18.02.2017
Tajni Współpracownicy Służby Bezpieczeństwa
http://lustracja.net/index.php/ciekawepublikacje/111tajniwspolpracownicysluzbybezpieczenstwa?tmpl=component&print=1&page=
1/5
Tajni Współpracownicy Służby Bezpieczeństwa
| Odsłony: 12871
Jest rzeczą oczywistą, iż podstawą systemu komunistycznego w Polsce po II wojnie światowej stali się
ludzie bezpieki, stanowiący trzon Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, później Ministerstwa Spraw
Wewnętrznych. Do głównych ich zadań należało pozyskiwanie, werbowanie tajnych współpracowników,
dzięki którym na bieżąco inwigilowano nie tylko zbrojną i polityczną opozycję, ale wszystkie środowiska
społeczne, polityczne, gospodarcze, kulturalne, media i inne. Doprowadziło to z czasem do pełnej
infiltracji oraz sterowania ich procesem wewnętrznym. Główny plan działania wytyczył w 1944 r. gen.
NKWD Iwan Sierow, zalecając rozbijanie tych środowisk zwłaszcza katolickich "przy pomocy
nasłanych lub zwerbowanych agentów".
Od samego początku tworzenia "Polski Lubelskiej" główny nacisk kładziono na szkolenie funkcjonariuszy UB SB właśnie
na okoliczność pozyskiwania agentury. W niniejszej publikacji nie podjęto kwestii tajnych współpracowników wywiadu
wojskowego GZI Głównego Zarządu Informacji później WSI Wojskowej Służby Informacyjnej, gdyż do dziś brak na
ten temat wiarygodnych materiałów. Wszystkie zamierzenia i konkretne działania w tym zakresie opatrzone były klauzulą:
"Tajne", "Ściśle tajne", "Tajne specjalnego znaczenia". Informacja na temat pozyskania tajnego współpracownika (oraz
służących do tego sposobów) była niedostępna nie tylko dla przeciętnego obywatela, ale również nie każdy z pracowników
resortu mógł wejść w jej posiadanie. Wszystko to z uwagi na cele operacyjne wymagające zachowania ścisłej tajemnicy.
Na przełomie 1989 i 1990 r. wiele akt dotyczących agentury zniszczono, a wartość i wiarygodność zachowanych
materiałów dyskredytowano. Wszystko to sprawia, że do tej pory niewiele mogło powstać prac na ten temat.
Ograniczone ramy publikacji uniemożliwiają omówienie wszystkich szczegółów przynależnych do tego zagadnienia,
chciałbym więc skoncentrować się tutaj na sposobie pozyskiwania, strukturze, formach pracy, jej skutkach oraz skali
zjawiska określanego mianem agentury, a także zatrzymać się nad kontrowersyjną kwestią możliwości "preparowania"
pewnych dokumentów.
DONOS "ŹRÓDŁOWY" I "OBYWATELSKI"
Zakres inwigilacji społeczeństwa polskiego przez ludzi "bezpieczeństwa publicznego" był bardzo szeroki. Główną podstawę
uzyskiwania informacji stanowiły tzw. Osobowe Źródła Informacji (OZI). Do nich zaliczano ludzi nie tylko w sposób
formalny, zdeklarowany współpracujących z władzą, ale wszystkich udzielających potrzebnych im wiadomości. Jednym z
takich "źródeł" był tzw. Kontakt Obywatelski (KO), czyli kategoria osób, które po wejściu w posiadanie wartościowej (z ich
punktu widzenia) informacji samorzutnie informowały o tym organa bezpieczeństwa, a później wykorzystywane były też do
"lekkich" zadań (np. poinformowanie o nastrojach panujących w środowisku), które były im zlecane. Do takich kategorii
pośrednich zaliczyć należy także tzw. kontakt poufny i kontakt służbowy. Osobną kategorią byli "konsultanci", czyli
fachowcy pozyskiwani do badania niektórych problemów wyłaniających się w toku pracy operacyjnej, wymagających
wiedzy fachowej. Z reguły w charakterze "konsultantów" angażowano osoby posiadające odpowiednie kwalifikacje
naukowe lub zawodowe. Przekazywanie informacji odbywało się najczęściej w LK, czyli Lokalu Konspiracyjnym (także
Kontaktowym).
PARTYJNY, TAJNY WSPÓŁPRACOWNIK
Do donoszenia na kolegów, a także na całe środowisko a więc ścisłej współpracy z bezpieką niejako z urzędu
zobowiązani byli członkowie "przewodniej siły narodu", czyli członkowie PPR i PZPR. Do 1970 r. pozyskiwano ich
również jako "tajnych współpracowników" służb specjalnych PRL. Później było to formalnie zakazane. W słynnej już
"Instrukcji 006/70" nazywanej "Biblią SB" (opublikowanej w ostatnim numerze "Arcanów") w rozdziale III §10
zatytułowanym "Tajni współpracownicy i ogólne zasady ich pozyskiwania", w punkcie 8 zapisano: "Nie wolno pozyskiwać
do współpracy członków PZPR. W wyjątkowych, uzasadnionych operacyjnie przypadkach, pozyskanie tajnego
współpracownika będącego członkiem Partii, może nastąpić wyłącznie za zgodą I Sekretarza KW PZPR lub kierownika
właściwego wydziału KC PZPR".
W praktyce jednak częstokroć "oficer prowadzący", nie chcąc utracić TW, będącego członkiem Partii, "przekwalifikowywał"
go w papierach na "KO czyli kontakt obywatelski", a w praktyce dalej współpracował na niezmienionych zasadach, czyli
jako tajny współpracownik.
Niektórym członkom PZPR nakazywano opuszczenie szeregów partyjnych i przeniknięcie do opozycji. Większość jednak
komunistycznych aktywistów, jak można przypuszczać na podstawie toczących się procesów lustracyjnych,
wykorzystywana była przez bezpiekę i Wojskowe Służby Informacyjne do działań szpiegowskich (wywiadowczych i
kontrwywiadowczych) poza granicami kraju. Było to oczywiste, gdyż normalny obywatel miał poważne problemy z
wyjazdem za granicę, uzyskaniem stypendium naukowego, stażu zawodowego itp. Tam "szlifowali" oni język obcy,
wchodzili w kontakt ze środowiskami politycznymi, gospodarczymi, kulturalnymi. W tym kierunku pracę operacyjną
prowadził Wydział Paszportowy SB.
KATEGORIE "BEZPIECZNIKÓW"
W języku potocznym wszystkich ludzi współpracujących z bezpieką nazywa się agentami. Nie jest to jednak określenie
18.02.2017
Tajni Współpracownicy Służby Bezpieczeństwa
http://lustracja.net/index.php/ciekawepublikacje/111tajniwspolpracownicysluzbybezpieczenstwa?tmpl=component&print=1&page=
2/5
precyzyjne. Osoby takie bowiem fachowo określano mianem tajnych współpracowników (TW). Jest to pojęcie szersze
obejmujące 3 kategorie postaci. W zależności od wykonywanych zadań byli to: informator, agent i rezydent.
Tajny informator donosił na bieżąco, bardziej lub mniej systematycznie, czyli przekazywał w sposób niejawny poufne
informacje. Agent natomiast nie tylko przekazywał informacje, ale uczestniczył również w tzw. kombinacjach
operacyjnych (KO), będących najwyższą formą pracy operacyjnej bezpieki. Polegały one m.in. na skłócaniu środowisk,
kreowaniu rzeczywistości w myśl wytycznych oficerów operacyjnych UB/SB. Agenci byli niezwykle przydatni w
"rozpracowaniach obiektowych". Rezydent natomiast dysponował już własną siatką agentów i informatorów. Rezydentów
było stosunkowo niewielu.
ZASADY WERBUNKU
Zwerbowanie do współpracy tajnego współpracownika przez funkcjonariusza UB/SB oraz jego wykorzystywanie
regulowane było określoną procedurą. Jedną z pierwszych "instrukcji" na ten temat wydał w lutym 1945 r. dyrektor
Departamentu I MBP ppłk Roman Romkowski, a zatwierdził minister Stanisław Radkiewicz. Nosiła ona nazwę
"Instrukcja Tymczasowa o pozyskiwaniu, pracy i ewidencji agenturalnoinformacyjnej sieci". Obowiązywała ona (z
uaktualnieniami) do 1955 roku. Pisano w niej m.in.:
"W pracy z agenturą należy być bardzo uważnym i troskliwym, ażeby nie odsunąć od siebie agenta a odwrotnie,
zainteresowaniem się nim przyzwyczaić go do siebie i zainteresować agenta tak, by miał chęć pracować i wykonywać
zlecenia operacyjnego pracownika oraz przychodził do niego z konkretnymi materiałami. Nim pracownik operacyjny
rozpocznie pracę z agentem powinien wcześniej poznać jego dodatnie i ujemne cechy charakteru, jego skłonności,
możliwości. W żadnym wypadku nie należy spoufalać się z agentem, przyjmować małe czy duże podarunki od niego,
organizować jakiekolwiek przyjęcia czy wypitki. Z agentamikobietami nie można dopuścić do jakichś intymnych
stosunków, ponieważ wszystko to demoralizuje agenturę, podrywa w jej oczach autorytet pracownika operacyjnego i
stawia go w pełnej zależności od niej". W uzupełnieniu min. Radkiewicz precyzował:
1. "...werbowanie i utrzymanie kontaktu z agenturą przeprowadzać w zakonspirowanych lokalach, w wypadkach
wyjątkowych za sankcją kierownika Urzędu można przeprowadzać werbunek w budynkach B.P.
2. Bezwzględnie zabronić pracownikom operacyjnym nosić przy sobie wykazy agentów.
3. Na każdego zwerbowanego agenta, rezydenta informatora, winna być zaprowadzona teczka personalna, która powinna
znajdować się u odpowiednich kierowników Wydziałów i Sekcji w ogniotrwałych kasach (...).
4. Dla kontrolowania pracy agentury winno [się] zaprowadzić w Wydziałach i Sekcjach dzienniki i przechowywać je wraz
z teczkami personalnymi.
5. Przeprowadzić ścisłą kontrolę o kandydatach na werbunek, przez to nie dopuścić do zaśmiecania agentury elementami
wrogimi i podejrzanymi.
6. Dla kontrolowania pracy z agenturą należy sporządzić sprawozdania wg załączonego wzoru".
W dniu 1 lutego 1970 r. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wydało cytowane już "Zarządzenie Nr 006/70 w sprawie
pracy operacyjnej Służby Bezpieczeństwa resortu spraw wewnętrznych", podpisane przez ministra Kazimierza Świtałę. W
jego "Załączniku", nazwanym "Instrukcja o pracy operacyjnej Służby Bezpieczeństwa resortu spraw wewnętrznych"
rozdział III poświęcono właśnie "tajnym współpracownikom i innym źródłom informacji". W 12 paragrafach definiowano
"tajnych współpracowników i sposoby ich pozyskiwania", a także "podstawowe zasady pracy z tajnym
współpracownikiem" "Zlecanie zadań TW; Łączność z TW; Kontrola pracy TW; Zawieszenie i rozwiązanie współpracy z
TW" itd.
Oczywiście metody pracy bezpieki wzorowane były na systemie sowieckim. Wprowadzali je od samego początku
funkcjonariusze szkoleni w Związku Sowieckim, tzw. kujbyszewiacy.
SPOSOBY POZYSKIWANIA WSPÓŁPRACOWNIKÓW
Najpierw funkcjonariusz UB typował i zbierał informacje o kandydacie, a potem pisemnie kreślił "Plan rozpracowania
kandydata na werbunek", a następnie musiał uzyskać na to zgodę przełożonych. Kolejnym krokiem było pisemne
sporządzenie "Planu werbunku kandydata na tajnego informatora" Oficer musiał jasno sprecyzować podstawę werbunku.
Również ten "plan" wymagał pozytywnego zaopiniowania przez przełożonych. Po wstępnej, osobistej rozmowie z
"kandydatem" (jak nazywano potencjalnych TW) funkcjonariusz sporządzał pisemną relację z jej przebiegu. Na tej
podstawie przełożeni akceptowali bądź wstrzymywali dalszą procedurę względem "kandydata". Jeśli dochodzili do
wniosku, że osoba znajdująca się w polu ich operacyjnego zainteresowania, czy operacyjnego sprawdzenia rokuje nadzieje
na przyszłość, próbowali dokonać formalnego werbunku. Wytypowanego "kandydata" werbowano albo na tzw. przesłanki
ideowe patriotyczne (czyli próbowano przekonać go do komunistycznego punktu widzenia) lub na tzw. komprmateriały
(czyli materiały kompromitujące, dotyczące przeszłości kryminalnej, obyczajowej itp.); szantażem grożąc np. usunięciem
z pracy, więzieniem, a nawet zabójstwem; albo też pozyskiwano w drodze przekupstwa (pieniądze, prezenty, wydanie
paszportu, pomoc przy awansie w pracy itd.). Z upływem czasu sądząc z ujawnianych materiałów ten ostatni czynnik
zaczął odgrywać niezmiernie istotną rolę.
"KABEL" WIĄŻE KONIEC Z KOŃCEM
18.02.2017
Tajni Współpracownicy Służby Bezpieczeństwa
http://lustracja.net/index.php/ciekawepublikacje/111tajniwspolpracownicysluzbybezpieczenstwa?tmpl=component&print=1&page=
3/5
"KABEL" WIĄŻE KONIEC Z KOŃCEM
Tajnych współpracowników sowicie wynagradzano. Zależało to jednak od jakości dostarczanych informacji. Przeciętnie
za jeden, dwa, czasem trzy donosy w miesiącu TW otrzymywał mniej więcej równowartość pensji pełnoetatowego
pracownika naukowego uniwersytetu. Rację należy przyznać historykowi Ryszardowi Terleckiemu, który stwierdził, że
"Jeżeli donosicielem zostawało się ze strachu, to można złośliwie powiedzieć, że w PRL opłacało się być tchórzem". Z
czasem ludzi "złamanych szantażowanych" przez bezpiekę zastąpili "ambitni karierowicze", którzy w ten sposób chcieli
wybić się w środowisku, w pracy (szerzej o zarobkach TW por. krakowskie "Arcana"). Dla wielu osób, zwłaszcza ze
środowiska ówczesnych mediów, problemu nie stanowiła kwestia, czy w ogóle współpracować z bezpieką, lecz za ile.
TECZKI TW
Każdy zwerbowany TW zobowiązywał się do zachowania ścisłej tajemnicy i przechodził "płytkie przeszkolenie". Ustalano
system kontaktów z oficerem prowadzącym, lokal, sposób pozyskiwania informacji, kamuflaż środowiskowy itp. Każdy
TW przyjmował pseudonim (niekiedy więcej niż jeden), którym podpisywał doniesienia i pokwitowania. Tajny
współpracownik wpisywany był do Dziennika Rejestracyjnego Agentury, który prowadzono na zasadzie chronologicznej,
czyli wg daty pozyskania (np. 5 maja 1962 r. następny 11 maja 1962 r. itd.) Dziennik prowadził Wydział "C" KPMO,
później WUSW. Najczęściej odnotowywano tam imię i nazwisko, dane osobowe, datę pozyskania do współpracy i przyjęty
pseudonim (choć później nie było to regułą). Każdy TW rejestrowany był do określonego numeru widniejącego również na
karcie inwentarzowej (rejestracyjnej). Od razu zakładano mu dwie teczki osobową i pracy. W teczce osobowej
gromadzono wszystkie dokumenty dotyczące tajnego współpracownika, m.in. podpisane odręcznie zobowiązanie do
współpracy, pokwitowania przyjętych pieniędzy, pożyczek, podarków. Teczka pracy obejmowała donosy pisane przez TW.
Szczególnie czynni TW posiadali dwie i więcej teczek pracy. Przykładowo TW "Iskra" aktywny od 1946 r. do lat 70. w
lubelskim środowisku WiNu, zdołał złożyć ok. 1800 meldunków donosów, których pomieścić nie zdołało nawet pięć
opasłych tomów. W momencie zakończenia lub zawieszenia współpracy teczkę archiwizowano w Wydziale "C".
Sygnatura akt każdego tajnego współpracownika oznaczona była "jedynką rzymską" (np. I/7280). Już po samej
sygnaturze akt (dawnej) przy jakimś nazwisku można więc poznać, czy dana osoba (mówiąc popularnie) była agentem, czy
też nie. Jeśli kogoś inwigilowano, rozpracowywano, to jego akta oznaczano "dwójką rzymską" np. II/7280. Były to tzw.
obiektówki. Wszystkie akta procesowe natomiast oznaczano zawsze "trójką rzymską", np. III/7280.
"CIEMNOGRÓD", "BOGOBOJNI" I INNE SO
Najwyższą formą pracy ludzi bezpieki (obok rozpracowań ewidencyjnych i agenturalnych, SOS Sprawy Operacyjnego
Sprawdzenia; SOR Sprawy Operacyjnego Rozpracowania) były właśnie rozpracowania obiektowe (SO Sprawa
Obiektowa), czyli rozpoznanie i rozpracowanie jakiegoś środowiska, osoby obiektu przez funkcjonariuszy UB/SB. Każda
osoba występująca w rozpracowaniu obiektowym nazywana była "figurantem". Rozpracowanie obiektowe założono na
niemal wszystkie formacje opozycyjne zbrojne i polityczne, środowiska zawodowe, większość zakonów, grupy i
środowiska kościelne. Każdej tego typu sprawie nadawano kryptonim. Przykładowo sprawę obiektową dotyczącą
rozpracowania środowiska KUL w 1950 r. opatrzono kryptonimem "Bogobojni", później od 1962 r. "Ciemnogród" i
"Olimp", a działaczy Stronnictwa Pracy w Lublinie kryptonimem "Zlepek" i "Fałszywi"; Zrzeszenie "Wolność i
Niezawisłość" to "Ocean" i "Menty".
Na przykład w otoczeniu zgrupowania "Zapory" (Hieronima Dekutowskiego) zdołano pozyskać 63 tajnych
współpracowników. Bardzo często pozyskany TW wykorzystywany był w kilku lub kilkunastu sprawach obiektowych i tam
również znajdowały się jego donosy, charakterystyki, meldunki, spostrzeżenia. Ich merytoryczna wartość była różna.
Zależała od predyspozycji intelektualnych, pozycji środowiskowej i zaangażowania, czyli stopnia oddania sprawie tajnego
współpracownika. Jego praca była na bieżąco kontrolowana. Warto zacytować tu Instrukcję 006/70, gdzie w §16
"Kontrola pracy tajnego współpracownika" w pkt 1 zapisano: "Kontrola pracy tajnego współpracownika powinna być
prowadzona przez cały okres współpracy. Celem kontroli jest sprawdzenie szczerości tajnego współpracownika wobec
Służby Bezpieczeństwa i obiektywności w informowaniu, przestrzeganiu przez niego tajemnicy oraz umiejętności
postępowania w toku realizacji zadań. Kontrola ponadto ma na celu sprawdzenie, czy tajny współpracownik nie uległ
demoralizacji lub nie podjął przestępczej działalności".
PIENIĄDZE I ZAWYŻANIE STATYSTYK
Jak wspomniano, każdy TW posiadał własnego oficera prowadzącego, u którego "na kontakcie" pozostawało kilku, a
nawet kilkunastu tajnych współpracowników. Oficer operacyjny dysponował specjalnym "funduszem operacyjnym" (tzw.
Fundusz "O"), którym wynagradzał pracę lub koszta poniesione przez TW. Oczywiście dochodziło także do nadużyć.
Niekiedy nieuczciwy funkcjonariusz, chcąc zagarnąć część tego funduszu na własne potrzeby, podsuwał TW do podpisania
pokwitowanie na pobranie 1 tys. zł, gdy faktycznie przekazywał mu tylko 500 zł, twierdząc np., że inaczej w ogóle nic nie
otrzyma. W sporadycznych przypadkach posuwano się do fikcyjnego zawyżania liczby TW, aby poprawić sobie statystykę i
zwiększyć fundusze. Podkreślam szło tylko o podwyższanie liczby TW w sprawozdaniach zwłaszcza po zarządzeniu
ministra gen. Czesława Kiszczaka z 1982 r., aby każdy funkcjonariusz "miał na kontakcie" 12 źródeł informacyjnych. Nie
dotyczyło to jednak w żadnej mierze fałszowania akt teczek, spraw. Takiej praktyki po prostu nie było. Poza tym sprawy te
podlegały wewnętrznej procedurze sprawdzeniowej.
Fikcyjne podbijanie, zawyżanie statystyk jak twierdzą specjaliści, mogło zostać niewykryte przez dwa, góra trzy kwartały.
Oficera przyłapanego na tym procederze najczęściej pozbawiano za to dodatku służbowego. W kwestii tej bardzo czuła była
18.02.2017
Tajni Współpracownicy Służby Bezpieczeństwa
http://lustracja.net/index.php/ciekawepublikacje/111tajniwspolpracownicysluzbybezpieczenstwa?tmpl=component&print=1&page=
4/5
kontrola Głównego Inspektoratu Ministra (GIM).
Funkcjonariusze prowadzący agenturę składali okresowe sprawozdania swoim przełożonym na szczeblu powiatu,
województwa, a ci z kolei sporządzali z tego i przesyłali do Warszawy kwartalne, półroczne czy też roczne sprawozdania.
Tajni współpracownicy odnotowywani byli w centralnej kartotece. Materiały spływały do Biura "C" MSW, które zajmowało
się przede wszystkim kartoteką, a także archiwizowaniem i opracowywaniem niektórych dokumentów. TW stanowili
niejako "zdobycz", można by rzec "własność" oficera prowadzącego. O źródle (czyli TW) wiedział tylko pracujący z nim
funkcjonariusz i naczelnik wydziału. Prowadzenie pozyskanych do współpracy osób wybitnych i znaczących z reguły
przekazywano oficerom wyższych stopni, a nawet wicedyrektorom i dyrektorom określonych departamentów w Warszawie.
O randze źródła świadczyło również to, kto je prowadził. Jak pisze Leszek Pietrzak na łamach "Zeszytów Historycznych
WiN" źródło informator ps. "Lena" vel agent "Maria", ulokowane w środowisku "Zaporczyków", prowadzone było przez
samego wiceministra resortu bezpieczeństwa publicznego, gen. Romana Romkowskiego. Musiało więc być to źródło
bardzo wysokiej rangi.
ZASADY KOLABORACJI
Wielu tajnych współpracowników aktywnie kolaborowało z ludźmi bezpieki przez kilka, kilkanaście, a nawet dwadzieścia
i więcej lat. Jeśli któryś z innych funkcjonariuszy chciał zasięgnąć informacji o jakimś osobniku, czy np. nie został już
wcześniej "zawerbowany", musiał się o to zwrócić w sposób pisemny, przy pomocy karty wzoru E15 (czyli "piętnastki"),
odpowiednio motywując cel swoich zainteresowań. Nawet w przypadku potwierdzenia faktu współpracy, inny oficer
operacyjny nie był wprowadzany w jej szczegóły. Ściśle przestrzeganą zasadą było też nieinformowanie agentury o innych
osobach pozyskanych do współpracy. Przykładowo w jednym dwunastoosobowym zarządzie (władzach) pewnej instytucji,
rozpracowywanej pod kryptonimem "Aktywiści", 6 osób było tajnymi współpracownikami SB, lecz żadna z nich nie była o
tym poinformowana. Agent nie znał agenta. Reguła ta pozwalała nie tylko na bardziej efektywne sterowanie pracą
operacyjną, ale także umożliwiała kontrolę TW, weryfikowanie prawdziwości przekazywanych przez nich informacji itd.
Co pewien czas oficerowie przydzieleni do rozpracowywania konkretnej sprawy obiektu, sporządzali specjalny "Plan
przedsięwzięć operacyjnych do sprawy obiektowej" (np. o kryptonimie "Chadecja" prowadzonej na Polski Związek
KatolickoSpołeczny w Lublinie. Określano w nim "kierunki kontroli" oraz "przedsięwzięcia operacyjne".
Funkcjonariuszom wyznaczano termin pozyskania konkretnych nowych TW (np. 34 miesiące). Po upływie określonego
terminu byli rozliczani z konkretnych wyników. Warto zauważyć, iż podczas resortowych narad i w materiałach ich
dotyczących opatrzonych często najwyższą klauzulą tajności ("Tajne Spec. Znaczenia" np. "Egz. Pojedynczy", "Zakaz
sporządzania odpisów" itd.), nawet tam nie ujawniano nazwisk danych osobowych TW, posługując się wyłącznie ich
pseudonimami.
W szczególnych przypadkach współpraca z TW mogła zostać czasowo zawieszona, lecz fakt ten musiał być odnotowany w
teczce tajnego współpracownika ("Instrukcja", s. 6364 §17, p. 59). W celu większej konspiracji można było zarejestrować
agenta pod innymi niż faktyczne personaliami.
WIELKIE SIECI BEZPIEKI
Sieć tajnych współpracowników była od lat 194445 systematycznie rozbudowywana, a techniki operacyjne udoskonalane.
Zaznaczyć należy, iż w 1949 r. MBP posiadało już 53 tys. ludzi, w tym 5 tys. agentów i 48 tys. informatorów. W następnych
latach liczba ta uległa zwielokrotnieniu i w 1953 r. było już blisko 120 tys. czynnych agentów i informatorów. Z wielu nie
korzystano "na co dzień" "uruchamiając ich" w razie potrzeby. Jak podaje H. Dominiczak, w l. 194464 UB/SB
"przewerbowało" w sumie ok. 1 mln ludzi (tyle liczyła kartoteka). Według pracowników IPN, których wyniki badań
zasygnalizowano niedawno na łamach "Rzeczpospolitej", do 1989 r. bezpiece udało się pozyskać ponad 3 miliony tajnych
współpracowników. (Chodzi tu o całą kartotekę, a nie stan na jeden rok). Brak jeszcze pełnej, wiarygodnej, całościowej
statystyki w rozbiciu na poszczególne lata. Niemniej liczba TW nie jest aproksymatywna, czyli można ją będzie ustalić i
sformułować wnioski.
Już teraz z grubsza oszacować można, iż skala zjawiska była bardzo duża. W ciągu kilkudziesięciu lat wytężonej i z reguły
profesjonalnej pracy ludziom bezpieki udało się nasadzić agenturę bądź ją zwerbować w niemal wszystkich środowiskach
opozycyjnych politycznych, kościelnych, społecznych, branżowych itd.
NISZCZENIE TECZEK
Po przemianach 1989 r. rozpoczęto niszczenie akt byłego MSW, a w szczególności teczek agenturalnych. Karty tajnych
współpracowników usuwano z kartoteki ewidencyjnej. Akt ten nie zawsze oznaczał definitywne zerwanie tajnej
współpracy z tymi osobami. Część z nich była nadal wykorzystywana operacyjnie. Świadczy o tym zarządzenie wydane
przez podsekretarza stanu w MSW i szefa WUSW w Warszawie gen. bryg. Henryka Dankowskiego z 26 czerwca 1989 r.
(opatrzone klauzulą "Tajne spec. znaczenia"), w którym czytamy:
"Ze względu na sytuację, jaka wytworzyła się po wyborach do Sejmu i Senatu, proszę o przesłanie w trybie pilnym na moje
ręce następujących dokumentów:
1. Charakterystyk aktualnie wybranych posłów i senatorów, będących naszymi tajnymi współpracownikami. Niezależnie
od informacji w charakterystykach proszę uwzględnić stopień związania ich z naszą służbą, dyspozycyjność w realizacji
zadań, a także ugrupowanie polityczne, które reprezentują.
18.02.2017
Tajni Współpracownicy Służby Bezpieczeństwa
http://lustracja.net/index.php/ciekawepublikacje/111tajniwspolpracownicysluzbybezpieczenstwa?tmpl=component&print=1&page=
5/5
2. Charakterystyk osób, które nie są formalnie tajnymi współpracownikami, lecz z którymi w różnej formie utrzymywany
jest stały lub okresowy kontakt operacyjny. W charakterystykach tych zawrzeć dane podobne jak w punkcie 1.
Osoby z w/wym. grup, które są zarejestrowane w ewidencji biura 'C' (tajni współpracownicy, kontakty bądź
zabezpieczenia) należy zdjąć z ewidencji operacyjnej. Zdjęcie z ewidencji nie powinno oczywiście oznaczać przerwania
kontaktu operacyjnego. Przeciwnie należy podejmować różnorodne działania, by osoby te były coraz silniej związane z
nami i coraz bardziej dyspozycyjne w realizacji zadań (o zdjęciu z ewidencji nie należy w zasadzie informować tych osób).
Sprawę proszę traktować jako wyjątkowo delikatną, a informacje o powyższym zleceniu winny znać bezpośrednio osoby
zainteresowane. Gen. H. Dankowski".
Tekst cytowanego dokumentu opublikowany został w książce Michała Grockiego o do dziś aktualnym tytule "Konfidenci są
wśród nas".
LUSTRACJA JESZCZE MOŻLIWA
Biorąc pod uwagę skalę i całokształt zjawiska, trudno się dziwić, że tak trudno w Polsce było uchwalić rozsądną ustawę
lustracyjną, nie mówiąc już o wcielaniu jej w życie. Bez wątpienia wpływ na jej kształt oraz egzekucję miały osoby
wcześniej uwikłane w operacyjne zależności ludzi bezpieki. Względy polityczne decydowały o tym, że wielu ewidentnych,
wieloletnich tajnych współpracowników UB/SB (agentów) uznano za ludzi uczciwych, ewentualnie pomówionych. Spora
grupa bezpośrednio zainteresowanych naiwnie sądziła, że zniszczenie "teczki osobowej" i "teczki pracy" spowoduje
całkowite zatarcie śladów ich współpracy. O ile zniszczono znaczną część archiwaliów, to nie zdołano zniszczyć ewidencji
tajnych współpracowników. Na podstawie powoli odkrywanych i udostępnianych naukowcom akt służb specjalnych PRL,
przejmowanych przez Instytut Pamięci Narodowej, stwierdzić można, iż nadzieje takie należy uznać za płonne. Nie
potwierdzają się też propagowane pogłoski o rzekomym fałszowaniu akt byłej SB.
Dotychczas nie stwierdzono ewidentnego przypadku sfałszowania choćby jednej teczki agenta bądź informatora.
Z reguły ślady pracy TW znajdowały się i znajdują w tylu różnych miejscach, że niejednokrotnie możliwe jest nie tylko jej
ustalenie, określenie charakteru i sposóbu wykorzystania, ale nawet odtworzenie wcześniej zniszczonych "teczek pracy".
Cały materiał archiwalny bezpieki jest kompatybilny i logicznie współgra ze sobą. Trzeba też zwrócić uwagę na fakt, iż
nigdy nie przewidywano, że zostanie on kiedykolwiek udostępniony osobom postronnym, badaczom naukowcom.
Wytwarzany był wyłącznie na potrzeby operacyjne, co jeszcze bardziej zwiększa jego atrakcyjność i wiarygodność.
Mirosław Piotrowski
Autor jest kierownikiem Katedry Historii Najnowszej w KUL
Category: