Rozdział dwudziesty czwarty

background image

Dwudziesty czwarty

Miałam nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiała wkładać tych rzeczy 

ponownie, ale zostałam bez innej opcji. Włożyłam przesiąknięty krwią fartuch i 

zawiązałam pas, gdyż Bones wyrwał mu guziki. Jego ubrania były w równie 
opłakanym stanie, jednak przez bycie wielowiekowym wampirem, który spędził 

swoje ludzkie życie jako gigolo, miał to gdzieś. Wyszedł z silosu ubrany tak jak 
przyszedł na świat. 

Ubolewałabym z jego braku skromności, ale poddałam się i zamiast tego 

podziwiałam jego odwagę. Gdybym była facetem, nie chciałabym, by moje klejnoty

dyndały w pobliżu nowego ghoula.

Ponieważ potrzebowałam chwili by się ubrać i przebywałam jeszcze w silosie

usłyszałam, jak ktoś woła śpiewnym głosem. 

– Głodny.....głodny.....

Przerwałam na moment. Madigan? To musiał być on choć brzmiał niemal 

dziecinnie. Nie ryczał z wściekłości po przebudzeniu i uświadomieniu, co się stało,

jak się spodziewałam. Nie zamierzał dać nam satysfakcji. 

Wyszłam z silosu. Stali tam Bones, Dave, Spade, oraz Denise tworzący krąg 

wokół kogoś, kim zapewne był Madigan. Gdy podeszłam zauważyłam z 
roztargnieniem, że policzki mojej najlepszej przyjaciółki są zaróżowione, a ona 

sama patrzyła prosto przed siebie i nigdzie indziej.

– ... nie igraj ze mną. ­ Bones mówił swoim marsowatym tonem. ­ Im 

szybciej zdasz sobie sprawę, jak mało bolesne to będzie.

– Głodny! ­ ryknął rozdrażniony odpowiedzią, jaką otrzymał.

Ruszyłam do grupy zobaczyć Madigana i kiedy go dostrzegłam patrzyłam z 

niedowierzaniem.

Nie wyglądał on bez swojego rozczochranego wizerunku, bardziej do niego 

pasował teraz zwrot "by nie być martwym", ponieważ nikt nie budzi się z grobu 

wyglądając tak olśniewająco. Madigan rzeczywiście wyglądał lepiej niż większość 
ponieważ zmarł z powodu zatrucia, zamiast jakiegoś nieszczęśliwego wypadku. To

nie przez brak rozmazanej krwi na klatce piersiowej, czy brudnego odzienia 
wstrząsnęło mną, gdy tam stałam i patrzyłam na niego.

To jego spojrzenie. Byłam przyzwyczajona do oglądania wielu rzeczy w jego 

oczach: pogardy, arogancji, bezwzględności, zimnej satysfakcji oraz ślepej ambicji,

ale teraz widziałam tylko zmieszanie i ciekawość, jakby nie wiedział kim jesteśmy,
ale większe zainteresowanie poświęcił czemu innemu.

– Głodny, głodny, głodny. ­ Trajkotał jednocześnie kiwając głową jakby 

słuchał w niej swojej wewnętrznej ścieżki dźwiękowej.

To był dopiero drugi ghul, którego odrodzenia byłam świadkiem, ale sądząc 

z ekspresji twarzy Bonesa i Spade’a to nie było normalne. Co się z nim działo?

– Bones? ­ spytałam cicho.
Pogładził mnie po ramieniu, ale nie udzielił odpowiedzi. Za to przemówił 

ponownie do Madigana.

– Cóż, skończone, mat. Całkiem sprytne posunięcie z tym udawaniem 

obłędu, ale robiłem to przez setki lat, więc wiem, że nie jesteś szalony. Cholernie 
się boisz i tak powinno być, bo jeśli nie dasz się przesłuchać to zamierzam cię 

skrzywdzić w taki sposób, o jakiego istnieniu nawet nie wiesz.

♥ Mi również by nie przeszkadzało *_* może przy mnie chodzić tak caaaały czas. /ArgusMalinowy
Dołączam się! Chętnie, chętnie :D /GatoEsqueleto

background image

W jego spojrzeniu nie było błysku zrozumienia, zamiast tego ściągnął swoje 

wąskie wargi.

­ Głoooooooooooodddddnyyyyyy ­ wył jakby był zły, że nikt go nie rozumiał. 
Bones uderzył go tak mocno, że Madigan wypluł czerwoną plamę w 

kierunku w jakim pędziła pięść Bonesa. Następnie siwowłosy mężczyzna zaczął 
turlać się tam, gdzie runął od ciosu Bonesa, ale ten podciągnął go za jego podarty 

żakiet.

– Podoba się? ­ syknął. ­ Powtórzę to i wtedy pokażesz mi jak bardzo.

Po tych słowach zaczął go piekielnie okładać. Godzinę temu przysięgłabym, 

że chciałabym to oglądać, ale teraz, gdy po tych ciosach, tak szybkich i mocnych, 

Madigan nie przestawał zawodzić w dziwnej bolesnej dezorientacji, zrobiło mi się 
niedobrze. Denise pewnie również. Odeszła w sposób, który sugerował, że to nie 

przez zakłopotanie spowodowane nagim Bonesem spuszczającym łomot. Albo 
Madigan był najbardziej przekonującym aktorem na świecie albo nie udawał. Im 

dłużej na to patrzyłam, tym bardziej przekonywało mnie, że to nie był ten sam 
zimnokrwisty agent, który prowadził w ukryciu eksperymenty mające na celu 

połączenie dna trzech odrębnych gatunków w jedną, śmiercionośną broń. Był 
małym chłopcem uwięzionym w ciele starca, który nie miał pojęcia dlaczego zły 

człowiek go bije i nie przestaje.

– Dosyć ­ powiedziałam w końcu, chwytając Bonesa za ramię, gdy juz miał 

wypuścić kolejny cios łamiący szczękę.

Myślałam, że strząśnie rękę i będzie kontynuował, ale zamiast tego opuścił 

pięść, którą miał uderzyć Madigana. Ten zaś zwinął się w kłębek, łapiąc za 
kolana.

– Boli, boli, boli ­ szlochał łamiącym się głosem.
– To jest cholernie męczące ­ powiedział dając mu ostatecznego kopniaka 

przez, którego leżący zwinął się do pozycji embrionalnej. ­ Masz cholerne 
szczęśćcie, że jestem wykończony. Będziemy kontynuować rankiem, gdy 

odpocznę.

Teraz nie wiedziałam czy udaje, ale nic nie powiedziałam. Bones przez te 

stulecia nieraz tworzył ghoule. Gdybyśmy zostali oszukani przez genialnego 
aktora nie chciałabym się przyznać, że kupiłam to.

– Wrzuć go do silosu na ziarno ­ powiedział do Spade'a, który oglądał 

wszystko z kamienną twarzą. ­ Powinien go zatrzymać do przybycia Mencheresa.

Potem odszedł, a ja poszłam za nim, tak jak Dave.
Za nami Madigan kwilił jak małe płaczliwe dziecko.

– Proszę nie krzywdź ­ błagał Spade'a.
Mój żołądek się zacisnął. Dzieci, które słyszałam, nie brzmiały na tak 

przerażone i bezradne.

Bones podszedł do silosu w którym się kochaliśmy. Strzępki jego ubrań 

leżały dalej porozrzucane, ale zdawał się nimi nie przejmować, zamiast tego krążył
nerwowo. Jeśli jego nagość krępowała Dave’a, drugiego mężczyznę, który wszedł 

za nami, to nie dał tego po sobie poznać. Zamknął drzwi.

– Coś jest nie w porządku ­ odezwał się Dave.

Bones spojrzał na niego pełny frustracji.
– Nie, nie jest w porządku.

Wypuściłam westchnienie. Tak więc nie byłam po prostu dającą się oszukać

frajerką i w całym tym okropnym chaosie złapałam odrobinę nadziei, że 

Mencheres przewidział, by przynieść dodatkowy zestaw ubrań. Najlepiej dwa, by 
nagość Bonesa nie przyciągała zbytniej uwagi, a ja musiałam przebrać ten 

background image

zakrwawiony fartuch.

– Czy coś takiego zdarzało się wcześniej? ­ zapytałam dając sobie 

mentalnego kopniaka. ­ A jeśli tak, czy to minie po jakimś czasie?

Spojrzenie Bonesa stało się ponure.

– Zdarzało się wcześniej. Zwykle w podobnych okolicznościach, gdy danej 

osobie nie dostarczono wcześniej odpowiedniej ilości krwi. On po prostu wrócił... 

nieprawidłowo. I to nie minie.

Pozwoliłam tym słowom zawisnąć nade mną.

 

Sam fakt, że nie podburzyło 

mnie to na tyle, bym kipiała z wściekłości dał mi do zrozumienia jak zmęczona 
musiałam być.

 

Naszemu wrogowi udało się nas wygryźć, nie pozostawiając po 

sobie nawet okruszków, zamiast tego zostawiając za sobą zniszczenie. To była 
rzeczywistość, którą odczuwałam jako falę goryczy. Chcieliśmy go przywrócić, ale 

zniknął na zawsze. Oczywiście jeszcze została kwestia, co z tym zrobimy? Nie 
chciałam zatrzymać Madigana, ale wydawało się okrutne wykonać egzekucję za 

zbrodnie, których nie popełnił.

Bones przesunął dłonią po włosach. Na krótka chwilę opuścił swoje tarcze i 

mgliste uczucie wyczerpania przepłynęło do moich emocji.

Gdybym nadal była człowiekiem mogłabym zemdleć od jego intensywności. 

Spalił większość rezerwy energii tworząc nieszczęsnego nieumarłego.

­ Jesteś wyczerpany – powiedziałam, co było prawdopodobnie 

niedopowiedzeniem tygodnia. ­ Jeśli Madigan oszukuje nas, niebawem się tego 
dowiemy. Jeśli nie, to nic tego nie zmieni, wszyscy musimy się przespać.

Zaraz gdy to powiedziałam, usłyszałam zbliżający się helikopter. Moją 

pierwszą reakcją było sięgnięcie po broń, zanim opamiętałam się, przypominając 

sobie, że dzwoniliśmy po pomoc. Odczułam głęboką ulgę, gdy Bones potwierdził, 
że to Mencheres.

Nie mogłam wyczuć, kto był w helikopterze, ale ufałam Bonesowi. Wiele lat 

temu Mencheres podzielił się z nim swoją zadziwiającą mocą, dzięki czemu więź 

między nimi stała się jeszcze głębsza, niż ta łącząca wampira i jego stwórcę. Ten 
dar był nazywany Spuścizną Kaina. Umiejętność pozwalająca prześledzić drogę od

pierwszego wampira: Kaina, który został przeklęty przez Boga, skazany na 
wieczne picie krwi, za rozlanie krwi swojego brata Abla.

Tamtej nocy Bones otrzymał również nieco mocy, dzięki której mógł czytać 

w umysłach innych. Później te zdolności przerodziły się w umiejętność 

przesuwania przedmiotów za pomocą myśli i szczerze mówiąc miałam nadzieję, że
nic więcej nas nie czeka. Niektórych rzeczy nikt nie powinien być w stanie robić.

Poza tym, jeśli Bones otrzymałby kiedykolwiek zdolność kontrolowania 

ognia, Vlad będzie domagał się zmierzania posiadanej mocy. Był tak skłonny do 

rywalizacji.

Nasza trójka opuściła silos. Zauważyliśmy, że Spade jeszcze nie zamknął 

Madigana. Gdy tylko były agent CIA spostrzegł Bonesa, uwiązał się nogi Spade'a 
tak, jakby była jego ostatnią deską ratunku. Spade próbował go odciągnąć, ale 

Madigan był uczepiony jak obłąkana małpa, wciskając twarz w jego udo, by 
uniknąć wzroku na Bonesa.

 

– Nie, proszę, nie, proszę ­ zaczął intonować nierównym głosem.
Nie potrzebowałam więcej, by potwierdzić moje zdanie na temat jego stanu. 

Wiedziałam, że wolałby pozostać nieżywym, niż poniżać siebie w taki sposób, 
zwłaszcza publicznie przed wampirami. Nie, Madigan umarł po przegryzieniu 

pigułki z cyjankiem, a my ponieśliśmy klęskę.

Może lepiej by go zabić. W tym stanie nie przetrwa w świecie nieumarłych, a

background image

będąc ghoulem nie mógłby być karmiony przez człowieka. W swoim nowym stanie
mógłby nie wytrzymać widząc bliską osobę i zawładnąłby nim nadprzyrodzony 

głód.

Helikopter wylądował odrywając mnie od tych nadprzyrodzonych myśli. 

Mencheres siedział z przodu wraz z Kirą za sterami. Musiał ją nauczyć jak łatać 
jego nowym odjazdowym Eurocopterem.

– Mówiłam, że dodatkowe ubrania, by się przydały. ­ Usłyszałam jej głos 

przebijający się przez odgłos wirników.

To wywołało mój uśmiech. Kira, jak ja, wciąż była wystarczająco ludzka w 

swoim myśleniu, by pamiętać o takich rzeczach.

Najpierw wyszedł do nich Spade, niezręcznie przez, wciąż uczepionego do 

jego nogi Madigana. Następnie za nim Denise, potrząsająca głową na ten widok. 

Dalej Dave, który podał mi stos złożonych ubrań. Z ulgą mogłam wsunąć pod 
fartuch parę majtek, a następnie za duży t­shirt. Zakrwawiony fartuch zdjęłam z 

siebie, nie wyrzucając go. Był przesiąkniętymi dowodami DNA, tak samo jak 
strzępki ubrań Bonesa, dlatego wróciłam po nie do silosu. Stos szmat rzuciłam w 

najdalszy kąt helikoptera.

Bones jako ostatni wszedł na pokład, niosąc na rękach Coopera. Przewrócił 

oczami na widok celowo zawieszonych na drzwiach spodniach, ale gdy odstawił 
Coopera, wciągnął je na siebie.

– Gdzie Ian? ­ zapytał Mencheres.
– Szuka kogoś z Tate'em ­ odpowiedział Bones.

Gdy tylko Bones zajął miejsce, skomlenie Madigana zamieniło się w szloch. 

Mencheres spojrzał na niego pytająco.

– Nie, niech się nie zbliża! ­ zawołał drapiąc po kolanie Spade'a.
– Odczep się ­ rzucił rozdrażniony Spade.

Madigan zignorował go i zamiast tego owinął się najmocniej jak mógł 

dookoła jego nogi. Denise podniosła się z siedzenia z naprzeciwka, by nie patrzeć 

na Spade'a, odpychającego Madigana, siwowłosego ghoula, uczepionego jak rzep. 
Sfrustrowany Spade rozglądał się po ciasnym wnętrzu, nie było wątpliwości, że 

zdał sobie sprawę, że gdyby wyrzucił go z samolotu to mógłby go znacznie 
uszkodzić. W końcu jego wzrok spoczął na Bonesie

– Może jakaś drobna pomoc? ­ rzucił.
Moc trzaskająca w powietrzu oderwała Madigana od Spade'a u i sadowiła go

na siedzeniu obok z rękami złożonymi sztywno na kolanach, ale ta moc nie 
pochodziła od Bonesa, pochodziła od byłego faraona.

– On zużył zbyt dużo siły – powiedział, zerkając kątem oka na Bonesa. ­ 

Zużycie zbyt dużej dawki może być niebezpieczne.

Zgadzałam się z tym, czułam jego wyczerpanie. Na szczęście Mencheres był 

wystarczająco silny by przytrzymać Madigana i Coopera, gdyby ten obudził się w 

trakcie lotu. Cholera, silnik mógłby przestać działać i nadal bezpiecznie, by nas 
odstawił na docelowe miejsce. Mieliśmy jeszcze dużo do roboty, ale teraz mogłam 

sobie pozwolić na chwilę relaksu.

Po tym, gdy Bones zapiął w pasy Coopera, na siedzeniu na przeciwko siebie,

ja mogłam oprzeć wygodnie głowę na jego ramieniu i poczuć jak rozluźnia się na 
siedzeniu. Gdy tylko śmigłowiec wystartował, oddalając się od silosu, on juz spał.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rozdział dwudziesty trzeci i dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty trzeci i dwudziesty czwarty
23(2), ROZDZIA˙ DWUDZIESTY TRZECI
34(1), ROZDZIA˙ TRZYDZIESTY CZWARTY
29(1), ROZDZIA˙ DWUDZIESTY DZIEWI˙TY
Faraon, 44, ROZDZIA˙ CZTERDZIESTY CZWARTY
64, ROZDZIA˙ SZE˙˙DZIESI˙TY CZWARTY
Станислав Лем Podróż dwudziesta czwarta
Dwudziesta czwarta lekcja kursu o relaksacji, ziołolecznictwo i aromaterapia
32, 24 - Dzień dwudziesty czwarty
26(1), ROZDZIA˙ DWUDZIESTY SZ˙STY
54 2, ROZDZIA˙ PI˙˙DZIESI˙TY CZWARTY
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty drugi
Część Dwudziesta Czwarta
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty piąty

więcej podobnych podstron