Rozdział 18
Kira zmusiła się aby odłożyć kubek, choć zostało w nim jeszcze
kilka łyków. Przesunęła go po stole w stronę Gorgona.
- Skończyłam.
To były prawdopodobnie najtrudniejsze słowa jakie wypowie-
działa, ale wraz z nimi czuła towarzyszącą jej dumę, nawet poprzez
skowyt głodu nie domagała się tego kubka z powrotem, by wylizać
każdą jego kroplę.
Gorgon uśmiechnął się do niej.
- To dopiero piąty dzień jak jesteś nieumarta. Jesteś silna, nie-
prawdaż?
Kira pozwoliła, aby napięty uśmiech wkradł się na jej twarz.
- Lata odchudzania się powodują że kobiety staja się twarde, je-
śli chodzi o kontrolowanie naszych apetytów. Kto by powiedział, że
wyrzekanie się deserów może stać się obozem szkoleniowym dla no-
wych wampirów?
Gorgon zaśmiał się, zabierając kubek i wypłukując pozostałą
krew w zlewie. Kira zauważyła że on nigdy nie pił z woreczków któ-
re były kompromisem całości jej posiłków, ale za to znika na kilka
godzin każdej nocy. Miała nadzieję że nie zmieniał swoich dawców
lub najbliższych sąsiadów w anemików.
Zaraz potem rzucił Kirze butelkę wody z lodówki. Wypiła krzy-
wiąc się na to jak teraz smakuje, została już wcześniej ostrzeżona, że
picie wody było ważne w pierwszych kilku tygodniach bycia wampi-
rem. Wydawało się jej że to nowe ciało spala wszystkie wartości od-
żywcze które otrzymuje od krwi, nie pozostawiając z nich nic by
uchronić przed wyglądaniem jak winogron, który leżał na słońcu zbyt
długo. Kira nie zapytała się, jak to możliwe że może pić i jeść i nie ma
już żadnej potrzeby by pójść do łazienki. Na niektóre wyjaśnienia ta-
jemnic wampirów nie była jeszcze przygotowana.
Plusem było że już nigdy nie będzie miała do czynienia z okre-
sem, a szarpnięcie się na macierzyństwo było niebezpieczne. Jednak
Tina miała białaczkę i nie może zajść w ciąże z powodu choroby. Kira
nie pozwoli sobie na załamanie z powodu swojego nowego bezdziet-
nego stanu, zwłaszcza, że zawsze może je adoptować w przyszłości,
kiedy tylko pogodzi się ze swoim nowym stanem.
- Teraz – Gorgon odwrócił się wyciągając opakowanie jajek. –
Spróbujemy jeszcze raz.
Kira przyjrzał się pudełku jajek z mieszaniną frustracji i deter-
minacji. Prostą regułą dla nowych wampirów było, że, jeżeli nie mo-
gliby dotykać pojemnika z jajkami nie rozbijając ich, wtedy nie mo-
gliby być w otoczeniu ludzi nie podejmując ryzyka nieumyślnego
rozgniecenia ich przy swobodnym dotknięciu. W ciągu ostatnich kilka
dni, Kira zniszczyła więcej pojemników z jajkami, a jej ręce były po-
kryte żółtkiem więcej razy niż chciała zapamiętać. Nadal czuła jak by
miała trochę tej klejącej się substancji wetkniętej między paznokcie,
nieważne jak by je wyszorowała, ale znacznie się poprawiała. Udawa-
ło się jej już nie rozwalać drzwi lub zostawiać dziur zamiast odcisków
stup na podłodze i ostatni karton jajek, który dotykała, miał tylko jed-
no rozbite jajko po zakończeniu ćwiczenia.
Kira szła do Gorgon’a, intonując ―delikatnie, delikatnie‖ w swo-
jej głowie, sięgała po karton. Kiedy udało jej się wziąć je z otwartego
uchwytu Gorgon’a, bez środka wypływającego na jej ręce, uśmiechnę-
ła się.
- Ha! – Patrzyła jak użeczona.
Gorgon uśmiechnął się dumny.
- Teraz, jeżeli możesz otworzyć to i wziąć jakieś jajka bez rozbi-
jania ich, będziesz prawie gotowa, by znów być dookoła ludzi.
Bardzo wolno Kira otworzyła pojemnik i dotknął czubka jajka.
Nie stłukło się, ku jej ulgi. Teraz wszystko, co musiała to je wyjąć.
Kątem oka zauważyła wchodzącego Menchres’a. Nie całkiem jej
unikał, ale zawsze wydawał się zajęty czymś innym, oprócz spędzania
czasu w tym samym pokoju co ona. Nie wykonywał tego w nie-
grzeczny sposób. Zamiast tego, to prawie wyglądało jak gdyby Men-
cheres chciał jej uniknąć, ale nie mógłby się całkowicie trzymać od
niej z daleka. Jego motywy tutaj-ale-nie-całkiem-tutaj ukłuły jej cie-
kawość. Ten co prawda znacznie starszy i przemądrzały Mistrz wam-
pirów, rzeczywiście czuł się niezręcznie po tym co się zdarzyło mię-
dzy nimi?
- Wyjmij jajko - poinstruował ją Gorgon.
Kira ułożyła trzy palce wokół chłodnego owalnego kształtu, na-
ciskając najdelikatniej jak tylko potrafiła, by podnosić je. Jajko za-
drżało ale nie eksplodowało. Pomyśl o Tinie, przynagliła siebie. To
nie było jajko; to była ręka jej małej siostry i miała ścisnąć ją nie ra-
niąc, kiedy znów ją zobaczy . . .
Skorupka została w jednym kawałku. Kira prawie podskoczyła z
podekscytowania, ale roztrzaskiwanie go o podłogę zrujnowałyby
moment. Patrzyła jak jajko leżał w kołysce jej rąk, zauważyła Men-
cheres’a obserwującego ją. Miał zadowolony wyraz na twarzy, który
szybko zmienił się na niewzruszany, gdy tylko jej oczy spotkały jego.
Nadal grasz Pana Opanowanego, hmm? dumała, zwracając swoją
uwagę do pudełka z jajkami.
- Spróbuję jeszcze raz - powiedziała Gorgon’owi.
Uśmiechnął się.
- Weź jeszcze.
Kiedy sięgnęła po inne jajko wolną ręką, jej myśli wróciły do
Mencheres’a. Po jego wyznaniu w lesie, Kira rozmyślała, czy on był
naprawdę tak podły jak o siebie myślał, że jest. Pomimo wszystkiego,
ona była ostatnią osobą, by pomyśleć, ―Oooh, seksowny!‖ kiedy męż-
czyzna przyznał się do dominacji, bezlitosny gnojek. Była już w tego
tupu związku wcześniej, więc wiedziała, że nie było nic romantyczne
lub seksownego w nim. Ale, chociaż Mencheres przedstawił brzydki
obraz siebie, po zastanowieniu, jego działania były przeciwne do jego
słów.
Kiedy przetrzymywał ją u siebie, przez pierwszy tydzień pozna-
wali się, zszedł jej z drogi by dać możliwie jak najwięcej swobody.
Następnie pozwolił jej odejść, mimo ryzyka wyjawienia tajemnicy je-
go rasy, dodatkowo dał Kirze lek, by wyleczyć chorobę jej siostry, na
tyle by dać Tinie przeciętną długość życia. Do tego kiedy Flare ją zła-
pał, Mencheres przybył do niej i uzdrowił ją bez zawahania.
Stawił czoło ultimatum danego przez Radje, Mencheres zrobił
jedyną rzecz, jaką mógł dla niej: Wybawił ją z powrotem z rąk śmier-
ci. Odkąd najpierw obudziła się na tym samolocie, nie postawił ani
jednego warunku lub ograniczenia na nią, nie całkowicie, tylko te by
zapobiec zabijania przez nią niewinnych ludzi. Miała całkowitą wol-
ność, by robić cokolwiek, co tylko chciała, w tym dzwonienie do ko-
gokolwiek, odpisywać na swoje e-maile lub nawet zamawiać w skle-
pie internetowym, przez co mogła mieć coś innego niż pożyczone
ubiera, by się ubrać. I Mencheres wielokrotnie powtarzał, że gdy tylko
będzie kontrolowała swój głód i nową siłę, będzie wolna. Znów.
- Już prawie, - powiedział zachęcająco Gorgon, ponieważ Kira
zaczęła wyciągać inne jajko. Lekkie pęknięcie pojawiło się na jego
białej powierzchni. Zacisnęła usta, ale kontynuowała dalej. Po kilku
sekundach, jajko leżało w jej ręce, z małym zygzakowym pęknięciem
psującym jego gładką powierzchnię, ale jego zawartości nadal była
bezpieczna.
- Odłożysz je bez rozbijania, a myślę że to już załapiesz. – po-
wiedział Gorgon mrugając do niej.
Kira podzieliła swoją uwagę między odkładaniem tych jajek do
pojemnika, a wszystkim co powiedział czy zrobił Mencheres. Drugiej
nocy poczuła jego potrzebę, ale mimo że praktycznie domagał się sek-
su z nią to go odmawiał, ze względu na to że może być pod wpływem
swoich nowych zmysłów. Potem mówił jej straszne rzeczy o sobie,
tak jakby chciał, aby go zganiła. Mencheres nie zachował się jak ktoś,
kto nie miał szacunku dla innych. Miał nadzwyczajną moc, ale się z
nią nie afiszował. Faktycznie, zauważyła że jej używał kiedy to przy-
niosło korzyść innym ludziom. Jeżeli byłaby nim, używałaby tych
mocy cały czas. Jak teleportowanie sobie krewi lub wody siedząc na
tyłku relaksując się i Boże pomóc każdemu - jeżeli Kira kiedykolwiek
by miała zdolność, by przesuwać przedmioty - kto przeciął by jej dro-
gę.
Nie, nie miało znaczenia to jak się surowo oceniał Menchres.
Mimo jego upomnienia, że ma o nim zapomnieć, gdy tylko odzyska
kontrolę nad swoimi nowymi zmysłami, nie będzie miała zamiaru się
do tego ustosunkować.
Kątem oka, Kira oglądała jak Mencheres wychodzi do sąsied-
niego pokoju swoim zwykłym płynnym krokiem, jego postawa była
prosta i królewska, tyłek tak seksownie wypełniał spodnie, że aż było
to karygodne.
Nie, on nie spłoszy jej tak łatwo. Zedrze tą skorupę, którą
wzniósł dookoła siebie, kiedy tylko przyjdzie do niej. I wtedy spraw-
dzi, czy połączenie między nimi jest tek samo - mimo że Mencheres
zdaje się próbować tak usilnie je obalić - silne, jak podejrzewała.
Kira odłożyła jajka z powrotem do kołyski tektury, uśmiechając
się do swoich osiągnięć i już planując swój następny ruch.
Gra rozpoczęta.
Mencheres usłyszał dźwięk otwieranych drzwi do swojego po-
koju, lecz nie otworzył oczu. Gorąca woda w wannie go uspokajała.
Był niechętny, by rozbić tymczasowy spokój z moczenia się przez
coś tak trywialnego jak Gorgon biorący jego pranie. Chociaż powie-
dział swojemu przyjacielowi, że dopilnuje swoich własnych służeb-
nych zadań, Gorgon upierał się i robi je sam. I w prawdzie, mogłoby
to zająć Mencheres kilka minut, by połapać się jak obsługiwać nowo-
czesną pralkę. Zazwyczaj miał dużo wampirów i ludzkich pracowni-
ków w każdym domu, w którym aktualnie pozostawał, więc inni pro-
wadzili takie zadania za niego. Może Gorgon uważa, że jego działa-
nia doprowadziły by później do konieczności wymiany całej gardero-
by Mencheres’a.
Ale wtedy doszedł go pękający odgłos i otworzył oczy. Spojrzał
przez zasłonę wody i zobaczył Kirę stojącą w drzwiach, jej szczupłe
palce bębniły o futrynę.
Jego głowa wysunęła się z wody w następnej chwili z przecho-
dzącym go alarmem.
- Czy coś się stało?
- Nie - powiedziała, wchodzących do łazienki, aby oprzeć się o
blat. - Gorgon wyszedł na spacer, co sądzę oznacza znaleźć sobie
obiad, a ja czułam się trochę samotna.
Jej zielone oczy były jasne i szczere, ale Mencheres raczej wątpił
w prawdomówność jej stwierdzenia. Nigdy wcześniej Kira nie weszła
nawet do jego sypialni, nie mówiąc już o zaskoczeniu go, gdy był w
kąpieli. Miała metody działania. Jakie metody, tego nie wie. Jeszcze.
- Samotna? - powtórzył, podnosząc brew.
Wzruszyła ramionami.
- Każdy, kogo znam śpi o tej godzinie i jest tyle programów, któ-
re można oglądnąć, przed tym nim doprowadzą cię do szału. Ponie-
waż ledwo co utrzymuje mój głód i siłę, pomyślałem, że to by był do-
bry pomysł, aby porozmawiać z tobą zamiast szwendać się po pię-
trach, dopóki Gorgon nie wróci. Czyż mam rację?
Znów to szczere spojrzenie, ale z aluzją wyzwania tym razem.
Mencheres poczuł jak usta mu zadrżały. Prowokuje go by zmusił ją do
odejścia, z czego wynika, że cofnął by jej wspaniały podstęp. Był cie-
kawy by zobaczyć dokąd zmierza.
- Proszę. Zostań.
Usadowił się z powrotem w dużej wannie, splatając palce za
głową. Wzrok Kiry utrzymał się na piersi zanim zsunął się do linii
wody, zatrzymał się, a następnie lekki uśmiech rozszedł się po jej twa-
rzy.
- Bańki. W skali od jednego do dziesięciu, ta kąpieli ma pozycja
zero ponieważ oczekiwałam więcej zaangażowania po starszym-niż-
brud, twardym wampirze. Jedyną rzeczą, która zdziwiła by mnie bar-
dziej to, jeśli wyciągnąłbyś gumową kaczkę.
Zwalczył kolejny wypływający uśmiech.
- Zabawki do kąpieli są zarezerwowane tylko dla najstarszych,
najbardziej śmiertelnych wampirów. Mam pełne stulecie do wieku i
tysiąc ludzi do zabicia przedtem jak osiągnę tamten uświęcony ka-
mień milowy.
Kira zaśmiała się, kobiecym, gardłowym dźwiękiem, który spo-
wodował w nim uścisk, przypominając Mencheres’owi dlaczego starał
się nie przebywać długo w jej obecności, w ciągu kilku ostatnich dni.
Poczuł ostre mrowienie w pachwinie, ciche żądanie jego ciała, pobu-
dzając go, by wysłał swoją krew właśnie tam. Zignorował to zadowo-
lony, że on ma nad tym kontrolę a nie jego lędźwie.
- Więc jak to robię? - spytała Kira, podniosła się podpierając, tak
by usiąść na jego blacie. Zaskrzypiał przy pierwszym dotyku jej rąk,
ale nie użyła wystarczającej siły do tego by się złamał. Znów, wspa-
niały postęp.
Zamknął oczy. Może łatwiejsze byłoby dalsze ignorowanie pra-
gnień swojego ciała, jeżeli przestałby wciąż na nią patrzeć. Wystar-
czającą męką był jej zapach wypełniający pomieszczenie, drażniący
go jej bliskością.
- Rozwijasz się bardzo dobrze. W kolejnych dniach nauczę cię
jak się karmić od ludzi. Kiedy będziesz w stanie to zrobić, nie bę-
dziesz musiała już tutaj zostać.
- Nie chcę się karmić od ludzi - powiedziała natychmiast, a jej
poprzednia beztroska zniknęła z głosu. - Będę się utrzymywać na
workach z krwią. Podgrzanej i w kubku, mogę udawać, że to jest na-
prawdę gęsta kawa. Wgryzając się w czyjąś skórę . . . nie, nie chcę te-
go robić.
Mencheres nie otworzył oczu.
- Musisz, nawet jeśli to nie jest twoja preferowana metoda kar-
mienia. Jeżeli dopadnie cię głód, kiedy jesteś w miejscu gdzie worki z
krwią będą niedostępne lepiej jest wiedzieć jak się jak pożywić bez
uszkodzenia ludzi, niż przypadkowo okaleczyć lub zabić jednego z
powodu braku własnego doświadczenia.
Mógł niemal usłyszeć zagryza swoje wargi.
Punkt dla ciebie, - powiedziała w końcu.
Mencheres nie niepokoił Kiry informuje, że po skosztowaniu
krwi prosto z żyły, to wątpliwe będzie że wróci do workowej alterna-
tywy. Nie ma porównania w smaku miedzy świeżej krwią, a torbą z
osoczem. Nawet energia ze świeżej krwi była silniejszy niż z jego za-
stępcy.
- Ten pokręcony stróż prawa Radje, co ma do ciebie? - zapytała
Kira, nagła zmiana tematu zdziwiła go na tyle, że otworzył oczy.
Niemal westchnął. Nawet gdyby mógłby podsumować kilka ty-
sięcy rywalizacji między nim ai Radjedef’em do streszczonego wy-
tłumaczenia, nie chciał tego. Jednakże, ponieważ przez ich zaciętą
walkę doprowadził że Kira straciła śmiertelność, to nie byłoby fair
odmówić jej odpowiedzi.
- Radje pochodził z linii władców, gdzie każdemu spadkobiercy
przyznano określoną liczbę lat do panowania nad ich ludzi. Na po-
czątku każdego panowania, dziedzic zostawał zamieniony w wampira,
dając mu szansę na nieśmiertelność, ale także zapewnić, że spadko-
bierca nie mógłby mieć żadnego żywego dziecka. Małżonek otrzy-
mywał w spadku żonę oraz dzieci, które urodziła, jedno z nich było
wybrane na nowego potomka. System ten zostawał uhonorowany
przez wiele pokoleń, aż do Radje. Był pełen goryczy po zakończeniu
czasu jego panowania. Kiedy jego następca tajemniczo zmarł przed
końcem jego rządów, odpowiedzialność wyboru nowego dziedzica
spadła na Radje. Opóźniał wybór następcy i ubiegał się o odzyskanie
władzy. Dziedzic został wybrany mimo zarzutów Radje, tylko że wte-
dy nie chciał zrezygnować z władzy, powołując się na obawy związa-
ne z nowym dziedzicem i jego zdolnościami do rządzenia. Kiedy pod-
jęto próbie życie spadkobiercy, stwórca Radje’go wtrącił się i usunął
go z królestwa. Następnie dar mocy, pierwotnie przeznaczonych dla
Radje, został dany nowemu dziedzicu, zamiast niemu. Nienawiść
Radje spala go od wieków.
Kira patrzył na niego, jej twarz odzwierciedlała współczucie,
zrozumienie i odrobinę gniewu.
- Ty byłeś tym dziedzicem, którego chciał zabić.
Mencheres pochylił głowę.
- Tak.
Zielone spojrzenie nie zawahało się.
- Czym był dar który otrzymałeś zamiast Radje’go?
- To się zmienia zależnie od osoby, ale to co otrzymałem, była
dodatkowa moc, zdolność czytania ludzkich umysłów, wizje przyszło-
ści, oraz moc, aby lokalizować i kontrolować ludzi lub przedmioty je-
dynie z myślą.
Wypuściła coś podobnego do śmiechu.
- Och, te trywialne rzeczy. To była jego własna wina, ale jest
zbyt arogancki by się do tego przyznać, nic dziwnego, że Radje tak cię
nienawidzi. Wojny światowe były wywoływane z mniejszych powo-
dów niż zazdrość.
Tak, a jeśli powiedziałby Kirze ile wojennych walk między ludźmi,
pochodziło od wojen rozprzestrzeniających się z między innymi
wampirzymi Mistrzami, byłaby zdumiona.
- Więc, zanim zostałeś wampirem, byłeś jakimś rodzajem wo-
dza?
Mencheres dał jej lekki uśmiech.
- Coś w tym stylu.
- Nic dziwnego, że jesteś przyzwyczajony do robienia i myślenia
o innych ludziach, za nich - szepnęła. – Podobnie jak dzisiejsi polity-
cy.
Stłumiał swój śmiech na skrzywienie w jej głosie.
- „Władza absolutna korumpuje‖ - zacytował.
Zeskoczyła z kontuaru, wzdragając się kiedy podłoga zaskrzypiała
pod jej stopami, ale jej ulżyło kiedy płytki nie popękały.
- I Radje zniósł urazę i został w zamian wersją wampirzego po-
licjanta. Wydaje się to dziwnym wyborem.
Mencheres podnosił wzruszył jednym ramieniem.
- Stróż Prawa jest najwyższą rangą między wampirami. Radje
został pozbawiony jednej formy władzy, więc zastąpił ją inną.
Kira spojrzała zamyślona.
- Chciałam być policjantem. Nie udało się.
Był zaintrygowany. Okazała się być bardzo zdeterminowaną ko-
bietą. Co ją powstrzymało by osiągnąć cel?
- Co się stało?
Posłała mu spojrzenie.
- Jeżeli chcesz, żebym ci powiedziała cię, to muszę zmoczyć no-
gi w twojej wannie. Będę potrzebowała czegoś do zrelaksowanie się
w czasie tej podróży ścieżką wspomnień.
Teraz był naprawdę zaintrygowany. Mencheres skinął głową w
stronę wanny. Kira zdjęła swoje buty zanim usiadła na płaskim brze-
gu. Przesunął nogi, by zrobić jej więcej miejsca, ale to nie było ko-
nieczne. Ma specjalnie tak dużą wannę by mógł się w niej w całości
zanurzyć ciało, by odpoczywać pod wodą.
Kira wypuściła dźwięk zadowolenia, jak jej nogi, a następnie
łydki, zniknęły w wodzie. Mencheres utrzymywał wzrok na jej twa-
rzy, a nie na pięknych udach, które były zbyt blisko i zbyt nagie ze
względu na sugestywny sposób w jaki krawędź sukienki podjechała
powyżej kolan.
- Mowiłam ci że mam pewne przeczucia co do niektórych rze-
czy. Kiedy miałem siedemnaście lat, miałam przeczucie o starszym
bracie, i to uczucie oznaczało niebezpieczeństwo. Na pozór nie było
powodu. Pete był wysportowany, popularny, pochodził z rodziny po-
licjantów, tak po prostu został gliną się po ukończeniu szkoły średniej.
Myślę, że jedynym powodem, tego że Pete mnie zauważył, było to że
go unikałam zawsze kiedy spędzałam czas z jego siostrą.
Mencheres nie mógł opanować łagodnego parsknięcia.
- Oczywiście, to nie miało nic wspólnego z twoją inteligencją
czy pięknem.
Posłała mu krzywe spojrzenie.
- Pete miał wiele dziewcząt za sobą, tak samo inteligentnych i
ładnych. Ale zaczął mnie czarować, a ja ignorowałam względem nie-
go ostrzegające uczucie, bo nie nauczyłam się jeszcze ufać swoim in-
stynktom. Zaczęliśmy się spotykać. Co na początku było dobre, ale
potem zazdrość Pete zaczęła mnie martwić. Nienawidził, kiedy spę-
dziłam czas z moimi znajomymi. Nie mógł stanąć koło mnie inny fa-
cet, nawet na mnie spojrzeć. Tuż przed ukończeniem studiów zerwa-
łam z Pete. Zaczął mnie przerażać.
W pokoju, Mencheres’owi zaczął zadzwonić telefon komórko-
wy. Spojrzała na niego.
- Potrzebujesz odebrać?
- To może zaczekać.
Pomyślał o teczce którą dał Bones’owi. Zawierała wszystkie in-
formacje o Kirze —szczegóły, które Gorgon zgromadził, których
Mencheres odmówił przeglądnięcia w nadziei, że im mniej wie o Kira,
tym łatwiej wyrzuci ją sobie z głowy. Teraz nic, nawet telefon od Bo-
nes’a nie oderwie go od poznania kawałka historii Kiry.
- Moja mama zaraziła się bakteryjnym zapaleniem opon mó-
zgowych trochę, po tym jak zerwaliśmy. Wcześniej niż Tiną wiedzia-
łam że odeszła. Zostałyśmy zniszczone. Pete zbliżył się i pomógł przy
pogrzebie, opiekował się szczegółami — był wspaniały . Przeprosił za
wszystko co wydażyło się wcześniej, powiedział że zrozumiał swoje
pomyłki i nawet chciał mnie poślubić. Nie byłam pewna, ale . . . opie-
ka społeczna węszyła dookoła Tiny. Ona miała tylko szesnaście lat,
mój tato nie był jej ojcem, a jej biologiczny jej nie chciał. Jeżeli po-
ślubiłabym Pete, Tina mogła by się rozwijać w „stabilnym środowi-
sku domowym‖ i nie wylądowałaby w rodzinie zastępczej. I chociaż
miałam tylko dziewiętnaście lat, oraz wątpliwości, poślubiłam go.
Zatrzymała się, by wysłać Mencheres’owi wymuszony uśmiech.
- Jak możesz sobie wyobrazić, Pete nie zmienił się w cudowny
sposób. Jego zaborczość była jeszcze gorsza. Wkrótce nie miałam
żadnych przyjaciół, rzuciłam college i jedyną rodzinę jaką widziałem
była Tina, ponieważ mieszkała z nami. Byłam nieszczęśliwa, ale po-
stanowiłam zaczekać, aż Tina skończy się osiemnaście lat, zanim go
zostawię. Myślę że Pete podejrzewał, co zamierzałam. Jego ataki były
co raz gorsze i zaczął mnie bić.
Mencheres nic nie powiedział, ale w swoim umyśle, już kazał
Gorgon’owi skopiować informację, którą zdobył o Kirze, by mógł
znaleźć tego Pete i zabić go. Tak, znał taki rodzaj facetów. Nie, oni
nigdy się nie zmieniali.
- Starałam się ukryć siniaki przed Tiną, ponieważ miała już dość
do czynienia piekła, z powodu choroby. Pewnego dnia, gdy sprząta-
łam na strychu, znalazłam kilka torebek z białym proszkiem i kupę
pieniędzy schowanych w pudełku. Nie trzeba było geniusza, aby do-
myślić się, czym zajmuje się Pete. Zadzwoniłam do jego partner, ma-
jąc nadzieję na pomoc, ale to był błąd. Pete zaprzeczył, powiedział, że
jestem szalona, jego partner zatuszował dowody, a Pete pobił mnie do
niprzytomności. Groził, że mnie zabije, jeżeli jeszcze raz choćby
tchnę słowo na temat narkotyków i pieniędzy, komukolwiek. Po tym,
dziwni ludzie zaczęli pojawiać się w domu o późnych godzinach.
Wiedziałem, że Pete sprzedawał narkotyki lub gorzej i to mnie pie-
kielnie przeraziło, ze względu na Tine. Musiałem ponownie spróbo-
wać zdobyć pomoc, bez względu na to, czym mi grozili. Był stary po-
licjant, Mack Davies, którego spotkałem na moim ślubie. Pete powie-
dział, że jest jednym z Wewnętrznych. Poszłam więc do niego.
Jej głos zrobił się płaski, emocje w jej tonie pod koniec zrobiły
się bardziej miękkie i bogatsze. To powiedziało Menchresowi, że jej
nie zawiódł.
- Mack mi uwierzył. Sprowokował do oszustwa Pete, aby go
złapać, ponieważ wiedział o długiej lini policjantów jaką była rodzina
Pete, ktoś najprawdopodobniej by go uprzedził, jeżeli Mack skorzystał
by z normalnych źródeł. W ciągu miesiąca, Mack miał niezbędne do-
wody od wideo, nagrań głosowych po te które mu dałam, by pójść
prosto do DA (tu chyba chodzi o wydział antynarkotykowy przyp.
tłum.). Pete i paru innych oficerów w to zaangażowanych zostało
aresztowanych za sprzedarz narkotyków. Byłam jednym ze świadków
na rozprawie Pete. Sędzia skazał go na trzydzieści lat, ale Pete zginął
w więzieniu w ciągu pierwszego roku od aresztowania.
Kira zatrzymał się, by spojrzeć Mencheres’owi prosto w oczy.
- Wiedziałem, jak byli policjanci zostali potraktowani przez
współwięźniów kiedy świadczyłam przeciwko niemu. Również wie-
działam, kiedy poszłam Mack’a m, co doprowadziło do śmierci Pete.
Mimo że część mnie nadal kochała go, to i tak to zrobiłam. Rodzina
Pete nazywa mnie mordercą, ale nie zabiłam go. Sam wybrał swoją
drogę i to przypieczętowało jego los. Żałuję jego śmierci, ale nie żału-
ję ratowania siebie i mojej siostry.
Spojrzała w dal, następnie bezbarwnie wzruszyła ramionami.
- Później widziałam jak jeden dobry policjant, jak Mach, może
usunąć szkody spowodowane przez tak wielu złych ludzi, poszłam do
college'u, dostałem dyplom odnośnie spraw karnych i poszłam do
akademii policyjnej. Ale pomimo upoważnienia w zakresie egzekwo-
wania prawa, żadna policyjna agencja nie przyjęła mnie. Niektórzy z
policjantów byli przyjaciółmi Pete i nadali mi wilczy bilet. Więc za-
miast zostać policjantką, Mack dostał mi pracę, i wyszkolił na pry-
watnego detektywa. To jest nie dużo więcej niż ściganiem oszukują-
cych się współmałżonków i tony papierkowej roboty, ale za to ma po-
tencjał do dokonywania później zmiany w życiach ludzi. Mack umarł
rok temu. Jego kredo mówiło: Ocal jedno życie, w każdy możliwy spo-
sób. Skończył ratując cholernie dużą ich liczbę i teraz to jest mój cel,
by zrobić to samo.
Tłumaczenie: Justyna_119