Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 09

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Następnego ranka Hanna obudziła się dziwnie przy-

gnębiona. Wiedziała doskonale, że ma to związek
z rozmowami, jakie toczyła poprzedniego wieczoru,
wolała więc nie zagłębiać się w przyczyny swego
nastroju, lękając się dotrzeć do spraw co najmniej
kłopotliwych. Bezpieczniej było zadowolić się opinią,
że obiad u lady Donaldson był nadzwyczaj pouczający.

A poza tym był to wieczór bardzo przyjemny. Udało

jej się przecież, z większym lub mniejszym wysiłkiem,
nie wypaść z roli młodszej siostry lorda Winthropa.
Nasłuchała się też komplementów na temat swej
urody i hartu ducha, z jakim znosi bolesną stratę matki.
Poznała kilka bardzo miłych osób, a wśród nich pana
Jamesa Stanforda, w którym – rzecz już nie do ukrycia
– kochała się kuzynka Alice. Niestety, pan Stanford
zdecydowanie bardziej interesował się Hanną niż Ali-
ce, co psuło nieco przyjemność, jaką Hanna mogłaby

background image

mieć ze znajomości z tak sympatycznym dżentel-
menem. Starała się więc bardzo, aby jego zainteresowa-
nie jej osobą było jak najmniej widoczne.

Rozmowa z panną Thorpe wpędziła Hannę w kło-

pot nie lada. Po raz pierwszy fakt, że jest siostrą
Roberta stał się nagle bardzo istotny. Panna Thorpe
zapragnęła ten fakt wykorzystać do celów jak najbar-
dziej osobistych, czyli zdobycia przychylności dżentel-
mena uważanego za jedną z najlepszych partii wśród
londyńskiej socjety. Jednak jej odwaga zaimponowała
Hannie. Panna Thorpe ryzykowała bardzo, ujawniając
swoje pragnienia damie prawie nieznanej, i nie mając
pewności, czy dama ta zechce jej pomóc. Przecież
Hanna równie dobrze mogła wpłynąć na Roberta
w sposób dla panny Thorpe niepożądany i skutecznie
odebrać jej jakąkolwiek szansę zostania nową lady
Winthrop.

Tym niemniej panna Thorpe postanowiła jej zawie-

rzyć, zauważyła bowiem, że lord Winthrop jest w sto-
sunku do swej siostry bardzo miły i uważający.

Te słowa panny Thorpe dźwięczały w głowie Hanny

następnego dnia, kiedy w ciszy i samotności spożywała
śniadanie. Słowa bez większego znaczenia, była prze-
cież jak najdalsza od tego, aby wmawiać sobie, że
oznaki sympatii ze strony Roberta mogą znaczyć coś
więcej. Nonsens. Od kilku miesięcy był wobec niej,
owszem, nadzwyczaj uprzejmy, ale to z przyczyny
bardzo prostej. To on był posłańcem złych wiadomości
i teraz czuje się zobligowany, aby uprzyjemniać jej
życie w jak największym stopniu.

159

Skandaliczne zaloty

background image

A ona... o, tu sprawa już nie była taka prosta...

Z Hanną działo się coś osobliwego, a dokładniej...
dotyczyło to jej serca. Coraz bardziej była świadoma,
że wkrada się do jej serca uczucie bardzo niepokojące,
gorące i dotyczące jednej konkretnej osoby. Wślizguje
się ostrożnie, jak złodziej nocą po sakiewkę, i panoszy
się tam coraz bardziej. I cóż się stanie, jeśli to uczucie
zawładnie sercem całym...

Tego ranka nie tylko Hanna była w melancholijnym

nastroju. Również Alice, którą zastała w salonie, była
smutna, przygnębiona, co niewątpliwie miało związek
z zachowaniem pana Stanforda poprzedniego wieczo-
ru. Hanna spytała o to, naturalnie, jak najbardziej
taktownie i ostrożne. Odpowiedź Alice była zdumie-
wająca. Okazało się, że kuzynka, choć z bólem serca,
pogodziła się już, że pan Stanford czuje skłonność,
niestety, nie do niej.

– A dlaczegóż to miałabyś mu się nie podobać,

Hanno? Jesteś piękna, wytworna, wczoraj wszyscy
dżentelmeni byli tobą oczarowani.

– Nonsens! Zbyt wiele dopatrujesz się w ich za-

chowaniu, Alice. A pan Stanford, bardzo pogodny
i sympatyczny, jak każdy dżentelmen jest szarmancki
wobec wszystkich dam.

– Tu masz rację, Hanno. On jest tak pełen galanterii,

że każda dama czuje się przy nim jakoś szczególnie
wyróżniona. Czyż nie tak, mamciu?

– Tak, tak, złotko – potwierdziła lady Montgomery,

odrywając wzrok od żurnala. – Mnie też się wydaje, że

160

Gail Whitiker

background image

pan Stanford nadskakuje wszystkim damom, ot tak,
z przyzwyczajenia...

– Raczej nie z przyzwyczajenia, drogie panie

– oświadczył wesołym głosem Robert, ukazując się
w progu. – On po prostu rzuca swoim sercem jak piłką.
Stanford zakochuje się z szybkością wiatru, za każdym
razem na zabój, i równie szybko angażuje się gdzie
indziej. Dlatego radziłbym drogiej kuzynce Alice nie
traktować go zbyt poważnie ani tym bardziej nie
wiązać z nim żadnych planów.

Twarz Alice w mgnieniu oka stała się purpurowa.
– Ależ, kuzynie – wysapała oburzona. – Ja... nigdy... ja

nie robię sobie z panem Stanfordem żadnych nadziei.
Bynajmniej! Po prostu rozmawiałyśmy z kuzynką Hanną
o tym, że wczoraj pan Stanford okazał jej szczególne
zainteresowanie. A kuzyn zna przecież pana Stanforda
wybornie. Jak kuzyn sądzi? Czy Hanna może być
kontenta, że pan Stanford okazał jej tyle przychylności?

– Raczej nie ma powodu – oświadczył Robert to-

nem nagle bardzo oschłym. – Tym bardziej, że o ile mi
wiadomo, serce pana Stanforda w chwili obecnej jest
zajęte.

Hanna spojrzała z niepokojem na Alice, przekonana,

że ta wiadomość pognębi ją do reszty. Nie myliła się, bo
mimo że Alice szybko pochyliła głowę nad swoją
robótką, Hanna zdążyła zauważyć, że twarz kuzynki,
przed chwilą zarumieniona, teraz pobladła.

– Hanno? Wybieram się do ,,Hatcharda’’, chcę zna-

leźć tam coś do czytania. Może zechcesz mi towarzy-
szyć?

161

Skandaliczne zaloty

background image

Hanna uniosła głowę. Ciemne oczy Roberta wydały

jej się nagle bardzo stanowcze.

– Naturalnie, Robercie – przystała skwapliwie, od-

kładając swój tamborek. – Z miłą chęcią.

– A ja? – wykrzyknęła Alice, niespodziewanie od-

zyskując animusz. – Czy nie mogłabym jechać z wami?
Proszę...

– Wykluczone, moja droga – odezwała się ka-

tegorycznym tonem lady Montgomery. – Zapom-
niałaś, że zaraz jedziemy do Pendletonów? Już
raz przełożyłyśmy wizytę i więcej tego robić nie
możemy, bo w końcu w ogóle przestaną nas za-
praszać.

Twarzyczka Alice znów posmutniała.
– Oj, tak, rzeczywiście, mamciu, zupełnie zapom-

niałam. Ale następnym razem pójdziemy razem do
,,Hatcharda’’, obiecujesz, Hanno?

– Naturalnie, moja droga, wybierzemy się tam ra-

zem – obiecała Hanna, uśmiechając się do niej serdecz-
nie. – Robercie, bądź łaskaw chwilę poczekać, pójdę po
kapelusz.

Dzień był piękny, pierwszy słoneczny dzień po kilku

tygodniach nieustannych deszczów.

– Jakże tu inaczej – powiedziała Hanna, spoglądając

smętnie na zabłoconą ulicę. – Na wsi po deszczu
wszystko pachnie cudnie, jest tak czysto, świeżo,
a miasto wydaje się jeszcze bardziej brudne.

– Tęskno ci za wiejskim życiem? – pytał Robert,

pomagając jej wsiąść do powozu. – A ja sądziłem, że
pobyt w mieście będzie dla ciebie miłą odmianą.

162

Gail Whitiker

background image

– I tak jest, Robercie. Cieszę się tu każdą chwilą. Ale

nie chciałabym spędzić reszty życia w mieście.

– A więc wolisz wieś....
O, tak. Gillingdon Park. Ukochane miejsce na zie-

mi... Nie powiedziała tego jednak na głos. Bo i po co?
Życie zdecydowało już inaczej...

Powóz ruszył, i Hanna nagle poczuła skrępowanie.

Nic dziwnego. W myśl konwenansów, rodzeństwo
może chodzić po mieście bez przyzwoitki, oni jednak
rodzeństwem nie są. Cóż z tego, że ludzie o tym nie
wiedzą, skoro ona jest tego w pełni świadoma i żałuje
teraz bardzo, że nie poleciła pokojówce jechać z sobą.
Czuje się przecież tak zażenowana... Ale czy tylko
dlatego, że narusza konwenanse?

U ,,Hatcharda’’ na Picadilly panował wielki tłok.

Hanna zorientowała się szybko, że londyńczycy ciągną
do tego miejsca nie tylko po książki, by je kupić lub
wypożyczyć, lecz jest to również modne miejsce
spotkań socjety. Młoda dama, wdzięcznie się uśmie-
chając, mogła tu swobodnie zagadnąć do eleganckiego
dżentelmena, z pozoru zaaferowanego szukaniem no-
wego dzieła do swej biblioteki, a tak naprawdę zainte-
resowanego przede wszystkim dowcipną wymianą
zdań z rzeczoną damą. Stateczne matrony, zbite
w stadka, też miały swoje chwile przyjemności, jako że
była sposobność powzdychać z oburzeniem i poplot-
kować o najnowszym skandalu.

Hanna, która przybyła zaspokoić potrzeby wyż-

szego lotu, ze zdumienia otworzyła szeroko oczy na
widok tak ogromnego bogactwa książek. Było tu

163

Skandaliczne zaloty

background image

wszystko, począwszy od gotyckich opowieści po dzieła
poważne, wzbogacające wiedzę. Literatura grecka i ła-
cińska, obok tłumaczenia najnowsze dla tych, którym
brak znajomości języków starożytnych uniemożliwiał
zapoznanie się z dziełem w oryginale. Nie brakło
również powieści autorów współczesnych. Buszując po
półkach, Hanna szukała przede wszystkim książek dla
biednej Alice, aby kuzynka miała sposobność oderwania
się od rozmyślań nad przykrym faktem, że pan Stanford
zakochany jest w innej damie. Z zachwytem przejrzała
pięknie oprawione ,,Sonety’’ Szekspira, potem sięgnęła
po ,,Eseje na tematy różne. Polecane szczególnie mło-
dym pannom’’. Wybrała sonety, orientując się doskona-
le, że z tego dzieła romantyczna kuzyneczka czerpać
będzie radość o niebo większą. Lord Winthrop tryskał
zadowoleniem, jako że wyszukał dla siebie to, na co
polował od dawna, czyli ,,Memuary signora Guadentio
di Lucca’’. I kiedy oboje, Hanna i Robert, szykowali się
już do wyjścia, usłyszeli nagle głośny okrzyk.

– A kogóż to moje oczy widzą!
James Stanford wprost rozpływał się w uśmiechu,

szerokim i przesympatycznym, którego nie sposób
było zignorować.

– Witam, witam! Jak się pani miewa, panno Win-

throp? Zadowolona jesteś, pani, z wczorajszego wieczo-
ru? Dobrze się pani bawiła?

– Dziękuję, panie Stanford. Bawiłam się wybornie.
– A towarzystwo było nadzwyczajne, prawda?

– zachwycał się pan Stanford, nie spuszczając z niej
oczu. – Nadzwyczajne!

164

Gail Whitiker

background image

Robert chrząknął głośno.
– Zabieram Hannę do ,,Guntera’’. Masz ochotę się

dołączyć, Stanford?

– Z rozkoszą, z rozkoszą...
– W takim razie poczekamy na ciebie w powozie.
– Dziękuję, sprawię się w kilka minut – rzucił

zachwycony pan Stanford i zniknął między regałami.

– Hanno? Nie jesteś niezadowolona, że go zaprosi-

łem? – spytał Robert, kiedy wyszli na ulicę. – Bałem się,
że przez pół godziny będzie zawracał ci głowę, a w ta-
kim miejscu jak ,,Hatchard’’ nic nie ujdzie uwagi
innych. Potem cały Londyn będzie o tym plotkował.

– Ależ skądże, Robercie! Nie mam żadnych obiekcji

– uspakajała go leciutko zarumieniona Hanna. – Dobrze,
że go zaprosiłeś. To naprawdę sympatyczny młodzieniec.

– Sądzisz, że on jest taki młody?
– Przynajmniej takie sprawia wrażenie. Jest otwar-

ty, spontaniczny i taki beztroski, a to zwykle łączy się
z młodością. Ty wiesz, Robercie, że Alice jest mu...
bardzo przychylna?

– Domyśliłem się, wtedy, z waszej rozmowy. I dla-

tego głośno powiedziałem, że James jest już zajęty.

– Powiedziałeś to dlatego, aby Alice nie robiła sobie

nadziei? I żeby wiedziała, że nie jestem jej rywalką?

Robert spojrzał na nią z rozbawieniem.
– Sądzisz, że jestem aż tak szlachetny?
– A tak, tak właśnie sądzę.
– Przeceniasz mnie – mruknął Robert, pomagając jej

wsiąść do powozu. – Ja przede wszystkim chcę ciebie
oszczędzić przed tą zapaloną głową.

165

Skandaliczne zaloty

background image

– Mnie? Chyba nie spodziewasz się, Robercie, że

okażę panu Stanfordowi coś więcej niż zwykłą uprzej-
mość.

– Wszystko się może zdarzyć. Alice miała rację, że

on na ciebie zagiął parol. A ty... nie masz ochoty poznać
go bliżej?

– Robercie!
Czuła się rozżalona. Ogromnie. Tym bardziej, że to

on właśnie zadał to pytanie.

– Ja w ogóle nie jestem skłonna poznawać jakiego-

kolwiek dżentelmena bliżej – powiedziała z goryczą.
– Zapominasz, Robercie, że bawimy się w maskaradę.
Wszyscy myślą, że jestem córką zmarłej wicehrabiny
Winthrop i jej małżonka. A przecież ja mogę być
dzieckiem... byle kogo. Ja... ja jestem nikim, Robercie.

– Ty? Hanno! Jak możesz nawet tak pomyśleć!

Jesteś... sobą, Hanno. Ty...

– Proszę, nie pocieszaj mnie, Robercie. Ja już to

przemyślałam. Mnie nie wolno darzyć względami
żadnego dżentelmena, nie mówiąc już o małżeństwie.
Jakże to tak... Skoro nie potrafię powiedzieć, kim
jestem naprawdę? A tego faktu nie mogłabym, nie
umiałabym zataić... Małżonkowie powinni być wobec
siebie szczerzy i uczciwi, inaczej bowiem ich małżeń-
stwo skazane jest na porażkę.

– Ja tego nie kwestionuję, Hanno. Ale mężczyzna,

kiedy darzy kobietę prawdziwą miłością, potrafi pogo-
dzić się z wieloma trudnościami...

– Ale na pewno nie z tym, że małżonka zataiła przed

nim prawdę.

166

Gail Whitiker

background image

– Prawdę? Przecież ty, Hanno, tej prawdy zupełnie

nie znasz.

– Toteż muszę ją poznać, lordzie Winthrop.

Wbrew swemu postanowieniu Hanna czuła do pana

Stanforda coraz większą sympatię, zaczynała też rozu-
mieć, dlaczego kuzynka zadurzyła się w tym właśnie
dżentelmenie. Był szarmancki, uroczo pogodny i posia-
dał rzadką zaletę, nadzwyczaj pokrzepiającą innych,
mianowicie potrafił się śmiać z samego siebie. No i usta
mu się nie zmykały.

– Panno Winthrop, muszę wyznać, że jestem panią

oczarowany – mówił bez ogródek, kiedy siedzieli
u ,,Guntera’’ przy herbacie i ciastkach. – I muszę
wyznać również, że porządnie zrugałem mego przyja-
ciela Winthropa za to, że nie zachęcał pani wcześniej do
przyjazdu do Londynu. To po prostu niewybaczalne!

– Proszę nie ganić za to Roberta – tłumaczyła

Hanna. – To ja sama zwlekałam z wyjazdem.

– A widzisz, przyjacielu? – śmiał się Robert. – Nie

wszystkie damy tęsknią za rozkoszami miejskiego
życia.

– Rozumiem, panna Winthrop kocha ciszę wiej-

skiego ustronia. Ale miasto ma też swoje zalety. Wiem,
że pani nie znasz jeszcze dobrze Londynu, i mam
prośbę... Czy dałabyś się namówić na przejażdżkę po
parku? Może jutro po południu? Zajęłoby to godzinę,
najwyżej dwie... Byłbym zaszczycony, a pani miałabyś
sposobność przyjrzeć się londyńskiej socjecie.

Uśmiech na twarzy Hanny nieco przygasł.

167

Skandaliczne zaloty

background image

– Jutro? – powtórzyła, spoglądając mimo woli na

Roberta.

– Jutro nie ma mowy – zareagował natychmiast.

– Obiecałem już Hannie i Alice, że jutro zabieram je na
przejażdżkę. Ale jeśli masz ochotę, możesz do nas
dołączyć. Weźmiemy lando.

Pan Stanford nie potrafił ukryć rozczarowania.
– Czyli... jedziecie we trójkę?
– Ale będzie nam niezmiernie miło, jeśli pan wybie-

rzesz się z nami – powiedziała słodkim głosem Hanna,
kładąc mu delikatnie dłoń na ramieniu. – Robert już
wcześniej o tym pomyślał, wiedząc, jak tęsknię za
wsią, za przejażdżką wśród zielonych drzew. I napraw-
dę, sprawisz pan nam wielką przyjemność swoim
towarzystwem.

Pan Stanford, z miną smętną, jako że szansa na słodkie

sam na sam z powabną panną Winthrop umknęła mu
sprzed nosa, zdawał się jednak rozważać propozycję.

– Dziękuję, panno Winthrop, za słowa zachęty

– odparł po chwili. – Prośbie z ust damy tak uroczej nie
oparłby się nawet mężczyzna o wiele silniejszy ode
mnie. Z przyjemnością dołączę do państwa. Jeszcze raz
dziękuję, i państwo pozwolą, że się oddalę, śpieszę
z umówioną wizytą. Kłaniam się...

Robert odczekał, aż Stanford zniknie mu z oczu

i nachyliwszy się ku Hannie, spytał z uśmiechem:

– Czy moja interwencja była na miejscu?
– O, tak! Dziękuję, Robercie, choć czułam się nie-

zręcznie, oszukując dżentelmena tak miłego jak pan
Stanford.

168

Gail Whitiker

background image

– Ale było to kłamstwo niegroźne w skutkach. A ja

i tak chciałem zaproponować przejażdżkę tobie i kuzy-
neczce, tylko jakoś nie było sposobności powiedzieć
wam o tym.

– W każdym razie, dziękuję, że przyszedłeś mi

w sukurs.

Jego oczy, wpatrzone w nią, świeciły w słońcu jak

dwa drogocenne kamienie.

– Zawsze zadbam o to, abyś nie była sama z panem

Stanfordem. Pamiętaj, Hanno, on szuka żony i jest
pełen determinacji.

– Ależ, Robercie, nie ma potrzeby obawiać się czego-

kolwiek. Mówiłam ci już, że zupełnie nie jestem teraz
skłonna okazywać względów żadnemu dżentelmeno-
wi.

Spuściła głowę, oddając się na chwilę smutnym

rozmyślaniom, i nie zauważyła spojrzenia Roberta,
jakim ją obdarzył po jej ostatnich słowach. Spojrzenie
niewesołe, pełne dziwnej melancholii, ale jednocześnie
było to spojrzenie niebezpieczne, bo gdyby je prze-
chwyciła, zamęt w jej duszy byłby o wiele większy...

Tego wieczoru Robert, pragnąc odpędzić od Hanny

smutne myśli, zaprosił ją i Alice do teatru na rzecz
rozkoszną. Dawano ,,Sen nocy letniej’’, i już po kilku
minutach Robert zauważył, że jego pomysł był wy-
borny. Hanna, pochłonięta barwną akcją na scenie,
zdawała się nie pamiętać o całym świecie. On jednak
miał bardziej podzielną uwagę i od razu zauważył
pełne ciekawości spojrzenia, kierowane na ich lożę.

169

Skandaliczne zaloty

background image

Popatrywano nie tylko na ładniutką Alice, córkę sir
Rogera Montgomery’ego, a więc partię znakomitą. Co
najmniej połowa spojrzeń wycelowana była w drugą
pannę i Robert nagle pomyślał, że patrzeć na Hannę
z ciekawością to za mało. Na tę ciemnowłosą pannę
można patrzeć tylko z zachwytem. Jest prześliczna,
a dziś wygląda zachwycająco. Popielata suknia pod-
kreśla jej cerę alabastrową, oczy, teraz rozradowane,
zdają się nieprawdopodobnie wielkie. A usta, pełne,
pięknie wykrojone, jak one słodko składają się do
uśmiechu, kiedy aktorzy wyczyniają na scenie swoje
figle. I jest taka smukła, siedzi ślicznie wyprostowana,
ciemne loki wdzięcznie opadają na łabędzią szyję...

Podczas antraktu sprowadził obie damy do foyer,

gdzie natychmiast otoczył ich tłum dżentelmenów,
pragnących poznać piękną pannę Winthrop. Robert
cofnął się o krok, jego baczne spojrzenie niemal wpijało
się w każdego dżentelmena, pochylającego się nad białą
rączką Hanny. Przecież matka życzyła sobie, aby miał
baczenie na siostrę i chronił ją przed łowcami posagów.
Dziwna jednak rzecz, że każdy z tych dżentelmenów
wydawał mu się, o ile nie podejrzany, to na pewno
antypatyczny.

– Lordzie Winthrop, witam! Cóż za niespodzianka!
Ten miły dla ucha, dźwięczny alt należał niewątp-

liwie do lady Thorpe, damy bardzo znanej w socjecie
londyńskiej i matki pięknej Caroline. Robert znał
rodzinę Thorpe’ów od lat, jeszcze zanim Carline okrzyk-
nięto najpiękniejszą panną w Londynie, i wszystkich
członków tej rodziny darzył wielką sympatią.

170

Gail Whitiker

background image

– Witam drogą panią. I proszę się nie dziwić,

bywam w teatrze często, a już na pewno na każdym
dobrym przedstawieniu. Poprzednio...

– Odłóżmy sprawy teatru na bok, drogi chłopcze.

Proszę mi lepiej zdradzić tajemnicę, cóż to za młoda
dama zdobi dziś pańską lożę?

– Chodzi zapewne o pannę Mongomery...
– Ależ skąd! Doskonale znam pana kuzynkę. Cho-

dzi mi o tę drugą młodą damę, której nie miałam
jeszcze przyjemności poznać.

– Och, przepraszam, milady. Zupełnie zapomnia-

łem, że Hanna nie jest jeszcze dobrze znana w naszych
kręgach.

Lady Thorpe spojrzała na Roberta z nieukrywanym

zdumieniem.

– Hanna? Jesteś pan z tą panną już w tak zażyłych

stosunkach?

– Naturalnie! Od bardzo dawna, milady, jest to

bowiem moja siostra.

Był to pierwszy raz, kiedy Robert zmuszony był

skłamać, i zdumiony był, jak lekko to kłamstwo
przyszło.

– Pańska siostra? Nie może być...
Lady Thorpe sprawiała wrażenie zupełnie zdezo-

rientowanej.

– A skądże takie zdumienie, milady? Przecież wie-

działaś pani, że mam siostrę.

– Naturalnie, że tak, ale nie podejrzewałam, że jest

tak śliczną panną. Szczerze mówiąc, Robercie, dziwi-
łam się, dlaczego pańska matka nie przywozi Hanny do

171

Skandaliczne zaloty

background image

Londynu, wiedziałam przecież, że siostra pańska jest
już w wieku, w którym panna zaczyna bywać w towa-
rzystwie. Zaczynałam już podejrzewać, że może brak
jej urody albo jest trochę... niezręczna, ale pańska
siostra jest tego zaprzeczeniem. Robercie, dlaczego
pańska matka nie wprowadziła Hanny w świat?

– Obawiam się, lady Thorpe, że na to pytanie nie

potrafię odpowiedzieć. Pani wiesz, że przed śmiercią
mojej matki nie zaglądałem często do Gillingdon Park.
Żałuję teraz bardzo, ale niestety, niczego odwrócić się
już nie da. Naprawdę nie wiem, dlaczego matka nie
przywiozła mojej siostry do Londynu. Podejrzewam,
że Hanna sama nie miała na to ochoty.

– Młoda dama o takiej urodzie ociągała się z przyjaz-

dem do Londynu? To niebywałe! Robercie, bardzo
proszę, przedstaw mi pan pańską siostrę.

Robert podszedł do Hanny, która stała tuż obok

z Alice, i szepnął jej na ucho, że lady Thorpe chce ją
poznać. Oboje przeprosili Alice i zostawili ją otoczoną
wianuszkiem znajomych panien i młodych dżentel-
menów, po czym Robert podprowadził Hannę do lady
Thorpe i dokonał prezentacji. Hanna złożyła ukłon
przepisowy, który zadowoliłby samą księżną.

– Lady Thorpe!
– Panno Winthrop! Jakżeż mi miło, że mam w koń-

cu sposobność poznać panią. I ogromnie współczuję ci,
drogie dziecko, z powodu śmierci matki. Nie widzia-
łam Charlotte całe lata, ale pamiętam, że zawsze była
czarująca. I jak ty to znosisz, drogie dziecko? Utrata
matki to cios przecież najgorszy.

172

Gail Whitiker

background image

Uśmiech Hanny zgasł.
– Ja... staram się bardzo, milady...
– Hanna znosi to mężnie – włączył się szybko

Robert, zaniepokojony żałosną nutką w głosie Hanny.
– Dziękujemy, milady, za wyrazy współczucia.

Starsza pani popatrzyła na nich oboje bardzo ciepło

i smutno pokiwała głową.

– Moje biedne dzieci! Z pewnością jest wam teraz

bardzo ciężko. Czas jednak łagodzi ból. A taki wieczór,
jak ten, pozwala na chwilę zapomnieć o smutku.
Podoba się pani przedstawienie, panno Winthrop?

– Dziękuję, bardzo mi się podoba – odparła Hanna,

zadowolona, że lady Thorpe odstąpiła od przykrego
tematu. – Jestem zachwycona i wdzięczna bratu, że
zabrał mnie do teatru. To zupełnie coś innego niż
występy wędrownych komediantów, którzy czasami
zjeżdżają do naszej wioski.

– Naturalnie, i to jest właśnie zaletą dużego miasta,

że jest sposobność do tego rodzaju rozrywek, tak
bardzo nas wzbogacających. Czy długo zamierzasz
pani pozostać w Londynie?

– Jeszcze nie wiem dokładnie. Zatrzymałam się

u wujostwa, są nadzwyczaj życzliwi, ale nie chcę
nadużywać ich uprzejmości.

– Na pewno swoją obecnością sprawiasz im, panno

Winthrop, wielką radość, a Alice rada jest z towarzy-
stwa rówieśnicy.

– Alice jest teraz troszkę zajęta... pewnym młodym

dżentelmenem – wtrącił Robert.

– No cóż, taka jest kolej rzeczy – skwitowała

173

Skandaliczne zaloty

background image

z uśmiechem lady Thorpe. – I nie zdziwi mnie, jeśli
pańska siostra wkrótce też będzie zajęta w podobny
sposób.

– Och, milady, pani wybaczy, ale ja... – Hanna

wyraźnie była zażenowana.

– Moja droga, po cóż ta skromność. To niemożliwe,

żeby pani urody nikt nie zauważył! Robercie, znajomi
dżentelmeni na pewno już się napraszają, żebyś pan
przedstawił ich swojej siostrze.

– A... tak. Kilku już prosiło. Ale większość moich

znajomych wie, że Hanna jest w żałobie i pora jeszcze
niestosowna na zawieranie znajomości.

– Naturalnie. To zrozumiałe, że wiele nie bywacie,

ale byłabym zachwycona, gdybyście państwo, a także
sir Roger z małżonką i córką, pozwolili się zaprosić na
obiad, w najbliższą środę. Dla państwa będzie to miła
odmiana, a spotkanie naprawdę będzie bardzo kameral-
ne, zaledwie kilka osób...

Hanna spojrzała pytająco na Roberta i Robert, jak

zwykle, wziął sprawy w swoje ręce.

– Jesteśmy bardzo wdzięczni za zaproszenie, lady

Thorpe, i przybędziemy na pewno. Wujostwu przeka-
żę zaproszenie, będą zaszczyceni i zjawią się na pewno,
o ile nie mają wcześniej ustalonych zobowiązań.

– A więc spotykamy się we środę. Miło mi było

poznać panią, panno Winthrop. Robercie, pozwolisz
pan? Chciałabym zamienić słówko...

Hanna dygnęła przepisowo.
– Dziękuję, lady Thrope. Robercie? Pozwolisz, że

pójdziemy już z Alice do naszej loży.

174

Gail Whitiker

background image

Hanna podeszła do Alice i obie pożegnały towarzyst-

wo, udając się schodami na górę do ich loży. Robert
odprowadził je wzrokiem bardzo ciepłym, szczególnie
wysoką smukłą postać w popielatej sukience, po czym
z twarzą odpowiednio uprzejmą i pełną szacunku
zwrócił się do lady Thorpe.

– Jestem do pani usług, milady.
– Robercie, może się zdarzyć, że pański wuj z rodzi-

ną będą w środę zajęci, a pańska siostra nie będzie miała
ochoty przyjść bez nich. Mam jednak nadzieję, że pan,
mimo to, zaszczycisz nas swoją obecnością. Mój mał-
żonek w rozmowie z panem znajduje wielką przyjem-
ność, a Caroline zawsze była rada z pańskich wizyt.

Te słowa w ustach wielu innych matron Robert

odebrałby jako niedwuznaczną sugestię, że nikt nie
miałby nic przeciwko temu, aby zainteresował się
panną Thorpe bliżej. Wiedział jednak dobrze, że lady
Thorpe daleka jest od takich forteli, a poza tym znała
go już tyle lat i zdawała sobie sprawę, że gdyby Robert
interesował się jej córką, nie byłyby mu potrzebne
żadne słowa zachęty i przyzwolenia.

– Dziękuję bardzo lady Thorpe. Pozwolę sobie przy-

słać przez posłańca wiadomość.

– A pańska siostra jest naprawdę ślicznym stworze-

niem, Robercie. I jest taka wytworna, ma jak najlepsze
maniery, czuje się w jej wychowaniu rękę pańskiej
matki. Muszę jednak się przyznać, że widok pańskiej
siostry mnie... zadziwił.

– Nie rozumiem, milady.
– Gdybyś pan mi jej nie przedstawił, nigdy bym nie

175

Skandaliczne zaloty

background image

przypuszczała, że to pańska siostra. Przecież państwo
w ogóle nie są do siebie podobni.

Robert poczuł nagle, że wszystko w nim zamiera. Na

szczęście, udało mu się wyczarować na twarzy minę
zabawną, wyrażającą wielki smutek.

– Hanna i ja jesteśmy z tego powodu bardzo nie-

szczęśliwi. Ludzie często nam to wytykają.

– Nie dziwię się. Między wami nie ma nawet

najmniejszego podobieństwa. A poza tym... kiedy po
raz pierwszy spojrzałam na Hannę, uderzyła mnie
jeszcze jedna rzecz. Ona mi kogoś przypomina, Rober-
cie, i to bardzo!

Zachowanie stoickiego spokoju zakrawało na cud.
– Naprawdę, milady? A kogóż to moja siostra może

przypominać?

– Rzecz w tym, że niestety nie mogę sobie przy-

pomnieć! Nie potrafię nawet powiedzieć, czy jest to
kobieta czy mężczyzna. Ale nie ma o czym mówić,
zdarza się przecież, że ktoś jest bardziej podobny do
obcych niż do własnej rodziny, prawda, mój drogi?

Robertowi z wielkim wysiłkiem udało się wymyślić

jakąś stosowną uwagę, po czym pożegnał się z czcigod-
ną matroną i wolnym krokiem podążył do loży. Czuł
się, jakby ktoś uderzył go obuchem w głowę. Wielki
Boże, któż to może być? Podobieństwo musi być
bardzo wyraźne, skoro lady Thorpe nie mogła się
powstrzymać, żeby o tym nie wspomnieć. Jak wydo-
być od niej tę wiadomość, nieprawdopodobnie cenną,
nie wzbudzając żadnych podejrzeń? Niestety, lady
Thorpe była osobą zbyt inteligentną, aby nie zorien-

176

Gail Whitiker

background image

tować się, że sprawa jest podejrzana. Jeśli on zacznie
nalegać, ona z pewnością zacznie się zastanawiać
głębiej, dlaczegóż to panna Winthrop podobna jest
do obcych, a rodzonego brata w niczym nie przypo-
mina...

177

Skandaliczne zaloty


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 16
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 05
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 12
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 14
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 07
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 01
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 03
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 15
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 08
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 04
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 02
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 11
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 10
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 06
Whitiker Gail Skandaliczne zaloty rozdzial 13
Ir 1 (R 1) 127 142 Rozdział 09
10 Rozdział 09 Mnożenie szeregów Szeregi podwójne
(1995) WIEDZA KTÓRA PROWADZI DO ŻYCIA WIECZNEGO (DOC), rozdział 09, Rozdział 1
rozdzial 09 zadanie 03

więcej podobnych podstron