Only in My Dreams 05 Dana Marie Bell

background image

KSIĘGA PIĄTA

Only in my

Dreams

Dana Marie Bell

background image

ROZDZIAŁ I

Listopad

- Kim ty kurwa jesteś? – Gabriel Anderson, szeryf Halle
w stenie Pensylwania oraz

Drugi Marshalla pumiej Dumy z Halle, był zmęczonym,
w złym humorze

kocurkiem.

Patrzył na intruza siedzącego w salonie i próbował
przypomnieć sobie, że

więzienie nie jest dobrym miejscem dla wkurzonego
gliny. Intruz trzymał stopy na

stoliku, jego kowbojskie buty podskakiwały podczas
grania w grę wideo na Wii.

Gabe trzymał mocno swój rewolwer, odbezpieczony,
skierowany w intruza. Facet

pachniał jak zmienny. – Wolę wiedzieć kogo do cholery
aresztuję za włamanie.

- Zastanawiałem się kiedy przyjdziesz. – Coś błysnęło
na twarzy faceta, machnął

szalenie rękoma. – Ha! Mam cię skurczybyku! –
Zatrzymał grę i położył pada na

background image

stoliku. – Jestem James Barnwell. A ty szeryfie jesteś
Gabriel Anderson, Drugi

Marshall Dumy z Halle.

Gabriel opuścił nieznacznie rewolwer. – Taa. Więc już
wiesz kto wsadzi twoją

dupę za kratki.

Mężczyzna wstał. Jego ciemnoblond głowa z łatwością
górowała jakieś sześć cali

nad Gabe’em, a Gabe ze swoimi sześcioma stopami
wzrostu nie sądził, że jest

niskim kolesiem. – Naprawdę nie chcesz tego zrobić.

- Dlaczego nie?

Facet uśmiechnął się, miał ciepły wyraz twarzy. Jego
szare oczy zamigotały

wesoło. – Bo według mnie nie byłoby Senatowi do
śmiechu gdyby musiał

wyciągać z pudła jednego ze swoich.

Gabe opuścił rewolwer ale nie odprężył się całkowicie.
– Senat? Dlaczego Senat

miałby wysyłać kogoś do Halle?

background image

Senat zmiennych był wolnym konglomeratem
wszystkich zmiennych.

Tradycyjnie był kierowany przez Lwa. Głównym celem
Senatu było dopilnowanie

tego, by ludzie nie dowiedzieli się o istnieniu
zmiennych, wyjątkiem były ludzkie

partnerki. Przez lata, Senat ustanowił prawa, według
których żyli wszyscy zmienni,

niektórzy mieli założyć Sfory i Dumy.

Co sześć lat odmienne rasy mogły wybrać jednego ze
swoich do Senatu.

Aktualnym Senatorem Pum był stary mężczyzna zwany
Harry Girland, który

mieszkał gdzieś na Środkowym Zachodzie. Gabe nigdy
nie spotkał ani nie

porozmawiał ze starcem. Panowanie Max’a było
cholernie świeże, a Senat miał w

zwyczaju przytrzymać nowe Alfy w okresie
przyzwyczajania się zanim pozwoli na

nawiązanie kontaktów.

Rzadko reprezentant Senatu odwiedzał Halle. Przez te
wszystkie lata Duma

background image

gościła zaledwie dwóch. Jednym był reprezentant Pum
w Senacie, który przybył w

sprawie zbitej niedawno Dumy. Drugim był Hunter
śledzący gnoja, którego w

ostateczności zniszczył Marshall Halle. Za każdym
razem facetami były Pumy.

Ten facet nie pachniał jak Puma. Pachniał
Niedźwiedziem. – Nie powinieneś

rozmawiać z moim Alfą?

- Jeśli przybyłbym tutaj by rozmawiać z Panem
Cannon’em byłbym w jego domu,

nie twoim. – Uśmiech faceta zamienił się w szeroki. –
Poza tym, on nie ma Wii.

Gabriel zamknął oczy i pomodlił się o cierpliwość. –
Powiedz mi, że nie włamałeś

się do domu mojego Alfy.

- Nie włamałem się do domu twojego Alfy. –
Zapapugował Niedźwiedź.

Gabe postrzelił faceta wzrokiem i trzymał za swoją
broń. – W jaki sposób

Duma z Halle może być pożyteczna dla Senatu? –
dzięki Bogu jego przodek

background image

napełnij

jego

głowę

odpowiednimi

normami

postępowania. Wiedział, co

powiedzieć nawet, jeśli jego ton nie był pełen szacunku.
Nie miał zielonego pojęcia

jak inaczej poradzić sobie z reprezentantem Senatu.
Nawet, jeśli nie do końca

oczekiwał, że stojąca w jego salonie osoba została
wysłana przez Senat.

- Poprzez podarowanie nam swojego Zastępcę.

Gabe zamrugał. Musiał być bardziej zmęczony niż
sądził. – Że co przepraszam?

- Musisz ze mną iść.

Co? Nie. Nie ma kurwa mowy. Właśnie wrócił domu po
latach pracy w

Filadelfii, nabierając wystarczającego doświadczenia by
przejąć stołek szeryfa w

swoim ukochanym mieście rodzinnym. Rada Miasta
była tym zachwycona kiedy

ojciec Adriana Giordano odszedł. Tydzień wcześniej
Gabriel odkrył kto jest jego

partnerką, ale chciał się upewnić, że Sheri, partnerka
Adriana, była bezpieczna co

background image

zajęło mu trochę wolnego czasu. Właśnie skończyli
sprzątać po gnojku Wilku,

który prześladował Sheri i zamieniał jej życie w piekło.
Skoro miał już czas

odetchnąć to chciał osiedlić się i oznaczyć partnerkę. Za
cholerę nie opuści Halle

choćby na minutę. Chyba, że mógłby zabrać Sarę ze
sobą.

Jego determinację utwierdziło jedynie myślenie o
słodkiej, kuszącej Sarze.

Obrazy ciemnowłosej piękności nawiedzały go przez
cały tydzień. Bez względu na

to czego chciał Senat musiał znaleźć sobie kogoś
innego. – Nie mogą mnie mieć.

Mężczyzna pokręcił głową. – Nie wydaje mi się żebyś
rozumiał synu. – Skierował

się do kuchni jakby był u siebie. – Tak przy okazji
potrzebujesz więcej kawy.

Gabe ukrył ryk. – Mam partnerkę do zatwierdzenia.

Facet zatrzymał się i spojrzał na niego zza pleców. –
Obiecuję ci, że zadanie,

background image

które mam dla ciebie nie zajmie dłużej jak pół roku. Po
wszystkim, wrócisz do

Halle, do swojego życia i oznaczysz swoją partnerkę. –
Zniknął uśmiech. Jego

szare oczy pociemniały. – Straciliśmy Huntera, Gabriel.

- Moje kondolencje. – Gabriel był szczery. W pewien
sposób Hunterzy byli elitarna

jednostką policyjną zmiennokształtnych. Ich głównym
zadaniem było zapewnienie

bezpieczeństwa populacji zmiennych i ludzi przed
bandziorami. Gdyby sytuacją

Rudy’ego Parker’a nie zajął się szybko Alfa Sfory
Poconos, Gabe uparłby się na

zawiadomienie Huntera by zajął się Parkerem i jego
Wilkami. Już na początku

powinien tak zrobić. Możliwe, że wtedy Belle Campbell
nie zostałaby nigdy

zraniona, a Sheri porwana.

- Dziękuję ci. Daniel był moim dobrym kumplem. –
James z powrotem skierował

się do kuchni.

– Ale to oznacza, że na tym rejonie brakuje Huntera.

background image

Aj kurwa. Ramiona Gabe podskoczyły. Część jego
chętnie chciało usłyszeć

więcej. To było tak jakby glina małego miasteczka
nagle został mianowany

Marshallem Stanów Zjednoczonych. Inna jego część
chciała by ten facet sobie

poszedł by mógł wziąć prysznic, odpocząć i przynieść
swoją kobietę do domu.

Miał plany co do jej słodkiego tyłeczka, niech do szlag.
– Dlaczego ja? Dlaczego

nie jeden z Wilków Ricka? – Bądź nawet inna Puma,
jak Adrian, aktualny

Marshal?

James znowu się uśmiechnął. – Ponieważ nie są Tobą.
Ty zostałeś przydzielony do

roli Huntera tego rejonu.

- Musiałbym opuścić Halle. – Gabe był zaskoczony, że
te słowa wyszły z jego ust.

Nie mógł tego na serio rozważać.

Mógłby?

- Halle byłby twoim miastem rodzinnym, twoją bazą
działań. I naprawdę? Bycie

background image

Hunterem nie wpływa na twoją pozycję w Dumie,
musisz tylko reagować na

telefony odnośnie polowań. Jeśli to jest związane z
twoim Alfą, a nie sądzę żeby

tak było, to możesz mieć problemy.

- To nadal nie jest odpowiedzią na pytanie. – Otworzył
lodówkę i wyjął piwo. –

Dlaczego ja?

- Mogę wziąć colę? – Gabe podał James’owi jedną. –
Dzięki. Pamiętasz jak

próbowałeś postrzelić opony w samochodzie Parkera?
Kiedy domyśliłeś się, że

radiostacja RF zagłuszała połączenie Pani Montgomery
z Doktorem Giordano? No

i kiedy zwołałeś Dumę by się upewnić, że Parker i jego
pomocnicy nie odeszli?

Gabe zamrugał, zszokowany. Skąd do cholery ten facet
o tym wiedział? –

Taa. To zdarzyło się zaledwie dwa dni temu. – Dwa
długie, wyczerpujące dni

temu. Gabe ziewnął, nie martwiąc się jak przyjął to
James. Był kurewsko

background image

zmęczony.

James wziął dużego łyka z puszki. – Cholera, to jest
sedno. Wyryczałeś rozkazy a

Wilki i Pumy podążyli za nimi.

- No i? – Leniwie odkręcił kapsel od butelki i rzucił go
na ladę.

Spojrzenie, jakie rzucił mu James było pełne
rozbawienia. – Myślisz, że Wilki

posłuchałyby się ciebie gdybyś był zaledwie Zastępcą
Marshala? Marshala Pum?

W połowie drogi do ust butelka znieruchomiała. Wysłał
jednego z Wilków

by sprawdził samochód Max’a i upewnił się, że znajdzie
zagłuszające urządzenie.

Były nielegalne, ale możliwe to złożenia, zwłaszcza dla
faceta takiego jak Parker,

który studiował elektrotechnikę. Rudy użył tego by
Sheri nie mogła skontaktować

się z Adrianem i tym samym namówił ją do wyjścia z
domu.

Alfa Sfory, Rick, został postrzelony, gdy próbował ją
ochronić. Gabe

background image

próbował ich powstrzymać, ale było za późno.
Spudłował strzelając w tylną oponę

samochodu a Sheri została porwana.

Porywacze zostali zabici prze Ricka i jego Marshala,
Ben’a Malone. Gabe

właśnie

skończył

rozporządzać

materiałem

dowodowym. Był cholernie zmęczony i

nie w nastroju by zająć się tym gównem. – Powtarzam.
No i?

- Synu, zachowywałeś się jak Hunter.

Gabe parsknął i łyknął piwa. – Nie prawda.

- Wydaje mi się, że rozpoznam brata Huntera gdy go
widzę. Tylko Hunter mógłby

sprawić, że ktoś z innego rodzaju słuchałby go podczas
polowania na zbirów.

Gabe wskazał na James’a butelką piwa. – To nie
prawda. Alfa, mógłby sprawić, że

ktoś go posłucha.

James wzruszył ramionami. – Władza Alfy jest… inna.
– Bawił się kapslem na

puszce. – Skąd wiedziałeś żeby szukać stacji RF
zagłuszającej?

background image

- To logiczne. Telefony wszystkich były włączone, ale
nie było żadnej próby

połączenia. Musiał być tego powód.

- Ale stacja RF? Jest raczej specyficzna.

Gabe wzruszył ramionami. Zaczynał się irytować. –
Słuchaj, po prostu wiedziałem,

jasne?

James uśmiechnął się jak dumny ojciec. – Dokładnie.

Gabe potarł czoło butelką. Powoli dostawał bólu głowy.
– To nie ma sensu. Obaj

jesteśmy częścią hierarchii albo nie. Ja jestem Zastępcą.
To oznacza, że należę już

do hierarchii.

James zachichotał. – To wszystko? To oczywiste, że
jesteś Zastępcą z Halle! To się

nie zmieni.

- Jak się nie zmieni? Powiedziałeś, że wyjadę na sześć
miesięcy a kiedy wrócę to

będę Hunterem.– I prawdopodobnie wyleci z pracy, do
diabła. Kochał być

szeryfem.

background image

- Jak myślisz ilu bandziorów żyje?

- Tak dużo jak kryminalistów.

Tym razem James wyglądał na zmieszanego.

- W większości ludzie są prawomyślnymi obywatelami.
Jakiś ich procent nie. W

niektórych miejscach jest ich więcej, a w niektórych
mniej. Tak samo jest ze

zmiennymi bandziorami. – Wziął kolejny łyk piwa i
skierował się do salonu. –

Kilku z nich wygląda jak miejscowe dzieciaki z
college’u, szukające dobrego,

bezprawnego zabijania czasu. Niektórzy z nich są
zimnokrwistymi zabójcami,

którzy muszą zostać zgładzeni.

- Daniel został zabity przez zabójcę.

Gabe się zatrzymał. Ostrożnie postawił butelkę piwa na
stoliku. Czuł się jak

na krawędzi. Kurwa mać. W tle znowu zaczęła grać
muzyczka z gry. – Jak?

James podniósł pada i usiadł na sofie, rozpoczynając z
powrotem grę. – Chcesz się

background image

dowiedzieć?

Tak. Do diabła, tak, chciał. – Co z Sarą?

James się uśmiechnął. – Jest twoją partnerką Gabe.
Nadal tu będzie, kiedy

skończymy.

Gabe zrelaksował się. To oznaczało przełożenie
oznaczenia swojej kobiety, ale

pragnienie, no cóż, polowanie miał w żyłach. – Czy ten
koleś mógłby zagrażać

Halle?

James pokręcił głową. – Zabija Yonkersów.

- Nowy Jork? – Musiałby wyjechać do Nowego Jorku?

- To będzie część twojego rejonu.

Psiakrew. Samotne miasto Nowy Jork prawdopodobnie
potrzebowało Huntera. –

Ilu jest Hunterów na tym rejonie?

- Wliczając ciebie? Trzech. A twój rejon obejmuje
Pensylwanię, Nowy Jork i New

Jersey.

Niech to diabli. Dodaj jeden do Atlantic City. – Więc
dostaję wszystko oprócz New

background image

York City i Atlantic City?

James wskazał na niego i zapiał. – Ha! Mam cię!

Gabe zorientował się jak się wyraził i zajęczał. –
Kurwa. – Podniósł butelkę piwa i

opróżnił ją. – Pozwól mi przynajmniej oznaczyć swoją
partnerkę.

James uniósł jedną brew. – Naprawdę chcesz jej to
zrobić? Oznaczyć ją i opuścić

na sześć miesięcy? – Pokręcił głową. – Lepiej zostaw ją
w tej chwili nieoznaczoną.

Sny o partnerstwie będą piekłem, ale uwierz mi chłopie,
będziesz potrzebował

czasu kiedy ją oznaczysz. – Jego szeroki uśmiech
zamienił się w gorący. – Nie

chcesz być przez nią kochany, zamiast ugryźć ją i
uciec?

Gabe myślał nad wszystkimi rzeczami, które chciał
zrobić Sarze. Sposób, w jaki

przywiąże ją do łóżka nadgarstkami do zagłówka…
związałby jej oczy. Klapsy,

jakimi chciał obdarować jej liliowo-białe pośladki
patrząc jak pod jego ręką

background image

zmieniają kolor na czerwony. Zatęsknił za uczuciem jej
ust na sobie, za smakiem

jej esencji dopóki by się nie nasycił.

- Będę musiał prosić o odejście.

- Powody rodzinne. – James wyjął kawałek papieru. –
Twój dziadek od strony

matki jest chory i musisz się nim zająć.

Gabe spojrzał na podrobione papiery. Jego dziadek
umarł zanim Gabe się urodził. –

Żartujesz sobie prawda? – Nie mógł użyć podrobionych
papierów. To było

niezgodne z prawem. Wręczył je z powrotem
James’owi.

James je zabrał. – Pewnie. Proszę bardzo, wyjaśnij
swojemu szefowi, że zapolujesz

na Wilka mordercę. Powiedz im, że odchodzisz na z
grubsza sześć miesięcy,

oprócz wakacji, bo nie jesteśmy w komplecie i szkolimy
się by podjąć obowiązki

Huntera Senatu. Poradzą sobie z tym prawda?

Gabe jęknął. Po prostu wiedział, że zostanie zwolniony.
– Daj mi te cholerne

background image

papiery.

Dźwięk telefonu obudził ją wcześnie. – Słucham?

- Sara?

Podniosła się, nagle całkowicie przebudzona. – Gabe?
Cześć! – Sara

przerzuciła sobie włosy za uszy, nerwowa jak diabli.
Dźwięk seksownego głosu

szeryfa wystarczył by zaczęły trząść się jej dłonie. Przez
cały tydzień czekała na

jego telefon albo oczekiwała, że pojawi się w jej
drzwiach wejściowych.

Gdy

pierwszy

raz

ujrzała

ciemnowłosego,

niebieskookiego szeryfa

zakołysała się na piętach, ogłuszona. Jej partner
wyglądał na jednakowo

wstrząśniętego. Zaczął iść do niej na spotkaniu Dumy,
ale wtedy Max poprosił o

uwagę i Gabe nie był już dostępny nie wliczając
szybkiej rozmowy telefonicznej.

Ostatnim razem zobaczyła go stojącego po drugiej
stronie łóżka szpitalnego

background image

Belle. Wyglądał tak ponuro, że nie miała serca odezwać
się do niego. Kiwnął do

niej z aprobatą przed opuszczeniem pokoju, zostawiając
za sobą utrzymujące się

ciepło, które dawało jej otuchę przez ten tydzień.

Teraz sprawa z Rudym Parkerem była całkowicie
rozwiązania, teraz miał czas by

ją oznaczyć.

- Muszę z tobą porozmawiać.

Jego głos był poważny. – Um. Dobrze. – Ugryzła się w
wargę, myśląc szybko.

Zaburczało jej w brzuchu przypominając jej, że zjadła
na kolację tylko talerz zupy.

– U Franka?

Westchnął. – Przepraszam, ale nie mogę.

- Oh. – Ukryła rozczarowanie. Przynajmniej z nią
rozmawiał.

- Jestem na lotnisku.

Co? – Wszystko w porządku?

- Wszystko… się zmieniło.

background image

To nie brzmiało optymistycznie. Jego głos był
zmęczony i napięty, nie było to

zaskoczeniem rozważając co zdarzyło się kilka dni
temu. – Jak to zmieniło?

- Wyjeżdżam na trochę. – Mogła usłyszeć hałas na
lotnisku i założyła, że był w

Filadelfii.

- Aha.

- Sara. Wiesz, że jesteś moja prawda?

Tak! – Wiem. – Wiedziała od momentu, kiedy go
zobaczyła. Wszystko w niej

tęskniło do niego, ale rozumiała dlaczego zwlekał z
oznaczeniem jej. Musiał skupić

całą swoją uwagę na sprawie Sheri, nie na Sarze. Była
za to z niego dumna.

- Nie mogę cię jeszcze oznaczyć. To skomplikowane.
Nie będę w stanie cię

oznaczyć przez jakiś czas.

Jej serce stanęło. Czekała na to by mieć kogoś dla
siebie, kogoś, kto mógłby

zrozumieć kilka dziwnych rzeczy jakie jej się ostatnio
przytrafiały. – Dlaczego nie?

background image

- Zostałem wezwany na zastępstwo Huntera naszego
rejonu.

Duma przepełniła ją, wraz z lekiem. Bycie Hunterem
nie było łatwym zadaniem. –

Oo wow. Gabe! To… przerażające. Niewiarygodne, ale
naprawdę przerażające.

Zaśmiał się. – Taa, dobrze podsumowane. Bandzior
zdjął jednego na naszym

rejonie i Senat zdecydował, że to ja go zastąpię.

- Duma jest w niebezpieczeństwie?

- Nie, kotku. Halle jest bezpieczne. On działa w stanie
Nowy Jork. – Ciepło w jego

głosie zagłębiło się w niej, topniejąc chłód, który ją
owinął.

- Poradzisz sobie, Gabe. – zamrugała. Nie to chciała
powiedzieć.

Ale po uldze w jego głosie wywnioskowała, że było to
odpowiednie. – Cieszę się,

że rozumiesz, skarbie. To dużo dla mnie znaczy,
bardziej niż myślałem kiedy

dostałem propozycję. To oznacza, że kiedy coś pokroju
Parkera znowu się stanie

background image

mogę działać bez strachu za odwet ze strony Sfor, Dum
czy Pieczar.

Opadła z powrotem na łóżko. – Jak zareagowali na to
Adrian i Max? Pogodzili się

z tym?

- Dobrze to przyjęli gdy tylko odeszli na kilka sekund
od swoich partnerek. Max

praktycznie odwiózł mnie na lotnisko.

Zdusiła ból, że nie poprosił jej o to. – Mogłam cię
zawieźć.

Cisza. Nie dobrze. – Nie mogłem ci na to pozwolić
Saro.

- Dlaczego nie?

- Gdybym przez dwie godziny był z tobą w
samochodzie to nie dojechałbym na

lotnisko.

Szorstkość jego głosu zagrał na jej zmysłach. Miło było
wiedzieć, że pragnie jej tak

samo jak… ona… - Gdzie jesteś?

- W tej chwili? Gdzieś w okolicach Chicago.

background image

- Gdzieś w okolicach Chicago. Właściwie to nie w
Chicago. – Kłamca. Po prostu

wiedziała, że był w Chicago, nie żeby miałoby to jakieś
znaczenie.

Ponownie szorstko westchnął. – Saro, Proszę cię.
Powiedz, że rozumiesz, dlaczego

to robię.

Potarła oczy ze zmęczenia. – Rozumiem, dlaczego to
robisz ale nie podoba mi się

to, że nie pożegnałeś się przed wyjazdem.

- Powiedziałem ci, dlaczego. Nie wydaje mi się żeby to
było dla nas obojga

uczciwe gdybym przed wyjazdem cię oznaczył. Muszę
myśleć o działaniu, a nie o

swojej partnerce.

To zabolało. Zrozumiała, naprawdę, ale nadal bolało. –
W porządku.

Więcej ciszy. – To wszystko?

- Co chcesz żebym ci powiedziała Gabe? Rozumiem.
Nie popieram, ale rozumiem.

Co się zdarzy gdy za pierwszym razem wyjedziesz na
polowanie? Również

background image

będziesz żałował, że mnie dla tego zostawiłeś?

- Mam nadzieję, że pierwsze polowanie zacznie się po
tym jak skończymy się

znaczyć i znajdziemy swoje miejsce.

Myślała o tym przez chwilę. Nic więcej na ten temat nie
mogła powiedzieć. Co

miała dodać.

– Kiedy wrócisz?

Zaczynała nienawidzić tych małych cisz. To oznaczało,
że nie będzie zadowolona z

jego odpowiedzi. – Z grubsza, za sześć miesięcy.

Miała rację. Nie spodobała jej się odpowiedź. – Do
diabła.

- Przepraszam kotku. Zrobiłem to, co uważałem za
najlepsze.

Stłumiła warczenie. Jeśli porozmawiałby z nią zanim
wyjechał, mogłaby

popracować nad jego małą arogancją, ale teraz było za
późno. – Zadzwoń do mnie.

- Zadzwonię. Obiecuję.

Styczeń

background image

- Ććśśś. Nie odzywaj się. Rozumiemy się?

Kiwnęła głową, opuściła posłusznie wzrok klęcząc
przed nim.

- Grzeczna dziewczynka. – Gabe wyciągnął dłoń i
przejechał nią po krótkich,

miękkich włosach Sary wystarczająco by sprawić, ze
przebiegł przez nią dreszcz.

Uśmiechnął się i uniósł jej podbródek, kochając nieufne
gorąco w jej głębokich

brązowych oczach. – Zrobisz wszystko co ci każę.
Prawda?

Jedna brew uniosła się w łagodnym wyzwaniu zanim
opryskliwy uśmieszek

wykręcił te pełne, nadąsane wargi. Warknął i popukał
palcem o swoje udo,

zadowolony kiedy jeszcze raz zniżyła wzrok. Jej
uśmiech się zmienił, stając się

kobiecy i tajemniczy. To go zaintrygowało. Wszystko w
niej go intrygowało.

- Ręce za plecy.

Dostosowała się powoli. Zatrzepotała rzęsami, a jej
oddech się ożywił.

background image

Zrobili to już wcześniej. Wiedziała czego żądał. Wyjął
penisa ze swoich spodni od

munduru, głaszcząc go powoli. Jęk prawie wydobył się
z jego ust kiedy oblizała

swoje, zwilżając je i sprawiając, że zabłyszczały w
świetle świec. Objechał główką

penisa po jej ustach, krople pobudzenia błyszczały na
nich jak szkło. – Otwórz.

Otworzyła buzię, wysunęła język by polizać tylko
czubek jego penisa. Położył

dłoń z tyłu jej głowy, trzymając ją mocno gdy karmił ją
swoim penisem. Zaczął

pieprzyć ją w usta, tracąc trochę swojej kontroli i jęcząc
od wilgotnego gorąca. –

Tak jest kotku. – Zadławiła się trochę i wycofał się
nieznacznie, dumny z niej, że

wbrew temu trzymała się mocno.

Był blisko, tak blisko, ale nie chciał dojść w jej ustach.
Nie dzisiaj.

Dzisiejszego wieczoru chciał by ta słodka, gorąca cipka
owinęła go dookoła,

wydobywając z niego orgazm.

background image

Wycofał się z jej ust, głaszcząc ją po włosach gdy
wydęła na niego usta. –

Wstań. – Zastosowała się, opuszczając jeszcze raz
wzrok, nadal trzymając ręce za

plecami. – Połóż się na łóżku.

Spojrzała na niego, przestraszona. Uniósł brodę
wskazując duże, ciemne

łóżko tuż przed nią. Nie mógł zrozumieć jak mogła to
przegapić. Zdominowało

pokój w którym byli.

Wpełzła na czworaka na łóżko, darząc go
zdumiewającym widokiem swojego

niewiarygodnego tyłka. Przytrzymał ją rękoma na jej
biodrach i uszczypnął w jej

bialutki pośladek, uwielbiając dreszcz, jaki przez nią
przeszedł. Dał jej lekkiego

klapsa, uśmiechając się niegodziwie gdy pojawił się
różowy znak. – Na środek

łóżka, na plecy.

Przesunęła się w sposób w jaki ją skierował,
usadawiając się tak, że jej

piersi zatańczyły.

background image

- Rozłóż swoje ręce i nogi. – Ugryzła się w wargę ale
wykonała rozkaz, powoli

pokazując mu płynne gorąco między swoimi udami.

Wyciągnął dłoń i związał każdą z jej kończyn, ostrożnie
upewniając się, że

nie ścisnął jej za mocno. Kiedy skończył, spojrzał na
nią, wiedząc dokładnie co

jego dziki wyraz twarzy z nią robił.

Patrzył gdy przełknęła nerwowo. Pociągnęła za więzła,
testując je.

Zaczął powolną eksplorację jej ciała, głaszcząc jej
miękkie ciało aż do gęsiej

skórki, która się pojawiła. Polizał zuchwale jej sutki,
patrząc jak wije się pod nim.

Kiedy ssał w ustach jej łechtaczkę bryknęła ku niemu.
Miała szczęście, że nie

uprzedził jej by się nie ruszała inaczej zarobiłaby
klapsa.

Słyszał jej ciężki oddech i wiedział, że jest bliska
orgazmu. Podciągnął się w górę

po jej ciele, wpychając się w nią tak mocno, że aż
pisnęła.

background image

Uśmiechnął się szeroko. – To dwa.

Jej złote oczy poszerzyły się. To była najgorętsza jebana
rzecz jaką

kiedykolwiek widział, patrząc jak jej ciemne oczy
zmieniają się w brązowawe.

Zawsze zdołała utrzymać zmianę dopóki nie pieprzył
jej, pozwalając mu patrzeć na

to gdy był głęboko wewnątrz jej ciała.

Był dumny z niej gdy tak długo trzymała kontrolę nad
swoją Pumą, podczas

gdy on w tym samym czasie nie wytrzymywał. – Miej
oczy otwarte. – jej powieki

opadały od zmysłowych doznań ale nie zamknęły się
gdy naparł na nią. Utrzymała

swoje spojrzenie unieruchomione na nim, jej ramiona i
nogi zmagały się daremnie

z węzłami. Skierował dłoń w dół, głaszcząc jej
łechtaczkę kciukiem, warcząc w

triumfie gdy wrzasnęła. Oparł się o nią szepcząc jej do
ucha. – To trzy. – Jej ciało

wygięło się w górę, drżąc w sile orgazmu.

background image

Skubnęła mu ucho, gdy jej ciało opadło z powrotem na
materac i on doszedł,

tak intensywną przyjemnością, która skradła mu
oddech. Opadł na nią, jego

policzek spoczął na jej, jego włosy pogłaskały jej
gładką skórę.

Jedna słona łza popłynęła w dół po jej policzku spadając
na jego. – Gdzie jesteś?

Uniósł głowę. Smutek wypełnił jej twarz, jego serce
prawie rozerwało się na ten

widok. – Sara. Kotku.

***

Gabe obudził się spocony i napalony jak diabli. Zaczął
rozpinać śpiwór ale

przypomniał sobie w porę, że był w namiocie w środku
śnieżycy. Kurwa mać. Jeśli

nie kochałby tego co robił, ta praca mogłaby ssać. Część
jego chciała by powiedział

Jamesowi by się odpierdolił i oznaczył Sarę w taki
sposób w jaki chciał. Inna część

wiedziała, że James prawdopodobnie miał rację,
smakując Sarę i zostawiając ją po

background image

wszystkim byłoby dziesięć razy gorsze.

Ugryzł swoją poduszkę i modlił się by był w stanie
zasnąć bez żadnych

dalszych snów. James chrapnął obok niego, na tyle
głośno, że zagrzechotała

tkanina. Jeśli w ogóle zasnę.

Po dwudziestu minutach zrezygnował. Rozebrał się
szybko, rozpiął namiot i

wyszedł na noc. Było kurewsko zimno, ale nie na długo.
Drżąc, zapiął z powrotem

namiot i upewnił się, że jest bezpieczny zanim uwolni
swoją Pumę do biegu.

Jego łapy wbiły się w śnieg, zimne powietrze przebiegło
przez jego futro.

Czuł się wspaniale wypuszczając Pumę bez obecności
Niedźwiedzia, który go

szkolił. Miał za niedługo wrócić, ale teraz pragnął
wykorzystać nocne powietrze by

rozwiać sny o swojej Sarze.

ROZDZIAŁ II

Marzec

background image

Gabriel zadrżał i zdjął z siebie kurtkę. Niech to szlag, ta
ostatnia lekcja

polowania była trudna. Nie był pewien czy ponownie
poczuje swoje palce. –

Zadzwonię do Maksa, dam mu znać jak się sprawy
mają.

James pomachał mu, wieszając swój kowbojski
kapelusz i kierując do kuchni jego

trzy pokojowej chaty. Obiecał Gabe’owi niezły gulasz
w zamian za nauczenie się

tropienia w śniegu.

Gabe powiesił kurtkę i zajął się swoimi ośnieżonymi
butami, zostawiając je na

wycieraczce przed drzwiami. Było to rutynowe zajęcie
przez ostatnie trzy miesiące.

James nienawidził mokrej podłogi. Ostatnim razem gdy
Gabe zapomniał zostawić

swoje buty na wycieraczce znalazł je potem w swoim
łóżku, uwalonym w śniegu.

Wyjął swoją komórkę i wybrał numer do Maxa. – Cześć
Max.

- Gabe! Co tam słychać na górskim pustkowiu?

background image

- Kurewsko zimno. Jak sprawy w Halle? Jak Sara?

- Kurewsko zimno.

Gabe parsknął. – Uczę się nowych technik tropienia. –
Potrzebował ich

podczas zimy w Nowym Jorku. Niedługo razem z
Jamesem pojadą tam na kilka

tygodni. Do tego czasu zajmował się całym terytorium,
które miał chronić,

poznając obszar w sposób, w jaki tylko mógł to zrobić
samotny zmiennokształtny.

Nigdy nie będzie ich znał tak dobrze jak tutejsi ale
będzie w stanie tropić na

różnych obszarach, na których będzie pracował. Poznał
dwóch Hunterów. Młodą

Lisicę Desiree Holt i starszego Kojota Edmunda Grave.
Oboje mieli interesujące

spostrzeżenie na temat terenu gdzie żyli. Desiree
mieszkała w New Jersey, Grave

natomiast w New Jork City.

Gabe był zaskoczony, kiedy się o tym dowiedział.
Kojoty i Wilki nie

background image

dogadywały się za dobrze. Przestraszyła go wiedza, że
Sfora Kojotów znajdowała

się blisko Wilków Ricka.

Następnie James zabrał go z powrotem do swojego
domu w Montanie by

nauczyć go, jak to on nazywał „prawdziwych technik
tropienia w śniegu”.

Odpowiedzialność Gabe’a głównie miała być związana
z obszarem

Pensylwanii, ale będzie wzywany by asystować innym,
kiedy tylko zajdzie taka

potrzeba i vice versa. Ale jak dobrze pójdzie to nie
będzie ich potrzebował.

Daniel, zamordowany Hunter, również był Lisem i
przyjacielem Desiree.

Była pomocna przy zaprowadzeniu drania przed wymiar
sprawiedliwości.

- Nawet teraz trzęsą mi się dłonie. – Rozbawione
parsknięcie z kuchni dało mu

znać, że James słyszał wszystko. – Mogę wezwać
innych Hunterów jeśli w Halle

background image

znowu pojawi się pysk kogoś pokroju Rudy’ego. –
Warczenie z innego pokoju

przypomniało mu jego miejsce. – Albo gdziekolwiek
indziej w Pensylwanii.

- Dobrze. Tak przy okazji Adrian i Sheri chcieli byś się
do niech odezwał.

- Zadzwonię. – Nie znał ich zbyt dobrze by za nimi
zatęsknić ale on i Adrian

nawiązali porozumienie, które może stać się mocniejsze
w przyszłości. Dawniej

oczekiwał, że jego relacja z Adrianem będzie podobna
do tej, którą Max dzielił z

Simonem, swoim Betą.

- I Emma mówi żebyś jej coś przywiózł, tylko żeby nie
miało poroży ani futra.

Gabe zaśmiał się. Emma był czepialska. – Zająłem się
tym.

Właśnie zapakował lalkę Kachina dla Curany w swojej
torbie podróżnej. Dostał ją

w Arizonie, aktualnym miejscu przebywania Senatu.

- Jak Sara?

background image

Max westchnął. – Nie jestem pewien. Wie, co robisz,
ale myślę, że poczuje się

lepiej, gdy do niej zadzwonisz i pogadacie sobie.

- Dzwonię do niej. – Wiele razy.

Sara rozumiała jakie miał zobowiązania ale cierpiał
kiedy nie mógł jej

powiadomić o swoim miejscu pobytu, że jest w
Arizonie.

Nie mógł, bo zabraniało to prawo zmiennych.

Tylko członkowie Senatu mieli do tego prawo.

Sara nie mogła być z nim nawet jeśli wiedziałaby gdzie
jest. Wiedząc to,

trochę łagodniała, ale jej frustracja powoli się ujawniała.
Mógł to usłyszeć w jej

głosie, kiedy z nią rozmawiał.

Wtedy został wysłany by pomóc w schwytaniu gnoja w
Nowym Jorku. Nie

miał możliwości zadzwonić dopóki bandzior nie znalazł
się przed sądem.

Udowodnił sam sobie, że naprawdę posiadał to, czym
się charakteryzują

background image

Hunterzy. Duma, jaką czuł po wykonaniu zadania
wypełniała go nawet, kiedy

kontaktował się ze swoją partnerką.

Mimo to, trzymał się tego co powiedział mu James,
dzwoniąc do Sary tylko

wtedy kiedy opuści teren. Jeśliby ją zobaczył,
oznaczyłby ją. Po tych wszystkich

sennych miesiącach nic by go nie powstrzymało.

Raz gdy zdołał przyjechać do Halle na cały weekend jej
nawet tam nie było.

Miała inne plany na te wolne dni, zakładając, że był
zbyt zajęty by zrobić sobie

wycieczkę do Halle. Oboje byli tym rozczarowani.
Gdyby wiedział, że miałaby

jakieś plany to powiedziałby jej dużo wcześniej o
swoim przyjeździe. Do diabła,

kogo on oszukiwał? Miał zamiar oznaczyć jej tyłek
zanim minie godzina w Halle.

Ale zdecydował się ją zaskoczyć, a zamiast tego sam się
zdziwił kiedy jej nie było.

Jeśli chodzi o dom James’a, Niedźwiedź nie pozwolił na
jej przyjazd,

background image

mówiąc, że byłaby główną przyczyną rozkojarzenia
Gabe’a, który nadal odbywał

trening. Porównał to do obozu rekrutów, mówiąc, że
żony nie miały pozwolenia na

odwiedziny dopóki się nie zakończy.

Ale taki obóz trwał tylko osiem tygodni, na tę skargę
James machnął ręką. A

będąc szczerym, zwykle był zbyt wyczerpany by robić
cokolwiek innego niż jeść i

spać. James pracował z nim ciężej niż kiedykolwiek
wcześniej. Spędzili dni na

mrozie, śledząc ślady innych zmiennych pracujących
dla Senatu. Mógł teraz

wyśledzić Lisa, Kojota, Wilka i Pumę. Właśnie wrócili
z jednej takiej wędrówki.

Nie praktykowali jedynie z Lwem, Tygrysem, Rysiem i
Jaguarem ale James

zapewnił go, że dojdzie do tego następnym razem.

Zabijało Gabe to co musiał mówić Sarze, że nie, nie
mogła wpaść z wizytą. Coraz

mniej i mniej odpowiadała na jego telefony, a on
dzwonił do niej coraz rzadziej.

background image

Kiedy w końcu udało im się nawiązać kontakt ich
rozmowa zazwyczaj kończyła się

grobową ciszą. Jedyną sprawą, która łagodziła jego
poszarpany umysł była szybko

rosnąca przyjaźń z małą rudą kelnerką od Franka.

Lisica zaproponowała, że będzie miała jego partnerkę
na oku w zamian za

jego pomoc w przeprowadzeniu się jej rodziny do Halle.
Stała się dobrą

przyjaciółką, prawie młodszą siostrą, której nigdy nie
miał. Była entuzjastyczna i

szczęśliwa przez większość czasu i tak kochała swoją
pracę jak on swoją.

Ale sny o partnerce zabijały go. Zabijały. Jeżeli byłaby
skłonna zrobić połowę

rzeczy o jakich śnił to byłby szczęśliwym Kocurkiem.

Psiakrew, nawet jeśli nigdy nie pozwoli mu ukazać
swojej ciemniejszej strony to i

tak byłby najszczęśliwszym Kocurkiem. Ale, miał
nadzieję porozmawiać z nią na

temat kilku spraw. To jak dochodziła w jego snach,
przywiązana do łóżka, z

background image

zakrytymi oczami i to jak błagała, nie mógł tego
porównać do widoku w realu.

- Zadzwonię do niej wieczorem. Obiecuję. – I lepiej
żeby odpowiedziała. Był już

zmęczony gadaniem do maszyny.

***

Sara Parker usłyszała jak dzwonił telefon i podbiegła do
niego. Jedna z jej

torb z artykułami spożywczymi wyślizgnęła się,
rozlewając wodę sodową po

podłodze. – Cholera.

- Cześć, tu Sara. Zostaw wiadomość po sygnale.- Beep.

- Sara, tu Gabe. – Zrezygnowane westchnienie
wydobyło się z głośnika. –

Zadzwoń.

Sara chwyciła za słuchawkę. – Halo!- Ale zdążył się
rozłączyć. – Cholera no. –

Brzmiał na tak zmęczonego. Wykręciła numer ale linia
była zajęta. Zostawiła

wiadomość, mając nadzieję, że oddzwoni do niej
wieczorem. Wiedziała jednak, że

background image

nie zrobi tego. Nigdy tego nie robił.

Rozumiała, że jego praca była ważna. Nie była egoistką
by odciągnąć go od

niej. Ale dlaczego nie mógł oznaczyć jej zanim
wyjechał? Sprawy byłyby dużo

łatwiejsze.

Nie przejmowałaby się, że więcej o jego życiu
dowiadywała się od

pieprzonej Chloe Williams, aka Super Kelnerki. Z
rudowłosą rozmawiał więcej

razy niż z Sarą, a to zaczynało powoli wkurwiać ją na
maksa.

Ten fakt był naprawdę nie do zniesienia, że zdołał
przyjechać do domu na Święto

Bożego Narodzenia. Niestety Sara nie wiedziała o jego
przyjeździe więc miała w

planach odwiedzenie swojej rodzinki na Florydzie.
Wyjechała dzień przed

przybyciem Gabe’a do Halle, to wystarczyło by
wzajemnie się rozdrażnili.

Słyszała, że spędził miły czas z Chloe. Kupił innej
kobiecie śliczną, małą

background image

bransoletkę z małymi kotkami i liskami. Sara musiał
ukryć ryk za każdym razem

gdy to widziała. Jeśli nie zaczęłaby przyjaźnić się z
Jim’im Woods oszalałaby

dawno temu.

Przystojny weterynarz był dla niej ratunkiem.
Wychodzili wszędzie razem,

spędzali ze sobą miłe chwile. Wiedział wszystko o jej
miłości do Gabe’a i

zaakceptował fakt, że nie może liczyć na nic więcej jak
przyjaźń więc nie istniało

napięcie, które się rodziło wraz z nawiązaniem nowej
znajomości. Był zabawny,

był dobry dla zwierząt, dorastał na tym terenie więc znał
prawie wszystkich. Był

byłym chłopakiem Emmy, ale jakoś nie zdołał
zaprzyjaźnić się z Max’em. Sara

nawet nie rozważała tego wiedząc jak zaborczy bywa
Alfa w stosunku do swojej

partnerki.

Spotkała go u Max’a i Emmy. Był tam kiedy
dyskutowała z Max’em o nowym

background image

odkryciu, które przerażało ją w tym czasie. Na początku
nie rozumiała co się z nią

dzieje, ale Max zdołał pomóc jej zrozumieć co było nie
tak, a Emma zapoznała ją z

Jim’im.

Ale Jim nie był Gabrielem. Nigdy nie mógł być nim. A
ona tęskniła za swoim

partnerem coraz bardziej i bardziej z każdym mijającym
dniem. Sny o partnerze

były szokujące, wyraźne i zostawiały ją mokrą i
napaloną. Znaki na jej ciele były

pamiątkami przypominającymi jej co zrobi Gabe gdy
skończy trening i wróci do

domu by ją oznaczyć.

Jeśli ją oznaczy.

Powoli zaczęła w to wątpić. Spędził cały swój wolny
czas na rozmowy z inną

kobietą.

Spróbowała jeszcze raz zadzwonić do Gabe’a, ale
odezwała się elektroniczna

sekretarka. – Gabe, tu Sara. Zanosiłam zakupy i
przegapiłam twój telefon.

background image

Oddzwoń do mnie dobrze? Mam ci coś do powiedzenia.
– Westchnęła, wyciągając

z szafy mopa. – Tęsknię za tobą. – Rozłączyła się i
zaczęła zmywać rozlany napój.

***

- Więc Gabe wróci na czas na wesele? – Jim uniósł
swoją francuską frytkę i

zanurzył ją w ketchupie.

- Nie mam pojęcia. Nie rozmawiałam z nim przez dwa
tygodnie. - Jej nerwy były

całkowicie zszarpane. Ostatnim razem słyszała jego
głos na sekretarce. Nigdy

więcej nie oddzwonił, nigdy nie usłyszał jej wieści.

Te długodystansowe cholerstwo naprawdę było do bani.
Gdyby nie wiedziała, że

nadal jest żywy to byłaby bardziej zmartwiona. Nie,
żeby nie myślała o zabiciu go

kiedy w końcu go dorwie.

- Powiem ci coś, jeśli nie wróci na czas to możemy
pójść razem.

Uśmiechnęła się do Jimi’ego. Boże, był taki miły. Jim
Woods wydawał się…

background image

słodki. Bezpieczny. Jak facet, na którego można było
polegać choćby nie wiem co.

Ale gdzieś głębiej, istniała w nim iskierka psoty, która
mogłaby być

nieodpartą pokusą dla właściwej kobiety, jak również
siła, dzięki której mógł

potrząsnąć kimś, kto mu się narażał.

To wszystko było owinięte w opakowanie, które
krzyczało całym tym

Amerykańskim miejskim chłopcem z sąsiedztwa.
Blondyn z piwnymi oczami, był

o głowę wyższy od niej. Nie był tak barczysty jak Gabe,
jego nogi nie były tak

muskularne, ale jego szeroki uśmiech był tak ujmujący,
że nawet Gabe nie potrafił

tak. Był ucztą dla wszystkich jej zmysłów. Jeśli nie
byłaby tak uparta co do

swojego partnera to wzięłaby się za niego dawno temu.
– Nie chciałbyś raczej

zabrać swojej prawdziwej wybranki?

Wyraz jego twarzy był czarujący i jawny ale ta psotna
iskierka tańczyła w jego

background image

oczach. – Pomyśl jak dobrze byśmy się razem bawili! –
Wzruszył ramionami. –

Poza tym, wiesz przecież, że nie jestem zainteresowany
randkowaniem.

Kłamca. Dokładnie wiedziała z kim chciałby się
umówić i to nie była ona. –

Powinieneś umówić się z nią. – Jeśli zaprosił na randkę
kobietę, którą pożądał,

Sara poczułaby się lepiej.

Zrobił minę. – Jest dla mnie za młoda.

Próbowała nie zawiesić oka na podrygującym rudym
kucyku Chloe Williams. –

Nie jest aż tak młoda.

- Ma dwadzieścia dwa lata.

- Taa. A ty jesteś wiekowym, pomarszczonym wrakiem.

Prawie udławił się swoją francuską frytką.

Nowa mrożona herbata pojawiła się przed nią. – Mogę
wam przynieść coś jeszcze?

Sara ukryła westchnienie. Z jakiegoś powodu Chloe
wkurwiała ją cały dzień. – Nie.

Dzięki.

background image

- O hej, wczoraj wieczorem rozmawiałam z Gabem.
Powiedział by cię pozdrowić.

Sara zacisnęła zęby. – Dzięki. – Współczucie w
spojrzeniu Jima było prawie nie do

zniesienia. – To wszystko, Chloe.

Chloe zawahała się na chwilę. – Racja. Mam mu dzisiaj
dać znać żeby zadzwonił

do ciebie?

Zadzwoni do niej dzisiaj? Rozmawiał z Chloe prawie
codziennie, ale nie martwił

się o telefon do partnerki? Spokój Sary, zwykle twardy,
pękł jak bańka – Nie

kłopocz się.

Chloe wyglądała jakby chciała powiedzieć coś jeszcze,
zmarszczyła brwi co

popsuło gładkość jej skóry ale Sara zdecydowała się
zignorować to. – W porządku.

Daj znać jeśli czegoś potrzebujesz.

Sara zignorowała ją, skupiając się zamiast tego na
swoim prawie pustym talerzu.

Hamburger ugrzązł w jej brzuchu jak ołów.

background image

- No więc. Chcesz być moją parą na ślub?

Sara spojrzała na ciepłe, piwne oczy Jima. – Pewnie. –
Przecież wyglądało na to,

że jej partner nie przejmował się za bardzo. Ale
najpierw zamierzała porandkować

z doktorkiem Howard. Była już zmęczona marząc o
czymś czego raczej nigdy nie

będzie miała

ROZDZIAŁ III

Kwiecień

O mój Boże. Sara gapiła się na Gabe’a Andersona
stojącego na lotnisku w

Filadelfii. Wyglądał na tak zmęczonego, że aż łamało
jej to serce. Zrobiła krok w

jego stronę, jej serce łomotało w radości i nie wierze.

Był w domu.

- Gabe!- Czerwony błysk śmignął obok niej. Przez
moment Gabe wyglądał na

przestraszonego ale uśmiechnął się i wyciągnął ręce.
Chloe wskoczyła na niego,

obejmując nogami talię szeryfa.

background image

Twarz Gabe powoli robiła się czerwona, ale sympatia
wylewająca się z niego do

kobiety w jego ramionach wiła się przez Sarę. – Um.
Cześć lisico.

Obok niej Jim chrząknął. – Przykro mi, mała. Wygląda
na to, że twój chłoptaś ma

dziewczynę.

Sara wystarczająco otworzyła się by poczuć ból, który
Jim próbował ukryć, potem

zatrzasnęła osłony z powrotem na miejsce. Była dobra
w tworzeniu tych tarcz przez

ostatnie kilka miesięcy. Była już zmęczona litością
ludzi, która uderzała w nią

ostatnio jak młot. Nawet litość Jimiego przyprawiała ją
o ból. – To wszystko twoja

wina.

- Moja wina? Jak to moja wina?

Odwróciła się do niego z szerokim uśmiechem. – Bo
nigdy nie poprosiłeś jej o

wyjście randkę doktorze Jurajski.

Zrobił minę. – Jasne, obwiniaj mnie za wszystko. –
Chwycił ją za ramię i

background image

zaprowadził w kierunku bramki. – Siedzimy razem,
prawda?

Usłyszała jak Gabe woła jej imię ale zignorowała go. –
Pewnie, że tak.

- Bo żadne z nas nie chce oglądać tę dwójkę razem.

Skrzywiła się. – Racja. Hej, może będą tak bardzo
zajęci witaniem siebie, że

spóźnią się na samolot!

Zmierzyli w dół, ich ręce się splotły. – Zawsze widzisz
tę lepszą stronę. To właśnie

w tobie kocham.

Zachichotała. Przynajmniej Jim ją rozbawiał, wbrew jej
zawodowi miłosnemu. Nie

mogła nawet zmusić się spojrzeć na Gabe’a.

Swój wybór wyraził jasno. I to nie była ona.

***

- Wszystko w porządku?

Gabe spojrzał na Chloe. Zazwyczaj była dobrym
kompanem ale dzisiaj Gabe po

prostu nie mógł z nią rozmawiać. – Wszystko w
porządku, mała lisiczko.

background image

Kłamca. Wymruczała jego Puma.

Musiał przyznać swojej Pumie rację. Sprawy nie miały
się dobrze. Jakiś

facet, Jim, jebany partner Sary na wesele, sprawił, że
chichotała jak uczennica gdy

powiedział jej jakąś oburzającą opowieść z jego
podróży.

Jim był z nią na lotnisku, śmiejąc się i oczywiście
ciesząc się z jej

towarzystwa. Złapał ją za rękę i pocałował jej wierzch
uśmiechając się do niej

zwodniczo. Zachwycał się nią, zasugerował żeby
usiadła obok niego w samolocie,

chowając jej dłoń w swojej, nawet niosąc jej bagaż. A
kiedy Sara się potknęła, Jim

ją złapał, ratując ją od paskudnego upadku. Nawet
pocałował ją lekko w czoło.

Gabe zechciał rozbić tę chłoptasiową buźkę Jimiego
gdy tylko zauważył jak

otoczył jej talię swoimi łapskami, jak blisko jej skóry
były jego usta. Jego Puma

background image

warczała tak głośno, aż Gabe’a zaskoczył fakt, że jego
klata nie wibruje.

No i Jim był ładny. Nawet jak na faceta Gabe to
zauważył. Miał ten przemiły urok,

przez który kobiety były całe jego.

Sara na pewno nie wydawała się na to odporna. Jim
wyciągnął rękę i

przejechał nią przez swoje złote włosy i połowa kobiet
w samolocie westchnęła, w

tym również Sara.

Gapił się na Sarę, rozdarty. Dlaczego ona się tak
zachowuje? Przybył prosto

z samolotu, wyczerpany, by upewnić się, że wrócił do
Filadelfii na czas by pójść na

wesele Max’a i jego Curany, tylko po to by zobaczyć
jak jego partnerka wisi na

innym facecie.

Nie mógłby wyobrazić sobie szokującej radości na jej
twarzy gdy pierwszy

raz go ujrzała, ale został rozproszony prze
rozentuzjazmowane powitanie Chloe.

background image

Kiedy tylko wyswobodził się od przyjaciółki, Sara
uczepiła się tego Jimbo1.

Zaledwie zdawała sobie sprawę z tego, że tam był. Ryk
uciekł spod jego kontroli

kiedy Jim pogłaskał Sarę po policzku. Oj jebańcu.
Zabieraj od niej swoje łapska

albo ci je odgryzę. Zauważył jak wzrok Jima przesuwał
się w dół po jej kwiecistej

sukience, która ujawniała słodką wypukłość jej piersi i
zachciało mu się wypruć

jego oczy z głowy.

Gabe przymusowo utrzymywał ryk z dala od wyrazu
swojej twarzy ale był

bezradny w powstrzymaniu swoich oczu przed zmianą
koloru. Dotknęła go.

Przejechała te swoje delikatne palce po ramieniu Jima,
jej twarz ukazywała psotę i

podziw.

Gabe’owi się to nie spodobało. Zazdrość kłębiła się w
nim. Chciał rzucić się na

tego faceta i rozerwać mu gardło by nie mógł położyć
już tego swojego miękkiego

background image

spojrzenia na twarz jego partnerki.

Ale to co przestraszyło go był dźwięk, który uciekł
Chloe gdy oglądała dobrze

bawiącą się parę. Przez moment dłoń Jima dotknęła
Sarę i pojedyncze wysokie

‘yip’ uciekło z jej ust.

Zamknęła natychmiast swoją buzię. Odwracając twarz z
dala od pary by

patrzeć na siedzenie naprzeciwko niej. Jej policzki
zaczerwieniły się i przestała

patrzeć na kogokolwiek. Odetchnęła by pozbyć się
czerwieni z policzków, był to

gest, który przypominał mu Sarę. Spojrzał na swoją
partnerkę by zobaczyć jak

opiera głowę o ramię Jima.

- Nie powinieneś wyjeżdżać.

Dłonie Gabe ścisnęły się na jego kolanach. Nie
wyrzuciłby skurwiela z samolotu.

Nie. Wyrzuci. – Wiesz dlaczego musiałem. Do diabła,
ona wiedziała dlaczego

musiałem.

background image

1 Zdrobnienie od Jim.

- No to czemu tam nie pójdziesz i nie zrobisz coś z tym.

Gabe zazgrzytał zębami. Nie pragnął niczego bardziej
jak tylko dotknąć

Sary. Nie rozmawiał z nią od Marca, a relacje Chloe na
temat jego partnerki były

mniej niż zachęcające. Wyglądało na to, że spędziła
mnóstwo czasu z przystojnym

weterynarzem. Niech to szlag, był tak zdenerwowany,
że aż przerwał trening by

być z nią.

Co ona do diabła sobie wyobraża? Musiała wiedzieć jak
się czuł gdy

dotykała kogoś innego, zwłaszcza po byciu osobno
przez tak długi okres. Chciał

dopilnować tego, by się sparowali w tym tygodniu,
skoro już jego szkolenie się

skończyło a on był w domu. Ale zamiast się zaskoczyć
jego obecnością to

zmarszczyła brwi i odwróciła się do niego pieprzonym
tyłkiem.

background image

Nie mógł sobie przypomnieć niczego co by go bardziej
zabolało. Albo

bardziej wkurwiło. Zanim tydzień się zakończy jej tyłek
będzie bardzo ją bolał.

- Podczas gdy ty siedzisz tutaj zaaprobowana tyłkiem
swojego upartego jak osioł

partnera, moja partnerka robi do niego maślane oczy.

Przechylił głowę by przyjrzeć się Chloe. – Więc
dlaczego ty nie pójdziesz tam i

czegoś nie zrobisz?

Zarumieniła się. – On uważa mnie za dziecko.
Podsłuchałam jak mówił to komuś w

biurze.

Niskie, psie warczenie w jej głosie prawie dopasowało
się do jego kociego. –

No cóż, mam nadzieję, że jesteś tą osobą, która może
mieć więcej niż jednego

partnera bo zamierzam zabić własnoręcznie weterynarza
jeśli nie nauczy się

trzymać swoich łap przy sobie.

Chloe spojrzała na niego gniewnie. – A co ja powinnam
zrobić twojej słodkiej,

background image

małej piź…

Zakrył szybko dłonią jej usta. – Nie nazywaj jej tak. To
niegrzeczne.

Zagderała coś w jego palce. Zaśmiał się, ignorując
spojrzenia pozostałych

pasażerów siedzących przy ich stronie.

Próbował również zignorować ten męczący malutki
głosik, który mówił mu, że

może Chloe miała rację. Że może popełnił błąd, za
którego teraz płacił. To jego

dłoń powinna głaskać jedwabną skórę Sary, nie
Jimiego. Ale co on do diaska miał

teraz z tym zrobić? Rozsiadł się i patrzył przez okno
samolotu. Nie miał pojęcia co

robić, ale wiedział, że musi przestać gapić się na Sarę i
Jimiego. Jeśli tego nie

zrobi, to zacznie się śmiercionośna zwierzęca walka na
wysokości trzech tysięcy

metrów.

Sara próbowała nie zwracać uwagi na wydających się
uszczęśliwionych

background image

Gabe’a i Chloe gdy opuścili lotnisko w Orlando. Ich
głowy były blisko siebie, byli

pogrążeni w rozmowie gdy czekali na swój bagaż.

Sara była nadal w szoku. Nie wiedziała, że Gabriel
byłby w stanie przylecieć

na Florydę. To nie tak, że przejmował się tym by do niej
zadzwonić i powiedzieć

jej o swoich planach. Sara próbowała podsłuchać o
czym tak rozmawiają ale

harmider na lotnisku w Orlando był po prostu za głośny.
Jim stał blisko obok niej,

dając z siebie wszystko by podtrzymać ją na duchu
przez oczywiste zaangażowanie

Chloe z Gabem.

Czując jak sympatia wypływa z Gabe’a za każdym
razem gdy spojrzy na Chloe

darła ją na pół.

- Emma mówi, że pojadę z tobą w limuzynie ale Chloe
nie.

Ałć. – Nie obrazi się?

Jim uśmiechnął się do niej, kładąc ostatnią z jej toreb na
wózek. – Naprawdę cię to

background image

obchodzi?

Nawet się nad tym nie zastanowiła. – Niee. A ciebie?

Jim zaśmiał się, zyskując uwagę zarówno Gabe’a jak i
Chloe. Oboje zabijali go

spojrzeniem, chociaż, Sara nie miała pojęcia dlaczego
Chloe gniewa się na faceta.

Jim, wielki zgrywus, pochylił się i potarł jej policzek. –
Obserwują nas.

- Mm-hmm.

Jim zaskoczył ją, podnosząc ją i okręcając z dala od
wózków z bagażami. Pisnęła,

śmiejąc się kiedy postawił ją na ziemi. – Dobrze się
bawisz, skarbie?

Kiwnęła głową, uśmiechając się jak głupia.

Próbowała nie zwracać uwagi na Gabe pomagającego
Chloe wsiadać do jej

wynajętego samochodu, dołączającego do nich w
limuzynie tylko wtedy kiedy

upewnił się, że odjechała.

- Wszyscy gotowi? – Max delikatnie wprowadził Emmę
do limuzyny, utkwił

background image

zuchwale spojrzenie na tyłku swojej partnerki. Usiadł
obok Emmy i już sekundę

później miał ją na kolanach. Emma zwinęła się dookoła
niego, wzdychając lekko.

Sara wspięła się obok, zachwycona kiedy Jim usiadł
koło niej. Natychmiast

przytuliła się do niego dając Adrianowi i Sheri,
Marshallowi Dumy i jego

partnerce, miejsce by mogli usiąść. Doktor Giordano
był wspólnikiem biznesowym

Max’a; jego blada, praktycznie niewidoma partnerka
była najnowszym członkiem

Dumy.

Rick i Belle, Alfy Sfory Pocono, usiedli obok drzwi.
Wielki Alfa Sfory

usadowił Belle z niesamowitą delikatnością, uważając
na jej biodro, które zraniła

ratując Sheri od jej obłąkanego byłego faceta.

Jej biodro miało się teraz lepiej ale przez rywalkę, Belle
została zmuszona

usunąć usztywnienie dużo wcześniej by stanąć do walki
o dominację. Przez to

background image

mogła kuleć przez resztę swojego życia ale Rick nie
przejmował się tym. Oboje

zostali zaproszeni na wesele, taki zaszczyt przyjęli
uszczęśliwieni. Długie,

czerwone włosy Ricka były związane w ogon, pasma
powiewały na florydzkim

wietrze gdy wspiął się za swoją drobną Luną.

- Cholera Rick. Musisz umyć włosy. – Simon, Beta
Dumy i najlepszy kumpel

Max’a, wszedł udając, że wypluwa pasma włosów
Wilka. Becky, Beta Emmy i

matron honoru, weszła tuż po nim, śmiejąc się i
uderzając Simona w ramię gdy

Rick pozdrowił Simona środkowym palcem.

Gabriel był ostatnim członkiem imprezy w limuzynie.
Zatrzymał się na

krótko kiedy zobaczył Sarę siedzącą blisko Jimiego,
jego wzrok powędrował do

ręki Jima spoczywającej na jej udzie.

Sara odwróciła twarz od Gabe’a, spoglądając z sympatią
na Jimiego. Przez

background image

cały lot samolotem Gabe gawędził i śmiał się z Chloe
nie pokazując żadnych

znaków, że przejmuje się siedzącą obok Jima Sarą.

Więc dlaczego warczy?

Użyła swoich nowo nabytych zdolności by zorientować
się jak Gabe się czuł

i zszokowała się. Był wściekły. Jim zadziwiająco
przypominał zabawkę do żucia

dla Zastępcy Marshalla.

Jim pochylił się, jego spojrzenie pieściło jej twarz
podczas gdy palcami

gładził jej udo. – Więc co powiesz na kolację dzisiaj
wieczorem?

- Sorry ale ona jest zajęta.

Zamrugała, gniew mieszał się z zadowoleniem w
wyrazie twarzy Gabe’a. -

Przepraszam? – Nie raczył zadzwonić do mnie od
miesięcy i nagle wydaje mu się,

że ma prawo mną dyktować?

Nie wydaje mi się.

background image

- Gabe ma rację, Sara. – Emma wzruszyła ramionami,
zdrajczyni. – Dzisiaj

wieczorem mamy rezerwację dla wszystkich naszych
gości, plus naturalnie Jim i

Chloe, w Kawiarni „Rainforest”.

- Oh – Uśmiechnęła się szeroko do Jima, zachwycona
kiedy wyraz twarzy Gabe’a

zamienił się w dziki. Spróbuj tego, wielkoludzie, tak jak
ja za każdym razem kiedy

Chloe rzucała mi w twarz waszą „przyjaźnią”.
Wiedziała, że to nie było logiczne,

ale zakwitł w tym spojrzeniu strumień nadziei. Może
sprawy nie miały się aż tak

źle jak myślała. – Wygląda na to, że zabierasz mnie na
kolację do Maksa

miejscówki.

Wszyscy oprócz Gabe’a zachichotali.

- Powiem ci coś. Zabiorę cię na tańce do mojej
miejscówki po kolacji. – Jim uniósł

jej dłoń i pocałował palce, nieświadomie szafirowe oczy
Gabe’a zamieniły się w

background image

złote przed tym jak szybko zasłonił je swoimi
niewiarygodnie długimi rzęsami.

- Oh! Taniec to świetny pomysł! – Zachichotała Emma,
rzucała spojrzeniem

między Gabem, Jimem a Sarą.

Subtelność to nie jest drugie imię Emmy. Curana
wiedziała, że Gabe i Sara mieli się

oznaczyć i oczywiście próbowała grać swatkę.

Jim zabrał wargi od jej dłoni. – Ktoś słyszał ten dźwięk?

Sara spojrzała na Gabe’a, nie zaskoczona gdy
zobaczyła, że trzymał dłonie

na kolanach. Obok jego prawej nogi, cztery długie
bruzdy były wyryte na

skórzanym siedzeniu.

Próbowała ukryć radość na ten widok. Właściwie to jest
zazdrosny. Może to się

uda! Przytuliła się do Jimiego z małym uśmieszkiem na
twarzy gdy słuchała

rozmowy i śmiechy swoich przyjaciół. Jedynie Gabe
siedział cicho, z lodowatym

spojrzeniem patrzył jak Jim bawi się jej palcami.

background image

***

Gabe usiadł w swoim pokoju hotelowym ze wściekłym
rykiem.

Sara się od niego oddalała.

Przez cały lot z Filadelfii do Orlando obserwował ją.
Odwracał wzrok jedynie

wtedy kiedy spojrzała by się zorientować co kombinuje.

I to dawało mu w kość bardziej niż myślał. Prawie tak
bardzo jak fakt, że

jego Puma zaczęła się przejmować brakiem snów o
partnerce. Nie czuł smaku

swojej słodkiej Sary od tygodni. Nie miał pojęcia co to
oznaczało, ale jego Puma

była bliska lamentu.

Kurwa mać.

Prawie się zatracił w limuzynie na widok dłoni obcego
faceta na jego

partnerce. Jedynie obecność liderów Dumy i fakt, że
Jim nie stawił mu wyzwania

zatrzymał go przed zmianą i zamordowaniem skurwiela.

background image

Jeśli Jim byłby zmiennym, jakimkolwiek, Gabe nie
byłby w stanie się

powstrzymać. Byłoby o jednego cwela mniej na świecie
kręcącego się koło Sary,

nie ważne czy to jest partner Chloe czy nie.

Położył się z zamiarem zrobienia sobie krótkiej drzemki
zanim weźmie

prysznic, mając nadzieje, że to złagodzi rosnący ból
głowy, który zawsze go

dopadał od kilku dni. Bał się co wydarzy się podczas
kolacji. Jeśli Jim dotknie

gładką skórę Sary jeszcze raz, to przekona się jak to jest
znaleźć się w paszczy

pobudzonego goryla.

- Saro.

Zadrżała od głębokiego głosu okrążającego ją. Nie
ośmieliła się spojrzeć w górę

wiedząc, że może zarobić klapsa. Normalnie nie była to
zła rzecz ale właśnie wtedy

tego nie chciała. Żałuję, że nie wzięłam jednej z tych
pigułek nasennych. Spała

background image

wtedy jak zabita, w ogóle nie śniąc, nie mając nawet ani
jednego malutkiego snu z

tych jakie miała przed poznaniem Gabe’a. Niestety
postanowiła jej nie wziąć, nie

chcąc być lekko znużoną przy kolacji. Tabletki te
zawsze ją zamulały gdy obudziła

się zbyt wcześnie. Poza tym, Gabe nie wyglądał na typa,
który robi sobie

popołudniową drzemkę.

Przyznaj się. Część ciebie myślała, że jest w pokoju
Chloe.

Zazgrzytała zębami na myśl o nim z tym rudzielcem. To
sprawiło, że nawet bardziej

była zdecydowana na to by nie dostał tak łatw tego
czego chciał Nie tym razem.

- Spójrz na mnie Saro.

Zerknęła na niego spod swoich rzęs, pozwalając by jej
wyzwanie go olśniło.

- Jeden, skarbie. Teraz spójrz na mnie.

Pieprzyć to. Mogłaby się nie podporządkować. Tak
długo jak się zamartwiała, on

background image

ją zdradzał. Już dłużej nie będzie mu posłuszna.
Musiałby z powrotem zasłużyć na

jej zaufanie.

- Ręce za plecy, skarbie.

Sara uparcie trzymała dłonie z przodu.

Studiował ją, okrążając, jego kroki były gładkie i
władcze. – Powiedziałem ręce za

plecy.

- Nie.

Zatrzymał się unosząc arogancko jedną brew. - Nie?

Odwróciła od niego twarz, pierwszy raz ośmieliła się
zrobić to w ich śnie.

Przykucnął wyciągnął dłoń do jej podbródka,
odwracając jej twarz. Zamknęła

oczy, nie chcąc patrzeć na niego. – Saro.

Otworzyła oczy mając nadzieję, że zauważy w nich
złość i ból. Chciała by się

dowiedział co jej zrobił. – Już dłużej nie jestem twoja.

Stanął z powrotem dęba, jego ręka cofnęła się. Udręka
na krótko objęła jego twarz

zanim została wyparta przez złość. – Jim.

background image

- Chloe. – Spojrzała gniewnie na niego. – Najwyraźniej
ona jest tą, która powinna

teraz tu być.

- Że co?

- Sypiasz z nią?

Przez sekundę wyglądał na ogłuszonego, zmieszanego,
zanim pojawiła się

determinacja. Chwycił ją za ramiona i przyciągnął do
siebie. – Nie sypiam z Chloe!

- Gówno prawda.

Wyraz jego twarzy stał się zimny. – Dwa.

- Ani jeden! Jak mogłeś?

Sapnęła gdy jego oczy zamieniły kolor na złoty. – Masz
moje słowo, że nie spałem z

Chloe.

Odwróciła swoją twarz. Przyjechał do domu na Święta
dając Chloe tę śliczną,

małą bransoletkę. Na to miał czas i chęci. – Kłamca.

Kątem oka zauważyła jak zacisnął szczękę. – Trzy.

Yhy. Miał twarde i szybkie zasady: Trzy klapsy i
odpadała.

background image

Walczyła z nim gdy pociągnął ją na swoje kolano ale
był dla niej zbyt silny.

- Pierwszy: Nigdy, przenigdy cię nie okłamałem. Nawet
w snach.

KLASK! Jego dłoń wylądowała na jej tyłku. Zawyła,
starając się od niego uciec ale

przytrzymywał ją mocno. Ból minął szybko dając
miejsce rosnącemu pobudzeniu

gdy próbowała zsunąć się z niego.

- Drugi: Nie spałem z Chloe.

Klask. Ten nie był tak mocny jak pierwszy. Popieścił
ślad, jaki zostawiła jego dłoń.

Oblizała usta gdy poprzekręcało się jej w brzuchu.
Zwykle kochała gdy dawał jej

klapsy. Gorąco jego dłoni, jego piekące palce, dawały
podniecenie tak intensywne,

że nie musiał już robić nic innego by ją mieć.

Dlatego też musiała się wydostać. Wykręcała się jeszcze
bardziej, szczypiąc jego

udo, próbując zmusić go by ją puścił. Jeśli da jej
trzeciego klapsa to..

KLASK!

background image

Zadrżała. Oblizując wargi spojrzała na niego i
zastanowiła się co by zrobił gdyby

zatopiła swoje kły w jego nodze.

- Jeżeli pozwolisz by ten Jim dotknie choćby twojego
malutkiego palca, nie

usiądziesz przez tydzień. Zrozumiałaś?

Pokazała mu język. Był tak tym ogłuszony, że
właściwie się uwolniła.

Niestety, nie trwało to długo. – O nie, nie waż się. –
Twarde ramię złapało ją,

trzymając ją tyłem do niego. – Taka drobnostka dla
przypomnienia ci żebyś była

grzeczną dziewczynką w przeciwnym razie zaboli cię
tyłek. – Ugryzł ją w szyję i

wiedziała, że wysysał jej znak. Jeśli pozwoli swoim
kłom się zatopić w jej skórze,

oznaczy ją jako swoją. Jedną ręką zawędrował w dół w
kierunku jej pulsującej

kobiecości, dostał się do jej łechtaczki, głaszcząc ją
szybko i wściekle dopóki nie

skręcała się w jego objęciach.

Krzyknęła gdy doszła, ale czuła się jakoś pusto.

background image

Z ostatnim klapsem na jej tyłku wypuścił ją. – Teraz…

Sara się obudziła, wdzięczna, że budzik uchronił ją
przed tym co miało

nastąpić później. Po prostu wiedziała co miał na myśli.
Kolejne szybkie, ostre

rżnięcie a po nim jeszcze więcej odrzucenia. Z
westchnieniem wstała i skierowała

się pod prysznic rozbierając się po drodze. Była nadal
zmęczona. Drzemka była

ledwie tym co nazywa odpoczynkiem. Do diabła z nim,
tak poza tym.

Szybko się umyła i wytarła ręcznikiem, wyjmując z
szuflady bieliznę. Nie

miała dużo czasu, dzięki małej gierce Gabe’a. Jeśli
postawiłaby na swoim, zabawy

skończyłyby się szybciej niż przed końcem tej
wycieczki.

Chciała by jej włosy i makijaż były dzisiaj doskonałe
więc musiała się

pośpieszyć. Musiała zrobić się na bóstwo by przyćmić
tę radosną kobietę, która

background image

miała niepodzielną uwagę jej partnera. Kolacja była za
godzinę a ona nadal musiała

złapać jakiś transport do Królestwa Zwierząt.

Ubrała się szybko w krótką, czerwoną sukienkę i
dopasowała buty, włączyła

suszarkę i zaczęła układać swoją krótką fryzurę a’la
bob, podwijając końce by

uwidocznić swoją twarz. Gdy tylko podniosła szczotkę
zauważyła znak po

ugryzieniu na swojej szyi. Wyłączyła suszarkę i
wychyliła się by mieć lepszy

widok.

- Cholerna kanalia. – Nie pierwszy raz zrobił jej ślad we
śnie. Jasny odcisk dłoni

był widoczny nie raz na jej tyłku, malinki na łopatkach i
piersiach, a teraz to. Było

ładne i ciemne i właśnie tam gdzie każdy mógł to
zobaczyć. Wcześniej

zwariowałaby przez to. Teraz była tylko rozdrażniona.

To trwało chwilę ale w końcu zdołała zakryć to pudrem.
Tak w ogóle to jak ja

wytłumaczę tę malinkę ze snu?

background image

Kręcąc głową chwyciła z powrotem za suszarkę. Jeśli
się nie pośpieszy to się

spóźni, a to będzie tylko i wyłącznie wina Gabe’a.

Oczywiście padał deszcz. Czego innego można było
oczekiwać we Florydzie

w kwietniu? Do diabła, przynajmniej pozwoli mu to się
pozbyć twardości, która

mu dokuczała odkąd sen o Sarze został przerwany. Nie
miał nawet serca się

wkurzyć za ten sen; widząc ją tam było wiele warte.
Jego Puma praktycznie znowu

warknęła, było to coś za czym nie myślał, że będzie
tęsknił dopóki tego nie stracił.

Poszedł do restauracji zanim jeszcze gorzej się rozpada
więc nie był zbytnio

mokry. Mimo tego, wilgotna odzież i klimatyzacja
sprawiły u niego dreszcze i

gęsią skórkę.

Myślał, że był pierwszy dopóki nie zauważył zakupów
Emmy. Kawiarnia

„Rainforest” miała takie położenie, że jedno wejście
było jednocześnie wejściem

background image

do sklepu z upominkami, który do niej przylegał.
Uśmiechnął się kiedy uchwycił

grymas Max’a, ale śmiech Emmy przyciągał go do niej
jak magnes.

Obserwował ich, tak razem szczęśliwych i zastanowił
się czy on z Sarą będą

kiedykolwiek tak szczęśliwi. Sen tego popołudnia dał
mu dużo do myślenia.

Wyzwanie Sary go przestraszyło, podnieciło i zraniło,
wszystko na raz. Jej ból

trafił go głęboko. Jedyną rzeczą, która go podnosiła na
duchu było to, że jego Puma

była pewna i zdecydowana by ostatecznie oznaczył ją
jako swoją.

Nawet w snach nie kłóciła się z nim jak teraz. Mówił
Sarze-ze-snu prawdę.

Nie potrafiłby jej okłamać, nawet tam. Nie spał z Chloe.
Nie był z prawdziwą

kobietą od dłuższego czasu. Nawet jego sny były jej
wierne! Jak ona mogła sobie

pomyśleć, że zdradził ją w ten sposób? Ból w jej oczach
był zbyt duży do

background image

zniesienia, a kiedy powiedziała mu, że już do niego nie
należy prawie się poddał i

skończył swoją mękę, znacząc ją tak by wszyscy to
zauważyli, nawet jeśli tylko w

jego umyśle.

Musiał to zakończyć. Musiał pamiętać, że to były tylko
sny, albo ból jaki w

niej widział doprowadziłby go do szału.

Dlaczego śnił o niej oskarżającej jego o niewierność?
To naprawdę go

przejęło. Czy Chloe dyskretnie się w nim
podkochiwała? Spróbował wyobrazić

sobie jak ją całuje i zadrżał w niesmaku.

Niee. To nie to. Myśl o dotykaniu ciała innej kobiety niż
Sary była

odrażająca. Więc dlaczego Sara-ze-snu oskarżała mnie
o to? Co takiego jego

sumienie próbowało mu powiedzieć? Czy jego bliskość
z Chloe była powodem

problemów z Sarą? Ale dlaczego?

Pokręcił głową i pomyślał o czym śni Sara. Jak on się w
nich zachowywał?

background image

Przynosił jej kwiaty i czekoladki? Pokazywał jej czym
jest słodka, delikatna

miłość? Czy dyskutowali często? Jedno było pewne.
Bardzo wątpił w to, że dawał

jej klapsy by mogła dojść.

Zatrzymał się, ogłuszony przez jedną, straszną myśl. Co
jeśli w ogóle o nim nie

śniła?

Usłyszał dzwoniący śmiech Sary i odwrócił się do
wejścia restauracji,

zmuszony ujrzeć ją przelotnie. Wytrzęsła wodę z
włosów chichocząc w stronę

idącego obok niej martwego faceta. Była zmoknięta, jej
krótka, czerwona sukienka

przywarła do jej kształtów co z pewnością
gwarantowało podnoszenie ciśnienia u

każdego faceta nie będącego gejem, ukazując nogi,
którymi Gabe nie raz owijał

sobie talię. Gabe wystąpił naprzód, instynktownie
szukając sposobu by uchronić

swoją partnerkę przed męskimi spojrzeniami.

background image

Zanim do niej dotarł Jim zaprowadził ją w stronę
ręczników i delikatnie ją

suszył. – Nie martw się kochanie. Właśnie je dla ciebie
kupiłem.

- Dziękuję Jim. – Przyjrzała się „już-wkrótce-zwłokom”
z sympatią. Sympatią,

która prawie należała do niego. Kiedy przykryte
ręcznikiem dłonie Jima były

niebezpiecznie blisko jej dekoltu Gabe warknął, nie
zdolny utrzymać siebie przez

sekundę dłużej.

Dosyć tego. Ten fiutek dowie się jak ten ręcznik
smakuje.

Ręcznik uchylił wystarczająco by ujawnić bok szyi
Sary, zatrzymując Gabe’a. Jego

cała uwaga skupiła się na znaku zdobiącym jej szyję.

Znaku, który zostawił tam dwie godziny wcześniej.

Gapił się na to, zastanawiając się co się kurwa dzieje.
Jak to do cholery jest

możliwe? On jej właściwie nie ugryzł! To był
pierdolony sen na litość boską!

background image

Złapała go na przyglądaniu się jej. Jej wyraz twarzy stał
się ostrożny a jej

dłoń ruszyła by ukryć ślad.

Chwycił jej spojrzenie swoim własnym, łowiąc ją,
mentalnie żądając

odpowiedzi, których prawdopodobnie nie mogłaby mu
udzielić.

Kiedy jej oczy zniżyły się ulegle, prawie przeklął
głośno. Jego penis

szarpnął, erekcja zaczęła rosnąć do bolesnych proporcji
pod jego jeansami wbrew

ich zimnej wilgoci.

W jakiś sposób była w jego snach, w jego ramionach,
skręcając się na jego

penisie, każdej pierdolonej nocy przez miesiące. I robiła
wszystko o co ją poprosił.

Zarumieniła się, wycofując się, z dala od niego i bliżej
faceta, który miał się

stać żarciem dla kota.

Gabe poczuł mruczenie swojej Pumy, zdziczały dźwięk,
ten, który był mu

background image

znajomy od ostatnich miesięcy. Oj, nie ma mowy,
skarbie. Możesz próbować uciec,

ale cię dopadnę. A kiedy to zrobię to wyjaśnimy sobie
parę kwestii na temat twojej

znajomości z doktorkiem Umarlakiem.

Jesteś moja.

ROZDZIAŁ IV

Gabriel obserwował ją z oczywistym rozdrażnieniem,
gdy siadała obok Jima.

Jego ryk dezaprobaty był tak niski, że tylko zmienni
mogli go usłyszeć. Raz gdy

ośmieliła się na niego zerknąć, uśmiechnął się tym
diabelsko seksownym

uśmieszkiem, który widziała w swoich snach i uniósł do
góry jeden palec. Prawie,

że słyszała go w myślach.

Jeden.

Zignorował Chloe, która wahała się między rzuceniem
mu pytającego spojrzenia a

skierowaniem słodkiego uśmiechu w stronę Jima, który
z kolei ignorował ją na

background image

rzecz Sary.

Ten dziwny, miłosny trójkącik zaczynał wyglądać
podejrzanie jak

czworokąt. Gabe pragnął Chloe i Sary, Sara pragnęła
Gabe’a, Chloe pragnęła

Gabe’a i Jimiego. Jim pragnął… Emmę? Może?
Atmosfera między nimi była

dziwna. Obserwował Emmę z żalem kiedy myślał, że
nie patrzy, ale kiedy spojrzał

na Chloe, czuł winę, no i wystarczająco gorącą żądzę by
rozżarzyć jakąkolwiek

stal. On naprawdę musiał zdać sobie sprawę, że Chloe
miała zaledwie dwadzieścia

dwa lata i tylko musiał zrobić pierwszy krok. Jeśli tylko
Gabe mu na to pozwoli. Bo

pomimo utkwionemu spojrzeniu w Jimim, zrobił
miejsce obok siebie dla Chloe z

delikatnym uśmieszkiem, który nie raczył podarować
swojej partnerce.

Westchnęła i wzięła kolejny łyk swojej Margarity.
Sześciokąt miłości, a

background image

nawet nie ma pierścionka. Potrzebowała jakieś rozrywki
albo będzie się zwijać z

powodu migreny przez to całe napięcie przy stole. Na
szczęście nie trudno było

znaleźć rozrywkę w takiej restauracji jak ta. Co kilka
minut „zwierzęta” piszczały,

kwiczały, warczały bądź krzyczały. Trudno było
usłyszeć swoje myśli, a co

dopiero rozpocząć rozmowę z kimkolwiek, ale wraz z
Jimim radzili sobie, głównie

pochylając się ku sobie i krzycząc do ucha.

Gdyby tylko Gabe i Chloe nie patrzyli na nich gniewnie
byłoby to zabawne.

- Myślę, że twój kochaś jest na mnie wkurwiony. –
Krzyknął dyskretnie Jim do jej

ucha ponad tą całą „burzą”. – Wygląda jakby chciał
mnie ubić moją własną głową.

Zachichotała, pochylając się ku niemu. – Nie byłoby to
trochę trudne?

Uszczypnął ją w policzek, dogodnie ukrywając ich usta
przed Gabem. – Nie jeśli

background image

najpierw mi ją wyrwie. – Jego usta dotknęły jej ucha. –
Pewnie zatopi ją w żywicy

i użyje jako kuli do kręgli także ból będzie nieustanny.

- Nie wydaje mi się żebyś czuł jakikolwiek ból tą swoją
kulą do kręgli. – Postukała

palcem w jego podbródek. – A jeśli zdecyduje
wydrążyć twoje piłeczki i użyć je

jako kastaniet2?

Zamrugał i szybko schował twarz w jej ramieniu. –
Jestem przerażony.

Podtrzymasz mnie?

Wychyliła do tyłu głowę i zaśmiała się, ignorując gniew
bijący w jej skórę

jakby był żywy, desperacko próbując przebić się przez
fasadę rozweselenia, której

używała jak tarczy. Wiedziała czyj gniew czuła, ale
całkowicie zignorowała

swojego partnera na rzecz osoby siedzącej obok niej.
Całkiem otwarcie, po

miesiącach ignorowania Sary, Gabe zasłużył na to by
się dowiedzieć jak to jest.

background image

Uśmiech Jima połaskotał znak ugryzienia pozostawiony
przez Gabe’a. – Kiedy

wytrzasnęłaś sobie tę malinkę Saro?

Otworzyła szerzej oczy. – Eee..

- Przypaliłaś się lokówką tylko po to by wzbudzić u
niego zazdrość? – Odchylił się

i położył swoje ramię za jej plecami, uśmiechając się do
Gabe’a. – Musisz kochać

tę mądrą kobietę, co Gabriel? – Krzyknął przez stół.

Gabe uśmiechnął się, ukazując więcej zębów niż to
możliwe. – Niektóre

kobiety są mądrzejsze od innych, przyznaję ci to.

Opuściła rzęsy na widok wyrazu jego twarzy. Miała
wrażenie, że gdyby teraz śnili,

to jej tyłek w tym momencie by płonął.

2 Instrument muzyczny.

- Saro? Muszę z tobą porozmawiać na osobności.

Spojrzała na Gabe’a i zauważyła, że jego uśmiech
zamienił się w dzikie

zdecydowanie. Otworzyła usta by odpowiedzieć, nie za
bardzo wiedząc co chciała

background image

powiedzieć. Jej serce biło szaleńczo, częściowo w
strachu, częściowo w

przewidywaniu.

Jim przerwał jej zanim przemówiła całując ją w
policzek. – Nadal chcesz iść po

kolacji tańczyć?

Uśmiechnęła się słodko do Jimiego, przyjmując
zaoferowaną przez niego

dłoń, bezlitośnie ignorując wściekłego faceta siedzącego
po drugiej stronie stołu.

Wiedziała, że w pewnym sensie za to zapłaci ale teraz
zamierzała cieszyć się

poparciem swojego przyjaciela. Coś w sposobie
patrzenia Gabe’a na nią

przypomniało jej o tym, w czym szkolił się przez
ostatnie kilka miesięcy. – Brzmi

wspaniale!

Jim chwycił jej dłoń i ucałował ją znowu w palce.
Malutki dreszcz przeszedł

przez nią ale nie z powodu Jima. Dwa palce, które Gabe
uniósł nad stołem były

background image

ostrzeżeniem, a ona doskonale o tym wiedziała. Na
szczęście animowane zwierzęta

w restauracji wybrały ten moment by zawyć,
odwracając uwagę Jima od złotego

blasku w spojrzeniu Gabe’a. Przez to nabawi się bólu
głowy. Sara jeszcze nigdy nie

widział aby Pumie oczy błyszczały złotem tak długo.

Nagłe odwrócenie się Gabe’a było wstrząsające, a ona
nie za bardzo temu

ufała. Przez ostatnie dwa miesiące dobrze się bawił
ignorując ją na rzecz Chloe, ale

kilka godzin flirtu Sary z Jimim sprawiło, że postanowił
wyliczać jej klapsy? Ha!

Liderzy Dumy stali, śmiali się i żartowali o
przetańczeniu całej nocy w

nocnych klubach. Planowała tańczyć i dobrze się bawić
z blond bogiem, którego

miała

obok

siebie.

Jutro

poradzi

sobie

z

konsekwencjami. Dzisiaj miała randkę z

dobrym przyjacielem i później z malutką, białą pigułką,
która zapewni jej spokojny

sen.

background image

Gabriel stanął obok jednej z wielu sof, które otaczały
parkiet do tańca i

patrzył ja jego pranerka podryguje w rytm muzyki z
Jimim. Część jego chciała

wrzasnąć i wywieść ją w kierunku zachodu słońca.

Inna jego część utknęła sącząc piwo i udając, że słucha
Simona i Adriana.

Przynajmniej nie tańczyła nieprzyzwoicie z tym
dupkiem.

Właściwie, to nie mógł powiedzieć, że tańczyła.
Wyglądała jakby miała

skurcze. Ukrył swój szeroki uśmiech za piwem gdy
obserwował jak szczęśliwie

wywijała do muzyki. Wyraz twarzy Jima patrzącego na
jego partnerkę był

bezcenny. Wątpił by facet wytrzymał z nią dłużej na
parkiecie. On przynajmniej

wiedział co robi. Sara natomiast…

- Wygląda jakby ktoś wtykał jej kij w tyłek. – Simon
uniósł głowę, patrząc jak

ciało Sary wygina się w sposób fizycznie niemożliwy.
Tak naprawdę Gabriel był

background image

zdziwiony, że jeszcze stała na nogach.

Adrian pokręcił smutno głową. – Chcę tylko wiedzieć
czy ona w ogóle zdaje

sobie sprawę jak tańczy?

Simon uniósł głowę w innym kierunku, jakby studiował
jakiegoś ufoludka i

nie wiedział co z tym zrobić. – To jest taniec?
Myślałem, że to jest rodzaj jakiegoś

rytuału religijnego. Już wiem, widziałem któreś z tych
ruchów na Discovery

Channel.

- No tak, ale były one odprawiane przez ludzi?

Gabe odwrócił się do swoich dwóch kumpli, nie
zaskoczony gdy się do

niego uśmiechali. – Czy ja się śmieję z waszych
partnerek?

- Czy chociaż jedna z nich daje ci ku temu powód? –
Adrian wziął łyk swojego

piwa, wzrokiem błądził po swojej bladej narzeczonej.
Usiadła na sofie za nimi, jej

wrażliwe oczy były ostrożnie osłonięte przed
światełkami przez duże białe

background image

przeciwsłoneczne okulary. Śmiała się i gawędziła z
Becky i Belle. Rick stał nad

kobietami z małym uśmieszkiem na twarzy gdy słuchał
ich rozmowy, skrzyżował

ręce na piersi, jego twarde, zimne oczy miękły gdy
spoczęły na Belle.

- Nie wydaje mi się by któraś z naszych partnerek była
na tyle, eh, odważna by

ruszać się w taki sposób na parkiecie. – Zaśmiał się
Simon, jego spojrzenie błądziło

po dziko zakręconych włosach Becky. Szczęście
malowało się na twarzy

wielkiego, witrażowego artysty.

Gabe przewrócił oczami, całą uwagę skupił znów na
Sarze. Jim śmiał się z

czegoś co Sara powiedziała bądź zrobiła, ale trzymał
swoje ciało na dystans,

prawdopodobnie bojąc się o swoje kończyny. Gabe’owi
odpowiadał taki taniec.. do

teraz. W momencie kiedy zaczęła się, niewiadomo skąd,
wolna piosenka zamierzał

background image

wyjść na parkiet. Nie mógł już więcej tego tolerować.
Nie było opcji, że zobaczy

Sarę w objęciach innego faceta. – Nadal muszę ją
oznaczyć. – I musiał to zrobić

zanim Jim jeszcze bardziej zbliży się do Sary.

- Powinieneś się tym zając zanim wyjechałeś. – Gabe
postrzelił Simona wzrokiem.

Beta oparł swoją wielką dłoń na ramieniu Gabe’a. – Na
co do cholery czekałeś?

Gabe skrzywił się. – Hunter, który mnie szkolił
powiedział, że przez to

byłoby nam jeszcze trudniej. – Ze zmęczenia przejechał
palcami przez włosy. –

Zaczynam myśleć, że jego rada była wielką pomyłką.

Simon zmarszczył brwi. – Cholera. Sześć miesięcy,
wiedząc kim jest twoja

partnerka ale mimo to zostawiając ją nieoznaczoną? Sny
musiały doprowadzać cię

do szaleństwa. Wiem, że były tym co moja Puma
próbowała mi uświadomić przez

miesiące. Żałuję tylko, że nie zadziałałem szybciej,
zanim została ranna.

background image

Gabe kiwnął głową. Simon prawdopodobnie nigdy nie
wybaczy sobie, że nie

oznaczył Becky zanim Liwia, przeklęta Puma, która
próbowała zamienić życie

Emmy i Becky w piekło, zdołała ją zranić. – Malinka,
którą zrobiłem jej w jednym

śnie, była zjawiskiem dość surrealistycznym. To tylko
utwierdziło mnie w tym, jak

wielka to była pomyłka. – Chwilę zabrało mu
zorientowanie się, że dwaj faceci

gapili się na niego, z szokiem wypisanym na twarzach.
– No co?

Adrian oprzytomniał jako pierwszy. – Ugryzłeś ją we
śnie, a znak pojawił się

na jawie?

- Malinka. Zrobiłem jej malinkę. – Co by było gdyby
oznaczył ją we śnie? Czy

przebrnęliby przez to teraz?

- Cokolwiek. – Adrian zmarszczył brwi. – O ile wiem to
nie jest możliwe.

Gabe wzruszył ramionami. To gryzło się z tym co
wiedział Gabe, niemniej

background image

jednak znak tam był. – Najwyraźniej jest.

Simon miał oko na kobiety podczas gdy Adrian i Gabe
rozmawiali ale Gabe

wiedział, że mieli jego całą uwagę. Fakt, że Alfa i Beta
zostali stworzeni, nie

zrodzeni, znaczyło, że ci dwaj okazjonalnie zderzali się
z aspektem bycia

zmiennym, który był dla nich nowością.

Czego on by nie zrobił, żeby być obecny przy
ugryzieniu tych dwóch

facetów przez Jonathon’a Friedelinde’a, starego Alfę.
Zastanawiał się jak poradzili

sobie z nieuniknionym pobudzeniem, które ich
nawiedziło. Słyszał, że uczucie było

niewiarygodnie intensywne. Wyobraził sobie jak ich
dziewczyny musiały

śmiesznie chodzić przez tydzień, ale rozważając fakt, że
umawiali się wtedy z

Liwią i Belle, za żadne skarby nie powie tego na głos,
gdyż Emma i Becky

mogłyby to usłyszeć.

background image

Choć po namyśle stwierdził, że nie powinien mówić też
o tym Rick’owi.

Adrian wzruszył ramionami. – No cóż, o ile mi
wiadomo, sny o partnerach są

jedynie snami. To co w nich robisz, nie ma żadnego
wpływu na twoją partnerkę.

- Wiem jak to ogólnie działa ale wiedziała, że tam jest.
Nawet zakryła ją dłonią. –

Gabe obserwował jak Sara próbowała się okręcić i
prawie wpadła na jakąś parę.

Szybka ręka Jima uchroniła ją od upadku. Gabe
zamruczał i zastanowił się czy

właściwie powinien podziękować dupkowi.

- Mogłoby mieć to coś wspólnego z tym, że ona jest
Omegą?

Gabe poczuł jak wszystko w nim cichnie. Po raz trzeci
tego dnia został

ogłuszony. – Że co? - Omegą? Ona jest Omegą? Od
kiedy?

Wtedy coś jeszcze do niego dotarło. Ale to by oznaczało
że… Odwrócił się,

background image

patrząc gniewnie na swoją partnerkę jak tańczy z Jimim.
To oznacza, że doskonale

wie co myślę o jej relacji z Jimim. Omegi były sercem
Dumy. Podczas gdy

Marshall wyczuwał zmiany fizyczne u każdego członka,
Omega mogła poczuć stan

emocjonalny. Razem umożliwiali Alfie zmierzyć się z
indywidualnymi

problemami w Dumie, które inaczej mógłby przeoczyć.

Jego uśmiech był dziki gdy złapał jej wzrok i uniósł trzy
palce. Oj, skarbie.

Już trzy. Nie był zaskoczony widokiem obawy na jej
twarzy zanim odwróciła swoją

uwagę do towarzysza.

- Taa. Zostało to nieformalnie potwierdzone. Wszyscy
zgodziliśmy się

powstrzymać od ogłoszenia tego na forum zanim nie
wrócisz ze szkolenia. – Simon

wzruszył ramionami wydając się najwyraźniej
niekomfortowo.

- Naprawdę.

background image

- Gabe. – Odwrócił się z powrotem do Adriana, który
marszczył brwi w jego

stronę. – Nie było cię tu. Z tego co widzieliśmy i
słyszeliśmy uganiałeś się za

Chloe, nie za Sarą.

- Że co? – Zacisnął szczękę. Sara wysunęła te same
oskarżenie. – O czym ty do

cholery mówisz?

Simon zaczął wyliczać na palcach. – Bransoletka, którą
podarowałeś Chloe

podczas gdy nie raczyłeś zrobić prezentu Sarze. – Gabe
zarumienił się. Miał dla

Sary prezent, po prostu chciał jej go dać osobiście. –
Prawie każdego dnia

rozmawiałeś z Chloe, a do Sary nie zadzwoniłeś.

- Sara przestała odpowiadać na moje telefony. – Gabe
zaczynał się już wkurwiać.

Nawet liderzy Dumy myśleli, że zdradza swoją
partnerkę z inną kobietą?

Sprawy miały się coraz gorzej niż sądził.

- No i Chloe stale gadała o tobie i co takiego robisz,
podczas gdy Sara wiedziała

background image

tyle co nic.

Zmarszczył brwi. To nie było to czego się spodziewał.
Chloe miała zostać

przyjaciółką Sary, dotrzymywać jej towarzystwa. Kiedy
przestała odpowiadać na

telefony zaczynał się o nią martwić. A z tego co Chloe
mówiła to Sara spędzała

dużo czasu z…

O cholera. Proszę powiedz mi, że Chloe nie sabotowała
mojej relacji z Sarą. –

Chryste co za bałagan. Muszę to naprawić.

Simon wskazał brodą w stronę parkietu. – Idź zatańczyć
ze swoją kobietą.

Zdaje się, że puszczają wolną muzykę. – Potężny artysta
mrugnął, uśmiechając się.

– I patrząc na te wszystkie obmacujące się pary nikt
nawet nie będzie miał za złe,

że weźmiesz sobie gryza, nieprawda?

Gabe zobaczył jak światła przygasły, a Sara ruszyła w
ramiona Jima. –

Myślę, że masz rację.

background image

Już najwyższy czas wziąć to co było jego.

Sara uchwyciła moment, w którym Gabe stanął za nią.
Jego ciepło i męski

zapach owionęły nią, wbrew temu, że była w ramionach
innego faceta. Wyciągnął

wokół niej rękę i postukał Jima w ramię. – Mogę się
wtrącić?

Jim zrobił wielkie przedstawienie niechętnie puszczając
Sarę, ściągając brwi

w stronę Gabe’a zanim podarował jej lekki pocałunek w
policzek i odchodząc.

Prawie go zatrzymała, przerażona tego co zaplanował
dla niej Gabe. Jego emocje

biły ją prosto w plecy, złość i żal pomieszane z
pierwotną potrzebą oznaczenia jej.

Rękami objął ją w talii, przyciągając do siebie. Jego
erekcja naciskała nisko

na jej plecy, gorąco jego penisa i dzika satysfakcja,
która przedzierała się przez

jego dotyk sprawiały, że miękły jej kolana. Przez to
jego dotykanie nie mogła

całkowicie ochronić się przed jego emocjami.

background image

Poszukała szaleńczo jakiegoś rozproszenia, myśl o tych
trzech palcach

uniesionych w górę martwiły ją. Udało jej się gdy Jim
zatrzymał się przy Chloe.

Dwójka rozmawiała przez chwilę, ze wzruszeniem
ramion przyciągnął ją do siebie

i skierowali się na parkiet. Żądza wylewająca się z
obojga była rażąca.

- Saro. – Zadrżała gdy polizał znak na jej szyi, jej
uwaga natychmiast powróciła do

faceta stojącego za nią. Zębami przejechał po wrażliwej
części jej ramienia i

szarpnęła się. – Trzymaj się skarbie.

Oj nie ważysz się. Nie tak łatwo i na pewno nie
publicznie. Wyrwała się, garbiąc

ramiona przed jego kłami. – Nie.

- Nie? – miękki jak piórko pocałunek popieścił jej kark.
– Dlaczego nie?

Warknęła. – Ojej, nie wiem. Powinniśmy zacząć od
Chloe?

- Mówiłem ci, że z nią nie spałem. – Okręciła się w jego
ramionach nie zdziwiona

background image

kiedy przyciągnął ją mocno do siebie. Poklepał ją po
pośladkach. – Czy mam ci

przypomnieć tę rozmowę?

Zaciągnęła się, narastała w niej irytacja kiedy
uśmiechnął się do niej leniwie.

– W porządku. Może pogadamy o tym, jak w zasadzie
mnie ignorowałeś?

- Dzwoniłem, a ty nie odpowiadałaś. Lub kiedy to
robiłaś to się kłóciliśmy. –

Zgrzytał zębami, napięcie wydobywające się od niego
prawie ją zemdliło. – Nie

mogłaś mnie odwiedzić tak samo jak ja ciebie, a to
doprowadzało nas oboje do

szaleństwa.

- Więc znalazłeś sobie inną kobietę?

Pokręcił głową. – Chloe miała się z tobą zaprzyjaźnić
by ci pomóc. Saro, do

cholery! Martwiłem się o ciebie.

Nie raz to pokazywał. – Żartujesz sobie prawda?

- Chloe nie miała dać ci powodu byś sądziła, że się
umawiamy. Miała się upewnić,

background image

że wszystko z tobą w porządku. To wszystko.
Przyrzekam ci, że to co czuje do

Chloe to tylko… Jezu, ona jest jak siostra, której nigdy
nie miałem i teraz cieszę

się, że nie miałem.

Jeżeli nie wyczułaby wypływającej od niego szczerości
wykrzyczałaby mu

bzdury. Jedną z rzeczy, które odkryła będąc Omegą,
było to, że diabelnie trudno

było ją oszukać. Wina, którą większość osób czuła
kłamiąc była jak krwotok.

Jednak nadal, jeśli właściwie był tak głupio
łatwowierny, musiała się upewnić, że

nigdy, przenigdy, nie zrobi jej znowu czegoś takiego. –
Jeśli taki miałeś plan, to

wiedz tylko jedno. Cholernie zawiódł.

- Pogadam z Chloe. Obiecuję ci, że naprostuję
wszystko.

Wyszydziła. – No jasne. – I będzie mogła spędzić ten
czas z Jimim. Przynajmniej

on nie zostawił jej w marnym nastroju.

background image

- Saro. Jesteś moją partnerką. Ty. Chloe jest tylko
przyjaciółką. – Opadły mu

ramiona, położył głowę na jej barku ze zmęczonym
westchnieniem. – Powinienem

kazać Jamesowi się odpierdolić i oznaczyć cię przed
wyjazdem. Nie masz pojęcia

jak mi przykro z tego powodu.

Sara przewróciła oczami. Jeszcze nie widziała by
ktokolwiek z poza Dumy

powstrzymał Gabe przed zrobieniem czegoś co miał w
planach, chyba że sam

postanowił tego nie robić.

Uniósł głowę. To co zobaczył na jej twarzy było jedynie
uniesioną arogancko

brwią. – Nie uwierzyłaś mi z tym, że żałuję swojego
czynu?

- Nie za bardzo, rozważając to, że miałeś czas na
znalezienie sobie pierdolonej

dziewczyny.

Twarz mu pociemniała. – Za to będzie piąty.

- Piąty?- Odepchnęła się od jego klaty, siłując się z jego
chwytem. Chciała jedynie

background image

małej przestrzeni między nimi, ale nie pozwolił na to.

- Pierwszy za siedzenie przy Jimim. Drugi za przyjęcie
jego zaproszenia do tańca.

Trzeci za robienie tego wiedząc jak się z tym czuję. –
Ręką objął jej kark,

trzymając ją zaborczo. – Czwarty za sprzeciwienie się
oznakowania przeze mnie. I

teraz piąty za myślenie, że mógłbym kiedykolwiek cię
zdradzić. – Drugą ręką

wygładził jej plecy i spoczął na krzywiźnie jej tyłka. –
Zależy ci na szóstym?

Ściągnęła brwi. – Zależy ci na skopanym tyłku?

Odrzucił głowę i zaśmiał się. – Tak myślałem. – Ręka
wylądowała na jej

tyłku, uderzając ją właśnie tu, na parkiecie. – Śmiało
skarbie. Naciskaj.

Spojrzała na niego gniewnie ale nie chciała
odpowiedzieć. Motylki w jej

brzuchu nie pozwoliły jej na to. Obawiała się, że gdy
otworzy usta to powie coś tak

głupiego jak Proszę pieprz mnie.

- Saro.

background image

Opuściła wzrok. Nie mogła nic na to poradzić.

- Spójrz na mnie Saro. – Spojrzała na niego, wyraz jego
twarzy był przepełniony

żalem. – Przestałaś odpowiadać na telefony. Przestałaś
ze mną rozmawiać. Więc

poprosiłem Chloe by się z tobą zaprzyjaźniła żebym
wiedział, że wszystko u ciebie

w porządku. Nie miałem pojęcia, że dała ci podstawy by
myśleć, że się z nią

umawiam.

Ból porażki przeszedł przez nią i nie była pewna czy
uwierzyła mu w

sprawie Chloe. Był to powód dla którego zwróciła się
do dr Howarda o te małe,

białe pigułki. – Yhy. Oddzwaniałam do ciebie więcej
niż raz ale nigdy nie

odpowiadałeś. Było to wtedy kiedy zacząłeś kręcić z
Chloe?

- Chloe to tylko przyjaciółka. – Warknął gdy parsknęła
w niewierze. – Saro. –

Zadrżała od tego tonu. Słyszała go w snach, ale nigdy
na jawie. Wymagało to jej

background image

uwagi, jej posłuszeństwa i bez namysłu zaczęła się
dostosowywać. Pochylił się i

dmuchnął w bok jej szyi, dokładnie tam gdzie
znajdowała się malinka. Zadrżała w

odpowiedzi, jego uśmiech połaskotał jej skórę. – Ty
jesteś moją partnerką. Jesteś

jedyną kobietą o której marzę. – Czuła jego
rozbudzenie, które zwiększało jej

własne. Czuła również jego zdecydowanie i zaborczość.
Zamiast ją dusić, otuliło ją

kokonem jak ciepłym kocem, w którym by się schowała
przez resztę życia. Polizał

jej szyję. – Wiesz, że sny, które dzielimy nie są
normalne?- Popieścił jej tyłek,

poruszając nią w rytm muzyki, palcami głaskał dolną
krzywiznę pupy. – Większość

ludzi śni o kochaniu się ze swoimi przyszłymi
partnerami. – Uniósł głowę z nad jej

gardła, łapiąc brzegiem dłoni jej podbródek i
odwracając jej twarz do siebie. – Ty i

ja właściwie się kochaliśmy.

background image

- Czemu? – Kiedy zmarszczył brwi dodała. – Czemu
połączyliśmy się w ten

sposób?

- Nie wiem. Może dlatego, że nie rozmawialiśmy przez
dłuższy czas, a może

dlatego, że jesteś Omegą.

To przypomnienie było wszystkim czego potrzebowała
by się odsunąć od

niego i tego ciepłego uwodzenia, którym ją kusił. –
Albo może dlatego, że tak

naprawdę to mnie nie chciałeś.

- Do diabła, Sara. – Jego długie, cierpiące westchnienie
było muzyką dla jej uszu.

- Więc poleciałeś do Chloe.

Zwęził oczy, zdecydowanie zmieniło jego rysy. – Nie
zamierzam znowu się

tłumaczyć. Słuchaj uważnie. Ty jesteś moją partnerką.
Myśl o dotykaniu kogoś

innego jest obrzydliwa. Rozumiesz mnie?

Opuściła rzęsy, ukrywając przed nim swoje spojrzenie.
Mógł myśleć, że

background image

zamknęli ten temat, ale dla niej było to dalekie. – Co się
stanie kiedy znowu

wyjedziesz?

Westchnął i przyciągnął ją do siebie, kołysząc jej głowę
przy swoim

ramieniu. – Nie martw się skarbie. Na razie nawet
dzikie goryle nie odciągną mnie

od ciebie.

Zaciągnęła się, opierając się pokusie by się wtulić w
jego ciepło. Niech to

szlag, tak ładnie pachnie. – A co z dzikimi kelnerkami?

Zahuczało mu w klacie kiedy warknął. – Siedem.

Nadal nie był pewien, dlaczego pozwolił by
powstrzymała go od oznaczenia

jej właśnie tutaj na parkiecie, ale musiał przyznać, że
trzymanie ją w ramionach

było niewiarygodne. Nigdy więcej wątpliwości,
żadnych obaw, tylko on i jego

partnerka, w pieszczocie przytulonych do siebie ciał,
uwiedzionych przez muzykę.

Zanurzył twarz w jej włosach, tonąc w jej zapachu,
wmontowując go w

background image

swoje wspomnienia. Chciał tonąć w tym zapachem, a ją
pokryć własnym dopóki

nie byłoby wiadomo gdzie kończy się jeden a zaczyna
drugi. I wbrew jego słowom

wiedział, że ma dużo do nadrobienia.

Potknęła się, wywalając ich prawie na podłogę. Chwycił
ją z łatwością.

- Przepraszam. – Znowu schowała palące policzki przy
jego klacie po podarowaniu

mu jednego, pełnego zakłopotania, spojrzenia.

- Wiem jak uchronić cię przed upadaniem.

Przyglądnęła mu się uważnie. – Jak?

Uśmiechnął się i tak ją podniósł, że jej stopy
podrygiwały w powietrzu, upajając się

tym jak zasapała w szoku.

- Postaw mnie Gabe!

- Spójrz na mnie Saro. – Użył tego samego tonu, który
towarzyszył im podczas ich

aktów, wiedząc, jak instynktownie na niego
odpowiadała. Uśmiechnął się

background image

delikatnie kiedy uniosła głowę, odwracając się do niego.
– Zaufaj mi. – Jej

niepewność rozszarpała mu serce ale to była tylko jego
wina, do diabła. Zrobiłby

wszystko by znowu mu wierzyła. – Nigdy nie pozwolę
ci upaść.

- Masz na myśli, że nigdy więcej?

- Hmm? – Okręcił ją delikatnie w rytm muzyki, jej
palce zaledwie otarły się o jego

stopy. Ledwo czuł jej wagę. Zmarszczył brwi, studiując
ją. Cholera. Była za lekka.

Dlaczego wcześniej się nie zorientował? To też musiał
naprawić. Nie pozwoli by

jego skarb zachorował.

- Nigdy więcej nie pozwolisz mi upaść. Opuściła rzęsy,
kolejny raz kryjąc przed

nim wyraz swojej twarzy, ale nie zanim nie ujrzał
niewiary na jej twarzy i wiedział,

że nie chodziło jej o fizyczny upadek.

- Przestań. – Postawił ją na ziemi ale trzymał blisko
siebie. – Udowodnię ci, że

możesz mi zaufać.

background image

Przestała tańczyć. – Błagałam o ciebie. Płakałam przez
ciebie. A ty się ode

mnie odwróciłeś. Wiesz jakie to uczucie?

- Nie. Saro…

- Właśnie takie!

Ostry, przecinający ból, głęboka rozpacz, odrzucenie,
zazdrość. Gabe poczuł

to wszystko. Dostał to co zrobił swojej partnerce.
Unikał jej by ochronić ją przed

ich separacją. Zamiast tego, odmawiając oznakowania
jej prawie ją zniszczył. Był

cholernie blisko upadku na kolana, agonia rozrywała
jego ciało za bardzo by mógł

to wytrzymać.

- Teraz nagle zachciało ci się mnie oznaczyć? Jak mogę
ci zaufać?

Odczucia, jej odczucia, nagle się urwały, ale zaległy w
jego sercu mieszając

się z jego własnymi, dopóki nie było wiadomo, które są
jego, a które jej.

Łzy w jej oczach wczepiły się w niego. Chciał unieść
głowę i wrzasnąć z

background image

bólu, który wymierzył swojej słodkiej Sarze. – Co
chcesz bym zrobił Saro? Błagał?

Płakał? – Bo zrobi wszystko by pozbyć się tego wyrazu
z jej twarzy, tych emocji z

jej serca.

- Nie.

- Więc co?

Determinacja wypełniła całą jej twarz. – Chcę być
traktowana w ten sam

sposób, w jaki traktujesz Chloe.

Co? – Co, właściwie, przez to rozumiesz? – Gabe
zaczynał się już wkurwiać. To,

że Sara nadal wierzyła w jego bycie z Chloe już go
zmęczyło. Jak ona mogła nadal

tak myśleć?

Spokojnie. Frajerze. Twoja przyjaciółka sprawiła, że
Sara tak myśli. Musiał

dopaść Chloe i dowiedzieć się, co sobie ubzdurała w tej
główce. Wiedziała jak

ważna jest dla niego Sara. Gabe prawie warknął z
frustracji ale opanował się.

background image

- Chcę, żebyś mnie poprosił o wyjście na randkę. –
Gabe zamrugał zaskoczony jej

wściekłym tonem. – Chcę pójść na kolację. Chcę
potańczyć. Chcę wiedzieć, że

jestem jedyną, z którą chcesz być. Chcę pierdoloną
bransoletkę na święta.-

Wzdrygnął się. Nie wiedziała o tym, ale miał dla niej
coś o wiele lepszego od

jakieś bransoletki, ale nie było jej w domu dlatego tego
nie dostała. Wypuściła

powietrze z ust, przesuwając dłonią po swoich
miękkich, błyszczących włosach.-

W sypialni mogłabym ci się podporządkować, ale niech
cię diabli jeśli po

wszystkim

potraktowałbyś mnie jak niechcianą

zabawkę.- Zwęziła oczy. – Kiedy

mi to udowodnisz, zatwierdzę cię jako swojego
partnera.

Zacisnął zęby i kiwnął. Po tych wszystkich karach nie
było to złe.

- I żadnego też spania razem. Pewnie oznaczyłbyś mnie
w międzyczasie a nie

background image

jestem na razie na to gotowa.

No dobra, szybko robiło się coraz gorzej. – Co mogę
robić na tych randkach?

- To proste. – Wydostała się spod jego ramion, miała
zmęczone oczy, jakby nie

mogła uwierzyć w to co powiedział. – Pokaż, że mnie
kochasz.

Zapatrzył się na nią, gdy się odwróciła i odeszła od
niego. Wreszcie pokręcił

głową. – Kurwa mać. – Pokazać jej jak ją kocham?
Przecież jest cholerną Omegą!

Nie może tego wyczuć? Cały jej pragnął!

Skierował się po Chloe, chwytając ją za ramię i
odciągając ją od Jimiego

Woods. – Co ty sobie do cholery myślałaś?

Zamrugała w jego stronę, przestraszona. – Co?

- Kiedy zaczęliśmy się umawiać Chloe?

Szczęka jej opadła. – A niech to. Sara też?

Gabe spojrzał ponad jej ramieniem by zauważyć jak Jim
gapił się na nich z

background image

oburzonym spojrzeniem. – Cholera. – Zwrócił swój
wzrok z powrotem na Chloe. –

Ciekawe skąd wzięli ten pomysł.

- Nie odwracaj się do mnie plecami, Gabrielu Anderson.
– Pokręciła w jego stronę

palcem, wyglądając jak jego babcia. – To ty przestałeś
dzwonić do swojej

partnerki.

Kurwa mać. Miała rację. – To ty miałaś z nią
rozmawiać. Co narobiłaś

mówiąc jej, że wydzwaniałem do ciebie ale
zapominając wspomnieć, że

rozmawialiśmy wyłącznie o niej i Jimim?

Skrzywiła się. – Nie dawała mi okazji. Starałam się jej
przekazać jak się

trzymasz ale zamykała mnie.

Bo wyglądało to tak jakby otwierał się Chloe ale nie
Sarze. – Niech to szlag.

– Potarł twarz. – A ty byłaś zazdrosna o to, że cały swój
czas spędza z Jimim.

Jej twarz wypełniła wina. – Może.

background image

Także oboje spieprzyli swoje relacje z partnerami. –
Nabałaganiliśmy.

- Tak mi przykro Gabe.- Położyła mu dłoń na ramieniu.

- Mogę naprawić sprawy z Sarą, nie martw się. –
Zauważył jak Jim odchodził,

złość biła z jego całego ciała. – Ale nie wiem co
zrobimy by naprawić sprawy

między Tobą a Jimim.

- Do diabła. – Ramiona Chloe opadły. – Co robimy?

Kiedy zadrżała wiedział, że wyglądał jak drapieżnik,
którym był. –

Oznaczymy swoich partnerów.

Kiedy liderzy Dumy skierowali się do wyjścia podążył
za nimi z tylko

jednym zamiarem.

Odzyskania zaufania Sary. Bo, czy chciała przyznać czy
nie, on już wiedział,

że miał jej serce, tak jak ona miała jego.

ROZDZIAŁ V

Nie była w stanie zostać tam ani chwili dłużej. Nie
wiedziała czy ktokolwiek

background image

zauważył jej nieobecność. Gabe poszedł prosto do
Chloe. Niespodzianka,

niespodzianka. Kobieta natychmiast przestała tańczyć z
Jimim i odeszła z

Gabe’em, na co Jim był oczywiście zdegustowany.

Wyszła z klubu, oddychając nocnym powietrzem.
Uśmiechnęła się do

mijających ludzi, idących chodnikiem Universal City,
zastanawiając się gdzie

mogłaby pójść by pozbyć się trochę tego napięcia
spowodowanego konfrontacją z

Gabem.

Ah, „Wschodzące Gwiazdy”. Tylko tego potrzebuję.
Wyjęła telefon i napisała do

Sheri i Belle, nie chcąc by jej kumpele z Dumy się o nią
martwiły.

Odpowiedź ją zaskoczyła. Oj! Zaczekaj!

W kilka minut wszyscy wyszli na zewnątrz, włączając
w to Chloe, do diabła.

Rozmawiała z Gabem, wyraz jej twarzy tworzył
mieszaninę rozgoryczenia i

background image

zdecydowania. Spojrzenie Gabe’a uczepiło się Sary, ale
zignorowała je. Tyle z

pokazywania jej, z kim chciałby być. Sara zdusiła krzyk
frustracji dzięki silnej

woli. Przykleiła na twarz uśmiech i rozejrzała się
szukając Jima, mając nadzieję, że

będzie chętny kontynuować tę gierkę skoro Gabe utknął
z Chloe.

- Gotowi? – Emma uśmiechała się od ucha do ucha.
Sara nie była pewna czy jest

gotowa na to by reszta Dumy słyszała jej śpiew.

- No dalej Saro Misiaku, jeśli ty zaśpiewasz to i ja
zaśpiewam. – Belle objęła Sarę

ramieniem, Jim zajął miejsce po drugiej stronie Sary.
Zignorowała szybko

napływające od Gabe’a rozdrażnienie. Zaczynał
okazywać swój własny bunt, do

diabła.

- Ostrożnie. Jak za bardzo się oprzesz na Belle to
upadniecie. – Rick położył rękę

na plecy Belle, obejmując ją w talii. Jim naśladował
jego ruchy na talii Sary.

background image

Potknęli się niezgrabnie odchodząc od klubu, kobiety
zachichotały gdy faceci

próbowali mężnie utrzymać je na nogach. – No to gdzie
idziemy?

Gabe wyciągnął rękę i dosłownie odczepił Sarę od Jima,
upewniając się najpierw

czy Belle jest wsparta o swojego partnera. – Czy ktoś
wspomniał o „Wschodzących

Gwiazdach”? – Postawił ją delikatnie na nogach,
obejmując ją zaborczo w talii,

uśmiechając się leniwie do Jima. Jim zmarszczył brwi
ale pozwolił rozproszyć się

widokiem Chloe, która chwyciła jego rękę z szerokim
uśmiechem i zaczęła go

odciągać.

Sara postanowiła się nie wyrywać. Przelewające się
przez nią zdecydowanie

Gabe’a było dzikie. Miała przeczucie, że jeśli spróbuje
uciec to dosłownie puści się

za nią w pogoń. Jednak nadal była wkurwiona za to, że
wyszedł razem z Chloe,

background image

więc pomyślała, że dobrze by było powiedzieć mu o
swoich planach. – Taa. Mam

ochotę na karaoke.

Gabe zamarł. Tak jak i pozostali mężczyźni Dumy oraz
dwaj z poza. – Karaoke?

„Wschodzące Gwiazdy” to bar karaoke?

Zamrugała niewinnie w jego stronę. – Tak.

Zajęczał. – Nie wiedziałem, że aż tak jesteś na mnie zła.

Emma pomachała na nich ręką. – Nie bądź cieniasem,
Gabe. Poza tym jeśli Max

umie śpiewać to ty także.

Max rzucił po Emmie. – Nie ma mowy Emma. Nie
wetknę swojego tyłka na scenę

i nie zrobię z siebie kretyna.

Curana nadęła wargi w stronę swojego partnera. –
Nawet dla mnie?

- Emmo.

Sara szła, pozostawiając za sobą kłócących się Alfę i
jego partnerkę, zmuszając

Gabe do utrzymania tempa gdy szła w kierunku baru. –
Czekam z niecierpliwością

background image

na to.

- Jestem tego pewien. – Gabe praktycznie nadął wargi.

Poklepała Gabe’a po ramieniu. – Spójrz na to z innej
strony. Nie zamierzam

zmuszać cię do śpiewania.

- Nie?- Gabe otworzył dla niej drzwi i wprowadził do
środka, podążając szybko za

nią. Oczami zeskanował obszar nawet gdy jego ciało
poruszało się między nią a

tłumem, chroniąc ją przed jakimś przyszłym
zagrożeniem. Jego szkolenie na

Huntera szło w kierunku mniej cywilizacyjnym. Nie
powinno obejmować jej, ale

tak było. Posiadała najgłupszy impuls klepania go po
mięśniach.

- Nie. – Zaprowadziła go do boksu z tyłu, wystarczająco
dużego by pomieścić ich

wszystkich. – Zamierzam iść pośpiewać.

Gabe usadził ją, samemu siadając na brzegu boksu.
Uniósł jedną brew w

niedowierzaniu. – Naprawdę? – Pozostali szybko zajęli
miejsca, Chloe jakoś

background image

potrafiła zająć miejsce obok Jima.

- Mh-mm.

- Ma wspaniały głos. – Belle mrugnęła do Sary z
szerokim uśmiechem. – Powali

cię na kolana.

Sara szturchnęła Gabe’a mając nadzieję, że się ruszy z
miejsca. – Skoro już o tym

mowa to pozwól mi iść zaśpiewać. Belle idziesz?

- Pewnie!

Belle praktycznie podskakiwała, Rick był oczywiście
zdumiony. – Oj, to muszę

zobaczyć.

Belle położyła ręce na biodrach. – Hej, ja umiem
śpiewać!

- Kochanie, byłem podczas tej niesławnej nocy z
Mojito. Uwierz mi, to co robisz w

żaden sposób nie nazywa się śpiewaniem.

Wszyscy zaczęli się śmiać gdy Belle spojrzała gniewnie
na Ricka. – Zamierzam

dobrze się bawić udowadniając ci, że się mylisz Fido.

background image

Wielki facet tylko pokręcił głową i się uśmiechnął,
miłość jaką darzył swoją Lunę

była widoczna na jego twarzy. Sara westchnęła,
zastanawiając się czy

kiedykolwiek zobaczy to u Gabe’a. – Zamierzam dobrze
się bawić patrząc jak się

starasz.

- Stawiam pięć dolców, że tam pójdę i zostawię cię
błagającego o więcej. – Belle

uniosła brodę, twardym spojrzeniem rzucając wyzwanie
Rick’owi.

Odpowiedzią Ricka była prosto uniesiona brew i
rzucenie pięcio-dolarówki na blat.

Dwie sekundy później piątka Belle wylądowała na niej.

- Frajer. – Zarżała Sara. Wilk nie wiedział, że właśnie
stracił kasę.

- Dlaczego wydaje mi się, że wiesz coś czego nie wie
Rick?

Szept Gabriela skierowany do jej ucha wysłał dreszcze
po jej plecach. Bezlitośnie

je zgniotła. Jeszcze mu nie wybaczyła. – Zobaczysz.

background image

Palce zaplątały się delikatnie w jej włosy, lekkie
uczucie szarpnięcia na karku

przypomniało jej z kim ma do czynienia. – Domyślam
się, że zobaczę. – Było

wszystkim co powiedział, ale jeszcze raz pociągnął
zanim przesunął dłoń na jej

ramię. Palcami pieścił znak, który jej zostawił.

Czuła jak ją obserwuje, patrzy na emocje krzyżujące się
na jej twarzy. Opuściła

rzęsy, nie chcąc by zajrzał jej do duszy. Właśnie na to
musiał zapracować.

Gabriel stał, dusząc w sobie sfrustrowane westchnienie i
zabierając dłoń. –

Zaprowadźmy ciebie i Belle byście wybrały piosenki. –
Wyciągnął drugą dłoń w

stronę Belle, pomagając jej wstać. – Przyprowadzę z
powrotem twoją partnerkę

Rick.

Rick pokręcił głową na Belle i wskazał palcem jedną
pięcio-dolarówkę wciąż

leżącą na blacie.

background image

Sara była uśmiechnięta, ale wyglądało to na przymus.
Może trochę naciskał,

pociągając w ten sposób za jej włosy, ale nie mógł
nakłonić jej by się na nim

skupiła, a potrzebował żeby się na nim skoncentrowała,
bardziej niż oddychania.

Jego jedyną myślą, było po prostu bycie sobą mając
nadzieję, że pozwoli mu

między nimi wszystko naprawić. Złapał Sarę za rękę,
pragnąc czuć jej bliskość,

chowając grymas kiedy próbowała odciągnąć palce.

Małe plotkarskie spojrzenie na Chloe dało mu do
zrozumienia w czym tkwił

problem. Najwyraźniej miał sporo do naprawienia.
Nawet nie przyszło mu na myśl

jak zareaguje widząc go wychodzącego z klubu razem z
Chloe, dopóki nie spojrzał

na jej twarz. Może jeśliby wiedziała o czym rozmawiali
to pomogłoby to złagodzić

ból jego własnej głupoty.

Był tak cholernie zmęczony widząc ten zraniony wyraz
twarzy. Odsunął się

background image

od Chloe w momencie kiedy to zauważył ale zdążyła się
już odwrócić. Do Jima.

Pojebańca. Wziął głęboki oddech i upomniał sam siebie,
że Sara nie

podziękowałaby mu za krew Jima na swojej ślicznej
sukience.

- Ktoś jeszcze?- Głos Sary odciągnął go od swoich
myśli.

- Sorry ale nie mogłabym unieść melodii nawet jeśli
włożyłabyś ją do wiadra i

przykleiła rączkę mocnym klejem. Każdy spojrzał na
Sheri. – No co?

Sara wzruszyła ramionami. – No dobra, ktoś inny?

Zaskakująco, Rick wstał. Spojrzał na swoją partnerkę,
która miała otwartą

buzię. – Na co czekamy? – Wziął ją za rękę i
zaprowadził do miejsca zgłoszeń.

Gabe pokręcił głową i ruszył, Ręka Sary ścisnęła jego.
Nie przegapił

momentu, w którym Jim puścił oko do Sary. Mała
flirciaro. Osiem. Zaczął

background image

katalogować sposoby ukrywania ciała weterynarza.
Tylko to mógł zrobić by nie

warknąć na faceta. – Wiesz już jaką piosenkę chcesz
śpiewać?

Przewracała katalog z tytułami, studiując ostrożnie
każdą stronę. Belle

właśnie dokonała wyboru, tak jak Rick. – Tę.

J ej wybór nie powinien go zaskoczyć jednak tak się
stało. Uśmiechnął się

szeroko gdy napisała swoje imię pod wyborem i
wręczyła DJ’owi. – Sunshine

Superman?

- Mmm-hmm.

Zaprowadził ją z powrotem do boksu by poczekać na jej
kolej, mając

nadzieję, że będzie w stanie ją zrelaksować by go
dopuściła do siebie, choćby

troszeczkę.

Jego

pierwszym

krokiem

było

przyciągnięcie jej w swoje ramiona gdy

tylko usiedli, nie pozwalając jej się ruszyć. Strumień,
który zalał jej policzki był

background image

wart zabawy. Teraz trzeba naprostować najważniejszą
sprawę.

– Razem z Chloe rozmawialiśmy o jej partnerze.

Poczuł pod dłońmi jak drgnęły jej mięśnie. – Jej
partnerze?

Kiwnął, przysunął do jej szyi swoje usta. – Mm-
hmmm. Wie kim on jest ale

on nie wydaje się być zainteresowany. – Muzyka z
powrotem zagrała. Musiał

poczekać, gdyż by udzielić jej więcej informacji,
musiałby krzyczeć do ucha.

Trzymanie Sary w swoich ramionach sprawiało, że
wszystko było tego

warte. Trącił nosem jej włosy, ignorując skrzeczenie pół
pijanego faceta na scenie.

Pozwolił ciszy trzymać zapach i ciepło swojej partnerki
przy sobie by go znużyć,

czując się po raz pierwszy od miesięcy szczęśliwie.

Zrzygam się. Sara przełknęła mocno. Rozejrzała się po
widowni gdy

zabrzmiały pierwsze nuty jej piosenki, wiedza, że Gabe
tam był czyniła sprawy

background image

dziesięć razy gorsze. Dlaczego, no dlaczego się na to
zdecydowałam? I dlaczego

śpiewam przed Belle i Rick’iem? Podpisali się przede
mną! Wzięła głęboki oddech,

prawie gotowa by uciec.

Para błękitnych oczu patrzyła się na nią z brzegu sceny.
Gabe uśmiechnął się

co rozświetliło mu twarz. Poczuła jak dochodziło od
niego żałosne rozbawienie i

wiedziała, że oczekiwał schrzanienia jej występu tak
samo jak osoba występująca

przed nią. Kobieta zapominała każdego słowa swojej
piosenki, ale tak dobrze się

bawiła, że Sara klaskała prawie tak głośno jak chłopak
dziewczyny.

Sara spojrzała gniewnie na Gabe’a, zdeterminowana by
udowodnić mu jak

się mylił. Muzyka się zaczęła. Zauważyła sygnał
rozpoczęcia, ubaw ze śpiewania

wypchnął z jej umysłu wszystko inne. Sara śpiewała
słowa, patrząc się prosto w

background image

niewiarygodnie przystojną twarz Gabe’a, widząc
zdziwienie i, tak, narastającą

dumę. To co jeszcze polepszyło sprawę, była zawiść na
twarzy Chloe gdy kobieta

stanęła obok niego.

Ha! Teraz patrz kradnąca facetów dziwko! Teraz to
zaczęła, Sara buchnęła.

Słowa dopasowały się doskonale do jej nastroju. Czysta
pozytywność dodatkowo

zabujała jej biodrami gdy śpiewała. – Bo kiedy się
zdecyduję, będziesz mój. –

Upewniła się, że wychylała się przy tej części,
wyzywając Gabe’a zanim

odwróciła się od niego by śpiewać do reszty widowni.
Kiedy rozbrzmiała cześć

instrumentalna

zatańczyła

przed

zaśpiewaniem

kolejnych słów. – Kiedy

zdecydujesz się być mój na zawsze, uniosę twoją dłoń i
powoli nią przeciągnę po

twojej małej główce – Odwróciła się, trzęsąc tyłkiem
prosto przy twarzy Gabe’a,

background image

ignorując wyciągnięte przez niego ręce. Dziewięć
palców. O cholera. Mój tyłek

będzie bolał. Odrzuciła do tyłu głowę i zaśmiała się,
kończąc kwitnąco piosenkę

tuż przed zaakceptowaniem jego dłoni by mogła zejść
ze sceny.

Lekkie puknięcie w jej tyłek sprawiło, że podskoczyła,
przypomnienie tego

co nadejdzie. – Mała główka?

Czułe rozdrażnienie nawleczone na jego głos uspokoiło
ją wystarczająco, by

mu dokuczyć. – Rozważając to wszystko, śmiałabym
nazwać ją maluteńką.

- Ałć. – Poklepał ją po pupie. – Świetnie, punkt dla
ciebie.

- Tak! – Narysowała palcem punkt na wymyślonej
tablicy. Miłosny klaps Gabe’a

trochę szczypał, ale potarł to miejsce prawie
natychmiast. Sara zamrugała, walcząc

ze swoim pobudzeniem kiedy doszli do stolika.

Emma klaskała. – Dobra robota Saro!

background image

- Nieźle, Saro misiaczku! – Sheri uniosła dwa kciuki.
Adrian zaledwie się

uśmiechnął i skinął, jego uwaga prawie natychmiast
wróciła do Sheri.

Simon i Becky wyglądali tak jakby wzięli łyk wody a
zamiast tego mieliby ją

wypełnioną dobrym winem. ale oboje dali jej piątkę.
Max, z jakiegoś niejasnego

powodu, patrzał i czuł się zadowolony, jakby wiedział,
że da radę.

Gabe pomógł jej usiąść i ułożył ją między swoimi
nogami, ława pozwoliła

mu na zakołysać ją między swoje uda. Zezwoliła mu na
to, uczucie jego ramion

obejmujących jej talię i pochwały od jej przyjaciół
znarkotyzowało jej umysł

słodkim ciepłem. Prawie jak cudowne było uczucie
zadowolenia wylewające się z

Gabe’a, jakby wszystko to czego pragnie było właśnie
tu przed nim. Cholera,

nawet mruczał.

background image

Spojrzała na Chloe by zobaczyć jak ich obserwuje ze
smutnym wyrazem

twarzy i jeszcze smutniejszym uśmiechem. Sara
odwróciła się, niechętna

analizować, dlaczego czuła się winna gdy Gabe tulił ją
przed tą kobietą.

Prawie zapomniała o Belle kulejącej na scenę,
uśmiechającej się słodko gdy

rozpoczęła się muzyka Jewel „Hands”, wstrząsając
nimi. Belle wyglądała jak anioł

siedzący w smudze światła na scenie, jej włosy były
złotą aureolą wokół jej głowy.

Uniosła mikrofon i Sara rozsiadła się, przygotowując się
na oglądanie innym

będących pod wrażeniem.

Sapania rozbrzmiały wokół stołu gdy silny, delikatny
głos Belle popłynął nad nimi.

– Jasna cholera. Jest dobra. – Gabe pokręcił głową. –
Dlaczego o tym nie

wiedzieliśmy?

Sara wychyliła do tyłu głowę, ocierając czubkiem o
policzek Gabe’a. – Pusta

background image

blondynka, pamiętasz? Poza tym, Liwia dostałaby szału
gdyby dowiedziałaby się,

że Belle jest w czymś od niej lepsza, więc Belle
ukrywała to. – Głupie, ale tak było.

Belle była lojalna wobec Liwii, która nie była temu
godna, płaciła za to słoną cenę,

na co nie zasłużyła.

No cóż teraz przynajmniej już tego nie ukrywa. –
Zjeżyłaby się od podziwu

w głosie Gabe’a, gdyby nie fakt, że mogła to poczuć. To
nie miało nic wspólnego z

pożądaniem, a mnóstwo z przyjaznym nastawieniem.

Duma, którą czuł gdy Sara śpiewała, była mieszanką
zdrowej dawki żądzy

i… miłości? Sara pokręciła głową, nie pewna czy
poczuła to co myślała, że

poczuła. Jak mogłaby to być miłość? Nie mogła po
prostu ufać swoim zmysłom

gdy chodziło o Gabe’a. Całkowicie możliwe było to, że
to co czytała z jego emocji,

po prostu nie istniało. Mogłoby to sprawić, że jej serce
znowu by się roztrzaskało, a

background image

zaledwie zaczęło zdrowieć.

Belle wychyliła do góry twarz, zamknęła oczy gdy
śpiewała. Rick stał na

brzegu sceny, z dziwnym wyrazem twarzy, zupełna
niewiara zmieszała się ze

zdumiewającą dumą, gdy jego miłości śpiewała. –
najwidoczniej Rick też nie

wiedział.

- Domyśliłem się. – Gabe podniósł drink i wręczył jej. –
Truskawkowa Margarita.

- Kiedy ją wytrzasnąłeś?

- Tuż przed tym jak śpiewałaś. Pomyślałem, że może po
wszystkim będziesz

spragniona.

- Dziękuję. – Sara wzięła łyk gdy piosenka Belle
zakończyła się gromkimi

brawami. Kiedy Belle ruszyła by zejść ze sceny Rick
zatrzymał ją, sadząc ją z

powrotem na stołku. – Ooo, to powinno być dobre.

- Słyszałaś jak on śpiewa? – Gabe zaczął posypywać
pocałunki wokoło malinki,

background image

którą jej zostawił.

- Hmm? – Uczucie ust Gabe’a na swojej skórze prawie
wyłączyło jej mózg. Racja,

Rick. – Niee, ale stawiam na to, że będzie lepszy niż
tego oczekujemy.

- Dlaczego?

- Wygląda na faceta, który nie wplątuje się w akcje jak
ta, chyba że jest pewien

swojej wygranej.

- Racja.

Odwrócili się by zobaczyć jak wielki rudzielec chwyta
za mikrofon. Skinął

DJ’owi , trzymając dłoń Belle. Zaczęło grać „Change
the World” Erica Clapton.

Belle uśmiechnęła się do swojego partnera gdy jej
zanucił.

Sara poczuła nastrój w pomieszczeniu gdy Rick zaczął
śpiewać, kobiety

kołysały się gdy wielki zły Wilk pokazał całemu światu
co czuje do Belle. Uczucia

zamiotły się ponad nią, miękkością i słodkością, a Sara
zakołysała się z nimi,

background image

wciągając je jak czekolado holik w fabryce Hershey’a.

Gabe ręką zaczął głaskać jej brzuch zataczając koła.
Zaczął mruczeć jej do

ucha wraz z melodią, rozpraszając ją od emocji
płynących dookoła niej. Sara

oblizała wargi. Głos Gabe’a nawet w przybliżeniu nie
był tak gładki jak Ricka, ale

wpłynął na nią dogłębnie. Zamknęła oczy i oparła się o
niego, czując wstrząs jego

zaskoczenia

i

radości,

wchłaniając

uczucie

bezpieczeństwa, które dawało jej bycie

w jego ramionach. Było jak we śnie, ale o wiele lepiej
wiedząc, że był właściwie za

nią. Pozwoliła by jej obawy i strach uleciały od piosenki
grającej w uszach i sercu.

Gabe mocną ręką uniósł jej twarz, dając jej w usta
miękkiego całusa zanim

przytulił ją mocniej. Ten pierwszy prawdziwy smak jej
partnera zostawił jej emocje

zmącone, ale wzrok Chloe siedzącej naprzeciwko nich
zaostrzyło jej zmysły.

background image

Wyprostowała się, odpychając się od niego, co go
rozdrażniło. Mogła to poczuć,

ostre i mrowiące. Nie mogła się poddać, jeszcze nie. Nie
dopóki odpowiedzi na

temat Chloe nie usatysfakcjonowały jej.

Piosenka Ricka zakończyła się grzmiącym aplauzem.
Kłaniając się,

zaprowadził Belle za scenę i prosto do wyjścia z klubu,
szczęśliwy śmiech

blondynki ciągnął się za nimi, dwie pięcio- dolarówki
nadal leżały na blacie,

zapomniane.

- Teraz to dopiero się zastanawiam gdzie on ją zabiera.
– Ramiona Gabe’a trzęsły

się gdy się śmiał.

Sara pokręciła głową. Nie musisz być Omegą, żeby
wiedzieć takie rzeczy.

ROZDZIAŁ VI

Gabriel trzymał kurczowo dłoń Sary i tego wieczoru był
pełen nadziei.

background image

Wiedział jak chciał go zakończyć, ale przez gorąco-
mroźny sposób w jaki Sara go

gasiła nie miał żadnego pojęcia czy jego życzenie się
spełni. Chciał ją zaciągnąć do

swojego pokoju, związać i podarować po każdym
klapsie jaki jej obiecał. Chciał

patrzeć jak błagała o jego penisa podczas gdy lizałby jej
przesłodką cipkę. Chciał

dojść w niej tak głęboko, że zostałaby naznaczona
zanim jeszcze by ugryzł ją w tę

cudowną szyję. Chciał usłyszeć jej mruczenie przy
ukołysaniu jej do snu.

Jeśli postawiłby na swoim, to nie miałaby szansy
odmówić.

Kiedy dotarli do schodów, zatrzymała się. Korytarz po
jednej stronie

prowadził do pokoju Gabe’a, po drugiej prowadził do
jej pokoju. Po

niezdecydowanym wyrazie jej twarzy zdał sobie
sprawę, że marzenie o trzymaniu

jej w swoich ramionach było nie do spełnienia.

background image

Jego marzenie… To był klucz, prawda? Mógł tego nie
wiedzieć ale kontrolowali

swoje sny o partnerstwie odkąd tylko się zaczęły. Gabe
uśmiechnął się, całkowicie

zdając sobie sprawę z tego jak drapieżnie wyglądał.
Miał zamiar dzisiaj mieć pod

kontrolą ich sen.

Dzisiaj mógłby jej pokazać jak ją kocha.

Odwrócił się w lewo, ignorując jej małe westchnienie z
ulgą. Odprowadzał ją

do jej pokoju, dżentelmen w każdym calu, gotowy i
skłonny zostawić ją przed

drzwiami tylko i wyłącznie dla jednej małej przysługi. –
Saro. – Odwróciła się i

spojrzała na niego z pytaniem wypisanym na jej twarzy.
– Pozwól mi dzisiaj wejść.

Skrzywiła się. – Gabe…

Położył palec na jej ustach, wdzięczny za jej
natychmiastowy spokój. –

Zostawiam cię przy tych drzwiach, nieoznaczoną, dając
ci trochę czasu byś

background image

nauczyła się znowu mi zaufać. – Wychylił się, skubiąc
jej ucho, uśmiechając się

gdy odetchnęła z jękiem. – Ale powrócę, chcę żebyś
pozwoliła mi wejść. – Skubnął

ją w policzek i odwrócił twarzą do siebie. – Chcę
żebyśmy oboje mieli dzisiaj

słodkie sny. Cokolwiek będziesz chciała zrobić by nie
mieć tego snu proszę, nie

rób tego. Zrozumiałaś?

Oblizała usta, niepewność powróciła na jej twarz. – Nie
jestem pewna czy dam

radę.

Warknął, niezadowolony.

Pokręciła głową. – Jak niby mam to.. z tobą zrobić jak
nawet nie wiem, czy mogę

ci ufać?

Wziął

głęboki

oddech,

próbując

pohamować

ogarniającą go wściekłość. Jeśli

to wyczuje to się przerazi, że się na nią rozzłościł.
Faktem jest, że nie mógł

uwierzyć we własną głupotę. Miała rację. Prawdziwy
związek wymagał zaufania u

background image

obojga partnerów, zaufania, które stracił słuchając
niewłaściwej osoby. – Co

sprawi, że uwierzysz, że jesteś jedyną kobietą, której
pragnę?

- Coś co nie jest tylko jedną nocą grania mojego faceta!

- Grania? – Cofnął ją na drzwi, ignorując alarm na jej
twarzy. – Uważasz, że

gram?- Złapał ją za ramiona, podnosząc ją na palce. –
Nie kłam! Dokładnie wiesz

co czuję! – Puścił ją nagle przez myśl, która do niego
dotarła. – To nie dotyczy tak

naprawdę zaufania, prawda? – cofnął się o krok. –
Karzesz mnie bo wyjechałem

zanim cię oznakowałem. – Z szoku otworzyła buzię.
Westchnął i przeczesał włosy

dłonią, cały jego gniew wypłynął, nagle zmęczony z
niewiary. – Śnij dzisiaj ze

mną. - Przełknął, nagle przerażony, że nie będzie w
stanie nawet tyle mu dać. –

Proszę.

Patrzyła na niego, powoli się odprężając. Był wdzięczny
za cokolwiek co w

background image

nim ujrzała kiedy szepnęła, - W porządku.

Zamknął w podzięce oczy zanim kiwnął głową. Chciał
desperacko pocałować ją na

dobranoc ale nie wiedział czy byłoby to mile widziane.
Czego on by nie dał, by

posiadać zdolność Sary do czytania emocji. – Dobranoc,
kochanie.

Zmarszczyła

na

niego

brwi,

oczywiście

zdezorientowana. – Um. Dobranoc Gabe.

Odwrócił się niechętnie, nie ufając samemu sobie by
trzymać swoje łapy z dala od

niej.

- Gabe?

Spojrzał za siebie.

Wyglądała tak samotnie, prawie tak jak on się czuł. –
Spędzisz ze mną jutrzejszy

dzień?

Uśmiechnął się. – Niczego więcej nie pragnę. – Kiedy
uniosła brwi w niewierze,

zachichotał. – No dobra, istnieje jedna bądź dwie
rzeczy, które pragnę bardziej, ale

background image

wezmę to co dostanę.

Kiwnęła głową otwierając drzwi. Zatrzymała się,
wahając się przed wejściem. – Do

zobaczenia za chwilę.

Wślizgnęła się do pokoju, drzwi ze szczękiem zamknęły
się za nią, powstrzymując

go przed zrobieniem kroku w jej stroną zanim jeszcze
mógłby się powstrzymać.

Boże, trudno było od niej odejść. Skierował się prosto
do swojego pokoju,

rozmyślając nad tym co zrobiłby, gdyby tylko byli
razem we śnie. To musiało się

udać. Musiała mu ponownie zaufać, bo jeśli tego nie
zrobi to oznaczy ją, a z

konsekwencjami poradzi sobie później.

Sara oparła się o zamknięte drzwi swojego pokoju,
powietrze schodziło jej z płuc w

pośpiechu. Właśnie zgodziła się spotkać z Gabem w ich
śnie, bez obietnicy z jego

strony, że nie zamieni się to w kolejną noc rozpusty.

Odepchnęła się od drzwi, pocierając twarz dłońmi,
starając się zdecydować czy

background image

dobrze postąpiła odsyłając go w ten sposób. Co jest ze
mną nie tak? W jednej

minucie chciałam otworzyć drzwi, zaciągnąć go z
powrotem i zapomnieć o

wszystkich

naszych

problemach.

W następnej

pragnęłam jednej z tych pigułek i

tysiąc- milowego dystansu! Może, jeśli pozwoli mu się
oznaczyć, to jedna z tych

obaw wyparuje. Ale miesiące odrzucenia nie mogą
zostać wymazane przez jeden

wieczór.

Umyła zęby, wyczesała włosy, zarzuciła czerwoną
suknię na oparcie krzesła

i położyła się do łóżka nago. Czuła się dziwnie
niegodziwie, zazwyczaj śpi w

koszuli nocnej, ale dzisiaj chciała poczuć chłodną
pościel na swojej skórze.

Mogłaby udawać, że właściwie był w pokoju obok,
czekając na wślizgnięcie się do

jej łóżka po długim dniu pracy. Sara ziewnęła, zwijając
się na jednym boku i

background image

czekając na ogarniający ją sen. (i na Gabe’a, jej
wewnętrzny koteczek zamruczał).

Sara patrzyła na dziwny salon, serce jej zadudniło gdy
zdała sobie sprawę

gdzie musi się znajdować. Zapach Gabę’a był wszędzie,
głęboko wsiąknięty w

każde drewno w tym domu. Byłaby zaskoczona gdyby
się okazało, że nie mieszka

tu.

To co ją całkowicie zaskoczyło był widok jego domu. Z
zewnątrz był w

typowym stylu ranczo, z małym przednim gankiem, z
beżowym aluminium po

bokach i z zielonymi jak las drzwiami oraz okiennicami.
Ale wewnątrz był

mieszaniną bogatych kolorów z głębokimi tonami
ziemi. Podłoga z drewna

wyglądała jak chropowaty dąb jednak była gładka pod
jej nagimi stopami. Śmiały,

geometryczny dywan w żółte, zielone, czerwone i
ciemnobrązowe kolory był

background image

miękki pod jej stopami. Ciemna czerwień okrywała
nowoczesną kanapę. Bladozielone

i żółte poduszki były porozrzucane na chybił trafił na
jednym końcu,

aksamitny koc był przewieszony przez oparcie, głęboki
żółty kolor odznaczał się

na czerwieni sofy.

Witraże w misjonarskim stylu i metalowe lampy stały
na dębowych końcach

stołu. Ściana była koloru delikatnego zielonego, z
grubymi listwami podłogowymi

z dębu. Płaski telewizor stał na drewnianym stojaczku,
Playstation i Wii były do

niego podpięte. Uśmiechnęła się na widok jasno-
niebieskiego kubka na ławie,

zapach ostudzonej zawartości dał jej znać, że Gabe lubi
kawę z odrobiną cukru i

śmietanki.

Przez te wszystkie jasne kolory wydawało się, że
pokojowi brakuje jakiegoś

drobiazgu, czegoś co uczyniłoby go naprawdę
domowym. Przeszła przez pokój,

background image

zastanawiając się co to takiego było. Skierowała się do
kuchni, urządzonej w te

same jasne kolory.

Nie ma Gabe’a. Opuściła kuchnię, idąc przez korytarz.
Pierwsze drzwi

okazały się wejściem do małej sypialni przerobionej na
biuro. Uśmiechnęła się

głupio na widok porozrzucanych wokoło papierów.
Następnie była łazienka, tym

razem w przytłumionych błękitach i zieleniach.
Następny pokój okazał się małą

sypialnią z pojedynczym łóżkiem i małym kredensem.

Ostatni pokój. Musiał tam być. Sara otworzyła drzwi…

…i wkroczyła w cichy letni wieczór. Bryza rozwiała jej
włosy, niosąc za sobą słaby

posmak oceanu. Jej nagie stopy ślizgały się po
chłodnym piasku, ziarenka

przesiewały się między jej palcami. Uśmiechnęła się,
wsuwając swoje palce i

ruszając nimi tylko o to by poczuć to doznanie. Jako
dziecko uwielbiała tak robić.

- Cześć.

background image

Odwróciła się by zobaczyć Gabe’a stojącego w niczym
oprócz ciemnych

spodenkach i koszulce. W dłoni trzymał wielki
piknikowy kosz. – Cześć.

- Pięknie wyglądasz.

Zamrugała i spojrzała w dół. Była ubrana w tę samą
czerwoną sukienkę, którą

miała na kolacji. – Dziękuję.

Wskazał dłonią plażę. – Panie przodem.

Uśmiechnęła się i zaczęła iść. – Od kiedy twój dom jest
na plaży?

Wzruszył ramionami. – To jest sen.

Szli póki, jakoś, miejsce nie wydawało się właściwe.
Sara poczekała aż Gabe

rozłoży koc przymocowany do jego koszyka tak ja
sandały - Usiądź Saro.

Usiadła, podkurczając nogi pod siebie.

- Grzeczna dziewczynka.

Spojrzała na niego. – Myślałam, że dzisiaj nie będziemy
grać w te gierki.

background image

Obserwowała jak siada naprzeciwko niej, krzyżując
nogi. Sięgnął do koszyka bez

odpowiedzi.

- Gabe?

Rozgrzane spojrzenie, które jej posłał spowodował u
niej dreszcze. W odpowiedzi

na jego drapieżny błysk w oku stwardniały jej sutki. –
Kto powiedział, że gram?

Otworzyła buzię by odpowiedzieć, ogłuszona, gdy
wepchnął jej coś do ust. Bez

namysłu ugryzła. Mmm. Truskawka oblana czekoladą.
Jęknęła od soczystego

owocu, zamykając w błogości oczy. Jeżeli chodziło o
Sarę to nie było lepszego

upominku jakiego można było otrzymać.

Chwileczkę.

Plaża, pełnia księżyca, truskawka oblana czekoladą…
Oh-ho. Oparła się

pragnieniu by nie przewrócić oczami. Wspominając o
tandetnych sposobach

uwodzenia. W każdej chwili może otworzyć szampana
lub coś takiego, a ja stracę

background image

panowanie nad sobą i zarobię kolejnego klapsa. To nie
było w stylu Gabe’a. Był

dziki i śmiały i brał to co chciał. To była jedna z rzeczy,
które w nim kochała.

Co on sobie myśli?

Otworzyła oczy by zobaczyć Gabe’a jak ją obserwuje.

Przetestujmy teorię. Wyobraziła sobie wielką miskę
parującego szpinaku w koszyku

na miejscu truskawek.

- Lubisz truskawki, kochanie? – Sięgnął za siebie i
wyczarował butelkę szampana

oraz kryształowy kieliszek.

No i proszę bardzo. Dała z siebie wszystko by wyglądać
na tak niewinną jak tylko

to możliwe. – Tak, dziękuję.

Uśmiechnął się powoli. – Dobrze. – Włożył rękę do
koszyka, a jego uśmiech szybko

zamienił się w coś przerażającego. – Co do..? – Wyjął
dłoń, okrytą ciepłym

szpinakiem. – Co do diabła?

Sara zachichotała.

background image

Wyjął z kosza serwetkę, wyraz jego twarzy był
napełniony rozbawionym wstrętem.

– Czemu zmieniłaś moje truskawki w szpinak?

Sara ścisnęła usta i poczekała aż otworzy „szampana”.

Zmarszczył brwi. Wyjął korkociąg i zaczął otwierać
butelkę. Uniósł korek do

swojego nosa z podejrzliwym blaskiem. – Piwo
imbirowe. – Westchnął, usta mu się

skręciły w smutny uśmieszek. – Chyba nie powinienem
nawet zaprzątać sobie głowę

muzyką klasyczną. Widzisz co się dzieje kiedy próbuję
robić to dobrze?

- Co robić dobrze?

- Uwieść cię.

- Żądnego seksu na plaży – Wzdrygnęła się. –
Murowany piasek w niewygodnych

miejscach! Dużo podrażnień?

Jego oczy zamieniły się w złote. – Skąd to wiesz?

Sara parsknęła. – Przepraszam Gabe. Byłeś
prawiczkiem kiedy wróciłeś do Halle?

background image

Zarumienił się, złoto w jego oczach zniknęło do błysku.
– Punkt dla ciebie i już

nigdy więcej nie będziemy o tym wspominać. – Uniósł
butelkę. – Powiedziałaś, że

mam cię wziąć na randkę, pokazać ci ile dla mnie
znaczysz.

Sara kiwnęła głową. – Dokładnie.

- Więc co zrobiłem źle?

- To nie jesteś po prostu ty.- Machnęła ręką po
otoczeniu. – Jest przepięknie i

cudownie ale… - Westchnęła. – Chcę, żeby prawdziwy
Gabe pokazał mi ile dla

niego znaczę.

Jedna ciemna brew się uniosła, jego usta wykrzywiły się
w niegodziwym uśmiechu

od czego w sekundę stwardniały jej sutki. – Uważaj
czego sobie życzysz, skarbie.

Sapnęła gdy grunt pod jej nogami się zmienił. Nagle
klęczała na środku

szerokiego łóżka, z dłońmi związanymi kajdankami nad
głową. Łańcuch podpięty

background image

do kajdanek wisiał z wysokiej belki na białym suficie.
Była nadal ubrana w

czerwoną sukienkę ale ramiączek nie było już na jej
ramionach. Zamiast tego,

wisiały na jej biodrach, demonstrując jej obnażone
piersi intensywnemu spojrzeniu

Gabe’a.

- O wiele lepiej. – Wymruczał, unosząc skóropodobne
wiosełko - No to ile jestem ci

winien?

Cipka Sary zacisnęła się na to pytanie. Oj kurwa.
Powinna była się uczepić tego

szampana. Ale nie mogła powstrzymać się od
odpowiadania już bardziej niż

zatrzymania podniecenia drżącego całym jej ciałem. Ale
nikt nie powiedział, że nie

mogę również sobie pograć. Poza tym, powiedziała mu
że nie będzie żadnego

seksu. Opuściła głowę zanim mógłby zauważyć szeroki
uśmiech, który groził

pojawieniem się na jej twarzy. – Trzy, panie.

- Grzeczna dziewczynka.

background image

Zadrżała gdy jego palce popieściły jej policzek. –
Zaufaj mi, kochanie.

Plask!

Wyraz twarzy Gabe był wart odczucia śliskiego
makaronu. – Sara.

Ugryzła wargę by nie odpowiedzieć. Ostrożny sposób,
w jaki wypowiedział jej imię

dał jej znać jak walczył z własnym śmiechem. Dzięki
Bogu. Bała się, że się

rozgniewa. – Tak, panie?

- Rozgotowane spaghetti Saro? Chcesz żebym cię
wychłostał mokrym makaronem?

Nie wytrzymała, śmiejąc się tak bardzo, że aż zatrzęsły
się łańcuchy.

Mocna dłoń chwyciła jej podbródek. – Kto sobie teraz
pogrywa? – Pokręcił

głową i zachichotał. – Wygrałaś kochanie. – Pokój
zniknął i nagle byli tylko we

dwoje na czerwonej sofie Gabe’a. Obejmował ją
ramieniem, dłonią trzymał jej

dłonie. Swoje nagie stopy położyli na stoliku do kawy,
kubek kawy zniknął - Nigdy

background image

więcej gierek. – potarł policzkiem o jej włosy i
zamruczał.

Westchnęła i oparła się o niego, wdychając jego zapach
niezbyt ośmielając się

uwierzyć w to, że ją tulił. Wszystkie ich sny były jak
zmysłowy bufet. To było miłe. –

Co chcesz jutro robić?

Bawił się jej palcami. – Nie mamy jutro żadnych
związanych ze ślubem spraw.

Chcę się przejść po Disney’u, tylko z tobą.

Brzmiał tak smutno. Jak mogłaby się mu oprzeć? –
Epcot3? Magiczne Królestwo?

Uśmiechnął się. Od wibracji dochodzącej od niego miał
jeden albo dwa pomysły -

Zobaczymy.

3 Park w World Disney’u.

- Chcę iść na zakupy do Word Showcase4. – Gabe się
skrzywił a ona się zaśmiała. –

W takim razie muszę zobaczyć czy dam radę cię
przekupić.

Cisza.

background image

- Zauważ, że jestem bardzo dobry no i nie wspominając
o tym, o mojej ulubionej

łapówce.

Sara schowała twarz w jego ramieniu. Wiedziała
dokładnie czym była jego

ulubiona łapówka, ale jak na razie utknęła w swoich
bez- seksowych zasadach. –

Myślę, że już ją wykorzystałeś.

- Cholera. W takim razie muszę po prostu znaleźć coś
innego.

Uniosła głowę i uśmiechnęła się do niego, niezdolna
ukryć ciepła, które

poczuła. Po prostu siedzenie tam, planowanie,
wydawało się takie właściwe. Fakt,

że mały mruczący odgłos, stale wydobywający się od
niego kiedy zanurzał twarz w

jej włosach, prawie doprowadził do złamania przez nią
jej zasady. Jakby on i jego

Puma tarzały się w jej zapachu. – Jestem pewna, że
znajdziesz.

Jego oczy lśniły złotem. – Też tak myślę. – Chwycił jej
usta w szybki, mocnym

background image

pocałunku. – Teraz myślę, że powinniśmy oboje
odpocząć zanim skuszę się

spróbować czegoś jeszcze. Przyjdę po ciebie na
śniadanie koło ósmej trzydzieści.

- W porządku. – Wstała i skierowała się do wyjścia
wiedząc, że to był właściwy

sposób na opuszczenie ich snu w pokoju. Wstał i
poszedł za nią otwierając drzwi na

przedni trawnik. – Dobranoc, Gabe.

Przyciągnął ją blisko, pochylając się po pocałunek na
dobranoc, który zaczął

się od słodkiego a skończył na ugięciu się jej pod jego
wolą, jego usta pożerały jej,

kusząc ją do pozostania. Poczuła niechęć kiedy się od
niej oderwał i powiedział

stonowane – Dobranoc, moja miłości.

4 To unikalny park podzielony na państwa świata.
Zwiedzając go można dowiedzieć się o obyczajach
panujących w

danym państwie, posmakować ich jedzenia, kupić
upominek itp

background image

Zamknął drzwi zanim mogła się dowiedzieć czy
naprawdę miał na myśli to jak ją

nazwał.

Odwróciła się i przeszła korytarzem, dotykając usta
palcami i zastanawiając

się czy, czy właśnie, naprawdę to zrobił.

Gdyby tylko mogła ufać snom.

ROZDZIAŁ VII

Patrzył jak podskakiwała schodząc ze schodów w
kurorcie Coronado Spring,

powiewały jej włosy, jej pełne usta się uśmiechały, a jej
twarz wypełniona była

radością nowego dnia. Ciemne przeciwsłoneczne
okulary ukrywały przed nim jej

oczy ale brązowe, krótkie spodenki i granatowy top
zaledwie ukrywały jej

krągłości.

Na szczęście teraz wiedziała jak bardzo ją kochał.

W ostatni senny pocałunek włożył wszystko co miał,
uginając ją, dominując

background image

nad nią, pozostawiając ją zdyszaną, sapiącą i opierającą
się słabo o niego. A potem

zamknął drzwi i pozwolił jej odejść, walcząc ze swoimi
instynktami i Pumą przez

cały pierdolony czas zanim nie wyślizgnął się z ich snu i
nie zapadł w realny sen.

Następujące sine piłki nie były dla niego zabawne ale
nie chciał rozwiązać

problemu bez Sary. Przewidywalnie mógłby w końcu
wziąć każdą jej słodycz, a

dzisiaj miał zamiar właśnie to zrobić.

Dzisiaj zamierzał się zabawić. Duma skierowała się do
parków, ciesząc się z

bycia w Disney World’zie zanim zacznie się naprawdę
weselny obłęd. Jutro

czekały ich zaplanowane bojowe zadania ale dzisiaj
chodziło o powrócenie do

dzieciństwa. Oprócz gier w jakie chciał zagrać Gabe,
które w ogóle nie były dla

dzieci.

Nie mógł się doczekać by zobaczyć reakcję Sary. Stał,
uśmiechając się do

background image

niej gdy zatrzymała się obok postoju autobusów na
parkingu przy hotelu. -

Gotowa?

Zmarszczyła brwi, rozglądając się. - Gdzie są pozostali?

- W Magicznym Królestwie. - I wcale nie zaśmiali się
odwracając się do niego

tyłkami gdy ruchem ręki kazał im iść. Doskonale
wiedzieli co kombinuje i

akceptowali jego plany. Do diabła, Emma nawet
zasugerowała coś od siebie, coś

co wiedział, że Sara będzie chciała z nim zrobić. I ona
całkowicie ucieszyłaby się z

zakupów

w

World

Showcase,

ku

niczyjej

niespodziance.

Wziął Sarę za rękę i poprowadził w stronę stojących
autobusów. -

Pomyślałem, że moglibyśmy iść do Epcot. Pojeździć
Mission Mars, zobaczyć

Soaring, może pójść na zakupy do World Showcase.

Spojrzała na niego podejrzanie. - Zakupy.

Zrobił swoją najlepszą niewinną minę. - Tak. Zakupy.

background image

- Poprzedniej nocy wydawałeś się mniej entuzjastyczny.

- Hej, potrafię robić zakupy. Polujesz na swój zakup,
powiązujesz go na wieki z

kartą kredytową i wywlekasz ze sklepu, prawda?

Prychnęła.

- Widzisz? Facetom dobrze wychodzi robienie
zakupów. - Wypiął klatę mając

nadzieję, że spowoduje u niej śmiech. - No i dodatkowo
jestem po szkoleniu na

Huntera także powinienem być w tym super dobry.

Tak cholernie próbowała ukryć swój szeroki uśmiech,
ale nie dała rady. -

Emma ci to podpowiedziała?

- Powołuję się na piątą poprawkę.

- Nie mieliśmy się spotkać z pozostałymi na obiedzie?

- To w pewnym sensie mógłby być plan.

- Gabe.

Obserwował z zadowoloną satysfakcją na twarzy kiedy
autobusy się

zatrzymały, jej ręka ścisnęła jego. - Saro. Pójdziesz
dzisiaj ze mną na randkę?

background image

Przegryzła wargę by się nie zaśmiać gdy pomógł jej
wejść do autobusu z napisem

Epcot. - Rany, nie wiem. Może powinnam się nad tym
zastanowić.

Usiadł obok niej, opierając się ręką o oparcie ławki. -
Znowu to robisz.

Zachichotała. - Czy już się nie zgodziliśmy spędzić
razem dnia?

- Mm-hmm.

Przyjrzała się mu z ukosa, z iskrą psoty w oczach. - No
więc, gdzie jest twoja

dziewczyna?

Warknął. - Jak bardzo ma cię boleć tyłek? - ukazał swój
najbardziej dominujący

wyraz twarzy, jedyny, który zawsze sprawiał, że
opuszczała wzrok, a jej oddech

przyspieszał. - Nie każ mi się powtarzać Saro. Niczego.
Nie było.

Po krótkim niezdecydowaniu opuściła wzrok pochylając
w poddaniu głowę.

Boże. Może przesadził z reakcją, ale miał już dość
słyszenia jak nazywa Chloe jego

background image

dziewczyną. - Tak, panie.

Jej cichutki szept był muzyką dla jego ucha. - C’mere. -
Przyciągnął ją blisko do

siebie, tak blisko jak tylko pozwoliły mu na to
plastikowe siedzenia i rozglądał się

po ulicy, zadowolony z tego, że może z nią tylko
pooddychać.

Sara zdusiła śmiech gdy Gabe wsiadł ostrożnie do
„kokpitu” w Mission Space. -

Gabe no dalej, nie jest aż tak źle.

Postrzelił ją śmiertelnym spojrzeniem gdy ściągnął
pasy. - Musiałaś wybrać

Pomarańczową drużynę prawda? - Pomarańczowa
wersja przejażdżki była o wiele

bardziej energiczna od zielonej.

Zakaszlała ukrywając ręką buzię. - Cienias. - Otworzył
buzię by

odpowiedzieć kiedy przejażdżka się zaczęła. -
Nawigacja. Super. Nie zapomnij się

zatrzymać i poprosić o drogę.

Zagderał gdy kobieta siedząca obok niej zaśmiała się. -
Twój też? Mój mąż nigdy

background image

nie staje by spytać się o drogę.

Sara odwróciła się by odpowiedzieć gdy nagle wagon
się „wyrwał”. Nacisk

siły G wczepiły ją plecami w oparcie. Potem, była zbyt
zajęta uderzaniem pięścią w

przyciski i śmiejąc się jak szaleniec by odpowiedzieć na
cokolwiek. Nawet

wymamrotane przekleństwa Gabe były lepsze, gdy
przejażdżka się trzęsła i

podskakiwała, nurkując i wznosząc się.

- Pójdziemy teraz do Studia Hollywood i przejedziemy
się Wieżą Strachu. - Gabe,

z dzikim szerokim uśmiechem na twarzy, pomógł jej
wysiąść z kabiny kiedy

przejażdżka się skończyła.

- To ta spadająca winda?

- Taa. - Przeciągnął ją przez sklep ku wyjściu,
wyglądając jak oczekujące dziecko.

Sara, jakkolwiek, wcale nie była tak chętna. - Nuh-huh.
Nie ma mowy.

- Właśnie, że jest.

background image

- No to wypróbuj nie ma cholernej mowy.

Zaśmiał się. - Poszedłem dla ciebie na Mission Space.
Możesz iść dla mnie na

Wieżę Strachu.

Pomyślała szybko. Nie miała zamiaru korzystać z
szybko- spadających

przejażdżek. - Myślałam, że mieliśmy pójść na zakupy
do World Showcase i na

lunch. Może pooglądalibyśmy fajerwerki? - Podarowała
mu swój najlepszy

wdzięczny uśmiech.

Nie kupił tego. - Powiem ci coś. Zawrzyjmy układ.
Skierujemy się teraz do

World Showcase, pójdziemy na lunch, zrobimy małe
zakupy i potem pójdziemy do

Studia Hollywood’u. Jeśli przy Wieży Strachu będzie
trzeba czekać dłużej niż

dwadzieścia minut, to odpuszczam ci przejażdżkę. Ale,
dwadzieścia minut bądź

mniej i pojedziemy. Stoi?

Rozejrzała się. Tego roku nie było zbyt wielu gości w
parku. Nie poszli na

background image

przejażdżkę, na którą musieliby czekać dłużej niż
dwadzieścia minut. Wyjątkiem

była Mission Space.

Przy Test Track i Spaceship Earth była tak długa
kolejka, że nawet się tym

nie zainteresowali. Może Wieża Strachu też będzie
zalana tłumem. Wydawała się

bardzo popularna. - Stoi.

Zaczęli iść, ciepłe, wilgotne powietrze sprawiło, że
lśnili od potu zanim poszli

bardzo daleko. Gabe trzymał ją za rękę, gest , który
mówił więcej niż słowa. - No

więc, gdzie chcesz iść zjeść?

Szli mostem do World Showcase, londując w Meksyku
a Sara nagle miała ochotę

na Meksykanów. - Oo. Idziemy?

Uniósł jej dłoń i pocałował. - Pewnie.

Skierowali się prosto do San Angel Inn, kochając
meksykański targ jaki się

ustawił przed restauracją. Sara przeglądała serafiny i
marakasy kiedy Gabe nabył

background image

dla nich pager.

- Za pół godziny będą mieli dla nas stolik. Pomyślałem,
że możemy iść na zakupy.

- I powiedziałeś to bez dreszczy! - Poklepała go po
głowie, śmiejąc się kiedy

przewrócił oczami.

Złapał za jej dłoń i zabrał ją do jednego ze sklepów,
uśmiechając się pobłażliwie

kiedy z „ooh-ami” i „aah-ami” podziwiała turkusową i
opalową biżuterię. Później

zaprał ją na rejs łodzią, trzymając ją za rękę gdy gonili
video Donalda przez

Meksyk.

To było tak bardzo normalne, że aż Sara miała problem
z uwierzeniem, że jest to

kolejny sen.

Kiedy zadźwięczał pager Sara umierała z głodu.
Usiedli, dzieląc się przepyszną

sangrią i grillowaną rybą. Pychota. Przyjemnie
brzęczało im po obiedzie w drodze

powrotnej do World Showcase.

background image

- Gdzie najpierw chciałabyś zrobić zakupy?

Uśmiechnęła się szeroko do Gabe’a, zastanawiając się
czy to też był sen. - Włochy.

Chcę jakieś szklany upominek.

- Włochy są…

- I chcę się zatrzymać w Japonii i popatrzeć na perły
Mikimoto.

Jego uśmiech zaczął wyglądać jak napięty. Było
całkiem daleko od Meksyku do

Japonii. - Dobrze.

- Oh! I chcę uderzyć na Moroko.

- Czym?

Zaśmiała się, machając ich dłońmi gdy praktycznie
skakała po chodniku,

zbyt szczęśliwa by przejmować się różnicami między
snami a twardą

rzeczywistością.

Sara się skrzywiła gdy spojrzała na znak postawiony
obok wejścia na Wieżę

Strachu. - Piętnaście minut oczekiwania.

background image

Podarował jej dziki, szeroki uśmiech, wiedząc że był
dobry tak jak na przejażdżce.

- Mieliśmy umowę.

- Wiem.

Zabrzmiała na tak oburzoną, że prawie zaśmiał się na
głos. Praktycznie

zaciągnął ją do kolejki, ignorując jej mamrotanie i
straszne grożenie zranieniem

fizycznym. Zamierzał się przejechać Wieżą Strachu, a
jego partnerka pojedzie

razem z nim. Dała mu słowo i miała go dotrzymać.

Dotarli do kolejki. Było tak mało oczekujących ludzi, że
zajęło im to chwilkę by

przejść przez drzwi. Podążając za tłumem, Gabriel
spróbował uspokoić niepokój

Sary. - Nie jest tak źle.

- Czy kiedykolwiek wcześniej na tym byłeś?

- Raz.

Zastanowił się jak musiała wyglądać jego twarz, bo
zbladła i przełknęła ślinę.

background image

Uwielbiał tę przejażdżkę. Jeśli nie musiałby się później
spotkać z kilkoma

przyjaciółmi to przejechałby się na niej więcej niż raz. -
Polubisz to.

- Albo?

Parsknął. - Histeryczka.

Weszli do windy i zajęli miejsca. - Gabriel?

Usłyszał drżenie w jej głosie i nagle zastanowił się czy
to co robił było

właściwe. Jej dłoń drżała w jego. Nie chciał by się aż
tak bała. - Chcesz wyjść? -

Pojechałby sam. Nie, wyjdzie razem z nią. Nie chciał by
zniknęła mu z oczu.

Usiadła. Przegryzła wargę ale zapięła się, patrząc przed
siebie jakby nagle została

przywiązana do elektrycznego krzesła.

Moja dziewczyna. - Trzymaj mnie za rękę. Uwierz mi,
to wcale nie jest takie

straszne.

Pięć minut później, gdy zawiśli zanim runęli z
powrotem w dół, odwróciła

background image

się do niego i spokojnie stwierdziła - Nienawidzę cię.

Jej krzyki przebiły mu bębenki podczas gdy on się śmiał
i śmiał.

Kiedy wysiedli i potykali się po przejażdżce on nadal
się śmiał. - Oj, daj spokój,

nie było aż tak źle. - Pociągnął za jej dłoń, zatrzymując
ją gdy próbowała od niego

odejść.

- Tak samo jak nie jest źle być świeżakiem w średniej
szkole a mimo to nie

chciałabym tego powtarzać.

Pociągnął mocno, ignorując jej skrzek protestu kiedy
wylądowała w jego

ramionach. Pocałował ją w czubek nosa gdy wydęła na
niego wargi. - No dobra, w

takim razie muszę odpokutować, prawda?

Spojrzała na niego gniewnie. - Być może.

Chwycił jej usta w mocnym, szybkim pocałunku. -
Wiem nawet jak. - Nie

zamierzał dać jej wyboru by odmówiła. Nie tym razem.
Zabierał ją z powrotem do

background image

jej pokoju by oznaczyć przed końcem nocy. - Idziemy
Saro.

- Gabe, nie. - Pociągnęła za jego dłoń. - Jeszcze nie.

Zazgrzytał zębami, ale panika w jej oczach go
uspokoiła. - Czego jeszcze

potrzebujesz Saro? - złapał za jej ramiona by potem
przebiegnąć palcami przez jej

włosy. - Powiedz mi skarbie.

Otworzyła buzię ale zanim odpowiedziała zadzwonił
telefon. Wyjął go z pokrowca

i odebrał bez patrzenia. - Słucham?

- Gabe?

Zamknął oczy i próbował nie zwracać uwagi na ból w
oczach Sary. Gdyby

tylko spojrzał na ten jebany numer to by nie odebrał by
mogła nagrać się na

poczcie, ale było już za późno. - Taa Chloe?

- Słuchaj wiem, że jesteś prawdopodobnie zajęty razem
z Sarą ale myślisz, że

będzie miała coś przeciwko gdybym cię pożyczyła na
chwilkę?

background image

Znał ten ton w głosie Chloe. Coś się wydarzyło, a jego
zaprzyjaźniona mała

lisiczka miała doła. - Nie jestem pewien. Co się stało? -
Trzymał wzrok na Sarze

wiedząc, że mogła usłyszeć wszystko to co powiedziała
Chloe.

Nie żeby miałoby to jakieś znaczenie. W momencie gdy
spytał się jej jaki ma

problem Sara zrobiła minę i zrobiła krok w tył. - Na
razie Gabe,

Złapał ją za nadgarstek, zaciskając uchwyt gdy
próbowała się oswobodzić. - O nie,

nigdzie nie idziesz.

- Gabe? Jasna cholera, jest zła prawda? Oznaczyłeś ją
już?

Sara przestała się wyrywać. Postrzeliła Gabe’a
wzrokiem. - Co ona właśnie

powiedziała?

Wzdrygnął się. - Ona… - Zabrał telefon od ucha. -
Słuchaj kochanie, to

skomplikowane.

background image

- Powiedzmy. Twoja dziewczyna zadzwoniła do ciebie
by się spytać czy już mnie

oznaczyłeś.

Spojrzał prosto w jej twarz, absurdalnie dumny gdy nie
odwróciła od niego

wzroku. I jak bardzo było to popieprzone? - Ona nie jest
moją dziewczyną Saro. -

No i znowu uniosła tą pierdoloną brew. - Przestań.

- Co mam przestać?

- Przestań we mnie wątpić do cholery.

- To przestań dawać i ku temu powody! - Wyrwała
swoją rękę i zaczęła odchodzić.

Nawet się nie zawahał. - Chloe? Przepraszam ale
musisz liczyć na siebie. -

Zamknął klapkę i odrzucił daleko, podążając za Sarą tak
szybko jak tylko mógł. -

Sara!

Olała go i szła dalej. Ze sposobu w jaki stąpała był
pewny, że właśnie wyobraża

sobie jego lub Chloe twarz

- Sara! - Wreszcie do niej dotarł i złapał za rękę.

background image

Dostał mocno łokciem w brzuch, aż zaparło mu dech w
piersi. Stanęła na

niego ciężko stopą, zaskakująco wyjąc. Ale to co
naprawdę go przestraszyło był

moment, w którym się cofnęła i spróbowanie kopnąć go
w krocze. Ledwo na czas

przekręcił biodrem, by powstrzymać poważny ból. -
Jezu Chryste, Sara!

Spojrzała mu w twarz, grożąc palcem. - Zostaw mnie w
spokoju Gabrielu

Anderson. Słyszysz mnie? Nie chcę już cię nigdy więcej
widzieć!

Dosyć tego. Był tylko jeden sposób na dotarcie do niej i
Gabriel go znał.

Przyciągnął ją ciasno do siebie, nie chcąc ją wypuścić i
wreszcie, wreszcie,

oznaczył ją jako swoją. Zgięło ją w kolanach ale nie
obchodziło go to. Nie było

mowy żeby ją wypuścił. Zapach jej orgazmu owinął go,
łagodząc zarówno jego jak

i jego Pumę, wiedza, że należała do niego prawie
wywołała jego własny orgazm.

background image

Wepchnął swoje udo między jej nogi, by mogła coś
przelecieć podczas gdy jej

przyjemność przelewała się przez nią. Jego Puma
zatęskniła za rykiem z triumfu

gdy jego niewiarygodna partnerka wreszcie się
rozluźniła w jego ramionach.

Zamruczał przy szyi Sary, pragnienie by wziąć ją
właśnie tu i teraz było tak silne,

że zaledwie się jemu oparł.

- Znajdźcie sobie pokój!

Gabe przekręcił głowę by zobaczyć dwóch dzieciaków,
zaledwie w szkolnym

wieku, uśmiechających się szeroko do nich. Mali
gówniarze.

- O Boże.

Odwrócił głowę by zobaczyć Sarę, gapiącą się na
dzieciaki z szeroko

otwartymi oczami. Nie byli Pumami, a po ich zapachu
stwierdził, że nie byli nawet

z Halle, ale rozumiał dlaczego bzikowała. Schowała
twarz przy jego klacie. -

Zabiję cię.

background image

Wydostał udo spomiędzy jej nóg, poczerwieniał gdy
kolejne dzieciaki śmiały

się i klaskały. Jeden cwaniakowaty dupek właściwie
uniósł mapę studia Hollywood

z wypisaną na niej liczbą „7.5” - Może i pozwolę ci na
to.

ROZDZIAŁ VIII

Drzwi się za nimi zamknęły z końcowym kliknięciem.
Sara nie chciała się

odwrócić twarzą do swojego partnera. – Więc.

Cisza.

Nerwowo oblizała usta, wiedząc co miało się stać. –
Chcesz obejrzeć film?

- Saro.

Zadrżała słysząc ton w jego głosie. O rany. Opuściła
rzęsy zanim jeszcze

miała czas by pomyśleć. Jej dominujący kochanek był
w pokoju i nie zniósłby

żadnej odmowy. Emocje wylewające się z Gabriela
tylko zwiększyły jej

pobudzenie.

background image

- Chodź tutaj.

Odwróciła się, studiując go spod swoich rzęs, jedna
brew uniosła się w

wyzwaniu. Tak bardzo jak pragnęła do niego należeć,
nie było mowy by chciała

żeby sprawy tak się skończyły. Potrzebowała od niego
coś czego nie była pewna,

że może jej dać. Jej własne emocje kolidowały z jego,
brakowało harmonii, którą

wyczuwała u innych par.

Stał tam, po prostu ją obserwując, te jego
ciemnoniebieskie oczy powoli

krwawiły do złotego koloru. Widok był wysoce
erotyczny, był to dowód na to jak

ją pragnie.

Poprzez ten czyn utrzymała swoje oczy brązowymi
wiedząc, że inaczej

zachęciłaby go. Jego nozdrza się poruszyły i wiedziała,
że mógł wyczuć jej

pożądanie. Wyciągnął dłoń i czekał. Cierpliwy jak kot.

Zacisnęła usta gdy patrzyła jak stoi. Cholera. Znając go
wiedziała, że mógłby tak

background image

stać przez cały dzień. Uparty skurwiel.

I czy to nie było ich głównym problemem? Był zbyt
uparty by ją po prostu zapytać,

o cokolwiek. No i stał tak sobie, z wyciągniętą dłonią…

Chwila. On po prostu tam stoi, z wyciągniętą ręką…

On ją prosił. Prosi ją o jej zgodę, by się ugięła, tylko tu
w sypialni. Przeważnie

traktował ją jak równą sobie.

Jak mężczyzna traktujący swoją partnerkę.

Czy takie pytanie nie wystarczyło, nawet jeśli nie było
werbalne? Studiowała

go powracając do każdego momentu podczas ostatnich
dwóch dni. Każda godzina

ich kochania przetoczyła się przez jej umysł. Czas kiedy
słuchała jak Chloe

opowiada o jej relacjach z Gabem nadal sprawiały jej
ból. Lecz on tu stał, w jej

pokoju, po naznaczeniu jej publicznie ( i Boże czy ona
kiedykolwiek o tym

zapomni?) trzymając wyciągniętą rękę i czekając. Na
nią.

background image

Wzięła głęboki oddech i pozbyła się tarczy, którą
utrzymywała przed swoimi

zmysłami. To było trudniejsze niż myślała, ale
opuszczała ją cal po calu dopóki nie

mogła wyczuć tego wszystkiego co on czuł.

A to prawie cholernie powaliło ją na kolana. Pierwszy
raz w pełni

zrozumiała potrzebę, miłość w nim, bez jej własnych
wątpliwości zaciemniających

jej zmysły, i to było cudowne.

Cała jej wcześniejsza postawa uleciała gdy ugięła się
pod jego wolą.

Pożądanie przepłynęło przez nią, powoli i słodko jak
miód. Ruszyła by chwycić

jego dłoń, myśl o jego kłach zatapiających się w niej, o
nim na nowo znaczącym i

twierdzącym ją jako swoją prawie wystarczyła by
upadła na kolana.

Kiedy ich dłonie się spotkały, jego twarz lśniła dziką
radością. Nie dał jej

najmniejszej szansy by go odepchnęła. Przyciągając ją
do siebie wgryzł się w jej

background image

ramię, wywołując u niej wrzeszczący orgazm, który był
w połowie bólem, w

połowie przyjemnością. Ścisnął ją, wpychając udo
między jej nogi, pozwalając jej

się ruszać gdy ciemne fale przepływały przez nią,
emocje wylewające się z niego

popychały ją wyżej i wyżej.

Bez namysłu jej Puma wkroczyła, znacząc Gabe’a,
powodując u niego

jęczący dreszcz. Trzymał jej głowę w miejscu gdy jej
kły się w niego wbiły, jego

dłoń wczepiła się w jej włosy przyciągając ją. – Tak
jest, skarbie. – Wolną ręką

zaczął powoli strzępić jej top, końcówkami pazurów
zostawiał na jej ciele

przepyszne gorące ślady. Potrzeba się w niego wbiła,
dzika, brutalna i wycelowana

jedynie na nią. Zaczęli kierować się tyłem w stronę
łóżka. Zabrał dłoń z jej włosów

i chwytając ją za tyłek, uniósł, jej stopy były nad
podłogą. Wyciągnęła kły z jego

szyi i trzymała się.

background image

- Złap mnie nogami w pasie.

Dostosowała się gdy właśnie przechylił ją do tyłu,
ramionami wylądowała na

łóżku. Jej tyłek był w powietrzu, rękoma chwyciła się
narzuty by nie upaść.

- Grzeczna dziewczynka. – Jego palce ruszyły do guzika
w jej spodenkach, szybko

odpinając je. – Zaufasz mi. Zrozumiałaś?

Oblizała usta i kiwnęła.

- Powiedz to.

- Ufam ci panie.

Jedna wielka dłoń złapała jej plecy gdy druga zaczęła
zdejmować z niej spodenki.

Chrząknął gdy je przesunął i zorientował się, że nie
nałożyła majteczek.

Zdjął jej szorty do kolan zanim ręką zjechał do swoich
własnych spodni. Opuścił je

eksponując twardą, długą linię swojego penisa. – Jestem
ci dłużny, skarbie.

Otworzyła szeroko oczy, zacisnęła pośladki w
oczekiwaniu i od

background image

zdecydowania na jego twarzy. Ręką gładził jej tyłek,
ściskając jeden pośladek

zanim skierował się do drugiego. – Sprawię, że ten twój
śliczny tyłeczek zrobi się

czerwony.

Zdusiła pisk.

- Do góry, na kolana i ręce.

Wspięła się niezgrabnie z szortami opuszczonymi do
kolan, ale wiedziała

żeby lepiej ich nie ściągać. Znała go na tyle dobrze by
wiedzieć, że ich widok go

nakręci. Schyliła się, ramiona położyła na łóżku,
wypinając pośladki i czekając na

jego rękę.

Nie musiała długo czekać. Poczuła natychmiastowe
pieczenie gdy ją uderzył.

– Policzmy.

- Raz, dwa, trzy. – Poczuła jak pośladki zaczęły płonąć,
jej cipka zacisnęła się w

oczekiwaniu na kolejne uderzenie. Nadal nie wiedziała
jak może pragnąć czegoś

background image

takiego ale nie zamierzała się skarżyć.

- Przelecę ten tyłek. – Wylądował kolejny ostry klaps, z
jej ust uciekło kwilenie

zanim zdołała je zdusić. Czuła jakby jej tyłek się palił.
Pogładził czerwone

pośladki, jego dłoń koiła wrażliwą skórę. – Będziesz
cudownie wyglądać z moim

penisem wślizgującym się między te czerwone pośladki.

Jej łechtaczka zapulsowała na myśl o nim w środku.
Zrobili to już wcześniej w

snach a odczucia były niewiarygodne. – Proszę, panie.

- O co prosisz?

- Proszę przeleć mnie.

Poczuła jak się ruszył na łóżku. – Jeszcze nie. –
Zamknęła oczy gdy dłońmi złapał

za jej biodra. – Najpierw chcę się napatrzyć na moją
dupcię.

- Idź po lustro. – Wymamrotała.

Kolejny klaps sprawił, że pisnęła. – Co to miało
znaczyć?

background image

Rozbawienie w tonie jego głosu odprężyło ją pod jego
dłonią. – Nic, panie.

Zębami uszczypnął ją w biodro. – Jesteś pewna?
Brzmiało tak, jakbyś

chciała coś powiedzieć.

Jeśli mnie zaraz nie przelecisz to cię zabiję. Miała
przeczucie, że gdy tak mu

odpowie to zostawi ją tutaj, z uniesionym tyłkiem, a
sam pójdzie robić coś innego.

– Powiedziałam, że masz bardzo fajny tyłeczek, panie.

Zaśmiał się gdy pieścił jej własny. – Też tak sądzę.

Pierwsze dotknięcie jego mokrego, ciepłego języka
zaskoczyło ją i

podskoczyła. – I smaczny. – Gabe zataczał kółka
językiem dookoła jej pośladków,

okazjonalnie wsuwając go między nimi by zanurzyć się
w jej cipce.

Nagłe uczucie jego kłów na jej tyłku spowodowało, że
poczuła jeszcze jeden

narastający orgazm. Uderzała stopami o materac,
wdzięczna, że trzyma ją za biodra

by nie upadła.

background image

Dopóki jej orgazm nie osiągnął apogeum nie wiedziała,
że oznaczał jej

tyłek.

- Moja.

Zadowolony ton w jego głosie sprawił, że spojrzała
przez ramię.

Gapił się na znak, który jej zrobił z tak męską
satysfakcją, że aż przewróciła

oczami.

Satysfakcja opuściła jego twarz, po czym zmarszczył
brwi. – Cholera. Muszę

przesunąć przelecenie tyłeczka na inny dzień.

- Dlaczego? –No cóż, czy właśnie nie zabrzmiałam jak
w potrzebie? Jęk w jej głosie

spowodował, że mentalnie się wzdrygnęła.

- Nie mam środka nawilżającego.

No dobra, na myśl o tym naprawdę przeszły przez nią
ciarki. Zacisnęła

pośladki, skrzyżowała kostki w proteście.

- Wnioskuję, że użycie nawilżacza jest dla ciebie
sposobem na zabawę? – Kiedy

background image

spojrzała na niego gniewnie, uśmiechnął się szeroko
jeżdżąc penisem w dół i w

górę po jej cipce. – W takim razie będziemy musieli
zrobić coś innego.

Wtargnął do środka, popychając ją do przodu i
zaczynając wbijać się w nią. Fakt,

że miała złączone nogi sprawił, że oboje odczuwali to o
wiele ciaśniej. Jego ręce

wylądowały po obu stronach jej głowy, jego biodra
uderzały o gorące ciało jej

pośladków. Mogła poczuć jak jego piłki uderzały o jej
przewrażliwioną łechtaczkę

gdy pieprzył ją bez litości.

Uszczypnął ją w kark, zębami przejeżdżał po wrażliwej
skórze, jej Puma

zamruczała z aprobatą od pokazu dominacji przez jej
partnera. Ruszyła ku niemu,

pieprząc go, ciesząc się z uczucia jak wchodzi i
wychodzi z jej ciała.

Zastanawiam się…

Sara otworzyła swoje zmysły, odczucia do Gabe i
pchnęła. Każda emocja, którą

background image

doświadczyła przelewała się przez nią do niego. Gabe
się udławił, jego biodra się

zatrzymały. Sara pisnęła i usłyszał to jak echo.
Odczucia przelatywały przez nich

kiedy zaczął się znowu ruszać.

Mogła wyczuć między nimi połączenie. Wiedziała, że
doświadczał

wszystkiego co jej robił. Wspaniała przyjemność była
oślepiająca, stale rosnąca.

Karmili się nawzajem napływającym orgazmem, fale
odbijały się między nimi.

Chcieli. Pragnęli. Sapała, błagając o więcej, jego niski
ryk naparł na nią. Zanim

mogła wypowiedzieć czego potrzebowała jego ręce były
już na jej tyłku, klepiąc ją,

delikatnie, szorstko, zmieniając poklepywanie w
uderzenia, zbliżając ją coraz

bardziej i bardziej do eksplozji, która mogłaby ją
jedynie zabić. Kłami zanurzył się

znowu w jej ramieniu, przytrzymując ją w miejscu i
wzbudzając w niej trzeci

background image

orgazm. Krzyknęła bez tchu, pulsując wokół twardego
ciała, które napierało na nią,

jej umysł i serce rozbiły się wraz z jej ciałem.

Zaczęła prosić, błagać, by ruszał się szybciej, mocniej,
przyjemność

narastała dopóki nie pomyślała, że straci przytomność.
Pazurami postrzępiła

narzutę w niekontrolowany sposób gdy poczuła jak jego
własny orgazm zaczyna go

rozpruwać, emocje pchnęły ją do czwartego orgazmu
tak bardzo, że zauważyła

gwiazdy.

- O kurwa! Kurwa! – Odrzucił do tyłu głowę, jego
Puma ryknęła gdy doszedł w

niej. Fakt, że na tyle stracił kontrolę, że jego Puma
prawie wydostała się na

zewnątrz był dla niej ogromnym źródłem satysfakcji.

Gabe rzadko tracił kontrolę.

Opadł na bok, ciągnąc ją za sobą, zwijając się dookoła
jej ciała gdy oboje zmagali

się ze swoimi oddechami. Jego penis podskoczył w niej,
jego ramię trzymające ją

background image

w talii nie pozwoliło jej się odsunąć. – Nie. Zostań tam
gdzie jesteś.

Czuła, że ten odurzający dźwięk jego głosu nie dotyczył
tylko jej ciała.

Wtuliła się tyłem do swojego partnera, kochając uczucie
jego ciała wewnątrz

siebie, mały błysk paniki jaki poczuł złagodniał do
zadowolonego pomruku. Lekkie

skubanie jej karku uspokoiło ją. Z małym uśmieszkiem
pozwoliła sobie na

spokojny odpoczynek, mając gwarancję, że jej partner
zapewni jej ochronę. Do

diabła, nawet pozwoliła sobie zamruczeć.

No i co ty teraz na to Chloe, odpadłaś. Gabe jest mój.

- Skąd to zadowolone spojrzenie?

Uśmiechnęła się, łaskocząc go w skórę. – Nie jestem
pewna czy powinnam na to

odpowiadać.

Odwrócił ją chcą zobaczyć jej twarz. Ważne było
zobaczyć teraz jej twarz,

prawie tak ważne jak poczuć ją w jego umyśle. Nigdy
wcześniej nie doświadczył

background image

tego co dla niego zrobiła. Zrobiła coś więcej niż tylko
go oznaczyła, zawładnęła

nim, w sposób jaki nie do końca rozumiał. – Teraz mi
wierzysz?

- Z czym?

Skrzywił się. – Chloe.

Przegryzła wargę.

Gabe westchnął. Najwyraźniej nie. – Dlaczego nadal
myślisz, że coś mnie łączy z

Chloe?

Wzdrygnęła się. – Nie myślę tak, raczej.

- Ale czymś się jeszcze martwisz. Czym?

- Bransoletką.

Aaa. Zastanawiał się kiedy do tego dojdą. – Tak, dałem
jej bransoletkę. Jest

przyjaciółką; kimś, kto myślałem, że robi mi przysługę.
Przysięgam ci, nigdy nic

nas nie łączyło. Nic. To tak jakbym uprawiał seks z
młodszą siostrą.

- Nie masz młodszej siostry.

background image

Warknął. – Wiesz o co mi chodzi. – Przechylił do góry
jej podbródek. – Uwierz mi.

Możesz ją zapytać jeśli chcesz. Ona już wie kto jest jej
partnerem i to nie ja.

Próbuje jedynie wymyślić sposób jak go oznaczyć.

- Kto? – Otworzyła szeroko oczy. – Jim jest naprawdę
jej partnerem?

Kiwnął głową, woląc zignorować fakt, że za dużo
podejrzewała. Już

wystarczyło zgrzytów między nimi a Jimim i Chloe. –
Jest wolontariuszką,

asystentką weterynarza podczas gdy zarabia na
zrobienie doktoratu z medycyny,

więc są stale razem. Powiedziała, że ją odrzucił mówiąc
jej, że jest dla niego za

młoda.

Zrobiła minę. – Dokładnie. Próbowałam go odwieść od
tej myśli, ale uwziął

się mówiąc, że nie dojrzała wystarczająco dla niego lub
jakoś tak.

Popieścił tę piękną twarz, głaszcząc kciukiem jej wargi
tylko po to, by

background image

poczuć jej uśmiech. – Nasze rozmowy w większości
dotyczyły ciebie i Jima. Teraz

mi wierzysz?

Pogłaskała go po klacie, relaksując się przy nim z
kiwnięciem głowy. –

Dobra. Wierzę ci.

Pocałował ją w czoło, mając nadzieje, że w końcu
pozbyła się swoich obaw. –

Kocham cię Saro. – Otworzył swoje serce mając
nadzieję, że wreszcie to poczuje.

Kiedy podarowała mu ten tajemniczy, malutki kobiecy
uśmieszek, jego serce

prawie eksplodowało ze szczęścia. – Wiem.

Wtulił się w nią, zdecydowany pić z tego szczęścia i
nigdy nie pozwolić mu

zniknąć.

Było w pół do trzeciej w nocy ale Gabe nie mógł spać.
Oddychał głęboko,

zapach jego partnerki otaczał go. Jej słona skóra była
pod jego językiem. Jej gorący

tyłek był wtulony w jego pachwinę. A ona ufała mu na
tyle, że zasnęła.

background image

Albo przynajmniej miał nadzieję, że ufała, a nie zasnęła
po wyczerpującym

rżnięciu. No cóż, dobra, mógłbym żyć z wyczerpującym
rżnięciem. Uśmiechnął się

głupio, słuchając jak równo oddychała.

To było podniecające uczucie, trzymając ją w
ramionach podczas pobudki.

Bardziej podniecająca była wiedza, że mogłaby uczynić
go bezradnym, zmusić by

błagał i płakał jak mięczak, a pozwoliła mu siebie
zdominować. A nie miał zamiaru

ani próbować, ani też się łudzić. Jeśliby sobie
zażyczyła, to mogłaby go ostudzić w

każdej chwili. Jego partnerka była o wiele silniejsza niż
myślał. Wystarczył jeden

dzień, obserwując ją razem z Jimim, by się o tym
przekonać.

Jeśli musiałby przez to przechodzić przez miesiące,
skłoniłby się ku

obłąkaniu bądź morderstwu. Albo ku obydwu. Seks jaki
przeżyli wcześniej tylko to

background image

przypieczętował. Zawładnęła nim, przyciągając do
siebie, przyciskając mocno i

dając mu przejażdżkę jego pieprzonego życia.

Dzięki Bogu, że z niego nie zrezygnowała. Bo mogłaby.
Była na tyle silna

żeby odejść nie oglądając się za siebie. A to byłaby jego
cholerna wina, bo

posłuchał pierdolonego Niedźwiedzia zamiast swoich
instynktów.

Zadrżał na myśl o życiu bez Sary. Co on sobie myślał
powstrzymując się od

oznaczenia? Był tak zajęty chroniąc ją przed ich
separacją, że nie zauważył co jej

robił.

Na koniec prawie zniszczył ich oboje i na co to komu?

No cóż, zdecydował się teraz zrobić wszystko by Sara
nie miała żadnych

wątpliwości co to tego jak bardzo jej pragnął. Jak ją
potrzebował.

Wiedział, że w którymś momencie, będzie musiał jej
ulec. Była Omegą. On

background image

był zaledwie zastępcą Marshalla. Przewrócił się na
plecy, przykrywając ich oboje

pościelą zanim położył ręce za głowę. Patrzył się na
sufit, próbując zdecydować jak

się z tym wszystkim czuł. Im bardziej o tym myślał, tym
brak niepokoju okazał się

ulgą. Nie miał z tym problemu. Mógł być dominatorem
w ich cielesnej relacji ale

jeśli chodziło o sprawy Dumy to przewyższała go
stopniem. Jeśli będzie trzeba to

ukłoni się szczęśliwy, wiedząc, że jego skarb wróci z
powrotem do ich łóżka i

będzie o niego błagała, jeśli najpierw nie zmusi go by to
on pierwszy błagał.

Nie mógł pozbyć się szerokiego uśmiechu. Nie chciał
mieć małżonkipopychadła.

Sara udowodniła mu, że jest na tyle silna by go
zatrzymać przy sobie,

ale też wystarczająco silna by od niego odejść.

Zamrugał. Jasna cholera. Próbował zdusić jęk ale coś
mu przemknęło.

background image

Zapomniał dać jej pierścionka, który kupił jej pod
choinkę. Rano od razu go

dostanie. Może zabierze ją do Francji w Epcot na
śniadanie i nakarmi ją

babeczkami przed tym jak poprosi ją o rękę. Miał
nadzieję, że spodoba jej się

prosty, wyszlifowany diament wtopiony w złoto, który
dla niej miał.

Zamknął oczy i pozwolił snu nim zawładnąć. Nie był
zaskoczony kiedy

spotkał w nim Sarę.

Była wszystkim, o czym kiedykolwiek chciał śnić, a
nawet więcej.

EPILOG

Emma chodziła za zasłoną z wargą między zębami, jej
brązowe oczy były

dzikie. – Jesteś pewna, że dobrze wyglądam?

Sara oparła się pragnieniu by użyć swojej mocy żeby
uspokoić Emmę.

Właśnie wtedy kiedy panna młoda była tak zamroczona
niepokojem, cokolwiek co

background image

by Sara zrobiła po prostu by się odbijało chyba, że
wysiliłaby się. Sara nadal była

świerzakiem w tym wszystkim i bała się, że za bardzo
zrelaksuje Emmę i Curana

mogłaby runąć w drodze do ołtarza. – Emmo świetnie
wyglądasz.

- Uwierz mi. Wyglądasz przepięknie. – Sheri uściskała
Emmę, ostrożnie obchodząc

się z fryzurą Curany.

- Dzięki. Chyba. – Emma przegryzła wargę. – Gdzie jest
Becky?

- Poszła skorzystać z kuwety. – Belle uśmiechnęła się
szeroko, opierając się o

ścianę. Sara była pewna, że Belle martwiła się biodrem
ale Luna nie chciała użyć

swojej laski tłumacząc się, że nie będzie jej pasować do
sukienki.

Sara była również pewna, że Rick będzie miał później
coś do powiedzenia na ten

temat, kiedy zostaną sami. On już dwa razy się wrócił
by sprawdzić co u Belle,

background image

zarabiając przy tym warczenie Luny. Mamrotała coś o
jakimś gwizdku, ale Rick

bynajmniej nie wydawał się onieśmielony.

Becky właśnie wracała z damskiej toalety kiedy pojawił
się bardzo ludzki

planista ślubu Emmy. – No dobra, panie, już prawie
czas. Jesteście gotowe?

Emma przełknęła. – Tak. – Wzięła głęboki oddech i
wypuściła go z powrotem. –

Nic mi nie jest.

Ale było, jednak Sara nie zamierzała o niczym mówić.
Emma praktycznie

wibrowała z niepokoju.

Ojciec Emmy wszedł do pokoju, jego siwo-czarne
włosy błyszczały. –

Wspaniale wyglądasz, kochanie. – Pocałował ją lekko w
policzki, oczy mu lśniły z

dumą. Łatwo było powiedzieć skąd Emma miała ten
wzrok. – Twoja matka chciała

żebym ci przekazał, że Maks wygląda rewelacyjnie.

Emma wyraźnie się odprężyła, uczucie zmiotło się do
Sary, prawie

background image

powalając ją z nóg. Emma odczuwała wszystko tak
intensywnie, że prawie skręciło

to Sarą. – Naprawdę?

- Naprawdę. – Umieścił rękę Emmy pod swoim łokciem
i odwrócił do planisty

ślubu. – Jesteśmy gotowi?

Muzyka zaczęła grać, planista uciszył wszystkich i
ustawił w kolejce. Sara

patrzyła jak planista wyliczał. – Teraz. – Kobieta
syknęła, płosząc Sarę do przodu.

Ruszyła, trzymając w dłoni swój malutki bukiecik z
liliami koloru ecri. Jej

suknia koloru fuksji falowała dookoła jej kostek, prosta
forma doskonale pasowała

do bardziej tradycyjnej sukni Emmy. Musiała przyznać,
że kolor był oszałamiający,

a prosta linia sukienki w kształcie litery „A” bez
ramiączek był idealny dla

wszystkich ich figur i rozmiarów.

Zajęła swoje miejsce w altance przed ołtarzem, jej oczy
automatycznie

background image

przesunęły się po wszystkich facetach szukając
swojego. Gabe wyglądał

niewiarygodnie gorąco w swoim czarnym garniturze i
ciemnozłotej koszuli. Posłał

jej całusa uśmiechając się gdy się zarumieniła.

Następnie wyszła Belle, blond Luna szła do ołtarza
majestatycznym

krokiem, Rick był cholernie blisko ryku na widok jej
utykania, ale pozostał na

miejscu za Maxem i Simonem, zarabiając sobie słodki
uśmiech.

Pojawiła się Sheri a fuksja jej sukienki podkreślała
wstrząsająco jej

alabastrową cerę i jasne blond włosy. Jej wrażliwe oczy
schowane były pod

białymi przeciwsłonecznymi okularami. Lekki uśmiech
zaszczycił jej usta gdy

zajęła miejsce przed Belle.

Becky wyszła zza zasłony, jej dzikie loki zostały
wygładzone do prostych

lekko brązowych włosów, które teraz sięgały jej do
pasa. Miała za uchem jedną

background image

białą lilię. Uśmiechnęła się do Simona i puściła oczko
zanim zajęła swoje miejsce

pierwszej druhny. Sara odwróciła się by znaleźć Simona
patrzącego się na Becky z

czymś podobnym do adoracji.

Zmieniła się muzyka i Sara odwróciła się. Usłyszała jak
goście sapnęli i

uśmiechnęła się, jej oczy rzuciły się by ujrzeć ogłuszone
spojrzenie Max’a.

Curana wyglądała w swojej sukni jak królowa. Bez
ramiączek, prosta, z

haftowanym gorsetem w śmiałe kolorowe paseczki,
które ciągnęły się w długie,

haftowane ogony koloru sukien druhen. Rozszerzona
wersja haftowanego wzoru

zakreśliła dno sukni. Reszta sukni była koloru ecri tak
jak haft. Mała, złota i

cytrynowa tiara była wpięta w jej włosy, które były w
połowie spięte i w połowie

opuszczone jako ciemne loki na kremowe ramiona. Jej
biżuteria składała się z

background image

prostego, złotego i cytrynowego naszyjnika oraz
dopasowanych kolczyków. Jej

bukiet był bardziej złożoną wersją jej druhen, kolor
pasował do ich sukien. Jej

ojciec szedł dumnie obok niej, jak król pozwalający
odejść swojej księżniczce.

- Ja pierdolę. – Max wzdrygnął się kiedy wielebny
Glaston klepnął go delikatnie

ręką po głowie, rozśmieszając tym gości. Emma
zaledwie mrugnęła, jej twarz

wyrażała rozbawienie.

Reszta ceremonii poszła całkiem gładko, zarówno Max
jak i Emma wyrazili

swoją miłość do siebie bez zacinania się, ale Sara ledwo
to usłyszała. Spojrzeniem

cały czas powracała do swojego partnera, nie
zaskoczona kiedy nigdy nie spuścił z

niej wzroku. Musiała oprzeć się pragnieniu, by nie
bawić się pierścionkiem

zaręczynowym, który od niego dostała kilka dni
wcześniej. Nie dał jej szansy

background image

odmówić. Obudziła się już z pierścionkiem na palcu,
jego zadowolone mruczenie

brzęczało w niej. Odtąd miała go zawsze na sobie.

- Ogłaszam was mężem i żoną.

Sara zamrugała i skupiła się by zobaczyć jak Max
przyciąga do siebie Emmę.

- Max, poczekaj aż najpierw to powiem dobrze? –
Ksiądz patrzył na Maxa spod

swoich okularów, który po prostu uśmiechnął się
szeroko i wzruszył ramionami. –

Max?

- Hmm? – Max patrzył w dół w rozpromienione oczy
swojej partnerki.

Wtedy wielebny kiwnął. – Możesz pocałować pannę
młodą.

Max pochylił się i pocałował ceremonialnie Emmę.

Sara poczuła w oczach łzy na piękno tej chwili, z
miłości Dumy i przez

nowo poślubioną parę, że aż nie mogła tego ogarnąć.

Ale poza tym, poczuła miłość swojego partnera, jej
Gabriela i wszystko było

background image

w porządku. Posłała mu całusa nie zaskoczona gdy jego
oczy zmieniły się w złote.

Taa, cały jej świat był w porządku.

Wesele było a fantastyczne. Max i Emma na przyjęcie
wybrali Dziedziniec w

Zamku Kopciuszka, wysokiej klasy, eleganckie miejsce
z miejscem do zabawy.

Jedynym ciemnym punktem była kłótnia Chloe z Jimim,
jednak jedno lekkie,

wyszeptane słówko w ucho Jima wystarczyło by kłótnia
nie zamieniła się w coś

więcej.

Jakoś dziwnie Duma wydawała się bardziej
zaakceptować Belle teraz gdy

nie była już dłużej członkiem. Marie Howard nawet
podała Belle dłoń na

powitanie, coś czego Sara nigdy by nie oczekiwała,
chociaż utrzymujący wstręt,

który Sara mogła wyczuć, był ostrożnie schowany za
towarzyską maską Marie.

Belle zaakceptowała uprzejmie ten gest, ale Sara
wiedziała, że Luna już nigdy nie

background image

zaufa Marie.

Sara stała w cieniu, patrząc jak Chloe tańczy z
ciemnowłosym facetem i

westchnęła. Musiała przyzwyczaić się do tego widoku.
Gabe mógłby mówić, że

Chloe jest jedynie jego przyjaciółką ale potrzebowała
czasu by pozbyć się uczuć,

które czuła gdy widziała tych dwoje razem. Ufała
Gabrielowi. Jego miłość stale ją

otaczała jakby on świadomie chciał ją w niej zawinąć,
nigdy nie pozwalając jej by

zapomniała do kogo należała. Ale nadal gdzieś w głębi
bolało ją na widok ich

razem, wbrew wszystkim zapewnieniom Gabe’a. Tym
razem miała wrażenie, że

stabilizacja i zapewnienia Gabe;a o swojej miłości
mogłyby sprawić, że odczucia te

znikną całkowicie.

A jedyną rzeczą, która według niej by pomogła, byłby
widok Jima i Chloe

razem. Może patrzenie jak Lisica oznacza jej
niechętnego partnera w końcu

background image

pochowałby zazdrość, którą czuła o nią od zawsze.

- Cześć.

Sara odwróciła się by uśmiechnąć się do Ricka,
zaskoczona tym, że Wilk ją

szukał. Nie chodzi o to, że nie rozmawiali ze sobą
wcześniej. Właściwie to zrobiła

wszystko co w jej mocy by się upewnić, że on wie jak
straszne rzeczy spotkały

Belle zanim wywiózł ją do Pocono. Ukłoniła mu się
głupio i przesadnie. – Wasza

Alfość.

Parsknął. – Urocze. – Kiwnął w stronę Gabe’a i Chloe –
Wiesz, że nie

musisz się niczym martwić.

Sara patrzyła na niego zszokowana. – Ee, dobrze?

Wykrzywiły mu się usta. – To nie jest to co myślisz. –
Cała jego twarz się

odprężyła gdy jego wzrok spoczął na Belle. – Patrzy na
ciebie w ten sam sposób w

jaki ja patrzę na Belle. – Rick uśmiechnął się szeroko do
Sary. – Uwierz mi, teraz

background image

myśli tylko o tym jak szybko może cię dorwać, zanieść
z powrotem do pokoju i

rozebrać.

Sara zarumieniła się. – Jesteś tego pewien?

- Bardziej niż bym tego chciał, zaufaj. – Z grymasem
upił łyk swojego wina. – Ja…

mogę go słyszeć.

Sara zamrugała. – Masz na myśli…?

Rick kiwnął. – Nie wiem co to właściwie znaczy ale
taaa.

Sara była zafascynowana. Belle mówiła jej o
mentalnym połączeniu Ricka z

resztą jego Sfory. Nigdy by nie pomyślała, że działa to
również spoza ich grona. –

Słyszysz kogoś jeszcze?

- Ciebie, Sheri, Adriana, Maxa, Emmę, Becky,
Simona… A tak przy okazji, ludzie,

czy wy nie myślicie o niczym innym tylko o rżnięciu? A
to nas nazywają psami.

Sara prawie zadławiła się swoim winem. – A co z resztą
Dumy?

background image

Zmarszczył brwi. Mogłaby tylko poczuć siłę jego myśli
wędrujących po przyjęciu.

– Słabo, ale są tam. Gdybym był wystarczająco daleko
to wątpię żebym mógł ich

wszystkich usłyszeć.

- Myślisz, że ma to jakiś związek z Belle?

Cała ta energia nagle skupiła się na Lunie, która
spojrzała zza swojego

ramienia na Wilka Alfę zanim wróciła do rozmowy z
Emmą. – Bardziej niż

prawdopodobnie. W końcu jest pierwszą Luną Pumą. Z
tego co wiem to nasze

młode będą Wilkami z wyciąganymi pazurkami.

- I z niesamowitymi psychicznymi zdolnościami?

Rick wzruszył ramionami. – Jeśli tak ma być. –
Uśmiechnął się szeroko na

coś co zobaczył nad głową dużo niższej Sary. – Do
zobaczenia, Omego.

- Do później, Wilkołaku.

Zaśmiał się obrażony, kręcąc głową gdy odchodził.

background image

Sara spojrzała w górę, przestraszona gdy nagle nad jej
głową buchnęły

fajerwerki. Przynajmniej nie była zaskoczona kiedy
silne ręce otoczyły ją w talii.

Miękkie wargi otarły się o jej szyję, cień jej potężnego
faceta sprawiły, że poczuła

wspaniałe dreszcze przebiegające jej po plecach. W
ciemności oraz w magii, Gabe

zatwierdził ją jeszcze raz, wsuwając się kłami w jej
skórę i znacząc ją przy

wszystkich, czy to na jawie czy we śnie.

PODZIĘKOWANIA

To już niestety koniec historii naszych wspaniałych
kociaków (chyba, że

Dana ma zamiar napisać kolejną cześć). Strasznie
dziwnie się czuję rozstając się z

moimi Pumami no ale cóż trzeba iść dalej z kolejnymi
projektami Dany Marie Bell,

które nie mogą się doczekać aż znowu wywołają u was
śmiech, plucie na monitor,

różnego typu dławienia, mięknące serca, maślane oczy i
przede wszystkim

background image

pragnienie wykorzystania seksualnie głównego bohatera
;)

Mam nadzieję, że tak jak ja, będziecie miło wspominać
czas spędzony z

władczym Alfą Maxem i jego dowcipną Curaną Emmą,
z moim pupilem –

zadziornym zboczuchem Simonem i jego obżartuchem
Becky, z upartym Adrianem

i niewinną Sheri, ze złym psiakiem Rickiem i
mistrzynią ciętej riposty Belle oraz z

Dominatorem Gabrielem i ze znęcającą się nad nim
Omegą- Sarą.

Pragnę przede wszystkim podziękować moim
wspaniałym Betkom czyli

Signis i Sasha1981, które dzielnie znosiły i poprawiały
moje czasem bzdurne

zdania. Jesteście wspaniałe i współpraca z Wami była
dla mnie zaszczytem :)

Dziękuję również mojej Paskudzie Kati_Lady_92, która
jest wierną fanką

Pum od samego początku. Twoje komentarze
wywoływały u mnie szeroki

background image

uśmiech, a Twoja lojalność nie ma sobie równych ;p

Podziękowania również należą się Mrslen, której
motywacja wymieszana z

przekleństwami działała na mnie chyba najskuteczniej.
Masz szczęście, że Cię

lubię ;p

Bardzo dziękuję mojemu szalonemu Trio czyli:
Green_mouse, Mealli i

Sshakes. Jesteście wariatkami, niepohamowanymi!
Wasze komentarze połączone z

grafiką

zwalają

z

nóg!

Uwielbiam

Wasze

przekomarzanie się :)

Dziękuję Wam wszystkim za zainteresowanie, za
czytanie, za

komentowanie, dziękuję nawet za te denerwujące
jedyne „dziękuję” w

komentarzach :p. Było mi naprawdę miło czytając
Wasze opinie, wiedząc jak dużo

osób czeka na kolejne rozdziały (od razu przepraszam
za dłuższe przerwy w

dodawaniu nowych rozdziałów), To była niezła
motywacja dla mnie ;)

background image

Mam nadzieję, że prezent pod choinkę się udał ;)

Do zobaczenia przy Niedźwiedziu zwanym „Bunny”
czyli przy kolejnej

książce Dany Marie Bell oraz, mam nadzieję, przy
Down&Dirty.

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku !

Monia


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bell, Dana Marie Halle Pumas 05 Only In My Dreams
Halle Pumas 5 Only in My Dreams
Dana Marie Bell Halle Pumas 2 Sweet Dreams
Dana Marie Bell Halle Puma 02 Sweet Dreams
Dana Marie Bell [Halle Pumas 02] Sweet Dreams
Dana Marie Bell True Destiny 01 Very Much Alive
Dana Marie Bell True Destiny 02 Eye of the Beholder
Dana Marie Bell [Halle Pumas 03] Cat of a Different Color
Plotkara 09 Ziegesar Cecily von Tylko w twoich snach (Only In Your Dreams)
Remady & Manu L In My Dreams
Dana Marie Bell Halle Shifters 00 Bear with Me
I will se you in my dreams
dana marie bell halle pumas o4 steelbeauty
Dana Marie Bell Halle Shifters 01 Bear Necessities
Dana Marie Bell Halle Pumas 01 The Wallflower
Dana Marie Bell [Halle Pumas 01] The Wallflower
Dana Marie Bell [Halle Pumas 04] Steel Beauty
Dana Marie Bell Halle Puma 01 The Wallflower
The Ornament Dana Marie Bell Book I (Emma & Max)

więcej podobnych podstron