DONNALEON
STRÓJNAŚMIERĆ
(Przełożyła:MariaOlejniczak-Skarsgard)
NOIRSURBLANC
1998
Rozdział1
Pantofelbyłczerwonyjaklondyńskiebudkitelefoniczneczynowojorskie
wozystrażackie,alenieteskojarzenianasunęłysięczłowiekowi,który
zauważyłgopierwszy.Pomyślałoferraritestarossazkalendarzawiszącegow
pokoju,gdzieprzebieralisięrzeźnicy,otymznagąblondynkąwyciągniętąna
mascewtakiejpozie,jakbynamiętniekochałasięzlewymreflektorem.Pantofel
leżałnaboku,niemaldotykającszpicemplamyropy,jednejzwielu,którymi
pokrytybyłterenzabudynkiemrzeźni.Mężczyznazobaczyłbutizaraz,
oczywiście,nasunęłomusiętakżeskojarzeniezkrwią.
Wielelattemu,nadługozanimMargherastałasiękwitnącym-choć
możeniejesttonajwłaściwszeokreślenie-miastemprzemysłowymwe
Włoszechizanimrafinerienaftoweizakładychemicznewyrosłynarozległych
podmokłychterenachpodrugiejstronielaguny,nadktórąleżyWenecja,perła
Adriatyku,wydanopozwolenienazbudowanierzeźni.Betonowybudynek,
długiisurowy,byłogrodzonywysokąsiatką.Byćmoże,ogrodzeniepostawiono
wdawnychczasach,gdypopiaszczystychdrogachpędzonoowceibydłona
ubój.Amożepierwotnymzamierzeniembyłouniemożliwieniezwierzętom
ucieczki,gdywprowadzanojenarampę,poganianobatamiipędzonona
spotkaniezprzeznaczeniem.Obecnieprzywożonojeciężarówkami,
zajeżdżającymityłempodrampę,którejwysokieboczneścianyuniemożliwiały
ucieczkę.Niktniemiałochotyzbliżaćsiędorzeźniidlategoogrodzeniebyło
właściwiezbyteczne.Zapewneztegopowoduniereperowanorozległychdziur
wsiatce,przezktórenocąprzedostawałysiępsy,zwabioneodorem
wydobywającymsięzbudynkuitęskniewyjącezatym,co,jakwiedziały,
znajdujesięzabetonowymiścianami.
Wokółrzeźnirozciągałysiępustepola;fabrykistałyzdalaodniskiego
betonowegobudynku,takjakbyprzestrzegałytaburówniesilnegojakgłoskrwi.
Fabrycznebudynkitrzymałysięwoddaleniu,alezabójczewyciekiiodpływy,
wydobywającesięznichiprzesączającesiędoziemi,naruszałytotabuico
rokuprzenikałybliżejrzeźni.Pośródbagiennychtrawwydobywałysięz
czarnegoszlamubąble,anapowierzchnikałuż,którenieznikałynawetpodczas
wyjątkowejsuszy,lśniławarstwaropymieniącasiępawimibarwami.Choć
budynekrzeźniotaczałazatrutaprzyroda,łudzibardziejprzerażałoto,cosię
działowśrodku.
But,czerwonypantofel,leżałnabokujakieśstometrówzarzeźnią,tużza
ogrodzeniem,nalewooddużejkępywysokiejtrawymorskiej,którarosła
bujnie,żywiącsiętruciznamibąbli,przenikającymidojejkorzeni.Wupalny
sierpniowyponiedziałek,ojedenastejtrzydzieści,krępymężczyznaw
obryzganymkrwiąskórzanymfartuchuotworzyłzamaszystymruchem
metalowedrzwiztyłurzeźniistanąłwprażącymsłońcu.Zzajegopleców
popłynęłyfalegorąca,smroduiwyciazwierząt.Żarzniebaniepozwalał
odczuć,żenazewnątrzjestchłodniej,aletuprzynajmniejsmródwnętrzności
byłmniejodrażającyiniesłyszałosięrykuipisku,tylkoszumsamochodówna
odległejokilometrszosie,którymituryścinapływalidoWenecjinaświęto
Ferragosto.
Pochylającsię,byznaleźćsuchemiejsceudołufartucha,rzeźnikwytarł
zakrwawionądłoń,apotemzkieszenikoszuliwyjąłpaczkęnazionale.
Plastykowązapalniczkązapaliłpapierosaigłębokowciągnąłdym,delektując
sięzapachemiostrymsmakiemtaniegotytoniu.Gardłowewycie,dobiegające
przezdrzwi,kazałomuodejśćodbudynkuwstronęogrodzenia,gdziemógł
znaleźćtrochęcieniapoddrobnymiliśćmizaledwieczterometrowejakacji.
Stojącwcieniu,odwróciłsiętyłemdobudynkuipatrzyłwdal,nalas
kominówfabrycznychciągnącychsięwstronęMestre.Zniektórychwydobywał
sięogień,zinnychszaryizielonawydym.Lekkiwiatr,zbytsłaby,bydałsię
odczućnaskórze,niósłchmurydymuwjegokierunku.Rzeźnikzaciągnąłsięi
spojrzałwdół,naziemiępodstopami,jakzawszebaczniesprawdzając,gdzie
postawinogęnatychpolach.Tużzaogrodzeniemzobaczyłleżącynabokubut.
Butbyłzrobionyzjakiegośmateriału,niezeskóry.Zjedwabiu?Atłasu?
BettinoColanieznałsięnatym,alewiedział,żeżonamaparętakichpantofli,
zaktórezapłaciłaponadstotysięcylirów.Żebyzarobićtylepieniędzy,onmusi
zabićpięćdziesiątowiecalbodwadzieściacielaków,aonawydajetakąsumęna
pantofle,którerazmananogach,apotemwrzucadoszafyinigdywięcejnie
ogląda.
Ponieważpiekielnykrajobrazniemiałwsobienic,comogłoprzykuć
jegouwagę,zacząłuważniejprzyglądaćsiębutowi.Zrobiłkrokwlewoi
spojrzałnaniegopodinnymkątem.Choćbutprawiedotykałdużejkałużyropy,
okazałosię,żeleżynaskrawkusuchejziemi.Colazrobiłnastępnykrokwlewo,
cospowodowało,żestanąłwpełnymsłońcu,izacząłszukaćwzrokiemdrugiego
pantofla.Podkępątrawzauważyłcośpodłużnego,cowyglądałonapodeszwę.
Upuściłpapierosaiwbiłgoczubkiembutawmiękkąziemię,anastępnie
przeszedłkilkametrówwzdłużpłotu,niskosiępochyliłiprzeczołgałprzezdużą
dziuręwsiatce,uważając,byniezahaczyćosterczącekawałkizardzewiałego
drutu.Wyprostowałsięipodszedłdopierwszegobuta,spodziewającsię,że
znalazłszyparę,będziemiałznichjakąśkorzyść.
-Robadiputtana-wymamrotałpodnosem,widzącobcas,wysokijak
paczkapapierosówwjegokieszeni;tylkokurwamożewłożyćcośtakiego,
pomyślał.Pochyliłsięipodniósłpantofel,uważając,żebyniedotknąćgood
zewnątrz.Jegooczekiwaniasięspełniły:butniewpadłdokałużyropyibył
czysty.Colazrobiłkilkakrokówwprawo,pochyliłsięidwomapalcami
chwyciłzaobcasdrugiegobuta,chybawbitegowkępętrawy.Osunąłsięna
kolano,patrzącuważnie,gdzieklęka,imocnopociągnąłzaobcas.Butprzesunął
się,alegdyBettinoColauprzytomniłsobie,żeściągnąłgozludzkiejnogi,
poderwałsię,odskoczyłnabokiupuściłznalezionywpierwbut,który
wylądowałwczarnejkałuży,choćudałomusięprzezcałąnocuniknąćtakiego
losu.
Rozdział2
Dwadzieściaminutpóźniejpojawiłasiępolicjawdwóchniebiesko-
białychsedanachzeSquadraMobilepodległejkomendziewMestre.Placna
tyłachrzeźniwypełniłsięjużludźmi,którychwywiodłonasłońce
zaciekawienieinnegorodzajumordem.Cola,gdytylkozobaczyłbutipasującą
doniegostopę,woszołomieniupobiegłdobudynkuiwpadłdobiura
brygadzisty,żebypowiedziećmu,żenapoluzapłotemznalazłmartwąkobietę.
Colabyłdobrympracownikiemipoważnymczłowiekiem,więc
brygadzistauwierzyłmuinatychmiastzadzwoniłpopolicję,niewychodzącna
zewnątrzinieupewniającsięoprawdziwościjegosłów.Pozostalipracownicy,
którzywidzieli,jakkolegawbiegadobudynku,podeszlidoniegociekawi,co
sięstało.Brygadzistaopryskliwymtonemkazałimwrócićdopracy:samochody
chłodnieczekałynazaładowanieiniktniemiałczasunapogawędkiojakiejś
dziwce,którejpoderżniętogardło.
Oczywiście,nienależałorozumiećtegodosłownie-Colapowiedział
tylkotyle,żeznalazłbutiwidziałstopę.Alepolawokółfabrykmiałyswoją
renomęwśródmężczyznpracującychwtychfabrykach-iwśródkobiet
pracującychnatychpolach.Jeśliktóraśznichzostałazakatrupiona,tozapewne
byłajednąztychwypacykowanychzdzir,którepóźnympopołudniemstałyprzy
drodzełączącejterenyprzemysłowezMestre.Popracy,wdrodzedodomu,
dlaczegoczłowiekmiałbyniezatrzymaćsięnachwilęinieodbyćkrótkiej
przechadzkiwstronękocarozłożonegoprzykępietraw?Numerekbyłszybki,a
oneniechciałyodciebienicpróczdziesięciutysięcylirówi,jaktosięzdarzało
corazczęściej,byłyblondynkamizEuropyŚrodkowej,takbiednymi,żenie
mogływymagaćodciebiestosowaniażadnychśrodków-wprzeciwieństwiedo
włoskichdziewczynzViaCappuccina-apozatymodkiedydziwkamówi
mężczyźnie,coijakmarobić?Taprawdopodobnietakpostąpiła,zabardzona
niegonaciskała,aonjejdołożył.Przyjdąnastępne,każdegomiesiącacoraz
liczniejprzekraczajągranicę.
Zajechałypolicyjnesamochodyizkażdegowysiadłumundurowany
funkcjonariusz.Poszliwstronęgłównegowejścia,alebrygadzistawyszedłim
naprzeciw,nimdotarlidodrzwi.ZajegoplecamistanąłCola,pełenpoczucia
własnejważności,skoroznalazłsięwcentrumuwagi,iwciążtrochęstruty
widokiemtejnogi.
-Topannaswzywał?-spytałpolicjant.Miałokrągłątwarzlśniącąod
potuipatrzyłnabrygadzistęzzaciemnychokularów.
-Tak.Napoluzarzeźniąleżymartwakobieta.
-Widziałjąpan?
-Nie.-BrygadzistaodsunąłsięnabokigestemrękikazałColipodejść
bliżej.-Onjąwidział.
Policjantkiwnąłgłowąinatenznakjegokolegazdrugiegosamochodu
wyjąłniebieskinoteszkieszenikurtki,otworzyłgo,zdjąłnasadkępióraiczekał
zrękąuniesionąnadkartkąpapieru.
-Pananazwisko?-zapytałpierwszypolicjant,kierujączasłonięte
okularamioczynarzeźnika.
-Cola,Bettino.
-Adres?
-Pocowamjegoadres?-wtrąciłsiębrygadzista.-Tamleżymartwa
kobieta.
PolicjantoderwałwzrokodColiilekkopochyliłgłowę,abyspojrzećzza
okularównabrygadzistę.
-Onanamnieucieknie-odparłiznowuspojrzałnaColę,powtarzając
pytanie:-Adres?
-Castello3453.
-Jakdługopantupracuje?
-Piętnaścielat.
-Októrejprzyjechałpandziśdopracy?
-Osiódmejtrzydzieści.Jakzwykle.
-Dlaczegoposzedłpannapole?
Sądzącposposobie,wjakipierwszypolicjantzadawałpytania,adrugi
zapisywałodpowiedzi,Colaodniósłwrażenie,żegoocośpodejrzewają.
-Żebyzapalićpapierosa-odpowiedział.
-Wśrodkusierpniawyszedłpannapełnesłońce,żebyzapalićpapierosa?
-Tongłosupolicjantaświadczyłotym,żeuważaColęzaszaleńca.Albo
kłamcę.
-Miałemprzerwę-odparłColaznarastającąniechęcią.-Zawsze
wychodzęwtedynadwór.Chcęuwolnićsięodzapachu.
Nadźwięktegosłowapolicjancipoczuliwpowietrzusmródiskierowali
głowywstronębudynku,atenznotesemwrękuniemógłpowstrzymać
bezwiednegoskurczunozdrzy.
-Gdzieonależy?
-Tużzapłotem,podkępątraw.Dlategowpierwszejchwilijejnie
zauważyłem.
-Dlaczegopandoniejpodszedł?
-Bozobaczyłembut.
-Żeco?
-Zobaczyłembut.Napolu.Apotemzobaczyłemdrugi.Pomyślałem,że
mogąbyćwdobrymstanie,więcprzeszedłemprzezdziuręwpłocie,żebyje
zabrać.
Przyszłominamyśl,żemogąspodobaćsiężonie.-Kłamał.Przyszłomu
namyśl,żemożejesprzeda,aleniechciałujawnićtegoprzedpolicjantami.
Kłamstwobyłodrobneicałkowicieniewinne,choćpierwszezwielu,jakie
policjamiałausłyszećnatemattegobutaiosoby,któragonosiła.
-Apotem?-ponagliłColępierwszypolicjant,gdynieusłyszałnic
więcej.
-Potemprzyszedłemzpowrotemtutaj.
-Nie,nie-zaprotestowałtamten,zirytacjąpotrząsającgłową.-Chodzi
mioto,cosiędziałowcześniej.Copanzrobił,gdyzobaczyłbutitękobietę?
Colapospiesznieopowiedziałcałąhistorię,chcącjaknajszybciej
zakończyćtęsprawę.
-Podniosłemjedenbut,apotemdostrzegłemdrugi.Leżałpodkępątraw.
Pociągnąłemzaniego,aleniechciałsięruszyć.Sądziłem,żewcośsięwbił,
więcponowniepociągnąłemiwtedysięzsunął.-Colaprzełknąłślinęrazi
drugi.-Miałagonanodze.Dlategoniechciałsięruszyć.
-Długopantamstał?
TymrazemtoColauważał,żemaprzedsobąszaleńca.
-Gdzieżby!Zaraztuprzybiegłem,opowiedziałemwszystko
Banditellemu,aonwezwałwas.
Brygadzistakiwnąłgłowąnapotwierdzenieprawdziwościtychsłów.
-Czypanprzechadzałsiękołotegomiejsca?-dopytywałsiępierwszy
policjant.
-Czysięprzechadzałem?
-Stałpantamchwilę?Zapaliłpapierosa?Cośrzuciłnaziemię?
Colazdecydowaniepotrząsnąłprzeczącogłową.Drugifunkcjonariusz
przewróciłkartkęwnotesie,apierwszypowiedział:
-Proszęoodpowiedź.
-Nie.Nicztychrzeczy.Zobaczyłemją,upuściłembutiposzedłemdo
budynku.
-Czypanjejdotknął?
Colaspojrzałnapolicjantazezdumieniem.
-Onabyłamartwa-odparł.-Jasne,żejejniedotknąłem.
-Przecieżdotknąłpanjejstopy-wtrąciłdrugipolicjant,zerkającw
notatki.
-Niedotknąłemjejstopy-zaprzeczyłCola,niemającpewności,czy
rzeczywiścietakbyło.-Dotknąłembuta,aonzsunąłsięzestopy.-Ijeszczenie
mógłpowstrzymaćsięprzedzadaniempytania:-Pocomiałbymjejdotykać?
Obajpolicjancipominęlitomilczeniem.Pierwszyodwróciłsięikiwnął
głowąnadrugiego,któryszybkimruchemzamknąłnotes.
-Nodobra,niechpannampokaże,gdzieonajest.
Colastałjakbywrośniętywziemięikręciłnabokigłową.Plamykrwina
przodziefartuchawyschłynasłońcuiprzyciągnęłychmaręmuch.Niepatrząc
napolicjanta,powiedział:
-Leżytamzabudynkiem.Trzebaprzejśćprzezdużądziuręwsiatce.
-Chciałbym,żebypanpokazałnamtomiejsce-nalegałpolicjant.
-Przecieżwampowiedziałem,gdzietojest-odpaliłmuCola
podniesionymgłosem.
Policjanciwymienilispojrzenia,któremiałyoznaczać,żeniechęćColi
jestwymownaiwartazapamiętania.Zachowalijednakmilczenie,odwrócilisięi
poszliwzdłużbudynku.
Byłojużpołudnie,słońcewaliłowpłaskiedenkapolicyjnychczapek.
Obajfunkcjonariuszemieliwłosymokreodpotu,któryspływałimkropelkami
poszyjach.Gdywyszlinatyłyrzeźni,zobaczylidużądziuręwogrodzeniui
skierowalisięwjejstronę.Zzaplecówdobiegłyichludzkiegłosy,przemieszane
znieustającymirykamiibeczeniemkonającychzwierząt.Policjanciodwrócili
sięizobaczylipięciulubsześciumężczyzn,wfartuchachtaksamojakuColi
poplamionychzakrzepłąkrwią,którzystalizbiciwgrupęprzytylnymwejściu
dobudynku.Przywyklidotegorodzajuciekawości,ruszylidalej.Nisko
pochyleni,przeszliprzezdziuręwogrodzeniu,anastępnieskręciliwlewo,w
stronędużejkępyostrejtrawy,którarosłazasiatką.
Zatrzymalisiękilkametrówprzedtrawami.Wiedząc,czegoszukają,
szybkodostrzegliwystającąspodniskichłodygstopę.Tużprzedniąleżałydwa
pantofle.
Wolnymkrokiempodeszlidokępytraw,baczniepatrząc,gdziestąpają,
abyniewdepnąćwpaskudnekałużelubnaśladystóp,którektośmógłtu
pozostawić.Zatrzymalisiętużprzybutach.Pierwszypolicjantuklęknął,a
potemrękąodsunąłwysokądopasatrawę.
Ciałoleżałonawznak,abokikostekwbiłysięwziemię.Jedenz
policjantówschyliłsięiodgiąłtrawę,odsłaniającpozbawionąowłosieniałydkę.
Zdjąłokularysłoneczneiuważniepatrzącwzacienionąprzestrzeń,powiódł
wzrokiemponogach,długichiumięśnionych,kościstymkolanieiczerwonej
koronkowejbliźnie,którawystawałaspodjaskrawoczerwonejsukni,odrzuconej
natwarz.Nachwilęzatrzymałwzrokiwykrzyknął:-Cazzo!-poczympuścił
źdźbłatraw,którenatychmiastsięwyprostowały.
-Cojest?-spytałjegokolega.
-Tomężczyzna.
Rozdział3
Wiadomośćoprostytuującymsiętranswestycie,któregoznalezionow
Margherazezmasakrowanągłową,mogławywołaćsensacjęnawetwśród
przemęczonychpracownikówweneckiejkomendy,zwłaszczapodczasdługich
świątFerragosto,gdymalałaliczbazbrodniidopuszczanosięłatwychdo
przewidzeniaprzestępstw,takichjakkradzieżeiwłamania.Aletegodnia
musiałabynadejśćwiadomośćowielebardziejmakabryczna,abymogła
wyprzećelektryzująceinformacje,którerozeszłysięzszybkościąbłyskawicy
pokorytarzach-wczasieostatniegoweekenduMariaLucreziaPatta,żona
zastępcykomendantaGiuseppePatty,opuściłamężapodwudziestusiedmiu
latachpożyciaiprzeprowadziłasiędoMediolanu,gdziezamieszkałaz-tu
opowiadającyzawieszałgłos,abyprzygotowaćkażdegonowegosłuchaczana
gromzjasnegonieba-TitoBurrascą,animatoremisiłąnapędową
pornograficznejprodukcjifilmowejweWłoszech.
Gromrozchodziłsięechemodrana,odchwiligdydogmachukomendy
weszłasekretarkapracującawUfficioStranieri,którejwujzajmowałmałe
mieszkanienadmieszkaniempaństwaPattów.Wedlejegorelacji,akurat
przechodziłkołoichdrzwi,gdywzajemnawrogośćmałżonkówweszław
decydującąfazę.Pattawielokrotniewykrzykiwałnazwiskokochankażony,
grożąc,żekażegoaresztować,gdytylkotenośmielisięprzyjechaćdoWenecji.
PaniPattaodpaliłamu,żenietylkozamieszkazBurrascą,alerównieżzagraw
jegonastępnymfilmie.Wujwróciłschodaminagóręiprzezpółgodziny
usiłowałotworzyćdrzwidoswojegomieszkania,awtymczasiePattowiedalej
sobiewygrażaliiobrzucalisięoskarżeniami.Kłótniaustaładopierowtedy,gdy
nakońcuzaułkapojawiłasięwodnataksówkaipaniPattaopuściłamieszkanie
wtowarzystwietaksówkarza,któryniósłzaniąsześćwaliz,odprowadzana
przekleństwamiPattydochodzącymidouszuwujadziękiakustycekominowej
klatkischodowej.
Tawiadomośćdotarłanakomendęwponiedziałekoósmejrano.Patta
pojawiłsiętamojedenastej.Owpółdodrugiejnadeszłatelefoniczna
wiadomośćotranswestycie,aleotejporzewiększośćpracownikówjużwyszła
naobiad.Podczasposiłkuniektórzywdalisięwdośćburzliwespekulacjena
tematprzyszłejkarieryfilmowejpaniPatty.Świadectwempopularności
zastępcykomendantabyłpoczynionyprzystolikuzakładostotysięcylirowdla
tego,ktopierwszyodważysięzapytaćPattęozdrowiemałżonki.
GuidoBrunettiusłyszałozamordowanymtranswestycieodsamegoPatty,
gdyodrugiejtrzydzieścizostałwezwanydojegogabinetu.
-WłaśnieotrzymałemtelefonzMestre-oznajmiłPatta,pozwoliwszy
Brunettiemuusiąść.
-ZMestre,paniekomendancie?
-TotakiemiastonakońcuPontedellaLiberta-warknąłPatta.-
Niewątpliwiesłyszałeśonim.
Wziąwszypoduwagę,czegodowiedziałsięoPatcietegoranka,Brunetti
postanowiłpuścićmimouszuzłośliwośćispytałtylko:
-Ocochodziło,paniekomendancie?
-Dokonanotammorderstwa,którymniemaktosięzająć.
-Przecieżonizatrudniająwięcejpracownikówniżmy-stwierdził
Brunetti,niedokońcapewny,ilePattawieofunkcjonowaniupolicjiwobu
miastach.
-Zdajęsobieztegosprawę,Brunetti-odparłPatta.-Alespośródich
komisarzydwóchjestnaurlopie.Trzeciwminionyweekendzłamałnogęw
wypadkusamochodowym.Pozostałimtylkojeden,aletakobieta-zastępca
komendantaprzerwałswewyjaśnienia,żebyprychnąćzoburzeniem-wsobotę
odchodzinaurlopmacierzyńskiiniebędziejejdokońcalutego.
-Acidwajnaurlopie?Niemożnaichściągnąć?
-JedenjestwBrazylii,drugiegoniktniejestwstanieodszukać.
Brunettijużmiałnapomknąć,żekażdykomisarz,niezależnieodtego,
dokądudajesięnawakacje,musizostawićwiadomość,gdziemożnagozastać,
alerozmyśliłsię,widzącminęPatty,ispytał:
-Cowiadomootymmorderstwie,paniekomendancie?
-Ofiarąjestprostytuującysiętranswestyta.Ktośzmasakrowałmugłowęi
zostawiłciałonapoluwMarghera.-ZanimBrunettizdążyłsięwtrącić,Patta
dodał:-Oszczędźsobiepytań.Sytuacjajestnastępująca:poleleżynaterenie
Marghera,alejestwłasnościąrzeźni,któraznajdujesięokilkametrówdalejw
Mestre-dlategosprawatrafiładokomendywMestre.
Brunettiniemiałochotytracićczasunaszczegółowerozważaniao
prawachwłasnościczygranicachmiastaiprzeszedłdorzeczy.
-Skądoniwiedzą,żetenczłowiekuprawiałprostytucję?
-Niewiem,skądonitowiedzą.-GłosPattylekkosiępodniósł.-
Powtarzamcito,czegosiędowiedziałem.
Prostytuującysiętranswestyta,wsukni,zezmiażdżonągłową.
-Kiedygoznaleziono,paniekomendancie?
RobienienotateknienależałodozwyczajówPattyidlategoniezadał
sobietrudu,abysporządzićprotokółzprzeprowadzonejrozmowy.Faktygonie
interesowały-jednadziwkawięcej,jednamniej,cozaróżnica-przejmowałsię
zaśtym,żepracanależącadokomendywMestremabyćwykonanaprzezjego
pracowników.Tozkoleioznaczało,żepomyślnerozwiązaniesprawyzostanie
zapisanenarachunekMestre.Potemjednakprzypomniałsobieniedawne
wydarzeniawswoimżyciuosobistymidoszedłdowniosku,żezewzględuna
charaktertejsprawymożesięzgodzić,bykomendziewMestreprzypadła
zasługa,atakżerozgłoszajejrozwikłanie.
-Dziśranozadzwoniłdomnietamtejszykomendantzpytaniem,czy
moglibyśmysiętymzająć.Corobiterazwaszatrójka?
-Marianijestnaurlopie,aRossiwciążzapoznajesięzdokumentamiw
sprawieBortolozziego-wyjaśniłBrunetti.
-Aty?
-Zgodniezustaleniamiwtenweekendmiałemiśćnaurlop.
-Ztymmożemypoczekać-stwierdziłPattazestanowczością,która
pozwalałasądzić,iżtakiedrobiazgijakzarezerwowanepokojewhotelui
wykupionebiletysamolotowesąniewartejegouwagi.-Pozatymniewątpliwie
sprawajestbanalnieprosta.Odszukaszalfonsa,dostanieszodniegolistę
klientówiwśródnichznajdzieszsprawcę.
-Amająalfonsów,paniekomendancie?
-Kurwy?Jasne,żemają.
-Męskiekurwyteż,paniekomendancie?Iprostytuującysiętranswestyci?
Zakładając,oczywiście,żeonuprawiałprostytucję.
-Dlaczegowedługciebiemiałbymorientowaćsięwtychsprawach?-
spytałPattazpodejrzliwościąiwiększymniżzazwyczajpoirytowaniem,co
spowodowało,żeBrunettiprzypomniałsobienajświeższąwiadomośćtego
rankaiszybkozmieniłtemat.
-Kiedydopanazadzwonili?-spytał.
-Kilkagodzintemu.Dlaczegociętointeresuje?
-Zastanawiamsię,czyciałojestjeszczenamiejscu.
-Wtenupał?
-Racja-przytaknąłBrunetti.-Dokądjezawieziono?
-Niemampojęcia.Przypuszczam,żedoszpitala.PewnodoUmberto
Primo,chybatamrobiąsekcjezwłok.Dlaczegopytasz?
-Chciałbymzobaczyćciało-wyjaśniłBrunetti-imiejsce,gdziezostało
znalezione.
Pattanienależałdoludzi,którzyinteresująsiędrobiazgami,więcdodał
tylko:
-PonieważjesttosprawakomendywMestre,niechcięwożąich
kierowcy,nienasi.
-Cośjeszcze,paniekomendancie?
-Towszystko.Sprawajestniewątpliwiebardzoprosta.Wyjaśniszjądo
końcatygodniaiwweekendpojedziesznaurlop.-SwymzwyczajemPattanie
zapytał,dokądBrunettizamierzasięudaćanijakierezerwacjebędziezmuszony
odwołać.Znowutedrobiazgi.
PowyjściuBrunettizauważył,żepodczasrozmowyzszefemwmałej
poczekalniprzylegającejdogabinetuPattynaglepojawiłysięmeble.Przy
ścianiepostawionodużedrewnianebiurko,apodoknemmałystolik.Nie
zastanawiającsięnadtym,zszedłposchodachiudałsiędopokoju,gdzie
pracowalimundurowifunkcjonariusze.SierżantVianellouniósłgłowęznad
stosupapierówleżącychnabiurkuiuśmiechnąłsiędoBrunettiego.
-Uprzedzępanapytanie,komisarzu.Tak,toprawda.ChodzioTito
Burrascę.
PotwierdzeniewiadomościzdumiałoBrunettiegotaksamojakprzed
kilkomagodzinami,gdyusłyszałjąporazpierwszy.BurrascabyłweWłoszech
legendą,jeślitakmożnapowiedzieć.Zacząłkręcićfilmywlatach
sześćdziesiątych-horrorypełnekrwawychiokrutnychscen,takuderzające
swojąsztucznością,żemożnabypodejrzewaćichautoraobezwiedne
parodiowaniegatunku.Burrasca,którychoćnieznałsięnarobieniuhorrorów,
niebyłgłupcem;odpowiedziałnaspołecznezapotrzebowanienategorodzaju
filmy,wprowadzającjeszczewięcejsprzeczności:naprzykładaktorzygrający
wampirównosilizegarki,bozapomnielijezdjąć,wiadomośćoucieczceDrakuli
nadchodziłaprzeztelefon,awobsadziebyliaktorzyzeszkołymimów.W
krótkimczasieBurrascastałsiępostaciąkultową;jegofilmyprzyciągałytłumy
ludzi,którzydelektowalisięwychwytywaniemsztucznościikompromitujących
wpadek.
Wlatachsiedemdziesiątychzaangażowałtychmistrzówsztukimimicznej
dofilmówpornograficznych,wktórychpopisalisięniemniejsząbiegłością.W
tychprodukcjachzaprojektowaniekostiumówniestanowiłoproblemu,a
wymyślenieakcji,jaksięszybkoprzekonał,równieżniebyłożadnym
wyzwaniemdlaprawdziwegotwórcy-wystarczyłotylkoodświeżyćpomysły
zastosowanewhorrorachiprzerobićupiory,wampiryiwilkołakinagwałcicieli
imaniakówseksualnych,apubliczność,tymrazemtrochęinnaiwcalenie
zainteresowanawychwytywaniemanachronizmów,zaczęławypełniaćsale
kinowe,mniejszeniżpoprzednio.
LataosiemdziesiątedałyWłochomdziesiątkiprywatnychstacji
telewizyjnych,aBurrascadałtymstacjomswojenajnowszefilmy,jużbardziej
stonowanezuwaginadomniemanąwrażliwośćodbiorcówprodukcji
telewizyjnej.Potemodkryłkasetywideo.Szybkoznalazłsięwgronieludzi,
którzydostarczaliWłochomtaniejrozrywkiurozmaicającejichcodzienneżycie
-Burrascastałsięobiektemżartówwtelewizyjnychprogramachrozrywkowych
ipostaciązkreskówekzamieszczanychwgazetach.Pogłębszejanalizieswej
pełnejsukcesówdziałalnościpostanowiłprzenieśćsiędoMonakoiprzyjąć
obywatelstwoksięstwa,któreprowadziłotakrozsądnąpolitykępodatkową.
ZatrzymałdlasiebiedwunastopokojowemieszkaniewMediolanie-jak
wyjaśniłwłoskimurzędnikompodatkowym,służyłojedyniedopodejmowania
gościprowadzącychzniminteresy.Ostatnimiczasyichgrononajwyraźniej
powiększyłaMariaLucreziaPatta.
-WrzeczysamejchodzioTitoBurrascę-powtórzyłsierżantVianello,
powstrzymującsięoduśmiechunadludzką,jakprzypuszczałBrunetti,siłą.-
Chybamapanszczęście,mogącspędzićkilkanajbliższychdniwMestre.
Brunettiemumimowoliwyrwałosiępytanie:
-Iniktniewiedziałotymwcześniej?
-Nikt.Niepadłoanijednosłowo-odparłVianello.
-NawetwujAnitynicniewiedział?-zdziwiłsięBrunetti,niekryjąc,że
równieżwyżsirangąfunkcjonariuszeznająźródłotejwiadomości.
Zabrzęczałtelefonnabiurku.Vianellopodniósłsłuchawkęinacisnął
guzik.
-Słucham,paniekomendancie.-Przezchwilęnicniemówił,poczym
odparł:-Oczywiście,paniekomendancie-iodłożyłsłuchawkę.
Brunettirzuciłmupytającespojrzenie.
-Chodziłomuourządimigracyjny.Chciałsiędowiedzieć,jakdługo
Burrascamożepozostaćwkraju,skoroprzyjąłinneobywatelstwo.
Brunettipokręciłgłową,mówiąc:
-Należychybawspółczućbiedakowi.
Vianelloniemógłalboniechciałukryćzdziwienia.
-Współczuć?Jemu?-Zwyraźnymtrudempowstrzymałnapórsłówi
znowuzająłsiędokumentami.
Brunettiwróciłdoswojegopokoju.StamtądzadzwoniłdoMestre,
przedstawiłsięipoprosiłopołączeniezosobązajmującąsięsprawąmorderstwa
transwestyty.PoparuminutachwsłuchawceodezwałsięsierżantGallo,który
powiedział,żezleconomuprowadzenietejsprawy,dopókinieprzejmiejejktoś
wyższyrangą.Brunettiprzedstawiłsięiwyjaśnił,żewłaśnieonjesttąosobą,a
potempoprosiłGallaowysłaniesamochodu,któryzapółgodzinymaczekaćna
niegonaPiazzaleRoma.
KiedyBrunettiwyszedłzciemnegokorytarzanadwór,promieniesłońca
uderzyływniegojakobuchem.Nachwilęoślepionyblaskiemirefleksamina
wodzie,sięgnąłdogórnejkieszenimarynarkiiwyjąłokularyodsłońca.Nim
zrobiłpięćkroków,poczuł,żejegokoszulanasiąkapotem,któryspływamupo
plecach.Skręciłwprawo,podejmującnatychmiastowądecyzję,żebyprzejśćdo
kościołaSanZaccariaitamwsiąśćdoautobusulinii82,choćprzezdużączęść
drogimusiałbyiśćwsłońcu.GdybyskierowałsięwstronęmostuRialto,droga
prowadziłabywcieniurzucanymprzezwysokiedomy,alebyłabydwarazy
dłuższa,akażdadodatkowaminutaspędzonanadworzenapawałago
przerażeniem.
PrzyRivadegliSchiavoniwysiadł,spojrzałwlewoizobaczyłtramwaj
wodnyprzycumowanydonabrzeżaoraztłumwysiadającychzniegoludzi.
StanąłprzedwyboremtypowymdlamieszkańcówWenecji-pobieci,byćmoże,
zdążyćnałódźlubzrezygnowaćiprzezdziesięćminutwduchocieczekaćna
następną.Puściłsiępędem.Gdybiegłpokołyszącymsiępomoście,musiał
dokonaćkolejnegowyboru-zatrzymaćsięnachwilę,żebypodstemplowaćbilet
wżółtymkasownikuprzywejściu,awtedyłódźmogłabyodpłynąć,czyteż
wbiecnałódźizapłacićpięćsetlirówkaryzabrakważnegobiletu.Przypomniał
sobiejednak,żejakopolicjantnasłużbiemożekorzystaćzkomunikacjina
kosztmiasta.
Choćprzebiegłdośćmałąodległość,potspływałmupotwarzyipo
piersiach.Wolałwięczostaćnapokładzie,gdzieprzynajmniejodrobinawiatru,
powstałegowskutekmajestatycznegoruchułodzipoCanaleGrande,pozwalała
mutrochęochłonąć.Rozejrzałsięwokołoizobaczyłpółnagichturystów,
mężczyznikobietywkostiumachkąpielowych,szortachlubpodkoszulkachz
głębokowyciętymdekoltemiprzezchwilępozazdrościłim,bowiedział,żew
takimstrojumożepojawićsiętylkonaplaży.
Gdywyschłamuskóraiprzeszłazazdrość,wpadłwtypowedlaniego
rozdrażnienienawidoktakubranychturystów.Jeślimielibydoskonałesylwetki
idoskonałestroje,możemniejbygoirytowali.Atakichniedbałeubioryiw
wieluprzypadkachjeszczebardziejzaniedbaneciałasprawiały,żez
rozmarzeniempomyślałoskromnościobowiązującejwspołeczeństwach
muzułmańskich.Niebył,jaktomawiałaPaola,„niewolnikiemelegancji”,ale
uważał,żelepiejprezentowaćsiędobrzeniżźle.Gdyodwróciłwzrokod
współpasażerówispojrzałnapałacestojącewzdłużkanału,jegorozdrażnienie
natychmiastsięulotniło.Oneteżbyływwiększościzaniedbane,leczichwygląd
świadczyłowielowiekowymwyniszczeniu,natomiastwyglądturystów
dowodziłichwygodnictwaiskłonnościdokupowaniatanichubrań.Miastosię
postarzało,aleBrunettiuwielbiałsmuteknajegozmieniającymsięobliczu.
Choćnieustaliłkonkretnegomiejsca,gdziesamochódmaczekać,poszedł
wstronęposterunkukarabinierównaPiazzaleRomaizobaczyłprzednimbiało-
niebieskiegosedana,jakimjeżdżąfunkcjonariuszeSquadraMobilezMestre,
którystałzzapalonymsilnikiem.Puknąłwszybęprzykierowcyigdysiedzący
wśrodkumłodyczłowiekopuściłokno,poczułprzezkoszulępowiew
chłodnegopowietrza.
-Pankomisarz?-GdyBrunettikiwnąłgłową,kierowcawysiadłz
samochoduiotworzyłtylnedrzwi.-PrzysłałmniesierżantGallo.
Brunettiwsiadł,oparłgłowęozagłówek.Napiersiachinaramionach
poczułzimnypot,aleniebyłprzekonany,czyjesttodlaniegoprzyjemne,czy
dokuczliwe.
-Gdziechcepanjechać,paniekomisarzu?-zapytałmłodypolicjant,
wrzucającbieg.
Nawakacje,wsobotę,odparłwduchuBrunetti,zachowująctęinformację
dlasiebie-idlakomendantaPatty.
-Zawieźmnietam,gdziegoznaleźliście-polecił.
Dojechawszynakoniecgrobli,którawiodłazWenecjinalądstały,młody
policjantskręciłwstronęMarghera.Lagunazniknęłazpolawidzeniaiwkrótce
znaleźlisięnaprostejdrodze,naktórejruchtamowałylicznesamochodyi
światłanakażdymskrzyżowaniu.Jechaliwolno.
-Byłeśtamdziśrano?
KierowcaodwróciłsięizerknąłnaBrunettiego,alezarazponownieobjął
wzrokiemdrogęprzedsobą.Przylegającydokarkukołnierzykjegokoszuli
wyglądałświeżoiczysto.Byćmoże,policjantspędziłcałydzieńwtym
klimatyzowanymaucie.
-Nie,paniekomisarzu.WysłanotamBuffaiRubellego.
-Wraporcie,któryotrzymałem,byłonapisane,żezamordowanyuprawiał
prostytucję.Czyudałosięgozidentyfikować?
-Nicotymniewiem,paniekomisarzu,alemożnachybasądzić,żetym
sięzajmował.
-Najakiejpodstawie?
-Przecieżtamchodządziwki,paniekomisarzu,przynajmniejtetanie.Za
fabryki.Zawszemożnazobaczyćztuzinkobiet,któreczekająprzyszosiena
tych,cochcąodwalićszybkinumerwdrodzezpracydodomu.
-Mężczyźniteż?
-Nierozumiem,paniekomisarzu.Aktochodzinadziwki?
-Miałemnamyślikurwymęskie.Czytoprawdopodobne,żepojawiają
sięwmiejscach,gdzietyleludziwidzimężczyzn,którzyzatrzymująsiętam,
żebyskorzystaćzichusług?Chybaniewielumężczyznchciałobyujawniaćtego
rodzajuupodobaniaswoimznajomym.
Kierowcazastanowiłsięnadtymprzezchwilę.
-Gdziezazwyczajpracują?-zapytałBrunetti.
-Kto?-Młodypolicjantwolałsięupewnić,niechcącdaćsięzwieść
kolejnympodchwytliwympytaniem.
-Męskiekurwy.
-ZwyklewidujesięjeprzyViaCappuccina,paniekomisarzu.Czasem
równieżnadworcukolejowym,alelatem,gdyprzyjeżdżatyluturystów,
próbujemytemuprzeciwdziałać.
-Czyzamordowanyżyłtylkozprostytucji?
-Niewiem,paniekomisarzu.
Samochódskręciłwlewo,przeciąłwąskądrogę,apotemskręciłwprawo
iwjechałnaszerokąjezdnięzniskimibudynkamipoobustronach.Brunetti
spojrzałnazegarek.Dochodziłapiąta.
Przydrożnebudynkistaływcorazwiększejodległościodsiebie,amiędzy
nimirosłaniskatrawaigdzieniegdziekrzaki.Mijaliporzuconesamochody,
ustawionepoddziwacznymkątem,zrozbitymiszybamiirozprutymi
siedzeniamiwyrzuconyminazewnątrz.Każdybudynekbyłkiedyśotoczony
płotem,którywwielumiejscachoderwanyodpalikówchwiałsięnaboki.
Przydrodzestałokilkakobiet,dwieschroniłysięwcieniuplażowego
parasola,wbitegowziemię.
-Czyonewiedzą,cotusiędzisiajwydarzyło?-spytałBrunetti.
-Napewnowiedzą,paniekomisarzu.Takiewiadomościrozchodząsię
szybko.
-Imimotoprzyszłytutaj?-Brunettiniemógłukryćzdziwienia.
-Przecieżmuszązczegośżyć.Pozatym,ponieważofiarąbyłmężczyzna,
imniegroziżadneniebezpieczeństwo.Takpewnorozumują.-Kierowca
zwolniłizjechałnapobocze.-Totutaj,paniekomisarzu.
Brunettiotworzyłdrzwisamochoduiwysiadł.Uderzyłgoupałlepkiod
wilgoci.Przedsobąmiałdługi,niskibudynek;zjednejstronyznajdowałysię
czterystromerampyzbetonu,któreprowadziłydopodwójnychmetalowych
drzwi.Przyrampiestałbiało-niebieskipolicyjnysedan.Budynekniemiał
żadnejtabliczki,mówiącejcosięwnimmieści,alebyłotozbyteczne,
zważywszynabijącystamtądodór.
-Chybaznalezionogogdzieśztyłu-wtrąciłkierowca.
Brunettiposzedłzapraweskrzydłobudynku,kuotwartympolom.
Zobaczyłjeszczejedenrozchwianypłot,akację,którajakimścudemtam
przetrwała,ipolicjantanadrewnianymkrześleśpiącegowcieniudrzewa.
-Scarpa!-zawołałkierowca,zanimBrunettizdążyłsięodezwać.-Pan
komisarzprzyjechał.
Policjantraptownieuniósłgłowę,natychmiastsięobudził,poderwałz
krzesłaizasalutował.
-Dzieńdobry,paniekomisarzu.
Brunettidostrzegłmokrąodpotu,przyklejonądociałakoszulę,któranie
byłajużbiała,leczlekkoróżowa,iwiszącąnaoparciumundurowąkurtkę.
-Jakdługotusiedzicie,Scarpa?-spytał,gdypodszedłbliżej.
-Odkiedywyjechaliludziezlaboratorium,paniekomisarzu.
-Októrejtobyło?
-Kołotrzeciej,paniekomisarzu.
-Dlaczegowciążtujesteście?
-Sierżantdowodzącykazałmizostaćtu,dopókinieprzyjedzieekipa,
któraprzesłuchapracownikówrzeźni.
-Czemusiedziciewtymupale?
Policjantnawetniepróbowałwykręcićsięododpowiedzianielegancko
jejsformułować.
-Niemogłemznieśćsmrodu,paniekomisarzu-wyjaśnił.-Kiedy
wyszedłemnazewnątrzizrobiłomisięniedobrze,wiedziałem,żeniejestemw
staniewejśćzpowrotemdobudynku.Najpierwprzezgodzinęstałemna
powietrzu,aponieważtylkotujestkawałekcienia,przyniosłemsobiekrzesło.
Słuchająctychwyjaśnień,Brunettiikierowcaodruchowościeśnilisięna
niewielkimskrawkuocienionegoterenu.
-Wiecie,czyprzyjechałajużekipa,któramaprzesłuchaćpracowników?
-Dotarlitujakąśgodzinętemu,paniekomisarzu.
-Tocotujeszczerobicie?-zdziwiłsięBrunetti.
Scarpaobrzuciłgolodowatymspojrzeniemipowiedział:
-Spytałemsierżanta,czymogęwrócićdomiasta,aleonchciał,żebym
pomógłimprzesłuchaćrobotników.Zgodziłemsiępodwarunkiem,żeciludzie
będąrozmawiaćzemnąnadworze.Sierżantowitosięniespodobało,alejapo
prostuniebyłemwstaniewejśćdośrodka.
JakbynapotwierdzenieprawdziwościtychsłówBrunettiegoowiałlekki
wietrzyk.
-Więccoturobicie?Dlaczegoniesiedziciewsamochodzie?
-Onkazałmituczekać,paniekomisarzu-odparłpolicjant,dalejpatrząc
naBrunettiegozimnymwzrokiem.-Spytałem,czymogęusiąśćwsamochodzie,
botamjestklimatyzacja,alepowiedział,żeskoroniechcęmupomóc,tomam
zostaćtutaj.-Uprzedzająckolejnepytanie,dodał:-Następnyautobus
przyjeżdżadopierozapiętnaścieósma,żebyzabraćludzipopracydomiasta.
PochwilizastanowieniaBrunettispytał:
-Gdziegoznaleziono?
Scarpaodwróciłsięiwskazałwysokątrawęzapłotem.
-Leżałtam,podtąkępą,paniekomisarzu.
-Ktogoznalazł?
-Jedenzpracującychturobotników.Wyszedłnadwórnapapierosai
zobaczyłnaziemibut,chybaczerwony.Chciałobejrzećtenbut,więcpodszedł
bliżej.
-Byliścietu,kiedyprzyjechaliludziezlaboratorium?
-Byłem,paniekomisarzu.Obeszlicałyteren,zrobilizdjęciaizabrali
wszystko,coleżałonaziemiwpromieniuchybazestumetrówodtejkępytraw.
-Wzięliodciskibutów?
-Chybatak,paniekomisarzu,aleniejestempewny.Byłytamślady
butówrobotnika,którygoznalazł,alewydajemisię,żenatrafilinajeszczeinne.
-Przerwałnachwilę,otarłpotzczołaidodał:-Policjantów,którzypierwsi
oglądalitomiejsce.
-Śladybutówwaszegosierżanta?
-Tak,paniekomisarzu.
Brunettiobrzuciłwzrokiemkępętrawy,anastępniepolicjantaw
przepoconejkoszuli.
-Idźciedonaszegosamochodu,Scarpa.Jestklimatyzowany-powiedział,
poczymzwróciłsiędokierowcy:-Tyteżusiądźwsamochodzie.Poczekajcie
tamnamnie.
-Dziękuję,paniekomisarzu-odparłzwdzięcznościąpolicjantisięgnął
pokurtkę.
-Tymniezawracajsobiegłowy-dodałBrunetti.
-Dziękuję,paniekomisarzu-powtórzyłScarpaipodniósłkrzesło.Obaj
policjanciposzlizpowrotemwkierunkubudynku.Scarpapostawiłkrzesłona
betonowejpłycieprzedtylnymidrzwiamidorzeźniiwrazzkierowcązniknąłza
rogiem.
Brunettipodszedłdodziurywogrodzeniu.Niskoschylonyprzedostałsię
nadrugąstronę,anastępniepodszedłdokępytraw.Dookoławidaćbyłoślady
pozostawioneprzezekipęzlaboratorium:dziurywziemipowbitychprętach
mierniczych,małekupkipiachupowstające,gdyczłowiekobracasięwmiejscu,
abliżejkępywiązkęuciętychirównoułożonychłodyg-pewnomusieliściąć
trawę,żebydostaćsiędociałaiwydobyćjebezzadrapań,jakiemogły
pozostawićnaskórzeostreźdźbła.
ZtyłudoszedłBrunettiegohukzatrzaskiwanychdrzwi,apotemmęski
głos.
-Hej,ty,cotytamrobisz?Zjeżdżajstamtąd!
Brunettiodwróciłi,takjakprzypuszczał,zobaczyłmężczyznęw
mundurzepolicjanta,któryszybkimkrokiemzbliżałsiędoniegoodstrony
budynku.Nieruszającsięzmiejsca,baczniemusięprzyglądał,awtedytamten
wyciągnąłpistoletzkaburyiwykrzyknął:
-Podnieśręceistańprzyogrodzeniu!
Brunettiodwróciłsięipodszedłdosiatki,stawiająckrokitak,jakbyszedł
pokamieniachprzezpotok,itrzymającwyciągniętenabokiramionadla
utrzymaniarównowagi.
-Miałeśpodnieśćręce-warknąłpolicjant.
Celowałzpistoletu,więcBrunettinawetniepróbowałprzekonywaćgo,
żepodniósłręce,choćnietakwysoko,byznalazłysięnadgłową,ipowiedział
tylko:
-Dzieńdobry,sierżancie.NazywamsięBrunetti.Jestemkomisarzemz
komendywWenecji.Czyprzesłuchujepantutejszychpracowników?
Sierżantmiałmałeoczybezśladówinteligencji,alemimotowyrażały
oneniepokójczłowieka,któryznalazłsięwpotrzasku.Zastanawiałsię,coma
zrobić.Zażądaćdowoduiwylegitymowaćkomisarzapolicji?Czypuścićwolno
nieznajomego,którypodajesięzawysokiejrangifunkcjonariusza?
-Przepraszam,paniekomisarzu,aleoślepiłomniesłońceiniepoznałem
pana-usprawiedliwiałsię,choćpromieniesłońcapadałynajegoleweramię.
Gdybynatympoprzestał,Brunettiuznałby,choćzniechęcią,towytłumaczenie
zawystarczające,aleusłyszałjeszcze:
-Człowiekowitrudnoprzyzwyczaićsiędotakiegosłońca,gdywyjdziez
mroku,jakipanujetamwśrodku.Pozatymniespodziewałemsię,żektośtu
przyjedzie.
Naplakietceprzyczepionejnapiersiwidniałonazwisko:Buffo.
-PrzezkilkanajbliższychtygodnikomendawMestreniebędziemiała
żadnegokomisarza,więcwysłanomnietutaj,żebympoprowadziłśledztwo.-
Brunettipochyliłsięiprzeszedłprzezdziuręwpłocie.Kiedyznalazłsiępo
drugiejstronie,pistoletBuffaspoczywałjużwzamkniętejnazatrzaskkaburze.
-Czegosiędowiedzieliścieodpracowników?-spytał,kiedyruszyliw
stronętylnychdrzwirzeźni.
-Nicponadto,copowiedzianomidziśranoprzeztelefon,panie
komisarzu.Jedenzrzeźników,BettinoCola,znalazłciałodziśtużpojedenastej.
Wyszedłnadwórzapalićipodszedłdokępytraw,żebyprzyjrzećsiębutom,
które,jaktwierdzi,leżałynaziemi.
-Anieleżały?-zapytałBrunetti.
-Leżały.Znaleźliśmyjetam.-TonBuffasugerował,żeColasamjetam
położył,żebyodsunąćodsiebiepodejrzenia.Podobniejakcywileiprzestępcy,
Brunettinieznosiłtakzwanychtwardychgliniarzy.-Zawiadomiononas,żena
poluznalezionociałokobiety,prostytutki.Odebrałemtentelefon,przyjechałem
tuizobaczyłemfaceta.-Buffosplunąłnaziemię.
-Wraporcie,którydostałem,jestnapisane,żeuprawiałprostytucję-
powiedziałBrunettispokojnymtonem.-Czyustalonojegotożsamość?
-Jeszczenie.Ludziezkostnicymajągoobfotografować,choćbyłnieźle
zmasakrowany,apotemplastyknarysuje,jakfacetwyglądałprzedtem.
Będziemypokazywaćtenrysunekiprędzejczypóźniejktośgorozpozna.Ci
chłoptysiesądobrzeznani-wyjaśniłBuffo,uśmiechającsięnitoszyderczo,ni
topogardliwie.
-Jeślijesttutejszy-dodał-szybkobędziemymielijegodane.
-Ajeśliniejesttutejszy?-zapytałBrunetti.
-Pewnopotrwatotrochędłużej.Albonigdyniepoznamyjegonazwiska.
Takczyinaczej,małastrata.
-Dlaczegotaksądzicie,sierżancie?-spytałBrunettizłagodnościąw
głosie,aledoBuffaniedotarło,comożetentonoznaczać.
-Nacokomucizboczeńcy?SąnafaszerowaniAIDSinieprzejmująsię,
żezarażająprzyzwoitychludzipracy.
Brunettistanął,odwróciłsięispojrzałmuprostowoczy.
-Wmoimrozumieniu,sierżancieBuffo,ciprzyzwoiciludziepracy,
którymitaksięprzejmujecie,zarażająsięAIDS,ponieważpłacątym
„zboczeńcom”,żebydalisiępieprzyć.Niepowinniśmyotymzapominać.Inie
powinniśmyteżzapominać,żetennieżyjącymężczyzna,kimkolwiekbył,został
zamordowany,anaszymobowiązkiemjestodnaleźćmordercę.Nawetjeślibył
przyzwoitymczłowiekiempracy.
Otworzyłdrzwiiuznał,żewrzeźnicuchniemniejniżnazewnątrz.
Rozdział4
Brunettiniewielewięcejdowiedziałsięodpracującychwbudynku
robotników.Colapowtórzyłswąopowieść,abrygadzistająpotwierdził.Buffoz
ponurąminąpoinformowałgo,żeniktzpracownikówrzeźniniezauważył
niczegodziwnegoanitegoranka,anipoprzedniegodnia.Prostytutkistanowiły
elementkrajobrazu,wszyscyprzestalijużinteresowaćsięichpoczynaniami.
Niktnieprzypominałsobie,żebynatereniezarzeźniąkiedykolwiekje
widywano-przedewszystkimzewzględunaunoszącysiętamsmród.Nawet
gdybyktóraśpojawiłasięwtejokolicy,prawdopodobnieniktniezwróciłbyna
toszczególnejuwagi.
Uzyskawszyteinformacje,Brunettiposzedłdosamochoduipolecił
kierowcyjechaćdoMestre.Scarpa,jużubranywkurtkęmundurową,wysiadłz
wozuirazemzsierżantemBuffowsiadłdodrugiego.Gdyobasamochody
zmierzałydoMestre,Brunettimimoupałuotworzyłdopołowyokno,żeby
wpuścićtrochęświeżegopowietrzaizłagodzićzapachrzeźni,którym
nasiąknęłojegoubranie.JakwiększośćWłochów,pokpiwałsobiez
propagatorówwegetarianizmuiwyśmiewałtenzwyczajjakojeszczejeden
kaprysludzisytych,aledzisiajwydałmusięcałkowiciesensowny.
Poprzyjeździenakomendękierowcazaprowadziłgonadrugiepiętroi
przedstawiłsierżantowiGallo,mężczyźnieotrupimwyglądzieizapadniętych
oczach,którysprawiałwrażeniewewnętrzniewypalonegowieloletniąpogonią
zaprzestępcami.GdyBrunettiusiadłprzyjegobiurku,sierżantstwierdził,żew
sprawiemorderstwawieniewielewięcejodBrunettiego,alelekarz,który
przeprowadziłsekcjęzwłok,ustnieprzekazałmuwstępnyraport.Śmierćbyła
spowodowanaseriąciosówwgłowęiwtwarzinastąpiłajakieśdwanaściedo
osiemnastugodzinprzedznalezieniemciała.Zewzględunapanującyupał
trudnoprecyzyjniejokreślićgodzinę.Kształtraniznalezionewnichokruchy
rdzypozwalałyprzypuszczać,żenarzędziemzbrodnibyłmetalowyprzedmiot,
prawdopodobniekawałekrury,niewątpliwiecośokształciecylindrycznym.
Wynikianalizykrwiitreściżołądkazostanąnadesłanezlaboratorium
najwcześniejwśrodęranoidlategojeszczeniewiadomo,czywchwiliśmierci
ofiaraznajdowałasiępodwpływemnarkotykówlubalkoholu.Ponieważwiele
prostytutekwmieścieiniemalwszyscytranswestycinotoryczniezażywali
narkotyki,takiepodejrzeniebyłouzasadnione,choćnacielenieznaleziono
śladówpozastrzykachdożylnych.Żołądekbyłpusty,alestwierdzono,żesześć
godzinprzedśmierciąmężczyznatenzjadłposiłek.
-Ajegoubranie?-zapytałBrunettiGalia.
-Czerwonasukniaztaniegosyntetycznegomateriału.Czerwonepantofle,
prawienowe,rozmiarczterdzieścijeden.Wydampolecenie,żebyspróbowano
ustalić,ktojewyprodukował.
-Czydostarczonojużzdjęcia?
-Będągotowedopierojutrorano,paniekomisarzu,alesądzącpotym,co
mówililudzie,którzyprzywieźliofiarę,niebędziepanchciałichoglądać.
-Takiekoszmarne?
-Mordercaalboogromnienienawidziłtegoczłowieka,albobyłniespełna
rozumu,gdyzaatakował.Całkowiciezmiażdżyłmunos.
-Czyzlecipanplastykowizrobienieportretu?-zapytałBrunetti.
-Tak,alezkoniecznościbędziemusiałoprzećsięnaprzypuszczeniach.
Znamyjedyniekształttwarzy,koloroczuikolorwłosów-odparłGalloidodał
pochwili:
-Miałbardzocienkiewłosyidużąłysinę,więcmożnasiędomyślać,że
nosiłperukę,gdy...hm...szedłdopracy.
-Czyznalezionoperukę?
-Nie,paniekomisarzu.Wyglądanato,żezamordowanogogdzieś
indziej,apotemprzeniesionotam,gdziezostałznaleziony.
-Wskazująnatoodciskibutów?
-Tak.Technicyznaleźliśladywiodącedoiodkępytrawy.
-Tepierwszeniecogłębsze?-upewniłsięBrunetti.
-Zgadzasię,paniekomisarzu.
-Azatemzaniesionogotamiporzuconopodkępątrawy.Skądwiodły
ślady?
-Skrajempolarozciągającegosięzarzeźniąbiegniewąska,wyłożona
płytamidroga.Wyglądanato,żeprzyniesionogostamtąd.
-Sąśladynadrodze?
-Nie,paniekomisarzu.Odtygodniniemieliśmydeszczu,więcniemożna
stwierdzić,czyzatrzymałsiętamjakiśsamochód,anawetciężarówka.Mamy
tylkoteodciskibutów.Męskich.Rozmiarczterdzieścitrzy.
Mójrozmiar,przeleciałoprzezmyślBrunettiemu.
-Czymaciewykaztranswestytówuprawiającychprostytucję?-zapytał.
-Tylkotych,którzymieliznamidoczynienia,paniekomisarzu.
-Zjakiegopowodu?
-Jakzwykle.Narkotyki,bójki.Czasemktóryśznichwdajesięwbójkęz
klientem.Zwyklechodziopieniądze.Alejakdotądżadenniewpakowałsięw
nicpoważnego.
-Atebójki?Sąbrutalne?
-Nicztychrzeczy,paniekomisarzu.Nigdytaksięniezdarzyło.
-Iluichmaciewwykazie?
-Waktachzanotowaliśmyzetrzydziestu,aletotylkoułamek.Wieluz
nichwywodzisięzPordenonealboprzyjeżdżazPadwy.Pewnotamrobiąniezły
interes.
Pordenonebyłonajbliższymzwiększychmiast,znajdującychsięw
sąsiedztwieamerykańskichiwłoskichbazwojskowych-tomogłobyć
przyczyną,pomyślałBrunetti.APadwa?Czyżbyzewzględunauniwersytet?
Jeślitak,tozaszłydużezmianyodczasów,gdyskończyłtamstudianawydziale
prawa.
-Wieczoremchciałbymprzejrzećteakta.Czymógłbypanskopiowaćje
dlamnie?
-Jużtozrobiłem.-Gallowręczyłkomisarzowigrubyniebieskiskoroszyt.
Brunettiuprzytomniłsobie,żenawettutaj,wMestre,mniejniż
dwadzieściakilometrówodWenecji,mogątraktowaćgojakoobcego.Zależało
munaznalezieniupłaszczyznybliższegokontaktuzGallem,abytraktowanogo
jakoczłonkagrupyrozpracowującejsprawę,aniezwierzchnikaprzybyłegoz
zewnątrz.
-PanchybapochodzizWenecji,prawda?-zapytał.GdyGallokiwnął
głową,dodał:-ZCastello?-Sierżantznowuprzytaknął,tymrazemz
uśmiechem,takjakbydobrzewiedział,żechoćbywyjechałnakoniecświata,nie
pozbędziesięswojegoakcentu.
-JakpanznalazłsięwMestre?-zainteresowałsięBrunetti.
-Wiepan,jaktojest,komisarzu-odparłGallo.-Straciłemochotęna
szukaniemieszkaniawWenecji.Razemzżonąpróbowaliśmycośznaleźćprzez
dwalata,aletonierealne.Niktniechcewynająćmieszkaniawenecjaninowi,
ponieważboisię,żelokatornigdysięniewyprowadzi.Ażebykupić
mieszkanie...Kogostaćnazapłaceniepięciumilionówzametrkwadratowy?
Wobectegoprzenieśliśmysiętutaj.
-Mamwrażenie,żemówipanotymzżalem,sierżancie.
Gallowzruszyłramionami.Takilosczekałwieluwenecjan,których
niebotyczneczynszeicenyzmusiłydowyjazduzmiasta.
-Zawszeciężkojestopuszczaćrodzinnestrony,paniekomisarzu-
zauważyłGalloiBrunettiusłyszałwjegogłosiecieplejszyton.
-Czymapantukogoś,ktozaznajomiłsięznimi-komisarzpuknął
palcemwskoroszyt-icieszysięichzaufaniem?
-Byłtakipracownik,nazywałsięBenvenuti,alewzeszłymroku
przeszedłnaemeryturę.
-Apróczniego?
-Niemamynikogo,paniekomisarzu.-Galloumilkłnachwilę,jakby
zastanawiałsię,czymożepozwolićsobienapowiedzenienastępnegozdania.
-Niestety,wielumłodychfunkcjonariuszytraktujetychludziz
przymrużeniemoka.
-Dlaczegotakpanuważa,sierżancie?
-Jeśliktóryśztychfacetówwniesieskargę,naprzykładżepobiłgoklient
-oninieoskarżająklientówoto,żeimniezapłacili,panrozumie,takiesprawy
nieleżąwnaszychkompetencjach-alegdychodziopobicie,żaden
funkcjonariuszniechceprzeprowadzićśledztwa,nawetgdyznamynazwisko
sprawcy.Ajeślijużgoprzesłuchają,zazwyczajnicztegoniewynika.
-MiałemtegoprzedsmakpodczasrozmowyzsierżantemBuffo-wtrącił
Brunetti.
Słysząctonazwisko,Gallozacisnąłusta,alenicniepowiedział.
-Ajeślichodziokobiety?-zapytałBrunetti.
-Mapannamyślidziwki?
-Tak.Czymająkontaktyztranswestytami?
-Ztegopowoduniemieliśmyjakdotądżadnychkłopotów,przynajmniej
nicotymniesłyszałem,aleniewiem,jakbliskiesątekontakty.Niesądzę,aby
rywalizowałyznimioklientów,jeślitomapannamyśli.
Brunettisamniewiedział,ocomuchodzi,izdałsobiesprawę,żejego
pytaniabędąnieprecyzyjne,dopókiniezapoznasięzzawartościąniebieskiego
skoroszytualbodopókitożsamośćzmarłegoniezostanieustalona.Nimtosię
stanie,niemacorozważaćmotywuzbrodniiniemapodstaw,byzastanawiać
się,jakjejdokonano.
Wstałispojrzałnazegarek.
-Chciałbym,żebywaszkierowcaprzyjechałpomniejutrorano,oósmej
trzydzieści.Dobrzebybyło,gdybydotegoczasuplastykskończyłpracę.Jeśli
portretbędziegotowywcześniej,proszęjeszczedziświeczoremwysłać
przynajmniejdwóchludzinaobchód,żebyporozmawializtranswestytamii
sprawdzili,czyktóryśznichznaofiaręalbosłyszałozniknięciukogośz
PordenonelubPadwy.Niechpanaludziepytajądziwki-toznaczykobiety-czy
transwestycibywająwmiejscu,gdzieznalezionoofiarę,alboczysłyszały,że
któryśznichdawniejtambywał.-Zabierającskoroszyt,dodał:-Przeczytamto
dziświeczorem.
GallozanotowałpoleceniaBrunettiego,apotemwstałiodprowadziłgo
dodrzwi.
-Zobaczymysięjutrorano,paniekomisarzu-powiedziałnapożegnanie.
Poszedłzpowrotemdobiurkaisięgnąłpotelefon.-Nadoleczekakierowca.
ZawieziepananaPiazzaleRoma.
GdypolicyjnysamochódmknąłgrobląwstronęWenecji,Brunetti
spojrzałwprawoizobaczyłkłębyszarego,białego,zielonegoiżółtegodymu,
unoszącesięnadlasemfabrycznychkominówwMarghera.Jakdalekosięgnął
wzrokiem,chmuradymuwisiałanadogromnymkompleksemprzemysłowym,
którywpromieniachgasnącegosłońcaprzypominałświetlistąwizję
nadchodzącegostulecia.Przygnębionytymwidokiemodwróciłgłowęispojrzał
wstronęMuranoipozanie,narysującąsięwoddaliwieżębazylikiwTorcello,
gdzie-jakutrzymująhistorycy-ponadtysiąclattemu,kiedymieszkańcy
wybrzeżaucieklinabagnaprzednajazdemHunów,zrodziłsiępomysł
zbudowaniaWenecji.
Kierowcagwałtownieskręcił,żebyuniknąćzderzeniazogromnym
samochodemkempingowymzniemieckąrejestracją,któryniespodziewanie
przeciąłmudrogę,zjeżdżającnazatokęparkingowąwTronchetto,iBrunetti
powróciłdoteraźniejszości.CorazwięcejHunów,pomyślał,aleterazniema
dokąduciec.
SzedłodPiazzaleRoma,krążącmyślaminadtamtymponurympolemi
wciążwidzącrójmuchkręcącychsięwokółmiejscapodkępątrawy,gdzie
znalezionoofiarę.Jutropójdziedokostnicyzobaczyćciałoiporozmawiaz
lekarzem,któryzrobiłsekcjęzwłok-możewtedycośsięwyjaśni.
Dotarłdodomutużprzedósmą,natylewcześnie,bymiećpoczucie,że
wracaponormalnymdniupracy.Gdywszedłdomieszkania,Paolabyław
kuchni,aleniedoszłygozapachyidźwiękizazwyczajkojarzonez
przyrządzaniemposiłku.Zaintrygowany,poszedłdalejkorytarzemiwsadził
głowędokuchni-Paolastałaprzyladzieikroiłapomidory.
-Ciao,Guido-powiedziała,podnoszącgłowęiuśmiechającsiędoniego.
Brunettirzuciłskoroszytnaladę,podszedłdoPaoliipocałowałjąwkark.
-Wtakiupał?-spytała,alejednocześnieoparłasięoniegoplecami.
Delikatniepolizałskóręnajejkarku.
-Ubyteksoli-stwierdziłiznowująpolizał.
-Wydajemisię,żewaptecemożnakupićpigułkizawierającesól.Są
bardziejhigieniczne-zauważyła,sięgającdozlewuponastępnydojrzały
pomidor.Pokroiłagowgrubeplastryidołożyładopozostałych,któretworzyły
wianuszeknakrawędzidużegoglinianegotalerza.
Brunettiotworzyłlodówkę,wyjąłbutelkęwodymineralnejiwziął
kieliszekzwiszącejszafki.Napełniłgo,wychyliłdodna,potemwypiłjeszcze
jedenizakręciwszybutelkę,wstawiłjązpowrotemdolodówki.
Zdolnejpółkiwziąłbutelkęprosecco,oderwałsrebrnykapselikciukami
wolnowyjąłkorek,delikatniewypychającgorazwjedną,razwdrugąstronę.
Gdykorekwyskoczyłzbutelki,przechyliłjąnabok,abybąbelkującypłynsię
niewylał.
-Jaktosięstało,żegdyożeniłemsięztobą,tywiedziałaś,cozrobić,
żebyszampanniewylałsięzbutelki,ajategoniewiedziałem?-spytał,
nalewającsobiemusującewino.
-Mariomnienauczył-odparła,aonnatychmiastzorientowałsię,że
spośródchybadwudziestuznanychimMariówchodziojejkuzynaMaria,
winiarza.
-Chceszsięnapić?-zapytał.
-Wezmęodciebiełyk.Nielubiępićalkoholuwtakiupał.Zarazuderza
midogłowy.
Objąłżonęramieniemiprzyłożyłkieliszekdojejust.Upiłamałyłyk,po
czympowiedziała:-Basta.
Brunettiodsunąłsięisamposmakowałwino.
-Dobre-mruknął.-Gdziedzieciaki?
-Chiarasiedzinabalkonieiczyta.
CzyChiarawogólerobicośinnego?-pomyślał.Tylkorozwiązuje
zadaniamatematyczneidopraszasięokomputer.
-ARaffaele?-Byłprzekonany,żesynjestzSarą;mimoto,takjakmiał
wzwyczaju,zapytałoniego.
-JestzSarą.Zjeuniejkolację,apotemidądokina.-Paolaroześmiała
sięzrozbawieniemnamyślopsimprzywiązaniuRaffiegodoSaryPaganuzzi,
mieszkającejdwapiętraniżej,atakżezulgą,żechłopakznalazłsobie
dziewczynę.-Mamnadzieję,żezdołaoderwaćsięodniejnadwatygodniei
pojedzieznamiwgóry-dodała,choćniemiaławątpliwości,że
dwutygodniowypobytwgórachpołożonychpowyżejBolzano,zdalaod
doskwierającegoupałuwmieście,będzienawetdlasynasilniejsząpokusąniż
rozkoszeprzebywaniazukochaną.PozatymrodziceSaryzgodzilisię,żebyw
tymczasiecórkaspędziławeekendzrodzinąRaffiego.NatomiastPaola,która
miałajużwakacjeiprzeznastępnedwamiesiąceniemusiałaprowadzićzajęćna
uniwersytecie,zniecierpliwościączekała,kiedytamsięznajdzieibędziemogła
całymidniamiczytaćksiążki.
Brunettinicnatoniepowiedziałidolałsobiewina.
-Caprese?-spytał,ruchemgłowywskazującstojącyprzedPaolątalerzz
wianuszkiempokrojonychpomidorów.
-Cozasuperglina!-powiedziała,biorącnastępnypomidor.-Widzi
wianuszekpomidorów,amiędzynimiwolnemiejsca,natyleduże,żeby
zmieściłysiękawałkimozzarelli,potemzauważaświeżąbazylięstojącąw
szklance,nalewoodswojejurodziwejmałżonki,tużoboktalerzazmozzarellą.
Wiążezsobątefaktyibłyskawiczniewyciągawniosek,żenakolacjębędzie
insalatacaprese.Nicdziwnego,żewszyscyprzestępcywmieściedrżąze
strachuprzednim.
Odwróciłasięiuśmiechnęładoniego,chcączobaczyć,wjakimjest
nastroju,isprawdzić,czynieprzebrałamiary.Widząc,żechybajednak
posunęłasięzadaleko,wyjęłamukieliszekzrękiiwypiłałykwina.
-Cosięstało?-spytała,oddającmukieliszek.
-PrzydzielonomisprawęwMestre-odparłBrunettiizanimPaola
zdążyłasięwtrącić,ciągnął:-Dwajpracującytamkomisarzewyjechalina
urlop,trzecizłamałnogęileżywszpitalu,aczwarty,kobieta,jestnaurlopie
macierzyńskim.
-WięcPattaoddelegowałciędoMestre?
-Niemanikogoinnego.
-Posłuchaj,Guido,zawszejestktośinny.ChoćbysamPatta.Nicbymu
sięniestało,gdybywreszciecośzrobił,anietylkobezczynniesiedziałw
gabinecie,podpisywałdokumentyiobmacywałsekretarki.
Brunettiztrudemmógłsobiewyobrazić,żebyjakakolwiekkobieta
pozwoliłaPatcienaobmacywanki,alezachowałtęopiniędlasiebie.
-Nowięc?-ponagliłaPaola.
-Onmakłopoty.
-Awięctoprawda!-zawołała.-Przezcałydzieńumierałamz
ciekawości.Chciałamzadzwonićdociebieispytać,coludziegadają.Chodzio
TitoBurrascę?
GdyBrunettiprzytaknął,odrzuciławtyłgłowęiwydałazsiebie
niestosownydźwięk,którynajlepiejokreślićjakorykśmiechu.
-TitoBurrasca-powtórzyła,biorącnastępnypomidor.-TitoBurrasca.
-Dajspokój,Paolo,towcaleniejesttakiezabawne.
-Czyżby?Pattajestnadętym,świętoszkowatym,obłudnymdraniemi
trudnomiwyobrazićsobieczłowieka,którybardziejniżonzasługujenacoś
takiego.
Brunettiwzruszyłramionamiidolałsobiewina.Jakdługobędzie
piorunowałanaPattę,pomyślał,takdługonieprzypomnisobieosprawiew
Mestre,choćniewątpliwiejejuwagazostałaodwróconatylkonachwilę.
-Niewierzęwłasnymuszom!-Paolanajwyraźniejkierowałatesłowado
ostatniegopomidora,któryleżałwzlewie.-Tenczłowiekczepiasięciebieod
lat,przeszkadzaciwewszystkim,corobisz,atybierzeszgowobronę.
-Niebioręgowobronę,Paolo.
-Ajamamnieodpartewrażenie,żetakjest-obstawałaprzyswoim,tym
razemkierująctesłowadokulimozzarelli,trzymanejwlewejręce.
-Chcętylkopowiedzieć,żeniktniezasługujenacośtakiego.Burrascato
drań.
-APattanie?
-MamzawołaćChiarę?-zapytał,widząc,żesałatkajestniemalgotowa.
-Najpierwpowiedzmi,jakdługobędzieszzajętywMestre.
-Niemampojęcia.
-Cosiętamwydarzyło?
-Popełnionomorderstwo.NapoluwMestreznalezionotranswestytę.
Ktośzmiażdżyłmutwarz,zapewnejakąśrurą.
Czywinnychrodzinachteżsięprowadziprzedkolacjątakie
pokrzepiającerozmowyjakwtymdomu?-przemknęłomuprzezmyśl.
-Dlaczegozmiażdżyłmutwarz?-spytała,skupiającsięnakwestii,która
dręczyłagocałepopołudnie.
-Możezwściekłości?
-Może-zgodziłasiękrojącseriwkładającgomiędzyplasterki
pomidora.-Aledlaczegozostawiłgonapolu?
-Ponieważchciałporzucićciałodalekoodmiejscamorderstwa.
-Więcjesteśpewien,żetenczłowieknietamzostałzabity.
-Natowygląda.Sąśladybutówwiodącedokępytraw,gdziego
znaleziono,idrugie,płytsze,wiodącewodwrotnąstronę.
-Zamordowanybyłtranswestytą?
-Podobno.Niktonimnicniewie,nawetilemiałlat,alewszyscysą
pewni,żeuprawiałprostytucję.
-Niewierzyszwto?
-Niemampowodu,żebywtoniewierzyć,aleniemamteżpowodu,żeby
wtowierzyć.
Paolawzięłakilkalistkówbazylii,opłukałajepodzimnąwodąidrobno
posiekała.Posypałanimipomidoryimozzarellę,dodałatrochęsoliiwszystko
polałaobficieoliwą.
-Zjemynatarasie-powiedziała.-Chiaramiałanakryćdostołu.Sprawdź,
czytozrobiła.
Wychodzączkuchni,Brunettizabrałzesobąbutelkęikieliszek.Paola
położyłanóżwzlewieispytała:
-Tonieskończysięprzedweekendem,prawda?
-Małoprawdopodobne.-Potrząsnąłgłową.
-Tocomamzrobić?
-Mamyrezerwacjęwhotelu.Dzieciakisągotowedowyjazdu.Czekają
natendzieńodkońcaszkoły.
-Tocomamzrobić?-powtórzyła.
Tylkoraz,zosiemlattemu,zdołałwykręcićsięodczegoś,coodniego
chciała.Jużniepamiętał,cotobyło.Aleuszłomutopłazemtylkoprzezjeden
dzień.
-Chciałbym,żebyśwyjechałazdzieciakamiwgóry.Jeślitasprawa
skończysięszybko,dojadędowas.Wkażdymraziepostaramsięprzyjechaćna
następnyweekend.
-Wolałabym,żebyśbyłznami,Guido.Niemamochotysamotnie
spędzaćwakacji.
-Będąztobądzieci.
Paolaniezechciałaużyćracjonalnychargumentówdowyrażeniaswego
sprzeciwu.Wzięłatalerzzsałatkąipowiedziała:
-Zobacz,czyChiaranakryładostołu.
Rozdział5
PrzedsnemBrunettiprzeczytałaktaiodkryłwnichświat,zktórego
istnieniazdawałsobiesprawę,choćniewiedziałonimnicpewnegoani
konkretnego.WedługposiadanychprzezniegoinformacjiwWenecjiniebyło
transwestytówtrudniącychsięprostytucją.Natomiastmieszkałtuprzynajmniej
jedentransseksualista,októregoistnieniuBrunettidowiedziałsiętylkodlatego,
żekiedyśdanomudopodpisaniapismostwierdzające,żeEmilioMarcatonie
byłsądowniekarany.Miałotomiejsce,zanimEmiliazłożyławnioseko
skorygowaniedanychwswoimdowodzietożsamościdotyczącychpłci,na
podstawiezaświadczeniaofizycznychzmianachdokonanychnajejciele.
Brunettiniewyobrażałsobie,jakiepobudkiinamiętnościmogąskłonić
człowiekadopodjęciataknieodwołalnejdecyzji,alepamiętałwstrząsiemocje,
nadktórymiwolałsięwówczasniezastanawiać,jakiewywołaławnimzwykła
zmianajednejliterywoficjalnymdokumencie-zmianasłowaEmilionaEmilia.
Mężczyźni,októrychprzeczytałwaktach,niebyliprzymuszenido
posunięciasięażtakdalekoipostanowilizmienićjedynieswoją
powierzchowność:twarz,ubranie,makijaż,sposóbchodzeniaigestykulację.
Dołączonedoniektórychaktfotografiepotwierdzaływprawę,zjakątego
dokonali.Brunettiwiedział,żenazdjęciachsąuwiecznienimężczyźni,choć
wieludozłudzeniaprzypominałokobiety.Mielidelikatnewkształciepoliczkii
drobnerysytwarzy,pozbawioneoznakmęskości.Nawetwbezlitosnymświetle
reflektorówiwpolicyjnymobiektywiewyglądalinabardzourodziwych.Na
próżnomożnabyłodoszukiwaćsięjakiegośdrobiazgu,czegokolwiek,co
świadczyłoby,żesątomężczyźni.
Paola,którasiedziałaobokmężawłóżkuiczytałaprzekazywaneprzez
niegostronice,przejrzałazałączonefotografie,przeczytałaraportzaresztowania
jednejzosób,przyłapanejnasprzedażynarkotyków,poczymbezsłowaoddała
muwszystkiekartki.
-Cootymmyślisz?-spytałBrunetti.
-Oczym?
-Otymwszystkim-odparł,unoszącakta.-Niesądzisz,żecimężczyźni
sądziwni?
Popatrzyłananiegoprzeciąglei,jakuznał,zogromnymniesmakiem.
-Dziwniejsiwydająmisiępanowie,którzykorzystajązichusług.
-Dlaczego?
-Przynajmniejcimężczyźni-wskazałaakta-nieoszukująsięwtym,co
robią.Wprzeciwieństwiedoichklientów.
-Cochceszprzeztopowiedzieć?
-Och,Guido,tylkopomyśl.Cimężczyźnidostajązapłatęzato,że
pieprząkogośalbotenktośpieprzyich-zależnieodgustówpłacącego.Ale
zanimzostanąwykorzystanilubotrzymajązapłatę,musząprzebraćsięza
kobietę.Pomyślotymprzezchwilę.Pomyśl,jakawtymjesthipokryzja,jaka
potrzebasamooszukiwania.Apotem,następnegoranka,takiklientmoże
powiedzieć:„GesuBambino,zorientowałemsię,żetofacet,gdybyłojużza
późno”albo„Cóż,chociażokazałosię,żetofacet,toitakgowydupczyłem”.
Dalejsąprawdziwymimężczyznami,macho,iniemusząstanąćprzedfaktem,
żewoląpieprzyćmężczyznniżkobiety,ponieważuznanietegofaktunaraziłoby
naszwankichmęskość.-Paolaposłałamężowiprzeciągłespojrzeniei
dorzuciła:-Czasamiwydajemisię,Guido,żetaknaprawdęniechcecisię
pomyślećowielusprawach.
Wwolnymtłumaczeniuoznaczałotozazwyczaj,żeichmyślibiegną
różnymitorami.AletymrazemPaolamiałarację-nadtąkwestiądotądsięnie
zastanawiał.Kiedyodkryłkobiety,podbiłygocałkowicieinigdyniemógł
zrozumieć,naczympolegaseksualnypowabinnychniżżeńskapłci,awgruncie
rzeczyjednejinnejniżżeńskapłci.Dorastałwprzekonaniu,żewszyscy
mężczyźnisąwzasadzietacyjakon,ikiedyzrozumiał,żejestinaczej,byłjuż
takzagorzałymzwolennikiemrozkoszy,jakiedająmuwłasnepreferencje
seksualne,żemógłjedyniewintelektualnysposóbuznaćfaktistnieniainnych
preferencji.
Przypomniałsobie,jaknapoczątkuichznajomościPaolapowiedziała,że
Włosiciągledotykająswoichgenitaliów,gładząje,niemalpieszczą,czego
nigdyprzedtemniezauważał.Słyszącto,roześmiałsięzniedowierzaniem,a
nawetzlekceważeniem,alenastępnegodniazacząłzuwagąobserwować
mężczyznipotygodniuprzekonałsię,żemiałacałkowitąrację.Podwóch
tygodniachpatrzyłnatozfascynacją,niemogącnadziwićsię,jakczęstoidący
ulicąmężczyźniopuszczajądłońipoklepująsięwtakisposób,jakbychcielisię
upewnić,żeichgenitaliawciążsąnamiejscu.Pewnegorazu,gdyszlirazem,
Paolazatrzymałasięispytałago,oczymmyśli.To,żebyłajedynąosobąna
świecie,którejbezzażenowaniawyjawiłbyswojemyśliwowejchwili,
przekonałogo-mimożepotysiąckroćzdążyłsięjużotymprzekonać-iżztą
kobietąchcesięożenić,musisięzniąożenićiożeni.
Odczuwaniemiłościipożądaniadokobietywydawałomusięcałkowicie
naturalnezarównowówczas,jakpotemiteraz.Alemężczyźniopisaniwaktach,
zpowodów,któremógłpoznaćpoprzezlekturę,lecznigdyniemógłmarzyć,że
jezrozumie,odwrócilisięodkobietiłaknęlimęskichciał.Robilitowzamian
zapieniądze,narkotyki,czasemniewątpliwierównieżwimięmiłości.Ajedenz
nich...Jakażtodzikanienawiśćspowodowała,żezginąłtakgwałtowną
śmiercią?Cojąwywołało?
Paolaspałaspokojnieobok,zwiniętawkłębek,radośćjegoserca.Odłożył
aktananocnystolik,zgasiłlampę,objąłżonęramieniemipocałowałwkark.
Znowupoczułsmaksoli.Wkrótcezapadłwsen.
GdynastępnegorankaprzyjechałdokomendywMestre,zastałsierżanta
Gallozabiurkiem,znastępnymniebieskimskoroszytemwręce.Poprosiwszy
go,byusiadł,GallopodałmuskoroszytiwtedyBrunettiporazpierwszy
zobaczyłtwarzzamordowanego.Nawierzchuleżałwykonanyprzezplastyka
portret,dającyprzybliżonyobrazofiary,apodspodemzdjęciazmiażdżonych
szczątków,napodstawiektórychartystasporządziłrysunek.
Trudnobyłookreślić,ileciosówtrafiłowtwarztegoczłowieka.Takjak
powiedziałGallopoprzedniegowieczoru,nosbyłniewidoczny,wbitywczaszkę
szczególniemocnymciosem.Jednakośćpoliczkowazostałacałkowicie
zmiażdżona,powstałopłytkiewgłębieniezbokutwarzy.Zdjęciatyługłowy
świadczyłyopodobnejbrutalności,choćteciosymiałyraczejzabić,iż
zdeformować.
BrunettizamknąłskoroszytioddałGallowi.
-Zrobiłpankopieportretu?-zapytał.
-Tak,paniekomisarzu,mnóstwo.Dopieropółgodzinytemu
otrzymaliśmytenrysunekinasiludziejeszczeniewyszliznimnaulice.
-Aodciskipalców?
-ZrobiliśmyidealneodciskijegopalcówiwysłaliśmydoRzymuorazdo
InterpoluwGenewie,alesampanwie,jacyonisą.
Brunettirzeczywiściewiedział:Rzymmożedaćodpowiedźpokilku
tygodniach,Interpolzazwyczajdziałatrochęszybciej.Puknąłczubkiempalcaw
skoroszytipowiedział:
-Temuczłowiekowipotworniezmasakrowanotwarz,niesądzipan?
Gallokiwnąłgłową,alenicniepowiedział.Jakiśczastemuzałatwiał
sprawę,choćtylkoprzeztelefon,zzastępcąkomendantaPattąidlatego
zachowywałostrożnośćwkontaktachzludźmiprzybyłymizWenecji.
-Wyglądatoniemaltak,jakbysprawcaniechciał,żebyrozpoznanotę
twarz-ciągnąłBrunetti.
Galloobrzuciłgoszybkimspojrzeniemspodkrzaczastychbrwiijeszcze
razkiwnąłgłową.
-CzymapanwRzymieznajomych,którzymoglibyprzyspieszyćbiegtej
sprawy?-zapytałBrunetti.
-Dzwoniłem,alemójznajomyjestnaurlopie.Apanmożecośzrobić?
-Niestety,człowiek,któregotamznałem,zostałprzeniesionydoBrukseli
ipracujewInterpolu.
-Notobędziemymusieliczekać-stwierdziłGallozwyraźnym
niezadowoleniemwgłosie.
-Gdzieonjest?
-Ofiara?
-Tak.
-WkostnicyszpitalaUmbertoPrimo.Dlaczegopanpyta?
-Chciałbymgozobaczyć.
NawetjeślitożyczeniewydałosięGallowidziwne,niedałtegoposobie
poznaćipowiedziałtylko:
-Kierowcamożetampanazawieźć.
-Toniejestdaleko,prawda?
-Kilkaminutstąd.Możetrochęwięcejprzyporannymruchu.
Brunettiegouderzyłamyśl,żeciludziechybanigdyniechodząpieszo,
alezarazprzypomniałsobie,żecałyokręgWenecjiEuganejskiejdusisięw
tropikalnymupaleniczympodcałunem.Możerozsądeknakazujeprzenosićsię
klimatyzowanymsamochodemzjednegoklimatyzowanegobudynkudo
drugiego,alejemuchybanigdyniesprawitoprzyjemności.Zszedłnadółi
poleciłswojemukierowcy-jużprzyzwyczaiłsiędoswojegokierowcyi
swojegosamochodu-jechaćdoszpitalaUmbertoPrimo,głównegospośród
licznychszpitaliwMestre.
Wkostnicynatknąłsięnasiedzącegoprzyniskimbiurkupracownika,
któryczytał„Gazzettino”.Pokazałmulegitymacjęipowiedział,żechce
obejrzećciałozamordowanegomężczyzny,znalezionepoprzedniegodniana
polu.
Pracownikkostnicy,niski,zokazałymbrzuchemipałąkowatyminogami,
złożyłgazetęiwstał.
-A,tego.Trzymamygopodrugiejstronie,paniekomisarzu.Niktnie
przychodziłgooglądaćopróczplastyka,atenchciałzobaczyćtylkojegowłosyi
oczy.Wyszłyniewyraźnienazdjęciach,bolampabłyskowabyłazasilna.Tylko
naniegozerknął:odsunąłpokrycieiprzyjrzałsięoczom.Widokniebył
przyjemny,wiepan,alegdybygowidziałprzedsekcją,Chryste,ztym
makijażemrozmazanymzkrwią.Niemożnabyłogodoczyścić.Wyglądałjak
klaun,słowodaję.Całatwarz,awłaściwieto,cozniejzostało,zasmarowana
mazidłemdooczu.Ktobypomyślał,żeniektóreztychśrodkówtaktrudnosię
zmywają.Kobietytracąchybapiekielniedużoczasunato,żebysiędomyć,nie
sądzipan?
Mówiącto,pracownikprowadziłBrunettiegoprzezchłodne
pomieszczenieiprzystawałcojakiśczas,gdyzwracałsiędoniego
bezpośrednio.Wkońcuzatrzymałsięprzedjednymizwielumetalowychdrzwi
tworzącychścianypomieszczenia,pochyliłsięiprzekręciłmetalowąklamkę,a
następniewyciągnąłpłytkąszufladę,wktórejleżałociało.
-Takbędziedobrze,paniekomisarzu,czymamgopodciągnąćwyżej?-
zapytał.-Tożadenkłopot.Zarazsięzrobi.
-Takjestdobrze-odparłBrunetti.
Pracownikkostnicy,nieproszony,odchyliłbiałeprześcieradłoztwarzy
zmarłegoiuniósłwzrok,chcącsięupewnić,czymazsunąćjedalej.Gdy
komisarzkiwnąłgłową,zdjąłprześcieradłozciałairównozłożyłjewkostkę.
MimożeBrunettiwidziałzdjęcia,niespodziewałsię,żezobaczytak
zmasakrowaneciało.Dlalekarza,któryprzeprowadziłsekcję,ważnebyło
zbadanieczłowieka,niezaśprzywróceniejegopoprzedniegowyglądu.Być
może,jeśliodnajdziesięrodzinazmarłego,wynajmiekogoś,ktosiętymzajmie.
Ponieważnieodtworzonomężczyźnienosa,to,cozobaczyłBrunetti,było
wklęsłąpłaszczyznązczteremapłytkimizagłębieniamiiprzypominałoludzką
twarzzrobionąwglinieprzezopóźnionewrozwojudziecko,którezamiast
uwypuklićnos,wgniotłopięściądołek.Twarzbeznosastraciłaludzkiwyraz.
Przyglądałsięzmarłemu,chcącokreślićjegowiekiwarunkifizyczne.
Głośnowciągnąłpowietrze,gdyzprzerażeniemuzmysłowiłsobie,żezmarły
jestdoniegopodobny:matakąsamąbudowę,trochętłuszczuwokółtaliii
bliznęzdzieciństwapooperacjiwyrostkarobaczkowego-jedynąróżnicę
stanowiłbrakowłosienianaskórze.Brunettiniskopochyliłsięnadklatką
piersiową,pośrodkuktórejbiegłodługie,bezwzględnecięciedokonanepodczas
autopsji.Wmiejscu,gdzieuniegorosłysztywnesiwewłosy,zmarłymiał
niewyraźnąszczecinkę.
-Czylekarzogoliłmuprzedsekcjątors?
-Skądże,paniekomisarzu.Przecieżnierobiłoperacjiserca.
-Aletenczłowiekmawygolonąklatkępiersiową.
-Nogiteż.Niechpansiętylkoprzyjrzy.Rzeczywiście,byłyogolone.
-Czylekarzwspomniałcośnatentemat?
-Wtrakciepracynicniemówił,alemożenapisałotymwraporcie.
Wystarczypanu?
Brunettikiwnąłgłowąiodstąpiłokrok.Pracownikrozwinął
prześcieradło,uniósłjewgóręjakobrusirównoprzykryłzwłoki.Wsunął
szufladę,zamknąłdrzwi,poczymspokojnymruchemprzekręciłklamkę.
Gdyszlizpowrotemwstronębiurka,powiedział:
-Kimkolwiekbyłtenczłowiek,niezasłużyłsobienato.Chodzątu
słuchy,żeżyłzprostytucji,przebierałsięzakobietę.Temubiedakowiudałosię
nabraćchybaniewielu,boniemiałpojęcia,jaknakładaćmakijaż-tak
przypuszczam,zważywszynato,jakwyglądał,gdygotuprzywieziono.
Brunettisądziłprzezchwilę,żepracownikkostnicywyrażasięoofierzez
uszczypliwością,alepojął,żesięmyli,gdyzwróciłuwagęnaton
wypowiadanychsłów.
-Topanmaznaleźćmordercę?
-Tak.
-Mamnadzieję,żesiępanuuda.Chybamógłbymzrozumieć,żejeden
człowiekchcezabićdrugiego,ależebywtakisposób...Apantorozumie,
komisarzu?
-Teżnie.
-Mamnadzieję,żepanzłapiesprawcę.Niktniezasługujenatakąśmierć,
czyjestkurwą,czynie.
Rozdział6
-Widziałgopan?-zapytałGallo,gdyBrunettiwróciłdokomendy.
-Tak.
-Małoprzyjemnywidok,prawda?
-Panteżgowidział?
-Zawszestaramsięzobaczyć,jakwyglądają-powiedziałzwyczajnie
Gallo.-Wtedyzwiększymzapałemłapięzabójcę.
-Copansądziotejsprawie,sierżancie?-spytałBrunetti,siadająci
kładącnabiurkuniebieskiskoroszyt.
Gallozastanawiałsięnadodpowiedziąprzezdobrąminutę.
-Sądzę,żektośmógłtozrobićwatakuszału.-GdyBrunettipotwierdził
takąmożliwośćkiwnięciemgłowy,ciągnął:-Albo,jakpanprzedtem
wspomniał,żebyutrudnićzidentyfikowanieofiary.-Pewnienamyślotym,co
zobaczyłwkostnicy,zarazdodał:-Lubżebytouniemożliwić.
-Toraczejnieprawdopodobnewdzisiejszychczasach,nieuważapan,
sierżancie?
-Dlaczegonieprawdopodobne?
-Jeśliczłowiekniejestcałkowicienieznanynadanymtereniealbonie
mieszkazrodzinąlubprzyjaciółmi,jegozniknięciezostaniezauważonepo
kilkudniach,azazwyczajpokilkugodzinach.Dzisiajtrudnopoprostuzniknąć.
-Wtakimrazieatakszałujestbardziejprzekonywającympowodem-
zgodziłsięGallo.-Możepowiedziałcośklientowialbozrobiłcośtakiego,co
wyprowadziłogozrównowagi.Niewielewiemoludziachopisanychwaktach,
którewczorajpanudałem.Niejestempsychologiemanikimśwtymrodzaju,
więcniewiem,conimipowoduje,alepodejrzewam,żemężczyźni,którzy...
hm...impłacą,sądużomniejzrównoważeniodnich.Azatematakszału?
-Wtakimraziejakwytłumaczyć,żepozostawionogowczęścimiasta
znanejzobecnościprostytutek?-spytałBrunetti.-Toświadczyraczejo
rozumnymiplanowymdziałaniu,anieoszale.
Galloszybkoodpowiedziałnasondującepytanienowegokomisarza.
-Mogłobyćtak,żepodokonaniuzabójstwamordercaoprzytomniał.
Możezabiłgousiebiewdomualbowmiejscu,gdzieznanojednegoznich,i
dlategomusiałprzenieśćciało.Ajeślinależydoludzi,którzykorzystajązusług
transwestytów,toznamiejsca,gdziekręcąsięprostytutki.Pozostawienieciała
wtakimmiejscuwydałomusięsensowne,ponieważpodejrzeniapadną
wówczasnaosobykorzystającezusługprostytutek.
-Notak...-BrunettizawiesiłgłosiGalloczekał,kiedypojawisięsłowo
„ale”.-Aletobyoznaczało,żeniemarozróżnieniamiędzyprostytutkami.
-Nierozumiem,paniekomisarzu.
-Żeniemaróżnicymiędzyprostytuującymisięmężczyznamii
kobietami,aprzynajmniejżemajątesamerewiry.Ztego,cowczoraj
usłyszałemizobaczyłem,wynika,żeterenzarzeźniąjestwykorzystywany
przezprostytuującesiękobiety.-Gallozacząłsięnadtymzastanawiać,a
Brunettiprzycisnąłgo,dodając:-Tojestpanamiastoiniewątpliwiewiepanna
tentematwięcejodemnie,człowiekawpewnymsensietuobcego.
Słysząctenkomplement,Gallonieznaczniesięuśmiechnął.
-Natepolazafabrykamizwykleprzychodządziewczęta-odparł.-Ale
mamycorazwięcejchłopców,głównieSłowianiAfrykanówzpółnocy
kontynentu,którzy,byćmoże,zmuszenikoniecznością,zaczęliszukaćnowych
rewirów.
-Doszłypanajakieśpogłoskinatentemat?
-Tylkopośrednio,paniekomisarzu.Zazwyczajniezajmujęsię
prostytutkami,oileniesąwmieszanewprzestępstwozużyciemsiły.
-Czyzdarza,siętoczęsto?
Gallopotrząsnąłprzeczącogłową.
-Prostytutkazazwyczajniemaodwagipowiedziećnamotym,ponieważ
boisię,żeskończywwięzieniu,nawetjeślinieonajestsprawcąprzemocy.
Wieleztychkobietprzebywatunielegalnieiniechcądonasprzyjśćzestrachu,
żewpakująsięwkłopotyibędądeportowane.Adotegojestmasamężczyzn,
którzyznajdująupodobaniewbiciukobiet.Przypuszczam,żeoneucząsięich
rozpoznawaćalbodowiadująsięonichodinnychdziewczynistarająsiętakich
facetówunikać.
Wydajemisię,żemężczyźnimająwiększemożliwościsamoobrony.Z
akt,któreipanczytał,widać,żewieluznichjestpotężnejbudowy.Niektórzysą
ładni,nawetpiękni,alemająprzytymmęskąsiłę.Łatwosobiewyobrazić,że
tegorodzajukłopotydotycząichwmniejszymstopniu.Ajeślijużcośtakiego
imsięprzydarzy,tomogąsięobronić.
-Czydostałpanraportzsekcjizwłok?-spytałBrunetti.
-Przyszedł,kiedypanbyłwszpitalu.-Gallopodałkomisarzowikilka
kartekpapieru.
Brunettiprzeczytałraportszybko,obeznanyzfachowymjęzykiemi
medycznąterminologią.Nacieleniebyłośladównakłucia,zczegowynikało,że
zmarłyniezażywałdożylnienarkotyków.Wzrost,waga,budowafizyczna
zostałyopisanezpodaniemdokładnychdanych.Wspomnianoteżomakijażu,o
którymopowiadałBrunettiemupracownikkostnicy,aleograniczonosiędo
stwierdzenia,żenatwarzypozostaływyraźneśladyszminkiiołówkadooczu.
Nieznalezionodowodównato,żedenatuprawiałostatnioseks,czynnielub
biernie.Badaniedłoniwykazało,żetrudniłsiępracąumysłową-paznokciebyły
krótkoobcięte,askóranawewnętrznejstroniedłonidelikatna.Rozmieszczenie
rannacielepotwierdziłohipotezę,żepodokonaniumorderstwaprzeniesiono
zwłokiwmiejsce,gdziezostałyznalezione.Wysokatemperaturapowietrza
uniemożliwiłastwierdzenie,ileczasuupłynęłoodpopełnieniazbrodnido
znalezieniaciała;conajwyżejmożnaprzypuszczać,żeminęłooddwunastudo
dwudziestugodzin.
BrunettiuniósłwzroknaGalia.
-Czytałpantenraport?
-Czytałem,paniekomisarzu.
-Icopanotymsądzi?
-Wciążmusimyrozstrzygnąć,czyzbrodniępopełnionowatakuszału,
czyzrozmysłem.
-Alenajpierwmusimyzidentyfikowaćofiarę-dodałBrunetti.-Iluludzi
mauczestniczyćwśledztwie?
-OddelegowanoScarpę.
-Tego,którysiedziałtamwczorajnasłońcu?
-Tak,paniekomisarzu-odparłzespokojemGallo,copozwoliło
Brunettiemusądzić,żewiadomośćotymzdarzeniudotarładouszusierżantai
spotkałasięzdezaprobatą.-Jestjedynymfunkcjonariuszem,któryma
zajmowaćsiętąsprawą.Śmierćprostytutkiniemarangipriorytetowej,
zwłaszczawlecie,kiedybrakujenamludzi.
-Inieprzydzielononikogowięcej?
-Mniezleconoprowadzenietegośledztwatymczasowo,ponieważbyłem
tu,gdynadeszławiadomośćopopełnieniumorderstwa.Dlategowysłałemna
miejsceSquadraMobile.ZastępcakomendantawMestrezaproponował,żeby
sprawęprzejąłsierżantBuffo,któryodebrałtelefonzrzeźni.
-Rozumiem-odparłBrunetti.-Czyjestinnerozwiązanie?
-Pytapan,czyktośmógłbyzastąpićsierżantaBuffo?
-Tak.
-Mógłbymwysunąćtakąpropozycję,skorotojabyłempierwsząosobą,z
którąpansięskontaktował,aponadtowieleczasupoświęciliśmyna
szczegółoweomówienietejsprawy...-WtymmiejscuGalloprzerwał,takjakby
chciałtenczasjeszczebardziejwydłużyć,ipochwilidodał:-Gdybymdalej
uczestniczyłwśledztwie,możeprzyspieszytojegobieg.
-Któryzzastępcówkomendantapodejmujetakiedecyzje?
-Nasci.
-Czyonabyłabyskłonna...Toznaczy,czyzaaprobujetakąpropozycję?
-Jeśliztymwnioskiemwystąpikomisarz,niewątpliwiesięzgodzi.Tym
bardziejżeprzysłanonampanadopomocy.
-Świetnie-ucieszyłsięBrunetti.-Niechpanpoprosikogośonapisanie
takiegowniosku,ajapodpiszętoprzedobiadem.-Gallokiwnąłgłową,
zanotowałkilkasłównakartce,spojrzałnaBrunettiegoijeszczerazkiwnął
głową.-Iniechpanaludziezajmąsięubraniemibutamizmarłego.-Gallopo
razkolejnykiwnąłgłowąiznowuzapisałparęsłów.
Brunettiotworzyłniebieskiskoroszytzaktami,któreczytałpoprzedniego
wieczoru,iwskazałpalcemwykaznazwiskiadresów,przyczepionydo
wewnętrznejstronyokładki.
-Wydajemisię,żepowinniśmyzacząćwypytywaćtychludzi,czyznają
zmarłego,czygorozpoznająalboczywiedząokimś,ktomożegoznać.Lekarz,
któryzrobiłsekcję,twierdzi,żedenatmiałczterdzieścikilkalat.Mężczyźni
opisaniwaktachsąmłodsi,niektórzydopieropotrzydziestce,takwięcjeśli
zmarłybyłtutejszy,towyróżniałsięnatlepozostałychwiekiemimógłbyć
znany.
-Jakpanchcetozorganizować,paniekomisarzu?
-Podzielmytenwykaznatrzyczęści.Każdyznas-pan,jaiScarpa-
otrzymaswojączęśćibędziekontaktowałsięzwymienionyminaliście
osobami,pokażeimportretzrobionyprzezplastykaispyta,czycoświedząo
ofierze.
-Toniesąludzie,którzychętnierozmawiajązpolicją,paniekomisarzu-
zauważyłGallo.
-Wtakimrazieweźmiemyjednozezdjęćpokazujących,jakwyglądał,
gdygoznaleziononapolu.Jeśliudasięnamprzekonaćtychpanów,żemożesię
imprzydarzyćtosamo,chętniejbędąznamirozmawiać.
-ZawołamtuScarpę-powiedziałGalloisięgnąłposłuchawkętelefonu.
Rozdział7
Postanowili,żerozpocznąrozmowyjaknajszybciej,choćjeszczenie
minęłopołudnie-adlawiększościwymienionychnaliściemężczyznbyłto
zapewneśrodeknocy.Brunettipoprosił,byGalloiScarpa,dobrzeznający
Mestre,ułożyliadresywgeograficznymporządku,cooszczędziwszystkim
ciągłegoprzenoszeniasięzjednegokońcamiastanadrugi.
Kiedyuporządkowanoadresy,Brunettiwziąłprzydzielonąmulistę
nazwiskizszedłnadółdoswojegokierowcy.Pomysł,żebyzajeżdżaćpoddomy
tychwłaśnieludzibiało-niebieskimsamochodempolicyjnymprowadzonym
przezumundurowanegofunkcjonariusza,apotemchciećichprzesłuchiwać,nie
wydałmusięzbytdobry,alegdytylkopoczułporannyupałpanującywMestre,
doszedłdowniosku,żechcącprzeżyć,musizrezygnowaćzzachowania
środkówostrożności.
Oblepiłogoparnepowietrzeizapiekłowoczy.Przygniatałomiasto
niczymgruba,brudnapłachta,nieporuszonenawetnajlżejszympodmuchem
wiatru.Przedgmachemkomendyprzemykaływężowatymruchemsamochody,
akierowcydonośnymtrąbieniemwyrażaliswojeniezadowolenienawidok
zmieniającychsięświatełiprzechodzącychprzezulicęludzi.Poichprzejeździe
nadjezdniąunosiłysięwirującekłębykurzuipudełkapopapierosach.
Oddychającsmrodliwympowietrzem,Brunettipoczuł,jakbyktośzaszedłgood
tyłuimocnoobjąłramionamiprzezpierś.Jakczłowiekmożeżyćwtakich
warunkach?-pomyślał.
Uratowałsięucieczkądochłodnegopudłapolicyjnegosamochodu,z
któregowyszedłpopiętnastuminutach,dojechawszypodośmiopiętrowyblok
mieszkalnynazachodnimskrajumiasta.Uniósłgłowęizobaczyłsznuryz
praniem,rozciągniętemiędzytymbudynkiemidrugim,którystałpoprzeciwnej
stronieulicy.Poczułsiępodniesionynaduchu,kiedyowiałgolekkiwiatr,
kołyszącyróżnokolorowymiprześcieradłami,ręcznikamiibieliznąosobistąnad
jegogłową.
Zarazzadrzwiamiwejściowymizobaczyłportierawprzypominającym
klatkępomieszczeniu,któryrozkładałnabiurkupapieryikoperty,sortując
dostarczonąprzedchwiląpocztędlamieszkańcówbudynku.Byłwpodeszłym
wieku,miałrzadkąbrodęichwiejącesięnaczubkunosaokularydoczytaniaw
srebrnejoprawie.Uniósłwzrokznadokularówipowitałwchodzącego.Wilgoć
wpowietrzuuwydatniałakwaśnyodórwportierni,astojącynapodłodzei
skierowanynanogistarcawentylatorpowodowałjedynieroznoszeniesiętego
zapachu.
Brunettispytał,gdziemieszkaGiovanniFeltrinelli.Nadźwięktego
nazwiskaportierodsunąłdotyłukrzesłoiwstał.
-Uprzedzałemgo,żebywastuniesprowadzał.Jeślichcewykonywać
swójfach,niechtorobiwwaszychsamochodachalbonapolach,takjakinne
zwierzęta,alenietutaj,bowezwępolicję.-Sięgnąłposłuchawkętelefonu
wiszącegoztyłunaścianieiognistymspojrzeniemobrzuciłBrunettiegoodstóp
dogłów,niekryjącodrazy.
-Jajestemzpolicji-powiedziałzespokojemBrunetti.Wyjąłzportfela
legitymacjęipokazałjązpewnejodległości.Starzecwyrwałmudokumentz
ręki,dającdozrozumienia,żeionwie,gdziefałszujesiętakiepapiery,poczym
poprawiłokulary.
-Wyglądanaautentyczną-przyznałwkońcuioddałjąBrunettiemu.
Wyjąłzkieszenibrudnąchusteczkędonosa,zdjąłokularyistaranniewytarł
najpierwjednoszkło,apotemdrugie,wtakisposób,jakbytobyło
najważniejszezajęciejegożycia.Włożyłokularynanos,dokładnieosadziłza
uszami,schowałchusteczkędokieszeniiinnymjużtonemzapytał:-Coon
terazzbroił?
-Nicniezbroił.Chcemyprzesłuchaćgowsprawiepewnegoczłowieka.
-Któregośzjegopedalskichznajomych?-burknąłstarzec.
Brunettipuściłmimouszutopytanieiodparł:
-ChcielibyśmyporozmawiaćzpanemFeltrinellim.Przypuszczamy,że
możeudzielićnampewnychinformacji.
-ZpanemFeltrinellim?Panem?-powtórzyłportierwtakisposób,że
uprzejmyzwrotBrunettiegostałsięobraźliwy.-Chciałpanchybaporozmawiać
zNinemPięknisiem,NinemObciągaczem.
Brunetticiężkowestchnął.Dlaczegoludzieniepotrafiądokonywać
bardziejzróżnicowanego,bardziejselektywnego-możenawetbardziej
inteligentnegowyborutych,którychchcąnienawidzić?Dlaczegoobiektemich
nienawiściniesąchrześcijańscydemokraci?Albosocjaliści?Dlaczegonie
odnosząsięznienawiściądoludzi,którzynienawidząhomoseksualistów?
-JakijestnumermieszkaniapanaFeltrinellego?
Staryportierwycofałsięzabiurko,usiadłiznowuzabrałsięza
segregowaniepoczty.
-Piątepiętro.Nadrzwiachjesttabliczkaznazwiskiem-powiedział.
Brunettiodwróciłsięiodszedłbezsłowa.Gdybyłprzydrzwiach
portierni,wydawałomusię,żusłyszałsłowo„pan”wymamrotaneprzez
portiera,choćmogłotobyćtylkogniewneburknięcie.Podszedłdowindy
znajdującejsiępodrugiejstroniewyłożonegomarmurowąposadzkąkorytarzai
nacisnąłguzik.Pokilkuminutachwciążstałtamiczekał.Niechciałiśćz
powrotemdoportieraipytaćgo,czywindadziała.Skręciłwięcnalewo,
otworzyłdrzwiklatkischodowejiwszedłnapiątepiętro.Gdyznalazłsięna
górze,musiałrozluźnićkrawatipociągnąćzanogawkispodni,któreprzykleiły
siędoud.Chusteczkądonosawytarłtwarzzpotu.
Nadrzwiachzobaczyłtabliczkęznapisem„GiovanniFeltrinelli-
architekt”.
Spojrzałnazegarek-byłajedenastatrzydzieścipięć.Nacisnąłdzwonek.
Natychmiastusłyszałszybkiekroki.Drzwiotworzyłmłodyczłowiek,trochę
podobnydomężczyznyzpolicyjnegozdjęcia,któreBrunettioglądał
poprzedniegowieczoru:krótkiejasnewłosy,delikatniejakukobiety
zarysowanaszczękaidużeciemneoczy.
-Si?-ObrzuciłBrunettiegopytającymspojrzeniemiuśmiechnąłsię
przyjaźnie.
-PanGiovanniFeltrinelli?-zapytałBrunetti,pokazująclegitymację.
Młodyczłowiekledworzuciłnaniąokiem,alewjednejchwili
zorientowałsię,cojestnaniejnapisane,iprzestałsięuśmiechać.
-Tak.Czegopanchce?-Wjegogłosieczułosiętakisamchłód,jakibiłz
jegotwarzy.
-Chciałbymzpanemporozmawiać.Czymogęwejść?
-Policjaniemusiprosićopozwolenie-rzekłFeltrinellizrezygnacjąi
otworzyłszerzejdrzwi,stajączboku,żebyprzepuścićBrunettiego.
-Permesso-powiedziałBrunettiiwszedłdośrodka.
Określenieztabliczkinadrzwiachwejściowychchybabyłoprawdziwe-
mieszkaniemiałosymetrycznyrozkładwnętrz,zaprojektowanychprecyzyjniei
umiejętnie.Ścianysalonu,doktóregowszedłBrunetti,byłyjednoliciebiałe.Na
jasnymparkiecieułożonymwjodełkęleżałokilkakilimów,anaścianach
wisiałydwatkane,prawdopodobnieperskie,jakoceniłBrunetti.Naprzeciw
drzwistałaniska,długakanapaobitachybajedwabiemwbeżowymodcieniu,
przedniądługistolikzeszklanymblatem,anajegokrańcudużaceramiczna
patera.Najednejścianiewisiałypółkinaksiążki,nadrugiejarchitektoniczne
szkiceifotografiekompleksówbudowlanych,niskich,rozległych,otoczonych
połaciamisurowejnatury.Wodległymrogustałwysokistółkreślarski,ana
uniesionymwstronępokojublacieleżałyogromnearkuszekalkiinachylona
poddziwacznymkątempopielniczka,wktórejtliłsiępapieros.
Doskonałakompozycjapokojupowodowała,żewzrokpatrzącegopadał
nacentralnypunkt,naprostąceramicznąpaterę.Brunettimiałsilnepoczucie,że
takiewłaśniebyłozamierzenieprojektanta,aleniemógłzrozumieć,wjaki
sposóbzostałozrealizowane.
-Chciałbymprosić-zaczął-abywmiaręswoichmożliwościpomógłpan
namwśledztwie,któreprowadzimy.
Feltrinellinieodezwałsięsłowem.
-Chciałbym,żebypanobejrzałportretpewnegomężczyznyipowiedział,
czygoznalubrozpoznaje.
Feltrinellipodszedłdostołukreślarskiegoiwziąłleżącegowpopielniczce
papierosa.Zaciągnąłsięgłęboko,anastępniezgasiłpapierosanerwowym
ruchem.
-Niepodajęnazwisk-oświadczył.
-Słucham?-Brunettiudał,żeniepojmujeintencjitychsłów.
-Niepodajęnazwiskmoichklientów.Nawetjeślizarzucimniepan
zdjęciami,itaknieprzyznam,czykogośrozpoznałem,iniepodamżadnych
nazwisk.
-Niechodzimiopanaklientów,panieFeltrinelli-sprostowałBrunetti.-
Nieinteresujemnie,kimpanjest.Mamypodstawysądzić,żepanmożecoś
wiedziećotymczłowieku,ichcielibyśmy,żebypanspojrzałnatenportreti
powiedział,czytaosobajestpanuznajoma.
Feltrinelliprzeszedłodstołukreślarskiegodoetażerkistojącejprzy
małymokniewścianienalewoiwtedyBrunettiuprzytomniłsobie,jakiebyło
zamierzenieprojektantategopomieszczenia-zależałomunaodwróceniuuwagi
odtegookienkaiponuregomuruzcegły,znajdującegosiędwametryzanim.
-Ajeślitegoniezrobię?-zapytałFeltrinelli.
-Jeśligopannierozpozna?
-Nie.Jeślinieobejrzętegoportretu.
Wpokojuniebyłoklimatyzacjianiwentylatora.Unosiłsiętusilny
zapachtanichpapierosów,którym-jakwydawałosięBrunettiemu-nasiąkało
jegowilgotneubranieiwłosy.
-PanieFeltrinelli,proszępanaospełnienieobywatelskiegoobowiązkui
udzieleniepolicjipomocywśledztwiewsprawiemorderstwa.Zależynamna
ustaleniutożsamościtegoczłowieka,gdyżdopierowtedybędziemywstanie
rozpocząćdochodzenie.
-Czytojegoznalezionowczorajnapolu?
-Tak.
-Iprzypuszczapan,żeonmożebyćjednymznas?-Feltrinelliniemusiał
precyzować,kogomanamyślimówiąc„my”.
-Tak.
-Dlaczego?
-Tawiadomośćniejestpanuniezbędna.
-Aleprzypuszczapan,żebyłtranswestytą.
-Tak.
-Ikurwą?
-Byćmoże-odrzekłBrunetti.
Feltrinelliodwróciłsięodokienka,przeszedłprzezpokójwstronę
Brunettiegoiwyciągnąłrękę.
-Niechpanpokażemitenportret.
Brunettiwyjąłzeskoroszytukserograficznąodbitkęportretuwykonanego
przezplastyka.Zauważyłprzytym,żepapierowaokładkazabarwiłajego
spoconądłońnaniebiesko.PodałkartkęFeltrinellemu,któryprzezchwilę
bacznieprzyglądałsięrysunkowi,potemjednąrękązasłoniłnarysowanenad
czołemwłosyiznowuprzyjrzałsiętwarzy.
-Nie,nigdyniewidziałemtegoczłowieka-powiedział,oddająckartkę.
Brunettidałwiaręjegosłowom.Włożyłrysunekdoskoroszytu.
-Czyznapankogoś,ktomożepomócnamwzidentyfikowaniutego
mężczyzny?
-Zapewnezamierzaciewypytaćwszystkichznas,którzyfigurująw
kartotecepolicyjnej-stwierdziłFeltrinellibardziejpojednawczymtonem.
-Tak.Niemamymożliwościskontaktowaniasięzinnymiludźmi.
-Toznaczyztymi,którzyjeszczeniebyliaresztowani-uściślił
Feltrinelliispytałpochwili:-Czymapanwięcejkopiitegorysunku?
BrunettiwyjąłodbitkęzeskoroszytuipodałjąFeltrinellemurazemze
swojąwizytówką.
-BędziepanmusiałzadzwonićdokomendywMestreipoprosićo
połączeniezemną.AlbozsierżantemGallo.
-Jakgozabito?
-Przeczytapanotymwdzisiejszychgazetach.
-Nieczytujęgazet.
-Zostałpobitynaśmierć.
-Tamnapolu?
-Tegoniemogępanuujawnić.
Feltrinellipołożyłrysuneknastolekreślarskimizapaliłpapierosa.
-Nodobrze-powiedział,odwracającsiędoBrunettiego.-Skoromamten
rysunek,pokażęgoparuosobom.Gdysięczegośdowiem,zawiadomiępana.
-Czypanjestarchitektem?
-Tak.Mamdyplom,aleniepracujęwzawodzie,toznaczy,jestembez
pracy.
Wskazującleżącenastolearkuszekalki,Brunettipowiedział:
-Alepracujepannadjakimśprojektem.
-Tylkodlawłasnejrozrywki,paniekomisarzu.Straciłempracę.
-Przykromi.
FeltrinelliwsadziłręcedokieszeniispojrzałBrunettiemuprostowoczy.
-PracowałemwEgipcie,nazlecenierządu,izajmowałemsię
projektowaniemkomunalnychbudynkówmieszkalnych,dopókiniewydano
zarządzenia,żewszyscycudzoziemcymuszącorokupoddawaćsiębadaniomna
AIDS.Mojezeszłorocznewynikibadańbyłyniepomyślne,więcwyrzucono
mniezpracyiodesłanododomu.
Brunettinicnieodpowiedział,więcFeltrinelliciągnął:
-Popowrocietutajpróbowałemznaleźćjakieśzajęcie,ale,jakpan
zapewnewie,architekcimnożąsięjakgrzybypodeszczu.Dlatego
postanowiłem...-tuprzerwałszukającsłowa-...zmienićzawód.
-Mówipanouprawianiuprostytucji?
-Zgadzasię.
-Nieobawiasiępanryzyka?
-Ryzyka?-powtórzyłFeltrinelli,zdobywającsięprawienatakisam
uśmiech,jakiposłałBrunettiemu,gdyotworzyłmudrzwi.-Chodzipanuo
AIDS?
-Tak.
-Ryzykoniedotyczymnie.-Odwróciłsięplecami.Podszedłdostołu
kreślarskiego,wziąłtlącegosięwpopielniczcepapierosaipochyliłsięnad
szkicem.-Samznajdziepandrogędowyjścia,komisarzu.
Rozdział8
Brunettiwyszedłnasłońce,nahałaśliwąulicę,iskierowałsiędobaru
znajdującegosięnaprawoodbloku.Poprosiłoszklankęwodymineralnej,a
potemojeszczejedną.Gdysięnapił,zmoczyłchusteczkędonosaresztąwodyi
bezskuteczniespróbowałzetrzećniebieskąplamęzdłoni.
Czyczłowiekpopełniaprzestępstwo,jeśli,chorującnaAIDSlubbędąc
nosicielemwirusaHIV,prostytuujesięiuprawiaseks?-zacząłsięzastanawiać.
Ajeśliniestosujeprzytymśrodkówzabezpieczających?Policjajużtakdawno
przestałauznawaćprostytucjęzaprzestępstwo,żeBrunettiemutrudnobyłodać
twierdzącąodpowiedźnatopytanie.ZkoleinosicielwirusaHIV,który
świadomieuprawiaseksbezstosowaniaśrodkówzabezpieczających,
niewątpliwiedopuszczasięwystępku,choćprawomożenienadążazażyciemi
jeszczenieujęłotegoproblemuwparagrafy.Brunettiuzmysłowiłsobie,że
dokonująctakichrozróżnień,wkraczanagrząskimoralniegrunt.Zamówił
trzeciąszklankęwodyiwyjąłswojąlistę,żebyzobaczyć,ktozajmujenaniej
drugiemiejsce.
FrancescoCrespomieszkałzaledwieczteryblokidalej,alebyłtojużinny
świat.Budynekwyglądałjakklocek,wysoki,zgładkimiścianamii
przeszklonymfrontonem.Dziesięćlattemu,gdygowzniesiono,byłzapewne
wyznacznikiemtendencjirozwojuwurbanistyce.Włochysąjednakkrajem,
gdzienoweideewewzornictwieprzestająbyćuznawanezaprzejaw
nowoczesności,gdytylkoprojektzostaniezrealizowany,sąszybkoporzucanew
ciągłymposzukiwaniunastępnego,prowokującegoproporcanowoczesności-
niczymwprzedsionkuPiekłaDantego,gdzieprzeklęteduchynawieczność
krążąwpowietrzu,poszukującproporca,któregoniepotrafiąaninazwać,ani
rozpoznać.
Wciągudziesięciulat,któreminęłyodzbudowaniabudynku,zmieniłasię
modaiterazprzypominałpostawionenasztorcpudełkospaghetti.Wszybach
odbijałysiępromieniesłońcaiwypielęgnowanyskrawekziemioddzielającej
domodulicy,aleniktjużbysięniezachwycałtymdomemwzniesionymztaką
próżnąśmiałościąpośródinnych,niższychiskromniejszych.
Brunettiwiedział,któremieszkanienależydoCrespa.Klimatyzowana
windaszybkozawiozłagonasiódmepiętro.Wyszedłnawyłożonymarmurem,
równieżklimatyzowanykorytarz.Skręciłwprawoinacisnąłdzwonek
mieszkaniaD.
Usłyszałdochodzącezwewnątrzdźwięki,aleniktniepodszedłdodrzwi.
Jeszczerazzadzwonił.Odgłosyucichły,alewciążniktniepodszedłdodrzwi.
Nacisnąłdzwonekporaztrzeciiprzytrzymałguzik.Zmieszkaniadałosię
słyszećnatarczywebrzęczenieipochwilirozległosięwołanie:
-Basta!Vengo.
Przestałnaciskaćnadzwonekizachwilędrzwiotwartosilnym
szarpnięciem.Stanąłwnichwysoki,mocnozbudowanymężczyznaw
płóciennychspodniachigolfie,którymógłbyćzkaszmiru.Brunettizobaczył
ciemneoczyogniewnymwyrazieiwielokrotniezłamanynos,spuściłwzroki
spojrzałnawysokikołnierzswetra.Mamypołowęsierpnia,pomyślał,ludzie
mdlejąnaulicyzgorąca,atenczłowieknosikaszmirowygolf.
-PanCrespo?-spytał,patrzącmuprostowoczy.
-Zkimmamdoczynienia?-padłoszorstkiepytanie,wktórymdałosię
wyczućnieskrywanygniew,anawetgroźbę.
-KomisarzGuidoBrunetti-odpowiedział,wyjmująclegitymację.
Mężczyznawgolfie,podobniejakFeltrinelli,wmgnieniuokarozpoznał
legitymacjępolicyjną.ZrobiłszybkiruchwstronęBrunettiego,takjakbyswą
odrażającąposturąchciałwypchnąćgonakorytarz.Widząc,żeBrunettinie
ruszasięzmiejsca,cofnąłsięokrok.
-PanaCresponiema.
Zdrugiegopokojudoszedłichgłośnystuk.Pewniejakiściężkiprzedmiot
spadłnapodłogę.
TerazBrunettizrobiłkrokwprzód,zmuszającmężczyznęwswetrzedo
odsunięciasięoddrzwi.Niezatrzymującsię,wszedłdopokojuistanąłprzy
skórzanymfotelupodobnymdotronu,obokstolikazogromnymbukietem
mieczykówwkryształowymwazonie.Usiadłizałożyłnogęnanogę.
-Wobectegopoczekam-rzekłzuśmiechem.-Oileniemapannic
przeciwkotemu,panie...?
Mężczyznawgolfiezatrzasnąłdrzwiwejściowe.
-Zawołamgo-powiedział.
Wszedłdonastępnegopokojuizamknąłzasobądrzwi.Przezścianę
Brunettiusłyszałjegobas,głębokiirozgniewany.Zarazdoszedłgodrugigłos-
tenor.Pochwilirozróżniłtrzecigłos,teżtenorowy,aleocałytonwyższyod
poprzedniego.Przyciszonarozmowatrwałakilkaminut,copozwoliło
Brunettiemurozejrzećsiępopokoju.Mieszkaniebyłonoweiniewątpliwie
urządzonezadużepieniądze,aleniechciałbymiećniczego,cotuzobaczył,
nawetperłowoszarejskórzanejkanapyczymahoniowegostolika.
Drzwidodrugiegopokojuotworzyłysięiwyszedłzniegopotężny
mężczyznawgolfie,azanimdrugi,młodszyodziesięćlat,dużodrobniejszej
budowy.
-Toon-powiedziałtenpierwszy,wskazującBrunettiego.
Młodszymiałnasobieluźnejasnoniebieskiespodnieibiałąjedwabną
koszulęrozpiętąpodszyją.Brunettiwstałnajegowidok.
-PanFrancescoCrespo?
Młodymężczyznazatrzymałsięprzedkomisarzem,aleinstynktlub
zawodowarutynakazałamuzdobyćsięnajakiśgestwobecczłowiekawwieku
Brunettiegoiojegoprezencji.Zrobiłmałykrokwprzód,miękkimruchem
uniósłrękęzrozłożonymipalcamiiprzyłożyłjądodolnejczęściszyi.
-Tak,toja-odparł.-Czegopansobieżyczy?
Tojegogłos,wyższyspośróddwóchtenorowych,usłyszałBrunettiprzez
ścianę,aleterazCrespousiłowałnadaćmugłębszyton,abybrzmiałbardziej
interesującolubbardziejzalotnie.
Crespobyłniższyodkomisarzaiważyłzdziesięćkilogramówmniej.Za
sprawąprzypadkulubwwynikurozmyślnegodziałaniajegooczymiałytaką
samąjasnoszarąbarwęjakobiciekanapy,awzestawieniuzmocnoogorzałą
twarzązyskiwałyciemniejszyton.Kobietęotakichrysachuznanobyco
najwyżejzaładnązgodniezklasycznymikryteriamiurody,alemęska
kanciastośćliniitwarzyczyniłaCrespapięknym.
Brunettiodsunąłsięodniegookrok,nacomężczyznawswetrze
zareagowałparsknięciem,isięgnąłpopołożonynastolikuskoroszyt.
-Proszęspojrzećnatenportret,panieCrespo,ipowiedzieć,czypoznaje
pantegoczłowieka.
-Chętnieprzyjrzęsięwszystkiemu,copanzechcemipokazać-odparł
Crespo,kładącnacisknasłowo„pan”,ajednocześniegładziłsiępieszczotliwie
poszyi.
Brunettiotworzyłskoroszytipodałmuwykonanyprzezplastykarysunek
twarzyzmarłego.Cresposzybkoprzebiegłgowzrokiem.
-Niemampojęcia,ktotojest-rzekłzuśmiechem,poczymchciałoddać
kartkę,aleBrunettijejnieprzyjął.
-Proszędokładnieprzyjrzećsiętemurysunkowi.
-Słyszypan,ongoniezna-wtrąciłsięstojącypodścianąmężczyznaw
swetrze.
Brunettiniezwróciłnatouwagi.
-Tenczłowiekzostałpobitynaśmierć-wyjaśnił.-Chcemyustalićjego
tożsamośćidlategobylibyśmywdzięczni,gdybypanprzyjrzałsiętemu
rysunkowijeszczeraz.
Crespozamknąłnachwilęoczyimusnąłniesfornyloczekzalewym
uchem.
-Skoropannalega...-Pochyliłgłowęnadrysunkiemidopieroteraz
zatrzymałnanimwzrok.Brunettiniebyłwstaniedostrzecwyrazujegooczu,
alezauważył,żeCresporaptownieprzesunąłrękąposzyi,tymrazemniew
zalotnymgeście.
PochwiliprzeniósłwzroknaBrunettiegoipowiedziałzesłodkim
uśmiechem:
-Nigdygoniewidziałem,paniepolicjancie.
-Wystarczypanu?-spytałmężczyznawswetrzeizrobiłkrokwstronę
drzwi.
BrunettiwziąłrysunekodCrespaiwłożyłdoskoroszytu.
-Tenrysunekopartyjestjedynienadomysłachplastykacodowyglądu
zmarłego.Możezechciałbypanspojrzećnafotografiętegoczłowieka-
powiedział,silącsięnauwodzicielskiuśmiech,nacoCrespozatrzepotałrękąw
powietrzuiznowuprzyłożyłjądopłytkiegozagłębieniaobojczyka.
-Oczywiście,paniepolicjancie.Cotylkopansobieżyczy-odparł.
Brunettisięgnąłzuśmiechempoostatniezkilkuzdjęćznajdującychsięw
skoroszycie.Wyjąłjeiprzezchwilębacznieoglądał.Równiedobrejakkażde
inne,pomyślał.
-Niewykluczone,żemordercąjestczłowiek,którypłaciłzajegousługi-
rzekł,podającfotografię.-Atooznacza,żemożeonzagrażaćinnymludziom
pokrojuofiary.
Biorączdjęciedoręki,CrespomusnąłpalcamidłońBrunettiego.Uniósł
fotografiętak,byzawisłamiędzynimiwpowietrzu,posłałkomisarzowi
przeciągłespojrzenieiwreszciepopatrzyłnazdjęcie.Przyłożyłdłońdoust,z
trudemłapiącoddech.
-Nie,nie-wymamrotał.SpojrzałnaBrunettiegozprzerażeniem.
Gwałtowniewyciągnąłprzedsiebierękęzezdjęciem,przycisnąłjedopiersi
komisarzaiodskoczyłodniegojakodsiedliskazarazy.Fotografiaupadłana
podłogę.
-Niemogąmitegozrobić.Mnietosięnieprzytrafi-wykrztusił.Przy
każdymsłowiejegogłosrobiłsięcorazwyższy,ażprzybrałhisterycznyton.
Crespozacząłkrzyczeć:-Nie,tomisięnieprzytrafi!Niczłegomisięnie
przytrafi!-Piskliwymgłosemrzucałwyzwanieświatu,wktórymprzyszłomu
żyć.-Niemnie!Niemnie!-wołał,krokpokrokuodsuwającsięodBrunettiego,
ażuderzyłwstolik,ustawionynaśrodkupokoju.Wpadłwpanikę,gdy
uprzytomniłsobie,żeniemożedalejuciecodzdjęciaiczłowieka,którymuje
pokazał,iwalnąłwblatręką.Wazon,takisamjakten,przyktórymstał
Brunetti,zleciałnapodłogę.
Wtymmomencieotworzyłysiędrzwidrugiegopokojuiszybkim
krokiemwszedłjeszczejedenmężczyzna.
-Cosięstało?-zapytał.-Cotusiędzieje?
SkierowałwzroknaBrunettiegoiobajpanowienatychmiastsię
rozpoznali.GiancarloSantomaurobyłjednymznajbardziejznanychprawników
wWenecji,częstoudzielającymbezpłatnejporadyprawnejprymasowi,atakże
prezesemidusząLegadellaMoralita,świeckiegostowarzyszeniachrześcijan,
propagującego„zachowanieiutrwalaniewiary,cnotyiwartościogniska
domowego”.
Brunettiskinąłmujedyniegłową.Gdybyprzypadkiemdwajpozostalinie
wiedzieli,kimjestklientCrespa,będzielepiej,jeślitożsamośćprawnika
pozostanienieujawniona.
-Copanturobi?!-zawołałrozzłoszczonySantomauro,poczymzwrócił
siędomężczyznywswetrzestojącegoteraznadCrespem,którynakanapie
zanosiłsiępłaczem.-Każmusięzamknąć!-krzyknął.
Brunettipatrzył,jakmężczyznawswetrzepochylasięnadCrespem,
mówicoś,apotemchwytagozaramionaiszarpietakmocno,żegłowa
leżącegobezwładnieopadawprzódiwtył.Crespoprzestałpłakać,alenieodjął
rąkodtwarzy.
-Copanrobiwtymmieszkaniu,komisarzu?-złościłsięSantomauro.-
JestemadwokatempanaCrespoiniepozwolę,abypolicjasięnadnimznęcała.
MężczyznawswetrzeusiadłprzyCrespie,objąłgotroskliwieiuspokajał.
-Zadałempanupytanie,komisarzu-powiedziałSantomauro.
-Przyszedłemtu,żebypoprosićpanaCrespoopomocwustaleniu
tożsamościczłowieka,którypadłofiarązbrodni.Pokazałemmuzdjęcietego
człowieka,cospowodowałogwałtownąreakcję.Sampanwidzi.Bardzo
gwałtowną,zważywszy,że-jaktwierdzi-nieznałzmarłego.Nieuważapan?
PotychsłowachmężczyznawgolfiespojrzałnaBrunettiego,alez
odpowiedziąpospieszyłSantomauro.
-SkoropanCrespotwierdzi,żenierozpoznajetegoczłowieka,musipan
zadowolićsiętąodpowiedziąiwyjść-oświadczył.
-Oczywiście-zgodziłsięBrunetti,włożyłskoroszytpodpachęizrobił
kilkakrokówwstronęwyjścia.OdwracającgłowęwkierunkuSantomaura,
rzuciłswobodnym,towarzyskimtonem:-Zapomniałpanzawiązać
sznurowadła,paniemecenasie.
Santomaurozerknąłwdółinatychmiastzorientowałsię,żebutysą
staranniezawiązane.Nicniepowiedział,choćspojrzenie,którymugodził
Brunettiego,byłoostrejaknóż.
BrunettizatrzymałsięprzykanapieispojrzałnaCrespa.
-NazywamsięBrunetti-rzekł.-Jeślicośsiępanuprzypomni,proszę
zadzwonićnapolicję.
Santomaurojużmiałcośwtrącić,alesiępowstrzymał.Brunetti,nie
odprowadzonydodrzwi,wyszedłzmieszkania.
Rozdział9
DzieńbyłmałoowocnyzarównodlaBrunettiego,jakidlapozostałych
dwóchpolicjantów.Późnympopołudniemzebralisięwkomendzie.Gallowi
trzejmężczyźnizjegolistyoświadczyli,iżnieznajązamordowanego,i
prawdopodobniemówiliprawdę.Dwajbylipozadomem,ajednemutwarzz
portretuwydałasięznajoma,aleniemógłsobieprzypomnieć,gdziejąwidział.
RelacjaScarpybyłapodobna-wszyscy,zktórymirozmawiał,stwierdzilizcałą
pewnością,żenigdyniewidzielizmarłego.
Policjanciuzgodnili,żenastępnegodniabędąkontynuowaćtęprocedurę,
doostatniegonazwiskanaliście.BrunettipoprosiłGallaoprzygotowanie
drugiejlisty,znazwiskamikobiet,któreprostytuująsięnapolachzafabrykamii
naViaCappuccina.Choćnadziejęmiałnikłą,niewykluczałmożliwości,że
kobietydostrzegłypojawieniesiękonkurencjiirozpoznajązamordowanego.
Gdywracałdodomu,wchodzącposchodachpuściłwodzefantazjii
zacząłsobiewyobrażać,cozobaczypootwarciudrzwi.Elfywczarodziejski
sposóbweszłytamzadniaizałożyłyklimatyzacjęwcałymmieszkaniu.Dobre
duszkizamontowałyprysznic,widzianyjedyniewreklamachkurortówiw
amerykańskichoperachmydlanych-dwadzieściasitek,zktórychbędątryskały
najegociałocieniutkiejakigłastrugiperfumowanejwody.Apokąpieli,
owiniętywgruby,gigantycznyręcznik,zobaczybarek,byćmożetaki,jakie
znajdująsięnaskrajubasenów,ibarmanwbiałejmarynarcepodamudużego,
chłodnegodrinkazpływającymnapowierzchnihibiskusem.Zaspokoiwszy
potrzebyfizyczne,oddałsięfantastycznonaukowejwizji-wyczarowałdwójkę
sumiennych,posłusznychdzieciioddanążonę,którajużnaprogumówimu,że
sprawamorderstwazostaławyjaśnionainicniestoinaprzeszkodzie,by
następnegorankacałarodzinawyjechałanawakacje.
Rzeczywistość,jaktozazwyczajbywa,okazałasięinna.Wszyscy
członkowierodzinyschronilisięnatarasie,gdziedałosięodczućpierwsze
oznakiwieczornegochłodu.
-Ciao,Papa!-Chiaraspojrzałanaojcaznadksiążkiinadstawiłapoliczek
dopocałunku,poczymznowuzagłębiłasięwlekturze.Raffaeleuniósłwzrok
znadaktualnegowydaniamiesięcznika„GenteUomo”,bąknąłcośnapowitanie,
poczymoddałsięrozmyślaniomnadkoniecznościąposiadanianowejbielizny.
Paola,widząc,wjakimstaniemążwróciłdodomu,wstała,wzięłagowramiona
ipocałowaławusta.
-Weźprysznic,Guido,ajazrobięcidrinka.
Gdzieśnalewoodnichzabrzmiałdźwiękdzwonu,Raffiprzewrócił
stronępisma,aBrunettirozluźniłwęzełkrawata.
-Włóżdoszklankihibiskusa-powiedziałiposzedłsięumyć.
Podwudziestuminutach,ubranywluźnebawełnianespodnieipłócienną
koszulę,siedziałjużnatarasie,opierającgołestopyobalustradę,iopowiadał
Paoli,jakminąłmudzień.Dziecizniknęły,bezwątpieniażebyposłuszniei
sumienniewypełnićsweobowiązki,
-Santomauro?-zdziwiłasięPaola.-GiancarloSantomauro?
-Wewłasnejosobie.
-Urocze-powiedziałazeszczerymrozbawieniem.-Ogromnieżałuję,że
obiecałamznikimnierozmawiaćotym,comiopowiadasz.Wspaniałahistoria!
-Irzeczywiścieznikimotymnierozmawiasz?-upewniłsię,dobrze
wiedząc,żeniepowinienpytać.
Paolajużmiałasięodciąć,alezrezygnowała,położyłamurękęna
kolanie.
-Tak,Guido,znikimniedzielęsiętymiwiadomościami.Iniebędęsię
dzielić.
-Przepraszamzatopytanie-powiedziałBrunettiiwypiłłykcampariz
wodąsodową.
-Znaszjegożonę?-Paolazmieniłatematrozmowy.
-Chybabyłemjejkiedyśprzedstawiony,najakimśkoncercieparęlat
temu.Aleterazbymjejniepoznał.Cotozakobieta?
Paolawypiłałykswojegodrinkaipostawiłaszklankęnabalustradzie,
czegowielokrotniezakazywałaswoimdzieciom.
-Nocóż...-szukaławystarczającouszczypliwychsłów.-Gdybymbyła
panem...przepraszam,mecenasemSantomauroimogławybieraćmiędzymoją
wysoką,chudąinieskazitelnieubranążonązfryzurąMargaretThatcher,nie
wspominającousposobieniu,imłodymchłopcemdowolnegowzrostu,z
dowolnąfryzurąiusposobieniem,mojeoczyniewątpliwieuśmiechnęłybysiędo
chłopca.
-Skądjąznasz?-zapytałBrunetti,jakzwyklepomijającretoryczną
formęikoncentrującsięnatreści.
-JestklientkąBiby-odparła.Biba,przyjaciółkaPaoli,zajmowałasię
sprzedażąwyrobówjubilerskich.
-Przychodzidosklepu,gdziekilkarazysięwidziałyśmy.Ponadtowrazz
mężembyłanaprzyjęciuumoichrodziców,któregoniezaszczyciłeśswoją
obecnością.
Wiedząc,żetymdocinkiemPaolazrewanżowałasięzapytanieojej
dyskrecję,Brunettipominąłuszczypliwośćmilczeniemispytał:
-Jaksięzachowująwtowarzystwie?
-Onaprowadzikonwersację,aonnieudzielasięirzucagroźne
spojrzenia,takjakbywpromieniudziesięciukilometrówniebyłorzeczywartej
uwagianinikogo,ktospełniajegowysokiewymagania.Zawszeuważałam,że
sąparąświętoszkowatych,zadufanychbigotów.Wystarczyprzezpięćminutjej
posłuchać.Człowiekmawrażenie,żespotkałktórąśznabożnychi
nieprzyjaznychpostacidrugoplanowychzpowieściDickensa.Ponieważtoona
prowadziłakonwersację,niemiałampewnościcodoniegoimusiałamkierować
sięintuicją.Cieszęsię,żemnieniezawiodła.
-Paolo-powiedziałBrunettiostrzegawczymtonem-niemamżadnych
podstaw,bysądzić,żeSantomauroprzyszedłtamwinnymceluniżpoto,by
udzielićCrespowiporadyprawnej.
-Iwtymcelumusiałzdjąćbuty?-prychnęłaPaolazniedowierzaniem.-
Guido,wjakichtyżyjeszczasach?MecenasSantomauroznalazłsiętamw
jednymjedynymcelu,któryniemanicwspólnegozjegopracązawodową.
Możnateżprzypuszczać,żezamierzałzłożyćpanuCrespointeresującą
propozycjęfinansową.
WciągudwudziestukilkulatmałżeństwaBrunettiprzekonałsię,żePaola
maskłonność„posuwaćsięzadaleko”.Alenawetpotylulatachniebyłpewien,
czyjesttowadą,czyzaletą,choćniewątpliwiestanowiłotrwałącechęjej
charakteru.Zakażdymrazemgdyzamierzała„posunąćsięzadaleko”,jejoczy
nabierałynawetjakiegośdzikiegospojrzenia.Zauważywszytenznak,Brunetti
wiedział,żecośsięszykuje,aleniemiałpojęcia,jakąprzybierzeformę.
-Jakmyślisz,czytakąsamąpropozycjęfinansowązłożyłprymasowi?
WciągudługichlatmałżeństwaBrunettiprzekonałsięrównież,że
jedynymsposobemporadzeniasobieztąskłonnościąPaolijestcałkowite
ignorowaniejejuwag.
-Jeszczerazpowtarzam-ciągnął.-Zfaktu,żeSantomauroprzebywałw
tymmieszkaniu,nicniewynika.
-Miejmynadzieję,żemaszrację.Wprzeciwnymwypadkuniezaznam
spokojuzakażdymrazem,gdybędęwidziała,jakwychodzizPałacu
Prymasowskiegoalbozbazyliki.
Brunettizgromiłjąspojrzeniem.
-Niechbędzie,Guido.Poszedłtamwinteresach,jakoprawnik.-Umilkła
nachwilę,poczymdodałazupełnieinnymtonem,takjakbychciałapokazać
mężowi,żeodtejchwilizamierzazachowywaćsięitraktowaćgopoważnie.-
AleCrespo,twoimzdaniem,rozpoznałmężczyznęnarysunku.
-Wydajemisię,żewpierwszejchwilirozpoznałgo,alepotem,gdy
uniósłwzrokispojrzałnamnie,miałczasochłonąć.
-Ztegoniewynika,kimbyłmężczyznanarysunku.Możemęskąkurwą,
amożeklientem.Czyprzyszłocinamyśl,żemożebyćklientem,którylubi
przebieraćsięzakobietę,kiedy...hm...odwiedzatychpanów?
Brunettidobrzewiedział,żewewspółczesnymspołeczeństwienarynku
usługseksualnychpanujezasada,żeimmężczyznajeststarszy,tymwiększe
prawdopodobieństwo,żejestkupującym,aniesprzedającym.
-Wobectego-przyznał-niepowinniśmykoncentrowaćsięna
środowiskumęskichkurew,aleszukaćwśródludzi,którzykorzystajązich
usług.
Paolawzięłaswojąszklankę,zakołysałaniąkilkarazy,wypiłaresztę
drinkaistwierdziła:
-Listatychludzibędziezpewnościądłuższai,zważywszynato,comi
powiedziałeśoadwokacieprymasa,dużobardziejinteresująca.
-Czytotwojakolejnateoriaspiskowa,Paolo?Postulujesz,żemiasto
pełnejestzpozoruszczęśliwychmałżonków,którzytylkoczekają,żeby
cichaczemwymknąćsięzdomuizaszyćsięwkrzakachzjakimśtranswestytą?
-Guido,namiłośćboską,oczymwyrozmawiaciepodczaswaszych
męskichspotkań?Opiłcenożnej?Polityce?Czynigdynieplotkujecie?
-Oczym?OchłopcachnaViaCappuccina?
Brunettiodstawiłszklankętrochęzbytgwałtownie,poczympodrapałsię
wkostkę,gdziewłaśnieugryzłgokomar,jedenzpierwszych,którepojawiają
sięwieczornąporą.
-Mówisztak,bowśródtwoichznajomychniemagejów-powiedziała
Paolazespokojem.
-Wśródnaszychznajomychjestwielugejów-sprzeciwiłsięBrunettii
uświadomiłsobie,żetylkowdyskusjizPaoląmożezkoniecznościzdobyćsię
natakiestwierdzenieimiećpoczucie,żeprzynosimutozaszczyt.
-Oczywiście,aletytaknaprawdęzniminierozmawiasz.
-Aco,mamwymieniaćznimiprzepisykulinarneiwyjawiaćtajemnice
mojejurody?
Paolajużmiałatoskomentować,alesiępowstrzymałaiobrzuciłago
przeciągłymspojrzeniem.Wkońcustwierdziłaopanowanymgłosem:
-Zastanawiamsię,czyto,copowiedziałeś,jestobraźliweczyraczej
głupie.
Brunettidrapałsięwkostkęirozmyślałnadtym,cokażdeznichwłaśnie
powiedziało.
-Tobyłochybagłupie,aletakżecałkiemobraźliwe-przyznał.Paola
spojrzałananiegopodejrzliwie.-Przepraszam-dodał,nacoonasię
uśmiechnęła.-Nodobrze.Copowinienemwiedziećnatentemat?-spytał,
znowudrapiącsięwkostkę.
-Chcęciuzmysłowić,żezdaniemniektórychgejów,którzysąmoimi
znajomymi,wtymmieściejestwielumężczyzngotowychmiećznimistosunki
seksualne-ojcówrodziny,ludziżonatych,lekarzy,prawnikówczyksięży.
Przypuszczam,żejestwtymdużoprzesady,niemówiącopróżności,aletakże
sporoprawdy.-Brunettisądził,żetylemiałamudopowiedzenia,leczPaola
ciągnęła:-Ponieważjesteśpolicjantem,pewnootymsłyszałeś,alemam
wrażenie,żewiększośćmężczyznwolinicotymniewiedzieć,ajeślitakie
wiadomościdochodząichuszu,niedawaćimwiary.
Paolachybaniezaliczyłamniedotegogrona,pomyślałBrunetti,alenie
byłtegocałkowiciepewny.
-Ktojestgłównymźródłemtychinformacji?-spytał.
-EttoreiBasilio-odparła,wymieniającdwóchpracownikówswojej
uczelni.-TosamotwierdząteżkoledzyRaffiego.
-Co?
-DwajkoledzyRaffiegozgimnazjum.Guido,nieróbtakiejzdziwionej
miny.Onimająposiedemnaścielat.
-Mająsiedemnaścielatico?
-Isągejami,Guido.Gejami.
-Tojegobliscykoledzy?-spytałbezmyślnieBrunetti.
Paolaraptowniewstałazkrzesła,mówiąc:
-Nastawięwodęnaspaghetti.Sądzę,żelepiejkontynuowaćtęrozmowę
pokolacji.Będzieszmiałczas,żebyzastanowićsięnadtym,copowiedziałeś,i
przemyślećogólniejszezasady,naktórychsięopierasz.
Wzięłapusteszklanki,poczymweszładomieszkania,pozostawiającgo
samnasamzjegoogólniejszymizasadami.
Kolacjaprzebiegławspokojniejszejatmosferze,niżmógłbył
przypuszczać,biorącpoduwagęnagłewyjścieżonydokuchni.Paolazrobiłasos
ześwieżegotuńczyka,pomidorówipapryki-danie,którezpewnościąporaz
pierwszypojawiłosięnaichstole-iugotowałajegoulubiony,grubymakaron
Martelli.Dotegopodałasałatkęinakoniecpecorino,przywiezionezSardynii
przezrodzicówdziewczynyRaffiego,orazświeżebrzoskwinie.Jakw
fantastycznejwizjidziecizaproponowały,żepozmywająnaczynia,cobez
wątpieniabyłowstępemdozaplanowanegoatakunajegoportfelprzed
wyjazdemnawakacjewgóry.
Brunettiwycofałsięnataras,wziąwszyzesobąmałykieliszek
schłodzonejwódki.Wokółniegolatałyostrymizakosaminietoperze.Brunetti
lubiłnietoperze-pożerałykomary.PokilkuminutachPaolausiadłaobok.Gdy
wyciągnąłdoniejrękęzkieliszkiem,upiłamałyłyk.
-Toztejbutelkiwzamrażalniku?-spytała.
Kiwnąłgłową.
-Skądjąmasz?
-Chybamożnająpotraktowaćjakołapówkę.
-Odkogo?
-OdDonzellego.Poprosiłmnie,żebymułożyłharmonogramurlopówtak,
abyonmógłpojechaćdoRosji-byłejRosji-nawakacje.Przywiózłmistamtąd
butelkęwódki.
-TowciążjestRosja.
-Słucham?
-MyśliszobyłymZwiązkuRadzieckim,aletowciążjesttasamastara
Rosja.
-Achtak.Bardzodziękujęzainformację.
Paolaprzyjęłapodziękowaniekiwnięciemgłową.
-Gzyonejedzącośjeszcze?-spytałBrunetti.
-Kto?-Paolaporazpierwszybyłazbitaztropu.
-Nietoperze.
-Niewiem.SpytajChiarę.Zazwyczajznaodpowiedźnatakiepytania.
-Zastanawiałemsięnadtym,copowiedziałemprzedkolacją-rzekł
Brunetti,sączącwódkęzkieliszka.Spodziewałsię,żeotrzymaciętąodpowiedź,
aleusłyszałtylko:
-Noi...?
-Chybamaszrację.
-Wczym?
-Zamordowanymógłbyćklientem,aniemęskąkurwą.Widziałemjego
ciało.Tomałoprawdopodobne,abyktośchciałpłacićzaobcowaniez
mężczyznąmającymtakieciało.
-Jakonwyglądał?
-Tozabrzmidziwnie-powiedziałBrunetti,wypijającłykwódki-alegdy
gozobaczyłem,miałemwrażenie,żejestpodobnydomnie.Mniejwięcejtego
samegowzrostu,podobnejbudowy,chybawtymsamymwieku.-Czułemsię
bardzonieswojo,patrzącjaktamleży,martwy.
-Tak,rozumiem-odparłaPaolaiumilkła.
-CzycichłopcysąbliskimiznajomymiRafflego?
-Jedenznich,tak.Pomagamuodrabiaćpracedomowezwłoskiego.
-Todobrze.
-Żepomagamuodrabiaćpracedomowezwłoskiego?
-Dobrze,żesąprzyjaciółmi.
Paolawybuchnęłagłośnymśmiechemipokręciłagłową.
-Nigdycięniezrozumiem,Guido.Nigdy.-Położyładłońnajegokarku,
pochyliłasięiwyjęłamuzrękikieliszek.Wypiłajeszczejedenłykwódkii
oddałamukieliszek,mówiąc:-Kiedydopijesz,pozwoliszmizapłacićza
obcowanieztwoimciałem?
Rozdział10
Kolejnedwadnimałoróżniłysięodpoprzednich,jedynieupałsię
wzmagał.CzterejmężczyźnizlistyBrunettiegowciążbylipozadomem,aich
sąsiedziniewiedzieli,gdzieprzebywająanikiedywrócą.Dwajzlistynieznali
zamordowanego.GalloiScarparównieżmieliniewieleszczęścia;choćjednemu
zmężczyznnaliścieGaliatwarzzportretuwydałasięznajoma,aleniemógł
sobieprzypomnieć,gdziejąwidział.
Trzejpolicjancizjedlirazemobiadwmałejrestauracjikołogmachu
komendyizaczęlisięzastanawiać,cowiadomoiczegoniewiadomowsprawie
morderstwa.
-Tenczłowieknieumiałgolićnóg-powiedziałGallo,gdywyczerpalijuż
wszystkiekwestie.
Brunettiniebyłpewien,czysierżantzażartowałsobie,czychwytasię
najmniejszejszansy.
-Najakiejpodstawietakpantwierdzi?-spytał,dopijającwinoi
rozglądającsięzakelnerem,żebypoprosićorachunek.
-Widziałemjegociało.Miałmnóstwodrobnychzacięćnanogach,tak
jakbyogoliłjebezwprawy.
-Amyzrobiliśmytozwprawą?-zauważyłBrunettiidodałdlajasności:
-My,mężczyźni.
Scarpauśmiechnąłsię,przykładająckieliszekdoust.
-Napewnoodciąłbymsobierzepkę.Niemampojęcia,jakkobietyto
robią-powiedziałipokręciłgłowązuznaniemdlaichcudownychumiejętności.
Rozmowęprzerwałkelner,którypodszedłzrachunkiem.SierżantGallo
szybciejniżBrunettiwyjąłportfelipołożyłnarachunkukilkabanknotów.
Uprzedzającprotesty,wyjaśnił:
-Jakjużmówiłem,jestpangościemmiasta.
Brunettizadałsobiewduchupytanie,jakPattaprzyjąłbytengest-
oczywiścieuznałby,żeBrunettiniezasługujenatakiewzględy.
-Sprawdziliśmywszystkieosobywymienionenaliście-powiedział.-
Wydajemisię,żeterazpowinniśmyspotkaćsięztymi,którzynaniejnie
figurują.
-Mamzaaresztowaćkilkuznich,paniekomisarzu?-zapytałGallo.
Brunettipotrząsnąłprzeczącogłową,przekonany,żetymsposobemnie
zachęcisięichdowspółpracy.
-Nie,najlepiejpójśćdonichiporozmawiać-stwierdził.
-Przecieżnieznamyaninazwisk,aniadresówwiększościznich-wtrącił
Scarpa.
-Wtakimraziebędęmusiałodwiedzićichwmiejscupracy-odparł
Brunetti.
ViaCappuccinajestszeroką,wysadzanądrzewamiulicą,któramaswój
początekwmiejscuoddalonymokilkablokówoddworcakolejowegowMestre
ibiegniedocentrumhandlowego.Sąprzyniejokazałesklepyimałesklepiki,
biuraidomymieszkalne.Zadniawyglądajakzwykłaulicawcałkowicie
zwyczajnymwłoskimmiasteczku.Poddrzewamiiwmałychparkach,które
znajdująsięprzyniej,bawiąsiędzieci.Zazwyczajtowarzysząimmatki,które
pilnują,żebyniewyskoczyłynaruchliwąjezdnię,atakżeprzestrzegająjei
chroniąprzedpewnymiludźmi,którzyściągająnaViaCappuccina.Sklepy
zamykasięodwunastejtrzydzieściiprzezkilkagodzinnaulicypanujespokój.
Ruchsłabnie,handelzamiera,ludzieidądodomu,żebycośzjeśćiodpocząć.Po
południuniemajużtyludzieci,aleruchwzmagasięipootwarciusklepówi
biurulicaznowutętniżyciem.
Międzysiódmątrzydzieściaósmąwieczoremzamykasięsklepy,biurai
stragany;handlowcyiwłaścicielefirmspuszczająmetaloweżaluzje,zamykają
jenasolidnezamkiiwracajądodomównakolację,zostawiająculicętym,
którzybędąprzechadzaćsiętupoichodejściu.
WporzewieczornejnaViaCappuccinawciążpanujedużyruch,ale
nikomusięjużniespieszy.Samochodyprzejeżdżająpowoli,choćparkowanie
przestałonastręczaćtrudności-kierowcynieszukająprzecieżmiejscado
zaparkowania.Włochystałysięzamożnymkrajemiwiększośćsamochodów
jestwyposażonawklimatyzację.Ztegopowoduautaporuszająsięjeszcze
wolniej-przejeżdżającymusząbowiemopuścićszybę,zanimpodadząalbo
usłyszącenę,icałaprocedurazabierawięcejczasu.
Niektóresamochodysąnoweieleganckie:BMW,mercedesy,czasem
ferrari,choćteostatniesąnaViaCappuccinaosobliwością.Zazwyczaj
przejeżdżajątędystateczneizadbanesedany,samochodymieszczącecałą
rodzinę,którymiranozawozisiędziecidoszkoły,wniedzielęjedziedo
kościoła,apotemnaobiadudziadków.Zwykleprowadząjemężczyźni,którzy
najlepiejczująsięwgarniturzeikrawacieimająkorzystnąsytuacjęmaterialną,
będącąwynikiemrozkwitugospodarczego,jakiprzeżywająWłochywostatnich
dziesięcioleciach.
Corazczęściejzdarzasię,iżlekarze,którzyodbierajądzieciurodzonew
prywatnychklinikachiszpitalachweWłoszech,dostępnychdlaludzi
zamożnych,informująmłodematki,żezarównoone,jakichdziecisązarażone
wirusemHIV.Większośćkobiet,wiernychprzysiędzemałżeńskiej,przyjmujetę
wiadomośćzosłupieniemipodejrzewa,żepowodemzarażeniajestjakieś
potworneuchybieniewsztucelekarskiej.Powodówprawdopodobnienależy
szukaćnaViaCappuccina,gdziepanowieprowadzącysolidnesamochody
nawiązująkontaktyzkobietamiczymężczyznamizapełniającymichodniki.
TegowieczoruBrunettiprzyjechałpociągiemdoMestreipo
kilkuminutowejwędrówcezdworcaskręciłwViaCappuccina.Byłajedenasta
trzydzieści.Wcześniejposzedłdodomunakolację,przespałsięgodzinę,a
potemwłożyłtakieubranie,wktórymjegozdaniemniewyglądałnapolicjanta.
Scarpaprzygotowałmupomniejszoneodbitkiportretuizdjęćzmarłego.Kilkaz
nichBrunettiwłożyłdowewnętrznejkieszeniniebieskiejpłóciennejmarynarkii
wziąłzesobądoMestre.
Ztyłuizprawejstronydochodziłgosłabyszumsamochodów
kierującychsiękutangenzialeautostrady.Powietrze,którymoddychał,byłotak
ciężkieigęste,nieporuszanenajlżejszympowiewemwiatru,żemiałwrażenie,
jakbyspalinyzcałegoMestreskupiałysięnadtączęściąmiasta.Minąłjedną
ulicę,potemdrugąitrzecią,idopieropopewnymczasiezacząłzwracaćuwagę
naprzejeżdżającesamochody.Sunęłypowoli,zzamkniętymioknami,a
kierowcymielizwróconewstronękrawężnikagłowyiobserwowaliinnego
rodzajuruch,tennachodniku.
Brunettibyłtujednymzwielupieszych,alenależałdonielicznych,
którzymielinasobiekoszulęikrawat,ichybajakojedynyniestałwmiejscu.
-Ciao,bello.
-Cosavuoi,amore?
-Tifacciotuttochevuoi,caro.
Propozycjepadałyniemalodkażdejosoby,którąmijał,igwarantowały
wieleuciechy,radościirozkoszy.Roztaczanoprzednimwizje
niewyobrażalnychprzyjemnościispełnienianajbardziejwybujałychmarzeń.
Brunettizatrzymałsiępodzapalonąlatarniąinatychmiastpodeszładoniego
wysokablondynkaubranawbiałąminispódniczkęiniewielewięcej.
-Pięćdziesiąttysięcy-powiedziałazszerokimuśmiechem,którymiał
byćdodatkowązachętą.
-Szukammężczyzny-odparłBrunetti.
Bezsłowaodwróciłasięipodeszładokrawężnika.Pochyliłasięwstronę
przejeżdżającegoaudiiwykrzyknęłatęsamącenę.Samochódniezatrzymałsię.
Widząc,żeBrunettidalejstoiwtymsamymmiejscu,odwróciłasiędoniego,
mówiąc:
-Czterdzieści.
-Szukammężczyzny.
-Będąciędrożejkosztować,bello,aitakniedadząnicponadto,coja
mogęcidać.-Znowuuśmiechnęłasięszeroko.
-Chcępokazaćimzdjęcie-powiedziałBrunetti.
-GesuBambino,obyniejedenztych-mruknęłapodnosemidodała
głośno:-Onizażądajądodatkowejzapłaty,ajarobięwszystkowjednejcenie.
-Chcępokazaćimzdjęciemężczyznyispytać,czygoznają.
-Policja?-spytała.
Kiwnąłgłową.
-Powinnamsiędomyślić-odparła.-Chłopcysątam,podrugiejstronie
PiazzaleLeonardodaVinci.
-Dziękuję-rzekłBrunettiiruszyłdalej.
Przynastępnymskrzyżowaniuodwróciłsięizobaczył,żedziewczyna
siadanamiejscudlapasażerawgranatowymvolvo.Pokilkuminutachznalazł
sięnadużymplacu.Przeszedłnadrugąstronę,beztruduwymijającwlekącesię
samochody,idostrzegłkilkaosóbopartychoniskimur.Gdypodszedłbliżej,
usłyszałwieletenorowychgłosówitesamepropozycje,obietnicetychsamych
przyjemności.Tylerozkoszywzasięguręki,pomyślał.
Zbliżyłsiędotejgrupyizobaczyłtosamocowdrodzeodstacji:usta
uwydatnioneczerwonąszminkąiwykrzywionewuśmiechu,którymiałbyć
zachęcający,strzechytlenionychwłosów,piersiwyglądającerównie
autentyczniejakte,któredopierocowidział,obnażoneuda.
Dwajmężczyźniodłączylisięodgrupyipodeszlidoniego,ciągnącdo
blaskupieniędzyjakćmydoświatła.
-Cotylkozechcesz,skarbie.Żadnychgumek.Samkonkret.
-Zarogiemstoimójsamochód,caro.Tyzamawiasz,jarealizuję.
-Paolina,spytajgo,czynieweźmiewasobu!-zgrupystojącejpod
niskimmuremzawołałktośizarazodezwałsiębezpośredniodoBrunettiego:-
Wedwójkęsąfantastyczni,amore.Zrobiątakąkanapkę,żenigdyniezapomnisz
jejsmaku.-Towystarczyło,bywywołaćsalwęśmiechu,któryzabrzmiałniskoi
niemiałwsobienickobiecego.
BrunettizwróciłsiędomężczyznynazwanegoPaolina.
-Chciałbym,żebypanspojrzałnatenportretipowiedziałmi,czypoznaje
narysowanegomężczyznę.
Paolinaodwróciłsięwstronępozostałych.
-Togliniarz,dziewczynki!Chce,żebymobejrzałajakieśrysunki.
Przekrzykującsięwołali:
-Powiedzmu,żekonkretjestlepszyodświńskichrysunków!
-Gliniarzeitaksięnatymniewyznają!
-Glina?Zażądajpodwójnejstawki!
Brunettiodczekał,ażwyczerpiąsiękomentarze,ipowtórzył:
-Zechcepanspojrzećnatenrysunek?
-Acoztegobędęmiała?-zainteresowałsięPaolina.Jegokoledzy
wybuchnęliśmiechem,widząc,jaktwardonegocjujezpolicjantem.
-Toportretmężczyzny,któregoznaleźliśmywponiedziałeknapoluza
rzeźnią.-ZanimPaolinazdążyłudać,żenicotymniewie,Brunettidodał:-
Jestempewien,żepanowiesłyszeli,cogospotkało.Chcemyustalićjego
tożsamośćiwykryćsprawcę.Chybapanowiezdająsobiesprawęzpowagi
sytuacji.
Brunettizauważył,żePaolinaijegokolegasąpodobnieubrani,wobcisłe
bluzkiikrótkiespódniczki,odsłaniającegładkie,umięśnionenogi.Obajmieli
pantoflenawysokichobcasach,zespiczastymiczubkami.Żadenznichnie
miałbyszans,żebyuciecprzednapastnikiem.
-Nodobrze,zobaczmytenrysunek.-KolegaPaoliny,którymiałna
głowieżółtąjakżonkilperukęsięgającądoramion,wyciągnąłrękę.Choćstopy
mógłzasłonićdamskimipantoflami,wżadensposóbniemógłukryćszerokich,
grubychdłoni.
Brunettipodałmuportret,mówiąc:
-Bardzopanudziękuję.
Mężczyznaobrzuciłgopytającymspojrzeniem,takjakbykomisarzzaczął
naglemówićjęzykami.Obajpanowiepochylilisięnadrysunkiemizaczęli
wymieniaćuwagiwdialekcie,któryprzypominałBrunettiemusardyński.
-Nieznamtegoczłowieka-rzekłblondyn,oddającrysunek.-Czyto
jedynyjegoportret,jakipanma?
-Tak.Mógłbypanpokazaćgoswoimkolegomispytać,czyznajątę
twarz?-Kiwnąłgłowąnagrupkęmężczyznpodmurem,którzyodczasudo
czasurzucalijakieśuwagiwstronęprzejeżdżającychsamochodów,alenie
przestawaliobserwowaćdwóchkolegówikomisarza.
-Jasne.Czemunie?-zgodziłsięblondyn.Paolinaudałsięzanim;
pewnieczułsięniezbytdobrzesamnasamzpolicjantem.
Zbliżylisiędogrupkimężczyzn,którzyruszyliwichstronę.Ten,który
trzymałrysunek,potknąłsięizdołałzachowaćrównowagętylkodlatego,że
chwyciłPaolinęzaramię,poczymzakląłzezłością.Otoczyłoichgrono
kolorowoubranychmężczyzn,aBrunettiobserwował,jakpodająsobierysunek
zrąkdorąk.Jedenznich,chudychłopiecwrudejperuce,oddałkartkę,ale
szybkochwyciłjązpowrotemiponowniesięprzyjrzał.Przyciągnąłkusobie
drugiego,wskazałportreticośpowiedział,nacotamtenpotrząsnąłgłową.
Znowupokazałpalcemrysunek,alekoleganiechciałsięznimzgodzićirudyz
irytacjąmachnąłręką.Rysunekkrążyłjeszczejakiśczasiwkońcuznajomy
PaolinyrazemzrudymwróciłdoBrunettiego.
-Buonasera-powitałBrunettirudego,wyciągnąłrękęiprzedstawiłsię.
Obajmężczyźnijakbywrośliwysokimiobcasamiwziemię.Znajomy
Paolinyrzuciłokiemnaswojąspódniczkęinerwowootarłrękęojejprzód.
Rudynachwilęprzyłożyłdłońdoust,alezarazwyciągnąłjądokomisarza.
-RobertoCanale.Miłopanapoznać.
Brunettipoczułmocnyuściskciepłejdłoni.Podałrękędrugiemu,który
nerwowozerkałnagrupkęmężczyznzaplecami.
-PaoloMazza-przedstawiłsięblondyn.
-Czypanznategoczłowiekanarysunku,panieCanale?-spytałBrunetti
rudego.
CanaleodwróciłwbokgłowęiMazzaupomniałgo:
-Ondociebiemówi,Roberta.Jużzapomniałeś,jaksięnazywasz?
-Niezapomniałem-rzekłzirytowanyCanaledoMazzyizwróciłsiędo
Brunettiego:-Znamtegoczłowieka,aleniewiem,kimjest.Niepotrafięnawet
powiedzieć,skądpamiętamtętwarz.Onpoprostukogośmiprzypomina.
Zdającsobiesprawę,jakniezadowalającotozabrzmiało,ciągnął:
-Panwie,jaktojest,kiedywidzisięsprzedawcęzesklepuzserami
gdzieśnaulicy,aonniemanasobiefartucha.Wydajesięnamznajomy,alenie
wiemy,skądgoznamy,niepotrafimysobieprzypomnieć.Mamtakiesamo
odczucie,kiedypatrzęnatętwarznarysunku.Wiem,żegoznam,gdzieś
widziałem-takjakztymsprzedawcązesklepuzserami-aleniepotrafię
powiedziećgdzie.
-Amożetutaj?-spytałBrunetti.-MożebywałnaViaCappuccina?Czy
nietuspodziewałbysiępangozobaczyć?
-Nie,nie.Skądże.Towłaśniejesttakiedziwne.Okoliczności,wktórych
gowidziałem,niemająnicwspólnegoztym,cosiętutajdzieje.-Canale
machnąłrękąwpowietrzu.-Mamtakiesamowrażenie,jakbymzobaczyłtu
któregośzmoichnauczycielialbolekarza.Onniepowinientusięznaleźć.To
tylkoodczucie,alebardzosilne.Czypanrozumie,comamnamyśli?
-Oczywiście,rozumiemdoskonale.Kiedyśukłoniłmisięnaulicyw
Rzymiejakiśczłowiek.Twarzmiałznajomą,aleniewiedziałem,skądgoznam
-powiedziałBrunettizuśmiechemiodważyłsiędokończyćhistoryjkę:-
Zaaresztowałemgodwalatawcześniej,alebyłotowNeapolu.
Naszczęścieobajpanowiesięroześmiali.
-Czymogęzatrzymaćtenrysunek?-spytałCanale.-Możecośsobie
przypomnę,jeśliodczasudoczasuspojrzęnatętwarz.Panrozumie,przez
zaskoczenie.
-Naturalnie-zgodziłsięBrunetti.-Dziękujępanuzapomoc.
TymrazemMazzawziąłsięnaodwagęizapytał:
-Bardzoźlewyglądał,gdygoznaleźliście?-Wyciągnąłprzedsiebieręce
ikurczowojezacisnął.
Brunettikiwnąłgłową.
-Niewystarczyim,żenasdupczą?-wtrąciłCanale.-Dlaczegochcąnas
jeszczezabijać?
Pytaniebyłoskierowanedosiłwyższychniżte,dlaktórychBrunetti
pracował,alemimotoodpowiedział:
-Niemampojęcia.
Rozdział11
Następnegodnia,wpiątek,Brunettiuznał,żedobrzebędziepojawićsięw
weneckiejkomendzieisprawdzić,czyniemadlaniegopocztyiczyniezebrała
sięjakaśpapierkowarobota.Pozatym,jakwyznałPaoliprzyporannejkawie,
chciałdowiedziećsię,czysąjakieśświeżewiadomościnatematIlCasoPatta.
-Aniw„Gente”,aniw„Oggi”nicniepisali-poinformowałago,
wymieniającdwanajbardziejznanepismazajmującesięplotkamizżycia
towarzyskiego.
-PaniPattachybaniezasłużyłasobienaichuwagę.
-Obytwojesłowaniedoszłyjejuszu-przestrzegłjąBrunettize
śmiechem.
-Jeślidopiszemiszczęście,paniPattawogóleniedowiesię,jakbrzmi
mójgłos.-Milszymjużtonemspytała:-Jakmyślisz,cozrobiPatta?
Brunettidopiłkawę,odstawiłfiliżankęidopierowtedyodparł:
-Niesądzę,abymógłzrobićcokolwiekinnegoniżczekać,ażBurrasca
będziemiałjejdośćalboonabędziemiaładośćBurraskiipostanowiwrócić.
-CotozaczłowiektenBurrasca?-Paolauważałazazbytecznespytać,
czyBurrascafigurujewkartotecepolicyjnej.WeWłoszechkażdy,gdytylko
dorobisięznacznychpieniędzy,figurujewkartotecepolicyjnej.
-Jaksłyszałem,jestdraniem.Obracasięwmediolańskimświatku
kokainistów,właścicieliszybkichsamochodówidziewczyn,któremająmałe
móżdżki.
-Terazponiekądmataką-wtrąciłaPaola.
-Cochceszprzeztopowiedzieć?
-MiałamnamyślipaniąPattę.Dziewczynątoonaniejest,alenapewno
mamałymóżdżek.
-Takdobrzejąznasz?-Brunettinigdyniebyłpewien,kogoPaolazna
anicowie.
-Nieznamjej.Wnioskujętylkoztego,żewyszłazamążzaPattęi
pozostałaznimwzwiązkumałżeńskim.Wyobrażamsobie,jaktrudno
wytrzymaćztakimpompatycznymosłem.
-Aletyzemnąwytrzymujesz-powiedziałBrunettizuśmiechem,
dopraszającsięokomplement.
Obrzuciłagoniezmąconymspojrzeniem.
-Tyniejesteśpompatyczny-stwierdziła.-Czasemjesteśtrudny,
niekiedynawetbardzo,aleniejesteśpompatyczny.-Niedoczekałsię
komplementu.
Wstałodstołuzpoczuciem,żeporaudaćsiędopracy.
Wbiurzeprzejrzałgazetyizniezadowoleniemstwierdził,żeniemaw
nichwzmiankiomężczyźnie,któregoznalezionomartwegowMestre.W
trakcieczytaniagazetusłyszałpukaniedodrzwi.
-Avanti!-zawołał,sądząc,żeVianelloprzynosimujakieświadomościz
Mestre.
Dopokojuniewszedłsierżant,leczciemnowłosakobietazplikiemakt.
Uśmiechnęłasiędoniegooddrzwiipodeszładobiurka.Spojrzałanatrzymane
wręcedokumentyizaczęłajekartkować.
-KomisarzBrunetti?-zapytała.
-Tak,toja.
Wyciągnęłazaktkilkakartekipołożyłajeprzednim.
-Pracownicyzdołusązdania,żebędziepanchciałtoprzeczytać,panie
komisarzu.
-Dziękujępani.-Brunettiprzysunąłdosiebiekartki.
Dalejstałaprzedbiurkiem,wyraźnieczekając,ażkomisarzzapyta,kim
onajest,alboniemającśmiałościsięprzedstawić.Brunettiuniósłwzrok,
zobaczyłdużepiwneoczyipełną,atrakcyjnątwarz,zktórejbiłajaskrawa
czerwieńszminki.
-Akimpanijest?-spytałzuśmiechem.
-NazywamsięElettraZorzi.Zaczęłamtupracowaćwzeszłymtygodniu
jakosekretarkazastępcykomendantaPatty.
Awięcdlategowpoczekalniprzylegającejdogabinetuszefapojawiłosię
nowebiurko,pomyślałBrunetti.Pattaodmiesięcynarzekał,żemazadużo
papierkowejrobotyimusijąwykonywaćsam.Wkońcujakkretprzekopałcały
budżetiznalazłfunduszenazatrudnieniesekretarki.
-Cieszęsię,żemogępaniąpoznać-powiedziałBrunetti.Jejnazwisko,
Zorzi,byłomuskądśznane.
-Przypuszczam,żebędępracowaćtakżedlapana,paniekomisarzu-
odparłazuśmiechem.
-Będziemibardzomiło-rzekł,choćoiledobrzeznałPattę,niesądził,
abydotegodoszło.Spojrzałwdółnapapiery.
Usłyszał,jakodchodziodbiurka.Odprowadziłjąwzrokiem.Spódnicaani
długa,anikrótkaibardzozgrabnenogi,zauważył.Będącprzydrzwiach,
odwróciłasięiuchwyciwszyjegospojrzenie,odpowiedziałananieuśmiechem.
Znowuspuściłgłowęispojrzałwpapiery.KtomógłnadaćdzieckuimięElettra?
-pomyślał.Itokiedy?Zedwadzieściapięćlattemu?Acodonazwiska,znał
wieluZorzich,ależadenznichnienazwałbycórkiElettra.Gdyzamknęłaza
sobądrzwi,zająłsięczytaniemgazet,alenieznalazłwnichnicinteresującego-
przestępcywyjechalizWenecjinawakacje.
Zszedłnadół,kierującsiędogabinetuPatty,alegdyznalazłsięnaprogu
poczekalni,stanąłjakosłupiały.Odlatwtympokojuznajdowałsięjedynie
wyszczerbionyporcelanowystojaknaparasoleibiurkousłanestarymi
czasopismami,którezazwyczajwidujesięwpoczekalniudentysty.Terazpisma
zniknęłyinaniskimmetalowymstolikuzlewejstronybiurkastałkomputerz
podłączonądoniegodrukarką.Podoknem,zamiaststojakanaparasole,Brunetti
zobaczyłmałydrewnianystolik,ananimszklanywazonzogromnymbukietem
pomarańczowychiżółtychmieczyków.
Niewierzyłwłasnymoczom.AlboPattazgodziłsięudzielićwywiadudla
„PrzegląduArchitektonicznego”,albonowasekretarkadoszładoprzekonania,
żezbytek,jakimwprzekonaniuPattymaotaczaćsięosobanajegostanowisku,
powinienchoćtrochęrozszerzyćsięnapomieszczeniapracownikówniższej
kategorii.Jakbyprzywołanajegomyślami,sekretarkaweszładopokoju.
-Bardzotuładnie-powiedziałzuśmiechemizatoczyłszerokiłukręką.
Sekretarkapołożyłanabiurkustosskoroszytów,apotemodwróciłasiędo
Brunettiego.
-Cieszęsię,żepodobasiępanu,komisarzu.Przedtemniedałosiętu
pracować.Ateczasopisma...-Lekkosięwzdrygnęła.
-Kwiatysącudowne.Czymająuświetnićpaniprzybyciedonas?
-Onie-odparłazgalanterią.-Złożyłambezterminowezamówienieu
Fantina,żebywkażdyponiedziałekiczwartekprzysyłalituświeżekwiaty.
KwiaciarniaFantinajestnajdroższawmieście,pomyślałBrunetti.Świeże
kwiatydwarazywtygodniu.Toznaczystorazywroku?
Sekretarkazakłóciłatoktychwyliczeń,dodając:
-Ponieważdomoichobowiązkównależytakżebilansowaniewydatków
zastępcykomendanta,pomyślałam,żezaszeregujędostawękwiatówjako
wydatkinieodzowne.
-CzyFantinbędzierównieżdostarczałkwiatydogabinetuzastępcy
komendanta?
-Skądże,naBoga-odparłazezdziwieniem,którewydawałosięszczere.
-Zastępcękomendantanapewnostaćnakupowaniekwiatów.Wydawanie
pieniędzypodatnikównatakicelbyłobyniewłaściwe.-Obeszłabiurkoi
uderzyławklawiszkomputera.-Czymogęcośdlapanazrobić?-spytała,
uważając,żekwestiakwiatówjestzamknięta,ipochyliłasięnadklawiaturą.
-Możeinnymrazem-odparł.
ZapukałdodrzwiPattyiusłyszałprzyzwalającyokrzyk.ChoćPatta
siedziałwtymsamymmiejscucozawsze,zabiurkiem,niewielewięcej
wyglądałotutakjakpoprzednio.Blatbiurka,zwykleoczyszczonyze
wszystkiego,comożekojarzyćsięzpracą,byłprzykrytyskoroszytamii
raportami.Nawetpogniecionagazetazostałaodłożonanabokiniebyłoto-jak
zauważyłBrunetti-„L’OsservatoreRomano”,którePattazwykłczytać,lecz
niemalrynsztokowa„LaNuova”,którejwysokinakładbyłwynikiemsiły
dwóchprzekonań:żepewniludziemogązdobyćsięnaczynypodłeihańbiącei
żeinnibędąchcieliotymczytać.Nawetklimatyzacja,zainstalowanawtym
pokojujakojednymznielicznych,przestaładziałać.
-Siadaj,Brunetti-rzekłPattarozkazującymtonem.
UnikającwzrokuBrunettiego,takjakbytądrogąmogładosięgnąćgo
zaraza,objąłspojrzeniemleżącenabiurkupapieryizacząłzbieraćjenakupkę,
poczympołożyłnainnychpapierach,którychrogiwystawałynawszystkie
strony,odsunąłstosnabokisiedziałwmilczeniu,bezwiednieprzyciskającgo
ręką.
-CosiędziejewMestre?-spytałwkońcu.
-Jeszczenieustaliliśmytożsamościofiary,paniekomendancie.
Pokazaliśmyjegoportretwielutranswestytom,ależadengoniezna.-Patta
milczał.-Dwajtwierdzili,żekogośimprzypomina,aleniepotrafilipodać
nazwiska.Niewiem,jaktorozumieć.Jedenchybagorozpoznał,aleniechciał
tegoprzyznać.Będęmusiałjeszczerazznimporozmawiać,choćtomożebyć
kłopotliwe.
-ZpowoduSantomaura?-spytałPattaiporazpierwszy,polatach
wspólnejpracy,udałomusięzaskoczyćBrunettiego.
-SkądpansiędowiedziałoSantomaurze?-wymknęłosięBrunettiemu,
aledlazłagodzeniaostrościswegopytaniazarazdodałobowiązkowe„panie
komendancie”.
-Trzyrazydzwoniłdomnie-wyjaśniłPattaiciszej,leczniewątpliwie
tak,byjegosłowadoszłydouszukomisarza,mruknął:-Cozadrań.
ZdziwionyrzadkąuPatty,choćzapewnezamierzonąniedyskrecją,
Brunettinatychmiastzdwoiłczujnośći,jakpająktkającypajęczynę,zacząłw
zakamarkachpamięciszukaćnici,któremogłyłączyćobupanów.Santomauro
byłznanymprawnikiem,miałklientówspośródprzedsiębiorcówipolitykówz
całegookręguWenecjiEuganejskiej.JużtylkoztegopowoduPattapłaszczyłby
sięprzednim.PochwiliBrunettinatrafiłjednaknaślad:KościółŚwięty,Matka
Nasza,iLegadellaMoralitakierowanaprzezSantomaura-stowarzyszenie,
któregoczłonkiniom,tworzącymoddzielnąsekcję,patronowałaiprzewodziłani
mniej,niwięcej,tylkoMariaLucreziaPatta,aktualnienieobecnawWenecji.
Jakieżtokazanianatematświętościzwiązkumałżeńskiegoiwynikającychz
niegozobowiązańwygłaszałSantomaurowrozmowachtelefonicznychz
zastępcąkomendanta?
-Mapanrację,paniekomendancie,SantomaurojestadwokatemCrespa-
odparłBrunetti,postanowiwszyujawnićpołowęposiadanejwiedzy.Wduchu
zaśskomentowałtonastępująco:jeśliPattazamierzadaćwiarętemu,że
komisarzapolicjiniedziwifakt,iżprawnikztakąpozycjąjakGiancarlo
Santomaurojestadwokatemprostytuującegosiętranswestyty,tonależymuna
topozwolić.-Coonpanupowiedział,paniekomendancie?
-Mówił,żenękałeśistraszyłeśjegoklientaiżeokazałeś-cytujęjego
słowa-„nadmiernąbrutalność”,usiłujączmusićgodoudzieleniainformacji.
PattaprzejechałrękąposzczęceiBrunettiuzmysłowiłsobie,żezastępca
komendantawyglądatak,jakbytegorankasięnieogolił.
-Oczywiście,powiedziałemmu,żeniezamierzamwysłuchiwaćtego
rodzajuzarzutów,jakiewłaśniewysunąłpodadresemkomisarzapolicji-
ciągnąłPatta-iżewolnomu,jeślichce,złożyćformalnąskargę.
Zazwyczaj,usłyszawszytegorodzajuzarzutzusttakważnegoczłowieka
jakSantomauro,Pattaobiecałby,żezastosujewobecwinnegofunkcjonariusza
karędyscyplinarną,amożenawetgozdegradujelubprzeniesienatrzylatado
Palermo.Cowięcej,złożyłbytakąobietnicę,nieproszącoszczegółowyopis
zajścia.Pattakontynuowałswąopowieść,dalejwystępującwroliobrońcy
zasadyrównościludziwobecprawa.
-Niebędętolerowałsytuacji,kiedytocywileingerująwsprawyzwiązane
zdziałalnościąorganówpaństwowych.
Brunettiniemiałwątpliwości,żetostwierdzeniewwolnymprzekładzie
oznacza,iżPattakierujesięwłasnyminteresemwstosunkachzSantomauremi
będzieskłonnyprzyczynićsiędotego,bymecenasstraciłtwarz.
-Czypanazdaniem,paniekomendancie,mamjeszczerazprzesłuchać
Crespa?
NawetjeślichwilowazłośćnaSantomauraprzybrałaogromnerozmiary,
nienależałooczekiwać,żePattaprzełamieswojewieloletnienawykiipozwoli
funkcjonariuszowinadziałaniesprzecznezwolączłowiekadobrze
ustosunkowanegowsferachpolitycznych.
-Zróbto,couważaszzakonieczne,Brunetti.
-Cośjeszcze,paniekomendancie?
Pattamilczał,więckomisarzuniósłsięzkrzesła.
-Jeszczejednasprawa-rzekłPatta,zanimBrunettizdążyłodwrócićsię
dowyjścia.
-Słucham,paniekomendancie.
-Maszznajomychwbranżywydawniczej,prawda?
DobryBoże,westchnąłwduchuBrunetti,onchybaniezamierzaprosić
mnieoprzysługę?Spojrzałwoknozaprzełożonyminiezdecydowanieskinął
głową.
-Możezechciałbyśsięznimiporozumieć-ciągnąłPatta.Brunetti
odchrząknął,spojrzałnaczubkiswoichbutów.-Znalazłemsięwdość
kłopotliwympołożeniuiwolałbymniemiećwięcejnieprzyjemności.-Natym
skończył.
-Zrobię,cobędęmógł,paniekomendancie-odparłniemrawoBrunetti.
Jego„znajomiwbranżywydawniczej”ograniczalisiędodwóchdziennikarzy
piszącychnatematfinansówijednego,któryzajmujesięsprawami
politycznymi.
-Świetnie.-Pattaumilkłnachwilę.-Poprosiłemnowąsekretarkę,żeby
dowiedziałasięczegośojegozobowiązaniachpodatkowych.-Niemusiał
precyzować,czyjezobowiązaniamanamyśli.-Wszystko,czegosiędowie,ma
przekazaćtobie.
TawiadomośćtakzaskoczyłaBrunettiego,żezdołałjedyniekiwnąć
głową.
Pattapochyliłsięnadpapierami,coBrunettiuznałzaznakdo
opuszczeniagabinetu.WsekretariacieniezastałpaniElettry,więczostawiłjej
kartkęnastępującejtreści:„Czymogłabypanisprawdzić,copanikomputerwie
natematmachinacjimecenasaGiancarlaSantomauro?”
Gdyszedłnagórędoswojegobiura,zdałsobiesprawę,żeupał
rozprzestrzeniasię,niepowstrzymywanyprzezgrubemuryimarmurowe
podłogi,wypełniakażdyrógikażdąszczelinębudynku,niesiezesobąciężką
wilgoć,którapowoduje,żekartkipapieruzawijająsięnarogachiprzywierają
ludziomdorąk.Oknawjegopokojubyłyotwarte,alegdystanąłprzynich,
poczułjedyniekolejnąfalężaruiwilgoci,wlewającychsiędośrodka,ismród
zepsucia-jaktoprzyodpływie-którydotarłażtu,narozległyobszarotwartych
wódprzedSanMarco.Brunetticzuł,jaknogawkispodniischowanazapasek
koszulanasiąkająpotem,ipomyślałogórachpowyżejBolzano.Tamw
sierpniowenocesypiasiępodgrubymipuchowymikołdrami...
Podszedłdobiurkaizadzwoniłdodyspozytornizprośbą,abyprzysłano
doniegoVianella.Kilkaminutpóźniejsierżantpojawiłsięwpokoju.Otej
porzerokuzazwyczajbyłopalonynabrązowojakbresaola-polędwicawołowa
wysuszonanasłońcu,przysmakChiary-aletegolatajegotwarzniepozbyłasię
zimowejbladości.JakwiększośćWłochówwjegowiekuizjegorodowodem,
Vianellozawszeuważał,żestatystyczneprawdopodobieństwojegoniedotyczy.
Toinniumierajązpowodupaleniapapierosów,toinnimajązawysokipoziom
cholesterolu,gdyżjedzązbyttłusto,itylkociinniztegopowoduumierająna
atakserca.Odlatwkażdyponiedziałekczytałporadyzdrowotnew„Corriere
dellaSera”,choćbyłprzekonany,żeopisywaneokropnościdotycząinnych
ludziisąwynikiemichniewłaściwegopostępowania.
Tejwiosnylekarzewycięlimupięćprzedrakowychczerniaków,które
pojawiłysięnajegoplecachiramionach,izabronilisięopalać.NiczymSaul
podczaswędrówkidoDamaszku,Vianellozaznałprzemianyduchowejiniczym
Pawełchciałszerzyćswojepoglądy.Vianellonieuwzględniłjednakjednejz
podstawowychcechcharakteruWłochów-poczucia,żenawszystkimsięznają.
Ludzie,zktórymirozmawiał,lepiejorientowalisięwsprawachtakdlaniego
istotnych-więcejwiedzieliowarstwieozonowejiowpływiefreonuna
atmosferęziemską.Cowięcej,wszyscystaralisięprzekonaćakuratjego,że
gadanieoniebezpiecznymdziałaniupromienisłonecznychjestpoprostu
kolejnymprzykładembidonata,jeszczejednymoszustweminabieraniem
naiwnych,choćniktniepotrafiłpowiedzieć,czemutooszustwomasłużyć.
GdyVianello,dalejpełenPawłowegożaru,próbowałudowodnićswe
racje,pokazującbliznynaplecach,rozmówcyargumentowali,żejego
indywidualnyprzypadekniczegoniedowodzi,żestatystykizawszesą
zafałszowane,apozatymcośtakiegoimsięnieprzytrafi.IwtedyVianello
uprzytomniłsobie,costanowiszczególnącechęwłoskiejmentalności-
przekonanie,żeprawdąjesttylkoto,czegomożnadoświadczyćosobiście,iże
wszelkieracje,któreprzecząosobistemuprzekonaniu,należyodrzucić.To
sprawiło,żeVianello,wprzeciwieństwiedoPawła,wycofałsięzeswojejmisjii
zadowoliłkupieniemtubkisilniedziałającegoochronnegomleczka,którym
smarowałtwarzniezależnieodporyroku.
-Słucham,paniekomisarzu-powiedział,wchodzącdopokoju.Zostawił
nadolekurtkęikrawat;miałnasobiebiałąkoszulęzkrótkimirękawamii
granatowespodnieodmunduru.Zacząłsięodchudzać,odkiedywzeszłymroku
urodziłomusiętrzeciedziecko,ichciałpozbyćsięjeszczeparukilogramów.
Twierdził,żemężczyznaprzedpięćdziesiątką,któryjestojcemmaleńkiego
dziecka,musipostępowaćrozważnieidbaćosiebie.
PrzytakimupaleitakiejwilgotnościpowietrzaBrunetti,mającświeżow
pamięcipuchowekołdrywgórskimhotelu,niezamierzałzastanawiaćsięnad
problemamizdrowotnymiwłasnymianiVianella.
-Siadaj,Vianello-powiedział,poczymobszedłbiurkoiusiadłprzynim.
-CowieszoLegadellaMoralita?
VianelloprzymrużyłoczyiobrzuciłBrunettiegopytającymspojrzeniem.
Nieotrzymawszydodatkowychinformacji,przezdłuższymomentrozważał
odpowiedź.
-Niewiele.Spotykająsięchybawktórymśzkościołów.MożeSanti
Apostoli...choćnie,tamgromadząsięcatecumeni,cizgitaramiimnóstwem
dzieci.CzłonkowieLegaspotykająsięwprywatnychmieszkaniach,niekiedyw
salachparafialnych.Jaksłyszałem,nieangażująsięwpolitykę.Niewiem,czym
sięzajmują,alenazwategostowarzyszeniapozwalaprzypuszczać,żepewno
siedząigadająotym,jacytodobrzyznichludzieijacyźlisąwszyscy
pozostali.-Mówiłlekceważącymtonemświadczącymowzgardzie,zjaką
traktujetegorodzajugłupotę.
-Czymaszznajomychwśródczłonków?
-Ja?Naszczęścienie.-Uśmiechnąłsię,alezarazdostrzegłwyraztwarzy
Brunettiego.-Panpytapoważnie,komisarzu?Muszęsięchwilęzastanowić.
Zajęłomutowspomnianąchwilę,kiedytosiedziałzrękamizaciśniętymi
nakolanieioczamiwzniesionymidosufitu.
-Chybazetknąłemsięztakąosobą.Jesturzędniczkąwbanku.Nadiazna
jąlepiejodemnie.Toznaczy,częściejsięzniąspotyka,ponieważtoona
zajmujesięrozliczeniamizbankiem.Alepamiętam,żektóregośdnia
powiedziała,iżdziwisię,żetakasympatycznakobietamaznimicoś
wspólnego.
-Jakmyślisz,dlaczegotakpowiedziała?-zainteresowałsięBrunetti.
-Słucham?
-Czyżbyuważała,żeniesądobrymiludźmi?
-Niechpantylkozastanowisięnadtąnazwą,paniekomisarzu.Legadella
Moralita.Tobrzmitak,jakbytylkoonimielipatentnamoralność.Moim
zdaniem,sąnapewnozgrająbasibanchi.
Tymnajczystszymweneckimsłowemwyrażającymszyderczystosunek
doludzi,którzyklękająwkościelepochylenitaknisko,żecałująławkę
kościelną,Vianellodałprzykładduchalokalnejmowyiwłasnegorozsądku.
-Możewiesz,odkiedyjestczłonkiemiwjakisposóbnimzostała?
-Nie,paniekomisarzu,alemogępoprosićNadię,żebysiędowiedziała.
Dlaczegopanpyta?
BrunettiszybkoopowiedziałVianellowiospotkaniuzSantomauremw
mieszkaniuCrespaiowynikłychztegotelefonachdoPatty.
-Interesujące,niesądzipan,komisarzu?
-Znaszgo?
-Santomaura?-upewniłsięVianello,choćtrudnobyłoprzypuszczać,że
Cresponależydogronajegoznajomych.
Brunettikiwnąłgłową.
-Kiedyśbyładwokatemmojegokuzyna-rzekłsierżant.-Dawnotemu,
zanimstałsięsławnyizacząłpobieraćwysokiehonoraria.
-Comówiłonimtwójkuzyn?
-Niewiele.Tyleżetodobryprawnik,alezawszegotównaciągaćprawo,
bypostawićnaswoim.
TypczłowiekaczęstospotykanyweWłoszech,pomyślałBrunetti,gdzie
częstowydajesięprzepisyprawne,alerzadkosąonejasnosformułowane.
-Cośjeszcze?
Vianellopokręciłgłową.
-Jużniepamiętam.Tobyłolatatemu-powiedziałidodał,zanim
Brunettizdążyłotopoprosić:
-Zadzwoniędokuzynaispytam.MożeznainnychklientówSantomaura.
Brunettipodziękowałmuizwróciłsięznastępnąprośbą:
-ChciałbymrównieżdowiedziećsięczegoświęcejoLega.Gdziesię
spotykają,ilumajączłonkówijacyludzienależądostowarzyszenia,czymsię
zajmują.
-Urwał,uprzytomniwszysobiezezdziwieniem,iżorganizacja,którajest
natyledobrzeznana,żekrążąoniejdowcipy,działatak,byniewielebyłooniej
wiadomo.Jegowłasnedoświadczenie,oilemożnauznaćjezamiarodajne,
potwierdzało,żeludziewiedzieliojejistnieniu,aleniktniemiałjasnego
wyobrażenia,czymsięzajmuje.
VianellozdążyłjużwyjąćnotesizapisaćpytaniaBrunettiego.
-Czychcepan,żebymzebrałinformacjerównieżopaniSantomauro?
-Tak,wszystkomożesięprzydać.
-Oilewiem,pochodzizWerony,zrodzinybankierów-powiedział
VianelloispojrzałpytająconaBrunettiego.-Cośjeszcze,paniekomisarzu?
-Tak.TentranswestytazMestre,FrancescoCrespo.Chciałbym,żebyś
wypytałnaszychludzi,czygoznająiczytonazwiskocośimmówi.
-CoonimwiadomozkartotekiwMestre?
-Tyletylko,żebyłdwarazyaresztowanyzapróbęsprzedania
narkotyków.Chłopcyzobyczajówkimajągonaliście.Alemieszkaterazw
bardzoładnymmieszkaniuprzyVialeRonconi,comożeświadczyć,żewzniósł
sięponadViaCappuccinaimiejscoweparki.Sprawdźteż,czyGalloznalazł
producentasukniipantoflizamordowanego.
-Zobaczę,codasięzrobić-powiedziałVianello,robiącnotatki.-Coś
jeszcze,paniekomisarzu?
-Tak.Przeglądajraportyoosobachzaginionych.Możenatrafiszna
zgłoszenieozaginięciumężczyznywwiekuczterdziestukilkulat,którego
rysopisbędziezgadzałsięzrysopisemzamordowanego.Danemaszwaktach.A
możenowasekretarkaznajdziecośnatentematwswoimkomputerze.
-Zjakiegoregionu,paniekomisarzu?-spytałVianello,trzymającw
powietrzupióro.
Widząc,żewzmiankaosekretarceniewzbudziłajegozaciekawienia,
Brunettidoszedłdowniosku,żewiadomościozatrudnieniujejjużsięrozeszła
pokomendzie.
-Zcałegokraju,jeślibędziewstanietosprawdzić.Niechprzejrzyteż
wykazzaginionychturystów.
-Trudnopanuprzyjąć,żeonuprawiałprostytucję,prawda?
Brunettiprzypomniałsobienagieciałozamordowanego,takprzeraźliwie
podobnedojegowłasnego,istwierdził:
-Tak.Niktbyniezapłaciłzaobcowaniezmężczyznąmającymtakie
ciało.
Rozdział12
WsobotęranoBrunettiodprowadziłrodzinęnadworzeckolejowy.W
przygaszonychhumorachwyszlizdomuiwsiedlidotramwajuwodnegonumer
1naprzystankuSanSilvestro.Paolabyłazła,żeBrunettiniechcezostawić
„swojegotranswestyty”,jaktozaczęłamawiać,iniepojedziedoBolzano
przynajmniejnapierwszyweekendwakacji.Brunettizaśbyłzłynanią,żenie
chcegozrozumieć.Raffaeleubolewałnadtym,żeniebędziesięcieszył
dziewiczymurokiemSaryPaganuzzi,choćpokrzepiałsięmyślą,żezatydzień
znowujązobaczy,animtonastąpi,będziemógłchodzićdolasuizbierać
grzyby.Chiara,jaktoczęstobywało,odczuwałażalzcałkowicie
nieegoistycznychpowodów-byłojejprzykro,żetato,któryzawszezadużo
pracuje,niemożewyjechaćzmiastanaprawdziwewakacje.
Rodzinnyceremoniałnakazywał,bykażdyniósłswójbagaż,ale
ponieważBrunettijechałznimitylkodoMestreiniemiałżadnegobagażu,
Paolaskorzystałaztegoidałamuswojądużąwalizkę,asamaniosłatylko
torebkęorazpełnewydanieListówHenry’egoJamesa,książkę,którejpotężne
rozmiarymiałyprzekonaćmęża,żeitaknieznalazłabydlaniegoczasu.Gdy
BrunettizgodziłsięnieśćwalizkęPaoli,natychmiastzadziałałazasadadomina-
Chiarawepchnęłakilkaksiążekdowalizkimatki,wtensposóbrobiącwswojej
miejscenazapasowąparęgórskichbutówRaffiego.WodpowiedzinatoPaola
zmusiłaRaffiego,którypozbyłsięczęścibagażu,żebywziąłjejŚwiętyzdrój,
skorojużpostanowiła,żewtymrokuznajdzieczasnaprzeczytanietejksiążki.
Wszyscywsiedlidopociąguodjeżdżającegooósmejtrzydzieścipięć,
którymiałwdziesięćminutzawieźćBrunettiegodoMestre,aresztęrodzinydo
Bolzano,wsamąporęnaobiad.Żadneznichniebyłozbytrozmowne,gdy
przejeżdżaliprzezlagunę.Paolaupewniłasię,żemążmawportfelukartkęz
numeremtelefonudoichhotelu,aRaffaeleprzypomniałojcu,żeSarabędzie
jechałatymsamympociągiemwnastępnąsobotę,niedopowiadając,czy
spodziewasię,żeojcieczaniesienadworzecrównieżjejwalizkę.
DojechawszydoMestre,Brunettipocałowałdziecinapożegnanie.Paola
odprowadziłagododrzwiipowiedziała:
-Mamnadzieję,żeprzyjedzieszdonaswnastępnyweekend.Byłoby
jeszczelepiej,gdybyśuporałsięztąsprawąiprzyjechałwcześniej.
Brunettiuśmiechnąłsię,aleniechciałrozwiewaćjejzłudzeń-przecież
nawetnieustalono,kimbyłzamordowany.Pocałowałżonęwobapoliczki,
wysiadłzpociąguiposzedłperonemdooknaprzedziału,gdziesiedziałydzieci.
Chiarajużzaczęłajeśćbrzoskwinię.Widział,żePaolawchodzidoprzedziałui
niemalniepatrzącnacórkę,podajejejchusteczkędonosa.Pociągruszyłw
chwili,gdyChiaraodwracałasię,żebywytrzećusta,iwtymsamymmomencie
dostrzegłastojącegonaperonieojca.Jejtwarz,wciążbłyszczącatuiówdzieod
sokuzbrzoskwini,rozpromieniłasięzczystejradości.
-Ciao,Papa,ciao,ciao!-Chiarawskoczyłanasiedzenieiwychyliłasię
przezokno,machajączawzięciechusteczkąPaoli.
Brunettistałnaperonieimachałjejręką,dopókibiałachorągiewka
miłościniezniknęławoddali.
GdydotarłdokomendywMestre,sierżantGallojużnaniegoczekał.
-Ktośmatudzisiajprzyjechać,żebyobejrzećciało-przeszedłodrazudo
rzeczy.
-Kto?
-DziśranodokomendywWenecjizadzwoniłaniejaka...-Gallospojrzał
natrzymanąwrękukartkępapieru-...paniMascari.Jejmążjestdyrektorem
weneckiegooddziałuBankuWerony.Odsobotyniewiadomo,cosięznim
dzieje.
-Minąłcałytydzień,aonadopieroterazzawiadomiłapolicję?-zdziwił
sięBrunetti.
-MiałjechaćsłużbowodoMesyny.Wyjechałwniedzielępopołudniu.
Wtedywidziałagoostatniraz.
-Tydzieńtemu?Czekałacałytydzień,nimnaszawiadomiła?
-Nierozmawiałemznią-odparłGallotakimtonem,jakbyBrunetti
zarzucałmuzaniedbaniepowinności.
-Aktozniąrozmawiał?
-Niewiem.Znalazłemnabiurkukartkęzinformacją,żepaniMascari
przyjedziedziśranodoszpitalaUmbertoPrirno,żebyobejrzećciało.Powinnatu
byćodziesiątejtrzydzieści.-Gallopodciągnąłmankietispojrzałnazegarek.
-Notojedziemy-powiedziałBrunetti.
Potemnastąpiłoidiotycznezamieszanie,zupełniejakwfilmie.Samochód
utknąłwporannymkorku,więckierowcapostanowiłwybraćinnądrogęi
zajechaćpodszpitalodtyłu.Okazałosię,żetamruchbyłjeszczewiększy.Gdy
przyjechaliwreszciedoszpitala,paniMascarijużzidentyfikowałazwłoki,
stwierdziła,żewzmarłymrozpoznałamęża,itąsamątaksówką,którą
przyjechałazWenecji,odjechałanakomendęwMestre,gdzie,jakją
poinformowano,miałaotrzymaćwyjaśnienia.
Wrezultacie,kiedyBrunettiiGallodotarlizpowrotemnakomendę,
okazałosię,żepaniMascariczekananichjużodkwadransa.Siedziałasztywno
wyprostowananadrewnianejławcenakorytarzuprzedpokojemGalla.Miałana
sobiegranatowykostiumzsurowegojedwabiu,otradycyjnymkroju,cowidać
byłopospódnicy,zbytdługiejjaknawymogiobecnejmody.Kolormateriału
silniekontrastowałzbladościątwarzy.StrójisposóbbyciapaniMascari
sugerował,żemłodośćnietylemadawnozasobą,ilenigdyjejnieprzeżyła.
UniosłagłowęiBrunettizauważył,żejejwłosymającharakterystyczny
rudykolor,częstospotykanyukobietwwiekuPaoli.Byłaprawienie
umalowana,wkącikachoczuiustwidaćbyłodrobnezmarszczki,któremogły
powstaćzwiekiemalbozpowoduzmartwień.Wstałazławki.Brunetti
wyciągnąłrękę.
-NazywamsięBrunetti.Jestemkomisarzemweneckiejpolicji.
Ujęławyciągniętądłoń,aleledwojąmusnęłaiszybkowypuściła.
Brunettizauważyłlśniąceoczyzaokularami,aleniebyłpewien,czyichblask
świadczyojeszczeniewypłakanymsmutku,czyteżjestrefleksemświatłana
szkłach.
-Proszęprzyjąćwyrazywspółczucia,paniMascari-powiedział.-Wiem,
żeprzeżyłapanibolesnyszok.-Jegosłowaniespotkałysięzżadnąreakcjązjej
strony.
-Czychciałabypani,abyśmyzadzwonilipokogoś,ktobędziepani
towarzyszył?
Potrząsnęłaprzeczącogłową.
-Proszęmipowiedzieć,cosięstało-odezwałasięcicho.
-Wejdźmydopokoju.-BrunettiotworzyłdrzwiprzedpaniąMascari.
SpojrzałwtyłnaGalla,któryuniósłbrwiiposłałmupytającespojrzenie.
Brunettikiwnąłgłową,dającznak,bysierżantwszedłzanimidośrodka.
PrzysunąłkrzesłopaniMascari.
-Czymożnapanicośpodać?Szklankęwody?Herbatę?
-Nie,dziękuję.Proszęmipowiedzieć,cosięstało.
SierżantGallousiadłzabiurkiem,aBrunettiprzypaniMascari.
-CiałopanimężazostałoznalezionewMestrewponiedziałekrano.Jeśli
rozmawiałapanizpracownikamiszpitala,tojużpaniwie,żeśmierćnastąpiłana
skutekuderzeniawgłowę.
-Miałrównieżpobitątwarz-przerwałamu,alezarazprzeniosławzrokz
jegotwarzynaswojeręce.
-Czysłyszałapaniokimś,ktochciałmężowizaszkodzić?Ktogroziłmu
albowdałsięznimwpoważnąsprzeczkę?
Natychmiastpotrząsnęłagłowąioświadczyła:
-Leonardoniemiałwrogów.
Brunettizdążyłsięprzekonać,żeczłowiekniezostajedyrektorembanku
bezprzysporzeniasobiewrogów,aleniewyraziłtegonagłos.
-Czypanimążwspominałojakichśtrudnościachwpracy?Możemusiał
zwolnićktóregośzpracowników?Amożejakiemuśklientowinieudzielono
kredytuipanimążzostałobarczonyodpowiedzialnościązatędecyzję?
-Nie,nictakiegoniemiałomiejsca.Mążnigdyniemiałkłopotów.
-Awrodzinie?Czymiałjakieśnieporozumieniazktórymśzczłonków
rodziny?
-Cotomaznaczyć?-spytałaostro.-Dlaczegopanzadajetepytania?
-Proszępani-zacząłBrunettiłagodnymtonem,starającsięjąuspokoić-
panimążzginąłwtakisposób,takgwałtownąśmiercią,żemożnapodejrzewać,
iżmordercamiałpowody,bygoogromnienienawidzić.Idlategoniemożemy
zacząćszukaćsprawcy,dopókisięniedowiemy,comogłogopopchnąćdo
takiegoczynu.Azatemtepytaniasąkonieczne,choćwiem,żesprawiająpani
ból.
-Alejaniejestemwstanienicpanupowiedzieć.Leonardoniemiał
wrogów.-Powtarzającporazkolejnytesłowa,paniMascarispojrzałanaGalia,
takjakbychciałprosićgoopotwierdzenielubpomocwprzekonaniu
Brunettiego,żemówiprawdę.
-Czypowyjściuzdomuwostatniąniedzielępanimążzamierzałudaćsię
doMesyny?-spytałBrunetti,nacopaniMascarikiwnęłagłową.-Czypani
wie,wjakimcelutamjechał?
-Powiedziałmi,żejedziewsprawachzwiązanychzdziałalnościąbankui
wróciwpiątek,czyliwczoraj.
-Aleniewspomniał,jakijestkonkretnyceltejpodróży?
-Nie,nigdymiotymniemówił.Twierdził,żejegopracaniejest
szczególnieinteresująca,irzadkorozmawiałzemnąnatentemat.
-Czykontaktowałsięzpaniąpowyjeździe?
-Nie.Wniedzielępopołudniupojechałnalotnisko.LeciałdoRzymu,
gdziemiałprzesiadkęnadrugisamolot.
-CzypóźniejmążdzwoniłdopanizRzymualbozMesyny?
-Nie,nigdytegonierobił.Przykażdejpodróżysłużbowejpoprostu
jechałnamiejsce,apotemwracałdodomu.Albodzwoniłdomniezbiura,jeśli
popowrociedoWenecjiudawałsięodrazudobanku.
-Czytobyłonormalne?
-Comianowicie?
-Żewyjeżdżałwsprawachsłużbowychiniekontaktowałsięzpanią.
-Jużpanupowiedziałam-odparłaniecoostrzejszymtonem.-Sporo
podróżowałwsprawachbankowych.Wyjeżdżałsześćalbosiedemrazywroku.
Czasemprzysyłałmipocztówkęalboprzywoziłjakiśprezent,alenigdynie
dzwonił.
-Kiedyzaczęłasiępaniniepokoić?
-Wczorajwieczorem.Myślałam,żewróciłdoWenecjipopołudniui
poszedłdobanku,apotemprzyjdziedodomu.Alegdydochodziłasiódma,a
jegowciążniebyło,zadzwoniłamdobankuiokazałosię,żejestzamknięty.
Telefonowałamdodwóchzjegowspółpracowników,leczniezastałamichw
domu.-Przerwałanachwilę,wzięłagłębokioddech.-Mówiłamsobiewduchu,
żepewnopomyliłamdzieńalbogodzinę.Dzisiajranoniemogłamdłużejsię
oszukiwać.Zatelefonowałamdopracownikabanku,atenzatelefonowałdo
kolegiwMesynieipotemoddzwoniłdomnie.-Potychsłowachumilkła.
-Copanipowiedział?-spytałcichoBrunetti.
Przyłożyładłońdoust,byćmożechcącpowstrzymaćcisnącesięsłowa,
aleitakbyłotobezcelowe,skorojużwidziałależącewkostnicyciało.
-Powiedziałmi,żeLeonardonieprzyjechałdoMesyny.Wtejsytuacji
zadzwoniłamdopanów,napolicję.Poinformowalimnie...gdypodałamrysopis
Leonarda...powiedzieli,żepowinnamtuprzyjechać.Itakzrobiłam.-Gdyto
mówiła,jejgłoscorazczęściejsięrwał,agdyskończyła,splotładłoniei
położyłajenapodołku.
-PaniMascari,czynapewnopaniniechce,abyśmyzadzwonilipokogoś,
ktobędziepanitowarzyszył?Możeniepowinnapanibyćterazsama?
-Nie,niechcęsięznikimwidzieć.-Naglewstała,mówiąc:-Chybanie
muszętubyćdłużej?Czymogęjużiść?
-Oczywiście,proszępani.Byłapanibardzouprzejma,odpowiadającna
mojepytania.
PaniMascaripuściłatesłowamimouszu.
BrunettidałledwowidocznyznakGallowi,poczymwstałiodprowadził
paniąMascaridodrzwi.
-NaszkierowcaodwieziepaniądoWenecji-powiedział.
-Niechcę,żebyludziewidzieli,jakprzyjeżdżampolicyjnym
samochodem-odparła.
-Zawieziemypaniąsamochodembezoznakowań.Kierowcabędzie
ubranypocywilnemu.
Niepodziękowała,aleteżsięniesprzeciwiła.Brunettiposzedłzniąw
stronęschodównakońcukorytarza.Podrodzezauważył,żepaniMascariprawą
rękąkurczowotrzymatorebkę,alewąwepchnęładokieszeniżakietu.
Wyszedłzniąnazewnątrziznowuuderzyłgoupał,októrymzdążyłjuż
zapomnieć.Przedgmachemczekałgranatowysedanzwłączonymsilnikiem.
BrunettiotworzyłdrzwiipomógłpaniMascariwsiąść.Odwróciłagłowęi
patrzyłaprzezszybępodrugiejstronie,gdziewidaćbyłotylkosznur
samochodówiponurefasadyurzędów.Brunettipoleciłkierowcyjechaćna
PiazzaleRoma.
Wróciłdopokojuijużwproguspytał:
-Copannato,sierżancie?
-Niewierzę,żesąludzie,którzyniemająwrogów.
-Zwłaszczajeślisąwśrednimwiekuizarządzająbankiem-dodał
Brunetti.
-Corobimy?-spytałGallo.
-WracamdoWenecjiispróbujędowiedziećsięczegośodmoichludzi.
Skorowiemy,kimjestdenat,przynajmniejmamypunktwyjściadoposzukiwań.
-Czego?
OdpowiedźBrunettiegobyłanatychmiastowa.
-Odsamegopoczątkupowinniśmybyliszukaćodpowiedzinapytanie,
skądpochodząbutyisuknia,któremiałnasobiezamordowany.
Gallopotraktowałtojakoprzyganęirównieszybkoodparł:
-Osuknijeszczenicniewiemy,aleznaleźliśmyproducentabutówipo
południupowinniśmydostaćwykazsklepów,którejesprzedawały.
BrunettiniezamierzałkrytykowaćpolicjizMestre,aleniesprostował
przypuszczeniaGalla.Niezaszkodzipogonićtrochętutejszychfunkcjonariuszy,
abydowiedzielisię,skądpochodziubranieMascariego,gdyżnieulegakwestii,
żewtakichbutachiwtakimstrojumężczyznawśrednimwieku,zarządzający
bankiem,niechodzidopracy.
Rozdział13
JeśliBrunettispodziewałsię,żewsierpniowysobotniporanekzastanie
ludziprzypracy,tosięmylił-pracownicykomendymieliinnezapatrywaniaw
tejkwestii.Przydrzwiachstałokilkustrażników,nawetsprzątaczkaczyściła
schody,alewpokojachniebyłonikogo.Brunettiuprzytomniłsobie,żedo
poniedziałkuranosprawanieruszyzmiejsca.Przemknęłomuprzezmyśl,żeby
jechaćdoBolzano,aledotarłbytampokolacji,aprzezcałąniedzielęmyślałby
tylkoopowrociedomiasta.
Wszedłdoswojegopokojuiotworzyłokna,choćnaniewielesiętozdało.
Wleciałotylkobardziejwilgotneiodrobinęgorętszepowietrze.Nabiurkunie
znalazłświeżychpapierówaniraportupaniElettry.
Sięgnąłdodolnejszufladyiwyjąłksiążkętelefoniczną.Spojrzałpod
literę„l”,alenieznalazłtelefonudoLegadellaMoralita,cogowcalenie
zdziwiło.Zajrzałpodliterę„s”iznalazłnazwiskoSantomauro,Giancarlo,adw.,
przyktórympodanoadreswSanMarco.Wtensamsposóbdowiedziałsię,że
nieżyjącyLeonardoMascarimieszkałwCastello.Togozaskoczyło-dzielnica
Castellobyłanajmniejszacownawmieście,mieszkałytamgłównietradycyjne
rodzinyrobotnicze,aichdziecinawetdziśdorastałyposługującsięjedynie
miejscowymdialektemipoznawałyliterackiwłoski,dopierogdyposzłydo
szkołypodstawowej.MożetammieściłsięrodzinnydomMascarich,amoże
LeonardoMascarizrobiłdobryinteres,kupująctamdomlubmieszkanie.
ZnalezieniewWenecjimieszkaniadokupieniaczywynajęciabyłotaktrudnei
takkosztowne,żenawetCastellozaczynałobyćmodne.Przeprowadzenie
remontuprzyodpowiedniowysokimnakładziepieniędzyzwiększyłobyprestiż
jeśliniecałejnajbliższejokolicy,toprzynajmniejtegojednegodomu.
Brunettiprzejrzałwykazbankówzamieszczonynażółtychstronach
książkitelefonicznejidowiedziałsię,żeBankWeronymasiedzibęprzyCampo
SanBartolomeo,podłużnymplacuznajdującymsiętużprzymościeRialto,
gdziewielebankówmaswojebiura.Nieprzypominałsobie,abyprzechodząc
tamtędyzauważyłtenbank.Powodowanygłównieciekawością,wybrałnumer.
Potrzecimdzwonkuktośpodniósłsłuchawkę.
-Si?-odezwałsięjakiśmężczyznatakimtonem,jakbyspodziewałsię,że
ktośdoniegozadzwoni.
-CzytoBankWerony?-spytałBrunetti.
Podłuższejchwiliusłyszał:
-Pomyłka.
-Bardzoprzepraszam-rzekł.
Mężczyznaodłożyłsłuchawkębezsłowa.
Telekomunikacjawłoska,SIP,byłaznanazeswoichaberracjiinikogonie
dziwiłoto,żeźlesiędodzwonił.Brunettibyłjednakprzekonany,żedobrze
wykręciłnumer.Zadzwoniłponownieipodwunastudzwonkach,naktórenikt
nieodpowiedział,odłożyłsłuchawkę.Znowuzajrzałdoksiążkiizapisaładres.
NastępnieodszukaładresaptekiMorellego.Odbankudzieliłojąkilkadomów.
Wrzuciłksiążkętelefonicznądoszufladyiwsunąłjąnamiejscejednym
kopnięciem.Zamknąwszyokna,wyszedłzbudynku.
DziesięćminutpóźniejprzeszedłprzezsottoporticoprzyCalledellaBissa
iznalazłsięnaCampoSanBartolomeo.Podniósłwzroknawykonanyzbrązu
pomnikGoldoniego,któryniebyłjegoulubionymdramaturgiem,ale
niewątpliwienajbardziejgorozśmieszał,zwłaszczagdywystawianojegosztuki
woryginalnymweneckimdialekcie,jaktozawszeczynionowtymmieście.
Wenecjanietłumnieprzychodzilioglądaćjegosztuki,kochaliGoldoniegona
tyle,bypostawićmupomnik.Dramaturgaprzedstawiono,jakidzie
zamaszystymkrokiem,iustawionowmiejscu,którestanowiłodoskonałetło
pomnika,albowiemludzieprzechodzącyprzeztenplaczawszedokądśsię
spieszyli-wchodzilinamostRialtoidącnatargwarzywnyalboschodziliz
mostuudającsiędoSanMarcolubCannaregio.Wszyscymieszkańcycentrum
miastamusieliprzynajmniejrazdziennieprzejśćprzezSanBartolomeo.
Brunettidotarłtamwporzenajwiększegotłoku,gdyludziepędzilina
targ,abyzdążyćprzedzamknięciem,albospieszylisięzbiurdodomów.Z
obojętnąminąprzeszedłwzdłużwschodniejstronyplacu,przyglądającsię
numeromnamalowanymnaddrzwiami.Takjaksięspodziewał,numer,którego
szukał,znajdowałsięnadtrzecimzkoleiwejściempoprawejstronieapteki.
Stanąłnachwilęprzeddomofonemumieszczonymprzydrzwiachiczytał
wypisanetamnazwiska.Znalazłtabliczkęznapisem„BankWerony”,aoprócz
niejprzydzwonkachtrzytabliczkiznazwiskami,zapewnewłaścicielimieszkań.
Nacisnąłpierwszydzwoneknadnazwąbanku.Niktnieodpowiedział.
Nacisnąłdrugiiteżnieotrzymałodpowiedzi.Jużmiałprzycisnąćgórny
dzwonek,gdyusłyszałzaplecamigłoskobiety,któraspytaławnajczystszym
weneckimdialekcie:
-Wczymmożnapanupomóc?Panszukakogoś,ktotumieszka?
Odwróciłsięizobaczyłprzedsobąstaruszkę,którastałazogromnym
wózkiemnazakupyopartymonogę.Zapamiętawszynazwiskoumieszczone
przypierwszymdzwonku,powiedział:
-Tak,przyszedłemdoMontinich.Jużpora,żebyodnowiliswoje
ubezpieczenie.Przyszłominamyśl,żewpadnędonichispytam,czyniechcą
zmienićzakresuubezpieczenia.
-Niemaichwdomu-odparłastaruszka,zaglądającdowielkiejtorbyi
szukająckluczy.-Wyjechaliwgóry.Gasparowieteż,alecisąwJesolo.
Straciwszynadzieję,żewymacalubzobaczyklucze,potrząsnęłatorbą,by
zlokalizowaćjepodźwięku.Sposóbokazałsięskutecznyiwyciągnęłapęk
kluczytakdużychjakjejdłoń.
-Towszystkoich-powiedziała.-Zostawilimiklucze,żebymzachodziła
tam,podlewałakwiatyisprawdzała,czynicsięniestało.
Uniosławzrok.Miaławyblakłejasnoniebieskieoczyiokrągłątwarz
pokrytąsiateczkązmarszczek.
-Czypanmadzieci?
-Mam.
-Jaksięnazywająiwjakimsąwieku?
-Raffaelemaszesnaścielat,aChiaratrzynaście.
-Dobrze-stwierdziła,takjakbypoddałagopróbieiuznała,żewynikjest
pomyślny.-Jestpansilnymmłodymmężczyzną.Czyzgodziłbysiępanzanieść
mitenwózeknatrzeciepiętro?Samabędęmusiałaconajmniejtrzyrazy
wchodzićnagórę,żebytowszystkownieść.Mójsynprzychodzijutrozrodziną
naobiadimusiałamzrobićsporezakupy.
-Zprzyjemnościąpanipomogę.-Brunettipodniósłwózek,któryważył
chybazpiętnaściekilogramów.-Czypanisynmadużąrodzinę?
-Przyjdziezżonąidziećmi,adwojeznichprzyprowadzimojewnuki.
Będzienas...niechnopoliczę...dziesięcioro.
Przytrzymaładrzwi,żebyBrunettizmieściłsięobokniejzwózkiem.
Nacisnęłaautomatycznyprzełącznikświatłaipierwszaweszłanaschody.
-Nieuwierzypan,ilewzięliodemniezabrzoskwinie-zaczęła
opowiadać.-Mamyśrodeksierpnia,aoniwciążliczątrzytysiącelirówza
kilogram.Aleitakjekupiłam,boMarcolubiprzedobiademwkroićjedo
czerwonegowina,apotemzjeśćnadeser.Azaryby!Chciałamkupićrombo,ale
cenabyłazawysoka.Dobragotowanabosegazawszewszystkimsmakuje,więc
jąkupiłam,choćsprzedawcachciałdziesięćtysięcyzakilogram.Sametrzyryby
kosztowałymnieprawieczterdzieścitysięcylirów.-Zatrzymałasięna
pierwszympółpiętrze,tużprzeddrzwiamidoBankuWeronyispojrzałazgóry
naBrunettiego.-Zdziecinnychlatpamiętam,żebosegabyładlakotów.Adziś
muszępłacićdziesięćtysięcylirówzakilogram.
Odwróciłasięizaczęławchodzićwyżej.
-Panniesietętorbęzaucha,prawda?-spytała.
-Tak,proszępani.
-Todobrze,bonasamejgórzeleżykilogramfiginiechciałabym,żeby
sięzgniotły.
-Nicimsięniestanie.
-PoszłamdoCasadelParmigianaikupiłamtrochęszynki,żebypodaćz
figami.ZnałamGiuliana,kiedybyłjeszczemałymchłopcem.Manajlepszą
szynkęwWenecji,nieuważapan?
-Mojażonateżuniegokupuje.
-Kosztujel’iradidio,alewartotylezapłacić,niesądzipan?
-Oczywiście,proszępani.
Dotarlinagórę.Staruszkacałyczastrzymaławrękuklucze,więcnie
musiałaznowuichszukać.
Otworzyłajedynyzamekwdrzwiachipchnęłaje,wpuszczając
Brunettiegododużegosalonuzczteremawysokimioknami,którewychodziły
naplac,aleterazbyłyzamknięteizakryteokiennicami.
SalonprzypominałBrunettiemupokojewidzianewmłodości.Byływnim
ogromnefotele,kanapawypchanakońskimwłosiem,którezawszekłuło
siedzących,ciężkieciemnobrązowekomody,naktórychstałysrebrnemiseczki
nacukierkiifotografiewsrebrnychramach,anapodłodzelanawenecka
posadzka,któralśniłanawetwprzyćmionymświetle.Brunettimiałwrażenie,że
znalazłsięwdomuswoichdziadków.
Wkuchniczułsiępodobnie.Byłtamkamiennyzlewiogromny,
walcowatygrzejniknawodęustawionywrogu.Stółkuchennymiałmarmurowy
blat,naktórymstaruszkamogłazarównowałkowaćciastonamakaron,jaki
prasować.
-Proszępostawićtotam,przydrzwiach-powiedziała.-Chciałbypan
czegośsięnapić?
-Chętnienapijęsięwody,proszępani.
Takjakzrobiłabyjegobabka,zdjęłazgórnejpółkikredensusrebrnątacę,
naśrodkupołożyłamałą,okrągłąserwetkęrobionąszydełkiem,ananiej
postawiłakieliszekdowinazeszkłazMurano.Wyjęłazlodówkibutelkęwody
mineralnejinapełniłakieliszek.
-Grazieinfinite-powiedział,zanimwypiłwodę.Ostrożniepostawił
kieliszeknaśrodkuserwetkiiodmówił,gdyzamierzałamudolaćwięcej.-Czy
chciałabypani,żebymrozpakowałtorbę?
-Nietrzeba.Wiem,gdziewszystkoleżyigdzietoschować.Panjest
bardzouprzejmy,młodyczłowieku.Jakpansięnazywa?
-GuidoBrunetti.
-Izajmujesiępansprzedażąubezpieczeń?
-Tak,proszępani.
-Bardzopanudziękuję-powiedziała.Wstawiłakieliszekdozlewui
sięgnęładotorby.
Pamiętając,jakinaprawdęjestjegozawód,Brunettispytał:
-Czypanizawszewpuszczatakludzidomieszkania?Niepyta,kimsą?
-Niejestemgłupia.Niewpuszczamkażdego-odparła.-Zawszepytam,
czymajądzieci.Noi,oczywiście,musząbyćwenecjanami.
Oczywiście,pomyślałBrunettiipogłębszymzastanowieniuprzyznał,że
jejmetodajestprawdopodobnieskuteczniejszaniżkorzystaniezdetektora
kłamstwaczysłużbbezpieczeństwa.
-Dziękujępanizawodę-powiedział.-Samzamknęzasobądrzwi.
-Jateżpanudziękuję-odparła,wyjmującztorbyfigi.
Brunettizszedłdwapiętraniżejizatrzymałsięnapółpiętrzepowyżej
wejściadoBankuWerony.Byłozupełniecicho,tylkoczasemniósłsięgłoslub
krzykkogośnaplacu.Przezmałeokienkanaklatceschodowejwpadałonikłe
światło.Spojrzałnazegarek-minęłapierwsza.Stałtamprzezdziesięćminuti
wciążsłyszałjedynieurywanedźwiękidochodzącezplacu.
Zszedłwolnoposchodachistanąłprzeddrzwiamidobanku.Zpewnym
zażenowaniempochyliłgłowęispojrzałwpoziomądziurkęodklucza
umieszczonąwmetalowychdrzwiachpancernych.Zobaczyłsłabeświatło,być
możelampy,którąktośzapomniałzgasić,gdyzamknąłokiennicewpiątekpo
pracy,alboprzyktórejktośpracowałwłaśnieteraz,wsobotniepopołudnie.
Brunettiwszedłzpowrotemnapółpiętroioparłsięplecamiościanę.Po
następnychdziesięciuminutachpołożyłchusteczkędonosanadrugimschodku
prowadzącymnawyższepiętro,poczympodciągnąłnogawkispodniiusiadł.
Pochyliłsięwprzód,oparłłokcienakolanach,pięściamipodparłbrodę.
Upłynęłosporoczasu.Wstał,przesunąłchusteczkędalejodbalustradyiznowu
usiadł,opierającsięplecamiościanę.Niejadłprzezcałydzień,nadodatekna
klatceschodowejniebyłoprzewiewuidokuczałmuupał.Gdyspojrzałna
zegarek,byłopodrugiej.Postanowił,żeposiedzitudotrzeciejianiminuty
dłużej.
Otrzeciejczterdzieści,gdywciążtkwiłwtymsamymmiejscu,
zdecydowanyodejśćstądoczwartej,usłyszałzdołujakiśhałas.Podniósłsięi
wszedłkilkastopni.Niżejotworzyłysiędrzwi.Stałnieruchomo.Drzwizostały
zamknięte,kluczprzekręconywzamku,rozległsięodgłoskroków.Brunetti
wychyliłsięipopatrzyłwdół.Wmrokudostrzegłwysokiegomężczyznęw
garniturze,zaktówkąwręku,którymiałkrótkoobcięteciemnewłosy
odcinającesięodbiałego,wykrochmalonegokołnierzykakoszuli.Mężczyzna
odwróciłsięnazakręcieschodów,alejegosylwetkawciążbyłaniewyraźnaw
nikłymświetle.Brunetticichoposzedłzanim.Przechodząckołowejściado
banku,zajrzałprzezdziurkęizobaczył,żewśrodkujestciemno.
Usłyszałtrzaskzamykanychdrzwiwejściowych.Pędemzbiegłpo
schodach,gwałtownymruchemszarpnąłzaklamkęiwyszedłnaplac.Nachwilę
oślepiłogoostresłońce,musiałprzysłonićoczyręką.Gdyjąodsunął,przebiegł
wzrokiemplacizobaczyłjedyniesportoweubraniawpastelowychkolorachi
białekoszule.SkręciłwprawoizerknąłnaCalledellaBissa,aleniebyłotam
mężczyznywciemnymgarniturze.Pobiegłnadrugąstronęplacuizajrzałw
wąskizaułekprowadzącydonajbliższegomostu.Tamteżgoniezauważył.Od
placuodchodziłoprzynajmniejpięćuliciBrunettiuzmysłowiłsobie,żezanim
sprawdziwszystkie,mężczyznazbankubędziejużdaleko.Amożewsiądziedo
tramwajuwodnego?PostanowiłpobiecnaprzystańprzymościeRialto.
Uskakującprzechodniomzdrogiiprzepychającsięmiędzynimi,dobiegłdo
kanałuipopędziłdalejnaprzystanektramwaju82.Gdydotarłnamiejsce,łódź
właśnieodpływała,kierującsięwstronęSanMarcuolaidworcakolejowego.
Przepchałsięprzeztłumjapońskichturystówistanąłprzynabrzeżu.
Omiótłwzrokiemludzistojącychnapokładzieisiedzącychwśrodku.Tramwaj
byłzatłoczony,awiększośćpasażerówmiałanasobieniezobowiązujące
ubrania.Wkońcudostrzegłmężczyznęwciemnymgarniturzeibiałejkoszuli,
którystałzdrugiejstronypokładu.Właśniezapaliłpapierosaiodwróciłsię,
żebywyrzucićzapałkędowody.Choćjegokarkwyglądałtaksamojakkark
człowiekawidzianegonaschodach,Brunettiniemiałcałkowitejpewności.Gdy
mężczyznaodwróciłsię.bokiem,Brunettiuważnieprzyjrzałsięprofilowi,
usiłujączapamiętaćrysytwarzy.PochwiliłódźwpłynęłapodmostRialtoi
człowiekwciemnymgarniturzezniknąłBrunettiemuzoczu.
Rozdział14
Brunettiponiósłporażkęipostąpiłtak,jakpostąpiłbykażdyrozsądny
mężczyznanajegomiejscu-zadzwoniłdożony.Gdyotrzymałpołączeniez
pokojemPaoli,wsłuchawceusłyszałgłosChiary.
-Ciao,Papa,szkoda,żeniepojechałeśznami.ZaVicenząpociągstanąłi
czekaliśmyprawiedwiegodziny.Niktniewiedział,cosięwydarzyło,apotem
konduktorpowiedziałnam,żejakaśkobietarzuciłasiępodpociągmiędzy
VicenząiWeronąidlategotakdługostaliśmy.Chybatyleczasuzajęłoim
sprzątanie.Kiedywreszcieruszyliśmy,przezcałądrogędoWeronysiedziałam
przyoknie,aleniczegoniezauważyłam.Myślisz,żetakszybkosprzątnęli
wszystko?
-Pewnotak,cara.Czymamajestwpokoju?
-Jest.Amożeśladybyłypodrugiejstronie,ajapatrzyłamnietamgdzie
potrzeba.Jakmyślisz?
-Toniewykluczone,Chiaro.Czymogęrozmawiaćzmamą?
-Jasne,tato.Stoituobok.Powiedzmi,dlaczegoludzierzucająsiępod
pociąg.
-Możedlategożektośniepozwalaimporozmawiaćzosobą,zktórąchcą
porozmawiać.
-Och,tato,zawszesięwygłupiasz.Jużcijądaję.
Wygłupiamsię?-pomyślałBrunetti,przekonany,żejegogłosbrzmiał
najzupełniejpoważnie.
-Ciao,Guido-odezwałasięPaola.-Słyszałeśtęhistorię?Naszacórka
jestżądnawidokukrwi.
-Kiedydotarliścienamiejsce?
-Zpółgodzinytemu.Musieliśmyzjeśćobiadwpociągu.Coś
obrzydliwego.Coporabiałeś?Znalazłeśinsalatadicalamari?
-Jeszczenie.Właśniewszedłemdodomu.
-ByłeśwMestre?Ajadłeśobiad?
-Niezdążyłem.Miałemcośdozałatwienia.
-Notak.Insalatadicalamarijestwlodówce.Zjedzjądziś,najpóźniej
jutro,zanimsięzepsujewtymupale.-Brunettiusłyszałniewyraźnygłos
Chiary,apotemPaolaspytała:-Przyjedzieszjutro?
-Niemogę.Zidentyfikowaliśmyzwłoki.
-Ktotobył?
-LeonardoMascari,dyrektortutejszegooddziałuBankuWerony.Znasz
go?
-Nie,nigdyonimniesłyszałam.PochodzizWenecji?
-Chybatak.Jegożonajestwenecjanką.
PonownieusłyszałgłosChiary.Podłuższymczasieznowuodezwałasię
Paola:
-Przepraszam,Guido.Chiarachceiśćnaspaceriniemożeznaleźć
swetra.
Jużsamosłowo„sweter”uprzytomniłoBrunettiemu,jakgorącojestw
mieszkaniu,nawetprzyotwartychoknach.
-Paola,czymasznumertelefonuPadovaniego?Patrzyłemwksiążce
telefonicznej,alenieznalazłemjegonazwiska.-Brunettiwiedział,żeżonanie
spyta,pocomutennumer,więcodrazuwyjaśnił:-Nieprzychodziminamyśl
niktinny,ktomógłbyudzielićmiinformacjinatemattutejszegoświatka
gejowskiego.
-PrzecieżonodlatmieszkawRzymie.
-Wiem,wiem.Alecokilkamiesięcyprzyjeżdżatu,żebynapisaćrecenzje
zwystawiodwiedzićrodzinę.
-Możeitak-odparłaPaola,przyjmująctonosobyniedokońca
przekonanej.-Poczekajchwilę.Wezmęnotes.-Odłożyłasłuchawkęikazała
Brunettiemuczekaćtakdługo,iżdoszedłdowniosku,żenotesznajdujesięw
drugimpokoju,amożenawetwinnymbudynku.Wreszcieznowuusłyszałjej
głos.-Znalazłamtennumer:5224404.Sądzę,żejestwksiążcetelefonicznej
przynazwiskuludzi,którzysprzedaliPadovaniemumieszkanie.Gdybędziecie
rozmawiać,pozdrówgoodemnie.
-Dobrze.GdziejestRaffi?
-Zniknął,gdytylkownieśliśmybagaże.Przypuszczam,żewrócina
kolację.
-Ucałujgoodemnie.Zadzwoniędociebiewtygodniu.
Pozłożonychsobienawzajemobietnicach,żebędąwkontakcie,ipo
kolejnymprzypomnieniuoinsalatadicalamari,rozłączylisię,aBrunetti
stwierdziłwduchu,iżjestcośdziwnegowtym,żemężczyzna,którywyjeżdża
natydzieńzdomu,niedzwoniwtymczasiedożony.Możewyglądatotrochę
inaczej,gdyniemajądzieci,alenieprzypuszczał,bytenfaktmiałażtakie
znaczenie.
WybrałnumerPadovaniegoiusłyszał,jaktocorazczęściejzdarzałosię
weWłoszech,głosautomatycznejsekretarki,informujący,żeprofesorPadovani
niemożeterazodebraćtelefonu,aleoddzwoni,gdytylkobędziemógł.Brunetti
zostawiłwiadomośćzprośbą,abyprofesorPadovanidoniegozatelefonował,i
odłożyłsłuchawkę.
Poszedłdokuchni,wyjąłzlodówkisałatkę.Zdjąłplastykowąfolięiwziął
palcamikawałekkałamarnicy.Żując,sięgnąłdolodówkipobutelkęsoavei
napełniłkieliszekwinem.Zkieliszkiemwjednejręce,asałatkąwdrugiej,
wyszedłnatarasipostawiłwszystkonaniskimstolikuzeszklanymblatem.
Wróciłdokuchnipochlebiuwzględniającwymogicywilizacji-wyjąłz
szufladywidelec.
Gdyusiadłnatarasie,odłamałpajdęchleba,położyłnanimkawałek
kałamarnicyizacząłjeść.Niewątpliwiebankowcymająwielepracyrównieżw
soboty,pomyślał.Pieniądznieodpoczywanawetwświęta.Ajeśliktośpracuje
wweekend,toniechcezakłócaćsobiespokojuodpowiadaniemnatelefony.
Możepowiedzieć,żezaszłapomyłka,inieodebraćnastępnegotelefonu.Nie
chce,bymuprzeszkadzano.
Wsałatcebyłojaknajegogustzadużoselera,więcodsunąłwidelcem
małekawałkinabok.DolałsobiewinaiprzyszłamunamyślopowieśćzBiblii.
ChybauMarkajesttakifragment,mówiącyozniknięciuJezusa,kiedywracał
doNazaretupopierwszympobyciewJerozolimie.Mariasądziła,żejestz
Józefem,razemzmężczyznami,aświątobliwyJózefprzypuszczał,żeJezusjest
zmatką,wgrupiekobiet.Dopierogdypodróżującyzatrzymalisięnanocny
odpoczynekiJózefspotkałsięzMarią,wyszłonajaw,żeJezusanigdzienie
ma.Okazałosię,żezostałwJerozolimieinauczałwświątyni.Pracownicy
BankuWeronyprzypuszczali,żeMascarijestwMesynie,wobectego
pracownicyoddziałuwMesyniemusielisądzić,żeMascarijestgdzieśindziej,
wprzeciwnymraziezadzwonilibydoWenecjizpytaniem,dlaczegonie
przyjechał.
BrunettiposzedłdosalonuiwziąłzestołuzeszytChiary,jedenzwielu
leżącychwśródmasydługopisów.Zeszytbyłczysty,naokładcemiałładny
rysunekMyszkiMiki.Brunettizabrałgorazemzdługopisemnataras.
Zacząłrobićlistęsprawdozałatwieniawponiedziałekrano.Zadzwonić
doBankuWeronyzpytaniem,dokądwybierałsięMascari,apotemzadzwonić
dobankuwMesynieidowiedziećsię,jakwyjaśnionojegonieobecność.
Sprawdzić,dlaczegonicjeszczeniewiadomoopochodzeniubutówisukni.
ZacząćgrzebaćwprzeszłościMascariego,zbadaćjegożycieosobisteisytuację
finansową.Jeszczerazprzejrzećraportzsekcjizwłokizobaczyć,czy
wspomnianocośoogolonychnogach.Pozatymtrzebaporozmawiaćz
Vianellem,którymożezebrałjużinformacjenatematLegaimecenasa
Santomauro.
Gdyusłyszałdzwonektelefonu,przezchwilęłudziłsię,żetoPaola,ale
jednocześniezdawałsobiesprawę,żetoniemożliwe.Wszedłdomieszkaniai
podniósłsłuchawkę.
-Ciao,Guido.MówiDamiano.Dzwoniłeśdomnie.
-A,panprofesor?
-Ech-odparłdziennikarzznonszalancją-podobamisiętentytułiw
tymtygodniusprawdzam,jakbrzminamojejsekretarce.Aco?Tobiesięnie
spodobał?
-Skądże-beznamysłupowiedziałBrunetti.-Brzmiwspaniale.Ale
czegojesteśprofesorem?
NaliniiodPadovaniegozaległaprzeciągłacisza.
-Kiedyśprowadziłemserięzajęćzmalarstwawszkoledladziewcząt,
jeszczewlatachsiedemdziesiątych.Czytwoimzdaniemtosięliczy?
-Chybatak-zgodziłsięBrunetti.
-Możenadszedłczas,żebyzmienićtreśćwiadomościnasekretarce.Jak
wedługciebiebrzmiokreślenie„komendantPadovani”?Mniesięnawetpodoba.
Jeślichcesz,zarazzmieniętekst,apotemtydomniezadzwonisz.
-Nie,Damiano,nietrzeba.Chciałbymporozmawiaćztobąoczym
innym.
-Noidobrze.Nagrywanienowegotekstuzabieramimnóstwoczasu.
Tyleguzikówmuszęprzycisnąć.Zapierwszymrazemnasekretarcenagrałysię
mojeprzekleństwa.Przeztydzieńniktniezostawiłwiadomościiwtedyprzyszło
minamyśl,żeaparaturaniedziała.Dlapewnościzadzwoniłemdosiebiez
budki.Byłemwstrząśniętysłownictwemtejmaszyny.Popędziłemdodomui
natychmiastzmieniłemtekst.Alewciążmamztymkłopoty.Napewnonie
chceszzadzwonićdomniezadwadzieściaminut?
-Raczejnie,Damiano.Maszczas,żebyzemnąporozmawiać?
-Dlaciebie,Guido,jestem-jakpowiedziałpewienangielskipoeta,mając
namyślizupełniecoinnego-„wolny,wolnyjakobłoki,mógłbymniewiatrpo
świecienosić”*.
Brunettiwiedział,żewypadaspytaćopochodzeniecytatu,aleniezrobił
tego.
-Tomożetrochępotrwać.Czyzechciałbyśumówićsięzemnąna
kolację?-spytał.
-APaola?
-Zabraładzieciwgóry.
Padovanizamilkłnachwilę,aBrunettiniepotrafiłzinterpretowaćjego
milczeniainaczejniżjakoprzejawspekulacjimyślowych.
-Mamtusprawęmorderstwa-dodałszybko-ahotelzarezerwowaliśmy
jużwielemiesięcytemu,więcPaolapojechałazdzieciakamidoBolzano.Jeśli
uporamsięztymnaczas,dołączędonich.Dlategodociebiedzwonię.
Pomyślałemsobie,żemógłbyśmipomóc.
-Wrozwiązaniusprawymorderstwa?Toszaleniepodniecające.Odkiedy
zaczęłasiętahistoriazAIDS,rzadkostykanisięzeświatemprzestępczym.
-Achtak-rzekłBrunetti,niemającpomysłunastosownąreplikę.-Może
zjemyrazemkolację?Gdziezechcesz.
Padovanizastanowiłsięchwilęipowiedział:
-Posłuchaj,Guido,jutrowracamdoRzymu,atuwlodówcemampełno
jedzenia.Przyjdźipomóżmijąopróżnić.Niespodziewajsięniczego
wykwintnego.Zrobięmakaronicośdotego.
-Dobrze.Gdziemieszkasz?
-WDorsoduro.Wiesz,gdziejestRamodietrogl’Incurabili?-Padovani
wymieniłnazwęmałegoplacuzzawszeczynnąfontanną,tużprzyZattere.
-Wiem.
-Stańtyłemdofontanny,atwarządowąskiegokanału.Pierwszedrzwina
prawoprowadządomnie.-Takiewyjaśnieniebyłodużoprostszeniżpodawanie
nazwyinumeruulicy,iwystarczałokażdemuwenecjaninowi,abybeztrudu
trafićnamiejsce.
-Dobrze.Októrej?
-Oósmej.
-Coprzynieść?
-Absolutnienic.Jeślicośprzyniesiesz,będziemymusielitozjeść,ato,co
mam,itakwystarczynanakarmieniedrużynypiłkarskiej.Proszę,nicnie
przynoś.
-Wporządku.Dozobaczeniaoósmej.Dzięki,Damiano.
-Całaprzyjemnośćpomojejstronie.Oczymchceszzemną
porozmawiać?Araczejokim?Zanimprzyjdziesz,spróbujęprzeszukać
zakamarkimojejpamięci,amożenawetzdążęzadzwonićdoparuosób.
-Chodziodwóchpanów.JedentoLeonardoMascari.
-Nigdyonimniesłyszałem.
-AdrugitoGiancarloSantomauro.
Padovaniażgwizdnął.
-Awięcwreszciepoznaliściesięnaświątobliwymmecenasie!
-Zobaczymysięoósmej-powiedziałBrunetti.
-Żartowałemsobie-rzekłPadovaniześmiechemiodłożyłsłuchawkę.
OósmejBrunetti,świeżowykąpanyiogolony,stanąłzbutelkąbarbera
przydrzwiachnaprawoodmałejfontannynaplacuRamodietrogl’Incurabilii
nacisnąłdzwonek.Frontowąścianębudynkuwysokoprzesłaniałjaśmin,który
rósłwdwóchdonicachzterakotypoobustronachwejściaicudowniepachniał.
Dzwonekbyłtylkojeden,awięccałydomstanowiłwłasnośćjednejosoby-
nieprawdopodobnywprostluksus,przemknęłoprzezmyślBrunettiemu.
PadovaniniemalnatychmiastotworzyłdrzwiiwyciągnąłrękędoBrunettiego.
Trzymającjegodłońwciepłym,mocnymuścisku,wprowadziłgodośrodka,
mówiąc:
-Niestójwtymżarze.Chybapostradałemzmysły,decydującsięna
powrótdoRzymuwtakąpogodę,aletammamklimatyzowanemieszkanie.
PuściłdłońBrunettiegoicofnąłsięokrok.Jaktobywapodługim
niewidzeniu,jedendyskretnieotaksowałspojrzeniemdrugiego,abyzobaczyć,
nailesięzmienił-utył,schudłczyposiwiał.
Stwierdziwszy,żePadovaniwciążwyglądanaprzysadzistegozbira,choć
wcalenimniejest,Brunettiobjąłwzrokiemwielkipokój,wysokinadwie
kondygnacje,sięgającydachuzumieszczonymiwnimświetlikami.Otaczałago
ztrzechstrongaleria,naktórąwchodziłosiępodrewnianychschodach.Czwarty
bokbyłzabudowany,zaścianąprawdopodobniemieściłasięsypialnia.
-Cotubyłoprzedtem?Przystań?-spytałBrunetti,pamiętając,żetużza
domemjestmałykanałiodtejstronymożnabyłobeztruduwciągnąćdośrodka
łodziewymagającenaprawy.
-Zgadzasię.Bystryjesteś.Kiedykupiłemtendom,staływnim
uszkodzonełodzie,awdachubyłydziurywielkościmelona.
-Jakdługogomasz?-zapytałBrunetti,rozglądającsięwokołoiszacując,
ilewłożonopracyipieniędzy,abytendomwyglądałtakjakteraz.
-Osiemlat.
-Kosztowałociętosporopracy.Alenaszczęścieniemaszsąsiadów-
stwierdziłBrunetti,wręczającgospodarzowibutelkę,owiniętąwbiałąbibułkę.
-Prosiłemcię,żebyśnicnieprzynosił.
-Winosięniezepsuje-odparłBrunettizuśmiechem.
-Bardzodziękuję,aleniemusiałeśtegorobić-powiedziałPadovani,
choćwiadomobyło,żegośćzaproszonynakolacjęniemożepojawićsiębez
podarunku,podobniejakgospodarzniemożepodaćmuresztekzpoprzedniego
dnia.-Czujsięjakusiebieirozejrzyjpomieszkaniu,ajazajmęsięjedzeniem-
rzekł,idącwstronędrzwizwitrażowymiszybami,zaktórymiznajdowałasię
kuchnia.-Wkubełkujestlód,gdybyśchciałzrobićsobiedrinka.
PochwiliBrunettiusłyszałbrzdękigarnkówipokrywekorazszumwody
zkranu.Spojrzałwdółistwierdził,żepodłogajestwyłożonaciemnymi
dębowymiklepkami,aleprzedkominkiemwidaćwypaloneplamytworzące
półokrąg.Popatrzyłnaniezprzykrością,zastanawiającsię,czypochwalać
gospodarzazato,żeprzedkładawygodęnadwzględybezpieczeństwa,czyganić
gozato,żezniszczyłtakwspaniałyparkiet.Nadkominkiemprzymocowanodo
gipsowejścianydługądrewnianąbelkę,naktórejstałakolekcjakolorowych
figurekzcommediadell’artewtanecznychpozach.Dwieścianybyły
zawieszoneobrazami;chaotycznierozmieszczone,bezuwzględnieniastylówi
szkółmalarskich,rywalizowałymiędzysobąozainteresowaniepatrzącego.
Ostrośćwspółzawodnictwaświadczyłaoguścieosoby,któradokonałatakiego
ichdoboru.BrunettidostrzegłjednegoGuttosa,któregoniezbytlubił,ijednego
Morandiego,którymusiępodobał.Wisiałytamrównieżtrzyobrazy
Ferruzziego,akażdycieszyłoko,ukazującpięknoWenecji.Trochęnalewood
kominkaznajdowałsięobrazMadonny-niewątpliwiepochodzącyzeszkoły
florenckiejiprawdopodobniepowstaływpiętnastymwieku-któraspoglądałaz
uwielbieniemnaniemowlę,równiebrzydkiejaknainnychobrazach
przedstawiającychMadonnęzDzieciątkiem.Wtajemnicyprzedwszystkimi
BrunettiiPaolaodwielulatszukalinajbrzydszegowizerunkudzieciątkaJezus
wsztuceZachodu.Obecniepalmępierwszeństwaprzyznaliwyjątkowo
marudnemudziecku,eksponowanemuwsalitrzynastej,wpinakotecewSienie.
Dzieciątko,naktórepatrzyłBrunetti,niemogłoodebraćprzewodnictwawtej
konkurencjiwizerunkowizeSieny.Najednejścianiewisiaładługapółkaz
rzeźbionegodrewna-niegdyśzapewneczęśćszafylubkomody-naktórejstały
różnokoloroweceramicznemiski,prawdopodobniedziełasztuki
muzułmańskiej,zważywszynageometrycznezdobnictwoiwężowate
przedstawieniakaligraficzne.
WdrzwiachkuchnistanąłPadovani.
-Chceszdrinka?-zapytał.
-Nie,dziękuję.Chętnienapijęsięwina.Przytakimupaleniemamochoty
namocniejszealkohole.
-Doskonalecięrozumiem.Porazpierwszyodtrzechlatprzyjechałemtu
wletniejporzeiprzypomniałemsobie,jakmożedoskwieraćtenupał.Gdy
zdarzamisiębyćpodrugiejstroniekanałunocą,podczasodpływu,zapach
przyprawiamnieomdłości.
-Tutajgonieczujesz?-spytałBrunetti.
-Nie.CanaledellaGiudeccajestchybagłębszyalbowodapłyniewnim
szybciej-samniewiem.Aletuniedochodzitenzapach,przynajmniejjeszcze
niejestodczuwalny.Jeślikanałybędądalejpogłębiane,abyprzepuścićte
gigantycznetankowce...jakonesięzwą-supertankowce?-toBógjedenwie,co
sięstaniezlaguną.
Padovanipodszedłdopodłużnegodrewnianegostołu,nakrytegodla
dwóchosób,wziąłstojącąnanimijużotwartąbutelkędolcettoinalałwinodo
dwóchkieliszków.
-Ludziomwydajesię,żezagładamiastanastąpiwwynikujakiejś
wielkiejpowodzialboklęskiżywiołowej,alemoimzdaniemprzyczynamoże
byćdużobardziejprozaiczna-kontynuowałtemat,podchodzącdoBrunettiegoi
podającmukieliszek.
-Amianowicie?-zainteresowałsięBrunetti.Posmakowałwinoi
stwierdził,żemuodpowiada.
-Przeznaswymarłymorzaitylkoczekać,gdyzacznącuchnąć.A
ponieważlagunajestodnogąAdriatyku,AdriatykzaśjestodnogąMorza
Śródziemnego,któryzkolei...jużrozumiesz.Jestemprzekonany,żewodypo
prostuwymrą,amyalbobędziemymusieliwynieśćsięztegomiasta,albo
napełnićkanały,awówczasitakniedasiętutajmieszkać.
TateoriawydałasięBrunettiemuoryginalnaizpewnościąniemniej
pesymistycznaniżwieleinnych,którympoczęścidawałwiarę.Ludzieciągle
mówiliobliskimkońcumiasta,amimotocenymieszkańcokilkalatpodwajały
się,czynszebyłytakwyśrubowane,żeprzeciętnypracownikniemógłsobie
pozwolićnaichpłacenie.Wenecjaniekupowaliisprzedawalinieruchomościw
czasiewojenkrzyżowych,zarazyczynajazdówobcycharmiiipewnejest,że
dalejbędątakpostępowaćniezależnieodczekającejichkatastrofyekologicznej.
-Wszystkojestprzyszykowane-oznajmiłPadovani,siadającwjednymz
głębokichfoteli.-Muszętylkougotowaćmakaron.Wprowadźmniewtemat,
żebymmiałoczymmyśleć,gdybędęmieszałwgarnku.
Brunettiusiadłnaprzeciwniegonakanapie.Wypiłtrochęwinaiostrożnie
dobierającsłowa,powiedział:
-Mampowodysądzić,żeSantomaurojestzwiązanyzpewnym
prostytuującymsiętranswestytą,którymieszkai,jaksięzdaje,pracujew
Mestre.
-Wjakimsensie„jestzwiązany”?-spytałspokojniePadovani.
-Seksualnym-odparłkrótkoBrunetti.-Aletwierdzi,żejestjego
adwokatem.
-Jednoniewykluczadrugiego,prawda?
-Zgadzasię,niewyklucza,aleodczasugdyspotkałemgow
towarzystwietegomłodegoczłowieka,usiłujeuniemożliwićmiprzesłuchanie
go.
-Czylikogo?
-Tegomłodegoczłowieka.
-Rozumiem-odparłPadovaniiwypiłłykwina.-Cośjeszcze?
-Tegodrugiegomężczyznę,októrymciwspomniałem-Leonarda
Mascariego-znalezionowponiedziałekmartwegonapolachwMestre.
-Byłtranswestytą?
-Natowygląda.
-Cowspólnegomajednozdrugim?
-Tenmłodyczłowiek,klientSantomaura,zaprzecza,iżznałMascariego,
aletonieprawda.
-Skądwiesz?
-Musiszuwierzyćminasłowo,Damiano.Poprostuwiem.Tylerazy
byłemświadkiemtakichscen,żepoprostuwiem.Onrozpoznałgonarysunku,
apotemudał,żenigdygoniewidział.
-Jaksięnazywatenmłodyczłowiek?-spytałPadovani.
-Tegoniemogęcipowiedzieć.Zapadłacisza.
-Guido-odezwałsięPadovani.-ZnamwieluchłopcówzMestre.
Dawniejznałemichbardzowielu.Jeślichcesz,abymwtymśledztwiebył
twoimkonsultantemdosprawgejowskich...-powiedziałtesłowabezcienia
ironiiczyurazy-...tomuszęznaćnazwiskotegoczłowieka.Zapewniamcię,że
zachowamwtajemnicywszystko,comipowiesz.Aleniebędęwstaniedostrzec
powiązańmiędzytymisprawami,jeśliniepoznamjegonazwiska.-Brunetti
dalejmilczał.-Totyzadzwoniłeśdomnie,Guido,aniejadociebie-dodał
Padovaniiwstał.-Idęugotowaćmakaron.Siadamydostołuzapiętnaście
minut?
CzekającnaPadovaniego,Brunettiprzyjrzałsięksiążkom,które
pokrywałyjednąścianę.Wyjąłalbumnatematodkryćarcheologicznychw
Chinach,usiadłnakanapieiprzeglądałzdjęcia,dopókiniezobaczył
wchodzącegodopokojuPadovaniego.
-Atavola,tuttiatavola.Mangiamo!-zawołałgospodarz.Brunetti
odłożyłksiążkęipodszedłdostołu.-Siadajtutaj,zlewejstrony-powiedział
Padovani.Postawiłmisęzmakaroneminatychmiastzacząłnakładać
Brunettiemusutąporcję.
Brunettipoczekał,ażPadovaninałożysobie,izacząłjeść.Pomidory,
cebula,pokrojonyboczekiodrobinapepperoncino,apodspodempennerigate,
jegoulubionysuchymakaron.
-Bardzodobre-powiedziałzeszczerymuznaniem.-Lubię
pepperoncino.
-Całeszczęście.Zawszesięobawiam,żedlagościsosbędziezbyt
pikantny.
-Jestdoskonały-pochwaliłBrunettigospodarzaijadłdalej.Gdyi
Padovaninakładałmudrugąporcję,powiedział:-OnnazywasięFrancesco
Crespo.
-Mogłemprzypuszczać.-Padovaniciężkowestchnął.Pochwili,już
znaczniebardziejzaciekawiony,spytał:-Czynapewnoniedodałemzadużo
pepperoncino?
Brunettipokręciłgłowąiskończyłdokładkę.GdyPadovanisięgnąłpo
łyżkęimisęzmakaronem,zasłoniłtalerzrękami.
-Lepiejsięzastanów,Guido.Niewielejużbędziedojedzenia.
-Dziękuję,Damiano.
-Jakchcesz.AlePaolaniemaprawawinićmniezato,żezagłodziłeśsię
naśmierćpodczasjejnieobecności.
Padovanizebrałtalerzeisztućce,włożyłjedomiskiiwyszedłdokuchni.
Dwarazykrążyłmiędzypokojemikuchnią,zanimznowusiadłprzystole.Za
pierwszymrazemwniósłpieczonepiersiindyka,zmielone,zawiniętewplaster
boczku,obłożonewianuszkiemziemniaków,azadrugim-talerzzpieczonymi
nagrillupaprykamipolanymioliwąidużąmiskęsałaty.
-Niemanicwięcej-oznajmił,jużsiedzącprzystole.Tonjegogłosu
wskazywał,żenależypotraktowaćtesłowajakoprzeprosiny.
Gdynałożylisobiejedzenie,Padovaninapełniłkieliszki.
-CrespopochodzichybazMantui.Zeczterylatatemuprzeniósłsiędo
Padwy.Studiowałfarmację,alewkrótcedoszedłdoprzekonania,żeżycie
potoczysiębardziejciekawie,jeślipójdziezaswoimiskłonnościamiizostanie
kurwą.Szybkouprzytomniłsobie,żenajlepiejbędziezostaćutrzymankiem
jakiegośstarszegopana.Jaktozwyklebywa,miałmieszkanie,samochód,dużo
pieniędzynaubranie,awzamianmusiałtylkobyćdodyspozycji,gdyczłowiek,
którypłaciłrachunki,zdołałwyrwaćsięzbanku,zzebraniaradymiejskiejczy
spodkurateliwłasnejżony.Wydajemisię,żemiałwtedyzaledwiez
osiemnaścielat.Ibyłbardzourodziwy.-Padovaniprzerwał;rękawktórej
trzymałwidelec,zawisławpowietrzu.-Wgruncierzeczyprzypominałmi
wtedyBachusaCaravaggia:byłpiękny,alezbytzmyślnyibezmała
zdeprawowany.
PadovanipodsunąłBrunettiemupaprykiisamsiępoczęstował.
-Ostatniawiadomość,jakąusłyszałembezpośrednioodniego,byłataka,
żezwiązałsięzksięgowymzTreviso.AleFrancozawszezbaczałnazłądrogęi
księgowywkońcugowyrzucił.Najpierwchybagopobił,apotemwyrzucił.Nie
wiem,kiedyFrancescoodkryłwsobieskłonnośćdotranswestytyzmu.Te
sprawywogólemnienieinteresują.Prawdęmówiąc,nierozumiem,ocowtym
chodzi.Jeślimężczyznachcemiećkobietę,tomożewybieraćspośródkobiet.
-Możewtensposóboszukujesię,żejestzkobietą-odparłBrunetti,
wykorzystującteorięPaoliiwreszciewidzącsensjejprzypuszczeń.
-Może.Aletosmutne,prawda?-Padovaniodsunąłnaboktalerzi
odchyliłsięwtył.-Chcępowiedzieć,żeciąglesięoszukujemy.Wmawiamy
sobie,żekogośkochamy,iwymyślamypotemupowody.Usprawiedliwiamy
przedsobąwłasnekłamstwa.Awydawałobysię,żeprzynajmniejwobecsiebie
powinniśmynieudawać,aleszczerzeiuczciwiepowiedziećsobie,zkim
chcemyiśćdołóżka.Choćnatylepowinnobyćnasstać.Sięgnąłpomiskęz
sałatą,posypałliściesolą,polałszczodrzeoliwąispryskałsporąilościąoctu
winnego.Brunettipodałmuswójtalerziwzamianotrzymałczysty.Padovani
podsunąłmumiskęzsałatą,mówiąc:
-Częstujsię.Deseruniebędzie,tylkoowoce.
-Cieszęsię,żenierobiłeśsobiesubiekcji-odparłBrunetti,naco
Padovanisięroześmiał.
-Słowodaję,żewszystkobyłowdomu.Próczowoców.
Brunettinałożyłsobieodrobinęsałaty,gospodarzzadowoliłsięnawet
mniejsząporcją.
-Cojeszczeonimwiesz?-spytałBrunetti.
-Słyszałem,żechodziwdamskichstrojachimówiosobieperFrancesca.
Słyszałemteż,żeprzestałbywaćnaViaCappuccina.Amożeodwiedzamiejskie
parkiwMestre?
-Jednoidrugie.Niewiem,czyprzestałtambywać.Wiadomojednak,że
mieszkawbardzoprzyjemnejokolicyinadrzwiachmieszkaniajesttabliczkaz
jegonazwiskiem.
-Natabliczcemożebyćjakiekolwieknazwisko.Ważne,ktopłaciczynsz
-zauważyłPadovani,najwyraźniejdośćdobrzeznająctesprawy.
-Chybamaszrację-zgodziłsięBrunetti.
-Niewielewięcejonimwiem.Niejestzłymczłowiekiem,aprzynajmniej
niebył,gdygoznałem.Alejestpodstępnyipodatnynawpływy.Tosątrwałe
cechy,więcmógłcinakłamać,jeśliwidziałwtymswójinteres.
-Takzachowujesięwiększośćludzi,zktórymimamdoczynienia-
stwierdziłBrunetti.
Padovaniuśmiechnąłsięidodał:
-Takzachowujesięwiększośćludzi,zktórymiciąglemamydo
czynienia.
Brunettiroześmiałsię,przyjmującgorzkąprawdęzawartąwtym
stwierdzeniu.
-Poranaowoce-powiedziałgospodarzizabrałzestołutalerze.Pochwili
wniósłjasnoniebieskąceramicznąmisęzsześciomadoskonałejjakości
brzoskwiniami.PodałBrunettiemutalerzykdeserowyipostawiłprzednimmisę
zowocami.Brunettiwziąłbrzoskwinię.
-ComożeszmipowiedziećoSantomaurze?-zapytał,wskupieniu
obierającowoczeskórki.
-Masznamyśliprezesa,czyjaktamosobiemówi,LegadellaMoralita?-
GdyPadovaniwypowiadałnazwęstowarzyszenia,jegogłosprzybrałgłęboki,
posępnyton.
-Tak.
-Wystarczającodużowiemnajegotemat,byzapewnićcię,że
wiadomośćopowołaniudożyciaorganizacjiiojejcelachwywołaławpewnych
kręgachtakiesamorozbawienie,zjakimniegdyśprzyjmowaliśmyzakusy
RockaHudsonanacnotęDorisDay,aterazprzyjmujemyseksualnepopisy
pojawiającychsięnaekranieaktorówzarównorodzimych,jakamerykańskich.
-Czyztegowynika,żerzeczjestpowszechnieznana?
-Itak,inie.Jestznanawiększościznas,alerespektujemy
dżentelmeńskiezasady-wprzeciwieństwiedopolityków-inieplotkujemyo
osobachznaszegogrona.Gdybyśmyzaczęlirozgłaszaćpewnewiadomości,
zabrakłobyludzidorządzeniapaństwem,takżewatykańskim.
Brunettiucieszyłsię,żePadovaniznowustałsięsobą,błyskotliwym
gawędziarzem,zajakiegogouważał.
-AleżebykierowaćtakąorganizacjąjakLega?Jakudałamusiętak
oczywistamistyfikacja?
-Doskonałepytanie.Gdyprzyjrzyszsięhistoriitejorganizacji,
zobaczysz,żewjejpoczątkachSantomaurobyłzaledwieeminencegrisecałego
ruchu.Niesądzę,żebywogólekojarzonozLegajegonazwisko.Niedalejjak
dwalatatemuotrzymałoficjalnąfunkcjęidopierowzeszłymrokuzaczęłobyć
onimgłośno,gdywybranogozarządcą,przełożonym-niewiem,jaknazywają
swegoprzywódcę,możewielkimprzeorem?Jakośtakpretensjonalnie.
-Dlaczegoniktsięwtedynieodezwał?
-Chybadlategożewiększośćznasnietraktowałategostowarzyszenia
serio-przyznałPadovaniidodałzrzadkąuniegopowagą:-Cobyłodużym
błędem.
-Dlaczegotakuważasz?
-Mamwrażenie,żeatmosferapolitycznasprzyjatemu,bywprzyszłości
powstawałytakiegrupyjakLega,którechcądoprowadzićdodezintegracji
większychgrup,dorozbiciadużychcałościnaczęści.Spójrztylko,cosiędzieje
wEuropieWschodniejiwJugosławii.Spójrznanaszychpolityków,którzy
chcąznowupodzielićWłochynamałe,niezależneregiony.
-Czytyprzypadkiemnieprzesadzasz?
-Bardzomożliwe.Złatwościąmożnaprzyjąć,żeLegadellaMoralita
zrzeszagromadkęniewinnychstaruszek,którelubiąsięspotykaćigawędzićo
starychdobrychczasach.Alektotaknaprawdęwie,iluczłonkówliczyto
stowarzyszenie?Jakiesąjegorzeczywistecele?
UpodobaniedoteoriispiskowychWłosiwysysajązmlekiemmatki,
pomyślałBrunetti.Żadennieoprzesięchęciszukaniaichnakażdymkroku.
Skutkiemtegokażdeugrupowanie,któreniechętnieujawniainformacjenaswój
temat,budzinajrozmaitszepodejrzenia.Takbyłozjezuitamiitakjestze
ŚwiadkamiJehowy.Takwciążjestzjezuitami,uściśliłswąmyśl.Spiskowanie
niewątpliwienarzucakoniecznośćpotajemnegodziałania,aleodwrotnateza,iż
potajemnedziałaniemusioznaczaćistnieniespisku,wcaleniebyładlaniego
przekonywająca.
-Noi...?-nacisnąłnaBrunettiegoPadovani.
-Noico?
-CowieszoLega?
-Niewiele-przyznałBrunetti.-Alegdybympowziąłwobecnichjakieś
podejrzenia,toniewnikałbymwcele,leczprzyjrzałsięfinansom.
Przezdwadzieścialatpracywpolicjiupewniłsięosłusznościkilkuzasad,
zktórychjednabrzmiała,żewzniosłeideałyiprzekonaniapolitycznerzadko
kiedymotywująludziztakąsiłąjakchęćwzbogaceniasię.
-Wątpię,czySantomaurainteresujecośtakprozaicznegojakpieniądze.
-Pieniądzeinteresująwszystkich,Dami,ibardzoczęstosąbodźcemdo
działania.
-Niezależnieodtego,zjakichpobudekczywjakimceluGiancarlo
Santomaurochcekierowaćtymstowarzyszeniem,możeszmiećpewność,że
sprawajestśmierdząca.Todrobnyfakt,alezatoniepodważalny.
-Cowieszojegożyciuprywatnym?-spytałBrunetti,zastanawiającsię,o
iledelikatniejbrzmiokreślenie„życieprywatne”odokreślenia„życie
seksualne”,októretaknaprawdępytał.
-Wszystko,cowiem,opierasięnasugestiach,uwagachikomentarzach
innychludzi.Rozumiesz,jaktojest.-Brunettikiwnąłgłową.Doskonale
wiedział,coPadovanimanamyśli.-Wiem...alejeszczerazpowtarzam,żetak
naprawdęniewiem,choćwiem-żelubimłodychchłopców.Imsąmłodsi,tym
bardziejgointeresują.Jeślipogrzebieszwjegoprzeszłości,dowieszsię,że
przynajmniejraznarokjeździłdoBangkoku.Beznadzwyczajnejpani
Santomauro,dodamodrazu.Alekilkalattemuprzestałtamjeździć.Nieznam
powodówtejzmianyprzyzwyczajeń,wiemjednak,żetegorodzajuupodobania
niezmieniająsię,niezanikają,niemożnaichzaspokoićinaczej,jakznajdując
obiektpożądania.
-Wjakiejmierzeteobiektysą,hm,dostępnewtymmieście?-zapytał
Brunetti,zastanawiającsię,dlaczegooniektórychsprawachjestmutakłatwo
rozmawiaćzPaolą,ataktrudnozinnymiludźmi.
-Wpewnejmierzesądostępne,leczgłównecentrasąwRzymiei
Mediolanie.
Brunetticzytałotymwraportachpolicyjnych.
-Centrapodażyfilmów?
-Filmówteż,aleprzedewszystkimautentycznegotowarudlatych,którzy
sągotowizapłacić.Noi-powinienemdodać-ponieśćryzyko,choćobecnie
trudnomówićoryzyku.
Brunettispojrzałnaswójtalerzizobaczyłobraną,nietkniętą
brzoskwinię.Straciłnaniąochotę.
-Kiedymówisz„młodzichłopcy”,jakiprzedziałwiekowymaszna
myśli?
Padovaniniespodziewanieuśmiechnąłsięipowiedział:
-Wiesz,Guido,mamdziwnewrażenie,żetarozmowajestdlaciebie
potworniekrępująca.-Brunettinieodezwałsię.-Mogąmiećdwanaścielat,a
czasemidziesięć.
-Och!-Zapadłodłuższemilczenie.-JesteśpewiencodoSantomaura?
-Jestempewien,żetakąmareputację,prawdopodobniezasłużoną.Nie
mamjednakdowodów,świadkówaninikogo,ktopotwierdziłbytopod
przysięgą.
Padovaniwstałodstołuipodszedłdoniskiegokredensu,naktórympo
jednejstroniestałamasabutelek.
-Chciałbyśnapićsięgrappy?-zaproponował.
-Chętnie.
-Mamtakąosmakugruszki.Spróbujesz?
-Zprzyjemnością.
Brunettiwziąłkieliszekiusiadłnakanapie.Trunekzgruszekmiałsmak
boskiegonektaru.
-Słabizna-powiedziałBrunetti.
-Tagrappa?-spytałszczerzezdumionyPadovani.
-Nie,nie.ChodzimiodomysłycodopowiązańmiędzyCrespema
Santomaurem.JeśliSantomaurogustujewmłodychchłopcach,toCrespojestpo
prostujegoklientemityle.
-Całkiemmożliwe-odparłPadovani,aletonjegogłosusugerował,że
takaewentualnośćjestraczejmałoprawdopodobna.
-Czyznaszkogoś,ktomógłbypowiedziećciwięcejnaichtemat?-spytał
Brunetti.
-OSantomaurzeiCrespie?
-Tak.IoLeonardzieMascarim.Oilecośłączytychpanów.
Padovaniwestchnął.
-Zapóźno,żebydzwonićdomoichznajomych.
Brunettizerknąłnazegarek.Byłozaledwiepiętnaściepodziesiątej.
Czyżbyonzamierzałdzwonićdoklasztoru?-przebiegłomuprzezmyśl.
Padovanizorientowałsię,cooznaczatospojrzenie,iparsknąłśmiechem.
-Niewtymrzecz,Guido.Oniwyszlijużzdomównacaływieczór,na
całąnoc.JutrozadzwoniędonichzRzymuizobaczę,cowiedząiczegomogą
siędowiedzieć.
-Wolałbym,abycidwajpanowienieodnieśliwrażenia,żektośonich
wypytuje-powiedziałBrunettiztaktem,choćsztywnoiniezręcznie.
-Och,Guido,utkampajęczynęlżejsząodpowietrza.Ludzie,którzyznają
Santomaura,zprzyjemnościąpodzieląsiętym,coonimwiedząizasłyszeli,
mającprzytympewność,żenicdoniegoniedotrze.Jużsamamyśl,żemoże
byćwmieszanywcośpaskudnego,wywoławnichdreszczrozkoszy.
-Otóżto,Damiano,niechcę,żebyzaczęłyrozchodzićsięjakieśpogłoski
otym,żejestwcośwmieszany,azwłaszczawcośpaskudnego.
Możezabrzmiałotozbytostro.Brunettiuśmiechnąłsięipodał
gospodarzowikieliszekzprośbąodolewkę.
FircykPadovaniznowuprzemieniłsięwdziennikarza.
-Jaksobieżyczysz,Guido.Zachowampowagęiprawdopodobnie
skontaktujęsięzinnymiludźmi.Wewtoreklubwśrodębędęmiałdlaciebie
jakieświadomości.-Sączyłgrappęmałymiłyczkami.-Radzęci,żebyś
zainteresowałsięLega,agłówniejejczłonkami.
-Wzbudzawtobieautentycznyniepokój,mamrację?
-Każdagrupa,którawywyższasięnadinnychludzi,budzimójniepokój.
-Naprzykładpolicja?-wtrąciłBrunettizuśmiechem,chcącpoprawić
gospodarzowinastrój.
-Onie,Guido,niepolicja.Niktnieuważa,żepolicjancistojąwyżejod
niego.Podejrzewam,żewiększośćtwoichludziteżtaknieuważa.-Padovani
dopiłgrappę,aleniedolałsobiewięcej.Butelkęikieliszekpostawiłna
podłodze,przykrześle.-NieopuszczamniemyśloSavonaroli.Początkowo
chciałpoprawićówczesnystanrzeczy,aleniepotrafiłdokonaćtegowinny
sposób,jakniszczącwszystko,cobudziłojegodezaprobatę.Podejrzewam,że
wszyscyzapaleńcysąwgruncierzeczytacyjakon,nawetwojującyekolodzyi
feministki.Początkowopragnąudoskonalićtenświat,alewkońcuchcąnasiłę
usunąćzniegoto,conieodpowiadaichwizerunkowiświata.JakSavonarola,
skończąnastosie.
-Icowtedy?-spytałBrunetti.
-Będziemymusielijakośprzeztoprzebrnąć.
Brunettiniedostrzegłwtymstwierdzeniupozytywnejmyślifilozoficznej,
aleuznał,żezabrzmiałonatyleoptymistycznie,abywtymtoniemożnabyło
zakończyćwieczór.Wstałzkanapy,wodpowiednichsłowachwyraziłswoje
podziękowaniegospodarzowiiposzedłdodomu,gdzieczekałonaniegopuste
łóżko.
Rozdział15
Drugimpowodem,dlaktóregoBrunettiniekwapiłsięzwyjazdemw
góry,byłoto,żewtęniedzielęprzyszłajegokolejnaodwiedzeniematki.
Razemzbratem,Sergiem,bywaliuniejnaprzemianwkażdyweekendi
zastępowalisię,gdyzaszłatakapotrzeba.AletenweekendSergiospędzałz
rodzinąnaSardyniiipróczBrunettiegoniebyłonikogo,ktomógłbyzłożyć
wizytęstaruszce.To,czyktośjąodwiedza,itakniemiałoznaczenia,alemimo
tosynowiedoniejjeździli.PrzebywaławMira,wmiejscowościodległejo
dziesięćkilometrówodWenecji.Brunettimusiałdojechaćtamautobusem,a
potemalbowziąćtaksówkę,alboprzejśćdługikawałekdoCasadiRiposo.
Wiedząc,żeczekagotakapodroż,miałzłąnoc;ciąglebudziłygo
wspomnienia,duchotaikomarywpadającedosypialni.Gdyoósmejobudziłsię
nadobre,musiałpodjąćtęsamądecyzję,jakąpodejmowałcodrugąniedzielę-
jechaćprzedczypoobiedzie.Podobniejaksameodwiedziny,ichporateżnie
miałaznaczenia,aletegodniaczynnikiem,którywpłynąłnajegodecyzję,był
wyłącznieupał.Jeślibędziezwlekałdopołudnia,piekielnyskwartylkosię
spotęguje.Postanowiłzatemwyruszyćjaknajszybciej.
Wyszedłzdomuprzeddziewiątą.NaPiazzaleRomanieczekałdłużejniż
dziesięćminutnaodjazdautobusudoMira.Ponieważwsiadłjakojedenz
ostatnich,musiałstaćikiwaćsięnaboki,gdyminęlimost,apotemwjechaliw
labiryntestakadnadiwokółMestre.
Twarzekilkupasażerówbyłymuznane;częstokroćzktórymśznich
jechałtaksówkązdworcawMiraalbowładnydzieńszlirazempieszo.
Zazwyczajrozmawialiprawiewyłącznieopogodzie.Spośródsześciuosób,
którewysiadłyzautobusu,dwiepaniebyłymuznajomeiwtrójkępodjęli
szybkądecyzję,żedalejpojadątaksówką.Ponieważwsamochodzieniebyło
klimatyzacji,rozmawialiopogodzie,zadowoleni,żewtensposóbmogą
urozmaicićsobiepodróż.
GdyzajechaliprzedCasadiRiposo,każdewyjęłopięćtysięcylirów.
Kierowcaniemiałtaksometra,aleludzie,którzyjeździlitątrasą,wiedzieli,ile
kosztujekurs.
Weszlirazemdobudynku,kontynuującprowadzonąwsamochodzie
rozmowę.Wyrażalinadzieję,żezmienisięwiatralbospadniedeszcz;zaręczali,
żenigdyniebyłotakiegolata,imartwilisię,jaksuszawpłynienasytuacjęw
rolnictwie.
Brunettiudałsięnatrzeciepiętro,apanieposzłykażdaswojądrogąna
drugie,gdziemieszkalimężczyźni.Gdywszedłnagórę,zobaczyłsiostrę
Immacolatę,którąspośródpracującychtupielęgniareklubiłnajbardziej.
-Buongiorno,paniekomisarzu-przywitałagozuśmiechem.
-Buongiorno,siostro.Wyglądapanitakświeżo,jakbywcalenie
doskwierałpaniupał.
Pielęgniarkaprzyjęłatesłowaztymsamymuśmiechem,zjakimzawsze
przyjmowałajegożartynatentemat.
-Wy,mieszkańcyPółnocy,niemaciepojęcia,cotojestprawdziwyupał-
odparła.-Dzisiajczujesięwpowietrzuzaledwieprzedsmakwiosny.
SiostraImmacolatapochodziłazgórnaSycylii.Przybyłatudwalata
temu,oddelegowanaprzezswojąwspólnotę.Choćprzezcałydzieńbyła
świadkiemludzkiegocierpienia,szaleństwainiedoli,dokuczałojejjedynie
zimno,októrymzawszemówiłazdystansemiironią,dającdozrozumienia,że
wobliczuprawdziwejudrękizajmowaniesięwłasnymibolączkamijest
absurdalne.Patrzącnauśmiechniętątwarzzakonnicy,Brunettiporazkolejny
doceniłjejurodę:migdałowepiwneoczy,delikatnyzarysusticienkiszlachetny
nos.Takobietabyładlaniegozagadką.Jakoczłowiekzajętyżyciem
doczesnym,mężczyznazkrwiikości,niepojmowałjejwyrzeczeniasięświata,
niedostrzegałpragnień,któremotywowałyjądotakiegopoświęcenia.
-Jakonasięmiewa?-spytał.
-Miaładobrytydzień,paniekomisarzu.
DlaBrunettiegotakiestwierdzenieoznaczałojedynieto,żeniczłegosię
niestało:nikogoniezaatakowała,niczegoniezniszczyła,niezrobiłasobie
krzywdy.
-Czyprzyjmujejedzenie?
-Tak.Wśrodęnawetzgodziłasięzjeśćobiadrazemzpozostałymi
paniami.
Brunettiprzygotowałsięnaprzyjęciewiadomościokłopotach,którez
tegowynikły,alesiostraImmacolatapoprzestałanatejinformacji.
-Czysądzipani,żemogęsięzniązobaczyć?
-Oczywiście,paniekomisarzu.Chciałbypan,żebymmutowarzyszyła?
Ileżpięknamawsobiepełnawdziękukobieta,pomyślał.Jakawielka
subtelnośćjestwkobiecymmiłosierdziu.
-Dziękuję,siostro.Możebędziesięczułapewniej,jeślizobaczymnieu
paniboku,przynajmniejgdybędęwchodził.
-Tak,tozłagodzijejzaskoczenie.Kiedyjużprzyzwyczaisiędodrugiej
osoby,zwyklezachowujesięspokojnie.Akiedywyczuje,żetopan,komisarzu,
naprawdęsięcieszy.
Obojewiedzieli,żetonieprawda.Zasadyjejwiarymówiły,żekłamstwo
jestgrzechem,amimotocotydzieńpowtarzałatęsamąnieprawdęBrunettiemu
ijegobratu.Potemnakolanachprosiłaoodpuszczeniegrzechu,którypopełniła
wswejsłabościiktórynapewnoznowupopełni.Zimą,poodmówieniu
modlitwyiprzedpołożeniemsiędołóżka,otwierałaoknowpokojuiodkładała
pojedynczykoc,naktórypozwalałajejregułazakonna.Aprzytymcotydzień
dopuszczałasiętegosamegokłamstwa.
OdwróciłasięipoprowadziłaBrunettiegoznanąmudrogądopokoju
numer308.Poprawejstromekorytarzapodsamąścianątrzykobietysiedziały
nawózkachinwalidzkich.Dwieregularnymruchemwaliłyrękamiwoparcie,
mamroczącprzytymodrzeczy,atrzeciabezustankukołysałasięnaboki
niczymuszkodzonymetronomoludzkimkształcie.Ta,którazawszecuchnęła
moczem,złapałagozarękę.
-CzytyjesteśGulio?CzytyjesteśGulio?
-Nie,paniAntonio-odpowiedziałasiostraImmacolata,pochylającsięi
głaszczącstaruszkępokrótkichsiwychwłosach.-Guliowłaśniestądwyszedł.
Niepamiętapani?Przyniósłpanitoślicznezwierzątko.-Pielęgniarkawzięła
małego,zniszczonegomisiazkolankobietyiwłożyławjejręce.
Staruszkaspojrzałananiąpytającoiwjejoczachwidaćbyłobezmierne
niezrozumienie,któretylkośmierćmożewymazać.
-Gulio?-powtórzyła.
-Tak,proszępani.Guliopodarowałpanitegomałegomisia.Śliczny,
prawda?
StarakobietawzięłamaskotkędorękiizwróciłasiędoBrunettiegoz
pytaniem:
-CzytyjesteśGulio?
SiostraImmacolatawzięłagopodramięipoprowadziładalej,mówiąc:
-Panamatkaprzyjęławtymtygodniukomunięświętą.Mamwrażenie,że
jejsamopoczucieznaczniesiępoprawiło.
-Jestemtegopewny.
Brunettiuprzytamniałsobieniekiedy,żegdytuprzychodzi,zachowuje
siępodobniejakczłowiek,któryszykujesięnaprzyjęciefizycznegobólu,na
przykładmadostaćzastrzykalbowyjśćnadojmującezimno-spinamięśniei
takbardzokoncentrujeuwagęnatym,byznieśćtenból,żenicinnegodoniego
niedociera.Niedoświadczałskurczumięśni,natomiastodczuwałskurczduszy-
oilecośtakiegowogólejestmożliwe.
Gdyzatrzymalisięprzydrzwiachdopokojumatki,opadłygo
wspomnieniaizaatakowałyjakfurie.Przypomniałsobiewspaniałechwile,gdy
wszyscyśmialisięiśpiewali,aczystysopranowygłosmatkidominowałnad
pozostałymi;przypomniałsobiejejhisterycznypłacz,gdypowiedział,żechce
sięożenićzPaolą.Jeszczetegosamegowieczorudałamuzłotąbransoletę,
jedynypodarunekodojca,jakijejpozostał,ikazaładaćPaoli,ponieważ
bransoletazawszenależaładożonynajstarszegosyna.
Wysiłekwoliwystarczył,bywspomnieniapierzchły.Zobaczyłprzedsobą
białedrzwiibiałyhabitsiostryImmacolaty.Pielęgniarkaotworzyładrzwii
weszładośrodka,niezamykającichzasobą.
-Proszępani,przyszedłpanisyn.-Zbliżyłasiędoprzygarbionej
staruszki,którasiedziałapodoknem.-Jaktomiło,żepanisynprzyszedłz
wizytą.
Brunettistałprzydrzwiach.Gdypielęgniarkakiwnęłananiegogłową,
wszedłdopokoju,zostawiajączasobąotwartedrzwi,takjakgonauczono.
-Dzieńdobry,paniekomisarzu-powiedziałapielęgniarka,głośnoi
wyraźniewymawiającsłowa.-Bardzosięcieszę,żemógłpanodwiedzićmatkę.
Dobrzewygląda,prawda?
Brunettizrobiłkilkakrokówdoprzoduistanąłzrękamiodchylonymina
boki,zdalaodciała.
-Buondi,Mamma-powiedziałzuśmiechem.-Toja,Guido.
Przyszedłemcięodwiedzić.Jaksięmiewasz?
NieodrywającoczuodBrunettiego,staruszkachwyciłapielęgniarkęza
rękę,pociągnęłakusobieiszepnęłajejcośdoucha.
-Skądże,proszępani.Proszętakniemówić.Todobryczłowiek,panisyn,
Guido.Przyszedłpaniąodwiedzićispytać,jaksiępaniczuje.
Pielęgniarkauklękłaipogładziłająporęce.Staruszkaspojrzałana
zakonnicę,powiedziaładoniejcośjeszczeiprzeniosławzroknastojącegow
bezruchuBrunettiego.
-Toonzabiłmojedziecko!-zaczęłanaglekrzyczeć.-Znamgo.Znam!
Toonzabiłmojedziecko!
-Kołyszącsięnaboki,znowukrzyknęładonośnymgłosem:-Pomocy,
pomocy!Onprzyszedłzabićmojedzieci!
SiostraImmacolatamocnoobjęłająramieniemiszepnęłacośdoucha.
Nicniemogłojednakuspokoićlękuigniewustarejkobiety,którataksilnie
odepchnęłająodsiebie,żeprzewróciłanapodłogę.
ZakonnicanatychmiastpoderwałasięiodwróciładoBrunettiego.
Potrząsnęłaprzeczącogłową.Trzymającręcetak,żebybyłydobrzewidoczne,
Brunettiwycofałsięzpokojuizamknąłzasobądrzwi.Przezkilkaminutjego
uszudochodziłydzikiewrzaski,którepotemzaczęłystopniowocichnąć.Wtle,
nazasadzieniższegokontrapunktu,dałosięsłyszećcichygłębokigłosmłodej
zakonnicy,którauspokajałastaruszkę,ażwkońcujejlękipowolizanikły.
Brunettiwciążstałpoddrzwiami,nieodrywającodnichwzroku.
PojakichśdziesięciuminutachsiostraImmacolatawyszłazpokoju.
-Takmiprzykro,paniekomisarzu.Naprawdęmisięwydawało,żewtym
tygodniuczujesięlepiej.Poprzyjęciukomuniibyłatakaspokojna.
-Niechsiostranieprzeprasza.Takierzeczysięzdarzają.Czynicsię
siostrzeniestało?
-Nie,nie.Biedactwo,niewiedziała,corobi.Nie,nicminiejest.
-Czycośjestjejpotrzebne?-spytał.
-Panamatkamawszystko,czegopotrzebuje.
Brunettimiałraczejwrażenie,żejegomatkaniemaniczego,cojestjej
potrzebne,alejegoodczuciewynikałochybaztego,żeaniteraz,aniw
przyszłościjegomatcenicjużniebędziepotrzebne.
-Siostrajesttakamiłosierna.
-ToBógjestmiłosierny,paniekomisarzu.MyjesteśmytylkoJego
służebnicami.
Brunettinieznalazłnatoodpowiedzi.Żegnającsię,długotrzymałdłoń
zakonnicywoburękach.
-Bardzosiostrzedziękuję.
-NiechpanaBógbłogosławiidapanusiłę.
Rozdział16
MinąłtydzieńiMariaLucreziaPattajużnieznajdowałasięwcentrum
zainteresowaniapracownikówweneckiejkomendy.Wczasieweekendudwóch
kolejnychministrówpodałosiędodymisji;obajgłośnozarzekalisię,żeich
decyzjaniejestwżadensposóbzwiązanazposądzeniamioudziałwostatnich
aferachdotyczącychłapówkarstwaikorupcji.Policjanci,podobniejakreszta
Włochów,zazwyczajziewali,czytającotakichwydarzeniach,iszybko
przerzucalistronygazet,byzajrzećdodziałusportowego.Aleponieważjedenz
urzędnikówbyłministremsprawiedliwości,pracownicykomendyśledzilibieg
wydarzeńzeszczególnymzainteresowaniemisnulidomysły,czyjejeszcze
głowybędąspadałypostopniachKwirynału.
Choćtaaferanależaładonajwiększychwciąguostatnichdziesięcioleci-
czykiedykolwieksłyszałosięomałychaferach?-rozpowszechniłosię
mniemanie,żesprawieukręcisięgłowę,wszystkozostaniezatuszowane,takjak
tomiałomiejscepoprzedniowtegorodzajusytuacjach.GdyWłochweźmie
sobietakitematnajęzyk,nicniejestwstaniegopowstrzymaćizazwyczaj
wymieniazarazcałąlitanięsensacyjnychwydarzeń-Ustica,PG2,śmierć
papieżaJanaPawłaIczySindona-którychokolicznościzostałyskutecznie
utajnione.ChoćMariaLucreziaPattaopuściłamiastowdramatycznych
okolicznościach,nienależałooczekiwać,żebędziecieszyłasięrównym
zainteresowaniemcoosobystojącenatakzawrotnejwysokości.Życiew
komendziewróciłodonormyijedynągodnąuwaginowinąbyłoto,że
transwestytaznalezionywzeszłymtygodniuwMestreokazałsiędyrektorem
BankuWerony;namiłośćboską,dyrektorbanku,ktobysiętegospodziewał!-
mawiano.
Jednazsekretarekpracującychwbiurzepaszportowymkilkabloków
dalejusłyszałategorankawbarze,żeMascaribyłznanywMestre,ato,czym
sięzajmowałpodczaswyjazdówsłużbowych,stanowiłotajemnicępoliszynela.
Winnymbarzekrążyławiadomość,żejegomałżeństwobyłonalipęisłużyło
muzaparawan.Słyszącto,jedenzgościzawołał,żepewnożonaMascariego
nositensamrozmiarubrania,wprzeciwnymraziepocobysięzniążenił.Jakiś
sklepikarz,handlującyowocaminamościeRialto,twierdził,powołującsięna
wiarogodneźródło,żeMascarizawszebyłtaki,nawetwczasachszkolnych.
Późnymrankiemgłosopiniipublicznejumilkłdlazaczerpnięciaoddechu,
alepopołudniuwszyscyjużwiedzielinietylkoojegośmierciiżedoprowadził
doniej„plugawyzawód”,któryuprawiałmimoostrzeżeńnielicznychprzyjaciół
znającychjegotajemnicę,lecztakżeotym,żejegożonaniezgłosiłasiępo
odbiórciałainiezamierzaurządzićchrześcijańskiegopogrzebu.
Brunettiniezważałnakrążącepomieściepogłoskiiojedenastejudałsię
naumówionespotkaniezwdową.WcześniejzadzwoniłdoBankuWerony,
gdziepoinformowanogo,żeprzedtygodniemdoichoddziałuwMesynie
zatelefonowałmężczyzna,któryprzedstawiłsięjakoMascariipowiedział,że
jestzmuszonyodłożyćswójprzyjazdnadwatygodnie,możemiesiąc.Nie
próbowanozweryfikowaćtejwiadomości,gdyżniebyłopowoduwątpićwjej
prawdziwość.
MieszkanieMascarichznajdowałosięnatrzecimpiętrzebudynku,
drugiegozkoleiodViaGaribaldi,głównejulicyCastello.Drzwiotworzyła
wdowa,którawyglądałapodobniejakdwadnitemu,ztąróżnicą,żebyłaubrana
wczarnykostium,awokółjejoczuwidaćbyłowyraźniejsześladyzmęczenia.
-Dzieńdobrypani.Jestemwdzięczny,żezechciałapanispotkaćsięze
mnądzisiaj.
-Proszęwejść-odparłaiodsunęłasięoddrzwi.
-Permesso.
Wszedłdomieszkaniaiprzezmomentsądził,żeprzeniesionogowinne
miejsce,żejużtukiedyśbył.Dopierogdyrozejrzałsięwokoło,uzmysłowił
sobie,skądwzięłosiętouczucie.Mieszkaniewyglądałoniemaltaksamojak
mieszkaniestaruszkizCampoSanBartolomeoisprawiałowrażenie
zamieszkanegoodpokoleńprzeztęsamąrodzinę.Podprzeciwległąścianąstał
identycznyciemnykredens,apluszoweobiciadwóchfoteliikanapymiałyten
samniewyraźnywzórnazielonymtle.Okiennicebyłyzamknięte,chroniły
wnętrzeprzedsłońcemlubludzkąciekawością.
-Możepodaćpanucośdopicia?-spytałapaniMascariuprzejmie.
-Nie,bardzodziękuję.Proszę,abypoświęciłamipanitrochęczasu.
Chciałbymzadaćkilkapytań.
-Tak,rozumiem.
Usiadłanagrubowyściełanymfotelu,aBrunettizająłmiejscenadrugim.
Zdjęłazoparciakawałeknitki,zwinęłająwpalcachiwłożyładokieszeni
żakietu.
-Niewiem,czysłyszałapani,jakiepogłoskikrążąośmiercipanimęża.
-Wiem,żeznalezionogowkobiecymubraniu-powiedziałacicho,z
trudemwydobywającgłosześciśniętegogardła.
-Skorotak,tozapewneniezdziwiąpanipewnepytania.
Kiwnęłagłowąispuściławzroknaswojeręce.Brunettimógł
sformułowaćpytaniaalbowsposóbbezwzględny,alboniezręczny.Wybrałto
drugie.
-Czymalubmiałapanipodstawysądzić,żemążidziezategorodzaju
skłonnościami?
-Nierozumiempana-odparła,choćsensjegosłówbyłjasny.
-Żemapociągdotranswestytyzmu.-Brunettiuściśliłswojepytanie,a
jednocześnieprzeszłomuprzezmyśl,żemógłpoprostupowiedzieć„jest
transwestytą”ityle.
-Towykluczone.
Brunettimilczał,czekającnajejwyjaśnienie.Onajednaktępo
powtórzyła:
-Towykluczone.
-Czypanimążprzyjmowałdziwnetelefonyalbolisty?
-Nierozumiempana.
-Czyrozmawiałzkimśprzeztelefon,apotemwydałsiępani
przygnębionyalbozatroskany?Możesprawiałtakiewrażeniepootrzymaniu
jakiegoślistu?Czyostatniomążczymśsięmartwił?
-Niczegotakiegoniezauważyłam.
-Powrócędopierwszegopytania.Czyzachowaniepanimęża
kiedykolwiekwskazywałonategorodzajuzainteresowania?
-Mężczyznami?-spytaładyszkantem,którywyrażałniewiarę,atakże
cośinnego,możeobrzydzenie.
-Tak.
-Nie,nigdy.Toposądzeniejestpotworne.Oburzające.Niepozwalam
panuwyrażaćsięwtensposóbomoimmężu.Leonardobyłmężczyzną.
Brunettizauważył,żeręcezacisnęławpięści.
-Proszęokazaćmitrochęcierpliwości.Chcętylkozrozumieć,cosię
stało,idlategotakpaniąwypytuję.Aletonieznaczy,żeuznajękrążące
pogłoskizaprawdziwe.
-Wtakimraziedlaczegozadajepantepytania?-spytałazaczepnie.
-Abyśmydowiedzielisię,jakiebyłyprawdziweokolicznościśmiercipani
męża.
-Niebędęodpowiadać.Tepytaniasąnieobyczajne.
Brunettichciałwtrącić,żemorderstwoteżjestnieobyczajne,alesię
powstrzymał.
-Czyprzezostatniekilkatygodnimążzachowywałsięinaczejniż
poprzednio?
Jakbyłodoprzewidzenia,odparła:
-Nierozumiempana.
-Czy,naprzykład,mówiłcośopodróżydoMesyny?Czyjechałtamz
ochotą?Amożezniechęcią?
-Nie,zachowywałsiętakjakzwykle.
-Toznaczy?
-Musiałjechać.Tonależałodojegoobowiązkówsłużbowychimusiałsię
znichwywiązać.
-Czymówiłcośnatentemat?
-Nie,poprostupowiedział,żemusiwyjechać.
-Iwczasietakichpodróżyniedzwoniłdopani?
-Nie.
-Dlaczego?
PaniMascariwyczuła,żeBrunettiniezadowolisięzdawkową
odpowiedzią,ioświadczyła:
-Bankniepozwalałwliczaćprywatnychrozmówtelefonicznychwkoszt
delegacji.Leonardoczasemdzwoniłdoznajomegowbiurzeiprosiłgo,żeby
zatelefonowałdomnie.Aleniezawszetakbyło.
-Rozumiem-odparłBrunetti,awduchuzdziwiłsię,żedyrektorbanku
niechcepokryćkosztówrozmówtelefonicznychzżoną.-Czypaństwomają
dzieci?
-Nie-odpowiedziałanatychmiast.
-Czypanimążmiałbliskichprzyjaciółwbanku?Wspomniałapanio
znajomym,doktóregodzwonił-czymógłbymznaćjegonazwisko?
-Dlaczegochcepanskontaktowaćsięznim?
-Mogłosięzdarzyć,żepanimążrozmawiałzkolegamiwbiurzeo
wyjeździedoMesynyimożedałimodczuć,jakiejestjegonastawieniedotego
wyjazdu.Chciałbymspotkaćsięzeznajomympanimężaispytaćgo,czy
dostrzegłcośdziwnegowjegozachowaniu.
-Jestempewna,żeniczegotakiegoniedostrzegł.
-Mimotochciałbymznimporozmawiać.Czymogłabypanipodaćmi
jegonazwisko?
-MarcoRavanello.Aleonniebędziewstanienicpanupowiedzieć.Mój
mążbyłnajzupełniejnormalny.-ObrzuciłaBrunettiegoostrymspojrzeniemi
powtórzyła:-Mójmążbyłnajzupełniejnormalny.
-Niebędępaniwięcejkłopotał.-Brunettiwstałzfotelaiskierowałsiędo
drzwi.-Czywiadomo,kiedyodbędąsięuroczystościpogrzebowe?
-Mszajestjutro,odziesiątej.
Niepowiedziała,wktórymkościele,iBrunettiniezapytał.Dowiesiętego
beztruduiweźmieudziałwceremonii.
Przydrzwiachzatrzymałsię,mówiąc:
-Bardzopanidziękuję.Proszęprzyjąćmojekondolencje.Zapewniam
panią,żezrobimywszystkocownaszejmocy,żebyznaleźćosobę
odpowiedzialnązaśmierćpanimęża.-Nasunęłomusiępytanie,dlaczegosłowo
„śmierć”zawszebrzmilepiejniż„morderstwo”.
-Mójmążniebyłtaki.Przekonasiępanotym.Byłmężczyzną.
Brunettiniewyciągnąłręki,skłoniłtylkogłowęizamknąłzasobądrzwi.
Schodzącposchodach,pomyślałokońcowejsceniezDomuBernardyAlba-
matkakrzyczydopublicznościidocałegoświata,żejejcórkaumarłajako
dziewica.DlaBrunettiegoistotnybyłtylkofaktśmierci,resztabyłapróżnością.
Wróciwszynakomendę,BrunettizaprosiłVianelladoswegopokoju,
mieszczącegosiędwapiętrawyżej.
Łudziłsięnadzieją,żetamdolecijakiśpowiewwiatru.Otworzyłokna,
zdjąłmarynarkęispytał:
-DowiedziałeśsięczegośoLega?
-Nadiaspodziewasię,żewnagrodęzaswojestaraniazostanie
umieszczonananaszejliściepłac,paniekomisarzu-powiedziałVianello,
siadającnakrześle.-Podczasweekenduspędziłaponaddwiegodziny
rozmawiającprzeztelefonzeznajomymiwcałymmieście.Bardzointeresująca
jesttaLegadellaMoralita.
Brunettibyłprzekonany,żeVianelloitakopowietęhistorięnaswój
sposób,aleprzyszłomunamyśldodaćdotegojakiśmiłyelement.
-JutroranopójdęnamostRialtoikupięjejkwiaty-obiecał.-To
wystarczy,jakmyślisz?
-Sądzę,żewolałaby,żebymwprzyszłąsobotębyłwdomu-odparł
Vianello.
-Acocizlecili?
-Mambyćnałodzi,którąprzypłyniezlotniskaministerśrodowiska.
Dobrzewiemy,żeitaknieprzybędziedoWenecji,wostatniejchwiliodwoła
wizytę.Sądzipan,żezdobędziesięnaprzyjazdtutajwsierpniu,gdymiasto
śmierdziwodorostami,iroztoczywizjęnowego,wspaniałegoprojektuochrony
środowiska?-Vianellozaśmiałsięzpogardą;niedawneprzejściazdrowotne
skłoniłygodozainteresowaniasięrównieżnowąpartiązielonych.-Poco
miałbymmarnowaćczaswsobotniporanekijechaćnalotniskotylkopoto,
żebydowiedziećsię,żeonnieprzyjedzie?
JegoargumentacjabyławpełniprzekonywającadlaBrunettiego.Minister
-byużyćokreśleniaVianella-niezdobędziesięnato,żebyosobiściepojawić
sięwWenecji,itowmiesiącu,gdypołowęplażnawybrzeżuAdriatyku
zamkniętodlakąpiącychsię,bopoziomzanieczyszczeńjestzbytwysoki.Na
pewnoniezjawisięwmieście,któregomieszkańcówniedawno
poinformowano,żeryby,którestanowiąpodstawęichpożywienia,zawierają
niebezpieczniewysokieilościrtęciiinnychmetaliciężkich.
-Zobaczę,codasięzrobić-powiedziałBrunetti.
Ucieszonyztego,żemożezyskacoświęcejniżkwiaty,Vianellowyjął
notesizacząłrelacjonowaćinformacjezebraneprzezżonę.
-Legapowstałajakieśosiemlattemu,aleniktdobrzeniewie,ktoiw
jakimcelujązałożył.Ponieważuważasię,żejejdziałalnośćpolegana
czynieniudobrychuczynków,naprzykładdostarczaniuzabawekdosierocińców
czyposiłkówdlamieszkającychsamotniestarców,zawszecieszyłasiędobrą
opinią.Zupływemlatmiastoiniektórekościołyprzekazałytemu
stowarzyszeniuprawodoadministrowaniaczęściąlokalimieszkalnych,które
mająbyćtaniolubbezpłatniewynajmowaneosobomstarszymi
niepełnosprawnym.-Vianelloprzerwałnachwilęidodał:-Ponieważwtym
stowarzyszeniudziałająwyłączniewolontariusze,Legauzyskałapozwoleniena
zarejestrowaniesięjakoorganizacjacharytatywna.
-Cooznacza-wtrąciłBrunetti-żeniemusipłacićpodatkówi,ciesząc
sięzwyczajowąprzychylnościąrządudlaorganizacjicharytatywnych,
spodziewasię,żejejfinanseniebędądokładniesprawdzane,amożewogólenie
będąsprawdzane.
-Naszesercabijąwjednymrytmie,paniekomisarzu.-Brunettiwiedział,
żepoglądypolityczneVianellauległyzmianie,aleniespodziewałsię,żetakże
jegosposóbwysławianiasię.
-Dziwnejestto,paniekomisarzu,żeNadianiezdołałanatrafićna
nikogo,ktorzeczywiściejestczłonkiemLega.Okazałosię,żenawettakobietaz
bankuteżniejestczłonkiem.Mnóstwoludzitwierdzi,żeznakogoś,ktowich
mniemaniujestczłonkiemstowarzyszenia,alegdyNadiazaczęłaichprzyciskać,
okazałosię,żeniemającodotegopewności.Rozmawiałazdwiemaosobami,o
którychpowszechniemówiono,żesączłonkami,aleokazałosiętoplotką.
-Atedobreuczynki?-spytałBrunetti.
-Teżtrudnodowiedziećsięczegośkonkretnego.Nadiadzwoniłapo
szpitalach,ależadenznichnigdyniekontaktowałsięzLega.Zatelefonowałem
dobiuraopiekispołecznej,którezajmujesięstarcami,ależadenzpracowników
niesłyszał,byktośzLegazrobiłcośdobregodlatychludzi.
-Asierocińce?
-Nadiarozmawiałazmatkąprzełożonązakonu,któryprowadzitrzy
największesierocińcewmieście.Zakonnicasłyszałaotymstowarzyszeniu,ale
nigdynieotrzymałaodnichżadnejpomocy.
-DlaczegoNadiasądziła,żetaurzędniczkazbankunależydo
stowarzyszenia?-zainteresowałsięBrunetti.
-Ponieważmamieszkanie,którymadministrujeLega.Alenigdyniebyła
członkiemi,jaktwierdzi,nieznanikogo,ktonimjest.Nadiawciąższuka
któregośzczłonków.
Brunettisięzamyślił.JeśliNadiawycenikosztitychposzukiwań,
Vianelloprawdopodobniepoprosiowolnedokońcamiesiąca.
-AcozSantomaurem?-spytał.
-Wszyscytwierdzą,żejestszefem,aleniktniewie,jaknimzostał.Co
ciekawsze,niktnie,mapojęcia,cooznaczabycieszefem.
-Czyoniniezwołujązebrań?
-Podobnozwołują.Wdomachparafialnychalbowprywatnych
mieszkaniach.Aletakjakpoprzednio,Nadianiezdołałaznaleźćnikogo,ktow
tychzebraniachuczestniczył.
-Rozmawiałeśzchłopcamizpolicjiskarbowej?
-Sądziłem,żetymzajmiesięElettra.
Elettra?-pomyślałBrunetti.Cotomabyć:bezceremonialnośćneofity?
-ProsiłempaniąElettrę,żebysprawdziłaSantomaurawswoim
komputerze,aledzisiajjeszczejejniewidziałem.
-Chybajestwarchiwum-wyjaśniłVianello.
-Cowiadomoojegożyciuzawodowym?
-Pasmosukcesów.Reprezentujedwienajwiększefirmybudowlanew
mieście,dwóchradcówmiejskichiconajmniejtrzybanki.
-CzyżbyjednymznichbyłBankWerony?
Vianellozerknąłdonotesuiprzerzuciłkilkakartekdotyłu.
-Tak-poświadczył.-Skądpanwiedział?
-Niewiedziałem,alewtymbankupracowałMascari.
-Dwaplusdwajestcztery,prawda?
-Powiązaniapolityczne?Jaksądzisz?-spytałBrunetti.
-Mającdwóchradcówmiejskichjakoklientów?-odpowiedziałpytaniem
napytanieVianello.
-Ajegożona?
-Niewieleoniejwiadomo,alepodobnotoonarządziwrodzinie.
-Azatemjestrodzina?
-Dwóchsynów.Jedenjestarchitektem,drugilekarzem.
-Idealnawłoskarodzina-zauważyłBrunetti.
-CzegodowiedziałeśsięoCrespie?
-CzytałpanjegoaktazMestre?
-Tak.Zwykłasprawa.Narkotyki.Próbowałwymusićpieniądzeod
klienta.Niedoszłodoużyciaprzemocy.Żadnychniespodzianek.Dowiedziałeś
sięczegoświęcej?
-Niewieleponadto-odparłVianello.-Byłdwarazypobityizakażdym
razemtwierdził,żeniewie,ktojestsprawcą.Zadrugimrazem...-policjant
przerwałizacząłprzerzucaćwprzódkartkiwnotesie.-O,jużmam.
Oświadczył,że„osaczyłagoszajkazłodziei”.
-„Osaczyłago”?
-Takjestnapisanewraporcie.Dokładnietoprzepisałem.
-PanCrespojestchybamiłośnikiemliteratury.
-Coniewychodzimunazdrowie,śmiemtwierdzić.
-Czydowiedziałeśsięonimcoświęcej?Jakienazwiskojestpodanew
kontrakcienawynajemmieszkania,którezajmuje?
-Niewiem.Sprawdzę.
-Zobaczteż,czypaniElettraniemogłabysprawdzićstanufinansów
Lega,Santomaura,CrespaiMascariego.Oświadczeniapodatkowe,wyciągiz
rachunkówbankowych,pożyczki.Tegorodzajuinformacjepowinnybyć
dostępne.
-Onabędziewiedziała,jaksiętegodowiedzieć-stwierdziłVianello,
zapisującpytaniawnotesie.-Cośjeszcze?
-Towszystko.Powiadommnie,gdyczegośsiędowieszalbogdyNadia
znajdzieczłonkaLega.
-Takjest,paniekomisarzu-powiedziałVianello,wstajączkrzesła.-Nic
lepszegoniemogłosięwydarzyć.
-Comasznamyśli?
-Nadięwciągnęłatasprawa.Wiepan,jaktobyłoprzezlata-nielubiła,
gdypracowałemdopóźnaalbowweekendy.Alegdyrazzasmakowałatego,
zaczęładziałaćjakpiesgończy.Szkoda,żepanniesłyszał,jakrozmawiaprzez
telefon.Potrafiwyciągnąćodludziwszystko.Powinniśmyzatrudniaćwolnych
strzelców.
Rozdział17
GdybyBrunettipospieszyłsię,zdążyłbydoBankuWeronyprzed
zamknięciem-zakładając,żebiuro,któremieściłosięnadrugimpiętrzeiraczej
nieposiadałoodpowiedniejprzestrzenidoświadczenialudnościusług
bankowych,przestrzegałozwyczajowychgodzinurzędowania.Przybyłna
miejsceodwunastejdwadzieściaistwierdziwszy,żedrzwiwejściowesą
zamknięte,przycisnąłguzikdzwonkaobokmosiężnejtabliczkiznazwąbanku.
DrzwiotworzyłysięztrzaskiemiBrunettiwszedłdotegosamegociasnego
korytarza,wktórymwsobotniepopołudnierozmawiałzestarsząpanią.
Drzwibankubyłyzamknięte.Nacisnąłdzwonek.Usłyszałczyjeśkroki.
Otworzyłwysokimężczyznaojasnychwłosach,zdecydowanienieten,który
wyszedłstądwsobotępopołudniu.
-Buongiorno.-Brunettiwyjąłzkieszenilegitymację.-Nazywamsię
GuidoBrunettiijestemkomisarzemwweneckiejkomendzie.Chciałbym
rozmawiaćzpanemRavanello.
-Proszęzaczekać.-Wysokiblondynzamknąłdrzwitakszybko,że
Brunettiniezdążyłmuwtymprzeszkodzić.
Minęłaconajmniejminuta,zanimdrzwiznowusięotworzyły,itym
razempracownik,którywnichstanął,niebyłaniwysokimblondynem,ani
mężczyznąwidzianymwcześniejnaschodach.
-Słucham?-powiedziałdoBrunettiegowtakisposób,jakbyspoglądałna
złudzenieoptyczne.
-ChciałbymrozmawiaćzpanemRavanello.
-Kogomamprzedstawić?
-Jużmówiłempanakoledze.KomisarzBrunetti.
-Achtak,proszęzaczekać.
Brunettibyłjużprzygotowanynatakieprzyjęcie:lekkouniósłnogę,
gotowywepchnąćjąmiędzydrzwi,gdytylkozauważy,żesięzamykają-
nauczyłsiętejsztuczkizamerykańskichkryminałów,alenigdyjeszczejejnie
zastosował.
Tymrazemrównieżnienadarzyłasiępotemuokazja.Mężczyznaw
drzwiachpowiedział:
-Proszęwejść,paniekomisarzu.PanRavanellojestwswoimgabineciei
chętniepanaprzyjmie.
Tostwierdzeniebyłoniewątpliwienawyrost,aleBrunettiuznał,że
człowiekmaprawodowyrażaniawłasnychpoglądów.
Głównepomieszczeniebiurazajmowałotakąsamąprzestrzeńco
mieszkaniestarszejpani.MężczyznapoprowadziłBrunettiegoprzezpokój,
któryodpowiadałjejsalonowi:miałtakiesameczterydużeoknawychodzącena
plac.Przybiurkachsiedziałotrzechurzędnikówwciemnychgarniturach,ale
żadenznichnieoderwałwzrokuodekranukomputera,gdyBrunettiprzechodził
obok.Mężczyznazatrzymałsięprzeddrzwiami,któreprowadziłydo
pomieszczeniaodpowiadającegokuchnistarszejpani.Zapukałiwszedłdo
środka,nieczekającnapozwolenie.
Pokójmiałmniejwięcejtesamewymiarycokuchniastaruszki,alew
miejscugdzietamznajdowałsięzlew,tutajstałyrzędyszafnaakta.Zamiast
stołuzmarmurowymblatemumieszczonoszerokiedębowebiurko,zaktórym
siedziałwysoki,ciemnowłosymężczyznaubranywbiałąkoszulęiciemny
garnitur.Brunettinatychmiastrozpoznałwnimczłowieka,którypracowałw
tymbiurzewsobotępopołudniu,apotemwsiadłdotramwajuwodnego.Miał
takisamwykrójustitakisamdługipatrycjuszowskinos.Terysy,wpołączeniu
zwąskimioczamiigęstymiciemnymibrwiami,powodowały,żewzrok
patrzącegopadałnaśrodektwarzy,pomijającwłosy,bardzogęstei
kędzierzawe.
-NazywamsięGuidoBrunetti.Jestemkomisarzempolicji-przedstawił
się.
Ravanellowstałiwyciągnąłrękęnadbiurkiem.
-ZapewnepowodempanawizytyjesttopotwornezdarzeniezMascarim
-powiedział,poczymzwróciłsiędopracownika:-Dziękuję,Aldo.Zajmęsię
panemkomisarzem.
Pracownikwyszedłzgabinetuizamknąłzasobądrzwi.
-Proszęusiąść-zaproponowałRavanelloiobszedłbiurko,żeby
przysunąćzdrugiejstronyjednozdwóchstojącychwpokojukrzesełzprostymi
oparciami.GdyBrunettiusiadł,wróciłzabiurkoiusiadłnaswoimmiejscu.-To
potworne,potworne-powtórzył.-RozmawiałemzzarządembankuwWeronie.
Niktznasniewie,copocząćztąsprawą.
-ChodzioznalezienienastępcyMascariego?Miałtustanowisko
dyrektora,czyżnietak?
-Tak,byłdyrektorem.Alenaszkłopotniepoleganaznalezieniu
następcy.Tozostałojużzałatwione.
Choćtesłowamiałynajwyraźniejposłużyćjakowstępdoprzedstawienia
prawdziwychtrudności,zjakimiborykasiębank,Brunettimimotozapytał:
-Akogomianowanojegonastępcą?
Ravanellouniósłwzrok,zdziwionytympytaniem.
-Janimzostałem,jakozastępcadyrektora.Ale,jakwspomniałem,nieto
jestpowodemnaszychzmartwień.
Brunettizwłasnegodoświadczeniawiedział,żejedynymzmartwieniem
bankujestto,ilepieniędzyzarobilubstraci.
-Acotakpanówmartwi?-spytałzzaciekawieniem.
-Tenskandal.Tenokropnyskandal.Przecieżpanwie,żemy,bankierzy,
musimybyćbardzodyskretniibardzoostrożni.
Brunettiwiedział,żeniemogąpójśćdokasynaaniwystawićzłegoczeku,
gdyżgrozitowyrzuceniemzpracy,aletewymaganiawobecludzi,którym
powierzonopieniądzeinnych,trudnochybauznaćzawygórowane.
-Ojakimskandalupanmówi?
-Jestpankomisarzempolicji,więcznapanokolicznościśmierci
Leonarda.
Brunettikiwnąłgłową.
-Niestetypodanojedopublicznejwiadomościzarównotu,jakiw
Weronie-ciągnąłRavanello.-Jużmieliśmysporotelefonówodnaszych
klientów,którzyodlatprowadziliinteresyzLeonardem.Trzejprzenieśli
wkładydoinnegobanku.Wwynikudecyzjidwóchznichnaszbankponiósł
poważnestraty.Ztakąreakcjąspotykamysięjużpierwszegodnia.
-PanazdaniemokolicznościśmiercipanaMascariegomiaływpływnate
decyzje?
-Naturalnie.Czyżniejesttodlapanaoczywiste?-WgłosieRavanella
nieczułosięzłości,leczzatroskanie.
-Czymapanpowodyprzypuszczać,żenastępnikliencizaczną
likwidowaćswojekonta?
-Możetak,amożenie.Konkretnestraty,októrychwspomniałem,
łączymybezpośrednioześmierciąLeonarda.Aleowielebardziejmartwinas
niewymiernyuszczerbek,jakiponiesiebank.
-Amianowicie?
-Mamnamyśliludzi,którzyniezechcąunasinwestować.Ludzi,którzy
usłyszawszyalboprzeczytawszyotejsprawie,będąwolelipowierzyćswoje
funduszeinnemubankowi.
Brunettichwilęsięnadtymzastanowiłinasunęłomusięspostrzeżenie,że
bankierzyniechętnieużywająsłowa„pieniądze”izamiasttegobrzydkiego
określeniawymyślająszerokiwachlarzinnychterminów:fundusze,finanse,
inwestycje,kapitałpłynny,aktywa.Eufemizmyzazwyczajstosujesięw
odniesieniudosprawodstręczających,takichjakśmierćczyfunkcje
fizjologiczne.Czyżbywtakimraziepieniądzemiaływsobiecośzgruntu
plugawego,cojęzykbankierówstarasięzamaskowaćlubwyeliminować?
BrunettizpowrotemskupiłuwagęnaRavanellim.
-Czyorientujesiępan,jakiegorzędustratywchodząwrachubę?
-Nie-odparłbankiertonem,jakbywspominałśmierćbliskiejosoby.-
Tegoniedasięoszacować.
-Atekonkretnestraty,jakpantoujął,opiewająnajakąkwotę?
Ravanellonaglestałsięczujny.
-Czymógłbymwiedzieć,dlaczegochcepanuzyskaćtęinformację?-
spytał.
-Ściślemówiąc,niechodzimiouzyskanieakurattejinformacji,panie
Ravanello.Wciążjesteśmynawstępnymetapieśledztwaistaramsięzebrać
możliwiejaknajwięcejinformacji,znajróżniejszychźródeł.Niewiem,które
okażąsięistotne.Stwierdzimytodopierowówczas,gdyzgromadzimywszelkie
możliwedouzyskaniawiadomościnatematpanaMascariego.
-Rozumiem,rozumiem-odparłRavanello.Sięgnąłposkoroszyti
podsunąłgoBrunettiemu.-Tuznajdziepanliczby,paniekomisarzu.Właśnieto
przeglądałem.-Otworzyłskoroszytiprzejechałpalcempokomputerowym
wydrukunazwiskicyfr.-Łącznawartośćkapitałuwycofanegozdwóch
wspomnianychdepozytów,botentrzecijestwłaściwiebezznaczenia,wynosi
okołoośmiumiliardówlirów.
-Inastąpiłotodlatego,żeMascarimiałnasobiesukienkę?-Brunetti
celowosformułowałswąuwagęztakąprzesadą.
Ravanelloledwoukryłniesmak,jakiwzbudziłownimtakniepoważne
podejściedosprawy.
-Nie,paniekomisarzu,niedlategożemiałnasobiesukienkę,lecz
dlategożetakiezachowanieświadczyozasadniczymbrakupoczucia
odpowiedzialności,anasiinwestorzy,byćmożesłusznie,sązaniepokojeni,czy
ówbrakpoczuciaodpowiedzialnościniecechowałMascariegorównieżwżyciu
zawodowym.
-Iwobectegokliencidajądyla,zanimokażesię,żeMascaridoprowadził
bankdobankructwa,wykosztowującsięnapończochyikoronkowąbieliznę?
-Niewidzępowodudożartów,paniekomisarzu-stwierdziłRavanello
tonem,którynapewnościąłznógniejednegodłużnika.
-Chciałemjedyniepoddaćmyśl,żebyłobytoprzesadnąreakcjąna
śmierćtegoczłowieka.
-Alejegośmierćjestażnadtokompromitująca.
-Dlakogo?
-Zpewnościądlabanku.AlejeszczebardziejdlasamegoLeonarda.
-PanieRavanello,nawetjeśliokolicznościśmiercipanaMascariegozdają
sięgokompromitować,niemamydowodów,któretoniezbiciepotwierdzają.
-Czyżnieznalezionogoprzebranegozakobietę?
-PanieRavanello,jeśliprzebiorępanazamałpę,nieoznaczato,żepan
niąjest.
-Cochcepanprzeztopowiedzieć?-spytałRavanello,jużniekryjąc
złości.
-Dokładnieto,copowiedziałem.Fakt,żewchwiliśmiercipanMascari
miałnasobiesukienkę,wcalenieoznacza,żebyłtranswestytą.Wrzeczysamej,
nieoznaczateż,żeprowadziłżyciewjakimkolwiekstopniurozwiązłe.
-Niemogęwtouwierzyć-powiedziałRavanello.
-Podobniejakinwestorzy,októrychpanwspomniał.
-Niemogęwtouwierzyćzinnychpowodów,paniekomisarzu-rzekł
Ravanello,poczymzamknąłskoroszytiodłożyłnabok.
-Ajakich?
-Ciężkomiotymmówić...-Przełożyłskoroszytnadrugąstronę.
Zapadłomilczenie.
-Proszękontynuować,panieRavanello-przynagliłgoBrunetti.
-ByłemprzyjacielemLeonarda.Byćmożejegojedynymbliskim
przyjacielem.-Bankierpatrzyłwdółnaswojeręce.-Wiedziałemotym-
wyznałcicho.
-Oczym?
-Otymprzebieraniusię.Iochłopcach.-Rumieńcewyszłymuna
policzki.Wciążpatrzyłwdół,naręce.
-Skądpantowiedział?
-OdLeonarda.-Przerwałiwziąłgłębokioddech.-Pracowaliśmyrazem
przezdziesięćlat.Naszerodzinybyłyzaprzyjaźnione.Leonardobyłojcem
chrzestnymmojegosyna.Niesądzę,bymiałinnychbliskichznajomych.-
Ravanelloumilkł,jakbyniepotrafiłzsiebienicwięcejwydobyć.
PrzezchwilęBrunettinieprzerywałciszyiwkońcuspytał:
-Jakontopanupowiedział?Wjakichsłowach?
-Wktórąśniedzielęsiedzieliśmytutaj,zajęcipracą,tylkowedwóch.W
piątekisobotęniedziałałykomputery,dopierowniedzielęmogliśmyznowuna
nichpracować.Siedzieliśmyprzyterminalachwgłównymbiurze,gdyonpo
prostumitopowiedział.
-Copanupowiedział?
-Tobyłobardzodziwne,paniekomisarzu.Zauważyłem,żeprzestał
pracować,ipomyślałem,żechcemicośpowiedziećalbozapytaćojakąś
transakcję,którązapisywałwkomputerze.Wobectegoprzerwałempracęi
spojrzałemnaniego.-Ravanellourwał,wracającmyślamidotamtejsytuacji.-
Powiedziałtylkotyle:„Wiesz,Marco,podobająmisięchłopcy”.Potempochylił
sięnadkomputeremiwróciłdopracy,takjakbywłaśniepodałminumer
transakcjialbocenęakcji.Tobyłobardzodziwne.
Znowunastałacisza.
-Czypóźniejrozwinąłtostwierdzenie,powiedziałcoświęcej?-spytał
Brunettipodłuższejchwili.
-Tak.Tamtegopopołudnia,gdyskończyliśmypracować,zapytałemgo,
comiałwtedynamyśli,aonmiwyjaśnił.
-Copowiedział?
-Żepodobająmusięchłopcy,aniekobiety.
-Chłopcyczymężczyźni?
-Ragazzi.Chłopcy.
-Czywspomniałoprzebieraniusię?
-Wtedynie,alemówiłotymzmiesiącpóźniej.Jechaliśmypociągiemdo
naszejcentraliwWeronieigdyprzejeżdżaliśmyprzezPadwę,zobaczyliśmyna
peroniekilkutranswestytów.Wtedymipowiedział.
-Jakpannatozareagował?
-Oczywiściebyłemzaskoczony.NigdyniepodejrzewałemLeonardao
takieskłonności.
-Ostrzegłgopan?
-Przedczym?
-Żemożestracićswojąpozycjęwbanku.
-Naturalnie.Powiedziałemmu,żejeśliktośsięotymdowie,jegokariera
legniewgruzach.
-Dlaczegomiałobytakbyć?Przecieżwieluhomoseksualistówpracujew
banku.
-Niewtymrzecz.Chodziłooprzebieraniesię.Iokurwy.
-Wyjawiłtopanu?
-Tak.Wyznałmi,żekorzystazichusługiczasemsamsiętymzajmuje.
-Czym?
-Jaktonazwać...proponujemężczyznomseks.Zapieniądze.Ostrzegłem
go,żedoprowadzisiędozguby.-Ravanelloumilkłnachwilęidodał:-I
rzeczywiściedoprowadziłsiędozguby.
-Dlaczegoniepoinformowałpanotympolicji?
-Właśnietozrobiłem.Powiedziałempanuwszystko.
-Tak,aletojaprzyszedłemtu,byzadaćpanukilkapytań.Pansięznami
nieskontaktował.
-Niewidziałempowodu,żebyniszczyćjegoreputację-oświadczyłw
końcuRavanello.
-Biorącpoduwagęto,copowiedziałmipanoklientachbanku,nie
wydajemisię,żepozostałotakwieledozniszczenia.
-Nieprzywiązywałemdotegowagi-stwierdziłbankier,alewidząc
wyraztwarzyBrunettiego,wyjaśnił:-Toznaczy,miałemwrażenie,żewszyscy
dalijużtemuwiarę,więcniewidziałempowodu,byzawieśćjegozaufanie.
-Wydajemisię,żepancośprzedemnąukrywa-powiedziałBrunetti.
Bankierodpowiedziałnajegospojrzenieiszybkoodwróciłwzrok.
-Chciałemrównieżochronićbank-oznajmił-przekonaćsię,czy
Leonardopopełniłjakąś...nieostrożność.
-Czywśródfinansjerytakokreślasiędefraudację?
GrymasnaustachRavanellabyłporazkolejnyświadectwemjegoopinii
codosposobu,wjakiBrunettidobierasłowa.
-Chciałemmiećpewność,żewwynikujegonieostrożnościbankw
żadnejmierzenieucierpiał.
-Copanprzeztorozumie?
-Nodobrze,komisarzu-zniecierpliwiłsięRavanello.-Chciałem
sprawdzić,czywszystkierachunkisąwporządku,czyniczegoniebrakujena
kontachklientówiinstytucji,któreprowadził.
-Musiałpanmiećpracowityranek.
-Niepracowałemnadtymdziśrano,alepodczasweekendu.Prawiecałą
sobotęiniedzielęspędziłemprzykomputerze,przejrzałemarchiwazostatnich
trzechlat.Tylkotylezdążyłemzrobić.
-Icopanznalazł?
-Zupełnienic.Wszystkosięzgadza.Nawetjeśliwżyciuprywatnym
Leonardapanowałzamęt,tojegożyciezawodowebyłodoskonale
uporządkowane.
-Agdybyokazałosię,żebyłoinaczej?
-Wówczaspowiadomiłbympolicję.
-Rozumiem.Czymożepanudostępnićnamkopietychdokumentów?
-Oczywiście-odparłRavanello.
Brunettibyłzaskoczonygotowościąspełnieniatejprośby.Zwłasnego
doświadczeniawiedział,żejeszczebardziejniżpieniędzybankistrzegą
posiadanychinformacjiizazwyczajudzielająichjedynienamocynakazu
sądowego.JakiżtomiłyiusłużnygestzestronypanaRavanello.
-Bardzopanudziękuję.Pracownikkomendyodbierzejeodpanajutro.
-Dopilnuję,byjeprzygotowano.
-Chciałbymrównież,abyspróbowałpanprzypomniećsobie,cojeszcze
wyznałpanuMascarioswoimdrugim,sekretnymżyciu.
-Oczywiście.Sądzęjednak,żepowiedziałemjużwszystko.
-Możebyćtak,żeemocjezwiązaneztąsytuacjązacierająwpana
pamięciwspomnieniejakichśinnych,drobnychkwestii.Byłbymwdzięczny,
gdybyzechciałpanzanotowaćsobiewszystko,coprzyjdziepanunamyśl.
Porozumiemsięzpanemzadzieńlubdwa.
-Oczywiście-powtórzyłRavanellozcałąuprzejmością,zapewne
wywołanątym,żerozmowanajwyraźniejzbliżałasiękukońcowi.
-Chybaniemamjużwięcejpytań.-Brunettiwstałzkrzesła.-Jestem
wdzięczny,żepoświęciłmipanczasirozmawiałzemnątakotwarcie.Wiem,że
jestpanuterazbardzociężko.Straciłpannietylkokolegę,alerównież
przyjaciela.
-Tak,rzeczywiście-przytaknąłRavanello,kiwającgłową.
-Jeszczerazdziękujępanuzapomocipoświęconymiczas-powtórzył
Brunettiiwyciągnąłrękęnapożegnanie.Nachwilęzawiesiłgłosidodał:-A
takżezaszczerość.
Ravanelloraptownieuniósłgłowę.
-Niemazaco,komisarzu.-Wyszedłzzabiurka,byodprowadzić
Brunettiego.Razemznimopuściłgabinetitowarzyszyłmudodrzwi
wyjściowych.
JeszczerazuścisnęlisobieręceiBrunettiznalazłsięnatychsamych
schodach,poktórychschodziłzaRavanellemwsobotniepopołudnie.
Rozdział18
ZmostuRialtoBrunettimiałbliskododomu,aleniemiałochoty
szykowaćczegośdojedzeniaaniryzykowaćdokończeniainsalatadicalamari,
którastaławlodówcejużczterydni.WtejsytuacjiposzedłdoCortedeiMilion
iwmałejrestauracyjcezjadłporządnyobiad.
Otrzeciejwróciłdobiuraipowziąłmyśl,byzejśćnadółiporozmawiaćz
Pattą,nieczekającnajegowezwanie.Wsekretariaciezastępcykomendanta
zobaczyłpaniąElettrę,którastałaprzystoleprzysuniętymdościanyi
plastykowąbutelkąwlewaławodędokryształowegowazonuzsześcioma
długimikaliami.Kwiatybyłybiałe,aleniedorównywałybielijejbawełnianej
bluzki,kontrastującejzespódnicąpurpurowegokostiumu.Nawidok
Brunettiegouśmiechnęłasięipowiedziała:
-Toniezwykłe,ileonewypijająwody.
Nieznajdującstosownegokomentarza,odpowiedziałuśmiechemispytał:
-Jestwgabinecie?
-Tak.Właśniewróciłzobiadu.Owpółdopiątejmaumówione
spotkanie,więcjeślipanchceznimporozmawiać,lepiejzrobićtoteraz.
-Czywiepani,zkimmasięspotkać?
-Komisarzu,czyzamierzapanskłonićmniedoudzieleniapanupoufnej
informacjidotyczącejprywatnegożyciazastępcykomendanta?-spytała,
przyjmująctonosobydogłębizaskoczonejpytaniem.-Nieuważam,bym
powinnapozwalaćsobienaujawnianietakichrzeczyjakspotkaniezastępcy
komendantazjegoadwokatem.
-Aha.-Brunettispojrzałnajejpantofle,któremiałytensamodcień
purpurycospódnica.PaniElettrapracowałauPattyniewieledłużejniżtydzień.
-Wtakimraziezobaczęsięznimteraz.
Zapukałdodrzwigabinetu.Usłyszawszyprzyzwalająceavanti,wszedłdo
środka.
Zobaczyłmężczyznę,którysiedziałzabiurkiemidlategoniewątpliwie
byłzastępcąkomendanta,choćzwygląduprzypominałgotylkowtakim
stopniu,wjakimpolicyjnezdjęcieukazujepodobieństwodoosoby
sfotografowanej.TwarzPatty,zazwyczajotejporzerokuopalonanakolor
jasnegomahoniu,terazbyłapokrytachorobliwąbladością.Silnypodbródek,
któregowidokzawszeprzywodziłBrunettiemunamyślfotografieMussoliniego
widzianewpodręcznikachhistorii,straciłswojądumnieeksponowanąlinięna
tyle,żemożnabyłoprzypuszczać,iżladadzieńpojawiąsiępierwszeoznaki
obwisłości.Pattamiałstaranniezawiązanykrawat,alekołnierzmarynarki
wymagałodczyszczenia.Ponadtokrawatbyłpozbawionyszpilki,aklapy
marynarkiniezdobiłkwiat,corazemsprawiałodziwnewrażenie,jakby
zastępcakomendantaprzybyłdobiurawnegliżu.
-A,toty,Brunetti-odezwałsię.-Siadaj.Proszę,siadaj.
BrunettipracowałjakopodwładnyPattyodponadpięciulatiporaz
pierwszyusłyszałzjegoustsłowo„proszę”,któreniebyłowypowiedziane
przezzaciśniętezęby.Wykonałpolecenieiczekałnakolejnecuda.
-Dziękujęcizapomoc-zacząłPatta,przezsekundęspoglądającna
Brunettiegoizarazprzenoszącwzrokwprzestrzeńzajegoplecami,takjakby
śledziłlotfruwającegowpokojuptaka.PonieważodwyjazduPaolinawakacje
wdomuniepojawiałysięświeżenumery„Gente”ani„Oggi”,Brunettiniemiał
pewności,czyzaprzestanopublikowaćartykułyopaniPatcieiTitoBurrasce,
aleprzyjął,żetojestpowodemwdzięcznościprzełożonego.Skoroszefuznał,że
tenstanrzeczynależyprzypisaćprzypuszczalnympowiązaniomBrunettiegoze
światemdziennikarskim,rozwiewaniejegozłudzeńbyłobezsensowne.
-Niemazaco-odparłzgodniezprawdą.
Pattakiwnąłgłowąispytał:
-JakprzebiegaśledztwowMestre?
Brunettikrótkozrelacjonował,czegosiędotejporydowiedział,i
poinformowałoporannymspotkaniuzRavanellemorazzapewnieniubankiera,
iżznanebyłymuskłonnościMascariego.
-Ztegowynika,żemordercajestjednymzjego,jaktosięmówi,
„klientów”-stwierdziłPatta,powodowanyswymnieomylnyminstynktemdo
najbardziejoczywistychrozwiązań.
-Zakładając,paniekomendancie,żewpanaopiniimężczyźniwnaszym
wiekusąseksualnieatrakcyjnidlainnychmężczyzn.
-Niewiem,ococichodzi-oświadczyłPatta,przyjmująctondobrze
znanyBrunettiemu.
-Wszyscyuznaliśmy,żedenatalbobyłtranswestytą,albokurwą,i
dlategozostałzabity.Alejedynymdowodem,naktórymsięopieramy,jestfakt,
żeznalezionogoubranegowsuknię,orazzeznanieczłowieka,któryzdobyłjego
stanowisko.
-Pamiętaj,żetenczłowiekjestdyrektorembanku-upomniałkomisarza
Patta,okazującniezmiennyszacunekdlaosóbwysokopostawionych.
-Istałsięnimwwynikuśmiercitamtego.
-Bankierzyniezabijająsięnawzajem,Brunetti-rzekłPattaztypowądla
siebieabsolutnąpewnością.
Brunettizbytpóźnozdałsobiesprawę,czymgrozitakierozumowanie.
GdytylkoPattadostrzeżekorzyści,któreniesiepowiązanieśmierciMascariego
zjakimśbrutalnymzdarzeniemwjegoperwersyjnymżyciuprywatnym,
natychmiastuzna,żeodnalezieniesprawcymorderstwanależywyłączniedo
policjiwMestre.
-Zapewnemapansłuszność,paniekomendancie-przyznał-alewchwili
obecnejniemożemysobiepozwolić,abyprasazarzuciłanam,iżwtejsprawie
niewykluczyliśmyinnychewentualności.
Słowo„prasa”podziałałonaPattęjakpłachtanabyka.
-Wtakimraziecoproponujesz?-zapytał.
-Wydajemisię,żeoczywiściepowinniśmyskoncentrowaćwysiłkina
przeniknięciuświatatranswestytówzMestre,alenależyrównieżwykonać
przynajmniejpozorneruchywceluzbadaniamożliwychpowiązańzbankiem,
nawetjeśliobajwiemy,iżsąonemałoprawdopodobne.
Silącsięnapełnągodnościmanierę,Pattaodparł:
-Niejestemażtaknierozsądny.Jeślichceszsprawdzićhipotezę,żeta
śmierćmajakiśzwiązekzbankiem,niebędęsięsprzeciwiał.Pamiętajjednak,z
kimmaszdoczynienia,iokażtymludziomszacuneknależnyichpozycji.
-Naturalnie,paniekomendancie.
-Zostawiamtęsprawęwtwoichrękach,aleniepodejmujżadnychdziałań
wobecbankubezuprzedniegoporozumieniasięzemną.
-Takjest,paniekomendancie.Cośjeszcze?
-Towszystko.
Brunettiwstał,przysunąłkrzesłodobiurkaiwyszedłbezsłowa.W
sekretariaciezastałpaniąElettręzajętąprzeglądaniemakt.
-Czyudałosiępaniuzyskaćjakieśinformacjewsprawiefinansów?-
zagadnąłją.
-Czyich?-spytałaznieznacznymuśmiechem.
-Proszę?-Brunettiniemógłpojąćsensujejpytania.
-SantomauraczyBurraski?
BrunettibyłtakpochłoniętyśledztwemwsprawieśmierciMascariego,że
zapomniał,iżpaniElettramiałazebraćwszelkieinformacjerównieżoreżyserze
filmowym.
-Och,tasprawazupełniewyszłamizgłowy-przyznał.To,żepani
ElettrawspomniałaoBurrasce,byłodlaBrunettiegooczywistymświadectwem,
żechceonimporozmawiać.-Czegosiępanionimdowiedziała?-spytał.
SekretarkapołożyłaaktanabokubiurkaispojrzałanaBrunettiegotak,
jakbybyłazdziwionajegopytaniem.
-BurrascawystawiłnasprzedażswojemieszkaniewMediolanie-
oznajmiła.-Jegotrzyostatniefilmybyłyfinansowymniepowodzeniem.A
ponadtowierzycielezajęlijużwillę,którąmiałwMonako.Interesująpana
dalszeinformacje?-spytałazuśmiechem.
Brunettikiwnąłgłową,zdumiony,skądtakobietamatakiewiadomości.
-WStanachZjednoczonychpostawionogowstanoskarżenia,ponieważ
tamprawozabraniawykorzystywaćdzieciwfilmachpornograficznych.W
Monakopolicjaskonfiskowaławszystkiekopiejegoostatniegofilmu.Nie
dowiedziałamsię,cobyłopowodemtejdecyzji.
-Apodatki?Czyżbymzastałpaniąprzyprzeglądaniukopiijego
oświadczeńpodatkowych?
-Ależpaniekomisarzu-okazaławyraźnądezaprobatę-sampanwie,jak
trudnouzyskaćinformacjeodurzędnikówskarbowych.-Umilkłanachwilęi,
zgodniezoczekiwaniemBrunettiego,dodała:-Oilenieznasięjednegoznich.
Dopierojutrodostanętekopie.
-Iwtedypoinformujepaniowszystkimzastępcękomendanta?
PaniElettrazaszczyciłagosrogimspojrzeniemirzekła:
-Onie,paniekomisarzu,zaczekamztymjeszczekilkadni.
-Mówipanipoważnie?
-Niezwykłamżartowaćsobiezzastępcykomendanta.
-Więcdlaczegokażemupaniczekać?
-Adlaczegobynie?
Jakichżedrobnychupokorzeńmusiaładoświadczyćtakobietazestrony
Pattywciąguminionegotygodnia,skorotakszybkoiwtakisposóbmusię
odpłaca!-pomyślałBrunetti.
-AcozSantomaurem?-spytał.
-O,panmecenastozupełniecoinnego.Jegofinansesąwstaniewprost
wyśmienitym.Posiadaportfelakcjiiobligacjiwartychponadpółmiliardalirów.
Deklarujerocznedochodywwysokościdwustumilionówlirów,cojest
przynajmniejdwukrotniewyższąsumą,niżzazwyczajdeklarujeczłowiekzjego
pozycją.
-Apodatki?
-Wtymjestcośdziwnego.Wyglądanato,żepłacityle,ilepowinien.Nie
mażadnychdowodównato,żedopuszczasięoszustwa.
-Ztonupanigłosumożnasądzić,żeniedajepanitemuwiary.
-Paniekomisarzu-powiedziałasekretarka,znowupatrzączwyrzutemna
Brunettiego,choćjużnietaksrogojakpoprzednio-przecieżdobrzepanu
wiadomo,żeniktnieskładadeklaracjipodatkowychzgodniezrzeczywistym
stanemswoichfinansów.Właśnietojesttakiedziwne.Jeślipanmecenas
deklarujewszystkieswojezarobki,tonapewnoposiadainneźródłodochodów,
wporównaniuzktórymijegodeklarowanydochódjesttakmałoznaczący,że
niewartouciekaćsiędooszustwa.
Brunettizastanowiłsięnadtymprzezchwilęidoszedłdowniosku,żew
świetleistniejącegoprawapodatkowegoinnainterpretacjaniejestmożliwa.
-Czypanikomputerwskazałewentualneźródłotychdochodów?-spytał.
-Nie,alepowiedziałmi,żeSantomaurojestprzewodniczącymLegadella
Moralita.Myśląclogicznie,należałobypójśćtymtropem.
-CzymoglibyściedowiedziećsięczegośnatematLega?-zaproponował
Brunetti,patrzącznacząconaekrankomputera,bydaćdozrozumienia,kogoma
namyśliużywającliczbymnogiej.
-Jużsięzatozabrałam,komisarzu.AlejaknarazieLegajestjeszcze
bardziejniedostępnaniżoświadczeniapodatkoweBurraski.
-Ufam,żepanijestzdolnapokonaćkażdąprzeszkodę.
PaniElettraskłoniłagłowę,przyjmująctesłowatylkowtejmierze,w
jakiejbyłyzasłużone.
Brunettipostanowiłzadaćnurtującegoodjakiegośczasupytanie.
-Skądmapanitakąbiegłośćwoperowaniusystememkomputerowym?
-Jakim?-spytała,unoszącgłowę.
-Finansowym.
-Nabyłamjejwpoprzedniejpracy-odparłaiprzeniosławzroknaekran
komputera.
-Amożnawiedzieć,gdziepanipracowała?-Przypuszczał,żepewnow
agencjiubezpieczeniowejlubwbiurzerozrachunkowym.
-WBancad’Italia-powiedziała,nieodrywającoczuodekranu
komputera.PodniosławzroknaBrunettiego,awidzącjegominęiuniesione
brwi,dodała:-Byłamasystentkąprezesa.
Nietrzebabyćbankieremanimatematykiem,żebymiećpojęcie,oile
zmniejszyłasięjejpensjawwynikutakiejzmianypracy.Cowięcej,wopinii
większościWłochówposadawbankugwarantowałacałkowitebezpieczeństwo
zatrudnienia-ludzieczekalilatami,abydostaćpracęwbanku,jakimbądź,a
Bancad’Italiabyłniewątpliwienajbardziejatrakcyjny.Itakobietazatrudniłasię
jakosekretarkawpolicji?Tobyłobezsensowne,nawetjeślidwarazyw
tygodniudostawałakwiatyodFantina.Aprzytympracowałanietylewpolicji,
ileuPatty-itowyglądałojużnaaktwyjątkowegoszaleństwa.
-Rozumiem-powiedział,choćnicztegonierozumiał.-Mamnadzieję,
żepracaunasdapaniwielezadowolenia.
-Jestemtegopewna,komisarzu.Czychciałbypan,żebymuzyskaładla
niegojeszczeinneinformacje?
-Tymczasemnie.Bardzopanidziękuję.
Udałsiędoswojegopokoju.Korzystajączbezpośredniegotelefonu,
wykręciłnumerhoteluwBolzanoipoprosiłopołączeniezpaniąBrunetti.
Powiedzianomu,żepaniBrunettiwyszłaiwróciwporzekolacji.Niezostawił
żadnejwiadomości,podałtylkoswojenazwiskoiskończyłrozmowę.
Niemalnatychmiastpoodłożeniusłuchawkizadzwoniłtelefon.Brunetti
usłyszałgłosPadovaniego,którydzwoniłzRzymuzprzeprosinami,żenie
zdołałuzyskaćdalszychinformacjinatematSantomaura.Próbowałporozumieć
sięzeznajomymizarównowRzymie,jakiwWenecji,alewszyscychyba
wyjechalinawakacje.Niepozostałomunicinnego,jakzostawićwiadomośćna
automatycznychsekretarkach,prosząc,abyznajomioddzwonili.Niewyjaśniał,
oczymchceznimiporozmawiać.Brunettipodziękowałmuzastaraniai
powiedział,żejegoprośbajestwciążaktualna.
SkończywszyrozmowęzPadovanim,zacząłprzerzucaćleżącenabiurku
papiery,szukającraportuzsekcjizwłokMascariego.Jeszczerazdokładniego
przeczytałinaczwartejstronieznalazłposzukiwanyfragment:„Kilkazadrapań
inacięćnanogach;brakśladówkrwinanaskórku.Bezwątpieniaskórazostała
podrapanaostrymibrzegami...”-tulekarzsądowychciałsiętrochępopisaći
podałłacińskąnazwętrawy,wktórejznalezionociałoMascariego.
Zmarliniekrwawią,ajesttakdlatego,żewżyłachitętnicachniema
ciśnienia,którepowoduje,żekrewwypływanapowierzchnię.Tenpodstawowy
wpatologiifaktbyłznanyBrunettiemu.Jeśliskórazostałapodrapanaprzez...-
tuBrunettigłośnowymówiłdźwięcznąłacińskąnazwę-tokrwawienienie
wystąpiłodlatego,żeMascarijużnieżył,gdywyciągniętogospodtrawy.Ale
jeśliogolonomunogipośmierci,krwawienieteżbyniewystąpiło.
Jedynączęściąciała,którąBrunettigolił,byłatwarz,aleodlatwidywał,
jakPaolawodziżyletkąpołydce.Mnóstworazysłyszał,żeciskastłumione
przekleństwawłazience,apotemmawróżnychmiejscachnaskórze
przyklejonekawałeczkipapierutoaletowego.Odczasugdysiępoznali,Paola
goliłanogiregularnie,amimotozacinałasięzakażdymrazem.Raczej
wykluczone,abymężczyznawśrednimwiekuzdołałwykonaćtenzabiegz
większymniżPaolapowodzenieminiezaciąćsięprzytym.Brunettiskłonny
byłsądzić,żewpewnejmierzeżyciemałżeńskiewyglądapodobnieu
wszystkichludzi.Idlatego,gdybyonniespodziewaniezacząłgolićsobienogi,
Paolanatychmiastzwróciłabynatouwagę.Nieprzypuszczał,abypaniMascari
mogłaniezauważyć,żejejmążgolisobienogi-nawetjeśliniekontaktowalisię
podczasjegowyjazdówsłużbowych.
Ponowniespojrzałnaraportzsekcjizwłokiprzeczytał:„Niestwierdzono
śladówkrwawieniaznacięćnanogachdenata”.Bezwzględunaczerwoną
suknięiczerwonepantofle,bezwzględunamakijażidamskąbieliznę,uznałza
wykluczone,abypanMascariogoliłsobienogi,zanimspotkałagośmierć.Z
tegowysnułwniosek,żezrobiłtoktośinnypojegośmierci.
Rozdział19
Brunettisiedziałwbiurze,łudzącsięnadzieją,żepopołudniupowieje
wietrzykiupałzelżeje.Aletanadziejaokazałasięrówniedaremnajak
pragnienie,bydostrzeczwiązkimiędzyoderwanymiodsiebieelementami
prowadzonejsprawy.Brunettibyłprzekonany,żeoznakitranswestytyzmu
Mascariegozostałystaranniespreparowanepojegośmierci,abyzamaskować
prawdziwypowóddokonaniazbrodni.WobectegoRavanello-jedynyczłowiek,
któremuMascari„sięzwierzył”-skłamałiprawdopodobniewiedziałcośna
tematpopełnionegomorderstwa.ChoćBrunettibyłprzekonany,żebankier
możezabićczłowieka,ztrudembyuwierzył,żedopuścisiętegoczynu,chcąc
skrócićsobiedrogędoawansu.
Ravanellobezoporówprzyznał,żetamtenweekendspędziłwbiurze-co
więcej,dobrowolnieudzieliłBrunettiemutejinformacji.Tużpoustaleniu
tożsamościMascariegojegopostępowaniebyłosensowne:takpostąpiłbydobry
przyjaciel.Ikażdylojalnypracownik.
Aledlaczegonieprzedstawiłsię,gdyBrunettitelefonowałwtamtąsobotę
dobanku?Dlaczegochciałzachowaćwtajemnicyfakt,żejestwbanku,nawet
przedanonimowymrozmówcą?
Nabiurkuzadzwoniłtelefon.Zadumanynadtymipytaniamiiotumaniony
upałem,podniósłsłuchawkęiprzedstawiłsię.
-Muszęzpanemporozmawiać-odezwałsięmęskigłos.-Osobiście.
-Ktomówi?
-Wolałbymzachowaćtowtajemnicy.
-Wtakimraziejawolałbymzpanemnierozmawiać.-Brunettiodłożył
słuchawkę.
Tegorodzajureakcjazazwyczajnatyleoszałamiaładzwoniącego,żenie
pozostawałomunicinnego,jakzadzwonićponownie.Pokilkuminutachtelefon
znowusięodezwał.
-Sprawajestbardzoważna-oznajmiłmężczyzna.
-Równieważnejestto,żebymwiedział,zkimrozmawiam-odparł
Brunettiswobodnymtonem.
-Rozmawialiśmywzeszłymtygodniu.
-Zmnóstwemosóbrozmawiałemwzeszłymtygodniu,panieCrespo,ale
niewieluzadzwoniłodomnie,mówiąc,żechcąsięzemnąspotkać.
PrzezdłuższyczaswsłuchawcepanowałaciszaiBrunettizacząłsię
obawiać,czyzkoleiCresponieodłożysłuchawki,alewkońcuusłyszał:
-Chcęsięzpanemspotkaćiporozmawiać.
-Właśnierozmawiamy,panieCrespo.
-Mamkilkarzeczy,którechcępanuprzekazać.Zdjęciaipapiery.
-Jakiegorodzajuzdjęciaipapiery?
-Sampanzobaczy.
-Czegoonedotyczą?
-Mascariego.Policjaidziefałszywymtropem.
Brunettizgadzałsięztąopinią,aległośnonieprzyznałCrespowi
słuszności.
-Dlaczegotakpansądzi?-spytał.
-Powiempanu,gdysięspotkamy.-Najwyraźniejodwagalubinne
odczucia,któreskłoniłygo,żebyzadzwoniłnapolicję,jużsięwyczerpywały.
-Gdziechciałbypansięspotkać?-spytałBrunetti.
-CzydobrzeznapanMestre?
-Dośćdobrze-odparłBrunetti.WrazieczegomógłspytaćGaliaalbo
Vianella.
-Podrugiejstronietuneluprowadzącegododworcakolejowegojest
parking.Trafipan?
ByłotojednoznielicznychmiejscwokolicyWenecji,gdziemożnaza
darmozaparkować.Trzebatylkozostawićsamochódnaparkingualboprzy
wysadzonejdrzewamiulicywiodącejdotunelu,apotemprzejśćpodziemnym
przejściemiwbiecnaktóryśzperonów,skądodjeżdżająpociągidoWenecji.
Dziesięćminutjazdypociągiemiczłowiekniemusipłacićzaparkowanie,
czekaćwkolejcenawolnemiejsceaniuiszczaćopłatywTronchetto.
-Trafię.
-Tamsięspotkamy.Dziświeczorem.
-Októrej?
-Dośćpóźno.Przedtemmuszęcośzałatwićiniewiem,ileczasumito
zajmie.
-Októrej?
-Będętamopierwszejwnocy.
-Gdziepanbędzieczekał?
-Kiedywyjdziepanztunelu,proszępójśćdopierwszejprzecznicyi
skręcićwlewo.Przyjadęjasnoniebieskąpandąizaparkujępoprawejstronie.
-Dlaczegopytałpanoparking?
-Bezpowodu.Chciałemsięupewnić,czypanznatomiejsce.Wolałbym
nieczekaćnaparkingu.Zadużotamświateł.
-Wporządku.Spotkamsięzpanem.
-Todobrze.-Crespoodłożyłsłuchawkę.
Brunettibyłciekaw,ktonamówiłCrespa,bydoniegozadzwonił.Ani
przezchwilęniewierzył,byCrespomiałwtymwłasnycelalbosamcoś
ukartował-tacyludzienigdyniekontaktująsięzpolicją.Najprawdopodobniej
ktośchceprowadzącychśledztwonastraszyćalbonawetzastosowaćjakieś
silniejsześrodki-nicłatwiejszego,jakskusićkomisarza,byznalazłsięw
miejscupublicznym,idopaśćgotamopierwszejwnocy.
ZadzwoniłdoMestreipoprosiłopołączeniezsierżantemGallo.
Powiedzianomu,żezostałwysłanynakilkadnidoMediolanu,gdziema
składaćzeznaniawsądzie.MożechciałbyporozmawiaćzsierżantemBuffo,
któryprzejąłobowiązkiGalla?Brunettinieskorzystałztejpropozycjii
skończyłrozmowę.
ZadzwoniłdoVianella,zapraszającgodoswojegopokoju.Gdysierżant
wszedł,BrunettiwskazałmukrzesłoiopowiedziałorozmowiezCrespemoraz
otelefoniedoGalla.
-Cootymsądzisz?-spytał.
-MoimzdaniemchcąwyciągnąćpanazWenecjinaotwartyteren,gdzie
niebędziepanmiałporządnejochrony.Awięcpowinienpanpojechaćz
obstawą.
-Czegomogąsiędopuścić?
-Mogąkazaćkomuśczekaćwsamochodzie,alezapewnespodziewają
się,żewyślemytamnaszychludzi.Mogązlecićkomuś,abyprzejechałtamtędy
samochodemlubmotocyklemipotrąciłpanaalbospróbowałzastrzelić.
-Rzucąbombę?-spytałBrunetti,mimowoliodczuwajączimnydreszcz
nawspomnieniezdjęćzrobionychpozamachachbombowychnasędziówi
polityków.
-Niesądzę.Panniejestażtakważnąosobistością-stwierdziłVianello.
Marnepocieszenie,aledobreito,pomyślałBrunetti.
-Dzięki-odparł.-Wydajemisię,żewyśląkogoś,ktoprzejedzieulicą.
-Copanzamierzazrobić?
-Umieścimynaszychludziprzynajmniejwdwóchdomach,pojednymna
końcuinapoczątkuulicy.Ijeśliznajdzieszochotnika,posadźgonatylnym
siedzeniusamochodu.Przytakimupalewzamkniętymsamochodzieledwoda
sięwytrzymać.Wsumiejużpotrzebujemydotegotrzechfunkcjonariuszy.
Chybaniebędęmógłwyznaczyćwiększejliczby.
-Nocóż,janiezmieszczęsięnatylnymsiedzeniuiniemamszczególnej
ochotysterczećwjakimśdomunaczatach,alemógłbymzaparkowaćsamochód
zarogiem,jeślitylkozdołamnakłonićktórąśzfunkcjonariuszek,żebymi
towarzyszyłaiprzezpewienczasczuliłasiędomnie.
-MożepaniElettrazgłosisięnaochotnika?-powiedziałBrunettize
śmiechem.
-Janieżartuję,komisarzu-odparłVianelloostrymtonem,jakzwykle.-
Znamtęulicę.MojaciotkazTrevisozawszezostawiatamsamochód,kiedy
przyjeżdżadonaswodwiedziny,ajapotemjątamzawożę.Częstowidzę
samochodyzsiedzącymiwśrodkuludźmi.Jedenczydwawięcejnierobi
różnicy.
Brunettijużmiałspytać,jakNadiaprzyjmietenpomysł,alerozmyśliłsię
ipowiedział:
-Nodobrze,aleonamusizgłosićsięnaochotnikadotejakcji.Jeśli
wyniknieztegojakaśgroźnasytuacja,wolałbym,żebykobietaniebyławto
wmieszana.-ZanimVianellozdążyłzaoponować,dodał:-Nawetjeślijest
policjantką.
CzyżbyVianellowzniósłoczydonieba,słysząctesłowa?Taksię
Brunettiemuzdawało,alepominąłtomilczeniemispytałtylko:
-Cośjeszcze,sierżancie?
-Mapanbyćtamopierwszej?
-Tak.
-Pociąginiekursujątakpóźno.Będziepanmusiałdojechaćautobusemi
przejśćodstacjitunelem.
-AjakwrócędoWenecji?-spytałBrunetti.
-Tozależyodtego,cosięwydarzy.
-Zapewne.
-Zobaczę,czyudamisięznaleźćkogoś,ktozgodzisięjechaćztyłu
samochodu-powiedziałVianello.
-Ktopracujewtymtygodniunanocnązmianę?
-RiverreiAlvise.
-Och!-westchnąłBrunetti,zawierającwtymsłowiewszystko.
-Nanichprzypadadyżur.
-Wtakimrazieumieśćichnaczatachwdomach.
Żadenniechciałotwarciepowiedzieć,żegdybyktóryśztychpolicjantów
znalazłsięnatylnymsiedzeniusamochodu,zwyczajniezapadłbywsen.
Oczywiście,tosamomożesięzdarzyć,jeślizostanąumieszczeninastrażyw
domach,alewtedy,byćmoże,powodowaniciekawościąmieszkańcyzmusząich
doczuwania.
-Apozostali?Sądzisz,żeudacisięznaleźćochotników?-spytał
Brunetti.
-Beztrudu.Rallobędziechciałwtymuczestniczyć.SpytamteżMarię
Nardi.JejmążwyjechałnatygodniowykursdoMediolanu,więcmożesię
zgodzić.Pozatymtosiębędzieliczyłojakonadgodziny,prawda?
Brunettikiwnąłgłowąipowiedziałznaciskiem:
-Uprzedźichjasnoiwyraźnie,żeakcjamożebyćniebezpieczna.
-Niebezpieczna?WMestre?-Sierżantzaśmiałsięniefrasobliwie.-Czy
weźmiepanzesobąradio?
-Chybanie,skorowszyscyczworobędziecietakblisko.
-Wkażdymraziemydwoje-poprawiłgoVianello,oszczędzając
Brunettiemuzażenowania,jakieodczułbywyrażającsięlekceważącooniższych
rangąfunkcjonariuszach.
-Skoromamybyćnanogachcałąnoc,powinniśmyprzedtemudaćsięna
odpoczynekdodomu.-Brunettispojrzałnazegarek.
-Dozobaczenia,paniekomisarzu.-SierżantVianellowstałzkrzesła.
Vianellomiałrację,mówiąc,żeotejporzepociągidoMestreniebędą
kursować.Brunettiemuniepozostałonicinnego,jakpojechaćautobusemnumer
1iwysiąść-jakoostatnipasażer-naprzystankunaprzeciwstacjikolejowejw
Mestre.
Wszedłposchodachdobudynkudworca,potemzszedłinnymischodami
dotunelupodtoramiiznalazłsiępodrugiejstroniestacji.Wyszedłnaspokojną,
wysadzonądrzewamiulicę,majączaplecamidobrzeoświetlonyparkingpełen
samochodówzostawionychtunacałąnoc.Poobustronachulicy,którązobaczył
przedsobą,stałysamochodyoświetlonesłabymświatłemnielicznychlatarni.
Brunettiposzedłprawymchodnikiem,gdziedrzewbyłomniej,atymsamym
więcejświatła.Napierwszymskrzyżowaniuprzystanąłirozejrzałsięwokoło.
Wczwartymsamochodziestojącympodrugiejstroniezaprzecięciemulic
zobaczyłparęzłączonąwnamiętnymuścisku.Głowęmężczyznyzasłaniała
głowakobiety,więcniemiałpewności,czywsamochodziesiedziVianello,czy
teżktośinny,ktoużywaniedozwolonychprzyjemności.
Skierowałwzroknabiegnącąwlewoprzecznicęibacznieprzyjrzałsię
budynkompoobustronach.Zniższychfrontowychokiendomustojącegow
połowiedrogidonastępnejprzecznicysączyłosięmdłeświatłotelewizora;
pozostałebyłyciemne.WoknachdwóchpobliskichdomówsiedząRiverrei
Alvise,pomyślałBrunetti,aleniemiałochotyspojrzećwichkierunku,
obawiającsię,żepotraktujątojakoswegorodzajusygnałiprzybiegnąmuna
pomoc.
Skręciłwlewoiwypatrywałjasnoniebieskiejpandyprzyprawym
krawężniku.Doszedłdokońcaulicy,alenieznalazłtakiegosamochodu,
zawróciłwięciposzedłzpowrotemtąsamądrogą.Cisza.Zprzodunarogu
zauważyłdużykosznaśmieciiprzeszedłnadrugąstronęulicy,
przypomniawszysobiezdjęciamarnychreszteksamochodusędziegoFalcone.
Naulicypojawiłsięzjeżdżającyzrondasamochód,zwolniłiskierowałsięw
stronęBrunettiego,którycofnąłsięzadwazaparkowaneauta,alesamochód
pojechałdalejnaparking.Kierowcawysiadłizniknąłwtuneluprowadzącymna
dworzec.
DziesięćminutpóźniejBrunettiponownieprzeszedłtąsamąulicą,tym
razemzaglądającdokażdegozzaparkowanychsamochodów.Wjednymznich
zobaczyłleżącyztyłunapodłodzekoci,czującduchotędoskwierającąnawet
tu,naotwartejprzestrzeni,zewspółczuciempomyślałoleżącejpodnimosobie.
Popółgodziniedoszedłdowniosku,żeCresposięniepojawi.Wróciłna
skrzyżowanieiskręciłwlewo,wstronęparywciążczulącejsięnaprzednich
siedzeniachsamochodu.Gdyzapukałwmaskę,Vianellooderwałsięod
rozpłomienionejfunkcjonariuszkiMariiNardiiwysiadł.
-Nicsięniedzieje.-Brunettizerknąłnazegarek.-Dochodzidruga.
-Notowracamy-odparłVianello.Wjegogłosiewyraźnieczułosięton
zawodu.Wsadziłgłowędosamochoduipowiedziałdopolicjantki:-Skontaktuj
sięzRiverremiAlvisem.NiechjadązanamidoWenecji.
-Atenczłowiekwsamochodzie?-spytałBrunetti.
-PrzyjechaliznimRiverreiAlvise.Zarazopuszcząposterunki,spotkają
sięprzysamochodzieiodjadą.
WsamochodziefunkcjonariuszkaNardirozmawiałaprzezradiozdwoma
policjantami,informującich,żeniktsięniepojawiłiwracajądoWenecji.
SpojrzaławgóręnaVianella.
-Wporządku,sierżancie.Wyjdązakilkaminut.-Wysiadłazsamochodu
iotworzyłatylnedrzwi.
-Proszętamzostać-powiedziałBrunetti.-Usiądęztyłu.
-Tożadnafatyga,komisarzu-odparłaznieśmiałymuśmiechemidodała:
-Apozatymchętniepobędęzdalaodsierżanta.
SpojrzeniaBrunettiegoiVianellazbiegłysięnaddachemsamochodu.
Sierżantuśmiechnąłsięzzakłopotaniem.Wsiedlidoauta.Vianelloprzekręcił
kluczykwstacyjce.Silnikzaskoczyłirozległsięcichydźwiękbrzęczyka.
-Cototakiego?-zdziwiłsięBrunetti.Jakdlawiększościwenecjan,także
dlaniegofunkcjonowaniesamochodustanowiłoogromnązagadkę.
-Przypomnienieokoniecznościzapięciapasówbezpieczeństwa-
wyjaśniłsierżant,przeciągającprzezpierśswójpasizapinającgoprzydźwigni
zmianybiegów.
Brunettisiedziałbezruchu.Brzęczenienieustawało.
-Niemożesztegowyłączyć,Vianello?-zniecierpliwiłsiępochwili.
-Samosięwyłączy,gdyzapniepanpas.
Brunettiwymamrotałpodnosem,jaktonieznosiurządzeń,któremówią
mu,conależyrobić.Zapiąłjednakpasiznowuwymamrotałcośojeszczejednej
ekologicznejbzdurzeVianella.Sierżantudał,żeniesłyszy,wrzuciłbiegi
ruszył.Przykońcuulicyzaczekalikilkaminut,ażdołączydonichdrugi
samochód.ZakierownicąsiedziałRiverre,obokniegoAlvise,aztyłudrzemał
ktośtrzeci.
Otejporzejezdniebyłyniemalpusteiszybkowjechalinadrogę
prowadzącądoPontedellaLiberta.
-Jakpanmyśli,cosięstało?-spytałVianello.
-Wydawałomisię,żezaaranżowanotospotkanie,żebymnienastraszyć,
alemożemyliłemsięiCresporzeczywiściechciałsięzemnąspotkać.
-Copanterazzrobi?
-Jutrogoodwiedzęispytam,dlaczegonieprzyszedł.
Wjechalinamostizobaczylizprzoduświatłamiasta.Poobustronach
rozciągałasięczarnapłaszczyznawody,zlewejusianaodbitymiświatłamiz
odległychwyspMuranoiBurano.Vianelloprzyspieszył,chcącszybkoodstawić
wózdogarażuiwrócićdodomu.Wszyscybylizmęczeniizawiedzeni.Jadący
tużzanimisamochódniespodziewaniewjechałnaśrodkowypas.Riverre
śmignąłdoprzodu,aAlvisewychyliłsięprzezokno,machającradośnieręką.
Widzącto,funkcjonariuszkaNardipochyliłasiędoprzodu,dotknęła
ramieniaVianellaipowiedziałacoś,alenagleumilkła.Utkwiławzrokwe
wstecznymlusterku,wktórymniespodziewaniepojawiłysiędwaoślepiające
światła.ZacisnęłapalcenaramieniuVianella.
-Uważaj!...
Jadącyzanimisamochódgwałtownieskręciłwlewo,wyprzedziłichi
umyślniewalnąłwdekiellewegoprzedniegokoła.Uderzyliwbarierkęmostu.
Vianelloobróciłkierownicę,alezrobiłtozawolno;tyłwozuzarzuciłoi
znaleźlisięnaśrodkujezdni.Jadącyzwariackąprędkościąsamochódśmignąłz
prawejstrony,wciskającsięmiędzynichabarierkę.Następnietyłemwozu
uderzyliwbarierkępolewejstronie,obrócilisięostoosiemdziesiątstopnii
zatrzymalinaśrodkujezdni,zwróceniwkierunkuMestre.
Brunetti-oszołomionyinatyleotumaniały,żeniewiedział,czycośgo
boli-widziałprzezroztrzaskanąprzedniąszybęzałamującesięświatła
reflektorównadjeżdżającychsamochodów.Jeden,potemdrugiprzejechałkoło
nichzprawejstrony.Brunettiodwróciłsięwlewoizobaczyłwiszącegona
pasachVianella.OdpiąłswójpasichwyciłVianellazaramię.
-Niccisięniestało,Lorenzo?
Sierżantotworzyłoczyiodwróciłgłowęwjegostronę.
-Chybanie-odparł.
Brunettiodpiąłjegopas.Vianellonieupadł,dalejsiedziałprosto.
-Chodź.-Brunettiotworzyłdrzwiposwojejstronie.-Wyłaźz
samochodu.Jeszczektóryśztychmaniakówwpadnienanas.-Wskazałpalcem
światłajadącychzMestrewozów,widoczneprzezrozbitąszybę.
-WezwęRiverrego-powiedziałVianelloipochyliłsię,bywłączyćradio.
-Nietrzeba.Przejechałosporosamochodów.Zawiadomiąposterunekna
PiazzaleRoma.
Istotnie,zdrugiejstronymostuusłyszeliwyciesyreny.Zachwilę
pojawiłysięniebieskie,migająceświatławozówpolicyjnychpędzącychpod
prądwichkierunku.
Brunettiwysiadłiotworzyłtylnedrzwiauta.FunkcjonariuszkaMaria
Nardileżałanatylnymsiedzeniu,ajejszyjabyławygiętapoddziwnymi
nienaturalnymkątem.
Rozdział20
Takjakbyłodoprzypuszczenia,aniBrunetti,aniVianelloniestetynie
zauważylimarkisamochodu,którywnichuderzył,niepamiętalinawetkoloru
aniwielkościauta,choćnapewnobyłoduże,skorozepchnęłoichnabokztaką
siłą.Kierowcyprzejeżdżającychsamochodówalboniedostrzegli,cosiędzieje,
gdyżbyliwzbytdużejodległościodnich,alboniezgłosilisięnapolicję,choć
mijaliichdostatecznieblisko.Nieulegałowątpliwości,żepouderzeniuwnich
autopojechałodalejdoPiazzaleRoma,zawróciłoipomknęłozpowrotemna
lądstały,zanimpolicjaotrzymałameldunekowypadku.
FunkcjonariuszkaNardizmarłanamiejscu;wmiejskimszpitalu
dokonanosekcjizwłok,którejwyniktylkopotwierdziłoczywiste
przypuszczenie,jakienasuwałoułożenieciała.
-Miałazaledwiedwadzieściatrzylata.-Vianellounikałwzroku
Brunettiego.-Mężatkaodpółroku.Jejmążwyjechałnajakiśkurs
komputerowy.Całyczaswsamochodziemówiłatylkootym,żeniemożesię
doczekaćjegopowrotuibardzotęskni.Siedzieliśmyprzezgodzinętwarząw
twarz,aonamówiłatylkoonim.Byłajeszczedzieciakiem.
Brunettiniewiedział,copowiedzieć.Milczał.
-Gdybymkazałjejzapiąćpas,przeżyłaby.
-Lorenzo,przestań-odparłBrunettiostrymtonem,alebezgniewu.
Prowadzilitęrozmowępopowrocienakomendę.WpokojuVianella
czekali,ażichmeldunekzprzebieguzdarzeńzostanieprzepisanynamaszyniei
popodpisaniugobędąmogliiśćdodomu.
-Możemytakrozmawiaćprzezcałąnoc-powiedziałBrunetti.-Janie
powinienembyłpójśćnaspotkaniezCrespem.Powinienembyłuznać,żejestto
zbytpodejrzane,apotemutwierdzićsięopodejrzeniach,widząc,żenicsięw
Mestreniedzieje.Zachwilędojdziemydowniosku,żepowinniśmybyli
pojechaćtamsamochodemopancerzonym.
VianelloniepatrzyłnaBrunettiego.Zlewejstronyczołamiałdużyguz,
lekkojużsiniejący.
-Postąpiliśmytak,anieinaczej,ionanieżyje-stwierdziłmatowym
głosem.
Brunettidotknąłrękisierżanta,mówiąc:
-Niemyjązabiliśmy,Lorenzo,aleczłowiekwtamtymsamochodzie.
Musimygoznaleźć.
-ToniepomożeMarii-rzekłzgorycząVianello.
-NicjużniepomożeMariiNardi.Obajotymwiemy,Lorenzo.Alechcę
dopaśćczłowiekaztamtegosamochoduichcędopaśćludzi,którzygonasłali.
Vianellokiwnąłgłową.
-Cozjejmężem?-spytał.
-Ocopytasz?
-Zawiadomigopan?-Wgłosiesierżantadałosięwyczućcoświęcejniż
pytanie.-Jasięnatoniezdobędę.
-Gdzieonjest?
-WhoteluImperowMediolanie.
Brunettikiwnąłgłową.
-Ranosięznimskontaktuję.Pocobudzićbiedakateraziprzedłużaćjego
boleść.
Ubranypocywilnemupolicjantwszedłdopokojuiprzyniósłoryginały
ichzeznańorazpodwiekserograficzneodbitki.Obajprzeczytalimaszynopisy,
podpisalioryginałyikopie,anastępniezwrócilijepolicjantowi.
-Czasiśćdodomu,Lorenzo.Minęłajużczwarta.DzwoniłeśdoNadii?
Vianellokiwnąłgłową.Zadzwoniłdoniejprzedgodziną.
-Mariadługoniemogłaznaleźćpracy.Jejojciecbyłpolicjantem,więc
użyłswoichwpływówizałatwiłjejtęposadę.Wiepan,komisarzu,cotak
naprawdęchciałarobić?
-Niechcęotymrozmawiać,Lorenzo.
-Wiepan,cotaknaprawdęchciałarobić?
-Lorenzo.-WcichymgłosieBrunettiegozabrzmiałaostrzegawczanuta.
-Chciałabyćnauczycielkąwszkolepodstawowej,alewiedziała,żenie
matametatów,więcwstąpiładopolicji.
Rozmawialiotymidącprzezholwstronępodwójnychdrzwi.Nawidok
Brunettiegoumundurowanystrażnikzasalutował.Gdywyszlinazewnątrz,
niemalogłuszyłichświergotptaków,któresiedziałypośródgałęzidrzewna
CampoSanLorenzo,podrugiejstroniekanału.Mrokinocyzaczęłysię
rozpraszać,aleświatłozapowiadałojedyniejasność,któraprzemieniaświatnie
dającysięprzeniknąćwświatoferującynieskończonemożliwości.
Zrękamiwkieszeniachstalinadbrzegiemkanału,spoglądającnadrzewa
inaśpiewająceptaki.Obajczuliniespodziewanychłódpowietrzawporze
poprzedzającejświtanie.
-Toniepowinnosięzdarzyć-powiedziałVianello.-Arrivederci,panie
komisarzu.-Skręciłwprawo,wstronęswojegodomu.
BrunettiposzedłwstronęmostuRialto,pogrążonywsmutku.Wyciągnęli
ręceponiego,azabiliMarię.Zgnietlijakmuchę.Ottak.Dopierocotamłoda
kobietachciałapowiedziećcośkoledze;lekko,serdeczniepołożyłarękęnajego
ramieniu;otworzyłausta.Cozamierzałapowiedzieć?Jakiśżart?Oświadczyć
Vianellowi,żetamwsamochodziesięzgrywała?Amożejeszczerazwyrazić
swojątęsknotęzamężem?Niktsiętegoniedowie.
Zadzwonidojejmęża,alejeszczenieteraz.Niechtenmłodyczłowiek
prześpinoc,zanimdoświadczytakwielkiegobólu.Brunettizdawałsobie
sprawę,żeniemoże-przynajmniejteraz-opowiedziećmuoostatniejgodzinie
wżyciuMarii,którąspędziławsamochodziezVianellem;natosięnie
zdobędzie.Powiemupóźniej,gdymłodyczłowiekbędziewstanietoprzyjąć,
dopierowtedygdyustaniejegowielkiból.
PrzymościeRialtozobaczył,żedonabrzeżazbliżasiętramwajwodny.
Zdecydowałsięnatychmiast.Dobiegłdoprzystanku,wsiadłnałódźiwysiadł
przydworcukolejowym,skądpojechałpierwszymporannympociągiemna
drugikraniecgrobli.Wiedział,żeGallaniezastaniewkomendzie,wziąłwięc
taksówkęzdworcawMestreipodałkierowcyadresCrespa.
Nawetniezauważył,gdynastałdzień,awrazznimupał,jeszczebardziej
dotkliwywtymmieściechodnikówijezdni,betonowychpowierzchnii
wysokichbudynków.Niemalzradościąprzyjąłciężkądozniesieniatemperaturę
iwilgotnośćpowietrza,któreodciągałyjegouwagęodwydarzeńtejnocyiod
tego,coobawiałsięzobaczyćwmieszkaniuCrespa.Mimowczesnejporyw
windziedziałałaklimatyzacja.Brunettiprzycisnąłguzik;szybkoibezszelestnie
wjechałnasiódmepiętro.ZadzwoniłdomieszkaniaCrespa,aleniktnie
podchodziłdodrzwi.Zadzwoniłdrugirazitrzeci,długotrzymającpalecna
dzwonku.Aniznakużycia.
Wyjąłportfel,azniegomałymetalowypasek.KtóregośdniaVianello
przezcałepopołudnieuczyłgo,jaksiętymposługiwać,ichoćBrunettiniebył
szczególniezdolnymuczniem,otworzeniezamkazabrałomuterazmniejniż
dziesięćsekund.Przeszedłprzezpróg.
-PanieCrespo!Drzwidomieszkaniasąotwarte.Gdziepanjest?-
Ostrożnośćnigdyniezawadzi,pomyślał.
Wsalonieniezastałnikogo.Kuchnialśniła,nieskazitelniewysprzątana.
Crespobyłwsypialni,nałóżku,ubranywżółtąjedwabnąpiżamę.Wokółszyi
miałzaciśniętykabeltelefoniczny;nabrzmiałatwarzwyglądałapotwornie,
niczymkarykaturaprzystojnegomężczyzny.
Brunettinawetnierozejrzałsiępopokojuinieszukałpozostawionych
śladów;takdługopukałdodrzwisąsiada,ażwyrwałgozesnu,zacozostał
obrzuconywyzwiskami.Zanimprzyjechałaekipazlaboratorium,Brunetti
zdążyłzadzwonićdomężaMariiNardi,doMediolanu,iopowiedziećmuo
tragicznymwypadkutejnocy.WprzeciwieństwiedosąsiadaCrespa,Franco
Nardiniezacząłkrzyczeć-Brunettiniepotrafiłocenić,czytolepiej,czy
gorzej..
PoprzyjeździenakomendęwMestrezrelacjonowałdopieroco
przybyłemuGallowi,cosięwydarzyło.Zleciłmunadzórnadoględzinami
mieszkaniaizwłokCrespa,wyjaśniając,żetegorankamusibyćwWenecji.Nie
powiedziałmu,żezamierzawziąćudziałwpogrzebieMascariego-ostatnio
nazbytczęstomielidoczynieniaześmiercią.
ChoćwracałdoWenecjizmiejsca,gdzieczłowiekzmarłgwałtowną
śmiercią,poto,żebyuczestniczyćwuroczystościbędącejnastępstwemśmierci
innegoczłowieka,niemógłopanowaćwzruszenianawidokdzwonnici
pastelowychfasad,któreprzesuwałysięprzedjegooczami,gdyprzejeżdżał
policyjnymsamochodemnadrugąstronęgrobli.Pięknoniejestwstanie
niczegozmienić,pomyślał.Byćmoże,ukojenie,któreprzynosi,jesttylkoiluzją,
niemniejprzyjmowałtęiluzjęzradością.
Ceremoniapogrzebowajeszczebardziejgoprzygnębiła.Ludzie
wypowiadalipustefrazesyinajwyraźniejbylizbytzaszokowani
okolicznościamiśmierciMascariego,abynadaćswymsłowompozory
szczerości.Podczasmszywdowasiedziałasztywnowławce,nieuroniłaani
jednejłzyinatychmiastwyszłatużzatrumnązkościoła,milczącąisamotna.
Jakmożnabyłooczekiwać,dziennikarzepowariowali,gdywywęszyli,że
Cresponieżyje.Pierwszawzmiankaukazałasięwwieczornymwydaniu„La
Notte”,gazety,którazlubościąopatrywałaswojeartykułykrzyczącymi
nagłówkamiistosowaławnichczasteraźniejszy.FrancescoCrespozostał
przedstawionyjako„męskakurtyzanawdamskichszatkach”.Podanojego
życiorys,uwydatniającfakt,żepracowałjakotancerzwgejowskiejdyskotecew
Vicenzy,choćbyłtamzatrudnionyniecałytydzień.Oczywiścieautorartykułu
powiązałtęśmierćzzabójstwemLeonardaMascariego,któremiałomiejsce
niecałytydzieńwcześniej,iwyciągnąłwniosek,żepodobieństwamiędzy
ofiaramiświadcząotym,iżsprawcadopuściłsiękrwawejzemstyna
transwestytach.Autornieuważałzakoniecznewyjaśnićpowodówtej
mściwości.
Wporannychgazetachrozwiniętotęmyśl.Reporterz„Gazzettino”
wspomniałoponaddziesięciuprostytutkach,którewostatnichlatachzostały
zamordowanetylkowjednejprowincjiPordenone,iusiłowałznaleźćwspólną
płaszczyznętychmorderstworazzabójstwadwóchtranswestytów.„II
Manifesto”poświęciłzbrodnipełnedwieszpaltynaczwartejkolumnieiprzytej
sposobnościuznałCrespaza„jeszczejedenprzykładpasożytażerującegona
gnijącymcielewłoskiegospołeczeństwaburżuazyjnego”.
W„IlCorrieredellaSera”ukazałsięartykuł,wktórymautormentorskim
tonemzanalizowałpopełnionązbrodnięiszybkoporzuciłtematzabójstwana
względniemałoznaczącejmęskiejprostytutce,byzająćsięśmierciąznanego
weneckiegobankiera.Powoływałsięna„miejscoweźródła”,wedlektórych
„podwójneżycie”Mascariegobyłopowszechnieznanewpewnychkręgach.
Jegośmierćnależywięcuznaćzanieuniknionąkonsekwencję„spirali
występku”,jaknazwałfolgowanietegorodzajusłabości.
Zainteresowanyzaskakującąwzmiankąoowych„źródłach”,Brunetti
zadzwoniłdoredakcjigazetywRzymieipoprosił,abypołączonogozautorem
artykułu.Dziennikarz-słysząc,żeBrunettijestkomisarzempolicjiichce
dowiedziećsię,odkogopochodząinformacjezawartewartykule-powiedział,
żeniewolnomuujawniaćswoichźródeł,żekoniecznejestbezwzględnei
absolutnezaufaniemiędzydziennikarzemajegorozmówcamiiczytelnikami.
Cowięcej,ujawnienieźródełinformacjijestsprzeczneznajwyższymizasadami
etykizawodowej.DopieropopełnychtrzechminutachBrunettizorientowałsię,
żetenczłowiekmówitowszystkoserioizcałymprzekonaniem.
-Jakdługopracujepanwtejgazecie?-wpadłmuwsłowo.
Reporterumilkł,zdumiony,żetakraptownieprzerwanomupełną
ekspresjiprzemowęnatematswoichzasad,celówiideałów,ipochwilirzekł:
-Czterymiesiące.Dlaczegopanpyta?
-Możepanpołączyćmniezpowrotemzcentralą,czyteżmuszę
zadzwonićtamponownie?-odparłBrunetti.
-Mogępanapołączyć.Aledlaczego?
-Chcęporozmawiaćzpananaczelnym.
Dziennikarzodpowiedziałnatopoczątkowoniepewnym,apochwili
podejrzliwymgłosem,cobyłopierwsząkonkretnąoznakąobłudyi
oszukańczychpraktykstosowanychprzezsiłystanowiąceczwartąwładzęw
państwie.
-Paniekomisarzu,chcępanaostrzec,żewszelkiepróbyzatuszowanialub
podważeniafaktów,któreujawniłemwartykule,zostanąnatychmiastpodanedo
wiadomościczytelników.Niewiem,czyzdajepansobiesprawę,żewtymkraju
nastałanowaepoka.Ludziejużniegodząsięnato,abyichpotrzebadostępudo
informacji...
Brunettinacisnąłwidełkitelefonuigdyusłyszałsygnał,ponowniewybrał
numercentraligazety.Nawetkomendapolicjiniemusipłacićzawysłuchiwanie
takichbzdur,zwłaszczapocenierozmówmiędzymiastowych.
Gdyotrzymałpołączenieznaczelnymdziałukrajowego,okazałosię,że
jestnimGulioTesta,zktórymBrunettiwspółpracował,gdyobuskazanona
wygnaniedoNeapolu.
-Gulio,mówiGuidoBrunetti.
-Ciao,Guido.Słyszałem,żewróciłeśdoWenecji.
-Zgadza,się.Dlategodzwonię.Jedenztwoichpracowników...-Brunetti
zerknąłnapodpispodartykułem-...LinoCavalierenapisałartykuł,
zamieszczonywdzisiejszymwydaniu,otranswestyciezamordowanymw
Mestre.
-Czytałemgowczorajwieczorem.Wczymrzecz?
-Wspominatamo„miejscowychźródłach”,wedlektórychtendrugi
mężczyzna,Mascari,zamordowanywzeszłymtygodniu,znanybyłwtutejszych
kręgachzeswego„podwójnegożycia”.-Brunettiurwałnachwilęipowtórzył
ostatniesłowa.-Ładnyzwrot,Gulio,„podwójneżycie”.
-ChrystePanie,takontoujął?
-Wszystkojestnapapierze:„miejscoweźródła”,„podwójneżycie”.
-Urwęmujaja!-wykrzyknąłTestawsłuchawkęipowtórzyłtojużdo
siebie.
-Czymamrozumieć,żeniemażadnych„miejscowychźródeł”?
-Niema.Dostałjakiśanonimowytelefonodczłowieka,któryprzedstawił
sięjakokontrahentofiary.Klient-takchybaichsięnazywa.
-Copowiedział?
-ŻeznałMascariegoodlat,ostrzegałgoprzedkonsekwencjamitakich
postępków,przedniektórymijegofacetami.Oświadczył,żesprawabyła
tajemnicąpoliszynelawmieście.
-Gulio,tenczłowiekmiałniemalpięćdziesiątlat.
-Zabijęgo.Wierzmi,Guido.Nicnatentematniewiedziałem.
Powiedziałemmu,żebyniewykorzystywałtejinformacji.Zabijętegognojka.
-Jakmożnabyćtakgłupim?-powiedziałBrunetti,choćdobrzewiedział,
żeniezliczonesąpowodyludzkiejgłupoty.
-Tokretyn,beznadziejnyprzypadek-odparłponuroTesta,takjakby
każdydzieńprzynosiłpotwierdzenietegofaktu.
-Coonrobiwtwojejredakcji?Przecieżwciążmacieopinięnajlepszej
gazetywkraju.-Brunettisformułowałtozdaniepomistrzowsku,zawarłwnim
nutęsceptycyzmu,alebezostentacji.
-Ożeniłsięzcórkąwłaścicielasklepumeblowego,którycotydzień
zamieszczadwukolumnowąreklamę.Niemieliśmywyboru.Poprzednio
pracowałwdzialesportowym,alektóregośdniawspomniał,żezezdumieniem
dowiedziałsię,iżfutbolamerykańskiróżnisięodnaszego.Itakprzyszedłdo
mnie.
Testaumilkłiobajpanowiepopadliwzadumę.Brunettiegojakośdziwnie
pokrzepiłamyśl,żenietylkoonmusiborykaćsięzpracownikamiwrodzaju
RiverregoczyAlvisego.Testanajwyraźniejniepoczułsiępokrzepionyidodał:
-Staramsię,żebyprzeniesionogododziałupolitycznego.
-Doskonałerozwiązanie,Gulio.Życzępowodzenia.-Brunetti
podziękowałzainformacjeiskończyłrozmowę.
Choćodpoczątkupodejrzewał,żewłaśnietakibyłprzebiegwydarzeń,
zdumiałagorzucającasięwoczynieporadność,zjakąjezaplanowano.
Niezwykłyłutszczęściasprawił,że„miejscoweźródła”znalazłyreporteratak
łatwowiernego,iżopublikowałpogłoskioMascarim,niesprawdzając,czymają
potwierdzeniewfaktach.Ponadtojedyniektośbardzonierozważny-albo
bardzowystraszony-uknułbytakąintrygęznadzieją,żemisternie
spreparowanełgarstwoorozwiązłościMascariegoniewyjdzienajaw.
ŚledztwowsprawiezabójstwaCrespabyłonarazierówniejałowejak
doniesieniawprasie.Sąsiedziniewiedzieli,czymtrudnisięCrespo;jedni
przypuszczali,żepracujewbarzejakokelner,innisądzili,żejestnocnym
portieremwweneckimhotelu.Niktniezauważył,żedziejesięcośdziwnegow
dniachpoprzedzającychpopełnieniemorderstwa,aninieprzypominałsobie,by
cośdziwnegokiedykolwiekmiałomiejscewtymbudynku.Przyznali,żepan
Cresporzeczywiścieprzyjmowałwielugości,alebyłczłowiekiembardzo
miłymiotwartym,więcnicdziwnego,żeludzieprzychodzilidoniegow
odwiedziny.
Wynikiobdukcjibyłyjednoznaczne:śmierćnastąpiłaprzezuduszenie,
mordercazaszedłofiaręodtyłuiprawdopodobniedziałałprzezzaskoczenie.
Niestwierdzonośladówniedawnychkontaktówseksualnych,nicnieznaleziono
podpaznokciami,aanalizazebranychwmieszkaniuodciskówpalcówzajmie
wieledni.
BrunettidwukrotniezadzwoniłdoBolzano,alezapierwszymrazemlinia
byłazajęta,azadrugimniezastałPaoliwpokoju.Jużmiałzadzwonićtrzeciraz,
aleusłyszałpukaniedodrzwi.WeszłapaniElettrazeskoroszytemwręcei
położyłagonabiurku.
-Paniekomisarzu,mamwrażenie,żenadoleczekaczłowiek,któremu
zależynaspotkaniuzpanem.-Widzącjegozdziwienie,żechciałosięjej
przyjśćipowiedziećmuotym,anawetżewogóleotymwie,dodała
pospiesznie:-Szłamnadół,żebyzanieśćAniciepewnedokumenty,i
usłyszałamjegorozmowęzestrażnikiem.
-Jakwygląda?
-Jestmłodyibardzoelegancki-odparłazuśmiechem.Tesłowawustach
paniElettry,ubranejwfioletowykostiumzjedwabiu,którybyłchybadziełem
szczególnieutalentowanychjedwabników,należałouznaćzarzeczywiścieduży
komplement.-Ibardzoprzystojny-dorzuciłazuśmiechem,wktórymkryłsię
żal,żeówmłodyczłowiekchcerozmawiaćzBrunettim,anieznią.
-Możezechciałabypanizejśćnadółiprzyprowadzićgotutaj-poprosił,
chcącjaknajszybciejujrzećówcud,atakżedaćpaniElettrzeokazję
zamienieniaznimkilkusłów.
Najejtwarzypojawiłsięuśmiech,jakimzazwyczajobdarzała
przeciętnychśmiertelników.Wyszłazpokojuipoparuminutachbyłaz
powrotem.
-Tenpanchciałbyporozmawiaćzpanemkomisarzem.
Wszedłmłodymężczyzna,Brunetti.wstałiprzezbiurkowyciągnąłdo
niegodłoń.Poczułmocnyuściskgrubej,muskularnejręki.
-Niechpanspocznie-powiedziałizwróciłsiędosekretarki:-Bardzo
panidziękuję.
PaniElettraspojrzałanaBrunettiegoiobdarzyłagonieuchwytnym
uśmiechem,anastępniewpodobnysposóbspojrzałanamłodegoczłowieka.
ZapewnetakimspojrzeniemobdarzyłParsifalznikającegoGraala,pomyślał
Brunetti.
-Proszę,proszę-odparła.-Jeślibędziepanczegośpotrzebował,
wystarczyzadzwonić.
Posłałagościowiostatniespojrzenieiwyszłazpokoju,cichozamykając
zasobądrzwi.
Brunettiusiadłzabiurkiemipopatrzyłnamłodegomężczyznę.Krótkie
ciemnewłosyopadałymuwlokachnaczołoilekkozakrywałygórnączęść
uszu.Miałcienki,zgrabnynosiszerokorozstawionepiwneoczy,którew
kontraściezjasnącerąwydawałysięniemalczarne.Byłubranywciemnoszary
garnitur,adotegoniebieski,staranniezawiązanykrawat.Uśmiechnąłsię,
pokazującpięknezęby.
-Panmnieniepoznaje,komisarzu?-spytał.
-Niestetynie-odparłBrunetti.
-Spotkaliśmysięwzeszłymtygodniu,choćwinnychokolicznościach.
IwtedyBrunettiwjednejchwiliprzypomniałsobiejaskraworudąperukęi
pantoflenawysokichobcasach.
-PanCanale.Nie,niepoznałempana.Proszęmiwybaczyć.
Canaleponownieuśmiechnąłsięipowiedział:
-Wgruncierzeczybardzosięcieszę,żepanmnieniepoznał.Todowód,
żenapoluzawodowymmoje„ja”jestzupełnieinne.
Brunettiniewiedział,jakmarozumiećtesłowa,ipominąłjemilczeniem.
-Czymmogępanusłużyć?-spytał.
-Kiedypokazałmipantamtenrysunek,powiedziałem,żetenmężczyzna
kogośmiprzypomina.Pamiętapan?
Brunettikiwnąłgłową.Tenmłodzieniecchybanieczytagazet,
przemknęłomuprzezmyśl.Wprzeciwnymraziewiedziałby,żeMascarizostał
zidentyfikowanykilkadnitemu.
-Gdyprzeczytałemotejsprawiewgazetachizobaczyłemnazdjęciu,jak
naprawdęwygląda,przypomniałomisię,gdziegowidziałem.Rysunek,który
panmipokazał,byłdośćkiepski.
-Rzeczywiście-przyznałBrunetti,alewolałniewspominaćo
uszkodzeniachtwarzy,którebyłypowodemtakznacznychrozbieżności.-Gdzie
gopanwidział?
-Zagadnąłmniezedwatygodnietemu.-Widzączdumienienatwarzy
komisarza,natychmiastwyjaśnił:-Nie,niechodziłooto,oczympanmyśli.Nie
interesowałagomojapraca.Toznaczy,mojadziałalność.Natomiast
interesowałagomojaosoba.
-Cochcepanprzeztopowiedzieć?
-Byłemwtedynaulicy,awłaściwieakuratwysiadłemzsamochodu.
Wracałemodklienta,rozumiepan...Niezdążyłemjeszczepodejśćdo
dziewcząt,awłaściwiedochłopców,gdyonzbliżyłsiędomnieispytał,czy
nazywamsięRobertoCanaleiczymieszkamnaVialeCanovapodtrzydziestym
piątym.Początkowosądziłem,żejestpolicjantem.Takwyglądał.-Brunettinie
zamierzałzaspokajaćciekawości,jakąwywołałownimtostwierdzenie,lecz
Canalesamwyjaśnił:-Nowiepan,człowiekwkrawacie,wgarniturze,któryza
wszelkącenęniechcewzbudzaćpodejrzeńcodotego,czymsięzajmuje.Zadał
mitepytania,ajaodpowiedziałemmu,żewszystkosięzgadza.Wciąż
myślałem,żejestpolicjantem.Taknaprawdętoonprzezcałyczaschciał
sprawiaćwrażeniepolicjantainawetnakoniecniepowiedziałmi,żenimnie
jest.
-Ocojeszczepanapytał?
-Omieszkanie.
-Mieszkanie?
-Tak.Chciałwiedzieć,ktopłaciczynsz.Powiedziałem,żesampłacę.
Spytałmnie,wjakisposób.Wyjaśniłem,żewpłacampieniądzenakontow
bankunanazwiskowłaściciela.Aleonstwierdził,żekłamię,żeonowszystkim
wie,więcmusiałemmupowiedziećprawdę.
-Cotoznaczy,że„owszystkimwie”?
-Wie,jakpłacęczynsz.
-Ajakpanpłaci?
-Spotykamczłowiekawbarzeidajęmupieniądze.
-Ile?
-Półtoramilionalirów.Wgotówce.
-Kimjesttenczłowiek?
-Właśnieototeżmniezapytał.Powiedziałemmu,żepoprostuspotykam
sięztymczłowiekiemcomiesiącwbarze.Dzwonidomniektóregośdniaw
ostatnimtygodniumiesiącaimówi,gdziesięspotkamy.Przychodzętam,daję
mupółtoramilionaitowszystko.
-Bezpokwitowania?-spytałBrunetti.
Canalewybuchnąłśmiechem.
-Oczywiście,żebez.Wszystkowgotówce.
Obajwiedzieli,iżtakiezałatwieniesprawypowoduje,żepieniądzeniesą
deklarowanejakodochódiwzwiązkuztymniesąopodatkowane.Dość
powszechniestosowanyunik;mnóstwoludzipostępujepodobnie..
-Prócztegopłacędrugiczynsz-dodałCanale.
-Amianowicie?
-Stodziesięćtysięcylirów.
-Gdziepanwpłacatęsumę?
-Narachunekwbanku,alenapokwitowaniuniemanazwiska
właściciela,więcniewiem,dokogonależytenrachunek.
-Wktórymbanku?-spytałBrunetti,choćprzypuszczał,żezna
odpowiedźnatopytanie.
-WBankuWerony.Mieścisięprzy...
-Wiem,gdziesięmieści-przerwałmuBrunetti.-Jakdużejestpana
mieszkanie?
-Czterypokoje.
-Półtoramilionazaczterypokojetodośćdrogo.
-Tak,aledochodząjeszczeinnerzeczy-powiedziałCanaleizaczął
wiercićsięnakrześle.
-Naprzykład?
-Obietnica,żeniebędęmiałkłopotów.
-Niebędziepanmiałkłopotówzpowodupanapracy?-upewniłsię
Brunetti.
-Tak.Nambardzotrudnoznaleźćmieszkanie.Gdyludziedowiedząsię,
kimjesteśmyicorobimy,chcąnaszarazwyrzucić.Obiecanomi,żetosięnie
zdarzy,jakdługobędętammieszkał.Irzeczywiściesięniezdarzyło.Wszyscy
mieszkańcysądzą,żepracujęnakoleiidlategochodzęnanocnązmianę.
-Skądimtoprzyszłodogłowy?
-Niewiem.Gdytylkosięwprowadziłem,odniosłemwrażenie,żetak
myślą.
-Jakdługopantammieszka?
-Dwalata.
-Icałyczaspłaciłpanczynszwtensposób?
-Tak.Odsamegopoczątku.
-Jakznalazłpantomieszkanie?
-Powiedziałamionimjednazdziewczątnaulicy.
Brunettipozwoliłsobienanieznacznyuśmiechizapytał:
-Ktoś,kogopannazywadziewczyną,czyktoś,kogojanazywam
dziewczyną?
-Ktoś,kogojanazywamdziewczyną.
-Jakonsięnazywa?-zainteresowałsięBrunetti.
-Niemapocowymieniaćjegonazwiska.Zmarłroktemu.Z
przedawkowania.
-Czypanaznajomi...koledzy...teżtaksięurządzili?
-Kilkuznich.Należymydoszczęśliwców.
Brunettiprzezchwilęzastanawiałsięnadtymfaktemijegoewentualnymi
konsekwencjami.
-Gdziepansięprzebiera,panieCanale?-spytał.
-Nierozumiem.
-Wpana...-zacząłBrunettiiprzerwał,szukającwłaściwegookreślenia
-...wpanaroboczeubranie.Przecieżsąsiedziuważają,żepanpracujenakolei.
-Aha.Wsamochodziealbozakrzakami.Popewnymczasienabierasię
wprawyiidzietobardzoszybko,wmgnieniuoka.
-OczymdalejmówiłpanzMascarim?-Brunettiwróciłdopoprzedniego
tematu.
-Wypytałsięoczynszichciałznaćadresyinnych.
-Podałmujepan?
-Tak.Jakjużmówiłem,przypuszczałem,żejestzpolicji,więcmu
powiedziałem.
-Pytałocośjeszcze?
-Nie.Chciałtylkoznaćadresy.-Canaleumilkłnachwilęidodał:-Tak,
zadałjeszczejednopytanie,alewydajemisię,żechciałtakjakby,nowiepan,
okazaćzainteresowaniemojąosobą.
-Ocospytał?
-Czymoirodzicejeszczeżyją.
-Icopanmupowiedział?
-Prawdę.Obojezmarli.Wielelattemu.
-Gdzie?
-NaSardynii.Stamtądpochodzę.
-Pytałocośjeszcze?
-Nie.
-Jakodniósłsiędotego,copanmupowiedział?
-Nierozumiem,ocopanpyta-odparłCanale.
-Czybyłzdziwiony?Zmartwiony?Czytakichspodziewałsię
odpowiedzi?
Canalezastanowiłsięprzezmomentirzekł:
-Zpoczątkubyłtrochęzdziwiony,alepotemrzucałpytaniezapytaniem
wtakisposób,jakbyniemusiałsięnawetnadnimizastanawiać,jakbymiałje
przygotowane.
-Powiedziałcośpanu?
-Nie.Podziękowałmizateinformacje.Tobyłodziwne,wiepan,bo
sądziłem,żejestgliną,aglinyzazwyczajniesąszczególnie...-urwał,szukając
właściwegosłowa-...nietraktująnaszbytmiło.
-Kiedypanprzypomniałsobie,kimonbył?
-Mówiłempanu...Gdyzobaczyłemjegozdjęciewgazecie.Był
bankierem.Bankierem.Czypanazdaniemdlategotakinteresowałsię
czynszami?
-Bardzomożliwe,panieCanale.Napewnosprawdzimytęewentualność.
-Todobrze.Mamnadzieję,żeznajdzieciemordercę.Onniezasługiwał
naśmierć.Byłbardzosympatyczny.Dobrzemniepotraktował,przyzwoicie.
Takjakpan.
-Dziękuję,panieCanale.Chciałbym,abymoikoledzyzachowywalisię
podobnie.
-Byłobyprzyjemnie,prawda?-powiedziałCanaleiuroczosię
uśmiechnął.
-Czymógłbypanpodaćminazwiskaiadresy,którepodałpanpanu
Mascariemu?Atakżedaty,jeślipanjezna,kiedypanaznajomitamsię
wprowadzili.
-Oczywiście-odparłmłodyczłowiek.
GdyBrunettipodsunąłmukartkępapieruidługopis,zacząłpisać.Nie
robiłtegozdużąwprawą.Listabyłakrótka.Canalepołożyłdługopisnabiurkui
wstał.
Brunettirównieżwstał,odprowadziłCanalegododrzwiinimjeotworzył,
zapytał:
-AznałpanCrespa?Wiepancośonim?
-Nie.Nigdyznimniepracowałem.
-Jakpanprzypuszcza,dlaczegozginął?
-Nocóż,trzebabyćidiotą,żebyniepowiązaćtejsprawyzzabójstwem
tamtegomężczyzny,prawda?
Tobyłotakoczywiste,żeBrunettinawetniekiwnąłgłową.
-Taknawyczucieprzypuszczam,żezginął,borozmawiałzpolicjantem.
-WidzącminęBrunettiego,szybkowyjaśnił:-Niekonkretniezpanem,
komisarzu.Zkimśzpolicji.Przypuszczam,żewiedziałcośotamtym
morderstwieimusiałbyćzlikwidowany.
-Apanmimotoprzyszedłtu,żebyzemnąporozmawiać?
-Wiepan,onrozmawiałzemnąjakznormalnymczłowiekiem.Panteż,
komisarzu.Rozmawiałpanzemnąjakzmężczyzną,takimjakinni,prawda?I
dlategomusiałempanuotympowiedzieć.Tozrozumiałe.
PanowieuścisnęlisobiedłonieiCanalewyszedłnakorytarz.Brunetti
przyglądałsięciemnowłosemumężczyźnie,dopókitenniezniknąłwdole
schodów.PaniElettramiałarację-byłbardzoprzystojny.
Rozdział21
Brunettiwróciłdoswojegopokojuizadzwoniłdosekretarkiszefa.
-Czymogłabypaniprzyjśćdomnie?Iproszęprzynieśćtowszystko,co
udałosięwyszperaćnatematpanów,októrychrozmawialiśmywtymtygodniu.
PaniElettraodparła,żezochotąprzyjdzienagórę.Brunettibył
przeświadczony,żemówitoszczerze,dlategoniezdziwiłsię,widzącjej
zaskoczenie,gdyrozejrzałasięwokołoistwierdziła,żeniematammłodego
mężczyzny.
-Mójgośćmusiałjużiść-wyjaśniłBrunettiwodpowiedzinajejnieme
pytanie.
PaniElettranatychmiastzapanowałanadsobą.
-Achtak-powiedziałaspokojnieibezcieniazainteresowania,poczym
podałaBrunettiemudwaskoroszyty.-Tosąinformacjenatematmecenasa
Santomauro.-Wziąłteczkę,alezanimzdążyłjąotworzyć,paniElettra
stwierdziła:-Niezawierająnicwartegouwagi.Urodzonyiwychowanyw
Wenecji.Pracowałtuprzezcałeżycie.ZrobiłdyplomprawnikawCa’Foscari.
Członekwszystkichprawniczychorganizacji.ŚlubwkościeleSanZaccaria.
Znajdziepantuoświadczeniapodatkowe,podaniaopaszport,nawetzezwolenie
napołożenienowegodachuwjegodomu.
Brunettiprzejrzałpapieryistwierdził,żeteczkazawieradokładnieto,co
wymieniłasekretarka,nicwięcej.Skierowałswąuwagęnadrugiskoroszyt,
znaczniegrubszy.
-TodotyczyLegadellaMoralita-oznajmiłatakimtonem,żeBrunetti
zacząłsięzastanawiać,czywszyscyludziewymawiająnazwętego
stowarzyszeniazrówniedużądoząsarkazmu,czyteżjegospostrzeżenie
świadczyjedynieotym,zjakimiludźmiprzebywa.-Tateczkajestciekawsza,
alewolałabym,żebypanjąprzejrzałidomyśliłsię,ocomichodzi.Cośjeszcze,
paniekomisarzu?
-Nie.Bardzopanidziękuję-powiedziałBrunettiiotworzyłskoroszyt.
PowyjściupaniElettryrozłożyłpapierynabiurkuizacząłczytać.Lega
dellaMoralitazostałauznanazainstytucjęcharytatywnądziewięćlattemu.W
statuciebyłonapisane,żejestorganizacją,któradążydo„poprawywarunków
materialnychludzidoświadczonychprzezlos,abyulżyćichpowszednim
troskomidziękitemuskierowaćichmyśliipragnieniawstronęwartości
duchowych”.Pomocwuwolnieniusięodcodziennychtroskmiałaprzyjąć
formęsubsydiówudzielanychprzywynajmowaniudomówimieszkań,
będącychwłasnościąkościołówwMestre,MargheraiwWenecji,przekazanych
stowarzyszeniu,abyzajęłosięichadministrowaniem.Legazostałaupoważniona
dowynajmowaniatychlokalizaminimalnąopłatączłonkomparafiiwe
wspomnianychmiastach,którzyspełnialiwarunkiustaloneprzezwładze
kościelnewporozumieniuzestowarzyszeniem.Warunkiteobejmowałymiędzy
innymiregularneuczęszczanienamszę,świadectwochrztuwszystkichdzieci,
pismoodproboszcza,stwierdzające,żeprzyszłynajemcazachowuje„najwyższe
zasadymoralności”,orazzaświadczenieotrudnejsytuacjifinansowej.
Zgodniezestatutemprawodowyboruosóbkorzystającychztakiego
wsparciaprzysługiwałoczłonkomzarząduLega,którzybezwyjątkumielibyć
ludźmiświeckimi,coeliminowałomożliwośćfaworyzowaniakonkretnychosób
przezwładzekościelne.Członkowiezarządurównieżmielibyćludźmiprawego
charakteru,aponadtospełniaćznaczącefunkcjewspołeczności.Spośród
sześciuczłonkówobecnegozarządudwóchuznanoza„członkówhonorowych”.
ZczterechpozostałychjedenmieszkałwRzymie,drugiwParyżu,atrzeci
przebywałwklasztorzenawyspieSanFrancescodelDeserto.Jedynym
aktywnymczłonkiemzarządu,mieszkającymwWenecji,byłzatemmecenas
GiancarloSantomauro.
Wpierwotnymstatuciezapisano,żeLegabierzewadministrację
pięćdziesiątdwamieszkania.Napodstawielistówioświadczeńlokatorów,
urzędnikówparafialnychiksięży,którzyprzeprowadzaliznimirozmowy,
stwierdzonopotrzechlatach,żesystemdziaładoskonale,iwłączonoweń
jeszczesześćparafii,cowiązałosięzprzekazaniemLegakolejnychczterdziestu
trzechmieszkań.Tosamomiałomiejsceponastępnychtrzechlatach,kiedyto
Legawzięławadministracjęsześćdziesiątsiedemmieszkań,znajdującychsię
główniewhistorycznymcentrumWenecjiiwhandlowymsercuMestre.
Zgodniezestatutemstowarzyszeniaprawodokontrolinad
administrowanymimieszkaniamimiałobyćprzedłużanecotrzylata.Brunetti
wyliczył,żewtymrokuprocedurapowinnabyćpowtórzona.Przerzuciłdotyłu
kilkakartekiprzeczytałdwapierwszesprawozdaniakomisjiopiniującej.
Sprawdziłumieszczonenanichpodpisy:GiancarloSantomaurobyłwzarządzie
obukomisji,wdrugiejsprawowałfunkcjęprzewodniczącego,ijegopodpis
widniałpodobydwomadokumentami.Wkrótceposporządzeniudrugiego
sprawozdaniamecenasSantomaurozostałwybranynaprezesaLegadella
Moralita,cobyłofunkcjąwyłączniehonorowąiniewiązałosięzżadnym
wynagrodzeniem.
Dołączonowykazstusześćdziesięciudwóchlokaliobecnie
administrowanychprzezstowarzyszenie,wrazzichadresami,całkowitą
powierzchniąiliczbąpokoiwkażdymmieszkaniu.Brunettiwziąłkartkęz
adresami,którepodałmuCanale,isprawdził,żewszystkieczteryzostały
wymienionewwykazie.
Brunettiuważałsięzaczłowiekaoszerokichhoryzontach,względne
wolnegooduprzedzeń,aleniebyłprzekonany,czymożeuznaćpięciu
transwestytówuprawiającychprostytucjęzaludzizachowujących„najwyższe
zasadymoralności”,nawetgdyzajmująmieszkaniawynajętewokreślonym
celu,takimmianowicie,abynieśćpomoclokatoromiwtensposób„skierować
ichmyśliipragnieniawstronęwartościduchowych”.
Odłożyłwykazadresówidalejczytałsprawozdaniekomisji.Niezdziwiło
gozamieszczonetamstwierdzenie,żewszyscynajemcymająwnosićopłatyza
czynsz,wkwocieniewyższejniżnominalna,nakontowweneckimoddziale
BankuWerony,pośredniczącegorównieżwprzekazywaniudotacjiudzielanych
przezLeganarzecz„potrzebującychwdówisierot”iwypłacanychzfunduszy,
naktóreskładałysięminimalneczynszezawynajemmieszkań.Brunettibył
zdumionyśmiałością,zjakąużytokwiecistegosformułowania„potrzebujące
wdowyisieroty”,alepochwilizauważył,żetęformędziałalności
charytatywnejpodjętodopieropoprzyjęciuprzezmecenasaSantomauro
stanowiskaprezesaLega.Przerzuciłwtyłkilkakartekizobaczył,żepięciu
mężczyznwymienionychnaliścieCanalegowprowadziłosiędomieszkań,gdy
Santomaurojużpełniłfunkcjęprezesa.Możnabyłoodnieśćwrażenie,iż
uzyskawszytostanowisko,Santomaurouznał,żewszystkomuwolno.
Brunettiprzestałczytaćipodszedłdookna.Kilkamiesięcytemuz
ceglanejfasadykościołaSanLorenzozdjętorusztowania,alejeszczegonie
otworzono.Spoglądającnakościół,Brunettistwierdziłwduchu,żepopełnia
błąd,przedktórymprzestrzegałinnychpolicjantów-przypisujewinę
podejrzanemu,niemającchoćbystrzępunamacalnegodowoduświadczącegoo
powiązaniupodejrzanegozpopełnionymprzestępstwem.Alebyłprzekonany-
równiesilniejakotym,żekościółnigdyniezostanieotwarty,przynajmniejnie
zajegożycia-żeSantomaurojestodpowiedzialnyzazabójstwoMascariego,
Crespa,atakżezaśmierćMariiNardi.Santomauroiprawdopodobnie
Ravanello.Stosześćdziesiątdwamieszkania.Ileznichwynajętotakimludziom
jakCanaleiinnym,którzyzgadzalisiępłacićczynszgotówkąiniezadawać
pytań?Jeślinawetstanowiłyjednątrzecią,toprzynosiłyzyskprzekraczający
siedemdziesiątmilionówlirówmiesięcznie,niemalmiliardrocznie.Brunetti
przypomniałsobieowdowachisierotachizacząłsięzastanawiać,czy
Santomauroposunąłsiętakdaleko,byijewłączyćdoswegoplanuiowe
minimalneczynszewpłacanedoskarbcaLegaobrócićnazapomogidla
fikcyjnychwdówiwymyślonychsierot.
Podszedłzpowrotemdobiurkaizacząłprzewracaćkartkisprawozdania,
ażznalazłfragmentdotyczącywypłatdlaludzi,którychLegauznałazagodnych
wsparcia.Irzeczywiście,zapomogibyływypłacanezapośrednictwemBanku
Werony.Stałzgłowąpochylonąnadpapierami,obiemarękamiściskając
krawędźbiurka,ipowtarzałsobie,żepewnośćniejestrównoznacznaz
namacalnymdowodem.Alejegopewnośćbyłaniezachwiana.
Ravanelloobiecałdaćmukopierachunkówbankowychprowadzonych
przezMascariego-bezwątpieniamiałnamyślidokumentydotyczące
udzielonychprzezniegokredytówiinwestycji,którenadzorował.Tojasne,że
skoroRavanellozgodziłsięudostępnićtedokumenty,Brunettinieznajdziew
nichniczego,czegoszuka.Abymiećdostępdopełnejdokumentacjibankui
Lega,będziemusiałuzyskaćnakazsądowy,atozależyjużodmocysilniejszych
niżte,którymirozporządzał.
BrunettiwszedłdogabinetuPatty,usłyszawszyprzyzwalająceAvanti.
Zastępcakomendantauniósłgłowę,zobaczył,ktowchodzi,iznowupochyliłsię
nadleżącymiprzednimdokumentami.KuswemuzdziwieniuBrunetti
stwierdził,żePattanieużywaichtylkojakorekwizytówświadczącychoswej
pracowitości,alerzeczywiścieczyta.
-Buongiorno,paniekomendancie-powiedział,podchodzącdobiurka.
Pattaznowupodniósłgłowęimachnąłręką,wskazująckrzesło.Dotknął
palcemleżącychnabiurkupapierówispytał:
-Czytobietozawdzięczam?
PonieważBrunettiniemiałpojęcia,czegodotyczątedokumenty,inie
chciałsiędotegoprzyznać,żebyniestracićtaktycznejprzewagi,niepozostało
municinnego,jakuwzględnićwswejodpowiedzitonpytania.Zazwyczajw
głosiePattywyraźniesłyszałosięsarkazm,aletymrazembyłon
niewyczuwalny.Brunettinigdyniespotkałsięzwdzięcznościąprzełożonegoi
mógłjedyniezakładać,żeszefznatakieuczucie,natejsamejzasadzie,najakiej
teologowiezakładają,żekażdyczłowiekmaswegoaniołastróża.Niebyłwięc
terazpewien,czywgłosiePattywyrażasięwdzięczność.
-Czytosądokumenty,któraprzyniosłapanupaniElettra?-zaryzykował,
grającnazwłokę.
-Tak-odparłPatta,poklepującjewtakisposób,jakpoklepujesięłeb
ukochanegopsa.
Tomuwystarczyło.
-PaniElettrawykonałacałąpracę,jatylkozasugerowałemjejkierunek
poszukiwań-skłamał,zfałszywąskromnościąspuszczającwzroknaznak,że
nieoczekujepochwałzacośtaknaturalnegojakoddanieprzysługi
komendantowiPatcie.
-Zaaresztujągodziświeczorem-oznajmiłPattazdzikąrozkoszą.
-Kto,paniekomendancie?
-Ludziezpolicjiskarbowej.Zawarłnieprawdziwedanewswoim
podaniuoprzyznanieobywatelstwaMonako,awięcjestononiewiążące.Wtej
sytuacjidalejjestobywatelemWłoch,gdzieodsiedmiulatniepłacipodatków.
Ukrzyżujągo.Powieszązanogi,głowąwdół.
Brunettipowątpiewał,czymarzeniePattysięspełni,skorobyłymi
obecnymministromuszłypłazemróżnesztuczkimającenaceluuniknięcia
płaceniapodatków,alewtymmomenciewolałniewyrażaćswychobiekcji.Nie
wiedział,jaksformułowaćnastępnepytanie,więczacząłoględnie:
-Czyonbędziesam,gdyprzyjdągoaresztować?
-Wtymjestproblem-przyznałPatta.-Planyaresztowaniasą
utrzymywanewtajemnicy.Zostaniedokonanedziświeczoremoósmej.Wiemo
tymtylkodlatego,żeznajomyzpolicjiskarbowejzadzwoniłdomnieztą
wiadomością.-BrunettidostrzegłzatroskanienatwarzyPatty.-Jeśliją
ostrzegę,powiemuotym,aonwyjedziezMediolanuiumkniearesztowania.
Jeślijejnieostrzegę,będzietam,gdyprzyjdągoaresztować.-Pattaniemusiał
jużdodawać,żewówczasjejnazwiskonapewnopojawisięwprasie.W
połączeniuzjegoosobą.Brunettiobserwowałtwarzprzełożonegotarganegoto
chęciązemsty,topróżnością,zafascynowanymalującymisięnaniejemocjami.
Takjakprzypuszczał,zwyciężyłapróżność.
-Niewidzęsposobu,abywyciągnąćjąstamtąd,ajednocześnienie
wzbudzićjegopodejrzeń-powiedziałPatta.
-Amoże,jeśliuznapan,komendancie,tozadobrypomysł,poprosipan
swojegoadwokata,żebyumówiłsięzniąnarozmowętegowieczoruw
Mediolanie.Wtedybyłabyzdalaod...hm...miejsca,gdzieterazprzebywa,gdy
przybędziepolicja.
-Jakimiałbybyćpowódichrozmowy?
-Możepowiedziałbyjej,żepanjestskłonnyomówićwarunki?Tobyłby
dostatecznypowód,żebywyciągnąćjągdzieśnawieczór.
-Onanieznosimojegoadwokata.
-Aczybyłabyskłonnaporozmawiaćzpanem,paniekomendancie?
Gdybypowiedziałpan,żeprzyjeżdżadoMediolanunaspotkanieznią?
-Ona...-zacząłPatta,poczymodsunąłsięodbiurkaiwstał,niekończąc
myśli.Podszedłdooknainaswójsposóbdokonywałwmilczeniuoględzin
fasadykościołaSanLorenzo.
Dobrąminutęstałtam,nicniemówiąc,aBrunettiuprzytomniłsobie,
czymmożegrozićtachwilazadumy.JeśliPattaodwrócisięiprzyznadojakiejś
emocjonalnejsłabości,powie,żekochaswojążonęichce,żebydoniego
wróciła,tonigdyniewybaczyBrunettiemu,żebyłtegoświadkiem.Będzie
jeszczegorzej,jeśliPattadafizycznywyrazsłabości;wówczaszemstana
świadkubędziebezlitosna.
Głosemzrównoważonymipełnympowagi,takjakbyPattaijegoosobiste
kłopotyprzestałyjużzaprzątaćjegouwagę,Brunettirzekł:
-Paniekomendancie,właściwieprzyszedłemdopanapoto,abyomówić
sprawęMascariego.Wydajemisię,żeopewnychkwestiachpowinienpan
wiedzieć.
Pattawziąłgłębokioddech,jegoramionauniosłysięiopadły,apotem
odwróciłsięipodszedłdobiurka.
-Cosiędziało?-spytał.
BeznamiętnieirzeczowoBrunettiopowiedziałmupokrótceo
dokumentachzebranychnatematLegaiomieszkaniachprzeznią
administrowanych,zktórychjednowynajmowałCrespo,orazokwotach
wypłacanychcomiesiącgodnymwsparciabiedakom.
-Półtoramilionamiesięcznie?-powtórzyłPatta,gdyBrunettiskończył
relacjonowaćprzebiegwizytyCanalego.-AjakiczynszLegapowinna
pobierać?
-WprzypadkuCanalegostodziesięćtysięcymiesięcznie.Żadenz
najemcówwymienionychwwykazieniepłaciwięcejniżdwieścietysięcy.
Ściślemówiąc,maksymalnietylewynosząwpływyzjednegomieszkaniawedle
zapisówwksięgachprowadzonychprzezLega.
-Jakietosąmieszkania?
-Crespomiałczterypokojewnowoczesnymbudynku.Tojedyne
mieszkanie,którewidziałem,alesądzącpoweneckichadresachwymienionych
wwykazieipoliczbiepokoi,powiedziałbym,żetoatrakcyjnemieszkania,na
pewnowieleznich.
-Czymaszrozeznanie,ileznichtomieszkaniatakiejakCanalego,a
najemcapłaciczynszwgotówce?
-Nie,paniekomendancie.Terazpowinienemporozmawiaćludźmi,
którzytammieszkają,idowiedziećsię,iluznichjestwmieszanychwtęsprawę.
MuszęzobaczyćwykazybankoweLega.Noipotrzebnamibędzieimiennalista
tychwdówisierot,którejakobyotrzymującomiesiączapomogi.
-Tooznacza,żekoniecznybędzienakazsądowy-powiedziałPatta,
przejawiającwrodzonąostrożność.
Brunettiwiedział,oczymszefmyśli.Występowanieprzeciwkotakim
ludziomjakCanaleczyCrespojestnajzupełniejwporządkuiniktnieprzejmuje
się,jakiezastosowanośrodki.Alebank-bank!-tozupełniecoinnego.
-Przypuszczam,paniekomendancie,żeSantomauromawtymjakiś
współudziałiżedoniegozaprowadzinasśledztwowsprawieśmierci
Mascariego.-JeśliPatcieniedanebędziezemścićsięnażonieSantomaura,to
możebędziechciałdopaśćsamegoSantomaura.
-Sądzę,żetomożliwe-odparłPattaniezdecydowanie.
GdytylkoBrunettidostrzegłnieskutecznośćzgodnejzprawdą
argumentacji,natychmiastuciekłsię,jaktomiałwzwyczaju,dooszustwa.
-Możesięokazać,żewykazybankowesąwporządku,abankniemaz
tymnicwspólnego,cooznacza,żeSantomarosamtymsterował.Kiedy
sprawdzimy,czywbankuniepopełnionożadnegonadużycia,będziemymogli
wystąpićprzeciwkoSantomaurowi.
Towystarczyło,abyPattaprzechyliłsięnadrugąstronę.
-Wporządku,poproszęsędziegośledczegoowydanienakazu
udostępnieniadanychbankowych.
-OrazarchiwówLega-dorzuciłryzykownieBrunetti.Przezmoment
chciałjeszczerazwspomniećoSantomaurze,alesiępowstrzymał.
-Nodobrze-zgodziłsięPatta,dającjednocześniedozrozumienia,żenie
zamierzaiśćnadalszeustępstwa.
-Dziękuję,paniekomendancie.-Brunettiwstał.-Zarazsięzato
zabieram.Wyślęparuludzidoosóbwymienionychwwykazie.
-Tak,tak-mruknąłPattabezwiększegozainteresowania.Pochyliłsięna
leżącyminabiurkudokumentamiiczuleprzejechałponichręką.Pochwili
podniósłgłowęispojrzałtak,jakbybyłzdziwiony,żeBrunettiwciążjestw
gabinecie.-Cośjeszcze,komisarzu?-spytał.
-Nie,towszystko,paniekomendancie.
Gdywychodził,Pattasięgałpotelefon.
Wróciwszydopokoju,zadzwoniłdoBolzanoipoprosiłopołączeniez
paniąBrunetti.Pokilkutrzaskach,przedzielonychgłuchąciszą,usłyszałgłos
Paoli.
-Ciao,Guido,comostai?Próbowałamzłapaćcięwdomuwponiedziałek
wieczorem.Dlaczegoniedzwoniłeś?
-Byłemzajęty.Czytałaśgazety?
-AleżGuido,przecieżjestemnawakacjach.Czytammistrza.Święty
zdrójjestwspaniały.Nicsiętamniedzieje,zupełnienic.
-NiechcęrozmawiaćoHenrymJamesie,Paolo.
Tesłowabyłyjejznane,alenigdydotądnieusłyszała,żebywypowiedział
jetakimtonem.
-Cosięstało,Guido?-spytała.
Natychmiastprzypomniałsobie,żewczasiewakacjiPaolanieczyta
gazet,izżalempomyślał,żepowinienbyłbardziejsiępostaraćidodzwonićdo
niejwcześniej.
-Mieliśmytrochękłopotów-powiedział,bagatelizującsprawę.
Natychmiastobudziłasięwniejczujność.
-Jakichkłopotów?-spytała.
-Zdarzyłsięwypadek.
-Opowiedzmi,Guido-poprosiłacicho.
-WracałemzMestreiktośchciałzepchnąćnaszmostu.
-Nas?
-ByłzemnąVianello...iMariaNardi.
-TadziewczynazCannaregio?Nowapolicjantka?
-Tak.
-Cosięstało?
-Najechalinanasiuderzyliśmywbarierkę.Onaniezapięłapasówi
rzuciłojąnadrzwi.Złamałasobiekark.
-OBoże,biednadziewczyna-wyszeptałaPaola.-Jaksięczujesz?
-Byłemwstrząśnięty,Vianelloteż,alenicsięnamniestało.Nie
połamaliśmysobiekości-dodałlżejszymtonem.
-Niechodzimiopołamanekości-powiedziaławciążcichymgłosem,ale
izdecydowanym,byćmożezezniecierpliwieniemalbozzatroskaniem.-Pytam,
jaksięczujesz.
-Wmiarędobrze.Vianelloprowadziłsamochódiobarczasiebiewiną.
-Tak,todlaniegotypowe.Porozmawiajznim,Guido.Wypełnijmuczas
pracą.-Pochwilispytała:
-Chcesz,żebymwróciła?
-Nie,Paolo,dopierotamprzyjechałaś.Chciałemcitylkopowiedzieć,że
nicminiejest.Nawypadekgdybyśprzeczytałaotymwgazetachalbogdyby
ktościęotozapytał.-Słyszałswójgłos,wktórymzabrzmiałanutażaludoniej,
żeniedzwoniła,nieczytałagazet.
-Chcesz,żebympowiedziaładzieciom?
-Lepiejtozrób,bomogąotymgdzieśusłyszećalboprzeczytać.Ale
postarajsięnieprzykładaćdotegowagi.
-Tak,tak,Guido.Kiedybędziepogrzeb?Przezchwilęniewiedział,o
czyjpogrzebchodzi-Mascariego,CrespaczyMariiNardi?-aledomyśliłsię,że
pytaopogrzebpolicjantki.
-Chybawpiątekrano.
-Wszyscypójdziecie?
-Ilubędziemogło.Pracowaławpolicjidośćkrótko,alecieszyłasię
sympatią.
-Ktotobył?-zapytała,wiedząc,żeniemusiprecyzowaćpytania.
-Niewiem.Samochódzniknął,zanimuprzytomniliśmysobie,cosię
dzieje.WracaliśmyzMestre,gdzieumówiłemsięnaspotkaniezjednymz
transwestytów,więcsprawcawiedział,gdziebędę.Mógłpoprostujechaćza
nami.StamtądprowadzitylkojednadrogadoWenecji.
-Atentranswestyta?Rozmawiałeśznim?
-Spóźniłemsię.Zostałzamordowany.
-Przeztęsamąosobę?-spytaławtelegraficznymstylu,jakiwypracowali
sobieprzezdwadzieścialat.
-Tak.Toraczejpewne.
-Atenpierwszy?Napolu?
-Towszystkojednasprawa.
Usłyszał,żezamieniaparęsłówzkimśwpokoju,ipochwilijejgłos
znowuzabrzmiałwsłuchawce.
-Chiarajesttutaj.Chceztobąporozmawiać.
-Ciao,Papa.Couciebie?Tęskniszzamną?
-Wporządku,aniele.Straszniezatobątęsknię.Zawamiwszystkimi.
-Alezamnąnajbardziej?
-Równozawszystkimi.
-Toniemożliwe.NiemożnecibrakowaćRaffiego,ponieważitaknigdy
niemagowdomu.Amamatylkosiedziicałymidniamiczytaksiążki,więc
komumogłobybrakowaćjej?Ztegowynika,żenajbardziejzamnąmusisz
tęsknić..Mamrację?
-Chybatak,aniele.
-Widzisz,byłamtegopewna.Wystarczyłotylkotrochępomyśleć,
prawda?
-Tak.Cieszę,żezwróciłaśminatouwagę.
Zoddaliusłyszałwsłuchawcejakieśhałasyipochwiliznowuodezwała
sięChiara.
-Tato,mamamikażeoddaćsłuchawkę.Powiedzjej,żebyposzłazemną
naspacer,dobrze?Nierobinicinnego,tylkosiedzicałydzieńnatarasieiczyta.
Cotozawakacje?
JejmiejscezajęłaPaola.
-Jeślichcesz,Guido,żebymprzyjechała,tylkopowiedz,azarazsię
spakujemy.
UsłyszałjękniezadowoleniaChiary.
-Toniejestkonieczne,Paolo-rzekł.-Naprawdę.Postaramsię
przyjechaćdowasnatenweekend.
Paolajużwielerazysłyszałatakieobietnice,więcniepytałaokonkrety.
-Mógłbyśmipowiedziećotymcoświęcej,Guido?
-Nieteraz,Paolo.Kiedysięspotkamy.
-Tutaj?
-Mamnadzieję.Jeślinie,tozadzwoniędociebie.Takczyinaczej
zadzwonię,niezależnieodtego,czyprzyjadę,czynie.Dobrze?
-Dobrze,Guido.Namiłośćboską,uważajnasiebie.
-Będęostrożny.Tyteżuważaj.
-Nacomamuważać?Tutaj,wtymraju?
-Uważaj,żebyśnieskończyłaksiążki,takjaktosięstałowCortinie.-
Obojeroześmialisięnawspomnienie.PaolazabraławówczaszesobąZłotą
wazę,aleprzeczytałająwtydzień,apotemniemiałajużnicdoczytaniaiw
rezultacieprzeznastępnytydzieńniemiałacorobić,jaktylkochodzićpo
górach,pływać,wylegiwaćsięnasłońcuigawędzićzmężem.Każdachwila
byładlaniejudręką.
-Och,niemartwsię-odparła.-Jużmamochotęjąskończyći
natychmiastzacząćodpoczątku.
Brunettiemuprzemknęłaprzezgłowęmyśl,czypowodem,dlaktóregonie
otrzymaławansunazastępcękomendanta,niebyłoprzypadkiemto,żePaolama
opinięwariatki.Doszedłjednakdowniosku,żeprawdopodobniebyłoinaczej.
Pożegnalisiępojeszczekilkuprośbachozachowanieostrożności.
Rozdział22
BrunettizadzwoniłdopaniElettry,aleniktniepodniósłsłuchawki.
NastępniewykręciłwewnętrznynumerVianellaipoprosiłgodosiebie.Sierżant
wszedłpokilkuminutachztakimsamymwyrazemtwarzyjakrankiemdwadni
temu,gdyrozstawałsięzBrunettimprzedwejściemdogmachukomendy.
-Buondi,paniekomisarzu-powiedział,zajmującjakzwyklekrzesło
przedbiurkiemBrunettiego.
-Dzieńdobry,Vianello.-Niechcącwracaćdowydarzeńtamtegodnia,
Brunettiodrazuspytał:-Iluludzimamydzisiajdodyspozycji?
Vianellozastanowiłsięiodparł:
-Czterech,jeśliliczyćRiverregoiAlvisego.
Brunettiniechciałrozmawiaćrównieżnatemattychdwóch.Podał
VianellowiwykazzałączonydodokumentówdotyczącychLega.
-Tojestlistaludzi,którzywynajmująmieszkaniaodLegadellaMoralita.
Chciałbym,żebyśwybrałztegoadresyweneckieipodzieliłjemiędzycztery
osoby.
-Wjakimcelu,paniekomisarzu?-Vianellozerknąłnawykaznazwiski
adresów.
-Chcęwiedzieć,komupłacączynsziwjakisposób-wyjaśniłBrunetti.
Vianelloobrzuciłgopełnymciekawościspojrzeniem,nacoBrunetti
zrelacjonowałmurozmowęzCanalemopłaceniuczynszugotówkąiojego
znajomych,którzypostępujątaksamo.
-Chcęwiedzieć-ciągnął-ileosóbztejlistytakpłaciczynsziwjakiej
wysokości.Jeszczeważniejszejestdlamnieto,czyktośznichznaosobęalbo
osoby,którymwręczająpieniądze.
Vianellopojąłwczymrzecz.Przekartkowałwykaznazwiskispytał:
-Ileichjestrazem?Ponadsetka,jaksądzę.
-Stosześćdziesiątdwa.
Vianellogwizdnął.
-Imówipan,żetenCanalepłacipółtoramilionamiesięcznie?
-Tak.
Brunettipatrzył,jakVianellodokonujetychsamychobliczeń,którychi
ondokonywał,gdyporazpierwszyzobaczyłtęlistę.
-Nawetjeślidotyczytotylkojednejtrzeciejtychludzi,touzbierasię
ponadpółmiliardarocznie,prawda?-Sierżantpotrząsnąłgłową.Brunettinie
byłpewny,czyjegoreakcjajestwyrazemzdumienia,czypodziwuwobec
zasięguprzedsięwzięcia.
-Znaszktórąśzosóbnatejliście?-spytał.
-Sądzącponazwisku,wydajemisię,żejestwśródnichwłaścicielbaru
znajdującegosięnaroguulicy,gdziemieszkamojamatka.Imięinazwiskosię
zgadza,aleniewiem,czyadresjesttensam.
-Jeślitak,toczymógłbyśznimluźnoporozmawiać?
-Toznaczypójśćnatospotkaniepocywilnemu?-upewniłsięsierżanti
uśmiechnął,bardziejprzypominającdawnegoVianella.
-AlbowysłaćtamNadię-zażartowałBrunettiijednocześniepomyślał,
żeniejesttotakizłypomysł.Jeśliludzie,którzywpewnejmierzenielegalnie
zajmująmieszkania,zorientująsię,żerozmawiajązpolicjantemwcywilu,
niewątpliwiewywrzetowpływnaichodpowiedzi.Byłprzekonany,żeksięgi
stowarzyszenianiczegoniewykażą,żeznajdąsiędowody,iżczynszepłacono
comiesiącnawłaściwyrachunekbankowyiżesąnatoodpowiednie
pokwitowania.OWłoszechmożnamyślećróżnie,alebezwątpieniajesttokraj,
gdziezawszezachowujesięudokumentowanedowody,itowobfitości-
natomiastobrazrzeczywistości,któryznichwynika,jestczęstokroć
nieprawdziwy.
Vianelloszybkodoszedłdotakiegosamegowniosku.
-Wydajemisię,żemożnatozrobićwsposóbbardziejnieformalny.
-Naprzykładwypytaćsąsiadów?
-Tak,paniekomisarzu.Ludzieniebędąmieliochotyujawniać,żesą
wmieszaniwcośtakiego.Mogąobawiaćsię,żestracąmieszkania.Wtakiej
sytuacjikażdybyskłamał.
Brunettiniemiałwątpliwości,żeVianelloteżbyskłamał,abyzachować
swojemieszkanie.Pogłębszymzastanowieniuuprzytomniłsobie,żesamteżby
takpostąpił,jakkażdywenecjanin.
-Wtakimrazielepiejporozmawiaćzokolicznymimieszkańcami.Wyślij
kilkapolicjantek.
UśmiechnatwarzyVianellaświadczyłojegoniekłamanymzadowoleniu.
-Weźzesobąito-powiedziałBrunetti,wręczającmudrugąlistę
załączonądodokumentówdotyczącychLega.-Tębędziełatwiejsprawdzić.To
wykazludzi,którzyotrzymującomiesięcznezapomogi.Spróbujsiędowiedzieć,
iluznichmieszkapodwskazanymadresemiczyrzeczywiściemożnaichuznać
zagodnychwsparciabiedaków.
-Gdybymlubiłsięzakładać-odparłVianello,którybyłznanyztakich
upodobań-postawiłbymdziesięćtysięcylirównato,żewiększośćniemieszka
podwymienionymtuadresem.-Przekartkowałlistęidodał:-Izałożyłbymsięo
następnedziesięćtysięcy,żewieluznichtoniesągodniwsparciabiedacy.
-Nieidęotakizakład.
-Takprzypuszczałem.CowiadomooSantomaurze?
-WedługinformacjizebranychprzezpaniąElettrę,jestczysty.
-Niktniejestczysty-odpaliłVianello.
-Wtakimrazieostrożny.
-Tojużbardziejprawdopodobne.
-Dowiedzieliśmysięjeszczejednego.Gallorozmawiałzproducentem
butówMascariego.Wie,któresklepywWenecjizajmowałysięichsprzedażą.
Chciałbym,żebyktośspytałsprzedawców,czypamiętają,komujesprzedali.
Rozmiarczterdzieścijeden...możezapamiętaliklienta,którykupowałtakie
dużebuty.
-Asuknia?-zapytałVianello.
PrzeddwomadniamiBrunettiotrzymałnatentematraport,który
potwierdziłjegoobawy.
-Tozwykłataniasukienka,którąmożnakupićnakażdymbazarze.
Czerwona,zjakiegośsyntetycznegomateriału.Mogłakosztowaćniewięcejniż
czterdzieścitysięcylirów.Zerwanozniejmetkę,aleGallowciążstarasię
wytropićproducenta.
-Jakiesąnatoszanse?
Brunettiwzruszyłramionami.
-Zbutamipowiodłosięnamlepiej-powiedział.-Przynajmniejznamy
producentaiwiemy,gdziejesprzedawano.
Vianellokiwnąłgłową.
-Cośjeszcze,paniekomisarzu?
-Tak.Zadzwońdopolicjiskarbowejipowiedzim,żebędziemy
potrzebowaćktóregośzichnajlepszychludzialbonawetkilku,jeślibędądo
dyspozycji.Przejrządokumenty,któreotrzymamyzBankuWeronyiodLega.
-Niedowiary,awięcudałosiępanunakłonićPattę,żebywystąpiło
nakazsądowy?Ibankudostępninamswojądokumentację?
-Tak-odparłBrunetti,niepozwalającsobienauśmiechzadowoleniaani
naprzechwałki.
-Tasprawamusiałasprawićmuwięcejprzykrości,niżprzypuszczałem.
Nakazsądowy,ktobypomyślał.-Vianellopokręciłgłową,niemogącoprzeć
sięzdumieniu.
-CzymógłbyśpoprosićpaniąElettrę,żebyprzyszładomnie?
-Oczywiście-odparłVianellowstając.Uniósłrękęzdwomawykazami.-
Podzielętenazwiskanagrupyizagonięludzidoroboty.-Podszedłdodrzwi,
aleprzedwyjściemzadałostatniepytanie,któreBrunettizadawałsobiecały
ranek.-Jakonimoglipójśćnatakieryzyko?Wystarczyjednaosoba,jeden
przeciekiwszystkosięsypie.
-Niemampojęcia.Nieznajdujęsensownegowytłumaczenia.
Aleprzyszłomunamyśl,żetomożebyćkolejnyprzypadekjakiegoś
grupowegoszaleństwa,obłędupowodowanegoryzykiem,któreprzekracza
granicerozsądku.Wostatnichlatachkrajemwstrząsnęłyaferyłapówkowe,
zakończonearesztowaniamiiwyrokamisądowymi,wktórewplątanibyliludzie
wszystkichszczeblihierarchiispołecznej,począwszyodprzemysłowcówi
budowniczych,askończywszynaministrach.Dziesiątkiisetkimiliardówlirów
wypłaconowformiełapówek.WrezultacieWłosidoszlidoprzekonania,że
korupcjajestnormalnymzjawiskiemwinstytucjachrządowych.Idlatego
działaniaLegadellaMoralitaorazkierującychniąludzimogłybyćuznaneza
całkowicienormalnewkrajuogarniętymobłędemprzekupstwa.
GdyBrunettiporzuciłterozważania,Vianellajużniebyło.Wdrzwiach
stanęłapaniElettra.
-Panmniewzywał,paniekomisarzu?
Brunettiprzytaknąłirękąwskazałjejkrzesło.
-Vianellowłaśniezszedłnadółzwykazami,któreodpanidostałem.
Wyglądanato,żewieleosóbzpierwszejlistypłacidużowyższeczynsze,niż
deklarujetoLega.Wobectegociekawimnie,czyludziewymienieninadrugiej
liścierzeczywiścieotrzymująpieniądzezgodnieztym,cotwierdziLega.
PaniElettrasłuchałago,pochyliwszygłowęnadswoimzeszytem,i
pospiesznierobiłanotatki.
-Chciałbympaniąprosić...jeśliniejestpanizajętainnymisprawami...
Nadczymprzeztentydzieńpracujepaniwnaszymarchiwum?-Słucham?-
spytała,lekkounoszącsięzkrzesła.Notesspadłjejzkolanipochyliłasię,żeby
gopodnieść.-Przepraszampana,komisarzu.-Ponownierozłożyłanotes.-W
archiwum?Chciałamzobaczyć,czyznajdęcośnatematmecenasaSantomauro
albopanaMascariego.
-Iudałosiępani?
-Niestetynie.Żadenznichniemiałnajmniejszychkłopotówzpolicją.
-Niktwcałymgmachuniemapojęcia,jakijestsystemkatalogowania
informacjiwarchiwum,alechciałbympaniąprosić,żebyspróbowałapani
dowiedziećsięczegośoludziachwymienionychwtychwykazach.
-Obu,paniekomisarzu?
Ponieważsamajesporządziła,wiedziała,żezawierająponaddwieście
nazwisk.
-Możepanizacznieoddrugiejlisty,ludziwspomaganychfinansowo.Są
naniejnazwiskaiadresy,więcmożepanisprawdzićwmiejskimratuszu,którzy
znichsązameldowani.
Zgodniezprzepisami,będącymiprzeżytkiemprzeszłości,wszyscy
obywatelemusielibyćoficjalniezameldowaniwmieście,wktórymmieszkali,i
musieliinformowaćwładzeokażdorazowejzmianieadresu,coułatwiało
śledzenieruchówibadanieprzeszłościkażdegoczłowieka,którym
zainteresowałysięczynnikioficjalne.
-Chciałbym,żebysprawdziłapaniludzinatejliście,dowiedziałasię,czy
bylinotowaniwkartotekachpolicyjnychtutajlubwinnychmiastach,anawetw
innychkrajach,choćniemampojęcia,jakieinformacjeudasiępaniuzyskać.
PaniElettrawszystkozapisywałaikiwałagłową,dającdozrozumienia,
żepoleceniakomisarzasądziecinnieproste.
-GdyVianellodowiesię,któreosobypłacączynszpodstołem-ciągnął-
chciałbym,żebypaniwzięłaodniegolistętychosóbirównieżjesprawdziła.
-Gdyskończyłmówić,paniElettrauniosłanachwilęwzrok.-Czyzdoła
panitozrobić?Niewiem,cosięstałozestarymiaktamipotym,jak
wprowadziliśmykomputery.
-Większośćznichwciążleżynadole-odparła.-Panujetambałagan,ale
wciążmożnaznaleźćwieleinformacji.
-Będziepanimogłatozrobić?-upewniłsię.ChoćpaniElettrapracowała
tuniecałedwatygodnie,Brunettimiałpoczucie,jakbybyłaunichodlat.
-Oczywiście.Ostatniozauważyłam,żedysponujęsporąilościąwolnego
czasu-odparła,zostawiającmufurtkę.
Kierowanynagłymimpulsem,spytał:
-Cosiędzieje?
-Dziświeczoremmająpójśćrazemnakolację.WMediolanie.Polecił
kierowcy,żebyzawiózłgotampopołudniu.
-Coztegowyniknie,jakpanisądzi?-Zadałtopytanie,choćwiedział,że
powinienbyłsiępowstrzymać.
-KiedyaresztująBurrascę,onawykupibiletnapierwszysamolot.Aleon
zaproponuje,żeodwieziejądomieszkaniaBurraskipokolacji.Wydajemisię,
żesprawiłobymutoogromnąsatysfakcję:podwoziżonę,atamstojąjuż
samochodypolicjiskarbowej.Gdyonajezobaczy,prawdopodobniewróciznim
dziświeczorem.
-Dlaczegoonchce,żebywróciładoniego?-spytałnakoniec.
PaniElettrauniosławzrokispojrzałananiego,zdziwionajegotępotą.
-Onjąkocha,paniekomisarzu.Sądzę,żezdołałsiępanotymprzekonać.
Rozdział23
WupalnedniBrunettizwykletraciłapetyt,aletegowieczoru,poraz
pierwszyodkolacjizPadovanim,naprawdępoczułgłód.Wdrodzedodomu
zatrzymałsięprzymościeRialto,zaskoczony,żepogodzinieósmejniektóre
straganyzowocamiiwarzywamisąwciążotwarte.Kupiłkilogrampięknych
pomidorów,takdojrzałych,żesprzedawcaprzestrzegł,abyniósłjeostrożniei
niczymnieprzygniótł.Nadrugimstraganiekupiłkilogramciemnofioletowych
figiotrzymałtakiesamoostrzeżenie.Naszczęścieopróczostrzeżeniadostałod
każdegozesprzedawcówplastykowątorbę,więczdołałdonieśćzakupyw
dobrymstanie.
Otworzyłwszystkieoknawmieszkaniu,przebrałsięwluźnebawełniane
spodnieipodkoszulek,poczymwszedłdokuchni.Pokroiłcebulę,włożył
pomidorydowrzątku,abyłatwiejzdjąćznichskórkę,iwyszedłnataras,żeby
zerwaćkilkalistkówświeżejbazylii.Mechaniczniewykonującposzczególne
czynnościiniekoncentrującsięnatym,corobi,przyrządziłprostysos,a
następniewstawiłwodęnamakaron.Kiedyosolonawodazaczęławrzeć,
wrzuciłpółpaczkipennerigateizamieszałmakaron.
Robiąctowszystko,całyczasmyślałoludziachuwikłanychw
wydarzeniaostatnichdziesięciudni,aleniestarałsięuporządkowaćplątaniny
twarzyinazwisk.Kiedymakaronbyłgotowy,odcedziłgonadurszlaku,włożył
domisyipolałsosem.Dużąłyżkąwymieszałwszystkoiwyszedłnataras,gdzie
wcześniejjużzaniósłwidelec,kieliszekibutelkęcaberneta.Tarasznajdowałsię
takwysoko,żetrzebabyłowejśćnadzwonnicękościołaSanPolo,abyz
dostateczniebliskiejodległościwidzieć,cosięnanimdzieje.Brunettizjadłcałą
porcjęmakaronu,zgarnąłresztkisosukawałkiemchleba,apotemzaniósłmisę
dokuchniizabrałstamtądświeżoumytefigi.
Nimzacząłjejeść,wszedłzpowrotemdomieszkaniapoRocznikiTacyta.
Znalazłmiejsce,gdzieskończyłostatnimrazem,izagłębiłsięwopowieścio
niezliczonychpotwornościach,jakiemiałymiejscezapanowaniacesarza
Tyberiusza,którywzbudzałwTacyciewyjątkoweobrzydzenie.Wdawnych
czasachRzymianiemordowali,dopuszczalisięzdradyiszargalihonor
człowiekataksamojakmy,pomyślał.Czytałdalej,tylkoutwierdzającsięw
tymprzekonaniu,ażkomaryzaczęłydokuczaćmutakbardzo,żemusiałwejść
domieszkania.Usadowiłsięnakanapieioddałlekturze.Spiszbrodnii
nikczemnościpopełnionychprawiedwatysiącelattemuwymazałzjego
pamięcite,którepopełnionowokółniego.Położyłsiędobrzepopółnocy,spał
głębokoinicmusięnieśniło.Obudziłsięodświeżony,takjakbyzyskałwiaręw
to,żezagorzałaibezkompromisowamoralnośćTacytapomożemuwytrwaćdo
końcadnia.
Kiedyprzyszedłtegorankadopracy,zezdziwieniemstwierdził,żePatta
znalazłczas,abyprzedwyjazdempoprzedniegodniadoMediolanupoprosić
sędziegośledczegoowydanienakazusądowego,któryumożliwiimwglądw
dokumentyzarównoLegadellaMoralita,jakiBankuWerony.Cowięcej,
jeszczetegorankanakazsądowydoręczonoobuinstytucjom,których
upoważnienipracownicyzobowiązalisięspełnićżądaniasędziegośledczego.
Obajuprzedzili,żeprzygotowaniekoniecznychdokumentówzabierzetrochę
czasu,iobajniepotrafilisprecyzować,jakdługobędzietotrwało.
Zbliżałasięjedenasta,aPattawciążsięniepojawił.Prawiewszyscyw
komendziekupilitegorankagazetę,alenieznaleźliwzmiankioaresztowaniu
Burraski.Nikogotoniezdziwiło,leczpodsyciłociekawość.Mnożyłysię
spekulacjecodorezultatówpodróżyzastępcykomendantadoMediolanu.
Brunettiunikałrozmównatentemat.PołączyłsięzGuardiadiFinanzaispytał,
czyspełnionazostaniejegoprośbaooddelegowaniekilkupracownikówdo
sprawdzeniadokumentówLegaibanku.Kuswemuzaskoczeniudowiedziałsię,
żesędziaśledczy,LucaBenedetti,jużdzwoniłwtejsprawieipoleciłpolicji
skarbowejzbadaćtedokumenty,gdytylkozostanądostarczone.
TużprzedobiademprzyszedłVianello.Brunettispodziewałsięusłyszeć,
żeniedostarczonodokumentówalbo,cobardziejprawdopodobne,żeobie
instytucjenaglenatknęłysięnajakąśbiurokratycznąprzeszkodę,która
spowodujeniemożliwądosprecyzowaniazwłokęwudostępnieniużądanej
dokumentacji.
-Buongiorno,paniekomisarzu.-Vianellopozostałwdrzwiach.
Brunettiuniósłwzrokznadleżącychnabiurkupapierów.
-Tak,słucham.
-Dwieosobychciałybyzpanemporozmawiać.
-Ktototaki?
-ProfesorLuigiRattiijegożona-oznajmiłpolicjantiograniczyłdalsze
informacjedokrótkiegostwierdzenia:-zMediolanu.
-Kimsąpanprofesorijegożona,jeślimożnawiedzieć?
-WynajmująmieszkanieoddanedodyspozycjiLega.Mieszkajątam
trochęponaddwalata.
-Mówdalej,Vianello-zainteresowałsiękomisarz.
-Adrespanaprofesorabyłnaliściemieszkań,któreprzypadłomiw
udzialesprawdzić,więcdziśranoposzedłemtam.Kiedyspytałempana
profesora,jakdoszłodotego,żeotrzymałtomieszkanie,odparł,żedecyzje
Legasąpoufne.Dowiedziałemsię,żetytułemczynszucomiesiącwpłaca
dwieściedwadzieściatysięcylirównarachunekLegawBankuWerony.Kiedy
poprosiłem,bypokazałmikwity,odrzekł,żeichnieprzechowuje.
-Achtak?-wtrąciłBrunettizrosnącymzainteresowaniem.
Ponieważnigdyniemożnamiećpewności,czyjakaśinstytucjarządowa
niestwierdzizaległościwuiszczaniuopłatczypodatkówalboniedostrzeże
brakujakiegośdokumentu,każdyWłochgromadziwszystkieoficjalnedruki,a
zwłaszczadowodydokonanychopłat.BrunettiiPaolamielidwieszuflady
wypełnionerachunkamizzakładówużytecznościpublicznejzaostatniedziesięć
laticonajmniejtrzypudławypchanerozmaitymidokumentamii
przechowywanenastrychu.Jeśliktośtwierdzi,żewyrzuciłpokwitowanie
opłaceniaczynszu,tojestalboszaleńcem,albokłamcą.
-Gdziemieszkapanprofesor?-spytałBrunetti.
-WZattere-odparłVianello,wymieniającnazwęnajbardziejatrakcyjnej
dzielnicywmieście.-ZjegookienwidaćGuideckę.Wszedłemtylkodo
korytarza,alesądzę,żemazsześćpokoi.
-Ipłaciraptemdwieściedwadzieściatysięcylirów?-zdziwiłsięBrunetti,
pamiętając,żeprzedmiesiącemtylezapłaciłRaffizaparętimberlandów.
-Zgadzasię,paniekomisarzu.
-Wtakimraziepoprośtupanaprofesoraijegożonę.Taknamarginesie,
czegoonjestprofesorem?
-Chybaniczego,paniekomisarzu.
-Rozumiem-powiedziałBrunettiizakręciłnasadkępióra.
Vianellootworzyłdrzwi,anastępniecofnąłsięokrok,żebyprzepuścić
profesorostwoRattich.
ProfesorRattimiałzpięćdziesiątkilkalat,alestarałsiętoukryć,
wspomaganywswychwysiłkachzabiegamifryzjera,któryobcinałmuwłosy
takkrótkoprzyskórze,żeszpakowatypanmógłuchodzićzablondyna.
GołębioszarygarniturodGianniegoVersaceodmładzałgo,podobniejak
rozpiętapodszyjąjedwabnakoszulawkolorzeburgunda.Nagołychnogach
miałbutyzplecionejskóry,tegosamegokolorucokoszula,kupione
niewątpliwiewBottegaVeneta.Zapewnektośzwróciłmuuwagę,żema
obwisłypodbródek,więczawiązałsobiepodszyjąbiałyfulariwnienaturalny
sposóbzadzierałbrodę,jakbyniedbałyoptykźleustawiłsoczewkijego
dwuogniskowychokularów.
Jeśliuznać,żeprofesorrzucałwyzwaniezbliżającejsięstarości,tojego
żonanajwyraźniejwdałasięwotwartąwalkę.Jejwłosybyłyniesamowicie
podobnewkolorzedokoszulimałżonka,askóratwarzytaknapiętajaku
tryskającychenergiąnastolateklubpoingerencjizdolnegochirurga.Szczupła
jaktyczka,miałanasobiebiałypłóciennykostium,apodrozpiętymżakietem
szmaragdowozielonąbluzkęzjedwabiu.Widząctęparę,Brunettizadałsobie
pytanie,jakimcudemmimoupałuwyglądająświeżoisprawiająwrażenie,że
jestimchłodno.Chłódbiłzwłaszczazichoczu.
-Panchciałporozmawiaćzemną,profesorze?-spytałBrunetti.Wstałz
krzesła,aleniewyciągnąłrękinapowitanie.
Profesorprzytaknąłigestemrękipoprosiłżonę,byusiadłanastojącym
przedbiurkiemkrześle,asam,nieproszony,przysunąłsobiedrugiekrzesło
spodściany.Gdyobojejużsięusadowili,powiedział:
-Przyszedłemtu,abyoznajmićpanu,iżzoburzeniemprzyjąłemnajście
policjinamójdom.Ponadtochcęzaprotestowaćprzeciwkoinsynuacjom
funkcjonariusza.
Jakwielumediolańczyków,Rattiopuszczałwwymowiegłoskę„r”,co
Brunettiemuzawszekojarzyłosięzdykcjąaktorekoperującychgłębokimi
oddechami.
-Cotobyłyzainsynuacje,profesorze?-spytałBrunetti,siadającza
biurkiemidającznakVianellowi,abypozostałwdrzwiach.
-Żesąjakieśnieścisłościdotyczącelokalu,naktórymamumowęnajmu.
BrunettispojrzałnaVianella,którywzniósłoczydosufitu,wyrażając
swojenastawieniedomediolańskiejwymowy,połączonejterazznapuszonym
słownictwem.
-Najakiejpodstawiesądzipan,żetosąinsynuacje,profesorze?-ciągnął
Brunetti.
-Jakinaczejmamrozumiećwdarciesiępolicjidomojegomieszkania
orazżądanie,bymokazałpokwitowaniazazapłaconyczynsz?
Gdyprofesorwyjaśniałpowodyswegoniezadowolenia,jegożona
wodziławzrokiempopokoju.
-„Wdarciesię”,profesorze?„Żądanie”?-powtórzyłswobodnymtonem
BrunettiizwróciłsiędoVianella:-Sierżancie,wjakisposóbweszliściedo...
lokalu,naktórypanprofesormaumowęnajmu?
-Wpuściłamniepokojówka.
-Icojejpowiedzieliście,sierżancie?
-ŻechciałbymrozmawiaćzprofesoremRattim.
-Rozumiem-odparłBrunettiiponownieskierowałuwagęnaprofesora.-
Wjakisposóbprzedstawionoto„żądanie”,profesorze?
-Pańskisierżantchciał,żebymokazałpokwitowaniazazapłacony
czynsz.Komubysięchciałoprzechowywaćtakierzeczy?
-Panniemazwyczajuprzechowywaćpokwitowań,profesorze?
Rattimachnąłręką,ajegożonaspojrzałanaBrunettiegozudawanym
zdumieniem,dającdozrozumienia,żeprzechowywaniekwitównatakmałą
kwotęjestogromnąstratączasu.
-Cobypanzrobił,gdybywłaścicielmieszkaniamiałpretensje,żenie
zapłaciłpanczynszu?Jakidowódbypanprzedstawił?-zapytałBrunetti.
Gest,jakiterazzrobiłRatti,miałoznaczać,żetakamożliwośćwogólenie
wchodziwrachubę,natomiastspojrzeniejegożonymówiło,żenikomunie
przyszłobynawetnamyślkwestionowaćprawdomównościmęża.
-Czymożemipanpowiedzieć,jakopłacapanczynszzamieszkanie,
profesorze?
-Nierozumiem,dlaczegotasprawamiałabyinteresowaćpolicję-wypalił
Rattiwojowniczymtonem.-Niejestemprzyzwyczajony,bytakmnie
traktowano.
-Toznaczyjak,profesorze?-szczerzezainteresowałsięBrunetti.
-Jakpodejrzanego.
-Czypolicjakiedyśpotraktowałapanajakpodejrzanego?Czymiałpan
okazjępoznaćtouczucie?
Rattilekkouniósłsięzkrzesłaispojrzałnażonę.
-Niemapowodu,bymmiałdłużejtoznosić-odparł.-Jedenzmoich
znajomychjestradcąmiejskim.
PaniRattiwykonałanieznacznygestrękąijejmążpowoliopadłna
krzesło.
-Czymożemipanpowiedzieć,jakopłacapanczynszzamieszkanie,
profesorze?-powtórzyłBrunetti.
Profesorspojrzałmuprostowoczy,mówiąc:
-WpłacamnależnąsumędoBankuWerony.
-PrzySanBartolomeo?
-Tak.
-Jakatojestsuma?
-Nieznaczna-odparłRattizlekceważeniem.
-Dwieściedwadzieściatysięcylirów?
-Tak.
Brunettikiwnąłgłową.
-Ajakajestpowierzchniamieszkania?-zapytał.
WtymmomenciewtrąciłasiępaniRatti,dającdozrozumienia,żetakie
idiotyzmyprzekraczajągranicejejwytrzymałości.
-Niemamypojęcia.Zaspokajanaszepotrzeby-stwierdziła.
BrunettiprzysunąłdosiebielistęmieszkańpowierzonychLega,
przewróciłpierwszedwiekartkiiprzejechałpalcemwdół,zatrzymującsięprzy
nazwiskuRatti.
-Trzystadwadzieściametrówkwadratowych.Sześćpokoi.Sądzę,że
takiemieszkaniemożezaspokoićrozmaitepotrzeby.
-Cotomaznaczyć?-żachnęłasiępaniRatti.
-Dokładnieto,copowiedziałem,inicwięcej,proszępani-odparł
Brunettizespokojem.-Sześćpokoitodostatecznaprzestrzeńdladwóchosób,
bopaństwomieszkajątamsami,prawda?
-Zpokojówką-uściśliłapaniRatti.
-Awięcdlatrzechosób-poprawiłsięBrunetti.-Teżsiędoskonale
zmieszczą.-Niezmieniającwyrazutwarzy,przeniósłwzrokzpaniRattinajej
męża.-Jaktosięstało,żeLegawynajęłapanumieszkanie,profesorze?
-Bardzoprosto-oświadczyłRattilekkozawadiackim,jaksięwydawało
Brunettiemu,tonem.-Złożyłempodaniewzwykłymtrybieiotrzymałem
mieszkanie.
-Dokogoadresowałpantopodanie?
-DoLegadellaMoralita,tooczywiste.
-Askądpanwiedział,żeLegamamieszkaniadowynajęcia?
-Wszyscywmieścieotymwiedzą.Nieprawdaż,paniekomisarzu?
-Możejeszczenieteraz,alewkrótcebędąwiedzieli.
PaństwoRattiniezareagowalinatęuwagę,alepaniprofesorowarzuciła
mężowiszybkiespojrzenieizarazprzeniosławzroknakomisarza.
-Czypanpamięta,ktopowiadomiłpana,żesąmieszkaniadowynajęcia?
Obojenatychmiastodpowiedzieliprzecząco.Brunettipozwoliłsobiena
bladyuśmiechizauważył:
-Codotegonajwyraźniejniemająpaństwowątpliwości.-Zrobiłjakąś
nicnieznaczącąnotatkęprzyichnazwiskunawykazie.-Aczyprzeprowadzono
zpaństwemrozmowępoprzedzającąostatecznądecyzjęoprzyznaniu
mieszkania?
-Nie-odparłRatti.-Wypełniliśmyiwysłaliśmyformularze.Apotem
dostaliśmywiadomość,żewybórpadłnanas.
-Wiadomośćnadeszłalistownieczyprzeztelefon?
-Tobyłotakdawnotemu,żejużniepamiętam-rzekłprofesor.Spojrzał
nażonę,aonapotrząsnęłaprzeczącogłową.
-Państwomieszkajątamoddwóchlat?
-Tak.
-Iniezachowalipaństwoanijednegokwituzaopłaconyczynsz?
TymrazemprzeczącaodpowiedźpadłaodpaniRatti.
-Proszęmipowiedzieć,profesorze,ileczasuwrokuspędzająpaństwow
tymmieszkaniu.
-Przyjeżdżamytunakarnawał-odparłRattipochwilizastanowienia.
-Tooczywiste-uzupełniłazdaniemężapaniprofesorowa.
-JesteśmytuwewrześniuiczasamipodczasświątBożegoNarodzenia-
ciągnąłprofesor.
-Noi,oczywiście,spędzamytuczasemweekend-wtrąciłapaniRatti.
-Oczywiście-przytaknąłBrunetti.-Apokojówka?
-PrzyjeżdżarazemznamizMediolanu.
-Oczywiście.-Brunettikiwnąłgłowąiznowucośzapisałnależącej
przednimliście.-Chciałbympanazapytać,profesorze,czyznanesąpanu
dążeniaLega,jejcele.
-Wiem,żezmierzadopoprawystanumoralnościpublicznej-oświadczył
profesor,tonemwyrażającprzekonanie,żetakiedziałaniazawszesąpotrzebne.
-Otak-zgodziłsięBrunetti.-Alejamiałemnamyślicelwynajmowania
tychmieszkań.
Rattirzuciłżonieszybkiespojrzenieiodrzekł:
-Sądzę,żestowarzyszeniechcewynajmowaćmieszkanialudziomtego
godnym.
-Wtakimrazie,profesorze-ciągnąłBrunetti-czyniewydajesiępanu
dziwne,żeLega,będącastowarzyszeniemdziałającymwWenecji,wynajęła
jednozoddanychjejdodyspozycjimieszkańosobiezMediolanu,która
korzystazniegozaledwieprzezkilkamiesięcywroku?-Rattimilczał,więc
Brunettiprzycisnąłgojeszczebardziej.-Zpewnościąwiepan,jaktrudnojest
znaleźćmieszkaniewtymmieście.
NatęuwagęzareagowałapaniRatti.
-Sądziliśmy,żechcąoddaćtakiemieszkaniewręceludzi,którzypotrafią
jedocenićiwłaściwiesięoniezatroszczyć.
-Czychcepaniprzeztopowiedzieć,żepaństwopotrafiąlepiej
zatroszczyćsięotakdużemieszkanieniż,naprzykład,rodzinastolarzaz
Cannaregio?
-Tochybazrozumiałesamoprzezsię.
-Akto,jeśliwolnospytać,pokrywakosztynaprawwtymmieszkaniu?-
spytałBrunetti.
-Jaknarazieniebyłopotrzebydokonywaćżadnychnapraw-odparła
paniRattizuśmiechem.
-Alewumowie,oilepaństwojązawarli,jestzapewneklauzula,która
jasnookreśla,ktoponosikosztynapraw.
-Onisązatoodpowiedzialni-oznajmiłRatti.
-Kto?Lega?
-Tak.
-Awięcnajemcaniejestodpowiedzialnyzautrzymaniemieszkaniaw
dobrymstanie?
-Nie.
-Apaństwoprzebywająwnimprzez...-Brunettiurwałizerknąłna
leżąceprzednimpapiery,takjakbyznajdowałysięwnichkonkretnedane-
...przezdwamiesiącewroku.-Rattimilczał,więcBrunettizapytał:
-Zgadzasię,profesorze?
Wodpowiedzipadłokrótkieiniechętne„tak”.
Celowoimitującgestksiędza,któryuczyłgokatechizmuwgimnazjum,
Brunettipieczołowiciezłożyłręce,kładącjetużpodleżącyminabiurku
papierami,ipowiedział:
-Wydajemisię,żenadeszłachwila,kiedybędziepanmusiałdokonać
wyboru,profesorze.
-Nierozumiem.
-Jużwyjaśniam.Pierwszamożliwośćjestnastępująca:powtórzymytę
rozmowę,nagrywającmojepytaniaipanaodpowiedzinataśmę
magnetofonową,lubwezwęsekretarkę,którabędziejestenografowała.Takczy
owakbędęprosiłpana,jakrównieżpanamałżonkę,ponieważpaństwa
wypowiedzisązgodne,opodpisanietegozeznania.-Tuzrobiłdłuższąpauzę,
abydobrzepojęlisensjegosłów.-Alboteż,comoimzdaniemjestowiele
mądrzejsze,zaczniepanmówićprawdę.
PaństwoRattizrobilizdziwioneminy,apaniprofesorowanawetudała
oburzenie.
-Wobuwypadkach-dodałzespokojem-dojdzieconajmniejdotego,że
stracąpaństwomieszkanie,choćpewnoupłynietrochęczasu,nimtonastąpi.
Aleniewątpliwietaksięstanie.Drobnasprawa,leczbezsporna.-Zaintrygowało
goto,żeżadneznichniedomagasię,bywyjaśnił,ocomuchodzi.-Wiadomo,
żewielemieszkańjestwynajmowanychnielegalnieiżektośbliskozwiązanyz
Legaodlatpobierazanieczynszniezgodniezprawem.-GdyprofesorRatti
zacząłoponować,Brunettiuniósłnachwilęręceizarazszybkoznowujezłożył.
-Gdybybyłatojedyniesprawaoszustwa,korzystniejbyłobydlapaństwadalej
utrzymywać,żeoniczymniewiedzą.-Brunettiprzerwał,przysięgającsobie,że
wydusiznichprawdę.
-Ajakatosprawa?-spytałRatti,porazpierwszyodprzekroczeniaprogu
tegopokojuwyrażającsięwbardziejstonowanysposób.
-Sprawamorderstwa.Awłaściwietrzech,wtymmorderstwapolicjanta.
Rozumiejąwięcpaństwo,żedołożymywszelkichstarań,abydoprowadzićtę
sprawędokońca.Jedenznaszychludzizostałzabity.Zamierzamyznaleźć
sprawcówtejzbrodniiichukarać.-Przerwałnachwilę,abytesłowadonich
trafiły.-Jeślibędąpaństwozuporempodtrzymywaćdotychczasowezeznania,
uwikłająsięwsprawęmorderstwa.
-Nicniewiemyożadnymmorderstwie-ostropowiedziałapaniRatti.
-Terazjużpaństwowiedzą.Osoba,którauknułaplanwynajmumieszkań,
jestrównieżsprawcątychtrzechmorderstw.Jeślipaństwoniezgodząsię
udzielićnampomocywustaleniu,ktoodpowiadazawynajmowaniepaństwu
mieszkaniaipobieraniecomiesiącczynszu,będąpaństwoposądzenio
utrudnianieprowadzeniaśledztwawsprawiemorderstwa.Chybaniemuszę
przypominać,żegrozizatoowielesurowszakaraniżzaudzielanie
wymijającychinformacjiwsprawieoszustwa.Ajużodsiebiechciałbymdodać,
żezrobięwszystko,abypaństwoponieślitękarę,jeśliwdalszymciągubędą
odmawiaćnampomocy.
Rattiwstałzkrzesła.
-Chciałbymporozmawiaćzżoną.Naosobności.
-Niezgadzamsię-odparłBrunetti,porazpierwszypodnoszącgłos.
-Mamdotegoprawo-oburzyłsięprofesor.
-Mapanprawoporozumiećsięzeswoimadwokatem,panieRatti.Nie
mamnicprzeciwkotemu.Alewsprawie,októrejrozmawiamy,musząpaństwo
zdecydowaćteraz,wmojejobecności.
Brunettiznacznieprzekroczyłswojeuprawnieniailiczyłjedynienato,że
jegorozmówcynieorientująsięwsytuacji.
PaństwoRattispoglądalinasiebietakdługo,żestraciłwszelkąnadzieję.
Wkońcupaniprofesorowakiwnęłagłowąiobojezpowrotemusiedli.
-Nodobrze-powiedziałRatti-alechcęzaznaczyć,żenicniewiemyo
tymmorderstwie.
-Morderstwach-skorygowałjegowypowiedźBrunettiizauważył,żeta
poprawkazrobiłasilnewrażenienaprofesorze.
-Trzylatatemu-rozpocząłswojąopowieśćRatti-jedenznaszych
znajomychzMediolanupowiedziałnam,żeznakogoś,ktomożepomócnam
wynająćmieszkaniewWenecji.Przezpółrokustaraliśmysięcośznaleźć,ale
okazałosiętobardzotrudne,zwłaszczażezależałonamnadobrejlokalizacji.-
Brunettiobawiałsię,iżprzyjdziemuwysłuchiwaćdługichużalań,aleprofesor
prawdopodobniewyczułjegozniecierpliwienieipowiedział:-Naszznajomy
podałnamnumertelefonuwWenecji,podktórymieliśmyzadzwonić.
Zrobiliśmyto,wyjaśniliśmy,wjakiejsprawietelefonujemy,anaszrozmówca
spytał,jakiegomieszkaniaszukamyiilejesteśmyskłonnizapłacić.-Ratti
przerwał.
Amożezamilkłnadobre?-zaniepokoiłsięBrunetti.
-Noi...?-wtrąciłponaglającymtonem,jakiegoużywałwszkoleksiądz,
gdyuczniowiezwracalisiędoniegozpytaniamilubwątpliwościami
dotyczącymikatechizmu.
-Powiedziałemmu,czegoszukamy,aonzapewniłnas,żeskontaktujesię
znamizakilkadni.Irzeczywiściezadzwonił,mówiąc,żejeśliprzyjedziemyw
najbliższyweekenddoWenecji,pokażenamtrzylokale.Przyjechaliśmytui
obejrzeliśmymieszkania.
-Czypokazałjepaństwutensamczłowiek,doktóregopaństwo
zadzwonili?
-Tegoniewiem.Alenapewnobyłtoczłowiek,którydonasoddzwonił.
-Jaksięnazywa?
-Płacimymuczynsz,alenieznamjegonazwiska.
-Jaktosięodbywa?
-Dzwonidonaswostatnitydzieńmiesiącaiumawiasięnaspotkanie.
Zwyklemaonomiejscewjakimśbarze,choćczasami,wlecie,spotykamysię
naświeżympowietrzu.
-Gdzie?WWenecjiczywMediolanie?
TuwtrąciłasiępaniRatti:
-Wyglądanato,żeonwie,gdzieakuratprzebywamy.Gdyjesteśmyw
Wenecji,dzwonitu,ajeślimieszkamywMediolanie,dzwonidoMediolanu.
-Icopotem?
-Spotykamsięznimidajępieniądze-odpowiedziałpanRatti.
-Jakatosuma?
-Dwaipółmilionalirów.
-Miesięcznie?
-Tak.Czasamipłacęmuzakilkamiesięcyzgóry.
-Wiepan,kimjesttenczłowiek?-dopytywałsięBrunetti.
-Nieznamjegonazwiska,aleparokrotniewidziałemgonaulicy.
Brunettidoszedłdowniosku,żezdążyjeszczepoprosićopodanie
rysopisu,iporzuciłtentemat.
-PrzejdźmydoLega-zaproponował.-Jakajestichrolawtym
wszystkim?
-Kiedypoinformowaliśmytegoczłowieka,żejesteśmyzainteresowani
jednymzmieszkań,podałnamcenę.Zaczęliśmysiętargowaćiwkońcuopuścił
dodwóchipółmiliona-powiedziałRattiznieskrywanymsamozadowoleniem.
-ALega?-powtórzyłBrunetti.
-Tenczłowiekpowiedział,żeLegaprzyślenamformularze,któremamy
wypełnićizwrócićim,apotembędziemymogliwprowadzićsiędomieszkania
wciągudwóchtygodni.
-Powiedziałnamrównież,żebyśmynikomuniemówili,jakznaleźliśmy
tomieszkanie-wtrąciłapaniRatti.
-Czyktośotopytał?
-KilkuznajomychzMediolanu-odparła.-Powiedzieliśmyim,że
skorzystaliśmyzpośrednictwaagencjiwynajmumieszkań.
-Acopowiedzielipaństwoznajomemu,odktóregonapoczątku
otrzymalipaństwonumertelefonu?
-Tosamo-odrzekłRatti.-Żeskorzystaliśmyzagencji.
-Czywiedząpaństwo,skądówznajomyznałtennumer?
-Mówił,żektośpodałmugonaprzyjęciu.
-Czypamiętająpaństwo,kiedyodbyłasiętapierwszarozmowa
telefoniczna?Jakitobyłmiesiąciktóryrok?
TopytanienatychmiastrozbudziłopodejrzliwośćRattiego.
-Dlaczegopanpyta?-rzekł.
-Chciałbymmiećjasnyobraz,kiedytowszystkosięzaczęło-skłamał
Brunetti.Taknaprawdęprzyszłomunamyśl,żemożnasporządzićwykaz
wszystkichrozmówtelefonicznych,którewtymokresieprzeprowadzilipaństwo
Ratti,iodszukaćpołączeniazWenecją.
Zpewnymsceptycyzmem,wyczuwalnymwwyrazietwarzyiwgłosie,
Rattiodparł:
-Tobyłowmarcu,dwalatatemu.Gdzieśpodkoniecmiesiąca.
Przeprowadziliśmysiętunapoczątkumaja.
-Aha.IodtegoczasuniemielipaństwożadnychkontaktówzLega?
-Nie.
-Przejdźmydosprawypokwitowań-powiedziałBrunetti.
Rattizacząłsięniespokojniewiercićnakrześle.
-Comiesiącdostajemypokwitowaniezbanku-odparł.
-Najakąkwotę?
-Dwieściedwadzieściatysięcylirów.
-WięcdlaczegopaństwoniepokazaliichsierżantowiVianello?
-Niechcieliśmybyćwnicwmieszani-wtrąciłapaniRatti.
-ZpowodusprawyMascariego?-zapytałniespodziewanieBrunetti.
-Copanmanamyśli?-rzekłprofesorzrosnącymniepokojem.
-Niebyłpanzaskoczonywiadomością,żedyrektorbanku,zktórego
dostajepanpokwitowaniezaopłacenieczynszu,zostałzabity?
-Dlaczegomiałbymbyćzaskoczony?-oburzyłsięRatti.-Czytałemo
tym,jakzmarł,isądziłem,żezabiłgoktóryśzjego...jaktosięmówi?...
Klientów?
Brunettibyłniemalpewny,żewdzisiejszychczasachwszyscyznająto
słowo,alenierozwiałjęzykowychwątpliwościprofesora.
-Czyostatnioktośkontaktowałsięzpanemwsprawiemieszkania?
-Nie.
-Jeślimężczyzna,któremupłacąpaństwoczynsz,zadzwonialbomoże
nawetodwiedzipaństwa,spodziewamsię,żezostanęotymnatychmiast
powiadomiony.
-Tak,oczywiście,paniekomisarzu-odparłRatti,znowuwystępującw
roliprzykładnegoobywatela.
NagleBrunettiuprzytomniłsobie,żepozerstwoimarkowestrojetych
ludziprzyprawiajągoomdłości.
-SierżantVianellozaprowadzipaństwanadół-powiedział.-Proszę
podaćmudokładnyrysopisczłowieka,któremupłacąpaństwoczynsz.-
NastępniezwróciłsiędoVianella:-Jeślibędzieszmiałwrażenie,żejesttoktoś
namznany,pokażzdjęcia.
Vianellokiwnąłgłowąiotworzyłdrzwi.PaństwoRattiwstali,ależadnez
nichniezdobyłosięnato,bynapożegnaniepodaćrękęBrunettiemu.Profesor
ująłramięmałżonki,poprowadziłjąkilkakrokówdodrzwi,anastępniestanąłz
bokuiprzepuściłpierwszą.VianellorzuciłspojrzenieBrunettiemu,pozwolił
sobienanikłyuśmiechiwyszedłzanimi.
Rozdział24
TegodniaBrunettikrótkorozmawiałzPaolą.Spytałago,czywydarzyło
sięcośnowego,poczymponowiłapropozycję,żeprzyjedzienakilkadnido
Wenecji,adziecizostawiwhotelu.Przekonałjąjednak,żewtakiupałniema
sensuwracaćdomiasta.
ResztęwieczoruspędziłwtowarzystwiecesarzaNerona,októrymTacyt
napisał,żebył„naturalnymiinienaturalnymichuciamizhańbiony’’.Poszedł
spaćdopierowtedy,gdyskończyłczytaćopispożaruRzymu,któryzdaniem
TacytanastąpiłwwynikuceremoniizaślubinNeronazmężczyzną,kiedyto
cesarzzaszokowałnawetswójrozpustnydwór,bo„kazałnarzucićnasiebie
welonślubny”*[Tłum.S.Hammer.].Wszędziecitranswestyci,pomyślał
Brunetti.
Następnegodniawporannym„Corriere”podanowiadomośćo
aresztowaniuBurraski,słowemniewspominającopaniPatcie.Brunettinie
zdążyłprzeczytaćgazetyprzedpogrzebemMariiNardi.KościółdeiGesuitibył
zatłoczony;wceremoniiuczestniczyłarodzina,przyjacieleiwiększość
pracownikówweneckiejpolicji.PrzybyłrównieżfunkcjonariuszScarpaz
Mestre,którywytłumaczyłnieobecnośćsierżantaGalla,zmuszonegopozostać
jeszczeprzezconajmniejtrzydniwMediolanie,abyuczestniczyćwtoczącym
siętamprocesie.PojawiłsięnawetzastępcakomendantaPatta,ubranyw
granatowygarniturisprawiającywrażeniedośćprzygnębionego.Brunettinie
mógłpozbyćsięmyśli,żeśmierćkobietypodczaswykonywaniaobowiązków
służbowychjestwiększymnieszczęściemniżśmierćmężczyzny,choćzdawał
sobiesprawę,żejesttowyrazjegosentymentalnościipolitycznej
niepoprawności.Kiedysześciuumundurowanychpolicjantówwynosiłopomszy
trumnę,stanąłnastopniachkościoła.Zobaczywszywychodzącegochwiejnym
krokiem,zapłakanegoizałamanegonieszczęściemmężaMariiNardi,odwrócił
wzrok.Patrzyłnalagunę,gdyVianellodotknąłjegoramienia.
-Paniekomisarzu?
Brunettiocknąłsię.
-Chybazidentyfikowalitamtegoczłowieka.
-Kiedytosięstało?Dlaczegonicminiemówiłeś?
-Dowiedziałemsięotymdopierodziśrano.Wczorajpopołudniu
obejrzelizdjęcia,alepowiedzieli,żeniemająpewności.Wydajemisię,żejuż
wtedyrozpoznaligo,alechcielinajpierwporozmawiaćzeswoimadwokatem.
Przyszlidziśrano,odziewiątej,irozpoznaliPietroMalfattiego.
Brunetticichogwizdnął.Malfattilatamiwymykałsięimzrąk;był
notowanyzaprzestępstwazużyciemsiły,wtymzagwałtipróbęzabójstwa,ale
oskarżeniazawszejakośsięrozpływały,zanimpostawionogoprzedsądem,
gdyżświadkowieodwoływalizeznaniaalbotwierdzili,żepodczaspierwszej
próbyidentyfikacjipopełnilipomyłkę.Dwarazytrafiłdowięzienia-razzato,
żeżyłzzarobkówprostytutki,adrugirazzapróbęwymuszeniaharaczuod
właścicielabaru.Barspłonąłpodczasjegodwuletniegopobytuzakratkami.
-Czybylizdecydowaniwswejopinii?
-Sprawialiwrażenie,żesącałkiempewni.
-Mamyjegoadres?
-Ostatnimrazemustaliliśmy,żemamieszkaniewMestre,aleodponad
rokujużtamniemieszka.
-Znajomi?Kobiety?
-Sprawdzamy.
-Akrewni?
-Niepomyślałemotym.Jakaśwzmiankanatentematpowinnabyćw
jegoaktach.
-Sprawdźrodzinę.JeśliMalfattimakogośbliskiego,matkęalbobrata,
postawkogośnastrażywjakimśmieszkaniuwsąsiedztwie.Albonie-poprawił
się,przypominającsobietenieliczne,znanemufaktyzhistoriiMalfattiego-
postawtamdwóchludzi.
-Takjest,paniekomisarzu.Cośjeszcze?
-AdokumentyzbankuizLega?
-Powinnybyćdzisiajdoodebrania.
-Chcęjemieć.Nawetjeślibędzieszmusiałsampójśćiwydostaćte
papiery.Chcęmiećcałądokumentacjędotyczącąopłatzatemieszkania.
Dopilnuj,żebyprzesłuchanowszystkichpracownikówbankuisprawdzono,czy
MascaricośimmówiłnatematLega.Kiedykolwiek.Jeślibędzietrzeba,poproś
sędziego,żebyposzedłztobąiwyciągnąłodnichtędokumentację.
-Takjest,paniekomisarzu.
-Kiedybędzieszwbanku,dowiedzsię,ktobyłodpowiedzialnyza
nadzorowanierachunkówLega.
-MożeRavanello?
-Toprawdopodobne.
-Zobaczymy,cosiędazrobić.ASantomauro,paniekomisarzu?
-Dzisiajznimporozmawiam.
-Czyto...-Vianellopowstrzymałsięodpodważeniasłusznościtego
krokuispytałkrótko:-Czyzgodzisiętakbezzapowiedzenia?
-Wydajemisię,sierżancie,żemecenasSantomaurobędziebardzo
ciekawtejrozmowy.
Irzeczywiścietakbyło.KancelariaadwokatamieściłasięprzyCampo
SanLuca,nadrugimpiętrzebudynkuznajdującegosięwodległościdwudziestu
metrówodtrzechróżnychbanków.Bardzostosownalokalizacja,pomyślał
Brunetti,gdysekretarkamecenasawprowadziłagodogabinetu.
Santomaurosiedziałprzybiurku,zaktórymznajdowałosiędużeokno
wychodzącenaplac.Byłojednakszczelniezamknięte,awpokojupanowałdość
nieprzyjemnychłód,zwłaszczawporównaniuztym,cobyłowidaćnadworze-
ludzieprzechodziliprzezplaclekkoubrani,pokazującgołeramiona,nogi,plecy
iręce-atuczłowiekodczuwałchłód,nawetgdymiałnasobiemarynarkęi
krawat.
KiedyBrunettizostałwprowadzony,prawnikuniósłwzrok,alenie
zechciałaniuśmiechnąćsię,aniwstać.Miałnasobietradycyjnyszarygarnitur,
ciemnykrawatilśniącobiałąkoszulę.Jegoszerokorozstawioneniebieskieoczy
spoglądałynaświatzpozornąotwartością.Twarzbyłablada,jakwśrodkuzimy
-ludzie,którzydziałająnapoluprawa,niewiedzącotowakacje,pomyślał
Brunetti.
-Proszęusiąść,komisarzu-powiedziałSantomauro.-Copanadomnie
sprowadza?
Wyciągnąłrękęiprzesunąłzdjęciewsrebrnejramielekkonaprawo,tak
abylepiejwidziećBrunettiegoiabyBrunettilepiejwidziałfotografię.
PrzedstawiałakobietęwwiekuSantomauraidwóchpodobnychdoniego
młodzieńców.
-Wielepowodów,paniemecenasie-odparłBrunetti.-ZacznęodLega
dellaMoralita.
-Wtejsprawiebędziepanmusiałzwrócićsiędomojejsekretarki.Moja
rolawdziałalnościtegostowarzyszeniajestczystoformalna.
-Jakmamtorozumieć,mecenasie?
-Legamusimiećjakiegośnominalnegoprzedstawiciela,którywystępuje
jakoprezes.Jestempewien,iżzdołałpanjużdowiedziećsię,żemy,członkowie
zarządu,niemamywpływunabieżącedziałaniapodejmowaneprzez
stowarzyszenie.Konkretnąpracęwykonujedyrektorbanku,któryprowadzi
nasząksięgowość.
-Wtakimraziejakadokładniejestpanarola?
-Jużpanumówiłem:jestemfigurantem-odparłznieznacznym
uśmiechemSantomauro.-Mampewną...hm...pozycjęspołecznąidlatego
poproszonomnie,abymzostałprezesem.Jesttoczystotytularnestanowisko.
-Ktopanapoprosił?
-Władzebanku,któryzajmujesięrachunkamiLega.
-SkorointeresamiLegazajmujesiędyrektorbanku,tojakiesąpana
obowiązki,mecenasie?
-Występujęwimieniustowarzyszenia,gdyprasazwracasiędonasz
zapytaniemalbogdytrzebawyrazićnaszestanowiskowjakiejśsprawie.
-Rozumiem.Apozatym?
-Dwarazywrokuspotykamsięzprzedstawicielembanku,który
prowadzinaszerachunki,iomawiamznimsytuacjęfinansowąstowarzyszenia.
-Jakwyglądatasytuacja,jeśliwolnospytać?
Santomauropołożyłdłonienabiurku.
-Jakpanwie,jesteśmyorganizacjąniedochodową,więcwystarczy,
abyśmyutrzymywalisięnapowierzchni,bytakrzec,wsensiefinansowym.
-Conależyprzeztorozumieć?Wsensiefinansowym,oczywiście.
Santomaurozdobyłsięnajeszczewiększyspokójicierpliwośćwobec
rozmówcy.
-Staramysięzebraćtylepieniędzy,abyśmymoglidalejudzielać
zapomógludziom,którychuznanozauprawnionychdoichotrzymywania.
-Akto,jeśliwolnospytać,decyduje,komuprzysługująteuprawnienia?
-Oczywiścieprzedstawicielbanku.
-Ktopodejmujedecyzjeoprzyznawaniumieszkańbędącychw
dyspozycjiLega?
-Tasamaosoba-odparłSantomauro,pozwalającsobienauśmiech,i
dodał:-Przyjęłosię,żezarządtylkozatwierdzajegopropozycje.
-Apan,jakoprezes,czymapangłoswtejsprawie,jakąśmożliwość
podejmowaniadecyzji?
-Gdybymchciałzniejskorzystać,topewnobymmógł.Ale,jakjuż
wspomniałem,paniekomisarzu,naszestanowiskasączystohonorowe.
-Cotoznaczy,mecenasie?
Zanimpadłaodpowiedź,Santomaurodotknąłczubkiempalcablatubiurka
izdjąłzniegodrobinękurzu.Przesunąłrękęwbokistrząsnąłzniejpyłek.
-Jakmówiłem,mojestanowiskojestwyłącznietytularne.Znająctak
wielumieszkańcówtegomiasta,nieuważamzastosownedecydować,którzyz
nichodniosąkorzyścizfilantropijnejdziałalnościLega.Jestemprzekonany,że
członkowiezarządu,jeśliwolnomiwyrażaćsięwichimieniu,podzielająmoje
odczucia.
-Achtak...-Brunettiniekryłswychwątpliwości.
-Trudnopanuwtouwierzyć,komisarzu?
-Gdybympowiedziałpanu,mecenasie,wcotrudnomiuwierzyć,nie
byłobytozbytroztropnezmojejstrony-odparłBrunettiizarazspytał:-Czy
prowadzipanrównieżsprawymajątkowepanaCrespo?
OdlatBrunettiniewidziałmężczyzny,którysiedzizzasznurowanymi
ustami,alewłaśnietakwyglądałSantomauro,nimudzieliłmuodpowiedzi.
-ByłemadwokatempanaCrespo,więctooczywiste,żeprowadzę
równieżjegosprawymajątkowe.
-Czytodużymajątek?
-Topoufnainformacja,paniekomisarzu,oczympan,dyplomowany
prawnik,powinienwiedzieć.
-Otak.Przypuszczamrównież,żecharakterkontaktów,jakiemiałpanz
panemCrespo,stanowirówniepoufnąinformację.
-Widzę,żejednakpamiętapanprzepisy,komisarzu.
-Chciałbymspytać,czydokumentyLega,całaksięgowość,zostały
przekazanepolicji.
-Powiedziałtopanwtakisposób,komisarzu,jakbypanniebył
pracownikiempolicji.
-Gdziesątedokumenty,panieSantomauro?
-Oczywiściewrękachpanakolegów,komisarzu.Dziśranopoprosiłem
sekretarkę,żebyzrobiłakopie.
-Nampotrzebnesąoryginały.
-Tojasne,żeprzekazaliśmywamoryginały-odparłSantomauro,
obdarzającBrunettiegouśmiechem.-Pozwoliłemsobiezrobićkopienawłasny
użytek,gdybyprzypadkiemcośsięzawieruszyło,gdybędąwwaszejpieczy.
-Panjestbardzoprzezorny,mecenasie-rzekłBrunetti,niesilącsięna
uśmiech.-Niebędępanawięcejabsorbował.Zdajęsobiesprawę,jakcennyjest
czasczłowieka,którymatakąpozycjęspołecznąjakpan.Alemiałbymjeszcze
jednopytanie.Czymożemipanpowiedzieć,któryzpracownikówbanku
prowadzirachunkiLega?Chciałbymznimporozmawiać.
NatwarzySantomaurawykwitłszerokiuśmiech.
-Niestetytoniemożliwe,komisarzu.Widzipan,rachunkiLegaod
początkuprowadziłnieżyjącyjużLeonardoMascari.
Rozdział25
Brunettipodziwiałkunszt,zjakimSantomauroobciążyłwiną
Mascariego.Całasprawaopierałasięteraznabardzowątłychprzesłankach-
dokumentacjabankowabyłatakspreparowana,abywyglądałonato,że
prowadziłjąMascari,pozatympracownicybankuniewiedzielialboniebyliw
stanieprzypomniećsobie,czyjeszczektośzajmowałsięrachunkamiLega,w
rezultacieniczegoniemożnabyłodowiedziećsięomordercachMascariegoi
Crespa.
Wkomendziepoinformowanogo,żezarównoBankWerony,jakiLega
udostępniłyswojądokumentacjępolicjantom,którzyprzyszlijąodebrać.Trzech
pracownikówGuardiadiFinanzajużzaczęłoprzeglądaćpapiery,szukając
informacjiotym,ktonadzorowałprowadzenierachunków,napodstawie
którychwypisywanopotemczekinadziałalnośćcharytatywnąLega.
Wiedział,żeniemapocoschodzićnadółistaćnadpracującymiludźmi,
aletrudnomubyłosiępowstrzymać,żebyprzynajmniejnieprzejśćkołopokoju,
gdziezostaliumieszczeni.Niechcąculectejpokusie,poszedłzjeśćobiad,
celowowybierającrestauracjęwGhetto,choćoznaczałoto,żeczekagodługi
spacertamizpowrotemwporzenajwiększegoupału.Kiedypotrzeciejwrócił
dobiura,czuł,żemarynarkęmaprzesiąkniętąpotem,abutyklejąmusiędo
stóp.
KilkaminutpóźniejdojegopokojuwszedłVianello.Bezwstępów
powiedział:
-Sprawdzałemlistęludzi,którzyotrzymujączekiodLega.
Brunettiwyczułjegonastrój.
-Icoznalazłeś?-spytał.
-MatkaMalfattiegoponowniewyszłazamążiprzyjęłanazwiskomęża.
-Noi...?
-Dostajeczekiwypisanenatonazwiskoinapoprzednie.Ponadtojej
obecnymążteżdostajeczeki,podobniejakdwóchjegokuzynów,alewygląda
nato,żeczekidlakuzynówsąwypisywanenadwaróżnenazwiska.
-IlezatemdostajecałarodzinaMalfattich?
-Czekiopiewająśrednionapięćsettysięcymiesięcznie,cowsumiedaje
bliskotrzymilionynamiesiąc.-MimowolnieVianellowyskoczyłzpytaniem:-
Czyimwogólenieprzychodzinamyśl,żemogązostaćprzyłapani?
Brunettiuważał,żeodpowiedźjestoczywista,izainteresowałsięinną
sprawą.
-Cozbutami?-spytał.
-Nicniewiemy.RozmawiałpanzGallem?
-WciążjestwMediolanie.Sądzę,żeScarpanapewnozadzwoniłbydo
mnie,gdybyczegośsiędowiedział.Corobiąludziezpolicjiskarbowej?
Vianellowzruszyłramionami.
-Siedzątuodsamegorana-odparł.
-Wiedzą,czegoszukać?-zapytałBrunetti,niemogącopanować
zniecierpliwienia.
-Przypuszczam,żeszukająjakiegośśladuświadczącegootym,kto
zajmowałsiętymwszystkim.
-Mógłbyśzejśćnadółispytać,czycośznaleźli?Jeślijestwto
zamieszanyRavanello,chciałbymzabraćsięzaniegojaknajszybciej.
-Takjest,paniekomisarzu-odparłsierżantiwyszedłzpokoju.
Czekającnajegopowrót,Brunettipodwinąłrękawykoszuli,bardziejpo
to,żebyczymśzająćręce,niżznadzieją,żebędziemuchłodniej.
Vianellowróciłzodpowiedziąwypisanąnatwarzy.
-Rozmawiałemzkapitanem-oznajmił.-Naraziemogąpowiedziećtylko
tyle,żewszystkonadzorowałMascari.
-Cotomaznaczyć?-warknąłBrunetti.
-Tylesiędowiedziałem-rzekłVianellowolno,zespokojem.Po
dłuższymmilczeniudodał:-...paniekomisarzu.-Przezchwilężadensięnie
odzywał.-Możepansamwtrakcierozmowyznimzorientowałbysię,cotoma
znaczyć.
Brunettispojrzałwbok,opuściłrękawykoszuliizaproponował:
-Chodźmytamrazem,Vianello.
TomiałowystarczyćzaprzeprosinyiVianellochybajeprzyjął.
Zważywszynaupał,raczejniepowinienspodziewaćsięniczegowięcej.
Wpokojunadolepracowałotrzechfunkcjonariuszypolicjiskarbowej.Ze
względunapanującątamduchotęwszyscyzdjęliwełnianekurtkimundurowe,
alemielikrawaty.Siedzieliprzydługimbiurkuzasłanymaktamii
dokumentami,międzyktórymileżałydwamałekieszonkowekalkulatoryiłap
top.
KiedywszedłBrunetti,mężczyznasiedzącyprzykomputerzeuniósł
wzrok,zerknąłzzaokularówizarazopuściłgłowę,żebywystukaćkolejnedane
naklawiaturze.Spojrzałnaekran,potemnależącyobokdokument,znowucoś
wystukałijeszczerazspojrzałnaekran.Wziąłkartkępapieruzestosu
znajdującegosiępoprawejstroniekomputera,odłożyłjątyłemdogórypolewej
stronieizacząłczytaćnastępnedanezleżącejnawierzchukartki.
-Któryzpanówkierujepracą?-spytałBrunetti.
Niskimężczyznaorudychwłosachuniósłgłowęznadkalkulatorai
powiedział:
-Ja.KomisarzBrunetti?
-Tak-odparłBrunetti.Podszedłbliżejiwyciągnąłrękęnapowitanie.
-KapitandeLuca-odparłfunkcjonariuszimniejoficjalnymtonem
dodał:-Beniamino.-Zamachałręką,wskazującpapiery.-Chciałbypan
wiedzieć,któryzpracownikówbankudokonywałtychoperacji?
-Tak.
-Wchwiliobecnejwszystkowskazujenato,żepracownikonazwisku
Mascari.Jegokodysąwpisanenakażdejtransakcji,anawieludokumentach,
któretumamy,jestsygnaturaprzypominającajegoinicjały.
-Czytomożebyćfałszerstwo?
-Copanmanamyśli,komisarzu?
-Czyktośmógłdokonaćzmianwtychdokumentach,abywyglądałona
to,żesporządziłjeMascari?
DeLucadługosięnadtymzastanawiałiwkońcupowiedział:
-Sądzę,żetomożliwe.Tenczłowiekmiałdzieńlubdwanaprzerobienie
dokumentów.Przypuszczam,żetodośćczasu.-Jeszczechwilętrwałw
zamyśleniu,jakbyrozwiązywałwzóralgebraiczny.-Tak.Osoba,któraznała
kody,mogłatozrobić.
-Czywbankutekodydostępusąwjakimśstopniuutrzymywanew
tajemnicy?
-Wydajemisię,żewogóleniesąutrzymywanewtajemnicy.Urzędnicy
ciąglesprawdzająsobienawzajemrachunkiidotegomusząznaćkody.Moim
zdaniemprzerobienietychdokumentówbyłobybardzoproste.
-Aparafynapokwitowaniach?
-Łatwiejjepodrobićniżpodpis-stwierdziłdeLuca.
-Czyjestsposób,abyudowodnić,żecośtakiegomiałomiejsce?
Kapitanznowudługorozważałtopytanie.
-Niemaszans,abyudowodnić,żektośwprowadziłzmianywzapisie
komputerowym-oświadczył.
-Możedasięwykazać,żeparafysąpodrobione,alenategorodzaju
dokumentachludziezazwyczajcośnagryzmoląiczęstotrudnoodróżnić
autentycznąsygnaturęodpodrobionej.Czasemczłowieksamniewie,czydana
sygnaturabyłapostawionajegoręką.
-Czymożnadowieśćsłusznościoskarżeniaosfałszowanietych
dokumentów?
-Paniekomisarzu,niezdołapantegodowieść.
-WięcwszystkonadzorowałMascari?
TymrazemdeLucasięzawahał.
-Tegobymniepowiedziałzabsolutnąpewnością.Natowygląda,ale
całkowiciemożliwe,żektośprzerobiłtedokumenty,abyobciążyćMascariego.
-Acopanmożepowiedziećopozostałychsprawach,oprocedurze
doborunajemcówmieszkań?
-O,tojasne,żeprzydzielanomieszkanialudziomniedlatego,żeznaleźli
sięwtrudnejsytuacji.Natomiastci,którzyotrzymywalizapomogi,wwielu
wypadkachniebylibiedakami.
-Skądpantowie?
-Jeślichodziopierwszych,mamytuwszystkiepodaniapodzielonena
dwiegrupy:przyjęteiodrzucone.-DeLucaprzerwałnachwilę.-Trochę
przesadziłem.Częśćmieszkań,dużączęść,przekazanoludziomrzeczywiście
znajdującymsięwtrudnejsytuacji,alejednączwartąpodańzłożyliludzie,
którzynawetniesąwenecjanami.
-Tychpodań,którezostałyprzyjęte?-spytałBrunetti.
-Tak.Wasiludziejeszczeniezdążylisprawdzićcałegowykazu
najemców.
BrunettispojrzałnaVianella,atenwyjaśnił:
-Przejrzelijakąśpołowęwykazuiwidaćztego,żewielemieszkań
wynajętosamotnymmłodymludziom,którzypracująnanoce.
Brunettikiwnąłgłowąipowiedział:
-Kiedydostanieszpełnyraportnatematobutychlist,chcęgozobaczyć.
-Tojeszczezajmieprzynajmniejdwadni,paniekomisarzu.
-Niestety,wyglądanato,żejużniemusimysięspieszyć.-odparł
Brunetti.PodziękowałkapitanowideLucezapomociwróciłdoswojego
pokoju.
Doskonaletozaplanowano,pomyślał,lepiejniktbyniewykombinował.
Ravanelloowocniespędziłweekenditerazzdokumentówwynika,żerachunki
LeganadzorowałMascari.Czymożnabardziejprzekonywającowyjaśnić,cosię
stałoztyminiezliczonymimilionamiskradzionymiLega,niżzrzucając
wszystkonaMascariegoijegotranswestytów?Ktowie,coonwyrabiałpodczas
swychsłużbowychpodróżybankowych,jakieorgieurządzał,jakąfortunę
roztrwoniłtenczłowiek,ażtakoszczędny,żenieprowadziłrozmów
międzymiastowychzżoną?Brunettibyłpewny,żeMalfattijestdalekopoza
Wenecjąiszybkosiętuniepojawi.Niemiałwątpliwości,żetoMalfatti
pobierałopłatyzaczynsziżądałprocentuodsumy,naktórąopiewałyczeki
wysyłanewformiezapomóg,jakowarunku,żetezapomogiwogólezostaną
przyznane.ARavanello?Zaprezentujesięwrolibliskiegoprzyjaciela,którynie
wyjawiłzdrożnegosekretuMascariegopowodowanybłędnierozumianą
lojalnością,iktórynigdybynieprzypuszczał,żejegoprzyjacieljestwstanie
popełnićogromneoszustwofinansowe,abyzaspokoićswojenienaturalneżądze.
ZkoleiSantomauro?Bezwątpieniagdywyjdzienajaw,żeprzezswą
łatwowiernośćstałsięnarzędziemwrękachzaprzyjaźnionegobankowca,
Mascariego,początkowobędzieprzedmiotembezlitosnychkpin,aleprędzejczy
późniejopiniapublicznanapewnouznagozabezinteresownegoobywatela,
któregozaufaniezawiódłdwulicowyMascaripowodowanyswymi
nienaturalnymiżądzami.Doskonałyplan,beznajmniejszejskazy,którąBrunetti
mógłbywychwycićiwykorzystaćdoodsłonięciaprawdy.
Rozdział26
TegowieczoruwysocemoralnezamysłyTacytaanisrogilosMesalinyi
Agrypiny,wyważonynaszalisprawiedliwości,niebyłyukojeniemdladuszy
Brunettiego.Przeczytałponuryopisichśmierci,naktórąwpełnizasłużyły,inie
mógłoprzećsięprzeświadczeniu,żezło,któreszerzyłyteniegodziwekobiety,
przetrwałodługopoichzgonie.Dawnojużminęładruga,gdywreszcieodłożył
książkę.Przezresztęnocyspałniespokojnie,nękanywspomnieniem
Mascariego,prawegoczłowieka,któregożycieskończyłosięprzedwcześnie,i
jegośmierci,jeszczebardziejprzygnębiającejniżśmierćMesalinyiAgrypiny.
Równieżiwtymwypadkuzłoprzetrwapojegozgonie.
Tegorankawpowietrzuzawisłatakaduchota,jakbyktośrzuciłklątwęna
mieszkańców,każącimżyćwparaliżującejspiekocieiciężkimpowietrzu,nie
poruszonymnajlżejszympowiewemwiatru,którypozostawiłmiastojego
losowiiigrałwinnychrejonach.IdącdopracyprzezbazarnamościeRialto,
Brunettizauważył,żesklepikisąwwiększościzamknięte-równyzazwyczaj
rządstraganówzionąłtuiówdziepustką,jakszczerbywuzębieniupijaka.
SprzedażwarzywwczasieFerragostobyłabezcelowa,skorowszyscy
mieszkańcyuciekalizmiasta,aturyściniechcieliniczegoinnegopróczpaninoi
aguaminerale.
Brunettiprzybyłnakomendędośćwcześnie,niechcąciśćprzezmiasto
podziewiątej,kiedyupałnarastał,anaulicachbyłocorazwięcejturystów.
Wolałonichniemyśleć.Niedzisiaj.
Nicniedawałomuzadowolenia-animyśli,żenielegalneinteresyLega
będąpowstrzymane,aninadzieja,żedeLucawrazzeswoimiludźmiznajdzie,
byćmoże,jakiścieńdowodu,któryzaprowadziichdoSantomauraiRavanella.
Nieliczyłteżnato,żedowiesię,skądpochodziłysukniaibuty,któremiałna
sobieMascari-zbytdużoczasuminęłojużodichkupna.
TeponurerozmyślaniaprzerwałVianello,którybezpukaniawpadłdo
pokoju,wołając:
-ZnaleźliśmyMalfattiego!
-Gdzie?-Brunettinaglepoczułprzypływenergiiiwstałzzabiurka.
-Ujegodziewczyny.NazywasięLucianaVespaimieszkaprzySan
Barnaba.
-Jaktosięstało?
-Zadzwoniłdonasjejkuzyn.Jestnaliścieiprzezostatnirokdostawał
czekiodLega.
-Poszedłeśznimnaukład?-spytałBrunetti,nieprzejmującsię,żetakie
postępowaniejestsprzecznezprawem.
-Nie.Nawetnieśmiałtegozasugerować.Powiedział,żechcenam
pomóc.-Vianelloprychnął,dającdozrozumienia,nailezawierzyłjego
słowom.
-Cocipowiedział?
-ŻeMalfattimieszkatamodtrzechdni.
-Czymamyjąwaktach?
Vianellopokręciłgłową.
-Tylkożonę.Postawiliśmynaszegoczłowiekawsąsiednimmieszkaniu,
aleMalfattiniepojawiłsięuniejprzezdwadni.
Rozmawialischodzącposchodachikierującsiędobiura,gdziepracowali
mundurowi.
-Wezwałeśmotorówkę?
-Czekanazewnątrz.Iluludziechcepanzabrać?
Brunettinigdydotądnieuczestniczyłwżadnymzwieluaresztowań
Malfattiego,aleczytałraporty.
-Trzech-powiedział.-Uzbrojonych.Wkamizelkach.
DziesięćminutpóźniejBrunetti,Vianelloitrzejfunkcjonariusze-ci
ostatnijużzlanipotempodgrubymikamizelkamikuloodpornymi,którewłożyli
namundury-weszlinaniebiesko-białąpolicyjnąmotorówkęstojącąz
włączonymmotoremprzedkomendą.Trzejfunkcjonariuszewmaszerowali
jedenzadrugimdokabiny,aBrunettizostałzVianellemnapokładzie,aby
poczućpowiewwiatruspowodowanyruchemłodzi.Pilotwyprowadziłichna
BacinodiSanMarco,apotemskręciliwprawoipopłynęliwkierunkuwlotudo
CanaleGrande.Poobustronachukazywałysiępokoleipałacebędącedumą
miasta,aonistaliniemalstykającsięgłowamiirozmawiali,usiłującusłyszeć
sięwszumiewiatruiwarkociesilnika.Postanowili,żeBrunettiwejdziedo
mieszkaniaispróbujeporozumiećsięzMalfattim.Nicniewiedzielio
przebywającejtamkobiecieimusieliprzedewszystkimzadbaćojej
bezpieczeństwo.
Mająctonawzględzie,Brunettizacząłżałować,żezabrałzesobą
funkcjonariuszy.Gdyprzechodniezobaczączterechpolicjantów,wtymtrzech
stojącychpoddrzwiamimieszkaniaisilnieuzbrojonych,zbierzesiętłum
gapiów,któryprzyciągnieuwagęwszystkichludziwbudynku.
MotorówkaprzybiładonabrzeżaprzyCa’Rezzonico,gdzieznajdowałsię
przystanektramwajuwodnego,ijedenzadrugimwyszłozniejpięciu
mężczyzn,którzywzbudzilizdziwienieizainteresowaniepasażerów
czekającychnałódźnumer1.Rzędemweszliwwąskąuliczkę,któraprowadziła
naCampoSanBarnaba,iznaleźlisięnaplacu.Choćsłońcejeszczeniestałow
zenicie,zpłytchodnikabiłżar.
Budynek,doktóregoszli,mieściłsięwprzeciwnym,prawymroguplacu,
atużprzedwejściemstałajednazdwóchwielkichłodzi,przycumowanychdo
nabrzeżakanałubiegnącegowzdłużbokuplacu,zktórychsprzedawanoowocei
warzywa.Zprawejstronyodwejściaznajdowałasięrestauracja,jeszczenie
otwarta,azaniąksięgarnia.
-Niechwszyscywejdądoksięgarni-zarządziłBrunetti,zauważywszy
wytrzeszczoneoczyisłysząckomentarzeludzizdumionychwidokiem
policjantówuzbrojonychwkarabinymaszynowe.-Ty,Vianello,czekajna
zewnątrz.
Funkcjonariuszeprzemaszerowaliprzezdrzwizpewnymskrępowaniem,
jakbysięobawiali,żeniezmieszcząsięwśrodku.Właścicielwystawiłna
zewnątrzgłowę,zobaczyłVianellaiBrunettiego,poczymbezsłowadałnuraw
głąbsklepu.
KartkaznazwiskiemVespabyłaprzyklejonapoprawejstromerzędu
dzwonków.Niezważającnato,Brunettiprzycisnąłguzikznajdującysię
powyżejkartki.Pochwiliwdomofonieodezwałsiękobiecygłos:
-Si?
-Poczta,proszępani.Mamlistpolecony.Musipanipokwitowaćodbiór.
Usłyszawszytrzaskotwierającychsiędrzwi,Brunettizwróciłsiędo
Vianella:
-Spróbujęczegośsięonimdowiedzieć.Zostańtutajiniepozwólnaszym
ludziomwyjśćnaulicę.
Widząctrzystaruszki,którestanęłyoboknichzwózkaminazakupy,
jeszczebardziejżałował,żezabrałzesobąpozostałychfunkcjonariuszy.
Otworzyłdrzwiiwszedłdokorytarza,gdzieuderzyłgociężki,dudniący
dźwiękmuzykirockowejdochodzącejzgórnychpięter.Jeśliznajdującesięna
zewnętrzdzwonkiodpowiadałyusytuowaniumieszkań,topiętrowyżej
mieszkałapaniVespa,anadniąkobieta,którawpuściłagodobudynku.
Brunettiszybkoposzedłschodaminagórę,mijającdrzwidomieszkaniaVespy,
przezktóresłychaćbyłogłośnąmuzykę.
Naszczycienastępnejkondygnacjischodów,przydrzwiachmieszkania
stałamłodakobietazniemowlęciemnaręku.NawidokBrunettiegozrobiłakrok
wtyłiwyciągnęłarękę,bywziąćzaklamkę.
-Chwileczkę,proszępani.-Brunettistanąłwmiejscu,żebyjejnie
przestraszyć.-Jestemzpolicji.
Jejspojrzenie,biegnącepozaniego,wdółposchodach,tamskąd
dochodziładudniącamuzyka,mówiło,żepojawieniesiępolicjantawcalejejnie
dziwi.
-Tooniegochodzi,prawda?-spytała,wskazującbrodąkierunek,skąd
dobiegałyciężkiebasy.
-MówipanioprzyjacielupaniVespy?
-Tak.Onim-potwierdziła,wymawiającposzczególnesłowaztaką
złościąitakdobitnie,żeBrunettizacząłsięzastanawiać,czegojeszczedopuścił
sięMalfattiodczasu,gdyzamieszkałwtymdomu.
-Jakdługotujest?-spytał.
-Niewiem-odparłakobieta,robiącnastępnykrokwstronęmieszkania.-
Muzykaleciprzezcałydzień,odwczesnegoranka.Niemogęiśćnadółze
skargą.
-Dlaczego?
Przycisnęładopiersiniemowlę,jakbychciałaprzypomniećstojącemu
przedniąmężczyźnie,żejestmatką.
-Ostatnimrazemnagadałmistrasznychrzeczy-powiedziała.
-MożezwrócisiępanidopaniVespy?
Wzruszyłaramionami,dającdozrozumienia,jakmałoważnajestpani
Vespa.
-Czyonatamznimjest?
-Niewiem,ktoznimjest,inicmnietonieobchodzi.Chcętylko,żeby
wyłączonotęmuzykęiżebymojedzieckomogłowreszciezasnąć.
Jakbynasygnał,niemowlę,któregłębokospałowjejramionach,
otworzyłooczy,zaśliniłosięinatychmiastznowuzasnęło.
DudniącamuzykaiskargikobietynasunęłyBrunettiemupewienpomysł.
-Niechpaniwejdziedośrodka-poleciłjej.-Trzasnędrzwiamiizejdęna
dół,żebyznimporozmawiać.Proszęniewychodzić.Niechpanisiedziw
którymśpokojuwgłębi,dopókijedenzmoichludziniepozwolipaniwyjść.
Kobietakiwnęłagłowąiweszładodomu.Brunettichwyciłzaklamkę.
Zatrzasnąłdrzwiztakąsiłą,żenaklatcerozległsięhukpodobnydowystrzału.
Odwróciłsięizbiegłposchodach,walącjaknajgłośniejbutami.Donośny
tupotnachwilęprzebiłsięprzezmuzykę.
-Bastaconquellamusica!-ryknąłzwściekłością,jakczłowiek,który
straciłwszelkącierpliwość.-Dośćtejmuzyki!-krzyknąłjeszczeraz.
Gdyznalazłsiępiętroniżej,walnąłpięściąwdrzwiiwrzasnąłnacały
głos:
-Wyłącztęcholernąmuzykę!Mojedzieckoniemożezasnąć.Cisza,bo
wezwępolicję!-Pokażdymzdaniuwaliłikopałwdrzwi.
Wrzeszczałiwaliłwdrzwiprzezcałąminutę.Wreszciemuzykatrochę
przycichła,alewciążbyłojądobrzesłychać.Jeszczesilniejszymgłosem,jak
człowiek,któryjużniepanujenadsobą,krzyknął:
-Wyłącztęcholernąmuzykę,bowejdędośrodkaisamjąwyłączę!
Usłyszałszybkiekrokiizebrałsięwsobie.Drzwiraptownieotworzyły
sięicałąframugęwypełniłkrępymężczyznazkrótkimmetalowymdrągiemw
ręce.Brunettimiałtylkochwilę,aletowystarczyło,żebyrozpoznałMalfattiego,
znanegomuzpolicyjnychzdjęć.
Malfattizrobiłkrokdoprzoduiznalazłsięzaprogiem.
-Kim,dodiabła...
Tyletylkozdążyłpowiedzieć.Brunettirunąłnaniegoichwyciłjedną
rękązapraweprzedramię,adrugązakoszulę.Obróciłsię,rzuciłnimprzez
biodro.ZaskoczonyMalfattipoleciałwprzódiniemógłutrzymaćrównowagi.
Przezchwilękiwałsięnaszczycieschodów,usiłującprzenieśćwtyłciężar
ciała,leczstraciłrównowagęizwaliłsięposchodach.Padającupuściłżelazny
drąg,zasłoniłgłowęrękamiistoczyłsięjakpiłka.Brunettizbiegłzanim,na
całygłoswołającVianella.Wpołowieschodówpoślizgnąłsięnametalowym
drąguiwpadłbokiemnaścianę.Gdyuniósłwzrok,zobaczył,żeVianello
otwieraciężkiedrzwiwejściowe.WtymczasieMalfattipoderwałsięnarówne
nogiistanąłtużzanimi.Brunettiniezdążyłkrzyknąćostrzeżenia.Malfatti
kopnąłwdrzwi,któreuderzyłyVianellawtwarz,wytrąciłymuzrękibrońi
odrzuciłygonachodnikwąskiejuliczki.Otworzyłdrzwijednymszarpnięciemi
zniknął,wybiegającnazalanąsłońcemulicę.
Brunettizbiegłnadół,wyciągającpistolet.Malfattiegojużniebyło;
Vianelloleżałprzyniskimmurzewzdłużkanału,znosaciekłamukrewnabiałą
służbowąkoszulę.GdyBrunettipochylałsięnadnim,zksięgarniwypadło
trzechpolicjantówzgotowymidostrzałukarabinamimaszynowymi,alenie
mielidokogocelować.
Rozdział27
Vianelloniemiałzłamanegonosa,alebyłrozdygotany.Zpomocą
Brunettiegostanąłnanogiiprzezchwilęzataczałsię,wycierającrękąkrew.
Otoczyłaichgromadaludzi;staruszkichciaływiedzieć,cosiędzieje;
sprzedawcyowocówjużopowiadaliklientom,cowidzieli.Brunettiodwróciłsię
odVianellainiemalwpadłnametalowywózekwypełnionypobrzegi
pomidorami.Kopnąłwniegozezłościąizwróciłsiędodwóchmężczyzn,
którzypracowalinanajbliżejstojącejłodzi.Obajmieliświetnywidokna
budynekinapewnowszystkowidzieli.
-Którędypobiegł?
Obajwskazaliplac,alepotemjedenskinąłnaprawo,wstronęmostu
Accademia,adruginalewo,wstronęmostuRialto.
Brunettiprzywołałjednegozfunkcjonariuszy,abypomógłmu
podprowadzićVianelladomotorówki.Sierżantzezłościąodepchnąłichręce,
twierdząc,żesamdasobieradę.ZpokładuBrunettipołączyłsięprzezradioz
komendąipodałrysopisMalfattiego,prosząc,abyrozesłanozdjęcie
poszukiwanegodowszystkichpolicjantówwmieście,ajegorysopispodano
przezradiowszystkimfunkcjonariuszomnapatrolach.
Kiedyznaleźlisięnapokładzie,pilotwycofałłódźdoCanaleGrande,a
potemobróciłjąipopłynąłwstronękomendy.Vianellozszedłdokabinyi
usiadłzodchylonądotyługłową,abyzatrzymaćkrwawienie.Brunettiposzedł
zanim.
-Chceszjechaćdoszpitala?-spytał.
-Totylkonos,docholery.Zaminutęprzejdzie.-Vianellootarłnos
chusteczką.-Cosiędziało?
-Walnąłempięściąwdrzwijegomieszkania,skarżącsię,żepuszczaza
głośnomuzykę.Gdywyszedł,zrzuciłemgozeschodów.-Vianellowyglądałna
zaskoczonego.-Nicinnegonieprzyszłomidogłowy-ciągnąłBrunetti.-Nie
przypuszczałem,żetakszybkodojdziedosiebie.
-Icoteraz?Jakpanmyśli,coonzrobi?
-Przypuszczam,żespróbujeskontaktowaćsięzRavanellemi
Santomaurem.
-Chcepanichostrzec?
-Nie,alechcęwiedzieć,gdziesą,iznaćichruchy.Chcę,żebybylipod
obserwacją.
Motorówkawpłynęładokanałuprzykomendzie.BrunettiiVianello
wyszlipierwsinabrzeg.Strażnicywefrontowychdrzwiachgmachu
wytrzeszczylioczy,widzączakrwawionąkoszulęsierżanta,alenicnie
powiedzieli.Kiedypozostalifunkcjonariuszezeszlizłodzi,strażnicyzebralisię
wokółnichizaczęlizadawaćpytania.
NadrugimpółpiętrzeVianelloskręciłwkorytarz,gdzienakońcu
znajdowałasięłazienka,aBrunettiudałsiędoswojegopokoju.Zadzwoniłdo
BankuWerony,podałfałszywenazwiskoipoprosiłdotelefonupanaRavanello.
Mężczyzna,którypodniósłsłuchawkę,spytałgo,wjakiejdzwonisprawie.
Brunettiwyjaśnił,żechcepodaćbankierowikosztyzakupunowegokomputera.
Wodpowiedziusłyszał,żepanRavanellonieprzyszedłtegorankadopracy,ale
możnagozastaćwdomu.NażyczenieBrunettiegopodałnumerdomowy,który
komisarznatychmiastwykręciłistwierdził,żeliniajestzajęta.
ZnalazłnumertelefonudokancelariiSantomaura,zadzwonił,podałto
samofałszywenazwiskoipoprosiłopołączeniezmecenasemSantomauro.
Sekretarkapowiedziała,żepanmecenasrozmawiazklienteminiemożemu
przeszkadzać.Brunettiodparł,żezatelefonujejeszczeraz,iodłożyłsłuchawkę.
PonowniewybrałnumerRavanella,aleliniawciążbyłazajęta.Zdolnej
szufladywyjąłksiążkętelefonicznąiodszukałnazwiskoRavanella,ciekaw,
gdziemieszka.AdreswskazywałnaokoliceCampoSanStefano,opodal
kancelariiSantomaura.Brunettizacząłsięzastanawiać,jakMalfattitamdotrze.
Oczywistymrozwiązaniembyłotraghetto,miejskagondola,którakursowała
międzyCa’RezzonicoiCampoSanSamuelepodrugiejstronieCanaleGrande.
StamtądwciągukilkuminutmożnabyłodojśćdoCampoSanStefano.
Jeszczerazwybrałtensamnumeristwierdził,żewciążjestzajęty.
Poprosiłtelefonistkę,abysprawdziłalinię,iponiecałejminucieczekania
dowiedziałsię,żelinianiejestzajęta,niemananiejrozmowyzinnym
numerem.Ztegowynikało,żealboaparatjestuszkodzony,albosłuchawka
zostałaodłożona.ZanimBrunettisięrozłączył,jużrozważałnajszybszysposób
dotarcianamiejsce-najlepiejbędzieskorzystaćzmotorówki.Zszedłnadółi
udałsiędopokojuVianella.Sierżant,ubranywczystąkoszulę,uniósłgłowę,
gdyotworzyłysiędrzwi.
-SłuchawkatelefonuRavanellajestodłożona-rzekłBrunetti.
Vianellopoderwałsięzkrzesła,zanimBrunettizdążyłpowiedziećcoś
więcej.
Zbiegliposchodach,apotemnadwór,wduszącyupał.Pilotzlewał
wężempokładmotorówki,alewidzącdwóchbiegnącychmężczyzn,rzuciłwąż
nachodnikiwskoczyłzakołosterowe.
-CampoSanStefano!-krzyknąłdoniegoBrunetti.-Włączsyrenę.
Nadwutonowymsygnalemotorówkaopuściładokiponowniewypłynęła
naBasinodiSanMarco.Innełodzieitramwajewodnezwolniły,żebymiała
miejsceśmignąćmiędzynimi,atylkoeleganckieczarnegondolenaniąnie
zważały-zgodniezprawemwszystkiełodziemusząmiećwzglądnawolno
poruszającesięgondole.
Policjanciniezamienilizesobąsłowa.Brunettiwszedłdokabinyi
sprawdziłnaplaniemiasta,gdzieznajdujesięulica,przyktórejmieszka
Ravanello.Miałrację:mieszkanieznajdowałosięnaprzeciwwejściado
kościoła,odktóregoplacwziąłnazwę.
GdyłódźprzepływałaniedalekomostuAccademia,Brunettiwyszedłna
pokładikazałpilotowiwyłączyćsyrenę.Niemiałpojęcia,czegosięspodziewać
przySanStefano,alewolałnikogonieostrzegaćoswymprzybyciu.Pilot
wyłączyłsyrenęiwprowadziłłódźdoRiodelOrso,anastępnieprzybiłdo
pomostupolewejstronie.Policjanciwspięlisięnanabrzeżeiszybkimkrokiem
doszlidoplacu.Zapadłewletargparysiedziałyprzystolikachprzedkawiarnią,
pochylonenadpastelowyminapojami.Ludziespacerującypoplacuwyglądali
tak,jakbydźwigaliupałnaramionach.
DomRavanellastałpomiędzyrestauracjąasklepem,gdziesprzedawano
wzorzystypapierwenecki.DzwonekdomieszkaniaRavanellaznajdowałsięna
górzewprawymrzędzie.Brunettinacisnąłdzwonekponiżej,agdyniktnie
odpowiedział,przycisnąłtrzeciodgóry.
-Ktotam?-usłyszelipytanieprzezdomofon.
-Policja-oznajmiłBrunettiidrzwinatychmiastsięotworzyły.
Gdyweszlidodomu,zgóryktośzawołałwysokim,jękliwymgłosem:
-Jakimcudemdotarliścietutakszybko?
Brunettizacząłwchodzićnagórę;Vianellotrzymałsiętużzanim.Na
pierwszympiętrzestałasiwowłosakobieta,niewielewyższaniżporęcz,októrą
sięopierała.
-Jakimcudemtakszybko?-powtórzyła.
Niezwracającuwaginajejpytanie,Brunettizapytał:
-Cosięstało?
Odsunęłasięodporęczyiwskazałapalcemwgórę.
-Totam.UsłyszałamkrzykizmieszkaniapanaRavanello.Apotem
widziałam,jakktośzbiegaposchodach.Bałamsiępójśćnagórę.
Przebiegliobokniej,pokonującpodwastopnienaraziwyjmując
pistolety.Przezotwartedrzwimieszkanianagórzepadałsnopświatłanaszeroki
podest.Brunettiprzykucnąłiprzeskoczyłnadrugąstronędrzwi,alezrobiłto
zbytszybko,byjednocześniezajrzećdośrodka.SpojrzałnaVianellaikiwnął
głową.Niskopochyleni,razemwpadlidomieszkania.Zaprogiemkażdyznich
natychmiastskoczyłpodprzeciwległąścianę,abystanowilidwaodległeod
siebiecele.
AleRavanelloniezamierzałdonichstrzelać.Leżałprzewieszonyprzez
niskiekrzesło,przewróconepodczasbójkimającejzapewnemiejscewtym
pokoju.Upadłnabok,twarządodrzwi,ipatrzyłniewidzącymioczaminaludzi,
którzytakniespodziewanieibezzaproszeniawtargnęlidojegodomu.
Brunettianiprzezchwilęniewątpił,żeRavanellojestmartwy,choćślady
krwibyłynieliczne.Ravanellozostałprawdopodobniedwukrotniedźgnięty
nożem.Świadczyłyotymdwiewyraźneczerwoneplamynamarynarceikrople
krwinapodłodzepodramieniem,aleniebyłojejdużo.
-OhDio-usłyszałzaplecamiciężkiesapnięciestaruszki.
Odwróciłsięizobaczył,żestoiprzydrzwiach,zzaciśniętąpięściąprzy
ustach,wpatrzonawRavanella.
Brunettizrobiłdwakrokiwprawoiznalazłsięnaliniijejwzroku.
Podniosłagłowęispojrzałananiegoozięble.Czytomożliwe,żejestzła,bo
zasłoniłemjejciałozmarłego?-pomyślał.
-Jakonwyglądał,proszępani?-zapytał.
Przeniosławzroknalewo,aleitaknieudałosięjejniczobaczyć.
-Jakonwyglądał,proszępani?
Usłyszał,żezajegoplecamikręcisięVianello,wchodzidodrugiego
pokoju,dzwoninakomendęicichym,spokojnymgłosemzdajeraportztego,co
sięwydarzyło,apotemprosi,abyprzysłanotuekipę.
Poszedłprostodokobiety,aona,takjaksięspodziewał,wycofałasię
przednimnakorytarz.
-Proszęmidokładnieopowiedzieć,copaniwidziała.
-Mężczyznę,niezbytwysokiego.Zbiegałposchodach.Miałbiałą
koszulę.Zkrótkimirękawami.
-Poznałabygopani?
-Tak.
Jateż,powiedziałwduchuBrunetti.Vianellowyszedłzmieszkania,
zostawiającotwartedrzwi,istanąłzanimi.
-Wkrótceprzyjadą-oznajmił.
-Zostańtu-poleciłmiBrunettiiskierowałsięwstronęschodów.
-Santomauro?-spytałsierżant.
Brunettizrobiłpotwierdzającygestrękąizbiegłnadół.Przeddomem
skręciłwlewoiszybkimkrokiemposzedłwkierunkuCampoSanAntonio,
potemdalejdoCampoSanLucaikancelariiprawnika.
Miałwrażenie,żeniczymprzezpotężnefaleprzeciskasięprzeztłum
ludzi,którzypóźnymrankiemgapilisiębezmyślnienawystawysklepowe,
stawali,byzamienićzkimśkilkasłów,albozatrzymywalisięprzedsklepemz
klimatyzacją,żebyprzezchwilępoczućodświeżający,chłodnypowiew.Pobiegł
wąskąCalledellaMandorla,pomagającsobiełokciamiikrzykiem,niezważając
nagniewnespojrzeniaiuszczypliweuwagiprzechodniów.
NaotwartejprzestrzeniCampoManinpuściłsiępędem,mimożeprzy
każdymkrokuzalewałsiępotem.ObiegłbankiwpadłnaCampoSanLuca,
gdzieotejporzeludziespotykalisięnadrinkaprzedobiadem.
Wejściedodomu,gdziemieściłasiękancelariaSantomaura,byłootwarte
naoścież.Wpadłdośrodkairuszyłschodaminagórę,przeskakującpodwa
stopnie.Drzwidokancelariibyłyzamknięte,apodnimiwidaćbyłow
mrocznymkorytarzusmugęświatła.Wyjąłpistolet,pchnąłdrzwiinatychmiast
odskoczyłpodścianę,stosująctensammanewr,jakiegoużyłwchodzącdo
mieszkaniaRavanella.
Sekretarkawydałazsiebieokrzykprzerażenia.Jakpostaćzkomiksu
przyłożyłaobieręcedoustigłośnokrzyknęła,poczymodsunęłasięwtyłi
spadłazkrzesła.
KilkasekundpóźniejSantomaurowybiegłzgabinetu.Jednym
spojrzeniemobjąłsytuację-skulonązabiurkiemsekretarkę,któracochwila
uderzałasięramieniemoblat,napróżnousiłującwczołgaćsiępodspód,i
Brunettiego,którywyprostowałsięischowałbroń.
-Wszystkowporządku,Louiso-powiedziałSantomauro,kucającprzy
sekretarce.-Wszystkowporządku.Nicsięniestało.
Kobietaniemogławydusićzsiebiesensownegosłowa.Zapłakana,
wyciągnęładoniegoręce.Santomauroobjąłjąramieniem.Zanosiłasię
szlochemiztrudemłapałaoddech.Prawnikgładziłjąpoplecachicichocoś
mówił.Powoliuspokajałasięipochwiliodsunęłaodniego.
-Scusi,Awocato.-Takbrzmiałyjejpierwszesłowa.Ichoficjalnyton
przywróciłpełnyspokójwkancelarii.
Santomaurowmilczeniupomógłsekretarcewstaćiwyprowadziłjądo
gabinetu.Gdyzamknąłzaniądrzwi,zwróciłsiędoBrunettiegozimnymtonem,
wktórymczułosięmordercząnutę:
-Słuchampana.
-Ravanellozostałzabity-oznajmiłBrunetti.-Wydajemisię,żepan
będzienastępny.Przyszedłemtu,żebytemuzapobiec.
Santomauroniedałposobiepoznać,czyzaskoczyłagotawiadomość.
-Dlaczego?-spytał.Widząc,żeBrunettiniezamierzaodpowiedzieć,
powtórzył:-Dlaczegomiałbymbyćnastępny?
Brunettimilczał.
-Zadałempanupytanie,komisarzu.Dlaczegomiałbymbyćnastępny?
Dlaczegomiałobymicokolwiekgrozić?-Brunettidalejzachowywałmilczenie,
więcSantomaurociągnął:-Czysądzipan,żejestemwmieszanywtowszystko?
Czydlategopantuprzyszedł,bawiącsięwkowbojaibudzącprzerażeniemojej
sekretarki?
-Mampowodysądzić,żeontuprzyjdzie-powiedziałwkońcuBrunetti.
-Kto?-spytałprawnikstanowczymtonem.
-Tegoniewolnomiwyjawić.
Santomauropodniósłkrzesłosekretarki,postawiłjezabiurkiemi
przenoszącwzroknaBrunettiego,powiedział:
-Proszęstądwyjść.Proszęopuścićtobiuro.Zamierzamzłożyćformalną
skargędoministrasprawwewnętrznych.Kopięwyślęrównieżdopana
przełożonego.Nieżyczęsobie,bytraktowanomniejakprzestępcę.Niezgadzam
się,bystosowałpanswojegestapowskiemetodydziałaniawobecmojej
sekretarki.
WswymżyciuikarierzeBrunettiwidziałdośćwielurozzłoszczonych
ludzi,abymiećpewność,żeSantomauronieudaje.Bezsłowawyszedłz
kancelariinaCampoSanLuca.Wokółniegoprzechodniespieszylisiędodomu
naobiad.
Rozdział28
DecyzjaBrunettiego,bywrócićnakomendę,świadczyłaoprzewadze
wolinadsłabościąciała.Domieszkaniamiałbliżejniżdopracyiniczegonie
pragnąłbardziejjakpójśćdodomu,wziąćprysznicipomyślećoinnych
sprawachniżnieuniknionekonsekwencjetego,cosięwłaśniewydarzyło.Nie
wzywany,wpadłdobiurajednegoznajbardziejwpływowychludziwmieście,
sterroryzowałjegosekretarkęipróbującwyjaśnićpowodyswegozachowania,
jasnodałdozrozumienia,żeuważa,iżSantomaurojestwinnywspółudziałuw
działaniachMalfattiegoifałszowaniarachunkówLega.Życzliwość,jakąprzez
ostatnietygodnieokazywałmuPatta,choćbynieszczerze,znikniewmgnieniu
oka,gdywpłynienaniegoskargaodtakpotężnegoczłowiekajakSantomauro.
WrazześmierciąRavanellaniemajużnadzieinawniesienieoskarżenia
przeciwkomecenasowiSantomauro,albowiemjedynąosobą,któramogła
zaświadczyćojegoudzialewprzestępstwie,byłMalfatti;ażeMalfattizabił
Ravanella,jegozeznaniaobciążająceSantomauramogąbyćuznaneza
niewiarygodne.Brunettiuprzytomniłsobie,żewkońcucałasprawasprowadzi
siędowyboru,czydaćwiaręMalfattiemu,czymecenasowiSantomauro-nie
trzebamiećszczególnejinteligencjiczyzdolnościprzewidywania,żeby
wiedzieć,czyjezeznaniaprzeważą.
Nakomendziepanowałosporeporuszenie.Trzejumundurowani
policjancizbilisięwgromadkęwkorytarzu,atłumludzirozmawiającychw
różnychjęzykachstałwdługiejkolejcedoUfficioStranieri.Jedenze
strażnikówpowiedziałdoBrunettiego:
-Doprowadziligo,paniekomisarzu.
-Kogo?-spytałostrożnieBrunettim,wobawie,byniepopaśćw
nadmiernyoptymizm.
-Malfattiego.
-Jakdotegodoszło?
-Ujęligoludzieczekającywdomumatki.Pojawiłsiętamzpółgodziny
temu.Złapaligo,zanimzdążyławpuścićsynadośrodka.
-Byłyjakieśtrudności?
-Jedenzludzi,którzybraliudziałwakcji,powiedział,żenaichwidok
Malfattipróbowałuciec,alegdytylkozorientowałsię,żejestichczterech,
poddałsięniestawiającoporu.
-Czterech?
-Tak,paniekomisarzu.Vianellozadzwoniłtuikazałposłaćwięcejludzi.
Akuratdotarlinamiejsce,gdypojawiłsięMalfatti.Nawetniezdążyliwejśćdo
środka.Zajechaliizastaligopoddrzwiami.
-Gdzieonjest?
-Vianellokazałzamknąćgowceli.
-Pójdętam.
Malfattinatychmiastrozpoznałczłowieka,którzyzrzuciłgozeschodów,
alenieokazałszczególnejwrogości.
BrunettiprzysunąłsobiekrzesłoiusiadłprzodemdoMalfattiego,który
leżałnapryczy,opierającsięplecamiościanę.Byłniskim,krępymmężczyznąo
gęstychbrązowychwłosachizupełnienijakiejtwarzy.Przypominałraczej
księgowegoniżmordercę.
-Cowybierasz?-spytałBrunetti.
-Acomamdowyboru?-odparłMalfattirzeczowymtonem.
-Łatwądrogęalbotrudną-powiedziałzniewzruszonąminąBrunetti
takimtonem,jakiegoużywajągliniarzewserialachtelewizyjnych.
-Jakwyglądatrudnadroga?
-Zaczniesię,gdystwierdzisz,żeniconiczymniewiesz.
-Oczymmianowicie?
Brunettizacisnąłustaispojrzałprzezchwilęwokno,apotemprzeniósł
wzroknaMalfattiego.
-Ajakwyglądatałatwa?-spytałMalfattipodługimmilczeniu.
-Powieszmi,cosięwydarzyło.-ZanimMalfattizdążyłsięwtrącić,
Brunetticiągnął:-Nieinteresująmnieczynsze.Wtejchwilisąmałoważne,ai
takwszystkowyjdzienajaw.Chodzimiomorderstwa,owszystkiecztery.
Malfattilekkozmieniłpozycję.Brunettiprzypuszczał,żeusłyszyjego
sprzeciwcodoliczbymorderstw,aletaksięniestało.
-Onjestszanowanymczłowiekiem-mówiłdalej,niezamierzając
wyjaśniać,kogomanamyśli.-Całasprawasprowadzisiędotego,komusąd
zawierzy,jemuczytobie.Chybażezdołaszpowiązaćgozesobąiz
morderstwami.-Przerwałnachwilę,aleMalfattinicniepowiedział.-Lista
twoichprzestępstwjestdługa-kontynuowałBrunetti.-Próbamorderstwa,a
terazmorderstwo.-Malfattichciałcośpowiedzieć,aleBrunettiiciągnął
swobodnymtonem:-Beztrudumożnadowieść,żezabiłeśRavanella.-W
odpowiedzinazdziwionespojrzeniewyjaśnił:-Widziałacięstaruszkazpiętra
niżej.
Malfattispojrzałwbok.
-Pozatymsędziowienieznosząludzi,którzyzabijająpolicjantów,
zwłaszczapolicjantki-mówiłdalejBrunetti.-Więcwszystkowskazujenato,
żezostanieszskazany.Sędziowienapewnospytająmnieozdanie...-Brunetti
przerwał,byzabrzmiałotoefektowniej.-Gdydotegodojdzie,zaproponuję
PortoAzzurro.
Wszyscyprzestępcysłyszeliotymwięzieniu,najgorszymweWłoszech,z
któregoniktjeszczenieuciekł.NawettwardyMalfattiniepotrafiłukryć
przerażenia.PochwiliBrunettidodał:
-Podobnoniktniewie,czywiększesątamkoty,czyszczury-iznowu
przerwał.
-Ajeślizacznęgadać?-spytałwkońcuMalfatti.
-Wtedyzasugerujęsędziom,żebywzięlitopoduwagę.
-Inicwięcej?
-Nicwięcej.-Brunettiteżnieznosiłludzi,którzyzabijająpolicjantów.
Malfattiszybkopodjąłdecyzję.
-Vabene,alemusibyćwprotokole,żedobrowolnieudzieliłem
informacji.Chcę,żebynapisano,żegdytylkomniearesztowaliście,byłem
gotówpowiedziećwamwszystko.
Brunettiwstał.
-Zawołamprotokolanta.
Podszedłdodrzwiidałznak.Młodyczłowiek,siedzącydotądprzy
biurkunakońcukorytarza,wszedłpochwilidoceliniosącmagnetofoni
bloczek.Gdybyligotowi,Brunettipowiedział:
-Proszępodaćnazwisko,datęurodzeniaiobecnyadres.
-PietroMalfatti,dwudziestyósmywrześnia1962roku.Castello2316.
Malfattiskładałzeznaniaprzezgodzinęinawszystkiepytania
odpowiadałrównieobojętnymtonemjaknapierwsze,natomiastjegoopowieść
budziłacorazwiększeprzerażenie.
ProjektodawcącałegoprzedsięwzięciabyłalboRavanello,albo
Santomauro-Malfattinigdyniezawracałtymsobiegłowy.JakiśczłowiekzVia
Cappuccinapodałimjegonazwisko.Skontaktowalisięznimispytali,czychce
comiesiączbieraćdlanichpieniądze,zacodostanieczęśćzysku.Niewahałsię,
interesowałogojedynieto,ilezarobi.Zgodzilisięnadwanaścieprocent,choć
prawiegodzinętwardosiętargował,zanimprzystalinatakwysokąsumę.
Chcączwiększyćwłasnezyski,Malfattizaproponowałim,żebyczęść
usankcjonowanychdochodówLegawypłacaławformieczekówludziom,
którychnazwiskasamimpoda.Brunettiprzerwałgroteskoweprzechwałki
Malfattiego,któryzdumąopowiadałotympomyśle,ispytał:
-KiedydowiedziałsięotymMascari?
-Trzytygodnietemu.PoszedłdoRavanellaipowiedział,żecośsięnie
zgadzawrachunkach.PodejrzewałSantomaurainiemiałpojęcia,żeRavanello
owszystkimwie.Cozagłupek.-Malfattisplunąłzpogardą.-Gdybytylko
chciał,mógłbywyciągnąćodnichjednątrzeciąalboiwięcej.-Zatrzymywał
wzrokraznaBrunettim,raznaprotokolancie,jakbychciał,żebypodzielilijego
lekceważącąopinię.
-Cobyłopotem?-spytałBrunetti,nieujawniającwłasnejodrazy.
-Jakiśtydzieńzanimtosięstało,Santomauroprzyszedłrazemz
Ravanellemdomniedodomu.Chcieli,żebymsięgopozbył,alejawiedziałem
cotozatypyipowiedziałem,żebezichpomocynieprzyłożędotegoręki.Nie
jestemidiotą.-Znowuobrzuciłspojrzeniemobumężczyzn,czekającnawyrazy
uznaniazichstrony.-Wiadomo,jaktojestztakimiludźmi.Człowiekwykona
zleconąrobotę,apotemnigdysięodnichnieuwolni.Możnasięzabezpieczyć
tylkowjedensposób:trzebaspowodować,byionimielibrudneręce.
-Takimpowiedziałeś?-spytałBrunetti.
-Wpewnymsensie.Powiedziałem,żezrobięto,jeślionipomogą
zorganizowaćtowszystko.
-Jaktozrobili?
-NaichpolecenieCrespozadzwoniłdoniego,mówiąc,żesłyszał,iż
poszukujeinformacjiomieszkaniachwynajmowanychprzezLegaiżesamw
takimmieszka.Mascarimiałwykaznajemcówimógłtosprawdzić.Kiedy
Mascaripowiedziałmu,żewieczoremwyjeżdżanaSycylię-otym
wiedzieliśmywcześniej-Crespododał,żemadlaniegojeszczeinneinformacje
izaproponowałspotkanieusiebie,wdrodzenalotnisko.
-Mascarisięzgodził?
-Tak.
-Crespotambył?
-Skądże.Tendrańbyłtakiwrażliwy.-Malfattiprychnąłzpogardą.-Nie
chciałmiećztymnicwspólnego.Wyniósłsięzdomu,pewnoruszyłwcześniej
naulice.AmyczekaliśmynaMascariego.Przyszedłkołosiódmej.
-Jaktosięodbyło?
-Wpuściłemgodomieszkania.Sądził,żejestemCrespem-niemiał
powodumyślećinaczej.Poprosiłemgo,żebyusiadł,izaproponowałemdrinka,
alepowiedział,żespieszysięnasamolot.Ponowniezaproponowałemmu
drinka,akiedyodmówił,powiedziałem,żesammamochotęczegośsięnapić.
Podszedłemdostolikazalkoholem,którystałzanim,iwtedytozrobiłem.
-Cozrobiłeś?
-Uderzyłemgo.
-Czym?
-Metalowymdrągiem.Tymsamym,którymiałemdzisiajzesobą.
Świetniesięnadaje.
-Ilerazygouderzyłeś?
-Tylkoraz.NiechciałempobrudzićkrwiąmebliCrespa.Iniechciałem
gozabić.Wolałem,żebyonitozrobili.
-Itaksięstało?
-Niewiem.Toznaczy,niewiem,któryznichtozrobił.Byliwłazience.
Zawołałemichizanieśliśmygodołazienki.Wtedyjeszczeżył.Słyszałem,jak
jęczał.
-Dlaczegodołazienki?
MalfattiobrzuciłBrunettiegotakimspojrzeniem,jakbyzaczął
podejrzewać,żeprzeceniłjegointeligencję.
-Zpowodukrwi.-Nastąpiłodługiemilczenie,akiedyBrunettinie
przerwałciszy,Malfattimówiłdalej:-Położyliśmygonaposadzce,potem
wróciłemdopokojupometalowydrąg.Wszystkozaplanowaliśmyz
najdrobniejszymiszczegółami.Santomaurowciążpowtarzał,żemusimy
zmasakrowaćmutwarz,byniktgonierozpoznał,bomusząmiećdośćczasuna
zmienieniedokumentacjiwbanku.Tylerazyprzypominał,żemusimy
zmasakrowaćmutwarz,ażwkońcudałemmutendrągipowiedziałem,żeby
samtozrobił.Potemwróciłemdosalonuizapaliłempapierosa.Kiedyznowu
wszedłemdołazienki,byłojużpowszystkim.
-Mascarinieżył?-spytałBrunetti.
Malfattiwzruszyłramionami.
-Zabiligorazem,RavanelloiSantomauro?
-Jajużzrobiłemswoje.
-Cosięstałopotem?
-Rozebraliśmygoiogoliliśmynogi.Chryste,ileztymbyłoroboty!
-Wyobrażamsobie.Apotem?
-Zrobiliśmymumakijaż.-Malfattiprzerwałizastanowiłsięchwilę.-
Nie,toniebyłotak.Umalowaligo,zanimzmiażdżylimutwarz.Któryśznich
powiedział,żetakbędziełatwiej.Potemznowugoubraliśmyi
wyprowadziliśmyzdomu,jakpijanego.Alemogliśmysięniefatygować,bo
niktnasniewidział.RazemzRavanellemwsadziłemgodosamochodu
Santomauraiwywieźliśmygonapole.Wiedziałem,cosiętamwyprawia,i
pomyślałem,żetamnajlepiejbędziegozostawić.
-Akiedyprzebraliściegowdamskieubranie?
-Jużnamiejscu,wMarghera.Wyciągnęliśmygoztylnegosiedzeniai
rozebraliśmydonaga.Potemubraliśmygowtestroje,suknięicałąresztę,
przenieśliśmynadrugąstronępolaizostawiliśmytam.Wepchnąłemtrupapod
kępętraw,żebynieznalezionogozbytszybko.-Malfattiurwał,szperającw
pamięci.-Butspadłmuznogi.Ravanellowsadziłmigodokieszeni.Rzuciłem
tenbutkołociała.ButybyłychybapomysłemRavanella.
-Cozrobiliściezjegoubraniem?
-WdrodzepowrotnejzatrzymałemsięprzydomuCrespaiwrzuciłemje
dośmietnika.Żadneryzyko-ubranieniebyłozakrwawione.Wszystko
przewidzieliśmy.Włożyliśmymunagłowęplastykowątorbę.
Protokolantzakasłał,aleodwróciłgłowęwbok,żebydźwięknienagrał
sięnataśmę.
-Apotem?-spytałBrunetti.
-PoszliśmydomieszkaniaCrespa.Santomaurowszystkoposprzątał.Od
tegodnianierozmawiałemznimidoczasu,gdypanprzyjechałdoMestre.
-Ktowpadłnatenpomysł?
-Nieja.Ravanellozadzwoniłdomnieipowiedział,wczymrzecz.Chyba
imsięwydawało,żeśledztwoutknie,gdypozbędziemysiępana.-Potych
słowachMalfattigłębokowestchnął.-Próbowałemimwytłumaczyć,żetosię
taknieodbywa,aleniechcielisłuchać.Domagalisię,żebymimpomógł.
-Izgodziłeśsię?
Malfattikiwnąłgłową.
-Musiszgłośnoodpowiedzieć.Taśmanierejestrujegestów-chłodno
wyjaśniłBrunetti.
-Tak,zgodziłemsię.
-Dlaczegozmieniłeśzdanieizgodziłeśsiętozrobić?
-Dobrzezapłacili.
WobecnościprotokolantaBrunettiwolałniepytać,ilejestwartejego
życie.Okażesiętowswoimczasie.
-Totyprowadziłeśsamochódiusiłowałeśzepchnąćnaszdrogi?
-Tak.-Malfattimilczałprzezdłuższyczas,apotemdodał:-Wiepan,
chybabymtegoniezrobił,gdybymwiedział,żerazemzpanemjedziekobieta.
Zabiciekobietyprzynosipecha.Nigdywcześniejkobietyniezabiłem.Tabyła
pierwsza.-PodniósłwzroknaBrunettiego.-Sampanwidzi,żeprzyniosłomito
pecha.
-Bardziejtejkobiecieniżtobie-stwierdziłBrunettiizanimMalfatti
zdążyłcośpowiedzieć,spytał:-JakbyłozCrespem?Tygozabiłeś?
-Nie,niemiałemztymnicwspólnego.Siedziałemwsamochodziez
Ravanellem.ZostawiliśmySantomaurauCrespa.Gdywróciliśmytam,byłojuż
powszystkim.
-CopowiedziałwamSantomauro?
-Nic.Nieopowiadałotym.Powiedziałtylko,żetosięstało,ikazałmi
zniknąć,najlepiejwyjechaćzWenecji.Miałemtakizamiar,aleterazniebędę
miałchybamożliwości.
-AjakbyłozRavanellem?
-Poszedłemdoniegodziśrano,potymjakpanbyłumnie.Powiedziałem
mu,żemuszęmiećpieniądzenawyjazdzmiasta.Awtedyonspanikował.
Zacząłkrzyczeć,żewszystkopopsułem.Iwyciągnąłnóż.
Brunettiwidziałtennóż.Bankierzyzazwyczajnienosząprzysobienoża
sprężynowego,pomyślał,alezachowałtęuwagędlasiebie.
-Rzuciłsięnamnieznożem.Jakobłąkany.Zaczęliśmysięmocować.On
upadłinadziałsięnanóż.
Napewnosięnadział,skomentowałtowmyślachBrunetti.Dwarazy,
akuratwpierś.
-Cobyłopotem?-spytał.
-Poszedłemdomatki.Tamdopadlimniewasiludzie.
Malfattiprzestałmówić.Wpokojusłychaćbyłojedyniecichyszum
magnetofonu.
-Cosięstałozpieniędzmi?-spytałBrunetti.
-Coproszę?-Malfattibyłzaskoczonynagłązmianątokurozmowy.
-Pytamopieniądzezebranezczynszów.
-Swojewydałem.Każdegomiesiącawszystkowydawałem.Aletobyło
niewielewporównaniuztym,cozgarnialioni.
-Iledostałeś?
-Jakieśdziewięćdodziesięciumilionów.
-Możewiesz,coonizrobilizpieniędzmi,któreimprzypadły?
Malfatiizastanawiałsięprzezchwilę,udając,żenigdynierozważałtej
kwestii.
-Santomaurowydałchybadużączęśćnaswoichchłopców.ARavanello?
Niewiem.Wyglądałminaczłowieka,któryinwestujepieniądze.-Malfatti
powiedziałtotakimtonem,jakbyinwestycjebyłyczymśnieprzyzwoitym.
-Maszjeszczecośdopowiedzenianatentematalbonatemattwoich
powiązańztymipanami?
-Tylkoto,żezabicieMascariegobyłoichpomysłem,aniemoim.
Zgodziłemsięnato,alewszystkooniwymyślili.Niewieleryzykowałem,gdyby
ktośwykryłtęhistorięzczynszami,więcniemiałempowodugozabijać.
Notak,pomyślałBrunetti.Gdybyśmiałcośdostracenia,zabiłbyś
Mascariegobezwahania.
-Towszystko-rzekłMalfatti.
Brunettiwstałidałprotokolantowiznakdowyjścia.
-Maszynistkaprzepiszetoteraznamaszynie,apotemtytopodpiszesz.
-Niemapośpiechu-odparłMalfattiześmiechem.-Nigdziesięnie
wybieram.
Rozdział29
GodzinępóźniejBrunettizaniósłMalfattiemutrzyegzemplarze
przepisanychnamaszyniezeznań.Malfattikażdypodpisał,nawetnietrudząc
się,byjeprzeczytać.
-Niechceszwiedzieć,copodpisujesz?-spytałBrunetti.
-Tobezznaczenia-odparłMalfatti,nieruszającsięzpryczy.Piórem,
którydałmuBrunetti,wskazałkartkępapieru.-Niemapowoduprzypuszczać,
żektokolwiekwtouwierzy.
Brunettiemuprzyszładogłowytasamamyśl,więcniezamierzałsię
spierać.
-Coteraz?-spytałMalfatti.
-Wciągunajbliższychkilkudniodbędziesięprzesłuchanie,poktórym
sędziazdecyduje,czybędzieszmógłwyjśćzaresztuzakaucją.
-Spytapanaozdanie?
-Bardzomożliwe.
-Icopanpowie?
-Będęprzeciwny.
MalfattiobróciłpiórowręceipodałjeBrunettiemu.
-Zawiadomiciemojąmatkę?-spytał.
-Poproszę,żebyktośdoniejzadzwonił.
Malfatiiprzyjąłtowzruszeniemramion,zsunąłsięnapoduszkęizamknął
oczy.
Brunettiopuściłcelęipokonawszydwiekondygnacjeschodów,wszedł
dopokojupaniElettry.Tegodniaprzyszładopracywczerwieni,jakąrzadko
widujesiępozaobszaremWatykanu.WodczuciuBrunettiegokolorbyłzbyt
krzykliwyiniepasowałdojegonastroju.Uśmiechsekretarkiniecopoprawiłmu
humor.
-Jestusiebie?-spytałBrunetti.
-Przyszedłjakąśgodzinętemu,alerozmawiaterazprzeztelefoni
powiedział,żebympodżadnympozoremmunieprzeszkadzała.
TakasytuacjaodpowiadałaBrunettiemu-wołałniebyćobecnyprzytym,
gdyPattabędzieczytałzeznaniaMalfattiego.Położyłkopiezeznańnabiurku.
-Czymogłabypaniprzekazaćmuto,gdytylkoskończyrozmawiać?
-Malfatti?-spytała,spoglądającnapapieryzwyraźnąciekawością.
-Tak.
-Gdziemożnabędziepanazastać?
PotympytaniuBrunettinagleuprzytomniłsobie,żestraciłpoczucie
rzeczywistości,nawetniewiedział,któragodzina.Spojrzałnazegarek,
zobaczył,żejestpiąta,alenicmutoniemówiło.Nieodczuwałgłodu,byłtylko
spragnionyiokropniezmęczony.Zacząłsięzastanawiać,jakPattaprzyjmietę
wiadomość,ipoczułjeszczewiększepragnienie.
-Pójdęsięczegośnapić,apotembędęwswoimpokoju.
Odwróciłsięiwyszedł.Nieobchodziłogo,czysekretarkaprzeczyta
zeznania;stwierdził,żewłaściwienieobchodzigonic-odczuwałjedynie
pragnienie,upałilekkąchropowatośćnaspoconejskórze,naktórejprzezcały
dzieńtworzyłysięziarenkasoli.Polizałwierzchdłoni,niemalzzadowoleniem
smakującjejcierpkość.
Wezwany,wszedłdogabinetuszefagodzinępóźniejizobaczyłza
biurkiemdawnegoPattę:komendantwyglądałtak,jakbyprzeznocodmłodniał
opięćlatiprzytyłpięćkilogramów.
-Siadaj,Brunetti.-PattawziąłdorękizeznaniaMalfattiegoistuknął
wszystkimisześciomastronamioblatbiurka,równojeskładając.-Właśnie
skończyłemczytać.-SpojrzałnaBrunettiegoipołożyłkartkinabiurku.-
Uważam,żemówiprawdę.
Brunetticałąuwagęskupiłnatym,bynieokazaćżadnychemocji.Żona
PattymiałajakieśpowiązaniazLega.Santomaurobyłosobąmającąpewien
wpływnapolitykęmiasta,wktórymPattazamierzałznaleźćsięuwładzy.
Brunettiuprzytomniłsobie,żesprawiedliwośćiprawoniebędąodgrywały
żadnejroliwczekającejgorozmowie.Zachowałwięcmilczenie.
-Alewątpię,czyjeszczektośbędzietegosamegozdania-dodałPatta,
chcąc,żebypotymstwierdzeniuBrunettiemuzaczęłorozjaśniaćsięwgłowie.
Kiedydoszedłdoprzekonania,żeniedoczekasięanijednegosłowa,ciągnął:-
Popołudniuodebrałemkilkatelefonów.
Pytanie,czyjednymzdzwoniącychokazałsięSantomauro,byłozbyt
prymitywnymstrzałem,więcBrunettiwolałgoniezadawać.
-DzwoniłdomnienietylkomecenasSantomauro,alerównież
przeprowadziłemdługierozmowyzdwomaradcamimiejskimi,którzysą
przyjaciółmiipolitycznymiwspółpracownikamipanamecenasa.-Pattaodsunął
sięwtyłrazemzkrzesłemizałożyłnogęnanogę.Brunettidostrzegłczubek
wyglansowanegobutaiwąskipasekcienkiej,niebieskiejskarpety.-Jak
powiedziałem,niktnieuwierzytemuczłowiekowi.
-Nawetjeślizałożymy,żemówiprawdę?-odezwałsięwreszcie
Brunetti.
-Zwłaszczajeślizałożymy,żemówiprawdę.Niktwtymmieścienie
uwierzy,żeSantornaurojestzdolnypopełnićczyny,októreoskarżagoten
człowiek.
-Pandajetemuwiarę,paniekomendancie.
-Chybaniemożnauznaćmniezaobiektywnegoświadka,gdyrzecztyczy
siępanaSantomauro-odparłPatta,porazpierwszydemonstrującprzed
Brunettimtakąznajomośćsiebiesamegorównieniewymuszenie,jakprzed
chwiląskładałleżącenabiurkupapiery.
-CopowiedziałpanuSantomauro?-spytałBrunetti,choćzdążyłsiętego
domyślić.
-Jestempewien,żeodgadłeśjuż,comógłpowiedzieć-odrzekłPatta,
ponowniezaskakującBrunettiego.-Powiedział,żeMalfattiusiłujetylkozrzucić
zsiebieczęśćwinyiprzyjąćjaknajmniejsząodpowiedzialnośćzacałąsprawę.
Żedokładnebadaniadokumentówbankowychniewątpliwiewykażą,iż
wszystkojestrobotąRavanella.Żeniemażadnychdowodównato,iżon,
Santomauro,byłwcokolwiekwmieszany,woszustwozczynszamiczyśmierć
Mascariego.
-Awspomniałopozostałychzabójstwach?
-Crespa?
-CrespaiMariiNardi.
-Nie,anisłowem.Pozatymniemamynic,coświadczyłobyojego
powiązaniuześmierciąRavanella.
-Jestkobieta,którawidziała,jakMalfattizbiegałposchodachwdomu,
gdziemieszkałRavanello.
-Achtak.-Pattapostawiłstopynapodłodzeipołożyłrękęnazeznaniach
Malfattiego.-Tonicnieda-powiedziałwkońcu,zgodniezprzewidywaniami
Brunettiego.-Możespróbowaćwykorzystaćtopodczasprocesu,alewątpię,by
sędziowiemuuwierzyli.Więcejskorzysta,jeśliprzedstawisięwroliślepego
narzędziaRavanella.
Pattazapewnemarację,pomyślałBrunetti.Żadensędzianieuwierzy,że
zatymwszystkimstoiMalfatti.Ajużwogóleniewyobrażalnejestto,byznalazł
sięsędzia,któryuwierzy,żeSantomauromawtymjakiśudział.
-Czytooznacza,żeniezamierzapanniczrobić?
-Niezamierzam,oiletyczegośniewymyślisz.
Brunettinapróżnostarałsięusłyszećironięwgłosieszefa.
-Nicnieprzychodziminamyśl-odrzekł.
-Niejesteśmywstaniegoruszyć-stwierdziłPatta.-Znamtego
człowieka.Jestnazbytprzezorny,abypokazaćsięnaoczyktórejkolwiekzosób
zaangażowanychwtęsprawę.
-NawetchłopcomnaViaCappuccina?
Pattazacisnąłzniesmakiemusta.
-Jegozwiązekztymitypkamijestkwestiąuboczną-stwierdził.-Żaden
sędzianieuznategozadowód.Nawetjeślizachowaniepanamecenasabudzi
obrzydzenie,jestjegoprywatnąsprawą.
Brunettizacząłrozważaćróżnemożliwości.Załóżmy,żeiluśtam
prostytuującychsięmężczyzn,którzywynajmująmieszkaniaodLega,byłoby
skłonnychzeznać,żeSantomaurokorzystałzichusług.Albozałóżmy,że
odszukałbyczłowieka,któryznajdowałsięwmieszkaniuCrespa,gdyprzyszedł
pokazaćmuportretMascariego.Załóżmy,żeznalazłybysiędowodynato,że
Santomauroprzeprowadziłwstępnąrozmowęzktórymśznajemcówpłacących
czynszdoręki.
Pattaprzerwałterozmyślaniaipowiedział:
-Niemażadnegodowodu,Brunetti.Wszystkoopierasięnazeznaniach
jawnegomordercy.-Stuknąłwleżącenabiurkupapiery.-Mówiotych
zabójstwachwtakisposób,jakbychodziłookupieniepaczkipapierosów.Nikt
munieuwierzy,gdyoskarżySantomaura.Nikt.
Brunettinaglepoczułogromnezmęczenie.Oczyzaczęłymułzawići
musiałzebraćsięwsobie,abyichniezamknąć.Udając,żewpadłaodrobina
kurzudooka,spuściłnachwilępowiekiipotarłpalcami.Kiedyznowuuniósł
wzrok,spostrzegł,żeszefdziwniemusięprzygląda.
-Wydajemisię,Brunetti,żepowinieneśiśćdodomu.Wtejsprawienie
dasięjużniczrobić-powiedziałPatta.
Brunettipodniósłsięzkrzesła,kiwnąłszefowigłowąiwyszedłz
gabinetu.Minąłswójpokójiposzedłprostododomu.Wyłączyłtelefon,długo
stałpodgorącymprysznicem,zjadłkilogrambrzoskwińipołożyłsiędołóżka.
Rozdział30
PodwunastugodzinachBrunettiobudziłsięzgłębokiegosnurześkii
pełenenergii.Leżałnamokrymprześcieradle,więcwidoczniewnocystrasznie
siępocił,alegotoniebudziło.Poszedłdokuchniigdyrobiłkawę,zauważył,że
trzybrzoskwiniezostawionewmiscepoprzedniegowieczorupokryłysię
miękkim,zielonymmeszkiem.Wrzuciłjedostojącegopodzlewemkoszana
śmieci,umyłręceipostawiłkawęnakuchence.
ZakażdymrazemgdyprzyszedłmudogłowySantomaurolubzeznania
Malfattiego,odsuwałodsiebietęmyślizaczynałrozmyślaćozbliżającymsię
weekendzie,obiecującsobie,żepojedziewgórydoPaoli.Zastanawiałsię,
dlaczegowczorajniezadzwoniła,inamyślotymzrobiłomusiężalsamego
siebie:onomdlewatuwsmrodliwymupale,aonahasapogórach.Pochwili
przypomniałomusię,żewyłączyłtelefon,iogarnąłgowstyd.Tęskniłzanią.I
zadziećmi.Pojedziedonich,gdytylkobędziemógł.
Podniesionynaduchutympostanowieniem,poszedłnakomendę,gdzie
przeczytałwszystkiedoniesieniaprasoweoaresztowaniuMalfattiego,wktórych
bezwyjątkupodano,żegłównymźródłeminformacjijestzastępcakomendanta
policjiGiuseppePatta.Naprzemiancytowanojegostwierdzenia,że
„nadzorowałakcjęujęciaMalfattiego”i„wydobyłzniegozeznania”.
DziennikarzeobarczyliwinązaaferęwBankuWeronyjegoostatniego
dyrektora,Ravanella,ijednoznaczniedalidozrozumieniaczytelnikom,żebył
onodpowiedzialnyzaśmierćswojegopoprzednika,apotemsamstałsięofiarą
nikczemnegowspólnika,Malfattiego.NazwiskoSantomaurazostało
wymienionejedyniew„CorrieredellaSera”,gdzieprzytoczonojego
wypowiedź-stwierdził,żejestwstrząśniętyiprzygnębionynapaściąna
organizację,którejmazaszczytsłużyć,realizującjejwzniosłeceleiszlachetne
ideały.
BrunettizadzwoniłdoPaoliispytał,czyczytałagazety,choćdobrze
wiedział,żeodpowiedźbędzieprzecząca.Gdyzainteresowałasię,cownich
napisano,odparłkrótko,żeśledztwozostałozakończoneiżeopowieo
wszystkim,gdyprzyjedziedoniej.Takjakprzypuszczał,chciaładowiedziećsię
szczegółówsprawy,nacoodrzekł,żewoliodłożyćtodoichspotkania.Gdyna
tymstanęło,Brunettiegoogarnęłanachwilęzłość,żeniebyłabardziej
dociekliwa.Przecieżtasprawaniemalkosztowałagożycie.
Przezresztęporankabyłzajętypisaniempięciostronicowegoraportu,w
którymwyraziłswojeprzekonanie,żezeznaniaMalfattiegosązgodnezprawdą.
Następnieprzedstawiłwłasny,wyczerpującyidokładnieprzeprowadzony
wywódnatemattego,cosięwydarzyłoodznalezieniaciałaMascariegodo
aresztowaniaMalfattiego.Poobiedziedwukrotnieprzeczytałswójraporti
musiałprzyznać,żewcałościopierasiętylkonapodejrzeniach;niebyłownim
cieniakonkretnegodowoduwskazującegonapowiązaniaSantomauraz
popełnionymizbrodniami.Raczejniktniedawiary,żeSantomauro,człowiek,
któryspoglądanaświatzwyżynszczytnychideałówLegadellaMoralita,może
miećzwiązekzczymśtakniskimjakchciwość,lubieżneżądzeczystosowanie
przemocy.MimotoprzepisałswójraportnazwykłejmaszynieOlivetti,która
stałanamałymstolikuwrogupokoju.Gdyspojrzałnaprzepisanestronyi
poprawkiwprowadzonenabiałymkorektorze,zacząłsięzastanawiać,czynie
powinienzgłosićzapotrzebowanianazakupkomputeradoswojegobiura.Ten
pomysłtakgowciągnął,żejużplanował,gdziepostawikomputericzydostanie
doniegodrukarkę,czyteżbędziemusiałzanosićpismadosekretariatu,abytam
jewydrukowano-takaewentualnośćnieprzypadłamudogustu.
Terozmyślaniaprzerwałopukaniedodrzwi.DopokojuwszedłVianello,
azanimniski,mocnoopalonymężczyznawpogniecionymgarniturzez
bawełny.
-Paniekomisarzu-powiedziałsierżantoficjalnymtonem,jakzawszegdy
zwracałsiędoBrunettiegowobecnościcywili.-Chciałbympanuprzedstawić
panaLucianaGraviego.
Brunettiwyciągnąłrękęnapowitanie.
-Miłomipanapoznać.Czymmogęsłużyć?-spytał.
Poprowadziłgościadobiurkaiwskazałmukrzesło.Gravizciekawością
rozejrzałsiępopokojuiusiadł,aVianellostanąłobok,odczekałchwilę,agdy
Gravinieodezwałsiępierwszy,powiedział:
-PanGravi,paniekomisarzu,jestwłaścicielemsklepuzbutamiw
Chioggia.-Gestemrękizachęciłgodomówienia.
Słowa„sklepzbutami”wyraźniezainteresowałyBrunettiego.
-Właśniewróciłemzurlopu-zacząłGravi,mówiącnajpierwdo
Vianella,agdysierżantwskazałBrunettiego,odwróciłsiędokomisarza.-Przez
dwatygodnieprzebywałemwPuglia.ProwadzeniesklepupodczasFerragosto
jestbezcelowe.Butynikogowtedynieinteresują.Jestzagorąco.Więccoroku
zamykamysklepnatrzytygodnieijedziemyzżonąnawakacje.
-Iwłaśniewróciłpanzurlopu?
-Taknaprawdęwróciłemdwadnitemu,aledopierowczorajposzedłem
dosklepu.Iwtedyznalazłemtępocztówkę.
-Jakąpocztówkę,panieGravi?
-Oddziewczyny,którązatrudniam.Razemzeswoimnarzeczonym
wyjechaładoNorwegii.Onchybauwaspracuje.NazywasięGiorgioMiotti.
Brunettikiwnąłgłową,potwierdzając,żeznaMiottiego.
-Nowięc,jakmówiłem,pojechalidoNorwegii.Onanapisaładomnie,
informując,żepolicjainteresujesięparączerwonychbutów.-Tuznowu
spojrzałnaVianella.-Niemampojęcia,oczymonitamzesobąrozmawiali,
skoroprzypomnielisobieotejsprawie,aleonanapisałanadolepocztówki,że
Giorgiopowiedziałjej,żeszukacieosoby,którakupiładamskiepantofle,z
czerwonegoatłasu,wdużymrozmiarze.
Brunettiuprzytomniłsobie,żewstrzymujeoddech.
-Pansprzedałtebuty?
-Tak.Gdzieśzmiesiąctemusprzedałemtakąparę.Mężczyźnie.-
Przerwał,dającczaspolicjantomnawyrażeniezdziwienia,żetakiepantofle
kupiłmężczyzna.
-Mężczyźnie?-powtórzyłBrunettiobojętnymtonem.
-Tak.Powiedział,żepotrzebnemusąnakarnawał.Alekarnawałbędzie
wprzyszłymroku.Wydałomisiętotrochędziwne,alechciałemsprzedaćte
buty,bonaobcasiejednegoznichatłaslekkosięwytarł.Nalewym,oile
pamiętam.Byłyprzecenioneitenmężczyznajekupił.Kosztowałypięćdziesiąt
pięćtysięcylirów,aprzedzniżkąstodwadzieścia.Kupiłjezabezcen.
-Niewątpliwietak,panieGravi-przytaknąłBrunetti.-Rozpoznałbypan
tepantofle,gdybyterazjezobaczył?
-Taksądzę.Napodeszwiejednegobutazapisałemzniżkowącenę.Może
jestjeszcześlad.
BrunettiodwróciłsiędoVianellaipowiedział:
-Sierżancie,czymoglibyściepójśćdolaboratoriumiprzynieśćtubuty?
Chciałbym,żebypanGravijeobejrzał.
Vianellowyszedł.PodczasjegonieobecnościBrunettiusłyszałopowieść
owakacjachiczystychwodachAdriatyku,oilepojechałosiędośćdalekona
południe.Słuchał,uśmiechającsiętam,gdzienależało,ipowstrzymującsię
przedtym,bypoprosićorysopisnabywcybutów,zanimGravijezidentyfikuje.
Pokilku,minutachVianellobyłjużzpowrotem,niosącpantoflew
przezroczystejtorbie,wjakąopakowujesiędowodyrzeczowe.Podałtorbę
Graviemu.Tenniepróbowałjejotwierać,tylkoporuszałbutami,odwracając
najpierwjeden,apotemdrugiiprzypatrującsiępodeszwom.Spojrzałnaniez
bliska,uśmiechnąłsięipodsunąłtorbęBrunettiemu.
-Widzipan-powiedział.-Jesttutaj.Cenaobniżona.Napisałemją
ołówkiem,abyklientmógłłatwozetrzeć,gdybychciał.Alewciążjest
widoczna.O,tutaj.-Wskazałpalcemsłabeśladypoołówkunapodeszwie.
WreszcieBrunettipozwoliłsobienazadaniepytania:
-Czymógłbypanopisaćmężczyznę,którykupiłtebuty?
Gravizastanawiałsiętylkochwilęiodparłgłosemwyrażającymszacunek
dlawładzy:
-Paniekomisarzu,czymógłbypanpowiedzieć,dlaczegointeresujewas
tenmężczyzna?
-Sądzimy,żemożepanudzielićnamważnychinformacjizwiązanychz
prowadzonymśledztwem-odparłBrunetti,niczegomuniewyjaśniając.
-Rozumiem-odparłGravi.JakwiększośćWłochówbyłprzyzwyczajony
dotego,żenierozumie,comówiądoniegoludziesprawującywładzę.-
Powiedziałbym,żemłodszyodpana,aleniewiele.Ciemnewłosy.Bezwąsów.-
Gravichybazdałsobiesprawę,jakogólnikowyjestjegoopis.-Wyglądałtak
jakwszyscy.Człowiekwgarniturze.Niebyłspecjalniewysokianispecjalnie
niski.
-Czyzechciałbyspojrzećnakilkazdjęć?-zaproponowałBrunetti.-
Możenanichrozpoznapantegomężczyznę?
Graviuśmiechnąłsięszeroko,ucieszony,żewszystkowyglądatakjakw
telewizji.
-Naturalnie-odparł.
BrunettikiwnąłgłowąnaVianella,któryzszedłnadółiszybkoprzyniósł
dwieteczkizezdjęciamipolicyjnymi,wśródktórych,jakwiedziałBrunetti,
znajdowałosięzdjęcieMalfattiego.
GraviwziąłodVianellapierwsząteczkęirozłożyłnabiurkuBrunettiego.
Oglądałjednozdjęciepodrugim,apotemodkładałjespodemdogóryna
oddzielnystos.Obajpolicjanciwidzieli,jakwziąłzdjęcieMalfattiegoipołożył
jespodemdogórynastosie,apotemprzejrzałwszystkiepozostałe.Podniósł
głowęipowiedział:
-Tuniemajegozdjęcia.Żadenztychniejestnawetmgliściedoniego
podobny.
-Możemógłbypanopisaćgobardziejdokładnie?
-Jużpanumówiłem,komisarzu,tobyłmężczyznawgarniturze.Ci
wszyscy-wskazałstosleżącychprzednimzdjęć-wyglądająjakkryminaliści.-
VianelloukradkiemrzuciłspojrzenieBrunettiemu.Wśródzdjęćznajdowałysię
fotografiepolicjantów,zktórychjednymbyłfunkcjonariuszAlvise.-Mówiłem
panom,żeonmiałnasobiegarnitur-powtórzyłGravi.-Wyglądałtakjakmy.
Panrozumie,jakczłowiek,którychodzicodzienniedopracy.Dobiura.Wyrażał
sięjakosobawykształcona,aniejakkryminalista.
Niedyplomatycznanaiwnośćtegostwierdzeniasprawiła,żeBrunetti
zacząłnamomentwątpić,czypanGravirzeczywiściejestWłochem.Kiwnął
głowąnaVianella,którypodałGraviemudrugąteczkę.
Policjancipatrzyli,jakoglądamniejszyjużplikzdjęć.Zfotografią
RavanellawrękuspojrzałnaBrunettiego.
-Totenbankier,któryzostałwczorajzabity,prawda?
-Czyonkupiłtebuty,panieGravi?
-Nie,skądże.Gdybytakbyło,odrazubympanompowiedział.-Jeszcze
razspojrzałnafotografię,wykonanąwstudioizamieszczonąwbroszurze
zawierającejpodobiznywszystkichpracownikówbanku.-Tonieon,alejestw
tymsamymtypie.
-Wtymsamymtypie,panieGravi?
-Nowiepan,garnitur,krawat,wyglansowanebuty.Czystabiałakoszula,
dobrzeprzystrzyżonewłosy.Bankierwkażdymcalu.
NachwilęBrunettiprzeniósłsięwczasy,gdymiałsiedemlatiklęczału
bokumatkiprzedgłównymołtarzemwichparafialnymkościeleSantaMaria
Formosa.Matkauniosławzrokwstronęołtarza,przeżegnałasięidrżącym
głosemwyrażającymprośbęiufnośćpowiedziała:„Mario,MatkoBoża,na
miłośćTwegoSyna,któryoddałżyciezanas,niegodnychgrzeszników,spełnij
tęjednąmojąprośbę,aniepoproszęCięoszczególnąłaskęnigdywięcej,do
końcamoichdni”.Tęobietnicęsłyszałnieskończeniewielerazywswej
młodości,albowiem,jakwszyscywenecjanie,paniBrunettizawszepokładała
wiaręwdobroczynnedziałanieosóbwysokopostawionych.Nieporazpierwszy
wżyciuBrunettiżałował,żeniejestczłowiekiemwierzącym,aletonie
przeszkadzałomumodlićsię,żebyGravirozpoznałmężczyznę,którykupił
buty,jeśligozobaczy.
SpojrzałnaGraviegoipowiedział:
-Niestetyniemamyzdjęciadrugiegomężczyzny,którymógłkupiću
panatebuty,alejeślizechcepannampomóc,pójdziemyrazemdojegobiurai
tamgopanzobaczy.
-Czytomaznaczyć,żewezmęudziałwśledztwie?-Graviucieszyłsię
jakdziecko.
-Tak,jeślitylkopanzechce.
-Oczywiście,paniekomisarzu.Będęszczęśliwymogącpanomudzielić
pomocy.
Brunettiwstał,aGravipoderwałsięnanogi.Gdyszlidocentrummiasta,
Brunettiwyjaśniłmu,comazrobić.Graviniezadawałpytań,nieokazywał
żadnychwątpliwości,chciałściślewykonaćpolecenia-jakdobryobywatel,
którypomagapolicjiwśledztwiewsprawiepoważnegoprzestępstwa.
KiedydoszlidoCampoSanLuca,Brunettiwskazałdrzwiprowadzącedo
kancelariiSantomauraizaproponował,abypanGravinapiłsięczegośwRosa
Salva,podczasgdyonpójdzieteraznagórę,apanGravidołączydoniegopo
pięciuminutach.
Brunettiposzedłznanymijużsobieschodami,zapukałdodrzwikancelarii
izarazusłyszał:Avanti.Kiedysekretarkauniosłagłowęznadkomputerai
zobaczyła,ktowszedł,wpaniceschowałasięzabiurkiem.
-Przepraszampanią-powiedział,podnoszącobieręcewprostodusznym,
jaksądziłznadzieją,geście.-Chciałbymporozmawiaćzmecenasem
Santomauro.Wsłużbowejsprawie.
Sprawiałatakiewrażenie,jakbygoniesłyszała.Patrzyłananiegoz
otwartymiustami,któreukładałysięwcorazwiększąliterę„o”iwyrażałyalbo
zdziwienie,albostrach-tegoBrunettiniepotrafiłodgadnąć.Bardzowolno
wyciągnęłarękęinacisnęłaprzycisknablacie,niewychodzączzabezpiecznej
zasłonybiurka.Stałatam,zpalcemnaprzycisku,iwmilczeniuwpatrywałasię
wBrunettiego.
PokilkusekundachwszedłSantomauro.Dostrzegłsekretarkę,milczącąi
nieruchomąjakżonaLota,apotemstojącegoprzydrzwiachkomisarza.
Natychmiastwybuchnąłzwściekłością:
-Copanturobi?!Dzwoniłemdozastępcykomendantaipowiedziałem,
abykazałpanutrzymaćsięodemniezdaleka.Proszęstądwyjść!Niechsiępan
stądwynosi!
Sekretarkaodeszłaodbiurkaistanęłapodścianą.
-Niechsiępanstądwynosi!-powtórzyłSantomauro,niemalkrzycząc.-
Niezamierzamnarażaćsięnategorodzajuszykany.Karzępana...-przerwał,
gdyzaplecamiBrunettiegopojawiłsięwsekretariaciedrugimężczyzna,niski
człowiekwtandetnymbawełnianymgarniturze.
-Wydwaj,wracajcienakomendę,tamskądprzyszliście!-krzyknął
Santomauro.
-Czypanpoznajetegomężczyznę,panieGravi?-spytałBrunetti.
-Tak.
Gdypadłotosłowo,Santomauroprzestałsięmiotać,choćniepoznał
sprzedawcy.
-Czymożepanpowiedzieć,skądpangozna?
-Kupiłumnietebuty.
BrunettiodwróciłsięodGraviegoispojrzałnastojącegopoprzeciwnej
stromepokojuSantomaura,którydopieroterazdomyśliłsię,kimjesttenniski
człowiekwtandetnymgarniturze.
-Cotobyłyzabuty?
-Czerwonedamskiepantofle.Rozmiarczterdzieścijeden.
Rozdział31
Santomaurozałamałsię.Brunettibyłświadkiemtakichstanów
wystarczającoczęsto,bywiedzieć,cosięnaprawdędzieje.Gravipojawiłsię
całkiemniespodziewanie,itowsytuacjigdymecenasowizdawałosię,że
uniknąłniebezpieczeństwa,gdypolicjaniepoczyniłażadnychkrokówpo
obciążającychgozeznaniachMalfattiego.Santomauroniemiałczasu,aby
wymyślićjakąśhistoryjkęwyjaśniającązakupbutów.
NajpierwwrzasnąłnaGraviegoikazałmuopuścićkancelarię,alegdy
niskipanzuporemtwierdził,żewszędziebygopoznałijestprzekonany,żeto
właśnieonkupiłuniegobuty,Santomauroupadłbokiemnabiurkosekretarki,
obejmującsięrękamizapierś,jakbytymgestemmógłobronićsięprzed
niemymspojrzeniemBrunettiegoizaintrygowanymiminamidwóchniczegonie
pojmującychosóbwpokoju.
-Totenmężczyzna,paniekomisarzu.Jestemtegopewny.
-Noico,mecenasieSantomauro?-odezwałsięBrunetti,rękądającznak
Graviemu,bymilczał.
-TobyłRavanello-odparłSantomauropiskliwymgłosem,bliskiłez.-
Wszystkoonzaplanował.Mieszkaniaiczynsze.Wyjawiłmiswójplan,alenie
chciałemprzystaćnato,więczacząłmigrozić.Wiedziałochłopcach.
Powiedział,żepoinformujeżonęidzieci.ApotemMascariwykryłtęsprawęz
czynszami.
-Jaktozrobił?
-Niewiem.Znalazłcośwdokumentacjibankowej.Ravanellomi
powiedział.Toonzaproponował,żebysiępozbyćMascariego.
Całatahistoriabyłaniezrozumiaładladwóchpozostałychosóbwpokoju,
aleobojeniepowiedzielianisłowa,oniemialinawidokprzerażonego
Santomaura.
-Niechciałembraćwtymudziału,aleRavanellotwierdził,żeniemamy
wyboru,żemusimytozrobić.-Mówiłcorazciszej,wkońcuumilkł.
-Comusiciezrobić?
SantomauroutkwiłwzrokwBrunettim,apotempotrząsnąłgłową,jakby
chciałoprzytomniećpomocnymciosie.Znowupokręciłgłową,aletymrazem
oznaczałotowyraźnąodmowę.Równieżtegestybyłydobrzeznane
Brunettiemu.
-PanieSantomauro,jestpanaresztowanypodzarzutemmorderstwa
LeonardaMascariego.
Usłyszawszytonazwisko,zarównoGravi,jakisekretarkaspojrzelina
Santomaurazwytrzeszczonymioczami,jakbywidzieligoporazpierwszyw
życiu.Brunettisięgnąłposłuchawkętelefonu,zadzwoniłnakomendęipoprosił
oprzysłanietrzechfunkcjonariuszynaCampoSanLuca,abyzabrali
podejrzanegoidoprowadziligonaprzesłuchanie.
RazemzVianellemBrunettiprzesłuchiwałSantomauraprzezdwie
godziny.Całahistoriastopniowowyszłanajaw.PrawdopodobnieSantomauro
niemijałsięzprawdą,gdyujawniałszczegółyplanulukratywnegowynajmu
mieszkańoddanychdodyspozycjiLega.Natomiastprawdopodobniemijałsięz
prawdą,gdywskazywałnapomysłodawcętegoprzedsięwzięcia.Dalej
utrzymywał,żewszystkobyłorobotąRavanella,żebankierzwróciłsiędo
niego,mająccałyplanopracowanywnajdrobniejszychszczegółach,żewłaśnie
RavanellowciągnąłwtoMalfattiego.Wrzeczysamejcałakoncepcjapowstała
wumyśleRavanella:pierwotnyplan,decyzjapozbyciasiędyrektorabankui
zepchnięciedolagunysamochodu,którymjechałBrunetti.Towszystkowyszło
odtrawionegochciwościąRavanella.
ASantomauro?Zrobiłzsiebieczłowiekasłabegocharakteru,
wciągniętegowsiećniecnychintrygprzezbankiera,którymógłmupopsuć
reputację,rozbićrodzinęizniszczyćcałeżycie.Twierdziłzuporem,żeniemiał
nicwspólnegozzamordowaniemMascariegoiniewiedział,comiałosię
zdarzyćwmieszkaniuCrespawtęfatalnąnoc.Gdyfunkcjonariusze
przypomnielimu,żekupiłdamskiepantofle,początkowotwierdził,żezamierzał
jewłożyćpodczaskarnawału,alegdypoinformowaligo,żewłaśnietebuty
znalezionoprzyMascarim,powiedział,iżkupiłjenapolecenieRavanellainie
miałpojęcia,doczegomająbyćużyte.
Potwierdził,żeprzyjmowałczęśćpieniędzypochodzącychz
wynajmowaniamieszkańLega,alenierobiłtegozchęcizysku,tylkobychronić
swedobreimię.Rzeczywiście,byłwmieszkaniuCrespategowieczoru,gdy
zabitoMascariego,aletoMalfattiwykonałcałąbrudnąrobotę;oniRavanello
jedyniepomogliwusunięciuciała.Całyplan?ByłdziełemRavanella.I
Malfattiego.CosięzaśtyczymorderstwaCrespa,nicotymniewiedział.
Twierdził,żesprawcamibylizapewnejacyśniebezpieczniklienciCrespa,
którychonprzyprowadziłdoswojegomieszkania.
Całyczasprzedstawiałsiebiejakoczłowiekapodobnegodowieluinnych,
któryzszedłnazłądrogętarganynamiętnościami,apotemniepotrafił
przezwyciężyćstrachu.Czytomożliwe,bytakiczłowiekniebudziłsympatiii
współczucia?
ItakprzezdwiegodzinySantomauroutrzymywał,żenieponosiwinyza
udziałwtychzbrodniach,twierdząc,żejedynąpobudkąjegodziałaniabyła
troskaonajbliższychipragnienie,byoszczędzićimwstydu,gdypoujawnieniu
jegopodwójnegożyciawybuchnieskandal.Brunettisłuchałtejopowieści,
widząc,żeSantomaurocorazmocniejwierzywprawdziwośćswoichsłów.Gdy
zdałsobieztegosprawę,przerwałprzesłuchanie,zewstrętemmyśląco
charakterzeipostawietegoczłowieka.
JeszczeprzedwieczoremprzybyładwokatSantomaura,anastępnego
rankaustalonowysokośćkaucjiiwypuszczonoprawnikanawolność,natomiast
Malfatti,jawnymorderca,pozostałwareszcie.TegosamegodniaSantomauro
zrzekłsięfunkcjiprezesaLegadellaMoralita,pozostaliczłonkowiezarządu
podjęliuchwałę,abyprzeprowadzonogruntowneśledztwowsprawiebłędnych
decyzjiiniewłaściwegopostępowaniawokresie,gdykierowałorganizacją.A
więc,pomyślałBrunetti,wpewnychkręgachhomoseksualizmnazywanyjest
niewłaściwympostępowaniem,amorderstwobłędnądecyzją.
PopołudniuBrunettiposzedłnaViaGaribaldiizadzwoniłdomieszkania
paniMascari.Przezdomofonpodałjejswojenazwiskoistopień.
Wmieszkaniunicsięniezmieniło.Okiennicenieprzepuszczałysłońca,
alemiałosiępoczucie,żezatrzymująskwarwpomieszczeniu.PaniMascari
zachowywałasięjeszczebardziejpowściągliwieniżpodczasostatniejwizyty
Brunettiego.
-Jestemwdzięczny,żezechciałamniepaniprzyjąć-zaczął,kiedyjuż
usiedli.-Przyszedłemtu,abypowiedzieć,żepanimążzostałoczyszczonyz
wszelkichpodejrzeń.Niepopełniłżadnegoprzestępstwa.Byłniewinnąofiarą
niecnejzbrodni.
-Wiedziałamotym,paniekomisarzu.Odsamegopoczątkubyłamotym
przekonana.
-Bardzomiprzykro,żemógłpaśćnaniegochoćcieńpodejrzenia.
-Toniepanawina,komisarzu.Janiemiałamżadnychpodejrzeń.
-Naprawdębardzotegożałuję.Znamyjużsprawcówjegośmierci.
-Tak,wiem.Czytałamotymwgazetach.-Pochwilidodała:-Niesądzę,
abytomiałojakieśznaczenie.
-Poniosąkarę.Tylemogępaniobiecać.
-Obawiamsię,żetojużnicniepomoże.Animnie,aniLeonardowi.-
GdyBrunettizacząłzaprzeczać,przerwałamu:-Paniekomisarzu,gazetymogą
rozpisywaćsięotym,cosięnaprawdęwydarzyło,aleludziezawszebędą
pamiętać,conapisanooLeonardzie,gdyznalezionojegociało:żemiałnasobie
suknięibyłuważanyzatranswestytę,któryuprawiaprostytucję.
-Aleprzecieżprawdawyjdzienajaw.
-Kiedyczłowiekaobrzucisiębłotem,paniekomisarzu,śladzawsze
pozostanie.Ludzielubiąźlemyślećoinnych;imgorzejonichmyślą,tym
bardziejsązadowoleni.Upłyniewielelat,aludzie,słyszącnazwiskoLeonarda,
przypomnąsobietęsuknięibędąsnućnajegotematróżnenieprzyzwoitemyśli,
jakietylkoprzyjdąimdogłowy.
Wgłębiduszyprzyznałjejsłuszność.
-Takmiprzykro-powiedział.
PaniMascaridelikatniedotknęłajegodłoni.
-Nietrzebaprzepraszaćzato,jakajestnaturaludzka,paniekomisarzu.
Alezwdzięcznościąprzyjmujępanasłowawspółczucia.-Cofnęłarękę.-Czy
chciałbypanoczymśjeszczeporozmawiać?
Brunettipotrafiłpoznać,kiedydajesięmuznak,bywyszedł.Pożegnałsię
zpaniąMascariizostawiłjąsamąwzaciemnionymmieszkaniu.
Tejnocynadmiastemprzeszłapotężnaburza,którapozrywaładachówki,
pozrzucałanaziemiędoniczkizgeraniumipowyrywałazkorzeniamidrzewaw
publicznymparku.Nawałnicatrwałaprzezbitetrzygodziny,wypełniając
rynsztokiizmiatającworkiześmieciamidokanałów.Gdydeszczprzestał
padać,naglezrobiłosięzimno.Chłódprzenikałdosypialni,gdzieśpiącyludzie
zaczęlitulićsiędosiebie,szukającciepła.Brunettispałsamikołoczwartej
musiałwstaćzłóżka,bywyciągnąćzszafykoc.Obudziłsięprzeddziewiątąi
stwierdził,żepójdzienakomendędopieropoobiedzie,poczymznowuzapadł
wsen.Wstałdobrzepodziesiątej.Zrobiłsobiekawęidługiczasspędziłpod
prysznicem,porazpierwszyodmiesięcycieszącsięzgorącejkąpieli.Gdyjuż
ubranystałnatarasie,mającjeszczemokrewłosyitrzymającwrękudrugi
kubekzkawą,usłyszałjakieśhałasydochodząceztyłu,zgłębimieszkania.
OdwróciłsięizobaczyłPaolę.ApotemChiaręiRaffiego.
-Ciao,Papa!-zawołałaChiarazdzikąradościąirzuciłamusięnaszyję.
-Cosięstało?-spytał,przyciskająccórkędopiersi,alewidząctylkojej
matkę.
Chiaraszerokosięuśmiechnęła.
-Zobaczmojątwarz,tato.
Spojrzałnaniąipomyślał,żenigdyniewidziałśliczniejszejbuzi.
Zauważył,żesięopaliła.
-Och,tato,nicniewidzisz?
-Acomamwidzieć,kochanie?
-Zachorowałamnaodręiwyrzucilinaszhotelu!
Choćwmieściewciążczułosięwczesnojesiennychłód,tejnocyBrunetti
niepotrzebowałokrywaćsiękocem.