Christopher Golden Buffy Cześć 1 Przepowiednie

background image

Buffy- Postrach Wampirów

Zaginiony Pogromca

Część Pierwsza

Przepowiednia

background image

Rozdział 1

Wszyscy ubrani i nie ma kogo zabić

Od strony Pacyfiku wiała chłodna bryza. Buffy Summers zapięła zamek błyskawiczny

swojej granatowej bluzy pod samą szyję i lekko zadrżała. No dobrze, był już listopad, lecz
przecież w południowej Kalifornii o tej porze roku zazwyczaj jest jednak trochę cieplej.
Kusiło ją, aby naciągnąć kaptur, ale dla Buffy kaptur na głowie za bardzo kojarzył się z
wizerunkiem zbiorowego gwałtu.

Wcisnąwszy dłonie w kieszenie bluzy, szła wzdłuż wody i mruczała coś do siebie pod

nosem. Od czasu do czasu spoglądała na nabrzeże, na rozmieszczone tu i ówdzie wytwórnie
konserw i na statki w oddali. W Sunndale były wspaniałe, kalifornijskie plaże, to miejsce
miało jednak inny charakter. Znajdowały się tu doki, część miasta, jaką Izba Handlowa starała
się za wszelką cenę odizolować od turystów. Swoją drogą to dziwne, że te uliczki nadal
widniały na planie miasta.

Dotychczas patrol przebiegał całkowicie spokojnie, tymczasem robiło się już późno.

Minęła północ, wiec Buffy powinna dawno wrócić do internatu. Nazajutrz musiała zdążyć na
zajęcia, które rozpoczynały się za dziesięć dziewiąta, ona zaś postanowiła, że tym razem się
nie spóźni. Teraz, gdy rozpoczął się rok szkolny, bardzo chciała się poprawić. Rada
Obserwatorów stwierdziła autorytatywnie, że Pogromca musi się wyzbyć prywatnego życia i
poświęcić się skuteczniej walce z siłami ciemności.

Bez względu na wszystko, Buffy chciała im udowodnić, że jednak się mylą. Będzie

najbardziej skutecznym Pogromcą, jaki kiedykolwiek żył, ale jednocześnie zamierza uczyć
się i brać czynny udział w życiu towarzyskim akademickiej społeczności. W liceum nie
umiała pogodzić tych dwóch rzeczy i kilka razy potwornie narozrabiała. Teraz jednak miało
być inaczej. Być może nigdy nie będzie normalnym człowiekiem, lecz posiadała moc i
fizyczne umiejętności, wynikające z funkcji Pogromcy, za pomocą, których zamierzała
skutecznie podołać wszystkim zadaniom.

O ile uda się jej zdążyć na poranne zajęcia.
Co ja robię na tym odludziu?, pomyślała.
Odpowiedź nadeszła szybko, prosta i zrozumiała: wykonuje zadanie.
Robiła dokładnie to, co do niej należało. Buffy była Pogromcą, wybranką, jedyną

dziewczyną na całym świecie, która posiadała moc, by zwalczać siły ciemności.

Stwierdziła, że dzisiejsza noc jest bardzo spokojna. Patrolowanie Sunnydale było

ważną częścią misji, wypełnianej przez Pogromcę. Jednak gdy nic się nie działo, w jej myśli
wkradał się cień wątpliwości: czy faktycznie uda jej się zrealizować swoje plany i pogodzić
szkołę, mamę i przyjaciół z obowiązkami Pogromcy.

Teraz potrzebowała silnego bodźca do działania, adrenaliny oraz ładnego, soczystego

potwora, albo jeszcze lepiej dwóch. Widzicie? Oto Buffy i potwór. Buffy kopie potwora w
tyłek. Właśnie tego potrzebowała, aby nie stracić koncentracji.
Naglę ciszę rozdarł czyjś przeraźliwy krzyk oraz głuchy odgłos strzału. Stało się to tak
niespodziewanie, że Buffy skuliła się i trwała tak, nawet gdy echo salwy rozmyło się gdzieś
ponad falami. Krzyk zabrzmiał dość złowieszczo, lecz mimo to na twarzy Buffy pojawił się
lekki uśmiech. Z bijącym jak oszalałe serce puściła się galopem wzdłuż nabrzeża. Szybko
przebierała nogami, biegnąc pomiędzy kapitanatem portu a długim betonowym budynkiem,
gdzie mieściły się biura różnych firm spedycyjnych i armatorów. Czekała, aż rozlegnie się
kolejny krzyk, lecz bezskutecznie. Przy Dock Street instynktownie skręciła w kierunku miasta
i pobiegła obok sklepu monopolowego, mijając również kilka zniszczonych bloków
mieszkalnych, których lokale przeznaczone były głównie na wynajmem dla rybaków i
marynarzy statków handlowych.

W połowie kolejnego krótkiego bloku ujrzała uszkodzony, migający neon, który

zwisał przed wejściem do Akwarium. Doświadczenie podpowiadało jej, że trafiła we

2

background image

właściwe miejsce. Na ulicy nic się nie działo, więc Buffy stanęła u wylotu śmierdzącej uliczki
przylegającej do baru- tak brudnego, ze określenie go mianem knajpy stanowiłoby obraz dla
wszystkich knajp na całym świecie.
W alejce panował zupełny spokój.
Buffy zmarszczyła czoło. Być może tym razem instynkt okazał się zawodny. Rozejrzała się
dookoła, poszukując jakichkolwiek znaków, które zaprowadziłby by ją do osoby, która
wydała z siebie ów przeraźliwy krzyk. Podczas patroli bywała już w tej okolicy: w Akwarium
polowały najniższej rangi wampiry, bojąc się zwrócić na siebie uwagę Pogromcy.
Najwyraźniej błędnie sądziły, że Buffy nigdy tu nie zagląda. Z ciemności w głębi alejki
dobiegł czyjś stłumiony śmiech. W mroku, gdzie stworzenia wydawały z siebie rechoty,
przepełnione złośliwością i perwersyjną satysfakcją, cos się działo.
Buffy ruszyła zaciemnioną alejką miedzy blokami, po czym zatrzymała się na rogu jednego z
domów, przywierając plecami do ceglanej ściany. Z lewej strony, na tyłach Akwarium, miała
niewielki chodnik, oświetlony pojedynczą żarówką, która sterczała na tylnich drzwiach baru.
W jej mdłym żółtym świetle ujrzała pojemnik na śmiecie, wypełnionym po brzegi
potłuczonymi butelkami po piwie oraz resztkami tego, co pracownicy knajpy żartobliwie
nazywali jedzeniem.
Był to wąski zaułek, który biegł na tyłach kilku domów mieszczących małe firmy. Buffy
zdziwiła się, że śmieciarce przynajmniej raz w tygodniu udawało się jednak zmieścić na tej
uliczce. Oczywiście śmierdziało tu okropnie. Lecz najistotniejsze było to, że miejsce
wyglądało na odludne i niebezpieczne: z jednej strony ograniczał je rząd domków, z drugiej
siatkowany parkan. Chyba nikt nie przyszedłby tu z własnej woli.
A jednak dopadły tu tę kobietę- i to zupełnie samą.
Wampiry.
Były ich trzy. Tłoczyły się wokół kobiety, która krzyknęła jeden, jedyny raz, a potem już nie
była w stanie wydobyć z siebie głosu. Wpiły się w nią, jakby znajdowały się w transie – jeden
przyssał się do gardła, wbiwszy kły w miękkie ciało, po którym płynęła strużka krwi, plamiąc
jej koszulkę z wizerunkiem grupy Areosmith, pozostałe dwa zaś przywarły zębami do ramion
ofiary i piły krew nieco mniej łapczywie niż ich kompan. Na ich skórze Buffy spostrzegła
jakieś nie znane jej symbole- ich znaczenia mogła się jedynie domyślać. Pozostałe części
ciała bestii zakrywały skórzane ubrania.
Kobieta miała może około czterdziestu lat, nosiła T-shirt z podobiznami członków Areosmith
oraz obcięte dżinsowe szorty. Nie miała tu absolutnie nic do roboty, chyba że była regularną
klientką Akwarium, gdzie na co dzień rozbrzmiewała ostra, hardrockowa muzyka, a wszyscy
goście pili na umór. Kobieta mogła mieć dwadzieścia cztery lata, a wyglądać na czterdzieści,
lecz mimo to chłopcy na pewno tracili dla niej głowę.
Co za życie. Buffy nie rozumiała, po co istnieją takie miejsca jak Akwarium, nie rozumiała
też bywalców tego rodzaju knajp.
Jednak wcale nie musiała rozumieć owych ludzi, by przejąć się ich losami, by podjąć
działanie i dokonać aktu zemsty. Skoro krwią kobiety pożywiały się aż trzy wampiry, ofiara
wisiała już zupełnie bezwładnie, a jej oczy utraciły wszelki blask- Buffy nie miała już
wątpliwości, że nieszczęsnej nie można już pomóc.
Za późno, pomyślała z goryczą.
Z pochwy umieszczone na plecach wyjęła długi kołek z gładką rączką o ostrym, spiczastym
końcu. Lubiła ważyć go w dłoni. Nabrawszy powietrza, wyszła z ukrycia na słabo oświetloną
uliczkę, stając tuż przed wielkim niebieskim pojemnikiem na śmieci. Wampir, którego kły
tkwiły w szyi kobiety, chrząknął i podniósł na nią wzrok. Miał na twarzy czarny tatuaż z
wizerunkiem nietoperza o rozpostartych skrzydłach, ze środka, których spoglądały oczy
krwiopijcy. Koło szczęki miał jakby nieco zdeformowany symbol przypominający drzewo
bonsai. Wtem jego oczy zwęziły się.

3

background image

Zaraz Buffy pomyślała, że to jedynie efekt wywołany żółtawym światłem, lecz po chwili
zrozumiała: to wcale nie iluzja. Oczy wampira wydawały z siebie słabą pomarańczową
poświatę, natomiast z całego ciała emanowała jakaś niezwykła moc i energia. Takiego
wampira jeszcze nigdy dotąd nie widziała. Przez chwilę wahała się, zaraz jednak
odchrząknęła, kręcąc głową, gdyż przypomniała sobie, jak bardzo pragnie odbyć walkę.
Uważaj na swoje pragnienia, pomyślała.
-Nie potrafię tego ocenić- powiedziała czystym, ostrym głosem- Być może należycie do
jakiego gangu. Na przykład do Latających Szczurów z Sunnydale.- Zaczęła liczyć możliwości
na palach lewej dłoni, prawą wciąż zaciskając na kołku.- Być może zabłądziliście w drodze
na spotkanie z miłośnikami komiksów. A może potraciliście głowy na punkcie „Matriksu” i
nie umiecie już żyć poza filmową rzeczywistością.
Wampiry puściły bezwładne ciało kobiety, które osunęło się brudny chodnik. Buffy
spostrzegła, że ich oczy również świecą pomarańczowo, że emanują niezwykłą mocą, czego
dotąd nigdy nie spotkała u wampirów. Okazało się, że wszystkie trzy mają na twarzach
wytatuowane nietoperze, których skrzydła nachodziły na pomarańczowe oczy. Łączny efekt
był głęboko niepokojący. Ruszyły powoli w kierunku Buffy, otaczając ją półkolem, jakby
chciała odciąć jej drogę ucieczki. Oczywiście wcale nie miała zamiaru uciekać.
-Istnieje tez czwarta możliwość- rzekła leniwie. –A mianowicie, że wszystkie te opcje są
prawdziwe.
Trzy wampiry zaczęły na nią warczeć, ich kły połyskiwały w przyćmionym świetle, oczy
płonęły wrogo. Poruszały się równocześnie, atakowały razem zajadle i wściekle, co mogło
sugerować, że są barbarzyńskie i głupie jednakże Buffy zdawała sobie sprawię z ich- co
prawda mrocznej, lecz mimo to wysokiej- inteligencji. Nie odzywały się ani się ani słowem.
Buffy nie podobało się to milczenie. Zadziorne i pyskate wampiry zwykle stanowiły łatwą
zdobycz, milczące bywały o wiele bardziej niebezpieczne. Syknęły i ruszyły na nią
jednocześnie. Buffy przywarła plecami do metalowego pojemnika na śmieci, krzywiąc się z
powodu fetoru i nieodpowiedniego towarzystwa. Nagle skoczyła do przodu, Wampir po jej
prawej stronie stał w odległości jedynie kilkudziesięciu centymetrów, więc pochyliła się i
przemknęła obok niego, po czym szybko wyskoczyła w górę, waląc przeciwnika łokciem w
tył głowy, która uderzyła z trzaskiem o metalowy pojemnik. Buffy nawet nie spojrzała w tę
stronę. Bonsai znalazł się przy niej szybciej, niż oczekiwała. Gdy odwróciła się, by wybić w
niego kołek, już ją atakował, chwytając silnymi łapami za gardło i podnosząc w górę.
Zdumiała ją siła wampira. Wszystkie odznaczały się dużą mocą, tym razem jednak
doświadczyła czegoś zupełnie nowego. Stwór rzucił nią o pojemnik z taką siłą, że uderzyła
głową o metal. Gdyby była zwykłym człowiekiem, człowiekiem tym momencie już by nie
żyła. Lecz Buffy nie była normalnym człowiekiem. Była Pogromcą.
Zobaczyła wszystkie gwiazdy. Bestia dusiła ją jeszcze mocniej, uniemożliwiając oddychanie.
Zamrugała gwałtownie, czując ogromne wyczerpanie, zmęczenie, którego niespodziewanie ją
ogranego. Waliła potwora po twarzy i piersi, próbowała oderwać alce od swojej szyi, jednak
bezskutecznie. Być może to wampir jakimś sposobem wysysał z niej energię, a może po
prostu brakowało jej powietrza. Zresztą ta kwestia nie miała znaczenia. Należało uwolnić się
od uścisku Bonsai. Ponad jego ramieniem widziała pozostałe dwa wampiry- najwyraźniej
uderzony napastnik odzyskał już siły. Stały wyczekująco, uśmiechając się niczym hieny. Te
uśmiechy wkurzyły ją.
Z najgłębszych czeluści swojego wnętrza wydobyła całą siłę Pogromcy. Za plecami miała
ścianę pojemnika, wiec szybko ugięła nogi, oparła stopy na piersi wampira i odepchnęła go
mocno. Wyrzuciwszy ręce w górę, chwyciła krawędź pojemnika. Dwa pozostałe potwory
rzuciły się na nią, lecz odepchnęła je mierzonymi kopnięciami i zeskoczyła na chodnik,
przysiadając lekko na ugiętych nogach.

4

background image

Szarpiąc się z napastnikiem , upuściła kołek Teraz chwyciła go w dłoń, gdy trzy bestie
ponowiły atak. Pierwszy ruszył Bonsai. Nie bronił się prawie, zapewne przekonany, że cudem
udało się jej wyzwolić z uścisku za gardło, że przewyższa ją swoją mocą. Ugodziła go w
pierś, wbijając mu szpic kołka prosto w serce. Oczy potwora rozszerzyły się komicznie na tle
rozpostartych skrzydeł wytatuowanego nietoperza, jego twarz nagle poszarzała. Stęknął
boleśnie, tłumiąc okrzyk.
Buffy postanowiła, że drugi raz nie da się zaskoczyć i nie pozwoli, by ją zaatakowały. Źródło
niezwykłej siły tych osobników i ciemnopomarańczowego światła w ich oczach być może
uniemożliwiało im również pobieranie energii od ludzi tej samej zasadzie, na jakiej wysysały
z nich krew.
Dwa potwory natarły na nią z szybkością błyskawicy. Buffy wykonała kopnięcie z pełnego
obrotu, odrzucając jednego daleko do tyłu, drugiego jednak, na którego ciele widniała
najwięcej tajemniczych tatuaży, wytrącił jej z ręki kołek. Potoczył się po chodniki i znikł w
głębokim cieniu. Wtedy wampir chwycił ją za włosy, wyrywając szarpnięciem spory pukiel.
Zaczęła krwawić. Ciągnął mocno, odchylał jej głowę do tyłu, by obnażyć szyję. Patrzył na nią
z góry pomarańczowymi, hipnotyzującymi oczami, zbliżając kły do gardła.
Buffy zmarszczyła czoło. Nie mogę dopuścić, by zupełnie pozbawił mnie siły. Gwałtownym
ruchem uderzyła głową prosto w jego twarz, rozbijając mu nos. Zatoczył się i cofnął o kilka
kroków.
-Żartowniś z ciebie. Atakując mnie, skazujesz się na śmierć, kretynie. A to idiotyczne
udawanie Nosferatu wcale na mnie nie działa.
Wciąż mówiąc, podeszła bliżej i zamachnęła się ręką. Wampir próbował się bronić, lecz nie
miał żadnych szans. Stracił swoją przewagę i już nie będzie mógł jej odzyskać. Buffy
wykonała szybki obrót i kopnęła go w pierś. Rozległ się trzask łamanych żeber, a napastnik
potoczył się do tyłu, uderzając plecami w druciany parkan. Buffy odnalazła kołek. Pozostałe
dwa wampiry znowu przystąpiły do natarcia. Przyszło jej do głowy, że nie tylko odznaczają
się wyjątkowa siłą- są też wyjątkowo bestialskie, lecz jednocześnie zdyscyplinowane i karne.
Tatuaże wskazywały, że ich posiadacze nalezą do jakieś organizacji, co samo w sobie było
bardzo niepokojące, zwłaszcza że organizacje wśród wampirów były zjawiskiem niezwykle
rzadkim.
Buffy wyprowadziła boczne kopnięcie, trafiając napastnika zbliżającego się z jej prawej
strony, drugim celnym kopnięciem uderzyła w szczękę jego kompana, który natychmiast
padła jak ścięty na ziemię. Rzuciła się na niego z przygotowanym kołkiem w ręku i już po
chwili bestia zmieniła się w kupę pyłu. Powiew bryz od strony oceanu zmiótł go z ulicy,
unosząc jednocześnie smród gnijących ryb i zepsutego piwa.
Ten który przeżył klęczał teraz, jęcząc cicho. Buffy przewróciła go kopnięciem. Znowu
uderzył w pojemnik na śmieci. Chwyciła go za gardło, przystawiając mu kołek do piersi, na
wysokości serca.
-Co oznaczają te tatuaże?- spytała ostro.
Wampir uśmiechnął się, zlizując własną krew ze swoich warg i poplamionych na czerwono
zębów. Skóra na jego czole pękła, psując nieskazitelny dotąd wizerunek nietoperza.
-Nie podoba mi się, że wszyscy nosicie takie same znaki. I że wcale się nie odzywacie. Ktoś
tu stara się za wszelką cenę udoskonalić wizerunek wampira. Oczekują odpowiedzi. Możesz
mi ich udzielić i umrzeć lekką śmiercią, w przeciwnym wypadku przykuję cię nagiego do
dachu jednego z budynków, uchodzącego za biurowce, a gdy wzejdzie słońce, spalisz się
powolutku, centymetr po centymetrze. Być może jesteś jakimś lepszym, udoskonalonym
modelem wampira, ale założę się że i tak spłoniesz żywcem.
Tamten wzdrygnął się. Wyraziste kontury jego czoła jeszcze bardziej zaostrzyły się, z
czeluścią gardła dobiegło nieprzyjemne niskie warknięcie.

5

background image

Buffy mocniej przycisnęła dłoń trzymany w dłoni kołek, a kiedy jego zaostrzony szpic przebił
skórę, przycisnęła napastnika całym ciężarem swojego ciała i uraczyła do takim samym
warczeniem. Obserwowała bacznie jego ręce, na wypadek gdyby zechciał odsączyć z niej
energię, tak jak wcześniej uczynił to Bonsai.
-Te symbole i poruszanie się w grupie oznacza, że jest was więcej niż trzech. Ilu? Kto wam
przewodzi? Gdzie ich znajdę?
-Nie będziesz musiała go szukać- odwarknął stwór stłumionym głosem. Buffy nie rozpoznała
jego akcentu.- Camazotz odnajdzie ciebie. I ma pod komendą legiony innych.
-Gdzie?- rzuciła agresywnie.
Roześmiał się jej w twarz, gardłowo, z budzącą niepokój wyższością. Buffy wstała, kopnęła
wampira prosto w pierś, po czym postawiła go na nogi i ponownie gwałtownym ruchem
rzuciła nim o pojemnik.
-Nadchodzi świt- rzekła swobodnym tonem.- Upieczesz się jak grzanka w tosterze.
Z oddali dobiegło wycie syren. Buffy spojrzała na tylnie drzwi Akwarium u ujrzała oczy-
ludzkie oczy- które obserwowały ją z wnętrza. Drzwi były uchylone ledwie kilkanaście
centymetrów, a gdy skierowała tam wzrok, zatrzasnęły się szybko. Syreny były coraz bliżej.
Ostatnią rzeczą, jakiej teraz pragnęła, było odpowiadanie na pytania. Nie miała czasu, aby
zaciągnąć wampira na koniec uliczki i tam przytwierdzić go do dachu. Buffy poczuła
narastającą wściekłość, lecz opanowała się. Nic nie może na to poradzić. Poza tym nie mogła
siedzieć przy tej kreaturze cała noc, bo rano nie zdążyłaby na zajęcia.
- Masz ostatnią szanse- Powiedziała do wampira- Czujesz zapach własnej śmierci?
Pomarańczowe, dzikie i nieustraszone oczy płonęły zimnym ogniem.
Buffy zmieniła go w kupkę popiołu.
- Niestety, Giles nie otrzyma materiału do swoich badań- mruknęła pod nosem.
Ciało ofiary wampirów leżało przy ścianie Akwarium; koszulka z zespołem Areosmith była
podwinięta pod same ramiona Buffy wiedziała, że kobieta nie żyję, jednak przyklękła przy
niej, starając się wyczuć tętno. Nie mogła odejść, nie sprawdziwszy. Oczywiście nie
stwierdziła żadnych oznak życia.
Radiowozy policyjne był już blisko.
Wstała i puściła się biegiem uliczką z tyłu domów, gdzie stały kolejne pojemniki pełne
śmieci. Na końcu bloku stanęła i spojrzała za siebie. W zaułku migotały niebieskie światła
policyjnych samochodów, które jechały drogą zarezerwowaną jedynie dla śmieciarek. Buffy
skręciła za róg. Światła zostały w tyle.
Włożyła kołek powrotem do pochwy. Wcześniej odczuwała chłód, teraz jednak było jej za
gorąco, wiec rozpięła bluzę i zwiesiła ją sobie w pasie. Gdzieś na oceanie odezwał się sygnał
ostrzegawczy na boi. Z przyjemnością wdychała słone powietrze, czując przypływ nowych
sił.

Kiedy Buffy w końcu położyła się do łóżka, nie mogła zasnąć. Gdy tylko zamykała powieki,
od razu widziała tę płonące pomarańczowe oczy, czuła na szyi zaciskające się, mocne dłonie i
upływ witalnych sił. Nie mogła zebrać myśli, gdy przypominała sobie ten nowy gatunek
wampirów. Należały do jednej grupy, o czym świadczyły podobne tatuaże i inne atrybuty.
Nie byli to samotnicy, którzy indywidualnie wyszukiwali swoje ofiary. Działały zespołowo.
Nazajutrz będzie musiała porozmawiać o tym z Gilesem, zastanowią się wspólnie, z kim mają
do czynienia. W końcu, wyczerpana, pogrążona się we śnie.
Śniło jej się, że znowu była w dzielnicy domków.

6

background image

W każdej ciemnej uliczce jarzyły się pomarańczowe oczy. Od strony nabrzeża dobiegały
sygnały ostrzegawcze boi. Fale poruszały drewnianymi balami i rozbijały się o brzeg. W
powybijanych, ciemnych oknach jakiegoś magazynu, który znajdował się po jej lewej stronie,
gwizdał chłodny wiatr, unoszący wzdłuż ulicy różne śmiecie. Po chodniku toczyła się pusta
butelka po piwie, pobrzękując niczym żałobne dzwonki.
Buffy przyspieszyła kroku. Stojące w głębokim cieniu nie atakowały jej, lecz gapiły się swymi
świecącymi ślepiami. Czuła się słaba, zalękniona, jak zaszczute zwierze…
Kiedy podniosła wzrok ujrzała ducha, który stał na jej drodze, blokując przejście. Buffy
cofnęła się, z bijącym sercem szykując się na odparcie ataku. Jednak w okamgnieniu jej
strach ustąpił. Faktem jest, że stał przed nią duch, lecz nie miał wobec niej żadnych złych
zamiarów. W rzeczy samej, zmarła kobieta, której nieuchwytny, przezroczysty duch unosił się
teraz w powietrzu, setki lat temu sama była Pogromcą.
-Lucy?- wykrzyknęła zdumiona Buffy.
Oto ścieżkami metafizycznymi świata wędrował duch Lucy Hanower, ścieżkami między
światem realnym i przyszłym, pomagając zagubionym duszyczkom odnaleźć drogę do celu.
Już kilkakrotnie udzieliła pomocy Buffy, chociaż zazwyczaj ukazywała się Willow- zapewne
obie lepiej się rozumiały.
-Przychodzę do ciebie z ostrzeżeniem, Buffy Summers- Zaszemrał duch głosem
przypominającym szelest liści poruszanych wiatrem- Podczas moich wędrówek napotkałam
dusze starożytnej wróżki. Owa Wieszczka opowiadała o strasznych rzeczach, jakie mają się
wydarzyć.
Poprzez transparentną postać ducha Buffy wiedziała znajdującą się za jego plecami ulicę, a
na niej starego Dodge’a, psa na zardzewiałym łańcuchu, który biegł w ich stronę i właśnie
zaczął szczekać. Na ten dźwięk Buffy rozejrzała się dookoła w nadziei, że nie zjawi się policja,
by sprawdzić, co się dzieje. Wiedziała, że policjanci nie przyjadą. Przecież to tylko sen. Ale w
wypadku Pogromcy sen rzadko bywał zwykłym snem. Chociaż przychodził w czasie nocnego
odpoczynku, obraz Lucy był zdecydowanie zbyt realistyczny. Lucy mówiła tak cicho, że jej
głos niemal ginął w szumie rozbijających się o nabrzeże fal.
-To będzie twoja winna- powiedział duch.
-Co masz na myśli- spytała Buffy.- Co się wydarzy?
-Na razie nie potrafię powiedzieć nic więcej. Poszukam Wieszczki i sprawdzę czy jej wizja
stała się bardziej wyraźna. Do tego czasu uważaj na to co robisz i strzeż się ciemnych sił,
które zbierają się wokół ciebie.
Duch Pogromcy błysnął delikatną poświatą i znikł, zmieniając się zaraz w mgiełkę, podobną
do obrazu w zepsutym telewizorze lub do kropli deszczy rozpryśniętych na szybie samochodu.
Po chwili Lucy już nie było. Buffy patrzyła na puste miejsce. Pies wciąż szczekał.

Zamrugała szybko. Nieustający strach, jak w sobie nosiła, nie dawał o sobie zapomnieć,
nawet gdy zasypiała.
-Wspaniale. Wielkie dzięki- szepnęła, zapadając w drzemkę.- To naprawdę cenna pomoc.
Nie był to jednak ostatni sen tej nocy.
Ani też najgorszy.

7

background image

Rozdział 2

-Buffy.
Śniła o tym, że śpi w ramionach Angela, przy ogromnym kamiennym kominku, w którym
rozpalił wielki ogień. Wiedziała, że nie może liczyć na nic więcej niż pieszczoty, lecz mimo to
jego silne ramiona, którymi ją obejmował, dawały jej ogromne poczucie zadowolenia. I
spokoju. Spokoju, którego zwłaszcza na jawie nie było jej dane zaznać.
Szczęście.
Które jednak szybko ustąpiło miejsca mrocznemu podejrzeniu. Zmarszczyła czoło. Coś
usiłowało wedrzeć się w jej umysł, wyrwać ją z delikatnych objęć Angela do świata pełnego
chaosu, strachu i smutku.
-Buffy!
Coś chwyciło ją lodowatą dłonią za ramię, odbierając całe ciepło, jakie dochodziło z
kominka. Buffy potrząsnęła głową, starała się nie poddawać mocy napastnika. Spojrzała na
Angela, lecz ten spała nie świadomy, że coś atakuje Buffy, że chce ją od niego oderwać i
uprowadzić.
-Nie!- krzyknęła, wyrywając się z lodowatego uchwytu. Wyprowadziła potężne uderzenie z
bekhendu…
-Nie!- krzyknęła, siadając na łóżku, mrużąc oczy, z których otarła resztki snu. Powoli
powracała jej świadomość, jasne myśli przedzierały się do jej umysłu, torując sobie drogę
poprzez gąszcz pajęczyny, jaka spowiła jej myśli podczas nocy.
Buffy zamrugała. Kłykcie bolały ją jeszcze od uderzenia, które wykonała przed chwilą.
Spojrzała na swoją dłoń i nagle przerażona odwróciła się w prawo, gdzie siedziała jej
najlepsza przyjaciółka i współlokatorka w jednej osobie- Willow Rosenberg- i z
zaniepokojonym obliczem trzymała ją za rękę. Miała szeroko otwarte, niemal przerażone
oczy, usta rozchylone na kształt litery „o”, co w innych okolicznościach zapewne wyglądałby
dość komicznie.
-O Boże, Will- jęknęła oszołomiona Buffy- Byłam… Miałam straszny sen. Przepraszam.
Willow potarła sobie policzek, marszcząc czoło.
-Ostatni raz próbowałam cię obudzić- westchnęła sfrustrowana, po czym zabrała z oparcia
swojego krzesła cienki seterek i zaczęła go wkładać.
-Nic ci nie jest?- spytała Buffy. Wygramoliła się z łóżka, odgarniając z twarzy potargane
włosy.- Ja po prostu… nie wiem, co się stało. Miałam ten sen i wydawało mi się, że to
budzenie było jego częścią, ale w śnie byłaś strasznym potworem, którego chciałam…
Buffy opowiadała dalej, a tymczasem Willow podeszła do lustra i zaczęła delikatnie dotykać
wciąż powiększającego się czerwonego placka na lewym policzku. Gdy nacisnęła go trochę
zbyt mocno, syknęła z bólu. Buffy- przerażona tym, co zrobiła- przestała w końcu mówić i
obserwowała przyjaciółkę, która po chwili odwróciła się do niej.
-Twój budzik dzwonił już kilka razy. Ściszałaś go, a w końcu wyłączyłaś na dobre. To było
pół godziny temu. Ponieważ za- spojrzała na zegarek- siedem minut zaczynają się twoje
zajęcia, pomyślałam, że lepiej będzie, jeśli cię obudzę. Mówiłaś, że musisz być na nich
obecna.
Buffy otworzyła usta, lecz nie wypowiedziała ani słowa. Z długim westchnieniem pokręciła
głową.
–Naprawdę bardzo cię przepraszam, Will. Ostatniej nocy bardzo późno wróciła z patrolu. To
przez ten sen tak mnie poniosło. Czy mogę ci to jakoś wynagrodzić?- spytała radośnie.-
Stawiam mochaccino.
Jeszcze przez moment Willow spoglądała na nią grobowo, czego Buffy wcale nie mogła mieć
jej za złe. Lecz nagle oblicze Willow rozjaśniło się, chociaż czerwony ślad wciąż na nim
pozostawał. Uśmiechnęła się półgębkiem i lekko wywróciła oczy.

8

background image

–Po ostatnich zajęciach, dziś po południu. Chce dużo bitej śmietany. Czuje się bardzo
osłabiona– Westchnęła. –Musze trochę potrenować okazywanie złości, bo za szybko mięknę.
Buffy współczująco pokiwała głową.
-To nie twoja wina. Nie byłam fair. Wiem, że uwielbiasz mochaccino.
-Odbierają mi silną wole -zgodziła się Willow.- Na tym polega istota walki z twoimi
przyjaciółmi. Porażaniem wiedzą o ich słabościach.
-I właśnie nie należy tego robić, bo w tedy nie ma zwycięzców.
Willow uśmiechnęła się szeroko, po czym syknęła z bólu. Buffy podeszła do niej szybko.
-Will, naprawdę tak bardzo cię boli? Mam nadzieje, że nie uszkodziłam ci kości. Pozwól, że
zobaczę.
Zbliżyły się do na wpół otwartego okna, gdzie Buffy mogła dobrze przyjrzeć się twarzy
Willow w dziennym świetle. Opuchlizna nieco zmalała, ale zaczerwienie szybko ustępowało
miejsca fioletowemu siniakowi, który z pewnością będzie zwracał powszechną uwagę, czego
Willow raczej wolałaby uniknąć.
Przez uchylone okno powiało chłodem. Buffy zadrżała lekko.
-Kiepsko to wygląda. Nie chcesz tego maskować? Mam dobry podkład, mogę ci go pożyczyć.
Willow ze smutkiem pokręciła głową.
-Nie ma czasu. Poza tym wyglądałoby to jak pamiątka po małżeńskiej sprzeczce, nie sądzisz?
Nie chcę, aby ludzie myśleli, że mam coś do ukrycia. To by źle świadczyło o mnie, a jeszcze
gorzej o Ozie.
-Oz mnie zamorduje- stwierdziła z bólem na twarzy Buffy.
-Oznaczyłaś jego dziewczynę- podsumowała z ponurą rezygnacją Willow. Potem stanowczo
pokiwała głową.- Porozmawiam z nim. Może uda się powstrzymać go od dokonania ataku
zemsty. Nowy błyszczący brokat powinien to zakryć, potrzebuje jedynie na to trochę czasu.
To znaczy po zajęciach. A właśnie, witaj, moja klaso. Jesteś zupełnie nową Buffy, pamiętasz?
Superdziewczyna. Powinnaś już iść.
Buffy ogarnęła panika. Kolejne kilka dni będzie dla niej prawdziwą próbą, która wykaże, czy
wytrwa w postanowieniu i odmieni swoje życie. Nazajutrz czekała ją nie tylko egzamin z
historii- musiała tez przygotować na poniedziałek pracę pisemną z socjologii. A jeszcze na
dodatek w mieście zaczęła grasować nowa grupa „przyjemniaczków”.
Czasami czuła się jak doktor Jekyll i pan Hyde- ona, Buffy i Pogromca w jednym ciele, gdzie
jedna osobowość przejmowała dominującą rolę i psuła życie drugiej. Akurat uderzenie
najbliższej przyjaciółki było tego najlepszym przykładem. Jednak Buffy wiedziała, że jeśli
bardzo się postara, uda jej się zachować równowagę.
-Trochę się spóźnię- powiedziała- Profesor Blaylock będzie zły, ale muszę porozmawiać z
Gilesem. W mieście pojawił się nowy talent. Chce się dowiedzieć, z kim mam do czynienia.
Zatroskana Willow pokręciła głową.
-Pójdziemy tam po południu, po obiecanej kawie. Też mnie korci, żeby zbadać tę sprawę.
-Sama się tym zajmę- rzekła szybko Buffy.- Ty masz na głowie inne zmartwienia.
-Ty również- przypomniała jej Willow. Po chwili wzruszyła ramionami.- Pamiętaj, że zawsze
możesz liczyć na moją pomoc.
-Dzięki. Daj mi jedną chwilkę.
Zatelefonowała do Gilesa. Skrzywiła się, słysząc w słuchawce powitanie z automatycznej
sekretarki.
-Giles, to ja- odezwała się.- Wczoraj miałam trochę zwariowany patrol. Musimy
porozmawiać. Zadzwonię później.
Z westchnieniem odłożyła słuchawkę. Willow obserwowała ją niecierpliwie. Buffy jak
najszybciej włożyła gruby, wełniany dżersej i niebieskie dżinsy. Gwałtownymi ruchami
zaczęła szukać gumki, w końcu znalazła ją i spięła sobie włosy.

9

background image

-Wiesz, po tym, co było z Kathy, zaczynam myśleć, że chyba nie nadajesz się, by dzielić z
kimś pokój- stwierdziła Willow, unosząc szelmowsko jedną brew.
Oczywiście żartowała. Na początku pierwszego roku studiów Buffy wylądowała w jednym
pokoju ze strasznie denerwującą współlokatorką, kompletnie zepsutą, niesforną dziewczyną o
fatalnym guście muzycznym i zerowym poziomie udzielania się towarzysko. Był również
demonem, ale to już zupełnie inna historia.
-Nie ma co, fajna z ciebie kumpela, Will. Wielkie dzięki- rzekła sucho. Uśmiechnęła się
lekko, kącikiem ust, siadając na łóżku, by nałożyć pantofle.
-No dobra, wychodzę i wracam o zwariowanych godzinach, ale uważam się za dobrą
współlokatorkę. Zresztą ty sama wcale nie jesteś taka idealna. Zostawiasz mokre ręczniki na
dywanie, rozrzucasz płyty po całym pokoju, nie mówiąc już o nauce. Wkuwasz całymi
dniami, aż mam kompleks niższości. Kathy przynajmniej miała usprawiedliwienie, bo była
demonem. A jaka jest twoja wymówka??
Willow nie odpowiadała, więc Buffy uniosła wzrok i ujrzała autentyczny ból na twarzy
przyjaciółki, ból, który po chwili zmienił się w złość.
-Nigdy nie twierdziłam, że jestem doskonała.
-Hej, przecież ja się tylko droczę- rzuciła wesoło Buffy, lecz już po chwili wcale nie była tego
taka pewna. Jakaś część jej osobowości była bardzo pewna słuszności wypowiadanych słów.
Wyrzuciła je z siebie dlatego, że była zmęczona i podenerwowana, ale nie mogła ich już
cofnąć.
Podeszła do Willow i położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki.
-Naprawdę- zapewniła ją.
-Wiem- Willow kiwnęła głową.- Obie jesteśmy niedospane, przez co czasem mamy różne
odbicia i trudno nam pojąc, co się dzieje w szkole. Czuję się trochę jak żona, bohaterka
telenoweli. Może powinnaś zostawić stresy związane z twoim zajęciem w miejscu pracy. I tak
mamy dość kłopotów na głowie.
Buffy westchnęła z ulgi.
-Załatwione. Już wychodzimy, jeszcze tylko umyję zęby.
-Jeśli nie masz nic przeciwko temu, ja już pójdę- odparła Willow, kierując się do drzwi.- nie
chcę się spóźnić na zajęcia.
-Aha- powiedziała cicho Buffy.- No dobrze.
Willow wyszła, zamykając za sobą drzwi. Buffy dłuższą chwilę, patrzyła w tamtym kierunku,
odtwarzając w myślach całą scenę. Przyjaciółka zbagatelizowała incydent, lecz Buffy miała
świadomość, że rzucone przez nią słowa musiały być bolesne. Mogła jej wybaczyć uderzenie
w twarz, lecz wypowiadane poważnym tonem komentarze dotyczące zachowania Willow
jako współlokatorki z pewnością dotknęły ją do głębi. Miała tylko nadzieję, że w ciągu dnia
ta przykra sprawa wywietrzeje jej z pamięci.
Były najlepszymi przyjaciółkami. Bez względu na wszystko zawsze trzymały się razem. Czas
płynął nieubłaganie. Miała już trzy minuty spóźnienia na zajęcia.

Zajęcia z socjologii, prowadzone przez profesora Blaylocka, odbywały się w gmachu Nauk
Społecznych, gdzie znajdowała się duża aula z miejscami dla ponad dwudziestu słuchaczy.
Wykłady cieszyły się dużą popularnością wśród studentów, podobnie zresztą jak prowadzący,
który był powszechnie lubiany. Na szczęście dla Buffy oznaczało to, że zwykle można było
niepostrzeżenie wśliznąć się do auli tylnym wejściem już po rozpoczęciu zajęć, poczekać na
moment, gdy Blaylock przeniesie wzrok na jedną z wielkich tablic wiszących na ścianie a
potem chyłkiem przemknąć na swoje miejsce. Przez pierwsze dwa tygodnie często się
spóźniała, a Blaylock przyłapał ją tylko jeden raz.

10

background image

Buffy weszła do środka i ruszyła no górę schodami, które prowadziły na tyły auli. Była już w
połowie drogi, gdy ad sobą ujrzała krótko ostrzyżonego chłopaka z grubą szyją i krzywym
nosem, który wyglądał tak, jakby w przeszłości został złamany przynajmniej raz. Uśmiechnął
się do niej konspiracyjnie. Pomyślała, że to zapewne któryś z członków drużyny futbolowej.
Znała go już z widzenia, lecz nigdy dotąd nie zamienili słowa.
Chłopak uniósł ostrzegawczo palec, spoglądając w kierunku katedry, znajdującej się w
drugim końcu uli. Usłyszała głos profesora Blaylocka, który mówił o „epidemii depresji
ogarniające Amerykę”. Pomyślała, że to chyba jego ulubiony temat. Właśnie zbaczał w
kierunku depresji maniakalnej, gdy jego głos uległ zmianie, jakby wykładowca odwrócił się
do ściany. Buffy spojrzała wyczekująco na futbolistę, który zerknął w tamtą stronę, po czym z
uśmiechem skinął głową.
Cichaczem pokonała kilka ostatnich schodków, po czym chyłkiem minęła trzy osoby i ruszyła
ku najbliższemu miejscu w ostatnim rzędzie, tuż obok futbolisty.
-Witamy serdecznie!
Buffy zamarła.
To głos profesora Blaylocka. Zawstydzona spojrzała w jego kierunku, na sam dół auli. Oparł
dłonie na biodrach, uśmiechając się przyjaźnie.
-Przepraszam – Wyjąkała zakłopotana. Wskazała dłonią swoje miejsce.- Ja tylko…
-Nie, zostań tam, gdzie jesteś.
Buffy zamrugała. A to dopiero. Stała, wszyscy studenci patrzyli na nią, a większość
uśmiechała się złośliwie.
-Jak się nazywasz? Wybacz, ale nie pamiętam wszystkich z nazwiska.
-Buffy- powiedziała szybko.
-Głośniej, proszę- Wciąż się uśmiechał, lecz widziała wyraźnie, że wcale nie był rozbawiony.
-Buffy Summers- powiedziała nieco ostrzej. Wstyd powoli ustępował miejsca złości.
-A, tak, panna Summers. Czy mam sądzić, że twoje spóźnienie jest spowodowane
wykonywaną do ostatniej chwili pracą nad referatem?
Czoło Buffy przecięła głęboka zmarszczka.
- No… tak. To znaczy, jeszcze go nie skończyłam.
Profesor Blaylock momentalne przestał się uśmiechać.
-Nie skończyłaś? Oznacza to zapewne, że nie możesz mi go dziś wręczyć do oceny?
Buffy pobladła. Poczuła suchość w ustach. Wszyscy nadal spoglądali w jej stronę, lecz
większość uśmiechów już znikła. Na twarzach studentów pojawiło się natomiast współczucie,
podobne do tego jakie wyrażają kierowcy, mijając ofiary wypadków samochodowych.
-Prace mieliśmy przygotować dopiero na poniedziałek. Mam to zapisane.
-Więc masz źle zapisane- odparł zimno Blaylock.
Dopiero teraz spostrzegła trzy wielokolorowe sterty plastikowych teczek leżących na wielkim
stole. Dwóch asystentów profesora, którzy siedzieli w pierwszym rzędzie, patrzyło na nią
współczująco. Jak na ironię, poczuła się jeszcze gorzej.
-Chyba tak- powiedziała cicho. Nie była pewna, czy ją usłyszał. Zresztą i tak nie miało to
znaczenia.
-Chyba tak- powtórzył Blaylock. Jednak wcale jej nie przedrzeźniał.- Panno Summers,
gdybyś nie spóźniła się na dzisiejsze zajęcia, być może brak pracy domowej nie wywołałby u
mnie takiego niepokoju. Jednak trudno mi uwierzyć, że ten brak jest wynikiem jedynie
zwykłej pomyłki.
Te słowa znowu wywołały u niej gniew.
-To była pomyłka, panie profesorze.
-Być może. A może myślisz, że ciebie terminy po prostu nie obowiązują. Tak czy inaczej, nie
masz pracy, prawda? Wobec tego, panno Summers, daję ci tyle czasu, ile potrzebujesz. Jeśli
chcesz, nawet do końca semestru.

11

background image

Buffy z niedowierzaniem zamrugała.
-Przepraszam?
-Owszem, powinnaś przepraszać- rzekł Blaylock.- Ale nie zajmujmy się dłużej tą kwestią,
dobrze? Możesz przynieść pracę, kiedy tylko zechcesz, Buffy. Ale za każdy mijający dzień
stracisz dziesięć punktów. Nie licząc weekendów. Dziś, w środę o północy, rozpoczynasz z
dorobkiem dziewięćdziesięciu punktów. Jutro o północy będziesz miała ich osiemdziesiąt, w
poniedziałek siedemdziesiąt. Jeśli się poddasz i w ogóle nie przyniesiesz referatu, ręczę ci, że
nie otrzymasz zaliczenia.
Buffy nie mogła wykrztusić ani słowa. Po prostu stała i patrzyła na niego.
-Teraz możesz usiąść.

Mochaccino z Buffy okazało się dla Willow jednym wielkim rozczarowaniem. Po ostatnich
popołudniowych zajęciach poszła z nią do kawiarni Espresso Pump i starała się rozweselić
przyjaciółkę, tak jak najlepsza kumpela- między dziewczynami. Lecz Buffy była strasznie
zdołowana poniżeniem, jakiego zaznała ze strony profesora socjologii, tak sfrustrowana swoją
własną osobą, że wspólnie spędzony czas wcale nie był przyjemny. W powietrzu wisiało
napięcie, atmosfera była w ogóle niezręczna i niezbyt miła.
Willow próbowała wytłumaczyć przyjaciółce, że to była jedynie zwykła pomyłka, która
mógłby popełnić każdy. Jednak ostatnio nastawienie Buffy do samej siebie znamionowała
dużo doza krytycyzmu. Wymagała od siebie rzeczy niemożliwych, więc żadne słowa Willow
nie były w stanie poprawić jej humoru. Willow zaś cierpiała prawdziwe katusze, bo nie mogła
pomóc przyjaciółce.
Skoro tak bardzo chce robić wszystko samodzielnie, do czego jestem jej potrzebna?, myślała
ze smutkiem.
Czuła jednak nie tylko smutek. Kiedy szła przez miasteczko akademickie w kierunku domu,
gdzie mieszkał Oz z kilkoma innymi studentami, sama również poczuła narastającą frustrację
i złość. Ktoś musi porozmawiać z Buffy. I tym kimś będzie musiała być właśnie ona. Jednak
dopóki nie zmusi Buffy do wysłuchania jej, wszelkie wysiłki skazane są na niepowodzenie. A
prawda była taka, że nikt nie potrafi zmusić Buffy do czegokolwiek.
Syknęła z bólu. Dotknęła wielkiego siniaka, jaki widniał na jej policzku, i westchnęła
głęboko.
Z mieszanymi uczuciami zapukała we frontowe drzwi domu, w którym mieszkał Oz.
Otworzył jej milczący dryblas, noszący dość specyficzne imię Moon, z którego Willow nigdy
nie zamieniła ani słowa. Nie chodzi o to, że jako dziewczyna faceta imieniem Oz, który
akurat był wilkołakiem, przeszkadzała jej jakkolwiek nietypowość, sądziła jednak, że
współlokator imieniem Moon był ironią losu- wziąwszy pod uwagę wszystkie okoliczności.
-Hej- powiedziała. Było to zarazem powitanie jak i forma podziękowania.
Moon uniósł brwi i pokiwał jej palcem. Nie wiedziała, czy był to gest zapraszający, czy tez
wyrażający dezaprobatę. Po chwili odszedł, Willow zaś sama ruszyła na górę do pokoju Oza.
Siedział na podłodze z pękatą gitarą w rękach, ćwicząc skomplikowaną sekwencje akordów,
która świadczyła o tym, ze jest bardzo utalentowanym muzykiem, niż się do tego przyznawał.
-Hej- powiedziała cicho WIllow, wchodząc do pokoju.
Oz spojrzał na nią i chrząknął zaskoczony. Przez jego zwykle beznamiętną twarz przemknął
ledwie zauważalny grymas i Willow mogłaby przysiąc, że Oz zrobił minę. Co prawda często
sprawiała, że się uśmiechał, lecz miny wyrażającej emocje były u niego rzadkością.
-Piękny siniaczek.- Oz nie przestawał brzdąkać w smutny, lecz w tej chwili jeden akord mu
wyraźnie nie wyszedł.

12

background image

-Budziłam Buffy dziś rano. Chyba miała senny koszmar. Wcale nie mam ochoty tego więcej
robić. No dobra, jest moją najlepsza przyjaciółką, wiec jej wybaczyłam, w porządku? To po
prostu integralna część przedstawienia. Ale potem była taka strasznie… nie wiem, jak to
powiedzieć… dziwna?
Oz przyglądał się jej z troską.
Usiadła na podłodze obok niego. Spoglądając na nią, zaczął grać delikatną, słodką melodię
bluesową, którą już słyszała w jego wykonaniu. Wyrażał swoje emocje. Pewnie nie zdaje
sobie sprawy z tego, że gra
, pomyślała Willow.
-To znaczy, wiem, że trudno jej się przystosować. No ale przecież nie jest tu jedyna. Fakt, nie
chodzę co noc na patrol, nie narażam się na śmierć w walce z siłami zła, co należy poczytać
Buffy za dodatkową zasługę. Ale to wcale nie oznacza, że musi być taka spięta.
Willow urwała, zerkając na Oza, który właśnie przestał grać. Na jego ustach pojawił się lekki
uśmieszek.
-Jesteś jej najlepszą przyjaciółką- powiedział.
-Wiem o tym.- Uniosła brwi.- Ale to nie takie proste.
-Dlaczego?
Otworzyła usta, nie odezwała się jednak. Nadąsana patrzyła na niego zwężonymi oczami
dłuższą chwilę. W końcu westchnęła.
-Wiem, wiem. Powinnam być bardziej wyrozumiała. Ale właśnie jestem! Bardzo często! A…
w tym wypadku może trochę mniej. Jestem trochę rozdrażniona. I nie chodzi mi tylko o ten
siniak. Boję się. Ona stawia sobie zbyt wielkie wymagania. Superman dawał sobie radę z
dwoista osobowością, ale to przecież postać z komiksów!
-Zaraz mi powiesz, że święty Mikołaj nie istnieje.
-Żartujesz sobie- stwierdziła ponuro- a ja mówię poważnie. To całe poświęcenie wynika
jeszcze z licealnych czasów. Wyobrażam sobie, jak bardzo wkurzą ją fakt, że ma tak
niewielki wpływ na swoje życie. Nawet dziś rano zaczęła się do czegoś szykować… zawsze
poznam po zapachu, że w powietrzu wisi jakaś robota dla Pogromcy… a ona nie chce nikogo
dopuścić. Zosia Samosia. To jej nowe motto. Na pewno czuje się bardzo osamotniona.
Oz zrobił bardzo poważną minę.
-Ale wcale nie jest sama- powiedział.
-Nie- zgodziła się.- Co jest bardzo pocieszające, ale jak mam jej to udowodnić?
-Być może wcale nie jesteś w stanie tego zrobić. Może sama musi to zrozumieć.

W małej klitce, jaką kobieta, którą wynajęła mu mieszkanie, określała mianem kuchni, a którą
on sam porównywał raczej z kabiną prysznicową na pokładzie samolotu, Rupert Giles
otworzył pokrywę piekarnika, by zerknąć na znajdującą się w środku potrawę. W całym
mieszkaniu unosił się smakowity zapach. Giles z uśmiechem zanucił Going Mobile zespołu
The Who.
Otworzył lokówkę i dotknął dwóch butelek Piesportera, które chłodził w środku. Z
zadowoleniem stwierdził, że są już wystarczająco zimne. Sięgnął nieco głębiej i wyjął
kawałek sera brie, z szafki wydobył pudełko z krakersami. Gdy układał je na talerzu, odezwał
się dzwonek.
Zaciekawiony przeszedł przez pokój i otworzył drzwi. Na macie przed wejściem stałą Buffy.
Na jej ramieniu wisiała płócienna torba, w której nosiła broń. Spoglądała na niego z lekkim
rozbawieniem.
-Dobry wieczór, Buffy- powiedział miłym głosem.- Co cię tak śmieszy?
Pokręciła głową i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Rzeczywiście mężczyznę można poznać po jego odzieniu.

13

background image

Giles spojrzał po sobie. Jak zwykle ubrany był swobodnie, ale w dobrym stylu. Co ją tak…
Nagle zarumienił się. Na fartuchu, który zwisał mu z szyi i był zawiązany na plecach, widniał
dużych rozmiarów wizerunek kaczora Dafy, a ponad jego sylwetką napis: „O której chcesz
kolację?”
-Zdaje się, że oczekujesz gości- rzekła Buffy.- Czy dlatego nie oddzwoniłeś?
Giles zamrugał.
-Przepraszam. Dzwoniłaś do mnie?
-Pięć razy.
Zakłopotany zerknął na mały stolik znajdujący się w rogu pokoju. Obok starego czarnego
telefonu leżała tam automatyczna sekretarka, właściwe nadająca się już do muzeum. Na
stoliku Giles umieścił również roślinę w doniczce, która częściowo zasłaniała oba urządzenia.
-Bardzo przepraszam- powiedział, idać przez pokój w kierunku aparatu.- Rano wyszedłem do
sklepu i jestem dziś trochę roztargniony, ale jeszcze nie ogłuchłem. Pięć razy to drobna
przesada, prawda?
Przesunął doniczkę i wtedy ujrzał na automacie migającą czerwoną lampkę, a obok na
wyświetlaczu cyfrę 5.
-Pięć razy- powtórzyła Buffy.
Giles mruknął coś przepraszająco i wzruszył ramionami.
-Widocznie dzwoniłaś w nieodpowiedniej chwili albo też jestem bardziej roztargniony, niż mi
się zdawało.
-A może jedno i drugie- podsunęła Buffy, uśmiechając się. Po chwili spoważniała.- O której
spodziewasz się gości?
Giles wyczuł w jej głosie niepokojącą nutę.
-Jeszcze nie teraz- zapewnił ją.- Olivia przyjeżdża na kilka dni, więc szykuję kolacje, ale mam
podzielną uwagę. Mogę jednocześnie rozmawiać i zajmować się kucharzeniem.
Buffy zawahała się.
-Nie chciałabym ci przeszkadzać.
-Ależ przeszkadzaj.- Stanął z boku, żeby ją wpuścić do środka.- Trochę zawiniłem.
-Rozumiem- odparła nieco komicznym tonem. Weszła do pokoju i usiadła w najbardziej
wygodnym fotelu. Więc co gotujesz dla swojej ukochanej.
Giles zamrugał nerwowo.
-Nie jestem pewien, czy ona zasługuje na miano mojej ukochanej, ale zrobiłem jej ulubioną
zapiekankę z kurczakiem.
Buffy patrzyła na niego uważnie.
-Jest… dość zimno, a Olivia zawsze otwarcie mówiła, że ma dobry apetyt, więc
pomyślałem…
Giles westchnął i przysiadł na sofie, krzyżując ramiona na piersi. Spoglądał na Buffy chłodno,
chociaż wiedział, że całe wrażenie psuje nieco wizerunek kaczora na fartuchu.
-Rozumiem, że mamy jakieś kłopoty?
Buffy spochmurniała.
-Kłopoty przez duże K- przyznała.- Nie wiem, czy to sprawa dużego kalibru, bo żadnych
oznak apokalipsy jeszcze nie widziałam. Ale to dość dziwna rzecz, więc przyszło mi do
głowy, że… no… mógłbyś to zbadać.
Giles z uwagą wsłuchiwał opowieści o jej przygodach ostatniej nocy oraz o spotkaniu we śnie
Lucy Honover. Kiedy Buffy przyjmowała polecania od rady Obserwatorów, on był jej
bezpośrednim przełożonym. Już dawno zerwali więzi z Radą- Giles za sprawą członków
Rady, Buffy z własnej woli. Jednak, chociaż oficjalnie nie była już jego podopieczną, oraz
więcej dla niego znaczyła. Nadal uważał się jej mentorem oraz przyjacielem. Rzadko porosiła
go o fizyczną pomoc, lecz jako Pogromca nadal potrzebowała rady i informacji.
-Nowe wampiry… to ciekawe.

14

background image

-To znaczy, że wywołują twój niepokój?- spytała.
-Hm. Właśnie. Nie miałem z czymś takim nigdy do czynienia. Gdyby nie wysączyli krwi z tej
biednej kobiety, zastanawiałbym się, czy to w ogóle były wampiry. Ten odpływ energii, który
odczułaś, te świecące oczy bardziej przywodzą na myśl demona niż wampira. Moje badania
rozpocznę właśnie od tych atrybutów, skoncentruje się też na tatuażach. Być może należą do
zakonu lub bractwa, które znaczy swoich członków w ten sposób. Może to nawet znak ich
przywódcy, tego Camazotza, o którym wspomniał. A sen o Lucy Hanower może mieć
związek z tą sprawą albo nie. W każdym razie jej objawienie się było raczej niezwykłe.
Widocznie musiała mieć ważny powód, by się zjawić, a jednak jej słowa wydają się takie
nieuchwytne, takie…
-Denerwująco niejasne?- poddała Buffy.
-No właśnie. W najbliższych dniach powinnaś okazać wzmożoną ostrożność. Zresztą tak jak
my wszyscy. Być może te nowe wampiry stanowią groźbę, przed którą ostrzegł cię duch. Ten
Camazotz….
-Mam wrażenie, że jest ich więcej- przerwała Buffy. Zadrżała na wspomnienie twarzy z
wizerunkiem nietoperza.- O wiele więcej.
- Nie wątpię w twoją intuicję- odparł Giles. Zastanowił się przez chwilę.- Camazotz. Coś mi
świta w głowie, ale nie mogę sobie przypomnieć gdzie słyszałem to imię. I zupełne nie
rozumiem symboliki tych tatuaży, o których mówiłaś. Powszechnie w mentalności ludzi łączy
się nietoperzy z wampirami, ale jak doskonale wiesz, to jedynie mit.
-Pewnie naoglądali się za dużo filmów.
Giles wolno pokiwał głową.
-Wszystko jest możliwe.
-Tylko żartowałam- powiedziała grobowym tonem Buffy.
Uniósł brew. Już chciał ją zbesztać, gdy naglę poczuł w nozdrzach woń spalenizny.
-Boże, zapiekanka!
Pognał jak szalony do kuchni, uderzając się po drodze boleśnie w kolano o mały stolik. Gdy
otworzył piekarnik i sięgnął do wnętrza gruba ścierka zsunęła się nieco i Giles dotknął dłonią
i kciukiem gorącej blachy. Syknął głośno, kładąc brytfankę na laminowanym blacie, który
natychmiast zaczął się przypalać. Zaklął głośno i wsunął pod blachę dwie podstawki, jednak
zbyt późno, by ocalić blat oraz swój poparzony kciuk. Wsunął go szybko w strumień letniej
wody, po czym włożył go sobie do ust i zaczął ssać. Dopiero wtedy przypomniał sobie o
Buffy.
Uniósł wzrok i zobaczył, jak patrzy na niego zaniepokojona.
-Mocno?- spytała
Zawstydzony wyjął palec z ust.
-Trochę piecze, ale to nic groźnego.
-Chodziło mi o kolację. Da się ją uratować?
Przyjrzał się ciemnobrązowej skorupie, jaka powstała na wierzchniej warstwie ciasta, po
czym wbił w nią widelec i zajrzał do środka.
-Chyba się uda- zawyrokował.- Chciałbym tylko zeskrobać tę spaloną część zanim Olivia…
W tym momencie odezwał się dzwonek u drzwi.
Giles westchnął z rezygnacją.
-Wiesz co?- odezwała się raźnie Buffy.- Pójdę już na patrol. Miasto nigdy nie śpi. Może
znajdę innych kolesiów z nietoperzami na twarzach i uda mi się zrobić im zdjęcie dla ciebie…
A ty…zastanowisz się nad tym Camazotzem?
-Tak. Otwórz drzwi, dobrze?
-Ale nie musisz się śpieszyć- dodała.
-Zajmę się tą sprawą. Gdy będę coś miał, zadzwonię.

15

background image

Buffy podeszła do drzwi i otworzyła je po drugiej stronie stała zdziwiona Olivia. Giles
przybrał najpiękniejszy uśmiech na jaki było go stać, przypomniał sobie o fartuchu, zerwał go
z siebie i rzucił na krzesło.
-Hej, Olivio- odezwała się Buffy.- Właśnie wychodzę. Życzę wam miłego wieczoru.-
Uśmiechnęła się do Gilsa.- Dobrej zabawy.
I już jej nie było. Odeszła, zamykając za sobą drzwi. Giles popatrzył na Oliwię. Niedawno
wysiadła z samolotu, który przyleciał z Londynu, a jednak wyglądała fantastycznie, zresztą
jak zawsze. Miała na sobie czadzę spodnie i bluzkę w kolorze kości słoniowej, która jeszcze
bardziej podkreślała kakaową barwę jej lśniącej skóry. Widząc słodki uśmiech Olivii, poczuł
przyjemne ciepło i westchnął głęboko.
-Wyglądasz wspaniale- powiedział.
-Ty również prezentujesz się całkiem nieźle- odparła z szelmowskim uśmiechem. Podeszłą
bliżej i wsunęła ramiona za jego plecy, nadstawiając usta do pocałunku.
Przywarł ustami do jej ust.
-Obawiam się, że sknociłem kolację- wyznał po chwili.
Oczy Olivii iskrzyły się radośnie.
-Kolacja może zaczekać, Rupercie.

Zrazu Xander nie usłyszał pukania. Leżał na podłodze przed telewizorem z ręką w torebce
serowych chipsów. W magnetowidzie znajdowała się piracka taśma z filmem Bóg
Ryzykantów
z Chow Yun-Fat w roli głównej. Był całkowicie pochłonięty odczytywaniem
żółtych angielskich napisów, które pojawiały się na dolnej części ekranu, więc osoba stojąca
za drzwiami musiała stuknąć kilka razy, zanim zwróciła uwagę gospodarza.
Marszcząc czoło, spojrzał w kierunku drzwi, potem znów na telewizor, udając że pukanie
było jedynie wytworem jego wyobraźni. Lecz gdy rozległo się ponownie, musiał wstać i
poczłapać do wejścia. Jedna ręka wciąż spoczywała w torebce z chipsami.
-Nie mam ochoty zostać wyznawcą nowej religii- rzucił osobie, znajdującej się po drugiej
stronie.- Nie chcę też kupić zestawu noży do steków ani encyklopedii.
Ponieważ rzeczowe drzwi znajdowały się z tyłu domu i prowadziły do mieszkania, które
urządził sobie w suterenie rodziców po zdaniu matury, więc wiedział że to na pewno nie
akwizytor. Co w jakimś sensie sprawiło mu zawód, gdyż przez chwilę modlił się w duchu, że
otworzy drzwi i ujrzy grupkę harcerek.
Oczywiście proszących o słodycze. Za gierki z młodziutkimi harcerkami grozi prokurator,
pomyślał.
Przyciskając do piersi paczkę z chipsami, Xander otworzył drzwi. Nikogo nie było.
-Hej, jest tam kto?
Wszedł na cementowy podest i rozejrzał się dookoła. W ostatniej chwili dojrzał Buffy,
kierując się w stronę frontowych drzwi domu. Na dźwięk jego głosu odwróciła się i
uśmiechnęła, rozpoznając Xandera.
-Witaj, Xand.
-Cześć, Buffy. Czemu zawdzięczam te niewymowną rozkosz?
-Po prostu dawno nie widziała z moim kumple, więc pomyślałam, że wpadnę i spytam, czy
może masz ochotkę towarzyszyć mi podczas nocnego kontaktowego patrolu.
Xander wpatrywał się w nią, mrugając. W liceum on, Willow i Buffy stanowili nierozdzielną
paczkę, tworzyli serce grupy, którą żartobliwie określali nazwą „Gang Scooby”.
Przesiadywali w barze The Bronze, w szkolnej bibliotece na cmentarzach. Jednak gdy nastał
okres studiów, wszystko uległo zmianie. Xander zdecydowanie odmówił uczęszczanie do

16

background image

instytucji w najmniejszym stopniu przypominającą szkołę, chociaż Willow, Buffy i Oz
konusowali naukę w University Collage w Sunnydale. Gang Scooby nadal istniał,
aktywizował się zwłaszcza w kryzysowych momentach, lecz obecnie spotykali się i włóczyli
o wiele rzadziej niż kiedyś. Niezapowiedziana wizyta Buffy, spotkanie z nią sam na sam i
propozycja wspólnego patrolu była czymś raczej niezwykłym.
-Co ty na to, Xander?- ponagliła go, marszcząc brwi.
-Przepraszam- odparł, potrząsając głową.- Mój mózg nie jest zdolny do wykonywania kilku
zadań jednocześnie, a ciężko mi nie czynić w myślach seksualnych konotacji związanych z
wyrażeniem „kontaktowy patrol”.
-Rozumiem.- Podskoczyła kilka razy na placach. Xander odniósł wrażenie, że dziewczyna
tryska znaną mu z przeszłości energią, pełną entuzjazmu i żądzy zabijania wampirów.- No
wic? Idziesz ze mną?
Pytanie mile połechtało jego ambicje. Zaciekawiony, potarł podbródek w sposób, który miał
oznaczać zastanowienie.
-Niech no pomyśle. Mogę chrupać smakowite chipsy, oglądać znakomite film akcji z
Hongkongu albo sam wziąć się do ćwiczeń gimnastycznych, doświadczyć wszystkiego z
pierwszej ręki i narazić swoje życie na śmiertelne niebezpieczeństwo.- Wzruszył ramionami.-
Nie powtarzaj tego nikomu, ale z jakiegoś powodu, który może podać jedynie mój
psychoterapeuta, sądzę, że wybiorę jednak walkę na śmierć i życie. Alex.
Buffy zdziwiła się.
-Anya o niczym się nie dowie.
-Poszła kupić sobie jakieś ciuszki. Powiedziała, że tak nakazuje jej kobiecy instynkt.
Wszystko jedno.- Kiwnął głową w stronę swojego mieszkania.- Tylko wezmę kurtkę.

Minęły prawie dwie godziny, w czasie których nie pojawili się żadni goście z zaświatów.
Buffy powoli traciła entuzjazm, lecz nadal intrygowały ją wampiry z nietoperzami na
twarzach, jakie widziała poprzedniej nocy. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, był powrót do
domu bez żadnej zdobyczy, zwłaszcza że Giles nie miał w tej chwili zbyt wiele ochoty do
prowadzenia badań. Oczywiście mogła prosić o pomoc Willow- i szczerz mówiąc, miała
poczucie winy, że dotąd tego nie zrobiła- lecz gdy były w kawiarni, Buffy wyczuła wiszące w
powietrzu napięcie, jakiś dystans między nimi. I wcale się jej to nie podobało.
Willow była jej najlepszą przyjaciółką. Powinna umieć zwierzać się jej z kłopotów, lecz
nigdy w przeszłości nie była zbyt wylewna. Żadna z nich nie starała się zmienić tej atmosfery,
aż w końcu Buffy poszła do Gilesa, zaniepokojona faktem, że nie odpowiada na jej telefony.
Buffy postanowiła, że gdy tylko wróci do internatu, porozmawia z Willow, wyjaśniając
nieporozumienia, oczyści atmosferę, która panowała między nimi od samego rana. A
tymczasem teraz głęboko żałowała że zaprosiła Xandera na wspólny patrol.
Co też strzeliło mi do głowy?
Doskonale jednak wiedziała, dlaczego to zrobiła. Giles był zajęty Oliwią, z Willow nie
rozumiała się dziś zbyt dobrze, potrzebowała zaś kogoś, kto utwierdzi ją w przekonaniu, że
nie jest tylko i wyłącznie Pogromcą.
Najpierw patrolowali teren wokół The Bronze oraz główny cmentarz, lecz Buffy dość szybko
skierowała się na zachód, zachód stronę oceanu. W sąsiedztwie plaż znajdowały się bardzo
ładne dzielnice, lecz to nie one stanowiły jej cel. Oczywiście nie oczekiwała, że natknie się na
wampiry z tatuażami w pobliżu Akwarium, ale ponieważ główne tereny łowieckie okazały się
puste, zdecydowała się znowu przeczesać nabrzeże. Xander trochę narzekał na bolące nogi,

17

background image

na zbyt wielki dystans, jaki przebyli podczas nocnego spaceru. Buffy podejrzewała, że
marudzi częściowo po to, by nawiązać rozmowę, by przypomnieć jej o swojej obecności.
Gdyby było wcześniej, zapewne udałaby że rezygnuje dalszego patrolu, odprowadziła go do
domu, by już samotnie wrócić na ulice miasta. Oczywiście Xander wprawił ją w dobry
humor. Zawsze ją rozweselał. Przy nim czuła się sobą, po prostu dziewiętnasolatnią
dziewczyną. Ale to była jedynie przykrywka. W głębi duszy bała się o niego, robiła sobie
wyrzuty, że wyciągnęła go tylko po to, by „odfajkować” w swoich myślach spotkanie i
wspólną włóczęgą z przyjacielem.
Powiedziała sobie jednak, że wszystko będzie dobrze. Ten stres był częścią odzyskiwania
równowagi w jej życiu. Nie pozwoliła, by jej uwagę rozpraszało poniżenie, jakiego zaznała ze
strony profesora Blaylock, ani też wciąż jeszcze nie napisana praca lub jutrzejszy poranny
egzamin.
Teraz najważniejsza była pełna koncentracja.
Po zmierzchu temperatura powietrza znacznie spadała. Buffy zadrżała, mimo że na bluzę
naciągnęła jeszcze gruby wełniany sweter. Xander postawił kołnierz swojej kurtki. Buffy
pokręciła dookoła głową, jakiś mięsień w jej szyi pyknął cicho, zmniejszając napięcie. Trochę
przeszkadzała jej zwisająca z ramienia płócienna torba, ale warto ją było zabrać, bo mieściła
w sobie kuszę. Xander miał w kieszeniach swojej kurtki parę kołków, które wcześniej
wcisnęła mu Buffy. Szli razem opuszczonym chodnikiem, biegnącym wzdłuż rzędu
zdewastowanych domów, który kończył się przy usytuowanej na rogu stacji benzynowej.
Po przeciwnej stronie ulicy znajdował się brudny i ponury włoski bar U Marii, który- jak
przypuszczała Buffy- należał do mafii. Tuż obok było studio tatuaży, a jeszcze dalej klub
Kocie Pazurki, niezbyt zachęcający do odwiedzania lokal z mnóstwem neonów za frontową
szyba i na szyldzie, pokrytych jedną grubą warstwą brudu. Rząd migających liter obiecywał
„Dziewczyny na żywo”, co nawet spodobało się Buffy, jako ze całkiem realistyczną
alternatywą były dziewczyny nieżywe. W Kocich Pazurach przez trzysta sześćdziesiąt pięć
dni w roku pląsały tancerki w strojach topless, tak przynajmniej informował ręcznie
malowany napis na jednym z okien, które spostrzegli, idąc przez ulicę w tamtym właśnie
kierunku.
-Może wstąpimy tu na chwilę, rozprostujemy nogi, łykniemy… wody mineralnej lub czegoś
w tym rodzaju?- zaproponował Xander.
Buffy rzuciła mu pełne powątpiewania spojrzenie, on zaś szeroko otworzył oczy i z niewinną
miną wzruszył ramionami.
- Po co mnie ze sobą zabrałaś?- spytał nagle.
Zdumiała się, widząc jego poważne oblicze. Chciała spytać, co ma na myśli, ale nie chciała
udawać przed nim nieśmiałej dziewczyny. To nie byłoby fair.
-Nie wolno mi odczuwać braku twojej obecności?- odparła.
-Wręcz przeciwnie- powiedział łobuzersko.- Ale musi być w tym coś więcej. Przecież mogłaś
poprosić Willow. Albo Gilesa. Oczywiście ja również jestem zawsze gotowy do walki:
Xander Harris i jego wściekłe pięści oczekują wezwania do bitwy. Ale…no właśnie, jest
pewne „ale”. To się czuje w powietrzu. Więc o co chodzi?
Buffy z westchnieniem wolno pokiwała głową, wreszcie spojrzała na niego twardo.
-Naprawdę mi ciebie brakuje.
-To zrozumiałe.
-Trochę posprzeczałam się z Willow. Poza tym wiesz, muszę się teraz uczyć. Rano mam
egzamin jestem już prawie przygotowana. Jak często mogę wypowiedzieć takie stwierdzenia?
Ale nie zdążyłam w terminie przygotować pracy na dzisiejsze zajęcia z socjologii i sama nie
wiem, jak to się stało. W ogóle nie jestem w stanie wszystkiego ogarnąć. Chyba z wyjątkiem
tego, co robię teraz.
Xander uśmiechnął się.

18

background image

-Prowadzisz bardzo intensywne życie, Buffy. Od czasu do czasu muszą zdarzyć się różne
potknięcia.
-Nie mogę dopuścić do takich potknięć.- Patrzyła na niego.- Niekiedy czuję się tak, jakby
Buffy miała w ogóle zniknąć, a pozostałby jedynie osoba Pogromcy.
-Nic takiego ci nie grozi, dopóki ja jestem w pobliżu. Przecież od tego są przyjaciele.- Xander
przestał się uśmiechać i z poważną miną przypatrywał się Buffy.- A właśnie, co to za historia
z Willow?
Przez chwile szukała słów, by wyjaśnić nie tylko sprzeczkę z Willow, ale i swoje odczucia z
wiązane z całą sytuacją. Jednak gdy zerknęła na wejście do Kocich Pazurów, ujrzała trzech
mężczyzn i kobietę, którzy właśnie wytoczyli się ze śmiechem na chodnik.
Cała czwórka miała wytatuowane nietoperze na twarzach.
Buffy sięgnęła do płóciennej torby.
-Później o tym porozmawiamy.

19

background image

Rozdział 3

-Wow, więc przyjmujecie do waszego klubu również dziewczynki? Szkoda, ze nie
wiedziałam, bo też zrobiła sobie na buźce podobny tatuaż.
Cztery pary oczu wpatrywały się w Buffy, oczu, które po chwili zaczęły się jarzyć
pomarańczowym światłem. Kobieta- ubrana w skórę, podobnie jak jej kompani- zrobiła krok
naprzód i zaciekawiona przechyliła głowę lekko na bok, lustrując całą postać Pogromcy.
Buffy porzuciła torbę przed lombardem, a teraz oburącz trzymała gotową do strzału kuszę.
Był to stary chiński model, samopowtarzalny, umożliwiający wystrzelenie sześciu bełtów w
jednosekundowych odstępach.
-Czym ty niby jesteś?- spytała kobieta. Na jej twarzy malowało się rozbawienie. Na jej czole i
w kącikach ust pojawiła się zmarszczki, Buffy spostrzegła również grubą warstwę białego
podkładu na twarzy, który miał zapewne stworzyć jeszcze bardziej uderzający kontrast z
czarnym tuszem nietoperza.
Buffy odpowiedziała jej takim samym ironicznym uśmieszkiem.
-Ja? A patrzyłaś ostatnio w lustro?
Jeden z samców, szeroki w barach, z twarzą buldoga i łańcuszkiem wiszącym między uchem i
nosem, prychnął śmiechem. Jego oczy zapłonęły jeszcze silniejszym blaskiem.
-Nawet nie wiesz, jakie to zabawne- gruchnął tym samym, dziwnym akcentem, jaki słyszała
poprzedniej nocy. Najwyraźniej oni wszyscy tak właśnie mówili.
-Tak się składa, że akurat wiem.
To ich nieco zastanowiło. Cała czwórka przyjrzała się Buffy uważniej. Z głębi ulicy dobiegło
wycie psa, któremu natychmiast zawtórowało kilka innych. Było zimno. Buffy zadrżała,
ukryła to jednak pod bagatelizującym uśmiechem. Stawiała już czoło potworom starszym niż
człowiek, demonom, których bezwzględność przyprawiałaby o płacz najodważniejszego
żołnierza, i zawsze wychodziła zwycięsko. Czterech chojraków z wymalowanymi twarzami
nie było w stanie jej przestraszyć.
A jednak odczuwała pewien niepokój. Jedną z jego przyczyn były tatuaże w kształcie
nietoperzy. Przemawiały instynktownie do jej najbardziej wrodzonych odczuć i odruchów,
wywołując lęk, którego nie mogła przypisać reakcji na wycie psów. Co więcej niepokoiło ją
ich płonące oczy- przypominały jej o wampirze, który zeszłej nocy wysysał z niej energię.
Gdyby się wtedy nie wyrwała, opadłaby zupełnie z sił.
Nic nie przerażało jej bardziej niż bezsilność.
Xander również podszedł do wampirów, lecz stał dwa metry za Buffy, po jej lewej stronie.
Właśnie ma tej pozycji był jej potrzebny.
-Nie podoba mi się arytmetyczny stosunek naszych sił, Buffy- szepnął.
Wampiry jednocześnie przeniosły na niego wzrok, niemal jak sfora psów. Jeden z nich,
ozdobiony tatuażem, który prawie całkowicie okalał jego łysą głowę, oblizał wargi. Po chwili
wszystkie z uśmiechem znowu spojrzały na Buffy i nagle, marszcząc brwi na podobieństwo
bestii, rozdziawiły paszcze, wystawiając kły.
-Nikt nie lubi arytmetyki- odparła prawie niedosłyszalnie.- Ale musimy ją zastosować. Na
przykład… odejmowanie.

20

background image

21


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Christie Golden Durotan
Star Wars Battlefront Tom 2 Oddział Infrerno Christie Golden
Przepowiednia na rok 13 i nadchodzące lata 14 i 15 przyszłość świata część I
Przepowiednie dla Polski Część I
Golden Christie Wampir z mgieł
Przepowiednia na 13, 14 i 15 rok Zmiany na ziemi część II
Golden Christie Wampir z mgieł
Golden Christie Ostatni łyk

więcej podobnych podstron