Jayne Ann Krentz
GWIAZDA
SEZONU
2
PROLOG
Trent Ravinder stał w głębokim cieniu starego bungalowu,
wsłuchiwał się w szum drzew i obserwował, jak rudowłosa
królowa elfów pływa samotnie o północy.
Czarująca
istota:
drobna,
szczupła,
intrygująca.
Doprowadzała go do szaleństwa. Od wielu dni próbował ją
pochwycić, ale zawsze, kiedy był już bliski celu, jakimś cudem
się wymykała.
Myślała, że dzisiaj będzie zupełnie sama. Tymczasem Trent
wybrał się na nocny, uspokajający spacer. Szczęście,
przeznaczenie czy może po prostu zbieg okoliczności sprawiły,
że wyszedł zza rogu bungalowu akurat wtedy, gdy dziewczyna
wślizgiwała się pod powierzchnię wody w basenie. Trent zamarł
bez ruchu, bojąc się, że magia pryśnie.
Stał, obserwując jej samotne baraszkowanie, dopóki nie
wyszła wreszcie z wody. Blade, srebrzyste światło lśniło na
delikatnych piersiach i zmysłowym owalu bioder.
Dziewczyna sięgnęła po ręcznik i Trent rozważał przez
chwilę, czy nie wyjść z ukrycia. Przecież to właśnie z jej
powodu wybrał się na ten późny spacer. To ona, Filomena
Cromwell, nieoczekiwanie zakłóciła mu życiowy spokój. Ten
elf musi ponieść konsekwencje tego, co zrobił.
Ale jeszcze nie dzisiaj. Dzisiaj niech zniknie w
bezpiecznym zaciszu swej sypialni czy w jakimś innym
tajemniczym miejscu. Nie należy się śpieszyć, postanowił,
kryjąc się w cieniu. Niebawem zwiewna dama odkryje, że nie
zdoła przed nim uciec, choćby nie wiem jak zręcznie tańczyła i
umykała.
Filomena będzie wkrótce należeć do niego.
Trent złożył sobie tą zuchwałe przyrzeczenie i uśmiechnął
się. Musi jedynie przyciągnąć jej uwagę, pomyślał. A to nie
takie proste, jak się wydaje.
3
ROZDZIAŁ 1
Filomena Cromwell bawiła się świetnie. Do restauracji
Klubu Sportowego w Gallant Lake przybyli gromadnie
okoliczni mieszkańcy, którzy postanowili zjeść tu kolację i
potańczyć. Orkiestra - choć nie renomowana grała z wielkim
zapałem. Wprawdzie potrawy i cała atmosfera odbiegała od
tego, co można spotkać w Nowym Jorku, San Francisco czy w
Seattle, ale Filomenę przyjemnie ekscytował fakt, że w tej sali
wszyscy zwracają uwagę na nią i na partnera, z którym tańczy.
Odchyliła głowę do tyłu świadoma, że jej długie, rude
włosy opadają delikatnie na ramię Trenta Ravindera. Zawsze
gdy tańczyła z mężczyznami tak postawnymi jak Trent, musiała
stawiać pewien opór, by nie poddać się ich mocnym objęciom.
Wysocy mężczyźni chcieli na ogół dominować nad niskimi i
drobnymi kobietami.
Filomena znała jednak te wszystkie manewry, które
pozwalały wyjść obronną ręką z potyczek na parkiecie.
Teraz roziskrzonym wzrokiem spoglądała figlarnie spod
rzęs na swego partnera.
-
Cieszę się, Trent, że nieźle sobie radzisz w warunkach
stresu - wyszeptała.
Spojrzał na nią uważnie swymi zielonymi, na wpół
przymkniętymi oczyma, ale jego twarz wyrażała obojętną
uprzejmość.
-
To jakbyśmy tańczyli w akwarium. Gdybym wiedział,
że wzbudzimy aż takie zainteresowanie, nałożyłbym jaskrawy
krawat i getry.
Filomena zaśmiała się rozbawiona.
-
Na pewno to by dodatkowo ożywiło ten cały wieczór.
-
Nie jestem pewien - odrzekł, przyglądając się jej sukni.
- Odnoszę wrażenie, że nawet jasno świecący krawat nie mógłby
konkurować z twoim strojem.
4
Powoli przesunął ręką po jej plecach, błądząc ciepłymi
palcami po skórze w trójkątnym wycięciu sukni, sięgającym od
ramion do talii.
-
Nie podoba ci się ta sukienka? - zapytała z udanym
zatroskaniem Filomena. - Jestem zdruzgotana! Zaprojektowała
ją moja wspólniczka. Glenna zawsze wie, w czym jest mi do
twarzy. Mam do niej całkowite zaufanie.
-
Czy aby na pewno słusznie?
-
Bez wątpienia. Glenna wie, jak zabrać się do moich
ubrań. W naszej firmie ona jest od projektowania, a ja mam
wyczucie, jeśli chodzi o kolory i tkaniny. Tworzymy dobry
zespół.
Filomena uśmiechnęła się w duchu, widząc jak Trent patrzy
uważnie na jej ciemnozielony strój. Dżersej opinał szczupłą
figurę. Długie rękawy i linia sukni, kończąca się z przodu pod
samą szyją, wywoływały wrażenie dyskretnej powściągliwości,
zburzone jednak dzięki odważnemu rozcięciu na plecach.
Tkanina spływała długą, luźną spódnicą, układając się
wdzięcznie wokół talii.
-
Przekaż
moje
gratulacje
swej
wspólniczce.
Rzeczywiście wie, w jaki sposób cię ubrać, by mężczyzna
pragnął cię rozebrać. Myślę, że w świecie mody to wielki talent.
Filomena uśmiechnęła się ironicznie.
-
Wyczuwam dezaprobatę. Nawet coś więcej. Chciałoby
się powiedzieć - pruderię. zastanawiam się, czemu poprosiłeś
mnie do tańca.
-
Sama najlepiej wiesz, dlaczego. Filomena zaśmiała się
gardłowo.
-
Naturalnie, wiem. Nie powinnam ci dogadywać.
Wiem, że chciałeś oddać przysługę mojej rodzinie. To bardzo
szlachetne z twojej strony. Nie każdy mężczyzna zgodziłby się
dobrowolnie bawić mnie i ochraniać przez cały wieczór.
-
Myślisz, że właśnie dlatego poprosiłem cię do tańca?
-
Oczywiście.
-
Filomena
kiwnęła
głową
z
przekonaniem. - Odkąd tu przyjechałam dwa tygodnie temu,
5
wszyscy okropnie się bali, że napytam biedy i zakłócę ślub
mojej siostry, nie mówiąc już o pozycji społecznej naszej
rodziny w Gallant Lake. A tu zjawiłeś się ty. Moja mama
natychmiast oceniła, że stanowisz wybawienie dla rodziny.
Wszyscy mają nadzieję, że powstrzymasz mnie od robienia
głupstw, przynajmniej do końca wesela. Pół miasta obserwuje,
czy (;i się to uda. Naturalnie druga połowa ma nadzieję, że
poniesiesz porażkę. Cudownie będzie im się plotkowało, gdy
wybuchnie jakiś niezwykły skandal. Gallant Lake to zwykle
takie ciche, małe miasteczko. Trent obserwował ją przez dłuższą
chwilę, a potem stwierdził:
-
A ty usilnie się starasz, by zwracać na siebie uwagę.
Od swego przyjazdu dajesz jeden spektakl po drugim,
poczynając od tej powtórki balu maturalnego w zeszłym
tygodniu.
-
Nie brałam udziału w tamtym balu maturalnym -
wyjaśniła Fi1omena. - Wylądowałam wtedy jako piastunka do
dzieci, bo nie miałam swojego chłopaka. Cóż w tym dziwnego,
skoro przez całą szkołę średnią nie chodziłam na randki. Teraz
się cieszę, że poczekałam dziesięć lat na to wydarzenie. Z
pewnością w ubiegłym tygodniu lepiej się bawiłam, niż miałoby
to miejsce wtedy.
-
Wywołałaś niezłe poruszenie, umieszczając na
zaproszeniach: Dawni entuzjaści futbolu ani gracze nie będą
wpuszczani. Twoja matka omal nie zemdlała, gdy zobaczyła
jedno z tych zaproszeń. Była przekonana, że chcesz w ten
sposób urazić pewne bardzo ważne osoby w mieście.
-
Chciałam zrobić tę imprezę dla tych z nas, którzy w
czasie lat szkolnych zawsze stali na uboczu. To był bardzo
udany wieczór. Opowiadaliśmy sobie, jak wspaniałe jest życie
po ukończeniu szkoły. Większość z nas odniosła spore sukcesy.
-
Twoja matka mówiła mi, że w Gallant Lake przez cały
zeszły tydzień opowiadano o tym przyjęciu. Twój ojciec
twierdzi, że przepuściłaś fortunę na szampana, kawior i inne
dodatki.
6
-
Jaki sens miałaby powtórka balu maturalnego, gdyby
nie zrobiło się jej jak należy? Zresztą -dorzuciła beztrosko - stać
mnie na to.
-
Nic cię nie obchodzi, że jesteś tematem tych
wszystkich plotek i podejrzeń?
-
Tym razem - nie.
-
Co masz na myśli?
-
Kiedy poprzednio dałam ludziom powód do gadania,
wszyscy mnie żałowali i stwierdzali "a nie mówiłem".
-
Trudno mi w to uwierzyć. Kiedy to było?
-
Och, dawno temu - wyjaśniła Filomena. - Dokładnie
przed dziewięciu laty.
-
Miałaś wtedy dziewiętnaście lat.
-
Taaak. Niektóre dziewczyny w tym wieku• są już
obyte i dojrzałe. Ja byłam wtedy gruba, zaniedbana i nie
potrafiłam prowadzić błyskotliwej konwersacji z mężczyznami.
Trent uśmiechnął się blado.
-
Nie mogę sobie wyobrazić, że byłaś niewygadana. Co
spowodowało rozkwit Filomeny Cromwell?
-
Znakomicie mi pomogło to, że wyjechałam z Gallant
Lake. W college'u szybko straciłam parę kilogramów i
nauczyłam się obracać w towarzystwie. Nie była to początkowo
zbyt duża zmiana, ale tu, w Gallant Lake, pewien mężczyzna
zwrócił na mnie uwagę. Spotykaliśmy się, gdy przyjeżdżałam
do domu na weekendy i na ferie. Był parę lat ode mnie starszy,
elegancki, kulturalny i przystojny. Bardzo mi to schlebiało. I na
pierwszym roku college'u, wiosną, byłam już zaręczona. Nie
mogłam w to uwierzyć. Ktoś mnie rzeczywiście akceptował,
mnie, Filomenę Cromwell.
Pokręciła
głową,
pobłażliwie
uśmiechając
się
na
wspomnienie tej młodej naiwnej dziewczyny, jaką niegdyś była.
-
I tu nastąpi morał ... Filomena wzruszyła ramionami.
-
Nie będzie żadnego morału. Mój proces dojrzewania
zakończył się pośpiesznie pewnego dnia, gdy zastałam
narzeczonego w łóżku z inną kobietą, dziewczyną z tego samego
7
rocznika co ja. W ciągu dwudziestu czterech godzin wszyscy w
mieście już o tym wiedzieli. Narzeczony zerwał zaręczyny i
rozpowiadał wkoło, że miał zamiar ożenić się z tamtą kobietą i
że to ją właśnie kochał. Ze mną natomiast tylko się spotykał, ja
zaś opacznie zrozumiałam jego intencje. Zastanawiałam się
wtedy, czy zdołam znieść to upokorzenie. Wiesz, jak to jest, gdy
się ma zaledwie dziewiętnaście lat - uśmiechnęła się. Jednak
Trent Ravinder nie uśmiechał się. Wciąż patrzył na nią uważnie.
-
To musiał być prawdziwy szok dla takiej wrażliwej,
bezbronnej młodej osoby. Czy mogłabyś mi powiedzieć, co to
za mężczyzna?
-
Nie wiesz? - Filomena była szczerze zdziwiona. -
Nieładnie ze strony mojej rodziny, że wyznaczyła ci rolę mojego
opiekuna, nie wprowadzając w istotę całej sprawy. On nazywa
się Brady Paxton. Jest tu dzisiaj z żoną. Siedzą tam.
Odwróciła głowę i popatrzyła na postawnego mężczyznę,
siedzącego przy stole w przeciwległym ,krańcu sali.
Obserwował ją, jak tańczyła, i ich spojrzenia spotkały się na
chwilę. Paxton szybko odwrócił wzrok, ale Filomena zdążyła
zauważyć wyraz zakłopotania na jego twarzy.
Ravinder westchnął i nadspodziewanie gwałtownie ścisnął
Filomenę w talii.
-
Ty mała czarownico - wymamrotał. - On jest tobą
zafascynowany, prawda? A ciebie korci, żeby temu miastu dać
przedstawienie.
Filomena potrząsnęła głową.
-
Niezbyt mnie to bawi, ale odkąd tu przyjechałam,
wszyscy są wyraźnie podekscytowani. Powszechnie wiadomo,
że Brady ma kłopoty w domu. W takim małym miasteczku
trudno utrzymać coś w tajemnicy. Długo mnie tu nie było.
Umknęło mi wiele z tutejszych spraw. W ciągu ostatnich kilku
lat wpadałam jedynie na gwiazdkę i czasami na weekendy. Ale
teraz po raz pierwszy od dziewięciu lat zaplanowałam tu sobie
dłuższe wakacje. I wyglądam nieco inaczej niż wtedy, gdy jako
dziewiętnastoletnia dziewczyna wyjeżdżałam stąd upokorzona.
8
-
Chyba nie tylko twój wygląd się zmienił - zauważył
Trent przenikliwie. - Masz swój styl i osiągnęłaś znaczny sukces
finansowy. Twoi rodzice mówili mi, że nieźle sobie radzisz w
świecie mody. Mieszkałaś przecież w San Francisco i w Nowym
Jorku, ucząc się marketingu, a teraz w Seattle masz własną
firmę, projektującą odzież sportową. Twój ojciec powiedział, że
przez
ostatnie
lata
jeździłaś
po
świecie,
poszukując
egzotycznych tkanin i inspiracji, oraz nawiązywałaś .. kontakty
handlowe. Powiedział, że twoja mała firma - jakżeż ona się
nazywa: Cromwell & Sterling? – miała znaczne obroty w ciągu
ostatniego roku, a w tym roku prawdopodobnie je podwoi.
Filomena zaśmiała się.
-
Obawiam się, że ani mnie, ani Glenny nie można
jeszcze nazwać milionerkami. Jeśli znasz się trochę na branży
odzieżowej, to wiesz, że większość zysków trzeba natychmiast z
powrotem zainwestować.
-
To dotyczy większości nowych firm - odparł Trent
poważnie. - Mam jednak wrażenie, że zostało ci jeszcze sporo
na drobne wydatki, prawda? Urządziłaś w Gallant Lake
pierwszorzędną zabawę. Ten szykowny zielony porsche, którym
przyjechałaś, też pewnie kosztował niemało, a twoje kolczyki
nie są z plastiku.
-
Cóż znaczy sukces, jeśli choć trochę nie można się nim
cieszyć? - odpowiedziała Filomena.
-
Masz więc teraz to, czego ci brakowało dziewięć lat
temu - zauważył Trent. - Styl, ogładę i pieniądze. Wróciłaś do
rodzinnego miasta, żeby to wszystko zademonstrować. A dawny
ukochany, obecnie żonaty i niezbyt szczęśliwy, gryzie się,
widząc, co stracił. No i mamy gotowy przepis na skandal. Nic
dziwnego, że twoja rodzina jest zaniepokojona.
Filomena zamyśliła się przez chwilę.
-
Wiem, o czym wszyscy myślą, ale dziewięć lat temu
dobrze poznałam Brady'ego. Mogę cię zapewnić, że jest on
przede wszystkim biznesmenem. Przyznaję, bawi mnie, gdy
9
sobie wyobrażę, że ma on teraz ochotę na to, co odrzucił przed
laty. Wydaje mi się jednak, że chodzi tu o coś jeszcze.
-
Na przykład? - spytał Trent
-
Na przykład o ciebie - odparła. - Nie tylko ja jestem
tutaj wdzięcznym tematem plotek. Nikt nie wierzy ani trochę, że
przyjechałeś spędzić sześć tygodni wśród lasów Oregonu
wyłącznie na łowieniu ryb.
Trent uśmiechnął się z rezerwą.
-
To jednak prawda. Jestem tu na wakacjach.
-
Ale wszyscy są przekonani, że to tylko kamuflaż.
Sądzą, że przyjechałeś, by wyszukać teren pod swoje przyszłe
budowle. Twoja firma to Asgard Development, prawda? Ludzie
spodziewają się, że masz zamiar nabyć większy kawał gruntu
nad jeziorem i zainwestować wiele milionów w centrum
wypoczynkowe. Kombinują, jakby tu się na tym wzbogacić.
Brady Paxton też o tym myśli.
-
Jeśli ci się wydaje, że to na mnie wytrzeszcza oczy
przez cały czas, to chyba nie masz oleju w tej swojej rudowłosej
łepetynie. Co się zaś tyczy tej drugiej sprawy, zaręczam ci, że
jestem tu na wakacjach.
Oczy Filomeny zaiskrzyły się rozbawieniem.
-
Mów, co chcesz. Masz prawo do odrobiny dyskrecji w
interesach.
-
Nie wierzysz mi? - spytał Trent oschle. W jego
zielonych oczach nie było już wesołości.
-
Dlaczegóż miałabym ci wierzyć?
-
Dlatego - odrzekł Trent z naciskiem - że ja tak mówię.
Filomeno, nigdy nie kłamię i nie toleruję, by ktokolwiek mnie
okłamywał. Z rozmaitych powodów nie mówię o pewnych
sprawach, ale również nigdy nie powiedziałbym nieprawdy.
Lepiej, żebyś to od razu wiedziała.
Oczy Filomeny zwęziły się ze zdziwienia. Miała wrażenie,
że Trent zareagował zbyt silnie na jej dość banalną przecież
uwagę.
10
-
Najmocniej przepraszam, nie miałam zamiaru cię
urazić. Z pewnością jesteś najuczciwszym z biznesmenów.
-
Jestem uczciwy. Kropka. I od ludzi, z którymi mam do
czynienia, spodziewam się takiej samej uczciwości.
-
Bo w przeciwnym razie - co? - Filomena nie mogła
powstrzymać się od lekkiej ironii.
-
Naprawdę chcesz wiedzieć?
Żachnęła się. Wyczuła bezpośrednie ostrzeżenie i
zrozumiała, że zabrnęła w niebezpieczne rejony.
-
Niekoniecznie. Pojęłam, że można polegać na twoim
słowie i że oczekujesz tego samego od innych. A gdybyś się na
kimś zawiódł, będziesz go prześladował do końca życia.
Trent przytaknął ruchem głowy.
-
Ale dlaczego miałabym ci całkowicie ufać?
-
Filomeno, albo mi zaufasz, albo nie mamy ze sobą nic
wspólnego.
Poczuła ciarki na plecach.
-
Dobrze, że przynajmniej dajesz mi jakąś alternatywę -
odparowała sucho. - Przepraszam, ale zdaje się, że taniec
dobiegł końca.
Postąpiła krok do tyłu, postanawiając wyzwolić się z jego
uścisku, ale Trent trzymał ją mocno.
-
Obawiasz się czegoś? - spytał miękko.
-
Ani trochę. Raczej odczuwam irytację. Wysocy
mężczyźni zawsze chcą wykorzystać swoją przewagę nad
osobami niższymi niż oni.
-
Nie miałem zamiaru cię przestraszyć - powiedział
Trent poważnie, nie zwracając uwagi na jej próby uwolnienia się
z uścisku. - Chciałem po prostu, by między nami panowała
całkowita jasność ..
-
Jasne jest jedynie to, że tylko my pozostaliśmy na
parkiecie. Jeśli ktoś poprzednio się na nas nie gapił, to na pewno
robi to teraz.
To podziałało na Trenta. Rozejrzał się wokół, dostrzegając
zaciekawione spojrzenia. Bez ociągania już ujął Filomenę pod
11
rękę i sprowadził z parkietu. Dziewczynie powróciło poczucie
humoru.
-
Moja rodzina z pewnością podziękuje ci za takt, z
jakim podszedłeś do całej sprawy. Zrobiłeś mi wykład na temat
prawdy, uczciwości i prawości, stojąc ze mną pośrodku
parkietu, a to z pewnością nie wchodziło w zakres twoich
zobowiązań.
-
Potrafisz być czasami jednym z tych dokuczliwych
duszków.
-
Jakie duszki masz na myśli?
Podchodzili do stołu, przy którym• siedziała rodzina
dziewczyny, i z twarzy Trenta zniknęła surowość.
-
Elfy, chochliki czy inne psotne istoty - odpowiedział. -
Nic dziwnego, że twoi krewni i przyjaciele siedzą jak na
szpilkach, zastanawiając się, co jeszcze przyjdzie ci do głowy.
-
Myślę, że z równym zainteresowaniem oczekują tego,
co ty zrobisz - odparowała Filomena. -Zdaje się, że powierzono
ci zadanie, byś mnie trzymał w ryzach. Ale muszę z uznaniem
przyznać, że nie każdy potrafiłby tańczyć w akwarium. Czy to ci
nie przeszkadzało?
Trent popatrzył na nią z ukosa.
-
Prawdę mówiąc, wolałbym więcej prywatności.
Zwłaszcza z tobą. Ale gdy trzeba, mogę również być na środku
sceny.
Filomena zaśmiała się.
-
Jestem tego pewna. Dziękuję ci za taniec. Było bardzo
miło, przynajmniej dopóki nie rozpoczął się wykład. - Cała
przyjemność po mojej stronie. Myślę, że jakoś to nas wspólnie
zbliżyło - my dwoje naprzeciw całej społeczności Gallant Lake.
-
Można i tak na to spojrzeć – stwierdziła sarkastycznie.
Podeszli do stolika. Filomena kątem oka zerkała na Trenta.
Nie ona jedna go obserwowała.
Zaciekawione spojrzenia posyłali mu również jej rodzice,
ciotka Agnes, wuj George i siostra Shari. Narzeczony siostry,
Jim Devore, zdawał się być rozbawiony całą tą sytuacją, ale z
12
pewnym szacunkiem patrzył na Ravindera, prowadzącego
przyszłą szwagierkę do stołu.
Trentowi najwyraźniej nie przeszkadzało, że budzi
powszechne zainteresowanie. Już przedtem, dwa tygodnie temu,
gdy zostali sobie przedstawieni, Filomena zauważyła u niego
jakiś wewnętrzny spokój i siłę. Trent zamieszkał w
prowadzonym przez jej rodziców pensjonacie - ,,Domku nad
Gallant Lake". Od samego początku stał się kimś więcej niż
tylko lokatorem -szybko zdobył sobie pozycję przyjaciela
rodziny. Cromwellowie byli przemiłymi gospodarzami, rzadko
jednak przyjmowali swych klientów do rodzinnego grona.
Wewnętrzna siła Trenta Ravindera przejawiała się również
w wyglądzie. Był wysoki, smukły, szeroki w ramionach.
Poruszał się z powściągliwą energią. Miał prawie metr
dziewięćdziesiąt wzrostu. Filomena liczyła sobie jedynie metr
sześćdziesiąt i niezbyt lubiła, gdy ktoś aż tak górował nad nią.
Jedyny dopuszczalny wyjątek stanowił jej ojciec.
W surowej twarzy Trenta uwagę przykuwały błyszczące
zielone oczy. Zdradzały inteligencję, niezłomną wolę i
nieodparcie nasuwały przypuszczenie, że wszystko, czego ten
mężczyzna się podejmie, musi zakończyć się sukcesem.
Włosy Ravindera były gęste i ciemne, ze śladami siwizny
na skroniach, co sugerowało, że ma już dobrze po trzydziestce.
Przy pierwszym spotkaniu Filomena od razu fachowym
okiem oceniła jego ubranie. Jego ubiór nie był ani ostentacyjny,
ani modny. Raczej konserwatywny. I bardzo twarzowy. Trent
wyglądał znakomicie zarówno w znoszonych dżinsach, które
nakładał zwykle w ciągu dnia, jak i w wieczorowym,
wytwornym garniturze.
Cóż, bez wątpienia robił wrażenie. aktywnego człowieka
sukcesu, a nie kogoś, kto - jak sam uporczywie twierdził - na
sześć tygodni wybrał się na ryby. Znacznie bardziej
prawdopodobne, że przybył tu w interesach, jak utrzymywała
większość.
13
Filomenie odpowiadało wprawdzie to, że w rodzinnym
mieście zrobił się szumek wokół jej osoby, ale obawiała się
scysji z Trentem Ravinderem na oczach wszystkich. Wyczuwała
intuicyjnie, że gdyby doszło do tego, z Trentem nie ma szans, a
od pewnego czasu życie przyzwyczaiło ją do ciągłych
zwycięstw.
Przez kilka ostatnich lat liczyła na samą siebie, z
satysfakcją budowała swe wewnętrzne poczucie siły. Nie była
już tą słabą, naiwną panienką, która z powodu mężczyzny
zrobiła z siebie idiotkę na oczach ludzi z Gallant Lake. Sukcesy
w interesach, liczne podróże, konieczność współpracy z
twórczymi, często nawet wybuchowymi ludźmi, przekonały ją,
że potrafi być wewnętrznie silna, pewna siebie i zrównoważona.
A teraz Trent Ravinder, człowiek, którego ledwo znała, miałby
zburzyć te wszystkie trudno zdobyte przymioty? Dobrze zrobiła,
że przez ubiegłe dwa tygodnie trzymała go na dystans.
Podeszli do stołu. Trent puścił Filomenę i zwrócił się do jej
rodziców:
-
Przyprowadziłem ją całą i zdrową.
Amery Cromwell odpowiedział uprzejmym skinieniem
głowy. Po ojcu Filomena odziedziczyła rude włosy i orzechowe
oczy.
-
Widzimy. Proszę, usiądźcie. Agnes i George zamówili
szampana, by uczcić zaręczyny bratanicy.
Ciotka Agnes była starsza od swego brata, miała nieco
ponad sześćdziesiątkę. Jej włosy, dawniej rude, posiwiały, ale
ciotka nie chciała się z tym pogodzić. Nie miała jednak: zamiaru
opłacać fryzjerów i sama kupowała sobie farbę do włosów.
Najwidoczniej nigdy nie stosowała się do instrukcji użycia.
Może to właśnie było przyczyną, a może nadmierna skłonność
do eksperymentów, w każdym razie włosy ciotki przypominały
kudłatą, jaskrawo pomarańczową kulę.
George Buckner, mąż Agnes, samodzielnie doszedł do
majątku i to napawało go dumą. Przez ostatnie czterdzieści lat
lokował pieniądze w działki budowlane. Kochał ziemię i
14
głęboko wierzył w jej wartość. Filomena z siostrą od kolebki
znały jego szczodrość, wielką jak on sam.
George i Agnes nie mieli własnych dzieci i przy każdej
okazji chętnie obdarowywali swoje brataniczki. Amery i Meg
Cromwellowie sprzeciwiali się temu w obawie, by zbytnio nie
rozpieścili dziewczynek. Jednak wujostwo zawsze znajdowali
swoje sposoby, by przemycić drobne prezenciki. Lubili sprawiać
niespodzianki.
Trent usiadł obok Filomeny i przyglądał się całej rodzinie.
Agnes sączyła kolejne martini, trzecie z rzędu. Trent uśmiechnął
się do niej i zagadnął:
-
Zaskakujesz mnie, Agnes. Oczekiwałbym raczej, że
dla Shari i Jima zamówisz butelkę dżinu, a nie szampana.
-
Niech nikt nie mówi, że nie przestrzegam tradycji -
powiedziała stanowczo. - A ponadto dżin bardziej nadaje się dla
emerytowanych nauczycielek. Młode osoby, takie jak Shari,
powinny stosować urozmaiconą dietę.
Podniosła kieliszek martini w kierunku swej bratanicy.
George popatrzył na Filomenę z żartobliwą groźbą.
-
Szkoda, że nie wszyscy tu obecni przejawiają szacunek
do tradycji. Filomena miała niewinny wyraz twarzy.
-
Czyżbyś twierdził, wujku, że brak mi należytego
szacunku dla ślubnych ceremoniałów?
-
Słyszeliśmy o tym "kawalerskim" przyjęciu, jakie
zorganizowałaś przedwczoraj na cześć Shari.
-
To było moje pożegnanie stanu panieńskiego wtrąciła
się Shari. - Każda dziewczyna ma do tego prawo. Przecież
panowie też urządzają sobie męskie spotkania.
-
Nie o to chodzi - odparł wuj George i zwrócił się do
Jima. - Dotarły do ciebie słuchy o tym przyjęciu?
-
Dotarły - odpowiedział sucho Jim. - Prawdę mówiąc,
w takich przypadkach im mniej się słyszy, tym lepiej.
Agnes zniżyła głos i popatrzyła na Filomenę.
-
Nie zawsze co z oczu, to z serca. Przynajmniej nie w
takim małym mieście. Wiesz, o czym wszyscy mówią? Prócz
15
wina i kanapek sprowadziłaś podobno męskiego striptizera. Ale
nikt nie ma pewności, bo kobiety, które tam były, przysięgły
dyskrecję - tylko pod takim warunkiem mogły przyjść na
przyjęcie. Wiesz, że to najlepszy sposób na wywołanie plotek.
-
Kategorycznie zaprzeczam - stwierdziła Filomena z
pobożną miną.
Shari zakrztusiła się nad kieliszkiem wina. Jim popatrzył na
nią surowo.
Trent uniósł pytająco brwi. Tamtego wieczora wraz z
innymi gośćmi pensjonatu słyszał śmiechy, dobiegające zza
zamkniętych drzwi starej sali balowej. Mógł tolerować psoty,
ale teraz postanowił uzmysłowić Filomenie, że nie zamierza
tolerować otwartego kłamstwa.
-
Czy to prawda? .
Filomena uniosła brodę, a w jej oczach zaigrały wesołe
ogniki.
-
Najzupełniej. Damian Fontaine nie jest jakimś
nędznym striptizerem.
-
Kimże zatem jest? - spytał uprzejmie Trent. Pamiętał,
że tamtego wieczora wśród dostawców kanapek i napitków
mignęła mu smukła, umięśniona sylwetka młodego mężczyzny.
-
Pan
Fontaine
nazywa
sam
siebie
tancerzem
egzotycznym. Ma klasyczne przygotowanie baletowe.
Osoby siedzące przy stoliku chrząknęły znacząco. Shari z
wysiłkiem powstrzymywała chichot.
-
Powinienem był wierzyć w te wszystkie pogłoski -
zauważył Jim z rezygnacją. - Zapamiętaj sobie, Trent, kobiety w
tej rodzinie potrzebują silnej ręki.
-
O mój Boże! - zawołała matka Filomeny zbolałym
tonem. - A więc to prawda, że tamtej nocy był w pensjonacie
striptizer? Co ja powiem ludziom?
-
On nie jest striptizerem!
Filomena gorąco zaprzeczała, lecz nikt jej nie słuchał.
-
Najlepiej niech pani będzie ponad to i udaje, że nic się
nie stało - pośpieszył z radą Trent. - Miejmy nadzieję, że
16
dziewczyny, które brały udział w tej imprezie, dochowają
sekretu i plotki umrą śmiercią naturalną.
Spojrzał na nią ze współczuciem. Lubił Meg. Była
wspaniałą gospodynią pensjonatu. W atmosferze swobody i
spokoju wszystko szło tu jak w zegarku. Amery prowadził
księgowość i zajmował się rybołówstwem, co bardzo się
przydawało.
-
Ostrzegałam was, że powinniśmy mieć na oku tego
waszego rudzielca – wyraziła opinię ciotka Agnes. - Ma
tendencję do przysparzania kłopotów. Popatrzcie tylko na jej
kusą suknię: wszystko z tyłu odsłonięte. Kilka lat temu Amery
kazałby jej się przebrać, gdyby chciała w czymś takim zejść na
kolację.
Filomena przesłała ciotce czułe spojrzenie.
-
Wasze szczęście, że z przodu nie jest wszystko
odsłonięte. Mam taką sukienkę.
Agnes postawiła kieliszek na stole i zaśmiała się.
-
A
nie
mówiłam?
Tylko
same
problemy.
Impertynencka, zuchwała, niezależna. Filomeno, potrzebny ci
mąż, który by cię trzymał w ryzach.
-
Wiesz, ciociu, co myślę o małżeństwie.
-
Zmienisz zdanie, gdy spotkasz odpowiedniego
człowieka - westchnęła ciotka i zwróciła się do Trenta - i
pomyśleć, że ktoś tak drobny wywołuje tyle zamieszania. Czy
ty, Trent, dałbyś sobie z nią radę?
Filomena rzuciła Trentowi uspokajające spojrzenie, ale nie
zareagował. Wśród członków rodziny wyczuwał pewne
napięcie. Ależ ta. dziewczyna kręci wszystkimi!
-
Możesz mi wierzyć, Agnes, będę ją trzymał z dala od
kłopotów - zadeklarował z rozbawieniem w oczach.
Wszyscy, z wyjątkiem Filomeny, roześmieli się z wyraźną
ulgą. Ona zaś patrzyła na niego bez słowa, jakby był kosmitą, na
którego przypadkowo się natknęła. W jej orzechowozłotych
oczach widoczne było trzeźwe, chłodne zamyślenie, świadczące
o tym, że jeszcze nie podjęła decyzji. Kiedy już to zrobi, będzie
17
groźnym przeciwnikiem. Chyba że wcześniej uda mu się ją
rozbroić, przemienić w słodką, kochającą istotę, która swój cały
ogień zachowa do łóżka. Do jego łóżka. Trent czuł wzrastające
pożądanie, zmysłowe podniecenie, jakiego doświadczał cały
czas, od chwili gdy poznał Filomenę. Nie zdołał jeszcze do tego
przywyknąć. Przez lata panował całkowicie nad wszystkimi
sferami swego życia, również erotycznego. A teraz z pewnym
rozdrażnieniem, a jednocześnie z ekscytacją, odkrył, że ta
drobna rudowłosa kobieta burzy jego męską samokontrolę.
Tymczasem rozmowa zeszła na temat nowego domu, który
Shari i Jim zamierzali kupić. Trent przyglądał się Filomenie,
siedzącej w otoczeniu rodziny. Jak na Cromwellów, była
niezwykle drobna. Jej matka, siostra i ciotka, postawne kobiety,
przewyższały ją o kilkanaście centymetrów. A mężczyźni w tej
rodzinie byli jeszcze wyżsi: ojciec i wuj Filomeny mieli ponad
metr osiemdziesiąt i sprawiali wrażenie osób mocnych i
krzepkich, najnowszy zaś członek rodziny, Jim, przypominał
zapaśnika.
Trent myślał o drobnym, delikatnym ciele Filomeny. Jędrne
piersi zmieściłyby się w jego dłoni, z łatwością mógłby objąć jej
pośladki. Ale ta konkretna wiedza wcale nie przyczyniała się do
zmniejszenia zmysłowego napięcia, opanowującego jego ciało.
Obcisła suknia podkreślała wąskość talii, wypukłość bioder
i ud. Cudowne proporcje, pomyślał Trent.
Filomena nagle odwróciła ku niemu głowę i z wyrazu jej
oczu Trent zrozumiał, że czyta w jego myślach. Dostrzegł słaby,
zdradliwy
rumieniec
na
policzkach.
Przesłał
jej
porozumiewawczy uśmiech, ale odpowiedziała złym błyskiem
w oczach i odwróciła wzrok.
Teraz Trent widział ją z profilu. Rude włosy spływały
bujnie na ramiona, jakby błagając, by zanurzył w nich ręce i
poczuł żar ich ognia. Na czoło opadała niesforna grzywka, która
zapewne została specjalnie tak wymodelowana dla podkreślenia
kształtu twarzy.
18
Filomena nie była klasyczną pięknością. Miała natomiast
niezwykle wyrazistą i żywą twarz, która obiecywała coś
znacznie więcej niż urodę: śmiech, złość, namiętność. Nawet
gdyby była trochę pulchniejsza, wyglądałaby równie seksownie.
Przypomniał sobie teraz Glorię Paxton, siedzącą obok męża
przy kolacji. Tamta kobieta zapewne była niegdyś atrakcyjna.
Dziś na jej twarzy gościła smutna, nadęta, zgorzkniała mina.
Gloria czuła się nieszczęśliwa i to rzucało się w oczy. Była
ubrana nieodpowiednio do swej tuszy, włosy o nienaturalnym
blond kolorze miała pokryte grubą warstwą lakieru, a na twarzy
ostry makijaż. Trudno było uwierzyć, że przed dziewięciu laty
to właśnie ona odebrała Filomenie narzeczonego.
Tu jednak kończyło się współczucie Trenta dla rodziny
Paxtonów. Zerkał od czasu do czasu na Brady'ego, widział jego
pełen pożądania wzrok, ale nabierał pewności, że tamten
mężczyzna nie ma już żadnych praw do Filomeny Cromwell.
ROZDZIAŁ 2
Przez resztę wieczora Filomena starała się zachowywać
bardzo poprawnie. Zdawała sobie sprawę, że Trent Ravinder,
przyczajony jak polujący kot, czeka na jej najdrobniejsze
potknięcie.
Ciepło i uprzejmie pozdrawiała wszystkich ludzi, którzy
podchodzili do stolika, by się z nią przywitać oraz złożyć
życzenia Shari i Jimowi. Wymieniła kilka słów z dawnymi
znajomymi; wielu z nich przyglądało się jej ze zdziwieniem.
Najwyraźniej nie tylko Brady Paxton był zaskoczony widząc,
jak się przeobraziła.
Jednak prawdziwe emocje zaczęły się dopiero wtedy, gdy
Paxtonowie wstali od swego stolika i ruszyli ku Cromwellom.
Filomena po raz pierwszy od swego powrotu miała spotkać
się twarzą w twarz z Bradym i jego żoną. Usłyszała
przyśpieszony oddech siostry i zauważyła, jak Jim wziął ją za
19
rękę. Meg rzuciła Filomenie uspokajające spojrzenie. Amery
popatrzył na nią uważnie. Ciotka i wuj mieli taki sam wyraz
twarzy, jaki Filomena widziała u nich zwykle tuż przed
pokazem ogni sztucznych w czasie święta narodowego.
Trent podniósł szklankę piwa i uśmiechnął się do Filomeny
z udaną groźbą.
Filomena z trudem powstrzymywała śmiech. Przyjrzała się
uważniej Brady'emu. Bez wątpienia musiała być idiotką
dziewięć lat temu. Co ona mogła w nim widzieć? Patrzyła teraz
na niego i odczuwała jedynie żal, że tak bezsensownie
zmarnowała pierwszy rok college'u, uganiając się za nim.
W czasach studenckich Brady grywał w futbol, ale obecnie
nad spodniami rysował mu się wyraźny brzuszek, tak typowy
dla biznesmenów. Ta niewielka nadwaga nie psuła jednak wciąż
niezłej aparycji.
Oczy zachowały . dawny błękit, a brązowa czupryna była
nadal bujna. Brady miał na sobie dobrze dopasowany garnitur i
zgodnie z obowiązującymi kryteriami mógł być uważany za
przystojnego mężczyznę, ale Filomenie wydawał się teraz
dziwnie miękki i nieciekawy. Dawniej nie zwróciła na to uwagi,
w tej chwili zrozumiała jednak, czego mu brakowało: spojrzenie
jego wyrażało pustkę, nie było w tym człowieku nic, co
zmuszałoby do szacunku lub gwarantowało psychiczną siłę.
I wtedy Filomena uzmysłowiła sobie, że właśnie takie
cechy charakteru instynktownie wyczuwała u Trenta Ravindera.
Była pewna, że wprawdzie Ravinder może być arogancki,
wymagający, uparty i czasami trudny, ale w razie potrzeby
byłby twardy jak skała.
Na szczęście, pomyślała Filomena, nie potrzebuję żadnych
skał w swoim życiu.
-
Dobry wieczór, Amery, Meg ... - Brady Paxton
uprzejmie pozdrowił wszystkich siedzących wokół stołu. Amery
przedstawił go Ravinderowi. Obaj panowie wymienili sztywne
ukłony. Brady cały czas spoglądał na Filomenę, która
odpowiadała mu swym najbardziej promiennym uśmiechem.
20
-
Cieszę się, że cię widzę, Fil Tyle lat minęło.
Filomena, dostrzegając wrogość w oczach Glorii,
przebiegła w myślach różne odpowiedzi, wreszcie zdecydowała
się na coś najbardziej neutralnego:
-
Tak, rzeczywiście. Czas upływa niezwykle szybko,
gdy człowiek dobrze się bawi. Jak idą interesy w branży
ubezpieczeniowej?
Po ślubie z Glorią Brady wszedł jako wspólnik do agencji
ubezpieczeniowej teścia. Firma zmieniła nazwę z "Towarzystwo
Ubezpieczeniowe Halseya" na "Towarzystwo Ubezpieczeniowe
Halseya-Paxtona". W tamtym czasie dla Brady'ego była to
sprawa pierwszej wagi.
Brady kiwnął głową z zadowoleniem.
-
Nie mogę narzekać. Słyszeliśmy, że dobrze ci idzie,
Fil. Masz małą firmę, prawda?
Gloria weszła w słowo:
-
Tak, Fil, słyszeliśmy, że prowadzisz interesy w świecie
mody. Podróże, pokazy, spotkania. Któż by się spodziewał, że
masz jakiś talent w tym kierunku.
Uśmiech Filomeny stał się jeszcze bardziej promienny.
-
Z pewnością nie przejawiałam takich skłonności w
liceum. Po prostu nie miałam wtedy jeszcze wprawy w
projektowaniu. Zawsze interesowały mnie barwy, tkaniny i
moda. Ale nie rozumiałam tego wszystkiego, nie wiedziałam,
jak powinna ubierać się osoba, mająca taką figurę jak ja wtedy.
Po takiej naturalnej odpowiedzi na twarzy Glorii pojawił
się kwaśny grymas.
-
Koncentrujesz się na modzie dla niskich kobiet. Nie
sądzę, bym mogła znaleźć coś dla siebie.
-
Masz rację. Moja firma projektuje wyłącznie dla
kobiet drobnych - oznajmiła Filomena, przypominając sobie, jak
niegdyś bardzo zazdrościła Glorii wzrostu i doskonałej figury
modelki. - Nasza oferta skierowana jest do kobiet mających
mniej niż sto sześćdziesiąt cztery centymetry wzrostu. Te
21
kobiety, a są ich miliony, nie prezentują się zbyt dobrze w
ubraniach o typowych rozmiarach.
-
Tak, wiem - potwierdziła Gloria z fałszywym
współczuciem; - Biedaczki. Wyglądają, jakby tonęły w swoich
sukniach, choćby nie wiem jak wiele za nie zapłaciły. Rękawy
za długie, talia nie tam, gdzie trzeba, spódnice niechlujnie
skrócone. To musi być przygnębiające.
Kątem oka Filomena zauważyła, jak Shari przygryza wargi
- wszyscy pamiętali, że tak właśnie wyglądała kiedyś Filomena,
a do tego jeszcze była grubawa. Widziała, że teraz siostra
gotowa jest stanąć w jej obronie, nawet gdyby to miało wywołać
skandal. Filomena kopnęła ją ostrzegawczo pod stołem. Shari
spochmurniała.
Filomena postanowiła rozładować sytuację. Nie czuła
złości, raczej politowanie dla Glorii.
-
Wszystko zależy od odpowiednich proporcji, jak
zapewne wiesz, Glorio. Właściwy krój może wiele zdziałać.
-
No cóż, twój strój też wiele zdziałał - zauważyła
chłodno Gloria, dając jasno do zrozumienia, że wrażenie, jakie
robi na wszystkich, Filomena zawdzięcza wyłącznie swej sukni.
Filomena wzniosła oczy w górę, gdy pomyślała o tych
latach ciężkiej pracy, napięcia i wyrzeczeń. Stroje, jakie obecnie
nosiła, były najmniej ważną zmianą w jej życiu. Uśmiechnęła
się ciepło i szczerze.
-
Dziękuję ci, Glorio, że zwróciłaś na to uwagę. Wiem,
że zmieniłam się w ciągu ostatnich lat. Cóż, miałam szczęście.
Nie chce mi się nawet myśleć, jaka to by była katastrofa dla
mnie, gdybym jako dziewiętnastoletnia dziewczyna wyszła za
mąż. W tym wieku łatwo popełnić głupstwo, prawda? - dodała z
uśmiechem. - Cóż by ze mną się stało, gdybym została w
Gallant Lake: nie podróżowałabym, nie miałabym porsche'a,
brakowałoby mi radości życia. Kobieta potrzebuje niekiedy
czasu, by odnaleźć samą siebie.
22
Przy stole zapanowała cisza. Gloria poczerwieniała Shari z
matką próbowały niezręcznie ratować sytuację, ale to Amery
wkroczył zdecydowanie, zwracając się do Brady'ego:
-
Wydaje mi się, że powinienem odnowić swoją polisę
od ognia. Daj mi znać przy najbliższej okazji, czy muszę opłacić
składkę. Nie mogę przecież w swych interesach obyć się bez
ubezpieczenia.
-
Sprawdzę twoją polisę, Amery - odrzekł Brady z
roztargnieniem.
Zdawał się nie zwracać uwagi na wrogie docinki swej żony.
Zwrócił się do Trenta:
-
Jak się panu wypoczywa nad jeziorem, Ravinder?
Trent przesłał Filomenie znaczący uśmiech.
-
Nie sądzę, żebym się mógł nudzić.
Filomena zauważyła aluzję w tej odpowiedzi i wiedziała, że
inni też ją zauważyli. Brady nachmurzył się. - Słyszałem, że
pracuje pan dla Asgard Development? - zapytał.
-
Owszem.
-
W ciągu ostatnich lat ta kompania wybudowała wiele
kurortów w Arizonie i na Hawajach.
-
Asgard specjalizuje się w budowie kurortów -
obojętnym głosem zauważył Trent.
-
Chodzą plotki, że Asgard przysłał pana, żeby się pan
trochę tu rozejrzał.
-
Czyżby? No cóż, zna pan powiedzenie o plotkach?
-
Znam powiedzenie o dymie. Trent popatrzył na niego.
-
Na pana miejscu nie traciłbym czasu na szukanie
ognia. Jestem tu na wakacjach, a nie służbowo.
Brady chrząknął i uniósł rękę.
-
Rozumiem, rozumiem. W pana branży trzeba trzymać
język za zębami. Ale proszę mi dać znać, jeśli mógłbym pomóc
i oprowadzić pana po okolicy. Mieszkam tu od urodzenia i mam
wiele znajomości. Sam zainwestowałem trochę w działki
budowlane.
23
-
Dziękuję panu - odparł Trent z powagą. - Będę o tym
pamiętał.
Brady zwrócił się do Filomeny:
-
No, koleżanko, musimy się spotkać, skoro jesteś w
naszym mieście. Mamy sobie wiele do powiedzenia. Czy
wspominałaś Trentowi, że byliśmy kiedyś zaręczeni?
Gloria patrzyła z bardzo obrażoną miną. Filomena już
chciała grzecznie zaprzeczyć, jakoby miała z Bradym wspólne
tematy do omówienia, ale nim zdołała otworzyć usta, wtrącił się
Trent:
-
Obawiam się, że Filomena będzie bardzo zajęta
podczas pobytu w Gallant Lake. Owszem, wspominała mi o
zaręczynach. Jak przed chwilą powiedziała, łatwo popełnić błąd,
gdy ma się dziewiętnaście lat. Ale teraz wie, czego chce.
Odkryliśmy, że mamy ze sobą wiele wspólnego.
-
No, no - odparł Brady wcale tym nie zrażony. Jego
twarz nabrała wyrazu przebiegłości. -A więc tak sprawy stoją.
Nie będziesz się pewnie nudziła w najbliższym czasie.
-
Tak myślę. - Filomena popatrzyła na Trenta. Czekają
mnie wysoce irytujące momenty, ale na pewno nie nudne.
Trent uśmiechnął się z pewną siebie miną.
-
Będę się starał ze wszystkich sił, by cię zadowolić.
Filomena złościła się w duchu, choć na twarzy miała słodki
uśmiech.
-
Powstaje pytanie, jak jesteś silny.
-
Przez ćwiczenie do mistrzostwa. Zawiozę cię dziś do
domu i w ten sposób trochę potrenuję. Jestem pewien, że
pewnego dnia osiągnę doskonałość.
Paxtonowie pożegnali się pośpiesznie. Filomena chłodno i
z dezaprobatą patrzyła na Trenta. Cóż, skoro on chce grać, ona
podejmie wyzwanie.
-
Jestem pewna, że twoje kwalifikacje są znakomite,
jeśli chodzi o budowę drogich kurortów. Ale podejmujesz się
zadania, które przekracza twoje umiejętności. Nie chciałabym
24
być świadkiem, jak starasz się ugryźć więcej niż zdołasz
przełknąć.
Popatrzył na nią z uśmieszkiem.
-
Nie martw się o mnie. Mam w sobie wiele
wewnętrznej, niespożytej siły.
Ciotka Agnes wzniosła ku niemu kieliszek.
-
Słuchaj go, dziewczyno. Wiele można by mówić ο
wewnętrznej sile mężczyzn. Ktoś taki jak Paxton z pewnością
jej nie ma. Znam go, bo był u mnie w szóstej klasie. Kiedy
powiedziano mi o waszych zaręczynach, wiedziałam, że
popełniłaś błąd. Czyż nie mówiliśmy ci tego razem z
George'em? Dobrze, że to się skończyło.
-
Słuchaj, Agnes - przerwał jej George - nie ma sensu
wracać do tamtej sprawy.
Shari spojrzała uważnie na siostrę.
-
Byłaby niespełna rozumu, gdyby zależało jej na
Paxtonie, ale nie możemy jej winić, jeśli zapragnie małej
zemsty. To nie takie trudne. Brady najwyraźniej pali się do
wznowienia dawnej znajomości, a Gloria stanowi łatwy cel.
-
To jakby łowić rybę w beczce - zauważył Trent. -
Filomena nie powinna zaprzątać sobie głowy zemstą. Takie
łatwe zagrywki nie są jej potrzebne.
Filomena bawiła się swym kieliszkiem. Ten facet zaczynał
ją denerwować.
-
Skąd możesz wiedzieć, co jest mi potrzebne, Trent?
Amery odchrząknął głośno.
-
Och, zrobiło się późno. Musimy jutro wcześnie wstać,
jeśli chcemy coś złowić.
Filomena uśmiechnęła się do ojca.
-
Chciałbyś mnie, tatusiu, schować przed wszystkimi?
Nie martw się. Świetnie się bawię.
Zostanę z Shari i Jimem.
Jednak Trent już był na nogach.
-
Amery ma rację. Czas, byśmy poszli. Podwiozę cię do
pensjonatu, Fil.
25
Filomena nawet nie drgnęła.
-
Dzięki, ale nie skorzystam. Miałabym ochotę jeszcze
potańczyć.
-
Czyżby? - Trent położył rękę na jej ramieniu. - A z
kim chcesz tańczyć?
-
Och, jest tu mnóstwo ludzi. - Rozbawiona Filomena
zatoczyła ręką krąg. - Z pewnością znajdzie się ktoś mojego
wzrostu. Na przykład Derek Overton, co, Shari? Miał mniej niż
metr siedemdziesiąt. Doskonały wzrost dla mnie.
Shari uśmiechnęła się znacząco.
-
Obawiam się, że nic z tego. Derek ogłosił, że jest
homoseksualistą. Został prawnikiem i przeniósł się do Portland
kilka lat temu.
-
Znajdzie się ktoś inny. - Filomena pomachała Trentowi
pożegnalnym gestem. - Zmykaj, Trent. Doskonale radzę sobie
sama, wbrew temu, co sądzi moja rodzina.
W odpowiedzi Trent położył ręce na jej ramionach.
-
Ale ja mogę sobie nie poradzić. Czuję, że zgubię się po
drodze bez ciebie jako przewodnika. Powiedz dobranoc,
Filomeno.
Świadoma, że rodzina patrzy na nią z niepokojem, a goście
z sąsiednich stolików zerkają z ciekawością, Filomena
postanowiła poddać się z wdziękiem.
-
Dobranoc, Shari, Jim. Bawcie się dobrze. Szkoda, że
nie mogę robić tego samego.
-
Nie udawaj nieszczęśliwej - poradził Trent, prowadząc
ją ku drzwiom. - Nikt nie będzie ci współczuł. Doskonale się
bawiłaś, terroryzując wszystkich, prawda?
-
Nie rozumiem, dlaczego wszyscy z uporem twierdzą,
że narobię tu jakichś kłopotów. Przyjechałam do rodzinnego
miasta na zasłużone wakacje i ślub mojej siostry. To wszystko.
-
Pływasz w tej wodzie jak zwinna, mała barrakuda, a
usiłujesz wyglądać nieszkodliwie i niewinnie.
-
Jestem nieszkodliwa i niewinna.
26
-
Akurat! Widziałem, jak ci się oczy zaświeciły, gdy
Paxtonowie podeszli do stołu.
-
Sam powiedziałeś, że próba zemsty na tych dwojgu to
jak łowienie ryb w beczce. Musisz przyznać, że zachowywałam
się poprawnie. Trent lekko wygiął usta.
-
Tak, przyznaję, że nie uległaś kilku pokusom, jakie
znalazły się na twej drodze. Nie uwodziłaś
Paxtona i nie byłaś zbyt złośliwa dla jego żony, choć
niewiele brakowało.
-
Zostałam sprowokowana. Otworzył szklane drzwi i
przepuścił ją na zewnątrz, w aksamitną noc.
-
Fakt. Ale nie wiem, jak daleko by sprawy zabrnęły,
gdyby reszta z nas nie trzymała cugli.
-
Niezbyt daleko. Zastawianie przynęty na Brady'ego
szybko by mi się znudziło. A któż chciałby się nudzić?
-
Zrobię wszystko, byś się nie nudziła - oznajmił Trent,
otwierając drzwi swego szarego mercedesa i zapraszając ją do
wnętrza.
Patrzyła przez szybę, jak obchodzi z przodu samochód i
wsiada. Nagle uświadomiła sobie, że Trent zajmuje wewnątrz
pojazdu bardzo dużo miejsca. Był rzeczywiście wielkim
mężczyzną. Odruchowo wcisnęła się głębiej w kąt fotela,
zapinając pasy. Trent zdjął swoją wytworną marynarkę i rzucił
ją niedbale na tylne siedzenie. Włączył silnik i łagodnie ruszył.
-
Zdaje się, że masz niezłą frajdę, Filomeno. Jeśli
uważasz, że to takie zabawne wrócić do rodzinnego miasta i
pokazać wszystkim, jak bardzo się zmieniłaś, dlaczego nie
zrobiłaś tego wcześniej?
Filomena wzruszyła ramionami.
-
Nie miałam okazji. Nie osiągnęłabym tego, co mam,
gdybym urządzała sobie wakacje. To mój pierwszy, prawdziwy
urlop od lat. Sam zajmujesz się interesami i musisz wiedzieć,
jak to jest.
27
Samochód wyjechał na wąską drogę, prowadzącą wzdłuż
jeziora w kierunku pensjonatu.
-
Wiem - odparł Trent. - Czasami musimy zwolnić
tempo i uporządkować naszą hierarchię wartości. Pamiętaj, że ja
też tu jestem na urlopie.
-
Brady Paxton jest innego zdania.
-
Nie interesuje mnie, co myśli Paxton. Interesuje mnie,
co ty myślisz.
-
Doprawdy?
Popatrzyła na niego ukradkiem. Miał twardy i nieugięty
wyraz twarzy. Czasami tylko rozjaśniał ją krótki, raczej
ironiczny uśmiech.
-
Dlaczego obchodzi cię, co ja myślę?
-
Chcesz wiedzieć prawdę?
-
Tak. Wiem, że wyświadczyłeś mojej rodzinie przy-
sługę, towarzysząc mi dziś wieczór. Ale dlaczego miałoby ci
zależeć na tym, co o tobie myślę?
-
Skoro pytasz, to znaczy, że niewiele nauczyłaś się
przez te ostatnie lata. Może powinniśmy porozmawiać o brakach
w twojej edukacji.
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy Trent nieoczekiwanie
zwolnił i skręcił na niewielką dróżkę, biegnącą ku jezioru.
Filomena wyprostowała się w fotelu. Zniknęła gdzieś jej
ciekawość i chęć przekomarzania się, ustępując miejsca innemu
rodzajowi wewnętrznego napięcia.
-
Dokąd jedziemy?
-
Do miejsca, gdzie dobrze biorą ryby. Twój ojciec
pokazał mi je wczoraj.
Zwolnił jeszcze bardziej. Wąska, nierówna droga wiła się
wśród sosen i jodeł. Filomena pomyślała, że powinna stanowczo
zaprotestować, nim dojadą do brzegu jeziora. Była niemal
przekonana, że Trent zawróci, jeśli ona zrobi awanturę. To
przecież przyjaciel rodziny. Jej ojciec darzył go sympatią i ufał
mu, a Trent okazywał Amery'emu wzajemny szacunek. Taki
człowiek nie nadużyje zaufania.
28
Może
właśnie
dlatego
nie
zaprotestowała.
Trent
prawdopodobnie zamierza ją pocałować, a to nie jest przecież
wstrząsające wydarzenie. Zdoła sobie z nim poradzić.
Trent zatrzymał mercedesa tuż nad brzegiem jeziora. Zgasił
silnik i opuścił szybę. Szum poruszanych wiatrem drzew
dobiegał teraz wyraźnie. Na ciemnej powierzchni wody odbijało
się słabe światło księżyca. Na drugim brzegu widać było
gdzieniegdzie jaśniejsze punkty: jakieś odległe budynki lub
przejeżdżające samochody.
Trent odpiął pas bezpieczeństwa i rozparł się swobodnie na
siedzeniu.
-
Wczoraj o świcie udało nam się tu złowić kilka ryb -
powiedział cicho. - Jezioro było jak tafla i widzieliśmy
najdrobniejszą zmarszczkę na powierzchni wody. Wiesz, mam
podobne odczucie obserwując ciebie: zewnętrzna otoczka
gładka, ale łatwo ją burzą wszelkie emocje, jakie odczuwasz.
Podoba mi się to. Uśmiech igra w twych oczach i na ustach tak
jak drobne fale, przebiegające po powierzchni jeziora. Również
irytacja i współczucie, życzliwość i złość.
-
Czy po to mnie tu przywiozłeś, by mi powiedzieć, że
łatwo czytać z mojej twarzy?
-
Nie. - Odpiął pas na jej fotelu. - Przywiozłem cię tutaj,
bo chcę się przekonać, czy namiętność przebiega przez ciebie
podobnie jak inne uczucia. Chcę się przekonać, czy zauważę te
drobne fale na powierzchni.
Filomena zesztywniała, czując, jak otaczają ją ramiona
Trenta, jak jej drobne ciało wpasowuje się w jego mocne
objęcia. Czuła jego żar, wdychała słaby zapach mydła i płynu po
goleniu.
-
Zatem przeprowadzasz na mnie eksperyment?-
zapytała.
-
Możesz to sobie nazywać, jak chcesz.
Pochylony nad nią, patrzył w jej twarz. Przesuwał ręką po
jej włosach, aż dotarł do nagiego ciała, odsłoniętego w głębokim
29
wycięciu sukni na plecach. Filomenę przebiegł lekki dreszcz,
gdy poczuła jego ciepłe palce na skórze.
-
Weź pod uwagę, że nie tylko ty możesz przeprowadzać
eksperymenty.
Przesunął opuszkami palców wzdłuż jej kręgosłupa.
-
Podzielę się z tobą wynikami mojego eksperymentu,
jeśli ty podzielisz się ze mną swoimi.
Filomenę ogarnął nagły lęk. Przez dwa tygodnie zręcznie
unikała wszelkich nieprzewidzianych wydarzeń. Teraz decyzja
wymykała jej się z rąk. To nie miał być przypadkowy
eksperyment.
Jednak było już za późno, by zatrzymać bieg wydarzeń.
Czuła, że jest w pułapce, a równocześnie spłynął na nią jakiś
dziwny błogostan. Założyła Trentowi ręce na barki i uniosła
twarz, ale zanim zdążyła zajrzeć mu w oczy, poczuła jego wargi
na swoich ustach.
Przez materiał koszuli odruchowo wczepiła się palcami w
jego twarde, sprężyste muskuły. To wszystko nie przebiegało
tak, jak oczekiwała, ale sama wiedziała niezbyt dokładnie, czego
właściwie oczekiwała.
Może spodziewała się bardziej powściągliwego podejścia,
trochę więcej wahania. Ale przecież powinna wiedzieć, że ten
mężczyzna jest pewny siebie i zuchwały. Powinna przewidzieć
jego żarliwą, niepohamowaną zaborczość. Nie jest typem
człowieka, który ma zwyczaj zatrzymywać się w pół dragi.
Pocałunek Trenta, głęboki i namiętny, porwał Filomenę i
wymusił odzew. Rozwarła mimowolnie usta i gdy poczuła dotyk
jego języka, przebiegł ją dreszcz. Trent odpowiedział z chciwym
pożądaniem. Przesunął rękami po obnażanym karku Filomeny,
po obcisłych rękawach sukni.
-
Wiedziałem - wyszeptał tuż przy jej ustach. -
Wiedziałem, że poczuję, jak drżysz.
-
Trent...
Jego palce wprawnym, delikatnym ruchem zsuwały już
suknię. Dżersejowe rękawy .opadły na nadgarstki, przód sukni,
30
jeszcze przed chwilą skromnie kończący się wysoko pod szyją,
zjechał niemal do bioder.
Zaskoczona Filomena siedziała bez tchu. Wydarzenia
biegły zbyt szybko, nie dając czasu na podjęcie decyzji.
Odchyliła się do tyłu, ale stwierdziła, że ręce ma
unieruchomione w rękawach sukni. Rozszerzonymi oczami
spojrzała na Trenta.
- To nic, moja droga Wiesz, że nie zrobię ci krzywdy.
Uwolnił dłonie z rękawów sukienki, patrząc przy tym na jej
nagie piersi. Pochylił głowę i leciutko pocałował dziewczęce
brodawki.
Filomenę znów przebiegł dreszcz, ale w ślad za nim
pojawiło się nerwowe napięcie.
-
Trent, to zaszło już za daleko - powiedziała miękko i
gardłowo, maskując emocje.
-
Pragnę cię po prostu dotknąć.
Jego głos nabrzmiewał pożądaniem, jednak Filomena
wyczuwała, że Trent panuje nad sobą.
Wiedziała, że jest z nim bezpieczna, ale nie mogła wyzbyć
się wrażenia, że spaceruje po linie. Jęknęła cicho, kiedy palcami
objął jej małe piersi, muskając delikatnie brodawki.
Gdy miała już wolne ręce, zamiast odsunąć się od Trenta i
nałożyć sukienkę, przywarła do niego. Ukryła rozpaloną twarz
w jego ramionach i zamknęła oczy, a przez ciało przebiegł
dreszcz.
-
Wiedziałem, że tak będzie - szepnął niskim głosem. -
Ilekroć na ciebie patrzyłem, czułem niemal ból wyobrażając
sobie, jak to będzie. Nie rozumiem, jak mogłem czekać aż tak
długo.
-
Och, Trent. ..
-
Cicho. Po prostu odpręż się i pozwól, żeby się to stało.
Bo to się musi stać. - Nie dzisiaj.
-
Jeśli nie tej nocy, to innej. Równie dobrze może być
teraz.
31
Filomena postanowiła oprzeć się temu zniewalającemu
głosowi. Wyobraziła sobie, jak rodzice patrzą domyślnie na
zegarek, by zobaczyć, ile Trentowi i ich córce zajmuje droga
powrotna do domu.
-
Moja rodzina widziała, jak odjeżdżamy sprzed klubu
tuż przed nimi. Jeśli nie pojawimy się na czas w domu, będą
wiedzieli...
-
Dlaczego miałoby ich to dziwić? Przecież w
pensjonacie nie mamy okazji do prywatnych spotkań. Oni to
zrozumieją.
-
Trent, nie mam zamiaru dopuścić do tego, by wszyscy
myśleli, że dałam się uwieść od razu, kiedy tylko zostałam z
tobą sam na sam.
-
Dlaczego miałabyś przejmować się tym, co sobie
myślą?
Przesuwał ręką po jej biodrach i niżej, aż do wypukłości
pośladków. Ujął je delikatnie.
-
Masz dwadzieścia osiem lat i zdołałaś wszystkich
przekonać, że jesteś dorosła. Możesz robić, co chcesz.
-
Słusznie. - Udało jej się przywołać zdrowy rozsądek. -
A chcę właśnie, żeby jutro przy śniadaniu nie patrzono na mnie
z ukosa. Ledwo cię znam i nie mam zamiaru dać się uwieść na
przednim siedzeniu samochodu.
-
Może wolisz tylne siedzenie? - Muskał jej ucho pod
puklami bujnych, rudych włosów. – Jak cudownie pachniesz.
-
Trent, przestań.
W jego głosie wyczuła spokojną rezygnację.
Najwyraźniej nie chciał dzisiaj jej zmuszać.
-
Odsuwasz tylko od siebie rzecz nieuniknioną. Chyba
zdajesz sobie z tego sprawę – powiedział miękko.
-
Nie - odrzekła cierpko, poprawiając sukienkę. - Nie po
to przyjechałam do domu, by mieć wakacyjny flirt z jednym z
gości moich rodziców.
-
Czy ktoś czeka na ciebie w Seattle?
-
Wielu czeka na mnie w Seattle.
32
-
Ale jakiś konkretny mężczyzna?
Filomena energicznie zapięła pasy!
-
To chyba nie twoja sprawa. Jedźmy do domu. Jest już
późno.
-
Jeśli sobie tego życzysz ...
-
Tak, życzę sobie.
Włączył silnik i wyprowadził samochód na główną drogę.
Odezwał się do niej dopiero wtedy, gdy przybyli na parking
przed pensjonatem.
-
Miałem rację - powiedział tonem, w którym słyszało
się satysfakcję.
-
O co chodzi? - Filomena popatrzyła na niego
podejrzliwie.
-
Czułem w tobie namiętność, tak jak oczekiwałem. To
było wspaniałe, elfie, choć teraz przez pół nocy nie będę mógł
spać.
Filomena wysiadła z samochodu i ruszyła w stronę domu
rodziców, który stał za głównym ciągiem bungalowów. Gdy
wbiegała po schodach, pomyślała sobie, że mimo wszystko
dzisiejszy wieczór nie był tak zabawny, jak się spodziewała.
ROZDZIAŁ 3
Następnego dnia Filomena zrobiła sobie wspaniałą
przejażdżkę z pensjonatu nad jeziorem w kierunku Gallant Lake.
Powietrze było świeże i ciepłe zarazem. Od strony lasów
okalających szosę falami wpadał przez otwarte okna samochodu
wspaniały zapach sosen. Porsche jak zawsze był jej posłuszny.
Nareszcie jestem sama, pomyślała z uśmiechem. Podjęła się
przywiezienia z miasta rozmaitych produktów na wesele Shari,
miała więc świetną wymówkę, żeby się wyrwać na chwilę z
domu.
33
Podczas śniadania, jak oczekiwała, poddana została
małemu śledztwu. Zniosła je nieźle. Na szczęście posiłki
spożywano w jadalni pensjonatu, w obecności wielu gości, z
którymi należało rozmawiać i dbać o ich samopoczucie.
Amery i Trent udali się przed świtem na ryby i do wpół do
ósmej nie powrócili. Śledztwo prowadziła więc matka Filomeny
i Shari.
-
Dobrze bawiłaś się wczoraj wieczorem? - zapytała
siostra, gdy Filomena nalewała sobie kawy.
-
Znakomicie - odrzekła Filomena, a ponieważ nie
udzielała dalszych wyjaśnień, matka wtrąciła się do rozmowy:
-
Trent Ravinder to sympatyczny człowiek, prawda? Tak
się cieszymy, że zamieszkał w naszym pensjonacie. Amery
twierdzi, że jest interesujący i że świetnie się z nim łowi ryby.
-
Przyznaję, że jest interesujący, ale nie nazwałabym go
sympatycznym - odpowiedziała Filomena.
-
Zaspokój naszą ciekawość i przejdź do rzeczy -
ponagliła ją Shari. - Czy zrobił wczoraj jakiś krok? Mama
twierdzi, że byliście w domu dwadzieścia minut po nich.
Filomena uśmiechnęła się dobrodusznie.
-
Trent źle skręcił i dlatego przyjechaliśmy trochę
później.
Shari uśmiechnęła się domyślnie.
-
Och, nie uwierzę.
-
W co? W to, że źle skręcił? Wiesz przecież, jak wiele
różnych bocznych dróg jest wśród tych wzgórz. Łatwo gdzieś
zjechać.
-
Ach tak, zboczył z drogi, gdy ty siedziałaś obok? Nie
opowiadaj, Fil. Znasz tu każdą najmniejszą ścieżkę. Powiedz,
uwodził cię? - Shari zwróciła się do matki, mrugając
porozumiewawczo. - Mówiłam ci. Nie trzeba się martwić, że Fil
coś wykręci z Bradym Paxtonem. Już Trent się nią zajmie.
-
Taki sympatyczny człowiek - powtórzyła Meg
Cromwell szczerym tonem. - Wiesz, Fil, martwiłam się ostatnio,
że stajesz się trochę zbyt wybredna, jeśli chodzi o mężczyzn.
34
Nie młodniejesz przecież, a statystyki mówią, że kobiecie w
twoim wieku coraz trudniej znaleźć męża.
Filomena roześmiała się.
-
Zapewniam cię, mamo, że gdy tylko zechcę, mogę
wyjść za mą? Nie wyobrażasz sobie, ilu mężczyzn chce się
żenić, znając moje dochody. Wierz mi, dochody spółki
Cromwell & Sterling z nadmiarem rekompensują te wszystkie
złowróżbne dane statystyczne.
-
Trent Ravinder na pewno nie myślałby o małżeństwie
dla korzyści ze spółki Cromwell & Sterling - zaoponowała Meg.
- Sam zarabia fortunę w Asgard Development. Ponadto świetnie
sobie radzi w handlu nieruchomościami. Wuj George twierdzi,
że Trent ma wyczucie w tych sprawach. Uważa, że mógłby z
łatwością wykupić całą firmę Cromwell & Sterling, gdyby tylko
chciał.
-
To mało pocieszające - odparła Filomena w
zamyśleniu.
-
Robisz trudności - oświadczyła Shari. - Ale uważaj:
Trent cię osacza i nim się zorientujesz, będzie za późno.
Filomena parsknęła śmiechem i na tym skończono
rozmowę.
Teraz, jadąc krętą szosą do miasta, pomyślała, że całe to
wypytywanie mogło przebiegać znacznie gorzej. Bez wątpienia
jej rodzina była zachwycona Trentem Ravinderem. A ponieważ
wszyscy z niepokojem oczekiwali rozegrania sprawy z
Paxtonem, zupełnie zrozumiałe, że najchętniej widzieliby
Filomenę razem z Trentem.
Najbardziej tajemnicze było jednak to, dlaczego Trent
pozwalał sobą tak łatwo manipulować. Może jego zachowanie
poprzedniego wieczora wyjaśnia tę zagadkę?
Wszystko się zgadza. Trent przebywa kilka tygodni w dość
ustronnym, pozbawionym rozrywek miejscu i flirt z córką
właściciela pensjonatu mógłby się okazać dość interesującym
sposobem spędzenia czasu. A w dodatku rodzina przyklaskuje
całej sprawie.
35
Pewność siebie, jaką okazywała Filomena, brała się z
sukcesów w interesach, a nie z porywających przygód
miłosnych. Osobie pracującej tak ciężko nie zostawało wiele
czasu na miłostki.
Ponadto Filomena w głębi duszy czuła, że nie jest
stworzona do ulotnych romansów. Być może tkwiła w niej
ciągle małomiasteczkowa dziewczyna, a może zbytnio brała
sobie wszystko do serca.
Choć gdy tak o tym myślała, uświadomiła sobie, że trudno
jej będzie trzymać się z dala od Trenta - wczorajszy pocałunek
zmusił ją do przyznania się przed samą sobą, że ten mężczyzna
ją pociąga. Następnych kilka tygodni spędzą blisko siebie, a to
może być niebezpieczne. Znacznie bardziej niż ewentualny
rozwój sytuacji z Paxtonem. Dziwne, że rodzina tego nie
rozumie.
Z pewnością dlatego, że ślepo ufają Trentowi. Nie mogła
ich za to winić. Zachowanie Ravindera wzbudzało respekt i
zaufanie.
Filomena z fasonem zaparkowała porsche'a przed bankiem.
Wysiadając z samochodu pomachała ręką kilku ludziom, którzy
rozpoznali ją i jej auto. Uśmiechnęła się w duchu widząc, jak z
podziwem patrzą na porsche' a i na nią. Miała na sobie gładką
sukienkę z szerokim, śmiałym pasem i wiedziała, że w tym
stroju, pełnym zawadiackiego wdzięku, wygląda doskonale.
Szybko uporała się ze sprawunkami, ale gdy upchnęła je w
bagażniku; doszła do wniosku, że jeszcze nie pora wracać do
domu. Z pewnością jest już tam Trent, a ona nie bardzo wie, jak
zachować się w stosunku do niego. Dobrze zrobiłaby jej teraz
filiżanka kawy. Filomena ruszyła w kierunku pobliskiego
lokaliku. Weszła do środka i natychmiast powitał ją głos stojącej
za kontuarem kobiety:
-
Kogo widzą moje oczy? To ty, Fil? Ktoś powiedział
mi, że tamten szykowny samochodzik należy do ciebie. Nie
chciałam wierzyć. Niech ci się przyjrzę. Ależ jesteś ubrana!
Pokaż się z tyłu.
36
Filomena posłusznie wykonała obrót, demonstrując
trójkątny dekolt, który prowokacyjnie odsłaniał kawałek ciała, i
czarne guziki, podkreślające rozcięcie spódnicy z tyłu.
-
No i co o tym myślisz, Muriel? Dołączamy to do
naszej najbliższej kolekcji.
-
Chcesz znać moje zdanie? - Muriel chrząknęła
niedowierzająco. - To jest bardzo ekstrawaganckie, ale ja nie
jestem ekspertem od mody, wiesz o tym. Chociaż na tobie
wygląda świetnie. Słyszałam, że zrobiłaś wczoraj furorę w
klubie.
Filomena skrzywiła się.
-
Chcesz powiedzieć, że miałaś już raport o tym, co
wydarzyło się wczoraj wieczorem?
-
Sama wiesz, jak szybko krążą tu plotki. Słyszałam
również o odczycie, jaki miałaś dla dziewcząt kilka dni temu.
Były olśnione.
-
Dziewczyny w tym wieku zawsze interesują się modą.
Muriel chrząknęła.
-
Z tego, co słyszałam, to nie moda najbardziej je
zainteresowała. Przekonywałaś je, że jeśli zechcą naprawdę
pracować, mogą osiągnąć taki sam sukces jak ty. Dobrze, że
ktoś im to mówi. Nastolatki powinny zdawać sobie sprawę, że
istnieje coś poza chłopcami.
-
Przedstawiłam im również swą opinię o chłopcach.
-
Słyszałam - skinęła Muriel. - że chłopców należy
traktować jak cukierki, prawda? Nadmiar powoduje próchnicę
zębów.
-
Mam nadzieję, że zrozumiały.
-
Nawet jeśli nie, to z pewnością osoby, prowadzące
społecznie ten klub, doceniły pieniądze, jakie ofiarowałaś na
jego potrzeby. Już one to odpowiednio wykorzystają. Robią
wiele dobrego dla tych dzieciaków. Siadaj i opowiadaj, co u
ciebie słychać.
Rozmawiały z kwadrans, ale potem kawiarenka zapełniła
się klientami i Muriel przeprosiła:
37
-
Wybacz, ale muszę wrócić do pracy. Dopij swoją
kawę, Fil. Słyszałam, że trochę tu u nas pobędziesz, więc może
jeszcze sobie pogadamy, co?
-
Tak, wpadnę kiedyś znowu.
-
Koniecznie. Pozdrów matkę.
-
Dziękuję, Muriel.
Filomena piła powoli kawę i patrzyła zamyślona przez
okno na ulicę i położone przy niej sklepy. Tak niewiele tu zaszło
zmian, od kiedy opuściła miasto. Nagle poczuła czyjąś obecność
obok. Spojrzała w górę.
-
Cześć, Fil. Ktoś mi powiedział, że stoi tu twój zielony
porsche, więc postanowiłem zajrzeć do kawiarni i sprawdzić,
czy jesteś tutaj. Sam mam ochotę na filiżankę kawy.
Brady usiadł, nie czekając na zaproszenie i skinął na
Muriel.
-
To jest dopiero samochód, Fil. Prawdziwe cacko.
Przechylił się do przodu, oparł ręce na stoliku i uśmiechnął się.
Filomena pamiętała ten uśmiech. Kiedyś wydawał jej się
chłopięcy, serdeczny i seksowny. Obecnie, gdy miała za sobą
dziewięć lat w brutalnym świecie biznesu, wiedziała, co taki
wyraz twarzy oznacza -uśmiech komiwojażera.
-
Dobrze bawiłaś się wczoraj, Fil? - spytał Brady, gdy
Muriel nalewała mu kawę.
Filomena dostrzegła w jej oczach wyraz lekkiej
dezaprobaty.
-
Fantastycznie. A ty?
Brady wzruszył ramionami.
-
Jak zwykle. Od dziewięciu lat chodzimy z Glorią do
klubu prawie w każdą sobotę. Rutyna.
Filomena zastanawiała się, do czego zmierza ta rozmowa.
-
To bardzo miłe miejsce - rzuciła obojętnie.
-
Tobie wydaje się na pewno banalne, po tych
wszystkich wojażach i wielkomiejskim życiu. - Brady spojrzał
na nią bacznie. - Zmieniłaś się, Fil. Ten samochód, stroje -
zrobił szeroki gest ręką - i w ogóle wszystko.
38
Filomena wiedziała, że "w ogóle wszystko" ma oznaczać
pewność siebie, której tak jej brakowało przed dziewięciu laty.
Uśmiechnęła się lekko.
-
Czas nie stoi w miejscu, Brady. Byłam zajęta przez
ostatnich kilka lat.
-
Słyszałem. - Nachylił się jeszcze bardziej, usiłując
stworzyć atmosferę większej bliskości. - Czy kiedykolwiek
wspominałaś dawne dzieje, Fil? Nas dwoje?
-
Nie - odparła pogodnie.
-
A ja wspominałem - przyznał otwarcie.
-
Strata czasu.
-
Czasami jednak musiałaś rozważać, cośmy razem
stracili, ty i ja.
-
Nie mam za dużo czasu na takie rozważania.
-
A ja o tym sporo myślę. Jeśli chodzi o mnie i Glorię, to
nie ułożyło się tak, jak oczekiwałem.
-
Rzadko sprawy układają się tak, jak oczekujemy. W
moim przypadku ułożyły się one lepiej, niż mogłam się
spodziewać, mając dziewiętnaście lat.
-
Nigdy nie wyszłaś za mąż - stwierdził Brady takim
tonem, jakby ten fakt był dowodem, że Filomena ciągle ma
zadrę w sercu.
-
Nawet nie miałabym na to czasu.
-
Bardzo cię wówczas zraniłem, co?
Filomena uśmiechnęła się szeroko.
-
Chcesz znać prawdę, Brady? To że zobaczyłam ciebie
z Glorią w łóżku, było najlepszą rzeczą, jaka mnie kiedykolwiek
spotkała. Zawsze byłam wam za to głęboko wdzięczna. Kiedy
pomyślę, ile bym straciła, poślubiając ciebie ... - pytanie zawisło
w powietrzu - przechodzą mi ciarki po plecach. Wierz mi,
Brady. Mam wobec ciebie nie spłacony dług wdzięczności za
zerwanie tamtych zaręczyn.
W oczach Brady' ego pojawił się zły błysk.
39
-
Myślę, że miałaś wielu mężczyzn przez te lata -
powiedział chłodno. - Czy z tego Ravindera też zamierzasz
zdjąć skalp i przytwierdzić sobie do pasa?
Filomenę już zaczęła ogarniać wściekłość, ale nagle
roześmiała się, wyobrażając sobie skalp Trenta u swego pasa.
-
Nie ma w tym nic śmiesznego - powiedział groźnie
Brady.
-
Nieważne. No, Brady, żałuję, ale mama czeka na mnie.
Muszę już wyruszać.
-
Zaczekaj. - Brady wyciągnął rękę. - Chciałbym z tobą
porozmawiać.
-
Nie sądzę, byśmy mieli sobie wiele do powiedzenia.
-
Do diabła, Fil. To są ważne sprawy. Interesy.
Popatrzyła na niego wojowniczo.
-
Jakie interesy?
-
Handel nieruchomościami. - Brady mówił jej niemal
do ucha, ściszonym głosem. - Wiem, że Ravinder przyjechał tu,
by obejrzeć działki nad jeziorem.
-
On temu zaprzecza.
-
A czego oczekujesz? że wszystko wypaple? Uwierz
mi, przyjechał tu w sprawach, służbowych. Wiesz, możesz mi
wyświadczyć wielką przysługę, Fil.
-
Wątpię - odparowała. Teraz już wiedziała, do czego
zmierzała ta cała rozmowa.
-
I dla ciebie znalazłby się również kąsek - powiedział
Brady chytrze. - Słyszałem, że jesteś teraz przedsiębiorczą
kobietą, więc z pewnością to cię zainteresuje. Nie powiesz mi,
że twojej firmie nie przydałby się zastrzyk kapitału.
Trudno było nie przyznać mu racji. Spółka Cromwell &
Sterling szukała obecnie kapitału. Lepiej jednak, żeby Brady o
tym nie wiedział, i Filomena postanowiła milczeć.
-
To będą pieniądze, gwarantuję ci. Musisz jedynie
wykorzystać wpływ, jaki masz na Ravindera i dowiedzieć się,
którymi konkretnie terenami jest zainteresowany. Mam
upoważnienia do sprzedaży wielu działek w okolicy. Założyłem
40
towarzystwo handlu nieruchomościami, które gromadziło przez
wiele lat ziemię, na wypadek gdyby, tak jak teraz, pojawił się
jakiś amator. Dowiedz się, co zamierza Ravinder, a ja
wykorzystam swe upoważnienia na odpowiednie parcele. A
potem sprzedamy ziemię Asgardowi.
-
Za potrójną cenę? - spytała uprzejmie Filomena.
-
Na tym właśnie polega robienie interesów, Fil. - Brady
popatrzył na nią z niecierpliwością. - W tym jest fortuna, jeśli
dobrze zagramy naszymi kartami. - I ja mam być kartą, którą ty
chcesz zagrać?
-
Posłuchaj, możesz uzyskać odpowiednie informacje.
Ravinder jest tobą zainteresowany. Każdy to widzi. Łatwo
będzie ci wybadać, jakie tereny ma zamiar polecić Asgardowi.
Jeśli wszystko pójdzie dobrze, moi wspólnicy i ja zapłacimy ci
prowizję, powiedzmy pięć procent.
-
Twoja hojność mnie przytłacza.
-
Dobrze, niech będzie osiem procent. Fil, co za
problem? Przecież już z nim sypiasz, prawda?
-
Nieprawda. - Filomena popatrzyła zimno na Brady'
ego. - Nie sypiam z nim i przyjmij do wiadomości, że
wypraszam sobie wszelkie domysły na ten temat. Jestem kobietą
interesu, a nie prostytutką. I jeśli nie zaprzestaniesz swoich
insynuacji, ogłoszę całemu miastu to, o co mnie przed chwilą
prosiłeś. Powiem też wszystko Ravinderowi. Rozumiemy się,
Brady?
-
Uspokój się. Co się z tobą dzieje? Jeśli jesteś
biznesmenką, to najlepiej wiesz, że mówię o rzeczach
powszechnie praktykowanych. Masz możliwość pomóc staremu
przyjacielowi i sama przy tym trochę zarobić. Nie proszę cię,
byś uwodziła tego człowieka. Pomyśl o tym tylko, Fil.
Filomena uśmiechnęła się ostrzegawczo.
-
Brady, mój stary przyjacielu, dziewięć lat temu
dowiedziałam się o tobie wszystkiego, czego potrzebowałam.
Najważniejsze z tego było to, że nie można ci ufać. Nigdy nie
prowadzę interesów z osobami, którym nie mogę ufać. Mam
41
nadzieję, że to rozumiesz. żegnaj, Brady. Wracaj do domu, do
żony. Tak bardzo ci na niej zależało dziewięć lat temu. Brady
popatrzył na nią domyślnie.
-
Nadal nie możesz się z tym pogodzić, co? Dlatego
nigdy nie wyszłaś za mąż, prawda?
Dlatego jesteś tak urażona. Ale teraz wszystko się zmieniło.
Ty się zmieniłaś i ja się zmieniłem. Jesteś znacznie bardziej
atrakcyjną kobietą. Teraz możemy naprawdę się do siebie
zbliżyć.
-
Nie licz na to - powiedziała bez ogródek. Odwróciła
się i ruszyła w stronę drzwi. Zdawała sobie sprawę, że zarówno
Muriel, jak i goście w barze patrzą za nią z zaciekawieniem, ale
była zbyt wściekła, by na to zwracać uwagę. Brady Paxton nie
zmienił się przez te ostatnie lata. Pozostał nędzną kreaturą.
Biedna Gloria.
Filomena rzuciła torebkę na przedni fotel porsche' a i
usiadła za kierownicą. W dobrze znajomym wnętrzu samochodu
odprężyła się. Nie powinna była dopuścić do tego, by Brady ją
obrażał. Zadrżała na myśl o tym, co pomyślałby Trent, gdyby
dowiedział się o całym zajściu.
Lepiej
nie
budzić
licha,
pomyślała,
wyjeżdżając
samochodem na główną szosę. Trent utrzymywał, że przyjechał
tu na wakacje i była skłonna mu wierzyć. Ten mężczyzna
zdawał się bardzo serio traktować sprawy honoru i morale. Nie
będzie kłamał i nie będzie mu się podobało, że ktoś knuł intrygę,
w której Filomena miała działać przeciw niemu. Nie ma sensu
prowokować jego gniewu.
Do parkingu przy pensjonacie w Gallant Lake dojechała już
w lepszym nastroju. Wysiadła z samochodu i zaczęła
wydobywać pakunki.
-
Pomogę ci - usłyszała głos Trenta.
Wyprostowała się gwałtownie. Zmrużyła oczy, patrząc na
niego pod słońce. Wydał jej się bardzo wysoki, gdy tak stał w
wypłowiałych dżinsach, kraciastej koszuli i sfatygowanych
butach. Wcale nie wyglądał teraz na dobrze prosperującego
42
biznesmena, raczej na człowieka, który zarabia na życie pracą
własnych rąk na świeżym powietrzu.
-
Cześć, Trent - pozdrowiła go, cofając się odruchowo. -
Jak udało się wędkowanie?
-
Nieźle. Jak zwykle w towarzystwie twego ojca. -
Wziął od niej jeden z pakunków i zmierzył ją wzrokiem. -
Dlaczego to zrobiłaś?
-
Zrobiłam co?
-
Odsunęłaś się, gdy podszedłem do ciebie bliżej.
Filomena wzruszyła ramionami.
-
Nie lubię po prostu, gdy ktoś nade mną góruje.
-
Zwłaszcza mężczyźni? - spytał, podążając za nią.
-
Zwłaszcza mężczyźni - przyznała łagodnie. - zasłaniają
mi światło. Czy będziemy mieć na obiad ryby, które dziś
złowiłeś?
-
Nie wiem, co będą mieć inni, ale ty i ja zjemy kanapki
z tuńczykiem, marynowane ogórki i frytki.
Przystanęła i odwróciła się zdumiona.
-
My?
-
Aha. - Trent był najwyraźniej z siebie zadowolony.
-
Jedziesz ze mną na piknik. Twoja matka kazała
szefowi kuchni zapakować dla nas obiad. Kiedy ostatnio byłaś
na pikniku, Filomeno?
-
Nie byłam już od wieków - przyznała, nadal patrząc na
niego niepewnie. Piknik oznaczał sam na sam z Trentem. Nie
była pewna, czy to najlepszy pomysł.
-
Nic się nie martw - powiedział miękko, jakby czytał jej
w myślach. - Postaram się nie zasłaniać ci zbyt wiele światła.
Odnalazła w jego oczach obietnicę i zachętę. Dlaczego
miałaby się obawiać? Zresztą nie jest już przecież znerwicowaną
nastolatką.
-
No cóż, jest cudowna pogoda na piknik - powiedziała
po krótkim namyśle.
-
Istotnie - potwierdził z czarującym uśmiechem.
43
Trzy kwadranse później przybyli na miejsce, które wybrał
Trent. Na odosobnioną plażę nad jeziorem. Leżało na niej kilka
wygodnych kamieni, gdzie można było usiąść, a za nimi
rozciągał się pas ocienionej ziemi pokrytej sosnowym igliwiem.
Trent zastanawiał się, czy trudno mu będzie skłonić Filomenę,
żeby położyła się na tym sosnowym materacu.
Obserwował, jak rozpakowywała kosz z prowiantami. Jej
rude włosy błyszczały w słońcu, prześwitującym przez drzewa.
Ubrana była teraz w dżinsy i niebieskawą bluzkę o męskim
kroju, podkreślającym jednak kobiece kształty.
Trent przeżywał katusze wyobrażając sobie, jak trzyma w
dłoniach krągłe pośladki Filomeny, unosi ją w górę i przytula,
tak że na torsie czuje miękki dotyk jej drobnych piersi. Obrazy
płonęły mu w mózgu, aż poczuł, że ciało zaczyna już reagować
na te fantazje.
Zdusił w myślach przekleństwo i dyskretnie zmienił
pozycję, opierając się wygodniej o głaz.
-
Jak udała ci się przejażdżka do miasta? - zaczął
rozmowę.
Postanowił, że ten piknik powinien przebiegać bardzo
zwyczajnie. Poprzedniej nocy potwierdziło się, że oboje są dla
siebie fizycznie atrakcyjni. Teraz Trent miał pewność, że gdy
nadejdzie właściwy moment, dziewczyna ulegnie mu. Mógł
więc czekać.
-
Bardzo dobrze. Załatwiałam sprawunki dla matki.
-
Twój tata twierdzi, że prowadzisz swego porsche'a tak,
jakbyś trenowała do wyścigów w Indianapolis.
Filomena zaśmiała się krótko.
-
Czy to cię niepokoi? Biedny Trent. Bierzesz na siebie
straszną odpowiedzialność, martwiąc się o wszystko, poczynając
od moich ubrań, a kończąc na mojej jeździe samochodem.
Wkrótce osiwiejesz.
-
Rozumiem, dlaczego Amery niepokoi się o ciebie.
-
Moi rodzice zawsze się o mnie niepokoili. Przyczyną
ich zmartwień było to, że jako uczennica nie prowadziłam życia
44
towarzyskiego. Shari, która jest ode mnie prawie dwa lata
młodsza, umawiała się ze wszystkimi chłopakami, zanim
jeszcze ojciec pozwalał jej wychodzić wieczorami z domu. Ja
natomiast zawsze siedziałam w domu i czytałam książki lub
pilnowałam dzieci. Shari należała do grupy zapalonych kibiców
futbolu. Ja nigdy nie byłam na żadnym meczu. Potem, w czasie
pierwszego roku college'u, gdy zaczęłam umawiać się z
Bradym, rodzice wpadli w panikę.
-
Nie lubili go?
-
Myśleli, że on wykorzysta swą przewagę nade mną i
po prostu zrobi sobie zabawę - odpowiedziała obojętnie
Filomena. - Nie oni jedni. Każdy się dziwił, co też Brady we
mnie widzi. Wyobrażasz sobie, jak to pozytywnie wpłynęło na
moją samoocenę. Kiedy okazało się, że wszyscy mieli co do
niego rację, moja rodzina ponownie zamartwiała się o mnie.
Wiedzieli, jak byłam upokorzona. Gdy na jesieni powróciłam do
college'u, odetchnęli nieco. A potem znów zmartwienie, gdy
wybrałam jako specjalizację sztuki piękne zamiast czegoś
bardziej praktycznego. Kiedy trzy lata temu otworzyłyśmy z
Glenną własną firmę, mama i tata ponownie panikowali.
Wiedzieli na pewno, że nastąpi klapa, bo ja nie mam bladego
pojęcia o interesach. Zapomnieli jednak, że szybko się uczę. -
Filomena popatrzyła na niego roześmianymi oczami. - Czy mam
mówić dalej?
-
Chyba rozumiem, o co chodzi. A więc teraz
powróciłaś do miasta i rodzina ma nowy powód do zmartwień.
-
Najwyraźniej całą masę nowych powodów. Nie tylko
chodzi o to, bym nie wywołała jakiegoś skandalu z Bradym.
Teraz mama zaczyna się niepokoić, że mam już dwadzieścia
osiem lat, a jeszcze nie wyszłam za mąż. Naczytała się zbyt
wielu statystyk. Gdy tłumaczę jej, że niezbyt interesuje mnie
małżeństwo, jest rzeczywiście strapiona.
-
Naprawdę nie interesuje cię małżeństwo? - spytał
Trent z niepokojem.
-
Naprawdę. Mam teraz inne sprawy na głowie.
45
-
Na przykład?
-
Sprawy zawodowe. - Popatrzyła na niego. - Ale czy to
cię ciekawi?
-
Oczywiście. - Chciał wiedzieć o niej jak najwięcej. -
Zauważ, że sam prowadzę interesy.
-
Gdy widzę cię w takim ubraniu jak teraz, trudno w to
uwierzyć.
-
To błąd, gdy pozwala się, by jedna sfera życia
zdominowała wszystkie pozostałe - stwierdził poważnie Trent. -
Przekonałem się o tym niedawno.
-
Czy dlatego zrobiłeś sobie tego lata długie wakacje?
Próbujesz odzyskać równowagę w życiu?
Popatrzył jej w oczy.
-
Jak się tego domyśliłaś?
-
Nie wiem - wyznała. - Ale ludzie pracujący w dużych
firmach nie biorą na raz całych sześciu tygodni urlopu. Za dużo
jest pilnych spraw. Jeśli, jak utrzymujesz, nie jesteś tu, by
węszyć dla Asgarda, to może robisz jakieś poszukiwania,
powiedzmy, osobiste. .
-
Jesteś przenikliwą kobietą, Filomeno. Masz rację.
Robię poszukiwania. Mam trzydzieści sześć lat i czegoś mi w
życiu
brakuje.
Przyjechałem
tu,
by
wszystko
sobie
uporządkować i przemyśleć.
Oczy Filomeny były pełne ciepłego zrozumienia.
-
Jesteś inteligentnym i odważnym mężczyzną. Nie
każdy miałby odwagę zrobić bilans swego życia i podjąć
rozstrzygające decyzje. Większość ludzi woli biernie dryfować.
-
Chyba przechodzę właśnie kryzys średniego wieku.
Potrząsnęła głową.
-
Nie, to nie jest kryzys, skoro panujesz nad sytuacją i
wpływasz na nią w racjonalny sposób.
Trent poczuł się nieswojo. Przyjechał tu z Filomeną, by
dowiedzieć się o niej czegoś więcej, a tymczasem to ona
prowadzi badania psychologiczne. Najwyższa pora odwrócić
role.
46
-
Opowiedz mi o tych sprawach zawodowych, które są
dla ciebie o niebo ważniejsze od małżeństwa.
Zaśmiała się.
-
Zwykłe problemy, jak to w biznesie. Moja
wspólniczka i ja postanowiłyśmy rozszerzyć działalność.
Myślimy o własnych sklepach, zamiast jak dotychczas
sprzedawać przez sieć domów towarowych. To dałoby nam
znacznie większą możliwość dostosowania się do potrzeb rynku
– mówiła z entuzjazmem. - Mamy również zamiar powiększyć
nasz asortyment o ubrania sportowe dla kobiet, których
rozmiary przekraczają przeciętne. Projektanci nie myśleli o nich
dotychczas, podobnie jak o nas, małych.
-
Skąd macie zamiar wziąć kapitał?
-
To część problemu - przyznała. -Pracujemy nad tym z
Glenną. Wystąpiłyśmy o pożyczkę do banku, który sfinansował
nas trzy lata temu. W przeszłości okazywali nam rozsądną
pomoc, myślę, że i teraz tak będzie.
-
Może nie powinnyście startować od razu z dwoma
przedsięwzięciami - zasugerował Trent. - Otwarcie sieci
własnych sklepów będzie bardzo kosztowne, podobnie
uruchomienie produkcji nowych modeli odzieży. Skupcie się na
jednym, a drugie niech trochę poczeka.
Popatrzyła na niego przenikliwie.
-
Nie znasz się na sprawach mody.
-
Owszem, ale znam się na takich podstawowych
sprawach, jak niebezpieczeństwo nadmiernej ekspansji czy
problem znalezienia źródeł finansowania. Może powinnyście
zasięgnąć porady u konsultanta finansowego, zanim zrobicie
krok, który może pogrążyć was i waszą firmę. Znam pewnego
człowieka w Seattle, nazywa się Handel. Specjalizuje się w
doradzaniu rozwijającym się firmom, takim jak wasza. Wie,
jakie niebezpieczeństwa czyhają w okresie nowych inwestycji.
Wiele spółek upadło na podobnym etapie rozwoju.
-
Jeśli potrzebna mi będzie twoja rada, poproszę o nią -
powiedziała sucho.
47
-
Wątpię. Prawdopodobnie sądzisz, że nie mam
dostatecznych kwalifikacji, by ci doradzać, gdyż jestem za
wysoki.
Patrzyła na niego przez moment, a potem wybuchnęła
śmiechem.
Trent odprężył się. Wszystko będzie w porządku, pomyślał.
Da sobie z nią radę. Była dla niego wyzwaniem, ale on dobrze
radził sobie z wyzwaniami. Potrzebuje jedynie czasu.
Tego lata ma dostatecznie wiele czasu. Ale czy nadarzy się
sprzyjająca okazja? Niełatwo będzie mu wciągnąć Filomenę
Cromwell w romans, gdy cała jej rodzina i większość
społeczności
Gallant
Lake
obserwuje
ją
z
żywym
zainteresowaniem.
Filomena
jest
za
bardzo
zajęta
przedstawieniem, jakie sama daje dla miejscowej publiczności.
Zbyt ją bawi, że jest dużą rybą w tym małym stawku. Nie będzie
łatwo odciągnąć ją od tego i zwabić w sieć.
Postanowił sobie, że musi dopiąć swego. Udowodni jej, że
powinna mu ufać, ale najpierw musi sprawić, żeby poświęciła
mu więcej uwagi. Wczoraj w nocy, gdy trzymał ją w ramionach,
przekonał się, że najszybszą drogą do tego celu jest obudzenie w
niej namiętności.
Stosowna okazja, oto czego potrzebował. Długo obracał się
w świecie biznesu i wiedział, że czasem człowiek sam musi
sobie stworzyć okazję.
Myślał
nad
tym,
prowadząc
równocześnie
miłą,
niezobowiązującą rozmowę.
Filomena i Trent powrócili do domu po dwóch godzinach.
Na tarasie siedzieli Amery, Meg i Shari, sącząc ze szklanek
mrożoną herbatę. Trent pomyślał właśnie, że popołudnie było
udane, i gratulował sobie rozwagi, z jaką postępował z
Filomeną, kiedy zorientował się, że wśród trojga osób,
siedzących przy stole, panuje pewne napięcie.
Filomena również to zauważyła.
48
-
Hej, co tam się dzieje? Wyglądacie, jakbyście
otrzymali właśnie zapowiedź, że nastąpi trzęsienie ziemi -
zawołała pogodnie.
Amery popatrzył na Trenta, a potem na córkę.
-
To chyba nie jest aż tak poważne. Ale udało ci się
wstrząsnąć Meg i Shari, i wieloma naszymi sąsiadami.
Filomena uniosła brwi.
-
Doprawdy? Jakże to?
Meg westchnęła.
-
Wiem, że nie ma o czym mówić, ale sama rozumiesz,
jak tu roznoszą się plotki. Słyszeliśmy, że spotkałaś Brady'ego
Paxtona w mieście i piłaś z nim kawę u Muriel. A jeśli to do nas
dotarło, to można się założyć, że wiedzą o tym wszyscy w
Gallant Lake, włącznie z Glorią.
Trent poczuł, jak rozwiewają się wszystkie jego plany. Oto
co się dzieje, gdy zostawi się kobiecie zbyt dużo czasu.
Zwłaszcza zaś psotnicy, mającej stare rachunki do wyrównania.
-
Najwyraźniej nie wykonuję dobrze swego zadania -
zauważył zimno.
Filomena odwróciła się do niego.
-
Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała
złowróżbnie.
ROZDZIAŁ 4
-
Chyba powinienem bardziej przyłożyć się do
powierzonego mi zadania, by mieć cię cały czas na oku -
powiedział Trent z udaną obojętnością.
Filomena zesztywniała. Widziała niepokój w oczach matki.
Była wściekła na nieznaną osobę, która doniosła o tamtej nie
chcianej pogawędce z Bradym.
-
Zapewniałeś mnie, Trent, że przyjechałeś tu wypocząć.
Nie nakładaj więc na siebie nowych obowiązków - odcięła się
lodowato.
49
-
On tylko tak żartuje - wtrąciła się Shari.
-
Wcale nie żartowałem - powiedział Trent spokojnie,
nalewając sobie mrożonej herbaty. - Koniec z samodzielnymi
wyprawami do miasta, Filomeno. Najwyraźniej nie potrafisz tak
postępować, by unikać kłopotów. Ale na twoje szczęście, mam
zamiar trzymać cię na oku.
-
Ojej! Serdeczne dzięki! - Filomena oparła ręce na
biodrach i zwężonymi oczyma popatrzyła zuchwale na Trenta i
całą rodzinę. - Chcecie wiedzieć, co naprawdę zaszło dziś rano u
Muriel? Opowiem wam. Popijałam sobie kawę i wtedy przysiadł
się do mnie Brady. Zgadnijcie, czego chciał.
-
Och, możemy sobie to wyobrazić - wtrącił Amery.
-
Jasne - powiedziała Shari. - Wszyscy wiedzą, że on
szuka okazji, by poflirtować z tobą.
-
Doprawdy? Muszę was rozczarować. Chciał, bym
wyciągnęła od Trenta informacje na temat planów spółki Asgard
Development,
związanych
z
budową
ośrodków
wypoczynkowych nad naszym jeziorem. Brady jest przekonany,
że Trent przyjechał tu w poszukiwaniu odpowiednich terenów.
Oferował mi pewną prowizję, jeśli dostarczę informację jemu i
jego kumplom. Tak się rzeczy mają. Czy rozwiewa to wasze
wątpliwości? - Filomena uniosła wyzywająco brodę.
Shari uśmiechnęła się.
-
Można się było spodziewać po Bradym, że przedłoży
interes nad przyjemność.
Amery chrząknął.
-
Mogłem to przewidzieć. Słyszałem, że Paxton ma
upoważnienia do sprzedaży niektórych najlepszych działek nad
jeziorem.
Trent uśmiechnął się znad swej szklanki.
-
Nie powiedziałaś nam jeszcze, czy podjęłaś się tego
zadania.
-
Jakiego zadania? - spytała Filomena.
-
Wysondowania mnie na temat planów Asgarda.
50
-
Mam wrażenie, że nie martwi cię to specjalnie -
zauważyła cicho. Zorientowała się, że Trent nie chwycił
przynęty i cała jej zuchwałość minęła.
-
Już ci mówiłem, iż Asgard nie ma żadnych planów co
do Gallant Lake. Ale nie miałbym nic przeciwko temu, gdybyś
usiłowała wyciągnąć ode mnie szczegóły na temat tego braku
planów. Patrzył wyczekująco, a Filomenę opuściła cała irytacja i
powróciło poczucie humoru.
-
Za późno. Już powiedziałam Brady'emu, że nie masz
żadnych planów.
-
Może on ci nie dowierza.
-
Bardzo możliwe. Ale to już jego problem.
-
Coś mi się przypomniało - wtrąciła Shari. - Ty, Trent,
też możesz mieć kłopoty. Godzinę temu był do ciebie telefon z
Portland. Masz się skontaktować jak najszybciej z panem
Reece'em.
Trent spoważniał.
-
Dzwonił Reece?
Shari skinęła głową.
-
Rozmowę odebrano w recepcji i przekazano mi
informację. Czy to jakaś zła wiadomość?
-
Reece jest moim asystentem. Poleciłem mu, by nie
niepokoił mnie z byle powodu. Myślę, że zaszło coś ważnego.
Proszę mi wybaczyć, pójdę zadzwonić.
Amery również wstał.
-
Wrócę do biura. Mam tam jeszcze wiele pracy. Meg
odstawiła swoją nie dopitą szklankę herbaty.
-
A ja muszę porozmawiać z szefem kuchni. Spotkamy
się na kolacji.
-
Idę z tobą, mamo - zdecydowała Shari. - Omówię z
Henrym sprawę mego tortu weselnego.
Wytłumaczę mu, że lukier ma być smaczny, a nie tylko
służyć do dekoracji.
51
Chwilę potem Filomena została na tarasie sama.
Odprężona, usiadła wygodnie w fotelu i nalała sobie herbaty.
Życie jest czasem stresujące.
W pewnej chwili z mieszkania rodziców dobiegł ją dźwięk
telefonu.
-
Dom Cromwellów - odezwała się pogodnie, podnosząc
słuchawkę.
-
Wydaje ci się, że jesteś okropnie sprytna - usłyszała
kobiecy głos nabrzmiały złością. - Wydaje ci się, że możesz
powrócić po kilku latach i zabrać mi go, ale mylisz się. Jesteś
tylko przybłędą i ja już się postaram, by wszyscy to zrozumieli.
Myślisz, że to takie zabawne, gdy robisz z siebie widowisko?
Jeździsz jak opętana tym swoim samochodem, obnosisz swoje
ciuchy i kręcisz się wokół każdego mężczyzny w mieście.
-
Gloria? - Filomena była oszołomiona tą dawką jadu -
Poczekaj chwilę. Nie masz powodu, by na mnie wrzeszczeć.
Uspokój się ...
-
Uspokoić się? - Głos Glorii przeszedł w bolesny
skowyt. - Mam się uspokoić, gdy ty uwodzisz mego męża?
Dziewięć lat temu byłaś głupią, nieokrzesaną brzydulą. Teraz
nie zmieniłaś się na lepsze. Udało ci się tylko zdobyć forsę i
nieco poloru, blichtru. Ale ja nie pozwolę, byś zabierała mi
męża, słyszysz?
-
Wierz mi, Glorio, że nie mam najmniejszego zamiaru
odbierać ci męża. Należy całkowicie do ciebie i możesz się nim
cieszyć do woli.
Filomena starała się mówić spokojnie, ale miała wrażenie,
że tylko podsyca urazę i złość, kipiące w Glorii.
-
Nie okłamuj mnie - wściekała się Gloria. - Widziałam
wczoraj wieczór, w jaki sposób na niego patrzyłaś. Chciałabyś
dowieść, że możesz go mieć z powrotem, prawda? Nie kochasz
go. Chcesz tylko udowodnić, że jesteś zdolna do wszystkiego!
Gloria mówiła tak głośno, że Filomena musiała trzymać
słuchawkę z dala od ucha.
-
Glorio, posłuchaj. Całkiem fałszywie to interpretujesz.
52
-
To ty mnie słuchaj, przybłędo. Wiem wszystko o
waszym sam na sam u Murie!.
-
Sam na sam? Wszyscy w mieście piją kawę u Muriel.
-
A ty wiedziałaś, że ja się o tym dowiem. Chcesz
uwieść mego męża i ukarać mnie. Nie dopuszczę do tego. On
nie miał na ciebie ochoty przed laty, kretynko. Po prostu się
nudził, a ty się akurat wtedy nawinęłaś. Wszystko mi
powiedział. Śmiał się, jaka to z ciebie irytująca głuptaska, i ja
śmiałam się razem z nim. Słyszysz mnie?
Nim Filomena zdążyła odpowiedzieć, Gloria z całej siły
trzasnęła słuchawką. Filomena stała cicho przez kilka sekund,
nasłuchując urywanego sygnału telefonicznego.
-
Co się stało, Filomeno? - spytał półgłosem Trent zza
jej pleców. - Czyżby demonstrowanie, jak to się zmieniłaś, nie
jest tak miłe i bezpieczne, jak się wydawało?
Filomena aż podskoczyła ze zdziwienia i odwróciła się.
Trent stał w otwartych drzwiach z rękami skrzyżowanymi na
piersiach. Jest zbyt spostrzegawczy, pomyślała.
-
Niczego nie udaję, Trent. Przyjechałam tu tylko po to,
by nieco odpocząć. Jednak trudno mi wszystkich o tym
przekonać.
-
A najtrudniej z pewnością Glorię Paxton. To ona
dzwoniła, prawda? Ostrzegała cię.
Filomena odłożyła powoli słuchawkę.
-
Powiedziałam jej, że nie ma powodów do obaw.
-
Och, czy naprawdę myślisz, że ci uwierzy? Boi się, że
spotka ją teraz takie samo upokorzenie, jakie wraz z Bradym
zgotowali tobie przed dziewięciu laty. Przestraszeni ludzie nie
zawsze postępują racjonalnie. Zwłaszcza gdy mają powody.
-
Ona nie ma powodów!
Filomena odwróciła się i podeszła do dużego okna z
widokiem na jezioro.
-
Ale myśli, że ma. Podobnie myślą niemal wszyscy w
mieście. Ludzie, którzy teraz na ciebie patrzą, to te same osoby,
które cię znały jako nastolatkę. Z pewnością sprawia ci wiele
53
satysfakcji, gdy im demonstrujesz, że tym razem to nie nad tobą
trzeba się litować.
-
Nie mam zamiaru pokazywać, że mogę odzyskać
Brady'ego Paxtona. Nie chcę go. Muszę przyznać, że sprawia mi
przyjemność, gdy każdy widzi, jaki sukces osiągnęłam, ale nie
chcę niczego więcej. A nikt w to nie wierzy.
-
Ja wierzę - powiedział spokojnie Trent. Filomena
poczuła niebywałą ulgę. Odpowiedziała miękko:
-
Dziękuję.
-
Nie ma za co - rzekł sucho Trent. - Wiem, jak to jest,
gdy nikt ci nie wierzy. Dochodzi do tego, że masz poczucie,
jakbyś waliła głową w mur.
-
Tak sądzisz?
-
Owszem. Jednak to, że ja cię rozumiem, niewiele
zmienia. Wszyscy inni są skłonni traktować cię jak beczkę
prochu.
Filomena skrzywiła się.
-
Niezbyt to przyjemne.,
-
Mam pewien pomysł, który może zmniejszyć to
napięcie wokół ciebie. Naturalnie, jeśli ci na tym zależy.
Rzuciła mu szybkie spojrzenie. - Jaki pomysł?
-
Bardzo praktyczny. Ludzie przestaliby plotkować o
tobie i Paxtonie i znaleźliby sobie inny temat. - Jak mam to
osiągnąć?
-
Dziś po południu muszę pojechać do Portland.
Interesy. Zanocuję tam i wrócę jutro rano. Pojedź ze mną,
Filomeno.
Westchnęła i nie patrząc mu w oczy, spytała cicho:
-
Z tobą?
-
Możesz przenocować u Reece' ów. Zjemy z nimi
kolację, a potem pojedziesz z nimi do ich domu, jeśli chcesz.
-
Nie lubię wpraszać się do obcych ludzi - odparła.
Nawet w jej uszach zabrzmiało to dziwnie cicho.
- Możesz w takim razie zatrzymać się w hotelu albo ... -
zawiesił głos.
54
-
Albo gdzie?
-
Albo u mnie - dokończył. - Obiecuję, że nie będę
narzucał ci wyboru.
Filomena nie mogła pozbierać myśli. Nadal dźwięczały jej
w uszach wrzaski Glorii, ciągle miała przed oczami
zaniepokojoną matkę. Wyobraziła sobie, że dziś wieczorem
goście w pensjonacie będą snuć domysły na temat jej kontaktów
z Bradym i bardzo chciała tego uniknąć.
Wyjazd z Trentem do Portland wydał jej się nagle
sensownym sposobem ucieczki. Podjęła decyzję szybko i bez
wahania, jak zwykle robiła to w sprawach służbowych.
-
Dobrze, Trent. Dziękuję ci za zaproszenie. Może
rzeczywiście w tej sytuacji wyjazd na dzień czy dwa dobrze mi
zrobi. Idę się pakować.
-
Podróż będzie trwała prawie trzy godziny. Chciałbym
wyruszyć jak najszybciej.
Filomena skinęła głową i ruszyła w stronę swego pokoju.
Droga do Portland okazała się nadzwyczaj przyjemna. Im
dalej odjeżdżali od Gallant Lake, tym bardziej Filomena się
odprężała. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo była
spięta po telefonie Glorii.
Początkowo rodzina wyraziła zdziwienie, dowiedziawszy
się o jej planach, ale potem wszyscy odetchnęli z ulgą.
-
Dlaczego jesteś taka zamyślona? - zapytał Trent w
pewnym momencie.
-
Zastanawiałam się, dlaczego nikt nie zainteresował się,
gdzie mam zamiar dziś nocować. Tyle szumu robią o jedną
filiżankę kawy, wypitą razem z Bradym, a nikt nie powiedział
ani słowa, gdy znienacka wyjeżdżam z tobą do Portland na całą
dobę.
Trent rzucił jej przelotne, taksujące spojrzenie.
-
Jesteś dorosłą osobą. Jeżeli nie przysparzasz kłopotów,
rodzina jest zadowolona i możesz robić, co chcesz.
-
Nie sądzisz, że to lekka hipokryzja?
55
-
Nie. Wyjazd ze mną do Portland to zupełnie co innego,
niż doprowadzanie Glorii Paxton do szaleńczej zazdrości.
-
Och, rozumiem - powiedziała Filomena z udaną
domyślnością. - To wiele wyjaśnia. Jest im obojętne, że
mogłabym przespać się z tobą, bylebym tylko nie próbowała
podrywać Brady'ego. O to chodzi?
-
Dokładnie - potwierdził Trent. - Nic dziwnego, że
dobrze ci idzie w interesach. Świetnie umiesz dodać dwa do
dwóch.
-
To zadziwiające, że w ogóle udaje ci się przebrnąć
przez życie. Wydawałoby się, że niektórzy gotowi byliby cię
zatłuc w imię zasad moralnych.
-
Próbowano tego kilka razy - odparł, wzruszając
ramionami. - Jednak jeśli chodzi o obronę zasad, zawsze
wygrywam.
-
Dlatego że nie ustępujesz ani na milimetr?
-
Właśnie dlatego.
-
A jakiż to ważny interes wzywa cię tak nagle do
Portland?
Popatrzył na nią ostro.
-
To prawdziwy interes. Nie wymyśliłem niczego, by cię
tam zwabić.
Usłyszała w jego głosie znajomą, arogancką nutkę i
postanowiła się poddać.
-
W porządku, wierzę ci. A teraz powiedz, o co chodzi.
Trent odprężył się nieco.
-
Od trzech miesięcy Asgard usiłuje zawrzeć transakcję
kupna pewnej posiadłości na wybrzeżu. Właściciel, starszy
człowiek, nie chciał jej sprzedać, gdyż nie był pewien, co stanie
się potem z tym miejscem. Potrzebuje wprawdzie pieniędzy, ale
nie życzy sobie, aby na jego rodzinnych terenach zbudowano
jakieś okropne kamienice i sklepy. Pokazywałem mu plany i
zapewniałem, że architekci będą się ich dokładnie trzymali.
Asgard ma zamiar wybudować tam cichy, luksusowy ośrodek
wypoczynkowy i wyda dużo pieniędzy, by to miejsce zachowało
56
swój oryginalny wygląd. Nie będzie tam parkingów ani
deptaków. Właściciel chyba jest gotów wreszcie podpisać
kontrakt.
-
I ty musisz być przy tym obecny.
-
Staruszek nie ufa przedsiębiorcom budowlanym -
wyjaśnił Trent kwaśno. - Ale tobie ufa?
-
Tak.
Dotarli do Portland tui przed piątą. Trent natychmiast
zajechał do centrum, do biur Asgard Development. Na ósmym
piętrze czekał na niego mężczyzna. Miał nieco ponad
trzydziestkę, przerzedzone włosy i udręczoną minę. W stał z
krzesła, gdy tylko Trent otworzył drzwi.
-
Przyjechałeś w samą porę. Baldwin obstaje przy
swoim, tak jak ci mówiłem przez telefon. Nie chce podpisać
tego cholernego kontraktu, dopóki ty mu nie uściśniesz ręki i nie
zapewnisz, że wszystko będzie budowane według planów.
Przerwał, zauważywszy Filomenę.
-
Przepraszam, nie widziałem pani. Proszę wejść.
Trent przedstawił ich sobie pospiesznie i przeszedł do
interesów.
-
Gdzie jest Baldwin, gdzie są papiery? - zapytał.
-
Czeka na dole w sali konferencyjnej. Jest tam też
Asgard, ale Baldwin chce rozmawiać tylko z tobą.
-
Czy on nie rozumie, że podpisujemy z nim umowę,
która bardzo dokładnie określa warunki zagospodarowania tego
terenu?
-
Asgard już mu to wielokrotnie tłumaczył, ale Baldwin
chce się z tobą zobaczyć, zanim podpisze kontrakt. Jego
postawa jest w jakimś stopniu uzasadniona. Kiedy ziemia będzie
już należała do Asgarda, możemy z nią zrobić wszystko, co nam
się spodoba. Baldwin zdaje sobie z tego sprawę i nie chce
ryzykować. Jesteś gotów?
-
Oczywiście - odpowiedział Trent i zwrócił się do
Filomeny: - Jeśli chcesz, poczekaj w biurze. Skończę za jakieś
57
pół godziny. Potem pójdziemy się czegoś napić i coś zjeść z
Reece'em i jego żoną.
Filomena kiwnęła głową, rozglądając się z ciekawością po
pokoju.
-
Nie martw się o mnie, dam sobie radę.
Reece zauważył jej taksujące spojrzenie i uśmiechnął się.
-
Biura Trenta są wyżej, jeśli to panią interesuje. Jego
sekretarki nie ma teraz, ale może się pani tam rozejrzeć. Z jego
pokoju jest znacznie rozleglejszy widok na rzekę.
-
Dziękuję. To może być interesujący sposób spędzenia
czasu.
Trent nachmurzył się.
-
Dlaczego chcesz zobaczyć moje biuro?
-
Zwykła ciekawość, Trent - wyjaśniła. - Idź i uściśnij
rękę panu Baldwinowi.
Odwróciła się i ruszyła do drzwi. Hal Reece zwrócił się do
Trenta, patrząc za nią:
-
Skąd żeś ją wytrzasnął?
-
Z lasu. Mieszkała pod grzybkiem - odpowiedział
Trent.
-
Nigdy nie wiadomo, co można znaleźć w tych
oregońskich puszczach - z zadumą w głosie stwierdził Reece.
Filomena pokręciła głową i wyszła.
Kolacja przebiegała w bardzo miłej atmosferze. Wybrali
elegancką restaurację w centrum, której specjalnością były frutti
di mare i makaron. Evelyn Reece okazała się uroczą, atrakcyjną
kobietą po trzydziestce. Z lubością rozprawiała o dwójce swych
dzieci. Widać było, że oboje z mężem bardzo się kochają.
-
Cieszę się, że mogłaś przyjechać, Fil- powiedziała,
pochylając się nad stołem. - Trent bardzo rzadko ostatnio gdzieś
wychodzi. zawsze mu powtarzam, że nie spotka kobiety swoich
marzeń, jeśli będzie siedział sam w mieszkaniu i pracował
całymi wieczorami. Kiedyś myślałam, że to raczej kobiety
trzeba namawiać, by gdzieś poszły i poszukały sobie partnerów,
58
ale przekonałam się, że mężczyźni również potrafią być
upartymi samotnikami.
-
Oburza mnie to stwierdzenie - powiedział Trent
łagodnie, patrząc na Filomenę. - Ani nie jestem samotnikiem,
ani nie jestem uparty.
-
Za to wybredny, prawda? - zaśmiała się Evelyn. -
Mogę ci tylko pogratulować uroczej towarzyszki. Czy to
oznacza, że mam już przestać bawić się w swatkę?
-
Tak, dziękuję ci, Evelyn. Byłbym niezmiernie
zobowiązany - odrzekł Trent z taką emfazą, że wszyscy się
zaśmieli.
-
Robiłam, co mogłam, Bóg mi świadkiem - zwróciła się
Evelyn do Filomeny. - Trent chce się ożenić. Musi. Ma to
wypisane na twarzy. Brak mu jednak szczęścia.
-
Fil chyba nie jest zbytnio zainteresowana twoimi
poprzednimi porażkami jako swatki - wtrącił jej mąż, zerkając
na beznamiętną twarz Trenta. - Trent również nie.
-
Nonsens - zaprotestowała Evelyn. - Fil powinna
wiedzieć, co ją czeka.
-
Nic mnie nie czeka, prawda, Trent? - Filomena
obracała kieliszek z winem, uśmiechając się do Trenta, -
Przyjechałam tu tylko po to, by spędzić wieczór z dala od całej
tej ciszy i spokoju Gallant Lake.
-
Skoro tak twierdzisz ... - odpowiedział Trent, unosząc
kieliszek.
Filomena pamiętała, że Trent pozostawił jej wybór, gdzie
ma spędzić noc. Nie zarezerwowała jeszcze miejsca w hotelu.
Nie było na to czasu. Wkrótce jednak kolacja dobiegnie końca i
nie można będzie dłużej odwlekać decyzji.
-
Wybaczcie mi - oznajmiła Evelyn - ale muszę
poprawić sobie makijaż. Za chwilę wracam.
-
Idę z tobą - powiedziała szybko Filomena. Evelyn
torowała drogę przez zatłoczoną restaurację.
Kiedy dotarły do wyłożonego marmurami pomieszczenia,
wyciągnęła z torebki szminkę i zaczęła malować sobie usta.
59
-
Nie mogę doprawdy uwierzyć, że po tylu moich
wysiłkach Trent wreszcie sam znalazł sobie dziewczynę. I to ni
mniej, ni więcej, a właśnie w Gallant Lake, w stanie Oregon.
Choć muszę przyznać, że nie wyglądasz na mieszkankę Gallant
Lake.
-
Powinnaś była mnie zobaczyć dziewięć lat temu, gdy
wyjeżdżałam stamtąd - rzuciła ze śmiechem Filomena,
szczotkując długie włosy.
-
Wspomniałaś, że twoja firma mieści się w Seattle?
-
Tak.
-
Czy będziesz mogła przenieść ją do Portland, czy też
Trent ma zamiar przenieść się do Seattle? - spytała od
niechcenia Evelyn.
-
Co? - Filomena patrzyła ze zdziwieniem na odbicie
swej nowej znajomej w lustrze. - Dlaczego któreś z nas miałoby
się przenosić?
-
Mam powody, by podejrzewać, że wkrótce wyjdziesz
za mąż, a prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie Trenta jako
dojeżdżającego małżonka. To typ mężczyzny, który potrzebuje
stabilnego domu. Długo na niego czekał i zasługuje na to.
Wiesz, on był już raz żonaty, gdy miał dwadzieścia kilka lat. Ale
o ile wiem, zakończyło się to katastrofą. Zona opuściła go dla
kogoś znacznie starszego i bogatszego. Najwidoczniej nie
spodziewała się, jak wielki sukces osiągnie Trent.
Filomena czuła, że się gubi w tym wszystkim.
-
Nie miej do mnie urazy, Evelyn, ale zapewniam cię, że
wyciągasz zbyt pochopne wnioski. Trent i ja nie robimy
żadnych planów. Jesteśmy po prostu przyjaciółmi.
-
I chciałabyś, żebym w to uwierzyła? - Evelyn
przewróciła oczami. - Daj spokój, Fil. Widziałam, jak on na
ciebie patrzy.
-
Evelyn, proszę cię, wiem, że chcesz jak najlepiej, ale
...
-
To, czego ja chcę, nie jest aż tak ważne jak to, czego
chce Trent - wypaliła Evelyn. - Chce znaleźć żonę. Naturalnie
60
nie przyzna się do tego otwarcie, ale ja go obserwuję. Już od
półtora roku krąży wśród stadka kobiet i wypatruje, z którą ma
się związać.
-
Mówisz o nim tak, jakby był tokującym głuszcem.
-
Niezłe porównanie. Przez pewien czas tokował nawet
dość intensywnie. Co tydzień umawiał się z inną kobietą. A
potem nagle jakby zrezygnował. Skończyły się bezustanne
randki, a zaczęło coraz częstsze siedzenie w domu. Próbowałam
kilkakrotnie go wyciągnąć, ale daremnie. Potem oznajmił, że na
całe prawie lato bierze prawdziwy urlop, że jakoby musi
zmienić otoczenie. A potem nagle pokazuje się z tobą. I jego
oczy mówią mi, że polowanie wreszcie dobiegło końca.
Filomena starała się nie okazywać niczego po sobie.
Włożyła szczotkę do torebki.
-
Evelyn, wierz mi, snujesz zbyt daleko idące domysły.
-
Zobaczymy. Nie musisz się denerwować - zapewniła
Evelyn. - Trent to człowiek pewny. Nie ma w nim ani odrobiny
fałszu. Możesz mu bezgranicznie wierzyć. Jeśli ma w stosunku
do ciebie poważne zamiary, wkrótce to oznajmi i będzie się tego
trzymał.
Filomena czuła się coraz bardziej nieswojo. Najpierw jej
rodzina utrzymywała, że ona i Trent tworzą idealną parę. Teraz
Reece'owie twierdzą to samo. A Trent, jak mogła zauważyć, nie
robinie, by zapobiec tym spekulacjom.
-
Evelyn, nie chciałabym cię rozczarować, ale Trent nic
nie mówił na temat małżeństwa. Szczerze
mówiąc, mam wrażenie, że szuka kogoś do towarzystwa na
czas swego pobytu w pensjonacie moich rodziców. Ja się tam
pojawiłam parę tygodni temu i wszyscy, włączając w to Trenta,
doszli chyba do wniosku, że dobrze byłoby, gdyby między nami
coś się wykluło. Są pewne powody, dla których ten pomysł
wydaje się im taki świetny.
-
Podejrzewam, że to ty ulegasz złudzeniu - powiedziała
spokojnie Evelyn. - Ale nie martw się, Trent wszystko wyjaśni
we właściwym czasie.
61
Nie było sensu dalej ciągnąć tego tematu. Wykorzystując
jednak rozmowność Evelyn, Filomena postanowiła uzyskać
odpowiedź na pytanie, które ja dręczyło.
-
Czy wiesz, dlaczego tak pędziliśmy dzisiaj do
Portland?
-
Oczywiście. Hal powiedział mi, że Baldwin ma zamiar
wreszcie podpisać umowę. Wcale się nie zdziwiłam, że nie chce
tego zrobić bez Trenta. Baldwin nie ma zaufania do inwestorów
budowlanych.
-
A do Trenta Ravindera ma zaufanie?
-
Ten twój Ravinder to tajna broń Asgarda. Ludzie mu
wierzą i jedynie z nim są gotowi zawierać umowy. To człowiek
kryształowo uczciwy i jego słowo jest na wagę złota. Asgard
wysyła go do negocjacji, których nikt inny nie zdołałby
doprowadzić do końca.
-
A co by się stało, gdyby Trent złożył jakąś obietnicę w
imieniu Asgarda, a potem by jej nie dotrzymano?
-
Nie sądzę, by coś takiego mogło mieć miejsce, chyba
że przez pomyłkę. Stary Asgard wie, że wówczas . Trent
odszedłby od niego w ciągu pięciu minut. Największym
zmartwieniem firmy jest to, że pewnego dnia Trent założy
własną firmę, a to jest bardzo prawdopodobne.
-
Ale w jaki sposób Trent osiągnął taką reputację?
-
Zapracował sobie na to - stwierdziła Evelyn. -I broni
tego. Jest z tego dumny.
-
Wiem - powiedziała Filomena powoli. - Czasem
potrafi być arogancki.
-
Według mnie dawno temu w jego życiu musiało się
coś wydarzyć i wtedy Trent postanowił, że albo ludzie mają mu
bezgranicznie wierzyć, albo nie ma o czym mówić. Lepiej
uważaj na to, co robisz, Fil, zwłaszcza gdy nie jesteś pewna, że
traktujesz go poważnie. Trent znany jest z tego, że dotrzymuje
raz danego słowa, choćby się nie wiem co działo. Taka postawa
ma jednak pewne konsekwencje.
-
Jakie?
62
-
On dopnie swego. Ta sama duma i arogancja, które nie
pozwalają mu na złamanie przyrzeczenia, nie pozwalają mu
również na odstąpienie od wyznaczonego celu. Dlatego jest tak
niezwykle użyteczny w firmie Asgarda.
-
Mogę to sobie wyobrazić - odpowiedziała Filomena.
Zastanawiała się, czy nie powinna natychmiast uciec, zanim
całkowicie wpadnie w pułapkę zastawioną prze?: Ravindera.
Jednak od tamtego dnia, gdy zastała swego narzeczonego w
łóżku z inną kobietą, nie uciekała już nigdy od niczego.
Uśmiechnęła się do Evelyn i ruszyła w kierunku drzwi.
-
Na szczęście bardzo dobrze biegam - powiedziała
cicho.
-
Musisz, jeśli chcesz przegonić Trenta.
ROZDZIAŁ 5
Kolacja dobiegła końca. Przed drzwiami restauracji
Reece'owie pożegnali się pośpiesznie, wsiedli do samochodu i
odjechali. Trent podał Filomenie ramię i ruszył w kierunku
mercedesa.
-
Czy zdecydowałaś się, gdzie spędzisz noc, Filomeno? -
spytał, siadając za kierownicą.
Odchrząknęła.
-
To był bardzo miły wieczór, Trent. Cieszę się, że
poznałam twoich przyjaciół. Najlepiej, żebyś teraz zawiózł mnie
...
-
Najpierw zabiorę cię do mego mieszkania - przerwał
jej gładko, jakby wiedział, co chciałaby dalej powiedzieć. -
Wypijemy sobie szklaneczkę, a ty postanowisz, gdzil1tspędzisz
noc.
Filomena zmrużyła oczy, czując, że poniosła porażkę.
Wiedziała, że musi jakoś bronić swej kobiecej niezależności.
63
-
Zgoda na jedną szklaneczkę - powiedziała. - A potem
odwieziesz mnie do hotelu. Zamówię pokój telefonicznie z
twojego mieszkania.
-
Jak sobie życzysz - odparł, najwyraźniej nie
przejmując się jej decyzją.
Jednak Filomena zauważyła u niego pewne napięcie.
Na pozór był zupełnie swobodny, gdy prowadził samochód,
ale ona wyczuwała w nim jakieś gorączkowe oczekiwanie.
Poruszyła się niespokojnie w fotelu.
-
Chyba się nie boisz? - spytał Trent, wprowadzając
samochód do garażu w podziemiach wysokiego, nowoczesnego
budynku.
- Czego miałabym się bać? - odparła agresywnie. Była
niezadowolona, że Trent tak łatwo czytał w jej myślach.
-
W końcu będziesz musiała stanąć ze mną oko w oko i
już wiesz, że mi nie umkniesz.
-
Co masz na myśli?
-
Przez ostatnie dwa tygodnie musiałem ze wszystkimi
konkurować: z twoim dawnym narzeczonym, z krewnymi. A ty,
zajęta wywoływaniem sensacji w Gallant Lake, nie zwracałaś na
mnie uwagi. Ale dziś wieczór masz czas, prawda? Nie możesz
posłużyć się wymówką, że musisz wcześniej wrócić do domu.
Nie masz przed kim szpanować porshe'em czy swoimi
kreacjami. Nie wydajesz żadnego przyjęcia. Po prostu nic nie
stoi na mojej drodze. Dziś jesteśmy tylko ja i ty.
-
Czy to groźba? - spytała Filomena, usiłując zachować
spokój.
Trent postawił samochód na miejsce i wyłączył stacyjkę
Uśmiechnął się tajemniczo, ale w oczach miał czujność.
-
Nie, Filomeno, to nie groźba. Proste stwierdzenie
faktu. Musisz stanąć ze mną twarzą w twarz i podjąć decyzję na
nasz temat: w tę stronę albo w drugą.
Uniosła wyzywająco podbródek.
-
A jeśli nie jestem gotowa do podjęcia decyzji? Trent
patrzył na nią, milcząc. Po chwili otworzył drzwi i stwierdził:
64
-
Jesteś gotowa. Nie chcesz się tylko do tego przyznać.
Bez słowa wysiadła z samochodu. Czuła, że Trent
triumfuje. Podczas jazdy windą na dwudzieste drugie piętro
powtarzała sobie w duchu, że nie musi zostawać u niego, jeśli
nie chce. Może wypić drinka i pójść sobie. Może zawołać
taksówkę. Może nalegać, by Trent odwiózł ją do hotelu. W
ostateczności może nawet pójść pieszo.
Wciąż dodawała sobie w ten sposób otuchy, gdy szli od
windy do drzwi mieszkania. Ogarnęła ją jednak ciekawość i
wszelkie wątpliwości znikły. Takiego samego uczucia doznała
dziś po południu, gdy chodziła po pokojach w biurze Trenta. Ich
wystrój był prosty, surowy i funkcjonalny - dowód na to, że
człowiek tu przebywający pracuje ciężko i efektywnie, i nie
chce, by jego biuro zagracały zbyteczne upiększenia.
-
No i. .. ? - Trent z rozbawieniem patrzył, jak Filomena
stąpa po szarym dywanie. – Czy tego się spodziewałaś?
- Chyba tak. Tak, dokładnie tego się spodziewałam.
Mieszkanie urządzone było w ten sposób, by komfortowo i
wygodnie w nim się żyło mężczyźnie - potężnemu mężczyźnie.
Przepaściste meble, skóra i drewno w dobrym gatunku,
nowoczesne, ale bez przesady.
-
Mogę się założyć, że twoje mieszkanie wygląda
zupełnie inaczej - powiedział Trent, przechodząc do kuchni.
-
A jak je sobie wyobrażasz?
Otworzył kredens i wyjął butelkę koniaku.
-
Na
pewno
pełne
jest
słodkich,
delikatnych,
nowoczesnych przedmiotów. Gładkich, modnych, przyjemnych
dla oka. I z pewnością te meble zawalą się, jeśli usiądzie na nich
ktoś, kto będzie cięższy od dżokeja. Nie są zbyt wygodne, ale na
pewno supermodne.
Filomena uśmiechnęła się w duchu, zdziwiona trafnością
tej wizji.
-
Mówisz o tym z dezaprobatą.
65
-
Nie. Przykładasz dużą wagę do wyglądu przedmiotów
i z pewnością w twoim mieszkaniu jest to widoczne. Nie ma w
tym niczego złego.
Nalał koniaku i podał go Filomenie.
-
Mylisz się. Moje meble są wygodne. Przynajmniej dla
mnie. - Obrzuciła go wzrokiem. - Dla ciebie pewnie byłyby za
ciasne.
-
Musisz czuć jakąś urazę, skoro pokpiwasz sobie z
mojego wzrostu.
-
Słyszałam dziś, jak w rozmowie z przyjacielem,
Halem, ty pokpiwałeś sobie z moich rozmiarów.
-
W jaki sposób?
-
Mówiłeś, zdaje się, że znalazłeś mnie pod grzybkiem
w lesie.
Trent nie był ani trochę speszony.
-
Ach, o to ci chodzi. Przyznam, że jest w tobie coś, co
przypomina mi elfa, ale to nie twój wzrost.
-
Nie? A co?
-
Twój talent do robienia psot i przysparzania kłopotów.
-
Nie zgadzam się - odparła Filomena.
-
Może w biurze swojej firmy jesteś inna, ale gdy jesteś
na wakacjach, nie byłbym tego taki pewien. Twoja rodzina była
mi wdzięczna, że zabrałem cię na pewien czas z miasta.
Filomena nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
-
Czyżby rzeczywiście udało mi się wszystkich
zdenerwować?
-
Owszem. I bardzo byłaś z tego zadowolona.
Filomena spoważniała.
-
Wcale nie podobał mi się ten telefon od Glorii -
przyznała z westchnieniem, odwróciła się i poszła powoli do
salonu.
-
A ja cieszę się, że zadzwoniła - powiedział
nieoczekiwanie Trent, idąc za nią.
Filomena obruszyła się.
-
Doprawdy?
66
-
Naturalnie. - Trent zgasił światło. Miękka, aksamitna
ciemność zapanowała w pokoju. - Gdyby nie ten telefon,
miałbym większe trudności z namówieniem cię na ten wyjazd
do Portland.
Filomena nie poruszała się w ciemności. Wpatrywała się w
światła miasta, ale cały czas była świadoma, że Trent zbliża się
do niej.
-
Ale mimo to próbowałbyś mnie namówić? - spytała
szeptem.
Stanął tuż przy niej. Położył na jej ramieniu ciepłą, dużą
dłoń. Przez jedwabną suknię czuła, jak pali ten dotyk.
-
Czy aż tak trudno byłoby cię do tego namówić?
Zawahała się, a potem odwracając się do niego, wyznała
szczerze:
-
Nie wiem.
Trent delikatnie wyjął jej z rąk kieliszek i odstawił go na
stolik obok. Zanurzył palce w gęste włosy.
-
Jesteś pewna? - Pochylił głowę, dotykając jej czoła. -
Czy naprawdę nie znasz odpowiedzi? - A czy to takie ważne?
-
Chcę mieć pewność, że wiesz, co robisz.
Zadrżała czując, jak palce Trenta przesuwają się po jej
karku.
-
Robię chyba to, czego po mnie oczekujesz. Czy to nie
wystarczy? - zapytała miękko.
-
Nie.
-
Czego więc chcesz?
Uniósł rękami jej brodę i musnął wargami usta.
-
Chcę usłyszeć, że mnie pragniesz. Widziałem to już w
twoich oczach. Ale chcę usłyszeć, jak to mówisz.
Patrzył na nią i delikatnie, hipnotyzująco przesuwał
palcami po jej policzku. Nawet panująca ciemność nie mogła
przytłumić żaru męskiego pożądania, jarzącego się w jego
oczach.
-
Pragnę cię ... Trent.
67
Słowa te wyrwały się Filomenie, zanim zdołała je
powstrzymać. Przygryzła wargi żałując, że nie może już
odwołać tego wyznania. Zresztą, niewiele by to zmieniło. On i
tak wiedział. Chciał tylko usłyszeć, jak: wypowiada te słowa.
-
Dziękuję ci, Filomeno. Przysięgam, że nie będziesz
tego żałowała.
Zbliżył znów usta do jej warg. Jego ręce sunęły po jej
plecach w dół i nagle zamknął ją w objęciach i całował powoli,
jak w transie. Owionęło ją jego ciepło i moc. Ogarnął strach,
który walczył w niej z namiętnością. I Trent to czuł.
-
Chyba się mnie nie boisz? - zapytał cicho tuż przy jej
ustach.
-
Nie - odparła, wczepiając się w jego koszulę.
-
A może boisz się samej siebie?
-
Nie!
-
Nie walcz więc ze mną. Chcę cię dziś kochać i
chciałbym, żebyś tylko o tym myślała.
Odchyliła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Patrzyli na
siebie przez chwilę, a potem Filomena położyła mu głowę na
ramieniu. Przeszedł ją dreszcz, gdy zaczął gładzić ją po włosach.
Nie wiedziała sama, jak długo stali tak w cieniu.
Zrozumiała: Trentowi się nie spieszy, teraz, gdy Zdobył
pewność, że jest dla niej atrakcyjny.
-
Chciałbym, żebyś do tego przywykła - powiedział
cicho, trzymając ją mocno. - Chciałbym, żebyś nauczyła się być
w moich ramionach, czuć mój dotyk. Byś wiedziała, że to jest
twoje miejsce.
Filomena wtuliła się mocniej i położyła rękę na jego torsie.
Wspaniale pachnie, pomyślała. Bardzo męsko i seksownie. Nie
zastanawiając się wsunęła palce pod pierwszy guzik jego koszuli
i rozpięła go. Trent wziął. głęboki oddech, ale nic nie
powiedział, nie poruszył się nawet. Ośmielona Filomena
rozpięła następny guzik, włożyła rękę w rozcięcie koszuli i
dotknęła jego szorstkiej' owłosionej piersi.
68
Mocniej zacisnął palce na jej włosach. Odsunęła koszulę z
jego torsu i delikatnie pocałowała go.
-
Najdroższa - jego matowy głos był pełen wzbierającej
namiętności - tak strasznie cię pragnę, ponad wszystko.
Przywarł wargami do jej ust. Filomena westchnęła, gotowa
przyjąć go duszą i ciałem. Pragnęła doznać tych wszystkich
emocji i namiętności, jakie dotychczas rozmyślnie trzymała na
wodzy. Przywoływała jego imię, słyszała, jak jęczy, a potem
poczuła na swych wargach podniecający dotyk języka
mężczyzny. Za chwilę był w środku, z zaborczą poufałością
zapowiadał inną zaborczość.
Przerwał w końcu ten intensywny pocałunek, by odszukać
ustami delikatną linię jej szyi. Filomena zamknęła oczy, a on
smakował jej skórę końcem języka. Poddawała się tym
emocjom. Jego wielkie, mocne ciało już jej nie onieśmielało.
Siła Trenta zapowiadała namiętność, jakiej Filomena nigdy
dotychczas nie doświadczyła. Przywarła mocniej, obejmując go
za szyję, przyciskając piersi do jego torsu.
-
Takiej właśnie cię pragnąłem - rzekł cicho Trent.
-
Całymi dniami prześladowała mnie wizja, jak
przywierasz do mnie w ten sposób.
-
Pragnę cię - wyszeptała oszołomiona.
-
Wiem, kochanie - odparł Trent z satysfakcją w głosie. -
Wiem o tym.
Odnalazł guziki z tyłu sukienki i zaczął je powoli odpinać.
Po chwili turkusowy jedwab ześlizgnął się z jej ramion, zsunął
na biodra i opadł na dywan.
Poczuła się nagle zagubiona w ramionach Trenta. Cicho
krzyknęła i ukryła twarz w jego koszuli, gdy rozpinał jej skąpy
staniczek.
-
Chcesz tego, kochanie -. wyszeptał, wodząc ręką po jej
krągłych piersiach. - Pragniesz tego tak samo jak ja.
Poczuła, jak jej brodawki nabrzmiewają niczym pączki
pożądania.
-
Tak - potwierdziła.
69
-
Pokaż mi, jak bardzo mnie dziś pragniesz.
Powoli, lekko drżącymi palcami, zaczęła rozpinać
pozostałe guziki jego koszuli, potem zsunęła mu ją z ramion i
pozwoliła opaść na podłogę obok swej sukienki.
-
Chodź do mnie - powiedział Trent stłumionym głosem.
Podłożył ręce pod pośladki Filomeny i podniósł ją bez
wysiłku do góry, aż piersi znalazły się na wysokości jego warg.
Smakował najpierw jedną pulsującą wypukłość, potem drugą.
Spojrzała na niego spod opuszczonych rzęs.
-
Twój wzrost ma jednak pewne zalety.
Uśmiechnął się frywolnie.
-
Marzyłem o czymś takim od dawna. Twój wzrost
również ma pewne zalety. Mogę cię podnieść jedną ręką.
-
Nie jestem aż taka mała ani aż taka lekka.
-
Może się założymy?
Otoczył ją ręką w talii i podniósł jak piórko. Drugą ręką
delikatnie pieścił jedną z piersi. Filomena popatrzyła na niego
pokonana i powiedziała przytłumionym głosem:
-
Wygrałeś.
-
Naprawdę?
W jego głosie brzmiała niezwykła powaga. Postawił
Filomenę z powrotem na podłodze, palce włożył pod gumkę jej
rajstop i zsunął je wraz z majteczkami. Stała teraz całkiem naga,
otoczona jego ramionami.
-
Jesteś taka mała i zgrabna - mruczał z zachwytem. -
Taka lekka i miękka, i delikatna. - Kręcił powoli głową,
przesuwając rękami po jej talii i biodrach. - I tak długo kazałaś
mi czekać.
-
Po prostu nie miałam pewności - usiłowała wyjaśnić. -
A ponadto to trwało zaledwie dwa tygodnie.
-
Najdłuższe dwa tygodnie w moim życiu - zapewnił. -
Ale teraz koniec czekania.
Opuścił ją na dywan i uklęknął obok, mocując się ze
sprzączką swych spodni. Gdy pozbył się slipów, Filomena
70
popatrzyła na posągowe linie jego ciała. Dotknęła muskularnych
ud i patrząc mu w oczy, powiedziała drżącym głosem:
-
Nikt nie mógłby ci zarzucić, że masz wymiary elfa.
-
Przyjmuję to jako komplement - odparł miękko.
Położył się obok niej na dywanie. Rękami, ustami, a nawet
zębami odbywał ekscytującą wędrówkę po jej ciele. Wsunął
nogę między jej uda i delikatnie zmusił, by się rozchyliły.
Filomena czuła, że zalewa ją wielka fala. Nie myślała już o
tym, by stawiać opór, by zachowywać ostrożność. Nie myślała o
przyszłości. Pragnęła jedynie dotyku Trenta. Przylgnęła do
niego.
-
Co się stało, Filomeno?
-
Zastanawiałam się właśnie, dlaczego tak długo
zwlekałam - wyszeptała.
Przesuwała rękami po jego barkach, zachwycona zarysem
twardych muskułów. Poruszyła się i poczuła na swych udach
jego pulsujące ciepło.
-
To dobre pytanie. Niestety, nie ma na nie dobrej
odpowiedzi.
Płaską dłonią wędrował po jej brzuchu. Jego palce
zatrzymały się przez chwilę na małym, miękkim wzgórku, a
potem podążyły jeszcze niżej, drogą dręczącej rozkoszy.
Filomena wstrzymała oddech, gdy Trent wyczuł ciepłą
wilgotność między jej udami. Usłyszała pełen pożądania jęk i
zadrżała w jego objęciach. Przytrzymał ją jeszcze mocniej.
-
Już nie czekamy - wyszeptał. Nie odpowiedziała. Nie
znalazła żadnych słów. Poczuła, jak Trent się unosi i opada na
nią.
-
Popatrz na mnie, Filomeno - poprosił niskim,
ochrypłym głosem. - Chcę widzieć twoje oczy, gdy po raz
pierwszy będziesz moja.
Posłuchała. Czuła między udami napierającą twardość i
odruchowo uniosła biodra, by ją przyjąć.
-
Och, Trent.
71
Powoli, zdecydowanie wypełnił ją sobą. Zacisnął palce na
jej skórze. Zamknęła oczy. Całe jej ciało, spięte niemal do
granicy bólu, czuło tego wielkiego mężczyznę. Natychmiast
przyszło oszałamiające uczucie podniecenia. Otworzyła oczy.
Trent patrzył na nią. Znieruchomiał, dając jej czas, by mogła się
dopasować.
-
Nigdy przedtem nie czułem niczego podobnego.
-
Ja też nie - odpowiedziała słabym głosem,
przywierając do niego.
-
Widzę to w twoich oczach, czuję w tobie całej.
Wiedziałem, że będzie nam ze sobą dobrze.
Zanurzył twarz w zagłębieniu jej karku i powolnym,
zmysłowym rytmem wprowadzał ją w ekscytujące drżenie.
-
Och, Trent. ..
-
Bądź ze mną, najdroższa. Bądź i nigdy mnie nie
opuszczaj. Dotrzemy razem, obiecuję ci.
Ufała mu. On prowadził, upewniając się, czy podąża za
nim. Zagarnęła ich fala podniecenia. Filomena nigdy przedtem
nie przeżyła niczego podobnego. Może po prostu dotychczas nie
spotkała mężczyzny, który potrafiłby sprawić, żeby te sprawy
zaczęły się dla niej liczyć.
Z nieoczekiwaną intensywnością przyjęła końcową ekstazę.
-
Tak, najdroższa, tak.
Szorstki okrzyk triumfu i rozkoszy, przepleciony z jej
krzykiem bez tchu. Opadali razem, rozluźnieni, w gmatwaninie
wilgotnych rąk i nóg.
-
Trent, nie wiedziałam... - szukała właściwych słów w
omdlewającej mgiełce – nie zdawałam sobie sprawy, że to może
być tak.
-
Wiem - uspokajającym gestem odgarniał jej z twarzy
pasma włosów - ja też nie zdawałem sobie sprawy. -
Wiedziałem, że będzie dobrze, ale nie przypuszczałem, że aż
tak.
-
A ja myślałam, że ty wiesz wszystko.
-
Niezupełnie. Nie wiem wszystkiego o tobie.
72
-
Całe szczęście - odrzekła. Skuliła się na jego ramieniu
i złożyła delikatny pocałunek na torsie. - Kobieta ma prawo do
pewnych tajemnic.
Oczy Trenta spoważniały.
-
Nie chcę, aby między nami były jakiekolwiek
tajemnice, Filomeno. Chciałbym, żebyśmy wiedzieli o sobie
wszystko. Rozumiesz?
-
A czy ty wyjawisz mi swoje tajemnice?
-
Co cię interesuje?
Westchnęła głęboko i postanowiła zaryzykować.
-
Na początek chciałabym wiedzieć, skąd u ciebie taka
zaciętość, jeśli chodzi o wzajemne zaufanie?
Obruszył się.
-
Zaciętość?
-
Wiesz, co mam na myśli - odparła powoli. -
Wykazujesz taki upór, gdy idzie o twój ... honor, o to, że twoje
słowo jest warte więcej od złota i tak dalej. Dlaczego to dla
ciebie taka ważna sprawa, Trent?
-
Większość ludzi chce, by inni ich szanowali. Nie
widzę niczego szczególnego w moim traktowaniu tych rzeczy.
Uśmiechnęła się łagodnie.
-
Powiedziałeś: żadnych sekretów, pamiętasz? A masz
ich trochę, prawda?
Trent położył się na plecach, wkładając rękę pod głowę, i
przez dłuższą chwilę patrzył w sufit. Jakby z roztargnieniem
głaskał włosy i ramiona Filomeny.
-
Myślę, że to ma związek z moim wychowaniem -
rzekł.
-
Twoi rodzice byli surowi? - pytała go dalej.
Zaśmiał się krótko.
-
Nie, nie o to chodzi. Ojciec umarł, gdy byłem jeszcze
niemowlakiem. Matka wyszła za mąż powtórnie, zanim
skończyłem dwa lata. Jako dziecko traktowałem ojczyma jak
własnego ojca.
73
-
Czy to był dobry człowiek? - zapytała Filomena z
wahaniem. Nie miała pewności, czy ma prawo drążyć ten temat.
-
Tak sądziłem, nim skończyłem osiem lat.
-
A co się później stało?
-
Aresztowano go za defraudację w banku, w którym
pracował. Poszedł na kilka lat do więzienia.
-
To musiało być straszne dla ciebie i twej matki.
-
Owszem. Mieszkaliśmy w małym mieście i wszyscy
wiedzieli, co się stało. Ani na moment nie dano nam o tym
zapomnieć. - Głos Trenta stwardniał. - Gdy w szkole coś komuś
zginęło, przeważnie mnie wskazywano palcem. Gdy tylko
przekraczałem próg sklepu, sprzedawcy zaraz patrzyli na mnie
badawczo: a nuż odziedziczyłem skłonności do kradzieży.
Ilekroć wpadłem w tarapaty, zawsze znalazł się ktoś, kto
komentował: Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
-
Wyobrażam to sobie - powiedziała Filomena smutnym
głosem.
-
Kiedy ojciec wyszedł z więzienia, sytuacja nie uległa
poprawie. Musieliśmy się przenieść do innego miasta. Ojciec
miał trudności ze znalezieniem pracy, a jeszcze trudniej było mu
utrzymać się na posadzie. Wcześniej czy później ktoś
dowiadywał się wszystkiego, a ja musiałem staczać bójki w
szkole albo na podwórku, by zamknąć usta jakiemuś
pyskaczowi.
-
Mogę się założyć, że przeważnie wygrywałeś. -
Filomena wyobraziła sobie oczyma duszy chłopca, bijącego się
desperacko o honor rodziny.
-
Nawet gdy wygrywałem, nie zmieniało to opinii
środowiska i ludzie nadal plotkowali.
-
A więc dorastałeś, postanawiając zrekompensować
słabości swego ojca, czy tak? Chciałeś wszystkich przekonać, że
jesteś inny. Cokolwiek się stanie, można ci ufać i tego samego
wymagasz od innych, bo inaczej porozbijasz im głowy.
Trent uniósł się nieco i patrzył na nią uważnie. - Tak to
mniej więcej wyglądało.
74
-
Czy nie boisz się czasami, że wykazujesz w tych
sprawach zbytnią sztywność? Uważam, że to dobrze, gdy ktoś
postępuje uczciwie i szlachetnie, ale nie wszyscy są w stanie
sprostać twoim standardom.
-
Sfera uczciwości jest czarno-biała, albo - albo. Nie ma
tu miejsca na żadne odcienie szarości. - To ostry sposób
patrzenia na świat.
Wzruszył ramionami.
-
Nie jestem naiwny. Nie chciałbym, by robiono ze mnie
głupca, by ktoś usiłował mnie wykorzystać. Jeśli uważasz, że
jestem bezkompromisowy, cóż, przykro mi. Taki już jestem.
Filomena przygryzła dolną wargę.
-
Czy często ci się to zdarza, że ktoś próbuje cię
wykorzystać?
Uśmiechnął się ironicznie.
–
A jak ci się zdaje?
Pokręciła głową.
-
Myślę, że nie.
-
To chyba dowodzi, że jeśli traktujesz ludzi uczciwie,
on odpłacają ci tym samym.
-
Wątpię - powiedziała. - Raczej sądzę, że ludzie
śmiertelnie boją się zadrzeć z tobą.
-
Tak czy inaczej, to działa - powiedział pojednawczo. -
Niewielu usiłowało mnie nabrać albo wystrychnąć na dudka.
-
Tego jestem pewna - odparła z przekonaniem.
ROZDZIAŁ 6
Filomena otworzyła oczy. Świeciło jasne słońce. Leżała
cicho przez chwilę na samym brzeżku szerokiego łóżka. Nie
musiała się odwracać - wiedziała, że Trent jest obok niej. Spanie
razem z mężczyzną tak wielkim to jak spanie z niedźwiedziem.
Wytwarzał dostatecznie wiele ciepła, by ogrzać ich oboje.
Uśmiechnęła się do tej myśli.
75
-
Czy zawsze budzisz się z uśmiechem? - spytał Trent,
ziewając szeroko.
-
Nie.
-
To dobrze. Takie rzeczy w małej dawce potrafią
bardzo umilić poranek. - Wychylił się w jej kierunku i
przyciągnął ją do siebie. - Co robisz na drugim brzegu łóżka?
Jak ci się udało odsunąć ode mnie? Gdy zasypiałem, byłaś tuż
przy mnie.
-
Bałam się, że zostanę zgnieciona - odrzekła z
całkowitą niemal powagą.
-
Akurat. Nie jesteś po prostu przyzwyczajona do spania
z drugą osobą. - Przygarnął ją zaborczym gestem. - Ale to nic.
Przywykniesz.
-
A ty chyba jesteś do tego przyzwyczajony? - wyrwało
jej się.
Poczuła raczej niż zobaczyła, że Trent lekko się uśmiecha.
-
Czyżbyśmy doszli do tego momentu, gdy zaczynamy
zadawać sobie pytania o nasze związki w przeszłości?
Filomena odchrząknęła.
-
Och, niezbyt chciałabym słuchać o twych poprzednich
związkach.
-
Tchórzostwo.
-
Wolę nazwać to dyskrecją.
Udawał, że się zastanawia.
-
W porządku. Przyjmuję, że to dyskrecja. Jesteś
zadziwiająco racjonalną, pragmatyczną, zrównoważoną i
inteligentną kobietą jak na elfa.
Filomena milczała przez dłuższą chwilę, a potem zapytała
ostrożnie:
-
Czy dużo miałeś przedtem romansów?
Trent wybuchnął śmiechem, poruszył się gwałtownie i
przygwoździł Filomenę swym ciężarem.
-
Oto
mamy
dowód
dyskrecji,
racjonalności,
pragmatyzmu, równowagi i inteligencji.
76
-
Odrzucam to oskarżenie. Z pewnością jestem
inteligentna.
-
Tak, przyznaję. A odpowiedź na twoje idiotyczne
pytanie brzmi: nie, nie miałem wielu romansów w przeszłości. Z
pewnością jednak żaden związek nie był tak ważny, jak ten z
tobą.
Po chwili dodał poważnie:
-
Byłem raz żonaty. Nie trwało to zbyt długo. Nie
chciała czekać, aż uda mi się zrobić karierę. Znalazła sobie
innego, który już zdążył ją zrobić. Koniec opowieści. - Z twarzy
Trenta zniknęło napięcie. - No i jak, ciekawość zaspokojona?
-
Cieszę się, że nie do każdego drobiazgu stosujesz
swoją zasadę: najlepszą taktyką jest uczciwość - powiedziała
cicho. Naprawdę nie interesowały ją inne kobiety w jego życiu,
a zwłaszcza była żona.
Ku zdziwieniu Filomeny Trent poważnie potraktował jej
uwagę.
-
Przysięgam, kochanie, że w stosunku do ciebie zawsze
będę uczciwy, ale są pewne sprawy, które nie dotyczą nas
dwojga. Jestem zwolennikiem mówienia prawdy, nie oznacza to
jednak, że trzeba wyciągać i drążyć stare historie. Zgoda?
-
Zgoda - potwierdziła.
Dotknął biodra Filomeny i delikatnie je ścisnął.
Najwyraźniej rozkoszował się jej obecnością.
-
Skoro doszliśmy do porozumienia, że sprawy
dotyczące przeszłości
mogą pozostać w zapomnieniu,
porozmawiajmy o przyszłości.
Filomena sama nie wiedziała, dlaczego słowa te wprawiły
ją w zakłopotanie. Uśmiechnęła się jednak zuchwale, odrzucając
wszelki niepokój.
-
O przyszłości?
-
Teraz, kiedy się zastanowiłem - powiedział cicho,
przerywając na chwilę, by pocałować ją w zagłębienie szyi -
wydaje mi się, że nie ma potrzeby przyśpieszać tej dyskusji.
Mamy dużo czasu.
77
-
Słusznie - przytaknęła z ulgą.
-
Mówisz tak, jakby właśnie odroczono ci wyrok.
Myślałem, że kobiety doskonale dają sobie radę w dyskusjach
na temat przyszłości.
-
Musimy lepiej poznać siebie nawzajem, Trent.
Przyszłość sama się o siebie zatroszczy. Jak zwykle.
-
Nie - zaprzeczył Trent, a w jego głosie wyczuwało się
pewną twardość - przyszłość nie zawsze troszczy się o siebie.
Ale w tym wypadku możesz być spokojna.
-
Dlaczego?
-
Bo ja się o wszystko zatroszczę w twoim imieniu.
Filomena znowu poczuła się nieswojo.
-
Trent, może powinniśmy odbyć tę dyskusję teraz.
Uważam, że za mało się znamy i nie chciałabym, by
którekolwiek z nas miało fałszywe przekonanie lub ...
Uciszył ją krótkim, zaborczym pocałunkiem. Gdy podniósł
głowę, jego oczy świeciły zielono, odbijając światło słoneczne.
-
Nie obawiaj się, elfie. Jesteś w dobrych rękach.
Czuła te ręce. Przesuwały się po jej ciele, rozsuwały nogi i
błądziły po wrażliwych miejscach. Objęła go ramionami i cała
przyszłość gdzieś znikła.
-
Tak - wyszeptała, przyciągając do siebie jego twarz -
jestem w jak najlepszych rękach.
Trent zauważył, że od chwili gdy się obudzili tego ranka,
uległa zmianie atmosfera panująca między nim a Filomeną.
Nareszcie on był w jej życiu na pierwszym planie. Widział to w
jej oczach i czuł w jej dotyku. Udało mu się zwabić ją w pobliże
płomienia i przekonać, że ma on nieodparty urok.
Jednak zadanie nie było wcale dokończone, myślał Trent
podczas
drogi
powrotnej
do
Gallant
Lake.
Chociaż
najtrudniejsza, wymagająca największej przebiegłości część
została wykonana. Teraz można się odprężyć i obserwować, jak
Filomena radzi sobie z nowymi uczuciami w stosunku do niego.
Nadal zachowywała się nerwowo, niepewnie, ale mury
runęły. Trent dostrzegał mgiełkę zadumy w jej wzroku.
78
Filomena Cromwell odkrywa, na czym polega bycie
zakochanym, pomyślał Trent.
-
O czym myślisz? - zapytała w pewnym momencie.
Uśmiechnął się lekko, patrząc cały czas na szosę.
-
Myślałem właśnie, że wreszcie udało mi się
przyciągnąć twoją uwagę. Trent nie był jedyną osobą, która
zauważyła zmianę w zachowaniu Filomeny. Gdy przyjechali do
Gallant Lake, cała rodzina prawie natychmiast wyczuła, że jej
stosunek do Ravindera się zmienił. Trent widział, że przyjmują
to z radością i ulgą. Podczas kolacji rozmowa zeszła na temat
wyjazdu do Portland. Filomena wykazywała zaskakujące
ożywienie w tej konwersacji.
-
Hal Reece i jego żona to uroczy ludzie - mówiła,
nakładając sobie sałaty. - Gdy Trent skończył podpisywać
kontrakt, zjedliśmy z nimi kolację. Evelyn Reece przepraszała
mnie w imieniu swego męża za przerwanie wakacji Trenta, ale
najwyraźniej nie było innego wyjścia. Pan Baldwin nie chciał
złożyć swego podpisu, jeśli nie będzie przy tym Trenta. Evelyn
powiedziała mi, że takie sytuacje powtarzają się często. Asgard
wysyła Trenta do załatwiania ważniejszych spraw, gdyż ludzie
mają do niego zaufanie. Zawierają z nim umowy, których nie
chcą zawierać z innymi.
-
Rozumiem - odparł Amery rozbawiony, patrząc
domyślnie na Ravindera. - Czy na tym polega twoja praca u
Asgarda: zmiękczanie najtwardszych?
-
Nie, to tylko część pracy - zaprzeczył Trent. - Do mnie
należy coś, co, jak sądzę, nazwałbyś "gaszeniem pożarów".
Kierują mnie tam, gdzie są trudności. Myślę, że Asgard używa
mnie jako chłopca na posyłki.
-
Nie dajcie się nabrać - ostrzegła Filomena. - Jego biuro
jest trzy razy większe od mojego. Z okien wspaniały widok, na
podłodze dywany. Trent ma nawet osobistą sekretarkę. Firmy
takie jak Asgard nie dają do dyspozycji wielkich pomieszczeń
biurowych i osobistych sekretarek swoim chłopcom na posyłki,
chyba że są to naprawdę ważne posyłki.
79
Ravinder poczuł, że lekko się czerwieni, słysząc te peany
na swoją cześć. Zdawał sobie sprawę, że wszyscy z trudem
powstrzymują się od uśmiechów. Postanowił, że najlepiej będzie
zmienić temat.
-
Filomeno ... - wtrącił, uprzejmie poczekawszy na małą
przerwę w jej monologu.
-
.. .i Evelyn Reece powiedziała mi również, że Asgard
dotrzymuje wszystkich obietnic, jakie Trent złoży klientowi,
ponieważ firma nie śmie ryzykować, że on odejdzie z pracy.
-
Filomeno ... .
-
Poznałam również pana Asgarda. Powiedział, że ma
wobec Trenta dług. Tak to określił, prawda? Twierdził, że bez
niego ta umowa nie doszłaby do skutku, a bardzo mu zależało
na tym terenie.
Trent odchrząknął.
-
Filomeno, czy mogłabyś podać mi ziemniaki?
-
Proszę - sięgnęła po półmisek i zaczęła opowiadać o
widoku z okien biura Ravindera. - Widać rzekę i prawie
wszystkie mosty.
-
Filomeno - Trent znowu próbował przerwać, tym
razem bardziej energicznie - może weźmiesz sobie dokładkę
sałatki?
-
Nie, dziękuję, wystarczy mi tyle - uśmiechnęła się
promiennie, nie zmieniając tematu. - Evelyn i Hal Reece
utrzymują, że wkrótce Trent zostanie prawdopodobnie
wspólnikiem w firmie, chyba że postanowi ją opuścić i założyć
własną. Reece twierdzi, że Asgard jest przerażony taką
perspektywą i prawdopodobnie zrobi wszystko, by tylko go
zatrzymać.
-
Filomeno!
Przerwała.
-
Słucham cię, Trent.
-
Sądzę, że twoja rodzina chętnie powitałaby zmianę
tematu - powiedział stanowczo. - Ja też.
Popatrzyła na niego i zaczerwieniła się lekko.
80
-
Czy to, co mówię, jest dla ciebie krępujące?
-
Łagodnie mówiąc - tak.
Uśmiechnęła się.
-
Powinieneś mnie kopnąć pod stołem.
-
Właśnie o tym myślałem - przyznał.
-
Bałeś się, że ci oddam?
-
Brałem taką ewentualność pod uwagę, ale coraz
bardziej byłem gotów zaryzykować.
-
Biedactwo. Dobrze. Twoja kolej. Wybierz sobie jakiś
dowolny temat rozmowy - zatoczyła ręką krąg, jakby wskazując
różne możliwości.
-
Łowienie ryb - powiedział Trent z ulgą, zwracając się
do Amery'ego.
Gospodarz natychmiast podchwycił ten temat, ale Trent
zdołał dostrzec rozbawienie i zadowolenie w jego oczach. Meg i
Shari patrzyły na Filomenę z podobnymi minami i tylko ona
sama nie była świadoma, że właśnie zdradziła się ze swymi
emocjami.
Przez następne trzy dni Trent rozkoszował się obudzonymi
w Filomenie uczuciami. W różnoraki sposób okazywała mu swe
zainteresowanie. Na przykład, gdy pewnego ranka powrócił z
połowu z dwoma dużymi pstrągami, wyskoczyła zza stołu, przy
którym z siostrą popijała sobie kawę, i podjęła się usmażenia
ryb.
-
W kuchni jest teraz bardzo dużo pracy - wyjaśniła. -
Zajmę się tym sama.
Shari popatrzyła ze zdziwieniem. Trent usiadł przy stole i
nalał sobie kawy.
-
Czy coś jest nie w porządku, Shari?
-
Doprawdy, trudno uwierzyć - rzekła z ironią. -Myślę,
że ona chce ci zademonstrować, że potrafi gotować.
-
A potrafi?
-
O tak. Matka dołożyła starań, byśmy obie popracowały
w kuchni. Ma przestarzałe poglądy na temat tego, czego
potrzeba kobiecie do zamążpójścia. Ale Fil to nie pomogło.
81
Ostatnio zaczynaliśmy się zastanawiać, czy wtedy, dziewięć lat
temu, gdy opuszczała miasto, rzeczywiście myślała to, co
powiedziała.
Trent łyknął trochę kawy.
-
A co powiedziała?
-
Wiele rzeczy. Ale nie sądziliśmy, że wtedy traktowała
je serio.
-
Na przykład, że nigdy nie wyjdzie za mąż?
-
Coś w tym rodzaju. Nigdy się do tego nie przyznała,
ale rzeczywiście to niefortunne zerwanie bardzo nią wstrząsnęło.
Gdyby Brady po prostu powiedział, że chce się wycofać, nie
byłoby aż takiej tragedii. A tu okazało się, że Fil nakryła
narzeczonego w łóżku z Glorią Halsey. Gloria jak zły duch
prześladowała Filomenę przez całą szkołę. Pod wieloma
względami była jej przeciwieństwem: królowa balów, aktywny
kibic futbolu, najpopularniejsza dziewczyna w klasie. Znasz ten
typ? A do tego nie była szczególnie miła i lubiła dokuczać
Filomenie.
-
Czy sądzisz, że Filomena była zakochana w Bradym?
-
Raczej zaślepiona, ale nie sądzę, by naprawdę go
kochała. Była za młoda i zbyt naiwna. Nigdy przedtem nie miała
swojego chłopaka. Gdy Brady zaczął ją adorować, bardzo to
przeżywała.
-
Dlaczego Brady jej nadskakiwał, skoro wolał
dziewczyny w typie Glorii?
Shari zamyśliła się.
-
Sama o tym czasem myślałam. Może po prostu Fil
stawała się bardziej kobieca. Podczas pierwszego roku w
college'u wyszczuplała i zrobiła się bardziej towarzyska.
Interesowało ją wiele rzeczy i nabrała nieco pewności siebie.
Przyjeżdżała do domu na weekendy i na ferie, ą Brady właśnie
skończył college. Prawdopodobnie zauważył, że Filomena
zmieniła się na korzyść, a może po prostu się nudził. W okolicy
nie było zbyt wielu samotnych kobiet, a Gloria w tamtym czasie
82
miała innego chłopaka i nieczęsto przyjeżdżała do naszego
miasta. Brady nie miał partnerki na sobotnie randki.
-
Zaczął więc podrywać Filomenę?
-
Tak. Ona go uwielbiała i to było widać. Jestem pewna,
że mu to pochlebiało. A potem, zanim zorientowaliśmy się, jak
poważna jest cała sprawa, ogłosili swoje zaręczyny. I wtedy na
wakacje przyjechała Gloria. Wolna, znudzona. Miała ochotę na
Brady' ego. Zaś Brady miał ochotę zarówno na nią, jak i na
udział w firmie ubezpieczeniowej jej ojca. Wydaje mi się
jednak, że nie wiedział, jak przekazać mojej siostrze tę nowinę.
-
Doszedł więc do wniosku, że sama powinna
zrozumieć, jak sprawy stoją - domyślił się Trent.
Shari przytaknęła.
-
Bardzo mi jej żal. W taki nieprzyjemny sposób straciła
zaufanie do mężczyzn. Opuściła miasto przysięgając, że nigdy
nie wyjdzie za mąż. - Shari lekko się skrzywiła. - Nasza mama
czekała dziewięć lat na zmianę tego postanowienia.
-
Tymczasem Filomena z poświęceniem budowała firmę
Cromwell & Sterling - dopowiedział Trent.
-
Nie tylko - odparła powoli Shari. - W Seattle prowadzi
bardzo ożywione życie towarzyskie.
-
Tak podejrzewałem - zauważył ponuro Trent. Ma
własne pieniądze, styl i szyk. To przyciąga towarzystwo.
-
To prawda. Jednak ona nigdy nie zaangażowała się na
tyle, by myśleć o trwalszym związku: Obecnie obawia się
amatorów swych pieniędzy. Spółka Cromwell & Sterling
rozwija się błyskawicznie. Wielu chciałoby trochę z niej
uszczknąć. Fil ma zatem powody, by trzymać mężczyzn na
dystans. Przypuszczam nawet, że w większości wypadków robi
to nieświadomie.
-
Wiem. - Trent zupełnie nie zdawał sobie sprawy, jak
wiele uczucia było w jego głosie i dopiero śmiech Shari mu to
uświadomił. - Co cię tak rozbawiło?
-
Nic takiego, naprawdę. Zawsze podejrzewałam, że gdy
Fil skruszy mur, jakim się otoczyła, zrobi to w wielkim stylu.
83
Jest zupełnie inną kobietą po powrocie z Portland. Jeśli ona
jeszcze cię nie kocha, to z pewnością jest na najlepszej drodze
do tego.
Trent zachował obojętną twarz, choć czuł napięcie
wewnętrzne:. pożądanie i niesamowitą satysfakcję.
-
Tak myślisz?
-
O, tak - potwierdziła cicho Shari. - Czy zależy ci na
tym, Trent? Bo jeśli nie, to nie ciągnij tego dłużej. Byłoby to nie
w porządku wobec Fil i prawdę mówiąc, cała rodzina
niesłychanie by się martwiła, gdybyś ją zranił.
Trent popatrzył Shari prosto w oczy.
-
Masz moje słowo honoru. Nie mam zamiaru zranić
twej siostry. Zależy mi na niej. Chcę teraz, by jej zależało na
mnie. To mój główny cel.
Shari przez dłuższą chwilę patrzyła mu w oczy.
-
Wierzę ci - przyznała. - Sądzę, że jesteś niedaleko
celu.
Trent uniósł brwi, sącząc kawę.
-
A ja nie byłbym tego taki pewien.
-
Chyba masz rację. - Shari odchyliła się w fotelu,
patrząc na Trenta z siostrzaną troską. - Teraz to kaszka z
mlekiem. Ale co będzie, gdy pokłócicie się po raz pierwszy?
Ostrzegam cię, że Fil w sytuacji konfliktowej zawsze postępuje
po swojemu.
-
Nie dziwi mnie to - przyznał Trent rzeczowym tonem.
-
Co więc się stanie, gdy ty będziesz chciał postawić na
swoim? - dopytywała się Shari. - Ona jest samodzielną,
niezależną kobietą. Ma temperament pasujący do jej
płomiennych włosów. Choćby ci nie wiem jak bardzo na niej
zależało, nie sądzę, byś pozwolił jeździć sobie po głowie.
-
To zabawny obrazek - powiedział Trent - rudy elf
jeżdżący mi po głowie. Pewnie będzie miała przy butach
ostrogi.
-
Możliwe. A więc jakie są perspektywy?
Trent westchnął.
84
-
Gdy tupnę nogą? Nie wiem na pewno, ale jeśli o to
chodzi, mam pewną przewagę.
-
Jaką?
-
Mam bardzo dużą nogę.
Trzeciego dnia po powrocie z tej przełomowej wyprawy do
Portland Filomena zaczynała się niecierpliwić. Prawie nigdy nie
udawało jej się zostać z Trentem sam na sam. Co dziwniejsze,
Trent zupełnie nie starał się znaleźć czasu na wspólne spotkanie.
Coś tu się nie zgadzało. Przez pierwsze tygodnie ich
znajomości wymyślał najróżniejsze sposoby, by przyłapać ją w
samotności, a ona wymykała mu się, jak umiała. Teraz
natomiast wystarczało mu, że spotyka ją na łonie rodziny.
Kilkakrotnie myślała nawet z obawą, że skoro udało mu się
zaciągnąć ją do łóżka, nie ma ochoty ponownie powtarzać tego
doświadczenia. Zawsze jednak, gdy nachodziły ją takie
wątpliwości, spotykała spojrzenie jego zielonych, roziskrzonych
oczu i czuła w głębi duszy, że on nadal jej pragnie.
Dlaczego więc nic nie robi, by mogli się gdzieś spotkać i
znowu kochać? - myślała poirytowana. Mógłby przecież zabrać
ją wieczorem na przejażdżkę albo zaprosić na spacer nad
jezioro, czy jak za pierwszym razem kazać zapakować
Henry'emu, szefowi pensjonatu, kosz z wiktuałami na piknik.
Piknik! Filomena uśmiechnęła się do siebie. To doskonały
pomysł: jest mu winna piknik; przecież. on kiedyś ją zaprosił.
Tym razem jednak nie należy dopuścić do tego, by rozmowa
znowu zeszła na tematy zawodowe. Podjęła decyzję i ruszyła do
kuchni. Postanowiła wziąć swoje ulubione przekąski i butelkę
białego wina.
Pół godziny później przewiesiła sobie kosz z prowiantami
przez ramię i wyruszyła na poszukiwanie Trenta. Siedział na
tarasie i czytał książkę. Uniósł wzrok, gdy podeszła bliżej.
Popatrzył na nią z wyraźną aprobatą. Żółta opaska
podtrzymywała jej rudą grzywę, żółta bluzka, podwiązana na
dole, odsłaniała płaski brzuch, białe, wąskie spodnie podkreślały
zgrabne uda. Filomena dostrzegła zmysłowość we wzroku
85
Trenta,
choć
natychmiast
przybrał
wyraz
uprzejmego
zainteresowania.
-
Wybierasz się gdzieś? - spytał obojętnie, zamykając
książkę.
-
Aha. Chcesz pójść ze mną?
Po
raz
pierwszy
zapraszała
go
i
czuła
lekkie
zdenerwowanie.
-
To zależy - droczył się z nią.
-
Od czego? - uśmiechała się szeroko, ale ciągle nie była
pewna, co będzie dalej.
-
Od tego, co masz w koszyku - wyjaśnił Trent.
Założył ręce pod głowę i obserwował ją, rozparty w fotelu.
-
Butelkę najlepszego białego wina z piwnicy taty,
kanapki z kurczakiem, torbę chipsów i dwa kawałki ciasta
czekoladowego.
Trent zerwał się z fotela.
-
Czemu od razu nie powiedziałaś? Idziemy.
-
Moja mama zawsze powtarzała: do serca mężczyzny
przez żołądek. Nie dowierzałam jej. Uważałam mężczyzn za
trochę bardziej rozgarniętych.
-
Powinnaś bardziej słuchać swej matki. - Trent otoczył
Filomenę ramieniem. - Gdzie będziemy ucztować?
Popatrzyła na niego kątem oka i z wahaniem powiedziała:
-
Zamierzałam pójść tam, gdzie byliśmy poprzednio.
-
Prowadź.
Filomena poweselała. Dosyć łatwo poszło. Wystarczyło
wyciągnąć gdzieś Trenta, nakarmić go i napoić winem, a on już
z pewnością weźmie sprawy w swoje ręce.
Niestety, sytuacja nie rozwinęła się zgodnie z planem.
Znaleźli odosobnione miejsce, rozpostarli koc i rzucili się na
jedzenie. I na tym sprawy utknęły.
To dziwne, pomyślała Filomena, zjadając ostatni kawałek
ogórka i zastanawiając się, jak przedłużyć ten piknik, kiedy już
zniknęło całe jedzenie. Rozmawiali o wszystkim: o łowieniu
ryb, o interesach spółki Cromwell & Sterling, ale nie zawadzili
86
nawet o temat Cromwell & Ravinder. Filomena miała wrażenie,
że jeśli chce zmiany tematu, musi zrobić to sama.
Nigdy nie podejrzewała się o tchórzostwo. Ale nigdy też
nie zabiegała o względy mężczyzny, jeśli nie liczyć dawnej
historii z Bradym Paxtonem. Łatwiej i bezpieczniej było
pozostawić inicjatywę drugiej stronie. Niestety, choć Trent
zaczął z rozmachem, teraz najwyraźniej znacznie zwolnił.
-
Gdy wrócę do Portland, zamówię skrzynkę takiego
wina - stwierdził, wkładając pustą butelkę do koszyka. - Twój
ojciec ma znakomity gust.
-
Tak - potwierdziła Filomena patrząc, jak Trent pakuje
pozostałe naczynia. - On lubi, żeby w pensjonacie wszystko
było w najlepszym gatunku.
-
To widać. Jest dobrym biznesmenem.
-
Wiem o tym. Trent?
-
Taak?
-
Czy chcesz już wracać do domu?
-
Nie bardzo - odparł, patrząc na nią.
-
To dobrze. Pomyślałam, że moglibyśmy tu chwilę
zostać. Jest tak spokojnie, nie musimy się nigdzie spieszyć.
-
Wiem. Szkoda, że nie wziąłem książki. Świetne
miejsce, żeby sobie posiedzieć i poczytać. Może zamiast tego
zdrzemnę się trochę.
Filomena była zbita z tropu. Nie spodziewała się takiego
obrotu sprawy.
-
Och, nie wyglądasz na zmęczonego.
-
Nie jestem zmęczony, ale przecież mam wakacje -
wyjaśnił pogodnie, opierając się plecami o drzewo. Popatrzył na
jezioro. - Czyż tu nie pięknie?
-
Wiem. Wyrosłam w tej okolicy - potwierdziła, myśląc
o czym innym. - Trent?
Patrzył cały czas jak zahipnotyzowany na oświetloną
słońcem powierzchnię jeziora.
-
Taak?
-
Myślałam o ... o nas.
87
-
Naprawdę?
-
I o tamtej nocy w Portland - kontynuowała z
determinacją. -To było coś wyjątkowego, nie sądzisz?
Wstrzymała oddech.
-
Tak - potwierdził cicho.
Odetchnęła.
-
Cieszę się, że tak uważasz. Zaczynałam już
przypuszczać...
-
Co, Filomeno?
-
Nic. Po prostu nie wracałeś do tego tematu, odkąd
wróciliśmy.
-
Ty też nie - zauważył.
Drgnęła. Miał rację. Zmieniła pozycję i przysunęła się
bliżej do niego. Cały czas patrzył na jezioro.
-
Ale teraz o tym wspominam - powiedziała
buńczucznie.
Trent nie poruszył się.
-
Owszem. Co chciałabyś omówić?
Filomena zaczęła tracić cierpliwość. Usiadła i oparła się o
niego. Zmarszczyła brwi.
-
Niczego nie chcę omawiać.
Popatrzył na nią z uprzejmym zainteresowaniem.
-
Dlaczego w takim razie poruszasz ten temat?
-
Pomyślałam sobie, że byłby to dobry pretekst, by cię
pocałować - powiedziała szybko i rzuciła mu się w ramiona.
Chwycił ją odruchowo i posadził na swych udach.
-
Parę razy cmoknąłeś mnie na dobranoc, to wszystko.
Otoczyła go ramionami i przyciągnęła głowę do jego
twarzy. Pocałowała go z tą namiętnością, jaką wówczas w sobie
odkryła.
Trent poddał się. Rozwarł usta pod naciskiem jej warg i
namiętnie ją całował. Filomena przekonała się, że jego
pożądanie jest tak samo silne, jak poprzednio. Odetchnęła z ulgą
i przywarła do niego jeszcze bliżej.
88
Kiedy przerwali pocałunek, była zaróżowiona i nie mogła
złapać tchu. Spojrzała na Trenta roziskrzonymi oczyma.
-
Dlaczego? - spytała.
-
Co dlaczego?
-
Dlaczego ani razu nie pocałowałeś mnie tak, od dnia
naszego powrotu z Portland?
Powoli pogładził ją po piersi swą dużą dłonią.
-
Chciałem, byś przekonała się, jak bardzo mi ufasz.
-
Co masz na myśli?
Wziął kosmyk jej włosów i owinął sobie wokół palca.
-
Musiałaś udowodnić samej sobie, że nie musisz
obawiać się odrzucenia. Nie z mojej strony.
Filomena zesztywniała w jego ramionach.
-
Niezbyt lubię być manipulowana w ten sposób.
Twarz Trenta złagodniała.
-
Chodziło o coś więcej, niż tylko o zmuszenie cię do
wykonania pierwszego kroku.
-
A o co? - spytała podejrzliwie.
-
Czy nie pomyślałaś, że ja też chciałbym mieć
pewność, iż nie zapomniałaś o tym, co stało się wtedy w
Portland?
Filomenę, nagle skruszoną, zalała fala ciepłego uczucia.
-
Trent, tak mi przykro. Nie myślałam o tym w ten
sposób.
-
Rozumiem. Przyzwyczaiłaś się do tego, że to właśnie
ty jesteś niedostępna. Jednak mężczyzna czasami też chce mieć
pewność, że jest pożądany.
-
Pożądam cię, Trent - zapewniła, patrząc na niego
jasnymi oczami.
-
Wiem, kochanie. Przekonałaś mnie.
Pochylił ku niej głowę. Całowali się, a ich pocałunek był
teraz wyrazem zarówno namiętności, jak i zaufania.
Trent zaczął rozluźniać węzeł jej bluzki. Filomena objęła
go mocno ramionami i szeptała mu do ucha, jak bardzo go
pragnie.
89
-
Najdroższa, nie wiesz, co ze mną wyprawiasz -
powiedział niskim głosem, jakby oskarżycielsko, a potem
ostrożnie położył ją na kocu.
Palcami przesuwała po jego torsie, w kierunku brzucha, a
potem niżej, szukając dowodu wzbierającego pożądania.
-
Dowiaduję się tego - powiedziała miękko i rozpięła
sprzączkę jego paska.
Do pensjonatu wrócili dopiero przed czwartą. Trzymając
się za ręce, weszli głównym wejściem obok recepcji. Przy
kantorze siedziała Meg Cromwell. Uniosła głowę znad jakichś
papierów, popatrzyła na nich i uśmiechnęła się z aprobatą.
.
-
Dobrze, że jesteś, Fil. Zastanawiałam się, gdzie
zniknęłaś. Nie zapomnij o koktajlu na cześć Shari i Jima dziś
wieczór. Aha, był do ciebie telefon godzinę temu.
-
Tak? Kto dzwonił?
-
Glenna Sterling.
Oczy Filomeny rozszerzyły się.
-
To na pewno bank. Musiała dostać jakąś wiadomość z
banku.
Puściła rękę Trenta, złapała telefon i pośpiesznie wykręciła
numer. Gdy tylko Glenna zgłosiła się, Filomena zrozumiała, że
wiadomości nie są pomyślne. Serce jej zamarło.
-
Nie mamy szczęścia, Fil. Powiedzieli, że za szybko się
rozwijamy. Zasugerowali nam, byśmy ponownie ubiegały się o
kredyt, gdy powiększymy jeszcze trochę sieć sprzedaży.
-
Ale nam ten kapitał potrzebny jest właśnie po to, żeby
rozwinąć sieć sprzedaży. W tym leży problem - odpowiedziała
szybko.
Trent patrzył na nią uważnie cały czas.
-
Wiem,
Fil.
Mam
tyle
nowych
projektów.
Wiedziałyśmy od początku, że to tylko jedna z możliwości.
Będziemy musiały spróbować w innym banku. Rozejrzę się do
twojego powrotu.
-
Może powinnam już wrócić?
90
-
To nie miałoby sensu. Trochę potrwa, zanim sprawdzę
różne banki. Nic tu nie poradzisz. Baw się dobrze na weselu
siostry i widzimy się pod koniec miesiąca. To tylko małe
niepowodzenie. Pokonywałyśmy już większe trudności.
-
To prawda.
Filomena odłożyła słuchawkę i oparła się przygnębiona o
kontuar.
-
Odmówiono wam pożyczki? - spytał Trent łagodnie.
-
Odrzucili zdecydowanie naszą prośbę.
-
Może nadszedł czas, byście poszły do fachowego
doradcy finansowego? - zasugerował Trent.
-
Może. Ale najbardziej miałabym ochotę pójść do tego
urzędnika od pożyczek i skręcić mu kark. Naprawdę liczyłyśmy
na te pieniądze.
-
Nigdy nie licz kurcząt, póki się nie wyhodują -
wypowiedziała Meg swój krzepiący matczyny pogląd.
Filomena uśmiechnęła się z przymusem. Trent popatrzył na
nią, objął i poprowadził na patio.
-
Powinnaś słuchać swej matki, Filomeno. A najlepiej,
żebyś słuchała mnie.
Popatrzyła na niego pytająco.
-
A co byś mi radził?
-
Nigdy nie licz kurcząt, póki się nie wyhodują.
ROZDZIAŁ 7
-
Jak ci się to podoba, Shari?
Filomena
wykonała
piruet,
demonstrując
gładką,
wydekoltowaną sukienkę z białej, opinającej ciało dzianiny.
Wybrała ją na dzisiejszy koktajl.
Shari miała na sobie skromną suknię z jedwabiu, którego
czerwień doskonale pasowała do jej świetlistych blond włosów.
Oparta o framugę podziwiała siostrę.
91
Biała sukienka skąpo okrywała ciało Filomeny: z przodu
wycięta niemal do pępka, z tyłu prawie do talii; krótka spódnica
odsłaniała nogi, które wydawały się jeszcze dłuższe, gdyż
Filomena nałożyła buty na nies1UJlowicie wysokich obcasach.
Na szyi miała niewinny złoty łańcuszek, co tylko podkreślało
śmiałość reszty stroju.
-
Za każdym razem, gdy wybierasz się tu na przyjęcie,
twoje stroje są coraz bardziej zwariowane.
Na powtórkę balu maturalnego ubrałaś się w obcisły
niebieski gorset, odsłaniający połowę brzucha, na moje
"pożegnanie panieństwa" - w jaskrawy czerwono-żółty strój,
którego widok zaszokował nawet dostawcę, kolejnym razem
włożyłaś na siebie zieloną dżersejową suknię z gołymi plecami.
Czy teraz chciałabyś nas przygotować na to, że jako druhna
będziesz owinięta w przezroczystą plastikową torebkę?
Przerażenie ogarnia mnie, gdy pomyślę sobie, w co ubierzesz się
na moje wesele. Filomena skrzywiła się.
-
Nie bądź pruderyjna, Shari. Taki fason sukienki uważa
się teraz za bardzo modny.
-
Odsłania strasznie dużo ciała, Fil - Shari wyraziła swe
wątpliwości. - Wyglądasz w niej świetnie, muszę przyznać, ale
nie jestem pewna, czy to się nadaje na przyjęcie w Gallant Lake.
Tamta zielona z dżerseju była szczytem tego, co tutejsi ludzie są
skłonni zaakceptować.
-
Nonsens. Jestem pewna, że towarzystwo z Gallant
Lake zniesie to wyzwanie.
Filomena przystanęła przed lustrem i poprawiła uczesanie.
Na czubku głowy zrobiła sobie niesforny lok. Kilka pasm
włosów spływało z przodu na szyję.
-
A Trent? - spytała Shari.
-
A co on ma do tego?
Filomena przypinała długie błyszczące klipsy.
-
Uważam, że on coraz bardziej traktuje cię jako osobę,
do której ma niejakie prawa. Jestem pewna, że nie spodoba mu
92
się, gdy dziś wieczorem Brady Paxton albo ktokolwiek inny
będzie na ciebie pożądliwie patrzył.
Filomena zastygła, przerywając szminkowanie ust.
-
Nie przywykłam do tego, by jakikolwiek mężczyzna
mówił mi, co mogę nosić. A poza tym Trent nie jest taki
małomiasteczkowy. Moja sukienka nie wywoła jego sprzeciwu.
Shari uśmiechnęła się z powątpiewaniem.
-
Zobaczymy. .
-
Najwyżej trochę ponarzeka pod nosem, cóż innego
może zrobić? - spytała, przypominając sobie gderanie Trenta na
temat zielonej sukni, którą miała na sobie tamtego wieczora w
klubie.
-
Skoro tak twierdzisz ... - Shari ponownie przyjrzała się
siostrze. - Ta twoja sukienka jest świetna, mimo że odsłania
więcej ciała niż kostium kąpielowy. Gallant Lake na pewno
będzie ją długo pamiętało. Dobrze tu wypoczywasz, Fil?
Filomena zauważyła, że siostra bardzo uważnie jej się
przygląda.
-
Popsuł mi się nastrój po dzisiejszym telefonie Glenny.
-
Mama opowiadała mi o tym. Twierdziła też, że Trent
mógłby wam polecić doświadczonego doradcę finansowego.
-
Tak mówił. Według niego nasza firma znajduje się
teraz w bardzo niebezpiecznym momencie. Powinnyśmy
rozważnie podejmować decyzje, zamiast dążyć do chaotycznego
i szybkiego rozwoju.
-
Mama twierdzi, że Trent patrzy na ciebie takim samym
wzrokiem,
jak
Jim
na
początku
naszej
znajomości:
wygłodniałym i żarłocznym.
Filomena poperfumowała się delikatnie.
-
Wygłodniały i żarłoczny? Cóż, chodźmy na dół i
stańmy oko w oko z tymi lwami.
-
Ty idź pierwsza. Chcę zobaczyć, jak Trent zareaguje,
gdy ujrzy twoją sukienkę.
Filomena wzruszyła ramionami i zaczęła schodzić ze
schodów. Cieszyła się na ten wieczór. Po raz pierwszy od
93
powrotu z Portland będzie miała okazję spędzić z Trentem
trochę czasu jak na prawdziwej randce.
Trent stał w holu razem z rodzicami i Jimem Devore'em.
Przerwał na chwilę rozmowę z Amerym i podniósł wzrok
na Filomenę, schodzącą lekko po schodach. Uśmiechnęła się
radośnie do niego, świadoma, że rodzice i Jim patrzą na jej strój.
Jedynie Trent nie okazał zaskoczenia. Przyjrzał się obojętnie
sukience, a potem utkwił wzrok w twarzy Filomeny. Nie
powiedział ani słowa.
-
Fil, moja droga ... - Meg była najwyraźniej
zaniepokojona - czy to nie jest zbyt. .. zbyt. .. – Nie mogła
znaleźć odpowiedniego określenia.
-
Ostrzegałam ją - wtrąciła Shari pogodnie. - Ale ona
uważa, że Gallant Lake to zniesie.
Jim powitał narzeczoną pocałunkiem i zwrócił się do
Trenta:
-
Pozostaje pytanie, czy Trent to zniesie. Trzymaj się,
stary. Ostrzegałem cię, jak niebezpiecznie jest zadawać się z
kobietami z tej rodziny.
Amery Cromwell odchrząknął i ostentacyjnie spojrzał na
zegarek.
-
Och, musimy już ruszać, Meg. Shari pojedzie z Jimem,
a Trent obiecał zabrać Filomenę.
-
My też lepiej pojedźmy, kochanie - zaproponował Jim,
biorąc Shari za rękę. - Mam wrażliwy żołądek: nie zniósłbym
widoku krwi.
-
Przecież jesteś lekarzem! - przypomniała mu Shari.
-
Dlatego wiem, że nie znoszę widoku krwi.
Jim zamknął drzwi i Filomena została sama z Trentem.
Stała na ostatnim stopniu schodów, patrząc wyczekująco.
-
My też powinniśmy już chyba jechać. Weźmy mój
samochód - zaproponowała.
Podszedł do niej powoli. Jego wzrok był rozbawiony i
stanowczy jednocześnie.
94
-
Nie możesz oprzeć się pokusie?
-
Jakiej pokusie? - zapytała niewinnie.
-
Filomeno, moja droga, masz nieprzyjemną tendencję,
by wysokich ludzi uważać za głupców. Wydaję ci się większym
od przeciętnego dinozaura, ale to nie powód, byś sądziła, że
mam mózg jak dinozaur.
-
Chcesz mi powiedzieć, że jesteś inteligentniejszy od
przeciętnego dinozaura?
-
Tak mi się wydaje. Ale nawet jeśli nie jestem, mam
atut w postaci wzrostu. Idź i przebierz się, kochanie - polecił jej
łagodnie.
-
Nie podoba ci się ta sukienka?
-
Ta sukienka - zaczął wyjaśniać rzeczowo -
zaprojektowana jest tak, by patrzący na ciebie mężczyzna miał
ochotę zaciągnąć cię do łóżka. Problem w tym, że nie idziemy
do łóżka, lecz na przyjęcie.
Filomena wyciągnęła rękę i poklepała Trenta po głowie,
uśmiechając się z kobiecą pewnością siebie.
-
A więc o to chodzi. Shari miała rację. Przejawiasz
lekkie poczucie własności. Nie obawiaj się jednak. Ta sukienka
jest w stylu "patrz, ale nie dotykaj". Nikt z obecnych na tym
przyjęciu nie zaciągnie mnie do łóżka. Chyba, że ty wykonasz w
tym kierunku jakiś krok - dodała.
Trent jakby nie zwracał uwagi na to głaskanie po głowie.
Cały czas blado się uśmiechał.
-
Shari nie miała racji. Nie przejawiam lekkiego
poczucia własności. Przejawiam bardzo duże poczucie
własności. Biegnij i przebierz się. Już późno.
-
Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że właśnie
znajdujemy się w punkcie zwrotnym naszej znajomości.
-
To nie jest punkt zwrotny naszej znajomości, to punkt
zwrotny w twoim życiu. Dosyć natrząsania się z poczciwych
mieszkańców Gallant Lake. Zmień sukienkę, Filomeno.
Zaczęła bębnić palcami po poręczy schodów.
-
A jeśli nie, to co?
95
-
To zrobię użytek ze swego wzrostu i swego małego
mózgu, by pomóc ci się przebrać.
Filomena uśmiechnęła się ponuro.
-
Czy to groźba, Trent?
-
To obietnica, kochanie.
-
Popatrzmy na to z racjonalnego punktu widzenia -
zaczęła ostrożnie. - Jeśli ulegnę i zmienię sukienkę, cała rodzina
od razu pomyśli sobie, że jestem słabą, ułomną kobietą.
-
Jeśli nie zmienisz sukienki, cała rodzina będzie
musiała sobie pomyśleć, że to ja jestem słaby i ułomny -
stwierdził Trent.
-
To mało prawdopodobne – podważyła jego obawy. -
Dodatkowym problemem jest to, że gdybym się przebrała,
odniósłbyś wrażenie, iż możesz mi rozkazywać, kiedy tylko
przyjdzie ci na to ochota. Taką postawę przyjmuje wielu dużych
ludzi w stosunku do tych, którzy są niżsi i mniejsi. To chyba
jedna z podstawowych przyczyn, dla których mężczyźni
zakładają, że mają prawo do dominacji nad kobietami. Świat
wyglądałby zupełnie inaczej, gdyby kobiety były wyższe i
silniejsze od mężczyzn.
Trent spojrzał na zegarek.
-
Chyba nie mamy czasu, aby teraz snuć rozważania z
zakresu etnologii.
Filomena jednak zapaliła się do tematu.
-
Pomyśl tylko: kobiety byłyby wyższe, większe i
silniejsze, i to one podejmowałyby decyzje i wydawały rozkazy.
One przejęłyby rolę właścicieli, obrońców i władców.
-
Mam wrażenie, że odbiegamy od zasadniczego tematu.
Oczy Filomeny płonęły entuzjazmem dla roztoczonej
właśnie wizji świata.
-
Dla każdego byłoby oczywiste, że to mężczyźni
zostają w domu i troszczą się o dzieci. Chodziliby w ubraniach z
falbankami. Przecież byliby słabszą płcią, prawda? Cała
struktura rodziny byłaby inna. Ponadto kobiety nie stawałyby się
tak często ofiarami. Nie bałyby się gwałtów ani domowej
96
przemocy. Nie musiałyby udawać, że są głupsze od mężczyzn.
Nie musiałyby grać ...
-
Filomeno - przerwał jej Trent, okazując objawy
zniecierpliwienia. - Mam wrażenie, że to ty teraz grasz ze mną.
Uprzedzam cię, że nie jestem w odpowiednim nastroju. Idź i
przebierz się.
-
Dlaczego miałabym to zrobić? - spytała wyzywająco. -
Podaj mi choć jeden powód, dlaczego nie mogę pójść dzisiaj w
tym, w czym chcę.
Trent ujął się pod boki. Oczy zwęziły mu się, a z twarzy
zniknęły resztki uśmiechu. Patrzył na Filomenę
-
Chcesz znać powód? Nie żyjemy w twoim wyśnionym
świecie. Żyjemy w świecie, w którym ty jesteś znacznie
mniejsza ode mnie. Natychmiast idź na górę i przebierz się
Filomena stała cicho. Trent nie podniósł głosu, ale przecież
nie musiał - i tak dobitnie wyraził to, o co mu chodziło.
-
Mieć siłę, to nie znaczy mieć rację.
-
Zgoda, ale siła ma wielki wpływ na końcowy wynik.
Filomena zrozumiała, że została pokonana. Uniosła brodę i
powiedziała z lekką pogardą:
-
Pamiętaj, co stało się z dinozaurami.
Obróciła się na stopniu schodów i poszła na górę. Weszła
do pokoju i popatrzyła w lustro. Istotnie, biała sukienka
odsłaniała bardzo dużo ciała. Nie miało sensu ponowne
szokowanie Gallant Lake. Najważniejsze, że Trent okazywał
zazdrość. Jest w niej zakochany, pomyślała uszczęśliwiona.
Gotowa była pójść na pewne ustępstwa.
Po dziesięciu minutach zeszła na dół w obcisłej sukience,
zaczynającej się poniżej linii ramion. Ciepły, morelowy kolor i
falbanka na dole nadawały jej trochę wyrafinowany charakter,
ale fason był taki, że Trent nie mógł tym razem narzekać.
Filomena przystanęła na najniższym stopniu.
-
Jesteś zadowolony?
Podał jej rękę.
-
Tak. Dziękuję ci.
97
-
Za co?
-
Za to, że nie wyjdę na słabowitego dinozaura.
Ironicznie popatrzyła na niego z ukosa.
-
Masz u mnie dług.
Zaśmiał się, otwierając drzwi wyjściowe.
-
Wiedziałem, że postarasz się uszczknąć coś dla siebie
w tej sytuacji. Zgoda, mam u ciebie dług.
Przystanął na progu, pochylił się i powoli przesunął
wargami po jej ustach.
-
Kiedy masz zamiar go sobie odebrać? - wyszeptał.
-
Najprawdopodobniej wtedy, kiedy będziesz się tego
najmniej spodziewał. - Popatrzyła na alejkę, przy której
parkowały samochody. - Weźmy mojego porsche'a.
-
Nie ma potrzeby. Chyba już wszyscy w Gallant Lake
go widzieli.
-
Nie dlatego chcę go wziąć - wyjaśniła, wygrzebując
kluczyki z torebki. - Chcę po prostu sama prowadzić.
Trent niechętnie usiadł na miejscu dla pasażera.
-
Czy to ma być kara za to, że wygrałem batalię o
sukienkę?
-
Czyżbyś był zdenerwowany? - ironizowała, wkładając
kluczyk do stacyjki i włączając biegi.
-
Jeździsz jak szatan.
-
Jestem znakomitym kierowcą - oznajmiła przy
akompaniamencie pisku opon na żwirze.
Porsche wystartował z mety jak strzała. Na główną drogę
wokół jeziora wjechał z pełną szybkością. Filomena uwielbiała
poczucie, że samochód reaguje na jej najdrobniejszy ruch. Na
zakrętach dodawała gazu.
Przez dziesięć minut Trent znosił tę sytuację z całkowitym
spokojem, ale potem rzucił ostrzegawczym tonem:
-
W porządku, wystarczy.
-
Czego wystarczy? - spytała uprzejmie.
-
Wyrównaliśmy rachunki za tę bitwę o twoje ubranie.
Teraz zwolnij i okaż trochę rozsądku.
98
W jego głosie dźwięczała jakaś nowa nutka. Filomena zdała
sobie sprawę, że Trent ma dosyć tej jazdy porsche'em.
Posłusznie zwolniła. Oboje milczeli.
-
Musisz
zrozumieć,
że
nie
jestem
do
tego
przyzwyczajona - odezwała się wreszcie.
-
Nie jesteś przyzwyczajona, że dostosowujesz się do
mężczyzny? Wiem. Ja też nie jestem przyzwyczajony do
uczucia, że w stosunku do kobiety mam pewne prawa. Myślę
jednak, że jakoś damy sobie z tym radę.
Ponownie zapanowało między nimi milczenie. Filomena
zaparkowała przed domem Aikenów. Wyłączyła silnik i
przypatrywała się przez chwilę samochodom ustawionym w
alejce.
-
Pamiętaj, że nadal jesteś mi winien przysługę.
-
Pamiętam - potwierdził Trent.
-
Zdaje się, że Aikenowie zaprosili wszystkich z
okolicy. Trent otworzył drzwiczki i wysiadł.
-
Nie obawiaj się. Sukienka, którą masz na sobie, zrobi
większe wrażenie niż tamta biała.
-
Dlaczego tak sądzisz?
-
Mam wrażenie, że większość koleżanek ze szkoły
nasłuchała się ostatnio o twoich kreacjach. Prawdopodobnie
pojechały kupić sobie jakieś wyzywające stroje, chcąc
konkurować dziś z tobą w tej dziedzinie. Gdy pojawisz się w
czymś tak skromnym i umiarkowanym, poczują, że przesadziły.
Filomena wybuchnęła śmiechem.
-
Od kiedy jesteś takim znawcą kobiecej duszy?
-
Uczę się szybko.
Podał jej ramię i poprowadził ku otwartym drzwiom domu.
Goście wypełniali salon, kuchnię, wszelkie zakamarki i
wylewali się na werandę. Wszędzie stały stoły z jedzeniem. Przy
drzwiach Todd Aiken ustawił imponujący bar. Początkowo
tylko nieliczni zauważyli w tym ścisku nowo przybyłych.
-
Stój tu, a ja przyniosę coś do picia - powiedział Trent.
99
Filomena posłuchała i przez cały czas, gdy Trent przeciskał
się do baru, śledziła jego głowę przesuwającą się ponad tłumem.
-
O, jesteś, Fil. Co was tak długo zatrzymało? Już
miałam dzwonić do domu. - Shari wynurzyła się z ciżby. - Ach,
więc miałam rację. Skłonił cię do zmiany sukienki.
-
Trent nie skłonił mnie - poinformowała rzeczowo
Filomena. - Dyskutowaliśmy na ten temat, wysunęliśmy
racjonalne argumenty i postanowiłam, że nie będę robić z niego
słabeusza.
Shari zaśmiała się na tyle głośno, że kilka stojących w
pobliżu osób odwróciło głowy.
-
Tak jakbyś w ogóle mogła to zrobić.
W tym momencie pojawił się Trent z kieliszkiem wina dla
Filomeny i kuflem piwa dla siebie.
-
Cześć, Shari. Gdzie Jim?
-
Rozmawia z matką jednego ze swych pacjentów o
zaletach szczepionki przeciwgrypowej. Pytałam właśnie Fil, co
was tak długo zatrzymało, ale zauważyłam, że ma na sobie nową
sukienkę.
Filomena miała już tego dosyć.
-
Jeśli ktokolwiek choćby słowem jeszcze raz wspomni
o tym, że zmieniłam ubranie, przysięgam, że rozbiorę się do
naga w salonie Aikenów i dopiero wtedy będzie o czym mówić.
W tym momencie podeszła do nich ładna, ciemnowłosa
niewysoka kobieta w wieku Filomeny.
-
Fil! Cześć! Słyszałam, że dziś masz być tutaj. Nie
widziałyśmy się tyle lat! Świetnie wyglądasz.
-
Cześć, Liz. Prawie cię nie poznałam - Filomena
rozradowana przywitała dawną koleżankę. - Ty też świetnie
wyglądasz.
Nie widziała Liz od czasów szkoły.
-
Na pewno jednak rozpoznajesz to ubranie - Liz
obróciła się, by zaprezentować sweterek w jasne wzory i
jedwabną spódnicę. - Pochodzi z kolekcji Cromwell & Sterling.
100
W mojej szafie wisi mnóstwo ubrań z twojej firmy; uwielbiam
je, doskonale na mnie leżą.
Po kilku chwilach wokół Filomeny zebrała się grupka
kobiet. Zaczęła im opowiadać o swych podróżach na Tahiti i do
Indii, gdzie szukała egzotycznych tkanin i inspiracji. Odwróciła
się, gdy Trent dotknął jej ramienia i oznajmił, że idzie poszukać
Amery'ego.
-
Zobaczymy się później - powiedziała do niego z
uśmiechem.
Pocałował ją w czoło z niedbałą zaborczością i odszedł. Liz
i pozostałe koleżanki popatrzyły za nim domyślnie, ale szybko
wróciły do poprzedniej rozmowy, wypytując o trendy mody na
najbliższy sezon.
Filomena po raz pierwszy od przyjazdu do Gallant Lake nie
myślała o tym, jak wywołać ogólną sensację. Była odprężona i z
radością odnawiała dawne znajomości.
Papierosowy dym gęstniał i robiło się coraz duszniej.
Filomena przeprosiła koleżanki i poszła po chłodzone wino.
Porozmawiała z gospodarzem, który zarządzał trunkami, a
potem postanowiła zaczerpnąć świeżego powietrza. Rozejrzała
się, czy nie ma gdzieś w pobliżu Trema. Stał w drugim końcu
pokoju. Rozmawiał z jej ojcem i dwoma innymi mężczyznami.
Sądząc po minach, dyskutowali albo na temat możliwości
wybuchu trzeciej wojny światowej, albo o zaletach pewnych
miejsc połowowych na jeziorze. Mężczyznom brakuje czasem
wyczucia
właściwych
proporcji
życiowych
problemów,
pomyślała pogodnie.
Wyszła na zewnątrz. Powitał ją powiew wiatru.
Potrzebowała kilku minut samotności, by odetchnąć po tym
rozgardiaszu panującym wewnątrz. Przeszła na kraniec tarasu i z
kieliszkiem wina w jednej ręce oparła się o barierkę. Patrzyła na
oświetlone księżycowym światłem jezioro. Po raz pierwszy tego
wieczora miała parę minut dla siebie. Zaczęła rozmyślać o
Trencie Ravinderze.
101
Dla nikogo innego na świecie nie zmieniłaby tej sukienki.
Dziwne, że niekiedy banalne sytuacje mogą mieć ukryte w sobie
ważkie znaczenie.
-
Fil?
Brady Paxton podszedł i przerwał jej rozważania.
-
Cześć, Brady - powitała go bez entuzjazmu. Nawet się
nie odwróciła. Oparta o poręcz podtrzymywała jedną ręką
kieliszek.
-
Rozglądałem się za tobą - powiedział poważnie.
-
Musimy porozmawiać.
-
Nie wydaje mi, Brady.
Stanął obok i również oparł się o barierkę. Łagodny
podmuch rozwiewał mu włosy i do Filomeny dotarła woń wody
kolońskiej. Brady westchnął przeciągle.
-
Zgoda, początkowo nie zachowywałem się zbyt
inteligentnie, ale teraz wszystko zrozumiałem. Jesteś naprawdę
wygadana, Fil, muszę to przyznać. Nie uwierzyłbym, że ci się to
uda.
-
Co miałoby się udać?
-
Nic dziwnego, że nie chciałaś ze mną negocjować, gdy
ofiarowałem ci wtedy prowizję. Miałaś swoje własne plany,
prawda? Musiałaś śmiać się z tych zaoferowanych przeze mnie
pięciu procent.
-
Niezupełnie - odparła oschle, zastanawiając się, dokąd
zmierza ta rozmowa. - Jak się ma twoja żona? Przyszła tu
dzisiaj? Może chciałaby się do nas przyłączyć?
-
Nie myśl o Glorii - przerwał jej Brady. - Rozmawiamy
teraz we dwoje o interesach.
-
Nie mam ochoty rozmawiać o interesach. Przyszłam
tu, by zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
-
Jesteś twardą kobietą, Fil. Kto by się spodziewał, że
tak się zmienisz. Byłaś taka słodka dziewięć lat ternu.
-
Masz na myśli, że byłam taka naiwna dziewięć lat
ternu. Po prostu zaufałam ci, Brady. Zwykła głupota. No cóż,
102
niektórym z nas potrzeba więcej czasu niż innym, by dorosnąć.
Ale w końcu dorosłam.
Przyglądał się jej uważnie gorącym wzrokiem.
-
Nie zapomniałaś. Nadal mnie pragniesz. Pokrywasz
brawurą fakt, że wciąż mnie pożądasz.
Odwróciła się do niego z sarkastycznym uśmiechem.
-
Jeśli tak myślisz, to jesteś większym głupcem niż ja
jako dziewiętnastolatka. Nie wzięłabym cię nawet na srebrnej
tacy.
W oczach Brady'ego pojawiła się złość, usta wykrzywiły
mu się nieprzyjemnie.
-
Uważasz, że potrafisz zrobić lepszy interes?! Myślisz,
że złowiłaś tego Ravindera? Pomyśl tylko, panienko. On umie
się zabawić. Jesteś dla niego jedynie wakacyjną przygodą.
Gdybyś była rozsądna, wykorzystałabyś go do zdobycia
informacji, której oboje potrzebujemy. Chyba nie dasz się
nabrać i nie uwierzysz, że on myśli o tobie serio?
-
Tak jak niegdyś dałam się nabrać i uwierzyłam, że ty
myślisz o mnie serio?
Nawet w panującym mroku widać było, że Brady
zaczerwienił się.
-
Musiałem wówczas podjąć decyzję. Jeśli to jest dla
ciebie jakąś pociechą, drogo za nią zapłaciłem. Moje
małżeństwo nie jest szczęśliwe, Fil. Wielokrotnie rozmyślałem
po nocach, jak by to było, gdybyśmy zostali razem. Nie
rozwodzę się z Glorią tylko dlatego, że jej ojciec wykluczyłby
mnie ze spółki.
-
A dwoje dzieci? Czy tego nie bierzesz pod uwagę,
rozważając decyzję o rozwodzie? A może one się nie liczą? Nie
masz żadnych wyrzutów sumienia, kiedy wyrządzasz krzywdę
innym ludziom. Ale Boże broń, żebyś miał stracić pieniądze.
Bardzo współczuję twojej żonie i dzieciom.
-
Nie mów mi takich głupstw, Fil - przerwał jej ostro. -
Nikomu nie współczujesz, bo jesteś zbyt zajęta łowieniem
grubych ryb. Wiem, co zamierzasz. Nie oszukasz mnie.
103
-
Czyżby? A co zamierzam?
-
Romansujesz z Ravinderem. Całe miasto o tym mówi.
-
Serio?
-
Wszyscy wiemy, że kilka dni temu pojechałaś z nim na
noc do Portland. Zrozumiałem, jakie są twoje plany.
-
Najlepiej będzie, jeśli natychmiast zamilkniesz. Brady
nie zareagował.
-
Wydaje ci się, że wiesz, co robisz, ale znajdziesz się w
poważnych kłopotach, jeśli nie posłuchasz mojej rady. Wiem, że
kręcisz z Ravinderem, bo chcesz dowiedzieć się, jakie są
zamiary Asgarda. Alenie uda ci się wykorzystać tej informacji,
jeśli nie wejdziesz w porozumienie ze mną. Mam upoważnienia
na sprzedaż każdego niemal kawałka terenu wokół jeziora.
Wcześniej czy później będziesz musiała ze mną współpracować.
Jestem gotów podnieść nieco twoją prowizję.
-
Nie mówmy o tym, Brady.
-
Dobrze, możemy zawiązać spółkę. O to ci chodzi?
-
Powiedziałam, skończmy tę rozmowę.
Jej spokojna odmowa wprawiła go we wściekłość.
-
Czy myślisz, że możesz sprzedać tę informację komuś
innemu? Do diabła, nie masz żadnego wyboru.
Filomena straciła resztki cierpliwości. Obróciła się i
popatrzyła mu w prosto w twarz.
-
Brady, jesteś głupcem, choćbyś posiadał większość
ziemi wokół jeziora. Po pierwsze: Asgard nie ma zamiaru
budować tu terenów rekreacyjnych. Po drugie: nawet gdyby
miał taki zamiar, a ja wiedziałabym, które działki chcieliby
zakupić, nie powiedziałabym ci, choćbyś dawał mi nie wiem ile
pieniędzy.
-
Bo wydaje ci się, że Ravinder jest w tobie zakochany.
O to chodzi?
-
Bo wiem, że ja jestem w nim zakochana - poprawiła go
Filomena. - Co więcej, mam zamiar wyjść za niego za mąż. Jeśli
myślisz, że dla twojego nędznego interesu oszukam człowieka,
którego mam zamiar poślubić, to znaczy że mnie nie znasz. Idź
104
do środka i poszukaj swej żony. Z pewnością rozgląda się za
tobą.
-
Ty mała dziwko!
Brady stanął nad Filomeną i podniósł rękę. Ona ani drgnęła.
Ścisnęła tylko mocniej kieliszek w dłoni, przygotowując się do
ewentualnej obrony. Ale nie doszło do konfrontacji. Od drzwi
dobiegł głos Trenta, chłodny jak ostrze sztyletu:
-
Jeśli ją tylko tkniesz, Paxton, rozerwę cię na strzępy,
tak że nie będzie cię można poskładać.
ROZDZIAŁ 8
Filomena obejrzała się i zobaczyła Trenta, szybko
kroczącego przez taras. Odetchnęła z ulgą. Podbiegła ku niemu i
przywarła mu do piersi. Trent otoczył ją ramionami.
-
Tak mi przykro - powiedziała cicho.
-
A mnie nie - odparł, przygarniając ją delikatnie. Potem
powiedział głośniej: - Lepiej, żebyś wrócił do środka, Paxton.
Przestań niepokoić moją narzeczoną. Nie sprzeda ci żadnej
informacji, nawet gdyby ją miała. Chyba dotarło już do ciebie,
że ona nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Jeżeli jeszcze raz się
do niej zbliżysz, połamię ci kości.
Na twarzy Brady'ego malowała się gorycz i złość.
-
To intrygantka, Ravinder. Nie daj się nabrać. Ona z
pewnością jest warta grzechu, ale myśli głównie o forsie.
Pamiętaj o tym, jeśli...
Brady nie zdołał dokończyć. Filomena poczuła, jak Trent
się pręży i rzuca jak dziki drapieżnik. W tej samej niemal chwili
usłyszała głuchy łomot.
-
O Boże - westchnęła, przerażona szybkością i
gwałtownością całego zajścia.
Patrzyła na Brady'ego, który leżał na podłodze. Łapał z
trudem powietrze i spoglądał na stojącego nad nim Trenta.
-
Czy teraz się rozumiemy?
105
-
Ty draniu, pasujesz do niej.
Brady wstał, otrzepał ze złością ubranie i pokuśtykał do
budynku.
-
A jeśli wniesie skargę? - Filomena nieśmiało wyraziła
swą obawę.
-
Możesz mi wierzyć, że nie zrobi tego. Musiałby
wyjaśnić okoliczności całej sprawy. To zbyt dla niego
kłopotliwe.
-
Przyznaj się, ile słyszałeś z naszej rozmowy?
Trent milczał przez chwilę.
-
Sporo. Liczy się jednak tylko to, co powiedziałaś o
zamążpójściu.
-
Obawiałam się tego. - Filomena westchnęła, podeszła
do barierki tarasu i oparła się o nią. -Wybacz, Trent. Tak mi się
wyrwało. Chciałam tylko przekonać Brady'ego, że on mnie
zupełnie nie interesuje. - Wzięła swój kieliszek i pociągnęła
spory łyk dla dodania sobie odwagi. - Czasami działam pod
wpływem impulsu.
-
Rozumiem to.
Przybliżył się do niej. Oczy błyszczały mu odbitym
światłem księżyca. - Ja też niekiedy działam pod wpływem
impulsu. To jednak nie znaczy, że zawsze potem tego żałuję. A
ty?
-
Ja też przeważnie nie żałuję. Wydaje mi się ... że w
gruncie rzeczy te działania nie są aż tak impulsywne.
Tkwią gdzieś w mojej świadomości i nagle, bez
ostrzeżenia, prawda ujawnia się. Trent patrzył na nią miękko
swymi świecącymi oczami. Pogładził ją po policzku.
-
Powiedz, jaka to wielka prawda bez ostrzeżenia
ujawniła się tym razem - poprosił z naciskiem.
-
Właśnie ... właśnie uświadomiłam sobie, że jestem w
tobie zakochana.
Trent zanurzył wargi w jej włosach. - Nie mogę uwierzyć.
-
Wiem, że to cię zaskakuje - powiedziała szybko - ale,
rozumiesz, ja ...
106
Położył delikatnie palec na jej ustach.
-
Dobrze już, najdroższa. To stało się dla mnie tak nagle.
Jestem trochę wstrząśnięty.
-
Nagle?
Uśmiechnął się.
-
Ja zakochałem się w tobie w ciągu paru godzin od
chwili, gdy cię po raz pierwszy spotkałem.
-
Och, Trent, naprawdę?
-
Naprawdę. Już od dawna uświadamiałem sobie, na
czym mi zależy i postanowiłem, że będę cię nakłaniał, by tobie
zaczęło zależeć na tym samym. Spodziewałem się jednak, że
zajmie mi to znacznie więcej czasu. Byłaś tak negatywnie
nastawiona do miłości i małżeństwa, że sądziłem, iż
zaciągnięcie cię do ołtarza wymagać będzie znacznie więcej
wysiłku.
-
Jesteś rozczarowany tak łatwym zwycięstwem?
-
Chyba żartujesz? Jestem wdzięczny, że tak szybko
oprzytomniałaś.
Otoczyła go mocno ramionami.
-
Trent, tak się cieszę. Aż trudno mi uwierzyć. Chyba
byłam ślepa. Dlaczego nie rozumiałam tego wcześniej?
-
Umykałaś mi, bo byłaś zbyt zajęta tą pokazówką dla
Gallant Lake. Spoza lasu nie widziałaś drzew.
-
Nawet takiego dużego drzewa. A więc, zabierając
mnie do Portland, chciałeś zwrócić na siebie moją uwagę? Jesteś
bardzo przebiegły.
-
Wiem o tym.
-
I skromny.
-
Trudno być skromnym, gdy się jest aż tak
przebiegłym, ale robię, co mogę - potwierdził.
Filomena podniosła na niego rozradowane oczy.
-
Zakochałam się w tobie - to fakt, ale ja powiedziałam
Brady'emu, że mam zamiar cię poślubić, a to zupełnie inna
sprawa.
Pocałował ją namiętnie.
107
-
Zdeklarowałaś się - rzekł, oderwawszy się w końcu od
jej ust. - Powiedziałaś Brady' emu, a to oznacza, że wkrótce
wszyscy obecni na przyjęciu będą o tym wiedzieli. - To
przerażające.
-
Myślę, że za kilka minut obstąpi mnie twoja rodzina,
żądając potwierdzenia nowiny.
-
Nie wydajesz się tym szczególnie zdenerwowany.
-
Bo nie jestem. A ty?
Filomena potrząsnęła głową.
-
Chcę tego. Nigdy bym się o to nie podejrzewała, ale
chcę tego. Musimy tyle spraw omówić,
Trent, tyle sobie opowiedzieć. Chciałabym wiedzieć ...
-
Filomeno! Trent! Co się dzieje? - Od strony domu
dobiegł głos Amery'ego.
Trent, trzymając Filomenę w ramionach, odwrócił się ku
nadciągającej grupce, którą prowadził
Amery. Za nim szli Meg, Shari, Jim Devore, dalej ciotka
Agnes i wuj George z butelką szampana. Kilka zaciekawionych
osób wychylało się na taras.
-
Bardzo trudno jest utrzymać tajemnicę w takim małym
miasteczku - zauważył Trent, patrząc na nadchodzących.
Następnego dnia po południu Filomena i Trent siedzieli nad
brzegiem jeziora. On, oparty o drzewo, jedną ręką przygarnął ją
do siebie, a drugą rzucał od czasu do czasu do wody małe
kamyki.
-
Czy jesteś pewien, że wiemy, co robimy? - zapytała
Filomena z lekkim rozbawieniem.
-
Spokojnie. Ja się wszystkim zajmę.
-
Może powinniśmy ogłosić nasze zaręczyny dopiero po
weselu Shari? Nie chciałabym za nic umniejszać wagi tej
uroczystości. To dla Shari coś wyjątkowego.
-
Nie myśl o tym. Shari była wzruszona, podobnie
zresztą jak inni członkowie rodziny. Może nie byłoby to dobrze
Widziane, gdybyś wyszła za mąż wcześniej niż ona, ale nikt nie
weźmie nam za złe ogłoszenia zaręczyn.
108
-
Jesteś tego pewien?
-
Najzupełniej. Długo rozmawiałem na ten temat z
twoim ojcem.
-
Coo? - Odsunęła się od niego i spojrzała mu prosto w
twarz. - Co to znaczy, że długo z nim rozmawiałeś? O czym? I
dlaczego mnie przy tym nie było?
-
Nie było cię przy tym, bo nie wstałaś dziś o wpół do
szóstej rano, by pójść z nami na ryby.
-
Gdybym wiedziała, że będziecie mówić o czymś
ważnym, może zdobyłabym się na to.
-
To
była
męska
rozmowa
-
wyjaśnił
Trent
protekcjonalnie.
-
Doprawdy? I cóż takiego omawialiście?
-
Głównie mówiliśmy o tym, jak to wszyscy są bardzo
zadowoleni, że mam zamiar się z tobą ożenić. Rodzina może
przestać się o ciebie martwić. Rozumiesz, lat ci nie ubywa.
Bardzo dobrze, że robisz karierę zawodową, ale wszyscy są
przekonani, że potrzebny ci jest kochający mężczyzna. Są mi
wdzięczni, że podjąłem się tej roli. Prawdę powiedziawszy,
odczułem coś więcej niż wdzięczność. Można by to określić
jako ulgę wszystkich zainteresowanych.
Filomena wybuchnęła śmiechem i zaczęła bezlitośnie
okładać Trenta pięściami.
-
Ty arogancki, apodyktyczny, męski egoisto!
Ciosy spadały na Trenta jak strzelające ziarna prażonej
kukurydzy. Pochwycił jej pięści, śmiejąc się.
-
Hej, czy tak się traktuje przyszłego pana i władcę?
-
Wciąga cię to - odrzekła oskarżycielskim tonem. - Nie
myślałam, że tak bardzo chcesz zostać mężem.
-
A ja nie myślałem, że ty tak bardzo chcesz zostać
żoną.
-
Nie chciałam - przyznała poważniejąc. - Myślałam, że
mam wszystko, czego mi potrzeba.
-
A gdy myślałaś o małżeństwie, miałaś przed oczami
scenę z Bradym i Glorią - dokończył za nią.
109
Przytaknęła.
-
Zrozum, chodziło nie tylko o to, że ich nakryłam.
Znacznie gorsze było to, że następnego dnia wiedziało o tym
całe miasto. Po zerwaniu zaręczyn myślałam, że umrę z powodu
doznanego poniżenia. Chciałam uciec i nie wracać tu nigdy.
Byłam bardzo młoda - dodała po chwili.
-
Takie przeżycie zraniłoby każdego - powiedział,
zanurzając palce w jej włosach. - Zwłaszcza kogoś takiego jak
ty, kochanie.
-
Co masz na myśli?
-
Dałaś tu niezły występ, szczebiocząc i prezentując
swoje kreacje, ale w głębi duszy jesteś delikatna i niewinna.
-
Skąd możesz to wszystko wiedzieć?
-
Przekonuję się o tym za każdym razem, gdy biorę cię
w ramiona.
-
Jesteś niezwykle pewny siebie. Mężczyźni często
sądzą, że wiedzą wszystko o kobiecie, bo kilka razy się z nią
przespali.
Trent słuchał nieporuszony.
-
Nie twierdzę, że wiem o tobie wszystko, ale wiem to,
co najważniejsze.
-
Na przykład?
Popatrzył na nią czule. Delikatnie objął dłonią jej pierś, aż
nabrzmiewająca brodawka stwardniała
pod tkaniną kombinezonu, który Filomena miała na sobie.
-
Wiem, że przez ostatnie. lata obawiałaś się poddać
jakiemukolwiek mężczyźnie. W końcu poddałaś się mnie –
szczerze i bez reszty. Czuję, że nikt nigdy mnie tak nie pragnął.
Nie mogłoby się to stać, gdybyś była samolubna i nieczuła.
Filomena wzięła głębszy oddech.
-
Ja też wiem parę rzeczy o tobie - powiedziała nieco
prowokacyjnie.
-
Czyżby?
110
-
Jesteś dobrym człowiekiem, można ci ufać. Czasami
jesteś trudny, zbyt zasadniczy w pewnych sprawach, ale myślę,
że w małżeństwie trochę zmiękniesz.
-
Tak sądzisz?
-
Aha. Nie wiem tylko do końca, dlaczego chcesz się ze
mną ożenić.
Musnął jej usta wargami.
-
Przejawia się w tym twój brak pewności siebie. Shari
miała rację: nigdy nie zapomnisz o tym, co ci zgotował Paxton.
Przez ostatnie lata miałaś kontakty z mężczyznami, dla których
twoja firma była równie ponętna jak ty sama. Nic dziwnego, że
nie ufasz mężczyznom. Ale ja to naprawię.
Filomena zrobiła przerażoną minę.
-
O rety! A więc również z moją siostrą rozmawiałeś o
mnie?
-
Uważałem, że należy starannie rozpracować temat.
-
Następnym razem, gdy będziesz miał jakieś pytania,
zwróć się bezpośrednio do mnie, zrozumiano?
-
Tak jest!
-
Powiedz mi zatem, dlaczego chcesz mnie poślubić? -
nie ustępowała.
-
Jesteś inteligentna, miła i atrakcyjna. Czy potrzebuję
innego powodu?
-
Evelyn Reece powiedziała mi, że przez ostatnie lata
szukałeś żony z taką intensywnością, z jaką poszukujesz
terenów dla Asgarda. Wydawało jej się nawet, że już
zrezygnowałeś, aż tu spotkałeś mnie.
Z twarzy Trenta zniknął uśmiech, a pojawił się wyraz
dezaprobaty.
-
Zdaje się, że ucięłyście sobie z Evelyn niezłą rozmowę
w damskiej toalecie.
Filomena popatrzyła na niego triumfująco.
-
A widzisz, jakie to miłe, gdy ktoś dyskutuje na twój
temat za twymi plecami.
111
-
Zapamiętam to sobie. - Trent najwyraźniej nie był
zadowolony z tego, co mogła usłyszeć o nim Filomena. - No
więc, czy to prawda, że przez ostatnie lata polowałeś na żonę?
-
Dobrze, powiem ci - odparł niechętnie, ale nie starał
się wymigać od odpowiedzi. - Rzeczywiście, zrozumiałem, że
nadszedł czas.
-
Czas do ożenku? Tak po prostu? - zapytała, niepewna,
czy ma mu wierzyć. - Mogę to sobie wyobrazić:
przewodniczący zarządu postanawia, że czas się żenić,
negocjuje więc sprawy małżeństwa tak samo, jak się negocjuje
kupno terenu. To mi się podoba.
Trent burknął coś na temat jej poczucia humoru, a potem
mówił dalej:
-
Mam trzydzieści sześć lat, moja droga. Dotychczas
całkowicie poświęcałem się pracy zawodowej. Moje pierwsze
małżeństwo zakończyło się katastrofą i nie miałem ochoty na
powtórkę. Myślałem, że mam jeszcze dużo czasu na znalezienie
żony i założenie rodziny, ale pewnego dnia stwierdziłem, że
ucieka mi w życiu coś istotnego. Czas mijał. Zatęskniłem za
kobietą, która by mnie kochała i pożądała. Do której mógłbym
wracać co wieczór, dzielić z nią swe powodzenia i troski. Czy to
takie dziwne?
-
Wcale nie.
-
Dlaczego więc cię to śmieszy?
-
Wyobraziłam sobie, jak podejmujesz postanowienie,
by metodycznie poszukać sobie żony. W zasadzie to nawet
bardzo miłe.
-
Miłe? Jak to?
-
Miłe - potwierdziła stanowczo. - A lepiej powiedzieć:
wzruszające w swej niewinności. No, powiedz, co się nie udało.
Evelyn twierdziła, że zaprzestałeś poszukiwań.
-
Jak wrócę do Portland, pogadam z Reece'em na temat
plotkarskich skłonności jego żony.
-
Nie bądź głuptasem. Evelyn chciała wyświadczyć
przysługę. Mów, co się nie udało w czasie tych wielkich łowów.
112
-
Nie spotkałem osoby, z którą chciałbym się związać na
stałe. Może szukałem zbyt intensywnie? Nie wiem. Może
chodziło o to, by znaleźć kobietę, której zależałoby na mnie, a
nie na mojej pozycji w Asgard. Tak czy siak, nie wyszło.
Zrezygnowałem i wróciłem do codziennych spraw. Potem
doszedłem do wniosku, że jest mi potrzebny prawdziwy
wypoczynek. Przyjechałem tutaj. A ty natychmiast przybyłaś z
prędkością błyskawicy w swym porsche'u i - pstryk - wszystko
świetnie się złożyło.
Filomena poczuła rękę Trenta na swej piersi i jęknęła z
rozkoszy. Ravinder położył ją na ziemi, usłanej sosnowym
igliwiem.
-
Trent?
-
Nooo? Był zajęty rozpinaniem guzików przy jej
kombinezonie.
-
Kiedy chcesz, by odbył się ślub?
-
Jak najszybciej. - Zdołał rozpiąć górną część i
rozluźniał teraz szeroki pasek. - A co? Chciałabyś mieć takie
wystawne wesele jak Shari?
-
Nie.
-
Możemy urządzić skromną uroczystość za parę
tygodni. Czy masz coś przeciwko temu?
Potrząsnęła głową.
-
Nie.
-
Filomeno, będziesz świetną żoną.
-
Dlaczego tak sądzisz?
-
Wiesz, kiedy powiedzieć ,,nie", a kiedy "tak". Pochylił
się nad nią i ujął ustami nabrzmiałą brodawkę. Filomena
zanurzyła palce w jego włosach, poddając się pocałunkowi.
-
O tak, Trent, tak - wyszeptała gardłowym głosem.
Zatracił się w ciepłej słodyczy jej ciała.
Uwielbiał, gdy mówiła "tak". Nigdy w życiu nie będzie
miał tego dosyć. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Miał
obawy, czy to wszystko jest rzeczywiste.
113
Inteligentny człowiek nie zaprzecza swemu szczęściu, gdy
już staje ono na jego drodze, pomyślał. Miał w ramionach
Filomenę, która wkrótce zostanie jego żoną. To było
najważniejsze.
Dwa dni potem odbyło się wesele Shari. Wszystko
przebiegało zgodnie z planem, co było zasługą powszechnie
znanego talentu organizacyjnego Meg. Prawie wszyscy
mieszkańcy miasta zostali zaproszeni i prawie wszyscy przyszli.
Przyjęcie wydano w klubie. Obficie zaopatrzony bufet
uzupełniano co chwilę, by zaspokoić apetyt zgłodniałych gości.
Podczas uroczystości Filomena podeszła do matki, która
krzątała się z nie strudzoną energią.
-
Na twoim miejscu zaczęłabym się niepokoić o wuja
George' a i ciotkę Agnes.
Filomena wskazała głową na swych krewnych, wokół
których zgromadziła się spora grupka głośno rozmawiających
osób. Między innymi stali tam Gloria Paxton i Trent, który był
wyraźnie rozbawiony tym, co mówił George.
Meg zaniepokoiła się.
-
Co oni knują? Przysięgam, Fil, jeśli urządzą tu jakieś
przedstawienie, zamorduję ich gołymi rękami.
-
Dobrze się bawią, choć trochę głośno.
-
Lepiej pójdę poskromić George' a, zanim nie wejdzie
na stół lub nie zrobi czegoś podobnego. Muszę powiedzieć
Amery'emu, żeby nie dolewał im już więcej szampana.
Meg ruszyła ku zgromadzonym, szeleszcząc swą fiołkową
spódnicę. Filomena obserwowała matkę przez chwilę, a potem
poszła do bufetu, by nałożyć sobie coś dobrego. Po sali niósł się
śmiech wuja. Przycichł nieco, gdy Meg dołączyła do grupy
otaczających George' a osób. Filomena nie zazdrościła matce jej
misji. Wuj był wysokim, zadzierzystym mężczyzną i
niejednokrotnie publicznie demonstrował swą wylewność.
Filomena kosztowała właśnie kanapkę z serem i
krewetkami, gdy usłyszała, że wuj mówi coś o posagu. Zaczęła
114
słuchać uważniej, początkowo zdziwiona, a potem bardzo
zaskoczona.
-
Niech nikt tu nie myśli, że nasze dwie bratanice
wychodzą za mąż bez odpowiedniego prezentu ślubnego -
oznajmił wuj głośno. - Ukrywaliśmy z Agnes tę wiadomość aż
do tej chwili, bo chcieliśmy zrobić niespodziankę. Chodzi o to,
że parę lat temu kupiłem trochę ziemi na wybrzeżu. Za bezcen
nabyłem dwa spore kawałki. Teraz warte są niezłą sumkę.
Agnes i ja ofiarowujemy każdej z naszych bratanic po jednej
parceli jako prezent ślubny. Co o tym myślicie? - George i
Agnes popatrzyli wyczekująco na zgromadzonych.
Nie zawiedli się. Zewsząd posypały się gratulacje. Państwo
młodzi byli najwyraźniej zaskoczeni. Rodzice Filomeny kręcili z
niedowierzaniem głowami.
Filomena popatrzyła na Trenta, napotkała jego wzrok i
zrobiło jej się zimno.
Trent patrzył na nią ponad głowami oddzielających ich
ludzi. W jego oczach nie było rozbawienia ani radosnego
podniecenia, ani zadowolenia z powodu szczęścia, jakie
spotkało obie siostry - była tylko dziwna, ponura złość.
Filomena nigdy jeszcze takim go nie widziała. Ogarnęło ją nagle
straszne przeczucie.
Trent wskazał wzrokiem taras. Przekazywał wiadomość.
Nie, to był rozkaz. Chciał z nią porozmawiać na osobności.
Skinęła nieznacznie głową i powoli zaczęła się przeciskać przez
tłum gości.
Przy drzwiach nie zastała jednak Trenta, lecz Glorię
Paxton. Miała zaczerwienioną twarz, wyraźnie wypiła za dużo.
Jej oczy świeciły niebezpiecznie.
-
Cześć, Glorio. Mam nadzieję, że dobrze się bawisz.
-
Och, bawię się nadzwyczajnie, zwłaszcza teraz, gdy
padła odpowiedź na niektóre interesujące pytania. - Wybacz mi,
że cię zostawię, ale chciałabym uciec gdzieś na chwilę przed
tym hałasem.
Filomena przeszła obok Glorii, ale ta ruszyła za nią.
115
-
Widzę, że nie włożyłaś dziś żadnego z tych
wyuzdanych ciuchów, jakie projektujecie z twoją przyjaciółką. -
Gloria popatrzyła lekceważąco na skromnie skrojoną suknię z
wzorzystego, żółtego jedwabiu. - To bardzo przyzwoicie z
twojej strony, że zrezygnowałaś z wywoływania scen na weselu
swojej siostry. Spodziewałam się, że wystąpisz w stroju odaliski
albo w bikini. Ale twój narzeczony by tego nie zaaprobował,
prawda?
Filomena policzyła do dziesięciu i obiecała sobie, że nie
wrzuci Glorii do basenu, przynajmniej dopóki Shari i Jim są na
przyjęciu. Winna była siostrze choć tę odrobinę względów.
-
Wybacz, Glorio, ale chciałabym zostać sama przez
kilka minut. Tyle miałam zajęć przez cały dzień.
-
Nie tylko przez ten dzień, przez całe wakacje, prawda,
Fil? - spytała Gloria ironicznie. - Najpierw próbowałaś z
Bradym, ale daleko nie zaszłaś. On nigdy nie miał na ciebie
ochoty. Tylko ja się dla niego liczyłam.
-
Lepiej skończmy tę rozmowę, zanim stanie się zbyt
kłopotliwa.
-
Jesteś zakłopotana, Fil? Aż trudno w to uwierzyć.
Ostatni raz widziałam cię zakłopotaną dziewięć lat temu, gdy
nakryłaś mnie z Bradym. Czy mówiłam ci, że sama to
zainscenizowałam? Wiedziałam, że właśnie jedziesz do
Brady'ego: zadzwoniłam do ciebie do domu i upewniłam się. Ja
pierwsza jednak dotarłam do niego i zagrałam na twoją cześć
wspaniałą łóżkową scenę. To podziałało jak zaklęcie. Brady
wykręcał się przedtem i nie chciał zrywać zaręczyn z tobą, ale
gdy przyłapałaś nas razem, musiał działać.
Filomena westchnęła.
- To wszystko było kiedyś może ważne, ale teraz nie ma już
znaczenia.
-
Nigdy
nie
zapomnę
wyrazu
twej
twarzy.
Przypominałaś psa, którego pan uderzył po pysku. Ale od
tamtego czasu przybyło ci sprytu. Wróciłaś tu, by spróbować,
116
czy nie uda ci się złowić mego męża. Złapałaś jednak większy
kąsek: udało ci się nakłonić do małżeństwa Trenta Ravindera.
-
Glorio, sama nie wiesz, co mówisz. Myślę, że za dużo
wypiłaś.
-
Nie martw się o mnie. Martw się o siebie. Wydaje mi
się, że tym razem chcesz ugryźć więcej, niż możesz przełknąć.
Ravinder nie jest naiwny i zorientował się, że go naciągnęłaś.
Filomena już miała odwrócić się i z powrotem wejść do
pokoju, ale przystanęła i w osłupieniu patrzyła na Glorię.
-
O czym ty mówisz? - spytała, choć dokładnie
wiedziała, co Gloria ma na myśli.
-
Nie udawaj naiwnej. Nikt ci nie uwierzy, Fil. Jesteś
dorosła i wiedziałaś, co robisz. Wszystko się wydało.
Słyszeliśmy, co powiedział przed chwilą twój szczodry wujek.
Wszystko jasne, Fil.
-
Doprawdy? - Filomena postąpiła krok w kierunku
Glorii. - Co według ciebie planowałam?
-
To oczywiste. - Gloria machnęła ręką i trochę
szampana wylało się na posadzkę. - Postanowiłaś znaleźć
sposób na dobranie się do tego kawałka ziemi, który twoi
wujostwo mieli zamiar ofiarować ci jako prezent ślubny. To
było takie wzruszające, gdy ogłosili małą "niespodziankę" dla
swych dwóch cudownych bratanic, które traktują jak własne
córki. - Usta Glorii wykrzywiły się ze złości.
Spojrzała cierpko na Filomenę, a potem na mężczyznę,
który pojawił się w przejściu.
-
A ty, Trent? Czy nie byłeś zaskoczony, gdy
dowiedziałeś się, że Filomena ma otrzymać ten cenny kawałek
ziemi na wybrzeżu? Wystarczy tylko, że wyjdzie za mąż.
Cudownie się złożyło, że akurat ty byłeś pod ręką. Muszę
przyznać, że cieszę się z tego, bo gdyby nie ty, usiłowałaby
sięgnąć po Brady'ego.
Oczy Glorii wypełniły się łzami wściekłości. Cisnęła swój
kieliszek i przebiegła niezręcznie obok Filomeny i Trenta. W
chwilę potem zniknęła w tłumie gości.
117
Filomena odwróciła się i spojrzała Trentowi w twarz. Była
pewna, że dostrzeże na niej rozbawienie, pobłażanie albo
zniecierpliwienie, ale zielone oczy patrzyły na nią bez wyrazu,
jakby była jakąś obcą formą życia.
-
Trent, nie patrz tak na mnie - powiedziała błagalnie.
-
Jak mam na ciebie patrzeć?
Potrząsnęła gwałtownie głową.
-
Dlaczego tak cię niepokoi to, co powiedział wujek?
-
Od jak dawna wiesz o tej ziemi?
Popatrzyła na niego bezradnie.
-
Wiedziałam, że wujostwo mają różne nieruchomości,
ale nie miałam pojęcia, że którąś mają zamiar ofiarować mnie i
Shari w prezencie ślubnym. Jakie to ma znaczenie? Co w tym
złego? Co masz na myśli?
-
Pomyślałem właśnie, że twojej firmie bardzo
potrzebna jest gotówka na sfinansowanie ambitnych projektów.
Widziałem, jak przejęłaś się tym, że bank odmówił wam
pożyczki.
Filomena zbladła.
-
Trent, chyba nie myślisz, że ...
-
Pamiętam, że gdy tylko dowiedziałaś się o odrzuceniu
przez bank waszej prośby o pożyczkę, nieoczekiwanie
oznajmiłaś, iż zamierzasz wyjść za mnie za mąż. Dziwiłem się
wtedy, dlaczego tak raptownie zmieniłaś zdanie. Powinienem
był zwrócić uwagę, że moje tak zwane zwycięstwo przyszło mi
zbyt łatwo.
-
Ależ Trent!
-
Powiedz mi więc, co tu się nie zgadza - ciągnął dalej
szorstkim głosem. - Przedstaw mi wszystkie powody, dla
których tak nagle zmieniłaś swoje poglądy na małżeństwo.
Filomena chwytała z wysiłkiem powietrze i po raz pierwszy
w życiu miała wrażenie, że mdleje. Poczuła gwałtowny strach,
wyobrażając sobie mającą nastąpić okropną scenę. To
nieprawdopodobne, by coś takiego zdarzyło się między nią i
Trentem.
118
-
Wiesz dobrze, że nie mogę niczego dowieść -
powiedziała zbolałym szeptem. - Moi wujostwo zawsze
wyciągają jakieś niespodzianki z rękawa.
-
Przez wiele lat najbardziej interesowało cię robienie
kariery zawodowej. Nagle potrzebujesz większych pieniędzy na
niezwykle ważny projekt. Bank ci odmawia, a ty jesteś zbyt
dumna i niezależna, by prosić o pożyczkę jakiegoś mężczyznę.
Ale przecież nie ma powodu, byś rezygnowała. I tak pewnego
dnia ta ziemia na wybrzeżu będzie twoja. Dlaczego by nie wziąć
jej teraz i nie sprzedać? Przez te wszystkie lata może
zapomniałaś już prawie o tej nieruchomości, gdyż nie warta była
ona małżeństwa. Ale teraz naprawdę potrzebne ci są pieniądze, a
małżeństwo ze mną może nie być takie złe. W końcu dobrze
nam ze sobą w łóżku, mamy wiele wspólnych zainteresowań, a
twoja rodzina mnie aprobuje. A jeśli się nie uda, to od czego, do
diabła, są rozwody.
-
Przestań, Trent. Natychmiast. Ani słowa.
Filomena zatkała sobie uszy rękoma, jakby tym daremnym
gestem chciała zatrzymać to, co miało nastąpić. Trent schwycił
ją za dłonie i z całej siły opuścił je na dół.
-
Do diabła, Filomeno! Czy myślisz, że jestem głupcem?
-
Puść mnie!
Wyrwała ręce z uścisku. Trent był tak zaskoczony, że
ustąpił. Odsunęła się od niego.
-
Jesteś strasznie bezczelny, ty arogancki draniu.
Wymagasz, żeby wszyscy, łącznie ze mną, ci ufali, żeby każdy
miał dla ciebie szacunek i respektował dane przez ciebie słowo.
Szczycisz się swą świetlaną prawością. Nie jesteś jednak
skłonny choćby trochę zaufać innym, nawet kobiecie, którą
rzekomo kochasz. Ja mam ci wierzyć bez zastrzeżeń, ale ty nie
zawsze musisz uwierzyć mnie.
-
Filomeno ...
Chciał do niej podejść, ale zatrzymała go ruchem rąk.
-
Nie zbliżaj się do mnie. Wiem, co masz zamiar
powiedzieć.
119
-
Tak myślisz?
Kiwnęła dumnie głową.
-
Tak, wiem, co teraz nastąpi. Zerwiesz oczywiście
zaręczyny. Mężczyzna o twej szlachetności, prawy i dumny, nie
może poślubić takiej intrygantki jak ja. Zdaję sobie z tego
sprawę. Nie obawiaj się, nie urządzę ci sceny. Przeżyłam jedne
zerwane zaręczyny, przeżyję i drugie. Ale tym razem to
wszystko odbędzie się inaczej. Rozumiesz?
-
Filomeno, przestań - poprosił przez zaciśnięte zęby. -
Mam ci jeszcze coś do powiedzenia.
-
Nie chcę tego słuchać. Wiem, co mi powiesz. Ale
możesz z tym, do cholery, poczekać do zakończenia wesela
mojej siostry. Zrozumiałeś? - Odwróciła się z dumą. - W
zasadzie możesz poczekać, aż wyjadę z miasta. Nie będę
powtórnie przez to przechodzić. Nie będę znosić poniżenia na
oczach całego Gallant Lake, jak dziewięć lat temu. Masz u mnie
dług, Trent - przypomniała mu dobitnie. - Pamiętasz?
Zaciągnąłeś wobec mnie zobowiązanie tego wieczora, gdy
zmieniłam sukienkę. Ponieważ jesteś człowiekiem o tak
kryształowej prawości, z pewnością dotrzymujesz przyrzeczeń.
Proszę cię tylko o jedno: nie ogłaszaj zerwania zaręczyn, dopóki
nie wyjadę do Seattle.
Wyciągnął do niej rękę, ale wymknęła się, nim zdołał ją
pochwycić.
ROZDZIAŁ 9
Trentem Ravinderem miotało na przemian uczucie
wściekłości i strachu. Nigdy przedtem nie doświadczył takiej
huśtawki nastrojów. Stał z boku, z dala od reszty gości,
kurczowo zacisnął palce na kieliszku i obserwował Filomenę,
tańczącą z mężczyznami, którzy ją zapraszali.
Ani na chwilę nie pozostawała sama. Zmieniała ciągle
partnerów. Oczy jej niebezpiecznie błyszczały, uśmiech był
120
nienaturalnie olśniewający. Rozpuszczone rude włosy spływały
płomienną falą na plecy. Spódnica 'ze złotego jedwabiu
przylegała zalotnie do nóg, a srebrne pantofelki na wysokich
obcasach błyskały w świetle.
Była migotliwą królową elfów, magicznym stworzeniem,
kobietą prowokującą, ale niedostępną.
Na pewien czas udało mu się ją przytrzymać i zamknąć w
ramionach. Teraz znów próbuje się wyzwolić, i może rozwiać
się jak mgiełka, pomyślał Trent.
Bardzo go rozzłościło przypuszczenie Filomeny, że chce
zerwać zaręczyny. Doprawdy, nic podobnego nie miał na myśli.
Doprowadziła go do pasji myśl, że być może ona zgodziła się na
małżeństwo, by dostać ten wartościowy kawałek ziemi. Chciał
to natychmiast wyjaśnić i ukarać jakoś Filomenę za to, że
próbowała go wykorzystać, ale nic poza tym.
Musiał wysłuchać wykładu na temat zaufania i prawości.
Kimże ona jest, by prawić mu morały? To przecież ona gotowa
była zgodzić się na małżeństwo z pobudek materialnych.
Trent patrzył zwężonymi oczami na tańczącą Filomenę.
Miał ochotę nią potrząsnąć, nakrzyczeć na nią, dać nauczkę.
Pragnął jej nieprzytomnie, ale nie mógł pozwolić, by działała
bezkarnie. Shari uprzedzała go, że Filomena będzie próbowała
jeździć mu po głowie. O nie, elf musi wiedzieć, że są pewne
granice, poza którymi nie działają jego zaklęcia.
Najbardziej złościło Trenta przypuszczenie Filomeny, że
chciałby ją upokorzyć na weselu jej własnej siostry. Powinna
mieć do niego zaufanie. Ta sprawa z prezentem ślubnym
dotyczy tylko ich dwojga, nikogo więcej.
Ale gdy tylko zwrócił się do niej z oskarżeniami, była
pewna, że chce z nią zerwać, tu, natychmiast, w obecności
wszystkich mieszkańców Gallant Lake. Tak jak to zrobił Brady
dziewięć lat temu.
Trent nigdy nie uczyniłby czegoś podobnego. Kochał
Filomenę. Ona też przekonałaby się, że go kocha, gdyby lepiej
przemyślała swe uczucia. Ale za nic w świecie nie zgodzi się na
121
to, by poślubiła go, mając na względzie korzyści materialne. Za
bardzo ją kochał, za długo czekał, zbyt usilnie szukał.
Zapanował wreszcie nad kipiącymi w nim uczuciami i
ułożył plan. Ożeni się z Filomeną, ale przedstawi jej swe
warunki. Będzie musiała serdecznie podziękować wujostwu za
podarunek, ewentualnie zrobić zapis na rzecz dzieci. To
obojętne, co zechce z tym prezentem zrobić, byleby nie
wykorzystała go do sfinansowania inwestycji w swej firmie.
Musi mu udowodnić, że wychodzi za niego za mąż z miłości.
Na parkiecie Filomena wirowała w ramionach kolejnego
mężczyzny. Trent miał ochotę podejść i odciągnąć ją od
partnera. Nie mógł znieść, że ktoś obcy ją obejmuje.
Przystanął niezadowolony, bo przesunęła się w tańcu
gdzieś dalej. Gdyby teraz za nią podążył, przyciągnąłby
powszechną uwagę i wywołał scenę, która trafiłaby do
miejscowych kronik, a Filomena nigdy by mu tego nie
darowała.
Kipiał z gniewu. Chciał jak najszybciej doprowadzić do
rozstrzygnięcia, ale przecież może poczekać do końca przyjęcia
weselnego i wtedy porozmawia z nią serio.
Jednak po pół godzinie, gdy państwo młodzi odjechali,
Filomena również opuściła klub. Kiedy Trent zorientował się, że
jej nie ma, było już za późno. Nim dotarł do pensjonatu, zdążyła
wyjechać z miasta.
Wpadł do jej pokoju i zobaczył, że jest pusty. Na podłodze
leżał
tylko
jeden
srebrny
pantofelek,
zapomniany
najprawdopodobniej podczas pośpiesznego pakowania.
Trent stał pośrodku opustoszałego pokoju. Trzymał
pantofelek w ręce, ale wcale nie czuł się jak książę z bajki o
Kopciuszku.
Trzy dni później Filomena wróciła ze sklepu, niosąc torbę,
w której na wierzchu leżała bagietka, brzoskwinie i pojemnik z
borówkami. Podchodząc do drzwi mieszkania, usłyszała
dzwonek telefonu. Zaczęła szukać kluczy w torebce. Nie
122
spieszyło się jej. Od powrotu z Gallant Lalce spodziewała się
telefonu od rodziców, zaskoczonych z powodu zerwanych
zaręczyn.
Cóż, wcześniej czy później będzie musiała stawić czoło
nieuniknionym następstwom wydarzeń. Powtarzała sobie, że
potrzebuje tylko trochę czasu, by odzyskać równowagę
duchową, ale na próżno. Jej nastrój wahał się od ponurej
depresji do wybuchów gwałtownej złości.
Pierwszego dnia po powrocie do Seattle Filomena nie
odbierała w ogóle telefonów. Zaszyła się w swoim mieszkaniu
jak zwierzątko w norce, czekając, aż zniknie cień drapieżnika.
Następnego dnia jej nastrój poprawił się na tyle, by mogła
zbesztać samą siebie za brak siły ducha. Nie była przecież
naiwną, przewrażliwioną nastolatką, ale dojrzałą, pewną siebie,
przedsiębiorczą kobietą. Nie może się przejmować jakimś
zakłamanym, aroganckim draniem, który postanowił się z nią
ożenić głównie dlatego, że doszedł do wniosku, iż najwyższy
czas znaleźć sobie żonę.
Wytarła ostatnią łzę i poszła na spacer. Po powrocie miała
już odwagę odbierać telefony. Ale nikt nie dzwonił. Dziwiła się,
dlaczego rodzice milczą, była jednak wdzięczna za okazywany
przez nich takt. Nie dziwiła się natomiast milczeniu Trenta. Była
pewna, że nie ma ochoty z nią rozmawiać.
Drań.
Telefon przynaglał. Filomena wydobyła wreszcie klucze i
otworzyła drzwi. Postawiła sprawunki i podbiegła do aparatu.
-
Halo! - odezwała się ostrożnie.
-
Fil? To ty? Co się dzieje? Mówisz jakoś dziwnie.
Filomena odetchnęła.
-
Cześć, Glenna. Skąd wiedziałaś, że wróciłam?
-
Dzwoniłam do Gallant Lake, do twoich rodziców.
Matka przypuszczała, że wyjechałaś do Seattle. Co się stało?
Planowałaś przecież spędzić jeszcze parę tygodni na łonie
natury.
-
Znudziła mnie nieco ta natura. Jak stoją sprawy?
123
-
Wszystko w porządku. Chcę ci właśnie powiedzieć, że
wypełniłam dodatkowe podania o pożyczkę, ale potrzebny jest
jeszcze twój podpis. Miałam zamiar przesłać ci dokumenty
pocztą do Gallant Lake, ale skoro jesteś w mieście, nie ma
problemu.
Filomena zerknęła na zegarek.
-
Dzisiaj jest już za późno, żeby cokolwiek załatwiać.
Wpadnę jutro do firmy i podpiszę te dokumenty. Dziękuję ci,
Glenno, że wykonałaś całą tę papierkową robotę.
-
Nie ma za co. Najtrudniejszy był tamten dokument,
który wypełniałyśmy razem. Teraz jestem lepszej myśli niż
wtedy, gdy pierwszy bank odmówił nam pożyczki. Chyba na
tym polega życie biznesmena: ciągła huśtawka.
-
Nie lubię być zależna od banków - stwierdziła
Filomena.
-
Ja też nie. Ponieważ jednak żadna z nas nie wygrała
ostatnio na loterii, niewiele możemy zrobić: Skąd wzięłybyśmy
potrzebną sumę?
-
Też chciałabym to wiedzieć - odparła Filomena
kwaśno. Trent z pewnością mógłby tu coś złośliwie dorzucić. -
Zobaczymy się jutro wczesnym rankiem.
Powoli
odłożyła
słuchawkę.
Patrzyła
nieobecnym
wzrokiem na szczyt Mount Rainier, rysujący się w
perspektywie, i myślała, jak szybko zdoła odzyskać pełne
zainteresowanie sprawami firmy Cromwell & Sterling. Jakoś
dziś nie mogła wykrzesać z siebie entuzjazmu do czegokolwiek.
Już miała pójść do kuchni, by rozpakować torbę ze
sprawunkami, gdy zdała sobie sprawę, że nie jest sama w
mieszkaniu. Przypomniała sobie z opóźnieniem, że gdy biegła
do telefonu, nie zamknęła drzwi wejściowych. Poczuła strach.
Odwróciła się, by spojrzeć w twarz intruzowi.
W otwartych drzwiach stał Trent Ravinder. Miał na sobie to
samo ubranie, które nosił w Gallant Lake: dżinsy i koszulę w
kratkę. Skrzyżował ręce na piersiach i obserwował Filomenę ze
spokojem. Widok Trenta odebrał jej mowę na kilka sekund.
124
-
Powinnaś zamykać za sobą drzwi - zauważył
rzeczowo. - Ktoś może za tobą wejść.
-
Widzę - odparła, pokonując suchość w ustach. - Czego
chcesz, Trent?
Wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
-
To chyba oczywiste. Przyszedłem, bo musimy
kontynuować rozmowę, rozpoczętą na weselu twojej siostry.
Umknęłaś mi, zanim zdążyliśmy ją dokończyć.
Filomena rozluźniła się wewnętrznie, zniknęło gdzieś
poczucie krzywdy, a jego miejsce zastąpił gniew.
-
Nie mamy sobie nic do powiedzenia. Powiedziałeś już
wszystko. - Spojrzała na swoje ręce, a potem podniosła oczy na
Trenta. - Nie kupiliśmy pierścionków, nie mam więc nic do
zwracania.
-
Taka jesteś pewna, że chcę zerwać zaręczyny?
Trent włożył ręce do kieszeni i zaczął przechadzać się po
pokoju. Filomenie nie podobał się sposób, w jaki rozglądał się z
ciekawością dokoła, jakby miał prawo do śledzenia jej sekretów.
Wyglądał jak olbrzym w tym wnętrzu zastawionym modnymi,
eleganckimi meblami.
-
Oczywiście zakładałam, że chcesz zerwać zaręczyny -
wypaliła. - Dlaczego miałbyś żenić się z chciwą intrygantką? I
dlaczego nie poinformowałeś moich rodziców, że skończyliśmy
ze sobą?
Trent przestał oglądać dziwnie skonstruowany stołek
barowy, który sprawiał wrażenie, że załamie się, gdyby zechciał
na nim usiąść.
-
Nie powiedziałem twoim rodzicom, że zerwaliśmy ze
sobą, ponieważ nie zrobiliśmy tego.
Filomena wciągnęła powietrze.
-
Nie rozumiem cię, Trent.
-
Wiem, że nie rozumiesz. Jesteś zajęta myślą, jak
rozegrać wielką scenę zerwania, i w ogóle nie bierzesz pod
uwagę tego, że ja wcale z tobą nie zrywałem.
125
-
Przynajmniej nie zrobiłeś tego przy wszystkich na
weselu mojej siostry - odparła gorzko. - Powinnam ci za to
serdecznie podziękować.
-
Nie zrobiłem tego wówczas i nie zrobię tego teraz,
ponieważ ze swej strony uważam, że nadal jesteśmy zaręczeni.
-
To nie ma sensu, Trent. Przecież jesteś przekonany, że
miałam zamiar cię wykorzystać, by dobrać się do jakichś
pieniędzy.
-
A czy miałaś taki zamiar?
-
Do diabła, nie! Nie miałam pojęcia, że moi wujostwo
zamierzają przekazać Shari i mnie taki cenny prezent ślubny.
Zgodziłam się wyjść za ciebie, bo chciałam zostać twoją żoną.
Nie było żadnego innego powodu.
-
Dowiedź tego.
Patrzyła na niego, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
-
Wiele o tym myślałem, Filomeno – powiedział Trent
chłodno. - Dam ci szansę: dowiedź, że miałaś szczere intencje.
-
To bardzo szlachetnie z twojej strony - odrzekła
zjadliwie. - A jakżeż miałabym tego dokonać?
-
Po prostu. Możesz albo odmówić przyjęcia podarunku,
albo przekazać tę ziemię na fundusz powierniczy dla naszych
dzieci. Wszystko mi jedno, co z tym zrobisz, bylebyś tylko nie
próbowała finansować z tego źródła nowych inwestycji spółki
Cromwell & Sterling.
Filomena nie wierzyła własnym uszom. Ogarnęła ją złość.
-
Jak śmiesz? - wysyczała przez zaciśnięte zęby. -
Niczego ci nie muszę dowodzić, ty wielki, arogancki
niedźwiedziu. Jeśli trzeba czegokolwiek dowodzić, ty musisz to
zrobić. To ty okazałeś mi tyle zaufania, co wróbel kotu. Jak
możesz myśleć, że chciałabym wyjść za takiego człowieka?
-
Trzy dni temu twierdziłaś, że mnie kochasz.
-
To było trzy dni temu. Teraz jestem znacznie starsza i
mądrzejsza.
Postąpił ku niej o krok. W świetle zachodzącego słońca
jego twarz wyglądała surowo.
126
-
Doprawdy? Uważasz, że tak łatwo się odkochać?
Dlaczego więc tak bardzo obawiałaś się, że powiem o
zerwaniu naszych zaręczyn przed twoim wyjazdem z miasta?
Jeśli mnie nie kochałaś, dlaczego bałaś się odwołania zaręczyn?
Filomena cofnęła się. W głowie miała zamęt. Chciała
głośno krzyczeć, a jednocześnie zbierało się jej na płacz. Tego
już za wiele. On nie ma prawa tak jej traktować. To ona była tu
niewinną ofiarą, a nie on.
-
Nie życzyłam sobie, by upokorzono mnie na oczach
całego Gallant Lake. Nie możesz tego zrozumieć?
-
Ja cię nie upokorzyłem. To ty mnie upokorzyłaś,
łącząc plany małżeństwa z interesami. Jeśli masz zamiar
dyskutować o upokorzeniu, dlaczego nie spojrzysz na to z
mojego punktu widzenia?
-
Twój punkt widzenia! A jak to wygląda z mojego
punktu widzenia? Podjąłeś chłodną, praktyczną, niemal
kupiecką decyzję, że powinieneś się w tym roku ożenić. I tu ja
wkraczam na scenę i szybko dowiaduję się, że jesteśmy
zaręczeni. Jak mam to interpretować? Z pewnością nie jako
romans roku. Bardziej mi to wygląda na realizację
wyrachowanego planu.
-
To ty przecież oznajmiłaś o naszych zaręczynach. A
może zapomniałaś, jak ochoczo informowałaś Paxtona, że
wychodzisz za mnie? A mnie podkusiło, by zachować się po
rycersku i poprzeć cię w tej niepewnej sytuacji.
-
Co? Ty wielki, przerośnięty, zimny neandertalczyku!
Mówiłeś, że mnie kochasz.
-
Cóż z tego? Ty też mówiłaś, że mnie kochasz.
-
Naprawdę
cię
kochałam.
Inaczej
nigdy
nie
zgodziłabym się wyjść za ciebie.
Trent szedł wprost na nią, a ona ciągle się cofała, aż w
końcu dotarła do bariery, jaką stanowił bufet, oddzielający salon
od kuchni. Łzy napłynęły jej do oczu; gniew i ból mieszały się,
wybuchając gorącym płomieniem. Zatoczyła ręką koło i
schwyciła podstawkę do serwetek.
127
-
Trzymaj się ode mnie z daleka. .
-
Dlaczego? Byliśmy przecież kochankami.
-
Ale już nie jesteśmy.
-
Czy mam rozumieć, że zdołałaś się już odkochać? W
ciągu zaledwie trzech dni?
-
Nie przypisuj mi tego, czego nie powiedziałam!
Cisnęła podstawkę do serwetek w jego kierunku. Trent schylił
głowę, unikając tego niegroźnego pocisku. Jasnożółte serwetki
rozsypały się na dywanie.
-
No, powiedz, że przestałaś mnie kochać - polecił Trent
urągliwie, zbliżając się do Filomeny. -Powiedz, że już mnie nie
pragniesz. Powiedz, że chcesz zerwania zaręczyn.
-
Nigdy nie mówiłam niczego podobnego. To ty
mówiłeś takie rzeczy.
Przesunęła po omacku ręką po blacie bufetu i wymacała
pleciony koszyczek, wypełniony fiolkami z witaminami. Cisnęła
go w głowę Trenta, ale on machnął niecierpliwie ręką,
odrzucając od siebie koszyczek i rozsypując fiolki po podłodze.
-
Ja też niczego podobnego nie mówiłem - rzekł z mocą.
- Wydawało ci się tylko i dlatego chciałaś zniknąć. Ale to ci się
nie uda, elfie. Na mnie nie działa żadna z twoich czarodziejskich
metod.
-
Wynoś się stąd! - Filomena przesuwała się wzdłuż
blatu, szukając kolejnego pocisku. - Mówię serio, Trent. Nie
masz prawa pakować się tu po tym, co powiedziałeś mi w
Gallant Lake.
-
Mam najświętsze prawo. Jestem twoim narzeczonym.
Schwycił ją za przeguby rąk, właśnie gdy zamierzała rzucić
w niego pojemnikiem na ołówki.
Zacisnął palce na jej dłoniach i przyparł ją do blatu bufetu.
- Ponadto sądzę, że nadal mnie kochasz. Musisz tylko
rozeznać się w swych uczuciach. Myślę, że w głębi duszy
kochasz mnie i dowiedziesz tego sobie oraz mnie.
-
Czemuż miałabym się wysilać i dowodzić ci
czegokolwiek, ty wielki byku?
128
Usiłowała wyzwolić się z uścisku jego rąk, ale
bezskutecznie. Nie był wprawdzie brutalny, trzymał ją łagodnie,
jakby od niechcenia, ale z siłą, której nie dało się pokonać.
-
Nie myśl o innych sprawach, Filomeno - powiedział
miękko, ale stanowczo. - Zapomnij o swym strachu, że możesz
być odrzucona. Zapomnij o planach rozwoju swej firmy.
Zapomnij o tej całej gadce na temat zaufania i najzwyczajniej
powiedz mi prawdę. Czy mnie kochasz?
-
Cóż cię to obchodzi? - zawołała z łkaniem.
-
Obchodzi - odpowiedział po prostu, schylił głowę i
przywarł do jej ust.
Filomena walczyła prawie minutę z jego zaborczym
pocałunkiem, jednak bezskutecznie. Trzymał ją zbyt mocno.
Poskromiony gniew przerodził się w niej w oszalałe pożądanie,
wywołujące rozkoszne drżenie całego ciała.
-
Tak, najdroższa - szeptał zachwycony. - Pokaż mi, co
naprawdę czujesz.
-
Ty arogancki, uparty wielkoludzie ...
-
Ciii, nic nie mów. Porozmawiamy później.
Poczuła, jak Trent delikatnie gryzie jej dolną wargę i otacza
ramionami. Przywarła do jego muskularnego torsu, świadoma
namiętności ogarniającej ją z coraz większą siłą. Wszystko
przestało być ważne. Liczyło się tylko to, że Trent jest blisko i
pragnie jej. Zaniósł ją do sypialni i położył na łóżku.
-
Pokaż mi, że nic się między nami nie zmieniło.
Szeptała ciągle jego imię, a on pewną, zaborczą ręką
zdejmował z niej bluzkę i spodnie. Po chwili naga wiła się w
jego ramionach. .
-
Jesteś taka słodka, taka miękka - mówił, gładząc jej
krągłe pośladki. - Udało mi się pokonać ciernie i natykam się
już tylko na jedwabiste, aksamitne płatki. Za każdym razem,
gdy widzę, jak idziesz przez pokój, mam ochotę cię dotknąć i
czuć, jak drżysz. Chciałbym widzieć, jak się do mnie
uśmiechasz, wyciągasz do mnie ramiona, jakbym tylko ja się dla
ciebie liczył. Rozumiesz mnie?
129
-
Rozumiem.
Rozumiała go, ponieważ czuła to samo. Dotykała go
delikatnie, przebiegając palcami po barkach, po twardej
powierzchni jego nagich bioder. Był podniecony, giętki i ciepły.
Gdy z wahaniem przesunęła rękę ku pulsującej męskości,
mruczał jej do ucha gorące, ekstatyczne słowa zachęty.
Filomena nabrała śmiałości. Głaskała go delikatnie, aż
pochwycił jej rękę i zaśmiał się krótko.
-
Dosyć, kochanie. Jeszcze chwila i eksploduję. Tak
bardzo cię pragnę. Odchodziłem od zmysłów przez ostatnie trzy
dni.
-
Dlaczego tak długo czekałeś? - spytała miękko.
-
Wydawało mi się, że oboje potrzebujemy czasu, by
ochłonąć.
Muskał palcem jej pierś, aż brodawka stwardniała. Wtedy
pochylił głowę i smakował małą, nabrzmiałą malinę. Filomena
objęła go ramionami za szyję i uniosła biodra.
-
Och, Trent. ..
-
Wiem, kochanie, wiem. Nie ma co do tego
wątpliwości, prawda?
Nie czekał
na odpowiedź. Gorącymi, wilgotnymi
pocałunkami wędrował od jej piersi do brzucha. Zębami
subtelnie drażnił aksamitne, wrażliwe wnętrze jej ud.
Filomena ciężko dyszała, zatapiając paznokcie w jego
skórze.
-
Teraz - błagała. - Kochaj mnie teraz, Trent.
-
Tak, najdroższa. Otwórz się dla mnie. Pokaż, jak
bardzo mnie pragniesz. Tak za tobą tęskniłem.
Posłusznie rozwarła uda i przyciągnęła go do siebie.
Poczuła, jak wkracza w jej miękkość śmiało, z delikatną,
niewyobrażalnie podniecającą zuchwałością.
-
Trent ...
-
Powiedz to - wymamrotał gardłowo, wchodząc w nią
powoli i pewnie. - Powiedz, że mnie kochasz.
-
Kocham cię.
130
-
Jeszcze.
-
Kocham cię. Jak mogłeś w to wątpić?
Nie odpowiedział. Zatopiony w niej całkowicie, uspokoił
się na krótką chwilę, by oboje mogli dopasować się do swej
bliskości. Filomena cały czas wyczuwała w nim niezwykłe
napięcie. Wpiła palce w jego biodra, a on wszedł w głęboki,
pulsujący rytm.
-
Otocz nogami i trzymaj mnie. Pokaż, jak mnie
pragniesz, elfie. Nie rób żadnych sztuczek, żadnych tricków, nie
znikaj. Pokaż, że mnie chcesz.
Oddała się czarowi tego uścisku, zatraciła w pożądaniu,
które niosło ich ku ekstazie. A potem zapanowała cisza.
Po dłuższej chwili Filomena poruszyła się, mając cudowną
świadomość przygniatającego ją ciężaru. Trent nadal leżał,
niedbale rozciągnięty, przykrywając ją całkowicie swym ciałem.
Uniósł głowę z jej piersi i popatrzył z rozleniwioną satysfakcją.
-
Czy robię się ciężki?
Uśmiechnęła się.
-
Nie ,,robisz się" ciężki. Urodziłeś się ciężki.
-
Przewiduję, że przez całe życie czekają mnie
uszczypliwości na temat moich gabarytów. Nadałaś mi
wszystkie możliwe nazwy od niedźwiedzia do czołgu. -
Pocałował ją leciutko w czubek nosa. - Na szczęście nie jestem
obrażalski.
-
Nie powiedziałabym tego. Bardzo szybko obraziłeś się
na weselu mojej siostry, gdy dowiedziałeś się o prezencie
wujostwa dla mnie.
-
To było coś zupełnie innego. A najważniejsze, że to
już nie jest problem, prawda?
Dostrzegła w jego oczach zimne, wyzywające ogniki i
zebrała się na odwagę.
-
Nie - potwierdziła - to nie jest problem. Już nie.
-
Przekażesz
ziemię
czy
odmówisz
przyjęcia
podarunku?
131
-
Zrobię coś znacznie prostszego. Przede wszystkim nie
wyjdę za ciebie.
-
Filomeno!
Oczy Trenta zaiskrzyły się złymi płomykami.
-
Nie przejmuj się, Trent. Nie przeczę, że oboje do
siebie pasujemy ... fizycznie.
-
Co to ma znaczyć? - spytał, omal nie wybuchając.
Przełknęła ślinę.
-
Proponuję, żebyśmy kontynuowali nasz romans,
dopóki nie wyjaśni się, na ile poważnie myślisz o miłości,
małżeństwie i związanym z tym zaufaniu. Chciałeś, żebym
dowiodła swej miłości. Dobrze, jestem gotowa, ale na swój
sposób.
-
Co ty, do diabła, sobie myślisz?
-
Nie tylko ty potrzebujesz dowodu - odparła spokojnie.
- Po tej scence, jaką urządziłeś mi na weselu Shari, chciałabym
mieć pewność, że wychodzę za mężczyznę, który umie równie
dobrze ufać, jak wymagać dla siebie zaufania. Potrzebuję
człowieka, który mi wierzy. Chcę również być pewna, iż nie
żenisz się ze mną tylko dlatego, że pojawiłam się na twojej
drodze w momencie, gdy doszedłeś do wniosku, że miło byłoby
mieć żonę. Chcę mieć pewność, że nie stanowię dla ciebie po
prostu wyjścia z kryzysu, w jakim znalazłeś się po trzydziestce.
ROZDZIAŁ 10
Dwa tygodnie później, w piątek wieczorem, Trent siedział
w przytulnej gospodzie. Rozparty wygodnie w głębokim fotelu,
z kuflem piwa w ręce obserwował swoją byłą narzeczoną, jak
popijała wino po przeciwnej stronie małego stolika. Modny
lokal wypełniony był jak zwykle tłumem sympatycznych gości,
którzy wpadli tu po pracy. Trent spędził właśnie cztery godziny
w samochodzie, mknąc autostradą z Portland, a teraz
przysłuchiwał się ożywionej opowieści Filomeny i dochodził do
132
wniosku, że w życiu nie zdarzyło mu się nic bardziej
frustrującego niż romans z panną Cromwell.
Chyba zwariował, dając się wciągnąć w tak absurdalną
sytuację. Jak to się mogło stać? Zaczynał podejrzewać, że
główną przyczyną była ich obustronna duma. Filomena w swej
kobiecej dumie okazała się równie uparta i nieprzejednana jak
on sam.
Tego
wieczora
tryskała
inteligencją
i
radością,
podbudowana wynikami spotkania z konsultantem finansowym,
który, z polecenia Trenta, spotkał się z Filomeną i Glenną w tym
tygodniu. Zgodnie z sugestiami doradcy, firma Cromwell &
Sterling postanowiła wybrać bezpieczniejszą i mniej ambitną
drogę rozwoju.
-
Mówił bardzo rozsądnie, Trent. Najwyraźniej zapoznał
się z naszym sprawozdaniem finansowym. Długo z nami
rozmawiał, chcąc się przekonać, do czego naprawdę zmierzamy.
Potem kazał nam usiąść i sporządzić plan na najbliższych pięć
lat. Zmusił nas do realistycznego spojrzenia i dostrzeżenia
spraw, na które dotychczas nie zwracałyśmy szczególnej uwagi.
Zgodził się z twoją diagnozą, że nasza firma jest w bardzo
niestabilnym momencie rozwoju. Nie możemy teraz ryzykować.
Większa wpadka zmiotłaby nas z rynku. Potrzebny jest nam
równomierny, stały wzrost, a nie efektowne skoki. - Filomena
uśmiechnęła się do Trenta. - Jesteśmy ci z Glenną wdzięczne za
zaaranżowanie tego spotkania z panem Handlem. Uzbrojone w
jego rady, za kilka miesięcy będziemy na znacznie lepszej
pozycji w rozmowach z bankami.
-
Cieszę się, że to wypaliło - odpowiedział szybko Trent,
zanim Filomena przerzuciła się na inny temat. Nie oczekiwał od
niej tak szczerych podziękowań i nastrój mu się poprawił.
-
Zrobił na mnie wrażenie sposób, w jaki przeprowadził
badania nad rynkiem konfekcyjnym przed naszymi rozmowami.
Wiedział o wszystkim więcej niż mogłam oczekiwać i zdawał
sobie sprawę, jak aktywny jest obecnie przemysł odzieżowy w
Seattle.
133
-
Nadzwyczajne.
Filomena zupełnie nie zwróciła uwagi na ironię w jego
głosie. Zaczęła krok po kroku szczegółowo opisywać pięcioletni
plan, który ułożyły z Glenną, i wszystkie poprawki, jakie do
niego wprowadziły pod wpływem Handla.
W ciągu następnych dwudziestu minut Trent wtrącił się na
krótko do rozmowy raz czy dwa, ale Filomena prawdopodobnie
nie zauważyłaby, gdyby nie odezwał się w ogóle. Tak było
przez ostatnie dwa tygodnie, od czasu spędzonego wspólnie
popołudnia w sypialni Fi1omeny, gdy oznajmiła mu, że nie
wyjdzie za człowieka, który jej nie ufa.
Teraz, ilekroć przebywali ze sobą, Fil była ożywiona,
serdeczna, a czasami wściekła. Umykała mu, wabiła,
torturowała, wyślizgiwała się za każdym razem, gdy próbował ją
schwytać. Pod pewnymi względami ich stosunki przypominały
obecnie to, co łączyło ich w pierwszych dniach pobytu w
Gallant Lake. Z tą różnicą, że teraz ze sobą sypiali.
Ten ostatni fakt nie był wielkim pocieszeniem dla Trenta,
gdyż widywał Filomenę tylko podczas weekendów i
sporadycznie w ciągu tygodnia. Nie takie były jego intencje.
Chciał, by została jego żoną. Przypuszczał, że Filomena
rozmyślnie tak postępuje, by uświadomił sobie, co traci.
Niepotrzebnie tak się starała. Każdej samotnej nocy doskonale
zdawał sobie z tego sprawę. Nadal dokładnie nie rozumiał,
dlaczego wszystko tak się potoczyło. Powoli docierało do niego,
iż powinien był uwzględnić poczucie dumy Filomeny i
towarzyszącą ternu chęć odwetu.
Miał nadzieję, że po konsultacjach z Handlem firma
Cromwell & Sterling zrezygnuje częściowo ze swych planów i
Filomena dojdzie do wniosku, że ta parcela jest jej już
niepotrzebna. Niestety, Filomena broniła teraz swych zasad.
On również.
-
W takim razie nie musisz brać dużej pożyczki z banku
- udało mu się wtrącić, gdy dziewczyna umilkła na parę sekund.
134
-
Nie muszę, przynajmniej nie teraz. Handel przekonał
nas, że plany otwarcia sieci własnych sklepów są przedwczesne.
Trent wziął głęboki oddech.
-
Zatem prezent od wuja staje się zbyteczny? Popatrzyła
na niego ostro.
-
Nie twierdziłam, że firmie nie przydałby się zastrzyk
gotówki. Planujemy uruchomienie produkcji dla kobiet, których
wymiary są większe niż przeciętnie.
Zapłonął niecierpliwą złością.
-
Utrzymujesz więc, że chciałabyś mieć tę ziemię?
-
A cóż może być złego w praktycznym podejściu do tej
sprawy?
-
Wbijasz klin między nas tym swoim praktycznym
podejściem.
-
To ty wyolbrzymiasz cały problem.
Trent starał się zachować spokój. Zdawał sobie sprawę, że
Filomena go prowokuje i był zły, że tak łatwo jest wyprowadzić
go z równowagi.
-
Jakie masz plany w związku z nami?
-
Nie mam żadnych planów. Dlaczego pytasz?
-
Bo chciałbym się ożenić. - Pochylił się do przodu i
wbił wzrok w Fi1omenę. - I ty wiesz o tym. Rozmyślnie mnie
dręczysz i usiłujesz ukarać za to, że ośmieliłem się zażądać od
ciebie, byś nie przyjmowała tego podarunku.
-
Ani mi się śni wychodzić za człowieka, który nie ma
do mnie zaufania. Tym razem chodzi o pieniądze. A następnym
razem? A jeśli będzie chodziło o innego mężczyznę, to co
wtedy, Trent? Co zrobiłbyś, gdybyś podejrzewał, że spotykam
się z innym mężczyzną? Jak wówczas miałabym dowieść swej
niewinności?
Myśl o innym mężczyźnie u boku Filomeny sprawiła, że
Trent poczuł skurcz w żołądku. Pochylił się jeszcze bliżej i
cedząc słowa, oznajmił:
-
Powiedziałem ci kiedyś, że umiem się mścić. Potrafię
też dobrze pilnować tego, co należy do mnie.
135
Usiadła głębiej w swoim fotelu, patrząc na niego uważnie.
Stwierdziła najwyraźniej, że Trent nie jest tak groźny, jak sam o
sobie mówi.
-
Nie strasz mnie.- odparła śmiało.
-
Nie straszę. Stwierdzam po prostu fakt.
Zbyła to, starając się skierować dyskusję na inne tory. - Tak
długo będę z tobą związana, jak długo będziesz
chciał, ale nie wyjdę za ciebie, dopóki nie przekonam się,
że naprawdę mi ufasz. Gdzie pójdziemy na kolację? Otworzyli
nową restaurację na Pirst Avenue przy Pike Place Market.
Spróbujemy tam?
-
Nie zmieniaj tematu rozmowy. Mówimy o naszej
przyszłości.
-
W tej chwili nie mam ochoty planować przyszłości
dalszej niż kolacja.
-
To przez tę twoją cholerną dumę tak się porobiło
między nami - oznajmił.
-
A ja sądzę, że to twoja duma zawiniła - odparła
szybko. - Gdybyś nie wściekł się wtedy, gdy usłyszałeś o
podarunku wujostwa, nie tkwilibyśmy w tej nieprzyjemnej
sytuacji.
-
Czy możesz winić mnie za to, że podejrzewałem, iż
postanowiłaś wyjść za mąż dla tego kawałka ziemi? Ty,
zdeklarowana panna, nagle decydujesz się na ślub.
-
Zakochałam się w tobie.
-
Wierzę ci.
-
Na weselu mojej siostry nie wierzyłeś.
-
To nieprawda - rzekł przez zaciśnięte zęby. - Nie
byłem jedynie pewien, czy z tego właśnie powodu
zdecydowałaś się na małżeństwo ze mną i czy naprawdę
wiedziałaś, że mnie kochasz.
-
Twierdzisz, że nie jestem świadoma własnych uczuć?
-
Chcę, by poślubiono mnie z czystymi intencjami, a nie
dlatego, że akurat dobrze się komponuję z jakąś parcelą. .
136
-
A zatem to twoje poczucie dumy, nie moje, stanowi tu
przeszkodę - odparła.
Przez kilka sekund panowała pełna napięcia cisza.
-
Jedno z nas - odezwał się w końcu Trent z zimną
logiką, która jego samego zdziwiła -musi zrezygnować ze swych
pozycji albo oboje zwariujemy. Dłużej tak nie można.
-
W porządku. Wyjdę za ciebie, jeśli przestaniesz
stawiać warunki co do tamtej parceli.
-
Przecież jej nie potrzebujesz. Sama to powiedziałaś.
-
Potrzebny jest jakiś dowód, że mi naprawdę ufasz i
wierzysz, iż poślubiam cię z miłości. Niezwykle łatwo
wymagasz, by inni okazywali ci zaufanie. Twoje słowo jest
złotem itp. Cóż, chcę mieć pewność, że potrafisz to pojęcie
zaufania rozciągnąć na innych i nie zwątpisz w moją miłość,
gdy coś nie będzie się układać.
-
Nie wątpię w twoje uczucie, lecz w twój rozsądek. Jak
możesz robić nam obojgu coś takiego, Filomeno? Obydwoje
jesteśmy nieszczęśliwi. Przecież nie żądam od ciebie zbyt wiele,
prosząc, byś zrezygnowała z tej ziemi. Jeśli potrzebujesz
gotówki, dam ci ją.
Wściekłość zaiskrzyła się w jej oczach, ale nagle Filomena
poczuła znużenie walką. Ożywienie ulotniło się z jej twarzy,
napięcie ciała znikło. Trent uświadomił sobie, że nie jest
przyzwyczajony do widoku Filomeny poddającej się w środku
bitwy.
-
Nie zdajesz sobie nawet sprawy, o co naprawdę
prosisz. Chcesz, bym udowadniała swoją miłość. Czy zdajesz
sobie sprawę, jakie to bezczelne żądanie?
Przymknął oczy.
-
Jeśli tak to sformułować, to rzeczywiście brzmi
bezczelnie, prawda?
Ta dama była przebiegłym przeciwnikiem. Uśmiechnął się.
Wiedział doskonale, co dzieje się w jej główce.
-
Tak więc? - przynagliła go uprzejmie.
Pociągnął łyk piwa.
137
-
Co więc?
-
Czy masz w końcu zamiar wyrzec się choć trochę swej
dumy i zrezygnować ze swych wymagań w stosunku do tej
parceli?
-
Nie - odpowiedział spokojnie, znów panując nad sobą.
Wyciągnął portfel, by zapłacić rachunek. Filomena patrzyła
na niego wstrząśnięta. Nie znała go, jeśli mogła przypuszczać,
że tak łatwo odniesie nad nim zwycięstwo.
-
Dlaczego nie? - spytała, a jej twarz znów się ożywiła. -
Dlaczego nie możesz zapomnieć o swej upartej dumie na tyle,
byśmy mogli zakończyć jakoś tę kłótnię?
-
Ponieważ wynik tej kłótni, jak ją nazywasz, jest dla
mnie zbyt ważny - odpowiedział, kładąc na stole banknoty. -
Chodź, spróbujmy coś zjeść w tej nowej restauracji, o której
mówiłaś.
Wstał i podał jej rękę, pomagając podnieść się z fotela. -
Trent, zaczekaj chwilę!
-
Spokojnie, Filomeno. Gdy spotkałem cię po raz
pierwszy, postanowiłem, że dam ci czas na zastanowienie się,
czego naprawdę chcesz. Nawet całe lato, jeśli będzie trzeba.
Pozostało nam jeszcze parę tygodni. Teraz jestem głodny.
Zjedzmy coś.
-
Ależ Trent, chciałabym o tym porozmawiać.
-
Jeszcze minutę temu nie chciałaś.
Wziął ją pod rękę i poprowadził w kierunku drzwi.
-
To było co innego.
-
Czy nigdy cię nie uderzył fakt, że masz w sobie ducha
przekory? - spytał wesoło.
-
Ma to chyba związek z moimi rudymi włosami -
odparła pojednawczo.
-
To nie jest żadnym usprawiedliwieniem - skomentował
szorstko.
138
Pod koniec weekendu Trent mógł sobie pogratulować.
Zmagania nie zakończyły się wprawdzie, ale przynajmniej
przebiegały mniej więcej na jego warunkach.
Filomena cały czas próbowała wciągnąć go w prawdziwą
kłótnię, w której mogłaby rzucić mu w twarz zarzut, że jej nie
ufa. Trent unikał potyczek, na ogół umiejętnie zmieniając temat.
Powstrzymywał swój temperament i starał się okazywać
cierpliwość, mając nadzieję, że Filomenie w końcu zabraknie
energii do walki.
Kręciła się wokół niego przez cały weekend, drażniąc,
wabiąc, prowokując, szukając sposobów zmuszenia go do
wycofania swych żądań. Trent udawał, że nie dostrzega
stosowanej przez nią taktyki, zadowalając się jedynie namiętną
zemstą w łóżku. Tylko na tym polu nie próbowała go pokonać.
W chwilach namiętności poddawała się z taką ekstazą, żarem i
zmysłową szczodrością, że Trent zapominał zupełnie o ich grze
w zwycięzców i pokonanych. Brał od niej wszystko, co mu
ofiarowywała, i oddawał jej wszystko, co miał.
W niedzielne popołudnie, gdy przygotowywał się do
powrotu do Portland, było dla niego jasne, że poza sypialnią
Filomena nie ma zamiaru w niczym ustępować. Jej twarz elfa
wyglądała
jak
zwykle zdecydowanie, oczy
błyszczały
wyzywająco. Całowała go na pożegnanie, przeciągając uścisk
tak długo, aż poczuła, że jego ciało napina się w podnieceniu.
Potem odsunęła się nieco i spojrzała mu w twarz.
-
Trent, proszę cię, pomyśl o tym, co robisz. Miałeś
rację mówiąc, że tak dalej między nami być nie może. Musimy
dojść do porozumienia albo rozstać się.
Trent, czując napięcie w całym ciele, westchnął i ujął
dłońmi jej twarz. Oczy dziewczyny zaiskrzyły się nadzieją, ale
on pokręcił przecząco głową.
-
Jeśli chcesz to zakończyć, przyrzeknij mi, że
zrezygnujesz z tej ziemi.
Usiłowała protestować, ale uciszył ją szybkim, zaborczym
pocałunkiem.
139
-
Zrób tak, Filomeno - rozkazał jej łagodnie.
-
Dlaczego?
-
Bo ja i tak wygram ten pojedynek. Zawsze wygrywam,
jeżeli mi na czymś zależy.
Pochylił się, pocałował ją i wyszedł. To wszystko nie było
takie proste.
Na trzeci dzień Trent siedział w ciemnym, pustym salonie i
patrzył na oświetlone, leżące w dole Portland. W ponurym
nastroju popijał piwo i zastanawiał się, czy przypadkiem nie
wywiera na Filomenę zbyt wielkiego nacisku.
Potrafiła zachowywać się nieobliczalnie, gdy ktoś zapędzał
ją w ślepą uliczkę. Potrafiła również do upadłego bronić swego
stanowiska. Nie osiągnęłaby w biznesie takiej pozycji, jaką
miała, gdyby wykazywała nadmierną ostrożność i nieśmiałość.
Jeśli zaś chodzi o mężczyzn, nie miała powodów, by im
ufać. Chodziło nie tylko o jej nieprzyjemne doświadczenia z
Bradym Paxtonem. Shari twierdziła, że gdy firma Crommwell &
Sterling osiągnęła sukces, wokół Filomeny pojawiło się kilku
łowców majątku. Mając takie doświadczenie, oczekiwała od
mężczyzny, że to on pierwszy da dowód swych szczerych
intencji.
Przede wszystkim zaślubiła się odgrywać. Trent mógł to
zaobserwować w ciągu tych kilku gorączkowych tygodni w
Gallant Lake, gdy Filomena próbowała skupić na sobie uwagę
wszystkich mieszkańców. Jeśli będzie zbyt na nią naciskał,
wszystkiego może się po niej spodziewać.
Rozmyślał o tym, dopijając pośpiesznie piwo.
We wtorek rano Filomena siedziała z Glenną w małej
kawiarence i dzielnie starała się skupić myśli na interesach.
Omawiały projekty do nowej kolekcji odzieży sportowej, która
miała być uszyta z bajecznie wzorzystych tkanin, upatrzonych
przez Filomenę podczas jej ostatniego pobytu we Włoszech.
Zakupiła większą ich partię i wysłała do Stanów, choć jeszcze
wtedy nie wiedziała, w jaki sposób je zastosują. Glennie bardzo
140
spodobał się ten materiał i natychmiast zasiadła do
projektowania modeli, wykorzystujących śmiały wzór na
tkaninie.
-
Myślę, że spódnice i bluzki zrobimy we wzory, a dla
kontrastu inne części garderoby zaprojektujemy z jedwabiu w
kolorze szmaragdu i koralu – powiedziała Glenna z
entuzjazmem, pokazując Filomenie kilka szkiców. - Co o tym
myślisz?
Filomena
popatrzyła
na
fantazyjne
projekty
rozkloszowanej spódnicy i otwartej z przodu bluzki.
-
Cudowne. Co myślisz o kamizelce, która pasowałaby
do spodni i spódnicy? Coś szykownego, z lekkim połyskiem?
-
Dobry pomysł. Wykorzystamy ten szczególny odcień.
To bardzo egzotyczne. W następnym sezonie może zrobić klapę,
jeśli wszyscy przerzucą się na beże i brązy.
-
Jesteśmy znane z tego, że szyjemy egzotyczne rzeczy
małych rozmiarów. Niewysokie kobiety zaczynają czuć się
dobrze w naszych ubraniach. Nie chciałabym z tego
rezygnować.
Glenna, która miała niecały metr sześćdziesiąt wzrostu,
uśmiechnęła się.
-
Zgoda, ryzykujemy. - Uniosła filiżankę z kawą i
wypiła łyk. Z jej oczu zniknęło rozbawienie. - Skoro już
mówimy o egzotyce ...
Filomena uniosła brwi.
-
Mianowicie?
-
Ciekawa jestem, jak układają ci się sprawy z tym
dużym osobnikiem, którego przywiozłaś z Gallant Lake. -
Nawet nie pytaj.
-
Czemu? - Glenna patrzyła ze współczuciem. - Od-
niosłam wrażenie, że tym razem to coś serio.
-
Jesteś nieuleczalną romantyczką, Glenno.
-
A ty nie jesteś? W tym cały problem, prawda? Czy
nadal upierasz się, by przejąć tamtą parcelę? - Tak.
-
Nie zależy ci na tej ziemi, Fil, i sama o tym wiesz
najlepiej.
141
-
Nie o to przecież chodzi - odrzekła Filomena
cierpliwie. - Muszę mieć pewność, że Trent mi ufa. Gdy wpadł
we wściekłość po tym, jak usłyszał o planach mego wuja,
zrozumiałam, że dzielą nas istotne, nie wyjaśnione do końca
sprawy.
- Masz na myśli to, że on tupnął nogą, a ty zakreśliłaś
pewne granice i prowokujesz go, by je przekroczył. . - Glenna
potrząsnęła głową. - Nie wiem, Fil, jak to się skończy. On ma
tak dużą nogę.
-
Nie ty jedna zwróciłaś na to uwagę - rzekła cicho
Filomena, przypominając sobie podobne spostrzeżenie Shari. -
Dlaczego wszyscy zakładają, że to ja mam ustąpić?
-
Prawdopodobnie dlatego, że on mógłby podnieść cię
jedną ręką i przerzucić sobie przez plecy, gdybyś sprawiała mu
kłopoty.
-
Powiedziałam kiedyś Trentowi, że siła nie stanowi o
racji.
-
Mam wrażenie, że on się nie podda.
-
Tu nie chodzi o poddawanie się! Chodzi o wzajemne
zaufanie. Glenno, on jest tak despotyczny i pewny siebie, pewny
swej uczciwości, że aż trudno uwierzyć. Gdyby było to
możliwe, wyzwałby prawdopodobnie na pojedynek każdego,
kto ośmieliłby się zwątpić w jego honor. Trent jest niezwykle
sztywny w swych zasadach. Wszystko widzi w czarno-białych
barwach. Żadnych odcieni szarości.
-
Ten kawałek ziemi widzi jako szary obszar, co?
Filomena potaknęła.
-
I zamiast interpretować wątpliwości na moją korzyść,
chce, bym całkowicie się zrzekła tej ziemi. Wyobraź sobie, że
ma czelność żądać ode mnie takiego poświęcenia.
Glenna spojrzała na nią w zamyśleniu.
-
Myślę, że zaczynam dostrzegać całość problemu. A co,
jeśli ... jeśliby pomyślał, że próbujesz go zdradzać z innym
mężczyzną lub coś w tym rodzaju?
Filomena ponuro skinęła głową.
142
-
Właśnie. Prędzej czy później znaleźlibyśmy się w
sytuacji, w której Trent po prostu musiałby uwierzyć mi na
słowo. Musiałby mi absolutnie zaufać. Nie jestem pewna, czy
potrafiłby się na to zdobyć. Był tak zajęty wyrabianiem swojej
reputacji, że nigdy nie nauczył się ufać komuś innemu.
-
Jaka zagmatwana sytuacja.
Filomena wpatrywała się w filiżankę.
-
Wiem o tym.
-
Ale nie możesz tego ciągnąć w nieskończoność.
Wcześniej czy później ktoś będzie musiał ustąpić.
W czwartek rano w mieszkaniu Trenta zadzwonił telefon.
Rzucił się do aparatu pewien, że to Filomena. Mylił się. Była to
Gloria Paxton. W głosie kobiety słychać było złość i rozpacz.
-
Odszedł do niej! - krzyczała histerycznie Gloria.
-
Dziś po południu. Zwyciężyła w końcu. Ta szara mysz,
kompletne zero! Przysadzista, brzydka, bez stylu, nie lubiana.
Och, do diabła, jak mogła zmienić się w taką ... taką rozbijaczkę
rodzin?!
Przerwała i zaniosła się szlochem.
-
Uspokój się, Glorio, i powiedz mi dokładnie, co
zaszło.
-
Mówiłam ci już. Brady mnie opuścił. Odszedł do niej.
Zwabiła go do Seattle, by się na nas zemścić. Ona nawet go nie
chce. Chce tylko pokazać, że może mi go odebrać w ten sam
sposób, w jaki ja go kiedyś odebrałam.
-
Dlaczego sądzisz, że twój mąż pojechał do Seattle? -
spytał ostro Trent.
-
Zostawił list - odparła Gloria przez łzy. - Napisał, że
popełnił błąd, żeniąc się ze mną, a nie z nią. Napisał, że dusi się
w Gallant Lake. Napisał, że chce zmienić swe życie, że jedzie
do niej, gdyż wciąż się kochają i ... i. .. och!
Głos Glorii załamał się w następnych spazmach
histerycznego płaczu.
-
Glorio, opanuj się.
143
Ton, jakim Trent to powiedział, mógłby przerazić
doświadczonych urzędników korporacji. Na Glorii nie zrobił
najmniejszego wrażenia.
-
Zrobi to, wiesz - oświadczyła Trentowi urywanym
głosem. - Widziałeś, jak włóczyła się po Gallant Lake prawie
naga, jeżdżąc tym swoim szpanerskim samochodem i afiszując
się przed całym miastem. Chce się zemścić. Uwiedzie go tylko
po to, by nam wszystkim pokazać, że potrafi tego dokonać, a
potem wyrzuci go na zbity pysk. Ona nie chce go naprawdę. Ale
nigdy nie przebaczyła Brady'emu ani mnie tego, co stało się
przed laty, i chce wreszcie wyrównać rachunki.
Trent popatrzył niecierpliwie na zegarek.
-
Kiedy wyszedł twój mąż?
-
Nie wiem. Po południu. Wróciłam do domu z zakupów
i znalazłam ten głupi list.
W słuchawce dał się słyszeć szelest. Widocznie Gloria
darła list na kawałki.
-
Zadzwoniłam do ciebie, gdyż pomyślałam, że
powinieneś wiedzieć, co zamierza ta lafirynda. Jej jest wszystko
jedno, kogo krzywdzi. A może myśli, że zdoła uwieść
Brady'ego, zemścić się, a ty nigdy się o tym nie dowiesz?
Przynajmniej w tym punkcie pokrzyżowałam jej plany.
-
Moja narzeczona nie ma zamiaru uwieść twego męża.
Jego niezachwiana pewność dotarła w końcu do świadomości
Glorii.
-
Skąd możesz być tego taki pewien? Mówię ci, że chce
się zemścić.
-
Jestem tego pewien, ponieważ jestem pewien
Filomeny - rzekł zimno Trent. - To moja narzeczona, kobieta,
którą mam poślubić.
-
Więc cóż z tego? Brady był z nią zaręczony, kiedy
zakochał się we mnie i zaczął ze mną sypiać! Zaręczyny nic nie
znaczą. A i małżeństwo też znaczy tu niewiele.
Trentowi zaczynało brakować cierpliwości.
144
-
Nie rozumiesz tego, Glorio, a ja nie mam czasu ci
wyjaśniać. Po prostu uwierz mi na słowo. Twój mąż nie spędzi z
Filomeną ani dzisiejszej nocy, ani żadnej innej. Gwarantuję ci.
Do widzenia.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, odwiesił słuchawkę. Potem
znowu ją podniósł i wykręcił numer Filomeny.
Nikt się nie zgłosił. zadzwonił więc na lotnisko. Miał
szczęście. Samolot do Seattle odlatywał za czterdzieści minut.
Filomena ziewając wyszła z windy i skierowała się do
swego mieszkania. Tradycyjna, comiesięczna kolacja z Glenną
oraz innymi przyjaciółkami z branży upłynęła bardzo
sympatycznie i Filomena odczuwała przyjemne zmęczenie.
Zastanawiała się, czy Trent dzwonił podczas jej
nieobecności. Zapomniała mu powiedzieć, że wychodzi z domu.
Dobrze mu tak, jeśli zadzwoni i nikt się nie zgłosi. Nie chciała,
by sobie wyobrażał, że spędza samotne wieczory, usychając z
tęsknoty.
Pokrzepiona tą myślą wyjęła z torebki klucz do drzwi
wejściowych. Wtedy z cienia wyłoniła się wielka męska postać i
postąpiła ku niej.
-
Najwyższy czas, byś wróciła do domu. Musisz
prowadzić teraz bujne życie towarzyskie co, Fil? Nie to, co
dawniej. Czy Ravinder wie, dokąd chodzisz i z kim spotykasz
się wieczorami?
-
Brady! Co, na Boga, tutaj robisz?!
Była tak zaskoczona, że upuściła klucz na dywan.
Zanim zdołała się schylić, Brady podniósł go i włożył do
zamka. Ruchy miał nieskoordynowane. Zdała sobie sprawę, że
jest trochę pijany.
-
Odszedłem od Glorii - oznajmił z patosem. Pchnięciem
otworzył drzwi i wszedł do środka.
-
Co ty wyprawiasz, Brady? Nie zapraszałam cię do
siebie. To moje mieszkanie i żądam, żebyś wyszedł.
Natychmiast.
145
Podążyła za nim, nie zamykając nawet drzwi wejściowych.
Brady rzucił się na fotel i patrzył na nią spod
wpółprzymkniętych
powiek.
W
jego
oczach
migotały
niebezpieczne błyski. Filomena nigdy nie uważała Brady'ego za
kogoś potencjalnie niebezpiecznego. Ale teraz nie była już tego
taka pewna.
-
Dobrze się bawiłaś dziś wieczór? Z pewnością sporo
obecnie bywasz, prawda?.
-
Piłeś - stwierdziła spokojnie.
-
Wypiłem kilka kieliszków w barze, czekając, aż
wrócisz do domu - rzekł, wzruszając ramionami.
-
Brady ...
-
To trwało zbyt długo, Fil. Zrobiłem największy błąd
mego życia, żeniąc się z Glorią, a nie z tobą. W końcu to sobie
uświadomiłem. Ale błędy można naprawić. Rzucam wszystko,
Fil. Glorię, dzieciaki, firmę. Wszystko. Zaczynam na nowo.
Mam zamiar się odnaleźć. Z tobą.
-
Nie masz szans - oświadczyła zimno Filomena.
Mówiłam ci już, że nie jestem tym zainteresowana.
-
Dlatego, że załatwiłaś sobie zaręczyny z tą grubą rybą
z Asgard Development? Zapomnij o nim, Fil. To był po prostu
interes, wiem o tym. Słyszałem o ziemi, którą mieliście dostać
od twojego wuja. Ale w głębi duszy wiesz doskonale, że to
właśnie mnie kochasz. Nigdy nie przestałaś. Po naszym ślubie
weźmiesz tę parcelę. Znam twego wujka, to z pewnością
pierwszorzędna posiadłość. Palę się z niecierpliwości, by ją
obejrzeć.
-
Stanowczo za dużo wypiłeś - rzekła Filomena, sięgając
po telefon. - Zamówię ci taksówkę.
-
Nie - odparł Brady zdecydowanie. - Nie wyjdę stąd.
Przyjechałem, żeby z tobą zostać, Fil. Mam zamiar przekonać
się, jak wiele nauczyłaś się o mężczyznach w ciągu tych kilku
lat.
146
ROZDZIAŁ 11
-
Chciałbym dostać próbkę tego, co dajesz ostatnio
Ravinderowi - ciągnął Brady bełkotliwie. - Daj mi szansę, a
pokażę ci, co traciłaś beze mnie.
-
Nic nie traciłam i obydwoje dobrze o tym wiemy -
rzekła cicho Filomena.
Rękę wciąż trzymała na słuchawce telefonu. - Pragniesz
mnie. Wiem, że mnie pragniesz. Walił pięścią w oparcie fotela,
ale w jego twarzy coś się zmieniło. Zniknęła z niej zuchwała,
agresywna męska groźba. Zastąpił ją jałowy gniew i żal nad
samym sobą.
-
Gloria cię potrzebuje, Brady. Jeśli masz trochę
rozsądku, wróć do niej.
-
Nie chcę jej.
Jego słowa brzmiały jak dziecięce błaganie.
-
Kiedyś chciałeś, Brady. Tak bardzo, że spałeś z nią,
kiedy byliśmy zaręczeni.
-
Uwiodła mnie!
Filomena potrząsnęła głową.
-
Nie gadaj bzdur. Byłeś od niej starszy. Skończyłeś
studia. Ona dopiero zdała maturę, podobnie jak ja. To ty jesteś
odpowiedzialny za tamte flirty. Ale nigdy za bardzo nie lubiłeś
brać na siebie odpowiedzialności, prawda? Zawsze chciałeś iść
wygodniejszą ścieżką. Cóż, skoro wybrałeś taką drogę, musisz
teraz brnąć nią dalej.
-
Ciebie jedną kochałem, Fil.
-
Kochać - odrzekła ironicznie. - Nie wiesz nawet, co
znaczy to słowo. Lepiej, żebyś go nie używał, zwłaszcza przy
mnie. Zbyt dobrze cię znam, Brady.
-
Rzuciłem ją, Fil, nie rozumiesz tego? Rzuciłem Glorię.
-
To twoje zmartwienie, nie moje.
Filomena zaczęła wykręcać numer, który miała zapisany
obok telefonu. Starała się mówić jak najgłośniej w nadziei, że
zdoła się przebić przez alkoholowe otumanienie Brady'ego.
147
-
Zamówię ci taksówkę. Kiedy tu przyjedzie, musisz
zniknąć mi z oczu.
-
Nie!
-
W takim razie zadzwonię na policję.
Brady zerwał się z fotela. Filomena instynktownie
odskoczyła, ale potknęła się o krzesło. Upadła na kolana,
dokładnie w chwili gdy Brady usiłował ją objąć. Zwalił się na
nią, przygniatając boleśnie do podłogi.
Nie po raz pierwszy w życiu Filomena przeklinała fakt, że
tylu ludzi na świecie - zwłaszcza mężczyzn górowało nad nią
wzrostem. Odpychała Brady'ego z całej siły, ale przygniatał ją
bezwładnie swym ciężarem.
-
Odsuń się - warknęła, waląc go w żebra.
-
Fil, proszę, pokażę ci, jak dobrze może nam być teraz
razem. Muszę cię pocałować.
-
Spróbuj tylko, to sprowadzę policjanta.
Przestała go odpychać, a starała się spod niego wywinąć.
Brady był wielki i ciężki, lecz niezbyt sprawny. Filomena
znowu użyła pięści, a kiedy z jękiem się przesunął, zdołała się
uwolnić. Paxton z łomotem przewrócił się na plecy. Oczy
zasłaniał ręką obronnym gestem.
-
Dlaczego nie chcesz dać mi szansy?
Dysząc z wyczerpania, Filomena z wysiłkiem podniosła się
na kolana. Wygładziła ubranie i złapała słuchawkę. Nagle zdała
sobie sprawę, że w pokoju prócz niej i Brady' ego jest jeszcze
ktoś.
Zaskoczona spojrzała ku drzwiom. Stał w nich Trent; jedną
rękę oparł o framugę i ze spokojem przyglądał się całej scenie.
Patrzył to na jej rozchełstane ubranie, to na rozciągniętego na
podłodze Brady'ego. Filomena zamarła. Nie mogło wypaść
gorzej, pomyślała bezradnie.
-
Cześć, Trent - powiedziała agresywnie, co zupełnie nie
odpowiadało jej nastrojowi. - Zakład, że się zastanawiasz, co się
tutaj dzieje.
148
-
Poznaję swoją Filomenę - odpowiedział łagodnie,
wchodząc do środka i kierując się ku Brady'emu. -
Impertynencka i wygadana aż do końca. Wyrażam uznanie za
śmiałość w obronie pozycji nie do obronienia. Ale, z drugiej
strony, śmiałości nigdy ci nie brakowało. Wiem dokładnie, co
się tu dzieje. Gloria była tak miła, że mnie poinformowała.
-
To dziwka! - Brady odjął rękę od oczu i ostrożnie
usiadł. Popatrzył z gniewem na Trenta. - Nie miała prawa
dzwonić do ciebie.
Trent schylił się, chwycił mężczyznę za klapy marynarki i
postawił na nogi.
-
Paxton, ty zarazo!
Brady wpadł w panikę i postanowił zastosować pierwszy
sposób obrony, jaki mu przyszedł do głowy. Gestem głowy
wskazał Filomenę.
-
To jej wina. Twojej ukochanej narzeczonej. Zwabiła
mnie tutaj. Chciała mnie uwieść.
Filomena wstrzymała oddech.
-
Rzeczywiście? - spytał Trent rozbawiony. - Czemuż
miałaby to robić? Brady cofnął się.
-
A jak myślisz? Chce, bym do niej wrócił. Kiedyś
kochała się we mnie.
-
Paxton; ty ośle, jesteś jeszcze głupszy niż myślałem.
-
To wszystko prawda!
Trent potrząsnął głową.
-
Wiem, że kobieta może bardzo zranić męską dumę, ale
w tym wypadku obawiam się, że zasłużyłeś na to, co cię
spotkało. Ona nie chce mieć z tobą nic wspólnego, Paxton.
-
Skąd masz taką pewność?
-
Stąd, że jest ze mną zaręczona - rzekł spokojnie Trent.
- A Filomena nigdy nie będzie robiła głupstw z innym
mężczyzną za plecami narzeczonego, nawet po to, by dokonać
jakiejś małej zemsty.
Trent odwrócił głowę i spojrzał na Filomenę.
-
Gdzie chciałaś zadzwonić?
149
-
Po taksówkę dla Brady'ego.
-
Więc na co czekasz? Dzwoń.
Filomena zareagowała na tę komendę uniesieniem brwi, ale
uznała, że nie jest to najodpowiedniejsza pora, by dyskutować
na temat jego skłonności do rozkazywania. Ponownie nakręciła
numer bazy transportowej.
-
Chodź ze mną, Paxton - rzekł Trent. - Pomogę ci zejść
na dół, byś nie wpadł po drodze do szybu windy.
Popchnął Brady'ego w kierunku drzwi. Wydawało się, że
zrobił to lekko, ale Brady wyleciał aż za próg do holu.
Zatrzymał się na przeciwległej ścianie, łapiąc gorączkowo
rzuconą przez Trenta torbę. Filomena odwiesiła słuchawkę i
siedziała, patrząc na swój pusty salon. W całej sytuacji było coś
niejasnego.
Trent powinien był zionąć wściekłością. Tymczasem był
tylko lekko zirytowany całą tą niezręczną sceną. A ponadto
jasno dał do zrozumienia, że wie, iż Filomena nigdy by go nie
zdradziła.
Im więcej o tym myślała, tym silniej była przekonana, że
wprawdzie Trent uparł się co do tamtego głupiego kawałka
ziemi, ale wierzył jej, gdy szło o sprawy istotne.
Odetchnęła z ulgą i wstała.
Kilka minut później Trent wrócił do pokoju. Filomena
czekała już na niego z ogromnym kuflem piwa.
Rzucił marynarkę na najbliższe krzesło i wziął od niej
kufel.
-
Czy są tu jeszcze jacyś inni wielbiciele w szafie lub
pod łóżkiem?
-
Nie,
-
To dobrze. Nawiasem mówiąc, mam już dość Paxtona.
Jeśli jeszcze kiedyś przyłapię go w pobliżu, mogę rzeczywiście
wrzucić go do szybu windy.
-
Przykro mi, że znalazłeś go tutaj tym razem - rzekła
Filomena. - Nie zapraszałam go.
Popatrzył jej prosto w oczy.
150
-
Sam się tego domyśliłem.
Oczy jej zwilgotniały.
-
Dziękuję, że mi zaufałeś. Nie każdy mężczyzna byłby
tak wyrozumiały w podobnej sytuacji. Wiem, jak okropnie
musiało to wyglądać.
-
Naprawdę?
-
Mogę to sobie wyobrazić i wiem, co musiałeś czuć,
gdy Gloria do ciebie zadzwoniła. Kiedy zobaczyłam cię w
drzwiach, byłam przerażona, że pomyślisz sobie najgorsze.
-
Muszę przyznać, że jestem już trochę zmęczony
ściąganiem z ciebie Brady'ego Paxtona.
Filomena skrzywiła się.
-
Ale naprawdę wierzysz, że nie zaprosiłam go tutaj?
-
Wiem, że go nie zapraszałaś. Możesz być szalona,
niezależna, nierozważna, a czasami nawet bardzo dokuczliwa,
ale grasz uczciwie, elfie.
-
Chyba powinnam powiedzieć: Dziękuję.
-
Proszę bardzo.
-
Słuchaj, Trent, jeśli nie podejrzewałeś, że zwabiłam
tutaj Brady'ego, dlaczego pośpieszyłeś na ratunek?
-
Wiem, że to zabrzmi staromodnie i zawiera nutkę
męskiej arogancji, ale przyszło mi do głowy, że możesz
potrzebować wybawcy. Jesteś taka mała i delikatna, elfie.
-
Martwiłeś się o mnie?
-
Byłem na ciebie wściekły jak diabli. Gdybyś nie
upierała się tak w ciągu ostatnich tygodni, ta sytuacja nigdy by
nie zaistniała. Byłabyś już bezpieczna jako moja żona.
Filomena uśmiechnęła się.
-
Naprawdę chcesz się ze mną ożenić? Po tych
wszystkich kłopotach, jakie ci sprawiłam?
-
Nie znam innego sposobu, by mieć trochę spokoju.
Uniósł kufel do ust.
-
Co to jest? - spytał z miłą satysfakcją po pierwszym
długim łyku. -To prawdziwe piwo, nie jakaś lura.
151
-
Staram się ze wszystkich sił, by cię zadowolić -
powiedziała cicho, wspominając, jak kiedyś on sam
wypowiedział do niej podobne słowa.
-
Problem polega na tym, ile masz siły.
-
Nie mam pojęcia. I chciałabym ci powiedzieć, że
niniejszym zawieszamy bitwę o ziemię. Tak naprawdę nigdy mi
o nią nie chodziło. Chciałam tylko bronić pewnej zasady, ale
myślę, że już nie muszę. Zwyciężyłeś. Poddaję się.
Spoglądał na nią w zamyśleniu przez dłuższą chwilę.
-
Już za późno. Zrezygnowałem pierwszy.
Oczy Filomeny rozszerzyły się ze zdziwienia.
-
Co takiego?
-
To, co słyszałaś. Zatrzymaj tę parcelę lub ją sprzedaj,
albo hoduj na niej choinki. Wszystko mi jedno, co z nią zrobisz.
-
Wszystko ci jedno? - spytała z niedowierzaniem.
-
Zupełnie.
-
Ale, Trent;--nie możesz mi tego robić. To moja wielka
scena - zaprotestowała, jednocześnie śmiejąc się i płacząc z ulgi.
-
Wiem o tym - stwierdził sucho Trent. - Ale tym razem
odsunięto cię na drugi plan.
Pociągnął następny łyk piwa i postawił kufel na stole.
-
Najwyższy czas, żeby ktoś to zrobił - dodał.
Zawahała się przez ułamek sekundy, a potem rzuciła mu się
w ramiona.
-
Trent, mówisz poważnie? Naprawdę nie obchodzi cię
ta ziemia?
Objął ją i ukrył twarz w jej włosach.
-
Kiedy Gloria zadzwoniła do mnie ze swymi
superważnymi nowościami na temat Brady' ego, zrozumiałem,
że ziemia mnie właściwie nie obchodzi. Dla mnie to też była
sprawa zasad. W głębi duszy nie obchodzi mnie nic prócz tego,
by na trwałe się z tobą związać. Ufam ci. Filomeno, mój słodki
elfie. Prawdopodobnie doprowadzisz mnie do obłędu w czasie
najbliższych sześćdziesięciu lat, ale ci ufam.
152
Dwa tygodnie później Trent siedział na szerokim łóżku
hotelowym. Spojrzał niecierpliwie na leżący obok zegarek.
Znów upłynęło dziesięć minut. Filomena wciąż była w łazience.
Już od trzech kwadransów.
Zamknął oczy i postanowił wykazać jeszcze trochę
cierpliwości. To była noc poślubna - widocznie Filomena
potrzebuje czasu, by w samotności przygotować się do niej.
Trent czuł uparty ból w lędźwiach, ale nie oznaczało to przecież,
że ma prawo wedrzeć się do łazienki i zawlec swoją młodą żonę
do łóżka. Sarna przyjdzie tu o właściwej porze, gdy nastanie
czas elfów.
Wybijał palcami rytm na prześcieradle. Otworzył oczy i
ponownie spojrzał na zegarek. Jeszcze raz nakazał sobie
cierpliwość i pogrążył w rozmyślaniach na temat niedawnej
uroczystości.
Skromny
ślub
odbył
się
rankiem.
Obecni
byli
rozpromienieni członkowie rodziny Filomeny i równie
rozpromieniony personel hotelu. Szczęśliwe wydanie Filomeny
za mąż zdjęło z wielu barków brzemię zmartwień. Amery i Meg
Cromwellowie, ciotka Agnes i wuj George, Shari i lim, wszyscy
podchodzili na osobności do Trenta podczas skromnego
przyjęcia nie tylko po to, by mu złożyć życzenia, ale również, by
pochwalić jego odwagę.
-
Pamiętaj tylko, że to końcowa transakcja - rzekł
radośnie Amery. - Nie będzie refundacji ani zwrotów.
Trent wiedział, że wiele osób w kaplicy czekało z zapartym
tchem, by zobaczyć, co Filomena włoży na swe własne wesele.
Trzymała to w tajemnicy przed wszystkimi, jedynie Shari znała
sekret. Meg Cromwell westchnęła z ulgą, kiedy jej starsza córka
wkroczyła między ławy ubrana w spokojną sukienkę,
przypominającą strój z baletu klasycznego. Suknia podkreślała
szczupłą sylwetkę i nadawała Filomenie wygląd królowej elfów,
przybyłej na sekretne tańce przy księżycu. Rude włosy spływały
kaskadą po plecach pod zwiewną woalką, udrapowaną na
stylowym kapeluszu. Trent dziękował swym szczęśliwym
153
gwiazdom, że jego przyszła żona nie zdecydowała się na
włożenie szkarłatnej czerwieni czy seksownie obcisłej czerni.
Zachowanie się elfów jest nieprzewidywalne.
Plusk wody w łazience wyrwał Trenta ze wspomnień.
Znowu spojrzał na zegarek. Drzwi nie otwierały się. Po chwili
zapadła cisza.
Trent odczekał jeszcze kilka minut i jego cierpliwość
wyczerpała się. Przedłużająca się nieobecność elfa w
małżeńskim łożu wymagała jednak wyjaśnień. W stał i zabębnił
w drzwi łazienki.
-
Filomeno? Kochanie, co tam się dzieje?
-
Nic.
Źrenice Trenta zwęziły się.
-
Czy jesteś tego pewna?
-
Oczywiście, że jestem pewna.
-
Czy dobrze się czujesz?
-
Doskonale.
Trent zawahał się.
-
Czy masz zamiar spędzić całą noc poślubną w
łazience?
-
Nie.
Trent znowu odczekał chwilę. Kiedy nie nadchodziły
dalsze wyjaśnienia, spytał bez ogródek:
-
Co tam robisz tak długo?
-
Ubieram się.
-
Filomeno, to jest twoja noc poślubna. Można się
spodziewać, że będziesz się raczej rozbierała -oświadczył
rozjątrzony.
-
Panna młoda musi nosić peniuar. Mogę już nigdy w
życiu nie mieć okazji do włożenia peniuaru, więc staram się
wyciągnąć maksimum z tego doświadczenia.
Usłyszał w jej głosie rozbawienie i zdecydował, że dosyć
tego. Jeśli ma zamiar się z nim drażnić, może to robić w łóżku.
Położył dłoń na gałce drzwi i przekręcił ją.
154
Drzwi ustąpiły z łatwością. Filomena stała pośrodku
łazienki przed wielkim lustrem. Twarz miała ukrytą w obłoku
morelowego jedwabiu, który właśnie z siebie ściągała. U jej stóp
walały się wokół pomięte stosy pajęczej, jedwabistej tkaniny.
Porzucone koszule nocne, w kolorach od krzykliwego
szmaragdu po migotliwe srebro, pokrywały podłogę łazienki.
Wszędzie leżały wytworne opakowania.
-
Trent!
Słysząc dźwięk otwieranych drzwi, Filomena gorączkowo
usiłowała włożyć z powrotem przez głowę morelową bieliznę.
-
Czego chcesz? Przygotowuję się do łóżka.
Trent skrzyżował ręce na piersiach i oparł się o ścianę.
Patrzył, jak ciemny róż dwóch brodawek znika w
morelowej kaskadzie. Potem delikatna tkanina ześlizgnęła się na
biodra, zakrywając najbardziej intymne części ciała.
-
Ty nie przygotowujesz się do łóżka - stwierdził Trent.
- Organizujesz pokaz mody.
-
Nie mogłam się zdecydować, który z nich wziąć ze
sobą, więc zabrałam cały stos. Przymierzałam je wszystkie, by
sprawdzić, w którym wyglądam najlepiej.
Trent odszedł od drzwi i sięgnął po swoją młodą żonę,
zanim zdążyła się uchylić.
-
Zdumiewasz mnie, elfie - rzekł łagodnie. - Nie
myślałem, że opanuje cię trema przed nocą poślubną.
-
Nie mam tremy - oświadczyła z godnością, kiedy
położył jej dłonie na ramionach. Podniosła na niego wzrok, nie
zdając sobie sprawy z błysku niepokoju w swych oczach.
Trent uśmiechnął się.
-
Czy jesteś tego pewna?
-
Najzupełniej.
-
A jeśli ci powiem, że ja jestem trochę zdenerwowany?
Jej oczy rozszerzyły się.
-
Naprawdę?
Sięgnęła, by dotknąć jego policzka uspokajającym gestem.
155
-
Nie, ale pomyślałem, że może poczujesz się lepiej,
jeśli pomyślisz, że nie tylko ty jesteś spięta.
Zaśmiał się i spadł na nią jak drapieżny ptak.
-
Trent, postaw mnie - zapiszczała Filomena ze
śmiechem, kiedy uniósł ją w górę. - Muszę jeszcze przymierzyć
trzy nocne koszule.
-
Jeśli sądzisz, że mam zamiar spędzić swoją noc
poślubną, obserwując pokaz mody, to musisz się jeszcze wiele o
mnie dowiedzieć, kochanie.
Postawił ją obok łóżka i chwycił za morelową koszulę
nocną. Jednym zamaszystym ruchem ściągnął ją Filomenie
przez głowę i rzucił na dywan.
-
Tak jest lepiej.
Jego ręce sięgnęły do obnażonej talii i przyciągnęły ją do
siebie.
-
O wiele lepiej.
Filomena westchnęła i objęła go za szyję.
-
Chyba przymierzę te koszule kiedy indziej.
Umysł
Trenta
był
już
zaprzątnięty
rozpaczliwym
pożądaniem, które narastało w nim jak przypływ. Czuł na sobie
jej małe piersi i swoją natychmiastową, pulsującą reakcję.
-
Nie mogę uwierzyć, że cię w końcu złapałem, elfie. Co
robiłaś przez całe swoje życie?
-
Czekałam na ciebie - powiedziała po prostu. Przywarła
ustami do jego piersi i pokrywała mu skórę drobnymi, ciepłymi
pocałunkami. Czuł, jak wzrasta w niej ciepło i podniecająca
kobieca wilgoć. Krew zawrzała mu w żyłach.
Filomena, sczepiona z nim, szeptała jego imię. Wargami
przesuwała po jego skórze. Otworzyła oczy i podniosła wzrok
pełen miłości, tęsknoty i nieskończonej obietnicy. Ich spojrzenia
spotkały się w milczącym zrozumieniu i oddaniu.
-
Kocham cię - rzekł w końcu Trent głosem ochrypłym z
pożądania. - Kocham cię.
Objęła nogą jego muskularne udo.
-
Wiem, kochanie, wiem.
156
Opuścił głowę i przyjął jej usta, poddając się całkowicie
magii swego elfa.