UFO Hitler Projekt Chronos Xerum 525

background image

Projekt Chronos

Informacje przedstawione w tym tekście pochodzą z tajnego
archiwum Hitlera odnalezionego kilka lat po wojnie w Wiedniu. Nie
wszystkie dokumenty z tego archiwum zostały udostępnione, ale nawet
to, co opublikowano, zawiera takie rewelacje, że aż strach pomyśleć,
co znajduje się w utajnionej części. Nie wiadomo, czy te nie znane
obecnie informacje kiedykolwiek ujrzą światło dzienne.

Adolf Hitler był człowiekiem bardzo przesądnym i głęboko wierzył w
zjawiska nadprzyrodzone. To na jego rozkaz niemieccy żołnierze pod
okiem poważnych naukowców prowadzili poszukiwania Świętego
Graala (i domniemanego grobu Chrystusa) w Langwedocji, to on
wysłał ekipę badaczy w niedostępne góry Tybetu, by zgłębili
tajemnicę reinkarnacji, podróży astralnych i przechodzenia w inne
wymiary. Czy ekspedycje te przyniosły rezultaty? Wydaje się, że tak.
Odnalezione w Wiedniu dokumenty zdają się potwierdzać, że dzięki
zdobytym na Wschodzie informacjom, niemieckim naukowcom udało
się skonstruować pojazdy, które można by określić mianem UFO, a
więc takie, o jakich mówimy "niezidentyfikowane obiekty latające"
(które niekoniecznie muszą być wytworem obcych cywilizacji).

Cudowna broń Hitlera Już 14 grudnia 1944 r "New York Times"
podawał, że z terytorium Rzeszy startują okrągłe, pozbawione
skrzydeł pojazdy: "Pojawiają się pojedynczo lub w formacjach.
Niektóre są metaliczne, inne wydają się przezroczyste". Sposób
poruszania się tych pojazdów sugerował, że Niemcom udało się
odkryć i ujarzmić antygrawitację. W jaki sposób? Tego chyba nikt nie
wie. Wywiad angielski zlokalizował miejsca, z których startowały
tajemnicze obiekty. I choć alianci panicznie bali się nowej,
niemieckiej broni, to miejsc tych nigdy nie zbombardowano.
Dlaczego? No cóż, to chyba jasne - do dziś są to pilnie strzeżone bazy
wojskowe, objęte klauzulą najwyższej tajności. Z wiedeńskiego

Cudowne
Luftwaffe?

Antygrawitacja

Nowe technologie

background image

archiwum wynika, że podczas wojny udało się Niemcom
wyprodukować, oprócz ogólnie znanych V-1 i V-2, również V-4 i V-
7. Prawdziwą rewelacją okazał się Vril-1. Być może właśnie ten
pojazd (lub bardzo do niego podobny) zauważył i sfotografował na
Księżycu amerykański kosmonauta Edwin Aldrin. Nadal wielu ludzi
pragnie się dowiedzieć, co oznaczały słowa pierwszego człowieka na
księżycu, Armstronga, który przekazał na Ziemię bulwersujące
zdanie: "Nie jesteśmy tu sami". Co takiego zobaczył Armstrong i
dlaczego nie poinformowano o tym opinii publicznej? Wiadomo, że
Hitler marzył o podboju kosmosu. Czyżby mu się to częściowo
udało? Tajemnica utrzymywana za wszelką cenę W utajnianiu
wszelkich wiadomości o UFO biorą udział praktycznie wszystkie
rządy świata, nawet nasz. Poczynają sobie przy tym wyjątkowo
perfidnie.

W 1968 r dwóch zaprzyjaźnionych kalifornijskich przemysłowców
było świadkami lądowania UFO. Oznajmili potem zgodnie, że ubrani
w skafandry pasażerowie dziwnego pojazdu porozumiewali się ze
sobą najczystszą niemczyzną... Reakcja rządu była natychmiastowa.
Obydwaj mężczyźni zostali zatrzymani i chociaż badania lekarskie
potwierdzały, że ich zdrowie psychiczne nie budzi żadnych
zastrzeżeń, zostali na wiele lat umieszczeni w szpitalu
psychiatrycznym o zaostrzonym rygorze. Kiedy stamtąd wyszli, byli
już tylko wrakami ludzi. Jeszcze bardziej tajemnicza jest powzięta
przez Niemców w 1938 r. wyprawa na Antarktydę pod dowództwem
kapitana Ritshera. Do dziś wiadomo jedynie, że misja miała charakter
militarny. Ale nie tylko. Czego Niemcy szukali na tych niedostępnych
terenach? Tuż przed zakończeniem wojny admirał Donitz wysłał
lakoniczny rozkaz do stacjonujących u wybrzeży Antarktydy okrętów
podwodnych: "Zostać i kontynuować misję". Rozkaz nie był
zaszyfrowany, a jednak do dziś nie wiadomo, o jaką misję chodziło.
A co ciekawsze, wszystko wskazuje na to, że ta tajemnicza misja
nigdy nie została zakończona i że trwa nadal.W 1947 r. wysłano w ten
rejon kilka okrętów Marynarki Wojennej USA. Czytając dziennik
pokładowy admirała Byrda, można odnieść wrażenie, że począwszy
od zapisków opatrzonych datą przybycia na miejsce, dziennik
zaczyna przypominać powieść science-fiction. Przede wszystkim,
Amerykanie zauważyli kilka jednostek podwodnych, z którymi nie
zdołano nawiązać żadnego kontaktu radiowego. Podczas prób
zbliżenia znikały w niewytłumaczalny sposób. Wysłane na ich
poszukiwania małe łodzie podwodne nigdy nie powróciły. Grupa
ż

ołnierzy mających za zadanie spenetrowanie odcinka lądu, gdzie

zauważono startujące UFO, także przepadła jak kamień w wodę.
Odebrano tylko urwany w pół słowa meldunek o dziwnych tunelach
w lodzie i zapadła cisza.

Admirał Byrd stracił około 100 żołnierzy i ku jego zdziwieniu
dowództwo w Stanach nakazało mu przerwać misję i natychmiast
opuścić niebezpieczny teren. Los zaginionych w wodzie i na lądzie
marynarzy do dzisiaj nie jest znany. Pytanie, czy Niemcy mają

background image

tajemniczą bazę na Antarktydzie i czy podczas II wojny światowej
wysłali rakietę (z załogą?) na Księżyc, pozostaje bez odpowiedzi.
Jedno wiadomo na pewno. To nie Niemcy wymyślili i zbudowali
pierwsze UFO. Wzmianki o dziwnych obiektach latających można
znaleźć już w Biblii. Zagadka niezidentyfikowanych obiektów
latających i tajemniczej bazy w lodach Antarktydy ciągle czeka na
rozwiązanie. Pierwsze prace nad latającym talerzem rozpoczęto na
początku lat dwudziestych w Augsburgu (Niemcy). W 1934 roku
powstał statek o średnicy 5 metrów. Jego cechą było to, że podczas
lotu jego powierzchnia emitowała poświatę podobną do
obserwowanych pojazdów UFO. Rozpoczęto również pracę nad
bojowymi wersjami tego statku, który został uzbrojony w działka
30mm i karabiny maszynowe. Odlot statku odbył się zimą 1942r.

Kluczowym urządzeniem, stanowiącym serce niezwykłego pojazdu
był "dzwon" ("die glocke"), który wchodził w skład zespołu
napędowego. Z materiałów wynika, że miał on być drobną, choć
bardzo ważną częścią większego systemu napędowego. Główną część
"dzwonu" stanowił umieszczony w obudowie wirnik, składający się z
wału i dwóch dysków wypełnionych rtęcią, która w trakcie pracy była
schładzana poniżej temperatury krzepnięcia. Dzwon był to cylinder
umieszczony w trakcie pracy pionowo, górna część posiadała
zaokrąglenie w kształcie kopuły, zaś dolna stanowiła okrągłą
podstawę. Obudowa wykonana była z materiału dielektrycznego.
Wysokość 2-2,5 metra. średnica 1,5 - 1,8 metra (patrz rys) Przeciw
bieżnie wirujące masy. Główną część ,,dzwonu" stanowił
umieszczony w obudowie wirnik (współosiowo) składający się z
wału, dwóch dysków wypełnionych rtęcią, która w trakcie pracy
schładzana była poniżej temperatury krzepnięcia. Dyski wirowały
przeciw bieżnie z bardzo dużą prędkością. "Dzwon" był zasilany
energią elektryczną dużej mocy i charakteryzował się pracą ciągłą. W
trakcie pracy "dzwon" emitował silne promieniowanie, które miało
negatywny wpływ na organizmy żywe, powodowało odbarwianie
materiałów, koagulacje próbek krwi. Po pewnym czasie utajnionym
(rzędu jednego tygodnia) w czasie którego badane organizmy żyły,
następował gwałtowny rozkład do postaci mazistej bez zapachu
typowego dla gnicia.

Przed każdą próbą uruchomienia "dzwonu" w jego wnętrzu
umieszczano coś w rodzaju podłużnego, ceramicznego pojemnika o
ś

ciankach osłoniętych warstwą ołowiu o grubości 3cm. Pojemnik

wypełniony był dziwną, złocistą substancją o odcieniu fioletowym.
Co to było nie mogą ustalić historycy do dziś, wiadomo jednak że
substancja ta miała konsystencję lekko ściętej galarety. Tajemnicza
substancj nosiła kryptonim IRR XERUM 525 lub IRR SERUM 525.
W jaki sposób hitlerowscy naukowcy zdobyli tak zaskakującą
technologię? Na to pytanie niestety, nie znaleziono odpowiedzi. Z
czasem budową latających talerzy z niesamowitym napędem zajęła
się wojskowa placówka SS "Entwicklungsstelle IV".

background image

W lecie 1939r rozpoczęto test pierwszego obiektu , o średnicy ok. 25
metrów któremu nadano kryptonim "Haunebu I". Testy wypadły
pomyślnie i natychmiast przystąpiono do badań nad modelem
"Haunebu II". Pojazd unosił się swobodnie w powietrzu i mógł
rozwinąć prędkość do ok. 6000 km/h. Podczas ostatnich miesięcy
wojny powstał tylko jeden prototyp "Haunebu", który wykonał 19
lotów próbnych. Mieścił na swym pokładzie 32 ludzi. Głównymi
konstruktorami "latających dysków Führera", był zespół
konstruktorów: Habermohl, Schriver, Mithe i Bellonzo. Mithe swoje
laboratorium miał we Wrocławiu. Skonstruował tam dysk o średnicy
42 metrów z dyszami na obwodzie. Pisał również o próbnym locie
dysku, który miał miejsce nad Bałtykiem. Schriver i Hambermohl,
pracujący w Pradze, skonstruowali podobny obiekt, który odbył lot 14
lutego 1945r i osiągną w ciągu 3 minut pułap 12400 metrów. Według
danych amerykańskich Włoch Bellonzo skonstruował natomiast dwie
wersje latających spodków o średnicy 38m i 68m. 19 lutego 1945r
Bellonzo wykonał lot eksperymentalny. Osiągnął pułap 15000
metrów przy prędkości 2200 km/h. Przy nabieraniu dużej prędkości
ulegał zmianie kształt kabiny.

Innym konstruktorem dysków był Viktor Schauberger. Jego napęd
opierał się na bezdymnym, bezpłomiennym silniku wybuchowym.
Silnik dla swego działania potrzebował jedynie wody. W zamian
dawał ciepło, światło i ruch. Dysk na obwodzie posiadał 12 silników
odrzutowych, które chłodziły główny silnik lewitacyjny. Po wojnie
Schauberger przedostał się do USA. Amerykańscy wojskowi
zaproponowali mu 3 mln. dolarów w zamian za zdradzenie tajemnicy
silnika wybuchowego, lecz oferta została odrzucona. Po wkroczeniu

background image

wojsk radzieckich w ścisłej tajemnicy zdemontowano niezwykłe
niemieckie urządzenia i wywieziono je na Syberię. Podobno
Rosjanom udało wznowić budowę dysków. Mieli do dyspozycji nie
tylko prototypy urządzeń, ale i naukowców Schriver, Mithe i
Habermohla. Po kilku latach udało im się uciec i przedostać się do
USA. Tam jednak również nie dane im było ujawnienie swoich
badań. Stali się bowiem najlepiej strzeżonymi przez CIA (ang.
Central Inteligence Agency, pol. Centralna Agencja Wywiadowcza)
osobami, a wszystkie ich zeznania objęto ścisłą tajemnicą. Mimo
dokumentów potwierdzających prace nad latającymi dyskami, do dziś
nie udało się rozwiązać kluczowej zadatki - skąd hitlerowcy znali
technologię pozwalającą na budowę tego typu statków powietrznych?
Dlaczego miały one kształt dysku, skąd pomysły na zaskakujące
silniki.

Współcześnie niemieccy ufolodzy twierdzą, że przed II wojną
ś

wiatową hitlerowcom udało się nawiązać kontakt z wysoko

rozwiniętą cywilizacją z Układu Aldebarana. Według różnych źródeł,
do takiego kontaktu miało dojść w Sudetach. W latach trzydziestych
wielu tamtejszych mieszkańców widziało na niebie kule ogniste i
ś

wiatła. W latach 1936 - 1944 miejsce to należało do Ewy Braun,

kochanki Hitlera. Czy jednak rzeczywiście udało im się nawiązać
kontakt z obcą cywilizacją i przejąć część wiedzy? Czy też może
niemieccy konstruktorzy okazali się na tyle zdolni, że błyskawicznie
wymyśli kilkanaście nowych rozwiązań technologicznych i
opracowali plany latającego dysku? Obie hipotezy brzmią równie
fantastycznie. Niemcy dysponowały pod koniec II wojny światowej
wieloma zaawansowanymi technicznie broniami: mieli prototyp
"inteligentnej" bomby sterowanej za pomocą obrazów telewizyjnych,
testowali też niewykrywalne przez radary myśliwce typu "latające
skrzydło". Ale plany, dokumenty i relacje naocznych świadków, które
wciąż jeszcze wychodzą na jaw, mówią o tym, że poza znanymi
dzisiaj wszystkim V1 i V2.

Niemcy ukrywali coś jeszcze. Coś wyjątkowego, co wykracza także
poza dzisiejszą technikę. Mieli samoloty typu V7, czyli... latające
talerze! Były major armii niemieckiej, Rudolf Lusar, napisał w latach
50. książkę, w której mówi o co najmniej dwóch konstrukcjach
latających dysków. Według niego, prototyp jednego z nich osiagał
prędkość 2000 km/h, a napęd stanowiły turbiny gazowe. Jednak takie
rozwiązanie jest niczym, jeśli porównamy go z napędem
antygrawitacyjnym (wykorzystującym własne pole siłowe, działające
przeciwnie niż przyciąganie ziemskie). A kto zaczął o takim napędzie
mówić? Kapitan Edward J. Ruppelt, kierujący oficjalnym
amerykańskim projektem Błękitna Księga, napisał w swoim raporcie,
ż

e Niemcy dysponowały w czasie wojny maszynami o

możliwościach, które można by porównać tylko do osiągów UFO.

background image

Dokumenty, do których miał dostęp, dzisiaj są już szeroko znane. Na
niemieckich planach z czasów wojny widać dyskokształtne obiekty
przedstawiające "latające talerze" w przekroju. Część z nich ma napęd
konwencjonalny, ale na niektórych widnieją iście rewolucyjne
schematy napędów antygrawitacyjnych ! Jedne z nich opierają się na
zasadzie dwóch wirujących przeciwnie dysków, działanie innych
nawet dzisiaj nie jest dla inżynierów i uczonych jasne. Kryptonim V7
pojawia się w raporcie Richarda Miethego, naukowca, związanego z
pracami nad pojazdem. Miethe wspomina o próbnym locie dysku w
pobliżu Władysławowa. Jednak niemieckie "latające talerze"
związane są silniej z drugim końcem Polski. Wiele świadectw
wskazuje na niedostępny dziś, podziemny kompleks w pobliżu Książa
w Górach Sowich. Miejsce prac ukryte było przed rozpoznaniem
lotniczym, otoczone trzema szczelnymi pierścieniami żołnierzy SS. Z
ujawnionych w ostatnim czasie planów niemieckich wynika, że baza
obiektów V-7 miała zostać zbudowana głęboko pod ziemią w górach,
a kompleks "Riese" był pod tym względem wyjątkowy chociaż by
dlatego, że występowały tam pokłady uranu, które mogły być
wykorzystywane do produkcji paliwa jądrowego dla latających
dysków! Do budowy kompleksu "Riese" wykorzystano siłę roboczą z
obozu Gross-Rosen.

Niemcy testowali V-7 na różnych poligonach tj. W Karkonoszach (w
rejonie Przełęczy Karkonoskiej), w Górach Kaczawskich (rejon
Mniszkowa koło Jeleniej Góry). Badania dr. Milosa Jesensky`ego
wskazują jeszcze na rejon Pragi, Hodonina, Chebu, Hontiansych, na
terenie Niemiec i terenie byłej Czechosłowacji. Istniały poligony
morskie V-7 w okolicach Ustki, Królewca i Władysławowa, można
przytoczyć zdarzenie z NOL-em 14 lipca 1943 roku w rejonie Gdyni-
Babich Dołów: Być może nie tylko opracowywano tam plany V7, ale
przygotowywano również produkcję obiektów. Turyści chętnie

background image

odwiedzają podziemia znajdujące się pod zamkiem. Jednak to nie one
miały służyć w czasie wojny tajnym broniom niemieckim. O
znaczeniu innych podziemnych kompleksów Książa świadczą dzisiaj
kilometry dróg i kabli elektrycznych. śyją jeszcze ludzie, którzy są w
stanie wskazać wejścia do tajnych hal, które po wojnie, w 1947 roku
Polacy wysadzili w powietrze. Na pewno jednak zasypane
pomieszczenia nie ukrywają latających spodków. Są tylko
ś

wiadectwem, że tam właśnie mogły być konstruowane dyski - owa

"cudowna broń Hitlera". Ale co stało się z nimi potem, po wojnie ?

Obiekty o kształtach identycznych z tymi, które były na planach
niemieckich, obserwowano później po wojnie w USA, Anglii i przede
wszystkim w Argentynie. Powojenne przypadki z Ameryki
Południowej najwyraźniej miały jeszcze napęd konwencjonalny,
który okazał się niewypałem. Spodki dymiły jak smoki, a przy tym
robiły mnóstwo hałasu. Ale wkrótce pojawiły się też doniesienia o
bezszelestnych dyskach, zachowujących się jak "rasowe UFO",
których załogę stanowili wysocy blondyni... Takie przypadki
notowane są nadal. Ufolodzy wyodrębniają nawet oddzielny typ
"ludzkich" załogantów latających spodków, zwany Nordykami. Dla
kogo pracują Nordycy, jakie państwa przejęły latającą spuściznę
hitlerowskich Niemiec ? {mospagebreak}Można snuć na ten temat
jedynie domysły. Organizowano ekspedycje naukowe w rejony
Bliskiego Wschodu, Tybetu, Ameryki Południowej. Nie można
wykluczyć, że ekspedycje naukowe dotarły do zawartych w
sanskryckich pismach opisów maszyn latających. Inna z hipotez
mówi o katastrofie w 1937 lub 1938 roku koło Czernicy. Miał to być
obiekt typu kulistego który po przelocie nad Czernicą spadł na teren
pobliskiego majątku krewnych Ewy Braun. Wkrótce z garnizonu
jeleniogórskiego sciągnięto oddziały SS, które otoczyły teren
katastrofy i zabezpieczyły przewiezienie obiektu do Jelenie Góry.
ś

wiadkowie mieli zostać zmuszeni do milczenia.

W celu zbadania wraku sprowadzono w krótkim czasie trzech
fizyków jądrowych. Jednym z najbardziej tajnych projektów III
Rzeszy były latające talerze określone symbolem V-7 które Hitler

background image

nazwał prawdopodobnie "cudowną bronią". Pierwsze prace nad
latającym talerzem rozpoczęto na początku lat dwudziestych w
Augsburgu (Niemcy). Był to statek oznaczony symbolem Vril-1. W
1934 roku powstał statek o średnicy 5 metrów, który uniósł się w
powietrze i nazywał się Vril-2. Cechą charakterystyczną było to, że
podczas lotu jego powierzchnia emitowała poświatę podobną do
obserwowanych pojazdów UFO. Rozpoczęto również pracę nad
wersjami bojowymi statku Vril - 1, który był uzbrojony w działka 30
mm i karabiny maszynowe. Oblot tego statku odbył się w zimie 1942
roku.. Z czasem badaniami i budową latających talerzy zajęła się
wojskowa placówka SS - Entwicklungsstelle -IV. W lecie 1939 roku
rozpoczęto testy pierwszego obiektu Haunebu - I o średnicy ok. 25
metrów. Haunebu - II był modelem bardziej udoskonalonym o
ś

rednicy ok. 30 metrów, posiadał cztery generatory elektro-

grawitacyjne - jeden duży umieszczony centralnie, a trzy mniejsze
stabilizujące i mógł rozwinąć prędkość dochodzącą do 6000 km/h.
Plan jednej z wersji statku ,,Haunebu" Rekonstrukcja na podstawie
zachowanych planów statku Haunebu 3. Podczas ostatnich miesięcy
wojny powstał tylko jeden jego prototyp, który wykonał 19 lotów
próbnych. Mieścił 32 ludzi na swym pokładzie, rozwijał prędkość ok.
10 Macha. Napęd tego statku składał się prawdopodobnie według
naszych przypuszczeń z generatorów elektrograwitacyjnych. V-7
"Haunebu" wersje 1 do 9.

Były to latające dyski z dużym payloadem, prędkością i
manewrowością, w dodatku niewidzialne dla radarów - czyli, można
powiedzieć: UFO w służbie Hitlera. Zrekonstruowany rysunek przez
autorów tej strony na podstawie oryginalnego planu technicznego
tego obiektu. Prawdopodobnie jest to dysk V-8 bardzo rozwiniętej
konstrukcji z lepszymi właściwościami. Czyżby prawdziwym było
domniemanie, że Niemcy zbudowali różne typy tych dyskoplanów, w
tym typy przystosowane do lotów kosmicznych - jak twierdzą
niektóre źródła? Urządzeniem zasilającym dla wszystkich statków
Haunebu był zestaw połączonych silnych elektromagnesów
generatora Van de Graafa i rodzaj sferycznego dynama Marconiego
zawierającego kulę wirującej rtęci. Urządzenie wytwarzało pole
elektro-grawitacyjne i zostało nazwane "Tachyonatorem Thule". Nad
wynalazkiem tym pracował Hans Coler oraz von Franz Haid z
zakładów Siemens - Schucker oraz labolatorium AEG Telefunken. W
dawnych zakładach Zeppelina prowadzono prace nad budową
cygarowatej stacji kosmicznej ,,Andromeda" o dł. 105 metrów, którą
rzekomo zbudowano w roku 1943r. Do dziś zachował się jeden z
takich planów. Plan obiektu napędzanego przez dwa przeciwbieżnie
obracające się dyski. Dyski zawieszone były w polu magnetycznym,
na dole znajdował się dzwon a u góry kabina dla dwóch pilotów.
Obiekt z dyskami o różnej średnicy, dzwonem umieszczonym
centralnie i trzema generatorami stabilizującymi na dolnej części.
Przez środek obiektu przechodzi centralny rdzeń, którego celem było
przenikanie grawitacyjne i ukierunkowanie pola generowanego przez
dzwon i dyski.Kompleks Gór SowichNa Dolnym Śląsku na południe

background image

od Wałbrzycha w Górach Sowich znajdują się tajemnicze podziemne
kompleksy wojskowe, opuszczone przez Niemców po wojnie. Są one
połączone z zamkiem Książ mieszczącym się w samym Wałbrzychu.
Jak dotąd nie udało się ustalić czemu miały one służyć.

Wiadomo, że Niemcy posiadali zaawansowaną technologię
rakietową, którą wykorzystali przeciw Anglii bombardując Londyn
już od 1944 roku i być może kompleks był fabryką tychże rakiet czyli
V-1 oraz V-2. Z całą pewnością nie była to kwatera Hitlera jak uważa
wielu historyków.Podziemia znajdujące się w Walimiu są tylko małą
częścią kompleksu, który znany jest pod nazwą "Die Riese"
(Olbrzym). Poszczególne fragmenty całej budowli, o których
wiadomo, a które nie są przeznaczone dla zwiedzających rozsiane są
po całych Górach Sowich. Budowa Olbrzyma rozpoczęła się na
początku 1943 roku i była zakrojona na bardzo szeroką skalę. W
ciągu zaledwie dwóch lat Niemcy wydrążyli 230 tys. metrów
korytarzy, z których tylko 90 tys. jest znane. W budowie brało udział
ponad 70 tys. więźniów z pobliskich obozów koncentracyjnych oraz
kilkadziesiąt niemieckich firm. Nieliczni, którym udało się przeżyć
mówili, że zainstalowane tu zostały tajne laboratoria badawcze, z
których jedno mieściło się w zamku Książ chronione przez SS-
manów. Zagadką pozostaje, że prace w Olbrzymie trwały aż do 6
maja 1945 roku mimo, że wojna skończyła się już kilka dni
wcześniej, a 4 tys. żołnierzy pilnujących kompleksu nie zostało
przerzuconych do obrony Wrocławia. Świadczyć to może o tym, że
Niemcy pracowali tam nad czymś zupełnie wyjątkowym. Hitler
uparcie wierzył w skonstruowanie tzw. "Wunderwaffe" (cudownej
broni), która mogłaby odmienić losy wojny zaledwie w kilka dni
przectwa na stronę niemiecką. Zatem w "Riese" na V-1 czy też V-2
się nie skończyło.

Przed wkroczeniem wojsk radzieckich Niemcy wycofując się, zabili
około 12 tys. jeńców oraz 4 tys. nadzorców, a podziemia dokładnie
zabezpieczyli zawalając większą część po to żeby uniemożliwić ich
późniejsze przeczesywanie.

background image

Po kapitulacji III Rzeszy w Berlinie rozpoczęła dochodzenie komórka
NKWD zajmująca się przesłuchiwaniem jeńców oraz oficerów
niemieckich mających związek z tajnymi technologiami
składowanymi na Dolnym Śląsku, której przewodzili płk. Władysław
Szymański i gen. Jakub Prawin. Dokumenty ze śledztwa spisywano
bez pomocy tłumacza i maszynistki, a następnie przesyłano
specjalnym kanałem do Bieruta. A wszystko dlatego, że przesłuchania
dotyczyły jak określił to jeden z badanych SS Jakob Sporrenberg
"najtajniejszego projektu III Rzeszy". Nosił on nazwę CHRONOS,
którego centralnym elementem było urządzenie o nazwie Die Golcke
(Dzwon).

Było to urządzenie całkiem inne niż znane nam rodzaje broni,
likwidujące wszystkich, którzy weszli mu w drogę. Miało ono kształt
cylindra o wysokości około 2,5 metrów oraz średnicy 1,5 metrów,
którego sercem był wirnik składający się z dwóch przeciwbieżnie
wirujących mas wypełnionych rtęcią. Było to szokujące ponieważ
teorie fizyczne mówiące o generowaniu przez dwie przeciwbieżnie
wirujące masy pola antygrawitacyjnego (pole to prawdopodobnie
neutralizuje przyciąganie ziemskie), są teoriami współczesnymi
bazującymi na najnowocześniejszych osiągnięciach. Pojazd
posiadający taki napęd mógłby swobodnie odrywać się od ziemi i z
ogromną prędkością przemieszczać się w powietrzu. Jednak
produktem ubocznym takiego silnika byłoby emitowane
promieniowanie rentgenowskie i mikrofalowe o dużym natężeniu,
które mogłoby spowodować efekty biologiczne polegające na
niszczeniu żywych tkanek. Warto dodać tak na marginesie, że wyżej
wymienieni wojskowi zginęli później w niewyjaśnionych
okolicznościach.

Poza projektem Chronos realizowanym w Górach Sowich istniały
jeszcze inne zwane "Vril" czy "Haunebu" z mechanizmem
napędowym silnika o nazwie "Thule", którego centralnym elementem
był Dzwon. Warto wspomnieć, że nazwy Vril czy Thule były
nazwami okultystycznych organizacji działających w czasie wojny w
III Rzeszy, których cele i zadania nie są znane do dziś. Obiekty te
były budowane na terenie III Rzeszy (znacznie wcześniej niż te z
Olbrzyma) przez najwybitniejszych niemieckich naukowców.

Pogłoski mówią, że w połowie roku 1934 powstał pierwszy okrągły
samolot eksperymentalny RFZ-1 napędzany siłą antygrawitacji.
Jednak jeszcze przed końcem tego roku towarzystwo Vril zakończyło
budowę nowego samolotu w kształcie talerza zwanego RFZ-2, który
od roku 1940 pełnił czynną służbę jako zdalnie sterowany samolot
wywiadowczy. Miał udoskonalony napęd i po raz pierwszy sterowany
był za pomocą impulsów magnetycznych, a mierzył zaledwie 5
metrów średnicy. Ponadto podczas lotu emanował różnobarwne
ś

wiatło w zależności od stanu napędu: czerwone, pomarańczowe,

ż

ółte, niebieskie, białe lub fioletowe. Jednak mimo sporych osiągów

lotniczych, kierownictwo polityczne nie zwróciło na niego uwagi, co

background image

skłoniło Niemców do dalszych prac nad niekonwencjonalnymi
broniami. SS-4 przystąpiła do pracy, których owocem był wcześniej
wspomniany napęd "Thule" skonstruowany na bazie konwertera
techionowego kapitana Hansa Kohlera. Pod koniec roku 1938
zbudowano niewielki kolisty pojazd RFZ-4 o napędzie śmigłowym,
który służył do badań, zachowania się w powietrzu obiektów w
kształcie dysku. Na początku roku 1939 SS zbudowało RFZ-5,
pierwszy duży pojazd o średnicy ponad 20 metrów, któremu nadano
nazwę Haunebu-I. Po raz pierwszy wystartował on prawdopodobnie
w sierpniu 1939 roku. Jego atutem była specjalna budowa układu
napędowego, dzięki któremu miał on dużą ładowność. Dalszymi
pracami nad obiektami kolistymi skonstruowano pojazd będący
pośrednim rozwiązaniem. Był to pojazd o napędzie konwencjonalnym
RFZ-7.

Lipcem 1941 roku pracom nadano większy rozmach. W planach był
pionowo startujący samolot o napędzie odrzutowym, który w końcu
roku 1942 przetestowano, gdzie wyszły na jaw potężne braki. W tym
samym roku pracowano również nad napędzanym turbinowo
latającym talerzem RFZ-7T, który miał kształt typowego dysku.
17 kwietnia 1945 roku Niemcy wypróbowali swoją nową broń
odwetową nr 7. Był to bardzo dobrze znany pojazd V-7, helikopter
ponaddźwiękowy wyposażony w ponad 12 agregatów turbo BMW-
028. Podczas pierwszego lotu próbnego osiągnął pułap 23 800
metrów, a za drugim razem 24 200 metrów. Jak mówią inne źródła
pojazd ten był poruszany również przy pomocy energii
niekonwencjonalnej.
W 1942 roku nad poligonem doświadczalnym towarzystwa Vril
krążył nowy pojazd latający Vril-1, który miał 1,70 m wysokości i 11
m średnicy. Odpowiadał on wymiarom myśliwca i jako taki był
postrzegany o czym świadczyło jego uzbrojenie: 3 MK108 kalibru 3
cm i 2 MG17.
W czasie, kiedy trwały pracę nad Vril-1 stworzono zaawansowany
projekt budowy dużego statku Vril-7, w którym zastosowano
podobno napęd o wiele wykraczający naprzód Dzwonowi. Natomiast
pod koniec roku 1942 grupa badawcza SS4 rozpoczęła budowę
ulepszonego pojazdu Haunebu-II. Zmiany dotyczyły szkieletu
obudowy układu napędowego jak i zewnętrznego wyglądu. Jego
wymiary wahały się od 26 do 31 metrów średnicy i od 9 do 11
metrów wysokości, a jego prędkość wynosiła nieco ponad 6000 km/h.
Haunebu-II były prawdopodobnie w pełni przygotowane do lotów
kosmicznych, o czym świadczyły zaznaczone na planach
pomieszczenia dla załogi, które miały być wykorzystane w przypadku
długotrwałej podróży. Niektóre typy tych pojazdów miały
przygotowane specjalne stanowiska bojowe na znajdujące się w
obudowie działa na promienie "Donara".{mospagebreak}

Jeżeli chodzi o Haunebu, Niemcy mieli jak się okazuje jeszcze
ś

mielsze plany. Istnieją bowiem plany ogromnych Haunebu średnicy

przekraczającej 120 metrów. Wedle dokumentacji istniał prototyp

background image

Haunebu-III o średnicy około 70 metrów. Aby tego było mało jeszcze
przed końcem wojny SS4 planowało budowę gigantycznego statku
bazy, który dzięki napędowi wykorzystanemu w pojazdach typu Vril,
wykorzystującemu siłę grawitacji, kilkaset ton jego masy nie
stanowiło żadnego kłopotu w przemieszczaniu. Miał on powstać w
zakładach "Zepelina" i nosić nazwę Andromeda.

Wszystko brzmi jak z książki fantastycznej lecz bardzo możliwe jest,
ż

e Niemcy faktycznie byli w posiadaniu takowych pojazdów. Pytanie

tylko, skąd mogli wiedzieć jak dokonać tak wyśmienitych konstrukcji
bazujących przecież na najnowocześniejszych badaniach z zakresu
fizyki, które nawet w czasach obecnych nie są do końca
potwierdzone.
Prawdopodobnie odpowiedzi na pytanie należy szukać w
towarzystwach okultystycznych, które to miały za pomocą medium
kontaktować się z "Bogami", którzy przekazali im swoją wiedzę, a
jak się później okazało z cywilizacją pozaziemską. Niemcy nawet
dzięki przeprowadzanym seansom dokładnie wiedzieli skąd owa
cywilizacja pochodzi. A mianowicie z gwiazdozbioru Aldebarana.
Tylko po co cywilizacja będąca na wysokim szczeblu rozwoju
miałaby udostępniać swoje technologie wyniszczającej się nawzajem
ludzkości?

Być może jednak inspiracją Niemców były stare teksty indyjskie
zwane Vymaanika Shaastra, znalezione w 1908 roku, które zwierają,
co zdaje się być nieprawdopodobne, opisy konstrukcji maszyn
międzygwiezdnych, zwane Vimanami, którymi poruszali się
"Bogowie". Oto fragment opisu: "Konstrukcja musi być tak
wykonana, aby była mocna i wytrzymała, jak wielkiego latającego
ptaka, z lekkiego materiału. Wewnątrz należy zainstalować silnik
rtęciowy z żelaznym aparatem podgrzewającym poniżej. Dzięki mocy
zawartej w rtęci, która tworzy wir napędzający, człowiek siedzący
wewnątrz może pokonywać ogromne odległości na niebie w
najbardziej wspaniały sposób. Podobnie, wykorzystując proces
opisany powyżej można budować vimanę tak dużą, jak świątynia
Boga-w-Ruchu. Cztery mocne pojemniki z rtęcią muszą być
wbudowane w konstrukcję wewnętrzną. Gdy zostają one podgrzane
przez kontrolowany ogień z pojemników żelaznych, vimana rozwija
moc gromu dzięki rtęci. I błyskawicznie staje się perłą na niebie".
Jak by nie patrzeć pomimo wielu hipotez zawsze mamy do czynienia
z ingerencją z zewnątrz.

background image

No dobrze, ale gdzie Niemcy ukryli swoje statki powietrzne?
Wszystkie ślady wskazują, że mogą one być schowane w tajnej
podziemnej bazie na Antarktydzie. Aby poprzeć tą hipotezę jesteśmy
zmuszeni zajrzeć w historię i przypomnieć sobie o pewnym
przedsięwzięciu mogącym mieć związek z "niemieckimi NOLami".
Mowa tu o przedsięwzięciu Antarktis z roku 1938. Właśnie w tym
roku z rozkazu Hermana Geringa rozpoczęto niezwykłą ekspedycję,
której przewodził lotniskowiec "Schwabenlend". Jej celem było
zdobycie pewnych obszarów Antarktydy, która zakończyła się
sukcesem i zajęciem przez Niemców ogromnego terenu o
powierzchni około 6000 kilometrów kwadratowych, który nazwano
"Nową Szwabią". Nie jest ona byle jaką częścią Antarktydy, jest to
nadająca się do zasiedlenia wolna od lodu kraina, z górami i
jeziorami, do której nigdy dotąd nie dotarła żadna zagraniczna
ekspedycja.

Pod koniec II wojny światowej do "Nowej Szwabii" zostały podobno
skierowane całe flotylle niemieckich łodzi podwodnych, miedzy
innymi super nowoczesne typy 21 i 23, które mogły zdołać pomieścić
i zarazem przetransportować pojazdy typu Vril czy Haunebu.
Poparciem tego jest fakt, że alianci pod przewodnictwem admirała
Buerda próbowali dokonać inwazji Antarktydy, która to oficjalnie
była wyprawą badawczą. Jednak w jakim celu wysłano tam eskortę
ponad 4000 żołnierzy, okręt wojenny, lotniskowiec i ogromne ilości
zaopatrzenia? Prawdopodobnie Amerykanie chcieli zdobyć tam owe
brakujące technologie. I tak po nie ujawnionej ilości straconych
samolotów operacja ta została nagle po 8 tygodniach przerwana. Jakiż
to bardzo dobry przeciwnik mógł odeprzeć ich inwazję?
Jest również faktem historycznym, że w tamtym czasie zaginęło 30
niemieckich okrętów podwodnych, które pod koniec wojny
wyruszyły z portów bałtyckich. Były one wyposażone w system
tlenowy Waltera, umożliwiający im przebywanie pod wodą całymi
tygodniami.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Projekt Chronos, Zjawiska paranormalne, UFO, Hitler - projekt Chronos
75 Pan Samochodzik i Projekt Chronos
Projekt Chronos
Atomowa Bomba hitlera, Riese, III Rzesza i projekt RIESE
Nazistowski Chronos najbardziej tajemniczy projekt w dziejach ludzkości
Rola Czarno Budżetowych Projektóww genezie obserwacji UFO
projekt o narkomanii(1)
!!! ETAPY CYKLU PROJEKTU !!!id 455 ppt
Wykład 3 Dokumentacja projektowa i STWiOR
Projekt nr 1piątek
Projet metoda projektu
34 Zasady projektowania strefy wjazdowej do wsi
PROJEKTOWANIE ERGONOMICZNE
Wykorzystanie modelu procesow w projektowaniu systemow informatycznych
Narzedzia wspomagajace zarzadzanie projektem

więcej podobnych podstron