Co znaczy "zrzut zakończyłem"
Nasz Dziennik, 2011-03-10
"Zrzut zakończyłem" (ros. zakoncził wybrosku) to
jedno z najbardziej tajemniczych słów zapisanych
przez rejestrator pokładowy Tu-154M podczas
ostatnich minut tragicznego lotu do Smoleńska.
Podpisany jedynie słowem "bort" (załoga, lot, dosł.
pokład) nadawca komunikatu pozostaje
niezidentyfikowany. Rosyjscy specjaliści z MAK w
żaden sposób nie wyjaśnili znaczenia tego
określenia w swoim raporcie.
Słowa zostały zapisane o godz. 8.28 czasu warszawskiego. Polski tupolew jest od około
pięciu minut nad terytorium Federacji Rosyjskiej, znajduje się już w obszarze kontroli
lotniska Siewiernyj występującego w łączności wojskowej pod kryptonimem "Korsarz" na
wysokości 1500 m i ma radiostację ustawioną na częstotliwości 124 MHz. Ktoś z załogi
jakiegoś samolotu zawiadamia, że zakończył zrzut. Następnie padają słowa "zniżanie na
wschód". Frazy te z pewnością nie należą do prowadzonej w tym samym czasie rozmowy
drugiego pilota, ppłk. Roberta Grzywny z załogą polskiego Jaka-40, znajdującego się już na
ziemi. Nie mają również sensu w kontekście korespondencji z kierownikiem lotów w
Smoleńsku.
Według ekspertów, z którymi rozmawialiśmy, rosyjskie określenie "wybroska" dotyczy
wyłącznie zrzutu ludzi (desant) lub towarów (tara). Nie ma mowy o zrzucie paliwa, na co
rosyjska terminologia lotnictwa wojskowego ma inne wyrażenie "sbros topliwa" lub "sbros
goriucziego". Nie wiemy oczywiście, co konkretnie zostało zrzucone i z jakiego samolotu. W
transkrypcji głosów nagranych przez rejestrator jest wiele fragmentów korespondencji
różnych statków powietrznych, które najczęściej, zgodnie z prawidłami łączności radiowej,
same się przedstawiają, podając numery lotów. Eksperci MAK przygotowujący transkrypcję
umieścili te numery w kolumnie, w której wskazany jest autor wypowiedzi. Słowa "zrzut
zakończyłem, zniżanie na wschód" podpisano ogólnikowym "bort", oznaczającym dosłownie
"pokład", a w szerszym znaczeniu załogę samolotu lub sam samolot. Ten sam "bort" mówi
jeszcze po kilku sekundach "Pozwolili" (ros. razrieszczili) i więcej już się nie odzywa.
Która maszyna?
Można wykluczyć, by coś podobnego powiedział ktoś z załogi polskiego samolotu. Tu-154M
nie nadaje się do zrzutów. Natomiast wykonuje się je z licznych, innych samolotów
rosyjskich. Maszyny przeznaczone do zrzutów mają specjalne rampy z transporterami, z
których wyrzuca się zasobniki z ładunkiem. Może to być broń, amunicja, a nawet
odpowiednio zabezpieczone pojazdy. Rampy lub drzwi desantowe dla spadochroniarzy
posiadają odpowiednie wersje samolotów dużych rosyjskich samolotów transportowych,
odrzutowego Iła-76, turbośmigłowego An-22 oraz mniejszych transportowców An-12 i An-
26. Zrzutów ładunków dokonywać można również z bombowców, takich jak Tu-95 czy Tu-
160, w którego lukach bombowych zamiast bomb mogą znajdować się inne pojemniki z
innym ładunkiem.
Samolotem, który przychodzi na myśl, jest Ił-76 pułku transportowego z Taganrogu, który
niecałą godzinę wcześniej próbował wylądować w Smoleńsku. Jednak miał on odlecieć do
Moskwy i jeżeli tak się rzeczywiście stało, to nie wchodzi on w grę. Jak wynika z
transkrypcji, żaden samolot cywilny nie prowadził wówczas korespondencji na częstotliwości
124 MHz. Radiostacja, z której padły słowa o zrzucie, musiała zatem wejść na to pasmo tylko
na chwilę, być może przez pomyłkę, a przez cały czas kontaktować się ze swoimi
przełożonymi na zupełnie innej częstotliwości, na przykład wojskowej.
Słów "zrzut zakończyłem" nie zarejestrowała radiostacja lotniska Siewiernyj, co świadczy o
tym, że pochodzą one z maszyny znajdującej się nieco dalej. W grę wchodzą odległości nawet
przekraczające 100 kilometrów. Jednak MAK, gdyby chciał, może z łatwością ustalić, czy np.
odbywały się jakieś ćwiczenia wojskowe na okolicznych lotniskach lub poligonach, w
których uczestniczyli spadochroniarze, lub prowadzono inny desant powietrzny.
Odpowiednio przygotowany zrzut może odbywać się z miejsc znacznie oddalonych od
miejsca przeznaczenia. Znając wysokość, prędkość i kurs samolotu, a także wiedząc, jak
szybko i w którą stronę wieje wiatr, można tak zaplanować zrzut, aby ładunek wylądował
nawet kilkadziesiąt kilometrów dalej, a przy tym wyznaczyć punkt docelowy dość
precyzyjnie. Dotyczy to również desantu siły żywej. W tym celu zaopatruje się żołnierzy
wojsk powietrzno-desantowych w specjalne spadochrony, kombinezony i maski tlenowe.
Takie zrzuty wykonuje się w wojskach na całym świecie w ramach ćwiczeń, ale także
operacji specjalnych, o których przebiegu i celach opinia publiczna nigdy się nie dowiaduje.
Błędy w stenogramie
Sens prawie wszystkich pozostałych wypowiedzi załóg innych samolotów, zapisanych przez
rejestrator głosu Tu-154M, wydaje się zrozumiały. Zgłaszają się one do kontroli lotów, podają
swoje numery, wysokości, a dyspozytorzy przekazują im standardowe polecenia. Słowa, które
padły na częstotliwości lotniska, nad którym nie powinno być żadnego innego samolotu,
zastanawiają.
Oprócz szeregu innych hipotez należy wziąć pod uwagę także możliwość zupełnie błędnego
odczytania tych słów przez MAK. Jak się dowiedzieliśmy ze źródeł zbliżonych do polskiej
komisji badającej przyczyny katastrofy, dotyczy to bardzo wielu fraz. Komisja korzysta z
pomocy ekspertów fonoskopii Centralnego Laboratorium Kryminalistyki Komendy Głównej
Policji. Z kolei na zlecenie prokuratury pracuje Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie,
którego specjaliści również odczytali z zapisów więcej zdań niż Rosjanie, a wiele z nich
zinterpretowali zupełnie inaczej. Jak nas poinformował kpt. Marcin Maksjan z Naczelnej
Prokuratury Wojskowej, do zakończenia badań fonoskopijnych prokuratura nie zajmuje się
zapisami rejestratora dźwiękowego.
Przykładem odmiennego odczytania zapisu dźwiękowego są słowa dowódcy załogi mjr.
Arkadiusza Protasiuka do dyrektora protokołu dyplomatycznego MSZ Mariusza Kazany,
które według MAK brzmią "Jak się okaże, to co będziemy robili?", co Polacy odczytali jako
"Tak że proszę pomyśleć nad decyzją, co będziemy robili". W pewnym momencie padają
słowa niezidentyfikowanej osoby "Tutaj jest pięknie z tej strony". W transkrypcji MAK w
miejscu tego zdania znajduje się tylko "z boku" i informacja, że reszta wypowiedzi jest
niezrozumiała. Bywa też odwrotnie. Słów "wkurzy się jeśli...", wpisanych przez MAK do
swojego stenogramu nie ma w polskiej dokumentacji. Również stwierdzenia przypisywanego
przez Rosjan gen. Andrzejowi Błasikowi "mechanizacja skrzydeł przeznaczona jest do..." nie
wykryli nasi specjaliści. Są jedynie słowa "mechanizacja skrzydeł" powtarzane przez
nawigatora i drugiego pilota w ramach odczytywania listy czynności przed lądowaniem.
Zaskakuje brak zainteresowania tym tematem. Nie tylko MAK nie skomentował zdania o
zrzucie - a przecież padło ono na krótko przed katastrofą, również strona polska nie domagała
się wyjaśnienia tej kwestii. Wśród około dwustu pytań i wniosków, jakie Polska skierowała
do MAK po katastrofie do 7 października 2010 r., nie ma pytania o zagadkowy "zrzut".
Piotr Falkowski