Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 61 Zakochany hrabia

background image

Barbara Cartland

Zakochany hrabia

Gentleman in love

background image

Rozdział 1
Rok 1815
Nie widzę w nim nic osobliwego - powiedział Ryszard

Rowlands przyglądając się ze wszystkich stron swojemu
nowemu krawatowi.

- Różnica jest jednak ogromna - odezwał się z

szacunkiem jego lokaj.

- Moim zdaniem wygląda nieporządnie - rzekł Ryszard z

dezaprobatą.

- Zgadzam się z tobą - rozległ się głos od drzwi. Ryszard

Rowlands odwrócił się.

- O, Vargus! Nie wiedziałem, że wróciłeś do Londynu! -

zawołał.

- Przyjechałem wczoraj wieczorem - wyjaśnił hrabia

Hellington. - Pobiłem swój własny rekord szybkości.

- Czy za sprawą nowych koni?
- Tak, dzięki tym kasztankom, które pomogłeś mi wybrać

w Tattersall's. (Tattersall's - miejsce sprzedaży koni
wyścigowych w Londynie.)

- Zapowiadały się znakomicie - powiedział Ryszard

Rowlands. - Rozgość się, proszę. Masz ochotę na kieliszek
szampana czy może wolisz brandy?

- Nie pijam trunków z rana - rzekł hrabia - lecz z

przyjemnością wypiłbym filiżankę kawy.

Ryszard skrzywił się.
- Paskudny napój, chyba że ktoś chce się pozbyć

senności.

- Myślę, że ty stosujesz bardziej atrakcyjne metody - rzekł

hrabia drwiąco.

Rozsiadł się wygodnie w fotelu, wyciągnął nogi obute we

wspaniale wypucowane sztylpy. Ich blask wprawił w podziw
lokaja.

background image

Ryszard Rowlands przerwał toaletę i począł przyglądać się

przyjacielowi z wielką uwagą.

- Wyglądasz wspaniałe. Przypuszczam, że to wiejskie

powietrze tak cię odmieniło - zauważył.

- Istotnie dużo przebywałem na świeżym powietrzu,

ujeżdżałem mojego nowego konia. Mam nadzieję wygrać na
nim każdy wyścig - odparł hrabia.

- Ty zawsze zwyciężasz - powiedział Ryszard. - Masz

najlepsze konie, bo sam je trenujesz.

- To jest właśnie sekret moich sukcesów, drogi

Ryszardzie - rzekł hrabia. - Gdybyś zamiast biegać za
kobietami

skoncentrował się na koniach, zostałbyś

znakomitym jeźdźcem, a i twoje zdrowie bardzo by się
poprawiło.

Przyjaciel zaśmiał się.
- W tej chwili mógłbym ujeżdżać co najwyżej muła, i to

takiego, którego już nikt nie chce.

- Czyżbyś był w tarapatach? - zapytał hrabia z troską.
- W kompletnej ruinie - odrzekł Ryszard. - I na domiar

złego nie mogę prosić o pomoc ojca. Kiedy widziałem się z
nim pół roku temu, oświadczył, że nie będzie więcej spłacał
moich długów. Mogę zgnić w więzieniu, a on nie da
złamanego grosza.

- Dosadnie powiedziane! - zauważył hrabia. - Dopilnuję,

żeby do tego nie doszło.

- Nie, Vargusie. Jestem ci niewymownie wdzięczny za

słowa otuchy - powiedział Ryszard - ale już na początku
naszej przyjaźni przyrzekłem sobie, że nie będę cię
wykorzystywał, jak to czyniła większość twoich znajomych, i
zamierzam słowa dotrzymać.

- Duma jest cnotą tylko wówczas, gdy można sobie na nią

pozwolić - stwierdził hrabia cynicznie.

- Wolę być biedny, ale zachować godność.

background image

- Samą ambicją się nie najesz - rzekł hrabia. - Co do mnie,

to nie chciałbym już nigdy głodować, jak to się nam często
zdarzało w armii Wellingtona. Zbyt dobrze pamiętam te
chwile, kiedy z głodu zjadłbym własne buty.

- Takich przeżyć się nie zapomina - zgodził się Ryszard. -

Ale przestańmy już mówić o wojnie. Cóż cię sprowadziło z
powrotem do Londynu?

Hrabia zawahał się z odpowiedzią, co zadziwiło jego

przyjaciela. Służba w jednym pułku zbliżyła ich tak bardzo, ze
nie mieli przed sobą tajemnic. Po zakończeniu wojny obydwaj
oddali się wszelkim rozrywkom, jakie im mógł zaoferować
Londyn. Była to rekompensata za lata wyrzeczeń i trudów,
które znosić musieli w Hiszpanii i Portugalii.

Zwycięstwo pod Waterloo przyczyniło się do zaprzestania

działań wojennych. Młodzi ludzie mogli wrócić do domów i
zająć się wyłącznie przyjemnościami. Nie było to trudne w
sytuacji hrabiego, który był człowiekiem niezwykle bogatym.
Natomiast ludzie niezamożni, jak Ryszard Rowlands, jeśli
chcieli zakosztować rozkoszy życia, łatwo popadali w długi.

Sam książę regent wprowadził modę na różnego rodzaju

ekstrawagancje i gromadzenie stosów nie zapłaconych
rachunków. Towarzysze jego zabaw, których zapraszał do
Carlton House, chętnie współzawodniczyli w tej grze. Gdy nie
gościli u regenta, spędzali czas w licznych klubach przy ulicy
św. Jakuba. Tutaj mogli grywać w karty, posłuchać
najświeższych plotek towarzyskich i rozmawiać o sekretach
teatralnego światka.

Mimo braku pieniędzy Ryszard Rowlands nie tylko

korzystał z uroków nocnego Londynu, lecz także bywał na
zawodach, wyścigach i wszędzie tam, gdzie zbierało się
eleganckie towarzystwo. Wiedział, że hrabia również kochał
wszelkiego rodzaju rozrywki i bardzo go zdziwiło, gdy przed
trzema tygodniami przyjaciel zniknął niespodziewanie i

background image

wyjechał do swojej posiadłości w hrabstwie Kentu.
Opuszczając Londyn, powiedział tylko, że ma wiele spraw do
załatwienia na wsi. Ryszardowi bardzo zależało na
towarzystwie hrabiego, więc gdy nie otrzymał zaproszenia do
Hellington Park, był bardzo rozczarowany. Teraz hrabia
wrócił do Londynu i przyjaciel nie posiadał się z ciekawości.

- No, Vargusie, nie bądź taki tajemniczy! Jeśli to jakaś

kobieta stanęła pomiędzy nami, to przysięgam, że ją uduszę.

- Nie ma na razie żadnej kobiety. Osoba, którą chciałbyś

udusić, nie istnieje.

- Co masz na myśli? - zapytał Ryszard.
W tym momencie do pokoju wszedł lokaj niosąc na tacy

dzbanek z kawą, dzbanuszek ze śmietanką oraz filiżankę.
Postawił je przed hrabią na niewielkim stoliku. Kiedy lokaj
wyszedł, hrabia powiedział:

- Wyjechałem na wieś, żeby przemyśleć wiele spraw.
- Przemyśleć?! - wykrzyknął Ryszard. - A ja sądziłem, że

znudziła ci się lady Adelajda. Musisz jednak przyznać, że ta
tancereczka Fay jest niezwykle urocza.

- Zerwałem z nią - rzekł hrabia.
- Rzuciłeś ją? - zapytał Ryszard. - A dla kogo?

Zapanowała cisza.

- Jeszcze nie wiem, ale postanowiłem się ożenić!
- Kim jest szczęśliwa wybranka?
- Już ci wspominałem: jeszcze jej nie znalazłem. Ryszard

uśmiechnął się.

- To do ciebie podobne, Vargusie! Myślisz o czymś,

układasz plan, zupełnie jak w wojsku. Wydaje mi się, że
dobrze robisz, potrzebujesz przecież potomka. Tylko zastanów
się nad wyborem właściwej kobiety, bo inaczej to ty będziesz
musiał ją udusić, a nie ja!

- Właśnie nad tym rozmyślałem - rzekł poważnie hrabia. -

Wypił parę łyków kawy, a potem mówił dalej: - Pojechałem

background image

do Hellington Park, ponieważ znudziły mnie nie kończące się
pijatyki i gry w karty. Miałem też dość widoku tych
wszystkich tłustych kobiet.

Ryszard zaśmiał się.
- Zupełnie się z tobą zgadzam. Lady Hertford może

zepsuć humor każdemu, ale książę regent daje się lubić.

- Święta racja - rzeki hrabia. - Tylko ostatnimi czasy

zrobił się zbyt pompatyczny i przesadnie wrażliwy na punkcie
własnej osoby. Myślę, że stało się to z winy Beau Brummela.

Obydwaj panowie zamilkli na chwilę. Nie mieli co do tego

wątpliwości, że książę od czasu, gdy Beau Brummel nazwał
go grubasem, stał się bardzo łasy na komplementy, stawiając
w kłopotliwej sytuacji swoich przyjaciół.

- Wiele można by księciu zarzucić - powiedział hrabia -

ale nie da się ukryć, że ma świetny gust, chociaż zupełnie nie
zna się na kobietach.

- Myślę, że pani Fitzherbert była dla niego osobą bardziej

odpowiednią - rzekł Ryszard - choć jestem zbyt młody, żeby
pamiętać te czasy.

- Ja także - odrzekł hrabia.
- O ile wiem, jesteś ode mnie starszy o rok, a to znaczy,

że masz dwadzieścia osiem lat. Rzeczywiście, czas, żebyś się
ożenił. Wielu młodych ludzi z twojej sfery znalazło sobie
żony zaraz po ukończeniu Oksfordu.

- Kiedy ja byłem w ich wieku - rzekł hrabia - moje

kontakty z kobietami ograniczały się do portugalskich
wieśniaczek lub markietanek ciągnących za wojskiem. Takie
kobiety nie przydałyby blasku Hellington Park.

- Masz rację - uśmiechnął się Ryszard. - Zawsze byłem

przekonany, że żona powinna, różnić się od tych modnych
dam, które robią do ciebie słodkie oczy, zanim zostałeś im
przedstawiony.

background image

- Z ust mi to wyjąłeś - rzekł hrabia. - A ponieważ

zrozumiałem twoją aluzję, to powiem ci, że nie zamierzam
żenić się z lady Adelajdą ani z inną podobną do niej kobietą.

Uśmiech zadowolenia pojawił się na twarzy Ryszarda, gdy

wspomniał ciemnowłosą piękność prześladującą hrabiego,
odkąd tylko pojawił się w Londynie. Była bez wątpienia
bardzo urodziwa i pociągająca. Przyciągała uwagę
eleganckiego świata rywalizując o palmę pierwszeństwa z
lady Karoliną Lamb, opanowaną szaleńczą miłością do lorda
Byrona, oraz innymi pięknościami szczodrze obdarzającymi
względami swoich wybrańców.

Lady Adelajda była wdową i nie taiła, że chciałaby

poślubić hrabiego. Kiedy Hellington niespodziewanie
wyjechał na wieś, lady Adelajda była niepocieszona.

- Pojedź do niego i sprowadź go do Londynu, Ryszardzie

- powiedziała, kiedy spotkali się na przyjęciu.

- Vargus powróci do stolicy, kiedy sam uzna za stosowne

- odrzekł Ryszard.

Lady Adelajda położyła dłoń na jego ramieniu i rzuciła mu

powłóczyste spojrzenie, które jej zdaniem powinno
doprowadzić mężczyznę do szaleństwa.

- Zrób to dla mnie, drogi Ryszardzie - prosiła. - Możesz

być pewien, że nie pozostawię twojej przysługi bez nagrody.

Hipnotyzowała go wzrokiem, lecz on odsunął się od niej i

powiedział:

- Mój wpływ na decyzje Vargusa nie jest większy od

twojego. Jeśli zechce - to wróci, a jeśli nie - pozostanie na wsi.

Była to prawda. Hrabia sam był panem swoich decyzji.

Nawykł do rozkazywania, ale i do słuchania. Wellington
twierdził, że stanowi doskonały materiał na dowódcę,
ponieważ gdy się na coś zdecyduje, żadna przeszkoda nie
może go powstrzymać.

background image

Spoglądając na niego, Ryszard pomyślał, że hrabia

mógłby z łatwością zdobyć każdą kobietę, lecz znalezienie
odpowiedniej narzeczonej będzie zadaniem bardzo trudnym.
Vargus oczekiwał, że jego przyszła żona będzie wzorem
doskonałości, a żadna ze znanych im dam nie spełniała tak
wysokich wymagań. Jakby przeczuwając rozterki przyjaciela,
hrabia rzekł:

- Nie będzie to łatwe. Kiedy byłem w Hellington Park,

gdzie od czasu wybuchu wojny nikt nie mieszkał,
uświadomiłem sobie, jak bardzo ten dom potrzebuje damskiej
ręki. Brakuje tam czegoś, co tylko kobieta potrafi wnieść.

- Czego? - zapytał Ryszard.
- Można by to nazwać atmosferą - rzekł hrabia. - Dopiero

wtedy będzie to prawdziwy dom. Rozumiałem to już jako
mały chłopiec i wiem to teraz.

- Chyba masz rację - odparł Ryszard. - Kiedy zmarła moja

matka, dom wydał mi się pusty.

- Właśnie! - powiedział hrabia. - A ponadto, jeśli nie będę

miał potomka, tytuł przejdzie na nieżonatego stryja, a po nim
na innego stryja, który ma tylko cztery córki.

- O dobry Boże! - zawołał Ryszard. - Musisz koniecznie

temu zapobiec.

Hrabia napił się kawy, a potem rzekł:
- Kiedy wróciłem do Londynu, zastałem w domu cały plik

zaproszeń. Niektóre z nich są zapewne od dam mających córki
na wydaniu. Moglibyśmy skorzystać z jednego czy dwóch.

Ryszard wydał głośny jęk.
- Trudno sobie wyobrazić coś mniej zabawnego od tych

balów, na których przedstawiane są młode panienki -
powiedział. - Czy kiedykolwiek brałeś udział w czymś takim?
Panuje tam sztywna etykieta i jest śmiertelnie nudno.

- Tak też myślałem - rzekł hrabia. - Pozostaje jeszcze taka

możliwość, żeby lady Melbourne przedstawiła mnie jakiejś

background image

młodej osobie, Ale popatrz, co się przytrafiło lordowi
Byronowi.

Mówiąc to, miał na myśli, jak straszliwą pułapką okazało

się małżeństwo lorda Byrona. Otóż lady Byron, starając się o
rozwód, wywlekła na widok publiczny wszystkie szczegóły
ich pożycia, dostarczając strawy wielbicielom skandali.

- Nie życzyłbym sobie, żeby przydarzyło mi się coś

podobnego - rzekł hrabia. - Sam wybiorę sobie żonę bez
niczyjego pośrednictwa.

- Twoja żona powinna pochodzić z najświetniejszego

rodu - rzekł Ryszard. - Jeśli się nie mylę, twoja matka była
córką księcia Dorseta. Nie ma chyba nikogo, kto by bardziej
zadzierał nosa niż obecny książę Dorset. - Zrobił małą
przerwę, a potem ciągnął dalej, jakby w obawie, że hrabiemu
mogła się nie spodobać jego

krytyczna uwaga. - I nie bez przyczyny. Dorsetowie nigdy

nie należeli do kręgu gromadzącego się w Carlton House.
Takiego zdania był przynajmniej mój ojciec.

- To prawda - odrzekł hrabia. - Nie mogę oczywiście

dopuścić do tego, żeby miejsce mojej matki zajęła jedna z
moich kochanek. Jednocześnie uważam moich krewnych
Dorsetów za osoby niezwykle nudne. Wszyscy oni skupili się
wokół króla i królowej i nie zajmują się niczym innym tylko
krytykowaniem zachowania, moralności oraz ekstrawagancji
naszego przyjaciela księcia regenta.

- I nie tylko oni - powiedział Ryszard. - Jednak z takich

właśnie kręgów powinna pochodzić twoja przyszła żona.

Hrabia odstawił filiżankę na stolik.
- Tylko w romansach wszystko układa się tak gładko -

rzekł. - Bohater poznaje bohaterkę, obydwoje zakochują się w
sobie bez pamięci, a potem okazuje się, że on jest księciem,
choć nosi prosty strój, a ona nie jest gęsiareczką, ale
królewską córą.

background image

Ryszard roześmiał się.
- Gdzie, u Boga Ojca, wyczytałeś taką historyjkę? Hrabia

uśmiechnął się.

- Moja pierwsza guwernantka, która zawsze przed

zaśnięciem czytała mi rozmaite bajeczki, była osobą o
usposobieniu romantycznym, a ponieważ dzieci są istotami
wrażliwymi, zapamiętałem wszystkie te historyjki, choć
zapomniałem wiele ważniejszych rzeczy.

- Będziesz musiał się postarać, żeby twoje dzieci od

najwcześniejszych lat były uczone historii i filozofii.

- Nie ma sensu rozprawiać o wykształceniu moich dzieci,

dopóki ich nie mam. Żeby mieć dzieci, muszę znaleźć sobie
żonę! Pomóż mi w tym, Ryszardzie!

-

Zawsze

obarczasz

mnie

zadaniami

niemal

niemożliwymi do wykonania - rzekł Ryszard. - Pamiętam, jak
w Eton przychodziła ci chętka na smakołyki zupełnie
nieosiągalne na terenie szkoły. A kiedy się znaleźliśmy w
wojsku, zawsze posyłałeś mnie po żywność, chociaż w
zasięgu setek mil nie było ani jednej świni czy choćby
kurczaka. A teraz chcesz, żebym ci znalazł żonę! Znacznie
łatwiejszą sprawą byłoby znalezienie choćby tuzina kochanek!

- Kochankami sam potrafię się zająć - odparł hrabia.
- Ach, byłbym zapomniał! - wykrzyknął Ryszard. -

Obiecałem wstąpić do Genevieve dziś rano. Jeśli jej jeszcze
nie poznałeś, to musisz zobaczyć ją niezwłocznie.

- A któż to taki ta Genevieve? - zapytał hrabia bez cienia

zainteresowania w głosie.

- Najnowszy nabytek pani Vestris, występuje w

baletowych przedstawieniach w Teatrze Królewskim.

- Znam panią Vestris i choć jej nogi są niezwykłej urody,

nie znoszę jej nienaturalnego zachowania - zauważył hrabia.

background image

Miał na myśli młodą aktorkę, o której mówiono, że śpiewa

jak anioł, tańczy jak sylfida i w dodatku ma najzgrabniejsze
nogi, jakie tylko można sobie wymarzyć.

- W zupełności się z tobą zgadzam - powiedział Ryszard -

ale Genevieve jest osobą innego pokroju. Przebyła z Francji
bardzo niedawno i od razu podbiła Londyn.

- Wydaje mi się, że już to kiedyś słyszałem.
- Ależ, Vargusie, ona jest naprawdę niezwykła. Nie tylko

świetnie tańczy, ale obdarzona jest też niezaprzeczalnym
czarem. Chodź ze mną, a się przekonasz, że nie przesadzam.

- Pójdę z tobą - zgodził się hrabia - jeśli mi obiecasz, że

wieczorem będziesz mi towarzyszył na co najmniej dwóch
balach. - Ryszard jęknął, a hrabia dodał: - Jeden z nich nie
powinien być taki znów nudny, bo się odbędzie w
Ashburnham House. - U księżnej de Leivens! - zawołał
Ryszard. - Możemy liczyć na zaproszenie do walca. Księżna,
mimo że ma najbardziej cięty język, jest prawdziwą ozdobą
ambasady.

Hrabia zaśmiał się.
- Jest zbyt inteligentna, żeby doprowadzić do spięć

dyplomatycznych, jednak często zastanawiam się, kiedy
rosyjski ambasador zostanie odwołany.

- Nie zostanie odwołany, bo jego małżonka do tego nie

dopuści. Księżna kocha Anglię, a w szczególności Anglików

Ryszard wstał i zawołał na służącego.
- Jarvis!
Służący przybył natychmiast, żeby dopomóc swemu panu

założyć elegancką marynarkę od Westona. Leżała na nim jak
ulał.

- Przekonasz się, że księżna bardzo będzie chciała pomóc

w twoich poszukiwaniach - zauważył Ryszard.

W jego oczach zalśniły prowokujące iskierki.

background image

- Już mówiłem, że nie życzę sobie, by ktokolwiek się

wtrącał do tej sprawy - rzekł hrabia. - To, o czym
rozmawialiśmy, jest ścisłą tajemnicą. Mam nadzieję, że nie
wyjawisz jej nikomu, bo w przeciwnym razie musiałbym cię
wyzwać na pojedynek.

Ryszard roześmiał się.
- Ponieważ jesteś lepszym strzelcem, byłoby to zwykłe

morderstwo. Nie pozostawałoby ci nic innego jak ucieczka z
kraju. A po tylu latach spędzonych na obczyźnie sądzę, że
masz już dość tułaczki.

- Ma się rozumieć - rzekł hrabia. - Bardzo jestem rad z

powrotu do domu, choć tyle w nim jest do zrobienia. Moi
pracownicy się postarzeli i nie byli w stanie odpowiednio
doglądać majątku, a poza tym wszyscy interesowali się
wyłącznie wojną, zaniedbując niezbędne remonty.

- A więc to sprawy majątku zajmowały cię tak długo -

zauważył Ryszard. - Ale przestańmy już o tym mówić!
Chodźmy do Genevieve.

- Nie przepadam za Francuzkami - rzekł hrabia, a jego

przyjaciel uśmiechnął się.

- A jakie znaczenie może mieć jej narodowość,

wystarczy, że jest piękna. Ponadto nie muszę ci chyba
przypominać, że zarówno francuskie kobiety, jak i francuskie
wina są daleko bardziej interesujące od angielskich.

Mówiąc to Ryszard wziął laskę i kapelusz i skierował się

w stronę schodów, a hrabia podążył za nim. Przed domem stal
niezwykle elegancki ekwipaż zaprzężony w parę koni.
Ryszard z odrobiną zazdrości popatrzył na powóz i usiadł
obok Vargusa. Służący podał hrabiemu lejce, a sam usadowił
się na ławeczce z tyłu powozu.

Powożąc z gracją, dzięki której zaraz po powrocie do

Anglii okrzyknięto go Koryntyjczykiem, hrabia skręcił w
Piccadilly. Wiele osób spacerujących po chodniku

background image

przystawało na chwilę, aby dokładnie obejrzeć elegancki
powóz, konie, a także hrabiego. W wysokim cylindrze hrabia
przyciągał oczy każdej kobiety i sprawiał, że niewieście serca
zaczynały bić szybciej. Nie lubił jednak, gdy zwracano uwagę
na jego wygląd i byłby skłonny pobić każdego, kto by go
nazwał dandysem.

- Ależ to takie modne obecnie określenie - usiłował

protestować Ryszard.

- Nic mnie to nie obchodzi! To obraźliwe dla mężczyzny,

gdy się go nazywa elegantem czy dandysem, i jeśli o mnie
chodzi, nie życzę sobie, żeby tak o mnie mówiono.

Ryszardowi zdarzało się dokuczać hrabiemu, lecz intuicja

mu podpowiadała, żeby nie używać tego określenia. Chociaż
wiedział, że hrabia potrafi panować nad sobą, nie chciał mu
się narażać. Jechali przez Piccadilly w stronę Teatru
Królewskiego.

- Gdyby ta Francuzka była tak atrakcyjna, jak mówisz, nie

mieszkałaby w tak podłej dzielnicy - zauważył hrabia.

Mijali właśnie pełne kurzu uliczki, które zimą musiały być

pełne błota.

- Nie zdecydowała się jeszcze na wybór odpowiedniego

protektora - odparł Ryszard - choć wielu o to zabiega.

- A ty uważasz, że ja byłbym właściwym kandydatem! -

rzekł hrabia.

- Istotnie przychodziło mi to do głowy - przyznał

Ryszard.

- Dlaczego nie wybrała ciebie?
- Czy sądzisz, że mam potrzebne po temu walory? Jeśli

nie stać mnie na przyzwoitego konia, jak mógłbym
utrzymywać piękną kobietę?

- Więc czemu się nią interesujesz tak bardzo?
- Polecił mi ją Raymond Chatteris. Pamiętasz Raymonda?
- Oczywiście, że pamiętam.

background image

- Zaangażował się w romans z zamężną kobietą i kiedy

miał do wyboru pojedynek albo opuszczenie kraju, wyjechał
do Paryża.

- I spotkał twoją przyjaciółkę Genevieve.
- Właśnie.
- Był bardzo honorowy starając się spłacić stary dług -

powiedział hrabia drwiącym tonem.

- Tak się istotnie złożyło - odrzekł Ryszard poważnie. -

Raymond prosił, żebym jej pomógł w pierwszych miesiącach
pobytu w Anglii. Nie sądzę, by mnie później potrzebowała.

- Zaczynasz mnie intrygować - rzekł hrabia. - A jak się

ona naprawdę nazywa?

- Po prostu Genevieve.
Ponieważ hrabia wyglądał na zdumionego, Ryszard

wyjaśnił:

- Takie imię przybrała jeszcze we Francji, grając

niewielkie rólki w Varietes. Kiedy przybyła do Londynu i
spostrzegła, że Vestris każe zwracać się do siebie per pani, a w
programie przed nazwiskami wykonawców umieszcza słowo
pan lub panna, zdecydowała na przekór wszystkim pozostać
przy swoim imieniu. Musisz przyznać, że to oryginalny
pomysł.

- Zastanawiam się, kto jej to doradził? - zapytał ironicznie

hrabia.

Właśnie Ryszard pokazał hrabiemu niewielki hotelik

znajdujący się na tyłach Teatru Królewskiego.

- Genevieve przyjmuje zazwyczaj w czasie porannej

toalety - wyjaśnił Ryszard, kiedy konie się zatrzymały. - Mam
nadzieję, że nie jesteśmy spóźnieni. Przekonasz się, że w
negliżu prezentuje się bardzo atrakcyjnie.

Hrabia nic nie odrzekł, tylko skrzywił usta z niesmakiem.

Kiedy weszli do ciasnego hotelowego holu, hrabia pomyślał,
że Ryszard umyślnie odwraca jego uwagę od spraw, dla

background image

omówienia których odwiedził go dzisiejszego ranka. Nie miał
ochoty zdobywać nowej kochanki. Ostatnią utrzymankę
wybrał w niezwykłym pośpiechu zaraz po powrocie do
Londynu i popełnił wielki błąd. Nie chodziło mu o pieniądze
wydane na nią, ale o to, że spotkania z nią były niepotrzebną
stratą czasu, a związek ten świadczył o jego złym guście.

Fay była niezwykle urodziwa, lecz kiedy poznał ją nieco

bliżej, jej bezmyślna paplanina zaczęła działać mu na nerwy,
nie mówiąc już o tym, że chciwość tej osóbki okazała się
bezmierna. Miał poczucie winy, że się wplątał w całą tę
sprawę i idąc za Ryszardem po hotelowych schodach,
postanowił nigdy więcej nie działać pośpiesznie. Ryszard
zapukał do drzwi. Otworzyła im pokojówka w koronkowym
czepku i fartuszku.

-

Pani

oczekuje

pana

-

powiedziała łamaną

angielszczyzną, a gdy spostrzegła, że Ryszard nie jest sam, na
jej twarzy odmalowało się zdumienie.

Hrabia wszedł za nim do sporego pokoju, w którego rogu

stało łoże przystrojone szyfonowymi draperiami, natomiast
przy toaletce ustawionej pod wychodzącym na ulicę oknem
siedziała młoda kobieta przymierzająca modny czepek. Obok
niej stała modystka z drugim czepkiem w dłoni, a kilka innych
kapeluszy leżało w pudłach rozstawionych na podłodze.

- Przyszedł pan Rowlands, proszę pani - zaanonsowała

pokojówka - i jeszcze jakiś pan.

Kobieta siedząca przed lustrem odwróciła się.
- Och, Ryszardzie, jak to dobrze, że cię widzę! Potrzebuję

twojej rady. Jak w tym wyglądam?

Nie ulegało wątpliwości, że oczekuje pochwały. Jej

prowokującą twarzyczkę o błyszczących oczach, ciemnych
rzęsach i czerwonych wargach przysłaniał czarny czepek
ozdobiony czerwonymi wstążkami i pąsowymi różami.
Kapelusz wywołał zaskoczenie gości, ale jeszcze bardziej

background image

zdziwił ich strój Genevieve - miała na sobie tyko cieniutką
czarną koszulkę nocną, która raczej odsłaniała niż skrywała
doskonałość jej figury.

- Witaj, Genevieve! - powiedział Ryszard unosząc jej

dłoń do ust. - Wybacz, że przyjechałem tak późno. Za to
przywiozłem ze sobą kogoś, kogo chciałbym ci przedstawić -
oto hrabia Hellington!

Genevieve wyciągnęła rękę w stronę hrabiego.
- Bardzo mi miło - rzekła. - Ryszard dużo mi o panu

opowiadał. Myślę, że poznając pana osobiście, nie doznam
zawodu.

- Ja również mam taką nadzieję - powiedział hrabia

całując jej dłoń.

- Siadajcie, panowie - Genevieve wskazała ręką dwa

krzesła. - A ty, Ryszardzie, przygotuj dla nas jakieś trunki.
Potrzebuję trzech, a może czterech nakryć głowy. Musicie mi
doradzić.

Stanęła znów przed toaletką wpatrując się w swoje

odbicie.

- Nie jestem pewna, czy mi w tym do twarzy. Co o tym

sądzicie?

Mówiła to właściwie do siebie, a nie do dżentelmenów,

których odbicia widoczne były w lustrze. Panowie usadowili
się na dwóch niezbyt wygodnych krzesłach, bo wszystkie
pozostałe sprzęty w pokoju zarzucone były strojami bądź
teatralnymi kostiumami.

- Jeśli o mnie chodzi, bardziej mi się pani podoba w

zielonym. Nie rzuca się tak bardzo w oczy i nie przytłacza
pani urody.

Słowa te zostały wypowiedziane miękkim, melodyjnym

głosem, bardzo różniącym się od głosu Genevieve. Ponieważ
taki sposób mówienia był niezwykły dla modystki, hrabia
spojrzał na nią ze zdumieniem. Miała na sobie szarą sukienkę i

background image

czepek tego samego koloru. Hrabia zdawał sobie sprawę, że
nie zwróciłby na nią uwagi, gdyby nie jej głos. Twarz
dziewczyny była osłonięta rondem czepka, więc nie mógł jej
dostrzec. Widział tylko zarys prostego noska, stanowczy
podbródek i różowe usta bez odrobiny szminki.

- Może ma pani rację - rzekła Genevieve. - Przymierzmy

go jeszcze raz! Zapytam panów, co o tym sądzą.

Modystka wyjęła zielony czepek i w momencie, kiedy

wkładała go na ciemne włosy Genevieve, hrabia przekonał się,
że jej wybór był trafny. Ani w czarnym, ani w czerwonym nie
było Genevieve tak do twarzy jak w tym zielonym.

- Chyba ładnie wyglądam, milordzie? Nieprawdaż? -

zapytała.

- Bardzo ładnie - potwierdził hrabia niczym automat i

zaczął się wsłuchiwać w słowa wypowiadane przez modystkę.

- Biorę ten - zadecydowała Genevieve. - I te dwa, które

poprzednio wybrałyśmy. Proszę je położyć na łóżku.

Modystka wzięła trzy kapelusze i przeszła przez pokój,

żeby je umieścić na ozdobionym kokardami i falbankami
łóżku. Hrabia śledził pilnie każdy jej ruch i przyszło mu na
myśl, że porusza się z wdziękiem artystki. Wciąż nie udało mu
się dostrzec jej twarzy, ponieważ zasłaniały ją brzegi czepka.
Ona również nie patrzyła w jego stronę. Wróciła z powrotem
do toaletki, żeby spakować pudła, które przyniosła.

- Czy wypisze pani rachunek? - spytała Genevieve.
- Tak, proszę pani.
- Pani będzie już wiedziała, co z tym zrobić. Anglicy mają

nieco inne zwyczaje niż paryżanie.

Było oczywiste, że modystka nie rozumie, o co chodzi,

więc hrabia wyjaśnił ironicznym tonem.

- Panna Genevieve miała na myśli to, że uczestnicy

spektaklu przymierzania kapeluszy płacą zazwyczaj rachunek.
Proszę mi go podać.

background image

Po raz pierwszy modystka spojrzała mu prosto w twarz i

dojrzał zdumienie w jej oczach. Natomiast Genevieve
roześmiała się.

- To bardzo miło z pana strony! Jestem bardzo wdzięczna.

Nie wiem, jak mam panu za to podziękować.

Wstała z krzesła, podeszła do hrabiego i pocałowała go w

policzek, Kiedy się nad nim pochylała, poczuł egzotyczny
zapach perfum i ciepło okrytego cienką tkaniną ciała. Potem
zwróciła się w stronę Ryszarda mówiąc:

- Chyba zapomniałeś, drogi Ryszardzie, że mnie też chce

się pić?

- Nie zapomniałem - odrzekł Ryszard. - Oto twój

kieliszek.

- Dziękuję.
Zrozumiał, że dziękuje mu nie tyle za trunek, ile za

przyprowadzenie hrabiego. Wymienili ze sobą konspiracyjne
uśmiechy, kiedy hrabia odliczał z portmonetki sporą sumę
pieniędzy. Modystka wciąż trzymała starannie wypisany
rachunek. Stała spokojna i wyprostowana. Dopiero teraz
hrabia mógł dokładniej przyjrzeć się jej twarzy. Była zupełnie
inne niż sprzedawczynie sklepowe, a przy tym niezwykle
piękna. Zdumiały go nie tylko jej wielkie oczy, ale przede
wszystkim klasyczne rysy twarzy.

- Czy pani sama zrobiła te kapelusze? - zapytał.
- Niektóre tak, milordzie.
- Musi być pani bardzo zdolna.
Nie odpowiedziała, a jego komplement skwitowała lekkim

pochyleniem głowy.

- Czy lubi pani swoją pracę?
Znów nie usłyszał odpowiedzi, tylko ledwo dostrzegalne

skinienie głowy. Hrabia odniósł wrażenie, że specjalnie
zachowuje dystans, a jego pytania odbiera jako wdzieranie się

background image

w jej prywatne sprawy. Ponieważ chciał jednak usłyszeć głos
dziewczyny, powiedział:

- Zadałem pani pytanie.
- Pracuję, bo muszę, milordzie.
Brzmienie jej głosu było nadal melodyjne, jednak wyczuł

nutę chłodu, zmuszającą do zachowania dystansu.

Hrabia trzymał w ręku kilka gwinei, ale nie podał ich

modystce.

- To musi być bardzo niemiłe - powiedział - spędzać życie

na doradzaniu innym kobietom, w czym będą wyglądać
korzystnie.

Przez moment kąciki jej warg zadrżały, a spoza

opuszczonych powiek dziewczyny dojrzał błysk oczu, jakby
mu chciała powiedzieć, że dla wielu kobiet, mimo usilnych
starań i traconych przez nie pieniędzy, jest to zadanie
beznadziejne. Hrabiemu wydało się dziwne, że odgadł jej
myśli, choć nie wyrzekła ani słowa. Modystka stała
dotychczas nieruchomo, ale widząc, że ociąga się z płaceniem
rachunku, wyciągnęła rękę. Była to mała, kształtna rączka o
długich palcach, na których nie było ani jednego pierścionka.

- Dziękuję panu, milordzie. Wyraźnie ponaglała go.
- Tutaj są pieniądze za kapelusze, a ta gwinea jest dla

pani.

Uniosła brwi i spojrzała mu prosto w twarz, a w jej oczach

dostrzegł błysk niezadowolenia. Przez chwilę sądził nawet, że
nie przyjmie napiwku. W końcu, jakby przypomniała sobie o
sytuacji, w jakiej się znajduje, rzekła rozmyślnie łagodnym
tonem:

- Dziękuję... jestem panu wdzięczna.
Ukłoniła się, wzięła z jego rąk pieniądze i odwróciła się z

lekkim trzepotem falban przy sukni. Potem wzięła pudła z
kapeluszami i wyszła z pokoju nie odzywając się słowem, nie
pożegnawszy nawet swojej klientki.

background image

Rozdział 2
Talia wyszła tylnymi drzwiami z magazynu pani Burton i

wkrótce na końcu ulicy ujrzała oczekującą na nią postać.
Pobiegła w stronę ubranej jak służące z dobrych domów
starszej kobiety, która uśmiechała się do niej z daleka.

- Wybacz mi, Hanno, że musiałaś na mnie czekać -

powiedziała Talia - ale w ostatniej chwili musiałam
zapakować wiele pudeł. Dobrze, że nie kazano mi ich
roznosić.

- Nie mają prawa zatrudniać cię do tego rodzaju prac -

przerwała jej Hanna.

Talia zaśmiała się.
- Wiesz, że biedacy nie powinni wybrzydzać. Dziś

miałam bardzo interesujący dzień. Nie będę ci teraz o tym
opowiadać, poczekajmy z tym, aż wrócimy do domu. Jak się
czuje mama?

- Jak zwykle - odrzekła Hanna. - Liczy dni do powrotu

ojca i wciąż oczekuje listu, który nie nadchodzi!

Głos Hanny brzmiał ostro. Talia rozumiała jej

rozgoryczenie, ponieważ jedyną osobą, którą Hanna
uwielbiała, była jej matka. Szły szybko ulicami, które nie były
już tak zatłoczone jak za dnia, aż znalazły się w pobliżu Hay
Hill. Weszły w Lansdown Passage dzielący ogrody należące
do dwóch rezydencji. Talia, przemierzając tę drogę, zawsze
rozmyślała o konnych rabusiach, którzy w dawnych czasach
grasowali w tych okolicach.

Kiedy książę Walii i książę Yorku byli jeszcze

młodzieńcami, wybrali się wynajętym powozem na
przejażdżkę po Hay Hill. Zostali wówczas zatrzymani i
obrabowani przez grupę rozbójników. Napastników nigdy nie
złapano. Innym znów razem rozbójnik, uciekając z ulicy
Piccadilly, minął Lansdown Passage oraz ulicę Curzona i
pogalopował w nieznane.

background image

Ten wyczyn wydał się Talii bardzo ekscytujący i

zastanawiała się nawet, czy ona sama zachowałaby się równie
przytomnie w podobnej sytuacji.

Hanna nie lubiła rozmawiać, kiedy spieszyły razem do

domu, więc Talia mogła bez przeszkód zagłębiać się w swoich
myślach. Dżentelmen, który dzisiejszego ranka wręczył jej
gwineę w pokoju panny Genevieve, miał wygląd rozbójnika, a
może nawet pirata. Lubiła się przypatrywać elegantom takim
jak on, gdy odbywali konne przejażdżki lub spacerowali po
Bond Street. Nigdy dotąd nie miała okazji do rozmowy z
żadnym z nich, ale cyniczny ton jego głosu był właśnie taki,
jak sobie wyobrażała.

Kiedy doszły do ulicy Curzona, Hanna przyspieszyła

kroku i po kilku minutach mijały przejście wiodące na
Shephard Market.

Talia widziała oczami wyobraźni odbywające się tu

niegdyś targi. Lubiła czytać o nich. a starzy mieszkańcy tej
dzielnicy chętnie je wspominali. Shephard Market stanowił
wciąż niewielką wioskę ze swoim odrębnym życiem.
Organizowane tu każdego roku i trwające dwa tygodnie
jarmarki ściągały do Londynu tłumy ludzi.

Na sąsiadujących z placem targowym ulicach i polach

ustawiono budy cyrkowe, w których organizowano walki
zapaśników, pokazywano dzikie zwierzęta, a nawet rozmaite
szarlatańskie sztuczki. Były tam karuzele, występowali
połykacze ognia i linoskoczkowie. Gromadziły się tłumy
żądne ujrzenia wodzów kanibalskich plemion albo kobiety z
twarzą świni czy innych wybryków natury. Widowiska te
cieszyły się wielką popularnością.

Jednak nie tylko wesołe przedstawienia rozgrywały się

tutaj. Zdarzały się również prawdziwe tragedie. Podobno
przed stu laty tańczyła tu na linie pewna tancerka, o której
mówiono, że pochodzi z arystokratycznego domu z obcego

background image

kraju. Nazywano ją lady Mary. Zakochała się, jak mówią, w
cyrkowcu, który nauczył ją tańczyć na linie. Lady Mary była
bardzo lubiana, a widzowie podziwiali jej talent i wdzięk. Gdy
była brzemienna, nie przestała występować. Pewnego dnia
spadła z liny, urodziła martwe dziecię, a sama przy tym
straciła życie.

Talia często rozmyślała o lady Mary, bo ta smutna historia

wydawała jej się bardzo romantyczna. Nieszczęsna tancerka
musiała być bardzo zakochana, skoro uciekła z zamożnego
domu we Florencji i zdecydowała się na życie wędrownej
cyrkówki.

Hanna zatrzymała się przed jednym z maleńkich domków

otaczających Shephard Market i wyjęła klucz z kieszeni
czarnej spódnicy. Otworzyła drzwi, a Talia pobiegła wąskimi
schodami wołając:

- Mamo, jesteśmy w domu!
Otworzyła drzwi i weszła do małego pokoju, który pełnił

jednocześnie rolę saloniku i sypialni. Na szezlongu stojącym
pod oknem leżała kobieta, która, choć słaba i chora,
zachowała ślady wielkiej urody. Kobieta wyciągnęła dłonie w
stronę córki, a Talia podbiegła i ucałowała ją w oba policzki.

- Wróciłam, mamo! Mam ci tyle do opowiedzenia. Czy

nie jesteś znużona?

- Czuję się dobrze, tylko bardzo tęskniłam za tobą. Jesteś

dla mnie jak promień słońca.

- Cieszy mnie to niezmiernie - rzekła Talia. - Jednak

przyniosłam coś bardziej konkretnego od słonecznego
promienia, za co będzie można kupić jedzenie.

Wydobyła z portmonetki gwineę i pokazała matce.
- Oto mój pierwszy napiwek otrzymany od szlachetnie

urodzonego dżentelmena.

- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, Talio, że przyjmujesz

pieniądze od panów - odezwała się matka.

background image

Talia zaśmiała się. Zdjęła czepek i położyła go na krześle.

Potem zaczęła poprawiać złociste włosy o lekko rudawym
odcieniu.

- Najpierw chciałam mu je oddać, ale potem

przypomniałam sobie, że jestem tyko biedną modystką.

Z ust matki wyrwał się jęk.
- Jak mogłam dopuścić do tego, żebyś musiała pracować

w takich warunkach. Traktują cię tam niemal jak służącą.

- Bo nią jestem - stwierdziła Talia. - Ale nie przejmuj się

tym, mamo. Dziś miałam naprawdę zabawny dzień. Gdybyś
tylko mogła widzieć te kobiety, które przychodzą do nas po
kapelusze - roześmiała się. - Jedna o twarzy okrągłej niczym
dynia spytała mnie dzisiaj: „Jak się pani wydaje, czy dobrze
mi w tym czepku?" Miałam ochotę odpowiedzieć, że nie ma
takiego nakrycia głowy, w którym byłoby jej do twarzy.

- Mam nadzieję, że tego nie zrobiłaś! - zaniepokoiła się

matka. - Byłoby to bardzo niegrzeczne.

- Oczywiście, że nie. Powiedziałam, że wygląda

czarująco, a ona była tak zachwycona, że zamiast kupić dwa
czepki, kupiła trzy. Pani Burton bardzo mnie chwaliła.

Usiadła obok matki na krześle i wzięła jej rękę w swoje

dłonie.

- Nie martw się, że przyjęłam tę gwineę - rzekła. -

Będziemy mogły za nią kupić dużo rzeczy: kurczęta, jajka,
śmietanę i wszystko, co zalecił ci doktor.

Matka nie odpowiedziała, lecz Talia zdawała sobie

sprawę, że żadne lekarstwa nie są w stanie uleczyć matki,
której serce pogrążone jest w coraz większej rozpaczy.
Spoglądając na jej smutną twarz, Talia zastanawiała się,
dlaczego ojciec nie pisze. Wysłała mu przecież dziesiątki
listów do Ameryki, ale nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Ze
współczuciem patrzyła na matkę, która stawała się coraz
bledsza i szczuplejsza, ale nie mogła jej pomóc.

background image

Trzy lata, które jej ojciec musiał spędzić na wygnaniu,

dobiegały końca. Była przekonana, że jeśli żyje, wróci do
domu. Nie wyobrażała sobie, żeby mógł być tak okrutny i
pozostać za granicą, podczas gdy one tak bardzo za nim
tęskniły.

Chcąc odwrócić uwagę matki od ciągłych rozmyślań o

ojcu. Talia opowiedziała jej ze wszystkimi szczegółami o
swojej wizycie w pokoju hotelowym panny Genevieve i o
tym, jak tancerka wybrawszy trzy czepki kazała za nie
zapłacić hrabiemu Hellingtonowi. Nie wspomniała jednak o
tym, że przyjmując gości baletnica miała na sobie tylko nocną
koszulkę, a dziękując hrabiemu za jego gest, pocałowała go w
policzek. Talia była pewna, że zachowanie Francuzki
zaszokowałoby matkę.

- Wprost nie mogę o tym myśleć, że musisz stykać się z

kobietami tego pokroju.

- Słyszałam, jak papa raz wspomniał o muślinowych

panienkach - rzekła Talia - ale nie przypuszczałam, że los
zetknie mnie z jedną z nich. Ta osóbka była bardzo ładna i, jak
sądzę, tańczy znakomicie.

- Moja najdroższa, koniecznie musisz sobie znaleźć jakieś

inne zajęcie.

Figlarne iskierki zniknęły z oczu Talii.
- Ależ, mamo, jestem szczęśliwa, że w ogóle znalazłam

jakieś zajęcie. A ponadto, to przecież ty sama podsunęłaś mi
myśl, że mogłabym pracować jako modystka.

- Czyżby?
- Tak, mamo. Kiedy przerabiałam swój stary czepek,

powiedziałaś: „Masz, Talio, takie zręczne palce, że mogłabyś
pracować przy Bond Street. Dokonałaś prawdziwego cudu
wyczarowując takie cacko z tych starych wstążek i sztucznych
kwiatów".

background image

- Chwaląc twój talent, nie miałam na myśli sytuacji, w

której będziesz sprzedawać swoje umiejętności - wyjaśniła
matka.

- Nie zostało nam już nic do sprzedania - rzekła Talia. -

Nie było innego wyjścia, chyba że zagłodziłybyśmy się na
śmierć.

Matka nic na to nie rzekła. Przypomniała sobie, jak mąż

opuszczając kraj zapewniał ją, że pozostawione zasoby
wystarczą im na względnie dostatnią egzystencję aż do jego
powrotu.

Jego nagły wyjazd był jednym z tych dramatycznych i

nieoczekiwanych zdarzeń, które spadają na ludzi i zmieniają
ich życie nie do poznania.

Denzil Caversham był czarującym mężczyzną, ale

porywczym i od dzieciństwa popadał w niezliczone tarapaty.
Niemiłe przygody spotykały go w szkole, na uniwersytecie i w
wojsku. Kiedy założył rodzinę, jego krewni mieli nadzieję, że
skończą się kłopoty z niesfornym kuzynem. Po ślubie
Caversham rozpoczął spokojne życie ziemianina. Ze swoją
piękną żoną zamieszkał w wiejskiej posiadłości, należącej od
czterystu lat do rodziny Cavershamów.

Ale Denzil Caversham nie mógł się obejść bez

towarzyskiego życia, bez klubów i rozrywek. Dawni
towarzysze jego londyńskich zabaw powitali entuzjastycznie
jego powrót. Choć właściwie nie stać go było na to, wynajął
na sezon dom w dzielnicy Mayfair i wraz z żoną uczestniczył
w zabawach wielkiego świata. Razem bywali na licznych
balach i przyjęciach.

Wracali na wieś tylko na polowania i coraz więcej czasu

spędzali w Londynie. Tylko Talia tęskniła za wsią, choć
sprawiało jej radość, że w ich londyńskim domu odwiedzali ją
liczni nauczyciele. Jednak przejażdżki po Hyde Parku to nie
było to samo co przejażdżki pośród pól. Musiała też zostawić

background image

na wsi swoje psy, gdyż w Londynie nie miała po prostu dla
nich czasu.

Aż raptem trzy lata temu wydarzyło się nieszczęście.

Denzil Caversham, którego zachowanie zawsze było
nieobliczalne, szczególnie jeśli za dużo wypił, wdał się w
klubie White'a w sprzeczkę, w czasie której obrażono go.
Talia nigdy się nie dowiedziała, co było powodem kłótni, lecz
przypuszczała, że poszło o kobietę.

Niezależnie od faktycznej przyczyny kłótni Denzil

Caversham musiał stanąć do pojedynku. Jego przeciwnikiem
był dobrze wszystkim znany mąż stanu. Pojedynek odbył się
wczesnym rankiem w parku św. Jakuba.

Lady Caversham nie została oczywiście o tym zawczasu

powiadomiona. Jej interwencja na nic by się zresztą nie zdała,
bo była to sprawa honorowa.

Talia nie przypuszczała nawet, że dzieje się coś

niedobrego. Kiedy rankiem weszła do pokoju matki, ta rzekła:

- Zupełnie nie wiem, co się stało. Kiedy się obudziłam,

ojca nie było w domu. Dotychczas zawsze mi mówił, dokąd
wychodzi. Jest jeszcze za wcześnie na poranną przejażdżkę.

Żadna z nich nie miała najmniejszego pojęcia o tym, co się

wydarzyło, aż pół godziny później usłyszały kroki zmierzające
w stronę sypialni matki.

- To papa - powiedziała Talia. - Ciekawe, gdzie się

podziewał?

Gdy lord Denzil wszedł do sypialni, jego żona wydała

okrzyk zgrozy.

- Co się stało? Jak ty wyglądasz?
- Zabiłem go! - oznajmił Denzil Caversham.
- Kogo zabiłeś?! - zawołała lady Caversham.
- Spencera Talbota - odrzekł. - Teraz będę musiał opuścić

kraj.

- Opuścić kraj? - wyszeptała z trudem lady Caversham.

background image

- Właśnie spotkałem się z lordem kanclerzem - wyjaśnił

Denzil. - Oświadczył mi, że to jedyne wyjście z sytuacji.
Talbot był członkiem rządu, więc aby uniknąć skandalu,
muszę zniknąć.

- Jak do tego doszło, że go zabiłeś? Jak to możliwe?
- Chciałem go tylko zadrasnąć w ramię - rzekł Denzil -

lecz on w ostatniej chwili poruszył się. Chciał mnie zabić.

- Ale to ty jego zabiłeś!
Z ust Talii padły słowa, które ją samą zdziwiły.
- Istotnie, zabiłem go - powiedział Denzil Caversham - a

ponieważ lord Eldon pragnie uniknąć skandalu, cała sprawa
zostanie zatuszowana. Do publicznej wiadomości poda się, że
Talbot zmarł na atak serca. Ja jednak muszę przebywać za
granicą przez trzy lata.

- Trzy lata! - powtórzyła jak echo lady Caversham.
- Mogłem zostać wygnany na pięć lat lub nawet

dożywotnio - wyjaśnił lord Denzil - lecz kanclerz, znając
porywczy charakter Talbota, opowiedział się za złagodzeniem
wyroku.

- Ale trzy lata to cała wieczność! Dokąd zamierzasz się

udać?

- Nie mogę jechać do Europy, ponieważ nie chcę zostać

więźniem Bonapartego - odrzekł lord Denzil. - Nie pozostaje
mi więc nic innego jak wyjazd do Ameryki.

- Do Ameryki!
Głos Talii rozległ się echem po całym pokoju, tak bardzo

ją zdumiały słowa ojca. Ameryka w jej wyobrażeniu był to
odległy kraj zamieszkany przez nieobliczalnych ludzi, którzy
odrzucili

protekcję

Wielkiej

Brytanii,

kraj

pełen

czerwonoskórych

Indian

i

czarnych

niewolników

sprowadzonych z Afryki.

Nastąpiło teraz pośpieszne pakowanie rzeczy ojca.

Odprowadziły go do Plymouth, skąd odpływał jego statek.

background image

Żona chciała popłynąć razem z nim, lecz stanowczo się temu
sprzeciwił.

- Bóg raczy wiedzieć, na co będę narażony - tłumaczył

lord Denzil. - Nie chciałbym dodatkowo brać na siebie
odpowiedzialności za ciebie. Trzy lata szybko miną i znów
będziemy razem.

Wszystko; to brzmiało rozsądnie, ale nie mogło pocieszyć

matki która nie chciała rozstawać się z kochanym mężem.
Gdy tylko rozeszła się wiadomość, że lord Denzil Caversham
opuścił kraj, zaczęły napływać rachunki od wierzycieli.
Piętnastoletnia Talia starała się pomagać rodzinnemu
adwokatowi w załatwianiu tych spraw. Ktoś rozpuścił
pogłoskę, że lord Denzil został wygnany dożywotnio i że już
nigdy nie wróci do kraju. Bardzo trudno było sprostować tę
plotkę i przedstawić rzeczywiste fakty. Kupcy, którym ojciec
był winien pieniądze, naciskali coraz mocniej. Talia i lady
Caversham postanowiły więc opuścić wiejską posiadłość i
przenieść się do Londynu. Wynajęły niewielki domek przy
Shephard Market za kilka funtów miesięcznie.

Żyły z pieniędzy uzyskiwanych ze sprzedaży biżuterii

należącej do lady Caversham. Całe mienie należące do lorda
Denzila zostało albo sprzedane, albo zastawione. Ocalała tylko
wiejska posiadłość z wyposażeniem jako przynależna
spadkobiercom lorda Cavershama.

Początkowo Talia miała nadzieję, że jeśli będą żyły

oszczędnie, bez zbędnych ekstrawagancji, starczy im zasobów
do powrotu ojca. Ponieważ listy od lorda Cavershama nie
przychodziły i nie miały o nim żadnych wiadomości, matka
zaczęła chorować. Wydatki na lekarzy pochłonęły wszystko,
co udało im się zaoszczędzić. Z powodu długiej wojny z
Bonapartem żywność była niezmiernie droga. Kiedy zaczęło
im brakować pieniędzy na jedzenie, Talia postanowiła, że
musi sama utrzymywać siebie i matkę.

background image

Miała wprawdzie pewien plan, jak zdobyć pieniądze, ale

była to na razie pilnie strzeżona przed matką tajemnica.
Zresztą pomysł ten nie przyniósłby pieniędzy natychmiast.
Postanowiła zatem znaleźć jakiś sposób doraźnego
zarobkowania, a matka podsunęła jej myśl o szyciu i
ozdabianiu nakryć głowy. Gdy ubiegłego roku zakończyła się
wojna, zarówno damskie stroje, jak i kapelusze nabrały
bardziej wyrafinowanych form. Ozdabiano je, tak jak suknie,
koronkami, haftami i piórami.

Pani Burton, do której magazynu udała się Talia, najpierw

oznajmiła, że nie ma wolnych miejsc, zwłaszcza dla osoby bez
kwalifikacji. Po chwili jednak stwierdziła, że uroda Talii i jej
nienaganne maniery mogą być w sklepie bardzo przydatne.
Przyjrzała jej się krytycznym okiem i nie znalazła
najmniejszej wady.

- Przyjmę cię do pracowni na okres próbny - powiedziała.

- Lecz jeśli nie będę zadowolona, natychmiast cię zwolnię.

- Przyjmuję pani warunki - zgodziła się Talia.
Pani Burton zaoferowała jej bardzo niskie wynagrodzenie,

lecz Talia nie skarżyła się. Pomyślała, że kiedy już zdobędzie
tę pracę, postara się być osobą niezastąpioną i wkrótce jej
zarobki wzrosną. Pani Burton była zaskoczona artystycznymi
zdolnościami Talii, a także sposobem, w jaki potrafiła
namówić klientki do dokonania zakupu.

Sama lepiej bym tego nie zrobiła - myślała często pani

Burton.

Ale oczywiście nie mówiła tego głośno, ponieważ

wiedziała, że wystarczy pochwalić pracownicę, żeby ta
natychmiast domagała się podwyżki.

W kwietniu, kiedy w związku ze ślubem księżniczki

Charlotty z księciem belgijskim Leopoldem sklep pani Burton
był oblegany przez klientki, bez Talii trudno byłoby się
obejść. Choć lady Caversham była wciąż niepocieszona, że

background image

córka musi się tak poniżać i pracować w sklepie, jednak obie z
Hanną cieszyły się, że Talii udaje się zdobyć pieniądze na
życie.

Obecnie lady Caversham, przypominając sobie, co jej

Talia wcześniej powiedziała, rzekła:

- Czy to konieczne, moja kochana, żebyś musiała

obsługiwać panów w rodzaju hrabiego Hellingtona? Nie
przypominam sobie, żeby twój ojciec wspominał mi
kiedykolwiek o nim. Nie traktuje cię jak damę z powodu
położenia, w jakim się znajdujesz.

- Już ci tłumaczyłam, mamo, że hrabia potraktował mnie

po prostu jak modystkę - powiedziała ze śmiechem Talia - i
wynagrodził napiwkiem moje starania.

- Nie mogę znieść myśli o tym - rzekła lady Caversham, a

po chwili zapytała: - On oczywiście nie, wie, kim jesteś?

- Ma się rozumieć, że nie - odrzekła Talia. - A nawet

gdyby się pytał o moje nazwisko, pani Burton powie mu, że
nazywam się panna Carver.

- Takie pospolite nazwisko! - westchnęła lady Caversham.
- Właśnie dlatego je wybrałam - wyjaśniła Talia. - Ale to

dobre, stare angielskie nazwisko.

Talia przybrała nazwisko możliwie podobne do

prawdziwego, żeby zapytana niespodziewanie nie zapomniała,
jak się nazywa. Matkę przerażały te wszystkie sztuczki i
okoliczności wiążące się z pracą Talii. W swojej naiwności
przypuszczała, że córka, pracując w magazynie mody
damskiej, Jest zabezpieczona przed natręctwem panów
spacerujących tam i z powrotem po Bond Street w
poszukiwaniu urodziwych panienek.

Pani Burton zajmowała się nie tylko sprzedażą damskich

kapeluszy, choć z chwilą przyjścia do pracowni Talii popyt na
nie znacznie wzrósł. Modystki wykonywały wszystkie drobne
usługi, których damy z towarzystwa mogły potrzebować dla

background image

podkreślenia swojej urody; jak to wyraził jeden z pisarzy „dla
zaspokojenia ich próżności i sprawienia, że stawały się niemal
śmieszne".

Lady Caversham nie miała pojęcia, Talia zresztą również,

zanim nie zaczęła pracować w magazynie, ilu szlachetnie
urodzonych panów towarzyszyło swoim wybrankom podczas
zakupów i ile pieniędzy na to wydawali.

Pani Burton wkrótce przekonała się, że Talia jest zbyt

atrakcyjna, żeby obsługiwać damy przychodzące w
towarzystwie bogatych kochanków, i sama zajmowała się
nimi. Talii natomiast powierzano kobiety nieatrakcyjne, na
które żaden mężczyzna nie spojrzy, choćby nosiły nawet
najmodniejszy czepek.

Panowie zasiadali w fotelach, podczas gdy modne

piękności przymierzały przed lustrem różne modele, a w
końcu prosiły swoich towarzyszy o aprobatę wyboru.

„Niedobrze mi się robi na ten widok - mówiła sobie Talia.

Gdybym była mężczyzną, nie zniosłabym takiego mizdrzenia
się". Doszła jednak do wniosku, że większość mężczyzn
przychodzących do magazynu pani Burton ma tak samo pusto
w głowie jak przyprowadzane przez nich kobiety.

Nie chcąc więcej rozmawiać o sprawach mogących

rozdrażnić matkę powiedziała:

- Wracając dzisiejszego ranka od panny Genevieve

zatrzymałam się na Piccadilly w księgarni Hatcharda i
kupiłam książkę. Z pewnością ci się spodoba.

- Nie wątpię w to, moja najdroższa. Tylko czy nie jest to

zbędny wydatek?

- Jakoś to przeżyjemy - rzekła Talia.
Chciała dodać, że czuje się bogata z powodu gwinei

otrzymanej od hrabiego, jednak zawstydzały ją okoliczności
jej zdobycia. Kupiła książkę, żeby sprawić radość matce, ale
miała jeszcze inny powód, żeby wstąpić do księgarni

background image

Hatcharda. Nachylając się nad matką, żeby ją pocałować,
rzekła:

- Nie przejmuj się niczym, mamo. Już niedługo papa

wróci do domu. Wiesz, jakie sztormy hulały tej zimy po
morzu, wiele statków handlowych zatonęło. Ojciec nie
ryzykowałby rejsu w taką pogodę.

- A może już nigdy nie wróci - wyszeptała lady

Caversham.

- Wróci, na pewno wróci - rzekła Talia. - Czuję to w

moich kościach, jak by się wyraziła Hanna. Zresztą gdyby
zginął, wyczułabyś to z pewnością. Tak bardzo byliście sobie
bliscy.

- Myślę, że masz rację - zgodziła się lady Caversham.
- Oczywiście, że wróci - mówiła Talia. - Musisz tylko

zaufać papie i wierzyć w niego. On żyje, a kiedy przyjedzie i
zobaczy, jaka jesteś blada i wychudzona, będzie miał do mnie
pretensje, że nie dbałam o ciebie należycie.

- Moja kochana, zrobiłaś wszystko, co było w twojej

mocy i jeszcze więcej - powiedziała lady Caversham. - Wciąż
się modlę, żeby przyszła od niego jakaś wiadomość, ale Bóg
nie chce mnie wysłuchać.

- Przecież czekasz na niego, a nie na jego listy - rzekła

Talia. - Zobaczysz, wróci, kiedy najmniej będziesz się tego
spodziewała.

- A może on nie wie, gdzie nas szukać?
- Przecież już mówiłyśmy o tym wiele razy - odparła

Talia. - Wszyscy na wsi wiedzą, gdzie mieszkamy. Pan
Johnson prowadzący gospodę i stary Hibbert, który dogląda
naszego domu. - Przerwała na chwilę, a potem dodała: -
Byłam również w naszym domu przy Brook Street. Stoi teraz
pusty, więc przypięłam do drzwi kartkę z naszym adresem.

- Zawsze o wszystkim myślisz, moja droga.

background image

- Staram się - rzekła Talia - ale musisz mi trochę pomóc i

odrobinę przytyć.

- Gdybym przytyła - powiedziała ze śmiechem lady

Caversham - musiałabyś przerabiać moje suknie, a teraz nie
masz na to czasu.

- Kiedy tak żartujesz, przypominają mi się czasy, gdy był

jeszcze z nami papa i śmialiśmy się ze wszystkiego. Dom był
wtedy pełen radości. - Widząc wyraz tęsknoty w oczach
matki, dodała szybko: - I tak będzie znów, nim skończy się
tato, wspomnisz moje słowa. Papa wróci i znów będziemy się
śmiać jak dzieci.

Matka uśmiechnęła się, a Talia poszła do swego pokoju.

Był bardzo maleńki, jednak Talia była rada, że udało im się
wynająć ten skromny domek od pewnego rzemieślnika, który
z dużą rodziną nie mógł się w nim pomieścić. Na dole była
kuchnia, wyłączna domena Hanny, i skromna bawialnia z
oknami wychodzącymi na ulicę. To właśnie tutaj Talia
trzymała swoje papiery i zanim weszła do kuchni po kolację
dla matki, którą zwykle zanosiła jej na górę, usiadła przy
biurku i napisała kilka linijek. Kiedy odłożyła pióro, spojrzała
tęsknie na napisane wiersze, jakby żal jej było przerywać
pisanie. Potem wstała i zamknęła za sobą drzwi.

Hrabia wszedł do klubu White'a. Jego pojawienie się

wywołało sensację.

- Dobry Boże, Hellington! - wykrzyknęli niektórzy. - A

już myśleliśmy, że zakopałeś się na wsi! Nie było cię przez
trzy tygodnie!

- To prawda - rzekł hrabia przysiadając się do

doborowego klubowego towarzystwa.

Należeli do niego zaprzyjaźnieni ze sobą panowie: książę

Argyll, lord Alvanley, lord Worcester i Lumley Skeffington.
Wszyscy siedzieli pod oknem, przy stoliku zarezerwowanym
dla Beau Brummella, który z tego miejsca rządził całym

background image

kółkiem i wydawał salomonowe wyroki. Wszyscy członkowie
klubu uważali, że klub wiele stracił, gdy Brummell z powodu
długów musiał opuścić kraj i osiedlił się w Calais.

- Jak tam było na wsi? - zapytał ktoś, jakby chodziło o

obcy kraj.

- Gorąco! - odrzekł hrabia. - A ponieważ nie życzył sobie,

żeby rozprawiano na jego temat, zapytał: - Z czego się tak
zaśmiewaliście, kiedy wszedłem? Słychać was było aż na
ulicy.

- Alvanley odczytywał nam fragmenty książki, która się

właśnie ukazała - wyjaśnił Worcester.

- Książki? - zdziwił się hrabia. Zainteresowanie książkami

było w tym gronie czymś niezwykłym. Jednak Alvanley
istotnie trzymał w ręku niewielki tomik. Hrabia przeczytał
tytuł na okładce:

„Dżentelmeni, napisane przez osobę z towarzystwa"
- Co tak was rozbawiło? - zapytał hrabia.
- Posłuchaj, a sam się przekonasz - wyjaśnił lord

Alvanley.

Przewrócił kilka stron, zanim się odezwał:
- Tu jest coś, czego inni jeszcze nie słyszeli:
„W wyścigu do serca dżentelmena pierwsze miejsce

zajmują konie, drugie klub, a trzecie psy. Bierze też w nim
udział kilka pięknych dam, lecz nieczęsto się zdarza, żeby
któraś z nich wygrała".

Słuchacze zaśmiali się, a hrabia powiedział:
- Istotnie, to dość zabawne.
- Przeczytaj nam jeszcze coś! - poprosił Worcester. Lord

Alvanley przewrócił stronę i przeczytał: „Dżentelmenowi nie
wypada podsłuchiwać przez dziurkę od klucza, ale też nigdy
nie słucha nikogo oprócz samego siebie".

- To o tobie, Worcester! - odezwał się książę Argyll. -

„Osoba z towarzystwa" musiała cię gdzieś spotkać!

background image

- A oto następny fragment! - rzekł lord Alvanley.

„Dżentelmen zbyt kocha sport, żeby postawić swoje konie w
grze w karty, jednak nie ma skrupułów, gdy chodzi o
uwiedzenie żony najlepszego przyjaciela!" Hrabia rozejrzał się
po twarzach przyjaciół.

- Który z was spłodził to dzieło? - zapytał. - Nie sądzę,

żeby to był Skeffington, raczej podejrzewam Alvanleya.

- Przysięgam na honor, że to nie ja. Chciałbym bardzo

umieć coś takiego napisać - odrzekł lord Alvanley. - To
dziełko jest tak dowcipne, że musiał je stworzyć ktoś z
naszego grona.

- Mam co do tego wątpliwości! - rzekł hrabia. - Wielu

członków naszego klubu nie potrafi się nawet podpisać, a cóż
dopiero napisać książkę!

Wszyscy roześmiali się i zaczęli wzajemnie z siebie

żartować, a tymczasem hrabia wziął do ręki książeczkę
odłożoną na stół przez lorda Alvanleya. Nie była gruba, a na
każdej stronie znajdowało się sześć dowcipnych aforyzmów.
Hrabia zaczął czytać:

„Dżentelmen stosuje dwojakie zasady moralne, gdy chodzi

o ocenę niewierności małżeńskiej. Jedne dotyczą jego samego,
inne - jego żony".

Poniżej znajdowało się takie zdanie:
„Modny dandys jest niczym paw: ma imponujący ogon,

ale niewielki móżdżek".

Hrabia

pomyślał,

że

określenie

to

doskonale

charakteryzuje wszystkich dandysów, których znał i którymi
głęboko pogardzał.

- Wątpię, żeby kiedykolwiek udało nam się odnaleźć

autora tej książeczki. Zapewne maskuje się starannie wiedząc,
że wielu osobom odsłonił prawdę o nich samych.

- Czy masz na myśli siebie, Hellington? - odezwał się

książę Argyll. - Jeśli o mnie chodzi, nie przyjmuję do

background image

wiadomości, że zawarte w tej książce sugestie mogą być
prawdziwe. Uważam natomiast, że jej autor jest
impertynentem.

- Zgadzam się z tobą w zupełności - rzekł lord Worcester.

- To bardzo niehonorowy postępek.

- Jeśli chcecie znać moje zdanie - odezwał się hrabia - to

wam powiem, że wszyscy macie nieczyste sumienia i strach
was obleciał, co jeszcze w tej książeczce może być napisane.
Ale po cóż te obawy, skoro autor nie wymienia nazwisk.

- To bardzo pocieszający element w całej tej sprawie -

zauważył lord Worcester. - Trzeba jednak koniecznie
zdemaskować tego zdrajcę, a kiedy to uczynimy, nie będzie
dla niego miejsca w naszym klubie.

- Osobiście nie czuję się obrażony tym, co tu napisano -

rzekł hrabia - ale jeśli ktoś uważa, że pasuje do
przedstawionego tu obrazu, to już jego sprawa.

- Przemawiasz, Vargusie, bardzo wyniośle - odezwał się

Ryszard, który milczał do tej pory. - Jesteś zbyt pewny siebie,
ponieważ wiesz, że żadna skandaliczna informacja dotycząca
ciebie nie została tam opisana, lecz inni mogą znaleźć się w
znacznie gorszej sytuacji.

Zaległa cisza, po czym zabrał głos lord Worcester:
- Tego już za wiele. Nikt nie ma prawa węszyć tu i

wystawiać przyjaciół lub znajomych na pośmiewisko,
ukrywając równocześnie swoje nazwisko. Uważam, że
powinniśmy zdemaskować zdrajcę i wykreślić go z listy
członków.

Hrabia roześmiał się.
- Robicie z igły widły. Nie ma w tej książeczce niczego

obraźliwego, a tylko dowcipne uwagi o dżentelmenach w
ogóle.

- Gdy się o tym dowie prasa, dopiero zaczną nas

ośmieszać - rzekł książę Argyll.

background image

- Nie dbam o to, co o mnie napiszą w prasie - rzekł

hrabia. - Tylko kobiety interesują się gazetowymi płotkami.

Hrabia mówił tonem niedbałym, który zawsze wywoływał

uśmiech na twarzy Ryszarda. Wiedział on, że Vargus nigdy
nie plotkuje i nie wykazuje zainteresowania nawet
największymi skandalami. Jednak inni członkowie klubu
obgadywali się wzajemnie, szeptali po kątach o wydarzeniach
poprzedniego wieczora i doskonale wiedzieli, komu najlepszy
przyjaciel przyprawił rogi.

Ryszard nie zdziwił się zatem, kiedy spostrzegł, że hrabia

szybko opuścił klub. Dostrzegł przez okno, jak przyjaciel
wsiadł do powozu i ruszył ulicą św. Jakuba.

Ciekaw był, dokąd mógł się udać, i żałował, że nie został

zaproszony.

Poprzedni wieczór, jak można się było spodziewać, był

bardzo udany. Już na pierwszym balu spotkali wielu
przyjaciół, z którymi w karcianym pokoju opróżnili kilka
butelek znakomitego wina, wcale nie wykazując ochoty, żeby
przyłączyć się do tańczących.

Natomiast w Ashburnham House księżna wyciągnęła ku

hrabiemu ramiona w powitalnym geście i nie omieszkała
czynić mu wymówek, że nie pokazywał się od tak dawna.

- Bez pana Londyn jest taki nudny - rzekła. - Musimy

uczcić pański powrót, milordzie.

Przedstawiła go wielu pięknym damom, lecz w odczuciu

Ryszarda żadna z nich nie nadawała się na kandydatkę na
żonę. Dwie damy szczególnie interesowały się hrabią. Przez
cały wieczór dawały mu niedwuznacznie do zrozumienia, jaką
rolę mu przeznaczyły, gdy ich mężowie byli zajęci innymi
kobietami. Inna natomiast dama próbowała zasięgnąć jego
rady, w jaki sposób zdobyć względy młodzieńca, w którym
była zakochana do szaleństwa.

background image

To był bardzo interesujący wieczór - powiedział do siebie

Ryszard wracając do domu - jednak w żadnej mierze nie
przyczynił się do rozwiązania problemu Vargusa.

Nie bez trudu powstrzymał się od zadania hrabiemu

pytania, czy zamierza kontynuować znajomość z jego
protegowaną panną Genevieve. Wiedział doskonale, że hrabia
bardzo nie lubi, gdy ktoś się wtrąca w jego osobiste sprawy.

Ryszard, będący pod urokiem Genevieve, nie

przypuszczał nawet, że ktoś mógłby nie doceniać zalet jej
urody i nie starać się jej zdobyć, zanim nie uczynią tego inni
konkurenci. W sprawach sercowych hrabia był jednak
nieprzenikniony, więc Ryszard ani rusz nie mógł odgadnąć,
dokąd się udał opuściwszy klub.

Hrabia jechał powozem w stronę Bond Street. Kiedy

znalazł się w pobliżu sklepu pani Burton, zatrzymał konie.

- Jedź dalej powoli - nakazał stangretowi, a sam zaczął

przechadzać się po ulicy.

Rozmyślając o wczorajszej wizycie u francuskiej tancerki,

doszedł do przekonania, że daleko bardziej niż artystka
zainteresowała go skromna modystka. Zachował w pamięci
nie tylko melodyjny głos tej dziewczyny, lecz także błysk
gniewu, z jakim spojrzała, gdy jej wręczał napiwek.
Zachowanie i uroda modystki bardzo go zaintrygowały.
Przypomniał sobie figlarne iskierki w jej oczach, które się
pojawiały, gdy ją coś rozśmieszyło, a także rozkoszne
dołeczki w jej policzkach.

Może się mylił, ale czuł, że pragnie ją znów zobaczyć.

Myśl ta wydała mu się jednak dość dziwaczna. Wiedział,
gdzie dziewczyna pracuje, ponieważ nazwisko pani Burton
było wypisane na pudłach z kapeluszami, które wynosiła
wychodząc bez pożegnania z pokoju panny Genevieve. Hrabia
nie miał wątpliwości, że powodem tego gwałtownego odejścia
był wręczony jej napiwek. Dużo więcej kosztowało go

background image

opłacenie zakupów panny Genevieve i kiedy razem z
Ryszardem opuszczali jej mieszkanie, podziękowała mu
jeszcze raz w sposób, który wydał mu się dość płaski i
sztuczny. Co więcej, fakt, że odsłaniała przed nim bez żenady
swoje wdzięki, sprawiał, że traciła w jego oczach część
tajemniczego uroku, jaki go w kobietach pociągał.

Wprawiało go w złość, że gdy tylko znalazł się w

towarzystwie dam czy też modnych piękności, te panie
zazwyczaj pierwsze zastawiały na niego sidła nie pozwalając
mu na rozwinięcie samodzielnych łowów. Jeszcze zanim
zaświtało mu w głowie, że mógłby się nimi zainteresować,
one już sprawiały wrażenie, jakby nim były poważnie zajęte.
Ostatniego wieczoru gdyby tylko chciał, mógł umówić się na
schadzkę z obiema damami, które przedstawiła mu księżna,
lecz ich zachowanie raczej go odstręczyło niż zachęciło.
Cieplej myślał o zakochanej damie, która prosiła go o radę w
rozwiązaniu spraw sercowych. Czuł, że była szczera, opisując
swoje miłosne problemy, a hrabia bardzo cenił naturalność i
bezpretensjonalność.

Już dawno spostrzegł, że w kobietach pociąga go ich

tajemniczość. Lubił sytuacje przypominające grę w szachy z
doświadczonym partnerem, którego ruchów nie sposób
przewidzieć. Niestety, kobiety, które spotykał, dawały się
łatwo rozszyfrować. To właśnie z tego powodu tak bardzo
obawiał się małżeństwa. Perspektywa życia u boku żony,
której każde słowo mógł dokładnie przewidzieć, wydawała
mu się śmiertelnie nudna. Przerażała go codzienna, szara
egzystencja bez żadnej niespodzianki ani dziś, ani jutro.

Zupełnie inaczej jest z końmi, pomyślał, gdyż nawet

najposłuszniejszy koń potrafi nieraz sprawić niespodziankę, a
nawet doprowadzić do furii. Kiedy jego rozważania zeszły na
konie, przypomniał sobie jedno zdanie przeczytane przez
lorda Alvanleya w klubie. Stwierdził, że uwaga ta jest

background image

niezwykle trafna: w wyścigu do jego serca istotnie wygrywają
konie.

Postanowił jeszcze raz zobaczyć tajemniczą modystkę.

Być może czekało go kolejne rozczarowanie, lecz
przynajmniej ujrzy, co wydawało mu się bardzo zabawne,
błysk gniewu w jej oczach zamiast pełnego poddania. Sklep
pani Burton znajdował się w odległości kilku zaledwie
kroków. Zatrzymał się, jakby chciał, mówiąc - językiem
wojskowym, ustalić swoją pozycję, a gdy tak stał wpatrzony w
witrynę apteki, usłyszał głos wołający go z przejeżdżającego
powozu:

- Vargusie, nareszcie cię widzę!
Hrabia oczywiście poznał po głosie, kto go woła i

zdejmując kapelusz pomyślał, że spotkanie z lady Adelajdą
jest mu teraz bardzo nie na rękę. Był wdzięczny losowi, że nie
było jej na wczorajszych balach, gdyż zapewne przylgnęłaby
do niego traktując jak swoją własność, czego nie cierpiał.

- A więc już wróciłeś, Vargusie! - rzekła. Wysiadła z

powozu i podeszła do niego. Czarnymi jak węgiel oczami
wpatrywała się w jego twarz.

- Jak widzisz - odrzekł hrabia.
- Czemu nie powiadomiłeś mnie o swoim powrocie?
- Jestem w Londynie od wczoraj.
- Chyba wiesz, jak niecierpliwie czekałam na ciebie!

Ryszard zapewne ci mówił, jak bardzo rozstroił mnie twój
nagły wyjazd na wieś. - Przerwała na chwilę, a potem dodała:
- Podejrzewam, że to nie wieś była powodem twojej
nieobecności.

- Wiesz, że bardzo nie lubię tłumaczyć się ze swojego

postępowania - rzekł ostro.

Raptem wpadł mu do głowy pewien pomysł i zupełnie

innym już tonem zwrócił się do lady Adelajdy:

background image

- Aby zatrzeć w twojej pamięci niestosowność mojego

zachowania, pozwól, żebym ci ofiarował nowy kapelusz.
Może byśmy wstąpili do sklepu pani Burton i wybrali coś
odpowiedniego.

- Ach, Vargusie, jakże to miło z twojej strony!
Przez chwile lady Adelajda nie mogła złapać tchu.
Hrabia nigdy nie podarował jej żadnych prezentów oprócz

kwiatów, które, zgodnie z wymaganiami etykiety, zamawiał
jego sekretarz.

- Kapelusz! - zawołała. - Z przyjemnością coś sobie

wybiorę.

Wiedziała wprawdzie, że kapelusze ofiarowują mężczyźni

kobietom, których nie traktują poważnie. Pomyślała jednak, że
nie jest przecież młodą dziewczyną, żeby mogło ją to
skompromitować. Postanowiła przyjąć każdy prezent
ofiarowany przez hrabiego, jeśli mogłoby ją to zaprowadzić
we właściwym kierunku.

- Trudno wyobrazić sobie lepszy sposób - powiedziała -

żeby uczcić twój powrót. Salon pani Burton jest tuż obok.

- Wejdźmy więc tam - zaproponował hrabia. - Myślę, że

żadna kobieta nie ma dość kapeluszy w swojej garderobie.

- Kapeluszy i urodziwych mężczyzn - rzekła lady

Adelajda spoglądając na niego wzrokiem pełnym podziwu.

Nie zauważyła, jak usta hrabiego zacisnęły się na dźwięk

nie lubianego komplementu i niewiele brakowało, a byłby jej
zakomunikował, że się rozmyślił. Weszli w końcu do sklepu.
Lady Adelajda wesoło szczebiotała, a hrabia ujrzał oczekującą
na klientów drobną osóbkę w szarej sukience.

background image

Rozdział 3
Hrabia jechał powozem wąską uliczką na tyłach magazynu

mód pani Burton. Uważał, że pomysł, który mu przyszedł do
głowy, jest bardzo sprytny.

Jedno spojrzenie rzucone wczoraj na młodziutką modystkę

uświadomiło mu, że jest ona daleko bardziej pociągająca, niż
się tego spodziewał. Miała piękne włosy o niezwykłej barwie,
które doskonale podkreślały jej oczy. Wiedział, że chórzystki
usiłują uzyskiwać taki sam odcień za pomocą farb, jednak w
przypadku modystki ten niezwykły odcień był z pewnością
darem natury. Bardzo szczupła sylwetka dodawała jej
uduchowionego wdzięku. Lady Adelajda wydawała się przy
niej gruba i przysadzista. Hrabia nie rozglądał się po sklepie,
lecz udawał, że jest bardzo zajęty damą, której towarzyszył.
Lady Adelajda była w swoim żywiole. Szczebiotała bez
ustanku, flirtowała z nim, rzucała powłóczyste spojrzenia, a jej
karminowe wargi wyrażały zachętę.

Pani

Burton

zaprezentowała

jej

całą

kolekcję

najpiękniejszych modeli. Podczas każdej przymiarki lady
Adelajda prosiła hrabiego o aprobatę. Za każdym razem
zdawało jej się, że widzi podziw w jego oczach, a ponieważ
chciała przeciągnąć jak najdłużej rozkoszne spotkanie, prosiła
wciąż o nowe modele. Przymierzyła chyba z tuzin rozmaitych
fasonów, kiedy hrabia zwrócił się do pani Burton.

- Widziałem wczoraj model pochodzący z pani pracowni,

który bardzo mi się spodobał. Jedna z pani pracownic
przyniosła go do klientki mieszkającej w hotelu Fletchera
niedaleko Drury Lane.

Lady Adelajda zamieniła się w słuch. Paliła ją ciekawość,

kogo hrabia odwiedzał w tej okolicy. Zapewne była to któraś z
aktorek Teatru Królewskiego lub Covent Garden.

Kobiety tego pokroju nie budziły w niej specjalnego

zainteresowania, nie chciała jednak, żeby hrabia znalazł sobie

background image

nową utrzymankę. Dowiedziała się od Ryszarda, że kochanka,
z którą Vargus zerwał ostatnio, otrzymała od niego cenną
biżuterię. Lady Adelajda doszła do przekonania, że jeśli już
hrabia chce kogoś obdarowywać klejnotami, to ona nie ma nic
przeciwko temu, żeby je otrzymywać; chociaż najbardziej
pragnęłaby dostać złotą obrączkę ślubną. Nic nie mówiła,
tylko słuchała pilnie, co odpowie hrabiemu pani Burton.

- Czy jego lordowska mość potrafiłby opisać ten model? -

zapytała.

- Był to czarny czepek ozdobiony czymś czerwonym lub

różowym - powiedział hrabia. - Dokładnie nie pamiętam.
Może pani pomocnica będzie wiedziała, o co mi chodzi.

- Ma pan na myśli Talię, to jest pannę Carver -

powiedziała pani Burton jakby do siebie. - Zapytam ją o to.

Wyszła z pokoju, aby odnaleźć Talię na zapleczu. Po

chwili wróciła trzymając w ręku czarno - czerwony czepek,
który hrabia doskonale pamiętał. Przy okazji dowiedział się,
że młodziutka modystka nazywa się Talia Carver!

Tylko w salonie, gdzie pojawiali się klienci, zwracano się

do niej panno Carver. Do wszystkich innych pracownic
mówiono po imieniu. Do niej również, gdy nie było gości,
zwracano się w ten sposób.

Lady Adelajdę wprawił w zachwyt czerwono - czarny

czepek i natychmiast zadecydowała, żeby go jej odesłano do
domu. Hrabia natomiast poprosił panią Burton, żeby przesłała
mu rachunek. Rozmyślnie starał się nie patrzeć na Talię.
Zauważył jednak, że i ona nie spojrzała w jego kierunku, co
go zaskoczyło.

Kiedy kazał zatrzymać konie przed niewielkimi drzwiami,

przyszło mu do głowy, że jeśli nawet on sam nie zrobił na niej
żadnego wrażenia, to jego wspaniały zaprząg powinien
wprawić ją w podziw. Gdy stangret stanął przy koniach,
hrabia wysiadł z powozu i zaczął przechadzać się po ulicy. Już

background image

dawno nie zdarzyło mu się interesować kobietą, która nie
starała się z nim flirtować. Ubiegłego wieczora dwie
piękności, którym go przedstawiła księżna, wyraźnie dawały
mu do zrozumienia, czego pragną. On natomiast poczuł się
znudzony ich towarzystwem. Cyniczna strona jego natury
podpowiadała mu, że w przypadku młodej modystki będzie
podobnie. Jednakże dobrze pamiętał, że kiedy wychodziła z
sypialni panny Genevieve, nie wykonała żadnego gestu
wskazującego, że chciałaby porozmawiać czy spotkać się z
nim.

- Chyba jestem zbyt dużym optymistą żywiąc nadzieję, że

ona różni się od innych - mówił do siebie - choć włosy jej
mają kolor niespotykany wśród ludzi z niższych sfer.

Drzwi magazynu otworzyły się, lecz hrabia nie ujrzał

Talii, lecz inne wychodzące kobiety. Były to osoby w średnim
wieku lub nawet starsze, z wyjątkiem dwóch młodych
dziewcząt, które pełniły u pani Burton funkcję najniżej
płatnych podręcznych.

Ponieważ hrabia lubił wszystko wiedzieć o tym, co go

interesowało, wychodząc po południu od White'a, wstąpił do
księgarni, żeby poszukać informacji odnośnie londyńskich
sklepów i ich personelu. W wielu księgarniach miał otwarte
rachunki, lecz najbliżej klubu White'a była księgarnia przy
Piccadilly, prowadzona przez Johna Hatcharda. Firma ta
dostarczała książki królowej Charlotcie. Króla natomiast
zaopatrywała księgarnia Nicolla przy Pall Mall.

W księgarni hrabia zauważył wiele osób z wyższych sfer,

ale byli tam także klienci z warstw niższych. Większość gości
rozmawiała popijając kawę. John Hatchard natychmiast
spostrzegł go i kłaniając mu się z uszanowaniem, wyraził
zadowolenie, że hrabia pofatygował się osobiście do jego
sklepu. Choć Vargus regularnie kupował wiele książek,

background image

załatwiał to przez sekretarza. Hrabia wyjaśnił księgarzowi, o
co mu chodzi.

- Nie będzie problemów ze spełnieniem pańskiego

zamówienia, milordzie - powiedział. - Mamy Williama
Abbota „Wspomnienia starego sukiennika". Znajdzie pan tam
wiele informacji o właścicielach sklepów poczynając od
branży spożywczej, a skończywszy na kapelusznikach.
Natomiast

książka

pani

Gaskell

dotyczy

męskich

kapeluszników.

Hrabia rzucił okiem na obydwie książki i postanowił kupić

je w nadziei, że dowie się z nich czegoś interesującego.
Podziękował panu Hatchardowi za propozycję odesłania ich i
sam zabrał książki do domu, żeby jak najszybciej je przejrzeć.

Przypatrując się opuszczającym sklep pani Burton

kobietom, które spoglądały na niego z niemałym
zainteresowaniem, pomyślał, że chyba żadna z nich nie ma
przyjaciela oczekującego na nią pod sklepem. Kobiety wciąż
odwracały głowy w jego stronę, nawet kiedy były już na
końcu ulicy.

Hrabia czekał w nadziei, że Talia nie opuści sklepu

frontowym wejściem. I nie omylił się, bo w pięć minut po
wyjściu innych pracownic pojawiła się i ona. Miała na głowie
ten sam szary czepeczek, w którym ją ujrzał u panny
Genevieve. Ponieważ zamykała drzwi i miała pochyloną
głowę, nie zauważyła, że ktoś na nią czeka. Najpierw
spostrzegła konie, następnie, unosząc głowę, dojrzała
hrabiego, który pojawił się tuż przed nią blokując przejście.

- Dobry wieczór, panno Carver!
Przez chwilę zdawało się, że zdumienie odebrało jej

mowę. Lecz prawie natychmiast opanowała się i przywitała go
niskim, melodyjnym głosem:

- Dobry wieczór, milordzie! Usiłowała go wyminąć, lecz

on zatrzymał ją.

background image

- Mam nadzieję - rzekł - że pozwoli pani, żebym ją

odwiózł do domu moim powozem. Specjalnie po to
przyjechałem.

- Dziękuję jego lordowskiej mości, ale ktoś czeka na

mnie.

Hrabiego zaskoczyła taka odpowiedź. Rozglądając się

dokoła nie spostrzegł żadnego oczekującego pojazdu tylko
przejeżdżające dorożki i kilku przechodniów.

- Być może źle mnie pani zrozumiała - powiedział - więc

powtórzę moje zaproszenie. Bardzo zależy mi na tym, żeby
odwieźć panią do domu.

- Nie mogę skorzystać z tego rodzaju zaproszenia,

milordzie - rzekła Talia, a hrabia pomyślał, że specjalnie
nadaje swojemu głosowi poważne brzmienie.

Minęła go, zanim zdołał ją zatrzymać, i pobiegła w

pośpiechu ulicą. Spoglądał w ślad za nią, nie wiedząc co robić.
Po chwili ujrzał, jak ubrana w czerń kobieta zaczęła iść w jej
stronę. Zatrzymały się na moment, wymieniły kilka słów, a
potem zniknęły za rogiem.

Hrabia wskoczył do powozu i pojechał za nimi. Zauważył,

że skręciły w stronę Hay Hill. Podążał za nimi cały czas, lecz
wkrótce musiał przepuścić jadący Dover Street dyliżans.
Dostrzegł jednak szary czepeczek Talii znikający w
Lansdowne Passage. Zorientował się, w którą stronę poszła,
ponieważ Lansdowne Passage był najkrótszą drogą do ulicy
Curzona.

Gdy hrabia minął Berkeley Square i znalazł się na ulicy

Curzona, spostrzegł przed sobą Talię i jej towarzyszkę. Mimo
wszelkich starań nie mógł ich dogonić i wkrótce zauważył, że
obie kobiety minęły arkady przegradzające ulicę prowadzącą
do Shephard Market. Nie mógł dalej jechać za nimi powozem,
ale wiedział już, gdzie mieszkała.

background image

- Wysiądź tutaj, Henry - rzekł do stangreta. - Pójdziesz na

Shephard Market i zapytasz ludzi o pannę Carver. Osada jest
niewielka, więc z pewnością ktoś poda ci jej adres. Dowiedz
się też, czy mieszka sama czy z rodziną. Chcę wiedzieć o niej
wszystko. Tylko zachowaj dyskrecję. Wiem, że mogę ci ufać.

- Zaraz wracam, milordzie - odpowiedział Henry. Nie

pierwszy już raz hrabia wysyłał go w podobnej misji. Henry
nosił w imieniu swojego chlebodawcy kwiaty i prezenty do
rozmaitych dam, którymi hrabia był aktualnie zajęty. Z tego
powodu inni służący nadali mu przydomek „Eros".

- Brak ci tylko skrzydełek, Henry, i nigdy ich chyba nie

będziesz miał - śmiały się służące.

- Nie macie pojęcia, jakich cudów dokonuję za pomocą

mojego łuku i strzał - przechwalał się Henry.

Służące zaśmiewały się głośno, kiedy gonił je po

bocznych korytarzach Hellington House, narażając się za te
hałasy na wymówki kamerdynera i ochmistrzyni.

Teraz Henry wyskoczył z powozu i udał się w stronę

Shephard Market. Jak cała służba był oddany hrabiemu całym
sercem, nie tylko z powodu jego miłej powierzchowności, ale
również dlatego, że uważano go za doskonałego sportowca.
Pracę u hrabiego służba traktowała jako duży zaszczyt.

Hrabia nie zdawał sobie oczywiście z tego sprawy, ale

wszyscy jego służący byli bardzo zadowoleni, że pozostaje
wciąż kawalerem. Większość z nich wiedziała z własnego
doświadczenia, że kiedy pracodawcą jest kobieta, życie nie
jest już tak swobodne i łatwe. Wprawdzie hrabia wymagał
idealnego porządku, jednak nie wtrącał się do spraw służby.
Każdy ze służących mógłby długo opowiadać, jak nieznośne
jest życie u wymagającej chlebodawczyni, zwłaszcza gdy na
dodatek jest skąpa. Najprzyjemniej pracuje się u
tolerancyjnego nieżonatego pana.

background image

Henry był absolutnie pewny, że hrabia nie szukał żony na

Shephard Market. Dla ubranej na szaro panienki przeznaczył
zapewne zupełnie inną rolę. Od pewnego czasu służba robiła
zakłady, kiedy zostanie zajęte miejsce po ostatniej muślinowej
panience. Życzę jej szczęścia - pomyślał Henry.

Było już po szóstej, kiedy do biblioteki, w której hrabia

przeglądał gazety, wszedł kamerdyner i zameldował, że Henry
chciałby z nim rozmawiać.

- Niech wejdzie! - polecił hrabia.
Henry z uśmiechem na twarzy wszedł do pokoju, a jego

mina świadczyła, że misja się powiodła. Henry był
niewysokim mężczyzną o młodzieńczym wyglądzie. Miał
szczególny talent do koni. Był człowiekiem godnym zaufania,
lecz jednocześnie wykazywał awanturniczą żyłkę, co
podobało się hrabiemu. Odłożył więc gazetę i zapytał:

- Co tam słychać, Henry?
- Dowiedziałem się o niej wszystkiego, milordzie.

Mieszka w małym domku pod numerem 82.

- Sama?
- Nie, milordzie, mieszka z matką, która, jak powiadają,

ciągle choruje, bo często przychodzi tam lekarz, i ze starą
służącą Hanną.

Hrabia roześmiał się. Był niemal pewien, że Henry

zasięgał języka u rzeźników licznie zamieszkujących
Shephard Market.

- Czy dowiedziałeś się jeszcze czegoś? - zapytał.
- Wszyscy bardzo dobrze wyrażają się o młodej panience.

Powiadają, że ciężko pracuje na Bond Street, a otrzymuje
niewielką zapłatę.

Hrabia dowiedział się wszystkiego, co go interesowało.
- Dziękuję ci, Henry!
- Nie ma za co, milordzie.

background image

I z zuchwałym uśmiechem wyszedł z pokoju. Hrabia,

mimo że nie tolerował spoufalania się służby, wybaczał
Henry'emu jego zachowanie. Był on bardzo użyteczny i nigdy
nie zawiódł zaufania swego pana. Cechy te hrabia cenił u
podwładnych wyżej niż giętkość i uniżoność.

Nie spiesząc się, hrabia wstał, wszedł do holu i odebrał od

lokaja laskę i kapelusz.

- Czy życzy pan sobie, żeby przyprowadzić powóz? -

zapytał lokaj.

- Nie, pójdę pieszo - odrzekł hrabia. Ponieważ Berkeley

Square dzieli od Shephard Market niewielka odległość,
postanowił nie brać powozu. Choć słońce chyliło się ku
zachodowi, małe sklepiki wciąż tętniły życiem. Ich klientami
byli ludzie pracujący lub indywidualiści nie lubiący
dostosowywać

się

do

sztywnych

godzin otwarcia

obowiązujących w bardziej eleganckich sklepach.

Rzucało się w oczy, że wszyscy znali się tu nawzajem i

byli zaprzyjaźnieni, jakby to była nadal wioska jak przed
wiekami.

Hrabia bez trudu odnalazł numer 82 wśród skromnych

domków zajmowanych przez rzemieślników. Gdy podszedł
bliżej, z przyjemnością popatrzył na czyste szyby w oknach i
tak wypolerowaną staroświecką kołatkę przy drzwiach, że
lśniła niczym słońce. Uniósł kołatkę i zastukał. Minęło trochę
czasu, zanim usłyszał kroki. Drzwi otworzyła starsza, ubrana
na czarno kobieta. Hrabia bez trudu rozpoznał w niej osobę,
która odprowadzała Talię do domu. Kobieta patrzyła na niego
niechętnym wzrokiem.

- Chciałbym się zobaczyć z panną Carver - rzekł

rozkazującym tonem.

- Panny Carver nie ma w domu, milordzie.
Ze sposobu, w jaki się do niego zwróciła, domyślił się, że

Talia musiała jej powiedzieć, kim jest.

background image

- Nie sądzę, żeby to była prawda.
- Panna Carver nikogo nie przyjmuje.
Głos kobiety brzmiał ostro, jakby chciała uzmysłowić

hrabiemu, co oznacza wyrażenie „nie ma w domu".

- Myślę, że będzie chciała się ze mną widzieć - rzekł

twardo.

Mówiąc to postąpił krok naprzód, a ponieważ był bardzo

wysoki, Hanna cofnęła się. Przez chwilę nie wiedziała, co ma
robić. W końcu, ponieważ nie chciała zachować się
niegrzecznie wobec tak znakomitego gościa, otworzyła drzwi i
powiedziała:

- Może jego lordowska mość zechce zaczekać tutaj.
Hrabia wszedł do maleńkiej bawialni. Była urządzona

gustownie, lecz niezwykle skromnie. Zauważył tylko
zarzucone papierami biurko i pomyślał, że Talia rysuje
zapewne szkice wykonywanych przez siebie modeli damskich
czepków. Stał odwrócony plecami do kominka uśmiechając
się na myśl, w jaką konsternację wprawi Talię jego przybycie.
Raptem drzwi się otworzyły i stanęła w nich Talia. Miała na
sobie muślinową sukienkę, w której wyglądała bardzo
korzystnie, bo podkreślała odcień jej włosów i delikatną cerę.

Nie ulega wątpliwości, pomyślał hrabia patrząc na nią, że

jest bardzo ładna, ładniejsza od wielu kobiet, które poznał w
ciągu ostatnich kilku lat. Pomyślał z triumfem, że warto było
dołożyć wszelkich starań, aby ją odnaleźć. Zdziwiło go, że
cichutko zamknęła drzwi, a zanim zaczęła mówić, podeszła
doń bardzo blisko. Potem odezwała się ledwo słyszalnym
szeptem.

- Nie powinien pan tutaj przychodzić! Proszę natychmiast

wyjść!

- Wyjść? - zdziwił się hrabia. - Ale dlaczego?
- Bo moja matka nie może się dowiedzieć, że pan był

tutaj.

background image

Hrabia uniósł brwi.
- Czy pani matka nie akceptuje tylko moich odwiedzin? -

zapytał. - Czy inni panowie są równie niemile widziani?

- Nie ma żadnych mężczyzn wśród moich znajomych -

rzekła Talia. - Pańska wizyta zdenerwowałaby moją matkę.

- A to czemu? - zapytał hrabia.
- Ponieważ... - Talia zawiesiła głos. - Nie muszę panu

wszystkiego tłumaczyć. Jak oznajmiła panu Hanna, nie ma
mnie w domu. Proszę więc, żeby pan nas opuścił.

- Ale ja nie chcę - rzekł hrabia. - Chciałbym z panią

porozmawiać, panno Carver.

- Nie mamy sobie nic do powiedzenia.
- Wprost przeciwnie. Ja mam pani dużo do powiedzenia.
Talia spojrzała na sufit z lękiem, że ktoś może go

usłyszeć. Potem znów zaczęła prosić:

- Niech pan będzie tak dobry i odejdzie. Dla mamy

byłoby to wielkie przeżycie, a z jej zdrowiem nie jest
najlepiej. Ma dość innych zmartwień. Gdyby się dowiedziała,
że pan był tutaj, bardzo by ją to wzburzyło.

- Oczywiście, odejdę - rzekł hrabia - ale niech pani

zrozumie, że jeśli nie możemy porozmawiać tutaj, musimy się
spotkać gdzie indziej.

- To niemożliwe! - zawołała Talia.
- W takim razie zostaję.
- Nie będzie pan taki nieczuły. Przecież mówiłam panu,

że moja matka jest chora.

- Gdzie zatem możemy porozmawiać? - naciskał hrabia.
Na górze znów rozległy się dźwięki i Talia spoglądając na

sufit powiedziała przerażona:

- Gdziekolwiek, byle nie tu!
- Dobrze - zgodził się hrabia. - Przyjadę po panią o wpół

do dziewiątej. Wybierzemy się na kolację do jakiegoś cichego,

background image

dyskretnego lokalu, gdzie będziemy mogli spokojnie
porozmawiać.

Talia zdziwiła się.
- Miałabym pójść z panem na kolację? Sama?
- Nie zamierzam zapraszać nikogo oprócz pani.
- Rozumiem, ale ja nie mogę tego zrobić. To byłoby

bardzo niestosowne.

- Porozmawiajmy więc tutaj - rzekł hrabia. - Ma tu pani

czujną opiekę, chociaż matka pani jest piętro wyżej.

- Pan mnie szantażuje - powiedziała Talia po chwili.
- Owszem - zgodził się hrabia - proszę więc mi pozwolić

mówić tutaj. Ja zawsze dostaję to, czego chcę. Będzie prościej,
jeśli pani ustąpi od razu.

- Cóż pan może mieć mi do powiedzenia?
- To zajmie trochę czasu - odparł hrabia - ale, jak już

mówiłem, nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy porozmawiali
tutaj. Jeśli oczywiście pani pozwoli.

Ujrzał w jej oczach strach. Była wstrząśnięta i bardzo się

martwiła, jak matka zareagowałaby, gdyby spostrzegła jego
obecność. Widział, że się waha, namyśla, usiłując wybrnąć z
tej niezręcznej sytuacji. Ponowne odgłosy dobiegające z góry
sprawiły, że nagle podjęła decyzję.

- Dobrze - powiedziała. - Zgadzam się, ale pan mnie do

tego zmusił. Nienawidzę pana za to. Pójdę na tę kolację, ale
wyłącznie przez wzgląd na mamę. Będę wolna dopiero po
dziewiątej, kiedy mama zaśnie.

- Przyjadę więc piętnaście minut po dziewiątej - rzekł

hrabia.

- Tylko niech pan nie puka do drzwi, proszę zaczekać, aż

wyjdę - powiedziała.

Uśmiechnął się słysząc jej polecenia. Tymczasem ona,

chcąc jak najszybciej pozbyć się nieproszonego gościa, wyszła
do sieni i otworzyła przed nim drzwi frontowe.

background image

- Spotkamy się piętnaście po dziewiątej? - upewniał się

hrabia. - Będę cierpliwie czekał, gdyby się pani spóźniała.

Talia nie odpowiedziała. Cicho zamknęła drzwi. Hrabia

był przekonany, że gdyby nie matka, zatrzasnęłaby je z
hałasem. Rozbawiony wrócił do domu. Pomyślał, że wygrał tę
pierwszą potyczkę. Wygranie bitwy przyjdzie później.

Po wyjściu hrabiego Talia przystanęła na chwilę w

korytarzyku, żeby uspokoić się przed pójściem na górę. Była
tak rozzłoszczona i podenerwowana, że matka mogłaby z
łatwością dostrzec iskry gniewu w jej oczach. Jak on śmiał
przyjść za nią aż tutaj! Jak to możliwe, żeby mężczyzna,
którego widziała zaledwie raz lub dwa, wliczając w to
przypadkowe spotkanie w sklepie, kiedy przyszedł kupić
kapelusz dla swojej znajomej, mógł narzucać jej się w tak
niekulturalny sposób? I na dodatek posunął się do szantażu,
żeby przyjęła zaproszenie na kolację, choć ona czuła, że nie
powinna tego robić. Matka mogłaby dostać ataku serca, gdyby
się o tym dowiedziała!

- Jak powinnam postąpić? - pytała Talia samą siebie.
Była przekonana, że gdyby nie wyszła na spotkanie,

hrabia mógłby dobijać się do drzwi i narobić hałasu na cały
dom.

Nie mogę do tego dopuścić! Przecież on nie zachowuje się

jak dżentelmen! - pomyślała.

Raptem uświadomiła sobie, że hrabia zachowywał się tak,

ponieważ nie uważał jej za damę. Dziewczęta pracujące w
sklepie często są nagabywane przez mężczyzn w mało
wytworny sposób. Dopiero teraz pojęła, czemu matka tak
bardzo bolała nad tym, że Talia musiała ukrywać swoje
pochodzenie. Odetchnęła głęboko kilka razy, a potem udała
się na górę. Lady Caversham już na nią czekała.

- Kto to był, kochanie? - zapytała. - Hanna powiedziała

mi, że ktoś dopytywał się o ciebie.

background image

Ton głosu matki wyrażał zaniepokojenie. W pierwszej

chwili Talia chciała wyznać jej prawdę i poprosić o radę.
Jednak gdy spojrzała na jej kruchą postać, pomyślała, że
dodatkowe troski mogłyby ją złamać. Przecież i tak co noc
wypłakiwała oczy z tęsknoty za mężem. Każdy dodatkowy
cios mógł mieć dla niej zgubne konsekwencje. Talia musiała
sama poradzić sobie ze swoimi kłopotami.

- Mam pewien sekret, który ukrywałam przed tobą od

dawna - rzekła - ale teraz zamierzam ci go wyjawić. Nie mogę
już dłużej trzymać tego w tajemnicy.

- Trzymać przede mną w tajemnicy? - powtórzyła lady

Caversham.

- Myślę, że będziesz ze mnie dumna - oznajmiła Talia. -

Napisałam książkę.

- Napisałaś książkę! - wykrzyknęła lady Caversham.
- Tylko maleńką książeczkę - wyjaśniła Talia. - Chciałam

zaczekać z pokazaniem jej do twoich urodzin i ofiarować ci ją
w prezencie, ale nie potrafię już dłużej czekać i dam ci już
teraz. Poczekaj chwilę, zaraz ją przyniosę.

Wstała i skierowała się do swojego pokoju, sąsiadującego

z sypialnią matki. Na toaletce leżały egzemplarze autorskie
książki, które wczoraj po wizycie u panny Genevieve odebrała
od pana Hatcharda. Jeden z nich był opakowany w ozdobny
papier i przewiązany różową wstążeczką. Zamierzała wręczyć
go matce na urodziny razem z innymi drobiazgami. Talia
musiała jednak za wszelką cenę odwrócić uwagę matki od
niespodzianej wizyty hrabiego. Wzięła książkę i zaniosła do
sypialni matki.

- Oto debiut literacki twojej córki - powiedziała, - Bardzo

bym chciała, żeby okazał się sukcesem i przyniósł nam
mnóstwo pieniędzy.

- Nie mogę w to uwierzyć! - zawołała lady Caversham.

background image

Rozwiązała wstążkę i drżącymi palcami rozpakowała

książkę.

- „Dżentelmeni, napisane przez osobę z towarzystwa" -

przeczytała na głos. - Talio, coś ty napisała?

- W domowej bibliotece ojca widziałam kiedyś książkę,

która mnie zafrapowała - rzekła Talia. - Była to francuska
książeczka zatytułowana „Kobiety". Zawierała zbiór
powiedzonek i aforyzmów na temat kobiet wygłaszanych na
przestrzeni wieków.

- Przypominam ją sobie - rzekła lady Caversham.
- Pokazałam ją papie, a on roześmiał się i powiedział, że

mógłby dopisać do niej wiele złotych myśli, gdyby mu się
chciało poszperać w książkach. Dodał, że być może pewnego
dnia napisze książkę o kobietach, które znał, a z których żadna
nie była tak urocza jak ty, mamo.

- Kochany Denzil, czy naprawdę tak powiedział? -

zapytała lady Caversham.

- Zawsze to powtarzał - powiedziała Talia. - Kiedy

rozmyślałam, jak zdobyć pieniądze, przypomniałam sobie o
tej książeczce i postanowiłam napisać coś podobnego o
mężczyznach.

- I sama to wszystko wykoncypowałaś?
- To tylko mała książeczka - rzekła skromnie Talia.
- W jaki sposób udało ci się ją opublikować?
- Poszłam do księgarni pana Hatcharda przy Piccadilly i

zapytałam, czy nie zechciałby przeczytać mojego rękopisu.
Był bardzo miły i zgodził się. I wiesz, co mi opowiedział?

Lady Caversham była wyraźnie zainteresowana.
- Otóż kiedy otwierał księgarnię, zapisał w swoim

dzienniku: „Dziś dzięki Bożej pomocy i uprzejmości
przyjaciół, z pięcioma funtami w kieszeni, otworzyłem sklep
przy Piccadilly". Pomyśl tylko, mamo. Zaryzykował i wygrał.

background image

- To było istotnie odważne posunięcie - przyznała lady

Caversham.

- Kiedy przyznałam się, jak bardzo mi są potrzebne

pieniądze - opowiadała Talia - przypomniał sobie swoje
własne kłopoty i postanowił dać mi szansę.

- To bardzo miło z jego strony, że opublikował utwór

osoby debiutującej - zauważyła lady Caversham. - Jednak
wydaje mi się, moja najdroższa, że ta książka nie pasuje do
ciebie. Raczej bym przypuszczała, że napiszesz powieść.

- Nie mam talentu Jane Austen - rzekła Talia ze

śmiechem. - Zdaniem pana Hatcharda ta mała książeczka
rozbawi cały wielki świat. Trzymajmy kciuki, żeby przyniosła
nam dużo pieniędzy. Może odniesie równie niespodziewany
sukces jak wiersze lorda Byrona.

Lady Caversham przyglądała się trzymanej w ręku

książce.

- Wprost nie mogę w to uwierzyć - rzekła. - Wydaje mi

się, jakby to było wczoraj, kiedy uczyłam cię alfabetu, a ty z
trudem sylabizowałaś proste wyrazy. Teraz napisałaś książkę.
Szkoda, że na okładce nie ma twojego nazwiska.

- Bardzo chciałam, żeby było - przyznała Talia - ale pan

Hatchard wyjaśnił mi, że wiele osób może mieć do mnie
pretensje, że jako kobieta ośmielam się krytykować mężczyzn.
Przypuszczał, że gdy książkę otaczać będzie mgiełka
tajemnicy, znajdzie więcej nabywców.

- Muszę koniecznie przeczytać ją od początku do końca -

obiecała lady Caversham. - Przekonam się wówczas, jaką
mam mądrą córeczkę. - Spojrzała na książkę, a potem
zapytała: - A skąd właściwie tyle wiesz o mężczyznach?

- Tobie, mamo, mogę się przyznać, że wiem o nich

bardzo niewiele, lecz przypomniałam sobie, co opowiadał mi
papa, a wiele dowcipnych powiedzonek zaczerpnęłam z
książek. Pomysł wpadł mi do głowy, kiedy przysłuchiwałam

background image

się, co odwiedzające nasz sklep klientki opowiadały o swoich
mężach i narzeczonych.

- Chcesz przez to powiedzieć, że te damy rozmawiały o

tym w twojej obecności? - w głosie lady Caversham
zabrzmiało zdumienie.

- Oczywiście, mamo - odrzekła Talia. - Wiesz przecież, że

niektórzy ludzie traktują służbę jak głuchych. W oczach dam
kupujących kapelusze jestem kimś w rodzaju służącej.

Nie słuchała już, kiedy matka znów zaczęła użalać się nad

losem córki zmuszonej zarabiać na życie. Jej uwagę
pochłaniały rozważania nad tym, co o niej myśli hrabia i
dlaczego tak bardzo chciał się z nią zobaczyć.

Kiedy znalazła się w sypialni panny Genevieve i ujrzała

wysokiego, eleganckiego mężczyznę, było dla niej oczywiste,
w jakim celu tam przyszedł. Ze słów rzuconych przez pannę
Genevieve jeszcze przed jego przybyciem wywnioskowała, że
tancerka spodziewała się znamienitego gościa.

Jakież było jej zdumienie, kiedy dzisiejszego ranka hrabia

pojawił się w sklepie w towarzystwie lady Adelajdy, która
zdaniem pani Burton była jedną z najpiękniejszych dam z
towarzystwa. Jej elegancja znana była w całym Londynie;
inne damy zazdrościły jej, ale chętnie kopiowały jej stroje.

Jeśli więc mógł wybierać pomiędzy tak atrakcyjnymi

kobietami, czemu, na Boga, tak bardzo zależało mu na
spotkaniu z biedną modystką? Talii do głowy przyszła
niespodzianie przerażająca myśl, że może hrabia dowiedział
się o jej pochodzeniu, ale było to absurdalne. Jakim sposobem
ktoś mógłby połączyć osobę Talii Carver, modystki z Bond
Street, z lordem Denzilem Cavershamem?

Nie, to było pozbawione sensu. Dowie się wszystkiego

niebawem podczas wspólnej kolacji. Choć uważała, że hrabia
zachował się wobec niej skandalicznie, zmuszając ją do

background image

postępku, który mógłby zdenerwować jej matkę, nie mogła
opanować podniecenia na myśl o tej kolacji.

Odkąd zamieszkały w Londynie, Talia tak bardzo

przywykła do roli, jaką wyznaczył jej los, że nie myślała
zupełnie o jakimkolwiek życiu towarzyskim. Zgadzała się z
matką, że nie powinny spotykać dawnych znajomych,
ponieważ trudno by im było wytłumaczyć nagłe znikniecie
lorda Denzila, ponadto chciały uniknąć przykrego dla nich
współczucia.

- Kiedy twój ojciec wróci - powtarzała często lady

Caversham - wrócimy na wieś, a gdy plotki ucichną,
rozpoczniemy nowe życie.

- A z czego będziemy żyli, mamo? - pytała Talia.
- Może ojciec przywiezie trochę pieniędzy - rzekła

nieśmiało lady Caversham.

Talii wydawało się to mało prawdopodobne. Znając ojca,

wiedziała, że ma dużo większy talent do wydawania pieniędzy
niż do ich zarabiania. Jednak zatrzymała to dla siebie, bo nie
chciała smucić matki.

- Jestem pewna, że papa zadba o wszystko, nawet o nasze

finanse - stwierdziła.

Talia przyniosła matce kolację. Ponieważ lady Caversham

bardzo chciała przeczytać książkę córki, zjadła szybciej i
więcej niż zazwyczaj.

- Świetnie się spisałaś dzisiejszego wieczoru, mamo -

powiedziała Talia z zadowoleniem. - Nie zapomnij pochwalić
Hannę za nową potrawę z kurczęcia.

- A więc to było kurczę? - zdziwiła się lady Caversham,

lecz szybko dodała: - Oczywiście, kochanie. Hanna tak się
stara, żeby wszystko było smaczne i apetyczne, a ja nigdy nie
jestem głodna.

background image

- Gdyby ta książka przyniosła wiele pieniędzy - rzekła

Talia - mogłybyśmy kupić dla ciebie różne smakołyki, na
przykład pawie języczki, którymi się zajadali Rzymianie.

- Jak mogli być tak okrutni?
- Ja tylko żartowałam, mamo - powiedziała szybko Talia.

- Choć, jak widzę, lepiej się dzisiaj czujesz, chciałabym, żebyś
wcześniej poszła spać, a lekturę mojej książki odłożyła do
jutra.

- Bardzo bym chciała, żebyśmy mogły przeczytać ją

razem.

- Przeczytamy jutro - wyszeptała Talia. - A teraz połóż się

do łóżka i posłuchaj kilku zabawnych fragmentów.

Gdy skończyły czytanie, była już dziewiąta. Talia

ucałowała matkę na dobranoc i weszła do swojej sypialni.
Pomyślała, że jeśli hrabia ma nadzieję ujrzeć ją w
wieczorowej sukni, to się rozczaruje, gdyż takiej toalety w
ogóle nie miała. Ojciec opuścił Anglię, kiedy miała piętnaście
lat, i od tego czasu uszyła sobie z pomocą Hanny dwie
sukienki. Niedawno znalazły na targu niedrogi, ale ładny
muślin i dokupiły do tego wstążki, które wprawdzie gniotły
się i nie wyglądały tak efektownie jak te przemycone z
Francji, jednak miały bardzo przyjemne kolory. Talia umyła
się i włożyła swoją najnowszą sukienkę, ponieważ pozostałe
podarły się niemal na strzępy. Muślinowa sukienka była
ozdobiona dwoma rzędami falban u dołu i jedną falbanką przy
dekolcie. Talia wyglądała w niej bardzo młodo.

- Jeśli oczekuje czegoś bardziej wyrafinowanego -

powiedziała do swojego odbicia w lustrze - to powinien zabrać
lady Adelajdę!

Zaraz jednak myśl, że hrabia zaprosił ją, ponieważ

dostrzegł w niej atrakcyjną kobietę, wydała się Talii
absurdalna. Przeczuwała,

że

powód

jego

nagłego

background image

zainteresowania musiał być zupełnie inny. Bezskutecznie
łamała sobie głowę, co by to mogło być.

Kiedy uporała się z włosami, stwierdziła, że jest.

dwadzieścia po dziewiątej i hrabia na pewno już czeka.

A niech czeka! - powiedziała do siebie, a potem

zaniepokoiła się, że może zapukać do drzwi, co obudziłoby
matkę.

Jak wiele chorych osób lady Caversham zasypiała

natychmiast po położeniu się do łóżka, lecz budziła się po
dwóch, trzech godzinach i nie mogła ponownie zasnąć. Gdyby
się obudziła, spędziłaby bezsennie całą noc, a rano byłaby
bardzo słaba.

Muszę koniecznie zejść do niego - pomyślała Talia.
Wyjęła z szafy długą pelerynę, którą nosiła w lepszych

czasach jej matka. Peleryna była uszyta z błękitnego aksamitu.
Kiedyś miała futrzane lamówki, lecz Talia musiała je odpruć i
sprzedać na opłacenie domowych wydatków. Peleryna
spływała z jej ramion i dzięki niej, a także niezwykłej barwie
włosów, wyglądała niczym madonna na witrażu. Jej ubiór był
bardzo skromny, bez żadnych ozdób, lecz nawet gdyby hrabia
miał się wstydzić z jej powodu, nic na to nie mogła poradzić.
Zbiegła bezszelestnie po schodach i weszła do kuchni. Hanna
spojrzała na nią, a jej twarz pociemniała.

- A dokąd to się panienka wybiera, chciałabym wiedzieć?

- rzekła. - On nie ma prawa zapraszać cię samej, wiesz o tym
doskonale!

- Wiem, Hanno - odrzekła Talia - ale co mi pozostaje. Nie

mogłam przecież pozwolić, żeby zdenerwował mamę.

- Trzeba było stanowczo zażądać, żebym ci mogła

towarzyszyć - rzekła z niechęcią Hanna.

Talia pomyślała, że reakcja hrabiego na takie warunki

mogłaby być bardzo zabawna. Głośno zaś powiedziała:

background image

- Zastanawiałam się nad tym, lecz mama nie powinna

pozostać w nocy sama.

- Jestem niespokojna, jak sobie poradzisz sama z takim

mężczyzną jak jego lordowska mość - rzekła.

Talia podzielała w pełni jej obiekcje, lecz nie widziała

żadnego rozwiązania. Nagle Hanna krzyknęła.

- Co się stało? - spytała Talia.
- Mam pomysł! Proszę chwilę zaczekać.
Wyszła z kuchni i skierowała się do piwnicy. Talia

spoglądała na nią ze zdumieniem. W piwnicy nie było niczego
oprócz przywiezionych ze wsi kufrów. Większość zawierała
rzeczy jej ojca. Gdy po przyjeździe do Londynu okazało się,
że w maleńkim mieszkanku nie ma gdzie ich wypakować,
Hanna ustawiła je w piwnicy i od czasu do czasu wietrzyła,
żeby nie zalęgły się w nich mole ani. nie zniszczyła ich
wilgoć.

Talia czekała ze świadomością, że hrabia także czeka, a

jego zniecierpliwienie rośnie z każdą chwilą. W końcu Hanna
wróciła z piwnicy.

- Mam to, czego szukałam - powiedziała. - Niech

panienka to ze sobą weźmie. Może się przydać.

Mówiąc to rozwarła dłoń i odsłoniła przedmiot, na którego

widok Talia krzyknęła:

- Ależ, Hanno, to pistolet!
- Tak, to pistolet pana i w dodatku naładowany.

Znalazłam tylko jeden nabój, wiec masz tylko jedną szansę.

- Nie mogę tego zabrać! - broniła się Talia. - Przecież

gdyby papa nie zabił człowieka, nie znalazłybyśmy się w tak
trudnej sytuacji.

- Wiem o tym - rzekła Hanna - jednak na wszelki

wypadek zabierz pistolet.

Talia czuła, że Hanna ma rację. Był to maleńki pistolecik,

który ojciec zabierał do obrony przed ewentualną napaścią,

background image

gdy wracał późnym wieczorem do domu. Choć Talii nigdy się
nie zdarzyło, żeby została obrabowana, jednak wiele osób
opowiadało jej o swoich niemiłych doświadczeniach, kiedy
nie mogąc się bronić musieli oddawać rabusiom wszystkie
swoje kosztowności. Pomyślała, że mogłaby się znaleźć w
podobnej sytuacji, zdana na łaskę hrabiego i zmuszona do
spełnienia jego woli, gdyż nie byłaby w stanie się przed nim
obronić.

- Chyba mądrze mi radzisz, Hanno - rzekła. - Lepiej być

przygotowanym na najgorsze.

Wzięła pistolet z rąk służącej i schowała do atłasowej

torebki, którą miała przewieszoną przez ramię. Torebka była
ciężka, lecz hrabia nie domyśli się, co zawiera. Musiała tylko
uważać, kiedy będzie wyjmować chusteczkę, żeby niczego nie
spostrzegł.

- Na mnie już czas - powiedziała.
Hanna w milczeniu ruszyła przodem, a Talia nie bez

rozbawienia zauważyła, że odprowadza ją do drzwi
wejściowych niczym skazańca na szafot.

Mimo że zaczynało się ściemniać, bez trudu dostrzegła

hrabiego. Wyglądał olśniewająco w narzuconym na ramiona
niezwykle eleganckim płaszczu. Pod spodem miał
wieczorowy garnitur z bardzo modnymi ostatnio długimi i
wąskimi spodniami. Gdy zbliżyła się do niego, pomyślała, jak
nieciekawie przy nim wygląda.

- Jest pani nareszcie - powiedział. - A już myślałem, że

będę zmuszony zastukać do drzwi.

- Tego właśnie się obawiałam i dlatego tu jestem.
- Więc pani matka nie wie, że pani wyszła z domu?
- Nie. - Spojrzał na nią, a ona dodała: - Postawił pan na

swoim, milordzie. Czy mogę w takim razie wrócić do domu?
Nie ma powodu, żebym szła z panem na kolację, skoro, jak
pan widzi, nie jestem nawet odpowiednio ubrana.

background image

- Wygląda pani czarująco - odparł zdawkowo. - Jeśli

obawia się pani, że ktoś mógłby nas zobaczyć, to mogę
zaręczyć, że udajemy się w ciche miejsce, gdzie będziemy
mogli swobodnie porozmawiać. - Talia nic nie odrzekła, a on
dodał:

- Mój powóz stoi przy ulicy Curzona. Myślę, że tędy

będzie najbliżej.

Wziął ją pod rękę i ruszyli we wskazanym przez hrabiego

kierunku. Talia czuła, że dalsze spieranie się nie miało
najmniejszego sensu.

W Shephard Market wiele sklepików było jeszcze

otwartych. Widać w nich było klientów, którzy raczej
gawędzili z właścicielami niż kupowali. Ale poza nimi okolica
wydawała się zupełnie bezludna i Talia szła jakby we śnie.
Wkrótce przekroczyli arkady i dotarli do oświetlonej ulicy
Curzona. Stał tam hrabiowski powóz ozdobiony herbem,
zaprzężony w dwa konie, z lokajem i stangretem na koźle.

Talia weszła do środka, a hrabia usiadł obok niej. Przez

chwilę miała wrażenie, że nagle cofnęła się w przeszłość, że to
powóz jej ojca, jakby nie było tragedii rozstania, długich lat
trudów i poniewierki. Popadła w tak głęboką zadumę, że
zupełnie nie zwracała uwagi na hrabiego, który przyglądał się
jej z zainteresowaniem, a z końcu zapytał:

- O czym pani rozmyśla tak poważnie?
- O sobie - odrzekła Talia. - Proszę wybaczyć, milordzie,

moją nieuwagę.

Każda inna kobieta odpowiedziałaby, że myśli o nim.
- Podziwiam pani szczerość, panno Carver - powiedział. -

Większość ludzi myśli wyłącznie o sobie, lecz nie chce się do
tego przyznać.

- Zawsze staram się mówić prawdę, jeśli to możliwe -

odparła Talia. - Wstyd mi, że musiałam okłamać moją drogą
matkę, żeby być tu z panem.

background image

- Ale ona się o tym nie dowie - zauważył hrabia - więc nie

wynikną z tego powodu żadne nieprzyjemności, a my
spędzimy razem miły wieczór. Proponuję, żebyśmy nie
obwiniali się nawzajem, gdyż bardzo mnie to nudzi.

- Nie sądziłam, że moim obowiązkiem dzisiejszego

wieczoru będzie chronić pana przed nudą.

- A jednak pani to robi - rzekł hrabia - nie opowiadając

mi, jak bardzo tęskniła pani za mną.

- Jak już wspominałam, zawsze mówię prawdę -

powtórzyła Talia. - A pan przecież dobrze wie, że wcale nie
chciałam znaleźć się w pańskim towarzystwie. Wolałabym
raczej zostać w domu z książką.

- Czy tak właśnie spędza pani każdy wieczór?
- Tak.
- Ależ to straszne marnotrawienie młodości i urody.
- Niemniej korzystne dla mojego umysłu.
- Uważa więc pani, że to ważniejsze?
- Naturalnie. I mniej męczące. Hrabia roześmiał się.
- Pani poglądy są bardzo oryginalne. Może przebywanie

wyłącznie wśród kobiet zajętych bez reszty własnym
wyglądem sprawiło, że postanowiła pani być inna.

- Wstydzę się za wiele z nich.
- A to czemu?
- Ponieważ im się wydaje, że jedynym zadaniem kobiety

jest podobanie się mężczyznom. To dlatego kupują wciąż
nowe kapelusze, polują na nowe materiały, wstążki,
kosmetyki, buty, pończochy, parasolki. Wszystko po to, żeby
złowić rybę.

- Czyli kogoś takiego jak ja?
- Oczywiście - przytaknęła Talia. - Hrabia Hellington

stanowiłby doskonałą zdobycz, gdyby tylko udało się go
złowić!

background image

- Zapewniam panią, że dokładam wszelkich starań, żeby

się tak nie stało.

- Wierzę w to - rzekła Talia - jednak zapewniam jego

lordowską mość, że zostanie pan wkrótce złowiony i omotany
siecią, z której nie zdoła się pan uwolnić.

- Tego się właśnie obawiam - powiedział hrabia. - Ma

pani jednak rację, bo sama natura chce, żeby mężczyzna został
złapany i ogłupiony. Proszę sobie przypomnieć, co Ewa
zrobiła z Adamem.

- O ile mi wiadomo, nigdy nie skarżył się z tego powodu -

odparła Talia.

Ton jej głosu sprawił, że hrabia roześmiał się.
- Bez szarego przebrania, panno Carver, zupełnie nie

przypomina pani tej osoby, która ujmującym głosem
rozmawia z klientkami.

- Czyżbym rzeczywiście tak mówiła? - zapytała. - To

ciekawe.

- Dlaczego?
- Ponieważ starożytni Egipcjanie wierzyli, że głos stanowi

siłę. Nieraz zastanawiałam się nad rolą głosu we
współczesnym świecie - zamyśliła się, a po chwili rzekła: -
Rozkaz w wojsku pobudza żołnierzy do działania, bo
nauczono ich posłuszeństwa. Ale wykorzystany w hipnozie
pozwala mieć władzę nad ludźmi, którzy nie przywykli do
słuchania.

- Interesujące spostrzeżenia - rzekł hrabia. - Musimy

jeszcze koniecznie porozmawiać na ten temat, ale właśnie
dojeżdżamy na miejsce.

Talia wyjrzała przez okno. Powóz zatrzymał się przed

eleganckim budynkiem, rzęsiście oświetlonym gazowymi
latarniami. Patrzyła w osłupieniu przez dłuższą chwilę i
powiedziała przerażona:

- Nie mogę się tutaj pokazać!

background image

- Ależ to nic strasznego - uspokajał ją hrabia. - Nikt tu

pani nie zobaczy. Zjemy kolację w osobnym gabinecie.

Talia zorientowała się, że z całą pewnością nie było to

miejsce, w którym powinna przebywać sam na sam z
mężczyzną. Wielokrotnie czytała o takich dyskretnych
gabinetach. Casanova, markiz de Sade oraz inni słynni
uwodziciele i typy spod ciemnej gwiazdy zwabiali tam
kobiety, które pragnęli zniewolić. Słyszała o takich miejscach
w różnych miastach Europy, ale nie przypuszczała, że są one
również w Londynie. Ale tutaj czy w domu hrabiego, czy
gdzie indziej, nigdzie nie mogła się czuć bezpiecznie.

Lokaj otworzył drzwiczki powozu, hrabia wyskoczył i

pomógł jej wysiąść. Zawahała się przez chwilę, potem ruszyła
naprzód. Czuła ciężar pistoletu w torebce i to dodawało jej
otuchy.

background image

Rozdział 4
Kiedy kelnerzy wyszli, hrabia usiadł z kieliszkiem brandy

w dłoni. Spoglądając na Talię siedzącą po przeciwnej stronie
stołu pomyślał, że kolacja była nadspodziewanie podniecająca
i interesująca. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnim razem
prowadził tak ciekawą konwersację z mężczyzną, natomiast z
kobietą nie zdarzyło mu się to dotąd nigdy. Przeskakiwali z
tematu na temat, wiec mógł się przekonać, że Talia jest osobą
oczytaną, o bardzo oryginalnym sposobie myślenia.
Wyglądała wprawdzie bardzo młodo, jednak cały czas odnosił
wrażenie, jakby rozmawiał z osobą dużo od niej starszą, z
kimś w rodzaju lady Melbourne lub lady Holland, które miały
w wielkim świecie opinię błyskotliwych i inteligentnych.

Dla Talii było to niezwykle interesujące przeżycie. Mogła

rozmawiać z mężczyzną innym niż pustogłowi dandysi
odwiedzający salon pani Burton i przekomarzający się z
damami, przymierzającymi w tym czasie kapelusze.
Zastanawiała się kiedyś, jak by to było, gdyby mogła zjeść
kolację w towarzystwie mężczyzny i wypowiadać swoje
poglądy swobodnie i bez skrępowania, bo przez ostatnie trzy
lata musiała stale ukrywać swoje myśli.

Nauczyciele, u których kiedyś pobierała naukę w

Londynie, twierdzili, że ma męski umysł i nigdy nie
spodziewali się podobnych zdolności u kobiety. Z ojcem
rozmawiała często na różne tematy, lecz lord Denzil nie był
dobrym słuchaczem, bo wolał wygłaszać własne sądy. Matka
natomiast potrafiła słuchać, ale chociaż Talia uwielbiała ją,
musiała przyznać, że lady Caversham interesowała się
wyłącznie tym, co bezpośrednio jej dotyczyło. Być może była
to jedna z przyczyn, dla których obydwoje z ojcem czuli się
razem bardzo szczęśliwi. Gdy on mówił, ona cieszyła się, że
może słuchać jego słów i zgadzała się z każdym jego zdaniem.

background image

Hrabia

był

bez

wątpienia

mężczyzną

bardzo

błyskotliwym, choć Talia uważała jego sposób myślenia za
zbyt dogmatyczny. Za każdym razem był bardzo zdumiony,
gdy się nie zgadzała z nim. Wymienili już poglądy na wiele
spraw, ale dopiero teraz, po odejściu służby, miała okazję,
żeby rozejrzeć się dokoła. Kiedy weszła do lokalu, była zbyt
przestraszona. Usłyszała dźwięk muzyki, gwar głosów i
spostrzegła lokajów w czerwonych liberiach lamowanych
złotem. Odetchnęła z ulgą, gdy zaprowadzono ich na górę i
wskazano pokój ze stołem nakrytym dla dwóch osób.

A więc to tak wygląda gabinet - pomyślała Talia. - Jest

inny, niż myślałam.

W wyobraźni jawił jej się obraz czegoś plugawego i

wulgarnego. Ku jej zdumieniu pokój umeblowany był ze
smakiem. Na ścianach zawieszono kilka francuskich
oleodruków, stała tam kanapa i kryte adamaszkiem fotele,
wszystko w stylu francuskim. W jednym końcu pokoju, gdzie
zawieszono piękne, połyskujące turkusowe zasłony, musiało
znajdować się okno. Talia pomyślała, że ten osobliwy kolor
przypomina jej obrazy Francoise Bouchera. Wygląd pokoju
nie odpowiadał jej wyobrażeniom, była tym mile zaskoczona.

Hrabia zdjął z jej ramion pelerynę. Talia zadrżała, lecz

sposób, w jaki to uczynił, wyrażał wyłącznie galanterię.
Uspokoiła się więc i usiadła na kanapie.

- Czy pani pozwoli kieliszek szampana czy może madery?

- zapytał.

Talia zawahała się.
- Dawno nie próbowałam żadnego z nich.
- Polecam więc szampana - zaproponował hrabia. Kelner

wręczył Talii kieliszek, lecz ona wysączyła

tylko

odrobinę

pamiętając,

że

byłoby

wielką

nieostrożnością, gdyby wypiła za dużo, zwłaszcza że wiele
godzin już upłynęło, odkąd miała cokolwiek w ustach. Hanna

background image

zazwyczaj dawała jej do pracy jedzenie. Niektóre pracownice
wybiegały ze sklepu, żeby sobie coś kupić, lecz Talia obiecała
matce, że sama nie będzie nigdzie wychodzić. Poza tym
zawsze miała coś do zrobienia w pracowni. Ponieważ była
niezwykle zdolna, pani Burton wciąż dodawała jej pracy. Nie
tylko ozdabiała kapelusze, ale także musiała je sprzedawać.

Kolacja zamówiona przez hrabiego była bardzo wystawna.

Talia zastanawiała się, czy potrafi opisać Hannie menu, żeby
ta spróbowała przyrządzić podobne potrawy dla matki.

- Może by pani coś jeszcze zjadła? - zapytał hrabia.
- Niestety, już nie mogę - odrzekła Talia. - Szkoda, że nie

jestem wielbłądem, bo po takiej uczcie mogłabym nie jeść
przez tydzień.

- Jest pani bardzo szczupła - rzekł hrabia. - Czy stara się

pani modnie wyglądać, czy też nie jada pani jak trzeba?

- Jedzenia mi nie brakuje, odkąd znalazłam pracę -

odpowiedziała.

- Nie sądzę, żeby pani Burton była zbyt hojna. Talia

uśmiechnęła się.

- Jak już panu mówiłam, jest ona typową właścicielką

sklepu z Bond Street. Żąda od klientów astronomicznych sum,
natomiast swoim pracownikom płaci jak najmniej.

- Tak też sobie myślałem - odparł hrabia. - Mam jednak

dla pani pewną propozycję.

- Propozycję? - zapytała Talia.
Patrzył na nią przez chwilę, a potem powiedział:
- Chyba zdaje pani sobie sprawę, że zajęcie modystki nie

jest odpowiednie dla pani. - Spostrzegł, że oczy Talii
rozszerzają się ze zdumienia. - Mimo całej swojej prawdziwej
czy udanej skromności wie pani zapewne, że jest bardzo
piękną dziewczyną.

- Oczywiście chciałabym myśleć, że jestem piękna -

odrzekła Talia - ale gdy porównam siebie ze znanymi

background image

pięknościami zachodzącymi do naszego sklepu, jak dama,
której dziś pan towarzyszył, czy też z panną Genevieve, nie
mogę nie dostrzegać własnych niedostatków.

- Jeśli jakieś istnieją, nic mi o nich nie wiadomo.
Ponieważ hrabia wciąż używał cynicznego tonu, trudno

było jego stwierdzenie uznać za komplement. Talia
westchnęła, a potem rzekła:

- Być ładną w sytuacji, w jakiej się znajduję, to

prawdziwe utrapienie. Jak jego lordowska mość pewnie
zauważył, pozwolono mi obsługiwać wyłącznie osoby stare i
brzydkie, a zabroniono wychodzić do dam przychodzących w
towarzystwie dżentelmenów.

- Jednak posłano panią do panny Genevieve.
- To zupełnie co innego - wyjaśniła Talia. - Osoba

pokroju panny Genevieve nie zwraca uwagi na kogoś
postawionego w hierarchii społecznej tak nisko jak ja. Teraz
jednak widzę, że był to pierwszy i ostatni raz, kiedy przyjęłam
podobne zadanie.

Mówiła z takim przekonaniem, że hrabia zapytał:
- A to czemu?
- Ponieważ w przeciwieństwie do tancerki zauważyli

mnie jej goście, tacy jak pan, milordzie - wyjaśniła Talia. -
Gdyby nie wizyta w hotelu Fletchera, nie znalazłabym się
tutaj.

- Co do mnie, bardzo jestem rad, że tak się stało - rzekł

hrabia.

Zapadło milczenie, które nie wiedzieć czemu zawstydziło

Talię. Być może powodem jej zmieszania był sposób, w jaki
hrabia patrzył na nią oceniając każdy szczegół jej urody, jakby
nie była człowiekiem, lecz obrazem lub koniem.

- Sądzę, milordzie - powiedziała - że już najwyższy czas,

żebym panu podziękowała za wyśmienitą kolację, gdyż muszę
niestety wracać do domu.

background image

- Jeszcze nie teraz - zaprotestował stanowczym tonem

hrabia. - Nie przedstawiłem pani mojej propozycji.

- Oczywiście wysłucham tego, co ma mi pan do

powiedzenia, jednak proszę mieć na uwadze, że zrobiło się
późno - rzekła Talia.

- Ale nie dla mnie.
- To zrozumiałe, bo nie musi pan wstawać tak wcześnie

jak ja - odparła Talia.

- Ma pani rację - powiedział hrabia. - Proszę teraz

uważnie mnie wysłuchać.

Talia pochyliła się do przodu, położyła ręce na stole i

oparła na nich podbródek. Torebka spoczywała na jej
kolanach, więc pomyślała, że wstając musi uważać, żeby nie
upadła z hukiem na podłogę.

- Myślę, że zgodzi się pani ze mną - zaczął - że nie

przebywa pani we właściwym środowisku. Chciałbym pani
zaproponować, żeby się pani przeniosła do większego domu w
ładniejszej dzielnicy. Pragnąłbym także uczynić pani życie
bardziej wygodnym niż dotychczas. Nie musiałaby już pani
robić kapeluszy, miałaby pani powóz, konie i służbę.

Mówił to swoim zwykłym tonem, spokojnie i wyraźnie, z

ledwo dostrzegalną nutką cynizmu, co sprawiało, że jego
słowa brzmiały obco i obojętnie. Przerwał i spostrzegł, że
Talia patrzy na niego ze zdumieniem.

- Czy to już wszystko? - zapytała.
- Czy wszystko? - zdziwił się hrabia. - A cóż jeszcze

mógłbym dodać? Może klejnoty? Może lożę w Covent
Garden?

- Nie to miałam na myśli - rzekła Talia. - Nie mogę w to

uwierzyć. Chyba jego lordowska mość raczył żartować.

Hrabia uśmiechnął się.
- Czemu miałbym żartować?
Talia siedziała wyprostowana patrząc mu prosto w oczy.

background image

- Czyżbym była w błędzie? Wydaje mi się, milordzie, że

proponuje mi pan, żebym została pańską kochanką?

- Taki był w istocie mój zamiar - rzekł hrabia.
- Ciekawi mnie, czy inni panowie też składają podobne

oferty tonem tak urzędowym, jakby mówili o interesach?

- Czy wyobrażała to sobie pani inaczej?
- Oczywiście! - krzyknęła Talia. - Sądziłam, że

mężczyzna płonąc szczerym uczuciem zwraca się do swej
wybranki tonem czułym i słowami chwytającymi za serce. -
Przerwała na chwilę, a potem kontynuowała: - Albo też stara
się zdobyć jej przychylność w jakiś tradycyjnie przyjęty
sposób.

Przypatrując się Talii hrabia dostrzegł dołeczki na jej

policzkach i zorientował się, że drwi sobie z niego.

- Odnoszę wrażenie - rzekł - że pani nie traktuje mnie

poważnie.

- A jakżebym mogła inaczej? - odrzekła. - Jeszcze nigdy

nie zdarzyło mi się słyszeć równie niedorzecznej propozycji!
Jeśli to miała być sprawa, którą zamierzał mi pan
zakomunikować podczas kolacji, to Hanna niepotrzebnie
niepokoiła się o mnie.

- Może się myliłem, ale chciałem, żeby pani wiedziała,

czego może oczekiwać od mnie - rzekł hrabia.

- Już panu powiedziałam, czego oczekuję od pana.
- Płomiennej miłości? - zapytał. - To przyjdzie z czasem.
- To bardzo miło, że mnie pan dostrzegł - rzekła Talia -

ale teraz, milordzie, muszę koniecznie wracać do domu.

- Pani mi jeszcze nie odpowiedziała.
- A pan oczekuje mojej odpowiedzi?
- Oczywiście. Nie przywykłem do tego, żeby nie

odpowiadano mi, kiedy zadaję pytanie.

- A więc niech wszystko będzie jasne, milordzie. Moja

odpowiedź brzmi: nie!

background image

- Jak pani może być tak nierozsądna? - zapytał. - Czy

pomyślała pani o korzyściach, jakie pani ofiarowuję?

- Może to pana zdziwi, milordzie, ale nie zaproponował

pan niczego, co przeważyłoby to, co już mam.

- A cóż to takiego? - zapytał.
- Szacunek dla samej siebie - odrzekła. - To coś, czego

nie może pan mi ofiarować.

Hrabia postawił kieliszek na stole.
- Może spróbuję od innej strony - zaczął po chwili - i

powiem, że jest pani dla mnie kobietą upragnioną i że bardzo
chciałbym się panią opiekować i uczynić panią szczęśliwą.

- To ostatnie może pan zrobić natychmiast.
- W jaki sposób?
Czuł, że odpowiedź nie będzie dla niego przyjemna.
- Pozostawiając mnie w spokoju - rzekła Talia. - Chyba

pan zdaje sobie sprawę, że zgodę na nasze spotkanie uzyskał
pan dzięki szantażowi. To się już nigdy nie powtórzy.

Ujrzawszy cień urazy w oczach hrabiego nie mogła się

powstrzymać, żeby nie dodać:

- Co się zaś tyczy domu, powozu, koni i służby, to jestem

przekonana, że panna Genevieve z radością przyjmie pańską
propozycję.

- Ale ja nie jestem zainteresowany panną Genevieve, lecz

panią.

- I dlatego pan sądzi, że powinnam być zaszczycona i

wdzięczna? Ale przykro mi, nie jestem. Kiedy zastanowiłam
się nad pańską ofertą, doszłam do przekonania, że jest ona po
prostu obrażająca.

- Nie było to moim zamiarem.
- A pan się spodziewał, że potraktuję to inaczej?

Ponieważ hrabia milczał, dodała:

- Wiem, o czym pan myśli. Dziwi się pan, że osoba

postawiona tak nisko w społecznej hierarchii ośmieliła się

background image

odrzucić hrabiego Hellingtona. Ale ja nie tylko odrzucam
pańską ofertę, ale oświadczam panu, że nie zna się pan na
ludzkich charakterach.

Trudno byłoby znaleźć argument, który by mocniej

ugodził hrabiego uważającego się za osobę umiejącą od
pierwszego wejrzenia rozszyfrować każdego człowieka. Nie
wymagał, żeby służący przedstawiali mu referencje, a gdy
ktoś zwracał się do niego po pomoc, umiał ocenić, czy petent
mówi prawdę, czy nie. Nie posiadał się więc ze zdumienia, że
dziewczyna, nie wyróżniająca się oprócz urody niczym
spośród tysiąca jej podobnych, twierdzi, że ją obraził i wytyka
mu, że okazał się złym znawcą ludzi.

- Niech mnie pani posłucha, Talio - zaczął, lecz mu

przerwała.

- Już wysłuchałam pana. Dalszą dyskusję na ten temat

uważam za stratę czasu. Jeśli mam być szczera, to panu
powiem, że mnie to już nudzi.

Mówiąc to wzięła torebkę z kolan i wstała. W blasku

świec wyglądała niezwykle młodo i pociągająco. Talię tak
mocno zajęła rozmowa z hrabią, że nie zauważyła, kiedy
kelnerzy opuszczając pokój wygasili światła pozostawiając
tylko cztery świece na stole jadalnym. Dopiero teraz, kiedy się
odwróciła, dostrzegła, że w pokoju pali się jeszcze inne
światło. Przez cały czas siedziała odwrócona tyłem do portier
zasłaniających, jak jej się zdawało, okno. Teraz zasłony były
rozsunięte i spoza nich ujrzała nie okno, lecz łóżko. Stał tam
również świecznik z trzema palącymi się świecami. Na łożu
leżały koronkowe poduszki oraz różowa narzuta ozdobiona
turkusowymi wstążkami.

Przez chwilę Talia stała jak skamieniała. Potem

skierowała się w stronę krzesła, na którym leżało jej okrycie.
Dopiero teraz zauważyła, że hrabia nie ruszył się z miejsca.
Obserwował ją trzymając kieliszek w ręku.

background image

- Chciałabym stąd wyjść, milordzie.
- A jeśli się na to nie zgodzę?
- Myślę, że trudno byłoby panu mnie zatrzymać.
- Tak pani sądzi?
- Tak. Byłabym bardzo rozczarowana.
- Rozczarowana? - zapytał.
- Kiedy rozmawiałam z panem, sądziłam, że jest pan nie

tylko inteligentnym mężczyzną, ale też dżentelmenem.
Sprawiłby mi więc pan wielki zawód.

- To brzmi słusznie i tego właśnie mogłem się spodziewać

- rzekł. - Lecz ponieważ nie chce pani, żebyśmy spotkali się
kiedykolwiek, jakie znaczenie może mieć pani zdanie o mnie?

Szukając odpowiedzi, pomyślała, że znów prowadzą

słowną szermierkę. Ponieważ nie znalazła właściwych słów,
sięgnęła po pelerynę i narzuciła ją na ramiona.

- Chciałabym stąd wyjść, milordzie - oświadczyła. - Czy

też zamierza mnie pan zatrzymać siłą?

- Nie, nie zamierzam tego uczynić - rzekł hrabia -

Chciałbym, gdy skończy pani pracę, która tak bardzo pani
odpowiada, omówić moją propozycję z pani matką.

Talia wydała okrzyk zgrozy i z oczami płonącymi

gniewem zbliżyła się do stołu.

- To jest szantaż, do jakiego nie posunąłby się żaden

uczciwy człowiek.

Stała obok niego, a z jej ust padały gniewne słowa, lecz

hrabia tylko się zaśmiał.

- Wygląda pani uroczo, kiedy się złości - rzekł. - Trudno

wprost oprzeć się pani oczom rzucającym błyskawice.

- Czemu zatem pan mi grozi?
- Nigdy nie zniżyłbym się do czegoś takiego.
- To czemu pan mnie straszy? - zapytała. - Wie pan, jak

bardzo jestem przeczulona, gdy chodzi o dobro mamy.

- Podobnie jak ja, gdy chodzi o panią.

background image

- Trudno w to uwierzyć, sądząc po pańskim zachowaniu.
- A jak ja się zachowuję? - zapytał hrabia. - Nie licząc

sytuacji, kiedy przed chwilą rozzłościłem panią. - Talia nie
odpowiedziała, więc mówił dalej: - Zaoferowałem pani coś, co
moim zdaniem było lepsze od ustawicznej walki o utrzymanie
siebie, matki, a jak przypuszczam, także służącej. Pani tę
propozycję odrzuciła) Zatem muszę wymyślić coś innego, z
czym mogłaby się pani zgodzić.

Widząc, że Talia spogląda nań niepewnym wzrokiem nie

pojmując nagłej zmiany w jego zachowaniu, mówił dalej:

- Może mógłbym zaproponować kurację dla pani matki

lub najlepszych w Londynie lekarzy.

- Sposoby, jakich pan używa, są nieuczciwe! - krzyknęła,
- „W miłości i na wojnie wszelkie chwyty są dozwolone"

- zacytował.

- Miłość! - zawołała oburzona. - Po raz pierwszy użył pan

słowa miłość. Lecz jak ma się to słowo do pańskiej
propozycji?

- A wiec o to pani chodzi?
- To zrozumiałe, że pragnę miłości - odrzekła Talia. -

Lecz jest to uczucie, do jakiego pan nie jest zdolny, więc nie
mamy o czym mówić.

- Ależ ze mnie głupiec - rzekł hrabia. - Uśmiechnął się, a

potem dodał: - Jak mogłem zapomnieć, że kobiety pragną być
adorowane.

- Jest to ostatnia rzecz, na której mi zależy - rzekła ostro. -

Jeśli przez adorację rozumie pan sposób, w jaki stara się pan
mnie przekonać do zaakceptowania rzeczy, które odrzuciłam
bez wahania.

- Lecz gdyby się stały pani własnością, być może innym

okiem spojrzałaby pani na nie - rzekł hrabia z przekąsem.

background image

- Już starożytni Grecy ostrzegali przed przyjmowaniem

podarków - powiedziała. - Cokolwiek mi pan zechce teraz
ofiarować, będę świadoma kryjących się za tym motywów.

- Muszę zatem rozpocząć całą kampanię od początku.
Talia roześmiała się.
- Zdobycie moich względów nazywa pan kampanią!

Przypuszczam, że zamierza pan wygrać za wszelką cenę.
Dobrze więc, milordzie. Spotka pan przeciwnika, którego nie
uda się panu zastraszyć ani zaskoczyć niecnymi metodami.

- Jest pani bardzo pewna siebie.
- A pan nie jest wcale taki straszny, jak myślałam. Hrabia

uniósł brwi.

- Z czego to pani wnosi?
- Ponieważ nieświadomie uspokoił mnie pan i upewnił, że

jednak jest pan dżentelmenem i nie skrzywdzi mojej matki.

Hrabia milczał, więc Talia postąpiła jeszcze krok w jego

stronę.

- Czy nie mam racji? - zapytała.
Był to niezbity dowód, więc po chwili hrabia rzekł:
- Ustępuję tylko w tej jednej sprawie.
Ujrzał wyraz ulgi w jej oczach i to go ujęło. Wzruszyła go

odwaga, z jaką walczyła w obronie matki. Odstawił kieliszek i
wstał.

- Odwiozę panią do domu.
- Dziękuję - odrzekła.
Kiedy schodzili na dół, zdawało jej się, jakby cudem

uniknęła grożącego jej niebezpieczeństwa. Dźwięki muzyki i
gwar głosów były teraz wyraźniejsze. Powóz hrabiego czekał
przed budynkiem i wchodząc do środka, uświadomiła sobie,
że zdobyła doświadczenie, które może jej się przydać przy
pisaniu książki. Opis gabinetu mógł wypaść niezwykle
interesująco. Kiedy konie ruszyły, hrabia powiedział:

- Proszę podać mi rękę!

background image

Wyciągnęła do niego rękę, a on ujął ją w obie dłonie.

Poczuła ciepło jego palców i ogarnęło ją dziwne uczucie,
jakiego nigdy dotąd nie znała.

- Może mi pani wierzyć albo i nie - rzekł. - Choć wieczór

ten nie potoczył się tak, jak tego oczekiwałem, jestem pani
wdzięczny za spędzone razem chwile i chciałbym, żebyśmy
się jeszcze spotkali.

- To rzecz niezmiernie trudna, milordzie - odrzekła. - A

poza tym nie powinniśmy tego robić.

- Ale jest to moje pragnienie - rzekł. - Myślę, Talio, że

gdyby pani dziś wieczór zaczęła czytać interesującą książkę,
byłaby pani bardzo rozczarowana, gdyby nie dano pani jej
dokończyć.

Trzeba przyznać, że mówił rozsądnie, jednak nie

opuszczała jej obawa. Musiała liczyć się z tym, że był bardzo
atrakcyjnym mężczyzną, na co dotychczas nie zwracała
uwagi. Dopiero kiedy wziął ją za rękę i znalazł się tak blisko,
poczuła, jak bardzo groźnym był przeciwnikiem.

- Ponieważ bardzo miło się z panem rozmawia, jeśli

oczywiście nie stara się pan mnie szantażować - rzekła
nieśmiało - chciałabym jeszcze się z panem zobaczyć. Wiem
jednak, że nie byłoby to właściwe, więc niech mnie pan o to
nie prosi! Znacznie ułatwiłoby moją sytuację, gdyby pan
zniknął z mojego życia.

- Jest to absolutnie niezgodne z moimi zamiarami - rzekł

hrabia. - Proszę mi wierzyć, że jest pani osobą tak
fascynującą, że będę liczył godziny do następnego spotkania z
panią.

Zauważył, że Talia zwróciła głowę w jego stronę. Nie

mogła jednak dostrzec wyrazu jego twarzy.

- Sądzę, milordzie, że zmienił pan taktykę i stara się mnie

uwodzić - powiedziała. - Jak już wspomniałam, rozmowa z

background image

panem sprawia mi przyjemność, jednak wszystko zależy od
tematu rozmowy.

- Chciałbym porozmawiać o pani.
- Ten temat nie wchodzi w grę.
- Może byśmy więc porozmawiali o mnie.
- To zależy od kontekstu. Hrabia zaśmiał się.
- Jeśli pani stawia warunki, ja też mam prawo postawić

swoje. Tylko wtedy będzie sprawiedliwie. Ale niech mi pani
pozwoli wtrącić, że inteligentni ludzie wiedzą, że przepisy
tworzy się po to, żeby je łamać.

Mówiąc to podniósł jej dłoń i pocałował. Poczuła ciepłe

dotknięcie jego ust, które wprawiło w drżenie całe jej ciało.
Uczucie to było nowe, miłe i podniecające, a zarazem nie
mogłaby opisać go słowami. Chciała zaprotestować,
powiedzieć coś, lecz nie była w stanie. Kiedy próbowała
wyrwać dłoń z jego rąk, konie zatrzymały się. Zorientowała
się, że musieli znaleźć się przy wejściu do Shephard Market.

Hrabia uwolnił jej dłoń i kiedy lokaj otworzył drzwiczki,

wyskoczył z powozu. Talia wiedziała, że zechce jej pomóc,
lecz postanowiła unikać jego dotknięcia i sama wyszła.
Pobiegła szybko w stronę arkad zagradzających wjazd na
Shephard Market. W osadzie panowała cisza. Gdzieniegdzie
tylko paliły się gazowe latarnie. Nad głową świeciły gwiazdy
pomagając im odnaleźć numer 82. Zanim dotarli na miejsce,
Talia zatrzymała się.

- Proszę nie odprowadzać mnie dalej, milordzie - rzekła. -

Hanna będzie wyglądać przez okno i otworzy mi drzwi, żeby
mama się nie obudziła.

- Musimy się więc tutaj pożegnać - rzekł. - O jakiej porze

jutro się zobaczymy?

- Tłumaczyłam już panu, że to niemożliwe.
- Nie przyjmuję do wiadomości istnienia takiego słowa.

background image

- Niech mi pan pozwoli się zastanowić, to wszystko nie

jest takie proste.

- Proszę zjeść ze mną jutro kolację.
- Nie powinnam tego robić.
- Ale zrobi to pani.
- Jeszcze nie wiem... Nie potrafię podjąć w tej chwili

decyzji. Obawiam się, że mogłabym postąpić niewłaściwie.

Przekomarzała się z nim z głową uniesioną ku górze. Był

znacznie od niej wyższy, a ona patrzyła mu prosto w oczy.
Nagle hrabia powiedział:

- Bardzo chciałbym pocałować panią na dobranoc, ale

ponieważ twierdzi pani, że ją uwodzę, zachowam się jak
dżentelmen i nie uczynię niczego bez pani zgody.

Talia wstrzymała oddech. W jego spokojnym głosie nie

było śladu cynizmu ani szyderstwa. Serce jej zabiło
gwałtownie.

- Dziękuję panu - wyszeptała.
I pobiegła szybko ku domowi, jakby tam szukając

schronienia. Hrabia stał spoglądając za nią w nadziei, że może
się odwróci. Drzwi domu otworzyły się i Talia zniknęła.

W czesnym rankiem, zanim jeszcze elegancki świat się

obudził, hrabia wybrał się na konną przejażdżkę. Wciąż
wracał myślami do wczorajszego wieczora. Już dawno tak
miło nie spędził czasu. Wprawdzie nie spełniły się jego
oczekiwania, lecz nie odczuwał z tego powodu ani żalu, ani
złości. Natomiast wielką radość sprawiło mu odkrycie, że
Talia jest zupełnie inna niż kobiety, które znał dotychczas.

Przez chwilę pomyślał cynicznie, że ocenia ją tak dlatego,

że odrzuciła jego opiekę, co nigdy jeszcze mu się nie
przytrafiło. Kiedy zaproponował jej, żeby została jego
kochanką, nie wziął pod uwagę, że być może należy do innej
klasy społecznej niż pozostałe kobiety, którym to oferował.

background image

- Można by sądzić, że ona jest damą - powiedział do

siebie jadąc wzdłuż Rotten Row.

Zastanawiał się, jak to możliwe, że określenie dama tak

doskonale pasowało do osoby pracującej w magazynie mód i
mieszkającej w rzemieślniczej osadzie Shephard Market,
osoby bez rodziny, nie licząc chorej matki.

Hrabiemu przyszło na myśl, że być może Talia jest

nieślubną córką jakiegoś szlachetnie urodzonego człowieka,
który nie troszczył się o nią wcale. Taki los spotykał wiele
dzieci z nieprawego łoża, a wszystkie były urodziwe i
utalentowane. To mogło być wyjaśnienie całej zagadki.

Lecz osoby tego stanu, które zdarzyło mu się widywać,

były wprawdzie świadome swojego pochodzenia, nie tak
jednak dumne i opanowane jak ona.

Talia musiała z pewnością wychowywać się w dobrym

domu. Świadczyły o tym jej nienaganne maniery przy stole.
Mogłaby śmiało znaleźć się w pałacu regenta i nawet
najbardziej wymagające oko nie doszukałoby się w jej
zachowaniu najmniejszego uchybienia. To pewne, że
pochodzi z dobrej rodziny, stwierdził hrabia, ponieważ jej
sposób wysławiania się i maniery są bez zarzutu.

Wspominając ich wczorajszą rozmowę, doszedł do

przekonania, że trudno byłoby mu znaleźć wśród znajomych
dam osobę z takim dowcipem i polotem. Talia tak śmiało
wstępowała w słowny pojedynek z nim, że nieraz, aby
zwyciężyć, musiał wysilić cały swój umysł. Jej pochodzenie,
przynajmniej ze strony jednego z rodziców, musiało być
znakomite, była bowiem inteligentna i wykształcona. A jeśli
wierzyć informacjom uzyskanym przez Henry'ego, była
jednocześnie tak biedna, że z trudem utrzymywała siebie i
matkę.

Wszystko to wydało się hrabiemu niezwykle tajemnicze.

Tak bardzo pochłonęły go te rozmyślania, że nie zauważał

background image

znajomych kłaniających mu się z daleka. Cała trudność
polegała na tym, że nie wiedział, jak ma się wobec niej
zachować. Jej zasady stawiały przed nim ogromne
przeszkody, nie mógł widywać Talii tak często, jakby tego
pragnął. Nie zamierzał jednak usuwać się z jej życia, jak mu
sugerowała.

Nagle uświadomił sobie, że Talia jest kobietą, której

zawsze szukał. Była tajemnicza i zagadkowa. Żeby spotkać się
z nią, musiał używać chytrych wybiegów. Zdobywanie jej
było przygodą, jakiej nigdy dotąd nie doświadczył.

Nie to co prawda stanowiło powód, dla którego wrócił do

Londynu z Hellington Park. Małżeństwo mogło jednak
poczekać, a zdobywanie Talii nie. Zaczął więc rozmyślać, w
jakim domu mógłby umieścić Talię. Nie mógł to być w
żadnym razie dom w Chelsea, gdzie mieszkała jego
poprzednia kochanka.

Gdy tak się zastanawiał nad miejscem, które mógłby dla

niej urządzić, zaskoczyła go nagła myśl, że przecież ona może
odrzucić jego propozycję. Hrabia nigdy nie liczył się z
porażką. Podczas wojny mówił sobie zawsze, że jeśli nie uda
się zwyciężyć, to lepiej zginąć. Choć wojna z Napoleonem już
się skończyła, miał przed sobą inną kampanię. Nigdy nie
poddawał się zniechęceniu, ale teraz myśl o przegranej
nawiedzała go często, choć starał się ją odpędzać wszelkimi
siłami.

Już lepiej byłoby, rozmyślał jadąc konno, gdyby

zareagowała

na

jego

propozycję

zdumieniem

lub

zawstydzeniem, jak się tego spodziewał, biorąc pod uwagę jej
młody wiek. Lecz ona ośmieliła się skrytykować sposób, w
jaki tę propozycję jej przedstawił. Nie spodziewał się takiej
reakcji. To go zaskoczyło i zdziwiło. Teraz, ponieważ jej
wyznał, że lubi zwyciężać, będzie się miała na baczności i
będzie uważać na każde jego posunięcie.

background image

Ponieważ był jednak mężczyzną doświadczonym w

obcowaniu z kobietami, nie mógł nie zauważyć drżenia, jakie
ją ogarnęło, kiedy pocałował ją w rękę. Było to jedyne drobne
zwycięstwo, jakie odniósł poprzedniego wieczora. Nie
nachyliła się co prawda ku niemu, kiedy powiedział, że
chciałby ją pocałować. Gdy nagle uciekła, miał jednak
wrażenie, że umknęła nie tyle przed nim, co przed sobą.

Kłopot polegał na tym, że nie znał odpowiedzi na kilka

ważnych dla niego pytań. Co ona o nim myśli? Jakie uczucia
wobec niego żywi? Czy kiedy jest sama, odczuwa zgorszenie,
że zaproponował jej, żeby została jego kochanką?

Jeśli jest w istocie damą, na jaką wygląda, byłoby to

zrozumiałe. Ale przecież inni mężczyźni musieli jej prawić
komplementy ze względu na jej nieprzeciętną urodę lub
musieli próbować, jeśli nie uwieść, to przynajmniej wzbudzić
jej zainteresowanie. Powiedziała wprawdzie, że nie było w jej
życiu mężczyzn, ale czy to prawda? Wyglądała jednak na
prawdomówną. Nie powiedziała mu tylko niczego o sobie, a
poza tym, jak się zdaje, nie kłamała.

Hrabia nauczył się demaskować kłamców, zanim jeszcze

otworzyli usta. Nieustraszeni żołnierze trzęśli się ze strachu,
kiedy wchodził do ich namiotu czy chłopskiej chaty, w
których stacjonowali we Francji. Żołnierz zwykle stara się
kłamać, żeby uniknąć kary za złe postępki, lecz hrabia
wyczuwał instynktownie, kiedy podwładni kłamali, a kiedy
mówili prawdę. Talia nie kłamała, mógłby przysiąc.

Jadąc z powrotem w stronę Berkeley Square i mijając

Shephard Market rozmyślnie pojechał ulicą Curzona.
Odczuwał nieprzepartą potrzebę, żeby spojrzeć na dom, w
którym mieszkała Talia, jakby sam jego wygląd mógł mu coś
o niej powiedzieć. A może ujrzy ją idącą do pracy z Hanną,
która towarzyszyła jej przy powrocie, żeby chronić ją przed
nagabywaniami takich dżentelmenów jak on. Jednak

background image

powiedział sobie, że gdyby tak uczynił, wprawiłby ją tylko w
zakłopotanie, a sam niczego by nie zyskał.

Postanowił natomiast wysłać do niej służącego. Najlepiej

do tej roli nadawał się Henry. Pośle więc go do salonu mód
pani Burton z listem, w którym napisze, że będzie na nią
czekał dziś wieczorem w tym samym miejscu i o tej samej
porze. Henry przyniesie mu też jej odpowiedź, bo nie wątpił,
że Talia odpowie. Oczami wyobraźni już ją widział
wystrojoną w suknie, które zamierzał dla niej kupić,
najdroższe i najpiękniejsze, jakie tylko można dostać w
Londynie.

Mógłby jej także ofiarować klejnoty. Nie błyskotki, jakie

kupował dla dam z półświatka, lecz prawdziwą biżuterię, taką
jak przeznaczona dla jego żony rodzinna kolekcja
przechowywana od śmierci matki w banku.

Ale na to mam jeszcze czas - pomyślał. - Gdybym miał

Talię, nie musiałbym szukać żony.

Zastanawiał się, jakby to było miło, gdyby mógł zaprosić

ją do Hellington Park i pokazać swój ukochany dom rodzinny.
Chciałby zobaczyć jej reakcję. Był pewien, że pałac by ją
zainteresował. Nie widział przeszkód, dlaczego nie miałaby
tam pojechać. Większość z jego przyjaciół urządzała tak
zwane wieczory kawalerskie, w których uczestniczyły urocze
panie nie wymagające obecności przyzwoitki. Dzięki nim
wieczory te były bardzo interesujące. Jednak nigdy nie
zaprosiłby Talii na tego rodzaju wieczór. Chciał ją mieć
wyłącznie dla siebie i to nie w restauracyjnym gabinecie, ale
we własnej jadalni przy Berkeley Square lub w wielkiej sali
bankietowej w Hellington Park.

Ciekaw jestem, o czym byśmy rozmawiali - pomyślał.
Potem przypomniał sobie, że gdyby nawet zaprosił ją do

Hellington Park, mogłaby odrzucić jego zaproszenie. Myśl ta

background image

była niczym strumień zimnej wody wylany na jego rozpaloną
głowę.

- Do diabła z tą dziewczyną! Więcej z nią kłopotów niż to

wszystko warte! - powiedział do siebie ze złością dojeżdżając
do Berkeley Square.

Wiedział jednak, że nie była to prawda i że nie ustanie,

póki nie zdobędzie jej.

background image

Rozdział 5
Hrabia wziął bilecik przyniesiony przez Henry'ego i

przeczytał go z wyrazem rozczarowania na twarzy. Właściwie
mógł się tego spodziewać, jednak nigdy jeszcze nie został
odrzucony przez kobietę, której okazał swoje względy.
Bilecik, który trzymał w ręku, wyrażał to w sposób oczywisty.
Jeszcze raz przeczytał, co było w nim napisane.

Z przykrością donoszę Panu, Milordzie, że nie mogę

spotkać się z Panem dziś wieczorem. Dziękuję za wczorajszy
bardzo miły wieczór.

Z wyrazami szacunku Talia Carver
Liścik był elegancki, dystyngowany i świadczył, że

napisała go osoba wykształcona. Dopiero teraz hrabia
uświadomił sobie, że lokaj, który wręczył mu list, wciąż
czeka.

- Nie będzie odpowiedzi - rzekł.
Kiedy pozostał sam, podszedł do okna wciąż trzymając w

ręku list i zaczął wpatrywać się w skwer zajmujący środek
Berkeley Square. Jednak jego oczy nie dostrzegały ani drzew,
ani krzewów. Wciąż widział tylko twarz Talii, jej wielkie
oczy, silnie zarysowany podbródek i dwa rozkoszne dołeczki
w policzkach. Zastanawiał się, jakich użyć argumentów, żeby
ją namówić na wspólną kolację. Miał jednak niemiłe
przeczucie, że Talia postanowiła więcej się z nim nie
spotykać. Łamał sobie głowę, jak przezwyciężyć jej upór i
sprawić, żeby wyraziła zgodę na spotkanie. Zaczął chodzić po
pokoju tam i z powrotem.

Zdumiewało go, że przez wszystkie ubiegłe lata nie miał

żadnych trudności z kobietami, a oto nagle spotyka
dziewczynę, która odrzuca jego względy.

Przypomniał sobie drżenie, jakie ją ogarnęło, kiedy

całował jej rękę, i to mu uświadomiło, że Talia jest nim zajęta.

background image

Być może właśnie dlatego postanowiła, żeby się z nim nie
widywać.

Jak powinienem postąpić? - pytał sam siebie.
I zaczął obmyślać swój następny krok, jakby rzeczywiście

pomiędzy mmi toczyła się walka.

W tym momencie drzwi się otworzyły i nie zapowiedziany

przez nikogo wszedł do pokoju Ryszard.

- Co się z tobą dzieje, Vargusie? - zapytał. - Czekałem na

ciebie w klubie.

- Przepraszam cię, Ryszardzie - odrzekł hrabia. - Ale

zupełnie zapomniałem, że umówiliśmy się na obiad w klubie.

Ryszard spojrzał na niego z wyrzutem.
- Zapomniałeś? - zdziwił się. - To zupełnie do ciebie

niepodobne.

Hrabia był znany ze swej punktualności, więc Ryszard nie

miał wątpliwości, że jeśli zapomniał o spotkaniu, musiał być
bardzo zajęty.

- Wybacz mi, Ryszardzie - powiedział hrabia z

pośpiechem, jakby chciał dać do zrozumienia, że niczego
więcej nie zamierza wyjaśniać. - Ponieważ nie jadłem jeszcze
obiadu, proponuję, żebyśmy poszli do klubu lub zjedli u mnie
w domu.

- Lepiej zostańmy tutaj - rzekł Ryszard. - Muszę ci

powiedzieć coś ważnego. Jest to sprawa, która cię zdziwi, a
jednocześnie chciałbym zasięgnąć twojej rady, czy mam
zdradzić to pozostałym członkom klubu czy zostawić całą
rzecz wyłącznie do naszej wiadomości.

Hrabia zadzwonił i po chwili do pokoju wszedł lokaj.
- Pan Rowlands zje ze mną obiad. Niech kucharz

możliwie szybko przygotuje dla nas posiłek.

- Jak pan każe, milordzie.
Po wyjściu służącego Ryszard powiedział:
- Zgaduj do trzech, jakiego dokonałem odkrycia.

background image

- A nie mógłbyś od razu powiedzieć?
- Wydaje mi się, że nie jesteś zbytnio zainteresowany.
- Ależ owszem, jestem - rzekł hrabia zmuszając się do

słuchania.

- Przygotuj się na wielką niespodziankę - rzekł Ryszard, a

potem dodał triumfalnie: - Odkryłem, kim jest tajemnicza
osoba z towarzystwa, która napisała książkę „Dżentelmeni". .

Hrabia nie od razu zrozumiał, o co przyjacielowi chodzi.

W końcu przypomniał sobie książkę, która tak bardzo
wzburzyła członków klubu White'a.

- Jak ci się to udało? - zapytał czując, że Ryszard tego

odeń oczekuje. - Kto jest jej autorem?

- Kobieta - odrzekł Ryszard. Hrabia uniósł brwi.
- To rzeczywiście niespodzianka! Teraz dopiero

członkowie klubu zaczną szaleć.

- Niektórzy może się nawet uspokoją - wyjaśnił Ryszard.

- Jeszcze wczoraj Sefton czuł się urażony z powodu jednej
maksymy, a Toby'ego dotknęła inna.

- Moim zdaniem cała sprawa nie jest warta uwagi, jaką jej

się przypisuje - rzekł hrabia. - Chyba że autorka zna naszych
przyjaciół i stara się ujawnić ich przywary.

- Nic mi jej nazwisko nie mówi - rzekł Ryszard. - Nie

słyszałem o niej, zanim się nie dowiedziałem, że to ona
ukrywa się pod pseudonimem „osoba z towarzystwa".

- Jak na to wpadłeś? - zapytał hrabia od niechcenia.
- Wszyscy robili tyle szumu z powodu tej książki, więc

postanowiłem pójść do Hatcharda i zapytać go o osobę autora.

- Prosta myśl, jak się zdaje - uśmiechnął się hrabia.
- Ale w rzeczywistości nie było to wcale takie proste -

wyjaśnił Ryszard. - Hatchard odmówił wszelkich wyjaśnień.
Jest niezmiernie zadowolony, że publiczność interesuje się,
kim jest „osoba z towarzystwa".

background image

„Panie Rowlands - powiedział do mnie - książka sprzedaje

się dobrze, a im więcej będzie szumu wokół osoby autora, tym
lepiej!"

- Usiłowałem go przekonywać, ale w ogóle nie chciał

mnie słuchać. Porozmawiałem z kilkoma znajomymi w
księgarni i wyszedłem na ulicę Piccadilly.

Ryszard przerwał na chwilę, a potem mówił dalej:
- Uszedłem kilka kroków w stronę ulicy św. Jakuba,

kiedy jakiś człowiek podszedł do mnie i powiedział:

„Słyszałem, jak rozmawiał pan z panem Hatchardem.
Chce się pan dowiedzieć, kto napisał książkę:

»Dżentelmeni«"?

„A wy wiecie, kto ją napisał? - zapytałem zdumiony".
Spostrzegłem, że człowiek ten miał na sobie koszulę z

podwiniętymi rękawami i skórzany fartuch. Musiał być w
sklepie pakowaczem czy kimś w tym rodzaju.

„Czy chcecie wyjaśnić to, co mnie interesuje? -

zapytałem".

„Czasy są ciężkie, wielmożny panie, a ja mam żonę i troje

dzieci".

- Więc chciał ci sprzedać tę informację - zauważył hrabia.
- Wahałem się przez chwilę, czy nie powiedzieć mu, że

powinien być lojalny wobec swego chlebodawcy, lecz w
końcu zdecydowałem się mu zapłacić.

- Spodziewałem się, że tak postąpiłeś.
- Nie muszę ci dodawać, że byłem niezmiernie ciekawy

prawdy. Kosztowało mnie to dwie gwinee, ale nie żałuję tego
wydatku.

- I co ci powiedział ten człowiek? - zainteresował się

hrabia.

- Oświadczył, że „osoba z towarzystwa" jest kobietą,

którą widział, kiedy przyniosła rękopis do pana Hatcharda.

background image

„Niezła sztuka, wielmożny panie - powiedział - ubrana na

szaro, a pan Hatchard mówił do niej panno Carver".

Hrabia zesztywniał słysząc opis, co Talia miała na sobie.

Potem, patrząc na przyjaciela, zapytał:

- Czy jesteś pewien, że to właśnie powiedział ci ten

człowiek?

- W zupełności! - odrzekł Ryszard. - Powtarzał mi to

kilkakrotnie.

- Wprost nie do wiary! - odezwał się hrabia. Zbliżył się do

stołu i nalał sobie kieliszek.

- To zdumiewające, że autorką okazała się kobieta - rzekł

Ryszard. - Jednak zastanawiam się, kim ona jest i skąd wie
tyle o mężczyznach., A już się chciałem założyć o sto funtów,
choć ich nie mam, że autorem jest mężczyzna!

Hrabia milczał. Przez cały czas stał odwrócony plecami do

przyjaciela i wydawał się czymś zajęty. Potem odwrócił się.

- Wybacz mi, Ryszardzie, że na chwilę przerwę naszą

interesującą rozmowę, ale muszę niezwłocznie wysłać pewną
wiadomość. To nie potrwa długo - to mówiąc hrabia podszedł
do biurka.

Talia przyszywała machinalnie, choć z właściwą sobie

zręcznością, ozdoby do kapelusza. Nie mogła się
powstrzymać, żeby nie rozpamiętywać wieczora spędzonego z
hrabią. Myślała o nim wczoraj, kiedy położyła się do łóżka, i
rano, kiedy się obudziła. Odtwarzała każde słowo ich
wieczornej rozmowy.

Miała w pamięci osobliwą nutę w jego głosie, kiedy jej

mówił dobranoc, a także obezwładniające uczucie, które ją
ogarnęło, gdy pocałował ją w rękę. Samo wspomnienie tej
chwili wywoływało w niej drżenie. Dziwiła się, że chociaż
przeżyła tyle lat, nigdy nie doświadczyła czegoś podobnego.

Absolutnie nie mogę się z nim więcej widywać - mówiła

do siebie idąc z Hanną do pracy.

background image

Kiedy w pracowni pojawił się Henry z wiadomością od

hrabiego, Talia nie czytając listu wiedziała, jaka będzie jej
odpowiedź. Ubiegłego wieczora hrabia namówił ją na
spotkanie uciekając się do szantażu, lecz taka sytuacja nie
może się więcej powtórzyć. Instynkt podpowiadał jej, że
hrabia nie będzie się mścił za odmowę i nie podejmie żadnych
działań mogących zaszkodzić matce. A tylko spokój matki się
liczył.

Wysyłając napisany w pośpiechu liścik do hrabiego,

zdawała sobie sprawę, że błyskotliwa rozmowa, jaką z nim
odbyła wczorajszego wieczora, będzie ostatnią tego rodzaju
rozrywką aż do powrotu ojca z wygnania. Przebywając w
towarzystwie hrabiego, pojęła, że w ciągu minionych trzech
lat nie tylko jej ciało cierpiało głód, ale także jej umysł był
spragniony intelektualnych podniet.

Lord Denzil Caversham odgrywał w życiu Talii bardzo

ważną rolę. Uświadomiła to sobie dopiero wówczas, gdy ojca
zabrakło. Pozostała po nim pustka, której nikt nie mógł
zapełnić. Kochała go oczywiście, jak na córkę przystało,
jednak łączyła ich również niezwykle silna więź duchowa.
Intelektualnie byli do siebie bardzo podobni, a ponieważ Talia
była bardzo inteligentna i miała dużą wiedzę, prowadzili jak
równy z równym poważne dyskusje. Lord Denzil odnalazł w
córce to, czego brakowało jego uwielbianej żonie. Wśród
wielu emocji, jakich Talia zaznała wczorajszego wieczora,
ważną rolę odgrywała intelektualna przyjemność, jakiej nie
doświadczyła nigdy przedtem.

To jest jednak zbyt niebezpieczne... Nie mogę tak

oszukiwać mamy - pomyślała.

Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że za jej decyzją kryje

się dużo poważniejsza przyczyna i sama przed sobą nie
odważyła się wyrazić słowami tego najistotniejszego powodu,
który kazał jej unikać hrabiego.

background image

Poranek dłużył się niemiłosiernie. Talia obsłużyła dwie

klientki, które jak zwykle kupiły więcej kapeluszy, niż
zamierzały. Gdy wracała do pracowni, pani Burton
uśmiechnęła się do niej z aprobatą. Usiadła z powrotem do
przerwanego wizytą klientek szycia.

- Zużyłaś wszystkie róże, Talio! - zawołała jedna z

pracownic.

Talia uświadomiła sobie nagle, że przesadziła z

ozdabianiem kapelusza, nad którym pracowała. Był piękny,
lecz wyglądał nieco teatralnie i pasowałby dla osoby w
rodzaju panny Genevieve lub lady Adelajdy.

- Istotnie za wiele na nim ozdób - stwierdziła. Czuła, że

podczas gdy jej palce pracowały, jej umysł pochłonięty był
zupełnie innymi sprawami.

- Jest piękny - powiedziała dziewczyna. - Może byś go

umieściła na wystawie? Pewnie zaraz ktoś by go kupił i
musiałabyś ślęczeć do północy, żeby zrobić drugi.

Może byłoby to lepsze, pomyślała Talia, niż powrót do

domu i rozmyślanie o tym, gdzie mogłaby w tej chwili być,
zamiast siedzieć w łóżku z książką w ręku.

Wstała, żeby umieścić kapelusz na wystawie, jak jej

doradzała pomocnica, kiedy usłyszała pukanie do tylnych
drzwi i jedna z dziewcząt zawołała:

- Drugi list do ciebie, Talio! Ty masz dzisiaj szczęście!
Wszystkie kobiety spojrzały na Talię zdumione. Odkąd

zaczęła pracować u pani Burton, nigdy nie otrzymała żadnej
wiadomości z zewnątrz. Aż tu nagle jednego ranka nadeszły
dwa liściki. Kobiety szeptały między sobą, kiedy Talia
otwierała list. Był napisany odręcznie przez hrabiego na
herbowym papierze.

Poznałem Pani tajemnicę. Musimy o tym porozmawiać.

Oczekuję, że zjemy razem kolację.

Hellington

background image

Talia oniemiała. To nie może być prawda. W jaki sposób

on się o tym dowiedział? A jeśli on wie, to kto jeszcze?

Ogarnęło ją przerażenie. Musiałaby jak najszybciej

porzucić pracę u pani Burton i przenieść się wraz z matką w
inne miejsce, wynająć inny dom i być może ponownie zmienić
nazwisko. A to z kolei utrudniłoby ojcu odnalezienie ich.

Czuła się tak, jakby nagle sufit runął jej na głowę. Lecz

mimo wszystko próbowała zachować zdrowy rozsądek.
Pomyślała, że jeśli hrabia odkrył, kim jest, nie oznacza to
równocześnie, że ktoś jeszcze o tym wie. Może go więc
prosić, żeby zachował tę tajemnicę dla siebie.

Ponieważ była bardzo podenerwowana, nie mogła zebrać

myśli. Jedno wydawało jej się oczywiste: musi go spotkać i
poprosić, żeby nikomu nie wspominał o swoim odkryciu.
Może wówczas nie będą musiały z matką opuszczać
dotychczasowego mieszkania.

W pierwszej chwili, gdy przeczytała list, poczuła, że jej

serce przestało bić. Teraz pracowało prawie normalnie, więc
skierowała się w stronę tylnych drzwi, gdzie czekał Henry.

- Przekażesz swojemu panu wiadomość ode mnie - rzekła

przyciszonym głosem pamiętając, żeby nie wymienić
nazwiska hrabiego.

Henry zdjął czapkę. Talia z ulgą zauważyła, że nie ma na

sobie liberii, lecz zwykłe ubranie.

- Powiesz mu tylko, że się zgadzam - dokończyła.
- Tak jest, panienko. Talia w pośpiechu zamknęła za nim

drzwi. Miała nadzieję, że pracownice nie podsłuchały, co
mówiła do posłańca. Chociaż gdyby nawet podsłuchiwały, nie
dowiedziałyby się zbyt wiele.

Wracając do pracowni, czuła się tak słabo, że nogi uginały

się pod nią, a cały świat wirował.

Kiedy Talia układała matkę do łóżka, zasłaniała okna i

gasiła świece, myślała, że był to najdłuższy dzień w jej życiu.

background image

Przez cały czas szarpała ją niepewność, czy hrabia da się
przekonać do zachowania tajemnicy, czy też nie.

Gdy zmuszony do wyjazdu ojciec opuszczał kraj, nie

przypuszczał, na jakie upokorzenia naraża swoją żonę i córkę.
Nie mogły nikomu wyjawić, co się z nim stało, lecz były
zmuszone wymyślać kłamliwe historyjki tłumaczące jego
nieobecność.

Kiedy lady Caversham dowiedziała się, że krążą pogłoski,

jakoby uciekł z kraju ze strachu przed wierzycielami albo że
się ukrywa, bo popełnił jakąś zbrodnię, była oburzona, że tego
typu kalumnie spadają na głowę jej ukochanego męża.
Wstydziła się też, że musi kłamać w jego obronie.

W końcu Talia wpadła na pomysł, że przed hańbą mogła

je uratować jedynie ucieczka z hrabstwa, w którym były
powszechnie znane, ukrycie się przed znajomymi z
londyńskiego towarzystwa. Wprawdzie wśród przyjaciół
rodziny byli zapewne i tacy, którzy nie opuściliby ich w
nieszczęściu - jednak wolała nie ryzykować i nie narażać
matki na możliwe afronty.

Kiedy okazało się, że będą musiały biedować aż do

powrotu ojca, doszła do przekonania, że najlepiej ukryją się w
Londynie. W wielkim mieście najłatwiej uniknąć ciekawości
sąsiadów. Z upływem czasu coraz bardziej przyzwyczajała się
do życia, jakie przeznaczył jej los. Natomiast matka wciąż
żyła myślami o przyszłości, kiedy wróci z wygnania mąż i
zapewni im warunki, do jakich przywykły.

Ponieważ Talia była bardzo młoda, rzadko myślała o

przeszłości. Gdy mijały miesiące, coraz rzadziej wracała
wspomnieniami do czasów, kiedy mieli powozy, służbę i
mogła korzystać z luksusów oraz wiejskiej swobody.
Wszystkie swoje siły poświęcała na walkę ze słabością matki i
przezwyciężanie jej obaw, że już nigdy nie zobaczy męża.

background image

Talia czuła, że matki nie można niczym zasmucać.

Musiała podtrzymywać w niej wiarę, że wszystko dobrze się
ułoży. Wiedziała, jak bardzo mogła jej zaszkodzić nowa
przeprowadzka i strach przed zdemaskowaniem.

Muszę koniecznie wyjaśnić to hrabiemu - pomyślała.
Kiedy matka w końcu zasnęła, Talia poszła do swojej

sypialni, szybko przebrała się w muślinową suknię, którą
miała na sobie poprzedniego wieczora, narzuciła pelerynę na
ramiona i cichutko zbiegła po schodach do kuchni.

- Igrasz z ogniem! - powiedziała Hanna stojąca przy

kuchennym stole.

- Muszę koniecznie zobaczyć się z jego lordowską mością

- rzekła. - Wprawdzie poprzednio mu odmówiłam, jednak
dowiedziałam się czegoś, co sprawia, że rozmowa z nim jest
nieunikniona.

Ponieważ w głosie Talii brzmiało zaniepokojenie, Hanna

zapytała:

- Czego się dowiedziałaś?
- Opowiem ci o tym jutro - rzekła Talia. - Teraz bardzo

się spieszę. Kiedy będziesz odmawiała pacierze, pomódl się,
żeby hrabia zrobił to, o co go poproszę.

- Gdyby Bóg zechciał wysłuchać moich próśb, hrabia nie

pokazałby się tu więcej - rzekła Hanna.

- Dobranoc, Hanno.
Kiedy już miała wychodzić, stara służąca coś sobie

przypomniała.

- Czy zabrałaś pistolet? - zapytała.
- Zapomniałam, ale nie będzie mi potrzebny - wyjaśniła

Talia.

- Skąd ta pewność? - zdziwiła się Hanna.
- Przeczucie mi mówi, że to zbędna ostrożność. Nie

czekając na Hannę pobiegła w stronę wyjścia

background image

wiedząc, że służąca zamknie za nią drzwi bezszelestnie,

żeby nie obudzić matki.

Hrabia czekał w tym samym miejscu co wczoraj i kiedy

zbliżała się do niego, odniosła wrażenie, że nie chciał jej
sprawiać przykrości. Gdy znalazła się obok, wyciągnął ręce,
żeby uścisnąć jej dłoń.

- Jest pani zmarznięta - powiedział.
- Nie, jestem przestraszona.
- Czyżbym budził w pani lęk?
- Nie pan, ale sprawa, którą ma mi pan do

zakomunikowania. Jakim cudem wpadł pan na to?

- Czy moglibyśmy porozmawiać o tym przy kolacji? -

zasugerował.

Talia już chciała powiedzieć, że nie może czekać aż do

kolacji, żeby się dowiedzieć najgorszego. Prze cały dzień z
lękiem czekała na ten moment. Jednak kiedy już doszło do
spotkania, przestała się niepokoić. Podeszła do powozu, a
kiedy już znaleźli się w środku, hrabia poprosił:

- Proszę pozwolić, żebym się pani przyjrzał. Wydaje mi

się pani coraz ładniejsza. Po naszym ostatnim spotkaniu wciąż
myślałem o pani.

Talia zmusiła się do uśmiechu, lecz nie zdobyła się na

odpowiedź. A on znów uniósł jej rękę, ale nie pocałował jej,
jak przypuszczała, tylko ścisnął ją tak mocno, że poczuła
ciepło jego dłoni. Było to dla niej niezrozumiałe, lecz poczuła
nagle, że jakaś siła przyciąga ją do niego i że nie może się
temu oprzeć. Powóz niespodzianie zatrzymał się, a ona ze
zdumieniem przyglądała się miejscu postoju. Znajdowali się w
odległości zaledwie pięciu minut drogi od Shephard Market.

- Dzisiejszego wieczoru pomyślałem, że możemy zjeść

kolację u mnie - powiedział. - Chciałbym pani pokazać kilka
cennych przedmiotów. A poza tym sądzę, że miejsce, w
którym byliśmy wczoraj, nie jest odpowiednie dla pani.

background image

Talia wyszła z powozu i udała się za nim. Kiedy znaleźli

się w olbrzymim holu z pięknymi schodami wiodącymi na
górę, nad którymi znajdowała się pokryta malowidłami
kopuła, poczuła nagle, jakby została przeniesiona w inny
świat. Lokaj otworzył przed nimi drzwi do salonu i wówczas
Talia stwierdziła, że tak właśnie wyobrażała sobie dom
hrabiego. Salon był urządzony bardzo wystawnie, wyczuwało
się w nim jednak rękę wytrawnego projektanta, który potrafił
zharmonizować wszystkie elementy wnętrza w jedną całość,
równie imponującą jak obraz wielkiego mistrza czy dzieło
wybitnego kompozytora.

Jednak Talia nie interesowała się teraz niczym innym poza

tym, co miał jej zakomunikować hrabia. Prawie nie zdając
sobie sprawy, co robi, przyjęła z rąk lokaja kieliszek
szampana, a kiedy służący opuścili salon, zaczęła:

- Proszę mi powiedzieć, czego dowiedział się pan o mnie

i w jaki sposób?

- Szkoda, że się pani nie podzieliła ze mną swoją

tajemnicą - rzekł hrabia.

- Jakżebym mogła - odrzekła. - Tu przecież chodzi nie

tylko o mnie, ale również o inne osoby.

- Chce pani powiedzieć, że ktoś pani pomagał?
- Pomagał? - powtórzyła zdumiona.
- Czy to był mężczyzna?
Głos hrabiego zabrzmiał ostro i Talia spojrzała na niego

nie pojmując, o co mu chodzi, a on mówił dalej:

- Należało się tego spodziewać, że to nie mogło być

dzieło kobiety. Tylko mężczyzna potrafiłby użyć tak
aluzyjnego języka, że każdy niemal dżentelmen, który to
przeczyta, sądzi, że odnosi się to do niego.

- Przeczyta? - wyszeptała Talia. A potem innym już

tonem dodała: - Ma pan na myśli moją książkę!

background image

- Oczywiście - rzekł hrabia. - A pani myślała, że o czym

ja mówię?

Dostrzegł wyraz ulgi w jej spojrzeniu, jej twarz nabrała

rumieńców, a oczy blasku. Potem wydała cichy dźwięk, ni to
śmiech, ni westchnienie i nagle odstawiła kieliszek na stół,
jakby stał się dla niej zbyt ciężki.

- Tak, oczywiście, o mojej książce. Wiec to jest ta rzecz,

której się pan o mnie dowiedział!

- Właściwie to nawet nie ja - wyjaśnił hrabia. - To mój

przyjaciel wydobył tę wiadomość za dwie gwinee od jednego
z pracowników Hatcharda.

- A cóż on miał z tym wspólnego?
W tym momencie wyraz oczu Talii i ton jej głosu zmieniły

się. Hrabia natomiast roześmiał się.

- Ależ pani nie zdaje sobie sprawy z tego, że wprawiła we

wściekłość bywalców klubu White'a. Podejrzewali, że to
któryś z członków klubu sprawił im takiego psikusa i
postanowili dowiedzieć się, kto to taki, żeby go wyrzucić z
klubu.

- Mówi pan, że poczuli się urażeni?
- Wielu z nich tak.
- Jak pan myśli, ile egzemplarzy kupili?
Hrabia nie był zdziwiony jej pytaniem. Zauważył także

przemianę, jaka się w niej dokonała, kiedy pojęła, że chodzi o
książkę, a nie o coś poważniejszego.

Cóż to może być? - pomyślał hrabia. - Czyżby jakieś

przestępstwo, którego dokonała?

Potem przypomniał sobie, jak mówiła, że jej tajemnica

dotyczy nie tylko jej, ale też innych osób. Chyba nie chodziło
o matkę, więc może o ojca. Hrabia zastanawiał się, w jaki
sposób mógłby wrócić do tego tematu. Jednak teraz nie chciał
jej już niepokoić. Dotykając jej ręki czuł, że jej palce są zimne
i drżące.

background image

- Może jednak napije się pani szampana - rzekł. - Myślę,

że dobrze to pani zrobi.

Talia usłuchała, lecz jednocześnie czuła w sercu taką ulgę,

że nie był jej potrzebny szampan. Po całym dniu niepokoju
poczuła się tak, jakby nagle znalazła się w raju.

- Proszę mi coś opowiedzieć o swojej książce - rzekł.
- Kto inny oprócz pana wie, że jestem jej autorką? -

zapytała.

- Tylko mój przyjaciel Ryszard Rowlands - odrzekł hrabia

- który odkrył pani tajemnicę.

- Czy dałoby się go nakłonić, żeby tego nie powtarzał

nikomu?

- Z pewnością posłucha, jeśli go o to poproszę. Lecz jak

łatwo może sobie pani wyobrazić, będzie bardzo
rozczarowany, że nie może zakomunikować członkom klubu,
iż to kobieta zrobiła z nich durniów.

- Nie było to moim zamiarem - rzekła Talia. - Kiedy już

ten pomysł wpadł mi do głowy, przypomniałam sobie
wszystkie przeczytane i zasłyszane historyjki i zebrałam je
razem.

- I dodała pani niektóre z własnej inwencji posługując się

swoim błyskotliwym umysłem.

- To prawda, lecz książka sprzedaje się dobrze i mam

nadzieję otrzymać za nią sporo pieniędzy. Może nawet napiszę
następną.

- Na ten sam temat? - zapytał hrabia. - Skąd pani czerpie

wiedzę na temat mężczyzn, jeśli pani twierdzi, że nie zna
żadnego?

- O to samo zapytała mnie mama - odrzekła Talia. -

Myślę, że ludzie doszukują się w mojej książce tego, czego w
niej nie ma.

background image

- Niech pani nie będzie taka skromna - rzekł hrabia. - Pani

wie dobrze, że książka jest dowcipna, prowokująca i zawiera
wiele szczegółów niemiłych dla pewnych osób.

- Może dandysi mogliby się rzeczywiście poczuć

dotknięci.

- Jeśli tak się stanie, to wyjdzie im to tylko na dobre -

dodał hrabia. - Zasłużyli w pełni na taką opinię.

- A pan nie zalicza siebie do modnych dandysów? -

spytała prowokująco.

- Ma się rozumieć, że nie! - odrzekł. - A gdyby pani

próbowała zaliczyć mnie do ich grona, udowodnię, że jestem
zupełnie innym człowiekiem.

Talia roześmiała się i ostatnie ślady niepokoju zniknęły z

jej twarzy.

- Prowokuje mnie pan - rzekła. - Proszę uważać, bo mogę

to wykorzystać.

- Nie będzie to pierwszy raz - powiedział hrabia. - Dla

mnie najważniejszym wyzwaniem jest to, co mam z panią
zrobić.

- Odpowiedź brzmi: zostawić w spokoju. To właśnie

chciałam zakomunikować odmawiając spotkania z panem.

- Wiem o tym - powiedział - ale ślepe fatum w osobie

Ryszarda Rowlandsa sprawiło, że jest pani tutaj. - Przerwał na
chwilę, a potem dodał: - I tylko to się liczy.

Kolację

spożywali

w

owalnej

jadalni

przy

wypolerowanym stole, który zgodnie z najświeższą modą nie
był nakryty obrusem, lecz stały na nim złote świeczniki i złota
zastawa stołowa, dzięki czemu Talia odniosła wrażenie, jakby
uczestniczyła w przedstawieniu wystawianym w Covent
Garden.

Ubrana w liberie służba poruszała się w milczeniu

podsuwając

im

egzotyczne

potrawy

na

pięknych

porcelanowych półmiskach. Dla Talii było to przeżycie niemal

background image

bajkowe, jednak wiedziała, że najmocniej w jej pamięci
wyryje się wizerunek samego hrabiego. Już poprzedniego
wieczora w gabinecie hrabia prezentował się imponująco.
Teraz na tle aksamitnego oparcia wysokiego krzesła wyglądał
niezwykle dostojnie. Jego krawat był zawiązany w niezwykły
sposób, jakiego dotychczas nie widziała. Kiedy szukał oczami
jej twarzy w blasku świec, zdawało jej się, że to ona w tym
dramacie odgrywa główną rolę.

Tym razem rozmawiali mniej niż poprzedniego wieczora,

jednak odnosiła wrażenie, że nawet podczas przerw w
konwersacji rozumieli się bez słów. Talia czuła dziwne
podniecenie pomieszane z zawstydzeniem, którego przyczyny
nie znała. Sądziła, że może płynie to stąd, że nigdy jeszcze nie
znajdowała się w tak ekskluzywnym otoczeniu w
towarzystwie tak eleganckiego mężczyzny.

Przechodząc po kolacji z jadalni do salonu Talia

powiedziała:

- Bardzo bym chciała obejrzeć dzieła sztuki, jakie się tutaj

znajdują.

- Zapraszając panią, miałem nadzieję, że To panią

zainteresuje - odpowiedział. - Byłem ciekaw, czy się pani
spodobają, lecz teraz widzę, że wszelkie skarby mojego domu
są niczym przy pani.

- Pan mi pochlebia.
- Mówię prawdę.
Kiedy weszli do salonu i Talia usiadła na kanapie, hrabia

patrząc na nią powiedział:

- Wciąż się zastanawiam, jaki czar rzuciła pani na mnie.

Odkąd panią poznałem, nie mogę myśleć o niczym innym,
tylko o pani. Dziś podczas porannej przejażdżki czułem się
tak, jakby pani jechała obok mnie. Kiedy otrzymałem
wiadomość, że nie spotkamy się wieczorem, po raz pierwszy
w życiu poczułem się zrozpaczony.

background image

Sposób, w jaki to mówił, sprawił, że Talia musiała

potraktować jego wypowiedź poważnie. Zastanowiła się przez
chwilę, a potem rzekła:

- Myślę, że było to po prostu uczucie niezadowolenia i

zawodu, ponieważ życie rozpieszczało pana. Nagle coś się
wydarzyło nie po pańskiej myśli.

- Czemu pani sądzi, że życie mnie rozpieszczało? -

zapytał agresywnym tonem.

- A jakże mogłoby być inaczej - odrzekła. - Proszę

spojrzeć na ten dom, na sprzęty, a wreszcie na siebie samego.

- Niech mi pani coś o mnie powie - odezwał się jak

chłopiec żądny pochwały.

- A cóż ja mogę powiedzieć na temat hrabiego

Hellingtona? - zapytała. - Że jest znanym miłośnikiem sportu,
że znajduje się na szczycie społecznej hierarchii, że jest
przystojny i bogaty! Musi też mieć jakieś ukryte wady, ale na
razie ich nie spostrzegłam.

- Największą moją wadą jest to - rzekł hrabia - że nie

potrafię namówić pewnej młodej damy, żeby oddała mi swoje
serce.

- Gdybym nawet to zrobiła - odrzekła Talia - co by pan z

nim zrobił? Dołączył do kolekcji innych zdobytych serc? Jest
to zapewne niezwykle bogata kolekcja.

- Proszę nie mówić do mnie w ten sposób - wybuchnął

hrabia.

- A to czemu? Ponieważ to pana rozzłościło, myślę, że

dotknęłam czułego miejsca.

- Jest pani niezwykle irytującą młodą damą! - wykrzyknął

hrabia. - Niech pani przestanie drwić sobie ze mnie i spróbuje
zachowywać się rozsądnie.

- Jeśli przez rozsądek rozumie pan, że zgodzę się na coś,

na co nie mam ochoty, to szkoda pańskich słów!

Talia podniosła się z kanapy.

background image

- Chciałabym obejrzeć dzieła sztuki znajdujące się w tym

pokoju. - I skierowała się w stronę obrazu. - O, Rubens! -
zawołała. - Gdyby pan wiedział, jak bardzo chciałam
zobaczyć jeden z jego obrazów. Co za wspaniałe barwy! Tak
sobie to właśnie wyobrażałam. Czytałam, że Rubens
przedstawiał na swoich obrazach swoją drugą żonę, którą
uwielbiał.

- Ja nie umieszczałbym pani na obrazach - rzekł hrabia. -

Wolałbym trzymać panią w ramionach.

Talia przestała podziwiać Rubensa.
- Ach, co za banalna uwaga - rzekła. - Niegodna pana.
- A niech to wszyscy diabli! - wybuchnął hrabia. -

Pewnego dnia stracę cierpliwość. Proszę się więc liczyć z
konsekwencjami!

Talia roześmiała się.
- Niech mnie pan nie straszy - rzekła. - Kiedy już

poznałam pana nieco lepiej, mogę panu powierzyć jeszcze
jeden sekret. Kiedy wczoraj wieczorem szłam z panem na
kolację, Hanna zmusiła mnie, żebym zabrała ze sobą pistolet.

- Pistolet? - zapytał zdumiony.
- Miałam go w atłasowej wieczorowej torebce. Choć był

maleńki, jednak mógł wyrządzić wiele szkody.

- A więc to dlatego nie przestraszyła się pani, kiedy

powiedziałem, że mógłbym zatrzymać ją siłą?

- Wątpię, czy byłby pan zdolny zachować się w ten

sposób. Bo prawdą jest to, co powiedziałam ubiegłego
wieczora, że jednak jest pan dżentelmenem.

- Stawia mnie pani w trudnym położeniu.
- Wolałabym, żeby pan to odebrał jako zaletę, z której

może pan być dumny.

- Nie odpowiada mi to, ponieważ przeszkadza w realizacji

moich zamierzeń. - Potem zbliżył się do Talii i powiedział: -

background image

Przestańmy staczać słowne pojedynki. Pragnę pani, Talio, i
nie mogę wyobrazić sobie życia bez pani.

Wyczuła w jego głosie ton, któremu już wczoraj

wieczorem nie mogła się oprzeć. Choć jej nie dotykał,
wyciągnęła ręce, jakby chcąc się bronić.

- Nie chcę, żeby pan mówił do mnie w ten sposób -

prosiła. - Wolę już, kiedy się kłócimy.

- Nie chcę się z panią kłócić - powiedział hrabia. - Pragnę,

żeby pani była moja. - Dostrzegł, że drży, więc mówił dalej: -
Myślę, że pani wie, choć nie chce się pani do tego przyznać,
że coś pomiędzy nami jest, coś, czego bez bólu nie da się
odrzucić.

Talia znów zaczęła przypatrywać się obrazowi Rubensa, a

hrabia powiedział miękkim tonem:

- Spójrz na mnie, Talio. Odwróciła głowę.
- Muszę już iść do domu. Rozumie pan, że nie mogę

zostać dłużej.

- A gdybym cię poprosił?
- Zna pan odpowiedź.
- To nie jest żadna odpowiedź. To tylko przeszkody, które

sama wymyśliłaś.

- Jednak musi się pan do nich stosować.
- A to czemu?
- Bo... - zaczęła Talia. - Proszę mnie odwieźć do domu.
- Pragnę, żebyś została. Czy to nic dla ciebie nie znaczy?
Znów w jego glosie wyczuła ton, któremu nie potrafiła się

oprzeć.

- Proszę... - wyszeptała.
Spojrzała na niego i to ją zgubiło. Patrzyli na siebie

dłuższą chwilę i Talia poczuła, że cały świat przestał istnieć,
bo przesłoniło go dwoje stalowoszarych oczu. Nie mogła się
od tych oczu uwolnić. Wypełniały całe jej serce i ciało, aż
stały się częścią jej istoty.

background image

Nie wiedziała, czy to ona zrobiła krok w stronę hrabiego

czy to on przysunął się do niej. Poczuła, że znalazła się w jego
ramionach, a on tulił ją do siebie. Nawet nie pomyślała, że
powinna się bronić. Jej umysł przestał pracować. Widziała
tylko jego oczy i czuła, jak jego gorące wargi szukają jej ust.
Opanowało ją słodkie uczucie poddania, już nie była sobą,
lecz stali się jednym ciałem.

Jego ramiona oplatały ją coraz mocniej, a usta stawały się

coraz bardziej namiętne. Była w tym pocałunku i rozkosz, i
ból. Czuła, jak jej serce bije i już nie było dla niej ucieczki.
Wiedziała, że to miłość, inna wprawdzie niż ta, jaką sobie
wyobrażała, ale jeszcze potężniejsza i wspanialsza. Nie mogło
być nawet mowy o obronie, należała teraz do niego.

Przestała istnieć jako odrębna istota. Była zaczarowana

magią miłości, której oddała się całkowicie i nieodwołalnie.
Nagle hrabia uniósł głowę.

- Moja kochana, moja słodka! Jak mogłaś tak długo

walczyć ze mną? - zapytał. - Jesteś przecież moja, moja i
zawsze pragnęłaś tego.

Talia nie od razu wróciła do rzeczywistości. Zdawało jej

się, jakby z wyżyn nieba nagle znalazła się na ziemi.

- Proszę... - wyszeptała.
A on rozumiejąc, o co jej chodzi, powiedział:
- Już cię odwożę do domu. Jutro będzie czas, żeby

porozmawiać. Zrobiło się późno, a ty jesteś zmęczona.

Otaczając ją ramieniem przeprowadził przez salon w

stronę holu. Lokaj natychmiast podał jej pelerynę, a kiedy
otwarto frontowe drzwi, spostrzegła oczekujący powóz
hrabiego. Weszła do środka oszołomiona i niezdolna do
zebrania myśli. Hrabia usiadł obok i otoczył ją ramieniem.
Położyła ufnie głowę na jego ramieniu, a on czułe pocałował
ją w czoło.

background image

Jechali w milczeniu w stronę Shephard Market, a potem

szli cichymi uliczkami aż do numeru 82.

- Nie martw się o nic, kochanie. Wszystko pozostaw

mnie. Kiedy jutro znów się spotkamy, przedstawię ci mój
plan. To wszystko rozwiąże, więc nie musisz się o nic
kłopotać.

Zatrzymali się w tym samym miejscu co poprzedniego

wieczora.

- Dobranoc, moja ukochana - powiedział czule. - Będę

myślał o tobie. Musisz mi tylko zaufać.

Talia spojrzała w jego stronę. Nie mogła jednak dostrzec

jego oczu. Ponieważ nie była w stanie wydobyć z siebie głosu,
odwróciła się i poszła w kierunku domu. Czekając, aż Hanna
otworzy drzwi, odwróciła się. Hrabia stał wciąż w tym samym
miejscu. Wydał jej się jeszcze wyższy, jakby jego głowa
sięgała gwiazd.

background image

Rozdział 6
Czy źle się czujesz, Talio?
Pytanie to, skierowane przez młodą podręczną, przerwało

rozmyślania Talii.

- Przepraszam - rzekła. - Czy mówiłaś coś do mnie?
- Pytałam trzy razy, czy ten aksamit będzie pasował do

czepka lady Standish?

Talia z trudem zmusiła się, żeby spojrzeć na kawałek

tkaniny, który dziewczyna trzymała w ręku.

- Myślę, że tak. Dziękuję ci, Emilio. Podręczna odeszła, a

Talia próbowała zająć się pracą.

Nie było to łatwe. Gdy się obudziła dzisiejszego ranka,

czuła się lekka i radosna. Miała wrażenie, jakby się znalazła w
nierealnym świecie, wszystko dokoła było słoneczne i piękne.

To miłość sprawiła - mówiła do siebie - że wszystko

wydaje się inne niż było dotychczas.

Jednak trzeźwa część jej umysłu zadawała pytanie, czy dla

hrabiego miłość też tyle znaczy co dla niej. Ponieważ
odpowiedź na to pytanie budziła jej niepokój, starała się
odsunąć ją od siebie. Miłość do hrabiego wiązała się z
wieloma problemami, które prędzej czy później wymagały
rozwiązania. Jednak w tej chwili liczyło się tylko oczarowanie
miłością.

Kładąc się do łóżka i wspominając pocałunek hrabiego,

czuła się tak, jakby bujała wśród gwiazd, a wszystkie ziemskie
strachy odeszły gdzieś daleko.

- Teraz będę musiała wrócić do rzeczywistości -

powiedziała do siebie poważnie.

Wzięła do ręki czepek, nad którym zamierzała pracować, i

próbowała sobie przypomnieć, jak miała go ozdobić. Kiedy
nawlekała igłę, przybiegła w wielkim pośpiechu pani Burton.

background image

- Przyszedł właśnie lord Dervish ze swoją siostrą lady

Wentmore - wyszeptała. - Nie zapomnij dopisać do jego
rachunku dziesięciu procent, żeby mógł je sobie potrącić.

Słowa te brzmiały niezrozumiale dla pracownic nie

obsługujących klientów w sklepie, jednak Talia wiedziała
doskonale, o co chodzi. Istniała pewna kategoria klientów,
którzy targowali się o cenę i nalegali na jej obniżenie. Od nich
pani Burton żądała zawsze więcej na początku, aby w wyniku
targów uzyskać zamierzoną cenę. Byli też tacy klienci, jak
lord Dervish, którzy automatycznie, płacąc rachunek, potrącali
sobie dziesięć procent. W ich przypadku także należało
odpowiednio podnieść pierwotną cenę.

Nie spiesząc się zbytnio, Talia przeszła do części

sklepowej i jak się tego spodziewała, zastała panią Burton
zajętą obsługiwaniem jednej z modnych piękności. Dama ta
przed dokonaniem zakupu nie omieszkała przymierzyć
wszystkich fasonów. Przed innym lustrem ujrzała
oczekujących lorda Dervisha i jego siostrę. Złożyła im pełen
uszanowania ukłon.

- Witam panią, milady - rzekła do lady Wentmore, którą

już kilkakrotnie obsługiwała.

Lady Wentmore nie traciła jednak czasu na grzeczności.
- Chciałabym obejrzeć najnowsze i najpiękniejsze modele

- powiedziała rozkazującym tonem. - Interesują mnie tylko
pojedyncze egzemplarze danego fasonu. Nie życzyłabym
sobie, żeby ktokolwiek inny nosił taki sam kapelusz jak ja.

- Nie grozi to pani, milady - zapewniła Talia. - Nigdy nie

powielamy naszych modeli.

Lady Wentmore prychnęła z niedowierzaniem, mimo to

usiadła przed lustrem poprawiając ręką starannie umalowane
włosy. Piętnaście lat temu była jedną ze znanych piękności,
lecz teraz jej uroda już zbladła. Mimo to starała się zachować
pozory młodości.

background image

Lord Dervish natomiast mimo wyglądu dandysa

pochłonięty był wyłącznie własnymi myślami i na Talię nie
zwracał najmniejszej uwagi.

- Jak już wspomniałem, moja droga - odezwał się do

siostry - powiedziałem ministrowi skarbu, że musi być mniej
pobłażliwy. Jeśli ludzie nie będą płacili podatków, skąd się
wezmą pieniądze na potrzeby armii, floty oraz na inne
wydatki.

- Miałeś rację - wyszeptała lady Wentmore. Odwracała

głowę w różne strony, żeby lepiej przyjrzeć się czepkowi,
który Talia właśnie włożyła jej na głowę.

- Byłbym zapomniał - rzekł lord Dervish. - Ubiegłego

wieczora dowiedziałem się czegoś zdumiewającego.

Czekał, aż siostra zapyta go o to, lecz ponieważ milczała,

kontynuował:

- Lawson właśnie wrócił z Ameryki i wyobrażasz sobie,

kogo tam spotkał?

- Nie mam najmniejszego pojęcia - niedbale odrzekła lady

Wentmore.

- Cavershama! Lawson powiada, że Denzil Caversham

ma się całkiem nieźle.

- Lorda Denzila?! - zawołała lady Wentmore. - A ja

myślałam, że on nie żyje!

- Jest żywy i zdrowy, jak mi relacjonował Lawson - rzekł

lord Dervish. - Lecz kiedy pojawi się w kraju, mam dla niego
niespodziankę.

Na wzmiankę o ojcu Talia stanęła jak wryta. Kiedy lord

Dervish wspomniał o tym, że ojciec, jest cały i zdrowy, ze
wzruszenia nie mogła utrzymać się na nogach.

- Chciałabym przymierzyć inny model! - zagrzmiała lady

Wentmore.

Nie myśląc o tym, co robi, Talia wzięła do ręki najbliżej

leżący kapelusz i włożyła go na głowę lady Wentmore.

background image

- Mówiłeś, że przygotowałeś niespodziankę dla lorda

Denzila - rzekła lady Wentmore, gdy Talia wiązała jej pod
brodą wstążki od kapelusza. - Cóż to takiego?

- Jest to sprawa, która mu nie pójdzie w smak - wyjaśnił

lord Dervish.

Ton jego głosu był bardzo niemiły. Talia wstrzymała

oddech.

- Wyjaśnij mi to, Arturze, nie bądź taki tajemniczy -

poprosiła lady Wentmore. - Zawsze miałam słabość do lorda
Denzila. To był taki atrakcyjny mężczyzna i doskonale
tańczył.

- Kiedy się pojawi w Anglii, jeszcze przez długi czas nie

będziesz miała okazji, żeby z nim zatańczyć - rzekł lord
Dervish.

- A to czemu? - zainteresowała się lady Wentmore.
- Ponieważ, moja droga, trafi do więzienia!
- Do więzienia? Co chcesz przez to powiedzieć, Arturze?
- Znajdzie się w więzieniu, ponieważ ja go tam poślę -

wyjaśnił lord Dervish. - To wprost nie do wiary, ale ten łajdak
uciekł za granicę i nie zwrócił mi tysiąca funtów długu.

Sprawa musiała zainteresować lady Wentmore, ponieważ

odwróciła się od lustra i spojrzała na brata.

- Tysiąc funtów? Jakim cudem jest ci winien aż tyle?
- To dług honorowy, moja droga. Jeśli oczywiście

zaciągnął go człowiek honoru!

- Masz na myśli dług karciany!
- Tak jest, karciany - wypalił lord Dervish. - Caversham

dał mi rewers, ale, jak się przekonałem, był on wart tyle co
papier, na którym został napisany.

- Czy sądzisz, że był to powód jego wyjazdu za granicę? -

zapytała lady Wentmore.

- Nie mnie jednemu jest winien pieniądze. Słyszałem, że

był mocno zadłużony u swoich dostawców, zatem wolał

background image

zniknąć. To bardzo niehonorowe. Dżentelmen nie powinien
się tak zachowywać!

- To niepodobne do lorda Denzila - rzekła lady Wentmore

zwracając się w stronę lustra. - Jestem pewna, że kiedy wróci,
spłaci swój dług.

- Żeby się o tym przekonać, postaram się o nakaz jego

aresztowania - rzekł stanowczo lord Dervish.

Lady Wentmore krzyknęła.
- Och, Arturze, jak możesz być tak okrutny! Aż strach

pomyśleć, że człowiek tak elegancki jak lord Denzil mógłby
trafić do więzienia dla dłużników. Słyszałam, że warunki tam
panujące są koszmarne!

- To go nauczy rozumu - powiedział lord Dervish z

satysfakcją. - Muszę przyznać, że nigdy nie lubiłem tego
człowieka, gdy tymczasem ty i całe towarzystwo kręciło się
dokoła niego jak ćmy wokół świecy! - Przerwał na chwilę, a
potem dodał: - Ale ty się na nim nie sparzyłaś, a ja tak! I
dlatego chcę, żeby trochę pocierpiał!

Lord Dervish mówił to ze złością. Słuchając go, Talia

zamarła z przerażenia. Zrozumiała, że historie opowiadane o
jego skąpstwie i małoduszności były prawdziwe. Pani Burton
zawsze była pełna lęku, gdy pojawiał się w sklepie. Wiedziała,
że będzie się targował o każdego pensa, a z rachunku utnie
swoje dziesięć procent.

Tysiąc funtów!
Być winnym taką sumę człowiekowi pokroju lorda

Dervisha to była rzecz najstraszniejsza, jaka mogła się
przydarzyć jej ojcu. Wszystkie cenniejsze przedmioty z
wiejskiej posiadłości zostały już sprzedane. Z jej zarobków nie
dałoby się odłożyć nawet tysiąca pensów, a co dopiero mówić
o tysiącu funtów. Ojciec nie mógł też liczyć na litość ze strony
lorda Dervisha.

background image

Ale jednak widziano go w Ameryce. Był zdrowy i

zapewne przygotowywał się do powrotu, bo trzy lata
wygnania już minęły. Czuła się rozdarta: z jednej strony
cieszyła się, a z drugiej była przerażona, że ojciec natychmiast
po powrocie może zostać wtrącony do więzienia.

Lady Wentmore nie była jedyną osobą, która słyszała o

okropieństwach, na jakie byli narażeni ludzie więzieni za
długi. Musieli oni całe lata przebywać pośród zbrodniarzy,
złodziei i prostytutek. Co mogła zrobić, żeby uchronić ojca
przed takim strasznym losem?

Zdawała sobie sprawę, że groźbę lorda Dervisha należy

traktować poważnie, gdyż nie przepuści on okazji, żeby
upokorzyć człowieka, który nie tylko, że przegrał z nim w
karty, ale jeszcze unikał zapłacenia honorowego długu.

Trudno jej było od razu ogarnąć cały ogrom nieszczęść,

jakie mogła spowodować zasłyszana wiadomość. Absolutnie
pewna była tylko tego, że lord Dervish zamierza spowodować
aresztowanie jej ojca natychmiast po jego przybyciu do
Anglii, a to niewątpliwie zabiłoby matkę. Lady Caversham po
tylu upokorzeniach nie przeżyłaby już takiego ciosu.

Muszę koniecznie coś zrobić! I to natychmiast! - myślała.
Jakby z bardzo daleka dobiegł do niej głos lady

Wentmore:

- Wezmę ten niebieski czepek. Wyglądam w nim

najkorzystniej. Nieprawdaż, Arturze?

- W niebieskim istotnie jest ci najlepiej.
- Bardzo bym się cieszyła, gdybyś mi ofiarował ten

czepek jako prezent - rzekła lady Wentmore. - Z góry ci
dziękuję.

- Zaczekaj chwileczkę! - przerwał lord Dervish. - Muszę

najpierw dowiedzieć się o cenę. Nie chcę, żeby mnie
wystrychnięto na dudka.

Lady Wentmore zaśmiała się.

background image

- A któż by śmiał wystrychnąć cię na dudka, Arturze!

Jesteś na to za sprytny.

- I ja tak sądzę - oświadczył lord Dervish.
Talia spojrzała w stronę pani Burton, która widząc, że lady

Wentmore zmieniła własny kapelusz na nowy, zbliżyła się do
lorda Dervisha.

- Myślę, że szanowna pani jest zadowolona - rzekła. - I

pan również, milordzie. Jest pan naszym stałym klientem,
więc staramy się spełnić każde pańskie życzenie.

- To będzie uzależnione od jednej, jedynej rzeczy - zaczął

lord Dervish.

Talia, trzymając w ręku niebieski czepek, udała się na

zaplecze.

- Zapakuj to - rzekła do jednej z pracownic - a gdyby pani

Burton pytała o mnie, powiedz, że wyszłam na chwilę na
świeże powietrze.

- Na świeże powietrze? - powtórzyła pracownica. - To

zupełnie do ciebie niepodobne, Talio. Nigdy nie wychodziłaś
aż do zamknięcia sklepu.

Talia nie odpowiedziała, tylko włożyła na głowę swój

szary czepek i tylnym wyjściem opuściła sklep. Przez chwilę
stała niezdecydowana, następnie uniósłszy spódnicę zaczęła
biec w stronę Berkeley Square. Nie zwracała uwagi na
przechodniów, którzy przyglądali jej się ze zdumieniem. Była
niemal bez tchu, gdy zatrzymała się przed imponującym
wejściem do Hellington House. Głęboko wciągając powietrze
usiłowała uspokoić szaleńczo bijące serce. W tej chwili
spostrzegła, że drzwi rezydencji otworzyły się i dwóch
lokajów noszących hrabiowską liberię zaczęło rozwijać przed
wejściem czerwony chodnik. Na ulicy czekał hrabiowski
powóz. Pomyślała, że pojawiła się we właściwym momencie.
Weszła po schodach i przy frontowym wejściu spotkała

background image

kamerdynera, który usługiwał im podczas kolacji ubiegłego
wieczora.

- Chciałabym się widzieć z jego lordowską mością -

rzekła.

- Witam panienkę - powiedział uprzejmie kamerdyner. -

Zaraz powiadomię jego lordowską mość, że pani jest tutaj.

Kamerdyner zaprowadził ją przez hol do jednego z

pokojów, przewidzianych z pewnością do przyjmowania
takich niespodziewanych gości jak ona. Jednak nie
interesowała się zupełnie otoczeniem. Wszystkie jej myśli
pochłaniała sprawa ojca, który zaraz po powrocie do kraju,
nieświadom grożącego mu niebezpieczeństwa, łatwo mógł
wpaść w pułapkę zastawioną przez lorda Dervisha. Zdawało
jej się, że bardzo długo czekała, aż drzwi się otworzyły i
pojawił się kamerdyner.

- Proszę pójść za mną - powiedział. - Jego lordowska

mość jest w bibliotece.

Nie czuła się na siłach, żeby myśleć, co musi za chwilę

powiedzieć. Była tylko pewna, że o życiu matki i wolności
ojca zadecyduje kilka następnych minut. Przeszła za
kamerdynerem przez hol, a następnie weszła do pokoju
pełnego książek. Zobaczyła, że hrabia idzie w jej stronę, a na
jego twarzy widać zdumienie. Poczekał jednak, aż kamerdyner
opuści pokój, zanim zapytał:

- Co się stało?
Spojrzała na niego, a kiedy dostrzegł wyraz jej oczu,

zaczął przypatrywać się jej z wielką uwagą.

- Coś musiało wyprowadzić cię z równowagi. Usiądź i

opowiedz mi o tym.

Przez chwilę pomyślał nawet, że może jej matka nie żyje.

Był pewien, że gdyby nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego,
nigdy nie pojawiłaby się u niego. Jej wizyta zaskoczyła go

background image

niepomiernie. Właśnie kiedy miał wychodzić, do biblioteki
wszedł kamerdyner.

- Pewna dama oczekuje na pana, milordzie.
- Dama? - zapytał hrabia myśląc o lady Adelajdzie, dla

której nie zamierzał zmieniać swoich planów.

- To ta panienka, która była u pana wczoraj na kolacji.
Hrabia myślał przez chwilę, ze może się przesłyszał
- Wprowadź ją tutaj - powiedział
- Tak jest, milordzie
Gdy kamerdyner wprowadził Talię, hrabia pomyślał, ze

rzeczywiście musiało się wydarzyć coś nadzwyczajnego,
skoro przyszła do mego sama o tak wczesnej porze.

Kiedy obudził się dzisiejszego ranka, zastanawiał się, czy

Talia znów odrzuci propozycję wspólnej kolacji, jeśli nie
wymyśli jakiegoś fortelu zmuszającego ją do tego Wczoraj
wieczorem, gdy się żegnali, nie powiedziała mu, czy zechce
wysłuchać, jakie ma wobec niej plany ani też czy zgodzi się z
nim spotkać Mógł więc przypuszczać, ze znów będzie robiła
trudności Przecież tylko dlatego, ze przejrzał jej tajemnicę,
zgodziła się na wczorajsze spotkanie. Choć bardzo chciał
wierzyć, ze magiczny pocałunek zmienił wszystko, jednak
niczego me był pewien

A oto nagle, zupełnie nieoczekiwanie, pojawiła się tutaj,

lecz me z tęsknoty za nim, tego mógł być pewien Jednak
patrząc na nieszczęśliwy wyraz jej twarzy, poczuł nieprzeparte
pragnienie, żeby odsunąć od niej wszelkie smutki.

- Nie mogę usiąść - powiedziała ledwo słyszalnym

szeptem - Jest pewna rzecz, o którą chciałam pana prosić,
lecz... bardzo trudno mi o tym mówić

- Widzę, ze jesteś bardzo roztrzęsiona - rzekł hrabia -

Pozwól, ze ci zaproponuję filiżankę kawy, a może kieliszek
wina?

- Dziękuję za wszystko, proszę mnie tylko wysłuchać

background image

- Z miłą chęcią - rzekł hrabia - tylko przykro mi, że cię

widzę w takim stanie Daj mi rękę, kochanie.

- Nie! - zawołała Talia. - Proszę mnie nie dotykać, zanim

się pan nie dowie, co mam do powiedzenia.

Hrabia był bardzo zdumiony, jednak nie chciał się jej

sprzeciwiać. Czekał więc, a ona usiłowała dobrać
odpowiednie słowa. Nie mógł widzieć jej twarzy, ponieważ
trzymała głowę pochyloną, a na dodatek przesłaniał ją szary
czepek. Nie chciał zadawać pytań, żeby nie utrudniać sytuacji.
W końcu Talia podniosła ku niemu oczy.

- Pytał mnie pan kiedyś - zaczęła cichym głosem - czy nie

zgodziłabym się zostać pańską kochanką.

- Cóż za trywialne słowo - rzekł - na określenie czegoś, co

nas dotyczy, i co jak sądzę, Talio, uczyni nas szczęśliwymi.

- Nie mogę tego zrobić, tak jak tego chciałeś - rzekła

Talia - bo mama nigdy nie może się o tym dowiedzieć, lecz
jeśli... - Przerwała na chwilę, a potem z nadludzkim wysiłkiem
ciągnęła dalej:

- Jeślibym została z tobą, tak jak to było wczorajszego

czy przedwczorajszego wieczora, czy mógłbyś mi dać... tysiąc
funtów?

Ostatnie słowa z największym trudem przecisnęły się jej

przez gardło. Nie patrzyła już na niego, zalała się rumieńcem i
opuściła głowę.

- Tysiąc funtów! - powtórzył hrabia.
- Proszę! - wyszeptała Talia. - Muszę je mieć

natychmiast!

Znów uniosła ku niemu twarz i patrzyła mu w oczy, jakby

jej życie zależało od jego odpowiedzi.

- Czy ktoś cię szantażuje?
- Nie... to nie to, lecz coś zupełnie innego.
- Czy możesz mi zdradzić przyczynę, dla której potrzebne

ci są te pieniądze?

background image

- Nie mogę... choć bardzo tym tego chciała... to sekret.
- Czy jest to ten sam sekret, o którym myślałaś, że go

odkryłem?

- Tak.
- I jak mi powiedziałaś, dotyczy on kogoś innego?
- Tak.
Ponieważ hrabia milczał, więc Talia odezwała się z

rozpaczą w głosie.

- Proszę nie zadawać mi pytań. Nie mogę na nie

odpowiedzieć. Ale muszę mieć te pieniądze. Jeśli mi ich nie
dasz... nie wiem, do kogo mogłabym się zwrócić.

Hrabia przypatrywał się jej z uwagą i w wyrazie jej oczu

dostrzegł przerażenie, że jej prośba mogłaby się spotkać z
odmową.

- Dam ci te pieniądze - rzekł spokojnym tonem. Widział,

że Talia wstrzymała oddech, czekając na jego odpowiedź.

- Spodziewam się - mówił dalej - że nie życzysz sobie,

żeby to był czek z moim nazwiskiem.

- Muszę mieć tę sumę w banknotach!
- Rozumiem - rzekł hrabia. - Poczekaj tu chwilę. Opuścił

pokój, a Talia, jakby nie mogła dłużej utrzymać się na nogach,
opadła na krzesło i ukryła twarz w dłoniach.

A więc jej pomoże i ojcu nie grozi już niebezpieczeństwo!
Przez chwilę nie mogła myśleć o niczym innym. Nawet o

obietnicy, jaką dała w zamian za uzyskanie pieniędzy. Liczyło
się dla niej tylko to, że matka nie dowie się o niczym i że
ojciec będzie mógł bez przeszkód wrócić do domu.

Teraz dopiero zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo się

bała, że hrabia może jej nie dać pieniędzy natychmiast lub
doradzać jej, żeby spróbowała je zdobyć w inny sposób.
Gdyby tak uczynił, pozostałaby w okropnej niepewności
oczekując w każdej chwili, że ojciec zostanie aresztowany,

background image

gdy tylko opuści pokład statku, zanim zdoła przedsięwziąć
jakieś kroki w celu spłacenia długu.

Teraz już ojciec będzie bezpieczny - mówiła do siebie.

Starała się myśleć tylko o radości matki, kiedy się dowie o
rychłym powrocie ojca.

Drzwi się otworzyły i hrabia wszedł do pokoju. Nit miał

niczego w ręku, więc Talię ogarnął niepokój, że może się
rozmyślił i oznajmi jej za chwilę, ze nie był w stanie zdobyć
dla niej pieniędzy.

- Mój sekretarz przygotowuje właśnie to, czego ci

potrzeba - powiedział, jakby wyczuwając jej obawy. - Dobrze,
że trzymamy w domu trochę pieniędzy. Tymczasem
proponuję, żebyś napiła się wina.

Nie czekając na odpowiedź, podszedł do stojącego w rogu

stolika, nalał odrobinę wina do kieliszka i z trunkiem w dłoni
zbliżył się do Talii.

- Nie mogę... pić - powiedziała.
- Ale musisz to zrobić, żeby mi sprawić przyjemność.
- Tak... oczywiście.
Czuła się upokorzona i zdała sobie sprawę, że teraz,

będzie musiała podporządkować się jego zachciankom,
jakiekolwiek by były.

Jestem mu bardzo, bardzo wdzięczna - pomyślała.
A jednocześnie czuła, że utraciła to, co było dla niej tak

bardzo cenne - poczucie własnej godności. Niczym się teraz
nie różniła od kobiet pokroju panny Genevieve,
przyjmujących mężczyzn w samej tylko bieliźnie i
oczekujących, że dopiero co poznany mężczyzna zapłaci za
przyjemność podziwiania jej w takim stroju.

Nie powinnam o tym myśleć - powiedziała do siebie.
Jednak myśli wciąż wracały. Zdawało jej się, że nie jest

już sobą, ale weszła do grona kobiet, którymi pogardzała,
mimo że jako pracownica sklepu musiała je obsługiwać.

background image

Ponieważ hrabia milczał, ona też milczała. Sączyła wino z

kieliszka małymi łyczkami, bo nie chciała mu się sprzeciwiać.
Choć nie patrzyła na niego, czuła, że on się jej przygląda.
Nagle drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł sekretarz,
trzymając w ręku grubą kopertę. Hrabia wstał i odebrał pakiet.

- Włożyłem największe nominały, jakie tylko mieliśmy -

powiedział sekretarz.

- Dziękuję - rzekł hrabia.
Gdy drzwi za sekretarzem zamknęły się, podszedł do

Talii.

- Tutaj jest to, czego sobie życzyłaś - powiedział. - Nie

chciałbym, żebyś szła z tak dużą sumą pieniędzy, więc czy
mógłbym cię odwieźć?

- Byłabym bardzo wdzięczna za odwiezienie do sklepu.
- Jak sobie życzysz - rzekł hrabia.
Odstawiła kieliszek i trzymając kopertę w ręku wstała.

Patrzyła na hrabiego. Twarz miała bardzo bladą, a w jej
oczach widoczny był niepokój.

- Chciałabym panu podziękować.
- Czy moglibyśmy podziękowanie odłożyć na wieczór? -

zapytał hrabia.

- Oczywiście.
W tonie jej głosu brzmiała obawa, na co nie omieszkał

zwrócić uwagi.

- Zanim wyjedziemy, chciałbym jeszcze coś wyjaśnić -

rzekł hrabia.

Talia spojrzała na niego i hrabia dostrzegł, że drży.
- Proszę, żebyś potraktowała te pieniądze jak prezent -

powiedział. - Niczego w zamian nie będę oczekiwał, nawet
twojej wdzięczności.

- Jak mam to rozumieć? - zapytała.
- Chcę, żebyś wiedziała, że nic nie zmieniło się od

wczorajszego wieczora. Twoja dzisiejsza prośba nie ma nic

background image

wspólnego z tym, o czym rozmawialiśmy wczoraj ani z
jakąkolwiek naszą wcześniejszą rozmową.

Teraz dopiero zrozumiała jego intencje i w jej oczach

pojawiły się łzy.

- Jesteś zupełnie inny, niż przypuszczałam - wyszeptała -

taki wyrozumiały.

Łzy płynęły po jej policzkach.
- O tym wszystkim porozmawiamy wieczorem - rzekł. -

Będziemy mieli sporo czasu. Wydaje mi się, że powinnaś już
wrócić do pracy. Nie chciałbym, żebyś miała nieprzyjemności
z mojego powodu.

Talia wciąż płakała, więc hrabia wyjął z kieszeni

chusteczkę i zaczął ocierać łzy z jej policzków.

- Wszystko będzie dobrze - pocieszał ją. - Zaufaj mi.

Musisz wierzyć, że zawsze możesz liczyć na moją pomoc.

- Kocham cię!
Powiedziała to bardzo cicho, lecz hrabia usłyszał.
- Ja także chciałbym ci powiedzieć o mojej miłości - rzekł

- ale zajęłoby to wiele czasu. Jestem umówiony u księcia
regenta, a on nie lubi, kiedy musi na kogoś czekać. Zostawmy
wszystko, co mamy sobie do powiedzenia, do wieczora.

Choć nie dotykał jej, Talia odniosła wrażenie, jakby

trzymał ją w ramionach. Byli sobie równie bliscy, jak
wówczas, gdy hrabia pocałował ją po raz pierwszy. Wyszli z
domu i hrabia pomógł jej wsiąść do powozu. Kiedy jechali
przez Berkeley Square, świat wydał jej się piękny i kolorowy.

- Czy mogę podwieźć cię do tylnego wejścia? - zapytał.
- Tak, proszę.
Mówiąc to, pomyślała, że zawsze w jego życiu będzie

czymś w rodzaju bocznych drzwi. Traktował ją jak kobietę,
którą mógłby zdobyć, lecz jednocześnie jak coś bardzo
cennego. Przypomniała sobie, że w taki właśnie sposób jej
ojciec traktował matkę.

background image

- Kocham cię, kocham! - chciała powtarzać wciąż od

nowa, lecz powstrzymała się, gdyż mógłby usłyszeć ją stojący
za nimi lokaj.

Hrabia podjechał pod sklep.
- Czy jesteś pewna, że nie będziesz potrzebowała mojej

pomocy? - zapytał.

- Tak - odrzekła.
Podała mu dłoń na pożegnanie. Lokaj pomógł jej wysiąść

z powozu. Wślizgnęła się do sklepu z nadzieją, że żadna z
pracujących kobiet nie dostrzegła jej powrotu. Pani Burton
wciąż była zajęta obsługiwaniem klientów. Talia podeszła do
stolika, gdzie właścicielka wypisywała rachunki, wyjęła
papier i napisała:

„Zarząd Powierniczy majątku lorda Denzila Cavershama

przesyła tysiąc funtów na poczet długu zaciągniętego u lorda
Dervisha. Jednocześnie przepraszamy, że suma ta nie została
zapłacona wcześniej".

Wzięła ze stołu kopertę i włożyła do niej pakiet z

pieniędzmi oraz list. Potem starannie zapieczętowała kopertę i
napisała na niej adres:

Lord Dervish Klub White'a ul. Świętego Jakuba
Gdy skończyła, zapytała:
- Czy Bill jest gdzieś tutaj?
- Tak, Talio - odrzekła jedna z pracownic. - Ma zanieść

czepek do lady Wentmore.

- Mam do niego sprawę - powiedziała. Wzięła ze stołu

pudło i zeszła do piwnicy, gdzie zwykle można było zastać
Billa, gdy nie miał żadnych paczek do roznoszenia. Prawie
nigdy nie próżnował, ponieważ pani Burton wciąż
wynajdywała dla niego jakieś zajęcia. A to paczki z Paryża do
rozpakowania, a to coś do naprawienia, wreszcie czyszczenie i
sprzątanie. Pani Burton uważała, że nie potrzebuje zatrudniać
do pomocy nikogo, jeśli ma Billa. Był to siwiejący już

background image

mężczyzna, który panicznie bał się zwolnienia z pracy. Talia
zawołała go, a on odpowiedział natychmiast.

- Już pędzę.
- Zaniesiesz to pudło do lady Wentmore na ulicę Curzona

- rzekła. - A ten list zostawisz w klubie White'a. Nie będziesz
musiał zbytnio nadłożyć drogi.

- To drobiazg - odrzekł Bill. - Zawsze chętnie pani

pomagam. Wie pani o tym.

- Dziękuję ci, Billu. To bardzo miło z twojej strony.

Jednak uważaj, bo ta koperta jest bardzo cenna.

- Czy słyszała pani, żebym kiedyś coś zgubił?
- Wszystko może się zdarzyć.
- Nie może się zdarzyć, jeśli ta rzecz należy do pani.
- Dziękuję ci, jestem bardzo wdzięczna.
Talia weszła na górę rozmyślając o tym, jak bardzo się

zdziwi lord Dervish, kiedy otrzyma przesyłkę. Dzień wlókł się
niemiłosiernie z wyjątkiem momentów, kiedy wspominała
hrabiego.

Jakiż on uprzejmy i wspaniałomyślny - mówiła do siebie.
A jednocześnie myślała, że postąpiła niewłaściwie

przyjmując przysługę tego rodzaju i nie dając nic w zamian.

Nie wiedziała, jak zachowują się wobec siebie zakochani,

lecz była przekonana, że tylko ślub usprawiedliwia wszelkie
poufałości. A jednocześnie nie mogła powstrzymać myśli, że
miłość hrabiego musiała być równie piękna jak jego
pocałunek.

Przeraziły ją własne myśli. Przecież ta miłość była czymś

złym. Przecież przysięgała sobie, że nigdy nie zostanie jego
kochanką. Wiedziała, że w oczach matki byłoby to karygodne,
zatem matka pod żadnym pozorem nie mogła się o tym
dowiedzieć.

background image

Kiedy wracały z Hanną do domu, Talia pomyślała, że

gdyby opowiedziała służącej, co jej zaproponował hrabia
podczas pierwszej kolacji, ta nie byłaby zdumiona.

Tak właśnie zachowywali się panowie pokroju hrabiego

wobec osób, które uważali za postawione niżej od siebie w
hierarchii społecznej. Hannę zdumiałby jedynie fakt, że hrabia
potraktował tak osobę równą mu urodzeniem.

Do tego nigdy nie może dojść - pomyślała Talia, czując

równocześnie, jakby wszystko pogrążało się w ciemności.

Szła zajęta wyłącznie własnymi myślami i dopiero przed

domem zapytała Hannę:

- Jak się czuje dzisiaj mama?
- Jest bardzo przybita - odrzekła Hanna. - Przed obiadem

popłakiwała, kiedy rozmawiałyśmy o twoim ojcu. Ona sądzi,
że twój ojciec już nigdy nie wróci. Właśnie minął tydzień od
zakończenia jego wygnania.

- Czyżby naprawdę? - zapytała Talia. - Zupełnie straciłam

rachubę czasu.

Teraz pomyślała, że ma dla matki dobre wieści. Nie musi

jej przecież tłumaczyć, w jaki sposób je zdobyła. Z pewnością
może jej oznajmić, że ojciec jest zdrów i że widziano go w
Ameryce.

- Mam dla mamy dobre wiadomości - rzekła. - Kiedy je

usłyszy, nie będzie już przygnębiona.

- Wiadomości? - zainteresowała się Hanna.
- Muszę to najpierw powiedzieć mamie - Talia

uśmiechnęła się.

Hanna otworzyła drzwi i Talia weszła na górę. Lady

Caversham leżała w swoim pokoju na szezlongu.

- Jesteś nareszcie, moja kochana! - zawołała. - Właśnie

czytałam twoją zabawną książkę i doszłam do wniosku, że
mam bardzo utalentowaną córkę.

background image

- Bardzo chciałam to od ciebie usłyszeć, mamo - rzekła

Talia. - Teraz muszę ci koniecznie coś powiedzieć.

Ujrzała strach w oczach matki i równocześnie usłyszała

dochodzący z dołu okrzyk Hanny.

- Co to takiego? - zapytała zdumiona lady Caversham.
- Pójdę zobaczyć - odpowiedziała Talia. Usłyszała męski

głos i tupot kroków na schodach.

Wprost nie chciała wierzyć własnym uszom, lecz nie

mogła powstrzymać okrzyku:

- To przecież papa! Papa!
- A więc czekałyście na mnie?! - wykrzyknął lord Denzil.
Już był w pokoju i trzymał swoją żonę w objęciach.
- Jak to możliwe, że przybywasz właśnie wtedy, kiedy

najbardziej jesteś potrzebny? - zapytała Talia.

Nie odpowiedział, tylko ucałował ją w oba policzki i

uścisnął z całych sił. Tymczasem lady Caversham wciąż nie
mogła powstrzymać łez.

- Już dobrze, moja kochana - pocieszał ją mąż. -

Wróciłem i wszystkie troski mamy już za sobą. Gdybym to ja
wiedział, gdybym tylko przypuszczał, że pozostaniecie bez
pieniędzy.

- Nie to było najstraszniejsze - łkała lady Caversham - ale

to, że już myślałam, że nie żyjesz.

- Ale jestem cały i zdrowy! - wykrzyknął lord Denzil. -

Posłuchaj, moja droga! Posłuchaj, Talio! Jestem bogaty!
Jestem niezwykle bogaty!

Talia spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Ty jesteś bogaty, papo?
- Jestem milionerem.
- Jak się to stało? Jak to możliwe?
- To długa historia. Powiem ci tylko, że jestem

właścicielem kopalni złota i przynosi mi ona wielkie zyski.

background image

- Czemu do mnie nie pisałeś, Denzilu? - zapytała lady

Caversham.

- Napisałem do ciebie w pierwszym miesiącu po

wyjeździe - zawołał lord Denzil.

- Nigdy nie otrzymałam żadnego twojego listu -

wyszeptała.

- Niełatwo mi było pisać, kiedy znajdowałem się niemal

na końcu świata, kochanie!

- Więc naprawdę jesteś właścicielem kopalni złota, papo?

- zapytała Talia.

- Nie tylko mam kopalnię złota, ale robię też świetne

interesy na giełdzie.

- Wprost nie do uwierzenia! - wykrzyknęła Talia.
- Opowiem ci o wszystkim później - rzekł - a teraz

pozwól, żebym wytłumaczył się przed matką, dlaczego nie
powiadomiłem jej wcześniej o moim powrocie. Muszę jej
także powiedzieć, że teraz może mieć wszystko, czego tylko
zapragnie.

- To ty, Denzilu, jesteś wszystkim, czego pragnę -

wyszeptała lady Caversham.

Lord Caversham uśmiechnął się ponad jej głową do córki.
- A więc masz, czego pragniesz - rzekł. - Przyjechałem

nawet wcześniej, ale najpierw musiałem spotkać się z lordem
Eldonem.

Talia spojrzała na niego z niepokojem.
- I co? Czy wszystko w porządku? - zapytała. - Czy

możesz już wrócić do normalnego życia?

- Lord kanclerz był wobec mnie niezwykle uprzejmy -

odpowiedział ojciec. - Zasugerował mi, bardzo zresztą
rozsądnie., żebym najpierw powrócił na wieś, pozostał tam
przez jakiś czas aż do chwili załatwienia wszystkich moich
spraw, a dopiero potem pokazał się w towarzystwie.

- Mama miała takie same plany - rzekła Talia.

background image

- Tak właśnie zrobimy - odpowiedział ojciec. - Myślę, że

nie macie zbyt dużo bagażu? Czekają na nas dwa powozy.

- Chcesz, żebyśmy wyjechały natychmiast?
- A co nas tutaj trzyma? - zapytał lord Denzil. - Nie

będziemy przecież potrzebować tych starych mebli?

Wykonał pogardliwy gest w stronę skromnego pokoju, a

potem spojrzał na zonę z czułością.

- Postaram się wynagrodzić ci wszystkie cierpienia, jakie

musiałaś znosić podczas mojej nieobecności - obiecał. -
Będziesz teraz miała wszystko: klejnoty, konie, stroje.
Wyremontujemy naszą posiadłość, o czym od dawna
marzyliśmy, lecz nie było na to pieniędzy. A teraz są, i to
bardzo duże.

To mówiąc zaśmiał się triumfalnie.
A więc wszystko będzie tak jak za dawnych czasów -

pomyślała Talia, słysząc jak ojciec przechwala się swoimi
sukcesami i jak się stara je rozbawić.

Lord Denzil nachylił się i po raz kolejny ucałował żonę.
- Weź, kochanie, płaszcz i kapelusz. Jeśli się pośpieszymy

i wyjedziemy zaraz zdążymy jeszcze do domu na spóźnioną
kolację.

- Ależ, Denzilu, przecież tam nie ma służby.
- Będziesz zdumiona, ale powiem ci - rzekł mąż - że

byłem już w naszym domu. Rozesłałem po wsi wiadomość, że
kto chce u nas pracować, może się stawić. Zapewniam cię,
zrobią wszystko co trzeba.

- Ach, Denzilu, wprost nie mogę uwierzyć, że wróciłeś i

że nie muszę już się martwić o ciebie.

W głosie matki nie słychać już było znużenia i

zaniepokojenia, lecz radość. Talia była przekonana, że podróż
do domu nie będzie dla niej nawet w połowie tak męcząca jak
dotychczasowe oczekiwanie na powrót męża. Jego przybycie
sprawiło, że promieniała szczęściem. Jej policzki zarumieniły

background image

się, a oczy nabrały blasku. Znów wyglądała jak młoda i piękna
kobieta.

- Chodźmy już - rzekł lord Denzil. - Pospiesz się, Talio.

Nie mam ochoty nocować w tej ciasnej dziurze.

Obydwie zostały ogarnięte jego zapałem i witalnością.

Jednak mimo całej radości z powodu jego powrotu na dnie
serca Talii czaiło się przeczucie, że dla niej radość ta nie
będzie tak wielka jak dla matki.

Powinnam powiadomić hrabiego o tym, co się stało -

pomyślała.

Lecz jednocześnie przyszło jej do głowy, że właśnie tego

robić nie powinna. Gdyby się dowiedział, kim jest w istocie,
czułby się zobowiązany po tym, co między nimi zaszło, żeby
zaproponować jej małżeństwo. Zostałby przez nią złowiony,
czego udało mu się uniknąć przez tyle lat.

Przypomniała sobie, jak kiedyś powiedziała mu, że

kobiety stroją się tylko po to, żeby złowić jakąś grubą rybę, a
potem dodała ze śmiechem, że hrabia Hellington stanowiłby
doskonałą zdobycz. Do tej pory brzmiały jej w uszach słowa
hrabiego:

„Staram się jak mogę, żeby nie dać się złowić!"
Odrzekła mu na to, że i tak w końcu zostanie złowiony.
„Tego się właśnie obawiam najbardziej - odparł hrabia".
Było oczywiste, że nie chciał się żenić nawet z osobą, w

której byłby zakochany.

Dlatego właśnie - mówiła do siebie Talia zakładając

pelerynę - hrabia nie może się nigdy dowiedzieć, kim jestem.

Poczuła, jak serce jej zamiera z bólu na myśl o tym, że

musi zniknąć, że nie może go powiadomić, co się z nią stało.
Nagle przypomniała sobie, co wydarzyło się dzisiejszego
ranka. Przypomniała sobie, jak usiłowała uratować ojca przed
aresztowaniem i jak w tym celu pożyczyła pieniądze od

background image

hrabiego. Powrót ojca sprawił, że zupełnie o tym zapomniała.
W jej myślach pozostała tylko miłość do hrabiego.

Weszła do bawialni i zobaczyła, że Hanna otula szalem

matkę, żeby nie było jej zimno podczas podróży.

- Chciałabym z tobą pomówić, papo - rzekła.
- O czym, kochanie? - zapytał. - Kiedy na ciebie patrzę,

widzę, że bardzo wyładniałaś w czasie mojej nieobecności.

- To bardzo ważna sprawa. Wyciągnęła go z bawialni do

swojej sypialni.

- Posłuchaj, papo. Nie mam teraz czasu, żeby ci

tłumaczyć, lecz potrzebuję natychmiast tysiąc funtów. Czy
możesz mi je dać?

- Tysiąc funtów? - zapytał. - A na co?
- To honorowy dług. Twój dług, który zapomniałeś

zapłacić wyjeżdżając z Anglii.

- Tysiąc funtów? - Uniósł rękę do skroni. - O mój Boże,

to pewnie pieniądze, które byłem winien Dervishowi!

- Tak. Lord Dervish odgrażał się, że każe cię aresztować,

gdy tylko pojawisz się w Anglii.

- Natychmiast załatwię tę sprawę - rzekł lord Denzil.
- Już mu zwróciłam tę sumę - wyjaśniła Talia - muszę

tylko oddać pieniądze osobie, która mi je pożyczyła.

- Ależ oczywiście - powiedział lord Denzil. - Kto był tak

uprzejmy, żeby mnie uchronić przed więzieniem?

Mówił tonem żartobliwym, lecz Talia mu przerwała.
- Nie ma teraz czasu na zadawanie pytań. Nie chciałabym

ponadto, żeby mama się o tym dowiedziała. Czy mógłbyś dać
mi tę sumę?

- Byłoby to łatwiejsze, gdybyś powiedziała mi o tym

wcześniej - rzekł lord Denzil. - Mam jednak przy sobie czek
na okaziciela.

- Czy jest na nim twoje nazwisko? - zapytała Talia.
- Nie.

background image

- To dobrze się składa, bo nie chciałabym, żeby ta osoba

znała twoje nazwisko.

Ojciec spojrzał na córkę i właśnie chciał coś powiedzieć,

kiedy usłyszał z salonu głos żony:

- Denzilu, jestem już gotowa!
- Już idę, kochanie - odpowiedział. - Tylko muszę jeszcze

załatwić z Talią pewną sprawę.

I zbiegł szybko po schodach.
- Powiedz Hannie, żeby zabrała matkę do powozu. A ty tu

na mnie zaczekaj.

Po kilku minutach Talia po raz drugi tego dnia trzymała w

ręku kopertę wartą tysiąc funtów. Wzięła ze stolika jedną z
napisanych przez siebie książek, otworzyła ją i napisała
dedykację:

Wspaniałemu mężczyźnie, miłemu i wyrozumiałemu,

którego nigdy nie zapomnę, ofiarowuje tę książkę.

Talia
Włożyła książkę razem z czekiem do koperty i

zaadresowała ją do hrabiego Hellingtona.

W czasie, kiedy ojciec z Hanną sadowili matkę w

wygodnym powozie zaprzężonym w czwórkę koni, Talia
pobiegła do najbliższego rzeźnika.

- Dobry wieczór, panno Carver - powiedział rzeźnik. -

Pojawia się pani później niż zwykle.

- Czy wyświadczy mi pan pewną przysługę? - zapytała. -

Mógłby pan posłać kogoś zaufanego z tym listem do hrabiego
Hellingtona na Berkeley Square?

- Oczywiście, panno Carver - zgodził się rzeźnik. - Nie

sprawi mi to żadnego kłopotu.

- Jest pan pewien, że przesyłka dojdzie bezpiecznie?
- Z całą pewnością. Nie musi się pani o to martwić. Jego

lordowska mość otrzyma list za dziesięć minut.

background image

- Dziękuję - rzekła Talia. - Dziękuję panu za wszystko, co

pan zrobił dla mnie i dla mojej matki, kiedy mieszkałyśmy na
Shephard Market.

- Pani nas opuszcza?
- Tak - odrzekła Talia. - Wracamy do domu!

background image

Rozdział 7
Hrabia wszedł do sali kawiarnianej w klubie White'a i

przysiadł się do stolika Ryszarda. Wystarczył jeden rzut oka,
żeby przyjaciel rozpoznał, że poszukiwania nie odniosły
skutku.

- Napijesz cię czegoś? - zapytał Ryszard. Hrabia zawahał

się, lecz w końcu powiedział:

- Zamów dla mnie brandy.
Kelner przyjął zamówienie, po czym Ryszard zapytał

cicho:

- Żadnych sukcesów?
- Żadnych - odrzekł hrabia.
Mówiąc to pomyślał z rozpaczą, że już dziesięć dni minęło

od nagłego zniknięcia Talii. Tyle czasu upłynęło, odkąd
otrzymał czek na sumę tysiąca funtów i przeczytał dedykację
w książce, z której wynikało, że Talia nie zamierza go już
więcej widzieć.

„Mężczyźnie, którego nigdy nie zapomnę".
Słowa te głęboko zapadły w serce hrabiego. Wiedział, że

zapamięta je do końca życia.

- To dziwne, że ktoś znika nagle niczym kamfora! - rzekł

Ryszard.

Tę samą uwagę czynił już setki razy, od kiedy hrabia

trzeciego dnia po zniknięciu Talii zwierzył mu się ze swego
zmartwienia, bo nie mógł już dłużej dusić tego w sobie.

Gdy kelner przyniósł brandy dla hrabiego, obydwaj

zastanawiali się, jakie kroki należy podjąć, żeby odnaleźć ślad
młodej kobiety, o której wiedzieli tak niewiele, że zadanie to
wydawało się z góry skazane na niepowodzenie.

Z wiadomości przyniesionych przez Henry'ego z Shephard

Market wynikało, że późnym wieczorem pojawił się jakiś
dżentelmen wraz z dwoma powozami zaprzężonymi w cztery
konie każdy. Takie zdarzenie nie umknęło oczywiście uwagi

background image

sąsiadów. Dżentelmen zabrał ze sobą panią Carver, służącą i
Talię. Odjechali bez bagażu i nie wrócili, żeby cokolwiek
zabrać z małego domku. Fakt ten zdziwił zarówno Ryszarda,
jak i hrabiego.

- Czemu nie zabrali niczego ze sobą? - zastanawiał się

Ryszard.

- Ponieważ stwierdzili, że nie będą już tego potrzebować -

wyjaśnił hrabia. - Talia była bardzo biedna, a powozy i konie
kosztują fortunę. Oczywiście mężczyzna, który zabrał ją i
matkę, mógł sobie pozwolić na to.

Kiedy hrabia usłyszał po raz pierwszy o okolicznościach

ich odjazdu, pomyślał ze złością, którą potem przypisał
zazdrości, że Talia musiała znaleźć jakiegoś bogatego
protektora. Potem, gdy nieco ochłonął z wrażenia, doszedł do
wniosku, że to niemożliwe, żeby w romantyczną podróż
wybierała się w towarzystwie matki i Hanny.

Jedyną rzeczą, którą zataił przed Ryszardem, było

otrzymanie od Talii tysiąca funtów, które jej wcześniej
ofiarował. To była jego i jej tajemnica. Potwierdzało to jednak
jego przypuszczenia, że mężczyzna, z którym odjechała,
musiał być człowiekiem bogatym. .

W nocy nie mógł zasnąć. Nękały go ponure myśli, że

utracił Talię na zawsze. Przypominał sobie słowo po słowie
przebieg ich rozmów, żeby dotrzeć do najdrobniejszych
szczegółów, które mogłyby naprowadzić go na ślad, dokąd
mogła się udać. Nie mógł przecież przemierzać Anglii wzdłuż
i wszerz w poszukiwaniu młodej kobiety, która oczarowała go
i zaintrygowała już od pierwszego wejrzenia.

Był tak bardzo pochłonięty własnymi sprawami, że nie

dostrzegł reakcji innych ludzi na swoje zachowanie. Ryszard,
obserwując hrabiego, był początkowo zdumiony, a potem
zaczął mu współczuć. Nigdy jeszcze nie zdarzyło mu się
widzieć hrabiego w takim stanie, a już na pewno nie z powodu

background image

jakiejś dziewczyny. Dawniej kobiety bawiły go i dostarczały
mu przyjemności. Nigdy przedtem nie był tak zaangażowany,
żeby cierpieć z ich powodu.

On jest zakochany! - myślał Ryszard.
Ale nie mówił tego głośno, ponieważ wyczuwał, że

pognębiłoby to przyjaciela jeszcze bardziej. Kiedy hrabia
dopił kieliszek brandy, Ryszard chcąc zmienić temat rozmowy
zapytał:

- Jak twoje konie?
- Nie mam pojęcia.
- Myślałem, że wystawiałeś jednego w wyścigu na

Epsom.

- Mój trener na pewno to zrobił, wiedząc, że miałem taki

zamiar - odrzekł hrabia.

Było oczywiste, że myślami jest daleko. W tym samym

momencie jeden z członków klubu przechodząc obok
zagadnął:

- Witaj, Hellington! Spodziewałem się wczoraj zobaczyć

cię na Epsom.

Hrabia ledwo skinął głową na powitanie, natomiast

Ryszard chcąc okazać kurtuazję zapytał:

- Czy wygrałeś?
- Wygrałem zakłady - padła odpowiedź - lecz wycofałem

mojego konia.

Była to przykra sprawa, więc rozmówca odszedł i usiadł z

tyłu za hrabią i Ryszardem, żeby nie poruszać już tego tematu.
Po chwili rozległ się szelest papieru i ktoś zawołał:

- Dzień dobry, Dervish! Dawno cię nie widziałem.
- Byłem na Epsom - odrzekł lord Dervish, a potem

wykrzyknął: - O mój Boże!

- Co się stało?
- Wprost nie do wiary, ale Caversham zwrócił mi tysiąc

funtów, które był mi winien od trzech lat.

background image

- Denzil Caversham? Myślałem, że on przebywa za

granicą.

- Wszystko się zgadza, ale ja dostałem tysiąc funtów od

pełnomocników jego majątku.

Hrabia, który siedział pogrążony, jak to określał Ryszard,

w ponurym nastroju, nagle podniósł się i podszedł do miejsca,
w którym siedział lord Dervish.

- Wybacz, Dervish, że się wtrącam - powiedział - ale

usłyszałem, że otrzymałeś od kogoś tysiąc funtów po trzech
latach zwłoki.

- To prawda - odrzekł lord Dervish. - To dla mnie

prawdziwy szok. Nie spodziewałem się już odzyskać tych
pieniędzy, zamierzałem nawet nałożyć areszt na Cavershama,
gdy tylko wróci do kraju.

- Czy mógłbyś mi pokazać te tysiąc funtów, które

otrzymałeś? - zapytał hrabia.

- Nie bardzo rozumiem, czemu cię to interesuje,

Hellington, chyba że jest ci również winien pieniądze. Tak czy
owak jego pełnomocnicy przesłali mi tysiąc funtów w
banknotach. Gdy tylko wszedłem do klubu, wręczono mi
kopertę.

Mówiąc to, trzymał w ręku kopertę i list od Talii. Jeden

rzut oka wystarczył hrabiemu, żeby dowiedzieć się tego, co go
interesowało.

- Dziękuję ci, Dervish - powiedział. - Czy nie znasz

przypadkiem adresu Cavershama?

- Nie potrafię sobie przypomnieć - odrzekł lord Dervish -

ale portier będzie zapewne wiedział.

- Tak, oczywiście - rzekł hrabia.
Odwrócił się i bez słowa wyszedł z kawiarni. Lord

Dervish i Ryszard byli bardzo zdumieni.

background image

- Mógłbym się założyć - zauważył lord Dervish

zamykając kopertę z banknotami - że Caversham jest winien
Hellingtonowi okrągłą sumkę!

Talia wyszła do ogrodu przez drzwi wiodące na taras.

Było późne popołudnie. Słońce nie przygrzewało już tak
mocno, nie musiała zatem zabierać ze sobą parasolki, żeby
ochronić skórę przed jego promieniami. Ogrodnicy
sprowadzeni przez ojca zajmowali się właśnie strzyżeniem
trawnika, który w ciągu trzech lat rósł dziko i dopiero teraz
zaczął odzyskiwać swój dawny wygląd. Zdaniem ojca, który
pierwszy po trzech latach ujrzał ogród, piękne i
wypielęgnowane trawniki zamieniły się w łąkę, a kwiatowe
gazony i przycinane dawniej pracowicie krzewy w prawdziwą
dżunglę.

Mimo długoletniej nieobecności gospodarzy dom

wydawał się mniej zaniedbany, a ponadto lord Denzil
sprowadził ze wsi kobiety, które przed powrotem rodziny
pościerały kurze i pajęczyny. Również teraz lord Denzil
kierował wszystkimi pracami niczym dowódca na polu bitwy.
Odnowił i umeblował wytwornie cały dom, o czym z matką
od wielu lat marzyli. Talia straciła już rachubę, ile zamówień
rozesłał do różnych rzemieślników i kupców, którzy tłumnie
odwiedzali siedzibę licząc na sowite wynagrodzenie.

Ojciec życzył sobie, żeby wszystkie towary i usługi były

w najlepszym gatunku i żeby dom odzyskał wielkopański
wygląd. Talia domyślała się, że odczuwał dziecinną niemal
radość z wydawania pieniędzy.

Przygody lorda Cavershama w Ameryce wprawiły w

zdumienie jego żonę i córkę. Ponieważ ojciec opowiadał w
sposób tak barwny i obrazowy, Talia nieraz odnosiła
wrażenie, że słucha powieści przygodowej dla chłopców.

Przyjaciele, którzy umożliwili mu wyjazd z Anglii,

zapoznali go jeszcze na statku z poszukiwaczem złota,

background image

odnoszącym niemałe sukcesy na tym polu. Lord Denzil udał
się wraz z nim do Arizony i dzięki pomocy nowo poznanego
przyjaciela zainwestował niewielką sumkę, jaką posiadał, w
wielce obiecującą złotonośną działkę, która dotychczas nie
była jeszcze eksploatowana.

Z ogromną determinacją, jakiej się po nim nie spodziewał

nowy przyjaciel, lord Denzil zabrał się do ciężkiej pracy przy
poszukiwaniu złota i był na tyle przewidujący, że za każdy
znaleziony samorodek dokupywał więcej ziemi.

Wśród poszukiwaczy było wielu nicponiów, którzy gdy

tylko znaleźli jakiś okruch, natychmiast go przepijali lub
tracili na hulankach z kobietami lekkich obyczajów w
kleconych naprędce barach. Były to miejsca tak obskurne, że
bardziej wybredni klienci omijali je z daleka.

Powoli lord Denzil i jego wspólnik przejęli na własność

cały złotodajny obszar. Wreszcie trafili na grubszą żyłę złota,
dzięki której lord Denzil zdobył wszystko, czego potrzebował.
Ponieważ termin jego wygnania miał się już ku końcowi,
przygotowywał się do wyjazdu do Nowego Jorku, żeby
stamtąd popłynąć do Anglii.

W tym czasie kopalnię prowadzili już specjaliści, a

właścicielom pozostało tylko czerpanie zysków. Interesy
wspólników prowadzili w Nowym Jorku najlepsi prawnicy i
eksperci finansowi.

W tym właśnie czasie wspólnik lorda Denzila został

zastrzelony przez człowieka, który twierdził, że pozbawiono
go bezprawnie jego działki. Oskarżenie było fałszywe, zabójcę
aresztowano, lecz nie przywróciło to życia jego ofierze. Na
szczęście wspólnik przed śmiercią zdążył dokonać zapisu na
korzyść lorda Cavershama.

„W ciągu tych trzech lat, które spędziliśmy razem,

niezmiennie dopisywało mi szczęście - powiedział do lorda
Denzila. - Nigdy też tak dobrze się nie bawiłem. - Westchnął,

background image

a potem dodał: - Wydawaj moje pieniądze, Denzilu, i śmiej
się, jak masz w zwyczaju. Może uda mi się usłyszeć twój
śmiech".

W oczach lorda Denzila pojawiły się łzy, kiedy

relacjonował tę część swojej historii. Żona tymczasem
trzymała go za rękę, aby wyrazić mu swoje współczucie i
pocieszyć go.

Śmiech lorda Denzila napełniał cały dom i sprawiał radość

jego żonie, która z każdym dniem była coraz piękniejsza. Nie
docierała jednak do najgłębszych zakamarków serca Talii.

Każdego wieczora, gdy była sama w pokoju, płakała z

tęsknoty za hrabią. Zastanawiała się, czy już o niej zapomniał,
czy miejsce w jego sercu zajęła lady Adelajda lub panna
Genevieve. Była jednak pewna, że postąpiła właściwie
odchodząc bez słowa i nie powiadamiając go, dokąd odeszła
ani kim jest w rzeczywistości.

Choć cierpiała tak bardzo, nie zniosłaby myśli, że hrabia

mógłby się czuć zobowiązany do poślubienia jej. Nie
małżeństwa oczekiwała od niego, ale czegoś zupełnie innego.
Złowienie go i pozbawienie wolności wydało jej się sprawą
niehonorową.

Wkrótce o mnie zapomni... z pewnością o mnie zapomni -

mówiła do siebie. - Ale ja nie zapomnę o nim nigdy!

Wiedziała, że nigdy nie pokocha nikogo innego i

postanowiła, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Nie było to takie
trudne. O wiele trudniejsze było opanowanie łez na każde
wspomnienie o ukochanym. Ponadto w swym rodzinnym
domu czuła się osobą zbędną.

Dawniej jej związki z ojcem były bardzo bliskie. Będąc w

jego towarzystwie nie odczuwała potrzeby kontaktów z
rówieśnikami. Teraz wyczuwała, że coś się zepsuło w ich
wzajemnych stosunkach. Wyrzucała sobie, że to jej wina.
Jednak czy istotnie tak było? Doświadczenia wyniesione z

background image

Ameryki i zupełna zmiana trybu życia sprawiły, że lord Denzil
stał się innym człowiekiem. Z nieodpowiedzialnego
lekkoducha zmienił się w statecznego i poważnego obywatela.

Zachował wprawdzie swoje upodobanie do śmiechu z byle

powodu oraz ogromną radość życia, lecz nagle stał się
domatorem i wszystkie swoje myśli poświęcał zarządzaniu
majątkiem i ukochanej żonie. W przeszłości rozmawiał z Talią
o interesujących go sprawach nie mających związku z życiem
domowym. Teraz Talia przekonała się ze zdumieniem, że jest
już panem w średnim wieku pragnącym tylko spokoju i
wygody.

- Lord Eldon miał rację - powtarzał nieraz żonie i córce. -

Ludzie wkrótce zaakceptują mnie i będę mógł objąć jakieś
stanowisko w hrabstwie. Może pewnego dnia król się zgodzi,
żebym został wicekrólem Irlandii!

- Mam nadzieję, kochanie - powiedziała lady Caversham.

- Tak pięknie byś wyglądał w paradnym mundurze.

- Muszę się jednak do tego przygotować - rzekł. -

Powinienem najpierw zasiąść w wielu organizacjach
charytatywnych, a także w stowarzyszeniu ziemian, o czym
wcześniej nie pomyślałem. - Przerwał na chwilę, a potem
dodał, żeby sprawić przyjemność żonie: - Musimy zacząć
przyjmować, a któż piękniej od ciebie, kochanie, będzie
wyglądać podczas wytwornych kolacji? A także podczas
balów, które musimy wydawać przynajmniej raz do roku.

Rzeczywiście nie ma tu dla mnie miejsca - pomyślała ze

smutkiem Talia.

Włożyła najpiękniejszą ze swoich sukien kupionych

niedawno przez ojca i zastanawiała się, co by powiedział
hrabia, gdyby ją zobaczył w takim stroju. Suknia bardzo
różniła się od tej szarej, którą nosiła w sklepie, i od
muślinowej, którą miała na sobie podczas ich wspólnej
kolacji.

background image

Nowa kreacja podkreślała doskonałość jej figury,

delikatność cery, a ponadto stanowiła harmonijne tło dla jej
rudawych włosów, w których pobłyskiwały ogniste promyki.
Tylko w jej sercu ogień już nigdy nie zapłonie, choćby
mężczyźni prawili jej nie wiedzieć ile komplementów.

Szła wolno przez trawnik. Wdychała zapach róż i

podziwiała otoczony ceglanym murkiem staw pełen lilii
wodnych. Zakątek ten wydawał jej się najpiękniejszy na
świecie.

To jest miejsce przeznaczone dla zakochanych -

pomyślała.

Wstrzymała oddech, jakby jej piersi przeszył niewidzialny

sztylet. Przechadzała się pośród kwiatowych rabatek pełnych
białych, czerwonych i bladoróżowych róż. Spojrzała na staw i
pomyślała, że musi przypomnieć ojcu, żeby kupił złote rybki,
które pływały tam w czasach jej dzieciństwa. Kiedy była małą
dziewczynką, często bawiła się w ogrodzie. Robiła bukiety dla
mamy, żeby sprawić jej radość.

Nagle stwierdziła, że wszystko to nie ma żadnego

znaczenia. Złote rybki najbardziej cieszyłyby dzieci, a
przecież ona nigdy nie będzie ich mieć.

Najbardziej ze wszystkiego pragnęła dziecka, które byłoby

podobne do hrabiego. Raptem łzy zaczęły płynąć po jej
policzkach, choć starała się, jak mogła, nad nimi zapanować.

Wrócę do domu i znajdę sobie jakieś zajęcie - powiedziała

do siebie.

Odwracając się, usłyszała czyjeś kroki w różanym

ogródku i pomyślała, że to z pewnością ojciec. Nie chcąc,
żeby zobaczył ją we łzach, zaczęła szukać chusteczki. Zanim
ją odnalazła, usłyszała głos, na dźwięk którego serce zabiło jej
gwałtowniej.

- Ty płaczesz, Talio?

background image

Wydała okrzyk zdumienia i ujrzała hrabiego. Przez chwilę

myślała, że śni, ale to były jego szare oczy, za którymi tak
tęskniła. Wpatrując się w nie poczuła, jak wraca jej chęć do
życia. Oto on jest tutaj, a już straciła nadzieję, że go
kiedykolwiek zobaczy.

- Jesteś tuta! - wyszeptała.
- Jestem - powtórzył. - Już niemal straciłem nadzieję, że

cię odnajdę. Jak mogłaś postąpić ze mną tak okrutnie? Czym
sobie zasłużyłem na taką karę?

Mówił poważnym tonem, a ona przyciskała ręce do piersi,

żeby powstrzymać gwałtowne bicie serca. Czuła, że on czeka
na jej odpowiedź, więc rzekła z wahaniem:

- Myślałam, że tak będzie lepiej dla ciebie.
- Dla mnie? Cierpiałem piekielne męki. Myślałem, że już

cię nigdy nie zobaczę!

- Nie chciałam sprawić ci cierpienia.
- A czego się spodziewałaś? - zapytał gwałtownie. -

Zniknęłaś i zostawiłaś mnie w rozpaczy. Nie wiedziałem, co
się z tobą stało.

- Bardzo mi przykro - wyszeptała pokornie Talia.

Wydawało jej się, że postać hrabiego otacza świetlista aura, a
wokół rozbrzmiewają dźwięki muzyki.

On jest tutaj! Tuż obok! I wygląda na zmartwionego z

powodu jej nagłego odejścia.

Zauważyła, że choć wygląda jak zwykle wspaniale, jednak

wydaje się szczuplejszy, a jego twarz nabrała ostrych rysów.

- Mogłaś mi przynajmniej zdradzić swoje nazwisko -

powiedział.

- Nie chciałam, żebyś się o tym dowiedział.
- Dlaczego?
Nie chciała mu powiedzieć prawdy, a ponieważ milczała,

powiedział:

background image

- Jesteś jedyną kobietą, która nie okazała zainteresowania,

jakie żywię wobec niej plany. Mieliśmy o tym porozmawiać
przy kolacji.

Talia nie patrzyła na niego, a rumieńce na jej twarzy

stawały się coraz bardziej widoczne. Hrabia przyglądał się jej
z uwagą. Dostrzegł, że jej prosty nosek i ponętne usta są
najpiękniejsze z tych, które kiedykolwiek widział.

- Czy myślałaś o mnie? - zapytał nieoczekiwanie.
- Oczywiście, że myślałam!
- I nie byłaś ciekawa, co chciałem ci zaproponować

podczas naszej wspólnej kolacji?

Ponieważ milczała, mówił dalej:
- Mam dla ciebie prezent.
- Wiesz, że nie mogę niczego przyjąć od ciebie po tym, co

mi ofiarowałeś.

- Tłumaczyłem ci już, że te tysiąc funtów, które, jak

mniemam, były ci potrzebne dla ojca, nie mają z nami
żadnego związku. To, co chciałem ofiarować, jest zupełnie
innego rodzaju.

- Przykro mi, ale nie mogę tego przyjąć.
- A jednak dam ci to teraz.
Uniosła głowę, żeby spojrzeć na niego. W wyrazie jego

oczu było coś, co sprawiło, że jej serce zaczęło bić szybciej.

- Przepraszam, ale ponieważ nie mogłem cię odnaleźć,

data przestała już być aktualna.

Wyjął z kieszeni surduta złożony arkusz papieru i podał go

Talii. Zaczęła się zastanawiać, co to może być. W końcu
rozłożyła go i wpatrywała się weń ze zdumieniem.

Było to świadectwo ślubu pomiędzy Vargusem

Aleksandrem Markiem Hellingtonem, kawalerem, a Talią
Carver, panną!

Przez moment nie mogła uwierzyć, że to, co czyta, jest

prawdą. W końcu ogarnęła ją wielka radość. On chciał ją

background image

poślubić! Kochał ją na tyle mocno, że zapragnął uczynić ją
swoją żoną, mimo że była tylko modystką!

Dłonie Talii, w których trzymała dokument, drżały.

Spostrzegła, że hrabia przysunął się do niej bardzo blisko.

- Może panna Caversham żywi wobec mnie inne uczucia

niż panna Talia Carver, która, jeśli dobrze sobie
przypominam, mówiła, że mnie kocha.

- Nie chciałam, żebyś pomyślał, że postanowiłam cię

złowić - rzekła.

- Mimo to zostałem złowiony - odrzekł hrabia. - I to na

zawsze.

Odebrał z jej rąk świadectwo i rzucił na ziemię, a potem

wziął ją w ramiona i przytulił tak mocno, że z trudem mogła
oddychać.

- Czy wyjdziesz za mnie? Nie mogę żyć bez ciebie!
I nie czekając na odpowiedź zaczął szukać wargami jej

ust.

Talia znów poczuła, że jego pocałunek przenosi ją do

gwiazd, w przestrzeń, do której nie docierają żadne ziemskie
problemy. Zdawało jej się, że oddaje się hrabiemu całą duszą,
że stapiają się w jedną nierozdzielną całość. Wprost nie mogła
uwierzyć, że to, co czuła do niego, mogło być również jego
udziałem. Teraz wiedziała, że pragnął jej i tęsknił za nią, a i
ona sama przekonała się, że życie bez niego nie miało żadnego
sensu. Ich miłości nie były w stanie zniszczyć ani oddalenie,
ani bariery klasowe.

- Kocham cię! Kocham! - szeptała. Drżała w ekstazie i

czuła, że on drży również.

- Kocham cię i nigdy nie pozwolę ci odejść - powiedział. -

Nie zniósłbym tego!

Ponownie oddali się namiętnym pocałunkom, aż wreszcie

Talia ukryła głowę w jego ramionach.

- Kiedy wyjdziesz za mnie? - zapytał.

background image

- Kiedy tylko zechcesz.
- A więc zaraz, w tej chwili! Talia uśmiechnęła się.
- A ja myślałam, że nie chcesz się z nikim żenić.
- Tylko ciebie chcę pojąć za żonę. Żadna kobieta nie

zrobiła na mnie takiego wrażenia. Bez ciebie nie mógłbym
być szczęśliwy.

- A jeśli poczujesz się mną znudzony, jak to bywało

nieraz z innymi kobietami?

Hrabia mocniej przytulił ją do siebie.
- Moje znudzenie wynikało stąd, że one nie były tobą -

odpowiedział. - Ty jesteś inna i długo musiałbym tłumaczyć,
dlaczego tak się dzieje.

Spojrzał na nią, a potem odsunął ją na długość ramienia.
- Nigdy cię jeszcze nie widziałem w tak pięknej sukni.
- Czy ci się podobam?
- Kocham cię niezależnie od tego, co masz na sobie -

odrzekł. - Ale muszę ci powiedzieć, że jestem zawiedziony.

- Zawiedziony? A to czemu? - zapytała.
- Bo to ja chciałem dać ci odpowiednią oprawę dla twojej

urody. Wyobrażałem sobie, jak bardzo się odmienisz, gdy
przestaniesz nosić te szare stroje. Ale jak widzę, już ojciec
zrobił to, na co miałem wielką ochotę.

- Nic straconego. Hrabia uśmiechnął się.
- Zawsze chciałem, żebyś należała do mnie całkowicie i

bezgranicznie. Żeby w twoim życiu nie było nikogo oprócz
mnie.

- Ależ w moim życiu nie ma nikogo oprócz ciebie.

Ujrzała, że jej słowa sprawiły mu radość, i przytuliła się do
niego.

- Nie mogę uwierzyć, że jesteś tutaj - powiedziała. - Tak

bardzo mi cię brakowało... bez ciebie byłam taka
nieszczęśliwa... Myślałam już, że pozostanę sama do końca
życia.

background image

Wiedziała, że ją zrozumiał, bo powiedział z ustami przy

jej twarzy:

- Ze mną było to samo. Czułem się tak, jakbym stracił

część samego siebie. Nigdy nie przypuszczałem, że miłość
może sprawiać takie cierpienia.

- A co czujesz teraz?
- Jestem szczęśliwy bez granic i mam nadzieję, moja

ukochana, że nasze szczęście będzie rosło z każdym rokiem -
przytulił ją do siebie, a potem dodał: - Nasza miłość będzie
trwała wiecznie i nic nas nie rozłączy.

- Tak właśnie chciałabym cię kochać. - Talia uniosła ku

niemu głowę i wyszeptała: - Pocałuj mnie, niech poczuję, że
nie śnię, że to prawda. Twoje pocałunki są cudowne jak ty
sam.

Nie zdołała nic więcej powiedzieć, bo hrabia obsypał ją

pocałunkami, które wyrażały więcej niż słowa i przenosiły ją
w tajemniczą krainę miłości.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 66 Powrót syna marnotrawnego
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 84 Święte szafiry
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 02 Niewolnicy miłości
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 58 Pustynne namiętności
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 143 Wyścig do miłości
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 56 Zwyciężona przez miłość
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 144 Wezwanie z północy
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 107 Wyjatkowa miłość
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 49 Niechętna żona
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 136 Pojedynek z przeznaczeniem
103 Cartland Barbara Najpiękniejsze milości 103 Poskromienie tygrysicy
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 181 W ukryciu
048 Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 48 Siostrzana miłośc
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 154 Droga ku szczęściu
007 Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 07 Znudzony pan młody
107 Cartland Barbara Wyjątkowa miłość
Cartland Barbara Znak miłości
Cartland Barbara Maska miłości

więcej podobnych podstron