Zamieszczamy dwa listy związane z polskim ludobójstwem w Jedwabnem.
Pierwszy jest listem Marka Kusiby
do Redaktor Julity Karkowskiej, zamieszczonym w
Przeglądzie
Polskim
, Nowy Jork, 23 lutego 2001.
(Przedruk w Zwojach za zgodą Adresatki i Autora. Tytuł pochodzi od redakcji Zwojów.)
Drugi jest listem Jana Filipeckiego
do redakcji Zwojów. (AMK)
SYSTEM WMONTOWANY W NASZE SUMIENIA
MAREK KUSIBA
Droga Pani Redaktor,
Nie daje mi spokoju lektura tekstu Andrzeja M. Kobosa o jakże trudnym do
przełknięcia tytule
"Spalona niewinność"
. Nie daje mi spokoju lektura tekstu pani
Haliny Nelken
"Homo homini lupus est"
[Przegląd Polski, 19 stycznia 2001]. Nie
daje mi spokoju lektura listu Krzysztofa Czyżewskiego z Suwałk - "rycerza
prawości", laureata Medalu św. Jerzego, który wydał książkę Jana T. Grossa
Sąsiedzi w oficynie Fundacji Pogranicze. Nie daje mi wreszcie spokoju rozmowa z
Panią, w której poruszyłem pewien temat, z którym chcę się uporać w tym liście.
Mieszkałem i pracowałem w Białymstoku, w piśmie literatury faktu Kontrasty. Był to
ogólnopolski miesięcznik, w którym drukowały tuzy polskiego dziennikarstwa. Brały
one udział w turniejach reporterów Kontrastów, które polegały na tym, że na ówczesną
Białostocczyznę, w granicach której leżało wtedy Jedwabne, ściągali co roku najlepsi
reporterzy z całego kraju, by pisać teksty o tematach z regionu północno-wschodniego.
W żadnym z tych tekstów, nawet we fragmentach, nie pojawił się temat żydowski.
Były to późne lata siedemdziesiąte i bat cenzury nie ciął zbyt siarczyście, choć nadal
obowiązywał zapis na tematy żydowskie, wydany po roku 1968. Powstanie w
białostockim gettcie było drugim, po powstaniu w gettcie warszawskim, zrywem
mordowanych obywateli polskich narodowości żydowskiej. Ale choć redakcja
Kontrastów mieściła się w granicach byłego getta, nikt z nas, ani żaden z naszych
ponad stu kolegów-reporterów, nie próbował zasięgać na ten temat języka. Podobnie
było z terenem. Żaden z reportażystów, dokumentujących losy i korzenie historyczne
tej ziemi wielu kultur, religii i narodów, nawet nie zająknął się o istnieniu na niej
przez całe wieki, w symbiozie z innymi nacjami - narodowości żydowskiej. Istniała
niepojęta dziś dla mnie zmowa milczenia. Nawet w rozmowach przy kawie i koniaku
nie padły nigdy hasła "Jedwabne" czy "pogrom". A mówiliśmy o wszystkim - o
GUŁagu, o Katyniu, o zbrodniach stalinowskich w Polsce, nawet o tym pisaliśmy w
podziemiu.
O żydowskiej kaźni, tym żydowskim Katyniu w Jedwabnem, dziennikarze i historycy
tamtego regionu milczeli jak zaklęci. Ale milczeli także mieszkańcy tamtych terenów.
Byłem kiedyś w Jedwabnem przez cały dzień. Rozmawiałem z kilkunastoma ludźmi.
Żadna z tych osób nie powiedziała słowa o zbrodni z lipca 1941 roku. Pisało się więc
reportaże o Białorusinach, o Litwinach, o Ukraińcach, o Tatarach, ale nie o Żydach.
Robiąc reportaż w Krynkach umieściłem zdjęcie starego kirkutu na czołówce, ale nie
pytałem mieszkańców o przeszłość tych, którzy tam leżeli. Jakby leżeli tam od
wieków, jakby ich losy zostały już dawno spisane. A przecież nie zostały. Pisało się
tylko "żydowskie miasteczko" i sprawa była załatwiona. Były to, i nadal są, rozsiane
po całym kraju, nieznane w Polsce ?ghost towns". Wymarłe miasta. Miasta duchów.
Coś kazało nam przemilczać, pomijać, eliminować Żydów ze społecznej świadomości.
Co?
No i teraz to się mści. Gdyby reporterzy lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych oraz
ci najmłodsi, piszący w latach dziewięćdziesiątych, sięgnęli po temat nie ruszany od
roku 1949, od procesu zabójców z Jedwabnego, mielibyśmy dzisiaj zupełnie inną
sytuację. W ciągu 16 miesięcy Solidarności pisano jedynie o Kielcach, ale nikt nie
ruszył zakazanego owocu pogromów w Łomżyńskiem. Wrzód narastał latami, a im
dłużej milczeli o nim dziennikarze i historycy polscy, tym bardziej było
prawdopodobne, że w końcu wybuchnie z potężnym hukiem - poza Polską. Z każdym
rokiem ubywało też świadków tej tragedii, ludzi, którzy mogliby złożyć relacje. Polska
ma wybitnych dokumentalistów, świetnych reporterów, którzy świadomie lub
nieświadomie omijali ten rozdział naszych trudnych dziejów, wymagający stałego,
bolesnego, ale koniecznego odsłaniania i wyjaśniania.
Teraz za późno na prostowanie czegokolwiek. Teraz wyjaśnienia, że Niemcy byli
inicjatorami zbrodni- psu na budę się zdadzą. To nie Niemcy a Polacy dokonali w
Jedwabnem czynów haniebnych, straszliwych. Ci mieszkańcy, ci sąsiedzi, mogli uciec
w pole lub do lasu i nie brać udziału w zbrodni, jeśli nie mogli jej przeszkodzić. Ale
nie zrobili tego. Dlatego 10 lipca 1941 roku jest jedną z najczarniejszych kart w
historii Polski. Zbrodnia jest faktem, a naszym dziś zadaniem jest się z tym faktem
uporać z godnością i odwagą. Bez szukania sposobów wyjścia z zaułka, w jaki
zabrnęła historia naszego narodu w lipcu 1941 roku.
Szok polega na tym, że rok 1940 wpisał się w świadomość Polaków kaźnią katyńską.
To nas wtedy zabijano strzałem w potylicę. To myśmy byli ofiarami, a nie katami.
Jedwabne wyrównuje proporcje: w roku 1941 byliśmy także katami. I nie da się w
żaden sposób uniknąć stwierdzenia tego faktu. To dobrze, że Sąsiadów wydała
Fundacja Pogranicze. Jej siedziba mieści się kilkadziesiąt kilometrów od Jedwabnego,
w Suwałkach i Sejnach. Fundacja została założona by dokumentować narody i kultury
Europy Środkowej i Wschodniej. Jej założyciel, Krzysztof Czyżewski wie, że na
dorobek kulturalny narodu składa się także i taka tragedia, prawda o zbrodni, którą
trzeba przełknąć jak gorzką pigułkę. Przed problemem Jedwabnego nie schowamy się
za niczyimi plecami. Jedyne, co możemy, to uczciwie i odważnie zareagować na
wiedzę o tym ludobójstwie, z pokorą i odpowiedzialnością. My, dziennikarze,
jesteśmy ofiarami własnej krótkowzroczności lub braku cywilnej odwagi. I żaden
system nas nie usprawiedliwia, poza systemem wmontowanym w nasze sumienia.
Marek Kusiba
Toronto
JAK Z TYM ŻYĆ?
JAN FILIPECKI
"Poznajcie prawdę, a prawda was wyswobodzi."
Do napisania tych kilku uwag skłoniła mnie lektura książki Jana Tomasza Grossa
Sąsiedzi, a przede wszystkim dyskusje, które ona wywołuje. Niech tych kilka uwag
będzie moim przyczynkiem w tej dyskusji.
Moją pierwszą reakcją, gdy w mojej świadomości pogodziłem się z tym okropnym
faktem, było: czy Żydzi kiedykolwiek nam to wybaczą? Jak my będziemy mogli żyć z
tym strasznym ciężarem zbrodni.
Niektóre publikacje są wyważone i odpowiedzialne, inne mniej. Część autorów
próbuje zrzucić winę na Niemców, inni starają się umniejszyć winę naszych rodaków
w tej zbrodni. Publicyści i historycy szukają dalszych materiałów źródłowych, aby po
ich analizie lepiej ocenić podłoże i "kontekst" tej tragedii naszych braci-Żydów.
Dociekają: jak to było możliwe, by kilku czy kilkunastu złoczyńców i wyrostków
mogło sterroryzować 1500 Żydów i w taką zgotować im śmierć. Zrobili to swoim
sąsiadom w miasteczku, gdzie od pokoleń współżyli w mniejszym lub większym
pokoju. Trudno nam przyjąć do świadomości i oswoić się z faktem, że to my, Polacy,
którzy sami byliśmy ofiarami zorganizowanego ludobójstwa, mogliśmy popełnić tak
ogromną zbiorową zbrodnię. Przywyczajeni jesteśmy do tego, że to my ponosiliśmy
największe ofiary. A tu nagle pojawia się polski udział w ludobójstwie w środku
wojny. Ale ofiarą nie był okupant, ofiarą byli nasi sąsiedzi - Żydzi, przecież od dawna
rzekomo równoprawni obywatele naszego kraju.
Niektórzy publicyści, a nawet poważni historycy, próbują usprawiedliwić ten haniebny
występek naszych rodaków w kontekście rewanżu za powiązania Żydów z
komunizmem, zemstą za kolaborację Żydów z sowieckim okupantem na ziemiach
wschodnich. Nikczemne to tłumaczenia. Tak, jakby ta domniemana czy nawet
rzeczywista współpraca mogła nas moralnie usprawiedliwić lub przynajmniej
zmniejszyć ogrom ciążącej na nas winy.
Niewiele spotkałem głosów, które by radykalnie i bez żadnego matactwa wezwały
nasze społeczeństwo do wyrażenia pokory i wyznania winy i powiedziały, że wreszcie
nadszedł czas, aby prosić Żydów o wybaczenie nam naszych win. Zróbmy to w duchu
chrześcijańskiej pokory i z odwagą. Bo tu potrzeba odwagi. A win mamy sporo, i
mamy Żydów za co przepraszać.
Fakty bolesnych zachowań Polaków w stosunku do Żydów są również cząstką naszego
historycznego dziedzictwa. Tak łatwo przychodzi nam identyfikować się ze
wzniosłymi wydarzeniami i postaciami z historii naszego narodu. Bądźmy
konsekwentni i uznajmy też i bolesne fakty z naszej historii. Nie zostawiajmy ich, to
są nasze sprawy i my musimy je uporządkować
Mamy często pretensje do Żydów, że nie ma u nich dla nas zrozumienia i że nie
doceniają oni naszego wkładu i pomocy niesionej im podczas wojny. Uratowaliśmy
przecież kilka czy nawet kilkanaście tysięcy Żydów. Tyle ponieśliśmy przy tym
własnych ofiar! Ale to nie jest pełny obraz. Pewien szczegół, który nie był zapewne
wyjątkiem, przynosi również historia tragedii w Jedwabnem. Jakby nie dosyć było
jednej zbrodni, polscy kaci szukają uratowanych Żydów i chcą ich wymordować. Z
trudem przychodzi mi to napisać, ale musimy sami sobie zadać to pytanie: ilu Żydów
sami wydaliśmy na zagładę? A ilu sami straciliśmy by przejąć ich dobytek lub krowę?
Polka, która uratowała w Jedwabnem siedmiu Żydów musiała potem wyjechać z
miasteczka w obawie o własne życie. Zmieniała miejsca zamieszkania, aż wreszcie
osiadła w Ameryce. Uratowani Żydzi do dziś dnia obawiają się spotkać z inną Polką,
która chce zrobić o nich film.
A ilu Żydów, którzy przeżyli piekło wojny i okupacji zostało wymordowanych przez
Polaków po wojnie? I tu statystyka może okazać się przerażająca. My wolimy o tym
nie mówić. Może jednak musimy zacząć mowić samą prawdę i tylko prawde, bo tylko
prawda może nas oczyścić.
* * *
Wiemy jak drogie naszej pamiąci są wszelkie przejawy martyrologii naszego
narodu, jak kultywujemy je w naszej pamięci. Są ważną częścią naszego
narodowego dziedzictwa. Uważam, że Żydzi czynią podobnie. Zapamiętali i
przekazują z pokolenia na pokolenie wszelkie przejawy zła i pogardy, jakie
doświadczyli i ciągle doświadczają od Polaków. Gdyby doświadczyli byli więcej
dobra, na pewno by to też teraz częściej wspominali. W świetle obecnie
ujawnionych faktów zaczynam Żydów rozumieć.
Zastrzegamy się, włącznie z naszymi władzami, że w Polsce nie ma antysemityzmu, a
jeśli już jest, to jako zjawisko marginalne. Ja uważam, że jest inaczej. Uważam, że w
niektórych kręgach naszego społeczeństwa kultywowany jest skrajny antysemityzm.
Będzie to brzmiało jak herezja, ale Kościół niewątpliwie ponosi największą winę za
stan świadomości naszego społeczeństwa w stosunku do Żydów. Kościół przez wieki
kształtował stereotyp pogardy i obojętności w stosunku do Żydów. Do Kościoła więc
również należy największa rola w tym, by, w imię miłości, naprawiać to, co zostało
popsute. I tu dochodzi rozpacz gdy dowiadujemy się, że niektóre kościoły są
miejscami dystrybucji anty-żydowskiej "literatury".
Wiemy o wielu przejawach skrajnego antysemityzmu, co ujawniło się przy okazji
kolejnych afer: krzyże oświęcimskie, napisy na domu Marka Edelmana w Łodzi, afera
ze szkołą im. Brzechwy. A teraz będziemy budować bloki mieszkalne na placu
załadowywania Żydów w Warszawie do Treblinki. Trzeba nie mieć żadnej ludzkiej
wrażliwości, aby decydować się na jakiekolwiek inwestycje na miejscach męczeństwa,
tak drogich Żydom. Wnet może przyjdą inne "akcje", pozbędziemy się Tuwima, a
później znajdziemy innych wrogów. Jakie wrażenie może wynieść pierwszy z brzegu
cudzoziemiec, który nigdy nic o nas nie słyszał, gdy zobaczy domy naszych miast
pokryte antysemickimi paszkwilami?
Wypominaliśmy i może dalej wypominamy Adamowi Michnikowi, że jest Żydem, a je
polski chleb. Czy tak wielu jest Polaków, patriotów wiekszego formatu niż Adam
Michnik? Czy nie jest bohaterstwem ze strony Żydów mieszkających teraz w Polsce
sam fakt, że w niej pozostają? Bo jak inaczej można określić sytuację, gdy ludzie chcą
tu zostać pomimo ciągłych na nich nagonek? Ten kraj jest im tak samo ojczyzną jak i
nam. Opamietajmy się, nie bądźmy skansenem Europy i pośmiewiskiem świata.
Różnorodność etniczna narodu jest jego bogactwem. A może my jesteśmy bliżsi
pogladów Haidera, niż się nam to wydaje? Nasz kraj często kojarzony jest w świecie z
antysemityzmem. Czyżby cały świat się mylił?
Jak dobrze byłoby, gdyby bolesna, 60. rocznica tragicznego pogromu w Jedwabnem
stała się okazją do pojednania między Polakami i Żydami. Nadszedł czas, aby
najwyższe polskie władze państwowe i kościelne wyraziły skruchę wobec ogromu zła
dokonanego Żydom przez Polaków. Ale daremne i puste będą to gesty pojednania, gdy
domy naszych miast będą nadal pokryte antysemickimi hasłami. Czy ogrom
ujawnionej tragedii w Jedwabnem nie jest wystarczającym wstrząsem, aby odmienić
nawet najbardziej zatwardziałego antysemite?
Nasz rodak, Papież Jan Paweł II, wskazał nam drogę do pojednania. Od nas samych
zależy, jak daleko zajdziemy po tej drodze.
Apeluję do naszych braci-Żydów: proszę Was, w imię tego samego Boga - wybaczcie
nam.
Jan Filipecki
marzec 2000
Teksty tematycznie związane, zamieszczone w Zwojach:
•
Józef Kardynał Glemp, Rabin Jacob Baker: Dwa głosy o Jedwabnem,
Zwoje
2/27, 2001
•
Andrzej Kobos: Summa Iedvabnensis Prymasa Polski,
Zwoje 2/27, 2001
•
Marek Kusiba, Jan Filipecki: Listy o Jedwabnem,
Zwoje 2/27, 2001
•
Waldemar Kontewicz: Gorzkie żale - Sąsiadów,
Zwoje 2/27, 2001
•
Andrzej Kobos: Spalona niewinność,
Zwoje 1/26, 2001
•
Lucjan Feldman: Piękne słowo Jedwabne,
Zwoje 1/26, 2001
•
Andrzej Kaczyński: Całopalenie,
Zwoje 3/23, 2000
•
Andrzej Kaczyński: Oczyszczanie pamięci,
Zwoje 3/23, 2000
•
Lucjan Feldman:
Ideografia dyskursu publicznego o Jedwabnem
(dostępnego w Internecie)
•
Wydawnictwo Pogranicze, Sejny:
Strona o Jedwabnem
Copyright © 1997-2001
Zwoje