uśmiechnął  się  słysząc  jej  polecenia.  Tymczasem  ona, 

chcąc jak najszybciej pozbyć się nieproszonego gościa, wyszła 
do sieni i otworzyła przed nim drzwi frontowe. 

background image

 -  Spotkamy  się  piętnaście  po  dziewiątej?  -  upewniał  się 

hrabia. - Będę cierpliwie czekał, gdyby się pani spóźniała. 

Talia  nie  odpowiedziała.  Cicho  zamknęła  drzwi.  Hrabia 

był  przekonany,  że  gdyby  nie  matka,  zatrzasnęłaby  je  z 
hałasem. Rozbawiony wrócił do domu. Pomyślał, że wygrał tę 
pierwszą potyczkę. Wygranie bitwy przyjdzie później. 

Po  wyjściu  hrabiego  Talia  przystanęła  na  chwilę  w 

korytarzyku, żeby uspokoić się przed pójściem na górę. Była 
tak  rozzłoszczona  i  podenerwowana,  że  matka  mogłaby  z 
łatwością  dostrzec  iskry  gniewu  w  jej  oczach.  Jak  on  śmiał 
przyjść  za  nią  aż  tutaj!  Jak  to  możliwe,  żeby  mężczyzna, 
którego  widziała  zaledwie  raz  lub  dwa,  wliczając  w  to 
przypadkowe  spotkanie  w  sklepie,  kiedy  przyszedł  kupić 
kapelusz  dla  swojej  znajomej,  mógł  narzucać  jej  się  w  tak 
niekulturalny  sposób?  I  na  dodatek  posunął  się  do  szantażu, 
żeby  przyjęła  zaproszenie  na  kolację,  choć  ona  czuła,  że  nie 
powinna tego robić. Matka mogłaby dostać ataku serca, gdyby 
się o tym dowiedziała! 

 - Jak powinnam postąpić? - pytała Talia samą siebie. 
Była  przekonana,  że  gdyby  nie  wyszła  na  spotkanie, 

hrabia  mógłby  dobijać  się  do  drzwi  i  narobić  hałasu  na  cały 
dom. 

Nie mogę do tego dopuścić! Przecież on nie zachowuje się 

jak dżentelmen! - pomyślała. 

Raptem uświadomiła sobie, że hrabia zachowywał się tak, 

ponieważ  nie  uważał  jej  za  damę.  Dziewczęta  pracujące  w 
sklepie  często  są  nagabywane  przez  mężczyzn  w  mało 
wytworny  sposób.  Dopiero  teraz  pojęła,  czemu  matka  tak 
bardzo  bolała  nad  tym,  że  Talia  musiała  ukrywać  swoje 
pochodzenie.  Odetchnęła  głęboko  kilka  razy,  a  potem  udała 
się na górę. Lady Caversham już na nią czekała. 

 -  Kto  to  był,  kochanie?  -  zapytała.  -  Hanna  powiedziała 

mi, że ktoś dopytywał się o ciebie. 

background image

Ton  głosu  matki  wyrażał  zaniepokojenie.  W  pierwszej 

chwili  Talia  chciała  wyznać  jej  prawdę  i  poprosić  o  radę. 
Jednak  gdy  spojrzała  na  jej  kruchą  postać,  pomyślała,  że 
dodatkowe  troski  mogłyby  ją  złamać.  Przecież  i  tak  co  noc 
wypłakiwała  oczy  z  tęsknoty  za  mężem.  Każdy  dodatkowy 
cios mógł  mieć dla niej zgubne konsekwencje.  Talia  musiała 
sama poradzić sobie ze swoimi kłopotami. 

 -  Mam  pewien  sekret,  który  ukrywałam  przed  tobą  od 

dawna - rzekła - ale teraz zamierzam ci go wyjawić. Nie mogę 
już dłużej trzymać tego w tajemnicy. 

 -  Trzymać  przede  mną  w  tajemnicy?  -  powtórzyła  lady 

Caversham. 

 -  Myślę,  że  będziesz  ze  mnie  dumna  -  oznajmiła  Talia.  - 

Napisałam książkę. 

 - Napisałaś książkę! - wykrzyknęła lady Caversham. 
 - Tylko maleńką książeczkę - wyjaśniła Talia. - Chciałam 

zaczekać z pokazaniem jej do twoich urodzin i ofiarować ci ją 
w  prezencie,  ale  nie  potrafię  już  dłużej  czekać  i  dam  ci  już 
teraz. Poczekaj chwilę, zaraz ją przyniosę. 

Wstała i skierowała się do swojego pokoju, sąsiadującego 

z  sypialnią  matki.  Na  toaletce  leżały  egzemplarze  autorskie 
książki, które wczoraj po wizycie u panny Genevieve odebrała 
od  pana  Hatcharda.  Jeden  z  nich  był  opakowany  w  ozdobny 
papier i przewiązany różową wstążeczką. Zamierzała wręczyć 
go  matce  na  urodziny  razem  z  innymi  drobiazgami.  Talia 
musiała  jednak  za  wszelką  cenę  odwrócić  uwagę  matki  od 
niespodzianej  wizyty  hrabiego.  Wzięła  książkę  i  zaniosła  do 
sypialni matki. 

 - Oto debiut literacki twojej córki - powiedziała, - Bardzo 

bym  chciała,  żeby  okazał  się  sukcesem  i  przyniósł  nam 
mnóstwo pieniędzy. 

 - Nie mogę w to uwierzyć! - zawołała lady Caversham. 

background image

Rozwiązała  wstążkę  i  drżącymi  palcami  rozpakowała 

książkę. 

 -  „Dżentelmeni,  napisane  przez  osobę  z  towarzystwa"  - 

przeczytała na głos. - Talio, coś ty napisała? 

 -  W  domowej  bibliotece  ojca  widziałam  kiedyś  książkę, 

która  mnie  zafrapowała  -  rzekła  Talia.  -  Była  to  francuska 
książeczka  zatytułowana  „Kobiety".  Zawierała  zbiór 
powiedzonek  i  aforyzmów  na  temat  kobiet  wygłaszanych  na 
przestrzeni wieków. 

 - Przypominam ją sobie - rzekła lady Caversham. 
 - Pokazałam ją papie, a on roześmiał się i powiedział, że 

mógłby  dopisać  do  niej  wiele  złotych  myśli,  gdyby  mu  się 
chciało poszperać w książkach. Dodał, że być może pewnego 
dnia napisze książkę o kobietach, które znał, a z których żadna 
nie była tak urocza jak ty, mamo. 

 -  Kochany  Denzil,  czy  naprawdę  tak  powiedział?  - 

zapytała lady Caversham. 

 -  Zawsze  to  powtarzał  -  powiedziała  Talia.  -  Kiedy 

rozmyślałam,  jak  zdobyć  pieniądze,  przypomniałam  sobie  o 
tej  książeczce  i  postanowiłam  napisać  coś  podobnego  o 
mężczyznach. 

 - I sama to wszystko wykoncypowałaś? 
 - To tylko mała książeczka - rzekła skromnie Talia. 
 - W jaki sposób udało ci się ją opublikować? 
 -  Poszłam  do  księgarni  pana  Hatcharda  przy  Piccadilly  i 

zapytałam,  czy  nie  zechciałby  przeczytać  mojego  rękopisu. 
Był bardzo miły i zgodził się. I wiesz, co mi opowiedział? 

Lady Caversham była wyraźnie zainteresowana. 
 -  Otóż  kiedy  otwierał  księgarnię,  zapisał  w  swoim 

dzienniku:  „Dziś  dzięki  Bożej  pomocy  i  uprzejmości 
przyjaciół,  z  pięcioma  funtami  w  kieszeni,  otworzyłem  sklep 
przy Piccadilly". Pomyśl tylko, mamo. Zaryzykował i wygrał. 

background image

 -  To  było  istotnie  odważne  posunięcie  -  przyznała  lady 

Caversham. 

 -  Kiedy  przyznałam  się,  jak  bardzo  mi  są  potrzebne 

pieniądze  -  opowiadała  Talia  -  przypomniał  sobie  swoje 
własne kłopoty i postanowił dać mi szansę. 

 -  To  bardzo  miło  z  jego  strony,  że  opublikował  utwór 

osoby  debiutującej  -  zauważyła  lady  Caversham.  -  Jednak 
wydaje  mi  się,  moja  najdroższa,  że  ta  książka  nie  pasuje  do 
ciebie. Raczej bym przypuszczała, że napiszesz powieść. 

 -  Nie  mam  talentu  Jane  Austen  -  rzekła  Talia  ze 

śmiechem.  -  Zdaniem  pana  Hatcharda  ta  mała  książeczka 
rozbawi cały wielki świat. Trzymajmy kciuki, żeby przyniosła 
nam  dużo  pieniędzy.  Może  odniesie  równie  niespodziewany 
sukces jak wiersze lorda Byrona. 

Lady  Caversham  przyglądała  się  trzymanej  w  ręku 

książce. 

 -  Wprost  nie  mogę  w  to  uwierzyć  -  rzekła.  -  Wydaje  mi 

się, jakby to było wczoraj, kiedy uczyłam cię alfabetu, a ty z 
trudem sylabizowałaś proste wyrazy. Teraz napisałaś książkę. 
Szkoda, że na okładce nie ma twojego nazwiska. 

 -  Bardzo  chciałam,  żeby  było  - przyznała  Talia  -  ale  pan 

Hatchard  wyjaśnił  mi,  że  wiele  osób  może  mieć  do  mnie 
pretensje, że jako kobieta ośmielam się krytykować mężczyzn. 
Przypuszczał,  że  gdy  książkę  otaczać  będzie  mgiełka 
tajemnicy, znajdzie więcej nabywców. 

 - Muszę koniecznie przeczytać ją od początku do końca - 

obiecała  lady  Caversham.  -  Przekonam  się  wówczas,  jaką 
mam  mądrą  córeczkę.  -  Spojrzała  na  książkę,  a  potem 
zapytała: - A skąd właściwie tyle wiesz o mężczyznach? 

 -  Tobie,  mamo,  mogę  się  przyznać,  że  wiem  o  nich 

bardzo niewiele, lecz przypomniałam sobie, co opowiadał  mi 
papa,  a  wiele  dowcipnych  powiedzonek  zaczerpnęłam  z 
książek.  Pomysł  wpadł  mi  do  głowy,  kiedy  przysłuchiwałam 

background image

się, co odwiedzające nasz sklep klientki opowiadały o swoich 
mężach i narzeczonych. 

 -  Chcesz  przez  to  powiedzieć,  że  te  damy  rozmawiały  o 

tym  w  twojej  obecności?  -  w  głosie  lady  Caversham 
zabrzmiało zdumienie. 

 - Oczywiście, mamo - odrzekła Talia. - Wiesz przecież, że 

niektórzy ludzie traktują służbę jak głuchych. W oczach dam 
kupujących kapelusze jestem kimś w rodzaju służącej. 

Nie słuchała już, kiedy matka znów zaczęła użalać się nad 

losem  córki  zmuszonej  zarabiać  na  życie.  Jej  uwagę 
pochłaniały  rozważania  nad  tym,  co  o  niej  myśli  hrabia  i 
dlaczego tak bardzo chciał się z nią zobaczyć. 

Kiedy  znalazła  się  w  sypialni  panny  Genevieve  i  ujrzała 

wysokiego, eleganckiego mężczyznę, było dla niej oczywiste, 
w  jakim  celu  tam  przyszedł.  Ze słów  rzuconych  przez  pannę 
Genevieve jeszcze przed jego przybyciem wywnioskowała, że 
tancerka spodziewała się znamienitego gościa. 

Jakież było jej zdumienie, kiedy dzisiejszego ranka hrabia 

pojawił  się  w  sklepie  w  towarzystwie  lady  Adelajdy,  która 
zdaniem  pani  Burton  była  jedną  z  najpiękniejszych  dam  z 
towarzystwa.  Jej  elegancja  znana  była  w  całym  Londynie; 
inne damy zazdrościły jej, ale chętnie kopiowały jej stroje. 

Jeśli  więc  mógł  wybierać  pomiędzy  tak  atrakcyjnymi 

kobietami,  czemu,  na  Boga,  tak  bardzo  zależało  mu  na 
spotkaniu  z  biedną  modystką?  Talii  do  głowy  przyszła 
niespodzianie  przerażająca  myśl,  że  może  hrabia  dowiedział 
się o jej pochodzeniu, ale było to absurdalne. Jakim sposobem 
ktoś  mógłby  połączyć  osobę  Talii  Carver,  modystki  z  Bond 
Street, z lordem Denzilem Cavershamem? 

Nie,  to  było  pozbawione  sensu.  Dowie  się  wszystkiego 

niebawem podczas wspólnej kolacji. Choć uważała, że hrabia 
zachował  się  wobec  niej  skandalicznie,  zmuszając  ją  do 

background image

postępku,  który  mógłby  zdenerwować  jej  matkę,  nie  mogła 
opanować podniecenia na myśl o tej kolacji. 

Odkąd  zamieszkały  w  Londynie,  Talia  tak  bardzo 

przywykła  do  roli,  jaką  wyznaczył  jej  los,  że  nie  myślała 
zupełnie  o  jakimkolwiek  życiu  towarzyskim.  Zgadzała  się  z 
matką,  że  nie  powinny  spotykać  dawnych  znajomych, 
ponieważ  trudno  by  im  było  wytłumaczyć  nagłe  znikniecie 
lorda  Denzila,  ponadto  chciały  uniknąć  przykrego  dla  nich 
współczucia. 

 -  Kiedy  twój  ojciec  wróci  -  powtarzała  często  lady 

Caversham  -  wrócimy  na  wieś,  a  gdy  plotki  ucichną, 
rozpoczniemy nowe życie. 

 - A z czego będziemy żyli, mamo? - pytała Talia. 
 -  Może  ojciec  przywiezie  trochę  pieniędzy  -  rzekła 

nieśmiało lady Caversham. 

Talii  wydawało się to mało prawdopodobne. Znając ojca, 

wiedziała, że ma dużo większy talent do wydawania pieniędzy 
niż do ich zarabiania. Jednak zatrzymała to dla siebie, bo nie 
chciała smucić matki. 

 - Jestem pewna, że papa zadba o wszystko, nawet o nasze 

finanse - stwierdziła. 

Talia przyniosła matce kolację. Ponieważ lady Caversham 

bardzo  chciała  przeczytać  książkę  córki,  zjadła  szybciej  i 
więcej niż zazwyczaj. 

 -  Świetnie  się  spisałaś  dzisiejszego  wieczoru,  mamo  - 

powiedziała Talia z zadowoleniem. - Nie zapomnij pochwalić 
Hannę za nową potrawę z kurczęcia. 

 -  A  więc  to  było  kurczę?  -  zdziwiła  się  lady  Caversham, 

lecz  szybko  dodała:  -  Oczywiście,  kochanie.  Hanna  tak  się 
stara, żeby wszystko było smaczne i apetyczne, a ja nigdy nie 
jestem głodna. 

background image

 -  Gdyby  ta  książka  przyniosła  wiele  pieniędzy  -  rzekła 

Talia  -  mogłybyśmy  kupić  dla  ciebie  różne  smakołyki,  na 
przykład pawie języczki, którymi się zajadali Rzymianie. 

 - Jak mogli być tak okrutni? 
 - Ja tylko żartowałam, mamo - powiedziała szybko Talia. 

- Choć, jak widzę, lepiej się dzisiaj czujesz, chciałabym, żebyś 
wcześniej  poszła  spać,  a  lekturę  mojej  książki  odłożyła  do 
jutra. 

 -  Bardzo  bym  chciała,  żebyśmy  mogły  przeczytać  ją 

razem. 

 - Przeczytamy jutro - wyszeptała Talia. - A teraz połóż się 

do łóżka i posłuchaj kilku zabawnych fragmentów. 

Gdy  skończyły  czytanie,  była  już  dziewiąta.  Talia 

ucałowała  matkę  na  dobranoc  i  weszła  do  swojej  sypialni. 
Pomyślała,  że  jeśli  hrabia  ma  nadzieję  ujrzeć  ją  w 
wieczorowej  sukni,  to  się  rozczaruje,  gdyż  takiej  toalety  w 
ogóle nie miała. Ojciec opuścił Anglię, kiedy miała piętnaście 
lat,  i  od  tego  czasu  uszyła  sobie  z  pomocą  Hanny  dwie 
sukienki.  Niedawno  znalazły  na  targu  niedrogi,  ale  ładny 
muślin  i  dokupiły  do  tego  wstążki,  które  wprawdzie  gniotły 
się  i  nie  wyglądały  tak  efektownie  jak  te  przemycone  z 
Francji,  jednak  miały  bardzo  przyjemne  kolory.  Talia  umyła 
się  i  włożyła  swoją  najnowszą  sukienkę,  ponieważ  pozostałe 
podarły  się  niemal  na  strzępy.  Muślinowa  sukienka  była 
ozdobiona dwoma rzędami falban u dołu i jedną falbanką przy 
dekolcie. Talia wyglądała w niej bardzo młodo. 

 -  Jeśli  oczekuje  czegoś  bardziej  wyrafinowanego  - 

powiedziała do swojego odbicia w lustrze - to powinien zabrać 
lady Adelajdę! 

Zaraz  jednak  myśl,  że  hrabia  zaprosił  ją,  ponieważ 

dostrzegł  w  niej  atrakcyjną  kobietę,  wydała  się  Talii 
absurdalna.  Przeczuwała, 

że 

powód 

jego 

nagłego 

background image

zainteresowania  musiał  być  zupełnie  inny.  Bezskutecznie 
łamała sobie głowę, co by to mogło być. 

Kiedy  uporała  się  z  włosami,  stwierdziła,  że  jest. 

dwadzieścia po dziewiątej i hrabia na pewno już czeka. 

A  niech  czeka!  -  powiedziała  do  siebie,  a  potem 

zaniepokoiła  się,  że  może  zapukać  do  drzwi,  co  obudziłoby 
matkę. 

Jak  wiele  chorych  osób  lady  Caversham  zasypiała 

natychmiast  po  położeniu  się  do  łóżka,  lecz  budziła  się  po 
dwóch, trzech godzinach i nie mogła ponownie zasnąć. Gdyby 
się  obudziła,  spędziłaby  bezsennie  całą  noc,  a  rano  byłaby 
bardzo słaba. 

Muszę koniecznie zejść do niego - pomyślała Talia. 
Wyjęła  z  szafy  długą  pelerynę,  którą  nosiła  w  lepszych 

czasach jej matka. Peleryna była uszyta z błękitnego aksamitu. 
Kiedyś miała futrzane lamówki, lecz Talia musiała je odpruć i 
sprzedać  na  opłacenie  domowych  wydatków.  Peleryna 
spływała z jej ramion i dzięki niej, a także niezwykłej barwie 
włosów, wyglądała niczym madonna na witrażu. Jej ubiór był 
bardzo skromny, bez żadnych ozdób, lecz nawet gdyby hrabia 
miał się wstydzić z jej powodu, nic na to nie mogła poradzić. 
Zbiegła bezszelestnie po schodach i weszła do kuchni. Hanna 
spojrzała na nią, a jej twarz pociemniała. 

 - A dokąd to się panienka wybiera, chciałabym wiedzieć? 

- rzekła. - On nie ma prawa zapraszać cię samej, wiesz o tym 
doskonale! 

 - Wiem, Hanno - odrzekła Talia - ale co mi pozostaje. Nie 

mogłam przecież pozwolić, żeby zdenerwował mamę. 

 -  Trzeba  było  stanowczo  zażądać,  żebym  ci  mogła 

towarzyszyć - rzekła z niechęcią Hanna. 

Talia  pomyślała,  że  reakcja  hrabiego  na  takie  warunki 

mogłaby być bardzo zabawna. Głośno zaś powiedziała: 

background image

 -  Zastanawiałam  się  nad  tym,  lecz  mama  nie  powinna 

pozostać w nocy sama. 

 -  Jestem  niespokojna,  jak  sobie  poradzisz  sama  z  takim 

mężczyzną jak jego lordowska mość - rzekła. 

Talia  podzielała  w  pełni  jej  obiekcje,  lecz  nie  widziała 

żadnego rozwiązania. Nagle Hanna krzyknęła. 

 - Co się stało? - spytała Talia. 
 - Mam pomysł! Proszę chwilę zaczekać. 
Wyszła  z  kuchni  i  skierowała  się  do  piwnicy.  Talia 

spoglądała na nią ze zdumieniem. W piwnicy nie było niczego 
oprócz  przywiezionych  ze  wsi  kufrów.  Większość  zawierała 
rzeczy jej ojca.  Gdy po przyjeździe do Londynu okazało się, 
że  w  maleńkim  mieszkanku  nie  ma  gdzie  ich  wypakować, 
Hanna  ustawiła  je  w  piwnicy  i  od  czasu  do  czasu  wietrzyła, 
żeby  nie  zalęgły  się  w  nich  mole  ani.  nie  zniszczyła  ich 
wilgoć. 

Talia  czekała  ze  świadomością,  że  hrabia  także  czeka,  a 

jego zniecierpliwienie rośnie z każdą chwilą. W końcu Hanna 
wróciła z piwnicy. 

 -  Mam  to,  czego  szukałam  -  powiedziała.  -  Niech 

panienka to ze sobą weźmie. Może się przydać. 

Mówiąc to rozwarła dłoń i odsłoniła przedmiot, na którego 

widok Talia krzyknęła: 

 - Ależ, Hanno, to pistolet! 
 -  Tak,  to  pistolet  pana  i  w  dodatku  naładowany. 

Znalazłam tylko jeden nabój, wiec masz tylko jedną szansę. 

 -  Nie  mogę  tego  zabrać!  -  broniła  się  Talia.  -  Przecież 

gdyby papa nie zabił człowieka, nie znalazłybyśmy się w tak 
trudnej sytuacji. 

 -  Wiem  o  tym  -  rzekła  Hanna  -  jednak  na  wszelki 

wypadek zabierz pistolet. 

Talia czuła, że Hanna ma rację. Był to maleńki pistolecik, 

który  ojciec  zabierał  do  obrony  przed  ewentualną  napaścią, 

background image

gdy wracał późnym wieczorem do domu. Choć Talii nigdy się 
nie  zdarzyło,  żeby  została  obrabowana,  jednak  wiele  osób 
opowiadało  jej  o  swoich  niemiłych  doświadczeniach,  kiedy 
nie  mogąc  się  bronić  musieli  oddawać  rabusiom  wszystkie 
swoje  kosztowności.  Pomyślała,  że  mogłaby  się  znaleźć  w 
podobnej  sytuacji,  zdana  na  łaskę  hrabiego  i  zmuszona  do 
spełnienia jego woli, gdyż nie byłaby  w stanie się przed nim 
obronić. 

 - Chyba  mądrze  mi radzisz, Hanno - rzekła. - Lepiej być 

przygotowanym na najgorsze. 

Wzięła  pistolet  z  rąk  służącej  i  schowała  do  atłasowej 

torebki,  którą  miała  przewieszoną  przez  ramię.  Torebka  była 
ciężka, lecz hrabia nie domyśli się, co zawiera. Musiała tylko 
uważać, kiedy będzie wyjmować chusteczkę, żeby niczego nie 
spostrzegł. 

 - Na mnie już czas - powiedziała. 
Hanna  w  milczeniu  ruszyła  przodem,  a  Talia  nie  bez 

rozbawienia  zauważyła,  że  odprowadza  ją  do  drzwi 
wejściowych niczym skazańca na szafot. 

Mimo  że  zaczynało  się  ściemniać,  bez  trudu  dostrzegła 

hrabiego.  Wyglądał  olśniewająco  w  narzuconym  na  ramiona 
niezwykle  eleganckim  płaszczu.  Pod  spodem  miał 
wieczorowy  garnitur  z  bardzo  modnymi  ostatnio  długimi  i 
wąskimi spodniami. Gdy zbliżyła się do niego, pomyślała, jak 
nieciekawie przy nim wygląda. 

 -  Jest  pani  nareszcie  -  powiedział.  -  A  już  myślałem,  że 

będę zmuszony zastukać do drzwi. 

 - Tego właśnie się obawiałam i dlatego tu jestem. 
 - Więc pani matka nie wie, że pani wyszła z domu? 
 -  Nie.  -  Spojrzał  na  nią,  a  ona  dodała:  -  Postawił  pan  na 

swoim, milordzie. Czy mogę w takim razie wrócić do domu? 
Nie  ma  powodu,  żebym  szła  z  panem  na  kolację,  skoro,  jak 
pan widzi, nie jestem nawet odpowiednio ubrana. 

background image

 -  Wygląda  pani  czarująco  -  odparł  zdawkowo.  -  Jeśli 

obawia  się  pani,  że  ktoś  mógłby  nas  zobaczyć,  to  mogę 
zaręczyć,  że  udajemy  się  w  ciche  miejsce,  gdzie  będziemy 
mogli swobodnie porozmawiać. - Talia nic nie odrzekła, a on 
dodał: 

 -  Mój  powóz  stoi  przy  ulicy  Curzona.  Myślę,  że  tędy 

będzie najbliżej. 

Wziął ją pod rękę i ruszyli we wskazanym przez hrabiego 

kierunku.  Talia  czuła,  że  dalsze  spieranie  się  nie  miało 
najmniejszego sensu. 

W  Shephard  Market  wiele  sklepików  było  jeszcze 

otwartych.  Widać  w  nich  było  klientów,  którzy  raczej 
gawędzili z właścicielami niż kupowali. Ale poza nimi okolica 
wydawała  się  zupełnie  bezludna  i  Talia  szła  jakby  we  śnie. 
Wkrótce  przekroczyli  arkady  i  dotarli  do  oświetlonej  ulicy 
Curzona.  Stał  tam  hrabiowski  powóz  ozdobiony  herbem, 
zaprzężony w dwa konie, z lokajem i stangretem na koźle. 

Talia  weszła  do  środka,  a  hrabia  usiadł  obok  niej.  Przez 

chwilę miała wrażenie, że nagle cofnęła się w przeszłość, że to 
powóz  jej  ojca,  jakby  nie  było  tragedii  rozstania,  długich  lat 
trudów  i  poniewierki.  Popadła  w  tak  głęboką  zadumę,  że 
zupełnie nie zwracała uwagi na hrabiego, który przyglądał się 
jej z zainteresowaniem, a z końcu zapytał: 

 - O czym pani rozmyśla tak poważnie? 
 - O sobie - odrzekła Talia. - Proszę wybaczyć, milordzie, 

moją nieuwagę. 

Każda inna kobieta odpowiedziałaby, że myśli o nim. 
 - Podziwiam pani szczerość, panno Carver - powiedział. - 

Większość ludzi myśli wyłącznie o sobie, lecz nie chce się do 
tego przyznać. 

 -  Zawsze  staram  się  mówić  prawdę,  jeśli  to  możliwe  - 

odparła Talia. - Wstyd  mi, że  musiałam okłamać  moją drogą 
matkę, żeby być tu z panem. 

background image

 - Ale ona się o tym nie dowie - zauważył hrabia - więc nie 

wynikną  z  tego  powodu  żadne  nieprzyjemności,  a  my 
spędzimy  razem  miły  wieczór.  Proponuję,  żebyśmy  nie 
obwiniali się nawzajem, gdyż bardzo mnie to nudzi. 

 -  Nie  sądziłam,  że  moim  obowiązkiem  dzisiejszego 

wieczoru będzie chronić pana przed nudą. 

 -  A  jednak  pani  to  robi  -  rzekł  hrabia  -  nie  opowiadając 

mi, jak bardzo tęskniła pani za mną. 

 -  Jak  już  wspominałam,  zawsze  mówię  prawdę  - 

powtórzyła  Talia.  -  A  pan  przecież  dobrze  wie,  że  wcale  nie 
chciałam  znaleźć  się  w  pańskim  towarzystwie.  Wolałabym 
raczej zostać w domu z książką. 

 - Czy tak właśnie spędza pani każdy wieczór? 
 - Tak. 
 - Ależ to straszne marnotrawienie młodości i urody. 
 - Niemniej korzystne dla mojego umysłu. 
 - Uważa więc pani, że to ważniejsze? 
 - Naturalnie. I mniej męczące. Hrabia roześmiał się. 
 -  Pani  poglądy  są  bardzo  oryginalne.  Może  przebywanie 

wyłącznie  wśród  kobiet  zajętych  bez  reszty  własnym 
wyglądem sprawiło, że postanowiła pani być inna. 

 - Wstydzę się za wiele z nich. 
 - A to czemu? 
 - Ponieważ im się  wydaje, że jedynym zadaniem  kobiety 

jest  podobanie  się  mężczyznom.  To  dlatego  kupują  wciąż 
nowe  kapelusze,  polują  na  nowe  materiały,  wstążki, 
kosmetyki, buty, pończochy, parasolki. Wszystko po to, żeby 
złowić rybę. 

 - Czyli kogoś takiego jak ja? 
 -  Oczywiście  -  przytaknęła  Talia.  -  Hrabia  Hellington 

stanowiłby  doskonałą  zdobycz,  gdyby  tylko  udało  się  go 
złowić! 

background image

 -  Zapewniam  panią,  że  dokładam  wszelkich  starań,  żeby 

się tak nie stało. 

 -  Wierzę  w  to  -  rzekła  Talia  -  jednak  zapewniam  jego 

lordowską mość, że zostanie pan wkrótce złowiony i omotany 
siecią, z której nie zdoła się pan uwolnić. 

 -  Tego  się  właśnie  obawiam  -  powiedział  hrabia.  -  Ma 

pani jednak rację, bo sama natura chce, żeby mężczyzna został 
złapany  i  ogłupiony.  Proszę  sobie  przypomnieć,  co  Ewa 
zrobiła z Adamem. 

 - O ile mi wiadomo, nigdy nie skarżył się z tego powodu - 

odparła Talia. 

Ton jej głosu sprawił, że hrabia roześmiał się. 
 -  Bez  szarego  przebrania,  panno  Carver,  zupełnie  nie 

przypomina  pani  tej  osoby,  która  ujmującym  głosem 
rozmawia z klientkami. 

 -  Czyżbym  rzeczywiście  tak  mówiła?  -  zapytała.  -  To 

ciekawe. 

 - Dlaczego? 
 - Ponieważ starożytni Egipcjanie wierzyli, że głos stanowi 

siłę.  Nieraz  zastanawiałam  się  nad  rolą  głosu  we 
współczesnym  świecie  -  zamyśliła  się,  a  po  chwili  rzekła:  - 
Rozkaz  w  wojsku  pobudza  żołnierzy  do  działania,  bo 
nauczono  ich  posłuszeństwa.  Ale  wykorzystany  w  hipnozie 
pozwala  mieć  władzę  nad  ludźmi,  którzy  nie  przywykli  do 
słuchania. 

 -  Interesujące  spostrzeżenia  -  rzekł  hrabia.  -  Musimy 

jeszcze  koniecznie  porozmawiać  na  ten  temat,  ale  właśnie 
dojeżdżamy na miejsce. 

Talia  wyjrzała  przez  okno.  Powóz  zatrzymał  się  przed 

eleganckim  budynkiem,  rzęsiście  oświetlonym  gazowymi 
latarniami.  Patrzyła  w  osłupieniu  przez  dłuższą  chwilę  i 
powiedziała przerażona: 

 - Nie mogę się tutaj pokazać! 

background image

 -  Ależ  to  nic  strasznego  -  uspokajał  ją  hrabia.  -  Nikt  tu 

pani nie zobaczy. Zjemy kolację w osobnym gabinecie. 

Talia  zorientowała  się,  że  z  całą  pewnością  nie  było  to 

miejsce,  w  którym  powinna  przebywać  sam  na  sam  z 
mężczyzną.  Wielokrotnie  czytała  o  takich  dyskretnych 
gabinetach.  Casanova,  markiz  de  Sade  oraz  inni  słynni 
uwodziciele  i  typy  spod  ciemnej  gwiazdy  zwabiali  tam 
kobiety, które pragnęli zniewolić. Słyszała o takich miejscach 
w różnych miastach Europy, ale nie przypuszczała, że są one 
również  w  Londynie.  Ale  tutaj  czy  w  domu  hrabiego,  czy 
gdzie indziej, nigdzie nie mogła się czuć bezpiecznie. 

Lokaj  otworzył  drzwiczki  powozu,  hrabia  wyskoczył  i 

pomógł jej wysiąść. Zawahała się przez chwilę, potem ruszyła 
naprzód.  Czuła  ciężar  pistoletu  w  torebce  i  to  dodawało  jej 
otuchy. 

background image

Rozdział 4 
Kiedy kelnerzy wyszli, hrabia usiadł z kieliszkiem brandy 

w dłoni. Spoglądając na Talię siedzącą po przeciwnej stronie 
stołu pomyślał, że kolacja była nadspodziewanie podniecająca 
i  interesująca.  Nie  przypominał  sobie,  kiedy  ostatnim  razem 
prowadził tak ciekawą konwersację z mężczyzną, natomiast z 
kobietą  nie  zdarzyło  mu  się  to  dotąd  nigdy.  Przeskakiwali  z 
tematu na temat, wiec mógł się przekonać, że Talia jest osobą 
oczytaną,  o  bardzo  oryginalnym  sposobie  myślenia. 
Wyglądała wprawdzie bardzo młodo, jednak cały czas odnosił 
wrażenie,  jakby  rozmawiał  z  osobą  dużo  od  niej  starszą,  z 
kimś w rodzaju lady Melbourne lub lady Holland, które miały 
w wielkim świecie opinię błyskotliwych i inteligentnych. 

Dla Talii było to niezwykle interesujące przeżycie. Mogła 

rozmawiać  z  mężczyzną  innym  niż  pustogłowi  dandysi 
odwiedzający  salon  pani  Burton  i  przekomarzający  się  z 
damami,  przymierzającymi  w  tym  czasie  kapelusze. 
Zastanawiała  się  kiedyś,  jak  by  to  było,  gdyby  mogła  zjeść 
kolację  w  towarzystwie  mężczyzny  i  wypowiadać  swoje 
poglądy  swobodnie  i  bez  skrępowania,  bo  przez  ostatnie  trzy 
lata musiała stale ukrywać swoje myśli. 

Nauczyciele,  u  których  kiedyś  pobierała  naukę  w 

Londynie,  twierdzili,  że  ma  męski  umysł  i  nigdy  nie 
spodziewali  się  podobnych  zdolności  u  kobiety.  Z  ojcem 
rozmawiała  często  na  różne  tematy,  lecz  lord  Denzil  nie  był 
dobrym słuchaczem, bo wolał wygłaszać własne sądy. Matka 
natomiast  potrafiła  słuchać,  ale  chociaż  Talia  uwielbiała  ją, 
musiała  przyznać,  że  lady  Caversham  interesowała  się 
wyłącznie tym, co bezpośrednio jej dotyczyło. Być może była 
to  jedna  z  przyczyn,  dla  których  obydwoje  z  ojcem  czuli  się 
razem bardzo szczęśliwi. Gdy on mówił, ona cieszyła się, że 
może słuchać jego słów i zgadzała się z każdym jego zdaniem. 

background image

Hrabia 

był 

bez 

wątpienia 

mężczyzną 

bardzo 

błyskotliwym,  choć  Talia  uważała  jego  sposób  myślenia  za 
zbyt  dogmatyczny.  Za  każdym  razem  był  bardzo  zdumiony, 
gdy  się  nie  zgadzała  z  nim.  Wymienili  już  poglądy  na  wiele 
spraw,  ale  dopiero  teraz,  po  odejściu  służby,  miała  okazję, 
żeby rozejrzeć się dokoła. Kiedy weszła do lokalu, była zbyt 
przestraszona.  Usłyszała  dźwięk  muzyki,  gwar  głosów  i 
spostrzegła  lokajów  w  czerwonych  liberiach  lamowanych 
złotem.  Odetchnęła  z  ulgą,  gdy  zaprowadzono  ich  na  górę  i 
wskazano pokój ze stołem nakrytym dla dwóch osób. 

A  więc  to  tak  wygląda  gabinet  -  pomyślała  Talia.  -  Jest 

inny, niż myślałam. 

W  wyobraźni  jawił  jej  się  obraz  czegoś  plugawego  i 

wulgarnego.  Ku  jej  zdumieniu  pokój  umeblowany  był  ze 
smakiem.  Na  ścianach  zawieszono  kilka  francuskich 
oleodruków,  stała  tam  kanapa  i  kryte  adamaszkiem  fotele, 
wszystko w stylu francuskim. W jednym końcu pokoju, gdzie 
zawieszono  piękne,  połyskujące  turkusowe  zasłony,  musiało 
znajdować  się  okno.  Talia  pomyślała,  że  ten  osobliwy  kolor 
przypomina  jej  obrazy  Francoise  Bouchera.  Wygląd  pokoju 
nie odpowiadał jej wyobrażeniom, była tym mile zaskoczona. 

Hrabia  zdjął  z  jej  ramion  pelerynę.  Talia  zadrżała,  lecz 

sposób,  w  jaki  to  uczynił,  wyrażał  wyłącznie  galanterię. 
Uspokoiła się więc i usiadła na kanapie. 

 - Czy pani pozwoli kieliszek szampana czy może madery? 

- zapytał. 

Talia zawahała się. 
 - Dawno nie próbowałam żadnego z nich. 
 - Polecam  więc szampana - zaproponował hrabia. Kelner 

wręczył Talii kieliszek, lecz ona wysączyła 

tylko 

odrobinę 

pamiętając, 

że 

byłoby 

wielką 

nieostrożnością,  gdyby  wypiła  za  dużo,  zwłaszcza  że  wiele 
godzin już upłynęło, odkąd miała cokolwiek w ustach. Hanna 

background image

zazwyczaj dawała jej do pracy jedzenie. Niektóre pracownice 
wybiegały ze sklepu, żeby sobie coś kupić, lecz Talia obiecała 
matce,  że  sama  nie  będzie  nigdzie  wychodzić.  Poza  tym 
zawsze  miała  coś  do  zrobienia  w  pracowni.  Ponieważ  była 
niezwykle zdolna, pani Burton wciąż dodawała jej pracy. Nie 
tylko ozdabiała kapelusze, ale także musiała je sprzedawać. 

Kolacja zamówiona przez hrabiego była bardzo wystawna. 

Talia zastanawiała się, czy potrafi  opisać Hannie menu, żeby 
ta spróbowała przyrządzić podobne potrawy dla matki. 

 - Może by pani coś jeszcze zjadła? - zapytał hrabia. 
 - Niestety, już nie mogę - odrzekła Talia. - Szkoda, że nie 

jestem  wielbłądem,  bo  po  takiej  uczcie  mogłabym  nie  jeść 
przez tydzień. 

 - Jest pani bardzo szczupła - rzekł hrabia. - Czy stara się 

pani modnie wyglądać, czy też nie jada pani jak trzeba? 

 -  Jedzenia  mi  nie  brakuje,  odkąd  znalazłam  pracę  - 

odpowiedziała. 

 -  Nie  sądzę,  żeby  pani  Burton  była  zbyt  hojna.  Talia 

uśmiechnęła się. 

 -  Jak  już  panu  mówiłam,  jest  ona  typową  właścicielką 

sklepu z Bond Street. Żąda od klientów astronomicznych sum, 
natomiast swoim pracownikom płaci jak najmniej. 

 -  Tak  też  sobie  myślałem  -  odparł  hrabia.  -  Mam  jednak 

dla pani pewną propozycję. 

 - Propozycję? - zapytała Talia. 
Patrzył na nią przez chwilę, a potem powiedział: 
 - Chyba zdaje pani sobie sprawę, że zajęcie modystki nie 

jest  odpowiednie  dla  pani.  -  Spostrzegł,  że  oczy  Talii 
rozszerzają się ze zdumienia. - Mimo całej swojej prawdziwej 
czy  udanej  skromności  wie  pani  zapewne,  że  jest  bardzo 
piękną dziewczyną. 

 -  Oczywiście  chciałabym  myśleć,  że  jestem  piękna  - 

odrzekła  Talia  -  ale  gdy  porównam  siebie  ze  znanymi 

background image

pięknościami  zachodzącymi  do  naszego  sklepu,  jak  dama, 
której  dziś  pan  towarzyszył,  czy  też  z  panną  Genevieve,  nie 
mogę nie dostrzegać własnych niedostatków. 

 - Jeśli jakieś istnieją, nic mi o nich nie wiadomo. 
Ponieważ  hrabia  wciąż  używał  cynicznego  tonu,  trudno 

było  jego  stwierdzenie  uznać  za  komplement.  Talia 
westchnęła, a potem rzekła: 

 -  Być  ładną  w  sytuacji,  w  jakiej  się  znajduję,  to 

prawdziwe  utrapienie.  Jak  jego  lordowska  mość  pewnie 
zauważył, pozwolono mi  obsługiwać  wyłącznie osoby stare  i 
brzydkie, a zabroniono wychodzić do dam przychodzących w 
towarzystwie dżentelmenów. 

 - Jednak posłano panią do panny Genevieve. 
 -  To  zupełnie  co  innego  -  wyjaśniła  Talia.  -  Osoba 

pokroju  panny  Genevieve  nie  zwraca  uwagi  na  kogoś 
postawionego  w  hierarchii  społecznej  tak  nisko  jak  ja.  Teraz 
jednak widzę, że był to pierwszy i ostatni raz, kiedy przyjęłam 
podobne zadanie. 

Mówiła z takim przekonaniem, że hrabia zapytał: 
 - A to czemu? 
 -  Ponieważ  w  przeciwieństwie  do  tancerki  zauważyli 

mnie  jej  goście,  tacy  jak  pan,  milordzie  -  wyjaśniła  Talia.  - 
Gdyby  nie  wizyta  w  hotelu  Fletchera,  nie  znalazłabym  się 
tutaj. 

 -  Co  do  mnie,  bardzo  jestem  rad,  że  tak  się  stało  -  rzekł 

hrabia. 

Zapadło milczenie, które nie wiedzieć czemu zawstydziło 

Talię. Być  może powodem jej zmieszania był  sposób, w jaki 
hrabia patrzył na nią oceniając każdy szczegół jej urody, jakby 
nie była człowiekiem, lecz obrazem lub koniem. 

 - Sądzę, milordzie - powiedziała - że już najwyższy czas, 

żebym panu podziękowała za wyśmienitą kolację, gdyż muszę 
niestety wracać do domu. 

background image

 -  Jeszcze  nie  teraz  -  zaprotestował  stanowczym  tonem 

hrabia. - Nie przedstawiłem pani mojej propozycji. 

 -  Oczywiście  wysłucham  tego,  co  ma  mi  pan  do 

powiedzenia,  jednak  proszę  mieć  na  uwadze,  że  zrobiło  się 
późno - rzekła Talia. 

 - Ale nie dla mnie. 
 -  To  zrozumiałe,  bo  nie  musi  pan  wstawać  tak  wcześnie 

jak ja - odparła Talia. 

 -  Ma  pani  rację  -  powiedział  hrabia.  -  Proszę  teraz 

uważnie mnie wysłuchać. 

Talia  pochyliła  się  do  przodu,  położyła  ręce  na  stole  i 

oparła  na  nich  podbródek.  Torebka  spoczywała  na  jej 
kolanach, więc pomyślała, że  wstając  musi uważać, żeby nie 
upadła z hukiem na podłogę. 

 -  Myślę,  że  zgodzi  się  pani  ze  mną  -  zaczął  -  że  nie 

przebywa  pani  we  właściwym  środowisku.  Chciałbym  pani 
zaproponować, żeby się pani przeniosła do większego domu w 
ładniejszej  dzielnicy.  Pragnąłbym  także  uczynić  pani  życie 
bardziej  wygodnym  niż  dotychczas.  Nie  musiałaby  już  pani 
robić kapeluszy, miałaby pani powóz, konie i służbę. 

Mówił to swoim zwykłym tonem, spokojnie i wyraźnie, z 

ledwo  dostrzegalną  nutką  cynizmu,  co  sprawiało,  że  jego 
słowa  brzmiały  obco  i  obojętnie.  Przerwał  i  spostrzegł,  że 
Talia patrzy na niego ze zdumieniem. 

 - Czy to już wszystko? - zapytała. 
 -  Czy  wszystko?  -  zdziwił  się  hrabia.  -  A  cóż  jeszcze 

mógłbym  dodać?  Może  klejnoty?  Może  lożę  w  Covent 
Garden? 

 - Nie to miałam na myśli - rzekła Talia. - Nie mogę w to 

uwierzyć. Chyba jego lordowska mość raczył żartować. 

Hrabia uśmiechnął się. 
 - Czemu miałbym żartować? 
Talia siedziała wyprostowana patrząc mu prosto w oczy. 

background image

 - Czyżbym była  w błędzie? Wydaje mi się, milordzie, że 

proponuje mi pan, żebym została pańską kochanką? 

 - Taki był w istocie mój zamiar - rzekł hrabia. 
 -  Ciekawi  mnie,  czy  inni  panowie  też  składają  podobne 

oferty tonem tak urzędowym, jakby mówili o interesach? 

 - Czy wyobrażała to sobie pani inaczej? 
 -  Oczywiście!  -  krzyknęła  Talia.  -  Sądziłam,  że 

mężczyzna  płonąc  szczerym  uczuciem  zwraca  się  do  swej 
wybranki  tonem  czułym  i  słowami  chwytającymi  za  serce.  - 
Przerwała na chwilę, a potem kontynuowała: - Albo też stara 
się  zdobyć  jej  przychylność  w  jakiś  tradycyjnie  przyjęty 
sposób. 

Przypatrując  się  Talii  hrabia  dostrzegł  dołeczki  na  jej 

policzkach i zorientował się, że drwi sobie z niego. 

 -  Odnoszę  wrażenie  -  rzekł  -  że  pani  nie  traktuje  mnie 

poważnie. 

 - A jakżebym  mogła inaczej? -  odrzekła. - Jeszcze nigdy 

nie zdarzyło  mi  się słyszeć równie niedorzecznej  propozycji! 
Jeśli  to  miała  być  sprawa,  którą  zamierzał  mi  pan 
zakomunikować  podczas  kolacji,  to  Hanna  niepotrzebnie 
niepokoiła się o mnie. 

 -  Może  się  myliłem,  ale  chciałem,  żeby  pani  wiedziała, 

czego może oczekiwać od mnie - rzekł hrabia. 

 - Już panu powiedziałam, czego oczekuję od pana. 
 - Płomiennej miłości? - zapytał. - To przyjdzie z czasem. 
 -  To  bardzo  miło,  że  mnie  pan  dostrzegł  -  rzekła  Talia  - 

ale teraz, milordzie, muszę koniecznie wracać do domu. 

 - Pani mi jeszcze nie odpowiedziała. 
 - A pan oczekuje mojej odpowiedzi? 
 -  Oczywiście.  Nie  przywykłem  do  tego,  żeby  nie 

odpowiadano mi, kiedy zadaję pytanie. 

 -  A  więc  niech  wszystko  będzie  jasne,  milordzie.  Moja 

odpowiedź brzmi: nie! 

background image

 -  Jak  pani  może  być  tak  nierozsądna?  -  zapytał.  -  Czy 

pomyślała pani o korzyściach, jakie pani ofiarowuję? 

 -  Może  to  pana  zdziwi,  milordzie,  ale  nie  zaproponował 

pan niczego, co przeważyłoby to, co już mam. 

 - A cóż to takiego? - zapytał. 
 -  Szacunek  dla  samej  siebie  -  odrzekła.  -  To  coś,  czego 

nie może pan mi ofiarować. 

Hrabia postawił kieliszek na stole. 
 -  Może  spróbuję  od  innej  strony  -  zaczął  po  chwili  -  i 

powiem, że jest pani dla mnie kobietą upragnioną i że bardzo 
chciałbym się panią opiekować i uczynić panią szczęśliwą. 

 - To ostatnie może pan zrobić natychmiast. 
 - W jaki sposób? 
Czuł, że odpowiedź nie będzie dla niego przyjemna. 
 -  Pozostawiając  mnie  w  spokoju  -  rzekła  Talia.  -  Chyba 

pan zdaje sobie sprawę, że zgodę na nasze spotkanie uzyskał 
pan dzięki szantażowi. To się już nigdy nie powtórzy. 

Ujrzawszy  cień  urazy  w  oczach  hrabiego  nie  mogła  się 

powstrzymać, żeby nie dodać: 

 - Co się zaś tyczy domu, powozu, koni i służby, to jestem 

przekonana,  że  panna  Genevieve  z  radością  przyjmie  pańską 
propozycję. 

 - Ale ja nie jestem zainteresowany panną Genevieve, lecz 

panią. 

 -  I  dlatego  pan  sądzi,  że  powinnam  być  zaszczycona  i 

wdzięczna?  Ale  przykro  mi,  nie  jestem.  Kiedy  zastanowiłam 
się nad pańską ofertą, doszłam do przekonania, że jest ona po 
prostu obrażająca. 

 - Nie było to moim zamiarem. 
 -  A  pan  się  spodziewał,  że  potraktuję  to  inaczej? 

Ponieważ hrabia milczał, dodała: 

 -  Wiem,  o  czym  pan  myśli.  Dziwi  się  pan,  że  osoba 

postawiona  tak  nisko  w  społecznej  hierarchii  ośmieliła  się 

background image

odrzucić  hrabiego  Hellingtona.  Ale  ja  nie  tylko  odrzucam 
pańską  ofertę,  ale  oświadczam  panu,  że  nie  zna  się  pan  na 
ludzkich charakterach. 

Trudno  byłoby  znaleźć  argument,  który  by  mocniej 

ugodził  hrabiego  uważającego  się  za  osobę  umiejącą  od 
pierwszego  wejrzenia  rozszyfrować  każdego  człowieka.  Nie 
wymagał,  żeby  służący  przedstawiali  mu  referencje,  a  gdy 
ktoś zwracał się do niego po pomoc, umiał ocenić, czy petent 
mówi prawdę, czy nie. Nie posiadał się więc ze zdumienia, że 
dziewczyna,  nie  wyróżniająca  się  oprócz  urody  niczym 
spośród tysiąca jej podobnych, twierdzi, że ją obraził i wytyka 
mu, że okazał się złym znawcą ludzi. 

 -  Niech  mnie  pani  posłucha,  Talio  -  zaczął,  lecz  mu 

przerwała. 

 -  Już  wysłuchałam  pana.  Dalszą  dyskusję  na  ten  temat 

uważam  za  stratę  czasu.  Jeśli  mam  być  szczera,  to  panu 
powiem, że mnie to już nudzi. 

Mówiąc  to  wzięła  torebkę  z  kolan  i  wstała.  W  blasku 

świec  wyglądała  niezwykle  młodo  i  pociągająco.  Talię  tak 
mocno  zajęła  rozmowa  z  hrabią,  że  nie  zauważyła,  kiedy 
kelnerzy  opuszczając  pokój  wygasili  światła  pozostawiając 
tylko cztery świece na stole jadalnym. Dopiero teraz, kiedy się 
odwróciła,  dostrzegła,  że  w  pokoju  pali  się  jeszcze  inne 
światło. Przez cały czas siedziała odwrócona tyłem do portier 
zasłaniających, jak jej się zdawało, okno. Teraz zasłony były 
rozsunięte i spoza nich ujrzała nie okno, lecz łóżko. Stał tam 
również  świecznik  z  trzema  palącymi  się  świecami.  Na  łożu 
leżały  koronkowe  poduszki  oraz  różowa  narzuta  ozdobiona 
turkusowymi wstążkami. 

Przez  chwilę  Talia  stała  jak  skamieniała.  Potem 

skierowała się w stronę krzesła, na którym leżało jej okrycie. 
Dopiero  teraz  zauważyła,  że  hrabia  nie  ruszył  się  z  miejsca. 
Obserwował ją trzymając kieliszek w ręku. 

background image

 - Chciałabym stąd wyjść, milordzie. 
 - A jeśli się na to nie zgodzę? 
 - Myślę, że trudno byłoby panu mnie zatrzymać. 
 - Tak pani sądzi? 
 - Tak. Byłabym bardzo rozczarowana. 
 - Rozczarowana? - zapytał. 
 - Kiedy rozmawiałam z panem,  sądziłam, że jest pan nie 

tylko  inteligentnym  mężczyzną,  ale  też  dżentelmenem. 
Sprawiłby mi więc pan wielki zawód. 

 - To brzmi słusznie i tego właśnie mogłem się spodziewać 

-  rzekł.  -  Lecz  ponieważ  nie  chce  pani,  żebyśmy  spotkali  się 
kiedykolwiek, jakie znaczenie może mieć pani zdanie o mnie? 

Szukając  odpowiedzi,  pomyślała,  że  znów  prowadzą 

słowną  szermierkę.  Ponieważ  nie  znalazła  właściwych  słów, 
sięgnęła po pelerynę i narzuciła ją na ramiona. 

 -  Chciałabym  stąd  wyjść,  milordzie  -  oświadczyła.  -  Czy 

też zamierza mnie pan zatrzymać siłą? 

 -  Nie,  nie  zamierzam  tego  uczynić  -  rzekł  hrabia  - 

Chciałbym,  gdy  skończy  pani  pracę,  która  tak  bardzo  pani 
odpowiada, omówić moją propozycję z pani matką. 

Talia  wydała  okrzyk  zgrozy  i  z  oczami  płonącymi 

gniewem zbliżyła się do stołu. 

 -  To  jest  szantaż,  do  jakiego  nie  posunąłby  się  żaden 

uczciwy człowiek. 

Stała  obok  niego,  a  z  jej  ust  padały  gniewne  słowa,  lecz 

hrabia tylko się zaśmiał. 

 - Wygląda pani uroczo, kiedy się złości - rzekł. - Trudno 

wprost oprzeć się pani oczom rzucającym błyskawice. 

 - Czemu zatem pan mi grozi? 
 - Nigdy nie zniżyłbym się do czegoś takiego. 
 -  To  czemu  pan  mnie  straszy?  -  zapytała.  -  Wie  pan,  jak 

bardzo jestem przeczulona, gdy chodzi o dobro mamy. 

 - Podobnie jak ja, gdy chodzi o panią. 

background image

 - Trudno w to uwierzyć, sądząc po pańskim zachowaniu. 
 -  A  jak  ja  się  zachowuję?  -  zapytał  hrabia.  -  Nie  licząc 

sytuacji,  kiedy  przed  chwilą  rozzłościłem  panią.  -  Talia  nie 
odpowiedziała, więc mówił dalej: - Zaoferowałem pani coś, co 
moim zdaniem było lepsze od ustawicznej walki o utrzymanie 
siebie,  matki,  a  jak  przypuszczam,  także  służącej.  Pani  tę 
propozycję  odrzuciła)  Zatem  muszę  wymyślić  coś  innego,  z 
czym mogłaby się pani zgodzić. 

Widząc, że  Talia spogląda nań niepewnym  wzrokiem nie 

pojmując nagłej zmiany w jego zachowaniu, mówił dalej: 

 -  Może  mógłbym  zaproponować  kurację  dla  pani  matki 

lub najlepszych w Londynie lekarzy. 

 - Sposoby, jakich pan używa, są nieuczciwe! - krzyknęła, 
 - „W miłości i na wojnie wszelkie chwyty są dozwolone" 

- zacytował. 

 - Miłość! - zawołała oburzona. - Po raz pierwszy użył pan 

słowa  miłość.  Lecz  jak  ma  się  to  słowo  do  pańskiej 
propozycji? 

 - A wiec o to pani chodzi? 
 -  To  zrozumiałe,  że  pragnę  miłości  -  odrzekła  Talia.  - 

Lecz jest to uczucie, do jakiego pan nie jest zdolny, więc nie 
mamy o czym mówić. 

 - Ależ ze mnie głupiec - rzekł hrabia. - Uśmiechnął się, a 

potem dodał: - Jak mogłem zapomnieć, że kobiety pragną być 
adorowane. 

 - Jest to ostatnia rzecz, na której mi zależy - rzekła ostro. - 

Jeśli przez adorację rozumie pan sposób, w jaki stara się pan 
mnie  przekonać  do  zaakceptowania  rzeczy,  które  odrzuciłam 
bez wahania. 

 -  Lecz  gdyby  się  stały  pani  własnością,  być  może  innym 

okiem spojrzałaby pani na nie - rzekł hrabia z przekąsem. 

background image

 -  Już  starożytni  Grecy  ostrzegali  przed  przyjmowaniem 

podarków  -  powiedziała.  -  Cokolwiek  mi  pan  zechce  teraz 
ofiarować, będę świadoma kryjących się za tym motywów. 

 - Muszę zatem rozpocząć całą kampanię od początku. 
Talia roześmiała się. 
 -  Zdobycie  moich  względów  nazywa  pan  kampanią! 

Przypuszczam,  że  zamierza  pan  wygrać  za  wszelką  cenę. 
Dobrze więc, milordzie. Spotka pan przeciwnika, którego nie 
uda się panu zastraszyć ani zaskoczyć niecnymi metodami. 

 - Jest pani bardzo pewna siebie. 
 - A pan nie jest wcale taki straszny, jak myślałam. Hrabia 

uniósł brwi. 

 - Z czego to pani wnosi? 
 - Ponieważ nieświadomie uspokoił mnie pan i upewnił, że 

jednak jest pan dżentelmenem i nie skrzywdzi mojej matki. 

Hrabia  milczał,  więc  Talia  postąpiła  jeszcze  krok  w  jego 

stronę. 

 - Czy nie mam racji? - zapytała. 
Był to niezbity dowód, więc po chwili hrabia rzekł: 
 - Ustępuję tylko w tej jednej sprawie. 
Ujrzał wyraz ulgi w jej oczach i to go ujęło. Wzruszyła go 

odwaga, z jaką walczyła w obronie matki. Odstawił kieliszek i 
wstał. 

 - Odwiozę panią do domu. 
 - Dziękuję - odrzekła. 
Kiedy  schodzili  na  dół,  zdawało  jej  się,  jakby  cudem 

uniknęła  grożącego  jej  niebezpieczeństwa.  Dźwięki  muzyki  i 
gwar głosów były teraz wyraźniejsze. Powóz hrabiego czekał 
przed  budynkiem  i  wchodząc  do  środka,  uświadomiła  sobie, 
że  zdobyła  doświadczenie,  które  może  jej  się  przydać  przy 
pisaniu  książki.  Opis  gabinetu  mógł  wypaść  niezwykle 
interesująco. Kiedy konie ruszyły, hrabia powiedział: 

 - Proszę podać mi rękę! 

background image

Wyciągnęła  do  niego  rękę,  a  on  ujął  ją  w  obie  dłonie. 

Poczuła  ciepło  jego  palców  i  ogarnęło  ją  dziwne  uczucie, 
jakiego nigdy dotąd nie znała. 

 - Może mi pani wierzyć albo i nie - rzekł. - Choć wieczór 

ten  nie  potoczył  się  tak,  jak  tego  oczekiwałem,  jestem  pani 
wdzięczny  za  spędzone  razem  chwile  i  chciałbym,  żebyśmy 
się jeszcze spotkali. 

 -  To  rzecz  niezmiernie  trudna,  milordzie  -  odrzekła.  -  A 

poza tym nie powinniśmy tego robić. 

 -  Ale  jest  to  moje  pragnienie  -  rzekł.  -  Myślę,  Talio,  że 

gdyby  pani  dziś  wieczór  zaczęła  czytać  interesującą  książkę, 
byłaby  pani  bardzo  rozczarowana,  gdyby  nie  dano  pani  jej 
dokończyć. 

Trzeba  przyznać,  że  mówił  rozsądnie,  jednak  nie 

opuszczała jej obawa. Musiała liczyć się z tym, że był bardzo 
atrakcyjnym  mężczyzną,  na  co  dotychczas  nie  zwracała 
uwagi. Dopiero kiedy wziął ją za rękę i znalazł się tak blisko, 
poczuła, jak bardzo groźnym był przeciwnikiem. 

 -  Ponieważ  bardzo  miło  się  z  panem  rozmawia,  jeśli 

oczywiście  nie  stara  się  pan  mnie  szantażować  -  rzekła 
nieśmiało - chciałabym jeszcze się z panem zobaczyć. Wiem 
jednak, że nie byłoby to właściwe, więc niech mnie pan o  to 
nie  prosi!  Znacznie  ułatwiłoby  moją  sytuację,  gdyby  pan 
zniknął z mojego życia. 

 - Jest to absolutnie niezgodne z moimi zamiarami - rzekł 

hrabia.  -  Proszę  mi  wierzyć,  że  jest  pani  osobą  tak 
fascynującą, że będę liczył godziny do następnego spotkania z 
panią. 

Zauważył,  że  Talia  zwróciła  głowę  w  jego  stronę.  Nie 

mogła jednak dostrzec wyrazu jego twarzy. 

 - Sądzę, milordzie, że zmienił pan taktykę i stara się mnie 

uwodzić  -  powiedziała.  -  Jak  już  wspomniałam,  rozmowa  z 

background image

panem  sprawia  mi  przyjemność,  jednak  wszystko  zależy  od 
tematu rozmowy. 

 - Chciałbym porozmawiać o pani. 
 - Ten temat nie wchodzi w grę. 
 - Może byśmy więc porozmawiali o mnie. 
 - To zależy od kontekstu. Hrabia zaśmiał się. 
 -  Jeśli  pani  stawia  warunki,  ja  też  mam  prawo  postawić 

swoje.  Tylko  wtedy  będzie  sprawiedliwie.  Ale  niech  mi  pani 
pozwoli  wtrącić,  że  inteligentni  ludzie  wiedzą,  że  przepisy 
tworzy się po to, żeby je łamać. 

Mówiąc  to  podniósł  jej  dłoń  i  pocałował.  Poczuła  ciepłe 

dotknięcie  jego  ust,  które  wprawiło  w  drżenie  całe  jej  ciało. 
Uczucie  to  było  nowe,  miłe  i  podniecające,  a  zarazem  nie 
mogłaby  opisać  go  słowami.  Chciała  zaprotestować, 
powiedzieć  coś,  lecz  nie  była  w  stanie.  Kiedy  próbowała 
wyrwać  dłoń  z  jego  rąk,  konie  zatrzymały  się.  Zorientowała 
się, że musieli znaleźć się przy wejściu do Shephard Market. 

Hrabia uwolnił jej dłoń i kiedy lokaj  otworzył  drzwiczki, 

wyskoczył  z  powozu.  Talia  wiedziała,  że  zechce  jej  pomóc, 
lecz  postanowiła  unikać  jego  dotknięcia  i  sama  wyszła. 
Pobiegła  szybko  w  stronę  arkad  zagradzających  wjazd  na 
Shephard  Market.  W  osadzie  panowała  cisza.  Gdzieniegdzie 
tylko paliły się gazowe latarnie. Nad głową świeciły gwiazdy 
pomagając  im  odnaleźć  numer  82.  Zanim  dotarli  na  miejsce, 
Talia zatrzymała się. 

 - Proszę nie odprowadzać mnie dalej, milordzie - rzekła. - 

Hanna będzie wyglądać przez okno i otworzy  mi drzwi, żeby 
mama się nie obudziła. 

 - Musimy się więc tutaj pożegnać - rzekł. - O jakiej porze 

jutro się zobaczymy? 

 - Tłumaczyłam już panu, że to niemożliwe. 
 - Nie przyjmuję do wiadomości istnienia takiego słowa. 

background image

 -  Niech  mi  pan  pozwoli  się  zastanowić,  to  wszystko  nie 

jest takie proste. 

 - Proszę zjeść ze mną jutro kolację. 
 - Nie powinnam tego robić. 
 - Ale zrobi to pani. 
 -  Jeszcze  nie  wiem...  Nie  potrafię  podjąć  w  tej  chwili 

decyzji. Obawiam się, że mogłabym postąpić niewłaściwie. 

Przekomarzała się z nim z głową uniesioną ku górze. Był 

znacznie  od  niej  wyższy,  a  ona  patrzyła  mu  prosto  w  oczy. 
Nagle hrabia powiedział: 

 -  Bardzo  chciałbym  pocałować  panią  na  dobranoc,  ale 

ponieważ  twierdzi  pani,  że  ją  uwodzę,  zachowam  się  jak 
dżentelmen i nie uczynię niczego bez pani zgody. 

Talia  wstrzymała  oddech.  W  jego  spokojnym  głosie  nie 

było  śladu  cynizmu  ani  szyderstwa.  Serce  jej  zabiło 
gwałtownie. 

 - Dziękuję panu - wyszeptała. 
I  pobiegła  szybko  ku  domowi,  jakby  tam  szukając 

schronienia. Hrabia stał spoglądając za nią w nadziei, że może 
się odwróci. Drzwi domu otworzyły się i Talia zniknęła. 

W  czesnym  rankiem,  zanim  jeszcze  elegancki  świat  się 

obudził,  hrabia  wybrał  się  na  konną  przejażdżkę.  Wciąż 
wracał  myślami  do  wczorajszego  wieczora.  Już  dawno  tak 
miło  nie  spędził  czasu.  Wprawdzie  nie  spełniły  się  jego 
oczekiwania,  lecz  nie  odczuwał  z  tego  powodu  ani  żalu,  ani 
złości.  Natomiast  wielką  radość  sprawiło  mu  odkrycie,  że 
Talia jest zupełnie inna niż kobiety, które znał dotychczas. 

Przez chwilę pomyślał cynicznie, że ocenia ją tak dlatego, 

że  odrzuciła  jego  opiekę,  co  nigdy  jeszcze  mu  się  nie 
przytrafiło.  Kiedy  zaproponował  jej,  żeby  została  jego 
kochanką, nie wziął pod uwagę, że być może należy do innej 
klasy społecznej niż pozostałe kobiety, którym to oferował. 

background image

 -  Można  by  sądzić,  że  ona  jest  damą  -  powiedział  do 

siebie jadąc wzdłuż Rotten Row. 

Zastanawiał  się,  jak  to  możliwe,  że  określenie  dama  tak 

doskonale pasowało do osoby pracującej  w magazynie mód i 
mieszkającej  w  rzemieślniczej  osadzie  Shephard  Market, 
osoby bez rodziny, nie licząc chorej matki. 

Hrabiemu  przyszło  na  myśl,  że  być  może  Talia  jest 

nieślubną  córką  jakiegoś  szlachetnie  urodzonego  człowieka, 
który  nie  troszczył  się  o  nią  wcale.  Taki  los  spotykał  wiele 
dzieci  z  nieprawego  łoża,  a  wszystkie  były  urodziwe  i 
utalentowane. To mogło być wyjaśnienie całej zagadki. 

Lecz  osoby  tego  stanu,  które  zdarzyło  mu  się  widywać, 

były  wprawdzie  świadome  swojego  pochodzenia,  nie  tak 
jednak dumne i opanowane jak ona. 

Talia  musiała  z  pewnością  wychowywać  się  w  dobrym 

domu.  Świadczyły  o  tym  jej  nienaganne  maniery  przy  stole. 
Mogłaby  śmiało  znaleźć  się  w  pałacu  regenta  i  nawet 
najbardziej  wymagające  oko  nie  doszukałoby  się  w  jej 
zachowaniu  najmniejszego  uchybienia.  To  pewne,  że 
pochodzi  z  dobrej  rodziny,  stwierdził  hrabia,  ponieważ  jej 
sposób wysławiania się i maniery są bez zarzutu. 

Wspominając  ich  wczorajszą  rozmowę,  doszedł  do 

przekonania,  że  trudno  byłoby  mu  znaleźć  wśród  znajomych 
dam  osobę  z  takim  dowcipem  i  polotem.  Talia  tak  śmiało 
wstępowała  w  słowny  pojedynek  z  nim,  że  nieraz,  aby 
zwyciężyć,  musiał  wysilić cały swój  umysł.  Jej  pochodzenie, 
przynajmniej  ze  strony  jednego  z  rodziców,  musiało  być 
znakomite,  była  bowiem  inteligentna  i  wykształcona.  A  jeśli 
wierzyć  informacjom  uzyskanym  przez  Henry'ego,  była 
jednocześnie  tak  biedna,  że  z  trudem  utrzymywała  siebie  i 
matkę. 

Wszystko  to  wydało  się  hrabiemu  niezwykle  tajemnicze. 

Tak  bardzo  pochłonęły  go  te  rozmyślania,  że  nie  zauważał 

background image

znajomych  kłaniających  mu  się  z  daleka.  Cała  trudność 
polegała  na  tym,  że  nie  wiedział,  jak  ma  się  wobec  niej 
zachować.  Jej  zasady  stawiały  przed  nim  ogromne 
przeszkody,  nie  mógł  widywać  Talii  tak  często,  jakby  tego 
pragnął. Nie zamierzał  jednak usuwać się z jej życia, jak  mu 
sugerowała. 

Nagle  uświadomił  sobie,  że  Talia  jest  kobietą,  której 

zawsze szukał. Była tajemnicza i zagadkowa. Żeby spotkać się 
z  nią,  musiał  używać  chytrych  wybiegów.  Zdobywanie  jej 
było przygodą, jakiej nigdy dotąd nie doświadczył. 

Nie to co prawda stanowiło powód, dla którego wrócił do 

Londynu  z  Hellington  Park.  Małżeństwo  mogło  jednak 
poczekać,  a  zdobywanie  Talii  nie.  Zaczął  więc  rozmyślać,  w 
jakim  domu  mógłby  umieścić  Talię.  Nie  mógł  to  być  w 
żadnym  razie  dom  w  Chelsea,  gdzie  mieszkała  jego 
poprzednia kochanka. 

Gdy  tak  się  zastanawiał  nad  miejscem,  które  mógłby  dla 

niej urządzić, zaskoczyła go nagła myśl, że przecież ona może 
odrzucić  jego  propozycję.  Hrabia  nigdy  nie  liczył  się  z 
porażką. Podczas wojny mówił sobie zawsze, że jeśli nie uda 
się zwyciężyć, to lepiej zginąć. Choć wojna z Napoleonem już 
się  skończyła,  miał  przed  sobą  inną  kampanię.  Nigdy  nie 
poddawał  się  zniechęceniu,  ale  teraz  myśl  o  przegranej 
nawiedzała  go  często,  choć  starał  się  ją  odpędzać  wszelkimi 
siłami. 

Już  lepiej  byłoby,  rozmyślał  jadąc  konno,  gdyby 

zareagowała 

na 

jego 

propozycję 

zdumieniem 

lub 

zawstydzeniem, jak się tego spodziewał, biorąc pod uwagę jej 
młody  wiek.  Lecz  ona  ośmieliła  się  skrytykować  sposób,  w 
jaki  tę  propozycję  jej  przedstawił.  Nie  spodziewał  się  takiej 
reakcji.  To  go  zaskoczyło  i  zdziwiło.  Teraz,  ponieważ  jej 
wyznał,  że  lubi  zwyciężać,  będzie  się  miała  na  baczności  i 
będzie uważać na każde jego posunięcie. 

background image

Ponieważ  był  jednak  mężczyzną  doświadczonym  w 

obcowaniu z kobietami, nie mógł nie zauważyć drżenia, jakie 
ją ogarnęło, kiedy pocałował ją w rękę. Było to jedyne drobne 
zwycięstwo,  jakie  odniósł  poprzedniego  wieczora.  Nie 
nachyliła  się  co  prawda  ku  niemu,  kiedy  powiedział,  że 
chciałby  ją  pocałować.  Gdy  nagle  uciekła,  miał  jednak 
wrażenie, że umknęła nie tyle przed nim, co przed sobą. 

Kłopot  polegał  na  tym,  że  nie  znał  odpowiedzi  na  kilka 

ważnych dla niego pytań. Co ona o nim myśli? Jakie uczucia 
wobec niego żywi? Czy kiedy jest sama, odczuwa zgorszenie, 
że zaproponował jej, żeby została jego kochanką? 

Jeśli  jest  w  istocie  damą,  na  jaką  wygląda,  byłoby  to 

zrozumiałe.  Ale  przecież  inni  mężczyźni  musieli  jej  prawić 
komplementy  ze  względu  na  jej  nieprzeciętną  urodę  lub 
musieli próbować, jeśli nie uwieść, to przynajmniej wzbudzić 
jej zainteresowanie. Powiedziała wprawdzie, że nie było w jej 
życiu  mężczyzn,  ale  czy  to  prawda?  Wyglądała  jednak  na 
prawdomówną.  Nie  powiedziała  mu  tylko  niczego  o  sobie,  a 
poza tym, jak się zdaje, nie kłamała. 

Hrabia  nauczył  się  demaskować  kłamców,  zanim  jeszcze 

otworzyli  usta.  Nieustraszeni  żołnierze  trzęśli  się  ze  strachu, 
kiedy  wchodził  do  ich  namiotu  czy  chłopskiej  chaty,  w 
których  stacjonowali  we  Francji.  Żołnierz  zwykle  stara  się 
kłamać,  żeby  uniknąć  kary  za  złe  postępki,  lecz  hrabia 
wyczuwał  instynktownie,  kiedy  podwładni  kłamali,  a  kiedy 
mówili prawdę. Talia nie kłamała, mógłby przysiąc. 

Jadąc  z  powrotem  w  stronę  Berkeley  Square  i  mijając 

Shephard  Market  rozmyślnie  pojechał  ulicą  Curzona. 
Odczuwał  nieprzepartą  potrzebę,  żeby  spojrzeć  na  dom,  w 
którym mieszkała Talia, jakby sam jego wygląd mógł mu coś 
o  niej powiedzieć.  A  może  ujrzy  ją  idącą  do  pracy  z  Hanną, 
która  towarzyszyła  jej  przy  powrocie,  żeby  chronić  ją  przed 
nagabywaniami  takich  dżentelmenów  jak  on.  Jednak 

background image

powiedział sobie, że gdyby tak uczynił, wprawiłby ją tylko w 
zakłopotanie, a sam niczego by nie zyskał. 

Postanowił  natomiast  wysłać  do  niej  służącego.  Najlepiej 

do  tej  roli  nadawał  się  Henry.  Pośle  więc  go  do  salonu  mód 
pani  Burton  z  listem,  w  którym  napisze,  że  będzie  na  nią 
czekał  dziś  wieczorem  w  tym  samym  miejscu  i  o  tej  samej 
porze. Henry przyniesie mu też  jej odpowiedź, bo nie wątpił, 
że  Talia  odpowie.  Oczami  wyobraźni  już  ją  widział 
wystrojoną  w  suknie,  które  zamierzał  dla  niej  kupić, 
najdroższe  i  najpiękniejsze,  jakie  tylko  można  dostać  w 
Londynie. 

Mógłby jej także ofiarować klejnoty. Nie błyskotki, jakie 

kupował dla dam z półświatka, lecz prawdziwą biżuterię, taką 
jak  przeznaczona  dla  jego  żony  rodzinna  kolekcja 
przechowywana od śmierci matki w banku. 

Ale  na  to  mam  jeszcze  czas  -  pomyślał.  -  Gdybym  miał 

Talię, nie musiałbym szukać żony. 

Zastanawiał się, jakby to było miło, gdyby mógł zaprosić 

ją do Hellington Park i pokazać swój ukochany dom rodzinny. 
Chciałby  zobaczyć  jej  reakcję.  Był  pewien,  że  pałac  by  ją 
zainteresował.  Nie  widział  przeszkód,  dlaczego  nie  miałaby 
tam  pojechać.  Większość  z  jego  przyjaciół  urządzała  tak 
zwane wieczory kawalerskie, w których uczestniczyły urocze 
panie  nie  wymagające  obecności  przyzwoitki.  Dzięki  nim 
wieczory  te  były  bardzo  interesujące.  Jednak  nigdy  nie 
zaprosiłby  Talii  na  tego  rodzaju  wieczór.  Chciał  ją  mieć 
wyłącznie dla siebie i to nie w restauracyjnym gabinecie, ale 
we  własnej  jadalni  przy  Berkeley  Square  lub  w  wielkiej  sali 
bankietowej w Hellington Park. 

Ciekaw jestem, o czym byśmy rozmawiali - pomyślał. 
Potem  przypomniał  sobie,  że  gdyby  nawet  zaprosił  ją  do 

Hellington Park,  mogłaby  odrzucić  jego  zaproszenie.  Myśl  ta 

background image

była niczym strumień zimnej wody wylany na jego rozpaloną 
głowę. 

 - Do diabła z tą dziewczyną! Więcej z nią kłopotów niż to 

wszystko warte! - powiedział do siebie ze złością dojeżdżając 
do Berkeley Square. 

Wiedział  jednak,  że  nie  była  to  prawda  i  że  nie  ustanie, 

póki nie zdobędzie jej. 

background image

Rozdział 5 
Hrabia  wziął  bilecik  przyniesiony  przez  Henry'ego  i 

przeczytał go z wyrazem rozczarowania na twarzy. Właściwie 
mógł  się  tego  spodziewać,  jednak  nigdy  jeszcze  nie  został 
odrzucony  przez  kobietę,  której  okazał  swoje  względy. 
Bilecik, który trzymał w ręku, wyrażał to w sposób oczywisty. 
Jeszcze raz przeczytał, co było w nim napisane. 

Z  przykrością  donoszę  Panu,  Milordzie,  że  nie  mogę 

spotkać się z Panem dziś wieczorem. Dziękuję za wczorajszy 
bardzo miły wieczór. 

Z wyrazami szacunku Talia Carver 
Liścik  był  elegancki,  dystyngowany  i  świadczył,  że 

napisała  go  osoba  wykształcona.  Dopiero  teraz  hrabia 
uświadomił  sobie,  że  lokaj,  który  wręczył  mu  list,  wciąż 
czeka. 

 - Nie będzie odpowiedzi - rzekł. 
Kiedy pozostał sam, podszedł do okna wciąż trzymając w 

ręku  list  i  zaczął  wpatrywać  się  w  skwer  zajmujący  środek 
Berkeley Square. Jednak jego oczy nie dostrzegały ani drzew, 
ani  krzewów.  Wciąż  widział  tylko  twarz  Talii,  jej  wielkie 
oczy,  silnie  zarysowany  podbródek  i  dwa  rozkoszne  dołeczki 
w policzkach. Zastanawiał się, jakich użyć argumentów, żeby 
ją  namówić  na  wspólną  kolację.  Miał  jednak  niemiłe 
przeczucie,  że  Talia  postanowiła  więcej  się  z  nim  nie 
spotykać.  Łamał  sobie  głowę,  jak  przezwyciężyć  jej  upór  i 
sprawić, żeby wyraziła zgodę na spotkanie. Zaczął chodzić po 
pokoju tam i z powrotem. 

Zdumiewało  go,  że  przez  wszystkie  ubiegłe  lata  nie  miał 

żadnych  trudności  z  kobietami,  a  oto  nagle  spotyka 
dziewczynę, która odrzuca jego względy. 

Przypomniał  sobie  drżenie,  jakie  ją  ogarnęło,  kiedy 

całował jej rękę, i to mu uświadomiło, że Talia jest nim zajęta. 

background image

Być  może  właśnie  dlatego  postanowiła,  żeby  się  z  nim  nie 
widywać. 

Jak powinienem postąpić? - pytał sam siebie. 
I zaczął obmyślać swój następny krok, jakby rzeczywiście 

pomiędzy mmi toczyła się walka. 

W tym momencie drzwi się otworzyły i nie zapowiedziany 

przez nikogo wszedł do pokoju Ryszard. 

 - Co się z tobą dzieje, Vargusie? - zapytał. - Czekałem na 

ciebie w klubie. 

 -  Przepraszam  cię,  Ryszardzie  -  odrzekł  hrabia.  -  Ale 

zupełnie zapomniałem, że umówiliśmy się na obiad w klubie. 

Ryszard spojrzał na niego z wyrzutem. 
 -  Zapomniałeś?  -  zdziwił  się.  -  To  zupełnie  do  ciebie 

niepodobne. 

Hrabia był znany ze swej punktualności, więc Ryszard nie 

miał  wątpliwości,  że  jeśli  zapomniał  o  spotkaniu,  musiał  być 
bardzo zajęty. 

 -  Wybacz  mi,  Ryszardzie  -  powiedział  hrabia  z 

pośpiechem,  jakby  chciał  dać  do  zrozumienia,  że  niczego 
więcej nie zamierza wyjaśniać. - Ponieważ nie jadłem jeszcze 
obiadu, proponuję, żebyśmy poszli do klubu lub zjedli u mnie 
w domu. 

 -  Lepiej  zostańmy  tutaj  -  rzekł  Ryszard.  -  Muszę  ci 

powiedzieć  coś  ważnego.  Jest  to  sprawa,  która  cię  zdziwi,  a 
jednocześnie  chciałbym  zasięgnąć  twojej  rady,  czy  mam 
zdradzić  to  pozostałym  członkom  klubu  czy  zostawić  całą 
rzecz wyłącznie do naszej wiadomości. 

Hrabia zadzwonił i po chwili do pokoju wszedł lokaj. 
 -  Pan  Rowlands  zje  ze  mną  obiad.  Niech  kucharz 

możliwie szybko przygotuje dla nas posiłek. 

 - Jak pan każe, milordzie. 
Po wyjściu służącego Ryszard powiedział: 
 - Zgaduj do trzech, jakiego dokonałem odkrycia. 

background image

 - A nie mógłbyś od razu powiedzieć? 
 - Wydaje mi się, że nie jesteś zbytnio zainteresowany. 
 -  Ależ  owszem,  jestem  -  rzekł  hrabia  zmuszając  się  do 

słuchania. 

 - Przygotuj się na wielką niespodziankę - rzekł Ryszard, a 

potem  dodał  triumfalnie:  -  Odkryłem,  kim  jest  tajemnicza 
osoba z towarzystwa, która napisała książkę „Dżentelmeni". . 

Hrabia nie od razu zrozumiał, o  co przyjacielowi chodzi. 

W  końcu  przypomniał  sobie  książkę,  która  tak  bardzo 
wzburzyła członków klubu White'a. 

 -  Jak  ci  się  to  udało?  -  zapytał  czując,  że  Ryszard  tego 

odeń oczekuje. - Kto jest jej autorem? 

 - Kobieta - odrzekł Ryszard. Hrabia uniósł brwi. 
 -  To  rzeczywiście  niespodzianka!  Teraz  dopiero 

członkowie klubu zaczną szaleć. 

 - Niektórzy może się nawet uspokoją - wyjaśnił Ryszard. 

-  Jeszcze  wczoraj  Sefton  czuł  się  urażony  z  powodu  jednej 
maksymy, a Toby'ego dotknęła inna. 

 - Moim zdaniem cała sprawa nie jest warta uwagi, jaką jej 

się przypisuje - rzekł hrabia. - Chyba że autorka zna naszych 
przyjaciół i stara się ujawnić ich przywary. 

 -  Nic  mi  jej  nazwisko  nie  mówi  -  rzekł  Ryszard.  -  Nie 

słyszałem  o  niej,  zanim  się  nie  dowiedziałem,  że  to  ona 
ukrywa się pod pseudonimem „osoba z towarzystwa". 

 - Jak na to wpadłeś? - zapytał hrabia od niechcenia. 
 -  Wszyscy  robili  tyle  szumu  z  powodu  tej  książki,  więc 

postanowiłem pójść do Hatcharda i zapytać go o osobę autora. 

 - Prosta myśl, jak się zdaje - uśmiechnął się hrabia. 
 -  Ale  w  rzeczywistości  nie  było  to  wcale  takie  proste  - 

wyjaśnił  Ryszard.  -  Hatchard  odmówił  wszelkich  wyjaśnień. 
Jest  niezmiernie  zadowolony,  że  publiczność  interesuje  się, 
kim jest „osoba z towarzystwa". 

background image

„Panie Rowlands - powiedział do mnie - książka sprzedaje 

się dobrze, a im więcej będzie szumu wokół osoby autora, tym 
lepiej!" 

 -  Usiłowałem  go  przekonywać,  ale  w  ogóle  nie  chciał 

mnie  słuchać.  Porozmawiałem  z  kilkoma  znajomymi  w 
księgarni i wyszedłem na ulicę Piccadilly. 

Ryszard przerwał na chwilę, a potem mówił dalej: 
 -  Uszedłem  kilka  kroków  w  stronę  ulicy  św.  Jakuba, 

kiedy jakiś człowiek podszedł do mnie i powiedział: 

„Słyszałem, jak rozmawiał pan z panem Hatchardem. 
Chce  się  pan  dowiedzieć,  kto  napisał  książkę: 

»Dżentelmeni«"? 

„A wy wiecie, kto ją napisał? - zapytałem zdumiony". 
Spostrzegłem,  że  człowiek  ten  miał  na  sobie  koszulę  z 

podwiniętymi  rękawami  i  skórzany  fartuch.  Musiał  być  w 
sklepie pakowaczem czy kimś w tym rodzaju. 

„Czy  chcecie  wyjaśnić  to,  co  mnie  interesuje?  - 

zapytałem". 

„Czasy są ciężkie, wielmożny panie, a ja mam żonę i troje 

dzieci". 

 - Więc chciał ci sprzedać tę informację - zauważył hrabia. 
 -  Wahałem  się  przez  chwilę,  czy  nie  powiedzieć  mu,  że 

powinien  być  lojalny  wobec  swego  chlebodawcy,  lecz  w 
końcu zdecydowałem się mu zapłacić. 

 - Spodziewałem się, że tak postąpiłeś. 
 -  Nie  muszę  ci  dodawać,  że  byłem  niezmiernie  ciekawy 

prawdy. Kosztowało mnie to dwie gwinee, ale nie żałuję tego 
wydatku. 

 -  I  co  ci  powiedział  ten  człowiek?  -  zainteresował  się 

hrabia. 

 -  Oświadczył,  że  „osoba  z  towarzystwa"  jest  kobietą, 

którą widział, kiedy przyniosła rękopis do pana Hatcharda. 

background image

„Niezła sztuka, wielmożny panie - powiedział - ubrana na 

szaro, a pan Hatchard mówił do niej panno Carver". 

Hrabia zesztywniał słysząc opis, co Talia  miała na sobie. 

Potem, patrząc na przyjaciela, zapytał: 

 -  Czy  jesteś  pewien,  że  to  właśnie  powiedział  ci  ten 

człowiek? 

 -  W  zupełności!  -  odrzekł  Ryszard.  -  Powtarzał  mi  to 

kilkakrotnie. 

 - Wprost nie do wiary! - odezwał się hrabia. Zbliżył się do 

stołu i nalał sobie kieliszek. 

 - To zdumiewające, że autorką okazała się kobieta - rzekł 

Ryszard.  -  Jednak  zastanawiam  się,  kim  ona  jest  i  skąd  wie 
tyle o mężczyznach., A już się chciałem założyć o sto funtów, 
choć ich nie mam, że autorem jest mężczyzna! 

Hrabia milczał. Przez cały czas stał odwrócony plecami do 

przyjaciela i wydawał się czymś zajęty. Potem odwrócił się. 

 -  Wybacz  mi,  Ryszardzie,  że  na  chwilę  przerwę  naszą 

interesującą rozmowę, ale muszę niezwłocznie wysłać pewną 
wiadomość. To nie potrwa długo - to mówiąc hrabia podszedł 
do biurka. 

Talia  przyszywała  machinalnie,  choć  z  właściwą  sobie 

zręcznością,  ozdoby  do  kapelusza.  Nie  mogła  się 
powstrzymać, żeby nie rozpamiętywać wieczora spędzonego z 
hrabią. Myślała o nim wczoraj, kiedy położyła się do łóżka, i 
rano,  kiedy  się  obudziła.  Odtwarzała  każde  słowo  ich 
wieczornej rozmowy. 

Miała  w  pamięci  osobliwą  nutę  w  jego  głosie,  kiedy  jej 

mówił  dobranoc,  a  także  obezwładniające  uczucie,  które  ją 
ogarnęło,  gdy  pocałował  ją  w  rękę.  Samo  wspomnienie  tej 
chwili  wywoływało  w  niej  drżenie.  Dziwiła  się,  że  chociaż 
przeżyła tyle lat, nigdy nie doświadczyła czegoś podobnego. 

Absolutnie nie mogę się z nim więcej  widywać - mówiła 

do siebie idąc z Hanną do pracy. 

background image

Kiedy  w  pracowni  pojawił  się  Henry  z  wiadomością  od 

hrabiego,  Talia  nie  czytając  listu  wiedziała,  jaka  będzie  jej 
odpowiedź.  Ubiegłego  wieczora  hrabia  namówił  ją  na 
spotkanie  uciekając  się  do  szantażu,  lecz  taka  sytuacja  nie 
może  się  więcej  powtórzyć.  Instynkt  podpowiadał  jej,  że 
hrabia nie będzie się mścił za odmowę i nie podejmie żadnych 
działań mogących zaszkodzić matce. A tylko spokój matki się 
liczył. 

Wysyłając  napisany  w  pośpiechu  liścik  do  hrabiego, 

zdawała  sobie  sprawę,  że  błyskotliwa  rozmowa,  jaką  z  nim 
odbyła  wczorajszego  wieczora,  będzie  ostatnią  tego  rodzaju 
rozrywką  aż  do  powrotu  ojca  z  wygnania.  Przebywając  w 
towarzystwie  hrabiego,  pojęła,  że  w  ciągu  minionych  trzech 
lat  nie  tylko  jej  ciało  cierpiało  głód,  ale  także  jej  umysł  był 
spragniony intelektualnych podniet. 

Lord  Denzil  Caversham  odgrywał  w  życiu  Talii  bardzo 

ważną rolę. Uświadomiła to sobie dopiero wówczas, gdy ojca 
zabrakło.  Pozostała  po  nim  pustka,  której  nikt  nie  mógł 
zapełnić.  Kochała  go  oczywiście,  jak  na  córkę  przystało, 
jednak  łączyła  ich  również  niezwykle  silna  więź  duchowa. 
Intelektualnie byli do siebie bardzo podobni, a ponieważ Talia 
była  bardzo  inteligentna  i  miała  dużą  wiedzę,  prowadzili  jak 
równy z równym poważne dyskusje. Lord Denzil odnalazł  w 
córce  to,  czego  brakowało  jego  uwielbianej  żonie.  Wśród 
wielu  emocji,  jakich  Talia  zaznała  wczorajszego  wieczora, 
ważną  rolę  odgrywała  intelektualna  przyjemność,  jakiej  nie 
doświadczyła nigdy przedtem. 

To  jest  jednak  zbyt  niebezpieczne...  Nie  mogę  tak 

oszukiwać mamy - pomyślała. 

Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że za jej decyzją kryje 

się  dużo  poważniejsza  przyczyna  i  sama  przed  sobą  nie 
odważyła się wyrazić słowami tego najistotniejszego powodu, 
który kazał jej unikać hrabiego. 

background image

Poranek  dłużył  się  niemiłosiernie.  Talia  obsłużyła  dwie 

klientki,  które  jak  zwykle  kupiły  więcej  kapeluszy,  niż 
zamierzały.  Gdy  wracała  do  pracowni,  pani  Burton 
uśmiechnęła  się  do  niej  z  aprobatą.  Usiadła  z  powrotem  do 
przerwanego wizytą klientek szycia. 

 -  Zużyłaś  wszystkie  róże,  Talio!  -  zawołała  jedna  z 

pracownic. 

Talia  uświadomiła  sobie  nagle,  że  przesadziła  z 

ozdabianiem  kapelusza,  nad  którym  pracowała.  Był  piękny, 
lecz  wyglądał  nieco  teatralnie  i  pasowałby  dla  osoby  w 
rodzaju panny Genevieve lub lady Adelajdy. 

 -  Istotnie  za  wiele  na  nim  ozdób  -  stwierdziła.  Czuła,  że 

podczas  gdy  jej  palce  pracowały,  jej  umysł  pochłonięty  był 
zupełnie innymi sprawami. 

 -  Jest  piękny  -  powiedziała  dziewczyna.  -  Może  byś  go 

umieściła  na  wystawie?  Pewnie  zaraz  ktoś  by  go  kupił  i 
musiałabyś ślęczeć do północy, żeby zrobić drugi. 

Może  byłoby  to  lepsze,  pomyślała  Talia,  niż  powrót  do 

domu  i  rozmyślanie  o  tym,  gdzie  mogłaby  w  tej  chwili  być, 
zamiast siedzieć w łóżku z książką w ręku. 

Wstała,  żeby  umieścić  kapelusz  na  wystawie,  jak  jej 

doradzała  pomocnica,  kiedy  usłyszała  pukanie  do  tylnych 
drzwi i jedna z dziewcząt zawołała: 

 - Drugi list do ciebie, Talio! Ty masz dzisiaj szczęście! 
Wszystkie  kobiety  spojrzały  na  Talię  zdumione.  Odkąd 

zaczęła  pracować  u  pani  Burton,  nigdy  nie  otrzymała  żadnej 
wiadomości  z  zewnątrz.  Aż  tu  nagle  jednego  ranka  nadeszły 
dwa  liściki.  Kobiety  szeptały  między  sobą,  kiedy  Talia 
otwierała  list.  Był  napisany  odręcznie  przez  hrabiego  na 
herbowym papierze. 

Poznałem  Pani  tajemnicę.  Musimy  o  tym  porozmawiać. 

Oczekuję, że zjemy razem kolację. 

Hellington 

background image

Talia oniemiała. To nie może być prawda. W jaki sposób 

on się o tym dowiedział? A jeśli on wie, to kto jeszcze? 

Ogarnęło  ją  przerażenie.  Musiałaby  jak  najszybciej 

porzucić pracę u pani Burton i przenieść się wraz z matką w 
inne miejsce, wynająć inny dom i być może ponownie zmienić 
nazwisko. A to z kolei utrudniłoby ojcu odnalezienie ich. 

Czuła  się  tak,  jakby  nagle  sufit  runął  jej  na  głowę.  Lecz 

mimo  wszystko  próbowała  zachować  zdrowy  rozsądek. 
Pomyślała,  że  jeśli  hrabia  odkrył,  kim  jest,  nie  oznacza  to 
równocześnie,  że  ktoś  jeszcze  o  tym  wie.  Może  go  więc 
prosić, żeby zachował tę tajemnicę dla siebie. 

Ponieważ była bardzo podenerwowana, nie  mogła zebrać 

myśli.  Jedno  wydawało  jej  się  oczywiste:  musi  go  spotkać  i 
poprosić,  żeby  nikomu  nie  wspominał  o  swoim  odkryciu. 
Może  wówczas  nie  będą  musiały  z  matką  opuszczać 
dotychczasowego mieszkania. 

W  pierwszej  chwili,  gdy  przeczytała  list,  poczuła,  że  jej 

serce  przestało  bić.  Teraz  pracowało  prawie  normalnie,  więc 
skierowała się w stronę tylnych drzwi, gdzie czekał Henry. 

 - Przekażesz swojemu panu wiadomość ode mnie - rzekła 

przyciszonym  głosem  pamiętając,  żeby  nie  wymienić 
nazwiska hrabiego. 

Henry zdjął czapkę. Talia z ulgą zauważyła, że nie ma na 

sobie liberii, lecz zwykłe ubranie. 

 - Powiesz mu tylko, że się zgadzam - dokończyła. 
 - Tak jest, panienko. Talia w pośpiechu zamknęła za nim 

drzwi.  Miała  nadzieję,  że  pracownice  nie  podsłuchały,  co 
mówiła do posłańca. Chociaż gdyby nawet podsłuchiwały, nie 
dowiedziałyby się zbyt wiele. 

Wracając do pracowni, czuła się tak słabo, że nogi uginały 

się pod nią, a cały świat wirował. 

Kiedy  Talia  układała  matkę  do  łóżka,  zasłaniała  okna  i 

gasiła świece, myślała, że był to najdłuższy dzień w jej życiu. 

background image

Przez  cały  czas  szarpała  ją  niepewność,  czy  hrabia  da  się 
przekonać do zachowania tajemnicy, czy też nie. 

Gdy  zmuszony  do  wyjazdu  ojciec  opuszczał  kraj,  nie 

przypuszczał, na jakie upokorzenia naraża swoją żonę i córkę. 
Nie  mogły  nikomu  wyjawić,  co  się  z  nim  stało,  lecz  były 
zmuszone  wymyślać  kłamliwe  historyjki  tłumaczące  jego 
nieobecność. 

Kiedy lady Caversham dowiedziała się, że krążą pogłoski, 

jakoby uciekł  z  kraju ze strachu  przed wierzycielami  albo że 
się ukrywa, bo popełnił jakąś zbrodnię, była oburzona, że tego 
typu  kalumnie  spadają  na  głowę  jej  ukochanego  męża. 
Wstydziła się też, że musi kłamać w jego obronie. 

W końcu Talia wpadła na pomysł, że przed hańbą mogła 

je  uratować  jedynie  ucieczka  z  hrabstwa,  w  którym  były 
powszechnie  znane,  ukrycie  się  przed  znajomymi  z 
londyńskiego  towarzystwa.  Wprawdzie  wśród  przyjaciół 
rodziny  byli  zapewne  i  tacy,  którzy  nie  opuściliby  ich  w 
nieszczęściu  -  jednak  wolała  nie  ryzykować  i  nie  narażać 
matki na możliwe afronty. 

Kiedy  okazało  się,  że  będą  musiały  biedować  aż  do 

powrotu ojca, doszła do przekonania, że najlepiej ukryją się w 
Londynie.  W  wielkim  mieście  najłatwiej  uniknąć  ciekawości 
sąsiadów. Z upływem czasu coraz bardziej przyzwyczajała się 
do  życia,  jakie  przeznaczył  jej  los.  Natomiast  matka  wciąż 
żyła  myślami  o  przyszłości,  kiedy  wróci  z  wygnania  mąż  i 
zapewni im warunki, do jakich przywykły. 

Ponieważ  Talia  była  bardzo  młoda,  rzadko  myślała  o 

przeszłości.  Gdy  mijały  miesiące,  coraz  rzadziej  wracała 
wspomnieniami  do  czasów,  kiedy  mieli  powozy,  służbę  i 
mogła  korzystać  z  luksusów  oraz  wiejskiej  swobody. 
Wszystkie swoje siły poświęcała na walkę ze słabością matki i 
przezwyciężanie jej obaw, że już nigdy nie zobaczy męża. 

background image

Talia  czuła,  że  matki  nie  można  niczym  zasmucać. 

Musiała podtrzymywać  w niej  wiarę, że  wszystko dobrze się 
ułoży.  Wiedziała,  jak  bardzo  mogła  jej  zaszkodzić  nowa 
przeprowadzka i strach przed zdemaskowaniem. 

Muszę koniecznie wyjaśnić to hrabiemu - pomyślała. 
Kiedy  matka  w  końcu  zasnęła,  Talia  poszła  do  swojej 

sypialni,  szybko  przebrała  się  w  muślinową  suknię,  którą 
miała  na  sobie poprzedniego  wieczora,  narzuciła  pelerynę  na 
ramiona i cichutko zbiegła po schodach do kuchni. 

 -  Igrasz  z  ogniem!  -  powiedziała  Hanna  stojąca  przy 

kuchennym stole. 

 - Muszę koniecznie zobaczyć się z jego lordowską mością 

-  rzekła.  -  Wprawdzie  poprzednio  mu  odmówiłam,  jednak 
dowiedziałam się czegoś,  co sprawia,  że rozmowa  z nim jest 
nieunikniona. 

Ponieważ  w  głosie  Talii  brzmiało  zaniepokojenie,  Hanna 

zapytała: 

 - Czego się dowiedziałaś? 
 -  Opowiem  ci  o  tym  jutro  -  rzekła  Talia.  -  Teraz  bardzo 

się  spieszę.  Kiedy  będziesz  odmawiała  pacierze,  pomódl  się, 
żeby hrabia zrobił to, o co go poproszę. 

 - Gdyby Bóg zechciał wysłuchać moich próśb, hrabia nie 

pokazałby się tu więcej - rzekła Hanna. 

 - Dobranoc, Hanno. 
Kiedy  już  miała  wychodzić,  stara  służąca  coś  sobie 

przypomniała. 

 - Czy zabrałaś pistolet? - zapytała. 
 -  Zapomniałam,  ale  nie  będzie  mi  potrzebny  -  wyjaśniła 

Talia. 

 - Skąd ta pewność? - zdziwiła się Hanna. 
 -  Przeczucie  mi  mówi,  że  to  zbędna  ostrożność.  Nie 

czekając na Hannę pobiegła w stronę wyjścia 

background image

wiedząc,  że  służąca  zamknie  za  nią  drzwi  bezszelestnie, 

żeby nie obudzić matki. 

Hrabia  czekał  w  tym  samym  miejscu  co  wczoraj  i  kiedy 

zbliżała  się  do  niego,  odniosła  wrażenie,  że  nie  chciał  jej 
sprawiać  przykrości.  Gdy  znalazła  się  obok,  wyciągnął  ręce, 
żeby uścisnąć jej dłoń. 

 - Jest pani zmarznięta - powiedział. 
 - Nie, jestem przestraszona. 
 - Czyżbym budził w pani lęk? 
 -  Nie  pan,  ale  sprawa,  którą  ma  mi  pan  do 

zakomunikowania. Jakim cudem wpadł pan na to? 

 -  Czy  moglibyśmy  porozmawiać  o  tym  przy  kolacji?  - 

zasugerował. 

Talia  już  chciała  powiedzieć,  że  nie  może  czekać  aż  do 

kolacji,  żeby  się  dowiedzieć  najgorszego.  Prze  cały  dzień  z 
lękiem  czekała  na  ten  moment.  Jednak  kiedy  już  doszło  do 
spotkania,  przestała  się  niepokoić.  Podeszła  do  powozu,  a 
kiedy już znaleźli się w środku, hrabia poprosił: 

 -  Proszę  pozwolić,  żebym  się  pani  przyjrzał.  Wydaje  mi 

się pani coraz ładniejsza. Po naszym ostatnim spotkaniu wciąż 
myślałem o pani. 

Talia  zmusiła  się  do  uśmiechu,  lecz  nie  zdobyła  się  na 

odpowiedź. A on znów uniósł jej rękę, ale nie pocałował jej, 
jak  przypuszczała,  tylko  ścisnął  ją  tak  mocno,  że  poczuła 
ciepło jego dłoni. Było to dla niej niezrozumiałe, lecz poczuła 
nagle,  że  jakaś  siła  przyciąga  ją  do  niego  i  że  nie  może  się 
temu  oprzeć.  Powóz  niespodzianie  zatrzymał  się,  a  ona  ze 
zdumieniem przyglądała się miejscu postoju. Znajdowali się w 
odległości zaledwie pięciu minut drogi od Shephard Market. 

 -  Dzisiejszego  wieczoru  pomyślałem,  że  możemy  zjeść 

kolację u mnie - powiedział. - Chciałbym pani pokazać kilka 
cennych  przedmiotów.  A  poza  tym  sądzę,  że  miejsce,  w 
którym byliśmy wczoraj, nie jest odpowiednie dla pani. 

background image

Talia wyszła z powozu i udała się za nim. Kiedy znaleźli 

się  w  olbrzymim  holu  z  pięknymi  schodami  wiodącymi  na 
górę,  nad  którymi  znajdowała  się  pokryta  malowidłami 
kopuła,  poczuła  nagle,  jakby  została  przeniesiona  w  inny 
świat. Lokaj otworzył przed nimi drzwi do salonu i wówczas 
Talia  stwierdziła,  że  tak  właśnie  wyobrażała  sobie  dom 
hrabiego. Salon był urządzony bardzo wystawnie, wyczuwało 
się w nim jednak rękę wytrawnego projektanta, który potrafił 
zharmonizować  wszystkie  elementy  wnętrza  w  jedną  całość, 
równie  imponującą  jak  obraz  wielkiego  mistrza  czy  dzieło 
wybitnego kompozytora. 

Jednak Talia nie interesowała się teraz niczym innym poza 

tym,  co  miał  jej  zakomunikować  hrabia.  Prawie  nie  zdając 
sobie  sprawy,  co  robi,  przyjęła  z  rąk  lokaja  kieliszek 
szampana, a kiedy służący opuścili salon, zaczęła: 

 - Proszę mi powiedzieć, czego dowiedział się pan o mnie 

i w jaki sposób? 

 -  Szkoda,  że  się  pani  nie  podzieliła  ze  mną  swoją 

tajemnicą - rzekł hrabia. 

 -  Jakżebym  mogła  -  odrzekła.  -  Tu  przecież  chodzi  nie 

tylko o mnie, ale również o inne osoby. 

 - Chce pani powiedzieć, że ktoś pani pomagał? 
 - Pomagał? - powtórzyła zdumiona. 
 - Czy to był mężczyzna? 
Głos  hrabiego  zabrzmiał  ostro  i  Talia  spojrzała  na  niego 

nie pojmując, o co mu chodzi, a on mówił dalej: 

 -  Należało  się  tego  spodziewać,  że  to  nie  mogło  być 

dzieło  kobiety.  Tylko  mężczyzna  potrafiłby  użyć  tak 
aluzyjnego  języka,  że  każdy  niemal  dżentelmen,  który  to 
przeczyta, sądzi, że odnosi się to do niego. 

 -  Przeczyta?  -  wyszeptała  Talia.  A  potem  innym  już 

tonem dodała: - Ma pan na myśli moją książkę! 

background image

 - Oczywiście - rzekł hrabia. - A pani myślała, że o czym 

ja mówię? 

Dostrzegł  wyraz  ulgi  w  jej  spojrzeniu,  jej  twarz  nabrała 

rumieńców, a oczy blasku. Potem wydała cichy dźwięk, ni to 
śmiech,  ni  westchnienie  i  nagle  odstawiła  kieliszek  na  stół, 
jakby stał się dla niej zbyt ciężki. 

 - Tak, oczywiście, o mojej książce. Wiec to jest ta rzecz, 

której się pan o mnie dowiedział! 

 -  Właściwie  to  nawet  nie  ja  -  wyjaśnił  hrabia.  -  To  mój 

przyjaciel wydobył tę wiadomość za dwie gwinee od jednego 
z pracowników Hatcharda. 

 - A cóż on miał z tym wspólnego? 
W tym momencie wyraz oczu Talii i ton jej głosu zmieniły 

się. Hrabia natomiast roześmiał się. 

 - Ależ pani nie zdaje sobie sprawy z tego, że wprawiła we 

wściekłość  bywalców  klubu  White'a.  Podejrzewali,  że  to 
któryś  z  członków  klubu  sprawił  im  takiego  psikusa  i 
postanowili  dowiedzieć  się,  kto  to  taki,  żeby  go  wyrzucić  z 
klubu. 

 - Mówi pan, że poczuli się urażeni? 
 - Wielu z nich tak. 
 - Jak pan myśli, ile egzemplarzy kupili? 
Hrabia  nie  był  zdziwiony  jej  pytaniem.  Zauważył  także 

przemianę, jaka się w niej dokonała, kiedy pojęła, że chodzi o 
książkę, a nie o coś poważniejszego. 

Cóż  to  może  być?  -  pomyślał  hrabia.  -  Czyżby  jakieś 

przestępstwo, którego dokonała? 

Potem  przypomniał  sobie,  jak  mówiła,  że  jej  tajemnica 

dotyczy nie tylko jej, ale też innych osób. Chyba nie chodziło 
o  matkę,  więc  może  o  ojca.  Hrabia  zastanawiał  się,  w  jaki 
sposób mógłby wrócić do tego tematu. Jednak teraz nie chciał 
jej już niepokoić. Dotykając jej ręki czuł, że jej palce są zimne 
i drżące. 

background image

 - Może jednak napije się pani szampana - rzekł. - Myślę, 

że dobrze to pani zrobi. 

Talia usłuchała, lecz jednocześnie czuła w sercu taką ulgę, 

że  nie  był  jej  potrzebny  szampan.  Po  całym  dniu  niepokoju 
poczuła się tak, jakby nagle znalazła się w raju. 

 - Proszę mi coś opowiedzieć o swojej książce - rzekł. 
 -  Kto  inny  oprócz  pana  wie,  że  jestem  jej  autorką?  - 

zapytała. 

 - Tylko mój przyjaciel Ryszard Rowlands - odrzekł hrabia 

- który odkrył pani tajemnicę. 

 -  Czy  dałoby  się  go  nakłonić,  żeby  tego  nie  powtarzał 

nikomu? 

 -  Z  pewnością  posłucha,  jeśli  go  o  to  poproszę.  Lecz  jak 

łatwo  może  sobie  pani  wyobrazić,  będzie  bardzo 
rozczarowany, że nie może zakomunikować członkom klubu, 
iż to kobieta zrobiła z nich durniów. 

 - Nie było to  moim zamiarem -  rzekła  Talia. - Kiedy już 

ten  pomysł  wpadł  mi  do  głowy,  przypomniałam  sobie 
wszystkie  przeczytane  i  zasłyszane  historyjki  i  zebrałam  je 
razem. 

 - I dodała pani niektóre z własnej inwencji posługując się 

swoim błyskotliwym umysłem. 

 -  To  prawda,  lecz  książka  sprzedaje  się  dobrze  i  mam 

nadzieję otrzymać za nią sporo pieniędzy. Może nawet napiszę 
następną. 

 - Na ten sam temat? - zapytał hrabia. - Skąd pani czerpie 

wiedzę  na  temat  mężczyzn,  jeśli  pani  twierdzi,  że  nie  zna 
żadnego? 

 -  O  to  samo  zapytała  mnie  mama  -  odrzekła  Talia.  - 

Myślę, że ludzie doszukują się w mojej książce tego, czego w 
niej nie ma. 

background image

 - Niech pani nie będzie taka skromna - rzekł hrabia. - Pani 

wie dobrze, że książka jest  dowcipna, prowokująca i  zawiera 
wiele szczegółów niemiłych dla pewnych osób. 

 -  Może  dandysi  mogliby  się  rzeczywiście  poczuć 

dotknięci. 

 -  Jeśli  tak  się  stanie,  to  wyjdzie  im  to  tylko  na  dobre  - 

dodał hrabia. - Zasłużyli w pełni na taką opinię. 

 -  A  pan  nie  zalicza  siebie  do  modnych  dandysów?  - 

spytała prowokująco. 

 -  Ma  się  rozumieć,  że  nie!  -  odrzekł.  -  A  gdyby  pani 

próbowała zaliczyć mnie do ich grona, udowodnię, że jestem 
zupełnie innym człowiekiem. 

Talia roześmiała się i ostatnie ślady niepokoju zniknęły z 

jej twarzy. 

 - Prowokuje mnie pan - rzekła. - Proszę uważać, bo mogę 

to wykorzystać. 

 -  Nie  będzie  to  pierwszy  raz  -  powiedział  hrabia.  -  Dla 

mnie  najważniejszym  wyzwaniem  jest  to,  co  mam  z  panią 
zrobić. 

 -  Odpowiedź  brzmi:  zostawić  w  spokoju.  To  właśnie 

chciałam zakomunikować odmawiając spotkania z panem. 

 -  Wiem  o  tym  -  powiedział  -  ale  ślepe  fatum  w  osobie 

Ryszarda Rowlandsa sprawiło, że jest pani tutaj. - Przerwał na 
chwilę, a potem dodał: - I tylko to się liczy. 

Kolację 

spożywali 

owalnej 

jadalni 

przy 

wypolerowanym stole, który zgodnie z najświeższą modą nie 
był nakryty obrusem, lecz stały na nim złote świeczniki i złota 
zastawa stołowa, dzięki czemu Talia odniosła wrażenie, jakby 
uczestniczyła  w  przedstawieniu  wystawianym  w  Covent 
Garden. 

Ubrana  w  liberie  służba  poruszała  się  w  milczeniu 

podsuwając 

im 

egzotyczne 

potrawy 

na 

pięknych 

porcelanowych półmiskach. Dla Talii było to przeżycie niemal 

background image

bajkowe,  jednak  wiedziała,  że  najmocniej  w  jej  pamięci 
wyryje  się  wizerunek  samego  hrabiego.  Już  poprzedniego 
wieczora  w  gabinecie  hrabia  prezentował  się  imponująco. 
Teraz na tle aksamitnego oparcia wysokiego krzesła wyglądał 
niezwykle dostojnie. Jego krawat był zawiązany w niezwykły 
sposób, jakiego dotychczas nie widziała. Kiedy szukał oczami 
jej  twarzy  w  blasku  świec,  zdawało  jej  się,  że  to  ona  w  tym 
dramacie odgrywa główną rolę. 

Tym razem rozmawiali mniej niż poprzedniego wieczora, 

jednak  odnosiła  wrażenie,  że  nawet  podczas  przerw  w 
konwersacji  rozumieli  się  bez  słów.  Talia  czuła  dziwne 
podniecenie pomieszane z zawstydzeniem, którego przyczyny 
nie znała. Sądziła, że może płynie to stąd, że nigdy jeszcze nie 
znajdowała  się  w  tak  ekskluzywnym  otoczeniu  w 
towarzystwie tak eleganckiego mężczyzny. 

Przechodząc  po  kolacji  z  jadalni  do  salonu  Talia 

powiedziała: 

 - Bardzo bym chciała obejrzeć dzieła sztuki, jakie się tutaj 

znajdują. 

 -  Zapraszając  panią,  miałem  nadzieję,  że  To  panią 

zainteresuje  -  odpowiedział.  -  Byłem  ciekaw,  czy  się  pani 
spodobają, lecz teraz widzę, że wszelkie skarby mojego domu 
są niczym przy pani. 

 - Pan mi pochlebia. 
 - Mówię prawdę. 
Kiedy weszli do salonu i Talia usiadła na kanapie, hrabia 

patrząc na nią powiedział: 

 -  Wciąż  się  zastanawiam,  jaki  czar  rzuciła  pani  na  mnie. 

Odkąd  panią  poznałem,  nie  mogę  myśleć  o  niczym  innym, 
tylko  o  pani.  Dziś  podczas  porannej  przejażdżki  czułem  się 
tak,  jakby  pani  jechała  obok  mnie.  Kiedy  otrzymałem 
wiadomość, że nie spotkamy się wieczorem, po raz pierwszy 
w życiu poczułem się zrozpaczony. 

background image

Sposób,  w  jaki  to  mówił,  sprawił,  że  Talia  musiała 

potraktować jego wypowiedź poważnie. Zastanowiła się przez 
chwilę, a potem rzekła: 

 -  Myślę,  że  było  to  po  prostu  uczucie  niezadowolenia  i 

zawodu,  ponieważ  życie  rozpieszczało  pana.  Nagle  coś  się 
wydarzyło nie po pańskiej myśli. 

 -  Czemu  pani  sądzi,  że  życie  mnie  rozpieszczało?  - 

zapytał agresywnym tonem. 

 -  A  jakże  mogłoby  być  inaczej  -  odrzekła.  -  Proszę 

spojrzeć na ten dom, na sprzęty, a wreszcie na siebie samego. 

 -  Niech  mi  pani  coś  o  mnie  powie  -  odezwał  się  jak 

chłopiec żądny pochwały. 

 -  A  cóż  ja  mogę  powiedzieć  na  temat  hrabiego 

Hellingtona? - zapytała. - Że jest znanym miłośnikiem sportu, 
że  znajduje  się  na  szczycie  społecznej  hierarchii,  że  jest 
przystojny i bogaty! Musi też mieć jakieś ukryte wady, ale na 
razie ich nie spostrzegłam. 

 -  Największą  moją  wadą  jest  to  -  rzekł  hrabia  -  że  nie 

potrafię namówić pewnej młodej damy, żeby oddała mi swoje 
serce. 

 - Gdybym nawet to zrobiła - odrzekła Talia - co by pan z 

nim zrobił? Dołączył do kolekcji innych zdobytych serc? Jest 
to zapewne niezwykle bogata kolekcja. 

 -  Proszę  nie  mówić  do  mnie  w  ten  sposób  -  wybuchnął 

hrabia. 

 -  A  to  czemu?  Ponieważ  to  pana  rozzłościło,  myślę,  że 

dotknęłam czułego miejsca. 

 - Jest pani niezwykle irytującą młodą damą! - wykrzyknął 

hrabia. - Niech pani przestanie drwić sobie ze mnie i spróbuje 
zachowywać się rozsądnie. 

 - Jeśli przez rozsądek rozumie pan, że zgodzę się na coś, 

na co nie mam ochoty, to szkoda pańskich słów! 

Talia podniosła się z kanapy. 

background image

 - Chciałabym obejrzeć dzieła sztuki znajdujące się w tym 

pokoju.  -  I  skierowała  się  w  stronę  obrazu.  -  O,  Rubens!  - 
zawołała.  -  Gdyby  pan  wiedział,  jak  bardzo  chciałam 
zobaczyć jeden z jego obrazów. Co za wspaniałe barwy! Tak 
sobie  to  właśnie  wyobrażałam.  Czytałam,  że  Rubens 
przedstawiał  na  swoich  obrazach  swoją  drugą  żonę,  którą 
uwielbiał. 

 - Ja nie umieszczałbym pani na obrazach - rzekł hrabia. - 

Wolałbym trzymać panią w ramionach. 

Talia przestała podziwiać Rubensa. 
 - Ach, co za banalna uwaga - rzekła. - Niegodna pana. 
 -  A  niech  to  wszyscy  diabli!  -  wybuchnął  hrabia.  - 

Pewnego  dnia  stracę  cierpliwość.  Proszę  się  więc  liczyć  z 
konsekwencjami! 

Talia roześmiała się. 
 -  Niech  mnie  pan  nie  straszy  -  rzekła.  -  Kiedy  już 

poznałam  pana  nieco  lepiej,  mogę  panu  powierzyć  jeszcze 
jeden  sekret.  Kiedy  wczoraj  wieczorem  szłam  z  panem  na 
kolację, Hanna zmusiła mnie, żebym zabrała ze sobą pistolet. 

 - Pistolet? - zapytał zdumiony. 
 -  Miałam  go  w  atłasowej  wieczorowej  torebce.  Choć  był 

maleńki, jednak mógł wyrządzić wiele szkody. 

 -  A  więc  to  dlatego  nie  przestraszyła  się  pani,  kiedy 

powiedziałem, że mógłbym zatrzymać ją siłą? 

 -  Wątpię,  czy  byłby  pan  zdolny  zachować  się  w  ten 

sposób.  Bo  prawdą  jest  to,  co  powiedziałam  ubiegłego 
wieczora, że jednak jest pan dżentelmenem. 

 - Stawia mnie pani w trudnym położeniu. 
 -  Wolałabym,  żeby  pan  to  odebrał  jako  zaletę,  z  której 

może pan być dumny. 

 - Nie odpowiada mi to, ponieważ przeszkadza w realizacji 

moich zamierzeń. - Potem zbliżył się do Talii i powiedział: - 

background image

Przestańmy  staczać  słowne  pojedynki.  Pragnę  pani,  Talio,  i 
nie mogę wyobrazić sobie życia bez pani. 

Wyczuła  w  jego  głosie  ton,  któremu  już  wczoraj 

wieczorem  nie  mogła  się  oprzeć.  Choć  jej  nie  dotykał, 
wyciągnęła ręce, jakby chcąc się bronić. 

 -  Nie  chcę,  żeby  pan  mówił  do  mnie  w  ten  sposób  - 

prosiła. - Wolę już, kiedy się kłócimy. 

 - Nie chcę się z panią kłócić - powiedział hrabia. - Pragnę, 

żeby pani była moja. - Dostrzegł, że drży, więc mówił dalej: - 
Myślę, że pani wie, choć nie chce się pani do tego przyznać, 
że  coś  pomiędzy  nami  jest,  coś,  czego  bez  bólu  nie  da  się 
odrzucić. 

Talia znów zaczęła przypatrywać się obrazowi Rubensa, a 

hrabia powiedział miękkim tonem: 

 - Spójrz na mnie, Talio. Odwróciła głowę. 
 -  Muszę  już  iść  do  domu.  Rozumie  pan,  że  nie  mogę 

zostać dłużej. 

 - A gdybym cię poprosił? 
 - Zna pan odpowiedź. 
 - To nie jest żadna odpowiedź. To tylko przeszkody, które 

sama wymyśliłaś. 

 - Jednak musi się pan do nich stosować. 
 - A to czemu? 
 - Bo... - zaczęła Talia. - Proszę mnie odwieźć do domu. 
 - Pragnę, żebyś została. Czy to nic dla ciebie nie znaczy? 
Znów w jego glosie wyczuła ton, któremu nie potrafiła się 

oprzeć. 

 - Proszę... - wyszeptała. 
Spojrzała  na  niego  i  to  ją  zgubiło.  Patrzyli  na  siebie 

dłuższą chwilę i  Talia poczuła, że cały świat przestał  istnieć, 
bo przesłoniło  go  dwoje  stalowoszarych  oczu.  Nie  mogła  się 
od  tych  oczu  uwolnić.  Wypełniały  całe  jej  serce  i  ciało,  aż 
stały się częścią jej istoty. 

background image

Nie wiedziała, czy to ona zrobiła krok  w stronę hrabiego 

czy to on przysunął się do niej. Poczuła, że znalazła się w jego 
ramionach,  a  on  tulił  ją  do  siebie.  Nawet  nie  pomyślała,  że 
powinna  się  bronić.  Jej  umysł  przestał  pracować.  Widziała 
tylko jego oczy i czuła, jak jego gorące wargi szukają jej ust. 
Opanowało  ją  słodkie  uczucie  poddania,  już  nie  była  sobą, 
lecz stali się jednym ciałem. 

Jego ramiona oplatały ją coraz mocniej, a usta stawały się 

coraz  bardziej  namiętne.  Była  w  tym  pocałunku  i  rozkosz,  i 
ból.  Czuła,  jak  jej  serce  bije  i  już  nie  było  dla  niej  ucieczki. 
Wiedziała,  że  to  miłość,  inna  wprawdzie  niż  ta,  jaką  sobie 
wyobrażała, ale jeszcze potężniejsza i wspanialsza. Nie mogło 
być nawet mowy o obronie, należała teraz do niego. 

Przestała  istnieć  jako  odrębna  istota.  Była  zaczarowana 

magią  miłości,  której  oddała  się  całkowicie  i  nieodwołalnie. 
Nagle hrabia uniósł głowę. 

 -  Moja  kochana,  moja  słodka!  Jak  mogłaś  tak  długo 

walczyć  ze  mną?  -  zapytał.  -  Jesteś  przecież  moja,  moja  i 
zawsze pragnęłaś tego. 

Talia  nie  od  razu  wróciła  do  rzeczywistości.  Zdawało  jej 

się, jakby z wyżyn nieba nagle znalazła się na ziemi. 

 - Proszę... - wyszeptała. 
A on rozumiejąc, o co jej chodzi, powiedział: 
 -  Już  cię  odwożę  do  domu.  Jutro  będzie  czas,  żeby 

porozmawiać. Zrobiło się późno, a ty jesteś zmęczona. 

Otaczając  ją  ramieniem  przeprowadził  przez  salon  w 

stronę  holu.  Lokaj  natychmiast  podał  jej  pelerynę,  a  kiedy 
otwarto  frontowe  drzwi,  spostrzegła  oczekujący  powóz 
hrabiego.  Weszła  do  środka  oszołomiona  i  niezdolna  do 
zebrania  myśli.  Hrabia  usiadł  obok  i  otoczył  ją  ramieniem. 
Położyła ufnie głowę na jego ramieniu, a on czułe pocałował 
ją w czoło. 

background image

Jechali  w  milczeniu  w  stronę  Shephard  Market,  a  potem 

szli cichymi uliczkami aż do numeru 82. 

 -  Nie  martw  się  o  nic,  kochanie.  Wszystko  pozostaw 

mnie.  Kiedy  jutro  znów  się  spotkamy,  przedstawię  ci  mój 
plan.  To  wszystko  rozwiąże,  więc  nie  musisz  się  o  nic 
kłopotać. 

Zatrzymali  się  w  tym  samym  miejscu  co  poprzedniego 

wieczora. 

 -  Dobranoc,  moja  ukochana  -  powiedział  czule.  -  Będę 

myślał o tobie. Musisz mi tylko zaufać. 

Talia spojrzała  w jego stronę. Nie  mogła jednak dostrzec 

jego oczu. Ponieważ nie była w stanie wydobyć z siebie głosu, 
odwróciła się i poszła w kierunku domu. Czekając, aż Hanna 
otworzy drzwi, odwróciła się. Hrabia stał wciąż w tym samym 
miejscu.  Wydał  jej  się  jeszcze  wyższy,  jakby  jego  głowa 
sięgała gwiazd. 

background image

Rozdział 6 
Czy źle się czujesz, Talio? 
Pytanie to, skierowane przez młodą podręczną, przerwało 

rozmyślania Talii. 

 - Przepraszam - rzekła. - Czy mówiłaś coś do mnie? 
 -  Pytałam  trzy  razy,  czy  ten  aksamit  będzie  pasował  do 

czepka lady Standish? 

Talia  z  trudem  zmusiła  się,  żeby  spojrzeć  na  kawałek 

tkaniny, który dziewczyna trzymała w ręku. 

 - Myślę, że tak. Dziękuję ci, Emilio. Podręczna odeszła, a 

Talia próbowała zająć się pracą. 

Nie  było  to  łatwe.  Gdy  się  obudziła  dzisiejszego  ranka, 

czuła się lekka i radosna. Miała wrażenie, jakby się znalazła w 
nierealnym świecie, wszystko dokoła było słoneczne i piękne. 

To  miłość  sprawiła  -  mówiła  do  siebie  -  że  wszystko 

wydaje się inne niż było dotychczas. 

Jednak trzeźwa część jej umysłu zadawała pytanie, czy dla 

hrabiego  miłość  też  tyle  znaczy  co  dla  niej.  Ponieważ 
odpowiedź  na  to  pytanie  budziła  jej  niepokój,  starała  się 
odsunąć  ją  od  siebie.  Miłość  do  hrabiego  wiązała  się  z 
wieloma  problemami,  które  prędzej  czy  później  wymagały 
rozwiązania. Jednak w tej chwili liczyło się tylko oczarowanie 
miłością. 

Kładąc  się  do  łóżka  i  wspominając  pocałunek  hrabiego, 

czuła się tak, jakby bujała wśród gwiazd, a wszystkie ziemskie 
strachy odeszły gdzieś daleko. 

 -  Teraz  będę  musiała  wrócić  do  rzeczywistości  - 

powiedziała do siebie poważnie. 

Wzięła do ręki czepek, nad którym zamierzała pracować, i 

próbowała  sobie  przypomnieć,  jak  miała  go  ozdobić.  Kiedy 
nawlekała igłę, przybiegła w wielkim pośpiechu pani Burton. 

background image

 -  Przyszedł  właśnie  lord  Dervish  ze  swoją  siostrą  lady 

Wentmore  -  wyszeptała.  -  Nie  zapomnij  dopisać  do  jego 
rachunku dziesięciu procent, żeby mógł je sobie potrącić. 

Słowa  te  brzmiały  niezrozumiale  dla  pracownic  nie 

obsługujących  klientów  w  sklepie,  jednak  Talia  wiedziała 
doskonale,  o  co  chodzi.  Istniała  pewna  kategoria  klientów, 
którzy targowali się o cenę i nalegali na jej obniżenie. Od nich 
pani Burton żądała zawsze więcej na początku, aby w wyniku 
targów  uzyskać  zamierzoną  cenę.  Byli  też  tacy  klienci,  jak 
lord Dervish, którzy automatycznie, płacąc rachunek, potrącali 
sobie  dziesięć  procent.  W  ich  przypadku  także  należało 
odpowiednio podnieść pierwotną cenę. 

Nie  spiesząc  się  zbytnio,  Talia  przeszła  do  części 

sklepowej  i  jak  się  tego  spodziewała,  zastała  panią  Burton 
zajętą  obsługiwaniem  jednej  z  modnych  piękności.  Dama  ta 
przed  dokonaniem  zakupu  nie  omieszkała  przymierzyć 
wszystkich  fasonów.  Przed  innym  lustrem  ujrzała 
oczekujących  lorda  Dervisha  i  jego  siostrę.  Złożyła  im  pełen 
uszanowania ukłon. 

 -  Witam  panią,  milady  -  rzekła  do  lady  Wentmore,  którą 

już kilkakrotnie obsługiwała. 

Lady Wentmore nie traciła jednak czasu na grzeczności. 
 - Chciałabym obejrzeć najnowsze i najpiękniejsze modele 

-  powiedziała  rozkazującym  tonem.  -  Interesują  mnie  tylko 
pojedyncze  egzemplarze  danego  fasonu.  Nie  życzyłabym 
sobie, żeby ktokolwiek inny nosił taki sam kapelusz jak ja. 

 - Nie grozi to pani, milady - zapewniła Talia. - Nigdy nie 

powielamy naszych modeli. 

Lady  Wentmore  prychnęła  z  niedowierzaniem,  mimo  to 

usiadła  przed  lustrem  poprawiając  ręką  starannie  umalowane 
włosy.  Piętnaście  lat  temu  była  jedną  ze  znanych  piękności, 
lecz teraz jej uroda już zbladła. Mimo to starała się zachować 
pozory młodości. 

background image

Lord  Dervish  natomiast  mimo  wyglądu  dandysa 

pochłonięty  był  wyłącznie  własnymi  myślami  i  na  Talię  nie 
zwracał najmniejszej uwagi. 

 -  Jak  już  wspomniałem,  moja  droga  -  odezwał  się  do 

siostry  -  powiedziałem  ministrowi  skarbu,  że  musi  być  mniej 
pobłażliwy.  Jeśli  ludzie  nie  będą  płacili  podatków,  skąd  się 
wezmą  pieniądze  na  potrzeby  armii,  floty  oraz  na  inne 
wydatki. 

 -  Miałeś  rację  -  wyszeptała  lady  Wentmore.  Odwracała 

głowę  w  różne  strony,  żeby  lepiej  przyjrzeć  się  czepkowi, 
który Talia właśnie włożyła jej na głowę. 

 -  Byłbym  zapomniał  -  rzekł  lord  Dervish.  -  Ubiegłego 

wieczora dowiedziałem się czegoś zdumiewającego. 

Czekał, aż siostra zapyta go o to, lecz ponieważ milczała, 

kontynuował: 

 -  Lawson  właśnie  wrócił  z  Ameryki  i  wyobrażasz  sobie, 

kogo tam spotkał? 

 - Nie mam najmniejszego pojęcia - niedbale odrzekła lady 

Wentmore. 

 -  Cavershama!  Lawson  powiada,  że  Denzil  Caversham 

ma się całkiem nieźle. 

 -  Lorda  Denzila?!  -  zawołała  lady  Wentmore.  -  A  ja 

myślałam, że on nie żyje! 

 - Jest żywy i zdrowy, jak mi relacjonował Lawson - rzekł 

lord Dervish. - Lecz kiedy pojawi się w kraju, mam dla niego 
niespodziankę. 

Na  wzmiankę  o  ojcu  Talia  stanęła  jak  wryta.  Kiedy  lord 

Dervish  wspomniał  o  tym,  że  ojciec,  jest  cały  i  zdrowy,  ze 
wzruszenia nie mogła utrzymać się na nogach. 

 - Chciałabym przymierzyć inny model! - zagrzmiała lady 

Wentmore. 

Nie myśląc o tym, co robi, Talia wzięła do ręki  najbliżej 

leżący kapelusz i włożyła go na głowę lady Wentmore. 

background image

 -  Mówiłeś,  że  przygotowałeś  niespodziankę  dla  lorda 

Denzila  -  rzekła  lady  Wentmore,  gdy  Talia  wiązała  jej  pod 
brodą wstążki od kapelusza. - Cóż to takiego? 

 - Jest to sprawa, która mu nie pójdzie w smak -  wyjaśnił 

lord Dervish. 

Ton  jego  głosu  był  bardzo  niemiły.  Talia  wstrzymała 

oddech. 

 -  Wyjaśnij  mi  to,  Arturze,  nie  bądź  taki  tajemniczy  - 

poprosiła lady  Wentmore.  - Zawsze  miałam słabość do lorda 
Denzila.  To  był  taki  atrakcyjny  mężczyzna  i  doskonale 
tańczył. 

 - Kiedy się pojawi w Anglii, jeszcze przez długi czas nie 

będziesz  miała  okazji,  żeby  z  nim  zatańczyć  -  rzekł  lord 
Dervish. 

 - A to czemu? - zainteresowała się lady Wentmore. 
 - Ponieważ, moja droga, trafi do więzienia! 
 - Do więzienia? Co chcesz przez to powiedzieć, Arturze? 
 -  Znajdzie  się  w  więzieniu,  ponieważ  ja  go  tam  poślę  - 

wyjaśnił lord Dervish. - To wprost nie do wiary, ale ten łajdak 
uciekł za granicę i nie zwrócił mi tysiąca funtów długu. 

Sprawa  musiała  zainteresować  lady  Wentmore,  ponieważ 

odwróciła się od lustra i spojrzała na brata. 

 - Tysiąc funtów? Jakim cudem jest ci winien aż tyle? 
 -  To  dług  honorowy,  moja  droga.  Jeśli  oczywiście 

zaciągnął go człowiek honoru! 

 - Masz na myśli dług karciany! 
 -  Tak  jest,  karciany  -  wypalił  lord  Dervish.  -  Caversham 

dał  mi  rewers,  ale,  jak  się  przekonałem,  był  on  wart  tyle  co 
papier, na którym został napisany. 

 - Czy sądzisz, że był to powód jego wyjazdu za granicę? - 

zapytała lady Wentmore. 

 -  Nie  mnie  jednemu  jest  winien pieniądze. Słyszałem,  że 

był  mocno  zadłużony  u  swoich  dostawców,  zatem  wolał 

background image

zniknąć.  To  bardzo  niehonorowe.  Dżentelmen  nie  powinien 
się tak zachowywać! 

 - To niepodobne do lorda Denzila - rzekła lady Wentmore 

zwracając się w stronę lustra. - Jestem pewna, że kiedy wróci, 
spłaci swój dług. 

 -  Żeby  się  o  tym  przekonać,  postaram  się  o  nakaz  jego 

aresztowania - rzekł stanowczo lord Dervish. 

Lady Wentmore krzyknęła. 
 -  Och,  Arturze,  jak  możesz  być  tak  okrutny!  Aż  strach 

pomyśleć,  że  człowiek  tak  elegancki  jak  lord  Denzil  mógłby 
trafić do więzienia dla dłużników. Słyszałam, że warunki tam 
panujące są koszmarne! 

 -  To  go  nauczy  rozumu  -  powiedział  lord  Dervish  z 

satysfakcją.  -  Muszę  przyznać,  że  nigdy  nie  lubiłem  tego 
człowieka,  gdy  tymczasem  ty  i  całe  towarzystwo  kręciło  się 
dokoła niego jak ćmy wokół świecy! - Przerwał na chwilę, a 
potem  dodał:  -  Ale  ty  się  na  nim  nie  sparzyłaś,  a  ja  tak!  I 
dlatego chcę, żeby trochę pocierpiał! 

Lord  Dervish  mówił  to  ze  złością.  Słuchając  go,  Talia 

zamarła  z  przerażenia.  Zrozumiała,  że  historie  opowiadane  o 
jego skąpstwie i małoduszności były prawdziwe. Pani Burton 
zawsze była pełna lęku, gdy pojawiał się w sklepie. Wiedziała, 
że  będzie  się  targował  o  każdego  pensa,  a  z  rachunku  utnie 
swoje dziesięć procent. 

Tysiąc funtów! 
Być  winnym  taką  sumę  człowiekowi  pokroju  lorda 

Dervisha  to  była  rzecz  najstraszniejsza,  jaka  mogła  się 
przydarzyć  jej  ojcu.  Wszystkie  cenniejsze  przedmioty  z 
wiejskiej posiadłości zostały już sprzedane. Z jej zarobków nie 
dałoby się odłożyć nawet tysiąca pensów, a co dopiero mówić 
o tysiącu funtów. Ojciec nie mógł też liczyć na litość ze strony 
lorda Dervisha. 

background image

Ale  jednak  widziano  go  w  Ameryce.  Był  zdrowy  i 

zapewne  przygotowywał  się  do  powrotu,  bo  trzy  lata 
wygnania  już  minęły.  Czuła  się  rozdarta:  z  jednej  strony 
cieszyła się, a z drugiej była przerażona, że ojciec natychmiast 
po powrocie może zostać wtrącony do więzienia. 

Lady  Wentmore  nie  była  jedyną  osobą,  która  słyszała  o 

okropieństwach,  na  jakie  byli  narażeni  ludzie  więzieni  za 
długi.  Musieli  oni  całe  lata  przebywać  pośród  zbrodniarzy, 
złodziei  i  prostytutek.  Co  mogła  zrobić,  żeby  uchronić  ojca 
przed takim strasznym losem? 

Zdawała  sobie  sprawę,  że  groźbę  lorda  Dervisha  należy 

traktować  poważnie,  gdyż  nie  przepuści  on  okazji,  żeby 
upokorzyć  człowieka,  który  nie  tylko,  że  przegrał  z  nim  w 
karty, ale jeszcze unikał zapłacenia honorowego długu. 

Trudno  jej  było  od  razu  ogarnąć  cały  ogrom  nieszczęść, 

jakie  mogła  spowodować  zasłyszana  wiadomość.  Absolutnie 
pewna była tylko tego, że lord Dervish zamierza spowodować 
aresztowanie  jej  ojca  natychmiast  po  jego  przybyciu  do 
Anglii, a to niewątpliwie zabiłoby matkę. Lady Caversham po 
tylu upokorzeniach nie przeżyłaby już takiego ciosu. 

Muszę koniecznie coś zrobić! I to natychmiast! - myślała. 
Jakby  z  bardzo  daleka  dobiegł  do  niej  głos  lady 

Wentmore: 

 -  Wezmę  ten  niebieski  czepek.  Wyglądam  w  nim 

najkorzystniej. Nieprawdaż, Arturze? 

 - W niebieskim istotnie jest ci najlepiej. 
 -  Bardzo  bym  się  cieszyła,  gdybyś  mi  ofiarował  ten 

czepek  jako  prezent  -  rzekła  lady  Wentmore.  -  Z  góry  ci 
dziękuję. 

 -  Zaczekaj  chwileczkę!  -  przerwał  lord  Dervish.  -  Muszę 

najpierw  dowiedzieć  się  o  cenę.  Nie  chcę,  żeby  mnie 
wystrychnięto na dudka. 

Lady Wentmore zaśmiała się. 

background image

 -  A  któż  by  śmiał  wystrychnąć  cię  na  dudka,  Arturze! 

Jesteś na to za sprytny. 

 - I ja tak sądzę - oświadczył lord Dervish. 
Talia spojrzała w stronę pani Burton, która widząc, że lady 

Wentmore zmieniła własny kapelusz na nowy, zbliżyła się do 
lorda Dervisha. 

 -  Myślę,  że  szanowna  pani  jest  zadowolona  -  rzekła.  -  I 

pan  również,  milordzie.  Jest  pan  naszym  stałym  klientem, 
więc staramy się spełnić każde pańskie życzenie. 

 - To będzie uzależnione od jednej, jedynej rzeczy - zaczął 

lord Dervish. 

Talia,  trzymając  w  ręku  niebieski  czepek,  udała  się  na 

zaplecze. 

 - Zapakuj to - rzekła do jednej z pracownic - a gdyby pani 

Burton  pytała  o  mnie,  powiedz,  że  wyszłam  na  chwilę  na 
świeże powietrze. 

 -  Na  świeże  powietrze?  -  powtórzyła  pracownica.  -  To 

zupełnie do ciebie niepodobne, Talio. Nigdy nie wychodziłaś 
aż do zamknięcia sklepu. 

Talia  nie  odpowiedziała,  tylko  włożyła  na  głowę  swój 

szary czepek i tylnym wyjściem opuściła sklep. Przez chwilę 
stała  niezdecydowana,  następnie  uniósłszy  spódnicę  zaczęła 
biec  w  stronę  Berkeley  Square.  Nie  zwracała  uwagi  na 
przechodniów, którzy przyglądali jej się ze zdumieniem. Była 
niemal  bez  tchu,  gdy  zatrzymała  się  przed  imponującym 
wejściem do Hellington House. Głęboko wciągając powietrze 
usiłowała  uspokoić  szaleńczo  bijące  serce.  W  tej  chwili 
spostrzegła,  że  drzwi  rezydencji  otworzyły  się  i  dwóch 
lokajów noszących hrabiowską liberię zaczęło rozwijać przed 
wejściem  czerwony  chodnik.  Na  ulicy  czekał  hrabiowski 
powóz. Pomyślała, że pojawiła się we właściwym momencie. 
Weszła  po  schodach  i  przy  frontowym  wejściu  spotkała 

background image

kamerdynera,  który  usługiwał  im  podczas  kolacji  ubiegłego 
wieczora. 

 -  Chciałabym  się  widzieć  z  jego  lordowską  mością  - 

rzekła. 

 -  Witam  panienkę  -  powiedział  uprzejmie  kamerdyner.  - 

Zaraz powiadomię jego lordowską mość, że pani jest tutaj. 

Kamerdyner  zaprowadził  ją  przez  hol  do  jednego  z 

pokojów,  przewidzianych  z  pewnością  do  przyjmowania 
takich  niespodziewanych  gości  jak  ona.  Jednak  nie 
interesowała  się  zupełnie  otoczeniem.  Wszystkie  jej  myśli 
pochłaniała  sprawa  ojca,  który  zaraz  po  powrocie  do  kraju, 
nieświadom  grożącego  mu  niebezpieczeństwa,  łatwo  mógł 
wpaść  w  pułapkę  zastawioną  przez  lorda  Dervisha.  Zdawało 
jej  się,  że  bardzo  długo  czekała,  aż  drzwi  się  otworzyły  i 
pojawił się kamerdyner. 

 -  Proszę  pójść  za  mną  -  powiedział.  -  Jego  lordowska 

mość jest w bibliotece. 

Nie  czuła  się  na  siłach,  żeby  myśleć,  co  musi  za  chwilę 

powiedzieć.  Była  tylko  pewna,  że  o  życiu  matki  i  wolności 
ojca  zadecyduje  kilka  następnych  minut.  Przeszła  za 
kamerdynerem  przez  hol,  a  następnie  weszła  do  pokoju 
pełnego książek. Zobaczyła, że hrabia idzie w jej stronę, a na 
jego twarzy widać zdumienie. Poczekał jednak, aż kamerdyner 
opuści pokój, zanim zapytał: 

 - Co się stało? 
Spojrzała  na  niego,  a  kiedy  dostrzegł  wyraz  jej  oczu, 

zaczął przypatrywać się jej z wielką uwagą. 

 -  Coś  musiało  wyprowadzić  cię  z  równowagi.  Usiądź  i 

opowiedz mi o tym. 

Przez chwilę pomyślał nawet, że może jej matka nie żyje. 

Był pewien, że gdyby nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, 
nigdy  nie  pojawiłaby  się  u  niego.  Jej  wizyta  zaskoczyła  go 

background image

niepomiernie.  Właśnie  kiedy  miał  wychodzić,  do  biblioteki 
wszedł kamerdyner. 

 - Pewna dama oczekuje na pana, milordzie. 
 -  Dama?  -  zapytał  hrabia  myśląc  o  lady  Adelajdzie,  dla 

której nie zamierzał zmieniać swoich planów. 

 - To ta panienka, która była u pana wczoraj na kolacji. 
Hrabia myślał przez chwilę, ze może się przesłyszał 
 - Wprowadź ją tutaj - powiedział 
 - Tak jest, milordzie 
Gdy  kamerdyner  wprowadził  Talię,  hrabia  pomyślał,  ze 

rzeczywiście  musiało  się  wydarzyć  coś  nadzwyczajnego, 
skoro przyszła do mego sama o tak wczesnej porze. 

Kiedy obudził się dzisiejszego ranka, zastanawiał się, czy 

Talia  znów  odrzuci  propozycję  wspólnej  kolacji,  jeśli  nie 
wymyśli  jakiegoś  fortelu  zmuszającego  ją  do  tego  Wczoraj 
wieczorem,  gdy  się  żegnali,  nie  powiedziała  mu,  czy  zechce 
wysłuchać, jakie ma wobec niej plany ani też czy zgodzi się z 
nim spotkać Mógł  więc przypuszczać,  ze  znów będzie robiła 
trudności  Przecież  tylko  dlatego,  ze  przejrzał  jej  tajemnicę, 
zgodziła  się  na  wczorajsze  spotkanie.  Choć  bardzo  chciał 
wierzyć,  ze  magiczny  pocałunek  zmienił  wszystko,  jednak 
niczego me był pewien 

A  oto  nagle,  zupełnie  nieoczekiwanie,  pojawiła  się  tutaj, 

lecz  me  z  tęsknoty  za  nim,  tego  mógł  być  pewien  Jednak 
patrząc na nieszczęśliwy wyraz jej twarzy, poczuł nieprzeparte 
pragnienie, żeby odsunąć od niej wszelkie smutki. 

 -  Nie  mogę  usiąść  -  powiedziała  ledwo  słyszalnym 

szeptem  -  Jest  pewna  rzecz,  o  którą  chciałam  pana  prosić, 
lecz... bardzo trudno mi o tym mówić 

 -  Widzę,  ze  jesteś  bardzo  roztrzęsiona  -  rzekł  hrabia  - 

Pozwól,  ze  ci  zaproponuję  filiżankę  kawy,  a  może  kieliszek 
wina? 

 - Dziękuję za wszystko, proszę mnie tylko wysłuchać 

background image

 -  Z  miłą  chęcią  -  rzekł  hrabia  -  tylko  przykro  mi,  że  cię 

widzę w takim stanie Daj mi rękę, kochanie. 

 - Nie! - zawołała Talia. - Proszę mnie nie dotykać, zanim 

się pan nie dowie, co mam do powiedzenia. 

Hrabia  był  bardzo  zdumiony,  jednak  nie  chciał  się  jej 

sprzeciwiać.  Czekał  więc,  a  ona  usiłowała  dobrać 
odpowiednie  słowa.  Nie  mógł  widzieć  jej  twarzy,  ponieważ 
trzymała  głowę  pochyloną,  a  na  dodatek  przesłaniał  ją  szary 
czepek. Nie chciał zadawać pytań, żeby nie utrudniać sytuacji. 
W końcu Talia podniosła ku niemu oczy. 

 - Pytał mnie pan kiedyś - zaczęła cichym głosem - czy nie 

zgodziłabym się zostać pańską kochanką. 

 - Cóż za trywialne słowo - rzekł - na określenie czegoś, co 

nas dotyczy, i co jak sądzę, Talio, uczyni nas szczęśliwymi. 

 -  Nie  mogę  tego  zrobić,  tak  jak  tego  chciałeś  -  rzekła 

Talia  -  bo  mama  nigdy  nie  może  się  o  tym  dowiedzieć,  lecz 
jeśli... - Przerwała na chwilę, a potem z nadludzkim wysiłkiem 
ciągnęła dalej: 

 -  Jeślibym  została  z  tobą,  tak  jak  to  było  wczorajszego 

czy przedwczorajszego wieczora, czy mógłbyś mi dać... tysiąc 
funtów? 

Ostatnie  słowa  z  największym  trudem  przecisnęły  się  jej 

przez gardło. Nie patrzyła już na niego, zalała się rumieńcem i 
opuściła głowę. 

 - Tysiąc funtów! - powtórzył hrabia. 
 -  Proszę!  -  wyszeptała  Talia.  -  Muszę  je  mieć 

natychmiast! 

Znów uniosła ku niemu twarz i patrzyła mu w oczy, jakby 

jej życie zależało od jego odpowiedzi. 

 - Czy ktoś cię szantażuje? 
 - Nie... to nie to, lecz coś zupełnie innego. 
 - Czy możesz mi zdradzić przyczynę, dla której potrzebne 

ci są te pieniądze? 

background image

 - Nie mogę... choć bardzo tym tego chciała... to sekret. 
 -  Czy  jest  to  ten  sam  sekret,  o  którym  myślałaś,  że  go 

odkryłem? 

 - Tak. 
 - I jak mi powiedziałaś, dotyczy on kogoś innego? 
 - Tak. 
Ponieważ  hrabia  milczał,  więc  Talia  odezwała  się  z 

rozpaczą w głosie. 

 -  Proszę  nie  zadawać  mi  pytań.  Nie  mogę  na  nie 

odpowiedzieć.  Ale  muszę  mieć  te  pieniądze.  Jeśli  mi  ich  nie 
dasz... nie wiem, do kogo mogłabym się zwrócić. 

Hrabia przypatrywał się jej z uwagą i w wyrazie jej oczu 

dostrzegł  przerażenie,  że  jej  prośba  mogłaby  się  spotkać  z 
odmową. 

 - Dam ci te pieniądze - rzekł spokojnym tonem. Widział, 

że Talia wstrzymała oddech, czekając na jego odpowiedź. 

 -  Spodziewam  się  -  mówił  dalej  -  że  nie  życzysz  sobie, 

żeby to był czek z moim nazwiskiem. 

 - Muszę mieć tę sumę w banknotach! 
 - Rozumiem - rzekł hrabia. - Poczekaj tu chwilę. Opuścił 

pokój, a Talia, jakby nie mogła dłużej utrzymać się na nogach, 
opadła na krzesło i ukryła twarz w dłoniach. 

A więc jej pomoże i ojcu nie grozi już niebezpieczeństwo! 
Przez chwilę nie mogła myśleć o niczym innym. Nawet o 

obietnicy, jaką dała w zamian za uzyskanie pieniędzy. Liczyło 
się  dla  niej  tylko  to,  że  matka  nie  dowie  się  o  niczym  i  że 
ojciec będzie mógł bez przeszkód wrócić do domu. 

Teraz  dopiero  zdała  sobie  sprawę  z  tego,  jak  bardzo  się 

bała,  że  hrabia  może  jej  nie  dać  pieniędzy  natychmiast  lub 
doradzać  jej,  żeby  spróbowała  je  zdobyć  w  inny  sposób. 
Gdyby  tak  uczynił,  pozostałaby  w  okropnej  niepewności 
oczekując  w  każdej  chwili,  że  ojciec  zostanie  aresztowany, 

background image

gdy  tylko  opuści  pokład  statku,  zanim  zdoła  przedsięwziąć 
jakieś kroki w celu spłacenia długu. 

Teraz  już  ojciec  będzie  bezpieczny  -  mówiła  do  siebie. 

Starała  się  myśleć  tylko  o  radości  matki,  kiedy  się  dowie  o 
rychłym powrocie ojca. 

Drzwi  się  otworzyły  i  hrabia  wszedł  do  pokoju.  Nit  miał 

niczego  w  ręku,  więc  Talię  ogarnął  niepokój,  że  może  się 
rozmyślił i oznajmi jej za chwilę, ze nie był  w stanie zdobyć 
dla niej pieniędzy. 

 -  Mój  sekretarz  przygotowuje  właśnie  to,  czego  ci 

potrzeba - powiedział, jakby wyczuwając jej obawy. - Dobrze, 
że  trzymamy  w  domu  trochę  pieniędzy.  Tymczasem 
proponuję, żebyś napiła się wina. 

Nie czekając na odpowiedź, podszedł do stojącego w rogu 

stolika, nalał odrobinę wina do kieliszka i z trunkiem w dłoni 
zbliżył się do Talii. 

 - Nie mogę... pić - powiedziała. 
 - Ale musisz to zrobić, żeby mi sprawić przyjemność. 
 - Tak... oczywiście. 
Czuła  się  upokorzona  i  zdała  sobie  sprawę,  że  teraz, 

będzie  musiała  podporządkować  się  jego  zachciankom, 
jakiekolwiek by były. 

Jestem mu bardzo, bardzo wdzięczna - pomyślała. 
A  jednocześnie  czuła,  że  utraciła  to,  co  było  dla  niej  tak 

bardzo  cenne  -  poczucie  własnej  godności.  Niczym  się  teraz 
nie  różniła  od  kobiet  pokroju  panny  Genevieve, 
przyjmujących  mężczyzn  w  samej  tylko  bieliźnie  i 
oczekujących,  że  dopiero  co  poznany  mężczyzna  zapłaci  za 
przyjemność podziwiania jej w takim stroju. 

Nie powinnam o tym myśleć - powiedziała do siebie. 
Jednak  myśli  wciąż  wracały.  Zdawało  jej  się,  że  nie  jest 

już  sobą,  ale  weszła  do  grona  kobiet,  którymi  pogardzała, 
mimo że jako pracownica sklepu musiała je obsługiwać. 

background image

Ponieważ hrabia milczał, ona też milczała. Sączyła wino z 

kieliszka małymi łyczkami, bo nie chciała mu się sprzeciwiać. 
Choć  nie  patrzyła  na  niego,  czuła,  że  on  się  jej  przygląda. 
Nagle  drzwi  się  otworzyły  i  do  pokoju  wszedł  sekretarz, 
trzymając w ręku grubą kopertę. Hrabia wstał i odebrał pakiet. 

 - Włożyłem największe nominały, jakie tylko  mieliśmy  - 

powiedział sekretarz. 

 - Dziękuję - rzekł hrabia. 
Gdy  drzwi  za  sekretarzem  zamknęły  się,  podszedł  do 

Talii. 

 -  Tutaj  jest  to,  czego  sobie  życzyłaś  -  powiedział.  -  Nie 

chciałbym,  żebyś  szła  z  tak  dużą  sumą  pieniędzy,  więc  czy 
mógłbym cię odwieźć? 

 - Byłabym bardzo wdzięczna za odwiezienie do sklepu. 
 - Jak sobie życzysz - rzekł hrabia. 
Odstawiła  kieliszek  i  trzymając  kopertę  w  ręku  wstała. 

Patrzyła  na  hrabiego.  Twarz  miała  bardzo  bladą,  a  w  jej 
oczach widoczny był niepokój. 

 - Chciałabym panu podziękować. 
 - Czy  moglibyśmy podziękowanie odłożyć na wieczór?  - 

zapytał hrabia. 

 - Oczywiście. 
W  tonie  jej  głosu  brzmiała  obawa,  na  co  nie  omieszkał 

zwrócić uwagi. 

 -  Zanim  wyjedziemy,  chciałbym  jeszcze  coś  wyjaśnić  - 

rzekł hrabia. 

Talia spojrzała na niego i hrabia dostrzegł, że drży. 
 -  Proszę,  żebyś  potraktowała  te  pieniądze  jak  prezent  - 

powiedział.  -  Niczego  w  zamian  nie  będę  oczekiwał,  nawet 
twojej wdzięczności. 

 - Jak mam to rozumieć? - zapytała. 
 -  Chcę,  żebyś  wiedziała,  że  nic  nie  zmieniło  się  od 

wczorajszego  wieczora.  Twoja  dzisiejsza  prośba  nie  ma  nic 

background image

wspólnego  z  tym,  o  czym  rozmawialiśmy  wczoraj  ani  z 
jakąkolwiek naszą wcześniejszą rozmową. 

Teraz  dopiero  zrozumiała  jego  intencje  i  w  jej  oczach 

pojawiły się łzy. 

 - Jesteś zupełnie inny, niż przypuszczałam - wyszeptała - 

taki wyrozumiały. 

Łzy płynęły po jej policzkach. 
 -  O  tym  wszystkim  porozmawiamy  wieczorem  -  rzekł.  - 

Będziemy mieli sporo czasu. Wydaje mi się, że powinnaś już 
wrócić do pracy. Nie chciałbym, żebyś miała nieprzyjemności 
z mojego powodu. 

Talia  wciąż  płakała,  więc  hrabia  wyjął  z  kieszeni 

chusteczkę i zaczął ocierać łzy z jej policzków. 

 -  Wszystko  będzie  dobrze  -  pocieszał  ją.  -  Zaufaj  mi. 

Musisz wierzyć, że zawsze możesz liczyć na moją pomoc. 

 - Kocham cię! 
Powiedziała to bardzo cicho, lecz hrabia usłyszał. 
 - Ja także chciałbym ci powiedzieć o mojej miłości - rzekł 

-  ale  zajęłoby  to  wiele  czasu.  Jestem  umówiony  u  księcia 
regenta, a on nie lubi, kiedy musi na kogoś czekać. Zostawmy 
wszystko, co mamy sobie do powiedzenia, do wieczora. 

Choć  nie  dotykał  jej,  Talia  odniosła  wrażenie,  jakby 

trzymał  ją  w  ramionach.  Byli  sobie  równie  bliscy,  jak 
wówczas, gdy hrabia pocałował ją po raz pierwszy. Wyszli z 
domu  i  hrabia  pomógł  jej  wsiąść  do  powozu.  Kiedy  jechali 
przez Berkeley Square, świat wydał jej się piękny i kolorowy. 

 - Czy mogę podwieźć cię do tylnego wejścia? - zapytał. 
 - Tak, proszę. 
Mówiąc  to,  pomyślała,  że  zawsze  w  jego  życiu  będzie 

czymś  w  rodzaju  bocznych  drzwi.  Traktował  ją  jak  kobietę, 
którą  mógłby  zdobyć,  lecz  jednocześnie  jak  coś  bardzo 
cennego.  Przypomniała  sobie,  że  w  taki  właśnie  sposób  jej 
ojciec traktował matkę. 

background image

 -  Kocham  cię,  kocham!  -  chciała  powtarzać  wciąż  od 

nowa, lecz powstrzymała się, gdyż mógłby usłyszeć ją stojący 
za nimi lokaj. 

Hrabia podjechał pod sklep. 
 -  Czy  jesteś  pewna,  że  nie  będziesz  potrzebowała  mojej 

pomocy? - zapytał. 

 - Tak - odrzekła. 
Podała mu dłoń na pożegnanie. Lokaj pomógł jej wysiąść 

z  powozu.  Wślizgnęła  się  do  sklepu  z  nadzieją,  że  żadna  z 
pracujących  kobiet  nie  dostrzegła  jej  powrotu.  Pani  Burton 
wciąż była zajęta obsługiwaniem klientów. Talia podeszła do 
stolika,  gdzie  właścicielka  wypisywała  rachunki,  wyjęła 
papier i napisała: 

„Zarząd  Powierniczy  majątku  lorda  Denzila  Cavershama 

przesyła  tysiąc  funtów  na  poczet  długu  zaciągniętego  u  lorda 
Dervisha. Jednocześnie przepraszamy,  że  suma ta nie  została 
zapłacona wcześniej". 

Wzięła  ze  stołu  kopertę  i  włożyła  do  niej  pakiet  z 

pieniędzmi oraz list. Potem starannie zapieczętowała kopertę i 
napisała na niej adres: 

Lord Dervish Klub White'a ul. Świętego Jakuba 
Gdy skończyła, zapytała: 
 - Czy Bill jest gdzieś tutaj? 
 -  Tak,  Talio  -  odrzekła  jedna  z  pracownic.  -  Ma  zanieść 

czepek do lady Wentmore. 

 -  Mam  do  niego  sprawę  -  powiedziała.  Wzięła  ze  stołu 

pudło  i  zeszła  do  piwnicy,  gdzie  zwykle  można  było  zastać 
Billa,  gdy  nie  miał  żadnych  paczek  do  roznoszenia.  Prawie 
nigdy  nie  próżnował,  ponieważ  pani  Burton  wciąż 
wynajdywała dla niego jakieś zajęcia. A to paczki z Paryża do 
rozpakowania, a to coś do naprawienia, wreszcie czyszczenie i 
sprzątanie. Pani Burton uważała, że nie potrzebuje zatrudniać 
do  pomocy  nikogo,  jeśli  ma  Billa.  Był  to  siwiejący  już 

background image

mężczyzna, który panicznie bał  się zwolnienia z pracy.  Talia 
zawołała go, a on odpowiedział natychmiast. 

 - Już pędzę. 
 - Zaniesiesz to pudło do lady Wentmore na ulicę Curzona 

- rzekła. - A ten list zostawisz w klubie White'a. Nie będziesz 
musiał zbytnio nadłożyć drogi. 

 -  To  drobiazg  -  odrzekł  Bill.  -  Zawsze  chętnie  pani 

pomagam. Wie pani o tym. 

 -  Dziękuję  ci,  Billu.  To  bardzo  miło  z  twojej  strony. 

Jednak uważaj, bo ta koperta jest bardzo cenna. 

 - Czy słyszała pani, żebym kiedyś coś zgubił? 
 - Wszystko może się zdarzyć. 
 - Nie może się zdarzyć, jeśli ta rzecz należy do pani. 
 - Dziękuję ci, jestem bardzo wdzięczna. 
Talia  weszła  na  górę  rozmyślając  o  tym,  jak  bardzo  się 

zdziwi lord Dervish, kiedy otrzyma przesyłkę. Dzień wlókł się 
niemiłosiernie  z  wyjątkiem  momentów,  kiedy  wspominała 
hrabiego. 

Jakiż on uprzejmy i wspaniałomyślny - mówiła do siebie. 
A  jednocześnie  myślała,  że  postąpiła  niewłaściwie 

przyjmując przysługę tego rodzaju i nie dając nic w zamian. 

Nie wiedziała, jak zachowują się wobec siebie zakochani, 

lecz  była  przekonana,  że  tylko  ślub  usprawiedliwia  wszelkie 
poufałości. A jednocześnie nie mogła  powstrzymać  myśli, że 
miłość  hrabiego  musiała  być  równie  piękna  jak  jego 
pocałunek. 

Przeraziły ją własne myśli. Przecież ta miłość była czymś 

złym.  Przecież  przysięgała  sobie,  że  nigdy  nie  zostanie  jego 
kochanką. Wiedziała, że w oczach matki byłoby to karygodne, 
zatem  matka  pod  żadnym  pozorem  nie  mogła  się  o  tym 
dowiedzieć. 

background image

Kiedy  wracały  z  Hanną  do  domu,  Talia  pomyślała,  że 

gdyby  opowiedziała  służącej,  co  jej  zaproponował  hrabia 
podczas pierwszej kolacji, ta nie byłaby zdumiona. 

Tak  właśnie  zachowywali  się  panowie  pokroju  hrabiego 

wobec  osób,  które  uważali  za  postawione  niżej  od  siebie  w 
hierarchii społecznej. Hannę zdumiałby jedynie fakt, że hrabia 
potraktował tak osobę równą mu urodzeniem. 

Do  tego  nigdy  nie  może  dojść  -  pomyślała  Talia,  czując 

równocześnie, jakby wszystko pogrążało się w ciemności. 

Szła  zajęta  wyłącznie  własnymi  myślami  i  dopiero  przed 

domem zapytała Hannę: 

 - Jak się czuje dzisiaj mama? 
 - Jest bardzo przybita - odrzekła Hanna. - Przed obiadem 

popłakiwała, kiedy rozmawiałyśmy o twoim ojcu. Ona sądzi, 
że twój ojciec już nigdy nie wróci. Właśnie minął tydzień od 
zakończenia jego wygnania. 

 - Czyżby naprawdę? - zapytała Talia. - Zupełnie straciłam 

rachubę czasu. 

Teraz pomyślała, że ma dla matki dobre wieści. Nie musi 

jej przecież tłumaczyć, w jaki sposób je zdobyła. Z pewnością 
może  jej  oznajmić,  że  ojciec  jest  zdrów  i  że  widziano  go  w 
Ameryce. 

 -  Mam  dla  mamy  dobre  wiadomości  -  rzekła.  -  Kiedy  je 

usłyszy, nie będzie już przygnębiona. 

 - Wiadomości? - zainteresowała się Hanna. 
 -  Muszę  to  najpierw  powiedzieć  mamie  -  Talia 

uśmiechnęła się. 

Hanna  otworzyła  drzwi  i  Talia  weszła  na  górę.  Lady 

Caversham leżała w swoim pokoju na szezlongu. 

 -  Jesteś  nareszcie,  moja  kochana!  -  zawołała.  -  Właśnie 

czytałam  twoją  zabawną  książkę  i  doszłam  do  wniosku,  że 
mam bardzo utalentowaną córkę. 

background image

 -  Bardzo  chciałam  to  od  ciebie  usłyszeć,  mamo  -  rzekła 

Talia. - Teraz muszę ci koniecznie coś powiedzieć. 

Ujrzała  strach  w  oczach  matki  i  równocześnie  usłyszała 

dochodzący z dołu okrzyk Hanny. 

 - Co to takiego? - zapytała zdumiona lady Caversham. 
 - Pójdę zobaczyć - odpowiedziała Talia. Usłyszała  męski 

głos i tupot kroków na schodach. 

Wprost  nie  chciała  wierzyć  własnym  uszom,  lecz  nie 

mogła powstrzymać okrzyku: 

 - To przecież papa! Papa! 
 - A więc czekałyście na mnie?! - wykrzyknął lord Denzil. 
Już był w pokoju i trzymał swoją żonę w objęciach. 
 -  Jak  to  możliwe,  że  przybywasz  właśnie  wtedy,  kiedy 

najbardziej jesteś potrzebny? - zapytała Talia. 

Nie  odpowiedział,  tylko  ucałował  ją  w  oba  policzki  i 

uścisnął  z  całych  sił.  Tymczasem  lady  Caversham  wciąż  nie 
mogła powstrzymać łez. 

 -  Już  dobrze,  moja  kochana  -  pocieszał  ją  mąż.  - 

Wróciłem i wszystkie troski mamy już za sobą. Gdybym to ja 
wiedział,  gdybym  tylko  przypuszczał,  że  pozostaniecie  bez 
pieniędzy. 

 - Nie to było najstraszniejsze - łkała lady Caversham - ale 

to, że już myślałam, że nie żyjesz. 

 -  Ale  jestem  cały  i  zdrowy!  -  wykrzyknął  lord  Denzil.  - 

Posłuchaj,  moja  droga!  Posłuchaj,  Talio!  Jestem  bogaty! 
Jestem niezwykle bogaty! 

Talia spojrzała na niego ze zdumieniem. 
 - Ty jesteś bogaty, papo? 
 - Jestem milionerem. 
 - Jak się to stało? Jak to możliwe? 
 -  To  długa  historia.  Powiem  ci  tylko,  że  jestem 

właścicielem kopalni złota i przynosi mi ona wielkie zyski. 

background image

 -  Czemu  do  mnie  nie  pisałeś,  Denzilu?  -  zapytała  lady 

Caversham. 

 -  Napisałem  do  ciebie  w  pierwszym  miesiącu  po 

wyjeździe - zawołał lord Denzil. 

 -  Nigdy  nie  otrzymałam  żadnego  twojego  listu  - 

wyszeptała. 

 -  Niełatwo  mi  było  pisać,  kiedy  znajdowałem  się  niemal 

na końcu świata, kochanie! 

 - Więc naprawdę jesteś właścicielem kopalni złota, papo? 

- zapytała Talia. 

 -  Nie  tylko  mam  kopalnię  złota,  ale  robię  też  świetne 

interesy na giełdzie. 

 - Wprost nie do uwierzenia! - wykrzyknęła Talia. 
 -  Opowiem  ci  o  wszystkim  później  -  rzekł  -  a  teraz 

pozwól,  żebym  wytłumaczył  się  przed  matką,  dlaczego  nie 
powiadomiłem  jej  wcześniej  o  moim  powrocie.  Muszę  jej 
także  powiedzieć,  że  teraz  może  mieć  wszystko,  czego  tylko 
zapragnie. 

 -  To  ty,  Denzilu,  jesteś  wszystkim,  czego  pragnę  - 

wyszeptała lady Caversham. 

Lord Caversham uśmiechnął się ponad jej głową do córki. 
 -  A  więc  masz,  czego  pragniesz  -  rzekł.  -  Przyjechałem 

nawet wcześniej, ale najpierw musiałem spotkać się z lordem 
Eldonem. 

Talia spojrzała na niego z niepokojem. 
 -  I  co?  Czy  wszystko  w  porządku?  -  zapytała.  -  Czy 

możesz już wrócić do normalnego życia? 

 -  Lord  kanclerz  był  wobec  mnie  niezwykle  uprzejmy  - 

odpowiedział  ojciec.  -  Zasugerował  mi,  bardzo  zresztą 
rozsądnie.,  żebym  najpierw  powrócił  na  wieś,  pozostał  tam 
przez  jakiś  czas  aż  do  chwili  załatwienia  wszystkich  moich 
spraw, a dopiero potem pokazał się w towarzystwie. 

 - Mama miała takie same plany - rzekła Talia. 

background image

 - Tak właśnie zrobimy - odpowiedział ojciec. - Myślę, że 

nie macie zbyt dużo bagażu? Czekają na nas dwa powozy. 

 - Chcesz, żebyśmy wyjechały natychmiast? 
 -  A  co  nas  tutaj  trzyma?  -  zapytał  lord  Denzil.  -  Nie 

będziemy przecież potrzebować tych starych mebli? 

Wykonał  pogardliwy  gest  w  stronę  skromnego  pokoju,  a 

potem spojrzał na zonę z czułością. 

 - Postaram się wynagrodzić ci wszystkie cierpienia, jakie 

musiałaś  znosić  podczas  mojej  nieobecności  -  obiecał.  - 
Będziesz  teraz  miała  wszystko:  klejnoty,  konie,  stroje. 
Wyremontujemy  naszą  posiadłość,  o  czym  od  dawna 
marzyliśmy,  lecz  nie  było  na  to  pieniędzy.  A  teraz  są,  i  to 
bardzo duże. 

To mówiąc zaśmiał się triumfalnie. 
A  więc  wszystko  będzie  tak  jak  za  dawnych  czasów  - 

pomyślała  Talia,  słysząc  jak  ojciec  przechwala  się  swoimi 
sukcesami i jak się stara je rozbawić. 

Lord Denzil nachylił się i po raz kolejny ucałował żonę. 
 - Weź, kochanie, płaszcz i kapelusz. Jeśli się pośpieszymy 

i  wyjedziemy  zaraz  zdążymy  jeszcze  do  domu  na  spóźnioną 
kolację. 

 - Ależ, Denzilu, przecież tam nie ma służby. 
 -  Będziesz  zdumiona,  ale  powiem  ci  -  rzekł  mąż  -  że 

byłem już w naszym domu. Rozesłałem po wsi wiadomość, że 
kto  chce  u  nas  pracować,  może  się  stawić.  Zapewniam  cię, 
zrobią wszystko co trzeba. 

 -  Ach,  Denzilu,  wprost  nie  mogę  uwierzyć,  że  wróciłeś  i 

że nie muszę już się martwić o ciebie. 

W  głosie  matki  nie  słychać  już  było  znużenia  i 

zaniepokojenia, lecz radość. Talia była przekonana, że podróż 
do domu nie będzie dla niej nawet w połowie tak męcząca jak 
dotychczasowe oczekiwanie na powrót  męża. Jego przybycie 
sprawiło, że promieniała szczęściem. Jej policzki zarumieniły 

background image

się, a oczy nabrały blasku. Znów wyglądała jak młoda i piękna 
kobieta. 

 -  Chodźmy  już  -  rzekł  lord  Denzil.  -  Pospiesz  się,  Talio. 

Nie mam ochoty nocować w tej ciasnej dziurze. 

Obydwie  zostały  ogarnięte  jego  zapałem  i  witalnością. 

Jednak  mimo  całej  radości  z  powodu  jego  powrotu  na  dnie 
serca  Talii  czaiło  się  przeczucie,  że  dla  niej  radość  ta  nie 
będzie tak wielka jak dla matki. 

Powinnam  powiadomić  hrabiego  o  tym,  co  się  stało  - 

pomyślała. 

Lecz jednocześnie przyszło jej do głowy, że właśnie tego 

robić nie powinna. Gdyby się dowiedział, kim jest  w istocie, 
czułby się zobowiązany po tym, co między nimi zaszło, żeby 
zaproponować  jej  małżeństwo.  Zostałby  przez  nią  złowiony, 
czego udało mu się uniknąć przez tyle lat. 

Przypomniała  sobie,  jak  kiedyś  powiedziała  mu,  że 

kobiety stroją się tylko po to, żeby złowić jakąś grubą rybę, a 
potem  dodała  ze  śmiechem,  że  hrabia  Hellington  stanowiłby 
doskonałą zdobycz. Do tej pory brzmiały jej  w uszach słowa 
hrabiego: 

„Staram się jak mogę, żeby nie dać się złowić!" 
Odrzekła mu na to, że i tak w końcu zostanie złowiony. 
„Tego się właśnie obawiam najbardziej - odparł hrabia". 
Było oczywiste, że nie chciał się żenić nawet  z osobą,  w 

której byłby zakochany. 

Dlatego  właśnie  -  mówiła  do  siebie  Talia  zakładając 

pelerynę - hrabia nie może się nigdy dowiedzieć, kim jestem. 

Poczuła,  jak  serce  jej  zamiera  z  bólu  na  myśl  o  tym,  że 

musi zniknąć, że nie może go powiadomić, co się z nią stało. 
Nagle  przypomniała  sobie,  co  wydarzyło  się  dzisiejszego 
ranka. Przypomniała sobie, jak usiłowała uratować ojca przed 
aresztowaniem  i  jak  w  tym  celu  pożyczyła  pieniądze  od 

background image

hrabiego. Powrót ojca sprawił, że zupełnie o tym zapomniała. 
W jej myślach pozostała tylko miłość do hrabiego. 

Weszła  do  bawialni  i  zobaczyła,  że  Hanna  otula  szalem 

matkę, żeby nie było jej zimno podczas podróży. 

 - Chciałabym z tobą pomówić, papo - rzekła. 
 -  O  czym,  kochanie?  -  zapytał.  -  Kiedy  na  ciebie  patrzę, 

widzę, że bardzo wyładniałaś w czasie mojej nieobecności. 

 - To bardzo ważna sprawa. Wyciągnęła go z bawialni do 

swojej sypialni. 

 -  Posłuchaj,  papo.  Nie  mam  teraz  czasu,  żeby  ci 

tłumaczyć,  lecz  potrzebuję  natychmiast  tysiąc  funtów.  Czy 
możesz mi je dać?  

 - Tysiąc funtów? - zapytał. - A na co? 
 -  To  honorowy  dług.  Twój  dług,  który  zapomniałeś 

zapłacić wyjeżdżając z Anglii. 

 - Tysiąc  funtów? - Uniósł rękę  do skroni. - O mój Boże, 

to pewnie pieniądze, które byłem winien Dervishowi! 

 - Tak. Lord Dervish odgrażał się, że każe cię aresztować, 

gdy tylko pojawisz się w Anglii. 

 - Natychmiast załatwię tę sprawę - rzekł lord Denzil. 
 -  Już  mu  zwróciłam  tę  sumę  -  wyjaśniła  Talia  -  muszę 

tylko oddać pieniądze osobie, która mi je pożyczyła. 

 - Ależ oczywiście - powiedział lord Denzil. - Kto był tak 

uprzejmy, żeby mnie uchronić przed więzieniem? 

Mówił tonem żartobliwym, lecz Talia mu przerwała. 
 - Nie ma teraz czasu na zadawanie pytań. Nie chciałabym 

ponadto, żeby mama się o tym dowiedziała. Czy mógłbyś dać 
mi tę sumę? 

 -  Byłoby  to  łatwiejsze,  gdybyś  powiedziała  mi  o  tym 

wcześniej  - rzekł  lord Denzil. - Mam jednak przy sobie czek 
na okaziciela. 

 - Czy jest na nim twoje nazwisko? - zapytała Talia. 
 - Nie. 

background image

 - To dobrze się  składa, bo nie chciałabym, żeby ta osoba 

znała twoje nazwisko. 

Ojciec spojrzał  na córkę i  właśnie chciał coś powiedzieć, 

kiedy usłyszał z salonu głos żony: 

 - Denzilu, jestem już gotowa! 
 - Już idę, kochanie - odpowiedział. - Tylko muszę jeszcze 

załatwić z Talią pewną sprawę. 

I zbiegł szybko po schodach. 
 - Powiedz Hannie, żeby zabrała matkę do powozu. A ty tu 

na mnie zaczekaj. 

Po kilku minutach Talia po raz drugi tego dnia trzymała w 

ręku  kopertę  wartą  tysiąc  funtów.  Wzięła  ze  stolika  jedną  z 
napisanych  przez  siebie  książek,  otworzyła  ją  i  napisała 
dedykację: 

Wspaniałemu  mężczyźnie,  miłemu  i  wyrozumiałemu, 

którego nigdy nie zapomnę, ofiarowuje tę książkę. 

Talia 
Włożyła  książkę  razem  z  czekiem  do  koperty  i 

zaadresowała ją do hrabiego Hellingtona. 

W  czasie,  kiedy  ojciec  z  Hanną  sadowili  matkę  w 

wygodnym  powozie  zaprzężonym  w  czwórkę  koni,  Talia 
pobiegła do najbliższego rzeźnika. 

 -  Dobry  wieczór,  panno  Carver  -  powiedział  rzeźnik.  - 

Pojawia się pani później niż zwykle. 

 - Czy wyświadczy mi pan pewną przysługę? - zapytała. - 

Mógłby pan posłać kogoś zaufanego z tym listem do hrabiego 
Hellingtona na Berkeley Square? 

 -  Oczywiście,  panno  Carver  -  zgodził  się  rzeźnik.  -  Nie 

sprawi mi to żadnego kłopotu. 

 - Jest pan pewien, że przesyłka dojdzie bezpiecznie? 
 - Z całą pewnością. Nie musi się pani o to martwić. Jego 

lordowska mość otrzyma list za dziesięć minut. 

background image

 - Dziękuję - rzekła Talia. - Dziękuję panu za wszystko, co 

pan zrobił dla mnie i dla mojej matki, kiedy mieszkałyśmy na 
Shephard Market. 

 - Pani nas opuszcza? 
 - Tak - odrzekła Talia. - Wracamy do domu! 

background image

Rozdział 7 
Hrabia  wszedł  do  sali  kawiarnianej  w  klubie  White'a  i 

przysiadł  się do stolika Ryszarda. Wystarczył  jeden rzut oka, 
żeby  przyjaciel  rozpoznał,  że  poszukiwania  nie  odniosły 
skutku. 

 - Napijesz cię czegoś? - zapytał Ryszard. Hrabia zawahał 

się, lecz w końcu powiedział: 

 - Zamów dla mnie brandy. 
Kelner  przyjął  zamówienie,  po  czym  Ryszard  zapytał 

cicho: 

 - Żadnych sukcesów? 
 - Żadnych - odrzekł hrabia. 
Mówiąc to pomyślał z rozpaczą, że już dziesięć dni minęło 

od  nagłego  zniknięcia  Talii.  Tyle  czasu  upłynęło,  odkąd 
otrzymał czek na sumę tysiąca funtów i przeczytał dedykację 
w  książce,  z  której  wynikało,  że  Talia  nie  zamierza  go  już 
więcej widzieć. 

„Mężczyźnie, którego nigdy nie zapomnę". 
Słowa te głęboko zapadły w serce hrabiego. Wiedział, że 

zapamięta je do końca życia. 

 - To dziwne, że ktoś znika nagle niczym kamfora! - rzekł 

Ryszard. 

Tę  samą  uwagę  czynił  już  setki  razy,  od  kiedy  hrabia 

trzeciego  dnia  po  zniknięciu  Talii  zwierzył  mu  się  ze  swego 
zmartwienia, bo nie mógł już dłużej dusić tego w sobie. 

Gdy  kelner  przyniósł  brandy  dla  hrabiego,  obydwaj 

zastanawiali się, jakie kroki należy podjąć, żeby odnaleźć ślad 
młodej kobiety, o której wiedzieli tak niewiele, że zadanie to 
wydawało się z góry skazane na niepowodzenie. 

Z wiadomości przyniesionych przez Henry'ego z Shephard 

Market  wynikało,  że  późnym  wieczorem  pojawił  się  jakiś 
dżentelmen wraz z dwoma powozami zaprzężonymi w cztery 
konie  każdy.  Takie  zdarzenie  nie  umknęło  oczywiście  uwagi 

background image

sąsiadów.  Dżentelmen  zabrał  ze  sobą  panią  Carver,  służącą  i 
Talię.  Odjechali  bez  bagażu  i  nie  wrócili,  żeby  cokolwiek 
zabrać z małego domku. Fakt  ten zdziwił zarówno Ryszarda, 
jak i hrabiego. 

 -  Czemu  nie  zabrali  niczego  ze  sobą?  -  zastanawiał  się 

Ryszard. 

 - Ponieważ stwierdzili, że nie będą już tego potrzebować - 

wyjaśnił hrabia. - Talia była bardzo biedna, a powozy i konie 
kosztują  fortunę.  Oczywiście  mężczyzna,  który  zabrał  ją  i 
matkę, mógł sobie pozwolić na to. 

Kiedy  hrabia  usłyszał  po  raz  pierwszy  o  okolicznościach 

ich  odjazdu,  pomyślał  ze  złością,  którą  potem  przypisał 
zazdrości,  że  Talia  musiała  znaleźć  jakiegoś  bogatego 
protektora. Potem, gdy nieco ochłonął z wrażenia, doszedł do 
wniosku,  że  to  niemożliwe,  żeby  w  romantyczną  podróż 
wybierała się w towarzystwie matki i Hanny. 

Jedyną  rzeczą,  którą  zataił  przed  Ryszardem,  było 

otrzymanie  od  Talii  tysiąca  funtów,  które  jej  wcześniej 
ofiarował. To była jego i jej tajemnica. Potwierdzało to jednak 
jego  przypuszczenia,  że  mężczyzna,  z  którym  odjechała, 
musiał być człowiekiem bogatym. . 

W  nocy  nie  mógł  zasnąć.  Nękały  go  ponure  myśli,  że 

utracił  Talię  na  zawsze.  Przypominał  sobie  słowo  po  słowie 
przebieg  ich  rozmów,  żeby  dotrzeć  do  najdrobniejszych 
szczegółów,  które  mogłyby  naprowadzić  go  na  ślad,  dokąd 
mogła się udać. Nie mógł przecież przemierzać Anglii wzdłuż 
i wszerz w poszukiwaniu młodej kobiety, która oczarowała go 
i zaintrygowała już od pierwszego wejrzenia. 

Był  tak  bardzo  pochłonięty  własnymi  sprawami,  że  nie 

dostrzegł reakcji innych ludzi na swoje zachowanie. Ryszard, 
obserwując  hrabiego,  był  początkowo  zdumiony,  a  potem 
zaczął  mu  współczuć.  Nigdy  jeszcze  nie  zdarzyło  mu  się 
widzieć hrabiego w takim stanie, a już na pewno nie z powodu 

background image

jakiejś  dziewczyny.  Dawniej  kobiety  bawiły  go  i  dostarczały 
mu przyjemności. Nigdy przedtem nie był tak zaangażowany, 
żeby cierpieć z ich powodu. 

On jest zakochany! - myślał Ryszard. 
Ale  nie  mówił  tego  głośno,  ponieważ  wyczuwał,  że 

pognębiłoby  to  przyjaciela  jeszcze  bardziej.  Kiedy  hrabia 
dopił kieliszek brandy, Ryszard chcąc zmienić temat rozmowy 
zapytał: 

 - Jak twoje konie? 
 - Nie mam pojęcia. 
 -  Myślałem,  że  wystawiałeś  jednego  w  wyścigu  na 

Epsom. 

 - Mój trener na pewno to zrobił, wiedząc, że miałem taki 

zamiar - odrzekł hrabia. 

Było  oczywiste,  że  myślami  jest  daleko.  W  tym  samym 

momencie  jeden  z  członków  klubu  przechodząc  obok 
zagadnął: 

 -  Witaj,  Hellington!  Spodziewałem  się  wczoraj  zobaczyć 

cię na Epsom. 

Hrabia  ledwo  skinął  głową  na  powitanie,  natomiast 

Ryszard chcąc okazać kurtuazję zapytał: 

 - Czy wygrałeś? 
 - Wygrałem zakłady - padła odpowiedź - lecz wycofałem 

mojego konia. 

Była to przykra sprawa, więc rozmówca odszedł i usiadł z 

tyłu za hrabią i Ryszardem, żeby nie poruszać już tego tematu. 
Po chwili rozległ się szelest papieru i ktoś zawołał: 

 - Dzień dobry, Dervish! Dawno cię nie widziałem. 
 -  Byłem  na  Epsom  -  odrzekł  lord  Dervish,  a  potem 

wykrzyknął: - O mój Boże! 

 - Co się stało? 
 -  Wprost  nie  do  wiary,  ale  Caversham  zwrócił  mi  tysiąc 

funtów, które był mi winien od trzech lat. 

background image

 -  Denzil  Caversham?  Myślałem,  że  on  przebywa  za 

granicą. 

 -  Wszystko  się  zgadza,  ale  ja  dostałem  tysiąc  funtów  od 

pełnomocników jego majątku. 

Hrabia, który siedział pogrążony, jak to określał Ryszard, 

w ponurym nastroju, nagle podniósł się i podszedł do miejsca, 
w którym siedział lord Dervish. 

 -  Wybacz,  Dervish,  że  się  wtrącam  -  powiedział  -  ale 

usłyszałem,  że  otrzymałeś  od  kogoś  tysiąc  funtów  po  trzech 
latach zwłoki. 

 -  To  prawda  -  odrzekł  lord  Dervish.  -  To  dla  mnie 

prawdziwy  szok.  Nie  spodziewałem  się  już  odzyskać  tych 
pieniędzy, zamierzałem nawet nałożyć  areszt na Cavershama, 
gdy tylko wróci do kraju. 

 -  Czy  mógłbyś  mi  pokazać  te  tysiąc  funtów,  które 

otrzymałeś? - zapytał hrabia. 

 -  Nie  bardzo  rozumiem,  czemu  cię  to  interesuje, 

Hellington, chyba że jest ci również winien pieniądze. Tak czy 
owak  jego  pełnomocnicy  przesłali  mi  tysiąc  funtów  w 
banknotach.  Gdy  tylko  wszedłem  do  klubu,  wręczono  mi 
kopertę. 

Mówiąc  to,  trzymał  w  ręku  kopertę  i  list  od  Talii.  Jeden 

rzut oka wystarczył hrabiemu, żeby dowiedzieć się tego, co go 
interesowało. 

 -  Dziękuję  ci,  Dervish  -  powiedział.  -  Czy  nie  znasz 

przypadkiem adresu Cavershama? 

 - Nie potrafię sobie przypomnieć - odrzekł lord Dervish - 

ale portier będzie zapewne wiedział. 

 - Tak, oczywiście - rzekł hrabia. 
Odwrócił  się  i  bez  słowa  wyszedł  z  kawiarni.  Lord 

Dervish i Ryszard byli bardzo zdumieni. 

background image

 -  Mógłbym  się  założyć  -  zauważył  lord  Dervish 

zamykając  kopertę  z  banknotami  -  że  Caversham  jest  winien 
Hellingtonowi okrągłą sumkę! 

Talia  wyszła  do  ogrodu  przez  drzwi  wiodące  na  taras. 

Było  późne  popołudnie.  Słońce  nie  przygrzewało  już  tak 
mocno,  nie  musiała  zatem  zabierać  ze  sobą  parasolki,  żeby 
ochronić  skórę  przed  jego  promieniami.  Ogrodnicy 
sprowadzeni  przez  ojca  zajmowali  się  właśnie  strzyżeniem 
trawnika,  który  w  ciągu  trzech  lat  rósł  dziko  i  dopiero  teraz 
zaczął  odzyskiwać  swój  dawny  wygląd.  Zdaniem  ojca,  który 
pierwszy  po  trzech  latach  ujrzał  ogród,  piękne  i 
wypielęgnowane  trawniki  zamieniły  się  w  łąkę,  a  kwiatowe 
gazony i przycinane dawniej pracowicie krzewy w prawdziwą 
dżunglę. 

Mimo  długoletniej  nieobecności  gospodarzy  dom 

wydawał  się  mniej  zaniedbany,  a  ponadto  lord  Denzil 
sprowadził  ze  wsi  kobiety,  które  przed  powrotem  rodziny 
pościerały  kurze  i  pajęczyny.  Również  teraz  lord  Denzil 
kierował wszystkimi pracami niczym dowódca na polu bitwy. 
Odnowił  i  umeblował  wytwornie  cały  dom,  o  czym  z  matką 
od wielu lat marzyli. Talia straciła już rachubę, ile zamówień 
rozesłał  do  różnych  rzemieślników  i  kupców,  którzy  tłumnie 
odwiedzali siedzibę licząc na sowite wynagrodzenie. 

Ojciec  życzył  sobie,  żeby  wszystkie  towary  i  usługi  były 

w  najlepszym  gatunku  i  żeby  dom  odzyskał  wielkopański 
wygląd.  Talia  domyślała  się,  że  odczuwał  dziecinną  niemal 
radość z wydawania pieniędzy. 

Przygody  lorda  Cavershama  w  Ameryce  wprawiły  w 

zdumienie  jego  żonę  i  córkę.  Ponieważ  ojciec  opowiadał  w 
sposób  tak  barwny  i  obrazowy,  Talia  nieraz  odnosiła 
wrażenie, że słucha powieści przygodowej dla chłopców. 

Przyjaciele,  którzy  umożliwili  mu  wyjazd  z  Anglii, 

zapoznali  go  jeszcze  na  statku  z  poszukiwaczem  złota, 

background image

odnoszącym  niemałe  sukcesy  na  tym  polu.  Lord  Denzil  udał 
się wraz z nim do Arizony i dzięki pomocy nowo poznanego 
przyjaciela  zainwestował  niewielką  sumkę,  jaką  posiadał,  w 
wielce  obiecującą  złotonośną  działkę,  która  dotychczas  nie 
była jeszcze eksploatowana. 

Z ogromną determinacją, jakiej się po nim nie spodziewał 

nowy przyjaciel, lord Denzil zabrał się do ciężkiej pracy przy 
poszukiwaniu  złota  i  był  na  tyle  przewidujący,  że  za  każdy 
znaleziony samorodek dokupywał więcej ziemi. 

Wśród  poszukiwaczy  było  wielu  nicponiów,  którzy  gdy 

tylko  znaleźli  jakiś  okruch,  natychmiast  go  przepijali  lub 
tracili  na  hulankach  z  kobietami  lekkich  obyczajów  w 
kleconych naprędce barach. Były to miejsca tak obskurne, że 
bardziej wybredni klienci omijali je z daleka. 

Powoli  lord  Denzil  i  jego  wspólnik  przejęli  na  własność 

cały złotodajny obszar. Wreszcie trafili na grubszą żyłę złota, 
dzięki której lord Denzil zdobył wszystko, czego potrzebował. 
Ponieważ  termin  jego  wygnania  miał  się  już  ku  końcowi, 
przygotowywał  się  do  wyjazdu  do  Nowego  Jorku,  żeby 
stamtąd popłynąć do Anglii. 

W  tym  czasie  kopalnię  prowadzili  już  specjaliści,  a 

właścicielom  pozostało  tylko  czerpanie  zysków.  Interesy 
wspólników  prowadzili  w  Nowym  Jorku  najlepsi  prawnicy  i 
eksperci finansowi. 

W  tym  właśnie  czasie  wspólnik  lorda  Denzila  został 

zastrzelony  przez  człowieka,  który  twierdził,  że  pozbawiono 
go bezprawnie jego działki. Oskarżenie było fałszywe, zabójcę 
aresztowano,  lecz  nie  przywróciło  to  życia  jego  ofierze.  Na 
szczęście  wspólnik  przed  śmiercią  zdążył  dokonać  zapisu  na 
korzyść lorda Cavershama. 

„W  ciągu  tych  trzech  lat,  które  spędziliśmy  razem, 

niezmiennie  dopisywało  mi  szczęście  -  powiedział  do  lorda 
Denzila. - Nigdy też tak dobrze się nie bawiłem. - Westchnął, 

background image

a  potem  dodał:  -  Wydawaj  moje  pieniądze,  Denzilu,  i  śmiej 
się,  jak  masz  w  zwyczaju.  Może  uda  mi  się  usłyszeć  twój 
śmiech". 

W  oczach  lorda  Denzila  pojawiły  się  łzy,  kiedy 

relacjonował  tę  część  swojej  historii.  Żona  tymczasem 
trzymała  go  za  rękę,  aby  wyrazić  mu  swoje  współczucie  i 
pocieszyć go. 

Śmiech lorda Denzila napełniał cały dom i sprawiał radość 

jego żonie, która z każdym dniem była coraz piękniejsza. Nie 
docierała jednak do najgłębszych zakamarków serca Talii. 

Każdego  wieczora,  gdy  była  sama  w  pokoju,  płakała  z 

tęsknoty za hrabią. Zastanawiała się, czy już o niej zapomniał, 
czy  miejsce  w  jego  sercu  zajęła  lady  Adelajda  lub  panna 
Genevieve.  Była  jednak  pewna,  że  postąpiła  właściwie 
odchodząc  bez  słowa  i  nie  powiadamiając  go,  dokąd  odeszła 
ani kim jest w rzeczywistości. 

Choć  cierpiała  tak  bardzo,  nie  zniosłaby  myśli,  że  hrabia 

mógłby  się  czuć  zobowiązany  do  poślubienia  jej.  Nie 
małżeństwa oczekiwała od niego, ale czegoś zupełnie innego. 
Złowienie  go  i  pozbawienie  wolności  wydało  jej  się  sprawą 
niehonorową. 

Wkrótce o mnie zapomni... z pewnością o mnie zapomni - 

mówiła do siebie. - Ale ja nie zapomnę o nim nigdy! 

Wiedziała,  że  nigdy  nie  pokocha  nikogo  innego  i 

postanowiła,  że  nigdy  nie  wyjdzie  za  mąż.  Nie  było  to  takie 
trudne.  O  wiele  trudniejsze  było  opanowanie  łez  na  każde 
wspomnienie  o  ukochanym.  Ponadto  w  swym  rodzinnym 
domu czuła się osobą zbędną. 

Dawniej jej związki z ojcem były bardzo bliskie. Będąc w 

jego  towarzystwie  nie  odczuwała  potrzeby  kontaktów  z 
rówieśnikami.  Teraz  wyczuwała,  że  coś  się  zepsuło  w  ich 
wzajemnych  stosunkach.  Wyrzucała  sobie,  że  to  jej  wina. 
Jednak  czy  istotnie  tak  było?  Doświadczenia  wyniesione  z 

background image

Ameryki i zupełna zmiana trybu życia sprawiły, że lord Denzil 
stał  się  innym  człowiekiem.  Z  nieodpowiedzialnego 
lekkoducha zmienił się w statecznego i poważnego obywatela. 

Zachował wprawdzie swoje upodobanie do śmiechu z byle 

powodu  oraz  ogromną  radość  życia,  lecz  nagle  stał  się 
domatorem  i  wszystkie  swoje  myśli  poświęcał  zarządzaniu 
majątkiem i ukochanej żonie. W przeszłości rozmawiał z Talią 
o interesujących go sprawach nie mających związku z życiem 
domowym. Teraz Talia przekonała się ze zdumieniem, że jest 
już  panem  w  średnim  wieku  pragnącym  tylko  spokoju  i 
wygody. 

 - Lord Eldon miał rację - powtarzał nieraz żonie i córce. - 

Ludzie  wkrótce  zaakceptują  mnie  i  będę  mógł  objąć  jakieś 
stanowisko w hrabstwie. Może pewnego dnia król się zgodzi, 
żebym został wicekrólem Irlandii! 

 - Mam nadzieję, kochanie - powiedziała lady Caversham. 

- Tak pięknie byś wyglądał w paradnym mundurze. 

 -  Muszę  się  jednak  do  tego  przygotować  -  rzekł.  - 

Powinienem  najpierw  zasiąść  w  wielu  organizacjach 
charytatywnych,  a  także  w  stowarzyszeniu  ziemian,  o  czym 
wcześniej  nie  pomyślałem.  -  Przerwał  na  chwilę,  a  potem 
dodał,  żeby  sprawić  przyjemność  żonie:  -  Musimy  zacząć 
przyjmować,  a  któż  piękniej  od  ciebie,  kochanie,  będzie 
wyglądać  podczas  wytwornych  kolacji?  A  także  podczas 
balów, które musimy wydawać przynajmniej raz do roku. 

Rzeczywiście  nie  ma  tu  dla  mnie  miejsca  -  pomyślała  ze 

smutkiem Talia. 

Włożyła  najpiękniejszą  ze  swoich  sukien  kupionych 

niedawno  przez  ojca  i  zastanawiała  się,  co  by  powiedział 
hrabia,  gdyby  ją  zobaczył  w  takim  stroju.  Suknia  bardzo 
różniła  się  od  tej  szarej,  którą  nosiła  w  sklepie,  i  od 
muślinowej,  którą  miała  na  sobie  podczas  ich  wspólnej 
kolacji. 

background image

Nowa  kreacja  podkreślała  doskonałość  jej  figury, 

delikatność  cery,  a  ponadto  stanowiła  harmonijne  tło  dla  jej 
rudawych  włosów,  w  których  pobłyskiwały  ogniste  promyki. 
Tylko  w  jej  sercu  ogień  już  nigdy  nie  zapłonie,  choćby 
mężczyźni prawili jej nie wiedzieć ile komplementów. 

Szła  wolno  przez  trawnik.  Wdychała  zapach  róż  i 

podziwiała  otoczony  ceglanym  murkiem  staw  pełen  lilii 
wodnych.  Zakątek  ten  wydawał  jej  się  najpiękniejszy  na 
świecie. 

To  jest  miejsce  przeznaczone  dla  zakochanych  - 

pomyślała. 

Wstrzymała oddech, jakby jej piersi przeszył niewidzialny 

sztylet.  Przechadzała  się  pośród kwiatowych  rabatek  pełnych 
białych, czerwonych i bladoróżowych róż. Spojrzała na staw i 
pomyślała, że musi przypomnieć ojcu, żeby kupił złote rybki, 
które pływały tam w czasach jej dzieciństwa. Kiedy była małą 
dziewczynką, często bawiła się w ogrodzie. Robiła bukiety dla 
mamy, żeby sprawić jej radość. 

Nagle  stwierdziła,  że  wszystko  to  nie  ma  żadnego 

znaczenia.  Złote  rybki  najbardziej  cieszyłyby  dzieci,  a 
przecież ona nigdy nie będzie ich mieć. 

Najbardziej ze wszystkiego pragnęła dziecka, które byłoby 

podobne  do  hrabiego.  Raptem  łzy  zaczęły  płynąć  po  jej 
policzkach, choć starała się, jak mogła, nad nimi zapanować. 

Wrócę do domu i znajdę sobie jakieś zajęcie - powiedziała 

do siebie. 

Odwracając  się,  usłyszała  czyjeś  kroki  w  różanym 

ogródku  i  pomyślała,  że  to  z  pewnością  ojciec.  Nie  chcąc, 
żeby zobaczył ją we łzach, zaczęła szukać chusteczki. Zanim 
ją odnalazła, usłyszała głos, na dźwięk którego serce zabiło jej 
gwałtowniej. 

 - Ty płaczesz, Talio? 

background image

Wydała okrzyk zdumienia i ujrzała hrabiego. Przez chwilę 

myślała,  że  śni,  ale  to  były  jego  szare  oczy,  za  którymi  tak 
tęskniła.  Wpatrując  się  w  nie  poczuła,  jak  wraca  jej  chęć  do 
życia.  Oto  on  jest  tutaj,  a  już  straciła  nadzieję,  że  go 
kiedykolwiek zobaczy. 

 - Jesteś tuta! - wyszeptała. 
 -  Jestem  -  powtórzył.  -  Już  niemal  straciłem  nadzieję,  że 

cię odnajdę. Jak mogłaś postąpić ze mną tak okrutnie? Czym 
sobie zasłużyłem na taką karę? 

Mówił poważnym tonem, a ona przyciskała ręce do piersi, 

żeby powstrzymać gwałtowne bicie serca. Czuła, że on czeka 
na jej odpowiedź, więc rzekła z wahaniem: 

 - Myślałam, że tak będzie lepiej dla ciebie. 
 - Dla mnie? Cierpiałem piekielne męki. Myślałem, że już 

cię nigdy nie zobaczę! 

 - Nie chciałam sprawić ci cierpienia. 
 -  A  czego  się  spodziewałaś?  -  zapytał  gwałtownie.  - 

Zniknęłaś  i  zostawiłaś  mnie  w  rozpaczy.  Nie  wiedziałem,  co 
się z tobą stało. 

 -  Bardzo  mi  przykro  -  wyszeptała  pokornie  Talia. 

Wydawało jej się, że postać hrabiego otacza świetlista aura, a 
wokół rozbrzmiewają dźwięki muzyki. 

On  jest  tutaj!  Tuż  obok!  I  wygląda  na  zmartwionego  z 

powodu jej nagłego odejścia. 

Zauważyła, że choć wygląda jak zwykle wspaniale, jednak 

wydaje się szczuplejszy, a jego twarz nabrała ostrych rysów. 

 -  Mogłaś  mi  przynajmniej  zdradzić  swoje  nazwisko  - 

powiedział. 

 - Nie chciałam, żebyś się o tym dowiedział. 
 - Dlaczego? 
Nie chciała mu powiedzieć prawdy, a ponieważ milczała, 

powiedział: 

background image

 - Jesteś jedyną kobietą, która nie okazała zainteresowania, 

jakie  żywię  wobec  niej  plany.  Mieliśmy  o  tym  porozmawiać 
przy kolacji. 

Talia  nie  patrzyła  na  niego,  a  rumieńce  na  jej  twarzy 

stawały się coraz bardziej widoczne. Hrabia przyglądał się jej 
z  uwagą.  Dostrzegł,  że  jej  prosty  nosek  i  ponętne  usta  są 
najpiękniejsze z tych, które kiedykolwiek widział. 

 - Czy myślałaś o mnie? - zapytał nieoczekiwanie. 
 - Oczywiście, że myślałam! 
 -  I  nie  byłaś  ciekawa,  co  chciałem  ci  zaproponować 

podczas naszej wspólnej kolacji? 

Ponieważ milczała, mówił dalej: 
 - Mam dla ciebie prezent. 
 - Wiesz, że nie mogę niczego przyjąć od ciebie po tym, co 

mi ofiarowałeś. 

 -  Tłumaczyłem  ci  już,  że  te  tysiąc  funtów,  które,  jak 

mniemam,  były  ci  potrzebne  dla  ojca,  nie  mają  z  nami 
żadnego  związku.  To,  co  chciałem  ofiarować,  jest  zupełnie 
innego rodzaju. 

 - Przykro mi, ale nie mogę tego przyjąć. 
 - A jednak dam ci to teraz. 
Uniosła  głowę,  żeby  spojrzeć  na  niego.  W  wyrazie  jego 

oczu było coś, co sprawiło, że jej serce zaczęło bić szybciej. 

 -  Przepraszam,  ale  ponieważ  nie  mogłem  cię  odnaleźć, 

data przestała już być aktualna. 

Wyjął z kieszeni surduta złożony arkusz papieru i podał go 

Talii.  Zaczęła  się  zastanawiać,  co  to  może  być.  W  końcu 
rozłożyła go i wpatrywała się weń ze zdumieniem. 

Było  to  świadectwo  ślubu  pomiędzy  Vargusem 

Aleksandrem  Markiem  Hellingtonem,  kawalerem,  a  Talią 
Carver, panną! 

Przez  moment  nie  mogła  uwierzyć,  że  to,  co  czyta,  jest 

prawdą.  W  końcu  ogarnęła  ją  wielka  radość.  On  chciał  ją 

background image

poślubić!  Kochał  ją  na  tyle  mocno,  że  zapragnął  uczynić  ją 
swoją żoną, mimo że była tylko modystką! 

Dłonie  Talii,  w  których  trzymała  dokument,  drżały. 

Spostrzegła, że hrabia przysunął się do niej bardzo blisko. 

 - Może panna Caversham żywi wobec mnie inne uczucia 

niż  panna  Talia  Carver,  która,  jeśli  dobrze  sobie 
przypominam, mówiła, że mnie kocha. 

 -  Nie  chciałam,  żebyś  pomyślał,  że  postanowiłam  cię 

złowić - rzekła. 

 -  Mimo  to  zostałem  złowiony  -  odrzekł  hrabia.  -  I  to  na 

zawsze. 

Odebrał  z jej  rąk świadectwo i  rzucił na ziemię, a potem 

wziął ją w ramiona i przytulił tak mocno, że z trudem mogła 
oddychać. 

 - Czy wyjdziesz za mnie? Nie mogę żyć bez ciebie! 
I  nie  czekając  na  odpowiedź  zaczął  szukać  wargami  jej 

ust. 

Talia  znów  poczuła,  że  jego  pocałunek  przenosi  ją  do 

gwiazd, w przestrzeń, do której nie docierają żadne ziemskie 
problemy. Zdawało jej się, że oddaje się hrabiemu całą duszą, 
że stapiają się w jedną nierozdzielną całość. Wprost nie mogła 
uwierzyć,  że  to,  co  czuła  do  niego,  mogło  być  również  jego 
udziałem.  Teraz  wiedziała, że pragnął  jej i tęsknił za nią, a  i 
ona sama przekonała się, że życie bez niego nie miało żadnego 
sensu. Ich miłości  nie były  w stanie zniszczyć ani  oddalenie, 
ani bariery klasowe. 

 -  Kocham  cię!  Kocham!  -  szeptała.  Drżała  w  ekstazie  i 

czuła, że on drży również. 

 - Kocham cię i nigdy nie pozwolę ci odejść - powiedział. - 

Nie zniósłbym tego! 

Ponownie oddali się namiętnym pocałunkom, aż wreszcie 

Talia ukryła głowę w jego ramionach. 

 - Kiedy wyjdziesz za mnie? - zapytał. 

background image

 - Kiedy tylko zechcesz. 
 - A więc zaraz, w tej chwili! Talia uśmiechnęła się. 
 - A ja myślałam, że nie chcesz się z nikim żenić. 
 -  Tylko  ciebie  chcę  pojąć  za  żonę.  Żadna  kobieta  nie 

zrobiła  na  mnie  takiego  wrażenia.  Bez  ciebie  nie  mógłbym 
być szczęśliwy. 

 -  A  jeśli  poczujesz  się  mną  znudzony,  jak  to  bywało 

nieraz z innymi kobietami? 

Hrabia mocniej przytulił ją do siebie. 
 -  Moje  znudzenie  wynikało  stąd,  że  one  nie  były  tobą  - 

odpowiedział. - Ty jesteś inna i długo musiałbym tłumaczyć, 
dlaczego tak się dzieje. 

Spojrzał na nią, a potem odsunął ją na długość ramienia. 
 - Nigdy cię jeszcze nie widziałem w tak pięknej sukni. 
 - Czy ci się podobam? 
 -  Kocham  cię  niezależnie  od  tego,  co  masz  na  sobie  - 

odrzekł. - Ale muszę ci powiedzieć, że jestem zawiedziony. 

 - Zawiedziony? A to czemu? - zapytała. 
 - Bo to ja chciałem dać ci odpowiednią oprawę dla twojej 

urody.  Wyobrażałem  sobie,  jak  bardzo  się  odmienisz,  gdy 
przestaniesz  nosić  te  szare  stroje.  Ale  jak  widzę,  już  ojciec 
zrobił to, na co miałem wielką ochotę. 

 - Nic straconego. Hrabia uśmiechnął się. 
 -  Zawsze  chciałem,  żebyś  należała  do  mnie  całkowicie  i 

bezgranicznie.  Żeby  w  twoim  życiu  nie  było  nikogo  oprócz 
mnie. 

 -  Ależ  w  moim  życiu  nie  ma  nikogo  oprócz  ciebie. 

Ujrzała,  że  jej  słowa  sprawiły  mu  radość,  i  przytuliła  się  do 
niego. 

 - Nie mogę uwierzyć, że jesteś tutaj - powiedziała. - Tak 

bardzo  mi  cię  brakowało...  bez  ciebie  byłam  taka 
nieszczęśliwa...  Myślałam  już,  że  pozostanę  sama  do  końca 
życia. 

background image

Wiedziała,  że  ją  zrozumiał,  bo  powiedział  z  ustami  przy 

jej twarzy: 

 -  Ze  mną  było  to  samo.  Czułem  się  tak,  jakbym  stracił 

część  samego  siebie.  Nigdy  nie  przypuszczałem,  że  miłość 
może sprawiać takie cierpienia. 

 - A co czujesz teraz? 
 -  Jestem  szczęśliwy  bez  granic  i  mam  nadzieję,  moja 

ukochana, że nasze szczęście będzie rosło z każdym rokiem - 
przytulił  ją  do  siebie,  a  potem  dodał:  -  Nasza  miłość  będzie 
trwała wiecznie i nic nas nie rozłączy. 

 -  Tak  właśnie  chciałabym  cię  kochać.  -  Talia  uniosła  ku 

niemu głowę i  wyszeptała: - Pocałuj  mnie, niech poczuję, że 
nie  śnię,  że  to  prawda.  Twoje  pocałunki  są  cudowne  jak  ty 
sam. 

Nie  zdołała  nic  więcej  powiedzieć,  bo  hrabia  obsypał  ją 

pocałunkami, które wyrażały więcej niż słowa i przenosiły ją 
w tajemniczą krainę miłości.