025 Ross Kathryn Wieczory w Londynie

background image

Kathryn Ross

Wieczory w Londynie

Tłumaczyła

Julia Zawadzka

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Chloe zerknęła znad klawiatury komputera na

stojący na biurku kalendarz. Zostały juz˙ tylko trzy
tygodnie do ślubu jej przyrodniej siostry! Na myśl
o tym poczuła dreszcz lęku, ale zaraz go pokonała.
Tez˙ mi zmartwienie, przeciez˙ w dzisiejszych czasach
mnóstwo kobiet uczestniczy samotnie w róz˙nych
zgromadzeniach towarzyskich. Postanowiła, z˙e nie
będzie się tym przejmować.

Spojrzała na zegarek. Dochodziła czwarta trzy-

dzieści. Zaraz trzeba będzie się zbierać do domu.
Zwykle w piątkowe popołudnia czuła się szczęśliwa,
bo zaczynał się weekend, pełen wspaniałej wolności
i rozmaitych atrakcji. Nile zaprosiłby ją pewnie na
kolację albo do jakiegoś nowego, fajnego baru na
wino...

Ale Nile nalez˙ał do przeszłości, zaręczyny zostały

zerwane. W wieku dwudziestu dziewięciu lat Chloe
znów była sama. Straciła dwa lata dla faceta, który
w jedno popołudnie z księcia z bajki przeobraził się
w quasimoda. Jak mogła być tak głupia? – po raz
setny zadała sobie to samo pytanie.

Tymczasem drukarka wyrzucała przepisane przez

nią listy. Chloe usiłowała się skupić na wyłapywaniu

background image

ewentualnych błędów, by ani chwili dłuz˙ej nie myś-
leć o Nile’u. Jednak łatwiej powiedzieć, niz˙ zrobić,
tym bardziej z˙e przez niego Chloe popadła w tarapaty
finansowe.

Wewnętrzne drzwi prowadzące do sanktuarium

jej szefa otworzyły się i zabrzmiał w nich baryton
Stevena Cavendisha:

– Chloe, czy zawiadomiłaś naszych ludzi w Man-

chesterze, z˙e jutro tam będę?

– Tak, Steven – odparła.
– Aco z panem Steelem? Zajęłaś się tym prob-

lemem w restauracji Waterside?

– Tak, wszystko załatwione. – Chloe wstała, wy-

gładziła spódnicę eleganckiego, czarnego kostiumu
i spróbowała zebrać się na odwagę, by porozmawiać
ze swoim pracodawcą. Od tygodnia czekała na od-
powiednią chwilę. Chciała poprosić go o podwyz˙kę,
ale on wciąz˙ był zajęty.

W ciągu ostatnich miesięcy prowadził trudne ne-

gocjacje w sprawie przejęcia sieci restauracji. Prze-
siadywał w biurze dłuz˙ej niz˙ zwykle, napotykał nie-
przewidziane komplikacje i w rezultacie był w raczej
podłym nastroju. Mimo to Chloe zdecydowała, z˙e nie
moz˙e juz˙ dłuz˙ej zwlekać i przed wyjściem z pracy
postara się z nim porozmawiać.

Zgarnęła listy, które miała mu przedstawić do

podpisu, i zdecydowanym krokiem ruszyła do króles-
twa Cavendisha.

W progu zdumiała się, widząc go nie jak zwykle za

olbrzymim biurkiem, ale wyglądającego przez okno
na londyńskie domy skąpane w srebrzystej poświacie.

4

KATHRYN ROSS

background image

– Właśnie słyszałam prognozę, przewidują opady

śniegu – odezwała się Chloe. – Licz się z tym, z˙e
jutrzejsza podróz˙ na północ moz˙e ci zabrać trochę
więcej czasu.

– Dzięki, Chloe, ale nie sądzę, z˙eby odrobina

śniegu zakłóciła lot mojego odrzutowca.

– Prawdę powiedziawszy, to mówili o burzach

śniez˙nych.

– Doprawdy? Cóz˙, poniewaz˙ prognozy pogody

rzadko się sprawdzają, będę się o to martwił jutro.

– Jak sobie z˙yczysz – powiedziała Chloe, kładąc

listy na biurku. – Powinieneś to podpisać... aha, i John
Hunt pytał, czy zadzwonisz do niego przed szóstą.

Steven nie odpowiedział i dalej kontemplował

widok za oknem. Chloe zauwaz˙yła, z˙e jest bez mary-
narki, którą powiesił na oparciu fotela.

Skupiła na chwilę wzrok na jego wysokiej, bar-

czystej sylwetce. Jak na męz˙czyznę, który spędzał
długie godziny za biurkiem, wyglądał bardzo zdro-
wo. Był silny, sprawny i męski.

Kiedy dwa lata temu, podczas rozmowy na temat

warunków pracy w firmie, zobaczyła go po raz pierw-
szy, uderzyła ją jego znakomita prezencja. Miał kru-
czoczarne, gęste włosy i ciemnobrązowe oczy. Jego
spojrzenie zdawało się przenikać ją na wylot i wpra-
wiało w lekkie zakłopotanie. Odznaczał się chłodną
pewnością siebie człowieka, który ma o sobie dobre
mniemanie i jest świadomy wraz˙enia, jakie wywołuje
jego zmysłowość. Steven Cavendish był równiez˙
maniakiem pracy.

Chloe była zadowolona, z˙e łączą ich wyłącznie

5

WIECZORY W LONDYNIE

background image

sprawy zawodowe. Lubiła dla niego pracować, po-
niewaz˙ sama tez˙ była perfekcjonistką. Po tygodniu
jego wygląd nie wywoływał juz˙ u niej takich emocji,
zresztą w jej z˙yciu był Nile. Chloe, jako osobista
asystentka Stevena, musiała się solidnie przykładać
do swoich obowiązków. I ta wspólna praca znakomi-
cie im się układała.

Teraz zmusiła się, z˙eby oderwać od niego wzrok,

i otworzyła swój terminarz.

– Dzwonił Renaldo, z˙eby powiedzieć, z˙e pewnie

trochę się spóźni, ale powinien tu być koło piątej
trzydzieści.

– Świetnie – odezwał się sucho Steven. – Znowu

będę tu siedział do późnego wieczora.

– Jeszcze jedno, poleciłam, z˙eby te kwiaty dostar-

czono ci do domu w środę wieczorem. Tuzin czer-
wonych róz˙, tak jak sobie z˙yczyłeś.

– Dziękuję.
Widocznie chce te róz˙e wręczyć osobiście, pomy-

ślała Chloe. Ciekawa była, jak się rozwija romans
szefa z jego przepiękną przyjaciółką Helen. W ciągu
dwóch lat zamawiała juz˙ wiele bukietów dla jego
kobiet, ale nigdy nie były to czerwone róz˙e. Od
śmierci z˙ony, która zmarła trzy lata temu, umawiał
się z róz˙nymi kobietami, jednak z˙adna z nich, jeśli
wierzyć biurowym ploteczkom, nie miała tak długie-
go staz˙u jak Helen Smyth-Jones.

Chloe wiedziała z doświadczenia, z˙e na Stevena

nie nalez˙y nigdy wywierać presji ani go ponaglać,
gdyz˙ skutek moz˙e być wówczas zupełnie odwrotny,
więc i teraz nie pozostawało jej nic innego, jak tylko

6

KATHRYN ROSS

background image

cierpliwie poczekać, az˙ zechce podpisać listy i wy-
słuchać jej prośby o podwyz˙kę.

– W przyszłym tygodniu Beth będzie obchodziła

swoje szóste urodziny, prawda? – zauwaz˙yła Chloe
łagodnym tonem, tak by nie zabrzmiało to jak przy-
pomnienie. Akurat o tym, co dotyczyło jego córeczki,
nigdy nie musiała mu przypominać. Dla Stevena
Beth była najwaz˙niejsza w z˙yciu.

– Tak, masz rację. To nadzwyczajne, z˙e tak

o wszystkim pamiętasz – powiedział, odwracając się
od okna i przelotnym spojrzeniem ciemnych oczu
lustrując jej twarz przesłoniętą częściowo okularami,
które zawsze nosiła, i ściągnięte surowo do tyłu
włosy miodowego koloru.

– No cóz˙... po prostu wszystko sobie zapisuję. Na

tym polega moja praca, z˙eby o wszystkim pamiętać
– odparła cicho.

– Tak – pokiwał głową Steven. – To prawda. Ale

czas ucieka, lepiej podpiszę te listy. Powiedz mi
tymczasem, czy John Hunt powiedział ci, o czym
chce ze mną rozmawiać.

– Tak, chciał pogadać o tym, co słychać w Caven-

dish Cuisine Restaurant. John mówi, z˙e szef kuchni
z pewnością jest geniuszem kulinarnym, ale z˙e niezły
z niego świrus.

Steven chrząknął i usiadł za biurkiem.
– Jest kierownikiem restauracji. Płacę mu za to,

z˙eby sam rozwiązywał problemy. Wyślij mu maila
i napisz, z˙eby mi nie zawracał głowy.

W jego głosie zabrzmiała stalowa nuta. Nie tolero-

wał ludzi bezradnych. Chloe pomyślała, z˙e John nie

7

WIECZORY W LONDYNIE

background image

utrzyma się długo w firmie, jeśli nie wykaz˙e się
inicjatywą i stanowczością. Steven Cavendish nie
bawił się w sentymenty, gdy trzeba było zwolnić
marnego pracownika. Czasami wydawało jej się, z˙e
bywa bezwzględny, ale wtedy przypominała sobie,
z˙e gdyby nie umiał ostro grać, nie dorobiłby się
pierwszego miliona w wieku trzydziestu ośmiu
lat.

Podpisawszy ostatni list Steven podniósł wzrok

i zapytał:

– Czy wszystko jest juz˙ gotowe na zebranie za-

rządu w przyszłym tygodniu?

– Tak – odrzekła Chloe, zabierając z biurka listy.

– Zamówiłam tez˙ przekąski w Galley Restaurant.
Trochę kanapek i ciastka z ich własnej piekarni.

– Jak to, nie upieczesz nic sama? – spojrzał na nią,

a w jego oczach zamigotała iskierka przekornego
humoru.

– Zobaczę, co się da zrobić, jeśli mnie zwolnisz

w poniedziałek rano – uśmiechnęła się Chloe.

– Wybacz mi, Chloe – zaśmiał się Steven. – Z

˙

arto-

wałem. Po prostu nie mogę się nadziwić, z˙e zawsze ze
wszystkim zdąz˙asz, na wszystko jesteś przygotowana.

Chloe postanowiła natychmiast skorzystać z oka-

zji, jaka jej się nawinęła.

– Cieszę się, z˙e jesteś zadowolony z mojej pracy,

Steven. Ale jeśli masz chwilkę czasu, chciałabym
z tobą o czymś porozmawiać.

– Śmiało – powiedział jej szef, odkładając pióro

i wskazując fotel naprzeciw siebie. – Masz jakiś
problem?

8

KATHRYN ROSS

background image

– Właściwie nie – odpowiedziała pogodnie, stara-

jąc się nie myśleć o stosie niezapłaconych rachun-
ków, który czekał na biurku w jej domu.

– To dobrze – pokiwał głową Steven. – Ostatnio

mamy tu mnóstwo pracy. Trochę niefortunnie się
składa, bo wkrótce bierzesz ślub – zauwaz˙ył, prze-
kładając papiery na biurku. – À propos, jak postępują
przygotowania? Finalizujecie zakup nowego domu?

– Cóz˙, wpłaciliśmy zadatek... – odrzekła Chloe,

nie bardzo wiedząc, co mu odpowiedzieć. Steven
widocznie nie zauwaz˙ył braku pierścionka zaręczy-
nowego na jej palcu. Pewnie powinna go powiado-
mić, z˙e zaręczyny zostały zerwane i nie będzie kupo-
wała nowego domu... Ale prawie nigdy nie rozma-
wiali o z˙yciu prywatnym, a jeśli juz˙, to bardzo
pobiez˙nie, bez wdawania się w szczegóły.

Chloe po prostu nie mogła się zdobyć na to, z˙eby

mu powiedzieć, z˙e jej narzeczony dał drapaka i zo-
stawił ją ze stertą rachunków za ślub, którego nigdy
nie będzie, a na dodatek wyczyścił ich wspólne konto
bankowe. Stevena interesowała tylko jej praca, a nie
sprawy osobiste, i Chloe była zadowolona z takiego
układu.

Teraz, na przykład, bardziej pochłaniało go szuka-

nie czegoś na biurku, niz˙ czekanie na jej odpowiedź.

– Szukasz czegoś? – zagadnęła.
– Notatek z ostatniego spotkania z Renaldem

– mruknął. – Nie widziałaś ich?

– To ta niebieska teczka pod spodem.
– Dziękuję ci, Chloe – uśmiechnął się do niej.

– Ale o czym to mówiliśmy?

9

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Więc ja...
W tym momencie zadzwonił telefon. Szef wyko-

nał przepraszający ruch ręką i natychmiast podniósł
słuchawkę.

– Steven Cavendish – rzucił szybko.
Chloe oparła się wygodniej w fotelu i starała się

rozluźnić. W tej pracy zawsze tak było, ledwie moz˙na
było odetchnąć, nie wspominając juz˙ o normalnej
rozmowie.

Postanowiła przestać się denerwować. Najwyz˙ej

Steven nie zgodzi się na podwyz˙kę. Całe szczęście
firma, dla której pracowała przed dwoma laty, skon-
taktowała się z nią niedawno i zaproponowała, by
Chloe do niej powróciła. Obiecywano jej pensję
o dziesięć procent wyz˙szą od tej, którą miała u Ca-
vendisha.

Kłopot w tym, z˙e Chloe nie miała ochoty tam wra-

cać. Tu dobrze jej się pracowało. Miała wraz˙enie, z˙e
robi postępy, z˙e z czasem moz˙e awansować i z˙e w ogóle
w tej firmie czeka ją ciekawsza przyszłość. Pensja tez˙
nie była niska i gdyby nie biez˙ące tarapaty finansowe,
nie upominałaby się o podwyz˙kę.

– Zanim odpowiem, będę potrzebował pewnych

informacji – mówił tymczasem Steven. – Zgoda,
proszę zebrać wszystkie wyliczenia, a ja przejrzę
sprawozdanie. Czekam na telefon.

– Kto dzwonił? – zapytała automatycznie Chloe,

gdy Steven połoz˙ył słuchawkę.

– Nic waz˙nego. Telefonowali z księgowości.

Chcą wyjaśnić pewne sprawy dotyczące jednej z re-
stauracji Renalda w Paryz˙u.

10

KATHRYN ROSS

background image

– Przyda im się lista danych, którą wczoraj wy-

drukowałam. Mam ją na biurku.

– Dobrze, ale to moz˙e chwilę poczekać – zauwa-

z˙ył Steven, spoglądając na zegarek. – Renaldo przy-
jedzie tu dopiero o wpół do szóstej.

– Masz rację. Więc chciałam ci tylko powie-

dzieć... – Chloe miała nadzieję skorzystać z chwili
ciszy, ale znowu przerwał jej telefon. Moz˙e powin-
nam do niego napisać, pomyślała. Albo zadzwonić
przez wewnętrzny telefon. Po chwili ogarnęło ją
zniecierpliwienie. Agdyby tak po prostu wręczyć mu
wymówienie i przyjąć ofertę poprzedniej firmy? Tam
przynajmniej od czasu do czasu mogła zamienić parę
słów ze swoim szefem.

W tym momencie zauwaz˙yła, z˙e Steven pobladł

na twarzy.

– Gino, uspokój się – rzucił autorytatywnym to-

nem. – Nie mogę zrozumieć, co mówisz. Czy z Beth
wszystko w porządku?

Chloe, zaniepokojona, z˙e stało się coś bardzo

niedobrego, pochyliła się w fotelu.

– Okej – powiedział po krótkiej chwili, spog-

lądając na zegarek. – Jadę prosto do domu.

Rzucił słuchawkę i sięgnął po marynarkę.
– Przepraszam cię, Chloe, ale to, co mi chciałaś

powiedzieć, będzie musiało trochę poczekać. Muszę
jechać do domu. Dzwoniła Gina, nasza niania.

– Czy Beth dobrze się czuje? – zapytała z troską

Chloe.

– Tak. Chodzi o ojca Giny. Zabrali go do szpitala

i Gina musi do niego pojechać.

11

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Ale masz przeciez˙ jeszcze jedno spotkanie

z Renaldem – obruszyła się Chloe. – Mówił, z˙e to
bardzo pilne.

– Będziesz musiała mnie wytłumaczyć – mruknął

Steven. – Moja matka jest na wakacjach, nie ma
nikogo, kto mógłby popilnować Beth, i...

– To moz˙e ja do niej pojadę? – zaofiarowała się

Chloe spontanicznie.

– Ty? – zdumiał się Steven, sięgając do szuflady

po kluczyki do samochodu.

– Zapewniam cię, z˙e potrafię się zaopiekować

pięcioletnią dziewczynką – fuknęła Chloe. – Ato
spotkanie z Renaldem jest waz˙ne, moz˙e się okazać
tak długo oczekiwanym punktem zwrotnym w spra-
wie przejęcia ich firmy. Więc mój pomysł jest chyba
dobry, nie sądzisz?

Steven przyjrzał się jej przez zmruz˙one powieki.
– Chyba tak – odrzekł po chwili wahania. – Przy-

jechałaś dziś do pracy samochodem?

– Tak – kiwnęła głową Chloe.
Steven włoz˙ył kluczyki z powrotem do szuflady

i zamknął ją.

– Dzięki, Chloe. Naprawdę jestem ci wdzięczny.

Postaram się nie siedzieć tu za długo, z˙eby ci nie
popsuć całego piątkowego wieczoru.

– I tak nic na ten wieczór nie planowałam – po-

wiedziała, podnosząc się z fotela.

Steven usiadł za biurkiem i głęboko odetchnął.

Telefon od Giny bardzo go poruszył. W pierwszej
chwili przestraszył się, z˙e Beth stało się coś złego.
Przypomniał sobie natychmiast inny telefon, kiedy to

12

KATHRYN ROSS

background image

zawiadomiono go o wypadku z˙ony. Właśnie zbliz˙ała
się trzecia rocznica śmierci Stephanie i Steven myślał
o tym od rana. Gdzie się podziały te lata? I czym on je
wypełnił? Przez ten czas z˙ył trochę jak we mgle.

Wspomniał teraz, jak jego matka, osoba zawsze

trzeźwa i rozsądna, zwróciła mu jakiś czas temu
uwagę, z˙e powinien sobie znaleźć z˙onę i matkę dla
Beth, on zaś jej odpowiedział, równie stanowczo, z˙e
nie potrzebuje z˙ony. Ale czasami, w takich chwilach
jak dzisiaj, zastanawiał się, czy matka nie miała racji.
Niełatwo jest samotnie wychowywać dziecko i pro-
wadzić powaz˙ne interesy, a on tak bardzo pragnął,
z˙eby Beth była bezpieczna i szczęśliwa. W zasadzie
jednak, póki co, z˙ycie układało im się gładko i Gina
okazała się świetną opiekunką.

Gdyby bardzo zapragnął znowu się związać na

stałe i oz˙enić, to była przeciez˙ Helen.

Tak, ale Steven od pewnego czasu miał świado-

mość, z˙e ich związek znalazł się na rozdroz˙u. Helen
z˙ądała od niego więcej, niz˙ jej dotąd dawał, a on się
wahał. Sam właściwie nie wiedział dlaczego. Helen
była piękną i inteligentną kobietą i chociaz˙ w jej
stosunku do Beth wyczuwało się pewne napięcie,
chyba trudno było oczekiwać czegoś innego. Nigdy
nie była zamęz˙na, nie miała dzieci i jej z˙ycie koncent-
rowało się przede wszystkim na karierze zawodowej.

Ostatnio wprawdzie odnosił wraz˙enie, z˙e jego przy-

jaciółka stała się swobodniejsza w obecności Beth, ale
w głębi duszy czuł, z˙e nie jest gotów się z nią oz˙enić.

Jego rozmyślania przerwał dzwonek telefonu.

To pracownica księgowości upominała się o listę

13

WIECZORY W LONDYNIE

background image

danych, która, jak mu Chloe powiedziała przed
wyjściem, lez˙ała u niej na biurku. Steven odłoz˙ył
słuchawkę i przeszedł do jej pokoju.

Uśmiechnął się na widok absolutnego porządku na

biurku swojej asystentki. Otworzył górną szufladę,
w której znalazł czystą papeterię, i juz˙ miał ją za-
mknąć, gdy zauwaz˙ył z boku jakiś list. U góry był
nadruk firmy, który wydawał mu się znajomy. Wziął
więc list do ręki, aby go przeczytać.

Okazało się, z˙e jego autorem był dyrektor firmy,

w której Chloe poprzednio pracowała. Z rosnącym
zaniepokojeniem przebiegł oczyma treść listu, z któ-
rego wynikało, z˙e firma się rozwinęła i z˙e chciałaby
z powrotem zatrudnić Chloe, oferując pensję o dzie-
sięć procent wyz˙szą od tej, jaką płacił jej Cavendish!

Steven opadł na krzesło za biurkiem, wciąz˙ wpat-

rując się w list. Czy to o tym Chloe chciała z nim dziś
porozmawiać? Zamierzała złoz˙yć mu wymówienie?
Dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę, jak niepowe-
towaną stratą byłoby dla niego odejście Chloe.

Nie, ona nie moz˙e odejść, to jest wprost nie do

pomyślenia!

14

KATHRYN ROSS

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Nad Londynem wisiały nisko gęste chmury pod-

świetlone z˙ółtym blaskiem i odbijające się w jezd-
niach, co przydawało miastu rudawobrązowej po-
światy. Nad gmachami Parlamentu i nad Tamizą
rozpościerał się pas mgły, lecz w tej niezwykłej
scenerii panował całkiem zwyczajny i współczesny,
chaotyczny ruch uliczny, typowy dla piątkowego
wieczoru, kiedy to kaz˙dy pędzi z pracy do domu.

Chloe mieszkała w centrum i normalnie wolała

jeździć do pracy metrem, aby uniknąć korków, ale
dzisiaj akurat miała ochotę na chwilę samotności we
własnym samochodzie. Teraz była szczególnie zado-
wolona, z˙e dokonała takiego wyboru.

Miała wraz˙enie, z˙e upłynęło mnóstwo czasu, za-

nim zdołała się wyplątać z korków i skierować na
południe. Ciekawe, jak Steven sobie radzi z codzien-
nym pokonywaniem tej trasy, pomyślała. Po dłuz˙szej
chwili skręciła do Hemsworth, malowniczej wioski
z krytymi strzechą domami i zielonym skwerem. Tak,
patrząc na to wszystko, moz˙na było zrozumieć, dla-
czego chciał tu mieszkać mimo nuz˙ących dojazdów.

Gdy wjechała na podjazd, w szybko zapadającym

zmroku na szybie samochodu zaczęły osiadać pierw-

background image

sze płatki śniegu. Porośnięty bluszczem dom w stylu
georgiańskim wyglądał zapraszająco, a okna jarzyły
się ciepłym światłem.

Zatrzymała samochód i walcząc z zimnym wiat-

rem, który wciskał jej w oczy i w usta padający coraz
gęściej śnieg, pobiegła do drzwi wejściowych, które
otworzyły się, zanim zdąz˙yła zastukać kołatką.

– Bogu dzięki, z˙e juz˙ jesteś – zawołała Gina,

ubrana do wyjścia w ciepły płaszcz i trzymająca
w ręku wełnianą czapkę i rękawiczki.

– Spieszyłam się, jak tylko mogłam – powiedzia-

ła Chloe, rada, z˙e znalazła się w przytulnym cieple
domu.

– Wiem, Steven dzwonił do mnie i powiedział, z˙e

musi ci to zabrać trochę czasu – westchnęła dziew-
czyna, której łzy migotały w oczach. – Bardzo ci
dziękuję, z˙e przyjechałaś, Chloe. Tak się niepokoję
o tatę.

– Mam nadzieję, z˙e wszystko będzie w porządku.
Gina kiwnęła głową i pospieszyła do drzwi.
– Jeśli będziesz mogła, zadzwoń jutro do Stevena

i daj mu znać, jak się czuje twój ojciec – zawołała za
nią Chloe. Gina, biegnąc do swego samochodu, po-
machała w odpowiedzi ręką, ale jej głos zginął w hu-
czącym wietrze.

Chloe zamknęła drzwi i rozejrzała się po holu.

W głębi dostrzegła Beth, która wyglądała na kom-
pletnie zagubioną. Jej blond loki były potargane,
jakby przed chwilą stała na głowie. Ubrana była
w ogrodniczki i róz˙owy sweterek, jeden bucik miała
na nodze, a drugi zwisał jej z ręki; widocznie właśnie

16

KATHRYN ROSS

background image

usiłowała go włoz˙yć. Chloe była pewna, z˙e mała
chciała pobiec za Giną.

– Witaj, Beth – zawołała, siląc się na wesoły głos.

– Alez˙ zimno na dworze! Cieszę się, z˙e jestem tu
z tobą w tym cieplutkim domu.

– Czy tatuś niedługo przyjedzie? – zapytała dzie-

wczynka, spoglądając na nią powaz˙nymi, niebies-
kimi oczami.

– Tak, całkiem niedługo – odrzekła Chloe, wie-

szając w holu płaszcz. – Ma jeszcze jedno spotkanie,
a tymczasem ja z tobą posiedzę. Jadłaś juz˙ kolację?

Beth potrząsnęła przecząco głową.
– Gina miała mi zrobić kiełbaski z frytkami.
– To brzmi smakowicie. Czy mam to dla nas

przygotować?

– Jeśli chcesz...
– Świetnie. Wobec tego zaprowadź mnie do kuch-

ni.

Chloe nigdy nie była w kuchni Stevena, chociaz˙

kilkakrotnie odwiedzała jego dom i przelotnie pozna-
ła małą Beth. Pomieszczenie okazało się olbrzymie
i trudno w nim było znaleźć najprostsze rzeczy.
Steven wspominał, z˙e ten dom był kiedyś plebanią
i z˙e ściez˙ka w ogrodzie wiodła do malowniczego
kościółka Marii Panny. W tym przytulnym wnętrzu
nietrudno było wyobrazić sobie z˙onę pastora piekącą
smakowite ciasteczka na festyn w miasteczku.

– Gina płakała przed twoim przyjazdem – ode-

zwała się ze smutkiem Beth. – Czy jej tatuś umrze?

– Jest bardzo chory, ale ludzie zdrowieją, kiedy

zaz˙yją odpowiednie lekarstwa.

17

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Albo idą do nieba jak mamusia – oznajmiła

Beth, kopiąc w nogę duz˙ego, kuchennego stołu. – Nie
chcę, z˙eby mój tatuś zachorował i z˙eby go zabrali do
szpitala.

Chloe podeszła do małej i przyklękła przy niej.
– Twój tatuś czuje się świetnie, Beth – powiedzia-

ła uspokajająco. – Musiał jeszcze zostać trochę
w biurze. Ma duz˙o pracy.

– To on nie pojechał do szpitala?
– Nie, kochanie. Jak zwykle odrobinę marudzi,

ale czuje się znakomicie.

Beth zachichotała i rozchmurzyła się.
– Wiesz – odezwała się Chloe, przygotowując

kolację – przypominasz mi postać z pewnej bajki.
Kogoś, kto miał na sobie tylko jeden bucik. Nie
pamiętam tylko, co to była za bajka. Moz˙e ta o trzech
małych myszkach?

– Myszki nie noszą bucików, głuptasku – roze-

śmiała się Beth.

Śmiech dziecka jest zaraźliwy, pomyślała Chloe.

I dopiero później, kiedy zmywała naczynia po kola-
cji, uświadomiła sobie, z˙e przez˙yła kilka godzin,
w ciągu których ani razu nie pomyślała o Nile’u.

Steven, strząsnąwszy z płaszcza śniez˙ny puch,

z uczuciem ulgi zamknął za sobą frontowe drzwi.
Alez˙ się rozpadało, pomyślał. Zapowiada się trudna
noc.

Wchodząc do holu, miał nadzieję zastać Chloe

w salonie. Chciał jak najprędzej porozmawiać z nią
o jej spodziewanym wymówieniu, ale światła były

18

KATHRYN ROSS

background image

zgaszone, a po ogniu w kominku pozostał tylko
czerwony z˙ar.

Kiedy wszedł na górę, zobaczył przez otwarte

drzwi, z˙e w pokoju Beth pali się lampka nocna,
rzucając ciepłe światło na kolorową kołderkę i śpiące
spokojnie dziecko. Podszedł do łóz˙eczka małej, z˙eby
ją utulić i pocałować w policzek. Potem jego wzrok
spoczął na Chloe zwiniętej w fotelu przy łóz˙ku. Ona
takz˙e spała twardym snem.

Stevenowi przemknęło przez myśl, z˙e ostatnio

chyba za wiele od niej wymagał w pracy. Moz˙e nawet
nie dość ją doceniał? Obiecał sobie, z˙e to się musi
zmienić, jeśli tylko uda mu się ją przekonać, z˙eby
została.

We śnie wyglądała tak bezbronnie. Okulary wsu-

nęła na czubek głowy i bez nich wyglądała inaczej niz˙
zwykle. Steven zwrócił uwagę na delikatny owal jej
twarzy, niesamowicie długie, ciemne rzęsy kontrastu-
jące z bladą cerą i na ładnie wycięte usta, na których
gościł delikatny uśmiech. Tak, Chloe jest wyjątkowo
ładna – dlaczego dotąd tego nie zauwaz˙ył?

Gdy wyjmował jej z ręki ksiąz˙eczkę dla dzieci,

która omal jej nie wypadła, zauwaz˙ył po raz pierw-
szy, z˙e dziewczyna nie ma juz˙ na palcu pierścionka
zaręczynowego. Ciekawe, od jak dawna go nie nosi?

Rzeczywiście, pomyślał, w ciągu ostatnich kilku

tygodni Chloe nie była tak promienna jak zawsze.
Gdzieś przepadł jej zwykły, radosny optymizm, który
wywoływał uśmiech równiez˙ na jego twarzy.

– Chloe? – dotknął delikatnie jej ramienia.

– Chloe, obudź się, moja droga.

19

WIECZORY W LONDYNIE

background image

Chloe zatrzepotała powiekami, pod którymi zajaś-

niały jej szafirowe oczy. Jak to moz˙liwe, z˙e Steven
nie zauwaz˙ył dotąd tych cudownych oczu?

– Nile...? – szepnęła nieprzytomnie.
– Nie, to ja, Steven. Jesteś u mnie w domu,

kojarzysz?

– Ach... tak. – Lekki błysk rozczarowania przy-

słoniły natychmiast gęste rzęsy. – Przepraszam, nor-
malnie tak nie zasypiam. To pewnie dlatego, z˙e
ostatnio przez˙yłam kilka bezsennych nocy.

Wyprostowała się, wygładziła spódniczkę i za-

częła szukać czegoś po omacku na poręczach fo-
tela.

– Nie widziałeś gdzieś moich okularów? – zapy-

tała zdezorientowana.

Steven przesunął jej okulary z czubka głowy na

nos, wywołując na policzkach Chloe rumieniec zaz˙e-
nowania.

– Wybacz... jeszcze niezupełnie się obudziłam.
– Przestań mnie przepraszać. To ja powinienem

cię przeprosić, z˙e tak długo kazałem na siebie czekać
– powiedział Steven, przysiadając na brzegu łóz˙ka,
tak z˙e ich kolana prawie się dotykały. – I dziękuję ci,
z˙e zechciałaś tu przyjechać.

– Nie ma za co, naprawdę.
Dziewczyna zauwaz˙yła, z˙e Steven bacznie się jej

przygląda, inaczej niz˙ zwykle, i poczuła się zakłopo-
tana swoim wyglądem. Próbowała uporządkować
palcami włosy i ściągnąć je do tyłu, ale niesforne
kosmyki wciąz˙ się wymykały i okalały jej twarz.

– Która godzina?

20

KATHRYN ROSS

background image

– Dochodzi dziesiąta – odrzekł Steven, zerkając

na swój złoty zegarek.

Chloe znowu spostrzegła, z˙e ciemne oczy szefa,

który nie odrywał od niej wzroku, nabrały jakiegoś
nowego wyrazu. Poza tym siedział tuz˙ przy niej,
nagle więc znalazła się w promieniu jego pociągają-
cej męskości.

Uśmiechnął się do niej i powiedział:
– Zejdźmy na dół, zrobimy sobie drinka.
– Nie, lepiej juz˙ pojadę – powiedziała Chloe,

podnosząc się z fotela. – Mam masę pracy w domu
i chcę wziąć prysznic.

– Nigdzie nie pojedziesz. Jest noc – przemówił do

niej łagodnie. – Pogoda jest po prostu koszmarna
i w podobnym stanie są drogi. Myślałem, z˙e w ogóle
nie dojadę do domu. Będzie mi miło, jeśli przenocu-
jesz w pokoju gościnnym.

– Czyz˙by naprawdę było az˙ tak źle? – zdziwiła się

Chloe, podchodząc do okna i odsuwając zasłonę. Śnieg
padał tak gęsto, z˙e w ogóle nie było widać podjazdu.

– Coś okropnego, prawda? – powiedział Steven.

– Trudno uwierzyć, z˙e mamy juz˙ kwiecień.

– Faktycznie – zgodziła się. – No to chyba na-

prawdę musisz mnie tu dziś ścierpieć.

– Miałem nadzieję, z˙e zostaniesz – powiedział

Steven niz˙szym, a zarazem cieplejszym i miękkim
głosem, którego dotąd nie znała.

– Chloe, chyba nie masz zamiaru złoz˙yć wymó-

wienia?

To zadane znienacka pytanie zaskoczyło ją zu-

pełnie.

21

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Nie rozumiem, czemu pytasz?
– Szukałem wykazu dla księgowości i natrafiłem

w twoim biurku na list od firmy Brittas – wyznał
cicho.

Chloe oblała się rumieńcem na myśl o tym, z˙e

odkrył ten list, zanim zdąz˙yła mu wspomnieć o pro-
pozycji Brittasu.

– Chciałam z tobą o tym porozmawiać po połu-

dniu, ale...

– Więc zamierzasz odejść? – zapytał Steven, pod-

nosząc się z łóz˙ka. – Posłuchaj, obiecuję, z˙e zapłacę
ci więcej, niz˙ oferuje Brittas – oznajmił stanowczo.

– Prawdę mówiąc, nie zamierzałam wręczyć ci

wymówienia – wyznała Chloe. – Chciałam cię tylko
poprosić o podwyz˙kę.

– No to chwała Bogu – odetchnął z ulgą. – Napę-

dziłaś mi niezłego stracha. W poniedziałek z samego
rana wydam księgowej odpowiednie polecenie.

– Dzięki – uśmiechnęła się Chloe. – Kiedy chcia-

łam ci dziś zająć chwilę na tę rozmowę, nie przyszło
mi do głowy, z˙e zakończy się ona w sypialni Beth.

– Tak... to rzeczywiście niezwykły dzień.
– Ajak ci poszło z Renaldem?
– Chyba... nie najgorzej. Ale twarda z niego

sztuka.

– Aprzyniósł te dodatkowe rachunki?
– Tak – odparł Steven, spoglądając na nią z roz-

targnieniem. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, z˙e
Chloe tak pięknie wygląda z rozpuszczonymi włosa-
mi opadającymi jej długą falą na ramiona. Złociste
połyski w ciemniejszej masie koloru miodu sprawia-

22

KATHRYN ROSS

background image

ły wraz˙enie, z˙e włosy z˙yją własnym, bujnym z˙yciem.
– Tak... przepraszam cię Chloe – dodał, widząc, z˙e
ona czeka na jego dalsze wyjaśnienia. – Jestem
naprawdę zmęczony, mózg mi się zawiesił po tym
całym dniu.

– Nic dziwnego, przeciez˙ siedziałeś w biurze od

ósmej rano.

– No właśnie. Mam nadzieję, z˙e za dwa tygodnie

będzie juz˙ po wszystkim i uda się wreszcie trochę
odetchnąć.

– Moz˙e zrobię ci kanapkę? – zagadnęła z tros-

ką Chloe, patrząc, jak Steven rozluźnia węzeł kra-
wata.

Steven spojrzał na nią tak, jakby chciał odmówić,

ale po chwili wzruszył ramionami.

– Trudno, chyba muszę dziś pozostać twoim dłuz˙-

nikiem, Chloe.

– Uwaz˙aj, bo cię poproszę o jeszcze jedną pod-

wyz˙kę – roześmiała się, a w jej niebieskich oczach
zamigotały szelmowskie chochliki.

Podeszła na chwilę do łóz˙ka, z˙eby sprawdzić, czy

Beth nadal smacznie śpi. Steven przyglądał się, jak
odsuwa złote loki z czoła małej i pochyla się, by ją
delikatnie pocałować.

Ten czuły gest, tak naturalny i instynktowny,

zaskoczył go. Było coś dobrze mu znajomego
w tym obrazie śpiącego dziecka i czuwającej nad
nim kobiety, coś, co poruszyło go do głębi. Moz˙e to
te złote włosy, które przesłaniały jej twarz... Ste-
phanie tez˙ miała takie długie, ciemnozłote włosy
jak Chloe.

23

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Czy Beth była grzeczna? – zapytał, otrząsając

się z tych myśli.

– O, tak, bardzo. Masz szczęście, to naprawdę

urocze dziecko.

– Cóz˙... chyba tak – wzruszył ramionami Steven.

– Ale ja z pewnością nie jestem obiektywny. – Ile
razy kazała ci czytać bajkę o Szewczyku Dratewce?

– Tylko cztery – zaśmiała się Chloe.
– Widocznie jesteś ode mnie bardziej uległa

– uśmiechnął się do niej. – Ja wysiadam po dwóch
razach.

Chloe zauwaz˙yła, z˙e jego spojrzenie spoczęło na jej

ustach. Ich oczy spotkały się po chwili i wtedy poczuła,
jak przez jej ciało przebiega cudowny, zmysłowy
dreszczyk. Zdziwiło ją to tak, jakby ją nagle poraził
lekki prąd. Zgasiła nocną lampkę przy łóz˙ku Beth,
odwróciła się i ruszyła do holu. Po drodze wyrzucała
sobie, z˙e to wszystko zaistniało w jej wyobraźni.
Steven nigdy przeciez˙ nie zwracał na nią szczególnej
uwagi. Był nieodmiennie uprzejmy i pełen szacunku,
ale Chloe zawsze odnosiła wraz˙enie, z˙e widzi w niej
raczej coś z biurowego mebla niz˙ z kobiety.

Gdy wyszli na podest, zaprowadził ją do jej poko-

ju i otworzył drzwi. Ściany były pomalowane na
jasnoliliowo, a duz˙e, podwójne łóz˙ko przykrywała
biała kapa.

– Gina tu czasami nocuje, kiedy muszę wyjechać

na dłuz˙ej w interesach. Ate drzwi za szafą w ścianie
prowadzą do twojej łazienki. Proszę cię, czuj się jak
u siebie w domu. Moz˙e chcesz teraz wziąć prysznic?
Ja właśnie zamierzam to zrobić.

24

KATHRYN ROSS

background image

– Okej, dziękuję – uśmiechnęła się do niego

Chloe, która znowu poczuła się zakłopota tą nową dla
siebie sytuacją. Dotychczas jej kontakty z szefem
ograniczały się głównie do biura, a teraz, niespodzie-
wanie, miała spędzić noc w jego domu.

– Nie zabawię długo – powiedział Steven i skiero-

wał się do swojego pokoju. Chloe zdecydowała się
nie brać na razie prysznica, skoro i tak nie miała ze
sobą niczego, w co mogłaby się przebrać.

Zaparzyła herbatę, zrobiła kanapki z szynką, po

czym przeszła do salonu i zaczęła przeglądać płyty
CD na stojaku. Zauwaz˙yła, z˙e Steven ma podobny do
niej gust. Wybrała jedną i włączyła odtwarzacz.

Niezapomniane dźwięki romantycznej ballady

dobiegły Stevena w jego pokoju. To była ukochana
piosenka jego z˙ony. Pamiętał, z˙e kiedy się pobrali,
z˙artował z niej, z˙e wciąz˙ nastawia tę balladę.

Znowu ujrzał jej śmiejące się do niego zielone

oczy.

Zdjął marynarkę i krawat, starając się zignorować

dreszcz, który mu przebiegł po plecach. Chloe w ni-
czym nie przypominała jego zmarłej z˙ony. Powie-
dział sobie, z˙e jest po prostu zmęczony i z˙e Stephanie
jest mu teraz wyjątkowo bliska, bo zbliz˙a się rocznica
jej śmierci... i to wszystko.

Chloe nacisnęła przycisk ,,powtórz’’. Bardzo daw-

no nie słyszała tej melodii, która nalez˙ała do jej
ulubionych.

Zastanawiała się, gdzie jest teraz Nile. Mógłby

przynajmniej się z nią skontaktować i porozmawiać
o sprawach finansowych, przeprosić ją...

25

WIECZORY W LONDYNIE

background image

Z rozmyślań wyrwało ją nagłe kliknięcie wyłącza-

nego odtwarzacza.

– Przepraszam cię, Steven... – wybąkała na jego

widok. – Moz˙e ta muzyka przeszkadzała Beth we
śnie?

– Nie, Beth nie obudziłoby nawet trzęsienie zie-

mi. Po prostu – zawahał się lekko – trochę mnie boli
głowa.

– Zaraz naleję herbatę – powiedziała, przecho-

dząc do kuchni. Steven podąz˙ył za nią.

– Chyba potrzebuję czegoś mocniejszego – rzekł,

otwierając kilka szafek. – Mam tu butelkę whisky.
Napijesz się ze mną?

– Dziękuję, ale wolę zostać przy herbacie.
Zauwaz˙yła, z˙e Steven przebrał się w dz˙insy i nie-

bieską koszulę. Pierwszy raz zobaczyła go ubranego
inaczej niz˙ w garnitur i stwierdziła, z˙e świetnie tak
wygląda – młodo, wręcz chłopięco.

– To moz˙e kieliszek czerwonego wina?
– Zgoda – uśmiechnęła się.
Steven połoz˙ył na tacy talerz z kanapkami i po-

stawił kieliszki z winem.

– Przejdźmy moz˙e do salonu – zaproponował.

– Tam będzie nam cieplej.

Chloe usiadła na obitym bladoniebieską skórą

fotelu, podczas gdy on dokładał drew do kominka,
w którym tliły się resztki czerwonego z˙aru. Po chwili
dało się słyszeć wesołe trzaskanie ognia, który roz-
świetlił pokój złocistą poświatą.

– Nie ma to jak prawdziwy ogień w kominku

– powiedziała Chloe z zachwytem.

26

KATHRYN ROSS

background image

– Jest w nim coś romantycznego, prawda? – zgo-

dził się Steven. – Miło jest tak posiedzieć sobie
wieczorem, wpatrując się w płomienie.

Chloe pomyślała, z˙e Steven z pewnością mówi

o tym, jak lubi tu przesiadywać z Helen.

– Boję się, z˙e jutro rzeczywiście nie dam rady

polecieć do Manchesteru – powiedział, uchylając
rąbek zasłony. – Niedługo całkiem nas tu zasypie.
Ale wiesz, właściwie się cieszę. Ten tydzień pracy
dał mi nieźle w kość.

– To prawda – zgodziła się Chloe, zdejmując

okulary i odkładając je na stolik. – Mieliśmy praw-
dziwy kocioł.

– Więc wypijmy za piątek – zaproponował lek-

kim tonem Steve, podając jej kieliszek wina. – I za
moją cudowną osobistą asystentkę, bez której nasze
biuro pogrąz˙yłoby się w totalnym chaosie.

Chloe z uśmiechem pociągnęła łyk wina, które

w jej ustach zdawało się ciepłe i łagodne. Gdy tak
przez chwilę siedzieli w milczeniu, rozejrzała się po
salonie, w którym panował półmrok, doceniając jego
elegancję.

Wszystkie pomieszczenia w tym domu były ob-

szerne, moz˙e dlatego, z˙e zbudowano go w minionej
epoce, kiedy bardziej ceniono przestrzeń niz˙ takie
praktyczne względy jak koszty gruntów. Chloe po-
dziwiała pięknie oprawione akwarele na gładkich,
kremowych ścianach, kominek w stylu Ludwika XV
oraz jego marmurowe obramowanie, a takz˙e ol-
brzymie lustro sięgające stiukowych ozdób u sufitu.

– Masz piękny dom – zauwaz˙yła z uznaniem.

27

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Byłam tu juz˙ wprawdzie kilka razy, ale zawsze po
uszy byliśmy pogrąz˙eni w pracy, nie miałam więc
nawet okazji się rozejrzeć.

– Wiesz, pomyślałem ostatnio, z˙e zanadto cię

obciąz˙am robotą – powiedział Steven.

– Nie bardziej niz˙ inni moi szefowie – uspokoiła

go Chloe.

Patrzył na jej twarz, na której igrało światło

z płonącego kominka. Wyglądała tak młodo i deli-
katnie. Ale gdzie się podział jej pierścionek zaręczy-
nowy?

– Mam nadzieję, z˙e nie zepsułem ci całkiem

weekendu – powiedział jakby mimochodem.

– Niczego specjalnego nie planowałam. Znalaz-

łeś tę listę dla księgowości?

Steven zauwaz˙ył, z˙e ze spraw osobistych skiero-

wała rozmowę na zawodowe. I z˙e często tak robiła.

Była znakomitą asystentką osobistą, chyba najlep-

szą, jaką kiedykolwiek miał. Wiedział, z˙e moz˙e ją
darzyć absolutnym zaufaniem, a zarazem zdawał
sobie sprawę, z˙e Chloe zachowuje wobec niego pe-
wien dystans, większy niz˙ inne kobiety. Chociaz˙
zawsze uwaz˙ał, z˙e sprawy prywatne nalez˙y zosta-
wiać za drzwiami biura, teraz, kiedy wreszcie znalazł
idealną asystentkę, która, w odróz˙nieniu od poprze-
dniej, nie podkochiwała się w nim, zapragnął nagle
porozmawiać z nią o czymś innym niz˙ o pracy.

– Tak, znalazłem. Dziękuję, z˙e pamiętałaś – od-

parł, pociągając łyk wina. – Ale nie mówmy dziś
o pracy. Miałem jej dosyć przez cały tydzień.

– Poniewaz˙ łączy nas właśnie praca, podejrze-

28

KATHRYN ROSS

background image

wam, z˙e moglibyśmy popaść w długie milczenie
– zaśmiała się Chloe, zakłopotana nieco tą jego
propozycją.

Steven zauwaz˙ył, z˙e jej policzki oblał rumieniec.

Nie miał zamiaru przekraczać granic w ich słuz˙-
bowym układzie. Zawsze uwaz˙ał, z˙e nie nalez˙y łą-
czyć interesów z z˙yciem prywatnym. Ale jednocześ-
nie bardzo był ciekaw, co się kryje za profesjonalnym
uśmiechem i pełnym rezerwy zachowaniem Chloe.

– Kto wie, moz˙e jednak mamy ze sobą coś wspól-

nego – powiedział lekkim tonem. – Coś, co trzeba by
dopiero odkryć?

– Jak na przykład upodobanie do starych domów

i dobrego wina? – poddała niefrasobliwie Chloe.

– No widzisz, to z pewnością juz˙ nas łączy.
Uśmiechnęła się na tę z˙artobliwą uwagę.
– Wiesz, trochę dziwnie się czuję, relaksując się

tutaj, w twoim domu – przyznała szczerze. – Ciągle
mi się wydaje, z˙e zaraz zadzwoni telefon albo ktoś
z innego oddziału firmy wpadnie nagle z jakąś pilną
sprawą.

– Właśnie, a ja naiwnie myślałem cztery lata

temu, z˙e kiedy wprowadzę firmę na giełdę, będę
mógł sobie trochę poluzować. Tymczasem jako na-
czelny dyrektor pracuję jeszcze więcej, niz˙ kiedy
byłem jedynym właścicielem.

– Moz˙e taka jest cena sukcesu – uśmiechnęła się

Chloe.

– Moz˙e i tak – kiwnął głową Steven i podniósł do

ust kieliszek.

Chloe zawsze go podziwiała. Steven Cavendish,

29

WIECZORY W LONDYNIE

background image

który nigdy sam nie był kucharzem, osiągnął nad-
zwyczajne powodzenie jako restaurator.

Zaczynał skromnie, jako właściciel małej restau-

racyjki, jednak w ciągu zaledwie roku zatrudnił od-
powiedniego szefa kuchni, zadbał o stylowe urządze-
nie wnętrza i stworzenie niepowtarzalnej atmosfery,
która zaczęła przyciągać londyńczyków pragnących
dobrze zjeść w eleganckim otoczeniu. Pierwsza re-
stauracja Cavendisha odniosła natychmiastowy,
ogromny sukces.

– Pewnie nie powinienem się skarz˙yć – dodał po

chwili. – Po śmierci Stephanie byłem zadowolony,
kiedy musiałem przesiadywać w biurze wiele godzin
dziennie, bo praca odwracała moje myśli od tego, co
się stało. Czasami czułem się tam nawet lepiej niz˙
w domu. Byłem spokojny, bo moja matka opiekowa-
ła się Beth, a będąc w biurze przynajmniej mogłem
z˙yć złudzeniem, z˙e wszystko jest jak dawniej...

– Przez˙yłeś straszne chwile – powiedziała ze

współczuciem Chloe.

– Najgorsze, jakie sobie moz˙na wyobrazić. – I do-

dał po chwili:

– Kupiliśmy ten dom, bo uznaliśmy, z˙e świetnie

się nadaje na dom rodzinny. Jest w nim pięć sypialni
i planowaliśmy je wszystkie zapełnić. Stephanie po-
chodziła z licznej rodziny i ja takz˙e. Oboje pragnęliś-
my tego samego...

– Tak mi przykro, Steven.
– No cóz˙, Chloe, z˙ycie musi toczyć się dalej.

Nauczyłem się jakoś sobie z nim radzić.

Mimo z˙e mówił o tym tak spokojnie, Chloe wie-

30

KATHRYN ROSS

background image

działa, z˙e bardzo trudno mu było pogodzić się ze
stratą z˙ony. Kiedy ponad rok temu zaczęła pracować
w jego firmie, oceniała swego szefa jako człowieka
dość surowego i zachowującego dystans, ale ci pra-
cownicy, którzy znali go dłuz˙ej, mówili, z˙e przed
śmiercią z˙ony był zupełnie innym, otwartym na in-
nych człowiekiem.

Siedząc teraz obok niego przy kominku, Chloe

zdała sobie sprawę, z˙e właśnie odkrywa innego Ste-
vena Cavendisha niz˙ ten, którego znała z biura. I z˙e
w gruncie rzeczy jest on naprawdę sympatycznym
męz˙czyzną, mimo pozornej rezerwy. I w dodatku
bardzo przystojnym... pomyślała, wpatrując się w je-
go arystokratyczny profil, subtelnie rzeźbione rysy,
mocno zarysowaną szczękę i ładnie wycięte usta.

Steven pochwycił jej spojrzenie i zagadnął:
– O czym myślisz?
– Tylko o tym... jakie to musi być straszne, stracić

kogoś, kogo tak bardzo się kocha.

– To prawda – skinął głową Steven, zaskoczony,

z˙e tak łatwo mu się rozmawia z Chloe. Nie zamierzał
otwierać przed nią serca; prawdę powiedziawszy, nie
pamiętał juz˙ nawet, kiedy ostatni raz rozmawiał
z kimś o Stephanie. – Ale nie roztkliwiajmy się
– powiedział, dolewając wina do jej kieliszka. – Ma-
my piątkowy wieczór, jest co świętować.

– Wiesz, jeśli pogoda się nie zmieni, pewnie nie

będziesz mógł polecieć jutro do Manchesteru – za-
uwaz˙yła Chloe, pragnąc zmienić temat, aby ułatwić
Stevenowi oderwanie się od smutnych wspomnień,
i podniosła kieliszek do ust.

31

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Nawet gdyby się poprawiła, i tak trudno by mi

było zdecydować się na wyjazd, bo mam wraz˙enie, z˙e
Gina nie będzie mogła tu jutro przyjechać. Jej ojciec
jest w cięz˙kim stanie.

– Posłuchaj, jeśli jakimś cudem pogoda się po-

prawi, zostanę tu jeszcze jutro i zaopiekuję się Beth.

– Dzięki, Chloe.
– Nie ma o czym mówić. Beth i ja jesteśmy

w bardzo dobrej komitywie. To z˙aden problem.

– Bardzo to miło z twojej strony – uśmiechnął się

Steven – ale co na to powie Nile? I gdzie on teraz jest?

– Nie wiem – uśmiechnęła się Chloe trochę zbyt

promiennie. – Pewnie w jakimś barze ze swoimi
kumplami... – Gdy zauwaz˙yła, z˙e Steven patrzy na
jej dłoń, na palec, na którym nosiła dotąd pierścio-
nek zaręczynowy od Nile’a, dodała chropawym
głosem:

– Odwołaliśmy zaręczyny prawie cztery tygodnie

temu.

– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? – zmarsz-

czył brwi Steven. – Nie wspomniałaś o tym ani
słowem.

– Chyba sama wciąz˙ usiłuję do tego przywyknąć.

Apoza tym właściwie nie rozmawiamy w pracy
o naszym z˙yciu osobistym, prawda? Nawet o swojej
podwyz˙ce nie bardzo mogłam dziś z tobą pomówić...

– Przepraszam cię, Chloe, naprawdę mam nadzie-

ję, z˙e ten kocioł wreszcie się uspokoi.

– Tak sobie powtarzamy juz˙ od dawna – uśmiech-

nęła się Chloe. – Ale nawał pracy mi nie przeszkadza.
Przynajmniej czas szybciej płynie.

32

KATHRYN ROSS

background image

– To zerwanie z Nile’em było raczej nagłe, praw-

da? Zdaje mi się, z˙e byliście razem dość długo.

– Tak, poznałam go, zanim zaczęłam u ciebie

pracować, przeszło dwa lata temu. Ale pewnie nie
byliśmy dla siebie stworzeni. Takie rzeczy się zda-
rzają – uśmiechnęła się znowu, nadrabiając miną.

Jednak Steven nie dał się nabrać. Zauwaz˙ył bla-

dość jej cery i błysk łez w niebieskich oczach.

– Moz˙e lepiej, z˙e się o tym przekonaliście teraz,

a nie po ślubie – powiedział.

– Tak, tez˙ to sobie powtarzam. Jednak byliśmy ze

sobą juz˙ dość długo i naprawdę myślałam... z˙e Nile
będzie dla mnie odpowiednim męz˙czyzną. Złoz˙yliś-
my juz˙ nawet papiery w urzędzie stanu cywilnego...

– Więc, jeśli to nie jest zbyt osobiste pytanie, co

się właściwie stało? Inna kobieta?

– Nie, chociaz˙ teraz jest juz˙ w tle jakaś kobieta...

– Moz˙e była cały czas, pomyślała Chloe, i Nile
specjalnie się ze mną pokłócił, z˙eby mieć pretekst do
odejścia... z naszymi wspólnymi pieniędzmi.

– Alez˙ z niego kretyn, z˙e z ciebie zrezygnował

– powiedział Steven z mocnym przekonaniem w gło-
sie. – Kompletny idiota.

– Dziękuję ci – powiedziała zaskoczona Chloe.
– Zobaczysz, jeszcze poznasz kogoś innego, za-

kochasz się i podziękujesz swojej szczęśliwej gwieź-
dzie, z˙e nie wyszłaś za Nile’a.

– Nie miałam pojęcia, z˙e taki z ciebie romantyk

– powiedziała Chloe, spoglądając na niego z ukosa.

– Ja tez˙ nie – przyznał Steven z uśmiechem. – Ale

to chyba miła perspektywa?

33

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Czy ja wiem – mruknęła Chloe, potrząsając

głową. – Cała ta gadanina, jak to ziemia usuwa ci się
spod nóg, kiedy kogoś całujesz... to chyba zwykłe
zawracanie głowy.

– Co tez˙ ty mówisz? – zdziwił się Steven.
Chloe przez długi czas myślała, z˙e Nile Flynn jest

właśnie tym odpowiednim dla niej partnerem, z˙e
oboje nadają na tej samej fali. Ale po nagłej kłótni
przed czterema tygodniami odkryła, z˙e nie tylko nie
są na tej samej fali, ale z˙e ich częstotliwości są
kompletnie róz˙ne.

Nile zarzucił jej, z˙e jest za bardzo zaabsorbowa-

na pracą! Śmieszna uwaga – przeciez˙ zawsze pra-
cowała zawodowo. Nie wypomniała mu tego, ale
świetnie pamiętała, z˙e nie skarz˙ył się wcale, gdy
potrzebował jej wsparcia w długim okresie swoich
zawodowych trudności. Przez ponad rok to Chloe
zarabiała na z˙ycie ich obojga. Nie widziała w tym
problemu, uwaz˙ała, z˙e kaz˙de z nich wnosi to, co
moz˙e we wspólną przyszłość i w kupno nowego
domu. O dziwo teraz, kiedy stanął na nogi, miał jej
to za złe.

Kochała go. Moz˙e nie do szaleństwa i wielkich

uniesień, ale cicho, spokojnie i wiernie. I było jej
z tym uczuciem dobrze. Miała wraz˙enie, z˙e oboje
lubią stąpać po pewnym gruncie.

Dlatego ostatnia awantura zupełnie ją zaskoczyła.

Zaczęła się niewinnie. Kiedy Chloe wróciła późno do
domu, Nile zarzucił jej, z˙e nie ma dla niego dość
czasu i z˙e praca jest dla niej waz˙niejsza od niego.
Chloe pozwoliła sobie zauwaz˙yć, z˙e potrzebuje tej

34

KATHRYN ROSS

background image

pracy i musi ją traktować powaz˙nie, na co Nile wpadł
w furię i zaczął się pogardliwie wyraz˙ać o jej zajęciu.
Gdy zaproponowała, z˙eby usiedli i spokojnie poroz-
mawiali, arogancko odrzucił tę sugestię i jak burza
wypadł z mieszkania.

Chloe była pewna, z˙e po tak idiotycznej sprzeczce

Nile zreflektuje się, wróci i porozmawia z nią rozsąd-
nie i spokojnie, ale czekała na próz˙no. Nazajutrz po
powrocie do domu zobaczyła się, z˙e znikły bez śladu
wszystkie jego rzeczy, jakby nigdy tu nie mieszkał.

– Sądziłam, z˙e Nile’owi podoba się moja niezalez˙-

na natura – odezwała się po chwili milczenia. – Ale
widocznie się myliłam. Tak czy owak, wiem od
przyjaciół, z˙e teraz widuje się z kimś innym. I tyle
mam do powiedzenia na temat miłości. Myślę, z˙e
kiedy znowu kogoś poznam, to uczucie znajdzie się
na samym końcu moich oczekiwań.

Steven spojrzał na nią, przymykając oczy, i za-

intrygowany zapytał:

– To jakie priorytety znajdą się na początku two-

jej listy?

– Wzajemny szacunek. I musiałby to być ktoś

o dobrym sercu, z˙yczliwy i troskliwy.

Patrząc na nią, Steven zastanawiał się, czy na jej

liście jest miejsce dla namiętności. Nie mógł się
oprzeć wraz˙eniu, z˙e Chloe, która zawsze stara się
wyglądać jak pozbawiona emocji, ubrana w niena-
ganny kostium asystentka swojego szefa, w gruncie
rzeczy jest kobietą namiętną i fizycznie bardzo atrak-
cyjną.

– No, ale dosyć o mnie – powiedziała Chloe

35

WIECZORY W LONDYNIE

background image

i speszona tym niespodziewanym wyznaniem zmie-
niła temat:

– Agdzie się podziewa Helen?
– Prawie cały tydzień przesiedziała w sądzie.

Prowadziła bardzo powaz˙ną sprawę. Dziś zapadł
wyrok i jej klient został uniewinniony, więc domyś-
lam się, z˙e wszyscy gdzieś na mieście świętują zwy-
cięstwo.

– Pewnie czasem niełatwo wam się dopasować

czasowo. Helen jest taką wziętą adwokatką, a ty
prowadzisz duz˙ą firmę, oboje bardzo duz˙o pracuje-
cie...

– To prawda – zgodził się Steven, ściągając lekko

brwi.

W holu zegar wybił drugą, a jego uderzenia roz-

legły się echem w nocnej ciszy domu.

– Nie miałam pojęcia, z˙e juz˙ tak późno – zdziwiła

się Chloe.

– Ja tez˙ nie. Jak na dwójkę ludzi, którzy rzadko

rozmawiają o swoim prywatnym z˙yciu, całkiem nie-
źle sobie poradziliśmy.

– To prawda – potwierdziła z uśmiechem Chloe.

– Nadrobiliśmy sporo zaległości.

– Miło było tak sobie posiedzieć i pogawędzić

– powiedział Steven, uśmiechając się do niej ser-
decznie.

Sącząc wino, Chloe pomyślała, z˙e Steven jest

w gruncie rzeczy bardzo sympatycznym męz˙czyzną
i chyba nawet trochę romantycznym. No i wybitnie
przystojnym, a jego uśmiechowi wprost nie sposób
się oprzeć. Kłopot w tym, z˙e oni nie są dla siebie. On

36

KATHRYN ROSS

background image

powinien być teraz z Helen, a ona z Nile’em – upo-
mniała się surowo. Poza tym Steven jest przeciez˙ jej
szefem. Co tez˙ jej się roi w głowie! Czyz˙by zupełnie
straciła rozum?

– Chyba pójdę się juz˙ połoz˙yć – rzekła, odstawia-

jąc pusty kieliszek na stolik. Wstała, a Steven uprzej-
mie takz˙e się podniósł, z˙eby ją poz˙egnać.

– Dobranoc, Chloe – powiedział, nie odrywając

od niej oczu. Po krótkiej chwili podszedł do niej
i odgarnął jej z oczu pasemko włosów. Ten intymny
gest sprawił, z˙e ogarnęła ją fala miłego ciepła.

– Ślicznie wyglądasz z rozpuszczonymi włosami

– mruknął. – Powinnaś częściej tak je nosić.

Nagle Chloe zdała sobie sprawę, z˙e on zamierza ją

pocałować. Mogła się usunąć, ale nie była w stanie
zrobić ani kroku. Ogarnęło ją jakieś szaleństwo,
uniosła głowę i pozwoliła, by jego gorące usta spo-
częły na jej wargach.

W jego ramionach czuła się jak nigdy dotąd. Gdy

ją całował, najpierw delikatnie, a potem coraz bar-
dziej namiętnie, przytuliła się do niego całym ciałem,
spragniona jeszcze większej, coraz większej blisko-
ści. Marzyła, by pieścił ją całą, by mogła się w nim
roztopić i juz˙ tak pozostać.

Zarzuciła mu ręce na szyję i jeszcze mocniej

przylgnęła uchylonymi ustami do jego warg. Nagle
poczuła, z˙e Steven podciąga jej bluzkę i dotyka
nagiej skóry. Przeszył ją dreszcz rozkoszy, zaprag-
nęła, z˙eby rozpiął jej bluzkę i pieścił piersi, które nie
mogły się doczekać jego dłoni.

Pomyślała zarazem, z˙e jeśli ta cudowna chwila

37

WIECZORY W LONDYNIE

background image

potrwa dłuz˙ej, nie będzie umiała mu się oprzeć.
Jeszcze moment, a odda mu się cała. Aprzeciez˙ to
byłoby w najwyz˙szym stopniu niewłaściwe. Gdy
sobie to uświadomiła, poczuła się tak, jakby ją oblał
zimny prysznic.

38

KATHRYN ROSS

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Gdy się cofnęła o krok, zakręciło jej się w głowie.

Nikt jej nigdy tak nie całował, nikt nie wywołał w niej
takiej burzy zmysłów. Przeraziła się, z˙e mogła do
tego stopnia stracić panowanie nad sobą.

– Nie powinienem był tego robić – mruknął Ste-

ven zduszonym głosem.

– Nie było to chyba rozsądne – zgodziła się

Chloe, która wciąz˙ nie mogła złapać tchu. – Musimy
przeciez˙ razem pracować... Zapomnijmy o tym, z pe-
wnością to wino tak na nas podziałało i... – Serce
waliło jej tak mocno i gwałtownie, z˙e nie potrafiła
rozsądnie myśleć.

– Powiedzmy, z˙e to była chwila szaleństwa o póź-

nej, nocnej porze – dokończył za nią Steven, który,
w odróz˙nieniu od niej, wydawał się bardzo opa-
nowany.

– Tak, chwila szaleństwa – zgodziła się Chloe.

– Musimy o niej zapomnieć. – Była rada, słysząc, z˙e
jej głos zabrzmiał juz˙ całkiem spokojnie. Nie mogła
pozwolić, by się domyślił, jak wielkie wraz˙enie wy-
warł na niej ten pocałunek, zwłaszcza teraz, kiedy się
przekonała, z˙e dla niego był to tylko mało znaczący
incydent.

background image

Kiedy włoz˙yła okulary, które lez˙ały na stoliku,

poczuła się tak, jakby skryła twarz za maską.

– Moz˙e, zanim pójdę na górę, zaniosę te naczynia

do kuchni? – zagadnęła, udając, z˙e zapomniała juz˙
o tym, co się przed momentem wydarzyło, i koncent-
ruje się na sprawach czysto praktycznych.

– Nie trzeba, sam się tym zajmę. Jeszcze chwilę

tu posiedzę i dokończę wino.

– Wobec tego dobranoc – powiedziała Chloe.
– Dobranoc, Chloe, śpij dobrze.
– Dziękuję, jestem taka padnięta, z˙e z pewnością

odpłynę, gdy tylko przyłoz˙ę głowę do poduszki.

W błogim sanktuarium swojego pokoju Chloe

odetchnęła głęboko i powzięła mocne postanowienie,
by jak najszybciej zapomnieć o tej chwili szaleństwa.
Cudownego szaleństwa...

Wzięła długi, relaksujący prysznic, wślizgnęła się

nago do łóz˙ka, którego chłodna pościel dodatkowo ją
ukoiła, zgasiła nocną lampkę i... na próz˙no usiłowała
zasnąć.

Nie potrafiła zapomnieć tego pocałunku. Tak, bez

wątpienia Steven jest bardzo seksownym męz˙czyzną.
Nile’owi nigdy się nie udało wzbudzić w niej takiej
namiętności jednym tylko pocałunkiem. I cóz˙ z tego?
Steven nigdy się nią nie zainteresuje, mając tak
piękną i elegancką przyjaciółkę jak Helen. Tego
wieczoru po prostu się zapomniał, i tyle.

Usnęła dopiero nad ranem niespokojnym snem,

w którym na zmianę pojawiali się Nile i Steven. Gdy
otworzyła oczy, w pierwszej chwili nie wiedziała,
gdzie się znajduje. Wokół panowała dziwna cisza,

40

KATHRYN ROSS

background image

jakz˙e róz˙na od stałego szumu ulicznego, do którego
przywykła we własnym mieszkaniu.

Po chwili usłyszała tupotanie na schodach

i śmiech małej dziewczynki. W mgnieniu oka po-
wróciła jej pamięć. Zerknęła na zegarek. Było wpół
do dziesiątej. Zaspała...

Właśnie miała odgarnąć kołdrę i wstać, kiedy

nagle otworzyły się drzwi i wpadła przez nie Beth.

– Hej, Chloe – uśmiechnęła się szelmowsko od

progu, niepewna, jakie spotka ją powitanie. Miała na
sobie dz˙insy i gruby, wełniany sweterek, a włosy
związane porządnie w koński ogon.

– Dzień dobry, Beth, cieszę się, z˙e cię widzę

– powiedziała Chloe, otulając się szczelnie kołdrą.

– Juz˙ przestało padać i tatuś mówi, z˙e mogę

ulepić bałwanka.

– Coś podobnego – uśmiechnęła się Chloe. – Moz˙-

na by pomyśleć, z˙e mamy Boz˙e Narodzenie, prawda?

Beth skinęła główką, przysiadła na łóz˙ku i za-

pytała:

– Apomoz˙esz mi go ulepić?
Zanim Chloe zdąz˙yła odpowiedzieć, w drzwiach

pojawił się Steven. On takz˙e ubrany był w dz˙insy
i sweter.

– Beth, przeciez˙ ci mówiłem, z˙ebyś tu nie wcho-

dziła i nie budziła Chloe – upomniał surowo małą.

– Nic nie szkodzi, Steven, i tak juz˙ się obudziłam

– wtrąciła szybko Chloe.

– Dzień dobry, mam nadzieję, z˙e miałaś dobrą

noc?

– Fantastyczną, spałam jak zabita – skłamała.

41

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– No to świetnie. Zaraz przygotuję nam śniada-

nie. Zejdź, proszę, kiedy będziesz gotowa.

– Dzięki. Aco z twoją podróz˙ą do Manchesteru?
– Musiałem ją odwołać. Dziś rano nie startowały

samoloty.

Steven wziął Beth za rękę i powiedział:
– Zostawimy teraz Chloe samą, z˙eby się mogła

ubrać.

Mała jednak udała, z˙e go nie słyszy.
– Czy po śniadaniu pomoz˙esz mi ulepić bałwana?

– zapytała jeszcze raz, spoglądając na Chloe duz˙ymi,
niebieskimi oczami.

– Wiesz, będzie z tym kłopot, bo nie jestem

odpowiednio ubrana. Przyjechałam w wiosennym
kostiumie, w którym chodzę do pracy.

– Proszę cię, Chloe...
– No widzisz, ona zupełnie mnie nie słucha – burk-

nął Steven, uśmiechając się pod nosem. – No więc
jak, zostaniesz jeszcze z nami? Prawdę mówiąc, to
i tak na razie nie będziesz mogła się stąd wydostać.
Pługi śniez˙ne jeszcze nie zdąz˙yły oczyścić dróg.
Natomiast gdybyś potrzebowała czegoś ciepłego do
ubrania, to zerknij do szafy. Moja siostra zwykle
zostawia tu trochę ciuchów na zmianę i jestem pe-
wien, z˙e nie miałaby nic przeciwko temu, z˙ebyś sobie
coś poz˙yczyła. Macie podobne figury.

Jednak kiedy Chloe otworzyła szafę, okazało się,

z˙e siostra Stevena nosi ubrania o numer mniejsze.
W końcu natrafiła na parę elastycznych dz˙insów,
w które z trudem się wbiła, podobnie jak w przycias-
ny, niebieski sweter z kaszmiru z głębokim dekoltem,

42

KATHRYN ROSS

background image

podkreślający jej kobiecie kształty. Wyglądała
w nim ponętnie, ale to nie było ubranie w jej stylu.
Chloe, która była szczupła, lecz nie chuda, wolała
stroje mniej obcisłe. Właśnie się zastanawiała, czy
nie dać za wygraną, kiedy rozległo się stukanie do
drzwi.

W progu stał Steven, którego wyraźnie zamuro-

wało na jej widok.

– Świetnie ci w tym stroju – powiedział. – Ale

pospiesz się, proszę, dzwoni Nile.

– Nile!? – wykrzyknęła zdumiona. – Czego on

chce?

– Nie mam pojęcia. Przeciez˙ go nie pytałem.
– No tak, oczywiście – potrząsnęła głową. – Dzi-

wię się, z˙e w ogóle dzwoni, zwłaszcza tu. Nie roz-
mawialiśmy od czasu, kiedy się wyprowadził.

– Rozumiem – powiedział Steven. – Jeśli chcesz

porozmawiać spokojnie, moz˙esz przyjąć telefon
w moim pokoju.

– Dobrze... Dziękuję.
Nie wiedzieć czemu, poczuła się zdenerwowana

przed tą rozmową z człowiekiem, z którym przeciez˙
do niedawna planowała spędzić resztę z˙ycia... Przy-
siadła na brzegu łóz˙ka i podniosła słuchawkę.

– Cześć, kochanie – odezwał się Nile stłumionym

głosem. – Jak się masz?

– Ajak myślisz? Jestem trochę wstrząśnięta two-

im nagłym odejściem, nie wspominając o paru in-
nych niespodziankach, które mi sprawiłeś.

– Przepraszam cię, Chloe. Zaszedłem wczoraj

wieczorem do ciebie i kiedy długo nie odpowiadałaś

43

WIECZORY W LONDYNIE

background image

na dzwonek, otworzyłem drzwi i czekałem na ciebie
w środku. Czekałem tak całą noc, az˙ wreszcie za-
cząłem się niepokoić, czy ci się coś nie stało.

– Cztery tygodnie temu wyniosłeś się z domu,

a teraz nagle się niepokoisz, gdzie ja spędzam noc?
– zapytała zimno, z trudem panując nad sobą. – Nie
rób ze mnie idiotki, Nile.

– Naprawdę się niepokoiłem.

Obdzwoniłem

wszystkich twoich przyjaciół i starałem się dziś rano
skontaktować z twoim szefem. Co ty właściwie ro-
bisz u niego w domu? Przeciez˙ chyba nie pracujecie
w weekend...

– To nie twoja sprawa – ucięła Chloe.
– Nie gniewaj się, proszę... Przykro mi, z˙e tak się

to wszystko stało, naprawdę. Powinienem był usiąść
przy tobie i spokojnie o wszystkim porozmawiać,
zamiast się wściekać i zatrzaskiwać za sobą drzwi.

– Powiedz mi, Nile, czy odszedłeś z powodu

naszej sprzeczki, czy moz˙e raczej tej kobiety, o której
słyszałam?

– Nie odszedłem od ciebie dla innej kobiety – od-

parł szybko.

– Daj spokój. Moi przyjaciele widzieli cię z nią

w zeszłym tygodniu. Urocza brunetka, dwudziesto-
kilkuletnia, moz˙e sobie przypominasz?

Po chwili ciszy Nile odezwał się:
– Więc dobrze, jest ktoś inny, ale to nic powaz˙-

nego – przyznał ostroz˙nie. – Po prostu w tej chwili
potrzebuję tego, co ona ma mi do zaofiarowania. Nie
jest taka silna jak ty. Sonia mnie potrzebuje. I mnie
jest z tym dobrze.

44

KATHRYN ROSS

background image

– Cieszę się, z˙e jesteś zadowolony – zauwaz˙yła

Chloe sarkastycznie.

– Posłuchaj, Chloe, sporo się między nami zmie-

niło. Byłaś prawdziwą podporą, dźwigając wszystkie
nasze cięz˙ary, kiedy miałem kłopoty finansowe i za-
wsze będę ci za to wdzięczny. Ale teraz, kiedy znów
stanąłem na nogi, zrozumiałem coś, czego wcześniej
nie dostrzegałem: tak naprawdę to ty mnie nie po-
trzebujesz. ASonia tak.

– No cóz˙, widocznie pomyliliśmy się, po prostu

do siebie nie pasujemy. Ale czy moz˙esz mi przy
okazji wyjaśnić, dlaczego wyjąłeś wszystkie pienią-
dze z naszego wspólnego konta? Pieniądze, które
odkładaliśmy na nasz ślub?

– Ja je tylko poz˙yczyłem. Zwrócę, kiedy moja

sytuacja się ustabilizuje.

– Wycofałeś z banku całą gotówkę, którą mieliś-

my opłacić róz˙ne rachunki. Mam w domu stos upo-
mnień, z˙e zalegam z płatnościami. Nigdy mi się coś
podobnego nie zdarzyło.

– Chloe... dasz sobie radę. Masz dobrą pracę i jes-

teś silna, jesteś twarda. Aja to wszystko wyprostuję,
kiedy tylko naprawdę mocno stanę na własnych
nogach. Tymczasem musimy się spotkać i wyjaśnić,
co zrobimy z innymi wspólnymi finansami. Z zalicz-
ką, jaką wpłaciliśmy za nasz nowy dom...

– Zaliczka przepadnie, poniewaz˙ transakcja nie

dojdzie do skutku – przerwała mu Chloe.

– Właśnie o to mi chodzi... Pomyślałem sobie, z˙e

moz˙e teraz sam kupiłbym ten dom. Chciałbym wie-
dzieć, czy przepisałabyś na mnie prawa kupna?

45

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Więc to dlatego szukałeś mnie wczoraj wieczo-

rem? I dlatego dzwonisz tu, do mojego szefa?

– No cóz˙, to jest waz˙na sprawa. Nie ma sensu, by

nam obojgu przepadła zaliczka.

Chloe miała mu właśnie przypomnieć, z˙e to ona

sama wpłaciła całą zaliczkę za dom, ale ugryzła się
w język. Na co by się to zdało?

– Byłem juz˙ w banku, gotowi są dać mi własną

hipotekę, tak z˙e mógłbym bez problemu ciebie wyku-
pić – dodał Nile pospiesznie.

– Akiedy zamierzasz to zrobić?
– Juz˙ ci mówiłem, gdy tylko zwrócę ci wszystko,

co ci jestem winien. Ale teraz musimy załatwić
sprawę domu... i to szybko, bo jez˙eli nie wpłacę
następnej raty, wszystko stracę. Chcę, z˙ebyś pod-
pisała pewne dokumenty...

– Pomyślę o tym.
– Jak to, pomyślisz? – zdziwił się Nile, wyraźnie

rozdraz˙niony.

– Atymczasem chcę, z˙ebyś mi zwrócił klucze

– oznajmiła spokojnie Chloe.

– Posłuchaj, Chloe...
Ona jednak odłoz˙yła słuchawkę. Apotem dłuz˙-

szą chwilę siedziała na łóz˙ku z twarzą ukrytą w dło-
niach.

O co on ją oskarz˙ył? O to, z˙e jest silna... Jakby to

była jej wina. Aprzeciez˙ od wczesnej młodości
musiała się uczyć, jak być silną, i nie poczytywała
sobie tego za wadę, lecz za zaletę.

Uwaz˙ała Nile’a za człowieka odpowiedzialnego

i godnego zaufania, takiego, który jej nie skrzywdzi.

46

KATHRYN ROSS

background image

Dlatego w końcu zgodziła się go poślubić. No cóz˙,
popełniła błąd. Duz˙y błąd. Lepiej zapomnij o męz˙-
czyznach i skup się na pracy – powiedziała sobie.

No dobrze, a co z dziećmi? Tak bardzo pragnęła

mieć dzieci, ta potrzeba stale w niej rosła...

– Wszystko w porządku, Chloe? – zagadnął Ste-

ven od progu.

– Tak – uśmiechnęła się blado.
Wszedł do środka i usiadł obok niej na łóz˙ku.
– Jeśli chcesz o tym porozmawiać, to jestem

dobrym słuchaczem.

– Właściwie nie mam nic do powiedzenia, prócz

tego, z˙e mam fatalny gust, jeśli chodzi o męz˙czyzn.

Steven uśmiechnął się na te słowa.
– Myślisz moz˙e, z˙e z˙artuję, ale tak nie jest. Nile’a

obchodzi tylko to, z˙e straci zaliczkę, którą wpłaciliś-
my na kupno wspólnego domu. I jeszcze próbował
udawać, z˙e nie traktuje powaz˙nie związku z tą kobie-
tą, z którą się spotyka, ale coś mi mówi, z˙e jest
inaczej. Myślę, z˙e to z nią chce zamieszkać w domu,
który miał być nasz.

– Jeśli tak, to lepiej ci będzie bez niego, Chloe.

Zasługujesz na kogoś znacznie lepszego.

– No tak – odezwała się Chloe po chwili, siląc się

na uśmiech. – Lada dzień przybędzie na ratunek mój
rycerz w lśniącej zbroi i porwie mnie na swego
rumaka. Dobrze by było, gdyby się tu zjawił jeszcze
przed ślubem mojej siostry.

– Nie wiedziałem, z˙e masz siostrę.
– Mam. Nazywa się Rose, ma dwadzieścia dwa

lata i jest moją przyrodnią siostrą. Jej ślub odbędzie

47

WIECZORY W LONDYNIE

background image

się w maju i dlatego wybieram się do Dublina na
długi weekend.

– Na pewno będziesz się świetnie bawić.
Gdy Chloe pominęła tę uwagę milczeniem, Steven

zapytał łagodnie:

– Moz˙e zejdziesz teraz na śniadanie?
– Chyba niczego nie zdołałabym przełknąć. Tro-

chę mi niedobrze.

– Nie wierzę. Wiem przeciez˙, z˙e twarda z ciebie

sztuka.

Chloe w pierwszej chwili chciała mu wyznać, z˙e

to nieprawda, z˙e ona tylko chce za taką uchodzić, ale
zmieniła zdanie i rzekła, unosząc lekko brodę:

– Moz˙e masz rację.
– Na pewno mam rację. W końcu nie rozsypałaś

się po odejściu Nile’a, nie wzięłaś ani jednego wol-
nego dnia.

– No, jeśli to ma być dowód mojej twardości...

– roześmiała się Chloe.

W tym momencie z dołu dobiegł ich cienki głosik:
– Tatusiu!
Steven podniósł się z łóz˙ka i powiedział:
– Muszę zobaczyć, czego chce Beth. Proszę cię,

zejdź, kiedy będziesz gotowa.

Chloe pozostała jeszcze chwilę na swoim miejscu,

rozglądając się po pokoju. Umeblowany był po męs-
ku, bez zbędnych ozdób. Na komódce stała foto-
grafia. Chloe podeszła bliz˙ej, z˙eby się jej lepiej
przyjrzeć. Zobaczyła bardzo piękną kobietę o dłu-
gich, złotych włosach i oczach koloru morskiej wody.
W ramionach trzymała maleńkie dziecko i czule się

48

KATHRYN ROSS

background image

do niego uśmiechała. Zdjęcie z pewnością przedsta-
wiało z˙onę Stevena i Beth i zostało zrobione tuz˙ po
narodzinach ich córeczki. Chloe zrobiło się przykro na
myśl o tym, jak bardzo się nad sobą uz˙ala z powodu
straty Nile’a... a przeciez˙ jej ból był nieporównywalny
z bólem Stevena. On stracił z˙onę, matkę ich dziecka.

Odstawiła fotografię, zebrała się w sobie i poma-

szerowała do swojego pokoju. Jeszcze raz przejrzała
się w lustrze i zdecydowała, z˙e w oblepiającym jej
figurę swetrze wygląda jednak zbyt prowokująco.
Szybko go zdjęła, poszperała znowu w szafie i znala-
zła w końcu szary sweterek polo, dłuz˙szy i nieco
luźniejszy, o wiele bardziej stosowny i praktyczny
jak na ten chłodny, zimowy dzień. Przed zejściem na
dół uczesała włosy i związała je w koński ogon.

– Siadaj, proszę – Steven wskazał jej przy stole

miejsce koło Beth. – Kawa czy herbata?

– Marzę o kawie.
Steven postawił na stole dwa kubki z wonną,

świez˙o zaparzoną kawą, sok pomarańczowy i nałoz˙ył
na talerz Chloe jajka na bekonie. Podał jeszcze grzan-
ki i dz˙em pomarańczowy.

– Steven, nie dam rady się z tym uporać – popa-

trzyła na niego zdumiona. – Normalnie jadam na
śniadanie tylko płatki.

– My tez˙, ale jest weekend i moz˙emy sobie trosz-

kę pofolgować – uśmiechnął się Steven i zajął miej-
sce naprzeciwko niej. – Poza tym musimy nabrać sił
przed lepieniem bałwana.

Zauwaz˙ył, z˙e Chloe zdjęła atrakcyjny sweter uwy-

datniający świetnie jej kształtną figurę i zamiast

49

WIECZORY W LONDYNIE

background image

niego włoz˙yła jakąś smutną, szarą szmatkę. Włosy
znowu ściągnęła do tyłu, a na nosie miała okulary.

– To jak, pomoz˙esz mi ulepić bałwanka? – zagad-

nęła ją Beth, uśmiechając się prosząco.

– Tak, kochanie, pomogę ci z przyjemnością.
– Rachel, moja najlepsza przyjaciółka, w Boz˙e

Narodzenie ulepiła duz˙ego bałwana i ubrała go
w płaszcz swojego tatusia i w jego kapelusz.

Jak to miło, kiedy tuz˙ obok jest dziecko, od razu

robi się człowiekowi weselej – pomyślała Chloe,
podnosząc do ust kubek z kawą i słuchając szczebiotu
małej.

– Rachel to twoja szkolna kolez˙anka? – zapytała.
– Tak, razem siedzimy. Ona ma dwóch braci

i psa, i... dwie mamusie, prawdziwą i macochę – wes-
tchnęła Beth. – Takiej to dobrze. Ajej mamusia
ma przyjaciela, który nazywa się Pete, ma jasne
włosy i ma lodziarnię.

– Beth, jeśli skończyłaś juz˙ śniadanie, idź po

swoje buciki i przygotuj się do wyjścia – powiedział
Steven, uśmiechając się porozumiewawczo do
Chloe.

Mała natychmiast zsunęła się z krzesła i z tupotem

wybiegła z kuchni.

– Póki pamiętam, chciałem ci powiedzieć – zwró-

cił się Steven do Chloe – z˙e przełoz˙yłem wyjazd do
Manchesteru na następny piątek. I moz˙e będę cię
prosił, z˙ebyś poleciała ze mną.

– Oczywiście – kiwnęła głową Chloe. – Zanotuję

wszystko w kalendarzu w poniedziałek, kiedy tylko
przyjdę do pracy. I dziękuję ci za śniadanie, Steven.

50

KATHRYN ROSS

background image

Było naprawdę pyszne. I obfite. Ledwie mogę się
ruszyć...

Kiedy razem zbierali ze stołu naczynia, Steven

spostrzegł, z˙e Chloe stara się wesoło uśmiechać, ale
w gruncie rzeczy ma smutek w oczach. Rozmowa
z Nile’em najwyraźniej nią wstrząsnęła. Postanowił
jednak nie poruszać tego tematu.

– Opowiedz mi coś więcej o ślubie siostry – po-

prosił.

– Cóz˙, mam wraz˙enie, z˙e to będzie duz˙a i huczna

impreza, a ja mam być główną druhną panny młodej.
Mam nadzieję, z˙e nie wybrali dla mnie jakiejś okro-
pnej sukni. Nie wiem czemu, ale oczyma wyobraźni
widzę róz˙ową szatę z mnóstwem falbanek, w której
będę wyglądała koszmarnie. Ale trudno, niech się
dzieje, co chce. To jest ślub Rose i chcę, z˙eby była
szczęśliwa.

– Nie wiedziałem, z˙e pochodzisz z Irlandii

– wtrącił Steven.

– Bo właściwie pochodzę z Londynu. Mieszkaliś-

my tu, gdy byłam mała, a potem rodzice się rozwiedli
i ojciec przeniósł się do Irlandii. Kiedy mama zginęła
w wypadku samochodowym, pojechałam do Dublina
i zamieszkałam z ojcem i jego z˙oną, Margaret, która
stamtąd pochodzi.

– Tak mi przykro, Chloe. To musiał być dla ciebie

bardzo trudny okres. Ile miałaś wtedy lat?

– Sześć, kiedy tata odszedł, a jedenaście, kiedy

wyjechałam do Irlandii. Nie było mi łatwo, to praw-
da, ale dzieci stosunkowo szybko dochodzą do siebie.

– Masz dobre stosunki z macochą?

51

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Tak, to naprawdę wspaniała osoba – skinęła

głową. – Pomogła mi pogodzić się z wieloma rze-
czami.

Chloe nie powiedziała Stevenowi, jak bardzo trud-

ny był dla niej ten czas. Zwłaszcza po tym, kiedy
odszedł jej ojciec. Patrząc na matkę, dowiedziała się,
co to jest ból, który trzeba jakoś przez˙yć, i nauczyła
się, jak być dzielną i silną. O to właśnie oskarz˙ył ją
Nile – z˙e jest silna. Aona wiedziała z doświadczenia,
z˙e trzeba być silną. Bardzo silną. I tak samodzielną,
jak to tylko moz˙liwe. Takie podejście dawało po-
czucie bezpieczeństwa i nie zamierzała z niego zre-
zygnować ani dla Nile’a, ani dla nikogo innego.

– Chyba masz rację, dzieci są odporne na przykre

przez˙ycia – powiedział Steven. – Mimo to martwię
się o Beth, o to, z˙e mała nie ma matki.

– Wydaje mi się, z˙e całkiem dobrze sobie radzi.

Myślisz, z˙e pamięta swoją mamę?

– Nie – potrząsnął głową Steven. – Pamięta tylko

to, co sam jej powiedziałem. Takie drobiazgi, jak
choćby to, jak bardzo mama ją kochała.

– To nie jest drobiazg – zauwaz˙yła Chloe. Steven

coraz bardziej jej się podobał, ujęła ją głęboko jego
czułość i miłość do córeczki.

– Beth ma szczęście, mając takiego dobrego tatu-

sia, i widać, z˙e ona cię wprost uwielbia. Wczoraj
przez chwilę myślała, z˙e to nie ojca Giny, ale właśnie
ciebie zabrano do szpitala. Pamiętam, z˙e tak samo się
martwiłam o moją mamę.

W tym momencie do kuchni wpadła Beth w gru-

bym, wełnianym szaliku na szyi i wysokich botkach.

52

KATHRYN ROSS

background image

– Wyglądasz wspaniale – roześmiała się Chloe.

– Ale chyba potrzebny ci będzie jeszcze płaszczyk.
Moz˙e pójdę z tobą na górę i coś wybierzemy?

Steven odprowadzał je wzrokiem, kiedy wchodzi-

ły na schody, trzymając się za ręce. Chloe miała
świetne podejście do jego córeczki, bezpośrednie,
niewymuszone i ciepłe, i z pewnością dlatego właś-
nie Beth tak dobrze na nią reagowała...

W ogóle Chloe nieoczekiwanie okazała się skar-

bem, pomyślał Steven ze zdumieniem. Aten wczo-
rajszy pocałunek – po prostu przyprawił go o zawrót
głowy. Do tego stopnia, z˙e marzył, by dziś znowu go
powtórzyć. Chyba Chloe rzuciła na niego jakiś czar...
Tak czy inaczej, w ciągu tego weekendu coś się
między nimi definitywnie zmieniło.

53

WIECZORY W LONDYNIE

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Ogród przykrywała gruba pierzynka dziewiczego

śniegu. Lez˙ał na nagich, czarnych gałęziach drzew
i na krzewach, dekorując je, podobnie jak okapy
domu, warstwą bielusieńkiego lukru na tle szafirowe-
go nieba.

Chociaz˙ świeciło słońce, w powietrzu czuło się

mroźny powiew. Chloe przytupywała nogami dla
rozgrzewki, przyglądając się, jak Beth kończy lepić
bałwana.

– Jest naprawdę odlotowy – powiedział z po-

dziwem Steven. – Moz˙e tylko przekrzyw mu tro-
chę kapelusz. Będzie wyglądał bardziej zawadia-
cko.

– No, moz˙e nie az˙ tak bardzo – zaśmiała się

Chloe, rozcierając sobie ręce. – Teraz wygląda tak,
jakby miał mocno w czubie.

– Pewnie ci zimno – zauwaz˙ył z troską Steven.

– Powinienem był przynieść ci rękawiczki.

– Nic nie szkodzi, zaraz się rozgrzeję – pocieszyła

go Chloe. – I tak mam na sobie mnóstwo cudzej
garderoby. Mój jest właściwie tylko z˙akiet. Wyglą-
dam w tym wszystkim jak cudak.

– Nieprawda, bardzo ci w tym ładnie – powie-

background image

dział Steven – chociaz˙ bardziej mi się podobał ten
niebieski sweter, który najpierw włoz˙yłaś. À propos,
czy nosisz czasami szkła kontaktowe?

– Czasami. Ale lepiej się czuję w okularach.
– I we włosach związanych z tyłu?
– To prawda. Wyglądają wtedy porządnie.
– ...i jest to praktyczna fryzura – dodał Steven,

uśmiechając się pod nosem.

– Czy miałeś jakieś wiadomości od Giny? – zapy-

tała Chloe, pragnąc zmienić temat.

– Tak, dzwoniła wczesnym rankiem. Stan jej ojca

trochę się poprawił i juz˙ nie jest krytyczny.

– Och, jak się cieszę.
– Tak, to dobra wiadomość. Ale jest i niedobra.

Gina powiedziała, z˙e musi złoz˙yć wymówienie. Chce
się teraz sama opiekować ojcem.

– I odchodzi tak od zaraz?
– Nie, przyjdzie jak zwykle w poniedziałek. Jej

ojciec zostanie przewieziony na jakiś czas do sanato-
rium, bo będzie wymagał specjalistycznej opieki.
Gina po prostu chciała mnie powiadomić moz˙liwie
jak najszybciej, z˙eby mi dać czas na znalezienie
kogoś na jej miejsce.

– To ładnie z jej strony.
– Tak. W ogóle z˙ałuję bardzo, z˙e musi odejść.

Beth bardzo się do niej przywiązała.

– Na pewno znajdziesz kogoś odpowiedniego.

Apoza tym, jak to dobrze się składa, z˙e twoja mama
mieszka niedaleko.

– Tak, mama jest wspaniała, ale nie chcę jej

zanadto obciąz˙ać. Chyba zwrócę się znowu do tej

55

WIECZORY W LONDYNIE

background image

agencji, z której ostatnio korzystaliśmy. Moz˙e ze-
chcesz do nich zadzwonić w poniedziałek?

– Oczywiście. Czy z˙yczysz sobie, z˙ebym naj-

pierw porozmawiała ze wszystkimi kandydatkami
i zrobiła wstępną selekcję?

– Co ja bym bez ciebie począł, Chloe? – uśmiech-

nął się Steven.

– Jestem pewna, z˙e świetnie byś sobie poradził.
– Aja wcale nie jestem tego pewien – powiedział

całkiem powaz˙nym tonem.

Tymczasem Beth odsunęła się o parę kroków

od bałwana, z˙eby ocenić swoje ukończone juz˙
dzieło.

– Chciałabym, z˙eby zawsze padał śnieg – zawoła-

ła radośnie. – Jest cudownie!

– Myślę, z˙e po jakimś czasie by ci się to znudziło

– powiedziała Chloe, pochylając się nad nią i po-
prawiając jej czapeczkę.

– Na pewno nie – zaprotestowała Beth. – Wtedy

przyjez˙dz˙ałabyś w kaz˙dy weekend i razem lepiłybyś-
my bałwana.

– Mam wraz˙enie, z˙e masz juz˙ w niej fankę – ode-

zwał się Steven.

– Tak... – odrzekła Chloe. – Aona we mnie.

– W Beth było coś takiego, z˙e miało się ochotę objąć
ją i przytulić. Kiedy Chloe pomagała jej się ubrać
przed wyjściem do ogrodu i słuchała jej paplaniny,
zaczęła się zastanawiać, jak by to było, gdyby sama
miała takie dziecko jak Beth. I gdyby była z˙oną
takiego męz˙czyzny jak Steven... Gdyby razem tworzy-
li rodzinę. Było to takie przelotne marzenie, zupeł-

56

KATHRYN ROSS

background image

nie nierealistyczne, ale jakz˙e przyjemne. – Ona jest
naprawdę urocza i słodka – dodała.

– Z pewnością – zgodził się Steven nieco cierp-

kim tonem. – Tylko z˙e czasami bywa niegrzeczna. Na
pewno Gina mogłaby o tym coś powiedzieć.

Zanim Chloe zdąz˙yła zareagować, w domu za-

dzwonił telefon i Steven pospieszył go odebrać.

Kiedy wrócił, Beth i Chloe ze śmiechem obrzuca-

ły się śniez˙kami, biegając wokół bałwana. Od razu do
nich dołączył i wkrótce wszyscy troje śmiali się tak
głośno, z˙e nie usłyszeli kobiecego głosu wołającego
Stevena od progu domu. Spostrzegli Helen dopiero
wtedy, gdy śniez˙ka, którą Chloe zamierzała trafić
Stevena, uderzyła ją prosto w brodę.

Widząc, co się stało, Steven zaśmiał się rozba-

wiony, ale jego przyjaciółce bynajmniej nie było do
śmiechu.

– Ach, naprawdę, tak mi przykro, Helen – prze-

prosiła ją natychmiast Chloe, przestraszona oburze-
niem widocznym na jej twarzy. – Fatalnie wycelowa-
łam, ale naprawdę tego nie chciałam.

Helen nie kwapiła się z odpowiedzią, dłuz˙szą

chwilę ocierała twarz rękawem czarnego, kaszmiro-
wego płaszcza, po czym spojrzała na Chloe, mruz˙ąc
lekko ciemne oczy.

– Tatusiu, pobawmy się jeszcze trochę – poprosi-

ła Beth, ciągnąc Stevena za rękę.

– Moz˙e troszkę później, kochanie – uśmiechnął

się do niej Steven. – Ateraz bądź grzeczną dziew-
czynką i przywitaj się z Helen.

– Hej, Helen – mruknęła pod nosem Beth, prze-

57

WIECZORY W LONDYNIE

background image

stępując z nogi na nogę i ledwie unosząc na nią
wzrok. Chloe zauwaz˙yła, z˙e odpowiedź Helen była
równie chłodna. Zupełnie inaczej przywitała Steve-
na, kiedy do niej podszedł. Zarzuciła mu ręce na szyję
i pocałowała prosto w usta.

Chloe, sama nie wiedząc czemu, odwróciła wzrok.

Pocałunek Helen nie był az˙ tak namiętny... zaledwie
czuły i trochę władczy. Moz˙e po prostu uderzyła ją
realność tej sceny. Gdy ujrzała Helen całującą Steve-
na, poczuła, jakby nagle jej dzisiejsze, szalone ma-
rzenia, z˙e mogłaby się stać częścią tej rodziny, roz-
prysły się jak bańka mydlana.

– Moz˙e wejdziemy do środka i zrobimy sobie

drinka? – zagadnął Steven lekkim tonem, odsuwając
się od Helen.

– Świetny pomysł – uśmiechnęła się do niego.
– Powinnam się zbierać – powiedziała Chloe,

idąc za nimi. – Drogi są juz˙ najwyraźniej odśnie-
z˙one.

– O tak – rzekła Helen. – Pługi pracowały od rana

i drogi są czyste. Jeśli chcesz jechać, nie będziemy
cię zatrzymywać.

– Nie jedź, Chloe, proszę cię – zapiszczała Beth,

podnosząc na nią wielkie, niebieskie oczy. – Chcę,
z˙ebyś się jeszcze pobawiła w ogrodzie ze mną i z tatu-
siem.

– Kochanie, Chloe nie ma teraz na to czasu – po-

chylił się nad nią Steven i pogłaskał ją po główce, po
czym spojrzał na Chloe i poprosił:

– Ale napij się z nami kawy, zanim pojedziesz do

miasta.

58

KATHRYN ROSS

background image

Nie czekając na odpowiedź, zniknął w kuchni, a za

nim podreptała Beth.

Chloe zdjęła w holu wysokie buty, odwiesiła

płaszcz i weszła za Helen do salonu. Helen tym-
czasem zdąz˙yła usiąść na kanapie i zaczęła wertować
lez˙ący na stoliku kolorowy magazyn. Obrzuciła zale-
dwie krótkim spojrzeniem Chloe, która usadowiła się
w fotelu przy kominku.

– Pogoda dała nam nieźle w kość, prawda? – za-

uwaz˙yła uprzejmie Chloe, chcąc przerwać milczenie.
– Trudno uwierzyć, z˙e mamy juz˙ kwiecień.

– Rzeczywiście. – Helen nie od razu raczyła

podnieść na nią oczy, a kiedy juz˙ to uczyniła, ob-
rzuciła drwiącym spojrzeniem strój Chloe.

Nic dziwnego, z˙e tak na mnie patrzy, pomyślała

dziewczyna. W poz˙yczonych ciuchach wyglądała
trochę jak przebieraniec, podczas gdy Helen mogła
się poszczycić wykwintną elegancją.

Jej prezencja była po prostu idealna. Nosiła zape-

wne rozmiar ubrań 36, bez wątpienia markowych.
Świetnie skrojona spódniczka lez˙ała bez zarzutu na
płaskim brzuchu i wąskich biodrach i sięgała kolan,
odsłaniając piękne, długie, kształtne nogi w botkach
z miękkiego zamszu.

Gdy znowu zaległo niezręczne milczenie, Chloe

odezwała się powtórnie:

– Steven musiał wczoraj zostać dłuz˙ej w biurze,

więc przyjechałam, z˙eby zaopiekować się Beth, a po-
tem nie mogłam się ruszyć z powodu tej zamieci.

– Tak, wiem. Steven mi mówił. – Helen odłoz˙yła

magazyn, spojrzała na zegarek i stłumiła ziewnięcie.

59

WIECZORY W LONDYNIE

background image

Gdy do pokoju wszedł Steven z tacą i kawą, Helen

nagle się oz˙ywiła.

– Kochanie, tak świetnie się wczoraj bawiliśmy.

Wielka szkoda, z˙e nie mogłeś zostać w mieście.
Poszliśmy do nocnego klubu La Ruba.

– Mówiłem ci, kiedy rozmawialiśmy przez telefon,

z˙e wczorajszy wieczór był trudny. I gdyby Chloe nie
zaofiarowała się z pomocą, to naprawdę nie wiem, jak
bym z tego wszystkiego wybrnął – powiedział łagod-
nie Steven, uśmiechając się do Chloe, gdy podawał jej
filiz˙ankę z kawą, a potem usiadł przy Helen na kanapie.

– Nie ma o czym mówić – powiedziała lekkim

tonem Chloe.

Tymczasem do pokoju weszła Beth i przysiadła na

poręczy jej fotela.

– Fajnie się wczoraj bawiłyśmy, prawda? – zaga-

dnęła ją Chloe.

Mała skinęła głową, zsunęła się z poręczy na

kolana Chloe i zaszczebiotała:

– O tak, grałyśmy w pchełki, a potem Chloe

czytała mi bajkę.

– Uwaz˙aj, z˙ebyś nie potrąciła filiz˙anki, Beth,

kochanie – odezwała się Helen. – Nie chcemy przeciez˙,
z˙eby kawa wylała się na fotel, prawda? Moz˙e usią-
dziesz tu koło mnie? – poklepała miejsce obok siebie.

– Nie – pokręciła głową Beth. – Nie wyleję kawy.
– Więc jak wam upłynął wieczór? – zwrócił się

Steven do Helen.

– Fantastycznie. Piliśmy szampana, tańczyliśmy,

było po prostu super. I Henry Brown zaprosił nas
wszystkich do swojego domu na wsi w Hampshire na

60

KATHRYN ROSS

background image

przyszły weekend. Jest tam strzelnica i moz˙na pojeź-
dzić konno. Co o tym myślisz?

– Przykro mi, Helen, ale w piątek muszę polecieć

w interesach do Manchesteru.

Helen zmarszczyła brwi.
– Ostatecznie moglibyśmy pojechać w sobotę ra-

no...

– Zobaczymy. Na razie mamy problem, bo ojciec

Giny jest powaz˙nie chory.

– Chyba znalezienie kogoś na jej miejsce nie

będzie takie trudne? – zapytała Helen, wyraźnie
niezadowolona.

Chloe pospiesznie dopiła kawę i stwierdziła, z˙e

juz˙ czas się zbierać do wyjścia.

– Steven, pójdę teraz po swoje rzeczy, napraw-

dę muszę juz˙ jechać – powiedziała, delikatnie zsa-
dzając z kolan Beth, która pobiegła za nią do
drzwi.

Gdy je zamknęła, usłyszała wyraźnie, jak Helen

mówi do Stevena:

– Biedna Chloe, jest taka nieciekawa. Naprawdę,

z˙al mi jej.

Chloe nie usłyszała jego odpowiedzi. Ściągnąw-

szy brwi pomaszerowała po schodach na górę. Za
kogo ona się uwaz˙a, ta Helen Smyth-Jones, pomyś-
lała z oburzeniem.

Uznała, z˙e nie warto się przebierać w kostium,

w którym przyjechała, gdyz˙ i tak będzie musiała
uprać poz˙yczone dz˙insy i sweter. Złoz˙yła go więc
i przewiesiła przez ramię, zabrała torebkę i przed
wyjściem z pokoju spojrzała w lustro.

61

WIECZORY W LONDYNIE

background image

,,Naprawdę, z˙al mi jej...’’ Ta drwiąca, niez˙yczliwa

uwaga Helen wciąz˙ pobrzmiewała jej w uszach.

– Z

˙

ałuję, z˙e juz˙ musisz jechać – odezwała się Beth

smutnym głosem. – Chciałabym, z˙ebyś została.

W jej niebieskich oczach było coś tak wzruszają-

cego, z˙e trudno było się jej oprzeć. Chloe podeszła do
niej i uściskała ją.

– Niestety muszę, kochanie – szepnęła – ale jes-

tem pewna, z˙e niedługo znowu się zobaczymy.

Pomyślała, z˙e ciepło, jakim darzy ją ta mała

dziewczynka, przesłoniło z˙al w sercu z powodu uwa-
gi Helen. Są w z˙yciu waz˙niejsze sprawy od wyglądu
i z pewnością lepiej zrobi, koncentrując się nad
ułoz˙eniem dobrej relacji z córeczką Stevena.

Przypomniał się jej w tej chwili Michael Blake, jej

ojczym. Nie wspomniała o nim Stevenowi, opowia-
dając o rozpadzie małz˙eństwa swoich rodziców.

Wolała o nim zapomnieć. Michael był bardzo

przystojny, dobrze wychowany i miał klasę. Matka
Chloe wprost go uwielbiała i zrobiłaby dla niego
wszystko. Chloe mogła się tylko bezradnie przyglą-
dać, jak Michael niszczy jej matkę. Chwilami wyda-
wało się, z˙e cieszy go lęk, jaki w nich obu wzbudzał.

Z pewnością nienawidził Chloe. Sześcioletnia

wówczas dziewczynka nie potrafiła pojąć dlaczego.
Nawet dzisiaj nie umiała zrozumieć, co kieruje po-
stępowaniem takich ludzi jak on. Wiedziała tylko, z˙e
przepędzenie tego koszmaru zajęło jej wiele lat i z˙e
jeszcze teraz, czasami, gdy przymykała oczy, jawiła
jej się postać Michaela Blake’a.

62

KATHRYN ROSS

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

W poniedziałkowy ranek Chloe wyruszyła wcześ-

niej do pracy, z˙eby przygotować wszystko na ze-
branie zarządu o dziewiątej. Właśnie rozkładała wy-
drukowany porządek dzienny na stole w sali kon-
ferencyjnej, kiedy wszedł Steven.

– O rety, czyz˙byś tu nocowała? – zapytał, spog-

lądając na zegarek.

– Przyjechałam dopiero dziesięć minut temu

– uśmiechnęła się.

Steven przyjrzał się jej bliz˙ej. Jak zwykle była

bardzo zadbana. Miała na sobie kremowy kostium
i jedwabną bluzkę w tym samym kolorze, pantofle na
wyz˙szym obcasie niz˙ zwykle, włosy uczesane w koń-
ski ogon, ale luźniej upięte, tak, z˙e kilka wijących się
kosmyków okalało jej twarz, makijaz˙ dyskretny, lecz
znakomicie zrobiony. Mimo to Steven dostrzegł, z˙e
jest mizerna i zmęczona.

– Chyba niezbyt dobrze spałaś?
– Tak... to prawda – odrzekła z wahaniem. – Aty?

Jak ci upłynęła reszta weekendu?

– Bywało lepiej – przyznał, otwierając teczkę

i kładąc na stole swoje notatki. – Próbowałem delika-
tnie uświadomić Beth, z˙e Gina niedługo odejdzie.

background image

Efekt był taki, z˙e strasznie się rozpłakała. Helen
pogorszyła jeszcze sytuację, sugerując, z˙ebym wysłał
Beth do szkoły z internatem.

– Chyba nie zrobiła tego przy Beth? – zapytała

Chloe z przeraz˙eniem w oczach.

– Nie, taka niewraz˙liwa to ona nie jest. Wspo-

mniała mi o tym po cichu w niedzielne popołu-
dnie.

– Chyba nie myślisz o tym powaz˙nie, Steven?

Beth jest jeszcze taka mała!

– Tak, to prawda – potrząsnął głową Steven.

– Powiedziałem Helen, z˙e nie ma o tym mowy. Ona
jednak uwaz˙a, z˙e nie mam racji. Okazuje się, z˙e
Helen i jej brat bardzo wcześnie zostali wysłani do
takiej szkoły i ona uwaz˙a to za świetny pomysł.

– Moz˙e to był dobry pomysł w jej wypadku, ale

przeciez˙ Beth straciła matkę i choćby dlatego w spo-
sób szczególny polega na twojej miłości i poczuciu
bezpieczeństwa, jakie jej dajesz.

– Absolutnie się z tobą zgadzam – rzekł Steven.

– Helen i ja nie rozstaliśmy się wczoraj w zgodzie.
Poszło nie tylko o szkołę z internatem. Helen ma mi
za złe, z˙e nie będę mógł spędzić z nią następnego
weekendu, a przeciez˙ powinna zrozumieć, z˙e nie
mogę wyjechać na wieś i dobrze się bawić, jeśli
w domu zostanie moja smutna, mała córeczka. Wy-
daje mi się, z˙e chyba będziemy musieli się rozstać.

– Przykro mi, Steven, przez˙ywasz rzeczywiście

bardzo trudne chwile – zauwaz˙yła cicho Chloe.

Przez uchylone drzwi zajrzała recepcjonistka.
– Proszę pana, dzwoni pani Smyth-Jones – oznaj-

64

KATHRYN ROSS

background image

miła wesoło. – Poza tym przyszło juz˙ dwóch dyrek-
torów. Czekają w recepcji.

– Dziękuję, przyjmę telefon w swoim gabinecie

– skinął głową Steven, spoglądając na Chloe. – Powi-
nienem z nią porozmawiać. To nie potrwa długo. Czy
zechcesz się zająć naszymi gośćmi?

– Oczywiście. – Odprowadzając go wzrokiem,

Chloe zastanawiała się, po co Helen do niego dzwoni.
Moz˙e chce go przeprosić? Jeśli ma choć odrobinę
oleju w głowie, powinna to zrobić. Steven robi prze-
ciez˙ wszystko, z˙eby jego dziecko było szczęśliwe,
i między innymi za to Chloe go pokochała... czy
raczej – poprawiła się, marszcząc brwi – tak go
polubiła.

Steven wrócił po kwadransie, a tymczasem zjawili

się juz˙ wszyscy członkowie zarządu, których Chloe
wprowadziła do sali konferencyjnej. Kiedy wszedł,
siedzieli przy stole, popijając kawę.

– Przepraszam, z˙e musieli panowie na mnie cze-

kać – powiedział Steven, obchodząc stół i podając
kaz˙demu rękę, po czym usiadł na prezydialnym miej-
scu. Chloe była ciekawa, jak zakończyła się jego
rozmowa z Helen. Mogła tylko mieć nadzieję, z˙e
Steven jej nie ustąpił. Zaraz jednak rozpoczęła się
konferencja i nie było czasu, by się nad tym za-
stanawiać.

Konferencja skończyła się dopiero późnym popo-

łudniem. Gdy Chloe porządkowała notatki, które
robiła w jej trakcie, i zbierała teczki ze stołu, pod-
szedł do niej dyrektor szkockiej filii firmy.

– Chciałem ci powiedzieć, z˙e podziwiam niezwy-

65

WIECZORY W LONDYNIE

background image

kle sprawną organizację tego spotkania, Chloe
– uśmiechnął się do niej ciepło. – Jeśli znudzi ci się
kiedyś praca w Anglii, to zapewniam cię, z˙e w Szko-
cji zawsze będzie czekało na ciebie miejsce w moim
biurze. Ogromnie przydałby mi się taki skarb jak ty.

Zanim zdąz˙yła odpowiedzieć, podszedł do nich

Steven z lekko zmarszczonymi brwiami.

– Wybacz mi, Cliff – powiedział lekkim tonem

– ale nie pozwalamy tu na kaperowanie personelu.
Sam będziesz musiał znaleźć sobie skarb, którego
szukasz.

– Przepraszam cię, Steven – zaśmiał się Cliff.

– To nie było całkiem w porządku, prawda? Ale po
prostu nie mogłem sobie odmówić tej próby. – Mó-
wiąc to, połoz˙ył na stosiku notatek Chloe swoją
wizytówkę. – Zabawię w Londynie jeszcze kilka dni
– powiedział, spoglądając na nią z błyskiem w oku.

Chloe uśmiechnęła się do niego. Cliff Roberts był

miłym facetem, z dziesięć lat starszym od Stevena.
Miał dystyngowany wygląd i szpakowate włosy.

– Dziękuję – odpowiedziała Chloe niefrasobli-

wie. – Wciągnę tę wizytówkę do mojego archiwum.

Gdy kończyła porządki po wyjściu ostatnich go-

ści, do sali konferencyjnej zajrzał Steven.

– Cliff miał rację, naprawdę wszystko zorgani-

zowałaś na medal. Prezentacja była bezbłędna, lunch
doskonały. Ale muszę powiedzieć, z˙e był bezczelny,
próbując cię zwerbować pod moim nosem.

– Nie przesadzaj, Steven – uśmiechnęła się

Chloe. – To sympatyczny człowiek i jego słowa
mi pochlebiły.

66

KATHRYN ROSS

background image

– Więc pozwól, z˙e cię ostrzegę. Cliff Roberts

słynie z tego, z˙e jest kobieciarzem. Rozwiódł się
w zeszłym roku i, jak głosi plotka, ma teraz romans za
romansem. Spostrzegłem, jak nie mógł oderwać od
ciebie oczu.

– Oj, chyba coś sobie wyobraz˙asz – wzruszyła

ramionami Chloe. – Myślę, z˙e on naprawdę szuka
osobistej asystentki.

– Nie bądź naiwna, Chloe – mruknął Steven,

potrząsając głową. – Wiesz, lepiej zniszczę tę jego
wizytówkę.

– O nie, sama się nią zajmę – zaprotestowała

Chloe, trochę juz˙ zirytowana jego uwagami, i scho-
wała wizytówkę do kieszeni z˙akietu. – Nigdy nic nie
wiadomo – dodała, uśmiechając się szelmowsko.
– Moz˙e na przykład Cliff zechce się wybrać na
wesele w Irlandii...

Dzień pracy zbliz˙ał się ku końcowi. Steven próbo-

wał się skupić nad lez˙ącym przed nim sprawozda-
niem, ale myślami i wzrokiem co chwila wędrował
gdzie indziej. Przez lekko uchylone drzwi gabinetu
widział Chloe, która ze słuchawkami na uszach spi-
sywała coś z taśmy, bardzo skoncentrowana. Wpada-
jące przez okno za nią promienie słońca rozświetlały
jej złote włosy, tworząc wokół głowy świetlistą aure-
olę. Wyglądała jak anioł...

Patrząc na nią, Steven przypomniał sobie ich

rozmowę o Cliffie i z˙artobliwą wzmiankę Chloe, z˙e
moz˙e go zaprosi na wesele swojej siostry. Chyba nie
mówiła tego powaz˙nie? Po zerwanych zaręczynach,

67

WIECZORY W LONDYNIE

background image

w trudnym dla siebie okresie, absolutnie nie powinna
się zadawać z takim typem jak Roberts!

Wiedziony jakby magnetycznym impulsem, Ste-

ven wstał i podszedł do jej biurka. Chloe natychmiast
zdjęła słuchawki i powiedziała:

– Przepraszam cię, moz˙e czegoś potrzebowałeś,

a ja cię nie słyszałam przez te słuchawki.

– Nie... – zawahał się Steven, po czym, ku włas-

nemu zaskoczeniu, zapytał:

– Chciałem tylko wiedzieć, czy wybrałabyś się ze

mną po pracy na drinka.

Na widok jej zdumionych oczu dodał pospiesznie:
– Pomyślałem tylko, z˙e skoro jutro masz się spo-

tykać z kandydatkami na nianię dla Beth... moglibyś-
my porozmawiać i ustalić, jakich godzin pracy bym
wymagał i czego bym oczekiwał od takiej opiekunki.
No i przyszło mi do głowy, z˙e moglibyśmy o tym
pogadać przy jakimś relaksującym drinku.

– Och... no dobrze – Chloe spojrzała na zegarek.

– Wprawdzie dziś wieczorem jestem umówiona na
mieście... – Wcale nie była umówiona, powiedziała
tak tylko, chcąc zyskać na czasie, bo jego propozycja
zaskoczyła ją.

– No, jeśli jesteś zajęta... – Steven zmarszczył

brwi, zastanawiając się, gdzie tez˙ ona się wybiera.
Chyba nie zadzwoniła jeszcze do Cliffa Robertsa?

– Mogę ci poświęcić godzinę, jeśli ci to odpowia-

da – rzekła Chloe.

– Godzinę... Dobrze, zgoda – kiwnął głową Ste-

ven i wrócił do swego gabinetu.

Nigdy dotąd nie zaprosił jej na drinka – pomyślała

68

KATHRYN ROSS

background image

Chloe, starając się skupić na pracy. Ponad rok temu,
kiedy poszukiwał opiekunki do Beth, przygotował
dla niej notatkę, w której sprecyzował wszystkie
swoje wymagania dotyczące przyszłej niani.

Po zamknięciu biura wsiedli oboje do windy, aby

zjechać na podziemny parking. Chloe zerknęła na
odbicie Stevena w lustrze. Pod ciemnym płaszczem
zarzuconym na ramiona miał ciemnoszary garnitur,
śniez˙nobiałą koszulę i niebieski krawat, który kontra-
stował z jego ciemnymi włosami i oczami. Był na-
prawdę bardzo, ale to bardzo przystojny.

Gdy pochwycił jej spojrzenie w lustrze, uśmiech-

nął się, a Chloe odwzajemniła uśmiech i szybko
odwróciła wzrok. Steven był przyzwyczajony do
tego, z˙e kobiety patrzą na niego z uwielbieniem, ale
Chloe nie chciała być zaliczona do tej kategorii. Była
wszak jego osobistą asystentką i musiała twardo
stąpać po ziemi, pamiętając, z˙e on jest jej pracodaw-
cą. Dotychczas nigdy nie było z tym problemu.
Steven zawsze zachowywał się tak, jak przystało na
słuz˙bowe relacje, a ona widziała w nim jedynie
swego szefa.

Teraz jednak zaistniała jakby nowa sytuacja. Pod-

czas weekendu Chloe przekonała się, z˙e Steven jest
ciepły i bardzo miły... Amoz˙e sprawił to ten pocału-
nek... ta chwila, którą oboje uznali za szaleństwo...
Sama nie była pewna. Ale ten pocałunek wspominała
raz po raz, zwłaszcza w niewłaściwych momentach,
jak choćby teraz. Powiedziała sobie, z˙e musi się
wziąć w garść. Przeciez˙ nie jest taka głupia, z˙eby

69

WIECZORY W LONDYNIE

background image

się decydować na romans z własnym szefem, w któ-
rego z˙yciu na dodatek jest tak fantastyczna kobieta
jak Helen. Pewnie dziś rano pogodzili się przez
telefon.

Na parkingu Steven odblokował pilotem drzwi

swego czarnego BMW. Gdy do niego podchodzili,
w ciszy głośno rozbrzmiewały ich kroki.

– Chloe, a moz˙e jesteś głodna? – zagadnął ją

Steven, kiedy wsiadali do samochodu. – W pracy
jedliśmy tylko lunch, więc moz˙e wstąpilibyśmy do
Waterside? Co ty na to?

Waterside był jednym z najbardziej ekskluzyw-

nych lokali w sieci restauracji Cavendisha. Chloe
była tam kilkakrotnie w interesach, ale nigdy nie
jadła.

Juz˙ miała się zgodzić na jego propozycję, ale

w porę przypomniała sobie, z˙e mu nakłamała, iz˙
wieczorem jest umówiona.

– Dziękuję, ale mam tylko godzinę...
– W porządku – uśmiechnął się do niej Steven.

Zapalił silnik i wyjechał z parkingu, włączając się we
wzmoz˙ony o tej porze ruch. Śnieg zdąz˙ył juz˙ stopnieć
w wiosennym słońcu i w powietrzu czuło się zapo-
wiedź pięknej pogody.

– Pogodziłeś się z Helen? – zapytała Chloe, przy-

bierając obojętny ton, chociaz˙ w rzeczywistości pali-
ła ją ciekawość.

– Nie – pokręcił głową Steven, rzucając jej prze-

lotne spojrzenie. – Postanowiliśmy się rozstać.

– Och, przykro mi – powiedziała uprzejmie

Chloe, niepewna, czy rzeczywiście mówi to szczerze.

70

KATHRYN ROSS

background image

Bo tak naprawdę jej zdaniem Helen Smyth-Jones nie
zasługiwała na Stevena i Beth.

– Nie ma czego z˙ałować – oznajmił sucho Steven.

– Prawdę mówiąc, chyba od jakiegoś czasu zanosiło
się na to. Moz˙e gdybym był kawalerem, sprawy by
się inaczej ułoz˙yły, ale jestem wdowcem i mam małe
dziecko, i myślę, z˙e nigdy nie byłbym idealnym
partnerem dla Helen. Ona sama tez˙ przyznała, z˙e nie
byłaby dobrą macochą, a gdybym miał się kiedyś
oz˙enić, to właśnie to byłoby dla mnie jednym z naj-
waz˙niejszych priorytetów.

– Tak, naturalnie... – zgodziła się Chloe.
– Ale cieszę się, z˙e moz˙emy zostać przyjaciółmi,

bo mam o niej bardzo dobre zdanie – dodał.

Przez chwilę jechali w milczeniu, az˙ wreszcie

Steven zatrzymał samochód przed lokalnym pubem
,,Pod róz˙ą i koroną’’, tuz˙ niedaleko domu Chloe.

– Odpowiada ci to miejsce?
– Tak, oczywiście.
Z trudem przecisnęli się przez tłumy gości, az˙

wreszcie Steven zauwaz˙ył wolny stolik w rogu sali.
Wokół rozbrzmiewała muzyka z automatu i słychać
było gwar rozmów, a od czasu do czasu odzywały się
dzwonki telefonów komórkowych.

– Usiądź i zajmij miejsce, a ja przyniosę drinki.

Czego byś się napiła?

– Kieliszek białego wina.
Steven ruszył w stronę baru, a Chloe w przeciw-

nym kierunku.

Moz˙e dlatego, z˙e był o głowę wyz˙szy od innych

gości, szybko go obsłuz˙ono. Zauwaz˙yła, z˙e kilka

71

WIECZORY W LONDYNIE

background image

kobiet spoglądało na niego z zainteresowaniem. Po-
grąz˙ona w myślach podskoczyła na dźwięk znajo-
mego głosu.

– Hej, Chloe, nie spodziewałam się zobaczyć cię

tu w dniu pracy. Jak się masz i co tu robisz?

Chloe odwróciła się i zobaczyła, z˙e Gillian, jej

przyjaciółka i sąsiadka z tego samego piętra, przysia-
da się do jej stolika.

– Ach, wpadłam tu tak sobie, pod wpływem im-

pulsu – wyjaśniła z uśmiechem Chloe. – Agdzie
Brian? Nie przyszedł z tobą?

– Gra dzisiaj w piłkę. Przyszłam z Samanthą.

Wiesz, pracuje ze mną w banku. Gdzieś się tu kręci,
ale straciłam ją z oczu. Aty jesteś z Nile’em, prawda?

– Nie – odparła stanowczym głosem Chloe. – To

juz˙ sprawa definitywnie skończona, Gill.

– Naprawdę trudno mi w to uwierzyć. Więc z kim

tu jesteś?

– Tylko z moim szefem. Poszedł do baru po

drinki – powiedziała Chloe, wskazując go dłonią.

– Który to? – zapytała ciekawie Gillian.
– Ten wysoki, z ciemnymi włosami.
– Chyba nie ten fantastyczny adonis? – upewniła

się Gillian, otwierając szeroko oczy.

– Tak, to on – przyznała Chloe. – Przystojny,

prawda?

– No-no – Gillian pokręciła z podziwem głową.
– Wpadliśmy tylko pogadać o interesach – wyjaś-

niła pospiesznie Chloe.

– Doprawdy? No to łap go szybko i nie wypusz-

czaj z rąk. Jest samotny?

72

KATHRYN ROSS

background image

– Tak, ale...
– Nie ma z˙adnego ale, jest niesamowity.
– Przeciez˙ to mój szef, Gill, a poza tym on nie jest

w moim typie... – Chloe przerwała w pół zdania, gdy
pojawił się przed nią kieliszek białego wina. Podnios-
ła wzrok i spojrzała prosto w oczy Stevena, a serce
zabiło jej z˙ywiej.

– Kto nie jest w twoim typie?
– Ach, nikt taki – odpowiedziała Chloe, oblewa-

jąc się rumieńcem. – Steven, to jest moja przyjaciółka
i sąsiadka, Gillian Denton. Gillian, przedstawiam ci
mojego szefa, Stevena Cavendisha.

– Miło mi panią poznać – uśmiechnął się uprzej-

mie Steven do Gillian, która na jego widok roz-
promieniła się i wyraźnie nie zamierzała opuścić ich
stolika. Steven, trzymając w ręku kufel piwa, usiadł
naprzeciwko Chloe.

– Więc to pan jest szefem Chloe? – Gillian po-

chyliła się ku niemu. – To cudowna dziewczyna.
Drugiej takiej szukać w korcu maku.

– Tak, wiem – powiedział Steven z uśmiechem na

widok zakłopotania, które ujrzał na twarzy Chloe.

– Ale ma za dobre serce i czasami marnie na tym

wychodzi – ciągnęła Gillian.

Chloe miała ochotę zapaść się pod ziemię. Czyz˙by

Gillian miała troszkę w czubie?

Gillian zerknęła na nią i puściła do niej oko. Nie,

była zupełnie trzeźwa. Po prostu poczuła, z˙e ma do
spełnienia pewną misję.

– Oczywiście Nile wróci, kiedy tylko zrozumie

swój błąd – powiedziała, nie bacząc na konsternację

73

WIECZORY W LONDYNIE

background image

Chloe. – No, a teraz spadam i dam wam porozmawiać
o interesach – dodała, wstając z miejsca. – Cześć!
– Pomachała im ręką i znikła w tłumie.

– Przepraszam cię za Gillian, straszna z niej gadu-

ła – powiedziała Chloe, podnosząc kieliszek do ust.
– Ale czas ucieka, moz˙e rzeczywiście powiesz mi
teraz, co byś chciał, z˙ebym ustaliła z kandydatkami na
opiekunkę. Zgłosiło się na razie pięć. Cztery Angielki
i jedna ze Skandynawii. Ta ostatnia ma podobno
dobre kwalifikacje i dobrze mówi po angielsku.

– Pewnie jakaś bombowa blondyna – zaśmiał się

Steven. – Ale z˙arty na bok, uroda jest tu mało waz˙na,
niech tylko będzie to jakaś sympatyczna, godna za-
ufania kobieta, która kocha dzieci. To mi zupełnie
wystarczy.

– Ajakie godziny pracy by ci odpowiadały?
Steven nie odpowiedział jednak od razu, wpat-

rywał się w nią tak, jakby była jakimś fascynującym
obrazem.

– To gdzie się właściwie dziś wybierasz? – zapy-

tał niespodziewanie.

– Adlaczego chcesz wiedzieć?
– Nie ma z˙adnego powodu, jestem tylko ciekaw.
– Po prostu... spotykam się z kimś na kolacji, to

wszystko.

Chloe zastanawiała się, co by się stało, gdyby mu

się przyznała, z˙e wcale nie wybiera się na randkę.
Uznała jednak, z˙e lepiej zachować dystans. W końcu
Steven Cavendish jest jej szefem.

– Moz˙e juz˙ pójdziemy? – zagadnął ją Steven.

– Taki tu hałas, z˙e nie mogę zebrać myśli.

74

KATHRYN ROSS

background image

– Zgoda – powiedziała Chloe, dopijając wino.
– Jak daleko stąd do twojego domu? – zapytał,

kiedy byli juz˙ na ulicy.

– Jakieś dziesięć minut. Wiesz, mam pomysł.

Kiedy wrócisz do domu, zanotuj pokrótce na kartce
godziny pracy i to wszystko, czego będziesz wymagał
od niani, a ja to przejrzę z samego rana i będę gotowa
do rozmów. Tak jak to zrobiliśmy poprzednim razem.

– Zgoda.
– Ateraz przejdę się do domu, jest taki piękny

wieczór.

– Odprowadzę cię.
– Nie musisz – rzuciła mu przelotne spojrzenie.
– Wiem, z˙e nie muszę – uśmiechnął się Steven.

– Ale mam ochotę. Poza tym, jak powiedziałaś, jest
piękny wieczór i przyda mi się trochę ruchu.

– No... to fajnie – powiedziała Chloe, wieszając

na ramieniu torebkę i wkładając ręce do kieszeni
płaszcza. Nie mogła zrozumieć zachowania Stevena,
które było dla niej całkiem nowe.

Szli w milczeniu, jakby kaz˙de z nich pogrąz˙one

było w swoim własnym, prywatnym świecie. Wkrót-
ce wyszli na zadrzewiony skwer, przy którym w jed-
nym ze starych domów w stylu georgiańskim miesz-
kała Chloe.

Wreszcie dziewczyna zdecydowała się przerwać

milczenie.

– Czy Gina jest teraz z Beth? – zapytała.
– Tak, złoz˙yła wymówienie z wyprzedzeniem na

cztery tygodnie – odrzekł Steven, po czym nagle
zmienił zupełnie temat:

75

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Czy twoja przyjaciółka miała rację, mówiąc, z˙e

Nile jeszcze do ciebie wróci?

– Nie – odpowiedziała Chloe, przystając pod

drzwiami swojego domu. Na pewno nie.

– Więc to nie z nim się dzisiaj spotykasz?
– Nie. – Chloe potrząsnęła głową i zaczęła szukać

kluczy na dnie torebki.

– Pytam, bo nie chciałbym, z˙eby znowu cię zra-

nił, Chloe, jesteś na to za miłą osobą.

Chloe nie była zachwycona taką diagnozą. Słowo

,,miła’’ odebrała jako trochę puste i przesłodzone.

– No cóz˙, dziękuję ci za to wotum zaufania – po-

wiedziała lekko. – Ale niezbyt dobrze mnie znasz. Na
przykład, nie sądzę, z˙ebym się zgodziła przepisać na
Nile’a mój udział w zaliczce na kupno domu, dopóki
nie spłaci części rachunków, które zostawił na mojej
głowie. Właśnie dlatego zdecydowałam się poprosić
cię o podwyz˙kę... – przyznała. – Narobił niezłego
zamętu, teraz muszę to wszystko jakoś wyprostować.

Steven był pewien, z˙e Chloe świetnie sobie sama

poradzi. Dobrze znał jej zaradność i samodzielność
w pracy, ale wiedział tez˙, jak bardzo boli ją zawód,
który ją spotkał, i zrobiło mu się jej bardzo z˙al.

– Moz˙e mógłbym ci jakoś pomóc? – zapropono-

wał pod wpływem impulsu.

Spojrzała na niego zaskoczona tą ofertą.
– Nie, bardzo ci dziękuję, ale sama się z tym

uporam.

Steven był trochę rozczarowany jej odpowiedzią.

Z rozkoszą ustawiłby tego faceta jak nalez˙y, pomyś-
lał. To dziwne, ale naprawdę był zły na Nile’a. Poza

76

KATHRYN ROSS

background image

tym od lat z˙adna kobieta nie wzbudziła w nim takiego
pragnienia, by się nią zaopiekować.

Gdy Chloe otwierała kluczem drzwi, zapytał:
– Masz jeszcze chwilę czasu, z˙eby mnie zaprosić

na kawę?

Dzwon kościelny po drugiej stronie skweru wybił

właśnie pół godziny. Chloe, prócz jego odgłosu,
usłyszała takz˙e w głębi swego ,,ja’’ ostrzegawczy
dzwoneczek.

– Cóz˙... – zawahała się, podniosła głowę i spoj-

rzała na niego. – Dobrze, ale nie będę cię długo
zatrzymywać... bo nie chcę się spóźnić na kolację
w mieście.

– Obiecuję, z˙e się nie zasiedzę – kiwnął głową

Steven.

77

WIECZORY W LONDYNIE

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Gdy Chloe krzątała się przy parzeniu kawy, Ste-

ven krąz˙ył niespokojnie po salonie. Postał przez
chwilę przy oknie i wyjrzał na niewielki park pośrod-
ku skweru. Niebo poczerwieniało i światło słoneczne
zaczynało przygasać, a we wszystkich oknach wokół
iskrzyły się ogniki lamp.

Po chwili odwrócił się od okna, by się rozejrzeć po

salonie. Panował w nim, jak się tego spodziewał,
wzorowy porządek. Pomarańczowe kanapy i fotele
kontrastowały z jasnymi, stonowanymi kolorami
ścian i dywanów. Na półce nad kominkiem stały
świece i kilka fotografii. Steven podszedł bliz˙ej, by je
obejrzeć.

– Czyje to zdjęcia? – zapytał Chloe, która weszła

z tacą z kawą.

– Na ślubnym zdjęciu jest mój tata z Margaret,

a obok moja mama, kiedy miała 21 lat. Ato moja
siostra Rose.

– Bardzo atrakcyjna dziewczyna – Steven pokrę-

cił z podziwem głową, przyglądając się fotografii,
którą właśnie wziął do ręki.

– Tak, to prawda – uśmiechnęła się Chloe. – I wy-

jątkowo inteligentna. Studiuje w akademii medycz-

background image

nej – dodała z dumą. – Mimo róz˙nicy wieku, no
i faktu, z˙e teraz mieszkamy daleko od siebie, jesteś-
my sobie bardzo bliskie.

– Więc jednak – odezwał się Steven, odstawiając

na półkę fotografię – cieszysz się na swój udział w tej
uroczystości.

– Tak...
Steven wyczuł lekkie wahanie w jej odpowiedzi.
– Akim jest jej przyszły mąz˙?
– Ma na imię Mark. Jest bardzo fajny i miły.

Moim zdaniem, są naprawdę dobrze dobraną parą.

– Więc w czym problem? – zapytał Steven, opie-

rając się o kominek i spoglądając na nią badawczo.
– Zdaje mi się, z˙e masz jakieś opory wobec tego ślubu
i wesela.

– Alez˙ skąd, nie mam z˙adnych oporów – zmarsz-

czyła brwi w odpowiedzi.

– Ajednak coś jest nie tak – ciągnął dalej Steven.

– Moz˙e nie masz ochoty jechać tam sama? Dziś na
przykład wspomniałaś, z˙e moz˙e zaprosisz Cliffa Ro-
bertsa, z˙eby z tobą pojechał!

– To był tylko z˙art. Pewnie, z˙e wolałabym nie

jechać sama, ale nie w tym rzecz. Widzisz, mój tata
o niczym innym nie marzy, jak tylko o tym, z˙ebym
wyszła za mąz˙. I teraz, po zerwaniu moich zaręczyn
z Nile’em, z pewnością zechce mi przedstawić na
weselu cały rząd kandydatów. Naprawdę jest w tej
kwestii bardzo uparty. Jak osioł. Zupełnie bez sensu.
W naszych czasach mnóstwo kobiet woli w ogóle nie
wychodzić za mąz˙. Tata pozostał bardzo staroświecki,
mimo z˙e jest lekarzem i inteligentnym człowiekiem.

79

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– No cóz˙, martwi się o ciebie. W końcu to twój

ojciec.

– Nie powinien się martwić. W zupełności wy-

starczy mi moja praca. Nie mam zamiaru zawracać
sobie głowy męz˙czyznami.

– To by była wielka strata – zauwaz˙ył miękko

Steven, odstawiając filiz˙ankę na stolik. Przez mo-
ment Chloe sądziła, z˙e jej gość szykuje się do wyj-
ścia, on jednak podszedł do niej i rzekł:

– Mam pomysł. Co byś powiedziała, gdybym to

ja wybrał się z tobą na ten ślub?

– Nie rozumiem. Dlaczego miałbyś to zrobić?

– zdumiała się Chloe.

– To proste – wzruszył ramionami. – Przyszłaś mi

z pomocą w piątek, kiedy byłem w tarapatach. Teraz
mam okazję, z˙eby ci się zrewanz˙ować. I nigdy nie
byłem w Irlandii.

– Sama nie wiem, co powiedzieć. To trochę nie-

zręczna sytuacja, wszyscy będą się spodziewali, z˙e
przyjadę ze swoim przyjacielem... a ty jesteś moim
szefem...

– To nie znaczy przeciez˙, z˙e nie mogę być twoim

ukochanym. Amoz˙e myślisz, z˙e nie potrafię dobrze
odegrać tej roli?

Chloe spłoniła się, słysząc te słowa.
– Poza tym – ciągnął dalej Steven – w nadchodzą-

cych miesiącach sam jestem umówiony z róz˙nymi
ludźmi na kolacje... i tez˙ nie mam z kim pójść.

– Więc proponujesz, z˙ebyśmy zawarli swego ro-

dzaju umowę?

– Nie musimy chyba spisywać warunków – wzru-

80

KATHRYN ROSS

background image

szył ramionami Steven. – Przestałem juz˙ zbyt dokład-
nie planować swoje z˙ycie. Weźmy chociaz˙by ten
śnieg w miniony weekend. Naprawdę nigdy nie wia-
domo, co człowieka czeka.

– Co masz właściwie na myśli?
– Tylko to, z˙e moglibyśmy sobie nawzajem po-

magać. Ty potrzebujesz męskiego towarzystwa na
wyjazd do Irlandii, ja potrzebuję partnerki, z którą
mógłbym odbyć kilka spotkań towarzyskich. Waz˙na
będzie zwłaszcza kolacja w przyszłym miesiącu.
Będę podejmował wszystkich dyrektorów i kierow-
ników działów i cieszyłbym się, gdybyś zechciała
odegrać rolę gospodyni.

– Steven, jestem pewna, z˙e bez trudu znalazłbyś

taką kobietę. Więc dlaczego akurat ja?

– Adlaczego nie ty? Jesteś najlepszą kandydatką,

jesteś wprowadzona w interesy firmy Cavendish,
inteligentna, śliczna, pełna wdzięku, byłabyś ozdobą
tego spotkania.

– Ale co sobie ludzie pomyślą...
– Wiesz, mało o to dbam i myślę, z˙e ty tez˙ nie

powinnaś się przejmować. Oboje jesteśmy wolni, nie
byłoby w tym nic złego.

– Więc postrzegasz to jako uczciwy, rozsądny

układ, który odpowiadałby nam obojgu – powtórzyła
Chloe.

– Czemu wciąz˙ to podkreślasz? – zapytał Steven,

spoglądając na nią ciekawie. – Czy dlatego, z˙e nie
jestem w twoim typie?

Ach, wprost przeciwnie, pomyślała Chloe, spusz-

czając oczy. Po prostu wiedziała instynktownie, z˙e on

81

WIECZORY W LONDYNIE

background image

potrafi bez trudu sprawić, iz˙ straci panowanie nad
swoimi zmysłami, i z˙e moz˙e łatwo ją zranić. Tego
właśnie się obawiała.

– Moz˙e to ja nie jestem w twoim typie, Steven

– rzekła. – Apoza tym, jesteś moim szefem i prze-
kroczenie granicy między z˙yciem zawodowym a to-
warzyskim mogłoby narazić na szwank nasze sto-
sunki w pracy.

– Jestem gotów z˙yć odwaz˙nie, jeśli i ty będziesz

gotowa. Pocałowaliśmy się w moim domu i świat
jakoś nie przestał się kręcić. – Uśmiechnął się na
widok rumieńca, który oblał jej twarz, i dodał:

– Mam wraz˙enie, z˙e, sądząc po tym pocałunku,

bez trudu by nam przyszło odgrywać rolę zakocha-
nych na weselu w Irlandii.

– Ale przeciez˙ zgodziliśmy się, z˙e to była tylko

chwila szaleństwa.

Moz˙e i tak, pomyślał Steven, ale jakz˙e rozko-

sznego szaleństwa. Szczerze mówiąc, dotąd nie po-
trafił o nim zapomnieć, co nawet trochę przeszka-
dzało mu w pracy.

– Tak, masz rację – potwierdził, po czym pochylił

się nad biurkiem i zdjął jej okulary. – I czuję, z˙e taka
chwila znowu się zbliz˙a – szepnął.

Serce Chloe zabiło tak, jakby miało wyskoczyć

z piersi.

Pocałował ją, najpierw trochę niepewnie, z waha-

niem, ale potem jego pocałunki stawały się coraz
bardziej natarczywe. Chloe zarzuciła mu ręce na
szyję, a on mocno przyciągnął ją do siebie.

Na chwilę oderwał się od niej, z˙eby spojrzeć jej

82

KATHRYN ROSS

background image

w oczy, po czym, widząc w nich namiętność i prag-
nienie, zanurzył palce w jej włosach i rozpiął spinają-
cą je klamerkę, tak z˙e złocistą falą opadły na ramiona.
Przechylił jej głowę do tyłu i znów jął całować,
najpierw w usta, potem w policzki, w czoło i w szyję,
wywołując w niej dreszcze rozkoszy. Gdy połoz˙ył
dłonie na jej piersiach, przesłoniętych tylko cienkim
materiałem bluzki, Chloe natychmiast wypręz˙yła się,
instynktownie reagując na tę pieszczotę.

Z

˙

akiet zsunął się jej z ramion na podłogę, a Steven

zaczął rozpinać guziki jej bluzki. Chloe wiedziała, z˙e
powinna go powstrzymać, ale po prostu nie potrafiła.
Pragnęła go tak bardzo, z˙e to pragnienie zupełnie
zagłuszało głos rozsądku.

Gdy Steven pociągnął ją na kanapę, wzięła głębo-

ki oddech, spojrzała w jego ciemne, rozpalone emo-
cjami oczy, i szepnęła niepewnie:

– Nie powinniśmy tego robić. Przeciez˙ musimy

razem pracować.

– Masz rację – mruknął Steven, zdejmując jej

z ramion bluzkę – ale nie pojmuję, jak to moz˙liwe, by
coś tak złego mogło być tak przyjemne...

– Tak – westchnęła cicho Chloe. – To jest na-

prawdę bardzo przyjemne.

– Wiesz, Chloe Brown – odezwał się Steven

zduszonym głosem – nie potrafię cię rozgryźć. Czuję,
z˙e pod tą maską nieco sztywnej poprawności kryje się
tygrysica. Chyba zawsze to podejrzewałem, ale teraz
wiem na pewno.

– Nic juz˙ nie mów – szepnęła błagalnie. – Po

prostu kochaj mnie...

83

WIECZORY W LONDYNIE

background image

Gdy dłuz˙szą chwilę odpoczywali potem w mil-

czeniu, wciąz˙ mocno objęci, Chloe, zaskoczona włas-
ną reakcją, nie mogła pojąć, jak mogła do tego
stopnia stracić panowanie nad sobą, choć przeciez˙
wciąz˙ sobie powtarzała, z˙e musi zachować rozsądek.

– No i jak sądzisz – odezwał się wreszcie Steven,

odgarniając jej włosy z czoła. – Chyba, patrząc na
nas, nikt nie miałby wątpliwości, z˙e jesteśmy kochan-
kami? Mam wraz˙enie, z˙e naprawdę coś między nami
iskrzy – pokręcił głową, udając, z˙e go to dziwi.

– Tak, rzeczywiście – bąknęła Chloe, odsuwając

się od niego i sięgając po bluzkę, która lez˙ała na
poręczy kanapy. – Ale, rzecz jasna, to był tylko seks.

Ku jej zadowoleniu pokój był juz˙ całkowicie po-

grąz˙ony w ciemności, w której migotały tylko z od-
dali nikłe światła ulicznych latarń. Drz˙ącymi rękami
zapięła bluzkę, świadoma głuchego milczenia, które
nagle zaległo między nimi.

– Rzecz jasna – powtórzył za nią Steven, ziryto-

wany jej nonszalanckim tonem.

– No to w porządku – westchnęła Chloe, jakby

z ulgą. – Dobrze, z˙e jesteśmy zgodni. Nie chciała-
bym, by powstały między nami jakieś nieporozumie-
nia. Ostatecznie przeciez˙ razem pracujemy i nie
pragniemy z˙adnych komplikacji.

Gdy Chloe zapinała suwak spódnicy, Steven, wi-

dząc tylko zarys jej kobiecej sylwetki na tle okna,
zapytał cicho:

– Mam sobie pójść?
– Tak.
– Nie chcesz się spóźnić na randkę, prawda?

84

KATHRYN ROSS

background image

– No tak, zrobiło się bardzo późno...
Przerwał jej ostry dzwonek telefonu.
– No to do zobaczenia jutro – powiedział Steven

i wyszedł, zamykając za sobą drzwi wejściowe.

Telefon dzwonił dalej, a Chloe podeszła do okna,

by odprowadzić wzrokiem Stevena. Po chwili włą-
czyła się automatyczna sekretarka.

– Chloe, myślałem, z˙e porozumieliśmy się

w sprawie finansów – odezwał się Nile zniecierp-
liwionym, podniesionym głosem. – Powiedziałaś, z˙e
pomyślisz o przepisaniu domu na mnie. Czy wiesz,
ile bym stracił, gdybyś nie podpisała tych papierów?
– zapytał wściekły i jeszcze bardziej zirytowany.
– To po prostu śmieszne, Chloe. Jak na bizneswoman,
nie jesteś zbyt rozsądna.

Trafiłeś w samo sedno, skonstatowała Chloe,

uśmiechając się do siebie i patrząc, jak Steven znika
jej z pola widzenia. I tak oto kończy się miłość
– pomyślała z goryczą.

Gdyby dopuściła Stevena do swego z˙ycia, wszyst-

ko skończyłoby się dokładnie tak samo... prawda?

– Moz˙e spotkamy się i porozmawiamy o tym, jak

dwoje dorosłych ludzi? Zadzwonię do ciebie jutro do
pracy – oznajmił Nile i przerwał połączenie.

85

WIECZORY W LONDYNIE

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Gdy zamknęły się drzwi za trzecią kandydatką,

z którą rozmawiała, Chloe skreśliła jej nazwisko
z listy. Dzisiejsze rozmowy nie wypadły dobrze. Jak
dotąd z˙adnej z nich nie powierzyłaby opieki nad
Beth. Mogła tylko mieć nadzieję, z˙e jutrzejsze roz-
mowy przyniosą lepsze rezultaty.

Przeglądając notatki, przypomniała sobie, z˙e Ste-

ven prosił, by do niego zajrzała po tych porannych
przesłuchaniach, ale nie czuła się jeszcze gotowa do
rozmowy z nim. Tyle się ostatnio między nimi wyda-
rzyło, napięcie jakby wisiało w powietrzu, kiedy
znajdywali się w tym samym pomieszczeniu. Całe
szczęście, z˙e Steven cały ranek spędził przy telefonie.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju

wszedł David z wydziału księgowości.

– O, mój Boz˙e, jeszcze tu jesteś? – zdziwił się,

a jego przystojną, chłopięcą jeszcze twarz rozpromie-
nił uśmiech.

– Pewnie z˙e tak, jest dopiero wpół do drugiej.

Przeciez˙ wiesz, z˙e prawie nigdy nie wychodzę na
lunch.

– Jeśli szukasz współczucia, to u mnie go nie

znajdziesz – zaśmiał się David. – Wciąz˙ ci powta-

background image

rzam, z˙e za duz˙o pracujesz. Jak ci leci? – spytał
i oparł się o brzeg biurka.

– Nie najgorzej – odparła Chloe, prostując się

w fotelu i odpręz˙ając. Przywykła do tego, z˙e David
wpadał do niej czasami na pogawędkę, kiedy szedł do
gabinetu Stevena. Miły facet, po trzydziestce. Wszy-
scy w biurze wiedzieli, z˙e spotyka się z Cathy,
recepcjonistką.

– Aco u ciebie?
– Miewałem lepsze dni – skrzywił się David.

– Aszef w jakim dziś humorku?

– Nie umiem powiedzieć. Jest zagrzebany po

uszy w papierach i telefony nie dają mu spokoju, więc
od rana prawie go nie widziałam.

– Wszyscy juz˙ ledwie zipiemy. Oby wreszcie

doszło do podpisania tej umowy z Renaldem, bo
inaczej marne nasze widoki.

– Mogę tylko dodać ,,amen’’ – potwierdziła

z przekonaniem Chloe.

– Posłuchaj, planujemy małą uroczystość w pią-

tek po pracy. Kilkoro z nas chce się wybrać do pubu
na drinka. Moz˙e się do nasz przyłączysz?

– Bardzo bym chciała, ale tym razem nie mogę.

Obiecałam Stevenowi, z˙e polecę z nim do Manches-
teru i pomogę podczas kolejnego zebrania zarządu.

– Steven Cavendish zabiera ci za wiele czasu.

Powiedz mu, z˙e masz przyjaciół, którzy tez˙ cię po-
trzebują.

– Chociaz˙ moz˙e zdąz˙ę – ściągnęła brwi. – Zapy-

tam Stevena, o której wracamy. Moz˙e dołączyłabym
do was trochę później.

87

WIECZORY W LONDYNIE

background image

Z

˙

adne z nich nie usłyszało, z˙e otworzyły się drzwi,

totez˙ zaskoczył ich głos Stevena:

– Będziesz z powrotem dopiero koło dziesiątej

– oznajmił sucho i zmierzył Davida chłodnym wzro-
kiem.

Co go tak zirytowało? – zdumiała się Chloe. David

nie zabawił u niej dłuz˙ej niz˙ dziesięć minut, więc o co
chodzi? Rzucił jej spojrzenie pełne współczucia i ze-
brał dokumenty, które połoz˙ył na chwilę na biurku
Chloe.

– Przyniosłem tylko te zestawienia, o które prosi-

łeś – powiedział, wręczając je Stevenowi.

Steven przejrzał je pobiez˙nie i zmarszczył brwi:
– Brakuje dokumentów z restauracji Gally.
– Bo sam ich jeszcze nie dostałem.
– Więc kiedy będą?
– Jutro.
– Byle z samego rana – rzucił oschle Steven.
Kiedy David zniknął za drzwiami, Steven stał

wciąz˙ przy biurku Chloe i czytał jego sprawozdanie.
Chloe czuła się trochę niezręcznie, gdy znajdował się
tak blisko niej.

– Jak ci poszły dzisiejsze rozmowy? – zagadnął ją

nagle.

– Obawiam się, z˙e nie za dobrze – odarła z niepe-

wnym uśmiechem.

– Moz˙e wstąpisz teraz do mnie?
– Tak, oczywiście.
Kiedy usiedli, Steven zapytał ją krótko:
– Czego chciał David?
– Przyniósł dla ciebie te zestawienia, a poza tym

88

KATHRYN ROSS

background image

wspomniał, z˙e z grupą kolegów wybierają się w piąt-
kowy wieczór na drinka.

– To z nim byłaś umówiona wczoraj wieczorem

na kolację?

– Co? – Chloe zrobiła okrągłe oczy. – Chyba

z˙artujesz?

– Nie, byłem tylko ciekaw.
Zapadła między nimi niezręczna cisza, po czym

Steven odezwał się cicho:

– Musimy porozmawiać o tym, co się wczoraj

wydarzyło.

– Chyba nie ma o czym – powiedziała chłodno

Chloe. – To był seks i nic więcej. Nie moz˙emy
dopuścić, z˙eby ten incydent utrudnił nam stosunki
w pracy.

– Moz˙esz sobie myśleć o mnie, co tylko chcesz,

ale nie przyszedłem do ciebie wczoraj po to, z˙eby się
z tobą kochać.

– Wcale tak nie pomyślałam.
– Więc dlaczego dostrzegam wyrzut w twoich

oczach?

– Niczego ci nie wyrzucam – zmarszczyła brwi

Chloe.

Sama była zaszokowana swoim postępowaniem

minionego wieczoru. Przeciez˙ praktycznie to ona
go błagała, z˙eby się z nią kochał... Teraz niena-
widziła siebie za to, z˙e tak straciła nad sobą kon-
trolę, z˙e mu się tak łatwo oddała, tak... nawet swa-
wolnie.

Musi odzyskać panowanie nad sobą. Jeśli pozwoli

sobie otworzyć się przed męz˙czyzną, tak jak wczoraj

89

WIECZORY W LONDYNIE

background image

przed Stevenem, z pewnością znowu zostanie skrzy-
wdzona.

– Jestem zła na siebie. Najwaz˙niejszą sprawą jest

utrzymanie dobrych stosunków w pracy – oznajmiła.
– Dotąd uwaz˙ałam je za bardzo dobre.

– Ja tez˙, ale muszę przyznać, z˙e wczoraj było mi

z tobą bardzo dobrze i myślę, z˙e tobie tez˙. Chyba z˙e
jest z ciebie bardzo dobra aktorka. I podtrzymuję
swoją propozycję, z˙ebyśmy występowali razem pod-
czas róz˙nych imprez towarzyskich.

– Aja podtrzymuję to, co powiedziałam, z˙e nie

nalez˙y przekraczać granicy między z˙yciem prywat-
nym a zawodowym – powiedziała Chloe, obrzucając
go ostrym spojrzeniem.

– Chyba juz˙ nieraz o tym rozmawialiśmy, Chloe?

W moim przekonaniu, stosunki między nami powin-
ny się rozwijać, a nie słabnąć. Dodam równiez˙, z˙e
podtrzymuję swoją ofertę towarzyszenia ci do Irlan-
dii na ślub siostry.

– Aja zmieniłam zdanie w tej kwestii – rzekła

niepewnym głosem Chloe. – Nie wydaje mi się, z˙eby
to był dobry pomysł.

– Aja myślę, z˙e ten pomysł jest wspaniały – rzekł

Steven, sięgając po stojący na biurku kalendarz.
– O, widzisz, dwudziestego szóstego mam kolację,
na której bardzo chcę, z˙ebyś była, a to duz˙e przyjęcie
w moim domu, o którym ci wspominałem, zapla-
nowałem na koniec maja. Twoja pomoc będzie bez-
cenna.

Chloe milczała.
– Posłuchaj, Chloe, zdaję sobie sprawę, z˙e Nile

90

KATHRYN ROSS

background image

cię skrzywdził i moz˙e nie jesteś jeszcze gotowa na
bliz˙szy związek z kimkolwiek, ale mnie to zupełnie
odpowiada. Nawet bardziej, niz˙ odpowiada. Sam nie
byłbym gotów do wejścia w powaz˙ny związek.

– Oczywiście – zgodziła się pospiesznie. – Apo-

za tym dopiero co rozstałeś się z Helen. Naprawdę,
ostatnia noc nie powinna się była wydarzyć.

– Było cudownie – uśmiechnął się Steven – ale

nie powinniśmy pozwolić, z˙eby ta noc zawaz˙yła na
naszych relacjach w pracy... czy w ogóle w jakiś
sposób stanęła między nami.

– Zgadzam się z tobą – zauwaz˙yła ostroz˙nie Chloe.
– Znakomicie. Awięc uwaz˙amy to za ustalone.

Będziesz mi towarzyszyła podczas kolacji w przy-
szły wtorek, a ja pojadę z tobą na ślub twojej siostry.

– Dobrze, Steven. Niech tak będzie. Ale pamiętaj,

nie będę z tobą spała.

– Jasne – uśmiechnął się do niej niewinnie.

– Awięc umowa stoi. Ateraz moz˙e weźmiemy się do
pracy? Muszę wysłać notatkę słuz˙bową do biura na
Isle of Man – oznajmił rzeczowo.

Chloe pospiesznie wzięła do ręki pióro i notatnik.
– Do pana Jamesa McCorda, w sprawie kosztów

reklamy...

Steven zwykle bardzo szybko dyktował i dzisiej-

szy dzień nie był wyjątkiem.

Gdy na chwilę przerwał, Chloe była juz˙ bliska

podjęcia decyzji, z˙eby pozwolić mu towarzyszyć
sobie do Irlandii. Z pewnością wszystkim by się
spodobał, a jego obecność przynajmniej na jakiś czas
zamknęłaby usta jej ojcu.

91

WIECZORY W LONDYNIE

background image

Kiedy skończył dyktować, Chloe przypomniała

mu:

– Powinieneś dziś zadzwonić do Waterside. Apo-

za tym kierownik Galley prosił, z˙ebyś ocenił ich
pomysł na promocję.

– Dobrze, zrobię to za chwilę – rzekł Steven,

spoglądając na zegarek. – Powiedz mi najpierw,
dlaczego nie podobały ci się te kandydatki na opie-
kunkę do Beth, z którymi dziś rozmawiałaś?

– No cóz˙, ta Szwedka, chociaz˙ naprawdę urodzi-

wa, wydała mi się zanadto zasadnicza. Myślę, z˙e
wciąz˙ by czegoś Beth zabraniała. Druga, pani McAr-
thur, ma chyba obsesję na punkcie czystości. Sama
lubię czystość, ale liczą się przeciez˙ takz˙e uczucia.
Plama z błota na dywanie to nie takie nieszczęście.

– No pewnie. Ata trzecia?
– Pani Reardon to całkiem miła kobieta, ale nie-

stety sama ma trójkę dzieci, i chociaz˙ to juz˙ nastolat-
ki, to z pewnością nie mogłaby pracować dłuz˙ej niz˙
do siódmej. Szkoda, bo to ciepła osoba i chyba
świetna kucharka. Ale nie traćmy nadziei, jutro przyj-
dą jeszcze dwie kandydatki.

92

KATHRYN ROSS

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Chloe siedziała na ławce w parku i rozwijała z folii

kanapkę z tuńczykiem, który jakoś nie pachniał za-
chęcająco. Chyba za długo trzymała w lodówce ot-
wartą puszkę. Zawinęła wszystko z powrotem i wy-
rzuciła do pojemnika na śmieci.

Nie było juz˙ czasu, by kupić sobie coś w sklepie.

Lada chwila miał się tu pojawić Nile, a ona musiała
wrócić do biura za pół godziny, więc z westchnie-
niem ponownie usiadła na ławce.

W nieśmiałym jeszcze, wiosennym słońcu park

wyglądał przepięknie. Niemal z dnia na dzień roz-
kwitły drzewa wiśniowe, a róz˙nokolorowe tulipany
pochylały na wietrze główki nad sztucznym stawem.
Trudno było uwierzyć, z˙e jeszcze dwa tygodnie temu
wszystko otulała gruba pierzyna śniegu.

W pracy wrzało jak w kotle. Renaldo o mały włos

nie wycofał się z umowy, która miała być podpisana
za dwa tygodnie, tak więc sprawy osobiste zeszły na
dalszy plan. Steven ani słowem nie wspomniał o tym,
co się niedawno wydarzyło w jej mieszkaniu. Pewnie
w ogóle o tym zapomniał. Niestety Chloe nie po-
trafiła zapomnieć. Wspominała te chwile zwłaszcza
wtedy, kiedy Steven był gdzieś w pobliz˙u i gdy
przelotnie spotykały się ich spojrzenia.

background image

W ubiegłym tygodniu po raz pierwszy razem

z nim podejmowała jego gości. Jedna z najlepszych
restauracji dostarczyła wszystko do domu Stevena,
Chloe pozostało tylko pełnić honory pani domu w ja-
dalni i bawić sześciu biznesmenów, co przyszło jej
bez najmniejszej trudności. Na tę okazję sprawiła
sobie nowy, granatowy kostium z białą lamówką
i upięła włosy w luźny węzeł. Steven zaś był znako-
mitym gospodarzem, a gdy wyszli ostatni goście,
odwiózł ją do domu.

Nie wiedzieć czemu, poczuła się troszkę rozcza-

rowana, kiedy przy poz˙egnaniu pod jej domem nie
pocałował jej, uśmiechnął się tylko, jeszcze raz jej
podziękował, powiedział dobranoc, wsiadł do samo-
chodu i odjechał. Przeciez˙ tego właśnie chciała,
prawda?

Z zamyślenia wyrwał ją głos Nile’a.
– Hej, Chloe, przepraszam cię za spóźnienie, za-

trzymali mnie w pracy.

– Nic się nie stało.
– Jak się masz? – zapytał, siadając przy niej.
– Dobrze, a ty?
– Tez˙ dobrze – wzruszył ramionami i sięgnął do

teczki. Przez chwilę Chloe zastanawiała się, czy
moz˙e pamiętał o jej urodzinach i przyniósł kartkę
z z˙yczeniami, ale kiedy wyjął dokumenty, które
miała podpisać, o mało się nie roześmiała głośno na
myśl o swojej naiwności.

– To ładnie, z˙e zgodziłaś się przepisać na mnie

dom, Chloe, naprawdę jestem ci wdzięczny.

Chloe wzięła od niego papiery i zaczęła je przeglądać.

94

KATHRYN ROSS

background image

– Nie musisz ich czytać – powiedział, zdziwiony.
Chloe podniosła wzrok znad dokumentów i ode-

zwała się cicho:

– Dziękuję ci za radę, ale nigdy niczego nie

podpisuję, póki nie przeczytam.

Uwaz˙nie przeczytała wszystko do końca, po czym

złoz˙yła podpis w odpowiednim miejscu.

– Jeszcze raz ci dziękuję – odezwał się szorstko

Nile. – I nie martw się, zwrócę ci te pieniądze, które ci
jestem winien.

Chloe, będąc realistką, świetnie wiedziała, z˙e to

nigdy nie nastąpi, ale machnęła tylko ręką i oddała
mu papiery.

– Z

˙

yczę ci szczęścia w z˙yciu, Nile – powiedziała

z miłym uśmiechem.

– Tak... Ja tobie tez˙ – rzucił pospiesznie i wstał

z ławki.

– Gdzie byłaś? – zagadnął ją Steven, kiedy tylko

weszła do biura.

– Musiałam załatwić pewną sprawę – odrzekła,

wieszając płaszcz.

– Chcesz powiedzieć, z˙e spotkałaś się z Nile’em

Flynnem?

– Skąd wiesz? – spojrzała na niego zdziwiona.
– Dzwonił tu. Miał nadzieję, z˙e cię jeszcze za-

stanie. Chciał uprzedzić, z˙e się spóźni – powiedział
sucho.

– Skoro wiesz, gdzie byłam, to po co pytasz?

– zapytała Chloe z irytacją w głosie.

– Hej, nie złość się na mnie – ostrzegł ją Steven,

95

WIECZORY W LONDYNIE

background image

przysiadając na brzegu biurka. – Nawet na starość
nalez˙y zachować dobre maniery.

– Na starość? – zdumiała się Chloe, patrząc na

niego zmruz˙onymi oczami.

– Ptaszki za oknem ćwierkają, z˙e dziś są twoje

trzydzieste urodziny.

– Naprawdę? – skrzywiła się Chloe. – Pozwę je

do sądu za zniesławienie.

Steven sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynar-

ki i wyjął małe pudełeczko opakowane w ozdobny
papier.

– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – po-

wiedział.

Gdy Chloe spoglądała z niedowierzaniem na pu-

dełeczko, nie próbując go nawet dotknąć, dodał z bły-
skiem rozbawienia w oku:

– Otwórz, nie bój się, nie wyskoczy z niego z˙aden

diabełek.

– Jestem bardzo wzruszona, z˙e pamiętałeś o mo-

ich urodzinach – bąknęła.

– Pamiętałem tez˙ w zeszłym roku, prawda?
– To prawda – uśmiechnęła się Chloe. Rok temu

kazał jej dostarczyć do pracy piękny bukiet kwiatów.
– Ale naprawdę, nie powinieneś był tego robić – do-
dała, sięgając po paczuszkę.

– Moz˙e nie, ale bardzo chciałem.
Gdy odwinęła papier i otworzyła wieczko, w pro-

mieniach słońca zaiskrzył delikatny diamentowy
krzyz˙yk na cienkim, złotym łańcuszku.

– Jest piękny, Steven. Bardzo ci dziękuję.
– Zapomniałbym o kartce – powiedział Steven

96

KATHRYN ROSS

background image

i podał jej kopertę, którą oparł o kalendarz na jej
biurku.

W środku była reprodukcja ślicznego obrazu

przedstawiającego róz˙e, wydrukowany napis ,,Wszyst-
kiego najlepszego z okazji urodzin’’ i ręczny dopisek:
,,Serdeczności i uściski od Stevena i Beth’’. Kiedy
Chloe zauwaz˙yła, z˙e mała sama napisała swoje imię
i słowo ,,całuski’’, łzy wzruszenia zakręciły jej się
w oczach.

– Nie martw się – uśmiechnął się pocieszająco

Steven. – Z

˙

ycie zaczyna się po trzydziestce...

– Raczej po czterdziestce, tak się w kaz˙dym razie

mówi.

– Niewaz˙ne. Proponuję, z˙ebyś uznała, z˙e dla cie-

bie od trzydziestki zaczyna się szczęśliwy okres.
Ateraz, jeśli pozwolisz, pomogę ci go załoz˙yć – do-
dał, po czym wyjął krzyz˙yk z pudełeczka, podszedł
do Chloe i zapiął jej łańcuszek na szyi. Gdy jej
dotknął, poczuła miły dreszczyk.

– Co robisz dziś wieczorem? – zapytał.
– Gillian chciała, z˙ebym poszła z nią i jej ko-

lez˙ankami na pizzę, ale poprosiłam, z˙eby to prze-
sunęły na następny tydzień, bo przeciez˙ jutro po
południu wylatujemy do Irlandii i muszę się dziś
wieczorem spakować.

– Pakować się we własne urodziny? – uśmiechnął

się ze zgorszeniem Steven.

– Wcześniej nie zdąz˙yłam. Sam wiesz, jaki mamy

teraz młyn w pracy.

– Wiesz co, mam pomysł – powiedział Seven.

– Weź sobie jutro wolny ranek. Poradzę sobie bez

97

WIECZORY W LONDYNIE

background image

ciebie, a i tak sam przyjadę tylko na pół dnia. Wiem,
z˙e jesteś bardzo sumienna w pracy, ale nie trzeba
przesadzać...

– Skoro tak, to bardzo chętnie wybiorę się z tobą

na kolację, Steven – szepnęła.

– No to super. Przyjadę po ciebie o ósmej.

Chloe ubrała się w jasnoniebieską suknię, która

uwydatniała jej figurę, rozpuściła włosy i włoz˙yła
szkła kontaktowe. Przeglądała się właśnie w duz˙ym
lustrze w sypialni, kiedy rozległ się dzwonek.

– Hej, to ja – usłyszała głos Stevena w domofonie.

Od jakiegoś czasu ten głos przyprawiał ją o szybsze
bicie serca.

Przycisnęła guzik i czekała na niego w otwartych

drzwiach.

– Wyglądasz fantastycznie – powiedział z nie-

ukrywanym podziwem.

– Dziękuję.
On tez˙ prezentował się znakomicie w granatowym

garniturze, który wyglądał tak, jakby był szyty na
zamówienie u włoskiego krawca.

– Jesteś juz˙ gotowa? Pytam, bo postawiłem sa-

mochód tuz˙ przy zakazie parkowania, pod samymi
drzwiami. Leje jak z cebra, nie chciałem z˙ebyś
zmokła.

– Jestem gotowa, wezmę tylko torebkę i płaszcz.
Gdy schodzili po schodach, kierując się do wyj-

ścia, uzmysłowiła sobie, z˙e Steven dopiero co rozstał
się z Helen. Przypomniała sobie tez˙, z˙e dzień wcześ-
niej zamówił bukiet czerwonych róz˙, które miały być

98

KATHRYN ROSS

background image

dostarczone do jego domu. Zapewne chciał je tam
wręczyć Helen. Nie odwołał zamówienia, a w jego
domu nie było tych róz˙, kiedy w ubiegłym tygodniu
przyjmował gości na kolacji.

Chloe pocieszała się, z˙e pewnie podarował je

matce albo którejś z sióstr, a moz˙e nawet po prostu
wyrzucił do śmieci, ale ta zagadka nie przestała jej
nurtować. Amoz˙e jednak ofiarował je Helen?

Widząc zadumę na jej twarzy, Steven zapytał:
– Wszystko w porządku?
– Tak... Po prostu myślałam o tym, co mam

zabrać do Irlandii – skłamała.

– Beth pakuje się juz˙ od kilku dni – powiedział

Steven, spoglądając na nią z szerokim uśmiechem.
– Oczywiście zabiera tę ukochaną lalkę, którą jej
podarowałaś na urodziny, kilka pluszowych misiów,
swoją ulubioną ksiąz˙eczkę z bajkami, nową sukienkę
w białe groszki, no i cztery pary bucików.

– Ładna historia – roześmiała się Chloe. – Nie

wiedziałam, z˙e taka z niej mała kokietka. Wygląda na
to, z˙e cieszy się na tę podróz˙.

– To za mało powiedziane. Opowiedziała juz˙

o niej wszystkim, nawet kotu sąsiadów. To bardzo
miło z twojej strony, z˙e ją takz˙e zaprosiłaś do Irlandii.

– Nie ma sprawy. Jest tam duz˙y dom, wszyscy się

pomieścimy. Będą tez˙ dzieci mojej kuzynki Ellie,
które są w podobnym wieku jak Beth. Sara jest
troszkę starsza, a Jane o rok młodsza. Obie będą
niosły kwiaty w orszaku panny młodej.

– Tak czy owak, bardzo ci dziękuję, Chloe – po-

wiedział cicho Steven.

99

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Akto się nią zaopiekuje dziś wieczorem?

– zmieniła temat Chloe.

– Gina. Musiałem prawie stanąć na głowie, z˙eby

ją przekonać. W przyszłym tygodniu porozmawiam
z tymi kandydatkami na nianię, które wydały ci
się w miarę odpowiednie, i podejmę ostateczną de-
cyzję.

– To nie będzie łatwe.
– Wiem, ale jestem ci bardzo wdzięczny za te

wstępne rozmowy. Załoz˙ę się, z˙e wybrałaś najlepsze
z tych, które się zgłosiły.

– Jeśli coś dotyczy Beth, zrobiłabym wszystko,

z˙eby pomóc. Ogromnie ją polubiłam.

Steven rzucił jej przeciągłe spojrzenie, tak jakby

się nad czymś mocno zastanawiał, i po chwili mil-
czenia powiedział:

– Wiesz, uwaz˙am, z˙e powinniśmy regularnie cho-

dzić na kolacje. Ostatecznie to się wiąz˙e z naszą
pracą. Dobrze by było, gdybyśmy co tydzień wizyto-
wali inną restaurację. Powinienem był to wpisać
w twoje obowiązki.

– Cieszę się, z˙e tego nie zrobiłeś – zareagowała

spontanicznie Chloe.

– Dlaczego?
– Bo moja figura by tego nie wytrzymała.
– Myślę, z˙e o to akurat nie musisz się martwić.

Masz świetną figurę. Aha, zapomniałem ci powie-
dzieć, z˙e zabieram cię dziś do Waterside. Mam
nadzieję, z˙e ci to pasuje?

– To najlepsza restauracja w Londynie, więc chy-

ba nie będę protestować – odparła z˙artobliwie Chloe.

100

KATHRYN ROSS

background image

– Ale jeśli chcesz prowadzić badania rynku, to moz˙e
powinniśmy odwiedzać tez˙ restauracje twoich kon-
kurentów?

– Pewnie masz rację, ale dziś chciałbym się zająć

zupełnie innymi badaniami – odezwał się Steven,
rzucając jej uwodzicielskie spojrzenie.

– Masz na myśli kontrolę jakości? – zapytała

Chloe, udając, z˙e nie pojęła aluzji.

– Coś w tym rodzaju. Ale nie rozumiem, dlaczego

tak się zaczerwieniłaś...

Restauracja Waterside znajdowała się nad brze-

giem Tamizy. Nowoczesny budynek w kształcie pół-
kola był całkowicie przeszklony, tak z˙e z kaz˙dego
stolika roztaczał się fantastyczny widok na rzekę. Na
parterze był bar, z którego wychodziło się na taras.
Latem wystawiano tam stylowe ogrodowe stoliki
i krzesła z lakierowanego na biało kutego z˙elaza.
Dwa piętra połączone spiralnymi schodami zajmo-
wały sale restauracyjne. Wnętrza były ciepłe, elegan-
ckie, na wszystkich stolikach stały pięknie ułoz˙one
bukiety kwiatów.

Jamie McDonald, kierownik restauracji, powitał

ich ciepło w drzwiach i wskazał drogę do baru. Chloe
usiadła na wysokim stołku i sącząc z kieliszka char-
donnay, które zamówiła, przysłuchiwała się w mil-
czeniu rozmowie Stevena z Jamiem. Normalnie włą-
czyłaby się do tej rozmowy, ale tego wieczoru jej
myśli błądziły gdzie indziej.

Agdyby się tak jednak zdecydowała na romans ze

Stevenem? – pomyślała, studiując jego profil. Moz˙e

101

WIECZORY W LONDYNIE

background image

by jej to pomogło trochę się rozerwać, pocieszyć,
uleczyć zranione przez Nile’a serce? Ale jednocześ-
nie zdawała sobie sprawę, z˙e ten męz˙czyzna, jak
z˙aden inny, mógłby zupełnie ją zniszczyć.

Tymczasem Steven i Jamie skończyli rozmowę

o interesach i kierownik restauracji zaprowadził ich
na górę do zacisznego stolika w rogu sali, podał
obojgu karty i dyskretnie się wycofał.

– Pewnie umierasz juz˙ z głodu – uśmiechnął się

Steven, spoglądając z uśmiechem na Chloe.

– Nie ukrywam, z˙e jestem trochę głodna. I z˙e

mam problem z wyborem, tyle tu kuszących pro-
pozycji – odrzekła Chloe, przeglądając wielostro-
nicowe menu.

Gdy kelner przyjął ich zamówienia, Steven zapy-

tał cicho, patrząc jej w oczy:

– Czego chciał od ciebie Nile? Czy ty jeszcze coś

do niego czujesz?

– Z

˙

ebym podpisała dokumenty dotyczące zrze-

czenia się moich praw do kupna domu, który miał
być naszym wspólnym – odparła niechętnie. – Wo-
lałabym o tym nie mówić. I nie, nie kocham juz˙
Nile’a. Ta sprawa jest definitywnie zakończona. Nie
kocham nikogo. I naprawdę przestałam juz˙ wierzyć
w miłość.

– Wybacz, jeśli jestem zanadto wścibski, ale czy

tylko Nile tak bardzo cię zranił, czy tez˙ był jeszcze
ktoś inny?

– Nie przypuszczałam, z˙e będziesz mnie tak prze-

pytywał – odpowiedziała chłodno Chloe.

– Wydaje mi się, z˙e skoro mam spędzić weekend

102

KATHRYN ROSS

background image

z twoją rodziną, powinienem wiedzieć o tobie coś
więcej. Nie gniewaj się, proszę, z˙e pytam.

– Nie mam nic więcej do powiedzenia. Pewnie

jeszcze trochę mnie boli rozstanie z Nile’em, i to
wszystko.

Stevenowi jednak trudno było w to uwierzyć. Ktoś

musiał bardzo ją skrzywdzić, skoro nie mogła zdobyć
się na to, by mu zaufać. Nie chciał jednak za bardzo
naciskać.

– Rozumiem, z˙e nie masz ochoty o tym mówić

– powiedział łagodnie. – Ja tez˙ przez długi czas
po śmierci Stephanie nie mogłem o niej mówić.
Ale moz˙e zechcesz mi opowiedzieć trochę więcej
o swojej rodzinie?

Chloe była mu wdzięczna za zmianę tematu.
– No cóz˙, tata jest lekarzem rodzinnym, a Mar-

garet, moja macocha, była jego recepcjonistką. Po-
znali się w pracy.

Steven pomyślał, z˙e Chloe musi ich bardzo ko-

chać, dostrzegł to po ciepłym tonie jej głosu i wyrazie
oczu.

Kelner przyniósł butelkę szampana i napełnił mu-

sującym płynem wysokie, kryształowe kieliszki.

– Wszystkiego najlepszego – powiedział Steven,

podnosząc swój kieliszek. – Z

˙

yczę ci, z˙eby ten nowy

rok z˙ycia przyniósł ci wiele dobrego.

– Dziękuję – uśmiechnęła się do niego Chloe.

– Moz˙e teraz ty mi opowiesz o swojej rodzinie?

– Mój ojciec zmarł pięć lat temu. Mama bardzo

przez˙yła jego śmierć. Byli szczęśliwym małz˙eń-
stwem przez czterdzieści lat.

103

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Czterdzieści lat szczęśliwego małz˙eństwa to

naprawdę wielka sprawa – powiedziała z zadumą
Chloe. – Nie kaz˙dy moz˙e się tym pochwalić.

– To prawda – przyznał Steven. – Ja jestem ich

jedynym synem, ale mam pięć sióstr. Dwie mieszkają
w Ameryce, jedna we Francji, jedna w Holandii.
Tylko Maddi mieszka bliz˙ej, w Kornwalii, i właśnie
ona odwiedza nas najczęściej.

Przy kolacji rozmawiali swobodnie o wszystkim

i o niczym. Steven tak kierował rozmową, z˙eby Chloe
opowiedziała mu o róz˙nych zdarzeniach ze swojego
z˙ycia w Irlandii. Nie pamiętała, kiedy czuła się tak
rozluźniona i beztroska w towarzystwie męz˙czyzny.
Ani się obejrzała, a zjawił się kelner z kawą.

– Dziękuję ci, Steven, to był naprawdę uroczy

wieczór – powiedziała, z˙ałując, z˙e kolacja dobiega
juz˙ końca.

– Ja tez˙ bardzo ci dziękuję – powiedział Steven,

patrząc jej w oczy ciepłym, a zarazem powaz˙nym
wzrokiem. – Cudownie mi się z tobą rozmawiało.

Gdy odwoził ją do domu, Chloe zastanawiała się,

czy powinna go zaprosić do siebie. Bardzo tego
chciała, pragnęła poczuć na sobie jego dłonie i gorące
usta. Kiedy zatrzymał samochód pod drzwiami jej
domu, zagadnęła go lekkim tonem:

– Moz˙e wpadniesz na filiz˙ankę kawy?
Steven zgasił silnik i przez chwilę patrzył na nią

w milczeniu. Ciszę między nimi wypełniało tylko
bębnienie deszczu po karoserii samochodu.

– Nie, dziś nie wpadnę, Chloe. Ale dziękuję ci za

zaproszenie.

104

KATHRYN ROSS

background image

– Nie ma sprawy – powiedziała Chloe, ukrywając

rozczarowanie.

– Do zobaczenia jutro. Przyjadę po ciebie o wpół

do drugiej.

Chloe na próz˙no czekała, z˙e pocałuje ją na dob-

ranoc, więc sama zwróciła się ku niemu i pocałowała
go w policzek. Gdy cofnęła się i chciała wysiąść,
Steven powstrzymał ją, kładąc rękę na jej ramieniu.
Spojrzała mu w oczy i poczuła, z˙e serce wali jej jak
młotem. Po krótkiej chwili Steven pochylił głowę
i pocałował ją w usta. Jego pocałunek był najpierw
delikatny, a potem coraz mocniejszy i bardziej na-
tarczywy.

W pewnym momencie Chloe oderwała się od

niego, wysiadła pospiesznie z samochodu i w szaleją-
cej ulewie pobiegła do drzwi.

105

WIECZORY W LONDYNIE

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Chloe zmyła naczynia po lunchu i obeszła miesz-

kanie, sprawdzając, czy wyłączyła wszystko, co nale-
z˙y. Spakowana walizka stała przy drzwiach, Steven
miał przyjechać lada chwila. Jakz˙e się cieszyła na ten
moment!

Po wczorajszym deszczu skwer wyglądał jak od-

nowiony. Delikatny wietrzyk poruszał lekko kwit-
nącymi gałązkami wiśni, nad którymi rozpościerało
się czyste, lazurowe niebo.

Podziwiając ten piękny, wiosenny widok z okna

i wspominając wczorajszy pocałunek Stevena, Chloe
przemknęło przez myśl, czy aby się w nim nie
zakochała. Ale nie, to niemoz˙liwe. Na to jest zbyt
rozsądna, nie zamierza jeszcze raz narazić się na ból
i rozczarowanie. Więc jak się to dzieje, z˙e serce bije
jej tak mocno, kiedy on jest w pobliz˙u? Dlaczego tak
się cieszy na myśl o tym, z˙e zaraz znów go zobaczy?

Jego BMW właśnie wjechało na skwer. Chloe

odskoczyła od okna i podeszła do lustra, z˙eby spraw-
dzić, czy aby na pewno dobrze wygląda. Po dłuz˙szym
wahaniu postanowiła na podróz˙ ubrać się praktycz-
nie, w dz˙insy, lekką bluzkę i cieplejszy z˙akiet. Włosy
zaczesała do tyłu i włoz˙yła nowe, markowe okulary,

background image

które kosztowały majątek. Pewnie nie powinna ich
kupować, ale były wyjątkowo dobrze dobrane do jej
twarzy i nie potrafiła się im oprzeć.

Gdy otworzyła drzwi, ujrzała Stevena, który ubrał

się w letnie, bez˙owe spodnie i dobraną kolorem
koszulę. Gillian miała rację, pomyślała. Steven jest
fantastycznie przystojny.

– Hej – uśmiechnął się do niej. – Jesteś gotowa?
– Tak – odrzekła, odwzajemniając jego uśmiech.
– No to w drogę – powiedział, wziął jej walizkę

i ruszył w dół po schodach.

Gdy podeszli do samochodu, Chloe ujrzała Beth,

energicznie machającą do niej na powitanie z tylnego
siedzenia.

– Jak się masz, kochanie? – powiedziała, sado-

wiąc się z przodu.

Beth szczebiotała przez całą drogę na lotnisko

Heathrow.

Steven zostawił samochód na wielopiętrowym

parkingu, po czym cała trójka ruszyła w stronę hali
odlotów. Beth uczepiła się mocno ręki Chloe.

– Latałaś juz˙ samolotem, Beth?
– Tak, tatuś zabrał mnie do Disneylandu, ale

niewiele z tego pamiętam. Najlepiej Myszkę Miki.

– Nic dziwnego, z˙e niewiele pamiętasz – wtrącił

Steven. – Miałaś wtedy zaledwie cztery latka. To było
tuz˙ przed tym, jak zaczęłaś u nas pracować, Chloe.

Po oddaniu bagaz˙u i odebraniu kart pokładowych,

przeszli przez bramki kontrolne do holu.

– Moz˙e napiłabyś się kawy? – zapytał Steven.

– Mamy jeszcze godzinę do odlotu.

107

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Tak, chętnie.
– Aja poproszę czekoladę – upomniała się rezo-

lutnie Beth.

Obie z Chloe zajęły miejsca przy stoliku pod

oknem, podczas gdy Steven czekał przy barze na
realizację zamówienia. Gdy Chloe spojrzała w jego
stronę, zobaczyła, jak bardzo atrakcyjna kobieta sto-
jąca obok w kolejce uśmiechnęła się do niego pro-
wokacyjnie, a on odwzajemnił jej uśmiech. Poczuła
w sercu ukłucie zazdrości, całkiem nieracjonalne
i bezsensowne wobec tak banalnego zdarzenia. Była
na siebie wściekła. Przeciez˙ nic do niego nie czuje,
prócz zwykłego pociągu fizycznego, więc skąd ta
zazdrość?

Po chwili Steven przyniósł dla nich obojga kawę,

a dla Beth czekoladę z bitą śmietaną, i usiadł przy
stoliku.

– Pewnie się cieszysz, z˙e znów zobaczysz całą

swoją rodzinę – powiedział.

– Tak, bardzo. Dawno ich nie widziałam.
– Ajak wygląda wasz dom, Chloe? – zapytała

Beth.

– Jest duz˙y, z widokiem na morze. To bardzo

piękna okolica. Niektórzy nawet porównują ją z Za-
toką Neapolitańską we Włoszech.

– I naprawdę w ogrodzie mieszkają krasnale?
– O tak, jest ich całe mnóstwo, ale niełatwo je

zobaczyć, bo strasznie szybko biegają – uśmiechnęła
się Chloe.

– Aco powinnam zrobić, jeśli uda mi się jakiegoś

zobaczyć?

108

KATHRYN ROSS

background image

– Trzeba go złapać za połę płaszczyka i powie-

dzieć swoje z˙yczenie. Musisz jednak być dla niego
bardzo uprzejma... krasnale lubią osoby dobrze wy-
chowane.

– Postaram się – powiedziała Beth z całą powagą,

kiwając głową.

Chloe pochwyciła wzrok Stevena, który przysłu-

chiwał się z uwagą tej rozmowie. Chyba nie jest na
nią zły, z˙e opowiada jego córeczce takie bajeczki?

– Mam nadzieję, z˙e nie będziesz się tam za bardzo

nudził, Steven... – powiedziała.

W odpowiedzi uśmiechnął się szeroko.
– Alez˙ skąd. I sam pewnie spróbuję złapać kilka

krasnali. Moz˙e mi pomogą skłonić Renalda, z˙eby
dziś w końcu podpisał te dokumenty.

– Dziś? – zdziwiła się Chloe.
– Tak, o czwartej trzydzieści transakcja ma wresz-

cie dojść do skutku. Rano zadzwonili do mnie do
biura, z˙e chcą przyspieszyć o tydzień zawarcie umo-
wy o przejęciu.

– Steven, skoro tak, to powinieneś być teraz

w biurze, a nie wyjez˙dz˙ać ze mną do Irlandii – powie-
działa Chloe z przeraz˙eniem w oczach. – Przeciez˙ to
bardzo waz˙ny moment!

– Ale chyba nie waz˙niejszy od ślubu twojej siost-

ry? Chloe, ja zawsze dotrzymuję słowa. Powiedzia-
łem, z˙e z tobą pojadę, więc jadę. Nie muszę być przy
podpisywaniu umów. Wszystko odpowiednio przygo-
towałem, reszta nalez˙y do prawników. Zajmą się tym.
Zresztą posłuchaj, właśnie zapowiadają nasz lot. Za
późno na zmianę decyzji. Lecimy.

109

WIECZORY W LONDYNIE

background image

Po godzinie wylądowali na lotnisku w Dublinie,

szybko odebrali bagaz˙e i wynajęli samochód.

Gdy szli na parking, Beth powiedziała:
– Wiesz, Chloe, ta pani myślała, z˙e jesteś moją

mamusią.

– Która pani, kochanie?
– Ta pani w samolocie. Zapytała, czy chcę sie-

dzieć między mamusią a tatusiem, czy przy oknie.

– Juz˙ rozumiem. To była stewardesa – wyjaśniła

Chloe, poprawiając dziewczynce włoski, które wysu-
nęły się z końskiego ogona. – I pewnie nietrudno było
o taką pomyłkę, bo chyba wyglądamy jak rodzina...

Gdy Chloe podniosła oczy, napotkała wzrok Ste-

vena, który, jak jej się wydawało, dziwnie na nią
spoglądał. Zanim jednak zdąz˙yła go zapytać, o czym
myśli, odwrócił się, zamknął bagaz˙nik białego mer-
cedesa i powiedział:

– Wsiadaj, Beth, i nie zapomnij zapiąć pasa.
Ruszając, zwrócił się do Chloe:
– Czy powinniśmy sprawdzić na mapie, jak doje-

chać do waszego domu?

– Alez˙ nie – roześmiała się Chloe. – Trafiłabym

tam z zamkniętymi oczami.

Dość szybko przejechali przez miasto, omijając

centrum, aby uniknąć wzmoz˙onego o tej porze ruchu,
potem przez most i znaleźli się na drodze biegnącej
wzdłuz˙ wybrzez˙a. Na widok błękitnego morza i róz˙-
nokolorowych domów w stylu georgiańskim Chloe
poczuła w sercu przypływ szczęścia i nostalgii.

– Tędy jeździłam pociągiem do college’u – za-

uwaz˙yła głośno. – Trasa wiedzie częściowo przez

110

KATHRYN ROSS

background image

malowniczą okolicę. Wiecie, to dziwne, ale dopiero
teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo się stęskniłam
za domem.

– Kiedy tu byłaś ostatnio?
– Minęły juz˙ chyba dwa lata... To było tuz˙ przed

poznaniem Nile’a.

– Moz˙e mogłabyś bywać częściej, gdybym cię

nie obciąz˙ał tak bardzo pracą? To przeciez˙ tylko
godzina drogi samolotem.

– To fakt, z˙e czasu nie mam wiele – uśmiechnęła

się Chloe – ale w tym czasie tata odwiedził mnie kilka
razy w Londynie. W zeszłym roku spędził u mnie
tydzień.

– Dlaczego przeniosłaś się z Irlandii do Anglii?
– Po pierwsze, przeniesiono mnie z firmy w Dub-

linie, gdzie pracowałam, do ich głównego biura
w Londynie, a po drugie, chciałam się trochę usamo-
dzielnić.

– Czy to ta firma, która chciała mi cię poderwać?
– Tak. Ale cieszę się, z˙e nie skorzystałam z ich

oferty.

– Ja tez˙ – powiedział Steven z naciskiem. – Na-

prawdę jesteś nieoceniona i nie chciałbym cię stracić.
Pod z˙adnym względem – dodał cicho, spoglądając jej
wymownie w oczy.

Chloe drgnęło lekko serce, gdy to usłyszała.
– Powiedz mi – odezwał się po chwili Steven,

zmieniając temat – co opowiedziałaś ojcu o mnie?

– Niezbyt wiele, nie było na to czasu. I proszę cię,

nie przejmuj się, kiedy zacznie znowu swoją ulubio-
ną gadkę o tym, z˙e powinnam wreszcie wyjść za mąz˙.

111

WIECZORY W LONDYNIE

background image

Nie ma sensu wdawać się z nim w dyskusję, bo to go
tylko bardziej nakręca. Ateraz zwolnij, zaraz będzie-
my na miejscu.

Po chwili Chloe wskazała mu boczną drogę po-

rośniętą z obu stron drzewami, wijącą się wśród
pięknie utrzymanych ogrodów i prowadzącą na stro-
me wzgórze.

Gdy byli juz˙ prawie pod jej domem, Chloe ogar-

nęły wątpliwości, czy dobrze zrobiła, przywoz˙ąc
tutaj Stevena...

112

KATHRYN ROSS

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Gdy samochód zatrzymał się przed frontowymi

drzwiami, Rose wybiegła im na powitanie.

– Jesteście nareszcie, nie mogłam się na was

doczekać – wykrzyknęła, rzucając się na Chloe szyję.
Siostry ściskały się przez dłuz˙szą chwilę, nie mogąc
się sobą nacieszyć, az˙ wreszcie Chloe przedstawiła
Rose Stevena.

– Ogromnie się cieszę, z˙e mogę cię poznać – po-

wiedziała ciepło Rose i od razu pocałowała go w poli-
czek. – Tak wiele o tobie słyszeliśmy.

– Czyz˙by? – zdziwił się Steven. – Mam nadzieję,

z˙e nic złego...

– Wprost przeciwnie.
– Świetnie wyglądasz, Rose – odezwała się

Chloe, chcąc zmienić temat. I rzeczywiście tak było.
Błękitna sukienka uwydatniała idealną figurę jej sios-
try, a przetykane pszenicznymi pasemkami jasne
włosy okalały śliczną twarz o kremowej, delikatnej
karnacji.

– Ty tez˙ – rzekła z uznaniem Rose. – Najwyraź-

niej miłość ci słuz˙y.

Chloe robiła wszystko, aby nie spłonąć rumień-

cem. Szczęśliwie w tym momencie na progu domu
pojawił się ojciec z macochą.

background image

– Cudownie cię znowu wiedzieć, tato – powie-

działa, ściskając go. – Nic się nie zmieniłeś, no, mo-
z˙e przybyło ci trochę siwych włosów...

– Ty tez˙ wyglądasz bardzo ładnie – ucieszył się

Graham Brown.

– Pozwólcie, z˙e przedstawię wam Stevena Ca-

vendisha – zwróciła się Chloe do ojca i Margaret.

Gdy tak stali w cieple zachodzącego słońca i roz-

mawiali o podróz˙y i o pogodzie, Chloe uprzytomniła
sobie, z˙e nie ma wśród nich Beth. Znalazła ją w samo-
chodzie, smacznie śpiącą.

– Beth, kochanie, jesteśmy juz˙ na miejscu – po-

wiedziała, otwierając drzwiczki i delikatnie dotyka-
jąc ramienia dziewczynki.

Beth otworzyła oczy i spojrzała na nią nieprzyto-

mnie. Chloe poprawiła jej włosy i, wciąz˙ zaspanej,
pomogła wysiąść z samochodu. Mała, onieśmielona
widokiem nieznanych osób, przytuliła się do nóg
Chloe.

– Chcesz się napić lemoniady, kochanie? – zaga-

dnęła ją Margaret. – Moz˙e znajdzie się tez˙ w domu
kawałek czekolady dla ciebie?

Beth, zaróz˙owiona od snu i wciąz˙ zdezorientowa-

na, jeszcze mocniej przywarła do Chloe.

– Zaraz poczuje się raźniej, kiedy pozna Sarę

i Jane – powiedziała Rose. – To dzieci mojej kuzynki
– wyjaśniła Stevenowi. – Bawią się teraz w ogrodzie,
pewnie nie usłyszały, z˙e przyjechaliście.

Chloe wzięła Beth na ręce i weszła z nią do domu.
– Jesteś bardzo cięz˙ka – zaśmiała się, spoglądając

na Stevena, który szedł za nią z walizkami. – Wiesz,

114

KATHRYN ROSS

background image

Beth chyba urosła podczas podróz˙y. Jeśli będzie
nadal tak szybko rosnąć, nie dam rady jej unieść...

Wnętrze pięknego, starego domu, z pietyzmem

przywróconego do swej osiemnastowiecznej szla-
chetności, nic się nie zmieniło, odkąd Chloe była tu
ostatni raz. Hol wyłoz˙ony kamienną posadzką prowa-
dził w dół po schodkach do salonu o wdzięcznie
zarysowanych, łukowatych oknach z widokiem na
ogrody schodzące tarasami do morza. Imponującą
klatkę schodową oświetlało wspaniałe okno witraz˙o-
we, rzucając kolorowe plamy na posadzkę i poli-
turowane meble.

Sercem tego domu zawsze była kuchnia, w której

takz˙e nic się nie zmieniło. Gdy tam weszli, poczuli
zapach pieczonych ciast i ujrzeli na kuchni garnki
z gotującymi się na kolację potrawami. Na stole stały
juz˙ rozliczne półmiski, pełne przygotowanych przez
Margaret smakołyków.

Chloe posadziła Beth na krześle przy kominku

i natychmiast włączyła się do pomocy przy parzeniu
herbaty. Telefon w domu dzwonił prawie nieustannie,
wciąz˙ pozostawały jeszcze do ustalenia ostatnie szcze-
góły jutrzejszych uroczystości. Telefonowali przyja-
ciele, prosząc o wskazówki, jak dojechać do kościoła.

– Widzę, z˙e planowanie ślubu i wesela przypomi-

na planowanie kampanii wojennej – uśmiechnęła się
Chloe, spoglądając na długą listę rozlicznych spraw
do załatwienia, którą siostra przytwierdziła magne-
sem do drzwi lodówki.

– Oj tak, i z kaz˙dym dniem robi się goręcej

– westchnęła Rose, składając ręce i wznosząc oczy do

115

WIECZORY W LONDYNIE

background image

góry. – Juz˙ zaczęliśmy się z Markiem zastanawiać,
czyby stąd nie nawiać i nie wziąć cichego ślubu
gdzieś na plaz˙y na Wyspach Karaibskich.

– Chloe, kto tam jest ogrodzie? – zapytała Beth,

klękając na krześle, by wyjrzeć przez okno.

– To dzieci mojej kuzynki Ellie.
– Ellie z samego rana pojechała do Dublina na

zakupy i jeszcze dotąd nie wróciła – wyjaśniła Rose.

– Chodź, Beth – powiedziała Chloe, biorąc małą

za rękę. – Na pewno chcesz poznać Sarę i Jane
i pobawić się z nimi, prawda?

Gdy wróciła po niedługim czasie, trzy dziewczyn-

ki były juz˙ w dobrej komitywie i wesoło chichocząc
pobiegły do domku dla dzieci na końcu ogrodu.

– Wiesz, ten twój szef jest bardzo atrakcyjny

– powiedziała Rose, której wzrok padł właśnie na
ojca i na Stevena zmierzających w stronę domu.
– Posłuchaj, póki jesteśmy same, mama prosiła, z˙e-
bym z tobą uzgodniła, gdzie będziecie spali. Stevena
i ciebie oczywiście umieściłyśmy razem, ale chciała-
bym wiedzieć, czy Beth zechce dzielić pokój z Sarą
i Jane? Okazało się, z˙e jeden z krewnych Marka
chciałby zostać na noc i w takim razie brak nam
będzie osobnego pokoju dla niej. Co o tym sądzisz?

Chloe wiedziała, z˙e powinna powiedzieć: ,,Cóz˙,

oczywiście, z˙e Beth na pewno z przyjemnością zano-
cuje razem z dziewczynkami, ale Steven i ja powin-
niśmy mieć osobne sypialnie’’. Zamiast tego jednak
usłyszała z pewnym zdziwieniem swój głos:

– Myślę, z˙e świetnie to zaplanowałyście.
– Chwała Bogu – odetchnęła z ulgą Rose.

116

KATHRYN ROSS

background image

– Chwała Bogu za co? – zapytał Steven, który

właśnie wszedł do kuchni.

– Z

˙

e się zgadzacie, by Beth nocowała razem

z dziewczynkami naszej kuzynki.

– No jasne, to będzie dla niej atrakcja – uśmiech-

nął się szeroko Steven. – Beth zawsze marzy o towa-
rzystwie rówieśniczek.

– Rose, podejdź do telefonu. Dzwoni Mark – za-

wołała Margaret, stając w drzwiach.

Gdy Rose spiesznie wybiegła z kuchni, Steven

zauwaz˙ył, z˙e Chloe wygląda na lekko zmieszaną.

– Wszystko w porządku? – zapytał.
– No cóz˙... – zawahała się, spoglądając w jego

ciemne oczy. – Mamy mały problem z sypialniami.
Okazało się, z˙e będzie więcej gości, niz˙ przewidywa-
no, i wobec tego dali nam wspólny pokój.

Gdy Steven nic na to nie odpowiedział, Chloe,

zaz˙enowana i zarumieniona, ciągnęła dalej:

– Moz˙e powinnam porozmawiać z Margaret i po-

wiedzieć, z˙e nie chcemy im sprawiać kłopotu i zano-
cujemy w hotelu...

– Jeśli chcesz – Steven wzruszył ramionami.

– Ale pewnie byłoby im przykro. Tak rzadko cię
przeciez˙ widują. Na pewno woleliby, z˙ebyś nocowała
w domu.

– Więc się zgadzasz?
– Chloe, naprawdę nie widzę problemu. I nie

musisz się z mojej strony niczego obawiać. To, z˙e
będziemy spali w jednym łóz˙ku, nie znaczy, z˙e będę
czegoś od ciebie oczekiwał. Wyluzuj się – powiedział
i z ciepłym uśmiechem spojrzał jej prosto w oczy.

117

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Chloe – zawołała z holu Rose. – Powinnyśmy

juz˙ jechać do krawcowej. Musisz przymierzyć suk-
nię. Pospieszmy się, bo specjalnie na nas czekają.

– Juz˙ lecę, Rose – odpowiedziała Chloe. – Nie-

długo będę z powrotem – zwróciła się do Stevena.
– Aty pewnie zadzwonisz tymczasem do biura, z˙eby
się dowiedzieć, jak poszło podpisanie umowy?

– Tak, kochanie – rzekł Steven, pochylił głowę

i zupełnie niespodziewanie pocałował ją prosto
w usta. – Jesteś niesamowita. Nawet tutaj, z dala od
biura i w tej przedślubnej gorączce o wszystkim
pamiętasz...

– Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, przeciez˙

wiem, jaka to waz˙na sprawa dla twojej firmy.

– Do zobaczenia wkrótce – szepnął Steven, od-

suwając się od niej i odprowadzając ją wzrokiem.

Chloe poczuła, jak przenika ją rozkoszny dreszcz

oczekiwania.

Dopiero wychodząc z kuchni, zdała sobie sprawę,

z˙e Steven pocałował ją zapewne na uz˙ytek wszyst-
kich członków jej rodziny, którzy w drzwiach przy-
patrywali się tej scenie.

– Naprawdę fantastycznie wyglądasz w tej sukni

– powiedziała z podziwem Rose, kiedy parę godzin
później wracały do domu. – I idealnie na ciebie
pasuje. Ajuz˙ się bałam, z˙e pokręcą coś z wymiarami.

– Ty tez˙ wyglądasz rewelacyjnie, Rose. Twoja

suknia jest wprost cudowna. Będziesz najpiękniejszą
panną młodą na świecie.

– Dzięki, Chloe – rzekła Rose, spoglądając na

118

KATHRYN ROSS

background image

siostrę. – Wiesz, przykro mi, z˙e rozstaliście się z Ni-
le’em. Ale mam wraz˙enie, z˙e tak bardzo tego nie
przez˙ywasz.

– Masz rację. Chyba najbardziej ucierpiała moja

duma. Gdy się nad tym zastanawiam, myślę, z˙e to
była mądra decyzja. Nie pasowaliśmy do siebie... Tak
naprawdę, to Nile wyświadczył mi przysługę.

– No tak, Steven jest bardzo atrakcyjny.
– To prawda – roześmiała się Chloe. – Ale nie

wyciągaj pochopnych wniosków, Rose...

– Oczywiście, ale muszę ci powiedzieć, z˙e pa-

miętam, jak o nim mówiłaś, kiedy zaczęłaś pracować
w jego firmie. Zadzwoniłam do ciebie, a w twoim
głosie było coś, czego jeszcze nigdy przedtem nie
słyszałam. Jakaś iskierka, rozumiesz?

– Chyba trochę przesadzasz, Rose – uśmiechnęła

się Chloe. – Łączy nas przede wszystkim praca.

– Oj, chyba nie... Czuję, z˙e to coś znacznie więcej

– powiedziała siostra, zatrzymując samochód przed
domem. – Ateraz zbierzmy wszystkich i jedźmy do
pubu na drinka. I nie martw się o Beth. Ellie obiecała,
z˙e zostanie i popilnuje dzieci.

– Muszę jeszcze zapytać Stevena, co o tym sądzi

– rzekła Chloe, pomagając siostrze wnieść do domu
pudła z sukniami.

Kiedy weszły do salonu, zastały ojca i Stevena po-

pijających kawę.

– Jak poszła przymiarka? – zapytał Steven.
– Znakomicie – wykrzyknęła Rose. – Chloe wy-

gląda fantastycznie w tej sukni.

119

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Chloe zawsze wygląda fantastycznie – dodał

Steven z przekonaniem.

– Och, nie przesadzaj z komplementami – bąk-

nęła Chloe, lekko się czerwieniąc. Zauwaz˙yła, z˙e
przebrał się w czarne dz˙insy i kremową koszulę.
W tym sportowym stroju prezentował się znako-
micie.

– Moz˙e uzgodnimy plany na wieczór? – zagadnę-

ła Rose. – Chloe mówi, z˙e nie moz˙e wybrać się z nami
na drinka do pubu, bo nie chce zostawić Beth samej.

– Naprawdę? – zdziwił się Steven.
– Wiem, z˙e Ellie zgłosiła się do pilnowania dzieci

– wyjaśniła Chloe – ale pomyślałam, z˙e Beth moz˙e
się poczuć niepewnie w nowym miejscu i dlatego...

– Nie będzie problemu – wtrącił Steven. – Beth

jest w swoim z˙ywiole, kiedy bawi się z Sarą i Jane.
Widzę, z˙e czuje się szczęśliwsza niz˙ zwykle. Twoja
kuzynka obiecała, z˙e zadzwoni do mnie na komórkę,
gdyby były jakieś kłopoty. Apub jest podobno tuz˙
obok.

– No to super – uśmiechnęła się Rose. – Szykuj

się, Chloe, a ja tymczasem zadzwonię do Marka,
z˙eby tam na nas czekał.

Niewielki, przytulny pub, w którym unosił się

miły zapach palonego w kominku torfu, był szczelnie
wypełniony gośćmi wciąz˙ jeszcze przybywającymi,
chociaz˙ zbliz˙ała się północ.

– W Londynie juz˙ dawno by zamknęli pub

– zwrócił się Steven do Grahama, który siedział obok
niego.

120

KATHRYN ROSS

background image

– My tu z˙yjemy na większym luzie – uśmiechnął

się Graham.

Z głębi sali rozległy się dźwięki muzyki i nie-

którzy goście zaczęli śpiewać. Steven zauwaz˙ył
z rozbawieniem, z˙e Chloe przyłączyła się do nich.

– Chloe ma fantastyczny głos – powiedział Gra-

ham, nachylając się do Stevena. – Słyszałeś kiedyś,
jak ona śpiewa?

– Niestety nie – odrzekł Steven, który z uwagą się

jej przyglądał. Miała na sobie bladoróz˙ową sukienkę,
której miękka draperia uwydatniała jej świetną, ko-
biecą figurę i brzoskwiniową, zdrową cerę. Na ten
wieczór włoz˙yła szkła kontaktowe, dzięki którym
błękit jej oczu były jeszcze bardziej wyrazisty niz˙
w okularach, a włosy połyskiwały złotem w blasku
ognia.

Gdy piosenka się skończyła, Chloe spojrzała na

Stevena i pochwyciła jego skupione na sobie spoj-
rzenie. Jeszcze niedawno pewnie odwróciłaby szyb-
ko wzrok, ale teraz tego nie uczyniła, przeciwnie,
patrzyła na niego śmiało, z zalotnym uśmiechem.
Steven wbrew swym poprzednim deklaracjom po-
czuł dreszczyk emocji i podniecenia na myśl, z˙e tę
noc mają spędzić w jednym łóz˙ku. Nie potrafił oprzeć
się urokowi Chloe i wiedział, z˙e pragnie jej całym
sobą.

– Widzę, Steven, z˙e moja córka bardzo ci się

podoba – odezwał się Graham,

– Czy mogłaby się komuś nie podobać? – odrzekł

cicho. – Jest taka piękna.

– I szczęśliwsza, i taka rozluźniona, jak juz˙

121

WIECZORY W LONDYNIE

background image

bardzo dawno nie była – dodał po chwili Graham.
– Widzę, z˙e juz˙ się pozbierała po rozstaniu z Nile’em.
Wiem, z˙e go bardzo lubiła, ale to chyba nie była
wielka miłość.

– Czemu tak sądzisz? – zaciekawił się Steven.
– Spędziłem z nimi tydzień w Londynie. – Gra-

ham potrząsnął głową. – Chloe myślała, z˙e potrafi
mnie oszukać, ale ja widziałem, z˙e Nile nie jest w niej
tak naprawdę zakochany i ona tez˙ była tego świado-
ma. Ten związek przypominał bardziej przyjaźń niz˙
miłość.

– Więc dlaczego Chloe chciała za niego wyjść?
– Chyba uwaz˙ała go za solidnego i odpowiedzial-

nego. Widzisz, ona kiedyś przez˙yła wielkie cierpie-
nie, przeszła prawdziwe piekło.

– Co to było takiego?
– Opowiadała ci kiedyś o swoim ojczymie?
– Nie – zmarszczył brwi Steven. – Nawet nie

wiedziałem, z˙e miała ojczyma.

– Wcale mnie to nie dziwi. Wolałaby to wymazać

z pamięci. Chyba tez˙ nie powinienem o tym wspomi-
nać – powiedział Graham i umilkł na chwilę. – Ale
widzę, z˙e bardzo polubiła ciebie i Beth. Odkąd jest
z tobą, coś się w niej zmieniło. Po raz pierwszy
wydaje się, z˙e się otwiera, rozwija jak kwiat... i to
z pewnością dzięki tobie. Ale muszę cię ostrzec,
Steven: bądź ostroz˙ny, nie skrzywdź jej... inaczej
będziesz miał ze mną do czynienia. Ja nie z˙artuję.
Sam czuję się winny, z˙e ją kiedyś opuściłem, zawiod-
łem. Juz˙ nigdy tego nie zrobię.

– Moz˙e zechcesz mi wyjawić coś więcej – po-

122

KATHRYN ROSS

background image

prosił Steven, zwracając się do niego i patrząc mu
prosto w oczy.

– Nie będę się wdawał w szczegóły – odparł

Graham. – Powiem tylko, z˙e moja pierwsza z˙ona po
rozstaniu ze mną związała się z męz˙czyzną, który, jak
sądziłem, był wprawdzie typem czarusia i kobiecia-
rza, ale nie kimś złym. Inaczej nie powierzyłbym mu
Chloe.

Moja z˙ona była piękna i inteligentna – ciągnął po

chwili milczenia. – AMichael był wziętym praw-
nikiem i, z pozoru sądząc, uczciwym obywatelem.
Ale okazało się, z˙e zaprowadził w domu rządy ter-
roru. To był zły człowiek i nierzadko uciekał się do
przemocy. Nie umiem ci wiele więcej powiedzieć, bo
w tym czasie, czego potem bardzo się wstydziłem,
byłem zajęty odbudowywaniem swojego z˙ycia. Po-
znałem Margaret.

– I co było potem?
– Dopiero kiedy przyjechała tu, z˙eby z nami

zamieszkać, wyznała mi, z˙e juz˙ dawno pragnęła
wyrwać się spod kontroli Michaela, ale bała się
o matkę i nie chciała jej zostawiać samej z tym
człowiekiem. Miała wtedy jedenaście lat...

Słysząc to, Steven zrozumiał, dlaczego Chloe była

tak ostroz˙na, pełna rezerwy, a zarazem czułości i em-
patii wobec Beth. Nagle wszystko ułoz˙yło mu się
w głowie i nabrało sensu.

– Nigdy mi wszystkiego nie opowiedziała – ciąg-

nął dalej Graham – i nie wiem, jak bardzo cierpiała,
ale jeszcze przez długie lata prześladowały ją kosz-
marne sny. Ona sama twierdzi, z˙e dawno ma to za

123

WIECZORY W LONDYNIE

background image

sobą, ale czasami nie jestem tego pewien i bardzo się
o nią martwię. Nikomu poza rodziną tego nie opowia-
dałem, Steven, ale chcę, z˙ebyś wiedział. Moz˙e ci to
pomoz˙e lepiej ją zrozumieć.

– O czym to tak powaz˙nie rozprawiacie? – zapy-

tała Chloe, która niepostrzez˙enie podeszła do ich
stolika.

– Ot, takie sobie, męskie rozmowy – odparł Gra-

ham i wstał, z˙eby pójść do baru po drinka.

Chloe wsunęła się na jego miejsce.
– Co on ci takiego opowiadał? – zapytała lekkim

tonem. – Amoz˙e poddał cię przesłuchaniu i chciał
z ciebie wycisnąć, jakie masz wobec mnie zamiary?

– Mówił mi, z˙e masz piękny głos – powiedział

Steven, śmiejąc się.

– Och, tata uwaz˙a, z˙e ja wszystko dobrze robię.
– I chyba ma rację – uśmiechnął się Steven.

– Słuchaj, co byś powiedziała, gdybyśmy się stąd
wymknęli na świez˙e powietrze i wrócili spacerkiem
do domu? – zapytał znienacka.

Spojrzenie jego pociemniałych oczu przyprawiło

ją o bicie serca.

– Tak, chodźmy do domu – odrzekła cicho.
Wracali wiejską drogą pnącą się zboczem wzgó-

rza i skąpaną w srebrzystej poświacie księz˙yca.

– Wygląda na to, z˙e jutro będzie piękny dzień

– zauwaz˙yła Chloe, przerywając milczenie.

– Tak – odpowiedział Steven lakonicznie.
Chloe wydało się, z˙e jest jakby nieobecny i myś-

lami błądzi gdzieś daleko stąd.

– Wszystko w porządku? – zapytała zaniepokojo-

124

KATHRYN ROSS

background image

na. – Na pewno dzwoniłeś do biura. Czy Renaldo
podpisał ostatecznie tę umowę?

– Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to tak. – Ste-

ven zatrzymał się na chwilę i spojrzał jej w oczy
z szerokim uśmiechem. – Dziś po południu, o czwar-
tej trzydzieści, firma Cavendish została oficjalnie
połączona w firmą Renalda, co daje nam mniej
więcej sześćdziesiąt nowych restauracji w Europie...

Chloe rzuciła mu się na szyję z okrzykiem radości:
– Awięc udało ci się! Tak bardzo się cieszę,

Steven!

– Przy twojej wielkiej pomocy, Chloe. Nie są-

dzisz, z˙e tworzymy dobrany zespół?

– Chyba tak... – zdąz˙yła powiedzieć, ale Steven

jej przerwał, całując ją mocno w usta, ona zaś przy-
warła do niego całym ciałem i oddała ten pocałunek
gorąco i namiętnie.

Gdy ją wreszcie wypuścił z objęć i zdołał złapać

oddech, odezwał się stłumionym głosem:

– Mamy się z czego cieszyć. Co byś powiedziała

na to, z˙ebyśmy jeszcze trochę poświętowali?

Chloe, której z emocji zakręciło się w głowie,

musiała się na chwilę na nim wesprzeć, szczęśliwa,
z˙e podtrzymują ją jego silne ramiona.

– Wiesz, Steven, chyba nie miałam racji, mówiąc,

z˙e nie powinniśmy ze sobą romansować – szepnęła.
– Bałam się, z˙e to moz˙e źle wpłynąć na nasze
stosunki w pracy, ale teraz widzę, z˙e się myliłam.
W końcu oboje jesteśmy dorośli i wiemy, gdzie są
granice, z˙e to nie jest z˙adna powaz˙na sprawa, i...

– Chloe – przerwał jej Steven. – Ja naprawdę

125

WIECZORY W LONDYNIE

background image

uwaz˙am, z˙e tworzymy dobry zespół. I chciałem cię
zapytać, czy zgodziłabyś się mnie poślubić?

To pytanie zadał tak cicho, z˙e Chloe przez chwilę

zastanawiała się, czy dobrze usłyszała. Dopiero kiedy
cofnęła się o krok i spojrzała mu w oczy, przekonała
się, z˙e się nie pomyliła. Poczuła nagle totalny zamęt
w głowie.

– Wiem, z˙e powinienem cię o to zapytać dwa

tygodnie temu – ciągnął dalej Steven. – Proszę cię,
zamieszkaj ze mną i dziel moje z˙ycie. I powiem ci
jeszcze, z˙e miałaś rację, mówiąc, z˙e powinniśmy
oddzielać nasze z˙ycie prywatne od zawodowego.
Romans nie byłby dla nas odpowiednim wyjściem.
Ale małz˙eństwo, moim zdaniem, miałoby sens.

– Właściwie dlaczego miałoby mieć sens? – za-

pytała zdumiona Chloe, gdy tylko odzyskała głos.

– Bo tworzymy dobrany zespół, a poza tym cudow-

nie radzisz sobie z Beth...

– Oświadczasz mi się dlatego, z˙e nie moz˙esz

znaleźć odpowiedniej opiekunki do dziecka? – pró-
bowała zaz˙artować Chloe.

– Oświadczam ci się dlatego, z˙e nagle zrozumia-

łem, jakim jesteś dla mnie skarbem. I nie chcę cię
stracić.

– Przeciez˙ ledwie mnie w ogóle znasz – prych-

nęła.

– Oczywiście, z˙e cię znam – uśmiechnął się do

niej. – Od prawie dwóch lat. Widywałem cię w róz˙-
nych, bardzo róz˙nych sytuacjach, takz˙e ostatnio – do-
dał znacząco. – Ale mówiąc powaz˙nie, wierz mi, nie
szukam w tobie opiekunki do Beth. Kiedy tylko

126

KATHRYN ROSS

background image

wrócimy do Londynu, z pewnością zatrudnię jedną
z tych, z którymi ostatnio rozmawiałaś. Albo jeszcze
jakąś inną. To nie jest z˙aden problem. Potrzebuję
partnerki... kobiety, z którą dzieliłbym z˙ycie. I przy-
znaję oczywiście, z˙e ta kobieta powinna być absolut-
nie wyjątkową osobą. Ato, z˙e musi mieć dobry
kontakt z moją sześcioletnią córeczką, to chyba oczy-
wiste. I uwaz˙am, z˙e tą kobietą jesteś ty.

– Amiłość? – szepnęła Chloe. – Gdzie w tym

wszystkim jest miłość?

– Sama mówiłaś, z˙e nie wierzysz w miłość – Ste-

ven wzruszył ramionami. – Jestem gotów zgodzić się
z twoją teorią. Dawałaś mi wyraźnie do zrozumienia,
z˙e nie wierzysz w wielkie miłosne porywy i z˙e
związek kobiety z męz˙czyzną, jeśli ma mieć szansę
przetrwania, powinien być dobrze przemyślany, bez
uczuciowych dodatków, i bardziej przypominać part-
nerstwo w interesach.

– Jestem pewna, z˙e tak się nie wyraziłam – za-

protestowała Chloe.

– No, moz˙e nie całkiem tymi słowami – zgodził

się Steven – ale esencja była taka. Więc jak? – zapy-
tał, ujmując ją za ręce. – Co mi odpowiesz?

– Z

˙

e chyba zupełnie straciłeś rozum.

– Chloe, jestem bardzo zamoz˙nym człowiekiem.

Dam ci wszystko, czego zapragniesz, piękny dom,
wygodne z˙ycie... Oczywiście nie chcę cię stracić jako
swojej asystentki, ale będziesz mogła wybrać sobie
taką pracę, jaka ci się spodoba, albo zostać w domu,
jeśli zechcesz. Proszę tylko, z˙ebyś w miarę moz˙ności
zastępowała Beth matkę.

127

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Chcesz się ze mną oz˙enić, bo Beth potrzebuje

matki? Twoje własne szczęście w ogóle nie jest dla
ciebie waz˙ne?

– Juz˙ to samo uczyniłoby mnie szczęśliwym – od-

parł Steven z przekonaniem. – I proszę cię, nie
odpowiadaj mi jeszcze. Przemyśl to spokojnie, dob-
rze? – Mówiąc to, uniósł jej brodę i spojrzał głęboko
w oczy. – Nic na tym nie stracisz. Jeśli mi odmówisz,
nie będę miał do ciebie z˙alu. Nadal będziemy razem
pracować, tak jakbym nigdy ci się nie oświadczył.

Jemu moz˙e uda się o tym zapomnieć, ale jej nie

przyjdzie to tak łatwo, pomyślała Chloe, lecz zanim
zdąz˙yła mu odpowiedzieć, ujrzeli zbliz˙ające się świa-
tła samochodu i usłyszeli szum silnika.

– Hej, moz˙e was podwieźć? – zawołał Mark,

kiedy samochód zrównał się z nimi i zatrzymał.

– Wskakujcie! – zaprosiła ich Rose, która siedzia-

ła obok niego.

– Bardzo chętnie – odrzekł Steven i ująwszy

Chloe za rękę pomógł jej wsiąść.

128

KATHRYN ROSS

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Za nimi przyjechało z pubu jeszcze wielu gości,

tak z˙e dom szybko wypełnił się gwarem. Rose i Mark
zakrzątnęli się wokół drinków, nalewając whisky dla
męz˙czyzn i wino dla kobiet.

– Wiesz, ciągle nie mogę uwierzyć, z˙e jutro będę

męz˙atką – wyznała Rose, podając Chloe kieliszek
białego wina. – Wydaje mi się to nierealne.

Chloe pomyślała, z˙e jej własne z˙ycie tez˙ wydaje

jej się trochę nierealne. Poszukała wzrokiem Stevena
i zobaczyła, z˙e rozmawia na pełnym luzie z Margaret,
tak jakby nic się między nimi przed kilkoma minuta-
mi nie wydarzyło. Po chwili ujrzała, jak Margaret
podeszła do Rose, a do Stevena zwraca się jakaś
atrakcyjna brunetka i wszczyna z nim rozmowę,
kokieteryjnie trzepocząc rzęsami.

Chloe zdała sobie sprawę, z˙e gdyby za niego

wyszła, musiałaby godzić się z podobnymi sytua-
cjami. Nie potrafiłaby z nim z˙yć, wiedząc, z˙e on jej
nie kocha i w gruncie rzeczy chce tylko zawrzeć z nią
pewien układ dla dobra swojej córki. Widząc go
z inną kobietą, Chloe zawsze by się zastanawiała, czy
to tę kobietę właśnie Steven kocha i czy dla niej ją
opuści.

background image

Z przyjemnością słuchała śmiechu Stevena, ciep-

łego, serdecznego. Właściwie wszystko było w nim
ciepłe, cudowne i... tak. Chloe uświadomiła sobie, z˙e
jest w nim zakochana. Ta naga prawda uderzyła ją
znienacka.

– Zakochałam się w Stevenie Cavendishu.
– Przepraszam cię, siostrzyczko, nie dosłysza-

łam, co powiedziałaś? – zapytała Rose, przerywając
rozmowę z przyjaciółką ze szkolnych czasów.

– Nic takiego – odrzekła Chloe. – Nie zwracaj na

mnie uwagi, po prostu jestem trochę zmęczona.
Wiesz, chyba pójdę się juz˙ połoz˙yć – dodała i od-
stawiła kieliszek. – Naprawdę padam z nóg.

– To dobry pomysł – powiedziała Margaret, która

właśnie do nich podeszła. – Rose, ty tez˙ lepiej idź juz˙
spać. Musisz jutro szałowo wyglądać. I pamiętajcie,
dziewczyny, z˙e o dziewiątej macie umówionego fry-
zjera.

Tymczasem Steven na próz˙no usiłował się uwol-

nić od kobiety, która z nim rozmawiała. Jak się
okazało, była to siostra Marka, Anita.

– Widzę, z˙e rozglądasz się za Chloe – uśmiech-

nęła się do niego Margaret, przechodząc koło nich.
– Juz˙ poszła się połoz˙yć.

– Dzięki, Margaret, wobec tego ja tez˙ zmykam.

Dobranoc, Anito.

– Do zobaczenia jutro – powiedziała Anita, wyraź-

nie rozczarowana.

Zmierzając korytarzem do ich pokoju, Steven

postanowił zajrzeć na chwilę do Beth. W pokoju
dziewczynek było ciemno, ale drzwi były uchylone.

130

KATHRYN ROSS

background image

Gdy otworzył je szerzej, w świetle lampy z korytarza
ujrzał Chloe, która siedziała na brzegu łóz˙ka Beth.

– Hej – szepnął, wchodząc do środka. W ciszy

słychać było jedynie spokojne oddechy śpiących
dzieci. Na sąsiednim łóz˙ku lez˙ały na waleta Sara i Jane,
Beth miała własne łóz˙ko. W ramionach tuliła lalkę od
Chloe, na stoliku obok lez˙ała ksiąz˙eczka z bajkami.

Steven nagle zapragnął zamknąć Chloe w swoich

ramionach, chronić ją, odsunąć od niej wszystkie złe
wspomnienia i lęki.

– Chloe, twój ojciec opowiedział mi o twoim

ojczymie, o tym, jak wiele przez niego wycierpiałaś.
Dziwię się, z˙e mi o tym w ogóle nie wspomniałaś.

– Nie powinien był opowiadać ci tej historii – po-

wiedziała ze wzburzeniem w głosie Chloe. – Nie ma
o czym mówić – ucięła, podniosła się z łóz˙ka Beth
i pomaszerowała do ich pokoju.

Nocna lampka ze złocistym abaz˙urem podkreślała

swoim ciepłym światłem przytulne wnętrze sypialni,
w której dominowało wielkie, podwójne łoz˙e.

Gdy Steven wszedł po chwili do środka, zwróciła

się do niego gniewnie:

– Zostaw mnie samą.
– Nie, nie zostawię cię, Chloe – powiedział łagod-

nie. – Przepraszam, jeśli cię zdenerwowałem, wspo-
minając twojego ojczyma.

– To był najgorszy okres w moim z˙yciu, Steven.

Nie chcę, z˙eby mi o nim przypominano.

– Czasami trzeba stawić czoło przeszłości, z˙eby

się od niej uwolnić.

– Próbowałam...

131

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Chloe, czy ty się mnie boisz?
– Alez˙ nie – odrzekła z przekonaniem.
– Ale jesteś na mnie zła?
– Nie, wcale nie – spojrzała mu prosto w oczy.

– Ja się tylko boję... – przyznała wreszcie. Lękała się
uczuć, które tak łatwo potrafił w niej wzbudzić,
i tego, dokąd te uczucia mogą ją zaprowadzić.

– Czego się boisz?
– Małz˙eństwa i wszystkiego, co ono za sobą po-

ciąga – potrząsnęła bezradnie głową.

– Ale przeciez˙ miałaś wyjść za Nile’a...
Chloe chciała Stevenowi powiedzieć, z˙e przy Ni-

le’u nigdy nie czuła tego, co poczuła dzisiaj do niego,
nigdy tak zupełnie nie straciła kontroli nad swoimi
emocjami.

– Wiesz, nie jestem pewna, czy w końcu po-

ślubiłabym Nile’a – szepnęła. – Szczerze mówiąc, to
jeszcze przed naszym zerwaniem zaczęłam mieć
wątpliwości.

– Dlaczego?
– Po prostu bałam się, z˙e popełnię błąd. Widzia-

łam, jakie piekło przez˙ywała moja matka. Czy wiesz,
co to znaczy z˙yć w domu, w którym słychać tylko
krzyki i trzeba przed nimi uciekać, chowając głowę
pod poduszką? – odezwała się drz˙ącym głosem.
– Niby to kochali się, a w końcu to uczucie ich
zniszczyło.

– Chloe, ale nie wszystkie związki są takie.
– Moz˙e masz rację. Ale nie powinieneś mi propo-

nować małz˙eństwa. Do tej pory wszystko dobrze się
między nami układało.

132

KATHRYN ROSS

background image

– Nie, nie zgadzam się z tobą – rzekł Steven.
– Właśnie z˙e tak. Moglibyśmy mieć miły romans,

bez komplikacji. Aty wszystko zepsułeś.

– Nie zgadzam się z tobą – powtórzył Steven,

przyciągając ją do siebie. – Niczego nie zepsułem,
po prostu podniosłem stawkę – powiedział i poca-
łował ją tak delikatnie i czule, z˙e Chloe wreszcie
zrozumiała, iz˙ po prostu go kocha, kocha całym
sercem.

– Chcę się z tobą kochać, Chloe – szepnął. – Bar-

dzo cię pragnę. Ale chcę, z˙ebyś wiedziała, z˙e nie
chodzi mi o jakiś miły epizod. Pragnę czegoś znacz-
nie więcej. Pragnę, z˙ebyśmy razem stworzyli szczęś-
liwą rodzinę.

– Ja tez˙ bardzo cię pragnę – powiedziała Chloe

zduszonym głosem.

Steven objął ją mocno i poprowadził w stronę

wielkiego łoz˙a, które na nich czekało.

Gdy Chloe się przebudziła, pokój był juz˙ skąpany

w słońcu. Uśmiechnęła się i leniwie przeciągnęła.
Otworzyła oczy i zobaczyła Stevena, który przy-
glądał się jej, wsparty na łokciu.

– Dzień dobry, moja piękna pani – uśmiechnął się.
– Jak długo tak mi się przyglądasz? – zapytała

sennym jeszcze głosem.

– Z pewnością nie dość długo – odparł. – Jesteś

taka piękna, z˙e nigdy się na ciebie do syta nie
napatrzę. Kochana, cudowna była ta noc – szepnął.

– Tak, dla mnie tez˙ – uśmiechnęła się Chloe,

której policzki oblały się lekkim rumieńcem...

133

WIECZORY W LONDYNIE

background image

– Lubię, kiedy się rumienisz – powiedział Steven.

– Wyglądasz wtedy jak dziewica w noc poślubną. Co
mi przypomina to, o czym juz˙ rozmawialiśmy. Chloe,
musisz mnie poślubić. Zamierzam zrobić z ciebie
uczciwą kobietę! – zaz˙artował, by nieco złagodzić
powagę swoich słów.

– Steven, przestań mówić o małz˙eństwie – po-

prosiła go Chloe, cała sztywniejąc.

– Przeciez˙ to nie jest niemoralna propozycja

– bronił się Steven i pocałował ją w usta. Chloe
oddała mu pocałunek, ale z pewnym wahaniem.

Nagle z holu dobiegły ich śmiechy i tupotanie

dzieci. Steven podniósł głowę i przez chwilę nasłu-
chiwał, ale zaraz z z˙alem wstał z łóz˙ka i powiedział:

– Pójdę zobaczyć, co porabia Beth.
– Oczywiście – kiwnęła głową Chloe i westchnę-

ła z ulgą.

W kościele, w którym Rose i Mark brali ślub,

unosił się zapach frezji.

Chloe nigdy nie widziała swojej siostry tak pięk-

nej i promiennej jak tego dnia. Gdy ksiądz oznajmił,
z˙e są juz˙ męz˙em i z˙oną, Rose spojrzała Markowi
w oczy z pełnym zaufaniem i miłością. Chloe poczuła
w tym momencie ogromną radość, a zarazem lekkie
ukłucie w sercu, którego sama nie potrafiła sobie
wytłumaczyć.

Gdy wyszli z kościoła, lekki wietrzyk wzbijał

konfetti, które migotało wielobarwną mozaiką na tle
błękitnego nieba, aby potem opaść na młodą parę

134

KATHRYN ROSS

background image

i wszystkich gości. Steven przyglądał się, jak Chloe
usiłuje je z siebie strzepnąć. Nie mógł się na nią
napatrzeć. Wyglądała zachwycająco w tej eleganc-
kiej, niebieskiej, jedwabnej sukni otulającej jej figurę
i odsłaniającej ramiona i długą szyję. We włosy,
upięte na czubku głowy, miała wplecione maleńkie,
białe kwiatki. Gdy poczuła na sobie jego wzrok,
odwróciła głowę, spojrzała mu w oczy i podeszła do
niego.

– Tak pięknie wyglądasz, Chloe – powiedział,

pochylił się i szepnął jej do ucha:

– Nie mogę się doczekać, kiedy będę cię miał

tylko dla siebie. Jak myślisz, kiedy będziemy mogli
wreszcie być sami?

– No... – odrzekła Chloe – chyba nieprędko. Cze-

ka nas obiad w hotelu, potem toasty, a wieczorem
weselne przyjęcie.

– Nie wiem, czy wytrzymam tak długo – zaśmiał

się Steven.

W tej chwili podbiegła do nich Beth, zdyszana

z podniecenia. Wyglądała ślicznie w białej sukience
w róz˙owe róz˙yczki i z rozpuszczonymi lokami za-
czesanymi do tyłu.

– Tatusiu, czy mogę wrócić do domu samocho-

dem razem z Jane i Sarą? – zapytała.

– Dobrze, kochanie, jeśli masz ochotę. Margaret

na pewno nie będzie miała nic przeciwko temu.
Wobec tego my z Chloe pojedziemy sami naszym
samochodem.

Chloe poprosiła Stevena, by skręcił w wąską, pol-

135

WIECZORY W LONDYNIE

background image

ną drogę wysadzaną lipami, która przypominała zie-
lony tunel.

– Jesteś pewna, z˙e to dobra droga? – zapytał

Steven.

– Zaufaj mi, znam te okolice jak własną kieszeń.

Z góry roztacza się naprawdę piękny widok. Myślę,
z˙e mamy jakieś pół godziny przed obiadem. Naj-
pierw będą podawali drinki na trawniku.

Droga przed nimi nagle rozszerzyła się i Steven

ujrzał ze wzgórza, na które wjechali, zapierający dech
widok szafirowego morza odbijającego błękit nieba.

Pod nimi widniała zaciszna zatoczka, której blado-

złoty piasek podmywały fale. Była to zapewne prywat-
na plaz˙a, nalez˙ąca do jedynego widocznego tu duz˙ego,
dwupoziomowego domu przytulonego do skarpy.

– Rzeczywiście, to niesamowity widok.
– Kiedy przyjez˙dz˙ałam tu na wakacje, jeszcze

zanim urodziła się Rose, tata i Margaret zabierali
mnie często na piknik w to miejsce. Często zastana-
wiałam się, kto mieszka w tym domu. Nazywa się
Rajska Przystań – uśmiechnęła się Chloe. – Czy
moz˙esz sobie wyobrazić z˙ycie w rajskiej przystani?

– Myślę, z˙e jeśli się mieszka z odpowiednią oso-

bą, kaz˙de miejsce moz˙e być rajską przystanią.

– Czasami potrafisz mówić cudowne rzeczy

– spojrzała na niego z podziwem Chloe.

– To dlatego, z˙e ty mnie inspirujesz – powiedział,

pochylił się i pocałował ją. – Moglibyśmy stworzyć
naszą własną rajską przystań, gdybyś tylko zgodziła
się zostać moją z˙oną.

– Obiecałeś, z˙e na razie nie będziemy o tym

136

KATHRYN ROSS

background image

mówić – rzekła Chloe. – Dam ci odpowiedź, kiedy
wrócimy do domu.

– To było wczoraj – uśmiechnął się szeroko Ste-

ven, potrząsając głową. – Poniewaz˙ nie zawarliśmy
wtedy ostatecznej umowy, dziś pora renegocjować
warunki.

– Nie ma mowy! Moz˙esz uciekać się do takich

sztuczek z Renaldem, ale ze mną ci się nie uda
– powiedziała powaz˙nym tonem Chloe, w której
oczach Steven dostrzegł jednak wesołe iskierki.
– Apoza tym uwaz˙aj, bo mi zrujnujesz makijaz˙...

– Nie mam zamiaru uwaz˙ać. Jeśli mi natychmiast

nie obiecasz, z˙e za mnie wyjdziesz, wszyscy goście
się domyślą, co robiliśmy przed przyjazdem na lunch
do hotelu.

– Najpierw będziesz musiał mnie złapać – roze-

śmiała się Chloe, zrzuciła szybko pantofle na wyso-
kich obcasach, wyskoczyła z samochodu i, unosząc
ręką długą suknię, pobiegła ściez˙ką wiodącą na plaz˙ę.

Steven popędził za nią, ale biegła szybko, wywi-

nęła mu się zręcznie kilka razy, tak z˙e wcale nie łatwo
mu było ją dogonić.

Kiedy ją wreszcie pochwycił, objął mocno w talii,

z˙eby mu znów nie uciekła, i zaczął całować w usta,
w oczy i w szyję. Chloe zaśmiała się radośnie.

– Poddaję się – powiedziała, zarzucając mu ręce

na szyję. – Mam nadzieję, z˙e uda mi się poprawić
makijaz˙ w hotelowej toalecie.

– Niestety, to jeszcze nie wszystko – zapowiedział

Steven, porwał ją na ręce i poniósł w stronę wody.

– Steven! – wykrzyknęła Chloe z przeraz˙eniem

137

WIECZORY W LONDYNIE

background image

w oczach. – Z

˙

arty z˙artami, ale teraz posuwasz się juz˙

za daleko.

– Decyzja nalez˙y do ciebie – odparł z całym

spokojem Steven, trzymając ją tuz˙ nad wodą, która
obmywała mu czubki butów. – Wyobraź sobie tylko
miny gości weselnych, gdy cię ujrzą przemokniętą do
suchej nitki.

– Steven, nie rób tego, błagam cię...
On zaś pochylił nad nią głowę i pocałował tak

długo i namiętnie, z˙e nie mogła złapać tchu.

– Awięc, jaka jest twoja decyzja? Czy uczynisz

mi ten zaszczyt i zostaniesz panią Cavendish?

Chloe uśmiechnęła się wreszcie do niego z sercem

przepełnionym nieznanym jej dotąd uczuciem szczę-
ścia i pewności i pocałowała go.

– Czy w takiej sytuacji mogłabym odmówić?

– szepnęła.

138

KATHRYN ROSS

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Sześć miesięcy po ich powrocie z Irlandii Chloe

nadal miała wraz˙enie, z˙e wiruje na jakiejś magicznej
karuzeli.

Na jej palcu iskrzył się piękny diament. Steven dbał

o nią, był delikatny i... kochający. Tak, to prawda, z˙e ani
razu jej nie powiedział, z˙e ją kocha, ale Chloe starała się
utrwalić w pamięci ten moment na plaz˙y w Irlandii,
kiedy porwał ją na ręce i okręcał w kółko, całując czule
i namiętnie... Takie były jego oświadczyny i ten mo-
ment chciała zawsze pamiętać.

Tego wieczoru wybierali się do restauracji, z˙eby

omówić szczegóły ślubu, weekend zaś Chloe miała
spędzić w domu Stevena, gdyz˙ oboje chcieli o wszyst-
kim powiedzieć Beth.

Kiedy tylko ona się o tym dowie, nie będzie juz˙

odwrotu. Chloe podzieliła się tą myślą ze Stevenem
i poprosiła o parę tygodni zwłoki. Nie dlatego, z˙e
zamierzała się wycofać, ale po prostu chciała mieć
trochę czasu, zanim sama przywyknie do tej myśli
i wszyscy się dowiedzą o ich planach. Steven nie
protestował. Dlatego tez˙ dopiero poprzedniego dnia
kupili pierścionek, który tak bardzo cieszył Chloe,
gdy tylko chwytała wzrokiem jego blask.

background image

Na jej biurku zadzwonił telefon.
– Tu osobista asystentka Stevena Cavendisha

– powiedziała.

– Hej, Chloe, mówi Helen.
Ten znajomy głos zakłócił jej juz˙ tak dobrze

uporządkowany świat.

– Chyba powinnam ci pogratulować. Steven po-

wiedział mi, z˙e się pobieracie.

– Tak, to prawda – odrzekła Chloe, zastanawia-

jąc się, kiedy Seven widział się ostatnio z Helen
i przekazał jej tę informację. Nic jej o tym nie
wspomniał.

– Z

˙

yczę ci wszystkiego najlepszego w tym ukła-

dzie – powiedziała Helen. – Tak dobrze radzisz sobie
z Beth; Stevenowi ogromnie na tym zalez˙ało. Ateraz
proszę cię, połącz mnie z nim.

Chloe miała wielką ochotę powiesić słuchawkę,

ale wzięła się w garść i rzekła uprzejmie:

– Poczekaj chwilę, sprawdzę, czy jest w gabinecie.
Świetnie wiedziała, z˙e tak, ale nie była pewna, czy

Steven zechce rozmawiać z Helen. Przycisnęła guzik
wewnętrznego telefonu i powiedziała moz˙liwie bez-
namiętnym tonem:

– Steven, dzwoni do ciebie Helen Smyth-Jones.
Po chwili milczenia Steven rzekł:
– Okej, przełącz ją do mnie.
Chloe zastosowała się do jego prośby, po czym

siedziała bez ruchu, wpatrując się w telefon tak, jakby
nagle ujrzała w nim węz˙a. Czego Helen mogła od
niego chcieć? I dlaczego Steven nie wspomniał, z˙e
się z nią widział? Te dziwnie dobrane przez nią słowa

140

KATHRYN ROSS

background image

– ,,Z

˙

yczę ci wszystkiego najlepszego w tym ukła-

dzie’’ – brzmiały jej szyderczo w uszach. Zupełnie
tak, jakby Helen wiedziała, z˙e Steven nie kocha
Chloe, jakby znała warunki jego oświadczyn.

Światełko wskazujące, z˙e połączenie trwa, długo

się paliło, az˙ wreszcie zgasło. Chloe znowu poczuła
mrowienie i swędzenie skóry, które nawiedzało ją juz˙
od ponad tygodnia. Bardzo to było irytujące. Niedaw-
no, gdy Steven zastał ją rozcierającą sobie ramiona,
Chloe zaz˙artowała, z˙e chyba ma na niego alergię.
Jednak postanowiła skonsultować się z lekarzem
i zamówiła wizytę na dzisiejsze popołudnie o piątej
trzydzieści. Szybko skończyła pisanie listów, gdyz˙
zbliz˙ał się czas, kiedy powinna juz˙ wyjść z biura.

Do jej pokoju wszedł Steven i zapytał z roztarg-

nieniem:

– Czy masz te wyniki z Paryz˙a?
– Mam – powiedziała i podała mu odpowiedni

dokument.

– Dzięki... świetnie – rzekł i zamierzał wrócić do

swego gabinetu, kiedy Chloe go zagadnęła:

– Steven?
– Tak?
– Czego chciała Helen?
– Ach, w przyszłym tygodniu chce zaprosić swo-

ich klientów do Waterside i prosiła, z˙ebym poroz-
mawiał z Jamiem i polecił mu zapewnić wyjątkowo
dobrą obsługę... Jakbym nie miał dość innych spraw.
– Potrząsnął niecierpliwie głową. – Powiedziałem jej,
z˙e zadzwonię do restauracji, ale naprawdę nie mam
pojęcia, dlaczego ona sama nie moz˙e tego załatwić.

141

WIECZORY W LONDYNIE

background image

Steve zauwaz˙ył, z˙e Chloe znowu rozciera sobie

ramiona.

– Czy to pieczenie znowu ci dokucza?
– Juz˙ ci mówiłam. Mam na ciebie alergię.
– Nonsens – uśmiechnął się Steven. – Po prostu

płynie w tobie gorąca krew. Ale chyba jednak powin-
naś się poradzić lekarza. Kto wie, moz˙e zaraziłaś się
czymś od Beth, na przykład ospą wietrzną?

– Na pewno nie, juz˙ ją przechodziłam, a poza tym

Beth takz˙e byłaby chora. Ale umówiłam się, z˙e
w drodze do domu wpadnę do doktora Hallowella.
Mam nadzieję, z˙e przepisze mi jakąś maść. To chyba
jednak alergia, moz˙e na proszek do prania.

– Dobrze, z˙e idziesz do lekarza – kiwnął głową.

– Aja muszę w piątek polecieć do Paryz˙a. Chcę
sprawdzić, jak funkcjonuje jedna z naszych nowych
restauracji. Wrócę w sobotę wieczorem. Czy mog-
łabyś zastąpić mnie w biurze i w domu z Beth?
Nowa niania niestety nie moz˙e przyjść na piątek
i sobotę, ma wykupiony bilet na jakieś rodzinne
spotkanie.

– Nie ma sprawy, poradzę sobie.
– Bardzo ci dziękuję, kochanie. Zapakuj więcej

ciuszków, chciałbym, z˙ebyś została trochę dłuz˙ej.
I, oczywiście, weź ze sobą coś szałowego. Kiedy
wrócimy z Paryz˙a, zabieram ciebie i Beth na
lunch.

– Przepraszam? Co takiego powiedziałeś?
– Chyba pamiętasz, z˙e podczas weekendu mamy

powiedzieć Beth o naszych planach? – zapytał z nut-
ką niecierpliwości w głosie.

142

KATHRYN ROSS

background image

– Oczywiście, z˙e pamiętam. Tylko z˙e... powie-

działeś teraz: ,,kiedy wrócimy z Paryz˙a’’.

– Naprawdę? – wzruszył ramionami Steven.

– Chciałem oczywiście powiedzieć: kiedy wrócę.

Chloe odniosła wraz˙enie, z˙e mówiąc to, trochę się

zawahał. Serce zakłuło ją na myśl, z˙e coś przed nią
ukrywa.

Wracając do swego gabinetu, Steven zastanawiał

się, czy to przejęzyczenie ujdzie mu na sucho.

W poczekalni doktora Hallowella Chloe udawała,

z˙e z zainteresowaniem przegląda wyłoz˙one na stoliku
kolorowe magazyny, tak naprawdę jednak nie po-
trafiła się skupić i cały czas pobrzmiewała jej w gło-
wie ostatnia rozmowa ze Stevenem.

Czy to był zbieg okoliczności, z˙e Steven postano-

wił nagle polecieć na noc do Paryz˙a akurat po rozmo-
wie z Helen? To podejrzenie nie dawało jej spokoju.

Alez˙ nie, usiłowała raz po raz to sobie wyper-

swadować. Po prostu się przejęzyczył, a ona od razu
robi z igły widły. Ale jednocześnie Steven jakoś
dziwnie unikał jej wzroku i to równiez˙ było powodem
jej udręki.

Wreszcie recepcjonistka wywołała jej nazwisko

i Chloe niemal z uczuciem ulgi weszła do gabinetu,
zadowolona, z˙e będzie teraz musiała zmienić temat
swoich myśli.

Jednak wkrótce okazało się, z˙e stanęła przed jesz-

cze jednym, zupełnie innym problemem.

143

WIECZORY W LONDYNIE

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Ciąz˙a... Chloe powtarzała sobie to słowo, lez˙ąc

zwinięta na kanapie w swoim mieszkaniu w stanie
bliskim szoku. Zgoda, okres jej się spóźniał, ale to juz˙
się zdarzało. Nie przyszło jej w ogóle do głowy, z˙e
jest w drugim miesiącu ciąz˙y. Przeciez˙ tylko swę-
działa ją trochę skóra, nic więcej. Co to mogło mieć
wspólnego z ciąz˙ą?

Lekarz na podstawie wywiadu powiedział jej, z˙e

jest to prawdopodobnie reakcja hormonalna i polecił
konsultację u ginekologa.

Chloe spojrzała na zegarek. Mniej więcej za go-

dzinę Steven miał po nią przyjechać. Zostało jej juz˙
niewiele czasu, musiała się dobrze zastanowić, co
i jak mu powiedzieć...

Nigdy nie rozmawiali o własnych dzieciach.

Chloe słyszała od niego, z˙e pragnął mieć ich duz˙o ze
Stephanie, ale wiedziała tez˙, z˙e kochał swoją z˙onę.
I nagle poczuła w sercu i w umyśle dojmujący brak
tych dwóch słów – ,,kocham cię’’. Przez kilka tygo-
dni od powrotu z Irlandii nadal z˙yła w świecie
marzeń, powtarzając sobie, z˙e pewnego dnia Steven
ją pokocha... ale co będzie, jeśli się tak nie stanie?
Mogła wprawdzie zaryzykować i wyjść za niego,

background image

mimo z˙e jej nie kochał, ale gdy w grę wchodziło
dziecko, sprawa przedstawiała się zgoła inaczej.

Powinna mieć trochę czasu do namysłu, przynaj-

mniej jedną noc. Ale było juz˙ za późno, Steven
z pewnością jest w drodze do niej. Chloe nie miała
wyjścia, musiała się przygotować do tego wieczoru
najlepiej, jak to tylko moz˙liwe. Wzięła szybki prysz-
nic, włoz˙yła kostium w kolorze ciemnego bzu i roz-
puściła włosy.

Przeglądając się w lustrze, zdziwiła się, z˙e tak

ładnie wygląda – po prostu promiennie. I z˙e chyba
nawet troszeczkę schudła. Jak to moz˙liwe? – za-
stanawiała się.

Czyz˙by lekarz się pomylił?
Steven przyjechał dziesięć minut przed czasem.

Wbiegł na górę po schodach, przeskakując po dwa
stopnie, odświez˙ony i zrelaksowany, w jasnoszarym
ubraniu, w którym prezentował się po prostu fantas-
tycznie.

– Jak ci poszło u doktora Hallowella? – zapytał od

progu.

– W porządku – odrzekła Chloe z nieco wymu-

szonym uśmiechem. – Tak jak przypuszczałam, mam
na ciebie alergię. Doktor kazał nam natychmiast
przerwać wszelkie kontakty, inaczej moz˙e się to
skończyć tragicznie.

– Stanowczo domagam się drugiej opinii najlep-

szego specjalisty – powiedział Steven, uśmiechając
się do niej szeroko. – Nie myśl sobie, z˙e uda ci się
wywinąć od małz˙eństwa.

*

145

WIECZORY W LONDYNIE

background image

W Waterside było tłoczno jak zawsze, ale kierow-

nik sali natychmiast zaprowadził ich do zarezerwo-
wanego stolika.

Studiując kartę, Chloe przypomniała sobie, jak

jedli tu kolację w jej ostatnie urodziny. W najśmiel-
szych marzeniach nie wyobraz˙ała sobie wtedy, z˙e
zaledwie sześć tygodni później będzie tu znów sie-
działa z pierścionkiem zaręczynowym na palcu i... ze
świadomością, z˙e jest w ciąz˙y.

Gdy kelner nalewał szampana, Chloe przemknęło

przez myśl, z˙e nie powinna pić alkoholu, zanim więc
odszedł, zwróciła się do niego:

– Poproszę o butelkę wody mineralnej.
– Juz˙ przynoszę – odrzekł.
Chloe uśmiechnęła się do Stevena i powiedziała:
– Jak Beth sobie radzi z nową nianią?
– Dobrze. Polubiła Paulę. Jak zawsze, dobrze

wybrałaś...

To była ostatnia kandydatka na jej liście i Chloe od

razu się spodobała.

– Ateraz – Steven uniósł swój kieliszek z szam-

panem – wypijmy za nasz czerwcowy ślub.

– Jak to – spojrzała na niego z niedowierzaniem

Chloe – przeciez˙ jest juz˙ połowa czerwca!

– Więc najwyz˙szy czas, z˙ebyśmy ustalili datę.
Chloe nie miała nic przeciwko temu i pomyślała,

z˙e w obecnej sytuacji im szybciej, tym lepiej. Jednak
nie mogła planować niczego konkretnego, dopóki nie
powie mu, co się wydarzyło, a na to nie była jeszcze
gotowa.

Kiedy kelner przyjął ich zamówienie, próbo-

146

KATHRYN ROSS

background image

wała zmienić temat, ale Steven nie dawał za wy-
graną.

– Aco byś powiedziała na lipiec?
– Sama nie wiem...
Z opresji wybawił ją Jamie, który podszedł do ich

stolika i szepnął coś do Stevena.

– Przepraszam cię, Chloe, ale Jamie chce zamie-

nić ze mną parę słów w swoim pokoju. Wybacz, zaraz
wracam.

Popijając wodę mineralną, Chloe biła się z myś-

lami, czy moz˙e powinna jednak wyznać mu swoją
tajemnicę i zobaczyć, jak on na to zareaguje?

Rozmyślania przerwał jej dzwonek komórki Ste-

vena, którą zostawił na stoliku.

Chloe zobaczyła na wyświetlaczu, z˙e dzwoni He-

len. Po sekundzie wahania przycisnęła guzik połą-
czenia.

– Witaj, kochanie, chciałam tylko zamienić parę

słów w związku z Paryz˙em... – zaszczebiotała Helen.

Chloe pod wpływem impulsu rozłączyła rozmowę

i wstrząśnięta siedziała chwilę bez ruchu. Nagle
skojarzyła sobie z tym telefonem przejęzyczenie się
Stevena. Awięc on zabiera Helen do Paryz˙a! Na myśl
o tym przeszył ją zimny dreszcz.

– Ktoś do mnie dzwonił? – wyrwał ją z zadumy

głos Stevena. Chloe nawet nie zauwaz˙yła, z˙e wciąz˙
ściska w ręku jego komórkę.

– Tak – wykrztusiła z trudem.
– Kto?
– Nie wiem – skłamała, oddając mu telefon, który

zaraz znowu zadzwonił.

147

WIECZORY W LONDYNIE

background image

Steven jednak nie odpowiedział, wyłączył tylko

komórkę i odłoz˙ył ją na stolik.

– To z pewnością nie było nic waz˙nego – powie-

dział, spoglądając na nią z uśmiechem. – Chloe, czy
wszystko w porządku? – zaniepokoił się, widząc, z˙e
pobladła.

Słyszała, z˙e mówi do niej, ale jego głos docierał do

niej jakby z daleka.

– Czy moglibyśmy stąd wyjść? – zapytała. – Tro-

chę mi niedobrze.

– Oczywiście – odparł Steven i ruchem ręki przy-

wołał kelnera.

Chloe, która czuła, z˙e musi natychmiast znaleźć

się na świez˙ym powietrzu, nie czekając na Stevena
zeszła na dół i wyszła z restauracji. Było juz˙ ciemno
i siąpił drobny deszczyk. Podeszła do balustrady
i przyglądając się grze świateł odbijających się w rze-
ce, zaczęła się zastanawiać, dlaczego ten incydent
zabolał ją do z˙ywego. Przeciez˙ od początku wiedzia-
ła, z˙e Steven jej nie kocha, z˙e zawiera z nią tylko
pewien układ...

– Chloe, przemokniesz do suchej nitki – odezwał

się Steven, który właśnie przy niej stanął i okrył ją
swoją marynarką. – Co się stało, skarbie?

– Nie mogę za ciebie wyjść, Steven. – Jej głos

zabrzmiał nieoczekiwanie czysto, chłodno i spokoj-
nie. – Przepraszam... po prostu nie mogę. Zmieniłam
zdanie.

– Nie, nie zmieniłaś – potrząsnął głową Steven.

– Po prostu jesteś trochę zdenerwowana, to wszyst-
ko...

148

KATHRYN ROSS

background image

– Steven, mówię powaz˙nie – powiedziała, usiłu-

jąc zsunąć z palca pierścionek zaręczynowy.

– Chodź, kochana, porozmawiamy w samocho-

dzie – powstrzymał ją Steven. – To są zbyt powaz˙ne
sprawy. Zastanów się, co robisz. Potrzebuję cię,
Chloe, i Beth cię potrzebuje... Dlaczego to robisz?

– Ten telefon przed chwilą, to była Helen – wy-

rwało się Chloe, która nie była juz˙ w stanie dłuz˙ej
dusić w sobie prawdy. – Chciała porozmawiać z tobą
o Paryz˙u.

– Dlaczego Helen chciała rozmawiać ze mną

o Paryz˙u? – zmarszczył brwi Steven.

– Mam nadzieję, z˙e ty mi to wyjaśnisz. Daj spo-

kój, Steven, nie rób ze mnie idiotki. Zabierasz ją do
Paryz˙a, czy nie tak?

– Alez˙ skąd! – zdumiał się Steven. – Dziwię się,

z˙e ci to przyszło do głowy.

– Naprawdę? Myślę, z˙e ty ją ciągle kochasz.

Zamówiłeś nawet dla niej czerwone róz˙e, po tym,
kiedy juz˙ niby się rozstaliście. Kwiaciarnia miała je
dostarczyć do ciebie do domu. Przeciez˙ sama to
załatwiałam.

– Ach, te róz˙e! – wykrzyknął Steven. – One wcale

nie były dla Helen, tylko dla mojej siostry Maddi.
Oboje z męz˙em przyjechali do mnie na kilka dni
świętować rocznicę swojego ślubu.

Chloe zrobiło się trochę głupio, z˙e o tym w ogóle

wspomniała.

– Ale pozostaje faktem, z˙e nadal widujesz się

z Helen – powiedziała juz˙ spokojniej. – Nie kłam,
Steven, przeciez˙ słyszałam, co mówiła.

149

WIECZORY W LONDYNIE

background image

Steven wyjął z kieszeni komórkę.
– Nie wiem, czego chciała, ale zaraz to wyjaś-

nimy – powiedział i nacisnął kilka przycisków.

– Hej, Helen, mówi Steven. Dzwoniłaś do mnie

przed chwilą. O co ci chodziło? – zapytał szorstko.
– Aha, rozumiem – potrząsnął głową. – Mogłabyś to
powtórzyć? – poprosił i szybko przyłoz˙ył telefon do
ucha Chloe.

– Kiedy powiedziałeś mi dziś rano, z˙e lecisz do

Paryz˙a, pomyślałam, z˙e moz˙e przywiózłbyś mi stam-
tąd moje ulubione perfumy. Teraz nie moz˙na ich tu
dostać, i...

Steven wycofał telefon, przerwał połączenie

i schował komórkę do kieszeni spodni.

– Jak mogłaś pomyśleć, z˙e widuję się z Helen za

twoimi plecami? – zapytał.

– Przepraszam cię, Steven, bardzo mi wstyd.

Wiem, z˙e jesteś człowiekiem honoru i z˙e uwielbiasz
swoją córkę...

– I uwielbiam moją narzeczoną – przerwał jej

Steven stłumionym głosem. – Nigdy bym cię nie
skrzywdził, Chloe, i nie zniósłbym tego, gdybym cię
miał stracić... Kocham cię.

– Jak to... – wymamrotała Chloe, otwierając sze-

roko oczy ze zdumienia. – Ty mnie kochasz?

– Oczywiście, z˙e cię kocham.
– Och, Steven – zarzuciła mu ręce na szyję. – Ja

tez˙ cię kocham.

Nie bacząc na deszcz, zaczęli się całować i przytu-

lać do siebie tak, z˙e ich serca biły jednym, mocnym,
przyspieszonym rytmem. Dopiero po dłuz˙szej chwili

150

KATHRYN ROSS

background image

Steven wypuścił Chloe z objęć i pociągnął do samo-
chodu.

Gdy siedzieli juz˙ bezpiecznie w środku, zwrócił

się do niej z uśmiechem:

– To o czym my właściwie rozmawialiśmy?
– Mówiłeś mi, jak bardzo mnie kochasz – szep-

nęła Chloe. – Amnie wciąz˙ trudno w to uwierzyć.

– Myślałem, z˙e nie wierzysz w miłość – rzekł

Steven, przekomarzając się z nią.

– Chyba się nawróciłam – zaśmiała się Chloe.
– Aja przez cały czas tak bardzo się pilnowałem,

z˙eby mi się nie wyrwało to słowo na ,,m’’, zwłaszcza
wtedy, kiedy ci się oświadczałem.

– Kochałeś mnie juz˙ wtedy? Aja myślałam, z˙e

zawierasz ze mną po prostu taką praktyczną umowę.

– Nigdy w z˙yciu – potrząsnął głową Steven. – Ba-

łem się tylko, z˙e cię wystraszę. Robiłem wszystko,
z˙eby cię zatrzymać... być z tobą na zawsze... Nie
masz pojęcia, jak bardzo jesteś mi bliska i jakie
wzbudzasz we mnie uczucia. I dodam jeszcze, z˙e
nigdy nie kochałem Helen – powiedział i czule poca-
łował ją w usta. – Nigdy nie czułem do niej tego, co
czuję do ciebie. Ale muszę ci oddać, z˙e w sprawie
Paryz˙a miałaś trochę racji.

Mówiąc to, odsunął się od niej, sięgnął do skryt-

ki w tablicy rozdzielczej samochodu i wyjął z niej
długą kopertę.

– Co to jest? – zainteresowała się Chloe.
– Nasze bilety na samolot i szczegóły podróz˙y.

Do Paryz˙a zabieram ciebie, skarbie. To miała być
niespodzianka, trochę się tylko wygadałem, kiedy

151

WIECZORY W LONDYNIE

background image

powiedziałem ,,my’’. Juz˙ nigdy więcej nie będę pró-
bował wywieść cię w pole. Przyrzekam!

– Tak bardzo cię kocham, Steven, i tak się cieszę.

Ale ja tez˙ mam dla ciebie niespodziankę – dodała
cicho, niemal nieśmiało.

– Co takiego? – dopytywał się Steven.
– No więc... po pierwsze... wspominałeś coś

o ślubie w czerwcu?

– Tak?
– Więc myślę, z˙e to moz˙e dobry pomysł... bo

widzisz... – wzięła głęboki oddech – mam ci coś
waz˙nego do zakomunikowania. Steven, jestem
w drugim miesiącu ciąz˙y. Dzisiaj się dowiedziałam.

Przez moment wyglądał jak poraz˙ony piorunem,

ale zaraz jego twarz opromienił uśmiech bezgranicz-
nego szczęścia.

– Kochanie, to cudownie, wprost trudno mi uwie-

rzyć.

– Nie obawiasz się, z˙e Beth będzie niezadowolona,

z˙e pojawi się jakiś mały braciszek czy siostrzyczka?

– Niezadowolona? – roześmiał się Steven. – Bę-

dzie niesamowicie szczęśliwa, tak jak ja.

Przyciągnął ją do siebie i pocałował mocno, z wiel-

ką miłością.

– Wiesz, chyba jednak znalazłam swoją rajską

przystań – szepnęła Chloe, zamykając oczy.

152

KATHRYN ROSS


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
0647 Ross Kathryn Ślub w Rzymie
Ross Kathryn Noce w Paryżu(2)
Harlequin Temptation 025 JoAnn Ross Rycerz w lśniącej zbroi
025 odpowiedzialnosc cywilnaid 4009 ppt
p03 025
CIEMNOŚĆ TERAZ PANUJE, Wiersze Teokratyczne, Zakańczające wieczorne czaty
WASZE POWIEKI, Wiersze Teokratyczne, Zakańczające wieczorne czaty
+Scenariusz-Jaselka wieczor wigilijny 14, teatr, scenariusze
Kw szczawiowy, WNOŻCiK wieczorowe, semestr V, toksykologia
SUBSTANCJE KONSERWUJACE, WNOŻCiK wieczorowe, semestr V, toksykologia
P32 025
025 teatroterapia Dziobak
P23 025
AB 4117 01 025
Wieczór wzruszeń i życzeń, scenariusze, głębiej, grupowe, Gimnazjum
wieczornica, teksty, scenariusze
GOSPODARKA ŻYWNOSCIOWA - w-d 1, WNOŻCiK wieczorowe, semestr I, gospodarka żywnościowa

więcej podobnych podstron