Tomasz Łysiak Czarna chmura kłamstwa nad smoleńskim lasem Powielanie sowieckich manipulacji

background image

Czarna chmura kłamstwa nad smoleńskim
lasem. Powielanie sowieckich manipulacji

Dodano: 07.10.2013 [22:17]
Autor:

Tomasz Łysiak

Źródło:

Gazeta Polska

Praca niezależnych naukowców przyniosła na tyle dużo znaczących faktów przybliżających
nas do poznania prawdy o katastrofie smoleńskiej i na tyle dużo elementów podważających w
sposób bezdyskusyjny wersję Anodiny–Millera, że należało się z panami specjalistami
rozprawić.

„Poszliśmy ścieżką usianą wydobytymi już rzędami trupów i tam, za grubą sosną, za wałem świeżo
wykopanego piasku spojrzałem w dół. Straszne. Jeden, dwa, trzy trupy ludzkie robią już ciężkie,
przygniatające wrażenie. Proszę sobie wyobrazić ich tysiące, tysiące i wszystkie w mundurach
oficerów polskich [...]. Kwiat inteligencji, rycerstwo Narodu! [...] Straszne. Ręce i nogi nawzajem
splecione, wszystko uciśnięte, jak walcem. Poszarzałe, martwe, szereg za szeregiem, setka za setką,
niewinni, bezbronni żołnierze. [...] Wymowność tego munduru robi wrażenie, zwłaszcza na Polaku.
Odznaki, guziki, pasy, orły, ordery. Nie są to trupy anonimowe. Tu leży armia”
– pisał Józef
Mackiewicz, naoczny świadek przeprowadzonej przez Niemców ekshumacji na przeklętej dla
naszego narodu smoleńskiej ziemi.

Niemcy ściągają komisje

W 1943 r., kiedy Fortuna już odwracała od Germanów swoje oblicze, starali się oni za wszelką cenę
udowodnić, że za mord katyński odpowiedzialność ponoszą Rosjanie. Niemcy spodziewali się, że
wkrótce Stalin zrzuci całą winę na nich. Musieli więc pokazać całemu światu sprawców ponad 20
tys. katyńskich strzałów w potylicę. Ściągali do smoleńskiego lasu, kogo się dało, aby wygrać
propagandową wojnę z Sowietami. I ugrać na tym nie tylko

własny

brak odpowiedzialności, lecz

także – może nawet przede wszystkim – wsadzić polski kij w alianckie szprychy, rozciąć dziwaczny
sojusz, w którym na jednym krańcu był Churchill, pośrodku naiwny Roosevelt, na drugim morderca
i cynik Stalin, a pod ich butami armia polska i państwo polskie.

W kwietniu i maju 1943 r. w lesie katyńskim pojawiły się trzy komisje mające zbadać sprawę
ludobójstwa dokonanego na polskich oficerach. Były to: zespół niemiecki, kierowany przez prof.
dr. Gerharda Buhtza, dyrektora Instytutu Medycyny Sądowej Uniwersytetu we Wrocławiu; polska
komisja techniczna PCK,
która w pierwszym rzędzie zajmowała się techniczną stroną ekshumacji;
i Międzynarodowa Komisja Lekarska, czyli lekarze z różnych krajów Europy, znajdujących się w
niemieckiej strefie wpływów. Doktorzy z Belgii, Bułgarii, Danii, Finlandii, Włoch, Chorwacji,
Holandii, Protektoratu Czech i Moraw, Rumunii, Szwajcarii, Słowacji i Węgier wylecieli z Berlina
do Smoleńska 27 kwietnia. I następnego dnia zaczęli pracę. Byli to cenieni w całej Europie
specjaliści – niektórzy związani z ruchem oporu, tak jak duński patolog Helge Tramsen, inni
posiadali opinię lekarzy o wysokich kwalifikacjach zawodowych i etycznych. O prof. Buhtzu
wypowiadał się jego kolega z czasów studenckich prof. Sengalewicz z Wilna: „Jest to uczony na
miarę europejską w tej dziedzinie, po drugie człowiek niewątpliwie uczciwy, który w żadnym
wypadku nie położyłby swego podpisu pod sfałszowaną ekspertyzą”.

Niektórzy członkowie komisji mieli wątpliwości co do swego udziału w tej akcji, która była

background image

przecież na rękę Goebbelsowi i jego zamierzeniom propagandowym. Jednak z drugiej strony szansa
na ustalenie prawdy wydawała się sprawą najważniejszą. W tamtym czasie pewnie żadnemu z
tych ludzi nie przyszło nawet do głowy, że za jakiś czas będą obiektem nie tylko nagonki i
manipulacji, lecz także celem poszukiwań i śledztw.
Niewygodne fakty odkryte przez
naukowców stały się solą w oku Stalina. A to groziło najgorszymi konsekwencjami.

To nie gierka, to skoordynowana akcja

Kiedy „Gazeta Wyborcza” zaczęła wypuszczać w przestrzeń publiczną zmanipulowane (czasem w
tak wyraźny sposób, że aż ocierające się o śmieszność) materiały dotyczące naukowców
zaangażowanych w śledztwo smoleńskie prowadzone przez zespół Antoniego Macierewicza, mogło
się wydawać, że to kolejna zagrywka salonowego lwa prasowego, który obecnie za swój cel obrał
walkę z prawdą smoleńską. Tak jak kiedyś z lustracją i dekomunizacją. Gdy jednak za ciosem
poszły ramię w ramię z władzą czwartą władze pozostałe – posłowie partii rządzącej, prokuratura
ujawniająca pełne zapisy przesłuchań, a w końcu sam premier z radością ogłaszający wszystkim, że
zespół Macierewicza to kabaret, okazało się, że nie jest to żaden przypadek. Ani kolejna gierka
medialna na agorze zapełnionej fanatykami będącego u władzy reżimu. To po prostu dobrze
skoordynowana, idąca szerokim, „ludowym” frontem akcja. Okazało się bowiem, że praca
naukowców przyniosła na tyle dużo znaczących faktów przybliżających nas do poznania prawdy
czy też na tyle dużo elementów podważających w sposób bezdyskusyjny wersję Anodiny–Millera,
że należało się z panami specjalistami rozprawić. I to w taki sposób, by od razu wykluczyć
jakąkolwiek dyskusję czy, nie daj Boże, próbę merytorycznej wymiany argumentów. Klucz tkwi w
słowach premiera, w których wspomina on o „kabarecie”. Kiedy bowiem naukowców uzna się za
„wariatów” i „komediantów”, jakakolwiek wymiana poglądów z nimi staje się przecież
niepotrzebnym wikłaniem „prawdziwych naukowych autorytetów”, jakimi niewątpliwie są
pan Miller czy pan Lasek, w dyskusje z „dziwakami” od wytrzymałości materiałów czy fizyki.

Co gorsza, do nagonki na profesorów dołączyli jeszcze rektorzy ich szkół, dając pokaz nie tylko
serwilizmu wobec władzy, lecz także zwykłego tchórzostwa.

Zupełnie tak, jakbyśmy coraz głębiej pogrążali się w otchłani epoki, nad którą rozpościerały się
wąsy Gruzina z placu Czerwonego. I znowu wydaje się, że nad Tragedią z roku 2010 unosi się duch
tej wcześniejszej z 1940 r. Także w historii kłamstwa...

Specjaliści w Katyniu

W 1943 r. Międzynarodowa Komisja dokonała ekshumacji 982 ciał. Rozmawiano także ze
świadkami mieszkającymi w okolicy. Badano ubrania, dokumenty i rośliny.

Sprawdzano

nawet, czy

w masowych grobach są jakieś owady (ich brak świadczył o zimnej porze roku, w jakiej dokonano
zbrodni). Doktor Orsos, Węgier z budapeszteńskiego Wydziału Medycyny Sądowej i
Kryminalistyki, stosował wymyśloną przez siebie metodę dekalcyfikacji kości czaszki

badał

warstwy wapnia i na tej podstawie oceniał, kiedy morderstwo zostało dokonane.

W ekspertyzie brano pod uwagę dokumenty znalezione przy ciałach ofiar, a nawet sprowadzono
rzeczoznawcę do spraw leśnictwa von Herffa, by zbadał drzewka rosnące na grobach. Ten
sprawdził słoje, odległości, a także ciemną obwódkę między słojami a rdzeniem. Na tej podstawie
stwierdził, że egzekucji dokonano trzy lata wcześniej. Ten specjalista był leśnikiem. Znał się
tylko na drzewach, a ponieważ czas ich rośnięcia miał znaczenie dla wyniku śledztwa, zatem
poproszono go, by dokonał odpowiedniej analizy.
Nikt go nie pytał, czy kiedykolwiek wcześniej
badał masowe groby i czy ma doświadczenie w tej mierze. Bo nie miał. Był za to wysokiej klasy
fachowcem w swojej dziedzinie.

background image

„Gazeta Wyborcza” wtedy jeszcze nie wychodziła. Nikt nie napisał tekstu o tym, jak to nie
wiadomo dlaczego jakiś leśnik ma wyrokować, kto dokonał mordu katyńskiego: Niemcy czy
Sowieci.

Churchill pragnął poznać jak najwięcej szczegółów ze śledztwa. Wysłał do ministra Edena pismo z
takimi pytaniami: „Wydaje mi się, że w całkowitej tajemnicy można by poprosić sir O’Malleya, aby
wyraził swoją opinię na temat badań przeprowadzonych w Lesie Katyńskim. Jak należy przyjąć
argument, że jakiś czas temu na grobach posadzono brzozy? Czy ktoś te brzozy widział?”
.
Sceptycyzm premiera brytyjskiego nie trwał długo – dość szybko doszedł do wniosku, że owe
brzózki, tak jak i inne dowody, mówią niezbicie, że mordu dokonali Sowieci.
Inną jednak
sprawą były dla niego rozgrywki polityczne, a także utrzymanie ciągle chwiejącego się w posadach
sojuszu ze Stalinem. Katyń odsunął się w cień. Za to kłamstwo katyńskie zaczęło żyć i rozwijać się,
gdyż Rosjanie rozkręcili cały „szatański cyrk”, aby świat dał się oszukać lub udawał oszukanego,
tchórzliwie milcząc.

Smoleńsk, faszyści, komedia dochodzenia – czyli Tusk jak Mołotow

Franz Kadell, niemiecki dziennikarz pracujący dla „Die Welt”, opisał zjawisko wielkiej katyńskiej
manipulacji w książce „Kłamstwo katyńskie”. Z jednej strony w tym megaoszustwie brały udział
radzieckie służby, z drugiej – zachodnie media i politycy. Gdy dla Brytyjczyków stało się jasne, kto
odpowiada za katyńskie ludobójstwo, sekretarz stanu w Foreign Office Alexander Cadogan tak to
skomentował: „Obrzydzeniem napawa mnie myśl, że kiedyś we współpracy i po uprzednim
porozumieniu z Rosją wytoczymy być może proces »zbrodniarzom wojennym« państw Osi i że może
nawet wykonamy na nich kiedyś wyroki, podczas gdy teraz trudno byłoby mi to przełknąć”.
Potem,
niestety, musiał przełykać, gdyż w trakcie procesu w Norymberdze Sowieci usilnie
przypisywali winę katyńską Niemcom
. To jednak była tylko część zakrojonej na wielką skalę
manipulacji.

Pierwsze działania zostały przez Kreml podjęte praktycznie natychmiast, gdy tylko zorientowano
się, że Niemcy ściągają do Katynia licznych obserwatorów, dziennikarzy i naukowców. Wszyscy
oni stali się automatycznie obiektem akcji propagandowych.

Około południa, 25 kwietnia 1943 r., minister Mołotow wezwał do siebie polskiego ambasadora i
odczytał mu specjalną notę, w której m.in. było napisane: „Wroga Związkowi Sowieckiemu,
oszczercza kampania podjęta przez niemieckich faszystów w związku z zamordowaniem przez nich
na terenie okupowanym przez wojska niemieckie w rejonie Smoleńska polskich oficerów została
natychmiast podchwycona przez Rząd Polski i jest podsycana na wszelkie sposoby przez oficjalną
polską

prasę

. (...) Władze hitlerowskie, popełniwszy na polskich oficerach potworną zbrodnię,

grają komedię dochodzenia, w inscenizacji której wykorzystały dobrane przez siebie polskie,
profaszystowskie elementy w okupowanej Polsce, gdzie wszyscy znajdują się pod butem Hitlera i
gdzie uczciwy Polak nie może się wypowiadać.
Zarówno Rząd Polski, jak i rząd hitlerowski
wciągnęły do »dochodzenia« Międzynarodowy Czerwony Krzyż, który zmuszony jest do udziału w
tej reżyserowanej przez Hitlera dochodzeniowej komedii”.

Jak widać, zasób argumentów, słów i porównań pozostaje ciągle niezmienny… Widzimy go i dziś.
Miesza się w tej retoryce wszystko, jak w wielkim kuble pomyj wylewanym na głowy tych, którzy
chcą Prawdy o katastrofie z Lotniska Siewiernyj – mamy więc takie słowa, jak „Smoleńsk”,
„faszyści” czy „komedia dochodzenia”. Brakuje tylko Hitlera. Ten jednak – co za pech – już nie
żyje…

Dziennikarze przerobieni przez Sowietów

background image

W ramach walki propagandowej Sowieci postanowili powołać tuż po wojnie własną komisję
katyńską. Nazwali ją tak: Specjalna Komisja do Ustalenia i Zbadania Okoliczności
Rozstrzelania przez Niemieckich Najeźdźców Faszystowskich w Lesie Katyńskim Jeńców
Wojennych – Oficerów Polskich.
Majstersztyk. Sama

nazwa

wyjaśniała wszelkie wątpliwości.

Mam wrażenie, że nasz rząd uczy się od najlepszych, w związku z tym mamy Komisję do Spraw
Badania Wypadków Lotniczych w Lotnictwie Państwowym – każde dziecko zrozumie, że
katastrofy w Lotnictwie Państwowym to jedynie wypadki.

W każdym razie w komisji radzieckiej zasiedli sami wybitni fachowcy, tacy jak choćby Nikołaj N.
Burdenko, osobisty lekarz Stalina, prezes Komitetu Wszechsłowiańskiego generał-porucznik A.S.
Gundurow czy przewodniczący smoleńskiego obwodu Komitetu Wykonawczego P.E. Mielnikow.
Jak napisał Kadell, „już sam skład komisji mówił za siebie”. Natychmiast rozpoczęto zbieranie
zeznań świadków, którzy „na własne oczy widzieli”, jak Niemcy chodzą po lesie i strzelają do
Polaków. Wszystkie logiczne argumenty i ewidentne dowody zebrane przez komisje
międzynarodowe zostały odrzucone i wyśmiane. Ciepła bielizna na ciałach oficerów? To o niczym
nie świadczy, bo pogoda w Rosji jest zmienna. Że dokumenty w kieszeniach kończyły się datami z
kwietnia 1940 r.? I cóż z tego, zaraz świadkowie udowodnili, jak to byli przez wojska niemieckie
zmuszani do wyjmowania części papierów, aby zostały tylko te z odpowiednimi datami. Kwestia
smoleńskich brzóz też mogła być omawiana… Mówią jacyś „naukowcy”, że brzózka nie mogłaby
wyrosnąć do takich rozmiarów w trakcie dwóch lat i że nie da się oszukać praw przyrody? Cóż za
głupoty! A w ogóle kto badał te brzozy? Jakiś leśniczy. A czy leśniczy może się znać na
morderstwach i to w dodatku masowych?

W końcu Sowieci zaprosili do Katynia zachodnich dziennikarzy i urządzili konferencję prasową. Po
czym wielu z nich, znamienitych przedstawicieli mediów z BBC, „New York Timesa” czy „Toronto
Star” przekonało się na miejscu do niemieckiej winy. Po ich artykułach i wypowiedziach duża część
zachodniego świata uwierzyła w kłamstwo.

Zatopić dokumenty

A co z naukowcami? Ci byli dla Rosjan zbyt niebezpieczni. Należało ich jak najszybciej dopaść. Dr
Robel z krakowskiego Instytutu Medycy Sądowej miał u siebie pod koniec wojny dziewięć
drewnianych skrzyń z dokumentami. Wszystkie zawierały dowody na to, że mordu dokonali
Sowieci. Gdy Niemcy myśleli już o ucieczce przed Armią Czerwoną, polscy naukowcy
przygotowali plan uratowania dokumentów. Wykonali dziewięć identycznych skrzyń. Chcieli je
zatopić w wodzie, by ukryć cenną dokumentację. Niemcy ten plan odkryli i przekazali wszystko dr.
Beckowi, niemieckiemu kierownikowi Instytutu. Ten postanowił uciekać z katyńskimi dowodami
najpierw do Wrocławia, a potem do Berlina. Tymczasem w Krakowie Rosjanie natychmiast
aresztowali dr. Robla. Chcieli zatrzeć wszystkie ślady.

Beck ze skrzyniami dotarł do miasteczka Radeubel, tam kazał je spalić miejscowemu kolejarzowi, a
sam uciekł. Człowiek ten wykonał rozkaz. Wkrótce dopadli go czerwonoarmiści i ślad po nim
zaginął.

Jednak Sowieci się przeliczyli. W końcu Prawda o Katyniu ujrzała światło dzienne. Powoli
wychodzi na jaw także i ta o Smoleńsku.

Historia tak bardzo splotła losy ludzi związanych ze smoleńską ziemią. Tak samo w błocie leżały
polskie guziki z orzełkiem – i te z czasów wojny, i te współczesne. Tak jak wtedy, także i teraz ze
smoleńskiego lasu sączy się dym. To kłamstwo, które rośnie, kłębi się i strzela w niebo jak wielka
czarna chmura.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nad czarnym lasem zaszło słonce
Nad czarnym lasem zaszło słonce
Tomasz Łysiak O Baumanie i polskim honorze
Kozak Magdalena Opowiadania o Paskudzie 04 Czarna chmura
Tomasz Łysiak Dorzynanie kanonu lektur szkolnych Jak uciszono krzyk polskości
Tomasz Łysiak Karmazyn i Róż
Tomasz Łysiak Rekonstrukcja jako metoda O bolszewickim sposobie sprawowania władzy
Tomasz Łysiak Myśleć i mówić prawdę
Tomasz Łysiak Cień czarnych orłów Czego nas uczy targowica
Tomasz Łysiak Ciastka pani Bieńkowskiej i obiady premiera
Wywiad z Magdaleną Mertą, żoną Tomasza Merty, wiceministra kultury poległego w katastrofie smoleński
Jak to sobie Ił76 nad Smoleńskiem fruwał
Magdalena Kozak Czarna Chmura
Tomasz Łysiak Koniec Świata Szwoleżerów czyli o ginącej cnocie Lojalności
Tomasz Łysiak Świergot złotych ptaków O bizantyjskiej formie władzy PO
Tomasz Łysiak Defilady
Tomasz Łysiak W obronie Konopnickiej
Tomasz Łysiak Prezydent „Panie Kochanku”
Tomasz Łysiak Niemiecka polityka ahistoryczna

więcej podobnych podstron