Wejd na stronê
i zobacz, jak wiele mo¿liwoci daje interaktywna wersja szkolnej biblioteki
internetowej Wolne Lektury.
Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje siê w domenie publicznej, co oznacza, ¿e mo¿esz go
swobodnie wykorzystywaæ, publikowaæ i rozpowszechniaæ.
Adam Mickiewicz
dzie³o nadrzêdne: Dziady. Poema
Dziady, czêæ III
dedykacja:
wiêtej pamiêci
JANOWI SOBOLEWSKIEMU
1
CYPRIANOWI DASZKIEWICZOWI
2
FELIKSOWI KO£AKOWSKIEMU
3
spó³uczniom, spó³wiêniom, spó³wygnañcom
za mi³oæ ku ojczynie przeladowanym,
z têsknoty ku ojczynie zmar³ym
w Archangielsku, na Moskwie, w Petersburgu
narodowej sprawy mêczennikom
powiêca Autor
1. (przyp. red.) Jan Sobolewski rodem z Bia³egostoku, po ukoñczeniu Uniwersytetu Wileñskiego by³ nauczycielem
w Kro¿ach na ¯mudzi. Wyrokiem carskim wcielony w r. 1824 do korpusu in¿ynierów, w jesieni 1829 r. zmar³
w Archangielsku.
2. (przyp. red.) Cyprian Daszkiewicz rodem z Podlasia (ur. 1803), uczeñ szkó³ bia³ostockich i Uniwersytetu
Wileñskiego, prawnik i historyk, nale¿a³ do filaretów: skazany na zes³anie do Rosji, przebywa³ od r. 1826
w Moskwie; tam zaprzyjani³ siê blisko z Mickiewiczem. Zmar³ w Moskwie w grudniu 1829 r.
3. (przyp. red.) Feliks Ko³akowski rodem z Mozyrza, studiowa³ filologiê w Uniwersytecie Wileñskim, nale¿a³ do
filaretów, a zdaje siê, i do filomatów. Obdarzony talentem poetyckim i lubiany przez kolegów. Zes³any do Rosji,
odda³ siê studiom orientalistycznym w Kazaniu; zmar³ w Petersburgu 1831 r.
Szkolna biblioteka internetowa Wolne Lektury tworzona jest dziêki pracy Wolontariuszy oraz wsparciu Ministerstwa
Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Fundacji Rozwoju Spo³eczeñstwa Informacyjnego i Fundacji Kronenberga przy Citi
Handlowy. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekê Narodow¹ z egzemplarza pochodz¹cego ze zbiorów BN.
Sk³ad automatyczny tekstu zrealizowa³ Marek Ryæko przy u¿yciu systemu X E TEX i fontu Antykwa Pó³tawskiego.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
1
[PRZEDMOWA]
Polska od pó³ wieku przedstawia widok z jednej strony tak ci¹g³ego, niezmordowanego
i niezb³aganego okrucieñstwa tyranów, z drugiej tak nieograniczonego powiêcenia siê ludu i tak
uporczywej wytrwa³oci, jakich nie by³o przyk³adu od czasu przeladowania chrzecijañstwa.
Zdaje siê, ¿e królowie maj¹ przeczucie Herodowe o zjawieniu siê nowego wiat³a na ziemi i o
bliskim swoim upadku, a lud coraz mocniej wierzy w swoje odrodzenie siê i zmartwychwstanie.
Dzieje mêczeñskiej Polski obejmuj¹ wiele pokoleñ i niezliczone mnóstwo ofiar; krwawe sceny
tocz¹ siê po wszystkich stronach ziemi naszej i po obcych krajach. Poema, które dzi
og³aszamy, zawiera kilka drobnych rysów tego ogromnego obrazu, kilka wypadków z czasu
przeladowania podniesionego przez Imperatora Aleksandra.
Oko³o roku 1822 polityka Imperatora Aleksandra, przeciwna wszelkiej wolnoci, zaczê³a siê
wyjaniaæ, gruntowaæ i pewny braæ kierunek. W ten czas podniesiono na ca³y ród polski
przeladowanie powszechne, które coraz stawa³o siê gwa³towniejsze i krwawsze. Wyst¹pi³ na
scenê pamiêtny w naszych dziejach senator Nowosilcow. On pierwszy instynktow¹ i zwierzêc¹
nienawiæ rz¹du rosyjskiego ku Polakom wyrozumowa³ jak zbawienn¹ i polityczn¹, wzi¹³ j¹
za podstawê swoich dzia³añ, a za cel po³o¿y³ zniszczenie polskiej narodowoci. W ten czas
ca³¹ przestrzeñ ziemi od Prosny a¿ do Dniepru i od Galicji do Ba³tyckiego morza zamkniêto
i urz¹dzono jako ogromne wiêzienie. Ca³¹ administracj¹ nakrêcono jako jedn¹ wielk¹ Polaków
torturê, której ko³o obracali carewicz Konstanty i senator Nowosilcow.
Systematyczny Nowosilcow wzi¹³ naprzód na mêki dzieci i m³odzie¿, aby nadzieje przysz³ych
pokoleñ w zarodzie samym wytêpiæ. Za³o¿y³ g³ówn¹ kwaterê katowstwa w Wilnie, w stolicy
naukowej prowincji litewsko-ruskich. By³y wówczas miêdzy m³odzie¿¹ uniwersytetu ró¿ne
towarzystwa literackie, maj¹ce na celu utrzymanie jêzyka i narodowoci polskiej, Kongresem
Wiedeñskim i przywilejami Imperatora zostawionej Polakom. Towarzystwa te, widz¹c
wzmagaj¹ce siê podejrzenia rz¹du, rozwi¹za³y siê wprzód jeszcze, nim ukaz zabroni³ ich
bytu. Ale Nowosilcow, chocia¿ w rok po rozwi¹zaniu siê towarzystw przyby³ do Wilna, uda³
przed Imperatorem, ¿e je znalaz³ dzia³aj¹ce; ich literackie zatrudnienia wystawi³ jako wyrany
bunt przeciwko rz¹dowi, uwiêzi³ kilkaset m³odzie¿y i ustanowi³ pod swoim wp³ywem trybuna³y
wojenne na s¹dzenie studentów. W tajemnej procedurze rosyjskiej oskar¿eni nie maj¹ sposobu
bronienia siê, bo czêsto nie wiedz¹, o co ich powo³ano: bez zeznania nawet komisja wed³ug
woli swojej jedne przyjmuje i w raporcie umieszcza, drugie uchyla. Nowosilcow, z w³adz¹
nieograniczon¹ od carewicza Konstantego zes³any, by³ oskar¿ycielem, sêdzi¹ i katem.
Skasowa³ kilka szkó³ w Litwie, z nakazem, aby m³odzie¿ do nich uczêszczaj¹c¹ uwa¿ano za
cywilnie umar³¹, aby jej do ¿adnych pos³ug obywatelskich, na ¿adne urzêdy nie przyjmowano
i aby jej nie dozwolono ani w publicznych, ani w prywatnych zak³adach koñczyæ nauk.
Taki ukaz, zabraniaj¹cy uczyæ siê, nie ma przyk³adu w dziejach i jest oryginalnym rosyjskim
wymys³em. Obok zamknienia szkó³, skazano kilkudziesiêciu studentów do min
4
sybirskich,
do taczek, do garnizonów azjatyckich. W liczbie ich byli ma³oletni, nale¿¹cy do znakomitych
rodzin litewskich. Dwudziestu kilku, ju¿ nauczycieli, ju¿ uczniów uniwersytetu, wys³ano na
wieczne wygnanie w g³¹b Rosji jako podejrzanych o polsk¹ narodowoæ. Z tylu wygnañców
jednemu tylko dot¹d uda³o siê wydobyæ siê z Rosji
5
.
Wszyscy pisarze, którzy uczynili wzmiankê o przeladowaniu ówczesnym Litwy, zgadzaj¹ siê na
to, ¿e w sprawie uczniów wileñskich by³o co mistycznego i tajemniczego
6
. Charakter mistyczny,
³agodny, ale niezachwiany Tomasza Zana, naczelnika m³odzie¿y, religijna rezygnacja, braterska
zgoda i mi³oæ m³odych wiêniów, kara bo¿a, siêgaj¹ca widomie przeladowców, zostawi³y
g³êbokie wra¿enie na umyle tych, którzy byli wiadkami lub uczestnikami zdarzeñ; a opisane
zdaj¹ siê przenosiæ czytelników w czasy dawne, czasy wiary i cudów.
Kto zna dobrze ówczesne wypadki, da wiadectwo autorowi, ¿e sceny historyczne i charaktery
osób dzia³aj¹cych skryli³ sumiennie, nic nie dodaj¹c i nigdzie nie przesadzaj¹c. I po có¿ by mia³
4. (przyp. edyt.) mina kopalnia.
5. (przyp. red.) jednemu tylko mianowicie samemu Mickiewiczowi.
6. (przyp. aut.) Obacz dzie³o Leonarda Chodki: Tableau de la Pologne ancienne et moderne. Ma³e pisemko
drukowane w czasie rewolucji w Warszawie pod tytu³em Nowosilcow w Wilnie, tudzie¿ biografia Tomasza
Zana w dykcjonarzach biograficznych i w dziele Józefa Straszewicza Les Polonais et les Polonaises.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
2
dodawaæ albo przesadzaæ; czy dla o¿ywienia w sercu rodaków nienawici ku wrogom? czy dla
obudzenia litoci w Europie? Czym¿e s¹ wszystkie ówczesne okrucieñstwa w porównaniu tego,
co naród polski teraz cierpi
7
i na co Europa teraz obojêtnie patrzy! Autor chcia³ tylko zachowaæ
narodowi wiern¹ pami¹tkê z historii litewskiej lat kilkunastu: nie potrzebowa³ ohydzaæ rodakom
wrogów, których znaj¹ od wieków; a do litociwych narodów europejskich, które p³aka³y nad
Polsk¹ jak niedo³ê¿ne niewiasty Jeruzalemu nad Chrystusem, naród nasz przemawiaæ tylko
bêdzie s³owami Zbawiciela: «Córki Jerozolimskie, nie p³aczcie nade mn¹, ale nad samymi sob¹».
LITWA
PROLOG
W Wilnie przy ulicy Ostrobramskiej, w klasztorze ks. ks. Bazylianów, przerobionym na
wiêzienie stanu cela wiênia
motto: A strze¿cie siê ludzi, albowiem was bêd¹ wydawaæ do siedz¹cej rady i w bo¿nicach
swoich was biczowaæ bêd¹.
Mat. R. X w. 17
motto: I do Starostów i do Królów bêdziecie wodzeni na wiadectwo im i poganom.
w. 18
motto: I bêdziecie w nienawici u wszystkich dla imienia mego. Ale kto wytrwa a¿ do koñca,
ten bêdzie zbawion.
w. 22
Wiêzieñ wsparty na oknie; pi
ANIO£ STRÓ¯
Niedobre, nieczu³e dzieciê!
Ziemskie matki twej zas³ugi,
Proby jej na tamtym wiecie
Strzeg³y d³ugo wiek twój m³ody
Od pokusy i przygody:
Jako ró¿a, anio³ sadów,
We dnie kwitnie, w noc jej wonie
Broni¹ senne dziecka skronie
Od zarazy i owadów.
Nieraz ja na probê matki
I za pozwoleniem bo¿em
Zstêpowa³em do twej chatki,
Cichy, w cichej nocy cieniu:
Zstêpowa³em na promieniu
I stawa³em nad twym ³o¿em.
Gdy ciê noc uko³ysa³a,
Ja nad marzeniem namiêtnym
Sta³em jak lilija bia³a,
Schylona nad ród³em mêtnym.
Nieraz dusza mnie twa zbrzyd³a,
Alem w z³ych myli nacisku
Szuka³ dobrej, jak w mrowisku
Szukaj¹ ziarnek kadzid³a.
Ledwie dobra myl zawieci,
Bra³em duszê tw¹ za rêkê,
7. (przyp. red.) teraz czyli po upadku powstania listopadowego.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
3
Wiod³em w kraj, gdzie wiecznoæ wieci,
I piewa³em jej piosenkê,
Któr¹ rzadko ziemskie dzieci
S³ysz¹, rzadko i w upieniu,
A zapomn¹ w odecknieniu.
Jam ci przysz³e szczêcie g³osi³,
Na mych rêkach w niebo nosi³,
A ty s³ysza³ niebios dwiêki
Jako pjanych uczt piosenki.
Ja, syn chwa³y niemiertelnej,
Przybiera³em wtenczas postaæ
Obrzyd³ej larwy piekielnej,
By ciê straszyæ, by ciê ch³ostaæ;
Ty przyjmowa³ ch³ostê Boga
Jak dziki mêczarnie wroga.
I dusza twa w niepokoju,
Ale z dum¹ siê budzi³a,
Jakby w niepamiêci zdroju
Przez noc ca³¹ mêty pi³a.
I pami¹tki wy¿szych wiatów
W g³¹b ci¹gn¹³e, jak kaskada,
Gdy w podziemn¹ przepaæ wpada,
Ci¹gnie licie drzew i kwiatów.
Natenczas gorzko p³aka³em,
Oblicze tul¹c w me d³onie;
Chcia³em i d³ugo nie mia³em
Ku niebieskiej wracaæ stronie,
Bym nie spotka³ twojej matki;
Spyta siê: «Jaka nowina
Z kuli ziemskiej, z mojej chatki,
Jaki sen by³ mego syna?»
WIÊZIEÑ
budzi siê strudzony i patrzy w okno ranek
Nocy cicha, gdy wschodzisz, kto ciebie zapyta,
Sk¹d przychodzisz; gdy gwiazdy przed sob¹ rozsiejesz,
Kto z tych gwiazd tajnie przysz³ej drogi twej wyczyta!
«Zasz³o s³oñce», wo³aj¹ astronomy z wie¿y,
Ale dlaczego zasz³o, nikt nie odpowiada;
Ciemnoci kryj¹ ziemiê i lud we nie le¿y,
Lecz dlaczego pi¹ ludzie, ¿aden z nich nie bada.
Przebudz¹ siê bez czucia, jak bez czucia spali
Nie dziwi s³oñca dziwna, lecz codzienna g³owa;
Zmienia siê blask i ciemnoæ jako stra¿ pu³kowa;
Ale gdzie¿ s¹ wodzowie, co jej rozkazali?
A sen? ach, ten wiat cichy, g³uchy, tajemniczy,
¯ycie duszy, czy¿ nie jest warte badañ ludzi!
Któ¿ jego miejsce zmierzy, kto jego czas zliczy!
Trwo¿y siê cz³owiek pi¹cy mieje siê, gdy zbudzi.
Mêdrcy mówi¹, ¿e sen jest tylko przypomnienie
Mêdrcy przeklêci!
Czy¿ nie umiem rozró¿niæ marzeñ od pamiêci?
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
4
Chyba mnie wmówi¹, ¿e moje wiêzienie
Jest tylko wspomnienie.
Mówi¹, ¿e senne czucie rozkoszy i kani
Jest tylko gr¹ wyobrani;
G³upi! zaledwie z wieci wyobrani¹ znaj¹
I nam wieszczom o niej baj¹!
Bywa³em w niej, zmierzy³em lepiej jej przestrzenie
I wiem, ¿e le¿y za jej granic¹ marzenie.
Prêdzej dzieñ bêdzie noc¹, rozkosz bêdzie kani¹,
Ni¿ sen bêdzie pamiêci¹, mara wyobrani¹.
k³adzie siê i wstaje znowu idzie do okna
Nie mogê spocz¹æ, te sny, to strasz¹, to ³udz¹:
Jak te sny miê trudz¹!
drzemie
DUCHY NOCNE
8
Puch czarny, puch miêkki pod g³owê pod³ó¿my,
piewajmy, a cicho nie trwó¿my, nie trwó¿my.
DUCH Z LEWEJ STRONY
Noc smutna w wiêzieniu, tam w miecie wesele,
U sto³ów tam muzyki hucz¹;
Przy pe³nych kielichach piewaj¹ minstrele
9
,
Tam noc¹ komety siê w³ócz¹:
Komety z oczkami i z jasnym warkoczem.
Wiêzieñ usypia
Kto po nich kieruje ³ód w biegu,
Ten zanie na fali, w marzeniu uroczem,
Na naszym przebudzi siê brzegu.
ANIO£
My uprosilimy Boga,
By ciê odda³ w rêce wroga.
Samotnoæ mêdrców mistrzyni.
I ty w samotnym wiêzieniu,
Jako prorok na pustyni,
Dumaj o twym przeznaczeniu;
CHÓR DUCHÓW NOCNYCH
W dzieñ Bóg nam dokucza, lecz w nocy wesele,
W noc pón¹ pró¿niaki siê tucz¹,
I w nocy swobodniej piewaj¹ minstrele,
Szatany piosenek ich ucz¹.
Kto rann¹ myl wiêt¹ przyniesie z kocio³a,
Kto rozmów poczciwych smak czuje,
Noc-pjawka wyci¹gnie pobo¿n¹ myl z czo³a,
8. (przyp. red.) Duchy nocne Duch z lewej strony duchy z³e, szatañskie.
9. (przyp. edyt.) minstrel wêdrowny piewak.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
5
Noc-w¹¿ w ustach smaki zatruje.
piewajmy nad sennym, my, nocy synowie,
Us³u¿my, a¿ bêdzie nam s³ug¹.
Wpadnijmy mu w serce, biegajmy po g³owie,
Nasz bêdzie ach, gdyby spa³ d³ugo!
ANIO£
Modlono siê za tob¹ na ziemi i w niebie,
Wkrótce musz¹ tyrani na wiat puciæ ciebie.
WIÊZIEÑ
budzi siê i myli
Ty, co blinich katujesz
10
, wiêzisz i wyrzynasz,
I umiechasz siê we dnie, i w wieczór ucztujesz;
Czy ty z rana choæ jeden sen twój przypominasz,
A jeli go przypomnia³, czy ty go pojmujesz?
drzemie
ANIO£
Ty bêdziesz znowu wolny, my oznajmiæ przyszli.
WIÊZIEÑ
budzi siê
Bêdê wolny? pamiêtam, kto mi wczora prawi³;
Nie, sk¹d¿e to, czy we nie? czy Bóg mi objawi³?
zasypia
ANIO£OWIE
Pilnujmy tylko, ach, pilnujmy myli,
Miêdzy mylami bitwa ju¿ stoczona.
DUCHY Z LEWEJ STRONY
Podwójmy napaæ.
DUCHY Z PRAWEJ
My podwójmy stra¿e.
Czy z³a myl wygra, czy dobra pokona,
Jutro siê w mowach i w dzie³ach poka¿e;
I jedna chwila tej bitwy wyrzeka
Na ca³e ¿ycie o losach cz³owieka.
WIÊZIEÑ
Mam byæ wolny tak! nie wiem, sk¹d przysz³a nowina,
Lecz ja znam, co byæ wolnym z ³aski Moskwicina.
£otry zdejm¹ mi tylko z r¹k i nóg kajdany,
Ale wt³ocz¹ na duszê ja bêdê wygnany!
B³¹kaæ siê w cudzoziemców, w nieprzyjació³ t³umie,
10. (przyp. red.) Ty, co blinich katujesz wiêzieñ ma na myli swego przeladowcê, Senatora.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
6
Ja piewak
11
, i nikt z mojej pieni nie zrozumie
Nic oprócz niekszta³tnego i marnego dwiêku.
£otry, tej jednej broni z r¹k mi nie wydar³y,
Ale mi j¹ zepsuto, prze³amano w rêku;
¯ywy, zostanê dla mej ojczyzny umar³y,
I myl legnie zamkniêta w duszy mojej cieniu,
Jako dyjament w brudnym zawarty kamieniu.
wstaje i pisze wêglem z jednej strony:
D. O. M.
12
GUSTAVUS
OBIIT M. D. CCC. XXIII
CALENDIS NOVEMBRIS
z drugiej strony:
HIC NATUS EST
CONRADUS M. D. CCC. XXIII
CALENDIS NOVEMBRIS
wspiera siê na oknie usypia
DUCH
Cz³owieku! gdyby wiedzia³, jaka twoja w³adza!
Kiedy myl w twojej g³owie, jako iskra w chmurze,
Zab³ynie niewidzialna, ob³oki zgromadza,
I tworzy deszcz rodzajny lub gromy i burze;
Gdyby wiedzia³, ¿e ledwie jedn¹ myl rozniecisz,
Ju¿ czekaj¹ w milczeniu, jak gromu ¿ywio³y,
Tak czekaj¹ twej myli szatan i anio³y:
Czy ty w piek³o uderzysz, czy w niebo zawiecisz;
A ty jak ob³ok górny, ale b³êdny, pa³asz
I sam nie wiesz, gdzie lecisz, sam nie wiesz, co zdzia³asz.
Ludzie! ka¿dy z was móg³by, samotny, wiêziony,
Myl¹ i wiar¹ zwalaæ i podwigaæ trony.
AKT I
SCENA I
13
Korytarz stra¿ z karabinami stoi opodal kilku wiêniów m³odych ze wiecami
wychodz¹ z cel swoich pó³noc
JAKUB
Czy mo¿na? obaczym siê?
11. (przyp. red.) Ja piewak wiêzieñ jest poet¹. W tym i w wielu innych miejscach widzimy, ¿e Mickiewicz u¿ycza
bohaterowi Dziadów rysów swej w³asnej osobowoci.
12. (przyp. red.) D. O. M. napis ³aciñski: Deo Optimo Maximo (w skrócie, jak na nagrobkach) «Bogu Najlepszemu,
Najwiêkszemu. Gustaw zmar³ 1823 1 listopada. Tu narodzi³ siê Konrad 1823 1 listopada». Gustaw, zrozpaczony
kochanek z cz. IV, przeistacza siê w wiêzieniu w Konrada, bojownika sprawy narodowej.
13. (przyp. red.) Osobom wystêpuj¹cym w sc. I nada³ poeta rysy biograficzne, a czêciowo nawet imiona lub
nazwiska swych kolegów, towarzyszy wiêzienia.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
7
ADOLF
Stra¿ gorza³kê pije:
Kapral nasz.
JAKUB
Która bi³a?
ADOLF
Pó³noc niedaleko:
JAKUB
Ale jak nas runt
14
z³owi, kaprala zasieka.
ADOLF
Tylko zga wiecê; widzisz ogieñ w okna bije.
gasz¹ wiecê
Runt dzieciñstwo! runt musi do wrót d³ugo pukaæ,
Daæ has³o i odebraæ, musi kluczów szukaæ:
Potem d³ugi korytarz, nim nas runt zacapi,
Rozbie¿ym siê, drzwi zamkn¹, ka¿dy pad³ i chrapi.
Inni wiêniowie, wywo³ani z celi, wychodz¹
¯EGOTA
Dobry wieczór.
KONRAD
I ty tu!
KS. LWOWICZ
I wy tu?
SOBOLEWSKI
I ja tu.
FREJEND
A wiecie co, ¯egoto, idziem do twej celi,
wie¿y wiêzieñ dzi wst¹pi³ do nowicyjatu
15
,
I ma komin; tam dobry ogieñ bêdziem mieli,
A przy tym nowoæ, dobrze widzieæ nowe ciany.
SOBOLEWSKI
¯egoto! a, jak siê masz; i ty tu, kochany!
14. (przyp. red.) runt nocna inspekcja wart.
15. (przyp. edyt.) nowicjat okres przygotowania do ¿ycia zakonnego.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
8
¯EGOTA
U mnie cela trzy kroki; was taka gromada.
FREJEND
Wiecie co, pójdmy lepiej do celi Konrada.
Najdalsza jest, przytyka do muru kocio³a;
Nie s³ychaæ stamt¹d, choæ kto piewa albo wo³a.
Mylê dzi g³ono gadaæ i chcê piewaæ wiele;
W miecie pomyl¹, ¿e to piewaj¹ w kociele.
Jutro jest Narodzenie Bo¿e. Eh koledzy,
Mam i kilka butelek.
JAKUB
Bez kaprala wiedzy?
FREJEND
Kapral poczciwy, i sam z butelek skorzysta,
Przy tym jest Polak, dawny nasz legijonista,
Którego car przerobi³ gwa³tem na Moskala.
Kapral dobry katolik, i wiêniom pozwala
Przepêdziæ wieczór wiêtej Wigiliji razem.
JAKUB
Gdyby siê dowiedzieli, nie usz³oby p³azem.
Wchodz¹ do celi Konrada, nak³adaj¹ ogieñ w kominie i zapalaj¹ wiecê. Cela Konrada
jak w Prologu
KS. LWOWICZ
I sk¹d¿e siê tu wzi¹³e, ¯egoto kochany?
Kiedy?
¯EGOTA
Dzi miê porwali z domu, ze stodo³y.
KS. LWOWICZ
I ty by³e gospodarz?
¯EGOTA
Jaki! zawo³any.
¯eby ty widzia³ moje merynosy
16
, wo³y!
Ja, co pierwej nie zna³em, co owies, co s³oma,
Mam s³awê najlepszego w Litwie ekonoma.
JAKUB
Wziêto ciê niespodzianie?
16. (przyp. edyt.) merynosy rasa owiec.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
9
¯EGOTA
Od dawna s³ysza³em
O jakim w Wilnie ledztwie; dom mój blisko drogi.
Widaæ by³o kibitki lataj¹ce czwa³em
I co noc nas przera¿a³ poczty dwiêk z³owrogi.
Nieraz gdymy wieczorem do sto³u zasiedli
I kto ¿artem uderzy³ w szklankê no¿a trzonkiem,
Dr¿a³y kobiety nasze, staruszkowie bledli,
Myl¹c, ¿e ju¿ zaje¿d¿a feldjeger ze dzwonkiem.
17
Lecz nie wiedzia³em, kogo szukaj¹ i za co,
Nie nale¿a³em dot¹d do ¿adnego spisku.
S¹dzê, ¿e rz¹d to ledztwo wynalaz³ dla zysku,
¯e siê wiêniowie nasi porz¹dnie op³ac¹
I powróc¹ do domu.
TOMASZ
Tak¹ masz nadziejê?
¯EGOTA
Ju¿ci przecie¿ bez winy w Sybir nas nie wyl¹;
A jak¹¿ winê nasz¹ znajd¹ lub wymyl¹?
Milczycie, wyt³umaczcie¿, co siê tutaj dzieje,
O co nas oskar¿ono, jaki powód sprawy?
TOMASZ
Powód ¿e Nowosilcow przyby³ tu z Warszawy.
Znasz zapewne charakter pana Senatora.
Wiesz, ¿e ju¿ by³ w nie³asce u imperatora,
¯e zysk dawniejszych ³upiestw przepi³ i roztrwoni³,
Straci³ u kupców kredyt i ostatkiem goni³.
Bo pomimo najwiêkszych starañ i zabiegów
Nie mo¿e w Polsce spisku ¿adnego wyledziæ;
Wiêc postanowi³ wie¿y kraj, Litwê, nawiedziæ,
I tu przeniós³ siê z ca³ym g³ównym sztabem szpiegów.
¯eby za móg³ bezkarnie po Litwie pl¹drowaæ
I na nowo siê w ³askê samodzier¿cy wkrêciæ,
Musi z towarzystw naszych wielk¹ rzecz wysnuwaæ
I nowych wiele ofiar carowi powiêciæ.
¯EGOTA
Lecz my siê uniewinnim
TOMASZ
Broniæ siê daremnie
17. (przyp. aut.) Myl¹c, ¿e ju¿ zaje¿d¿a feldjeger ze dzwonkiem. Feldjegry, czyli strzelcy polni cesarscy, s¹
rodzajem ¿andarmów: poluj¹ szczególnie na osoby rz¹dowi podejrzane, je¿d¿¹ pospolicie w kibitkach, to jest
wózkach drewnianych bez resorów i ¿elaza, w¹skich, p³askich i z przodu wy¿szych ni¿ z ty³u. Byron wspomina
o tych wozach w swoim Don Juanie. Feldjeger przybywa pospolicie w nocy, porywa podejrzan¹ osobê,
nie mówi¹c nigdy, gdzie j¹ powiezie. Kibitka opatrzona jest dzwonkiem pocztowym. Kto nie by³ w Litwie,
z trudnoci¹ wystawi sobie przestrach, jaki panuje w ka¿dym domie, u którego wrót odezwie siê dzwonek
pocztowy.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
10
I ledztwo, i s¹d ca³y toczy siê tajemnie;
Nikomu nie powiedz¹, za co oskar¿ony,
Ten, co nas skar¿y, naszej ma s³uchaæ obrony;
On gwa³tem chce nas karaæ nie unikniem kary.
Zosta³ nam jeszcze rodek smutny lecz jedyny:
Kilku z nas powiêcimy wrogom na ofiary,
I ci na siebie musz¹ przyj¹æ wszystkich winy.
Ja sta³em na waszego towarzystwa czele,
Mam obowi¹zek cierpieæ za was, przyjaciele;
Dodajcie mi wybranych jeszcze kilku braci,
Z takich, co s¹ sieroty, starsi, nie¿onaci,
Których zguba niewiele serc w Litwie zakrwawi,
A m³odszych, potrzebniejszych z r¹k wroga wybawi.
¯EGOTA
Wiêc a¿ do tego przysz³o?
JAKUB
Patrz, jak siê zasmuci³.
Nie wiedzia³, ¿e dom mo¿e na zawsze porzuci³.
FREJEND
Nasz Jacek musia³ ¿onê zostawiæ w po³ogu,
A nie p³acze
FELIKS KO£AKOWSKI
Ma p³akaæ? owszem chwa³a Bogu.
Jeli powije syna, przysz³oæ mu wywieszczê
Daj mi no rêkê jestem trochê chiromanta
18
,
Wywró¿ê tobie przysz³oæ twojego infanta
19
.
patrz¹c na rêkê
Jeli bêdzie poczciwy, pod moskiewskim rz¹dem
Spotka siê niezawodnie z kibitk¹ i s¹dem;
A kto wie, mo¿e wszystkich nas znajdzie tu jeszcze
Lubiê synów, to nasi przyszli towarzysze.
¯EGOTA
Wy tu d³ugo siedzicie?
FREJEND
Sk¹d¿e datê wiedzieæ?
Kalendarza nie mamy, nikt listów nie pisze;
To gorsza, ¿e nie wiemy, póki mamy siedzieæ.
18. (przyp. edyt.) chiromanta osoba potrafi¹ca wró¿yæ z linii papilarnych d³oni.
19. (przyp. edyt.) infant (z fr.) dziecko; najczêciej w ten sposób okrelano dziecko królewskie, nastêpcê tronu,
dlatego te¿ s³owo to u¿yte na okrelenie maj¹cego siê narodziæ potomka jednego z wiêniów, nadaje ca³ej
wypowiedzi charakter ironiczny.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
11
SUZIN
Ja mam u okna parê drewnianych firanek
I nie wiem nawet, kiedy mrok, a kiedy ranek.
FREJEND
Ale pytaj Tomasza, patryjarchê biedy;
Najwiêkszy szczupak, on te¿ pierwszy wpad³ do matni;
On nas tu wszystkich przyj¹³ i wyjdzie ostatni,
Wie o wszystkich, kto przyby³, sk¹d przyby³ i kiedy.
SUZIN
To pan Tomasz! ja poznaæ nie mog³em Tomasza;
Daj mi rêkê, zna³e miê krótko i niewiele:
Wtenczas tak by³a droga wszystkim przyjañ wasza
Otaczali was liczni, bli¿si przyjaciele;
Nie dojrza³e miê w t³umie, lecz ja ciebie zna³em,
Wiem, co zrobi³, co cierpia³, ¿eby nas ocali³;
Odt¹d bêdê siê z twojej znajomoci chwali³,
I w dzieñ zgonu przypomnê z Tomaszem p³aka³em.
FREJEND
Ale dla Boga, po co te ³zy, p³acze, zgroza.
Patrz Tomasz, gdy by³ wolny, mia³ na swoim czole
Wypisano wielkimi literami: «koza».
Dzi w wiêzieniu jak w domu, jak w swoim ¿ywiole.
On by³ na wiecie jako grzyby kryptogamy,
Wiêdnia³ i schn¹³ od s³oñca; wsadzony do lochu,
Kiedy my, s³oneczniki, bledniejem, zdychamy,
On rozwija siê, kwitnie i tyje po trochu.
Ale te¿ wzi¹³ pan Tomasz kuracyj¹ modn¹,
S³awn¹ teraz na wiecie kuracyj¹ g³odn¹.
¯EGOTA
do Tomasza
G³odem ciebie morzono?
FREJEND
Dodawano strawy;
Ale gdyby j¹ widzia³, widok to ciekawy!
Doæ by³o tak¹ straw¹ w pokoju zakadziæ,
A¿eby myszy wytruæ i wierszcze wyg³adziæ.
¯EGOTA
I jak¿e ty jeæ mog³e!
TOMASZ
Tydzieñ nic nie jad³em,
Potem jeæ próbowa³em, potem z si³ opad³em;
Potem jak po trucinie czu³em bole, k³ucia,
Potem kilka tygodni le¿a³em bez czucia.
Nie wiem, ile i jakiem choroby przebywa³,
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
12
Bo nie by³o doktora, co by je nazywa³.
Wreszcie jam wsta³ jad³ znowu i do si³ przychodzi³,
I zdaje mi siê, ¿em siê do tej strawy zrodzi³.
FREJEND
z wymuszon¹ weso³oci¹
Wierzcie mi, tam za koz¹
20
same urojenia;
Kto tu by³, sekret kuchni i mieszkañ przenikn¹³:
Jeæ, mieszkaæ, le czy dobrze skutek przywyknienia.
Pyta³ raz Litwin, nie wiem, diab³a czy Piñczuka
21
:
«Dlaczego siedzisz w b³ocie?» «Siedzê, bom przywykn¹³».
JAKUB
Ale¿ przywykn¹æ, bracie!
FREJEND
Na tym ca³a sztuka:
JAKUB
Ja tu siedzê podobno od omiu miesiêcy,
A tak têskniê jak pierwej, nie mniej
FREJEND
I nie wiêcéj?
Pan Tomasz tak przywykn¹³, ¿e mu powiew zdrowy
Zaraz piersi obci¹¿a, robi zawrót g³owy.
On odwykn¹³ oddychaæ, nie wychodzi z celi
Jeli go st¹d wypêdz¹, koza siê op³aci:
Bo on potem ni grosza na wino nie straci,
Tylko ³yknie powietrza i wnet siê podchmieli
22
.
TOMASZ
Wola³bym byæ pod ziemi¹, w g³odzie i chorobie,
Znosiæ kije i gorsze nili kije ledztwo,
Ni¿ tu, w lepszym wiêzieniu, mieæ was za s¹siedztwo.
£otry! wszystkich nas w jednym chc¹ zakopaæ grobie.
FREJEND
Jak to? wiêc p³aczesz po nas masz kogo ¿a³owaæ.
Czy nie mnie? pytam, jaka korzyæ z mego ¿ycia?
Jeszcze w wojnie mam jaki talencik do bicia,
I móg³bym kilku doñcom
23
grzbiety naszpikowaæ.
Ale w pokoju có¿ st¹d, ¿e lat sto prze¿yjê
I bêdê kl¹³ Moskalów, i umrê i zgnijê.
20. (przyp. edyt.) koza wiêzienie.
21. (przyp. aut.) Pyta³ raz Litwin, nie wiem, diab³a czy Piñczuka. Nazywa lud w Litwie Piñczukami obywateli
b³otnistych okolic Piñska.
22. (przyp. aut.) Tylko ³yknie powietrza i wnet siê podchmieli. Wiêniowie, którzy d³ugo byli w zamkniêciu,
wychodz¹c na wie¿e powietrze dowiadczaj¹ pewnego rodzaju upojenia.
23. (przyp. edyt.) doñcom chodzi o kozaków zw. doñskimi (tereny ich osiedlenia w Imperium Rosyjskim le¿a³y
nad Donem na Ukrainie), którzy tworzyli doborow¹ kawaleriê wojska ros.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
13
Na wolnoci wiek ca³y by³bym mizerakiem,
Jak proch, albo jak wino miernego gatunku;
Dzi, gdy wino zatkniêto, proch przybito k³akiem,
W kozie mam ca³¹ wartoæ butli i ³adunku.
Wytchn¹³bym siê jak wino z otwartej konewki;
Spali³bym jak proch lekko z otwartej panewki.
Lecz jeli miê w ³añcuchach st¹d na Sybir wyl¹,
Obacz¹ miê Litwini bracia i pomyl¹:
Wszakci to krew szlachecka, to m³ód nasza ginie,
Poczekaj, zbójco caru
24
, czekaj, Moskwicinie!
Taki jak ja, Tomaszu, da³by siê powiesiæ,
¯eby ty jednê chwilê ¿y³ na wiecie d³u¿éj:
Taki jak ja ojczynie tylko mierci¹ s³u¿y;
Umar³bym dziesiêæ razy, byle ciê raz wskrzesiæ,
Ciebie, lub ponurego poetê Konrada,
Który nam o przysz³oci, jak Cygan, powiada.
do Konrada
Wierzê, bo Tomasz mówi³, ¿e ty piewak wielki,
Kocham ciê, bo podobny tak¿e do butelki:
Rozlewasz pieñ, uczuciem, zapa³em oddychasz,
Pijem, czujem, a ciebie ubywa usychasz.
bierze za rêkê Konrada i ³zy sobie ociera
do Tomasza i Konrada
Wy wiecie, ¿e was kocham, ale mo¿na kochaæ,
Nie p³akaæ. Otó¿, bracia, osuszcie ³zy wasze;
Bo jak siê raz rozczulê i jak zacznê szlochaæ,
I herbaty nie zrobiê, i ogieñ zagaszê.
robi herbatê
Chwila milczenia
KS. LWOWICZ
Prawda, le przyjmujemy nowego przybysza;
pokazuj¹c ¯egotê
W Litwie z³y to znak p³akaæ we dniu inkrutowin
25
Czy nie dosyæ w dzieñ milczym! he? jak d³uga cisza.
JAKUB
Czy nie ma nowin z miasta?
WSZYSCY
Nowin?
KS. LWOWICZ
¯adnych nowin?
24. (przyp. red.) caru gwarowa (z ros.) forma wo³acza: carze.
25. (przyp. aut.) W Litwie z³y to znak p³akaæ we dniu inkrutowin. Nazywaj¹ inkrutowinami uroczystoæ, któr¹
gospodarz obchodzi, wnosz¹c siê do nowego mieszkania.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
14
ADOLF
Jan dzi chodzi³ na ledztwo, by³ godzinê w miecie,
Ale milczy i smutny; i jak widaæ z miny,
Nie ma ochoty gadaæ.
KILKU Z WIÊNIÓW
No, Janie! Nowiny?
JAN SOBOLEWSKI
ponuro
Niedobre dzi na Sybir kibitek dwadziecie
Wywieli.
¯EGOTA
Kogo? naszych?
JAN
Studentów ze ¯mudzi.
WSZYSCY
Na Sybir?
JAN
I paradnie! by³o mnóstwo ludzi.
KILKU
Wywieli
JAN
Sam widzia³em.
JACEK
Widzia³e! i mego
Brata wywieli? wszystkich?.
JAN
Wszystkich, do jednego
Sam widzia³em. Wracaj¹c, prosi³em kaprala
Zatrzymaæ siê; pozwoli³ chwilkê. Sta³em z dala,
Skry³em siê za s³upami kocio³a. W kociele
W³anie msza by³a; ludu zebra³o siê wiele.
Nagle lud ca³y run¹³ przeze drzwi nawa³em,
Z kocio³a ku wiêzieniu. Sta³em pod przysionkiem,
I koció³ tak by³ pusty, ¿e w g³êbi widzia³em
Ksiêdza z kielichem w rêku i ch³opca ze dzwonkiem.
Lud otoczy³ wiêzienie nieruchomym wa³em;
Od bram wiêzienia na plac, jak w wielkie obrzêdy,
Wojsko z broni¹, z bêbnami sta³o we dwa rzêdy;
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
15
W porodku nich kibitki. Patrzê, z placu sadzi
Policmejster na koniu; z miny zgad³by ³atwo,
¯e wielki cz³owiek, wielki tryumf poprowadzi:
Tryumf Cara pó³nocy, zwyciêzcy nad dziatw¹.
Wkrótce znak dano bêbnem i ratusz otwarty
Widzia³em ich: za ka¿dym z bagnetem sz³y warty,
Ma³e ch³opcy, znêdznia³e, wszyscy jak rekruci
Z golonymi g³owami; na nogach okuci.
Biedne ch³opcy najm³odszy, dziesiêæ lat, niebo¿ê,
Skar¿y³ siê, ¿e ³añcucha podwign¹æ nie mo¿e;
I pokazywa³ nogê skrwawion¹ i nag¹.
Policmejster przeje¿d¿a, pyta, czego ¿¹da³;
Policmejster cz³ek ludzki, sam ³añcuch ogl¹da³:
«Dziesiêæ funtów, zgadza siê z przepisan¹ wag¹».
Wywiedli Janczewskiego; pozna³em, oszpetnia³,
Sczernia³, schud³, ale jako dziwnie wyszlachetnia³.
Ten przed rokiem swawolny, ³adny ch³opczyk ma³y,
Dzi pogl¹da³ z kibitki, jak z odludnej ska³y
Ów Cesarz! okiem dumnym, suchym i pogodnym;
To zdawa³ siê pocieszaæ spólników niewoli,
To lud ¿egna³ umiechem, gorzkim, lecz ³agodnym,
Jak gdyby im chcia³ mówiæ: nie bardzo miê boli.
Wtem zda³o mi siê, ¿e mnie napotka³ oczyma,
I nie widz¹c, ¿e kapral za sukni¹ miê trzyma,
Myli³, ¿em uwolniony; d³oñ sw¹ uca³owa³,
I skin¹³ ku mnie, jakby ¿egna³ i winszowa³;
I wszystkich oczy nagle zwróci³y siê ku mnie,
A kapral ci¹gn¹³ gwa³tem, a¿ebym siê schowa³;
Nie chcia³em, tylkom stan¹³ bli¿ej przy kolumnie.
Uwa¿a³em na wiênia postawê i ruchy:
On postrzeg³, ¿e lud p³acze patrz¹c na ³añcuchy,
Wstrz¹s³ nog¹ ³añcuch, na znak, ¿e mu niezbyt ciê¿y³.
A wtem zaciêto konia, kibitka runê³a
On zdj¹³ z g³owy kapelusz, wsta³ i g³os natê¿y³,
I trzykroæ krzykn¹³: «Jeszcze Polska nie zginê³a».
Wpadli w t³um; ale d³ugo ta rêka ku niebu,
Kapelusz czarny jako chor¹giew pogrzebu,
G³owa, z której w³os przemoc odar³a bezwstydna,
G³owa niezawstydzona, dumna, z dala widna,
Co wszystkim sw¹ niewinnoæ i hañbê obwieszcza
I wystaje z czarnego tylu g³ów nat³oku,
Jak z morza ³eb delfina, nawa³nicy wieszcza,
Ta rêka i ta g³owa zosta³y mi w oku,
I zostan¹ w mej myli, i w drodze ¿ywota
Jak kompas poka¿¹ mi, powiod¹, gdzie cnota:
Jeli zapomnê o nich, Ty, Bo¿e na niebie,
Zapomnij o mnie.
KS. LWOWICZ
Amen za was.
KA¯DY Z WIÊNIÓW
I za siebie.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
16
JAN SOBOLEWSKI
Tymczasem zaje¿d¿a³y inne rzêdem d³ugim
Kibitki; ich wsadzano jednego po drugim.
Rzuci³em wzrok po ludu cinionego kupie,
Po wojsku, wszystkie twarze poblad³y jak trupie;
A w takim t³umie taka by³a cichoæ g³ucha,
¯em s³ysza³ ka¿dy krok ich, ka¿dy dwiêk ³añcucha.
Dziwna rzecz! wszyscy czuli, jak nieludzka kara:
Lud, wojsko czuje, milczy, tak boj¹ siê cara.
Wywiedli ostatniego; zda³o siê, ¿e wzbrania³,
Lecz on biedny iæ nie móg³, co chwila siê s³ania³,
Z wolna schodzi³ ze schodów i ledwie na drugi
Szczebel st¹pi³, stoczy³ siê i upad³ jak d³ugi;
To Wasilewski, siedzia³ tu w naszym s¹siedztwie;
Dano mu tyle kijów onegdaj na ledztwie,
¯e mu odt¹d krwi kropli w twarzy nie zosta³o.
¯o³nierz przyszed³ i podj¹³ z ziemi jego cia³o,
Niós³ w kibitkê na rêku, ale rêk¹ drug¹
Tajemnie ³zy ociera³; niós³ powoli, d³ugo
Wasilewski nie zemdla³, nie zwisn¹³, nie ciê¿a³,
Ale jak pad³ na ziemiê prosto, tak otê¿a³.
Niesiony, jak s³up stercza³ i jak z krzy¿a zdjête
Rêce mia³ nad barkami ¿o³nierza rozpiête;
Oczy straszne, zbiela³e, szeroko rozwarte;
I lud oczy i usta otworzy³; i razem
Jedno westchnienie z piersi tysi¹ca wydarte,
G³êbokie i podziemne jêknê³o doko³a,
Jak gdyby jêk³y wszystkie groby spod kocio³a.
Komenda je zg³uszy³a bêbnem i rozkazem:
«Do broni marsz!» ruszono, a rodkiem ulicy
Puci³a siê kibitka lotem b³yskawicy.
Jedna pusta; by³ wiêzieñ, ale niewidomy
26
;
Rêkê tylko do ludu wyci¹gn¹³ spod s³omy,
Sin¹, rozwart¹, trupi¹; trz¹s³ ni¹, jakby ¿egna³;
Kibitka w t³um wjecha³a; nim bicz t³umy przegna³,
Stanêli przed kocio³em; i w³anie w tej chwili
S³ysza³em dzwonek, kiedy trupa przewozili.
Spojrza³em w koció³ pusty i rêkê kap³añsk¹
Widzia³em, podnosz¹c¹ cia³o i krew Pañsk¹,
I rzek³em: Panie! Ty, co s¹dami Pi³ata
Przela³e krew niewinn¹ dla zbawienia wiata,
Przyjm tê spod s¹dów cara ofiarê dziecinn¹,
Nie tak wiêt¹ ni wielk¹, lecz równie niewinn¹.
D³ugie milczenie
JÓZEF
Czyta³em ja o wojnach; w dawnych, dzikich czasach,
Pisz¹, ¿e tak okropne wojny prowadzono,
¯e nieprzyjaciel drzewom nie przepuszcza³ w lasach
I ¿e z drzewami na pniu zasiewy palono.
Ale car mêdrszy, sro¿ej, g³êbiej Polskê krwawi,
26. (przyp. red.) niewidomy niewidoczny.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
17
On nawet ziarna zbo¿a zabiera i d³awi;
Sam szatan mu metodê zniszczenia t³umaczy.
KO£AKOWSKI
I uczniowi najlepsz¹ nagrodê wyznaczy.
Chwila milczenia
KS. LWOWICZ
Bracia, kto wie, ów wiêzieñ mo¿e jeszcze ¿yje;
Pan Bóg to sam wie tylko i kiedy odkryje.
Ja, jak ksi¹dz, pomodlê siê, i wam radzê szczerze
Zmówiæ za mêczennika spoczynek pacierze.
Kto wie, jaka nas wszystkich czeka jutro dola.
ADOLF
Zmów¿e i po Ksawerym pacierz, jeli wola;
Wiesz, ¿e on, nim go wziêli, w ³eb sobie wystrzeli³.
FREJEND
£ebski! To z nami uczty weso³e on dzieli³,
Jak przysz³o dzieliæ biedê, on w nogi ze wiata.
KS. LWOWICZ
Niele by i za tego pomodliæ siê brata.
JANKOWSKI
Wiesz, ksiê¿e: dalibóg¿e, drwiê ja z twojej wiary:
Có¿ st¹d, choæbym by³ gorszym ni¿ Turki, Tatary,
Choæbym zosta³ z³odziejem, szpiegiem, rozbójnikiem,
Austryjakiem, Prusakiem, carskim urzêdnikiem;
Jeszcze tak prêdko bo¿ej nie lêkam siê kary;
Wasilewski zabity, my tu a s¹ cary.
FREJEND
To¿ chcia³em mówiæ, dobrze, ¿e ty za mnie zgrzeszy³;
Ale pozwól odetchn¹æ, bom ca³kiem os³upia³
S³uchaj¹c tych powieci cz³ek sp³aka³ siê, zg³upia³.
Ej, Feliksie, ¿eby ty nas trochê pocieszy³!
Ty, jeli zechcesz, w piekle diab³a by rozmieszy³.
KILKU WIÊNIÓW
Zgoda, zgoda, Feliksie, musisz gadaæ, piewaæ,
Feliks ma g³os, hej, Frejend, hej, wina nalewaæ.
¯EGOTA
Stójcie na chwilê ja te¿ szlachcic sejmikowy,
Choæ ostatni przyby³em, nie chcê cicho siedzieæ;
Józef nam co o ziarnkach mówi³, na te mowy
Gospodarz winien z miejsca swego odpowiedzieæ.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
18
Lubo car wszystkie ziarna naszego ogrodu
Chce zabraæ i zakopaæ w ziemiê w swoim carstwie,
Bêdzie dro¿yzna, ale nie bójcie siê g³odu;
Pan Antoni ju¿ pisa³ o tym gospodarstwie.
JEDEN Z WIÊNIÓW
Jaki Antoni?
¯EGOTA
Znacie bajkê Goreckiego
27
?
A raczej prawdê?
KILKU
Jak¹? Powiedz nam, kolego.
¯EGOTA
Gdy Bóg wygna³ grzesznika z rajskiego ogrodu,
Nie chcia³ przecie, a¿eby cz³owiek umar³ z g³odu;
I rozkaza³ anio³om zbo¿e przysposobiæ
I rozsypaæ ziarnami po drodze cz³owieka.
Przyszed³ Adam, znalaz³ je, obejrza³ z daleka
I odszed³; bo nie wiedzia³, co ze zbo¿em robiæ.
A¿ w nocy przyszed³ diabe³ m¹dry i tak rzecze:
«Niedaremnie tu Pan Bóg rozsypa³ garæ ¿yta,
Musi tu byæ w tych ziarnach jaka moc ukryta;
Schowajmy je, nim cz³owiek ich wartoæ dociecze».
Zrobi³ rogiem rów w ziemi i nasypa³ ¿ytem,
Naplwa³ i ziemi¹ nakry³, i przybi³ kopytem;
Dumny i rad, ¿e bo¿e zamiary przenikn¹³,
Ca³ym gard³em rozmia³ siê i rykn¹³, i znikn¹³.
A¿ tu wiosn¹, na wielkie diab³a zadziwienie,
Wyrasta trawa, kwiecie, k³osy i nasienie.
O wy! co tylko na wiat idziecie z pó³noc¹
28
,
Chytroæ rozumem, a z³oæ nazywacie moc¹;
Kto z was wiarê i wolnoæ znajdzie i zagrzebie,
Myli Boga oszukaæ oszuka sam siebie.
JAKUB
Brawo, Antoni! pewnie Warszawê nawiedzi
I za tê bajkê znowu z rok w kozie posiedzi.
FREJEND
Dobre to lecz ja znowu do Feliksa wracam.
Wasze bajki i co mi to za poezyje,
Gdzie muszê g³owê trudniæ, nili sens namacam;
Nasz Feliks z piosenkami niech ¿yje i pije!
27. (przyp. edyt.) bajkê Goreckiego poni¿ej ¯egota przytacza treæ bajki Diabe³ i zbo¿e Antoniego Goreckiego
(17871861), poety i bajkopisarza, uczestnika kampanii napoleoñskich, a nastêpnie powstania listopadowego;
z Mickiewiczem zaprzyjani³ siê ju¿ na emigracji, póniej jeszcze po³¹czy³y ich równie¿ wiêzy rodzinne (syn
Goreckiego, Tadeusz, polubi³ Mariê Mickiewiczównê).
28. (przyp. red.) z pó³noc¹ z zasadami, którymi kieruje siê mocarstwo pó³nocne, carat rosyjski.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
19
nalewa mu wino
JANKOWSKI
A Lwowicz co? on pacierz po umar³ych mówi!
Pos³uchajcie, zapiewam piosnkê Lwowiczowi.
piewa
Mówcie, jeli wola czyja,
Jezus Maryja.
Nim uwierzê ¿e nam sprzyja
Jezus Maryja:
Niech wprzód ³otrów powybija
Jezus Maryja.
Tam car jak dzika bestyja,
Jezus Maryja!
Tu Nowosilcow jak ¿mija,
Jezus Maryja!
Póki ca³a carska szyja,
Jezus Maryja,
Póki Nowosilcow pija,
Jezus Maryja,
Nie uwierzê, ¿e nam sprzyja
Jezus Maryja.
KONRAD
S³uchaj, ty! tych mnie imion przy kielichach wara.
Dawno nie wiem, gdzie moja podzia³a siê wiara,
Nie mieszam siê do wszystkich wiêtych z litaniji,
Lecz nie dozwolê bluniæ imienia Maryi.
KAPRAL
podchodz¹c do Konrada
Dobrze, ¿e Panu jedno to zosta³o imiê
Choæ szuler zgrany wszystko wyrzuci z kalety,
Nie zgra³ siê, póki jedn¹ ma sztukê monety.
Znajdzie j¹ w dzieñ szczêliwy, wiêc z kalety wyjmie,
Wiêc da w handel na procent, Bóg pob³ogos³awi,
I wiêkszy skarb przed mierci¹, nili mia³, zostawi.
To imiê, Panie, nie ¿art wiêc mnie siê zdarzy³o
W Hiszpaniji, lat temu o, to dawno by³o,
Nim car miê tym oszpeci³ mundurem szelmowskim
Wiêc by³em w legijonach, naprzód pod D¹browskim,
A potem wszed³em w s³awny pu³k Sobolewskiego.
SOBOLEWSKI
To mój brat!
KAPRAL
O mój Bo¿e! pokój duszy jego!
Walny ¿o³nierz tak zgin¹³ od piêciu kul razem;
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
20
Nawet podobny Panu. Otó¿ wiêc z rozkazem
Brata Pana jecha³em w miasteczko Lamego
Jak dzi pamiêtam wiêc tam byli Francuziska:
Ten gra w koci, ten w karty, ten dziewczêta ciska
Nu¿ beczeæ; Ka¿dy Francuz, jak podpije, beczy.
Jak zaczn¹ tedy piewaæ wszyscy nic do rzeczy,
Siwobrode w¹sale takie pieni t³uste!
A¿ by³ wstyd mnie m³odemu. Z rozpusty w rozpustê,
Dalej bredziæ na wiêtych; otó¿ z wiêkszych w wiêksze
Grzechy laz¹c, nu¿ bluniæ na Pannê Najwiêtszê
A trzeba wiedzieæ, ¿e mam patent sodalisa
29
I z powinnoci broniê Maryi imienia
Wiêc ja im perswadowaæ: Stulcie pysk, do bisa!
Wiêc umilkli, nie chc¹c mieæ ze mn¹ do czynienia.
Konrad zamyla siê, inni zaczynaj¹, rozmowê
Ale no Pan pos³uchaj, co siê st¹d wywiêci.
Po zwadzie poszlimy spaæ, wszyscy dobrze ciêci
A¿ w nocy tr¹bi¹ na koñ zaczn¹ obóz trwo¿yæ
Francuzi nu¿ do czapek, i nie mog¹ w³o¿yæ:
Bo nie by³o na co wdziaæ, bo ka¿dego g³ówka
By³a licznie odciêta no¿em jak makówka.
Szelma gospodarz porzn¹³ jak kury w folwarku; ;
Patrzê, wiêc moja g³owa zosta³a na karku;
W czapce kartka ³aciñska, pismo nie wiem czyje:
«Vivat Polonus, unus defonsor Mariae»
30
.
Otó¿ widzisz Pan, ¿e ja tym imieniem ¿yjê.
JEDEN Z WIÊNIÓW
Feliksie, musisz piewaæ; nalaæ mu herbaty
Czy wina.
FELIKS
Jednog³onie decyduj¹ braty,
¯e muszê byæ weso³y. Chocia¿ serce pêka,
Feliks bêdzie weso³y i bêdzie piosenka.
piewa
Nie dbam, jaka spadnie kara,
Mina
31
, Sybir czy kajdany.
Zawsze ja wierny poddany
Pracowaæ bêdê dla cara;
W minach kruszec kuj¹c m³otem,
Pomylê: ta mina szara
To ¿elazo, z niego potem
29. (przyp. edyt.) patent sodalisa dokument cz³onkowstwa w sodalicji mariañskiej (por. ³ac. sodalicium,
towarzystwo, bractwo, zwi¹zek), tj. bractwa, którego cz³onkowie oddaj¹ szczególn¹ czeæ Najwiêtszej Marii
Pannie (pierwsze takie zwi¹zki zaczê³y powstawaæ w XVI w.).
30. (przyp. red.) Vivat Polonus, unus defensor Mariae (³ac.) Niech ¿yje Polak, jedyny obroñca Marii przygoda,
jak siê zdaje, oparta o wydarzenie rzeczywiste. Opowiedzia³ je uczestnik tamtych walk Adam Amilkar Kosiñski
pod tym w³anie ³aciñskim tytu³em w jednym ze swych Opowiadañ ¿o³nierskich (Lipsk 1845).
31. (przyp. red.) mina (z franc.) kopalnia.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
21
Zrobi kto topór na cara.
Gdy bêdê na zaludnieniu,
Pojmê córeczkê Tatara;
Mo¿e w moim pokoleniu
Zrodzi siê Paleñ
32
dla cara.
Gdy w kolonijach osiêdê,
Ogród zorzê, grzêdy skopiê,
A na nich co rok siaæ bêdê
Same lny, same konopie.
Z konopi kto zrobi nici
Srebrem obwita niæ szara
Mo¿e siê kiedy poszczyci,
¯e bêdzie szarf¹ dla cara
33
.
CHÓR
piewa
Zrodzi siê Paleñ dla cara
ra ra ra ra ra ra
SUZIN
Lecz có¿ to Konrad cicho zasêpiony siedzi,
Jakby oblicza³ swoje grzechy do spowiedzi?
Feliksie, on nie s³ysza³ zgo³a twoich pieni;
Konradzie! patrzcie zbladn¹³, znowu siê czerwieni.
Czy on s³aby?
FELIKS
Stój, cicho zgad³em, ¿e tak bêdzie
O, my znamy Konrada, co to znaczy, wiemy.
Pó³noc jego godzina. Teraz Feliks niemy,
Teraz, bracia, piosenkê lepsz¹ pos³yszemy.
Ale muzyki trzeba; ty masz flet, Frejendzie,
Graj dawn¹ jego nutê, a my cicho stójmy
I kiedy trzeba, g³osy do chóru nastrójmy.
JÓZEF
patrz¹c na Konrada
Bracia! duch jego uszed³ i b³¹dzi daleko:
Jeszcze nie wróci³ mo¿e przysz³oæ w gwiazdach czyta,
Mo¿e siê tam z duchami znajomymi wita,
I one mu powiedz¹, czego z gwiazd dociek¹.
Jak dziwne oczy b³yszczy ogieñ pod powiek¹,
A oko nic nie mówi i o nic nie pyta;
Duszy teraz w nich nie ma; b³yszcz¹ jak ogniska
Zostawione od wojska, które w nocy cieniu
Na dalek¹ wyprawê ruszy³o w milczeniu
Nim zgasn¹, wojsko wróci na swe stanowiska.
32. (przyp. red.) Paleñ hr. Piotr Pahlen (17461826) minister rosyjski, organizator spisku, który doprowadzi³ do
zamordowania cara Paw³a I (1801).
33. (przyp. red.) szarfa dla cara szarf¹, stanowi¹c¹ dekoracjê munduru carskiego, udusili spiskowcy cara Paw³a.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
22
Frejend próbuje ró¿nych nut
KONRAD
piewa
Pieñ ma by³a ju¿ w grobie, ju¿ ch³odna,
Krew poczu³a spod ziemi wygl¹da
I jak upiór powstaje krwi g³odna:
I krwi ¿¹da, krwi ¿¹da, krwi ¿¹da.
Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga,
Z Bogiem i choæby mimo Boga!
Chór powtarza
I Pieñ mówi: ja pójdê wieczorem,
Naprzód braci rodaków gryæ muszê,
Komu tylko zapuszczê k³y w duszê,
Ten jak ja musi zostaæ upiorem.
Tak! zemsta, zemsta, etc. etc.
Potem pójdziem, krew wroga wypijem,
Cia³o jego rozr¹biem toporem:
Rêce, nogi godziami przybijem,
By nie powsta³ i nie by³ upiorem.
Z dusz¹ jego do piek³a iæ musim,
Wszyscy razem na duszy usiêdziem,
Póki z niej niemiertelnoæ wydusim,
Póki ona czuæ bêdzie, gryæ bêdziem.
Tak! zemsta, zemsta, etc. etc.
KS. LWOWICZ
Konradzie, stój, dla Boga, to jest pieñ pogañska.
KAPRAL
Jak on okropnie patrzy, to jest pieñ szatañska.
przestaj¹ piewaæ
KONRAD
z towarzyszeniem fletu
Wznoszê siê! lecê! tam, na szczyt opoki
Ju¿ nad plemieniem cz³owieczem,
Miêdzy proroki.
St¹d ja przysz³oci brudne ob³oki
Rozcinam moj¹ renic¹ jak mieczem;
Rêkami jak wichrami mg³y jej rozdzieram
Ju¿ widno jasno z góry na ludy spozieram
Tam ksiêga sybiliñska
34
przysz³ych losów wiata
Tam, na dole!
Patrz, patrz, przysz³e wypadki i nastêpne lata,
Jak drobne ptaki, gdy or³a postrzeg¹,
Mnie, or³a na niebie!
Patrz, jak do ziemi przypadaj¹, bieg¹,
34. (przyp. edyt.) ksiêga sybilliñska wg legendy zawiera³a przepowiednie wieszczki Sybilli.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
23
Jak siê stado w piasek grzebie
Za nimi, hej, za nimi oczy me sokole,
Oczy b³yskawice,
Za nimi szpony moje! dostrzegê je, schwycê.
Có¿ to? jaki ptak powsta³ i roztacza pióra,
Zas³ania wszystkich, okiem miê wyzywa;
Skrzyd³a ma czarne jak burzliwa chmura,
A szerokie i d³ugie na kszta³t têczy ³uku.
I niebo ca³e zakrywa
To kruk olbrzymi kto ty? kto ty, kruku?
Kto ty? jam orze³! patrzy kruk myl moje pl¹cze!
Kto ty? jam gromow³ady!
Spojrza³ na mnie w oczy miê jak dymem uderzy³,
Myli moje miesza pl¹cze
KILKU WIÊNIÓW
Co on mówi! co co to patrz, patrz, jaki blady!
porywaj¹ Konrada
Uspokój siê
KONRAD
Stój! stójcie! jam siê z krukiem zmierzy³
Stójcie myli rozpl¹czê
Pieñ skoñczê skoñczê
s³ania siê
KS. LWOWICZ
Dosyæ tych pieni.
INNI
Dosyæ.
KAPRAL
Dosyæ Pan Bóg z nami
Dzwonek! s³yszycie dzwonek? runt, runt pod bramami!
Gacie ogieñ do siebie!
JEDEN Z WIÊNIÓW
patrz¹c w okno
Bramê odemknêli
Konrad os³ab³ zostawcie sam, sam jeden w celi!
Uciekaj¹ wszyscy
SCENA II. IMPROWIZACJA
KONRAD
po d³ugim milczeniu
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
24
Samotnoæ có¿ po ludziach, czy-m piewak dla ludzi?
Gdzie cz³owiek, co z mej pieni ca³¹ myl wys³ucha,
Obejmie okiem wszystkie promienie jej ducha?
Nieszczêsny, kto dla ludzi g³os i jêzyk trudzi:
Jêzyk k³amie g³osowi, a g³os mylom k³amie;
Myl z duszy leci bystro, nim siê w s³owach z³amie,
A s³owa myl poch³on¹ i tak dr¿¹ nad myl¹,
Jak ziemia nad po³kniêt¹, niewidzialn¹ rzek¹.
Z dr¿enia ziemi czy¿ ludzie g³¹b nurtów dociek¹.
Gdzie pêdzi, czy siê domyl¹?
Uczucie kr¹¿y w duszy, rozpala siê, ¿arzy,
Jak krew po swych g³êbokich, niewidomych cieniach;
Ile krwi tylko ludzie widz¹ w mojej twarzy,
Tyle tylko z mych uczuæ dostrzeg¹ w mych pieniach.
Pieni ma, ty jest gwiazd¹ za granic¹ wiata!
I wzrok ziemski, do ciebie wys³any za goñca,
Choæ szklanne wemie skrzyd³a
35
, ciebie nie dolata,
Tylko o twojê mleczn¹ drogê siê uderzy;
Domyla siê, ¿e to s³oñca,
Lecz ich nie zliczy, nie zmierzy.
Wam, pieni, ludzkie oczy, uszy, niepotrzebne;
P³yñcie w duszy mej wnêtrznociach,
wieæcie na jej wysokociach,
Jak strumienie podziemne, jak gwiazdy nadniebne.
Ty Bo¿e, ty naturo! dajcie pos³uchanie.
Godna to was muzyka i godne piewanie.
Ja mistrz!
Ja mistrz wyci¹gam d³onie!
Wyci¹gam a¿ w niebiosa i k³adê me d³onie
Na gwiazdach jak na szklannych harmoniki krêgach.
To nag³ym, to wolnym ruchem,
Krêcê gwiazdy moim duchem.
Milijon tonów p³ynie; w tonów milijonie
Ka¿dy ton ja doby³em, wiem o ka¿dym tonie;
Zgadzam je, dzielê i ³¹czê,
I w têcze, i w akordy, i we strofy pl¹czê,
Rozlewam je we dwiêkach i w b³yskawic wstêgach.
Odj¹³em rêce, wznios³em nad wiata krawêdzie,
I krêgi harmoniki wstrzyma³y siê w pêdzie.
Sam piewam, s³yszê me piewy
D³ugie, przeci¹g³e jak wichru powiewy,
Przewiewaj¹ ludzkiego rodu ca³e tonie,
Jêcz¹ ¿alem, rycz¹ burz¹,
I wieki im g³ucho wtórz¹;
A ka¿dy dwiêk ten razem gra i p³onie,
Mam go w uchu, mam go w oku,
Jak wiatr, gdy fale ko³ysze,
Po wistach lot jego s³yszê,
Widzê go w szacie ob³oku.
Boga, natury godne takie pienie!
Pieñ to wielka, pieñ-tworzenie.
35. (przyp. red.) szklanne skrzyd³a obrazowo w znaczeniu: teleskop.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
25
Taka pieñ jest si³a, dzielnoæ,
Taka pieñ jest niemiertelnoæ!
Ja czujê niemiertelnoæ, niemiertelnoæ tworzê,
Có¿ Ty wiêkszego mog³e zrobiæ Bo¿e?
Patrz, jak te myli dobywam sam z siebie,
Wcielam w s³owa, one lec¹,
Rozsypuj¹ siê po niebie,
Tocz¹ siê, graj¹ i wiec¹;
Ju¿ dalekie, czujê jeszcze,
Ich wdziêkami siê lubujê,
Ich okr¹g³oæ d³oni¹ czujê,
Ich ruch myl¹ odgadujê:
Kocham was, me dzieci wieszcze!
Myli moje! gwiazdy moje!
Czucia moje! wichry moje!
W porodku was jak ojciec wród rodziny stojê,
Wy wszystkie moje!
Depcê was, wszyscy poeci,
Wszyscy mêdrce i proroki,
Których wielbi³ wiat szeroki.
Gdyby chodzili dot¹d ród swych dusznych
36
dzieci,
Gdyby wszystkie pochwa³y i wszystkie oklaski
S³yszeli, czuli i za s³uszne znali,
I wszystkie s³awy ka¿dodziennej blaski
Promieniami na wieñcach swoich zapalali;
Z ca³¹ pochwa³ muzyk¹ i wieñców ozdob¹,
Zebran¹ z wieków tyla i z pokoleñ tyla,
Nie czuliby w³asnego szczêcia, w³asnej mocy
Jak ja dzi czujê w tej samotnej nocy:
Kiedy sam piewam w sobie,
piewam samemu sobie.
Tak! czu³y jestem, silny jestem i rozumny.
Nigdym nie czu³, jak w tej chwili
Dzi mój zenit, moc moja dzisiaj siê przesili,
Dzi poznam, czym najwy¿szy, czylim tylko dumny;
Dzi jest chwila przeznaczona,
Dzi najsilniej wytê¿ê duszy mej ramiona
To jest chwila Samsona,
Kiedy wiêzieñ i lepy duma³ u kolumny.
Zrzucê cia³o i tylko jak duch wezmê pióra
Potrzeba mi lotu,
Wylecê z planet i gwiazd ko³owrotu,
Tam dojdê, gdzie granicz¹ Stwórca i natura.
I mam je, mam je, mam tych skrzyde³ dwoje;
Wystarcz¹: od zachodu na wschód je rozszerzê,
Lewym o przesz³oæ, prawym o przysz³oæ uderzê.
I dojdê po promieniach uczucia do Ciebie!
I zajrzê w uczucia Twoje,
O Ty! o którym mówi¹, ¿e czujesz na niebie!
Jam tu, jam przyby³, widzisz, jaka ma potêga!
A¿ tu moje skrzyd³o siêga.
Lecz jestem cz³owiek, i tam, na ziemi me cia³o;
36. (przyp. edyt.) dusznych duchowych.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
26
Kocha³em tam, w ojczynie serce me zosta³o
Ale ta mi³oæ moja na wiecie,
Ta mi³oæ nie na jednym spoczê³a cz³owieku
Jak owad na ró¿y kwiecie:
Nie na jednej rodzinie, nie na jednym wieku.
Ja kocham ca³y naród! obj¹³em w ramiona
Wszystkie przesz³e i przysz³e jego pokolenia,
Przycisn¹³em tu do ³ona,
Jak przyjaciel, kochanek, ma³¿onek, jak ojciec:
Chcê go dwign¹æ, uszczêliwiæ,
Chcê nim ca³y wiat zadziwiæ,
Nie mam sposobu i tu przyszed³em go dociec.
Przyszed³em zbrojny ca³¹ myli w³adz¹,
Tej myli, co niebiosom Twe gromy wydar³a,
ledzi³a chód Twych planet, g³¹b morza rozwar³a
Mam wiêcej, tê Moc, której ludzie nie nadadz¹,
Mam to uczucie, co siê samo w sobie chowa
Jak wulkan, tylko dymi niekiedy przez s³owa.
I Mocy tej nie wzi¹³em z drzewa edeñskiego,
Z owocu wiadomoci z³ego i dobrego;
Nie z ksi¹g ani z opowiadañ,
Ani z rozwi¹zania zadañ,
Ani z czarodziejskich badañ.
Jam siê twórc¹ urodzi³:
Stamt¹d przysz³y si³y moje,
Sk¹d do Ciebie przysz³y Twoje,
Bo i Ty po nie nie chodzi³:
Masz, nie boisz siê straciæ; i ja siê nie bojê.
Czy Ty mi da³, czy wzi¹³em, sk¹d i Ty masz oko
Bystre, potê¿ne: w chwilach mej si³y wysoko
Kiedy na chmur spojrzê szlaki
I wêdrowne s³yszê ptaki,
¯egluj¹ce na ledwie dostrze¿onym skrzydle;
Zechcê i wnet je okiem zatrzymam jak w sidle
Stado pieñ ¿a³osn¹ dzwoni,
Lecz póki ich nie puszczê, Twój wiatr ich nie zgoni.
Kiedy spojrzê w kometê z ca³¹ moc¹ duszy,
Dopóki na ni¹ patrzê, z miejsca siê nie ruszy.
Tylko ludzie skazitelni,
Marni, ale niemiertelni,
Nie s³u¿¹ mi, nie znaj¹ nie znaj¹ nas obu,
Mnie i Ciebie.
Ja na nich szukam sposobu
Tu, w niebie.
Tê w³adzê, któr¹ mam nad przyrodzeniem,
Chcê wywrzeæ na ludzkie dusze,
Jak ptaki i jak gwiazdy rz¹dzê mym skinieniem,
Tak blinich rozrz¹dzaæ muszê.
Nie broni¹ broñ broñ odbije,
Nie pieniami d³ugo rosn¹,
Nie nauk¹ prêdko gnije,
Nie cudami to zbyt g³ono.
Chcê czuciem rz¹dziæ, które jest we mnie;
Rz¹dziæ jak Ty wszystkimi zawsze i tajemnie:
Co ja zechcê, niech wnet zgadn¹,
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
27
Spe³ni¹, tym siê uszczêliwi¹,
A je¿eli siê sprzeciwi¹,
Niechaj cierpi¹ i przepadn¹.
Niech ludzie bêd¹ dla mnie jak myli i s³owa,
Z których, gdy zechcê, pieni wi¹¿e siê budowa;
Mówi¹, ¿e Ty tak w³adasz!
Wiesz, ¿em myli nie popsu³, mowy nie umorzy³;
Jeli mnie nad duszami równ¹ w³adzê nadasz,
Ja bym mój naród jak pieñ ¿yw¹ stworzy³,
I wiêksze ni¿li Ty zrobi³bym dziwo,
Zanuci³bym pieñ szczêliw¹!
Daj mi rz¹d dusz! Tak gardzê t¹ martw¹ budow¹,
Która gmin wiatem zowie i przywyk³ j¹ chwaliæ,
¯em nie próbowa³ dot¹d, czyli moje s³owo
Nie mog³oby jej wnet zwaliæ.
Lecz czujê w sobie, ¿e gdybym m¹ wolê
cisn¹³, natê¿y³ i razem wywieci³,
Mo¿e bym sto gwiazd zgasi³, a drugie sto wznieci³
Bo jestem niemiertelny! i w stworzenia kole
S¹ inni niemiertelni; wy¿szych nie spotka³em
Najwy¿szy na niebiosach! Ciebie tu szuka³em,
Ja najwy¿szy z czuj¹cych na ziemnym padole.
Nie spotka³em Ciê dot¹d ¿e Ty jest, zgadujê;
Niech Ciê spotkam i niechaj Tw¹ wy¿szoæ uczujê
Ja chcê w³adzy, daj mi j¹, lub wska¿ do niej drogê!
O prorokach, dusz w³adcach, ¿e byli, s³ysza³em,
I wierzê; lecz co oni mogli, to ja mogê,
Ja chcê mieæ w³adzê, jak¹ Ty posiadasz,
Ja chcê duszami w³adaæ, jak Ty nimi w³adasz.
D³ugie milczenie
z ironi¹
Milczysz, milczysz! wiem teraz, jam Ciê teraz zbada³,
Zrozumia³em, co Ty jest i jake Ty w³ada³.
K³amca, kto Ciebie nazywa³ mi³oci¹,
Ty jeste tylko m¹droci¹.
Ludzie myl¹, nie sercem, Twych dróg siê dowiedz¹;
Myl¹, nie sercem, sk³ady broni Twej wyledz¹
Ten tylko, kto siê wry³ w ksiêgi,
W metal, w liczbê, w trupie cia³o,
Temu siê tylko uda³o
Przyw³aszczyæ czêæ Twej potêgi.
Znajdzie truciznê, proch, parê,
Znajdzie blaski, dymy, huki,
Znajdzie prawnoæ, i z³¹ wiarê
Na mêdrki i na nieuki.
Mylom odda³e wiata u¿ycie,
Serca zostawiasz na wiecznej pokucie,
Da³e mnie najkrótsze ¿ycie
I najmocniejsze uczucie.
Milczenie
Czym jest me czucie?
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
28
Ach, iskr¹ tylko!
Czym jest me ¿ycie?
Ach, jedn¹ chwilk¹!
Lecz te, co jutro rykn¹, czym s¹ dzisiaj gromy?
Iskr¹ tylko.
Czym jest wieków ci¹g ca³y, mnie z dziejów wiadomy?
Jedn¹ chwilk¹.
Z czego wychodzi ca³y cz³owiek, ma³y wiatek?
Z iskry tylko.
Czym jest mieræ, co rozprószy myli mych dostatek?
Jedn¹ chwilk¹.
Czym by³ On, póki wiaty trzyma³ w swoim ³onie?
Iskr¹ tylko.
Czym bêdzie wiecznoæ wiata, gdy On go poch³onie?
Jedn¹ chwilk¹.
G£OS Z LEWEJ STRONY
3738
Wsi¹æ muszê
Na duszê
Jak na koñ.
Goñ! goñ
W cwa³, w cwa³!
G£OS Z PRAWEJ
Co za sza³!
Broñmy go, broñmy,
Skrzyd³em os³oñmy
Chwila i iskra, gdy siê przed³u¿a, rozpala
Stwarza i zwala.
mia³o, mia³o! tê chwilê rozd³u¿my, rozdalmy,
mia³o, mia³o! tê iskrê roznieæmy, rozpalmy
Teraz dobrze tak. Jeszcze raz Ciebie wyzywam,
Jeszcze po przyjacielsku duszê Ci odkrywam.
Milczysz, wszak¿e z Szatanem walczy³ osobicie?
Wyzywam Ciê uroczycie.
Nie gard mn¹, ja nie jeden, choæ sam tu wzniesiony.
Jestem na ziemi sercem z wielkim ludem zbratan,
Mam ja za sob¹ wojska, i mocy, i trony;
Jeli ja bêdê blunierca,
Ja wydam Tobie krwawsz¹ bitwê nili Szatan:
On walczy³ na rozumy, ja wyzwê na serca.
Jam cierpia³, kocha³, w mêkach i mi³oci wzros³em;
Kiedy mnie wydar³ osobiste szczêcie,
Na w³asnej piersi ja skrwawi³em piêcie,
Przeciw Niebu ich nie wznios³em.
37. (przyp. red.) G³os z lewej strony ducha z³ego, z prawej anio³a.
38. (przyp. edyt.) Partia obu g³osów wykonywana jest jednoczenie.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
29
G£OS
39
Rumaka
Przedzierzgnê w ptaka.
Orlimi pióry
Do góry!
W lot!
G£OS
Gwiazdo spadaj¹ca!
Jaki sza³
W otch³añ ciê str¹ca!
Teraz dusz¹ jam w mojê ojczyznê wcielony;
Cia³em po³kn¹³em jej duszê,
Ja i ojczyzna to jedno.
Nazywam siê Milijon bo za milijony
Kocham i cierpiê katusze.
Patrzê na ojczyznê biedn¹,
Jak syn na ojca wplecionego w ko³o;
Czujê ca³ego cierpienia narodu,
Jak matka czuje w ³onie bole swego p³odu.
Cierpiê, szalejê a Ty m¹drze i weso³o
Zawsze rz¹dzisz,
Zawsze s¹dzisz,
I mówi¹, ¿e Ty nie b³¹dzisz!
S³uchaj, jeli to prawda, com z wiar¹ synowsk¹
S³ysza³, na ten wiat przychodz¹c,
¯e Ty kochasz; je¿eli Ty kocha³ wiat rodz¹c,
Jeli ku zrodzonemu masz mi³oæ ojcowsk¹;
Je¿eli serce czu³e by³o w liczbie zwierz¹t,
Które Ty w arce zamkn¹³ i wyrwa³ z powodzi;
Jeli to serce nie jest potwór, co siê rodzi
Przypadkiem, ale nigdy lat swych nie dochodzi;
Jeli pod rz¹dem Twoim czu³oæ nie jest bezrz¹d,
Jeli w milijon ludzi krzycz¹cych «ratunku!»
Nie patrzysz jak w zawi³e zrównanie rachunku;
Jeli mi³oæ jest na co w wiecie Twym potrzebn¹
I nie jest tylko Twoj¹ omy³k¹ liczebn¹
G£OS
40
Or³a w hydrê!
Oczy mu wydrê.
Do szturmu dalej
Dymi! pali!
Ryk! grzmot!
G£OS
Z jasnego s³oñca
Kometo b³êdu!
39. (przyp. edyt.) Partia obu g³osów wykonywana jest jednoczenie (jak w poprzednim analogicznym przypadku).
40. (przyp. edyt.) Partia obu g³osów wykonywana jest jednoczenie (jak w poprzednim analogicznym przypadku).
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
30
Gdzie koniec twego pêdu?
Bez koñca, bez koñca!
Milczysz! Jam Ci do g³êbi serce me otworzy³,
Zaklinam, daj mi w³adzê: jedna czêæ jej licha,
Czêæ tego, co na ziemi osi¹gnê³a pycha,
Z t¹ jedn¹ cz¹stk¹ ile¿ ja bym szczêcia stworzy³!
Milczysz! nie dasz dla serca, daj¿e dla rozumu.
Widzisz, ¿em pierwszy z ludzi i z anio³ów t³umu,
¯e Ciê znam lepiej nili Twoje archanio³y,
Wart, ¿eby ze mn¹ w³adz¹ dzieli³ siê na po³y
Jelim nie zgad³, odpowiedz milczysz! ja nie k³amiê.
Milczysz i ufasz, ¿e masz silne ramiê
Wiedz, ¿e uczucie spali, czego myl nie z³amie
Widzisz to moje ognisko: uczucie,
Zbieram je, ciskam, by mocniej pa³a³o,
Wbijam w ¿elazne woli mej okucie,
Jak nabój w burz¹ce dzia³o.
G£OS
41
Ognia! pal!
G£OS
Litoæ! ¿al!
Odezwij siê, bo strzelê przeciw Twej naturze;
Jeli jej w gruzy nie zburzê,
To wstrz¹snê ca³ym pañstw Twoich obszarem;
Bo wystrzelê g³os w ca³e obrêby stworzenia:
Ten g³os, który z pokoleñ pójdzie w pokolenia:
Krzyknê, ¿e Ty nie ojcem wiata, ale
G£OS DIAB£A
Carem!
Konrad staje chwilê, s³ania siê i pada
DUCHY Z LEWEJ STRONY
PIERWSZY
Depc, chwytaj!
DRUGI
Jeszcze dysze.
PIERWSZY
Omdla³, omdla³, a nim
Przebudzi siê, dodusim.
41. (przyp. edyt.) Partia obu g³osów wykonywana jest jednoczenie (jak w poprzednim analogicznym przypadku).
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
31
DUCH Z PRAWEJ STRONY
Precz modl¹ siê za nim.
DUCH Z LEWEJ
Widzisz, odpêdzaj¹ nas.
PIERWSZY Z LEWEJ
Ty bestyjo g³upia!
Nie pomog³e mu s³owo ostatnie wyrzygn¹æ,
Jeszcze o jeden stopieñ w dumê go podwign¹æ!
Chwila dumy ta czaszka ju¿ by³aby trupia.
Byæ tak blisko tej czaszki! i nie mo¿na deptaæ!
Widzieæ krew w jego ustach, i nie mo¿na ch³eptaæ!
Najg³upszy z diab³ów, ty go wypuci³ w pó³ drogi.
DRUGI
Wróci siê, wróci
PIERWSZY
Precz st¹d bo wezmê na rogi
I bêdê ciê lat tysi¹c niós³, i w paszczê sam¹
Szatana wbijê.
DRUGI
Cha! cha! straszysz, ciociu! mamo!
Ja dziecko bêdê p³akaæ
p³acze
Masz
uderza rogiem
A co, nie chybi³?
Leæ i nie wy³a z piek³a aha, do dna przybi³
Rogi me, brawo, rogi
PIERWSZY
Sacrédieu!
42
DRUGI
uderza
Masz.
PIERWSZY
W nogi.
S³ychaæ stukanie i klucz we drzwiach
42. (przyp. red.) Sacrédieu! przekleñstwo francuskie.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
32
DRUGI DUCH
Pop, klecha, przyczajmy siê i schowajmy rogi.
SCENA III
Wchodz¹ Kapral, braciszek bernardyn Piotr, jeden Wiêzieñ
KS. PIOTR
W imiê Ojca i Syna i wiêtego Ducha.
WIÊZIEÑ
On zapewne os³abia³. Konradzie! nie s³ucha.
KS. PIOTR
Pokój temu domowi, pokój grzesznikowi!
WIÊZIEÑ
Dla Boga, on os³abia³, patrz miota siê, d¹sa,
To jest wielka choroba
43
, patrz, on usta k¹sa.
Ks. Piotr modli siê
KAPRAL
do Wiênia
Mój Panie, idcie sobie, a nas tu zostawcie.
WIÊZIEÑ
Ale dla Boga! pró¿nych modlitew nie prawcie;
Podejmijcie go z ziemi, po³ó¿my do ³ó¿ka;
Ksiê¿e Pietrze.
KS. PIOTR
Tu zostaw.
WIÊZIEÑ
Oto jest poduszka.
k³adzie Konrada
E, ja wiem, co to znaczy. Czasem nañ napada
Takie szaleñstwo: d³ugo piewa, potem gada,
A jutro zdrów jak ryba. Lecz kto wam powiedzia³,
¯e on os³abia³?
KAPRAL
Panie, ot by cicho siedzia³.
Niech brat Piotr pomodli siê nad waszym koleg¹;
Bo ja wiem, ¿e tu by³o co tu niedobrego.
Gdy runt odszed³, w tej celi ha³as pos³ysza³em,
43. (przyp. edyt.) To jest wielka choroba wielk¹ chorob¹ nazywano epilepsjê.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
33
Spojrzê dziurk¹ od klucza, a co tu widzia³em,
To mnie wiedzieæ. Pobieg³em do mojego kmotra,
Bo on cz³owiek pobo¿ny, do braciszka Piotra
Patrz na tego chorego: niedobrze siê dzieje
WIÊZIEÑ
Dalibóg nie pojmujê nic, i oszalejê.
KAPRAL
Oszaleæ? Ej, Panowie, strze¿cie siê, Panowie!
U was usta wymowne, wiele nauk w g³owie,
A patrzcie, g³owa m¹dra w prochu siê tacza³a,
I z tych ust, tak wymownych, patrzaj piana bia³a.
S³ysza³em, co on piewa³, ja s³ów nie poj¹³em,
Lecz by³o co u niego w oczach i nad czo³em.
Wierz mi, ¿e z tym cz³owiekiem niedobrze siê dzieje
By³em ja w legijonach, nim wziêto w rekruty,
Bra³em szturmem fortece, klasztory, reduty;
Wiêcej dusz wychodz¹cych z cia³a ja widzia³em,
Nili Waæpan przeczyta³ ksi¹¿ek w ¿yciu ca³em.
A to jest rzecz niema³a widzieæ, jak cz³ek kona.
Widzia³em ja na Pradze ksiê¿y zarzynanych,
I w Hiszpaniji ¿ywcem z wie¿y wyrzucanych;
Widzia³em matek szabl¹ rozrywane ³ona,
I dzieci konaj¹ce na kozackich pikach,
I Francuzów na niegu, i Turków na palu;
I wiem, co w konaj¹cych widaæ mêczennikach,
A co w z³odzieju, zbójcy, Turku lub Moskalu.
Widzia³em rozstrzelanych, co patrzyli miele
W rurê broni, nie chcieli na oczy zas³ony;
A jak padli na ziemiê, widzia³em w ich ciele
Strach, co za ¿ycia wstydem i pych¹ wiêziony,
Wyszed³ z trupa jak owad i pe³za³ woko³o:
Gorszy strach ni¿ ten, który tchórza w bitwie nêka.
Taki strach, ¿e doæ spojrzeæ na zamar³e czo³o,
Aby widzieæ, ¿e dusza d¹sa siê i lêka,
Gardzi bólem i cierpi, i wieczna jej mêka.
A wiêc, mój Panie, mylê, ¿e twarz umar³ego
Jest jak patent wojskowy do wiata przysz³ego,
I poznasz zaraz, jak on tam bêdzie przyjêty,
W jakiej randze i stopniu: wiêty czy przeklêty.
A wiêc tego cz³owieka i pieñ, i choroba.
I czo³o, i wzrok wcale mi siê nie podoba.
Otó¿ Waæpan spokojnie id do swojej celi,
My z bratem Piotrem bêdziem przy chorym siedzieli.
Wiêzieñ odchodzi
KONRAD
Przepaæ tysi¹c lat pusto dobrze jeszcze wiêcéj!
Ja wytrzymam i dziesiêæ tysi¹ców tysiêcy
Modliæ siê? tu modlitwa nie przyda siê na nic
I by³a¿ taka przepaæ bez dna i bez granic?
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
34
Nie wiedzia³em a by³a.
KAPRAL
S³yszysz, jak on szlocha:
KS. PIOTR
Synu mój, ty na sercu, które ciebie kocha.
do Kaprala
Wyjd st¹d i patrz, a¿eby nikt têdy nie chodzi³
I póki st¹d nie wyjdê, nikt mi nie przeszkodzi³.
Kapral odchodzi
KONRAD
zrywa siê
Nie! oka mi nie wydar³! mam to silne oko,
Widzê st¹d, i st¹d nawet, choæ ciemno g³êboko,
Widzê ciebie, Rollison, bracie, có¿ to znaczy?
I ty w wiêzieniu, zbity, krwi¹ ca³y zbryzgany,
I ciebie Bóg nie s³ucha³, i ty ju¿ w rozpaczy;
Szukasz no¿a, próbujesz g³owê t³uc o ciany:
«Ratunku!» Bóg nie daje, ja ci daæ nie mogê,
Oko mam silne, spojrzê, mo¿e ciê zabijê
Nie ale ci poka¿ê okiem mierci drogê.
Patrz, tam masz okno, wybij, skocz, zleæ i z³am szyjê,
I ze mn¹ tu leæ w g³êbie, w ciemnoæ leæmy na dó³
Otch³añ otch³añ ta lepsza nili ziemi padó³;
Tu nie ma braci, matek, narodów, tyranów
Pójd tu.
KS. PIOTR
Duchu nieczysty, znam ciê po twym jadzie,
Znowu tu, najchytrzejszy ze wszystkich szatanów,
Znowu w dom opuszczony leziesz, brzydki gadzie.
Ty wpe³zn¹³ w jego usta, na zgubê tu wpe³zn¹³,
W imiê Pañskie jam ciebie pojma³ i oche³zn¹³
44
.
Exorciso
45
DUCH
Stój, nie klnij stój, odst¹p od progu,
Wyjdê
KS. PIOTR
Nie wyjdziesz, a¿ siê upodoba Bogu.
Lew z pokolenia Judy tu Pan on zwyciê¿a:
Sieæ na lwa zastawi³e i w twym w³asnym wniku
46
Z³owi³e siê Bóg ciebie z³owi³ w tym grzeszniku.
44. (przyp. edyt.) oche³zn¹æ okie³znaæ, poskromiæ.
45. (przyp. red.) Exorciso (³ac.) zaklinam.
46. (przyp. red.) wnik wnyk, sid³o, pu³apka.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
35
W jego ustach chcê tobie najsro¿szy cios zadaæ:
K³amco, ja tobie ka¿ê, musisz prawdê gadaæ.
DUCH
Parle-moi donc français, mon pauvre capucin,
J'ai pu dans le grand monde oublier mon latin.
Mais étant saint, tu dois avoir le don des langues
Vielleicht sprechen Sie deutsch, was murmeln Sie so bang
What it is, Cavalleros, rispondero Io.
47
KS. PIOTR
Ty to z ust jego wrzeszczysz, stujêzyczna ¿mijo,
DUCH
Cest juste, dans ce jeu, nous sommes de moitié,
Il est savant, et moi, diable de mon métier.
J'étais son précepteur et je m'en glorifie,
En sais-tu plus que nous? parle je te défie.
48
KS. PIOTR
W imiê Ojca i Syna i Ducha wiêtego.
DUCH
Ale stój, stój, mój ksiê¿e, stój, ju¿ dosyæ tego;
Tylko, ksiê¿uniu, nie mêcz na pró¿no: czy szatan,
¯eby tak mêczyæ!
KS. PIOTR
Kto ty?
DUCH
Lukrecy, Lewiatan,
Voltaire, Alter Fritz, Legio sum.
KS. PIOTR
Co widzia³?
DUCH
Zwierza.
KS. PIOTR
Gdzie?
47. (przyp. red.) Parle-moi ( ) rispondero Io z³y duch mówi ró¿nymi jêzykami: po francusku, niemiecku, angielsku
i hiszpañsku. W przek³adzie: Mów do mnie po francusku, biedny kapucynie! ja mog³em zapomnieæ ³aciny na
wielkim wiecie, ale ty jako wiêty powiniene mieæ dar jêzyków. Mo¿e mówisz po niemiecku? Co tam mruczysz
tak trwo¿nie? Co to jest? Panowie, ja odpowiem
48. (przyp. red.) Cest juste ( ) te défie (franc.) S³usznie, w tej grze gramy do spó³ki: on [Konrad] jest mêdrzec, a ja
z zawodu diabe³. By³em jego nauczycielem i tym siê chlubiê. Umiesz mo¿e wiêcej ni¿ my? Mów, wyzywam ciê.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
36
DUCH
W Rzymie.
KS. PIOTR
Nie s³ucha miê wróæmy do pacierza.
modli siê
DUCH
Ale s³ucham.
KS. PIOTR
Gdzie widzia³ wiênia?
DUCH
Mówiê, w Rzymie
KS. PIOTR
K³amiesz.
DUCH
Ksiê¿e, na honor, na kochanki imiê,
Mej kochanki czarniutkiej, co tak do mnie wzdycha
A wiesz ty, jak siê zowie moja luba? Pycha.
Jaki ty nieciekawy!
KS. PIOTR
do siebie
Przeciwi¹ siê duchy;
Upokórzmy siê Panu i zróbmy akt skruchy.
modli siê
DUCH
Ale co tam masz robiæ, ja sam st¹d wyruszê,
Przyznajê siê, ¿e wlaz³em niezgrabnie w tê duszê.
Tu mnie kole ta dusza jest jak skóra je¿a,
W³o¿y³em j¹ na wywrót, kolcami do kiszek.
Ksi¹dz modli siê
Ale bo i ty majster, choæ prosty braciszek;
Os³y, powinni ciebie obraæ za papie¿a.
G³upstwo stawi¹ w kociele na przód, jak kolumny,
A ciebie kryj¹ w k¹tku: wiecznik, gwiazdê blasku!
KS. PIOTR
Tyranie i pochlebco, i pod³y, i dumny,
¯eby pier ugryz³, u nóg wleczesz siê po piasku.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
37
DUCH
miej¹c siê
Aha! gniewasz siê, pacierz przerwa³e da capo
49
;
¯eby sam widzia³, jak ty miesznie krêcisz ³ap¹
Istny niedwiadek, gdy siê broni od komarów!
On trzepie swoje, no wiêc dosyæ ju¿ tych swarów;
Znam twojê moc i chcê siê tobie wyspowiadaæ,
Bêdê ci o przesz³oci i przysz³oci gadaæ.
A wiesz ty, co o tobie mówi¹ w ca³ym miecie?
Ksi¹dz modli siê
A wiesz ty, co to bêdzie z Polsk¹ za lat dwiecie?
A wiesz, dlaczego tobie przeor tak nie sprzyja?
A wiesz, w Apokalipsie co znaczy bestyja?
Milczy i trzepie oczy a¿ strach we mnie wlepi³.
Powiedz, ksiê¿uniu, czego do mnie siê uczepi³?
Co ja winien, ¿e takie mam odbieraæ ch³osty.
Czy ja jestem król diab³ów, wszak ja diabe³ prosty.
Zwa¿, czy to prawnie s³ugê ukaraæ za pana,
Wszak¿e ja tu przyszed³em z rozkazu Szatana;
Trudno mu siê t³umaczyæ, bo z nim nie brat za brat,
Jestem jako Kreishauptmann
50
, Gubernator, Landrat
51
:
Ka¿¹ duszê braæ w areszt, biorê, sadzê w ciemnoæ;
Zdarza siê przy tym duszy jaka nieprzyjemnoæ,
Ale czy¿ z mojej winy? jam lepe narzêdzie;
Tyran szelma da ukaz, pisze: «Niech tak bêdzie»
Czy¿ to mnie mi³o mêczyæ, mnie samemu mêka.
Ach
wzdycha
jak to le byæ czu³ym. Ach, serce mi pêka.
Wierz mi: gdy pazurami grzesznika odzieram,
Nieraz ogonem, ah! ah! ³zy sobie ocieram.
Ksi¹dz modli siê
A wiesz, ¿e jutro bêdziesz bity jako Haman?
KS. PIOTR
In nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti, Amen.
Ego te exorciso, spiritus immunde
52
DUCH
Ksiê¿e, stój s³ucham gadam stój jedn¹ sekundê!
KS. PIOTR
Gdzie jest nieszczêsny wiêzieñ, co chce zgubiæ duszê?
49. (przyp. red.) da capo (w³osk.) od pocz¹tku, na nowo.
50. (przyp. edyt.) Kreishauptmann starosta.
51. (przyp. edyt.) Landrat naczelnik powiatu
52. (przyp. red.) In nomine ( ) immunde (³ac.) w imiê Ojca i Syna i Ducha wiêtego. Amen. Zaklinam ciê, duchu
nieczysty kocielna formu³a egzorcyzmu.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
38
Milczysz Exorciso te
DUCH
Gadam, gadam muszê.
KS. PIOTR
Kogo widzia³e?
DUCH
Wiênia.
KS. PIOTR
Jakiego?
DUCH
Grzesznika.
KS. PIOTR
Gdzie?
DUCH
Tam, w drugim klasztorze.
KS. PIOTR
W jakim?
DUCH
Dominika.
Ten grzesznik ju¿ przeklêty, prawem mnie nale¿y.
KS. PIOTR
K³amiesz.
DUCH
On ju¿ umar³y.
KS. PIOTR
K³amiesz.
DUCH
Chory le¿y.
KS. PIOTR
Exorciso te
DUCH
Gadam, gadam, skaczê piewam
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
39
Tylko nie klnij jak gadaæ? dusisz ledwie ziewam.
KS. PIOTR
Mów prawdê.
DUCH
Grzesznik chory, lata bez pamiêci
I jutro rano szyjê niezawodnie skrêci.
KS. PIOTR
K³amiesz.
DUCH
Powiadczy godny wiadek, kmotr Belzebub.
Pytaj go, mêcz niewinnej duszy mojej nie gub.
KS. PIOTR
Jak ratowaæ grzesznika?
DUCH
Bodaje zdech³, klecho,
Nie powiem.
KS. PIOTR
Exorciso
DUCH
Ratowaæ pociech¹.
KS. PIOTR
Dobrze, gadaj wyranie czego mu potrzeba?
DUCH
Mam chrypkê, nie wymówiê.
KS. PIOTR
Mów!
DUCH
Mój panie! królu!
Daj odpocz¹æ
KS. PIOTR
Mów, czego potrzeba
DUCH
Ksiê¿ulu,
Ja tego nie wymówiê.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
40
KS. PIOTR
Mów!
DUCH
He Wina Chleba
KS. PIOTR
Rozumiem, Chleba Twego i Krwi Twojej, Panie
Pójdê, i daj mi spe³niæ Twoje rozkazanie.
do Ducha
A teraz zabierz z sob¹ twe z³oci i b³êdy,
Sk¹d wszed³e i jak wszed³e, id tam i tamtêdy.
Duch uchodzi
KONRAD
Dwigasz miê! kto ty? strze¿ siê, sam spadniesz w te do³y.
Podaje rêkê leæmy w górê jak ptak lecê
Mile oddycham woni¹ promieniami wiecê.
Któ¿ mi da³ rêkê? dobrzy ludzie i anio³y;
Sk¹d¿e litoæ, wam do mnie schodziæ do tych do³ów?
Ludzie? Ludmi gardzi³em, nie zna³em anio³ów.
KS. PIOTR
Módl siê, bo strasznie Pañska dotknê³a ciê rêka:
Usta, którymi wieczny Majestat obrazi³,
Te usta z³y duch s³owy szkaradnymi skazi³;
S³owa g³upstwa, najsro¿sza dla m¹drych ust mêka,
Oby ci policzone by³y za pokutê.
Oby o nich zapomnia³
KONRAD
Ju¿ s¹ tam wykute.
KS. PIOTR
Oby, grzeszniku, nigdy sam ich nie wyczyta³,
Oby ciê o znaczenie ich Bóg nie zapyta³
Módl siê; myl twoja w brudne obleczona s³owa,
Jak grzeszna, z tronu swego str¹cona królowa,
Gdy w ¿ebraczej odzie¿y, okryta popio³em,
Odstoi czas pokuty swojej przed kocio³em,
Znowu na tron powróci, strój królewski wdzieje
I wiêkszym ni¿li pierwej blaskiem zajanieje.
Usn¹³
klêka
Twe mi³osierdzie, Panie, jest bez granic.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
41
pada krzy¿em
Panie, otom ja s³uga dawny, grzesznik stary,
S³uga ju¿ spracowany i niezgodny na nic.
Ten m³ody, zrób go za mnie s³ug¹ Twojej wiary,
A ja za jego winy przyjmê wszystkie kary.
On poprawi siê jeszcze, on ws³awi Twe Imiê.
Módlmy siê, Pan nasz dobry! Pan ofiarê przyjmie.
modli siê
W bliskim kociele, za cian¹, zaczynaj¹ piewaæ pieñ Bo¿ego Narodzenia. Nad Ksiêdzem
Piotrem Chór anio³ów na nutê: «Anio³ pasterzom mówi³»
CHÓR ANIO£ÓW
g³osy dziecinne
Pokój temu domowi,
Spoczynek grzesznikowi.
S³ugo! s³ugo pokorny, cichy,
Wnios³e pokój w dom pychy.
Pokój temu domowi.
ARCHANIO£ PIERWSZY
na nutê: «Bóg nasz ucieczk¹»
Panie, on zgrzeszy³, przeciwko Tobie zgrzeszy³ on bardzo.
ARCHANIO£ DRUGI
Lecz p³acz¹ nad nim, modl¹ siê za nim Twoi Anieli.
ARCHANIO£ PIERWSZY
Tych zdepc, o Panie, tych z³am, o Panie, którzy Twe wiête s¹dy pogardz¹,
ARCHANIO£ DRUGI
Ale tym daruj, co wiêtych s¹dów Twych nie pojêli.
ANIO£
Kiedym z gwiazd¹ nadziei
Lecia³ wiec¹c Judei,
Hymn Narodzenia piewali Anieli:
Mêdrcy nas nie widzieli,
Królowie nie s³yszeli.
Pastuszkowie spostrzegli
I do Betlejem biegli:
Pierwsi wieczn¹ m¹droæ witali,
Wieczn¹ w³adzê uznali:
Biedni, proci i mali.
ARCHANIO£ PIERWSZY
Pan, gdy ciekawoæ, dumê i chytroæ w sercu Anio³ów, s³ug swych, obaczy³,
Duchom wieczystym, Anio³om czystym, Pan nie przebaczy³.
Runê³y z niebios, jak deszcz gwiadzisty, Anio³ów t³umy,
I deszczem lec¹ za nimi co dzieñ mêdrców rozumy.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
42
CHÓR ANIO£ÓW
Pan maluczkim objawia,
Czego wielkim odmawia.
Litoæ! litoæ! nad synem ziemi,
On by³ miêdzy wielkiemi,
Litoæ nad synem ziemi.
ARCHANIO£ DRUGI
On s¹dów Twoich nie chodzi³ badaæ jako ciekawy,
Nie dla m¹droci ludzkiej on bada³, ani dla s³awy.
ARCHANIO£ PIERWSZY
On Ciê nie pozna³, on Ciê nie uczci³, Panie nasz wielki!
On Ciê nie kocha³, on Ciê nie wezwa³, nasz Zbawicielu!
ARCHANIO£ DRUGI
Lecz on szanowa³ imiê Najwiêtszej Twej Rodzicielki.
On kocha³ naród, on kocha³ wiele, on kocha³ wielu.
ANIO£
Krzy¿ w z³oto oprawiony
Zdobi królów korony.
Na piersi mêdrców b³yszczy jak zorze,
A w duszê wniæ nie mo¿e:
Owieæ, owieæ ich, Bo¿e!
CHÓR ANIO£ÓW
My tak ludzi kochamy,
Tak z nimi byæ ¿¹damy
Wygnani od mêdrków i króli,
Prostaczek nas przytuli,
Nad nim dzieñ, noc piewamy.
CHÓR ARCHANIO£ÓW
Podnie tê g³owê, a wstanie z prochu, niebios dosiê¿e,
I dobrowolnie padnie, i uczci krzy¿a podnó¿e;
Wedle niej ca³y wiat u stóp krzy¿a niechaj polê¿e
I niech Ciê ws³awi, ¿e sprawiedliwy i litociwy Pan nasz, o Bo¿e!
OBADWA CHÓRY
Pokój, pokój prostocie,
Pokornej, cichej cnocie!
S³ugo, s³ugo pokorny, cichy,
Wnios³e pokój w dom pychy,
Pokój grzesznemu sierocie.
SCENA IV. DOM WIEJSKI PODE LWOWEM
Pokój sypialny Ewa, m³oda panienka, wbiega, poprawia kwiaty przed obrazem
Najwiêtszej Panny, klêka i modli siê. Wchodzi Marcelina
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
43
MARCELINA
53
Modlisz siê jeszcze dot¹d! czas spaæ, pó³noc bi³a.
EWA
Ju¿em siê za ojczyznê mojê pomodli³a,
Jak nauczono, i za ojca, i za mamê;
Zmówmy jeszcze i za nich
54
pacierze te¿ same.
Choæ oni tak daleko, ale to s¹ dziatki
Jednej ojczyzny naszej, Polski, jednej matki.
Litwin, co dzi tu przyby³, uciek³ od Moskali;
Strach s³yszeæ, co tam oni z nimi wyrabiali.
Z³y car kaza³ ich wszystkich do ciemnicy wsadziæ
I jak Herod chce ca³e pokolenie zg³adziæ.
Litwin ten bardzo ojca naszego zasmuci³,
Poszed³ w pole i dot¹d z przechadzki nie wróci³.
Mama na mszê pos³a³a i obchód ¿a³obny,
Bo wielu z nich umar³o. Ja pacierz osobny
Zmówiê za tego, co te piosenki og³osi³;
pokazuj¹c ksi¹¿k¹
I on tak¿e w wiêzieniu, jak nam goæ donosi³.
Te piosenki
55
czyta³am; niektóre s¹ piêkne
Jeszcze pójdê, przed Matk¹ Najwiêtsz¹ uklêknê,
Pomodlê siê za niego; kto wie, czy w tej chwili
Ma rodziców, ¿eby siê za nim pomodlili.
Marcelina odchodzi
Ewa modli siê i usypia
ANIO£
Lekko i cicho, jak lekkie sny zleæmy.
CHÓR ANIO£ÓW
Braciszka mi³ego sen rozweselmy,
Sennemu pod g³owê skrzyd³o podcielmy,
Oczami, gwiazdami, twarz mu owieæmy,
piewaj¹c i graj¹c latajmy wiankiem,
Nad czystym, nad cichym naszym kochankiem.
R¹czêta liliowe za licie spleæmy,
Za ró¿e kwitn¹ce czo³a roznieæmy
56
,
Spod wst¹¿ek gwiadzistych w³os nasz rozwi¹¿my.
Rozpuæmy w promienie, rozlejmy w wonie;
53. (przyp. red.) [W scenariuszu] Ewa, Marcelina postaciom tym nada³ poeta imiona i rys pobo¿noci dwóch
panien polskich poznanych w Rzymie w r. 1829; Henrietty Ewy Ankwiczówny i jej towarzyszki, Marceliny
£empickiej. Dla Henrietty ¿ywi³ on g³êbsze uczucie: powiêci³ im wiersze Do H***, Do mego Cziczerona, Do M.
£. Rodzina Ankwiczów pochodzi³a z ówczesnej Galicji (z Machowej ko³o Tarnowa), dlatego te¿ scena IV dzieje
siê (nie doæ cile) pod Lwowem.
54. (przyp. red.) za nich za ofiary procesu filareckiego.
55. (przyp. red.) Te piosenki i ten szczegó³ biograficzny Konrada zaczerpn¹³ poeta z w³asnego ¿ycia; mo¿emy siê
domylaæ, ¿e dziewczêta rozmawiaj¹ o pierwszym tomiku Poezji Mickiewicza.
56. (przyp. red.) za licie spleæmy za ró¿e (prowinc.) jak licie jak ró¿e.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
44
Kwitn¹cym, pachn¹cym, ¿yj¹cym wiankiem
Kochanka naszego piersi okr¹¿my,
Kochanka naszego otulmy skronie.
piewaj¹c i graj¹c latajmy wiankiem,
Nad czystym, nad cichym naszym kochankiem.
EWA
WIDZENIE
Deszczyk tak wie¿y, mi³y, cichy jak rosa,
I sk¹d ten deszczyk tak czyste niebiosa,
Jasne niebiosa!
Krople zielone, krane trawki, równianki
57
,
Ró¿e, lilije, wianki
Obwijaj¹ miê wko³o. Ach, jaki sen wonny,
Sen lekki, s³odki, oby by³ dozgonny.
Ró¿o b³yszcz¹ca, s³oneczna,
Lilijo przeczysta, mleczna!
Ty nie z ziemi: tam ros³a, nad bia³ym ob³okiem.
Narcyzie, jakim nie¿nym patrzysz na mnie okiem;
A te b³êkitne kwiaty pami¹tek
58
,
Jak renice niewini¹tek
Pozna³am kwiatki moje sama polewa³am,
W moim ogródku wczora nazbiera³am,
I uwieñczy³am Matki Boskiej skronie,
Tam nad ³ó¿kiem na obrazku.
Widzê to Matka Boska cudowny blasku!
Pogl¹da na mnie, bierze wianek w d³onie,
Podaje Jezusowi, a Jezus dzieciê
Z umiechem rzuca na mnie kwiecie
Jak wypiêknia³y kwiatki jak ich wiele krocie,
A wszystkie w przelocie
Szukaj¹ na powietrzu siebie,
Moje kochanki!
I same plot¹ siê w wianki.
Jak tu mnie mi³o, jak w niebie;
Jak tu mnie dobrze, mój Bo¿e;
Niech miê na zawsze ten wianek otoczy,
Niech zasnê, umrê, patrz¹c w te ró¿e,
W te bia³e narcyzu oczy.
Ró¿a, ta ró¿a ¿yje
Wst¹pi³a w ni¹ dusza,
G³ówk¹ lekko rusza,
Jaki ogieñ z niej bije.
To rumieniec ¿yj¹cy jak zorzy wnicie
59
.
mieje siê, jak na umiech rozwija licie,
Roztula miêdzy liciem dwoje ust z koralu,
Mówi, co mówi jak cicho, jak skromnie.
Co ty, ró¿o, szepcesz do mnie?
Zbyt cicho, smutnie czy to g³os ¿alu?
57. (przyp. red.) równianki w jednym ze znaczeñ prowinc: bukieciki kwiatków lub: wianki.
58. (przyp. red.) kwiaty pami¹tek niezapominajki.
59. (przyp. edyt.) wnicie wejcie, wzejcie.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
45
Skar¿ysz siê, ¿e wyjêta z rodzinnej trawki?
Nie wziê³am ciebie dla mojej zabawki,
Jam tob¹ skronie Matki Najwiêtszej wieñczy³a,
Jam po spowiedzi wczora ³zami ciê poi³a;
A z twoich ust koralu
Wylatuj¹ promieniem
Iskierka po iskierce
Czy taka wiat³oæ jest twoim pieniem?
Czego chcesz, ró¿o mi³a?
RÓ¯A
We mnie na serce.
ANIO£OWIE
Rozwi¹¿my, rozpleæmy anielski wianek.
RÓ¯A
Odwijam me skrzyd³a, wyplatam czo³o.
ANIO£OWIE
My w niebo do domu leæmy weso³o.
RÓ¯A
Ja bêdê j¹ bawi³, nim b³ynie ranek,
Na sennym jej sercu z³o¿ê me skronie:
Jak wiêty aposto³, Pañski kochanek,
Na boskim Chrystusa spoczywa³ ³onie.
SCENA V. CELA KSIÊDZA PIOTRA
KS. PIOTR
modli siê le¿¹c krzy¿em
Panie! czym¿e ja jestem przed Twoim obliczem?
Prochem i niczem;
Ale gdym Tobie mojê nicoæ wyspowiada³,
Ja, proch, bêdê z Panem gada³.
WIDZENIE
Tyran wsta³ Herod! Panie, ca³a Polska m³oda
Wydana w rêce Heroda.
Co widzê d³ugie, bia³e, dróg krzy¿owych biegi,
Drogi d³ugie nie dojrzeæ przez puszcze
60
, przez niegi
Wszystkie na pó³noc! tam, tam w kraj daleki,
P³yn¹ jak rzeki.
P³yn¹: ta droga prosto do ¿elaznej bramy
61
,
Tamta jak strumieñ wpad³a pod ska³ê, w te jamy
62
,
A tamtej ujcie w morzu. Patrz! po drogach leci
T³um wozów jako chmury wiatrami pêdzone,
60. (przyp. edyt.) puszcze tu: pustynie.
61. (przyp. red.) do ¿elaznej bramy wiêzienia fortecznego.
62. (przyp. red.) w te jamy w podziemia kopalñ.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
46
Wszystkie tam w jedn¹ stronê.
Ach, Panie! to nasze dzieci,
Tam na pó³noc Panie, Panie!
Taki¿ to los ich wygnanie!
I dasz ich wszystkich wygubiæ za m³odu,
I pokolenie nasze zatracisz do koñca?
Patrz! ha! to dzieciê usz³o ronie to obroñca!
Wskrzesiciel narodu,
Z matki obcej; krew jego dawne bohatery,
A imiê jego bêdzie czterdzieci i cztery.
Panie! czy przyjcia jego nie raczysz przypieszyæ?
Lud mój pocieszyæ?
Nie! lud wycierpi. Widzê ten mot³och tyrany,
Zbójcê bieg¹ porwali mój Naród zwi¹zany
Ca³a Europa wlecze, nad nim siê ur¹ga
«Na trybuna³!» Tam zgraja niewinnego wci¹ga.
Na trybunale gêby, bez serc, bez r¹k; sêdzie
To jego sêdzie!
Krzycz¹: «Gal, Gal s¹dziæ bêdzie»
Gal w nim winy nie znalaz³ i umywa rêce,
A króle krzycz¹: «Potêp i wydaj go mêce;
Krew jego spadnie na nas i na syny nasze;
Krzy¿uj syna Maryi, wypuæ Barabasze:
Ukrzy¿uj, on cesarza koronê zniewa¿a,
Ukrzy¿uj, bo powiemy, ¿e ty wróg cesarza».
Gal wyda³ ju¿ porwali ju¿ niewinne skronie
Zakrwawione, w szyderskiej, cierniowej koronie,
Podnieli przed wiat ca³y; i ludy siê zbieg³y
Gal krzyczy: «Oto naród wolny, niepodleg³y!»
Ach, Panie, ju¿ widzê krzy¿ ach, jak d³ugo, d³ugo
Musi go nosiæ Panie, zlituj siê nad s³ug¹.
Daj mu si³y, bo w drodze upadnie i skona
Krzy¿ ma d³ugie, na ca³¹ Europê ramiona,
Z trzech wysch³ych ludów, jak z trzech twardych drzew ukuty.
Ju¿ wlek¹; ju¿ mój Naród na tronie pokuty
Rzek³: «Pragnê» Rakus
63
octem, Borus
64
¿ó³ci¹ poi,
A matka Wolnoæ u nóg zap³akana stoi.
Patrz oto ¿o³dak Moskal z kopij¹ przyskoczy³
I krew niewinn¹ mego narodu wytoczy³.
Có¿e zrobi³, najg³upszy, najsro¿szy z siepaczy!
On jeden poprawi siê, i Bóg mu przebaczy.
Mój kochanek ju¿ g³owê konaj¹c¹ spuci³,
Wo³aj¹c: «Panie, Panie, za co miê opuci³!»
On skona³!
S³ychaæ Chóry anio³ów daleki piew wielkanocnej pieni na koniec s³ychaæ: «alleluja!
alleluja!»
Ku niebu, on ku niebu, ku niebu ulata!
I od stóp jego wionê³a
Bia³a jak nieg szata
63. (przyp. red.) Rakus Austriak.
64. (przyp. red.) Borus Prusak.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
47
Spad³a, szeroko ca³y wiat siê w ni¹ obwin¹³.
Mój kochanek na niebie, sprzed oczu nie zgin¹³.
Jako trzy s³oñca b³yszcz¹ jego trzy renice,
I ludom pokazuje przebit¹ prawicê.
Któ¿ ten m¹¿? To namiestnik na ziemskim padole.
Zna³em go, by³ dzieckiem zna³em,
Jak urós³ dusz¹ i cia³em!
On lepy, lecz go wiedzie anio³ pacholê.
M¹¿ straszny ma trzy oblicza,
On ma trzy czo³a.
Jak baldakim rozpiêta ksiêga tajemnicza
Nad jego g³ow¹, os³ania lice.
Podnó¿em jego s¹ trzy stolice.
Trzy koñce wiata dr¿¹, gdy on wo³a;
I s³yszê z nieba g³osy jak gromy:
To namiestnik wolnoci na ziemi widomy!
On to na s³awie zbuduje ogromy
Swego kocio³a!
Nad ludy i nad króle podniesiony;
Na trzech stoi koronach, a sam bez korony:
A ¿ycie jego trud trudów,
A tytu³ jego lud ludów;
Z matki obcej, krew jego dawne bohatery,
A imiê jego czterdzieci i cztery.
S³awa! s³awa! s³awa!
zasypia
ANIO£OWIE
schodz¹ widomie
Usn¹³ Wyjmijmy z cia³a duszê, jak dziecinê
Senn¹ z kolebki z³otej, i zmys³ów sukienkê
Lekko zwleczmy; ubierzmy w wiat³o jak jutrzenkê
I leæmy. Jasn¹ duszê niemy w niebo trzecie,
Ojcu naszemu z³o¿yæ na kolanach dzieciê;
Niech uwiêci sennego ojcowsk¹ pieszczot¹,
A przed rann¹ modlitw¹ duszê wrócim ¿yciu,
I znowu w czystych zmys³ów otulim powiciu,
I znowu z³o¿ym w cia³o, jak w kolebkê z³ot¹.
SCENA VI
Pokój sypialny wspania³y Senator obraca siê na ³o¿u i wzdycha Dwóch Diab³ów nad
g³ow¹
DIABE£ I
Spi³ siê, a nie chce spaæ,
Muszê tak d³ugo staæ,
£ajdaku, cicho le¿!
Czy go tam kole je¿?
DIABE£ II
Syp mu na oczy mak.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
48
DIABE£ I
Zasn¹³, wpadnê jak zwierz.
DIABE£ II
Jako na wróbla ptak.
OBADWAJ
Duszê do piek³a wlec,
Wê¿ami smagaæ, piec.
BELZEBUB
Wara!
DWAJ DIAB£Y
Co ty za kmotr?
BELZEBUB
Belzebub.
DWAJ DIAB£Y
No, i có¿?
BELZEBUB
Zwierzyny mi nie p³osz.
DIABE£ I
Ale gdy zanie ³otr,
Do mnie nale¿y sen?
BELZEBUB
Jak ujrzy noc i ¿ar,
Srogoæ i mnogoæ kar,
Zlêknie siê naszych scen;
Przypomni jutro sen,
Mo¿e poprawiæ siê,
Jeszcze daleko zgon.
DIABE£ II
wyci¹gaj¹c szpony
Pozwól zabawiæ siê
Co ty o niego dr¿ysz,
Gdy poprawi siê on,
Ja ka¿ê wiêciæ siê
I wezmê w rêce krzy¿.
BELZEBUB
Jak zbyt nastraszysz raz,
Gotów przypomnieæ sen,
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
49
Gotów oszukaæ nas,
Wypucisz ptaka z r¹k.
DIABE£ I
pokazuj¹c sennego
Ale¿ braciszek ten,
Ten mój najmilszy syn,
Bêdzie¿ on spa³ bez m¹k?
Nie chcesz? ja mêczê sam.
BELZEBUB
£otrze, a znasz mój czyn
65
?
Od cara zwierzchnoæ mam!
DIABE£ I
Pardon có¿ ka¿esz Waæ?
BELZEBUB
Mo¿esz na duszê wpaæ,
Mo¿esz j¹ w pychê wzd¹æ,
A potem w hañbê pchn¹æ,
Mo¿esz w pogardzie wlec
I szyderstwami siec,
Ale o piekle cyt!
My leæmy fit, fit, fit.
odlatuje
DIABE£ I
Wiêc ja za duszê cap;
Aha, ³ajdaku, dr¿ysz!
DIABE£ II
Tylko j¹ bierz do ³ap
Lekko, jak kotek mysz.
WIDZENIE SENATORA
SENATOR
przez sen
65. (przyp. aut.) Wyrazy czyn, czynownik, czêsto s¹ tu u¿yte w znaczeniu rosyjskim, dla Litwinów tylko zrozumia³e.
W Rosji, a¿eby nie byæ ch³opem albo kupcem, s³owem, aby mieæ przywilej uwalniaj¹cy od kary knuta, trzeba
wejæ w s³u¿bê rz¹dow¹ i pozyskaæ tak nazwan¹ klasê albo czyn. S³u¿ba dzieli siê na czternacie klas; potrzeba
kilka lat s³u¿by dla przejcia z jednej klasy w drug¹. S¹ przepisane czynownikom ró¿ne egzamina, podobne do
formalnoci zachowuj¹cych siê w hierarchii mandaryñskiej w Chinach, sk¹d, zdaje siê, ¿e ten wyraz Mogo³owie
do Rosji przenieli, a Piotr Pierwszy znaczenie tego wyrazu odgadn¹³ i ca³¹ instytucj¹ w duchu prawdziwie
chiñskim rozwin¹³. Czynownik czêsto nie jest urzêdnikiem, czeka tylko urzêdu i staraæ siê oñ ma prawo.
Ka¿da klasa albo czyn odpowiada pewnej randze wojskowej, i tak: doktor filozofii albo medycyny liczy siê
w klasie ósmej i ma stopieñ majora, czyli asesora kolleskiego; stopieñ kapitañski ma frejlina, czyli panna dworu
cesarskiego; biskup lub archirej jest jenera³em. Miêdzy czynownikami wy¿szymi i ni¿szymi stosunki uleg³oci
i pos³uszeñstwa przestrzegaj¹ siê z równ¹ prawie cis³oci¹ jak w wojsku.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
50
Pismo! to dla mnie reskrypt Jego Carskiej Moci!
W³asnorêczny, ha! ha! ha! rubli sto tysiêcy.
Order! gdzie lokaj, przypnij tu. Tytu³ ksi¹¿êcy!
A! a! Wielki Marsza³ku; a! pêkn¹ z zazdroci:
przewraca siê
Do Cesarza! przedpokój oni wszyscy stoj¹;
Nienawidz¹ mnie wszyscy, k³aniaj¹ siê, boj¹.
Marsza³ek Grand Contrôleur
66
ledwie poznasz, w masce.
Ach, jakie lube szemrania,
Doko³a lube szemrania:
Senator w ³asce, w ³asce, w ³asce, w ³asce, w ³asce.
Ach, niech umrê, niech umrê ród tego szemrania,
Jak ród na³o¿nic moich ³askotania!
Ka¿dy siê k³ania,
Jestem dusz¹ zebrania.
Patrz¹ na mnie, zazdroszcz¹ nos w górê zadzieram:
O rozkoszy! umieram, z rozkoszy umieram!
przewraca siê
Cesarz! Jego Imperatorska Moæ a! Cesarz wchodzi,
A! co? nie patrzy! zmarszczy³ brwi spojrza³ ukosem?
Ach! Najjaniejszy Panie ach! nie mogê g³osem
G³os mi zamar³ ach, dreszcz, pot, ach! dreszcz ziêbi, ch³odzi.
Ach, Marsza³ek! co? do mnie odwraca siê ty³em.
Ty³em, a! senatory, dworskie urzêdniki!
Ach, umieram, umar³em, pochowany, zgni³em,
I tocz¹ miê robaki, szyderstwa, ¿arciki.
Uciekaj¹ ode mnie. Ha! jak pusto! g³ucho.
Szambelan szelma, szelma! patrz, wyszczyrza zêby
Dbrum ten umiech jak paj¹k wlecia³ mi do gêby.
spluwa
Jaki dwiêk! to kalambur o brzydka mucho;
opêdza ko³o nosa
Lata mi ko³o nosa
Jak osa,
I epigramy, ¿arciki, przytyki,
Te szmery, ach, to wierszcze wlaz³y mi w ucho:
Moje ucho, moje ucho!
wytrz¹sa palcem ucho
Jaki szmer kamerjunkry wiszcz¹ jak puszczyki,
Damy ogonem skrzecz¹ jak grzechotniki,
Jaki okropny szmer! miechy! wrzaski:
Senator wypad³ z ³aski, z ³aski! z ³aski, z ³aski.
pada z ³ó¿ka na ziemi¹
66. (przyp. red.) Grand Contrôleur (franc.) Wielki Kontroler, kontroler pañstwowy, jedna z najwy¿szych godnoci
w dawnej rosyjskiej hierarchii rz¹dowej.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
51
DIAB£Y
zstêpuj¹ widomie
Teraz duszê ze zmys³ów wydrzem, jak z okucia
Psa z³ego; lecz nie ca³kiem, na³o¿ym kaganiec,
Na wpó³ zostawim w ciele, by nie traci³ czucia;
Drug¹ po³owê wleczmy a¿ na wiata kraniec,
Gdzie siê doczesnoæ koñczy, a wiecznoæ zaczyna,
Gdzie z sumnieniem graniczy piekielna kraina;
I z³e psisko uwi¹¿em tam, na pograniczu:
Tam pracuj, rêko moja, tam wistaj, mój biczu.
Nim trzeci kur zapieje, musim z tej mêczarni
Wróciæ zmordowanego, skalanego ducha;
Znowu przykuæ do zmys³ów jako do ³añcucha,
I znowu w ciele zamkn¹æ jako w brudnej psiarni.
SCENA VII. SALON WARSZAWSKI
Kilku wielkich Urzêdników, kilku wielkich Literatów, kilka Dam wielkiego tonu,
kilku Jenera³ów i Sztabsoficerow; wszyscy incognito pij¹ herbatê przy stoliku bli¿ej
drzwi kilku M³odych ludzi i dwóch Starych Polaków. Stoj¹cy rozmawiaj¹ z ¿ywoci¹
towarzystwo stolikowe mówi po francusku, przy drzwiach po polsku
PRZY DRZWIACH
ZENON NIEMOJEWSKI
do Adolfa
To i u was na Litwie to¿ samo siê dzieje?
ADOLF
Ach, u nas gorzej jeszcze, u nas krew siê leje!
NIEMOJEWSKI
Krew?
ADOLF
Nie na polu bitwy, lecz pod rêk¹ kata,
Nie od miecza, lecz tylko od pa³ki i bata.
Rozmawiaj¹ ciszej
PRZY STOLIKU
HRABIA
To bal by³ taki wietny, i wojskowych wiele?
FRANCUZ
Ja s³ysza³em, ¿e by³o pusto jak w kociele.
DAMA
Owszem, pe³no
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
52
HRABIA
I wietny?
DAMA
O tym mówiæ d³ugo.
KAMERJUNKIER
S³u¿ono najniezgrabniej, choæ z liczn¹ us³ug¹;
Nie mia³em szklanki wina, u³amku pasztetu,
Tak zawalono ca³e wnicie do bufetu.
DAMA I
W sali tañców zgo³a nic nie ugrupowano,
Jak na raucie angielskim po nogach deptano.
DAMA II
Bo to by³ tylko jeden z prywatnych wieczorów.
SZAMBELAN
Przepraszam, bal proszony mam dot¹d bilety.
wyjmuje inwitacje
67
i pokazuje, wszyscy przekonywaj¹ siê
DAMA I
Tym gorzej; pomieszano grupy, toalety,
Nie mo¿na by³o zgo³a oceniæ ubiorów.
DAMA II
Odt¹d jak Nowosilcow wyjecha³ z Warszawy,
Nikt nie umie gustownie urz¹dziæ zabawy:
Nie widzia³am piêknego balu ani razu.
On umia³ ugrupowaæ bal na kszta³t obrazu;
S³ychaæ miêdzy mê¿czyznami miech
DAMA I
miejcie siê, Pañstwo, mówcie, co siê wam podoba,
A by³a to potrzebna w Warszawie osoba.
PRZY DRZWIACH
JEDEN Z M£ODYCH
Cichowski uwolniony?
ADOLF
Ja znam Cichowskiego.
W³anie by³em, chcia³em siê dowiedzieæ od niego,
¯eby miêdzy naszymi na Litwie rozg³osiæ.
67. (przyp. red.) inwitacje zaproszenia.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
53
ZENON NIEMOJEWSKI
My powinnimy z sob¹ ³¹czyæ siê i znosiæ;
Inaczej, rozdzieleni, wszyscy zginiem marnie.
gadaj¹ ciszej
M£ODA DAMA
przy nich stoj¹ca
A jakie on okropne wytrzyma³ mêczarnie!
rozmawiaj¹
PRZY STOLIKU
JENERA£
do Literata
Ale przeczytaj wreszcie daj¿e siê uprosiæ.
LITERAT
Ja nie umiem na pamiêæ.
JENERA£
Zwyk³e z sob¹ nosiæ.
Masz przy sobie pod frakiem a widzê ok³adki:
Damy chc¹ s³yszeæ.
LITERAT
Damy? a! to literatki.
Wiêcej wierszy francuskich na pamiêæ umiej¹
Nili ja.
JENERA£
idzie mówi¹c z Damami
Tylko niechaj Panie siê nie miej¹.
DAMA
Macie robiæ lekturê? przepraszam choæ umiem
Po polsku, ale polskich wierszy nie rozumiem.
JENERA£
do Oficera
Ma racyjê po czêci, bo nudne po trochu.
pokazuje na Literata
Opiewa tysi¹c wierszy o sadzeniu grochu.
do Literata
Czytaj¿e, jeli ciebie nie bêdziem s³uchali :
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
54
To patrz
pokazuj¹c na drugiego Literata
ten nam gazeciarz swe rymy wypali.
liczna by³aby wszystkim s³uchaczom przys³uga.
Patrz, jak siê on zaprasza, jak mieje siê, mruga;
I usta ju¿ otworzy³ jak zdech³¹ ostrygê,
I oko zwróci³ wielkie i s³odkie jak figê.
LITERAT
do siebie
Wychodz¹
do Jenera³a
D³ugie wiersze, ja bym piersi strudzi³.
JENERA£
do Oficera
Dobrze, ¿e nie chce czytaæ, boby nas zanudzi³.
M£ODA DAMA
oddzielaj¹c siê od grupy m³odszej, ode drzwi, do stolika
A to jest rzecz okropna s³uchajcie, Panowie!
do Adolfa
Niechaj Pan tym Ichmociom o Cichowskim powie.
OFICER WY¯SZY
Cichowski wypuszczony?
HRABIA
Przesiedzia³ lat tyle
W wiêzieniu
SZAMBELAN
Ja myli³em, ¿e le¿a³ w mogile.
do siebie
O takich rzeczach s³uchaæ nie bardzo bezpiecznie,
A wyjæ w rodku powieci by³oby niegrzecznie.
wychodzi
HRABIA
Wypuszczony? to dziwna.
ADOLF
Nie znaleli winy.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
55
MISTRZ CEREMONII
Któ¿ tu mówi o winach; s¹ inne przyczyny
Kto d³ugo by³ w wiêzieniu, widzia³, s³ysza³ wiele
A rz¹d ma swe widoki, ma g³êbokie cele,
Które musi ukrywaæ. To jest rzecz rz¹dowa
Tajniki polityczne myl gabinetowa.
To siê tak wszêdzie dzieje s¹ tajniki stanu
Ale Pan z Litwy, a! a! to jest dziwno Panu.
Panowie na wsi, to tak chcecie o cesarstwie
Wiedzieæ wszystko, jak gdyby o swym gospodarstwie.
umiecha siê
KAMERJUNKIER
Pan z Litwy, i po polsku? nie pojmujê wcale
Ja myli³em, ¿e w Litwie to wszystko Moskale.
O Litwie, dalibóg¿e! mniej wiem ni¿ o Chinach
Constitutionnel co raz pisa³ o Litwinach,
Ale w innych gazetach francuskich ni s³owa.
PANNA
do Adolfa
Niech Pan opowie, to rzecz wa¿na, narodowa.
STARY POLAK
Zna³em starych Cichowskich, uczciwa rodzina;
Oni s¹ z Galicyi. S³ysza³em, ¿e syna
Wziêli i zamorzyli: mój krewny daleki!
Nie widzia³em go dawno, o ludzie! o wieki!
Trzy pokolenia przesz³y, jak nas przemoc drêczy;
Mêczy³a ojców naszych, dzieci, wnuków mêczy!
ADOLF
Wszyscy zbli¿aj¹ siê i s³uchaj¹
Zna³em go bêd¹c dzieckiem; by³ on wtenczas m³ody,
¯ywy, dowcipny, wesó³ i s³awny z urody;
By³ dusz¹ towarzystwa; gdzie siê tylko zjawi³.
Wszystkich opowiadaniem i ¿artami bawi³;
Lubi³ dzieci, i czêsto bra³ miê na kolana,
U dzieci mia³ on tytu³ «weso³ego pana».
Pamiêtam w³osy jego, nieraz rêce moje
Pl¹ta³em w jasnych w³osów kêdzierzawe zwoje.
Wzrok pamiêtam, musia³ byæ weso³y, niewinny,
Bo kiedy patrzy³ na nas, zdawa³ siê dziecinny;
I patrz¹c na nas, wabi³ nas do swej renicy,
Patrz¹c nañ, mylelimy, ¿emy rówiennicy.
On wtenczas mia³ siê ¿eniæ; pomnê, ¿e przynosi³
Dzieciom dary swej przysz³ej i na lub nas prosi³.
Potem d³ugo nie przyszed³, i mówiono w domu,
¯e nie wiedzieæ gdzie znikn¹³, umkn¹³ po kryjomu,
Szuka rz¹d, ale ladu dot¹d nie wytropi³,
Na koniec powiedziano: zabi³ siê, utopi³.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
56
Policyja dowodem stwierdzi³a domys³y,
Znaleziono p³aszcz jego nad brzegami Wis³y;
Przyniesiono p³aszcz ¿onie pozna³a on zgin¹³;
Trupa nie znaleziono i tak rok przemin¹³.
Dlaczegó¿ on siê zabi³? pytano, badano,
¯a³owano, p³akano; wreszcie zapomniano.
I minê³o dwa lata. Jednego wieczora
Wiêniów do Belwederu wiedziono z klasztora.
Wieczór ciemny i d¿d¿ysty; nie wiem, czy przypadkiem,
Czy umylnie kto by³ tej procesyi wiadkiem;
Mo¿e jeden z odwa¿nych warszawskich m³odzieñców,
Którzy ledz¹ pobytu i nazwiska jeñców:
Warty sta³y w ulicach, g³ucho by³o w miecie
Wtem kto zza muru krzykn¹³: «Wiênie, kto jestecie?»
Sto ozwa³o siê imion; ród nich dos³yszano
Jego imiê, i ¿onie nazajutrz znaæ dano.
Pisa³a i lata³a, prosi³a, b³aga³a,
Lecz prócz tego imienia nic nie pos³ysza³a.
I znowu lat trzy przesz³o bez ladu, bez wieci.
Lecz nie wiedzieæ kto szerzy³ w Warszawie powieci,
¯e on ¿yje, ¿e mêcz¹, ¿e przyznaæ siê wzbrania
I ¿e dot¹d nie z³o¿y³ ¿adnego wyznania;
¯e mu przez wiele nocy spaæ nie dozwolano,
¯e karmiono ledziami i piæ nie dawano;
¯e pojono opijum, nasy³ano strachy,
Larwy; ¿e ³askotano w podeszwy, pod pachy
Lecz wkrótce innych wziêto, o innych zaczêli
Mówiæ; ¿ona p³aka³a, wszyscy zapomnieli.
A¿ niedawno przed domem ¿ony w nocy dzwoni¹
Otworzono: Oficer i ¿andarm pod broni¹,
I wiêzieñ. On ka¿¹ daæ pióra i papieru;
Podpisaæ, ¿e wrócony ¿ywy z Belwederu.
Wziêli podpis, i palcem pogroziwszy: «Jeli
Wydasz
» i nie skoñczyli; jak weszli, odeszli.
To on by³. Biegê widzieæ, przyjaciel ostrzega:
«Nie id dzisiaj, bo spotkasz pod wrotami szpiega».
Idê nazajutrz, w progu policejskie draby;
Idê w tydzieñ, on sam miê nie przyjmuje, s³aby.
A¿ niedawno za miastem w pojedzie spotka³em
Powiedziano, ¿e to on, bo go nie pozna³em.
Uty³, ale to by³a okropna oty³oæ:
Wydê³a go z³a strawa i powietrza zgni³oæ;
Policzki mu nabrzmia³y, po¿ó³k³y i zblad³y,
W czole zmarszczki pó³ wieku, w³osy wszystkie spad³y.
Witam, on miê nie pozna³, nie chcia³ mówiæ do mnie,
Mówiê, kto jestem, patrzy na mnie bezprzytomnie.
Gdym dawnej znajomoci szczegó³y powiada³,
Wtenczas on oczy we mnie utopi³ i bada³.
Ach! wszystko, co przecierpia³ w swych mêczarniach dziennych,
I wszystko, co przemyli³ w swych nocach bezsennych,
Wszystko pozna³em w jednej chwili z jego oka;
Bo na tym oku by³a straszliwa pow³oka.
renice mia³ podobne do kawa³ków szklanych,
Które zostaj¹ w oknach wiêzieñ kratowanych,
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
57
Których barwa jest szara jak tkanka pajêcza,
A które, patrz¹c z boku, wiec¹ siê jak têcza:
I widaæ w nich rdzê krwaw¹, iskry, ciemne plamy,
Ale ich okiem na wskro przebiæ nie zdo³amy:
Straci³y przezroczystoæ, lecz widaæ po wierzchu,
¯e le¿a³y w wilgoci, w pustkach, w ziemi, w zmierzchu.
W miesi¹c poszed³em znowu, myli³em, ¿e zdo³a
Rozpatrzyæ siê na wiecie i pamiêæ przywo³a.
Lecz tyle tysiêcy dni by³ pod ledztwa prób¹,
Tyle tysiêcy nocy rozmawia³ sam z sob¹,
Tyle lat go bada³y mêkami tyrany,
Tyle lat otacza³y s³uch maj¹ce ciany;
A ca³¹ jego by³o obron¹ milczenie,
A ca³ym jego by³y towarzystwem cienie;
¯e ju¿ siê nie uda³o weso³emu miastu
Zg³adziæ w miesi¹c naukê tych lat kilkunastu.
S³oñce zda mu siê szpiegiem, dzieñ donosicielem,
Domowi
68
jego stra¿¹, goæ nieprzyjacielem.
Jeli do jego domu przyjdzie kto nawiedziæ,
Na klamki trzask on myli zaraz: id¹ ledziæ;
Odwraca siê i g³owê na rêku opiera,
Zdaje siê, ¿e przytomnoæ, moc umys³u zbiera:
cina usta, by s³owa same nie wypad³y,
Oczy spuszcza, by szpiegi z oczu co nie zgad³y.
Pytany, myl¹c zawsze, ¿e jest w swym wiêzieniu,
Ucieka w g³¹b pokoju i tam pada w cieniu,
Krzycz¹c zawsze dwa s³owa: «Nic nie wiem, nie powiem!»
I te dwa s³owa jego sta³y siê przys³owiem;
I d³ugo przed nim p³acze na kolanach ¿ona
I dziecko, nim on bojañ i wstrêt swój pokona.
Przesz³¹ niewolê lubi¹ opiewaæ wiêniowie;
Myli³em, ¿e on j¹ nam najlepiej opowie,
Wyda na jaw spod ziemi i spod stra¿y zbirów
Dzieje swe, dzieje wszystkich Polski bohatyrów:
Bo teraz Polska ¿yje, kwitnie w ziemi cieniach,
Jej dzieje na Sybirze, w twierdzach i wiêzieniach.
I có¿ on na pytania moje odpowiedzia³?
¯e o swoich cierpieniach sam ju¿ nic nie wiedzia³,
Nie pomnia³. Jego pamiêæ zapisana ca³a
Jak ksiêga herkulañska pod ziemi¹ spróchnia³a:
Sam autor zmartwychwsta³y nie umie w niej czytaæ,
Rzek³ tylko: «Bêd¹ o to Pana Boga pytaæ,
On to wszystko zapisa³, wszystko mnie opowie».
Adolf ³zy ociera
D³ugie milczenie
DAMA M£ODA
do Literata
Czemu to o tym pisaæ nie chcecie, Panowie?
68. (przyp. edyt.) domowi domownicy.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
58
HRABIA
Niech to stary Niemcewicz w pamiêtniki wsadzi:
On tam, s³ysza³em, ró¿ne szparga³y gromadzi.
LITERAT I
To historyja!
LITERAT II
Straszna.
KAMERJUNKIER
Dalbóg, wymienita.
LITERAT I
Takich dziejów s³uchaj¹, lecz kto je przeczyta?
I proszê, jak opiewaæ spó³czesne wypadki;
Zamiast mitologiji s¹ naoczne wiadki.
Potem, jest to wyrany, wiêty przepis sztuki,
¯e nale¿y poetom czekaæ a¿ a¿
JEDEN Z M£ODZIE¯Y
Póki?
Wiele¿ lat czekaæ trzeba, nim siê przedmiot wie¿y
Jak figa ucukruje, jak tytuñ ule¿y?
LITERAT I
Nie ma wyranych regu³.
LITERAT II
Ze sto lat.
LITERAT I
To ma³o!
LITERAT III
Tysi¹c, parê tysiêcy
LITERAT IV
A mnie by siê zda³o,
¯e to wcale nie szkodzi, ¿e przedmiot jest nowy,
Szkoda tylko, ¿e nie jest polski, narodowy.
Nasz naród siê prostot¹, gocinnoci¹ chlubi,
Nasz naród scen okropnych, gwa³townych nie lubi;
piewaæ, na przyk³ad, wiejskich ch³opców zalecanki.
Trzody, cienie S³awianie, my lubim sielanki.
LITERAT I
Spodziewam siê, ¿e Panu przez myl nie przejedzie,
Aby napisaæ wierszem, ¿e kto jada³ ledzie.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
59
Ja mówiê, ¿e poezji nie ma bez poloru,
A polor byæ nie mo¿e tam, gdzie nie ma dworu:
Dwór to s¹dzi o smaku, piêknoci i s³awie;
Ach, ginie Polska! dworu nie mamy w Warszawie.
MISTRZ CEREMONII
Nie ma dworu! a to miê dziwi niepoma³u,
Przecie¿ ja jestem mistrzem ceremonija³u.
HRABIA
cicho do Mistrza
Gdyby Namiestnikowi wyrzek³ za mn¹ s³ówko,
Moja ¿ona by³aby pierwsz¹ pokojówk¹.
g³ono
Ale pró¿no, nie dla nas wysokie urzêdy!
Arystokracja tylko ma u dworu wzglêdy.
DRUGI HRABIA
niedawno kreowany
69
z mieszczan
Arystokracja zawsze swobód jest podpor¹,
Niech pañstwo przyk³ad z Wielkiej Brytaniji bior¹.
Zaczyna siê k³ótnia polityczna m³odzie¿ wychodzi
PIERWSZY Z M£ODYCH
A ³otry! o, to kija!
A *** G ***
O, to stryczka, haku!
Ja bym im dwór pokaza³, nauczy³bym smaku.
N***
Patrzcie, có¿ my tu poczniem, patrzcie, przyjaciele,
Otó¿ to jacy stoj¹ na narodu czele.
WYSOCKI
Powiedz raczej: na wierzchu. Nasz naród jak lawa,
Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa,
Lecz wewnêtrznego ognia sto lat nie wyziêbi;
Plwajmy na tê skorupê i zst¹pmy do g³êbi.
odchodz¹
SCENA VIII. PAN SENATOR
W Wilnie sala przedpokojowa; na prawo drzwi do sali komisji ledczej, gdzie prowadz¹
wiêniów i widaæ ogromne pliki papierów w g³êbi drzwi do pokojów Senatora, gdzie
s³ychaæ muzykê czas po obiedzie u okna siedzi Sekretarz nad papierami; dalej nieco
69. (przyp. red.) kreowany mianowany.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
60
na lewo stolik, gdzie graj¹ w wiska Nowosilcow pije kawê; ko³o niego szambelan Bajkow,
Pelikan i jeden Doktor u drzwi warta i kilku Lokajów nieruchomych
SENATOR
do Szambelana
Diable! quelle corvée!
70
przecie¿ po obiedzie.
La princesse
71
nas z[a]wiod³a i dzi nie przyjedzie.
Zreszt¹, en fait des dames
72
, stare, albo g³upie:
Gadaæ, imaginez-vous
73
, o sprawach przy supie
74
!
Je jure
75
, tych patryjotków nie mieæ à ma table,
Avec leur franc parler et leur ton détestable.
Figurez-vous
76
ja gadam o strojach, kasynie,
A moja kompanija o ojcu, o synie:
«On stary, on zbyt m³ody, Panie Senatorze,
On kozy znieæ nie mo¿e, Panie Senatorze,
On prosi spowiednika, on chce widzieæ ¿onê,
On
» Que sais-je!
77
piêkny dyskurs
78
w obiady proszone.
Il y a de quoi
79
oszaleæ, muszê skoñczyæ sprawê
I uciec z tego Wilna w kochan¹ Warszawê
80
.
Monseigneur
81
mnie napisa³ de revenir bientôt
82
,
On siê beze mnie nudzi, a ja z t¹ ho³ot¹
Je n'en puis plus
83
DOKTOR
podchodz¹c
Mówi³em w³anie, Janie Panie,
¯e ledwie rzecz zaczêta, i sprawa w tym stanie,
W jakim jest chory, kiedy lekarz go nawiedzi
I zrobi anagnosin
84
. Mnóstwo uczniów siedzi,
Tyle by³o ledzenia, ¿adnego dowodu;
Jeszczemy nie trafili w samo j¹dro wrzodu.
Có¿ odkryto? wierszyki! ce sont de maux légers,
Ce sont, mo¿na powiedzieæ, accidents passagers
85
;
Ale osnowa spisku dot¹d jest tajemn¹,
70. (przyp. red.) Diable! quelle corvée! do diab³a! co za pañszczyzna! Tu i dalej s³owa i zdania francuskie.
71. (przyp. red.) la princesse ksiê¿na. Chodzi o ksiê¿nê Zubow, kochankê Nowosilcowa. Z domu
Walentynowiczówna, Polka, gorszy³a Wilno swym ¿yciem rozwi¹z³ym i uchodzi³a powszechnie za
kochankê Nowosilcowa i Bajkowa.
72. (przyp. red.) en fait des dames co do dam.
73. (przyp. red.) imaginez-vous wyobra Pan sobie.
74. (przyp. red.) przy supie przy zupie.
75. (przyp. red.) Je jure przysiêgam.
76. (przyp. red.) à ma table ( ) Figurez-vous u sto³u, z ich obcesow¹ mow¹ i tonem nieznonym. Wyobra Pan
sobie.
77. (przyp. red.) Que sais-je! Czy ja wiem!
78. (przyp. red.) dyskurs rozmowa.
79. (przyp. red.) Il y a de quoi Jest z czego.
80. (przyp. red.) w ( ) Warszawê rusycyzm.
81. (przyp. red.) Monseigneur Janie Owiecony; mowa o w. ks. Konstantym.
82. (przyp. red.) de revenir bientôt abym powraca³ rych³o.
83. (przyp. red.) Je n'en puis plus Nie mogê ju¿ d³u¿ej.
84. (przyp. red.) anagnosin (grec.) rozpoznanie. Doktor pos³uguje siê tu sw¹ terminologi¹ zawodow¹, medyczn¹.
85. (przyp. red.) ce sont ( ) accidents passagers to s¹ choroby lekkie, to s¹ przemijaj¹ce przypad³oci.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
61
I
SENATOR
z uraz¹
Tajemn¹? to, widzê, Panu w oczach ciemno!
I nie dziw, po obiedzie wiêc, signor Dottore,
Adio, bona notte
86
dziêki za perorê!
Tajemn¹! sam ledzi³em i ma byæ tajemn¹?
I vous osez
87
, Docteur, mówiæ tak przede mn¹?
Któ¿ kiedy widzia³ formalniejsze ledztwa?
pokazuj¹c papiery
Wyznania dobrowolne, skargi i wiadectwa,
Wszystko jest, i tu ca³y spisek wiêtokradzki
Stoi spisany jasno jak ukaz senacki
88
.
Tajemn¹! za te nudy, owó¿ co mam w zysku.
DOKTOR
Janie Panie, excusez
89
, któ¿ w¹tpi o spisku!
W³anie mówi¹ ¿e
LOKAJ
Cz³owiek kupca Kanissyna
Czeka i jaki Panu rejestr
90
przypomina.
SENATOR
Rejestr? jaki tam rejestr? kto?
LOKAJ
Kupiec Kanissyn,
Co mu Pan przyjæ rozkaza³
SENATOR
Id¿e precz, sukisyn!
Widzisz, ¿e ja zajêty.
DOKTOR
do Lokajów
A g³upie bestyje!
Przychodziæ Pan Senator, widzisz, kawê pije.
SEKRETARZ
wstaj¹c od stolika
86. (przyp. red.) signor Dottore ( ) bona notte (w³.) panie Doktorze! do widzenia, dobranoc.
87. (przyp. red.) vous osez pan siê omiela.
88. (przyp. aut.) Stoi spisany jasno jak ukaz senacki. Przys³owiem sta³a siê w Rosji ciemnoæ ukazów senackich.
Szczególnie ukazy s¹dowe, czyli wyroki, umylnie tak bywaj¹ uk³adane, aby je ró¿nie t³umaczyæ i st¹d now¹
sprawê toczyæ mo¿na by³o. Jest to interesem kancelarii senackich, ci¹gn¹cych niezmierne zyski z procesów.
89. (przyp. red.) excusez proszê wybaczyæ.
90. (przyp. red.) rejestr tu: wykaz towarów pobranych na kredyt.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
62
On powiada, ¿e jeli Pan zap³atê zwleka,
On zrobi proces.
SENATOR
Napisz grzecznie, niechaj czeka.
zamyla siê
A propos ten Kanissyn trzeba mu wzi¹æ syna
Pod ledztwo Oj, to ptaszek!
SEKRETARZ
To ma³y ch³opczyna.
SENATOR
Oni wszyscy mali, ale patrz w ich serce;
Najlepiej ogieñ zgasiæ, dopóki w iskierce.
SEKRETARZ
Syn Kanissyna w Moskwie.
SENATOR
W Moskwie? a, voyez-vous
91
,
Emisaryjusz klubów
92
. Czas zabie¿eæ temu,
Wielki czas.
SEKRETARZ
On podobno u kadetów s³u¿y.
SENATOR
U kadetów? voyez-vous, on tam wojsko burzy.
SEKRETARZ
Dzieckiem z Wilna wyjecha³.
SENATOR
Oh! cet incendiaire
93
,
Ma tu korespondentów.
do Sekretarza
Ce n'est pas ton affaire
94
;
Rozumiesz! Hej, dy¿urny! We dwadziecie cztery
Godzin wys³aæ kibitkê i zabraæ papiery.
Zreszt¹ ojciec lêkaæ siê nas nie ma przyczyny,
Jeli syn dobrowolnie przyzna siê do winy.
91. (przyp. red.) voyez-vous patrz pan.
92. (przyp. red.) emisaryjusz klubów wys³annik tajnych zwi¹zków politycznych.
93. (przyp. red.) Oh! cet incendiaire O! ten podpalacz.
94. (przyp. red.) Ce n'est pas ton affaire To nie twoja sprawa.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
63
DOKTOR
W³anie jak mia³em honor mówiæ Janie Panu,
S¹ tam ludzie ró¿nego i wieku, i stanu;
To najniebezpieczniejsze jest spisku symptoma,
A wszystkim rusza pewna sprê¿yna kryjoma,
Któr¹
SENATOR
z uraz¹
Kryjoma?
DOKTOR
Mówiê, tajemnie skrywana,
Odkryta dziêki przezornoci Janie Pana.
Senator odwraca siê
do siebie
To szatan niecierpliwy, z tym cz³owiekiem bieda!
Mam tyle wa¿nych rzeczy; wymówiæ mi nie da.
PELIKAN
do Senatora
Co Pan Senator ka¿e z Rollisonem robiæ?
SENATOR
Jakim?
PELIKAN
Co to na ledztwie musiano go obiæ.
SENATOR
Eh bien?
95
PELIKAN
On zachorowa³.
SENATOR
Wiele¿ kijów dano?
PELIKAN
By³em przy ledztwie, ale tam nie rachowano
Pan Botwinko ledzi³ go.
BAJKOW
Pan Botwinko; cha, cha
O! nieprêdko on koñczy, gdy siê raz rozmacha.
Ja zarêczam, ¿e on go opatrzy³ nieszpetnie
95. (przyp. red.) Eh bien? A wiêc?
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
64
Parions
96
, ¿e mu wyliczy³ najmniej ze trzy setnie.
SENATOR
zadziwiony
Trois cents coups et vivant? trois cents coups, le coquin,
Trois cents coups sans mourir, quel dos de jacobin!
97
Myli³em, ¿e w Rosyi la vertu cutanée
Surpasse tout ten ³otr ma une peau mieux tannée!
Je n'y conçois rien! ha, ha, ha, ha, mon ami!
98
do graj¹cego w wiska, który czeka na swego kompana
Polaki nam odbior¹ nasz handel skórami.
Un honnête soldat en serait mort dix fois!
Quel rebelle!
99
podchodzi do stolika
Dla Pana mam un homme de bois
100
Ch³opiec drewniany; da³ mu sam Botwinko kije.
Trzysta kijów dzieciêciu figurez-vous?
101
¿yje!
do Pelikana
Nic nie wyzna³?
PELIKAN
Prawie nic; zêby tylko zaci¹³,
Krzyczy, ¿e nie chce skar¿yæ niewinnych przyjació³.
Ale z tych kilku s³ówek odkrywa siê wiele
Widaæ, ¿e ci uczniowie jego przyjaciele.
SENATOR
Cest juste
102
: jaki upór!
DOKTOR
W³anie powiada³em
Janie Panu, ¿e m³odzie¿ zara¿aj¹ sza³em,
Ucz¹c ich g³upstw: na przyk³ad, staro¿ytne dzieje!
Któ¿ nie widzi, ¿e m³odzie¿ od tego szaleje.
SENATOR
weso³o
96. (przyp. red.) Parions Za³ó¿my siê.
97. (przyp. red.) Trois cents coups ( ) de jacobin! Trzysta kijów i ¿yje? Trzysta kijów! a to szelma! trzysta kijów
i nie skona³! co za grzbiet jakobiñski.
98. (przyp. red.) la vertu cutanee ( ) mon ami! wytrzyma³oæ skóry przewy¿sza wszystko ma skórê jeszcze
lepiej wygarbowan¹. Nie pojmujê tego! ha! mój przyjacielu!
99. (przyp. red.) Un honnête soldat ( ) Quel rebelle! porz¹dny ¿o³nierz by³by od tego skona³ dziesiêæ razy! Co
za buntownik!
100. (przyp. red.) un homme de bois cz³owiek drewniany, niewra¿liwy na ból.
101. (przyp. red.) figurez-vous? czy Pan mo¿e sobie wyobraziæ?
102. (przyp. red.) c'est juste s³usznie.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
65
Vous n'aimez pas l'histoire, ha, ha, un satirique
Aurait dit, ¿e boisz siê devenir historique
103
.
DOKTOR
I owszem, uczyæ dziejów, niech siê m³odzie¿ dowie,
Co robili królowie, wielcy ministrowie
SENATOR
C'est juste.
DOKTOR
ucieszony
W³anie mówiê, widzi Pan Dobrodziéj,
¯e jest sposób wyk³adaæ dzieje i dla m³odzi.
Lecz po co zawsze prawiæ o republikanach.
Zawsze o Ateñczykach, Spartanach, Rzymianach.
PELIKAN
do jednego ze swoich towarzyszów, pokazuj¹c Doktora
Patrz, patrz, jak za nim ³azi pochlebca przeklêty,
I wcibi siê mu w ³askê co to za wykrêty!
podchodzi do Doktora
Ale có¿ o tym mówiæ, czy to teraz pora;
Zwa¿ no, czy mo¿na nudziæ pana Senatora.
LOKAJ
do Senatora
Czy Pan rozka¿e wpuciæ te panie kobiety
Pan wie co wysiadaj¹ tu co dzieñ z karety
Jedna lepa, a druga
SENATOR
lepa? któ¿ to ona?
LOKAJ
Pani Rollison
PELIKAN
Matka tego Rollisona.
LOKAJ
Co dzieñ tu s¹.
SENATOR
Odprawiæ by³o
103. (przyp. red.) Vous n'aimez pas ( ) historique Pan nie lubisz historii? ha, ha, satyryk powiedzia³by, ¿e boisz
siê staæ historycznym (tzn. przejæ do historii).
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
66
DOKTOR
Z Panem Bogiem!
LOKAJ
Odprawiamy, lecz siada i skwierczy pod progiem.
Kazalimy braæ w areszt, ze lep¹ kobiét¹
Trudno iæ, lud siê skupi³, ¿o³nierza wybito.
Czy mam wpuciæ?
SENATOR
E! rady sobie daæ nie umiesz
Wpuciæ, tylko a¿ do pó³ schodów czy rozumiesz?
A potem j¹ sprowadziæ a¿ w dó³ o tak têgo;
z gestem
¯eby nas nie nudzi³a wiêcej sw¹ w³óczêg¹.
Drugi Lokaj wchodzi i oddaje list Bajkowowi
No, czegó¿ stoisz, pójd¿e
BAJKOW
Elle porte une lettre
104
.
oddaje list
SENATOR
Któ¿ by to za ni¹ pisa³
105
?
BAJKOW
La princesse peut-être
106
.
SENATOR
czyta
Ksiê¿na! sk¹d jej to przysz³o? na kark mi j¹ wpycha.
Avec quelle chaleur!
107
Wpuciæ j¹, do licha.
Wchodz¹ dwie Damy i Ksi¹dz Piotr
PELIKAN
do Bajkowa
To stara czarownica, mère de ce fripon
108
.
SENATOR
grzecznie
104. (przyp. red.) Elle porte une lettre Ona przynosi list.
105. (przyp. edyt.) za ni¹ pisa³ pisa³ w jej sprawie, popiera³ j¹ pisemnie.
106. (przyp. red.) La princesse peut-être byæ mo¿e ksiê¿na.
107. (przyp. red.) Avec quelle chaleur! Z jakim¿ zapa³em!
108. (przyp. red.) mère de ce fripon matka tego hultaja.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
67
Witam, witam, która¿ z pañ jest pani Rollison?
P. ROLLISON
z p³aczem
Ja mój syn! Panie Dobrodzieju
SENATOR
Proszê chwilê,
Pani masz list, a po có¿ przysz³o tu Pañ tyle?
DRUGA DAMA
Nas dwie.
SENATOR
do Drugiej
I po có¿ Pani¹ mam tu honor witaæ?
DRUGA
Pani Rollison trudno drogi siê dopytaæ,
Nie widzi.
SENATOR
Ha! nie widzi a to w¹cha mo¿e?
Bo co dzieñ do mnie trafia.
DRUGA
Ja tu j¹ przywo¿ê,
Ona sama i stara, i nie bardzo zdrowa.
P. ROLLISONOWA
Na Boga !
SENATOR
Cicho.
do Drugiej
Pani któ¿ jeste?
DRUGA
Kmitowa.
SENATOR
Lepiej sied w domu i miej o synach staranie,
Jest na nich podejrzenie.
KMITOWA
bladn¹c
Jak to, jak to? Panie!
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
68
Senator mieje siê
P. ROLLISONOWA
Panie! litoæ ja wdowa! Panie Senatorze!
S³ysza³am, ¿e zabili czy¿ mo¿na, mój Bo¿e!
Moje dziecko! Ksi¹dz mówi, ¿e on jeszcze ¿yje;
Ale go bij¹, Panie! któ¿ dzieci tak bije!
Jego zbito zlituj siê po katowsku zbito.
p³acze
SENATOR
Gdzie? kogo? gadaj przecie po ludzku, kobiéto.
P. ROLLISONOWA
Kogo? ach, dziecko moje! Mój Panie ja wdowa
Ach, wiele¿ to lat, póki cz³ek dziecko wychowa!
Mój Ja ju¿ drugich uczy³; niech Pan wszystkich spyta,
Jak on uczy³ siê dobrze. Ja biedna kobiéta!
On mnie ¿ywi³ ze swego szczup³ego dochodu
lepa, on by³ mnie okiem Panie, umrê z g³odu.
SENATOR
Kto poplót³, ¿e go bili, nie wyjdzie na sucho.
Kto mówi³?
P. ROLLISONOWA
Kto mnie mówi³? ja mam matki ucho.
Ja lepa; teraz w uchu ca³a moja dusza,
Dusza matki. Wiedli go wczora do ratusza;
S³ysza³am
SENATOR
Wpuszczono j¹?
P. ROLLISONOWA
Wypchnêli miê z progu
I z bramy, i z dziedziñca. Siad³am tam na rogu,
Pod murem; mury grube, przy³o¿y³am ucho
Tam siedzia³am od rana. W pó³noc, w miecie g³ucho,
S³ucham w pó³noc, tam z muru nie, nie zwodzê siebie;
S³ysza³am go, s³ysza³am, jak Pan Bóg na niebie;
Ja g³os jego s³ysza³am uszami w³asnemi
Cichy, jakby spod ziemi, jak ze rodka ziemi.
I mój s³uch wszed³ w g³¹b muru, daleko, g³êboko;
S³ysza³am, mêczono go
SENATOR
Jak w gor¹czce bredzi!
Ale tam, moja Pani, wielu innych siedzi?
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
69
P. ROLLISONOWA
Jak to? czy¿ to nie by³ g³os mojego dzieciêcia?
Niema owca pozna g³os swojego jagniêcia
ród najliczniejszej trzody ach, to by³ g³os taki!
Ach, dobry Panie, ¿eby s³ysza³ raz g³os taki,
Ty by ju¿ nigdy w ¿yciu spokojnie nie zasn¹³!
SENATOR
Syn Pani zdrów byæ musi, gdy tak g³ono wrzasn¹³.
P. ROLLISONOWA
pada na kolana
Jeli masz ludzkie serce
Otwieraj¹ siê drzwi od sali s³ychaæ muzykê, wbiega Panna ubrana jak na bal
PANNA
Monsieur le Sénateur
Oh! je vous interromps, on va chanter le choeur
De «Don Juan»; et puis le concerto de Herz
109
SENATOR
Herz! choeur! tu tak¿e by³a mowa oko³o serc
110
.
Vous venez à propos, vous belle comme un coeur.
Moment sentimental! il pleut ici des coeurs
111
.
do Bajkowa
¯eby le grand-duc Michel
112
ten kalambur wiedzia³,
Ma foi
113
, to ju¿ bym dawno w radzie pañstwa siedzia³.
do Panny
J'y suis dans un moment
114
.
P. ROLLISONOWA
Panie, nie rzucaj nas
W rozpaczy, ja nie puszczê
chwyta za sukniê
109. (przyp. red.) Monsieur le Sénateur ( ) de Herz Panie Senatorze! och! przeszkadzam Panu. Maj¹ piewaæ
chór z Don Juana, a potem koncert Herza
110. (przyp. red.) Herz! choeur! ( ) mowa oko³o serc gra s³ów oparta na tym, ¿e Herz po niem. znaczy serce,
a franc. choeur (chór) wymawia siê tak samo jak coeur serce.
111. (przyp. red.) Vous venez ( ) des coeurs Przychodzi Pani w sam raz, Pani tak piêkna jak serce. Chwila czu³oci!
istna ulewa serc!
112. (przyp. red.) le grand-duc Michel wielki ksi¹¿ê Micha³ Paw³owicz, najm³odszy brat Aleksandra i Konstantego,
nie odegra³ roli historycznej. Znany raczej jako hulaka. By³ wtedy z gwardi¹ na Litwie; rzeczywicie lubi³
kalambury.
113. (przyp. red.) ma foi jako ¿ywo.
114. (przyp. red.) j'y suis dans un moment przyjdê tam za chwilê.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
70
PANNA
Faites-lui donc grâce!
115
SENATOR
Diable m'emporte
116
, jeli wiem, czego chce ta jêdza.
P. ROLLISONOWA
Chcê widzieæ syna.
SENATOR
z przyciskiem
Cesarz nie pozwala.
KS. PIOTR
Ksiêdza!
P. ROLLISONOWA
Ksiêdza przynajmniej poszlij, syn mój prosi ksiêdza.
Mo¿e kona; gdy ciebie p³acz matki nie wzruszy,
Bój siê Boga, drêcz cia³o, ale nie gub duszy.
SENATOR
C'est drôle
117
; kto te po miecie wszystkie plotki nosi,
Kto WaæPani powiedzia³, ¿e on ksiêdza prosi?
P. ROLLISONOWA
pokazuj¹c Ksiêdza Piotra
Ten ksi¹dz poczciwy mówi³; on tygodni tyle
Biega, b³aga, lecz nie chc¹ wpuciæ i na chwilê.
Spytaj ksiêdza, on powie
SENATOR
patrzcie bystro na Ksiêdza
To on wie? poczciwy! :
No zgoda, zgoda, dobrze, Cesarz sprawiedliwy;
Cesarz ksiê¿y nie wzbrania, owszem sam posy³a,
Aby do moralnoci m³odzie¿ powróci³a.
Nikt jak ja religiji nie ceni, nie lubi
wzdycha
Ach, ach, brak moralnoci, to, to m³odzie¿ gubi.
Eh bien
118
, ¿egnam wiêc Panie.
115. (przyp. red.) Faites-lui donc grâce! Uczyñ¿e jej Pan ³askê!
116. (przyp. red.) Diable m'emporte Niech miê diabe³ porwie.
117. (przyp. red.) c'est drôle to zabawne.
118. (przyp. red.) Eh bien A wiêc.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
71
P. ROLLISONOWA
do Panny
Ach, Panienko droga!
Wstaw siê ty jeszcze za mn¹, ach, na rany Boga!
Mój syn ma³y; rok siedzi o chlebie i wodzie,
W zimnym, ciemnym wiêzieniu, bez odzie¿y, w ch³odzie.
PANNA
Est-il possible?
119
SENATOR
w ambarasie
120
Jak to, jak to? on rok siedzia³?
Jak to, imaginez-vous
121
jam o tym nie wiedzia³!
do Pelikana
S³uchaj, trzeba tê sprawê najpierwej rozpatrzyæ,
Jeli to prawda, uszy komisarzom natrzyæ.
do Rollisonowej
Soyez tranquille
122
, przyjd tu o siódmej godzinie.
P. KMITOWA
Nie p³acz tak, pan Senator nie wie o twym synie,
Jak siê dowie, obaczysz, mo¿e oswobodzi.
P. ROLLISONOWA
uradowana
Nie wie? chce wiedzieæ? o, niech mu Pan Bóg nagrodzi.
Ja to zawsze mówi³am ludziom: byæ nie mo¿e
Tak okrutny, jak mówi¹, on stworzenie bo¿e,
On cz³owiek, jego matka mlekiem wykarmi³a
Ludzie mieli siê; widzisz, jam prawdê mówi³a.
do Senatora
Ty nie wiedzia³! te ³otry wszystko tobie taj¹.
Wierz mi, Panie, ty ³otrów otoczony zgraj¹;
Nie ich pytaj, nas pytaj, my wszystko powiemy,
Ca³¹ prawdê
SENATOR
miej¹c siê
No dobrze, o tym pomówiemy,
Dzi nie mam czasu, adieu
123
. Ksiê¿nej powiedz, Pani,
¯e co mo¿na, to wszystko ka¿ê zrobiæ dla niej.
119. (przyp. red.) Est-il possible? Czy to mo¿liwe?
120. (przyp. red.) w ambarasie w zak³opotaniu.
121. (przyp. red.) imaginez-vous wyobra Pani sobie.
122. (przyp. red.) soyez tranquille b¹d Pani spokojna.
123. (przyp. red.) adieu ¿egnam.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
72
grzecznie
Adieu, Madame Kmit, adieu co mogê, to zrobiê.
do Ksiêdza Piotra
Waæ, ksiê¿e, zostañ, parê s³ów mam szepn¹æ tobie.
do Panny
J'y suis dans un moment
124
.
Wszyscy odchodz¹ prócz dawnych osób
SENATOR
po pauzie do Lokajów
A szelmy, ³ajdaki!
£otry, stoicie przy drzwiach i porz¹dek taki?
Skórê wam zedrê, szelmy, s³u¿by was nauczê:
do jednego Lokaja
S³uchaj ty id za bab¹
do Pelikana
Nie, Panu poruczê.
Skoro wyjdzie od Ksiê¿nej, daj jej pozwolenie
Widzieæ syna i prowad a¿ tam tam, w wiêzienie,
Potem osobno zamknij, tak, na cztery klucze.
C'en est trop
125
a ³ajdaki, s³u¿by was nauczê!
rzuca siê na krzes³o
LOKAJ
ze dr¿eniem
Pan kaza³ wpuciæ
SENATOR
schwytuj¹c siê
Co? co? ty miesz, ty! mnie gadaæ?
To wyuczy³ siê w Polsce panu odpowiadaæ.
Stój, stój, ja ciê oduczê. Wieæ go do kwatery
Policmejstra sto kijów i tygodnie cztery
Na chleb i wodê
PELIKAN
Niech Pan Senator uwa¿y,
I¿ mimo tajemnicy i czujnoci stra¿y
O biciu Rollisona niechêtne osoby
Wieæ roznosz¹, i mo¿e wynajd¹ sposoby
Oczerniæ przed Cesarzem nasze czyste chêci,
124. (przyp. red.) J'ysuis dans un moment Za chwilê przyjdê.
125. (przyp. red.) C'en est trop To za wiele.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
73
Jeli siê temu ledztwu prêdko ³eb nie skrêci.
DOKTOR
W³anie ja rozmyla³em nad tym, Janie Panie.
Rollison od dni wielu cierpi pomieszanie;
Chce sobie ¿ycie odj¹æ, do okien siê rzuca,
A okna s¹ zamkniête
PELIKAN
On chory na p³uca;
Nie nale¿y w zamknionym powietrzu go morzyæ;
Rozka¿ê mu wiêc okna natychmiast otworzyæ.
Mieszka na trzecim piêtrze powietrza u¿yje
126
SENATOR
roztargniony
Wpuszczaæ mi na kark babê, gdy ja kawê pijê;
Nie dadz¹ chwili
DOKTOR
W³anie mówiê, Janie Panie,
¯e potrzeba mieæ wiêksze o zdrowiu staranie.
Po obiedzie, mówi³em zawsze, niechaj Pan te
Sprawy od³o¿y na czas: ça mine la santé
127
.
SENATOR
spokojnie
Eh, mon Docteur, przed wszystkim s³u¿ba i porz¹dek
Potem, to owszem dobrze na s³aby ¿o³¹dek;
To ¿ó³æ porusza, a ¿ó³æ fait la digestion
128
.
Po obiedzie, ja móg³bym voir donner la question
129
,
Kiedy tak ka¿e s³u¿ba: en prenant son café
130
,
Wiesz co, to chwila w³anie widzieæ auto-da-fé
131
.
PELIKAN
odpychaj¹c Doktora
Jak¿e Pan z Rollisonem ka¿e decydowaæ?
Je¿eli on dzi jeszcze
umrze, to?
SENATOR
Pochowaæ;
I pozwalam, je¿eli zechcesz, balsamowaæ.
A propos balsam, Bajkow! tobie by siê zda³o
Trochê balsamu, bo masz takie trupie cia³o,
126. (przyp. red.) powietrza u¿yje Doktor i Pelikan doradzaj¹, by Roliisonowi umo¿liwiæ samobójstwo; tê sam¹
myl poddawa³ mu szatan przez usta Konrada.
127. (przyp. red.) ça mine la sante to podkopuje zdrowie.
128. (przyp. red.) fait la digestion u³atwia trawienie.
129. (przyp. red.) voir donner la question przygl¹daæ siê torturowaniu.
130. (przyp. red.) en prenant son café pij¹c kawê.
131. (przyp. red.) auto-da-fé (port.) palenie ¿ywcem na stosie.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
74
A ¿enisz siê. Czy wiecie, on ma narzeczon¹;
Drzwi z lewej strony odmykaj¹ siê Lokaj wchodzi Senator pokazuj¹c drzwi
Tê panienkê, tam patrzaj, bia³¹ i czerwon¹.
Fi, pan m³ody, avec un teint si délabré
132
,
Powinien by braæ lub twój jak Tyber à Capré,
Nie pojmujê, jak oni mogli pannê zmusiæ
Piêknymi usteczkami s³owo tak wykrztusiæ.
BAJKOW
Zmusiæ? Parions, ¿e ja z ni¹ za rok siê rozwiodê
I potem co rok bêdê bra³ ¿oneczki m³ode;
Bez przymusu; doæ spojrzeæ na tê lub na ow¹:
Cest beau
133
ma³ej szlachciance byæ jenera³ow¹.
Spytaj ksiêdza, je¿eli zap³acze przy lubie.
SENATOR
A propos ksiêdza
do Ksiêdza
pód no, mój czarny cherubie!
Patrzcie, quelle figure! on ma l'air d'un poète
134
Czy ty widzia³e kiedy un regard aussi bête
135
?
Potrzeba go o¿ywiæ. Masz rumu kieliszek.
KS. PIOTR
Nie pijê.
SENATOR
No, kap³anie, pij!
KS. PIOTR
Jestem braciszek.
SENATOR
Braciszek czy stryjaszek, sk¹d¿e to Waszeci
Wiedzieæ, co po wiêzieniach robi¹ cudze dzieci?
Czy to Waszeæ chodzi³e z wieciami do matki?
KS. PIOTR
Ja.
SENATOR
do Sekretarza
Zapisz to wyznanie a oto s¹ wiadki.
132. (przyp. red.) avec un teint si délabré z cer¹ tak zniszczon¹.
133. (przyp. red.) c'est beau to piêknie.
134. (przyp. red.) quelle figure! ( ) l'air d'un poète co za mina! om ma wygl¹d poety.
135. (przyp. red.) un regard aussi bête spojrzenie tak g³upie.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
75
do Ksiêdza
A sk¹d¿e o tym wiedzia³? he? ptaszek nie lada!
Spostrzeg³ siê, ¿e notuj¹, i nie odpowiada.
W jakim klasztorze bractwo twe?
KS. PIOTR
U bernardynów.
SENATOR
A u dominikanów pewnie masz kuzynów?
Bo u dominikanów ten Rollison siedzia³.
No gadaj¿e, sk¹d ty wiesz, kto ci to powiedzia³?
S³yszysz! ja tobie ka¿ê nie szepc mi po cichu.
Ja w imieniu Cesarza ka¿ê; s³yszysz, mnichu?
Mnichu! czy ty s³ysza³e o ruskim batogu?
do Sekretarza
Zapisz, ¿e milcza³.
do Ksiêdza
Wszak ty s³u¿ysz Panu Bogu
Znasz ty teologij¹ s³uchaj, teologu.
Wiesz ty, ¿e wszelka w³adza od Boga pochodzi,
Gdy w³adza ka¿e mówiæ, milczeæ siê nie godzi.
Ksi¹dz milczy
A czy wiesz, mnichu, ¿e ja móg³bym ciê powiesiæ,
I obaczym, czy przeor potrafi ciê wskrzesiæ.
KS. PIOTR
Jeli kto w³adzê cierpi, nie mów, ¿e jej s³ucha;
Bóg czasem daje w³adzê w rêce z³ego ducha.
SENATOR
Je¿eli ciê powieszê, a Cesarz siê dowie,
¯em zrobi³ nieformalnie, a wiesz, co on powie?
«Ej, Senatorze, widzê, ¿e siê ju¿ ty bisisz».
A ty, mnichu, tymczasem jak wisisz, tak wisisz.
Pód no bli¿ej, ostatni raz ciê bêdê bada³:
Wyznaj, kto tobie o tym biciu rozpowiada³?
He? milczysz ju¿ od Boga ty siê nie dowiedzia³
Kto mówi³? co? Bóg? anio³? diabe³?
KS. PIOTR
Ty powiedzia³.
SENATOR
obruszony
«Ty?» mnie mówiæ: ty? ty, ha, mnich!
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
76
DOKTOR
Ha, kapcanie!
Mówi siê Panu: Janie Owiecony Panie.
do Pelikana
Naucz go tam, jak mówiæ; ten mnich widzê z chlewa;
Daj mu tak
pokazuje rêk¹
PELIKAN
daje Ksiêdzu policzek
Widzisz, ole, Senator siê gniewa.
KSI¥DZ
do Doktora
Panie, odpuæ mu, Panie; on nie wie, co zrobi³!
Ach, bracie, t¹ z³¹ rad¹ ty sam siê ju¿ dobi³.
Dzi ty staniesz przed Bogiem.
SENATOR
Co to?
BAJKOW
On b³aznuje.
Daj mu jeszcze raz w papê, niech nam prorokuje.
daje mu szczutkê
KS. PIOTR
Bracie, i ty poszed³e za jego przyk³adem!
Policzone dni twoje, pójdziesz jego ladem.
SENATOR
Hej, pos³aæ po Botwinkê! zatrzymaæ tu klechê
Ja sam bêdê przy ledztwie, bêdziem mieæ uciechê.
Obaczym, czy on bêdzie milcza³ tak upornie.
Kto go namówi³.
DOKTOR
W³anie przedstawiam pokornie,
To jest rzecz umówiona, i te wszystkie spiski
Kieruje, jak wiem pewnie, Ksi¹¿ê Czartoryski;
SENATOR
schwytuje siê za krzes³a
Que me dites-vous là, mon cher, o Ksi¹¿êciu?
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
77
Impossible
136
do siebie
kto wie? eh! ledztwo lat dziesiêciu,
Nim siê Ksi¹¿ê wypl¹cze, jeli ja go spl¹tam.
do Doktora
Sk¹d¿e wiesz?
DOKTOR
Dawno, czynnie, spraw¹ siê zaprz¹tam.
SENATOR
I Pan mnie nie mówi³e?
DOKTOR
Janie Pan nie s³ucha³;
Ja mówi³em, ¿e kto to ten po¿ar rozdmucha³.
SENATOR
Kto! kto! ale czy Ksi¹¿ê?
DOKTOR
Mam lad oczywisty,
Mam doniesienia, skargi i przejête listy.
SENATOR
Listy Ksiêcia?
DOKTOR
Przynajmniej jest mowa o Ksiêciu
W tych listach i o ca³ym jego przedsiêwziêciu,
I wielu profesorów a g³ównym ogniskiem
Jest Lelewel. On tajnie kieruje tym spiskiem.
SENATOR
do siebie
Ach, gdyby jaki dowód! choæby podejrzenie,
lad dowodu, cieñ ladu, choæby cieniów cienie!
Nieraz ju¿ mi o uszy obi³a siê mowa:
«To Czartoryski wyniós³ tak Nowosilcowa».
Obaczym teraz, kto z nas bêdzie móg³ siê chwaliæ,
Czy ten, co umia³ wynieæ, czy ten, co obaliæ.
do Doktora
Pójd que je vous embrasse
137
a! a! to rzecz inna,
Ja wraz zgadn¹³em, ¿e to sprawa nie dziecinna:
136. (przyp. red.) Que me ( ) impossible Co mi Pan mówisz, mój drogi ? niemo¿liwe!
137. (przyp. red.) que je vous embrasse niech ciê ucisnê.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
78
Ja wraz zgadn¹³em, ¿e to jest Ksi¹¿êcia sztuka.
DOKTOR
poufale
I Pan zgadn¹³? zje diab³a, kto Pana oszuka.
SENATOR
powa¿nie
Choæ ja wiem o tym wszystkim, Panie Radco Stanu,
Jeli odkryæ dowody uda³o siê Panu,
Ecoutez
138
, dajê Panu senatorskie s³owo,
Naprzód pensyjê roczn¹ powiêkszê po³ow¹
I tê skargê za dziesiêæ lat s³u¿by policzê,
Potem mo¿e starostwo, dobra kanonicze,
Order kto wie, nasz Cesarz wspaniale op³aca,
Ja go sam bêdê prosi³, ju¿ to moja praca.
DOKTOR
Mnie te¿ to kosztowa³o niema³o zabiegów;
Ze szczup³ej mojej p³acy op³aca³em szpiegów;
A wszystko z gorliwoci o dobro Cesarza.
SENATOR
bior¹c go pod rêkê
Mon cher, id zaraz, wemij mego sekretarza.
Wzi¹æ te wszystkie papiery i opieczêtowaæ;
do Doktora
Wieczorem bêdziem wszystko razem trutynowaæ
139
.
do siebie
Ja pracowa³em, ledztwo prowadzi³em ca³e,
A on z tego odkrycia mia³by zysk i chwa³ê!
zamyla siê
do Sekretarza w ucho
Przyaresztuj Doktora razem z papierami.
do Bajkowa, który wchodzi
To wa¿na sprawa, musim zatrudniæ siê sami.
Doktor wymkn¹³ siê z pewnym s³ówkiem nieumylnie,
Zbada³em go, a ledztwo ostatek wycinie.
Pelikan, widz¹c wzglêdy Senatora, odprowadza Doktora i k³ania mu siê nisko
DOKTOR
do siebie
Niedawno miê odpycha³ ho, ho, Pelikanie!
138. (przyp. red.) écoutez proszê pos³uchaæ.
139. (przyp. red.) trutynowaæ rozpatrywaæ, omawiaæ.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
79
I ja go zepchnê, i tak, ¿e ju¿ nie powstanie.
do Senatora
Zaraz wracam.
SENATOR
niedbale
O ósmej ja wyje¿d¿am z miasta.
DOKTOR
patrz¹c na zegarek
Co to? na mym zegarku godzina dwunasta?
SENATOR
Ju¿ pi¹ta.
DOKTOR
Co, ju¿ pi¹ta? ledwie oczom wierzê.
Mój indeks
140
na dwunastej, na samym numerze
Stan¹³ i na dwunastej sam indeksu nosek;
¯eby choæ o sekundê ruszy³, choæ o w³osek!
KS. PIOTR
Bracie, i twój ju¿ zegar stan¹³ i nie ruszy
Do drugiego po³udnia. Bracie, myl o duszy.
DOKTOR
Czego ty chcesz?
PELIKAN
Proroctwo tobie jakie burczy.
Patrz, jak mu oczy b³yszcz¹, istny wzrok jaszczurczy!
KS. PIOTR
Bracie, Pan Bóg ró¿nymi znakami ostrzega.
PELIKAN
Ten braciszek co bardzo wygl¹da na szpiega
Otwieraj¹ siê drzwi z lewej strony, wchodzi mnóstwo dam wystrojonych, urzêdników,
goci, za nimi muzyka
P. GUBERNATOROWA
Czy mo¿na?
140. (przyp. red.) indeks tu: wskazówka zegarka.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
80
P. SOWIETNIKOWA
Cest indigne!
141
P. JENERA£OWA
Ah! mon cher Sénateur,
Czekamy, posy³amy!
P. SOWIETNIKOWA
Vraiment, c'est un malheur
142
.
WSZYSTKIE
razem
Wreszcie przysz³ymy szukaæ.
SENATOR
Có¿ to? jaka gala!
DAMA
I tu mo¿emy tañczyæ, doæ obszerna sala.
staj¹ i szykuj¹ siê do tañca
SENATOR
Pardon, mille pardons, j'étais très occupé:
Que vois-je, un menuet? parfaitement groupé!
Cela m'a rappelé les jours de ma jeunesse!
143
KSIʯNA
Ce n'est qu'une surprise
144
.
SENATOR
Est-ce vous, ma déesse!
Que j'aime cette danse, une surprise? ah! dieux!
145
KSIʯNA
Vous danserez, j'espère
146
.
SENATOR
Certes, et de mon mieux
147
.
141. (przyp. red.) C'est indigne! To siê nie godzi!
142. (przyp. red.) Vraiment, c'est un malheur Naprawdê, to nieszczêcie.
143. (przyp. red.) Pardon ( ) ma jeunesse! Przepraszam, stokrotnie przepraszam, by³em bardzo zajêty. Co widzê,
menuet? Doskonale ugrupowany! To mi przypomnia³o dni mojej m³odoci!
144. (przyp. red.) Ce n'est qu'une surprise To tylko niespodzianka.
145. (przyp. red.) Est-ce vous ( ) dieux! Czy to Pani, moje bóstwo! Jak¿e lubiê ten taniec, niespodzianka? Ach!
bogowie!
146. (przyp. red.) Vous danserez, j'espère Pan zatañczy, spodziewam siê.
147. (przyp. red.) Certes, et de mon mieux Oczywicie, najlepiej jak potrafiê.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
81
Muzyka gra menueta z «Don Juana» z lewej strony stoj¹ czynownicy, czyli urzêdnicy
i urzêdniczki z prawej kilku z m³odzie¿y, kilku m³odych oficerów rosyjskich, kilku
starych ubranych po polsku i kilka m³odych dam. Na rodku menuet. Senator tañczy
z narzeczon¹ Bajkowa; Bajkow z Ksiê¿n¹
BAL
SCENA PIEWANA
Z PRAWEJ STRONY
DAMA
Patrz, patrz starego, jak siê wije,
Jak sapie, oby skrêci³ szyjê.
do Senatora
Jak licznie, lekko tañczysz Pan!
na stronê
Il crévera dans l'instant
148
.
M£ODY CZ£OWIEK
Patrz, jak on ³asi siê i li¿e,
Wczora mordowa³, tañczy dzi;
Patrz, patrz, jak on oczyma strzy¿e,
Skacze jak w klatce ry.
DAMA
Wczora mordowa³ i katowa³,
I tyle krwi niewinnej wyla³;
Patrz, dzisiaj on pazury schowa³
I bêdzie siê przymila³.
Z LEWEJ STRONY
KOLLESKI REGESTRATOR
do Sowietnika
149
Tañczy Senator, czy widzicie,
Ej, Sowietniku, pódmy w tan.
SOWIETNIK
Uwa¿aj, czy to przyzwoicie,
By ze mn¹ tañczy³ Pan.
148. (przyp. red.) Il crévera dans l'instant On pêknie za chwilê.
149. (przyp. aut.) Kolleski Regestrator (do Sowietnika). Kolleski regestrator jest to jeden z najni¿szych czynów.
Sowietników, czyli radców, ró¿ne s¹ rodzaje i gatunki, jako to: radcy honorowi, kollescy, tajni, rzeczywici.
Pewny dowcipny Rosjanin mawia³, i¿ Rzeczywisty Tajny Radca jest trojakim k³amstwem; bo nie radzi, nie
wie o ¿adnej tajemnicy i czêsto jest najniedorzeczniejszym stworzeniem. Mówiono raz o jakim czynowniku
i nazywano go dobrym cz³owiekiem. «Nazwij raczej dobrym ch³opcem», odezwa³ siê ów ¿artowni. «Jak
czynownik mo¿e byæ cz³owiekiem, póki jest tylko regestratorem? W Rosji, a¿eby byæ cz³owiekiem, trzeba byæ
przynajmniej radc¹ stanu».
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
82
REGESTRATOR
Ale tu znajdziem kilka dam.
SOWIETNIK
A nie o to idzie rzecz;
Ja sobie wolê tañczyæ sam
Ni¿ z tob¹ pód¿e precz.
REGESTRATOR
Sk¹d¿e to?
SOWIETNIK
Jestem sowietnikiem.
REGESTRATOR
Ja jestem oficerski syn.
SOWIETNIK
Mój Panie, ja nie tañczê z nikim,
Kto ma tak niski czyn.
do Pu³kownika
Pód, Pu³kowniku, pód¿e w taniec,
Widzisz, ¿e tañczy sam Senator.
PU£KOWNIK
Jaki tam gada³ oszarpaniec?
pokazuj¹c Regestratora
SOWIETNIK
Kolleski Regestrator!
PU£KOWNIK
Ta szuja
150
, istne jakubiny!
DAMA
do Senatora
Jak licznie, lekko tañczysz Pan.
SOWIETNIK
z gniewem
Jak tu pomiesza³y siê czyny!
DAMA
Il crévera dans l'instant.
150. (przyp. red.) Ta szuja w staropolszczynie rzeczownik zbiorowy: mot³och.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
83
LEWA STRONA
chórem
DAMY
Ah! quelle beauté, quelle grâce!
151
MʯCZYNI
Jaka to wietnoæ, przepych jaki!
PRAWA STRONA
chórem
MʯCZYNI
Ach, ³otry, szelmy, ach, ³ajdaki!
¯eby ich piorun trzas³.
SENATOR
tañcz¹c, do Gubernatorowej
Chcê zrobiæ znajomoæ Starosty,
On piêkn¹ ¿onê, córkê ma;
Ale zazdrosny
GUBERNATOR
bieg¹c za Senatorem
To cz³ek prosty;
Niech Pan to na nas zda.
podchodzi do Starosty
A ¿ona Pañska?
STAROSTA
W domu siedzi.
GUBERNATOR
A córki?
STAROSTA
Jedn¹ tylko mam.
GUBERNATOROWA
I córka balu nie odwiedzi?
STAROSTA
Nie!
151. (przyp. red.) Ah! quelle beauté, quelle grâce! Ach, co za piêknoæ, co wdziêk.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
84
GUBERNATOROWA
Pan tu sam?
STAROSTA
Ja sam.
GUBERNATOR
I ¿ona nie zna Senatora?
STAROSTA
Dla siebie tylko ¿onê mam.
GUBERNATOROWA
Chcia³am wzi¹æ córkê Pañsk¹ wczora.
STAROSTA
Us³u¿noæ Pani znam.
GUBERNATOR
Tu w menuecie para zbywa,
Senator potrzebuje dam.
STAROSTA
Moja córka w parach nie bywa,
Jej parê znajdê sam.
GUBERNATOROWA
Mówiono, ¿e tañczy i grywa,
Senator chcia³ zaprosiæ sam.
STAROSTA
Widzê, ¿e pan Senator wzywa
Na raz po kilka dam.
LEWA STRONA
chórem
Jaka muzyka, jaki piew.
Jak piêknie meblowany dom.
PRAWA STRONA
chórem
Te szelmy z rana pij¹ krew,
A po obiedzie rom.
SOWIETNIK
pokazuj¹c Senatora
Drze ich, to prawda, lecz zaprasza,
Takiemu daæ siê drzeæ nie ¿al.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
85
STAROSTA
Po turmach
152
siedzi m³odzie¿ nasza,
Nam ka¿¹ iæ na bal
153
.
OFICER ROSYJSKI
do Bestu¿ewa
Nie dziw, ¿e nas tu przeklinaj¹,
Wszak to ju¿ mija wiek,
Jak z Moskwy w Polskê nasy³aj¹
Samych ³ajdaków stek.
STUDENT
do Oficera
Patrz, jak siê Bajkow, Bajkow rucha,
Co to za mina, co za ruch!
Skacze jak po mieciach ropucha,
Patrz, patrz, jak nad¹³ brzuch.
Wyszczerzy³ zêby, nazbyt ³ykn¹³,
Patrz, jak otwiera gêbê on,
S³uchaj, ach, s³uchaj, Bajkow rykn¹³.
Bajkow nuci
do Bajkowa
Mon Général, quelle chanson
154
!
BAJKOW
piewa pieñ Beran¿era
155
Quel honneur, quel bonheur!
Ah! monsieur le sénateur!
Je suis votre humble serviteur
156
, etc. etc.
STUDENT
Général, ce sont vos paroles?
152. (przyp. red.) turma (z niem.) wie¿a, tu w znaczeniu: wiêzienie.
153. (przyp. aut.) Nam ka¿¹ iæ na bal. Zaproszenie urzêdowe na bal jest w Rosji rozkazem; szczególniej jeli bal
daje siê z okolicznoci urodzin, imienin, zalubin itd. cesarza lub osób familii panuj¹cej, albo te¿ jakiego wielkiego
urzêdnika. W takich razach osoba podejrzana lub le widziana od rz¹du, nie id¹c na bal, nara¿a siê na niema³e
niebezpieczeñstwo. By³y przyk³ady w Rosji, ¿e rodzina osób uwiêzionych i wskazanych na szubienicê znajdowa³a
siê na balach u dworu. W Litwie Dybicz ci¹gn¹c przeciwko Polakom, a Chrapowicki wi꿹c i têpi¹c powstañców,
zapraszali publicznoæ polsk¹ na bale i uroczystoci zwyciêskie. Takowe bale opisuj¹ siê potem w gazetach jako
dobrowolne wynurzenia siê nieograniczonej mi³oci poddanych ku najlepszemu i naj³askawszemu z monarchów.
154. (przyp. red.) Mon Général, quelle chanson Panie Generale, co za piosenka!
155. (przyp. red.) Beran¿er Piotr Jan Béranger (17801857), postêpowy poeta francuski, najbardziej wówczas
popularny autor piosenek, w tym wielu satyrycznych, zwróconych przeciwko panuj¹cym i wy¿szej hierachii
rz¹dowej.
156. (przyp. red.) Quel honneur ( ) serviteur Co za zaszczyt, co za szczêcie! Ach, Panie Senatorze, jestem Pañskim
uni¿onym s³ug¹. Jest to refren satyrycznej piosenki Bérangera Le Sénateur. Jej treci¹ zachwyty g³upiego
mê¿a, zadowolonego, ¿e senator nadskakuje jego ¿onie, a jemu okazuje ³askawoæ.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
86
BAJKOW
Oui.
STUDENT
Je vous en fais compliment.
JEDEN Z OFICERÓW
miej¹c siê
Ces couplets sont vraiment fort drôles,
Quel ton satirique et plaisant!
M£ODY CZ£OWIEK
Pour votre muse sans rivale
Je vous ferais académicien
157
.
BAJKOW
w ucho, pokazuj¹c Ksiê¿n¹
Senator dzi bêdzie rogal.
SENATOR
w ucho, pokazuj¹c narzeczon¹ Bajkowa
Va, va, je te coifferai bien
158
.
PANNA
tañcz¹c, do Matki
Nazbyt ohydni, nazbyt starzy.
MATKA
z prawej strony
Jeli ci zbrzydn¹³, to go rzuæ.
SOWIETNIKOWA
z prawej strony
Jak mojej córeczce do twarzy.
STAROSTA
Jak od nich rumem czuæ.
SOWIETNIKOWA DRUGA
do córki stoj¹cej obok
Tylko, Zosieñku, podnie wzrok.
Mo¿e Senator ciê obaczy.
157. (przyp. red.) Général, ce sont ( ) académicien Panie Generale, czy to Pañskie s³owa? Tak jest. Winszujê
ich Panu. Te kuplety s¹ naprawdê bardzo ucieszne, co za ton satyryczny i zabawny! Za pañski niezrównany
talent zrobi³bym Pana cz³onkiem akademii.
158. (przyp. red.) Va, va, je te coifferai bien No, no, ju¿ ja ci przyprawiê rogi.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
87
STAROSTA
Je¿eli o mnie siê zahaczy,
Dam rêkojeci¹
bior¹c za karabel¹
w bok
LEWA STRONA
chórem
Ach, jaka wietnoæ, przepych jaki!
Ah, quelle beauté, quelle grâce!
PRAWA STRONA
Ach, szelmy, ³otry, ach, ³ajdaki!
¯eby ich piorun trzas³.
Z PRAWEJ STRONY MIÊDZY M£ODZIE¯¥
JUSTYN POL
do Bestu¿ewa, pokazuj¹c na Senatora
Chcê mu scyzoryk mój w brzuch wsadziæ
Lub zamalowaæ w pysk.
BESTU¯EW
Có¿ st¹d, jednego ³otra zg³adziæ
Lub obiæ, co za zysk?
Oni wyszukaj¹ przyczyny,
By uniwersytety znieæ,
Krzykn¹æ, ¿e ucznie jakubiny,
I wasz¹ m³odzie¿ zjeæ.
JUSTYN POL
Lecz on zap³aci za mêczarnie,
Za tyle krwi i ³ez.
BESTU¯EW
Cesarz ma u nas liczne psiarnie,
Có¿, ¿e ten zdechnie pies.
POL
Nó¿ wierzbi w rêku, pozwól ubiæ.
BESTU¯EW
Ostrzegam jeszcze raz!
POL
Pozwól przynajmniej go wyczubiæ.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
88
BESTU¯EW
A zgubiæ wszystkich was.
POL
Ach, szelmy, ³otry, ach, zbrodniarze!
BESTU¯EW
Muszê ciebie wywieæ za próg.
POL
Czy¿ go to za nas nikt nie skarze?
Nikt siê nie pomci?
odchodz¹ ku drzwiom
KS. PIOTR
Bóg!
Nagle muzyka siê zmienia i gra ari¹ Komandora
TAÑCZ¥CY
Co to jest? co to?
GOCIE
Jaka muzyka ponura!
JEDEN
patrz¹c w okna
Jak ciemno, patrz no, jaka zebra³a siê chmura.
zamyka okno s³ychaæ z dala grzmot
SENATOR
Có¿ to? Czemu nie graj¹?
DYREKTOR MUZYKI
Zmylili siê.
SENATOR
Pa³ki!
DYREKTOR
Bo to miano graæ ró¿ne z opery kawa³ki,
Oni nie zrozumieli, i st¹d zamieszanie.
SENATOR
No, no, no arrangez donc
159
no, panowie panie.
159. (przyp. red.) arrangez donc uporz¹dkuj Pan.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
89
S³ychaæ krzyk wielki za drzwiami
PANI ROLLISON
za drzwiami, okropnym g³osem
Puszczaj miê! Puszczaj.
SEKRETARZ
lepa!
LOKAJ
strwo¿ony
Widzi patrz, jak sadzi
Po schodach, zatrzymajcie!
DRUDZY LOKAJE
Kto jej co poradzi!
PANI ROLLISON
Ja go znajdê tu, tego pijaka, tyrana!
LOKAJ
chce zatrzymaæ ona obala jednego z nich
A! patrz, jak obali³a a! a! opêtana.
uciekaj¹
PANI ROLLISON
Gdzie ty! znajdê ciê, mozgi
160
na bruku rozbijê
Jak mój syn! Ha, tyranie! syn mój, syn nie ¿yje!
Wyrzucili go oknem czy ty masz sumnienie?
Syna mego tam z góry, na bruk, na kamienie.
Ha, ty pijaku stary, zbryzgany krwi¹ tylu
Niewini¹tek, pód! gdzie ty, gdzie ty, krokodylu?
Ja ciebie tu rozedrê, jak mój Ja, na sztuki.
Syn! wyrzucili z okna, z klasztoru, na bruki.
Me dzieciê, mój jedynak! mój ojciec-¿ywiciel
A ten ¿yje, i Pan Bóg jest, i jest Zbawiciel!
KS. PIOTR
Nie bluñ, kobieto; syn twój zraniony, lecz ¿yje.
PANI ROLLISON
¯yje? syn ¿yje? czyje to s¹ s³owa, czyje?
Czy to prawda, mój ksiê¿e? Ja zaraz pobieg³am
«Spad³» krzycz¹, biegê wziêli i zw³ok nie dostrzeg³am:
Zw³ok mego jedynaka. Ja biedna sierota!
Zw³ok syna nie widzia³am. Widzisz ta lepota!
Lecz krew na bruku czu³am przez Boga ¿ywego
160. (przyp. red.) mozgi mózg; u¿ywanie tego wyrazu w l. mn. w znaczeniu l. poj. jest prowincjonalizmem.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
90
Tu czujê krew tê sam¹, tu krew syna mego,
Tu jest kto krwi¹ zbryzgany tu, tu jest kat jego!
Idzie prosto do Senatora Senator umyka siê Pani Rollison pada zemdlona na ziemiê
Ks. Piotr podchodzi do niej ze Starost¹ s³ychaæ uderzenie piorunu
WSZYSCY
zlêknieni
S³owo sta³o siê cia³em! To tu!
INNI
Tu! Tu!
KS. PIOTR
Nie tu.
JEDEN
patrz¹c w okno
Jak blisko w sam róg domu uniwersytetu.
SENATOR
podchodzi do okna
Okna Doktora!
KTO Z WIDZÓW
S³yszysz w domu krzyk kobiéty?
KTO NA ULICY
miej¹c siê
Cha cha cha diabli wziêli.
Pelikan wbiega zmieszany
SENATOR
Nasz Doktor?
PELIKAN
Zabity
Od piorunu. Fenomen ten godzien rozbiorów:
Oko³o domu sta³o dziesiêæ konduktorów
161
,
A piorun go w ostatnim pokoju wytropi³,
Nic nie zepsu³ i tylko ruble srebrne stopi³,
Srebro le¿a³o w biurku, tu¿ u g³ów Doktora,
I zapewne s³u¿y³o dzi za konduktora.
STAROSTA
Ruble rosyjskie, widzê, bardzo niebezpieczne.
161. (przyp. red.) konduktor piorunochron.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
91
SENATOR
do Dam
Panie zmiesza³y taniec jak Panie niegrzeczne.
widz¹c, te ratuj¹ Pani¹ Rollison
Wyniecie j¹, wyniecie pomóc tej kobiecie.
Wyniecie j¹.
KS. PIOTR
Do syna?
SENATOR
Wyniecie, gdzie chcecie.
KS. PIOTR
Syn jej jeszcze nie umar³, on jeszcze oddycha,
Pozwól mnie iæ do niego.
SENATOR
Id, gdzie chcesz, do licha!
do siebie
Doktor zabity, ach! ach! ach! cest inconcevable!
162
Ten ksi¹dz mu przepowiedzia³ ah! ah! ah! cest diable!
163
do kompanii
No i có¿ w tym strasznego? wiosn¹ id¹ chmury,
Z chmury piorun wypada: taki bieg natury.
SOWIETNIKOWA
do mê¿a
Ju¿ gadajcie, co chcecie, a strach zawsze strachem.
Ja nie chcê d³u¿ej z wami byæ pod jednym dachem;
Mówi³am: mê¿u, nie le do tych spraw dziecinnych
Póki knutowa³ ¯ydów, chocia¿ i niewinnych,
Milcza³am ale dzieci; a widzisz Doktora?
SOWIETNIK
G³upia jeste.
SOWIETNIKOWA
Do domu wracam, jestem chora.
S³ychaæ znowu grzmot wszyscy uciekaj¹; naprzód lewa, potem prawa strona. Zostaje
Senator, Pelikan, Ks. Piotr
162. (przyp. red.) c'est inconcevable! to nie do pojêcia!
163. (przyp. red.) c'est diable! to sprawa diabelska!
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
92
SENATOR
patrz¹c za uciekaj¹cymi
Przeklêty Doktor! ¿yj¹c nudzi³ miê do md³oci,
A jak zdech³, patrzaj, jeszcze rozpêdza mi goci.
do Pelikana
Voyez, jak ten ksi¹dz patrzy voyez, quel oeil hagard
164
;
To jest dziwny przypadek, un singulier hasard
165
.
Powiedz no, mój ksiê¿uniu, czy znasz jakie czary,
Sk¹d przewidzia³e piorun? mo¿e boskie kary?
Ksi¹dz milczy
Prawdê mówi¹c, ten Doktor troszeczkê przewini³,
Prawdê mówi¹c, ten Doktor nad powinnoæ czyni³.
On aurait fort à dire
166
kto wie, s¹ przestrogi
Mój Bo¿e, czemu prostej nie trzymaæ siê drogi!
No i có¿, ksiê¿e? milczy!
milczy i zwiesi³ nos.
Ale go puszczê wolno: on dirait bien des choses
167
!
zamyla siê
PELIKAN
Cha! cha! cha! jeli ledztwo jest niebezpieczeñstwem,
Toæ by nas przecie piorun zaszczyci³ pierwszeñstwem.
KS. PIOTR
Opowiem wam dwie dawne, ale pe³ne treci
SENATOR
ciekawy
O piorunie? Doktorze? mów!
KS. PIOTR
dwie przypowieci.
Onego czasu w upa³ przyszli ludzie ró¿ni
Zasn¹æ pod cieniem muru; byli to podró¿ni.
Miêdzy nimi by³ zbójca, a gdy inni spali,
Anio³ Pañski zbudzi³ go: «Wstañ, bo mur siê wali».
On zbójca by³ ze wszystkich innych najz³oliwszy:
Wsta³, a mur inne pobi³. On rêce z³o¿ywszy
Bogu dziêkowa³, ¿e mu ocalono zdrowie.
A Pañski anio³ stan¹³ przed nim i tak powie:
«Ty najwiêcej zgrzeszy³e! kary nie wyminiesz,
Lecz ostatni najg³oniej, najhaniebniej zginiesz».
A druga powieæ taka. Za czasu dawnego,
Pewny wódz rzymski pobi³ króla potê¿nego;
164. (przyp. red.) Voyez voyez, quel oeil hagard Patrz no patrz, jaki b³êdny wzrok.
165. (przyp. red.) un singulier hasard szczególny przypadek.
166. (przyp. red.) On aurait fort à dire Wiele da³oby siê powiedzieæ.
167. (przyp. red.) on dirait bien des choses gadano by za wiele.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
93
I kaza³ na mieræ zabiæ wszystkie niewolniki,
Wszystkie rotmistrze pu³ków i wszystkie setniki.
Ale króla samego przy ¿yciu zostawi³,
Tudzie¿ starosty, tudzie¿ pu³kowniki zbawi³.
I mówili do siebie g³upi wiênie owi:
«Bêdziem ¿yæ, podziêkujmy za ¿ycie wodzowi».
A¿ jeden ¿o³nierz rzymski, co im pos³ugowa³,
Rzek³ im: «Zaprawdê wódz was przy ¿yciu zachowa³;
Bo was przykuje przy swym tryumfalnym wozie
I bêdzie oprowadza³ po ca³ym obozie,
I do miasta powiedzie; bo wy z tych jestecie,
Których wodz¹ po Rzymie, onym s³awnym miecie,
Aby lud rzymski krzykn¹³: Patrzcie, co wódz zrobi³,
On takie króle, takie pu³kowniki pobi³.
Potem, gdy was w ³añcuchach z³otych oprowadzi,
Odda was w rêce kata, a kat was osadzi
Na g³êbokie, podziemne i ciemne wygnanie,
Kêdy bêdzie p³acz wieczny i zêbów zgrzytanie».
Tak mówi³ ¿o³nierz rzymski; do ¿o³nierza tego
Król gromi¹c rzek³: «Twe s³owa s¹ s³owa g³upiego,
Czy ty kiedy na ucztach z twoim wodzem siedzia³,
A¿eby jego rady, jego myli wiedzia³?»
Zgromiwszy, pi³ i mia³ siê z swymi wspó³wiêniami,
Ze swymi hetmanami i pu³kownikami.
SENATOR
znudzony
Il bat la campagne
168
Ksiê¿e, gdzie chcesz, ruszaj sobie.
Jeli ciê jeszcze z³owiê, tak skórê oskrobiê,
¯e ciê potem nie pozna twa matka rodzona
I bêdziesz mi wygl¹da³ jak syn Rollisona.
Senator odchodzi do swoich pokojów z Pelikanem. Ks. Piotr idzie ku drzwiom i spotyka
Konrada, który, prowadzony na ledztwo od dwóch ¿o³nierzy, ujrzawszy Ksiêdza
wstrzymuje siê i patrzy nañ d³ugo
KONRAD
Dziwna rzecz, nie widzia³em nigdy tej postaci,
A znam go, jak jednego z mych rodzonych braci.
Czy to we nie! tak, we nie, teraz przypomnia³em,
Ta¿ sama twarz, te oczy, we nie go widzia³em.
On to, zda³o siê, ¿e miê wyrywa³ z otch³ani.
do Ksiêdza
Mój ksiê¿e, choæ jestemy ma³o sobie znani,
Przynajmniej ksi¹dz miê nie znasz: przyjmij dziêkczynienie
Za ³askê, któr¹ tylko zna moje sumienie.
Drodzy s¹ i widziani we nie przyjaciele,
Gdy prawdziwych na jawie widzim tak niewiele.
We, proszê, ten piercionek, przedaj; daj po³owê
Ubogim, drug¹ na mszê za dusze czyscowe;
Wiem, co cierpi¹, je¿eli czyciec jest niewol¹;
168. (przyp. red.) Il bat la campagne On bredzi.
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
94
Mnie, kto wie, czy ju¿ kiedy s³uchaæ mszy pozwol¹.
KS. PIOTR
Pozwol¹ Za piercionek ja ci dam przestrogê.
Ty pojedziesz w dalek¹, nieznajom¹ drogê;
Bêdziesz w wielkich, bogatych i rozumnych t³umie,
Szukaj mê¿a, co wiêcej nili oni umie;
Poznasz, bo ciê powita pierwszy w Imiê Bo¿e.
S³uchaj, co powie
KONRAD
wpatruj¹c siê
Có¿ to? ty¿e? czy byæ mo¿e?
Stój na chwilê dla Boga
KS. PIOTR
Bywaj zdrów! nie mogê.
KONRAD
Jedno s³owo
¯O£NIERZ
Nie wolno! ka¿dy w swojê drogê.
SCENA IX. NOC DZIADÓW
Opodal widaæ kaplicê smêtarz Gularz i Kobieta w ¿a³obie
GULARZ
Ju¿ id¹ w cerkiew gromady
I wkrótce zaczn¹ siê Dziady,
Iæ nam pora, ju¿ noc g³ucha.
KOBIETA
Ja tam nie pójdê, gularzu,
Ja chcê zostaæ na smêtarzu,
Chcê jednego widzieæ ducha:
Tego, co przed laty wielu
Zjawi³ siê po mym weselu,
Co poród duchów gromady
Stan¹³ nagle krwawy, blady,
I mnie dzikim okiem ³owi³,
I ani s³owa nie mówi³.
GULARZ
On ¿y³ mo¿e, gdym go bada³,
Dlatego nie odpowiada³.
Bo na duchów zgromadzenie,
W tajemnicz¹ noc na Dziady,
Mo¿na wzywaæ ¿ywych cienie.
Cia³a bêd¹ u biesiady
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
95
Albo u gry, albo w boju,
I zostan¹ tam w pokoju;
Dusza zwana po imieniu
Objawia siê w lekkim cieniu;
Lecz póki ¿yje, ust nie ma,
Stoi bia³a, g³ucha, niema.
KOBIETA
Có¿ znaczy³a w piersiach rana?
GULARZ
Widaæ, ¿e w duszê zadana.
KOBIETA
Ja tu sama zgubiê drogê.
GULARZ
Ja tu z tob¹ zostaæ mogê.
Tam beze mnie zrobi¹ czary,
Jest tam inny gularz stary.
Czy s³yszysz te piewy w dali?
Ju¿ siê tam ludzie zebrali.
Pierwsz¹ kl¹twê ju¿ zaklêli,
Kl¹twê wianka i k¹dzieli,
Wezwali powietrznych duchów.
Widzisz tych wiate³ tysi¹ce,
Jakby gwiazdy spadaj¹ce?
Ten ognistych ci¹g ³añcuchów?
To powietrznych roje duchów.
Patrz, ju¿ nad kaplic¹ wiec¹
Pod czarnym niebios obszarem,
Jak go³êbie, kiedy lec¹
W nocy nad miasta po¿arem,
Gdy bia³ymi skrzyde³ puchy
Odbijaj¹c ¿ar ogniska,
Ptastwo jak stado gwiazd b³yska.
KOBIETA
On nie bêdzie z tymi duchy!
GULARZ
Widzisz, blask z kaplicy bucha,
Teraz klêli ognia w³adz¹;
Cia³a w nocy z³ego ducha
Z pustyñ, z mogi³ wyprowadz¹.
Têdy bêd¹ ci¹gn¹æ duchy.
Poznasz go, jeli pamiêtasz,
Ukryj siê ze mn¹ w d¹b suchy,
W ten d¹b suchy i wygni³y,
Tu siê niegdy wró¿ki kry³y.
Ju¿ rusza siê ca³y smêtarz,
Rozwieraj¹ siê mogi³y,
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
96
Wybuchn¹³ p³omyk niebieski;
Podskakuj¹ w górê deski,
Wysuwaj¹ potêpieñce
Blade g³owy, d³ugie rêce;
Widzisz oczy jak zarzewie,
Schowaj oczy, skryj siê w drzewie.
Upiór z dala wzrokiem piecze,
Lecz gularza nie urzecze.
Ha!
KOBIETA
Co widzisz?
GULARZ
Trup to wie¿y!
W nie zgni³ej jeszcze odzie¿y.
Dymem siarki tr¹ci wko³o,
Czarne ma jak wêgiel czo³o.
Zamiast oczu w jamach czaszki
¯arz¹ siê dwie z³ote blaszki,
A w rodku ka¿dego kó³ka
Siedzi diablik, jak w renicy,
I wywraca wci¹¿ kozio³ka,
Miga lotem b³yskawicy.
Trup tu bie¿y, zêbem zgrzyta,
Z rêki przelewa do rêki,
Jak gdyby z sita do sita,
Wrz¹ce srebro s³yszysz jêki?
WIDMO
Gdzie koció³? gdzie koció³ gdzie Boga lud chwali?
Gdzie koció³, ach, poka¿, cz³owiecze.
Ach, widzisz, jak we ³bie ten dukat miê pali,
Jak srebro stopione d³oñ piecze.
Ach, wylej, cz³owieku, dla biednej sieroty,
Dla wiênia jakiego, dla wdowy,
Ach, wylej mi z rêki ¿ar srebrny i z³oty,
I dukat ten wy³up mi z g³owy.
Ty nie chcesz! ha, kruszec przelewaæ ja muszê
A¿ kiedy ten dzieci po¿erca
Wyzionie ³akom¹, bezdenn¹ sw¹ duszê,
Ten kruszec mu wlejê do serca.
A potem przez oczy, przez uszy wylejê
I znowu tym wlejê korytem,
I bêdê tym trupem obracaæ jak sitem,
Nalejê, wylejê, przesiejê!
Ach, kiedy¿ przez niego ten kruszec przesiejê!
Ach, czekaæ tak d³ugo! gorejê! gorejê!
ucieka
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
97
GULARZ
Ha!
KOBIETA
Co widzisz?
GULARZ
Ha, jak blisko!
Drugi wylaz³, ku nam bie¿y,
Jakie obrzyd³e trupisko!
Blade, t³uste, trup to wie¿y,
I strój wie¿y ma na ciele,
Ubrany jak na wesele;
I gad niedawno go toczy,
Ledwie mu wpó³ wygryz³ oczy.
Od kaplicy w stronê skoczy³,
Czart go uwiód³, czart zamroczy³,
Nie puci go do kaplicy.
Czart przybra³ postaæ dziewicy;
I na trupa r¹czk¹ kiwa,
Okiem mruga, miechem wzywa;
Skacze ku niej trup zwiedziony,
Z grobu na grób, jak szalony.
I rêkami, i nogami
Wije, jak wiatrak skrzyd³ami
Ju¿ pada do jej ucisków;
Wtem spod nóg jego wytryska
Dziesiêæ d³ugich, czarnych pysków;
Wyskakuj¹ czarne psiska,
Od nóg lubej go porwa³y
I targaj¹ na kawa³y,
Cz³onki krwawym pyskiem trzês¹,
Po polu roznosz¹ miêso.
Psy zniknê³y. Nowe dziwo,
Ka¿da czêæ trupa jest ¿yw¹:
Wszystkie jak oddzielne trupy
Bieg¹ zebraæ siê do kupy.
G³owa skacze jak ropucha
I nozdrzami ogieñ bucha;
Czo³gaj¹ siê piersi trupa
Jak wielka ¿ó³wia skorupa
Ju¿ zros³a siê g³owa z cia³em,
Jak krokodyl bie¿y cwa³em.
Oderwanej rêki palce
Dr¿¹, wij¹ siê jak padalce;
D³oñ za piasek chwyta, grzebie,
I ci¹gnie rêkê do siebie,
I nogi siê przyczo³ga³y,
I znowu trup wstaje ca³y.
Znowu wabi ulubiona,
Znowu pada w jej ramiona,
Znowu go porwa³y czarty,
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
98
I znowu w sztuki rozdarty
Ha! niech go wiêcej nie widzê!
KOBIETA
Tak siê boisz?
GULARZ
Tak siê brzydzê!
¯ó³wie, padalce, ropuchy:
W jednym trupie tyle gadów!
KOBIETA
On nie bêdzie z tymi duchy!
GULARZ
Wkrótce, wkrótce koniec Dziadów.
S³yszysz trzeci kur ju¿ pieje;
Tam piewaj¹ ojców dzieje,
I rozchodz¹ siê gromady.
KOBIETA
I nie przyszed³ on na Dziady!
GULARZ
Jeli duch ten jeszcze w ciele,
Wymów teraz jego imiê,
Ja na czarodziejskie ziele
W tajemniczym zaklnê rymie;
I duch cia³o swe zostawi,
I przed tob¹ siê objawi.
KOBIETA
Wymówi³am
GULARZ
On nie s³ucha
Ja zakl¹³em.
KOBIETA
Nie ma ducha!
GULARZ
O kobieto! twój kochanek
Albo zmieni³ ojców wiarê,
Albo zmieni³ imiê stare.
Widzisz, ju¿ zbli¿a siê ranek,
Gus³a nasze moc straci³y,
Nie poka¿e siê twój mi³y.
wychodz¹ z drzewa
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
99
Có¿ to? có¿ to! patrz: z zachodu,
Tam od Giedymina grodu,
ród gêstych k³êbów zamieci
Kilkadziesi¹t wozów leci,
Wszystkie lec¹ ku pó³nocy,
Lec¹ ile w koniach mocy.
Widzisz, jeden tam na przedzie.
W czarnym stroju
KOBIETA
On!
GULARZ
Tu jedzie.
KOBIETA
I znowu nazad zawróci³,
I tylko raz okiem rzuci³,
Ach, raz tylko, jakie oko!
GULARZ
Pier mia³ zbroczon¹ posok¹,
Bo w tej piersi jest ran wiele:
Straszne cierpi on katusze,
Tysi¹c mieczów mia³ on w ciele,
A wszystkie przesz³y a¿ w duszê.
mieræ go chyba z ran uleczy.
KOBIETA
Któ¿ weñ wrazi³ tyle mieczy?
GULARZ
Narodu nieprzyjaciele.
KOBIETA
Jedn¹ ranê mia³ na czole,
Jedn¹ tylko i niewielk¹,
Zda siê byæ czarn¹ kropelk¹.
GULARZ
Ta najwiêksze sprawia bole;
Jam j¹ widzia³, jam j¹ zbada³;
Tê ranê sam sobie zada³,
mieræ z niej uleczyæ nie mo¿e.
KOBIETA
Ach, ulecz go, wielki Bo¿e!
KONIEC AKTU PIERWSZEGO
Adam Mickiewicz, Dziady, czêæ III
100