Leigh Michaels Wspólne noce, wspólne dni

background image

Leigh Michaels

Wspólne noce, wspólne dni

Husband on Demand

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Klucz leżał tam, gdzie zawsze, czyli blisko wejścia, pod donicą z

drobnymi żółtymi chryzantemami. Tym razem jednak Cassie wsunęła go

do kieszeni żakietu, zamiast jak zwykle odłożyć na miejsce po otworzeniu

drzwi.

Znalazła się w cichym holu nieprzyjemnie opustoszałego domu,

należącego do Peggy Abbott. Rozejrzała się wokół, chociaż świetnie znała

każdy kąt. Trudno zliczyć, ile razy tu przychodziła, żeby przynieść

odebrane z pralni garnitury pana domu albo zabrać przygotowaną przez

Peggy listę zakupów. Również przed ostatnimi świętami Bożego

Narodzenia spędziła tu cały dzień, pakując prezenty i piekąc ciasteczka. Po

wykonaniu różnych zleceń wracała do siebie, teraz jednak miała tu na jakiś

czas zamieszkać, i to zupełnie sama. Dlatego dom wydał jej się

nieprzytulny i mało gościnny, czyli zupełnie inny niż zazwyczaj.

Uśmiechnęła się, pokpiwając w duchu ze swego przewrażliwienia. Nie

mogła się jednak pozbyć nieprzyjemnego wrażenia, że jest tu niechcianym

intruzem.

A przecież tak naprawdę Peggy niemal błagała Cassie, by się tutaj

wprowadziła i czuła się jak u siebie.

– Znam swoje szczęście i wiem – przekonywała – że jeśli pozostawię

sprawy swojemu biegowi, będzie to wyglądało tak: pojadę z Rogerem na

tę koszmarną wyprawę, a po powrocie okaże się, że hydraulik nie tylko nie

zainstalował wanny z biczami wodnymi, lecz w ogóle nawet się nie

background image

pojawił. Gdyby się okazało, że spędziłam wieczność w lesie pod namiotem

z powodu remontu, do którego w rzeczywistości nie doszło, pewnie

podcięłabym sobie żyły.

– Bez wanny nie dasz rady – fachowo poinformowała ją Cassie. – Jeśli

ktoś profesjonalnie podchodzi do tego zabiegu, powinien usiąść w

wypełnionej ciepłą wodą wannie. Tak postępują wszyscy porządni

samobójcy. Szczerze jednak mówiąc, wolałabym, abyś zrezygnowała z tak

radykalnego kroku, bo wtedy Wypożyczalnia Żon straciłaby jedną z

najlepszych klientek.

– No to wprowadź się do mnie i miej oko na tego budowlańca –

nalegała Peggy. – Jeśli tu zamieszkasz, nie będzie miał pretekstu, żeby

migać się od roboty.

Cassie nie była o tym przekonana, z doświadczenia bowiem wiedziała,

że pod tym względem rzemieślnicy są wprost niewyczerpani w pomysłach.

Z drugiej jednak strony Wypożyczalnia Żon od początku swego istnienia

zajmowała się zarówno załatwianiem różnych spraw w imieniu klientów,

by nie musieli zwalniać się z pracy, jak i pilnowaniem ich domów podczas

nieobecności właścicieli. Peggy prosiła o połączenie tych dwóch usług, a

przecież elastyczność była głównym hasłem firmy.

Jednym słowem Cassie nie pozostało nic innego, jak wprowadzić się

tutaj. Zresztą miało to również swoje dobre strony. Dom przy Terrace

Square wydawał się Cassie pałacem w porównaniu z jej skromnym

mieszkaniem. Nie tylko z powodu komfortowego wnętrza, lecz przede

wszystkim dlatego, że był solidnie zbudowany.

Można tu było włączyć muzykę o każdej porze dnia i nocy nie

obawiając się, że spokój sąsiadów zostanie zakłócony, co dla Cassie było

background image

wielce kuszącą zachętą. Obiecała sobie, że gdy tylko rozpakuje rzeczy,

natychmiast wypróbuje pianino Peggy.

Właśnie wieszała w szafie ostatni z przywiezionych kostiumów, kiedy

zadzwoniła przyczepiona do paska komórka.

– Wypożyczalnia Żon – odezwała się automatycznie.

– Jest ósma wieczorem, Cassie. Nie musisz być ciągle na posterunku –

usłyszała głos jednej ze wspólniczek.

– Cześć, Paige. Masz rację, to już skrzywienie zawodowe.

– No i jak tam? Urządzasz się?

– Jest super, ta przestrzeń... Skończy się na tym, że Peggy po powrocie

będzie musiała wyrzucać mnie siłą. – Cassie chwyciła żakiet, który zsuwał

się z wieszaka, omal przy tym nie upuszczając komórki. – Co mówiłaś,

Paige?

– Pytałam, czy jutro będziesz mogła zająć się przyjmowaniem zleceń

telefonicznych. Sabrina jedzie do Fort Collins odebrać dziecko klienta z

obozu koszykarskiego, a ja muszę pojechać z matką do lekarza.

– Jasne, nie ruszę się stąd na krok. Najpierw będę czekać na szefa firmy

budowlanej, a potem muszę się przyjrzeć pracy jego ekipy.

– Czy Peggy rzeczywiście tego żądała? To brzmi jak wyrok. Jak sobie

poradzisz?

– Nie będzie tak źle. Kiedy już remont ruszy pełną parą, co jakiś czas

skontroluję postęp robót, co w niczym nie przeszkodzi mi w wykonywaniu

moich zwykłych obowiązków. A jeśli chodzi o jutro, to podaj domowy

numer Peggy, bo w mojej komórce wysiada bateria. Gdyby było dużo

zamówień, to...

– Optymistka! Jakbyś nie wiedziała, że to bardzo kiepski okres...

background image

Właśnie! Kiepski okres! Cassie uświadomiła sobie, że to był kolejny

powód, aby przyjąć zlecenie od Peggy, która nigdy nie marudziła przy

płaceniu rachunków. W tym martwym sezonie każda wpłata na konto

firmy witana była z radością.

– Wiem. Niestety, tak to już jest w naszym fachu. Gdyby to było tylko

możliwe, już teraz ubrałabym choinkę. Za kilka miesięcy będziemy zbyt

zajęte przedświątecznymi zleceniami, żeby myśleć o sobie. Ale co z twoją

mamą? Mam nadzieję, że to nic groźnego...

– Jutro ma tylko wizytę kontrolną, ale wiesz, jak to nieraz długo trwa.

Zawsze trzeba czekać, aż przyjmą wszystkie nagłe przypadki. No to cześć.

Rano przełączę telefon na twój numer.

Cassie przypięła komórkę do paska, wsunęła puste walizki pod łóżko i

zeszła na dół do obszernego salonu. Zapadł już wieczór i dom pogrążony

był w mroku, nieco tylko rozproszonym przez światło stylizowanych

latarni, które otaczały mały park i plac zabaw, znajdujące się pośrodku

osiedla domków. Ozdobna szklana ścianka przy drzwiach wejściowych

rozszczepiała światło, które migotało i rzucało drżące refleksy, stwarzając

wrażenie, jakby wszystko wokół się poruszało. Cassie wzdrygnęła się i

szybko przeszła przez hol.

Salon był połączony z holem, wyglądał jednak znacznie przytulniej, co

na pewno było zasługą grubego, miękkiego dywanu i wygodnych foteli.

Wypolerowane czarne pudło pianina lśniło nawet w mroku. Cassie

delikatnie przesunęła ręką po powierzchni instrumentu, podniosła wieko i

niepewnie dotknęła klawiszy.

Palce miała sztywne. Nic dziwnego, skoro od przeszło roku grała tylko

od przypadku do przypadku. Uderzyła w klawisze i z ogromną radością

background image

wykonała kilka wprawek. Po chwili ręce odzyskały dawną gibkość i

elastyczność, a palce niemal instynktownie znajdowały kolejne nuty...

Nie była dobrą pianistką, nigdy bowiem nie pobierała regularnych

lekcji muzyki, ale zawsze szukała w niej ucieczki. Wprawdzie nie miała

własnego instrumentu, ale często grywała w szkole, w kościele, u

koleżanek czy w uniwersyteckim kampusie. Pianino stało się jej

najlepszym przyjacielem i powiernikiem.

Spod palców Cassie zaczęła płynąć wiązanka jej ulubionych utworów.

Czasami zatrzymywała się, by przypomnieć sobie poszczególne frazy.

Dopiero gdy wyczerpała cały swój repertuar, przyjrzała się nutom

ułożonym na sekretarzyku obok pianina.

Ze stosu wygrzebała zapis starego marsza. Jaka to przyjemność grać tak

sobie do woli, gdy grube ściany oddzielające szeregowe domki skutecznie

chroniły spokój sąsiadów.

Marsz był skomplikowany, a w dodatku w świetle lampki ustawionej na

pianinie trudno było odczytać wyblakłe nuty. Pierwsze donośne akordy

skutecznie zagłuszyły silne uderzenie w drzwi wejściowe.

Drugi cios zabrzmiał, jakby ktoś próbował rozwalić drzwi taranem.

Cassie struchlała. Oderwała ręce od klawiatury i oczami rozszerzonymi

trwogą wpatrywała się w sylwetkę niewyraźnie rysującą się za szklaną

ścianką.

Włamywacz! – pomyślała, sztywna ze strachu. Ktoś najwyraźniej

uznał, że nie oświetlony dom jest pusty.

Trzecie uderzenie było jeszcze potężniejsze. Rozłupane i wiszące już na

jednym tylko zawiasie drzwi uderzyły w ścianę holu. Z cienia wyłonił się

olbrzymi, przerażający mężczyzna.

background image

Cassie wydawało się, że mdła lampka, przy której ledwie mogła

odcyfrować nuty, teraz zapłonęła pełnym blaskiem, bezlitośnie ją

oświetlając. Mężczyzna skoncentrował wzrok na dziewczynie. Oczy mu

się zwęziły, ciało naprężyło.

I nagle odezwał się. Ostatnią rzeczą, jakiej mogła spodziewać się po

włamywaczu, było pytanie, które zadał głębokim, pełnym niedowierzania

głosem:

– A kimże, do diabła, pani jest?!

Klucz nie leżał tam, gdzie zawsze, czyli blisko wejścia, pod donicą z

drobnymi żółtymi chryzantemami.

– Masz ci los, ładna niespodzianka! – zezłościł się Jake. No tak, ale

skoro jego brat i bratowa z takim uporem zostawiali klucz w najbardziej

oczywistym miejscu, należało spodziewać się, że któregoś dnia skorzysta z

niego ktoś niepowołany.

Prawdopodobnie o ich dwutygodniowym wyjeździe do Manitoby

wiedzieli nie tylko przyjaciele i współpracownicy, ale także całe osiedle.

Każdy mógł z tej informacji skorzystać. Swoją drogą złodziej był dość

niecierpliwy. Od wyjazdu Rogera i Peggy upłynęło co najwyżej sześć

godzin, a ich dobytek już był zagrożony.

Nie ma co, świetne zajęcie na resztę wieczoru! – pomyślał Jake.

Zamiast gorącego prysznica i dobrze zasłużonego odpoczynku, będzie

miał wątpliwą przyjemność poznać gliniarzy z Denver i obserwować, jak

zabierają się do śledztwa. Koszmar!

Właściwie Roger i Peggy zasłużyli sobie na to. Jake najlepiej by zrobił,

gdyby po prostu położył się spać i zostawił cały ten bałagan do rana. Jeśli

włamywacz nie narobił poważnych szkód, można by nawet udawać, że się

background image

w ogóle niczego nie zauważyło...

Kładł już rękę na klamce, ale zatrzymał się z ciężkim westchnieniem.

Nie mógł z czystym sumieniem zostawić tak tej sprawy. Będzie musiał

przejść przez park do biura administratora, zgłosić brak klucza i poprosić o

wezwanie policji. A poza tym, gdyby nawet zlekceważył zasady i odłożył

problem do rana, przecież nie wejdzie do środka przez zamknięte drzwi.

Zamierzał właśnie ruszyć do administracji osiedla, kiedy z domu

dobiegły jakieś dziwaczne dźwięki. Sprawa przybrała inny obrót. Złodziej

był w środku i włączył muzykę. Czyżby przed kradzieżą postanowił

sprawdzić jakość sprzętu?

Na taką bezczelność Jake’a ogarnęła furia. Zebrał się w sobie i z całej

siły rąbnął barkiem w drzwi.

Zatrzęsły się, ale wytrzymały. Gorzej było z barkiem, lecz Jake tylko

skrzywił się z bólu i zaatakował powtórnie, tym razem wymierzając

drzwiom potężnego kopniaka prawą nogą, potem lewą i znów prawą.

Wreszcie zamek puścił i drzwi z impetem walnęły w ścianę. Jake wkroczył

do środka, gotów do stoczenia następnej walki, tym razem z

włamywaczem. Błyskawicznie znalazł się w salonie i...

To, co zobaczył w przyćmionym blasku lampki, wprost zaparło mu

oddech. Przy pianinie Peggy siedziała młoda kobieta o bladej twarzy

otoczonej strzechą rudych, kręconych włosów i największych oczach,

jakie kiedykolwiek widział. Nie miała na sobie czarnej maski, nie trzymała

latarki ani łomu. Ubrana była w elegancki tweedowy żakiet, w którym

świetnie prezentowałaby się w roli szefowej jakiegoś biura. Dopiero co

musiała oderwać dłonie od klawiatury.

Jednym słowem, w niczym nie przypominała groźnego rabusia. Jake

background image

przeczuwał, że prawdziwe kłopoty dopiero się zaczną.

Cassie jakimś cudem zdołała odzyskać głos.

– To moja sprawa, kim jestem! – warknęła wściekle, buńczuczną

postawą pragnąc stłumić strach. – Natomiast bardzo jestem ciekawa, kim

pan, do diabła, jest?! To ja mam prawo pytać, a nie pan, bo nie ja wdarłam

się tu jak King Kong!

– Oparła ręce na biodrach, dyskretnie próbując palcami wymacać

klawiaturę komórki. Gdyby udało się niepostrzeżenie wybrać numer

alarmowy, mogłaby wykrzyczeć adres po zgłoszeniu się operatora...

Zdołała nacisnąć pierwszy klawisz, lecz zamiast radosnego brzęczenia,

komórka wydała słaby jęk, będący ostatnim tchnieniem zamierającej

baterii. Cassie gwałtownie usiłowała przypomnieć sobie, gdzie stoi

najbliższy aparat, co zresztą nie miało większego znaczenia, jako że

olbrzym pilnie się w nią wpatrywał i nie mogła wykonać żadnego ruchu.

Na dodatek zbliżał się do niej! Z bliska nie wydawał się już tak

ogromny, nadal jednak budził grozę.

– Czekam na wyjaśnienia – ponagliła Cassie.

Mężczyzna sięgnął do kontaktów na ścianie holu i włączył wszystkie

światła. Górne lampy salonu na chwilę ją oślepiły, ale gdy tylko

przyzwyczaiła oczy, mogła wreszcie przyjrzeć się intruzowi.

Faktycznie był wysoki – musiał mieć ponad metr osiemdziesiąt – i dość

szeroki w barach, ale to, co w ciemnościach nadawało mu nadludzkie

rozmiary, okazało się dużą torbą podróżną, którą niósł na ramieniu. Było

mało prawdopodobne, by włamywacz wybrał się na robotę z tak wielkim i

zapewne ciężkim bagażem. Cassie zaczęła się uspokajać.

background image

– Nazywam się Abbott – przedstawił się zwięźle. – Ja także chciałbym

usłyszeć jakieś wyjaśnienie.

Oczy Cassie rozszerzyły się ze zdziwienia. Nie spotkała dotąd Rogera

Abbotta, ale wnioskując z niektórych uwag Peggy, nigdy nie

podejrzewałaby, że może wyglądać jak ciemnowłosy grecki bóg, któremu

brak tylko piedestału...

Zmitygowała się w duchu. Nie przystoją takie myśli o mężu klientki.

– Jak rozumiem, Peggy nie powiedziała panu, że zleciła mi opiekę nad

domem – przerwała swoje rozmyślania. – Sądziłam, że jesteście w połowie

drogi do Kanady. Coś nie wypaliło z planami wakacyjnymi? W takim

razie, gdzie jest Peggy?

– Przypuszczam, że z Rogerem. – Mężczyzna odstawił torbę i pomacał

ramię.

– Więc pan nie jest... – Cassie zawahała się. – To kim pan właściwie

jest? Jednoosobową brygadą antyterrorystyczną?

Zatrzymał się w pół kroku i zmrużył oczy.

– Zabrzmiało to tak, jakby takiej wizyty pani oczekiwała.

– Też coś! Po prostu wydaje mi się, że tylko antyterrorystyczna akcja

może usprawiedliwić wyłamanie drzwi.

– Nie było klucza na zwykłym miejscu.

Cassie otworzyła usta ze zdziwienia. Czyżby miała do czynienia z

uciekinierem z domu wariatów?

– I dlatego pan się włamał?! Nie mógł pan pójść po zapasowy klucz do

administratora? Zresztą, co ja mówię. Skoro nie ma pan prawa tu

przebywać, i tak by go pan nie dostał...

– Mam prawo. Jestem bratem Rogera. Przyszedłem tutaj, szukałem

background image

klucza i usłyszałem hałas, choć dom powinien być pusty...

– Zaczynam rozumieć. Uznał pan, że jestem włamywaczem, więc

postanowił pan uratować mienie pańskiego brata.

– Chyba pani nie myśli, że wyważyłbym drzwi do obcego mieszkania?

– Ależ skąd! Jestem też pewna, że kiedy Roger i Peggy obejrzą szkody,

bardzo się ucieszą, że zdemolował pan ich dom, a nie sąsiadów.

Westchnął.

– Proszę posłuchać. Jestem zmęczony i mam dość tych słownych

utarczek. Ma pani rację, zachowałem się zbyt pochopnie. jednak gdy

rozmawiałem z Rogerem, nie wspomniał mi, że będę miał towarzystwo.

Mam nadzieję, że ma pani coś na potwierdzenie swojej tożsamości?

– W torebce na górze. Pan chyba też nie będzie się wzbraniał przed

pokazaniem mi prawa jazdy? – A gdy zmarszczył brwi, dodała: –

Uczciwość za uczciwość. Każdy może udawać brata Rogera Abbotta.

– A jest choć jeden powód, dla którego warto by to robić? – mruknął,

wyciągnął jednak z kieszeni skórzany portfel.

– Miło słyszeć takie wyznanie braterskiej miłości – zadrwiła Cassie. –

Teraz sobie przypominam. Słyszałam już o panu. Peggy mówiła, że nawet

na ich ślub pan się nie pofatygował.

– Robi z tego straszny problem.

– W końcu to pana brat.

– I jego trzeci ślub. Z praktyką, jaką dzięki niemu nabyłem jako mistrz

ceremonii, mógłbym poprowadzić tę uroczystość nawet przez telefon. A co

więcej, w tym właśnie czasie zaczynałem pracę na Florydzie. Chce pani

zobaczyć moje dokumenty, czy nie?

Cassie sięgnęła po prawo jazdy i celowo długo je studiowała. Nazywał

background image

się Jake Abbott. Przed zeszłorocznymi świętami pakowała prezent dla

Jake’a, i było to jakieś straszne okropieństwo... Tak, przypomniała sobie:

bilety na krwawą walkę psów.

Według danych wpisanych do prawa jazdy mieszkał na Manhattanie.

Najwyraźniej praca na Florydzie nie potrwała zbyt długo. Zastanawiała

się, czy Jake Abbott wpadł tylko z wizytą do Denver, czy też nowojorski

adres również był nieaktualny.

Jednak pozostałe dane były bez zarzutu: wzrost trochę ponad metr

osiemdziesiąt, waga osiemdziesiąt pięć, oczy brązowe. No i zdjęcie, choć

kiepskiej jakości, bez wątpienia przedstawiało tego samego człowieka,

który właśnie ją obserwował z ledwie skrywaną niecierpliwością.

– W porządku, panie Abbott. Przekonał mnie pan, że jest tym, za kogo

się podaje. – Oddała mu dokument.

– Świetnie. Teraz moja kolej. Kim pani jest?

– Cassie Kerrigan – odparła. – Jestem współwłaścicielką Wypożyczalni

Żon i Peggy wynajęła mnie...

– Wypożyczalni czego? – Ręka z portfelem zawisła w powietrzu. – I to

Peggy panią wynajęła?

– Niech pan powstrzyma wyobraźnię – powiedziała ostro Cassie. –

Wypożyczalnia Żon nie świadczy usług...

– Pomyślałem jedynie o agencji towarzyskiej, a nie o...

– Domyślam się – warknęła. – Wypożyczalnia Żon załatwia różne

domowe sprawy, na które pracującym zawodowo ludziom zwykle brak

czasu. Po prostu ułatwiamy im życie. Jest jednak szereg rzeczy, których

nie robimy: nie odkurzamy, nie myjemy okien, nie opiekujemy się

dziećmi, a już na pewno nie angażujemy się w żadne perwersyjne... –

background image

przerwała. – Właściwie, po co ja to wyjaśniam?

– Widocznie sama pani czuje, że jej profesja może różnie się kojarzyć –

podsunął usłużnie.

– Jedynie nazwa firmy – przyznała. – Gdybyśmy lepiej się nad nią

zastanowiły, nazwałybyśmy firmę Pomocna Dłoń, czy podobnie. Jeśli pan

tu zaczeka, przyniosę jakiś dokument.

– Nie ma potrzeby. – Jake potrząsnął głową.

– Skąd ta zmiana? Chyba nie chce pan powiedzieć, że moja uczciwa

twarz przekonała pana o mojej prawdomówności?

– Nie, ale uwierzyłem, że pani firma nie świadczy perwersyjnych usług

erotycznych, bo wówczas nazwa brzmiałaby Wypożyczalnia Kochanek.

– Dziękuję za wskazówkę. Nie omieszkam wykorzystać jej na

najbliższym posiedzeniu zarządu.

– Zawsze do usług. – Potarł ramię. – Tak więc wreszcie wiemy, kto kim

jest. No cóż, całe nieporozumienie wynikło stąd, że Roger, gdy

zaproponował mi skorzystanie ze swojego domu, nie wspomniał mi o pani.

To dziwne, ale stało się.

– Mnie też nikt nie uprzedził. Może Peggy w ogóle mu o mnie nie

powiedziała? Wygląda na to, że mają pewne kłopoty z porozumiewaniem

się. Peggy zatrudnia mnie, a Roger oddaje dom do dyspozycji panu...

– Przypuszcza pani, że celowo zataił przed żoną mój kilkutygodniowy

pobyt w Denver?

– Być może miał swoje powody, aby jej nie zawiadamiać o pańskiej

wizycie – zauważyła cierpko. – Czy to nowa praca? A może okres między

kolejnymi zajęciami?

– Nowa praca. No tak, najpewniej młodzi małżonkowie zapomnieli

background image

wymienić się tak nieistotnymi informacjami, jak to, kto będzie mieszkał w

ich domu. Zresztą, czy to ma znaczenie, jak doszło do tego

nieporozumienia? W każdym razie pani misja dobiegła już końca,

ponieważ ja tu się wprowadzam i dom nie będzie stał pusty. Szczerze

mówiąc, pani obecność tylko by mi zawadzała.

– A może jednak – nie rezygnowała Cassie – Roger zawiadomił Peggy

o pańskiej wizycie, lecz ona uznała, że lepiej mieć na miejscu kogoś, kto

zneutralizuje pańskie nieokiełznane skłonności. – Wymownie spojrzała na

wciąż otwarte i wiszące na jednym zawiasie drzwi. – Powinna mnie jednak

powiadomić, że dotychczas nie nauczył się pan korzystać z dzwonka...

– Co z panią, panno Kerrigan? Martwi się pani utratą ciepłej posadki?

– Nie pan mnie zatrudniał i nie pan będzie mnie zwalniał – warknęła

Cassie.

– Upiera się pani, żeby tu zostać? Dlaczego tak bardzo pani na tym

zależy? – Głos mu podejrzanie złagodniał.

– Na pewno nie po to, żeby nawiązać z panem bliższą znajomość. –

Cassie wzdrygnęła się ostentacyjnie. – W porządku. Skoro pan się tu

wszystkim zajmie... Trzymam pana za słowo. Myślę, że współpraca z

robotnikami dobrze się ułoży. – Minęła go i ruszyła w stronę schodów.

– Jakimi znowu robotnikami? – Głos Jake’a stał się mniej zaczepny.

– Tymi, którzy jutro zaczną rozbierać ściany – rzuciła, nie odwracając

nawet głowy.

– Co takiego?!

– Chyba nie sądzi pan, że Peggy wynajęła mnie do pilnowania szminek

i ozdobnych poduszek na kanapie? Gdyby nie remont, nie byłabym tu

potrzebna. Ale skoro pan tak bardzo chce przejąć moje obowiązki...

background image

– Nie mam na to czasu – powiedział szybko.

– Rozumiem – uspokoiła go Cassie. – Proszę więc pozwolić, bym

zajęła się tym, co do mnie należy. Zanim się jednak rozstaniemy, myślę, że

powinnam zadbać o pański spokojny sen... – Cassie podeszła do telefonu.

– Na jaki hotel pana stać?

– Nie znoszę hoteli! – Jake był wyraźnie zirytowany.

– Raczej nie chce pan rezygnować z darmowego mieszkania. – Cassie

wydęła usta. – Nie, nie krytykuję pana. Rozumiem, że nie chce pan

ponosić żadnych kosztów, póki się nie okaże, czy to stała praca.

– Czy pani ma dobrze w głowie? – Irytacja ustąpiła miejsca

rozbawieniu. – Nie spodziewam się wylania z pracy.

Cassie żałowała, że nie ugryzła się w język, ale cóż, ten facet nadepnął

jej na odcisk. Nie powinna jednak interesować się ani jego pracą, ani tym,

jaki styl życia preferował.

– Cóż to musi być za ulga – odparła uprzejmie. – Szczególnie, gdy

czekają pana wydatki związane z naprawą drzwi. Szczęśliwie się składa,

że przedsiębiorca budowlany i tak tu będzie...

– Niech pani nie próbuje zwalić całej winy na mnie i wykręcić się od

swojego udziału.

– Mojego? To nie ja podjęłam błędną decyzję, tylko spokojnie sobie tu

siedziałam, rozkoszując się muzyką...

– A ja myślałem, że jakiś sadysta torturuje stado kotów. Gdyby nie ten

upiorny hałas, poszedłbym do administratora po klucz.

– I zamiast tego rzucił się pan na ratunek cierpiącym zwierzątkom?

Dziękuję – skwitowała go Cassie. – Bardzo mi miło, że podobał się panu

mój występ. Gdyby jednak zechciał pan zrezygnować z tych dygresji i

background image

wrócił do tematu... Po głębszym zastanowieniu, wolę, żeby pan nie szedł

do hotelu. Nie chcę zostać z tym bałaganem. Tych drzwi nie da się

przecież zamknąć nawet na klamkę, a co dopiero na klucz...

– Czemu więc pani nie wróci do domu? Bo zakładam, że ma pani jakiś

dom. Chyba Peggy nie znalazła pani w kartonowym pudle pod mostem?

– Już panu mówiłam. Muszę tu być w związku z remontem. Nie

pamięta pan?

– Przecież można wszystkiego dopilnować, wpadając od czasu do

czasu. Nie musi pani siedzieć tu bez przerwy.

– Peggy chciała, abym co rano wpuszczała ich do domu. Żeby

przejechać całe miasto i zdążyć tu przed robotnikami, musiałabym

opuszczać mój karton pod mostem o nieprzyzwoicie wczesnej porze. –

Chociaż jutro – z triumfującą miną machnęła ręką w kierunku wejścia –

wpuszczenie robotników nie będzie stanowiło najmniejszego problemu.

– Nie poddaje się pani, co?

– Zostałam tu zatrudniona, natomiast panu wyświadczono przysługę,

trudno więc porównać powody, dla których tu jesteśmy. Jeśli jedno z nas

miałoby wyjść, to na pewno nie ja.

Jake ziewnął.

– Jak pani chce. Jeśli o mnie chodzi, jestem zmęczony po długim locie.

Zrobiło się późno, a przed porannym spotkaniem muszę jeszcze

popracować. Jednym słowem idę spać.

– A co z drzwiami?

– Zabezpieczę je krzesłem.

– Dziękuję, będę czuła się absolutnie bezpieczna – powiedziała

zgryźliwie.

background image

– Ależ to nie ja sugerowałem, bym wyniósł się do hotelu i zostawił tu

panią samą – odrzekł Jake z przyganą. – W takim razie przeciągnę sofę z

salonu i własnym ciałem zatarasuję drzwi, żeby chronić panią przed

napastnikami.

– Nigdy bym nie pozwoliła na takie poświęcenie. Musi się pan dobrze

wyspać, żeby jutro oczarować nowego szefa.

Jake uśmiechnął się, a Cassie nagle poczuła dziwny dreszcz.

– Proszę się nie obawiać, że pomylę pokoje i wkroczę do pani sypialni

– mruknął. – Może pani spać spokojnie. – Z trudem powstrzymał kolejne

ziewnięcie. – Przypuszczam, że po przeprowadzce z kartonu pod mostem

miała pani ochotę zająć sypialnię gospodarzy, ale ostatecznie możemy o to

rzucać monetą.

Cassie spuściła oczy z miną niewiniątka, żeby nie zauważył

rozbawienia, nad którym z trudem panowała. Nie! Nie oszczędzi mu

niemiłej niespodzianki, a siebie nie pozbawi złośliwej satysfakcji, dlatego

nie uprzedzi go, że od rana z powodu remontu praktycznie przestanie

istnieć łazienka przy sypialni właścicieli mieszkania.

– Wrodzone poczucie delikatności nie pozwoliło mi wkraczać do

prywatnych pomieszczeń mojej klientki...

Jake podniósł oczy.

– Delikatność? Mnie na pewno taki drobiazg nie powstrzyma od

skorzystania z ich łóżka.

– Nigdy bym pana o to nie podejrzewała – słodko odparła Cassie.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Biorąc pod uwagę okoliczności, Cassie spała zadziwiająco dobrze,

może dlatego, że pokój gościnny był przytulny i wygodny, a żadne hałasy

nie zakłócały ciszy nocnej.

Obudziła się wraz z pierwszymi promieniami słońca i natychmiast z

radością pomyślała o czekających ją kolejnych utarczkach z Jakiem

Abbottem. Tym razem będzie miała obstawę w postaci ekipy robotników

uzbrojonych w łomy.

Zamówiony przez Peggy przedsiębiorca dotrzymał słowa. Cassie z

uznaniem spojrzała na zegarek, gdy punktualnie o siódmej rozległ się

dzwonek. Ostrożnie odsunęła krzesło, którym Jake zablokował klamkę.

Miała nadzieję, że drzwi nie rozsypią się podczas otwierania.

Młody mężczyzna, który stał na schodach, przesunął trzymaną w ustach

wykałaczkę.

– Dzień dobry, pani Abbott – powiedział powolnym, rozwlekłym jak

guma arabska głosem. – Jestem Buddy Nelson, mam tu zainstalować

wannę.

Inaczej wyobrażała sobie oczekiwanego majstra. Był młodszy, niż

przypuszczała, na pewno nie przekroczył jeszcze trzydziestki. Nie był też

tak mocno zbudowany, jak według niej powinien prezentować się ciężko

pracujący hydraulik. Raczej należałoby powiedzieć o nim „tyczkowaty”.

Ubrany był w zniszczone, poplamione i wymięte dżinsy, którymi zapewne

wzgardziłby najmniej wybredny łachmaniarz.

background image

Rozchełstana, wyblakła flanelowa koszula odsłaniała zapadnięty tors, a

kilkudniowy zarost oraz tłuste włosy, związane w kucyk, świetnie

pasowały do całości. Na dodatek fachowiec przybył sam. Gdzież podziała

się jego ekipa?

– Nie jestem panią Abbott – zaczęła wyjaśniać. – Jestem jej…

Buddy nie patrzył na nią, tylko na drzwi.

– Jakieś problemy, widzę. – Jego głos miał nosowe brzmienie.

– Pan Abbott porozmawia o tym z panem. Trzeba będzie to naprawić.

Spojrzał na nią z powątpiewaniem.

– Znaczy się drzwi, proszę pani?

Cassie nie miała wątpliwości, skąd brało się jego zdziwienie. W

dziennym świetle zniszczenia wyglądały znacznie poważniej. Zauważyła

teraz, że drzwi były wykonane nie z litego drewna, tylko z pokrytej

fornirem sklejki, która rozszczepiła się na nieregularne kawałki.

Zniszczenia wyglądały na nieodwracalne.

– Ta sprawa nie należy do mnie. – Cassie nie chciała wdawać się w

zbędne dyskusje. – Proszę wejść, panie Nelson. Zaraz pójdę po pana

Abbotta. Będziecie mogli omówić sprawę tej naprawy, zanim przyjdzie

cała ekipa.

– Żadna tam ekipa. Sam tu jestem.

Cassie chciała się zapytać, jak w pojedynkę zamierza poradzić sobie z

wielką wanną z biczami wodnymi, w której wygodnie mogły się kąpać

dwie osoby, uznała jednak, że Peggy musiała przed zawarciem umowy

upewnić się, iż Nelson podoła tej robocie. Ktoś jej go polecił, a ona nie

zadała sobie trudu, by porozmawiać z nim osobiście, inaczej bowiem nie

uznałby Cassie za panią Abbott.

background image

– Nie lubię pracować w pośpiechu i chcę wszystko zrobić akuratnie –

ciągnął powolnym, nosowym głosem. – Ale proszę mówić do mnie Buddy.

Zanim hydraulik zdołał przekroczyć próg, była już w połowie schodów.

Gdy się obejrzała, ostrożnie poruszał wejściowymi drzwiami. Pewnie

sprawdzał stopień zniszczenia. Wyglądało na to, że Buddy z natury jest

wyjątkowym flegmatykiem, co nie wróżyło zbyt dobrze.

Z pokoju Jake’a nie usłyszała dzisiaj jeszcze żadnych odgłosów, a sama

przy porannej krzątaninie zachowywała się jak najciszej. Wczoraj był

bardzo zmęczony, dała mu więc pospać. To nie jej wina, że sielanka się

skończyła i zaraz nastąpi gwałtowne przebudzenie.

Ze złośliwą satysfakcją głośno zapukała.

– Proszę wejść. – Rześki głos Jake’a niemile ją zaskoczył. Cassie

uchyliła drzwi.

– Widzi pan? Tak to się zwykle robi: należy zgiąć palce, uderzyć

kostkami o drzwi i poczekać cierpliwie na zaproszenie do środka.

Rozczarowała się jeszcze bardziej, widząc, że Jake jest gotowy do

pracy. Marynarka co prawda leżała na łóżku, ale miał już na sobie

nieskazitelnie białą koszulę, zdążył też zawiązać ciemnoczerwony krawat.

W ciągu ostatniego roku Cassie przewoziła do pralni tyle jedwabnych

krawatów, koszul z monogramem i szytych na miarę garniturów, że

nauczyła się bezbłędnie oceniać markową garderobę, dlatego natychmiast

spostrzegła, że ubrania Jake’a były bardzo wysokiej jakości. Wyraźnie

chciał wywrzeć wrażenie na nowym szefie.

Siedział przy laptopie ustawionym na małym stoliku pod oknem. Zajęty

pracą, ledwo na nią spojrzał.

– Czemu zawdzięczam pani wizytę?

background image

– Na pewno nie przemożnej chęci sprawdzenia, czy sypia pan w

piżamie – powiedziała cierpko Cassie. – Przyszedł fachowiec od remontu.

– Później z nim porozmawiam.

– Obawiam się, że nie da się tego odłożyć. – Bardzo się starała, żeby jej

głos nie zabrzmiał zbyt radośnie. – Przykro mi, ale remont zacznie się

właśnie tutaj. – Wskazała na drzwi do łazienki.

– Mówiła pani o rozbieraniu ścian. – Jake gwałtownie odwrócił się do

niej.

Cassie powstrzymała uśmiech.

– Proszę mi wybaczyć, ale wczoraj chyba nie zdążyłam przekazać panu

wszystkich szczegółów.

– Doskonale pani wie, że nie chyba, tylko na pewno. Teraz już

rozumiem, czemu tak łaskawie udostępniła mi pani ten pokój.

– Byłam tak oczarowana naszą rozmową, że zapomniałam pana ostrzec.

Jeśli jednak teraz się pan pospieszy, zdąży pan zabezpieczyć wszystko

przed kurzem.

Mruknął coś niezrozumiale, z tonu jednak sądząc, nie było to miłosne

wyznanie, więc Cassie uznała, że po wygranej potyczce nastała pora na

odwrót. Zanim jednak wyszła, Jake zawołał:

– Przecież nie muszę z tym majstrem rozmawiać. Niech pani mu powie,

żeby wymienił drzwi i przysłał mi rachunek.

– O, nie – odparła beztrosko. – Za żadne skarby nie pozbawię pana

przyjemności poznania Buddy’ego.

Właśnie wchodziła na marmurową posadzkę holu, gdy u szczytu

schodów pojawił się Jake, który nadal mruczał coś pod nosem. Cassie,

zadowolona, że udało jej się wywołać taką reakcję, uśmiechnęła się uroczo

background image

do Buddy’ego i odmaszerowała do kuchni.

Gdy sprawdzała zawartość spiżarni, zadzwonił telefon.

Paige była niezawodna! Choć to dopiero wpół do ósmej, już

przełączyła linię.

Tym razem jednak nie dzwonił klient, lecz trzecia wspólniczka.

– Sabrina? – zdziwiła się Cassie. – Myślałam, że jesteś w drodze do

Fort Collins. – Przytrzymywała słuchawkę ramieniem, żeby mieć wolne

ręce. Musiała poprzestawiać pudełka i puszki, by sprawdzić, co znajduje

się w głębi szafki.

– Zaraz wyjeżdżam, ale chciałam upewnić się, że pamiętasz o

jutrzejszym spotkaniu.

Cassie westchnęła.

– Niemal zapomniałam, jaki dziś dzień. Jasne. Będę jak zawsze.

– Mogłabyś przyjść trochę wcześniej? Muszę z tobą coś omówić.

– Bez Paige? – zaniepokoiła się Cassie. – Czy z Eileen wszystko w

porządku? Paige wprawdzie mówiła, że to rutynowe badania, ale obawiała

się, że mogą potrwać cały dzień.

– Trudno mówić o rutynie, gdy ktoś jest skazany na wózek inwalidzki –

zauważyła Sabrina. – Mój problem nie dotyczy jednak Eileen, tylko

klienta. Chciałam poznać twoje zdanie na pewien temat.

– Oczywiście – wolno powiedziała Cassie. – Wystarczy nam pół

godziny?

Nagle włosy zjeżyły się jej na karku, lecz zanim zorientowała się, skąd

ten niepokój, z tyłu padło pytanie:

– Czy to telefon do mnie?

Gwałtownie się wzdrygnęła i duża torba z mąką, która stała na samym

background image

brzegu półki, runęła na podłogę. Papierowe opakowanie pękło i w kuchni

uniosła się chmura białego pyłu.

– Czy to twój majster? – zainteresowała się Sabrina. – Wiedziałam, że

będę ci zazdrościć tej pracy. Sądząc po głosie, to muskularny i silny facet.

Cassie przez ramię spojrzała na Jake’a, który stanął w drzwiach. Był

już w marynarce. Jej poła była niedbale odchylona, gdyż nonszalancko

trzymał rękę w kieszeni spodni. W drugiej ręce niósł płaską teczkę. Już

wieczorem, mimo zmęczonych oczu i popołudniowego zarostu, wyglądał

bardzo przystojnie, natomiast teraz, wypoczęty i odświeżony, niewiele

odbiegał od ideału.

– Dodaj również: agresywny, dominujący macho – powstrzymała

zachwyty przyjaciółki.

– To twój punkt widzenia, kochanie – wymruczała Sabrina. – Nie mogę

się doczekać, kiedy mi opowiesz wszystko o właścicielu tego seksownego

głosu. Może w czasie jutrzejszego lunchu?

Cassie miała ochotę rzucić jakieś przekleństwo, lecz w ten sposób

jeszcze bardziej zaciekawiłaby Sabrinę.

– W takim razie spotkajmy się godzinę wcześniej – zaproponowała.

– O, nie, kochana. Nie pozwolę ci zacząć przed przyjściem Paige. Jeśli

nie usłyszy szczegółów od ciebie, będę musiała wszystko jej powtarzać.

Cassie, zaciskając zęby ze złości, odłożyła słuchawkę. Jake, bezwiednie

masując obolały bark, wszedł do kuchni.

– Kto dzwonił?

– Moja przyjaciółka – odparła nadzwyczaj uprzejmie. – Zapewniam, że

zawołałabym pana do telefonu. Nie musi się pan trudzić podsłuchiwaniem.

– Ani mi to w głowie. Widząc jednak, jak pani zadrżała, gdy się

background image

zbliżyłem, byłem pewien, że wie pani o mojej obecności.

Cassie zjeżyła się, ale po chwili zastanowienia wzruszyła ramionami.

Skoro Jake jeszcze nie zauważył, że jej reakcje na jego obecność

spowodowane są głęboką niechęcią, nie zaś rozpalonymi zmysłami, nie

było sensu tego wyjaśniać. Nie wyglądał zresztą na specjalnie

zainteresowanego.

Sięgnęła po szufelkę i zaczęła zgarniać rozsypaną mąkę.

– Jak poszło z Buddym?

– Chyba nieźle, choć na początku rozmowy musiałem mocno się

natrudzić, by odwrócić jego uwagę od pani. Dopiero wtedy zaczął

przytomnie reagować.

Wyprostowała się gwałtownie, niemal wypuszczając z rąk szufelkę.

– Odwrócić uwagę? Ode mnie? A cóż to za pomysł? Patrzył wyłącznie

na zrujnowane przez pana drzwi.

– No to przestał, zanim tam przyszedłem. Co pani z nim zrobiła?

Rzuciła urok? To człowiek stracony, naprawdę kiepsko z nim. Jednak

poniekąd się temu nie dziwię, bo nawet na mnie zrobiło wrażenie, jak pani

szła przez hol.

– O co panu chodzi?

– Nie chce mi pani chyba wmówić, panno Kerrigan, że to kręcenie

biodrami nie było zaplanowane.

– Najwyraźniej niektórym wyobraźnia płata figle – warknęła Cassie, na

co on uśmiechnął się szeroko, zaś ona powtórzyła sobie w duchu, że nie

będzie wdawać się w wyjaśnienia. Jake i tak wszystko zinterpretuje po

swojemu. – Szkoda jednak się trudzić zbędną gadaniną. Domyślam się, jak

pokrętnymi ścieżkami przemykają pana myśli. A co z drzwiami?

background image

– Buddy oznajmił, że nie zajmuje się wymianą drzwi. Cassie zamrugała

gwałtownie.

– Co takiego? Przecież ma firmę remontową.

– Hydrauliczno-remontową. Zakłada wanny, zmywarki, termy, ale nie

drzwi. Wyjaśniał mi to niezwykle cierpliwie.

W głosie Jake’a zabrzmiała ironiczna nuta, a Cassie bez trudu

wyobraziła sobie, jak Buddy wymienia przeraźliwie długą listę

hydraulicznych akcesoriów.

– I co teraz?

Jake zaczął bawić się zamkami przy teczce.

– A może pani porozmawiałaby z Buddym – zasugerował – i

przekonała go, żeby zmienił zdanie?

– To znaczy mam pokręcić biodrami? Niech pan to sobie wybije z

głowy.

– W porządku.

Cassie przyjrzała mu się podejrzliwie. Zdążyła już na tyle poznać

Jake’a Abbotta, że nie wierzyła w ten jego pojednawczy ton.

– Tymczasem – dodał wesoło – chyba jestem winien pani przeprosiny...

– Zaczyna się – mruknęła Cassie.

– ... za wczorajszą próbę nakłonienia pani do opuszczenia domu.

Okazuje się, że Peggy słusznie panią wynajęła. Póki pani tu jest i może

wszystkiego przypilnować...

– Wolnego – Cassie przerwała mu szybko. – Nie obiecywałam, że

całymi dniami będę siedzieć przy wejściu jako ochroniarz.

– Wygląda na to, że są to dość niezwykłe drzwi. Nie wiem, czy

zauważyła pani, ale są zupełnie inne niż w pozostałych domkach. Buddy

background image

natychmiast to dostrzegł. Jego zdaniem będą kłopoty z wymianą.

– A skąd Buddy może o tym wiedzieć? Przecież sam mówił, że to nie

jego specjalność...

– Ale zna innych fachowców. Twierdzi, że o tej porze roku i w

tutejszym klimacie mają pełne ręce roboty. Muszą przed zimą zakończyć

umówione prace. Jeżeli więc pani nie ruszy do akcji, czeka nas duży

kłopot. – W głosie Jake’a była zarówno prośba, jak i nadzieja.

Cassie skapitulowała.

– No dobrze – zgodziła się niechętnie. – Porozmawiam z Buddym, choć

nic nie obiecuję.

– Ma pani na myśli rezultat, czy bodźce mające skłonić Buddy’ego do

działania?

Cassie zacisnęła pięści.

– Jeśli sugeruje pan to, co myślę... Jake uniósł brwi.

– Cóż za wyobraźnia, panno Kerrigan. Myślałem o upieczeniu jego

ulubionego ciasta. Nawiasem mówiąc, ma pani na sobie tyle mąki, jakby

już się pani za to wzięła. – Znów rozmasował ramię. – A skoro o tym

mowa, czy znajdzie się tu coś do zjedzenia? Wczoraj nie jadłem obiadu.

– W zamrażarce jest paczka meksykańskich naleśników.

– Na śniadanie? O tej porze nie zjem przecież tak ostrego dania!

– Zapomniał pan? – upomniała go Cassie. – To nie hotel.

– Przypuszczam, że Peggy opróżniła lodówkę?

– No myślę! Pan by tego nie zrobił przed dwutygodniowym wyjazdem?

– Do dziś pamiętała czyszczenie porośniętej pleśnią lodówki w

eleganckim apartamencie pewnego kawalera. Natychmiast po pracy

wyrzuciła gumowe rękawice, których używała, a przez kolejny miesiąc nie

background image

mogła nawet pomyśleć o zjedzeniu jakiejkolwiek zieleniny.

– Nie zawracam sobie głowy opróżnianiem lodówki, bo trzymam w

niej keczup, oliwki i kilka puszek piwa. Nic się nie może popsuć.

– A narzeka pan, że Peggy zostawiła tylko mrożone naleśniki?

Otworzył lodówkę i przejrzał niemal puste półki.

– Chyba miała pani rację, mówiąc o kłopotach komunikacyjnych

Rogera i Peggy. Roger uprzedziłby mnie, gdyby wiedział o remoncie, z

kolei Peggy, gdyby wiedziała, że przyjeżdżam...

– Zostawiłaby panu lodówkę pełną pyszności. – Cassie wrzuciła torbę

po mące do kosza na śmieci. – Niedługo pójdę do sklepu. Może coś panu

kupić?

Przerwał inspekcję lodówki i spojrzał na Cassie z niedowierzaniem.

– Mówi pani serio?

– Z przyjemnością kupię wszystko, co pan chce – zniecierpliwiła się

Cassie. – Wypożyczalnia Żon pobiera opłaty za godzinę pracy, a do

zakupów doliczamy procent w zależności od wysokości rachunku. Jeśli ma

pan na coś ochotę...

– Wiedziałem, że musi tkwić w tym jakiś haczyk, ale niech będzie.

Proszę mi kupić keczup, oliwki i...

– ... zielone czy czarne? – upewniła się.

– Oba rodzaje.

– A jakie piwo?

Rozległ się dzwonek telefonu i Cassie automatycznie sięgnęła po

słuchawkę.

– Wypożyczalnia Żon, Cassie przy telefonie.

background image

Po drugiej stronie zapadła cisza. Cassie powtórzyła powitanie i po

chwili usłyszała głęboki męski głos:

– To chyba pomyłka. Dzwonię do Jake’a Abbotta i przysięgam, że

podał mi ten numer.

Cassie skrzywiła się.

– Jest tutaj. Już go proszę.

Jej rozmówca nagle parsknął śmiechem.

– Powiedziała pani „wypożyczalnia żon”? Dopiero wczoraj przyjechał i

już... Ależ ma tempo!

Zignorowała tę uwagę i oddała słuchawkę. Chciała wyjść do holu, ale

Jake stanął przed nią, blokując przejście.

– Dzień dobry – powiedział do telefonu. – Oczywiście, Caleb. O

jedenastej? Świetnie. – Spojrzał na Cassie. – Nie, nie przesłyszałeś się,

właśnie tak powiedziała.

Powoli i pedantycznie odłożył słuchawkę. Wyglądało to groźniej, niż

gdyby z furią ją cisnął.

– Ta rozmowa dotyczyła spotkania w interesach. Wzruszyła ramionami.

– Zorientowałam się. Nie oczekuję wyjaśnień.

– Nic nie wyjaśniam, tylko chcę, żeby pani coś zrozumiała. To był

Caleb Tanner, najbardziej wpływowy człowiek w Kolorado...

– To pański nowy szef? Jak miło. Co za pieskie szczęście! Mogłam

nawiązać znajomość ze sławnym Calebem Tannerem i straciłam taką

szansę! I taki ważniak sam załatwia telefony? Nie dziwi to pana?

– Czy zechce mnie pani łaskawie wysłuchać, panno Kerrigan? Może się

zdarzyć, że będą do mnie dzwonić ludzie, z którymi pracuję. Na Calebie

już pani zdążyła zrobić złe wrażenie...

background image

– Chwileczkę – zaprotestowała Cassie. – Na pewno nie jest moją winą,

jakie wnioski wyciągnął.

– Mogła pani rozsądniej nazwać firmę. Nawet nie chcę powtarzać jego

uwag. W każdym razie, niech pani więcej nie odbiera telefonów.

Z namysłem potarła nos czubkiem palca.

– Skończył pan? – spytała uprzejmie.

– Sądzę, że wszystko wyjaśniłem.

– To może teraz ja przedstawię swój punkt widzenia, jeśli oczywiście

zechce mnie pan wysłuchać, panie Abbott... Byłam tu pierwsza, można

powiedzieć, że zaklepałam sobie ten telefon, a poza tym, stąd, z tej kuchni,

prowadzę firmę. Widzę więc trzy wyjścia: po pierwsze, jeśli otrzymam

takie zlecenie, znajdę panu mieszkanie; po drugie, powie pan wielkiemu

Tannerowi, że zmuszony jest pan korzystać z telefonu towarzyskiego... –

Ominęła go i w drzwiach odwróciła się na pięcie. – Po trzecie, zamieszka

pan w jego biurze i wtedy Tanner nie będzie musiał tutaj dzwonić.

Polecam szczególnie to rozwiązanie, bo wprost rewelacyjnie poprawiłoby

pańskie notowania w pracy. Nie mówiąc już o tym, że dla mnie byłby to

prawdziwy dar niebios!

Firma Tanner Electronics bardzo różniła się od tych przedsiębiorstw,

które Jake dotąd odwiedził. Chociaż powstała całkiem niedawno,

usiłowano nadać jej cechy firmy z tradycjami. Dywany wprawdzie były

nowiutkie, podobnie jak kosztowne meble, wśród nich jednak pojawiały

się sprzęty, które sprawiały wrażenie, że wyciągnięto je z magazynów

Armii Zbawienia.

Natomiast personel wymykał się wszelkim definicjom, bo takich ludzi

nie zatrudniały żadne renomowane firmy, ani te, które na swój wizerunek

background image

pracowały przez wiele pokoleń, ani te, które niedawno przebojem zdobyły

rynek. Mówiąc wprost, pracujący w Tanner Electronics projektanci

skomplikowanego sprzętu elektronicznego wyglądali na pomocników

Buddy’ego. Jednak ta banda obdartusów wprost emanowała zapałem,

fachowością i inteligencją. Gdy w głowie kłębią się pomysły, łatwo

zapomnieć o wypraniu dżinsów. Jake wiedział, że z takimi ludźmi można

przenosić góry.

Wszędzie panował twórczy nieład, czy też, mówiąc wprost, bałagan,

tylko w biurze naczelnego dyrektora było inaczej. Pokój, przez który

wchodziło się do gabinetu Tannera, wyposażono co prawda w dywan, a na

ścianach powieszono kilka dobrych reprodukcji, ale to było wszystko. Ani

mebli, ani sekretarki. Nic dziwnego, pomyślał Jake, że Caleb sam załatwia

telefony.

Ponieważ drzwi do gabinetu były otwarte, Jake zamierzał wejść bez

pukania, lecz w progu powstrzymał go kobiecy śmiech.

– No, kochanie – mówiła zdyszanym głosem – pomogę ci to zdjąć.

Było jednak już za późno, by się taktownie wycofać, bowiem

mężczyzna, który siedział na brzegu biurka i próbował zdjąć sweter w

jaskrawych kolorach, zawołał:

– Jake Abbott?

– Przepraszam, ale drzwi były otwarte – odpowiedział tym bardziej

zmieszany, że zgrabna blondynka wcale nie kryła swego niezadowolenia.

Caleb jednym zręcznym ruchem ściągnął sweter przez głowę i wręczył

go dziewczynie.

– Przepraszam, Angélique, ale interesy czekają. – Zsunął się z biurka i

uścisnął rękę Jake’a.

background image

Blondynka wydęła wargi.

– Och, w porządku. Zobaczymy się wieczorem. – Przesłała Calebowi

pocałunek, przewiesiła sweter przez rękę i przez chwilę uważnie

lustrowała Jake’a. Potem uśmiechnęła się zalotnie, dając do zrozumienia,

że już pozbyła się urazy. Caleb nie zwracał na nią uwagi. Mocno kręcąc

biodrami, opuściła pokój.

Jake uznał, że jej ruchy są prostackie i nienaturalne. Przypomniał sobie,

z jakim wdziękiem poruszała się Cassie Kerrigan. Poza tym włosy

blondynki były bez życia, natomiast czupryna Cassie kusiła, by zanurzyć

w niej ręce...

Rozejrzał się ciekawie po gabinecie. Na blacie masywnego,

eleganckiego biurka z drzewa tekowego, zamiast suszki do atramentu,

secesyjnego przycisku do papierów i przybornika, walały się narzędzia i

elektroniczne części, a piękny blat nosił ślady głębokich zadrapań.

Caleb włożył sztruksową marynarkę i wskazał fotele w rogu gabinetu.

– Przepraszam, pewnie pomyślałeś, że trafiłeś na różowy balecik.

Angélique robi mi sweter i postanowiła sprawdzić, czy długość rękawów

jest odpowiednia.

Jake pamiętał swoją babcię, która godzinami w skupieniu ślęczała nad

robótkami i zupełnie nie mógł w tej roli wyobrazić sobie blondynki

Caleba. Tę głęboką refleksję zachował jednak dla siebie powiedział

natomiast:

– Utalentowana dziewczyna.

– Tłumacząc to na nasze, uważasz więc, że nie potrafiłaby nawet

zliczyć oczek. – Caleb spojrzał przenikliwie. – No cóż, mnie też co jakiś

czas ogarniają podobne wątpliwości. – Rozparł się wygodnie w fotelu. –

background image

Słuchaj, powiedz mi szczerze, co ty kombinujesz z tymi wypożyczanymi

żonami?

– Jeśli o to chodzi... – zaczął Jake.

– ... to ma sens – przerwał mu Caleb. – Wypożyczyć żonę, w chwili

kiedy jest potrzebna i uniknąć zamieszania, gdy człowiek chce się jej

pozbyć. – Odchylił się do tyłu.

– Ale chyba nie będziemy o tym rozmawiać. Co sądzisz o naszym

nowym urządzeniu?

– Wypróbowałem je, tak samo jak inne wasze produkty – odparł Jake. –

Nic dziwnego, że opanowaliście rynek. Zapewniacie rewelacyjną jakość.

Chciałbym tylko mieć pewność, że następny gadżet też będzie miał takie

powodzenie.

Caleb uniósł brwi.

– Nie wierzysz, że użytkownicy magnetowidów starego typu rzucą się

na nowe urządzenie, które steruje się głosem?

– Są już podobne urządzenia.

– Ależ skąd. Wszystko, co jest dostępne, wymaga ustawienia czasu,

kanału, wybierania wielu różnych cyfr. Nasza zabaweczka pozwala

powiedzieć maszynie, żeby nagrała odpowiednie odcinki któregokolwiek

serialu, a ona sama je wyszuka, bez względu na to, gdzie i o której

godzinie są nadawane. Dorzućmy do tego cyfrową jakość nagrania, bez

taśmy, która się zużywa lub zrywa...

– Wysoko mierzysz, lecz mimo to zastanawiam się, ilu widzów jest aż

tak zafascynowanych serialami, żeby na tę nowość wydać niemałe

pieniądze.

– Badania rynku wskazują... Jake przerwał chłodno.

background image

– Badania rynku wskażą wszystko, co zechcesz. – Uważnie spojrzał na

Caleba Tannera, niemal oczekując wybuchu. Jednak jedyną reakcją było

zaciśnięcie ust. – Może zresztą – ciągnął Jake – jeśli wykorzystacie ten

pomysł, żeby przystosować urządzenie nagrywające do istniejących

magnetowidów... Produkując je jako dodatek do tego, co już jest na rynku,

nie będziecie zmuszać ludzi do tak radykalnych zmian.

– Osłabię w ten sposób wartość całego pomysłu. To, co sugerujesz,

oznacza rezygnację z możliwości cyfrowego przechowywania danych oraz

błyskawicznego przeszukiwania i odtwarzania.

– Ale pozwoli na trzykrotnie większą sprzedaż za połowę

przewidywanej ceny.

Caleb zastanowił się chwilę, a potem pokręcił głową.

– Nie chciałbym firmować czegoś takiego.

– Ja z kolei nie jestem pewien, czy właściciele magnetowidów, i tak

najczęściej pokrytych kurzem, będą chcieli zapłacić proponowaną cenę za

kolejny gadżet.

– Nawet wtedy, gdy bije on na głowę wszystko, co do tej pory widzieli?

– To, że coś jest lepsze, nie zawsze znaczy, że musi odnieść sukces.

Szczególnie bez reklamy, a to kosztowna sprawa.

Caleb wzruszył ramionami.

– Inwestycje kapitałowe i całe te finansowe zawiłości nie są moją

najmocniejszą stroną. To twoje zadanie, Jake. Trzeba znaleźć na to

pieniądze. – Zerwał się z fotela. – Przede wszystkim musisz wszystko

obejrzeć, prawda? Zawiozę cię do zakładu i pokażę, czym Tanner

Electronics może się pochwalić.

– To miał być kolejny punkt mojej wizyty – zgodził się Jake.

background image

– Mam nadzieję, że zechcesz pojechać ze mną motocyklem? – upewnił

się Caleb. – Oczywiście, mam kask dla pasażera.

Jake próbował ukryć uśmiech. Ostrzegano go, że Caleb jest oryginalny,

było to jednak chyba zbyt łagodne określenie.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Dzień był bardzo ładny, ale pod wieczór wzmógł się wiatr. Każdy

trzask wzbudzał w Cassie obawę, że jeszcze chwila, a rozsypią się drzwi

wejściowe. W końcu uznała, że gapienie się na nie i tak nic nie pomoże,

poszła więc do kuchni zająć się swoim obiadem.

Miała powód do zdenerwowania, każdy by to przyznał. I wcale nie

wiązało się to z faktem, że od porannej rozmowy w kuchni Jake ani się nie

pokazał, ani nie zadzwonił.

Może mimo wszystko poszedł do hotelu, zastanawiała się, dziobiąc

widelcem odgrzane w mikrofalówce danie z indyka. W takim wypadku na

pewno jednak by ją zawiadomił, oczywiście podając jakiś zmyślony

powód. Za nic przecież by się nie przyznał, że zastosował się do jej rady!

Wyrzuciła resztki obiadu do śmieci i usadowiła się w salonie. Mały

stolik zasłany był folderami jej firmy. Ma przed sobą cały wieczór, by

przygotować je do wysyłki, i dzięki temu zajęciu nie będzie musiała

zastanawiać się nad drzwiami. A co do Jake’a... Gdyby nie myśl o tym, jak

perfidnie postąpił, zostawiając cały bałagan na jej głowie, mogłaby już

zacząć świętować z radości, że go tu nie ma!

Jednak w żaden sposób nie mogła się skupić na wypisywaniu zaproszeń

do potencjalnych klientów Wypożyczalni Żon. Kiedy zorientowała się, że

na jednej z kartek zaczęła pisać: „Drogi Jake’u”, ze złością odłożyła pióro

i zrobiła kulkę z ulotki. Postanowiła zająć się czymś innym.

Próbowała właśnie podważyć obudowę komórki, żeby dostać się do

background image

baterii, kiedy usłyszała głośne pukanie do drzwi. Przez chwilę wpatrywała

się w nie, w końcu podniosła się i wyjrzała przez szklaną ściankę.

Serce zabiło jej radośnie na widok Jake’a, zaraz jednak upomniała się:

to dlatego, że bała się siedzieć tu sama. Tak samo ucieszyłaby się, gdyby

zobaczyła administratora, sąsiadkę lub Buddy’ego...

No, może wszystkich oprócz Buddy’ego. Otworzyła drzwi.

– Szybko się pan uczy – pochwaliła Jake’a. – Wystarczyła jedna lekcja

pukania i proszę, jakie efekty!

– Uznałem, że to bezpieczniejszy sposób. Poza tym nadal nie mam

klucza. – Ostrożnie ujął klamkę i poruszył drzwiami w przód i w tył. –

Hej, nie jest już tak tragicznie. Jak się to pani udało?

– Buddy je trochę wzmocnił. Uśmiechnął się radośnie.

– Wiedziałem, że potrafi go pani przekonać.

– To tylko prowizorka. Dużo im brakuje do dawnej świetności. Przez te

pęknięcia wiatr wyje jak potępiona dusza.

– Może powinniśmy wezwać firmę od efektów dźwiękowych. Mieliby

gotowy podkład do filmu o nawiedzonym domu.

– Hałas to nic w porównaniu z przeciągiem. Buddy chciał je zabić na

głucho. Mówił, że bezpieczniej będzie wcale ich nie używać. Uznałam

jednak, że chodzenie przez patio byłoby zbyt kłopotliwe.

– Słusznie. Trzeba byłoby okrążać całe osiedle, żeby dojść do parkingu.

– Jake odstawił teczkę i zrzucił płaszcz. Znów rozcierał ramię.

– Dobrze się pan czuje? Coś pana boli? – spytała z troską Cassie.

– Tak, ramię. Stłukłem je wczoraj, uderzając o drzwi.

– Racja! A więc nici z mojego współczucia, bo to konsekwencja

pańskich wybryków. – Cassie skierowała się w stronę sofy. – Byłam już

background image

pewna, że pan nie wróci...

– Skąd przyszło to pani do głowy?

– Bo wszystkie pana rzeczy znikły.

– A więc sprawdziła to pani. Z ciekawości, czy też ze strachu?

– Nic z tych rzeczy – odpowiedziała z godnością. – Weszłam tam, gdy

pomagałam Buddy’emu uprzątnąć łazienkę, żeby mógł zacząć pracę.

Jake wzruszył ramionami.

– Sama pani radziła mi, bym wszystko zabezpieczył przed kurzem, co

też zrobiłem. Była pani zaniepokojona?

– Tym, że pan bez słowa znikł? Ależ skąd. Uwielbiam w czasie takiej

wichury przebywać sama w obcym domu, zwłaszcza z drzwiami, które

chronią przed nieproszonymi gośćmi równie skutecznie, co sznurek

przeciągnięty od futryny do futryny.

– Co za ulga, że już mnie pani nie zalicza do nieproszonych gości.

– Niech pan sobie za dużo nie wyobraża – powstrzymała go Cassie. –

Choć może pan zyskać kilka punktów, jeśli zdoła pan otworzyć telefon

komórkowy. – Ze złością spojrzała na oporny aparat.

– Proszę mi to dać. – Jake usiadł naprzeciwko w dużym fotelu i sięgnął

do kieszeni spodni.

– Nic dziwnego, że mężczyźni nie mogą się obyć bez kieszeni –

mruknęła Cassie, widząc, że wyciąga spory scyzoryk. – Nie

podejrzewałam też, że Caleb Tanner ma w sobie coś z poganiacza

niewolników.

– Skąd ten pomysł? – zdumiał się Jake.

– Bo przywlókł się pan dopiero o tej porze, a to przecież pierwszy dzień

pracy. Nie sądzę, by wieczór spędził pan na przyjęciu.

background image

– Nie ma pani racji. – Jake odłożył nóż i kciukami zaczął naciskać

obudowę telefonu, aż rozległ się głośny trzask.

– Czyli nie jest poganiaczem?

– Byłem na przyjęciu. Gdzie jest nowa bateria? Przesunęła opakowanie

w jego stronę.

– Chyba nie było to jedno z owych słynnych przyjęć Caleba Tannera,

bo wówczas bawiłby się pan dobrze.

– Myślałem, że pani go nie zna. – Jake zamknął obudowę komórki i

położył aparat na kolanach Cassie.

– Nigdy go nie poznałam, ale każdy mieszkaniec Denver słyszał o

playboyu, który wart jest miliony, a także o jego kociaku. – Z

zadowoleniem włączyła komórkę.

– Kociak? – zdziwił się Jake. – Z tego, co zdążyłem zauważyć, Caleb

nie ogranicza się do jednej dziewczyny.

– Jasne, przecież mówi się o nim, że zwykle ma jakąś główną panienkę

oraz tłum kandydatek na jej następczynię. A ile ich było na przyjęciu?

– Straciłem rachubę. – Wyciągnął się z westchnieniem w fotelu i

zamknął oczy.

Cassie przyglądała mu się z zainteresowaniem. Ponieważ lampa stojąca

obok sofy nie oświetlała miejsca, gdzie siedział, jego twarz pozostawała w

cieniu, a rzęsy wydawały się niezwykle długie, ciemne i gęste. Westchnął i

podniósł dłoń do obolałego barku.

Cassie zaniepokoiła się, jednak wrodzona złośliwość wzięła w niej

górę.

– Co się stało? – spytała z udawanym współczuciem. – Czyżby nie

bawił się pan dobrze? Caleb Tanner okazał się egoistą i nie dopuścił pana

background image

do swojego haremu?

– Wręcz przeciwnie, był bardzo hojny.

– Och! – Nie zdołała ukryć drżenia głosu, brnęła jednak dalej: –

Biedaku, musiały pana bardzo wymęczyć.

Jake otworzył jedno oko i uśmiechnął się.

– Niech się pani nie denerwuje. Mimo usilnych prób Caleba, w jego

obecności żadna z jego panienek nie chciała się mną zainteresować.

Nie denerwować się? Co za przypuszczenie!

– Proszę mi wierzyć – zauważyła cierpko – nie cierpię na myśl, że pan

przebywał w ich towarzystwie. – Jej słowa nie zabrzmiały zbyt

przekonująco.

Wpatrując się w ulotki, zastanawiała się, co tak bardzo wyprowadziło ją

z równowagi. W końcu zrozumiała. Kociaki z definicji mają ograniczone

możliwości intelektualne, ale tylko kobieta całkiem pozbawiona mózgu

mogła walczyć o względy Caleba Tannera, gdy pod ręką miała Jake’a.

Odepchnęła foldery.

– Idę zrobić sobie czekoladę. – Podniosła się z sofy. – Ma pan ochotę

na filiżankę?

Jake mruknął coś sennie, co można było uznać za zgodę, poszła więc

do kuchni, karcąc się w duchu, że próbuje otoczyć go opieką. Szybko

jednak znalazła usprawiedliwienie. Postąpiłaby tak wobec każdego klienta

firmy albo przyjaciela. Tyle że Jake nie należał do żadnej z tych kategorii.

Po chwili wróciła do salonu z tacą i gorącym kompresem.

– Proszę, to powinno pomóc na stłuczenie.

– Miała mi pani nie współczuć – uśmiechnął się Jake. Przyłożył

kompres do obolałego ramienia. – Zawsze się tak pani opiekuje ludźmi?

background image

Już miała powiedzieć, że nie zawsze robi to z chęcią, ale zamiast tego

wyjaśniła:

– Kiedy byłam dzieckiem, moja matka często niedomagała, musiałam

więc ją zastępować.

– A pani ojciec?

Pytanie nie miało żadnego podtekstu, ale przecież nie musiała

opowiadać, że jej ojciec potrafił tylko wprowadzać zamęt.

– Miał swoje sprawy. Nauczyłam się wtedy wielu rzeczy, za które teraz

mi płacą.

– Ma pani dość dziwne zajęcie.

– Choć nie siedzę za biurkiem, nie znaczy to, że moja praca jest gorsza

czy niepotrzebna. – Wygładziła pomiętą ulotkę. Kilka zręcznych ruchów i

papierowy samolocik poszybował w stronę Jake’a. – Widzi pan motto

firmy? To nie tylko slogan reklamowy. To realia współczesnego świata.

Jake rozłożył kartkę.

– Czy chodzi o zdanie: „Każdy, kto pracuje, potrzebuje żony”?

– Przecież to prawda. Każdemu, kto pracuje zawodowo, potrzebna jest

osoba, która zajmie się różnymi domowymi sprawami, by życie toczyło się

bez zakłóceń. W dzisiejszych czasach dotyczy to nawet bardziej kobiet, niż

mężczyzn. Załatwiamy wiele spraw, dzięki czemu nasze klientki mają czas

dla siebie.

Jake spojrzał na nią znad brzegu kubka.

– A kto dba o pani sprawy?

Cassie spojrzała zaskoczona. Nigdy przedtem nikt jej o to nie pytał.

– Dzisiaj chętnie pozwoliłabym którejś ze wspólniczek wyręczyć się w

zakupach.

background image

– To dlaczego pani tego nie zrobiła?

– Bo obie są zajęte.

– Czyli cały dzień biega pani za cudzymi sprawami, a sobą zajmuje się

dopiero po godzinach.

– Nie jest tak źle, bo często łączę jedno z drugim. Na przykład robiąc

zakupy dla klientów, kupuję również coś dla siebie.

– Muszę pamiętać, by szczególnie starannie sprawdzić rachunek ze

sklepu – mruknął Jake.

– Nie mówiłam o łączeniu wydatków – zirytowała się Cassie, i dopiero

po sekundzie zorientowała się, że stroi sobie z niej żarty. Wykrzywiła się i

wycedziła: – Choć oczywiście kusiło mnie, żeby zamiast oliwek w

pierwszym gatunku i piwa z importu, kupić panu jakieś nędzne namiastki.

Mogłabym wtedy zarobić na pańskim rachunku kilka dodatkowych

dolarów. A przy okazji: paragon jest na drugiej półce w lodówce, pod

butelką keczupu.

– Mam iść po pieniądze już teraz, czy poczeka pani do rana?

– Jeśli doliczy pan odsetki za zwłokę, gotowa jestem poczekać do

popołudnia – zaśmiała się Cassie.

Jake’owi rozbłysły oczy. Zadrżała, ale zaraz uspokoiła się. Nie,

pomyślała, bez obaw, nie zakocham się w nim z powodu seksownego

uśmiechu. Co do tego nie miała żadnych wątpliwości.

– Poza tym nie jesteśmy na okrągło zajęte, zdarzają się dni. kiedy mogę

robić, co tylko zechcę. Wciąż jednak muszę dbać o swój wizerunek i

wykorzystywać każdą okazję do zdobywania nowych klientów dla naszej

firmy.

– Czy to znaczy, że nie ustawiają się do was w kolejce?

background image

– Powiedzmy, że nie wszyscy są przekonani o korzyściach

wynikających z posiadania żony, którą można wezwać przez telefon.

– Nie wiem, czy to poprawi pani samopoczucie, ale Caleb uważa, że to

rewelacyjny pomysł: wynająć żonę, zamiast sale w nią inwestować.

Cassie zmarszczyła się z niechęcią.

– Nic dziwnego, jeśli weźmie się pod uwagę kobiety, jakimi się otacza.

A czy... – zawahała się.

– Niech pani dokończy, Cassie.

– Czy panu nie przeszkadza... jego stosunek do kobiet?

– Rozumiem, że pani zdaniem powinienem nie posiadać się z

oburzenia.

– Wiem, że to nie pańska sprawa, jednak po charakterze szefa można

poznać, jakim będzie pracodawcą.

– Czyli jeśli oszukuje żonę lub urząd skarbowy, może również oszukać

swoich podwładnych. Interesująca teoria – mruknął Jake.

– Jak sądzę, według pana jest zbyt uproszczona i naiwna, ale...

– To nie tak. Odniosłem wrażenie, jakby pani się kiedyś mocno

sparzyła. Czy ten facet był z gruntu nieuczciwy, czy też zachował się nie

fair tylko wobec pani?

Cassie poczuła, że się rumieni. Próbowała zapanować nad

ogarniającym ją zmieszaniem. Nie zamierzała zwierzać się Jake’owi

Abbottowi i opowiadać mu o Stephanie.

– Mówiliśmy o Calebie Tannerze – odparła stanowczo. Jake przyglądał

się jej przez dłuższą chwilę, po czym powiedział łagodnie:

– Oczywiście, skoro tak pani twierdzi. Caleb i jego kobiety. Moim

zdaniem najważniejsze jest to, czy potrafi oddzielić swoje romanse od

background image

interesów. Z tego, co widziałem dziś wieczorem wynika, że nie ma z tym

problemów.

– To świetnie – skwitowała Cassie. – Cieszę się, że zadowala pana jego

praktyczne podejście do życia. – Odrzuciła koc, którym była owinięta. –

Robi się późno, a Buddy przyjdzie wcześnie rano. Obiecał, że postara się

znaleźć nowe drzwi.

– Od razu wiedziałem, że potrafi pani owinąć go wokół małego palca.

– Mówił tylko, że spróbuje – powtórzyła Cassie. – Gdy jednak

wspomniałam o naprawie, przesunął wykałaczkę w ustach i odparł, że jeśli

chcę w terminie mieć wannę...

– Gdyby Peggy stała przed takim wyborem...

– Zakłada pan, że wybrałaby drzwi, a nie bicze wodne? Wcale nie

jestem taka pewna. Gdy szykowałam łazienkę do remontu, zorientowałam

się, że przed wyjazdem jej nie uprzątnęła.

Jake zastanowił się.

– Rozumiem, że na podstawie tej uwagi powinienem coś

wydedukować, ale przyznaję, że nie wiem co.

– Zostawiła wszystko tak jak stało – zniecierpliwiła się Cassie, – Sądzę,

że ma pan rację, Roger nic nie wiedział o remoncie. Pewnie Peggy chce

mu zrobić niespodziankę. Dlatego niczego nie ruszała, żeby się nie

zdradzić.

– A jeśli wanna nie zostanie zamontowana przed ich powrotem, Peggy

będzie wściekła. Tak pani myśli?

– Może nie tylko ona? Bo z drugiej strony, jeśli Roger miałby ochotę na

tak radykalne zmiany, po co utrzymywała to w tajemnicy?

– Lub też Peggy jest zbyt leniwa, by zrobić porządek?

background image

– Tak czy inaczej, jest raczej pewne, że będzie zła, gdy remont się

przeciągnie. A tak się stanie, jeśli Buddy zamiast łazienką, zajmie się

drzwiami.

– Na pewno zdąży zamontować wannę, zanim znajdzie drzwi. – Jake

wzruszył ramionami.

Twarz Cassie nagle rozjaśniła się.

– Mam! Skończyłby dużo wcześniej, gdyby mu pan pomógł przy

montowaniu wanny. – Jej radość nagle zgasła. – Nie, to się nie uda...

– Jeśli chce pani powiedzieć, że plątałbym się mu pod nogami i tylko

opóźniał pracę, to jest pani w błędzie.

– Jest inny problem – odparła z namysłem. – Buddy pana nie lubi.

– To może pani zgłosi się do podawania narzędzi? Założę się, że nawet

gdyby pani mu przeszkadzała, nie będzie miał nic przeciwko temu.

– Naprawdę ma pan wspaniałą wyobraźnię, panie Abbott. Uparł się

pan, że tak mu się podobam...

– Nawet facet z wykałaczką w gębie może mieć dobry gust.

Cassie zastanowiła się chwilę.

– Uznam to za przypadkowy komplement – odparła w końcu.

– Nie był przypadkowy. – Jake odrzucił kompres i poszedł za nią do

holu. – Dziękuję, Cassie. – Niby przypadkiem dotknął ręką jej włosów.

Bardzo starała się nie zadrżeć pod jego dotykiem, lecz udało się jej to

tylko połowicznie.

– Mówiłam panu, jaki tu przeciąg. Wyciągnął rękę w stronę drzwi.

– Ma pani rację. Czy mogę zaproponować coś, co by panią rozgrzało?

– Nie, dziękuję – rzuciła cierpko. – Chyba domyślam się, co panu

chodzi po głowie. Pan i Caleb Tanner oraz te wasze teorie o kobietach na

background image

właściwym miejscu...

– Chciałem tylko zasugerować – mruknął Jake – żeby wzięła pani

dodatkowy koc. Ale najwyraźniej ma pani lepszy pomysł. Chętnie bym

usłyszał, jaki...

Cassie odwróciła się na pięcie i pomaszerowała na górę. Z każdym

mocnym stąpnięciem próbowała zagłuszyć w sobie uczucie ciepła, jakie ją

opanowało.

Jej włosy okazały się znacznie bardziej miękkie, niż myślał. Rude loki

sprawiały wrażenie jedwabistych spiralek, które w naturalny sposób

oplotły jego palce. Dużo wysiłku kosztowało go zabranie ręki, którą

chętnie zanurzyłby w gęstwinie loków.

A jednak się wycofał. Dreszcz, który ją przeniknął, przypominał

drżenie dzikiego stworzonka, które powodowane głodem daje do siebie

podejść, ale nadal boi się każdego gwałtowniejszego ruchu.

Podniósł z fotela kompres, pozbierał kubki i schylił się po leżący na

podłodze samolocik.

Wypożyczalnia Żon. Caleb Tanner miał rację – co za praktyczny

pomysł. Wynająć same przyjemności, unikając całej reszty. Takiej żonie

nie trzeba wyjaśniać, dlaczego wróciło się z pracy dopiero o północy, nie

trzeba jej składać ani dotrzymywać żadnych obietnic...

Wewnątrz folderu było miejsce na kilka słów skierowanych do nowych

klientów. Cassie napisała: „Drogi Jake’u”, a później próbowała to

zamazać.

Poczuł, jak budzi się w nim pełne nadziei oczekiwanie. Planował krótki

pobyt w Denver, ale dlaczego nie miałby go sobie uatrakcyjnić, skoro

Cassie myślała tak samo...

background image

Jak by zareagowała, gdyby wszedł teraz na górę i zapukał do niej?

Drżała, gdy jej dotknął...

A może Cassie po prostu wzdrygnęła się z zimna? Wiatr hulał po holu,

a drzwi skrzypiały i trzeszczały jak w nawiedzonym domu. Nic dziwnego,

że Buddy myślał o zabiciu wejścia na amen.

Jake zaklął pod nosem. W szufladzie kuchennej szafki znalazł kilka

pinezek i na feralnych drzwiach umocował koc. Jutro porozmawia z

Buddym o solidniejszym zabezpieczeniu, a na razie będą wychodzić z

domu przez patio.

Idąc do siebie, na moment zatrzymał się pod drzwiami pokoju

gościnnego i smutno pokręcił głową. Płonne nadzieje, Cassie wcale go nie

zachęcała: na górze było jeszcze zimniej, stąd jej drżenie.

Otworzył sypialnię i zamarł w progu. Rano wychodził z normalnego,

mieszkalnego pokoju, a wszedł do rzemieślniczego warsztatu.

Zdjęte z zawiasów drzwi do łazienki zastawiały wejście do garderoby,

gdzie złożył wszystkie swoje rzeczy. Za drzwiami stało wielkie lustro. Na

środku dywanu, przykrytego brezentową płachtą, rozstawione były

krzyżaki, na nich leżał kawał zniszczonej płyty z całym zestawem

narzędzi. Druga płachta rozpościerała się na łóżku. Tam z kolei Buddy

ustawił pudła z rurkami i innymi hydraulicznymi akcesoriami. Dwie szafki

wyciągnięte z łazienki stały między drzwiami a łóżkiem. W otwartym

oknie umocowane było koryto do zsuwania gruzu.

Nic dziwnego, że wiatr hulał po całym domu. Nawet przy zamkniętych

drzwiach podmuchy z okna musiały powodować przeciąg.

No cóż, Cassie uprzedzała, że Buddy go „nie lubi”. Co za eufemizm!

Sądząc po efektach, zakochany hydraulik musiał wprost zionąć

background image

nienawiścią do swego rywala.

Gdy Jake próbował przesunąć ciężką szafkę łazienkową, by dostać się

do łóżka, w nadwyrężonym barku poczuł gwałtowny ból.

W tej samej chwili powietrze przeszył przeraźliwy krzyk. – Co, do

diabła...? – Upuścił szafkę i natychmiast szpetnie zaklął, ponieważ spadła

mu na stopę.

Gdzieś w głębi korytarza Cassie krzyknęła ponownie.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Nim Jake zdołał wybiec z sypialni, Cassie jak bomba wpadła do środka

i gwałtownie zatrzasnęła za sobą drzwi.

Miała na sobie biały bawełniany szlafrok, z długimi rękawami i

wysokim kołnierzem. Pewnie odziedziczyła go po babci i wierzyła, że

okrywa się nim bardzo dokładnie. Nadzwyczaj dokładnie, albowiem

smagana październikowym wiatrem miękka bawełna tak szczelnie

przylgnęła do ciała, że ujawniła, iż Cassie pod spodem nie ma nic więcej.

Jake powstrzymał gwizdnięcie. Być może Buddy go nie lubi, on jednak

poczuł sympatię do mężczyzny, który zostawił otwarte okno, dzięki czemu

udostępnił mu taki widok.

– Czemu pan tak mi się przygląda? – zirytowała się Cassie.

Z niechęcią przeniósł wzrok na jej twarz.

– Szukam sińców i ran – wykręcił się.

– Nie ma potrzeby. Nic mi się nie stało. – Zbladła, a jej wielkie oczy

pociemniały.

– To świetnie. Nie musiałaś jednak robić aż takiego zamieszania,

wystarczyło otworzyć drzwi swojego pokoju i spytać: „Och, Jake, może

zechciałbyś mnie odwiedzić?”.

Rumieńce wróciły jej na twarz.

– Nie przyszłam tu ogarnięta nagłym porywem namiętności. Tylko...

coś jest w tamtej łazience.

– To i tak lepiej, bo w tej łazience w ogóle nic nie ma.

background image

– Nie wygłupiaj się. Tam jest... coś żywego.

– A więc nie jest to duch – zakpił Jake. – Czyli kto? Może włamywacz?

– Nie wiem. Widziałam tylko oczy. Poruszało się. Jake podrapał się po

głowie.

– Wolałbym uzyskać dokładniejsze informacje o intruzie. Na przykład,

gdzie mam się z nim zmagać: wysoko czy nisko?

– Nisko, prawie na podłodze.

– Aha, włamywacz-karzełek. Czy z wyglądu nie jest trochę...

myszowaty? – Dostrzegł odpowiedź w jej oczach i jęknął. – Wspominałaś,

że Wypożyczalnia Zon nie oferuje mycia okien i opieki nad

niemowlakami. Teraz widzę, że również nie ustawia pułapek na myszy. –

Ruszył w stronę łazienki przy pokoju gościnnym.

Cassie szła tuż za nim.

– Idziesz tak z gołymi rękami?

Jake zgiął ramię jak zawodowy kulturysta, krzywiąc się nieco z bólu.

– Zamierzasz o tej porze biec do sklepu po pułapkę na myszy?

– Niekoniecznie.

– Nasz gość na pewno ucieszy się z tego powodu. – Otworzył drzwi,

włączył światło i wybuchnął śmiechem. – Maleńka, musimy ci poszukać

adwokata. Nazwać cię myszą! Powinnaś oskarżyć ją o zniesławienie. –

Pochylił się nad brodzikiem pod prysznicem, a po chwili wyprostował się,

trzymając coś w zamkniętych dłoniach. – Chcesz zobaczyć

winowajczynię?

– To nie mysz? – Cassie odsunęła się.

– Nie, tylko ropucha.

– Niewielka różnica. Skąd się tu wzięła?

background image

– Pewnie weszła po korycie do gruzu. Nie możesz mieć do niej

pretensji, że w tak zimną noc chciała się ogrzać.

– Faktycznie. – Nie brzmiało to zbyt przekonująco. – Co z nią zrobisz?

– Wyniosę na zewnątrz, chyba że masz lepszy pomysł. Może chcesz ją

pocałować i sprawdzić, czy nie przemieni się w księcia?

– To powinna być żaba, a nie ropucha. Poza tym nie wiadomo, czy nie

jest dziewczynką.

– Słusznie się wahasz. To mógłby być przebrany Buddy – ustąpił Jake.

– Jest jakieś podobieństwo. Ten sam nieruchomy wzrok, powolne ruchy...

Cassie zadrżała.

– Maszeruj do łóżka – zadecydował Jake. – Przynajmniej ty możesz to

zrobić, bo nie masz zamiast pościeli stosu rur.

– Sam chciałeś zająć sypialnię gospodarzy. Nie oczekuj teraz

współczucia.

– Nie liczyłem na nie – zapewnił ją Jake. – Gdybyś jednak przemyślała

propozycję, żeby podzielić się ze mną...

Patrzył zafascynowany, gdy szybko zmykała do swojego pokoju. Ten

prosty biały szlafroczek wyglądał z tyłu równie zmysłowo.

Delikatnie wyniósł ropuchę na patio i umieścił ją w suchym, zacisznym

zakątku. Ostatecznie nie tylko Buddy wyświadczył mu dziś wieczorem

przysługę. Ropucha też okazała się pomocna.

Następnego ranka Buddy zjawił się wcześniej. Dzwonek zabrzmiał, gdy

Cassie schodziła na dół. Spojrzała na drzwi, przetarła oczy i jeszcze raz

popatrzyła uważnie. Nie przywidziało jej się. Koc zakrywał wejście i

przeszkloną ściankę, tak że w holu światło było przyćmione.

Odczepiła kilka pinezek i spróbowała uchylić drzwi, które złowieszczo

background image

zatrzeszczały pod ciężarem wełny. Buddy wetknął głowę do środka.

– Szefowi nie spodobała się moja robota — powiedział. I nie było to

pytanie.

To naprawę mamy z głowy. Nie zdołam go teraz przekonać, pomyślała

Cassie.

– Założył ten koc, bo w nocy było strasznie zimno – tłumaczyła

pospiesznie. – Nie ma to nic wspólnego z pańską pracą. Był bardzo

zadowolony z tego, co pan zrobił.

Po diabła to wyjaśniam, westchnęła w duchu. Niech Jake sam się z tym

upora. Jednak sprawa drzwi dotyczyła również jej, musiała więc dbać o

dobrym nastrój Buddy’ego.

– Jake jeszcze nie zszedł – ciągnęła. – Może napije się pan kawy?

Z sypialni na górze doszedł ryk, jakby znajdował się tam wściekły

nosorożec.

– Cassie?! Dlaczego, do diabła, mój prysznic jest odłączony? – Jake

ukazał się u szczytu schodów z wielkim włochatym ręcznikiem, niedbale

owiniętym wokół bioder. Biała tkanina mocno podkreślała jego

opaleniznę. – Jeśli ma się zajmować wanną... O, cześć, Buddy! Co się

dzieje z prysznicem?

Cassie wyczuła, że hydraulik cały się zjeżył.

– Muszę dopasować kolanka do rury od prysznica – wycedził. –

Dlatego nie działa teraz i jeszcze przez parę dni nie będzie działać.

– Możesz skorzystać z mojej łazienki. – Cassie spojrzała na Jake’a. –

Tylko oszczędzaj moje mydło, bo to ostatnia butelka, a tak pięknie pachnie

bzem.

Jake prychnął i zniknął w korytarzu. Zanim zszedł do kuchni, Cassie

background image

wysłuchała wszystkich możliwych informacji o metodach łączenia rur.

Cierpliwie czekając, aż Buddy przerwie wyjaśnienia, zorientowała się, że

zapach, który do niej dotarł, przypominał nie bez, lecz jałowiec.

Jake nie włożył tym razem garnituru, tylko dżinsy i koszulę z dzianiny.

Czyżby poważnie potraktował jej żartobliwą uwagę i zamierzał zgłosić się

do pomocy przy remoncie łazienki?

Jeśli nawet miał taki zamiar, to Buddy nie dał mu szansy. Wstał i

postawił pustą filiżankę obok zlewozmywaka.

– Dziękuję za kawę, proszę pani – powiedział sztywno.

– Biorę się do roboty i spróbuję nie sprawiać więcej kłopotów. – Nie

spojrzał nawet na Jake’a, ale wiadomo było, do kogo kieruje swoje słowa.

Gdy odszedł, Jake zauważył ponuro:

– Miałaś rację. Rzeczywiście mnie nie lubi.

– Dobry Boże, zupełnie nie mogę zrozumieć, dlaczego.

– Cassie nie kryła sarkazmu. – Skorzystaj z mojej rady, Jake, i nigdy

nie kupuj domu.

– A niby dlaczego? – spytał niezadowolony.

– Dla dobra domu, oczywiście. Nie można tak rozmawiać z

rzemieślnikami. To ludzie drażliwi i niezależni. Zadawanie im głupich

pytań...

– Pytanie o prysznic nie było głupie.

– ... i wtrącanie się do ich pracy...

– O czym ty mówisz?

– O wieszaniu ciężkiego koca na drzwiach, które z takim trudem

umocował na zawiasach.

– Zrobiłem to, zanim stwierdziłem, że trąbę powietrzną w holu

background image

spowodowało otwarte okno.

– Dobre chęci nic tu nie pomogą. Rzemieślnicy nie znoszą amatorów,

którzy wtykają nos w nie swoje sprawy. Dobrze będzie, jeśli Buddy nie

odłoży narzędzi i nie odejdzie.

Gdyby tak zrobił, sam będziesz tłumaczył się przed Peggy, bo ja na

pewno nie.

– Nie odejdzie.

Jake wydawał się tak pewny siebie, że Cassie miała ochotę palnąć go w

ucho.

– Pewnie ze względu na czar, który roztaczasz.

– Nie ja, tyko ty. Mówiłem już, że Buddy aż pali się do ciebie.

– Nie mam pojęcia, skąd ten pomysł.

– Rozczarowujesz mnie, Cassie. Nie zauważyłaś, jak starannie się

dzisiaj ogolił? Założę się, kochanie, że nie mnie chciał tym oczarować.

– Rzeczywiście, nie zwróciłam uwagi – przyznała Cassie.

– Jak również na to, że włożył czystą koszulę, i to całą, bez jednej

dziurki. Biedny Buddy! Taka strata czasu. Podejrzewam, że teraz nastąpi

etap pochlebstw. Nie sądzę jednak, by była to wielka poezja, raczej coś

prostszego, na przykład pochwała kawy. Niestety – dodał – ponieważ sam

jej nie próbowałem, nie wiem, czy to pochlebstwo, czy też prawda.

– Jeśli to aluzja... – westchnęła. – Właściwie to powinnam ci ją wylać

na głowę. – Sięgnęła do szafki po kubek.

– Nie musisz posuwać się tak daleko, po prostu dopisz ją do rachunku.

– Ujął kubek w dłonie i z przyjemnością wciągnął aromatyczny zapach.

– A jak z zapłatą za zakupy? Jeśli nie idziesz dziś do pracy...

– Czemu tak myślisz?

background image

– Z powodu stroju.

– To dyżurny uniform w Tanner Electronics. Panują tam nieco

ekscentryczne obyczaje. Przypuszczam, że pracujący tam faceci często

sypiają pod biurkami.

– Jeżeli pójdziesz w ich ślady, nie będziesz musiał narzekać na

zdemolowaną przez Buddy’ego sypialnię. – Cassie zadumała się. –

Właściwie to miałam nadzieję, że dziś zostaniesz w domu.

– Pragniesz mnie, Cassie? Naprawdę nie wiem, co powiedzieć.

Onieśmielasz mnie.

Wzniosła oczy do góry.

– W czasie lunchu mam spotkanie ze wspólniczkami, a wczoraj koło

południa Buddy wyszedł na chwilę, myślę więc, że dziś też będzie chciał

zrobić sobie przerwę.

– Nie chcesz zostawić pustego domu?

– Obawiam się nieproszonych gości – stwierdziła oschle.

– Masz rację, łatwo się tu włamać – przyznał ze skruchą Jake,

wspomniawszy nieszczęsne drzwi. – Wiesz co, odszukam ropuchę i

postawię ją na straży.

– Łatwo ci żartować...

Jake uśmiechnął się urokliwie.

– Ty na jej widok zmykałaś w popłochu.

Pobliski bar, gdzie co środę na lunchu spotykały się trzy właścicielki

Wypożyczalni Zon, tym razem był dość zatłoczony. Cassie czekała w

kolejce, zastanawiając się nad wyborem dama, gdy w lustrze nad ladą

spostrzegła Sabrinę. Zatrzymała się w drzwiach, zdjęła ciemne okulary i

zaczęła rozglądać się po sali. Jej egzotyczne, skośne zielone oczy uważnie

background image

penetrowały każdy kąt. Mężczyzna, który stał w kolejce za Cassie,

westchnął z tęsknym rozmarzeniem.

Wreszcie Sabrina stanęła obok Cassie i uśmiechnęła się do mężczyzny.

– Przepraszam – powiedziała uprzejmie – nie chciałabym sprawiać

kłopotu, ale czy pozwoli pan, że stanę tu razem z przyjaciółką?

Wymamrotał coś na temat zaszczytu, jaki właśnie go spotkał, co

Sabrina wynagrodziła mu uśmiechem. Wzięła Cassie pod rękę i niemal jej

nie przewróciła.

– Cholera – zezłościła się, łapiąc równowagę. – O coś się potknęłam.

– Pewnie o tę słoneczną plamę na podłodze – spokojnie oznajmiła

Cassie. – Jak ty to robisz?

– Ze potykam się o promień światła?

– Nie, jak skłaniasz ludzi do zachwytu, gdy wpychasz się bez kolejki?

Sabrina spojrzała przez ramię na mężczyznę, który nadal wpatrywał się

w nią jak w obraz.

– Na ogół ludzie – powiedziała wyraźnie – są bardzo uprzejmi, jeśli

zwrócić się do nich o pomoc.

Matrona stojąca kilka miejsc dalej głośno prychnęła.

– Mnie to nigdy nie wychodzi – pożaliła się Cassie. Sabrina rzuciła

okiem na matronę.

– Musisz poćwiczyć, kochanie. A teraz mów, czy on naprawdę jest tak

przystojny, jak można sądzić po jego głosie?

Cassie jęknęła w duchu. Oczywiście Sabrina nie zapomniała o

wczorajszej rozmowie, którą zakłócił Jake.

– Kto? – Podeszła do lady. – Proszę chleb żytni z wędzoną wołowiną i

background image

musztardą. – Odwróciła się do Sabriny. – Prosiłaś, żebym przyszła

wcześniej w jakiejś niezwykle ważnej sprawie – powiedziała stanowczo.

– Ale dotyczy klienta, więc trudno, żebym omawiała ją w kolejce.

– To już pani kolej – odezwał się uczynny mężczyzna. Sabrina

spojrzała chłodno na matronę.

– Chyba jednak pana, bo ja stoję gdzieś tam z tyłu. Chciałam tylko

porozmawiać z przyjaciółką. Nie myślał pan przecież, że wepchnę się

przed tyloma osobami?

Prychnięcie matrony było jeszcze głośniejsze, natomiast mężczyzna

zaniemówił. Cassie odebrała kanapkę i wbiła w nią zęby.

Sabrina torowała drogę do stolika.

– Jak to kto? Przecież mówię o tym facecie od remontu. Nie można

zapomnieć mężczyzny o takim głosie.

Cassie postanowiła nie wspominać o Jake’u i trzymać się wersji o

hydrauliku. Tak będzie prościej.

– Brzmi jak stare, przeziębione organy.

– Co takiego? – Cassie zakrztusiła się kanapką. Sabrina wzruszyła

ramionami.

– Nigdy nie twierdziłam, że metafory są moją mocną stroną, więc nie

patrz na mnie, jakbyśmy były na zajęciach z literatury.

– No cóż, należałby ci się punkt za oryginalność.

– Dziękuję. Ale do rzeczy, wiesz o co mi chodzi. Taki niski, dudniący,

seksowny głos...

Czyżby Sabrina rzeczywiście mogła to wszystko wywnioskować z

kilku zaledwie słów? Pierwszy raz spostrzegła, że jej przyjaciółka ma

słuch wyczulony jak ryś.

background image

– Dzwoniłam, żebyś zabrała ze sobą paczkę naszych nowych folderów.

Powiedział, że wyszłaś przed chwilą – dodała Sabrina, jakby odgadując

myśli wspólniczki.

Było pewne, że tej informacji nie udzielił Buddy. Odłożyła kanapkę, by

coś powiedzieć, gdy nagle w drzwiach dostrzegła drobną blondynkę.

– Jest już Paige – poinformowała Sabrinę z ulgą. – Wygląda na

zdenerwowaną, nie uważasz?

Sabrina spojrzała przez ramię.

– Paige zawsze tak wygląda. Czasami nawet sprawia wrażenie

bezradnej, małej kobietki, choć naprawdę jest równie bezbronna, jak

bulterier. – Podniosła się. – Stanę teraz uczciwie w kolejce, a ty zastanów

się, do czego możesz mi się przyznać w sprawie tego rzemieślnika.

Zanim obie przyjaciółki wróciły do stolika, Cassie bezwiednie

pokruszyła kanapkę. Sabrina popatrzyła znacząco na jej talerz, ale nim

zdołała się odezwać, Cassie zwróciła się do Paige:

– Jak mama? – To nie próba zmiany tematu, uspokoiła sumienie.

Wszystko, co dotyczyło jej przyjaciółek, a więc i zdrowie Eileen

McDermott, było dla niej ważne.

Paige zmarszczyła czoło.

– Ma zapalenie górnych dróg oddechowych.

– Nic dziwnego, że jesteś zdenerwowana. – Serce jej się ścisnęło na

widok zmartwionych oczu Paige. – Powiedz Eileen, że jeśli chce odpocząć

od telefonów do Wypożyczalni Zon, mogę ją zastąpić – zaproponowała,

licząc na to, że chociaż w ten sposób jej ulży. – Dopóki drzwi nie zostaną

naprawione, jestem kompletnie uziemiona, więc przynajmniej do tego się

przydam.

background image

– Jakie drzwi? – zdziwiła się Paige. – Myślałam, że chodzi o wannę.

Cassie ugryzła się w język, ale Paige już ciągnęła dalej:

– Nieważne. Nie martwi mnie stan matki, tylko firma. Sprawdziłam

nasze wpływy.

– Ludzie wiszą z zapłatą? – upewniła się Sabrina.

– Nie – Paige pokręciła głową. – Po prostu mamy za mało zleceń, a

będzie jeszcze gorzej. Poprawi się dopiero po Bożym Narodzeniu, jeśli

oczywiście będziemy miały tylu klientów, co zwykle. Ale do tego czasu...

– Musimy ograniczyć wydatki. – Głos Cassie brzmiał spokojnie, choć

wcale się tak nie czuła. Łatwiej było mówić o cięciach, niż je stosować.

Sama miała do spłacenia kredyt studencki, Sabrina niedawno wymieniła

skrzynię biegów w swoim samochodzie, a Paige co miesiąc płaciła

gigantyczne rachunki za lekarstwa matki. – Mamy w tej chwili niezłą bazę

potencjalnych klientów. W ciągu paru dni powysyłam foldery, może uda

się złapać jakieś zlecenia.

Gdy wyszły z baru, Sabrina zrównała się z Cassie.

– Muszę jak najprędzej zabrać od ciebie ulotki. No i nie powiedziałam

ci jeszcze, co to za sprawa... Muszę więc wpaść do ciebie. Przy okazji

poznam wreszcie tego majstra.

– Tylko nie miej pretensji, jeśli się rozczarujesz – uprzedziła ją Cassie.

– Usilnie sprowadzasz mnie na ziemię. – Sabrina patrzyła na nią z

rozbawieniem. – Cassie, kochana, za kogo ty mnie bierzesz? Chyba nie

sądzisz, że zechcę ci go sprzątnąć?

Nie musisz nawet próbować, pomyślała Cassie. W tym cały problem.

Mężczyźni lgnęli do Sabriny jak pszczoły do miodu.

Co mnie to obchodzi, zganiła się Cassie, jadąc w kierunku domu. Nie

background image

martwiła się o Sabrinę. Wiedziała, że przyjaciółka potrafi o siebie zadbać,

a jeśli Jake Abbott sparzy się, dobrze mu to zrobi. Nie będzie pierwszym,

któremu Sabrina dała po łapach.

Parkując samochód, zauważyła, że ktoś stoi na drabinie na schodkach

przy drzwiach wejściowych. To chyba Buddy. Dobry Boże, zdobył drzwi i

właśnie je montuje Nie, to jednak nie on. Mężczyzna był wyższy i nie tak

szczupły. Nie miał też kucyka. Ciemne włosy były krótkie i rozwichrzone

przez wiatr.

Sabrina zatrzymała swój stary kabriolet tuż obok Cassie.

– Prawdę mówiąc – powiedziała, wysiadając z samochodu – taki widok

nawet najbardziej etyczną osobę może skłonić do tego, by zrobić świństwo

przyjaciółce.

– Nie musisz nic robić, bo to i tak nie ma znaczenia – zbagatelizowała

sprawę Cassie. – Wystarczy, że oddychasz, a mężczyźni padają jak muchy.

Spójrz tylko, jak się gapi na ciebie, choć nawet nie uśmiechnęłaś się do

niego.

A tak nabijał się z Buddy’ego, pomyślała Cassie, że pożera mnie

wzrokiem... No cóż, nie ma sprawiedliwości na tym świecie: kobiety takie

jak Sabrina przyciągały Jake’ów, dla Cassie pozostawał Buddy...

Jake uniósł śrubokręt w niedbałym pozdrowieniu i wrócił do

mocowania podpórki nad drzwiami.

– Przywiozłaś mi kanapkę, Cassie?

– A zamawiałeś? – zdziwiła się.

– Kochanie, chyba nie masz sumienia. Dziś rano nie zauważyłaś

gładkich policzków Buddy’ego i jego nowej koszuli, a teraz zignorowałaś

wilczy głód, widoczny w moich oczach...

background image

– Biedaczku, ledwie trzymasz ten śrubokręt – zadrwiła Cassie. – A

właściwie, co robisz?

– Mocuję kamerę, żebyś czuła się bezpieczniej.

– Wielkie dzięki. Usiądę sobie w salonie i będę obserwować na ekranie,

jak ktoś wyłamuje nędzne resztki tych drzwi.

– To też. Jest również drugi wariant: wracasz do domu i widzisz, że

ktoś wszedł do środka. Nie musisz wtedy wpadać w panikę, tylko będziesz

mogła sprawdzić, czy to chuligani, wichura, czy zaprzyjaźniona ropucha.

– To chyba strata czasu, przecież za kilka dni będą nowe drzwi...

– Peggy i Rogerowi też się przyda kamera. – Jake dokręcił śrubę. –

Kiedy znów im podprowadzą klucz, będą mogli sprawdzić, kto to zrobił.

Cassie szybko zmieniła temat.

– Mam nadzieję, że skonsultowałeś ten pomysł z Buddym? Jake?

– W oczach Buddy’ego i tak już nic nie mogę stracić. Do tej pory

Sabrina stała prawie bez ruchu, jedynie kręcąc głową podczas uważnego

śledzenia rozmowy.

– Kto to jest Buddy? – spytała wreszcie.

– Hydraulik – odparła Cassie.

Sabrina podeszła do schodków, uśmiechając się promiennie. Czubkiem

buta zawadziła o drabinę, która zachwiała się niebezpiecznie.

– Przepraszam, o wszystko się dziś potykam. A więc pan musi być...? –

urwała zachęcająco.

– Nie Buddym – chłodno skwitował Jake.

– Boże – powiedziała skruszona Cassie – rzeczywiście musisz być

głodny, skoro tak warczysz. Jeśli chcesz, zrobię ci kanapkę z oliwkami i

keczupem. – Nie czekając na odpowiedź, obeszła drabinę i przez uchylone

background image

drzwi wsunęła się do środka.

Tuż za nią szła zamyślona Sabrina.

– Ostrzegałam cię – tłumaczyła Cassie. – Choć sama jestem zaskoczona

jego zachowaniem.

– Omal go nie strąciłam z tej drabiny. – Sabrina wepchnęła do torby

plik folderów. – A jeśli chodzi o tego klienta... – zaczęła.

– Więc jednak jest jakaś sprawa? Nie chodziło ci tylko o to, by poznać

Jake’a?

– Jake? – miękko powtórzyła Sabrina. – Jakie ładne imię. Tak ciepło je

wymawiasz.

– Co to za klient?

Sabrina nagle spoważniała i przysiadła na brzegu krzesła.

– Ben Orcutt. Robiłaś dla niego jakieś zlecenie? Cassie wzdrygnęła się.

– Tak. Jeśli chce, żeby znów wyczyścić mu lodówkę, poradź, żeby

wezwał wóz asenizacyjny.

– Aż tak źle? Miałam wczoraj zrobić mu bilans, a kiedy przyszłam,

prosił o przyszycie guzików do koszul. Nie patrz tak na mnie – zaperzyła

się. – Zrobiłam to.

– Ile razy wbiłaś igłę w palec?

– Trzy.

– Trzy razy na każdy guzik, czy trzy ogółem?

– Nie przyszłam omawiać nieistotnych szczegółów – odparła Sabrina z

godnością. – Chciałam porozmawiać o zachowaniu Bena. Czy wobec

ciebie zachowywał się jakoś... dziwnie?

– On jest dziwny od dnia narodzin, czyli od jakichś siedemdziesięciu

dziewięciu lat.

background image

– Raczej od sześćdziesięciu pięciu, ale nie o to mi chodzi. Nie próbował

się do mnie dobierać. Niemal żałowałam, bo z tym poradziłabym sobie.

Był jednak tak bardzo przyjacielski, pomyślałam więc...

– ... że o to mu chodzi?

– Właśnie. Czy wobec ciebie też tak się zachowywał?

– Mężczyźni nie tracą tak łatwo głowy dla niskich rudzielców, jak dla

kobiet w twoim typie. Jednak teraz sobie przypominam, że właśnie taki

był: niezwykle przyjacielski.

– I co z tym zrobimy? Nie możemy zajmować się klientami, którzy

podszczypują nas po kątach. – Rzuciła okiem na Cassie. – Choć myślę, że

gdyby chodziło o ciebie i Jake’a...

– Jake nie jest naszym klientem – przerwała jej Cassie. – Powiedziałaś

Paige o Orcutcie?

– Żartujesz? Ona uważa, że na zachodniej półkuli nie ma ani jednego

przyzwoitego mężczyzny. Jeśli damy jej pretekst, wyeliminuje z bazy

wszystkich mężczyzn, a wtedy nasze wpływy rzeczywiście będą marne. –

Sabrina podniosła się.

– Nie oczekuję, że coś mi doradzisz, Cassie, po prostu musiałam o tym

komuś powiedzieć. Nie byłam pewna, czy nie histeryzuję.

Cassie odprowadziła przyjaciółkę na parking. Sabrina bardzo ostrożnie

obeszła drabinę, wciąż blokującą drzwi.

Już w samochodzie wyjęła okulary słoneczne i zakładając je, zapytała

poważnie:

– Niemal zapomniałam. Cassie, kiedy się dowiem, o co chodzi z tą

ropuchą?

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Kiedy Cassie wracała z parkingu, Jake nadal stał na drabinie.

– Mogłabyś podać mi kamerę z tamtego pudełka? – Pochylił się do niej.

Gdy spełniła jego prośbę, Jake zaczął mocować kamerę nad drzwiami.

Zauważyła, że nadal stara się oszczędzać ramię.

– Jeśli kiedyś stracę głowę i kupię dom – odezwał się w końcu –

skorzystam z twojej rady.

– Przede wszystkim radziłam, żebyś go w ogóle nie kupował –

przypomniała Cassie.

– Myślę o innej radzie. Do tego domu wynajmę żonę na pełny etat, by

zajęła się takimi sprawami.

– Tapetą też?

– Powiedz od razu, o co chodzi. – Spojrzał na nią podejrzliwie.

– Kiedy wyważyłeś drzwi, drzazgi rozerwały tapetę w holu.

Zauważyłam to dopiero dziś rano, ale Peggy zorientuje się zaraz po

przyjeździe.

Jake tylko wzruszył ramionami i skończył przykręcanie śruby.

– Co zamierzasz z tym zrobić? – nalegała.

– Na pewno nie będę się zamartwiał. Poproszę ją, żeby położyła nową

tapetę na mój koszt.

Cassie szybko policzyła w myślach.

– Zastanawiam się, komu zleci tapetowanie.

– Nie wiem, i nic mnie to nie obchodzi.

background image

– A nie poleciłbyś Wypożyczalni Żon?

– Czemu nie? Przynajmniej pieniądze pójdą na zbożny cel. – Sięgnął po

kabel przeciągnięty przez otwór, który wywiercił w ścianie. – W pudełku

powinna być taka mała kształtka.

Cassie znalazła potrzebną część i podała Jake’owi.

– Cieszysz się, że nie musisz co chwilę schodzić z drabiny?

– Gdyby kręciła się tu twoja przyjaciółka, zszedłbym bez oporu.

Nie zaskoczył jej. Wiedziała od razu, że jego szorstkie zachowanie nie

miało nic wspólnego z Sabriną.

– Pewnie zaraz poprosisz mnie o jej numer?

– Tego nie planowałem.

– Dlaczego? Myślisz, że bym ci go nie dała? – spytała podejrzliwie.

Jake oparł się o szczebel drabiny.

– Wiem, że dostałbym go od ciebie – powiedział spokojnie. – Ze

strachu, abym nie uznał cię za osobę samolubną.

– Samolubną? – wykrztusiła Cassie. – Czyżbyś podejrzewał, że nie

chcę się tobą z nikim dzielić?

– No właśnie – odparł Jake. – Choć nie oczekiwałem, że tak łatwo się

do tego przyznasz. Poczekaj minutkę, zejdę na dół i wtedy mi to

powtórzysz...

– To nie było stwierdzenie.

– Jesteś pewna? Powiedziałaś to bez chwili zastanowienia.

– Pragnęłam ci wykazać, jakie głupie wnioski wyciągasz.

– Jak chcesz. – Wzruszył ramionami. – Caleb na pewno ma już jej

numer.

Zaskoczył tym Cassie. Dlaczego sądził, że Sabrina zna Caleba Tannera

background image

lepiej niż ona? Krew jej zawrzała.

– Czy śmiesz sugerować, że Sabrina jest jedną z tych panienek, którymi

otacza się Caleb?

– Na pewno ma odpowiedni wygląd.

Cassie doskonale wiedziała, że nie był to komplement.

– Nie przeczę, jest jednak również bardzo mądra i wykształcona.

– Dlatego więc jeździ dziesięcioletnim gratem i pracuje w

Wypożyczalni Zon?

– To nie grat, tylko kolekcjonerski okaz – zjeżyła się Cassie. – A co do

firmy, przynajmniej obie wiemy, gdzie będziemy pracować w przyszłym

miesiącu.

– Uważasz, że ja nie wiem?

Widać było, że Jake świetnie się bawi, mimo to Cassie zawstydziła się.

– Możesz mi wierzyć na słowo, że Sabrina ma prawo szczycić się nie

tylko urodą.

Po co ja to robię, zastanowiła się, przecież Sabrina nie potrzebuje

kolejnego wielbiciela. Jednak dzięki temu Jake może przestanie

podejrzewać, że Cassie marzy, by się nią zainteresował. Czy jednak

właśnie tego nie pragnie? Czy broniąc tak zaciekle przyjaciółki, kieruje się

tylko lojalnością? Hmm...

– Wśród jej licznych zalet nie wymieniasz wdzięku – zwrócił uwagę

Jake. – Zawsze jest tak niezręczna?

– Skądże, jestem pewna, że specjalnie potknęła się o drabinę, abyś

zwrócił na nią uwagę – odparła drwiąco Cassie. – Wiesz, Jake, jesteś

najbardziej zarozumiałym mężczyzną, jakiego miałam nieszczęście

spotkać.

background image

Jake sprawdził podłączenie kamery i zszedł z drabiny.

– W każdym razie, gdyby nadal tu była, czym prędzej zszedłbym na

dół. Nie po to, żeby ją lepiej poznać, lecz by uniknąć śmierci podczas

upadku z drabiny.

– Faktycznie, w nekrologu brzmiałoby to dość głupio. Jake spojrzał na

nią krzywo. Złożył drabinę i odstawił na bok.

– Wejdź do środka. Sprawdzimy, jak to działa.

– Wciąż nie rozumiem, po co to robisz. Jeśli Buddy wymieni drzwi...

Przepuścił ją przodem.

– Chcesz tu tkwić do czasu, aż je przyniesie?

– Masz rację. Że też o tym pomyślałeś. – Naprawdę się ucieszyła, więc

za wszelką cenę starała się pozbyć ironii z głosu. – Miło, że zatroszczyłeś

się o odrobinę wolności dla mnie.

– Prawda? Mam kilka pomysłów, jak mogłabyś okazać mi

wdzięczność.

Nigdy przedtem nie zauważyła, że hol jest tak ciasny i duszny. Zdołała

się jednak uśmiechnąć.

– Akurat, spryciarzu. Tę kamerę zamontowałeś dla siebie, byś nie

musiał pilnować domu.

^ Też prawda, ale przede wszystkim chciałem dać ci pretekst do

wyrażenia swej wdzięczności... a tak naprawdę do pofolgowania sobie,

gdybyś zapragnęła czegoś w tym stylu...

Ujął w ręce twarz Cassie, pochylił się nad nią i zanurzył dłonie w jej

włosach, delikatnie wplatając palce w drobne loczki.

Przeszył ją dreszcz oczekiwania. Gdy delikatnie dotknął ustami jej

warg, westchnęła cichutko i zamknęła oczy. Czuła, że całe jej ciało czeka

background image

na więcej.

Jake jednak nie pogłębił pocałunku, ani nie przyciągnął jej bliżej. Kiedy

ją puścił i podniósł głowę, Cassie miała ochotę wyć z bólu na myśl, że tak

nią wstrząsnął, podczas gdy sam pozostał niewzruszony. Gdy jednak

ujrzała jego pociemniałe z namiętnej tęsknoty oczy...

– Jeśli kiedyś tego zapragnę – odezwała się ochryple – zapamiętam, że

mam dobry pretekst.

Jake uśmiechnął się.

– Spójrz, jak to obsługiwać. – Otworzył drzwi szafy we wnęce pod

schodami i zaczął regulować mały telewizorek.

Cassie próbowała zapanować nad zbyt przyspieszonym oddechem.

– Czemu wstawiłeś monitor do szafy?

– Nikt nie będzie go szukał między butami. Poza tym nie mogłem

przeciągnąć kabla przez cały dom, bo Peggy by mnie zabiła.

– A nie sądzisz, że ta dziura we frontowej ścianie też jej nie zachwyci?

– A cóż to przeszkadza? Zresztą, gdy Peggy dowie się, że bierze udział

w ankiecie marketingowej dla Tanner Electronics i może zgłaszać uwagi

na temat produktu...

– Nie miałam pojęcia, że zajmują się systemami zabezpieczeń. – Cassie

przyjrzała się uważniej. – To stąd twój zapał do majsterkowania, po prostu

testujesz ich urządzenia. Robisz badania rynku dla Tanner Electronics?

– I wiele innych rzeczy.

– Czy twój zawód objęty jest klauzulą „ściśle tajne”? – zirytowała się

Cassie. – Chciałam tylko zapytać, jak ci idzie w pracy. Cieszę się, że

dobrze. Ile panienek spotkałeś dziś w biurze?

– Trzy lub cztery. I wcale nie wiem, jak mi idzie. Na pierwszy rzut oka

background image

wygląda to na kontrolowany chaos, ale kiedy przyjrzeć się firmie

dokładniej...

– Nie wiesz, co zwycięży: kontrola czy chaos?

– Ani po której stronie jest Caleb. – Pochylił się w stronę monitora. –

Ekran jest za mały, by cokolwiek zobaczyć.

– Większy monitor nie zmieściłby się w tej szafie. A może, gdyby na

jakiś czas odprawić panienki, dałoby się sprawdzić, ile Caleb jest

rzeczywiście wart?

Jake wyraźnie zainteresował się rewolucyjną ideą Cassie.

– Świetny pomysł, tylko jak go zrealizować? Nie wiem, czy wzrok

mnie nie myli... Popatrz sama. – Wskazał ekran.

Cassie przysunęła się.

– Wygląda na listonosza z wielką pocztówką. Czekaj, to drzwi! Biedny

Jake, cała robota na nic. Buddy znalazł... – Głos jej zamarł, gdy człowiek

za drzwiami odstawił swój ogromny pakunek i odwrócił się do dzwonka.

To na pewno był Buddy, lecz zmiana, jaka w nim nastąpiła, była wprost

niesamowita!

– Jake, on chyba jednak cię lubi. – Cassie z trudem odzyskała głos. –

Jest uczesany identycznie jak ty.

– Czuję się zaszczycony. – Otworzył drzwi.

– Gdzie mam to postawić? – spytał Buddy. Cassie oparła się o

zniszczoną futrynę.

– Może od razu na właściwym miejscu?

– Nie da się. – Buddy pokręcił głową. – Wpierw należy je pomalować,

a i futrynę trzeba wymienić. Mogę znaleźć kogoś do malowania –

background image

zaproponował – tylko nie wiem, kiedy mi się uda.

A już myślała, że problem drzwi został rozwiązany. Z namysłem

popatrzyła na Jake’a.

– Co zamierzasz teraz robić?

– Na razie podziękować Buddy’emu i poprosić o rachunek – odrzekł. –

Potem muszę wrócić do pracy. Ponieważ przedłużyłem sobie przerwę na

lunch, zostanę dłużej i nie zdążę już wpaść do sklepu po farbę, więc...

– Byłam tego pewna... – zaczęła zrzędzić Cassie.

– Przecież możesz teraz wyjść. Kamera pracuje, więc dom jest

bezpieczny.

– W porządku, pójdę po farbę – poddała się. – Ale swój czas doliczę ci

do rachunku.

Jake ściągnął brwi.

– Nie należy mi się łapówka za załatwienie wam zlecenia na

tapetowanie? Chyba że myślisz o innych warunkach płatności...

Wolno przesunął wzrokiem po jej ciele, rozgrzewając każdy centymetr

jej skóry. Gdy wreszcie skończył ten przegląd, podniósł teczkę i

spacerowym krokiem poszedł do samochodu.

Buddy patrzył za nim z nienawiścią w oczach, sama też niezbyt ciepło

pomyślała o Jake’u. Rzucać takie insynuacje, i to w obecności trzeciej

osoby! Co on chciał osiągnąć? Zachęcić Buddy’ego do rywalizacji?

– To gdzie mam położyć drzwi? – ponownie zapytał Buddy.

– Może pod daszkiem na patio?

– Na zewnątrz jest za dużo pyłu.

– W takim razie pozostaje salon. Tylko tu jest odpowiednio dużo

przestrzeni – westchnęła Cassie.

background image

Buddy zniósł z góry krzyżaki i położył na nich nowe drzwi. Cassie

zdumiała się ich ogromem. Z jednej strony sięgały niemal pianina, z

drugiej zawisły nad stolikiem do kawy. Wyglądało na to, że jedynym

sposobem ich obejścia będzie droga przez patio, wokół osiedla, do drzwi

frontowych. A niech to...

– Albo na czworakach pod krzyżakami – mruknęła.

– Słucham? – nie zrozumiał Buddy.

– Nic takiego. Załamuje mnie ten bałagan, tym bardziej że to nie moja

wina. Na dodatek nie będę mogła teraz tu pracować.

– To już nie moja sprawa... – Buddy spochmurniał. – Nie jestem

zwolennikiem rozwalania drzwi. Ale rozumiem tego pana. Co miał zrobić,

jak pani się przed nim zamknęła?

Cassie na chwilę odebrało mowę.

– Tak panu przedstawił tę sprawę? Niby pokłóciliśmy się i zamknęłam

mu drzwi przed nosem?

– To znaczy, że tak nie było? – Buddy wyraźnie się zmieszał, nawet

zarumienił.

– Ani trochę. Pan macho Abbott chciał po prostu udowodnić... – Niemal

zatkało ją z wściekłości. Przemaszerowała przez hol i zdecydowanym

ruchem zerwała luźny skrawek płyty zwisający z drzwi wejściowych. –

Idę poszukać odpowiedniej farby – oznajmiła.

Po powrocie ze sklepu złożyła sobie uroczyste ślubowanie, że utopi

Jake’a Abbotta w zielonkawej farbie.

Drzwi do gabinetu Tannera zastał otwarte. Nie dostrzegł żadnych

panienek. Podejrzewał, że jedynym tego powodem jest nieobecność

Caleba.

background image

W oczekiwaniu na szefa usiadł w fotelu, opierając głowę na rękach.

Chciał przemyśleć kilka spraw, jednak woń bzu skutecznie odwracała jego

uwagę od problemów Tanner Electronics.

Dłonie przesiąkły zapachem Cassie, kiedy wsunął palce w jej włosy.

Powinien umyć ręce, ale... mydło nie usunie przecież myśli o niej.

Nie przewidział, że przelotny pocałunek tak na niego podziała.

Zamierzał ją tylko zaciekawić, co zresztą się udało. Jej lekko ochrypły

głos i zamglone oczy powiedziały mu, że osiągnął cel, choć usiłowała to

ukryć.

Nie przewidział jednak własnej reakcji. Już wcześniej zauważył, jak

ładną dziewczyną jest Cassie Kerrigan, ale nawet poprzedniego wieczoru,

kiedy sycił oczy jej ciałem okrytym zdradliwym szlafrokiem, nie

podejrzewał, że pod tą śliczną powłoką kryje się prawdziwy dynamit.

Jeszcze chwila, a sięgnąłby po więcej, jednak Cassie chyba nie była na to

gotowa.

Jeśli jednak dobrze to rozegra, następnym razem sama będzie chciała,

by tak postąpił...

Caleb wrócił do biura w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Zajęci

rozmową, nie zwrócili na niego uwagi.

Do Jake’a docierały strzępy rozmowy o nowym rodzaju silnika. W

końcu Caleb przerwał:

– Dobra. Proszę się tym zająć bez względu na czas i środki, i zgłosić się

do mnie z wynikami.

Jake’a zaskoczyły te słowa, mimo że nie w pełni rozumiał omawiany

problem.

Po wyjściu inżyniera Caleb usiadł za biurkiem.

background image

– Pytam z czystej ciekawości – powiedział Jake. – Czy masz jakieś

pojęcie, ile mu pozwoliłeś wydać?

– Badania naukowe nie są tanie. Nie próbuję nawet śledzić kosztów

każdego pomysłu, tym bardziej że tylko niektóre z nich kończą się

sukcesem. – Odchylił się do tyłu i przymknął oczy. – Już ci mówiłem, że

finanse nie są moją mocną stroną.

– Właśnie to zauważyłem.

Caleb wyprostował się z westchnieniem.

– Co mamy na dzisiaj, Jake?

– Chciałbym przejrzeć z tobą parę pozycji – zaczął Jake, ale zmienił

zamiar i spytał: – Masz jakiś kłopot? Jeśli to dotyczy interesów firmy,

lepiej powiedz od razu.

– Ta sprawa nie dotyczy liczb, nad którymi ślęczysz. Chodzi o personel.

Nigdy nie było z tym problemu, ale ostatnio parę osób postanowiło

zmienić pracę.

– To znaczy ile?

– Pięć.

– To nie tak wiele. – Jake wzruszył ramionami. – Zawsze jest jakaś

rotacja. Niektórzy chcą poszukać sławy i fortuny tam, gdzie mogą zdobyć

je prędzej. – Jednak już mówiąc te słowa, miał wątpliwości. Personel

firmy wydawał mu się wyjątkowo zintegrowany i zdolny do poświęceń.

– Jeden z najlepszych inżynierów wręczył mi właśnie wymówienie –

powiedział Caleb. – Chce odejść już pod koniec tygodnia.

Nie było w tym nic dziwnego. Dobrze wykwalifikowani pracownicy

byli w cenie i firmy o nich zabiegały. Nie ma sposobu, by kogoś

zatrzymać, gdy sam chce odejść. Jednak tu działo się coś niedobrego.

background image

Czyżby szczury zaczęły uciekać z tonącego okrętu? Być może ludzie

przeczuwali, że minął już najlepszy okres Tanner Electronics.

– Rozmawiałeś z nimi? – spytał Jake.

– Jasne. Przemaglowałem każdego z nich, ale nadal nic nie rozumiem.

– Może źle przeprowadziłeś rozmowę? Gdybyś dziś po pracy zabrał

tego inżyniera gdzieś na piwo...

– Problem leży w tym, że nigdy u nas nie było zwyczaju wspólnych

wypadów do baru.

– Nazwij to pożegnalnym przyjęciem. Wybierz jakieś sympatyczne

miejsce, zaproś kolegów z jego działu. Najlepiej niech to będzie obiad, od

stołu nie wstaje się w trakcie posiłku. Podczas takiego spotkania...

– Ty mógłbyś zadać właściwe pytania – przerwał mu Caleb. – Tobie na

pewno odpowie.

Przez otwarte drzwi Jake kątem oka dostrzegł tę samą blondynkę, która

była tu wczoraj.

– Caleb, kochanie, przyniosłam ci sweter. Jest już gotowy. – Angélique

przedefilowała przez pokój krokiem modelki na wybiegu i położyła

paczkę przed Calebem. – Niechcący słyszałam, o czym rozmawiacie.

Chętnie zorganizuję to przyjęcie.

– Nie mówiliśmy o przyjęciu w twoim stylu, Angélique – zaoponował

Caleb.

– Kochanie, wszystko, co robisz, jest w moim stylu. – Zaśmiała się

rozkosznie.

Jake nie zdołał powstrzymać parsknięcia. Spojrzała na niego,

otwierając szeroko oczy.

– Jake, mój drogi, kogo ci zaprosić do towarzystwa? Wydawało mi się,

background image

że wczoraj przypadliście sobie z Missą do gustu. Pewna jestem, że dla

ciebie chętnie by zrezygnowała z innych planów.

A to rewelacja! Zachwalana Missa przypominała mu dobrze

wytresowanego konia cyrkowego.

– Obiad w „Pinnacle” – zadecydowała Angélique. – Najlepsza

restauracja w mieście. Jej szef ma wobec mnie zobowiązania, więc nie

będzie problemu z rezerwacją. Dla ilu osób, kochanie?

No cóż, Angélique brała sprawy w swoje ręce. Co za diabeł go

podkusił, żeby użyć słowa „przyjęcie”? Gdyby powiedział „konferencja”,

dziewczyna zignorowałaby całą sprawę. Teraz jednak nie było sposobu, by

się jej pozbyć.

Co takiego powiedziała Cassie? „Gdyby odprawić panienki...” To jest

to! Może jednak uda mu się dowiedzieć, co wzbudza niepokój

pracowników Tanner Electronics.

– Dziękuję za propozycję – rzucił cierpko. – Mam z kim przyjść.

Obiad w „Pinnacle”, najlepszej restauracji w mieście. To bez wątpienia

spodoba się Cassie.

Cassie przeniosła się z folderami do kuchni. Zaklejała koperty,

słuchając jednocześnie pełnego napięcia głosu w telefonie.

– Dobijają mnie dokumenty ubezpieczeniowe. Strata matki to okropne

przeżycie, ale do głowy mi nawet nie przyszło, że porządkowanie i

przygotowanie do sprzedaży jej domu będzie tak stresujące. I te rachunki,

które ciągle spływają ze szpitala. Nie chodzi mi o pieniądze, tylko o

papiery. W ogóle nie mogę się skoncentrować. Już nawet nie wiem, za co

płacę...

– Możemy zająć się tym wszystkim – uspokoiła swoją rozmówczynię

background image

Cassie. – Proszę tylko przygotować dokumenty. Odbiorę je jutro i załatwię

sprawy związane z ubezpieczeniem. A później spotkamy się w domu. Gdy

wskaże nam pani, co chce zachować, razem z Sabriną i Paige przejrzymy

resztę rzeczy i przekażemy je na cele dobroczynne, lub tam, gdzie pani

zechce.

– Wie pani, czuję się jak kretynka. Sama nie wiem, co chcę zrobić...

– Wszystko się ułoży, Jayne. Na razie każdy drobiazg przypomina pani

o stracie. Proszę pozwolić pomóc sobie.

– No właśnie – zgodziła się. – Trafiła pani w sedno, Cassie. Och, co za

ulga znaleźć kogoś, kto to rozumie!

Co za ulga, pomyślała Cassie, odkładając słuchawkę, że znalazła się

klientka, która zleci nam tyle pracy.

Wybierała właśnie numer komórki Paige, żeby natychmiast podzielić

się dobrą nowiną, kiedy usłyszała charakterystyczne skrzypienie

frontowych drzwi. To pewnie Buddy poszedł do samochodu po jakieś

narzędzia.

Paige odebrała telefon w tej samej chwili, kiedy Jake wszedł do kuchni.

Uśmiechnął się do Cassie, palcem przejechał wzdłuż jej ramion i karku, po

czym otworzył lodówkę.

Wprawdzie jej serce zabiło gwałtownie, ale równie mocno wzrosła jej

irytacja.

– Halo? – powtórzyła Paige.

– Przepraszam – Cassie mówiła to niemal bez tchu. – Zadzwonię

później.

– Przecież właśnie zadzwoniłaś – zaczęła Paige, lecz Cassie już się

rozłączyła.

background image

– Nie musiałaś przerywać rozmowy – powiedział Jake. – Moja dobra

wiadomość może poczekać.

Ależ wesolutki i pewny siebie! Jest przekonany, że skończyła rozmowę,

żeby móc cieszyć się bez przeszkód z jego powrotu. Postanowiła

natychmiast wyprowadzić go z błędu.

– Ale to, co ja chcę powiedzieć tobie, nie może już czekać! –

powiedziała stanowczo. – Jak mogłam zamknąć przed tobą drzwi, skoro

nawet nie wiedziałam, że chcesz wejść?

Stał jak skamieniały przy otwartej lodówce.

– O czym ty mówisz?

– Powiedziałeś Buddy’emu, że rozwaliłeś drzwi, bo nie chciałam cię

wpuścić!

– Tak powiedziałem? – Jake odzyskał równowagę, natomiast Cassie aż

dławiła się z wściekłości.

– Nawet nie wiesz, co mówiłeś? Przedstawiłeś to, jakby chodziło o

kłótnię kochanków.

– Nie jestem mocny w kłótniach, lecz...

– Nawet nie próbuj wspominać o kochankach!

– Właśnie pomyślałem, że to świetny pomysł. – Jake nadał głosowi

żałosne brzmienie. – Uspokój się, Cassie. Czy to naprawdę ma znaczenie,

co powiedziałem Buddy’emu? Przecież nie skłamałem. Drzwi były

zamknięte, ty byłaś w środku, a zatem...

– Jeśli tyle dla ciebie znaczy słowo „prawda”…

Zauważyła, że patrzy gdzieś ponad nią. Spojrzała przez ramię. W

drzwiach stał Buddy.

– Skończyłem na dziś – powiedział bezbarwnym głosem.

background image

– Niech pan zamknie za sobą, dobrze? – poprosiła Cassie. Buddy bez

słowa poszedł do wyjścia.

– Mam wrażenie, że wściekasz się, bo Buddy przestał uważać cię za

boginię i ma cię teraz za jędzę.

W furii chciała złapać coś, czym mogłaby w niego cisnąć, ale tylko

przewróciła filiżankę z kawą. Jake złapał ścierkę i oboje rzucili się do

wycierania zachlapanych kopert, które z takim wysiłkiem adresowała.

Zanim skończyli, trochę się opanowała. Chyba zbyt wielką wagę

przywiązywała do całej sprawy. Tak naprawdę nie ma znaczenia, co Jake

powiedział Buddy’emu, który zresztą mógł wszystko przekręcić.

Telefon zadzwonił, gdy kończyła osuszać koperty, a Jake wykręcał

przesiąkniętą kawą ścierkę. Cassie sięgnęła po słuchawkę, ale zawahała

się.

– Odbierz. Powiedziałem mojemu milionerowi, że masz dyżury

telefoniczne, więc nie będzie zaskoczony – wyjaśnił Jake.

Głos w słuchawce nie należał jednak do Caleba. Był zdyszany,

afektowany, zdecydowanie kobiecy. Oczywiście domagał się Jake’a.

Jake wziął od niej słuchawkę i odwrócił się tyłem.

– Czyli ósma. Świetnie, Angélique. Do zobaczenia w „Pinnacle”.

Cassie starała się stłumić zawód. Co z tego, że Jake, najpewniej w

towarzystwie niezwykle atrakcyjnej dziewczyny, wybiera się do najlepszej

restauracji w Denver? Tylko... kłóciło się to z jego twierdzeniem, że

wczoraj nie zainteresowała się nim żadna z panienek Caleba. Zmusiła się

do uśmiechu.

– Cholera, a właśnie zamierzałam cię spytać, czy nie zechcesz zjeść ze

mną obiadu?

background image

– Naprawdę zamierzałaś to zrobić? – Głos miał podejrzanie łagodny.

– Nie przejmuj się mną – odparła. – Masz już zaplanowany wieczór, na

dodatek w „Pinnacle”, i to jeszcze z jakąś boską Angelique...

– To nie tak, choć prawdę mówiąc, chciała przyprowadzić dla mnie

partnerkę.

– Szczęściarz. – Pochyliła się nad zlewem i zabrała za mycie naczyń.

– Ale powiedziałem jej, że przyjdę z tobą. Kubek wypadł jej z ręki.

– Co takiego?

– Wybrałabyś się na obiad do „Pinnacle”, Cassie?

– Chcesz się mną zasłonić, by wykręcić się od randki w ciemno?

– Myślałem, że się ucieszysz. Przecież to twój pomysł.

– Mój?

– Powiedziałaś, żeby pozbyć się panienek Caleba i...

– I to ja mam spowodować, by Caleb przestał uganiać się za

kociakami? Miałam na myśli jakąś gwiazdę rocka lub filmu...

– Nie doceniasz się, Cassie. Masz szansę poznać milionera i pokazać

mu, co traci, nie znając ciebie.

– Wielkie dzięki, ale znajomość z panem Tannerem nie jest celem mego

życia.

– Wystarczy, że będziesz uprzejma. No powiedz, kiedy ostatnio jadłaś

obiad w „Pinnacle”?

Musiała przyznać, że dawno już nie brała udziału w takim przyjęciu.

– Sałatka z homarów – kusił Jake. – Cielęcina pod parmezanem, stek a

la Dianę... Nie cieknie ci ślinka?

Spędzić z nim elegancki wieczór... Chyba mądrzej będzie nie rozwijać

tego wątku.

background image

– Lepiej zaproś Sabrinę – mruknęła. – Nadal jesteś pewien, że nie

chcesz numeru jej telefonu?

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Cassie nadal szczotkowała włosy, choć każdy lok lśnił już jak

wypolerowana miedź. Trudziła się tak nie dlatego, że zamierzała

rywalizować z seksbombą Caleba, tylko potrzebowała czasu, by

przemyśleć sytuację.

Nie idę na randkę, powtarzała sobie w duchu. Jake na pewno by jej nie

zaprosił, gdyby wiedział, że w czasie obiadu będzie musiał skupić swą

uwagę na Cassie, a tak zaborczy na pewno okazałby się kociak

przyprowadzony przez Angélique. Przy niej natomiast będzie mógł zająć

się szefem.

Ostatnie pociągnięcie maskarą i mogła zejść na dół. Jake czekał w

salonie. Przyglądał się drzwiom, które Buddy ułożył na krzyżakach.

– Nie wydaje się to zbyt trudne – odezwał się. – Aż dziw, że jeszcze ich

nie pomalowałaś.

– Ja? Na pewno tego nie zrobię. Przeczytałeś instrukcję?

– Jak pokrywać farbą płaskie powierzchnie?

– A malowałeś już coś kiedyś?

– Ostatnio w przedszkolu, ale co za problem? Maczasz pędzel i mażesz.

– Rozejrzał się i sięgnął po leżący obok śrubokręt. – Nie wiem, dlaczego

Buddy nie odkręcił zawiasów.

– Mówił, że lepiej ich nie ruszać. Jake, to nie są takie zwykłe drzwi.

Instrukcja informuje, żeby uważać z ostrymi narzędziami, bo...

Śrubokręt wyśliznął mu się z ręki i na płycie, tuż przy górnym zawiasie,

background image

powstało głębokie wgniecenie. Jake obejrzał je uważnie, ale nie odezwał

się ani słowem, natomiast Cassie była pod wrażeniem jego stoickiego

spokoju. Prawie wszyscy znani jej mężczyźni w takiej sytuacji wpadliby

we wściekłość.

– ... bo są zrobione z bardzo miękkiego materiału – dokończyła.

– Teraz rozumiem, dlaczego tak łatwo dały się wyważyć. Może na razie

ich nie montować? Niech Roger i Peggy zastanowią się, czy nie lepiej

będzie zainstalować coś solidniejszego.

– To jeszcze cały tydzień i przez ten czas te stare się rozsypią. Poza tym

Buddy zadał sobie tyle trudu. Powiemy mu, że nagle zmieniliśmy zdanie?

Nie, dzięki. Lepiej się przyznaj, że nie chcesz malować.

– Fakt, że nie jest to mój konik. – Odłożył śrubokręt i spojrzał na

Cassie. – Ładnie wyglądasz – powiedział bez emocji.

Czego właściwie oczekiwała? Ze najpierw zatka go z wrażenia, a

potem rozpłynie się z zachwytu? Przecież tak głupia nie była.

Znów musiała sobie powtórzyć, że to nie randka. Z tego zresztą

powodu wybrała prostą, nie rzucającą się w oczy czarną sukienkę. Zresztą

w jej garderobie i tak nie było strojów na ekstra okazje, nie mogła więc

olśnić Jake’a cekinami i dżetami. A nawet gdyby obsypała się

błyskotkami, pewno nie zrobiłaby na nim wielkiego wrażenia.

– Nie wiedziałem, czy masz tu odpowiedni strój – usprawiedliwił się

Jake. – Czy to sukienka Peggy?

– Nie, moja.

– Chcesz powiedzieć, że twoje kartonowe mieszkanko pod mostem

posiada garderobę?

Prawie zapomniała o rozmowie, jaką prowadzili pierwszego wieczoru.

background image

– Moje mieszkanie rzeczy wiście jest niewiele większe od sporego

kartonu i dużo bym dała za przyzwoitą garderobę. – Sięgnęła po swój

codzienny tweedowy żakiet. – „Pinnacle” jest w śródmieściu. Musimy

ruszać, jeśli nie chcesz się spóźnić.

Spojrzał na żakiet.

– Mogłabyś wziąć płaszcz Peggy. Chyba ma coś odpowiedniego.

– Peggy ma wszystko, nawet czarną pelerynę z lisów, przy której moja

sukienka wyglądałaby jak z lumpeksu. Bałabym się, że ją gdzieś zgubię.

Wolę iść w tym. Zostawię żakiet w szatni.

Przed wejściem do hotelu Jake oddał kluczyki portierowi. Zatrzymał się

na chodniku i spojrzał do góry. Na szczycie wieży, nad szklaną ścianą

budynku, widać było wybrzuszenie.

– Tam jest restauracja?

– Jak do tego doszedłeś? – zadrwiła Cassie. – Czyżby po nazwie?

– Mam nadzieję, że to się nie kręci?

– Owszem, kręci się. Czyżbyś miał chorobę lokomocyjną?

– Nie mam zaufania do takich urządzeń. Niepokoi mnie myśl, że cała

podłoga, na dodatek obrotowa, podparta jest tylko w jednym punkcie.

– Odpręż się. Niedawno wyremontowali całe urządzenie.

– A dokładniej kiedy?

– Trzy lub cztery lata temu. Wstawili wtedy nowy mechanizm.

– Nowy mechanizm, wykonany z zastosowaniem nowoczesnej myśli

technicznej. To rzeczywiście wzbudza zaufanie.

Zdaniem Cassie w jego głosie słychać było wszystko oprócz

przekonania, że tak właśnie jest.

Ruszyli w kierunku windy. Jake wziął Cassie pod rękę. Zrobił to w

background image

sposób naturalny, niemal bezwiednie. Zastanawiała się, czy Jake dobrze

tańczy. Szkoda, że nigdy się tego nie dowie.

Gdy czekali na windę, Jake delikatnie odwrócił Cassie do siebie.

Pomyślała, że to także zrobił bezwiednie.

– Jakim cudem ty, elektronik, nie jesteś fanatykiem nowinek

technicznych? – spytała.

– Bo widziałem ich mnóstwo. Uwierz mi, większość z nich niczemu nie

służy, poza tym, że dodatkowo utrudnia życie.

Podeszła do nich jakaś para. Kobiety Cassie nie znała, ale mężczyznę

kiedyś już musiała widzieć. Jego głos też już słyszała.

– Niech pani go nie słucha. Jake nie jest elektronikiem, tylko zajmuje

się pieniędzmi.

Teraz Cassie rozpoznała jego twarz, bowiem wizerunek Caleba Tannera

często pojawiał się zarówno w lokalnej prasie i w telewizji, jak i na

bilboardach. Blondynka, która wisiała na jego ramieniu, nie była tak

znana, choć na pewno równie fotogeniczna.

Jake przedstawił ich sobie. Caleb spojrzał na Cassie z uśmiechem.

– A więc jesteś wynajętą żoną. – Gdy nadjechała winda, Caleb jakimś

cudem zdołał wyzwolić się z uścisku Angélique i ujął pod rękę Cassie. –

Musisz mi o tym opowiedzieć. Na jak długo zawieracie umowę: na dzień,

na tydzień?

Przynajmniej nie padło „na godziny” lub „na noc”. Zrezygnowała z

ciętej riposty, wszak przybyła tu z misją: miała odciągnąć Caleba od

Angélique.

W restauracji czekały już na nich dwie pozostałe pary. Kobietę, równie

efektowną jak Angélique, wyraźnie zaskoczył widok Cassie u boku

background image

Caleba. Obok stało młode małżeństwo. Widać było, że w tym otoczeniu

nie czują się dobrze. Szczupła, ciemnowłosa kobieta wyglądała na

strapioną, natomiast jej mąż miał sceptyczny wyraz twarzy.

Kiedy Caleb witał swoich gości, Cassie znów znalazła się obok Jake’a.

– Powiedziałeś mu, że mam dyżury telefoniczne w ramach usługi

„porozmawiaj z żoną o wszystkim” – mruknęła groźnie.

– Cassie, kochanie – uśmiechnął się Jake – nie sądzisz chyba, że w to

uwierzył?

Gdy Caleb zamierzał przedstawić Cassie pozostałym gościom, Jake

zdecydowanie przejął inicjatywę:

– Pozwól, Caleb, że ja to zrobię. Angélique zbyt długo jest sama.

Lekko objął Cassie ramieniem.

– Co ty wyrabiasz? – spytała cicho. – Miałam przecież odciągnąć go od

Angélique.

– Świetnie sobie radzisz – odszepnął. Gdy przedstawiał ją całej

czwórce, zorientowała się, że w przyjęciu biorą udział osoby związane z

Tanner Electronics. Mężczyzna w średnim wieku, towarzyszący

przyjaciółce Angélique, był szefem produkcji, natomiast młode

małżeństwo, jak Cassie szybko się zorientowała, zjawiło się tu dlatego, że

mężczyzna właśnie odchodził z firmy. Było to więc spotkanie pożegnalne.

Gdy podano drinki, Cassie, sącząc białe wino, zajęła się obserwacją

zebranych. Przyjaciółka Angélique od czasu do czasu rzucała szefowi

produkcji uśmiech, natomiast Angélique była wściekła, bo Caleb wyraźnie

więcej uwagi poświęcał Cassie niż jej. Zona młodego inżyniera wyglądała

tak, jakby bardzo chciała znaleźć się gdzie indziej.

Natomiast Jake wciąż trzymał rękę na ramieniu Cassie. I choć pozory

background image

były inne, tym razem miała pewność, że robił to zupełnie świadomie.

Przytulony niemal do niej, swobodnie obserwował Caleba, który był

wyraźnie nią zaintrygowany, jak nową, atrakcyjną zabawką.

Cassie prawie współczuła Angélique, która rozpaczliwie próbowała

walczyć o utrzymanie swojej pozycji, lecz koniec jej kadencji natychmiast

zauważyła jej przyjaciółka. Teraz ledwo już zwracała uwagę na swojego

towarzysza. Co pewien czas zerkała na Angélique, a jednocześnie wabiła

zachwyconym wzrokiem Caleba i wprost chłonęła każde jego słowo.

Caleb zadawał mnóstwo chaotycznych pytań na temat Wypożyczalni

Zon, aż w końcu Cassie podniosła ręce w geście poddania. Bała się, że

podczas tak niezbornej rozmowy może dojść do licznych przekłamań,

dlatego postanowiła wszystko wyłożyć po kolei: motto firmy, założenia i

listę spraw, którymi się nie zajmują.

Kiedy skończyła, w towarzystwie zapadła na chwilę cisza. Cassie

przestraszyła się, że zrobiła z siebie widowisko.

Jake przyciągnął ją bliżej.

– Uwielbiam słuchać, jak opowiadasz o swojej firmie.

– Założę się, że nie tylko w tym jest dobra – wycedziła Angélique. –

Załatwianie tych spraw to pewno tylko jedna z wielu jej umiejętności.

Jej przyjaciółka zachichotała.

– A dla mnie brzmi to wspaniale – odezwała się żona inżyniera. – Lubię

siedzieć w domu i zajmować się dziećmi, ale są dni, kiedy przydałaby mi

się żona.

Cassie uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością.

– Dam pani wizytówkę. Jeśli będziemy mogły kiedyś pomóc...

Angélique skrzywiła się drwiąco.

background image

– A komu wolałabyś pomóc? Jej, czy może jednak jemu? – rzuciła

prowokacyjnie.

Młoda kobieta zmieszała się.

– Na razie nie stać mnie na to – odparła szybko. – Zanim Erie nie

znajdzie czegoś nowego, nie będziemy mieli pieniędzy...

Inżynier zacisnął rękę na ramieniu żony. Cassie zauważyła jej

zmieszanie, więc taktownie się odwróciła. Zdziwił ją wyraz twarzy Jake’a,

który jak zahipnotyzowany wpatrywał się w panią inżynierową.

Cassie pogrzebała w torebce i podała jej wizytówkę.

– Proszę, tak na wszelki wypadek. Zawsze może się coś zmienić.

– Które zlecenia najbardziej ci odpowiadają? – spytał Caleb Tanner.

– I jak długo musisz się do nich przygotowywać? – kpiła nadal

Angélique.

Miarka się przebrała. Nie będzie ignorować sugestii, że to brak

wykształcenia zmuszają do obecnej pracy, a niedostatki inteligencji

zmuszają do pokornego znoszenia obraźliwych uwag.

– Aby przygotować się do prowadzenia firmy, musiałam wykonać

znacznie więcej pracy, niż przy jakiejkolwiek innej okazji. Nawet zdobycie

dyplomu na wydziale literatury angielskiej nie było tak pracochłonne –

odparła.

Angélique zaniemówiła.

– Choć czasami specjalizacja z poezji elżbietańskiej też mi się przydaje

– dodała Cassie słodkim głosem. – Bywa, że mężczyźni, którzy mają

kłopoty z wyrażaniem uczuć, proszą mnie o wyszukanie jakiegoś wiersza

dla ukochanej. Ich dziewczyny i tak nie są w stanie rozpoznać

mistyfikacji, tylko ronią miłosne łzy nad młodzieńczymi sonetami Johna

background image

Miltona lub wierszami Edmunda Spencera, przekonane, że zostały

napisane dla nich.

Ciszę, która zapadła, przerwał głośny śmiech Caleba.

– Dostałaś nauczkę, Angélique. No, ale dajmy już spokój i siadajmy do

stołu.

Cassie nie była zaskoczona, że Jake prowadzi ją na miejsce możliwie

daleko od Angélique. Zmartwiło ją tylko, że Caleb siada u szczytu stołu

koło swojej dziewczyny. Czuła się winna, że jej wybuch uniemożliwił

Jake’owi zbliżenie się do szefa.

Pochyliła się do niego, gdy zajęli miejsca.

– Chyba nie spełniłam twoich oczekiwań – szepnęła. – Przepraszam.

– Nie przejmuj się. – Podał jej kartę.

Cassie pomyślała, że tak właśnie mówi się do dziecka, gdy się chce, by

przestało zawracać głowę.

Jake podsunął inżynierowi i jego żonie koszyczek z pieczywem.

– Powiedz mi, Erie, co dla ciebie jest najważniejsze w pracy?

Młody człowiek rzucił okiem na żonę i powiedział cicho:

– Nowe wyzwania.

Cassie niewidzącym wzrokiem wpatrywała się w menu. Wyrzucała

sobie, że przez nią Jake nie będzie mógł wypełnić swojego zadania.

Zamiast mu pomóc, stała się zawadą. To fakt, że urażono jej dumę,

powinna jednak przełknąć zniewagę, nie zaś odwzajemniać się tym

samym. Zniżyła się do poziomu Angélique, a konsekwencje poniesie Jake.

Znów spojrzała w kartę dań. Dziwne, ale żadna egzotyczna nazwa nie

wydała się jej atrakcyjna.

Czy ten wieczór nigdy się nie skończy? Jake uczestniczył w wielu

background image

koktajlach i przyjęciach, gdzie jedynym wspólnym tematem były interesy.

Spotkania, na których prowadzono pseudo towarzyskie rozmowy, a tak

naprawdę nieustannie stosowano dyplomatyczne gierki, by wysondować

rozmówcę i przekonać go do swoich racji, uważał za śmiertelnie nudne.

Jednak dzisiejsze spotkanie przerosło jego wszelkie najgorsze

oczekiwania. Rozmowa kulała, żaden ogólny temat nie chwycił i wszyscy

wyraźnie męczyli się sztuczną atmosferą. Na dodatek Jake wciąż nie

wiedział, dlaczego jeden z najlepszych pracowników Tannera postanowił

odejść z firmy, choć nie miał nic innego na oku. Dzięki czystemu

przypadkowi, czy też raczej Cassie, chociaż tyle zdołał się dowiedzieć.

Dobre i to.

Teraz nawet Cassie zamilkła. Poczuła na sobie jego wzrok i spojrzała

znad talerza. Jej niebieskie oczy były większe i ciemniejsze, niż wcześniej

sądził.

– Naprawdę mi przykro, że tak namieszałam.

Nie był to najlepszy czas na wyjaśnienia. Poza tym, co miał jej

powiedzieć? Ze chciał głośno zaklaskać, gdy ostro usadziła Angélique?

Lub że żałował, iż usiedli do stołu, bo nie miał już pretekstu, aby ją

obejmować? Tak bardzo pragnął przytulić ją do siebie...

No cóż, gdyby się z tym zdradził, pewnie uznałaby, że stracił rozum. A

może naprawdę tak się stało? Nie, to tylko zapach jej płynu do kąpieli

uderzył mu do głowy. Ilekroć się poruszyła, dolatywała do niego woń bzu.

Z westchnieniem wciągnęła powietrze. Jej wzrok powędrował ku

Calebowi. Siedział między Angélique a jej przyjaciółką. Obie ślicznotki z

uwielbieniem chłonęły każde jego słowo.

Cassie wyglądała jak małe dziecko, które nie może zdobyć upragnionej

background image

zabawki. W wyrazie jej twarzy Jake dostrzegł żal i dziwną tęsknotę.

Opanowało go przygnębienie. Zaledwie kilka godzin temu mówiła, że

nie pragnie poznać Caleba Tannera, lecz teraz wprost pożerała go

wzrokiem. Do diabła, co w tym playboyu tak pociągało kobiety?

– Raczej nie jesteś w jego stylu – rzucił szorstko. Dopiero po dłuższej

chwili skierowała na niego wzrok.

– Boże, dzięki, Jake. Gdyby nie ty, nigdy bym na to nie wpadła.

Przynajmniej znowu używa swojego ostrego języka. To była ta sama

Cassie, którą poznał.

– To miał być komplement – zaprotestował. – Zresztą, o co ci chodzi?

Gdy poświęcił ci całą uwagę, nie byłaś szczególnie zainteresowana.

– Nie byłam i nadal nie jestem, myślałam tylko, że tobie na tym zależy.

Co ty tu właściwie robisz? Co miał na myśli Caleb, mówiąc, że nie

zajmujesz się elektroniką, tylko pieniędzmi?

Nie sądził, że zapamięta tę zdawkową uwagę.

– Badam szanse pozyskania kapitału inwestycyjnego dla jego nowych

projektów.

– Reprezentujesz inwestorów? Jake przytaknął.

– Więc tak naprawdę wcale nie pracujesz dla Caleba.

– Nie bezpośrednio.

– Nic dziwnego, że nie chciałeś wynająć mieszkania. Po prostu nie

będziesz tu zbyt długo.

– Pracę w Denver oceniam na kilka tygodni, najwyżej miesiąc.

– To zajęcie na Florydzie, przez które nie przyjechałeś na ślub Rogera i

Peggy, polegało na tym samym?

– Początkująca firma potrzebowała pieniędzy na plastikowe modele.

background image

Przedtem były telefony komórkowe w San Diego, a jeszcze wcześniej...

– Pewnie dlatego nie trzymasz w lodówce łatwo psujących się

produktów?

– Do Nowego Jorku wpadam tylko między projektami. Najwyżej na

dwa miesiące w roku.

– Nie ma to jak w domu... No, ale widocznie odpowiada ci takie życie.

Bez wątpienia znudziłoby cię przebywanie w jednym miejscu.

Usłyszał w jej głosie cień goryczy. Nie była pierwszą kobietą, która

uważała, że powinien się ustatkować. Najlepiej przy niej. A już myślał, że

Cassie jest inna.

– To prawda, że niespecjalnie przepadam za rutyną... Cassie z

dezaprobatą pokręciła głową.

– Bardzo jesteś skryty. Sprawiasz wrażenie, jakbyś nie potrafił

utrzymać się w pracy, a tymczasem masz stałe zajęcie.

– Uważasz, że powinienem wypisać historię mojego życia na

wizytówkach i wręczać je wszystkim dokoła? – spytał ze zdumieniem.

Zaczerwieniła się i zagryzła wargi.

– Zanim zaczniesz rzucać oskarżenia – ciągnął Jake – pamiętaj, że nie

ja jeden celuję w niedomówieniach.

Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc aluzji.

– Twój dyplom – przypomniał. – Pamiętam naszą rozmowę na temat

twojej firmy. Na pewno nie przegapiłbym, gdybyś wspomniała, że wolisz

tę pracę od ślęczenia nad starymi księgami.

Co ją tak zaniepokoiło? Dlaczego dyplom uniwersytecki był tak

delikatną sprawą? Sama przecież o nim wspomniała, co prawda pod

wpływem stresu, ale teraz jej reakcja również nie była typowa. Dlaczego

background image

Cassie wstydziła się, że zaczynała karierę zawodową jako naukowiec?

Gdyby przyznała się, że była gwiazdą porno, jej zażenowanie byłoby

zrozumiałe, ale dyplom uniwersytecki? O co w tym wszystkim chodzi? –

zastanawiał się.

Wreszcie przyjęcie dobiegło końca. Gdy ruszali spod hotelu, Cassie

nagle powiedziała:

– Jake, z tym dyplomem... nie powiedziałam prawdy. Był

rozczarowany. No cóż...

– Nie byłaś na uniwersytecie? To znaczy, że nabrałaś Angélique?

– Nie całkiem. – Westchnęła. – Po prostu nie ukończyłam studiów.

Zrezygnowałam kilka godzin przed obroną pracy.

– Dlaczego?

– Powiedzmy, że to nie było zajęcie, któremu miałam ochotę poświęcić

życie. Zdałam sobie z tego sprawę w ostatniej chwili.

– To na pewno nie wszystko. Czy nie jest w to wmieszany facet, który

tak źle cię potraktował? – W blasku świateł na skrzyżowaniu zobaczył w

jej oczach, że odgadł prawdę. – Co on ci zrobił, Cassie?

Zawahała się, rozłożyła bezradnie ręce, ale w końcu wyjaśniła:

– Duża część mojej pracy dyplomowej znalazła się w jego artykule dla

pewnego magazynu naukowego.

– Jednym słowem, wykorzystał twoje badania. W milczeniu

przytaknęła.

– I to wystarczyło, żebyś zrezygnowała z kariery? Oczy Cassie

zapłonęły gniewem.

– Nie miałam wyboru. Nie potrafiłam udowodnić, że Stephan ukradł

moją pracę, bo zdołał odpowiednio się zabezpieczyć. A poza tym, i tak

background image

nikt by mi nie uwierzył.

– Dlaczego?

– Bo był profesorem, specjalistą od Szekspira – odpowiedziała po

dłuższej chwili.

Jake gwizdnął cicho.

– I musiał kraść spostrzeżenia studentki na temat poezji elżbietańskiej?

– Sam widzisz. Kto by w to uwierzył? – Przygryzła wargi. – Nie

mogłam tam zostać, a nie stać mnie było na podjęcie studiów gdzie

indziej. Stypendium było na wyczerpaniu, musiałam zacząć spłacać kredyt

studencki.

– Skończyłaś więc jako żona do wynajęcia.

– Mówisz, jakbym się zdeklasowała, nie wykorzystała swojej szansy.

Czasami życie zmusza nas do różnych rzeczy. Dowiedziałeś się dziś tego,

co zamierzałeś?

– Pytasz, czy rozgryzłem do końca charakter Caleba?

– Nie, chodzi mi o tego inżyniera. Spojrzał na nią z uznaniem.

– A więc domyśliłaś się.

– Od pewnego momentu mogłam zajmować się wyłącznie

obserwowaniem innych.

– Dziękuję ci, Cassie.

– Za co?

– Gdyby nie ty, jego żona nie wyznałaby, że on nie ma jeszcze pracy.

– To jest ta ważna informacja?

– Wręcz kluczowa. Gdyby mu zaproponowano niezwykle korzystne

warunki lub wyższe stanowisko, nie byłoby problemu, on jednak

najwyraźniej jest niezadowolony z pracy u Tannera. Muszę odkryć, co

background image

złego tam się dzieje, zanim wydamy majątek na nowy produkt i kampanię

reklamową.

Zaparkował samochód przed domem, jednak Cassie nadal siedziała bez

ruchu. Wyraźnie nad czymś się zastanawiała.

– Jedyna zła rzecz w Tanner Electronics – odezwała się po chwili – to

brak zainteresowania ze strony Caleba. – Wysiadła z samochodu i z rękami

wciśniętymi w kieszenie żakietu pospieszyła do domu.

Dogonił ją, gdy wkładała klucz do zamka.

– Masz na myśli panienki, które wciąż tam się kręcą? Cassie, wiem, że

nie podoba ci się Angélique, nie masz też najlepszej opinii o Calebie.

Rzeczywiście, ta dziewczyna nam wszystkim działa na nerwy, ale nie ma

zbyt wielkiego wpływu na Caleba.

Otworzyła drzwi.

– Wspominałeś o kontrolowanym chaosie. Jake, jeśli sytuacja w firmie

choć trochę przypomina dzisiejsze spotkanie, mamy do czynienia z

czystym chaosem, bez żadnej kontroli.

– Przyjęcie rzeczywiście było dziwne, ale to o niczym nie świadczy. –

Przerwał i zastanowił się nad uwagą Cassie. Nie miała racji, mówiąc, że

Caleb nie interesuje się firmą. Przecież on nią żył.

– Moim zdaniem, gdy nie do końca wiadomo, kto kieruje pracą,

oznacza to, że szef nie wypełnia swoich obowiązków. Innymi słowy, nie

powinien zajmować tego stanowiska.

Jake spojrzał na nią z zaskoczeniem, ale nic nie powiedział. Musiał się

skupić.

– Tylko – niepewnie ciągnęła Cassie – co ja właściwie wiem o

przemyśle, ekonomii i zarządzaniu?

background image

Szybko pokonała schody, lecz zatrzymała się na górze. Wychylając się

przez barierkę, dodała:

– A tak przy okazji, Jake...

Jej głos brzmiał teraz zupełnie inaczej i Jake natychmiast zapomniał o

Calebie Tannerze, młodym inżynierze i kapitale inwestycyjnym.

Jedno słowo, pomyślał. Wystarczy jedno jej słowo...

– Dziękuję za obiad – dokończyła Cassie. – To był niezapomniany

wieczór. – Starannie zamknęła za sobą drzwi pokoju.

Rzeczywiście niezapomniany, myślała Cassie, leżąc w ciemnościach.

Co ją opętało? Po co wtykała nos w interesy Jake’a i udzielała mu rad w

sprawach, o których nie miała zielonego pojęcia? I w dodatku ta historia z

dyplomem...

Co gorsza, czuła się rozgoryczona, a nawet odrzucona, kiedy

dowiedziała się, na czym polega jego praca.

Jasne, nie istniał żaden powód, dla którego miał ją o czymkolwiek

informować, tak samo jak ona nie zdradzała, z jakiego powodu porzuciła

studia.

Nie musiał opowiadać o swojej działalności przypadkowym znajomym,

a ona kimś takim właśnie była i wcale nie chciała, by to się zmieniło.

Tak więc fakt, że nie uznał jej za kogoś, komu mógłby się zwierzać, nie

miał żadnego znaczenia.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Cassie spała dłużej niż zwykle i obudziły ją dopiero hałasy dochodzące

z remontowanej łazienki. Skoro Buddy zaczął już pracę, Jake musiał go

wpuścić. W takim razie sam pewnie wyszedł do biura.

To dobrze. Wczoraj długo nie mogła zasnąć, zajęta rozpamiętywaniem

swojego zachowania. Co ją podkusiło, żeby wygłaszać swój amatorski sąd

o Calebie Tannerze? Musiała chyba postradać zmysły! Sądząc z wyrazu

twarzy Jake’a, on też tak uważał. Dobrze chociaż, że się opanował i nie

przywołał jej do porządku.

Zastanawiała się, czy powinna go przeprosić za wtykanie nosa w nie

swoje sprawy. Nie, lepiej zostawić to, tak jak jest. Być może Jake już

zapomniał o jej naiwnych uwagach.

Zanim była gotowa do zejścia na dół, Buddy zajął się mniej hałaśliwą

pracą. Zatrzymała się na chwilę pod drzwiami łazienki. Właściwie

powinna sprawdzić, jak postępuje remont. Wczoraj w ogóle tam nie

zajrzała.

Postanowiła odłożyć inspekcję na później. Nie czuła się na siłach, –

żeby rozmawiać z kimkolwiek, a tym bardziej z Buddym.

Na dole zaskoczył ją dochodzący z salonu zapach farby. To Jake

malował drzwi!

Starała się nie zwracać uwagi na znoszone dżinsy, mocno opięte na jego

wąskich biodrach, ani też na uśmiech, który pojawił się w jego oczach,

gdy podniósł wzrok znad pędzla.

background image

– Kawa powinna być już gotowa – powitał ją.

Nie tylko czuła zapach kawy; miała wrażenie, że zażyła już dużą porcję

kofeiny.

Jej reakcja na pewno nie była wywołana tylko uśmiechem Jake’a, miała

też związek z ulgą, że niewątpliwie zamierzał zignorować jej wczorajszą

gafę.

– Czyżbyś przygotował ją dla mnie?

– Skądże znowu – przyznał z radosnym uśmiechem. – Tak naprawdę

myślałem o Buddym.

– Akurat. Dzięki, Jake, że mu otworzyłeś. Trzeba było mnie obudzić.

– Będę pamiętał o zaproszeniu. – Uśmiech stał się jeszcze bardziej

promienny.

– Nie o tym myślałam. – Czuła, że się czerwieni.

– Taki już mój los – zasmucił się.

Nie należało tego ciągnąć. Poszła do kuchni, napełniła filiżanki i

zaniosła je do salonu. Gdyby miała choć trochę rozsądku, podałaby kawę

Jake’owi, drugą zaniosła Buddyzmu, a sama wróciła do kuchni, by

przygotować plan dnia.

Jednak zamiast tego stanęła w przejściu i jak durna nastolatka

zapatrzyła się w Jake’a, który wciąż pracowicie malował.

– Niewątpliwie masz ukryty talent. Prawdziwa złota rączka.

– Nic z tych rzeczy – pokręcił głową. – Skorzystałem z twojej rady i

przeczytałem instrukcję.

– Tak po prostu przyznajesz się do tego? – Cassie gwizdnęła z

uznaniem.

Wykrzywił się do niej.

background image

– Są ciemniejsze niż tamte drzwi.

– Sprzedawca zapewniał mnie, że to ten sam odcień. Po wyschnięciu

farba stanie się jaśniejsza.

– Mam nadzieję. Nie chciałbym zaczynać od nowa.

– Widzę, że zależy ci na pomalowaniu drzwi tak samo, jak mnie na ich

założeniu.

– Chciałbym to szybko skończyć. – Rzucił okiem na zegarek i

ponownie zanurzył pędzel w puszce.

– Przecież nie odbijasz karty zegarowej, a po wczorajszym przyjęciu

Caleb się nie obrazi, gdy ranek poświęcisz osobistym sprawom.

– Sam nie wiem. Zresztą wpadnie tu niedługo.

– Tutaj? Dlaczego? – spytała zszokowana.

– Musimy spokojnie porozmawiać. W biurze co i rusz przychodzą

pracownicy z różnymi technicznymi problemami, natomiast na mieście

Caleb wciąż wpada na znajome dziewczyny. – Jake zajął się malowaniem

przeciwległego rogu. – Cassie, zastanawiam się, czy mogę cię prosić o

przysługę – dodał po chwili, unikając jej wzroku.

– Skończyły ci się oliwki?

– Jeszcze nie. Chciałbym, żebyś skontaktowała się z żoną tego

inżyniera z Tanner Electronics i spróbowała dowiedzieć się, dlaczego

rzucił pracę.

Naprawdę potrzebował jej pomocy? Ufał jej ocenie? Serce zabiło jej

mocniej. Z trudem opanowała drżenie głosu.

– Mam być wywiadowcą? – spytała powoli. Ręka z pędzlem zawisła w

powietrzu.

– Niech zgadnę. Chcesz mi oznajmić, że Wypożyczalnia Zon jest zbyt

background image

etyczna, aby trudnić się szpiegostwem przemysłowym?

– Nie o to chodzi. Dotychczas nikt nas o to nie prosił. – Cassie

zamyśliła się. – To mógłby być początek nowej działalności. Jasne, zajmę

się tym.

– Dziękuję, Cassie. – Uśmiechnął się inaczej, swobodniej i czulej, czyli

znacznie bardziej niebezpiecznie.

Z trudem odwróciła wzrok.

– Uważaj, rozchlapujesz farbę.

Jake rozprowadził pędzlem krople, które spadły na gładką

powierzchnię.

– Możesz zrobić to już dziś? Im szybciej zdobędę potrzebne

informacje...

Tym prędzej będzie mógł dokonać oceny i ruszać dalej. Nie musiał

kończyć zdania. Wszystko było jasne.

Dobry nastrój prysł. Prosił o pomoc, bo polegał na jej zdaniu. Była

wyłącznie środkiem prowadzącym do celu. Nie powinna być tym

zaskoczona, a jednak...

– Rozumiem – wykrztusiła w końcu. – Wpadnę do niej z folderem

firmy. Nie wie przecież, że zwykle nie roznosimy ich osobiście.

– Wspaniale. Zdobędę adres, jak tylko dotrę do biura. – Po raz ostatni

pociągnął pędzlem i odsunął się, żeby obejrzeć swoje dzieło. – No, starczy.

Z drugą stroną trzeba poczekać, aż ta wyschnie. – Zamknął puszkę z farbą

i poszedł umyć pędzel.

Cassie została w przejściu do holu. Głowę oparła o ścianę i przymknęła

oczy.

Nie może się tak przejmować. To oczywiste, że Jake próbuje

background image

wykorzystać wszystko, co może doprowadzić go do rozwiązania

problemu. Na tym polega jego praca. Dlaczego ją, przypadkową znajomą,

miałby traktować w jakiś wyjątkowy sposób? No cóż, sprawę postawił

uczciwie. Niczego nie owijał w bawełnę, tylko poprosił o pomoc. A

mógłby nią manipulować...

O nie, co najwyżej mógłby spróbować, ale szybko by się sparzył.

Nadal jednak nie wiedziała tego, co najważniejsze: dlaczego tak się tym

wszystkim przejmuje?

Na schodach rozległy się kroki Buddy’ego, ale nie zamierzała zmieniać

pozycji. Jeśli uda, że go nie słyszy, może da jej spokój.

Majster zatrzymał się u stóp schodów i niepewnie ruszył w jej stronę.

– Proszę pani?

Ukryła niezadowolenie i otworzyła oczy.

Nowa fryzura Buddy’ego nadal ją szokowała. Uwolnione z kucyka

włosy sterczały mu bezsensownie na czubku głowy. Na jego twarzy

malował się tak szczery niepokój, że jej zniecierpliwienie znikło.

– O co chodzi, Buddy?

– Dobrze się pani czuje?

– Nigdy nie czułam się lepiej – bez powodzenia próbowała ukryć

ironię. – W czym mogę ci pomóc?

Zakołysał się na piętach i przesunął wykałaczkę do drugiego kącika ust.

– Wie pani, to te rury.

Przekleństwo cisnęło się jej na usta, ale Buddy przecież nie robił tego

celowo. Postanowiła przyspieszyć rozmowę.

– A dokładniej?

– Podłączyłem nowe rury do starego systemu, ale ciągle gdzieś cieknie.

background image

Nie na złączach, ale w tych starych rurach. Co załatam jedną, zaraz

przecieka następna. Nie mogę gwarantować, że coś w nich nie puści i nie

zaleje domu.

– Chodzi o to, że jest więcej roboty, niż początkowo myślałeś? Ale

chyba można to było przewidzieć?

– Możliwe, proszę pani, ale to się zdarza. Z zewnątrz wyglądało

dobrze. Dom ma przynajmniej dwadzieścia lat, a hydraulika od początku

nie była najlepsza. Lepiej chyba zmienić cały system. Wtedy nic nie

będzie przeciekać, wzrośnie też ciśnienie wody i wanna napełni się

migiem.

Cassie wyobraziła sobie Peggy, która po powrocie do domu zastaje

wannę bez rur i kranów.

– Przekażę tę informację – postanowiła. – Na razie musisz spróbować

załatać co się da, bo nie mogę bez konsultacji podjąć takiej decyzji...

Przerwała, gdy Buddy wściekle zacisnął zęby.

– To on nawet nie pozwała pani o niczym decydować? – Jego głos

nagle stracił swą powolność. – Ten pani cholerny mąż myśli, że pani nie

ma swojego rozumu?

Cassie nie wierzyła własnym uszom. Czyżby naprawdę powiedział

„cholerny”? Nagle dotarł do niej sens słów, więc szybko próbowała

wyjaśnić.

– Mówisz o Jake’u? On nie jest moim mężem. Dezaprobata Buddy’ego

stała się bardziej widoczna. Jego twarz nie wróżyła niczego dobrego.

– Na mój rozum, to jeszcze gorzej. Straszy panią, co? A jak pani się

stawia, to...

– Jeśli mówisz o drzwiach, to było nieporozumienie.

background image

– Niech pani nie próbuje go bronić. Już ja swoje wiem. Cassie potarła

skronie i zaczęła jeszcze raz.

– Buddy, źle to zrozumiałeś.

– I jeszcze to, że nawet się z panią nie ożenił – mówił z rosnącą

wściekłością. – Tego nie mogę znieść. I nie zniosę!

Coś takiego, pomyślała Cassie. Hydraulik, który zapatrzył się w opery

mydlane...

Nie do śmiechu jej jednak było, kiedy na ramionach poczuła ręce

Buddy’ego. Przyciągnął ją do siebie. Szorstką dłonią ujął ją pod brodę i

zmusił do podniesienia głowy.

– Jake – próbowała zawołać, ale przez ściśnięte gardło wydobył się

tylko ochrypły szept.

– Próbowałem się nie wtrącać – oznajmił Buddy. – Ale skoro pani nie

jest jego żoną... skoro jest pani wolna, to inna sprawa.

Cassie przekręciła głowę i jego pocałunek trafił w policzek. Na

szczęście...

– Nie walcz ze mną. Nigdy cienie skrzywdzę, zobaczysz. – Jego usta

były już bardzo blisko.

Zza pleców Buddy’ego usłyszała chłodny głos Jake’a:

– To bardzo pouczające, Buddy, ale Cassie rezygnuje z dalszych lekcji,

i to natychmiast. – Bezceremonialnie chwycił go za ramię i odciągnął.

Cassie, ciężko oddychając, wsparła się o poręcz.

– Ona nie należy do ciebie – warknął Buddy. – Jeśli się z nią nie

ożenisz, nie masz do niej żadnego prawa. – Odskoczył na bok i zamierzył

się na Jake’a.

Jake sparował cios i mocno pchnął Buddy’ego, który poleciał na drzwi

background image

wejściowe.

Cassie patrzyła z niedowierzaniem. Wszystko działo się jak w

zwolnionym tempie. Drzwi zatrzeszczały przeraźliwie i rozłupały się na

całej długości. Zobaczyła parking, a za nim park w głębi osiedla. Przez

dziurę wpadł promień słońca, oświetlając unoszące się w powietrzu

drobiny kurzu i białe skrawki płyty. Kilka z nich opadło na głowę

Buddy’ego, siedzącego wśród tego bałaganu.

Jake zrobił parę kroków i wyciągnął do niego rękę, on jednak ze złością

pokręcił głową i stanął o własnych siłach.

– Nie przyjąłbym pana ręki, nawet gdyby moje życie od tego zależało –

niemal wypluł te słowa.

Jake z niedowierzaniem potrząsnął głową.

– Masz tupet, żeby po tej scenie oskarżać mnie o niewłaściwe

zachowanie.

Cassie przerwała im szybko.

– Spróbujmy trochę ochłonąć...

Buddy patrzył na nią.

– Pani wcale niepotrzebny ratunek. Widocznie lubi pani być tak

traktowana. W porządku. Narzędzia zabiorę innym razem. – Otrzepał

dżinsy, kopnięciem odsunął ze swojej drogi kawałek płyty i wyszedł. Kilka

sekund później dał się słyszeć klekot silnika jego półciężarówki.

Cisza, jaka zapadła w holu, aż dzwoniła w uszach. Cassie usiadła na

najniższym schodku.

– A niech to! Dzięki, Jake. – Nawet nie próbowała ukryć sarkazmu.

– Zaraz, zaraz – zaprotestował. – Skoro nie chciałaś mojej pomocy,

dlaczego krzyczałaś?

background image

– Wcale nie krzyczałam.

– Oczywiście, że tak – zawahał się. – Brzmiało to co prawda jak

zduszony szept, ale wołałaś moje imię.

– A ty czym prędzej pospieszyłeś z odsieczą. Teraz nie mamy ani drzwi,

ani hydraulika.

– Co... no tak, zjawi się tu tylko po narzędzia. Porzucił robotę.

– Myślę, że gdybyś był jedynym pracodawcą na świecie, Buddy i tak

nie zgodziłby się już pracować dla ciebie. Jednakże...

– O co mu chodziło, gdy powiedział, że niepotrzebny ci ratunek?

– Według niego bronię cię, mimo że podle mnie traktujesz. Uważa, że

jestem twoją niewolnicą.

– Co za bzdura.

– Nie całkiem. Sam mu powiedziałeś, że musiałeś wyłamać drzwi, bo

nie chciałam cię wpuścić do domu. Gorszej opinii nie mogłeś sobie

wystawić.

– Więc uznał, że skoro ja zachowuję się jak jaskiniowiec, można mnie

naśladować?

– Myślał, że wyświadcza mi przysługę.

– Teraz z kolei bronisz jego.

– Chcę tylko, żebyś zrozumiał, że niepotrzebnie go uderzyłeś.

– Nie uderzyłem go, tylko odciągnąłem od ciebie.

– Ale go popchnąłeś.

– Zamierzył się na mnie. Cassie, pozwól sobie przypomnieć, że gdyby

nie było mnie tutaj...

– ... nie zachowałby się jak bohater opery mydlanej – wpadła mu w

słowo. – Nie miałby powodu.

background image

– Kochanie, czy ty naprawdę myślisz, że to ja sprowokowałem go do

tych ekscesów?

Jak miała mu wyjaśnić, że gdyby jak zwykle rano poszedł do biura, nie

stałaby w holu, rozmyślając o nim, a Buddy nie poczułby się w obowiązku

bronić uciśnionej niewinności. I dzień toczyłby się jak co dzień.

– Co ty mu takiego powiedziałaś? – podejrzliwie dopytywał Jake. –

Wspomniałaś, że planujemy stać się małżeństwem? Czy tak?

Przy swoim szczęściu nie powinna była liczyć, że mu to umknie. Ktoś

taki jak Jake nigdy nie przegapi uwagi o małżeństwie. Czujność, to główna

linia obrony facetów, którzy dostają wysypki na samą wzmiankę o

stabilizacji.

Jednak nie pozwoli, by oskarżał ją o fantazje Buddy’ego.

– Ach, to. – Jej głos był pełen słodyczy. – Zaledwie mu wspomniałam,

że wciąż cię błagam, abyś uczynił ze mnie uczciwą kobietę. Ty jednak nie

tylko naigrawasz się z moich próśb, ale katujesz mnie coraz okrutniej. Nie

rozumiem, dlaczego tak się zezłościł...

– Cassie, jeszcze chwila, a samo bicie nie wystarczy – przerwał jej

rzeczowym tonem.

– Jake, nie zgrywaj się. Buddy po prostu nie wie, kim naprawdę

jesteśmy. Nigdy mu nie wyjaśniłam, iż ja opiekuję się domem, a ty jesteś

gościem.

– Pomylił nas z Peggy i Rogerem? – zdziwił się Jake.

– To jednak nie tłumaczy jego zachowania.

– Mimo to nie powinieneś się mieszać. Potrafię o siebie zadbać...

– Faktycznie – zadrwił. – Szło ci znakomicie. Cholernie żałuję, że się

wtrąciłem. Z przyjemnością bym popatrzył, jak kładziesz Buddy’ego na

background image

łopatki. – Głos Jake’a złagodniał.

– Cassie, przyznaj się, ta sytuacja cię przerosła.

Nie patrzyła mu w oczy, ponieważ jednak usłyszała w jego głosie

pobłażliwą nutę, z uporem powtórzyła:

– Sama potrafię dać sobie radę.

Jake odwrócił się, smutno kręcąc głową. Cassie wreszcie odetchnęła z

ulgą.

Nie zauważyła jednak, że Jake planuje atak. Chwilę potem znalazła się

w jego ramionach. Przycisnął ją mocno do siebie, tak że uniosła się i

ledwie końcami palców dotykała podłogi. Była całkiem bezradna, nie

mogła się poruszyć.

Chwyt Buddy’ego był agresywny i niemiły, natomiast ramiona Jake’a

otulały ją jak aksamit. Tyle że pod aksamitem kryła się stalowa lina, która

uniemożliwiała ucieczkę. Buddy’ego się bała, ale Jake ją przerażał.

– Przestań – ledwie mogła wydobyć głos. – Puść mnie, Jake.

– Masz szansę pokazać, jak sobie dajesz radę. Mogę zrobić, na co tylko

mam ochotę. Jak mnie powstrzymasz? – Pochylił głowę i lekko całując jej

usta, szepnął: – Pokaż, jak to robisz. Broń się.

Wiła się jak piskorz, ale brakowało jej siły, żeby się wyswobodzić.

Gdyby choć udało się oprzeć stopy na podłodze...

Zdecydowanie przycisnął usta do jej warg. Zakręciło się jej w głowie...

Koniecznie musiała uwolnić się od tego pocałunku. Nie, żeby

wywoływał uczucie przykrości, bólu czy poniżenia. Bała się jednak, że

przedłużenie pieszczoty zbyt rozbudzi jej zmysły i nie będzie już w stanie

logicznie myśleć, ani tym bardziej działać.

Ostatnim wysiłkiem woli spróbowała użyć podstępu. Bezwładnie

background image

osunęła się w jego ramionach. Jeśli Jake pomyśli, że się poddała,

przestanie udowadniać swoją przewagę. Straci czujność, a wtedy ona

zaatakuje. Najlepiej, gdyby pomyślał, że zemdlała. Wtedy ją puści, bo

nieprzytomna kobieta nie stanowi już żadnego wyzwania. No właśnie,

wyzwanie. Tu leży sedno sprawy. Po prostu udowadniał, że jest

wystarczająco silny, żeby zrobić z nią, co tylko zechce.

Plan był rozsądny, ale nie doceniła Jake’a. Kiedy zamknęła oczy i

zwiotczała, przytulił ją jeszcze mocniej. Za to pocałunki stały się

delikatniejsze.

Gdyby był bardziej stanowczy, zebrałaby siły, żeby z nim walczyć, lecz

łagodny dotyk i delikatne pocałunki kusiły i prowokowały. Uległa im i

zaczęła oddawać pieszczoty.

– W salonie mamy wygodną kanapę – powiedział z ustami tuż przy jej

wargach.

Coś było nie tak, tylko co?

– Drzwi są otwarte na oścież – powiedziała wreszcie po długiej chwili.

– To mnie nie powstrzyma – wymruczał wtulony w jej szyję. Oparła

głowę o jego ramię i pozwoliła poprowadzić się do salonu. Posadził ją w

najbliższym fotelu. Czekała chwilę, aż do niej dołączy, w końcu z trudem

otworzyła oczy. Świat zawirował.

– Co się stało, Jake?

– Jak słusznie zauważyłaś, drzwi są otwarte na oścież. Choć wydawało

mi się, że specjalnie ci to nie przeszkadza.

Rozwścieczona zerwała się na równe nogi. Zrobiła to z takim impetem,

że zawadziła nogą o świeżo pomalowane drzwi i zielonkawa farba

zostawiła ślad na tweedowych spodniach. Zaklęła i próbowała zetrzeć

background image

plamę. Świetny pretekst, żeby nie patrzeć na Jake’a.

– Oboje już wiemy, że twoja metoda obrony polega wyłącznie na

samokontroli drugiej osoby. – Jake mówił przyduszonym głosem, jakby

miał kłopoty z odzyskaniem oddechu. – I jeszcze jedno. Co prawda nie

tego chciałem dowieść, nie możemy jednak zlekceważyć faktu, że

pragniesz mnie równie mocno, jak ja ciebie.

– Nieprawda. Zaatakowałeś mnie.

– Tylko pocałowałem, a ty się nie opierałaś, lecz wręcz przeciwnie. Nie

uciekniemy od tego, Cassie. Musimy coś z tym zrobić.

Potrząsnęła głową. Chciała go ostrożnie wyminąć, ale przesunął się i

oparł ręce o ścianę nad jej ramionami. Zatrzymał ją jak w potrzasku.

– Musimy z tym coś zrobić – powtórzył. – Nie karm mnie bzdurami o

jakimś profesorku, który zniechęcił cię do wszystkich mężczyzn. Nie

jestem do niego podobny i nie chcę cierpieć za jego winy. Ja cię nie

okłamię, Cassie.

– Nigdy nie mówiłam, że jesteś do niego podobny.

– To dobrze – szepnął. – Przynajmniej to wyjaśniliśmy. – Pochylił

głowę i znów ją pocałował.

Jego usta ledwie jej dotknęły, a już czuła się zniewolona, jakby oplatała

ją sieć. Nie mogła złapać oddechu, jej reakcje spowolniały, skupiła się na

pieszczocie.

– A więc jest dokładnie tak, jak myślałem. Co z tym zrobimy? – zapytał

cicho.

– Na pewno nie romans – powiedziała drżącym głosem.

– Romans już jest, tylko nie doszliśmy jeszcze do sypialni. – Obsypał

jej twarz pocałunkami.

background image

Odwróciła głowę, ale niewiele to pomogło, bo niczym niezrażony Jake

całował teraz jej skroń.

– Coś takiego. – Starała się mówić możliwie lekko. – To wyjaśnia,

dlaczego nie pamiętam, żebym z tobą spała. Już myślałam, że wyleciało

mi to z głowy...

– Zapewniam cię, że zapamiętałabyś to na pewno – burknął Jake. – To

ci gwarantuję. – Czubkiem języka bawił się jej kryształowym kolczykiem.

Poczuła dziwny szum w uszach.

Nagle Jake westchnął i odsunął się.

– Przyjechał Caleb. Jego motocykl piekielnie hałasuje. Dlatego

szumiało jej w uszach.

– Pójdę stąd – powiedziała pospiesznie.

– Uciekasz?

– Ależ skąd. Muszę zająć się spodniami, inaczej zostanie plama.

– Dobrze, że wychodzisz – zauważył. – Jesteś trochę rozczochrana.

Zobaczymy się później. A może chciałabyś, żebym odprawił Caleba?

Mógłbym poprosić, żeby zwolnił mnie jeszcze na parę godzin w... Jak to

nazwałaś? Ach tak, pamiętam, w sprawach osobistych. – Jego niski

matowy głos pieścił tak samo, jak pocałunki. – Bardzo osobistych.

– Och, nie zawracaj sobie mną głowy.

– Już dobrze. Życzę ci miłego oczekiwania. Nie spojrzała na niego.

– Nie licz na to, Jake. Mam dziś zbyt dużo zajęć, żeby myśleć o tobie.

– Znajdziesz czas, zapewniam cię.

Cassie pozazdrościła Jake’owi jego pewności siebie.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Gdy Cassie poszła na górę do łazienki, Jake przymknął oczy, starając

się wyobrazić sobie widok za zamkniętymi drzwiami.

Przyszło mu to wyjątkowo łatwo. Farba zabrudziła spodnie z tyłu na

udzie, więc żeby usunąć plamę, Cassie musiała je zdjąć. Miała teraz na

sobie jedwabną bluzkę i niewiele więcej...

Powiedziała, że to nie będzie romans. Uśmiechnął się. Ciekawe, jak

długo wytrwa w tym postanowieniu, które wygłosiła drżącym głosem.

W wejściu ukazała się twarz Caleba.

– Użyłbym dzwonka – powiedział – ale widzę, że stosujecie politykę

otwartych drzwi.

– Jesteś pierwszą osobą, która z tego korzysta. Wejdź. Caleb ostrożnie

ominął połamane kawałki płyty.

– To straszne, że nie znalazłeś jeszcze rozwiązania.

Jake spojrzał na resztki drzwi, zastanawiając się, jak zabezpieczyć

wejście. Trzeba będzie je zabić do czasu, aż nowe zostaną pomalowane i

jakiś fachowiec, którego będzie musiał znaleźć, wmontuje je we framugę.

– Jakiego rozwiązania?

– Odwiecznego problemu z niezadowoloną kobietą. – Caleb smutno

pokręcił głową. – Skoro żona, którą zaledwie wynajmujesz, jest powodem

takich strat, pomyśl, co mogłaby zrobić po ślubie. – Zadumał się. – Jedna

dziewczyna rzuciła kiedyś we mnie drinkiem. Trafiła mnie prosto w nos, a

była to jakaś obrzydliwie słodka mikstura. Że też nie mogła wybrać

background image

whisky z wodą sodową... Ale żadna z mojego powodu nie wyważała

drzwi. Powiedz, wchodziła czy wychodziła? .

– Ani jedno, ani drugie – uciął Jake. Nonszalancja Caleba nie była mu

w smak, choć przecież nie było nic złego w tym, że Tanner całą sytuację

potraktował żartobliwie. Tyle że nie widział bladej, przerażonej twarzy

Cassie, ani pochylającego się nad nią Buddy’ego...

Wielokrotnie słyszał, jak ludzie mówili, że z gniewu krew ich zalała.

Zawsze uważał, że to tylko przenośnia, ale dziś czuł – niemal widział – jak

krew zalewa mu oczy. Trwało to aż do chwili, gdy nie odciągnął tego zbira

od Cassie. Jeszcze chyba nigdy nie czuł takiej satysfakcji, jak w

momencie, kiedy Buddy zatoczył się do tyłu i grzmotnął o drzwi.

To prawda, że cena tego wyczynu okazała się dość wysoka. Szkoda, że

nie popchnął go na ścianę. Tapetę i tak trzeba wymienić, więc kilka

krwawych plam nie robiłoby różnicy. Cóż, nie ma co płakać nad rozlanym

mlekiem.

Ciekawe, czy do zabicia wejścia wystarczy leżąca na górze płyta, na

której Buddy trzymał swoje narzędzia? To nawet rozsądne rozwiązanie,

wykorzystać jego własność do naprawy szkód, które spowodował.

Z pomocą Caleba usiłował przymocować oderwane kawałki drzwi,

kiedy Cassie zeszła na dół. Z szafy w holu wyjęła skórzaną torbę, tak

wielką, jakby należała do listonosza. Ciekawe...

Jake z premedytacją został na miejscu, zagradzając dziewczynie

przejście.

– Widzę, że udało ci się sprać farbę.

Nie patrząc na niego, poprawiała na ramieniu pasek torby.

– Zimna woda, mydło i suszarka potrafią zdziałać cuda.

background image

Cześć, Caleb – przywitała się. – Dziękuję za wczorajsze przyjęcie. Do

zobaczenia, Jake. Wyciągnął rękę i zatrzymał ją.

– Musisz wziąć klucz do drzwi na patio, bo te na razie nie nadają się do

użytku.

Ich oczy spotkały się.

– Nawet nie wiem, gdzie go szukać. Naprawdę trzeba zabić główne

wejście?

Zamiast odpowiedzi, popchnął wskazującym palcem to, co zostało z

drzwi. Odpadł kolejny kawałek.

– W porządku – zgodziła się. – Jasne, głupie pytanie. Tak czy inaczej,

nie wiem, gdzie jest ten klucz. Musisz wezwać ślusarza.

– Tobie na pewno łatwiej. Dopiszesz mi do rachunku.

– Lista należności niedługo cię przerośnie. – Schyliła się, żeby przejść

przez otwór. Zatrzymała się gwałtownie, gdy zahaczyła paskiem torby o

wystający fragment płyty.

Jake pomógł jej uwolnić się.

– Zobaczymy się później, Cassie – powiedział łagodnie.

Zabrzmiało to bardzo niewinnie, doskonale jednak wiedziała, o co mu

chodzi. Czubkami palców dotknął jej szyi, sprawdzając puls. Wyrwała mu

pasek z ręki i oddaliła się pospiesznie.

Caleb zakasłał znacząco.

– Uważaj na siebie, Abbott.

O nic nie pytał, Jake uznał więc, że nie oczekuje odpowiedzi.

– Zrobię kawę i porozmawiamy.

Poszli do kuchni. Caleb przysunął sobie krzesło i usiadł z kubkiem w

dłoni.

background image

– No już, strzelaj.

– Dlaczego spodziewasz się złych wiadomości?

– Dobre przekazałbyś mi w biurze.

– Niekoniecznie. Trzeba dopracować szczegóły, a tam wciąż ktoś

przeszkadza. Tak naprawdę, jeszcze nie podjąłem decyzji. Nadal muszę

wiele przemyśleć.

– Powiedz tylko, czego ci potrzeba. Dopilnuję, żebyś to dostał. –

Odstawił kawę i poruszył się na krześle. – W takim razie wracam do biura

zająć się nowym typem silnika. Nie będę się przyglądał, jak myślisz.

Jake uniósł brwi.

– Myślałem, że silnik przekazałeś do działu badań.

– Znasz powiedzenie: „Chcesz coś zrobić dobrze, zrób to sam”?

Cassie powiedziała wczoraj, że Caleb nie interesuje się firmą.

Nie miała racji, przecież Tanner prawie bez reszty skupiony był na

przedsiębiorstwie.

Cassie wspominała jeszcze o szefie, którego należy zastąpić, jeśli źle

kieruje pracą...

– Bądź tak dobry i odpowiedz mi na kilka pytań. Caleb wzruszył

ramionami i odchylił się na krześle.

– Jasne, co chciałbyś wiedzieć?

– Przypomnij sobie początki istnienia Tanner Electronics. Czy było coś,

co wtedy szczególnie cię ekscytowało, a czego brakuje ci dzisiaj?

Caleb na chwilę zadumał się.

– Najbardziej lubiłem rozwiązywać problemy techniczne. Być częścią

zespołu, a nie kimś, kto wyłącznie ogląda rezultaty badań, i to tylko wtedy,

jeśli praca papierkowa na to pozwoli.

background image

– Innymi słowy, najbardziej podobała ci się praca inżyniera.

– Tak zaczynałem, zakładając firmę.

– Wiem. – Jake przybrał niedbałą postawę, jakby następne pytanie było

mało ważne. – Nigdy się nie zastanawiałeś, aby do tego wrócić? Znów być

inżynierem, a nie dyrektorem? No jak?

– Masz na myśli sprzedaż firmy?

– Nie. – Jake zawahał się. – No, może, choć takiego rozwiązania nie

brałem pod uwagę. Myślałem o czymś innym, a mianowicie o zatrudnieniu

kogoś na twoje obecne stanowisko. Przyjmując doświadczonego

specjalistę, który by się zajął zarządzaniem...

– ... na którym ja się nie znam. To masz na myśli?

– Nie udawaj, że nie rozumiesz. Nadal byłbyś właścicielem Tanner

Electronics i mógłbyś robić, co tylko zechcesz, natomiast kto inny

przejąłby tak bardzo przez ciebie znienawidzone papiery.

– To mogłoby też oznaczać utratę kontroli.

– Na co dzień tak, ale możesz przecież zostać prezesem rady

nadzorczej.

– Chcesz powiedzieć, że nie potrafię kierować własną firmą?

– Nie. Chcę tylko powiedzieć, że można być genialnym przedsiębiorcą,

ale... – przerwał, szukając właściwych słów.

– Kiepskim menadżerem? – dokończył za niego Caleb. Dobrze

powiedziane. Caleb nie bawił się w szukanie łagodnych określeń.

– Rzadko spotyka się ludzi, którzy potrafią wszystko. Innych

umiejętności trzeba, aby założyć firmę, i zupełnie innych, aby

doprowadzić ją do rozkwitu.

– I twoim zdaniem, mnie ich brakuje.

background image

– Droga z warsztatu do gabinetu nie jest łatwa. Twoja wizja

przedsiębiorstwa nie ulegnie zmianie, bo nowy dyrektor będzie prowadził

taką politykę, jaką mu zalecisz. Ty jednak będziesz mógł usiąść przy desce

i zająć się projektowaniem. Przestaniesz zawracać sobie głowę

drobiazgami.

Caleb nie odpowiadał, ale Jake, prawdę mówiąc, spodziewał się tego.

Wcale nie zamierzał naciskać. W swojej pracy nauczył się, że ludziom

należy zawsze zostawić czas na przemyślenie. W końcu z reguły zgadzali

się z jego propozycjami.

W innych dziedzinach ta filozofia również się sprawdzała. Na przykład

Cassie. Ona też się zgodzi. Trzeba tylko cierpliwie poczekać. No i mieć

nadzieję, że nie zabraknie mu czasu, a to będzie zależało od tego, jak

długo potrwa jego współpraca z Tanner Electronics.

Dzisiejsze zlecenia zajęły Cassie dwa razy więcej czasu niż zwykle.

Zapominała o najoczywistszych rzeczach, musiała cofać się do miejsc,

które już odwiedziła. W rezultacie spóźniła się na spotkanie z Paige,

Sabriną i klientką, której miały pomóc w porządkowaniu rzeczy matki.

Kiedy dojechała na miejsce, trzy samochody stały już na podjeździe.

Zaparkowała na ulicy i ruszyła w stronę domu.

Przy wejściu czekała na nią Paige.

– Cassie, co się z tobą dzieje? Zadzwoniłaś wczoraj, odłożyłaś nagle

słuchawkę i nie odezwałaś się aż do rana. Sama zaplanowałaś dzisiejsze

spotkanie, a teraz spóźniasz się dwie godziny. Czy coś się stało?

Zza pleców Paige wyjrzała Sabrina. Spojrzała uważnie na Cassie i

rzuciła:

– Daj jej spokój, nie widzisz, że to zmęczenie wiosenne?

background image

– Przecież jest październik – zezłościła się Paige. Sabrina uśmiechnęła

się.

– Tym bardziej nic dziwnego, że jest trochę ogłupiała. Paige wzniosła

oczy do nieba, ale twarz jej złagodniała.

Posłała Cassie przepraszające spojrzenie.

– Zaczynałam się martwić. To do ciebie niepodobne.

– Przepraszam, Paige. Wymieniałam w bibliotece książki pani Carlson.

Znalezienie pozycji, których jeszcze nie czytała, jest prawdziwym

wyzwaniem. – Cassie uspokoiła sumienie. To wszystko była prawda.

Gdy weszły do środka, Sabrina zrównała się z Cassie.

– Przyjmuję podziękowania za uratowanie cię z łap Paige – mruknęła. –

A teraz powiedz, czemu jesteś tak roztrzęsiona? O co chodzi?

– Przede wszystkim o dobre zajęcia z samoobrony. Sabrina wysoko

uniosła brwi.

– Skąd ten pomysł? Czy poza panią Carlson spotkałaś się dziś z Benem

Orcuttem?

Cassie pokręciła głową. Żałowała swojej niewczesnej uwagi.

Zanim skończyły pracę w domu i zanotowały wszystkie życzenia

klientki, odzyskała równowagę. Minęło sporo czasu i teraz inaczej patrzyła

na poranne wydarzenia. Zdała sobie sprawę, że przesadziła z oceną

sytuacji.

Jedynym rzeczywistym faktem był pocałunek, nad którym straciła

kontrolę. Najgorsza rzecz, jaką mogła zrobić, to nadawać mu tak wielkie

znaczenie. Przecież tak naprawdę nic ważnego się nie zdarzyło.

Takie stanowisko powinno również odpowiadać Jake’owi.

Prawdopodobnie obawiał się, czy Cassie nie zrozumie opacznie jego

background image

intencji. Możliwe, że potrwa trochę, nim zdoła przekonać go, że nie zależy

jej na żadnym związku, tak samo jak on nie jest zainteresowany

stabilizacją życiową, z wybraną kobietą u boku.

Przed wyjściem Cassie zwróciła się do Paige:

– Lada moment będziemy miały zlecenie na tapetowanie. Masz do tego

odpowiedni wzór umowy?

– Na pewno ma – wtrąciła się Sabrina. – Paige ma wszystko.

Paige wrzuciła teczkę do samochodu.

– U kogo to tapetowanie?

– U Peggy w holu.

– Zdawało mi się, że odpowiada jej obecna tapeta, zresztą jest prawie

nowa.

Cassie nie patrzyła na nią.

– Trochę się podarła. Właściwie to drobiazg, tyle że akurat na

wysokości oczu przy samym wejściu.

– Ciągle te same drzwi... – Sabrina ściągnęła wargi, jakby miała

gwizdnąć. Powstrzymała się jednak, gdy Cassie trąciła ją łokciem.

Paige otworzyła usta. Najwyraźniej chciała uzyskać dalsze wyjaśnienia,

ale po chwili dała sobie spokój.

– Jeśli chodzi tylko o załatanie rozdarcia, wystarczą resztki tapety.

Wydaje mi się, że znajdziesz je na górnej półce bieliźniarki. – Spojrzała na

pudełko w rękach Cassie. – Jeśli nie masz ochoty na przeglądanie tych

papierów...

– Jak na to wpadłaś?

– Jasnowidztwo – uśmiechnęła się Paige. – Daj, zajmę się nimi.

– Wymienię się na każde inne zlecenie. Zrobię, co tylko zechcesz,

background image

naprawdę. Przeraziły mnie te dokumenty.

– Nie będę wykorzystywać sytuacji. W tej chwili wolę przyjmować

zlecenia, które można wykonać w domu.

– Czy twoja mama czuje się gorzej? – zaniepokoiła się Cassie.

– Nie, ale denerwuje się, gdy znikam na całe dnie. – Paige ustawiła

pudło z tyłu samochodu. – Do zobaczenia – powiedziała i chwilę potem

już jej nie było.

Sabrina grzebała w torbie w poszukiwaniu kluczyków.

– Czasami mam ochotę trochę nią potrząsnąć.

– Masz na myśli Eileen?

– Oczywiście. Ponieważ Eileen się denerwuje, więc Paige dostosowuje

do niej całe swoje życie. Tak jest od dawna.

– Wciąż jednak ma matkę – ze smutkiem w głosie zauważyła Cassie. –

Oddałabym wszystko, żeby móc swoje życie dostosować do wymagań

mamy.

– Kochanie, przepraszam! – zawołała Sabrina.

– Nie przejmuj się. Wszystko w porządku.

– Boże, jestem taka nietaktowna. Powinnam była pamiętać, że...

– Niby dlaczego? Nawet jej nie znałaś.

– Ty też nigdy nie poznałaś mojej mamy. No tak, ale to zupełnie inna

sytuacja.

Cassie próbowała się uśmiechnąć.

– Lecz jeszcze bardziej smutna. Ja przynajmniej mam świadomość, że

zawsze mogę odwiedzać grób mamy, choć to bardzo daleko stąd.

– Gdzie jest pochowana?

– W Indianie.

background image

– Dlaczego aż tam? – spytała Sabrina.

– Bo tam akurat mieszkaliśmy – bez entuzjazmu wyjaśniła Cassie. –

Wtedy właśnie mój ojciec postanowił przerabiać repliki starych

samochodów na meble ogrodowe.

– I ten facet ciągle jest na wolności?

– Zdaje się, że nie miałabyś ochoty zainwestować w jego interes. –

Cassie spojrzała na przyjaciółkę z żartobliwym rozgoryczeniem.

– Chyba tylko wtedy, gdybym miała do rozprowadzenia fałszywe

banknoty. Och, przepraszam, Cassie, to było głupie. Nie jestem

specjalistką w sprawach rodzinnych.

Zastanowiła się, czy smutek w głosie przyjaciółki nie jest wytworem jej

wyobraźni. Sabrina nigdy nie żaliła się, że rodzice wyrzekli się jej, nie

wspominała też, jakie były tego powody. Jednak tak czy inaczej, minęło

już parę lat od ich ostatniego spotkania. Czy odczuwała brak rodziny? Nie

było sensu pytać, i tak wszystko obróci w żart.

Po powrocie na osiedle ucieszyła się z pustego miejsca parkingowego

przed samym domem. Dopiero gdy stanęła na chodniku, dojrzała, że nie

ma już otworu w miejscu drzwi. Wejście zostało dokładnie zabite płytą.

Przypomniała sobie o ślusarzu.

Wróciła do samochodu i w przepastnym notesie odszukała telefon do

warsztatu. Zadzwoniła tam z komórki, umówiła się na następny dzień, po

czym zebrała swoje rzeczy. Musiała obejść osiedle i wśród dwudziestu

pięciu identycznych płotów i furtek odszukać ogród Rogera i Peggy.

Podejrzewała, że wejście przez salon zostało zamknięte. Pozostanie jej

usiąść na patio i czekać na Jake’a.

Gdy jednak wreszcie tam dotarła, zobaczyła, że Jake jest w salonie i

background image

maluje drugą stronę drzwi. Kiedy zapukała w szybę, odłożył pędzel i

przecisnął się obok krzyżaków, żeby ją wpuścić.

Wmawiała sobie, że ucieszyła się na jego widok tylko z powodu

chłodnego wiatru, który nie zachęcał do siedzenia na patio.

– Dziękuję – powiedziała. – Wiesz, że na tych furtkach z tyłu nie ma

numerów domów? Trafiłam dopiero za trzecim podejściem. Chyba

powieszę coś na płocie, żeby znów się nie zgubić.

– Czemu nie weszłaś od frontu?

– Przecież mówiłeś, że trzeba zabić wejście – przypomniała Cassie. –

Wygląda, jakbyś już to zrobił.

– Mam nadzieję, że skutecznie odstraszy nieproszonych gości –

przyznał. – Planowałem, że przybiję płytę gwoździami, ale wymyśliłem

coś innego.

– Malowanie, stolarka. Uważaj, Jake, bo ani się obejrzysz, a zostaniesz

majstrem od wszystkiego.

– Nawet mnie to bawi – odparł. – Jak mnie już znudzi inwestowanie

kapitałów, zacznę podróżować po kraju, wynajmując się do różnych robót.

Jego słowa odbiły się echem w głowie Cassie. Zagryzła wargi.

Wiedziała, że dla Jake’a była to tylko zdawkowa uwaga, rzucona ot tak

sobie... ale powiedział: „zacznę podróżować po kraju”. Nagle w zupełnie

innym świetle ujrzała poranne zdarzenie.

Nie było wątpliwości, że jego pocałunki zdenerwowały ją i

wyprowadziły z równowagi. Jake przekroczył granice przyzwoitości. Lecz

tak naprawdę, była przecież niespokojna, zanim pojawił się Buddy, czyli

na długo przedtem, nim Jake ją pocałował. To, co nastąpiło później,

oddaliło co prawda jej niepokój, ale nie zlikwidowało problemu.

background image

Rano zaniepokoiła ją myśl, że Jake traktuje ją jak środek do osiągnięcia

celu. Chciał szybko zakończyć pracę w Denver i ruszać w drogę.

Nawet gdy żartował, mimowolnie zdradzał się, że nie zamierza nigdzie

osiąść na stałe. Nim jeszcze go poznała, wiedziała od Peggy, że Jake jest

jak toczący się kamień, który nigdy nie porasta mchem. Na pewno nie

marzył o przytulnej zatoczce.

Cassie musiała przyznać, że wcale jej to nie dziwi. Nie rozumiała więc,

dlaczego denerwuje ją fakt, że Jake zachowuje się zgodnie z jej

przewidywaniami. Zresztą, miała sporo doświadczenia z mężczyznami,

którzy nie mogli usiedzieć na miejscu.

Nie potrafiłaby zliczyć miast, w których mieszkała, i szkół, do których

chodziła, a wszystko za sprawą ojca, który był wiecznym poszukiwaczem

skarbów, wciąż pędził za mrzonkami.

Jakiś wewnętrzny głos mówił jej jednak, że Jake jest inny.

Ojciec Cassie ciągał je z mamą od miasta do miasta, ze stanu do stanu,

od jednego zajęcia do kolejnego. Jake nie zamierzał zakładać rodziny. Na

dodatek, w odróżnieniu od Keitha Kerrigana, nie udawał, że następne

miasto, stan czy praca, będą ostatecznym przystankiem. On wiedział, co

robi, szedł drogą, którą sam sobie wybrał.

Wspomnienie ojca i walk, jakie toczyła matka, póki starczyło jej

zdrowia, aby stworzyć prawdziwy dom w każdym nowym miejscu,

wywołały nagły skurcz żołądka. Cassie odebrała go jak ostrzeżenie.

Jake kusił, miał pełno nęcących obietnic i beztroskich słów. Musiała

pamiętać, że wszystko, co go dotyczy, jest tymczasowe. Zapomnieć o tym

było równie niebezpiecznie, jak kiedyś zaufać ojcu, że dotrzyma słowa i

background image

będzie żył w zgodzie ze swoimi dobrymi intencjami.

Całe szczęście, że miała swoje doświadczenia. Nie musiała niczego się

obawiać, bo nic j ej nie groziło ze strony Jake’a. Keith Kerrigan niewiele

zrobił dla córki, ale na pewno uodpornił ją na mężczyzn tego samego co

on pokroju. Nie mogli jej zauroczyć.

Matka Cassie ciągle zawierała nowe przyjaźnie, a jednak umierała

samotnie. W małym miasteczku w Indianie była już zbyt chora, żeby

nawiązać jakieś znajomości. W przeciwieństwie do niej, Cassie bardzo

szybko zrozumiała, że lepiej zachować dystans, niż przy kolejnej

przeprowadzce cierpieć z powodu utraty przyjaciół. Chodziła do szkoły,

uczyła się, szukała pociechy w muzyce, opiekowała się mamą i marzyła o

dniu, kiedy znajdzie takie miejsce, które będzie mogła nazwać własnym.

O, nie. Nie groziło jej to, że zakocha się w Jake’u. Zbyt przypominał

ojca, czym śmiertelnie ją przerażał.

– Dobrze się czujesz? Jesteś zielona na twarzy. – Jake wyciągnął rękę w

stronę jej czoła.

Cassie uchyliła się, unikając dotknięcia. Starała się, żeby wyglądało to

możliwie naturalnie.

– To pewnie odblask farby. – Przysiadła na fotelu i zaczęła czegoś

szukać w torbie.

– Udało ci się porozmawiać z żoną inżyniera?

Nie dała się oszukać zdawkowym tonem. Skinęła głową.

– Niestety, niczego się nie dowiedziałam. Nic z tych rzeczy, których

oczekiwałam.

Spojrzał na nią pytająco.

– Może to głupie – tłumaczyła się. – Spodziewałam się zwykłej

background image

opowieści o tym, że zrezygnował z pracy, bo go zbyt absorbowała, a

chciałby więcej czasu poświęcać rodzinie. Albo, że jej zdaniem

zaniedbywał dom.

– A więc nie o to mu chodziło? Cassie pokręciła głową.

– Jeśli dobrze zrozumiałam, zrezygnował, bo tempo było zbyt powolne,

a praca za mało absorbująca.

Jake upuścił pędzel, ochlapując się farbą.

– Cholera – zaklął. – To moje ulubione dżinsy. Będziesz taka miła, by

powycierać ze mnie te plamy?

Cassie całą siłą woli próbowała powstrzymać rumieniec, który oblewał

jej twarz.

– Wypiszę ci instrukcję w punktach.

– Zabawniej byłoby obserwować ciebie. Ale przepraszam, mówiłaś,

że...

– Nie znała szczegółów, ale generalnie mówiąc, jej mąż się zwolnił,

ponieważ w firmie nastąpiły niekorzystne zmiany. Dawniej praca go

ekscytowała, ale to się skończyło. Caleb był wówczas częścią zespołu i nie

trzeba było czekać na zgodę, żeby dalej prowadzić badania.

Jake podniósł pędzel, ale sprawiał wrażenie, jakby myślami wędrował

gdzieś daleko.

– Przykro mi, że niewiele pomogłam – powtórzyła Cassie. – Mam

wrażenie, że ona sama nie bardzo rozumie, o co w tym chodzi. – Przez

chwilę obserwowała, jak Jake maluje drzwi. – Buddy nie przemyślał

sprawy i nie pojawił się z przeprosinami?

– Nie, ale również nie przyszedł po narzędzia, może więc jeszcze się

zastanawia.

background image

– Trudno, musimy przestać na niego liczyć. – Pochyliła się nad torbą. –

Dziś w bibliotece znalazłam coś, co powinno ci się przydać. – Wyciągnęła

dużą, grubą księgę ilustrowaną kolorowymi zdjęciami, rysunkami i

wykresami. – „Urządzamy kuchnię i łazienkę. Poradnik dla amatorów” –

przeczytała tytuł. – Szukałam też czegoś o zakładaniu drzwi. Nie mieli

książki, więc wybrałam artykuł z czasopisma dla majsterkowiczów. –

Wcisnęła mu w ręce wymienione pozycje.

– Chyba nie myślisz poważnie, że zainstaluję wannę? – zdziwił się.

– Czemu nie? Przecież Buddy odszedł przez ciebie. Peggy wraca za

tydzień. Jeśli zastanie nie wykończoną łazienkę, a główne wejście zabite

płytą, z pewnością cię zabije.

– Może mnie już tu nie być.

Serce podskoczyło jej do gardła. Starała się, żeby głos jej nie zdradził.

– Czy skończyłeś już pracę dla Caleba?

– Nie całkiem, ale przedstawiasz mi tak niebezpieczną perspektywę, że

chyba lepiej będzie, jak zostawię czek i pozwolę, żebyś to ty wszystko

wyjaśniła.

Była przekonana, że nie zrobi jej tego. Nie zostawi jej z tym całym

bałaganem, przecież zajął się połamanymi drzwiami... Co się z nią dzieje?

Skąd to dziwne przekonanie? Przecież doskonale wiedziała, że bez

względu na drzwi oraz inne kataklizmy w każdej chwili może stąd

wyjechać.

Wszystko było dla niej jasne, lecz mimo to w głębi serca nie wierzyła,

że mógłby tak postąpić. Nie wiadomo, czemu miała pewność, że Jake

zostanie. Przy niej.

Bo tego właśnie chciała.

background image

Zakręciło się jej w głowie. To nie strach, że będzie musiała stanąć

twarzą w twarz z Peggy. To smutek, że może stracić Jake’a. Czegoś tak

absurdalnego jeszcze nie doświadczyła. Jak można stracić coś, czego się

nigdy nie miało? Było to najbardziej niedorzeczne uczucie, a jednak... Nie

wiadomo, kiedy się zaczęło, kiedy zrobiła ten krok: od niechęci do

sympatii i nieśmiałej przyjaźni. Następowało to stopniowo, w ciągu tych

kilku dni. Zresztą, jakie znaczenie miało określenie momentu, w którym

posunęła się o jeszcze jeden krok dalej: od sympatii do miłości.

Miłość.

Nawet samo słowo sprawiało ból. Nic jednak nie da zaprzeczanie.

Jeszcze kilka minut temu z dumą myślała, że nie pokocha Jake’a Abbotta.

Do pewnego stopnia miała rację. Wtedy już jej to nie groziło. Miała to za

sobą – pokochała go wcześniej.

Było już za późno, by wrócić do punktu wyjścia. Co, na Boga, można

teraz zrobić?

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Jake przyglądał się jej dziwnie. Cassie uniosła brodę i obdarzyła go

wymuszonym uśmiechem. Później rozważy swoje uczucia i ich powody, a

także zastanowi się, co z tym zrobić. Teraz jednak musiała skupić się na

ukryciu tej informacji. Wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie myśli serio

o żadnych związkach. Jeśli więc odkryje, jaką idiotkę z siebie zrobiła,

lokując w nim swoje uczucia, pomyśli, że ma tyle rozumu, co ropucha,

którą wyniósł z łazienki. Musiałaby zgodzić się z tą opinią. Ależ z niej

kretynka!

Zajmie się tym później. Będzie miała dużo czasu, gdy zostanie sama.

Kiedy Jake odjedzie, pozostanie jej tylko czas...

– Na pewno dobrze się czujesz? – zaniepokoił się. – Z początku

myślałem, że zmęczyłaś się wędrówką wokół osiedla, jeszcze z tą wielką

torbą, ale ty wciąż jesteś zielona na twarzy.

– Nic mi nie jest. – Wiedziała, że mówi zbyt szorstko. Postanowiła

zmienić zarówno ton, jak i temat rozmowy. Najlepiej zejść na sprawy

zawodowe. – Zastanawiałam się, czy za pieniądze, które jesteś mi winien,

nie mógłbyś mi udzielić porady w sprawie firmy.

W jego oczach ujrzała uśmiech, od którego zrobiło się jej gorąco.

– Są jeszcze inne rzeczy, które mógłbym oferować zamiast pieniędzy –

powiedział powoli. – I inne sprawy, które wolałbym omawiać. – Odłożył

pędzel i przysiadł na poręczy jej fotela. – Sądząc po twoich nagle

zaróżowionych policzkach, wiesz doskonale, o czym myślę.

background image

Cassie odsunęła się, lecz dosięgną! palcami jej włosów. Delikatnie

przesunął rękę po jej szyi, ujął pod brodę i uniósł jej twarz.

– Nie – szepnęła. – Proszę. Wolno pokręcił głową.

– Wiesz przecież, Cassie, że nie da się tego zignorować. To nie załatwi

problemu. – Delikatnie musnął wargami jej usta.

Dotyk był lekki jak powiew, lecz ona miała wrażenie, że wszystko w

niej wybucha.

– Wiesz, czego oczekuję – szeptał z ustami przy jej twarzy.

– O tak, wiem... – Głos się jej załamał.

Jake odsunął się nieco i spojrzał na nią uważnie.

– Myślisz o tym, jak zachowałem się dziś rano. Przepraszam cię, byłem

niezręczny. Zbyt na ciebie naciskałem i przestraszyłaś się. Nigdy już tak

nie zrobię. Kiedy będziesz gotowa, Cassie... – Teraz jego pocałunki były

badawcze, pytające, niemal błagalne.

Musiała bardzo się hamować, żeby nie oddać mu pocałunku.

Najbardziej pragnęła przyciągnąć go do siebie, cieszyć się chwilą, przestać

myśleć o przyszłości.

– Wiesz, jak bardzo cię pragnę – szeptał.

„Pragnę”. Nawet nie „potrzebuję”. A już na pewno nie „kocham”.

Powinno jej to wystarczyć do podjęcia decyzji. Już jaśniej nie mógł się

wyrazić. Nic się nie zmieniło. Proponował krótki flirt, nic więcej. Cassie

to nie satysfakcjonowało, mogła więc dać tylko jedną odpowiedź.

W głowie czuła straszny zamęt. Za kilka dni może go już nie być,

natomiast za tydzień wracają Peggy z Rogerem, a wtedy skończy się jej

zajęcie i wróci do domu. Nawet jeśli praca zatrzyma Jake’a trochę dłużej

w Denver, ona i tak już go nie zobaczy. Może nawet nie spotkać go nigdy

background image

więcej. A wtedy nie dostanie tego, czego tak pragnie.

Nie było sensu rozmyślać o stałości, zaangażowaniu, trwałości, skoro

prawdziwy związek nie wchodził w grę.

Mogła tylko rozważać, czy sięgnąć po tę odrobinę szczęścia, jaka była

dostępna. Wówczas po jego wyjeździe mogłaby pielęgnować miłe

wspomnienia. Było jeszcze drugie wyjście: odmówić sobie nawet tych

okruchów radości tylko dlatego, że nie może dostać wszystkiego.

W tej sytuacji wybór stał się oczywisty. Niech Jake myśli, że to

przelotny romans. Ona też będzie udawać, że traktuje ich krótki związek

jak świetną zabawę.

A za kilka dni czy tygodni, jeśli szczęście jej dopisze, pozostaną jej

cenne wspomnienia.

Tylko czy zdoła zachować pozory i Jake nie zorientuje się, że dla niej to

znacznie więcej niż przelotna miłostka? Czy nie ryzykuje więcej, niż

będzie mogła znieść?

Według czasopisma zakładanie drzwi było czynnością tak prostą, jakby

chodziło o przestawienie książek na półce. Jake nie bardzo się z tym

zgadzał. Jego zdaniem łatwiej byłoby na nowo postawić dom.

Odrzucił śrubokręt Buddy’ego i usiadł na jednym z krzyżaków. Nie

miał problemu ze zdjęciem starych drzwi, z których zresztą niewiele

zostało. Problem tkwił w demontażu zniszczonej futryny.

Sięgał już po większy śrubokręt, zatrzymał się jednak, widząc ruch w

salonie. Cassie pochyliła się, dokładając drwa do kominka. Sztruksowe

spodnie znakomicie podkreślały jej zaokrąglone kształty. Z powrotem

usadowił się na krzyżaku, żeby rozkoszować się widokiem.

Przez moment rozważał całkowite przerwanie pracy. W

background image

październikowym chłodzie, przy braku drzwi wejściowych, Cassie będzie

stale dokładać do ognia. Godzinami mógłby się tak gapić.

Miał też lepsze pomysły. Na przykład przerzucić ją przez ramię i

zanieść na górę...

Westchnął, przypomniawszy sobie, jak w chwili słabości obiecał, że nie

będzie jej do niczego zmuszał. Dotąd dotrzymał słowa, choć kosztowało

go to wiele wysiłku.

Wtedy był pewien, że dobrze odczytał intencje Cassie. Postawiłby

roczną pensję, że choć bardzo starała się zignorować wzajemne

przyciąganie, w końcu jej uczciwość i ciekawość przeważą szalę.

Minęło jednak kilka dni, a Cassie, choć uprzejma i nawet rozmowna,

nie dała mu żadnego sygnału, że chciałaby z nim dzielić łóżko.

Domyślał się, że nie jest jej obojętny. Tę nadzieję rozbudził w nim

sposób, w jaki czasami spoglądała na niego spod oka.

Cassie na chwilę zapatrzyła się w płomienie, a potem wróciła do holu i

spytała:

– Jeszcze nie zamarzłeś? Mam na sobie trzy swetry, a ty tylko koszulkę.

– Pracuję fizycznie – powiedział z godnością Jake.

– Raczej chwalisz się mięśniami.

Nareszcie jakiś punkt dla niego. Musiała zauważyć jego muskulaturę.

– Zamontowałeś już nową futrynę?

– Jeszcze nie. Śruby, którymi przymocowano starą, mają z pół metra

długości. Złamałem dwa śrubokręty Buddy’ego i nadwyrężyłem drugi

staw barkowy.

Cmoknęła z żartobliwym współczuciem.

– Jak tylko ciasteczka będą gotowe, na pociechę przyniosę ci kilka

background image

prosto z piekarnika.

– To ja doznaję kontuzji, mocując drzwi, a ty zajmujesz się

ciasteczkami? – pożalił się.

– Muszę coś robić, żeby się rozgrzać.

Uchwycił moment, gdy odkryła drugie znaczenie swoich słów. Może

zresztą była to celowa aluzja? Zaproszenie? Z przyjemnością patrzył, jak

rumieńce występują jej na twarz.

– Nie próbuj sugerować, że masz dla mnie jakieś inne rozwiązanie –

zauważyła kwaśno.

– Po co mam sugerować, skoro doskonale o tym wiesz? – Uśmiechnął

się. – Zaraz zacznę wykład. Gdybyś jednak wolała prezentację...

Parsknęła i uciekła do kuchni. Jake odzyskał humor, podniósł śrubokręt

i przepełniony energią, ponownie zaatakował futrynę.

Udało mu się wyrwać jedną oporną śrubę. Gdy zabierał się do kolejnej,

Cassie wróciła z kuchni z talerzem pełnym czekoladowych ciasteczek,

szybko odstawiła talerz i zatrzepotała palcami.

– Są jeszcze bardzo gorące – wyjaśniła. Jake ujął jej dłoń.

– Mówiono mi, że najlepiej na oparzenie działa zimna woda, a jeśli

akurat jej nie ma... – Włożył końce palców Cassie do ust.

Zadrżała na całym ciele i próbowała wyrwać rękę.

Poprawił chwyt i niewinnie przesuwał językiem po jej palcach. Czuł na

jej nadgarstku oszalały puls. Nic w tym dziwnego. Jego ciśnienie też

osiągnęło rekordową granicę.

– Doskonale wiesz, że nie potrzeba mi pierwszej pomocy – powiedziała

zdecydowanie.

Słyszał, że z trudem łapała oddech. Niechętnie wyjął jej palce z ust, ale

background image

nie puścił dłoni.

– Obiecałem, że nie będę cię zmuszał – powiedział Jake.

– Muszę ci jednak czasami przypominać, że ciągle tu jestem i czekam

na odpowiedź.

– Już ją dostałeś.

O dziwo, nie zabrzmiało to tak pewnie.

– Czekam – powtórzył łagodnie – na taką odpowiedź, która mi się

spodoba.

Cassie zacisnęła zęby.

Miał nadzieję, że wreszcie coś uda mu się osiągnąć. Podniósł rękę do

jej włosów. Sprężyste loki połaskotały dłoń. Wsunął palce głębiej.

Zza pleców dobiegł czyjś głos:

– Puk, puk.

Cassie zerwała się na równe nogi, natomiast Jake nie poruszył się.

Powoli przesunął palce przez miękkie sploty i dopiero gdy nacieszył się

ich jedwabistym dotykiem, odwrócił głowę.

– Cześć, Caleb. Nie słyszałem motocykla.

– Nic dziwnego, masz dużo ciekawsze zajęcie. Przyjechałem pogadać z

tobą, ale...

– Już idę – pospiesznie wtrąciła Cassie.

– Nie spiesz się z mojego powodu. Nie zamierzałem robić głupich

uwag. Tyle że od samego patrzenia kręci się w głowie, więc...

– Poczęstuj się ciasteczkiem. – Cassie już była w holu.

– Od razu poczujesz się lepiej. Jake nie powinien jeść słodyczy, jest

zbyt roztrzęsiony.

Caleb zjadł ciasteczko.

background image

– Ależ z ciebie szczęściarz. – Tęsknie popatrzył na talerz.

– Częstuj się – zaprosił Jake. – Słyszałeś, co mi rozkazano. Caleb

pochłonął kolejne dwa ciasteczka.

– Jake, jeśli nie zachowasz ostrożności, może się okazać, że wziąłeś

żonę w leasing.

– Z powodu talerza ciastek? – zaśmiał się Jake. – Póki co, to nie ja je

pożeram. Jeśli masz ochotę na stałą dostawę, sądzę, że Wypożyczalnia Żon

chętnie się tym zajmie.

Caleb nie odpowiedział. Zastanawiając się nad podsuniętym

rozwiązaniem, przeżuwał kolejne ciastko. Jake znów zajął się futryną.

– Nie będzie ci przeszkadzać, że jednocześnie będę pracował? Robi się

zimno. Cassie chciałaby, żebym zainstalował drzwi jeszcze dziś. – Na

widok miny Caleba dodał ostrzej, niż zamierzał: – Nie jestem pod

pantoflem, jeśli to masz na myśli. I przestań mówić o małżeństwie.

– Przecież nic nie mówię – zdziwił się Caleb. – Dziwne, że ten problem

tak cię nurtuje.

– Bo myślę o twoich pracownikach. – Zdziwił się własnymi słowami.

Były zupełnie nie na miejscu, w każdym razie nie w obecnej sytuacji.

– Możesz mi to wyjaśnić?

Jake zastanowił się. Skoro już zaczął... – . Chcesz utrzymać swój

zespół, prawda?

– Tak chyba będzie rozsądniej, niż przyjmować nowych ludzi. Zanim

wdrożą się do zawodowych obowiązków, upłynie sporo czasu.

– Święta prawda, ale w takim razie musisz też przyjąć do wiadomości,

że twój personel dojrzewa. Przede wszystkim robią się starsi. Nie będą już

w stanie pracować osiemnaście godzin na dobę i sypiać pod biurkiem. Po

background image

pierwsze nie będą chcieli, a gdyby nawet, rano trudno byłoby im się

podnieść.

– Sugerujesz, że przy każdym biurku i desce powinienem ustawić

kozetkę...

– Bywały bardziej szalone pomysły, ale dajmy temu spokój, nie o to

chodzi. Problem w tym, że wraz z upływem czasu twoi ludzie zmieniają

swój stosunek do życia. Wciąż poważnie traktują pracę, ale również

zakładają rodziny, mają domy. Muszą rozwiązywać liczne sprawy, które w

żaden sposób nie wiążą się z elektroniką ani z firmą. Jeśli możesz więc

rozwiązać ich problemy...

– Mam przyjąć na etat Wypożyczalnię Żon? Dziewczyny będą biegać w

różnych sprawach i wszystkich zaopatrywać w ciasteczka.

Jake ze smutkiem spojrzał na pusty talerz i zauważył kwaśno:

– Chyba przede wszystkim ciebie. W gruncie rzeczy w ten sposób

można by zacząć, ale miałem na myśli co innego: salę gimnastyczną,

siłownię, imprezy dla całych rodzin, imprezy dla dzieci...

– Organizacja tego wszystkiego, a potem zarządzanie zajęłoby mi dużo

czasu.

– Który jest potrzebny na prace badawcze – zgodził się Jake. –

Zastanawiałeś się nad moją sugestią, żeby znaleźć kogoś do zarządzania

firmą?

– Tak – westchnął Caleb. – Choć w pierwszej chwili powaliła mnie

myśl, że mogę stracić pracę we własnej firmie.

Jake próbował ukryć irytację.

– Przecież nie było o tym mowy. Twoja pozycja się nie zmieni, a nawet

background image

poprawi, bo badania nabiorą większego tempa, jeśli nie trzeba będzie

czekać, aż uporasz się z robotą papierkową. Dlatego właśnie zwolnił się

ten inżynier: spowolnienie pracy i brak zaplecza.

– Naprawdę? – zdziwił się Caleb.

– Przeczuwałem to, więc go po prostu spytałem. – W myślach

przeprosił Cassie. Nie mógł zdradzić Calebowi, że cała czarna robota była

jej zasługą, bo znów wróciliby do problemu małżeństwa.

– A myślisz, że mógłby wrócić?

– Natychmiast, jeśli będziesz tak dostępny, jak kiedyś. Ale tu wracamy

do problemu administratora.

– Kogoś w twoim stylu – zauważył Caleb. – Weźmiesz tę pracę?

Zmiana jego stanowiska była tak nagła, że minęła dłuższa chwila, nim

Jake zrozumiał propozycję. Otworzył usta ze zdziwienia.

– Ja?

– Dlaczego nie? – spokojnie odparł Caleb. – Bądź co bądź, to twój

pomysł. Założenia tej koncepcji mógłbyś z pewnością przedstawić bez

chwili zastanowienia. Poza tym poznałeś już firmę.

– No, nie wiem – wolno powiedział Jake. – Nigdy nie rozważałem

zmiany obecnej pracy.

To nie zmiana, a cała rewolucja. Przede wszystkim musiałby na stałe

przeprowadzić się do Denver i zająć się jedną firmą. Nie przenosiłby się

już z przedsiębiorstwa do przedsiębiorstwa, nie poznawałby kolejnych

produktów, rynków, problemów...

Czy dreszcz, który jak bryłka lodu przeszedł mu po plecach, oznaczał

strach, czy też nadzieję? Tylko czas pozwoli znaleźć odpowiedź na to

pytanie. Czas i staranne przemyślenie sprawy. Zbyt szanował Caleba, żeby

background image

z miejsca odrzucić lub przyjąć propozycję.

– Zastanów się nad tym. – Caleb sięgnął po śrubokręt. – Zabierzmy się

do drzwi, żeby uszczęśliwić Cassie.

Cassie. Ciekawe, co też ona powie? Jake uśmiechnął się drwiąco.

Pewno zwróci mu uwagę, że gdy zatrzyma się gdzieś na stale, będzie mógł

wreszcie uzupełnić zapasy w lodówce. Na przykład trzymać aż dwie

butelki keczupu.

Zrobił się już wieczór. Ogrzewanie nie poradziło sobie jeszcze z

chłodem, który przeniknął dom. W salonie nadal palił się ogień. Jake leżał

na brzuchu przed kominkiem. Trzymając brodę opartą na złożonych

dłoniach, wpatrywał się w płomienie.

Nie zauważył, kiedy weszła Cassie. Usiadła w fotelu, nogi podciągnęła

pod siebie. Otworzyła pudełko pełne kartek urodzinowych, lecz zamiast

zająć się wypisywaniem adresów, przyglądała się Jake’owi.

– Chyba jesteś zmęczony. Nadal boli cię bark? Powoli pomacał obolałe

miejsca.

– Niestety, już nie jeden. Nie miałbym nic przeciw temu, gdybyś

zechciała rozmasować mi mięśnie.

Chociaż Cassie miała wystarczająco dużo rozumu, jednak gdy Jake

leżał tak rozciągnięty, było w nim coś dziwnie bezbronnego... i właśnie

owo „coś” wyciągnęło ją z fotela i kazało usiąść na podłodze.

Na ciemnych włosach Jake’a odbijały się złote refleksy. Miał na sobie

gruby sweter z dzianiny i Cassie wsunęła palce przez luźne oczka. Kiedy

zaczęła rozcierać obolałe mięśnie, miała wrażenie, że jego rozgrzana od

ognia skóra jest wręcz gorąca.

background image

Z westchnieniem przekręcił głowę, ułożył policzek na dłoniach i

przymknął oczy.

Siedziała tak dość długo, delikatnie masując ramiona i kark. Oddychał

wolno i miarowo, jakby ukołysała go do snu. Wiedziała, że powinna już

przerwać masaż, nie chciała jednak rezygnować z tych krótkich chwil,

kiedy mogła udawać, że Jake należy do niej.

Wreszcie tak bardzo się zmęczyła, że musiała przestać. Siedziała teraz

nieruchomo, wciąż opierając palce o jego kark, jakby chciała utrwalić

swoje odciski.

Co za głupota, pomyślała, cofając ręce.

Jake przekręcił się na bok i uniósł na łokciu.

– Dłonie pianisty – powiedział rozleniwionym głosem. – Silne i

wrażliwe. Dziękuję. – Czubkiem palca pogładził jej palce. – Ani razu nie

grałaś od tamtego pierwszego wieczoru. W każdym razie, nie przy mnie.

Cassie usiłowała opanować drżenie.

– Biorąc pod uwagę zniszczenia, których dokonałeś, słysząc zwykły

marsz, nie mam odwagi zagrać przy tobie tego, nad czym teraz pracuję.

Chodzi o „Makbeta” w wersji operowej. Obawiam się, że gołymi rękami

przerobiłbyś pianino Peggy na opał.

– Dobrze mnie już znasz, prawda? – uśmiechnął się. Przesunął dłoń

wzdłuż jej ręki i dotknął policzka. – Drżysz, Cassie. Czy naprawdę tak cię

przeraża, że moglibyśmy poznać się jeszcze bliżej?

– Nie o to chodzi – odrzekła. – Jest mi zimno.

– Połóż się obok i pozwól się ogrzać. Spojrzała z ukosa.

– Nie rezygnujesz, co?

– Nigdy. – Bawił się jej rzęsami. – Czy między wami do czegoś doszło?

background image

Z tym facetem od Szekspira? Dlatego jesteś tak niechętna?

– Ze Stephanem? Nie.

– Pewnie dlatego, że nie próbował. – Położył dłoń na jej szyi. – A jeśli

obiecam, że nie zrobię nic wbrew twej woli, położysz się tu?

Nie miała wątpliwości, że dotrzyma obietnicy. Nie jest taki jak jej

ojciec. Czasami nie podobało jej się to, co mówił, ale zawsze była to

prawda, natomiast na ojca nigdy nie można było liczyć.

Ileż to razy Keith Kerrigan obiecywał, że to już ostatnia zmiana pracy,

ostatnia przeprowadzka, szkoła. Jake był inny.

Był uosobieniem uczciwości. Nie okłamałby jej. I nigdy, przynajmniej

celowo, nie skrzywdziłby jej.

Zmęczyły ją już pytania, które zadawała sobie od dwóch dni. Miała

dość rozważania ryzyka, przewidywania tego, czego przewidzieć się nie

dało, wiecznych obaw i zastanawiania się, czego tak naprawdę pragnie.

Gdzieś tam w środku doskonale wiedziała, że decyzja już zapadła. Nie

mogła już odszukać w sobie tej niepewności, wahania.

Wyciągnął zachęcająco rękę i powoli ułożyła się obok niego na

miękkim grubym dywanie.

Trocheja przeraziło, jak doskonale dopasowała się do jego ciała. Leżała

otoczona jego ramieniem, z głową wspartą o bark. Rozluźniła mięśnie,

dostosowując ciało do powolnego rytmu jego oddechu.

– Masz bardzo refleksyjny nastrój – zauważyła w końcu.

– Myślę o nowej pracy.

Boże, to już! Ogarnął ją smutek. Tak szybko. Powinna go zapytać

lekkim i możliwie niefrasobliwym tonem o tę nową pracę. Dowiedzieć się,

gdzie pojedzie i co będzie robił. Zbyt się jednak bała, że załamie się jej

background image

głos.

– Ale już o tym nie myślę. Cassie, wiesz, jak bardzo cię pragnę. –

Niepostrzeżenie uniósł się i spojrzał jej w oczy. W jego pociemniałym

wzroku ujrzała pytanie.

A jeśli ta krótka chwila jest naszą jedyną szansą? Czy naprawdę chcesz,

by się nie spełniła? – zdawał się ją pytać.

Nie, odszepnęło jej serce. Położyła dłoń na jego szyi i przyciągnęła go

do siebie, do przyjemnej, choć trochę smutnej krainy marzeń, gdzie czas

zwalniał tempo, gdzie liczyło się tylko ich dwoje i cudowne zaspokojenie

trawiącego ich głodu.

Cassie kładła na patelni plasterki bekonu, kiedy Jake wszedł do kuchni.

Pocałował ją z tyłu w szyję.

– Myślałem, że dzisiaj pośpisz sobie dłużej. Odłożyła widelec i

odwróciła się w jego ramionach.

– A ja myślałam, że masz ochotę zjeść śniadanie w łóżku. – Spojrzała

na granatowy sportowy płaszcz i rozpiętą pod szyją koszulę. – Następnym

razem zostawię ci wiadomość.

– Żebym nie wstawał z łóżka? Prościej byłoby, gdybyś ty to zrobiła.

Chciała. Kiedy dziś rano przebudziła się w jego ramionach, słońce

wydawało się jaśniejsze, a kolory żywsze. Ciało pulsowało energią, a

zmysły miała niezwykle wyostrzone.

Zaczęła rozmyślać, jak bardzo chciałaby budzić się tak każdego ranka i

łzy napłynęły jej do oczu. Nie mogła dopuścić, by Jake to zobaczył,

wyśliznęła się więc z jego ramion i zeszła na dół. Musiała wziąć się w

garść. Zapomnieć o magicznej nocy i wrócić do codziennej

rzeczywistości.

background image

Nie patrzyła mu w oczy.

– Następnym razem tak zrobię. Ponownie ją pocałował i sięgnął po

kubek.

– Mógłbym się uzależnić od twojej kawy.

Miała ochotę spytać, czy od niej też, lecz zamiast tego wzięła widelec i

wróciła do patelni.

– Jak ci przygotować bekon?

– Chrupiący. Ale chyba nie dam już rady zjeść. Muszę zdążyć na

samolot.

Zamarła. Plasterek bekonu zawisł na widelcu. Powiedział wczoraj, że

myśli o nowej pracy. Nie, że ją zaczyna. Nie dzisiaj...

No cóż, od początku wiedziała, że ta idylla nie będzie długo trwać.

Nie sądziła tylko, że koniec nastąpi tak szybko.

Próbowała się opanować. Musi się uśmiechnąć i uspokoić, jakby jej

serce wcale nie pękało. Nie, Jake chyba nic nie zauważył. Sięgnął po

telefon i wybierał numer.

– Caleb – mówił już po chwili. – Przez kilka dni nie będzie mnie tutaj.

Dzisiaj lecę do Nowego Jorku. Chciałem przed wyjazdem porozmawiać o

pracy, którą mi wczoraj zaproponowałeś.

Cassie szeroko otworzyła oczy. Miał ofertę pracy? I to od Caleba?

Czyli jakieś stanowisko w Tanner Electronics. To znaczy...

Czy to możliwe, że nowa praca, nad którą wczoraj rozmyślał, związana

była z Denver? Czy toczący się kamień znalazł jednak swoją zaciszną

zatokę? Skoro Jake zamierzał zostać...

– Propozycja jest intrygująca – mówił do telefonu. – Naprawdę

znakomita. Mam nadzieję, że nie zrozumiesz mnie źle, ale nie mogę jej

background image

przyjąć.

Cassie miała wrażenie, że wymierzył jej cios w żołądek.

– Nie – ciągnął Jake. – Jestem pewien. To nie dla mnie. Nic się nie

zmieniło. Cassie była zrozpaczona. Wiedziała, że odjedzie. Zaakceptowała

to, pogodziła się z tą myślą.

A jednak, gdzieś w głębi duszy, tak głęboko, że nawet sama tego nie

dostrzegła, miała odrobinę nadziei na cud. Liczyła na to, że nastąpi w nim

przemiana, że stanie się dla niego tym wszystkim, co w życiu

najważniejsze.

Rzeczywistość była jednak zupełnie inna. Jake miał wybór i dokonał

go. Jednak to nie ją wybrał. Odrzucił ofertę Caleba, tym samym odrzucił

Cassie.

Z patelni unosił się drażniący dym. Znakomicie, pomyślała.

Przynajmniej nie musi wyjaśniać, dlaczego płacze.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Połączenie zostało przerwane, lecz Jake nadal stał ze słuchawką w ręku.

Dlaczego tak trudno było odmówić?

W ofercie Caleba było coś pociągającego, choć nie bardzo wiedział co.

Może chodziło o szansę, jaką dawała praca nad jednym produktem,

począwszy od projektu aż do wprowadzenia na rynek i satysfakcja z

osiągniętego rezultatu? Mógłby zastosować własne teorie, do tej pory

rozwijane po trochu w różnych firmach w całym kraju. Poza tym chyba

zmęczyły go już ciągłe podróże.

Do diabła, sam siebie nie rozumiał. Zresztą, co za różnica? Podjął

jedyną słuszną decyzję.

Nagle doszedł go swąd przypalanego mięsa. Opuścił słuchawkę na

widełki i odwrócił się gwałtownie. Z patelni unosiły się kłęby dymu.

– Co się dzieje, do wszystkich...?

Cassie patrzyła na niego zalanymi łzami oczami.

Jake złapał patelnię pełną poczerniałego, spalonego tłuszczu i cisnął do

zlewu. Jeszcze przez dłuższą chwilę słychać było skwierczenie i syczenie.

– Bekon nie miał być aż tak chrupiący – powiedział. Cassie nie

odezwała się. Sięgnęła po zmywak i zajęła się wycieraniem zachlapanej

tłuszczem płyty kuchenki.

– Jesteś zła?

– Skądże. Nie mam prawa denerwować się tym, co robisz.

Poczuł irytację. Jej słowa brzmiały pokornie, ale ton głosu był zupełnie

background image

inny.

– Jesteś wściekła, bo nie powiedziałem ci wcześniej, że wyjeżdżam.

Potrząsnęła głową.

– Proszę cię, Jake... Nie uwierzę, że aż do tej pory nie wiedziałeś o

wyjeździe.

– Myślałem nad tym dziś rano i zdałem sobie sprawę, że właściwie

mam już wszystkie potrzebne dane. Jeśli zdążę na samolot...

Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę.

– Wiesz, Jake... – W jej głosie słychać było smutek. – Naprawdę

myślałam, że jesteś inny.

Spochmurniał.

– Niż kto? Ten oszust, który ukradł ci pracę?

– Tak. O nim też myślałam, że jest inny. Inny niż mój ojciec. I był taki

pod wieloma względami: systematyczny, uporządkowany, solidny. Niby

miał wszystkie cechy, jakich szukałam. A jednak okazało się, że

wykorzystywał innych i kłamał. Zupełnie jak mój ojciec. – Spojrzała mu

prosto w oczy. – I jak ty.

Nie wiedział, czy bardziej go rozgniewała, czy zraniła.

– Nigdy cię nie okłamałem.

– Nie mnie. Siebie. Tak samo jak mój ojciec nie potrafisz przyjrzeć się

sobie. – Wyżęła zmywak i machinalnie zaczęła wycierać blat szafki. –

Ilekroć przeprowadzaliśmy się, przysięgał, że to już ostatni raz. Tym

razem znalazł idealne miasto, zajęcie, posadę. Nie zdążyliśmy się dobrze

zadomowić, kiedy znów odrzucał wszystko, bo nadarzyła się kolejna

rewelacyjna okazja. Ponownie przysięgał, że to ostatnia zmiana.

– Nie widzę związku.

background image

– No pewnie, choć po części masz rację. Trochę się jednak różnicie. On

przynajmniej udawał, że chce się ustatkować, chociaż dobrych chęci

starczało mu najwyżej na kilka miesięcy. Ty nawet do tego nie możesz się

zmusić. Zeszłej nocy wziąłeś to, na co miałeś ochotę, a teraz uciekasz ze

strachu, że ja zechcę więcej. Może zresztą nie o mnie chodzi; nie jestem

tak ważna. Może to propozycja Caleba tak cię przeraziła. Praca, która

wymaga przebywania w jednym miejscu, co za okropność!

– Nieprawda – odparł. – Nie uciekam ani od ciebie, ani od pracy u

Caleba. Po prostu nie mogę jej przyjąć.

– Nie możesz? – zakpiła. – Cóż za szkoda, bo przecież tak bardzo

pragniesz osiąść na jednym miejscu, kupić dom, uprawiać ogród,

startować w wyborach do rady miejskiej.

Trzeba przyznać, że żadna z tych rzeczy nie przyszła mu do głowy, ale

jej drwiący ton dolał tylko oliwy do ognia.

– A cóż byłoby w tym dziwnego, gdybym naprawdę chciał to wszystko

robić? Na przykład majsterkowanie całkiem mi się spodobało.

– No tak, jasne. Miłej podróży, Jake. – Cisnęła zmywak do zlewu i

wyszła z kuchni.

Wściekłość uleciała z niego, jak powietrze z przekłutego balonu,

zostało tylko zdziwienie. Co jej się, u licha, stało?

Wyszedł za nią do holu. Zdążył postawić nogę na pierwszym stopniu,

gdy usłyszał trzaśniecie drzwi w pokoju na górze.

Ach, więc to tak... Z przyjemnością wróci do siebie. Na pewno nie

zastanie tam żadnej baby, która przy całej swojej rzekomej

samowystarczalności potrzebuje pomocy w zakładaniu baterii do komórki

i żąda instalowania drzwi...

background image

Co prawda, nie będzie tam również wielkookiego rudzielca, który

położy mu kompres na obolały bark, zaparzy najlepszą na kuli ziemskiej

kawę, lub nieśmiało, lecz skwapliwi zaprosi go do łóżka, a także uzna go

za bohatera z powód zabłąkanej ropuchy...

Rzucił okiem na zegarek. Zanim zwróci wynajęty samo chód, odda

bagaż do odprawy i odbierze bilet, będą już za powiadać jego lot.

Otworzył drzwi i niemal wpadł na Buddy’ego, który trzymał już palec

na dzwonku. Przez kilka sekund przyglądali się sobie badawczo. W końcu

Buddy odezwał się pierwszy.

– Widzę, że znalazł pan kogoś do drzwi. Jake kiwnął głową.

– Sam je założyłem. Nabrałem jeszcze większego szacunku dla twoich

umiejętności.

– Tak? – Buddy skwitował to bez uśmiechu. – Przyszedłem po

narzędzia.

– Chciałbym nakłonić cię do zmiany decyzji. A tak przy okazji, muszę

ci zwrócić za śrubokręty.

– Chce pan, żebym został i skończył robotę? A niby czemu? To już nie

mój interes.

– Twój, skoro zawarłeś umowę – zdecydowanie powiedział Jake. –

Chcę, żebyś skończył pracę, bo to oszczędź: kłopotu Cassie, kiedy wróci

właścicielka domu.

– Właścicielka? – Buddy zmarszczył brwi.

Jake wziął głęboki oddech i odważnie wdał się w wyjaśnienia. Czuł, że

brzmiały bardzo mętnie, zupełnie jakby opowiadał pozbawiony napisów

film w nieznanym sobie języku.

Trudno powiedzieć, czy Buddy cokolwiek zrozumiał, lecz nawet nie

background image

mrugnął okiem, jedynie wykałaczka przesuwała się w jego ustach.

Jake przerwał dla nabrania oddechu. Nie był pewien, czy coś osiągnął.

Buddy wypluł wykałaczkę.

– I może pan przysiąc, że to prawda? – spytał. Pierwszy raz jego głos

zabrzmiał tak rześko.

Jake z ulgą skinął głową.

– Mogę. Mimo tego, co zobaczyłeś, Cassie nigdy nic z mojej strony nie

groziło. Były pewne nieporozumienia, ale bardzo ją szanuję. – Przymrużył

oczy. – Oczekuję, że z twojej strony też jej nic nie zagraża. Inaczej

dowiesz się, jak się wylatuje przez ścianę, a nie przez dziurawe drzwi.

– Źle to pan rozegrał, co? – obojętnie zauważył Buddy. – No dobra,

skoro jej tak zależy, skończę tę łazienkę. I tak nie mam nic na ten tydzień.

Na górze Buddy poszedł od razu do pokoju gospodarzy, Jake natomiast

zacisnął zęby i zapukał do łazienki w korytarzu.

– Cassie? Muszę z tobą pomówić.

Obawiał się, że go odprawi, ale po chwili otworzyła drzwi.

Widocznie szczotkowała włosy, bo wyglądały o wiele piękniej niż

kiedykolwiek. Bezwiednie sięgnął do tej masy rudych loków, zupełnie

jakby jego ręka kierowała się własną wolą.

Odchyliła się, unikając dotknięcia. Ręce skrzyżowała z przodu na

jedwabnej bluzce.

– Słucham – powiedziała sucho.

Jake odniósł wrażenie, że gdzieś w mózgu otwierają mu się jakieś

klapki. Nagle zrozumiał, co zrobił. I było to uczucie przeraźliwie bolesne.

W ciągu tygodnia nie miał czasu na długie rozmyślania, wciąż jednak

uświadamiał sobie zdumiewającą przyjemność, jaką czerpał z

background image

najzwyklejszego snucia się po domu. Teraz zrozumiał, dlaczego tak się

działo. To nie dom stanowił atrakcję. Tę magiczną atmosferę wyczarowała

Cassie.

Jak można było tego nie dostrzec?

Pragnął jej, oczywiście. Prawdopodobnie zaczęło się to już pierwszego

wieczoru, kiedy wpadł z impetem do środka i ujrzał ją przy pianinie.

Skromna, niewinna kobieta, która natychmiast wzbudziła w nim

pożądanie.

Później pocałował ją. W głowie tak mu się zakręciło, że nawet nie

próbował rozważać, co się dzieje. Ciągle myślał, że to wyłącznie

erotyczna zachcianka. Nie zauważył, jak przebył drogę od pożądania do

potrzeby przebywania z Cassie. Do miłości...

Zamęt w głowie najwyraźniej pozbawił go głosu. To nawet dobrze.

Zaledwie kilka minut temu zachwalał uroki majsterkowania, a teraz

miałby oznajmić, że popełnił drobny błąd w ocenie, co dla niego ważne:

pędzle, śrubokręty czy ona?

Milczał. Cassie przyglądała mu się uważnie. W końcu żachnęła się.

– Chciałeś coś mi powiedzieć. Słyszałam rozmowę... Czy ktoś

przyszedł?

– Tak. – Głos miał trochę ochrypły, ale przynajmniej mógł mówić. –

Buddy wrócił. Skończy łazienkę. Wiem, że ci się nie spodoba, że znów

będzie tu pracował, jednak nie mamy wyjścia, jeśli wanna ma być

zainstalowana w terminie. – Przerwał i dorzucił: – Wyjaśniłem mu, – że

jeśli przyszłoby mu coś głupiego do głowy, będzie miał ze mną do

czynienia. – Wiedział, jak niezręcznie to zabrzmiało.

– Cóż za troskliwość – zadrwiła. – A czy poinformowałeś go, że

background image

rozprawisz się z nim telepatycznie, bo z Manhattanu?

– Nie wyjeżdżam na zawsze, tylko na kilka dni. – Podszedł bliżej i

objął ją ramieniem. – Wtedy jakoś to wszystko będziemy mogli rozwiązać.

Nie próbowała odsunąć go, lecz stała nieruchomo i sztywno.

– Cassie? – Uniósł jej twarz.

Spojrzała mu w oczy. Jej głos był niemal uprzejmy.

– Chyba jednak coś do ciebie nie dotarło... Nie będę twoją dziewczyną

na telefon, kiedy wpadniesz przelotem do Denver. – Odepchnęła jego rękę

i przeszła przez hol do pokoju gościnnego.

Jake szedł za nią.

– To nie koniec, Cassie. Nie możesz się ze mną kochać w taki sposób

jak zeszłej nocy, a potem tak po prostu odprawić.

– Ta noc była wielką pomyłką. Wszystko jest pomyłką. W gruncie

rzeczy – spojrzała na niego z namysłem – już dawno powinnam skorzystać

z twojej rady.

– Jakiej rady? – spytał zniecierpliwiony. Lekko się uśmiechnęła.

– Powinnam dać ci spokój i pocałować ropuchę.

Jake powiedział, że nie może przyjąć pracy w Tanner Electronics.

Cassie z goryczą przyznawała, że nie była tym zaskoczona.

I tyle, jeśli chodzi o jego uczciwość. Chyba jednak lepiej, że nie podał

jej prawdziwego powodu swej decyzji, wystarczyło, że w głębi serca znała

prawdę. Gdyby oświadczył, że Cassie zbyt mało dla niego znaczy, by

zostać dla niej w Denver. .. A tak, wciąż się łudziła.

Nie chciała liczyć dni. Była wściekła na siebie, że denerwuje się

brakiem jakiejkolwiek wiadomości od niego. Czyż naprawdę gładkie

obietnice ojca niczego jej nie nauczyły? Jake mówił, że wróci za kilka dni,

background image

a ona, głupia, uwierzyła.

Sama szydziła ze swojej naiwności. Niby czemu się dziwiła? Żałosne...

Pewnego późnego popołudnia usiadła do pianina. Nie grała; myślała o

pierwszym wieczorze i próbowała powstrzymać płacz.

Buddy zszedł na dół i po raz pierwszy od powrotu do pracy zajrzał do

salonu. Cokolwiek Jake mu powiedział, odniosło to skutek. Podczas tych

dni prawie na nią nie spojrzał, teraz też zatrzymał się tuż za progiem,

skubiąc skórzany pas na narzędzia.

– Proszę pani? To ja już...

– Chcesz już iść? Będziesz jutro o tej samej porze?

– Nie, już skończyłem całą robotę. Pewno pani chce sprawdzić, nim

sobie pójdę.

– W porządku. – Zamknęła wieko pianina i weszła na górę.

W łazience unosił się specyficzny zapach materiałów budowlanych:

surowego drewna, klejów, środków czyszczących. Przestrzeń wokół

wanny była nienaturalnie pusta. Peggy będzie miała dużo do zrobienia,

jednak Buddy swoje zadanie wykonał.

Tak jak Cassie. Umawiały się. że zostanie albo do czasu zainstalowania

wanny, albo do powrotu Peggy. Teraz więc była już wolna.

Buddy zaczął znosić narzędzia, natomiast Cassie zabrała się za

porządkowanie łazienki. Musiała wszystko odkurzyć, a potem

porozstawiać drobiazgi, które pochowała w pierwszym dniu remontu. Na

koniec napełniła mosiężną misę pachnącymi płatkami potpourri i

przygotowała świecę zapachową.

Buddy zwijał już ostatni przedłużacz.

– Buddy, nie wiem, co Jake ci powiedział... – zaczęła. Wzruszył

background image

ramionami.

– Mówił po prostu o swoich prawach do pani. Ja tam go za to nie winię.

Jego prawa do niej. Świetny żart.

– Gdyby pani kiedyś potrzebowała hydraulika...

– Wówczas zadzwonię po ciebie, Buddy.

Z kieszonki koszuli wyjął świeżą wykałaczkę. Włożył ją energicznie do

ust i wyszedł.

Cassie zabrała się za porządkowanie następnych pomieszczeń.

Odkurzyła sypialnię, zmieniła pościel, do pralki wrzuciła ręczniki.

Wszystko to oczywiście musiała zrobić, ale było jej też na rękę, że każda z

tych czynności pozwala jej zostać tu trochę dłużej.

Tłumaczyła sobie, że to głupota. Trzeba skończyć zabawę w udawanie.

Podjęła w końcu decyzję. Spakowała swoje rzeczy i odłożyła klucz na

umówione miejsce. Czas wracać do siebie.

Nikt się nie odezwał, kiedy zadzwonił do drzwi. W domu nie było

żywej duszy, tylko nieruchome oko kamery błyszczało nad drzwiami. Czy

to znaczy, że Cassie nie ma w domu, czy może spojrzała na monitor i nie

chce go widzieć?

Zajrzał pod donicę z żółtymi kwiatkami i ze zdumieniem stwierdził, że

klucz był na swoim miejscu.

A więc odeszła.

Uderzyło go to jak obuchem, chociaż wiedział, że głupotą byłoby

oczekiwać, iż nic się nie zmieniło. Nie mógł przecież liczyć na to, że

Cassie będzie tu na niego czekać. Szczególnie po tym, jak powiedziała, że

to już koniec.

Stał na schodkach i obracając klucz w ręku, zastanawiał się, czy warto

background image

wchodzić do środka. Czy zniesie panującą tam ciszę i pustkę? Czy

rzeczywiście ma ochotę zaglądać do lodówki, gdzie zapewne w idealnym

porządku stoją jego rzeczy: sześć piw, dwa słoiczki oliwek i butelka

keczupu? Albo wejść do łazienki? Nawet jeśli wyprowadziła się kilka dni

temu, bez wątpienia pozostał tam zapach bzu. Mógłby też odtworzyć film

zarejestrowany przez kamerę. Przynajmniej zobaczyłby, jak Cassie

opuszcza dom...

„Źle pan to rozegrał”. Musiał przyznać, że Buddy miał świętą rację.

Zdecydowanie podniósł klucz. Pójdzie prosto do telefonu i w książce

telefonicznej odszuka Wypożyczalnię Żon. Teraz już nie podda się.

Cassie wcisnęła przełącznik i szum odkurzacza ucichł. Dywan w

salonie był ostatnią pozycją na liście prac porządkowych. Nie ma już

żadnych śladów jej obecności. Peggy wróci do wysprzątanego, czystego

domu.

Przeniosła odkurzacz do holu. Właśnie wstawiała go do szafki, gdy w

zamku zazgrzytał klucz. Pomyślała, że zawsze ma takie szczęście. Czy

Peggy i Roger musieli wrócić, zanim zdołała stąd odejść? Z pewnością

zechcą wysłuchać jej relacji, trzeba więc będzie uśmiechać się i udawać,

że wszystko odbywało się spokojnie i bez zakłóceń...

Drzwi otworzyły się szeroko.

– Jake... – szepnęła.

Stał w wejściu bez ruchu. Najpierw spojrzał na walizki ułożone w holu,

a potem na Cassie. W jego brązowych oczach widniało niedowierzanie.

– Myślałem, że się wyprowadziłaś. Nawet nie próbowała ukryć

sarkazmu.

– W takim razie nic dziwnego, że tu się zjawiłeś. Ale nie martw się,

background image

właśnie się wynoszę.

Zastąpił jej drogę.

– Nie, Cassie. Już mówiłem, że musimy to wszystko rozwiązać.

– Mówiłeś też, że wrócisz za parę dni. Przykro mi, Jake, ale czas się

skończył.

Nie ruszył się.

– Czego się boisz? Nie próbuj mi wmawiać, że niczego. Gdyby tak

było, nie próbowałabyś uciec.

– Świetnie, przynajmniej poznałam opinię eksperta od uciekania –

odparowała Cassie. – Nie uciekam, po prostu nie mamy o czym mówić.

Skoro jednak nalegasz, mogę ci poświęcić kilka minut. – Ironicznym

gestem wskazała salon.

Przysiadła na brzeżku obszernego fotela. Jake, zbyt podekscytowany,

żeby siadać, stanął przed kominkiem.

– Myślałam, że zająłeś się kolejną firmą – powiedziała Cassie. – Wiesz

chociaż, gdzie teraz pojedziesz?

– Według grafiku, do Fairbanks na Alasce. Uświadomiła sobie, że

mimo wszystko aż do tej chwili miała wątłą nadzieję, lecz Jake rozwiał ją

zdecydowanie.

– Ale nie chcę tam jechać – dodał.

Nie próbowała doszukiwać się ukrytych znaczeń, bo całkiem rozsądne

wyjaśnienie narzucało się samo. Wzruszyła ramionami.

– Trudno sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek chciał jechać na Alaskę

akurat teraz, gdy zbliża się najkrótszy dzień w roku. Pogratulować

wyboru.

– Cassie, nie o Alaskę chodzi. Dotyczy to każdego miejsca.

background image

Uczestniczyłem w rozmowach wstępnych i guzik mnie obchodzi

Fairbanks. Wszystko inne zresztą też, bo podczas ostatnich tygodni zbyt

wiele się zmieniło.

– Aż tak bardzo spodobała ci się praca przy drzwiach?

– Uparłaś się, żeby nic mi nie ułatwić?

– A jest chociaż jeden powód, by było inaczej?

– Nie, nie ma. Po tym, jak dałem do zrozumienia, że się nie liczysz...

Uniosła dumnie brodę.

– Dlaczego miałabym uważać, że powinno być inaczej? Jesteś zbyt

zajęty...

– Do cholery, Cassie, przestań udawać, że jesteś jak sopel lodu! Musi

cię obchodzić, co do ciebie czuję!

– A niby dlaczego? – spytała ze złością.

– Bo bardzo chcę, żeby cię to obchodziło – powiedział po długiej

chwili milczenia. – Nie okłamałem cię, Cassie, a przynajmniej tak mi się

zdawało. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Przyznaję, że sam byłem

zaskoczony, zarówno tym, co robiłem, jak i faktem, że sprawiało mi to

przyjemność. Ale nawet nie próbowałem zastanawiać się nad tym. Aż do

chwili, kiedy powiedziałaś, że to koniec... Wtedy uświadomiłem sobie, że

wcale nie pragnę krótkiego romansu. Chcę... Och, chcę dużo więcej.

To wyznanie powinno stopić jej serce, lecz Cassie czuła tylko zamęt.

Powiedział, że jest dla niego ważna, że chciał więcej niż przelotnego flirtu.

Tylko co to znaczy? Czego właściwie od niej oczekuje?

Usiadł na brzegu jej fotela.

– Zakochałem się w tobie, Cassie – wyznał. Zakochał się. Kręciło się

jej w głowie. Spełniało się jej marzenie, a jednak...

background image

– Nie wierzę, że cię nic nie obchodzę. Gdyby tak było, nie kochałabyś

się ze mną w taki sposób...

– To była ciekawość – zaoponowała słabo. Jake pokręcił głową.

– Nie chcesz chyba, żebym w to uwierzył. Skoro jednak tak mówisz,

może jeszcze zaspokoisz swoją ciekawość? Może sprawdzisz, jak smakuje

pocałunek, kiedy już wiesz, że cię kocham.

Nie czekał na odpowiedź, tylko pochylił się do jej ust. Nie próbowała

się odsunąć. Choć poruszał się wolno, jakby dając jej szansę na ucieczkę,

w jego wzroku wyczytała zdecydowanie.

Wcale nie chciała uciekać. Pragnęła znaleźć się w jego ramionach. W

jego sercu. I w jego życiu...

Zamknęła oczy i próbowała się poddać, ale coś ją powstrzymywało.

Usiłowała pamiętać o tym, że Jake nie jest taki jak ojciec. Czy jednak ona,

podobnie jak jej cierpiąca matka, nie będzie żałować, że oddała się temu

czarującemu, lecz zmiennemu mężczyźnie?

Podniósł głowę.

– Co się dzieje, Cassie? Dlaczego się wahasz? Zagryzła wargi. Musiała

zaryzykować.

– Pochlebia mi, że mnie pokochałeś, ale...

– Co mam zrobić, Cassie? Nie poproszę cię, żebyś za mną jeździła od

miasta do miasta...

Serce jej zamarło.

– Chcesz, żebym czekała na lotnisku, ilekroć zdarzy ci się dłuższa

przerwa w podróży? Wolałabym więcej cię nie zobaczyć...

– Na pewno mnie zobaczysz. Dzwoniłem w tym tygodniu do Caleba.

– W sprawie pracy? – Spochmurniała. – Już wiem, że nie możesz jej

background image

przyjąć.

– To prawda. Nastąpiłby konflikt interesów, gdybym przyjął posadę w

firmie, którą właśnie sprawdzam pod kątem możliwości inwestycyjnych.

Postawiłoby to pod znakiem zapytania bezstronność i wiarygodność mojej

opinii.

– Czyli nie ma o czym mówić? – Miała ochotę ukryć twarz na jego

ramieniu i wyć z rozpaczy.

Uśmiechnął się i pocałował jej skroń.

– Ale teraz, kiedy Caleb zdobył już potrzebne środki, układ między

nami uległ zmianie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby złożył mi nową

propozycję, którą ze spokojnym sumieniem mogę przyjąć. Cassie

potrząsnęła głową.

– Nie mogę cię o to prosić. Gdyby miało cię to unieszczęśliwić... –

Ofiarowywał jej gwiazdkę z nieba, ale za cenę, której nie zamierzała

płacić. Przygryzła wargę. – Jake, czy ty zdajesz sobie sprawę, jak mnie to

przeraża? Nie wezmę na siebie takiej odpowiedzialności. A jeśli coś

pójdzie nie tak?

– To się przydarzyło moim rodzicom. Nie rozwiedli się, chociaż dla nas

wszystkich byłoby to pewno lepsze rozwiązanie. To dlatego Roger trzy

razy się żenił. Kiedy tylko dochodzi do jakichś nieporozumień,

natychmiast bierze nogi za pas.

– Może powinnam ostrzec Peggy. Uśmiechnął się krzywo.

– Chyba już za późno. Jeśli ich małżeństwo przetrzyma ten remont, to

znaczy, że Roger stał się innym człowiekiem. Zresztą, nie mnie oceniać,

czy się zmienił. Wiem tylko tyle, że ja tak.

– Jake...

background image

– Daj mi skończyć. Poszedłem inną drogą niż mój brat. Postanowiłem

w ogóle nie podejmować ryzyka. Tak urządziłem swoje życie, żeby

nigdzie nie zatrzymywać się na dłużej. W ten sposób nic nie mogło się

popsuć, niczym nie mogłem się znudzić. Ani pracą, ani kobietą. Miałaś

rację, Cassie. Byłem zbyt zajęty, żeby zastanowić się, czy rzeczywiście

chcę tak żyć. Dopiero przy tobie zwolniłem tempo i zobaczyłem, co tracę.

Jesteś dla mnie najważniejsza. Pragnę mieć cię przy sobie, gdy będę

poznawał to, co mnie do tej pory ominęło.

– Jesteś tego pewien? – szepnęła. – Mówiłeś, że nie znosisz rutyny.

– Nie sądzisz chyba, że praca u Caleba kiedykolwiek stanie się

monotonna? A jeśli chodzi o ciebie... nie doceniasz się. Coś mi mówi, że

całe lata miną, zanim jako tako ciebie poznam. Jeśli, oczywiście, dasz mi

szansę.

Powoli ustępowało jej napięcie.

– W każdym bądź razie – powiedział zdecydowanie – w przyszłym

tygodniu zaczynam pracę jako dyrektor finansowy i młodszy wspólnik w

Tanner Electronics. Zostaję tutaj, czy tego chcesz, czy nie. Razem z

Calebem mamy szerokie plany związane z Wypożyczalnią Żon. Chcemy

zatrudnić twoją firmę do organizowania imprez dla pracowników, więc i

tak będziesz miała ze mną do czynienia. Chyba że wolisz wrócić na studia.

Cassie zastanowiła się chwilę i pokręciła głową.

– Zbyt wiele zawdzięczam Paige i Sabrinie, aby je teraz opuścić. To

pierwsze prawdziwe przyjaciółki w moim życiu. A to, co ci powiedziałam

na temat dyplomu, jest najszczerszą prawdą. Życie naukowca to nie tylko

wieża z kości słoniowej i poezja. Nie chcę mieć do czynienia z intrygami i

ciągłą presją. Znacznie bardziej odpowiada mi obecna rola.

background image

– W takim razie daję ci zlecenie na znalezienie mieszkania. Uprzedzam

tylko, że łatwiej mnie do niego przekonasz, jeśli obiecasz zamieszkać ze

mną. Gdybyś odmówiła, będę grymasił przy każdej propozycji, aż tak cię

zmęczę, że w końcu zmienisz zdanie. – Przytulił ją mocniej. Drżała tak

bardzo, że musiała oprzeć się o niego. – A jeszcze lepiej będzie nam się

współpracować, jeśli zgodzisz się wyjść za mnie.

Pocałowała go wolno, bez pośpiechu.

– Jeśli powiesz „tak” – odezwał się w końcu – równie dobrze mogę

zamieszkać w kartonie pod mostem.

– Mieszkania zacznę szukać jutro – szepnęła, przyciągając go do siebie.

– Ja myślę – mruknął Jake, nadal obsypując ją żarliwymi pocałunkami.

Tak, dzisiaj co innego było im w głowie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
605 Michaels Leigh Wspolne noce wspolne dni
605 Michaels Leigh Wypożyczalnia żon 01 Wspólne noce, wspólne dni
0605 Michaels Leigh Wypożyczalnia żon 01 Wspólne noce, wspólne dni
Michaels Leigh Wspolne noce wspolne dni 01
Michaels Leigh Nowy wspólnik
Leigh Michaels ?by, You're Mine! [HR 3463, ME 75,?by Boom] (v0 9) (docx)
Leigh Michaels - Spróbujmy jeszcze raz, ciąża i dzieci
Leigh Michaels Strictly Business [HR 2951, MB 2855] (v0 9) (docx)
Leigh Michaels Invitation to Love [HR 3352, MB 4233, Seal with a Kiss] (v0 9) (docx)
Leigh Michaels Tajemniczy sąsiad
Leigh Michaels Kłamstwo z miłości
Leigh Michaels Bardzo moralna propozycja
Leigh Michaels Siła perswazji
Leigh Michaels Wielbicielka
Leigh Michaels Idealne rozwiązanie (Harlequin Romance (tom 264)
Leigh Michaels Lista kandydatek

więcej podobnych podstron