Rozdział pierwszy
Opuszczona kopalnia srebra na Pustyni Mojave nie była pierwszym
miejscem, w którym ktoś spodziewałby się spotkać Styxa, aktualnego Anasso.
Był on nie tylko Królem Wampirów, ale też jednym z najpotężniejszych
demonów na świecie, z surowym pięknem swych azteckich przodków i
zestawem sześć stóp na pięć czystych mięśni. Mógł mieć do dyspozycji
najbardziej luksusowe legowisko w okolicy z tuzinem sług gotowych na jego
rozkazy.
Ale on chciał, by jego podróż do Nevady była tak dyskretna jak krótka,
więc ignorując protesty swojego towarzysza, wybrał czekanie na spotkanie z
szefem lokalnego klanu w zapomnianych jaskiniach, jako sposób spędzenia
dnia. A gdyby chciał być uczciwy wobec siebie, to czuł ulgę, że nie jest skazany
na oficjalną ceremonię, jakiej domagała się jego pozycja. Był okrutnym
drapieżnikiem, a nie cholernym politykiem i gdy musiał grać miłego, dostawał
wysypki. Poza tym wkurzanie Vipera zawsze było przyjemnością.
Styx zrobił szybki przegląd bezludnej pustyni, która ich otaczała, z
roztargnieniem strącając kurz ze skórzanych spodni, które miał wpuszczone w
ciężkie buty. Czarna koszulka opinała jego masywną pierś z maleńkim
amuletem przymocowanym do skórzanego pasa, owiniętym wokół jego
mocnego karku. To była jego jedyna biżuteria poza eleganckimi turkusami,
które przewleczono przez czarne włosy, splecione w warkocz, zwisający mu z
tyłu aż do kolan. Jego ciemne oczy błyszczały złotym światłem mocy w
gęstniejącym zmierzchu, gdy w końcu odwrócił się do swojego towarzysza, z
trudem kryjąc uśmiech.
W przeciwieństwie do niego, Viper, szef klanu Chicago, nie miał miłości
„na dobre i na złe”. Ubrany w czarny aksamitny płaszcz, który sięgał do kolan, z
białą satynową koszulą z żabotem i czarnymi spodniami, wyglądał, jakby był w
drodze na bal. To wrażenie podkreślały długie włosy w odcieniu srebrnego
światła księżyca, które spływały mu na plecy i jego oczy, zaskakujące
ciemnością nocy. Styx był brutalną, okrutną mocą. Viper był wykwintnym,
upadłym aniołem, nie mniej niebezpiecznym. Rzucając spojrzenie w kierunku
panoramy Las Vegas, które świeciło jak odległy klejnot, Viper z kwaśnym
grymasem napotkał wzrok Styxa.
- Następnym razem, gdy zechcesz, bym przyłączył się do ciebie podczas
podróży, Styx, nie krępuj się zgubić mój numer.
Styx wygiął ciemną brew.
- Myślałem, że wszyscy kochają Vegas.
- Tylko dlatego zgodziłem się na tą małą wycieczkę – Viper skubał
koronkowe mankiety, starając się wyglądać nieskazitelnie, mimo godzin w
zakurzonej jaskini. – Zapomniałeś wspomnieć, że zatrzymam się w cholernej
kopalni, zamiast w luksusowym apartamencie w Bellagio
- Bywaliśmy w gorszych miejscach.
- Gorszych? – Viper wskazał w kierunku gnijących desek, które
połowicznie zasłaniały wejście do tunelu. – Tu jest ohydnie, śmierdzi
nietoperzym łajnem, a temperatura jest kilka stopni niższa niż na powierzchni
słońca. Odwiedzałem wymiary piekła i tam podobało mi się bardziej, niż w tym
zapomnianym przez Boga i ludzi miejscu.
Styx prychnął. Dwa wampiry były przyjaciółmi od wieków, niezwykły
wyczyn biorąc pod uwagę, że obaj byli samcami alfa. Ale w ciągu ostatnich
miesięcy ich więź umocniła się jeszcze bardziej, ponieważ zostali zmuszeni do
konfrontacji z coraz bardziej niebezpiecznym światem. Mroczny Lord – czy
Mroczny Książę, czy mistrz, czy sto innych imion, którymi był nazywany przez
wieki – został skutecznie wygnany z tego wymiaru dawno temu i trzymany w
więzieniu przez Feniksa, potężnego ducha, który był chroniony przez wampiry.
Ale on z wdziękiem odmówił temu uwięzieniu. W ciągu ostatnich
miesięcy stał się coraz bardziej bezwzględny w swoim dążeniu do przebicia się
przez zasłony, które oddzielały światy, nie tylko pozwalając sobie na powrót, ale
dając też przepustkę każdemu stworzeniu, zamieszkującemu liczne piekła. Kilka
dni temu sukinsynowi omal się nie udało. Wykorzystując jedno z bliźniąt, które
stworzył, by użyć jako naczynie dla swojego wielkiego zmartwychwstania,
przemienił się z bezkształtnej mgły w młodą, wyglądającą jak człowiek, kobietę.
To było przerażające jak cholera, zobaczyć ostateczne zło, wyglądające jak
ładna cheerleaderka. Na szczęście Jaelyn udało się osuszyć z krwi Mrocznego
Lorda, zanim zdołał przejść przez Zasłonę, ale Styx wiedział, że to tylko
chwilowe wytchnienie. Do czasu, gdy Mroczny Lord nie zostanie zniszczony,
nie będzie spokoju. Właśnie dlatego stał na środku pustyni z wkurzonym
Viperem, zamiast budzić się w ramionach swojej pięknej partnerki.
- Na starość stajesz się delikatny jak wróżka – kpił.
- Nie zostałem szefem klanu, by kryć się w ziemi jak jakieś zwierzę.
1
superluksusowy hotel w Las Vegas
- Wzruszające.
Viper spojrzał w kierunku odległych, błyszczących świateł.
- Czy możesz mi przynajmniej powiedzieć, dlaczego nie mogliśmy się
zatrzymać w jednym z setek hoteli zaledwie kilka mil stąd?
Styx odwrócił się, bacznie obserwując pozornie pusty krajobraz. Nie, żeby
był naprawdę pusty. U jego stóp po kamieniu pełzała jaszczurka, nieświadoma
sowy polującej w ciszy nad jej głową, czy węża, który leżał zwinięty w kłębek
tylko kilka kroków dalej. W oddali kojot tropił zająca. Typowe widoki i dźwięki
pustyni. Jego jedynym celem było jednak upewnienie się, że w cieniu nie
skrywają się żadne niemiłe niespodzianki.
- Wolę nie przyciągać niepożądanej uwagi, spowodowanej naszą
obecnością w Nevadzie – wyjaśnił. – Taka rzecz nie byłaby możliwa z tobą w
kasynie.
- Wszystko, czego pragnę, to ciepły prysznic, świeże ubrania i bilet na
przedstawienie „Donnie i Marie”
- Czy mam na czole wytatuowane głupek? – Styx odwrócił się, by dźgnąć
przyjaciela porozumiewawczym spojrzeniem. – Kiedy ostatni raz byłeś w Vegas,
prawie zrujnowałeś Flamingo
i skończyłeś z zakazem powrotu do miasta
wydanym przez szefa klanu.
Viper uśmiechnął się na to wspomnienie.
- Cóż mogłem na to poradzić, że miałem mnóstwo szczęścia przy stole do
gry w kości? Albo, że Roke jest pozbawionym poczucia humoru
zarozumialcem?
Odległy warkot motocykla przedarł się przez gęste, nocne powietrze.
- A propos Roke’a – mruknął Styx.
Viper wymruczał przekleństwo, stając obok Styxa.
- To z nim mamy się spotkać?
- Tak – Styx zmrużył oczy. – Obiecujesz się odpowiednio zachować?
- Nie, ale obiecuję nie zabić go, chyba że on…
- Viper.
- Cholera – Viper skrzyżował ręce na piersi. – Lepiej, żeby to było ważne.
- Czy zostawiałbym Darcy, gdyby nie było? – zapytał, a na samo
wspomnienie swojej partnerki poczuł maleńkie ukłucie tęsknoty w sercu. W
ciągu ostatnich miesięcy piękna Wilkołaczka stała się jego sensem życia.
2
popularny w USA show z udziałem duetu, siostry i brata, Osmondów
3
hotel w Las Vegas
Z chrapliwym rykiem pełnym mocy Roke zatrzymał turbinę, wysiadł z
eleganckiej maszyny i podszedł do nich. Ubrany w czarne jeansy, skórzaną
kurtkę i mokasyny, które sięgały kolan, nie był tak wysoki jak Styx, mimo iż
obaj mieli taką samą brązową skórę i ciemne włosy, spływające na szerokie
ramiona. Twarz miał szczupłą z wystającymi kośćmi policzkowymi indiańskich
przodków i orlim nosem. Jego czoło było szerokie, a usta pełne. Ale to jego
oczy zwracały uwagę. W kolorze srebra tak jasnym, że wydawały się niemal
białe, szokowały bladością podkreśloną przez obręcz czystej czerni, która je
otaczała. To były oczy, które wydawały się przeszywać osoby na wylot i
demaskować ich dusze. Nie było to komfortowe uczucie. Zwłaszcza dla tych,
którzy nie chcieli szczególnie, by ich dusza została obnażona. Co dotyczyło…
tak, prawie wszystkich.
- Styx – Roke ukłonił się nisko płynnym, łagodnym ruchem, powoli
prostując się i z zadziwiającą szybkością rzucając sztyletem, który wbił się w
ziemię niecały cal od drogich, skórzanych butów Vipera. – Viper.
Viper warknął, machając ręką i wzburzając ziemię wokół stóp Roke’a.
Wszystkie wampiry potrafią przemieszczać glebę, bo to niezbędne umiejętności
chroniące ich przed słońcem, czy pozwalające ukryć zwłoki swych ofiar, ale
Viper był szczególnie uzdolniony, więc w mgnieniu oka Roke został zasypany
aż po pas.
- Skończyliście zabawę? – Styx zażądał odpowiedzi, jego lodowata moc
przeniknęła powietrze.
Szef klanu Nevada wydostał się z tej piaskownicy i otrzepał jeansy z
nieprzeniknionym jak zawsze wyrazem twarzy.
- Na razie.
Viper prychnął zniecierpliwiony.
- Po co tu jesteśmy?
Styx skinął głową w stronę ich towarzysza.
- Roke ma coś, co jego zdaniem powinniśmy zobaczyć.
- Jego kolekcję dmuchanych lalek?
- Chryste. Wystarczy – Styx ostrzegawczo obnażył ogromne kły. Nie
wiedział, co zaszło między dwoma szefami klanów w przeszłości, ale teraz to go
nie obchodziło. Nie miał czasu na ich bzdury. – Roke, pokaż mi.
- Tędy.
W zupełnej ciszy trzy wampiry wkroczyły w ciemność, poruszając się z
prędkością, która sprawiała, że były niemal niewidoczne. Zbliżały się do linii
urwistych wzgórz, gdy Viper mruknął zniecierpliwiony:
- Wprost uwielbiam biegać po jałowej pustyni, ale czy mamy jakiś
konkretny cel?
Jak na zawołanie Roke gwałtownie się zatrzymał, wskazując na pustynne
podłoże wprost przed nimi.
- Tam.
Viper przewrócił oczami.
- Bardzo małomówny.
- Lepszy niż taki, który nie wie, kiedy ma się zamknąć – odparował Roke.
- Zgoda – powiedział sucho Styx, przesuwając się, by zbadać grunt, który
wskazał Roke. Potrzebował dłuższej chwili, by rozpoznać, że linie wyryte na
suchej ziemi były czymś więcej niż tylko bazgraniną od jakiegoś człowieka. –
Och… cholera.
- Co u diabła? – Viper odchylił głowę do tyłu, gdy wyczuł utrzymujący się
zapach. – Czuję czystej krwi Wilkołaka.
- Cassandra – powiedział Styx, bez trudu rozpoznając zapach siostry
bliźniaczki swojej partnerki, która ujawniła się niedawno jako potężna
prorokini.
- I Caine – dodał Viper. – Co robili w samym środku Pustyni Mojave?
Teraz to było piekielnie dobre pytanie. Para czystej krwi Wilkołaków
zaginęła parę tygodni temu, mimo wszelkich starań Styxa, by ich zlokalizować.
Nieprawdopodobny wyczyn, biorąc pod uwagę fakt, że posiadał najlepszych
tropicieli na świecie. Oczywiście, jeśli pogłoski były prawdziwe, to dwa
Wilkołaki były już poza jego zasięgiem. Co sprawiało, że nie miał zielonego
pojęcia, jak została schwytana ani jak ją wydostać z obecnego więzienia.
- Jestem bardziej zainteresowany tym, co zostawili – przyznał, krążąc
wokół krawędzi dziwnych symboli.
Viper zmarszczył brwi.
- Akwaforta?
Styx pokręcił głową.
- To wygląda bardziej jak hieroglif.
- Przepowiednia – powiedział Roke ze spokojną pewnością siebie.
Styx odwrócił się, mierząc szefa klanu uważnym spojrzeniem.
- Potrafisz to odczytać?
- Tak, to jest ostrzeżenie.
Viper zmarszczył brwi.
- Jesteś prorokiem?
4
technika graficzna wklęsła, w której obraz otrzymuje się poprzez odbijanie rysunku na płycie
Roke pokręcił głową, wzrok miał utkwiony w liniach na ziemi.
- Jest tylko jeden prorok. Ale byłem synem jasnowidzącej kobiety, która
nauczyła mnie odczytywać znaki pozostawione przez naszych przodków.
Oczywiście. Styx nagle zrozumiał, dlaczego stoi na środku pustyni.
- Więc teraz wiemy, dlaczego Cassandra zdecydowała się na podróż do
Nevady – powiedział ironicznie.
- Dlaczego? – zapytał Viper.
Wskazał na Roke’a.
- Ponieważ było to jedyne miejsce, w którym mogła się upewnić, że jej
przesłanie zostanie zrozumiane.
Viper prychnął.
- Mogła wysłać ten tekst i zaoszczędzić nam podróży.
Uwagę Styxa przykuł cichy Roke. Nie sposób było ocenić, co czuł wampir,
wciągnięty w walkę przeciwko Mrocznemu Lordowi. Ale też bez wątpienia
zdawał sobie sprawę, że nie miał wyboru. Styx nie był szefem cholernej
demokracji. Prowadził swój lud przy użyciu sprytu i brutalnej siły, gdy było to
konieczne.
- Jak to odkryłeś?
- Kundel natknął się na to dwie noce temu – Roke natychmiast
odpowiedział. – W okolicy nie ma Wilkołaków, więc przyszedł do mnie z tą
informacją.
- Komu jeszcze o tym powiedział?
Roke od razu zrozumiał zaniepokojenie Styxa.
- Nikomu, ale to jest tutaj od dwóch, a może nawet trzech tygodni –
skrzywił się. – Niemożliwym jest dowiedzieć się, jak wiele osób to widziało.
A szkoda, ale teraz już nic nie można było zrobić, Styx przyznał w duchu.
- Czy ktoś inny mógł to odczytać?
Roke zamarł, nim pokręcił przecząco głową.
- Wątpię.
Viper, krzywiąc się, przykucnął, studiując uważnie podłoże pustyni.
- Co to znaczy?
Roke przesunął się do przodu, uważając, by nie naruszyć znaków i
wskazując ku dziwnym wyżłobieniom najbliżej nich.
- To jest symbol Alfy i Omegi.
Styx zamarł na znajome słowa.
- Dzieci – mruknął, mówiąc o bliźniętach znalezionych przez pół dżina
mieszańca, Laylah. Nie wiedziała, że były to dzieci wspomniane w proroctwie.
Albo, że zostały stworzone przez Mrocznego Lorda, by mógł ich użyć jako
naczyń do swojego ostatecznego zmartwychwstania. – Co z nimi?
Roke prześledził symbol w powietrzu.
- Tutaj są połączone.
Styx skinął głową. Gdy Laylah znalazła dzieci, były otoczone zaklęciem
unieruchamiającym i dlatego założyła, że jest to tylko jedno dziecko.
- Tak.
- A potem je rozdzielono – Roke wskazał w kierunku drugiego żłobienia. –
Omega zaginęła wśród mgieł.
Viper wymruczał przekleństwo. Styx go za to nie winił. Walczyli, by
chronić dzieci, ale gdy Laylah i Tane’owi udało się uratować chłopca i nazwać
go Maluhia, dziewczynka została zabrana poza barierę pomiędzy wymiarami i
wykorzystana przez Mrocznego Lorda podczas jego próby powrotu do tego
świata. Styx zwrócił swoją uwagę na ostatni symbol.
- Co to?
- Ponowne połączenie się dzieci.
Sycząc z niedowierzania Styx odwrócił się, by napotkać nieruchome
spojrzenie Roke’a, jego jasnosrebrne oczy były jeszcze bardziej niesamowite niż
zwykle.
- Ponowne połączenie?
- „Alfa i Omega będą na kawałki rozerwane i przez Mgły ponownie
połączone” – mruknął szef klanu Nevada, powołując się na proroctwo
Sylvermystów.
- Maluhia – szepnął Viper z ponurym wyrazem twarzy. – Cassandra
ostrzegła nas, że dziecko jest w niebezpieczeństwie.
- Cholera.
Styx wsunął rękę do kieszeni, aby wyszarpać z niej swój telefon
komórkowy, jego uczucie wściekłości przerodziło się we frustrację, gdy
uświadomił sobie, że nie ma zasięgu. Musiał wrócić do cywilizacji.
Natychmiast. Chwytając przestraszonego Roke’a za ramię, ruszył z powrotem
przez pustynię z oszałamiającą prędkością.
- Idziesz z nami.
Trzy tygodnie wcześniej
Las Vegas
Forum Shops in Caesars Palace
było krainą czarów dla każdej kobiety, nie
mówiąc o takiej, która spędziła ostatnich trzydzieści lat z dala od świata. Pod
sufitami, pomalowanymi tak, by przypominały błękitne niebo, znajdowały się
eleganckie sklepy, do których prowadziła droga obok fontann, mających za
zadanie przenieść kupujących w przeszłość do czasów rzymskich. Szklane
gabloty wypełnione były różnego rodzaju pokusami, które sprawiały, że każda
kobieta na ich widok się śliniła.
Z cierpkim uśmiechem Caine stanął za swoją olśnioną towarzyszką, by
objąć ręką jej talię i przyciągnąć jej plecy do piersi. Mógł tylko życzyć sobie, by
Cassie spojrzała na niego z takim samym tęsknym pragnieniem, przyznał za
smutkiem. A może nie, szybko się poprawił, gdy jego ciało stwardniało pod
wpływem znajomej, pierwotnej potrzeby.
Odkąd odkrył, że Cassie jest więziona w jaskini lorda demona kilka
tygodni temu, Caine zrobił, co w jego mocy, by odegrać rolę rycerza w lśniącej
zbroi. Mimo posiadania naturalnej siły czystej krwi Wilkołaka, Cassie nie tylko
została zmieniona w łonie matki, by się nie przemieniać, ale także była tak
niewinna jak niemowlę i dwa razy bardziej bezbronna.
Dodając do tego fakt, że była pierwszym prawdziwym prorokiem, który
narodził w tym wieku i obecnie ścigał ją każdy demon lojalny Mrocznemu
Lordowi, stała się chodzącą katastrofą. Rozpaczliwie potrzebującą opiekuna. A
odkąd Caine, kiedyś zwykły kundel, umarł i odrodził się w jej ramionach jako
czystej krwi Wilkołak, założył, iż ochrona Cassie była powodem, dla którego los
przywrócił go na ten świat, zamiast zostawić go, by zgnił w zasłużonym piekle.
Niestety, jego cudowny powrót do życia nie uwzględniał świętości i Caine
pozostał w pełni sprawnym mężczyzną ze wszystkimi zwykłymi słabościami.
Włączając w to szalejącą żądzę do maleńkiej kobiety, obecnie znajdującej się w
jego ramionach. Jak zawsze całkowicie nieczuła na jego męki, Cassie
westchnęła z zachwytu.
- Och…
- Cassie – schylił się, by powiedzieć jej to wprost do ucha. – Cassie,
posłuchaj mnie.
5
luksusowe centrum handlowe o powierzchni 59.100 m², połączone z Caesars Palace, leżące przy bulwarze w Las Vegas
Odchyliła głowę do tyłu, by napotkać jego zwężone spojrzenie i Caine
przez chwilę zapomniał o oddychaniu. Jasna cholera, ale ona była piękna. Jej
włosy były jasne, bliżej srebra niż blond i ściągnięte w kucyk, który sięgał do
pasa. Miała doskonałą, alabastrową skórę, gładką i jedwabistą. Jej oczy były
zdumiewająco zielone, w kolorze wiosennej trawy i nakrapiane złotem. Twarz
miała w kształcie serca o delikatnych rysach, które nadawały jej wrażenie
kruchości, co podkreślała jeszcze smukłość jej ciała. Oczywiście, pod jeansami i
sportową bluzą posiadała mięśnie jak wszystkie czystej krwi Wilkołaki.
- Co? – zapytała, gdy nadal gapił się na nią w bezmyślnym zachwycie.
Wciągnął głęboko powietrze, rozkoszując się ciepłym zapachem lawendy,
który przylgnął do jej skóry.
- Obiecałaś mi, że się wpasujesz w tłum.
Wyślizgnęła się z jego uścisku i rzuciła w stronę najbliższego sklepu,
przyciskając twarz do szyby.
- Mmm.
Caine przewrócił oczami.
- Wiedziałem, że to był błąd.
- Jest ich tak wiele – mruknęła, kiedy stanął obok niej. – Jak wybrać?
- Pójdziemy do sklepu, wybierzemy kilka z twoich ulubionych ubrań,
przymierzysz je…
- Ok.
Nie czekając, aż skończy Cassie przemknęła przez otwarte drzwi. Caine
szybko podążył za nią, ale z perfekcyjnym wyczuciem czasu bujnie obdarzona
przez naturę nimfa z ciemnymi włosami i brązowymi oczami udała, że się
potknęła i wylądowała na jego piersi. Instynktownie wyciągnął ręce, by chwycić
ją za ramiona, jego szafirowo – niebieskie oczy zwęziły się z irytacji.
Dawno temu doceniał piękne kobiety, rzucające mu się w ramiona. Nawet
gdy był zwykłym kundlem, jego krótkie blond włosy, opadające mu na czoło i
opalona sylwetka surfera sprawiały, że miał więcej kochanek, niż na to zasłużył.
A i nie bez znaczenia było to, iż jego ciało stanowiły wyrzeźbione mięśnie
okryte nisko opuszczonymi jeansami i obcisłym podkoszulkiem. A i o tak, że
zarobił nieprzyzwoitą fortunę na nielegalnej produkcji narkotyków w swoim
prywatnym laboratorium. Teraz potrzebował każdej uncji silnej woli, by
grzecznie osunąć na bok cholerną nimfę, a nie rzucić ją na eleganckie, metalowe
manekiny, prezentujące najnowsze stroje kąpielowe.
- Czy my się przypadkiem nie spotkaliśmy… – zaczęła, ale Caine nie
słuchał, przechodząc obok niej i kierując się prosto w stronę maleńkiej
blondynki, która obmacywała śliczną, białą sukienkę w czarne kropki.
- Cassie.
Ledwie przy niej stanął, kiedy jej ręce chwyciły dół bluzy i zaczęły ciągnąć
ją przez głowę.
- Chcę to przymierzyć.
- Jasna cholera – chwycił ją za ręce i zaczął ciągnąć jej bluzę z powrotem
na miejsce. – Czekaj.
Zmieszana zmarszczyła brwi.
- Ale mówiłeś…
- Tak, wiem, co mówiłem – mruknął. Kiedy się nauczy, że ona bierze każde
słowo dosłownie?
- Czy zrobiłam coś nie tak?
- Nigdy – musnął palcem jej blady policzek. Chryste, była tak nieznośnie
niewinna. – Dlaczego nie pokażesz mi tego, co ci się podoba, a ja dobiorę
odpowiedni rozmiar?
- Możesz to zrobić tylko patrząc?
Jego usta wygiął cierpki uśmiech.
- To dar.
- Dobrze wyćwiczony dar?
Uspokoił jej obawy. Pomimo faktu, że byli stałymi towarzyszami w ciągu
ostatnich tygodni, Cassie rzadko zdawała sobie sprawę z jego obecności, nie
mówiąc już o tym, że był krzepkim mężczyzną. Nie, żeby brał to do siebie. Była
nękana wizjami przyszłości i zbyt często nieczuła na świat wokół niej.
- Naprawdę jesteś zainteresowana? – dociekał.
Uśmiechnęła się, pokazując dołeczki w policzkach.
- Być może.
Przełknął jęk, a jego ciało znów stało się twarde i obolałe. Będzie miała w
swoich rękach kompletnego wariata, nim się to skończy.
- Lepsze to niż nic – skinął w stronę znajdującej się w pobliżu
ekspedientki, wskazując, że chce jedną z letnich sukienek, zanim Cassie
skierowała się w stronę szortów khaki i ładnych, letnich topów.
- A teraz wybierzemy kilka sensownych strojów, zanim ruszymy dalej.
W ciągu godziny mieli wystarczającą ilość ubrań dla nich obojga i
rachunek, który większość mężczyzn wprawiłby w przerażenie. Caine jednak
nawet się nie wzdrygnął, gdy zbierał pakunki i wyszedł ze sklepu. Opuścili
Missouri jedynie w tym, co mieli na sobie, po tym jak Cassie ostrzegła Laylah.
Dziś w nocy miał zamiar cieszyć się gorącym prysznicem, czystymi ubraniami,
dobrym jedzeniem i miękkim łóżkiem. I to w tej kolejności.
W milczeniu wędrowali w dół szerokim korytarzem, od czasu do czasu
zatrzymując się, by Cassie mogła zajrzeć przez okna. W tej chwili Caine był
zadowolony, że zachowywała się jak normalna kobieta. Bardzo rzadko zdarzało
się, że mogła odsunąć na bok brzemię swoich wizji. I tak długo, jak nie
wyczuwał żadnego czającego się niebezpieczeństwa…
Jego mózg wyłączył się, gdy baczny wzrok przyciągnął widok koronek i
wstążek i kobiecej pokusy rozłożonej na sklepowej wystawie. Instynkt nakazał
mu wciągnąć Cassie przez drzwi w wyciszoną atmosferę ekskluzywnego sklepu.
- Co robisz? – zapytała zmieszana.
- Zrobiliśmy twoje zakupy, teraz moja kolej – poinformował ją, zmierzając
w kierunku stolika, na którym leżał stos atłasowej bielizny z dopasowanymi
stringami.
Och… cholera. Cassie stanęła u jego boku ze zdziwieniem na twarzy.
- Tutaj?
- Oczywiście – upuszczając pakunki, Caine sięgnął po szkarłatną bieliznę,
unosząc w górę delikatny strój, by go obejrzeć. – Co myślisz?
- Maleńki – uśmiechnęła się lekko. – Nie sądzę, żeby na ciebie pasował.
Przeszyło go ciepło, gdy przed oczami stanął mu żywy obraz Cassie,
ubranej w koronkową bieliznę i rozłożonej na jego łóżku, z niemal identycznym,
kokieteryjnym uśmiechem na ustach.
- Weźmiemy po jednym z każdego koloru – wychrypiał w kierunku
sprzedawczyni.
- Nie są bardzo praktyczne – protestowała Cassie.
- Praktyczność jest ostatnią rzeczą, na jaką powinnaś zwracać uwagę, gdy
masz na sobie doskonałą bieliznę.
Spodziewając się kłótni, Caine był zaskoczony, gdy przejechała delikatnie
palcami po połyskującej tkaninie.
- Przypuszczam, że będą wygodne do spania.
Spania?
Fantazja Caine’a nagle zamieniła się w rzeczywistość – rzeczywistość z
Cassie śpiącą jak dziecko w jednym łóżku, podczas gdy on rzucał się i
przewracał w innym. Czy naprawdę musiał dodawać nieco skąpej koronki do
swoich tortur?
- Dla jednego z nas – przyznał cierpko.
Jak było do przewidzenia, nie miała pojęcia, dlaczego nagle kwestionował
własną poczytalność.
- Co?
Ruszył w stronę dyskretnego biura sprzedaży na tyłach sklepu, wyciągając
portfel.
- Jestem idiotą.