CECILY VON ZIEGESAR
CHCĘ TYLKO WSZYSTKIEGO
plotkara 3
Przekład Małgorzata Strzelec
Tytuł oryginału
ALL I WANT IS EVERYTHING
Muszę, muszę, muszę być uwielbiany.
The Stone Roses
∗
tematy ◄ wstecz dalej ► wyślij pytanie odpowiedź
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by nie
ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
Bo
ż
e Narodzenie w Nowym Jorku jest naprawd
ę
magiczne, zwłaszcza na przedmie
ś
ciach. Pachnie
ś
wie
ż
ym
ś
niegiem, pal
ą
cym si
ę
drewnem i
ś
wi
ą
tecznymi ciastami. Z góry, z naszego penthouse'u,
Central Park wygl
ą
da jak srebrzysty las, Park Avenue to parada
ś
wi
ą
tecznych
ś
wiateł, a rozmiar
choinki przed Centrum Rockefellera obiecuje,
ż
e to b
ę
d
ą
najbardziej niezwykłe
ś
wi
ę
ta ze wszystkich -
chocia
ż
wi
ę
kszo
ść
z nas wypije za du
ż
o szampana,
ż
eby to zauwa
ż
y
ć
. Okna wystawowe wzdłu
ż
Pi
ą
tej Alei s
ą
ś
wi
ą
tecznie udekorowane, a dziewczyny id
ą
na zakupy w tych cudnych lazurowych
płaszczach z kaszmiru od Marca Jacobsa, które kupiły w pa
ź
dzierniku i ju
ż
nie mogły si
ę
doczeka
ć
,
ż
eby je wło
ż
y
ć
. A wieczorem wszyscy wychodz
ą
,
ż
eby si
ę
bawi
ć
, bawi
ć
, bawi
ć
! Zapomnij o uczeniu
si
ę
przed ko
ń
cem semestru, zapomnij o ostatniej szansie na wysłanie podania do college'u, zapomnij
o pomaganiu mamie przy kupowaniu prezentów dla pokojówek, kucharzy, kierowców i pa
ń
z pralni.
Łap swoj
ą
obcisł
ą
kieck
ę
z czarnej satyny od Prady, dziesi
ę
ciocentymetrowe szpilki od Christiana
Louboutina z obcasami z perspeksu, pomara
ń
czow
ą
torebk
ę
Hermesa, najprzystojniejszego chłopaka,
jakiego znasz, i chod
ź
ze mn
ą
!
Na celowniku
D z V przyklejeni do siebie przy Siedemdziesi
ą
tej Dziewi
ą
tej, koło przystani. To wła
ś
ciwie tragiczne -
tyle czasu min
ę
ło, nim si
ę
zorientowali,
ż
e si
ę
sobie podobaj
ą
. N kupuje czerwone ró
ż
e dla J - kto by
si
ę
spodziewał,
ż
e w tym wiecznie najaranym ciele kryje si
ę
romantyczny duch. B i S wybieraj
ą
si
ę
do
Bendela,
ż
eby kupi
ć
sukienki na dzisiejszy bal charytatywny Czer
ń
i Biel. Słysz
ę
wła
ś
nie,
ż
e Flow
(były model, wspaniały wokal i gitarzysta, którego zespół 45 za swoj
ą
debiutanck
ą
płyt
ę
Komunik8
zdobył MTV Music Award dla najlepszego albumu) b
ę
dzie miał zaszczyt ogłosi
ć
, ile pieni
ę
dzy
zebrano. Dochód z balu jest przeznaczony dla B
ą
d
ź
dobry, organizacji walcz
ą
cej o prawa zwierz
ą
t,
∗
plotkara.net jest tłumaczeniem nazwy autentycznej strony internetowej: www.gossipgirl.net (przyp.
red.).
*
której rzecznikiem jest Flow. Ale kogo to obchodzi? Wszyscy wiemy,
ż
e idziemy tam tylko po to,
ż
eby
popatrze
ć
na jego idealn
ą
buzi
ę
. Do zobaczenia!
CZY ZNOWU S
Ą
PRAWDZIWYMI PRZYJACIÓŁKAMI?
To prawda: S i B postanowiły si
ę
pocałowa
ć
i pogodzi
ć
. Najwy
ż
szy czas. No bo w ko
ń
cu, jak długo
mo
ż
na w
ś
cieka
ć
si
ę
na kogo
ś
, z kim w szkole
ś
redniej razem si
ę
k
ą
piesz? B mo
ż
e nie jest tak blond
ani tak wysoka, ani tak „do
ś
wiadczona” jak S, ale to nie znaczy,
ż
e musi jej nienawidzi
ć
. A S nigdy nie
b
ę
dzie tak zwodnicza ani tak skupiona na sobie jak B, ale to nie znaczy,
ż
e musi si
ę
jej ba
ć
.
Dziewczyny postanowiły wi
ę
c zapomnie
ć
o dziel
ą
cych je ró
ż
nicach i zacz
ę
ły by
ć
dla siebie miłe,
przynajmniej na razie. Pytanie brzmi: Skoro znowu s
ą
razem, to co szalonego zmaluj
ą
? Wierzcie mi,
pierwsza si
ę
o tym dowiem, a wy zaraz potem. Nie
ż
ebym była dobra w dotrzymywaniu tajemnicy.
Wiem,
ż
e mnie
kochacie plotkara
pi
ę
kno
ś
ci na balu
- Gdyby była z piętnaście centymetrów wyższa, mógłby oprzeć brodę na rowku
między jej piersiami - zauważyła Blair Waldorf, przyglądając się swojemu ekschłopakowi
Nate'owi Archibaldowi. Tańczył z Jennifer Humphrey, niską i wyjątkowo dobrze zbudowaną
dziewiątoklasistką, dla której z niewyjaśnionych przyczyn zerwał z Blair raptem parę tygodni
temu. - Ale wtedy nie miałby jak oddychać.
Na szczęście tego wieczoru Blair nie zjadła kolacji. W przeciwnym wypadku
pobiegłaby prosto do toalety, żeby zwymiotować z obrzydzenia.
Serena van der Woodsen, najstarsza i najnowsza przyjaciółka Blair, pokręciła w
odpowiedzi jasnoblond czupryną.
- Nie rozumiem - powiedziała. - Nie mam nic przeciwko Jenny, ale zawsze uważałam,
że ty i Nate jesteście idealną parą. Jesteście sobie przeznaczeni i powinniście spędzić razem
resztę życia.
To nie były słowa w stylu Sereny. W końcu latem po dziewiątej klasie ona i Nate za
plecami Blair stracili razem dziewictwo. Jeśli jakaś para była sobie przeznaczona, to raczej
należałoby się spodziewać, że właśnie Serena i Nate. Ale jak w przypadku wszystkich
związków Sereny, romans z Nate'em stanowił tylko chwilowy kaprys. Blair i Nate tworzyli
starą parę, na poważnie. Zawsze byli elementem pewnym i niezmiennym - jak odźwierny w
wejściu do apartamentowca Sereny przy Piątej Alei. Nie sposób wyobrazić sobie przyszłości
tych dwojga jako pary. Obserwując ich, Serena mogła posmakować, co to znaczy być w
stałym związku. To trochę przerażające zobaczyć, jak bardzo sprawy mogą się posypać.
Blair wypiła duszkiem kieliszek szampana. Dziewczyny siedziały samotnie przy
wielkim, okrągłym stole przykrytym udrapowanym muślinem i czarną taftą. Cała sala balowa
hotelu St. Claire, w której na dobre rozkręcił się coroczny grudniowy bal Czerń i Biel, była
bogato udekorowana. Dziewczyny w długich czarnych sukienkach na ramiączkach od
Versacego i Dolce&Gabbany, z białymi piórami we włosach, tańczyły z chłopcami w
szeleszczących czarno - białych smokingach projektowanych dla Gucciego przez Toma
Forda. U sufitu wisiała gigantyczna kula z czarnych i białych róż. Blair miała silne wrażenie
déjà vu.
Jej matka wyszła za mąż raptem miesiąc temu za Cyrusa Rose'a, głośnego, pocącego
się, grubego frajera, a przyjęcie weselne urządzono w tej sali. Wesele ponadto odbyło się w
siedemnaste urodziny Blair, w dniu, w który planowała pójść na całość z Nate'em. Poświęciła
długie godziny na przygotowania i raz za razem wyobrażała sobie ze wszystkimi szczegółami,
jak to wszystko po kolei będzie przebiegało. Ale potem wpadła na Nate'a obściskującego się z
tą małą w korytarzu hotelowym i zdała sobie sprawę, że to koniec. I nieważne już, jak
seksownie wyglądała w ciemnobrązowej sukience druhny od Chloé, jak niesamowite miała
włosy i jak wysokie miała szpilki od Manolo Blahnika. Nate za bardzo był zajęty macaniem
balonów tej czternastolatki z loczkami, żeby cokolwiek zauważyć.
Były to najgorsze urodziny w życiu Blair. Ale nie miała zamiaru o tym rozmyślać. To
nie w jej stylu. Aha, jasne.
- Już nie wierze w przeinaczenie - odezwała się do Sereny, z rozmachem odstawiając
smukły kieliszek na stół i prawie tłukąc przy tym nóżkę. Przejechała palcami po długich
ciemnobrązowych włosach, które tego samego dnia przystrzygł Antoine, jej nowy ulubiony
fryzjer w salonie Red Door Elizabeth Arden.
Serena roześmiała się i przewróciła oczami.
- Więc dlaczego zawsze mówisz, że Yale to twoje przeznaczenie?
- To co innego - upierała się Blair.
Ojciec Blair poszedł do Yale i ona od zawsze marzyła, żeby też tam studiować. Była
najlepsza w swojej klasie w szkole Constance Billard, a zajęć dodatkowych miała po prostu
od zarąbania, więc podanie o wcześniejsze przyjęcie wydawało się najbardziej oczywistym
rozwiązaniem. Ale w czasie rozmowy kwalifikacyjnej nie wytrzymała napięcia i zamieniła się
w gwiazdę srebrnego ekranu. Z łamiącym sercem szlochem opowiedziała facetowi od
rozmowy kwalifikacyjnej historię o matce, która rozwiodła się z jej ojcem, gejem, i właśnie
miała zamiar poślubić człowieka, którego ledwo znała, a Blair nie może doczekać się
college'u, żeby wreszcie zacząć nowe życie. A potem pocałowała go - stanęła na palcach i
pocałowała go w zapadnięty, niedogolony policzek!
Blair zawsze wyobrażała sobie, że jest bohaterką czarno - białego filmu z lat
pięćdziesiątych, kimś w stylu Audrey Hepbum, jej idolki. Tym razem poniosła klęskę. Teraz
była zmuszona złożyć podanie o przyjęcie w normalnym trybie, tak jak wszyscy. Rozmawiała
nawet z ojcem, żeby zasponsorował wymianę studencką z Yale do Francji. Dzięki temu
zyskałaby przewagę nad resztą. Mimo wszystko miała niewielkie szanse dostać się do Yale.
Wyjęła butelkę szampana ze srebrnego kubełka z lodem, który stał na środku stołu, i
nalała sobie kieliszek.
- Przeznaczenie jest dla frajerów - stwierdziła. - To tylko nędzna wymówka, żeby
pozwolić, aby sprawy same się toczyły, zamiast wziąć je we własne ręce.
Gdyby tylko wiedziała, jak załatwić swoje sprawy, nie pieprząc wszystkiego przy
okazji!
Serena nie potrafiła na niczym skupić się dłużej, zupełnie jak małe szczenię, i wypiła
już za dużo wina, żeby poruszać poważne tematy.
- Nie rozmawiajmy o przyszłości, dobra? - zaproponowała. Zapaliła papierosa i
wydmuchnęła dym nad głową Blair. - Wiesz, ten blondynek, z którym gada Aaron, gapi się na
ciebie bez przerwy od dziesięciu minut. - Przykryła usta długimi, smukłymi palcami i
zachichotała. - Ups! Idą tutaj.
Blair odwróciła się i zobaczyła, że jej przybrany brat, który nosi dredy i jest
wegetarianinem. Aaron Rose, idzie do ich stolika z niewiarygodnie wysokim chłopakiem o
nastroszonych blond włosach, jasnobrązowych oczach i w doskonale skrojonym smokingu od
Armaniego. Blondyn bębnił smukłymi palcami w swoje nadzwyczaj długie nogi i gapił się na
lśniące, czarne buty od Christiana Diora, jakby bał się, że się potknie. Za plecami tych dwóch
chłopców parkiet roił się od ślicznych, prześlicznie ubranych dziewczyn z wyjątkowo
przystojnymi facetami, obejmującymi się za szyje i kołyszącymi się do piosenki Becka.
- Powiedz Blair coś miłego - podsunęła Serena Aaronowi, - Dziewczyna martwi się
przyszłością.
- A kto się nie martwi? - Blair przewróciła oczami.
Aaron wykrzywił wąskie usta we współczującym uśmiechu. Przyjechał na bal razem z
Blair i Sereną, lecz od razu zostawił dziewczyny przy szampanie i papierosach, żeby
poszukać swoich znajomych. Ale Blair ostatnio była przybita Z powodu ślubu rodziców,
koszmarnej rozmowy kwalifikacyjnej w Yale i całej reszty. Potrzebowała wsparcia.
- Przepraszam. Kiepski ze mnie partner na randkę. Może chcesz zatańczyć?
Blair go zignorowała. Czy wyglądała na kogoś, kto ma ochotę tańczyć? Zerknęła na
wysokiego przyjaciela Aarona.
- Kim jesteś?
Blondyn uśmiechnął się szeroko. Zęby miał jeszcze bielsze od koszuli.
- Miles. Miles Ingram.
Syn Danny'ego Ingrama, słynnego właściciela restauracji i nocnych klubów, tak
popularnych jak Gorgon w Nowym Jorku i Trixie w Los Angeles, i wiele innych.
- Chodzi ze mną do klasy w Bronxdale - dodał Aaron. - Zakładamy zespól. Miles gra
na perkusji.
Blair sączyła szampana, czekając, aż powiedzą coś, co nie będzie tak strasznie nudne.
Miles uśmiechnął się do niej szeroko i zabębnił palcami w oparcie wolnego krzesła.
- Jesteś o wiele ładniejsza, niż myślałem - powiedział.
Był milutki, ale to bębnienie palcami potrafiło naprawdę wkurzyć. Nie odpowiedziała
uśmiechem. Podniosła kieliszek. Aaron pewnie odmalował ją przed przyjacielem jako
potworną jędzę, a Miles spodziewał się, będzie miała brodawki na nosie i miotłę pod tyłkiem.
Niezupełnie. Aaron nie lubił mówić o swojej nowej przybranej siostrze, bo chciał ją
zatrzymać dla siebie. Ale spokojnie, bez pośpiechu - dojdziemy do tego później.
Aaron odgarnął dredy za ucho.
- A to Serena - wyjaśnił Milesowi.
Miles obrzucił wzrokiem idealne rysy twarzy Sereny, jej głębokie błękitne oczy,
smukłą figurę i fantastyczną czarną sukienkę od Gucciego. Pozwolił sobie zatrzymać na niej
wzrok przez chwilę - trudno było się powstrzymać, po czym odwrócił się do Aarona.
- To dziwne. Nie mówiłeś, że Blair jest taka piękna.
Aaron wzruszył ramionami. Wyglądał na zakłopotanego.
- Przepraszam.
Dziewczyny zapaliły i nadal czekały, aż wydarzy się coś szalonego. Biorąc pod
uwagę, co przed chwilą Blair powiedziała na temat przeznaczenia, to one powinny zadbać,
aby coś się wydarzyło.
Aaron odchrząknął.
- Na pewno nic masz ochoty zatańczyć? - zapytał znowu Blair.
Blair zauważyła, że Aaron nie ma muszki, a koszulę wypuścił ze spodni i rozpiął pod
szyją. Najwyraźniej chciał przez to dać coś do zrozumienia. Zaciągnęła się i dmuchnęła mu
dymem prosto w twarz.
- Nie, dzięki.
Piosenka Becka skończyła się i ludzie tłoczyli się wokół stolików, żeby wlać w siebie
trochę procentów.
- Nóg nie czuję! - jęknęła Kati Frank, opadając na krzesło naprzeciwko Blair i
zdejmując szpilki.
- Ja też - wtrąciła Isabel Coates, opadając na krzesło obok Kati.
Przez ostatnie dwa lata, kiedy Serena była w Hanover Academy w New Hampshire,
Isabel i Kati nie odstępowały Blair na krok. Razem kupowały kosmetyki w Sephorze, razem
piły cappuccino w Le Canard i nawet do toalety chodziły razem. Blair rządziła życiem
towarzyskim, więc kiedy z nią były, czuły się niemal sławne, wszędzie przyjmowano je jak
królowe. Ale przed Dniem Kolumba
∗
wyrzucili Serenę ze szkoły z internatem. Wróciła więc
do Nowego Jorku i ukradła Blair dziewczynom. Kati i Isabel znowu stały się zwykłą Kati i
zwykłą Isabel.
- Dziewczyny, a dlaczego nie tańczycie? - zapytała Kati.
Blair wzruszyła ramionami.
- Nie jestem w nastroju.
- Musimy tylko przetrwać ten tydzień przed końcem semestru - westchnęła Isabel.
Znudzenie na twarzy Blair pomyliła ze zmęczeniem. - A potem wyrwiemy się gdzieś na Boże
Narodzenie.
- Macie szczęście, że wyjeżdżacie gdzieś, gdzie jest ciepło - dorzuciła Kati. - Ja będę
musiała jechać na głupie narty do głupiego Aspen. Znowu!
- To i tak masz lepiej niż ja w moim nudnym domku w Connecticut - odparła Isabel.
- Ja się cieszę. Będzie niesamowicie. - Serena uśmiechnęła się podekscytowana.
Kati i Isabel spiorunowały ją wzrokiem.
Blair i Serena razem wyjeżdżały na ferie świąteczne na St. Hans. Matka Blair i ojciec
Aarona spędzali miesiąc miodowy, żeglując po Karaibach i ustawili wszystko tak, żeby w
święta spotkać się z Blair, Aaronem i młodszym bratem Blair, Tylerem, w ekskluzywnym
kurorcie Isle de la Paix na St. Bans. Każde mogło zabrać ze sobą kogoś z przyjaciół, więc
Blair zaprosiła Serenę po tym. jak pogodziły się w łazience w czasie wesela matki.
Oczywiście wracają do Nowego Jorku na sylwestra. Po ukończeniu dwunastego roku
życia żadna szanująca się dziewczyna nie wita Nowego Roku gdzieś na wakacjach z
rodzicami.
- Świetnie będzie - zgodziła się Blair z szelmowskim uśmiechem. Oczami wyobraźni
już widziała siebie: ze skórą gładką od olejku, w nowym bikini od Missoniegona
nieskazitelnym białym piasku plaży, twarz ma schowaną za ogromnymi ciemnymi okularami
od Chanel, a zabójczo przystojni chłopcy w szortach do surfingu przynoszą jej egzotyczne
drinki w łupinach kokosa. Zapomni o Yale i Nacie, i o matce, i o Cyrusie. Będzie przypiekać
się na kolor kawy z mlekiem, leżąc pod gorącym słońcem. Oczywiście wiedziała, że Kati i
Isabel aż skręca z zazdrości, bo nie zaprosiła żadnej z nich na St. Bans, ale miała to absolutnie
gdzieś.
Jeszcze tylko tydzień.
Chuck Bass stanął za Blair i położył swoje wielkie, ciepłe ręce na jej odsłoniętych,
∗
Dzień Kolumba - święto obchodzone w Stanach Zjednoczonych w drugi
poniedziałek października -
upamiętniające odkrycie Ameryki przez Krzysztofa Kolumba (przyp. tłum.).
wyćwiczonych dzięki tenisowi ramionach.
- Właśnie widziałem Nate'a i tę małą z Constance obściskujących się w kącie -
oznajmił, jakby ktokolwiek chciał o tym wiedzieć.
Chuck był przystojny, tak jak ci mroczni faceci z reklam wody po goleniu. Był też
najbardziej napalonym chłopakiem w całym Nowym Jorku. W październiku próbował
napastować Serenę w apartamencie hotelu Tribeca Star (należącym do jego rodziny), kiedy
straciła przytomność, bo za dużo wypiła. W tym samym tygodniu prawie namówił małą Jenny
Humphrey, żeby zdjęła dla niego sukienkę w damskiej toalecie na imprezie „Buziak w
usteczka”.
Chuck to wyjątkowo odrażający typ, ale nadal wszyscy go tolerowali, bo był jednym z
nich. Chodził do małej prywatnej szkoły tylko dla chłopców. W podstawówce uczył się
tańczyć w studiu Arthura Murraya i brał lekcje tenisa w Asphalt Green. Śpiewał w chórze
kościelnym kaplicy hotelu na plaży w południowej Francji. Był zapraszany na najlepsze
imprezy i na najbardziej ekskluzywne prywatne wyprzedaże, tak jak oni wszyscy. Urodził się,
żeby żyć w wielkim świecie, tak jak oni wszyscy. Nawet gdy został odrzucony, i tak wracał
po więcej. Absolutnie nic go nie zrażało.
Blair próbowała strącić jego dłonie.
- I co z tego?
Chuck nadał trzymał dłonie tam, gdzie je położył.
- Nate'owi nigdy nie udało się ciebie namówić, nie? - Zaczął masować jej ramiona. -
Pomyślałem sobie, że może mnie przypadnie ten zaszczyt.
Blair zesztywniała. Do tej pory nie miała specjalnych problemów z Chuckiem, ale
teraz zrozumiała, dlaczego Serena tak serdecznie go nie cierpi. Odsunęła krzesło, wyszarpując
się spod jego dłoni, i wstała.
- Muszę zrobić siusiu - oznajmiła wszystkim przy stole, Chucka ignorując całkowicie.
- A potem wynośmy się stąd. Możemy się zabawić u mnie w domu.
Aaron wstał i zrobił krok w jej stronę, odgarniając w zażenowaniu dredy za uszy.
- Wszystko w porządku? - zapytał z troską.
W tej chwili zachowanie w stylu Pan Wrażliwy wkurzało Blair równie mocno, co
obrzydliwe zagrywki Chucka.
- Tak.
Odwróciła się i przemaszerowała przez salę w dziesięciocentymetrowych szpilkach od
Christiana Louboutina z obcasami z perspeksu i w superobcisłej czarnej sukience Gucciego.
Patrzyła przed siebie, żeby nie zauważyć Nate'a z małą Ginny, czy jak ona się nazywała.
Ludzie zaczęli zbierać się na parkiecie, rozmawiali z podnieceniem. Flow -
najprzystojniejszy lider spośród wszystkich liderów różnych zespołów - zaraz się zjawi. Ale
Blair miała to gdzieś. Nie szalała na punkcie sławnych ludzi. Nie musiała: była gwiazdą
filmu, który nieustannie widziała w wyobraźni, najsłynniejszą osobą, jaką znała.
sławny przystojniak całkowicie zmienia sytuacj
ę
Jenny przez cały wieczór chodziła jak pijana ze szczęścia. Zanim przyjechali na bal,
Nate ubrany w nowiutki smoking od Donny Karan podjechał po nią taksówką, zabrał ją na
sushi i zbyt dużą ilość sake w Bond, a potem podarował jej mały turkusowy wisiorek w
kształcie gwiazdki od Jade Jaggera. Jego zielone oczy błyszczały w świetle świec, a
złocistobrązowe włosy były idealnie zmierzwione. Jenny starała się zapisać w pamięci każdą
scenę, żeby rano namalować następny jego portret i dodać do swojej kolekcji.
Najlepsze był to, że kiedy zjawili się na balu, Nate nie ciągał jej, żeby rozmawiała z
ludźmi, których nie znała Nawet jego najlepsi, wiecznie hałaśliwi przyjaciele, Jeremy Scott
Tompkinson, Anthony Avuldsen i Charlie Dern, zostawili ich w spokoju. Dziś wieczór Nate
należał tylko do niej; wystarczało mu do szczęścia, że ją obejmował, gdy całowali się po
cichu w kącie.
- Kojarzysz taki obraz Pocałunek Gustava Klimta? - zapytała z przejęciem Jenny,
patrząc na prześliczną twarz Nate'a.
Nate zmarszczył brwi.
- Chyba nie.
- Tak, na pewno kojarzysz. Jest strasznie znany. W każdym razie pasuje do tego, co
teraz czuję.
Nate wzruszył ramionami i spojrzał na scenę.
- Chyba ten gość z 45 zaraz wyjdzie i coś powie.
Jenny oparła się o ścianę. Jeszcze niedawno by się posiusiała ze szczęścia, że zobaczy
taką sławę jak Flow, ale teraz chciała tylko dalej całować się z Nate'em.
- I co z tego? - zachichotała i dotknęła wierzchem dłoni ust, ostrożnie, żeby nie
rozmazać błyszczyka. - To było mile - dodała cicho.
- Co? - zapytał Nate, rozglądając się z roztargnieniem po sali.
- Nigdy wcześniej nie całowałam się tak długo - wyznała Jenny.
Nate odwrócił się do niej i uśmiechnął. Wypalił skręta po drodze, gdy po nią jechał, i
nadal czuł efekt. Podobała mu się sukienka Jennifer. Długa i czarna, z głębokim wycięciem z
przodu i z tyłu oraz z efektowną białą lamówką, która okręcała się wokół drobniutkich kostek
Jenny.
Kupiła ją w Century 21, w sklepie, gdzie po zniżkowych cenach można kupić
markowe ciuchy. Odwiedzają go łowcy okazji i ludzie wyjątkowo bezmyślni, kupujący
wszystko, co ma odpowiednią metkę, nawet jeśli ewidentnie jest to rzecz nieudana albo
pomyłka projektanta, która nigdzie indziej poza Century 21 w życiu by się nie sprzedała.
Jenny poświęci kieszonkowe z czterech miesięcy, żeby zwrócić ojcu za sukienkę, ale
Nate nie musiał o tym wiedzieć. Uważał, że wygląda w niej jak czarno - biały anioł. Anioł z
najładniejszymi balonami, jakie w życiu widział. Wyciągnął ręce i pogłaskał ją po ramionach.
W dotyku też była miła, mila i ciepła, jak świeżo upieczony chleb w pięciogwiazdkowej
restauracji.
Didżej zaczął grać przebój 45, Korrupr Me. Flow wkroczył dumnie - nie wiadomo
skąd - na parkiet. Miał na sobie smoking i czerwoną koszulkę z napisem
BĄDŹ MIŁY
wypisanym dużymi białymi literami. Szczerzył zęby w uśmiechu jak ktoś, kto wie, że jest
jednym z najprzystojniejszych facetów na świecie. Flow był synem duńskiej modelki bielizny
i jamajskiego króla kawy. Wyglądał jak opalona, błękitnooka wersja Jima Morrisona z
Doorsów - kapeli z lat sześćdziesiątych. Stanął za szklanym pulpitem, muzyka ucichła.
Wszyscy zaczęli wrzeszczeć i klaskać. Jenny wsunęła swoją drobną dłoń w większą dłoń
Nate'a i uścisnęła ją, gdy wyszli z kąta, żeby popatrzeć.
- Chcę wam wszystkim gorąco podziękować za to, że się odstawiliście i przyszliście
tutaj, żeby zbierać pieniądze na... - Flow rozsunął poły smokinga i wskazał na swoją
koszulkę. Któryś z dziarskich, rozentuzjazmowanych gości, kto nie bal się wyjść na kretyna,
krzyknął: „Bądź miły!”
W tej samej chwili Blair z rozmachem otworzyła drzwi damskiej toalety i zobaczyła,
że Nate i Jenny stoją dokładnie na jej drodze, trzymając się za ręce. Jenny miała na sobie
sukienkę w stylu babuni, za dużej w biodrach, a za ciasnej w ramionach, wątpliwej marki.
Wyglądali z Nate'em tandetnie, jak dzieciaki z przedmieścia na balu maturalnym.
Blair poprawiła ramiączka sukienki i cmoknęła pomalowanymi na rubinowo ustami.
Im prędzej się stąd wyniesie, tym lepiej. Ale nie mogła uciec chyłkiem jak jakaś biedna,
porzucona eksdziewczyna. Cholera, na to była zbyt dumna. Zdecydowanie zbyt dumna.
- Chciałbym
także
podziękować
komitetowi
organizacyjnemu,
któremu
przewodniczyły Blair Waldorf i Serena van der Woodsen - ciągnął Flow, czytając z maleńkiej
karteczki schowanej w dłoni. - Ej, dziewczyny, może byście tu przyszły i pomogły mi
ogłosić, ile zebraliśmy pieniędzy?
Wszyscy wykręcili głowy, szukając Sereny i Blair.
Z typową dla siebie żywiołowością, Serena wykrzyknęła radośnie i swobodnie, z
wdziękiem przeszła przez parkiet w stronę podium z rozwianymi jasnymi włosami. Flow
cofnął się o krok. oniemiały jej urodą, a Serena pochyliła się nad mikrofonem:
- Chodź, Blair! - krzyknęła, rozglądając się po zatłoczonej sali. - Rusz się tutaj!
Blair czuła, że ludzie gapią się na nią. Spróbowała się uśmiechnąć i ruszyła ze
swojego posterunku przy drzwiach do toalety. Przeszła tuż przed nosem Nate'a i Jenny.
Nate otworzył usta, gdy Blair śmignęła obok niego. Wyglądała na wyższą, niż
pamiętał, a jej pupa nabrała wyrazu. Jej długie włosy błyszczały, a skóra miała perlisty
połysk. Wyglądała rewelacyjnie. Nie, wyglądała lepiej niż rewelacyjnie. Nagle poczuł się
zagubiony. Miał ochotę złapać Blair za rękę i powiedzieć: „Chodź no tutaj. Popełniłem błąd”.
Ale Jenny uścisnęła jego dłoń, a on spojrzał w jej ujmujące brązowe oczy i głęboki rowek
miedzy piersiami. Natychmiast zapomniał o Blair.
Był jak wyjątkowo głupi labrador. Jeśli mu pomachasz przed nosem kijkiem, będzie
musiał go złapać, ale jeśli rzucisz mu piłkę tenisową, zapomni o kijku i poleci za piłką.
Blair stanęła za pulpitem. Flow podał Serenie karteczkę, uśmiechając się od ucha do
ucha, bo przewodniczące komitetu okazały się prawdziwymi Ślicznotkami.
- No dobra - powiedziała Serena, czytając karteczkę. - Zebraliśmy więc osiem tysięcy
czterysta dolarów. Wszystko zostanie przekazane organizacji Bądź Miły, międzynarodowemu
funduszowi ratowania zwierząt. - Popisała się słynnym uśmiechem, który obfotografowało
już tylu reporterów z kronik towarzyskich i rubryk z plotkami. Szturchnęła Blair w rękę.
Blair uczestniczyła w setkach takich imprez. Wiedziała, jak to leci.
Pochyliła się do mikrofonu.
- Dziękujemy wam za przyjście! - krzyknęła i uśmiechnęła się swoim najlepszym
uśmiechem dobroczyńcy. - I nie zapomnijcie zabrać torebek z upominkami - to najlepsza
część zabawy!
Muzyka znowu zaczęła grać, ale teraz głodniej. Wszyscy znowu pili i tańczyli. Flow
szepnął coś Serenie do ucha. Jego oddech połaskotał ją w ucho i nieco je rozgrzał. Pachniał
świeżą skórą.
Serena zachichotała.
- Poczekaj chwile, dobra?
Flow kiwnął głową, a Serena złapała Blair za rękę, wyciągnęła ją zza pulpitu i
poprowadziła do stołu.
- Chce, żebym spotkała się z nim na zewnątrz. Przejedziemy się jego limuzyną.
Zabieraj szybko swój płaszcz. Ty też jedziesz.
Blair zmarszczyła brwi. Nie lubiła być piątym kołem u wozu, to nie w jej stylu.
- Nie sądzę.
Serena udawała, że jej nie słyszy. Nie miała zamiaru pozwolić Blair, żeby popsuła całą
imprezę.
Kati, Isabel, Chuck, Aaron i Miles nadal siedzieli przy stoliku, popijając wódkę, którą
Chuck przemycił w srebrnej piersiówce z monogramem.
- Chodźcie! - zawołała Serena rozradowana. - Wszyscy wychodzimy! Jedziemy na
imprezę limuzyną Flowa!
Blair wyłowiła numerek do szatni ze swojej niezupełnie ekologicznej, podłużnej
torebki z norek i pancernika od Fendiego. Entuzjazm Sereny bywał irytujący. Ale trudno
powiedzieć, żeby na balu bawiła się jakoś szczególnie dobrze.
Podobał jej się pomysł, żeby odstawić się i pojeździć po mieście, oglądać świat zza
przyciemnionych szyb limuzyny. To było takie w stylu Audrey ze Śniadania u Tiffany'ego.
A może przejażdżka z Flowem będzie czymś, co w magiczny sposób zmieni jej życie
z pasma katastrof w ciąg spełnionych marzeń.
A może nie.
Nate zaczął się nudzić samym całowaniem Jenny. Nie miał co pić i naprawdę
potrzebował następnego skręta.
- Masz ochotę na spacer? - zapytał.
Jenny uśmiechnęła się. Jego rzęsy wyglądały jak skąpane w złocie, zupełnie jak
włosy. Jedno tylko mogłoby uczynić ten wieczór jeszcze bardziej idealnym - gdyby Nate
powiedział, że ją kocha. I mając nadzieję, że to właśnie chce jej powiedzieć, zgodziła się z
zapałem:
- Jasne.
Zabrali płaszcze. Nate przytrzymał jej drzwi, gdy wychodzili z tętniącego życiem
hotelu.
Ogromna limuzyna o przyciemnianych szybach stała zaparkowana przed budynkiem.
Zeszli na chodnik po marmurowych schodach. Nate wypuścił dłoń Jenny, żeby dyskretnie
zapalić skręta. Jenny zawiedziona bawiła się czarnymi zamszowymi rękawiczkami. Jeżeli
Nate ma zamiar wyznać jej miłość, to wolałaby, żeby nie był wtedy na haju.
Nagle ciemna szyba w limuzynie opuściła się i pojawiła się śliczna blond głowa
Sereny.
- Ej, wy! - krzyknęła do Jenny i Nate'a. - Chodźcie! Mamy imprezę! Wsiadajcie!
Wsiadajcie!
Serena jak zwykle działała pod wpływem impulsu. Nawet nic pomyślała, że to ostatni
ludzie na ziemi, których Blair chciałaby widzieć.
Jenny zawsze uwielbiała Serenę, przejażdżka z nią wydawała się ekscytującym i
dekadenckim pomysłem. Bardziej ekscytującym niż chodzenie w mroźną noc i czekanie, aż
Nate odpłynie. Dotknęła jego ręki.
- Możemy?
Nate wzruszył ramionami. Mógł zrobić wszystko, o ile będzie mógł zabrać ze sobą
skręta.
- Jasne. Czemu nie?
Drzwi otworzyły się, a Jenny, chichocząc, zaczęła gramolić się nad masą nóg w
kabaretkach i w spodniach od smokingów. W końcu wkręciła się w odrobinę miejsca tuż przy
oknie, obok dziewczyny, która miała najbardziej niezwykłe buty. chyba potwornie drogie.
Jenny w życiu czegoś takiego nie widziała. I tak się składa, że to była eksdziewczyna Nate'a -
Blair Waldorf.
Jenny zaczerwieniła się jak burak i natychmiast odwróciła głowę - a wtedy zobaczyła
rzucającego jej lubieżne spojrzenie Chucka Bassa, tego dupka, który przykleił się do niej w
łazience na imprezie „Buziak w usteczka” w październiku.
Widzisz, co się dzieje, kiedy nurkujesz do limuzyny, nie sprawdziwszy wcześniej, kto
jest w środku?
D mo
ż
e uchowa si
ę
do
ś
lubu
Daniel Humphrey odgryzł różowy paznokieć Vanessy Abrams i wypluł go na brązowy
kudłaty dywan leżący w jego sypialni. Ten paznokieć był dużo dłuższy od reszty i Dan miał
już dość tego, że Vanessa cały czas go nim drapała.
- Ej, to był mój paznokieć do gitary! - zaprotestowała Vanessa, wyrywając dłoń. żeby
ocenić straty.
Dan roześmiał się. Jego blada twarz wykrzywiła się pod szopą włosów. Rzadko kiedy
je obcinał, ale za długie włosy pasowały do wizerunku poety, który nadużywa kofeiny.
- Jakbyś grała na gitarze.
Vanessa wzruszyła ramionami i potarła czubek głowy bladymi knykciami. Miała
ogromne brązowe oczy, bladą cerę, wąskie czerwone usta i mogłaby być ładna, gdyby
przestała golić głowę. Ale Vanessy nie interesowała uroda, ona wolała brzydką stronę
rzeczywistości, jej mroczne zakamarki.
- Skąd wiesz? Za dnia widuję się z tobą, ale w nocy daję czadu.
- Nawet nie lubisz głośnej muzyki - szydził Dan. Pchnął ją na łóżko i zaczął łaskotać
pod pachami. - Twoja ulubiona płyta to nagranie burzy z piorunami.
- Przestań! - pisnęła Vanessa, śmiejąc się histerycznie, machając na oślep rękoma i
nogami. - Danielu Randolphie Humphreys, przestań natychmiast!
Prawda, że są słodcy?
Dan przestał ją łaskotać i usiadł prosto.
- Powiedziałaś to słowo na „r”.
Vanessa poprawiła golf. który podjechał w górę na jej bladym, nieco pulchnym
brzuchu.
- Randolph, Randolph, Randolph. Kto daje dziecku na drugie Randolph? Brzmi jak
nazwa prezerwatyw albo imię gwiazdy porno. Randolph Posuwacz! - zanosiła się od śmiechu.
Dan nagle umilkł. Marszcząc brwi, wsunął palec w dziurę wypaloną papierosem w
starym, zielonym wełnianym kocu wojskowym, którym przykrywał łóżko.
Vanessa usiadła.
- Przepraszam. Obiecałam, że nie będę już nabijać się z twojego drugiego imienia, a
teraz siedzę tu i wyję jak szakal.
Ale nie to gryzło Dana.
- Ile lat ma Clark? Dwadzieścia dwa? - zapytał.
Oczy Vanessy zrobiły się jeszcze większe. Clark był barmanem, z którym widywała
się, zanim Dan w końcu zajarzył i zrozumiał, że on i .Vanessa powinni być kimś więcej niż
przyjaciółmi.
- No, i co z tego?
- Prawdziwy ogier?
- Chyba. - Nadal nie wiedziała, do czego Dan zmierza. Zakręcił się gwałtownie na
łóżku i zapalił milion któregoś camela tego dnia. Zaciągnął się głęboko i wydmuchnął
błękitnoszary dym nad głową Vanessy. Chciał wyglądać na spokojnego.
- Więc wy... OM... uprawialiście seks?
Vanessa próbowały ukryć uśmiech. A więc o to chodziło. Zastanowiła się nad
odpowiedzią.
- Tak jakby.
- Tak jakby tak, czy tak jakby nie?
- Tak jakby tak, ale niedużo - odparła z wahaniem Vanessa.
Poszła do łóżka z Clarkiem dwa razy. Pierwszy raz był w środku dnia. Była tak
skrępowana myślami o swoim ciele, że nie zwracała uwagi na nic innego. Za drugim razem
bardziej się rozluźniła, ale nadal nic rozumiała, o co tyle hałasu. Dla niej to było w zabawny
sposób prehistoryczne. Bo to właściwie dokładnie to samo, co robią zebry i hieny w porze
godowej na filmach przyrodniczych. Z drugiej strony fajnie było mieć to za sobą. Dzięki temu
czuła się bardziej doświadczona - pewne rzeczy już znała i robiła.
Rozumiem. - Dan znowu zaciągnął się. I jeszcze raz. Patrzył na szew na obszyciu
białej, poplamionej kawą poduszki. On był prawiczkiem, a Vanessa już nie była dziewicą. Nie
wiedział, jak się powinien z tym czuć.
Właściwie to wiedział. Czul się zdenerwowany, głupi, niski, chudy, blady, dziwny i
kompletnie z innej bajki. Czemu poszła do łóżka z innym facetem?
Słuchaj, wiem, że jesteś prawiczkiem - powiedziała wprost Vanessa. - Ale to nie
znaczy, że musisz nim zostać na zawsze. - Uniosła znacząco brwi i uśmiechnęła się szeroko.
Dan podniósł wzrok i odpowiedział uśmiechem. Zaczerwienił się mocno.
- Naprawdę?
Vanessa skinęła głową i przysunęła się nieco do niego.
- Naprawdę.
Położyła dłonie na jego chudej piersi i pchnęła go na łóżko. Potem wyjęła papierosa z
jego dłoni i utopiła go w niedopitej wystygłej kawie.
- Nie martw się - powiedziała chrapliwym głosem doświadczonej kobiety. - Wiem, co
robię.
Pocałowała go delikatnie w usta i zaczęła ich oboje rozbierać. Najpierw ściągnęła z
niego szarą koszulkę, a potem zdjęła swój czarny golf. Miała na sobie obcisły czarny top.
Zawsze ubierała się na czarno.
Dan wziął głęboki wdech i zamknął oczy. Nie tak to sobie wyobrażał. Dla niego seks
był zaraz obok narodzin i śmierci jednym z najbardziej krańcowych, poetyckich doświadczeń
w życiu człowieka. To nie coś, co człowiek robi z dziewczyną w sobotni wieczór przed
końcem semestru, kiedy trochę się nudzi. To było coś, co się robi, kiedy już naprawdę ludzie
znają się do końca i pod każdym względem - intelektualnym, duchowym, filozoficznym.
Bawił się nawet mysią, żeby poczekać z seksem aż do małżeństwa. Chciał mieć pięciu synów
i dać im imiona swoich ulubionych pisarzy: Kafki, Goethego, Sartre'a, Camusa i Keatsa.
Nawet jeśli nie poczeka do ślubu, pierwszy raz powinien być częścią odkrywania, jakby się
uczyli mówić do siebie w nowym języku.
Ale Vanessa nauczyła się już tego języka od innego faceta.
- Masz piękne wąskie stopy - zauważyła, gdy klęczała na podłodze i zdejmowała
Danowi skarpetki.
Dan usiadł i cofnął stopy.
- Poczekaj.
Vanessa wpełzła na materac i usiadła obok niego po turecku, w samych rajstopach i
topie.
- Co jest?
- Nie chcę tego robić - powiedział Dan. Splótł chude ręce na nagiej piersi. Nadal miał
na sobie sztruksy, ale czuł się całkiem nagi. - To znaczy nie tak od razu.
Vanessa szturchnęła go zawadiacko w ramię.
- Za pierwszym razem też się denerwowałam. To nic takiego - powiedziała
uspokajająco. - Obiecuję.
Dan przełknął ślinę i spojrzał na sufit. Patrzył na pęknięcie w sztukaterii.
- Wolałbym poczekać, aż to będzie bardziej... naturalne.
- No... dobra - odparła powoli Vanessa. - Ale to tylko seks, zrozum. To nie jest wiersz.
Najwyraźniej nie rozumiała. Dla Dana to był wiersz. Pewnie najważniejszy wiersz,
jaki kiedykolwiek napisze.
Sięgnął po koszulkę i wciągnął ją przez głowę.
- Naprawdę wolałbym poczekać, i tyle.
- Dobra - rzuciła Vanessa, tracąc cierpliwość.
Dan zawsze wszystko analizował. Pisał w swoich czarnych notatnikach tak długo, aż
nie pozostawało nic więcej do napisania. Uwielbiała to, że jest taki wrażliwy i romantyczny,
ale czasem byłoby miło, gdyby trochę się zapomniał i dał się ponieść. Z drugiej strony
podkochiwała się w nim od pierwszego spotkania, odkąd postali najlepszymi przyjaciółmi,
jakieś trzy lata temu. Nie miała zamiaru wszystkiego popsuć, skoro w końcu byli razem.
Dan zapalił następnego papierosa. Ręce mu się potwornie trzęsły.
Vanessa znowu go szturchnęła.
- Ej, nie martw się. Jeśli o mnie chodzi, możemy tego nie robić. W porządku?
Kiwnął głową, a Vanessa złapała jego rękę i położyła ją na ramieniu tak, żeby ją objął.
Ułożyli się na łóżku. Dan wydmuchiwał dym w stronę chińskiego czerwonego lampionu nad
swoją głową i delikatnie głaskał kciukiem szorstką, ciemną głowę Vannessy. Cieszył się, że
nie musi wiele tłumaczyć. To było fajne - spotykać się z najlepszą przyjaciółką. Znała go
niemalże lepiej niż on sam.
Leżeli tak przez chwilę, patrząc, jak dym z papierosa szybuje w powietrzu. To była
kolejna fajna rzecz w chodzeniu z najlepszą przyjaciółką. Nie zawsze trzeba rozmawiać.
- Kiedy tylko zaczną się ferie, chcę nakręcić jeszcze trochę materiału do mojego filmu
- powiedziała Vanessa, przerywając ciszę. - Boję się, że moja Wojna i pokój jest zbyt
mroczna, żeby wysłać ją na uniwersytet.
Ostatni film Vanessy opierał się na scenie z Wojny i pokoju Tołstoja. Dan grał w nim
księcia Andrzeja uzależnionego od kokainy. Vanessa złożyła już wcześniej papiery na
Uniwersytet Nowojorski i chciała im wysłać film zamiast eseju, ponieważ jej główną
specjalizacją miała być reżyseria. Nic mogła się doczekać. Jeszcze tylko jeden semestr w
Constance Billard. w szkole dla grzecznych dziewcząt, do której (Bogu dzięki) nie pasowała,
i wreszcie będzie wolna, wolna, wolna!
Dan wydmuchnął długą smużkę dymu. Nie rozumiał, czym Vanessa się denerwuje. Jej
filmy były mroczne, ale dzięki temu genialne. Nie ma siły - muszą ją przyjąć na uniwerek.
- Jeżeli ktoś tu powinien się martwić, to ja - powiedział i znowu ręce mu zadrżały.
- Co masz na myśli? Każda szkoła, w której jest porządny kurs pisarski, zabiłaby się,
żeby cię tylko zdobyć.
- Tak, ale mówimy o mrocznych rzeczach. Moje wiersze są... - Dan urwał. Jego
wiersze były bardzo osobiste. Wydawało mu się to trochę dziwne - wysłać cały ich plik do
przypadkowych ludzi zajmujących się rekrutacją w Columbii, w Brown albo w Vassar.
Zupełnie jakby obnażał duszę przed kimś zupełnie obcym, kto mógł nawet nie czytać
Goethego, Sartre'a albo Camusa i mógłby nie zrozumieć ewidentnych odniesień do ich dzieł.
- Wiesz, mógłbyś opublikować kilka swoich wierszy - zasugerowała Vanessa. - To
naprawdę zachęciłoby ludzi od rekrutacji, żeby się tobą zainteresowali.
Dan wcisnął peta do pustej puszki po coli.
- Aha. jasne - powiedział.
Lubił pisać, ale zdecydowanie nie był gotowy, żeby cokolwiek wysłać do druku.
Jeszcze nawet nie odnalazł własnego stylu. Wiedział to. Każdy jego nowy wiersz brzmiał
inaczej niż poprzednie.
Vanessa znowu usiadła.
- Mówię poważnie. Powinieneś spróbować.
Dan schował się pod prześcieradła.
- Jak uważasz - mruknął bez przekonania.
Nie był gotowy na seks, nie był gotowy na opublikowanie wierszy. Poczuł jeszcze
mocniej, że do niczego się nie nadaje.
Vanessa wiedziała, kiedy trzeba się wycofać. Wzięła głęboki wdech i przestroiła się na
swojego wewnętrznego kociaka, tego, który wstawał z ciepłego legowiska przy kaloryferze,
kiedy ślicznej buzi Dana należał się całus.
Wsunęła się pod prześcieradła i pocałowała go w brodę.
- Jeszcze tydzień i będziemy mogli tak spędzić całe ferie - wymruczała.
W przeciwieństwie do swoich koleżanek z Constance Billard i kolegów z prywatnej
szkoły średniej Riverside, ani Vanessa, ani Dan nie wyjeżdżali w żadne oszałamiające
miejsce na ferie. Vanessa mieszkała na Brooklynie, w części Williamsburg, ze swoją starszą
siostrą Ruby, która grała na gitarze basowej. Ich rodzice byli awangardowymi artystami.
Mieszkali w Vermont i zawsze w święta mieli objazd z występami swojej grupy. Dan i jego
siostra Jenny mieszkali z ojcem, Rufusem, komunistycznym pisarzem i wydawcą mniej
znanych bitników, który nie uznawał Bożego Narodzenia, Chanuki ani żadnych innych świąt.
- Tata w piątek przygotowuje swoją doroczną lasagne - powiedział Dan i pogłaskał
Vanessę po plecach. Znowu się rozluźnił Uwielbiał jej plecy, takie mocne i gładkie, a nie
kościste jak jego. - Przyjdziesz, prawda?
Wzruszyła ramionami.
- Jasne. Ale powiedz tacie, że nie będę się tak obżerać jak w zeszłym roku. W ferie
mam zamiar zrzucić trzy kilo.
Dan nadal głaskał ją po plecach.
- Po co?
Vanessa nie musiała stosować diety. Jej ciało - opisał je w jednym ze swoich wierszy -
było jak woda.
- Bo ubrania będę lepiej pasować na mnie, jeśli schudnę. - Vanessa nie miała zamiaru
wyglądać jak jej wychudzone koleżanki z klasy, ale nie podobało jej się to, że musi wciągać
brzuch, żeby zapiąć spodnie.
- Mnie się podobasz taka, jaka jesteś - powiedział Dan, trącając ją nosem w ucho.
Vanessa obróciła głowę i ich usta spotkały się w długim, słodkim pocałunku. Kiedy
się całowali, nic na to nie mogła poradzić, ale pomyślała, że seks z Danem mógłby być o
wiele, wiele bardziej znaczący od seksu z Clarkiem. Gdyby tylko Dan by! gotowy.
- Kocham cię - szepnął, otwierając oczy.
- Ja też cię kocham - szepnęła, zamykając oczy.
Przez chwilę chciała zapytać go jeszcze raz, czy nie chciałby się kochać, ale nie, bo
popsułaby tę chwilę. Może poczekać, aż będzie gotowy, chociaż w przypadku Dana to może
oznaczać czekanie do ślubu.
Nuda. Już się zachowują, jakby byli małżeństwem.
J
ż
ałuje,
ż
e zgodziła si
ę
na t
ę
imprez
ę
Na tylnym siedzeniu limuzyny Flowa Blair ledwo mogła odetchnąć, tak było jej
ciasno między piersiastą Jenny Humphrey a nastroszonym, patykowatym perkusistą Milesem,
kumplem Aarona. Serena siedziała na kolanach u Flowa - „żeby reszta miała miejsce”, jak
stwierdziła. Nate przycupnięty przy oknie palił trawkę. Zrobił też skręta dla Kati, Isabel i
Chucka, który po trawce jest jeszcze bardziej denerwujący niż po alkoholu. Aaron siedział po
turecku na podłodze, palii jednego ze swoich ziołowych papierosów i grał na konsoli
PlayStation 2, w którą wyposażono limuzynę.
- Jak się naprawdę nazywasz? - zapytała Flowa Serena, chociaż wiedziała z MTV, że
naprawdę nazywa się Julian Prospere. Właściwie brzmiało to o wiele lepiej niż Flow, ale nie
miała zamiaru lego mówić.
Wyszczerzył zęby w tym swoi m słynnym uśmiechu nieśmiałego chłopca, który
pojawiał się tyle razy na okładkach „Spin”, „Rolling Stone”, „Entertainment Weekly” oraz
„Interview”. Pokręcił głową.
- Nie powiem.
- Cóż, na żywo nie jesteś już taki przystojny - powiedziała, odwracając się od niego z
szelmowskim uśmieszkiem. Oczywiście kłamała. Na żywo wyglądał z dziesięć razy lepiej niż
na zdjęciach, o ile to jeszcze możliwe.
Serena wiedziała, że jest zalotna do granic śmieszności, ale podobało jej się to, jak
jego ciemnobrązowe włosy wiją się na skroniach, uwielbiała jego złocistą skórę i długie,
delikatne palce. Dlaczego nie poflirtować? To tylko jedna noc. Jutro Flow poleci do LA albo
gdzie indziej - tam gdzie mieszka, a ona zacznie się uczyć do egzaminów na koniec semestru.
Chciała się tylko trochę zabawić.
Serena zawsze chciała tylko tej jednej rzeczy: trochę się zabawić.
Flow skrzywił się, jakby wstydził się swojego boskiego wyglądu.
- Wybacz. Obawiam się, że nie jestem też tak wysoki.
Schylił się i otworzył małą lodówkę schowaną pod siedzeniami.
- Ej, mamy tu co nieco do picia? Ktoś ma ochotę?
- Poproszę - odpowiedziała natychmiast Blair. Upić się i robić dobrą minę do złej gry -
to jedyny sposób, żeby to przetrwać.
- Eee, ja też spróbuję - zaryzykowała niepewnie Jenny.
Limuzyna skręciła gwałtownie na włazie kanalizacyjnym i piersi Jenny podskoczyły
bezlitośnie. Zerknęła na Nate'a, żeby zobaczyć, czy to zauważył, ale on wyglądał przez okno
zapatrzony w dal, jak zawsze, kiedy zupełnie odlatywał.
Miles pomógł Flowowi nalać szampana do dziesięciu kieliszków. Podał jeden Blair,
mówiąc „na zdrowie” i stuknął się z nią swoim.
Blair wzięła kieliszek, a ponieważ nie siedziała przy oknie i nie miała na co patrzeć,
przyjrzała się twarzy Milesa. Miał okrągłe piwne oczy, trochę jak Mookie, pies Aarona.
Sterczący, lekko zadarty nos Milesa był usiany drobniutkimi piegami, a blond włosy sterczały
niemal pionowo. Sądząc po tym, jak rysowały mu się na długiej szyi żyły, pewnie wyciskał
ciężary albo grał w koszykówkę, czy coś takiego. W sumie wyglądał jak posiać z kreskówki z
ciałem sportowca. Ale ponieważ nie miała nic innego do roboty, a on zdecydowanie się na nią
napalił, Blair postanowiła się nieco zabawić w uwodzenie.
Położyła dłoń na jego nodze.
- Dzięki - powiedziała, upijając łyk szampana.
Miles uśmiechnął się, jakby pomyślał, że to początek pięknej przyjaźni.
Flow nie mógł przestać ślinić się do Sereny.
- Naprawdę jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką ostatnio widziałem - mruknął jej do
ucha. - Może nawet jaką w ogóle spotkałem. Nie mogę uwierzyć, że nie jesteś modelką.
Serena zanurzyła palce w kieliszku z szampanem i włożyła je do ust. Spodziewała się,
że sławny Flow będzie arogancki i wygadany, ale się zawiodła. Gdyby nie był takim
przystojniakiem i gwiazdą rocka, mógłby się okazać całkowitym niewypałem, ale był
gwiazdą rocka i przystojniakiem, więc postanowiła przymknąć oko.
- Nie - odparła. - Jestem po prostu sobą.
Tak naprawdę zdjęcia Sereny ciągle ukazywały się w rubrykach towarzyskich. Po
prostu nie płacili jej za nie, ale nie potrzebowała tych pieniędzy.
Flow cały czas gapił się na nią.
Serena zachichotała.
- Przestań.
- Oooch, kochana - rzucił niezbyt grzecznie Chuck, zaciągając się skrętem. - Komuś
dziś wieczór co nieco się dostanie! - Zamknął oczy. Wyglądał, jakby miał zaraz stracić
przytomność.
- Umieram z głodu - powiedziała Kati. Otworzyła popielniczkę w drzwiach i zamknęła
ją z powrotem. - Masz coś do jedzenia?
- Czuję... mrowienie - oznajmiła Isabel z lekką paniką.
Aaron podniósł wzrok i zobaczył, że Blair siedzi bardzo blisko Milesa, a jej dłoń leży
nonszalancko na jego kolanie. Nie kończąc gry, wyłączył konsolę, wsiał i wcisnął się na
siedzenie między nimi.
- Auć! - jęknęła Blair, gdy jego kościsty tyłek uderzył ją w biodro.
- Przesuń się trochę - powiedział Aaron. - Ej, gdzie my właściwie jedziemy? - zapytał
Flowa.
Flow, który gładził swoimi długimi palcami niekończące się blond włosy Sereny,
wzruszył ramionami.
- Do centrum. Może zajrzymy do jakiegoś klubu.
Jenny ściskała kieliszek szampana i miała ochotę zapaść się pod ziemię. Dla reszty
pójście do klubu to drobiazg. Wyglądali na dorosłych i pewnie mieli podrobione dowody. A
Jenny mimo swoich piersi wyglądała na dziesięć lat. Musiała się nawet legitymować przy
wypożyczaniu filmów wideo dla dorosłych! Ostatnia rzecz, o jakiej marzyła, to patrzeć, jak
wszyscy wchodzą swobodnie do fajnego klubu, a ją bramkarz grzecznie pyta, czy nie
powinna być już w łóżku. Czemu nie poszła na spacer z Nate'em? Zawsze o wiele lepiej się
bawiła, gdy zostawali sami, niż kiedy byli z innymi ludźmi.
- Nate? - Wzięła go za rękę. - Muszę już wracać. - Była dopiero chwila po dwunastej,
ale i tak na pierwszą miała być w domu.
Wbrew powszechnym przekonaniom Nate nie umarł całkiem dla świata. Zauważył, że
Blair pokłada się na tym chudym, nastroszonym chłopaku, którego w życiu wcześniej nie
widział, i zauważył też, że Jenny nie bawi się najlepiej. Ale kiedy sprawy przybierały dziwny
obrót. Nate zwykle wyłączał się i czekał, aż ktoś inny coś zrobi.
- Dobra - rzucił. - Wynośmy się stąd.
Trawka, którą wziął ze sobą, okazała się wyjątkowo mocna, a poza tym nic miał
ochoty iść teraz do hałaśliwego klubu. Jak odwiezie Jenny, może zadzwonić na komórkę do
Jeremy'ego i spotkać się z chłopakami w barze na Rivington, W jakimś przytulnym pokoju na
tyłach, gdzie można spokojnie siedzieć na sofie i palić trawkę, i nikt człowiekowi nie
przeszkadza.
- Ej! - krzyknął, uderzając w szybę między tylnym siedzeniem a kierowcą. - Możesz
nas wypuścić?
Blair uśmiechnęła się. Czyżby tak działała Nate'owi na nerwy, że musiał wysiąść, bo
nie mógł patrzeć, jak dotyka innego faceta?
- Och, Natie, nie chcecie iść z nami? - zapytała Serena.
- Muszę ją odwieźć do domu - odpowiedział.
Jenny zmarszczyła brwi. Nie lubiła, kiedy mówiło się o niej „ona”. Kierowca
zatrzymał się i otworzył dla nich tylne drzwi. Jenny wyskoczyła, a za nią wygramolił się
Nate.
- Cześć! - krzyknęła wesoło do wszystkich w samochodzie.
Chuck uśmiechnął się do niej głupawo, patrząc przez zmrużone powieki.
- Szkoda - burknął.
Jenny nie wiedziała, co miał na myśli, ale z pewnością chodziło o coś zboczonego.
- Do zobaczenia! - zawołała Serena. - Powodzenia w czasie egzaminów!
Nate i Jenny siedzieli w milczeniu, jadąc taksówką na przedmieścia. Nate'owi do
szczęścia wystarczyło patrzenie na sklepy i restauracje migające za oknem. W myślach liczył
od jednego do dwudziestu i z powrotem, kompletnie najarany. Jenny zmartwiona
zastanawiała się, co poszło nie tak. To była przede wszystkim jej wina, doszła do wniosku. To
ona chciała przejechać się limuzyną.
Taksówka zatrzymała się przy domu Jenny na rogu Dziewięćdziesiątej Dziewiątej i
West End Avenue. Jenny sięgnęła do klamki.
- Ej - odezwał się Nate, dotykając rękawa jej płaszcza.
Nie mógł pozwolić dziewczynie odejść bez powiedzenia dobranoc. Niezależnie od
tego, czy się najarał, czy nie, miał pewną ogładę, wiedział, jak się zachować”.
Pocałował ją w policzek. Jego włosy w kolorze piasku połaskotały ją lekko.
- Dobranoc - powiedział ze słodkim, chłopięcym uśmiechem.
Jenny odpowiedziała uśmiechem, desperacko chcąc zapomnieć o ostatniej godzinie i
udawać, że wieczór kończy się tak samo idealnie, jak się zaczął.
- Dobranoc - odpowiedziała i nagle odechciało jej się wysiadać.
- Śpij dobrze - dodał Nate, a jego zielone oczy rozbłysły w świetle lampy ulicznej.
Och.
Potrafi być tak niesamowicie uroczy. Jej serce wezbrało prawdziwą miłością. Jenny
trzasnęła drzwiami taksówki i pobiegła do domu. Zamiast wsiąść do windy, przebiegła osiem
pięter i wpadła do mieszkania.
- Heja - rzucił Dan, jej starszy brat. Niósł właśnie do swojego pokoju dwa kubki kawy.
- Heja.
Jenny zdjęła płaszcz ze sztucznego czarnego futra i rzuciła na krzesło w kącie. Płaszcz
zawisł na chwilę na krześle, a potem zjechał na podłogę. Nikt na to nie zwrócił uwagi.
Rozległe mieszkanie z czterema sypialniami nie było od lat porządnie wysprzątane.
- I jak? - zapytał Dan.
Turkus w kształcie gwiazdy nadal wisiał na szyi Jenny. Dotknęła go, żeby się
upewnić.
- W porządku. - Spojrzała na kubki w rękach Dana. - Vanessa jest jeszcze?
Dan kiwnął głową. Wyczuwał, że coś się stało.
- Aha. Wejdziesz do nas na chwilę i posiedzisz?
Jenny i Dan dobrze się ze sobą dogadywali, ale nie zawsze był dla niej tak miły.
- Dobra - zgodziła się i ruszyła za nim do jego pokoju.
Vanessa siedziała na łóżku, nadal w samym topie i rajstopach.
- Cześć, Jennifer - powiedziała, biorąc kubek z kawą z rąk Dana. - Nadal chcesz,
żebym cię tak nazywała, tak?
Jenny skinęła głową. Tylko Nate i Vanessa mówili do niej Jennifer. Nate robił tak,
ponieważ w ten sposób mu się przedstawiła, kiedy spotkali się w parku. A Vanessa, ponieważ
Jenny ją poprosiła.
Vanessa zawsze była dla niej miła. Zawsze traktowała ją z szacunkiem.
Łóżko Dana było w nieładzie, reszta ubrań Vanessy leżała na podłodze. Dla Jenny
było to całkiem oczywiste, że Dan i Vanessa uprawiali seks. Stanęła niepewnie w progu, zbyt
skrępowana, żeby wejść dalej.
- Mogę zadać jedno pytanie? - powiedziała w końcu. Nie sprecyzowała, kogo
właściwie pyta, ale to dlatego, że nie miała nic przeciwko dwóm odpowiedziom.
- Śmiało - powiedziała Vanessa, sącząc kawę z parującego kubka, który trzymała w
obu dłoniach.
- Możecie mi szczerze powiedzieć, co myślicie o Nacie?
Dan zmarszczył brwi. Nie chodzili z Nate'em do tej samej szkoły, ale czystym
przypadkiem w zeszłym miesiącu wybrał się do Brown z nim, Sereną van der Woodsen i ich
naćpanymi trawką kumplami. Na ile mógł go ocenić. Nate był bogaty, przystojny i wieczne
najarany. Nic można mu nic zarzucić, ale też trudno powiedzieć, żeby był kimś
nadzwyczajnym. Dana gryzło to, że jego mądra, śliczna siostra traci czas z facetem, który z
pewnością złamie jej serce. Ale z drugiej strony rozumiał, dlaczego Jenny tak dała się
oczarować. Przede wszystkim Nate jest starszy, no i to przystojny chłopak, z którym każda
dziewczyna chciałaby się umawiać. Przynajmniej dopóki nie zda sobie sprawy, że jest
potwornie nudny.
W głębi serca Dan obawiał się, że Nate naciskał Jenny, aby zrobiła coś, do czego nie
jest jeszcze gotowa. Wróciła jednak niemal godzinę przed wyznaczonym czasem i nie
wyglądała na szczególnie zdenerwowaną, więc postanowił nie poruszać tego tematu.
Vanessa wzruszyła ramionami. Nate należał do rodzaju przystojnych idiotów, dla
których nie miała czasu. Nie chciała jednak zranić uczuć Jenny, mówiąc jej o tym.
- Tak naprawdę to go nie znam, ale wszystkie dziewczyny w Constance wiecznie o
nim mówią. Chyba nadaje się na chłopaka.
Dany kiwnął głową.
- Właśnie.
To było dobrze powiedziane. Jenny zmarszczyła brwi.
- Dobra - powiedziała, czując się jeszcze bardziej zagubiona. - Chyba wezmę prysznic.
Zamknęła drzwi do pokoju Dana i poszła do siebie. „Nadaje się na chłopaka”,
powtórzyła sobie w myślach. Co to ma znaczyć, do cholery? Nie chciała po prostu mieć
chłopaka. Chciała tego, co Gustav Klimt idealnie oddal na obrazie Pocałunek. Tego
promieniejącego, elektryzującego uczucia, wrażenia, „że musisz trzymać mnie mocno, bardzo
mocno, żebym nie spadła z nieba”, jakie ma człowiek zakochany.
Cóż, tak naprawdę wszystkie tego chcemy, prawda?
trzeba by
ć
okrutnym,
ż
eby by
ć
miłym
Nim limuzyna zatrzymała się przed Gorgon, nowym, popularnym klubem na Lower
East Side. Kati, Isabel i Chuck zasnęli, tworząc na czarnym skórzanym siedzeniu coś w
rodzaju zakręconego stosu włosów, szalików, torebek, nóg i płaszczy. Blair, Serena, Flow,
Miles i Aaron stali na chodniku i patrzyli na nich z góry.
- Bogu dzięki - powiedziała Blair.
Jeśli miałaby jeszcze raz usłyszeć jakąś kretyńską uwagę naćpanej Kati albo Isabel na
temat tego, że wszyscy wydają się fioletowi albo coś w tym stylu, zaczęłaby krzyczeć.
- Wyglądają jak szczeniaki - zauważyła Serena.
- Mam ich obudzić? - zaproponował Miles.
- Nie! - krzyknęły jednym głosem obie dziewczyny.
- Ej, Miles - odezwał się Aaron - to nie jest jeden z klubów twojego ojca?
Miles zaczerwienił się i spuścił wzrok na swoje lśniące buty od Prady.
- No.
Blair pomyślała, że to właściwie milutkie, że tak się zawstydził.
- Super. - Flow splótł pałce z palcami Sereny, która już włożyła rękawiczki. - Gotowi
na zabawę?
Serena miała to zwariowane wrażenie zawrotu głowy, które zawsze pojawiało się, gdy
nie była pewna, co będzie za chwilę. Bardzo lubiła to uczucie. Uścisnęła dłoń Flowa.
- Zdecydowanie.
Ruszyli do klubu. Bramkarz już zaczął zdejmować czerwony aksamitny sznur, żeby
ich wpuścić.
- Poczekajcie - powiedziała Blair. Zatrzymała się, bo przypomniała sobie obleśny
komentarz, z którym Chuck wyskoczył wcześniej tego wieczoru. Teraz miała szansę na
słodką, tanią zemstę. - Ma ktoś długopis?
Flow wyjął z kieszeni na piersi w smokingu pisak, który trzymał pod ręką do
rozdawania autografów. Blair pochyliła się do wnętrza limuzyny i ostrożnie, żeby nie
połaskotać Chucka rękawem płaszcza w nos, napisała mu na czole:
Zabierz tego frajera
do domu
. A potem trzasnęła drzwiami limuzyny.
- Dzięki - powiedziała, oddając pisak Flowowi.
Ruszyli w stronę bramkarza z ogromną brodą, który stał za linką.
- Hm - mruknął Aaron. Otworzył zapalniczkę marki Zippo i zamknął. - Ja chyba
wracam do domu. Jutro mam mnóstwo nauki.
Blair przewróciła oczami.
- I co Z tego? Ja też.
- Chcesz wracać ze mną? - zaproponował Aaron.
Blair zerknęła na Serenę, która twardo kręciła głową.
- Eee, nie.
- Na pewno chcesz już iść? - zapytał Aarona Miles. - Tam jest naprawdę fajnie. Mogę
nam załatwić prywatną salę.
- Totalnie - rzucił z podziwem Flow.
Aaron pokręcił głową. Był piątym kołem u wozu i dobrze o tym wiedział.
- No to do zobaczenia.
Pozostała czwórka patrzyła, jak odchodzi z rękoma w kieszeniach smokingu, z dołem
koszuli powiewającym za nim. Potem Flow złapał Serenę w tali, podniósł i popędził z nią do
drzwi klubu.
- Ostatni w środku to zgniłe jajo! - wrzasnęła.
Blair już miała ruszyć za nimi, gdy Miles chwycił ją za rękę.
- Ej, masz coś przeciwko temu, żebym coś zrobił, nim wejdziemy do środka?
Blair spojrzała na niego. Nie, nie miała nic przeciwko. W końcu to ona w
samochodzie położyła dłoń na jego kolanie.
Miles pochylił się i pocałował ją bardzo delikatnie w usta. To był bardzo grzeczny,
dżentelmeński pocałunek.
- Czekałem na to cały wieczór - przyznał się z nieśmiałym uśmiechem.
Blair starała się utrzymać podejście w stylu Sereny - „kogo to obchodzi”. Też tak
potrafiła. Mogła zabawić się z przypadkowym chłopakiem, który w niczym nie przypomina
Nate'a. Poza tym po tym wieczorze nie musi nigdy więcej spotkać Milesa, jeśli nie będzie
chciała.
Uśmiechnęła się wstydliwie.
- Chyba jesteśmy zgniłe jaja - powiedziała, gdy podniosła twarz, aby znowu
pocałować Milesa. Tym razem pocałunek bynajmniej nie był taki grzeczny.
W nie wi
ę
cej ni
ż
trzech tysi
ą
cach słów opisz osob
ę
, która stała si
ę
dla ciebie prawdziw
ą
,
ż
yciow
ą
inspiracj
ą
. Jak najdokładniej przedstaw wpływ, jaki wywarła na twoje
ż
ycie.
BLAIR WALDORF
ESEJ
UNIWERSYTET YALE, 18 GRUDNIA
Audrey Hepburn urodziła si
ę
w Brukseli 4 maja 1929 roku. Była córk
ą
du
ń
skiej baronowej i
irlandzkiego biznesmena. Na jej
ś
wiadectwie urodzenia widniało: Audrey Kathleen van Heemstra
Ruston. Kiedy miała raptem trzy tygodnie, zachorowała na koklusz i jej serce przestało bi
ć
.
Zdesperowana matka przywróciła j
ą
ż
yciu, daj
ą
c klapsa. I chocia
ż
Audrey była male
ń
kim dzieckiem,
musiała tamtego dnia przyswoi
ć
sobie now
ą
lekcj
ę
, poniewa
ż
potem do ko
ń
ca swoich dni, nawet kiedy
była bardzo chora,
ż
yła pełni
ą
ż
ycia. Za ka
ż
dym razem, gdy mam wra
ż
enie,
ż
e przytłaczaj
ą
mnie
starania si
ę
o stypendium na uniwersytecie albo mój zwariowany rozkład zaj
ęć
, my
ś
l
ę
o Audrey i czuj
ę
si
ę
zainspirowana. Wierz
ę
,
ż
e je
ż
eli człowiek przykłada si
ę
i ci
ęż
ko pracuje nad osi
ą
gni
ę
ciem celu,
zostanie nagrodzony. Audrey została wynagrodzona tym,
ż
e odkrył j
ą
...
tematy ◄ wstecz dalej ► wyślij pytanie odpowiedź
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by nie
ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
CZY SŁAWY S
Ą
NAPRAWD
Ę
CIEKAWSZE OD ZWYKŁYCH LUDZI?
Mówimy o nich tak, jakby
ś
my ich znali. Czytamy na ich temat wszystko, co nam wpadnie w r
ę
ce.
Ż
ałujemy ich, gdy przechodz
ą
trudne chwile, i cieszymy si
ę
, gdy bior
ą
ś
lub albo zdobywaj
ą
Oscara.
Krytykujemy ich fryzury, zauwa
ż
amy, kiedy przytyli albo schudli. Fantazjujemy nawet o przyja
ź
ni z
nimi. I oczywi
ś
cie oni maj
ą
fantastyczne ciuchy, mnóstwo domów i zawsze aktualne zaproszenie do
wszystkich nowo otwartych restauracji. Ale my te
ż
. Prawda jest taka,
ż
e jedyna interesuj
ą
ca rzecz w
stawnych ludziach to ich sława. No chyba
ż
e rzeczywi
ś
cie s
ą
interesuj
ą
cy, jak na przykład... có
ż
, jak
na przykład ja.
Na celowniku
S i Flow - tak, ten Flow, którego ostatnio widzieli
ś
my, jak odbierał nagrod
ę
MTV za debiutancki album
- ta
ń
czyli ostatniej soboty jak wariaci w Gorgon. Potem widziano ich, jak wchodzili do hotelu Tribeca
Star - mo
ż
e by wynaj
ąć
pokój? Niegrzeczni, niegrzeczni - jestem pewna,
ż
e przeczytamy o tym jutro w
jakim
ś
brukowcu. B i nowy chłopak, którego b
ę
dziemy nazywa
ć
M, te
ż
w Gorgon, wyl
ą
dowali w k
ą
cie
na romantycznym papierosie. K, I i C zdezorientowani wytoczyli si
ę
z zaparkowanej limuzyny przed
ś
witem, kiedy kierowca zatrzymał si
ę
gdzie
ś
w okolicach mostu przy Trzeciej Alei,
ż
eby zatankowa
ć
.
Miejmy nadziej
ę
,
ż
e kierowca byt do
ść
uprzejmy, by zawie
ść
ich do domu, gdzie powinni ju
ż
by
ć
. A w
smokingu na spacerze po Pi
ą
tej Alei wygl
ą
da smutno. Czy taki przystojny chłopak z dredami nie
zasługuje na troch
ę
rado
ś
ci?
Wasze e - maile
P:
Hej, P!
Wiem na pewno,
ż
e Flow jest gejem. Kr
ę
ci z S tylko dlatego,
ż
eby ludzie my
ś
leli,
ż
e jest
normalny.
Snoopy
O:
Drogi Snoopy!
Zauwa
ż
yłam na balu Czer
ń
i Biel,
ż
e jego spodnie były troch
ę
za ciasne na pupie, wi
ę
c
mo
ż
e masz racj
ę
!
P
P:
Heja, P!
Jestem w klasie z M w Bronxdale. Podkochuj
ę
si
ę
w nim i jego samochodzie ju
ż
jakie
ś
dwa
lata. To takie słodkie,
ż
e zawsze b
ę
bni palcami w ławk
ę
i je
ź
dzi swoim rozkosznym, starym
pomara
ń
czowym porsche. Nie mam poj
ę
cia, co robi z B. To zwykła larwa!
Olive
O:
Droga Olive!
Widzisz, gdyby
ś
si
ę
nie opieprzała, to by ci larwa faceta nie zabrała. Hal Sama nie czuj
ę
,
jak mi si
ę
rymuje! A tak powa
ż
nie: nawet je
ż
eli nigdy si
ę
nie spikniecie z M, to zawsze
mo
ż
esz go poprosi
ć
,
ż
eby ci
ę
zabrał na przeja
ż
d
ż
k
ę
swoimi rozkosznym starym porsche.
P
OSTANIE SŁOWO NA TEMAT KO
Ń
CA SEMESTRU
Nie zakuwaj. Wiem,
ż
e to ostatnie oceny, które licz
ą
si
ę
do college'u, ale ty ju
ż
to wszystko wiesz. A
je
ś
li nie, i tak za pó
ź
no,
ż
eby nadrobi
ć
. We
ź
sobie gor
ą
c
ą
k
ą
piel z solami z Morza Martwego, włó
ż
ulubion
ą
jedwabn
ą
fioletow
ą
pi
ż
am
ę
od Versacego, wypij kieliszek szampana, pomaluj paznokcie
nowym lakierem Chanel, który kupiła
ś
w Bendel, i wy
ś
pij si
ę
,
ż
eby dobrze wygl
ą
da
ć
. O wiele lepiej na
tym wyjdziesz, ni
ż
gdyby
ś
siedziała do pó
ź
na, zapełniaj
ą
c karteluszki zapiskami, których rano nie
b
ę
dziesz w stanie odczyta
ć
. Powodzenia. Trzymam kciuki!
Wiem,
ż
e mnie kochacie
plotkara
nawet słynne dziewczyny zaliczaj
ą
semestr
Był poniedziałek, pierwszy tydzień zaliczeń semestralnych, a dziewczyny w
najstarszej klasie szkoły Constance Billard siedziały na francuskim na trzecim piętrze.
Wszystkie w mundurkach: superkróciutkich spódniczkach z szarej wełny, czarnych golfach z
kaszmiru firmy TSE. rajstopach od Wolforda i czarnych zamszowych mokasynach od
Gucciego. Siedziały zgarbione nad niebieskimi kartkami testu egzaminacyjnego i bazgrały jak
szalone. Blair siedziała w pierwszym rzędzie, tuż obok pilnującego ich nauczyciela, pana
Beckhama, tego nieudacznika. Nie cierpiała go, bo postawił jej tróję za ostatnią pracę na
temat filmu. Praca dotyczyła filmów Woody'ego Allena i tego, że nie przemawiają do szerszej
amerykańskiej publiczności, ponieważ opowiadają tylko o Nowym Jorku i żyjących w nim
neurotykach. Okazało się, że chociaż pan Beckham pochodzi ze Środkowego Zachodu, jest
fanatycznym wielbicielem Woody'ego Allena. Uznał pracę Blair za „protekcjonalną”. Co za
dupek.
Na początku egzaminu była seria pytań, na które trzeba odpowiedzieć w jednym
zwięzłym akapicie. Pierwsze pytanie brzmiało: Qu'est - ce que vous voulez faire pendant
votre temps libres? Co lubisz robić w wolnym czasie?
To było za łatwe. Blair lubi kupować przepiękne, markowe i drogie buty, jeść steki z
frytkami, pić wódkę Ketel One z tonikiem w towarzystwie Sereny i mnóstwo palić. Latem
lubi grać w tenisa. Kiedyś lubiła też całować się w łóżku z Nate'em, gdy w tle na DVD leciało
Śniadanie u Tiffany'ego, ale już tego nie lubi. Jest za bardzo zajęta innymi sprawami.
Następne pytanie: Decrivez voire familie. Opisz swoją rodzinę.
Blair westchnęła zirytowana. Po francusku mówiła płynnie, więc znała takie
wyrażenia jak „zadufany homoseksualista”, „głupia dziwaczka” albo „otyły, obleśny frajer”,
których by użyła do opisu ojca, matki i ojczyma. Ale pani Rogers, nauczycielka od
francuskiego, była sztywna do bólu i nie miała za grosz, poczucia humoru, więc taki opis nie
zrobiłby na niej dobrego wrażenia. Wobec tego Blair opisała wspaniałomyślnie ojca jako
„przystojnego gościa, które ma takie samo hobby jak ja: kupowanie butów”, matkę jako
„łagodną blondynkę, która potrafi zapomnieć jak się nazywa”, ojczyma zaś jako „wesołego
mężczyznę, który głośno się śmieje i ma niezwykły gust, jeśli idzie o ubranie”. Jej młodszy
brat Tyler to łatwizna: „może wyrosnąć na przystojniaka, ale jego najlepszy przyjaciel to
konsola PlayStation 2 i kolekcja płyt z lat osiemdziesiątych”. Został Aaron. Blair zatrzymała
się na chwilę. Lubiła Aarona, chociaż ostatnio był przygaszony i smutny. Mierząc według
skali braci przyrodnich, mogła trafić o wiele gorzej. Uśmiechnęła się do siebie i napisała:
„Mój nowy brat przyrodni, Aaron, prawdopodobnie ocali świat”. Tak. Chyba nigdy o nikim
nie powiedziała tak miłej rzeczy.
Następne pytanie brzmiało: Imaginez qu'un djinn apparait sur votre épaule pour vous
dire qu'il vous accordera un seul souhait. Quel serait votre souhait? Wyobraź sobie, że na
ramieniu przysiada ci dżin i obiecuje spełnić jedno twoje życzenie. Jak by ono brzmiało?
Blair zapukała ołówkiem w drewniany blat ławki. Czego by sobie życzyła?
Oczywiście chciałaby się dostać do Yale. I chciałaby, żeby matka i Cyrus nigdy nie wrócili z
miesiąca miodowego, żeby nie musiała z nimi mieszkać i patrzeć, jak przez cały czas się
całują i obściskują publicznie. Chciałaby, żeby Nate wyprowadził się na Antarktydę, żeby nie
wpadała ciągle na niego i tę jego gówniarę. I chciała też dostać jasnobrązowe skórzane kozaki
na cieniutkim dziesięciocentymetrowym obcasie - ciągłe jeszcze nie znalazła właściwej pary.
I chciała mieć kurtkę z baraniej skóry. I czapkę uszatkę z lisa.
Blair naprawdę nie przeszkadzało, że jej ojciec jest gejem, ale żałowała, że znalazł
sobie faceta we Francji, a nie w Nowym Jorku, bo wtedy częściej zabierałby ją na zakupy. I
żałowała, że Serena nie chodzi na francuski, bo wtedy mogłyby siedzieć obok siebie na
egzaminie i pisać do siebie liściki na temat tych wszystkich szalonych historii, które
wypisywali w gazetach na temat Sereny i Flowa. Żałowała też, że nie poszli z Nate'em na
całość, kiedy jeszcze byli razem, bo wtedy nie byłaby już dziewicą. Żałowała też, że tak długo
siedziała w klubie z Milesem, Flowem i Sereną, bo nadal miała lekkiego kaca. No i jeszcze
Miles dzwonił do niej wczoraj dwa razy i zostawił wiadomości na sekretarce, chociaż
specjalnie dała mu zmyślony numer, żeby więcej nie musiała z nim rozmawiać. Nie żeby w
ogóle brała pod uwagę oddzwonienie do niego.
W sobotę wieczór dobrze się bawiła, ale do cholery, ostatnia rzecz, której teraz
potrzebowała, to nowy chłopak.
Pan Beckham odchrząknął głośno. Blair podniosła wzrok znad pracy i spojrzała na
niego. Miał żółte włosy. Nie blond, ale właśnie żółte - jak smarki naprawdę chorego
człowieka. Ich spojrzenia się spotkały, a pan Beckham zrobił naprawdę coś dziwnego:
zaczerwienił się.
Excuzes - moi?
Blair odwróciła wzrok przerażona. Zamachała nerwowo stopami, gdy przeczytała
następne pytanie. Vous avez une desire. Que desirez vous? Czego pragniesz?
Chciała, żeby ten obleśny nauczyciel od filmu, który jej nic cierpiał, nie patrzył na nią
tak, jakby się w niej podkochiwał. Chciałaby być teraz na plaży, zamiast odmrażać sobie tyłek
w tej niedogrzanej klasie. Żałowała, że nie zjadła śniadania, bo teraz umierała z głodu.
Chciała mnóstwa rzeczy, ale musiała podać jedną odpowiedź.
Napisała coś o dostaniu się do Yale, chociaż w przypadku uczennicy w ostatniej klasie
pisanie o chęci pójścia do college'u wydawało się oczywiste. Wolała jednak wyjść na
nudziarę, niż zdradzić pani Rogers osobiste, soczyste szczegóły ze swojego życia. Potem
narysowała na marginesie arkusza egzaminacyjnego bucik na wysokim obcasie i znowu
podniosła wzrok na pana Beckhama. Nadal gapił się na nią, a jego policzki miały okropny,
buraczkowo - czerwony kolor. O czym myślał? Planował zamordowanie jej, czy zastanawiał
się. jak by wyglądała w samej bieliźnie? Blair zdegustowana odwróciła wzrok. Zerknęła na
swój platynowy zegarek od Cartierd. Cholera, jeszcze godzina. Następne pytanie.
Dwa piętra pod Blair, w auli, Serena męczyła się na egzaminie z historii Ameryki.
Nie. Męczenie się nie było w stylu Sereny.
Policzyła już wszystkie rozdwojone końce w swoim kucyku - dziewięć - i
odpowiedziała na pytanie o zaangażowanie Anglików w działania wojenne w czasie II wojny
światowej. Napisała bardzo krótki esej na temat tego, jak to w czasie wojny wszystkiego
brakowało i Angielki przestały nosić pończochy, bo nylon był nie do dostania. Te śmiałe,
pracowite kobiety, mające doskonałe wyczucie stylu, malowały wzdłuż tyłu nogi linie, by
wyglądało, że noszą pończochy.
Serena westchnęła. W tamtych czasach dziewczyna pewnie mogła spędzić z
chłopakiem noc w mieście i nie znajdowała na drugi dzień swoich zdjęć w każdej rubryce z
plotkami. Zdjęcia Sereny i Flowa w Gorgon pojawiły się w „Post”, „Entertainment Weekly”,
„People”, „Women's Wear Daily” i na niezliczonych stronach internetowych, gdzie wszyscy
mówili o nich „nowa para”.
To śmieszne. Pocałowała Flowa na do widzenia w niedzielę, tuż nad ranem przed
barem hotelu Tribeca Star, a on pojechał, żeby złapać prywatny samolot nad Zatokę
Kalifornijską, gdzie kręcił wideoklip do najnowszej piosenki 45 - Life of Krime, a stamtąd
wybierał się gdzieś na Boże Narodzenie. Był niesamowicie słodki i spędzili naprawdę
niesamowicie ten czas, ale zdecydowanie nie byli parą. Para znaczy, że widujecie się co-
dziennie. To znaczy, że jesteście zakochani. Może i mieli z Flowem trochę na siebie ochotę,
ale to zdecydowanie nie była miłość, chociaż już zdążył przysłać jej kwiaty.
Ściśle rzecz biorąc, trzy tuziny naprawdę trudnych do znalezienia czarnych tulipanów.
Serena była przyzwyczajona do otrzymywania prezentów od facetów, więc kwiaty jej
nie zbiły z tropu - przynajmniej do czasu, kiedy Flow nie zaczął przysyłać różnych rzeczy
dosłownie codziennie. Czasem facet zaczyna przesadzać. Weźmy na przykład Dana
Humphreya. Kiedy na jesieni wróciła z Francji, ze szkoły z internatem, chodził za nią jak
zakochany psiak. Nawet pisał dla niej wiersze, które były tak chore z miłości i poważne, że
wydały jej się przerażające. Serena lubiła Dana, ale było tego trochę za dużo. Na szczęście
związał się z Vanessą, która przeżywała wszystko równie mocno. Tworzyli świetną parę. A
Serena nie chciała się z nikim wiązać. Ceniła sobie niezależność, możliwość kierowania się
własnymi kaprysami i robienia, co jej się żywnie zechce. Żyła chwilą - nie miała zamiaru z
nikim być parą, bo to zniszczyłoby jej styl.
Spojrzała na drugie pytanie: „Kiedy Siany Zjednoczone przystąpiły do II wojny
światowej i dlaczego?”
Stosowniejsze byłoby pytanie: Czy kiedykolwiek ta wiedza do czegoś jej się przyda'??
Odpowiedź była dość oczywista: Nigdy! Kogo obchodzi, co się wydarzyło w przeszłości,
kiedy przed nią rozciąga się przyszłość pełna niesamowitych niespodzianek i szaleństw
kryjących się za każdym zakrętem?
Ktoś popukał ją w ramię i Serena podniosła wzrok. To był pan Hanson, jej nauczyciel
od łaciny, który pilnował uczennic na egzaminie z historii. Był wysoki i szczupły, nosił wąsy
zawsze tej samej długości, więc dziewczyny z Constance uważały, że muszą być fałszywe.
- Co? - zapytała Serena zaskoczona. Wiedziała, że odjechała, ale nikt nie mógł się za
to czepiać w czasie egzaminu, nie? - Co takiego zrobiłam?
Wtedy zorientowała się, że pan Hanson uśmiecha się pod wąsem.
Włożył jej do ręki egzemplarz „Post”. Gazeta była otwarta na szóstej stronie, tej z
plotkami o gwiazdach, gdzie widniało wielkie zdjęcie Sereny i Flowa wsiadających do
taksówki, gdy wychodzili w sobotę w nocy z Gorgon.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale zauważyłem, że prawie już skończyłaś pisać, a ja
się zastanawiałem, czy mogłabyś poprosić Flowa o autograf dla mnie - szepnął. - Jestem jego
wielkim fanem. Wspaniale by było, gdybyś ty też się podpisała.
Serena zamrugała ze zdziwienia. Przede wszystkim nie miała pojęcia, że pan Hanson
jest dość wyluzowany, by wiedzieć, kim w ogóle jest Flow. Po drugie, nie miała zamiaru
prosić Flowa o nic. Po trzecie - że co proszę? Daleko jej jeszcze było do skończenia
egzaminu!
- Flow jest w Kalifornii - odpowiedziała szeptem. - Wystarczy, jeśli tylko ja dam
autograf? - Rozejrzała się po sali zażenowana. Większość dziewczyn przesiała pisać i albo pa-
trzyły na nią i pana Hansona, albo gadały między sobą.
- Słyszałam, że Serena i Flow się zaręczyli - powiedziała Nicki Button do swojej
przyjaciółki Alicii Edwards. - Pobierają się w sylwestra, w Vegas. W kasynie Bellagio.
- W „Post” napisali, że poznali się w sobotę na balu Czerń i Biel - powiedziała Isabel
Coates do Kati Farkas. - Ale to nieprawda.
- Poznali się w zeszłym roku na odwyku, nic? - powiedziała Kati. - Flow był na
odwyku chyba ze dwadzieścia razy. Ona też.
Serena złożyła autograf i oddała gazetę panu Hansonowi. Miała nadzieję, że nie
postawi jej kiepskiej oceny z łaciny, skoro nie załatwiła mu autografu Flowa.
- Dzięki - szepnął, oglądając jej podpis. Uśmiechnął się rozradowany. - Na pewno to
kiedyś będzie warte fortunę!
- Nie ma sprawy - odparła cierpliwie Serena. Szum na sali był coraz głośniejszy.
- No dobra, dziewczęta. Wracajcie do pracy! - zawołał surowo pan Hanson, kiedy
wrócił do biurka.
Serena spojrzała jeszcze raz na arkusz egzaminacyjny. „Kiedy Siany Zjednoczone
przystąpiły II wojny światowej i dlaczego?”
Zanim zaczęła odpowiadać na to pytanie, cała gromada jej koleżanek podbiegła z
egzemplarzami „Post”, żeby dała im autograf. Pan Hanson nie mógł im zabronić, skoro sam
zaczął.
- No dobrze - powiedział, ignorując błagalne spojrzenie Sereny, - Dam wam pięć
dodatkowych minut na pisanie. Pięć minut, a polem wszystkie macie wrócić na swoje
miejsca.
- Ja pierwsza! - krzyknęła Rain Hoffstetter, podsuwając Serenie „Post”.
- Nie, ja! - wrzasnęła Laura Salon, odpychając Rain.
Serena zachichotała ubawiona. Kiedy dwa miesiące temu wróciła z internatu,
traktowano ją jak trędowatą. A teraz wszyscy chcieli mieć jej autograf?
Zawahała się z długopisem nad egzemplarzem Laury. Napisała swoim
charakterystycznym, nierównym charakterem pisma: Wiem, że mnie kochasz. Serena.
seks, miło
ść
i frankenstein
Egzamin z angielskiego w ostatniej klasie w Riverside Prep nieodmiennie był długi i
trudny, ale Dan się nie martwił. Przeczyta! Frankensteina Mary Shelley dwa razy, a
większość wierszy Keatsa z antologii znal na pamięć. Poza tym z zamkniętymi oczami
potrafił napisać wypracowanie na piątkę.
Po gruntownej analizie Ody do słowika zamknął arkusz egzaminacyjny i zaczął pisać
nowy wiersz, który - miał nadzieję - okaże się czymś, co będzie można wysłać razem z
podaniami do college'ów. Właściwie zawsze pisał tylko pełne niepokoju wiersze miłosne. Ten
zatytułował Dla Vanessy.
Papier rani
rozcinając cytryny
słona woda w moich oczach
Eksperymentował z nową formą białego wiersza i nie był pewien, czy to ma jakiś
sens.
Twoja twarz
Orzech
Koisz rany
I nakręcasz mój silnik
Nakręcasz mój silnik? Nie, to brzmi zbyt seksualnie. Nie chciał, żeby Vanessa coś
sobie pomyślała, gdyby jednak pokazał jej ten wiersz. Chodziło mu o to, że jest dla niego
inspiracją. Dan zagapił się na słowa i próbował znaleźć lepszy sposób wyrażenia myśli.
Potem wyrwał kartkę z zeszytu i zmiął ją w kulkę. Dlaczego nie potrafi już napisać niczego
dobrego?
Poczuł, że ktoś na niego patrzy, i zerknął w lewo, gdzie siedział Chuck Bass, ostatni
kretyn. W siódmej klasie był jednym z najniższych wśród rówieśników. Nosił okulary w
rogowej oprawie, brązowe garnitury ze sztruksu i ciągle musiał iść do łazienki. Dan chodził z
nim na angielski w siódmej klasie. Nauczyciel kazał im napisać na lekcji wiersz o jakiejś
części ciała. Chuckowi pisanie szło naprawdę fatalnie. Podał więc liścik do Dana, błagając,
żeby napisał coś za niego. Danowi pisanie przychodziło z łatwością, więc napisał pierwszą
rzecz, która przyszła mu do głowy - wiersz o rękach i o tym, co robiły dla niego w ciągu dnia.
Dał ten wiersz Chuckowi, a potem w pośpiechu napisał o swoich ustach, ale ten wiersz nie
był nawet w połowie tak dobry jak pierwszy. Chuck dostał piątkę z plusem za kawałek o
rękach i notkę:
Widzisz, ile potrafisz, jak się przyłożysz? ☺ Dan za wiersz o ustach
dostał czwórkę i notatkę od nauczyciela Wiem, że stać cię na więcej
Początkowo Dan nie miał nic przeciwko temu. Pomógł dzieciakowi, który
najwyraźniej tego potrzebował. Ale w ciągu roku Chuck urósł prawic pól metra, zaczął się
golić, nosić sygnet z monogramem na małym palcu i granatowy szalik z kaszmiru. W dodatku
okazał się potwornym dupkiem, zwłaszcza jeśli chodzi o dziewczyny. Próbował nawet
molestować młodszą siostrę Dana, Jenny, w ubikacji na imprezie w zeszłym miesiącu. Dan
bardzo jasno dał do zrozumienia, że szczerze go nie cierpi, ale Chuck najwyraźniej miał to
gdzieś. Nadal od czasu do czasu prosił o pomoc w angielskim, a Dan za każdym razem
odpowiadał mu, żeby spieprzał.
W tym momencie Chuck właśnie zerkał do arkusza egzaminacyjnego Dana i próbował
przeczytać jego wypracowanie na temat Ody do słowika. Dan odwrócił kartkę na pustą stronę
i napisał wielkimi czarnymi literami:
Co tu zaglądasz, dupku? Pieprz się! Chuck, mrużąc
oczy, zerknął na błękitny arkusz Dana. a potem pokazał mu środkowy palec.
Nie, to Ty się pieprz! - napisał Dan i podkreślił to dwa razy.
Zanim przeszedł do następnego pytania, przeczytał kilka linijek Z Ody do słowika z
arkusza egzaminacyjnego.
Słucham w ciemnościach. Często na pół zakochany
Byłem w śmierci kojącej. Do niej słałem pienie...
∗
To idealny początek wiersza dla Vanessy. Ona jest jego ciemnością. Dan naprawdę
był na wpół zakochany w śmierci - to jego odpalanie jednego papierosa od drugiego, rzadkie
posiłki i picie kawy w zdecydowanie za dużych ilościach. Vanessa trzymała go przy
∗
Przeł. Jerzy Pietrkiewicz.
zdrowych zmysłach. Trzymała go przy życiu.
Wziął znowu do ręki długopis i próbował wymyślić bardziej zwięzły, poetycki sposób
wyrażenia tego samego, co napisał Keats, tylko innymi słowami. Ale choć się bardzo starał,
nie potrafił wymyślić innego, choćby w połowie równie dobrego sposobu napisania tej samej
myśli. Zamiast tego więc przeczytał następne pytanie egzaminacyjne.
„Na lekcji omawialiśmy różnorakie symboliczne znaczenia stworzonej przez
człowieka i na jego podobieństwo istoty - Frankensteina Mary Shelley. Ale co dla ciebie
znaczy Frankenstein?”
Dan zagapił się w zamyśleniu na jaśniejący nad drzwiami sali gimnastycznej znak
Wyjście. Zawsze uważał, że Frankenstein był przerażający, ale też na swój sposób piękny.
Frankenstein nie chciał nikogo skrzywdzić, ale nic panował nad sobą - był potworem. W
pewnym sensie był jak miłość: straszny i cudowny, przerażający i wyzwalający, budzący
dreszcz i smutny jednocześnie.
Drżąc pod wpływem twórczej energii, Dan przekartkował arkusz egzaminacyjny na
pustą stronę i napisał na górze Dla Vanessy. A potem napisał pierwszą linijkę:
Jesteś moim
Frankensteinem.
O Boże. Czy w ogóle chcemy wiedzieć, jak brzmiała druga linijka?
Vanessa siedziała na końcu auli w szkole Constance Billard. Zdawała egzamin z
historii razem z Sereną. Skończyła pisać czterdzieści pięć minut wcześniej. Teraz, kiedy jej
głupawe koleżanki z klasy roiły się wokół Sereny jak pszczoły robotnice wokół królowej,
ponieważ tak się zdarzyło, że sfotografowano ją razem z tym nudnym, pozbawionym słuchu
chłopaczkiem z plakatów, wokalistą z zespołu 45, Vanessa planowała trasę po mieście do
filmu, który miała nadzieję wysłać do Uniwersytetu Nowojorskiego razem z podaniem.
Pieprzyć rubrykę towarzyską. Ona udokumentuje prawdziwe życie, które toczy się w tym
mieście, naprawdę interesujące rzeczy, które rozgrywają się tuż pod nosem ludzi
zaczytujących się plotkami z rubryki towarzyskiej.
Przede wszystkim chciała wstać przed świtem i sfilmować rybaków, jak przywożą
ryby na targ w Fulton. Od zapachu ryby krztusiła się, ale to był idealny pomysł: prześledzi
drogę ryby z łodzi na targ, gdzie zostanie sprzedana po jakieś sześćdziesiąt cztery centy za
kilogram, potem do jakiejś restauracji na przedmieściach, gdzie zostanie podana z orzeszkami
pistacjowymi, pomidorami i masłem grzybowym za dwadzieścia dziewięć dolarów porcja.
Zamówi ją jakaś anorektyczka, która zje ledwie parę kęsów, a reszta zostanie wyrzucona.
Vanessa żyła właśnie dla takiej ironii: gorzko - słodkiej. Była pesymistką, a Dan był
romantykiem i dlatego właśnie, choćby nie wiem jak go kochała, nie rozumiała, dlaczego Dan
tak się nakręcał w związku z seksem. Uważała, że im dłużej będzie zwlekał i im bardziej
będzie rozdymał sprawę seksu, im więcej będzie pisał o tym wierszy i im bardziej martwił się
z tego powodu i nie mógł spać, tym większe ma szanse się rozczarować. Nie potrafiła
wymyślić, jak delikatnie dać mu to do zrozumienia. Przychodziła jej do głowy tylko myśl,
żeby go związać i zerwać z niego ubranie. Co może nie być takim najgorszym pomysłem.
Uśmiechnęła się do siebie i wróciła myślami do filmu.
Po targu rybnym chciała spędzić dzień z policjantami, którzy na rowerach patrolują
parami Central Park. Zawsze wyglądają tak, jakby nic nie obchodziły ich niepełnoletnie
dzieciaki, które na Owczej Łące ćpają albo piją. Chciała sprawdzić, czy kiedykolwiek kogoś
aresztują, czy tylko próbują sobie wyrobić mięśnie nóg pedałowaniem. Policja pewnie nie
zgodzi się na filmowanie, jeżeli Vanessa nie zdobędzie jakiegoś specjalnego pozwolenia, ale i
tak pomysł był fajny.
Na koniec chciała pokręcić się przy sprzedawcy hot dogów. Zobaczyć jego dom,
rodzinę, psa. Sprawdzić, czy ma stałych klientów. Zobaczyć, czy przypadkiem, gdy czeka na
klientów, nie czyta czegoś, co naprawdę jest wyzwaniem, na przykład Tęczy grawitacji
Thomasa Pynchona. I sprawdzić, czy nie marzy, aby pewnego dnia stanąć na czele tłum. A
może jest po prostu szczęśliwy jako sprzedawca hot dogów i cieszy się, że przez cały dzień
może jeść je za darmo.
Poruszenie na początku sali przyciągnęło uwagę Vanessy. Tłum lemingów wokół
krzesła Sereny zaczął się rozpraszać.
- Dziękuję wam, dziewczęta. Dziękuję, Sereno! - zawołał pan Hanson. - Macie
dziesięć dodatkowych minut.
Vanessa patrzyła, jak Serena wraca do gorliwego liczenia rozdwajających się włosów.
Serena i Dan mieli grać w październiku w filmie Vanessy, w Wojnie i pokoju. Ale Dan
zachowywał się w towarzystwie Sereny jak kompletny idiota i Vanessa nie mogła tego znieść,
więc poprosiła dziewczynę, która ledwie potrafiła grać, żeby wzięła główną żeńską rolę.
Serena też zainteresowała się Danem, ale to trwało jakieś pięć sekund. I zanim zdążyła
narobić zbyt wielu szkód, Vanessa wparowała ze swoją ogoloną głową, czarnym golfem i
glanami, żeby uleczyć jego złamane serce.
Założyła nogę na nogę. Myśl o ratowaniu Dana przed złamaniem serca sprawiła, że
jeszcze bardziej chciała iść z nim do łóżka. Westchnęła niecierpliwie. W ferie będą spędzać z
Danem mnóstwo czasu razem. Bez specjalnej opieki ze strony dorosłych. Jest gotowy czy nie,
to tylko kwestia czasu - w końcu to zrobią.
Widzicie? Mimo wizerunku twardziela i pogardy dla niemal wszystkich
przedstawicieli rasy ludzkiej, Vanessa była tylko kolejną, ciekawą świata siedemnastolatką.
Wszystkie jesteśmy takie same.
N nie mo
ż
e przesta
ć
my
ś
le
ć
o tylko B
Nate jadł lunch w Jackson Hole razem z Anthonym Avutdsenem, Charliem Demem i
Jeremym Scottem Tompkinsonem w czasie godzinnej przerwy między egzaminami z
matematyki i chemii. Egzamin z matmy byt cholernie trudny. Teraz ładowali w siebie
hamburgery, frytki i colę, żeby przetrwać przez chemię, na której będzie pewnie jeszcze
gorzej. Nate myślał o tym, że restauracja powinna zainwestować w wiatraki na suficie, by
pozbyć się smrodu cebuli smażonej na głębokim oleju, który ciągle wisiał w powietrzu.
Rozmyślał też o Jenny i Blair w taki luźny, niesprecyzowany sposób, w jaki zwykle myślał o
większości spraw.
Od soboty Jennifer się nie odzywała, co było dość dziwne. bo zwykle wysyłała mu
zagadkowe, krótkie SMS - y na komórkę albo słodkie liściki na adres mailowy w Szkole
Świętego Judy. Może po prostu była zajęta uczeniem się do egzaminów semestralnych.
Nate odsunął talerz i wyjął z kieszeni nokię. Nie zaszkodzi, jeśli wyśle krótką
wiadomość, żeby nie upadała na duchu w czasie egzaminów.
Och, jakie to przemyślne.
Napisał:
Powodzi Czw popoł
ś
w - czne zakupy razem. Buziaki. N.
Jeremy wyciągnął swoje chude ręce w górę i pokręcił głową, żeby rozluźnić mięśnie
karku.
- Ej, facet, do kogo piszesz? - Był niskim, niezgrabnym dzieciakiem, tak chudym, że
prawie gubił spodnie, ale nadrabiał to fryzurą w stylu angielskich gwiazdorów rocka i
slangiem trawiarzy.
- Nie twój interes. - Nate wzruszył ramionami.
Anthony wsunął do ust garść zimnych, przesiąkniętych keczupem frytek. Grał w
niemal wszystkich drużynach Szkoły Świętego Judy, więc mógł jeść frytki przez cały dzień i
nadal świetnie wyglądał.
- Ej, zauważyłeś, że w sobotę Blair wyglądała naprawdę odlotowo?
Nate kiwnął głową, widząc oczami wyobraźni napiętą od gry w tenisa pupę Blair pod
obcisłą czarną sukienką. Naprawdę dobrze wyglądała.
- Oczywiście, nie jest tak rozwinięta jak Jennifer - dodał Anthony.
Chłopcy przestali się już od jakiegoś czasu nabijać z Nate'a z powodu umawiania się z
dziewięcioklasistką, ale przez cały czas robili aluzje do wyjątkowo dużych piersi Jenny.
Trudno było się powstrzymać.
Nate uśmiechnął się. Potem zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie, jak
wyglądała w sobotę, ale przypominała mu się tylko burza brązowych loków, cudowny rowek
i nieśmiały uśmiech.
Łyknął coli, mrużąc śliczne zielone oczy i myśląc intensywnie.
A to było naprawdę niezwykłe w jego przypadku.
Dziwne, ale Nate jeszcze nigdy nie usiadł i nie zaczął porównywać dwóch dziewczyn.
Naprawdę bardzo lubił Jennifer - była mniej wymagająca od Blair, która zawsze chciała
wiedzieć, o czym myśli albo gdzie był i z kim. Jenny nie naciskała go w żaden sposób, a Blair
zmuszała go, żeby też złożył papiery do Yale. aby mogli razem mieszkać w kampusie, albo
dawała mu drogie prezenty, zmuszając go do odwzajemnienia gestu i kupienia czegoś dla
niej. Jenny miała niesamowite piersi, a Blair po prostu miała piersi. Ładne, ale nic
nadzwyczajnego.
Jednak mimo wad Blair Nate zawsze czuł, że naprawdę się znają - w końcu razem
dorastali. Przez cały czas, kiedy się spotykali, miał wrażenie, że zmierzają ku czemuś. Był w
tym jakiś cel, jak czerwona pinezka, którą wbijał w mapę morską, kiedy przybijał łodzią do
jakiegoś portu. Tym celem był po części seks - robili już wszystko poza tym, więc siłą rzeczy
musiał to być następny krok. Ale też coś mniej określonego. Ich życie płynęło w podobnym
tempie, osobno, ale razem, jak łodzie na regatach. Oboje mieli siedemnaście lat. Oboje w
czerwcu kończyli szkołę. Oboje od przyszłego roku zaczynali naukę w college'u.
On i Jennifer płynęli zupełnie różnym kursem. I niestety seks nie majaczył nawet na
horyzoncie. Miała dopiero czternaście łat. W przyszłym roku i jeszcze przez kolejne dwa lata
będzie codziennie wkładała mundurek i biegła do Constance Billard, podczas gdy on Bóg
jeden wie co będzie robił w college'u. Większość chłopaków ta różnica wieku by odrzuciła,
ale dla Nate'a to było na swój sposób wygodne. Podczas gdy on będzie dryfował w kierunku
nieopisanych wód przyszłości, Jenny zostanie bezpiecznie zakotwiczona w domu. On będzie
mógł do niej pisać, dzwonić albo wrócić i zobaczyć się z nią i nic się nie zmieni.
Charlie dźgnął niedojedzoną marynatę widelcem i rzucił ją na wierz Nate'a, jakby to
była martwa ryba.
- Wyglądasz, jakbyś był na głodzie. Wytrzymasz na chemii?
Nate podniósł wzrok i ścisnął w kieszeni małą plastikową torebkę z trawką. Zerknął na
zegarek.
- A co powiecie na szybkiego dymka przed egzaminem?
Pozostała trójka z entuzjazmem pokiwała głowami. Nate uśmiechnął się i wstał. Coś
sobie poukładał w głowie, chociaż nie był do końca pewien co.
- Dobra - powiedział. - Do dzieła.
mo
ż
e faceci s
ą
jak ciuchy
Podczas gdy starsze i młodsze klasy w szkole Constance Billard zaczynały swój drugi
egzamin semestralny, Jenny siedziała na lekcji higieny, rozmawiając między innymi o
miłości, seksie, szamponie i fizjologii chłopców.
Jedenaście dziewcząt w kole na podłodze pod rozświetlonym słońcem oknem, w
przytulnym kącie pokoju, który pomyślano w szkole specjalnie dla tak intymnych lekcji jak
zajęcia z higieny w dziewiątej klasie. Na podłodze leżał puszysty karmazynowy dywan
zamiast zielonego chodnika w odcieniu wymiocin, jaki leżał w szkole wszędzie. Ściany
pomalowano na wesoły chabrowy kolor z bordiurą w kolorze lnu. Stała tam tablica z
mnóstwem kolorowej kredy do rysowania diagramów przez nauczycieli. A co najważniejsze,
nie stały tam żadne ławki, więc dziewczyny mogły się naprawdę rozluźnić i mówić o tym, co
chodzi im po głowie.
Zajęcia prowadziła pani Doherty, hipiska w stylu New Age, nauczycielka tańca, która
miała dwadzieścia pięć lat, wspaniałą, wyrobioną dzięki jodze figurę, długie kasztanowe
włosy i bladą twarz zawsze bez grama makijażu. Była jedyną nauczycielką gimnastyki, która
nie wyglądała jak babochłop. Dziewczyny uwielbiały jej otwarty, prostolinijny sposób bycia,
może z wyjątkiem jej skłonności do mówienia o różnych kłopotliwych częściach ciała, jakby
opowiadała o swoim psie. Pani Doherty pozwalała dziewczynom wybierać temat do
rozmowy, więc zwykle na zajęciach rozmawiały o chłopcach.
- Serio nic rozumiem, jak mamy poznawać nowych chłopaków, skoro dziewięćdziesiąt
procent czasu spędzamy w wyłącznie damskim środowisku - skarżyła się Kim Swanson.
Ostrożnie pogładziła dłońmi wymodelowane blond włosy, na których od czwartej klasy co
miesiąc miała robione jasne pasemka w salonie Johna Barretta.
Jenny siedziała obok Kim i zachwycała się tym, że wszystko w niej jest takie
perfekcyjne. Paznokcie z francuskim manikiurem, złotobeżowa opalenizna z solarium,
subtelnie nałożony tusz Chanel, cienie do oczu, błyszczyk. kwadratowe, brylantowe wkrętki
od Cartiera w uszach, śnieżnobiała koszula od Agnés B. Może gdyby Kim nie poświęcała tyle
czasu na pielęgnację urody, miałaby więcej wolnego czasu na spotykanie się z chłopakami.
Pani Doherty uśmiechnęła się swoim pogodnym, życzliwym uśmiechem.
- Wiem, że jest trudno, Kim - powiedziała współczująco. - Mogę ci tylko
podpowiedzieć, żebyś zaangażowała się w koedukacyjne zajęcia międzyszkolne, takie jak
kółko teatralne albo chór. A jeśli twoje przyjaciółki mają znajome, które znają jakichś
chłopców, to nie wstydź się i poproś, żeby cię przedstawiły!
- Pani Doherty, jak pani uważa, czy trzeba być zakochaną w chłopaku, żeby z nim
być? - zapytała Jessica Soames. Jessica wyglądała dokładnie tak jak baśniowa Królewna
Śnieżka: miała gęste czarne włosy, czerwone pełne usta, szare oczy o długich rzęsach, ale nie
była tak czysta jak świeży śnieg. Zaczęła miesiączkować już w czwartej klasie, a według
plotek straciła dziewictwo w szóstej. Początkowo to ona miała największe piersi w klasie, ale
w ciągu ostatniego roku Jenny ją przegoniła.
Pani Doherty odgarnęła kasztanowe pasmo za ucho i pogładziła cieniutkie brwi,
ewidentnie szukając dyplomatycznej odpowiedzi, tak żeby podtrzymać dyskusję. Ale zanim
zdążyła coś powiedzieć, odezwała się mała Jenny Humphrey.
- Tak, zdecydowanie. To znaczy, może potrzeba chwili, żeby się zorientować, że
jesteście w sobie zakochani, ale kiedy okaże się, że ty nie jesteś, uważam, że powinnaś
zerwać.
Wszystkie, łącznie z panią Doherty, spojrzały na nią. Pani Doherty - bo Jenny
Humphrey nigdy nie odzywała się na zajęciach, a tu nagle wyraża tak jednoznaczne
przekonania. Dziewczyny - bo wiedziały, że Jenny zdołała zwinąć Nate'a Archibalda Blair
Waldorf, co wydawało się niezwykłe i nie było siły, żeby lego dokonała bez pójścia na całość,
i to niejeden raz. Czy Jenny Humphrey w ukryciu nie jest jeszcze gorszą puszczalską od
Jessiki Soames? I czy właśnie się do tego przyznała?
Kiedy Jenny zorientowała się, że wszyscy na nią patrzą, zaczerwieniła się.
- To znaczy, nie uważam, że musisz zerwać, skoro nie powiedzieliście sobie „kocham
cię”. Nadal możecie spotykać się i w ogóle, i czekać, aż nadejdzie na to właściwa chwila.
Pani Doherty skinęła głową i rozciągnęła w uśmiechu nieumalowane usta. Miłość to
jej ulubiony temat.
- Kiedy człowiek się zakocha pierwszy raz, czasem nic potrafi tego rozpoznać.
Niektórzy mylą miłość z grypą!
Kilka dziewczyn zachichotało, a Jenny uśmiechnęła się do siebie. Doskonale
wiedziała, co ma na myśli pani Doherty. Czasem Jenny kręciło się w głowie i robiło się słabo,
gdy była z Nae'em. Jakby ją rozkładało zapalenie płuc albo coś takiego.
- Ale nie uważam też - ciągnęła pani Doherty - że trzeba być zakochanym, aby być w
związku. Macie dopiero czternaście lat. Nie zamierzacie od razu wychodzić za chłopaka, nie?
Dopiero uczycie się być z kimś. To jak przymierzanie ubrań. Trzeba przymierzyć różne style i
rozmiary, żeby wiedzieć, w czym ci jest najlepiej.
Jenny zmarszczyła brwi. Nie chciała przymierzać różnych stylów i rozmiarów.
Chciała tylko Nate'a.
- Czekajcie, mówimy o seksie z kimś, kogo się nie kocha, czy tylko o spotykaniu się?
- zapytała sprytnie Alicia Armstrong. Okręcała na nadgarstku opaskę z różowej skóry. - Bo ja
uważam, że zdecydowanie trzeba się zakochać, jeśli myśli się o seksie.
- Och, na pewno - zgodziła się szybko Jenny, znowu się czerwieniąc.
Reszta klasy znowu spojrzała na nią. Więc przyznaje, że poszła do łóżka z Nate'em,
czy temu zaprzecza?
Jenny nie mówiła o seksie, ale teraz zdała sobie sprawę, co Jessica miała na myśli, gdy
powiedziała „być z facetem”. Wyciągnęła nitkę włóczki z czerwonego dywanu. Ona nawet
nie myślała o seksie. Chodziło o miłość. Jak długo powinna czekać, nim powie Nate'owi, że
go kocha? A może powinna poczekać, aż on pierwszy to powie?
Znowu podniosła rękę, ale Azaria Muniz była pierwsza.
- Pani Doherty, czy to prawda, że trzeba zmieniać szampony przy myciu włosów, żeby
uniknąć problemów? - Azaria miała faliste włosy w kolorze miodu aż do tyłka, a w szafce
pełno kosmetyków do ich pielęgnacji.
Pani Doherty spojrzała na Azarię nieprzytomnie.
- Proszę się na mnie nie powoływać, ale osobiście uważam, że dopóki używa się
dobrych kosmetyków z naturalnych składników, można używać cały czas jednego szamponu i
o nic się nie martwić. - Uśmiechnęła się i odwróciła do Jenny, chętna, aby wrócić do tematu
miłości. - Tak, Jenny? Podniosłaś rękę?
Jenny spojrzała na sufit, ostrożnie dobierając słowa. Zanim zaczęła, Jessica
niegrzecznie weszła jej w słowo.
- Czy to prawda, że wszystkie wrażenia odbiera tylko koniec penisa? - zapytała,
marszcząc z powagą brwi, jakby pytała o odkrycie atomu.
Reszta klasy zachichotała. Jessica zawsze zadawała najbardziej szokujące pytania, ale
w głębi ducha wszystkie się z tego cieszyły.
- Jessica, proszę nie przerywać koleżankom - powiedziała spokojnie pani Doherty. -
Żeby krótko odpowiedzieć na twoje pytanie: tak, zakończenie penisa jest bardzo wrażliwe, ale
to się różni w zależności od osoby. - Potem odwróciła się do Jenny: - Co chciałaś powiedzieć?
Jenny parsknęła i zaczerwieniła się. Penis, penis, penis! To słowo zawsze ją
śmieszyło.
- Tak? - ponaglała nauczycielka.
Jenny zakryła usta dłonią.
- Och, nic takiego.
Jessica zmrużyła oczy.
- Co cię tak śmieszy? To najwrażliwsza część Nate'a? Koniuszek?
Jenny przestała się śmiać. Zaczerwieniła się aż po czubki uszu.
- Jessica, nie zapominaj, żadnych imion i nazwisk - ostrzegła ją pani Doherty.
Poprawiła nogi splecione w pozycji lotosu i odchrząknęła. - Chcę wam przypomnieć,
dziewczęta, że nasza rozmowa jest poufna. Nic, co zostanie tu powiedziane, nie może zostać
powtórzone poza grupą.
Aha, jasne. No więc jakim cudem cala szkoła wie, że Alicia Armstrong nie używa
tamponów, bo jej rodzice uważają, że gdyby zaczęła, przestałaby być dziewicą?
Jenny nie była głupia. Wiedziała, że cokolwiek powie, na pewno zostanie powtórzone,
więc pomyślała, że bezpieczniej nic nie mówić.
- Pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłam penis - wypaliła Jessica, po raz kolejny
wywołując w klasie wybuch chichotów. - Zupełnie spanikowałam!
Pani Doherty uśmiechnęła się ze spokojem buddysty zen. Nawet Jessica Soames nie
potrafiła wyprowadzić jej z równowagi.
- Przypominam - powiedziała - to jest miejsce do zadawania pytań...
- Nie rozumiem, na czym polega erekcja. Jak to właściwie się dzieje? - zapytała Kim
Swanson.
- Czy to prawda, że każdy chłopak ma erekcję z samego rana? - spytała Roni Chang.
Pani Doherty westchnęła. Zaczęła taktownie odpowiadać. Jenny wyłączyła się, wolała
dalej rozmyślać o miłości.
Jeżeli chłopcy byli jak ciuchy, jak to ujęła pani Doherty, to Nate był jak jej pierwsza
para dżinsów Diesela, które wkładała tylko na specjalne okazje, ponieważ były tak ładne, że
nie chciała ich zabrudzić. Ale im częściej je nosiła, im częściej je prała, tym lepiej pasowały,
aż w końcu nie mogła żyć bez nich - tak idealnie leżały. A skoro tak absolutnie była pewna
swoich uczuć do niego, to co złego jest w powiedzeniu mu o tym?
niezwykła odpowied
ź
na zwykle pytanie
Blair oddala swój esej, który miała wysiać do Yale wcześniej tego ranka i kiedy
egzaminy z matmy i francuskiego wreszcie się skończyły, wpadła do biura doradcy, żeby
sprawdzić, czy pani Glos już go przeczytała.
Pani Glos przeglądała akta, a zadziwiająco długie, szczupłe nogi trzymała poprawnie
skrzyżowane w kostkach.
- O, witam. Może usiądziesz?
Blair spojrzała krytycznie na brzydkie, ortopedyczne buty pani Glos. Co za strata,
żeby takie wspaniałe nogi trafiły się starej kobiecie, która nie ma żadnego gustu, jeśli idzie o
buty. Usiadła na twardym, drewnianym krześle naprzeciwko biurka.
- Przeczytałam twoje wypracowanie. - Pani Glos przekartkowała stos prac na biurku,
aż znalazła esej Blair. Zacisnęła wąskie usta i dotknęła lekko chusteczką nosa. Często miała
krwotoki z nosa i uważano, że choruje na jakąś rzadką zakaźną chorobę. Wszystkie
dziewczyny bały się dotykać materiałów, które im rozdawała.
Blair uniosła idealnie wyregulowaną brew.
- I...?
Pani Glos podniosła wzrok. Włosy w mysim odcieniu brązu podwijały się jej na
końcach, ledwie muskając podbródek. Zawsze wyglądały dokładnie lak samo, więc musiała
to być peruka.
- Powinnaś jeszcze raz się do niego przymierzyć, jeśli poważnie myślisz o pójściu do
Yale.
Chwilę potrwało, nim Blair to zrozumiała.
- Ale...
Pani Glos otworzyła pracę Blair i popukała w spięte kartki długim, ohydnym, żółtym
paznokciem.
- To jest idealne wypracowanie na temat życia Audrey Hepburn - powiedziała. - Ale
nic nie mówi o tobie. Musisz pokazać ludziom w Yale, że potrafisz dobrze pisać, że myślisz
w twórczy sposób i że potrafisz dać niezwykłą odpowiedź na zwykłe pytanie.
Blair wzięła sześć spiętych kartek w dwa palce. W skroniach jej dudniło. Miała
potworną ochotę powiedzieć pani Glos, żeby spieprzała i żeby kupiła sobie nową perukę, ale
wiedziała, że doradczyni jest naprawę dobra w swojej pracy i mogła pomóc dostać się do
Yale.
- Dobrze - stwierdziła krótko. - Spróbuję jeszcze raz.
- Grzeczna dziewczynka. Spróbuj nie być taka dosłowna. Pokaż im, jak bardzo cenisz
filmy Audrey Hepburn, zamiast mówić im o tym.
Blair kiwnęła głową i wstała. Poprawiła spódnicę, próbując zachować kamienną
twarz, mimo że tak potwornie ją obrażono. Zachowała się właśnie tak, jak zrobiłaby Audrey.
- Wesołych świąt - dodała uprzejmie.
Pani Glos znowu przytknęła chusteczkę do nosa i uśmiechnęła się.
- Wesołych świąt, Blair.
Blair zamknęła za sobą drzwi i wrzuciła skażony zarazkami esej do metalowego kosza
na śmiecie, wzdychając przy tym ze złością. Tyle jeśli idzie o dobrą zabawę na plaży w St.
Bans. Serena będzie musiała sama o siebie zadbać, bo Blair cale pieprzone ferie spędzi w
domu, pisząc od początku wypracowanie do Yale. Miała ochotę napisać: „Do jasnej cholery,
po prostu mnie przyjmijcie” i wysłać to do komisji rekrutacyjnej w Yale, ale zważywszy, że
opowiedziała facetowi od rozmowy kwalifikacyjnej cale swoje życie, a potem go pocałowała,
to chyba nie był najlepszy pomysł.
Ruszyła schodami na górę, żeby zabrać z szafki niebieski płaszcz od Marca Jacobsa.
Po drodze wpadła na Kati Farkas i Isabel Coates, które akurat schodziły.
- Jak ci poszło na francuskim? - zapytała Kati. Tego ranka padało, gdy szła do szkoły,
i jej jasnorude włosy się poskręcały.
Blair pomyślała, że Kati wygląda jak pudel, w którego strzelił piorun. Wzruszyła
ramionami.
- Bez sensu.
Niecierpliwie odrzuciła włosy z twarzy. Miała już dość rozmawiania o ocenach,
szkole i egzaminach.
Isabel przeczesała palcami krótki ciemny kucyk i uniosła podbródek.
- Wiem, że to zabrzmi dziwacznie, ale wczoraj poszłam na powtórkę Z historii do
pana Noble'a i to mi pomogło. Naprawdę dla mnie egzamin był całkiem prosty.
A ty jesteś naprawdę wkurzająca, zauważyła w myślach Blair. Ojciec Isabel był
aktorem telewizyjnym, który głównie czytał zza kadru i miał sztuczny brytyjski akcent. Isabel
lubiła go naśladować i dlatego mówiła „całkiem prosty” zamiast „totalnie lajtowy”. nie
wrzucała na luz.
Kati kiwnęła głową.
- I był krótki. A widziałaś Serenę? Jeszcze nie skończyła. Siedziała i gapiła się na
swoje włosy, gdy my już wychodziłyśmy.
Oczywiście pominęła ten epizod, kiedy Serena rozdawała autografy. Żadna by się nie
przyznała Blair, że poprosiła o podpis.
- Na pewno dobrze jej poszło - stwierdziła lojalnie Blair. Serena nigdy się nie uczyła i
nie chodziła na zaawansowane zajęcia, ale zawsze udawało jej się jakoś wybronić dzięki
aktywności na lekcjach i pisaniu względnie przyzwoitych prac. Była bystra - jak wszystkie
dziewczyny w Constance - ale nauczyciele już od drugiej klasy narzekali, że nie wykorzystuje
potencjału. W głębi duszy Blair cieszyła się, że Serena tak odpuszcza sobie szkołę. Żadnym
cudem nie mogłyby się przyjaźnić, gdyby Serena nie dość, że była taka śliczna, to jeszcze by
zbierała same piątki.
- Więc co było między tobą a Milesem? - zapytała Isabel.
Blair nie mogła uwierzyć własnym uszom. Przecież leżały nieprzytomne, pijane na
tyle limuzyny, a ona pozbyła się ich bez mrugnięcia okiem. Teraz zachowywały się, jakby
znowu chciały być jej najlepszymi przyjaciółkami. Nie miała ochoty na pogaduszki z nimi o
jakimś gościu, którego pewnie nigdy więcej nic zobaczy. I to tylko po to, żeby miały o czym
plotkować w szkole.
- Naprawdę nic takiego - odparła nonszalancko.
- Och, robisz się taka tajemnicza - zagruchała Isabel. - To znaczy, że musiało coś być.
Blair przewróciła oczami.
- Jak chcesz.
- Więc co powiedziała pani Glos na temat twojego wypracowania do Yale? -
dopytywała się Kati.
Tak to właśnie jest, jak chodzisz do małej żeńskiej szkoły: wszyscy wiedzą o
wszystkim. To doprowadzało Blair do szału.
- Podobało jej się - skłamała. Zaczęła iść po schodach, a jej mały pierścionek z
rubinem pobrzękiwał metalicznie o poręcz. - Do zobaczenie później. Muszę zacząć uczyć się
do angielskiego.
- Czekaj! - krzyknęła Isabel.
Blair odwróciła się i zatrzymała.
- Co?
- To prawda, że Serena i Flow się zaręczyli?
Blair ledwo potrafiła zdusić śmiech. Wiedziała, że powinna im powiedzieć prawdę, ale
o wiele ciekawsze było skłamać.
- Aha - powiedziała, kręcąc głową z niedowierzającym uśmiechem. - Szaleństwo, nie?
Obie dziewczyny popatrzyły po sobie, podniecone tym, że; potwierdziły u
wiarygodnego źródła lak wstrząsającą plotkę.
- I nadal jedzie z tobą na St. Bans? - dopytywała się Kati.
Blair kiwnęła głową i obróciła pierścionek z rubinem na palcu.
- Będziemy tam planować jej ślub.
- Och, to brzmi super! - rzuciła Isabel z wyjątkowo odrzucającym brytyjskim
akcentem. Zerknęła na Kati, a potem na Blair. - Myślisz, że poprosi nas, żebyśmy były
druhnami?
Blair odwróciła się i poszybowała z wdziękiem po schodach, tak jak Audrey we
wspaniałej sukni od Givenchy'ego w czasie pokazu mody w Zabawnej buzi.
- Może! - krzyknęła. - Jeśli będziecie dla niej mile.
To, że całe ferie musi spędzić na ponownym pisaniu wypracowania, nie znaczy, że nie
może jednocześnie trochę się zabawić.
tematy ◄ wstecz dalej ► wyślij pytanie odpowiedź
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by nie
ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie
!
No dobra, przetrwały
ś
my koniec semestru - teraz trzeba sobie umili
ć
ż
ycie.
LISTA
Ś
WI
Ą
TECZNYCH
Ż
YCZE
Ń
1 czapka z lisiego futra z Fendi, chocia
ż
pewnie którego
ś
pó
ź
nego wieczoru zostawi
ę
j
ą
w taksówce.
1 zamszowa torebka z fr
ę
dzelkami, na nadgarstek - dobra,
ż
eby wyj
ść
z domu, maj
ą
c tylko klucze,
kart
ę
kredytow
ą
i błyszczyk do ust. Po co komu co
ś
wi
ę
cej?
Roczny abonament na wizyty w salonie Red Door Elizabeth Arden na nakładanie wosku na twarz,
brwi i okolice bikini, na maseczki z wodorostów, podcinanie włosów i robienie pasemek.
1 para kozaków z jasnobr
ą
zowej skóry.
1 para ciemnobr
ą
zowych kozaków.
1 para czarnych kozaków do kolan. Wszystko od Stephane'a Keliana i wszystkie na
dziesi
ę
ciocentymetrowych obcasach. Nie mo
ż
na mie
ć
za du
ż
o butów.
1 kurtka z baraniej skóry z Fendi.
1 superdu
ż
e pudełko trufli z ciemn
ą
czekolad
ą
Godivy - moja słabo
ść
. Có
ż
, jedna z wielu.
1 kaszmirowy szlafrok k
ą
pielowy, biały, z TSE, a do tego pasuj
ą
ce kapcie, te
ż
z kaszmiru.
Wszystkie klasyczne filmy Hitchcocka na DVD.
Przyj
ę
cie do wszystkich college'ów. do których wysłałam podanie.
Sylwester, który całkowicie odmieni moje
ż
ycie!!
Na celowniku
B wypo
ż
ycza z biblioteki na Manhattanie wszystkie ksi
ąż
ki o Audrey Hepburn. A i jego przyjaciel M
spaceruj
ą
z bokserem (to jest pies, a nie mistrz wagi ci
ęż
kiej) koło szkoły dla dziewcz
ą
t Constance
Billard i zagl
ą
daj
ą
w o
ś
miok
ą
tne okna na parterze - ciekawe, kogo szukaj
ą
? S sprezentowała swojemu
od
ź
wiernemu akwarium z małymi barakudami. Codzienne prezenty od Flowa to lekka przesada? N
popala z kumplami na Owczej Ł
ą
ce. J przygotowuje wspaniał
ą
złocon
ą
kartk
ę
dla N na zaj
ę
ciach z
plastyki. D wyrzuca jeden ze swoich cennych czarnych notatników do kosza na Broadwayu. Blokada
twórcza to straszna sprawa, nie? V kr
ę
ci si
ę
za jakim
ś
biednym, Bogu ducha winnym sprzedawc
ą
hot
dogów w parku na Washington Square. K i I walcz
ą
o czapk
ę
z lisa w Intermix.
Wasze e - maile
P:
Kochana „Plotkaro”!
Odk
ą
d zacz
ę
ła
ś
pisa
ć
t
ę
stron
ę
, staram si
ę
domy
ś
li
ć
, kim jeste
ś
. Chyba nie mogłaby
ś
tyle
mówi
ć
o swoich znajomych, gdyby
ś
nie była w ostatniej klasie. Ja jestem w młodszej, ale
trzymam si
ę
z najfajniejszymi lud
ź
mi z ostatniej. Wi
ę
c mo
ż
e nie jeste
ś
taka super, jak ci si
ę
wydaje. Ci
ą
gle podejrzewam,
ż
e jeste
ś
jakim
ś
zboczonym nauczycielem od wuefu.
Jdwack
O:
Najdro
ż
sza jdwack!
Daruj sobie zgadywanie, kim jestem, bo i tak ci nie powiem, Ale jedno mog
ę
ci obieca
ć
: po
ś
mierci nie znajd
ą
mnie w drelichowych spodenkach z gwizdkiem na szyi.
P
P:
Hej, P!
Co my
ś
lisz o tej plotce na temat zar
ę
czyn Flowa i S? Ona zawsze zachowywała si
ę
tajemniczo, jakby ukrywała wielki sekret, wi
ę
c trudno co
ś
powiedzie
ć
.
duch
O:
Drogi duchu!
Wiem, co masz na my
ś
li - S wyj
ą
tkowo mało mówi o Flowie, je
ś
li plotki s
ą
prawdziwe. Ale
b
ą
d
ź
my realistami. Ma dopiero siedemna
ś
cie lat. Nawet je
ś
li si
ę
zar
ę
czyła, w
ą
tpi
ę
,
ż
eby za
chwil
ę
czekał nas
ś
lub.
P
P:
Hej, Plotkaro!
Nie wiem, czy B o tym wie, ale dobiegły mnie słuchy,
ż
e go
ść
, z którym sp
ę
dziła cały
sobotni wieczór - ten perkusista, kumpel jej przyrodniego brata - te
ż
wybiera si
ę
na St.
Barts na ferie.
informator
O:
Drogi informatorze!
O: Jezu! My
ś
l
ę
,
ż
e to b
ę
dzie wielka niespodzianka i chyba B nie b
ę
dzie ni
ą
zachwycona.
P
I wreszcie...
Ej
ż
e? Jaki sens ma zjawianie si
ę
w szkole po semestrze, skoro oceny ju
ż
nie b
ę
d
ą
si
ę
do niczego
liczy
ć
? W letnim semestrze powinni pozwoli
ć
nam wybra
ć
sobie jedne zaj
ę
cia, na przykład przerw
ę
na
lunch, czytelni
ę
albo teatr. W ko
ń
cu zasłu
ż
yli
ś
my sobie na chwil
ę
odsapki, nie?!
Wiem,
ż
e mnie kochacie
plotkara
barneys kształtuje charakter
W czwartek przed Bożym Narodzeniem szkoła Constance Billard wreszcie pozwoliła
dziewczynom na luksus - dwunastodniowe ferie. Po szkole Jenny spotkała się z Nate'em
przed sklepem Barneysa. Miała na sobie błękitny sweter z szalowym kołnierzem, czarną
parkę z obszyciem ze sztucznego lisa, króciutki szary mundurek szkolny, kapelusik z
czerwonego moheru, spod którego wystawały jej ciemne loki, i dopasowane kolorem
rękawiczki z czerwonego moheru. Wyglądała prześlicznie Nate pocałował ją w dłoń. Załatwił
większą działkę trawki u swojego dostawcy w pizzerii na rogu Osiemdziesiątej i Madison,
więc był w doskonałym nastroju.
- Stęskniłem się za tobą - powiedział, a jego szmaragdowej oczy skrzyły się w
zimowym zmroku.
Serce Jenny natychmiast się rozpłynęło.
- Ja za tobą też - odpowiedziała, a jej policzki delikatnie się zaróżowiły. Wyjęła z
kieszeni parki świąteczną kartkę, która zrobiła specjalnie dla niego. - Proszę.
Nate rozdarł ręcznie zrobioną kopertę. Gapił się na rysunek wykonany węglem,
akwarelami i złotym flamastrem, próbując odgadnąć, co to właściwie jest.
- To bałwan obejmujący renifera - wyjaśniła Jenny. - Połączyłam styl Matisse'a i
Picassa, ale nie wiem, co mi z tego wyszło.
Nate nic miał zielonego pojęcia o Matissie i Picassie. Otworzył kartkę. WESOŁYCH
ŚWIĄT, NATE! Całuję, Jennifer - napisano błyszczącymi, złotymi literami. Nate uśmiechnął
się i wsunął kartkę do kieszeni płaszcza.
- Dzięki.
Jenny wzięła go pod ramię. Weszli do sklepu.
- Więc co chcesz pod choinkę? Ja kupuję pierwsza.
Pożyczyła od ojca kolejne pięćdziesiąt dolarów, co właściwie było niczym przy sumie,
jaką już mu wisiała. Odkąd była z Nate'em, wydała więcej pieniędzy niż przez całe swoje ży-
cie.
Każda dziewczyna ci to powie, że dobry wygląd kosztuje, ale warto zainwestować.
W dziale męskim Nate podał jej parę szarych skarpetek z wełny merynosów.
- Co powiesz na to?
- Skarpetki? Ale ja chcę kupić ci coś wyjątkowego. Coś... świątecznego - uparła się
Jenny. - Szykownego - tego słowa szukała. Szykowny. Widziała je w „Vogue'u”. Brzmiało z
francuska i tak wyrafinowanie.
Nate odłożył skarpetki i rozejrzał się po sklepie.
- Nie chcę, żebyś wydawała na mnie za dużo pieniędzy, Jennifer.
Jenny uśmiechnęła się promiennie. Teraz kochała go jeszcze bardziej. Uwielbiała to,
że mówi do niej Jennifer. Uwielbiała te króciutkie, słodkie SMS - y, które jej wysyłał.
Uwielbiała jego złotobrązowe włosy i zawsze opaloną, idealną skórę. Uwielbiała sposób, w
jaki robił różne rzeczy, na przykład całował ją w rękę. A najbardziej ze wszystkiego
uwielbiała to, jak kilkoma słowami, które wypowiadał swoim seksownym głosem, potrafił
sprawić, że czuła się największą szczęściarą w Barneysie, a to naprawdę coś znaczyło.
- Nie mogę ci kupić skarpetek - tłumaczyła Jenny. - To musi być coś wyjątkowego.
Nate wzruszył z rozbawieniem ramionami. To miłe, że Jenny chce mu kupić coś
bardziej znaczącego niż skarpetki albo woda kolońska. Była taka szczera w swojej hojności.
Nigdy nie oczekiwała niczego w zamian.
- A to? - Jenny podniosła flanelowe czerwone spodenki w prążki, ze sznureczkiem w
pasie. - To chyba ma robić za piżamę.
Nate zmarszczył brwi.
- Trochę gejowskie - stwierdził.
Jenny odłożyła spodenki z powrotem.
- Masz rację. Przepraszam.
A potem zobaczyła stolik ze stosem bokserek, które na pupie miały fotografie
żaglówek nałożone sitodrukiem. Była tam para niebieskich z czerwoną łódką. Idealne.
Przecież Nate żegluje. Nawet buduje lodzie w Maine. Bokserki kosztowały sześćdziesiąt
dolarów, czyli więcej niż planowała wydać i całkiem sporo jak na bieliznę, ale była gotowa
zapomnieć o tych dodatkowych dziesięciu dolarach dla chłopaka, którego tak kochała.
- Te są naprawdę czadowe - powiedział Nate, podnosząc bokserki i oglądając
żaglówkę. - Tylko nie ma mnie kto w nich oglądać.
Rumieniec zalał szyję Jenny, gdy wyobraziła sobie oglądanie Nate'a w samej bieliźnie.
- Musisz je mieć - uparła się. - Są dokładnie w twoim stylu.
Złożyła bokserki i zaniosła do lady.
- Czy może je pani zapakować jak prezent? - Odwróciła się do Nate'a. - Jest
zabawniej, kiedy sam możesz rozpakować to jak prawdziwy prezent. - Jej brązowe oczy
płonęły z radości. Miała cudownego chłopaka, kupiła mu naprawdę odlotowy prezent, a Nate
uśmiechał się do niej tak, że miała ochotę krzyczeć „jestem TAKA SZCZĘŚLIWA!”
Wręczyła mu małą czarną reklamówkę Barneysa.
- Wesołej Chanuki - zażartowała, chociaż sama tylko w połowie była Żydówką, a Nate
wcale.
- Dzięki, Jennifer. - Nie spodziewał się, że znajdzie coś, co mu się naprawdę spodoba,
ale te bokserki były w porządku. Wziął ją za rękę. - Teraz idziemy kupić coś tobie.
Wepchnął ją do windy i pojechali na szóste piętro. Jenny nie wiedziała, dokąd jadą,
dopóki nie otworzyły się drzwi. Wyszli w dziale z damską bielizną.
Jenny się zawahała. Wyobrażała sobie, że Nate kupi jej coś słodkiego i świątecznego,
na przykład szalik z głupawym reniferem. A nie bieliznę.
- Wybierz, co chcesz - powiedział Nate.
Jenny rozejrzała się po wieszakach z delikatną, ręcznie robioną, importowaną bielizną,
czerwieniąc się z zakłopotania. Zawsze kupowała zabudowane staniki Bali w Macy, bo miały
dodatkowe wzmocnienia i naprawdę grube ramiączka, które nie wrzynały się w ramiona pod
ciężarem piersi. Staniki w Barneysie wyglądały tak, że mogłyby się podrzeć, gdyby włożyła
do któregoś jedną pierś, już nie wspominając o dwóch naraz. Nie było siły. żeby Jenny
wybrała tu biustonosz, obcisły top albo koszulkę nocną. Po pierwsze, chybaby umarła, gdyby
Nate usłyszał, jaki ma rozmiar miseczki. Po drugie, pewnie nie robili ładnych, koronkowych
rzeczy o takim rozmiarze miseczki.
Ale nie mogła powiedzieć Nate'owi, że nic chce bielizny. Nie chciała zranić jego
uczuć. Sięgnęła po jedwabne figi La Perła, z ładnym różowym obszyciem na brzegach i
różową satynową kokardką na gumce.
- Te są ładne.
- Czy dobrać dla pani pasujący stanik? - zaskrzeczała sprzedawczyni koło
siedemdziesiątki, podchodząc do nich niepewnym krokiem.
- Nie. - Jenny prawie krzyknęła. Wyszarpnęła majtki z wieszaka i pospiesznie ruszyła
do lady, żeby Nate za nie zapłacił i wreszcie mogli się stąd wynieść.
Sprzedawczyni przy kasie wzięła figi i zaczęła je pakować w bibułkę.
- Tylko stringi, proszę pani?
Jenny spojrzała na kawałek jedwabiu zwieszający się z dłoni kobiety. Teraz zobaczyła,
że praktycznie nie ma w nich części zasłaniającej pośladki.
Nie miała odwagi spojrzeć na Nate'a.
- Tak - wychrypiała. - To wszystko.
- I proszę zapakować w ozdobny papier - dodał Nate. Blair nosiła stringi przez cały
czas. Nie rozumiał, dlaczego Jenny tak się czerwieni.
Kiedy pakunek był gotowy, Nate wręczył go Jenny i pocałował ją w policzek.
- Wesołych świąt.
Jenny podniosła oczy - do tej pory nie odrywała spojrzenia od włosia kremowego
dywanu - i wzięła torebkę. To kolejna rzecz, którą uwielbiała w Nacie - nie panikował z
powodu takiej głupiej rzeczy jak stringi. Zawsze był spokojny i wyluzowany.
Cóż, łatwo jest wrzucić na luz. kiedy człowiek cały czas chodzi najarany.
Gdy zjeżdżali windą, Jenny zastanawiała się, gdzie teraz powinni pójść. Do domu,
żeby przymierzyć prezenty i się sobie w nich pokazać? Na samą myśl, że miałaby
przedefilować przed Nate'em z pośladkami na wierzchu, chciała umrzeć.
Drzwi windy się otworzyły.
- Pomyślałem, że moglibyśmy zajrzeć do St. Regis - rzucił Nate, gdy szli przez dział z
kosmetykami, żeby wyjść ze sklepu.
Serce Jenny zabiło niespokojnie. St. Regis to hotel. O Boże!
- Tam jest miły bar. Moglibyśmy napić się czekolady - dodał Nate.
Zabrzmiało to tak, jakby naprawdę miał ochotę na gorącą czekoladę, a nie pokaz
striptizu w pokoju hotelowym. Jenny westchnęła z ulgą.
- Dobry pomysł.
Zanim doszli do wyjścia, Nate zobaczył dwie dziewczyny, jedną z włosami
jasnoblond zebranymi w kucyk, drugą z ciemnymi i rozpuszczonymi. Serena i Blair. Stały
przy ladzie z kosmetykami Estée Lauder, dokładnie na ich drodze.
Nate objął Jenny i zaczął ją prowadzić w innym kierunku, z powrotem do działu
męskiego, do drugiego wyjścia. Nie żeby nie chciał, aby go widziano z Jennifer. Po prostu
łatwiej było, kiedy nie musieli z nikim rozmawiać, zwłaszcza z Blair.
Jenny zawahała się i spojrzała na niego, marszcząc brwi.
- Gdzie idziemy? - spytała zakłopotana.
- Eee, pomyślałem, że powinienem kupić sobie nowy pasek - powiedział Nate, mając
nadzieję, że Blair i Serena nie zauważyły ich jeszcze.
Za późno.
- Nate? - usłyszał za plecami glos Sereny. - Hej, Natie! Odwrócił się powoli. Poczuł
ziemno - sandałowy i liliowy zapach Sereny, gdy zarzuciła mu ramiona na szyję. Wypuściła
go i pocałowała Jenny w policzek.
- Co sobie kupiliście?
Jenny znowu się zaczerwieniła.
- E, nic takiego.
Blair stała kawałek od nich i w milczeniu krytykowała brzydką, czarną parkę Jenny i
mechacący się czerwony kapelusz. Nate uśmiechnął się do niej.
- Cześć. Blair.
Blair poprawiła pasek fioletowej torebki Prady na ramieniu i odgarnęła włosy z
twarzy.
- Cześć - rzuciła ogólnie. Zerknęła na Jenny. - Cześć, Ginny. Wesołych świąt.
Jenny chowała za piecami firmową torebkę Barneysa, bojąc się, że ktoś” mógłby ją
wyrwać jej z rąk i sprawdzić, co jest w środku.
- Wesołych świąt - odpowiedziała słabo. Blair tak wkurzył widok Nate'a i Jenny
robiących razem świąteczne zakupy - nudna, szczęśliwa para - że nie mogła oprzeć się
pokusie, by się ich kosztem zabawić.
- Może nam pomożecie - zaproponowała wesoło. - Kupujemy właśnie prezenty dla
Flowa i Milesa, wiecie, tych facetów, którzy byli z nami w sobotę. Ale nie wiemy, co wybrać.
- Szturchnęła Serenę w łokieć. - Serena myślała o wodzie kolońskiej. Nate, mogłybyśmy
przetestować kilka zapachów na tobie?
Nate nie używał wody kolońskiej i naprawdę chciał się już wynieść z tego sklepu, ale
nie miał pomysłu, jak się wyłgać.
- Jasne - odparł bez entuzjazmu.
Blair poprowadziła ich do lady i nim zdążył zaprotestować, złapała prawą rękę Nate'a i
spryskała go wodą kolońską Dolce&Gabbana, która - jak dobrze wiedziała - śmierdziała
serem pleśniowym i tyłkiem.
- Co o tym myślisz? - zapytała, podsuwając rękę Nate'a pod nos Jenny.
Jenny zaczęła kichać.
- Na zdrowie - powiedziała Serena.
Jenny kichała i kichała. Nie mogła przestać.
Nate skrzywił się.
- Trochę za mocna.
- Serio? A co powiesz na to? - Blair złapała jego lewą rękę i spryskała ją Hermes Eau
D'Orange Verte. To był czysty, klasyczny zapach, który uwielbiała tak bardzo, że czasem
sama go używała, chociaż był dla mężczyzn.
Nate powąchał dłoń i natychmiast owiała go nostalgia. Pomyślał o czasie, kiedy leżał
z Blair w łóżku i całował jej nagi brzuch, rozśmieszając ją przy tym.
- Ładny - powiedział, wąchając jeszcze raz.
Jenny zaczęło lać się z nosa. Otarła go rękawiczką.
Serena podniosła sobie lewą dłoń Nate'a pod nos.
- Och, to absolutnie pasuje do ciebie, Nate. - Uśmiechnęła się szczerze do Jenny. -
Powinnaś mu ją kupić na Gwiazdkę. Jest niesamowita.
Jenny znowu otarła nos. Nie miała już pieniędzy, poza tym kupiła mu znacznie lepszy
prezent. Zerknęła na Nate'a, mając nadzieję, że powie coś takiego i będą mogli już iść, ale on
tylko stał i gapił się na Blair z wyciągniętymi rękoma, jak jakiś kretyński sprzedawca wody
kolońskiej.
W sercu Jenny pojawiła się wątpliwość. Jak to jest, że Nate wydaje się taki wspaniały,
gdy są sami, a kiedy wokół pojawiają się inni ludzie, zachowuje się tak... głupio?
Blair zmarszczyła nos.
- No, nie wiem - zastanawiała się. - Pomyślałam, że może powinnyśmy im dać coś
bardziej osobistego.
- Na przykład co? - zapytała Serena, wciągając się w zabawę.
- Ja kupiłam Nate'owi bokserki z nadrukowaną żaglówką - podsunęła pomocnie Jenny.
- Mają tam różne. Powinnyście obejrzeć.
Nate uśmiechnął się nieśmiało.
- Aha, są naprawdę fajowe.
Blair złapała zieloną buteleczkę z próbką wody D'Orange Verte, gotowa rzucić nią w
głowę Jenny. Bokserki? A to mała zdzira!
Serena zauważyła, że niewinny dowcip przyjaciółki zaczyna się obracać przeciwko
niej.
- Chodź, Blair. - Pchnęła ją delikatnie za łokieć. - Pójdziemy na górę. Mają bikini,
które chciałabym przymierzyć. Powiesz mi, co o tym myślisz.
Blair odstawiła wodę kolońską z powrotem na ladę.
- Jasne - odparła spokojnie.
- Jedziemy jutro na St. Barts - - Serena pocałowała Nate'a w policzek. Potem pochyliła
się i pocałowała Jenny. - Ale zobaczymy się wszyscy w sylwestra, okay?
Nate patrzył, jak Blair bawi się swoim pierścionkiem z rubinem. Zrobił krok w przód,
położył dłoń na rękawie jej płaszcza i pocałował ją w policzek.
- Wesołych świąt, Blair.
Najlepsza aktorka zawsze jest opanowana, nawet wobec jawnej obelgi.
- Wesołych świąt - odparła Blair, trzymając podbródek tak wysoko, jak tylko można,
nie przewracając się do tyłu. Polem ze spokojem odwróciła się do wind na tyłach sklepu i
pociągnęła za sobą Serenę.
Nate patrzył, jak odchodzą. Podziwiał długie ciemne włosy Blair opadające na
błękitny kaszmirowy płaszcz. Podniósł lewą dłoń i wciągnął czysty, świeży zapach, który
przypominał mu nagą skórę Blair. A potem odwrócił się do Jenny. Jej ciemne roztrzepane
loki. Za duża czarna parka. Drobniutkie dłonie. Nieśmiały uśmiech. Co za ulga, że Blair już
poszła, bo nie musi już ich porównywać. Bo prawdę mówiąc, nie było porównania.
Na szklanej ladzie za nimi stała buteleczka perfum w kształcie primabaleriny.
- Ej! - Nate zmienił temat. - Widziałaś kiedyś Dziadka do orzechów? - Jenny
interesowała się sztuką, więc pewnie wiedziała wszystko o balecie.
Jenny pokręciła głowa, uśmiechając się niepewnie. Chodziła do Lincoln Center na
zajęcia z architektury i projektowania, ale nigdy nie oglądała tam prawdziwego baletu.
- Nie, jeszcze nie.
To nie wypada. Po prostu nie wypada. Nate zabierał Blair na Dziadka do orzechów
przez ostatnie trzy lata w Boże Narodzenie. I chociaż widział, że to niepoważne, zawsze
świetnie się bawił. To był taki odlot: na początku, w pierwszej scenie kolacji wigilijnej,
drzewko na scenie było normalnych rozmiarów. A polem dziewczynka zasypia i zaczyna
śnić, a choinka wyrasta jak na sterydach na gigantyczne drzewo, o wiele, wiele większe od
tego przy Rockefeller Center. A potem wszystkie zabawki ożywają i zaczynają ze sobą
walczyć. To było niesamowite.
Nate wyciągnął komórkę z kieszeni.
- Jutro wieczorem jemy kolację u twojego ojca, prawda?
Jenny kiwnęła głową.
- To zobaczmy, czy zostały jeszcze jakieś bilety na popołudnie.
Jenny oparła się o ladę w perfumerii, czując, jak biorą górę objawy przypominające
grypę. Nate zabiera ją na balet! Jak można go nie kochać?
D próbuje pisa
ć
o seksie w nowym sposób
Gdy tylko skończyły się ostatnie egzaminy w czwartek, Dan poszedł do ulubionej
chińsko - kubańskiej kawiarni na Broadwayu. Zamówił kawę z mlekiem i krokiet po chińsku.
Wyciągną! nowiutki, czarny notes i czarny cienkopis. Przez cały tydzień próbował napisać
coś względnie przyzwoitego, żeby to wysłać razem z podaniem o przyjęcie na uczelnię, ale
wychodziły mu same śmiecie. Nigdy wcześniej nie miał kłopotów z pisaniem - zwykle słowa
po prostu z niego wypływały. Jasne, egzaminy rozpraszały go trochę, ale nie ma co się
oszukiwać. Opuściła go wena.
Sączył kawę, rozchlapując mlecznobrązowe kropelki na czystej stronie notatnika. W
pewnym sensie to go stawiało na równi z wielkimi. Tołstoj miał blokadę twórczą,
Hemingway też. Nie był pewny co do swoich ulubionych francuskich egzystencjalistów, ale
potem doszedł do wniosku, że w takim czy innym, momencie też musieli to przeżywać. Mimo
wszystko mu nie ulżyło. Tak naprawdę to była tortura.
Biedna, zbolała dusza.
Przeglądając swoje stare notatniki, stwierdził, że ostatni raz napisał coś sensownego
przed Świętem Dziękczynienia, zanim pocałowali się z Vanessą i zdali sobie sprawę, że są
zakochani.
Przetoczył krokiet w kleistym śliwkowym sosie i odgryzł kawałek. Poza śmiercią
miłość była jego ulubionym tematem, ale teraz, kiedy był zakochany, słowa, którymi o niej
pisał, wydawały mu się powierzchowne i niezręczne. Gdyby potrafił spojrzeć na miłość pod
innym niż zwykle kątem... Zanurzył krokieta w sosie i znowu odgryzł kęs. Po nadgarstku
popłynął mu gorący tłuszcz. Kelnerka strzeliła go biodrem w łokieć i resztka krokieta wpadła
do kubka, rozpryskując po całym stole kawę z mlekiem.
Większość ludzi by się wkurzyła, ale w głowie Dana zapaliła się żaróweczka.
Seks! - pomyślał. Seks był ostatecznym wyrazem miłości. Dlatego jeśli kiedykolwiek
to zrobi, to tylko wtedy, kiedy będzie czuł, że jedynym sposobem wyrażenia tego, co chce po-
wiedzieć, będzie kochanie się.
Zdjął skuwkę z cienkopisu. Czyta! dość o teorii literatury, by wiedzieć, że najbardziej
wyświechtany sposób pisania o seksie to opisywanie kwitnących kwiatów, zachodów słońca i
fajerwerków. I wiedział też, że praktycznie wszystko może zabrzmieć seksownie. Ale on
chciał pisać o seksie w zupełnie nowy i zaskakujący sposób.
Zagapił się na krokieta porzuconego w kawie i myślał.
Każdy normalny chłopak, gdy myśli o seksie, natychmiast ma ochotę zedrzeć ubranie
ze swojej dziewczyny. Ale Dan nie był normalnym chłopakiem. Zamiast pomyśleć o zdarciu
z Vanessy ubrania, myślał o słowach, a nie ma nic seksownego w prostych, starych słowach,
chyba że używa się ich w seksowny sposób. Żeby tego dokonać, trzeba przestać myśleć o
słowach i zacząć myśleć o czymś innym, a jeszcze lepiej o kimś innym. Najlepiej
rozebranym.
Ale Dan ugrzązł w słowach. Im bardziej biedził się nad słowami, tym bardziej był
przekonany, że nie może pisać o seksie, bo go jeszcze nie uprawiał. A jeśli nie może pisać o
seksie, nie może też pisać o miłości, a skoro nie może pisać o miłości, to nie może pisać w
ogóle.
Czy seks to lekarstwo na blokadę twórczą?
V odkrywa sekret victorii
W czwartek po szkole Vanessa szła Broadwayem w Soho, filmując transwestytę w
czarnej plastikowej spódniczce, napiętnastocentymetrowych obcasach, który szedł z
maleńkim czarnym chihuahua w puchatym pomarańczowym sweterku. I nagle przed sklepem
firmowym Victoria's Secret
∗
zatrzymała ją kobieta rozdająca promocyjne ulotki, które
reklamowały Bardzo Seksowną kolekcję bielizny.
Kup dwa Bardzo Seksowne staniki, a dostaniesz za darmo dobrane do nich
albo v - stringi, albo tang
! - zachęcała ulotka.
Vanessa nie była pewna, co to są v - stringi albo tanga. Swoją bawełnianą bieliznę
Hanes Her Way i topy kupowała w Rite Aid, w Victoria's Secret nigdy nie była. Spojrzała na
wypełniający okno wystawowe plakat z Gisele Bündchen w bieliźnie z kolekcji Angel.
Bielizna bezszwowa, bosko dopasowana - tak napisano na plakacie. Oczywiście na Gisele
wszystko wygląda bezszwowo i bosko, ale czy na niej też będzie się tak prezentowało?
Przewiesiła pasek od kamery przez ramie i pociągnęła ciężkie szklane drzwi do
sklepu. Pomyślała, że to może być zabawne, sprawdzić, co to jest.
Gdy tylko weszła, zaczepiła ją sprzedawczyni.
- Witamy w Victoria's Secret - powiedziała drobna blondynka w dopasowanym
czarnym kostiumie. - Czy mogę pani w czymś pomóc?
Vanessa spiorunowała ją wzrokiem. Nie cierpiała namolnych sprzedawców.
- Nie - odparła lekceważąco. - Chcę się rozejrzeć.
Sprzedawczyni uśmiechnęła się grzecznie.
- Dobrze. W takim razie powiem tylko, że nazywam się Vanessa.
Vanessa spojrzała na nią zaskoczona.
- Ja też tak się nazywam - powiedziała i poczuła wyrzuty sumienia, że była taka
niegrzeczna dla tej kobiety. - Mamy takie samo imię.
Blond Vanessa się rozpromieniła.
- Co za zbieg okoliczności! W takim razie nie zapomni pani mojego imienia. Proszę
zawołać, gdyby czegoś pani potrzebowała. - Odwróciła się, żeby się zająć inną klientką.
∗
Victoria's Secret - marka damskiej bielizny; dosłownie: Sekret Victorii (przyp. tłum.).
W sklepie pachniało perfumami, z głośników płynęła muzyka, dywan na podłodze
miał kolor głębokiej aksamitnej czerwieni. Okrągłe stoliki przykryte udrapowaną czerwoną
satyną. były zawalone stringami i figami w zwierzęce i roślinne wzroki Na każdej ścianie
wisiały wieszaki ze stanikami z koronki, satyny i bawełny. Były tutaj body. figi, stringi i
męskie bokserki. Slipki, obcisłe topy, podwiązki i pasy do pończoch.
Vanessa nigdy nie widziała, żeby tyle metrów kwadratowych poświecono takim
erotycznym fatałaszkom. których nigdy nie cierpiała. Ale może jednak bardzo seksowna
koronkowa różowa bardotka z odpowiednimi koronkowymi stringami to jest coś, czego
potrzebuje, aby Dan nie mógł jej się oprzeć, by poczuł, że nadeszła la poetycka... ta
„naturalna” chwila - czy na co on tam czekał - i żeby wreszcie zdecydował się pójść z nią do
łóżka.
Podeszła do wieszaka z czerwonymi koronkowymi biustonoszami z fiszbinami i
zaczęła je oglądać. Trzydzieści cztery B, trzydzieści sześć C, trzydzieści osiem D. Nawet nie
wiedziała, jaki nosi rozmiar. Pod wieszakiem ze stanikami wisiały koronkowe figi, właściwie
bardziej przypominały spodenki, tyle że wyjątkowo króciutkie spodenki. Vanessa sprawdziła
metkę. Ach, więc to są tanga. Cóż, nie wyglądały źle. Rozejrzała się za swoją imienniczką.
- Jednak zdecydowała się pani coś przymierzyć? - zapytała blondynka, wychodząc zza
lady, gdzie składała stos bawełnianych stringów.
Vanessa wzruszyła bezradnie ramionami.
- Są jakieś w czarnym kolorze? - Wskazała czerwoną koronkową bardotkę z kolekcji
Bardzo Seksowne.
- A jaki rozmiar?
Vanessa zmarszczyła brwi. Jak mogła przeżyć siedemnaście lat i nie wiedzieć, jaki
nosi rozmiar stanika?
- Nie jestem pewna - wymamrotała prawie niesłyszalnie.
Blond Vanessa uśmiechnęła się życzliwie.
- Chodźmy do przymierzalni, zmierzę panią. A potem porozmawiamy o tym, czego
pani szuka. Znajdziemy coś w pani stylu i w czym będzie się wygodnie chodziło. Co pani na
to? Vanessa kiwnęła głową niechętnie. Nie bardzo jej się podobał pomysł, że ktoś będzie
mierzył jej klatkę piersiową, i nie miała pojęcia, czego szuka, ale skoro zaszła tak daleko, to
równie dobrze może spróbować dalej.
- Pod warunkiem że będzie w czarnym kolorze - dorzuciła z uporem.
tematy ◄ wstecz dalej ► wyślij pytanie odpowiedź
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by nie
ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie
!
KOCHAJ SIOSTR
Ę
SWOJ
Ą
, ALE NIE ZA BARDZO
Zwrócił moj
ą
uwag
ę
fakt,
ż
e dawno nie było nic a nic słycha
ć
o milusim przyrodnim bracie Et, A z
dredami. Mo
ż
na by pomy
ś
le
ć
,
ż
e zbytnio pochłon
ę
ły go egzaminy i zakładanie kapeli. Ale nic takiego.
On si
ę
ukrywa. Jestem prawie przekonana,
ż
e ukrywa si
ę
, poniewa
ż
dr
ę
cz
ą
go bardzo powa
ż
ne
kwestie. No, wła
ś
ciwie to jedna powa
ż
na kwestia: zakochał si
ę
w swojej przybranej siostrze.
Naj
ś
wie
ż
sze nowinki mówi
ą
,
ż
e zaprosił swojego kumpla, perkusist
ę
, M, na St. Barts i podejrzewam,
ż
e zrobił to po to, aby M zaj
ą
ł si
ę
B i trzymał j
ą
poza zasi
ę
giem jego wzroku.
Wasze e - maile
P:
Droga P!
Chodz
ę
z J na zaj
ę
cia z higieny i wiem na pewno,
ż
e ona ucz
ę
szcza na terapi
ę
z powodu
obsesji na punkcie p
ę
pków. Na przykład musi i
ść
co godzin
ę
do łazienki,
ż
eby sprawdzi
ć
,
czy jej p
ę
pek nadal jest na miejscu, a kiedy przebieramy si
ę
przed wuefem, gapi si
ę
na
p
ę
pki innych. To jest naprawd
ę
pokr
ę
cone.
Roni
O:
Hej, ron!
I co w tym złego? P
ę
pki s
ą
bardzo seksowne. Przynajmniej mój jest.
P
P:
Hej, P!
My
ś
l
ę
,
ż
e chyba mieszkam w tym samym domu co B, o której tyle opowiadasz, i czasem
przez pomyłk
ę
dostaj
ę
jej poczt
ę
. Jej matka odbiera tony listów z Nowego Pocz
ą
tku, a to
musi by
ć
albo klinika płodno
ś
ci, albo o
ś
rodek leczenia uzale
ż
nie
ń
- według tego, co widz
ę
w ksi
ąż
ce telefonicznej.
a kuku
O:
Cze
ść
, a Kuku!
Miejmy nadziej
ę
,
ż
e po prostu daje im pieni
ą
dze, a nie korzysta z ich usługi.
P
Na celowniku
S dała od
ź
wiernemu metrowego bałwanka z czekolady zawini
ę
tego w firmowe złotko Godivy. Flow
zdecydowanie przesadza, wyrzuca li
ś
ciki bez czytania, chyba
ż
e S ma jakiego
ś
innego wielbiciela. D
gapi si
ę
w wod
ę
przystani przy Siedemdziesi
ą
tej Dziewi
ą
tej i szuka natchnienia. V siedzi w barze w
Billyburg - mo
ż
e sprawdza działanie swojej figury wymodelowanej za pomoc
ą
zakupów w Victoria's
Secret? B i S opuszczaj
ą
salon J. Sisters po nakładaniu wosku na okolice bikini - wszystko przed
wyjazdem na St. Barts. Wygl
ą
da na to,
ż
e tam b
ę
dzie naprawd
ę
, ale to naprawd
ę
gor
ą
co! Bawcie si
ę
dobrze w czasie ferii i nie marnujcie
ż
adnej okazji na odlotow
ą
zabaw
ę
. Ja na pewno nie zmarnuj
ę
. Do
zobaczenia na miejscu!
Wiem,
ż
e mnie kochacie
plotkara
B ugrz
ę
zła w klasie turystycznej i przyci
ą
ga facetów jak lep muchy
BLAIR WALDORF
ESEJ
UNIWERSYTET YALE, 23 GRUDNIA
W kreacjach filmowych Audrey Hepburn najbardziej podoba mi si
ę
to,
ż
e zachowuj
ą
rezerw
ę
, a jednocze
ś
nie pozostaj
ą
przyst
ę
pne. S
ą
spokojne, ale mocno stoj
ą
na
ziemi. Tajemnicze, lecz otwarte.
Blair przestała pisać na laptopie i przytrzymała backspace tak długo, aż zniknęły
wszystkie słowa. Kreacje filmowe? Co to, do cholery, znaczy? To brzmi, jakby była jakimś
snobem, wariatką na punkcie filmów, jak Vanessa Abrams, ta dziewczyna z zajęć o filmie, co
ma ogoloną głowę i tłuste kolana. Problem polega na tym, że Blair musi pisać o bohaterkach
granych przez Audrey, a nie o niej jako prawdziwej osobie, bo szczerze mówiąc, nie
wiedziała za dużo o prawdziwej Audrey poza tym, że na starość przestała nosić szyte na
miarę ubrania od Givenchy'ego, ścięła włosy i przez cały czas chodziła w drelichowych
spodniach i czarnym golfie. Blair wypożyczyła z biblioteki masę książek o Audrey Hepburn,
ale z żadnej nie przeczytała więcej niż pierwszy rozdział. Nie chciała tak naprawdę wiedzieć
o problemach Audrey z zapaleniem okrężnicy ani o jej pracy dla UNICEF - u. O wiele
ciekawsze było wyobrażanie sobie życia Audrey niż poznawanie faktów.
- O czym piszesz? - zapytał Miles, dolewając jej smirnoffa do soku pomarańczowego.
Jak się okazało, Aaron zaprosił Milesa na St. Baits, żeby spędzi! z nimi Boże
Narodzenie, i postanowił nie mówić o tym Blair aż do chwili, gdy spotkali się na lotnisku.
Było oczywiste, że Miles zgodził się na wyjazd tylko z jednego powodu: myślał, że miło
spędzi ten czas z Blair. Ale ona postanowiła dać mu do zrozumienia, że się myli, zanim
jeszcze wylądują na miejscu.
- O niczym - powiedziała, nie podnosząc wzroku.
Musieli wyjść z domu o nieludzkiej porze - siódmej czterdzieści rano. Teraz
dochodziła pierwsza, a samolot miał jeszcze godzinę do St. Bans. Aaron spał, a może udawał,
że śpi, żeby nie musieć patrzeć, jak Miles uderza do Blair. Serena słuchała na discmanie płyty
Coldplay i cieszyła się, że nieustanny przypływ prezentów od Flowa wreszcie się urwie. Tyler
grał w szachy na Game Boyu i dąsał się, ponieważ w ostatniej chwili matka jego przyjaciela
księcia Rolfa von Wurtzela postanowiła nie puścić syna na wyjazd do St. Barts, ponieważ
młody niemiecki książę cierpiał na kłopotliwą przypadłość - moczył się w nocy. Blair
zamieszała brązową słomką kostki lodu w drinku. Cholera, pięknie Ci dziękuję. Boże, za te
drobne przysługi.
- Przez cały tydzień próbowałem się do ciebie dodzwonić - powiedział Miles,
wyciągając się na swoim siedzeniu, żeby wyprostować nogi. Ku konsternacji Blair, wszyscy
zostali upakowani do klasy turystycznej jak sardynki. - Ale chyba źle zapisałem twój numer.
Blair nie odrywała oczu od ekranu. Nie, odparła w myślach. Po prostu podałam ci
zmyślony numer.
Miles wyciągnął rękę i przesunął palcami po końcach długich włosów Blair.
- Tęskniłem - szepnął.
Zerknęła na niego bez uśmiechu i odwróciła wzrok, zastanawiając się, co by zrobiła
Audrey Hepburn w tak niemiłej sytuacji.
Znacie tych religijnych wariatów, którzy na zderzakach mają naklejki typu: „Co by
zrobił Jezus?” Cóż Blair miała podobne powiedzonko: „Co by zrobiła Audrey?”
Nie żeby miała coś przeciwko Milesowi. Nie był odrażającym typem, który nosi
niesamowite ciuchy od Armaniego. Był przystojny i przyjaźnił się z Aaronem, który też był w
porządku, chociaż, jeśli miałaby wybór, Blair wolałaby w ogóle nie mieć przybranego brata.
Uwaga Milesa powinna jej pochlebiać i może by tak było. gdyby miała ochotę z nim
poflirtować. Ale o jedenastej rano przed południem, upchana do klasy turystycznej w małym,
kiepskim samolocie z laptopem na kolanach i brudnymi włosami spiętymi w kucyk, nie miała
ochoty na żaden flirt.
- Przepraszam, czy może życzy sobie pani brytyjskie wydanie „Vogue'a”? - zapytał
steward z pierwszej klasy. Wyglądał jak młodsza, wyższa wersja Pierce'a Brosnana. Gdyby
nie nosił uniformu United Airlines, mógłby świetnie się prezentować.
Blair wzięła czasopismo. Zauważyła, że steward nie proponował brytyjskiego
„Vogue'a” nikomu innemu w klasie turystycznej oprócz niej.
- Czy przynieść pani coś do picia? Szampana? - zaproponował, mrugając okiem.
Blair upuściła pismo na podłogę. Czy nie widział, że jest zajęta?
- Nie, dziękuję - odparła.
Miles podał stewardowi pustą szklankę po coli z rumem.
- Poproszę jeszcze raz.
Steward wziął szklankę wkurzony. Zapytał tylko Blair, czy czegoś sobie życzy, a teraz
musiał obsługiwać siedzącego obok niej zarozumiałego nastolatka.
Miles znowu pogładził jej włosy.
- Nie będziesz czytać pisma?
Blair miała ochotę mu powiedzieć, żeby wsadził sobie tę gazetę w tyłek. Wiedziała
jednak, że Audrey w takiej sytuacji zachowałaby spokój i dalej robiłaby swoje, mając
nadzieję, że namolny facet wreszcie zrozumie aluzję i zostawi ją w spokoju.
Skupiła się ponownie na wypracowaniu. Chciała napisać, że Audrey miała wszystkie
cechy, które powinna mieć każda kobieta. Klasę, urodę, wdzięk, inteligencję, poczucie
humoru, odwagę i pewną tajemniczość, która sprawiała, że mężczyźni natychmiast się w niej
zakochiwali. Ale Blair nie była idiotką. Nie mogła napisać w wypracowaniu dla Yale, że
podziwia Audrey Hepburn, ponieważ mężczyźni nie potrafili jej się oprzeć - nie po tym, jak
pocałowała tego człowieka od rozmowy kwalifikacyjnej.
Pani Glos powiedziała jej, żeby nie była dosłowna. Blair położyła dłonie na
klawiaturze i znowu zaczęła pisać, pozwalając, aby słowa same płynęły.
Czasem marz
ę
,
ż
e jestem Audrey Hepburn. Czuj
ę
si
ę
l
ż
ejsza i czystsza, i mówi
ę
z
tym samym fajnym akcentem co ona. Audrey sprawia,
ż
e wszystko wydaje si
ę
łatwe.
Nigdy nie musiała zdawa
ć
egzaminów ani pisa
ć
krety
ń
skich wypracowa
ń
, które
doł
ą
cza si
ę
do poda
ń
o przyj
ę
cie do college'u. Nigdy nie musiała wyje
ż
d
ż
a
ć
na
wakacje z matk
ą
i jej tłustym, wkurzaj
ą
cym ojczymem albo z napalonym,
denerwuj
ą
cym kumplem przybranego brata. Chłopak nigdy jej nie rzucił dla
dziesi
ę
ciolatki. I nawet je
ś
li miała jakie
ś
problemy, radziła sobie z nimi sama, zamiast
opowiada
ć
o nich całemu
ś
wiatu, tak
ż
e na rozmowie kwalifikacyjnej do Yale, Kiedy
jestem Audrey, czuj
ę
,
ż
e mogłabym zmierzy
ć
si
ę
z całym
ś
wiatem.
Blair przeczytała jeszcze raz to, co napisała, zaznaczyła cały akapit i go skasowała.
„Kiedy jestem Audrey, całkiem świruje” - to było bliższe prawdy.
- Za chwilę lądujemy w St. Barts, gdzie panuje teraz piękna pogoda - oznajmił niskim
głosem kapitan przez system nagłośnienia w samolocie. - Dziękujemy państwu za dzisiejszy
lot naszymi liniami. W szczególności pragnę podziękować uroczej szatynce z miejsca
dwadzieścia cztery B. Życzymy miłych wakacji i mamy nadzieję, że ponownie wybiorą
państwo samolot naszej linii.
Dwadzieścia cztery B. Blair sprawdziła tabliczkę na suficie. To jej fotel. Czy jej się
tylko przyśniło, że kapitan ją podrywa, czy on naprawdę to powiedział?
Miles nadal głaskał jej włosy - Przyszedł steward z drinkiem dla Milesa i szampanem
dla Blair, chociaż powiedziała, że nie chce.
- Z wyrazami uszanowania od kapitana - rzekł ze znaczącym uśmiechem.
Blair czuła się jak Mia Farrow w Alice, filmie Woody'ego Allena, do którego
obejrzenia pan Beckham zmusił je nie raz. lecz dwa razy. W tym filmie Alice - nudna matka
mieszkająca przy park Avenue - trafiła do dziwnego miejsca w Chinatown, gdzie zjadła jakieś
chińskie zioła, po których przyciągała facetów jak lep muchy.
Blair nie należała do osób, które odmawiają podawanego jej drinka, więc wychyliła
kieliszek, zatrzasnęła laptop i wrzuciła do torby podróżnej od Louisa Vuittona, którą potem
kopniakiem wcisnęła pod siedzenie przed sobą. Samolot zaczął schodzić do lądowania, a za
oknem cieple Morze Karaibskie połyskiwało obiecująco. Blair obróciła na placu pierścionek z
rubinem. Była gotowa wskoczyć w nowe czarne bikini od Gucciego i wyjść na plażę z dala od
wszystkich i wszystkiego.
Aaron otworzył oczy, usiadł prosto i zasłonił jej widok. Uśmiechnął się do niej.
- Skończyłaś wypracowanie?
- Odpieprz się - odpowiedziała Blair.
D jest gotów albo nie
- Więcej curry! - Rufus Humphrey spróbował sosu pomidorowego i warknął pod
nosem: - Więcej rumu!
To było piątkowe popołudnie i za godzinę miała zacząć się jego coroczna świąteczna
impreza.
- Ale tato, lasagne chyba powinna smakować po włosku, nie? - rzucił Dan.
Rufus zmarszczył krzaczaste siwe brwi i wytarł uwalane w sosie ręce o brudną białą
koszulkę z napisem
OCALCIE KOMUCHÓW!
- Od kiedy z ciebie taki sztywniak? - Machnął drewnianą łyżką. - Tu nie ma zasad,
tylko możliwości!
Dan wzruszył ramionami i wlał kilka filiżanek ciemnego rumu do sosu. Nic dziwnego,
że wszyscy zakochują się w lasagne ojca. Już po kilku kęsach są kompletnie uwaleni.
- Więc co to za gościu, którego zaprosiła twoja siostra? - zapyta! Rufus.
Używał słowa „gościu”, nabijając się ze sposobu, w jaki mówią Dan i Jenny. To było
potwornie irytujące.
- Nazywa się Nate - odparł Dan z roztargnieniem. - Jest całkiem w porządku - dodał,
chociaż był pewny, że ojcu absolutnie się nie spodoba. Nate chodził do drogich fryzjerów,
nosił koszulki polo i buty z prawdziwej skóry, i zwykle był tak najarany, że nie potrafił
rozmawiać bez wybuchania kretyńskim śmiechem w środku zdania. Ale Dan nie chciał o tym
mówić ojcu. Za bardzo skupił się na tym, że w każdej chwili może zjawić się Vanessa, a on
prawie już postanowił powiedzieć jej, że chce z nią iść do łóżka.
- Miejmy nadzieję, że ten Nate lubi lasagne po indyjsku - zażartował Rufus, wlewając
chianti do swojego ogromnego kubka reklamowego Metsów.
Rozległ się dzwonek do drzwi i Rufus popędził, żeby wpuścić swojego starego
kumpla Lyle'a Grossa, którego poznał w parku dwadzieścia lat temu. Lyle należał do tych
facetów o nieokreślonym wieku, których zawsze się widuje w parku na ławce, jak słuchają
transmisji z meczu Metsów w przenośnym radiu albo czytają znalezione na śmietniku „Daily
News” sprzed trzech tygodni. Był pisarzem - tak mówił - ale Dan nigdy nie wiedział żadnego
dowodu, który by to potwierdzał.
- Przyniosłem winogrona - ogłosił Lyle. Zaczesał rzadkie siwe włosy na pożyczkę i
włożył sweter w kolorze musztardowym, brązowe wełniane spodnie i białe tenisówki Nike.
Na szyi miał drobne strupki po zacięciach przy goleniu. Trudno było na niego patrzeć. -
Cześć, Danielson!
- Cześć - odpowiedział Dan.
Lyle zawsze ubarwiał imiona ludzi. Pewnie myślał, że jest niesamowicie zabawny, ale
Dana jakoś to nie bawiło.
Rufus złapał winogrona i rzucił je Danowi.
- Dodaj też parę winogron - polecił.
- Dobra. - Nie do końca przekonany Dan oderwał kilka owoców i wrzucił je do sosu.
W tym momencie mógłby dołożyć kilka bobków Marksa i nikt by nawet nie zwrócił uwagi.
Marx to ich stary, tłusty, pręgowany kocur, które właśnie rozwalił się na stole kuchennym
między bagietką a krążkiem parmezanu.
Rufus i Lyle wybierali w salonie płytę z kolekcji analogów Rufusa, a Dan mieszał sos
drżącą dłonią i zastanawiał się, jak nawiązać do tematu seksu w rozmowie z Vanessą.
Powiedział, ze chce, aby to wypłynęło naturalnie, ale kogo on oszukuje? Teraz tak naprawdę
chciał mieć to za sobą, i to szybko, żeby móc wrócić do pisania. Robiło mu się już niedobrze
na widok swoich czarnych notesików. Jego umysł był równie pusty jak ich stronice.
Mieszał sos coraz szybciej i szybciej, aż pasta pomidorowa zaczęła przelewać się z
rondla. Będzie musiał zwyczajnie jej to powiedzieć. I mieć nadzieję, że Vanessa go nie
wyśmieje.
V jest we wła
ś
ciwym miejscu, w złym czasie
Vanessa powinna już być w domu Dana, ale taszczyła ze sobą cały swój filmowy
sprzęt, a to był taki kawał drogi - najpierw kolejką L z Williamsburga do Czternastej
Zachodniej, potem pociągiem E aż do Central Parku. Wieczór był piękny - wstyd, żeby nie
nakręcić trochę materiału do filmu, skoro już wyszła z domu. Zeszłej nocy padał śnieg, alejki
w parku były zmarznięte i śliskie. Gdy wędrowała ścieżką w stronę zamarzniętego jeziora,
żałowała, że włożyła nową bieliznę z Victoria's Secret na siebie, zamiast wrzucić do torby.
Koronka wydawała się taka zimna na skórze i w dodatku gryzła ją we wszystkich
niewłaściwych miejscach.
Nad jeziorem rósł ogromny stary dąb; z gałęzi zwisało mu mnóstwo sopli. Vanessa
wyciągnęła kamerę z futerału. Mogła sfilmować sople i wykorzystać je jako wprowadzenie do
filmu o Nowym Jorku. Odlotowe wprowadzenie miejsca akcji. Przez chwilę ludzie będą
myśleli, że akcja rozgrywa się na spokojnej wsi. Potem zrobi ciecie i pokaże coś ewidentnie
miejskiego, na przykład dostawców mięsa wyładowujących krwawe tusze na Zachodniej.
Pokręciła obiektywem, próbując zrobić zbliżenie sopli, a polem odjazd. W odwrotnej
kolejności za bardzo by to przypominało kawałek „National Geographic”. Dan zawsze mówił,
że w jej filmach brakuje akcji, ale Vanessa upierała się, żeby ten film był jak wiersz. Nic nie
musiało się dziać, widz miał po prostu coś poczuć.
I kiedy stała na ośnieżonym brzegu zamarzniętego stawu i próbowała uchwycić
surowe, ulotne piękne sopli, zdecydowanie coś czuła: zimną koronkę fig na tyłku.
Wcześniej tego popołudnia Nate i Jenny wybrali się do Lincoln Center na Dziadka do
orzechów. Było właśnie tak, jak to Nate pamiętał: z gigantyczną choinką i niesamowitymi,
walczącymi myszami wielkości ludzi. Jenny siedziała zachwycona, oczarowana muzyką,
scenografią, tancerzami i kostiumami - zwłaszcza Wieszczki Cukrowej. Serce mało jej nie
pękło, kiedy pod koniec Klara i Książę poszybowali w niebo na zaprzężonych w konie
saniach.
Potem Jenny i Nate powinni ruszyć prosto do domu na przyjęcie Rufusa, ale nie ma
szybszego sposobu na zniszczenia idealnego popołudnia niż wejście w kuchni na jej ojca bez
koszuli, nalewającego właśnie do gara rum i keczup z gigantycznej butelki. Nate przez cały
dzień był taki idealny, trzymał ją za rękę i wskazywał ulubione fragmenty baletu. Nawet
wyglądał idealnie: włożył szary garnitur z kaszmiru i niebiesko - fioletową koszulę. Więc
Jenny postanowiła wrócić do domu dłuższą drogą, przez Central Park.
Kiedy szli ścieżką w stronę stawu, złapała Nate'a za rękę i ścisnęła ją mocno. Jej
czarne zamszowe kozaki miały gładkie podeszwy i cały czas ślizgała się na lodzie. Teraz,
kiedy balet nie odciągał jej uwagi, nie mogła na to nic poradzić, ale ciągle czuła, jak koronka
wgryza jej się między pośladki. W duchu upomniała się, że powinna wyluzować - to tylko
nowe stringi.
Wolną rękę Nate zaciskał wokół torebki z trawą, którą niósł w kieszeni wełnianego
płaszcza. Ogrzewał ją. Nie ma nic gorszego niż przemrożona trawka. Robiła się wtedy
rozmokła i potwornie kopciła po zapaleniu. Miał zamiar zapalić zaraz po wyjściu z Lincoln
Center, ale było coś surrealistycznego i pięknego w słońcu rozświetlającym śnieg i cieple
dłoni Jenny. Odechciało mu się skręta. Miał ochotę porozmawiać.
- Bez sensu, że muszę jechać jutro do Maine - powiedział. - Ale muszę skończyć moje
podania, więc przyda mi się chwila spokoju. Na rozmowie kwalifikacyjnej w Brown
powiedzieli mi, że mają nową superspecjalizację: nauki ścisłe i techniczne. Myślałem, że jeśli
to wybiorę, mógłbym zająć się projektowaniem łodzi, no wiesz.
Jenny skinęła głową, skupiając się na nogach. Nie chciała, żeby Nate jutro wyjeżdżał.
Nie chciała też, żeby wyjechał do college'u.
Staw już było widać. Wiosną Nate lubił stawać w altance, palić i patrzeć na kaczki z
pisklętami. Teraz jeziorko było całkiem zamarznięte. Pewnie można by po nim przejść.
- To dziwne - mówił dalej. - O tej porze w zeszłym roku dokładnie wiedziałem, gdzie
będę za rok: tu, w mieście, będę chodził do szkoły i opieprzał się z kumplami, jak zwykle. Ale
teraz nie mam pojęcia, co będzie za rok. Niesamowite.
Jenny spojrzała na Nate'a, zastanawiając się, jak by zareagował, gdyby mu teraz
powiedziała, że go kocha. Miał od zimna zaróżowione policzki i czubki ślicznych, idealnych
uszu. Był taki cudowny, że chciała krzyczeć ze szczęścia.
- Mam na sobie stringi - wydyszała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Zaczęła
szybciej iść. Nie mogła uwierzyć, że to powiedziała!
- Co?! - Nate przyspieszył, żeby ją dogonić. Nie dosłyszał, co powiedziała.
Jenny puściła jego dłoń.
- Mam na sobie stringi! - krzyknęła głośniej. A potem zachichotała i zaczęła biec,
ześlizgując się ze wzgórza ku stawowi.
Nate tym razem ją usłyszał. Przestaj ściskać torebkę z trawą i ruszył pędem za Jenny.
- Wracaj tutaj! Chcę zobaczyć te stringi! - krzyknął za nią upiornym głosem wampira.
Jenny pisnęła i biegła dalej. Oczy jej łzawiły z zimna, a oddech wiązł w gardle.
Nate biegł za nią po lodzie przykrytym śniegiem, aż do miejsca, w którym Jenny
poślizgnęła się i wyciągnęła jak długa pod wielkim dębem ozdobionym długimi soplami.
Rzucił się na nią i zaczęli się tarzać, śmiejąc się bez tchu i zbierając śnieg we włosy.
Nate obrócił Jenny na brzuch i podciągnął jej płaszcz.
- Pokaż, pokaż! - krzyczał, ściągając jej czarne, aksamitne spodnie, żeby zerknąć na
nagą pupę.
- Czekaj! - Jenny piszczała, chichotała i wierciła się. Zacisnęła oczy, nie mogąc się już
dłużej powstrzymać. - Czekaj. Nate kocham cię!
Nate znieruchomiał na chwilę. Potem, zamiast ją obrócić, pocałować i powiedzieć, że
też ją kocha, cmoknął w śliczny, zaróżowiony pośladek, a potem przewrócił się na plecy i
wyrzucił chmurkę ciepłego oddechu prosto w błękitne niebo.
Jenny leżała dalej wyciągnięta na brzuchu przez kilka sekund, łapiąc oddech. Potem
wstała i poprawiła ubranie. Dobrze, że w końcu to powiedziała, ale byłoby o wiele milej,
gdyby Nate odwzajemnił się tym samym. Powinien był odpowiedzieć „kocham cię”, wziąć ją
na ręce i zanieść do sań, które zabrałyby ich do Krainy Nigdy - Nigdy.
Ale on tylko cmoknął ją w pośladek.
- Nie masz na sobie bokserek z żaglówką, co? - zapytała z nadzieją, próbując
przywrócić żartobliwy ton, od którego wszystko się zaczęło.
- Nie wiem. - Nate odpiął pasek. Ściągnął spodnie do bioder. - W niebieską kratkę.
Wybacz.
- W porządku - odparła szybko Jenny, owijając się płaszczem. - Przejdźmy koło
pomnika Romea i Julii. To mój ulubiony i jest po drodze.
Nate spędził w tym parku mnóstwo czasu, ale nie miał pojęcia, o czym Jenny mówi.
- Jaki pomnik Romea i Julii?
- Nieważne. Pokażę ci, jak tam dojdziemy.
- Zimno ci? - zapytał Nate, opierając się na łokciach i wyciągając dłoń. - Chodź tu.
Zawahała się przez sekundę, a potem podeszła. Nate przygarnął ją, zawinął w swój
płaszcz, pocałował w czoło i w oba zimne zaczerwienione policzki.
Musnęła go ustami w brodę i nie mogła się oprzeć, żeby nie powiedzieć tego jeszcze
raz. Może nie usłyszał jej za pierwszym razem.
- Kocham cię - szepnęła.
Patrzyli sobie prosto w oczy. Tym razem Nate musiał odpowiedzieć. Dopiero co
widzieli Dziadka do orzechów, a na litość boską, to była historia miłosna, na wypadek gdyby
mu to umknęło.
- Ja też cię kocham - wymamrotał.
A potem całowali się. Długo, naprawdę długo. Jenny spadł czerwony kapelusik, a jej
ciemne loki zakryły ich twarze.
Ale niezbyt dobrze.
Dan powiedział Vanessie, że w jej filmach brakuje akcji. Cóż, to zdecydowanie jest
akcja. Tak, sople były wspaniałe, po prostu super. Ale jak często widzi się kobietę z nagim
tyłkiem na śniegu? Jak często widzi się całkiem porządnego faceta ściągającego spodnie
zimą, w biały dzień? I jak często widuje się parę tarzającą się w jednym płaszczu po
zamarzniętym jeziorze, w środku najżywszego miasta na świecie? Gdyby tylko Vanessa miała
śmigłowiec, wzniosłaby się wysoko i kręciła ich z coraz większej odległości, aż para
zamieniłaby się w plamkę wielkości łebka od szpilki pośród przecinających się ulic
Manhattanu. Ale nie miała helikoptera, więc musiała bardziej twórczo rozwiązać
zakończenie. Najlepsze było to, że nie złapała dokładnie twarzy tej dwójki, więc mogli być
kimkolwiek, w dowolnym wieku - tobą i twoim chłopakiem albo twoją babcią i jej
chłopakiem. Czysta poezja, surowa i piękna. Nie mogła się doczekać, żeby pokazać to
Danowi.
Zaraz... Ma to zrobić przed czy po tym, jak mu pokaże, co ma pod czarnym golfem i
czarną wełnianą spódniczką?
la isla bonita
W kurorcie Isle de la Paix na wyspie St. Barts ukrywały się sławy i mieszkanki
Nowego Jorku w średnim wieku, które muszą dojść do siebie po operacji plastycznej. Nie
można było tam się zatrzymać, jeśli człowiek nie był kimś albo kogoś nie znał. Ale tak się
składało, że do Cyrusa Rose'a, ojczyma Blair, należała firma budowlana, która zbudowała ten
kurort. Dlatego trzy wille, które on i matka Blair zarezerwowali dla rodziny, należały do
najlepszych.
Wokół całej willi Sereny i Blair ciągnął się taras. Mogły z niego oglądać basen w
kurorcie, gdzie kobiety po czterdziestce z chirurgicznie poprawionym biustem i chirurgicznie
wyszczuplonymi udami leżały na leżakach w wielkich okularach przeciwsłonecznych i w
jednoczęściowych kostiumach kąpielowych bez ramiączek, udając, że czytają francuskie
pisma z modą, podczas gdy tak naprawdę zalewały się ponczem rumowym. Jedna z kobiet
miał ze sobą małego biszona - nawet jej pies nosił ciemne okulary. Z drugiej części tarasu
widziały kawałek plaży o białym piasku, gdzie młodsze kobiety opalały się topless, a faceci
nonszalancko surfowali na deskach z żaglem, udając, że nie patrzą. Morze było tak spokojne i
miało tak idealny odcień turkusowy, że wyglądało jak sztuczne.
Serena usiadła na tarasie i, paląc gitana, przeglądała francuską „Elle”, Czekała, aż
Blair ubierze się, nim pójdą spotkać się ze wszystkimi w jadalni na późnym lunchu. Dopiero
co umyła włosy, które teraz ociekały jej na odsłonięte ramiona i łopatki w topie bez pleców
od Diane von Furstenberg. Po prysznicu wtarła w siebie samoopalacz Lancôme i jej skóra już
nabrała zdrowego, złotego odcienia brązu. Na nogach miała sandałki z białej skóry
wysadzane kryształkami.
Jej minispódniczka z białego dżinsu od Agnes B. ledwo zakrywała górę ud.
W pobliżu barierki tarasu koliber wysysał pyłek z hibiskusa, latając od jednego kwiatu
do drugiego. Serena zastanawiała się, dlaczego nie zostanie przy jednym i porządnie sobie nie
łyknie, zamiast tak latać z miejsca na miejsce.
Dobre pytanie.
- Przepraszam? Pardon? - usłyszała.
Zgasiła papierosa, przydeptując go butem, i wstała. Facet w koszulce Isle de la Paix
stał u stóp schodów i trzymał olbrzymi bukiet rzadkich, tropikalnych kwiatów.
- Çac'estpour vous, mademoiselle - powiedział, wchodząc i podając Serenie kwiaty.
Jezu! Czy Flow ma szpiegów? Jak, do cholery, ją odnalazł?
Powąchała kwiaty.
- Dzięki - powiedziała do faceta.
- Nie ma sprawy - odparł po angielsku. Już miał się odwrócić, kiedy Blair otworzyła
drzwi i wyszła na taras.
- Lepiej, żeby mama miała otwarty rachunek w barze - powiedziała do Sereny, nim
zauważyła faceta. Blair miała na sobie dopasowaną, jedwabną beżową sukienkę, która była
praktycznie takiego samego koloru jak jej opalenizna po Lancôme. Z daleka wydawała się
naga. Na nogach miała plastikowe czerwone klapki, które kupiła w drogerii, a na mały palec
lewej stopy założyła pierścionek z fałszywym diamentem - wypróbowywała nowy styl
„biedaczki Z kasą”. Zauważyła, że gość z obsługi kurortu gapi się na nią.
- Tak? - zapytała ostro. - Parlez vous anglais?
Facet wyglądał na zakłopotanego.
- Przepraszam. Chciałem tylko przywitać dwie najpiękniejsze dziewczyny na wyspie.
Na szczęście jego akcent był wyjątkowo seksowny. Tylko dzięki temu mógł mu ujść
taki kwasiarski tekst.
- Dzięki - rzuciła Blair. - Zobaczymy się później - dodała, spławiając go.
- Mam nadzieję, że kwiaty się podobają, mademoiselle. - Skinął głową do Sereny.
Potem uśmiechnął się szeroko do Blair i poszedł sobie.
Blair przeczesała włosy palcami i mrużąc oczy, spojrzała na morze. To, że podrywają
każdy facet, na którego wpada, zaczynało być trochę nudne.
Serena położyła kwiaty na ratanowym stoliku.
- Od kogo? - zapytała Blair.
Serena wzruszyła ramionami.
- Chyba nie musisz pytać.
Blair podeszła do bukietu i obróciła bilecik przyczepiony do kryształowego wazonu, w
którym przyszły kwiaty.
- „Życzymy wspaniałych wakacji i nie stresujcie się za bardzo ślubnymi planami -
przeczytała na głos. - Całusy, wasze kochane przyjaciółki, K i I”.
Obie wybuchły śmiechem.
Serenie naprawdę ulżyło, gdy dowiedziała się, że może to nie Flow przysyłał te
wszystkie prezenty. Na przykład czekoladowego bałwana i akwarium z barakudami. Może to
też przysłały Kati i Isabel.
- Chodź! - Złapała Blair za rękę i pociągnęła ją na schody. - Dajmy szansę Cyrusowi,
niech postawi nam drinka!
Aaron i Miles już siedzieli w barze, grali w tryktraka i próbowali namówić Tylera na
zjedzenie smażonego ślimaka. Matka Blair i Cyrus nadal żeglowali na jachcie właścicieli
kurortu i nikt ich do tej pory nie widział.
Jadalnia nie wyglądała wcale jak jadalnia: to był wielki kryty taras wychodzący na
plażę i idealnie turkusowe morze. Po jednej stronie stał bar z bambusa i szkła ze stołkami
barowymi z białej skóry. Bardzo nowoczesny, tropikalny styl.
- Dwa rumy i dwie cole proszę - powiedziała Blair po francusku do barmana. We
francuskich wyspach piękne było to, że człowiek nie musiał się martwić, że go wylegitymują.
Nie żeby często ją legitymowano.
Serena wzięła swojego drinka i stuknęła się szklanką z Blair. - Za nas - wzniosła toast.
Potem obie przechyliły głowy i wypiły jednym haustem.
- Wow! - sapnął Miles, patrząc z podziwem na Blair. Przebrał się w czarne spodnie z
mnóstwem kieszeni od Armaniego i popielatą koszulkę polo (też Armani). Wyglądał dość
blado. - Jak wam się udaje nie bekać potem jak kierowcy ciężarówki?
Blair uśmiechnęła się szeroko i otarła usta wierzchem dłoni.
- Lata praktyki.
Aaron pokręcił głową. Teraz jego dredy wyglądały bardziej na miejscu, z plażą w tle.
Wsuną! dłonie do kieszeni swoich wojskowych zielonych szortów.
- Nie wiem, czy jest czym się chwalić.
Blair przewróciła oczami.
- Jakbyś nigdy nie pił.
Aaron wzruszył ramionami.
- Piję. Po prostu wolę napić się wody, kiedy jestem spragniony.
Tyler ugryzł kawałek ślimaka i wypluł kęs do serwetki.
- A Blair pije denaturat - zażartował.
Blair już miała go zdzielić, kiedy zobaczyła, że nadbrzeżem idą matka i Cyrus. Cyrus
trzymał Eleanor za łokieć, jakby bał się, że się potknie. Gdyby to był ktoś inny, Blair by
pomyślała, że to słodkie, ale jej zdaniem nic, co robił Cyrus, nie było słodkie. Matka miała na
sobie sukienkę Lilly Pulitzer w rażącym, zielono - różowym kolorze z deseniem w białe
żabki, która wyglądałaby o wiele lepiej, gdyby była w jednym kolorze i bardziej zakrywała
nie takie znowu szczupłe nogi. Na blond włosach z pasemkami, obciętych na pazia, miała
białą płócienną opaskę. Już się mocno opaliła. Cyrus włożył czerwone płócienne spodnie i
koszulkę polo w marynarskie biało - granatowe pasy. Twarz miał czerwoną i błyszczącą - nie
mógł już bardziej przypominać knura.
Czyli świni, dla tych, którzy mieli niskie wyniki na skali umiejętności werbalnych.
Eleanor Waldorf Rose pisnęła, gdy zobaczyła ich wszystkich przy barze.
- Cześć, dzieciaki! - krzyknęła, podbiegła i mocno objęła Tylera. Puściła go i rzuciła
się na Blair. - Tak się za wami stęskniłam. I mam wam tyle do powiedzenia!
Serena uśmiechnęła się uprzejmie.
- Dzień dobry, pani Rose. - Matka Blair była trochę zbzikowana, ale zdecydowanie
mniej zadzierała nosa niż jej matka.
Cyrus uścisnął dłoń Aarona.
- Cieszę się, że cię widzę, synu. Mój prawnik do mnie nie dzwonił, więc zakładam, że
udało się wam z Blair nie spalić domu podczas naszej nieobecności.
Aaron uśmiechnął się szeroko.
- Pewnie, że spaliliśmy. Ale budujemy ci nowy. Zobaczysz, jak wrócisz. Będzie
naprawdę odjazdowy.
Blair postanowiła też trochę się zabawić. A może po prostu była pijana.
- Jestem w ciąży - powiedziała. Objęła Milesa. - Z Milesem. On jest ojcem.
Szeroki uśmiech zniknął z twarzy Aarona.
- Od kiedy z ciebie taki komik? - zapytała Eleanor i przekrzywiła głowę, dziwiąc się,
skąd u córki takie niesmaczne poczucie humoru.
Blair zabrała ręce Z ramion Milesa i uśmiechnęła się krzywo do matki.
- Odkąd wyrzucili mnie z Constance.
Serena uśmiechnęła się szeroko.
- Ale z ciebie kłamczucha.
Cyrus złapał Blair swoją mięsistą łapą i objął.
- Ktoś jest w świetnym humorze! - powiedział.
Już nie.
Wypuścił ją i machnął do barmana.
- Szampan dla wszystkich!
Blair wykrzywiła się. Co za tandeta.
Eleanor poklepała się po brzuchu.
- Beze mnie, kochanie.
Od kiedy ona odmawia szampana?
- Więcej będzie dla nas. - Cyrus mrugnął do Blair, podając kieliszki Aaronowi, Blair,
Serenie, Milesowi i Tylerowi. Wręczył Eleanor kieliszek z wodą sodową, a swój, z
szampanem, uniósł do toastu.
- Za naszą wielką, szczęśliwą rodzinę! - zawołał i wyszczerzył zęby jak idiota.
Blair już miała dość rodziny.
- Czy możemy usiąść i coś zjeść? - jęknęła. - Umieram z głodu. - Nie zmuszała się do
wymiotów, odkąd matka i Cyrus wyjechali, ale miała przeczucie, że cokolwiek dziś zje, nie
utrzyma długo w żołądku.
Weszli gromadą do jadalni i usiedli na jednej długiej ławie z białej skóry. Wiatrak na
suficie kręcił się leniwie nad ich głową, lekka bryza poruszała gałęziami palm. Wszyscy z
wyjątkiem Aarona zamówili hamburgery. To była francuska restauracja i nie mieli ani
jednego wegetariańskiego dania.
- Wezmę tylko sałatkę i frytki - powiedział Aaron kelnerowi, zapalając ziołowego
papierosa.
- Świetnie się bawiliśmy - wyrzuciła z siebie Eleanor, smarując bułeczkę masłem i
zajadając ją z wilczym apetytem, jakby przez tygodnie nic nie jadła. Tyle przytyła od
wyjazdu, że Blair zastanawiała się, czy nie powinna czegoś powiedzieć. - Ale tak się cieszę,
że przyjechaliście.
Cyrus ścisnął jej rękę.
- I mamy dla was wielką niespodziankę - powiedział, a jego niebieskie oczy były
bardziej wytrzeszczone niż zwykle.
Eleanor położyła dłoń w diamentach na jego tłustych wargach.
- Ciii... Dopiero w święta.
Aaron poczuł, że kolano Blair dotyka jego kolana pod stołem. Nie odsunął się. To była
jedna z jego pokręconych, małych radości - przypadkowe zetkniecie kolanami, jej ręka
ocierająca się o jego, gdy sięgała po chleb, jej oddech łaskoczący jego ucho. gdy wzdychała
znudzona.
Wiedział, że dopiero co brała prysznic, chociaż miała suche włosy, ponieważ
pachniała jej ulubionym kokosowym szamponem firmy Kiehl. Zauważył też, że jej skóra jest
ciemniejsza, niż gdy siedzieli w samolocie, więc najwyraźniej musiała użyć jakiego balsamu
do opalania zaraz po przyjeździe. Widział, że paznokcie u stóp pomalowała na blady róż, i
zauważył, że zdjęła zegarek. Nienawidził siebie za to, że zauważa te rzeczy, bo brat nie
powinien ich dostrzegać.
Tyler patrzył zniechęcony w swoją colę. Chciał pewnego dnia mieć własną wytwórnię
płytową i robić klipy dla MTV. Nie dość, że wolałby jechać na festiwal Osbourne'ów, zamiast
spędzać ferie z rodziną, to jeszcze każdy oprócz niego miał tu przyjaciela.
- Nie martw się, koleś - powiedział Aaron, widząc minę młodszego przybranego brata.
- Zaraz po jedzeniu zabieramy cię z Milesem na skuter wodny.
Tyler wyjął ze szklanki słomkę i próbował ją podpalić zippo Aarona.
- Super - powiedział, próbując podtrzymywać wizerunek jedenastoletniego łobuza,
chociaż był ubrany w absurdalnie ugrzecznione spodenki i zieloną koszulkę Lacoste.
Przyniesiono jedzenie i Cyrus z Eleanor zaczęli pokrótce opowiadać o poślubnym
rejsie. W zeszłym tygodniu wspięli się na wulkan i oglądali jadowite płaszczki na Martynice.
Na St. Johns Cyrus kupił Eleanor szpilkę z brylantami i koralami, którą wyłowiono z wraku.
Na Wyspach Dziewiczych pili koktajl z Albertem Finneyem, podobno bardzo sławnym,
starym aktorem, ale nikt o nim nie słyszał.
Serena wyłączyła się. Siedziały z Blair twarzą do plaży. Na niebie nad wodą
hydroplan wykręcał pętle i nurkował w powietrzu. Szybko zorientowała się, że pilot pisze coś
na niebie. Jak oni to robią? Byłoby zabawnie, gdyby pilot miał kłopoty z ortografią, nie?
Zmrużyła oczy i zaczęła czytać szybujące po niebie litery, zakładając, że będą po francusku.
S - E - R - E - N - A
Serena zakryła usta dłonią i ostro strzeliła łokciem Blair. Blair oddała jej równie
mocno. Wzięła mały, złożony bilecik wyłożony na środku stołu i podała go Serenie.
Palce Sereny drżały, gdy odczytywała złoty druk:
Prosimy zrobić rezerwację na kolację wigilijną
Isle de la Paix
Występ 45
20.00 - 0.00
Serena uścisnęła mocno dłoń Blair. Nie zwariują w te święta, tylko jeśli będą trzymać
się razem.
- Och, patrzcie! - syknęła Eleanor, przez co Blair i Serena prawie podskoczyły.
Machnęła ręką w stronę recepcji. - To Misty i Bartholomew Bassowie! - Zniżyła głos do
szeptu. - Słyszałam, że wycięli Misty wątrobę. Ma potworny problem z piciem. Ale moim
zdaniem wygląda dobrze. Ciekawe, czy przypłynęli tu łodzią. Co za sprytny pomysł na
odwyk. No bo trudno się napić czegoś na łódce, jeśli nie wniesiesz tam żadnej wódy.
Misty i Bartholomew Bassowie, rodzice niesławnego Chucka Bassa, meldowali się w
hotelu, a obok nich stał stos walizek Louisa Vuittona. Blair i Serena czekały, czy pojawi się
Chuck - całe ich pieskie szczęście - ale nigdzie go nie było widać.
- To był wyrostek, mamo - powiedziała po chwili Blair. Wyglądało na to, że Chuck
został w domu. Bogu dzięki. - Miała zapalenie wyrostka. To nic wielkiego.
- Ja słyszałam co innego - upierała się Eleanor. - W każdym razie nie wiedziałam, że
przyjeżdżają tu na Boże Narodzenie. - Rozejrzała się po restauracji, głaszcząc palcami szpilkę
z brylantami i koralami. - Słyszałam też, że zatrzymuje się tutaj dużo sław, ale nie widziałam
jeszcze nikogo, kogo bym rozpoznawała.
Cyrus uciszył ją, wsuwając jej do ust frytkę.
- Dbaj tylko, żebyś przyjmowała wszystkie witaminy i minerały, kochanie -
powiedział z miłością.
Blair była pewna, że jej matka nie potrzebuje dodatkowej porcji frytek, i była też
pewna, że nie chce tak siedzieć i patrzeć, jak Cyrus ją nimi karmi. Już jej się chciało rzygać.
- Przepraszam - mruknęła i popędziła do najbliższej toalety dla pań.
Wszyscy przyzwyczaili się do tego, że Blair nagle zrywa się od stołu, więc nikt się
nad tym nie zastanawiał, ale Serenę gryzła mysi. Że Blair zmusza się w łazience do
wymiotów. Położyła serwetkę na niedojedzonym hamburgerze.
- Dziękuję za lunch powiedziała słabo. Wstała i ruszyła za Blair, żeby sprawdzić, czy
wszystko z nią w porządku. Trzymała głowę nisko na wszelki wpadek, gdyby Flow był w
pobliżu i czaił się za jakąś palmą.
kto naprawd
ę
chce pozna
ć
sekret vicorii?
- Czekaj, aż zobaczysz, co dziś nakręciłam - powiedziała Vanessa do Dana, gdy siadali
u jego ojca w jadalni. Jenny i Nate jeszcze nie przyszli, ale Rufus wypił za dużo czerwonego
wina i nie mógł się doczekać jedzenia. - Totalny odlot. Będziesz ze mnie dumny.
- Więc kręcisz filmy, Vanessamondo? - zapytał przyjaciel ojca Dana, Lyle,
nakładające sobie lasagne. - Jakiego typu?
Vanessa łyknęła wody.
- Czarno - białe. No wiesz. Mało akcji.
Lyle zapełnił talerz gotowaną fasolką, którą Rufus wybrał na przystawkę do lasagne.
- Artystyczne, hę?
- Tak jakby. - Vanessa kiwnęła głową.
- Ja jestem wielbicielem kina przygodowego. Widziałaś kiedyś Mumię? Moim
zdaniem to idealny film.
Vanessa nie słuchała. Właśnie przyszli Nate i Jenny i rozbierali się pospiesznie w
korytarzu.
- Przepraszam, tato - powiedziała Jenny, ledwo łapiąc oddech i zdejmując kapelusz.
Vanessa rozpoznała go natychmiast. Czerwony i kudłaty, tak jak kapelusz tamtej dziewczyny
z parku. A Nate miał na sobie długi granatowy płaszcz, jak tamten chłopak - Tamten leż
wyglądał jak uczniak i miał takie same złotobrązowe włosy.
Ups! Vanessa odłożyła widelec.
- Tato, to jest Nate - powiedziała Jenny, prowadząc Nate'a do stołu. Miała ochotę
tańczyć i wszystkich całować. Nie wiedziała, że można czuć takie szczęście! Powiedział, że ją
kocha!
Nate uścisnął rękę jej ojcu.
- Miło mi pana poznać, panie Humphrey.
Rufus miał pełne usta. więc musiał popić winem.
- Nate, mój chłopcze - powiedział - to przez ciebie moja córka w ciągu ostatniego
miesiąca pożyczyła ode mnie ponad czterysta dolarów. Miło cię wreszcie poznać. - Odsunął
krzesło obok siebie. - Chodź, siadaj.
Jenny była tak rozradowana, że nie miała do ojca pretensja Oby tylko był miły dla
Nate'a.
- Więc powiedz mi, Nate - ciągnął Rufus, wlewając mu do kieliszka beczkę wina -
czym się zajmujesz?
Nate uśmiechnął się. Ojciec Jennifer wydawał się całkiem spoko.
- Łodziami - powiedział. - Moi rodzice mają dom w Mount Desert, w Maine.
Budujemy z ojcem łodzie i żeglujemy.
Dan czekał, aż Rufus pożre Nate'a żywcem, pomstując na temat egoistycznych
rozrywek wyższych klas i bezużyteczności takich rzeczy jak żaglówki, ale Rufus wydawał się
zafascynowany i cały czas zadawał Nate'owi pytania.
Normalnie taka hipokryzja doprowadziłaby Dana do białej gorączki, ale teraz zbyt
pochłaniało go to. co miał zamiar powiedzieć Vanessie, więc nie denerwował się tym, że tata
pieprzy od rzeczy z takim zepsutym, wiecznie ujaranym dzieciakiem. Wziął się za swoją
lasagne. Za dziesięć minut przeprosi wszystkich i pójdą z Vanessą do jego pokoju.
Nagle Rufus zapukał w siół.
- Czekajcie, wszyscy mają podać mi swoje talerze. Lasagne będzie o wiele lepiej
smakować, jeśli się ją podpali.
- Tato! - jęknęła Jenny. To naprawdę było żenujące. I nie dało się lego uniknąć.
Nate podał Rufusowi swój talerz. Rufus podpalił zapałkę i rzucił ją na lasagne Nate'a.
W sosie było tyle rumu, że buchnęły płomienie.
- Super! - wykrzyknął Nate.
Rufus roześmiał się wesoło, a Jenny podała mu swój talerz z uśmiechem. Wygląda na
to, że się polubili!
Dan nie mógł tego dłużej znieść. Odwrócił się i pochylił do Vanessy.
- Możemy pogadać minutkę? - Z nerwów dłonie mu się trzęsły.
- Dobra - odparła Vanessa, też zdenerwowana. Czy będzie miała odwagę przejść przez
to? Lyle zabrał jej talerz i oddał stojący w płomieniach.
- Dzięki - mruknęła z roztargnieniem.
Dan wstał.
- Chodź.
Vanessa zabrała swoją torbę i poszli długim korytarzem do jego sypialni.
Humphreyowie mieli mieszkanie w zabytkowym domu, nieodnawiane od lat czterdziestych.
Było ogromne i zakurzone. Podłogi skrzypiały, ze ścian schodziła farba. Pachniało jak stare
buty i butwiejące książki. Dan znalazł raz na półce u ojca nierozpakowaną talię kart z 1955
roku. Wszystkie króle wyglądały jak Elvis Presley. Były niesamowite.
- Więc... - zaczął niezręcznie Dan, gdy już zamknął drzwi. - Chciałem ci coś
powiedzieć.
Vanessa usiadła na podłodze i rozsznurowała swoje czarne glany. Jeśli miała przez to
przejść, musi to zrobić szybko, zanim zacznie myśleć.
- Yhm... - odparła. Zdjęła czarne wełniane podkolanówki i poruszyła palcami nagich
stóp. Dwa wieczory temu pozwoliła swojej siostrze Ruby pomalować sobie paznokcie u stóp
na czekoladowy kolor. Nadal wyglądały całkiem dobrze. Wstała i rozpięła czarny sweter.
Dan podszedł do biurka i wziął ostatni czarny notatnik, myśląc, że może pokaże
Vanessie, jak kiepsko z jego poezją, a ona zrozumie, że muszą iść do łóżka. Przekartkował
strony. Były pełne początków wierszy typu:
Jeste
ś
moim Frankensteinem, moim
Liechsteinem, jeste
ś
boska.
Żaden się nie kończył, bo pod koniec wszystkie robiły się zbyt potworne. Czytał je,
czerwieniąc się ze wstydu.
- Nie potrafię już napisać niczego dobrego - powiedział. przerzucając kartki.
Vanessa zdjęła czarną wełnianą spódnicę. Ściągnęła golf przez ogoloną tuż przy
skórze głowę. Potem stanęła z dłońmi na biodrach i czekała, aż Dan się odwróci.
- I myślałem, że może nie mogę pisać, ponieważ... - Dan zamknął notatnik i odwrócił
się gwałtownie. - Muszę,.. - Urwał.
Vanessa stała koło jego łóżka w czarnym koronkowym staniku i czarnych
koronkowych szortach, tak cieniutkich, że wszystko przez nie było widać.
Jasne. O to chodziło.
Vanessa uśmiechnęła się szeroko i zatrzepotała rzęsami.
- Co o tym myślisz?
Dan patrzył na nią wstrząśnięty. To była ostatnia rzecz. którą spodziewał się zobaczyć.
- Co robisz?
Vanessa podeszła do niego, próbując nie myśleć, jak wygląda górna część jej ud i
dolna część tyłka w wysoko podciętych figach. Położyła dłonie na ramionach Dana. Drżał.
Nic była pewna, czy to dobrze, czy źle.
Dan rozejrzał się po pokoju.
- Nie filmujesz tego, prawda? - zapytał podejrzliwie. Zwykle Vanessa najpierw go
pytała, czy chce być na filmie, ale mogła próbować zdobyć zupełnie naturalny materiał, nie
mówiąc mu o niczym.
Pokręciła głową.
- Pocałuj mnie - powiedziała.
Dan splótł ręce na piersiach. Zaczynał widzieć, do czego Vanessa zmierza.
I co z tego? Byli zakochani. Dlaczego w końcu tego nie spróbują?
Każdy inny facet zdecydowanie by spróbował. Ale Dan nie był taki jak inni. On był
wrażliwym romantykiem. Nie chciał, żeby za jego pierwszym razem wszędzie walała się
czarna koronkowa bielizna. To było zbyt wyrachowane, zbyt oczywiste... i złe. Chciał, żeby
to było czyste, spontaniczne i... dobre.
Odsunął się o krok i odwrócił głowę.
- Przepraszam - powiedział.
Vanessa zrozumiała, że zbyt go naciska i może to było nie w porządku, ale próbowała
się tylko trochę zabawić. Próbowała też zrobić coś, żeby nie mógł jej się oprzeć, ale on
najwyraźniej opierał się jej bez trudu. Złapała koszulkę z łóżka i naciągnęła ją szybko przez
głowę. Czuła się kompletnie upokorzona.
Dan zapalił papierosa i zaciągnął się głęboko.
- Chcesz mi pokazać ten kawałek, który nakręciłaś w parku?
Hm. Może nie.
Vanessa pokręciła głową, nie potrafiąc spojrzeć na niego. Wciągnęła spódnicę i
zapięła sweter.
Dan zgasił papierosa w pustym kubku po kawie.
- W takim razie chyba powinniśmy wracać do stołu.
Vanessa zawiązała sznurówki i wstała.
- Ja chyba już pójdę - powiedziała drżącym głosem.
Nie płakała, odkąd skończyła cztery lata, ale teraz niewiele jej brakowało.
Dan skinął głową, rozdarty między chęcią zapytania jej, co się stało, a pragnieniem,
żeby już wyszła, to on siądzie i spróbuje coś napisać. Właściwie co mogli sobie powiedzieć,
gdyby została?
To dziwne, jak zobaczenie swojej dziewczyny w skąpej bieliźnie może totalnie
odmienić związek.
Vanessa otworzyła drzwi.
- Do widzenia - szepnęła.
- Do widzenia - odpowiedział Dan, gdy drzwi zamknęły się za nią. Podszedł do
biurka, usiadł, otworzył notatnik, mając nadzieję, że to przeżycie zainspiruje go do czegoś
genialnego. Ale nie - więc tylko palił jednego papierosa za drugim.
sztuka J przera
ż
a N
- Możemy na chwilę was przeprosić, tato? - zapytała Jenny. - Chcę pokazać Nate'owi
mój pokój.
Rufus nawet na nią nie spojrzał.
- Mais oui - powiedział z okropnym francuskim akcentem.
- Bien sûr.
Jenny przewróciła oczami. Kiedy jej ojciec wypił za dużo, próbował stać się bitnikiem
mówiącym po francusku w kafejce z cyganerią. .
Jaki ojciec, taki syn.
- Chodź - powiedziała do Nate'a i poprowadziła go korytarzem do siebie. Otworzyła
drzwi i zapaliła światło.
Nate nie spodziewał się, że pokój Jenny go zaskoczy. Reszta mieszkania była
wygodna i rozpadająca się jak domek na wsi, którego nigdy się nie sprząta. Myślał, że jej
pokój będzie podobny. Ale Jenny nigdy nie lubiła prostych, szarawych ścian, pękającej farby
na suficie, gołej drewnianej podłogi, swojej starej, zwykłej białej pościeli i naprawdę sporo
potrafiła. Od kilku miesięcy zajmowała się malowaniem, zwłaszcza portretów. Było tam
sześć portretów Nate'a, każdy w innym stylu. Był więc Nate w stylu Moneta,
impresjonistyczny, Nate w stylu Picassa, z oczami na stopach, Nate Dalego, spływający do
kałuży na chodniku. Nate w stylu Warhola, z oczami w kolorze elektryzującej zieleni i
złotymi włosami, Nate według Pollocka, z farbą rozlaną w kształt jego głowy, i Nate
Chagalla, z głową latającą po nocnym niebie.
- Podobają ci się? - zapytała Jenny z nadzieją. - Próbowałam kopiować różne style.
Pollock był chyba najtrudniejszy.
Nate z otwartymi ustami gapił się na obrazy na ścianach. Nie wiedział, który portret to
Pollock, tak samo jak nie poznał pozostałych stylów, które wykorzystała Jenny, ale rozpoznał
siebie w sześciu wersjach. I to wystarczyło, żeby go zbić z tropu.
- Tutaj spędzam większość czasu - wyjaśniła radośnie Jenny. Nate był taki czarujący
w rozmowie z jej ojcem, że jeszcze bardziej się w nich zakochała. Odważnie stanęła na
palcach i położyła ręce na jego ramionach. - Chciałabym cię całować przez całą noc -
szepnęła chrapliwym głosem.
Nate zesztywniał, ale nie tak, jak by się człowiek mógł spodziewać.
Tak, zwykle takie słowa sprawiłyby, że stanąłby w pełnej gotowości, ale teraz miał
przed oczami obraz Jenny spędzającej samotne godziny w swoim pokoju i malującej te
świetne, ale niewiarygodnie dziwaczne portrety. Jego portrety.
Dopiero co powiedział Jenny, że ją kocha. Na tym polegał problem. I wtedy naprawdę
tak myślał, w pewnym sensie. Ale teraz czego ona się spodziewała? Że ją rozprawiczy?
Pocałował Jenny delikatnie w usta.
- Lepiej już pójdę - powiedział cicho. - Muszę się spakować na jutro.
Zmarszczyła brwi.
- Proszę, nie wychodź jeszcze. - Uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na podłogę. -
Nadał mam na sobie stringi.
Nate musiał wyjść stamtąd, zanim Jenny zacznie się rozbierać przed swoją kolekcją
obrazów. Na szczęście nie musiał wymyślać pretekstu do natychmiastowego wyjścia, bo
zadzwoniła jego komórka.
Wyciągnął ją z kieszeni spodni i spojrzał na numer rozbłyskujący na ekranie. To
Jeremy.
- Ej, gościu, gdzie jesteś? Spotykamy się w barze na Rivington. Kojarzysz? W tym. z
którego wywalili Charliego za przypalanie trawy na drabinie przeciwpożarowej.
- Dobra, uspokój się - rzekł Nate do telefonu, mając nadzieję, że to zabrzmi, jakby
sprawa była pilna i Jenny go puści.
- Co? - zdziwił się Jeremy.
- Zaraz będę. - Nate rozłączył się i złapał Jenny za rękę. - Przepraszam, Jennifer, ale
muszę jechać. Jeremy powiedział, ze Charlie i Anthony wzięli jakąś fatalną „eskę” i
zaczynają świrować. Muszę im pomóc, zanim narobią sobie kłopotów.
Jenny kiwnęła głową. Dolna warga jej zadrżała. Nate jutro wyjeżdża do Maine. Nie
zobaczy go przez tyle dni.
- Dobra.
Objął ją.
- Wrócę na sylwestra. Bądź grzeczna, dobrze?
Zacisnęła oczy i objęła go mocno.
- Kocham cię. - Nie mogła przestać tego powtarzać.
Nate oswobodził się i złapał misia pandę z jej łóżka. Wcisnął go jej w ramiona.
- Pomyśl, że to ja - powiedział, całując ją w nos. Wyskoczył z pokoju, popędził
korytarzem, obsypał pana Humphreya podziękowaniami, a potem wskoczył do taksówki i
pojechał prosto do baru na Rivington Street, gdzie miał zamiar postawić Jeremy'emu
wielkiego drinka w podzięce za uratowanie mu niechcący tyłka.
tematy ◄ wstecz dalej ► wyślij pytanie odpowiedź
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by nie
ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie
!
Przepraszam,
ż
e dawno si
ę
nie odzywałam, ale wiecie, jak jest: nie ma szkoły i mnie te
ż
nie ma -
ka
ż
dego wieczoru!
WI
Ę
C O CO CHODZI Z TYM LINKIEM?
Wszyscy słyszeli
ś
my o tych ludziach, którzy w
Ś
wiadku daj
ą
policji cynk, bo akurat tak si
ę
zło
ż
yło,
ż
e
filmowali swoje dziecko bawi
ą
ce si
ę
na podwórku, kiedy zacz
ę
ła si
ę
strzelanina i maj
ą
numery reje-
stracyjne samochodu. Wi
ę
c tutaj mam co
ś
dokładnie odwrotnego. Wiem, kto jest na ta
ś
mie, w tym
wypadku pod linkiem, ale jak to si
ę
znalazło w Internecie?
Jestem pewna,
ż
e ju
ż
wiecie, który link mam na my
ś
li. Kliknijcie tam i znajdziecie doskonale uj
ę
cia
dwojga ludzi, których znamy i kochamy, w parku, w
ś
niegu. Zobaczycie, jak
ś
ci
ą
gaj
ą
sobie spodnie i
tarzaj
ą
si
ę
otuleni jednym płaszczem. J ma całkiem zgrabny tyłeczek, nie
ż
ebym przygl
ą
dała si
ę
szczególnie uwa
ż
nie. A tyłek N nie zawodzi nawet w bokserkach. Nic dziwnego,
ż
e link kr
ąż
y po
całym Internecie, jak naj
ś
wie
ż
szy bootleg z koncertu 45. Nie b
ę
d
ę
rzuca
ć
nazwiskami, ale jestem
prawie pewna,
ż
e nakr
ę
ciła to V - wida
ć
typowe dla niej artystyczne uj
ę
cia i pewn
ą
r
ę
k
ę
. Ale po co, do
cholery, wrzucałaby to do sieci? To nie ma sensu. Je
ś
li to ona. nigdy tego nie odpokutuje, a je
ś
li nie
ona, to kto? Musz
ę
po raz pierwszy przyzna
ć
: jestem w kropce.
Na celowniku
Prosto z ekskluzywnego hotelu Isle de la Paix na St. Barts: Flow wychodzi ze sklepu zoologicznego w
Gustavii - jedynym prawdziwym mie
ś
cie na St. Barts - z klatk
ą
dla ptaków. Nie pytajcie. Pani MWR
wymiotuje do kosza na
ś
mieci w damskiej toalecie. Teraz ju
ż
wiemy, po kim ma to B. B i S
przeszmuglowały do willi kolejny dzbanek z ponczem rumowym, gdzie si
ę
ukrywaj
ą
od wczorajszego
przyjazdu. Na pla
ż
y A gra samotnie na gitarze. Mo
ż
e i jest milusi, ale nie ma nic seksownego w
sm
ę
tnym wegetarianinie w koszulce z napisem „ZALEGALIZOWA
Ć
KONOPIE”. A w Nowym Jorku: K
i I płacz
ą
i ob
ś
ciskuj
ą
si
ę
na Park Avenue, bo rozstaj
ą
si
ę
na
ś
wi
ę
ta. Hm, mo
ż
e powinny wymieni
ć
si
ę
pier
ś
cionkami zar
ę
czynowymi.
Wasze e - maile
P:
Kochana Plotkaro!
Mam przyjaciółk
ę
, której starsza siostra przyja
ź
ni si
ę
z rzeczniczk
ą
prasow
ą
Flowa. I ona
powiedziała siostrze mojej kumpeli,
ż
e Flow próbuje na St. Barts sko
ń
czy
ć
z kokain
ą
.
Brownie
O:
Hej, Brownie!
Có
ż
, słyszałam,
ż
e St. Barts to narkotykowy raj, wi
ę
c je
ś
li masz racj
ę
, to pewnie długo nie
powalczy.
P
W
Ś
RÓD NOCNEJ CISZY
Dzisiaj jest Wigilia. Ostatnia szansa,
ż
eby kupi
ć
wszystko, co macie na li
ś
cie. Ostatnia szansa,
ż
eby
zerkn
ąć
pod choink
ę
i upewni
ć
si
ę
,
ż
e zgarniecie najwi
ę
cej prezentów, a je
ś
li nie, to naklejcie nowe
karteczki na pudełkach. Ostatnia szansa,
ż
eby zje
ść
tyle trufli z deserow
ą
czekolad
ą
Godivy, ile dusza
zapragnie. Ostatnia szansa,
ż
eby znowu poczu
ć
si
ę
pi
ę
ciolatk
ą
i zostawi
ć
pierniczki dla
Ś
wi
ę
tego
Mikołaja. I ostatnia szansa,
ż
eby by
ć
bardzo miłym dla ludzi, którzy kupuj
ą
wam prezenty. Mo
ż
e
zmieni
ą
zdanie i jednak kupi
ą
wam t
ę
pomara
ń
czow
ą
torebk
ę
ze
ś
wi
ń
skiej skóry u Hermesa Birkina.
Wesołych
ś
wi
ą
t!
Wiem,
ż
e mnie kochacie
plotkara
S i B pozwalaj
ą
chłopcom by
ć
chłopcami
- Nie możemy tu siedzieć cały dzień - powiedziała Serena do Blair. Dochodziło prawie
południe w Wigilię, a ona stała w oknie i patrzyła tęsknie przez taras na biały piasek plaży i
turkusowe morze w oddali.
- Ale co z Flowem i Milesem? - zapytała Blair, wyciskając koperkową pastę do zębów
na elektryczną szczoteczkę. - Myślałam, że się ukrywamy.
Myślała, że chowając się z Sereną w willi, znajdzie czas, żeby skończyć swój esej do
Yale, ale jak na razie głównie piły z wysokich szklanek poncz rumowy przybrany kawałkami
pomarańczy, wisienkami i papierowymi parasoleczkami; grały w brydża; pomalowały sobie
nawzajem paznokcie u stóp na cukieroworóżowy kolor. Najwyższy czas otworzyć laptop.
Serena miała inny pomysł. Cały wieczór i pól dnia w domu spędzone na absolutnym
nieróbstwie przekraczało jej wytrzymałość.
- Idziemy na plażę - ogłosiła, wciągając króciutkie białe szorty Miu Miu na białe
bikini. - I jeśli ktoś będzie chciał z nami rozmawiać, to będzie musiał rozmawiać z nimi. -
Błyskawicznym ruchem obróciła się i rozsunęła białe trójkąciki stanika od bikini, pokazując
piersi.
Blair uniosła brwi i wróciła do mycia zębów. Wypluła pianę do umywalki.
- Masz na myśli topless? - Wreszcie załapała, o co chodzi.
Serena kiwnęła głową z szatańskim uśmiechem.
- Właśnie to mam na myśli.
Aaron, Miles i Tyler brali lekcję windsurfingu kilka metrów od brzegu, kiedy .Serena i
Blair rozłożyły swoje kanarkowożółte ręczniki na piasku, zdjęły górę od bikini i położyły się
na plecach, z obnażonymi piersiami do nieba.
- Ohyda - powiedział Tyler, odwracając się, żeby nie musieć patrzeć.
Miles puścił żagiel i wpadł do wody. Wypłynął i pokręcił głową do Aarona, który
nadal stał na desce.
- Nie mogę uwierzyć, że co dzień to widujesz - powiedział z zazdrością.
Aaron nie mógł podnieść żagla z wody. Szarpał linkę z całej siły. Blair pewnie
myślała, że dzięki toplessowi wydaje się taka europejska i wyrafinowana, ale jego zdaniem
zachowała się jak zdzira. Każdy, kto będzie przechodził, popatrzy sobie, a potem, w czasie
kolacji, chociaż Blair już się ubierze, każdy będzie mógł sobie wyobrazić, jak wygląda naga.
Już na samą myśl o tym kręciło mu się w głowie.
Prinz, ich rastafariański instruktor, który nosił kostium pływacki Speedo, szedł przez
wodę tyłem do plaży.
- Pomogę ci. - Zanurkował jak delfin, podpłynął pod żagiel. Aarona i wypchnął go Z
wody głową.
Sprytne.
Aaron zbierał luźną linkę, aż ustawił żagiel prostopadle do deski. Złapał gumową
rączkę i przechylił się do tyłu. żeby złapać wiatr. Deska prześlizgnęła się po powierzchni
wody z cichym pluskiem. Zostawiała za sobą ładną smugę. Aaron czuł się naprawdę super.
Udało się!
Ludzie zaczęli krzyczeć za jego plecami, więc zerknął przez ramię.
Serena i Blair stały na ręcznikach, nadal topless, i kibicowały mu.
- Dalej, Aaron! Dawaj, dawaj! Prawdziwy ogier!
Aaron zagapił się na nie - nie mógł się powstrzymać - o sekundę za długo. Zakręcił
znowu, jego deska osiadła na mieliźnie w zatoczce, a on poleciał do tyłu i wylądował jak
przewrócony krab na plecach w płytkiej wodzie.
Auć!
Miles chciał porozmawiać z Blair, ale nie wiedział, czy nie istnieje jakaś reguła
mówiąca, jak blisko można stanąć obok dziewczyny, która opala się topless, żeby nie wyszło,
że się na nią obleśnie gapi. Nie był pewien, czy Blair w ogóle to rusza.
Prinz podpłynął, żeby pomóc Aaronowi na mieliźnie, więc Miles wyciągnął swoją
deskę na brzeg. Stanął jakieś dwa metry od ręcznika Blair. Obie z Sereną leżały na plecach.
Człowieku, to był widok!
- Hej - rzucił nonszalancko.
Blair odwróciła głowę i mrużąc oczy, spojrzała na niego. Będzie zabawnie. Usiadła,
pokazując mu się w całej krasie. W każdym razie od pasa w górę.
- Cześć.
Miles spojrzał na piasek, rumieniąc się mimo woli. Wyglądał milutko w
pomarańczowych szortach do surfowania i naszyjniku z muszelek, a jego najeżone blond
włosy sterczały na wszystkie strony.
- Eee... Tak się zastanawiałem, czy wybieracie się dziś wieczorem na te imprezę
wigilijną.
Blair zerknęła na Serenę.
- Wybieramy się dziś wieczorem na imprezę wigilijną? - szepnęła.
Serena uśmiechnęła się szeroko, osłaniając oczy dłonią.
- Zdecydowanie.
Blair odwróciła się do Milesa.
- Jasne - odparła.
Miles kiwnął głową, próbując patrzeć jej w twarz.
- Super. Do zobaczenia.
Blair uśmiechnęła się i osłoniła oczy, patrząc, jak odbiega do swojej deski i popisuje
się mięśniami, spychając ją do wody. Zabawne. Jak często faceci dają ci dwa metry swobody
ruchu? Położyła się na ręczniku i obróciła na brzuch.
Po półtorej godzinie opalania Serena zbrązowiała po obu stronach. Już miała
powiedzieć Blair, że ma dość, kiedy...
- Serena?
Obróciła się i usiadła.
Tak, to był Flow. Tak, nadal była topless.
Jemu to nie przeszkadzało. Stanął na brzegu jej ręcznika. Obok Blair leżała na
brzuchu, z głową przykrytą koszulką. Udawała. że śpi.
- Wreszcie - westchnął Flow, odgarniając ciemne loki z ocienionych długimi rzęsami
niebieskich oczu. Miał jadowicie pomarańczowe szorty do surfingu i nic poza tym. Jego
szczupłe, muskularne ciało było idealnie opalone na ciemny kolor tostu z cynamonem. Na
szyi miał rzemyk z zębem rekina. - Tęskniłaś?
Serena wzruszyła ramionami i potarła nagie ramiona, zasłaniając częściowo piersi,
żeby mu nic nie ułatwiać.
- Eee... przysłałeś tyle prezentów...
Zmarszczył brwi.
- Nie lak wiele.
Może więcej prezentów, niż początkowo myślała, przyszło od Kati i Isabel. Z tymi
dwiema nigdy nic nie wiadomo.
- Nieważne - powiedziała. - A słyszałeś nowiny? Podobno jesteśmy zaręczeni.
Flow uśmiechnął się szeroko.
- Aha, też tak słyszałem. Nie martw się. Przywykniesz.
Problem polegał na tym, że Serena z pewnością nie chciała do tego przywyknąć.
Nigdy wcześniej nie umawiała się z gwiazdą rocka i miło spędziła tamten wieczór z Flowem,
ale jest tylu innych facetów - alpinistów, fotografów, kierowców wyścigowych, aktorów,
didżejów. Serena była jak ten koliber, którego obserwowała ostatniego wieczoru, nieustannie
kręcący się między kwiatami. Nie chciała się trzymać tylko jednego kwiatka, wysysać z niego
wszystko, co miał. Chciała zasmakować wielu kwiatów. Przewiesiła kucyk przez ramię i bez
słowa zaczęła oglądać końcówki włosów. Flow nie był przyzwyczajony do tego, że
dziewczyny są w jego obecności tak zblazowane. Kiedy wreszcie rzuci mu się na szyję i
powie, że tęskniła za nim i nigdy nie chciała się z nim rozstawać?
- Mój zespół gra dziś wieczorem - powiedział w końcu. - Przyjdź. Chciałbym ci dać
gwiazdkowy prezent.
Serena uśmiechnęła się. O Boże, jeszcze jeden prezent! Tylko nie to!
- Przyjdę.
- Świetnie. - Zamilkł, czekając, aż Serena powie coś więcej. Ale milczała. - Dobra. Do
zobaczenia wieczorem.
- Do zobaczenia. - Położyła się znowu na plecach i walnęła Blair w żebra.
- Ale z ciebie hipokrytka - mruknęła Blair, obracając się i ściągając z twarzy koszulkę.
Serena przechyliła głowę.
- Jak to?
- Zachowujesz, się, jakbyś nie cierpiała tych jego prezentów, ale mogę się założyć, że
nie możesz się doczekać, by zobaczyć, co da ci na Gwiazdkę.
Serena wyszczerzyła zęby. Blair miała rację. Mogła narzekać na nieustanny strumień
prezentów od Flowa, ale dziewczyny lubią prezenty, zwłaszcza od sławnych, nieprzyzwoicie
przystojnych gwiazd rocka.
zagadka linku rozwi
ą
zana
- Jaka kamera? - wymamrotała Ruby, starsza siostra Vanessy.
Była trzecia po południu w niedzielę, ale wyglądało na to, że Ruby położyła się
raptem parę godzin temu. Pod oczami miała jeszcze rozmazany tusz z zeszłego wieczoru i
nadal była w obcisłych, skórzanych spodniach w kolorze burgunda. Spała na materacu w
Czymś, co miało robić za salon w ich mieszkaniu z jedną sypialnią w Williamsburgu, na
Brooklynie. W mieszkaniu walało się mnóstwo różnego sprzętu - wzmacniaczy, głośników,
gitar i mikrofonów, należących do zespołu Ruby, Sugar - Daddy, oraz kamer i sprzętu
oświetleniowego do filmów Vanessy. Na podłodze leżał dywan w kolorze wojskowej zieleni i
czerwonego jabłka, który utkali ich zwariowani rodzice na krosnach. Była na nim arka Noego
ze zwierzętami stojącymi w parach na zielonej rafie pośród czerwonego morza, ale wzór znik-
nął pod stertami ubrań Ruby i sprzętu nagłośnieniowego.
- Moja kamera cyfrowa Sony - dopytywała się ze złością Vanessa. - Zostawiłam ją na
blacie w kuchni. - Chciała przejrzeć materiał, który nakręciła w piątek w parku, i sprawdzić,
czy kawałki z soplami warto zostawić. No i planowała skasować Nate'a i Jenny, ale nie mogła
nigdzie znaleźć kamery.
Ruby obróciła się na drugi bok i przykryła twarz poduszką.
- Pożyczyłam ją.
Vanessa się wściekła.
- Co ty mówisz?! Jak to pożyczyłaś?! Gdzie ona jest, do cholery?!
- Pożyczyłam ją znajomym w Five and Dime. Kręcą coś o skate'ach.
- Ja tam miałam nakręcony materiał! - wrzasnęła przerażona Vanessa. - Materiał do
nowego filmu!
Ruby odepchnęła poduszkę i usiadła prosto.
- Jakbyś nie miała dziesięciu innych kamer. Przepraszam - rzuciła zgryźliwie. -
Przepraszam, że naruszyłam twoją prywatność bez pytania. Możesz mnie przytulić?
Vanessa zacisnęła pięści tak mocno, że paznokcie wbiły jej się w dłonie. Teraz już
wiedziała, dlaczego dostała dziś rano piętnaście e - maili oskarżających ją, że jest lesbijką,
kręci pornografię, podgląda ludzi i jest zdzirą. Znajomi Ruby wrzucili film do pieprzonego
Internetu!
Dan i tak już myślał, że jest zboczona. Co teraz sobie pomyśli?
W wigilijne popołudnie Dan surfował po Internecie, szukając sposobów na poradzenie
sobie z blokadą twórczą. Wszystko, co znalazł, było głupie i dziwaczne. „Idź na spacer”.
Jakby już nie włóczył się codziennie po całym Manhattanie, wciąż się zadręczając, że nie
potrafi napisać niczego do rzeczy. ..Weź gorącą kąpiel”. Nie cierpiał kąpieli. Tylko go
usypiały. „Poćwicz”. Nie ma mowy. Jego dieta z papierosów i kawy nie komponowała się z
wysiłkiem fizycznym. Na jednej stronie rozważano korzyści z łyknięcia kwasu. Podobno jakiś
nagrodzony pisarz napisał całą powieść w ciągu jednej nocy pod wpływem odjazdu po
kwasie, a rano nawet nie pamiętał, jak ją pisał. Ale poza piciem na imprezach Dan przez całą
szkole średnią był czysty i nie miał zamiaru zaczynać teraz z kwasem. Inna strona
proponowała ćwiczenie. Trzeba zapisać pierwsze słowo, które przychodzi człowiekowi do
głowy, a potem dopisywać do niego skojarzenia. Może to się zakończyć listą zakupów w
spożywczym, jak ostrzegano na stronie, ale nawet to jest lepsze niż nic. Dan postanowił
spróbować. Otworzył notatnik na świeżej stronie i chwycił długopis.
Napisał słowo „telefon”, ale wtedy komputer zapiszczał sygnalizując, że przyszedł
nowy e - mail. Złapał za myszkę i otworzył skrzynkę odbiorczą. Wiadomość była od Zeke'a,
jego jedynego dobrego kumpla z Riverside.
Facet, zajrzyj pod ten link. Z.
Dan kliknął na link, myśląc, że to pewnie jakieś głupie ciekawostki z koszykówki,
które Zeke gdzieś wygrzebał. Wrócił do notatnika, nie czekając, co pokaże się na monitorze.
„Telefon”. Co teraz? Szukał następnego słowa.
Ojciec zapukał w otwarte drzwi i zajrzał do pokoju.
- Cześć, Dan. Wychodzę po bajgle. Jakieś życzenia?
Dan odwrócił się na krześle i już miał powiedzieć ojcu, żeby mu przyniósł bardzo
dużą
czarną kawę, gdy nagle na twarzy ojca pojawiło się przerażenie. Patrzył na monitor.
- Jennifer Tallulah Humphrey, to ty?! - ryknął, wpadając do pokoju jak wściekły
niedźwiedź. Miał na sobie podartą koszulkę, a jego potargane siwe włosy sterczały na
wszystkie strony.
Dan obrócił się i spojrzał na ekran. Najpierw rozpoznał kapelusz Jenny. Potem
zobaczył coś, co wyglądało jak jej odsłonięta pupa w białych stringach. Nagle facet o
falujących złotobrązowych włosach pocałował ją w pośladek. Potem kamera pokazała go. jak
ściąga spodnie, a potem obraz pokazywał ich dwoje zawiniętych ciasno w płaszcz i robiących
coś, co wyglądało naprawdę ohydnie.
Ojciec i syn patrzyli z przerażeniem i niedowierzaniem na zapętlony filmik.
- Jennifer! - wrzasnął znowu Rufus z taką złością, że opryskał śliną ekran komputera.
Jenny stanęła w drzwiach. W błękitnym welurowym dresie i loczkach związanych w
kucyk. Wyglądała jak chodząca niewinność.
- Co? - zapytała.
Dan odjechał na krześle, żeby odsłonić jej ekran.
- Co? - powtórzyła niecierpliwie Jenny. Zrobiła krok w przód. Wtedy zobaczyła swój
nagi tyłek na ekranie i zakryła usta dłonią. Jakby oglądała horror, w którym zagrała główną
rolę. Jak to mogło się stać? - zastanawiała się, umierając ze wstydu.
- To ty i ten chłopak, Nate - zauważył całkiem niepotrzebnie Rufus, z twarzą
wykrzywioną ze złości.
Był liberalnym rodzicem. Pozwolił palić Danowi w swoim pokoju i pić, kiedy chciał.
Pozwolił Jenny kupić pierwsze buty na platformie, gdy miała dziewięć lat. Ale Jenny nadal
była dzieckiem i oglądać w Internecie, jak wije się półnaga z chłopakiem, to więcej niż
otrzeźwienie.
Oniemiała z przerażenia Jenny gapiła się na ekran z zapętlonym filmem. Widać było
jej kapelusz, jej stringi, jej pośladki i głowę Nate'a przyciśniętą do nich, potem ich dwoje
tarzających się w śniegu, zawiniętych w jego płaszczu. To było coś tak intymnego, taka
specjalna chwila, ale teraz oglądał to cały świat - łącznie z jej ojcem i bratem. Pisnęła
zduszonym głosem i pomknęła jak strzała do swojego pokoju.
Rufus patrzył jeszcze przez chwilę na ekran, a potem spojrzał krzywo na Dana.
- Wiesz coś na ten lemat?
Dan pokręcił głową. Chociaż czuł się za to po części odpowiedzialny. Tak się skupił
na swojej blokadzie twórczej i rozważaniu, czy iść z Vanessą do łóżka, czy nie, że nie
uchronił Jenny przed bogatym wielbicielem małych dziewczynek, łajdakiem.
- Od dzisiaj chcę, żebyś miał na nią oko - warknął Rufus. - Mogę być pobłażliwy, ale
nie pozwolę jej prowadzać się jak jakiejś lafiryndzie.
Dan poważnie pokiwał głową, Rufus klepnął go w ramię i poszedł do córki. Jenny
leżała na łóżku z twarzą schowaną w poduszkę z gęsiego pierza, otoczona portretami
ukochanego Nate'a.
- Jennifer - powiedział jej ojciec, starając się panować nad głosem. - Nigdy nie
sądziłem, że będę musiał to zrobić, ale nie dałaś mi wyboru. Do końca ferii masz szlaban.
Żadnego wychodzenia. Żadnych filmów. Żadnego kieszonkowego. Żadnych rozmów
telefonicznych. Żadnych e - maili. Nic. A już z pewnością żadnych kontaktów z tym Nate'em.
Dan będzie cię miał na oku i dopilnuje, żebyś się nigdzie nie wykradła, bo najwyraźniej nie
można ci ufać.
Jenny usiadła prosto. Miała zaczerwienioną od płaczu twarz, usta jej drżały.
- To niesprawiedliwe! - zaprotestowała. - Nie wiem, kto to zrobił! To nie moja wina!
Nate i ja się kochamy - Zabrał mnie na Dziadka do orzechów. Nie robiliśmy nic złego!
Rufus tylko machnął ręką.
- Jesteś za młoda, żeby wiedzieć wszystko o świecie, a zwłaszcza o miłości. -
Odchrząknął.
- Ale tato, nie wiedziałam, że ktoś nas filmuje - starała się tłumaczyć Jenny, ściskając
misia pandę.
Rufus uniósł krzaczaste brwi i podrapał się po brodze.
- Myślisz, że to wszystko załatwia?
- Mam to gdzieś! - wrzasnęła Jenny. Rzuciła miśkiem o podłogę i na nowo poryczała
się ze złości. - Mam gdzieś, co sobie myślisz! Nie robiliśmy nic złego.
Rufus przykucnął i zdjął z półki nieczytaną Annę Kareninę, którą podarował Jenny
zeszłego lata. Wstał i rzucił książkę na łóżko.
- Powiem ci. co ja myślę! Moim zdaniem powinnaś siedzieć w domu i więcej czytać!
Jenny obrzuciła książkę wściekłym spojrzeniem i dziecinnym gestem skopała ją z
łóżka. Rufus pokręcił głową, odwrócił się i wyszedł, trzaskając drzwiami, nim stracił resztki
nerwów.
Dan nasłuchiwał ze swojego pokoju, nadal gapiąc się na film powtarzający się na
ekranie komputera. Teraz, kiedy minął już początkowy szok związany z oglądaniem młodszej
siostry w pornograficznym filmie w sieci, dostrzegł coś przerażająco znajomego w pracy
kamerą. Ujęcia pod niezwykłymi kątami. Te zbliżenia tak bliskie, że obraz stawał się niemal
abstrakcyjny, a potem odjazdy tak odlegle, że Nate i Jenny wydawali się jedynie wijącą się
plamą na białym śniegu. To robota Vanessy Abrams. Dan był tego pewny.
Wyłączył komputer, zdegustowany sobą, że tak długo oglądał ten film, ale jeszcze
bardziej zdegustowany Vanessą i Jenny. Jak to jest, że obie okazały się takimi... Wziął czarny
notatnik i natychmiast wymyślił nowe słowo, od którego zacznie swojej ćwiczenie na blokadę
twórczą. Wziął długopis i napisał:
Zdziry
.
niezbyt liczny zjazd u N
Można by pomyśleć, że siedząc w wiejskim domku tak daleko od Nowego Jorku, na
Mount Desert Island, człowiek czuje się osamotniony. Jednakże w Mount Desert stało pełno
ogromnych „domków”, które należały do najstarszych i najbogatszych rodzin nowojorskich.
Ich dzieci od małego bawiły się ze sobą latem i w czasie ferii. W czasie szkoły średniej
większość porozjeżdżała się do różnych szkół z internatami na Wschodnim Wybrzeżu, więc
kiedy spotykali się na wyspie, trochę przypominało to zjazd dawnych przyjaciół. Każdego
Czwartego Lipca całą bandą organizowali wielkie ognisko na plaży i puszczali fajerwerki
przeszmuglowane z Kanady. W każdą Wigilię Nate spotykał się z tymi samymi dwoma
kumplami. Siadywali wtedy z fajką wodną i trawką w jego pokoju wypoczynkowym.
Pokój wypoczynkowy miał dębową boazerię, ogromny kamienny kominek, podłogę z
łupków, którą podgrzewały biegnące w niej miedziane rury. Na ścianach wisiały poroża jeleni
i łosi, trofea dziadka Nate'a. Był tam dębowy bar pełen starej whisky i rzadkich europejskich
brandy oraz piwniczka z winem, do której trzeba zejść po drabinie przez klapę przykrytą
ręcznie tkanym perskim dywanem. Antyczny mahoniowy stół bilardowy z pięknie
rzeźbionymi nóżkami i pokryły czerwonym filcem stał na samym środku.
Nate załadował fajkę. Dostał ją, kiedy miał trzynaście lat - cała była w naklejkach z
Kaczorem Duffym i Strusiem Pędziwiatrem. Pozostali dwaj chłopcy wyszczerzyli zęby.
patrząc na nią, jakby była starym kumplem, który przeżył jeszcze więcej zakręconych historii
niż oni sami.
- Gościu - powiedział John Gause, który przyniósł towar. - Dobrze cię widzieć.
John miał na sobie kamizelkę z baraniej skóry, rozszerzane u dołu wyblakłe dżinsy i
zdarte kowbojki z jasne skóry. Nie najlepszy styl, no chyba że jesteś Mężczyzną Marlboro
albo modelem u Ralpha Laurena, a on nie by! żadnym z nich.
Tydzień przed końcowymi egzaminami Johna usunięto z Deerfield za rozprowadzanie
trawki i właśnie wrócił z dziesięciodniowego pobytu na ranczu dla turystów, gdzie miał
przyswoić sobie takie wartości, jak uczciwość, zaufanie i szacunek dla bliźniego.
Nate nałożył trawkę i podał fajkę Ryanowi O'Brienowi, który miał dopiero piętnaście
lat, ale palił znacznie więcej niż John, i Nate razem wzięci. Już w pierwszym tygodniu
wywalili go ze Szkoły Świętego Judy. Wyjechał do Hannover Academy, szkoły z internatem,
do której chodziła Serena.
- Chyba urosłeś - powiedział Nate. - Nie uważasz, że Ryan wygląda doroślej? - zapytał
Johna.
Ryan zapalił zapalniczkę nad miseczką z trawką. Miał bez mała metr dziewięćdziesiąt
i długie kręcone włosy, które spadały mu na ramiona, dokładnie takie jak Flow, tyle że
ciemniejsze.
- Odpieprz się - rzekł, podciągając workowate szare spodnie do snowboardu.
Nate poczekał, aż Ryan się zaciągnie i poda mu fajkę. Słońce zachodziło i okna w
pokoju jaśniały różem. Tej zimy ostro padał śnieg i wielki dom otuliła dwumetrowa zaspa. Na
zewnątrz nie było piszczących alarmów samochodowych i ryczących autobusów. Trwała
kompletna cisza. Ale gdyby Nate wytężył słuch, usłyszałby fale oceanu rozbijające się o
skały. Uwielbiał ten dźwięk. Czasem leżał nocą na łóżku i nasłuchiwał.
Zaciągnął się, przykrywając górny wylot fajki, żeby dym nie mógł uciec. Potem wziął
drugiego dymka, nagradzając się za poświęcenie dwóch godzin tego dnia na przejrzenie
swoich podań do college'ów i wypełnienie najłatwiejszych części. Wypuścił dym, podał fajkę
Johnowi i zamknął oczy. Jak dobrze uciec z miasta - być z dala od szkoły i ludzi nieustannie
mówiących o przyszłości. Tutaj mógł się zrelaksować i cieszyć życiem, nie martwiąc się
egzaminami, college'em i nie musząc się nikomu z niczego tłumaczyć.
John zaciągnął się i postawił fajkę na stole bilardowym. Wziął do ręki białą bilę i
obrócił ją w dłoni.
- No więc, Nate - zaczął - o co chodzi z tym pornosem w Internecie?
Nate zamrugał powoli. Był rozleniwiony jak jaszczurka na słońcu.
- Hę?
Ryan zapalił marlboro light i wypuścił krążek dymu w stronę belek sufitu.
- No wiesz... z tobą i tą niską panną z kręconymi włosami i wielkimi cyckami.
Nate kiwnął głową. Wiedział, o kim mówi Ryan, ale przez ułamek sekundy nie mógł
sobie przypomnieć jej imienia.
- Jennifer - skojarzył sobie nagle.
- Aha, Jennifer. Widziałeś ten link?
Nate pokręcił głową.
- Jaki link?
John złapał kij bilardowy z wieszaka na ścianie i zakręcił nim jak bagnetem.
- Ten link, o którym wszyscy mówią, człowieku! - Roześmiał się. - Nie wierze, że go
jeszcze nie widziałeś!
Ryan podniósł kawałek niebieskiej kredy do kijów, podsunął sobie pod nos i
powąchał. Coś takiego mogła zrobić tylko nieźle najarana osoba.
- To cały film o tobie i tej lasce, Jennifer - wyjaśnił. - Wiesz, pieprzenie w Central
Parku.
Nate trzymał fajkę przed sobą. Nie mógł sobie przypomnieć pieprzenia Jennifer w
parku. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek ją przeleciał. Pamiętał tylko te dziwaczne portrety
wiszące na ścianach jej sypialni. Pokręcił ciężką, zaćpaną głową i zachichotał pod nosem.
Pornos w Internecie? A to dobre. Ci goście nabijali się z niego. Wzruszył ramionami i
przytknął usta do cybucha fajki i zapalił zapalniczkę, żeby wziąć sobie porządnego,
bożonarodzeniowego dymka. Wybierał się do krainy błogości, gdzie Jennifer i jej szalone
obrazy były tylko drobnymi punktami w mglistej oddali.
Zgrzytnął domowy intercom. Nagle pokój wypełnił głos ojca Nate'a.
- Twoja matka i ja robimy koktajle w dużym salonie. Przyjdziesz do nas?
Można by pomyśleć, że to koniec odlotu, ale Nate zawsze świetnie się bawił ze
swoimi arystokratycznymi rodzicami, gdy był najarany. Robili mocne drinki, a poza tym była
Wigilia.
Nate podał fajkę Johnowi i nacisnął guzik intercomu.
- Zaraz będę. - Puścił przycisk i kiwnął na Johna. - Streszczaj się. Jeszcze jeden dymek
i lepiej się zmywajcie.
Patrzyli z Ryanem, jak John zaciąga się ostatni raz.
- Więc ty i ta Jennifer dalej jesteście razem? - zapytał Ryan.
Nate złapał ósmą bilę i potoczył ją po stole. Próbował sobie przypomnieć, na czym
ostatnio stanęło z Jenny, ale pamiętał tylko misia pandę siedzącego na jej łóżku.
To zabawne, jak udawało mu się nie pamiętać tego momentu z „kocham cię”.
- E tam - odparł. - Nie bardzo.
John skończył dymka. Nate wypuścił kumpli tylnymi drzwiami wprost na śnieg.
Zamknął drzwi, włożył fajkę do puszki po ciastkach i schował pod barowym zlewem. Potem
poszedł na górę do rodziców napić się dżinu z tonikiem i zjeść z nimi trochę świeżych ostryg
z Maine.
matka B powala niespodziank
ą
Blair wzięła prysznic i włożyła nową różową sukienkę z gazy, prosto z Calypso.
Siedziała teraz na tarasie i paliła merita. Czekała, aż Serena będzie gotowa. Rozmyślała o
Audrey Hepburn.
Jakby nie myślała o niej na okrągło.
Kolejna rzecz, którą w niej uwielbiała i o której chciała napisać w wypracowaniu, to
wszechstronność. Niezależnie od tego, gdzie Andrey wylądowała albo co miała na sobie - czy
staroświecki kostium z tweedu, jak w Zabawnej buzi, czy też zwariowany kapelusz i
koronkowe suknie z Ascot jak w My fair lady - zawsze była naturalna, potrafiła przystosować
się do otoczenia i zachować ten charakterystyczny luz.
Blair lubiła myśleć, że ona też tak będzie potrafiła, gdy wyjedzie do college'u.
Najwyraźniej nie zamieszkają z Nate'em poza kampusem w mieszkaniu w New Haven, więc
może przyjdzie jej mieszkać w jednym pokoju z jakąś dziewczyną. Pewnie będzie musiała
jeść w stołówce i zdecydowanie będzie musiała chodzić na zajęcia. Ale nie ma siły, żeby
zaczęła nosić za duże bluzy Yale i plecak. Zachowa swoją godność, swój styl i swoją
niepowtarzalność.
Wypuściła dym. Próbowała wyobrazić sobie Audrey na Yale, ubraną w sukienkę ze
Śniadania u Tiffany'ego. w rękawiczkach do łokci i naszyjniku z pereł i brylantów.
Wtedy to do niej dotarło. Tak właśnie powinna napisać wypracowanie: w formie
scenariusza dla Audrey w roli studentki Yale!
Pani Glos powiedziała, że ma być twórcza. Chyba już trud - no być bardziej twórczą!
Blair skoczyła na równe nogi, otworzyła z rozmachem drzwi, gotowa zacząć pisać od razu.
Mogła sobie odpuścić to głupie przyjęcie wigilijne. Dostanie się do Yale jest o wiele
ważniejsze.
Serena stała przed lustrem i wiązała w talii wyszywany koralikami szal koloru
morskiej zieleni. Nadal miała na sobie mokre białe bikini i jeszcze widać było piasek w jej
włosach.
- Myślałam, że się przebierzesz - powiedziała Blair.
Serena zmarszczyła brwi.
- Nie miałam ochoty.
Wszyscy spodziewali się, że się odstawi dla Flowa, ale właściwie dlaczego ma to
robić? Zresztą i tak była dziesięć razy ładniejsza od każdej dziewczyny na wyspie, niezależnie
od tego, co miała na sobie.
- Więc idziesz w kostiumie kąpielowym? - zdziwiła się Blair.
- Aha - przytaknęła Serena.
Blair wyjęła laptop z torby i rzuciła go na łóżko.
- Moim zdaniem trochę przesadzasz.
Serena klapnęła na łóżko obok niej.
- Może. - Zerknęła badawczo na Blair, która już się wzięła do roboty. - Co piszesz?
- Scenariusz. - Blair wstukała datę „24 grudnia” oraz tytuł: Audrey idzie do college'u. -
Chyba odpuszczę sobie imprezę, żeby móc nad tym popracować.
- I ty mówisz, że ja przesadzam! Miles napalił się, żeby spędzić ten wieczór z tobą, a
ja w żadnym razie nie pójdę lam sama. - Serena oparła głowę na ramieniu Blair. - Nie chcesz
się zabawić w Wigilię?
Blair przygryzła dolną wargę.
- Chcę, ale jeszcze bardziej chcę dostać się do Yale.
Serena wyciągnęła rękę i szybko zamknęła laptop.
- Zadbam, żebyś dostała wszystko, czego chcesz! - krzyknęła. Poderwała przyjaciółkę
na równe nogi. - Proszę, chodź ze mną.
Serena w mgnieniu oka potrafiła przejść od smutku do radości.
- No dobra. - Blair westchnęła. - Ale jeśli nie dostanę się do Yale, to będzie twoja
wina.
Miles i Aaron czekali na dziewczyny w barze. Aaron ułożył inaczej dredy, teraz z
boków opadały płasko, a na czubku stały. Miał na sobie czarną lnianą marynarkę, szarą
koszulkę i czarne lniane spodnie. Gdyby nie był jej przybranym brałem, Blair mogłaby nawet
uznać, że wygląda naprawdę dobrze.
Aaron uważał, że Blair wygląda lepiej niż dobrze. Miała ciemniejszą opaleniznę, a w
jej ciemnych włosach pojawiły się złote pasemka od słońca. Delikatna sukienka z gazy
przylegała do jej ciała we wszystkich właściwych miejscach. Blair wyglądała jak bogini, ale
oczywiście nie mógł jej tego powiedzieć. Bardzo się bal, że może zrobić coś niestosownego,
w efekcie w stosunku do niej zachowywał się jak automat.
- Usiądźmy - rzucił ogólnie. - Twoja mama i mój tata mają dla nas jakąś wielką
niespodziankę. Czekali na was prawie godzinę.
Blair zerknęła do zatłoczonej jadalni, gdzie jej matka, Cyrus i Tyler siedzieli już przy
stole.
- O Boże, bardzo jestem ciekawa. Mogę się najpierw czegoś napić? - poprosiła.
- Pod warunkiem że wypijesz szybko - zgodził się Aaron.
Jakby to był jakiś problem.
Miles uśmiechnął się do Blair.
- Ładnie wyglądasz.
Aaron przykopał sobie w myślach. Sam mógł to powiedzieć!
Miles nieźle się prezentował, ubrany w czarną koszulę z białymi guzikami od
Armaniego, kremowe, bawełniane spodnie i skórzane sandały - na coś takiego mogą pozwolić
sobie faceci, którzy naprawdę mają styl. Blair mimo woli odpowiedziała mu uśmiechem.
Może jednak nie będzie żałować, że przyszła na to przyjęcie.
- Dzięki.
Serena poprawiła węzeł w talii i rozejrzała się za Flowem. Część stolików w jadalni
przesunięto pod ściany, żeby zostawić miejsce do tańca. Instrumenty, wzmacniacze i
mikrofony ustawiono nad basenem. Ale muzyków nigdzie nie było widać.
- Zaczną grać dopiero po dziewiątej - rzekł Aaron, zgadując jej myśli. - Zapytałem
barmana.
Serena nie odpowiedziała. Do dziewiątej brakowało tylko dwudziestu minut, a ona nie
stęskniła się za Flowem.
Blair błyskawicznie wypiła wódkę z tonikiem i podała pusty kieliszek Aaronowi.
- Dobra, jestem gotowa.
Restauracja w hotelu Isle de la Paix to doskonale miejsce na Wigilię. Na jednym
końcu sali najsłynniejsza angielska modelka karmiła swoje dziecko zupą rybną, a obok niej
siedziała w zawansowanej ciąży gwiazda serialu Przyjaciele i trzymała za rękę swojego
przystojnego męża, gwiazdora z Hollywood. Jadalnię wypełniały tłumy opalonych ludzi w
markowych ciuchach, skubiących wigilijne specjalne danie: okonia pieczonego razem z
głową i ogonem, z młodymi ziemniakami w czarnym kawiorze i z duszonymi porami.
- Nie martw się, kochanie - zapewniła Aarona Eleanor, gdy; usiadł z nimi przy stoliku.
- Zamówiliśmy ci coś specjalnego.
Kelner nalewał szampan do kieliszków.
Matka Blair zachichotała i zerknęła na Cyrusa. Poklepał ją po dłoni uspokajająco.
Eleanor odchrząknęła.
- No dobrze. Już dłużej nie mogę tego trzymać w sekrecie. - Wzięła głęboki wdech. -
Cyrus i ja będziemy mieli dziecko.
Blair właśnie rozmyślała, jak zacząć scenariusz, kiedy niepokojące słowa matki raz na
zawsze zmieniły jej świat. Wykrzywiła się z niedowierzaniem i obrzydzeniem.
Co takiego?!
- Wiem, że czterdzieści siedem lat to trochę późno na ciążę, nawet w Nowym Jorku,
ale lekarz mnie zapewnił, że jestem idealnie zdrowa i w świetnej kondycji, więc nie ma się
czym martwić. - Zachichotała. - Poza tym że zrobię się wielka jak szafa.
Przez chwilę nikt nic nie mówił. Cyrus uścisnął Eleanor.
- Nie gadajcie jedno przez drugie - zażartował niezręcznie, masując się po tłustym
brzuchu wolną ręką.
Serena nie chciała być niegrzeczna.
- To niesamowite! - krzyknęła, przerywając ciszę z całym entuzjazmem, jaki zdołała z
siebie wykrzesać.
Zerwała się z krzesła i pochyliła nad stołem, żeby ucałować w policzki Eleanor i
Cyrusa, jednocześnie pokazując całej sali swoją talię, Blair miała ochotę jej przykopać”.
Cholera, Serena nie byłaby taka radosna, gdyby chodziło o jej matkę.
- Kiedy się urodzi? - zapytała Serena, siadając z powrotem.
Eleanor rozpromieniła się ze szczęścia.
- Osiemnastego czerwca.
Blair nawet nie próbowała wymyślić, co powinna powiedzieć. Czuła się, jakby
przywalił ją w głowę pień palmy. Bardzo możliwe, że nie odezwie się już nigdy więcej.
Aaron zerknął niespokojnie na Blair. Wzniósł kieliszek z szampanem.
- Moje gratulacje - powiedział, mając nadzieję, że Blair przyłączy się do toastu.
Ale ona oczywiście tego nie zrobiła, nawet kiedy delikatnie szturchnął ją stopą pod
stołem. Miles bębnił długimi palcami o stół i kręcił się niespokojnie na krześle, żałując, że nie
może wrócić do baru. Przyjaźnił się z Aaronem od dziewiątej klasy, ale la sytuacja była
trochę zbyt prywatna jak na jego gust.
Eleanor sięgnęła przez stół i uścisnęła sztywne palce Blair.
- Mam nadzieję, że przemyślisz teraz sprawę przyjęcia nazwiska Cyrusa, kochanie.
Będziemy mieli teraz całkiem sporą, wspaniałą rodzinę.
Tyler i Eleanor zmienili nazwisko na Rose po ślubie Eleanor i Cyrusa, ale Blair
odmówiła. Blair Rose? Nie, dziękuję bardzo. To brzmiało jak nazwa tanich perfum.
- Oczywiście nie musisz podejmować decyzji już teraz - dodała Eleanor.
Blair zabrała dłoń z uścisku matki. Gdyby nie siedziała na ławce wciśnięta między
Serenę i Milesa, już by poleciała do łazienki, żeby puścić pawia. Zamiast tego wypiła
szampana jednym haustem.
- A gdzie dziecko będzie spało? - zapytał Tyler. Posmarował kawałek bagietki masłem
i wsadził ją sobie do ust. - Skoro teraz Aaron śpi w pokoju gościnnym?
Eleanor i Cyrus spojrzeli po sobie, jakby nie pomyśleli o tym. Eleanor wzruszyła
ramionami.
- Cóż, w przyszłym roku na jesieni Blair i Aaron wyjeżdżają do college'u. Na pewno
nie będą mieli nic przeciwko temu, żeby w czasie wizyt w domu spać razem w pokoju
gościnnym, Pokój Blair przerobimy na dziecinny!
Aaron poczuł, że policzki mu płoną. Blair zmrużyła oczy. Więc teraz mają zamiar
zabrać jej pokój, żeby tam umieścić diabelski pomiot?
Już się nakręcała, żeby powiedzieć coś, co zamknie usta matce, a potem pobiec do
łazienki i wyrzygać sobie flaki, ale wtedy bez żadnej zapowiedzi członkowie 45 weszli po
cichu na scenę i zaczęli grać. A muzyka była naprawdę głośna. Fantastycznie ogłuszająco
głośna.
Miles złapał Blair za rękę.
- Zatańczysz?
Blair zerwała się, prawie ściągając za sobą obrus.
Zespół nie zdobył nagrody MTV za nudy - naprawdę potrafili rozgrzać ludzi. I nie
było siły, żeby Serena siedziała przy stole, kiedy grali. Złapała za rękę Aarona i Tylera i
pociągnęła ich, żeby wstali.
- Ej, chodźcie! - krzyknęła. - Zatańczcie ze mną!
Kiedy tylko nagimi stopami dotknęła parkietu, zamknęła oczy i poddała się muzyce.
Odrzuciła głowę w tył, poruszała biodrami i tupała nogami bez opamiętania. W białym bikini
i skąpym zielonym szalu w talii wyglądała jak syrena, która uciekła z morza. Flow nie mógł
przestać gapić się na nią, kiedy wykrzykiwał słowa ich przeboju Masakra. To o niej zawsze
śpiewał w swoich piosenkach. Była dziewczyną jego marzeń.
Blair włożyła całą swoją złość w taniec, bijąc powietrze pięściami, wymachując
nogami, rzucając głową i chłoszcząc twarz Milesa włosami w stylu, który w niczym nie
przypominał Audrey. Różowa sukienka lepiła jej się do spoconego ciała, ale Blair miała
gdzieś, jak wygląda. Nie żeby wyglądała źle. Miles nie mógł od niej oczu oderwać.
Trzecia piosenka była wolna i parkiet pękał w szwach, gdy do tańczących dołączyło
kilka starszych par. Serena tanecznym krokiem zbliżyła się do Tylera i uśmiechając się
szeroko, położyła jego dłonie na swoich nagich biodrach. Tyler zaczerwienił się, ale nie
cofnął dłoni. Wiedział, jakie ma szczęście. Nawet we krwi jedenastolatka płynie testosteron.
Piosenka była powolna i seksowna. Miles przesunął dłonie na talię Blair i przytulił jej
głowę do swojej piersi. Blair przytuliła się do niego mocno. Nadal była wściekła i
zrozpaczona. Drżała na całym ciele. Nie chciała o niczym myśleć. Chciała tylko dobrze się
czuć i cholera jasna, na szczęście tańczyła z Milesem, z facetem, który... tak, zgadza się, nie
był Nate'em, ale był cholernie przystojny. Odsunęła twarz od piersi Milesa i spojrzała w jego
migdałowe brązowe oczy, pozwalając, aby wódka z szampanem uderzyły jej do głowy. Nim
zapanowała nad sobą, przyciągnęła jego twarz i pocałowała go, długo i mocno, podczas gdy
ich ciała kołysały się do muzyki.
Aaron stał przy barze, na przemian patrząc i nie patrząc na Blair z Milesem; wypił
jedną tequilę, potem drugą. Był wdzięczny Milesowi, bo lepiej niż on potrafił poprawić
samopoczucie Blair. Tyle że tańczyli nieprzyzwoicie mocno przytuleni do siebie. Nie
zaszkodzi, jeśli wetnie się przy następnym kawałku. Zapalił ziołowego papierosa, pospiesznie
zaciągnął się dwa razy, potem zgasił go w popielniczce. Gdy Flow zagrał ostatni akord
piosenki, Aaron zaczął przeciskać się między starszymi parami na obrzeżach parkietu.
Ale kiedy doszedł do miejsca, w którym stali Blair i Miles, oni już odchodzili objęci.
Poszli spacerem w stronę krzewów hibiskusa okalających basen, do willi.
Aaron stał pośrodku zatłoczonego parkietu z rękami w kieszeniach i patrzył za nimi.
Naprawdę uważał, że zabranie Milesa na St. Bans to dobry pomysł? Nie do wiary.
Zespół przyspieszył, grając Pocałuj, pocałuj, pocałuj, jeden ze swoich tanecznych
przebojów w stylu retro ska. Nadał tańcząc jak nakręcona, Serena doskoczyła do Aarona i
zaczęła tańczyć wokół niego.
- Ej, smutasie, ściągaj te gacie i tańcz! - krzyknęła.
Aaron uśmiechnął się z zakłopotaniem, ale ruszył za Sereną w wijący się tłum
spoconych tancerzy. Bardzo chciał przestać myśleć o Blair, a Serena potrafiła skupić na sobie
uwagę. Zdjął marynarkę i rzucił ją w powietrze, jego dredy kołysały się w tańcu.
Muzyka była coraz głośniejsza, tempo narastało. Szal Sereny spadł na podłogę, ale
ona tańczyła dalej. Potrząsała włosami i machała rękoma nad głową. Podobało jej się to, jak
Aaron tańczy całym ciałem. Większość facetów tylko kołysze głową i drepcze z nogi na nogę,
ale Aaron był naturalny. I wyglądał prześlicznie w tych naprawdę fajnych płóciennych
spodniach, z dredami sterczącymi na czubku głowy. Zaczęła tańczyć trochę bliżej niego,
wdychając jego zapach i potrząsając biodrami. Dlaczego nie zauważyła wcześniej, jaki jest
przystojny?
Flow patrzył, jak tańczą, i przypominał sobie w myślach listę następnych kawałków.
Samo patrzenie, jak miłość jego życia tańczy półnaga z innymi facetami, było już dość
bolesne. Jedno tylko mógł zrobić - zadbać, żeby już nie było więcej wolnych kawałków.
Za późno. Niektórzy już tańczyli swój prywatny, wolny taniec. W łóżku.
B postanawia straci
ć
raz na zawsze
Może to przez upał. A może przez to, że jej życie to jeden wielki burdel i chciała coś
radykalnie zmienić. Niezależnie od przyczyny Blair wiedziała, że pójdą z Milesem do łóżka.
Właściwie to ona prowadziła jego. Praktycznie go ciągnęła.
- Nie wolisz iść do ciebie? - zapytał po drodze Miles. On, Aaron i Tyler zrobili u
siebie niezły bajzel.
Blair pomyślała, że powinna zostawić ich willę przyjaciółce, na wypadek gdyby
musiała uciec przed Flowem.
- Serena może potrzebować miejsca dla siebie - odparła. - Chyba nie sądzisz, że Aaron
miałby coś przeciwko.
- E, nie. - Miles zamknął za nimi drzwi. - Już zacząłem myśleć, że ci się nie podobam.
- Skrzywił się, gdy zapalił światło. Podłoga była zarzucona ubraniami i kompaktami. Na noc-
nym stoliku Milesa leżał nawet niedojedzony banan. Pokojówki musiały go przeoczyć, gdy
pościeliły łóżka i zostawiły na poduszce miętowe czekoladki.
Nadgryziony banan? Jakie to romantyczne!
Ale Blair miała to gdzieś. Wyślizgnęła się z sandałów Jimmy Choo i zdjęła przez
głowę sukienkę, zrzucając ją na podłogę obok reszty ubrań chłopców. Została w różowych
stringach La Perla.
- Podobasz mi się - powiedziała najbardziej zmysłowym tonem, opadając na łóżko
Milesa. - Chodź tu.
Miles ściągnął koszulkę, zrzucił buty i położył się obok niej. Wziął z poduszki
czekoladki, odwinął sreberko i zaczął ją karmić.
Blair przytrzymała czekoladkę w ustach, złapała Milesa za głowę, pocałowała go i
wcisnęła mu językiem czekoladkę między zęby. Nie miała już ochoty udawać Audrey
Hepburn ze Śniadania u Tiffany'ego. Audrey to przeszłość, wczorajsze wiadomości. Teraz
była Debbie, jak z Debbie Does Dallas
∗
.
Sięgnęła ręką do jego białego płóciennego paska, a drugą do gumki swoich stringów,
żeby je ściągnąć.
∗
Debbie Does Dallas - słynny film pornograficzny z 1978 roku.
Witaj, kobieto! Żegnaj, dziewczynko!
Po kilku kolejnych piosenkach Serena, Aaron i Tyler wrócili do stolika.
- Czyż nie jest zabawnie? - zapytała radośnie Eleanor. Zjadła już cały talerz okonia,
ziemniaków z kawiorem i porów i właśnie pracowała nad czekoladowym sufletem na ciepło.
To mile, że dzieci tak dobrze się bawią. Nie miała nawet nic przeciwko temu, że Blair i
młody, przystojny przyjaciel Aarona jeszcze nie wrócili na kolację.
Aaron zmarszczył brwi nad zimnym szpinakiem i duszonymi porami.
Tyler oderwał rybie głowę i cisnął nią w stronę Aarona jak torpedą.
- Uwaga! - wrzasnął. - Latająca ryba!
- Talerze Waldorfie Rose! - syknęła Eleanor.
Aaron walnął w rękę Tylera i oderwany łeb ryby wylądował na jego talerzu. Skrzywił
się.
- W porządku, i tak nie mam ochoty jeść.
Serena nie była pewna, dlaczego Aaron jest w takim podłym nastroju, ale chciała mu
pomóc.
- Proszę - zaoferowała się, myśląc, że pewnie umiera z głodu. Wzięła jeden z
ziemniaków i zaczęła go wycierać serwetką. - Zjesz, jeśli wytrę go z kawioru?
Nie zauważyła, że zespół zrobił sobie przerwę i Flow ruszył w jej kierunku.
- Serena! - zawołał.
Podniosła wzrok. Flow miał na sobie czarny podkoszulek bez rękawów i rzemyk z
zębem rekina, a jego szyja i ramiona mokre były od potu. Błękitne oczy błyszczały mu od
adrenaliny.
Serena podała ziemniak Aaronowi, wzięła widelec i włożyła do ust kawałek ryby.
- Cześć - rzuciła lekko, z pełnymi ustami.
Flow zerknął na Eleanor i Cyrusa.
- Cześć - powiedział.
- Synu, może usiądziesz? - zaproponował Cyrus. - Musisz być wykończony.
Odwalacie kawał fantastycznej roboty. Naprawdę fantastycznej.
Jakby miał jakieś pojęcie o rock and rollu.
Flow pokręcił głową.
- Dzięki, ale zaraz muszę wracać. - Zwrócił się znowu do Sereny, marszcząc brwi. -
Podoba ci się muzyka?
Roześmiała się. Nie widział, że tańczyła jak szalona?
- Aha, jesteście rewelacyjni. Potraficie rozgrzać tłum.
Flow przyjął to z ulgą.
- Zagramy jeszcze parę kawałków, a potem, mam nadzieję, będę mógł postawić ci
drinka i może dać gwiazdowy prezent.
Serena napiła się wody. Trochę się zmachała tańcem.
- Właściwie to jestem zmęczona. Może spotkamy się przy śniadaniu? A poza tym nie
powinieneś dawać mi prezentów.
- Przy śniadaniu? - powtórzył z powątpiewaniem Flow. W końcu był gwiazdą rocka.
Zwykle nie wstawał przed południem.
- Aha. Wpół do jedenastej - zaćwierkała. - Będzie fajnie!
Gitarzysta basowy zagrał akord, a perkusista uderzył kilka razy w bębny, żeby dać
Flowowi znać, że na niego czekają.
- Dobra - powiedział. Pochylił się, zamknął swoje ocienione długimi rzęsami błękitne
oczy i pocałował Serenę w usta. - Nie zapomnij.
Uśmiechnęła się do niego słodko.
- Nie zapomnę.
Nagle cały pokój zahuczał od plotek.
„Widziałaś to?”
„Słyszałam, że ona kręci też z gitarzystą basowym”.
„Myślisz, że naprawdę się pobiorą?”
„Podobno są zamieszani w przemyt narkotyków”.
Kilka dziewczyn pisnęło, gdy Flow wskoczył z powrotem na scenę i złapał białą
gitarę. Poprawił mikrofon długimi, delikatnymi palcami i spojrzał na widownię, szukając
jednej dziewczyny.
- Dla Sereny - mruknął, marszcząc brwi ze wzruszenia. Potem zagrał kilka pierwszych
akordów swojej ulubionej piosenki Mroczny rycerz. Teraz rozumiał, do kogo te słowa są
kierowane.
Dziewczyno, jesteś moją jasną gwiazdą.
Podążam za tobą, gdziekolwiek jesteś,
Walczę Z wilkami, które cię ścigają...
Serena usiadła z powrotem przy stoliku. Słuchała Jak Flow otwiera przed nią serce.
Trudno, żeby jej to nie schlebiało. Był taki przystojny, a kiedy śpiewał te seksowne, wysokie
tony, nie mogła powstrzymać uśmiechu.
Aaron nagle wstał.
- Chcesz zatańczyć? - zapytała z nadzieją.
Pokręcił głową.
- Chyba wrócę do siebie - wymamrotał.
Zachowywał się tak dziwnie, że zaczęła się o niego martwić.
- Pójdę z tobą - zaproponowała, zapominając kompletnie o Flowie.
Ruszyła za Aaronem obrzeżem parkietu i przez tłum otaczający bar. Zerknęła na
nieruchome zielone morze i idealnie białą plażę jaśniejącą w blasku księżyca. Przypomniała
sobie letnie noce w domku ojca Blair, na plaży w Newport. Zwykłe wypijały martini, a potem
wybiegały z domku i nago wskakiwały do zimnej wody.
Serena nie mogła oprzeć się pokusie.
- Chodź, pójdziemy popływać!
Aaron wciąż był markotny.
- E, idź sama.
- Serio?
Kiwnął głową.
- Ale nie wypływaj za daleko.
- Dobra! - krzyknęła Serena i puściła się biegiem. Popędziła przez plażę, wpadła w
fale i zanurkowała, chcąc poczuć ten dreszczyk obejmujący całe ciało, gdy wokół niej
zamknęła się zimna woda. Płynęła jak foka, aż w końcu wynurzyła się i nabrała powietrza.
Czasem dobrze po prostu czuć, że się żyje.
beznadzieja, kiedy nie mo
ż
esz znale
źć
swojego ubrania
Blair chciała mieć to za sobą jak najszybciej, ale Miles postanowił wykorzystać swój
czas. Badał każdy centymetr jej skóry z niemal lekarską dokładnością, jakby był
dermatologiem, który szuka egzemy albo czerniaka. Próbowała się rozluźnić i dobrze się
bawić, gdy Miles całował podbicie jej stopy, ale oboje byli kompletnie nadzy i nie mogła
pozbyć się myśli, że gdyby Miles był Nate'em, mieliby już to za sobą.
Nate, kiedy się napalał, robił się gwałtowny. Nie w przerażający sposób, ale namiętny,
budzący dreszczyk - nic go nie mogło powstrzymać. Blair zawsze musiała bardzo stanowczo
odmawiać, skoro nie chciała iść na całość, a potem musiała jakoś odwrócić jego uwagę.
Teraz pewnie już by było po wszystkim, leżeliby objęci, patrzyli na gwiazdy przez
okno, palili papierosy i gadali leniwie O przyszłości.
Miles wziął się do jej drugiej stopy. Przygryzł czubek dużego palca i muskał językiem
delikatną skórę między palcami obok pierścionka z diamentem. Wzdrygnęła się. Kiedy była z
Nate'em, wszystko zawsze wydawało się takie, jak trzeba. Byli jak dwa pasujące do siebie
kawałki puzzli. Czemu leży całkiem naga, na hotelowym łóżku na wyspie pośrodku
Karaibów, z nagim Milesem liżącym jej stopy? A samotny Nate pewnie właśnie marznie w
Maine i być może - miała nadzieję - myśli o niej...
Wyszarpnęła duży palec z ust Milesa i sturlała się z łóżka.
Miles wynurzył głowę spod prześcieradła.
- Co się stało? - zapytał.
- Muszę iść - powiedziała, nawet nie patrząc na niego. Przykucnęła i zaczęła szukać
sukienki, ale było ciemno, a na podłodze leżało tyle śmiecia, że nic mogła jej znaleźć.
Miles przygarbiony siadł na brzegu łóżka. Bębnił palcami o udo.
- Starałem się nie spieszyć.
No jasne, wiadomo.
- Gdzie ta pieprzona sukienka? - mruknęła Blair.
Nagle zapaliło się światło i zobaczyła sukienkę na stosie rzeczy u stóp łóżka. Aaron
stał w drzwiach, ale zamiast natychmiast przeprosić i wycofać się z pokoju, jak powinien
każdy przybrany brat, gapił się na nią.
Początkowo była straszliwie zakłopotana. W ciągu dwóch sekund zakłopotanie
przerodziło się w gniew. Jak on śmie? Jak śmie gapić się na nią w ten sposób? Jest jej
dziwacznym przybranym bratem.
Aaron wiedział, że powinien się odwrócić i zostawić ich samych, ale nie mógł się
poruszyć. Miles schylił się i podniósł różową sukienkę Blair z podłogi - leżała koło jego nóg.
- Cześć - powiedział do Aarona, rzucając sukienkę Blair.
Blair naciągnęła ją na siebie i ruszyła w stronę drzwi.
- Masz jakiś problem? - syknęła, przeciskając się w drzwiach obok Aarona.
Nie była ciekawa odpowiedzi.
Willa Blair i Sereny była raptem sześć metrów dalej. Blair minęła ją i poszła w stronę
plaży, a kiedy tylko stopami dotknęła piasku, zaczęła biec. Miała gdzieś to, że włożyła
sukienkę z Calypso, szytą na zamówienie i dopłaciła do niej sto pięćdziesiąt dolarów. Biegła
co sił, wreszcie rzuciła się w fale, niszcząc sukienkę. Nabrała pełne płuca powietrza i
zanurkowała. Dopiero kiedy płuca mało już jej nie pękły, wynurzyła się, łapiąc z trudem
powietrze i mrugając od soli w oczach.
Księżyc świecił jasno, muzyka z przyjęcia gwiazdkowego niosła się nad wodą. 45
skończyło grać i didżej puścił Blame it on the boogie - stary kawałek Michaela Jacksona. Na
plaży Blair dostrzegła sylwetkę dziewczyny, która stała w płytkiej wodzie. Wyglądała jak
Halle Berry w Śmierć nadejdzie jutro, tyle że miała jasne włosy i białe, a nie pomarańczowe
bikini.
Oczywiście to była Serena.
- Gdzie Miles?! - zawołała Serena, zwijając dłonie w trąbkę przy ustach.
- A kogo to obchodzi? - odkrzyknęła Blair, płynąc. - A gdzie Flow?
- A kogo to obchodzi? - odkrzyknęła Serena.
Obie się roześmiały, Blair przez chwilę leżała na wodzie, patrząc na księżyc. Potem
obróciła się i popłynęła do Sereny.
- Jutro wracam - powiedziała, wychodząc z wody. Chciała popracować bez
towarzystwa matki w ciąży, dziwacznego przybranego brata i jego tyczkowatego kumpla.
Serena nie musiała pytać, co się stało.
- Ale jutro jest Boże Narodzenie - zauważyła. - Twoja matka się wścieknie.
Blair wycisnęła wodę z włosów.
- Nic mnie to nie obchodzi. Poza tym Cyrus jest Żydem.
Dziewczyny wolno szły plażą do swojej willi, ciesząc się swoim towarzystwem i
kojącym szumem fal rozbijających się o brzeg. Gdyby tylko mogły tak iść bez końca!
Kiedy wreszcie doszły do willi, przy drzwiach stało coś, co wyglądało jak wielka
klatka z kutego żelaza przykryta czerwono - zielonym materiałem w kratę.
Prezent gwiazdkowy.
Serena podniosła klatkę za mosiężną rączkę i wniosła do domu. Postawiła na nocnym
stoliku i zdjęła materiał, a Blair włączyła światło.
W klatce siedziała przepiękna niebiesko - zielona papuga z żółtym dziobem.
Przycupnęła na cienkiej, drewnianej huśtawce. Papuga zamrugała, patrząc na Serenę oczami
jak paciorki.
- Kocham cię, Sereno! Kocham cię, Sereno! - zaskrzeczała. - Wyjdź za mnie. Wyjdź
za mnie.
Blair parsknęła.
- Myślisz, że to od Kati i Isabel?
Serena zachichotała.
- Nie wiem. Nie ma wizytówki.
- Kocham cię, Sereno! Wyjdź za mnie. Wyjdź za mnie - powtarzała papuga,
trzepocząc skrzydłami.
Serena przykryła klatkę materiałem i odsunęła się od klatki. Owszem, Flow był
szalenie przystojny i pochlebiała jej jego hojność, ale posunął się za daleko. Spojrzała na
Blair.
- Mówiłaś coś o wyjeździe jutro?
- Aha! - Blair zdjęła przemoczoną sukienkę i rzuciła ją w kąt do kosza na śmieci.
Serena podeszła do szafy i zdjęła z górnej półki czerwoną walizkę od Kate Spade.
- Mogę wyjeżdżać, gdy będziesz gotowa.
tematy ◄ wstecz dalej ► wyślij pytanie odpowiedź
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by nie
ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie
!
Ho, ho, ho! Wesołych
ś
wi
ą
t!
Wiem,
ż
e rodzina V nie
ś
wi
ę
tuje Bo
ż
ego Narodzenia, ale i tak mam dla niej prezent. Wygl
ą
da na to,
ż
e
mimo wszystko wyniknie co
ś
dobrego z faktu,
ż
e pewien link kr
ąż
ył po Internecie. Patrzcie ni
ż
ej:
Droga Plotkaro!
Nazywam si
ę
Ken Mogul i jestem niezale
ż
nym re
ż
yserem. Mo
ż
e widziała
ś
film Seahorse z Chloe
Sevigny i Tobeyem Maguire, który wyszedł teraz na DVD? Tak si
ę
składa,
ż
e widziałem ten kawałek w
Internecie pod linkiem, o którym mówiła
ś
na swojej stronie, i chciałem zapyta
ć
, jak skontaktowa
ć
si
ę
z
osob
ą
, która go nakr
ę
ciła. Ktokolwiek to jest, ma talent i bardzo chciałbym z ni
ą
lub nim pracowa
ć
.
Wielkie dzi
ę
ki, a poza tym naprawd
ę
jeste
ś
niezła.
Buziaki
KM
Pozwoliłam sobie odegra
ć
jednocze
ś
nie
Ś
wi
ę
tego Mikołaja i dobr
ą
wró
ż
k
ę
. Podałam panu Mogulowi
nazwisko V i poinformowałam,
ż
e mieszka na Brooklynie. Uwa
ż
aj, V: dzi
ś
porno w Internecie, jutro
festiwal w Cannes!
Reszta waszych e - maili
P:
Hej, P!
musz
ę
ci powiedzie
ć
,
ż
e słyszałem,
ż
e S znowu wróciła do narkotyków. Plotki mówi
ą
,
ż
e
ona i Flow wmieszali si
ę
w co
ś
brzydkiego. Tak naprawd
ę
pojechała na St. Barts,
ż
eby zna-
le
źć
dealera - planowała wróci
ć
z całym mnóstwem towaru do rozprowadzenia.
Pomy
ś
lałem,
ż
e wszyscy powinni wiedzie
ć
.
wtajemniczony
O:
Cze
ść
, wtajemniczony!
Mo
ż
esz mie
ć
racj
ę
. Słyszałam te
ż
,
ż
e chce urz
ą
dzi
ć
własn
ą
noworoczn
ą
balang
ę
. Ale nie
zapominaj: musi jeszcze przej
ść
przez celników na lotnisku.
P
P:
Droga plotkaro!
mam dom w Mt. Desert w Maine. Spotkałam si
ę
z kilkoma znajomymi,
ż
eby poje
ź
dzi
ć
na
sankach, mi
ę
dzy innymi z N. My
ś
lałam,
ż
e ma dziewczyn
ę
, ale on flirtował ze wszystkimi,
ze mn
ą
te
ż
. Był tak najarany,
ż
e nie chciałam,
ż
eby zje
ż
d
ż
ał ze mn
ą
i sterował sankami.
Całuj
ę
misiaczek
O:
Drogi misiaczkul
Wygl
ą
da na to,
ż
e N po prostu szuka pokrewnej duszy. A moimi sankami mo
ż
e kierowa
ć
,
kiedy zechce. Pozdrówki.
P
Na celowniku
Ś
licznie opalone B i S łapi
ą
taksówk
ę
z lotniska JFK na Pi
ą
t
ą
Alej
ę
. Jak dla mnie wygl
ą
daj
ą
na
szcz
ęś
liwe. K i I znowu s
ą
razem.
Sprawdzaj
ą
w Williams Sonoma na Madison, czy S i Flow dali ju
ż
list
ę
prezentów
ś
lubnych. Opalony
go
ść
w koszulce obsługi hotelu Isle de la Paix zwraca wielk
ą
zielono - niebiesk
ą
papug
ę
do sklepu
zoologicznego w Gustavii.
OSTATNIE
Ż
YCZENIE
Dobra, wi
ę
c dostałam prawie wszystko, co było na mojej gwiazdkowej li
ś
cie, nawet pomara
ń
czow
ą
torebk
ę
z Hèrmes Birkin. Wiem, my
ś
licie,
ż
e jestem zepsuta, ale zasłu
ż
yłam sobie na ni
ą
. Nie do-
stałam jeszcze - bo ci
ą
gle brakuje sze
ś
ciu dni - sylwestra, który odmieniłby moje
ż
ycie. Miejmy
nadziej
ę
,
ż
e S zrobi imprez
ę
i kto wie - mo
ż
e zjawi si
ę
Flow! Do zobaczenia na miejscu o północy.
Wiem,
ż
e mnie kochacie
plotkara
zamkni
ę
ta w wie
ż
y
Zamknięta w domu, nie mając nic innego do roboty oprócz czytania i marzenia, Jenny
czuła się jak Złotowłosa, tyle że z krótszymi włosami i większymi cyckami. Schowała
satynowe stringi na dnie szuflady z bielizną do czasu, aż znowu spotka się z Nate'em.
Sylwester był już niedaleko, ale może nie będzie musiała czekać aż tak długo. W głębi ducha
miała nadzieję, iż Nate tak będzie za nią tęsknił, że wróci z Maine i zakradnie się do jej
pokoju w środku nocy po drabinie przeciwpożarowej. Wyobrażanie sobie, co zrobią, gdy
znowu się zobaczą, zajmowało jej całe godziny.
Biedny Nate, zasypany śniegiem w Maine! Wczoraj było Boże Narodzenie, a on
pewnie przez cały dzień oglądał stare filmy z rodzicami, co jakiś czas patrzył przez okno na
śnieg i zastanawiał się, kiedy znowu usłyszy jej głos. Jenny nie miała nic przeciwko temu, że
nie rozmawiali przez telefon - wymuszona separacja tylko umacniała ich miłość - ale musiała
coś zrobić, by Nate wiedział, że myśli o nim i kocha go jeszcze bardziej. I dlatego
postanowiła wysiać mu paczkę.
Najpierw znalazła stare pudełko po butach Nike, które wyłożyła folią aluminiową.
Potem włożyła do środka zaczytany egzemplarz Romea i Julii, Trudne położenie, w którym
znaleźli się kochankowie z tej tragedii, przypominało ich sytuację: byli w sobie mocno
zakochani i nie mogli się widywać, a jednak miłość na końcu zwycięży. Oczywiście ona i
Nate nie umrą w przeciwieństwie do Romea i Julii. Pobiorą się, będą mieli wielką rodzinę i
będą opowiadać wnukom, jak poznali się w parku pewnego słonecznego jesiennego dnia,
kiedy wszystkie siły wszechświata im sprzyjały.
Potem Jenny dołożyła dwie paczki jagodowych batoników PopTart. To były jej
ulubione, ale rzadko je jadła, bo miały za dużo kalorii i absolutnie żadnych wartości
odżywczych. Ale spodobała jej się myśl, że Nate zje coś, co ona uwielbia, i będzie za nią
tęsknił.
Potem dołożyła jeszcze swoje zdjęcie, które Dan zrobił jej latem. Miała na sobie żółtą
sukienkę bez rękawów i stała na brzegu basenu w motelu w Hershey, w Pensylwanii, gdzie
Rufus ich zabrał, żeby uciec z miasta na weekend. Podobało jej się, że na zdjęciu jej włosy
wydawały się takie błyszczące i że jej opalone ręce przesłaniały piersi, więc nie było widać,
jakie są wielkie.
Potem dorzuciła program z Dziadka do orzechów, który zachowała sobie na pamiątkę.
Chciała, by Nate wiedział, że począwszy od przedstawienia, ten dzień był najbardziej
niezwykły w jej życiu - dzień, w którym powiedzieli sobie „kocham cię”.
Na koniec obcięła pukiel swoich włosów, przewiązała je czerwoną nitką i wrzuciła do
pudełka. Wyglądały trochę dziwnie w zestawieniu z resztą, jak pamiątka po kimś zmarłym,
ale chciała, by Nate czuł, że jest tuż obok niego. Wydawało jej się, że to najlepszy sposób.
Zamknęła paczkę i zakleiła wieczko. Potem zawinęła ją w strony z różnych pisemek
dla nastolatków, których miała pełno w pokoju. Uważała jednak, żeby nie wziąć żenującej
reklamy tamponów, pigułek antykoncepcyjnych albo leków na drożdżycę. Na koniec
przykleiła żółtą naklejkę i uważnie napisała adres Nate'a w Maine, który miała spisany w
notatniku wraz z adresami wszystkich innych domów jego rodziny w Montauk, Nicei, St.
Anton, na Barbadosie - tak na wszelki wypadek.
Po naklejeniu na paczkę dwudziestu znaczków, które ukradła z szuflady w biurku
ojca, Jenny zaniosła paczkę do kuchni, otworzyła tylne drzwi i zostawiła paczkę dla
listonosza na klatce schodowej. To jest zaleta mieszkania w starych budynkach. Nie ma na
dole skrzynek na listy, więc listonosz musi wjechać na górę i dostarczyć pocztę pod drzwi.
Postawiła paczkę na podłodze obok stojaka na pocztę. Chwilę jeszcze się zastanawiała, czy
nie powinna dołożyć stringów, żeby paczka była trochę bardziej seksowna, ale doszła do
wniosku, że to zbyt wulgarne. Poza tym Nate dał je Jenny na Boże Narodzenie. Mógłby
pomyśleć, że jej się nie podobają i je odsyła.
Dan wszedł do kuchni i zobaczył Jenny stojącą w drzwiach.
- Co robisz? - zapytał podejrzliwie. Ojciec kazał mu pilnować siostry i Dan
potraktował swoje zadanie bardzo poważnie.
Jenny zamknęła drzwi.
- Sprawdzałam, czy nie przyszła żadna poczta. - Odwróciła się i przyjrzała mu się,
mrużąc oczy. Włosy miał matowe i od dwóch dni nosił tę samą. zaplamioną kawą koszulkę. -
Wyglądasz okropnie.
Dan wrzucił łyżeczkę kawy rozpuszczalnej do kubka i odkręcił kran z gorącą wodą,
czekając, aż będzie dość ciepła, żeby rozpuścić kawę. Nalał jej do kubka i pociągnął łyk.
- Pracuję nad wierszem - powiedział, jakby to wyjaśniało wszystko.
Jenny otworzyła lodówkę, sięgnęła po jogurt kawowy Danona, a polem cofnęła rękę i
zatrzasnęła drzwiczki. O nie, nie może utyć przed kolejnym spotkaniem z Nate'em.
Dan dmuchał do kubka, patrząc na siostrę.
- Wiesz, że to Vanessa, prawda? - powiedział zimno. - To ona was nagrała w parku.
Jenny odwróciła się, poprawiając biustonosz, który podjechał jej w górę. Nie zaglądała
na stronę od czasu, gdy zobaczyła ją na komputerze Dana. Nie przyszło jej do głowy
zastanawiać się, kto to zrobił. Myśl, że Vanessa mogła to umieścić na stronie, była śmieszna.
- Skąd wiesz? - zapytała ostro.
Dan wzruszy! ramionami.
- Obejrzyj ten film. To musiała być Vanessa.
Jenny splotła ręce na piersiach.
- Wolałabym nie. A zresztą co z tego, że to ona? - Pracowały razem przy „Rancor”,
artystycznym piśmie uczennic z Constance Billard, i zawsze świetnie się dogadywały. Jeżeli
Vanessa sfilmowała ich z Nate'em w parku, to na pewno miała jakieś usprawiedliwienie,
dlaczego to wylądowało w Internecie.
- Pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć, tylko tyle - odparł Dan i poszedł do swojego
pokoju. Cały czas przestawiał słowa na liście, którą stworzył w ramach ćwiczenia na blokadę
twórczą. Teraz próbował je ustawić w kolejności stosownej do wiersza Zdziry.
Dziwka, niewolnik, ogolony, czarny, koronka, lód, zimno, deszcz, plącz, wycierać,
spać, kawa, plama, wina...
To miał być gniewny wiersz, rzecz jasna, ale nie o gniewaniu się. Miał być o
odkryciu, że osoba, którą kochasz, jest kimś zupełnie innym. Jenny nie była słodką, niewinną
siostrzyczką, jak zawsze o niej myślał, a Vanessa okazała się podglądaczem, który nosi taką
bieliznę jak dziwki i wykorzystuje sfilmowane intymne sytuacje między innymi ludźmi, żeby
zwrócić na siebie uwagę.
Zaczął wypisywać słowa z listy, dodając od czasu do czasu czasownik lub
przymiotnik dla ozdoby.
Otrzyj resztki snu z moich oczu i nalej mi następną filiżankę. Rozumiem, co
próbowałaś mi przez cały czas powiedzieć. Goląc głowę i obchodząc się ze mną (tak
delikatnie)
Za pomocą satyny i koronki:
Jesteś dziwką.
Danowi podobała się bezpośredniość tego, co napisał, i energia w tym zawarta. Pisał
dalej, podekscytowany faktem, że znów wypełnia strony. Kiedy skończy, wyśle wiersz e -
mailem do Vanessy. Pisanie wierszy to jedyny sposób, w jaki potrafił określić własne
uczucia, i wysłanie go to jedyny sposób, w jaki potrafił to powiedzieć.
V znajduje sposób na przeprosiny
Ruby zajrzała do pokoju Vanessy. Miała na sobie czarną gumowaną kurtkę, dżinsy,
czarne buty w szpic na szpilce. Podcięła czarną grzywkę żyletką na superkrótko.
- Jakaś poczta? - zapytała.
Vanessa pokręciła głową. Ich rodzice podróżowali po Europie - mieli tournee z jakąś
grupą artystyczną i nawet nie przysłali żadnej kartki.
- Telefony? Wiadomości?
Vanessa znowu pokręciła głową.
- Są jakieś szanse, że wyjdziesz razem ze mną? - zaproponowała Ruby. - Przecież
masz ferie.
Vanessa wzruszyła ramionami i zapięła suwak czarnej bluzy z kapturem aż pod brodę.
Nadal była wściekła na siostrę za to, że wzięła kamerę bez pytania, i nie miała ochoty na nic,
może z wyjątkiem rozmowy z Danem.
Nie rozmawiała z Danem, odkąd wyszła od niego w piątek. Nie mieli tak długiej
przerwy w rozmowach, odkąd trzy lata temu zostali przyjaciółmi. Chciała mu wyjaśnić, że ta
wpadka z linkiem była potwornym, nieszczęśliwym wypadkiem, że kupiła bieliznę w
Victoria's Secret, bo myślała, że to pomoże mu się rozluźnić i będzie zabawnie. Chciała mu
powiedzieć, że zbyt długo byli przyjaciółmi, by tak się wściekać na siebie, i chciała
przeprosić go na milion innych sposobów. Ale w głębi duszy miała nadzieje, że Dan znają
dość dobrze, żeby domyślić się, że nigdy nie wysłałaby do Internetu czegoś takiego. I w głębi
duszy miała nadzieję, że zrozumie, że upokorzy i ją, gdy ona stała przed nim prawie naga,
tylko w skąpej bieliźnie, i że to on pierwszy przeprosi.
- No dobra. Do zobaczenia później. Przyniosę ci coś na wynos - powiedziała Ruby i
wyszła.
Vanessa podeszła do komputera, żeby po raz setny sprawdzić, czy Dan nie przysłał jej
e - maila.
Tym razem tak! Przysłał! I to był wiersz! Szybko przysunęła do biurka krzesło,
kliknęła na plik i zaczęła czytać.
Przeczytała wiersz trzy razy na ekranie, potem go wydrukowała i przeczytała jeszcze
raz. Słowa były wstrętne i wściekłe. Złamały jej serce. Dan jej nie wybaczył, to było jasne.
Ale Vanessa zawsze potrafiła dostrzec piękno w brzydocie i przeczytała dość dużo
propozycji przynoszonych do „Rancore”, by wiedzieć, że ten wiersz jest specjalny. Zdobiły
go bogate metafory, a język był pełen pasji. I chociaż miała ochotę schować głowę pod
prześcieradłami i szlochać, nie mogła też nie podziwiać zręczności zwrotów we frazach.
Wiersz był genialny.
Nawet jeśli Dan nigdy więcej się do niej nie odezwie i nawet jeśli ten wiersz był
właśnie o niej i o tym, za jakiego potwora ją uważał, miała zamiar opublikować ten wiersz.
Dan nigdy nie próbował niczego opublikować. Nie ma siły, żeby nie zdumiał się, gdy
otworzy „New Yorkera” i zobaczy wydrukwany swój wiersz Zdziry. Co za wspaniały sposób,
żeby zrobić wrażenie na college'ach, do których będzie składał podania. Nie mogła tego nie
zrobić. Była mu to winna.
Zerwała się z krzesła i zaczęła krążyć po pokoju Ruby, aż znalazła egzemplarz „New
Yorkera” przycięty drzwiami do szafy. Przekartkowała go i znalazła nazwisko redaktora
zajmującego się przysyłanymi tekstami. Napisała list, wpisując nazwisko i adres Dana na
zwrotnej kopercie.
audrey idzie do college'u
PRZED BUDYNKIEM WYDZIAŁU LITERATURY ANGIELSKIEJ, COLLEGE W
NOWEJ ANGLII, DZIE
Ń
W KAMPUSIE
Trzypi
ę
trowy budynek z cegły z białymi kolumnami i bluszczem. Zielony trawnik
przed nim. Marmurowe schody.
Osiemnastoletnia Audrey,
ś
liczna brunetka w modnej spódnicy i bluzce, w butach na
płaskim obcasie, jedzie przez trawnik na klasycznym rowerze Schwinn i parkuje na
stojaku przy marmurowych schodach. Potem wbiega po schodach do budynku.
WN
Ę
TRZE BUDYNKU WYDZ. LIT ANGIELSKIEJ - BEZ ZMIAN
Wzdłu
ż
długiego korytarza znajduj
ą
si
ę
małe gabinety. Drzwi do nich s
ą
otwarte, w
ka
ż
dym profesor ze swoim studentem omawia wa
ż
niejsze kwestie w literaturze.
STUDENT A
- Naprawd
ę
uwa
ż
am,
ż
e lepiej by było, gdyby wieloryb potrafił mówi
ć
, panie
profesorze.
PROFESOR A
- Ale tu nie chodzi o gadaj
ą
cego wieloryba. Chodzi o człowieka, który szuka sensu
ż
ycia.
STUDENT B
- Tu nie ma interpunkcji. Widzi pan? Nie postawiłem nawet jednego przecinka ani
kropki.
PROFESOR B
- Ale to nie czyni z tego wiersza. W wierszu jest... có
ż
, w wierszu jest poezja.
PROFESOR C
- Czy przeczytał pan ksi
ąż
k
ę
, o której mówiłem?
STUDENT C
- T
ę
o wielorybie?
PROFESOR C
- Yhm. I co pan my
ś
li?
STUDENT C
- Có
ż
, uwa
ż
am,
ż
e lepiej by było, gdyby wieloryb potrafił mówi
ć
, panie profesorze.
Czwarty profesor wychodzi na korytarz, rozgl
ą
da si
ę
po korytarzu i zatrzaskuje drzwi.
Audrey biegnie korytarzem, wygl
ą
da na wyko
ń
czon
ą
. Puka do drzwi, które profesor
dopiero co zatrzasn
ą
ł.
AUDREY
- Profesorze Weeks! Och, profesorze Weeks!
Profesor otwiera drzwi.
PROFESOR WEEKS
- Spó
ź
niła si
ę
pani.
AUDREY
- Tak, ale mam doskonałe usprawiedliwienie.
Profesor czeka, a
ż
Audrey si
ę
wytłumaczy. Długa chwila ciszy.
PROFESOR WEEKS
- Tak?
AUDREY
(ledwo łapi
ą
c oddech)
- Och, ale nie mog
ę
panu powiedzie
ć
. To co
ś
niezgodnego z prawem.
PROFESOR WEEKS
(marszcz
ą
c brwi)
- Niezgodnego z prawem? Czy powinienem wezwa
ć
ochron
ę
kampusu?
AUDREY
(kr
ę
c
ą
c głow
ą
)
- Och, nie. Przynajmniej jeszcze nie. (Podaje mu prac
ę
). Nie mogłam si
ę
zdecydowa
ć
, o której sztuce Szekspira napisa
ć
, wi
ę
c napisałam o wszystkich. Mam
nadziej
ę
,
ż
e nie ma pan nic przeciw temu.
Profesor zakłada okulary do czytania i zaczyna przegl
ą
da
ć
prac
ę
. Siada za biurkiem,
zaabsorbowany lektur
ą
. Kiedy on czyta, Audrey wychodzi jakby nigdy nic z gabinetu i
zamyka za sob
ą
drzwi. Idzie korytarzem do drzwi wyj
ś
ciowych, wsiada na rower i
jedzie przez trawnik.
DZIEDZINIEC COLLEGE'U - BEZ ZMIAN
Ogromny trawnik okolony budynkami z cegły.
Audrey jedzie trawnikiem, patrz
ą
c w gór
ę
na jesienne li
ś
cie, zamiast uwa
ż
a
ć
, gdzie
jedzie. Wpada na chłopca w bluzie dru
ż
yny uniwersyteckiej, który wła
ś
nie szedł na
trening. Chłopak si
ę
przewraca.
To Colin Davis.
COLIN
- Au
ć
!
Audrey zsiada z roweru i kuca obok niego.
AUDREY
- Przepraszam. Nic ci nie jest?
COLIN
- Chyba złamałem nog
ę
. (Próbuje si
ę
poruszy
ć
). Au
ć
!
AUDREY
- Nie ruszaj si
ę
. Zaraz wezw
ę
karetk
ę
.
Grzebie w torebce,
ż
eby znale
źć
komórk
ę
. Z torebki wypada pistolet. Colin patrzy
szeroko otwartymi oczami. Audrey podnosi bro
ń
i chowa j
ą
do torebki. Otwiera
komórk
ę
i wybiera numer pogotowia.
S rozkr
ę
ca imprez
ę
Serena stwierdziła, że jedyny sposób, by nadrobić fatalne Boże Narodzenie, to
zafundować sobie naprawdę nieziemskiego sylwestra, a najlepiej można o to zadbać,
urządzając własną imprezę. Uwielbiała planować imprezy i naprawdę świetnie sobie z tym
radziła, ale była już środa i zostało jej tylko trzy i pół dnia, żeby wszystko zorganizować. Z
Blair nie było żadnej pomocy. Zamknęła się w pokoju z laptopem, kanonem papierosów i
ekspresem do kawy, i postanowiła nie wychodzić, dopóki nie skończy scenariusza. Serena nie
lubiła nic robić sama. Do kogo mogła zadzwonić? No do kogo, jak nie do dwóch dziewczyn,
które tak desperacko chciały stać się jej najlepszymi przyjaciółkami?
- Halo? Kati? Mówi Serena. - Cześć!
- Słuchaj, jest tam Isabel? - Aha.
Pewnie, że była.
- Super. Tak się zastanawiałam, czybyście nie wpadły i nie pomogły mi w planowaniu
sylwestra? Postanowiłam urządzić coś w ostatniej chwili i naprawdę chcę, żeby impreza była
udana, ale mam mało czasu.
Obie dziewczyny zatkało. Potem zaczęły piszczeć.
- O mój Boże! To będzie najlepsza impreza w historii! Nie martw się, zaraz
przyjeżdżamy.
I przyjechały.
Serena otworzyła drzwi w aksamitnych czerwonych spodniach od dresu Juicy Couture
i obcisłej koszulce z obrazkiem bałwana.
- O mój Boże, ale jesteś opalona! - pisnęła z zachwytu Isabel, całując ją w policzek.
- Schudłaś? - dorzuciła Kati, też ją całując.
Zupełnie jakby Serena musiała chudnąć!
Jako dobrze wychowana gospodyni zaprowadziła dziewczyny do salonu ogromnego
mieszkania, które znajdowało się na Piątej Alei i wychodziło na Metropolitan Museum of Art.
Jej rodzice wyjechali na wakacje do Ridgfield, a brat z przyjaciółmi z colleges siedział w
Bostonie. Cale mieszkanie miała więc dla siebie.
Rozłożyła już kilka arkuszy białego papieru na szklanym stoliku do kawy i napisała na
nich nagłówki:
Miejsce. Alkohol/ Jedzenie. Muzyka /Nagło
ś
nienie. Motyw
przewodni/Dekoracje/O
ś
wietlenie. Zaproszenia. Lista go
ś
ci
. Wręczyła kartki Kati i
Isabel.
Widzicie, jaka dobra była w wydawaniu dyspozycji?
- Byłyście w komitecie organizacyjnym imprezy „Buziak w usteczka” w październiku,
nie?
Kiwnęły głowami.
- Świetnie. Możecie zamówić tego samego dostawcę jedzenia i dekoratora, którzy
robili tamtą imprezę?
- Jasne! - Isabel rzuciła się po torebkę, żeby wyjąć palmtop.
- I musimy znaleźć fajnego didżeja - pouczyła je Serena.
Kati była zakłopotana.
- 45 nie zagra?
Serena zamrugała. Nie miała pojęcia, jakie plany na sylwestra ma Flow, ale nie
chciała, żeby uganiał się za nią na jej własnej imprezie.
- Nie, jest zajęty, nagrywa nową płytę - zmyśliła na poczekaniu. - Didżej i tak jest
lepszy. Większa różnorodność.
Obie dziewczyny były zawiedzione.
- Pomyślałam, że mogłybyśmy wykorzystać listę gości z balu Czerń i Biel - ciągnęła
Serena, biorąc kolejną garść kartek ze stolika. - Oczywiście możecie dopisać, kogo chcecie.
Isabel zerknęła na listę.
- A przyjdzie chociaż Flow?
Serena zawahała się. Jeżeli powie, że nie, Kati i Isabel pewnie znowu rozpuszczą
plotki - zaręczyny Sereny i Flowa zostały zerwane, i takie tam bla, bla, bla. To mógłby być
miły gest, wysłać mu zaproszenie do domu na Malibu, zwłaszcza po tym, jak zostawiła jego
papugę w recepcji w kurorcie na St. Barts i odleciała rano w dzień Bożego Narodzenia do
Nowego Jorku. Pewnie i tak by nie przyszedł na imprezę.
- Obiecał, że będzie - powiedziała, wskazując nazwisko Flowa na liście.
Nie zastanawiając się. co robi, przekartkowała listę, aż doszła do litery R i sprawdziła,
czy jest Aaron Rose. Aaron nie wróci z St. Barts przed trzydziestym, ale miała nadzieję, że
zjawi się na imprezie. Kiedy go ostatnio widziała, wyglądał na bardzo smutnego. Chciała go
rozweselić.
- Mam się zająć zaproszeniami? - spytała Kati, wchodząc w rolę organizatorki.
Wyciągnęła nokię z czerwonej torby na zakupy od Hervé Chapeliera. - Mogę od razu
zadzwonić do drukarza.
- Dobrze - zgodziła się Serena. - A ty, Isabel, zadzwoń do agencji w sprawie miejsca
na imprezę, dobrze? Powiedz im, że potrzebujemy wielkiego poddasza w centrum z dobrym
widokiem na fajerwerki. Najlepiej z tarasem.
Kiedy wręczała Kati listę gości, zauważyła pierwsze nazwisko: Nathaniel Archibald.
Do cholery, gdzie ostatnio Nate się podziewał? - zastanawiała się. Musi być na jej przyjęciu.
Bez niego sylwester się nie uda.
Nate właśnie otwierał paczkę od Jenny, co nie było prostym zadaniem, ponieważ
zawinięto ją w pięciocentymetrową warstwę pism dla nastolatków i zaklejono taśmą klejącą.
Paczka dotarła wczoraj po południu, ale jakoś między zjazdami na snowboardzie z Cadillav
Mountain z Johnem i Ryanem a paleniem haszyszu w jacuzzi u jakiejś dziewczyny na
imprezie w Bar Harbor zupełnie o niej zapomniał.
Jedyne czyste bokserki, jakie zostały Nate'owi w szufladzie, to były te, które Jenny
kupiła mu w Barneysie. Siedział więc na podłodze w bokserkach z żaglówkami i rozdzierał
stronice pism okrywających pudełko od butów, w którym przyszła paczka - właśnie tak, jak to
sobie wyobrażała Jenny.
Uniósł wieczko i zajrzał do środka. Zachichotał pod nosem, gdy znalazł pukiel
włosów Jenny. Wysłanie mu pukla włosów to coś w stylu Blair, tyle że ona pewnie najpierw
spryskałaby je perfumami, a potem włożyła do srebrnego pudełeczka od Tiffany'ego,
wykładanego czerwonym aksamitem i z inicjałem Nate'a na wieczku. Nate wyjął program
Dziadka do orzechów i przekartkował go. Zamiast powrócić myślami do popołudnia sprzed
pięciu dni, kiedy zabrał Jenny na balet i kiedy siedzieli w pierwszym rzędzie na balkonie w
New York State Theatre w Lincoln Center i trzymali się za ręce, patrząc na walkę ołowianych
żołnierzyków ze złymi myszami pod zaczarowaną, ogromną choinką, Nate pomyślał o
ostatnim razie, kiedy poszedł na ten balet z Blair.
Blair bolał brzuch, więc w czasie przerwy Nate załatwił dla niej tabletkę advilu i wodę
perrier od barmana, a potem wyszli na taras zapalić. W końcu zaczęli się całować i spędzili
tam cały drugi akt - paląc, całując się i patrząc, jak ludzie przechodzą obok nieczynnej
fontanny. Blair miała na sobie płaszcz z wielbłądziej sierści i kołnierz z norek, do którego
Nate lubił przytulać twarz i wdychać pomieszany zapach zwierzęcego futra, perfum Blair i
dymu papierosowego.
Na komodzie z drewna klonowego, która stała w sypialni Nate'a w Mount Desert,
zadzwoniła komórka. Na sekretarce było już dziewięć telefonów z domowego numeru Jenny,
ale Nate jeszcze nie oddzwonił. Lecz tym razem na ekranie rozbłysnął inny numer.
Nate wyszczerzył zęby w uśmiechu. Super! Serena się odezwała!
Aha, tak właśnie by się ucieszył każdy facet na jego miejscu.
- Cześć. Co jest?
- Natie? - głos Sereny zadźwięczał poprzez fale radiowe. - Tak się zastanawiałam,
kiedy znowu cię zobaczę. Masz zamiar zostać w Maine do końca szkoły?
Nate schylił się i złapał opakowanie jagodowych batoników PopTart z paczki od
Jenny. Rozdarł folię zębami, wyciągnął jeden baton i zjadł migiem.
- Chyba zostanę tu jeszcze chwilę. - Chciał odłożyć spotkanie z Jenny do ostatniej
chwili. Albo na zawsze, jeśli to możliwe.
- Ale ja urządzam sylwestra - powiedziała kwaśno Serena. - Kati i Isabel pomagają mi
wszystko zorganizować. Mamy obłędny pomysł, najlepszego didżeja i ogromny taras, z
którego będzie można oglądać fajerwerki. Wyjdziesz na frajera, jeśli się nie zjawisz, a ja
przysięgam, że ci tego nie wybaczę.
Nate zachichotał pod nosem. Impreza zapowiadała się fajnie. A potem coś mu - się
przypomniało.
- Ej, a gdzie jest Blair? Nie siedzicie na St. Bans?
- Wróciłyśmy wcześniej - westchnęła Serena. - Blair jak ostatni kujon pracuje nad
swoim podaniem do Yale.
Nate wziął Romea i Julię i przekartkował kartki o pozaginanych rogach. Spojrzał na
okładkę - klasyczny wizerunek chłopca i dziewczyny w objęciach.
- Ale przyjdzie na imprezę, nie?
- Jasne! - wykrzyknęła Serena. - Aż tak nie zgłupiała.
- Dobra - zgodził się. - Będę.
Serena się rozłączyła. Naprzeciwko niej Kati i Isabel siedziały na obitej biało -
czerwonym perkalem sofie i pracowicie rozmawiały przez komórki, zamawiając dostawców
jedzenia i więcej alkoholu, niż ktokolwiek potrzebował, Serena uśmiechnęła się do siebie. To
całkiem ciekawe - Nate powiedział, że przyjdzie, dopiero po tym, jak wspomniała, że Blair
też się zjawi. Miała przeczucie, że to będzie naprawdę ciekawy sylwester.
wielki czas dla udr
ę
czonych artystów
Od niemal tygodnia Dan nie zdejmował zaplamionej kawą koszulki i prawie wypełnił
cały nowy czarny notesik chorobliwymi wierszami, które mówiły o tym, że miłość to żałosny
żart wymyślony przez Hallmark, by sprzedawać kartki walentynkowe i dać ludziom fałszywe
wrażenie, że ich życie ma sens. Teraz właśnie pracował nad kawałkiem pod tytułem Wóz
pełen kamieni, o chłopaku, który napełnił samochód kamieniami i wjechał nim do rzeki, bo
auto przypominało mu byłą dziewczynę, która lubiła jeździć po okolicy i słuchać zakłóceń w
radiu samochodowym zamiast muzyki.
Jenny zapukała do jego drzwi.
- List do ciebie, panie Pustelniku.
Dan odłożył długopis i otworzył drzwi. Jenny miała na sobie różowy szlafrok, a na
twarzy wąsy z gęstego białego kremu. Podała mu kopertę.
- Co masz na twarzy? - zapytał, biorąc list.
- Depiluję się - powiedziała, odwróciła się i poszła korytarzem do łazienki.
Co to znaczy, do cholery? - pomyślał Dan, zamykając drzwi. Najwyraźniej Jenny
zdecydowanie za dużo czasu spędzała zamknięta w domu razem z kobiecymi pisemkami, ale
to jej się należało. Zdzira.
Dan odwrócił cieniutką białą kopertę i obejrzał adres zwrotny. To był list z „New
Yorkera”. Pewnie prośba o prenumeratę, skoro jego ojciec już był dożywotnim
prenumeratorem. Rozdarł kopertę i wyjął dwie złożone kartki.
Drogi Panie Humphrey.
Dzi
ę
kuj
ę
za przysłany przez Pana do „New Yorkera” wiersz Zdziry Gratuluj
ę
! Z
przyjemno
ś
ci
ą
informuj
ę
,
ż
e opublikujemy Pana wiersz w naszym walentynkowym
wydaniu. Prosz
ę
wypełni
ć
doł
ą
czony formularz Informacje o pisarzu. aby
ś
my mogli
napisa
ć
kilka słów o Panu na naszej stronie o współpracownikach. Prze
ś
lemy Panu
czek na osiemset dolarów.
Szcz
ęś
liwego Nowego Roku!
red. Jani Price
Czy to jakiś żart? - zastanawiał się Dan. Przeczyła! list dwa razy i w końcu opadł na
łóżko, trzęsąc się z przerażenia. „New Yorker” rzadko publikuje wiersze nieznanych autorów,
a Jani Price słynęła z przysyłania wrednych jednozdaniowych odmów typu: „Próbować
zawsze warto!” albo „Przykro mi, Charlie”. Dan przyjrzał się nagłówkowi firmowemu.
Wyglądał na autentyczny. Przeczytał list jeszcze raz nadal z potwornie trzęsącymi się rękoma
na myśl, że ktoś obcy - już nie mówiąc o kimś tak słynnym w literackim świecie jak Jani
Price - czytał jego wiersz.
Im dłużej o tym myślał, tym bardziej wydawało mu się jasne, że jedyna osoba, która
mogła przesłać ten wiersz do pisma, to Vanessa. Jakby nie dość już narobiła szkód. Co sobie
myślała, do cholery... nie, co jej, do cholery, odpieprzyło?
Rzucił list na łóżko i zdjął brudną koszulkę. Najpierw weźmie gorący prysznic i włoży
coś czystego.
Wreszcie!
A potem wybierze się prosto do Brooklynu i objedzie Vanessę z góry na dół. Jak śmie
pogwałcać jego prywatność, wysyłając jego prace, komu zechce, bez pytania go o zdanie? Co
ona sobie wyobraża, że niby kim jest? Dobrą wróżką z ogoloną głową i w glanach?
A może złośliwą Dobrą Czarownicą ze wschodu?
Ruby w końcu odzyskała zaginioną kamerę cyfrową Sony. Vanessa siedziała teraz
przy komputerze, przegrywała z niej materiał z soplami i wklejała go do nowego filmu, tuż
przed kawałkiem z gołębiami siedzącymi w śmieciarce. Usunęła już fragment z Nate'em i
Jenny w śniegu. Postanowiła zapomnieć o tym i skupić się na nowym filmie. Za siedzącymi
gołębiami z pękającej torby na śmieci wystawała brudna, łysa głowa lalki bez jednego oka.
Coś niesamowitego!
W górnym prawym rogu ekranu komputera pojawiło się okienko komunikatora z
nową wiadomością. Vanessa kliknęła na nie, mając nadzieję, że to Dan. Może dostał już
odpowiedź z „New Yorkera” i odezwał się, żeby jej podziękować, ponieważ postanowili
wydrukować jego wiersz i wszystko jej wybaczył. Ale to nie był Dan.
KM10001: Jeste
ś
vanessa abrams, robisz filmy?
Łysakotka: mo
ż
e
KM10001: szukam osoby, która nakr
ę
ciła tych dwoje dzieciaków baraszkuj
ą
cych w
parku, praca kamery była niewiarygodna.
Łysakotka: serio? kto tak mówi?
KM10001: ken mogul, zrobiłem Seahorse, mo
ż
e widziała
ś
, to jak rozmawiam z
wła
ś
ciw
ą
osob
ą
?
Łysakotka: tak.
KM10001: super, wi
ę
c naprawd
ę
chciałbym z tob
ą
pracowa
ć
, ko
ń
cz
ę
wła
ś
nie film,
który zgłaszam do Cannes, jeste
ś
zainteresowana? Łysakotka: wła
ś
ciwie nadal
chodz
ę
do szkoły, ale jasne, jestem zainteresowana.
KM10001: super, mo
ż
emy si
ę
gdzie
ś
spotka
ć
? na przykład dzisiaj? wła
ś
nie jestem w
nowym jorku.
Łysakotka: b
ę
d
ę
dzi
ś
kr
ę
ciła wieczorem w central parku koło dziesi
ą
tej, mo
ż
e tam?
KM10001:
ś
wietnie, ch
ę
tnie popatrz
ę
, jak pracujesz, do zobaczenia.
Łysakotka: na ra
Vanessa wróciła do pracy nad filmem, wiedząc, że najprawdopodobniej osoba, z którą
właśnie rozmawiała, to ktoś z szkolnych kolegów Nate'a. Pewnie teraz wyrąbywali dziurę w
lodzie na stawie w Central Parku, żeby ją wrzucić do lodowatej wody i utopić z powodu tego
linku, który krążył po Internecie. A może to naprawdę był Ken Mogul, reżyser kina
niezależnego, jeden z jej idoli? Łatwo ją nabrać. Ale kto wie? Wszystko jest możliwe.
tematy ◄ wstecz dalej ► wyślij pytanie odpowiedź
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by nie
ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie
!
JAK ZAFUNDOWA
Ć
SOBIE NAJLEPSZEGO SYLWESTRA W
Ż
YCIU
Dwie krótkie rady:
1) Trzymajcie si
ę
mnie. Wiem, gdzie co
ś
si
ę
dzieje.
2) Całujcie ludzi. Dzi
ś
o północy przychodzi czas, kiedy jedyny raz w roku mo
ż
na całowa
ć
całkowicie
przypadkowe osoby i wcale si
ę
z tego nie tłumaczy
ć
. Wi
ę
c korzystajcie z okazji!
Wasze e - maile
P:
Droga Plotkaro!
Dobra, zwykle nie zajmuj
ę
si
ę
plotkami, ale my
ś
l
ę
,
ż
e powinnam to powiedzie
ć
, skoro nadal
siedz
ę
tutaj na St. Barts. M, ten chłopak, z którym kr
ę
ciła B, kojarzysz? Po tym jak B
wyjechała, zacz
ą
ł spotyka
ć
si
ę
z Francuzk
ą
, która uczy jazdy na nartach wodnych i
sp
ę
dzaj
ą
razem mnóstwo czasu.
groszek
O:
Drogi groszku!
Dzi
ę
ki za informacje. Przykro mi,
ż
e ugrz
ę
zła
ś
tam, zamiast by
ć
tutaj. A przy okazji:
powinna
ś
wi
ę
cej plotkowa
ć
. Od tego skóra nabiera blasku.
P
Na celowniku
A chodzi na spacery z bokserem wzdłu
ż
Park Avenue. Najwyra
ź
niej wrócił ju
ż
z St. Barts, chocia
ż
M
został. Flow dzi
ś
z samego rana wskakuje do samolotu z LA do Nowego Jorku na lotnisko
Kennedy'ego. Serio? B wynurza si
ę
z pokoju,
ż
eby kupi
ć
super - mocny lakier do włosów Frederica
Fekkaia w drogerii Zitomer na Madison. Najpewniej planuje jak
ąś
zwariowan
ą
fryzur
ę
na dzisiejszy
wieczór. Nie mog
ę
si
ę
doczeka
ć
,
ż
eby j
ą
zobaczy
ć
. Nie mog
ę
si
ę
doczeka
ć
,
ż
eby zobaczy
ć
was
wszystkich!
JEDYNA IMPREZA, NA KTÓR
Ą
WARTO I
ŚĆ
Je
ż
eli nie dostali
ś
cie jeszcze czego
ś
takiego, to lepiej od razu wyje
ż
d
ż
ajcie z miasta:
Nie b
ą
d
ź
frajerem!
Przyjd
ź
i
ś
wi
ę
tuj Nowy Rok razem ze mn
ą
!
Motyw: szalona noc w raju.
Gdzie? Lodowy Zamek, West, Dziewi
ę
tnasta.
Kiedy? Niedziela wieczór, ech... od 21.00 do...
Co zabra
ć
? Siebie i swoich przyjaciół, tylu, ilu zmie
ś
ci si
ę
do windy.
Do zobaczenia na miejscu!
Serena
NASZE
Ż
YCIE JEST LEPSZE OD FILMU
Gdyby nasze
ż
ycie było kiepskim filmem dla nastolatków, to zaprosiliby
ś
my członków komisji
rekrutacyjnych z college'ów, do których staramy si
ę
dosta
ć
, i zadbaliby
ś
my,
ż
eby dobrze si
ę
bawili i
nas przyj
ę
li. Ale nasze
ż
ycie jest lepsze od filmów, wi
ę
c nie musimy popada
ć
w takie skrajno
ś
ci,
prawda?
Nie mog
ę
si
ę
doczeka
ć
,
ż
eby zobaczy
ć
, kogo pocałuj
ę
o północy!
Wiem,
ż
e mnie kochacie
plotkara
wielka ucieczka J
Jenny ogoliła nogi, wydepilowała się, wyregulowała brwi, zrobiła peeling, nawilżyła
całe ciało, wypolerowała paznokcie, wymodelowała włosy i nałożyła delikatny makijaż w
odcieniach złota i brązu zgodnie z tabelą, którą zostawiła sobie z pisma „Allure”. Potem
włożyła stringi i te same czarne aksamitne spodnie, która miała na sobie tamtego specjalnego
dnia w parku. Do tego obcisły czarny sweter w serek ze złotą nitką. Wyglądał kwasiarsko na
wieszaku, ale wspaniale na niej.
Przynajmniej zdaniem Jenny.
Jeszcze turkusowy wisiorek od Nate'a i buty w szpic na wysokim obcasie, w których
źle się chodziło, ale co z tego? O szóstej była gotowa. Przez ostatnie dwie i pół godziny
próbowała dobrze się bawić, oglądając powtórki Osbourne'ów i powoli pochłaniając całą
torbę chrupek o smaku serowym. Przez cały czas trzymała komórkę w kolorze błękitny
metallic na kolanach. Dochodziło wpół do ósmej, trwał sylwestrowy wieczór, a Nate jeszcze
nie zadzwonił.
Jenny tak była zajęta przygotowaniami i czekaniem na telefon Nate'a, że nie
zauważyła, co robi jej rodzina. Wyłączyła telewizor i ruszyła ciężko korytarzem.
Drzwi do pokoju Dana były uchylone, więc pchnęła je mocniej. Komputer stał
wyłączony, w popielniczce nie było zapalonego papierosa.
- Dan! - zawołała, ale nikt jej nie odpowiedział.
Zrobiła w tył zwrot i pobiegła do gabinetu ojca. Drzwi były otwarte. Pusto.
- Tato!
Znowu żadnej odpowiedzi.
Zwykle w sylwestra Rufus szedł ze swoimi kumplami na całonocny maraton czytania
poezji w kafejce w Greenwich Village. Wyglądało na to, że już wyszedł.
Jenny przycisnęła kilka klawiszy na komórce i telefon natychmiast wybrał numer do
Nate'a. Odezwała się automatyczna sekretarka. Znowu.
- Jeżeli próbujesz połączyć się z... - zaczął nagrany kobiecy głos.
- Nate'em - odezwał się Nate.
- Proszę, naciśnij jeden i zostaw wiadomość albo poczekaj na sygnał - dokończył
kobiecy głos.
- To znowu ja - zaćwierkała Jenny, próbując mówić radośnie. - Podejrzewam, że
ugrzęzłeś w korku. Ja chyba po prostu pojadę teraz na imprezę do Sereny. Może wezmę
taksówkę, żeby zatrzymać się koło ciebie i sprawdzić, czy jesteś. W każdym razie mam
nadzieję, że spotkamy się przed północą! Dobra. Całuję. Cześć.
Rozłączyła się i wróciła do swojego pokoju po torbę i płaszcz. Co z tego, że oficjalnie
ma szlaban? Rufus i Dan zostawili ją samą w domu.
Czego spodziewali się po księżniczce, która zbyt długo siedziała zamknięta w wieży?
Nate zastanawiał się, czy nie zaczekać z paleniem, dopóki nie dotrze na imprezę, bo
wiedział, że Blair woli. kiedy nie jest najarany. Ale dajcie spokój, w końcu to sylwester.
- Masz - powiedział Jeremy, podając Nate'owi ogromnego skręta, którego właśnie
przypalił. Nate, Jeremy i Anthony skupili się pod pomnikiem Gandhiego przy Union Square.
Niedaleko ktoś puścił Yesterday.
- Zaciągnij się porządnie - doradził Jeremy. - A potem zbierajmy się na tę cholerną
imprezę. Tutaj można sobie tyłek odmrozić.
Nate włożył skręta w usta, zaciągnął się i zamknął oczy. Nie ma nic lepszego niż
porządny towar w mroźną noc. Podał skręta Charliemu, przytrzymując dym w płucach chwilę
dłużej.
- A jeśli impreza będzie do bani? - zapytał Charlie, nim wziął dymka.
Nate przypomniał sobie, co Serena mówiła o Blair zamykającej się w swoim pokoju
przez cały tydzień, żeby pracować nad podaniem do Yale. Zawsze kiedy Blair spędzała
dłuższy czas na nauce, robiła się potem strasznie napalona.
- Gościu - powiedział, wydmuchując w powietrze chmurkę dymu, tuż koło głowy
Gandhiego. - Uwierz mi, będzie w porzo.
N nadal nosi serce B w swoim r
ę
kawie
Zostaw to Serenie, a wywinduje standard każdej imprezy. Wystarczyły dwie minuty
na poddaszu w Chelsea, które wynajęła na sylwestra, by zorientować się, że to zdecydowanie
najlepsza impreza w historii. Pochodnie tliły się w kątach, parkiet do tańca by! zrobiony z
prawdziwej trawy. Barmani nosili slipki robione na szydełku, a didżejem był popularny
ostatnio gość z Islandii. Na jednym końcu poddasza znajdowały się trzy pokoje z kanapami z
białej skóry i wannami, gdyby ktoś potrzebował prywatności albo po prostu chciał się
wykąpać. Z olbrzymiego tarasu z widokiem na miasto na wszystkie trzy strony można było
oglądać fajerwerki.
Blair od powrotu z St. Barts nie spala więcej niż kilka godzin i praktycznie nie
wychodziła z domu. Żyła na kawie espresso, adrenalinie, papierosach i determinacji. Jej
scenariusz musi zadziałać, czuła to - dzięki niemu dostanie się na Yale!
Ale nawet najwięksi pisarze potrzebują przerwy.
Zjawiła się w superminispódniczce z fioletowego zamszu od Diora, czarnej satynowej
koszulce od Chloé i w czarnych kabaretkach. Włosy związała na samym czubku w
ekstrawysoki koński ogon w stylu lat sześćdziesiątych. Miała sztuczne rzęsy i srebrną
szminkę na ustach. Do tego włożyła nowiutkie botki do kostek z czarnego zamszu na
dziesięciocentymetrowych szpilcach od Christiana Louboutina, które ojciec przysłał jej na
Gwiazdkę z Francji. Dołożył do tego kartkę: Wesołych świąt, misiaczku. Uwaga: nie noś ich
sama, bez opieki! Ale Blair nie posłuchała rady - przyszła w nich sama.
Nie musiała długo szukać Sereny. Była jedyną dziewczyną z różowymi pasemkami we
włosach, która tańczyła boso w wiązanym staniku od bikini Missoni, w króciutkich
aksamitnych czarnych szortach i długich kolczykach z diamentami. Didżej podkręcił
głośność. Od muzyki ściany drżały.
- Cycki mnie bolą! - wrzasnęła Serena do Blair, nie przerywając tańca.
- Mózg mnie boli! - odkrzyknęła Blair.
Zanim będzie choćby mogła pomyśleć o tańcu czy rozmowie z kimkolwiek,
potrzebowała mocnego drinka.
Albo trzech.
- Dopiero co widziałam Nate'a! - krzyknęła Serena, wskazując gdzieś w tłum. - Szukał
cię!
Jasne.
Blair minęła Serenę i przepchnęła się przez tłum do baru. Zasłużyła sobie, żeby się
upić. Prawie skończyła swój scenariusz - ma wszystko, prócz zakończenia - i wiedziała
niemal na pewno, że jest niezły. W dodatku był pieprzony sylwester i jeśli Nate chciał z nią
rozmawiać, to musiała wcześniej wypić przynajmniej jednego drinka.
Kati i Isabel przy barze czekały na swoje cosmo.
- Cześć, Blair! - zagruchały zgodnym chórkiem.
Obie miały na sobie długie czarne sukienki bez pleców, dokładnie takie, jakie Blair i
Serena miały na balu Czerń i Biel.
- Serena mówiła, ze pracujesz nad podaniem do Yale - powiedziała Kati, sącząc
cosmo. - A przecież mamy jeszcze miesiąc na złożenie podań.
Blair spiorunowała wzrokiem barmana za to, że tak długo każe jej czekać.
- Po prostu chcę, żeby było idealne.
- I na pewno będzie - zapewnił ją znajomy głos.
Blair obróciła się gwałtownie i zobaczyła Nate'a - swojego mężczyznę - stojącego tuż
obok w zielonym kaszmirowym swetrze w serek, który podarowała mu zeszłej Wielkanocy.
Zanim go zapakowała, zaszyła w rękawie małe złote serduszko, żeby Nate zawsze je nosił.
Zastanawiała się, że czy serduszko nadal lam jest.
Kati i Isabel zostawiły ich samych. Chyłkiem oddaliły się do grupy dziewczyn, które
szeptały między sobą.
- Podobno straciła z Milesem na St. Bans - powiedziała Tina Ford.
- Dlatego wróciła wcześniej - dodała Rain Hoffstetter. - Żeby wziąć od ginekologa
pigułkę „dzień po”.
- Ktoś widział Flowa? - zapytała Kati.
- Serena obiecała, że się zjawi - westchnęła Isabel.
Nicki Button pokręciła głową z miną osoby wszystkowiedzącej.
- Słyszałam, że Flow zerwał z Sereną, ponieważ nie chce już brać, a ona jest totalnie
uzależniona.
- Więc gdzie twój przedszkolak? - zapytała Blair, wyciągając merita ultralight z paczki
w torebce i czekając, aż Nate jej zapali.
Nate uśmiechnął się szeroko. To dobry początek. Przynajmniej odezwała się do niego.
- Zerwaliśmy - powiedział po prostu.
Zerwali? Ciekawe kiedy...
Barman w końcu zjawił się w swoich skąpych szydełkowych slipkach i Nate uderzył
dłonią w bar.
- Ketel one z tonikiem oraz jack z colą i mnóstwem lodu - zamówił dla nich obojga.
Blair uwielbiała to, że Nate bez pytania wiedział, co ona chce, ale udawała, że niczego
nie zauważyła. Paliła papierosa i patrzyła, jak tańczący uderzają się tyłkami.
- Jak święta? - zapytał Nate, ostrożnie podając jej zbyt pełny kieliszek wódki z
tonikiem.
Nie najlepszy początek rozmowy.
Blair łyknęła solidnie, a potem zaciągnęła się papierosem.
- Do dupy.
Nate widział, że nie chce o tym mówić.
- Nieważne - rzucił. - Już za sześć miesięcy koniec szkoły.
Spojrzeli po sobie z przerażeniem.
- Sześć miesięcy - powtórzyła Blair, upijając kolejny łyk.
- To zdecydowanie zbyt dużo - stwierdził Nate, kończąc za nią myśl.
Blair prawie pozwoliła sobie na uśmiech. To kolejna rzecz, którą uwielbiała w Nacie:
zawsze dokładnie wiedział, co ona myśli.
- To szaleństwo - ciągnął Nate, zachęcony drgnieniem jej ust. - W przyszłym roku o
tej porze będziemy bawić się z nowymi znajomymi, których poznamy w college'u. Z ludźmi,
o których istnieniu jeszcze nie wiemy.
Blair zagryzła słomkę, patrząc, jak Serena zderza się tyłkiem z dwoma
ciemnowłosymi facetami koło dwudziestki, w podobnych granatowych marynarskich
mundurach. Ci dwaj wyglądali jak bliźniacy.
- Kiedy dostanę się do Yale, nigdy nie wrócę.
Nate uśmiechnął się. Uwielbiał to. że Blair zawsze zakładała, że pójdzie do Yale.
- Będę w takim razie musiał jeździć do ciebie w odwiedziny.
Blair czuła, że wódka uderza jej do głowy. Widziała, że Nate próbuje rozmawiać z nią,
jakby nigdy nic się nie stało, jakby nie rzucił jej dla jakiejś gówniary i jakby nie unikali się
przez kilka tygodni - To było trochę irytujące, ale też wspaniałe, jak ten kawałek w jej
scenariuszu, kiedy Audrey zdaje sobie sprawę, że Colin byt dla niej równie okropny, jak ona
dla niego, i postanawia pokochać go za to jeszcze bardziej. Blair wzięła głęboki wdech i
skończyła drinka. Zapomniała, jak zielone były oczy Nate'a.
Charlie Dren podszedł do nich i przybił z Nate'em piątkę.
- Witaj w mieście, facet. Widziałem twój tyłek w sieci. Niezła robota!
Świetne wyczucie czasu.
- Dzięki. - Nate próbował zachować spokój. - Do zobaczenia później - dorzucił, dając
Charliemu do zrozumienia, że nie chce teraz rozmawiać.
Charlie zniknął, a Blair włożyła do ust następnego papierosa.
- Co on miał na myśli?
Nate wyjął zapalniczkę Zippo i zapalił jej papierosa. Skoro Blair nie słyszała o stronie
z nim i Jenny, chociaż wszyscy o niej mówili, to zdecydowanie wolał, żeby tak zostało.
- Nic - odpowiedział.
Pukiel włosów opadł mu na czoło i Blair odgarnęła go. Uśmiechnęli się do siebie.
Prawie jak za starych dobrych czasów.
Prawie.
A znajduje odmian
ę
Chwilę po dziesiątej zaginiony przybrany brat Blair, Aaron, wysiadł z windy w
chmurze dymu z ziołowego papierosa. Miał na sobie jedną z wielu swoich czarnych koszulek
z hasłem
ZALEGALIZOWAĆ KONOPIE. Wygląda! zaskakująco blado jak na kogoś, kto
dopiero co spędził tydzień na St. Baits.
W gęstym tłumie pijących, palących oraz spoconych tancerzy od razu dostrzegł Blair i
Nate'a, którzy rozmawiali przy barze, nie odrywając od siebie oczu. Serce zabiło mu mocniej.
Blair wyglądała całkiem inaczej niż na St. Barts. Jaśniała.
Chciał podejść, przeprosić ją i wyjaśnić swoje idiotyczne zachowanie w willi, ale
potem wpadł na lepszy pomysł. To była impreza, wszyscy mieli się dobrze bawić. Może
zaczekać do jutra, jeśli Blair nie będzie miała zbyt dużego kaca.
Serena wyśledziła z parkietu dredy Aarona. Zbliżyła się tanecznym krokiem,
potrząsając włosami z różowymi pasemkami, lśniąc pomalowanymi na srebrno paznokciami u
nóg. Zarzuciła mu ramiona na szyję i przycisnęła rozpalony policzek do jego ucha.
- Tak się cieszę, że przyszedłeś! - powiedziała, jakby naprawdę tak uważała.
- Ja też - odparł z szerokim uśmiechem i pomyślał, że może rzeczywiście tak uważa.
- Gdzie jest Miles? Nie przyszedł z tobą?
Aaron pokręcił głową.
- Nadal siedzi na St. Barts. Chyba kogoś poznał.
Serena zachichotała.
- O, serio?
Aaron schował ręce do kieszeni bojówek i zerknął w stronę Blair i Nate'a.
Serena podążyła za jego wzrokiem. Dlaczego Aaron zawsze gapił się na Blair z takim
smutnym, strasznie smutnym wyrazem twarzy?
- Świetnie, że znowu są razem, nie? - Miała nadzieję, że Aaron przytaknie.
Aaron kiwnął głową. Nie mógł mieć Blair, a teraz wydawała się szczęśliwa.
- Aha - powiedział. - Racja.
Serena wzięła go pod ramię i poprowadziła w stronę parkietu.
- Chodź! - krzyknęła. - Zatańczymy!
Pachniała drzewem sandałowym i paczulą. Bez butów była dokładnie takiego samego
wzrostu co on. Wow! Ona jest naprawdę prześliczna! - zachwycił się, gdy Serena uniosła
gibkie, złote ramiona nad głowę i obróciła się, sprawiając, że jej włosy z różowymi
pasemkami rozsypały się we wszystkie strony.
Może i wyglądał nieco blado, gdy się zjawił, ale chyba komuś się kroi naprawdę
bardzo szczęśliwy Nowy Rok.
tylko w nowym jorku
Vanessa nie przepadała za ideą całowania mnóstwa pijanych ludzi, których zbytnio nie
lubiła, i krzyczenia „Szczęśliwego Nowego Roku!” Dla niej to był prawdziwy koszmar.
Zamiast iść na imprezę do Sereny, spakowała sprzęt, ubrała się ciepło i pojechała metrem do
Central Parku. Wszyscy z „towarzystwa” są na przyjęciu Sereny, więc może warto zobaczyć,
co robią pozostali? Na dworze było minus sześć stopni i temperatura ciągle spadała. Nie
można chyba znaleźć większych dziwaków niż ludzie, którzy biorą udział w corocznym biegu
o północy po zmarzniętym parku. To idealne zakończenie do jej filmowego wypracowania o
Nowym Jorku.
Zaczęła filmować zawodników, którzy zjawili się na starcie przy wejściu do parku w
pobliżu jeziorka przy Osiemdziesiątej Dziewiątej. Zaczął padać śnieg i trudno było
upilnować, żeby nie prószyło do obiektywu i żeby światło było dobre, ale park wyglądał
pięknie pod cieniutką powłoką świeżego śniegu, a biegacze byli kompletnie szurnięci. To
będzie jeszcze lepsze od głowy lalki w śmieciarce.
- Czy to pana pierwszy bieg, czy biega pan tak co roku? - zapytała Vanessa
wychudzonego faceta ubranego tylko w spodenki z obciętych dżinsów i buty do kosza, bez
skarpetek. Zrobiła najazd na jego chudą, zapadniętą klatkę piersiową, spodziewając się gęsiej
skórki. Ale facet jej nie miał, co było przerażające.
- Pierwszy raz?! - wykrzyknął, zaczesując siwe włosy w kucyk i szczerząc do Vanessy
żółte od tytoniu zęby. - Czy ja wyglądam na dziewicę?
Fuj!
Vanessa cieszyła się, że chowa twarz za kamerą.
- No dobra - powiedziała, wycofując się. - Powodzenia.
Wpadła prosto na kobietę około siedemdziesiątki w płaszczu i nausznikach z norek
oraz w trampkach od Chanel. Prowadziła białego pudla, też w kurteczce z norek.
- Ej. a to kto?! - zawołała Vanessa, przykucając koło psa.
- Uwielbiamy biegać po śniegu. - Starsza pani uśmiechnęła się wesoło. Pomarszczone
usta miała mocno pomalowane pomarańczową szminką. Siwe włosy upięła we francuski kok,
a na policzkach miała pomarańczowy róż. - Moje dzieci dorosły, a mąż pojechał grać do
Nicei, więc Aniołek i ja postawiliśmy trochę się zabawić.
- Ja też - powiedziała Vanessa, chociaż rzecz jasna nie miała dzieci, męża ani nawet
psa. Uśmiechnęła się porozumiewawczo do kobiety. - Prawdziwy odjazd, nie?
Kobieta wyjęła coś z zielonej torebki od Hermesa Kelly, a Vanessa zrobiła zbliżenie
na małe gumowe buciki.
- Żeby mu się śnieg nie zbierał na poduszkach łap - wyjaśniła kobieta, pochylając się i
zapinając psu buły na rzepy.
- A jakie są stylowe - dodała Vanessa.
Teraz już wiedziała, co ludzie mają na myśli, kiedy mówią „tylko w Nowym Jorku”.
Tylko w Nowym Jorku można spotkać kobietę z pudlem - oboje w norkach, biegną w
wyścigu o północy z dziwakiem w krótkich spodenkach. Teraz miała już tytuł do swojego
filmu: Tylko w Nowym Jorku. Genialne, nawet jeśli to tylko jej zdanie.
Aniołek już w bulach biegał w kółko, popisując się.
- Dobry piesek! - zawołała Vanessa, powoli wodząc za nim kamerą.
Tak była oczarowana pudłem, że nawet nie zauważyła swojego idola Kena Mogula,
który usiadł na pobliskiej ławce i zaczął ją obserwować.
Dan szukał Vanessy od kilku godzin. Najpierw pojechał do jej mieszkania.
Czternaście razy zadzwonił dzwonkiem z dołu i wrzeszczał pod jej oknami, zanim się poddał.
Potem zszedł do Five and Dime, speluny w Williamsburgu, gdzie grywała kapela Ruby,
SugarDaddy. Ruby była zajęta, miała próbę, ale powiedziała Danowi, że Vanessa wspomniała
coś o filmowaniu wariatów w parku o północy.
Bardzo przydatna informacja. Jakby każdy park w tym mieście nie był pełny
wariatów.
Najpierw poszedł do parku przy Madison Square, gdzie Vanessa kręciła scenę z Wojny
i pokoju. Ale poza kilkoma ludźmi z psami i mężczyzną śpiącym na ławce z papierową torbą
na głowie, w parku było spokojnie. Potem zajrzał do parku przy Washington Square, gdzie
pełno było zbuntowanych skate'ów i studentów, którzy odpalali nielegalne fajerwerki. W
końcu wrócił do centrum, do Central Parku, gdzie włóczył się bez celu i przeklinał Vanesse za
to, że nie uznaje komórek. Okrążył jeziorko, patrząc na pływające kry. Zastanawiał się, gdzie
podziały się kaczki. A potem zauważył tłum zbierający się przy wejściu od Osiemdziesiątej
Dziewiątej. A przez tłum, zagadując ludzi i patrząc na nich przez kamerę, przepychała się
blada dziewczyna w czarnym płaszczu, czarnej czapce i czarnych glanach.
Dan podszedł do szerokich stopni prowadzących nad jeziorko i usiadł na ławce obok
faceta koło trzydziestki, piegowatego, o kręconych rudych włosach, który miał na sobie szarą
narciarską kurtkę z kapturem obszytym filtrem, wyglądającą na dość drogą. Facet przysiadł
na dłoniach, bo nie miał rękawiczek, i najwyraźniej bacznie obserwował Vanessę.
- Widzisz, jak łapie ludzi, zanim do nich podejdzie i zagadnie? - zapytał Dana i
wskazał Vanessę. - Jakby poznawała tę część ich samych, której nawet oni nie znają.
Dan kiwnął głową. A właściwie kim, do cholery, był ten facet?
- Cudownie wtapia się w tło, stoi całkiem nieruchomo i pozwala robić ludziom, co
chcą. Jest piękna.
Dan odwrócił się i spiorunował faceta wzrokiem. Miał ochotę mu przywalić.
Facet wyciągnął dłoń.
- Ej, jestem Ken Mogul, reżyser - przedstawił się. - Też siedzisz w biznesie
filmowym?
Dan pokręcił głową.
- Nie. - Jego oddech uleciał w powietrze w postaci białego dymu. - Jestem poetą.
Obaj patrzyli, jak Vanessa pochyla się nad pudlem w kurtce z norek i manipuluje przy
obiektywie. Miała tyle wdzięku za kamerą, że trudno było uwierzyć, by nakręcony materiał
wykorzystała do czegoś złego. Pomyślał, że może Jenny ma rację, nie wierząc w winę
Vanessy. Może jakimś cudem film po prostu wpadł w nieodpowiednie ręce.
- Publikowałeś już coś? - zapytał go Ken Mogul.
- Jeszcze nie. - Dan uśmiechnął się do siebie. - Ale w przyszłym miesiącu mój wiersz
będzie w „New Yorkerze” - dodał z dumą.
ona nie chce tego, co ma
Dochodziła prawie jedenasta, gdy Jenny zjawiła się na imprezie u Sereny. Jej zbyt
przyjacielski taksówkarz utknął w korku przy Times Square - każdy wie, że trzeba unikać
tego miejsca w sylwestra, bo roi się od zalanych turystów i robi się tam kompletny koszmar.
Więc Jenny wysiadła i poszła piechotą. Czuła się taka dojrzała i wyluzowana, sama w nocy,
w mieście - szła na imprezę, żeby wreszcie zobaczyć swojego chłopaka, miłość swojego
życia.
Kiedy wysiadła z windy na poddaszu, rozpięła płaszcz i podała go szatniarce. Jej
ogromne piersi wyskoczyły w czarno - złotym sweterku wprost do pokoju.
Kilku chłopaków natychmiast rozpoznało drobną brunetkę o kręconych włosach z
linku w sieci, który okazał się hitem tych ferii. Przerwali zabawę i zaczęli bić brawo.
- Ej, chodź tu i pokaż mi swoje stringi! - krzyknął pijacko któryś chłopak w
staroświeckim cylindrze.
- Chcesz wskoczyć do mojego płaszcza?! - wrzasnął inny.
Jenny zamarła w drzwiach, ścisnęła torebkę i czuła się dokładnie jak Klara, kiedy
otoczyły ją złe myszy. Desperacko zaczęła rozglądać się za Nate'em.
Gdzie, och, gdzie jest jej Książę?
Na drugim końcu pomieszczenia przy barze stał chłopak o falujących
złocistobrązowych włosach z dziewczyną o ciemnych włosach sięgających do połowy
pleców. Rozmawiali, patrząc sobie w oczy i stojąc tak blisko, że równie dobrze mogliby się
całować. Jakby zapomnieli, że na imprezie jest mnóstwo ludzi, zbyt byli pochłonięci swoją
miłością.
Chłopcy nadal klaskali i pokrzykiwali na Jenny, kiedy złotowłosy chłopak i
ciemnowłosa dziewczyna odwrócili się w jej stronę.
Jenny natychmiast zrozumiała.
Nate nie był w niej zakochany, bo nigdy nie przestał kochać Blair. A ponieważ
okłamywał ją i udawał, że jest zakochany, nie okazał się nawet przyzwoitym chłopakiem,
choć za takiego mieli go Vanessa i Dan. Nate nie był jej Księciem, tylko jeszcze jedną złą
myszą.
- Nate! - jęknęła; głos uwiązł jej w gardle. Chybotliwym krokiem podeszła do baru,
szarpnęła turkusowy wisiorek i cisnęła nim w Nate'a z całej siły.
- Jennifer, przepraszam... - Nate zaczął się jąkać, ale w jego oczach nie było żalu, a
Jenny nie chciała słuchać. Blair spiorunowała ją wzrokiem, lecz to też jej nie przeszkadzało.
- Pieprz się - szepnęła.
Gorące łzy płynęły jej po policzkach. Odwróciła się. żeby znaleźć łazienkę, gdzie
mogłaby przemyć twarz zimną wodą i potem wyjść z imprezy z godnością.
Nate pochylił się i schował wisiorek do kieszeni. Wyglądał na zmęczonego i był taki
niezdarny. Blair włożyła do ust kolejnego papierosa i potarła zapałką o draskę. Pocierała tak
kilka razy bez skutku, aż w końcu odrzuciła zapałkę z pełnym irytacji westchnieniem.
Nate otworzył zapalniczkę i podał jej ogień, ale Blair go zignorowała.
- Co jest? - zapytał, chociaż dobrze wiedział.
Blair zmrużyła oczy. W ustach nadal trzymała niezapalonego papierosa. Nie był jej
mężczyzną. To tylko jej eks. A na świecie czeka tyle obiecujących młodych gwiazd - czego
ona od niego chciała?
- Jesteś kolejnym powodem, dla którego nie mogę doczekać się wyjazdu do college'u.
- Chciałem tylko dać ci ogień - odparł Nate słabo.
- Dobra.
Zapalił jej papierosa. Blair zaciągnęła się mocno. Wydmuchnęła dym prosto w jego
twarz.
- A teraz odpieprz się.
Nate zmarszczył brwi. Zamknął zapalniczkę, gasząc płomień. Blair zawsze
przesadzała. Ludzie wokół zaczęli odliczać: Dziesięć! Dziewięć! Osiem!
- Blair? - Nate zrobił krok. Musieli tylko pocałować się i wszystko wróci do normy.
Jak za starych dobrych czasów.
Ale Blair już zniknęła, rzucając zapalonego papierosa Nate'owi na stopy. Ciemny
kucyk kołysał się między jej łopatkami, gdy ruszyła w stronę przesuwanych szklanych drzwi
prowadzących na taras. Dochodziła północ i miała lepsze rzeczy do roboty niż całowanie
kolejnego frajera.
S dostaje serenad
ę
Serena tańczyła tak ostro, że czuła się, jakby przebiegła maraton. W ustach jej zaschło,
nogi ją bolały, a ręce opadły bezwładnie. Ktoś wypluł drinka prosto w jej włosy, ale miała to
gdzieś. Obok jej tyłka kołysał się zgrabny tyłeczek, ubrany w zielone wojskowe spodnie,
który należał do bardzo milusiego chłopaka z krótkimi ciemnymi dredami.
- Siedem! Sześć! Pięć!
Aaron złapał Serenę za rękę.
- Chodźmy na taras! - wrzasnął, ciągnąc ją w stronę szklanych drzwi.
- Serena! - ktoś krzyknął, zatrzymując ich w pól kroku.
Serena się odwróciła W jej niebieskich oczach malowało się niedowierzanie. Flow!
Wysiadł z windy w zamszowym jasnobrązowym płaszczu i niósł futerał na gitarę. Oczy miał
podkrążone, kręcone ciemne włosy z jednej strony trochę mu oklapły po długim locie z LA,
ale nadał wygląda! prześlicznie. Dziewczyny na imprezie zamarły i zaczęły się gapić.
Podobnie większość facetów.
- Cześć. - Serena uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
Flow oddychał nią jak świeżym powietrzem. W bikini, skąpych szortach i boso
wyglądała jak bogini z jego najdzikszych snów. Przyklęknął i otworzył futerał.
- Po drodze napisałem piosenkę dla ciebie.
Serena puściła dłoń Aarona i splotła ręce na piersi. Nie chciała być niegrzeczna, ale
kiedy w końcu Flow sobie odpuści i wróci do domu?
Aaron zgarbił się obok niej i schował ręce do kieszeni. Chętnie posłucha Flowa. Tak
samo jak pozostali goście.
- Nazywa się Moja słodka dziewczyna - mruknął cicho Flow. Przewiesił sobie gitarę
przez ramię, zacisnął powieki i zaczął śpiewać.
Skradłaś mi serce, a ja za to płacę.
Zostawiłaś bez niczego, a ja grunt tracę.
Moja miłość jest słodka, w twych dłoniach się stopiła,
Gdybyś jej spróbowała, nigdy byś nie zwątpiła.
Fuj! Ale pamiętajcie, on był naprawdę przystojny.
To pewnie najgorsza piosenka, jaka kiedykolwiek powstała, ale goście nadal tłoczyli
się wokół, oczarowani muzyką i urodą Flowa. Wszystkie dziewczyny miały nadzieję, że je
zauważy i zaimprowizuje piosenkę dla nich, faceci myśleli, że gdyby pokręcili się z Flowem,
to na pewno tej nocy by im się poszczęściło.
Serenę kusiło, by wrzucić dolara do futerału gitary, ale wystarczy, że złamała Flowowi
serce, nie musiała go jeszcze upokarzać.
- Chodź - szepnęła do Aarona, wycofując się z tłumu i szarpiąc go za rękę. - Wyjdźmy
na taras.
Blair nic była zaskoczona, gdy Chuck Bass znalazł ją na tarasie. Zajadała ze złością
oliwki, paliła papierosy, popijała veuve clicquot i odmrażała sobie tyłek. Właśnie dochodziła
północ i Chuck szukał kogoś, kto zrobi mu usta - usta, gdy zaczną strzelać fajerwerki.
- Szczęśliwego Nowego Roku! - Podszedł do Blair i pocałował ją w usta. Miała w buzi
pestkę od oliwki, ale jemu to nie przeszkadzało.
Blair wypluła pestkę na ziemię.
- Oby był taki.
Chuck powoli zjechał dłonią z jej pleców na pupę.
- Wiesz, jak najlepiej świętować Nowy Rok?
Odsunęła się i wskazała przez szklane drzwi na Kati i Isabel, które stały na małym
stoliku i odliczały sekundy do północy.
- Te dwie zawsze na ciebie leciały - stwierdziła, próbując zachować powagę. - Jeżeli
chcesz z kimś świętować Nowy Rok, to czemu nie z nimi?
Chuck uśmiechnął się szeroko.
- Serio?
Kiwnęła głową.
- Śmiało. Ja... - Ale nim skończyła zdanie. Chuck już wpadł do środka i objął obie
dziewczyny.
- Cztery! Trzy! Dwa!
V i D maj
ą
własne przedstawienie
Mróz był spory. Za kwadrans północ zawodnicy ruszyli powoli trasą wokół parku.
Vanessa biegła obok nich z kamerą, próbując uchwycić mieszaninę determinacji, bólu i
uniesienia na ich twarzach. Koniec starego roku i początek nowego - może to nawet początek
nowej ery!
Biegli powoli i nadążała za nimi bez trudu, ale zostawiła torbę ze sprzętem w śniegu i
obcierały ją buty, więc postanowiła wrócić do mety, żeby złapać zawodników na finiszu.
Dan i Ken Mogul nadal czekali na ławce.
- Nominowano mnie kilka razy - mówił Ken - ale nigdy żadnej nagrody nie zdobyłem.
Może praca z Vanessą to zmieni. - Prowadził swój monolog od chwili, gdy Dan usiadł obok
niego.
Danowi to nie przeszkadzało. Siedział z otwartym notatnikiem na kolanach i
wpatrywał się w poświatę wokół latarni rozpraszającą się w śniegu. Szukał właściwych słów,
aby opisać płatki lecące w świetle tak wolno, że chyba wcale nie spadały na ziemię.
Nagle w kręgu światła pojawiła się Vanessa z policzkami zaróżowionymi od biegu. Jej
wielkie brązowe oczy błyszczały. Uśmiechnęła się, patrząc na śmieszny obrazek: Dan z
jakimś starszym gościem w eleganckiej kurtce narciarskiej siedzą razem na ławce z
kilkucentymetrową warstwą świeżego śniegu na ramionach. Ujmujące oczy Dana spojrzały na
nią spod białej wełnianej czapki. Nie wyglądał na wściekłego. Boże, jak się cieszyła, że go
widzi!
- Jak długo tu siedzisz?
Facet w kurtce wstał.
- Dość długo, by się przekonać, że zdecydowanie jesteś świetnym filmowcem.
Vanessa znowu się roześmiała. Ten facet jest prawdziwy? Podszedł do niej i podał jej
wizytówkę. Ken Mogul, reżyser filmowy - tyle było napisane.
- Jadę do Brazylii, żeby nakręcić parę zdjęć do dokumentu o prostytutkach w Rio -
mówił dalej. - Mam nadzieję, że zadzwonisz do mnie. Może razem coś zrobimy.
Vanessa podeszła do torby ze sprzętem i wrzuciła do środka kamerę. Podziwiała prace
Kena Mogula, ale nie była pewna, czy chce pracować razem z kimś, choćby nie wiadomo jak
dobrym. Chciała pracować sama.
- Zadzwonisz do mnie? - dopytywał się Ken.
- Przepraszam... - odezwał się cicho Dan za ich plecami.
Ken odwrócił się.
- Ten chłopak czekał na ciebie tak długo jak ja. A kim właściwie pan jest?
Dan wstał z ławki, zrzucając notatnik w śnieg. Podszedł do Vanessy i ją objął.
- Jej chłopakiem - powiedział Kenowi Mogulowi przez ramię.
Potem pocałował ją mocno, bojąc się, że jeśli zrobi to zbyt delikatnie, to Vanessa go
zlekceważy. Był jej chłopakiem, do cholery! Był na nią wściekły, był z niej dumny i dumny z
siebie, że ją całował i skończył z tym zamieszaniem raz na zawsze.
Vanessa odpowiedziała równie namiętnym pocałunkiem. Pieprzyć Kena Mogula,
reżyserii. Robiła film o niebo lepszy od łych, co kręcił Ken Mogul. I nić miała ochoty
rozmawiać teraz o swojej karierze. Była zbyt zajęta całowaniem Dana.
Nad ich głowami rozbłysły fajerwerki. Taki banał zniszczyłby każdy film czy wiersz,
ale to było o niebo lepsze od filmu i o niebo lepsze od wierszy. To się działo naprawdę.
J olewa słynn
ą
gwiazd
ę
rocka
Przy ostatniej nucie piosenki Flow otworzył oczy i zobaczył, że Serena zniknęła.
Zegar wybił północ, wszyscy zaczęli się całować, dmuchać w papierowe trąbki, kompletnie
go ignorując, co przydarzyło mu się pierwszy raz w życiu.
Kilka osób wrzuciło dla zabawy parę setek do futerału gitary. Cisnął je na podłogę, a
potem schował gitarę i zatrzasnął futerał. Złapał windę w chwili, gdy drzwi już się zamykały.
Wcisnął futerał między zsuwające się skrzydła i poczekał, aż znowu się otworzą.
Niska dziewczyna o kręconych włosach i wyjątkowo dużych piersiach opierała się o
ścianę windy.
- Cześć. - Flow rzucił jej swój słynny chłopięcy uśmiech.
Dziewczyna nie odpowiedziała nic. Chyba płakała.
- Jedziesz do centrum? - zapytał. - Mam samochód. Może postawić ci drinka?
Jenny nie odrywała wzroku od podłogi. Flow, Nate, oni wszyscy są tacy sami. Tylko
dlatego, że jest słynny, nie znaczy, że musi z nim rozmawiać, nie?
Nie, z pewnością nie musi.
Drzwi windy się otworzyły.
- Spadaj - powiedziała Jenny.
Przeszła przez obrotowe drzwi i rozejrzała się za taksówką. Zaczął się Nowy Rok i
całe miasto było jednym wielkim przyjęciem, ale Jenny jechała do domu, żeby choć raz
posłuchać rady ojca i położyć się do łóżka z dobrą książką.
Gdy tylko Serena i Aaron wyszli na taras, wokół nich na niebie rozbłysły fajerwerki.
Było potwornie zimno i raptem kilka osób wyszło na taras. Reszta została w środku, oblewała
się szampanem i tańczyła jak szalona, bo didżej podkręcił muzykę jeszcze głośniej.
Patrząc na psychodeliczny krajobraz, Serena znowu to poczuła - uwielbiała to uczucie.
Nie była pewna, co stanie się w przyszłości, ale wiedziała, że to będzie coś dobrego. Może
nawet coś najlepszego.
- Patrz! - Wskazała wielką błękitną fontannę iskier, która śmignęła po niebie i
wybuchła nad ich głowami drobnymi kaskadami, dokładnie nad East River.
Aaron zapalił ziołowego papierosa. Miał na sobie tylko koszulkę, ale nie było mu
zimno.
- Nigdy nie przepadałem za sztucznymi ogniami - powiedział, wydmuchując dym. -
Uważałem, że są głośne, szkodliwe dla środowiska i że to tylko wyrzucanie pieniędzy.
- Ale teraz ci się podobają, prawda? - zapytała Serena. Pożyczyła sobie z krzesła czyjś
kożuch, lecz nadal była boso.
Aaron kiwnął głową.
- Uwielbiam je.
- Ja też - westchnęła. Drżała i nie była pewna, czy z zimna, czy dlatego, że za chwilę
mieli się pocałować.
Aaron wziął ją za rękę.
- Nie marzniesz? - Nie.
Kąciki jego ust delikatnie się uniosły.
- Nie całujmy się, dopóki nie skończą się fajerwerki, dobrze?
- Dobrze - zgodziła się zaskoczona Serena. Najbardziej lubiła niespodzianki. Nad
Times Square zaczęła się następna fala sztucznych ogni. - Chociaż może nie wytrzymam
takiego czekania.
Teraz, kiedy koliber znalazł kwiat, przy którym chciał się chwilę pokręcić, nie mógł
doczekać się, żeby wylądować.
- Dlaczego nie pocałujecie się już teraz? Potem możecie pocałować się znowu -
powiedziała dziewczyna za ich plecami.
To była Blair. Stała ze dwa metry od nich, opatulona w błękitny płaszcz od Marca
Jacobsa i mimo to drżąca z zimna.
- Szczęśliwego Nowego Roku! - Podeszła i pocałowała Aarona w policzek.
Aaron objął ją. Normalnie, jak brat.
- Szczęśliwego Nowego Roku, siostrzyczko.
Blair objęła Serenę.
- Szczęśliwego Nowego Roku! - pisnęły dziewczyny, ściskając się jak szalone.
Jeszcze niedawno miały ochotę się pozabijać. Teraz nie wiedziały, co by bez siebie zrobiły.
- No, możecie już się pocałować - powiedziała Blair.
Zostawiła ich, żeby zdecydowali, czy całować się teraz, czy nie. Poszła na koniec
tarasu i spojrzała na rzekę Hudson oraz przystań. Patrzyła, jak sztuczne ognie rozbłyskują nad
Statuą Wolności i toną w ciemnej wodzie.
Przedostatnia scena jej scenariusza kończyła się pocałunkiem. Teraz musiała dopisać
tylko finał, zakończenie.
Nie będzie prawdziwego końca, pomyślała. Żadnego zamknięcia. Najlepsze historie
nigdy się nie kończą. Może po prostu przeskoczy na następny poranek. Audrey wymieni kilka
zabawnych uwag z facetem w delikatesach, u którego kupi sobie kawę. Potem roześmieje się,
wyjdzie na ulicę i zostawi wszystkich w niepewności.
tematy ◄ wstecz dalej ► wyślij pytanie odpowiedź
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by nie
ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie
!
Dobra, wi
ę
c zdecydowanie spełniła si
ę
moja pro
ś
ba o sylwestra, który zmieni moje
ż
ycie. My
ś
l
ę
,
ż
e
spełniła si
ę
wszystkim, którzy przyszli na t
ę
szalon
ą
, niewiarygodn
ą
imprez
ę
. No bo kto z was
uwierzyłby,
ż
e Flow naprawd
ę
si
ę
zjawi? Tym gorzej dla niego, bo impreza rozkr
ę
ciła si
ę
, dopiero gdy
wyszedł.
Wasze e - maile
P:
Hej, P!
Słyszałem,
ż
e cała ta impreza była za kas
ę
z narkotyków rozprowadzanych przez S. Nie
poszedłem tam, ale jak inaczej
ś
ci
ą
gn
ę
łaby takiego did
ż
eja?
pół
ś
wiatek
O:
Drogi pół
ś
wiatku!
S ma do
ść
kasy,
ż
eby nie potrzebowa
ć
forsy z narkotyków na urz
ą
dzenie takiej odjazdowej
imprezy. A skoro tam nie byłe
ś
, po co w ogóle si
ę
odzywasz?
P
P:
Droga P!
Chyba ta
ń
czyłem z tob
ą
na sylwestrze. Masz długie blond włosy i wspaniałe ciało?
CliffS
O:
O: Cze
ść
, CliffS!
Mo
ż
e. Tylko tyle powiem.
P
Na celowniku
O
ś
wicie w Nowym Roku: C
ś
pi z K i I w ramionach na sofie w holu hotelu Tribeca Star. Chyba nawet
nie dotarli do apartamentu jego rodziny. N przypala fajk
ę
z przyjaciółmi w parku przy Union Square.
Najlepiej sko
ń
czy
ć
wieczór tak samo, jak si
ę
go zacz
ę
ło. V i D trzymaj
ą
si
ę
za r
ę
ce w ksi
ę
garni Strand.
Tylko tych dwoje mo
ż
e si
ę
napala
ć
w takim miejscu. S i A jedz
ą
ś
niadanie we Florencie. Wygl
ą
daj
ą
na
zm
ę
czonych, ale szcz
ęś
liwych. B kupuje kaw
ę
w delikatesach przy Madison Avenue i wraca
pospiesznie do siebie. J puszcza z dymem obrazy w metalowym koszu na
ś
mieci przy West End
Avenue i próbuje nauczy
ć
si
ę
pali
ć
papierosy. Teraz, gdy jest kobiet
ą
zdeprawowan
ą
, musi si
ę
odpowiednio prezentowa
ć
.
PYTANIA BEZ ODPOWIEDZI
Czy B w ko
ń
cu straci? A je
ś
li tak, to z kim?
Czy N odzyska twarz? (Chocia
ż
i tak b
ę
dziemy go kocha
ć
, nawet je
ś
li mu si
ę
nie uda).
Czy S ustatkuje si
ę
i wytrzyma z A dłu
ż
ej ni
ż
jeden dzie
ń
?
Czy D b
ę
dzie gotów zrobi
ć
to z V teraz, kiedy jest publikuj
ą
cym poet
ą
?
Czy J znajdzie prawdziw
ą
miło
ść
?
Czy ktokolwiek z nas wyleczy si
ę
z kaca do
ść
wcze
ś
nie,
ż
eby sko
ń
czy
ć
pisanie poda
ń
do college'ów?
A co wa
ż
niejsze - czy ktokolwiek z nas gdzie
ś
si
ę
dostanie?
Nie
ż
ebym si
ę
bardzo martwiła. Nast
ę
pny semestr to impreza za imprez
ą
i mam zamiar dobrze si
ę
bawi
ć
.
Do nast
ę
pnego razu.
Wiem,
ż
e mnie kochacie
plotkara