background image

Dedykacja 

 

Dla Sashy Whittington 

mojej najlepszej przyjaciółki i jedynej dziewczyny 

która kocha palenie whiskey 

tak bardzo jak ja. 

Twoje zdrowie. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Pewnego dnia, bez względu na to, czy będziecie mieć 14, 28 albo 65 

lat, natkniecie się na kogoś, kto rozpali w Was ogień, którego 

nie można ugasić.  

 

Jednak najsmutniejszą, najbardziej okrutną prawdą, jaką 

kiedykolwiek poznacie -  

jest to, że nie zawsze są one tymi, z kim spędzimy nasze życia.  

 

– Beau Taplin 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

PROLOG 

Nawrót 

TO SZALONE, jak szybko wraca odurzenie, gdy tak długo byłeś trzeźwy.  

Otworzyłam drzwi i poczułam rausz na sam jego widok, rozmycie wzroku 

i drżenie nóg. Kiedyś potrzebny by mi był przynajmniej szot, żeby dostać się do 

tego punktu, ale mój poziom tolerancji został osłabiony przez odległość i czas, i 

samo zobaczenie go podgrzało mi krew. Mocniej złamałam gałkę, jakby to 

miało pomóc, ale przypominało to wypicie duszkiem szklanki wody po tym, gdy 

wcześniej się już to zrobiło.  

Whiskey stał tam, na moim progu, zupełnie jak rok wcześniej. Tyle, że 

tym razem nie było żadnego deszczu, żadnego gniewu, żadnego zaproszenia na 

ślub – tylko my. 

Tylko on – stary przyjaciel, niewymuszony uśmiech, pokrętne pocieszenie 

opakowane w błyszczącą butelkę. 

Tylko ja – alkoholiczka udająca, że nie chciałam go spróbować i szybko 

zdająca sobie sprawę z tego, że miesiące bycia czystą nie sprawiły, iż pragnęłam 

go mniej. 

Ale nie możemy rozpocząć w tym miejscu.  

Nie, żeby dobrze opowiedzieć tę historię, musimy wrócić.  

Wrócić do początku.  

Wrócić do pierwszej kropli.  

 

 

 

 

 

 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

Pierwszy łyk 

PIERWSZY RAZ, gdy spotkałam Whiskey, upadłam prosto na twarz.  

Dosłownie.  

Byłam pijana od pierwszego spojrzenia i myślę,  że to powinien być dla 

mnie znak, by trzymać się z daleka.  

Jenna i ja biegałyśmy szlakiem wokół jeziora w pobliżu jej domu. Pot 

kapał nam do oczu od intensywnego ciepła południowej Florydy. Był już 

początek września, ale na Florydzie równie dobrze mógł być lipiec. Nie było tu 

sezonu na botki i szaliki, chyba  że liczyłeś te około sześć tygodni w styczniu i 

lutym, kiedy temperatura nie przekraczała dwudziestu sześciu stopni.  

Było tak, walczyłyśmy z trzydziestoma pięcioma stopniami na plusie, a ja 

starałam się pokazać i udowodnić,  że mogłam nadążyć za programem 

cheerleaderskim Jenny. Wreszcie miała drużynę szkolną, a za tym przywilejem 

szły niedorzeczne standardy do podtrzymania. Nienawidziłam biegać - totalnie 

nienawidziłam. Tego dnia wolałabym posurfować. Ale na szczęście Jenna miała 

najlepszą przyjaciółkę, która lubiła rywalizację i nigdy nie odrzuciła wyzwania. 

Więc kiedy poprosiła mnie, abym z nią potrenowała, chętnie się zgodziłam, 

choć wiedziałam, że do końca dnia będę obolała.  

Najpierw go zobaczyłam.  

Byłam zaledwie kilka kroków przed Jenną i patrzyłam w dół na swoje 

różowe trampki, jak uderzały o beton. Gdy podniosłam wzrok, był kilkanaście 

metrów przede mną i już z tej odległości mogłam powiedzieć,  że wpadłam w 

kłopoty. Na początku wyglądał przeciętnie - brązowe włosy, chuda postura, 

przepocona, biała koszulka - ale im bliżej byłam, zdawałam sobie sprawę jak 

bardzo był do schrupania. Zauważyłam jak poruszały się jego mięśnie, gdy biegł 

i jak lekko odbijały się jego włosy, gdy w skupieniu zaciskał usta, kiedy zbliżał 

się do nas.  

background image

Spojrzałam przez ramię,  żeby uniesieniem brwi pokazać Jennie kod na 

"gorący facet przed nami", ale ona zatrzymała się,  żeby zawiązać buta. A gdy 

odwróciłam się z powrotem, było już za późno.  

Uderzyłam w niego – mocno – i upadłam na chodnik. Zaklął, a ja 

jęknęłam, bardziej ze wstydu niż bólu. Chciałabym powiedzieć, że z wdziękiem 

się podniosłam, uśmiechnęłam promiennie i poprosiłam go o numer telefonu, ale 

prawda była taka, że straciłam zdolność do zrobienia czegokolwiek w chwili, 

gdy na niego spojrzałam.  

Poczułam nieznany, ciepły ból, który rozprzestrzenił się w mojej klatce 

piersiowej, jak przy wzięciu pierwszego łyku whisky, kiedy osłoniłam ręką oczy 

od słońca, które świeciło za nim. Pochylił się z wyciągniętą ręką, mówiąc coś, 

czego nie zarejestrowałam, bo jakoś udało mi się wsunąć dłoń w jego i tylko to 

jedno dotknięcie podpaliło mi skórę.  

Przystojny nie było dokładnym słowem, aby go opisać, ale tylko to jedno 

słowo kołatało mi w myślach, gdy przyglądałam mu się. Jego włosy były w 

kolorze mokki, mokre u nasady spadały na czoło. Jego oczy były szeroko 

rozstawione i były mieszaniną  złota, zieleni i głębokiego brązu. Znacznie 

później wymyśliłam dla niego przezwisko Whiskey, ale był to pierwszy raz, 

kiedy zobaczyłam oczy w tym kolorze. Był to rodzaj oczu, w których można się 

zatracić. Upić się nimi. Miał  długie rzęsy i mocną, kwadratową szczękę. Była 

ona tak mocna, a krawędzie tak wyraźne,  że gdyby na jego ustach nie było 

uśmiechu, mogłabym przysiąc,  że był na mnie zły. Wciąż coś mówił, kiedy 

spojrzałam na jego szeroką klatkę piersiową, zanim znów wróciłam do 

uśmiechu.  

– O mój Boże, jesteś, kurwa, ślepy? – Głos Jenny wyrwał mnie z 

oszołomienia. Odepchnęła go na bok i biorąc mnie za rękę, pociągnęła w górę. 

Ledwo złapałam równowagę, a ona zwróciła się do niego i wróciła do besztania 

go. – Może zgarnij długie włosy z oczu i patrz jak chodzisz, dobrze, mistrzu? 

O nie.  

background image

Nawet nie miałam czasu, by pozbierać myśli i odezwać się jako pierwsza, 

a było za późno. Obserwowałam w zwolnionym tempie, jak Whiskey 

zakochiwał się w mojej najlepszej przyjaciółce, zanim zdążyłam powiedzieć do 

niego choć słowo.  

Jenna stała ze skrzyżowanymi ramionami i wysuniętym jednym biodrem, 

jakby czekała, aż on zacznie się bronić. To był jej standardowy sposób działania 

i jeden z powodów, dlaczego się lubiłyśmy. Obie byłyśmy kimś, kogo mógłbyś 

nazwać "zołzą", ale Jenna miała wyraźną przewagę w byciu paraliżująco 

wspaniałą przy takim zachowaniu. Odrzuciła do tyłu falujący, blond kucyk i 

uniosła brew.  

A potem on zrobił to samo.  

– Cześć – w końcu powiedział Whiskey i wyciągnął do niej rękę. Jego 

oczy błyszczały, uśmiech był zachęcający. Gdybym miała wybrać jedno słowo, 

które mogłoby go w tej chwili opisać, byłoby to "uroczy". Urok sączył się z 

niego. – Jestem Jamie.  

– Cóż, Jamie, może powinieneś pójść do okulisty, zanik wpadniesz na 

kolejnego niewinnego biegacza. Poza tym, jesteś winien Brecks przeprosiny. – 

Skinęła na mnie, a ja skuliłam się na dźwięk własnego imienia, zastanawiając 

się, dlaczego nabrała nagłej potrzeby, żeby je wypowiedzieć. Zawsze nazywała 

mnie B – wszyscy tak robili – więc to dziwne, że wybrała moment, gdy stałam 

twarzą w twarz z pierwszym chłopakiem, przez którego przyśpieszyło mi serce, 

by użyć mojego pełnego imienia.  

Jamie wciąż się uśmiechał, obserwując Jennę i starając się ją rozgryźć, ale 

po chwili odwrócił się do mnie z krzywym uśmiechem.  

– Przepraszam, powinienem był patrzeć, dokąd biegnę – powiedział z 

przekonaniem, ale przy ostatniej części uniósł brew, bo wiedział,  że to ja nie 

patrzyłam na drogę, a on nie był winien.  

– W porządku – wymamrotałam, bo z jakiegoś powodu wciąż miałam 

trudności z wysławianiem się. Jamie odchylił  głowę i tym razem popatrzył na 

background image

mnie, a ja poczułam się naga pod jego spojrzeniem. Nikt nigdy tak na mnie nie 

patrzył – jakby był całkowicie skupiony na mnie. Było to denerwujące, ale też 

radosne. Ale zanim zdążyłam zrozumieć te uczucia, odwrócił się z powrotem do 

Jenny, ich oczy spotkały się i wolne uśmiechy pojawiły się na obu twarzach. 

Widziałam to już milion razy, ale był to pierwszy raz, gdy zrobiło mi się 

niedobrze, kiedy na to patrzyłam.  

Zobaczyłam go jako pierwsza, ale to nie miało znaczenia.  

Bo on zobaczył ją.