Leigh Michaels
Lekcja uczuć
Rozdział pierwszy
Erika wykonała w ciągu ostatnich dziesięciu dni pracę, która normalnie
zajęłaby jej co najmniej trzy tygodnie. Nawet spokojny sen we własnym łóżku nie
zdołał w pełni przywrócić jej sił i złagodzić skutków zmiany czasu.
Jednakże nie mogła pozwolić sobie na odpoczynek. Nie dzisiaj. Dzień miała
wypełniony spotkaniami i sprawami czekającymi na natychmiastowe załatwienie.
Czuła się tak, jakby wróciła do domu po ponad miesięcznej nieobecności. Nawet
hol jej budynku wyglądał nieco inaczej niż w dniu wyjazdu. Promienie słońca
wpadały przez szybę przy głównym wejściu i kładły się tęczowymi smugami na
ś
wieżo wyczyszczonym dywanie.
Jednak pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają, pomyślała Erika, idąc do
małego biura, znajdującego się tuż obok windy.
Wewnątrz zastała Stephena. Był odwrócony tyłem do drzwi i pochylał się
nad notatnikiem. Pomyślała, że poznanie go było największą zaletą mieszkania w
tym nowo otwartym apartamentowcu. Tabliczka na drzwiach głosiła, że Stephen
jest administratorem budynku, odpowiedzialnym za wynajem, depozyty, naprawy
oraz reklamacje składane przez lokatorów. Ale w rzeczywistości pracę, jaką
wykonywał przez ostatnie osiem miesięcy, odkąd budynek został oddany do
użytku, można by raczej porównać do obowiązków portiera w pięciogwiazdkowym
hotelu.
Potrzebujesz biletów do filharmonii? Porozmawiaj ze Stephenem, on
wszędzie ma kontakty. Nie masz czasu regularnie wyprowadzać psa? Porozmawiaj
ze Stephenem, on na pewno zna kogoś, kto chętnie się tym zajmie. Czekasz na
ludzi z firmy przeprowadzkowej? Zdaj się na Stephena, bo on nie tylko wpuści
tragarzy do budynku, ale także dopilnuje, by ustawiono meble zgodnie z twoimi
wskazówkami.
Tak, to była zdecydowanie największa korzyść z mieszkania tutaj, pomyślała
Erika po raz kolejny.
- Stephen, kochanie…
Wyprostował się i spojrzał na nią. Dopiero gdy mężczyzna się poruszył,
Erika zrozumiała swój błąd. Ruchy Stephena były zdecydowane, natomiast
nieznajomy poruszał się wolno i miękko, jak pantera na łowach. Był także nieco
wyższy, a włosy miał o ton ciemniejsze.
Stał teraz naprzeciwko niej, mogła lepiej mu się przyjrzeć. Zorientowała się,
ż
e w ogóle nie przypominał Stephena. Jego włosy nie tylko były nieco ciemniejsze,
ale niemal czarne, bardziej gęste, kręcone i rozwichrzone. Jego oczy nie były
brązowe, ale błękitne, jak woda w zatoce w ciepły letni dzień. Spojrzenie miał
głębokie i intrygujące.
Może nie był zbyt przystojny, ale z pewnością mógł się podobać. Był lekko
opalony, choć nie tak mocno jak Stephen.
Ubrany był w taki sam ciemny uniform jak Stephena, ale było widać, że nie
czuje się w tym stroju zbyt dobrze.
- Nie jestem Stephenem… - powiedział.
Jakbym sama nie zauważyła, pomyślała sarkastycznie.
- …kochanie - dodał.
Erika miała ochotę zrugać go za bezczelność, ale uznała, że na dłuższą metę
lepiej nie zadzierać z człowiekiem, który mógł załatwić wiele pożytecznych spraw.
- Zauważyłam - odparła. - A gdzie jest Stephen?
- Mogę go wezwać, jeśli pani sobie życzy, panno Forrester.
Nie zapytała, skąd zna jej nazwisko. Nie musiała.
- Nie chcę mu przeszkadzać. A pan kim właściwie jest? - zapytała.
- Jestem nowym asystentem Stephena.
- Zorientowałam się po uniformie. - Wskazała na krawat. - Zdecydowanie
potrzebny mu pomocnik. Powinnam raczej powiedzieć, że mieszkańcy potrzebują
dwóch Stephenów.
Mężczyzna spojrzał na swój strój i skrzywił się lekko.
- Jak pan się nazywa? - Ponieważ nie odpowiedział, Erika kontynuowała: -
Lubię wiedzieć, z kim rozmawiam. Zwłaszcza że będziesz zastępować Stephena.
- Mam na imię Amos… - zawiesił głos.
Erika odniosła wrażenie, że wcale nie zamierzał podać nazwiska.
Prawdopodobnie chciał dodać „kochanie”, ale szczęśliwie zdołał się pohamować.
- Powiem mu, że pani go szukała - powiedział i odwrócił się w kierunku
leżącego na stole notes
Co on sobie, u licha, wyobraża? - pomyślała.
- Cóż, pozwól, że wprowadzę cię w obowiązujące tutaj zasady. Dzisiaj jest
dzień sprzątania, więc…
- Chodzi o ekipę sprzątającą budynek czy o pralnię? - przerwał jej. - Już
zostałem szczegółowo poinstruowany. Ponieważ dzisiaj jest wtorek, ekipa
porządkowa zaraz zamelduje się w pani mieszkaniu. Jak wiem, wczoraj wróciła
pani z podróży, także dzisiaj ktoś zabierze pani rzeczy do pralni. Stephen zostawił
mi szczegółowe informacje. On zawsze o wszystkim pamięta.
Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę. Czuła rosnącą irytację i chęć
ciśnięcia czymś w tego bezczelnego typka.
- Jeśli pragniesz dobrze wypełniać swoje obowiązki - zmusiła się do
wygłoszenia tej uwagi grzecznie - powinieneś wziąć u Stephena kilka lekcji.
Uniósł brwi.
- Ależ panno Forrester, chciałem po prostu oszczędzić pani czas. Po co
miałaby pani powtarzać instrukcje, które przekazał mi już Stephen? - Wyglądał jak
niewiniątko, a w jego głosie pobrzmiewała troska.
Erika nie dała się jednak zwieść.
- Domyślam się, że wolałaby pani, aby to Stephen zajmował się pani
sprawami, bo bardzo pani ceni jego doświadczenie i uważa za osobę godną
zaufania. Gdybym jednak mógł być w czymś pomocny, wystarczy mnie poprosić.
- Zrobię co w mojej mocy, aby coś takiego wymyślić - mruknęła i poprawiła
na ramieniu skórzaną czarną torebkę. - Nie chcę, żebyś czuł się jak piąte koło u
wozu, o co przy Stephenie nietrudno.
Dziarski spacer w stronę budynku firmy Ladylove na środkowym
Manhattanie odświeżył Erikę i kiedy dotarła do celu, niemal wyrzuciła z pamięci
„kochanego Amosa”. Wjechała windą na ostatnie piętro. Jej osobista asystentka
czekała już na nią z parującym cappuccino.
- Jak ty to robisz, Kelly, że zawsze masz gotową kawę, kiedy wchodzę do
biura? - spytała Erika.
Mały rudzielec wyszczerzył zęby w uśmiechu. W jej oczach błysnęły
figlarne ogniki.
- Firmowa sieć szpiegowska działa bez zarzutu - odparła, biorąc od Eriki
płaszcz. - Przypominam, że masz dziś spotkanie z krawcową. Przyniesie kilka
sukienek, żebyś mogła wybrać jedną na sobotni bankiet.
- Spróbuj ją złapać, zanim wyjdzie ze sklepu, dobrze? Potrzebuję jeszcze
białej, jedwabnej bluzki, bo swoją poplamiłam winem w Rzymie - poprosiła Erika,
po czym zmarszczyła brwi. - Hej, jaki bankiet? Nie mam nic takiego w moim
kalendarzu.
- Zaproszenie przyszło, kiedy byłaś w podróży. Ale już od zeszłego piątku
„Sentinel” rozgłasza, że będziesz obecna, więc sama rozumiesz…
- Czasami - mruknęła pod nosem Erika - chciałabym zrobić na złość
brukowcom.
Kelly wzruszyła ramionami.
- W ten sposób tylko wyświadczyłabyś im przysługę. Pisaliby wtedy o tobie
każdego dnia, a nie, tak jak teraz, dwa trzy razy w tygodniu. Poza tym bankiet jest
organizowany w słusznej sprawie.
- Jak każdy, czyż nie, Kelly? - Erika uśmiechnęła się i usiadła przy biurku. -
Czy „Sentinel” napisał również, gdzie jadę na wakacje? Jeszcze nic nie
zaplanowałam, ale dziennikarze na pewno mają dużo do powiedzenia na ten temat.
- Upiła łyk cappuccino i zaczęła przeglądać pocztę.
- Czy to nie za wczesna pora na takie sarkastyczne uwagi? Wiem, co myślisz
o „Sentinelu”, ale powinnaś przeczytać dzisiejsze wydanie.
Kelly wyszła, zamykając za sobą drzwi, Erika usiadła głęboko w fotelu i
sięgnęła po zmiętą gazetę leżącą na biurku. Przynajmniej dowie się, jakiej to
szczytnej idei ma służyć sobotni bankiet. A dodatkowo przeczyta, co tym razem
wysmarował na jej temat najbardziej szmatławy, plotkarski brukowiec. A może
opublikowano jakieś zdjęcie, na którym wyszła jeszcze gorzej niż ostatnio?
Przeglądając pobieżnie gazetę, nie dostrzegła jednak nigdzie swojego
zdjęcia. Zaskoczona zaczęła przeglądać ją od początku.
Znalazła to, o czym mówiła Kelly. Artykuł nie był o niej. W każdym razie
nie dotyczył jej bezpośrednio. Oznajmiał o zaręczynach pewnej pary. Na zdjęciu
widać było młodziutko wyglądającą kobietę z dołeczkami w policzkach i
mężczyznę, którego Erika ledwie mogła rozpoznać. W ostatnim akapicie artykułu
znalazła informację, że przyszły pan młody był już wcześniej zaręczony…
Odstawiła cappuccino i przeczytała tekst raz jeszcze, powoli i uważnie.
Denby Miles był wcześniej zaręczony z Eriką Forrester. Była ona w owym
czasie czołową modelką koncernu kosmetycznego Ladylove Cosmetics, a obecnie
jest jego prezesem. Zaręczyny zostały zerwane wkrótce po tym, jak ojciec Eriki,
Stanford Forrester III, kupił od pana Milesa prawo do sprzedaży nowych perfum,
które natychmiast dodał do gamy swoich produktów. Nadał krążą pogłoski o
szczegółach rozpadu tego związku.
„To, co ona mu zrobiła, śmierdzi bardziej niż jego perfumy - powiedziała
naszej gazecie anonimowa czytelniczka. - Zwodziła go tylko po to, żeby uzyskać tę
chemiczną formułę, a potem go rzuciła. Cieszę się, że ten biedny chłopak wreszcie
znalazł ukojenie i wyleczy złamane serce”.
Erika zmięła gazetę i cisnęła ją tak daleko, jak potrafiła. Papier odbił się od
drzwi gabinetu i upadł na dywan. Drzwi uchyliły się i ukazała się w nich Kelly.
- Czy to znaczy, że tego artykułu mam nie wkładać do segregatora z
wycinkami prasowymi? - Podniosła gazetę z podłogi i rozprostowała kartki. -
Kiedy czytałam artykuł, pomyślałam, że wzmianka o śmierdzących perfumach
Denbyego była naprawdę poniżej pasa. To bardzo krzywdząca opinia.
Erika próbowała powstrzymać uśmieszek.
- Cóż, nic dziwnego, że autorka tych słów wolała pozostać anonimowa. To
była zapewne matka Denbyego. Kelly, powiedz mi szczerze, co ja takiego
zrobiłam, że zalazłam za skórę tym dziennikarzom z brukowców?
- Naprawdę nie wiesz? - Kelly oparła się o poręcz fotela. - Pomyśl, Eriko.
Twoja historia to gotowy scenariusz na operę mydlaną. Śliczna i zapewne
głupiutka blondynka najpierw pracuje jako modelka, a potem przejmuje biznes ojca
i doprowadza firmę do jeszcze większego rozkwitu. Właśnie dlatego zalazłaś im za
skórę. Nie pasujesz do wizerunku, jaki sobie wymarzyli, a to działa im na nerwy.
- Nie sądzisz, że mogliby już sobie odpuścić? Minęły dwa lata, odkąd
zerwałam te zaręczyny i odkąd zmarł mój ojciec.
- I za każdym razem, kiedy pojawia się nowa reklama Ladylove, twoje
zdjęcia przypominają im, jak bardzo mylili się co do ciebie. Ciesz się z tego, Eriko.
To jest miara twojego sukcesu.
- Staram się o tym pamiętać. - Uniosła pióro. - A przy okazji… jeśli chodzi o
sobotni bankiet… czy ty lub „Sentinel” zdecydowaliście już, z kim powinnam
pójść?
- Nie wspomnieli o tym. - Kelly starała się zachować kamienną twarz. -
Ciesz się, że w tej sprawie pozostawiono ci wolną rękę.
W czasie kiedy Erika płaciła za taksówkę przed wejściem do swego
apartamentowca, Stephen wybiegł, aby ją powitać.
- Oto osoba, którą pragnęłam zobaczyć - powiedziała, wręczając mu torbę, w
której przywiozła sukienkę.
- Witamy w domu, panno Forrester - powiedział, zapraszając ją gestem, aby
weszła do holu. - Żałuję, że nie mogłem powitać pani wczoraj wieczorem, kiedy
pani wróciła z podróży. W moim biurze czeka na panią świeżo zaparzona kawa,
jeśli miałaby pani ochotę na filiżankę.
- Jesteś kochany, Stephen. - Usiadła w wyjątkowo wygodnym, pokrytym
pluszem fotelu dla gości w biurze Stephena i postawiła stopy na małym podnóżku,
pasującym idealnie do wystroju wnętrza. Patrzyła, jak portier wiesza jej torbę z
suknią obok identycznej torby, znajdującej się na wieszaku przy drzwiach. - A co
stało się z twoim asystentem? Wysłałeś go na noc do domu czy już zrezygnował z
pracy?
- Dlaczego miałby zrezygnować? - zapytał zmieszany.
Wzruszyła ramionami.
- Dziś rano odniosłam wrażenie, że jest już nieco zmęczony wymaganiami
lokatorów, więc byłabym zaskoczona, gdyby zagrzał tu miejsce dłużej.
- Amos zaraz przyjdzie. On wyznaje po prostu nieco inną filozofię niż ja. To
wszystko.
Powinieneś dostać tytuł najbardziej wyrozumiałego człowieka roku,
pomyślała.
- Co mogę dla pani zrobić, panno Forrester?
- Potrzebuję rady - szepnęła. - Poszperaj w swoim czarnym notesie z
kontaktami i powiedz mi, który z twoich przyjaciół mógłby i chciałby pójść ze mną
w sobotę na bankiet.
- Obawiam się, że nie znam nikogo odpowiedniego.
- Umiem się odwdzięczyć.
- Czyżby tak piękna kobieta potrzebowała kogoś do towarzystwa? - usłyszała
głos dobiegający zza pleców. Była tak zaskoczona, że niemal upuściła filiżankę z
kawą. Odwróciła się i w drzwiach zobaczyła szeroko uśmiechniętego Amosa.
- Amos, nie możesz zwracać się do lokatorów w taki… - zaczął Stephen
karcąco.
- Już jestem po pracy. - Amos oparł się swobodnie o biurko.
Istotnie, z daleka widać, że już nie jest na służbie, pomyślała Erika. Czarny
uniform i krawat zastąpił dżinsami i cienkim swetrem. Rękawy miał podciągnięte
powyżej łokci. Jego ramiona wydawały się jeszcze szersze, a niebieskie oczy
bardziej błyszczące.
- Próbuję - zaczął z lekkim znużeniem Stephen - uświadomić ci, że na tej
posadzie pracuje się dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Mów za siebie, Stephen. Nic dziwnego, że jesteś wiecznie zmęczony. Chcę
się jedynie dowiedzieć, dlaczego panna Forrester potrzebuje pomocy w organizacji
randki. Nie wspominam już o tym, że zżera mnie ciekawość, w jaki sposób
zamierza się odwdzięczyć za taką specjalną przysługę…
Było zdecydowanie za późno, by próbować obrócić całą sytuację w żart. Z
drugiej strony niby dlaczego miałaby się przejmować opinią Amosa na temat jej
kontaktów z mężczyznami? Spojrzała na niego.
- Nie wiem, dlaczego jesteś złośliwy, ale jeśli to ze mną masz jakiś problem,
obiecuję więcej cię nie niepokoić. Prawdę mówiąc, takie rozwiązanie jest mi
bardzo na rękę. A teraz, Amos, skarbie, zostaw nas samych, chciałabym skończyć
moją prywatną rozmowę z Stephenem.
- Jeśli jeszcze kiedyś zapragniesz poufnej rozmowy, po prostu zamknij
drzwi. Słychać cię prawie w całym domu. Nie możesz mieć do mnie pretensji, że
akurat przechodziłem.
Stephen odchrząknął znacząco i spróbował zapanować nad sytuacją.
- Wróćmy do początku. Co to za bankiet i kto na nim będzie? Jeśli mam coś
zaradzić, potrzebuję podstawowych informacji.
- Sprawa dotyczy walki z analfabetyzmem wśród dorosłych. Dobrze byłoby
zatem, żeby twój przyjaciel obracał się w towarzystwie autorów, wydawców,
agentów…
Stephen uśmiechnął się.
- Masz kogoś? - spytała z nadzieją w głosie Erika. - Stephen, jesteś aniołem.
- Wygląda na to, że twój problem został rozwiązany. - Amos podszedł do
biurka.
- Wymagania w sam raz pasują do Amosa - wyjaśnił Stephen.
Erika spojrzała na niego badawczo.
- To chyba nie najlepszy czas na żarty.
- Mówię poważnie. Amos pisze książkę. Dlatego tu jest.
Przeniosła wzrok na Amosa. Odniosła wrażenie, że dostrzegła błysk irytacji
w jego oczach.
- Chyba nie całkiem zrozumiałam… - zaczęła zaskoczona.
- Jest wiele zalet tej pracy. - Z wyjaśnieniem pospieszył sam zainteresowany.
- Główna to taka, że mam dużo wolnego czasu.
- Rzeczywiście. Ale kiedy już wszystkich przekonasz, że lepiej nie zawracać
ci głowy, to wyjdziesz na tym jeszcze lepiej - powiedziała, po czym odwróciła się
do Stephena. - Nie, nie mogę odrywać artysty od pracy. Strach pomyśleć, co by
było, gdyby nasz przyjaciel przez głupie przyjęcie stracił jakąś literacką nagrodę. -
Wstała z krzesła. - Zresztą zapewne sam artysta zgodzi się ze mną.
- No, to akurat zależy od wyrazów wdzięczności, o których wspominałaś -
mruknął Amos.
Zapomnij o tym, skarbie, odpowiedziała mu w myślach. Spojrzała na
wieszak i spytała Stephena, który z dwóch niemal identycznych pokrowców na
ubrania należy do niej.
- Pozwól, że zgadnę - zaczął Amos. - Jak przypuszczam, kupiłaś białą
jedwabną bluzkę?
Zaskoczona przytaknęła.
- Hm, Stephen wysłał mnie dziś do miasta, żebym na wszelki wypadek taką
kupił. Wygląda na to, że masz teraz dwie takie same. Pewnie będziesz chciała,
ż
ebym jedną oddał?
- To byłoby logiczne. Ale może raczej prosiłabym cię, żebyś wymienił ją na
inny kolor, na przykład niebieski.
- A może czerwony niczym wino?
- Wiesz co? Może lepiej po prostu zwróć ją do sklepu. - Wzięła swoje
rzeczy, podziękowała Stephenowi za pamięć i ruszyła w stronę wind.
Część dla VIP-ów w ekskluzywnym klubie Civic nigdy nie była specjalnie
zatłoczona. Tego dnia jednak ciężko byłoby wetknąć tu szpilkę. Erika siedziała z
kieliszkiem sherry i czekając na swojego gościa, próbowała opanować
zdenerwowanie.
Czy ty wiesz, w co się pakujesz? - pytała samą siebie w myślach.
Przypomniały jej się przestrogi i napomnienia ojca: „Nie masz żadnego
doświadczenia w tym biznesie. Dotąd los był dla ciebie łaskawy, ale to nie będzie
trwało wiecznie. Nie kuś losu, Eriko”.
Kelly pewnie miała rację, przemknęło Erice przez głowę. Wydawcy
„Sentinelu” nie byli jedynymi, których zaskoczyła jej decyzja przejęcia schedy po
ojcu. Wspominając tamten czas, musiała przyznać, że początkowo sama była
zdumiona.
Tym bardziej osłupiały był zarząd Ladylove Cosmetics, ale ich protesty na
nic się nie zdały, bo Erika posiadała pakiet kontrolny akcji. Ojciec chyba w ogóle
nie wierzył w jej możliwości w tej dziedzinie, bo zwykł mawiać: „Nie zawracaj
sobie głowy biznesem, skarbie. Po prostu uśmiechaj się do kamery”.
Udowodniła jednak, że nadaje się do tej pracy. W niecałe dwa lata od objęcia
przez nią posady dyrektora generalnego firmy wzrosły wyraźnie notowania
Ladylove Cosmetics na giełdzie. Firma przynosiła coraz większe zyski. Z tak
ugruntowaną pozycją Erika mogła rozwinąć skrzydła. Wydawało się, że przejęcie
firmy Feliksa La Croix to naturalny, kolejny ruch, jaki powinna wykonać.
Teraz tylko pozostawało przekonać Feliksa do tego pomysłu.
Ponieważ jej kieliszek był już pusty, rozejrzała się wkoło. Feliksa wciąż nie
było nigdzie widać, a wszyscy kelnerzy gdzieś znikli. Odchyliła się na krześle i
zamknęła oczy. Wierzyła, że czasem wystarczy o czymś mocno pomyśleć, by stało
się rzeczywistości
Wyczuła, że ktoś stoi przed nią. Zmieszana wyprostowała się szybko.
- Felix, bardzo się cieszę… - zaczęła, ale zmieszała się jeszcze bardziej, bo
zorientowała się, że to nie Felix przyłapał ją na fantazjowaniu.
Przed Eriką stał Denby Miles, jej były narzeczony.
Od czasu zerwania zaręczyn wpadali na siebie od czasu do czasu, ale
ograniczali się wówczas do chłodnej wymiany grzeczności i starali się zejść sobie z
oczu.
- Denby, co za niespodzianka spotkać cię tu podczas lunchu - powiedziała.
- Co konkretnie masz na myśli? - Jego oczy zwęziły się, jakby dopatrywał się
jakiegoś podstępu w jej słowach i zachowaniu.
- Dokładnie to, co powiedziałam. Jeśli czujesz się urażony zwykłym
powitaniem, to… - przerwała. - Widziałam informację, że żenisz się z córką
swojego szefa. Pewnie powinnam ci pogratulować.
- To oczywiste, że czytałaś tę informację. Musiałaś znowu się pojawić i
wszystko zniszczyć?
- Zniszczyć? Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
- Dlaczego jesteś taka samolubna i egocentryczna? Twoje nazwisko musiało
się pojawić nawet w anonsie o moich zaręczynach!
- Wydaje ci się, że chciałam, aby mnie w ten sposób opisano? - zapytała
zaskoczona.
- Jeanette ogromnie to przeżyła. To najważniejszy moment w jej życiu, a ty
musiałaś wtrącić swoje trzy grosze.
Erika wstała.
- Twoja narzeczona musi się nauczyć z tym żyć. Jestem częścią twojej
przeszłości, Denby. Choćbyśmy oboje bardzo tego chcieli, nie zdołamy zmienić
faktów. Oczywiście, jeśli te zaręczyny są dla ciebie tak samo ważne, jak dla niej, to
twoja narzeczona nie ma powodu do obaw. A już zwłaszcza nie przeze mnie…
- Naprawdę musisz skupiać na sobie całą uwagę? Nie wystarczało ci już
bycie czołową modelką i pojawianie się na okładkach wszystkich czasopism?
Musiałaś jeszcze zostać dyrektorem generalnym, a…
- Słuchaj, Denby, to nie był mój pomysł, żeby „Sentinel” ponownie
rozpisywał się o naszym związku. A teraz przepraszam… - Próbowała przecisnąć
się obok niego, ale zastąpił jej drogę.
- Może się mylę - zgodził się. - Może faktycznie nie chciałaś znów wyciągać
tego na światło dzienne. Zwłaszcza teraz… kiedy coś szykujesz.
- A co ja takiego szykuję? O czym ty mówisz?
- Przecież wiesz - odparł. - Zawsze wierzyłem, że to był pomysł twojego
ojca, żebyś mnie zwodziła obietnicami do chwili, gdy on osiągnie zamierzony cel.
A teraz zastanawiam się, kto tak naprawdę pociągał za sznurki. Może to był jednak
twój plan?
Mówił coraz głośniej i dobitniej. Jego głos odbijał się echem i wszyscy
siedzący przy stolikach zaczęli bacznie im się przyglądać. Jednak Denby nie
zamierzał przerywać tyrady.
- A skoro ta metoda tak świetnie zdała egzamin w moim przypadku, czemu
nie spróbować ponownie? Może powinienem ostrzec Feliksa, w co się pakuje?
Niech wie, że jedyne, na czym ci zależy, to przejęcie jego firmy.
- Nie zamierzam dłużej tego słuchać…
- To z nim jesteś dziś umówiona, prawda? Może będę siedział w pobliżu,
ż
eby upewnić się, czy powiesz mu całą prawdę.
- Denby, to jakaś kpina!
- A może pójdę prosto do redakcji jakiegoś brukowca - zagroził. - To jest
pomysł! Efekt będzie ten sam, a przynajmniej dobrze mi zapłacą.
Kątem oka Erika zauważyła jakiś ruch. To nie mógł być żaden członek
klubu. Ktoś poruszał się zbyt szybko, a klubowicze nigdy się nie spieszą. W
każdym razie nie tutaj.
Kiedy dotarło do niej, co się dzieje, próbowała jeszcze opuścić głowę, ale już
było za późno. Błysk flesza niemal ją oślepił. Fotograf uniósł aparat nad głowę i
potrząsnął nim w geście triumfu. Po chwili wymknął się kelnerowi, przebiegł przez
hol i zniknął za frontowymi drzwiami.
Denby zamrugał i zapytał z głupia frant:
- Co to było?
- „Sentinel” - odparła ponuro. - Jeśli chcesz dostać dobrą cenę za swoją
plotkę, lepiej się pospiesz, zanim ten paparazzi cię uprzedzi.
Odwróciła się i wpadła na kelnera, który przed momentem próbował
zatrzymać fotografa.
- Panno Forrester, pan La Croix prosił, żebym to pani przekazał. - Wręczył
jej złożoną kartkę papieru. Był to klubowy papier listowy.
Przez chwilę zapomniała o Feliksie i przyczynie, dla której umówiła się z
nim na lunch, ale wręczony przez kelnera elegancki blankiet przywrócił jej pamięć.
Wiadomość była krótka i treściwa.
„Na pewno zrozumiesz, dlaczego nie mam ochoty być częścią tego
przedstawienia. Odezwę się, jak już wszystko przemyślę”.
Felix La Croix był więc tutaj, widział Denbyego, słyszał jego przemowę i
postanowił odwołać spotkanie. Nawet nie mogła go winić za wycofanie się.
Dobrze, że chociaż zostawił wiadomość.
- Czy przejdzie pani teraz do jadalni, panno Forrester? - zapytał kelner.
Ż
ołądek ścisnął jej się na samą myśl o jedzeniu.
- Nie, dziękuję, Harry. - Zabrała teczkę z dokumentami ze stolika i płaszcz z
szatni, wkładając list Feliksa do kieszeni. W biurze czekało na nią dużo pracy.
Jednakże nie miała ochoty widzieć się teraz z Kelly i wysłuchiwać pytań, jak
poszły negocjacje i dlaczego spotkanie trwało tak krótko.
Wrócę do domu i wcześniej się położę, zdecydowała. Do jej budynku było
tylko kilka przecznic, a Stephen z pewnością znajdzie sposób, żeby ją rozweselić.
Jednakże Stephena nie było w biurze, znów zastępował go Amos. Na biurku
przed nim leżała kanapka i notatnik z żółtymi kartkami, na którym widać było
same pokreślone zdania.
- Przepraszam, nie zamierzałam przeszkadzać. - Wycofała się pospiesznie.
- Wejdź. - Wstał. - Co mogę dla ciebie zrobić?
Erika czuła, że nadal kręci jej się w głowie. To pewnie z tego powodu
wydało jej się, że Amos zachowuje się przyjacielsko.
- Co cię tak odmieniło? Ach, wiem… zdecydowałeś, że jednak nic się nie
stanie, jeśli pójdziesz na bankiet i spotkasz się z wydawcami i popularnymi
pisarzami.
- Powiedziałem ci, że to zależy tylko od ciebie. Wyglądasz, jakbyś właśnie
straciła ostatniego przyjaciela. Co się stało?
- Masz coś na zgagę? - westchnęła.
Wskazał na leżącą przed nim kanapkę.
- Włoska kiełbasa, cebula i szwajcarski ser. Jeśli to nie pomoże, nic nie
pomoże.
- Miałam na myśli coś, co wyleczy zgagę, a nie ją wywoła. - Zachwiała się.
Amos wziął ją pod rękę i podprowadził do fotela.
- Naprawdę nic mi nie jest - zaprotestowała. - Po prostu straciłam
równowagę. To wszystko. Nie zamierzam zemdleć.
- Tak czy siak, nic się nie stanie, jeśli usiądziesz. Co się stało?
- Och, nic wielkiego - próbowała zbagatelizować ostatnie niepowodzenia. -
Duch z przeszłości - to raz. Paparazzi wyskakujący zza kwiatów w miejscu, które
miało być najbardziej prywatnym klubem w mieście. I wreszcie porażka
biznesowa.
- Cieszę się w takim razie, że to nie było nic ważnego. - Odłożył kanapkę na
bok.
- Czy to twoja książka? - Wskazała na notes.
- Jedynie mały fragment. - Westchnął, patrząc na pokreślone zdania.
- Jak ci idzie pisanie?
- Powoli. Zbyt wiele rzeczy mnie rozprasza.
- Muszę ci coś powiedzieć. Ta praca może wydawać się łatwa, ale taka nie
jest.
- Tylko dlatego, że Stephen wszystkich rozpuścił.
- Szczególnie mnie - odparła niepewnie. - Tak przypuszczalnie myślisz.
- Ty potrzebujesz służącej, sekretarki i ochroniarza w jednej osobie. Chociaż
w sumie właśnie takie funkcje spełnia niemal każda żona.
- Żona?
- Tak myślę. - Wydawał się z siebie bardzo zadowolony.
- Taki jest twój ideał żony? Mój Boże, ty masz zupełnie spaczony obraz
ś
wiata…
Dręczyły ją słowa, które usłyszała: potrzebujesz służącej, sekretarki i
ochroniarza…
Sekretarkę miała. Z doborem ubrań radziła sobie świetnie i bez pokojówki.
Ale ochroniarz…
- Wiesz, myślę, że z jednym trafiłeś. Nie chodzi mi o żonę, bo to dopiero
byłby świetny temat dla brukowców. Już widzę te nagłówki. Ale mąż to zupełnie
inna kwestia. Amos, kochanie, co o tym myślisz?
Rozdział drugi
Amosowi przychodził do głowy tylko jeden powód, dla którego Erika
mogłaby chcieć poznać jego zdanie w tej kwestii. Jedyny, który pasował do całej
układanki.
Gdyby powiedział, co naprawdę myśli, Erika pewnie oskarżyłaby go o
używanie nieprzyzwoitego języka w obecności dam. Miałaby rację. Przynajmniej
w kwestii języka, bo co do obecności dam, sprawa pozostawała otwarta.
- Jaka kobieta… - odchrząknął i zaczął jeszcze raz. - Damy nie sugerują
małżeństwa nieznajomym mężczyznom. Mam rację?
Kiedy dotarło do niej, o co mu chodzi, spojrzała na niego przerażona i
oburzona.
- Odniosłeś wrażenie, że proponuję ci małżeństwo?
W głowie miał zamęt. Przecież wciąż powtarzała: „Amos, kochanie…” Ale
jeśli nie to miała na myśli, to o co jej właściwie chodziło? - zastanawiał się.
- Dokładnie tak to zrozumiałem - odpowiedział.
- Nie dość, że jesteś arogancki, to jeszcze upośledzony słuchowo. Wszystko,
co chciałam powiedzieć, to…
- W porządku, w porządku. Już rozumiem. - Teatralnie westchnął. - I
naprawdę bardzo mi ulżyło.
- Jak w ogóle mogłeś coś takiego pomyśleć? Przecież ja nawet nie wiem, jak
się nazywasz.
- To kogo zamierzasz poślubić? I wyjaśnij mi, o co w tym wszystkim chodzi.
Hm, chyba że mówisz sama do siebie i nie powinienem się wtrącać.
Przez chwilę wydawało mu się, że Erika nie zareaguje na pytanie, ale po
kilku sekundach uniosła głowę i odparła tajemniczo:
- To sprawa zawodowa.
Amos ku swemu zdziwieniu zupełnie nie poczuł się zaskoczony.
Erika zdjęła płaszcz, odchyliła się na fotelu i westchnąwszy, zamknęła oczy.
Amos skłamałby, mówiąc, że jej figura nie zrobiła na nim wrażenia.
Reklamy Ladylove koncentrowały się zazwyczaj na twarzy, a teraz pierwszy raz
mógł podziwiać całą sylwetkę Eriki. Miała wspaniałą, niemal idealną figurę.
Szkoda tylko, że przymioty ciała nie idą w parze z przymiotami ducha,
pomyślał sarkastycznie.
- Wiesz, jest firma, którą próbuję kupić - zaczęła. - Przez pewien czas
zajmowaliśmy się jedynie kolorowymi kosmetykami, takimi jak szminki czy cienie
do powiek. Później rozszerzyliśmy produkcję o perfumy.
- Dzięki pozyskaniu receptur Denbyego Milesa - wtrącił Amos.
- Och, a zatem ty też czytasz brukowce - skomentowała ozięble.
- Jedynie kiedy stoję w kolejce po zakupy dla mieszkańców tego domu.
Erika skrzyżowała nogi.
Długie i bardzo zgrabne, jak natychmiast zauważył Amos. Spostrzegła, że jej
się przygląda, ale nie zmieniła pozycji, co mu zaimponowało.
- Mówiłaś o gazetach - przypomniał.
- Cóż, chyba nie muszę ci wyjaśniać, że historia znajomości z Denbym nie
przebiegła dokładnie tak, jak opisuje to „Sentinel”?
Słono zapłacę, by poznać prawdę, pomyślał.
- W każdym razie Ladylove ma ugruntowaną pozycję i pora myśleć o dalszej
ekspansji rynkowej. Jest pewna firma, która idealnie odpowiada naszym
zamierzeniom. - Przyjrzała mu się uważnie, ale po chwili wahania uznała, że może
mu zaufać, i kontynuowała. - Chcę przejąć produkty do pielęgnacji włosów z linii
Kate La Croix.
- Myślałem, że Kate La Croix nie żyje. - Zmarszczył brwi.
- Zgadza się. Od pół roku. I dlatego jej mąż jest gotów odsprzedać firmę.
- A skoro ty chcesz kupić, to elementy układanki zaczynają pasować…
- Dokładnie tak. Możemy połączyć siły dwóch małych firm i stworzyć duże,
silne przedsiębiorstwo.
- Brzmi to logicznie. Nie rozumiem tylko, co tu ma do rzeczy małżeństwo.
Chyba że… O, teraz rozumiem. Jeśli za niego wyjdziesz, to nie trzeba będzie
wydawać pieniędzy na jego firmę.
Chwilę później Amos pomyślał, że na reklamach Ladylove Erika Forrester
wyglądała łagodnie i nic nie wskazywało, by umiała wpadać w tak wielką
wściekłość. Nie zerwała się gwałtownie, nie krzyczała, ale w jej oczach pojawił się
lód, który go niemal obezwładnił.
- Dokładnie tak pomyślałby każdy kretyn, który wiedzę o świecie czerpie ze
szmatławców.
- Przykro mi, że ponownie wychodzę na idiotę, ale nadal nie rozumiem, w
czym rzecz.
- Przepraszam. Nie chciałam cię urazić. Nie ty jeden dojdziesz do takiego
wniosku.
Na biurku zadzwonił telefon. Erika spojrzała na Amosa, który nie kwapił się,
ż
eby podnieść słuchawkę.
- Automatyczna sekretarka załatwi sprawę - wyjaśnił, po czym wyciągnął do
Eriki rękę z kawałkiem kanapki.
- Czytelnicy brukowców, czyli mniej więcej połowa świata, wierzą, że
umawiałam się z Denbym tylko dla tych receptur, i rzuciłam go, kiedy mój ojciec
je dostał. Teraz wszyscy pomyślą, że tak samo postąpię z Feliksem.
- Zignoruj ich. To tylko brukowce. Jakie ma znaczenie, co myślą ich
ograniczeni czytelnicy?
- Ja się nie przejmuję. Wściekam się, złoszczę, ale w końcu potrafię przejść
nad tym do porządku dziennego. Jednak będzie to miało znaczenie dla Feliksa -
skończyła i podała Amosowi liścik, który otrzymała w klubie.
Z ociąganiem spojrzał na treść.
- To od niego - pospieszyła z wyjaśnieniem. - Denby zrobił niezłą scenę dziś
w klubie. Felix musiał nas zobaczyć i wycofał się. Nie mogę go winić. Prasa
jeszcze nic nie wie o planowanych negocjacjach, ale wkrótce na pewno coś
wywęszą. I wtedy biedny Felix stanie się obiektem przeróżnych nieprzyjemnych
spekulacji. Dlaczego się ze mną spotyka, jakie będą warunki umowy, jak szybko go
zostawię po załatwieniu interesów i tak dalej. A przecież dopiero niedawno
skończyła się żałoba po jego żonie.
- To rzeczywiście może być dla niego ciężkie do zniesienia - zamyślił się
Amos. - Ale może zmotywuje go do szybkiej sprzedaży udziałów.
- Prędzej do zerwania wszelkich kontaktów ze mną. Szczególnie kiedy
dojdzie do wniosku, że specjalnie manipuluję mediami, żeby szybciej sprzedał mi
firmę. Ani mi to w głowie, ale gdybym była zamężna… Nikt nie mógłby twierdzić,
ż
e zamierzam usidlić Feliksa.
- I twoim zdaniem to nie jest manipulowanie opinią publiczną? Zresztą
mniejsza z tym. Jeśli Felix jest taki wrażliwy, to czemu nie rozejrzysz się za inną
firmą tego typu?
- Bo nie ma takiej innej. Myślisz, że nie szukałam?
Większość z tych, które znalazłam, to były oddziały dużych korporacji i nie
bylibyśmy w stanie ich kupić. Nawet gdyby były na sprzedaż. Poza tym produkty
Kate doskonale uzupełniają linię Ladylove. Przykładała dużą wagę do tego, by
produkowano je wyłącznie ze składników naturalnych, a nie z ich chemicznych
substytutów.
- Wydaje mi się, że Felix potrzebuje cię bardziej niż ty jego. Ponieważ to
była firma jego żony, w tej chwili z każdym dniem traci na wartości. Siedź
spokojnie i czekaj, a on sam do ciebie przyjdzie.
- Nie. - Erika pokręciła przecząco głową. - Od śmierci Kate sprzedaż ich
produktów znacznie wzrosła. Obecnie używanie szamponów Kate La Croix stało
się bardzo modne. Felix chce sprzedać firmę tylko dlatego, że zbyt duży ból
sprawia mu codzienny kontakt z produktami, które przypominają mu żonę.
Zapewniłam go, że zachowamy imię Kate w nazwie i nie zmienimy logo na
produktach. Nasze firmy to idealne połączenie. Gdyby tylko brukowce nie
mieszały w to spraw osobistych.
- W porządku - podsumował. - Rozumiem teraz, co masz na myśli, ale nadal
jestem zdania, że fikcyjne małżeństwo to głupi pomysł. A o kim myślałaś jako o
swym przyszłym mężu, skoro nawet nie masz z kim iść na sobotni bankiet?
Jej oczy zapłonęły, ale nic nie powiedziała.
- Dlaczego więc prosisz Stephena, żeby znalazł ci kogoś do towarzystwa?
Jeśli masz tylu dobrych kandydatów, lepiej wybierz któregoś z nich, zamiast
szukać nowego.
- Ponieważ jeśli pojawię się publicznie z jakimś mężczyzną więcej niż dwa
razy, wywołam kolejną falę plotek. Potrzebuję kogoś takiego jak… - zawahała się -
jak Stephen.
Amos próbował się pohamować, ale jednak nie wytrzymał.
- Panno Forrester, nie lubię być posłańcem złych wiadomości, ale Stephen
jest… Powiedzmy, że nie jest zainteresowany kobietami. Jedynie na płaszczyźnie
przyjacielskiej.
Spojrzała na niego groźnie.
- Myślisz, że o tym nie wiedziałam? Tak czy siak, jaka to różnica? Mówię
tutaj o umowie handlowej, a nie o… - Przerwała.
- Zaspokojeniu potrzeb cielesnych? - dokończył za nią.
- Gdybym szukała właśnie tego, nie miałabym problemu z wyborem -
powiedziała gorzko.
Amos nie wątpił w jej słowa. Rozumiał też przyczynę rozczarowania
wyczuwalną w jej głosie. Z jej figurą i urodą miała zapewne wielu adoratorów,
gotowych wskoczyć do jej łóżka, a potem przechwalających się, że spędzili z nią
noc. Była jak trofeum, o które chętnie stanęłoby do walki wielu mężczyzn.
Hej, nie masz co jej współczuć, pomyślał. W końcu sama naraża się na
częste zaczepki, regularnie pojawiając się w reklamach.
- To, czego pragniesz, nie jest w tej chwili najważniejsze - odparł. - Chodzi o
to, co pomyśli opinia publiczna. Jeśli chcesz więc, aby wszyscy wierzyli, że
wzięłaś prawdziwy ślub, Stephen nie jest najlepszym kandydatem. Nikt nie da
wiary jego cudownej przemianie, więc lepiej nie marnuj czasu.
- Skoro nie może to być Stephen, potrzebuję kogoś podobnego - upierała się.
- Kogoś uprzejmego, pomocnego i miłego…
- Kogoś, kto zrobiłby to z miłości?
- Nie wierzę w miłość.
- No, przynajmniej masz na tyle rozumu. Chyba nie zaufałabyś komuś, kto
pojawiłby się nagle i oznajmił, że szaleje za tobą?
- Musiałabym być kompletną idiotką. Wolę jasne relacje i umowy
biznesowe.
- Skoro nie wymieniasz żadnych nazwisk, to znaczy, że rozpaczliwie brakuje
ci odpowiednich kandydatów - wywnioskował. - No trudno, w takim razie będziesz
musiała kupić sobie męża.
- Dlaczego jesteś taki brutalnie szczery?
- Nie jestem brutalny, skarbie. Po prostu jasno myślę. Mówiłaś, że chcesz
czystego biznesowego układu. Jeśli wolisz, możemy nazywać to właściwą
motywacją kandydata.
Kluczowe pytanie brzmi, co on będzie z tego miał?
- Będzie miał z tego rozliczne korzyści - powiedziała sucho, marszcząc brwi.
- Podaj mi choćby dwa przykłady.
Zapadła cisza. Amos skończył jeść kanapkę, podniósł papier, zmiął go i
cisnął do kosza.
- Tego się właśnie obawiałem - kontynuował. - Nie masz poważnych
propozycji.
- Nie mogę podać żadnych szczegółów. To będzie zależało od mężczyzny.
Każdy jest zainteresowany tym samym rodzajem…
- Łapówki.
- Korzyści. Tak czy siak nie mówię tu o związku na stałe. To umowa
krótkoterminowa. Kiedy już kupię firmę La Croix, umowa wygaśnie. Ten związek
potrwa zaledwie kilka miesięcy.
- A co zrobisz, jeśli kiedyś ponownie będziesz chciała kupić jakąś firmę?
- Słuchaj, nie mam zamiaru kupić całego świata. Jeśli wyjdzie mi ten interes,
będę bardzo szczęśliwa.
- Tak ci się teraz wydaje.
- W porządku - zgodziła się. - Być może będę jeszcze kiedyś chciała kupić
jakąś firmę. Ale wtedy będą inne okoliczności. Dla sprzedającego plotki na mój
temat mogą być nawet na rękę. Tak czy inaczej, za wcześnie się tym martwić,
prawda?
- W takim razie najlepiej byłoby wziąć ślub odnawialny.
- Naprawdę myślisz, że to jest śmieszne?
- Skoro pytasz, to odpowiem. Tak, to jest śmieszne.
- Nie wiem, jak ci dziękować, Amos, kochanie. - Wstała. - Byłeś bardzo
pomocny w rozjaśnieniu moich myśli. Z pewnością dam ci znać, co postanowiłam.
- Trzymam cię za słowo - odparł uprzejmie. Telefon ponownie zadzwonił.
Amos położył rękę na słuchawce. - Po prostu nie mogę się doczekać dalszego ciągu
tej historii.
Amos bez wątpienia miał rację, doszła do wniosku Erika, kiedy wszystko
spokojnie przemyślała. Była wstrząśnięta atakiem Denbyego i reakcją Feliksa,
dlatego początkowo wpadła w lekki popłoch i stąd ten głupi pomysł. Nie wart
dalszego rozważania.
Oczywiście nie zamierzała zdradzać „kochanemu Amosowi”, że jego opinia
wpłynęła na jej decyzję. Poza tym nie miała nawet okazji. W ciągu kolejnych dni
po ich rozmowie widzieli się tylko kilka razy, a do tego na odległość lub w
obecności Stephena.
Zapomni o całej sprawie, nadal będzie ignorowała informacje zawarte w
brukowcach, a Felix La Croix przemyśli wszystko i odezwie się, tak jak obiecywał.
Podpiszą korzystny kontrakt i koniec.
Nie mogła do końca zrozumieć, dlaczego nadal ocenia każdego napotkanego
mężczyznę jako potencjalnego kandydata na męża. Przecież raz na zawsze ustaliła,
ż
e pomysł ze ślubem nie był trafiony.
Szef działu reklamy, który pracował już nad nową wiosenną kampanią, był
zbyt bystry, zbyt skory do flirtu, no i znali się zbyt długo. Kierownik działu
marketingu Ladylove był zbyt poważny i miał zapędy dyktatorskie także w
prywatnym życiu. Prawnik, którzy tworzył ofertę dla firmy La Croix, był zbyt
pewny siebie i arogancki.
Jednakże kiedy przyłapała się na ocenianiu dostawcy chińskiego jedzenia
jako „zbyt młodego i prostodusznego”, załamała się i postanowiła wziąć się w
garść.
- Wszystko w porządku? - zapytała Kelly, zaglądając do gabinetu Eriki.
- Nie - wymknęło jej się. - Tak, nic mi nie jest - poprawiła się. - Chcesz moje
jedzenie? Straciłam apetyt.
- Musisz coś jeść - upomniała ją Kelly, sięgając po porcję smażonego ryżu. -
W przyszłym tygodniu masz sesję zdjęciową do nowej jesiennej reklamy. Nie
możesz wyglądać jak szkielet.
- Nie mogę? Wydawało mi się, że specjaliści od reklamy wolą, gdy jestem
szczupła.
- Nie, nie możesz - odparła Kelly łagodnie. - Makijaż dla nieboszczyków nie
zapewni nam wystarczającego udziału w rynku.
Erika nie słuchała. Patrzyła na projekt zamówienia, który czytała, zanim
przywieziono jej lunch.
- Czy Felix La Croix już dzwonił?
- Nie i nic się nie zmieniło od twojego pytania dziesięć minut temu. Obiecał,
ż
e się odezwie, jak już wszystko przemyśli. Za godzinę mam spotkanie z
prawnikami i nie wiem, co im powiedzieć.
- Może Felix wciąż się zastanawia. - Kelly wzruszyła ramionami. - A może
ma nadzieję, że jeśli będzie zwlekał z decyzją, to podniesiesz cenę. Chyba
powinnaś zabrać go na bankiet. Zdecydowałaś się już na kogoś?
- Nie, ale nie sądzę, żeby Felix był zainteresowany tym pomysłem. Minęło
ledwo sześć miesięcy od śmierci Kate.
- Czyli nadszedł już czas, żeby wyszedł ze swojej skorupy i zaczął bywać
wśród ludzi. Zabierasz go tylko na obiad, nie do ołtarza, prawda?
Erika miała ochotę uderzyć asystentkę w głowę. Ty też o tym? - pomyślała
smętnie.
- W każdym razie - kontynuowała Kelly - jeśli jesteś pewna, że odmówi, to
tym bardziej możesz do niego zadzwonić.
- A może po prostu wezmę ciebie - pogroziła jej Erika. - Dlaczego wszyscy
myślą, że wyjście na taką imprezę jest równoznaczne z randką?
- Wybacz, ale mam już plany. Będę pomagać na jednym ze stoisk z
książkami, to świetne miejsce, żeby poznać wielu ludzi - powiedziała Kelly, po
czym sięgnęła po telefon.
Erika spostrzegła, że dzwoni prywatna linia, której numer dała Feliksowi. Jej
serce zabiło mocniej z podniecenia.
- Biuro panny Forrester - powiedziała Kelly. - Nie, panie La Croix. Z tej
strony jej osobista asystentka. Już pana przełączam. - Podała Erice słuchawkę.
- Dzień dobry, Feliksie - zaczęła Erika. - Przykro mi, że nie udało nam się
zjeść razem lunchu. Może przełożymy to na przyszły tydzień?
- Powodem mojego wyjścia była rozmowa z reporterką z „Sentinelu”.
Uznałem, że tak będzie lepiej - odparł, nie reagując na propozycję ponownego
spotkania.
- Przykro mi to słyszeć - odpowiedziała na głos, a w myślach dodała, że
wcale nie jest zaskoczona.
- Dziennikarka sprawiała wrażenie, jakby uważała, że coś nas łączy - ciągnął
Felix. - I nie miała na myśli spraw zawodowych. Wyraźnie dała do zrozumienia, że
jej gazeta przymierza się do opisania historii naszego planowanego ślubu.
To gorzej, niż przypuszczałam, pomyślała Erika.
- Nie pierwszy raz się ośmieszą, pisząc bzdury - próbowała łagodzić
sytuację.
- Nie pozwolę, by prasa grzebała w moim prywatnym życiu. - Głos Feliksa
był zdecydowany. - Nie życzę sobie żadnych plotek, które godzą w imię mojej
zmarłej żony. Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że rozpocząłem negocjacje z twoją
konkurencją.
Erika poczuła, że grunt usuwa się jej spod nóg.
- Felix, przecież powiedziałeś mi, że nie sprzedasz firmy Kate żadnemu z
wielkich koncernów. Właśnie dlatego rozmawiałeś najpierw ze mną, prawda?
- Cóż, nie uważasz, że sytuacja się zmieniła? Nie widzę innego wyjścia. Jeśli
nie powstrzymasz tych plotek, sprzedam firmę każdemu, tylko nie tobie.
Erika z trudem przełknęła ślinę.
- Daj mi kilka dni, proszę. Zobaczę, co mogę zdziałać.
Przez chwilę milczał, a potem odezwał się oschle:
- W porządku, masz czas do poniedziałku - oświadczył i odłożył słuchawkę.
Cóż za wspaniałomyślność z jego strony, dał mi cały weekend, pomyślała
przerażona i wściekła Erika.
- Chyba sprawy nie mają się dobrze - mruknęła Kelly.
- Wiesz, pójdę dziś wcześniej do domu. - Erika odchyliła się w fotelu. Może
to właściwy moment, żeby zrezygnować z ambicji zawodowych? - zastanawiała
się. Czas, jaki dał jej Felix, niewiele zmieni. Może powinnam pogodzić się z
porażką i poszukać innego zajęcia? - rozważała.
Nawet ojciec nie wróżył jej powodzenia. Zdenerwowana zdławiła w sobie
wątpliwości. Wierzyła, że nie myli się co do produktów Kate La Croix. Połączenie
sił to było najlepsze rozwiązanie dla obu przedsiębiorstw. Dlaczego Felix tego nie
widzi? No, ale skoro nie rozumie, pomyślała, a transakcja ma dojść do skutku, to
muszę coś wykombinować.
„Jeśli nie powstrzymasz tych plotek…”
Była tylko jedna rzecz, jaką Erika mogła zrobić. Pokona „Sentinel”, jeśli
przed publikacją ich artykułu ogłosi publicznie zaręczyny.
Założenie było słuszne, jednak jego realizacja nie należała do
najłatwiejszych. Jak to Amos powiedział? - przypominała sobie. „O kim myślałaś,
jako o swym przyszłym mężu, skoro nawet nie masz z kim iść na sobotni bankiet?”
Jest przecież wiele możliwości, przekonywała siebie. Oczywiście, na pewno
nie chłopak z restauracji, ale szef reklamy, dyrektor marketingu, prawnik… Prawda
jednak była taka, że nie odważyłaby się porozmawiać o tym z żadnym z ich.
Pomyślała o Amosie. Co prawda uznał jej pomysł za szalony, ale
przynajmniej wysłuchał, co miała do powiedzenia. Skoro raz pomógł
uporządkować jej zamęt w głowie, może zechce zrobić to ponownie. Pokrzepiona
tą myślą ruszyła raźno do domu.
Amos siedział za biurkiem i przeglądał jakieś notatki.
- Muszę z tobą porozmawiać - powiedziała.
- Weź numerek. Jesteś dwudziesta w kolejce - odparł.
- Poczekam. - Zdjęła płaszcz, po który sięgnął Stephen, gdy nieoczekiwanie
pojawił się w pokoju. - Och, nie wiedziałam, że tu jesteś - powiedziała zaskoczona.
- Właśnie wszedłem. Ale cieszę się, że panią widzę i służę pomocą.
- W porządku - odparła z wdzięcznością. - Amos uczy mnie czekania na
swoją kolejkę, więc poczekam.
- No nie, miałem nadzieję, że zrezygnujesz - mruknął zawiedziony Amos.
- Co się stało? - Erika usiadła na krześle. - Czyżby praca okazała się bardziej
wymagająca, niż się spodziewałeś? Wiesz, odnoszę wrażenie, że za każdym razem
kiedy cię widzę, jesteś bardziej wykończony.
- A ciebie to najwyraźniej cieszy. - Spojrzał na nią groźnie, ale nie przejęła
się.
- Jadłeś już lunch?
- Dlaczego pytasz? - spytał podejrzliwie.
- Ponieważ teraz ja coś kupię. Byłam ci to winna. Ostatnio poczęstowałeś
mnie kanapką, a ja nawet ci nie podziękowałam.
- Zastąpię cię - odezwał się Stephen, sięgając z uśmiechem po telefon.
Amos wstał niechętnie. Erika włożyła płaszcz.
- Jak ci idzie z książką?
- Dobrze wiesz, jak dobić faceta, prawda? - odpowiedział zgryźliwie.
- Uważa, że w tym tempie skończy za jakieś czterdzieści lat - pospieszył z
wyjaśnieniem Stephen.
- No cóż, przynajmniej nie musisz się obawiać odrzucenia ze strony
czytelników. Gdzie chcesz zjeść?
Amos wyprowadził ją na ulicę.
- Gdzieś, gdzie nikt cię nie rozpozna. Zostają nam zatem budki z hot dogami
i bary.
Dotarli do najbliższego stoiska z hot dogami. Erika kupiła im po sztuce,
wzięła coś do picia i poprowadziła Amosa w stronę ławki w parku. Kiedy usiedli i
zaspokoili pierwszy głód, Amos spytał:
- To o czym chciałaś porozmawiać?
- Pamiętasz mój plan, o którym dyskutowaliśmy? Zamierzam wprowadzić go
w życie.
- A dlaczego mi o tym opowiadasz? - Przyjrzał się jej nieufnie.
- Kwestia dobrego wychowania. Powiedziałeś, że chcesz wiedzieć, co
postanowiłam. Poza tym… - zawahała się. - Poza tym uważam, że jesteś idealnym
kandydatem.
Amos zastygł w bezruchu niczym figura woskowa.
- O, co to, to nie. Nie wciągniesz mnie w to - odezwał się po chwili.
- Nie zamierzam cię wciągać. Sam stwierdziłeś, że wszystko jest kwestią
odpowiedniej motywacji. Porozmawiajmy zatem o tym. Amos, kochanie, jak
można cię kupić?
Nie odpowiedział.
- Czterdzieści lat ślęczenia nad książką - powiedziała pod nosem. - Warto
jakoś temu zaradzić. Jeśli oczywiście jesteś zainteresowany dalszą rozmową.
Rozdział trzeci
- Sam nie wierzę, że w ogóle słucham czegoś podobnego - powiedział Amos.
Sprawiał wrażenie, jakby na chwilę zapomniał o obecności Eriki.
- Dlaczego tak się zdenerwowałeś? - spytała. - Boisz się, że propozycja
będzie zbyt kusząca?
- Pobożne życzenie, skarbie.
Erika odetchnęła głęboko.
- Amos, wydajesz się mądrym człowiekiem, który odznacza się praktycznym
zmysłem. Zatem…
- No tak! Znasz mnie tak dobrze po zaledwie czterech dniach?
- Widzę, że prowadzisz dokładne statystyki.
- Nie schlebiaj sobie. - Spojrzał na nią kpiąco. - Wierzę, że z twoim
rozległym doświadczeniem psychologicznym zdążyłaś mnie już odpowiednio
zaszufladkować. Jednak czasami pozory mylą.
- Nie złość się na mnie. Mam powody, by uważać, że w pierwszej kolejności
dbasz o własny interes. Dlatego wziąłeś tę pracę, choć to nie w twoim stylu
odpowiadać na głupawe telefony.
- Zapewne zaraz mi powiesz, co jest w moim stylu - ironizował.
- Dążysz do tego, żeby być niezależnym - ciągnęła niezrażona. - Żeby
samemu sobie szefować. A przede wszystkim wydawało ci się, że ta praca będzie
miła, łatwa i przyjemna.
Poruszyło go to.
- Nie mam nic złego na myśli - dodała pospiesznie. - Spodziewałeś się
spokojnego i niezbyt czasochłonnego zajęcia, dzięki któremu zarobisz na
utrzymanie. W ten sposób mógłbyś skoncentrować się na pisaniu.
- Cóż, tak było - westchnął ciężko.
- Rzeczywistość okazała się dużo bardziej brutalna. Gdybyś miał więcej
doświadczenia z mieszkańcami ekskluzywnych dzielnic Manhattanu, wiedziałbyś,
co cię czeka.
Skrzywił się i zapatrzył na drzewa. Ech, błąd, skarciła się w myślach.
- Przepraszam - powiedziała. - Zabrzmiało to trochę snobistycznie i
protekcjonalnie, prawda? Chodziło mi jednak o nakreślenie nagich faktów.
- Masz specyficzny sposób przedstawiania faktów, wiesz? - odparł, nie
patrząc na nią.
- Nie jesteś lepszy. No, ale nie zmieniajmy tematu. Praca okazała się daleka
od ideału, dlaczego więc nie rozejrzeć się za lepszym rozwiązaniem?
- To, co oferujesz, nie jest lepszym rozwiązaniem.
- Skąd wiesz? Przecież jeszcze nie rozmawialiśmy o mojej propozycji.
Ugryzła hot doga. W jej głowie kłębiły się myśli. Nie spiesz się, pomyślała.
Nie wystrasz go. Spraw, żeby sam zaczął zachodzić w głowę, ile straci, jeśli
odrzuci plan.
- Masz rację. Mogę cię przynajmniej wysłuchać - odezwał się w końcu.
Poczuła się wspaniale. Niczym wytrawny myśliwy, który po długich
podchodach wreszcie zwabił zwierzynę w pułapkę.
- Oferuję ci wolność - odpowiedziała. - Coś, czego szukałeś, podejmując tę
pracę. Dach nad głową, pełną lodówkę i żadnych więcej telefonów. Pasuje?
- No i oczywiście kilkanaście sznurków, za które będziesz mogła pociągać?
- Wystarczy, jeśli od czasu do czasu pokażesz się gdzieś w moim
towarzystwie. - Wzruszyła ramionami. - Ale nie znaczy to, że będziesz dreptał za
mną całymi dniami.
- A co w ogóle popchnęło cię do takiego ruchu? - zainteresował się.
Opowiedziała mu o telefonie od Feliksa. Przez dłuższą chwilę milczał w
zamyśleniu.
- Zdaje się, że ten facet jest odrobinę przewrażliwiony… - mruknął wreszcie.
- Rozumiem, jest wciąż w żałobie, ale żeby dać się zwariować głupim plotkom w
jakimś szmatławcu i przez to stracić doskonałą transakcję? Jesteś pewna, że nie
chodzi o zabieg zmierzający do uzyskania lepszej ceny?
- Jego przekaz był klarowny. Albo do poniedziałku ukręcę łeb sprawie, albo
idzie do konkurencji.
- A tego byś nie chciała.
- Oczywiście, że nie. I dlatego muszę zaprzeczyć plotkom. Pomożesz mi,
Amos?
- Co konkretnie proponujesz? - spytał, wyrzucając papier po hot dogu do
kosza.
- Krótkoterminowe małżeństwo.
- Możesz sprecyzować ramy czasowe?
- Do momentu podpisania formalnej umowy z Feliksem. Prawdopodobnie to
potrwa dwa do trzech miesięcy.
Szczęśliwie…
- A potem? - przerwał jej.
- Dyskretny rozwód. I tyle.
- W twoich ustach brzmi to niezwykle prosto - zadumał się.
- Bo takie jest. Pomyśl o tym, Amos. Dwa, trzy miesiące pisania bez
przerwy, dzień po dniu. Ile jesteś w stanie napisać przez dwa miesiące?
- To zależy, ile będę miał dodatkowych zadań.
- Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Ważne, żebyśmy raz na jakiś czas
pokazywali się publicznie. Poszli czasem na jakiś lunch. Nic więcej - zapewniała
go.
- A co z mieszkaniem pod jednym dachem?
- Z tym nie będzie problemu. Mam trzy sypialnie. Jedna jest przerobiona na
gabinet. Okna i balkon wychodzą na Central Park. Doskonałe miejsce do pracy.
Jestem przekonana, że uda nam się ułożyć jakiś sensowny plan współistnienia.
Mam dużo pracy i w domu bywam raczej gościem.
- I to całe moje zadanie?
- W zasadzie tak. Oczywiście nigdy, pod żadnym pozorem, nie możesz
rozmawiać o mnie z prasą.
- I nawzajem.
- O to się nie martw. Z „Sentinelem” nie rozmawiam nawet o pogodzie. -
Zawahała się chwilę. - Chciałabym dać ci coś w rodzaju stypendium.
- Żebym pamiętał o zakazie kontaktów z prasą?
- Niezupełnie. Potraktujmy to jako honorarium za wykonaną pracę.
Uniósł brwi zdziwiony.
- Spodziewam się, że będą cię nachodzić. Chcę jakoś wynagrodzić ci czas,
który zmarnujesz na użeranie się z nimi - wyjaśniła.
- Skoro tak stawiasz sprawę, jak mógłbym odmówić?
Nie brzmiało to całkiem jak pytanie, choć nie było też wyrażeniem zgody.
Postanowiła jednak nie drążyć tematu.
- O jakich pieniądzach rozmawiamy? - spytał.
Teraz z kolei ją zaskoczyła nieoczekiwana bezpośredniość pytania, ale zaraz
uświadomiła sobie, że przecież tego właśnie chciała. Uczciwej, szczerej i
prowadzącej prosto do celu rozmowy.
- Powiedziałam stypendium - ostrzegła. - Nie obiecywałam, że dam ci
niezależność. Ale rozumiem, że potrzebujesz pieniędzy. Pisanie książki to z
pewnością pasjonujące zajęcie, jednak zajmuje dużo czasu, a pracując tutaj, nie
zbijesz fortuny. - Zrobiła pauzę. - To trochę krępujące, żeby pytać, ale…
- Zadziwiasz mnie. Erika Forrester zażenowana? Umieram z ciekawości, z
jakiego powodu.
- Cóż… Amos. Widzisz, nie znam twojego nazwiska. Nigdy mi nie
powiedziałeś.
- Nigdy nie pytałaś - przypomniał. - Nazywam się Abernathy. Może
powinienem zapisać ci to na dłoni? Prawdę mówiąc, spodziewałem się pytań typu,
czy nie jestem już żonaty, czy nie byłem karany…
Zamilkła. O czymś intensywnie myślała, po czym odezwała się:
- Zakładam, że Stephen już to sprawdził. Nie zatrudniłby cię tutaj bez
odpowiednich referencji.
Amos nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Jesteś niesamowita. Jeśli chodzi o karalność, to masz rację. Jednak
Stephena zupełnie nie interesowało, czy mam żonę.
Pomyślała, że nie ułatwia jej zadania. Ale ponieważ to ona była w potrzebie,
nie okazała więc irytacji, a nawet zmusiła się do uśmiechu.
- W porządku, zapytam zatem. Czy jesteś lub kiedykolwiek byłeś w związku
małżeńskim?
- Na oba pytania odpowiadam przecząco.
- Wspaniałe - ucieszyła się. - Podpiszemy zatem przedślubną umowę i…
- Nie. - Amos pokręcił energicznie głową. - Taki dokument łatwo może
wpaść w niepowołane ręce - odparł spokojnie. - Nie wierzę, że naprawdę
odważyłabyś się na spisanie tego wszystkiego, o czym tu rozmawiamy.
- Ależ ja zamierzam… - przerwała jednak, uświadomiwszy sobie ewentualne
konsekwencje takiego postępku. A niech to…
- Tak? Spisać warunki umowy, daty spotkań, wystąpień publicznych,
wysokość honorarium? Dokument na wagę złota dla łowców sensacji ze
wszystkich brukowców.
Erika przygryzła wargę. Nie chciała nawet myśleć, co powiedzą jej prawnicy
na ślub bez intercyzy, ale Amos miał rację.
- Wyobrażasz sobie, że wystarczy uścisk dłoni?
- Jeśli nie możemy sobie ufać, to lepiej w ogóle zapomnijmy o całej sprawie
- powiedział i wstał z ławki. - Dzięki za hot doga.
- W porządku. - Zerwała się na równe nogi i wyciągnęła w jego kierunku
dłoń. - Umowa stoi.
Zwlekał przez moment, ale potem ujął jej rękę.
Nie był to pierwszy raz, kiedy się dotknęli, ale poczuła, że w tym dotyku jest
coś niezwykłego. Miała wrażenie, jakby w jego dłoń włożyła nie tylko swoją rękę,
ale całe życie.
Zaraz zresztą zezłościła się na siebie, że pozwala sobie na takie myśli. To
tylko krótkoterminowa umowa biznesowa, środek do celu. Powinna się cieszyć, że
poszło tak gładko.
Przyglądał się jej, jakby pierwszy raz widział ją na oczy.
- Miło cię poznać, Eriko - powiedział lekko zachrypniętym głosem. Nie
sprawiał wrażenia specjalnie zachwyconego.
Zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy nie nazwał jej panną Forrester, lecz
po imieniu.
- Mnie również - zdołała z siebie wykrztusić. - Ach, Amos, kochanie -
przypomniała sobie - zanim złożysz wymówienie, zrób, proszę, jeszcze jedną
rzecz. Wpadnij do sądu i weź zezwolenie na zawarcie małżeństwa.
Amos zdawał sobie sprawę, że zdecydowana większość osób z otoczenia
Eriki Forrester będzie miała sporo do powiedzenia, kiedy prawda wyjdzie na jaw.
W końcu Erika zdecydowała się na ślub z obcym człowiekiem… Nie spodziewał
się jednak, że pierwszym i najgłośniejszym komentatorem nowiny będzie Stephen.
Słuchał go jednym uchem, podczas gdy walczył z krawatem, który za nic nie
dawał się porządnie zawiązać. Kiedy Stephen zrobił przerwę na zaczerpnięcie
powietrza, Amos odezwał się.
- Zdawało mi się, że będziesz zadowolony. Przecież to w zasadzie był twój
pomysł.
- Ja chciałem tylko, żebyś towarzyszył jej na bankiecie - jęknął oburzony
Stephen.
- No i właśnie to robię.
- Żeby tylko to - nie dawał się przekonać.
- Wydawało mi się, że ją lubisz.
- Lubię, ale tylko jako miłą lokatorkę. Owszem, bywa nieco władcza…
- Władcza? Masz na myśli te chwile, kiedy zachowuje się jak rozkapryszona
królewna?
- Ale nie szczędzi też pochwał i podziękowań.
- Doprawdy? Nie miałem przyjemności zauważyć - skomentował Amos. -
Słuchaj, Stephen, wiem, że dość nieoczekiwanie zrezygnowałem z pracy…
- Zanim tu przyszedłeś, sam sobie ze wszystkim radziłem. - Stephen
wzruszył ramionami. - Poradzę sobie i teraz. Skoro uważasz, że panna Forrester
jest władcza i despotyczna, to dlaczego u licha…
- Dlaczego się z nią żenię? - zapytał, przyglądając się swemu odbiciu w
lustrze. - Wszyscy pisarze są masochistami.
- Jeśli ci się wydaje, że to jest odpowiedź… Musisz wszystko dobrze
przemyśleć, Amos. Kręcenie się tutaj i udawanie administratora przez kilka
miesięcy to jedna sprawa, ale ten pomysł…
- A co to za różnica? Będę się po prostu włóczył gdzieś na górze, a nie w
holu. Na razie, stary.
Wsiadł do windy jadącej na górne piętra do apartamentów. Kiedy Erika
otworzyła mu drzwi, wydała mu się niższa niż zwykle. To pewnie dlatego, że jest
na bosaka, pomyślał. Miała na sobie ciasno zawiązany granatowy szlafrok. Bose
stopy kuliła na marmurowej, z pewnością lodowatej, posadzce.
- Wybacz - powitała go - jestem nieco spóźniona. Wejdź i nalej sobie drinka,
a ja pójdę się ubrać.
Wszedł do salonu. Spojrzał w kierunku drzwi, za którymi zniknęła Erika,
zostawiając je jednak niedomknięte. Dziwne, pomyślał, ale złożył to na karb jej
zdenerwowania.
Kiedy później zastanawiał się nad tym, doszedł do wniosku, że to wcale nie
było dziwne. Erika, jako modelka, często pozowała do zdjęć w niekompletnym
stroju. Dlaczego teraz miałaby się nagle wstydzić?
A może starannie to zaplanowała, żeby go przetestować? Tak jakby sam się
nie pilnował. Tak jakby był nią w najmniejszym stopniu zainteresowany. Co z tego,
ż
e była śliczna i zgrabna, przynajmniej według obowiązujących kanonów?
Prawdziwe piękno to nie tylko fiołkowe oczy, śnieżnobiałe zęby, krągłe piersi i
długie nogi.
W pewnym momencie uświadomił sobie, że nadal stoi w drzwiach.
Dokładnie w tym samym miejscu, w którym go zostawiła. Ruszył więc w stronę
barku. Łyk whisky być może pomoże mu wziąć się w garść.
- Nalać ci coś?! - krzyknął w stronę uchylonych drzwi.
- Poproszę sherry.
Spodziewał się, że Erika, myjąc się i ubierając, nie dosłyszy jego pytania.
Jednak jej odpowiedź zabrzmiała bardzo wyraźnie. Znaczyło to, że musiała
zatrzymać się na środku pokoju, żeby zdjąć szlafrok… żeby delikatnie wślizgnąć
się w sukienkę, nie niszcząc przy tym misternej fryzury.
Zauważył butelkę sherry. Sięgnął po szklaneczkę.
Drzwi od sypialni otworzyły się. Zaskoczył go stukot wysokich obcasów o
marmurową posadzę. Nie spodziewał się takiej przemiany.
Jej sukienka wykonana była z bardzo miękkiego materiału, który wyglądał
jak obłoczek, przetykany srebrną nitką odbijającą promienie słońca. Sukienka
miała odkryte ramiona, ale długie rękawy. Spódniczka była za to bardzo krótka.
Amos pomyślał, że projekt sukni wyszedł spod ręki wyjątkowo utalentowanego
człowieka.
Erika nie paradowała jak modelka na wybiegu i nie oczekiwała na
komplementy. To pozytywnie zaskoczyło Amosa. Co mógłby jej powiedzieć? Że
suknia sprawia wrażenie, jakby krawcowej nie starczyło materiału na dokończenie
dzieła?
- Ładny smoking - powiedziała, sięgając po szklankę sherry.
- To zrozumiałe. Stephen załatwił mi go z wypożyczalni.
- Widzę, że zaczynasz się przyzwyczajać do korzystania z pomocy Stephena.
Zobaczysz, jakie to wygodne. - Uśmiechnęła się. - Chyba powinieneś kupić sobie
własny smoking. To opłacalna inwestycja, która szybko się zwróci, zwłaszcza że
korzystanie z wypożyczalni jest dość drogie.
- A po co?
- Na te huczne balangi z okazji wydania twojej książki.
- A, o to chodzi. Sądziłem, że sugerujesz, jak mam się ubrać do następnego
ś
lubu.
- To także - przyznała. - Nigdy nie wiadomo, co może się przydać. Chcę
zrobić wszystko, aby pomóc ci odnieść sukces, Amos. Powinnam wiedzieć nieco
więcej na temat twojej książki. Od tego będzie zależało to, jak cię przedstawię.
- Czy określenie „mój narzeczony” nie jest wystarczająco dobre?
- Amos, dziś wieczór spotkamy wielu wydawców, agentów. Ja znam tych
wszystkich ludzi. Kiedy zorientują się, że jesteś ze mną, będą się bić o twoje
zainteresowanie i względy. Gdybym przedstawiła cię jako mojego narzeczonego,
który pisze najwspanialszą amerykańską powieść dwudziestego pierwszego
wieku…
- Zimno, zimno. Nie trafiłaś. - Potrząsnął głową.
- No i to jest właśnie pocieszające. - Odstawiła szklankę z sherry. - Nigdy
wcześniej nie spotkałam autora, który nie uważałby się za twórcę genialnego
dzieła.
- Nie powiedziałem, że nie jestem genialny - odparł skromnie. - Jedynie to,
ż
e moja książka nie jest zupełnie w stylu przygód Hucka Finna.
Po raz pierwszy zauważył, że jego słowa sprawiły jej dużą przyjemność.
Zaśmiała się cicho. Radość rozświetliła jej oczy, rysy twarzy złagodniały.
Powinni ją pokazywać z tym uśmiechem w reklamach, pomyślał.
Erika zostawiła płaszcz w damskiej szatni, tuż obok hotelowej sali balowej,
po czym weszła do łazienki, aby upewnić się, czy wszystko w porządku z jej
makijażem. Ku swemu zaskoczeniu zastała tam Kelly poprawiającą fryzurę.
- Więc jednak przyszłaś? - zapytała Erika zaskoczona. - Myślałam, że
będziesz się dzisiaj udzielać jako wolontariuszka.
- Już to zrobiłam. Muszę się trochę rozluźnić po kilku godzinach
rozpakowywania książek i układania ich przy nakryciach dla gości. Zajmij szybko
miejsce, to jeszcze załapiesz się na jakieś dzieło. Próbowałam wymieszać horrory,
romanse i science fiction na każdym stole. Teraz muszę odpocząć.
- Tak, zasłużyłaś na wypoczynek. Wyświadczysz mi przysługę? - Erika
otworzyła kosmetyczkę. - Zadzwoń do „Sentinelu” i powiedz im, że jestem tu
dzisiaj z moim narzeczonym.
- Chcesz, żebym oznajmiła… co takiego?
- Nie, nic nie oznajmiaj, bo od razu pomyślą, że wszystko jest zaaranżowane.
Zadzwoń jako anonimowy informator i powiedz, że słyszałaś, jak przedstawiałam
komuś mojego narzeczonego.
- I oni w to uwierzą? Taka bajeczka wcale nie odciągnie ich uwagi od
twojego rzekomego związku z Feliksem…
Erika wyciągnęła garść monet z torebki.
- Weź to, w szatni jest automat telefoniczny.
- Jeśli jesteś zaręczona, Eriko, to gdzie jest pierścionek z brylantem?
Erika zamarła. Pierścionek. Kompletnie o tym zapomniała.
- Jest… eee… u jubilera. Kamień należał do rodziny mojego narzeczonego, a
teraz został oddany do jubilera, który go oprawi.
- W porządku - Kelly uśmiechnęła się. - Więc o co ci tak naprawdę chodzi?
- Oto i on - odparła Erika. Amos czekał na nią przy wejściu na salę balową.
Położyła rękę na jego ramieniu, stanęła na palcach i delikatnie pocałowała go w
policzek. - Kelly, to mój narzeczony. Amos, kochanie, to jest Kelly, moja
asystentka. Z pewnością będziecie się często spotykać.
Kelly zerknęła na nią zaskoczona. Po chwili odwróciła się, żeby spojrzeć na
Amosa, a jej już i tak szeroko otwarte oczy zrobiły się jeszcze większe.
- Ślub odbędzie się we wtorek - dodała Erika. - Wejdźmy i znajdźmy dobre
miejsce, kochanie. Kelly, czy chcesz, żebyśmy zajęli miejsce również dla ciebie?
Wiem, że musisz teraz załatwić ważny i pilny telefon.
Kelly pokiwała powoli głową, zupełnie jakby działała na zwolnionych
obrotach. Zupełnie, jakby nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Erika poprowadziła
Amosa ku sali balowej.
- Musimy załatwić pierścionek zaręczynowy. Nikt nam nie uwierzy, jeśli na
palcu narzeczonej nie pojawi się brylant. Gdyby ktokolwiek o to pytał, powiedz, że
oddaliśmy do jubilera kamień, który od dawna należy do twojej rodziny.
- Cieszę się, że tak szybko zdecydowałaś o wyborze kamienia. A zatem
brylant - powiedział sucho. - Tam, skąd pochodzę, kamieniami nazywa się marmur
i granit. O co chodzi z tym telefonem, który Kelly musi tak pilnie wykonać?
- Skup się lepiej na operatorach kamer i fotografach. Wkrótce tu będą.
- I co mam zrobić, jeśli jakiegoś zobaczę?
Erika rozejrzała się po zatłoczonej sali.
- Łagodna forma publicznego okazywania uczuć byłaby na miejscu.
- Może powinniśmy doprecyzować to sformułowanie, zanim nie będzie za
późno. Czy to będzie odpowiednie? - pochylił się i musnął ustami jej kark.
Erika poczuła, jak jej ciało przebiegają dreszcze.
- A co powiesz na to? - Skubnął wargami płatek jej ucha.
- A to? - Powiódł palcami po jej nagich ramionach. Drugą ręką chwycił ją za
brodę i uniósł twarz tak, że ich usta znalazły się na tym samym poziomie.
- W porządku - wydusiła z siebie. - Posunąłeś się wystarczająco daleko.
- Jaka szkoda. Miałem nadzieję, że może zsuniemy się pod stół w czasie
jakiegoś nudnego przemówienia. - Puścił ją i podał jej ramię, aby poprowadzić na
salę.
Po jednej stronie znajdowały się stoiska znanych, liczących się wydawców i
księgarni, ogromne plakaty i stosy książek. Ludzie kręcili się, rozmawiali,
niektórzy usiedli już przy okrągłych stołach. Na niektórych krzesłach stały torebki i
wisiały marynarki.
W przeciwległym rogu za stosem bestsellerów stała niewysoka, korpulentna
kobieta o nieprawdopodobnie czarnych włosach i w rzucającej się w oczy
jasnozielonej sukience. Zobaczyła Erikę i zaczęła przeciskać się przez tłum w jej
kierunku.
Erika westchnęła i próbowała dodać sobie odwagi.
Robię to wszystko w szczytnym celu, przekonywała siebie. Na szczęście
dzisiaj podsunę jej wiadomość, która z pewnością ją zadowoli.
- Witaj, Philippo. Dobrze wyglądasz.
- Nie oszukuj mnie, ty niegrzeczna dziewczynko - zażartowała Philippa. Głos
miała niski jak palacz z długoletnim stażem. Z głośnym mlaśnięciem ucałowała
powietrze tuż obok policzka Eriki. - Mam nadzieję, że przemyślałaś moją ofertę.
- Ach, tak. Oczywiście.
- Jest nadal aktualna. Twoja historia jest świetna i moglibyśmy ją sprzedać
każdemu z tych wydawców. - Wskazała ręką na stoiska za nimi. - Bardzo bym
chciała uruchomić ten projekt jeszcze dzisiaj.
- Wiesz, może zajmiemy się tym kiedy indziej. Chciałabym ci kogoś
przedstawić. To jest Amos Abernathy, pisarz. Amos, kochanie, to jest Philippa
Strang, agentka.
Philippa zmrużyła oczy.
- Nie kojarzę pana nazwiska. Kto pana reprezentuje?
- Och, nie mogła pani o mnie słyszeć. - Wyciągnął do niej rękę na powitanie.
- Jestem kompletnie nieznany.
Spojrzała na niego badawczo.
- Jeśli zajmujesz się czymś z mojej dziedziny, chętnie rzucę na to okiem.
- To bardzo uprzejme z pani strony, panno Strang.
- Nie bądźmy tacy oficjalni. Nazywaj mnie Philippa.
- Skarbie - mruknął Amos do ucha Eriki - miałaś rację, że wszyscy starają się
być dziś wieczór bardzo pomocni.
- Skarbie? - wykrzyknęła zdumiona Philippa.
- Tak. Amos jest nie tylko bardzo dobrym pisarzem, ale także moim
narzeczonym - wyjaśniła Erika słodkim głosem. - Zobacz, kochanie, tam w rogu są
dwa wolne miejsca. Wszyscy już siadają przy stołach. Chyba my też powinniśmy
usiąść. - Uśmiechnęła się do Philippy i pociągnęła Amosa za sobą.
- Możesz mi powiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło? - spytał. - Po co
mnie przedstawiłaś, skoro nie chciałaś rozmawiać o biznesie?
- Czy te dwa miejsca są wolne? - zapytała. - Tak? Dziękuję.
Amos pomógł jej usiąść.
- Ty to nazywasz biznesem? - wyszeptała. - Nie sądzę, żeby zamierzała
rozmawiać z tobą o kwestiach zawodowych.
Pochylił się w jej stronę, otaczając ramieniem. Ustami musnął jej ucho.
- Wspaniały sposób publicznego okazywania uczuć. Szkoda, że nie było
wtedy fotografa. - Jego oddech łaskotał jej szyję. - Muszę przyznać, że sam bym na
to nie wpadł. To był bardzo efektowny pokaz zazdrości, Eriko.
Rozdział czwarty
Zazdrość? Jak on śmiał sugerować coś podobnego? Ostatnim uczuciem, jakie
mogła żywić, gdy w grę wchodziła Philippa, była zazdrość o mężczyznę. Irytacja
czy rozdrażnienie - owszem - ta kobieta była mistrzynią prowokacji. Ale zazdrość?
Nagle zauważyła komizm całej sytuacji. Jeśli prasa będzie chciała w ten
sposób interpretować jej zachowanie, to chyba nikt na tym nie ucierpi. Amos miał
rację. Nie mogła wybrać lepszego sposobu na publiczne ogłoszenie swych
zaręczyn. Philippa zaprowadzi ich do upragnionego celu. A jeśli prasa zauważy i
skomentuje jej wybuch zazdrości… Cóż, jeśli kobieta okazuje zaborczość
względem jednego mężczyzny, to najprawdopodobniej nie w głowie jej ktoś inny.
To powinno zakończyć spekulacje na temat jej związku z Feliksem.
Pogładziła policzek Amosa, z nadzieją, że zostanie to odebrane jako wyraz
sympatii. Po chwili odwróciła się, aby przedstawić się osobie, która siedziała po jej
lewej strome.
Ucichły rozmowy, wszyscy zajmowali miejsca przy stołach i zaglądali do
menu. Kelnerzy ruszyli przez salę zbierając zamówienia.
- Weź swoją książkę - zwrócił jej uwagę Amos, kiedy kelner nadszedł z
pierwszym daniem.
- Jaką książkę? - Erika po chwili przypomniała sobie, co Kelly mówiła o
darmowych egzemplarzach leżących przy każdym nakryciu. Uniosła serwetkę i
podniosła książkę w twardej oprawie.
- Madison Adams „Mroczne historie” - przeczytała. - Cóż, mogę się mylić,
ale z widoku ociekających krwią kłów, widocznych na okładce, wnoszę, że to
niezbyt ambitna pozycja.
Sąsiad, siedzący po jej lewej stronie, zaśmiał się.
- Już chciałem się z panią wymienić - powiedział, wskazując na trzymamy w
dłoni romans, na którego okładce widać było pirata z nagim torsem i okiem
zasłoniętym opaską. - Jednak po namyśle doszedłem do wniosku, że to byłoby
niegrzeczne.
- Ja się z panem wymienię - powiedziała kobieta siedząca po przekątnej i
wręczyła mu opowiadania science fiction w zamian za romans.
Erika spojrzała na książkę leżącą obok Amosa. Przykrył ją serwetką, ale bez
trudu dostrzegła tytuł. Judd Thorne „Złośliwe działania”.
- Skoro to wydają, ktoś musi to czytać - zauważył Amos. - Szarpnęli się na
twardą oprawę, a w dodatku widnieje tu długa lista innych tytułów z tej serii.
Wokół uwijali się kelnerzy. Inni goście przy stoliku zaczęli już jeść.
- Podobno masz do sprzedania jakąś historię o sobie - zagadnął Amos. -
Odniosłem wrażenie, że Philippa chciała cię namówić do napisania książki.
- Następnym razem, jeśli o tym wspomni, powiem jej, że w rodzinie nie ma
miejsca dla dwóch autorów. O, przepraszam, pisarzy. Jedyne, czego chciała, to
ż
ebym jej wszystko opowiedziała. Ma to być moja biografia, choć w
rzeczywistości chodzi raczej o opisanie, jak mój ojciec stworzył firmę, z iloma
modelkami sypiał i jak to jest dorastać w cieniu takiego człowieka.
Jeden z mężczyzn skinął głową w stronę kryminału leżącego przy talerzu
Amosa.
- To jest akurat całkiem dobra książka - zagadnął. - Wypożyczyłem ją z
biblioteki zaraz po jej opublikowaniu. Zawsze tak robię z książkami nowych
autorów. Wolę pożyczyć niż kupować, jeśli nie znam twórcy.
- Chce się pan zamienić? - zaoferował Amos. - Będzie pan miał własny
egzemplarz.
- Nie, dziękuję. - Pokręcił głową. - Teraz, kiedy znam całą historię, nie
muszę już ponownie tego czytać.
- To ciekawa filozofia - wtrącił ktoś inny. - Znawcy i miłośnicy Szekspira
zapewne byliby zbulwersowani taką opinią, bo oni czytają dzieła mistrza po
kilkanaście razy.
Wielbiciel powieści detektywistycznych zaśmiał się.
- Cóż, Juddowi Thorneowi daleko do Szekspira. Czy ktoś z państwa zgodzi
się ze mną, że pierwsza książka autorów kryminałów jest zwykle najlepsza?
- Ciii - zganiła go żona. - Przedstawiają pierwszego prelegenta.
Amos pochylił się ku Erice.
- Spójrz na tego mężczyznę z lewej strony. Wygląda na mocno przejętego.
Nie widzę aparatu, ale…
Spojrzała przez ramię. Na sali panował ruch, część osób wracała do stolików,
aby posłuchać przemówienia, inni wstawali, aby podejść bliżej sceny. Kelnerzy
krążyli po całej sali, zbierali naczynia i roznosili filiżanki z kawą. Zajęło jej więc
dłuższą chwilę, zanim dostrzegła mężczyznę wskazanego przez Amosa.
- To Felix - mruknęła. - Zastanawiam się, czego on chce.
Felix La Croix podszedł do ich stolika.
- Mogę poprosić panią na chwilę, panno Forrester? - zapytał.
- Oczywiście. - Rozejrzała się. - Tam jest wolne krzesło. Proszę się
przysiąść.
Felix jednak nie odpowiedział. Poszedł w kierunku kolumn, oddzielających
główną część sali od wejścia do kuchni. Najwyraźniej oczekiwał, że Erika pójdzie
za nim. Chociaż w sali było bardzo tłoczno, Felix nie chciał, by ktoś zobaczył go w
towarzystwie Eriki. To nie był dobry znak. Odłożyła serwetkę i wstała.
Amos poszedł w jej ślady.
Chciała przekonać go, że powinna sama porozmawiać z Feliksem, ale po
chwili zdecydowała, że lepiej będzie się czuła, jeśli ktoś ją wesprze. Czego też
Felix mógł od niej chcieć? Raczej nie chodziło o sprawy zawodowe, ponieważ
obiecał dać jej odpowiedź dopiero w poniedziałek. Prawdopodobnie zdążył już
usłyszeć o niej i o Amosie. Jeśli to właśnie był temat, o którym chciał z nią
rozmawiać, zupełnie bez powodu zachowywał się jak konspirator.
Felix stał oparty o pierwszy filar.
- W co ty pogrywasz? - warknął, kiedy zbliżyła się do niego. - Pierwszą
rzeczą, jaką dzisiaj usłyszałem, były pogłoski o zaręczynach.
- Pogłoski o naszych zaręczynach? - dopytywała się. - Czy może o moich
zaręczynach? A właśnie, chciałabym ci przedstawić… - Odwróciła się, żeby
włączyć Amosa do rozmowy.
Jednakże Amosa nie było, chociaż szedł zaledwie kilka kroków za nią.
Rozejrzała się nerwowo, ale nie sposób było dojrzeć kogoś w takim tłumie.
Wszyscy wstali, żeby nagrodzić mówcę oklaskami. Amos był wyższy niż
większość mężczyzn, powinien więc górować nad tłumem.
- Prosiłem cię, żebyś zakończyła plotki. - Felix był tak wściekły, że niemal
krzyczał. - Zamiast tego słyszę wokół różne spekulacje. Powiem to raz jeszcze: nie
zamierzam żenić się z tobą, choćby od tego zależało twoje życie.
Erika zamarła. A więc Felix myślał, że ona zaaranżowała wszystko, gdyż
chciała wyjść za niego za mąż? Musiała mu wyjaśnić pomyłkę.
Nagle jak spod ziemi u jej boku pojawił się Amos.
- Oczywiście, że się z nią nie ożenisz - zwrócił się do Feliksa. - Eriko,
skarbie, naprawdę musisz przestać traktować tak życzliwie każdego napotkanego
mężczyznę, bo to prowadzi do licznych nieporozumień. Oni zaczynają wierzyć, że
ci na nich zależy, potem zachowują się jak dzikie zwierzęta. Przepraszam, jeśli
przeszkodziłem w rozmowie. Pan La Croix, prawda?
- Kto pana prosił, żeby pan się wtrącał do naszej rozmowy? - krzyknął Felix.
- I w ogóle, kim pan jest?
Amos jednak zignorował to pytanie.
- Mówiłaś mi przed kolacją, kochanie, że nikt nie potraktuje poważnie
informacji o zaręczynach, jeśli nie będziesz miała na palcu pierścionka. - Wysunął
przed siebie rękę, jakby chciał zrobić magiczną sztuczkę. Odwrócił dłoń.
Okazało się, że trzyma w niej małe pudełeczko.
- Zróbmy to zatem oficjalnie.
Poprowadził Erikę w mniej zatłoczoną część sali. Uklęknął na jedno kolano i
ujął dłoń Eriki.
- Eriko, czy zostaniesz moją żoną? - Nie mówił głośno, ale nagle na sali
zapanowała kompletna cisza.
Nie odpowiedziała, ale musiała poruszyć się w sposób, który został
odczytany jak zgoda, gdyż ludzie przy stolikach odetchnęli z ulgą i zaczęli bić
brawo.
Amos otworzył pudełeczko. Wewnątrz znajdował się pierścionek z pięknym
dużym brylantem, w którym odbijało się światło, opromieniając twarz Eriki.
Poczuła dotyk chłodnego metalu i ciepłej dłoni Amosa, kiedy, nadal klęcząc,
wsuwał jej pierścionek na palec. Pociągnął lekko jej dłoń. Pochyliła się i musnęła
delikatnie ustami jego wargi.
Amos wstał, otoczył ją ramionami i przytulił do siebie. Erika zauważyła, że
wszyscy goście patrzyli tylko na nich.
Nie mogła złapać oddechu. Ledwie trzymała się na nogach. Kiedy pocałował
ją wcześniej, przed salą balową, gdy nikt na nich nie patrzył, czuła, że kolana się
pod nią uginają. Teraz, w obecności licznie zebranych gości, musiała zmobilizować
wszystkie siły, żeby nie zemdleć. Uśmiechnęła się, otoczyła szyję Amosa
ramionami i oddała się jego pocałunkowi.
Amos całował ją w sposób, jakiego nie oczekiwała. Usta miał miękkie,
delikatne i gorące. Pocałunek nie miał nic wspólnego z okazaniem siły i dominacji,
których się po nim spodziewała. Był dostatecznie długi, żeby paparazzi zdążyli
zrobić wystarczająco dużo zdjęć, ale na tyle krótki, że zapragnęła, aby trwał dłużej.
- Powinno wystarczyć - mruknął Amos.
Przyznała mu rację. Przedstawienie powinno odnieść skutek.
- Gdzie Felix? - spytała.
- Zmył się, kiedy pojawiły się kamery.
Amos poprowadził ją do stolika. Kiedy usiedli na swoich miejscach,
spostrzegła, że współtowarzysze przypatrują się im z zaciekawieniem.
- Nie mieliśmy pojęcia - szepnęła kobieta siedząca na przeciwko. - Pokaż
nam pierścionek, kochanie.
Erika sama z przyjemnością rzuciła na niego okiem. Kamień był bardzo
duży, kształtem przypominał kroplę. Obrączka była z platyny.
Prowadzący opowiedział żart i sala buchnęła śmiechem. Erika skorzystała z
hałasu, nachyliła się i spytała:
- Amos, skąd jest ten pierścionek?
- Nie wiem - odparł beznamiętnym głosem.
- O czym ty mówisz? - Zmarszczyła czoło. - Przecież nie pojawił się znikąd
w twoim portfelu. Pomyślałam, że może od kogoś pożyczyłeś.
- Pożyczyć pierścionek zaręczynowy? Eriko, skarbie. To nie byłoby w
dobrym guście. Poza tym ktoś mógłby go rozpoznać…
- Ale przecież, kiedy przypomniałam sobie o pierścionku, to zniknąłeś mi z
oczu na zaledwie kilka minut. Skąd zatem go wytrzasnąłeś? - Patrzyła na niego
szerokimi ze zdziwienia oczami.
- Hm, masz bujną wyobraźnię, a może po prostu wszystko odbyło się o wiele
prościej?
Poczuła, że robi się jej gorąco.
- Czy to znaczy, że miałeś go cały czas przy sobie? Ale dlaczego ukrywałeś
aż do teraz?
- To nie tak. Kiedy rozmawiałaś z Kelly, zadzwoniłem do Stephena. - Rzucił
okiem na zegarek. - Sporo czasu zajęło mu dotarcie tutaj. Prawdę mówiąc,
zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle podoła temu wyzwaniu.
- Jak mu się to udało?
- Pytasz, który jubiler otworzył dla niego sklep o tej porze? Nie mam
zielonego pojęcia. Zapewne dowiesz się, kiedy przyjdzie rachunek.
Kiedy weszli do holu, Stephen wciąż tam siedział. Było już późno, nawet jak
na niego, więc Erika doszła do wniosku, że został po godzinach z jakiegoś ważnego
powodu.
- Sprawdzasz, czy zdążymy przed godziną policyjną? - spytał go Amos. -
Czy może chcesz się upewnić, że brylant dotarł do adresata? Nie martw się, kolego,
twoja nieskazitelna reputacja nie została nadszarpnięta.
- Dziękuję, Stephen - odezwała się Erika. - Ten pierścionek nas uratował.
- Prawdziwy gwóźdź programu - przyznał Amos. - Warto było zobaczyć
minę Feliksa, kiedy dotarło do niego, że to nie on jest gwiazdą wieczoru.
- Choć może powinnam była przeprosić go, kiedy powiedziałeś, że
zachowuje się jak zwierzę - dodała Erika.
- Dlaczego? On nawet nie zauważył, że go obrażam.
- Tego nie byłabym taka pewna. Być może przemyśli to po powrocie do
domu.
- Wątpię. Będzie próbował opanować szok, jakiego doznał na wieść o
naszych zaręczynach. - Amos potrząsnął głową.
- Zobaczymy. - Erika sięgnęła po książki, które przynieśli. - Mam nadzieję,
ż
e się nie mylisz.
Stephen osłupiały patrzył na tytuły książek.
- Panno Forrester?
- To tylko tak wygląda, jakby Erika miała zły gust - wtrącił Amos. - Trudno
w to uwierzyć, ale okazuje się, że panna Forrester jest amatorką okazji. Książki
były darmowe, więc wzięliśmy wszystko, co się nawinęło.
- Jasne! Za darmo! - oburzyła się. - Zapłaciłam pięćset dolarów za bilety na
bankiet, więc chyba mam prawo do skromnego upominku od organizatorów. Poza
tym niegrzecznie byłoby zostawić prezenty, które przygotowali dla gości.
Dobranoc wam obu.
W windzie dotarło do niej, że nie pożegnała swojego narzeczonego w
sposób, w jaki żegnają się zakochani. W końcu Amos był mężczyzną, za którego
lada dzień miała wyjść za mąż. A niech to, powinna być ostrożniej sza. Nie mogą
dać się przyłapać na kłamstwie, ważny jest każdy szczegół, nawet właściwe
pożegnanie.
Przeszedł ją dreszcz na myśl o powtórzeniu pocałunku. Szczęśliwie,
pomyślała, ten problem nie będzie pojawiał się zbyt często. Kiedy już się pobiorą,
nie będą musieli na każdym kroku przekonywać ludzi o swoim uczuciu.
Uniosła rękę i z westchnieniem zachwytu przyglądała się kamieniowi, który
błyszczał cudownie na jej palcu. Brylant skrzył się niczym gwiazda.
Weszła do mieszkania i opadła na fotel. To była pierwsza chwila od
zakończenia bankietu, kiedy mogła sobie pozwolić na chwile relaksu. Prawdę
mówiąc, już na długo przed bankietem była wyczerpana zarówno fizycznie, jak i
psychicznie. Później, po oficjalnym wystąpieniu, zrobiło się jeszcze gorzej.
Wszystkie oczy skierowane były na nich. Wszyscy o nich mówili. Czuła się
wykończona jak po intensywnym dniu zdjęciowym.
Ale teraz, siedząc w swoim cichym apartamencie, mogła się już całkowicie
rozluźnić i na spokojnie przeanalizować ostatnie wydarzenia.
Pomyślała, że w istocie wszystko poszło nadzwyczaj dobrze i po jej myśli.
Oczywiście poza tym dziwnym oświadczeniem Feliksa. Co u licha kazało mu
podejrzewać, że zamierzała wmanewrować go w małżeństwo?
Kusiło ją, by zerwać negocjacje, ale zależało jej na produktach Kate La
Croix. Prawdę powiedziawszy, potrzebowała ich. W najgorszym przypadku chciała
być pewna, że nikt inny nie dostanie receptur. No i zawarła umowę z Amosem, o
czym nie powinna zapominać. Obiecała mu trzy miesiące spokojnej pracy w zmian
za pomoc. Trzeba przyznać, że dzisiaj spisał się wspaniale. Nie mogła teraz
zmienić planów, to byłoby niepoważne.
Choć z drugiej strony mogłaby zapewnić mu spokój i warunki do pracy bez
kontynuowania tej farsy. Pewnie Amos poczułby ulgę, że nie musi już wypełniać
ż
adnych punktów umowy, a jedynie czerpać z niej korzyści.
Spojrzała na pierścionek. I nagle poczuła, jak łzy napływają jej do oczu.
Siedziba Ladylove Cosmetics była elegancka i nowoczesna, ale
bezpretensjonalna - szans na wygranie nagrody w konkursie architektonicznym
raczej nie miała. Prawdę mówiąc, Amos, kiedy ją zobaczył, pomyślał, że
przypomina coś pomiędzy krzyżem a wielką butelką perfum. Nie bardzo wiedział,
czego się spodziewać. Może raczej czegoś podobnego do sklepów Ladylove, jakie
widział w mieście? Ostatnio przechodził koło jednego, kiedy wybrał się po bluzkę
dla Eriki. Swoją drogą zapomniał jej zwrócić. Trudno, przecież miał kilka
ważniejszych spraw na głowie.
W każdym razie gdy przechodził koło sklepu firmy Eriki, poświęcił mu
nieco uwagi. Nigdy nie przykładał specjalnej wagi do makijażu czy kobiecych
perfum. Chyba że jakaś kobieta zdecydowanie przesadziła lub z innych powodów
zwróciła na siebie jego uwagę. Poznanie właścicielki takiej firmy zmieniło jego
podejście i skłoniło do pewnego zainteresowania sprawami dotyczącymi tej branży.
W przeciwieństwie do sklepów, centrala była wyciszona i spokojna. Jedyną
ekstrawagancją była fantazyjna linia recepcji. Naprzeciwko wejścia widniało logo
firmy i wisiały naturalnej wielkości fotografie modelek Ladylove.
Większość dziewczyn osiągnęła wielki sukces na wybiegu lub planie
filmowym po tym, jak pojawiły się w reklamach Ladylove.
Recepcjonistka uniosła wzrok, ale zanim Amos zdążył się przedstawić,
dziewczyna powiedziała:
- Pan Abernathy? Powiem pannie Forrester, że już pan przyszedł.
Zastanawiał się, czy recepcjonistka otrzymała tak dobry opis jego wyglądu,
czy też tak mało gości przychodziło do biura, że nie mogła się pomylić. Uniosła
słuchawkę telefonu, a Amos podszedł, aby bliżej przyjrzeć się portretom. Na
jednym z ostatnich zdjęć zobaczył Erikę. Oczy miała szeroko otwarte, usta piękne,
lecz bez uśmiechu.
- To wielki błąd - powiedział sam do siebie.
Technika komputerowa zrobiła swoje, pomyślał. Nikt nie ma tak idealnej
cery. Nie chodzi o to, że zauważył jakieś niedoskonałości na twarzy Eriki, kiedy
całował ją wczorajszej nocy…
- Panie Abernathy?
Drgnął, słysząc głos asystentki Eriki.
Kelly wygląda dzisiaj nieco inaczej, pomyślał. W końcu miała kilka dni na
oswojenie się z sytuacją. Nie mógł jej winić za to, że na sobotnim bankiecie
przyglądała mu się niczym przybyszowi z Marsa. Dzisiaj sprawiała wrażenie
kompetentnej i pewnej siebie osoby.
- Mów mi po imieniu - poprosił Amos.
- Co miałeś na myśli, mówiąc „to wielki błąd”?
Spojrzał ponownie na zdjęcie Eriki.
- Powinni sfotografować ją, kiedy się uśmiecha.
- Twarz Ladylove jest zawsze poważna.
- Można nawet powiedzieć smutna. - Wskazał na zdjęcie modelki równie
pięknej jak Erika. Dziewczyna miała mocno umalowane oczy, w których widać
było ból i cierpienie, co makijaż jeszcze podkreślał. - Może nadszedł czas, aby to
zmienić.
Chyba powinieneś zachować swoje opinie dla siebie… Amos niemal
usłyszał, co pomyślała lub mogła pomyśleć Kelly. Prawdopodobnie miała rację,
doszedł do wniosku. Co on wiedział o biznesie kosmetycznym? Nie był także
ekspertem w dziedzinie marketingu i reklamy. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, było
krytykowanie Eriki i jej sposobu zarządzania firmą.
- Przemawia przeze mnie czysty egoizm - dodał. - Po prostu wolę, kiedy
Erika się uśmiecha.
Kelly przyjrzała mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Tędy. - Wskazała na windę. - A dla ścisłości, to był portret pani Forrester.
- Ta smutna kobieta na zdjęciu to była matka Eriki? Nie miałem pojęcia…
- Zdjęcie zostało zrobione kilka lat po ślubie, ale przestała pozować, kiedy
zaszła w ciążę.
- A potem były nowe twarze Ladylove - mruknął Amos, przypominając sobie
rząd zdjęć dzielących matkę i córkę.
Zastanawiał się, z iloma modelkami Stanford Forrester III spędził noc w
łóżku. Erika wspominała o miłosnych podbojach ojca i Amos nie zdziwiłby się,
gdyby większość tych dziewczyn była kochankami jej ojca.
- Erika chciałaby spotkać się z tobą w jej biurze przed ceremonią -
powiedziała Kelly. Zastukała do drzwi, otworzyła je, a następnie zamknęła za
Amosem.
Amos zastanawiał się, czy biuro, w którym się znajdował, należało kiedyś do
Stanforda
Forrestera.
Jeśli tak, prawdopodobnie
zmieniono całkowicie
wcześniejszy wystrój. Był to bowiem bardzo kobiecy gabinet. I to nie z powodu
koronek czy falbanek. Stylowy stół o rzeźbionych nogach stał na środku pokoju
nieopodal kominka. Obok dwa obrotowe fotele pokryte perkalem.
Ś
wietny sposób, żeby odstraszyć mężczyznę od zajęcia miejsca, pomyślał.
Jedynym miejscem, na którym mógłby usiąść, było proste krzesło stojące przy
biurku. Z tego wynikało, że Erika nie organizuje tu spotkań, przynajmniej tych
dłuższych.
Erika wstała zza biurka. Ubrana w świetnie dopasowany biały komplet ze
spodniami, wyglądała doskonale. Amos był nieco zaskoczony faktem, że zadała
sobie tyle trudu. Przecież to wszystko tylko na niby…
- Dziękuję, że przyszedłeś - powitała go.
- Wydawało mi się, że byliśmy umówieni na ślub?
- No tak. Oczywiście. Chyba nie masz nic przeciwko temu, by ceremonia
odbyła się tutaj, w sali konferencyjnej? Kelly wspaniale udekorowała pokój.
- W sali konferencyjnej?
- Cóż, branie ślubu w kościele byłoby w naszych okolicznościach pewną
hipokryzją - broniła się.
Bez wątpienia pragnęła mieć już ten krok za sobą i przystąpić do realizacji
kupna firmy Kate La Croix.
- Jestem po prostu zaskoczony, bo to niezbyt duże pomieszczenie. Nawet w
tak nagłym przypadku i bez wcześniejszego powiadamiania, musi być spora grupa
osób, która chciałaby być na twoim ślubie. No wiesz… rodzina, przyjaciele…
- Nie aż tak wiele. A czy ty kogoś zaprosiłeś?
Amos miał nadzieję, że Erika nie zauważy braku gości z jego strony.
- To chyba nie jest ślub twoich marzeń - zmienił temat.
- Moich marzeń? - spytała zaskoczona.
- Sama rozumiesz… katedra, biała suknia z trenem, szesnaście druhen…
- To wszystko tylko niepotrzebne zamieszanie. - Potrząsnęła głową.
- I do tego mąż, w którym jesteś zakochana - skończył.
- To mity. Zakochanie jest ulotne jak perfumy. - Koś zapukał do drzwi. -
Słucham, Kelly?
- Wszyscy już czekają - poinformowała asystentka.
- Miejmy to za sobą - powiedziała Erika. Wyprostowała się i wzięła głęboki
oddech.
Rozdział piąty
Erika odnosiła wrażenie, że sala konferencyjna ginie w gęstej mgle. Nie
widziała zbyt dobrze, a i dźwięki docierały do niej nieco przygłuszone. A może to
po prostu jej umysł nie funkcjonował jak należy? Nikt inny chyba nie miał
problemów ze wzrokiem czy słuchem.
Miłość nigdy nie była tematem, którym zaprzątałaby sobie głowę. Zbyt
często widziała opłakane skutki uczuć, a raczej mitów o miłości.
Stanford Forrester był playboyem i wszyscy o tym wiedzieli. Jednak
powszechnie rozprzestrzeniony mit głosił, że nawet playboy zmienia się w obliczu
miłości. A dokładniej, że powinien się zmienić, kiedy sam się w kimś zakocha. A
może wtedy, gdy pokocha go właściwa kobieta…
To i tak bez znaczenia, bo jej ojciec zupełnie się nie zmienił. Erika nie
wiedziała, czy czuł się kochany i zakochany i specjalnie o to nie dbała. Musiał czuć
coś szczególnego do jej matki, bo tylko z nią się ożenił. Nawet kiedy odzyskał
wolność, nigdy więcej nie planował powtórnego ożenku.
Erika nie miała żadnych wątpliwości, że jej matka była szczerze zakochana
w ojcu i chciała stworzyć idealną rodzinę. Jej uczucia nie wystarczyły, aby zmienić
Stanforda Forrestera z playboya w przykładnego męża, ale nie poddawała się.
Wierzyła, że miłość może zdziałać cuda.
Patrząc na jej cierpienie, Erika dorastała w przekonaniu, że miłość nie jest
niczym więcej jak romantycznym mitem. Kiedy już trochę dorosła do tego, by
zmienić zdanie i uwierzyć w moc uczuć, w jej życiu pojawił się Denby Miles…
- Eriko? - szepnął Amos.
- Tak - odpowiedziała automatycznie, po czym zorientowała się, że nie takiej
odpowiedzi od niej oczekiwano. - To znaczy będę - dodała zmieszana. - To znaczy
tak…
- To mi wystarczy. - Sędzia pokoju uśmiechnął się przyjaźnie. - Czy macie
obrączki?
Amos sięgnął do kieszeni.
Erika wyciągnęła rękę z nadzieją, że Amos wsunie jej obrączkę obok
pierścionka zaręczynowego. Amos jednak najpierw zdjął pierścionek z jej palca,
potem zastąpił go obrączką.
- Żono, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności -
powiedział.
Romantyczna bzdura, miała ochotę odpowiedzieć.
- Na mocy uprawnień nadanych mi przez Stan Nowy Jork ogłaszam was
mężem i żoną - oznajmił sędzia i zebrani zaczęli klaskać.
Erika niemal zapomniała o pozostałych uczestnikach ceremonii. Nie chciała
ż
adnego zamieszania wokół tego ślubu. Ot, tyle osób, ile wypada. Jednak Kelly
była odmiennego zdania. Uważała, że jest istotna różnica między cichym ślubem i
zakonspirowaną ceremonią podobną do jakiegoś tajnego spisku. Dlatego też
zaprosiła na uroczystość personel firmy. Choć Erika marzyła teraz jedynie o
powrocie do domu, posłusznie przyjmowała kolejne gratulacje.
- Zapomniałaś o pocałunku - wypomniał jej szeptem Amos. - Ale poczekaj,
aż nie będę musiał przejmować się tym całym makijażem.
Pocałunek. No tak, kompletnie nie pomyślała, że wypadałoby tak zakończyć
ś
lub. Teraz już trochę na to za późno. Ruszyła dalej, rozmawiając z gośćmi i sącząc
szampana.
Spostrzegła, że w kącie sali stoją dyrektor marketingu i szef reklamy,
namiętnie dyskutując o jesiennej kampanii. Uśmiechnęła się do siebie.
- Co cię rozbawiło? - spytał zza jej pleców Amos.
- Och, zastanawiałam się tylko, co ci dwaj pomyśleliby, gdyby się
dowiedzieli, po co bierzemy ślub. Jak nazwałeś moją akcję? Mąż do wynajęcia?
- Nie mówisz poważnie. - Amos zlustrował wzrokiem obu mężczyzn. - Obaj
byli na twojej liście?
- A co z nimi jest nie tak?
- Jeden to wazeliniarz, drugi naiwniak - skomentował. - Kogo jeszcze brałaś
pod uwagę?
Jakoś nie miała ochoty opowiadać mu o gońcu z chińskiej restauracji.
- Dlaczego pytasz?
- Wiesz, będę ich liczył, jeśli nie będę mógł zasnąć.
- Przykro mi, ale chyba jednak musisz zostać przy baranach. - Ruszyła w
stronę mężczyzn. - Hej, czy rozmawiacie o sesji zdjęciowej?
- Najpierw praca, potem przyjemności - odparł szef reklamy z przymilnym
uśmiechem. - Skoro zyskaliśmy kilka dodatkowych dni, myślałem…
- Dodatkowych dni? - zdziwiła się Erika. - Zdjęcia zaczynają się jutro.
Dyrektor marketingu zmieszał się, nawet zaczerwienił, a potem zaczął
przebąkiwać o zwłoce z powodu ślubu Eriki.
- O co chodzi? - spytała. - Nie zamierzam nic przekładać.
- Chyba chodzi mu o to - wtrącił niewinnie Amos - że skoro dziś jest twoja
noc poślubna, to nie będziesz miała ochoty na wczesne zrywanie się i pozowanie
od bladego świtu.
Twarz dyrektora płonęła niemal żywym ogniem. Jęczał coś niezrozumiale.
- Ach - szepnęła ze słabym uśmiechem. - Cóż, jako profesjonalistka, poradzę
sobie z tym.
- I zaczniesz później - skończył za nią Amos. - Jeśli wy dwaj dacie jej kilka
dodatkowych godzin na pozbieranie się rano, to ja obiecuję, że dziś zaciągnę ją
wcześniej do łóżka.
Szef reklamy zaczął się śmiać, jakby usłyszał najlepszy kawał w swoim
ż
yciu. Dyrektor marketingu sprawiał wrażenie rozeźlonego.
- Prawdę mówiąc - dodał Amos - skoro już ze wszystkimi porozmawialiśmy,
to najchętniej wróciłbym do domu. Co o tym myślisz, kochanie? Chyba należy nam
się chwila wytchnienia?
Wytchnienie, odpoczynek… To zabrzmiało cudownie. Szybko jednak
uświadomiła sobie, że od tej chwili będzie wypoczywać zupełnie inaczej.
Kiedy dotarli pod drzwi apartamentu, zaczęła szukać kluczy. Zanim
wygrzebała je z dna torebki, Amos otworzył drzwi i schował swój klucz do
kieszeni.
Opanowała się, żeby nie wyskoczyć z jakąś gwałtowną reakcją. To
oczywiste, że będzie potrzebował klucza. Powinna to załatwić, ale zapomniała.
Ciekawe, dlaczego zezłościło ją, że Amos sam się tym zajął?
- Złościsz się z powodu klucza? - spytał. - Czy może czekasz, aż zgodnie ze
zwyczajem przeniosę cię przez próg?
- Nie bądź śmieszny. - Minęła go i weszła do środka. - Po prostu zaskoczyłeś
mnie, ale to oczywiste, że potrzebujesz klucza, choćby po to, żeby móc przywieźć
tu dziś swoje rzeczy.
Rozejrzała się po mieszkaniu, i choć na pierwszy rzut oka nic się nie
zmieniło, czuła, że jest jakoś inaczej.
- Chyba już częściowo zdążyłeś się z tym uporać - raczej stwierdziła niż
spytała.
- Oczywiście. Nie chciałem, żeby przeszkadzały, dlatego na razie umieściłem
wszystko w pokoju gościnnym i w gabinecie.
Amos rewelacyjnie wywiązywał się ze swojej części umowy, natomiast
Eriką targały wątpliwości, czy odgrywa swoją rolę należycie. Równie dobrze
mogła sama zgłosić się do „Sentinelu” i udzielić im długiego, smakowitego
wywiadu.
Postanowiła jak najszybciej się poprawić.
- Nie jesteś głodny, Amos? Lodówka jest prawie pusta, ale możemy
zamówić pizzę.
- Jasne, chętnie.
- Masz jakiś ulubiony rodzaj?
- Jeśli chodzi o pizzę, to zjadam każdą, jaka wpadnie mi w ręce. Poproszę
tylko bez oliwek.
Złożyła zamówienie przez telefon i sięgnęła po portfel do torebki.
Uświadomiła sobie, że zapomniała zatrzymać się przy bankomacie, żeby pobrać
gotówkę.
- Przepraszam cię bardzo, ale muszę iść do gabinetu po czeki… I jeszcze
jedno. Powiedziałam, że możesz korzystać z tamtego pokoju, ale nie wyniosłam
jeszcze swoich rzeczy. Przepraszam.
- Nie żartuj, przecież to cały czas jest twój gabinet. Wiesz co? Możemy się
umówić, że ja nie dotknę twoich czeków, a ty nie będziesz zaglądać do moich
szuflad. Obie strony będą zadowolone.
Choć odparła, że to świetne rozwiązanie, wchodząc do „pokoju Amosa”,
czuła się niezręcznie. Czego się spodziewasz? - zadawała sobie w duchu pytanie.
Jeśli schował tu jakieś pisemka dla dorosłych, to wymyśliłby coś i sam przyszedł
po czeki.
Na biurku, które zostawiła puste, stał teraz laptop, a obok na podłodze
tekturowe pudło. Pewnie przybory biurowe albo materiały do książki, domyśliła
się.
Zaskoczyło ją, że przynajmniej na pierwszy rzut oka w pomieszczeniu nic
więcej się nie zmieniło. Powiedział jej, że zostawił swoje rzeczy w gabinecie i
pokoju gościnnym. Skoro tutaj niemal nic nie było, to zapewne drugi pokój jest
wyładowany pod sufit, pomyślała. Nieważne, to przecież nie jej sprawa. Wypełniła
dwa czeki i wróciła do salonu.
- Trochę się zawiodłam. - Uśmiechnęła się. - Sądziłam, że piszesz w
tradycyjny sposób. Wiesz, papier, ołówek.
- Kwestia bezpieczeństwa i wygody - odparł. - Tylko ja jestem w stanie
odczytać moje bazgroły.
- Możesz odebrać pizzę? - Podała mu czek. - Chciałabym się szybko
wykąpać i przebrać - powiedziała i podała mu drugi czek.
Spojrzał na nią zdziwiony.
- Będziesz potrzebował trochę pieniędzy. Pomyślałam, że najprościej będzie
wypisywać ci czek każdego dnia.
- Kieszonkowe, jak miło.
- Jeśli wolisz w innej formie…
- Tak jest w porządku.
- Albo gdybyś chciał więcej…
- Przecież mówię, że tak jest w porządku.
- Świetnie. Nie chcę, żebyś musiał mnie prosić o pieniądze za każdym
razem, kiedy na przykład zaplanujesz jakieś wyjście. - Nigdy jeszcze nie czuła się
tak niezręcznie. - Powiedziałeś, że mam traktować nasz układ poważnie. Staram
się, prawda?
- Tak - odparł po chwili zastanowienia. - Oczywiście, że tak. - Miał
zaciśnięte usta i wcale nie wyglądało na to, że myśli dokładnie to, co mówi.
Erika przywykła do sesji zdjęciowych, choć dla laika mogły się one
wydawać czymś niezwykle ekscytującym. Dzień zawsze zaczynał się od żmudnych
przygotowań pod opieką stylistów. Później traktują człowieka jak lalkę i ustawiają
w setkach dziwnych póz, każąc robić różne dziwne miny. Następnie przechodzą do
etapu zażartych kłótni każde ujęcie i często cała zabawa zaczyna się od nowa.
Kiedy już są zadowoleni z efektu, modelka jest na ogół tak zmęczona, że
ledwie może się ruszyć.
Erika uważała, że dziewczyny, które uczestniczą w sesjach dzień po dniu,
albo jakimś cudem przyzwyczaiły się do tego trybu życia, albo są tak próżne, że
wymagają stałego adorowania i podziwiania, toteż takie zamieszanie wokół ich
osoby jest im potrzebne jak tlen. Ona sama, po trzech latach pozowania do zdjęć,
nadal nie przyzwyczaiła się do trudów tej profesji. Nigdy natomiast nie marzyła o
wianuszku pochlebców. Ponieważ jednak dobro firmy stawiała ponad wszystko,
cierpliwie znosiła kolejne sesje, które szczęśliwie zdarzały się teraz nie więcej niż
dwa, trzy razy do roku.
Ze względu na jej noc poślubną sesja zaczęła się później, co wpędziło
wszystkich w jakiś ponury nastrój. Kiedy zrobili pierwszą przerwę, wciąż byli na
początku pracy. Erika wzięła butelkę zimnej wody od Kelly. Miała ochotę
przyłożyć ją do czoła. Było jej gorąco od świateł lamp fleszy. Wiedziała jednak, że
wtedy będzie trzeba poprawiać makijaż, a na to nie miała ochoty. Dlatego
zachowywała ostrożność i nawet piła w taki sposób, żeby nie zetrzeć szminki.
Za ścianą światła pomieszczenie tonęło w mroku. Erika na wpół oślepiona
ś
wiatłem, przecisnęła się pomiędzy ludźmi i sprzętem, znalazła kanapę w kącie sali
i opadła na nią. Poluzowała perłowe kolczyki, które były zapięte tak ciasno, że
czuła ból. Odchyliła głowę i oparła ją o pozostawioną przez kogoś poduszkę.
Ktoś zbliżył się do niej. Widziała jedynie cień. To Amos przysiadł na oparciu
kanapy.
- Nienawidzisz tego pozowania, prawda?
Wyprostowała się gwałtownie.
- Co ty tu do diabła robisz? I od jak dawna mnie podglądasz?
- Jakąś godzinkę. Przyszedłem, żeby mieć na oku moją ukochaną nowo
poślubioną żonę. Muszę się upewnić, czy nikt cię tu nie dręczy.
- Czyli innymi słowy pakujesz nos w nie swoje sprawy i szpiegujesz.
- To także. - Uśmiechnął się, jakby jej słowa nie zrobiły na nim żadnego
wrażenia.
Zresztą, nie ma się co dziwić, pomyślała. W końcu to także część gry.
Chciał, żeby jak najwięcej osób zobaczyło, jak troszczy się o swoją żonę.
- Nikt nie wyglądał na zdziwionego moją obecnością - dodał.
- A może po prostu dobrze to ukrywali?
- A może są przyzwyczajeni do gości na planie?
- Nie, wolę, kiedy na sesjach jest jak najmniej osób.
- Zabawne. Policzyłem, są tu trzydzieści dwie osoby, a jestem prawie
pewien, że jeszcze nie wszystkich widziałem.
Nagle Erice wydało się, że cała ekipa gdzieś się rozpłynęła. Zostało jedynie
kilku techników, którzy zajmowali się przygotowaniem kolejnych ujęć. Nikt nie
zwracał uwagi na Erikę. Poza Amosem oczywiście, który patrzył na nią badawczo.
- Nienawidzisz tego pozowania, prawda? - powtórzył.
Chciała zaprzeczyć, ale czuła się zbyt zmęczona.
- Nie sądziłam, że tak to widać.
- Pewnie nie dla każdego jest to widoczne. - Wskazał na pokój. - Ale w
końcu ja nie jestem kimś z ekipy. Widzę wszystko dużo wyraźniej. Dlaczego
pozujesz, skoro tak tego nie znosisz?
- Sesje mam tylko trzy razy do roku.
- Zleć to komuś innemu.
- Może kiedyś. - Wypiła łyk wody i wstała. - Wracajmy do pracy i miejmy to
z głowy.
Amos nie ruszał się.
- Rozumiem. Nie lubisz pozować, ale nie chcesz stracić kontroli nad
wszystkim.
- To nieprawda. Ja… - Dlaczego się z nim kłóciła? Jaka to różnica, co on
myśli? Poirytowana Erika odwróciła się na pięcie i poszła w kierunku świateł i
statywów. Była tak zdenerwowana na siebie, że ledwie zachowywała równowagę.
Nagle czubkiem buta zaczepiła o statyw i upadła na ziemię. Nawet gumowana
wykładzina nie mogła w pełni zamortyzować upadku. Świat jej zawirował przed
oczami. Jęknęła i leżała bez ruchu.
Kiedy otworzyła oczy, Amos klęczał przy niej.
- Nawet nie próbuj się ruszać - zakomenderował. - Nieźle się potłukłaś.
- Zabawne - syknęła. - Sama to zauważyłam.
Technicy patrzyli na nią ponad ramionami Amosa.
- Będzie siniak - skomentował jeden z nich.
Erika intuicyjnie uniosła dłoń do twarzy, żeby sprawdzić, czy mocno
ucierpiała. Amos chwycił ją za nadgarstek, unieruchamiając rękę.
- Czy ja krwawię?
Pokręcił przecząco głową.
- Skóra nie jest przecięta. Na szczęście upadłaś na podłogę, nie uderzyłaś w
ż
aden kant.
- Cała połowa twarzy mnie boli, a ty mówisz, że miałam szczęście?
- Tak. Mogłaś zranić się w oko. - Spojrzał na technika. - Czy dla odmiany
mógłbyś zrobić coś pożytecznego i skierować tu jeden z reflektorów, zamiast stać i
gapić się? I poślij kogoś po lód. - Wziął butelkę wody, którą Erika upuściła,
upadając, i przyłożył ją do jej obitego policzka. Drgnęła, gdy poczuła zimny
plastik. Nawet tak drobny ruch powodował ból, dlatego postanowiła leżeć
spokojnie.
Coraz więcej osób pochylało się nad nią. Słyszała szepty, okrzyki, dyskusje.
Ktoś mówił o wezwaniu pogotowia.
- Czy wszyscy mogą się zamknąć! - krzyknął Amos. - Jeśli Erika jeszcze nie
ma bólu głowy, zaraz się go nabawi.
- Już za późno - mruknęła.
Zdenerwowana asystentka nadbiegła, niosąc garść kostek lodu. Woda
wyciekała spomiędzy jej palców. Amos rozejrzał się, chwycił ręcznik należący do
stylisty i owinął weń kostki lodu. Delikatnie przyłożył zawiniątko do twarzy Eriki.
- Ten ręcznik kosztuje sto dolarów - pisnął stylista.
- Świetnie. A teraz jest bezcenny, bo służy do udzielenia pierwszej pomocy. -
Pochylił się niżej nad Erika. - Chyba już minął pierwszy szok. Czy myślisz, że dasz
radę wstać, czy powinniśmy wezwać pogotowie?
- Boli mnie biodro. - Wyprostowała nogę i próbowała poruszyć kostką. - Ale
mogę wstać.
- Sprawdźmy to. Skończyłaś pozowanie na dzisiaj - dodał stanowczo.
Erika dotknęła opuszkami palców policzka. Czuła, że jest opuchnięta.
- Chyba że nalegasz na kontynuowanie zdjęć - mruknął.
- Następne ujęcia będą warte niezłą sumkę, o ile „Sentinel” zechce je kupić.
Erika nie zgodziła się pojechać do szpitala. Amos musiał przyznać, że
rozumie jej punkt widzenia. Zdjęcie Eriki Forrester, siedzącej w zatłoczonej
poczekalni w szpitalnej izbie przyjęć i trzymającej worek z lodem przytknięty do
twarzy, byłoby z pewnością warte tysiące dolarów. Przysięgała, że nie straciła
przytomności nawet na sekundę. Nie krwawiła też, a skóra nie była przecięta.
Amos zgodził się więc odwieźć ją do domu.
Stephen zadzwonił po miłego emerytowanego lekarza, mieszkającego na
trzecim piętrze, który zgodził się przyjść i obejrzeć Erikę.
- Obserwuj ją uważnie przez kilka godzin - powiedział do Amosa i pokazał
mu, jak sprawdzać, czy źrenice oczu prawidłowo reagują na światło. - Jeśli nic
złego nie wydarzy się do wieczora, myślę, że szybko z tego wyjdzie.
Amos odprowadził lekarza do drzwi i wrócił do sypialni. Erika uniosła rękę
do twarzy. Amos nie był pewien, czy zasłania oczy przed światłem, czy próbuje
zakryć opuchliznę. Rano miejsce stłuczenia zamieni się w wielki siniak. Tak jak
mówił jeden z techników.
- Zostaw mnie - mruknęła. - Nie rób sobie kłopotu.
Podał jej szklankę zimnej wody i kilka tabletek przeciwbólowych.
- Potrzebujesz trochę świeżego lodu?
- Czuję się idiotycznie, przykładając sobie lód. Dla ciebie to też nie najlepszy
sposób spędzania wolnego czasu, jak sądzę.
- Na dobre i na złe. W chorobie i zdrowiu… - powiedział łagodnie. Zgasił
ś
wiatło. - Spróbuj odpocząć. Będę w salonie, gdybyś czegokolwiek potrzebowała.
- Może lepiej… - przerwała nagle. - Nie, to głupie.
- Co chciałaś powiedzieć?
Wahała się, czy odpowiedzieć.
- Zastanawiałam się, czy mógłbyś jeszcze ze mną zostać. Pewnie masz inne
ciekawsze zajęcia - powiedziała z ledwo słyszalnym drżeniem głosu.
Usiadł na brzegu łóżka i chwycił ją za rękę. Zacisnęła palce na jego dłoni, a
po chwili rozluźniła uścisk, zapadając w spokojny sen.
Siedział przy niej długo, słuchając równego oddechu.
Na dobre i na złe… Dlaczego to powiedziałem? - zastanawiał się. W co ja się
u licha pakuję?
Rozdział szósty
Erika obudziła się z dziwnym przeczuciem, że nie powinna zbyt gwałtownie
się poruszać. Nie była do końca pewna dlaczego. Po chwili przypomniała sobie
dokładnie wczorajsze zdarzenie. Leżała więc nieruchomo, próbując wybadać
sytuację. Głowa ani biodro już tak mocno jej nie bolały. Czuła jednak tępy ból
wokół prawego oka. Opatrunek z lodu zsunął jej się w czasie snu. Dotknęła
delikatnie policzka opuszkami palców. Nadal był opuchnięty i wrażliwy na dotyk.
Jak przez mgłę pamiętała, że Amos wchodził kilkakrotnie w nocy do jej
pokoju, żeby sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku. Czy naprawdę poprosiła
go, żeby z nią został?
Opuściła nogi z łóżka i usiadła. W tej samej chwili na wpół przymknięte
drzwi do jej sypialni otworzyły się na oścież. Stał w nich Amos.
- Lepiej się czujesz?
- Tak. - Wstała zbyt raptownie i chwyciła się pionowej podpory baldachimu,
ż
eby nie stracić równowagi. - Wygląda na to, że siedziałeś tuż za drzwiami.
- Musiałem mieć na ciebie oko.
- Jak dziś wyglądam? - Wskazała na swój policzek.
- Nie za dobrze, ale też nie na tyle tragicznie, byś pomyślała o samobójstwie.
Czego się spodziewała? Może wolałaby usłyszeć mniej szczerą odpowiedź,
ale w przypadku Amosa taka ewentualność nie wchodziła w grę. Mimo wszystko
trochę się zdenerwowała. Czy on naprawdę myśli, że jestem tak niesamowicie
próżna?
- Daj spokój, Amos - żachnęła się. - Nauczyłam się kilku pożytecznych
sztuczek. Prawie wszystko można zatu¬szować umiejętnym makijażem… -
Spojrzała na swoje odbicie w dużym lustrze przy toaletce i zesztywniała.
Wiedziała, że policzek ma nadal spuchnięty. Teraz jednak zauważyła, że cała
połowa jej twarzy wyglądała wręcz karykaturalnie, a okolice oka przybrały
sinoczarny kolor.
- Co mówiłaś? - zapytał grzecznie.
Nawet nie próbowała odpowiadać. Usiadła na krześle przy toaletce i
włączyła oświetlenie. Żarówki zainstalowane wokół lustra dawały niezbyt silne
ś
wiatło, w którym jej siniaki wyglądały wręcz fatalnie. Zabawne, sądziła przed
chwilą, że już nie może być gorzej.
Nasączyła wacik mleczkiem kosmetycznym i zaczęła zmywać resztki
wczorajszego makijażu. Przyjrzała się swemu odbiciu i doszła do wniosku, że to
będzie prawdziwe wyzwanie dla jej kosmetyków. Potrzebowała tony podkładu,
ż
eby zakryć sińce.
- A może przyda ci się kapelusz z szerokim rondem i czarna woalka? -
zaoferował. - Jestem pewien, że Stephen znajdzie coś odpowiedniego…
- Nigdy nie pokazałabym się publicznie w czymś takim. - Dotknęła policzka
i syknęła.
- Ostrożnie - poradził. - Nie naciskaj, bo będzie jeszcze gorzej.
- Gorzej niż w tej chwili? To mało prawdopodobne. Czy mógłbyś przynieść
mi sok pomarańczowy? W lodówce jest kilka butelek.
- Zrozumiałem aluzję. Nie potrzebujesz publiki, kiedy się malujesz.
Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Poderwała się na równe nogi. A może to
fotografom z brukowców udało się przechytrzyć Stephena na dole…
- Amos, nie otwieraj! - krzyknęła.
- To na pewno Kelly - odkrzyknął. - Dzwoniła wcześniej i powiedziała, że
wpadnie.
Erika usiadła ponownie i spojrzała na swą twarz. Kapelusz z woalką? -
pomyślała. Nie, nie wystarczy. Potrzebowałabym koca…
Właściwie dlaczego miałaby się zachowywać tak, jakby się wstydziła?
Przecież nie zrobiła nic złego. Spróbuje zamaskować obrażenia, ale nie będzie się
przesadnie ukrywać. Miała wypadek przy pracy. To wszystko.
Sięgnęła po róż, żeby pokryć nim policzki mocniej niż zwykle. Nie mogła
zbyt silnie uciskać opuchniętych miejsc, a to stanowiło dodatkową trudność.
Słyszała odgłosy rozmowy w holu. Damski głos z pewnością nie należał do
Kelly. Zaintrygowana poszła w kierunku holu, żeby dowiedzieć się, o co chodzi.
Drzwi wejściowe były na wpół otwarte, a Amos skutecznie je blokował. Tuż
pod jego ramieniem Erika ujrzała kobietę o rudych włosach. Kolor włosów był
znajomy, ale nie mogła przypomnieć sobie osoby. Wydawało jej się tylko, że musi
to być jej sąsiadka.
- Doskonale rozumiem, że nie pracuje już pan jako gospodarz tego budynku -
kobieta mówiła bardzo szybko. - wiem, że jest pan zajęty pisaniem książki. Jestem
zaszczycona, mogąc poznać prawdziwego pisarza! Ale Stephen jest kompletnie
zawalony robotą dziś po południu i zastanawiałam się, czy pan nie mógłby mi
pomóc.
- A co Stephen ma tak pilnego do roboty? - zapytał Amos.
Dobry ruch, pomyślała Erika. Nie odmówił, choć to właśnie miał na myśli. A
teraz wyproś ją, Amos…
- W holu było bardzo wiele obcych osób, kiedy tam weszłam. Nie mam
pojęcia, po co oni wszyscy tu przyszli. A pan…
Erika tak była zaciekawiona ich rozmową, że nie zdawała sobie sprawy, jak
daleko weszła w głąb holu i jak głośno się poruszała. Nagle kobieta odwróciła się i
spojrzała wprost na Erikę. Krzyknęła, a Erika cofnęła się do sypialni. Chwała
Bogu, pomyślała, że stałam w cieniu.
- Nie wiedziałam, że ona jest w domu - powiedziała sąsiadka z
rozczarowaniem.
Och, wierzę ci, skarbie, pomyślała Erika. Po chwili usłyszała dźwięk
zamykanych drzwi, a następnie kroki w korytarzu.
- Już jest bezpiecznie. Przepraszam za opóźnienie. - Amos przyjrzał się jej
uważnie, podając jednocześnie butelkę soku. - Nie wygląda na to, żebyś robiła
jakieś postępy.
- Dzięki. Naprawdę dodajesz mi otuchy - odparła ironicznie i powróciła do
prób zatuszowania siniaka.
Niestety musiała przyznać, że Amos miał rację. Sięgnęła po wacik i zaczęła
zmywać makijaż.
- Poddajesz się? - spytał.
- Gdzież tam. Zaczynam od początku.
- Cóż, nie jestem lekarzem, ale wydaje mi się, że lepiej zostawić zasinienie
nie przykryte, żeby skóra mogła oddychać i szybciej się zagoić.
- Jeśli uda mi się zamaskować, to co za różnica, czy będzie się goiło dzień
czy dwa dłużej? - Odkręciła butelkę i upiła łyk soku. - Widzę, że cieszysz się sporą
popularnością. Jeśli sądzisz, że ci odpuszczą, bo ich unikasz, to chyba nie zdajesz
sobie sprawy z tego, jakim jesteś dla nich wyzwaniem.
- A konkretnie? - W jego oczach pojawił się dziwny błysk.
- „Jestem zaszczycona, mogąc poznać prawdziwego pisarza!” - naśladowała
sąsiadkę. - Szczerze? Niektóre kobiety są po prostu tępe. Albo traktują mężczyzn
jak skończonych idiotów.
Amos przestał pić i spojrzał na Erikę.
- Co masz na myśli? - spytał uprzejmie. - Że wcale nie robię dobrego
wrażenia?
- Nie. Chodzi mi o to, że gdyby ta kobieta naprawdę szanowała twoją pracę,
to nie zawracałaby ci głowy… Czego ona chciała?
Nagle ponownie rozległ się dzwonek u drzwi. Amos poszedł sprawdzić, kto
to.
- Amos, uważaj - krzyknęła za nim. - Pamiętaj, co mówiła o grupie ludzi na
dole. Jeśli są tam jacyś dziennikarze, to mogli prześliznąć się na górę.
- Zdawało mi się, że uważałaś Stephena za niepokonanego - odkrzyknął
przez ramię i otworzył drzwi.
Tym razem wrócił szybciej. Za nim szła Kelly. Spojrzała na Erikę i jęknęła.
- A tobie co? - zezłościła się Erika. - Wiem, że nie wygląda to najlepiej, ale
też nie przypominam chyba potwora, na litość boską!
- Jest gorzej niż wczoraj. Co zrobisz?
Erika rzuciła okiem w lustro. Bez makijażu twarz wyglądała rzeczywiście
gorzej. Może Amos dobrze radził, żeby zostawić obrzęk w spokoju. Nadszedł czas,
by stawić czoła faktom. Cokolwiek zrobi, nie zatuszuje stłuczenia. Co najwyżej
zmieni kolor siniaka.
- Cóż, chyba nic na to już nie poradzę - przyznała, wstając z krzesła. -
Chodźmy do salonu, tam będzie nam wygodniej.
- W porządku. - Kelly kiwnęła głową. - Mam ze sobą twój kalendarz.
Będziesz musiała zdecydować, co przełożyć, a co można załatwić telefonicznie.
- O czym ty mówisz?
Weszły do salonu. Na stoliku stał laptop, przed nim usiadł Amos.
- Przepraszam - speszyła się Erika. - Nie będziemy ci przeszkadzać?
- W porządku, wchodźcie. Przeniosłem się z gabinetu, żeby mieć na ciebie
oko. - Zamknął komputer i usiadł na kanapie. - Napijesz się czegoś, Kelly?
- Chętnie - odparła, nie spuszczając wzroku z Eriki.
- Nie możesz nigdzie się pokazać w takim stanie - odpowiedziała na
wcześniej zadane pytanie.
- Ależ oczywiście, że mogę - sprzeciwiła się Erika kategorycznie. - Pracuję.
Nie mogę zniknąć, dopóki moja twarz nie będzie wyglądała normalnie.
- Musisz. Nikt nie może zobaczyć cię w takim stanie. - Kelly nie dawała za
wygraną.
- Kelly, to był zwykły wypadek.
- Wypadek czy nie, z marketingowego punktu widzenia to istny koszmar -
oświadczyła asystentka stanowczo. - Czołowa twarz Ladylove nie może pokazać
się z podbitym okiem.
- Przecież jesienna kampania nie będzie kręcić się tylko wokół mojej twarzy.
- To bez znaczenia. Gdziekolwiek się pojawisz, jesteś kojarzona z Ladylove.
Co powiedzą o firmie, widząc twoje stłuczenia?
Erika otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć, ale zaraz je zamknęła.
- Przyszłam, żeby cię ostrzec - kontynuowała Kelly. - Trzy minuty po twoim
wyjściu zaczęła się narada osób odpowiedzialnych za reklamę i wizerunek firmy.
Początkowo myślałam, że przesadzają, ale teraz…
- Ostrzec mnie? - Erika miała złe przeczucia. - Jakie wnioski wyciągnęli na
naradzie?
- Uznali, że nie możesz tak pokazać się światu. Niestety mają rację -
westchnęła.
- Widzisz mnie w złym momencie - zaczęła Erika.
Za plecami Kelly pojawił się Amos z butelką soku.
- Przykro mi to mówić, ale uważam, że jutro będzie jeszcze gorzej.
- Cudownie - jęknęła Erika.
- A za dwa dni stłuczenie zacznie nabierać śliwkowego koloru. Za kolejne
trzy - zielonego, potem żółtego…
- Dziękuję, wystarczy. Przecież nie mogę bezczynnie siedzieć w domu i
czekać, aż siniak zniknie.
- Widzisz inne wyjście? - Wzruszył ramionami.
Jedyne, co przychodziło jej do głowy, to papierowa torba na głowie. Trzeba
by tylko wyciąć otwory na oczy…
- A gdybyś zrobiła sobie taki makijaż, jaki miałaś podczas sesji? - spytał. -
Wyglądał na niezniszczalny.
- Jest dobry - przyznała Erika. - Ale przy dziennym świetle człowiek
wygląda w nim jak upiór.
- Hm, kiedy tam leżałaś, to rzeczywiście wyglądałaś nieszczególnie… -
mruknął pod nosem. - Czy podczas sesji zdjęciowych nie korzystasz z produktów
własnej firmy? To co to za reklama?
- Ależ korzystam. To jest nasza specjalna, profesjonalna linia kosmetyków,
skierowana do aktorów i modelek.
- Ale nawet one nie wystarczą, żeby zamaskować twoje obrażenia - wtrąciła
Kelly.
- I dlatego uważam, że jedynym sensownym rozwiązaniem jest normalne
funkcjonowanie, bez ukrywania się - złościła się Erika. - Po prostu powiem, co się
stało, tak będzie najlepiej. Po kilku dniach spekulacji, sprawa ucichnie.
- Nie bądź taka pewna - ostrzegła Kelly. - Rozmawiałam z marketingiem i
działem PR. Przekonałam ich, żeby powstrzymali się przed wszelkimi działaniami,
zanim nie dowiem się, jak to wygląda, ale…
- Mów śmiało, już chyba nie może być gorzej - mruknęła Erika.
- Ich zdaniem, jeśli nie będziesz wyglądała bardzo źle, to nie będzie miało
znaczenia, co kto myśli lub mówi. Ale jeśli będzie okropnie, będą musieli
natychmiast coś zrobić, żeby zapobiec plotkom, zanim brukowce zaczną
spekulować i wymyślać niestworzone rzeczy.
Erika ukryła twarz w dłoniach, po czym natychmiast znów je odsunęła, gdyż
ból przy dotyku był zbyt silny.
- Zwołali wszystkich, którzy byli na sesji i zagrozili im natychmiastowym
zwolnieniem, jeśli ktokolwiek powie prasie, co ci się stało. Oficjalne stanowisko
jest takie, że nic się nie wydarzyło. Mamy ujęcia, które są nam potrzebne. A ty
zostaniesz w domu, żeby delektować się swym miodowym miesiącem.
- Zamorduję ich - syknęła Erika przez zęby.
- Robili tylko to, co uznali za najlepsze - przekonywała Kelly. - Przecież
wiesz, że prasa uwielbia o tobie pisać.
Przyznaj też uczciwie, że wczoraj nie byłaś w stanie podejmować żadnych
decyzji.
Amos rozsiadł się wygodniej na kanapie.
- Skoro zaprzeczyli, że cokolwiek ci się stało…
- A teraz pojawisz się nagle z podbitym okiem i będziesz opowiadała, że
potknęłaś się o statyw aparatu… - dodała Kelly.
Nikt w to nie uwierzy, to było pewne. Zaczną spekulować i rozdmuchają całą
sprawę.
Erika wyglądała na zszokowaną.
- Chyba masz jakieś hobby, kochanie - powiedział Amos. - Musisz coś
zrobić z wolnym czasem.
Rozłożyły kalendarz Eriki na stole kuchennym i ponad godzinę zastanawiały
się, które sprawy mogą zostać przekazane komuś innemu, co Erika może załatwić
przez telefon, a co może zaczekać do jej powrotu do biura.
- Tydzień - mruknęła z niedowierzaniem.
- Lepiej nastaw się na dziesięć dni - zasugerował Amos, wchodząc do kuchni
z naręczem listów, które właśnie dostarczono. - Tak na wszelki wypadek.
Próbowała zignorować jego słowa.
To nie może być dłużej niż tydzień, myślała. Zawsze szybko dochodziłam do
siebie.
Kiedy Kelly wyszła, zaopatrzona w szczegółowe instrukcje, Erika poszła
szukać Amosa.
Najwyraźniej zabrał komputer do gabinetu, bo na stoliku w salonie już go nie
było. Amos siedział na kanapie w salonie, z notesem na kolanach i długopisem w
ręku. Erika zastanawiała się, czy rozmyśla nad swoją książką, czy też snuje
filozoficzne refleksje na temat ludzkiej egzystencji. Właściwie szczerze mu
współczuła. Nie tego się przecież spodziewał po ich umowie. Przyszedł na sesję
tylko po to, żeby uwiarygodnić ich historię. Był to pewnie chybiony ruch, ale nie
miała wątpliwości, że wynikał ze szczerych chęci. A teraz wszystko wywróciło się
do góry nogami.
Amos wydarł kartkę z notesu, zmiął ją w kulkę i cisnął w stronę kosza.
- Co mogę dla ciebie zrobić? - zapytał.
- Musimy to i owo ustalić. Nie miałam w planach spędzenia tego czasu w
domu i przykro mi, jeśli moja obecność zakłóci ci spokój, ale nie mogę bez
przerwy tkwić w sypialni.
Amos wzruszył ramionami.
- To twoje mieszkanie. Ja jestem tylko gościem.
- Ja muszę tu siedzieć niczym w wiezieniu, ale ty masz wolną rękę. Możesz
na przykład przenieść się do hotelu… - przerwała, bo spojrzenie Amosa prawie ją
zmroziło.
- Bez ciebie? - zapytał cicho. - Ależ kochanie, nie mógłbym zostawić mojej
ż
ony samej podczas miesiąca miodowego. Tylko pomyśl, co by się stało, gdyby
„Sentinel” się o tym dowiedział.
Przygryzła wargę. Oczywiście Amos miał rację. Nawet nie przyszło jej do
głowy, co pomyśleliby wszyscy, gdyby wyprowadził się od niej dzień czy dwa po
ś
lubie. Zwykły, na pozór niewinny upadek, a takie konsekwencje… Teraz ona i
Amos byli skazani na swoje towarzystwo dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Czy w zaistniałej sytuacji to papierowe małżeństwo rzeczywiście nie będzie
miało żadnego wpływu na jej życie? Wszystko miało być takie proste, łatwe i
krótkotrwałe. A teraz…
Spędzenie tygodnia w mieszkaniu wpędzi ją ani chybi w klaustrofobię. A
spędzenie tego czasu w towarzystwie doprowadzi ją do szaleństwa. Zwłaszcza jeśli
jej towarzyszem będzie Amos. Sama myśl o tym, że tydzień może przeciągnąć się
do dziesięciu dni, przeraziła ją i zdenerwowała.
Nigdy wcześniej nie myślała o swoim mieszkaniu jako o ciasnym miejscu.
Teraz wydało jej się duszną klitką o bardzo ograniczonej powierzchni.
Mieszkając razem, nie mogli skutecznie się unikać ani tym bardziej strzec
swej prywatności. Erika postanowiła zatem poniechać takich prób, bo były skazane
na niepowodzenie.
Amos słusznie zauważył, że to w końcu było jej mieszkanie. Poza tym to
przez niego doszło do wypadku. Nie, wcale nie próbowała zwalić na niego winy za
swą nieuwagę, po prostu taka była prawda. Trudno, teraz będzie musiał znosić jej
nieustanną obecność. Zamierzała ignorować Amosa i zająć się własnymi sprawami
na tyle, na ile będzie to możliwe. Zacznie od tego, że odda się błogiemu lenistwu.
Nie pamiętała, kiedy ostatnio leniuchowała, niczym się nie przejmując.
Dopiero teraz zauważyła, że nadal ma na sobie niebieską satynową bluzkę, w
której pozowała do zdjęć reklamowych, w tej chwili już mocno wygniecioną i
pobrudzoną makijażem. Skoro wszystko omówiła z Kelly, mogła wreszcie zająć się
sobą. Najpierw zrelaksowała się w wannie, potem przebrała w wygodną koszulę
nocną z czerwonego jedwabiu, sięgającą ziemi, na czarnych ramiączkach.
Po kąpieli przygotowała w kuchni przekąskę i weszła do salonu. Było tam
cicho i nawet magnetofon, z którego dobiegała wcześniej delikatna muzyka, teraz
zamilkł. Słychać było jedynie szum samochodów z ulicy.
Amos nadal leżał na kanapie. W pierwszej chwili Erika sądziła, że zasnął, ale
musiał usłyszeć jej ciche kroki, bo otworzył oczy, kiedy weszła do pokoju.
- Przepraszam, ale to jest jedyny telewizor w tym mieszkaniu. Chciałabym
trochę pooglądać, jeśli nie masz nic przeciwko temu - odezwała się.
- Ani trochę - odparł i usiadł.
Erika skuliła się w końcu kanapy. Skórzane obicie nadal było rozgrzane od
jego stóp. Sięgnęła po marchewkę, zaczęła ją chrupać i przełączać kanały.
- Marchewka - zauważył inteligentnie. - Seler naciowy. Zielona papryka.
- Częstuj się - zaoferowała.
Po chwili doszła do wniosku, że niewiele straciła, nie oglądając regularnie
telewizji.
- Widziałeś ten film?
Amos spojrzał na ekran.
- Każdy go widział, Eriko. Ma więcej lat niż my oboje razem wzięci. - Wstał
i wyszedł z pokoju.
Punkt dla mnie, pomyślała. Nie czuła jednak radości, jak się spodziewała.
Usiadła wygodniej i próbowała wciągnąć się w fabułę.
Amos wrócił po chwili z ogromną chińską misą, której do tej pory nie
widziała, wypełnioną popcornem.
- Spróbuj, proszę. Wyglądasz na zaskoczoną. Jeśli dziwi cię, że umiem
przygotować popcorn, powinienem cię ostrzec, że potrafię również odgrzać pizzę.
- Nie o to chodzi. Zaskoczyło mnie, że masz misę wielkości małego basenu,
która najwyraźniej jest przeznaczona na popcorn. Tak zresztą głosi napis na
bocznej ściance. Mało który mężczyzna inwestuje w naczynia kuchenne.
- Popcorn, pizza i piwo. - Amos wyliczał na palcach. - Ukochane dania
każdego mężczyzny. - Postawił misę na środku kanapy i ułożył się wygodnie.
Erika próbowała wciągnąć się w akcję filmu, ale nie bardzo jej to
wychodziło. Dla zabicia czasu zastanawiała się, co by zrobiła, gdyby Amos,
zamiast zajadać popcorn i oglądać film, położył się trochę bliżej niej, otoczył ją
silnym ramieniem, pieścił jej szyję, chciał się z nią kochać… Zamknęła oczy,
niemal poczuła ciepło jego dłoni…
Ochrypły szept przywołał ją do porządku.
- Czas do łóżka. Chodź, skarbie.
Uśmiechnęła się do siebie. Cóż za wyraziste fantazje… Kiedy jednak
otworzyła oczy, zrozumiała, że to nie był tylko wytwór jej wyobraźni. Głowę miała
opartą na barku Amosa, jego ramię otaczało ją, a ciepłe usta były tuż przy policzku.
Usiadła gwałtownie, o mały włos nie wybijając mu zębów.
- Co ty robisz? - spytała przestraszona.
- Budzę cię - odparł. - Ale tylko po to, żeby odprowadzić cię do sypialni i
położyć do łóżka - dodał łagodnie. - Samą. Jeśli miałaś nadzieję na coś więcej, to
musisz rozbudzić się całkowicie, bo zniewolenie półprzytomnej kobiety niezbyt mi
się uśmiecha.
Na te słowa Erika rozbudziła się w okamgnieniu.
- Tylko w ten sposób mógłbyś zaciągnąć mnie do łóżka - krzyknęła wściekła.
- Doprawdy? - przekomarzał się. - Hej, nie odchodź zła - krzyknął za nią.
Miała nadzieję, że przybiegnie, a ona z triumfalną miną zatrzaśnie mu drzwi
przed nosem. Była w połowie drogi do sypialni, kiedy rozległ się dzwonek do
drzwi.
- Kogo u diabła niesie o tej porze? - Zaskoczona zatrzymała się.
- Wcale nie jest tak późno - uświadomił jej Amos.
Schowała się za drzwiami sypialni, a Amos wyjrzał przez wizjer.
- To tylko goniec - uspokoił Erikę.
Goniec? - pomyślała jeszcze bardziej zdziwiona. O tej porze? Ciekawe, co
przynosi.
Przez szparę podglądała, co się wydarzy. Poza plecami Amosa i stosem
pudełek nic nie widziała.
- Zamawiałeś coś? - spytała szeptem. - Czy to może twoje rzeczy?
Wydawało mi się, że wszystko przywiozłeś wczoraj.
- Zamawiałem - przyznał.
Zza pudeł wychyliła się głowa Stephena.
- To prezenty ślubne - wyjaśnił. - Nie miałem możliwości dostarczenia ich
wcześniej. Miałem nadzieję, że… - Zamilkł, widząc Erikę.
- Daruj sobie - powiedziała zniecierpliwiona. - Dobrze wiem, jak wyglądam -
dodała, ale w tym samym momencie zorientowała się, że Stephen wcale nie patrzy
na jej podbite oko.
Rozchylone poły szlafroka ukazywały pomiętą koszulę nocną i trochę
nagości.
Stephen odwrócił wzrok.
- …teraz jest dobry moment - skończył i wszedł do środka. - Na pewno nie
przeszkadzam? - upewnił się.
Rozdział siódmy
Erika poprawiła szlafrok.
- Oczywiście, że nie przeszkadzasz, Stephen.
- W każdym razie nie robimy nic, o czym chcielibyśmy rozmawiać - dodał
radośnie Amos. - Gdzie zamierzasz ulokować te łupy, kochanie?
Odeślij je, miała ochotę powiedzieć.
- Jadalnia to chyba dobre miejsce - zasugerował Amos.- Na razie nie
planujemy żadnego przyjęcia, a tam Erika będzie mogła tygodnie napisać liściki z
podziękowaniami. Pomogę rozładować wózek - zwrócił się do Stephena.
Erika przygryzła wargi i niecierpliwie czekała, by weszli do jadalni. Kiedy
wszystkie pudełka leżały już na stole, a Stephen poszedł odstawić wózek, Erika
spojrzała na Amosa.
- Wygodne miejsce, bym mogła napisać podziękowania? - spytała.
- Oczywiście. Podczas gdy ja będę pracował w gabinecie…
- Nie sądzisz, że to trochę nie w porządku zwalać całą robotę na mnie?
- Wiesz, może rzeczywiście tak to zabrzmiało - przyznał. - Jednak to są
prezenty od twoich przyjaciół, których ja nawet nie znam.
- Musiałeś zadbać o swój wizerunek macho, prawda? - niespodziewanie
zmieniła temat.
- O czym mówisz? - spytał szczerze zaskoczony.
- Wtedy, gdy sugerowałeś… kiedy Stephen…
- A, rozumiem. Martwi cię, że Stephen mógł pomyśleć, że przeszkodził nam
w intymnej sytuacji.
- Na miłość boską - zdenerwowała się. - Nie musisz grać przed Stephenem.
- Nie grałem. Ot, wykorzystałem sytuację, kiedy się nadarzyła. Swoją drogą,
bardzo sugestywnie i przekonująco rozchyliłaś szlafrok.
Ś
ciągnęła mocniej pasek.
- Nie zrobiłam tego celowo, chyba mi wierzysz - powiedziała. - A czemu
miało służyć to przedstawienie? Stephen wie o naszej umowie, więc po co
komplikować sprawy?
- Chciałem zasiać w jego umyśle ziarno wątpliwości.
- Ale po co? Nie było potrzeby… - zawahała się. - No chyba że nie ufasz
nawet jemu.
- To nie kwestia zaufania - odparł zamyślony. - Ale wiesz, on jest zbyt
uczciwy, żeby być dobrym kłamcą. Lepiej, by wierzył, że coś nas łączy. Na
wypadek, gdyby jakiś dociekliwy dziennikarz zaczął mu zadawać za dużo pytań.
- Celowo wprowadzasz go w błąd? - Erika próbowała uporządkować sobie w
głowie to, co właśnie usłyszała.
- Każdy, kto cię zna, doskonale zna również twój stosunek do Stephena -
tłumaczył dalej Amos. - Będą zatem spodziewali się, że on wie wszystko i zna
twoje tajemnice. Prędzej czy później spróbują coś z niego wyciągnąć. Ja tylko
ułatwiam mu zadanie.
Chociaż musiała przyznać Amosowi rację, nadal się złościła.
- Dlaczego wobec tego poprzestajemy jedynie na odgrywaniu jakichś ról? -
zapytała. - Następnym razem, kiedy Stephen przyniesie paczki z prezentami,
otwórz drzwi, a potem rzuć się na mnie i zacznij tarzać się ze mną po podłodze.
Wtedy nie tylko nie będzie musiał kłamać, ale nawet nie będzie musiał wysilać
wyobraźni!
Amos nie odpowiedział, ale jego uśmiech sprawił, że pożałowała swych
słów.
- Miałam na myśli… - próbowała wytłumaczyć.
- Och, nie psuj chwili, w której wreszcie otwarcie przyznałaś, o co ci chodzi.
Wiesz co? Odegrajmy tę scenkę w salonie. Na dywanie będzie nam wygodniej niż
na tej zimnej i twardej posadzce.
Następnego poranka Erika nie spieszyła się ze wstawaniem i wychodzeniem
z sypialni. Przekonywała się w myślach, że nie miało to nic wspólnego z
wczorajszą rozmową z Amosem.
Wzięła gorący prysznic i zeszła na dół, licząc na to, że Amos będzie
pogrążony w pracy i nie usłyszy nawet jej kroków.
Niestety nie było go w gabinecie. Siedział w kuchni, w dodatku miał gościa.
Erika schowała się w holu i nasłuchiwała. Gościem Amosa była kobieta.
Najwyraźniej dobrze się bawiła i co jakiś czas wybuchała perlistym śmiechem.
Nagle jej głos spoważniał.
- Może powinieneś zobaczyć, co się z nią dzieje, Amos.
Erika odetchnęła i przekroczyła próg.
- Witaj, Kelly. Przecież umówiłyśmy się, że będziemy się kontaktować
wyłącznie przez telefon. Twoje częste wizyty u mnie mogą wzbudzić czujność
paparazzich.
- Widzisz? - powiedział Amos. - Mówiłem ci, że dobrze się czuje. Napijesz
się kawy? - Nie czekając na odpowiedź, podał jej filiżankę z parującą kawą.
- Prawdziwa kawa? - Erika była wyraźnie zdziwiona. - Pachnie niemal
równie dobrze jak cappuccino robione przez Kelly.
- Jest lepsza - odezwała się Kelly. - Przyniosłam ze sobą ostateczny projekt
kontraktu dla La Croix. Podpiszesz i możemy wysyłać to Feliksowi.
A Felix raz, dwa odeśle nam podpisane dokumenty i całe to przedstawienie
się skończy, pomyślała uradowana Erika.
- Przeczytam to od razu - zapaliła się.
- Mam też dla ciebie zdjęcia z sesji.
- Bardzo źle wyszły?
- Widziałam gorsze. - Kelly pchnęła teczkę ze zdjęciami po blacie.
- Zgaduję, że szef reklamy będzie chciał je powtórzyć?
- Nie wiem, czy zdążymy. Kampania trwa, sesja przesunęła się z powodu
twojego wyjazdu do Europy, teraz ten wypadek…
Erika przejrzała zdjęcia.
- No tak, nic nadzwyczajnego. Cóż, przekaż, że mu współczuję, ale na razie
nie ma po co przysyłać fotografa.
- Nie ucieszy się, kiedy to usłyszy - zauważyła Kelly. - Sam chciał tu dziś
przyjść, ale przekazałam mu, że zgodnie z twoim poleceniem tylko ja mogę cię
odwiedzać.
- Świetnie. Teraz zapewne jest przekonany, że unikam pracowników, bo
mam ochotę na wakacje. Jeśli będzie nalegał, pozwól mu przyjść, niech się
przekona, że zdjęcia są niemożliwe.
- To chyba nie najlepszy pomysł.
- Nieważne - skwitowała. - Idę teraz przeczytać ten kontrakt, żeby nie
trzymać cię tu dłużej, niż to konieczne.
- Nie spiesz się. Mogę przysłać po południu kuriera…
Erika potrząsnęła głową.
- Wolę pilnować tych dokumentów jak oka w głowie. Mam duże zaufanie do
firm kurierskich, jednak gdyby kopia tej umowy dostała się w ręce ludzi z jakiegoś
brukowca… No nic, życzę smacznego. To mi nie zajmie dużo czasu.
Wzięła teczkę z dokumentami i automatycznie skierowała się w stronę
gabinetu.
Drzwi były otwarte. Na biurku stał włączony komputer Amosa. Jednakże na
monitorze nie było widać, nad czym pracował, gdyż włączony był wygaszacz
ekranu. Erika ucieszyła się. Obiecała sobie, że nie przeczyta jego notatek, a gdyby
siedziała przed otwartym tekstem, trudno by jej było na niego nie spoglądać.
Gdyby zaś przeczytała kilka linijek, a potem udawała, że tego nie zrobiła, byłoby to
nieuczciwe.
A gdyby na przykład przeczytała pół strony i była rozczarowana lekturą?
Lubiła Amosa, ale czy spodobałaby się jej jego książka? To przecież dwie różne
sprawy.
Nie, wcale nie chce wiedzieć, o czym pisał.
Kiedy wróciła do kuchni, Kelly skończyła już śniadanie. Jej talerz stał z
boku, a dziewczyna siedziała wsparta łokciami o stół, z kubkiem kawy w ręku.
- Pracuję w Ladylove od około trzech lat - opowiadała. - Zatrudniono mnie
jako asystentkę Eriki przy jej pierwszej sesji zdjęciowej. Biegałam po grzebień i
podawałam jej wodę do picia, żeby nie musiała wstawać. Potem, kiedy przejęła
zarządzanie firmą, potrzebowała kogoś, komu mogłaby zaufać.
- Miło sobie plotkujecie? - zapytała Erika, kładąc na stole teczkę z
dokumentami.
Kelly otworzyła szeroko oczy. Wydawała się tak pochłonięta pogawędką z
Amosem, że dopiero teraz zauważyła obecność szefowej. Erika wyczuwała jednak,
ż
e chodzi o coś więcej. Wygląda na zdenerwowaną, pomyślała. Zupełnie jakby
została przyłapana na czymś, czego nie powinna robić. Cóż, odpowiedź nasuwa się
sama. Po prostu flirtowała z Amosem i bała się, że Erika będzie na nią zła. Miała
ochotę powiedzieć Kelly, żeby się nie krępowała, ponieważ Amos jest do wzięcia.
Oczywiście nie zrobiła tego. Co takiego Amos powiedział o Stephenie? Że
będzie znacznie bardziej przekonujący, kiedy uwierzy w prawdziwość jej związku
z Amosem. To samo dotyczyło Kelly.
Jeśli Feliksowi spodoba się oferta, wtedy Kelly, a wraz z nią połowa Nowego
Jorku, dowie się, że Amos był tylko narzędziem. Jednak do tego czasu…
- Co myślisz o tej umowie? - zapytała Kelly.
Erika musiała wrócić do rzeczywistości.
- Zrobiłam kilka uwag na marginesie. Jeśli te kwestie zostaną sprawdzone,
możemy wysyłać kontrakt do Feliksa i czekać na jego odpowiedź.
- Chyba powinniśmy to uczcić - zasugerował Amos.
Eriki nie zdziwiło, że Amos cieszył się z perspektywy odzyskania wolności.
Mimo to pokręciła przecząco głową.
- Jeszcze nie teraz. Na razie to tylko wstępna oferta. Negocjacje mogą
potrwać bardzo długo.
Przeszła przez kuchnię, żeby dolać sobie kawy. Kelly wstała i wygładziła
spódnicę.
- Zajmę się wysłaniem tej oferty. Miło się z tobą rozmawiało Amos.
Ale najwyraźniej nie spieszyło jej się do wyjścia. Erika słyszała ich głosy
przy drzwiach wejściowych jeszcze przez dłuższy czas.
Kiedy Amos wrócił do kuchni, Erika wyglądała na zaskoczoną.
- Myślałam, że wracasz prosto do pracy.
- Wybacz, że ci przeszkadzam.
- Nie o to chodzi. Po prostu myślałam… Nie przeszkadzasz mi.
- Muszę wypić jeszcze filiżankę kawy, zanim siądę do pisania.
No tak, wcale nie wrócił, żeby z nią porozmawiać.
- Nalałam sobie resztkę z dzbanka, ale zaraz przygotuję świeżą.
Spodziewała się, że Amos podziękuje i wyjdzie, ale zamiast tego oparł się o
blat i przyglądał się, jak przygotowywała kawę. Erika czuła, że ją obserwuje, co
zdenerwowało ja nieco.
- Przyniosę ci filiżankę, jak tylko kawa będzie gotowa - zaproponowała. - To
dla mnie żaden problem. I tak nie mam teraz zbyt wiele zajęć.
Amos nadal się nie poruszał.
- Co zaplanowałaś na dzisiaj?
- Nic szczególnego. W ciągu dnia jest tu bardzo cicho i spokojnie, prawda?
- Tylko tutaj na górze.
- Cóż, chyba faktycznie za bardzo nie wiem, co ze sobą począć.
- Kiedy ostatnio byłaś choćby przez tydzień poza biurem?
- Masz na myśli taką nieobecność, która nie byłaby spowodowana
wyjazdami służbowymi?
- No tak, znam już odpowiedź na moje pytanie. - Wziął ze stołu talerz Kelly i
wstawił go do zmywarki. - Czy nikt do ciebie nie telefonuje?
- Bardzo rzadko. Większość osób dzwoni na mój biurowy numer telefonu.
- Teraz chyba zamartwiają się twoim zdrowiem i samopoczuciem?
- Nie pamiętasz? Przecież oficjalnie nic się nie stało i świetnie się bawię
podczas miesiąca miodowego.
- No tak. Prawie zapomniałem. - Przysunął się bliżej, odsuwając włosy z jej
policzka i przyjrzał się siniakom. - Wygląda trochę lepiej, niż się spodziewałem.
Przeszkadza ci, że na ciebie patrzę?
- Niespecjalnie - skłamała. - Sama nie mogę ocenić, jak to wygląda. Trudno
zobaczyć cały efekt w lustrze. - Jeśli ci to nie przeszkadza, Eriko, to dlaczego nie
jesteś w stanie ustać na nogach? - pytała się w myślach. - Poza tym - dodała -
przecież w końcu nie wybieramy się razem na randkę.
- Nie, spędzamy po prostu nasz miesiąc miodowy - odparł. - A z ciekawości,
Eriko, kiedy ostatnio jakiś mężczyzna widział cię bez makijażu?
Zaczęła się zastanawiać.
- Poza wizażystami, którzy przygotowują mnie do sesji zdjęciowej? Nie
mogę sobie przypomnieć. Miałam około dwunastu lat, kiedy ojciec zabrał mnie do
centrali Ladylove, żeby nauczyli mnie tajników makijażu, a potem…
- Rety, otrzymanie formalnych instrukcji musi odebrać całą frajdę z
dziewczęcych przebieranek i podkradania mamie szminki.
- Nikomu nie było wolno dotykać kosmetyków mamy. - Wyrzuciła fusy po
kawie ze swojego kubka. - Lubisz Kelly? - zapytała, nie patrząc na Amosa.
- Wydaje się bardzo miła.
Erika nie spodziewała się, że będzie wylewny, ale ostrożność w jego głosie i
fakt, że zwlekał z udzieleniem odpowiedzi o sekundę za długo, zaskoczyły ją. Taka
rozwaga z jego strony mogła znaczyć tylko jedno. Naprawdę lubił Kelly, ale nie
chciał się do tego przyznać przed Eriką.
Nie miała mu tego za złe, bo cóż ją to mogło obchodzić? Oboje byli miłymi
ludźmi i cieszyłaby się, gdyby coś ich połączyło. Jednak sprawy sercowe rzadko
kiedy toczą się tak gładko.
Tak jak Erika powiedziała, apartament był cichy i spokojny. Nazbyt cichy,
pomyślał Amos, wręcz nienaturalnie. To, czego bezskutecznie nasłuchiwał, to
dowody na obecność Eriki. Wściekał się sam na siebie, ale to było silniejsze od
niego.
Wiedział, że nigdzie nie wyszła: No bo jak mogłaby wyjść? - zastanawiał się.
Po pierwsze obiecała, że dla dobra firmy nie ruszy się z domu, a po drugie, żadna
kobieta nie miałaby ochoty paradować z podbitym okiem. A już szczególnie
kobieta, w której życiu wygląd odgrywał tak ważną rolę.
Jak to możliwe, że w ogóle jej nie słychać? - zachodził w głowę, próbując
skoncentrować się na pracy. Niemożliwe chyba, żeby przez te ściany nie
dochodziły żadne dźwięki. Rano przecież bardzo wyraźnie słyszał szum prysznica.
Co ona teraz robi? Może położyła się spać?
Nie, na pewno nie. Była pora lunchu, a przecież Erika wstała późno i nie
powinna być jeszcze zmęczona. No, chyba że leki przeciwbólowe działały
usypiająco. A może lekarz wykazał się nadmiernym optymizmem i Erika straciła
przytomność?
Tak bardzo wsłuchiwał się w ciszę, że kiedy wreszcie coś huknęło w drugim
końcu mieszkania, Amos przez chwilę myślał, że to tylko wytwór jego wyobraźni.
Zerwał się z krzesła i rzucił w stronę źródła hałasu. Zatrzymał się w progu jadalni.
Erika stała przy stole. Dookoła niej na podłodze leżał stos porozrzucanych
pudełek.
- Co się stało? - spytał.
- Chciałam to tak poprzestawiać, żeby w pewnym momencie nie runęło -
wyjaśniła. - Teraz musze otworzyć wszystkie prezenty i sprawdzić, co stłukłam.
Amos westchnął i zaczął zbierać porozrzucane pudełka. Każdym delikatnie
potrząsał, sprawdzając zawartość.
- Wiesz, skarbie - zagadnął - odkąd zeszłej nocy poruszyłaś temat wspólnej
sypialni…
- Nie zrobiłam niczego takiego.
- Zastanawiałem się, czy nasza demonstracja przed Stephenem była
dostatecznie przekonująca - kontynuował niezrażony. - Odrobina praktyki bardzo
by nam pomogła.
- Zastanów się, co mówisz, Amos - powiedziała chłodno.
- Wszystko bardzo się zmieniło. Pierwotny układ nie zakładał spędzania z
sobą dwudziestu czterech godzin na dobę.
- Faktycznie, nie planowaliśmy tego. Jednak skoro odmówiłeś spisania
naszych ustaleń, pozostaje nam trzymać się ustnej umowy.
- Zgadza się. Twoje słowo kontra moje. - Czekał i patrzył, jaki wpływ
wywarła na niej jego wypowiedź. Chyba zaczynała rozumieć, jak jej własne
argumenty mogły obrócić się przeciwko niej. W oczach Eriki pojawiła się obawa.
To wielki postęp, pomyślał. Teraz musiał się zastanowić, jak to najlepiej
wykorzystać. Jednej rzeczy mógł być pewien. Erika już nigdy nie będzie próbowała
go ignorować.
Rozdział ósmy
Erika nie potrafiłaby powiedzieć, ile razy telefon dzwonił, zanim jego
dźwięk dobiegł do jej umysłu. Jednakże nawet gdy już go usłyszała, nadal miała
kłopot, żeby się poruszyć.
To śmieszne, myślała, ale czuję się jak zahipnotyzowana przenikliwym
spojrzeniem Amosa. A co do ich umowy - dokładnie pamiętała, co ustalili. On
także bez wątpienia to pamiętał.
- Więc do czego zmierzasz, Amos? - zapytała. - Jeśli nie prześpię się z tobą,
opowiesz wszystkim o naszej umowie? Przecież nie jesteś mną tak naprawdę
zainteresowany. Myślę, że drażnisz się ze mną tylko dla własnej zabawy. To na nic
- oznajmiła z mocą i poszła sprawdzić, kto dzwoni.
- Więc twój telefon jednak czasami ożywa - zagadnął, kiedy wróciła do
kuchni. - Myślałem, że jest kompletnie nieużywany. - Spojrzał na nią. - Co się
stało? Jesteś bardzo blada.
- Dzwoniła Kelly - wykrztusiła z siebie. - Ktoś, kto był na sesji, opowiedział,
co się stało i „Sentinel” zamierza opublikować artykuł na ten temat.
- To rozwiązuje wiele twoich problemów. Jeśli cały świat dowie się, że masz
podbite oko, będziesz mogła ubrać się i iść do pracy. Przecież tego właśnie
pragniesz. Czyż nie? Powiedz mu, Eriko. Musisz powiedzieć mu całą prawdę,
przekonywała się.
Wzięła głęboki oddech.
- Jest gorzej, niż myślisz, Amos. Plotka głosi, że nie pod biłam sobie oka,
upadając, tylko że ty mnie pobiłeś.
Nastąpiła długa cisza.
- I to cię martwi? - spytał w końcu.
- A czego się spodziewałeś? Oczywiście, że mnie martwi!
- Dlaczego?
- Co z tobą, Amos? „Sentinel” wypisuje o mnie okropne rzeczy. Zdążyłam
się przyzwyczaić, robią to od lat. Ale czego chcą od ciebie? To nie w porządku! Ty
tego nie zrobiłeś i wszyscy, którzy byli na sesji, dobrze znają prawdę. - Odruchowo
otarła łzy.
- Chodź tutaj - powiedział.
Wcale nie miała na to ochoty, ale dziwny ton w jego głosie zmusił ją do
posłuszeństwa.
- Nie zasłużyłeś na takie traktowanie. - Łzy ponownie potoczyły się po jej
policzkach.
Amos pochylił się i uniósł ją w ramionach.
- Co ty wyprawiasz? - spytała zdumiona.
- Spokojnie. Jeśli cię upuszczę, będziesz miała kolejnego siniaka i „Sentinel”
już nigdy nie przestanie o tobie pisać.
Doszedł do salonu i usiadł na kanapie, sadzając sobie Erikę na kolanach.
- Teraz możesz sobie spokojnie popłakać.
- Zamierzasz tu tak siedzieć i pocieszać mnie? - zapytała sceptycznie.
- A czemu nie? To miejsce jest równie dobre jak każde inne. Trzeba parę
spraw przemyśleć.
- To znaczy? - zapytała, ocierając oczy.
- Najwyższy czas, żebyś miała kogoś, kto będzie cię chronił.
- A konkretnie?
- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę.
Położył dłoń na jej głowie. Erika poczuła, że nie może opanować
napływających do oczu łez. Płakała zbyt głośno, żeby słyszeć jego szept, ale
dochodził do niej jego cichy niski głos. Zdołałby uspokoić nawet rozpłakane
niemowlę… Ta myśl przestraszyła ją i kazała się podnieść.
- Już? - zapytał. - To nie trwało długo. Skąd „Sentinel” zdobył tę historię?
- Pewnie wyssali z palca - odparła, wzruszając ramionami. - Albo
zaoferowali komuś tyle pieniędzy, że powiedział im, co chcieli usłyszeć. To nawet
bardziej prawdopodobne, bo potem będą mogli zrzucić winę na tak zwane dobrze
poinformowane źródło. - Przygryzła wargę. - Co my teraz zrobimy, Amos?
- Jeśli Kelly tylko słyszała o artykule, ale nie czytała go, to nadal nie wiemy,
co dokładnie w nim jest. Ludzie z tego brukowca są wystarczająco przebiegli, żeby
rozprzestrzeniać różne plotki i spokojnie czekać na twoją reakcję. Może w ogóle
nie opisali tej historii.
- Owszem - zgodziła się. - Ale nigdy wcześniej nie stosowali takich
chwytów.
- Mimo wszystko nie róbmy niczego, dopóki nie sprawdzimy, co tak
naprawdę ukaże się drukiem. Wtedy podejmiemy ostateczną decyzję. Wszystko
będzie dobrze, Eriko.
Dotknął wargami jej włosów. Zamknęła oczy i oparła się o jego ramię. Nie
wiedziała, czy sprawiło to bijące od niego ciepło, czy jego czuła troska, ale nagle
poczuła się bardzo senna.
- Amos? - ziewnęła. - Przepraszam, że wciągnęłam cię w to bagno. Opiszą
cię jako potwora, który pastwi się nad żoną.
- W ogóle nie zawracaj sobie tym głowy, skarbie. Z drugiej strony - zaśmiał
się - to dobrze wpływa na mój wizerunek twardego faceta.
- No tak, Kelly zapewne zadrży z rozkoszy, kiedy dowie się, że jesteś nie
tylko pisarzem, ale i dzikusem. Takie połączenie będzie dla niej niczym afrodyzjak.
Nic nie odpowiedział, tylko delikatnie ją pocałował.
Nie ma nic złego w przyjacielskim, uprzejmym pocałunku wynikającym z
sympatii, pomyślała. Dopóki oczywiście nikt nie zacznie myśleć o nim zbyt
poważnie. Zamierzała dopilnować, żeby tak się nie stało.
Odwzajemniła pieszczotę.
- Jeśli tak właśnie zachowuje się dzikus…
Amos uśmiechnął się i przytulił ją mocniej. Trzymał Erikę blisko siebie, ale
bardzo delikatnie. Gdyby tylko chciała, z łatwością uwolniłaby się z jego ramion.
Ona jednak nawet nie próbowała.
Działała na zwolnionych obrotach, nie nadążała za jego ruchami. Nie miała
nawet siły, by zaooponować, gdy porwał ją w ramiona i poniósł w stronę sypialni.
- Sytuacja chyba wymyka się spod kontroli - zdołała powiedzieć, kiedy kładł
ją na łóżku. Sama ledwo słyszała, co mówi. - Nie miałam na myśli…
- Zdrzemnij się - powiedział. - Ja wracam do pracy.
Erika oprzytomniała. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.
- Masz na myśli książkę? - upewniła się.
Odwrócił się w drzwiach.
- Wiesz, nie mogłem sobie poradzić z pewną sceną miłosną, ale chyba już
wiem, jak to opisać. Dzięki za pomoc.
Wzięła do ręki pierwszy przedmiot, jaki się nawinął, a był to horror z
bankietu, i rzuciła nim w Amosa.
Uchylił się sprawnie, po czym odrzucił powieść w jej stronę.
- No, jeśli to czytałaś całą noc, doskonale rozumiem, dlaczego ziewasz.
Przycisnęła książkę do piersi i mruknęła.
- Jednak jest w tobie wiele z dzikusa…
- Ale z takiego, który pragnie, by jego kobiety były zaangażowane w takim
samym stopniu co on - odparł zagadkowo. - Poczekam, aż będziesz gotowa, Eriko.
- Uzbrój się zatem w cierpliwość. - Otworzyła książkę i udała, że zaczyna
czytać.
Jestem pewna, że tylko udawał zainteresowanie moją osobą, by sprawdzić,
jak zareaguję, doszła do wniosku, kiedy zamknął za sobą drzwi. I dobrze, to mi
odpowiada.
Skończyła czytać późnym popołudniem. Kiedy przyszła do salonu, Amos
wstał z kanapy i podał jej kieliszek sherry.
Zachowuj się normalnie, upomniała się. Co z tego, że cię pocałował i wciąż
czujesz na wargach smak tego pocałunku. Dla niego to na pewno nie miało
ż
adnego znaczenia. Dla mnie też. Choć to może nie całkiem prawda, pomyślała z
poczuciem winy.
- Byłeś bardzo cicho przez całe popołudnie. Poradziłeś sobie z tą sceną
miłosną? - spytała.
- Jeszcze nie do końca, ale robię postępy. Dzięki tobie.
- Cieszę się, że mogłam pomóc. - Wskazała na stolik. - Czy to „Sentinel”?
Skinął głową.
- Stephen przyniósł gazetę kilka minut temu. Kelly miała rację.
Zadrżała. Do tej pory wmawiała sobie, że może nie zamieścili nic na jej
temat. Po przeczytaniu artykułu poczuła się fatalnie.
- Najbardziej podoba mi się fragment, w którym proponują, żebyś pokazała
się publicznie i rozwiała wątpliwości czytelników - odezwał się Amos, gdy
skończyła czytać.
- Cóż, to brzmi jak wyzwanie, prawda? Co teraz zrobimy? Jeśli będę się
ukrywać, uznają to za potwierdzenie ich domysłów. A z kolei jeśli się pokażę, tym
bardziej będą triumfować i wtedy nikt nie uwierzy w moją wersję. - Wypiła sherry
do końca i wyciągnęła do Amosa rękę z pustym kieliszkiem, prosząc o dolewkę. -
Kelly mogłaby oświadczyć, że wymknęliśmy się na tydzień do Europy. Choć
wątpię, czy to coś da.
Amos potrząsnął głową.
- Nie. Będziemy musieli stawić temu czoła. Mamy zarezerwowany stolik na
dzisiejszą kolację w „Civic Club”.
- Oszalałeś? - zapytała zdumiona. - Chcesz, żebym poszła taka posiniaczona
na kolację?
- Oczywiście, kochanie - powiedział spokojnie.
- Doskonale. I jaki masz plan? Znalazłeś dla mnie dublerkę?
- Z tak rozpoznawalną twarzą nie ma mowy o zastępstwie. Stephen jest teraz
w mieście i kupuje dla ciebie kapelusz z szerokim rondem i czarną woalką. Chyba
masz jakąś suknię, która będzie do tego pasować.
Erika była wściekła i najchętniej zaczęłaby krzyczeć.
- Amos, powiedziałam ci już dawno temu, że kapelusz nie jest dobrym
rozwiązaniem. Nigdy nie noszę kapeluszy. Wyglądałam w nich jak spiskowiec,
nawet kiedy z moją twarzą wszystko było w porządku. A chowanie się za woalką
sprawi, że ludzie będą zadawali jeszcze więcej pytań.
- I bardzo dobrze. Chodźmy poszukać czegoś odpowiedniego w twojej
garderobie.
W „Civic Club” było jeszcze więcej gości niż zazwyczaj. Kapelusz Eriki
ledwie się mieścił w drzwiach taksówki, którą podjechali pod główne wejście.
Kiedy wysiadła, wiatr zaczął unosić jej woalkę.
- Czuję się tak, jakbym miała oponę na głowie - mruknęła, kiedy weszli do
ś
rodka.
Amos oddał szatniarzowi okrycia wierzchnie i pomógł Erice otulić się
szalem.
- To powinno pomóc. Nic nie będzie widać.
- Wiesz, na co się porywamy? To nie ma prawa się udać.
Jednak Amos wydawał się zachwycony swoim pomysłem i nie miał zamiaru
zmieniać planów.
- Przekonamy się, czy jesteś dobrą aktorką.
- Chcę tylko wrócić do kierowania moją firmą.
- A to jest właśnie najkrótsza i najszybsza droga do twojego biura. -
Rozejrzał się po sali i zatrzymał wzrok na pokrytym freskami suficie. - Ładne
miejsce, choć oczywiście nie w moim stylu.
- Pamiętaj tylko, co ci mówiłam o używaniu sztućców. Gdybyś miał
wątpliwości, zacznij od tych najbardziej zewnętrznych.
- Będę robił to samo co ty. Ludzie wprawdzie zauważą, że nie odrywam od
ciebie wzroku, ale złożą to na karb wielkiej miłości.
- Tędy. - Przeszła przez hol i skierowała się w stronę sali.
Kiedy szef sali spojrzał na kapelusz Eriki, dość nieudolnie ukrył zaskoczenie.
Jednakże jego praca polegała na udawaniu, że nie zauważa ekscentrycznego
wyglądu czy zachowania klientów. Błyskawicznie wziął się w garść.
- Tędy, proszę, panno Forrester. Proszę pana - skinął na Amosa - państwa
stolik jest już gotowy.
Poprowadził ich przez środek sali do spokojnego miejsca w rogu, w którym
stał mały okrągły stolik nakryty dla dwóch osób. Zamiast krzeseł była tu skórzana
kanapa. Erika widziała to miejsce setki razy, ale nigdy nie poświęciła mu uwagi.
Tej nocy odniosła wrażenie, że jest to kącik stworzony dla zakochanych par.
Wsunęła się za stolik, a Amos podążył w jej ślady, siadając tuż obok. Serce
Eriki już od kilku sekund przyspieszyło, ale kiedy udo Amosa otarło się o jej nogę,
zaczęło bić w zawrotnym tempie.
To wszystko jest częścią naszego planu, musimy tylko dobrze odegrać nasze
role, przypomniała sobie.
Rozejrzała się po sali, próbując zorientować się, kto z jej znajomych
przyszedł dziś do klubu. Po chwili coś ją tknęło i spojrzała na Amosa.
- Nie przypominam sobie, żeby ten stolik był tak na widoku.
- Stephen musiał dać im łapówkę, żeby wynieśli część roślin - wyjaśnił. -
Oczywiście tylko część, żeby nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Wszelka ostentacja
jest niewskazana, ale chcemy zwrócić na siebie uwagę.
- Cóż, teraz sądzę, że moim pierwszym poważnym błędem było
zasugerowanie ci, byś korzystał z dobrych rad Stephena - powiedziała
zrezygnowanym głosem.
- Och, kochanie, po co te zgryźliwe uwagi? Powiedz, proszę, na co masz
ochotę?
Otworzyła kartę dań i odruchowo sięgnęła do woalki, ale w ostatniej chwili
cofnęła rękę.
- Homar odpada. W tym stroju nie dałabym rady.
Przy stoliku pojawił się kelner z winem. Amos z łatwością przebrnął przez
rytuał próbowania trunku. Kiedy mężczyzna odszedł, Erika odetchnęła z ulgą.
Miała nadzieję, że Amos nie spostrzeże jej zdenerwowania. Ponieważ jednak
siedzieli bardzo blisko siebie, nie mogło ujść jego uwadze drżenie ud Eriki.
- Stephen mnie podszkolił - wyjaśnił z szelmowskim błyskiem w oku. -
Powiedz, czy dziś po południu naprawdę czytałaś tę książkę o duchach, czy dąsałaś
się, bo zająłem się własnymi sprawami i nie dotrzymywałem ci towarzystwa?
- Naprawdę czytałam. Powieść okazała się zupełnie do rzeczy.
- Opowiedz, proszę. - Zachęcił ją do mówienia. - Musimy przecież znaleźć
temat do swobodnej pogawędki. Przynajmniej dopóki nie przebrniemy przez
przystawki. Choć dużo zależy od tego, jak liczną będziemy mieli widownię.
- Aha! A twoja praca będzie polegała jedynie na wpatrywaniu się we mnie i
udawaniu, że chłoniesz każde moje słowo, tak?
- Czuję się niedoceniony. Słuchanie streszczenia horroru to wcale nie taka
łatwa sprawa. Naprawdę podobała ci się ta książka?
- Powiedziałabym nawet, że bardzo - westchnęła. - To chyba nie najlepiej
ś
wiadczy o mojej kondycji psychicznej. - Uśmiechnęła się blado. - W każdym razie
będę się czuła trochę głupio, opowiadając ci mrożące krew w żyłach historie,
podczas gdy będziesz zamawiał średnio wysmażony stek. Po prostu przejdę od razu
do zakończenia książki. Co ty na to? Choć ostrzegam, to bardzo krwawa opowieść.
- Przeczytałaś ja do końca? - Spojrzał zdziwiony. - Kiedy zdążyłaś to zrobić?
- Zeszłej nocy. Ale rozumiem i przepraszam, następnym razem zapytam o
pozwolenie. Ta książka należy do ciebie.
- Ty zapłaciłaś za bilety. - Wzruszył ramionami. - To znaczy, że nie mogłaś
spać. Interesujące. Obawiałaś się, że źle zrozumiałem twoją ofertę pokazania
Stephenowi siły naszego związku?
Taka woalka to niegłupia rzecz, pomyślała Erika. Można ukryć wyraz
zażenowania i zaróżowione policzki. Erika bowiem nie zamierzała się przyznać, że
właśnie wspomnienie tamtej rozmowy z Amosem odebrało jej sen.
Kiedy przywitali się mniej więcej z tuzinem podchodzących co chwila do ich
stolika gości, Erika przestała liczyć.
- Mam nadzieję, że nie spieszy im się do wyjścia - powiedziała, kiedy przez
chwilę przy ich stoliku nikogo nie było. - Nie chciałabym, żeby stracili
przedstawienie. Zobacz, fotograf z „Sentinelu” stoi tam w rogu, robi zdjęcia
teleobiektywem.
Odsunęła swój talerz. Już czas, pomyślała.
Złapała obiema rękami za brzeg szerokiego ronda od kapelusza. Szmer
przebiegł po sali i wszystkie twarze skierowały się ku niej. Krzesła skrzypnęły,
gdyż ludzie przesiadali się, żeby mieć lepszy widok. Niektórzy szturchali sąsiadów
łokciem i wskazywali na Erikę.
- Czuję się tak, jakbym robiła publicznie striptiz - mruknęła.
- Wiele masz jeszcze tych erotycznych fantazji? Chętnie posłucham, bo to
ciekawsze niż streszczenie książki. - Wypił łyk wina.
Erika zdjęła kapelusz i położyła go na stole. Kiedy się poruszyła, szal
ześlizgnął się z jej szyi, odsłaniając gołe ramiona. Teraz Erika dobrze widziała całą
salę, ale sama też była lepiej widoczna. Wszyscy goście mogli zobaczyć nie tylko
jej podbite oko, ale także wszystkie inne obrażenia: siniaki i zadrapania na szczęce,
sine smugi na obojczyku, wcześniej zakryte szalem, purpurowe ślady na obu
ramionach, wyglądające tak, jakby ktoś ścisnął ją zbyt mocno.
Na sali zapanowała martwa cisza, a potem rozległy się zaniepokojone,
przybierające na sile szepty.
- O rany, dobra jesteś - szepnął Amos. - Prawdziwa mistrzyni. Pozbądź się
tego jak najszybciej, zanim każdy obecny tu mężczyzna będzie próbował mnie
zabić.
Erika zawahała się.
- Muszę się zastanowić. Teraz jest niezła okazja do renegocjacji warunków
naszej umowy. Amos, kochanie…
- Eriko, skarbie… - Oczy miał coraz szersze ze zdumienia, patrzył na nią z
uznaniem.
Wstała, rozejrzała się dookoła tak, żeby każdy, łącznie z fotografem
stojącym w rogu, mógł zobaczyć pełen efekt najlepszej pracy charakteryzatorskiej,
jaką kiedykolwiek wykonała.
- Domyślam się, że wszyscy czytaliście dzisiejsze wydanie „Sentinelu” -
oznajmiła. - I wiecie zapewne, że dziennikarze nigdy się nie mylą. Napisali, że
jestem maltretowaną żoną, więc muszę nią być. Pokażę wam jednak, jak jest
naprawdę.
Wyjęła z torebki gąbkę nasączoną mleczkiem do zmywania makijażu. Jeden
ruch wystarczył, a żółte smugi na jej twarzy zniknęły. Wszyscy wpatrywali się w
nią zaskoczeni. Zmyła ślady z ramion i podniosła wysoko nad głowę ubrudzony
kosmetykami wacik. Teraz tłum zaczął klaskać i śmiać się z żartu, jaki im
zafundowała.
- Dobrze im tak - powiedziała jedna z kobiet. - To, co wypisują w tych
gazetach, jest po prostu obrzydliwe.
- Czas się zbierać - mruknął Amos.
- A teraz, jeśli pozwolicie, pójdę do domu, żeby zmyć resztę makijażu -
oznajmiła.
Zajęło im dobre piętnaście minut, nim przecisnęli się przez otaczający ich
tłum. Kiedy wychodzili z klubu, Erika z trudem powstrzymywała śmiech.
- Chyba będę zmuszona oddać kartę członkowską. Dyrekcja może uznać
moje zachowanie za wielce naganne. Cóż, warto było.
- A widziałaś twarz fotografa, kiedy ślady zaczęły znikać z twojej twarzy? -
dopytywał się uśmiechnięty Amos.
- Tych zdjęć raczej dobrze nie sprzeda.
Nagle ktoś odezwał się niskim głosem.
- Szczerze się cieszę, że te historie okazały się wyssane z palca.
Erika odwróciła się gwałtownie.
- Felix?! Nie zauważyłam cię wcześniej.
- W przeciwieństwie do ciebie, preferuję spokojne i ciche miejsca. Cieszę
się, że na ciebie wpadłem, bo nie będę musiał nękać cię telefonami. Nie chciałbym
zakłócać waszego miesiąca miodowego.
- Zakłócać? - powiedziała wolno.
- Tak. Przeczytałem twój projekt umowy. Chciałbym się spotkać w celu
omówienia szczegółów. Może jutro u mnie w biurze?
Erice zaschło w gardle. Plan Amosa zaczynał działać. „Sentinel” przegrał tę
rundę z kretesem, ale to jeszcze nie koniec bitwy. Wszyscy musieli uwierzyć, że jej
podbite oko jest tylko zręczną charakteryzacją. A zatem chwilowo nie powinna
wychodzić z domu.
- Jutro nie mogę - odpowiedziała. - Może w przyszłym tygodniu? Wrócę do
biura i łatwiej będzie mi skupić się wyłącznie na prawach zawodowych.
- Jak bardzo ci zależy, żeby zamknąć tę sprawę? - spytał łagodnie,
przyglądając się jej uważnie.
Cholera, nie mogę tego teraz popsuć, pomyślała nerwowo. Nie po tym
wszystkim, co zrobiłam dla tego kontraktu. Gwałtownie szukała w głowie innego
rozwiązania.
- Może u mnie w mieszkaniu? Wpadnij jutro w porze obiadu, dobrze?
- Chcesz spotkania na osobności? - Nie odrywał od niej wzroku.
- Tak - odparła. - Będzie nam łatwiej skoncentrować się na pracy.
Prawnikom pokażemy już finalny produkt naszych ustaleń. Inaczej będziemy to
ciągnąć w nieskończoność.
- No tak, masz rację - zgodził się. - Jednak i tak czekają nas długie rozmowy.
Może lepiej przyjedź na weekend do mojego domku za miastem. Nie jest to zbyt
rozrywkowe miejsce, ale przecież mamy odbyć spotkanie robocze. - Jego wzrok
ześliznął się z Eriki i na chwile zatrzymał na Amosie. - We trójkę - dodał.
- Nie wiem, czy Amos będzie mógł… - zaczęła.
- Musi. - Felix uniósł brew. - Nie śmiałbym rozłączać nowożeńców. Przyślę
po was samochód jutro około piątej. - Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i
wszedł do klubu.
Wsiedli do taksówki.
- I co teraz? - Gryzła nerwowo wargi. - Przepraszam, Amos. Naprawdę
próbowałam cię chronić, ale…
- Widziałem i słyszałem.
- Co masz na myśli? Że wolałabym pojechać sama? Nic podobnego. -
Położyła dłoń na jego ramieniu. - Będę potrzebowała wsparcia. Muszę cię mieć
blisko siebie, Amos.
Te słowa odbiły się echem w jej głowie. Kiedy dotarło do niej, co właśnie
powiedziała, aż się skuliła z wrażenia. O rany, pomyślała. Tak bardzo bym chciała,
ż
eby to wszystko nie działo się naprawdę.
Bo absolutnie nie powinna, nie mogła się w nim zakochać. To byłaby
katastrofa…
Rozdział dziewiąty
Jeszcze godzinę wcześniej takie słowa nie przeszłyby Erice przez gardło.
Zakochać się w Amosie? To byłoby naprawdę żałosne i głupie. Jednak po słowach,
które padły z jej ust w taksówce, zaczęła patrzeć na wszystko z zupełnie innej
perspektywy. Nagle porozrzucane części układanki wskoczyły na swoje miejsce i
Erika uzyskała jasny ogląd sytuacji. Zakochała się, nie było innego logicznego
wyjaśnienia jej stanu ducha.
Przemawiał za tym na przykład fakt, że przy nim czuła się spokojna i
bezpieczna. Lubiła, gdy ją całował, jego troska i czułość wzruszały ją,
instynktownie szukała schronienia w jego silnych ramionach. Tak, to musiała być
miłość.
Czuła się bardzo niezręcznie za każdym razem, kiedy wspominał o seksie.
Ta perspektywa kusiła ją i wprowadzała w stan miłego podekscytowania.
Wiedziała też, że rozmowy Kelly z Amosem działają jej na nerwy z bardzo
prozaicznego powodu. Była zazdrosna, czas spojrzeć prawdzie w oczy.
Popatrzyła na brylant błyszczący na jej palcu i obrączkę.
To czary, pomyślała.
Nie, wcale nie, poprawiła się. W tym pierścionku nie było nic magicznego.
To jedynie rekwizyty, potrzebne w grze, którą prowadzili.
Zaaranżowała tę fikcyjną sytuację w określonym celu. Jednak gdzieś po
drodze zmieniła zdanie na temat tego, czego pragnie i oczekuje.
Przestań, skarciła się w duchu. Nie możesz zmieniać reguł w trakcie gry, to
nie w porządku.
- Co się dzieje, Eriko? - Głos Amosa wyrwał ją z rozmyślań.
Zamrugała szybko i starała się przypomnieć sobie, o czym rozmawiali. O
tak, Felix
- Potrzebuję cię - odezwała się. - Nawet jeśli Feli wierzy w prawdziwość
naszych uczuć, nie mogę pozwolić, by ktoś inny zastanawiał się, dlaczego
wyjeżdżam sama na weekend tuż po ślubie. Poza tym nadal mam podbite oko. Jeśli
chcę to załatwić z klasą, potrzebuję twojego wsparcia.
- Eriko, powiedziałem już, że pojadę z tobą.
Tak była zajęta swoimi rozmyślaniami, że zupełnie go nie słuchała.
- Ach tak. Chyba to do mnie nie dotarło.
Ponownie ucieszyła się, że gęsta woalka skutecznie skrywa jej zarumienione
policzki.
Taksówka zatrzymała się przed ich budynkiem. Jedyne, czego teraz pragnęła
Erika, to znaleźć się we własnym łóżku. Jutro wszystko będzie wyglądało lepiej.
Przy odrobinie szczęścia, wmawiała sobie, jutro spojrzę na sytuację
chłodnym okiem. Zrozumiem, że wcale nie zakochałam się w Amosie, a moje
pobudzenie jest zwykłą reakcją na stres. To był przecież bardzo ciężki dzień, w
którym wiele się zdarzyło.
Co ona w ogóle wiedziała o miłości? Wydawało jej się, że kocha Denbyego
Milesa. I proszę, jak to się skończyło. Może i tym razem się myliła?
Kiedy się nad tym zastanawiała, doszła do wniosku, że jej uczucia w
stosunku do Amosa nie były ani trochę podobne do wcześniejszych. Ale to żaden
dowód, że tym razem chodziło o prawdziwą miłość…
Wóz, który przysłał po nich Felix, okazał się elegancką limuzyną. Erika
wcisnęła na głowę kapelusz i przemknęła przez hol w stronę samochodu. Usiadła
na wygodnym siedzeniu i z satysfakcją spostrzegła, że auto ma przyciemniane
szyby, co chroniło ją przed wścibskimi spojrzeniami. Amos dopilnował, by szofer
zapakował ich torby, po czym usiadł obok Eriki.
- Gdzie jest moja aktówka? - spytała
- W bagażniku.
- Chciałam jeszcze raz przejrzeć notatki.
- Kolejny raz? Czasem zbyt duże zaangażowanie w sprawę może jej tylko
zaszkodzić. Każdy powinien od czasu do czasu wziąć sobie urlop od obowiązków i
na przykład wyskoczyć na pizzę.
- Ta filozofia pozwoliła ci skończyć szkołę?
- Nie tylko, bo na przykład wyłącznie dzięki niej przetrwałem aż tydzień na
stanowisku asystenta Stephena. Ciekawe, czy kierowca pozwoliłby nam zatrzymać
się gdzieś na małą przekąskę.
- Jestem przekonana, że Felix ugości nas obiadem.
- Zapewne, pytanie tylko, co poda.
- Dlaczego go nie lubisz? - spytała zaintrygowana.
- Ponieważ jest potwornym sztywniakiem - wyjaśnił bez chwili
zastanowienia. - Założę się, że da nam oddzielne sypialnie.
To rozwiązałoby wiele problemów, pomyślała.
- Na to bym nie liczyła, bo zbyt często powtarzał, że nie chce rozłączać
nowożeńców. Ale skoro już jesteśmy przy tym temacie…
- Mówisz o wspólnym spaniu? Skarbie, nigdy nie traciłem nadziei, że w
końcu dasz się przekonać…
- Nie obiecuj sobie zbyt wiele. Dzielenie pokoju nie oznacza od razu
dzielenia łóżka.
- Tego się obawiałem - westchnął. - A tak w ogóle, to gdzie jest ten dom?
- Nie mam bladego pojęcia.
- W takim razie muszę zamówić aż dwie pizze - oświadczył. - Jedna uratuje
mnie od śmierci głodowej. Drugą będziemy po kawałku wyrzucać przez okno, żeby
na wszelki wypadek bez trudu odnaleźć drogę powrotną.
Miejsce, do którego dotarli, w oczach Eriki nie zasługiwało na miano domku
na wsi. Dojazd zabrał im sporo czasu, ale powodowane to było wyłącznie korkami
na drogach wyjazdowych. Dom znajdował się po prostu na przedmieściu.
Samochód zatrzymał się przed dużym, nowoczesnym budynkiem w pobliżu
małego jeziorka.
- Nie jest to klasyczna chatka w lesie - zauważył Amos.
Felix wyszedł na powitanie i zaprosił ich do środka. Przeszli do
pomieszczenia, które pełniło rolę salonu.
- Proponuję, żebyśmy dziś spędzili miły, relaksowy wieczór, a sprawy
zawodowe zostawili na jutro - powiedział, po czym zwrócił się do Amosa: -
Wierzę, że nie będziesz się nudził, podczas gdy my z Eriką zajmiemy się pracą.
Amos nic nie odpowiedział, rozejrzał się jedynie po pokoju. Na jego twarzy
widoczne było zaintrygowanie. Erika zastanawiała się, co tak przykuło jego uwagę,
szczególnie że pomieszczenie urządzone było dość skromnie. Jedynymi
przedmiotami rzucającymi się w oczy były dwa współczesne obrazy wiszące
naprzeciwko przeszkolonej ściany, przez którą rozciągał się widok na jezioro.
- Co się stało? - spytała cicho.
- Pomyślałem, że te współczesne bohomazy muszą być odbiciem gustu
Feliksa. Nie sądzę, żeby Kate się podobały.
Erika poczuła się jeszcze bardziej zaintrygowana.
- Skąd możesz wiedzieć, jaki gust miała Kate?
- Oceniam to jedynie na podstawie charakteru jej zdjęć reklamowych. -
Amos wzruszył ramionami.
- Ale to ogromna różnica - wtrącił Felix. - Urządzanie własnego domu to
sprawa osobista, zdjęcia reklamowe to element wielkiej marketingowej machiny.
- Najmocniej cię przepraszam. - Amos odwrócił się w stronę Feliksa. - Nie
powinienem był poruszać tego bolesnego dla ciebie tematu.
Felix chłodno przytaknął.
- No dobrze, pójdę sprawdzić, na jakim etapie przygotowań jest obiad. Ale
najpierw pokażę wam wasze pokoje.
Erika odetchnęła z ulgą, że ich po prostu nie wyrzucił na ulicę. Nawet nie
spostrzegła, że Felix powiedział „pokoje”. Poprawiała makijaż, kiedy do jej pokoju
wszedł Amos.
- Chyba nie słyszałam pukania - powiedziała, nie odwracając się od lustra.
- Bo nie pukałem - odparł radośnie. - Jak twoje oko?
- Opuchlizna wreszcie zeszła, więc łatwiej mi to przykryć pudrem, ale siniak
jeszcze nie znikł.
- Dziwne, Felix słowem nie skomentował twojego wyglądu.
- Widzę, że dla ciebie wszystko jest dziwne, gdy w grę wchodzi zachowanie
Feliksa.
- Mam powody, uwierz mi. Zresztą czy nie miałem racji w sprawie
oddzielnych sypialni? A teraz twierdzę, że Kate nie wiedziała o tym zacisznym
gniazdku, w którym gościmy.
- Co? Wyciągasz takie wnioski na podstawie umeblowania? To śmieszne i
niepoważne. Przecież sam powiedziałeś, że Felix to taki ugrzeczniony typ…
- Nie. Ja powiedziałem, że jest sztywny, a to nie zawsze idzie w parze ze
szlachetnością charakteru. Musi sprawiać wrażenie dobrze wychowanego, bo to
część jego wizerunku na potrzeby marketingu. Do zobaczenia na obiedzie -
powiedział i wyszedł.
Bez względu na to, co myślał Amos, Erika uważała Feliksa za wspaniałego
gospodarza. Po wystawnym obiedzie i doskonałym śniadaniu następnego ranka,
upewnił się, czy Amos jako tako orientuje się w okolicy i załatwił mu nawet kartę
wstępu do siłowni.
Jednak Amos najwyraźniej nie spieszył się do ćwiczeń.
Rozsiadł się za to wygodnie z gazetą w pobliżu gabinetu Feliksa.
W południe Felix podskakiwał nerwowo na każdy szelest gazety i zaczął
zapominać o dobrych manierach.
- Myślałem, że ten facet zrozumie aluzję i zostawi nas w spokoju - prychnął.
- To jego niemal psie przywiązanie jest co najmniej niesmaczne.
Erika przygryzła wargę.
- Może pójdź i zrób sobie filiżankę kawy, a ja z nim porozmawiam, dobrze?
Kiedy Felix wyszedł, przeszła do salonu i usiadła naprzeciwko Amosa. Ten
jednak nawet nie oderwał wzroku od gazety. Erika gotowa była przysiąc, że od
kilku godzin czyta ten sam artykuł.
- Posuwacie się do przodu? - zapytał znad gazety.
- Prawdę mówiąc, nie. Felix wydaje się nieco rozkojarzony.
- Doprawdy? Ja bym powiedział „niezorganizowany”. Wygląda na to, że
większość z jego oczekiwań została już zawarta w tekście wstępnej umowy.
- Daj spokój. Idź się pobawić na dwór. Zawołam cię na obiad.
Myślała, że będzie protestował, ale stało się inaczej. Powoli i precyzyjnie
złożył gazetę i wyszedł z pokoju. Erika wróciła do gabinetu, a chwilę potem zjawił
się Felix, niosąc dwa kubki z kawą.
- Wspaniale - powiedział. - Cieszę się, że wszystko mu wyjaśniłaś.
Niepotrzebnie tak często wspominałem o tym, że nie chcę rozdzielać nowożeńców.
To był tylko taki konwencjonalny zwrot, jednak Amos potraktował go poważnie.
Powinien zrozumieć, że jest tu w roli piątego koła u wozu.
- Oczywiście, nasza rozmowa niezbyt go obchodzi, jednak Amos…
- Nie oskarżam twego męża o szpiegostwo przemysłowe. Po prostu uważam,
ż
e nie potrzebujemy przyzwoitki.
- Nie potrzebujemy - bąknęła. - Mówiliśmy o opakowaniach. Wydaje mi się,
ż
e już na wstępie negocjacji zgodziłam się zachować wzory stworzone przez
Kate…
- Tak, tak, wyraziłaś się jasno. Wiesz, imponujesz mi. To było bardzo
sprytne posunięcie, że zdecydowałaś się wyjść za mąż, Eriko. Tak długo, jak
paradujesz publicznie u boku przystojnego męża, nikt nie będzie się zastanawiał, co
i z kim robisz. Prawda?
Erika zamrugała ze zdziwienia.
- Co takiego?
- Teraz możemy przejść do prawdziwych interesów. Chyba powinniśmy
kontynuować nasze… negocjacje… w twoim lub moim pokoju.
- Nie pójdę z tobą do łóżka, jeśli to miałeś na myśli.
- Dlaczego zatem prosiłaś o prywatne spotkanie, skoro nie zależało ci na
tym, żeby być ze mną sam na sam?
Erika dotknęła swojego podbitego oka, ale nie zamierzała tłumaczyć się
Feliksowi. I tak by nie uwierzył.
- Byłeś niezadowolony z plotek, które o nas rozgłaszano - zaczęła. -
Powiedziałeś, że nie jesteś mną zainteresowany.
- Nie - poprawił ją. - Powiedziałem, że nie chcę cię poślubić. Mam za sobą
jedno nieudane małżeństwo i nie zamierzam marnować reszty życia z kolejną
rozpieszczoną księżniczką. W każdym razie nie w związku małżeńskim. Ale teraz,
kiedy pokonałaś tę przeszkodę i ukręciłaś łeb plotkom na nasz temat, nie widzę
najmniejszego powodu, dla którego nie moglibyśmy się trochę zabawić.
Erice zabrakło tchu.
- Nie widzisz powodu, Feliksie? - odezwał się cichy głos. - Ale ja widzę -
dodał Amos, wchodząc do pokoju.
- Zbieraj dokumenty, Eriko. Samochód stoi przed drzwiami. Twoje walizki
już są w bagażniku.
Patrzyła na niego przez chwilę, a potem zaczęła wkładać papiery do teczki.
Dłonie trzęsły jej się tak mocno, że nie była w stanie zapiąć zamka. Amos sięgnął
nad jej ramieniem i zapiął teczkę. Obejmując nadal Erikę, zwrócił się do Feliksa.
- Od tej pory będziesz się kontaktował z Eriką wyłącznie przez prawników,
La Croix. Trzymaj łapy z dala od mojej żony. I nie waż się pisnąć słowa na temat
tego, co tu miało miejsce, bo osobiście dopilnuję, żebyś tego gorzko żałował.
Rozumiesz?
Erika potknęła się, idąc do samochodu, ale Amos podtrzymał ją. Pomógł też
zająć miejsce na tylnym siedzeniu małego białego kabrioletu.
- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
Przytaknęła.
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że nie zauważyłam, co z niego za facet.
Wydawał się taki oddany Kate.
- Wizerunek na potrzeby marketingu - Amos rzekł cierpko.
- Niestety masz rację. Skąd wziąłeś ten samochód?
- Zadzwoniłem z samego rana do firmy wynajmującej samochody i wszystko
załatwiłem. Zapakowałem nasze bagaże, kiedy siadaliście po śniadaniu do pracy.
- Wiedziałeś, że tak mnie potraktuje.
- Aha.
- Skąd?
- Po prostu wiedziałem - odparł, nie patrząc na nią.
- Wszystkie moje wysiłki na nic - mruknęła Erika.
- Niekoniecznie. Felix może być świnią, ale na pewno zna się na interesach i
nie przepuści takiej okazji.
Erika nie była co do tego przekonana. Zaskoczyło ją jednak, że nie zależy jej
już tak bardzo na zdobyciu firmy Kate La Croix. Czy kiedykolwiek o to dbała? O
tak, z pewnością. Jedyne, czego nie była pewna, to kiedy przestało jej na tym
zależeć. Kiedy najważniejszym życiowym celem stało się zatrzymanie przy sobie
Amosa?
Czy stało się to na bankiecie wydawców, gdy otrzymała od niego pierścionek
z brylantem? A może jeszcze wcześniej, podczas lunchu w parku?
W sumie co za różnica, ważne, że zupełnie straciła głowę. Nie była
przyzwyczajona do stałej obecności mężczyzny w swoim życiu. W dodatku Amos
opiekował się nią z oddaniem. Oczywiście, wcześniej troszczył się o nią Stephen,
ale to przecież coś zupełnie innego, bo on nigdy nie był zagrożeniem dla jej serca.
Natomiast Amos to zupełnie inna historia…
Weszli do mieszkania. Amos zebrał pocztę wrzuconą przez otwór w
drzwiach.
- Dziękuję, że wybawiłeś mnie z opresji… - Głos Eriki załamał się w
pewnym momencie i nie mogła skończyć zdania.
- Wykonuję jedynie moją pracę, proszę pani - odparł łagodnie.
Czuła, że nie może tego dalej ciągnąć. Zbyt wiele wycierpiała.
- Nie obchodzi mnie, co myśli Felix ani co piszą brukowce. Nie musisz ze
mną zostawać, Amos. Rozwiązuję naszą umowę.
- Nie muszę też nigdzie odchodzić - odezwał się szorstko.
- Nie kłóć się ze mną, nie zniosę tego.
- Nie chciałem cię denerwować, kochanie. Decyzja należy do ciebie.
Przez chwilę stali nieruchomo, potem Amos gestem pokazał, by podeszła
bliżej. Zanim się zorientowała, już była w jego ramionach.
Poprzedni pocałunek wywarł na niej wielkie wrażenie, ale to, co nastąpiło
teraz, niemal pozbawiło ją oddechu. Przywarł do niej ciepłymi, łagodnymi, ale
zdecydowanymi wargami. Całował ją powoli i namiętnie. Ugięły się pod nią kolana
i musiał przytrzymać ją mocniej, żeby nie osunęła się na podłogę.
- Powinnaś dopisać noszenie cię do listy moich obowiązków - mruknął
pomiędzy pocałunkami.
Chwilę później byli już w sypialni. Tym razem Amos nie wyszedł z niej aż
do rana.
Następnego dnia Erika miała się spotkać z prawnikami.
- Co im powiesz? - spytał Amos.
Siedział przy kuchennym stole, z kubkiem kawy w dłoniach. Miał na sobie
jedynie dżinsy, a jego włosy pozostawały w nieładzie.
- Poza tym, że Felix to drań? Nie myślałam o tym jeszcze.
- Czyżbyś miała głowę zajętą czymś innym? - przekomarzał się.
Zupełnie straciłam głowę, pomyślała. Myślę tylko o tobie.
- To także - dodała na głos. - Muszę kiedyś wrócić do pracy. I ty także
powinieneś.
- Chodź do mnie, skarbie. - Ucałował ja tak czule, że niemal zapomniała,
gdzie jest i co robi.
Pomyślała nagle, że prędzej czy później sprawa umowy z La Croix zostanie
zakończona, pozytywnie lub negatywnie, i Amos odejdzie z jej życia.
Obiecała sobie, że będzie silna. Jednak jeśli chce dotrzymać tej obietnicy,
Amos nie może poznać jej uczuć. Nie może się dowiedzieć, że jego odejście złamie
jej serce.
Kiedy weszła do swojego biura, Kelly stawiała właśnie cappuccino na jej
biurku, obok stosu korespondencji i zwiniętych gazet. Przez chwilę Erice zdawało
się, że czas zatrzymał się w miejscu i ostatnie dni były tylko snem.
- Jesteś cudowna, Kelly. - Upiła łyk kawy i zaczęła przeglądać listy. - Co
„Sentinel” ma tym razem do powiedzenia?
- O tobie? Nic. Milczą jak zaklęci i udają, że nic się nie stało, choć inne
gazety nie zostawiły na nich suchej nitki.
- To miła odmiana.
- Natomiast Denby Miles i jego narzeczona mieli przedmałżeńską sprzeczkę
w teatrze w ostatni weekend. Komuś udało się to uwiecznić i teraz „Sentinel”
będzie o tym pisać przez kilka dni. A przy okazji, dzwoniła Philippa Strang.
Chciała się z tobą spotkać, choćby na parę minut dziś rano.
- Nie mam ochoty na to spotkanie. Jeśli do tej pory nie dotarło do niej, że nie
zamierzam napisać historii mego życia, to…
- Nie zamierzasz? - rozległ się chrapliwy głos przy drzwiach. - To
zdecydowana zmiana frontu. Rozumiem, wydaje ci się, że to wielka różnica, czy
będziesz tylko współpracowała z autorem, czy też napiszesz książkę sama. -
Pucułowata kobieta o nienaturalnie czarnych włosach wyglądała starzej niż na
bankiecie wydawców. - Wybacz, że wparowałam tak bez zapowiedzi, ale jeśli nie
chcesz, żeby ludzie cię podsłuchiwali, powinnaś zamykać dokładnie drzwi.
Erika policzyła do dziesięciu, żeby się opanować.
- Dzień dobry, Philippo. Skoro tak dobrze mnie słyszałaś, nie ma sensu,
ż
ebym wszystko powtarzała. Poza tym jestem dzisiaj dość zajęta, więc…
- Prosiłam cię, żebyś napisała tę książkę. To był mój pomysł, mój projekt,
moje dziecko. Powinnaś przynajmniej zachować dobre maniery i do mnie
pierwszej zwrócić się z propozycją.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz, ale nie zamierzam pisać historii mego
ż
ycia ani współpracować w tej sprawie z nikim innym.
- Jak więc wytłumaczysz obecność u twego boku Amosa Abernathyego?
Pytanie wydawało się tak zabawne, że Erika omal nie parsknęła śmiechem.
- Wytłumaczyć? O co ci chodzi?
Philippa przyglądała jej się przez dłuższy czas, mrużąc oczy.
- Jeśli naprawdę nie wiesz, to może powinnaś z nim pilnie porozmawiać.
Poproś, żeby ci wyjaśnił, dlaczego spotyka się ze swoim wydawcą w barze, zamiast
w wydawnictwie.
- Amos ma wydawcę? - zapytała słabym głosem.
- I dlaczego rozmawiali o tobie.
- Daj spokój, Philippo, przecież jesteśmy małżeństwem.
- Ale on nie opowiadał o ślubie. Możesz się także dowiedzieć, dlaczego
zadawał wszystkim tak wiele pytań na twój temat, na temat twojego ojca i firmy. -
Rzuciła okiem na Kelly. - Ciebie także wypytywał, mam rację?
-
Nie
nazwałabym
tego
wyciąganiem
zeznań.
Oczywiście
był
zainteresowany… - plątała się Kelly.
- Podpytywał cię o mnie? Myślałam, że kiedy rozmawialiście, chodziło mu
raczej o ciebie - zdziwiła się Erika.
- To właśnie sprawia, że jest w tym dobry - wtrąciła się Philippa. - Ludzie
chcą z nim rozmawiać.
Erika zauważyła, że Kelly zagryza wargi i jest bardzo zmieszana.
- Wydaje mi się, Eriko, moje dziecko, że nie masz pojęcia, co on naprawdę
robi. Ten chłopak zebrał całkiem sporo interesującego materiału do swojej książki.
Rozdział dziesiąty
Philippa się myli, powtarzała sobie w myślach zdenerwowana Erika. To
jakaś pomyłka, kosmiczne nieporozumienie!
Co z tego, że Amos wszystkich o nią pyta? Ma do tego prawo. Poza tym niby
kiedy spotykał się z tymi wszystkimi ludźmi? W końcu od kilku dni prawie nie
wychodził z mieszkania.
Zaraz, przecież ma telefon i komputer, przypomniała sobie. Co on robił przez
te wszystkie godziny, kiedy siedział zamknięty w gabinecie? Pisał? A może
dzwonił i wypytywał o nią?
Jeśli ciekawiło go, kim jest kobieta, którą poślubił, wszystko było w
porządku. W sumie ona także chciałaby dowiedzieć się o nim kilku rzeczy. Ale
dlaczego wypytywał o jej ojca i o Ladylove?
Czy dlatego tak chętnie pomagał jej przechytrzyć „Sentinela”, bo chciał ją
chronić, czy może zamierzał odciągnąć uwagę brukowców, by nie ukradli mu
wspaniałego tematu?
Nie masz dowodów na prawdziwość tych teorii. Nie wyciągaj pochopnych
wniosków, nie oskarżaj bezpodstawnie Amosa. Philippa musi się mylić,
przekonywała się.
A może Amos skusił się na posadę u boku Stephena nie tyle z powodu
elastycznych godzin pracy, lecz by znaleźć się bliżej obiektu swego śledztwa? -
zastanawiała się.
- Skąd to wszystko wiesz? - spytała Philippę, próbując uspokoić drżący głos.
- W zeszłą środę rano wpadłam do baru i natknęłam się na Amosa i jego
wydawcę.
To był dzień sesji zdjęciowej, szybko przypomniała sobie Erika. Dzień, w
którym doszło do wypadku. Amos pojawił się w studiu dość późno. Co robił
przedtem?
- Pamiętałam go z bankietu - kontynuowała Philippa. - Znam też dobrze tego
wydawcę, bo kilka lat temu robiłam z nim interesy. No i na dodatek słyszałam
fragment ich rozmowy. Mówili o zaliczkach, kontrakcie i o tobie.
Zaliczki i kontrakt? Czyżby Amos sprzedał swoją książkę? Jeśli tak,
dlaczego nie podzielił się z nią tą radosną nowiną? Na myśl przychodził jej tylko
jeden powód. Nagle poczuła dziwny skurcz w okolicach serca.
- A potem podpytałam przyjaciela, który pracuje w tym wydawnictwie i
dowiedziałam się, że mają na tapecie rewelacyjny projekt, książkę pod roboczym
tytułem „Prywatnie i z bliska”. Dodał, że autor wolał na razie pozostać anonimowy,
aby móc zakończyć zbieranie materiału. Wybacz mi, moje dziecko - powiedziała
Philippa ze smutkiem. - Niezwykle przykro być osobą, która przynosi złe wieści.
Kiedy drzwi za agentką zamknęły się, Kelly wzięła głęboki oddech.
- Och, Eriko, co ty teraz zrobisz?
- Spotkam się z prawnikami - odparła, wstając z fotela. - Muszę sfinalizować
podpisanie dokumentu z Feliksem.
Erika wracała do domu bardzo powoli, w kapturze nasuniętym na głowę
mimo ciepłych promieni wiosennego słońca. Przywitała się słabym głosem ze
Stephenem, odebrała od niego pocztę i poszła na górę, wzdrygając się na myśl o
spotkaniu z Amosem.
Czy to, co wydarzyło się między nimi w ciągu ostatnich trzech dni, było
prawdziwe? A może Amos zaciągnął ją do sypialni z wyrachowania, by poznać
jeszcze więcej sekretów „żony”?
Z góry zakładasz, że jest winny, skarciła się. Poczekaj, dowiedz się, co on
ma do powiedzenia na ten temat.
W mieszkaniu nie było nikogo. Czuła to już w chwili, gdy przekraczała próg.
Tak mocno w to uwierzyła, że widok komputera Amosa naprawdę ją zdziwił.
Gdziekolwiek podziewał się Amos, najwyraźniej planował tu wrócić.
Oczywiście nie oczyszczało go to jeszcze z podejrzeń. Prawdopodobnie nie
wiedział jeszcze, że Erika dzięki Philippie poznała prawdziwe motywy jego
postępowania.
Najpierw przekonaj się, czy jest winny, przypomniała sobie. Głowa zaczęła
jej powoli puchnąć od nadmiaru niespokojnych, dręczących myśli.
Korciło ją, żeby włączyć jego komputer i przeszukać wszystkie pliki.
Obiecała jednak, że tego nie zrobi, a skoro tak, dotrzyma słowa.
Ale nie obiecywała przecież, że nie spojrzy na biurko. Nadal było to jej
biurko. Miała pełne prawo grzebać w swoich szufladach.
W środkowej szufladzie znalazła żółty notes zapisany drobnym pismem. To
był ten sam notatnik, który widziała w pokoju Stephena, kiedy pierwszy raz
rozmawiała dłużej z Amosem. Powiedział, że bez wahania zostawia notatki na
wierzchu, ponieważ i tak nikt nie jest w stanie odczytać jego pisma. Teraz
rozumiała, o czym mówił.
Mimo takich trudności nie sposób było przeoczyć jednego imienia, które
pojawiało się w zapiskach niezwykle często. I było to jej imię.
Zorientowała się, że Amos oprócz obserwacji zapisywał też własne wnioski i
spekulacje, a także próbował analizować jej postępowanie i zachowanie. Pierwsze
notatki powstały w dniu, w którym się poznali, kiedy to opisał historię białej
jedwabnej bluzki.
Przeglądała notatki, gdy usłyszała kroki w holu. Amos zatrzymał się w
progu, zaskoczony jej widokiem.
- Wróciłaś wcześniej, niż się spodziewałem.
- Najwyraźniej. Co to jest, Amos? - Podniosła notatki.
- Mój notes. Dlaczego to czytasz?
- A dlaczego nie miałabym czytać? Wygląda na to, że dotyczą mnie. Nie
jestem w stanie odszyfrować każdego słowa, ale zrozumiałam sens. - Rzuciła notes
na biurko. - Domyślam się, że nie masz ochoty opowiedzieć mi o dziele
zatytułowanym „Prywatnie i z bliska”?
Amos nie zdołał ukryć zaskoczenia.
- Skąd o tym wiesz?
Erika poczuła, że robi jej się słabo. A więc to prawda, pomyślała. To
wszystko, co usłyszała od Philippy, okazało się prawdą…
- Nieważne. Masz godzinę, żeby spakować swoje rzeczy. Jeśli nie
wyprowadzisz się do tego czasu, poproszę Stephena, żeby wezwał ochronę.
Ruszyła w stronę swego pokoju, ale po namyśle zmieniła zdanie. To nie ona
powinna się wstydzić i ukrywać. Weszła do kuchni i zrobiła sobie filiżankę
herbaty, na którą wcale nie miała ochoty.
- Eriko, czy powiesz mi przynajmniej, dlaczego jesteś na mnie zła?
- Nie udawaj, że nie wiesz. Kontrakt, wydawca, zaliczka „Prywatnie i z
bliska”. Czy to układa się w całość?
- Tak, ale nie rozumiem, dlaczego jesteś zła.
- Nie rozumiesz, dlaczego jestem zła? - Odwróciła się, żeby spojrzeć mu w
twarz. - Wydaje ci się, że lubię, kiedy moje życie osobiste jest wystawiane na
sprzedaż? Wystarczająco cierpię z powodu artykułów w brukowcach, ale gazeta ma
krótki żywot, następnego dnia ludzie przeczytają plotki o kimś innym. Ty
zamierzasz napisać o mnie książkę, a ona zostanie na zawsze!
- Eriko, „Prywatnie i z bliska” nie jest o tobie.
- No jasne. I zrobiłeś te wszystkie notatki na mój temat tylko dla żartu.
- Kiedyś będziesz musiała mnie wysłuchać, wiesz o tym. Nie podpiszę
dokumentów rozwodowych, jeśli nie pozwolisz mi wszystkiego wyjaśnić.
- W porządku. Nie podpisuj. - Spojrzała na zegar. - Zostało ci czterdzieści
pięć minut.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Wrócił po chwili z plikiem papierów w
ręku.
- Masz tu coś do poczytania, podczas kiedy ja będę się pakował.
Udawała, że go nie słyszy i przegląda pocztę. Jednak ciekawość zwyciężyła i
już po chwili Erika podeszła do rozrzuconych papierów. Było tego nad podziw
dużo. Postanowiła sprawdzić, co Amos napisał na jej temat. Lepiej przygotować się
na ból, zanim książka trafi na rynek.
Nie bawiła się w szczegółową lekturę, przerzucała kartki, czytając zdanie to
tu, to tam. Kiedy Amos wrócił, skończyła wertować ostatnie strony i usiadła,
wpatrując się w ścianę. Nie odwróciła się, aby na niego spojrzeć.
- To nie jest o mnie.
- Właśnie próbowałem ci wyjaśnić, Eriko. - Usiadł na krześle naprzeciwko
niej.
- Więc co to jest i dlaczego mi to dałeś?
- To jest historia o życiu codziennym mieszkańców pewnego luksusowego
apartamentowca. To kryminał. Będą co najmniej dwa morderstwa. Może trzy. Nie
wiem, bo jeszcze nie skończyłem. Wśród bohaterów jest i modelka, i menedżer,
który prowadzi prywatne śledztwo, pragnąc zapobiec kolejnemu zabójstwu.
Książka będzie nosiła tytuł „Prywatnie i z bliska”. Oczywiście, jeśli kiedykolwiek
uda mi się ją dokończyć.
- Piszesz kryminały?
- Tak.
- Po co robiłeś z tego taki wielki sekret? Może nie jest to literatura
najwyższych lotów, ale nie ma się czego wstydzić. Dlaczego nikomu o tym nie
powiedziałeś?
- Czy naprawdę myślisz, że mógłbym przedstawić się w ten sposób
lokatorom? Cześć, jestem nowym pomocnikiem Stephena. Będę was uważnie
obserwował, bo może wkrótce znajdziecie się na kartach mojej książki, niestety w
charakterze… zwłok. Obawiam się, że większość z was nie okazałaby zbytniego
zrozumienia.
- A więc to dlatego przyjąłeś tę pracę? Chciałeś być bliżej lokatorów?
- Sama powiedziałaś - przypomniał jej - że niewiele wiem o ludziach, którzy
mieszkają w takich miejscach. I rzeczywiście nie wiedziałem tyle, żeby napisać o
nich przekonującą opowieść. Musiałem zebrać trochę informacji, zabawić się w
detektywa.
- Czy wtajemniczyłeś we wszystko Stephena? Ile on wie?
- Tylko tyle, ile sam ci powiedział. Że przyjąłem tę posadę, bo jestem
początkującym pisarzem, który potrzebuje niezbyt uciążliwego i absorbującego
zajęcia.
- A zatem teraz to ja jestem najlepiej zorientowana. - Wygładziła kartki. -
Dlatego pomysł poślubienia mnie tak bardzo przypadł ci do gustu? Wszystko
jasne…
- Jeśli dobrze pamiętasz, to wcale nie był mój pomysł.
Nie słuchała jego odpowiedzi.
- Dlaczego wydawca tak bardzo na ciebie naciska? - zapytała nagle.
- To nieco trudniej wyjaśnić.
- Mamy przed sobą całą noc.
- Co za postęp - mruknął. - Już nie zamierzasz wyrzucić mnie z domu za… -
spojrzał na zegarek - piętnaście minut.
- Dzięki za przypomnienie. I nie próbuj unikać odpowiedzi.
- W porządku. Kiedy ukazała się moja pierwsza książka…
- Twoja pierwsza książka? To ta nie będzie pierwsza?
- Każde pytanie wydłuża moją opowieść co najmniej o minutę - ostrzegł. -
Pierwszą książkę opublikowałem pod pseudonimem, ponieważ nie chciałem, żeby
mój pracodawca odkrył, co robiłem w wolnym czasie.
Ciekawe dlaczego? - pomyślała Erika, ale ugryzła się w język, żeby znów
mu nie przerywać.
- Marzę, że dzięki tej książce będę mógł zrezygnować z pracy i zająć się
wyłącznie pisaniem. Oczywiście, o ile sprzedadzą się więcej niż dwa egzemplarze.
- A czym się zajmujesz? - Nie zdołała powstrzymać się przed zadaniem tego
pytania.
- Byłem prawnikiem w dużej kancelarii. Początkującym, więc w zasadzie
chłopcem na posyłki.
A to dopiero niespodzianka, pomyślała w przebłysku wisielczego humoru.
- Tak więc książka ukazała się pod innym nazwiskiem - kontynuował. - Nie
jeździłem na wieczory autorskie, nie podpisywałem egzemplarzy w księgarniach,
co mogłoby podnieść sprzedaż. Jednak mimo to moja historia znalazła uznanie w
oczach czytelników. Wszyscy byli ciekawi, jaka będzie kolejna powieść Judda
Thorne'a.
- Judd Thorne… - Próbowała sobie przypomnieć, gdzie widziała lub słyszała
to nazwisko. - Książka, którą dostałeś na bankiecie wydawców… To twoja?
- Właśnie dlatego tak bardzo chciałem ją komuś oddać, a potem miałem
nadzieję, że nigdy do niej nie zajrzysz. Bałem się, że po przeczytaniu domyślisz
się, kto jest jej autorem.
- Ale nie udało mi się.
- Za każdym razem, kiedy napomykałaś o mojej książce, truchlałem ze
strachu. Chyba jednak nie znasz mnie tak dobrze, jak myślałem. - Cień smutku
przebiegł przez jego twarz.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - szepnęła, a potem sama znalazła
odpowiedź na swoje pytanie. Tak było lepiej, niż gdyby usłyszała to z jego ust. -
Ponieważ nie było powodu, żebym o tym wiedziała. Ponieważ nigdy nie byłam dla
ciebie kimś wyjątkowym.
- Tak, ale tylko na początku naszej znajomości. A potem, potem było już za
późno i zupełnie nie wiedziałem, jak to zrobić. Znalazłem się w niezręcznej
sytuacji…
- Zrobiłeś tak dużo notatek na mój temat, bo miałam być kolejną ofiarą
morderstwa w twojej książce? - próbowała zażartować. - Pewnie były dni, kiedy
miałeś ochotę mnie zamordować.
- Może nie dni, ale chwile - poprawił. Miał teraz bardzo poważną minę,
jakby szykował się do wygłoszenia przemówienia. - Eriko, zbierałem te notatki,
ponieważ chciałem zrozumieć, dlaczego taka cudowna kobieta tak nisko się ceni.
Jak to się dzieje, że potrafi być silna jak skała, a chwilę potem słaba i bezradna jak
dziecko.
- Ach, studia psychologiczne. Daj mi znać, kiedy mnie rozpracujesz.
Zaoszczędzę na rachunkach za sesje u psychoterapeuty. Więc dlaczego się ze mną
ożeniłeś?
Przez chwilę myślała, że Amos nie odpowie, lecz przemówił bardzo
poważnym tonem.
- Chcesz poznać prawdziwą przyczynę czy wymówkę?
- A czy jest między nimi duża różnica? Autor, który z sukcesem
zadebiutował na rynku, a teraz przymierza się do napisania kolejnej powieści i
prawdopodobnie stanie się sławny… Musiałeś się nieźle ubawić, kiedy
zaproponowałam ci stypendium, żebyś mógł spokojnie zająć się pisaniem.
Nieważne. Pewnie chodziło o to, że mieszkając tutaj jako mój mąż, więcej
zobaczysz.
- Tak. To jest ta wymówka - zgodził się.
- Prawnicy są pewni, że Felix podpisze umowę, tak więc nie muszę się już
przejmować, co wydrukuje na mój temat „Sentinel”.
- Czyli to koniec?
- Cóż, umowa, którą zawarliśmy, miała obowiązywać do chwili
sfinalizowania kontraktu z Feliksem. Tak, chyba jesteśmy blisko celu. Na pewno
bardzo cię to cieszy. Wreszcie będziesz mógł spokojnie zająć się pisaniem. Zdaje
się, że w tym tygodniu nie udało ci się za wiele popracować. No ale przynajmniej
zebrałeś sporo materiału.
- Bardzo dużo się nauczyłem - odparł poważnie.
- Ja także. Dzięki, że wszystko mi wyjaśniłeś. To było bardzo… pouczające.
I dziękuję za ten cały tydzień. - Chciała być twarda, ale głos jej się załamał. -
Powiedziałabym, że dobrze się bawiłam, ale…
- Czego chcesz, Eriko?
Ciebie, wołało jej serce, ale po co było mówić to głośno? Nie chciała
usłyszeć, że nie jest nią zainteresowany.
- Pragnę odzyskać moje życie.
Siedział jeszcze przez chwilę nieruchomo, po czym wstał i odstawił krzesło
na miejsce.
- Skończę się pakować.
- Nie zapomnij tego. - Pchnęła w jego stronę plik papierów. - Aha! Przyszedł
też do ciebie jakiś rachunek.
Amos popatrzył prosto w jej oczy.
- I pomyśleć, że uważałem Denbyego za idiotę, który nie potrafił o ciebie
walczyć i pozwolił ci odejść.
- Słucham?
- Przynajmniej w tej sprawie „Sentinel” napisał szczerą prawdę. Zwodziłaś
go, żeby uzyskać receptury, a potem porzuciłaś. W gruncie rzeczy może Felix tak
bardzo się nie mylił, kiedy miał wątpliwości co do czystości twoich intencji.
- Wynoś się!
- Dobrze, że twój ojciec nie żyje - stwierdził, a w jego głosie nie słychać już
było gniewu, tylko zmęczenie. Zaczął zbierać notatki ze stołu. - Ponieważ
musiałbym go zabić za to, co ci zrobił. Sprawił, że przestałaś wierzyć w siebie.
Zmienił cię w bezdusznego robota, który boi się okazywania emocji.
Erika czuła, że gardło jej się zaciska, a oczy wypełniają się łzami.
- A to co? - zapytał.
Trzymał w ręku małe pudełeczko, przesyłkę, którą wręczył jej na dole
Stephen, kiedy dziś po południu wracała do domu. Zostawiła pudełko na stole, a
potem przysypała przeglądanymi listami. Pod wpływem emocji zupełnie o nim
zapomniała.
- Nic. Oddaj mi to.
- Ale na opakowaniu jest moje nazwisko - zauważył.
Patrzyła, jak zagląda do środka.
- Obrączka? Dlaczego, Eriko?
Potrząsnęła głową, ale nie była w stanie nic powiedzieć. Odstawił pudełko
delikatnie na stół i podszedł do niej.
- Kilka minut temu zadałaś mi pytanie, dlaczego się z tobą ożeniłem. Znasz
już wymówkę. Chcesz poznać prawdziwą przyczynę?
Nie, pomyślała. Nie chcę już więcej cierpieć.
Amos nigdy jej nie skrzywdził i wierzyła, że nie miał nawet takiego zamiaru.
Po prostu zbierał materiały do swej książki. To ona sprawiła, że ich związek stał się
czymś więcej, niż przewidywała umowa. Kiedy zakochała się w Amosie, odsłoniła
się, stała się słaba i bezbronna, nieodporna na ból i cierpienie. Nie powinna winić
za to Amosa.
Ale nie musiała słuchać jego wyjaśnień i jeszcze bardziej pogrążać się w
rozpaczy.
- Byłeś mną zafascynowany - powiedziała wypranym z emocji głosem. - Już
mi to kiedyś powiedziałeś.
- To tylko część prawdy - zgodził się. - Jednak powód tej fascynacji
poznałem dopiero niedawno. Zbyt późno, jak się okazuje. Spodziewałem się, że
będziesz taka jak zdjęcia z twoją podobizną: perfekcyjna i zimna. Stephen
próbował mi otworzyć oczy, ale zapomniał mnie ostrzec, jak łatwo cię pokochać.
- Nie wierzę ci.
- Nie oczekuję, że uwierzysz, ale to prawda. Nie wiedziałem, co się ze mną
dzieje. Pragnąłem chronić cię, opiekować się tobą. A kiedy już zrozumiałem, z
czego to wynika, nie umiałem wyznać ci mojej miłości. Tak, straciłem dla ciebie
głowę. Powiedziałaś kiedyś, że musiałabyś być głupia, żeby w coś takiego
uwierzyć. A przecież nie brakuje ci inteligencji i zdrowego rozsądku. Nigdy o tym
nie zapominaj. - Zamilkł na chwilę. - Kiedy kupiłaś obrączkę, kochanie? I dlaczego
to zrobiłaś?
Powiedział to miękko i ze smutkiem w głosie. Serce Eriki ścisnęło się
ponownie. Musiała wyznać mu prawdę.
- Poprosiłam rano Stephena o kupno obrączki. Tak bardzo pragnęłam, aby
nasze małżeństwo było prawdziwe.
Amos chwycił ją w ramiona i zaczął namiętnie całować.
- Kocham cię - zdołała wykrztusić. Potem nie mogła już powiedzieć nic
więcej.
Po chwili przypomniała sobie o obrączce i wsunęła ją na jego palec.
- Przyjmij tę obrączkę… - zaczęła uroczyście. - Och, nie pamiętam, co trzeba
powiedzieć. Ale wiesz, co mam na myśli.
Uśmiechnął się i ponownie ją pocałował.
- Przypomnij mi, żebym uregulowała rachunek za pierścionek zaręczynowy.
Powiedziałeś, że już przyszedł, ale nie znalazłam go.
- Nie znalazłaś, bo zapłaciłem dziś rano. Prawdziwy mężczyzna nie pozwoli,
by kobieta płaciła za pierścionek zaręczynowy. Oczywiście będę musiał
powiedzieć Stephenowi, że jego dobry gust okazał się nieco kosztowny i dlatego
nasz przyjaciel w tym roku nie dostanie ode mnie prezentu gwiazdkowego, ale…
- Na pewno zrozumie i wybaczy. Aha, należy ci się jeszcze jedno
wyjaśnienie. Denby wcale nie zamierzał ożenić się ze mną. Chciał być prezesem
Ladylove. Był gotów sprzedać receptury i poślubić córkę właściciela firmy, byle
osiągnąć cel.
- Więc go porzuciłaś i sama przejęłaś to stanowisko. Zdolna dziewczynka.
- Był wściekły, kiedy przekazałam zarządowi, że nie zgodzę się na jego
kandydaturę, ponieważ sama zamierzam objąć tę posadę. Najzabawniejsze było to,
ż
e ja jej tak naprawdę nie chciałam. W każdym razie wtedy tak mi się wydawało.
- I pewnie nie byłaś pewna, czy sobie poradzisz - dodał.
- Ponieważ twój ojciec wmówił ci, że masz jedynie piękną buzię i zgrabną
figurę…
- Hm, zebrałeś sporo informacji na mój temat. - Nie miała do niego żalu o te
gorzkie słowa. Zasmuciły ją, oczywiście, ale nie czuła się upokorzona. - Może
masz rację. Może już pora na nową twarz Ladylove.
- Później… później o tym porozmawiamy.
- A może powinno być wiele twarzy. Uśmiechnięte, zrelaksowane, pełne
radości życia…
Nie powiedziała nic więcej, bo Amos znów zaczął ją całować.
- Jest jeszcze jedna mała sprawa, kochanie - dodała po dłuższej przerwie. -
Nie mogłam tego nie zauważyć, przeglądając „Prywatnie i z bliska”…
- Co takiego? - mruczał do jej ucha.
- Powiedziałeś mi kiedyś, że pracujesz nad sceną miłosną, a tam nie ma
ż
adnej takiej sceny.
- Czy próbowałem ci wmówić, że chodzi wyłącznie o książkę? - wyszeptał. -
Pozwól, że cię wyprowadzę z błędu, skarbie.
Przyciągnął ją bliżej i pokazał dokładnie, o co mu tak naprawdę chodziło.