Winters Rebecca Nie potrzebuję żony

background image

REBECCA WINTERS

Nie potrzebuję

żony

background image

- 1 -

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Dzień dobry. Słuchaczy audycji „Rozmowy od serca" wita Max Jarvis.

Jak zwykle rozmawiać będziemy o tym, co sądzicie o miłości, namiętności i

wszystkim, co dotyczy odwiecznej zagadki, jaką jest związek dwojga ludzi.

Przeczytałem dziś w jednej z gazet artykuł, który dał mi wiele do myślenia.

Otóż według najnowszych badań ponad trzy czwarte zamężnych mieszkanek

stanu Utah pracuje na pół etatu bądź w pełnym wymiarze godzin. Okazuje się

również, iż podobna sytuacja panuje w całym kraju. Nie wiem, jak was,

panowie, ale mnie bardzo zasmuciły te dane. Przecież nasza twarda, a nierzadko

brutalna rzeczywistość nie jest najlepszym miejscem dla delikatnej, wrażliwej

istoty, jaką jest kobieta. Gdzie podziały się żony, które, podczas gdy ich

mężowie zarabiali na utrzymanie rodziny, opiekowały się domem, przyrządzały

pożywne obiady i wychowywały dzieci? Które pocałunkiem witały swych

zmęczonych ciężkim dniem małżonków?

- Tego już za wiele! - warknęła Lacey West, parkując przed domem,

należącym do jej siostry i szwagra. Valerie oraz Brad wyjechali służbowo na

Daleki Wschód i Lacey zgodziła się opiekować domem pod ich nieobecność.

Wyłączyła radio z postanowieniem, że gdy tylko zamknie za sobą drzwi

mieszkania, natychmiast zadzwoni do stacji radiowej i powie Maxowi

Jarvisowi, co o nim myśli.

Owszem, był na swój sposób błyskotliwy i inteligentny, ale przybył

zaledwie przed dwoma miesiącami z Zachodniego Wybrzeża, więc nie miał

zielonego pojęcia o lokalnych problemach stanu Utah. Lacey musiała jednak

przyznać, że miał jedną niezaprzeczalną zaletę, a mianowicie piękny, głęboki

głos. Już parę razy miała ochotę przyczaić się przed wejściem do budynku

siedziby radia, by sprawdzić, czy fizjonomia Maxa Jarvisa była równie

ujmująca.

R S

background image

- 2 -

Lacey miała swoją teorię na temat głosu. Jej zdaniem był on dużo

ważniejszy niż twarz. Mogła na jego podstawie pokochać kogoś lub

znienawidzić. Max Jarvis wraz ze swym głosem zajmował na jej specjalnej

liście poczesne miejsce, tuż obok Pavarottiego i Timothy Daltona. Niewątpliwie

wielu słuchaczy miało podobną opinię, gdyż od dwóch miesięcy audycja stała

się niesłychanie popularna.

Nie zmieniało to jednak faktu, że w oczach Lacey Max Jarvis był

outsiderem, który nie powinien zabierać głosu w sprawach, o których nie miał

najmniejszego pojęcia. Nie wiedział nic o problemach spowodowanych

cyklicznymi powodziami wokół Great Salt Lake ani też o historii prokuratora

generalnego, który w połowie kadencji zrzekł się swego stanowiska, by podjąć

się lepiej płatnej pracy w przemyśle. I on sądził, że wie cokolwiek o Utah! A co

do jego staroświeckich teorii na temat małżeństwa...

Lacey otworzyła tylne drzwi domu i natychmiast została czule powitana

przez George'a, tresowaną małpę kapucynkę, którą opiekowała się na prośbę

swej przyjaciółki Lorraine.

- Też się za tobą stęskniłam. - Poklepała George'a czule po głowie. -

Chodź, zjemy coś. Umieram z głodu.

Włączywszy w kuchni radio, zabrała się za przygotowywanie obiadu. Gdy

surówka była już gotowa, Lacey sięgnęła po słuchawkę bezprzewodowego

telefonu.

Kilkanaście razy bezskutecznie wystukiwała numer stacji radiowej,

bowiem linia była ciągle zajęta przez zwolenników przestarzałych poglądów

Maxa Jarvisa. Kiedy się wreszcie dodzwoniła, poproszono ją, by zaczekała

chwilkę. Zostały tylko trzy minuty do końca programu, więc było mało

prawdopodobne, by znalazła się na antenie.

George siedział w kącie kuchni i z apetytem zajadał swe ulubione

warzywa i ziarna słonecznika, więc Lacey poszła za jego przykładem, wciąż

R S

background image

- 3 -

jednak trzymając słuchawkę przy uchu. W końcu usłyszała charakterystyczne

stuknięcie.

- Witaj, Lorraine. Tu Max Jarvis.

Ilekroć Lacey dzwoniła w jakiejś sprawie do rozgłośni radiowych,

przedstawiała się zmyślonym imieniem, ponieważ nie chciała, by rozpoznał ją

ktoś ze znajomych. Tym razem przedstawiła się producentowi audycji jako

Lorraine.

- Wiem, że to pan, poznaję - odparła niezbyt uprzejmie.

- Jeszcze nigdy nie słyszałem twojego głosu, Lorraine. Zapewne dzwonisz

do nas po raz pierwszy, prawda?

Owo trafne spostrzeżenie zbiło ją z tropu.

- Ciekawe, skąd pan to wie?

- Ponieważ nie zapomniałbym takiego intrygująco niskiego głosu z lekką

chrypką - wyjaśnił. - A więc miałem rację, że to twój pierwszy raz?

- Istotnie, do pańskiego programu dzwonię po raz pierwszy, ale często

zabieram głos w dyskusjach radiowych - powiedziała wyniośle.

- Nawet nie masz pojęcia, jak mnie uszczęśliwiłaś - roześmiał się. -

Właściciel stacji bardzo lubi, gdy dzwonią coraz to nowi słuchacze

zainteresowani programem. Niestety, zostało już bardzo niewiele czasu...

- Będę się streszczać - przerwała mu szorstko. - Jeśli chce pan wiedzieć,

co stało się z delikatną, kruchą żoną, która urabiała sobie ręce po łokcie,

sprzątając mieszkanko w oczekiwaniu na powrót ukochanego mężulka, proszę

spytać o to jego dziewczynę. Tę, która nie miała zielonego pojęcia, że jest

żonaty i marzyła, że pewnego pięknego dnia poprosi ją o rękę. Aż wreszcie

odkryła, zbyt późno, niestety, iż płacił za ich kolacje i wyjścia do teatru

pieniędzmi, przeznaczonymi na utrzymanie rodziny. To dlatego żona musiała

pozostawić przytulny domek i znaleźć sobie pracę, by zarobić na siebie i dzieci!

- Jesteś ową żoną czy dziewczyną? - szybko wtrącił Max Jarvis, gdy

zrobiła przerwę dla zaczerpnięcia powietrza.

R S

background image

- 4 -

Pytaniem tym dotknął najczulszego miejsca w sercu Lacey, więc w

obawie, że jeszcze chwila, a powie zbyt wiele, odłożyła słuchawkę. Ciągle

jeszcze nie mogła darować Perry'emu, że tak podle ją oszukał, nie wspominając

ani słowem, iż ma żonę i dzieci. I pomyśleć, że była w nim do szaleństwa

zakochana!

- Drodzy słuchacze, Lorraine właśnie się rozłączyła. Bez wątpienia jej

smutna opowieść poruszyła czułą strunę w sercach tych, którzy stracili zaufanie

do swych najbliższych. Czyżby był to znak czasów? Czyżbyśmy znaleźli

odpowiedź na pytanie, dlaczego tyle kobiet postanowiło podjąć pracę? Wszyscy

bardzo ci współczujemy, Lorraine. Jeśli kiedyś będziesz miała ochotę

opowiedzieć nam o swych doświadczeniach, zadzwoń. To tyle na dziś, do

usłyszenia jutro, jak zwykle o piętnastej. - Max Jarvis zakończył audycję.

Lacey, której policzki wciąż jeszcze pałały z gniewu, wstała od stołu i

wyłączyła radio. Aby skierować myśli na inny tor, wzięła się za porządki w

kuchni, a gdy skończyła, zajęła się dokumentami jednego z klientów, który

właśnie otworzył filię swego biura w Idaho.

Kiedy zegar wybił dziesiątą wieczorem, postanowiła, że wystarczy jej

pracy jak na jeden dzień. Powędrowała więc do salonu, w którym George

wcześniej oglądał telewizję, a teraz, jak się okazało, smacznie spał na kanapie.

Lacey nie miała serca go budzić, toteż po cichu wyszła z pokoju i przygotowała

sobie kąpiel. Już od kilku minut leżała w wannie pełnej gorącej wody i

pachnącej piany, gdy w drzwiach łazienki pojawił się George.

- Och, to ty? Myślałam, że śpisz - powitała go Lacey. - Stęskniłeś się za

mną?

Małpa wskoczyła na wiklinowy kosz na brudną bieliznę i przypatrywała

się jej, przechylając głowę.

- Czy mówiłam ci już, że jedziemy pojutrze do Idaho Falls? Tylko ty, ja i

wielkie otwarte przestrzenie. Będziemy spać po drodze w samochodzie i w

R S

background image

- 5 -

ogóle robić, co tylko zechcemy. Oczywiście musisz pamiętać, że to służbowy

wyjazd, więc nie będziemy mogli się cały czas tylko zabawiać.

George uśmiechnął się szeroko, ukazując równy rząd mocnych, żółtawych

zębów. Lorraine, przyjaciółka Lacey, pracowała jako psycholog i

przygotowywała zwierzątko do opieki nad osobami niepełnosprawnymi. George

zatem świetnie dawał sobie radę z przeróżnymi czynnościami domowymi, które

byłyby zbyt nużące lub skomplikowane dla niektórych osób.

- A więc chcesz się teraz bawić, tak? - spytała ze śmiechem Lacey, kiedy

jej podopieczny podszedł do wanny i zanurzył dłoń w wodzie. - Obawiam się,

że nic z tego. Musisz poczekać, aż ja skończę. I nie patrz tak na mnie tymi

wielkimi brązowymi oczami. Pozwól mi trochę odpocząć, potem będziesz mógł

się bawić do woli.

George wybiegł z łazienki, by po chwili powrócić ze swą ukochaną

czerwoną piłeczką, którą natychmiast wrzucił do wody.

- Jesteś niegrzeczny. - Lacey pogroziła mu żartobliwie. - Nie dostaniesz

piłki aż do jutra rana. Możesz się dąsać, ile chcesz, nic to nie da - dodała, gdy

zwierzę teatralnym gestem zasłoniło oczy dłońmi.

George był jednak nie tylko zabawny, ale i posłuszny, toteż nie próbował

wyłowić zabawki.

- Wiesz co? Wcale nie jesteś aż tak włochaty, jak sądziłam. Ciekawe, co

powoduje, że Lorraine jest na ciebie uczulona. Czyżby twoja sierść? Jak to

dobrze, że od razu przypadliśmy sobie do serca, prawda? Bardzo lubię twoje

towarzystwo, choć bywasz czasem trochę zbyt ciekawski. Chciałabym cię

zatrzymać, ale przecież ktoś bardzo cię potrzebuje, a poza tym jesteś szalenie

drogocenny.

Rzeczywiście, odpowiedzialność za małpę wartą pięćdziesiąt tysięcy

dolarów przytłaczała Lacey od samego początku.

- Tęsknisz za Lorraine, prawda? - ciągnęła, wychodząc z wanny. - Ale

chyba lubisz mnie choć trochę?

R S

background image

- 6 -

George spojrzał tęsknym wzrokiem na wodę, po czym zerknął na swą

opiekunkę.

- Domyślam się, o co ci chodzi - roześmiała się Lacey. - W porządku,

zgadzam się.

Zwierzątko zrozumiało natychmiast i już po chwili podskakiwało radośnie

w wannie, rozchlapując przy tym wodę na wszystkie strony.

- Uważaj, George, znów jestem przez ciebie mokra - upomniała swego

podopiecznego. - Jesteś zbyt podekscytowany, uspokój się. Zachowujesz się tak,

jakbym po raz pierwszy ci na to pozwoliła.

Trudno jej jednak było zachować powagę, więc w końcu wybuchnęła

śmiechem, co zachęciło małpę do jeszcze bardziej pociesznych figli.

- No, już wystarczy - zawyrokowała Lacey, kiedy George zaczął uderzać

pięściami w swą klatkę piersiową. - Jesteś szalony, wiesz? Teraz idziemy spać i

wstajemy dopiero jutro w południe, dobrze? Czeka nas sprzątanie, bo z Denver

przylatuje szef Brada i zatrzyma się u nas. Niestety, będę musiała zamknąć cię

w komórce, żeby cię nie zobaczył. Nie martw się, przyniosę ci poduszkę i twój

ulubiony kocyk, a kiedy nasz gość położy się spać, przyjdę cię odwiedzić.

Lacey zdawało się, że gdy pochyliła się nad wanną, by wypuścić wodę,

usłyszała brzęk metalu oraz czyjś tłumiony jęk. Odgłosy te dochodziły na pewno

z łazienki sąsiada. George, który również je usłyszał, podniósł wzrok na swą

opiekunkę.

- Oho, zdaje się, że sąsiad próbuje nam coś powiedzieć - szepnęła. -

Lepiej nie bawmy się tak późno w łazience, bo jeszcze zechcą nas stąd

wyrzucić.

Sobota upłynęła im pod znakiem porządków. Lorraine zapewniła

przyjaciółkę, że George świetnie daje sobie radę z odkurzaniem i jest w tym

prawie tak dokładny jak człowiek, toteż Lacey zleciła zwierzęciu odkurzenie

dywanu w głównej sypialni, sama natomiast udała się do salonu. Kiedy

wszystkie kwiaty były już podlane, a meble lśniły, przeszła do łazienki. Szorując

R S

background image

- 7 -

wannę, doszła do wniosku, że dobrze zrobiła, nie wspominając Bradowi o

obecności George'a w jego mieszkaniu.

Wolała nie myśleć, jak zareagowałby szwagier na wiadomość, że po jego

eleganckim salonie biega małpa kapucynka. Przecież wybrał akurat to osiedle

właśnie dlatego, że jego regulamin zabraniał mieszkańcom posiadania

jakichkolwiek zwierząt. Zresztą Valerie również nie była zachwycona i usilnie

starała się przekonać siostrę, iż lepiej byłoby, gdyby na obiekt swych uczuć

wybrała jakiegoś mężczyznę, a nie zwierzę.

A przecież Lacey tak naprawdę nie miała nic przeciwko mężczyznom, po

prostu nie spotkała jeszcze kogoś, z kim pragnęłaby spędzić resztę życia.

Owszem, pracowała z wieloma mężczyznami, tak zresztą poznała tego kłamcę,

Perry'ego. Nie chciała jednak, by po raz drugi spotkało ją podobne

rozczarowanie, więc była bardzo ostrożna. Valerie nie mogła zrozumieć, czemu

jej siostra jest aż tak bardzo wyczulona na punkcie męskiej uczciwości. Nic

dziwnego, była szczęśliwą mężatką i nie zdawała sobie sprawy, że wielu

atrakcyjnych i inteligentnych facetów nie jest do wzięcia, wbrew temu, co

twierdzą.

Kiedy Lacey przygotowywała w kuchni obiad, usłyszała, że z sąsiedniego

podjazdu odjeżdża samochód. Oznaczało to, iż będzie mogła zaprowadzić

George'a do komórki. Nie chciała, by nie znany jej jeszcze sąsiad zobaczył

małpkę i stwierdził, iż złamała zasady regulaminu osiedla. Wystarczy już, że

denerwował się odgłosami ich wieczornej kąpieli.

Zostawiwszy więc na stole nie dokończoną zapiekankę, wzięła George'a

za rękę, na ramię zawiesiła torbę z jego rzeczami i wybiegła na podwórko.

Otworzyła drzwi przyległej do garażu komórki, po czym wpuściła tam małpkę,

- Zobacz, co dla ciebie mam - powiedziała, wyjmując poduszkę i koc. Z

uśmiechem patrzyła, jak George przygotowuje sobie posłanie. Kiedy skończył,

zajrzał do przyniesionej przez nią torby i aż podskoczył z radości, widząc swe

ulubione zabawki. Od razu się nimi zajął, więc Lacey, korzystając z jego

R S

background image

- 8 -

nieuwagi, pobiegła z powrotem do domu i przyniosła niewielki przenośny

telewizor, na wypadek gdyby George poczuł się osamotniony. Następnie

postawiła na jednej z drewnianych skrzynek miskę pełną sałaty, jabłek oraz

ziaren słonecznika, a gdy zwierzątko zajęło się tymi przysmakami, wymknęła

się do domu. Miała wyrzuty sumienia, ale musiała odebrać z lotniska szefa

Brada.

Ów wicedyrektor ogromnej firmy elektronicznej okazał się być niezwykle

ujmującym, skromnym mężczyzną po sześćdziesiątce, więc jego wizyta w Salt

Lake City sprawiła Lacey wiele przyjemności.

Oczywiście postąpiła słusznie, ukrywając George'a, jednak przez cały

czas nie mogła pozbyć się wyrzutów sumienia. Biedactwo pewnie sądziło, że

zamknęła go w tej komórce i wyjechała na dobre. Dlatego też, gdy następnego

ranka sprzed domu ruszyła taksówka, odwożąc na lotnisko szefa Brada, Lacey

natychmiast pobiegła do George'a. Małpa już nie spała, sądząc po dźwiękach

płynących z umieszczonego w komórce telewizora. Kiedy Lacey otworzyła

drzwi, George błyskawicznie przypadł do jej nóg.

- Ja też za tobą tęskniłam - zapewniła, głaszcząc zwierzątko po głowie, po

czym wyjrzała za drzwi, by sprawdzić, czy mogą nie zauważeni przez nikogo

powrócić do domu. Należący do sąsiada błękitny saab stał zaparkowany na pod-

jeździe, ale poza tym nie było żadnych śladów obecności owego tajemniczego

mężczyzny. - Chodź, George. Biegniemy do domu.

Małpka była tak szczęśliwa, mogąc wyjść wreszcie z ukrycia, że w kuchni

znalazła się jeszcze przed Lacey, która niosła telewizor oraz torbę z zabawkami.

Korzystając z okazji, że George natychmiast zajął się jedzeniem

śniadania, Lacey wymknęła się cicho do kościoła. W torbie miała całe mnóstwo

plakietek z uśmiechniętymi buziami, którymi zwykła nagradzać swych uczniów

ze szkółki niedzielnej.

Ledwo zdążyła wrócić, a już zjawił się pracownik wypożyczalni

samochodów. Jako że Lacey nie miała z kim zostawić George'a, jej klient z

R S

background image

- 9 -

Idaho wynajął dla nich luksusowy samochód kempingowy, w którym mogli

mieszkać jak w hotelu. Owinęła więc zwierzę w koc, tak jak maleńkie dziecko,

po czym wyniosła je do auta. George był w siódmym niebie. Uwielbiał

podróżować i nawet nie oponował, gdy przypinała go pasami bezpieczeństwa.

Zresztą Lacey również była szczęśliwa, gdyż prowadzenie tak dużych

pojazdów, nie wiedzieć czemu, zawsze sprawiało jej przyjemność. Włączyła

radio, aby posłuchać, jakie bzdury na temat miłości Max Jarvis wygaduje tym

razem.

- ...Można więc powiedzieć, że zamieszkanie razem to jedyny sposób, by

dowiedzieć się o pewnych rzeczach, o których nie miałoby się pojęcia,

spotykając się nawet na parę godzin dziennie - stwierdził dobitnie gość

programu.

- Na przykład o tym, że twoja dziewczyna głośno chrapie? - podsunął

Max Jarvis.

- Że chrapie, lunatykuje, mówi przez sen. Przykłady można by mnożyć,

jest bowiem mnóstwo przykrych niespodzianek, jakie czyhają na młodych

małżonków.

- Ma pan słuszność, doktorze Ryder - zgodził się Jarvis. - Tak wiele

młodych par narzeka, że ich miodowy miesiąc okazał się całkowitą katastrofą i

wpłynął negatywnie na ich dalsze wspólne życie. Widzę, że na naszej tablicy

zapaliło się mnóstwo światełek, co oznacza, iż słuchacze pragną porozmawiać z

panem. Przypominam, że gościem dzisiejszej audycji jest doktor Victor Ryder,

autor książki „Zamieszkać pod jednym dachem". Witaj, Phil...

W tym momencie Lacey zahamowała z piskiem opon, aż przerażony

George głośno zaprotestował.

- Przepraszam cię, mój drogi, ale ten człowiek tak mnie zdenerwował, że

przez niego przegapiłam skręt do Malad - wyjaśniła. - Będziemy musieli się

cofnąć o dobrych kilka kilometrów.

R S

background image

- 10 -

Lacey nie mogła uwierzyć, że głos, jak potajemnie nazywała Maxa

Jarvisa, podziela opinię domorosłego psychologa, który sądzi, że znalazł

odpowiedź na kłopoty małżeńskie całej ludzkości. Zresztą Victor Ryder był

takim terapeutą, jak ona gwiazdą koszykówki. Jak to możliwe, by Max Jarvis

nie wiedział, z kim ma do czynienia? To jeszcze jeden powód, dla którego

powinien wrócić do Kalifornii, tam gdzie jego miejsce. Postanowiła, że gdy

tylko znajdzie budkę telefoniczną, zadzwoni do stacji Radia Talk i powie panu

Jarvisowi, co o tym wszystkim sądzi. Toteż, gdy dostrzegła automat na ścianie

supermarketu, natychmiast skręciła na parking i wysiadła z samochodu.

- Muszę koniecznie zatelefonować, George - oznajmiła. - Zaraz wracam.

W tej samej chwili do auta podeszła grupka wychodzących ze sklepu

dzieci, które zachwycone były widokiem małpy w samochodzie i spytały Lacey,

czy mogą popilnować jej zwierzątka. Doskonale rozumiała ich zainteresowanie,

gdyż ona sama, odwiedzając zoo, spędzała najwięcej czasu właśnie przed klatką

z małpami, dlatego też pozwoliła dzieciom przyglądać się George'owi, a sama

udała się do budki.

Po kilku minutach starań uzyskała wreszcie połączenie z radiem.

- Tu Radio Talk. Czy ma pani pytanie do doktora Rydera?

- Właściwie to chciałabym rozmawiać z panem Jarvisem.

- Jak ma pani na imię?

- Gloria - skłamała.

- Proszę chwilę poczekać. Będziesz następna, Glorio.

- Witaj, Glorio. - Po upływie minuty usłyszała głos Maxa Jarvisa. -

Podobno chciałaś ze mną rozmawiać. Skąd dzwonisz?

- Z Garland.

- A gdzie to jest?

- W Utah, rzecz jasna - zaperzyła się. - Gdyby wiedział pan cokolwiek o

tym stanie, nie zadawałby pan takich pytań.

Dobiegł ją tłumiony śmiech Maxa.

R S

background image

- 11 -

- Może i nie znam się na geografii stanu Utah, ale na pewno znam się na

głosach i wiem, że nie nazywasz się Gloria, lecz Lorraine - odparował. - Miałem

nadzieję, że w końcu zadzwonisz. Tym razem możesz wykorzystać tyle czasu,

ile ci potrzeba, by dać upust rozżaleniu i opowiedzieć nam o swym nieudanym

związku.

No proszę, nie przypuszczała, że jest taki spostrzegawczy.

- Moje związki z mężczyznami są tak prywatną sprawą, że nie zamierzam

ich omawiać na antenie. Chciałam jednak odnieść się do tych skandalicznych

opinii, które wygłasza pan w swym programie. Świadczą one nie tylko o tym, że

nie pochodzi pan z tego stanu, ale i że nie ma pan zielonego pojęcia, czym jest

związek dwojga ludzi.

- Czy chcesz przez to powiedzieć, iż człowiek spoza Utah nie ma prawa

wypowiadać się na żaden temat? - zasugerował spokojnym tonem, co już

całkowicie rozwścieczyło Lacey.

- Nie, chodzi mi raczej o to, że wystarczy, by ktoś napisał

pseudopsychologiczne dzieło, a zaprasza pan go do programu i traktuje jak

wielki autorytet. Popiera pan praktyczne podejście do związku dwojga ludzi, a

co z miłością? Co z romantycznymi uniesieniami?

- Coś mi mówi, że nigdy nie mieszkałaś z mężczyzną, Lorraine. Czy mam

rację?

- Owszem, ma pan rację - odparła. - W odróżnieniu od pana, nie jestem

zainteresowana praktycznymi rozwiązaniami, ponieważ wierzę w prawdziwą

miłość.

- Czy mogłabyś nam to wyjaśnić? - poprosił.

- Jeśli kobieta ma szczęście, oddaje siebie i swoje życie w ręce jednego

mężczyzny. Jeśli mężczyzna ma szczęście, oddaje swój los w ręce jednej

kobiety. To najwyższa forma miłości, uświęcona małżeństwem. Pański gość

natomiast postuluje, byśmy kierowali się rozumem, a nie sercem, i pan się z nim

zgadza. Obydwaj macie chyba nie po kolei w głowach.

R S

background image

- 12 -

- Może byśmy w takim razie przekonali się, czy masz słuszność? -

zaproponował ni z tego, ni z owego Max Jarvis.

- Co takiego? - zdumiała się.

- Proponuję, byś była gościem jednej z moich najbliższych audycji i

udowodniła mi, że istotnie mam nie po kolei w głowie.

- Och, to nie będzie takie trudne i zrobię to z przyjemnością - oświadczyła

butnie, po czym dotarło do niej, co tak naprawdę powiedziała.

- W takim razie, drodzy słuchacze, to będzie niezwykle interesująca

audycja, Nie rozłączaj się, Lorraine, Rob umówi się z tobą na konkretny termin.

Max Jarvis najwyraźniej nie spodziewał się, że podejmie wyzwanie,

zresztą ona sama była raczej zaskoczona swą reakcją. Cóż za ironia! Już od

kilku lat zabierała głos w telefonicznych dyskusjach w Radiu Talk, a teraz

będzie gościem audycji, prowadzonej właśnie przez tego prezentera, który ją

najbardziej irytował.

Gdyby Lacey była ze sobą tak naprawdę szczera, przyznałaby, iż zgodziła

się na tę propozycję, by móc sprawdzić, czy fizjonomia Maxa Jarvisa jest

równie intrygująca jak jego głos...

R S

background image

- 13 -

ROZDZIAŁ DRUGI

- Witam, jestem Rob Clark. Max pojawi się lada moment. Ty jesteś

Lorraine, prawda?

Lacey skinęła głową. Postanowiła, że przynajmniej jeszcze przez jakiś

czas będzie się posługiwała imieniem przyjaciółki.

- Miło mi cię poznać, Rob. - Uśmiechnęła się.

Rozgłośnia radiowa mieściła się w niewielkim parterowym budynku w

południowej części miasta, niedaleko osiedla, na którym mieszkała Lacey.

Wnętrze owego budynku było skromne i ani trochę nie przypominało tego, co

wyobrażała sobie w drodze do Idaho Falls i z powrotem.

- To twój pierwszy występ w radiu? - zagadnął Rob, przyglądając się jej z

nie skrywanym zainteresowaniem.

- Owszem - odparła z uśmiechem. - Czy masz dla mnie jakąś radę?

- Po prostu pamiętaj, że to nie telewizja, więc nie musisz obawiać się

skierowanej ku tobie kamery. Zresztą, nawet gdyby tak było, i tak nie miałabyś

powodu, by martwić się o swój wygląd - dodał, rumieniąc się po same uszy.

- Zgadzam się z Robem - odezwał się głos.

Lacey zamrugała oczami. Miała przed sobą najlepiej wyglądającego

mężczyznę, jakiego w życiu widziała. Miał mniej więcej metr osiemdziesiąt pięć

wzrostu, był smukły i w dodatku niesłychanie przystojny. Ciemnoblond włosy

falowały lekko, a błyszczące niebieskie oczy zdradzały poczucie humoru oraz

nieprzeciętną inteligencję.

Lacey nie mogła oderwać od niego wzroku. Był tak atrakcyjny, że aż

nierealny. A już na pewno zajęty, dodała w myślach. Zerknęła na jego prawą

dłoń, ale na serdecznym palcu, zamiast obrączki, znajdował się duży biały opal,

oprawiony w stare złoto. Zdołała jednak na tyle poznać Maxa, słuchając jego

audycji, iż wiedziała, że ma dość niezwykły gust, więc pierścień ów mógł

spełniać rolę ślubnej obrączki.

R S

background image

- 14 -

Przypomniała sobie, że niedawno odbył podróż na Alaskę, ale nie miała

pojęcia, czy towarzyszyła mu rodzina. Był jedynym prezenterem w Radiu Talk,

który na antenie nie wspominał ani słowem o swym życiu prywatnym, co

wydawało się szczególnie paradoksalne, zważywszy, że jego audycje toczyły się

wokół prywatnych spraw słuchaczy. Zdaniem Lacey, Max Jarvis celowo nie

wspominał o swej rodzinie, gdyż w ten sposób kreował wokół siebie atmosferę

tajemnicy, a wiadomo, że tajemnice zawsze intrygowały ludzi. Jak widać, był to

skuteczny sposób na przyciągnięcie jak największej liczby słuchaczy, ponieważ

odkąd pojawił się w Radiu Talk, był najpopularniejszym prezenterem tej

rozgłośni.

Gdzieś w oddali dzwonił telefon, ale jakoś nikt nie kwapił się, by go

odebrać. Max zdawał się go w ogóle nie słyszeć, tak był zajęty przypatrywaniem

się swemu gościowi. Jego pełne zainteresowania spojrzenie ślizgało się po

smukłej sylwetce Lacey, która tego dnia wybrała dość konserwatywny strój,

jakim była granatowa spódniczka oraz śnieżnobiała jedwabna bluzka.

- Pójdę odebrać telefon - wymamrotał wreszcie Rob i wyszedł.

- Jestem Max Jarvis - przedstawił się głos, wyciągając rękę na powitanie.

- Wchodzimy na antenę tuż po serwisie informacyjnym. Proponuję, żebyśmy

teraz poszli do studia, pokażę pani do czego służą stojące tam urządzenia. Jak

powiedział Rob, nie ma się pani czego obawiać. Jeśli będzie pani zachowywać

się tak, jak w zeszłym tygodniu, czeka nas bardzo interesujące pół godziny.

Lacey uśmiechnęła się niepewnie.

- Bardzo miło mi pana poznać, panie Jarvis. Mam jednak pewien problem.

Specjalnie przyszłam wcześniej, by móc z panem o tym porozmawiać.

- Mam nadzieję, że to nic poważnego - rzucił przez ramię, prowadząc ją

do niewielkiego studia.

- Niestety, to poważna sprawa - westchnęła, siadając we wskazanym

przez niego fotelu. Ze swej skórzanej aktówki wyjęła teczkę, którą podała

Maxowi. - W tej teczce znajdzie pan informacje na temat doktora Rydera.

R S

background image

- 15 -

Sądzę, że powinien pan to przejrzeć. Chętnie porozmawiałabym o tym na

antenie, ale Nester ostrzegł mnie, że nie wolno mi tego robić.

- Nester?

- Nester Morgan, z firmy prawniczej Morgan and Morgan. Jesteśmy

dobrymi przyjaciółmi, poza tym zajmuję się jego księgami rachunkowymi -

wyjaśniła. - Powiedział, że mogę to panu pokazać. Miałam nadzieję, że zdąży

pan przejrzeć te dokumenty jeszcze przed rozpoczęciem audycji. Można z nich

się dowiedzieć wielu interesujących rzeczy o doktorze Ryderze, między innymi

tego, iż jego prawdziwe nazwisko brzmi Horace Farr i że jest doktorem teologii,

a nie psychologii. Proszę, tu jest lista przedmiotów, jakie zaliczył podczas

studiów i zaledwie dwa z nich są związane z psychologią. Dowie się pan

również, że pański gość dziesięć lat temu został ekskomunikowany za głoszenie

herezji podczas kazań. Wtedy właśnie zmienił imię i nazwisko i założył swój

własny kościół. Zamieszkał z jedną ze swych współwyznawczyń, a kiedy

powierzyła mu wszystkie swoje pieniądze, zniknął bez śladu. Jak się potem

okazało, przeprowadził się do kogoś innego. Tamta kobieta zwróciła się właśnie

do Nestera o pomoc w odzyskaniu pieniędzy.

Max wziął od niej teczkę i przejrzał ją szybko, po czym podniósł wzrok

na Lacey.

- Jestem zdumiony, że zdecydowała się pani pokazać mi to - mruknął,

wpatrując się w nią przenikliwym wzrokiem.

- Rzeczywiście, musi pani być bardzo blisko z tym... Nesterem... -

uśmiechnął się ironicznie. - Mogłaby pani mieć duże nieprzyjemności, gdyby te

informacje dostały się do wiadomości publicznej. Po co narażać się na takie

ryzyko?

- Ponieważ tysiące ludzi słucha pańskiej audycji i wierzy każdemu

pańskiemu słowu - odparła ostro. - Zaprosił pan do programu oszusta i traktował

jak wielki autorytet. To wszystko dlatego, że jest pan z...

- ...Kalifornii - podsunął z rozbawieniem.

R S

background image

- 16 -

- Właśnie - prychnęła.

- Chylę czoło przed pani znajomością rzeczy, Lorraine. - Uśmiechnął się.

- Zdaje się, że będę musiał być bardziej rozważny, zapraszając gości do

kolejnych audycji. Proszę mi powiedzieć, ma pani jeszcze jakiegoś asa w

rękawie?

- Nie, asa już nie mam - roześmiała się.

- Ale powinienem przygotować się na dalsze niespodzianki, czyż nie? -

Posłał jej tak przenikliwe spojrzenie, że aż poczuła ciarki na plecach. - W

porządku, za pół minuty wchodzimy na antenę. Proszę wybrać temat, od którego

zaczniemy. Nie będziemy rozmawiać o doktorze Ryderze, chyba że jakiś

słuchacz zapyta o pani opinię. Zgoda?

- Zgoda - wykrztusiła z trudem przez zaciśnięte z nerwów gardło.

- To od czego zaczniemy?

- Od piłki nożnej i romansów - wypowiedziała na głos pierwszą myśl,

jaka przyszła jej w tej chwili do głowy.

- Coś mi mówi, że mogę tego żałować - mruknął Max, unosząc jedną

brew, po czym powiedział do mikrofonu: - Witam słuchaczy Radia Talk. Dziś

gościmy w studiu osobę, która ma zamiar dać mi małą lekcję na temat różnic

między kobietą a mężczyzną. Proponuję, żebyśmy w trakcie programu pro-

wadzili głosowanie. Jeśli zgadzacie się w jakiejś kwestii z Lorraine, zadzwońcie

i powiedzcie „tak", jeśli macie inne zdanie, powiedzcie „nie". Producent audycji

podliczy głosy i pod koniec podamy wyniki. Zgadzasz się, Lorraine?

- Oczywiście. Mam tylko jedną prośbę. Jeśli otrzymam więcej „tak" niż

„nie", czy dostanę próbkę tego balsamu, który Lon Freeman tak zachwala w

porannym programie? Chciałabym sprawdzić, czy istotnie jest taki fantastyczny,

jak Lon twierdzi. - Lacey spostrzegła drgający nerw na szczęce Maxa, więc

zuchwale ciągnęła dalej: - Któregoś dnia przerwał rozmowę z pewnym ważnym

przedstawicielem ONZ, aby zareklamować ten specyfik. Zresztą przerywał w

R S

background image

- 17 -

ten sposób wielu znanym ludziom, nie mam pojęcia dlaczego. Nigdy wcześniej

tego nie robił i jak tak dalej pójdzie, przestanie być ulubieńcem słuchaczy.

- Proponuję, byśmy przeprowadzili głosowanie również w tej kwestii -

wtrącił się Max, który wyraźnie próbował opanować atak śmiechu. -

Dowiedzmy się, czy słuchacze podzielają opinię Lorraine. Jeśli tak, przekażemy

to Lonowi. A ja myślałem, że jestem jedynym, który ma na pieńku z Lorraine...

Zgodnie z życzeniem naszego gościa dzisiejszą audycję rozpoczniemy od

kwestii piłki nożnej i romansów. Coś mi mówi, że mamy przed sobą pasjonujące

pół godziny. - Jego spojrzenie sprawiło, że Lacey poczuła przyspieszone bicie

serca. - Lorraine, przypuszczam, że słuchacze są równie ciekawi jak ja, dlaczego

wybrałaś właśnie ten temat jako wstęp do naszej rozmowy.

Musiała przyznać, że zachowywał się bardzo taktownie. Oczekiwała

jakiegoś kąśliwego komentarza, dotyczącego faktu, iż nie wydała żadnej książki

ani też nie dokonała niczego wyjątkowego, czym mogłaby zasłużyć na

zaproszenie do programu, jednak podobna taktyką była obca Maxowi. Zde-

cydowanie dorównywał obrazowi, jaki stworzyła jej wyobraźnia.

- W zeszłym tygodniu wziął pan stronę mężczyzn, którzy dzwoniąc do

radia, narzekali na fakt, że tyle kobiet marnuje czas na oglądanie filmów o

miłości i czytanie romansów. Powiedział pan, cytuję: „Romanse są niesłychanie

nudne i łatwo przewidzieć rozwój akcji, bo w każdym para bohaterów zakochuje

się w sobie, bierze ślub, a potem żyje długo i szczęśliwie".

- Owszem, tak powiedziałem - przyznał, unosząc brwi.

- A więc na zasadzie analogii można by powiedzieć, że mężczyźni

marnują czas na oglądanie rozgrywek piłki nożnej. Mecze są nudne i łatwe do

przewidzenia, ponieważ każdy wie, iż wygra albo klub A, albo klub B. W

przypadku romansów przynajmniej każdy wraca do domu zadowolony, czego

nie można powiedzieć o kibicach piłki nożnej - dokończyła z triumfującym

uśmiechem.

R S

background image

- 18 -

- To prawda. - W jego oczach migotały iskierki rozbawienia. - Producent

daje mi właśnie znać, że mamy mnóstwo telefonów od słuchaczy. Świetnie,

zapytajmy ich o opinię.

Jak się okazało, wszyscy słuchacze, włączając w to mężczyzn, byli tego

samego zdania, co Lacey. Max natomiast z takim wdziękiem przyznał się w

końcu do porażki, że nie umiała się na niego już dłużej złościć. Kiedy więc czas

przeznaczony na dyskusję dobiegł końca i Max zaprosił ją, by została jeszcze na

godzinę „Rozmów od serca", zgodziła się bez oporów. Dopiero po chwili

zrozumiała, iż wpadła w pułapkę.

- Wiem, że nasi wierni słuchacze mają nadzieję usłyszeć coś więcej o

twych bolesnych przeżyciach, Lorraine - zaczął Max Jarvis. - Minął już tydzień

od twego telefonu. Czy teraz jesteś gotowa, by odpowiedzieć na pytanie, kim

jesteś: zdradzoną żoną, czy też oszukaną narzeczoną? Tysiące współczujących

ci słuchaczy chciałoby poznać prawdę.

Lacey zerknęła na serdeczny palec jego prawej dłoni, ozdobiony

pierścieniem z opalem.

- Zgodziłabym się opowiedzieć swoją historię, gdyby pan zechciał uchylić

rąbka tajemnicy i zdradzić, jaki jest pański stan cywilny - rzuciła mu wyzwanie.

- Nigdy nie wspominał pan o żonie ani o dzieciach, czy to znaczy więc, że jest

pan kawalerem?

- Mam taką zasadę, że nie omawiam swego prywatnego życia na antenie -

odparł nieco chłodno.

- A nie sądzi pan, że to trochę nie fair, skoro właśnie poprosił mnie pan,

bym opowiedziała o czymś niesłychanie osobistym? - zaatakowała.

- Dlaczego chcesz wiedzieć, czy jestem żonaty, Lorraine?

- Przypuszczam, że wszyscy słuchacze pańskiej audycji chcieliby to

wiedzieć - odparła wymijająco.

- Jakoś trudno mi w to uwierzyć, zwłaszcza że mnie nie interesuje stan

cywilny moich słuchaczy - zauważył z przekąsem. - To właśnie zaleta takich

R S

background image

- 19 -

audycji, jak ta. Omawiamy naprawdę ważne kwestie, a odkładamy na bok te

nieistotne.

- Przepraszam, ale kwestia pańskiego stanu cywilnego jest niezwykle

istotna, ponieważ może wyjaśnić, skąd się biorą pańskie opinie na pewne

tematy, zwłaszcza na te, co do których się nie zgadzamy.

- Na przykład jakie?

- Weźmy chociażby problem wspólnego mieszkania przed ślubem. Jeśli

jest pan kawalerem, rozumiem, czemu zgodził się pan z doktorem Ryderem.

Natomiast, jeśli ma pan żonę, ciekawi mnie, co ona sądzi na temat pańskich

poglądów.

- W takim razie sprawdźmy, czy rzeczywiście słuchacze są tak

zainteresowani moją sytuacją rodzinną - zaproponował Max, który wyraźnie nie

miał ochoty zaspokoić ciekawości Lacey. - Halo, Nancy, witamy cię w

„Rozmowach od serca".

- Wiesz, Max, Lorraine ma w sumie rację. Wydaje mi się, że nie jesteś

szczęśliwy w małżeństwie, skoro pytasz, gdzie podziały się żony, cierpliwie

czekające na powracającego z pracy mężulka.

Lacey przyglądała się intensywnie twarzy Maxa, ale nic z niej nie mogła

wyczytać.

- A ty masz męża, Nancy? - zapytał.

- Jasne. Tego samego już od czterdziestu lat - roześmiała się słuchaczka.

- Czy przez te czterdzieści lat czekałaś na niego w domu z ciepłym

obiadem?

- Nie. Pracował jako kierowca ciężarówki i zarabiał tyle, że trudno nam

było związać koniec z końcem, więc ja zostałam kierowcą szkolnego autobusu -

wyjaśniła. - Lorraine, jesteś tam?

- Tak, słucham cię, Nancy - odparła Lacey do mikrofonu.

- Świetnie, złotko. Nie musisz nic mówić, jeśli nie masz na to ochoty.

Słychać w twoim głosie, że ciągle jeszcze cierpisz. Powiem ci szczerze, że nie

R S

background image

- 20 -

mam pojęcia, czy mój mąż nie miał na boku jakiejś dziewczyny. Zresztą, nawet

gdybym się dowiedziała, i tak nic bym nie zrobiła, bo mamy szóstkę dzieci.

Poradzę ci coś. Jeśli twój mąż cię zdradził, prawdopodobnie zrobi to jeszcze

nieraz, więc jeżeli nie macie dzieci, odejdź od niego i znajdź sobie jakąś

ciekawą pracę. Powodzenia. - W głosie starszej pani pobrzmiewała szczera

troska i współczucie.

- Dziękuję ci, Nancy - odpowiedziała cicho Lacey.

- Dowiedzmy się, co ma do powiedzenia kolejny słuchacz - wtrącił się

Max Jarvis. - Witamy cię, Stan.

- Hej, Lorraine, masz bardzo seksowny głos i założę się, że jesteś młoda i

piękna. Mam rację, Max?

Max posłał jej spojrzenie, od którego jej serce na moment przestało bić.

- Mogę tylko powtórzyć to, co powiedział dziś producent tej audycji:

gdyby to była telewizja, Lorraine nie potrzebowałaby się martwić o swój wygląd

- odparł dyplomatycznie.

- Tak myślałem. A więc słuchaj, Lorraine. Owszem, znalazłoby się

pewnie wielu żonatych facetów, którzy mieliby ochotę poznać cię bliżej i

istnieją tacy, którzy uciekliby się do kłamstwa, by cię uwieść, ale nie powinnaś z

tego powodu winić nas wszystkich. Jeśli natomiast jesteś zamężna, to twój mąż

musi być skończonym głupcem, by cię zdradzać, chyba że ty też masz kogoś na

boku.

- Nieważne, czy jestem zamężna, czy nie - obruszyła się Lacey. - Ja bym

nigdy nie zdradziła mężczyzny, z którym byłabym związana. Nie mogłabym go

oszukać.

- A jednak niejednemu mężowi zdarzyło się, że po powrocie do domu

zastał swą żonę w objęciach innego mężczyzny. - Max wtrącił się tak szybko, że

Lacey zaczęła się zastanawiać, czy aby nie przemawia przez niego osobiste

doświadczenie.

- Tak właśnie było z moim bratem - przyznał Stan.

R S

background image

- 21 -

- Dziękujemy za twoją wypowiedź, Stan. Przepraszam, ale musimy

kończyć naszą rozmowę, ponieważ mnóstwo osób czeka, by wyrazić swą

opinię. Za chwilę dalszy ciąg dyskusji.

Przez cały czas słuchacze dzwonili z przeróżnymi radami dla niej, tak że

zanim Lacey zdążyła się zorientować, już trzeba było kończyć audycję. Kiedy

spostrzegła, iż do studia wszedł gospodarz kolejnego programu, zdjęła

słuchawki i podniósłszy aktówkę, ruszyła w stronę wyjścia.

- A dokąd to tak ci się spieszy? - Max stanął w drzwiach, blokując tym

samym przejście. - Po tym, jak bez trudu wygrałaś głosowanie w każdej kwestii,

powinnaś przynajmniej wybrać się ze mną na drinka, by osłodzić mi gorycz

porażki.

- Akurat - mruknęła z niedowierzaniem. - Nie oszukasz mnie. Ta

przegrana wcale nie była dla ciebie taka gorzka.

- Masz rację - przyznał. - Mieliśmy ponad dziesięć telefonów od osób,

które po raz pierwszy brały udział w dyskusji radiowej. Szef pewnie da mi

podwyżkę. A właśnie, chciałby, żebyś jeszcze raz była gościem mojej audycji.

Uważam, że to świetny pomysł. Słuchacze cię uwielbiają, jesteś jedną z nich. To

jak, może w przyszłym tygodniu?

- Dziękuję za uznanie, ale wolałabym jednak pozostać po drugiej stronie

odbiornika.

- Pamiętaj więc, że możesz zawsze zadzwonić do radia i powiedzieć mi,

że opowiadam bzdury. - Uśmiechnął się ciepło. - Posłuchaj, mam dziś wolny

wieczór. Może moglibyśmy razem się dokądś wybrać?

Swego czasu Perry zadał jej dokładnie to samo pytanie i zgodziła się.

Miesiąc później dowiedziała się o jego żonie oraz dzieciach. Max Jarvis był

wprawdzie niesłychanie czarujący, ale...

- Mam taką zasadę, że nie umawiam się z mężczyznami, którzy nie chcą

wyznać na antenie, jaki jest ich stan cywilny - odparła pół żartem, pół serio, po

R S

background image

- 22 -

czym zerknęła na zegarek. - Poza tym, powinnam już od pół godziny być w

domu.

- No to innym razem - stwierdził, jak gdyby sprawa była już przesądzona.

- Chciałbym przedyskutować dokładniej kwestię romansów i piłki nożnej.

Wkrótce do ciebie zadzwonię.

Już miała odpowiedzieć, by nie trudził się niepotrzebnie, ale w tej samej

chwili podszedł do nich Rob.

- Nie zapomnij wziąć swego balsamu, Lorraine. Lon Freeman słuchał

dzisiejszej audycji i zadzwonił z prośbą, żebym koniecznie dał ci próbkę. To

naprawdę dobry specyfik, co wcale nie oznacza, że twoje nogi potrzebują

jakiegokolwiek upiększenia - dodał, zarumieniony po same uszy.

Max obrzucił taksującym spojrzeniem smukłe nogi Lacey, która

natychmiast poczuła, że jeszcze chwila, a zarumieni się podobnie jak Rob.

- Jeśli ten balsam jest istotnie taki rewelacyjny, zadzwonię i opowiem o

tym na antenie - odparła szybko, po czym spojrzała ponownie na Maxa. -

Dziękuję, panie Jarvis. Nie sądziłam, że ten wieczór będzie aż tak udany,

- Cała przyjemność po mojej stronie. - Uśmiechnął się ciepło.

Lacey pospiesznie wyszła z budynku rozgłośni i odnalazła swój samochód

na parkingu. Po drodze do domu musiała wstąpić do usytuowanego w pobliżu

jej osiedla supermarketu. Za każdym razem, kiedy myślała o Maksie Jarvisie, a

było to niemal cały czas, czuła przyspieszone bicie serca i dziwną miękkość

nóg.

Dała mu szansę powiedzenia prawdy o swym stanie cywilnym, ale nie

skorzystał z tej możliwości. Musiałaby być niespełna rozumu, by założyć, że

ktoś tak atrakcyjny jest wciąż jeszcze wolny. Nie powinna marnować czasu na

rozmyślanie o nim. Było tylko jedno rozwiązanie: powinna przestać słuchać

jego audycji.

Kiedy kwadrans później stała w kolejce do kasy, usłyszała tuż za plecami

głos, który rozpoznałaby wszędzie i o każdej porze.

R S

background image

- 23 -

- Dobrze, że dowiedziałem się, iż jesteś wegetarianką. Miałem zamiar

zaprosić cię w przyszłym tygodniu na przepyszny stek.

Odwróciła się na pięcie i z zaskoczeniem odkryła, że Max stoi tuż za nią i

zagląda do jej koszyka, w którym znajdowały się nasiona słonecznika, sałata,

pomidory oraz kubeczek jogurtu.

- Śledziłeś mnie? - spytała ostro.

- Przykro mi cię rozczarować, ale odpowiedź brzmi: nie. Zwykle robię

tutaj zakupy - wyjaśnił, patrząc na nią chłodno.

Zabawne. Ona również zawsze kupowała tu jedzenie, ale dotąd ani razu

go nie spotkała.

- Przyznam ci się szczerze - ciągnął - że sądziłem, iż to raczej ty mnie

śledziłaś.

- Ależ skąd! - zaprotestowała. - Ja także robię tu zakupy. Przepraszam, że

cię podejrzewałam.

Zmieszana swoim zachowaniem, uciekła w bok spojrzeniem, nie mogąc

się już doczekać momentu, gdy będzie mogła zapłacić i wyjść ze sklepu.

- Dzień dobry. - Kasjer powitał ją szerokim uśmiechem. - Cudownie dziś

wyglądasz.

Młodzieniec ów od prawie roku bezskutecznie próbował się z nią

umówić.

- Jak się miewasz, Roger?

- Teraz już dużo lepiej - odparł, pakując jej sprawunki.

- Mam dwa bilety na sobotni mecz. Pójdziesz ze mną?

- Grałam w piłkę, kiedy ty byłeś jeszcze w powijakach, Roger. Czemu nie

zaprosisz dziewczyny w twoim wieku?

- Dziewczyny w moim wieku wcale mnie nie interesują - oświadczył.

- Ile razy mam ci powtarzać, że nie umawiam się z chłopakami, którzy

mogliby być moimi młodszymi braciszkami? - odparła z westchnieniem. - Do

widzenia.

R S

background image

- 24 -

Zapłaciwszy za swe zakupy, szybko wyszła ze sklepu. Że też Max musiał

to wszystko słyszeć. Przynajmniej tyle dobrego, że dowiedział się, iż jest tu stałą

klientką i na pewno go nie śledziła.

- Nie sądzisz, że potraktowałaś go zbyt ostro? - znajomy głos odezwał się

tuż za jej plecami. - Chłopcy w jego wieku są szalenie wrażliwi na swym

punkcie.

- Roger jest mniej więcej tak wrażliwy jak głaz - odparowała, odwracając

się na pięcie. - Może i wygląda niewinnie, ale zauważyłam już, że podrywa

wszystkie samotne kobiety, starsze od niego o przynajmniej dziesięć lat.

- To dlatego, że obawia się swych rówieśniczek - wyjaśnił Max. - Pomyśl

o tym, gdy następnym razem będziesz mu dawała kosza. Ten ktoś musiał cię

wyjątkowo głęboko zranić, bo zostawiasz na swej drodze mnóstwo

krwawiących ofiar - dokończył metaforycznie.

Krwawiące ofiary, też mi coś, myślała z oburzeniem Lacey, idąc w

kierunku swego samochodu. Człowiek, który nie chciał się przyznać do swego

stanu cywilnego, nie nadawał się na to, by być taką ofiarą ani też nie zasługiwał

na tyle czasu, ile poświęciła na rozmyślanie o nim.

R S

background image

- 25 -

ROZDZIAŁ TRZECI

- Chodźmy, George. Jest już późno, a jutro czeka mnie mnóstwo pracy.

Lacey zapakowała małpkę w koc i ruszyła w kierunku osiedla. Od ponad

godziny bawili się w parku i choć zwierzątko wciąż wykazywało niespożytą

energię, należało już wracać do domu.

Ciekawe, co by było, gdybym jednak zgodziła się na tę kolację z Maxem,

myślała nieustannie, a im dłużej się nad tym zastanawiała, tym większą miała

ochotę, aby się o tym przekonać. Jednak zaprzepaściła swą szansę, bo on na

pewno już nie zadzwoni. Zresztą, gdyby nawet jakimś cudem zatelefonował,

zapytałaby go grzecznie, czy jest żonaty. Nie było sensu nawet o nim myśleć,

jeśli należał do kogoś innego, choćby tylko na papierze. Nie miała ochoty na

powtórkę owego fatalnego związku z Perrym.

Po powrocie do domu Lacey ułożyła swego podopiecznego do snu i padła

wyczerpana na łóżko. Obudziła się następnego dnia o dziesiątej rano, słysząc

dzwonek telefonu. George, który bawił się w jej sypialni, sięgnął po słuchawkę i

podał ją swej opiekunce.

- Halo - mruknęła, głaszcząc małpę po głowie.

- Witaj, Lacey. Tu Lorraine.

- Och, dzień dobry. Jak miło cię słyszeć - ucieszyła się. - Byłaś może u

lekarza?

- Właśnie w tej sprawie dzwonię - wyjaśniła Lorraine. - Dał mi nowe

lekarstwa, które ponoć powinny poskutkować. Prawdopodobnie nie jestem

uczulona na George'a, ale na jego szampon. Pomyślałam, że przyjadę do ciebie i

zabiorę George'a na weekend. Kąpałaś go już?

- Jeszcze nie. Bawił się tylko moim mydłem w płynie.

- Świetnie. Lekarz kazał mi się upewnić, że George nie dotykał tego

szamponu przynajmniej od tygodnia.

- A więc zabierasz go na cały weekend? - upewniła się Lacey.

R S

background image

- 26 -

- Czyżbym słyszała w twym głosie ulgę? - roześmiała się przyjaciółka.

- Nie zrozum mnie źle, Lorraine. George jest cudowny i naprawdę

świetnie ułożony, ale teraz już wiem, czemu młode matki są zawsze tak

wykończone.

- Rzeczywiście, jest to męczące zajęcie. Czyli zdecydowałaś, że nie

zostaniesz zastępczą matką dla jeszcze jednej małpki?

- Chyba nie. Te zwierzęta potrzebują dużego domu z ogrodem, w którym

mogłyby się bawić. Poza tym, ile razy siadam do pracy, George przychodzi, by

mi pomóc, i w efekcie spędzamy cały dzień na zabawie, a ja potem mam zale-

głości. Oczywiście nie żałuję, że go wzięłam, bo jest naprawdę fantastyczny -

zapewniła Lacey.

- A ty jesteś wspaniałą przyjaciółką, wiesz? Przypuszczam, że będę mogła

zabrać George'a na stałe w przyszłym tygodniu. Kiedy wraca Valerie?

- Nie jestem pewna, ale chyba za miesiąc.

- Pomogę ci szukać mieszkania, gdy będziesz musiała się wyprowadzić.

Słuchaj, pamiętasz tego faceta z radia, tego, którego tak bardzo nie lubisz? -

Lorraine zmieniła nagle temat.

- Tak - odparła zdziwiona Lacey. - A czemu pytasz?

- Zdaje się, że przez pomyłkę zadzwonił do mnie kilka minut temu.

- Co ty mówisz? - Lacey usiadła gwałtownie na łóżku. - Zadzwonił?

- Owszem. Powiedział: „Witaj, Lorraine. Tu Max." Ja na to: „Jaki Max?",

więc on odparł, że Max Jarvis i spytał, czy znam jakichś innych mężczyzn o tym

imieniu. Odpowiedziałam mu, że nie znam żadnego Maxa, więc zrobił się trochę

podejrzliwy i spytał o mój numer telefonu. Okazało się, iż numer się zgadza,

więc zaczął od nowa. Powiedział, że szuka osoby o imieniu Lorraine, ale nie zna

jej nazwiska. Odparłam, iż nazywam się Lorraine Walker, na co on stwierdził,

że jestem inną Lorraine, ponieważ mój głos nie jest wystarczająco schrypnięty.

Potem się rozłączył. Był naprawdę wściekły. Nie sądzisz, że to zabawne? -

roześmiała się Lorraine.

R S

background image

- 27 -

Lacey aż zamknęła oczy z przerażenia.

- Oj, tak, to naprawdę zabawne - wybąkała do słuchawki.

Jak mogła postąpić na tyle nierozważnie? Kiedy producent audycji

poprosił ją o podanie nazwiska i numeru telefonu, podszyła się pod Lorraine, ale

zupełnie zapomniała ją o tym poinformować.

- Hej, Lacey, jesteś tam?

- Tak, tak. Słuchaj, Lorraine, to długa historia. Przyjedź do mnie, to ci

wszystko wyjaśnię. A jeśli Max Jarvis zadzwoni jeszcze raz, błagam, powiedz

mu, że Lorraine, której szuka, jest osiągalna pod moim numerem telefonu.

Wiadomość, iż Max jednak próbował się z nią skontaktować, wprawiła

Lacey w świetny nastrój.

Zdumiona Lorraine, która wkrótce zjawiła się, by odebrać George'a,

usłyszała zadziwiającą opowieść o tym, jak przebiegała znajomość Lacey i

Maxa Jarvisa. Przyznała, że należy dowiedzieć się czegoś konkretnego na temat

stanu cywilnego przystojnego Kalifornijczyka, zanim uczucia wezmą górę nad

rozumem. Perry narobił już tyle złego, iż Lacey nie powinna ryzykować.

Kiedy George wyszedł wraz ze swą opiekunką, w domku zrobiło się

znacznie ciszej i spokojniej, dzięki czemu Lacey mogła zająć się zaległą pracą.

Kilka godzin później Greg, przyjaciel rodziny, zastukał do drzwi, a

następnie otworzył je swym własnym kluczem. Kiedy wszedł do pokoju, Lacey

wciąż siedziała nad długimi kolumnami cyfr.

- Co to znaczy, że nie masz ochoty obejrzeć „Casablanki"? - zdziwił się,

gdy usłyszał odmowną odpowiedź na propozycję pójścia do kina. - Przecież to

twój ukochany film.

- Owszem - westchnęła.

- W dodatku nie musimy spieszyć się z powrotem do domu ze względu na

George'a - kusił.

- Wiem.

- To może pójdziemy na mecz? Utah gra przeciwko Wyoming.

R S

background image

- 28 -

- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, chciałabym porozmawiać - poprosiła.

- Poznałam kogoś, ale nie chcę podejmować żadnych kroków, póki nie dowiem

się, czy jest żonaty.

- Czemu więc nie zapytasz go o to, kiedy się spotkacie albo gdy do ciebie

zadzwoni? - spytał po krótkim namyśle.

- Ponieważ on nie zna mojego prawdziwego imienia ani też numeru

telefonu.

- Tak, to rzeczywiście może być problem. Słuchaj, przestań być taka

tajemnicza i powiedz, o kogo chodzi. Czy to znów jakiś wzięty adwokat, jak

Perry?

- Prawdę mówiąc, to Max Jarvis - wyznała.

- Ten typek z Kalifornii, którego tak nie znosisz? - oburzył się Greg. - To

się chyba stało bardzo szybko, prawda? A może udział w programie tak ci

uderzył do głowy?

Lacey musiała przyznać sama przed sobą, że słowne potyczki z Maxem w

obecności tylu setek słuchaczy sprawiały jej ogromną satysfakcję.

- Pozwól, że dam ci pewną radę - ciągnął. - Znajdź sobie raczej

mężczyznę, który ma prawdziwy zawód.

- A może zadzwonię do radia w trakcie audycji i ponownie zadam mu

pytanie, czy jest żonaty? - Lacey zdawała się nie słyszeć tego, co powiedział. -

Nie będzie mógł mnie zbyć byle czym, bo słuchacze nie dadzą mu potem

spokoju - dodała z nadzieją w głosie.

- Widzę, że wpadłaś po same uszy - stwierdził z wyraźnym

niezadowoleniem Greg.

- Powiedzmy, że jestem nim zainteresowana. Zaprosił mnie na kolację.

- Kiedy to się stało?

- Po audycji.

- Nie podoba mi się to, Lacey.

- Ojej, mówisz jak Nester, kiedy próbuje zastępować mi ojca.

R S

background image

- 29 -

- Bo potrzebujesz opieki i dobrej rady. Poza tym obiecałem Valerie, że

będę cię miał na oku podczas jej nieobecności.

- To ciekawe, bo z kolei ja jej obiecałam, że dopilnuję, byś pogodził się z

Annette. Powinniście wreszcie zacząć się świetnie bawić w swoim towarzystwie

- stwierdziła autorytatywnie.

- Annette i ja nie bawimy się w swym towarzystwie, my się tylko kłócimy

- oznajmił ponuro Greg.

- W takim razie wymyśl coś kompletnie zwariowanego i zrób jej

niespodziankę. Ja na przykład na naszą pierwszą randkę, jeśli oczywiście do niej

dojdzie, zamierzam zabrać Maxa na kurs dla płetwonurków. Zawsze chciałam

się tego nauczyć. Chociaż z drugiej strony, będąc Kalifornijczykiem, na pewno

umie nurkować i jest w tym znakomity...

- Dlaczego mnie nigdy o to nie poprosiłaś? - rzucił oskarżycielskim tonem

jej przyjaciel.

- Ponieważ to jest coś, co powinieneś robić z Annette, a nie ze mną -

wyjaśniła. - Może zatelefonujesz teraz do niej, a ja tymczasem nastawię radio?

Powiedziawszy to, wybiegła do kuchni po walkmana. Gdy wróciła do

pokoju, Greg siedział z nosem w gazecie.

- ...Witam słuchaczy Radia Talk - usłyszała w słuchawkach. - Tu Max

Jarvis w zastępstwie za Lona Freemana, który jest chory. Jak co tydzień o tej

porze rozmawiać będziemy o tym, co najbardziej państwa wzburzyło w czasie

siedmiu minionych dni. Mam nadzieję, że nikogo nie urażę, mówiąc, iż spośród

wszystkich stanów USA, w których miałem okazję prowadzić samochód, Utah

jako jedyny z uporem maniaka obstaje przy tym, aby wyprzedzać po prawej

stronie. Kodeks drogowy mówi, iż należy wyprzedzać po lewej, ale wy,

mieszkańcy tego stanu, zachowujecie się, jakbyście nigdy w życiu nie mieli w

ręku owego kodeksu. Ciekawe, czy słucha mnie ktoś, kto podziela moje

zdziwienie. Halo, Mavis, jaka jest twoja opinia?

R S

background image

- 30 -

- Witaj, Max. Chciałam ci powiedzieć, że mój zmarły mąż, Joe, który

pochodził z Teksasu, czuł się podobnie, jak ty...

W tym momencie Lacey zdjęła słuchawki i sięgnęła po telefon

bezprzewodowy. Znała numer rozgłośni Radia Talk na pamięć, więc sprawnie

wystukała cyfry.

- Halo, tu Rob Clark. Czy chcesz porozmawiać na antenie z Maxem

Jarvisem?

- Tak.

- Jak masz na imię?

- Lorraine.

- Hej, Lorraine - ucieszył się Rob. - To ja.

- Wiem...

- Jak ci odpowiada balsam?

- Właśnie o tym chciałam opowiedzieć na antenie - odparła zadowolona,

że w ten sposób Rob podsunął jej konkretny powód, dla którego zadzwoniła.

- Świetnie. Wchodzisz na antenę po Mavis - poinformował Rob, po czym

przełączył toczącą się na antenie rozmowę, tak by Lacey mogła ją słyszeć w

słuchawce telefonu.

- Na pewno spodobałaby mu się twoja audycja, Max - ciągnęła

słuchaczka. - Oby tak dalej. Do usłyszenia.

- Dziękuję za głos poparcia, Mavis. A teraz posłuchajmy, co ma do

powiedzenia osoba oczekująca na drugiej linii. Proszę, proszę, mój producent

mówi, że to Lorraine, nasz gość sprzed tygodnia. Jak się masz, Lorraine?

Lacey nie mogła wyczytać w jego głosie, czy jest zadowolony, iż

zadzwoniła.

- Świetnie, dziękuję - odparła szybko, ignorując pytające spojrzenie

Grega. - To jest program o formule otwartej, prawda? Mogę mówić, o czym

chcę, tak?

R S

background image

- 31 -

- Oczywiście. Ale najpierw powiedz, co cię najbardziej wzburzyło w

ciągu ostatniego tygodnia.

Co ją wzburzyło. Wspaniale.

- Cóż... Nigdy nie mówisz na antenie o swej żonie i dzieciach. Czy to

znaczy, że jesteś kawalerem?

- Czy to cię właśnie wzburzyło? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Tak.

- Jako że już po raz drugi podejmujesz tę kwestię na antenie, proponuję,

abyś podała Robowi swoje nazwisko i numer telefonu, a ja z przyjemnością

oddzwonię i odpowiem na twoje pytanie. Zgoda?

- A jaką mam gwarancję, że powiesz mi prawdę?

- A jaką ja mam gwarancję, że podasz swoje prawdziwe dane? - zapytał z

wyrzutem. - Myślę, że chodzi tu o wzajemne zaufanie.

- W porządku. Masz rację - przyznała skruszona.

- W takim razie umówmy się w ten sposób. Ja zaspokoję twoją ciekawość

co do mego stanu cywilnego, natomiast ty powiesz mi, czy jesteś ową żoną, czy

narzeczoną, o której opowiadałaś. Słuchacze naprawdę chcieliby to wiedzieć.

- Nie mogę mówić o tym na antenie, ale zdradzę ci to prywatnie - zgodziła

się.

- Świetnie. Zaczekaj w takim razie chwilkę, Rob przełączy cię na inną

linię. Podaj mu swój numer telefonu, a ja wkrótce do ciebie zadzwonię i

wymienimy interesujące nas informacje. Zgadzasz się?

- Dobrze. Ale zanim skończymy rozmowę, chciałabym jeszcze

powiedzieć, że wypróbowałam ten balsam i jest naprawdę fantastyczny.

- W takim razie Lon będzie uradowany. Do usłyszenia, Lorraine.

Nie minęła minuta od zakończenia programu, a już telefon zadzwonił.

Usłyszawszy to, Greg ostentacyjnie odłożył gazetę i posłał Lacey pełne

potępienia spojrzenie.

- Halo - powiedziała drżącym głosem do słuchawki.

R S

background image

- 32 -

- Witaj, Lorraine - odezwał się znajomy głos.

- Witaj, Max.

- Czy istnieje szansa, że kiedyś wreszcie poznam twoje prawdziwe imię?

Nie sądzę, by Lorraine Walker była zadowolona, gdy dowiedziała się, że

podawałaś się za nią.

- To moja przyjaciółka. Nie gniewa się, że to zrobiłam - odparła. - A ja

nazywam się Lacey. Lacey West.

- Lacey... - powtórzył powoli, jakby delektował się brzmieniem jej

imienia. - Podoba mi się.

- Czy teraz odpowiesz na moje pytanie? - zapytała z naciskiem.

- Nigdy nie byłem żonaty i nie interesują mnie mężczyźni.

Słysząc to, Lacey poczuła niesłychaną ulgę, jak gdyby ktoś zdjął z jej

ramion ogromny ciężar.

- Czemu nie powiedziałeś mi tego wcześniej?

- Może chciałem się przekonać, jak bardzo jesteś tym zainteresowana? No

dobrze, teraz twoja kolej - przypomniał.

- Ja również nigdy nie byłam zamężna i gardzę mężczyznami, którzy

udają kawalerów.

- Facet, który cię zranił, nie jest wart, byś przez niego tak cierpiała, Lacey

- powiedział ciepłym głosem Max. - Nie wszyscy mężczyźni są kłamcami.

Posłuchaj, w niedzielę wieczorem będzie u mnie grupa przyjaciół, którzy mogą

zaświadczyć o tym, jakim jestem człowiekiem. Przyjdziesz?

- To zależy, o której godzinie.

- O wpół do ósmej. Wpaść po ciebie?

Lorraine ma przyprowadzić George'a, przypomniała sobie Lacey.

- Lepiej będzie, jak przyjdę sama, ponieważ o tej godzinie spodziewam

się gościa. Będę wolna dopiero o ósmej albo nawet wpół do dziewiątej.

- Nie ma problemu, przyjdź, o której możesz, bylebyś się w ogóle

pojawiła. Mieszkam na osiedlu Oquirrh Park, w segmencie J-25 - poinformował.

R S

background image

- 33 -

Lacey z wrażenia omal nie upuściła słuchawki. Należący do Valerie

segment ma numer J-24. To znaczy, że Max mieszka za ścianą!

- Lacey, jesteś tam jeszcze? - zaniepokoił się Max.

- Tak - odparła słabym głosem. - Słuchawka wypadła mi z ręki.

- Świetnie, bo już się bałem, że coś nas rozłączyło - ucieszył się. - Wiesz,

gdzie jest to osiedle?

Teraz powinna mu powiedzieć, że są sąsiadami zza ściany, ale miała tak

wielką ochotę ujrzeć wyraz niebotycznego zdumienia na jego przystojnej

twarzy, iż postanowiła zaczekać z tymi rewelacjami do niedzieli.

- Chyba nie ma mieszkańca Salt Lake, który nie wiedziałby, gdzie to jest -

odparła pełnym wyższości tonem.

- No tak, ale ja przecież jestem z Kalifornii... Przyjdź na moje przyjęcie, a

może uda mi się zmienić twą niezbyt dobrą opinię na mój temat.

- Och, nie wiem, czy to w ogóle możliwe - odparowała.

- Cóż, nie dowiesz się, dopóki nie sprawdzisz - kusił Max.

Oczywiście, że przyjdzie to sprawdzić i nie będzie mogła się doczekać

jego reakcji, gdy ją zapyta, gdzie zaparkowała swój samochód!

- Dobrze, przyjdę, ale, jak powiedziałam, mogę się trochę spóźnić.

- W takim razie będę czekał.

Było coś w tonie jego głosu, co sprawiło, że po plecach Lacey przebiegł

rozkoszny dreszczyk. Nie wiedziała, jak zdoła dotrwać do niedzieli.

- Igrasz z ogniem, Lacey - powiedział z wyraźnym niezadowoleniem

Greg, gdy odłożyła słuchawkę.

Był jej przyjacielem i naprawdę bardzo go lubiła, ale czasem miała go

serdecznie dość, zwłaszcza wtedy, gdy, jak tym razem, przybierał w rozmowie z

nią ten pełen wyższości ton. Nie podobało jej się też, iż Valerie użyczyła

Gregowi swego klucza od domu, ale nie miała serca prosić, by go nie używał.

- Przesadzasz. - Wzruszyła ramionami. - Po prostu zaprosił mnie do siebie

na małe przyjęcie.

R S

background image

- 34 -

- Ale przecież w niedzielę mieliśmy oglądać filmy na wideo,

zapomniałaś?

Lacey wstała i udała się do kuchni, by przygotować parę kanapek. Greg

poszedł za nią.

- W takim razie zadzwoń do Annette i zaproś ją, by obejrzała je z tobą -

zaproponowała.

- Gniewasz się na mnie?

- Oczywiście, że nie. Po prostu uważam, że jesteś dla niej niedobry, a

przecież ona tak cię kocha.

Greg wziął z talerza jedną kanapkę i ugryzł ogromny kęs.

- Ale ja jej nie kocham - oznajmił, przeżuwając bułkę.

- Ależ oczywiście, że ją kochasz i najwyższa pora, byście sobie co nieco

wyjaśnili.

- Kiedy w zeszłym tygodniu zaprosiłem ją na lunch, bardzo się na mnie

zdenerwowała i powiedziała, żebym raczej zaprosił ciebie - wyznał Greg.

Lacey odłożyła nóż i posłała swemu przyjacielowi poważne spojrzenie.

- Posłuchaj, a może ona dlatego właśnie zerwała zaręczyny? Może sądzi,

że coś się między nami dzieje? - zaniepokoiła się.

- Niemożliwe - Greg pokręcił głową z powątpiewaniem. - Przecież od

samego początku wiedziała, że jesteśmy jak rodzina.

- A ja sądzę, że uważa mnie za rywalkę.

- Jeśli mi nie wierzy, to znaczy, że nie powinniśmy być razem i cieszę się,

że odkryłem to w porę - skwitował.

- A jak ty byś się czuł, gdyby ona spędzała większość czasu z jakimś

samotnym mężczyzną? - ciągnęła Lacey, przekonana, że odkryła prawdziwy

powód konfliktu tych dwojga.

- To nie jest dobre porównanie - obruszył się Greg. - Traktuję ciebie i

Valerie jak moje siostry.

R S

background image

- 35 -

- Ale ona najwyraźniej nie jest co do tego przekonana i wcale jej się nie

dziwię. Powinieneś przestać tu przychodzić.

- Nie ma mowy - żachnął się. - Nie mam zamiaru rezygnować z przyjaźni

z tobą tylko po to, by sprawić przyjemność Annette.

- Powinieneś spróbować postawić się w jej sytuacji, zrozumieć jej

wątpliwości - tłumaczyła. - Widzisz, nie jesteśmy ze sobą spokrewnieni, więc

Annette pewnie nie potrafi zrozumieć, dlaczego jesteśmy sobie tak bliscy.

Założę się o co chcesz, że ona cię kocha, widziałam to w jej zachowaniu.

Powinniście sobie wszystko jeszcze raz wyjaśnić.

- Jeśli potrafiła bez słowa wyjaśnienia zerwać nasze zaręczyny, to nie ma

dla nas żadnej przyszłości. Dlaczego ani razu nie wspomniała o mojej przyjaźni

z tobą, skoro jej to aż tak bardzo przeszkadzało?

- Ponieważ cię kocha, głuptasie. Ze względu na ciebie próbowała mnie

jakoś zaakceptować, ale pewnie doszła do wniosku, że nie potrafi się tobą

dzielić. Doskonale to rozumiem.

- Daj spokój, Lacey - zniecierpliwił się Greg. - Przecież nie zrobiłem nic

takiego, co mogłoby wywołać jej zazdrość.

- Ależ zrobiłeś, nie rozumiesz? Wystarczy już, że przychodzisz tu za

każdym razem, kiedy Valerie wyjeżdża. Jak się tylko trochę zastanowisz, od

razu przyznasz mi rację.

Ku zdumieniu Lacey, Greg odwrócił się nagle na pięcie i szybkim

krokiem pomaszerował w kierunku drzwi.

- Idę sobie pojeździć - burknął.

- Tylko uważaj na siebie i nie jedź za prędko - upomniała go.

Jeśli Greg miał jakiekolwiek wady, na pewno jedną z nich była skłonność

do wariackiej jazdy samochodem. Stale płacił mandaty za przekraczanie

dozwolonej szybkości i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby pewnego dnia

odebrano mu prawo jazdy.

- Jak możesz mnie posądzać o coś takiego? - rzucił już zza progu.

R S

background image

- 36 -

- Greg, jedź lepiej do Annette i porozmawiaj z nią. Możesz jej

powiedzieć, że chętnie się z nią spotkam, by wyjaśnić parę spraw.

- Nie ma mowy. Już się wystarczająco poniżyłem, błagając, żeby do mnie

wróciła. Teraz jej kolej.

Jak widać, kolejną wadą Grega był ośli wręcz upór. Lacey stanęła w

drzwiach i patrzyła, jak jej przyjaciel odjeżdża z piskiem opon. Tym razem był

naprawdę wściekły, ale ona nie umiała mu pomóc.

Wkrótce po jego odejściu położyła się do łóżka, jednak długo nie mogła

zasnąć, ponieważ jej myśli nieustannie krążyły wokół Maxa Jarvisa. Przez

dzielącą ich sypialnie ścianę wyczuwała jego elektryzującą obecność. Mimo iż

nie zgadzała się z wygłaszanymi przez niego na antenie opiniami, coś ją do

niego ciągnęło, czuła, że pod maską cynizmu kryje się niesłychanie wrażliwy

mężczyzna.

Zastanawiała się właśnie, co włożyć na niedzielne przyjęcie, kiedy

zadzwonił telefon. Była już niemal północ, więc spodziewała się, że w

słuchawce usłyszy głos Valerie czy Lorraine.

- Czy to pani Lacey West? - odezwała się jakaś nieznajoma kobieta.

- Tak. Słucham?

- Dzwonię ze szpitala, z izby przyjęć. Mamy tu pacjenta, nazywa się Greg

Peters. Miał wypadek samochodowy i przywieziono go do nas ze złamaną nogą.

Założyliśmy mu gips. Może pani już po niego przyjechać.

- Zaraz będę. Dziękuję za telefon - odparła Lacey, która nie była

specjalnie zdziwiona tą wiadomością.

Ubrała się szybko i pojechała do szpitala, wściekła, że Greg nie

zawiadomił Annette, tylko właśnie ją.

Przez kilka następnych dni zajmowała się swym przyjacielem, cierpliwie

znosząc jego humory i zachcianki. Jak to dobrze, że musiała chodzić do pracy,

gdyż na dłuższą metę Greg był nie do wytrzymania. Zadzwoniła do jego byłej

narzeczonej, by poinformować ją o wypadku, ale odpowiedziała jej

R S

background image

- 37 -

automatyczna sekretarka. Nagrała więc długą wiadomość, błagając Annette, by

jednak odwiedziła Grega, który naprawdę jej potrzebował. Niestety, nadeszła

niedziela, a tamta ani nie pojawiła się, ani nie zadzwoniła. Może więc problemy

narzeczeńskie Grega nie były spowodowane tylko i wyłącznie zazdrością?

Kiedy Lorraine przywiozła z powrotem George'a, Lacey zaproponowała,

by Greg zatrudnił małpę do podawania gazet i filiżanek z herbatą, ale pomysł

ten nie przypadł mu do gustu. Po raz pierwszy jednak od kilku dni nie zwróciła

uwagi na jego oburzenie, tak była przejęta perspektywą ujrzenia Maxa.

Po raz setny przejrzała się w lustrze, by sprawdzić, czy aby na pewno

wszystko jest w porządku. Miała nadzieję, iż prosta czarna suknia bez rękawów

oraz dyskretna złota biżuteria są odpowiednie na tę okazję.

Wyjrzała przez okno, licząc, że ujrzy samochód Annette, niestety, na

próżno.

- Dlaczego włożyłaś tę czarną suknię? - dopytywał się Greg.

- Ponieważ jest to jedyna elegancka rzecz, jaką posiadam - wyjaśniła

spokojnie.

- Chyba ci kompletnie odbiło, skoro interesujesz się kimś takim, jak Max

Jarvis.

- Zanim zaczniesz mi udzielać rad, najpierw uporządkuj swoje własne

życie uczuciowe, dobrze? - zirytowała się.

- Pójdę z tobą, żeby cię przypilnować - zaofiarował się. - Muszę przecież

wreszcie nauczyć się chodzić o kulach.

- Greg, nie zostałeś zaproszony - przypomniała. - Masz tu kasety z

filmami i miskę popcornu. Baw się dobrze. George dotrzyma ci towarzystwa -

rzuciła przez ramię, idąc w kierunku drzwi. Gdyby została jeszcze trochę,

przyjęcie mogłoby się skończyć, a ona straciłaby okazję ujrzenia kogoś niesły-

chanie interesującego.

R S

background image

- 38 -

ROZDZIAŁ CZWARTY

Drzwi otworzył młody mężczyzna imieniem Jeff i wprowadził Lacey do

gwarnego salonu. Znajdowało się tam około dwudziestu osób, które sączyły

wino, rozmawiały i najwyraźniej świetnie się czuły w swoim towarzystwie,

gdyż raz po raz słychać było salwę serdecznego śmiechu. Jeff przedstawił jej

dwóch przyjaciół Maxa, Nicka i Milo, co dobrze wpłynęło na jej samopoczucie,

ponieważ nie znała tu absolutnie nikogo i było jej odrobinę nieswojo.

- A więc jednak zdecydowałaś się oderwać od swych ważnych zajęć i

zaszczycić me progi? - usłyszała tuż za sobą znajomy głos. - Jest mi bardzo

miło.

Lacey odwróciła się na pięcie. Na widok Maxa jej serce zabiło z radości.

Wyglądał niesłychanie pociągająco w beżowym kaszmirowym swetrze i

ciemnych spodniach. Jego ciepłe spojrzenie wędrowało po jej smukłej sylwetce,

tak że Lacey poczuła, iż się rumieni.

- Mamy chyba coś mocniejszego niż coca-cola, prawda, Jeff? - spytał,

spoglądając na trzymaną przez nią szklankę.

- Nie piję alkoholu - wyjaśniła, zanim Jeff zdążył otworzyć usta. -

Poprosiłam twojego przyjaciela właśnie o colę.

- W takim razie spróbuj zapiekanki - zaproponował.

- O, nie, dziękuję, ale Gr... to znaczy... Jadłam niedawno kolację. Nie

przejmuj się mną, dam sobie radę.

- Ależ ja właśnie chcę się tobą przejmować. Jestem gospodarzem, więc to

mój przywilej. - Uśmiechnął się, po czym wziął ją pod rękę i zaprowadził na

kanapę. - Przyszłaś w samą porę. Za chwilę będziemy oglądać film, który

nakręciliśmy na Alasce.

- Jaki film? - zdumiała się. - I jacy „my"?

- My, to znaczy moi przyjaciele i ja - wyjaśnił. - Oprócz tego, co robimy

na co dzień, zajmujemy się również kręceniem filmów dokumentalnych. Ten,

R S

background image

- 39 -

który za chwilę zobaczysz, jest częścią serii poświęconej rdzennym

mieszkańcom Ameryki. Przygotowujemy ją na zlecenie Międzynarodowego

Instytutu Etnografii.

- A więc to dlatego jedziesz wkrótce w dorzecze Amazonki! - skojarzyła.

- Lon Freeman wspominał o tym ostatnio.

- Zgadza się. Będziemy kręcić film na temat plemienia Arawaków.

- Powiedz mi w takim razie, dlaczego pracujesz w radiu, jeśli twoim

powołaniem jest produkcja filmów?

- Moje zadanie przy produkcji filmu jest bardzo podobne do tego, co robię

na co dzień, jestem bowiem odpowiedzialny za przygotowanie narracji.

Lacey miała ochotę zadać mu jeszcze mnóstwo pytań, ale musiała się na

razie wstrzymać, gdyż za chwilę miała się rozpocząć projekcja. Ku jej

zdumieniu, Max, który odszedł, by zgasić światło, po chwili powrócił, by

zasiąść tuż obok niej na poręczy kanapy, tak że jego udo lekko dotykało jej nogi.

Ten delikatny kontakt sprawił, że po jej plecach przebiegł przyjemny dreszczyk.

Przez kolejne pół godziny wpatrywała się jak zauroczona w ekran. Film

był fascynujący i opowiadał o ludziach, o których istnieniu nie miała dotąd

pojęcia. Kiedy ponownie zapalono światła, wszyscy wyrażali głośno swą opinię

na temat projekcji i zadawali mnóstwo pytań dotyczących filmu. Zanim Lacey

zdążyła się zorientować, było już dobrze po północy.

Nagle przypomniała sobie, że w domu czeka na nią Greg, któremu trzeba

pomóc położyć się do łóżka. Wstała, by podziękować Maxowi za wspaniały

wieczór i pożegnać się, ale on zajęty był rozmową z piękną brunetką, która

sprawiała wrażenie jego bardzo bliskiej znajomej. Dlatego też Lacey

postanowiła, iż lepiej będzie, gdy spróbuje wymknąć się dyskretnie, a za

przyjęcie podziękuje innym razem. Max jednak widocznie zauważył jej

manewry, bo przerwał rozmowę i przedstawił sobie obydwie kobiety. Lacey z

wielkim trudem rzuciła jakąś uprzejmą uwagę, ponieważ cała pochłonięta była

tłumieniem w sobie niespodziewanego przypływu zazdrości.

R S

background image

- 40 -

- Niestety, muszę już iść - oznajmiła w końcu. - Dziękuję ci za

zaproszenie, Max. Uważam, że wasz film jest znakomity.

- Coś mi mówi, że to było dyplomatyczne stwierdzenie, bo nie chcesz mi

zrobić przykrości na oczach moich przyjaciół - odparł, przyglądając się jej

podejrzliwie.

- Wcale nie, naprawdę tak sądzę.

- A więc Kalifornijczyk potrafi jednak zrobić coś dobrze? - W jego głosie

pobrzmiewała nutka ironii.

- Jestem przekonana, że potrafisz zrobić jeszcze parę rzeczy dobrze.

- Cóż, dziękuję ci za komplement. W takim razie odprowadzę cię do

samochodu, żebyś mogła wymienić te inne rzeczy, w których jestem dobry.

- A co z gośćmi? - przypomniała.

- Dadzą sobie radę beze mnie.

- Jeśli chodzi o ścisłość, nie przyjechałam samochodem, ponieważ

mieszkam niedaleko stąd - oznajmiła, gdy znaleźli się na chodniku.

- W takim razie odprowadzę cię do domu. - Uśmiechnął się, biorąc ją pod

rękę. - Gdzie to jest?

- Och, bliziutko.

Kiedy weszli na podjazd, prowadzący do segmentu Valerie, Max nagle

zwolnił i puścił jej ramię. Lacey była przekonana, że zaraz zacznie się śmiać

albo przynajmniej zrobi jakąś uwagę na temat tego zadziwiającego zbiegu

okoliczności, ale on milczał.

- Co tu jest grane? - wycedził przez zęby.

- Kiedy podałeś mi swój adres - zaczęła cichym głosem, zaskoczona jego

reakcją - odkryłam, że jesteśmy sąsiadami zza ściany i postanowiłam, że zrobię

ci niespodziankę, ale coś mi się zdaje, że nie jesteś zadowolony.

- Może dlatego, że twój mąż, Brad, powiedział mi, że masz na imię

Valerie - odpowiedział oskarżycielskim tonem. - Powiedz mi, iloma jeszcze

imionami się posługujesz oprócz Lorraine, Valerie i Lacey?

R S

background image

- 41 -

- Ależ ty nic nie rozumiesz! - wykrzyknęła. - Naprawdę mam na imię

Lacey, a Valerie to moja siostra bliźniaczka. Opiekuję się jej domem, bo ona i

Brad są teraz na Dalekim Wschodzie.

- Akurat - prychnął.

- Właśnie, że tak. Dlaczego niby miałabym kłamać?! - zaperzyła się.

- A dlaczego ludzie kłamią?

Wyglądało na to, że tylko wspólne zdjęcie obydwu sióstr zdołałoby

przekonać Maxa.

- Jeśli chcesz dowodów, mogę ci pokazać zdjęcie Valerie i moje -

zaproponowała.

Max nie odezwał się ani słowem. Zirytowana Lacey otworzyła drzwi do

domu i, ku swemu przerażeniu, usłyszała głos Grega:

- Lacey? To ty? Czekałem, aż wrócisz, żebyśmy się mogli położyć spać.

No tak, to już koniec, pomyślała z rozpaczą. Już sobie wyobrażała, co się

dzieje w głowie Maxa.

- Teraz już się nie dziwię, czemu tak ci się spieszyło do wyjścia z

przyjęcia - mruknął ironicznie.

- Och, nie... - jęknęła, myśląc intensywnie, jak wyjaśnić tę niezręczną

sytuację.

- Kto jest z tobą? - dopytywał się Greg.

Lacey zamknęła oczy z przerażenia. Dałaby wszystko za to, by cały ten

koszmar okazał się tylko snem...

- Nie przedstawisz nas sobie? - zwrócił się do niej Greg, który wreszcie

dokuśtykał o kulach.

Miała ochotę go udusić.

- To jest Max Jarvis. Max, przedstawiam ci przyjaciela naszej rodziny,

Grega Petersa.

- Witaj, Max. - Greg skinął głową. - Czasami słucham twego programu.

Muszę przyznać, że jesteś całkiem niezły jak na przybysza.

R S

background image

- 42 -

Max nie zareagował na oczywistą zaczepkę ze strony Grega, tylko zwrócił

się do Lacey.

- Powinnaś mi była powiedzieć, że masz gościa. Mogłaś go przecież

przyprowadzić na przyjęcie.

- Bardzo przepraszam, że przeze mnie się spóźniła, ale tak to jest, kiedy

człowiek nie daje sobie rady z najprostszymi czynnościami - wtrącił się Greg. -

Lacey, nie zabaw tu długo, dobrze?

Powiedziawszy to, odwrócił się niezgrabnie i pokuśtykał do salonu. Lacey

starannie unikała oskarżycielskiego spojrzenia niebieskich oczu Maxa.

- Greg zachowuje się jak duże, rozpieszczone dziecko - odezwała się po

chwili. - W dodatku jest okropnie marudnym pacjentem.

- W takim razie ma szczęście, że znalazł taką opiekunkę, która spełnia

jego wszystkie zachcianki.

Reakcja Maxa była co najmniej zdumiewająca. Wątpliwe, by był to

przejaw zazdrości, on po prostu nie wierzył w ani jedno jej słowo. Możliwe, iż

ktoś, kogo bardzo kochał, nadużył kiedyś jego zaufania i stąd ta jego skłonność

do pochopnych wniosków?

- Powiedz mi, Lacey, zakładając, że to twoje prawdziwe imię, gdyby to

mnie coś się stało, czy opiekowałabyś się mną z równym poświęceniem? -

zapytał niespodziewanie.

- Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, by tobie cokolwiek się mogło stać -

odparła, zdumiona jego pytaniem.

- Może wrócę znad Amazonki z raną od zatrutej strzały?

- Jeśli tamtejsze plemiona zdecydują się zaatakować cię, to zapewne

dlatego, że z wrodzoną ignorancją powiesz coś, co je rozwścieczy - odparowała.

Max roześmiał się głośno, lecz jego spojrzenie pozostało chłodne.

- Bez względu na to, jakie życie prowadzisz, powinnaś pracować w radiu

- oznajmił. - Jesteś taka naturalna.

- A jakie życie ja prowadzę twoim zdaniem?

R S

background image

- 43 -

- Powiedzmy, że kolorowe.

- Kolorowe? - powtórzyła oburzona. - To bardzo odważne stwierdzenie,

zważywszy, że prawie nic o mnie nie wiesz.

- Wiem więcej, niż ci się zdaje.

- Naprawdę? - prychnęła. - Może w takim razie mógłbyś któregoś dnia

opowiedzieć mi co nieco na ten temat. Kiedy wyjeżdżasz nad Amazonkę?

- Jutro rano. Nie będzie nas przez sześć dni. A czemu pytasz? Czyżbyś

była fanką Lona Freemana? - ironizował.

- Lon Freeman jest znakomitym prezenterem radiowym, ale nie martw

się, nie jest tak popularny, jak ty.

- Lacey! - zawołał z salonu Greg.

- Lepiej już idź, twój przyjaciel zaczyna się niecierpliwić - zauważył Max

cierpko.

Miała ochotę wytłumaczyć mu, że Greg i jego narzeczona pokłócili się

niedawno, a poza tym on już nazajutrz wraca do swego mieszkania, ale nagle

straciła ochotę na jakiekolwiek wyjaśnienia.

- Miałam zamiar zaprosić cię, byś mógł obejrzeć parę zdjęć rodzinnych,

ale właśnie przypomniałam sobie, że powinieneś wracać do gości. Twoja piękna

ciemnowłosa przyjaciółka zapewne już się zastanawia, dlaczego tak długo cię

nie ma - odwzajemniła się.

Powiedziawszy to, odwróciła się i szybko zatrzasnęła za sobą drzwi.

Zanim znalazła się w swej sypialni, była cała we łzach. Chwilę później Greg

pukał do jej drzwi i próbował z nią rozmawiać, ale była zbyt zdenerwowana i

rozgoryczona, by odpowiedzieć.

- Posłuchaj, Lacey - nie dawał za wygraną. - Wiem, że jesteś na mnie

wściekła, ale spróbuj mnie zrozumieć. Chciałem go trochę odstraszyć, bo mam

przeczucie, że on może cię bardziej zranić niż Perry. Zastanów się, facet jest

bywały w świecie, ma trzydzieści parę lat i wciąż jest kawalerem. Nie wydaje ci

się to dziwne?

R S

background image

- 44 -

To prawda. Zastanawiała się nad tym, odkąd dowiedziała się, iż Max nie

ma żony. Ale Greg nie miał prawa się wtrącać.

- Potrzebuję czasu, żeby to przemyśleć - odezwała się w końcu. - Czasu i

spokoju. Idź spać, Greg.

- Przepraszam cię, Lacey.

- W porządku. A teraz zostaw mnie samą, dobrze?

Greg w końcu odszedł, ale ona nie mogła zasnąć.

Przez większą część nocy przewracała się z boku na bok, pragnąc przestać

myśleć o wydarzeniach tego wieczoru. W końcu zasnęła, a gdy obudziła się

rankiem, spostrzegła, że wciąż ma na sobie czarną suknię, która teraz była

okropnie wymięta.

Zza ściany nie dochodził żaden dźwięk, co znaczyło, iż Max

prawdopodobnie wyjechał już nad Amazonkę. Westchnąwszy ciężko, wstała z

łóżka, wzięła prysznic i udała się do kuchni, by przygotować śniadanie.

Greg leżał na kanapie w salonie, ale na szczęście miał tyle rozumu, by nie

odzywać się, zanim ona nie zacznie rozmowy. Po śniadaniu odwiozła go do jego

mieszkania i upewniwszy się, że ma wszystko, czego potrzebuje, pojechała do

jednego z klientów po dokumenty, nad którymi miała popracować w domu.

Przez cały tydzień pochłonięta była pracą, co miało swoją dobrą stronę,

ponieważ pozwalało jej zapomnieć o smutku i samotności, jaką odczuwała po

rozstaniu z Maxem. W wolnych chwilach rozmyślała o tym, że jest już

dwudziestoośmioletnią kobietą, a niczego jeszcze w życiu nie dokonała. Nie ma

ani własnego domu, ani męża, ani dzieci. Lorraine pewnie poradziłaby jej, aby

spróbowała spojrzeć na siebie bardziej optymistycznie. Jest przecież zdrowa, ma

świetną pracę, prawdziwych przyjaciół i kochającą rodzinę, a to powinno jej

wystarczyć.

Kiedyś jej to wystarczało, aż do momentu gdy pojawił się Max Jarvis i

sprawił, że zakochała się w jego hipnotyzującym głosie. Co gorsza, Lacey

R S

background image

- 45 -

obawiała się, że po drodze straciła kontrolę nad sobą i zakochała się nie tylko w

jego głosie...

W niedzielę wieczorem Cameron Morgan przybył do Salt Lake z Idaho

Falls i odwiedził Lacey, by podziękować jej za pomoc w uporządkowaniu ksiąg

rachunkowych. Ledwo zdążyli usiąść w salonie i otworzyć przyniesione przez

Camerona pudełko trufli czekoladowych, zadźwięczał dzwonek.

- Przepraszam cię na momencik - mruknęła Lacey i pobiegła do drzwi.

Mało nie zemdlała z wrażenia, gdy stanęła twarzą w twarz z Maxem

Jarvisem. Ku swemu zdumieniu, poczuła niesłychaną ulgę, widząc, że jest cały i

zdrowy. Rzecz jasna, nie było powodów do niepokoju, gdyż, jak twierdzili

prezenterzy Radia Talk, Max od wielu lat odbywał równie niebezpieczne

wyprawy i zawsze powracał bez szwanku. Ale to było w czasach, gdy Lacey nie

miała pojęcia o jego istnieniu.

Nie przypuszczała, iż jeszcze kiedykolwiek się spotkają, chyba że

przypadkiem. Bądź co bądź, Max sądził, iż okłamała go, a w dodatku, że ona i

Greg są kochankami.

Oczywiście niemal natychmiast zauważył Camerona, który właśnie

częstował się kolejną czekoladką. Niewątpliwie jego obecność jeszcze bardziej

pogrążyła Lacey.

- Zdaje się, że przyszedłem nie w porę - mruknął.

- Proszę, wejdź - zachęciła go.

- Mam do ciebie sprawę, ale to może poczekać, aż będziesz mniej zajęta. -

W jego głosie słychać było nutę sarkazmu.

- Ja już wychodzę - odezwał się Cameron, idąc w ich kierunku.

- Cameron Morgan, to Max Jarvis - dokonała prezentacji Lacey.

- Jesteś może krewnym Nestera? - zapytał na pozór niewinnie Max, ale

Lacey doskonale wiedziała, co mu chodzi po głowie.

R S

background image

- 46 -

- Jasne, to mój tato - uśmiechnął się Cameron. - A ty jesteś tym

prezenterem radiowym. Słuchałem twoich audycji w drodze do Idaho Falls.

Uważam, że jesteś fantastyczny.

- Czy to znaczy, że nie potępiasz mnie tylko z tego powodu, że pochodzę

z Kalifornii?

- Chyba żartujesz! Prezenterzy radiowi z Utah są śmiertelnie nudni -

roześmiał się Cameron, po czym spojrzał na Lacey. - Muszę już uciekać. Do

zobaczenia za miesiąc. Miło było mi cię poznać, Max. - Skinął głową.

Lacey odprowadziła swego gościa do wyjścia i zamknąwszy za nim

drzwi, oparła się o nie plecami.

- Jak widzę, nie dopadły cię zatrute strzały, więc nie potrzebujesz opieki.

Po co w takim razie przyszedłeś? - zapytała niegrzecznie, podczas gdy jej serce

waliło jak szalone.

- Mój szef zaprasza cię, byś wystąpiła w moim programie wraz z

doktorem Ryderem - wyrzucił z siebie jednym tchem.

Przecież mógł jej wysłać list albo zatelefonować, ale przyszedł osobiście,

chyba tylko po to, by ją torturować swą obecnością.

- Czy to znaczy, że ponownie zaprosisz tego półgłówka do swego

programu?

- Taka była umowa, nie pamiętasz? Jeśli ty zwyciężysz w głosowaniu, ja

zapraszam doktora Rydera, żebyś mogła z nim podyskutować.

- No, tak, ale... - wybąkała. - Rzeczywiście, chyba nie pamiętam, żebyśmy

zawierali taką umowę...

- Czy bardzo cię zdenerwuje rozmowa z nim?

- Ależ skąd. Tylko czy on odważy się przyjść?

- Nie ma innego wyjścia, jeśli oczywiście chce zachować twarz. - Max

uśmiechnął się lekko. - Z tego, co wiem, podczas mojej nieobecności dzwoniło

do radia mnóstwo ludzi, domagając się rewanżu. Czy pasuje ci dwudziesty

szósty?

R S

background image

- 47 -

Lacey kiwnęła głową. Było jej niezmiernie miło, iż właściciel rozgłośni

zapraszał ją do występu w audycji, ale z drugiej strony zmuszona była w ten

sposób do przebywania w towarzystwie Maxa...

- Nie powinieneś być w tej chwili w radiu i prowadzić swojego

programu? - rzuciła, nie wiedząc, co powiedzieć.

- Ach, zauważyłaś - ucieszył się. - Wziąłem więcej dni urlopu, by móc w

drodze znad Amazonki zatrzymać się u mojego ojca w Kalifornii.

Po raz pierwszy wspomniał o kimś ze swej rodziny.

- W której części Kalifornii mieszka?

- Na południu, w Laguna Beach.

- To moje ulubione miejsce - wyznała. - Czemu opuściłeś je, by

przyjechać do Utah?

- Miałem swoje powody - odparł wymijająco. - Często tam jeździsz?

- Teraz już nie. Kiedyś całą rodziną spędzaliśmy tam co roku wakacje.

- A gdzie konkretnie? - dopytywał się, jakby chciał sprawdzić, czy mówi

prawdę.

- W Coast Highway Inn.

- To dosłownie kilkanaście kroków od domu taty.

- A to szczęściarz z niego - westchnęła. - Valerie i ja często

wyobrażałyśmy sobie, że mieszkamy w jednym z tych ślicznych domów, które

widać było z naszego okna w hotelu.

- Valerie? - powtórzył z niedowierzaniem.

Lacey zdecydowała, iż nadszedł odpowiedni moment, by pokazać

Maxowi jedno ze zdjęć rodzinnych, zdjęła więc ze ściany fotografię,

przedstawiającą obydwie siostry, i podała mu ją.

Przyglądał się uważnie zdjęciu przez kilka długich minut.

- Ta fotografią została zrobiona właśnie w Laguna Beach - wyjaśniła w

końcu. - Wyglądamy niemal identycznie, ale mamy zupełnie odmienne

R S

background image

- 48 -

charaktery. Prawie w niczym się nie zgadzamy. Na przykład ona sądzi, że jesteś

wspaniały. Lorraine zresztą też.

Max uniósł wysoko brwi, po czym odwrócił się, by umieścić zdjęcie z

powrotem na ścianie.

- Opowiedz mi coś o Lorraine - poprosił.

- Jest naszą najbliższą przyjaciółką. Zaopiekowała się Valerie i mną po

śmierci naszych rodziców. Zginęli w wypadku kolejowym w drodze powrotnej z

Kalifornii.

- Bardzo mi przykro z powodu twoich rodziców - powiedział cicho,

patrząc jej prosto w oczy. - Teraz już rozumiem, skąd ta twoja awersja do

Kalifornii...

- To nie jest awersja, zresztą najgorszy ból już minął. Powiedz, urodziłeś

się tam? - zmieniła temat.

- Nie, w Hongkongu.

- A więc twój ojciec był wojskowym, tak?

- Nie, pracował dla departamentu oświaty, zajmował się

przygotowywaniem programów nauczania dla krajów Trzeciego Świata -

wyjaśnił. - W okresie dzieciństwa mieszkałem w bardzo wielu miejscach, a

kiedy tato przeszedł na emeryturę, osiedliliśmy się w Laguna Beach.

- Nie byłam jeszcze nigdzie poza granicami Stanów, ale wydaje mi się, że

Laguna to jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie.

- Przyznaję, że jest tam pięknie, ale istnieją jeszcze bardziej urocze

zakątki, choćby wyspy południowego Pacyfiku.

- Muszę ci uwierzyć na słowo. - Uśmiechnęła się słabo.

- Nie chciałabyś podróżować? - zdziwił się.

- Naturalnie, że chciałabym, ale moi rodzice byli raczej domatorami, w

dodatku nie mieli za dużo pieniędzy, a od kilku lat jestem zbyt zajęta

zarabianiem na własne utrzymanie, by wybrać się w podróż.

R S

background image

- 49 -

- Rzeczywiście, zauważyłem to - przyznał z przekąsem. - Ale może

najwyższy czas, byś się oderwała od swych ważnych zajęć i odpoczęła trochę?

- Może i tak - mruknęła. - Na razie jednak mam ochotę po prostu

porządnie się wyspać.

- Ja również - odparł nieco ostro. - Chyba jestem chory...

- Chory? Czyżbyś złapał jakiegoś dziwnego południowoamerykańskiego

wirusa?

- Nie. Zdaje się, że dopadło mnie coś zdecydowanie bliżej domu.

- Naprawdę jesteś chory? - spytała, zastanawiając się intensywnie, co też

on może mieć na myśli.

- W pewnym sensie tak - przyznał.

- Byłeś u lekarza?

- Nie sądzę, by lekarz mógł mi w czymkolwiek pomóc.

- Czy mogłabym coś dla ciebie zrobić?

Może jednak jego wizyta nie miała tylko i wyłącznie charakteru

zawodowego...

- Nie sądzisz, że opieka nad jednym mężczyzną ze złamaną nogą to już

wystarczający obowiązek? - ironizował.

- Greg przechodzi dalszą rekonwalescencję w swoim mieszkaniu -

odparła, zadowolona, że może wreszcie wyjaśnić to nieporozumienie.

- A co z tym drugim mężczyzną, który spędza u ciebie większość czasu?

- Nie ma żadnego drugiego mężczyzny - jęknęła.

- Ten twój śliczny nosek powinien być w tej chwili przynajmniej trzy razy

dłuższy. Czy nie wiesz, że kłamstwa wydłużają nos? Pozwól zatem, że odświeżę

ci pamięć. Ten drugi mężczyzna ma na imię George i uwielbiasz wieczorami

zabawiać się z nim w wannie.

- Och, nie... - wydusiła z siebie Lacey. - Słyszałeś wszystko przez ścianę?

- Moi przyjaciele nawet robili zakłady, czy wolisz mocno owłosionych

mężczyzn, czy raczej nie - odparł oschle.

R S

background image

- 50 -

- Czyżbyście specjalnie podsłuchiwali? - zapytała, walcząc z

nieuchronnym atakiem śmiechu.

- Pomagali mi przetkać rury pod umywalką. Trudno było nie słyszeć

każdego słowa.

Gdy Lacey przypomniała sobie kąpiel swoją i George'a owego wieczoru,

nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać.

- Prowadzisz niebezpieczną grę - ostrzegł ją Max. - Czy Lorraine wie, że

zabawiasz się z jej chłopakiem?

- Wie - ledwo wykrztusiła.

- W takim razie rzeczywiście jesteście bliskimi przyjaciółkami. Aha,

kiedy następnym razem będziesz przyjmowała jednego ze swych kochanków,

lepiej nie zamykaj George'a w komórce wraz z telewizorem - poradził.

- Wiedziałeś, że on tam jest?

- Wiem więcej, niż ci się wydaje - oznajmił, wykrzywiając usta w pełnym

ironii uśmiechu. - Jak nie jedziesz dokądś z jednym facetem w samochodzie

kempingowym, to zabawiasz się na zmianę z panami Morganami, ojcem i

synem.

- Oni obydwaj są szczęśliwymi mężami i ojcami! - zaperzyła się.

- Przecież ty tylko gardzisz mężczyznami, którzy udają, że nie są żonaci -

przypomniał. - Ale zapewniam cię, marnujesz swój czas na mnie.

- A więc sądzisz, że się za tobą uganiam? - Lacey nie posiadała się z

oburzenia.

- Cóż, zdarzyło mi się to parę razy. To jedna z ujemnych stron bycia

prezenterem radiowym.

- No wiesz - żachnęła się. - A ja myślałam, że to Lon Freeman jest

zarozumiały.

- Nie udawaj. Dowiedziałaś się, że jesteśmy sąsiadami i postanowiłaś, że

będę twoją następną zdobyczą, więc zadzwoniłaś do mojego programu i

R S

background image

- 51 -

postarałaś się, bym zaprosił cię do jednej z audycji. Nawiasem mówiąc, mój

producent nie jest sobą, odkąd cię poznał.

- A czy mógłbyś mi łaskawie wyjaśnić, dlaczego chciałeś, bym przyszła

na twoje przyjęcie?

- To chyba oczywiste - prychnął. - Nie wiedziałem, że to ty jesteś ową

femme fatale zza ściany.

- A jeśli nawet jestem osobą, za jaką mnie uważasz, choć to nieprawda i

mogłabym z łatwością to udowodnić, dlaczego tak cię to obchodzi? - zapytała,

wziąwszy się pod boki.

Przez chwilę jego niebieskie oczy nabrały dziwnie łagodnego wyrazu, ale

szybko ich spojrzenie stało się na powrót chłodne i ironiczne.

- Zaprosiłem cię do mojej audycji, ponieważ sądziłem, że jesteś szczera,

ale okazałaś się taką samą hipokrytką jak doktor Ryder. Do zobaczenia

dwudziestego szóstego. Nie musisz mnie odprowadzać do drzwi.

R S

background image

- 52 -

ROZDZIAŁ PIĄTY

- Nie tak prędko - warknęła Lacey i zagrodziła Maxowi drogę do wyjścia.

Nigdy w życiu nie była taka zdenerwowana. - Powiedziałeś, co miałeś do

powiedzenia, teraz moja kolej. George? - zawołała głośno. - Otwórz, proszę,

drzwi łazienki i wejdź do salonu.

W odpowiedzi dobiegły ich charakterystyczne dla małp pohukiwania.

Max uniósł wysoko brwi ze zdumienia.

- A to co? - wybąkał.

- To George, oczywiście. Dziwi mnie, że pytasz, skoro tak wiele wiesz o

mnie i moim godnym potępienia trybie życia.

- Wydaje jakieś mało ludzkie odgłosy - zauważył.

- Cóż, istotnie George jest dość oryginalny, ale oprócz tego jest o wiele

bardziej kochający i otwarty niż którykolwiek ze znanych mi mężczyzn. Mogę

mu bezgranicznie zaufać. A czy mogę ufać tobie?

Max posłał jej gniewne spojrzenie, ale nic na to nie odpowiedział.

- Muszę cię ostrzec - ciągnęła - on mnie bardzo kocha i jest szalenie

wrażliwy. Niektórzy denerwują się w jego towarzystwie. Postaraj się nie zrobić

nic, co mogłoby go rozdrażnić.

- Nie muszę się starać, przecież właśnie wychodzę - odparł oschle.

- Nie możesz teraz wyjść. On bardzo chce cię poznać.

Myślę, że nadszedł już czas, byście się spotkali. Chodź tu, George!

Zanim Max zdążył odsunąć Lacey od drzwi, do przedpokoju wbiegł,

kołysząc się na boki, George i przypadł do nóg swej opiekunki. W niebieskich

oczach Maxa widać było niebotyczne zdumienie.

- Max, przedstawiam ci George'a. George, to jest Max Jarvis - dokonała

prezentacji Lacey, śmiejąc się serdecznie. - George to wyjątkowa małpa

kapucynka, tresowana przez moją przyjaciółkę Lorraine. Ma za zadanie

R S

background image

- 53 -

pomagać osobom sparaliżowanym i już za kilka tygodni spotka się ze swym

pierwszym podopiecznym. Możesz podać mu rękę.

Max posłusznie wyciągnął dłoń. Widząc to, George podszedł do niego i

podał mu swoją.

- A więc to jego zamknęłaś w komórce razem z telewizorem? - zapytał,

wpatrując się intensywnie w zaróżowioną od śmiechu twarz Lacey. - Z nim

bawiłaś się w wannie?

- Zgadza się - zachichotała. - Nie powiesz zarządowi osiedla, prawda?

Lorraine zabiera go już w ten wtorek. Nie mogła się nim opiekować przez

ostatnich kilka tygodni, bo była chora.

Max wciąż przypatrywał jej się w milczeniu. Widać było wyraźnie, że

myśli intensywnie nad tym, co usłyszał. Lacey postanowiła wykorzystać ten

moment i zachęciła małpkę do zaprezentowania kilku sztuczek.

- Jest niesamowity - wyszeptał, przyglądając się figlom George'a.

- Prawda? - przytaknęła. - Tylko proszę cię, nie mów o nim Bradowi, gdy

wróci z Japonii. On bardzo nie lubi zwierząt, ale Valerie zgodziła się, bym

zaopiekowała się George'em, pod warunkiem, że jej mąż nigdy się o tym nie

dowie.

- W porządku, możesz spać spokojnie. Słuchaj, a może Lorraine

przyjęłaby zaproszenie do mojej audycji i opowiedziała słuchaczom o swym

podopiecznym?

- Och, na pewno będzie ci bardzo wdzięczna - odparła uradowana Lacey.

- A czy ty mogłabyś przyjść razem z nią?

- To zależy, czy wciąż uważasz, że cię okłamałam.

- Powiedzmy, że dałaś mi dzisiaj dużo do myślenia - padła nieco

wymijająca odpowiedź.

- Zrobiłabym wszystko, by pomóc Lorraine - zapewniła Lacey żarliwie. -

Właśnie rozpoczęła uruchamianie centrum rehabilitacyjnego w Salt Lake City.

Widzisz, te małpki tuż po przyjściu na świat potrzebują czegoś w rodzaju

R S

background image

- 54 -

zastępczej rodziny, w której mogłyby nauczyć się życia z ludźmi. Dopiero

później przechodzą odpowiednią tresurę, dzięki której mogą opiekować się

osobami sparaliżowanymi. Być może wśród słuchaczy znajdą się osoby chętne

do wychowywania małp takich jak George.

- O ile pamiętam, nie mieliśmy jeszcze w naszym programie gościa z

branży Lorraine. To powinien być prawdziwy hit.

Lacey poczuła, że nareszcie zawiązała się między nimi nić porozumienia.

Jak to dobrze, iż zdecydowała się pokazać mu swego podopiecznego...

- Przepraszam cię na moment. Położę George'a spać, bo jak na niego, jest

już bardzo późno.

Kiedy szli razem do kuchni, zadzwonił telefon. Max odprowadził małpkę

do jej legowiska, a Lacey podniosła słuchawkę. Dzwonił Greg, który chciał się

dowiedzieć, czy wciąż jest u niej w niełasce. Nie miała ochoty z nim w tej

chwili rozmawiać, więc oznajmiła, że oddzwoni później, po czym rozłączyła się.

- Niepotrzebnie zbyłaś go z mego powodu - odezwał się Max. - Sam trafię

do drzwi.

Tym jednym zdaniem przywrócił napiętą atmosferę, która panowała

między nimi przed pojawieniem się George'a. Jednak Lacey wcale nie chciała,

by wychodził, bowiem przez tych kilka minut rozejmu czuła się doskonale w

jego towarzystwie.

- A może dasz się skusić na filiżankę kakao? To powinno pomóc ci

zasnąć.

- Wątpię - mruknął - ale nie odrzucę takiej oferty. Uradowana jego

decyzją Lacey zaczęła się krzątać po kuchni, on natomiast zasiadł za stołem.

- Opowiedz mi o waszej wyprawie - poprosiła.

- O której jej części? - spytał, wyciągając przed siebie nogi. - O

czterdziestostopniowym upale i moskitach, czy o tym, jak przewodnicy

pozostawili nas samych w dżungli, a może o wypadku, w którym straciliśmy

kamerę Jeffa?

R S

background image

- 55 -

- W takim razie nic dziwnego, że nie masz humoru - przyznała. - Czy to

znaczy, że nie zdołaliście nakręcić tego odcinka?

- Udało nam się go dokończyć, ale nie sądzę, by ktokolwiek z naszej

ekipy miał w tej chwili ochotę na kolejną wyprawę.

- A dokąd tym razem? - Postawiła na stole dwie filiżanki kakao i usiadła

naprzeciw swego gościa.

- Jeszcze nie zdecydowałem. Ten odcinek zakończył serię, dotyczącą

rdzennych mieszkańców obu Ameryk - wyjaśnił, po czym pociągnął duży łyk

słodkiego napoju.

- Przynajmniej możesz sobie wyjeżdżać, kiedy tylko ci się podoba -

westchnęła z zazdrością.

- Cóż, ty masz tu wierną publiczność, która bardzo by za tobą tęskniła,

gdybyś zdecydowała się wyjechać - odparował, a w jego głosie pobrzmiewała

nuta ironii.

Lacey wypiła swoje kakao i wstała z krzesła. Miała tego dość.

Najwyraźniej nawet poznanie George'a nie wpłynęło na jego opinię o niej.

- Skoro od dawna wiesz, co myśleć na mój temat, nie ma sensu, byśmy

przedłużali tę rozmowę - oznajmiła sucho.

Podeszła do zlewu, by umyć filiżankę. Nagle poczuła tuż za plecami jego

obecność i zadrżała na całym ciele. Max oparł dłonie na kuchennym blacie po

obu jej stronach, tak że nie miała dokąd uciec.

- Dlaczego nie spróbujesz tego zmienić? - wyszeptał wprost do jej ucha.

- Ponieważ jest to niemożliwe - odparła łamiącym się głosem.

- To nie jest żadna odpowiedź. Odwróć się, Lacey.

Pokręciła głową w odpowiedzi.

- Mam ci powiedzieć, dlaczego nie chcesz się odwrócić? Obróciła się

nagle, błagając go wzrokiem, by jej nie ranił.

Sekundę później poczuła na swych wargach jego usta, jego ramiona

obejmowały jej plecy. Sama nie wiedziała, kiedy jej dłonie znalazły się w jego

R S

background image

- 56 -

miękkich, gęstych włosach. Słodycz tego namiętnego pocałunku odebrała jej

zdolność logicznego myślenia, pragnęła tylko więcej i więcej...

- Smakujesz jak kakao - wyszeptał Max, odsuwając ją delikatnie od

siebie. - Smakujesz tym wszystkim, co sprawia, że mężczyzna potrafi oszaleć

dla kobiety. Nie dziwię się, że tak wielu ich tu przychodzi. Przyznaję, myliłem

się co do George'a, ale wygląda na to, że możesz mieć wszystkich facetów, na

których masz akurat ochotę, a ja nie chcę być jednym z wielu, bez względu na

to, jak wielką stanowisz dla mnie pokusę.

Zanim zdążyła się zorientować, już go nie było. Miała ochotę zawołać za

nim, że się myli, że nie ma nikogo prócz niego. Przecież od czasu owego

fatalnego związku z Perrym bała się kontaktów z mężczyznami, tak że Lorraine

i Valerie martwiły się, czy kiedykolwiek zdecyduje się umówić z kimś na

randkę. Nie mogła też zrozumieć, dlaczego Max pocałował ją, skoro uważał jej

styl życia za godny potępienia.

Miała w głowie kompletny mętlik, więc postanowiła, że, zamiast oddawać

się rozważaniom, które w obecnym stanie jej emocji ku niczemu nie prowadzą,

włączy telewizor i obejrzy sobie jakiś ciekawy program. Niestety, nic nie było w

stanie zetrzeć z jej warg smaku ust Maxa ani też usunąć wspomnienia

namiętności, jaką obudził w niej ów pocałunek. Zaloty Perry'ego nigdy nie

zdołały wywołać w niej takiej burzy uczuć.

Widząc, że oglądanie telewizji nie daje pożądanych efektów, wyłączyła

odbiornik i pościeliła łóżko. Niestety, sen również nie przychodził. Wiedziona

impulsem, sięgnęła po słuchawkę, by zadzwonić do Valerie. Zawsze, gdy któraś

z sióstr miała problem, zwierzała się tej drugiej i razem szukały rozwiązania, a

dla Lacey Max Jarvis stanowił nie lada problem.

Trzy kwadranse później odłożyła słuchawkę, rozmyślając nad słusznością

rady siostry. Zdaniem Valerie, powinna znaleźć przyczynę, dla której Max

wciąż widział ją w nie najlepszym świetle. Tylko jak sprawić, by zechciał się

przed nią otworzyć?

R S

background image

- 57 -

Przez kilka następnych dni usiłowała zaaranżować spotkanie z Maxem,

ale na próżno. Widocznie postanowił trzymać się z daleka od niej. Nie

pozostawało jej nic innego, jak podporządkować się jego decyzji.

We wtorek przyszło jej się rozstać z George'em, co okazało się nie takie

łatwe, jak wcześniej sądziła. Przez tych kilka tygodni zdążyła się przywiązać do

tego pociesznego stworzonka i nie mogła znieść ciszy, panującej w domu po

jego odejściu. Nie miała już do kogo spieszyć się popołudniami, więc

pozostawała w pracy po godzinach i kładła się spać całkowicie wyczerpana.

Mimo to nie udało jej się zapomnieć o owym pocałunku...

Wreszcie nadszedł dzień występu w radiu. Specjalnie na tę okazję kupiła

elegancką garsonkę z mięciutkiego zamszu w odcieniu zgaszonego różu.

Wyglądała w niej zarazem elegancko i kobieco, a wszystko to tylko i wyłącznie

dla Maxa. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z jej planami, zaprosi go na kolację,

podczas której zachęci, by szczerze wyznał, dlaczego tak łatwo osądził ją na

podstawie nieprawdziwych przesłanek.

Gdy znalazła się w rozgłośni, przywitał ją nie Max, jak w skrytości ducha

oczekiwała, ale Rob. Miała nadzieję, że udało jej się nie okazać mu, jak bardzo

jest tym rozczarowana. Producent programu przedstawił jej doktora Rydera,

który od razu zmierzył jej sylwetkę taksującym spojrzeniem.

- Miło mi panią poznać, Lorraine. - Samozwańczy psycholog przytrzymał

jej dłoń w swojej nieco dłużej, niż na to pozwalały dobre maniery. - Nie

sądziłem, że moim adwersarzem będzie tak piękna kobieta.

- Proszę nie dać się zwieść jej urodzie - ostrzegł Max, który właśnie

zjawił się w korytarzu. - Przekona się pan, że jest niesłychanie twardym

przeciwnikiem.

Jego spojrzenie zatrzymało się na wciąż trwającym uścisku dłoni. Lacey

już wcześniej miała ochotę wyrwać rękę, ale nie chciała robić sceny na parę

minut przed wejściem na antenę. Max powinien przecież spostrzec, że czuje

R S

background image

- 58 -

wstręt do tego oszusta o lubieżnym spojrzeniu. Wyglądało jednak na to, że

umyślnie tego nie zauważył.

- Proponuję, byśmy przeszli już do studia. Niedługo zaczynamy - odezwał

się po chwili.

Kiedy ruszyli wąskim korytarzem, Lacey poczuła, jak ramię doktora

Rydera opasuje jej talię, zupełnie, jakby miał do tego prawo. Wyrwała mu się

bez słowa. Nie znosiła tego typu mężczyzn. Gdy już znaleźli się w studiu,

usiadła jak najdalej od swego przeciwnika, tak by uniknąć okazji do jakiegokol-

wiek kontaktu cielesnego.

Nałożywszy słuchawki, skierowała swe spojrzenie na Maxa, w nadziei, że

ujrzy jego uśmiech, jednak ów cud się nie zdarzył. Nikt by nie poznał po ich

zachowaniu, że są bliskimi sąsiadami, że on zaprosił ją do siebie na przyjęcie, a

już tym bardziej, że całowali się tak namiętnie, iż wciąż owo wspomnienie

przywoływało na jej twarz rumieniec...

- Widzę, że nie nosi pani obrączki - odezwał się doktor Ryder. - Proszę mi

powiedzieć, w jaki sposób taka urocza kobieta jak pani zarabia na życie?

- Jestem księgową - bąknęła, nie patrząc w jego stronę.

- To świetnie się składa, bo właśnie szukam dobrej księgowej. Po audycji

zapraszam panią na kolację, porozmawiamy o mojej propozycji.

- To strata czasu, doktorze Ryder - wtrącił się szybko Max. - Panna West

jest bardzo zajętą osobą, a my za chwilę wchodzimy na antenę.

Nie miała pojęcia, czy powiedział to, by ją uwolnić od awansów tego

obrzydliwego starucha, czy też chciał jej przypomnieć, jaką ma opinię na jej

temat. W każdym razie była mu wdzięczna za interwencję.

- Witam słuchaczy Radia Talk. Dziś w programie mamy długo

oczekiwane przez wszystkich spotkanie doktora Rydera i Lorraine,

niekwestionowanej gwiazdy naszej rozgłośni.

Przypomnę, że doktor Ryder jest autorem książki „Zamieszkać pod

jednym dachem", w której postuluje, iż pary powinny zamieszkać razem, zanim

R S

background image

- 59 -

złożą sobie przysięgę małżeńską. Lorraine natomiast prezentuje odmienną

opinię, twierdząc, że wspólne zamieszkanie przed ślubem nie jest odpowiedzią

na rosnącą w zastraszającym tempie liczbę rozwodów. Czy dobrze

przedstawiłem twoje stanowisko, Lorraine?

- Sama bym lepiej tego nie ujęła. To, co proponuje doktor Ryder, dałoby

podstawę do tworzenia społeczeństwa, w którym każdy poszukuje

najłatwiejszych i najmniej wymagających rozwiązań. Po co dawać, poświęcać

się, podejmować wyrzeczenia, skoro można uzyskać to samo bez najmniejszego

wysiłku? Kiedy coś się nie uda, można po prostu odejść, bo nie było żadnych

zobowiązań. Oczywiście, nikt nie przejmuje się dziećmi, których cały świat

rozsypuje się na kawałki w wyniku takiego praktycznego rozwiązania.

- Panie Jarvis, jeśli mogę się wtrącić... - odezwał się doktor Ryder. - Zdaje

się, że moja urocza rozmówczyni nie zrozumiała moich intencji. Ja również

jestem zwolennikiem małżeństwa, ale dopiero wtedy, gdy kobieta i mężczyzna

dowiedzą się o sobie wszystkiego, zanim zdecydują się na tak odpowiedzialny

krok. W niektórych plemionach istnieje zwyczaj, że zanim para zdecyduje się na

ślub, wchodzi do tak zwanego Wielkiego Domu, w którym przebywa jakiś czas,

by sprawdzić, czy jest dopasowana pod każdym względem. Jest to znana od

początku świata metoda poznawcza.

- Bzdura. - Lacey potrząsnęła swymi krótkimi, ciemnymi lokami. -

Metodę tę wymyśliła prawdopodobnie banda nie zaspokojonych seksualnie

mężczyzn, którzy chcieli jak najdłużej zostać kawalerami, korzystając przy tym

ze wszystkiego, co kobieta ma do zaofiarowania. Czy naprawdę sądzi pan, że

wypróbowując jej zalety, mieli na myśli wspólne wychowywanie dzieci? Czy

uważa pan, iż mężczyzna, który szedł ze swą aktualną wybranką do Wielkiego

Domu, pozostawał z nią do końca życia, czy też nawet do momentu zakończenia

okresu próbnego, jeśli na przykład uległa wypadkowi i nagle została

sparaliżowana? Odpowiedź brzmi: nie.

R S

background image

- 60 -

Lacey tak się dała ponieść emocjom, że prawie zapomniała, gdzie się

znajduje. Kiedy podniosła wzrok, ujrzała trzęsące się od tłumionego śmiechu

ramiona Maxa.

- Mój producent twierdzi, że dziesiątki słuchaczy czekają, by wyrazić swą

opinię - oznajmił, z trudem zachowując powagę. - Myślę, że powinniśmy dać im

szansę. Halo, Donna. Jesteś na antenie.

- Świetnie powiedziane, Lorraine - pochwaliła słuchaczka. - To jest

właśnie największy problem naszych czasów: Wielki Dom. Nie daj sobie

wmówić, że nie masz racji, bo to wierutne kłamstwo. Kochamy cię, Lorraine.

- Dziękuję za poparcie, Donna - odparła szczerze wzruszona Lacey.

- Posłuchajmy opinii kolejnego słuchacza. Witaj, Ron. Co masz nam do

powiedzenia?

- Myślę, że najwyższy czas, żeby ktoś zabrał Lorraine do Wielkiego

Domu, bo najwyraźniej sama nie wie, o czym mówi.

- Czy to prawda, Lorraine? - Max spytał z naciskiem.

- Jestem dumna, że nic o tym nie wiem - oświadczyła. - Myślę, że będzie

dużo lepiej i zabawniej poznawać radości i kłopoty wspólnego życia z moim

prawnie poślubionym małżonkiem.

- Jeśli pani tak naprawdę uważa, to jest pani chodzącym reliktem

przeszłości - wtrącił się doktor Ryder.

- Proszę darować sobie te tanie chwyty, doktorze. Wiem, że jest mnóstwo

kobiet, które uważają podobnie. Mężczyzn zresztą też. Myślimy w kategoriach

całego życia, a nie tylko kilku przyjemnych dni czy tygodni. - Spojrzała na

Maxa, który wpatrywał się w nią intensywnie. Miała nadzieję, że to, co zamierza

powiedzieć, dotrze wreszcie do niego. - Jest wielu ludzi, którzy, podobnie jak ja,

planują spędzić całe swe życie z tą jedną jedyną osobą, bez względu na jej

niedoskonałości, płaskostopie, zmarszczki czy też chore serce.

Max spuścił wzrok i przez krótką chwilę milczał, jakby zastanawiał się

nad tym, co właśnie usłyszał. Rozdzwoniły się telefony z głosami poparcia dla

R S

background image

- 61 -

postawy Lacey, co zresztą przyniosło jej ogromną satysfakcję. Tylko jedna

osoba wsparła doktora Rydera i była nią prawdopodobnie kobieta, z którą

aktualnie mieszkał.

Gdy Max przystąpił do podsumowania programu, Lacey wymknęła się ze

studia i pobiegła do samochodu, by uniknąć dalszej rozmowy z odrażającym

doktorem Ryderem. W drodze do domu doszła do wniosku, że jeśli po tej

krótkiej przemowie, którą wygłosiła na antenie, Max wciąż nie będzie mógł

uwierzyć w jej dobre intencje, będzie to znaczyło, iż nie ma sensu zawracać

sobie nim głowy, a więc im prędzej o nim zapomni, tym lepiej.

Tak była pogrążona w rozmyślaniach, że nie zauważyła, iż niebieski saab

cały czas jedzie tuż za nią. Spostrzegła go dopiero, kiedy zaparkowała przed

domem.

- Gdzie się pali? - zapytał Max, podchodząc do niej.

- Chciałam uniknąć rozmowy z doktorem Ryderem - odparła drżącym

głosem.

- Zepsułaś mu w ten sposób plany na wieczór.

Najwyraźniej nic do niego nie dotarło. To znaczy, że nie ma szans na to,

że się kiedykolwiek zrozumieją.

- Pomyślałam, że to już koniec audycji, więc wyszłam, bo spieszyło mi się

do domu - wyjaśniła chłodno.

- Czyżby twój przyjaciel Greg wciąż wymagał troskliwej opieki? -

zadrwił.

Powinna była się spodziewać podobnego komentarza, a jednak zabolało ją

to niesłychanie mocno.

- Dlaczego mnie o to pytasz, skoro na wszystko masz gotową odpowiedź?

- zaperzyła się, idąc w kierunku drzwi. - To dlatego przecież jesteś

najpopularniejszym prezenterem w Radiu Talk.

R S

background image

- 62 -

Weszła do domu i miała ochotę zaniknąć mu drzwi przed nosem, lecz on

był szybszy. Ich twarze znajdowały się w odległości kilkunastu centymetrów od

siebie, co przyprawiło Lacey o przyspieszone bicie serca.

- Może to ty uważasz Grega za przyjaciela rodziny - wycedził przez zęby

- ale wierz mi, on widzi to trochę inaczej. Bądź tak dobra i daj mu spokój.

Chwilę później, oszołomiona Lacey poczuła na swych wargach jego usta,

a zanim zdążyła się zorientować, co się dzieje, Maxa już nie było.

Oczywiście nie miał racji co do Grega, ale przyznał jednocześnie, że jej

wierzy, a to już duży postęp. Och, gdyby tylko miała na tyle odwagi, by pójść

do niego i poprosić, by spędził z nią resztę wieczoru...

Następne cztery dni były dla niej istną torturą, ponieważ wciąż rozmyślała

nad tym, jak by się skontaktować z Maxem. W końcu włączyła radio z mocnym

postanowieniem, iż zadzwoni do niego w czasie audycji.

R S

background image

- 63 -

ROZDZIAŁ SZÓSTY

- Wszystkim wiadomo, że każdy rodzi się jako osoba samotna, dopiero

dużo później wstępuje w związek małżeński. Co więcej, istnieje takie

prawdopodobieństwo, że nawet ci, którzy w pewnym momencie swego życia

wzięli ślub, umrą jako osoby samotne - zaczął swój program Max. - Zatem,

chociaż małżeństwo jest powszechnie akceptowaną instytucją, bycie samotnym

jest w pewnym sensie naturalne. Niewątpliwie byłoby cudownie kochać i być

kochanym przez całe życie, ale udaje się to tylko niektórym szczęśliwcom. A

więc, co pozostaje osobom samotnym? Powinni żyć pełnią życia i nie

zamartwiać się tym, iż być może nigdy nie staną na ślubnym kobiercu. Może to

zdziwi niektórych słuchaczy, ale sądzę, że nie każda samotna osoba pragnie

zawrzeć kiedyś związek małżeński. Widzę, że rozdzwoniły się już telefony,

więc posłuchajmy, co macie do powiedzenia w tej sprawie.

Lacey była trzecia do wejścia na antenę. Słuchając wypowiedzi Maxa,

doszła do wniosku, iż może właśnie podał jej powód, dla którego nigdy się nie

ożenił. Może po prostu nie pragnął mieć żony? Czyżby należał do tych kilku

procent populacji, które nie miały ochoty zamykać się w stałym związku?

- Dowiedziałem się właśnie, że następna w kolejce jest Lorraine. - Max

przerwał jej rozmyślania. - Mam nadzieję, że wszyscy jej wielbiciele wysłuchają

uważnie tego, co ma nam do powiedzenia. Doszły mnie dziś plotki, że ubiega

się ona o moje stanowisko. Witaj, Lorraine.

Jego głos brzmiał ciepło i serdecznie, ale dopiero gdyby mogła ujrzeć

jego oczy, wiedziałaby, jakie uczucia wywołała w nim swym telefonem.

- Dobry wieczór. Nie wiem, kto rozpowszechnia te wierutne plotki, ale z

pewnością ma nie po kolei w głowie. - Tłumiony śmiech, jaki usłyszała w

odpowiedzi, dodał jej animuszu. - Po pierwsze, chciałam powiedzieć, że w

zupełności zgadzam się z tym, co powiedziałeś na wstępie audycji.

R S

background image

- 64 -

- Czy ja dobrze słyszałem? Lorraine po raz pierwszy zgodziła się z tym,

co powiedziałem. Jestem pod wrażeniem.

- Trudno byłoby się nie zgodzić, zważywszy, że w naszym kraju stale

przybywa osób samotnych.

- Dobrze, a jaki jest drugi powód, dla którego dzwonisz?

- Nie dotyczy on wprawdzie tematu dzisiejszej audycji, ale wydaje mi się

niesłychanie ważny. Otóż w tę sobotę w auli uniwersytetu odbędzie się pokaz

programu rehabilitacji osób niepełnosprawnych. Doktor Walker zademonstruje

umiejętności tresowanej małpki imieniem George, która już wkrótce będzie się

opiekować osobami sparaliżowanymi. Gorąco zapraszam wszystkich słuchaczy

między godziną trzynastą a dwudziestą pierwszą w sobotę. Naprawdę warto

zapoznać się z założeniami tego niezwykle cennego programu.

- Cieszę się, że Lorraine podniosła tę kwestię - wtrącił się Max. -

Poznałem George'a osobiście i uważam, że to fantastyczne stworzenie. Lorraine,

czy mogłabyś powiedzieć słuchaczom coś więcej o jego umiejętnościach?

Lacey miała ochotę uściskać go na odległość za to, że nie pozwolił, by ich

osobiste nieporozumienia przeszkodziły w propagowaniu tej wartościowej

inicjatywy.

- Tresowana małpka może w znacznym stopniu wpłynąć na życie osoby

sparaliżowanej. Przede wszystkim zapewnia stałe towarzystwo, w tym kontakt

przez dotyk, a poza tym potrafi przynieść jedzenie na tacy, odnaleźć zgubiony

przedmiot, posprzątać i wykonać jeszcze wiele innych czynności.

- Czy wiadomo, ile niepełnosprawnych osób zainteresowanych jest

posiadaniem takiego zwierzęcia? - dopytywał się Max.

- Do instytutu na Florydzie, gdzie prace nadzoruje doktor Walker,

nadeszło ponad sześćset podań.

- Czy jest tyle zwierząt gotowych do pracy z owymi ludźmi?

R S

background image

- 65 -

- Niestety, nie - westchnęła. - Dlatego właśnie doktor Walker organizuje

ten pokaz, by społeczeństwo zaznajomiło się z tym tematem i wspomogło

działania instytutu.

- Jaką pomoc masz na myśli? Finansową?

- Między innymi tak, ale potrzeba również ochotników, którzy zgodziliby

się przyjąć młode zwierzęta na wychowanie, zanim trafią one na specjalistyczne

szkolenie.

- Obiecuję, że do jednego z najbliższych programów zaproszę doktor

Walker, aby mogła dokładnie przedstawić program swego instytutu. Aby

dowieść, że Radio Talk wspiera wszystkie cenne inicjatywy, zobowiązuję się, że

przyjdę na sobotni pokaz, pod warunkiem, że Lorraine pojawi się tam ze mną.

Wielu słuchaczy chciałoby zapewne spotkać się z nią twarzą w twarz. Co ty na

to, Lorraine?

Lacey poczuła dziwny ucisk w gardle.

- Zgadzam się - powiedziała słabym głosem. - To taki szczytny cel, że nie

powinno nikogo zabraknąć.

- Wspaniale - ucieszył się Max. - Nie rozłączaj się, Lorraine. Mój

producent omówi z tobą szczegóły. A teraz wiadomości z giełdy papierów

wartościowych.

Lacey spodziewała się usłyszeć głos Roba, ale w słuchawce odezwał się

ponownie Max.

- Lacey? Jesteś tam jeszcze?

- Tak - bąknęła zdumiona.

- Świetnie. Mam tylko chwilkę. Jeśli nie zobaczymy się do soboty, to

przygotuj się do wyjścia o szóstej wieczorem, dobrze? Pojedziemy na pokaz

moim samochodem. Muszę już uciekać. - Rozłączył się.

Lacey jeszcze przez kilka minut ściskała z całej siły w dłoniach

słuchawkę. Nie mogła uwierzyć, że wreszcie Max umówił się z nią na randkę. I

R S

background image

- 66 -

to taką, z której nie mógł się wycofać. Nie miała pojęcia, jak zdoła przetrwać

najbliższe trzy dni.

Punktualnie o szóstej wieczorem w sobotę zadzwonił dzwonek do drzwi.

Lacey wygładziła zielonkawy sweterek oraz takąż samą wełnianą spódnicę, po

czym po raz ostatni spojrzała w lustro. Jej zielone oczy błyszczały z radości, a

policzki zdobił delikatny rumieniec, tak że nawet nie potrzebowała używać różu.

Bez wątpienia Max odgadnie, co jest przyczyną jej podniecenia, nic bowiem nie

uchodziło jego uwagi. Gdyby jeszcze mogła uciszyć serce, które tłukło się jak

oszalałe...

Gdy otworzyła wreszcie drzwi, zaniemówiła z wrażenia. Max ubrany był

w nienagannie skrojony granatowy garnitur, śnieżnobiałą koszulę oraz elegancki

krawat w odcieniach zieleni i szarości. Był tak przystojny i dobrze zbudowany,

iż wyglądał fantastycznie w każdym stroju, ale tego wieczoru jego widok

zapierał dech w piersi.

Lacey była tak zajęta wpatrywaniem się w niego, że nie zauważyła

wyrazu niekłamanego zachwytu na jego twarzy. Dopiero po dłuższej chwili

dotarło do niej, iż stoją już od jakiegoś czasu w progu i nic nie mówią.

- Witaj - wydusiła z siebie w końcu, z całej siły przytrzymując się klamki.

- Jesteś gotowa? - spytał Max, którego oczy błyszczały równie mocno, jak

jej.

- Tak - szepnęła.

- W takim razie chodźmy.

Rześkie wieczorne powietrze chłodziło rozpalone policzki Lacey, gdy szli

pod rękę do błękitnego saaba. Max otworzył przed nią drzwi od strony pasażera

i pomógł jej wsiąść. Zapomniała, że tego typu samochody mają bardzo wysokie

nadwozie, więc usadowienie się na przednim siedzeniu stanowiło dla niej nie

lada kłopot. Gdy zobaczyła, jak wysoko musi w tym celu podciągnąć spódnicę,

oblała się rumieńcem. Oczywiście, nie uszło to uwagi Maxa.

R S

background image

- 67 -

Wciągnęła głęboko powietrze. Wnętrze samochodu wypełnione było

przeróżnymi zapachami, wśród których dominowała woń skórzanych siedzeń

oraz wody kolońskiej o wiodącej nucie piżma.

Tymczasem Max usiadł za kierownicą, włożył kluczyk do stacyjki, ale nie

uruchomił silnika.

- Jedziemy na pokaz, czy może tam, gdzie nas oczy poniosą? - przerwał

panujące od jakiegoś czasu milczenie i spojrzał na Lacey.

Zamknęła nieświadomie oczy. Zaczynała wierzyć, że ten pocałunek w jej

kuchni wpłynął na niego w takim samym stopniu, co na nią. Pragnęła

powiedzieć mu, by zabrał ją dokądkolwiek chce i uczynił z nią, cokolwiek chce,

ale oczywiście tego jej nie wolno było mówić.

- Obawiam się, że rozczarowałbyś swoich wielbicieli, gdybyś nie pojawił

się na pokazie, a Lorraine nigdy by mi nie wybaczyła. - Uśmiechnęła się lekko.

- Twoja lojalność wobec ludzi, których kochasz, jest zdumiewająca -

odpowiedział, włączając silnik.

Nagle odwrócił się i przygarnął ją do siebie, a jego wargi zamknęły jej

usta w namiętnym pocałunku. Lacey czuła się w jego ramionach jak w siódmym

niebie, pragnęła, by ta chwila czułości trwała wiecznie. Tak zagubili się w tej

namiętnej pieszczocie, że omal nie zapomnieli o całym bożym świecie.

- Spóźnimy się - wyszeptał Max wprost do jej ucha. - Nie wiem, jak

zdołam wypuścić cię z objęć. Jedyna rzecz, na którą mam w tej chwili ochotę, to

zabrać cię do mego domu...

Och, ona także tego pragnęła. Nie pamiętała już o przykrych chwilach,

jakie przeszli, o jego nieuzasadnionych podejrzeniach. Ważne było to, co działo

się między nimi w tym momencie.

- Możemy przecież spędzić ten wieczór razem - zaproponowała drżącym

z emocji głosem.

- Liczę na to - westchnął, po czym jeszcze raz pocałował ją czule.

R S

background image

- 68 -

Droga do miasteczka uniwersyteckiego upłynęła im w całkowitym

milczeniu, jako że obydwoje byli zbyt przejęci tym, co się stało, aby rozmawiać.

Znalazłszy się w auli, przekonali się, iż kilkakrotnie powtarzane przez Maxa

zaproszenie na pokaz znalazło szeroki oddźwięk wśród mieszkańców Salt Lake

City. Oczywiście natychmiast otoczyła ich grupa miłośników talentu przybysza

z Kalifornii, tak że przez kolejny kwadrans Max zajęty był rozdawaniem

autografów. Kilka osób poprosiło również Lacey o jej podpis.

Spostrzegłszy ich przybycie, Lorraine zamachała radośnie ręką i ruszyła

w ich kierunku. Była to atrakcyjna pani po pięćdziesiątce, która niegdyś

współpracowała z ojcem Lacey. Jej dobre serce i nieustająca pogoda ducha były

wręcz legendarne wśród licznej grupy jej przyjaciół.

Znalazłszy się przy nich, Lorraine najpierw uściskała Lacey, po czym

podała rękę Maxowi.

- Miło mi pana wreszcie poznać, panie Jarvis. - Uśmiechnęła się

serdecznie. - Winna jestem panu podziękowania. To dzięki panu mamy tu takie

tłumy od samego początku pokazów. Już w tej chwili wysokość datków

przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania.

- Podziękowania należą się Lacey. - Max odwzajemnił uśmiech. - Gdyby

nie opowiedziała mi o pani i nie przedstawiła mi George'a, nie wiedziałbym

nawet, że taki program w ogóle istnieje.

- Lacey to prawdziwy skarb. - Lorraine ponownie uściskała przyjaciółkę. -

Może przejdziecie do drugiego pomieszczenia? George właśnie pracuje z

Rayem, który czekał na niego długie trzy lata. W ogóle George zachowuje się

dziś wspaniale. Pokazy trwają już tyle godzin, a po nim wcale nie widać

zmęczenia.

Podczas gdy szli do drugiego pomieszczenia, Max zarzucił Lorraine

mnóstwem pytań, dotyczących programu rehabilitacji osób sparaliżowanych.

Lacey w ogóle nie mogła się skupić na ich rozmowie, tak bardzo oddziaływała

R S

background image

- 69 -

na nią jego bliskość. Max trzymał ją mocno za łokieć, jakby obawiał się, że w

każdej chwili może mu uciec.

- Rozumiem, że potrzebujecie ochotników, którzy zechcą wziąć młode

małpy na wychowanie. Proponuję więc, aby pani wraz z Lacey wzięły udział w

moim programie w najbliższą niedzielę. Być może znaleźliby się chętni.

Lorraine wyglądała na oszołomioną tą propozycją.

- Przyjmę pańskie zaproszenie z ogromną radością, panie Jarvis. Spadł mi

pan z nieba.

Amfiteatr był wypełniony prawie do ostatniego miejsca. Lorraine

poprowadziła swych gości do pierwszego rzędu. Na scenie znajdowało się

łóżko, na którym leżał Ray i za pomocą trzymanego w ustach pędzla malował

obraz. Kiedy potrzebował innego koloru, George wyjmował mu z ust pędzel,

odkładał go na specjalny stolik, po czym wkładał inny. W oczach Lacey

pojawiły się łzy wzruszenia, kiedy patrzyła na tę scenę. Zerknęła na Maxa i ich

spojrzenia spotkały się na krótką chwilę. On także rozumiał, iż są świadkami

czegoś niezwykłego.

W pewnym momencie na widowni rozległ się pomruk zdumienia. To

George, który właśnie spostrzegł swą opiekunkę, opuścił swe miejsce na

podwyższeniu i biegł w kierunku pierwszego rzędu. Zanim Lacey zdążyła się

zorientować, małpka już siedziała jej na kolanach i pohukiwała radośnie.

Poruszona tym, przytuliła zwierzę mocno i rozpłakała się. Lorraine wstała, by

wyjaśnić widzom, skąd ta reakcja George'a. Wszyscy zgromadzeni na sali mogli

się naocznie przekonać o tym, jak bardzo małpy przywiązują się do osób, które

je kochają.

Uspokoiwszy się trochę, Lacey poleciła George'owi, aby wrócił na scenę,

co on posłusznie wykonał. Od czasu do czasu tylko spoglądał w kierunku swej

opiekunki i pohukiwał cicho, co wywoływało serdeczny śmiech wśród

publiczności.

R S

background image

- 70 -

Max podał jej białą chusteczkę, którą przyjęła z wdzięcznością i szybko

wytarła mokre oczy. Wtedy duża męska ręka spoczęła na jej dłoni, co

przyprawiło Lacey o rozkoszny dreszczyk. Gdy pokaz dla tej grupy widzów

dobiegł końca, Max pomógł jej wstać, ani na moment nie wypuszczając jej

dłoni.

Powoli przeszli na korytarz, gdzie znajdowało się wielu wiernych

słuchaczy Radia Talk, którzy pragnęli osobiście poznać swego ulubionego

prezentera. Lacey przypuszczała, że nieprędko uda im się wydostać z tego

tłumu, ale, jak się okazało, była w błędzie.

- Chodźmy już - szepnął wprost do jej ucha Max i niemal siłą pociągnął ją

za rękę w kierunku wyjścia, tak że mogła jedynie pomachać z daleka Lorraine,

która pożegnała ją serdecznym uśmiechem.

- Co ty na to, żebyśmy pojechali do Milcreek Canyon? - zaproponował

Max, kiedy znaleźli się już w samochodzie. - Jest tam bardzo przyjemna

restauracja, którą zamykają dopiero o północy.

Lacey znała to miejsce i bardzo lubiła tam bywać, ze względu na

przepyszne dania i przytulną atmosferę.

- Wspaniale - ucieszyła się. - Mój znajomy występuje tam w weekendy,

jest świetnym wykonawcą muzyki country.

- Właściwie to jestem zbyt głodny, aby jechać aż tak daleko - oznajmił

nagle Max i ruszył, nie mówiąc w końcu, dokąd jadą.

Lacey miała wrażenie, że coś się między nimi popsuło, już nie czuła owej

bliskości, jaka nawiązała się w trakcie pokazu. Zanim się zdążyła zorientować,

zajechali przed francuską restaurację, która w całym mieście znana była z

wyśmienitych potraw z cielęciny.

Panująca między nimi nerwowa atmosfera sprawiła, iż Lacey straciła

zupełnie apetyt, toteż zamówiła jedynie zupę grzybową. Spodziewała się, iż

Max, który rzekomo był tak bardzo głodny, zechce zjeść kolację złożoną z

trzech dań, ale on poprosił tylko o sałatkę oraz kawę.

R S

background image

- 71 -

- To, co dzisiaj zobaczyłem, dało mi wiele do myślenia i wpadłem na

pomysł, który chciałbym z tobą przedyskutować, kiedy wrócimy do domu -

odezwał się Max, kiedy skończyli kolację i uregulowali rachunek. - To znaczy,

jeśli masz wolny wieczór.

- Po tym, co zaszło między nami w twoim samochodzie, wiesz chyba, że z

nikim się nie umówiłam - odparowała. - Odkąd wspomniałam o tym znajomym,

który śpiewa w restauracji, zachowujesz się co najmniej dziwnie. O co ci cho-

dzi? On nie jest moim chłopakiem, jeśli to masz na myśli. Gdyby było inaczej,

spędzałabym ten wieczór z nim, a nie z tobą.

Max wciągnął głęboko powietrze w płuca, po czym gwałtownie wstał.

- Winien ci jestem wytłumaczenie, ale to nie miejsce na takie rozmowy.

Chodźmy stąd.

Znów znaleźli się w samochodzie. Lacey nie miała pojęcia, co Max ma jej

do powiedzenia, ale intuicja podpowiadała jej, iż powinna się przygotować na

wszystko. Drogę do Oquirrh Park przebyli w rekordowym czasie, nie odzywając

się ani słowem. Gdy zatrzymali się przed domem Maxa, Lacey z trudem mogła

opanować drżenie nóg, tak że idąc do drzwi wejściowych, obawiała się, że

jeszcze jeden krok, a upadnie.

Podczas owego pamiętnego przyjęcia w salonie Maxa znajdowało się tyle

osób, że nie sposób było w pełni docenić talentu dekoratorskiego gospodarza.

Tego wieczoru Lacey miała okazję przyjrzeć się pięknym orzechowym meblom,

wiszącym na ścianach grafikom oraz przepastnym skórzanym fotelom.

- Czego się napijesz? - spytał Max, zdejmując marynarkę i krawat.

Następnie rozpiął górne guziki koszuli, wyjął spinki z mankietów i podciągnął

rękawy aż po same łokcie. Te intymne wręcz czynności przyprawiły Lacey o

przyspieszone bicie serca.

- Niczego, dziękuję - odparła, siadając w fotelu.

- Nawet coli?

- Nie, dziękuję.

R S

background image

- 72 -

- W takim razie zaraz wracam.

Wyszedł do kuchni, po czym powrócił ze szklaneczką czegoś

mocniejszego w ręku.

- Przez kilka dni rozmawiałem z moimi kolegami z ekipy filmowej i

prowadziłem wstępne rozeznanie - zaczął, stając naprzeciw niej. - Mam dla

ciebie propozycję.

Lacey nie miała zielonego pojęcia, czego będzie dotyczyć ta rozmowa, ale

nigdy by jej nie przyszło do głowy, iż tematem będzie produkcja filmu.

- Nie bardzo rozumiem - wyznała.

- Program, którym zajmuje się Lorraine, bardzo mnie zainteresował. Całą

naszą ekipą postanowiliśmy, że nakręcimy serię filmów dokumentalnych,

dotyczących jego powstania i rozwoju. Mamy kontakty z największymi

dystrybutorami, a przede wszystkim z fundacją z ramienia Światowej Organi-

zacji Zdrowia, która nie dość, że da nam pieniądze na przygotowanie filmów, to

jeszcze pomoże rozpowszechnić je na całym świecie.

- Mówisz poważnie? - Lacey poderwała się na równe nogi, nie mogąc

uwierzyć własnym uszom.

- Jak najbardziej. To bardzo szczytny cel. Nie wiedziałem, jak szczytny,

dopóki nie zobaczyłem dziś, w jaki sposób George pracował z Rayem. Żaden

człowiek nie wytrzymałby wielogodzinnego stania przy łóżku chorej osoby i

zmieniania pędzli, tak jak robiła to ta małpka. To było naprawdę niesłychane.

- Lorraine będzie uszczęśliwiona. Jesteś pewien, że to się da zrealizować?

- Tak, ale potrzebna jest nam twoja pomoc - odparł, przyglądając się jej

uważnie. - Jeśli nie zechcesz z nami współpracować, nie będzie filmu.

- Wiesz przecież, że zrobię wszystko, co będę mogła - zapewniła, nieco

zaniepokojona dziwnym tonem jego głosu.

- Cieszę się, że to mówisz. Drugą część filmu będziemy kręcili na

Florydzie, gdzie małpy przechodzą etap oswajania z ludźmi. Potrzebujemy

aktorki, która opowie ich historię. Musi to być ktoś, kto nie tylko dobrze się

R S

background image

- 73 -

prezentuje przed kamerą, ale też potrafi swobodnie wyrażać swe opinie. Jako że

spełniasz oba warunki, a ponadto jesteś emocjonalnie związana z tym

programem, wybór padł na ciebie.

- Co takiego? - wybąkała oszołomiona.

- Dobrze słyszałaś. - Roześmiał się. - Nie mamy czasu, by poszukać kogoś

innego, a poza tym i tak nie znaleźlibyśmy nikogo, kto by się bardziej do tego

nadawał. Chcielibyśmy też sfilmować ciebie i George'a podczas zabawy. Jak

sama dziś widziałaś, zwierzątko szaleje za tobą, więc nie powinno być z tym

żadnych problemów.

- Ale ja nie mogę zostawić swej pracy i pojechać na Florydę -

zaprotestowała.

- Nie sądzisz, że już najwyższy czas, żebyś wyjechała na zasłużony urlop

zamiast w kolejną delegację?

- Daj spokój, Max. To nie jest temat do żartów - obruszyła się.

- Zgadzam się z tobą w zupełności.

- Nawet jeśli uda mi się wyrwać na kilka dni, to i tak nie ma sensu. Nie

mam zielonego pojęcia o aktorstwie.

- Wystarczy, że będziesz sobą - zapewnił. - A jeśli nie będziesz czegoś

wiedziała, możesz zawsze zapytać chłopców z ekipy albo mnie. Ja jestem

odpowiedzialny za scenariusz.

Będę nad nim pracować z Lorraine, tak by dobrze przedstawić temat od

strony merytorycznej.

Max stanowczo działał zbyt szybko, jak na jej wytrzymałość, ale musiała

przyznać, iż perspektywa wspólnego wyjazdu szalenie ją pociągała.

- Tylko że ja nie mam pieniędzy na wyjazd - zmartwiła się. - Ciągle

jeszcze spłacam pożyczkę, którą zaciągnęłam na samochód.

- Oczywiście otrzymasz honorarium i pewną sumę na pokrycie

wszystkich kosztów związanych z podróżą - poinformował Max, po czym

R S

background image

- 74 -

zawahał się przez moment. - Jeśli jednak twoje życie osobiste nie pozwala ci

podjąć się tego zadania, nie będziemy cię naciskać i zarzucimy ten projekt.

To powiedziawszy, sięgnął po swego drinka i jednym haustem opróżnił

szklaneczkę.

- Dlaczego uparłeś się, żeby widzieć mnie w jak najgorszym świetle? -

wybuchła Lacey, która miała już serdecznie dość tych insynuacji. - Pracuję tak

samo, jak ty. Podobnie jak ty, mam pewne zobowiązania. Dlaczego ciągle

sugerujesz, że mam jakieś życie osobiste godne potępienia?

- Nie nazwałbym go godnym potępienia. - Max uniósł brwi. - Powiedzmy,

że po prostu stale potrzebujesz zainteresowania ze strony płci przeciwnej. Nawet

nie mogłem wymienić nazwy restauracji, żebyś natychmiast nie wspomniała o

jakimś mężczyźnie, który tam na ciebie czeka... Potrafię zrozumieć, że byłoby ci

trudno rozstać się z twoimi adoratorami, choćby na krótki czas, zwłaszcza że

pojechałabyś na Florydę w towarzystwie kogoś, kto cię przejrzał na wylot.

- Jak śmiesz mówić mi takie rzeczy? - żachnęła się. - Jakim prawem mnie

osądzasz?

Zarumieniona z gniewu odwróciła się na pięcie i ruszyła ku drzwiom z

zamiarem jak najszybszego opuszczenia jego mieszkania, ale zdołała jedynie

dotrzeć do kuchni.

- Ponieważ to prawda - wycedził przez zęby Max, chwytając ją za

ramiona. - Po co zaprzeczasz? Przecież o każdej porze dnia i nocy można u

ciebie spotkać różnych mężczyzn. Przypuszczam, że jesteś od nich uzależniona i

powinienem mieć dla ciebie więcej współczucia, bo to poważny problem. Być

może ten tydzień na Florydzie mógłby cię uzdrowić.

- Jesteś stuknięty, wiesz? - Lacey wyszarpnęła się z jego uścisku.

- W takim razie udowodnij mi, że nie mam racji i jedź z nami na Florydę -

rzucił wyzwanie. - Pokaż, że potrafisz żyć bez tabunów mężczyzn wokół ciebie.

Może uda ci się mnie przekonać.

R S

background image

- 75 -

W pierwszej chwili miała ochotę wyjść, nie oglądając się za siebie, ale z

pewnością tego spodziewał się po niej Max. Potem mógłby ją obwiniać o

przedkładanie swych własnych zachcianek nad dobro setek ludzi, którym

program Lorraine pomógłby odmienić życie.

Dlaczego przyszło mu do głowy, że ona nie umie żyć bez towarzystwa

mężczyzn? Czyżby ktoś naopowiadał mu jakichś bzdur na jej temat? A może

generalnie nie ufał kobietom?

W każdym razie Lacey miała już dość wiecznych oskarżeń, wysuwanych

mniej lub bardziej otwarcie. Pozostawały dwa wyjścia: albo odejść, albo podjąć

wyzwanie. Tylko czy była wystarczająco silna, by stawić mu czoło?

Musiała przyznać sama przed sobą, że zależało jej na tym, co sądzi o niej

Max. Co więcej, była w nim zakochana po uszy. Nie mogła ryzykować, że

utraci go na zawsze, nie podejmując ostatecznej próby dotarcia do prawdziwej

przyczyny, dla której był tak podejrzliwy w stosunku do niej.

- Dobrze, zrobię nawet więcej, Max - odezwała się po dłuższej chwili. -

Już od tej chwili zrezygnuję z towarzystwa mężczyzn, pod warunkiem, że ty

zrezygnujesz z towarzystwa kobiet. Cały wolny czas będziemy spędzać razem.

Jego dłonie, które wciąż spoczywały na jej ramionach, zacisnęły się

mocniej.

- Mówisz poważnie? - upewnił się.

- Jak najbardziej. - Kiwnęła głową. - Zanim wyjedziemy na Florydę,

będziemy spędzać ze sobą każdą wolną minutę. Ty pomożesz mi przygotować

się do roli w filmie, a ja będę przygotowywała posiłki. Jako że nigdy jeszcze nie

byłam w tak dalekiej podróży, będę potrzebowała twojej rady co do

niezbędnych zakupów. W ten sposób będziesz mnie miał cały czas na oku, więc

przekonasz się, że dotrzymuję umowy.

Przez chwilę wpatrywał się intensywnie w jej zielone oczy.

R S

background image

- 76 -

- Jedynym sposobem, abym upewnił się, że faktycznie dotrzymujesz

zobowiązania, jest zamieszkanie pod jednym dachem. W takim razie dziś

wieczorem wprowadzę się do ciebie.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Przez chwilę Lacey zdawało się, że wszystko wiruje wokół niej.

- Ale... źle mnie zrozumiałeś - jęknęła oszołomiona.

- Nie sądzę. Zaproponowałaś właśnie, żebyśmy spędzali razem cały

wolny czas. Czyli dniem i nocą. Moja stała obecność położy kres planom

niektórych osób i o to właśnie chodzi - odparł Max.

Poczuła dziwny ucisk w gardle. O, nie, bez względu na to, jak bardzo

chciałaby pomóc Lorraine ani też jak bardzo pragnie miłości Maxa, nie zgodzi

się pójść z nim do łóżka. W jej pojęciu ten rodzaj bliskości zarezerwowany jest

tylko i wyłącznie dla małżonków.

- Posłuchaj, jeśli naprawdę chcesz u mnie zamieszkać, powinniśmy ustalić

od razu, kto gdzie będzie spać - odezwała się po chwili, starannie unikając jego

wzroku.

- Jak ci już powiedziałem, jesteś naprawdę bardzo kusząca, ale uważam,

że powinniśmy przez jakiś czas praktykować abstynencję w tym względzie. -

Uśmiechnął się lekko. - Proponuję, żebyś ty spała w swoim łóżku, a ja zadowolę

się kanapą.

To, co w tej chwili odczuwała było mieszaniną ulgi i zdziwienia.

Wyglądało na to, iż Max istotnie chciał ją kompletnie zreformować. Nie

wiedział tylko o tym, że ona również zaplanowała pewne reformy, nawet jeśli

miała przeprowadzić je za cenę sprzeniewierzenia się jednej ze swych zasad i

zamieszkania z mężczyzną przed ślubem.

- Kiedy więc zamierzasz się wprowadzić? - zapytała, przybierając

beztroski ton.

R S

background image

- 77 -

- Natychmiast.

- Ale...

- Nie ma żadnego ale - przerwał jej. - Tylko wezmę kilka

najpotrzebniejszych rzeczy i możemy iść do ciebie. Od tej pory twój dom będzie

moim domem.

Pochyliwszy się, pocałował zaskoczoną Lacey w usta i wyszedł z kuchni.

- Skończyła mi się pasta do zębów - zawołał z korytarza. - Będę musiał

używać twojej, dopóki nie kupię sobie nowej tubki.

Kiedy to mówił, Lacey zastanawiała się, czy aby nie śni. Nie wierzyła, że

mogła przystać na tak szalony pomysł, a w dodatku coś podpowiadało jej, iż

pewnego dnia może żałować tej decyzji. Jednak gdy Max pojawił się ponownie

w kuchni i przygarnął ją do siebie, by złożyć na jej ustach kolejny pocałunek,

stwierdziła, że nie potrafi się mu oprzeć.

Ledwo weszli do jej mieszkania, a telefon zaczął dzwonić jak szalony.

- Ja odbiorę - rzucił Max i podniósł słuchawkę, zanim Lacey zdążyła

zareagować. Oschły ton, jakim powiedział „halo", zniechęciłby każdego, kto

ośmielił się telefonować o tak późnej porze. Jak się okazało, osobą tą był Greg.

Max mruknął coś zupełnie już lodowatym głosem, po czym odłożył słuchawkę i

posłał Lacey oskarżycielskie spojrzenie.

- To był Greg - poinformował. - Powiedział, że zadzwoni rano. O ile

pamiętam, mówiłaś, że on ma narzeczoną.

- Bo ma. Mieli się pobrać na Boże Narodzenie, ale pokłócili się -

wyjaśniła. - Mam ciągle nadzieję, że się pogodzą.

- Ciekawe, jak mają to zrobić, skoro on wydzwania do ciebie tak późno w

nocy?

- Nic nie rozumiesz - westchnęła. - Valerie, Greg i ja wychowywaliśmy

się razem, on jest dla mnie jak brat. Moi rodzice zaopiekowali się nim, gdy jego

mama zmarła, a ojciec wyjechał do Nowego Jorku. Jesteśmy po prostu

R S

background image

- 78 -

przyjaciółmi, odwiedza mnie równie często, jak Valerie, tylko ta jego złamana

noga sprawiła, że widywaliśmy się ostatnio codziennie.

- Ale, jak widać, nie jestem jedyną osobą, która ma co do tego

wątpliwości - zauważył Max.

Ponieważ podjął kwestię, która faktycznie doprowadziła do konfliktu

między Gregiem i jego narzeczoną, Lacey postanowiła nie ciągnąć tej dyskusji.

- Przynajmniej nie próbujesz zaprzeczać - skomentował jej milczenie. - W

takim razie dobrze się składa, że będę teraz stale w pobliżu. Jeśli Greg nie

nauczy się polegać wyłącznie na swojej narzeczonej, nie ma sensu, aby się z nią

w ogóle żenił.

- Masz rację - przyznała zupełnie szczerze. Max uniósł brwi ze zdumienia.

- No, no, to już prawdziwy postęp. Dobrze, nie wiem, jak ty, ale ja jestem

śmiertelnie zmęczony. Zadzwonię jeszcze tylko do Jeffa, żeby zaczynał

przygotowania i idę spać.

Uradowana, że przez kilka najbliższych minut będzie zajęty, Lacey

przebrała się w koszulę nocną i narzuciwszy szlafrok, poszła szukać

zapasowych koców i poduszek. Gdy skończył rozmowę, jego łóżko było już

posłane. Robiła to już wiele razy dla Grega, ale tym razem czuła się zupełnie

inaczej. Jakby jej fantazje stały się rzeczywistością.

- Zapomnij o tym - oznajmił Max, gdy wszedł do salonu i ujrzał, jak

Lacey uklepuje jego poduszkę.

Rzuciła ją natychmiast, przekonana, że on ma jakiś radar, który

bezbłędnie odczytuje jej myśli.

- Na wypadek gdybyś chciał wiedzieć, wstaję codziennie o szóstej rano,

by przygotować się do pracy - poinformowała, zarumieniona po same uszy.

- A ja śpię do dziesiątej. O której wracasz do domu?

- Różnie, ale generalnie około czwartej.

W tym momencie Max zaczął rozpinać koszulę. Lacey uciekła w bok ze

spojrzeniem, na co on uśmiechnął się ironicznie.

R S

background image

- 79 -

- Ja wychodzę do rozgłośni o drugiej po południu. Czyli od osiemnastej

trzydzieści aż do momentu, gdy pójdziemy spać, będziemy spędzać czas

wspólnie. Mam wolne w niedzielę i poniedziałek, a skoro jutro jest niedziela, to

możemy pospać dłużej i zjeść spokojnie razem śniadanie.

- Może ty się wyśpisz, ale ja muszę wcześnie wstać, żeby przygotować się

do lekcji w szkółce niedzielnej. Wychodzę do kościoła o wpół do dziesiątej i

zwykle nie wracam przed dwunastą.

- W takim razie wstanę razem z tobą - zaofiarował się. - Zjemy wspólnie

śniadanie i pójdziemy do kościoła.

Lacey posłała mu zdumione spojrzenie. Jakoś trudno jej było wyobrazić

sobie Maxa w kościele. Najwyraźniej nie wierzył, że naprawdę uczy w szkółce

niedzielnej.

- Zgoda - mruknęła.

- Mogę nawet zrobić nasze pierwsze wspólne śniadanie, żebyś spokojnie

zajęła się przygotowaniem lekcji - zaproponował, uśmiechając się czarująco.

- W takim razie do zobaczenia rano.

- Śpij dobrze. - W jego niebieskich oczach widać było szelmowskie

błyski.

- Ty też - odparła i wyszła z salonu.

Zamknąwszy za sobą drzwi sypialni, podeszła do nocnego stolika, by

zatelefonować do Grega i wyjaśnić mu, dlaczego nie powinien od tej pory

odwiedzać jej lub dzwonić, gdy tylko przyjdzie mu na to ochota. Gdy jednak

podniosła słuchawkę, okazało się, iż nie ma sygnału. Parę razy przycisnęła

widełki, ale nic to nie dało, doszła więc do wniosku, iż Max wyłączył główny

aparat, który znajdował się w kuchni. Ale po co miałby to robić?

Odczekawszy pół godziny, by upewnić się, że na pewno już zasnął,

wymknęła się do kuchni. Aby się tam dostać, musiała przejść przez salon, na

szczęście Max nie odezwał się ani słowem, gdy przeszła obok niego na palcach.

R S

background image

- 80 -

- Bardzo mi to pochlebia, że chciałabyś się znaleźć dziś w moim łóżku,

ale ustaliliśmy reguły gry i nie możemy ich zmieniać - usłyszała, kiedy już

stanęła w progu kuchni.

- Chciałam sobie zrobić kakao - odparła tonem pełnym wyższości.

- Jeśli się nigdy nie próbowało wyrzekać przyjemności, na pewno

początki są trudne - ciągnął, jakby nie słyszał, co powiedziała. - Właściwie sam

bym się chętnie napił czegoś ciepłego.

Chwilę później stał za nią w szlafroku narzuconym na pasiastą piżamę.

Jęknęła z rozpaczy, gdy wszedł za nią do kuchni i włączył światło. Teraz będzie

musiała przygotować kakao, choć wcale nie miała na nie ochoty. Mimochodem

zerknęła na telefon.

- Zgadza się - skomentował, podążając wzrokiem za jej spojrzeniem. -

Wyłączyłem go, żeby nikt nie przeszkadzał nam porządnie się wyspać.

- Rozmyśliłam się co do tego kakao - oznajmiła Lacey, poprawiając

opadający jej na czoło kosmyk. Wspólne siedzenie w kuchni w samym środku

nocy stanowczo źle wpływało na jej nerwy.

- Miałem nadzieję, że to powiesz. - Na jego twarzy pojawił się drwiący

uśmiech. - Połknij ze dwie aspiryny, powinny pomóc ci zasnąć. Działają

uspokajająco.

- Dziękuję, doktorze Jarvis - prychnęła. - Dobranoc. Jego wesoły śmiech

odprowadził ją do drzwi sypialni.

Usłyszawszy dzwonek do drzwi, Lacey pomyślała, że na pewno jej się to

śni i przykryła się szczelniej kołdrą. Dzwonek jednak nadal brzęczał uparcie,

więc w końcu podniosła głowę, by zerknąć na zegarek. Było wpół do ósmej. Kto

mógł przyjść tak wcześnie w niedzielny poranek? Wstała z łóżka, narzuciła

szlafrok i poszła otworzyć drzwi. Max oczywiście też słyszał dzwonek, gdyż był

już w holu.

Jak się okazało, za drzwiami stał Greg, a na jego twarzy malowało się

kompletne zaskoczenie. Nic dziwnego, pierwszy do drzwi dotarł Max. Lacey

R S

background image

- 81 -

miała nadzieję, że zdąży porozmawiać ze swym przyjacielem, zanim coś takiego

się stanie, ale było już za późno.

- Och, Greg. Widzę, że całkiem nieźle już chodzisz - powitał go Max. -

Co możemy dla ciebie zrobić?

Greg spojrzał na Lacey, która stała za plecami Maxa.

- Nie... nie chciałem przeszkadzać... - wybąkał. - Zadzwoń, kiedy

będziesz miała chwilę czasu.

- Już wstaliśmy - poinformował Max, pogarszając jeszcze sytuację. -

Może jednak wejdziesz i porozmawiasz z Lacey, bo później będziemy raczej

zajęci.

- Och, to może poczekać. - Greg machnął ręką.

- Zresztą, cokolwiek masz do powiedzenia Lacey, możesz powiedzieć

nam obojgu - ciągnął Max, posyłając jej gorące spojrzenie, po czym objął ją i

przyciągnął do siebie. - Mieszkamy teraz razem.

Słysząc to, Greg zbladł jak ściana. Nic dziwnego, wiedział przecież, w

jaki sposób była wychowana i że kierowała się żelaznymi zasadami. Lacey nie

mogła jednak pojąć, skąd na jego twarzy wziął się ten wyraz bólu.

Max zdawał się to rozumieć, o czym świadczyła jego mina wyraźnie jej

sygnalizująca: „A nie mówiłem"?

- Greg, przepraszam, ale nie miałam okazji ci o tym powiedzieć -

tłumaczyła się. - Może wpadłbyś do nas na kolację w tym tygodniu?

- Nie, dzięki - mruknął.

- Myślę, że to świetny pomysł - ożywił się Max. - Bardzo chciałbym

poznać cię bliżej. Lacey twierdzi, że jesteście jak rodzina. A może

przyprowadzisz ze sobą narzeczoną? Moglibyśmy obejrzeć film, który

nakręciłem razem z moimi przyjaciółmi w dorzeczu Amazonki. Bylibyście

moimi pierwszymi recenzentami.

- Przyjdź - prosiła Lacey. Miała nadzieję, że uda jej się wytłumaczyć

Gregowi całą tę sytuację. - Może jutro wieczorem?

R S

background image

- 82 -

- Świetnie, jutro mam wolne - wpadł jej w słowo Max. - Umówmy się na

siódmą wieczorem. Wrócisz już wtedy z pracy, prawda, kochanie? - Cmoknął ją

w szyję.

Zachowywał się, jakby nie wprowadził się poprzedniego wieczoru, ale

mieszkał u niej od lat. Do czego on zmierzał?

- Zapytam Annette - wybąkał Greg.

- Koniecznie - ucieszył się Max. - Zadzwoń potem do nas, na pewno ktoś

będzie w domu.

Greg mruknął niewyraźnie coś na pożegnanie i poszedł. Max zamknął za

nim drzwi, po czym odwrócił się do Lacey z triumfalnym uśmiechem na ustach.

- Twój przyjaciel już od dawna potrzebował takiego wstrząsu -

oświadczył. - Właściwie nawet mi go szkoda, ale chyba wreszcie do niego

dotarło, że powinien przemyśleć parę spraw.

Lacey przyznała mu w duchu rację, ale nie bardzo mogła się skupić na

tym, co mówił, ponieważ rozpraszał ją widok jego nagich szerokich ramion.

Jego włosy były w lekkim nieładzie i z trudem opanowała chęć wygładzenia ich.

- Patrzenie na mnie w ten sposób nic nie da. - Uśmiechnął się łobuzersko.

- Nawet jeśli byłbym skłonny się zgodzić, masz do przygotowania lekcję,

zapomniałaś?

Faktycznie, zupełnie o tym zapomniała. Zarumieniona ze wstydu, bez

słowa poszła do łazienki. Pół godziny później weszła do kuchni, ubrana w prostą

spódnicę, białą bluzkę oraz kamizelkę. Pachniało smakowicie smażonym

bekonem.

- Masz ochotę na jajecznicę? - Max rzucił przez ramię.

Najwyraźniej czuł się u niej jak u siebie w domu, co nie było takie

dziwne, jeśli się wzięło pod uwagę, iż ich mieszkania były identyczne.

- Owszem. - Kiwnęła głową.

R S

background image

- 83 -

Ku jej zaskoczeniu, stół był przygotowany do śniadania. Max zdążył już

wycisnąć sok z pomarańczy i przyrządzić tosty cynamonowe. Widać było od

razu, iż umiał o siebie zadbać.

Po raz już chyba setny zaczęła się zastanawiać, jak to się stało, że nigdy

się nie ożenił. Ich wspólne zamieszkanie nie było pewnie dla niego znaczącym

krokiem, choć ona przywiązywała do tej decyzji ogromną wagę. W głębi duszy

liczyła na to, iż zdoła przekonać go co do swej niewinności, ale tak naprawdę

musiałby się zdarzyć cud, aby Max zmienił swe uczucia do niej.

- Jedzenie powinno poprawić ci nastrój. - Postawił przed nią talerz z

jajecznicą na bekonie, po czym usiadł naprzeciwko i zajął się swoim

śniadaniem.

- To jest pyszne - wymruczała Lacey kilka minut później. - Dziękuję. Od

lat nikt mi nie robił śniadania.

- Wcale się nie dziwię - skomentował, spoglądając na nią spod

półprzymkniętych powiek. - Jedzenie musi być ostatnią rzeczą, którą ma na

myśli mężczyzna, budzący się u twego boku.

Lacey zarumieniła się po same uszy, słysząc jego komplement. Aby ukryć

jakoś swe zażenowanie, jednym haustem wypiła całą szklankę soku.

- Idę przygotować lekcję - oznajmiła, wstając od stołu. - Nie zmywaj,

zrobię to po powrocie z kościoła.

- Zdążę chyba posprzątać i przygotować się do wyjścia. - Uśmiechnął się.

Podziękowawszy jeszcze raz za śniadanie, wyszła z kuchni. Wyjęła z

regału materiały do lekcji i ledwo zdążyła je przejrzeć, a już Max stał w

drzwiach, by oznajmić, że czas wychodzić. Najwyraźniej zdążył zajrzeć do

swego mieszkania, gdyż teraz miał na sobie grafitowy garnitur oraz jasnoszarą

koszulę. Wyglądał tak fantastycznie, że Lacey z trudem mogła oderwać do

niego wzrok.

Kościół, do którego uczęszczała, usytuowany był w pobliżu uniwersytetu,

dosłownie kilka kroków od osiedla, na którym niegdyś mieszkała wraz z

R S

background image

- 84 -

rodzicami. Odkąd pamiętała, jej rodzina należała do tej niewielkiej parafii,

której wszyscy członkowie znali się dobrze.

Już sobie wyobrażała te zaciekawione spojrzenia, jakie powitają ją i

Maxa, zwłaszcza iż przychodziła tam tylko w towarzystwie rodziny, no i Grega.

Zaproponowała, by Max udał się na spotkanie dla dorosłych, ale on

nalegał, że chce zobaczyć ją w roli nauczycielki. Z uśmiechem oznajmiła mu, iż

może pożałować tej decyzji i poprowadziła go do sali, w której już czekało

jedenaścioro rozgadanych czterolatków. Dzieci oczywiście od razu chciały się

dowiedzieć wszystkiego na jego temat. Czy jest mężem pani nauczycielki? A

kiedy będą mieli dzidziusia?

Ku zdumieniu Lacey, Max świetnie poradził sobie z maluchami.

Wystarczyło jego jedno słowo, by usiadły grzecznie i z zaciekawieniem

przysłuchiwały się lekcji, której tematem była wdzięczność Bogu za Jego dary.

Gdy nadszedł czas kolorowania przygotowanych przez Lacey obrazków, Max

usiadł na podłodze wraz z dziećmi i pomagał im w doborze odpowiednich

kredek. Byłby idealnym ojcem, pomyślała ze ściśniętym ze wzruszenia gardłem.

Po zakończeniu lekcji odprowadziła swych podopiecznych do kaplicy, w

której już czekali ich rodzice. Max ujął ją za rękę i razem usiedli w ławce.

Znajomi witali ją uśmiechem i skinieniem głowy, zerkając na przystojnego

mężczyznę, który przybył wraz z nią. Miała dziwne wrażenie, że tak właśnie

powinno być, że to z Maxem powinna zasiadać tu każdego tygodnia...

Kiedy wyszli z kościoła, wydawało jej się, że zyskała inne spojrzenie na

świat, który był teraz bardziej kolorowy i piękniejszy.

- Lacey, kochanie! Zaczekaj chwilkę. Czy to twój nowy chłopiec? -

usłyszeli za plecami czyjś głos. Była to pani Taggert.

Lacey uściskała serdecznie starszą panią.

- To jest Max Jarvis - przedstawiła. - Max, poznaj panią Taggert,

przyjaciółkę moich rodziców.

Pani Taggert aż cmoknęła z radości.

R S

background image

- 85 -

- Wiem, kim pan jest - oznajmiła. - Nie opuściłam ani jednej pańskiej

audycji. Widzę już coraz gorzej, więc zamiast oglądać telewizję, dużo słucham

radia.

- Miło mi słyszeć, że lubi pani Radio Talk - uśmiechnął się Max.

- Lubię, odkąd pan w nim pracuje. Już dawno powinni byli zatrudnić

kogoś, kto pochodzi z innego stanu niż Utah. Ciekawie jest posłuchać kogoś, kto

wyrósł w innym środowisku.

Max rzucił Lacey triumfujące spojrzenie. Uśmiechnęła się w odpowiedzi.

Kolejna ze znanych jej osób nieświadomie stanęła po stronie Maxa w ich

odwiecznym sporze na temat przybyszów z innych stanów.

- Lubię Utah - wyznał, zwracając się do starszej pani. - Szczerze mówiąc,

zastanawiałem się nad osiedleniem się tu na stałe.

Swą wypowiedzią zaskoczył Lacey, nie wiedziała bowiem, że jego pobyt

w Salt Lake City był jedynie czasowy.

- Cóż, jak to ostatnio powiedział w radiu pan Prentiss, najpiękniejsze

dziewczyny na świecie rodzą się właśnie w Utah - powiedziała z uśmiechem

pani Taggert.

- Mieszkałem już w wielu częściach świata i muszę przyznać pani

całkowitą rację.

- Coś ci powiem - mruknęła starsza pani, biorąc Lacey pod rękę. -

Stanowczo wolę go od Grega.

Choć mówiła to szeptem, Max i tak wszystko usłyszał. Od Grega? Czyżby

wszyscy poza nią samą sądzili, iż Greg i ona to para? Przecież to absurd.

- Miło było znów panią zobaczyć, pani Taggert - odrzekła Lacey,

postanawiając nie komentować uwagi starszej pani. - Niestety, musimy już iść.

- Zaczynam coraz bardziej rozumieć, dlaczego narzeczona Grega zerwała

zaręczyny - oświadczył Max, kiedy znaleźli się w samochodzie.

R S

background image

- 86 -

- Pani Taggert zawsze uważała, że Greg ożeni się z Valerie lub ze mną -

wyjaśniła Lacey. - Nie potrafiła pojąć, że Greg jest dla nas jak brat i na tym

koniec.

- Może ty tak czujesz, ale Greg wyraźnie ma problem - nie dawał za

wygraną.

- Czy nie moglibyśmy wreszcie przestać o nim mówić? - zirytowała się.

- Nie złość się na mnie tylko dlatego, że każdy oprócz ciebie wie, iż Greg

się w tobie kocha - zwrócił jej uwagę Max. - Zdaje się, że przydałaby ci się

zmiana otoczenia. Może byśmy tak pojechali w góry? Obiad zjemy gdzieś po

drodze, dobrze? Twoja lekcja nastroiła mnie do wdzięczności Bogu za

wszystkie Jego dary - wyznał, kładąc specjalny nacisk na wyraz „wszystkie".

Uradowana jego słowami Lacey ochoczo przystała na tę propozycję i

wygodnie usadowiwszy się w fotelu, wyjrzała przez okno, rozmyślając o

fantastycznym mężczyźnie, siedzącym obok niej.

Dwie godziny później, rozleniwieni po sutym posiłku, zakończonym

plackiem z truskawkami, wsłuchiwali się w szum górskiego potoku. Max leżał

wyciągnięty rozkosznie na trawie, Lacey zaś stała nad nim i przypatrywała się,

jak promienie słoneczne igrają w jego gęstych ciemnych włosach.

- Znasz już historię mojej znajomości z Perrym, może więc zdradzisz mi

powód, dla którego nigdy się nie ożeniłeś? - zadała pytanie, które już od dawna

cisnęło jej się na usta. Nie odpowiedział.

- Max? - ponagliła, sądząc, że nie dosłyszał, co powiedziała.

- Było kilka kobiet w moim życiu, ale nigdy mi nie przyszło do głowy, by

się z którąś z nich ożenić - odparł po chwili.

- Czy mieszkałeś z którąś?

- Nie. Tylko tobie przypadło w udziale to wyróżnienie. Jej serce

zatrzymało się na moment.

- Czy chcesz przez to powiedzieć - brnęła dalej - że należysz do tych kilku

procent mężczyzn, którzy nie mają ochoty z nikim się wiązać na stałe?

R S

background image

- 87 -

- Nie. Gdyby tak było, nie zamieszkałbym z tobą.

Zanim zdążyła się zorientować, pociągnął ją za rękę, tak że wylądowała

na nim, a on zaczął okrywać jej twarz delikatnymi pocałunkami.

- Ale wiesz, o co mi chodzi - wysapała, gdy pozwolił jej odetchnąć.

- Małżeństwo nie jest dobre dla wszystkich - stwierdził, ściskając ją

mocno za ramiona. - Moi rodzice są tego idealnym przykładem, ale nie mam

ochoty rozmawiać teraz o nich ani o ich rozwodzie. Wolę raczej smakować twe

truskawkowe usta. Chyba się od nich uzależniłem. - Puścił perskie oko i

natychmiast zaczął wprowadzać swe słowa w czyn.

Lacey, zadowolona, że wydobyła z niego choć tyle informacji, nie

zamierzała wcale protestować. Wtuliła się tylko mocniej w jego ramiona i

rozkoszowała się pocałunkami, zapachem i dotykiem mężczyzny, którego

pragnęła całym sercem i ciałem.

Pierwszy opamiętał się Max i z czarującym uśmiechem odsunął ją lekko

od siebie, po czym pomógł jej wstać.

- Wszystko co dobre musi się skończyć - wyszeptał, cmokając ją w szyję.

- Poza tym słońce już zachodzi i robi się chłodno.

Sięgnął po koc oraz jej kamizelkę, która nie wiadomo kiedy zsunęła się z

jej ramion. Mocno objęci, pomaszerowali w kierunku samochodu.

- Górski krajobraz jest niesamowity - westchnęła Lacey, szczęśliwa, jak

nigdy dotąd.

Max pomógł jej wsiąść do auta, po czym pochylił się i pocałował ją w

usta, jak gdyby nie mógł się powstrzymać.

- To twoje oczy są niesamowite - wymruczał. - Piękne i tajemnicze.

Kiedy tylko weszli do domu, telefon zaczął dzwonić jak opętany. Max

sięgnął po słuchawkę.

- To Cameron Morgan - poinformował, patrząc na Lacey podejrzliwie. -

Jest w sklepie za rogiem i pyta, czy mógłby wpaść na chwilę, bo ma jakiś nowy

problem z dokumentami.

R S

background image

- 88 -

- Pozwól mi z nim porozmawiać - poprosiła.

Max podał jej słuchawkę, ale nie ruszył się ani na krok. Odwróciła się

tyłem do niego, by móc się skoncentrować. Kiedy wreszcie skończyła rozmowę,

odłożył za nią słuchawkę. Z wyrazu jego twarzy mogła bez trudu

wywnioskować, iż jest niezadowolony. Nie chciała, by coś zepsuło im atmosferę

tego dnia.

- Zanim zaczniesz się denerwować - powiedziała, nim on zdążył otworzyć

usta - pozwól, że coś ci wyjaśnię. Bez takich klientów, jak Cameron, nie

udałoby mi się związać końca z końcem. Czasem się zdarza, że muszę pracować

w domu i to o różnych porach. Wiem, mamy umowę, ale proszę, wyklucz z niej

tych, którzy zatrudniają mnie dorywczo, bo w przeciwnym razie możesz zepsuć

to, nad czym pracowałam przed kilka lat.

Kiedy to mówiła, Max wpatrywał się intensywnie w jej usta. W końcu

ujął jej zarumienioną twarz w obydwie ręce.

- Teraz ty wyciągasz pochopnie wnioski. Mimo że przez cały dzień

miałem cię dla siebie, nadal nie mam ochoty dzielić się tobą z nikim, ale jakoś

się tego nauczę, pod warunkiem, że gdy tylko zechcę, będę mógł zrobić to. -

Pochylił się i złożył na jej spragnionych ustach długi, namiętny pocałunek, który

sprawił, że zabrakło jej tchu, a wszystko dookoła zaczęło wirować.

Jak zwykle to on odsunął się pierwszy, co zawstydziło Lacey, która

pragnęła, by ten pocałunek trwał wiecznie.

- Obiecuję, że będę się zachowywał wzorowo, kiedy przyjdzie Cameron. -

Uśmiechnął się.

- Cameron! - zawołała Lacey, przypomniawszy sobie, że za chwilę będą

mieli gościa. - Muszę przygotować potrzebne dokumenty.

- Czy mogę ci jakoś pomóc?

- Nie wchodź do kuchni, kiedy będę z Cameronem pracować - poprosiła,

wiedząc, iż w jego obecności nie będzie w stanie się skupić.

R S

background image

- 89 -

Pobiegła do swego pokoju po teczkę z dokumentami. Gdy kładła ją na

stole kuchennym, usłyszała dzwonek do drzwi. Max poszedł otworzyć. Zanim

on i Cameron zdążyli dojść do kuchni, byli już pogrążeni w dyskusji na jakiś

temat, toteż kiedy Max oznajmił, że wychodzi do salonu, Cameron poprosił go,

by usiadł razem z nimi. Lacey nie mogła odmówić Maxowi talentu zjednywania

sobie ludzi.

Jak się okazało, problem, z jakim borykał się Cameron, nie był aż tak

skomplikowany, więc rozwiązanie go nie zajęło im wiele czasu. Gdy więc się z

nim uporali, Lacey wstała, sądząc, że gość zechce już wyjść, ale Max od razu

zajął Camerona rozmową i obaj przestali zwracać na nią uwagę.

Przyzwyczajona do tego, iż Max od dwudziestu czterech godzin

interesował się tylko i wyłącznie nią, poczuła się odsunięta na boczny tor, toteż

poszła do salonu i włączyła telewizor. Gdy prosiła, by Max był miły dla jej

klientów, nie oczekiwała, iż będzie od razu nawiązywał z nimi przyjaźnie.

Zanim Cameron zebrał się do wyjścia, Lacey już prawie zasypiała na

kanapie. Max odprowadził gościa do drzwi, po czym przyszedł do salonu i

wyłączył telewizor.

- Czas, żebyś się znalazła w swoim łóżku - powiedział, patrząc na nią

czule.

- Jeszcze nie - poprosiła.

- Chodź. - Cmoknąwszy ją w policzek, pochylił się i wziął ją na ręce, by

zanieść do sypialni.

- Max... - odezwała się, kiedy ułożył ją na łóżku. Chciała powiedzieć, ile

znaczył dla niej ten dzień.

- Śpij, Lacey - przerwał jej drżącym głosem. Zanim zdążyła się

zorientować, już go nie było.

R S

background image

- 90 -

ROZDZIAŁ ÓSMY

Gdy tylko Lacey obudziła się, poczuła kuszący aromat świeżo zaparzonej

kawy. Sądziła, iż Max, zgodnie z zapowiedzią, będzie spał do dziesiątej, ale

ucieszyła się, że już wstał, ponieważ była tak zakochana, iż nie chciała tracić ani

jednej cennej minuty, którą mogła spędzić w jego towarzystwie. Poprzedniego

wieczoru wykazał niesamowitą wręcz samokontrolę, kładąc ją do łóżka. W

przeciwieństwie do niej...

- Dzień dobry - powitał ją olśniewającym uśmiechem, kiedy weszła do

kuchni. Był ubrany w dżinsy oraz bawełnianą koszulkę i popijając parującą

kawę, czytał poranną gazetę. - Twoje śniadanie jest w piekarniku.

- Nie musiałeś zadawać sobie tyle trudu, ale cieszę się, że to zrobiłeś.

Chciałam z tobą porozmawiać o wczorajszym dniu.

- Wiem, co chcesz powiedzieć - wpadł jej w słowo, odkładając gazetę. -

Dla mnie też był to niezapomniany dzień. Niedługo go powtórzymy.

- Naprawdę? - ucieszyła się. Obdarzył ją iskrzącym spojrzeniem.

- Chodź tu do mnie, Lacey - poprosił.

Coś w jego głosie sprawiło, że przebiegł ją rozkoszny dreszczyk. Kiedy

posłusznie podeszła, posadził ją sobie na kolanach i pocałował długo i

namiętnie.

- Mmm, dziś smakujesz miętą - wymruczał jej prosto do ucha. - Jaka

szkoda, że musisz iść do pracy. - Odsunął ją delikatnie od siebie.

Zawstydzona, że jak zwykle to on wykazał więcej opanowania, odwróciła

się i sięgnęła do piekarnika. Wyjęła zeń gorące naleśniki i bekon. Jak tak dalej

pójdzie, Max rozpuści ją tymi śniadaniami do granic możliwości.

Wiedziała, że aby jej plan zdobycia go powiódł się, musi przede

wszystkim zdobyć jego zaufanie. Dlatego, gdy skończyła jeść, sięgnęła po

kartkę papieru i ołówek.

R S

background image

- 91 -

- Sporządzę listę wszystkich miejsc, w które się dziś wybieram, włącznie

z numerami telefonów, na wypadek gdybyś chciał się ze mną skontaktować -

oznajmiła. - Wiem, że być może będziemy mieli dziś wieczorem towarzystwo,

ale obawiam się, że nie wrócę przed szóstą. Muszę jeszcze zrobić ostatni

zastrzyk przeciw żółtaczce, zaleciła mi je Lorraine, zanim zaczęłam się

opiekować George'em. Zapiszę ci telefon do tego lekarza.

- Nie martw się o Grega i Annette - wtrącił Max. - Jeśli zdecydują się

przyjść, zajmę się kolacją. Nie będziesz nawet musiała ruszyć palcem po

powrocie z pracy.

A więc jej plan najwyraźniej zaczynał przynosić pozytywne efekty.

W nagłym przypływie czułości podeszła do niego i zarzuciła mu ręce na

szyję.

- Dziękuję, że jesteś dla mnie taki dobry - wyszeptała mu do ucha.

Początkowo nie zrozumiała, dlaczego wstał tak gwałtownie, dopiero gdy

dostrzegła w jego oczach błysk pożądania, pojęła, iż próbował w ten sposób

odzyskać kontrolę nad sobą. Świadomość, że nie tylko jej jest ciężko zapanować

nad sobą, podniosła Lacey na duchu.

- Jakie masz plany na dzisiaj? - spytała.

- Za chwilę przychodzi Jeff i będziemy omawiać sprawy organizacyjne,

związane z kręceniem filmu.

- Wspaniale - ucieszyła się. - Obiecuję, że pomogę ci na tyle, na ile będę

mogła. Dzięki tobie mogę choć w części spłacić dług wdzięczności, jaki mam

wobec Lorraine.

- Wydaje mi się, że opieka nad George'em była już częściową spłatą tego

długu - zauważył Max.

- Masz rację. Teraz muszę zadośćuczynić pewnemu sąsiadowi, któremu

figle George'a nie dawały zasnąć.

- Nie powiedziałbym, by George był jedynym sprawcą jego bezsenności. -

Uniósł brwi do góry.

R S

background image

- 92 -

- W takim razie już pójdę - roześmiała się Lacey, która bynajmniej nie

chciała wychodzić. Dużo bardziej wolałaby zostać i przez cały dzień bawić się z

Maxem w dom.

Najwyraźniej on pragnął tego samego, ponieważ chwycił ją wpół, kiedy

otwierała tylne drzwi.

- Chcę buziaka na pożegnanie - oznajmił, odwracając ją twarzą do siebie.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - zażartowała i nadstawiła

policzek. Jednak nie o taki pocałunek chodziło Maxowi, o czym przekonała się,

kiedy poczuła jego spragnione wargi na swych ustach. Nie protestowała, gdyż

sama, rzecz jasna, tęskniła za namiętną pieszczotą jego warg. Zdawało jej się, że

w jej żyłach krąży nie krew, lecz prawdziwy płomień, który miał przedziwną

moc topienia w jedno ich dwojga ciał.

Usłyszała dochodzący skądś przenikliwy dźwięk dzwonka. Max jęknął,

po czym wypuścił ją z objęć i poszedł otworzyć drzwi frontowe. Ona sama,

westchnąwszy ciężko, na miękkich nogach powędrowała do samochodu.

W jej wyobrażeniu buziaki na pożegnanie wyglądały zupełnie inaczej niż

ów pocałunek, pełen obietnic, które wciąż jeszcze nie mogły być

wypowiedziane słowami.

Do południa nie wydarzyło się nic, co mogłoby zakłócić dobry nastrój

Lacey. Dopiero nie planowana wcześniej wizyta w biurze Grega zepsuła jej

nieco humor. Będąc w pobliżu, postanowiła wpaść na chwilę i zapytać

przyjaciela, co słychać u niego i Annette. Tymczasem Greg, bez zbędnych

wstępów, wygłosił jej kazanie, w którym stanowczo potępił jej decyzję o

zamieszkaniu z Maxem, po czym bezceremonialnie zapytał, czy kocha tego

typka. Kiedy Lacey, z wrodzoną sobie szczerością, przyznała, że tak, zamilkł na

długą chwilę, po czym oznajmił lodowatym tonem, iż nie skorzysta z ich

zaproszenia na kolację ani teraz, ani w przyszłości.

Lacey miała ochotę pójść z nim na lunch, ale zdecydowała, że w tej

sytuacji będzie lepiej, gdy zje sama. Posiliwszy się, powędrowała do biura

R S

background image

- 93 -

kolejnego klienta, gdzie pracowicie spędziła parę następnych godzin. Ostatni

punkt jej rozkładu dnia, zastrzyk w gabinecie lekarskim, nie trwał na szczęście

długo i Lacey cieszyła się, iż wkrótce znajdzie się w domu, gdzie czekał na nią

ukochany mężczyzna.

Nie umiała sobie wyobrazić, jak mogła kiedyś żyć, nie znając go. Nie

wiedziała też, jak będzie wyglądało jej życie, jeśli jej plan się nie powiedzie i

Max odejdzie. Wspominała smak tego pożegnalnego pocałunku, drżąc z

niecierpliwości w oczekiwaniu na podobne powitanie.

- Max? - zawołała, wchodząc tylnymi drzwiami. Obiad gotował się na

kuchence, ale nie było śladu kucharza. Tak bardzo pragnęła go ujrzeć, iż

rzuciwszy aktówkę na podłogę, pobiegła do salonu, wołając go.

- Jestem tutaj - mruknął, pochylony nad leżącym na biurku scenariuszem.

Lacey oczekiwała innego powitania, toteż bardzo ją zaniepokoiła jego

chłodna reakcja.

- Było do ciebie kilka telefonów, między innymi od Valerie -

poinformował.

- To dziwne. Valerie nigdy nie dzwoni o tej porze dnia. Czy powiedziała,

co się stało?

Max podniósł się niespodziewanie i zmierzył ją chłodnym spojrzeniem.

W niczym nie przypominał owego namiętnego mężczyzny, który dziewięć

godzin wcześniej z ociąganiem wypuścił ją z ramion.

- Zdaje się, że po twej wizycie Greg, niezwykle wytrącony z równowagi,

zadzwonił do twojej siostry i powiedział jej, że mieszkamy razem.

Telefonowała, by spytać, czy to prawda.

Lacey zamknęła oczy z przerażenia. Przed wyjściem do pracy, chcąc

zaskarbić sobie jego zaufanie, sporządziła listę miejsc, w które się wybierała, a

już trzy godziny później udowodniła, iż nie należy jej wierzyć. Wiedziała, że

Max nigdy jej nie wybaczy tego, że nie wspomniała o wizycie u Grega.

R S

background image

- 94 -

Rzecz jasna, Greg nie miał prawa wtrącać się w jej sprawy, zwłaszcza że

chciała poinformować Valerie o swojej sytuacji, ale dopiero za jakiś czas. Teraz

zaś wszystko legło w gruzach i mogła winą za to obarczać jedynie siebie.

- I co jej powiedziałeś? - spytała niepewnym głosem.

- Nie musiałem nic mówić. Valerie pogratulowała mi, gdy tylko

podniosłem słuchawkę - wyjaśnił.

- Pogratulowała ci? - zdumiała się.

- Okazuje się, że bardzo się martwiła o ciebie po tej historii z Perrym i

ucieszyła się, gdy się dowiedziała, że wreszcie wyszłaś ze swej skorupy.

Najwyraźniej jest przekonana o twojej niewinności - dokończył cynicznie.

Lacey zadrżała, słysząc ten komentarz. Wystarczył jeden błąd, a znów się

znaleźli w punkcie wyjścia.

- Max... Ja... pomyślałam, że wpadnę do Grega i spytam, czy przyjdzie do

nas z Annette. Jego biuro jest tak blisko jednego z moich klientów, że...

- Czy naprawdę uważałaś, że przyjmie nasze zaproszenie? - Popatrzył na

nią z niedowierzaniem.

- Miałam nadzieję, że tak. Zawsze byliśmy przyjaciółmi i nie chciałabym,

żeby to się skończyło w ten sposób - wyznała smutnym głosem.

- Twoja siostra aż tak bardzo się tym nie przejmowała. Dała nam swoje

błogosławieństwo i ucieszyła się, że jedziesz ze mną na Florydę. Prosiła, żebym

się tobą dobrze opiekował - dodał po chwili wahania.

- A co ty jej na to odpowiedziałeś? - spytała, unikając jego spojrzenia.

- Że będę cię strzegł jak oka w głowie. To brzmiało jak najprawdziwsza

groźba.

- Myślę, że powinieneś poznać głębszą przyczynę, dla której odwiedziłam

dziś Grega - stwierdziła po chwili milczenia.

- Głębszą przyczynę? - powtórzył, unosząc brwi ze zdziwienia.

Odrzuciwszy wszelkie obawy, podniosła głowę i spojrzała mu prosto w

oczy.

R S

background image

- 95 -

- Powiedziałam mu, że cię kocham - wyrzuciła z siebie jednym tchem.

Max na długą chwilę utkwił w niej przenikliwe spojrzenie.

- Nic dziwnego, że od razu zadzwonił do Valerie - skomentował.

- Chciałam, żeby wiedział, że nigdy nie zgodziłabym się zamieszkać z

mężczyzną, którego nie kochałabym ponad wszystko - ciągnęła drżącym

głosem. - Od samego początku podejrzewał, co czuję, ale dopiero gdy usłyszał

to na własne uszy, zdecydował się na ten telefon.

Znów zapanowała pełna napięcia cisza, w której, jak jej się zdawało, Max

wyszeptał jej imię. W tym momencie zadźwięczał dzwonek do drzwi.

- To pewnie chłopcy z ekipy - mruknął.

Lacey miała ochotę głośno wykrzyczeć swe rozczarowanie. Pragnęła

znaleźć się w jego ramionach, słuchać słodkich miłosnych zaklęć, ale było to

niemożliwe.

Najprawdopodobniej, dowiedziawszy się o jej wizycie u Grega, Max

postanowił zapełnić dom ludźmi, by nie zostać z nią sam na sam. Bez względu

na to, co mówiła czy robiła, zawsze było źle i straciła już nadzieję, że to się

zmieni. Wyznanie swych uczuć było chyba najgorszym błędem, jaki mogła

popełnić, ponieważ dawało Maxowi przewagę nad nią.

- Muszę pójść się odświeżyć - powiedziała cicho, po czym szybko wyszła

z pokoju.

On jednak podążył za nią, ignorując głośne stukanie do drzwi.

- Posłuchaj, cokolwiek sobie teraz myślisz, nie masz racji, ale

porozmawiamy o tym później - odezwał się tuż za jej plecami. - Chciałem cię

jeszcze uprzedzić, że zaprosiłem również Lorraine.

O nie, tylko nie Lorraine, jęknęła w duchu. Chciała najpierw wyjaśnić

przyjaciółce sytuację, która doprowadziła do ich decyzji o wspólnym

zamieszkaniu, a w ten sposób Max odebrał jej tę możliwość.

Wiedziała wprawdzie, że Lorraine nie pozwoli sobie na żaden komentarz

w tej sprawie, ale nie zmieniało to faktu, iż czuła się niezręcznie.

R S

background image

- 96 -

Gdy pięć minut później weszła do kuchni, Max właśnie przedstawiał

Lorraine swoich kolegów, po czym przeszedł do omówienia pomysłów,

dotyczących scenariusza. Gdy wszyscy jedli kolację, głos zabrała Lorraine i

zapoznała ekipę z podstawowymi informacjami na temat programu rehabilitacji,

a także przedstawiła swoje sugestie. Lacey usiłowała się skoncentrować, ale nie

umiała przestać myśleć o tym, że gdy wszyscy wyjdą, ona zostanie sama z

Maxem i usłyszy... Właśnie, co? Nie wiedziała, czego tym razem ma się spo-

dziewać.

Prócz ról związanych z samym kręceniem filmu, każdy miał przydzielone

jakieś dodatkowe zadanie. Dopiero teraz Lacey zrozumiała, jak wielkim

przedsięwzięciem jest przygotowanie takiego dokumentu. Pewna była, iż nie

podoła roli, która przypadła jej w udziale, toteż zaproponowała, by Lorraine

wystąpiła zamiast niej. Przyjaciółka uśmiała się serdecznie z jej pomysłu i

wyjaśniła, iż nie mogłaby w tej chwili opuścić George'a, który właśnie

rozpoczynał proces zaznajamiania się ze swym pierwszym pacjentem. Poza tym

Lorraine, podobnie jak reszta ekipy, uważała, że Lacey świetnie sobie poradzi z

tym zadaniem.

Jeden jedyny Milo zdawał się wyczuwać jej zły nastrój, dlatego raz po raz

starał się wciągnąć ją do rozmowy. Był prawdopodobnie najstarszy z całej ekipy

i wiedziała od Maxa, który opowiadał jej o nim, że Milo miał żonę i dzieci.

Wszyscy trzej przyjaciele Maxa byli szalenie sympatyczni, ale Lacey

najbardziej z nich lubiła właśnie Milo, być może dlatego, że lubił dyskutować na

tematy filozoficzne i prezentował pogodne nastawienie do świata.

Wszyscy czterej stanowili doskonale dobraną paczkę i wyraźnie lubili ze

sobą pracować. Chłopcy na pewno już wiedzieli, że Max mieszka z nią, ale nie

wypowiadali się ani słowem na ten temat.

Kilka razy w ciągu tego wieczoru Lacey czuła na sobie wzrok Maxa, lecz

za każdym razem, gdy próbowała spojrzeć mu w oczy, patrzył w inną stronę. W

miarę jak goście zaczęli się podnosić, jej serce biło coraz szybciej i szybciej. Za

R S

background image

- 97 -

parę minut zostanie z nim sama. Kiedy odprowadzała Lorraine do drzwi,

przerażenie pomieszane z nadzieją sprawiło, że czuła dziwny ucisk w piersiach.

- Lacey? - usłyszała za sobą.

Odwróciła się szybko i ujrzała Maxa, stojącego w przejściu między

kuchnią a salonem.

- Kiedy cię nie było, dzwonił Charlie Albright. Jest tak chory, że nie

będzie w stanie poprowadzić programu między północą a czwartą nad ranem,

więc poprosił, żebym go zastąpił. Muszę już iść. Nie zmywaj, zrobię to jutro

rano.

Przecież on nie może teraz wyjść, pomyślała z rozpaczą. Zagryzła tak

mocno wargę, że poczuła w ustach smak krwi.

- Może chcesz, żebym z tobą poszła? - zaproponowała.

- Wiesz, że zawsze jesteś mile widziana jako gość Radia Talk, ale chyba

nie powinnaś iść tak późno spać, skoro masz jeszcze tyle pracy nad swoją rolą.

Było jasne, że mówił jedno, a miał na myśli coś zupełnie innego. Po

prostu nie chciał zostać z nią sam. Nie wierzył w jej słowa o miłości. Nawet jeśli

chciał z nią być, nie oznaczało to, że pragnie się z nią ożenić, po co więc miał

stwarzać jakiekolwiek złudzenia? Nie rozumiała tylko jednej rzeczy. Przecież

nie sypiali ze sobą, jakie więc korzyści czerpał z tego związku?

- Masz rację - westchnęła po chwili. - Jestem wykończona, a poza tym

boli mnie głowa. Do zobaczenia jutro.

Gdy usłyszała, jak odjeżdża samochodem sprzed jej domu, pobiegła do

kuchni i wystukała numer telefonu Valerie.

- Błagam cię, podnieś słuchawkę - wyszeptała. Jeszcze nigdy w życiu aż

tak nie pragnęła usłyszeć głosu swej siostry.

Gdy pół godziny później zakończyła rozmowę, była całkowicie

wyczerpana nerwowo. Nie wiedziała, co ma sądzić o radzie, jaką dała jej

Valerie. Siostra zgodziła się, że zachowanie Maxa jest zbyt dziwne, by przejść

nad nim do porządku dziennego, zwłaszcza że Lacey zdobyła się na wyjawienie

R S

background image

- 98 -

mu swych uczuć. Zalecała jednak, by wstrzymać się z rozmową na ten temat do

powrotu z Florydy. Jeśli wtedy Max nie zechce wyjaśnić przyczyn swego

postępowania, powinna pożegnać się z nim na zawsze i ułożyć sobie życie bez

niego.

- Ale jakie to będzie życie? - jęknęła Lacey, wkładając brudne naczynia

do zmywarki. Nie miała nawet siły płakać, choć łzy mogłyby przynieść ulgę.

Nawet Perry nie zdołał zranić jej tak mocno...

Przez cały następny tydzień miała wrażenie, że żyje w jakimś złym śnie.

Z Maxem widywała się rzadko, ponieważ spędzał on większość czasu z

przyjaciółmi z ekipy filmowej. Kiedy zaś przebywał w domu, ciągle odpytywał

ją ze scenariusza, nigdy zaś nie rozmawiał z nią tak jak kiedyś ani też nie

całował jej. Nadal gotował obiady, ale najczęściej Lacey jadła je w samotności,

gdyż nie było go, kiedy wracała z pracy.

Ostatniego dnia przed wyjazdem na Florydę zabrała się za gruntowne

porządki w mieszkaniu, zaś Max poszedł do siebie, by się spakować.

Po raz pierwszy od wielu dni miała cały dom dla siebie, ale ani trochę jej

to nie cieszyło. Mimo iż ostatnio nie układało się między nimi, już pięć minut po

jego wyjściu tęskniła za jego obecnością.

Gdy zatelefonowała Lorraine, Lacey musiała się jakoś pozbierać i

udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku. Przyjaciółka obiecała, iż pod

ich nieobecność zaopiekuje się obydwoma mieszkaniami, podleje kwiaty i

wyjmie pocztę ze skrzynek.

Po południu Lacey zadzwoniła po pizzę, w nadziei, że Max się jednak

pojawi, ale na próżno. Na podjeździe nie było jego samochodu, co znaczyło, iż

dokądś pojechał. Po tym odkryciu zupełnie straciła apetyt, udała się więc do

sypialni, by dokończyć pakowanie. Około dziewiątej wieczorem zadźwięczał

dzwonek.

Pragnęła z całego serca, żeby to był on. Pobiegła czym prędzej do drzwi.

- Max! - zawołała, otwierając je szeroko.

R S

background image

- 99 -

- Przepraszam, ale to tylko ja - powiedział cicho Greg, bo to on właśnie

stał w progu.

- Przychodzisz jako przyjaciel, czy jako wróg?

- Chciałem ci powiedzieć do widzenia i wręczyć pożegnalny prezent -

wyjaśnił.

- Na litość boską, Greg - żachnęła się. - Przestań się zachowywać w ten

sposób i wejdź do środka.

Po krótkim wahaniu przyjął jej zaproszenie, ale nie chciał usiąść.

- Kiedy spodziewasz się swego pana i władcy?

- Nie mam pojęcia, kiedy wróci - wyznała.

- To dziwne, zważywszy, że żadne z was od dłuższego czasu nie

wystawiło nosa z gniazdka.

- Wiesz dobrze, że zawsze mogłeś do nas przyjść.

- Żeby Max Jarvis przysłuchiwał się każdemu mojemu słowu? Dziękuję,

postoję - prychnął.

- Greg, co się dzieje? - westchnęła. - Gdzie się podział mój brat?

- Nigdy się nie domyślałaś, prawda?

Nie było sensu udawać, że nie wie, co miał na myśli.

- Byłeś bratem, którego Valerie i ja zawsze chciałyśmy mieć - wyszeptała.

- A ty byłaś dziewczyną, której zawsze pragnąłem - wyrzucił z siebie

jednym tchem.

- Przepraszam cię, Greg. Nie wiedziałam, że tak było.

- Wyjdziesz za niego? Poczuła silny ucisk w sercu.

- Nie potrafię w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie. A co z Annette?

- To nie ma sensu.

- Och, nie mów tak. Jesteś zdenerwowany, bo nasze kontakty zmieniły

swój charakter, ale tak musiało być, wierz mi. Myślę, że czułeś się do mnie

bardzo przywiązany i pomyliłeś to z miłością, a to nie to samo.

R S

background image

- 100 -

Przez kilka długich chwil rozważał to, co mu powiedziała, po czym

sięgnął do kieszeni i wyjął z niej małe pudełko.

- Proszę, to dla ciebie. - Podał jej prezent.

Lacey zdjęła papier i otwarła pudełko. Wewnątrz znajdowała się złota

broszka w kształcie małpki.

- Ile to... ? - zaczęła speszona.

- Cena nie jest ważna. Kiedy ją zobaczyłem, przypomniał mi się George i

postanowiłem ci ją kupić jako prezent na przeprosiny.

- Naprawdę bardzo mi się podoba - zapewniła żarliwie. - Jeśli chodzi o

mnie, to zawsze będziemy najlepszymi przyjaciółmi, żeby nie wiem co.

Dziękuję. - Uściskała go serdecznie.

- Cóż za urocza scena - powiedział lodowaty głos tuż za jej plecami.

Lacey odskoczyła od Grega jak oparzona. Żadne z nich nie słyszało, jak

Max wszedł tylnym wejściem. Już sobie wyobrażała, co się dzieje w tej jego

chorej wyobraźni. Ledwie zdążył się odwrócić, a ona już znajdowała się w

ramionach innego mężczyzny. Nie było sensu się bronić, i tak nie uwierzyłby

ani jednemu jej słowu.

- Twój obiad jest w piekarniku, jeśli jesteś głodny - poinformowała.

- Jak to miło z twojej strony, że pomyślałaś o tym, mimo że jesteś taka

zajęta - skomentował ironicznie.

- Wpadłem, żeby dać Lacey pożegnalny prezent - wtrącił się Greg.

Lacey wstrzymała oddech, kiedy Max podszedł do niej i objął ją

ramieniem w geście posiadania. Był to ich pierwszy fizyczny kontakt od wielu

dni. Wziął broszkę z jej drżących dłoni i przyjrzał się jej dokładnie.

- Bardzo ładna rzecz - ocenił. - Szkoda, że nie znalazłem jej pierwszy. Te

kamienie idealnie pasują do twych oczu, skarbie.

Jeszcze nigdy nie nazwał jej skarbem. Najwyraźniej był tym razem

naprawdę wściekły.

R S

background image

- 101 -

- Prawdziwy z ciebie szczęściarz, Jarvis - stwierdził Greg. - Lacey jest

wspaniała. Życzę wam udanej podróży.

Powiedziawszy to, odszedł szybko, zanim zdążyła się z nim pożegnać.

Lacey podziwiała go za to, że zachował się z taką godnością. Fakt, że wreszcie

pożegnał się ze swymi złudzeniami, świadczył o jego dojrzałości. Uczynienie

tego w obecności Maxa wymagało dużej odwagi, czego Lacey nie omieszkała

głośno skomentować:

- Greg zachował się bardzo szlachetnie i godnie.

- Owszem - zgodził się lodowatym głosem Max, po czym przycisnął ją z

całej siły do siebie. - Zwłaszcza że nie wiem, czy faktycznie jesteś taka

wspaniała, jak on twierdzi. Jestem chyba jedynym mężczyzną z twego kręgu

znajomych, który nie miał okazji przekonać się o tym.

Nim zdążyła jakoś zareagować na to bezpodstawne oskarżenie, zamknął

jej usta gwałtownym pocałunkiem. Ścisnął ją przy tym tak mocno, że obawiała

się, iż połamie jej kości.

- Max! - zaprotestowała słabym głosem.

- Jak długo on tu był? - warknął.

- Stanowczo za krótko jak na to, co wyprodukowała twoja chora

wyobraźnia - wybuchła. - Jeśli chcesz wiedzieć, przyszedł, żeby mi powiedzieć,

że zaakceptował fakt, że kocham ciebie!

Max podniósł rękę i zaczął gładzić delikatnie szyję Lacey.

- Już drugi raz mi to mówisz - powiedział zduszonym głosem. - Czy

wiesz, że prawie uwierzyłem, że jesteś zdolna do tego uczucia? Dopiero kiedy tu

wszedłem...

Miała wrażenie, że oprócz gniewu w jego głosie pobrzmiewa niesłychany

ból.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - Po jej policzku stoczyła się wielka łza.

- Z powodu tego, co twoim zdaniem się tu działo, odwołujesz całe

przedsięwzięcie? Nie będzie filmu?

R S

background image

- 102 -

- Już za późno na odwoływanie wszystkiego. Będzie tylko jedna zmiana.

Nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego, więc od tej pory będziesz zdana jedynie

na siebie. Możesz się zabawiać z każdym napotkanym mężczyzną, z wyjątkiem

chłopców z naszej ekipy. Jak tylko zobaczę, że zaczynasz sprawiać kłopoty,

natychmiast odeślę cię do domu.

Niespodziewanie wypuścił ją z objęć, tak że musiała się złapać oparcia

krzesła, by nie upaść.

- Max! - zawołała za nim rozpaczliwie, ale na próżno.

Miała wrażenie, że Max Jarvis już nigdy z własnej woli nie przekroczy

progu jej mieszkania.

R S

background image

- 103 -

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Następnego dnia rano Lacey była wyczerpana i obolała, gdyż zamiast

wyspać się porządnie przed długim lotem do Miami, przepłakała całą noc. Gdy

przed jej dom zajechała taksówka, Max zadzwonił do drzwi i mruknąwszy tylko

„dzień dobry", wyniósł jej bagaże do czekającego auta. Na lotnisko jechali w

całkowitym milczeniu.

W tych okolicznościach Lacey przywitała Milo serdeczniej niż zwykle,

jeśli bowiem Max zamierzał przez cały czas ją ignorować, miała na szczęście do

kogo otworzyć usta. Jak się okazało, Nick i Jeff wyruszyli już dzień wcześniej

wraz ze swymi rodzinami i mieli na nich czekać w Miami.

Nie mogła uwierzyć, że ten dzień wreszcie nadszedł. Gdyby jeszcze Max

zachowywał się normalnie, mogłaby się w pełni rozkoszować pierwszymi od

kilku lat wakacjami. Niestety, przez cały lot do Miami Max rozmawiał z Milo, a

kiedy już spotkali się z resztą ekipy i wsiedli do furgonetki, która miała zawieźć

ich do nadmorskiego hotelu, dopilnował, by usiadła jak najdalej od niego.

Chłopcy z ekipy z pewnością wiedzieli już, że coś jest nie tak, ale nie

wspominali na ten temat ani słowem.

Jeff, odpowiedzialny za organizację wyjazdu, wręczył jej klucz do

pokoju, który pierwotnie miała dzielić z Maxem. Lacey odniosła wrażenie, iż

dostrzegła w jego oczach współczucie. Idąc do windy, minęła pogrążonego w

rozmowie Maxa, który nawet nie zauważył jej odejścia.

Cała grupa miała się wieczorem spotkać w hotelowej restauracji na późną

kolację, po czym pójść spać. Planowali, że wcześnie rano pojadą wypożyczoną

furgonetką w kierunku parku narodowego Everglades, przy granicy którego

przycupnęła maleńka wioska, stworzona w całości na potrzeby instytutu

rehabilitacji osób niepełnosprawnych. Tam właśnie przechodziły okres

aklimatyzacji przywiezione z Ameryki Południowej małpy. W wiosce owej

mieli spędzić dziesięć dni.

R S

background image

- 104 -

Sposób, w jaki Max traktował ją od samego rana, całkowicie odebrał

Lacey apetyt. Była bardzo zmęczona i senna, a poza tym nie mogłaby znieść

jego towarzystwa ani o sekundę dłużej niż to konieczne, więc zamówiła do

pokoju zupę i sałatkę.

Kończyła już prawie jeść, gdy usłyszała głośne stukanie do drzwi.

- Lacey! - zawołał Max. - Dlaczego nie zeszłaś na dół do wszystkich?

- Jestem wykończona, więc postanowiłam zjeść kolację w pokoju -

wyjaśniła. - Wyśpię się i będę gotowa jutro rano do wymarszu. Spotykamy się o

ósmej w holu, tak?

Mruknął coś niezrozumiale, po czym odszedł.

O godzinie siódmej rano następnego dnia Lacey była już wykąpana i

ubrana w beżowy komplet safari, który, choć wygodny, podkreślał kobiece

krągłości jej sylwetki. Była przekonana, że Max nie zaakceptuje jej stroju, ale

nie zamierzała zwracać uwagi na jego humory. Spakowawszy do torby naj-

potrzebniejsze rzeczy, zeszła na dół. Jako że udało jej się tej nocy wreszcie

wyspać, po przebudzeniu odkryła, iż jest głodna jak wilk, toteż od razu

skierowała swe kroki do hotelowej restauracji, przystrojonej setkami

różnokolorowych egzotycznych kwiatów.

Ku swemu zażenowaniu, od razu stała się obiektem zainteresowania

wszystkich czarnookich kelnerów, którzy pospieszyli, by przyjąć jej

zamówienie, a potem zaczęli zabawiać ją rozmową, niestety po hiszpańsku.

Wprawdzie uczyła się tego języka w szkole, ale mężczyźni mówili tak szybko,

iż nie mogła zrozumieć ani słowa. Co chwila któryś z nich podchodził do jej

stolika pod byle jakim pretekstem, aż pod koniec śniadania stało ich pięciu czy

sześciu. Zasypywali ją dziesiątkami pytań, tym razem już po angielsku. Jak

długo zamierza tu zostać? Czy może chciałaby, aby ją oprowadzili po mieście?

Była to cudowna odmiana po chłodnej wyniosłości, z jaką traktował ją Max.

Dobrze było móc się śmiać bez obawy, że zostanie się zaraz obrzuconym

absurdalnymi oskarżeniami.

R S

background image

- 105 -

- Na wypadek gdybyś zapomniała, po co tu jesteś, informuję cię, że

wszyscy czekają na ciebie w holu - usłyszała lodowaty głos, który sprawił, że

młodzi kelnerzy opuścili jej stolik. Zerknęła na zegarek. Była dopiero za

dziesięć ósma!

Miała już dosyć takiego traktowania i wstała, by mu to powiedzieć, ale

głos jej zamarł w krtani, gdy go ujrzała. Ubrany był w piaskową koszulę i

obcisłe jasne dżinsy, wyglądał jak kwintesencja męskości. Mimo że na twarzy

miał wciąż ten sam zacięty wyraz, jego oczy były podkrążone, a twarz blada,

zupełnie jakby w ogóle nie spał. Pełne podziwu spojrzenie, jakim obrzucił jej

sylwetkę, sprawiło, że na chwilę jej serce zamarło, po czym zaczęło bić jak

oszalałe.

- Czy nikt nie zamierza jeść śniadania przed wyjazdem? - spytała, gdy

zapłacił za jej posiłek.

Max wziął ją za rękę i wyprowadził z restauracji.

- Gdybyś dołączyła do nas wczoraj wieczorem, wiedziałabyś, że

planowaliśmy zjeść śniadanie o wpół do siódmej - wyjaśnił.

Entuzjastyczne powitanie ze strony ekipy wybawiło ją od dalszej

reprymendy. Przez całą drogę do samochodu chłopcy prawili komplementy na

temat jej wyglądu, co podniosło ją nieco na duchu. Ku jej zdziwieniu, Max tym

razem zajął miejsce obok niej, ale nie odezwał się ani słowem.

Poprzedniego dnia Lacey była zbyt wyczerpana, by zachwycać się

mijanymi widokami, lecz tego ranka postanowiła, iż nie będzie przejmowała się

Maxem, tylko rozkoszowała się pięknem krajobrazu. Dla kogoś, kto urodził się i

wychował w Górach Skalistych, tereny równinne były nie lada atrakcją. W

ramach przygotowania do podróży przeczytała kilka książek, dotyczących

roślinności typowej dla tych terenów, teraz natomiast miała okazję podziwiać

wszystkie te okazy za oknami samochodu. Gdy mijali wioskę, zamieszkiwaną

przez plemię Miccosukee, gdzie sprzedawano przedmioty rękodzieła

artystycznego, Lacey aż westchnęła z zachwytu.

R S

background image

- 106 -

- Max - wyszeptała - proszę, spróbujmy zachowywać się w miarę

normalnie, skoro już tu jesteśmy. Nie chcę, żeby nasze niesnaski wpłynęły

ujemnie na atmosferę w ekipie.

- Jeśli jest to zaproszenie do twojej chatki, to zapomnij o tym - odparł

niegrzecznie.

Jego ostra odpowiedź bardzo ją zabolała, toteż Lacey podjęła decyzję, iż

nie będzie odzywała się do Maxa, chyba że zajdzie taka konieczność.

Gdy zajechali przed główny budynek wioski, Max jako pierwszy wysiadł

z samochodu, tak że Milo, który znalazł się obok Lacey, pomógł jej wyjść. Gest

ten nie uszedł uwagi Maxa, który właśnie wyjmował torby z bagażnika.

- Twoja chata sąsiaduje z głównym budynkiem - poinformował Jeff,

podchodząc do Lacey. - Dojdziesz do niej tą ścieżką.

Mocno wydeptana dróżka prowadziła w głąb obcego, zielonego świata,

który ich otaczał. Nagle Lacey poczuła na sobie spojrzenie Maxa, na co jej serce

zareagowało szalonym biciem. Wiedziała, że niezwykła wilgotność powietrza

sprawiła, iż ubranie jej było teraz wilgotne i przylegało do ciała, eksponując tym

samym kobiece krągłości. Niestety, nic nie mogła na to poradzić. Otaczająca ich

bujna roślinność sprawiła, iż Lacey miała wrażenie, że znajduje się w zupełnie

innym świecie, w którym istnieją tylko on i ona. Gdyby tak było, Max mógłby

odrzucić wszystkie podejrzenia i kochać ją bez przeszkód...

- Sama zaniosę swoje bagaże - oznajmiła sucho. Max pokręcił głową.

- Powinnaś się dziś oszczędzać. Pierwszy dzień przeznaczamy na

aklimatyzację, nie będziemy dziś kręcić.

Kiedy ruszyli wąską ścieżką, podbiegła do nich uśmiechnięta kobieta

mniej więcej w wieku Lorraine.

- Czekaliśmy z niecierpliwością na wasz przyjazd - przywitała ich. -

Nazywam się Ruth Stevens.

- Ruth, to jest Lacey West - powiedział Max, ściskając dłoń kobiety. -

Będzie występowała w naszym filmie.

R S

background image

- 107 -

- Bardzo się cieszę, że mogę cię poznać, Lacey. Żyjemy tu jak duża

rodzina, jemy razem posiłki w głównym budynku, od tej chwili jesteście

jednymi z nas.

- Cudownie - ucieszyła się Lacey, która polubiła Ruth od pierwszej

chwili. - A czym się zajmujesz?

- Z zawodu jestem weterynarzem, natomiast prywatnie pomagam mojemu

mężowi. Drew od wielu lat prowadzi badania nad różnymi gatunkami małp. To

on właśnie założył ten instytut.

- Gdy cię słucham, mam wrażenie, że nie zrobiłam jeszcze w życiu nic

pożytecznego - westchnęła Lacey.

- Nie mów tak, przygotowanie takiego filmu to nie byle co - pocieszyła ją

Ruth. - Drew jest zachwycony, że ktoś tak znany, jak pan, zdecydował się zająć

tematem naszych badań, panie Jarvis.

- Max - poprawił ją, uśmiechając się czarująco.

- Drew powiedział mi, że chciałby wspierać was swoją wiedzą, ilekroć

tylko będzie trzeba.

- Jesteśmy wdzięczni za waszą gotowość do współpracy. Spróbujemy

przedstawić jak najwierniej założenia tego programu - zapewnił Max.

Wąska ścieżka zaprowadziła całą trójkę do drewnianej chatki, którą

otaczały imponujących rozmiarów krzewy egzotyczne.

- Przydzieliłam ten domek tobie, Lacey, bo stoi on najbliżej głównego

budynku, w którym mieszkamy oboje z Drew - wyjaśniła Ruth. - W nocy można

czasem usłyszeć dziwne dźwięki, więc pomyślałam, że miałabyś w razie czego

do kogo przyjść. Jeśli będziesz miała ochotę na towarzystwo, nie krępuj się i

przychodź do nas, drzwi są zawsze otwarte.

- Dziękuję - wymamrotała, ujęta troskliwością Ruth.

- Max, ty, jak rozumiem, będziesz mieszkał z kimś z ekipy. Zdaje się, że

Drew pokazał im już kwatery, możesz więc pójść się rozpakowywać. Przyjdźcie

R S

background image

- 108 -

później do głównego budynku, są tam łazienki, więc można się obmyć. Poza

tym czeka na was schłodzona lemoniada.

- Wspaniale - ucieszyła się Lacey. - Dziękujemy za serdeczne przyjęcie,

Ruth. Dzięki tobie czuję się jak w domu.

- Może nie mamy tu dokładnie tego, do czego jesteście przyzwyczajeni,

ale jakoś dajemy sobie radę. Do zobaczenia wkrótce.

Kiedy Ruth odeszła w kierunku głównego budynku, weszli do chaty, w

której miała zamieszkać Lacey. Na środku niewielkiego kwadratowego

pomieszczenia stało wąskie łóżko, osłonięte moskitierą. W pokoju znajdowała

się również komoda oraz szafa. Podłogę zaścielały gałgankowe maty, zdobne w

indiańskie wzory, zaś w maleńkich oknach wisiały kolorowe zasłonki. Każdy

kąt lśnił czystością. Lacey nie mogła chcieć niczego więcej, jej domek był po

prostu uroczy.

- Ja będę mieszkał razem z Milo w sąsiedniej chacie - odezwał się w

końcu Max.

- Jestem zdumiona, że narażasz się w ten sposób na moje towarzystwo -

zadrwiła. - Chyba że kierowała tobą obsesyjna chęć kontrolowania tego, co

robię nocą.

- Prawdę mówiąc, sądziłem, że będzie ci raźniej ze świadomością, że

pomoc jest blisko, kiedy jakiś drapieżnik wtargnie nocą do twojej sypialni -

odparował.

- O ile cię znam, marzysz, żeby się tak stało. A nuż przeszkodziłby mi w

potajemnej schadzce z kochankiem? Niestety, muszę cię rozczarować. Mnie nie

tak łatwo przestraszyć - skłamała.

Oczywiście, że byłaby przerażona, gdyby jakieś zwierzę odwiedziło ją

nocą, ale za nic w świecie nie okazałaby mu tego. Postanowiła też, że nawet

jeśli coś takiego się stanie, on będzie ostatnią osobą, do której zwróci się o

pomoc.

R S

background image

- 109 -

- Pożyjemy, zobaczymy - mruknął Max, po czym wyszedł, zamykając za

sobą drzwi.

Lacey z wściekłością rzuciła się na łóżko. Wiele razy słyszała o kobietach

i mężczyznach, którzy walczą ze sobą fizycznie, ale nie umiała sobie tego

wyobrazić. Teraz jednak miała ochotę zdzielić Maxa. Nie mogła już wytrzymać

jego chłodnej wyniosłości i tych uszczypliwych komentarzy. Doszła do

wniosku, że ten, kto powiedział, iż granica między miłością i nienawiścią jest

szalenie krucha, z całą pewnością musiał znać Maxa Jarvisa.

W miarę jak się uspokajała, czuła się coraz bardziej zmęczona,

postanowiła więc, że poleży jeszcze troszkę i dopiero za jakiś czas uda się do

głównego budynku. Obudziła się po godzinie, trochę wypoczęta, ale

niesłychanie spragniona. Wziąwszy kilka najpotrzebniejszych rzeczy, poszła do

głównego budynku, który okazał się dużą drewnianą bryłą na podstawie

sześciokąta. Niski, jednostajny pomruk generatora świadczył, że i do tej zielonej

głuszy zawitała nowoczesna technologia.

Gdy tylko znalazła się w korytarzu, usłyszała za sobą nieznajomy męski

głos. Odwróciwszy się, ujrzała wychodzącego z jadalni wysokiego,

przystojnego Latynosa mniej więcej w jej wieku.

- Ty musisz być tą aktorką, o której opowiadała nam Ruth. - Uśmiechnął

się czarująco. - Nazywam się Carlos Rivera, jestem tu weterynarzem.

- Lacey West - przedstawiła się. - Ale nie jestem aktorką, tylko księgową.

- Piękno i mądrość w jednej osobie - skomplementował ją. - Napijesz się

ze mną lemoniady?

- Z przyjemnością. Daj mi tylko pięć minut - poprosiła, po czym zniknęła

w łazience.

Szybko umyła twarz, uczesała lśniące włosy i tak odświeżona poszła do

jadalni, która okazała się być jednocześnie biblioteką i świetlicą, ponieważ

oprócz długiego stołu oraz barku znajdowała się tam obszerna kanapa i ogromny

regał z książkami.

R S

background image

- 110 -

- Ach, jesteś - przywitała ją uśmiechem Ruth, która niosła właśnie dwie

wysokie szklanki ze schłodzoną lemoniadą. - Miałam już pójść sprawdzić, co się

z tobą dzieje.

- Ten upał jest bardzo męczący, więc się trochę zdrzemnęłam - wyjaśniła,

po czym pociągnęła wielki łyk zimnego napoju.

- Bardzo dobrze zrobiłaś - wtrącił się Carlos. - Pierwszego dnia w takim

klimacie nie wolno pracować.

- Carlos, a może byś zabrał Lacey nad wodę? - zaproponowała Ruth. -

Laguna to najlepsze miejsce do wypoczynku, jakie znam. Godzinę temu

wysłałam tam Maxa i całą resztę.

Na dźwięk tego imienia Lacey zadrżała.

- Może później - westchnęła.

Jeszcze tego brakowało, żeby Max przyłapał ja na pływaniu z Carlosem.

Wprawdzie miała ochotę zagrać mu na nosie, ale wiedziała, że to by się mogło

źle skończyć. Nie chciała pogarszać sytuacji, zwłaszcza że do nakręcenia filmu

potrzebna była pełna współpraca, a wojna między nią i Maxem na pewno źle

wpłynęłaby na nastroje całej ekipy.

- A może chciałabyś zobaczyć miejsce, gdzie mieszkają nasze małpki? -

zapytał Carlos.

- Och, tak, koniecznie - ucieszyła się.

Max nie powinien mieć do niej pretensji o zwiedzanie wioski.

- Świetnie. Kiedy wrócicie, obiad będzie już gotowy - powiedziała Ruth,

zabierając puste szklanki.

Przez następne dwie godziny Lacey z najwyższym zainteresowaniem

oglądała laboratorium i szpitalik. Nigdy w życiu nie przypuszczała, że coś

takiego może istnieć w takiej głuszy. Za laboratorium znajdowała się ogromna

klatka, urządzona tak, by zwierzęta czuły się w niej jak w środowisku, z którego

pochodziły.

R S

background image

- 111 -

Carlos, który był ekspertem w dziedzinie małp, wyjaśnił, że nie wszystkie

zwierzątka są dobrymi kompanami, a już zwykle nie nadawały się te, których

pochodzenie nie było dokładnie ustalone. Poza tym, jak się okazało, ten typ re-

habilitacji nie służył wszystkim osobom sparaliżowanym. Dopiero teraz Lacey

dostrzegła złożoność tego problemu i to, co usłyszała tego popołudnia, dało jej

wiele do myślenia.

Kiedy w towarzystwie Carlosa weszła do jadalni, była tak pogrążona w

swych rozważaniach, iż początkowo nie spostrzegła oskarżycielskiego wzroku

Maxa.

- Dobrze, że już jesteście - Ruth zawołała do nich, wychylając się z

kuchni. - Wasze jedzenie jest jeszcze ciepłe.

- Straciliśmy trochę rachubę czasu - wyjaśnił Carlos.

Mąż Ruth podniósł się zza stołu. Był wysokim, dobrze zbudowanym

mężczyzną, tylko jego twarz szpeciła ogromna blizna, ciągnąca się przez cały

policzek.

- Nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać - powiedział, wyciągając rękę do

Lacey. - Nazywam się Drew Stevens.

- A ja jestem Lacey West. - Uścisnęła jego dłoń. - Miło mi cię poznać.

- Cała przyjemność po mojej stronie. - Uśmiechnął się serdecznie. - Jak ci

się podoba nasza wioska?

- Jest niesamowita, naprawdę. Ciągle nie mogę uwierzyć, że tu jestem.

- Wiem, co masz na myśli. Ruth i ja przyjechaliśmy tu przed trzydziestu

sześciu laty i jeszcze ani razu nie wyjechaliśmy. Ale usiądź, proszę. Ruth na

waszą cześć przygotowała kurczaka.

Lacey nie trzeba było tego powtarzać dwa razy. Z radością zajęła miejsce

u boku Drew i zabrała się za jedzenie. Wszyscy wyraźnie dobrze się czuli w

swoim towarzystwie, bo przy stole cały czas panował gwar rozmów. Jednak gdy

wybiła ósma wieczorem, Max obwieścił, że pora kłaść się spać, ponieważ

nazajutrz musieli wcześnie wstać, by już o szóstej rano zacząć kręcić.

R S

background image

- 112 -

- Odprowadzę cię do twojej chatki - Max zwrócił się do Lacey, kiedy

Carlos zachęcał ją do pozostania jeszcze chwilę w jadalni. - Wprowadziłem

pewną zmianę do scenariusza i chciałem ją z tobą omówić, zanim zaczniemy

jutro kręcić.

Lacey bezwiednie zamknęła oczy na myśl, że za chwilę czeka ją

reprymenda. Pożegnawszy się z niepocieszonym Carlosem oraz ze Stevensami,

posłusznie podążyła za Maxem i resztą ekipy. Jednak, ku jej zdziwieniu, przez

całą drogę do domku nie padło ani jedno słowo na temat przystojnego we-

terynarza.

- Dziś po południu znaleźliśmy fantastyczne miejsce, w którym można by

nakręcić pierwszą scenę - oznajmił Max, gdy już znaleźli się w chatce. - To

staw, nad który wysłała nas Ruth. Obrośnięty jest egzotyczną roślinnością, a

przy tym światło jest tam wręcz idealne. Mam nowy pomysł na pierwszą scenę,

naszkicowałem ją wstępnie i położyłem ci kartkę na komodzie. Chciałbym,

żebyś to przejrzała przed pójściem do łóżka.

Max zachowywał się jak prawdziwy zawodowiec, nie dał po sobie

poznać, że jest na nią zły. W takich chwilach z całego serca pragnęła, by

powróciła tamta więź, jaka była niegdyś między nimi.

Gdy skierował się w stronę wyjścia, chwyciła go za rękaw. W wyrazie

jego twarzy zaszła tak ogromna zmiana, że Lacey aż zakłuło w sercu.

- Max, nie chciałabym się wymądrzać, ale widok chorych małp w

szpitaliku dał mi dużo do myślenia. Pomyślałam, że można by pokazać w filmie

laboratorium doktora Rivery: On sam mógłby wyjaśnić, dlaczego zwierzęta są

takie drogie i wciąż jest ich tak mało.

Max milczał długo, tak że w końcu pomyślała, iż może jej w ogóle nie

usłyszał albo, co gorsza, pogardzał nią w duchu za to, że postanowiła

wykorzystać jedynego wolnego mężczyznę, który znajdował się w jej zasięgu.

- Czy mogłabyś odtworzyć przebieg waszej rozmowy? - zapytał

nieoczekiwanie. - Spróbuję wprowadzić ją do scenariusza. Nie wątpię, że doktor

R S

background image

- 113 -

Rivera zgodzi się wystąpić, jeśli ty będziesz mu towarzyszyć. Pójdę po mój no-

tatnik.

Lacey wpatrzyła się w jego oddalające się plecy. Za każdym razem, gdy

sądziła, że osiągnęła już jakiś postęp, Max przywracał ją do punktu wyjścia

jakąś ciętą uwagą. Straciła już nadzieję, że jej uczucia kiedykolwiek zostaną

odwzajemnione.

Kilka chwil później był już z powrotem. Przysunąwszy krzesło do łóżka,

usiadł na nim i wyciągnął przed siebie swe długie nogi. Był tak blisko niej, a

jednocześnie tak daleko. Usychała z tęsknoty za jego dotykiem, promiennym

uśmiechem, ciepłym spojrzeniem...

Na jego prośbę usiadła na łóżku i starała się odtworzyć w pamięci

przebieg rozmowy z Carlosem.

Nie mogła się jednak skupić, jej spojrzenie nieustannie wędrowało ku

jego twarzy, włosom, które falowały od panującej wilgoci, ustom, które tak

niedawno ją całowały. Bez względu na to, jaki by nie był dla niej okrutny,

pragnęła znaleźć się w jego silnych ramionach, tulić się do jego piersi, słuchać

bicia jego serca.

Tak była pogrążona w tych rozmyślaniach, że nie dosłyszała pytania,

jakie jej zadał i mimo iż je powtórzył, nie potrafiła sformułować żadnej

sensownej odpowiedzi.

- Jesteś zmęczona - zauważył. - Przejrzyj jeszcze to, co ci zostawiłem na

komodzie i idź spać. Omówimy twoje propozycje innym razem.

- Nie odchodź - szepnęła błagalnie, kiedy zaczął się podnosić.

Nic na to nie odpowiedział, ale jego wyraz twarzy uległ takiej zmianie, że

Lacey oddałaby wszystko, by móc cofnąć swe słowa.

- Chatka doktora Rivery znajduje się po drugiej stronie wioski - oznajmił

sucho. - Zdaje się, że potrzebujesz jego opieki. Czy mam mu powiedzieć, by

przyszedł na wizytę domową?

R S

background image

- 114 -

- Nienawidzę cię - jęknęła, ugodzona do żywego jego ciętym

komentarzem.

- Ty nie potrafisz nienawidzić, tak samo jak nie potrafisz kochać -

wycedził przez zęby. - Umiesz tylko jedno. Módl się, żeby twoja uroda trwała

jak najdłużej, bo kiedy przeminie, nie zostanie ci już nic.

Ton jego głosu zdradzał ogromny ból, ale Lacey nie była już w stanie o

tym myśleć. W głowie miała kompletną pustkę.

Długo po odejściu Maxa leżała na łóżku, wsłuchując się w odgłosy lasu.

Gdy doszła już trochę do siebie, postanowiła, że przy najbliższej okazji wróci do

Salt Lake i natychmiast wyprowadzi się z mieszkania siostry. Trudno, Valerie

będzie musiała znaleźć sobie kogoś innego, kto zaopiekuje się jej domem. Lacey

nie chciała już więcej mieć nic wspólnego z Maxem.

R S

background image

- 115 -

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

- Podejdź o krok do przodu, Lacey. Świetnie. Tuż nad twoim prawym

ramieniem siedzi ta sama małpka, która przygląda ci się od tygodnia. Daj jej

marchewkę. Wspaniale. Teraz wyjmij z kieszeni drugą i poklep się po ramieniu.

Chcę zobaczyć, czy przyjdzie do ciebie.

Zdawało się, że ciepły głos Nicka nie robił żadnego wrażenia na

zwierzątku, które spokojnie siedziało sobie na gałęzi i drapało się po łebku.

Pozostali członkowie ekipy ulokowali się nad wodą, obserwując scenę i od

czasu do czasu dorzucając swoje propozycje.

W pewnym momencie Lacey zaczęła naśladować pohukiwania, jakie

zwykle wydawał z siebie George. Poskutkowało. Małpka zeskoczyła na jej

ramię i wyciągnęła rękę po marchewkę.

- Rewelacyjnie, Lacey - ucieszył się Nick. - Nie wiem, jak ty to robisz, ale

nie przestawaj.

Lacey czuła się jak wariatka, ale posłusznie wydawała z siebie śmieszne

dźwięki. Zwierzę pozostało na jej ramieniu na tyle długo, że można było zrobić

bardzo dobre ujęcie.

- Zobaczmy, czy nie zeskoczy, kiedy będziesz szła w kierunku wody.

Lacey ostrożnie ruszyła przez wysokie do kolan egzotyczne trawy ku

błękitnej lagunie, wystarczająco dużej i głębokiej, by pomieścić z dziesięć osób.

W miejscu, gdzie wpadała do niej rzeka, umieszczono mocną siatkę, tak by do

zbiornika nie dostały się aligatory i by można było swobodnie się kąpać.

- Teraz ostrożnie przejdź obok tego krzewu i usiądź.

Lacey posłusznie wykonała polecenie, siadając na brzegu, tak że jej stopy

zwisały tuż nad powierzchnią wody. Jak przypuszczała, małpka w końcu

zeskoczyła z jej ramienia i usiadła za kępą namorzynu, ale obserwowała ją

pilnie, jakby chcąc sprawdzić, co teraz zrobi. Niewiele myśląc, Lacey zdjęła

tenisówki i zaczęła brodzić po kostki w wodzie, mając nadzieję, iż może

R S

background image

- 116 -

zwierzątko pójdzie za jej przykładem. Tymczasem małpka podbiegła

błyskawicznie, chwyciła jeden but i uciekła na drzewo.

- Och, nie - jęknęła Lacey.

Tak była przejęta tym, co się stało, że pośliznęła się i wpadła do wody.

Chłopcy ryczeli ze śmiechu, namawiając Nicka, by nie przestawał filmować.

Ona sama, próbując wstać, także zaśmiewała się do łez. Gdy już się podniosła,

spostrzegła, iż Max momentalnie spoważniał, a jego oczy pociemniały od

tłumionego gniewu. Lacey domyśliła się, o co chodzi. Mokre ubranie przylgnęło

do jej ciała, eksponując wszystkie krągłości. Jej policzki spłonęły silnym

rumieńcem. Wiedziała, że Max podejrzewa ją, iż uczyniła to umyślnie i tylko

czeka, by zrobić jej awanturę.

- Koniec na dziś - oznajmił lodowatym głosem.

- Jestem za - wykrzyknął Jeff i błyskawicznie rozebrawszy się do

kąpielówek, wskoczył do wody.

Milo natychmiast poszedł za jego przykładem, a Nick, który był zawsze

pierwszy do żartów, z dzikim okrzykiem rzucił się do wody, pociągając Lacey

ze sobą. Jej piski i krzyki jeszcze bardziej rozochociły chłopców, tak że chwilę

później rozgorzała wodna walka. Lacey broniła się zaciekle, ignorując groźne

spojrzenia Maxa, który został na brzegu. Gdy kilka minut później zerknęła w

tamtą stronę, jego już nie było. Nie wiedziała, czy inni też to zauważyli.

Położyła się na plecach na powierzchni wody i pływała tak leniwie przez

jakiś czas. Nick i Jeff wyszli z wody i zaczęli zbierać sprzęt. Milo ciągle jeszcze

nurkował.

- Lacey! Małpa porzuciła twój but. Położyłem go obok drugiego - zawołał

Jeff, gdy już odchodzili.

Pływała jeszcze przez chwilę, rozkoszując się ciepłem i kryształową

przejrzystością wody. W pewnym momencie pisnęła głośno, co zaniepokoiło

Milo.

- Co się stało? - spytał, podpływając do niej.

R S

background image

- 117 -

- Co to takiego? - wyszeptała, wskazując ręką na coś dużego, czającego

się w krzakach na przeciwległym brzegu.

- Pantera. Nie bój się, jest oswojona. Przyszła się po prostu napić -

uspokoił ją.

Rzeczywiście, zwierzę nie zamierzało ich zaatakować. Prychnęło tylko

głośno i zniknęło za krzewami.

- Chyba jednak wrócę do chatki - oznajmiła, wychodząc z wody. Usiadła

na porośniętym trawą brzegu, aby włożyć tenisówki.

- Co zaszło między tobą i Maxem? - zapytał bez ogródek Milo, gdy szli

wąską ścieżką przez las.

- Powinieneś zapytać o to Maxa, a nie mnie - odparła, zwalniając kroku.

- Znamy się od lat, ale jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie.

Muszę ci powiedzieć, że nam wszystkim nie podoba się sposób, w jaki on ciebie

traktuje. Zamierzam wkrótce zwrócić mu uwagę.

- Błagam cię, nie rób tego. Pomyśli, że... - przerwała zawstydzona.

- Co pomyśli? - ponaglił ją.

Wielkie łzy pociekły nagle po jej policzkach. Wiedziała, że jeśli zaraz nie

zacznie mówić, rozklei się zupełnie i już nic nie powie.

- Max z jakiegoś powodu uważa mnie za rozwiązłą kobietę, która nie

potrafi dochować wierności jednemu mężczyźnie - wyjaśniła, wierzchem dłoni

wycierając mokre oczy. - On mną gardzi.

- A więc to dlatego utrzymywałaś dystans w kontaktach z nami. - Milo

pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Tak - westchnęła. - We wszystkim, co robię, doszukuje się jakichś

podtekstów.

- To skończony głupiec! - zdenerwował się.

- Dlatego, jeśli powiesz choć słowo w mojej obronie, pomyśli, że coś się

między nami dzieje.

R S

background image

- 118 -

- Przecież Max wie, że nie uganiam się za spódniczkami, mimo że moje

małżeństwo przechodzi właśnie kryzys.

- Ale on twierdzi, że jestem pokusą, której żaden mężczyzna nie jest w

stanie się oprzeć - powiedziała pełnym goryczy głosem.

- Bo cię kocha.

- Ależ skąd - żachnęła się.

- Oczywiście, że tak - zapewnił ją. - Tylko że w przeszłości wydarzyło się

coś, co nie daje mu spokoju i rzutuje na kontakty z tobą.

- Wiem, mówił mi. To była jakaś kobieta. Zrobiła mu coś takiego, że on

teraz nie potrafi nikogo pokochać. Wierz mi, on mnie nienawidzi.

- Nonsens. Może chciałby, ale nie potrafi.

- I tak na jedno wychodzi. - Stłumiła szloch. - Postanowiłam, że kiedy

tylko skończymy zdjęcia, wrócę do Salt Lake pierwszym samolotem. Mówię ci

to, żebyś się nie niepokoił, kiedy odkryjecie, że wyjechałam. Ufam, że nie

powiesz o niczym Maxowi.

- Nie martw się, dochowam tajemnicy - zapewnił solennie. - Chciałem ci

tylko powiedzieć, że cała nasza ekipa uważa, że jesteś wspaniałą kobietą.

W jednej chwili jej twarz była ponownie zalana łzami.

- Dziękuję ci. Gdyby nie te niesnaski z Maxem, byłyby to najpiękniejsze

dni mego życia.

Milo uściskał ją serdecznie. Kiedy trochę się uspokoiła, otoczył ją po

przyjacielsku ramieniem i ruszyli w kierunku jej chatki. Pech chciał, że Max stał

na ścieżce i rozmawiał z Jeffem. Gdy zobaczył, że nadchodzą, rzucił im

jadowite spojrzenie.

Lacey modliła się w duchu, by Milo zabrał spoczywającą na jej

ramionach rękę, ale on tego nie zrobił. Wręcz przeciwnie, przycisnął ją mocniej

do siebie, jakby chciał udowodnić coś Maxowi. Wiedziała, dlaczego to zrobił,

ale wolałaby, żeby jej nie obejmował, gdyż w ten sposób narażał ją na

wściekłość Maxa.

R S

background image

- 119 -

- Bardzo miło mi się z tobą pływało - Milo powiedział wystarczająco

głośno, by tamci go usłyszeli. - Musimy jeszcze kiedyś to powtórzyć.

Pocałowawszy ją w czoło, odszedł, ona zaś czym prędzej weszła do chaty,

nie chcąc oglądać reakcji Maxa.

Potem, gdy wszyscy jedli kolację, przemknęła do łazienki, by wziąć

prysznic. Przebrana w czyste spodenki i bluzeczkę, szybkim krokiem wróciła do

chatki, postanawiając, że tego wieczoru zadowoli się owocami i krakersami,

które trzymała w szafce. Nie miała najmniejszej ochoty siedzieć przy jednym

stole z Maxem.

- Nareszcie - odezwał się znajomy męski głos, kiedy zamknęła za sobą

drzwi. Aż podskoczyła ze strachu.

- Nie masz prawa tu przebywać, Max - warknęła.

- Drzwi były otwarte, więc uznałem to za zaproszenie - odparł, opierając

się o komodę. - Obawiam się, że Milo dziś nie przyjdzie. Pomyślałem, że mogę

go zastąpić.

Lacey dostrzegła w jego pociemniałych oczach niebezpieczny błysk.

Gdyby wypowiedział te słowa parę tygodni wcześniej, byłaby uszczęśliwiona,

ale odkąd przyjechali do Everglades, straciła chęć na jakiekolwiek kontakty z

nim.

- Żałuję, ale jestem zmuszona odrzucić twą propozycję - odparła. - Pójście

do łóżka z mężczyzną, który tak jak ty nienawidzi kobiet, byłoby

świętokradztwem.

- Świętokradztwem? - wycedził przez zęby.

- Tak, dobrze słyszałeś. Nie wiesz o mnie nic, tylko to, co wyprodukowała

ta twoja spaczona wyobraźnia. Chcę, żebyś wiedział, że jeszcze nigdy nie

spałam z żadnym mężczyzną. Niestety, dzięki tobie poważnie się zastanawiam,

czy kiedykolwiek zechcę, by do tego doszło. Wierz mi, żałuję, że cię w ogóle

poznałam.

R S

background image

- 120 -

- Chyba nie żałujesz tego aż tak bardzo, jak ja - odparował. - Przyszedłem

tylko po to, żeby ci powiedzieć, że jutro będziemy kręcić sceny w parku

krajobrazowym i twoja obecność nie będzie konieczna. - Odwróciwszy się na

pięcie, wyszedł wielkimi krokami z chatki.

Przez kilka minut Lacey musiała z całej siły trzymać się krzesła w

obawie, że upadnie. Była zbyt zdruzgotana, by się ruszyć. Dopiero gdy

przypomniała sobie słowa Maxa, że nazajutrz nie będzie potrzebna, zmusiła się

do działania. Wyjąwszy z komody i szafy wszystkie rzeczy, zapakowała je do

torby. Wiedziała, że codziennie przylatuje do wioski transport leków z Miami.

Postanowiła, że w ten sposób zabierze się do miasta, a stamtąd odleci

pierwszym samolotem do domu.

Lacey wróciła do swego mieszkania na poddaszu jednej z kamienic w

centrum Salt Lake. Mieszkała tu już od dwóch tygodni, ale wciąż nie udało jej

się polubić tego miejsca. Obawiała się, że bez Maxa nigdzie już nie będzie się

czuła jak w domu.

Opuściła dom siostry w niesamowitym pośpiechu, a to mieszkanie

wybrała głównie dlatego, że miało ogromne okna, z których mogła podziwiać

całą panoramę miasta. Drugim jego atutem była świetna lokalizacja, ponieważ

miała stąd blisko do wszystkich swych klientów.

Zdecydowana zerwać wszystkie kontakty z Maxem, kupiła automatyczną

sekretarkę, aby bez podnoszenia słuchawki wiedzieć, kto dzwoni i w jakim celu.

Na taśmie nazbierało się już mnóstwo wiadomości od Lorraine i Valerie, ale

Lacey nie miała odwagi ich przesłuchać i oddzwonić.

Jej nowy numer telefonu był zastrzeżony i oprócz Lorraine oraz Valerie

znali go wyłącznie jej klienci. W ten sposób uniemożliwiła Maxowi

skontaktowanie się z nią. Przypuszczała jednak, że jemu nawet nie przyszło do

głowy, by to zrobić.

R S

background image

- 121 -

Całkowicie wyczerpana po całym dniu pracy, odgrzała sobie trochę zupy i

włączyła niewielki, przenośny telewizor. Od powrotu ani razu nie słuchała

Radia Talk. Byłoby to dla niej prawdziwą torturą.

Niestety, jeszcze większą torturą było niesłuchanie tej stacji. Tego

wieczoru oddałaby wszystko, by móc jeszcze raz usłyszeć fascynujący głos

Maxa.

Była sobota, ósma wieczorem, właśnie trwał jego program. Wystarczyło

tylko nacisnąć przycisk...

Skarciwszy się w duchu za tak niemądre pragnienia, wyłączyła telewizor i

wyjąwszy z teczki dokumenty, zasiadła do pracy, jednak nie mogła się skupić.

Przez dziesięć minut wpatrywała się w tę samą stronę niewidzącym wzrokiem.

Jedno spojrzenie na zegarek powiedziało jej, że program Maxa zakończy

się za trzy kwadranse. Jej dłoń samowolnie powędrowała do stojącego na szafce

radioodbiornika i włączyła go.

- ...Nie przyszło mi do głowy, że kiedy przyjdę, nie zastanę jej. Czy

wiesz, jak się czuje człowiek, który w końcu dojrzał do tego, by zwierzyć się

komuś ze swych tajemnic i nie znajduje tej osoby?

Lacey zamrugała szybko powiekami. Nie do wiary, głos Maxa wyraźnie

drżał!

- A więc nie znalazłeś jeszcze Lorraine? - spytała zaintrygowana

słuchaczka.

Gdyby nie to, że z całej siły trzymała się blatu stołu, byłaby upadła.

- Nie, ale nie poddaję się. Kocham ją, Patsy, i muszę ją odnaleźć, bo

inaczej moje życie nie ma sensu.

- Jakiś miesiąc temu powiedziałam ci to samo, kiedy mój mąż wrócił do

picia, a ty poprosiłeś, żebym nigdy więcej tak nie mówiła. Coś mi się zdaje, że

powinieneś zastosować się do swojej własnej rady. Każdy przeżywa w życiu

chwile rozczarowania.

R S

background image

- 122 -

- Och, Patsy, nie znasz Lorraine. Ona jest taka cudowna, taka dobra... Jest

jedyną kobietą, z którą chciałbym spędzić resztę życia. Nigdy nie myślałem o

małżeństwie, aż do momentu, gdy ją spotkałem. Gdybym tylko mógł się z nią

zobaczyć, powiedzieć jej to wszystko i błagać o wybaczenie.

Lacey miała wrażenie, że zaraz zemdleje.

- Jeśli ona naprawdę jest taka wspaniała, jak mówisz, na pewno ci

wybaczy. Przecież nikt nie jest doskonały, każdy popełnia błędy.

- Ale mój błąd był ogromny, Patsy. Tak wielki, że nie mogę nawet o nim

mówić.

- Rozumiem, Max. Nie poddawaj się, wszyscy trzymamy za ciebie kciuki.

- Dzięki, Patsy. Zadzwoń jeszcze kiedyś. Witaj, kolejny słuchaczu, jesteś

na antenie.

- Max, tu Larry, taksówkarz, który wiózł cię z lotniska trzy tygodnie

temu. Przykro mi słyszeć, że ciągle jesteś w takim stanie. Przytrafiło mi się

wiele przykrych rzeczy w życiu, ale muszę powiedzieć, że Lorraine postąpiła z

tobą wyjątkowo okrutnie. Nie wolno tak znikać bez słowa i nawet nie zostawić

numeru telefonu.

- Masz rację, to było okrutne, ale ja na to w pełni zasługiwałem. Ona

zawsze była taka ufna i dobra, a ja raz po raz deptałem jej uczucia, aż w końcu

nie mogła już tego znieść - westchnął Max.

- Ciągle mam jej zdjęcie, to które mi dałeś. Jeśli ją znajdę, zadzwonię.

- Dzięki, Larry, jestem ci bardzo wdzięczny. Posłuchajmy następnej

osoby. Halo, tu program Maxa Jarvisa, jesteś na antenie.

- Witaj, Max, tu Casey. Nie załamuj się. Podobna rzecz przytrafiła się

kiedyś mnie, więc wynająłem samolot, do którego przyczepiłem wielki

transparent: „Wybacz mi, Jean. Wyjdź za mnie". Kosztowało mnie to całą

fortunę, ale podziałało. Zadzwoniła do mnie tego samego wieczoru i teraz jeste-

śmy szczęśliwym małżeństwem z piątką dzieci.

R S

background image

- 123 -

- Cieszę się, że jesteście szczęśliwi, Casey, i dzięki za pomysł, być może

go wykorzystam, jeśli nic się nie zmieni. Dobranoc. Gdyby nie wy, drodzy

słuchacze, nie wiem, jak bym sobie dał radę. Koledzy z ekipy powiedzieli, że

mam to, na co zasłużyłem i od tamtej pory nie odezwali się do mnie ani słowem.

Kiedy odkryłem, że Lorraine wyleciała z Florydy, nie mówiąc o tym nikomu,

poczułem się tak, jakby ktoś znienacka wymierzył mi cios w splot słoneczny.

Dojrzałem wreszcie, by opowiedzieć jej pewną historię z mego życia, a jej już

nie było. Zupełnie, jakby zniknęła z powierzchni ziemi. Trzy tygodnie bez niej

były jak trzy długie lata. Muszę ją odnaleźć, od tego zależy całe moje życie.

Ból tak wyraźnie pobrzmiewał w jego głosie, że Lacey poczuła, jak łzy

ciekną jej po twarzy.

- Witaj, jesteś na antenie.

- Max?

- Na Boga, czy to ty, Lorraine?

- Nie, tu Valerie.

Valerie?! Lacey była tak zaskoczona, że opadła na pobliskie krzesło.

- Kiedy wróciłaś z Japonii?

- Dzisiaj. Znalazłam na tylnych drzwiach twoją wiadomość i już od

dłuższego czasu próbuję się dodzwonić, ale linie są ciągle zajęte, więc

zadzwoniłam do twojego producenta i połączył mnie poza kolejnością, bo

jestem rodziną.

- Nic dziwnego, on też szaleje za Lorraine. - W głosie Maxa słychać było

cień uśmiechu. - Czy masz od niej jakieś wieści? Proszę, powiedz, że tak.

- Niestety, nie. Nie odpowiadała na moje telefony z Tokio, a nie mam

pojęcia, gdzie mieszka.

- Jeśli nie odezwała się do ciebie, swojej siostry bliźniaczki, to znaczy, że

sprawa jest beznadziejna.

R S

background image

- 124 -

- Nie wiem, co jej zrobiłeś, Max, ale to musiało być naprawdę okrutne. Po

raz pierwszy w życiu nie zwierzyła mi się, a to znaczy, że jest z nią naprawdę

niedobrze.

- Muszę ją odnaleźć i porozmawiać z nią. - Głos Maxa niebezpiecznie

zadrżał.

- Moja siostra to najsłodsza, najszlachetniejsza istota na świecie i tym

bardziej boli mnie, że jest w takim stanie, bo zawsze była niesłychanie pogodna

i otwarta - wyznała smutno Valerie. - Ale zmieniła się, odkąd cię poznała. Nigdy

nie zachowywała się w ten sposób. Nie wiem, czy zdoła po raz drugi znieść taki

ból.

- Czy sądzisz, że ja chcę ją skrzywdzić?! - wykrzyknął Max.

Lacey czuła się nieco zażenowana, słysząc, jak on opowiada na antenie o

swych najskrytszych uczuciach, ale jednocześnie wzruszyło ją, że gotów był się

otworzyć przed tysiącami słuchaczy, aby ją odzyskać.

- Moim jedynym przewinieniem jest zbyt wielka miłość do niej - ciągnął.

- Nie chciałem wierzyć, że taka wspaniała kobieta może naprawdę istnieć, a

kiedy wreszcie uwierzyłem, było już za późno.

- A czy powiedziałeś jej to kiedykolwiek, Max? - spytała Valerie.

- Zrobiłbym to, gdyby nie wyjechała z Everglades.

- Posłuchaj mnie, Max. Nie trać nadziei. Spróbuję się z nią skontaktować,

nie na próżno przecież jesteśmy bliźniaczkami. Zresztą Lorraine jest

uzależniona od Radia Talk. Idę nawet o zakład, że właśnie nas słucha.

Gorący dreszcz przebiegł Lacey po plecach.

- Obyś miała rację, Valerie - westchnął. - Skontaktowałem się chyba już

ze wszystkimi jej znajomymi, ale na próżno. Nawet Nester ani pastor nie

wiedzą, gdzie się podziała. Obiecali, że zadzwonią, gdy tylko się czegoś

dowiedzą.

A więc i do nich zwrócił się o pomoc?!

R S

background image

- 125 -

- Mam jeszcze jeden pomysł - zakomunikowała Valerie. - Później ci go

przedstawię. A na razie życzę ci powodzenia i, jeśli jeszcze tego nie

powiedziałam, witaj w rodzinie.

- Dziękuję, Valerie, nawet jeśli powitanie jest jeszcze przedwczesne.

Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Lorraine, jeśli mnie słyszysz, błagam

cię, zadzwoń. Bez ciebie jestem nikim. Kocham cię, skarbie. Proszę, daj mi

jeszcze jedną szansę.

Łzy ciekły po policzkach Lacey nieprzerwanie.

- Mój producent mówi, że mamy rozmówców na wszystkich liniach.

Halo, jesteś na antenie.

- Witaj, Max. Tu Greg.

Na dźwięk głosu przyjaciela, Lacey ukryła zapłakaną twarz w dłoniach.

- Czy odnalazłeś ją, Greg?

- Jeszcze nie, ale Annette i ja nie przestajemy jej szukać. Mamy na oku

wszystkie miejsca, w które zwykle chodziła.

- Nie wiem, jak ja ci się odwdzięczę.

Ciekawe, od jak dawna opowiadał na antenie o ich prywatnych sprawach?

- Lorraine? Mówi Greg, twój brat. Pamiętasz mnie jeszcze? Wiem, że

mnie słyszysz. Miałaś rację, kocham Annette. Bierzemy ślub w Święto

Dziękczynienia, więc musisz wyjść ze swej kryjówki, bo Annette chce, żebyś

była jej druhną. Posłuchaj, jeśli potrafiłaś wybaczyć takiemu skończonemu

idiocie, jak ja, na pewno zdołasz wybaczyć i jemu. Przecież on cię ubóstwia!

Pomyśl o tym, moglibyśmy urządzić podwójne wesele, co ty na to? Wiem, że

tego chcesz. Wiem, że chcesz wyjść za tego typka z Kalifornii.

W tym momencie Lacey śmiała się i płakała jednocześnie.

- Uwierz mi, Max miał swoje powody, by postępować tak okrutnie.

Wysłuchaj go, proszę cię - dokończył Greg.

Nie mogła już dłużej tego słuchać. Drżącą ręką sięgnęła po telefon i

wystukała numer linii służbowej Radia Talk. Odebrał Rob.

R S

background image

- 126 -

- Rob? Tu Lorraine - wykrztusiła z trudem.

- Lorraine?! - wykrzyknął. - Błagam cię, nie rozłączaj się. Jeśli to zrobisz,

Max mnie wyleje. Zaczekaj sekundę.

- Nie martw się, nie rozłączę się - zapewniła. - Czy mógłbyś połączyć

jeszcze przed końcem programu? Zostało tylko parę minut.

- Już cię przełączam. Zobaczysz, Max dostanie zawału.

- Nie mów mu, kto dzwoni - poprosiła. - Chcę mu zrobić niespodziankę.

- Niespodzianka to mało powiedziane. Tylko proszę cię, bądź dla niego

miła, naprawdę jest w kiepskim stanie.

- Obiecuję, że będę miła.

Usłyszała, jak Max zapowiada, że to będzie już ostatni telefon.

- Jesteś na antenie. Mam nadzieję, że masz dla mnie jakieś wiadomości o

Lorraine.

- Halo... Max... To ja... Lorraine - wydusiła z siebie z trudem. - Czuję się

bardzo... zraniona, ale zgadzam się na rozmowę. Przyjadę do ciebie po

programie.

Przez chwilę w radiu panowała absolutna cisza.

- Czy wszyscy to słyszeli? - Max odezwał się wreszcie, a jego głos drżał

ze wzruszenia. - Lorraine postanowiła dać mi jeszcze jedną szansę. A więc

jednak Bóg wysłuchuje nasze modlitwy, pastor miał rację. Jeśli zdarzy się cud,

we wtorek ogłoszę, że żenię się z kobietą z moich snów. Znana już niektórym

słuchaczom wspaniała pani doktor Walker zadzwoniła do mnie w zeszłym

tygodniu i powiedziała, że jeśli nie zacznę mówić na antenie o swym

prywatnym życiu, stracę wiarygodność w oczach mieszkańców Salt Lake City.

Teraz zaś muszę postarać się, by odzyskać wiarygodność w oczach Lorraine.

Życzcie mi szczęścia. Dobranoc.

Następne kilka minut trwało w mniemaniu Lacey całą wieczność.

Narzuciwszy płaszcz, wybiegła z domu i wsiadła do samochodu.

R S

background image

- 127 -

Padający od paru godzin rzęsisty deszcz spowodował zamieszanie na

ulicach, tak że centrum miasta przebyła w żółwim tempie. Z przyzwyczajenia

podjechała pod tylne drzwi segmentu Valerie i dopiero wtedy zauważyła, że nie

ma gdzie zaparkować. Zirytowana, zerknęła w boczne lusterko, chcąc się

wycofać.

- Możesz zostawić tu samochód, Lacey. Ani twoja siostra, ani ja nie

wybieramy się nigdzie w taką pogodę.

Jego głęboki głos wystraszył ją i jak zwykle zaskoczył. Najwyraźniej znał

ją dobrze, skoro czekał przy tylnym wejściu. Trzy tygodnie, które minęły od

chwili ich rozstania, sprawiły, że teraz jego obecność przyprawiała ją o zawrót

głowy i nie pozwalała logicznie myśleć.

Żadne z nich nie odezwało się ani słowem, kiedy szli przez podwórze.

Gdy już znaleźli się w mieszkaniu, Lacey miała dziwne wrażenie, jakby po

długich latach nieobecności wracała wreszcie do domu. Nie potrafiła pojąć,

czemu tak się czuje, skoro Max stale ją poniżał i krytykował.

- Chciałbym ci pomóc zdjąć płaszcz, ale wiem, że gdybym cię raz

dotknął, nie mógłbym się od ciebie oderwać - odezwał się cicho.

Podniosła na niego wzrok i na długi moment oboje nie mogli oderwać od

siebie oczu. Może to tylko kwestia oświetlenia, ale Max wyglądał na dużo

szczuplejszego niż przed trzema tygodniami. Sińce pod oczami nadawały jego

twarzy zmęczony wygląd, ale dla Lacey był on jeszcze bardziej atrakcyjny niż

zwykle. Ona sama również straciła ostatnio parę kilogramów, była blada i źle się

czuła. Nawet jej lśniące zwykle loki straciły zdrowy wygląd.

- Przyszłam cię prosić, żebyś nie omawiał naszego życia prywatnego na

antenie - wydusiła z siebie. - Nie sądzisz, że już wystarczy to, co zrobiłeś?

- Z całego serca pragnąłem cię odnaleźć, więc chwytałem się każdego

sposobu. Proszę, daj mi pięć minut, chcę ci coś wyjaśnić. Przysięgam, że nie

zatrzymam cię, gdy później zechcesz odejść. Uwolnię cię od siebie i już nigdy

więcej nie wymienię twego imienia na antenie.

R S

background image

- 128 -

Jakżeż ona może uwolnić się od Maxa? Przecież nigdy nie będzie w

stanie o nim zapomnieć.

W jej oczach pojawiły się łzy. Chcąc je ukryć, odwróciła się i opadła na

pobliski fotel.

- Wiem, co chcesz mi powiedzieć, Max - wyszeptała. - Nie sądzę, że coś

się zmieni, kiedy opowiesz mi o kobiecie, która złamała ci serce. Należysz do

mężczyzn, którzy kochają tylko raz, więc nasz związek nie miałby

najmniejszego sensu. Nie mam ochoty żyć z duchem jakiejś kobiety, a tak to by

właśnie wyglądało. W głębi serca zawsze będziesz ją kochał.

Nie mogła już dłużej hamować łez, które potoczyły się po jej policzkach.

- W pewnym sensie masz rację - przyznał po chwili wahania. - Ale

trudno, bez względu na to, co zrobiła, zawsze przecież będzie moją matką.

- Twoją matką? - powtórzyła, nie wierząc własnym uszom. Max pokiwał

powoli głową.

- Jesteś do niej taka podobna... Nie tyle z wyglądu, co z otaczającej cię

aury kobiecości. Wszystko w tobie jest takie pociągające... zapach, spojrzenie,

sposób poruszania się. To sprawia, że każdy mężczyzna, bez względu na wiek,

pragnąłby wziąć cię na ręce i zanieść do domu, mieć cię na zawsze tylko dla

siebie.

To, że mówił o swojej matce, stawiało sprawę w zupełnie innym świetle.

A ona przez ten cały czas sądziła, że kochał inną kobietę, która go zdradziła...

- Jej urok był tak silny, że mój ojciec nie umiał jej się oprzeć - ciągnął,

wykrzywiając usta. - Niestety, dokument z urzędu stanu cywilnego ani obrączka

nic nie znaczyły dla kobiety, która pragnęła adoracji ze strony wszystkich napo-

tkanych mężczyzn. Przez wiele lat wierzyłem jej, kiedy mówiła, że jakiś

przyjaciel ojca ma do nas przyjechać w odwiedziny. Nasz dom był jak hotel.

Dopiero jako nastolatek spostrzegłem, że oni przyjeżdżali tylko wtedy, gdy

ojciec przebywał w delegacji. Pewnego wieczoru miałem problem, o którym

chciałem porozmawiać z ojcem, ale jego nie było w domu. Poszedłem więc do

R S

background image

- 129 -

matki i zastałem ją w łóżku z jednym ze znajomych ojca. Nawet nie zauważyła,

że wszedłem. Uciekłem wtedy z domu i zamieszkałem u mojego najlepszego

przyjaciela.

- Och, Max... - szepnęła ze współczuciem, próbując wyobrazić sobie, jak

ten kilkunastoletni chłopiec musiał się wtedy czuć.

- Tato odnalazł mnie i przyszedł porozmawiać. Kiedy zapytałem go, czy

wiedział, jaką osobą jest moja matka, przyznał, że tak, ale nie mógł nic na to

poradzić. Kochał ją, więc postanowił na pewne rzeczy nie zwracać uwagi.

Wtedy poczułem do niego jeszcze większą odrazę niż do matki. Wykrzyczałem,

że prawdziwy mężczyzna powinien bardziej cenić sobie swoją godność niż

jakąkolwiek kobietę. Tato próbował jeszcze mi coś wyjaśniać, ale ja nie

chciałem słuchać. Nie wróciłem do domu. Rodzice mojego przyjaciela pozwolili

mi mieszkać z nimi aż do skończenia szkoły. Potem wyjechałem na Cejlon,

gdzie pracowałem w dokach. Od czasu do czasu kontaktowałem się z ojcem.

Błagał mnie, żebym wrócił do domu, obiecywał, że wystąpi o rozwód, ale

wiedziałem, że nie mówi tego poważnie. Matka doskonale wiedziała, jak nim

manipulować. Nie umiał odrzucić zaproszenia do jej łóżka.

- A ona nigdy nie próbowała się z tobą skontaktować? - spytała zdumiona

Lacey.

- Nie. Od samego początku byłem jej zawadą. Pamiętam, że jeden jedyny

raz ojciec podniósł na nią głos... Było to wtedy, kiedy zapytał, czy nie mogliby

mieć więcej dzieci, a ona odparła, że mają już i tak o jedno za dużo.

- To niemożliwe - oburzyła się.

- Ale to prawda. Na szczęście pogodziłem się w końcu z ojcem. Matka

odeszła z jakimś facetem i zdaje się, że mieszka teraz w Australii. Kiedy

ostatnio byłem w Kalifornii, tato oznajmił, że złożył wreszcie papiery

rozwodowe. Poznał fantastyczną kobietę i nie zdziwię się, gdy ożeni się

ponownie.

- Czy sądzisz, że dał sobie wreszcie spokój z twoją matką?

R S

background image

- 130 -

- Jeśli nie, to niech Bóg ma go w swojej opiece - westchnął. - Ale nie chcę

już rozmawiać o moich rodzicach. Pomówmy teraz o nas. Przede wszystkim

chcę, żebyś wiedziała, że zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia, a

nigdy mi się to jeszcze nie przytrafiło, byłem więc zaskoczony i

zdezorientowany. A zaczęło się od tego twojego niesamowitego głosu.

- Och, ja także zakochałam się w twoim głosie. - Roześmiała się. -

Dlatego tak często słuchałam twych audycji, choć twoje poglądy bardzo mnie

irytowały.

- Gdy zadzwoniłaś do radia, postanowiłem, że muszę cię bliżej poznać.

Przyszłaś potem do studia, popatrzyłaś tymi swoimi niesamowitymi oczami i już

wiedziałem, że nie pozwolę ci tak po prostu odejść. Ale kiedy powiedziałaś, że

mieszkasz tuż obok, wpadłem w panikę. Byłem przekonany, że zakochałem się

w żonie najbliższego sąsiada. Brad wyjechał, a ty byłaś tam sama... Nie mogłem

nie myśleć o tamtym dniu, gdy ujrzałem owego faceta w łóżku mojej matki.

Było mi niedobrze na myśl, że pragnę cię, choć jesteś żoną innego.

- Teraz zaczynam rozumieć, dlaczego nagle stałeś się wobec mnie taki

chłodny - przyznała Lacey.

- O nie, nic jeszcze nie rozumiesz - jęknął. - Jednego wieczoru, będąc w

łazience, usłyszałem twój głos, dochodzący zza ściany. Opowiadałaś

George'owi o tym, jak to pojedziecie dokądś na kilka dni.

Lacey nie mogła powstrzymać się od śmiechu, choć wciąż miała oczy

mokre od łez.

- Nie uważałabyś, że to takie zabawne, gdybyś była na moim miejscu -

zauważył, a w jego oczach pojawiły się ciepłe błyski. - Jakiś mężczyzna miał u

ciebie nocować, a na ten czas George musiał się schować w komórce, mimo że

wmawiałaś w niego, że tęsknisz za nim. A wszystko to za plecami Brada.

- Och, kochanie - zawołała miękko Lacey, wyciągając do niego ramiona. -

Nie dziwię ci się. - Przytuliła mokry policzek do jego piersi.

R S

background image

- 131 -

- Sytuacja stawała się coraz gorsza - kontynuował, gładząc ją delikatnie

po plecach. - Ledwo twój gość odjechał, pojawił się następny facet w

samochodzie kampingowym. Wybiegłaś z domu z małym dzieckiem na rękach i

odjechaliście w siną dal. Wyobrażasz sobie, co wtedy myślałem?

- Oj, tak, ale wyjaśnię ci teraz wszystko. Moim gościem był szef Brada z

Denver. Zawsze zatrzymuje się tutaj, gdy przejeżdża przez Salt Lake. Ten drugi

mężczyzna zaś był pracownikiem wypożyczalni samochodów. Ze względu na

George'a musiałam jechać w delegację takim autem - dokończyła, muskając

jego usta wargami.

Na moment zamilkli, rozkoszując się bliskością, jakiej nie doświadczali

od tygodni. Ich pocałunek wyrażał nie wypowiedziane jeszcze pragnienia oraz

tłumioną tak długo tęsknotę...

- Dostawałem ataku szału na widok każdego mężczyzny w twoim

towarzystwie - wyznał Max. - Byłem nawet zazdrosny o tych kelnerów w

hotelu. Co do doktora Rivery, to miałem ochotę wybić mu te jego bielutkie

zęby.

- Zapomniałeś o Nesterze - podsunęła, uśmiechając się szelmowsko.

- Nie chcę nawet myśleć o tym, co mi przychodziło do głowy, gdy

zastanawiałem się, jak zdobyłaś te poufne informacje na temat doktora Rydera.

Sądzę, że coś we mnie drgnęło, gdy zobaczyłem cię w objęciach Milo.

Doszedłem wtedy do wniosku, że jestem chyba na krawędzi poważnego kryzysu

emocjonalnego, a moje podejrzenia są wręcz chorobliwe. Znałem przecież Milo,

wiedziałem, że jest uczciwy, a mimo to...

- Naprawdę pomyślałam, że widząc mnie z Milo, znienawidziłeś i jego, i

mnie. - Lacey zadrżała na wspomnienie owego wydarzenia.

- Spędziłem wtedy całą noc w lesie, rozmyślając o tym, co narobiłem.

Przemyślałem wszystko gruntownie i rano byłem już pewien, że moja

chorobliwa podejrzliwość nie pozwalała mi uwierzyć w twoją niewinność.

Dotarło do mnie wreszcie, że mnie kochasz i przeraziłem się, że zniszczyłem

R S

background image

- 132 -

uczucie kobiety, którą uwielbiam nad życie. Ale koszmar czekał mnie dopiero

po powrocie do wioski...

- Musiałam wyjechać - powiedziała, zarzucając mu ramiona na szyję. -

Dałeś mi jasno do zrozumienia, że mi nie ufasz, że mną pogardzasz... Wyjazd

był jedynym rozwiązaniem.

- Lacey, musisz mi wybaczyć - wyszeptał.

- Teraz, kiedy już wiem, co tobą kierowało, jak bardzo zraniła cię własna

matka... już teraz potrafię ci wszystko wybaczyć. - Uśmiechnęła się promiennie.

- Kocham cię i chcę ci wynagrodzić wszystek ból, jakiego doznałeś w życiu.

Max przycisnął ją do siebie z całej siły, po czym złożył na jej ustach

gorący pocałunek, który był przysięgą bez słów.

- Tak bardzo pragnąłem wziąć cię w ramiona - wyznał. - Kocham cię,

Lacey. Kocham cię tak bardzo, że nigdy nie mógłbym się tobą z nikim dzielić.

- Nie będziesz musiał się mną dzielić, kochanie - zapewniła, ujmując jego

twarz w dłonie. - W moim życiu nie ma nikogo poza tobą. Wierzysz mi, Max?

Przez długą chwilę wpatrywał się w nią bez słowa.

- Wierzę - powiedział w końcu. - Wydaje mi się, że wierzyłem ci już w

momencie, gdy pokazałaś mi George'a, lecz byłem ciągle zbyt zaślepiony takimi

uczuciami, jak podejrzliwość, zazdrość, nieufność, aby dostrzec, że jesteś

przeciwieństwem mojej matki.

- Bardzo cierpiałam przez ostatnie tygodnie - przyznała. - Proszę cię,

spraw, żeby wszystkie moje rany jak najszybciej się zagoiły.

- Zagoją się, osobiście tego dopilnuję - obiecał, obsypując jej twarz

pocałunkami. - Ale dopiero po ślubie. A weźmiemy prawdziwy ślub, w kościele.

Ty będziesz ubrana w białą suknię, a ja zaniemówię ze wzruszenia, gdy cię w

niej ujrzę. Wokół będą stali nasi przyjaciele i krewni. Nie chcemy chyba

zawieść drogiej pani Taggert, prawda? - Uśmiechnął się zawadiacko. - Jest

jedną z moich najwierniejszych fanek i pomagała mi dzielnie w

poszukiwaniach.

R S

background image

- 133 -

- Omawianie naszych prywatnych spraw na antenie zapewne przysporzyło

ci dużo nowych wielbicieli - zażartowała Lacey, cmokając go w usta.

- Jasne. Przecież żenię się z Lorraine, gwiazdą Radia Talk. Teraz już będę

prawowitym członkiem miejscowej społeczności.

- A może uknuliście to wszystko z twoim szefem, co? - droczyła się. -

Może to dlatego żenisz się ze mną?

Jego niebieskie oczy pociemniały i Lacey dostrzegła w nich iskierki

pożądania.

- Odpowiem na to pytanie, kiedy po raz pierwszy zaniosę cię do naszego

łóżka, pani Jarvis. Takie rozmowy są zarezerwowane tylko i wyłącznie dla

małżonków.

R S


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
15 Patofizjologia narządu ruchu nie potrzebny
Ja nie potrzebuję Boga-rózne wierszyki, Balsam dla Duszy
Nie potrzebujemy zbyt wiele tradycji
Elity nie potrzebują Polski, Jarosław Marek Rymkiewicz
Winters Rebecca Zaproszenie do raju
819 Winters Rebecca Zaproszenie do raju
NIE POŻĄDAJ ŻONY BLIŹNIEGO SWEGO
Winters Rebecca Harlequin Romans 745 Pełnia życia
Winters Rebecca Młode wino
Dlaczego nie potrzebuję religi Religia i śmierć rozumu

więcej podobnych podstron