background image

 

 

 

 

 

 

 

 

 

6  

 

 

Raphael  patrzył  na  Michaelę,  która  uniosła  do  ust  kryształowy  kieliszek  z 

manierą  kobiety,  która  miała  wieki  na  doskonalenie  swojej  elegancji.  Bezstronnie 

mówiąc  ―    Archanielica  była  piękna,  być  może  najpiękniejsza  na  całym  świecie.  Skóra 

bez  skazy,  w  odcieniu  egzotycznej  kawy  ze  śmietanką,  oczy  tak  zielone,  że  szlachetne 

klejnoty  mogły  schować  się  ze  wstydu,  zaś  włosy  mieniły  się  czernią  i  wszelkimi 

odcieniami brązu. 

Wspaniała  ―  używała  swej  urody  skutecznie  i  bez  emocji,  tak  jak  inni  używali 

broni. Jeśli mężczyźni, śmiertelni i nieśmiertelni, umierali padając ofiarą jej zwodniczego 

piękna ―był to tylko ich błąd. 

- Tak więc, - zamruczała, jad pokryty słodyczą miodu. - Twój Łowca przetrwał. - 

gdy  nie  odpowiedział,  wydała  cichy  jęk  niezadowolenia.  -  Czemu  utrzymywałeś  to  w 

sekrecie? 

background image

- Myślałem, że przetrwanie Eleny cię nie interesuję. -  Jedynie jej śmierć. 

Michaela  nie  udawała,  że  nie  rozumie  podtekstu.  -  Touché.  -  Uniosła  kieliszek  z 

winem  w  geście  toastu,  po  czym  upiła  malutki  łyczek  złotego  płynu.  -  Czy  będziesz 

naprawdę zły, jeżeli ją zabiję? 

Raphael  napotkał  te  zielone  oczy  pełne  trucizny,  zastanawiając  się  czy  Uram 

nigdy nie dostrzegł jadowitego serca kobiety, którą nazywał swą małżonką. - Wydajesz 

się być zafascynowana moją łowczynią. - Jego oświadczenie było absolutnie świadome. 

Elena była jego i miał zamiar ją bronić. 

Michaela  machnęła  dłonią  na  jego  słowa.  -  Była  interesującym  wyzwaniem,  ale 

teraz, gdy straciła swoje umiejętności, to byłoby zbyt łatwe. Podejrzewam, że powinnam 

ją po prostu zostawić samej sobie. 

To  była  bardzo  gładka,  wykalkulowana  oferta.  –  Myślę  -  zaczął,  nie 

wyprowadzając jej z błędnego założenia. - że Elena jest w stanie sama o siebie zadbać. 

Skóra, za której możliwość dotknięcia umierali mężczyźni, na policzkach Michaeli 

naprężyła się, gdy ta niedowierzająco spytała. - Chyba nie sądzisz, że ona mi dorównuje? 

- Nie. - urwał, obserwując jak jej twarz przybiera wyraz satysfakcji i zadowolenia. 

- Ona, jest czymś całkowicie wyjątkowym. 

Na jedną chwilę opadła lodowa maska archanielicy. - Uważaj, Raphaelu. - spojrzał 

na niego drapieżnik, który z drobiazgową dokładnością badałby krople krwi ofiary, gdy 

ta leży u jego stóp, zwijając się w agonii. - Nie schowam moich pazurów, tylko dlatego, że 

ona jest twoim zwierzątkiem. 

- W takim razie poproszę Elenę, by nie chowała swoich. - mężczyzna upił łyk wina 

i oparł się wygodnie na oparciu krzesła. - Będziesz na balu? 

Pojedyncze  mrugnięcie  i  maska  wróciła  na  swoje  miejsce  -  nieskazitelna  i 

doskonała. – Oczywiście. - uniosła dłoń i przesunęła nią po włosach. Przy tym ruchu jej 

pełne piersi  wyprężyły  się  wyraźnie  pod  oliwkową  suknią  –  widok,  który  był  w  stanie 

skusić większość mężczyzn do szaleństwa. - Czy kiedykolwiek byłeś w twierdzy Lijuan? 

background image

-  Nie.  -  Najstarsza  spośród  archaniołów,  mieszkała  w  górskiej  twierdzy 

umiejscowionej na granicy z Chinami. - Nie wydaje mi się, by ktokolwiek z Kadry ją tam 

odwiedził. - Chociaż na przestrzeni wieków, Raphael wysłał do jej wnętrza kilku swoich 

zaufanych ludzi, ostatnim z nich był Jason, i za każdym razem, gdy któryś z nich wracał, 

przynosił coraz bardziej niepokojące wieści dotyczące rządów Lijuan. 

Michaela  zakołysała  kieliszkiem.  -  Gdy  był  dużo  młodszy,  Uram  został  tam  raz 

zaproszony. – powiedziała mu. – Lijuan od razu go polubiła. 

-  Nie  jestem  pewien,  czy  Uram  powinien  wziąć  to  za  komplement,  czy  wręcz 

przeciwnie. 

Miękki,  intymny  śmiech.  -  Ona  jest  raczej…  nieludzka,  czyż  nie?  -  Słowa  te, 

wypowiedziane między członkami Kadry, odnosiły się do “ewolucji” najstarszej z nich. 

- Co Uram powiedział ci o jej twierdzy? 

- Twierdził, że była tajemnicza i pełna niezliczonych skarbów. - jej oczy zabłysły, 

czy  na  myśl  o  tych  wspaniałościach,  czy  też  przez  pamięć  o  kochanku,  Raphael  nie 

potrafił  stwierdzić.  -  Mówił,  że  nigdy  nie  widział  takich  dzieł  sztuki,  takich  tkanin  i 

klejnotów.  Nie  wiem  czy  powinnam  mu  uwierzyć  -  widziałeś  kiedykolwiek  Lijuan, 

noszącą choćby brylant…? 

-  Nie  ma  takiej  potrzeby.  -  z  włosami  w  kolorze  najczystszej  bieli  i  dziwnymi 

oczami o barwie szaro-perłowej, której archanioł nie widział nigdzie indziej na świecie, 

Lijuan była niezapomniana, nawet bez ozdób. Ale w tych dniach, gdy uwaga archaniołów 

skierowana  była  na  ziemskie  sprawy,  reszta    nich,  nie  była  tego  w  stanie  pojąć. Lijuan 

nie  opuszczała  swojej  twierdzy  przez  ostatnie  pół  roku,  nawet  na  spotkania  z  innymi 

archaniołami. Co sprawiało, że sytuacja była jeszcze bardziej niezwykła. - Nie wiesz, czy 

zaprosiła całą Kadrę? 

- Chari otrzymał zaproszenie. - Michaela wymieniła imię jednego ze swych byłych 

kochanków.  -  Powiedział  mi,  że  Neha  również  takowe  otrzymała.  Zgaduję  więc,  że  to 

samo spotkało resztę. Powinieneś zaprosić Favashi by ci towarzyszyła. Myślę, że nasza 

perska księżniczka, chciałaby cię za małżonka. 

background image

Raphael ponownie napotkał spojrzenie Michaeli. - Gdybyś mogła, zabiłabyś każdą 

piękną kobietę na świecie, nieprawdaż? 

Uśmiech Michaeli nawet nie drgnął.- W jednej chwili. 

 

Elena odłożyła słuchawkę telefonu marszcząc brwi i wyszła na balkon. - Illiumie, 

czy wiesz cokolwiek o zwierzątkach Lijuan? 

Anioł  posłał  jej  spojrzenie  szeroko  otwartych  oczu.  -  Ransom  ma  bardzo  dobre 

źródła informacji. 

Tak, pomyślała Elena, ma. Ale nawet on, nie był w stanie odkryć tożsamości tych 

„maskotek”, które łowczyni miałaby sobą nakarmić. – Czym one są? - Wzdłuż kręgosłupa 

przeszedł  jej  zimny  dreszcz,    gdy  umysł  zaczął  podsuwać  jej  wyjaśnienia.  -  Wampiry 

ogarnięte żądzą krwi? - Takie wampiry, zamknięte w pętli przemocy, głodu i pożywienia 

były najbardziej socjopatycznymi zabójcami. 

Podejdź tu, mała łowczyni. Skosztuj. 

Illium  potrząsnął  głową,  gdy  tylko  udało  jej  się  zatrzasnąć  drzwi  wspomnień, 

które nie dawały o sobie zapomnieć. Patrzyła jak wiatr z gór unosi kosmyki jego włosów. 

Illium był jak klejnot pośród nocy, jego piękno tak intensywne, że interesowało oko dużo 

bardziej niż gwiazdy. Chwyciła się  tej  linii życia,  trzymając się teraźniejszości. - Czemu 

Michaela jeszcze cię nie zabiła? 

- Jestem mężczyzną. Wolałaby mnie raczej pieprzyć. 

Szczera  odpowiedź  na  ułamek  sekundy  wytrąciła  Elenę  z  równowagi.  -  Zrobiłeś 

to z nią? 

- Czy wyglądam na kogoś, kto chciałby zostać pożarty żywcem zaraz po stosunku? 

Zaskoczona, uśmiechnęła się, po czym odwróciła twarz w stronę wiatru, ciesząc  

się jego ostrą świeżością. - Tak więc, jakie maskotki ma Lijuan? 

background image

- Spytaj Raphaela. 

Jej  uśmiech  zniknął  na  myśl  o  tym,  gdzie  jej  archanioł  właśnie  przebywał. 

Poszukując  rozrywki,  skinęła  głową  w  stronę  świateł  rozsianych  po  obu  stronach 

wąwozu, ogromnej rozpadliny w skorupie  ziemskiej. - Nie mów mi, że  tam na dole  też 

żyją  anioły?  -  Woda  sunęła  daleko,  daleko  od  świateł,  ale  nawet  tutaj  wysoko,  czuła 

odległe echo grzmotu przesuwających się mas wody. 

-  Czemu  nie?  Jaskinie  są  idealnymi  podniebnymi  siedzibami.  -  jego  uśmiech 

zalśnił bielą na tle pięknej skóry. - Ja sam mam jedną. Gdy będziesz mogła latać, możesz 

mnie odwiedzić. 

- Biorąc pod uwagę jak mi idzie nauka, będę około osiemdziesiątki, gdy mi się to 

uda. 

-  Wystarczy  raz.  -  odezwał  się  miękko  Illium,  jego  twarz  uniesiona  do  księżyca. 

Srebrzyste  promienie  padały  na  niego,  jakby  urzeczone,  sprawiając  że  jego  skóra 

wyglądała na przejrzystą, a włosy były jak ciekły heban, którego krawędzi zanurzono w 

szafirach. - Pierwszy lot jest czymś,  czego nigdy nie  zapomnisz ― ten nacisk powietrza 

na skrzydłach, odurzająca wolność, czysta radość tańcząca w duszy, zachwyt z tego że w 

końcu jesteś w pełni tym czym masz być. 

Zauroczona  niespodziewaną  poezją  jego  słów,  Elena  niemal  nie  dostrzegła 

Raphaela lądującego na ziemi. Niemal. Ponieważ, nic i nikt, nie był w stanie przykuć w 

całości jej uwagi, gdy tylko jej archanioł znajdował się w pobliżu. Ledwo świadoma ciszy 

Illiuma, przypatrywała się absorbującej postaci Raphaela.  Choć anioł był jak błyszczące 

ostrze, to Raphael.. Raphael był imponujący. 

- Myślę, że czas bym sobie poszedł. 

Czuła jak Illium odchodzi, jednak było to odległe wrażenie. Jej zmysły skupiały się 

na archaniele, który wylądował tuż przed nią. - Jak się udała kolacja? - spytała patrząc w 

jego kobaltowe oczy, pełne tylu sekretów, że ich zgłębienie zajęłoby wieczność. 

- Wciąż żyję. 

background image

Normalnie,  uwaga  ta  by  ją  rozbawiła,  ale  wszystko  co  teraz  czuła  to  agresywna 

zaborczość  -  szlifowana  na  najbardziej  śmiercionośnej  wiedzy,  iż  na  razie  zielono-oka 

Archanielica mogłaby ją zabić bez wysiłku. - Czy Michaela cię oznaczyła? 

- Dlaczego sama nie sprawdzisz? - Rozpostarł swoje skrzydła. 

Czując  się  nagle  głupio  i  bezbronnie,  odwróciła  się  do  niego  plecami  i  chwyciła 

dłońmi  poręcz  balkonu.  -  To    nie  moja  sprawa,  jeśli  zdecydowałeś  się  spędzić  czas  z 

kobietą, która zjadłaby twoje serce i zatańczyła z radości na grobie, jeśli oznaczałoby to, 

że zdobyła więcej mocy. 

- Och, nie zgadzam się, Eleno. - silne ramiona po obu jej stronach, wielkie dłonie 

zaciśnięte na poręczy, tuż obok jej. - Złóż ciaśniej skrzydła. 

Zajęło  jej  minutę,  odkrycie,  jak  inni  aniołowie  przytrzymują  swoje  skrzydła  tak 

blisko ciała. - To trudniejsze, niż mi się wydawało. 

-  Wymaga  kontroli  nad  mięśniami.  -  słowa  wyszeptane  tuż  przy  jej  szyi,  gdy 

podszedł jeszcze bliżej, jej skrzydła uwięzione między nimi. 

Czuła  ból…  który  sprawiał,  że  jej  skóra    migotała  od  pragnienia,  od  potrzeby. 

Każda  zmiana  w  jego  ciele,  każde  muśnięcie  ust,  docierało  prosto  do  sedna  jej 

kobiecości. Ale ona walczyła z tym zauroczeniem od kiedy tylko się spotkali – nigdy nie 

czyniło  to  nie  z  niej  łatwego  celu.  -  Z  czym  się  nie  zgadzasz?  -  zapytała,  jej  spojrzenie 

przyciągnięte do skrzydeł aniołów, które widziała przez miękką czerń nocy, wracających 

do swoich odizolowanych siedzib. 

Anioły wracające do domu. 

Dziwna  myśl,  dziwne  uczucie  stać  tutaj  w  tym  najbardziej  sekretnym  z  miejsc, 

podczas gdy do tej pory anioły zawsze były dla niej tylko cieniami w ciemności. 

-  Uważam,  że  to  jak  najbardziej  twoja  sprawa,  gdy  decyduję  się  spędzić  czas  z 

Michaelą. 

Usłyszała  niebezpieczne  tony  w  jego  głosie,  które  sprawiły,  że  skuliła  palce  i 

włączyła instynkt myśliwego. - Czyżby? 

background image

-  Podobnie  jak  uważam,  że  to  moja  sprawa,  gdy  twoje  skrzydła  są  tak  mocno 

przyprószone błękitem. 

Oczy jej się rozszerzyły, odsunęła się od poręczy. A raczej, próbowała to zrobić.- 

Raphaelu, puść mnie, chce zobaczyć. 

- Nie. 

Wypuściła powietrze. - Przestań. Illium nie miał nic złego na myśli. 

- Anielski pył nie jest produkowany instynktownie… chyba, że anioł zmaga się z 

pożądaniem.  -  Męskie  palce  pociągnęły  naprężone  szczyty  jej  piersi,  skandalicznie 

zmysłowe  przypomnienie,  iż  archanioł  Nowego  Jorku  stracił  raz  nad  sobą  kontrolę.  – 

Jest to jak najbardziej, zrobione z premedytacją. 

-  Gdyby  nie  odleciał  -  wyrzuciła  z  siebie,  walcząc  z  potrzebą  coraz  mocniej 

przepełniającą jej ciało. – To bym go trzasnęła. On celowo cię prowokuje. 

Usta na jej uchu, dłonie obejmujące piersi z zabójczą intymnością. - Illium zawsze 

charakteryzował się dzikim lekceważeniem własnego życia. 

Nie mogła nic na to poradzić. Przesunęła głowę, by dać mu lepszy dostęp do szyi. 

– A mimo to, nadal jest jednym z twojej Siódemki. 

- Myślę, że w tym przypadku wie, że jest twoim ulubieńcem. - Pocałunki wzdłuż 

jej szyi, gorące i pożądliwe, pokazywały jej bez słów, że w tym momencie Raphael ma w 

głowie tylko jedną myśl. 

Zaśmiała się ochryple, pragnąc go. Sięgnęła ręką do tyłu by przesunąć palcami po 

jego policzku. - Czy mam na ciebie, aż taki duży wpływ? 

Draśnięcie  jego  zębów  na  jej  skórze.  -  Jeśli  Bluebell  jutro  nadal  będzie  żywy, 

wtedy  dostaniesz  swoją  odpowiedź.  -  Jego  ciało,  gorące,  twarde  i  pożądliwe,  idealnie 

wpasowało się w jej własne, gdy męskie dłonie wślizgnęły się pod jej ubranie, by objąć 

jej nagie piersi. 

- Raphael. 

background image

W końcu pozwalając jej się odwrócić, przycisnął ją plecami do poręczy. Instynkt 

kazał  jej  otworzyć  skrzydła  ponad  metalową  barierką,  która  była  jedyną  rzeczą, 

chroniącą  ją  przed  upadkiem  na  skały  poniżej.  Nie,  myślała  gdzieś  na  obrzeżach 

świadomości. Raphael nigdy nie pozwoliłby jej spaść. A gdyby zleciała, on spadłby razem 

z nią. - Pocałuj mnie, Archaniele. 

-  Jak  sobie  życzysz,  Łowczyni  Gildii.  –  do  jej  warg  przycisnął  własne,  surowe  i 

męskie,  obalające  mit,  jakoby  anioły  były  zbyt  „rozwinięte”,  by  nadal  czuć  potrzeby 

fizyczne.  

Jęcząc  głęboko,  z  zamkniętymi  powiekami,  oplotła  ramionami  szyję  kochanka,  i 

uniosła się wyżej na palcach, by spotkać się z nim w kolejnym pocałunku. Kiedy męskie 

dłonie  przesuwały  się  po  jej  piersiach,  zadrżała  z  przyjemności.  Przygryzając  lekko 

dolną wargę archanioła, otworzyła oczy. - Teraz. 

- Nie. - Kolejny gorący, upajający pocałunek. 

Przerywając go, przesunęła dłońmi w dół po umięśnionej płaszczyźnie jego klatki 

piersiowej  i  jeszcze  niżej.  Chwycił  jej  rękę,  zanim  zdążyła  zamknąć  palce  wokół  jego 

sztywnego organu. - Nie jestem, aż taka słaba. - zaprotestowała. 

- Nie jesteś też, aż taka silna. - moc skoncentrowała się w jego spojrzeniu. - Nie na 

to, czego chcę. 

Elena znieruchomiała. - A co to takiego jest? 

Wszystko. To morze, ten wiatr. Czyste i dzikie… i wewnątrz jej umysłu. 

-  Dam  ci  cały  mój  głód,  moje  serce.  -  powiedziała,  walcząc  o  zachowanie 

niezależności, a nawet o więcej - o zbudowanie trwałych fundamentów dla relacji, które 

mogłyby przetrwać wieczność. - Ale mój umysł, jest tylko mój. Zaakceptuj to. 

-  Albo…?  –  chłodne  pytanie  z  ust  mężczyzny,  który  nawykł  dostawać  to  czego 

chce. 

-  Myślę,  że  będziesz  musiał  poczekać  i  zobaczyć.  -  opierając  się  o  barierkę,  z 

ciałem  przepełnionym  gorączką  i  niespełnieniem,  po  prostu  na  niego  patrzyła,  sycąc 

background image

oczy  tą  doskonałą  mieszanką  piękna  i  okrucieństwa,  doskonałości  i  ciemności.  Jego 

własny głód wykrzywił mu twarz, wyostrzając doskonałe rysy. Nie poruszył się jednak, 

by znów ją pocałować. 

- Mogę cię zniszczyć. 

Słowa,  które  wypowiedział  wcześniej  wróciły  do  niej,  na  nowo  wznosząc 

niewidzialny mur pomiędzy nimi. Wiedząc, że miała rację, wypuściła powietrze z płuc. - 

Mam pytanie. 

Czekał  bez  śladu  zniecierpliwienia  ―  jakby  miał  wieczność,  a  ona  była  jedyną 

kobietą  we  wszechświecie.  To  jego  spojrzenie,  groziło  ponowną  utratą  tchu.  Jak  ona, 

Elena  Deveraux,  zgodnie  ze  słowami  ojca  ―  przeciętny  myśliwy,  dotarła  do  punktu  w 

którym miała prawo zadawać pytania archaniołowi? 

- Co ci wiadomo o maskotkach Lijuan? 

Powolne  mrugnięcie  było  jedynym  dowodem  na  to,  że  go  zaskoczyła.  -  Ośmielę 

się spytać, skąd pomysł by zadać mi to pytanie? 

Uśmiechnęła się. 

Wyraz twarzy Raphaela zmienił się, nabierając nowej intensywności która paliła 

ją  od  wewnątrz.  -  Jak  już  mówiłem  -  jego  oczy  przybrały  kolor  chromu.  -  Sprawisz,  że 

wieczność będzie dużo bardziej interesująca. 

Wtedy  zobaczyła  światło  pochodzące  od  jego  skrzydeł.  Jasne,  śmiertelne, 

wystarczające  by  nadać  mu  wygląd  tego  kim  był  w  rzeczywistości  ―  nieśmiertelnego, 

mającego w sobie dość mocy by zrównać miasto z ziemią. Instynktownie spięła mięśnie, 

gotując się do walki, adrenalina popłynęła w jej żyłach tak szybko, że miała trudności z 

dobraniem słów. - Świecisz się. 

- Czyżby? - wplątał palce w jej włosy, przeczesując kosmyki. - Maskotki Lijuan to 

Odrodzeni. 

Zaskoczona,  że  uzyskała  bez  trudu  jednoznaczną  odpowiedź,  wciągnęła  do  płuc 

haust  świeżego  powietrza  ―  próbując  w  ten  sposób  zmniejszyć  ciśnienie  wywołane 

background image

obecnością  archanioła  i  jego  mocą.  Nie  wypomniała  mu  tego,  wiedząc,  że  nie  używa 

swoich zdolności by ją zastraszyć. Był na to zbyt bezpośredni. I jeśli planowała tańczyć z 

archaniołem,  musiała  nauczyć  się  jak  sobie  z  nim  radzić.  –  Czy  ma  to  coś  wspólnego  z 

wampirami? 

- Nie. Jako archaniołowie z wiekiem nabywamy coraz większą moc i umiejętności. 

-  odpowiedział,  podczas  gdy  powoli  przestał  promieniować  światłem,  choć  jego  oczy 

nadal zachowywały metaliczny odcień, którego nigdy nie będzie mieć żaden człowiek.  

- Jak na przykład twoje zdolności umysłowe. - szepnęła, czując jak mocno bije jej 

serce.  -  I  urok.  –  wybuchłyby  zamieszki  gdyby  na  światło  dzienne  wydostała  się 

informacja, że niektórzy archaniołowie są w stanie chodzić pośród ludzi niezauważeni. 

-  Zgadza  się.  Lijuan  jest  najstarszą  z  nas,  i  przez  to  ma  największy  zasób 

umiejętności. 

- Więc ci Odrodzeni to coś, co tylko ona jest w stanie stworzyć? 

Potaknął ruchem głowy, który sprawił że jego czarne jak węgiel włosy przesunęły 

mu się na czoło.  

Elena  uniosła  dłoń  chcąc  je  odsunąć,  jednak  zwlekała,  bawiąc  się  tym  ciężkim 

jedwabiem. - Czym oni są? 

-  Lijuan,  -  zaczął  mrocznym  głosem.  -  może  sprawić,  by  martwi  mogli  się 

poruszać. 

Serce  łowczyni  zamarło  na  sekundę,  gdy  odczytała  z  jego  oczu  prawdę, 

potwierdzając okropność jego słów. - Nie znaczy to chyba, że ona naprawdę jest w stanie 

przywracać martwych do życia? 

- Nie nazwałbym tego życiem. - pochylił głowę, napierając czołem na jej własne. 

Przesunęła  dłoń  na  jego  kark  i  trzymała  blisko  przy  sobie,  gdy  dzielił  się  z  nią 

informacjami, nieznanymi żadnemu śmiertelnemu. 

-  Oni  chodzą,  ale  nie  są  w  stanie  mówić.  Jason  powiedział,  że  przez  pierwsze 

miesiące  swego  istnienia  zdają  się  zachowywać  jakieś  pozory  postrzegania,  pamięci  o 

background image

tym  kim  byli  wcześniej  ―  ale  nie  mają  władzy  nad  swoimi  odrodzonymi  ciałami,  są 

marionetkami Lijuan. 

-  Dobry  Boże.  -  Być  uwięzionym  we  własnym  ciele,  wiedząc,  że  jest  się 

koszmarem… - Jak ona utrzymuje ich przy życiu? 

- Budzi ich przy pomocy swojej mocy, ale potem żywią się krwią. - głos Raphaela 

zdawał  się  ją  otaczać,  budząc  przerażenie  w  każdej  komórce  jej  ciała.  -  Najstarsi,  ci 

którzy chodzą po ziemi od wieków, pożywiają się ciałami zmarłych, by mieć pewność że 

ich własne ciało będzie trzymało się kości.  

Jej dusza stała się zimna, tak przeraźliwie zimna. - Czy ty również zdobędziesz tą 

umiejętność? 

 

Tłumaczenie: 

Filipina 

Beta: clamare