Autor: Gordon Andrews
T umaczenie: SairaApril
ł
Beta: Vampire-Princess
Curran - scena z ksi
ki „Magia k sa”
ąż
ą
Tej nocy znalazłem się w Zaułku Jednorożca. Złe miejsce, zły czas
.
Tu może się
wszystko wydarzyć i to przeważnie nic dobrego. Żadna z wielu nadprzyrodzonych
frakcji Atlanty nie rościła sobie prawa do zwierzchnictwa nad nim. Zamieszkiwały go
dziwaczne stwory i ludzie, którzy w ciemnych ruinach ukrywali się przed prawem.
Nikt tu mile nie witał żadnych gości. Tak więc Zaułek Jednorożca był uznawany
przez wszystkich za terytorium neutralne, nieludzką ziemię, którą odwiedzano na
własne ryzyko. W powietrzu wisiał ostry odór strachu i każdy głupi, kto nie chciał
umrzeć trzymał się od tego miejsca z daleka.
Przyszedłem tu, żeby się z kimś spotkać. Chcę zobaczyć ją wcześniej niż ona
mnie, o ile ona zapuści się wystarczająco daleko, aby mnie znaleźć.
Oparłem się plecami o mur opuszczonego budynku, a chłód kamienia przenikał
mi kręgosłup. Światło księżyca sączyło się przez dziurę w dachu oświetlając lukę w
murze, przez którą powinna przejść. Ukrywałem się pośród cieni nocy, chcąc mieć
wystarczająco dużo czasu, aby jej się przyjrzeć.
W Zaułku było cicho. W nocy nigdy nie jest tu tak naprawdę cicho, ale teraz
potwory chwilowo zmieniły swoje zwyczaje. Żaden z nich nie wiedział, dlaczego tu
się znalazłem, ale wszystkie uznały, że nie chcą być powodem mojej dzisiejszej
wizyty.
Wszystko, co wiedziałem o najemniczce, dowiedziałem się od Jima, mojego
szefa ochrony. Pracował z nią w Gildii Najemników, a to dało mi do myślenia. Jim
jest kotem i preferuje samotne polowania. To było do niego zupełnie niepodobne, aby
ktoś spoza Gromady, zabezpieczał jego plecy. Powiedział mi, że jest szybka, jak na
człowieka i dobra w walce mieczem. Mówił również, że jest pyskata i walczy, kiedy
powinna uciekać, a nic z tego nie nastawiało mnie do niej przychylnie. Najemnicy
byli robactwem żerującym na innych, żadnego honoru, żadnej uczciwości, żadnej
lojalności… Oni w nic nie wierzyli. Nie miałem zwyczaju spotykania się osobiście z
kreaturami, które chcą być twardzielami, a w rzeczywistości są rzezimieszkami
pozbawionymi jakichkolwiek skrupułów. Od tego miałem ludzi.
Jednak tym razem byłem gotów zaryzykować, ponieważ Jim poręczył za nią.
Nieraz był świadkiem, że wychodziła cało z sytuacji, które powinny ją wykończyć.
Jim nie wierzy, że odkryła wszystkie swoje karty; ona prawdopodobnie ukrywa silną
magię, co oznacza, że przychodzi z dodatkowym obciążeniem. Co było w porządku,
jeśli tylko zwiększy jej przydatność. Coś polowało na moich ludzi, wolne zwierzęta z
Atlanty. Mimo że mieliśmy najlepszych tropicieli w mieście, jednak wciąż nie
mogliśmy tego stwora namierzyć.
Normalnie sami rozwiązujemy nasze problemy. Trzymamy je w naszej
„rodzinie”. Ludzie postrzegali nas jako potwory, a ja nie widziałem potrzeby, by
dawać im więcej argumentów. Ale te zabójstwa były zbyt liczne, nawet niektóre
wampiry zostały w ten sam sposób zniszczone. Żadna strata. Do pomocy został
zaangażowany Zakon Miłosiernej Pomocy. Jedyny człowiek, któremu ufałem w tej
organizacji fanatyków, rycerz-wróżbita Zakonu, miał zbadać sprawę i został zabity,
prawdopodobnie przez tego samego stwora. Nie przepadam za ludźmi i jeszcze mniej
mnie obchodzą, ale Greg Feldman zginął pomagając nam, a to się liczy.
Nieprawdopodobne, ale ten najemnik był jego nieznaną nikomu podopieczną i
odziedziczył tę sprawę razem z czasowym stanowiskiem w Zakonie.
Chcę znaleźć to coś, co zabiło moich ludzi, chcę stanąć nad nim i posmakować
jego krwi, gdy światło będzie gasnąć w jego oczach. Nic nie mogło mi tego zastąpić.
A z pomocą Zakonu mogę znaleźć to szybciej. Jeśli podopieczna Grega szukała
zemsty, tym lepiej, oznaczałoby to, że była skłonna do podejmowania ryzyka, które
mogłoby mi pomóc w zatopieniu zębów w gardle tego stworzenia.
Poczułem ją zanim zobaczyłem jak nadchodziła od strony Jima. Nocny wiatr
przyniósł mieszaninę zapachów, smakowałem je na języku. Skóra – stare buty.
Zapach potu, czysty i bez wątpienia kobiecy. Mieszanka rozmarynu, rumianku,
lawendy – szampon, perfumy ziołowe, obce dla tego wilgotnego i spleśniałego
miejsca - ładne. Bardzo słaby zapach goździków i stali – olej do miecza.
Jak na człowieka poruszała się cicho, niemal bezgłośnie. Interesujące. Kim ona
była?
Wreszcie słaby dźwięk kroków. Chodź bliżej, mała myszko, jesteś prawie na
miejscu.
Cienie nocy połknęły mnie, sprawiając ze byłem niewidoczny
.
Ona zaraz
powinna pojawić się na wprost mnie – to była jedyna droga – chciałem ją zobaczyć,
zanim ona zobaczy mnie. Oczywiście, o ile zdecyduję się jej pokazać. Jeżeli będzie
równie dobrze wyglądała, jak pachniała, to może ofiaruję jej ten przywilej.
Ciche skrobnięcie stopy przesuwającej się po kamieniu; pochyliłem się do
przodu, żeby lepiej widzieć.
Światło księżyca z dziury w dachu oświetlało scenę, na której postawiła
pierwszą stopę przechodząc poprzez wyrwę. Weszła bokiem, powoli i ostrożnie,
niosąc miecz. Moim oczom ukazało się dziwne, blade ostrze. Trzymała je z
pewnością siebie wskazującą, iż jej wiara we własne umiejętności walki wydawała
się być na miejscu. Końcówki pazurów zaswędziały mnie pod skórą, mając ochotę
wyjść na zewnątrz.
Ona miała jeden miecz, ale ja, miałem dziesięć pazurów.
Przeszukała wzrokiem okolicę, przestała nasłuchiwać, a następnie, lekko jak
tancerz, ruszyła do przodu ukrywając się w najbliższym cieniu, zanim zdążyłem
dostrzec jej twarz. Podmuch powietrza przyniósł kolejny powiew jej zapachu.
Zatrzymała się i wiedziałem, że wpatrywała się w mrok, bezskutecznie starając się
mnie odnaleźć. Podobał mi się sposób, w jaki się poruszała, zrównoważony i lekki,
ani sztywno, ani na palcach. Przyjemne ciało. Chodź do mnie, myszko, nie bój się.
Zrobiła krok do przodu i zobaczyłem ją z profilu. Egzotyczne, ostre rysy, nie
klasycznie piękne, ale spodobało mi się to, co zobaczyłem.
Podrapałem brudną podłogę.
Odwróciła się na jednej nodze, zataczając krąg mieczem. Szybka… Nagłym
ruchem odwróciła głowę w moją stronę. Ciemne oczy patrzyły wprost na mnie. Nie
było w nich strachu, zamiast tego w jej wzroku kryło się wyzwanie. Więc ostatecznie
nie jest myszką, ale czymś znacznie więcej. To może być interesujące. Chciałbym jej
pozwolić nieco dłużej tańczyć w błocie. Byłoby zabawne móc to obserwować.
Przykucnęła z wyciągniętą ręką. Co, u diabła, robiła…
- Tutaj, kici, kici, kici.
O mój Boże, ona była stuknięta! Zabiję Jima.
Zamrugała i spojrzała na mnie. Musiała zobaczyć blask moich oczu.
Przemieniłem się w ciemności w moją prawdziwą postać. Jeśli życzysz sobie
kotka, Kate, mała dziewczynko, to dam ci takiego, którego nigdy nie zapomnisz.
Wszedłem w światło księżyca. Znieruchomiała.
Słusznie. Bez nagłych ruchów... Podszedłem do niej powoli i krążyłem wokół
pozwalając się obejrzeć z wszystkich stron. Nadal lubisz kotki? Mogłem poczuć
zapach jej zaskoczenia i strachu. Nasz spojrzenia spotkały się. Jej oczy się
rozszerzyły, cofnęła się i upadła na tyłek.
Heh. Ukłon byłby wystarczający.
Cofnąłem się w cień na rogu. Nie byłem pewien, jaki efekt wywarłby na niej
śmiech lwa, a przecież nie chciałem jej omdlenia. Powróciłem do ludzkiej postaci,
oblewając zmianę potem. W każdym innym czasie mógłbym wyjść do niej tak jak
stałem, ale to było spotkanie biznesowe... Najlepiej zastosować inny sposób.
Dałem jej kilka sekund na oprzytomnienie. Otrzepywała kurz z dżinsów.
- Kici, kici?
Wzdrygnęła się. Bystra dziewczyna. Większość zmiennokształtnych nie może
się zmieniać w podobny sposób. Nie jestem większością zmiennokształtnych. Jestem
Władcą Bestii.
- Rzeczywiście – powiedziała opanowawszy słabość – zaskoczyłeś mnie trochę
i przyszłam nie przygotowana. Następnym razem przyniosę trochę śmietanki i jakieś
kocie zabawki.
Zabawki mogłyby być niepotrzebne.
- Jeśli będzie jakiś następny raz – powiedziałem.
Wyszedłem, a ona odwróciła się do mnie. Wydawała się odczuwać niemal ulgę,
że nie byłem nagi. Większość kobiet reagowała odwrotnie. Jej strata.
Spojrzałem na nią moim twardym wzrokiem. Spotkała moje spojrzenie i nie
odwracała wzroku, ani nie kuliła się ze strachu. Punkt dla niej. Była wysoka jak na
kobietę, może dwa lub trzy cale niższa ode mnie. Młoda, gdzieś między
dwudziestym, a dwudziestym piątym rokiem życia. Wyglądała na silną i gibką, jak
sportowiec lub wojownik.
- Jaka kobieta pozdrawia Władcę Bestii słowami „kici, kici”?
- Jedna z wielu kobiet – odparła.
Nadal wlepiała we mnie oczy. Może nie była tak zabawna, jak myślała, że była,
ale nie była tchórzem. Dobrze. Mogę pracować z odważną.
- Jestem władcą wolnych zwierząt.
Curran - scena z książki „Magia parzy”
Kiedy wyważyłem frontowe drzwi mieszkania Kate poczułem zapach krwi i
trucizny. Następnie zapach dymu i jeszcze jakiś… słono-gorzki. Podobny do zapachu
akwarium. Co, do cholery, się tu wydarzyło?!
Przez telefon jakaś rozhisteryzowana dziewczynka płakała, że Kate umiera.
Niewiele brakowało. Spodziewałem się, że jest źle, ale jej widok mnie zmroził.
Leżała na brzuchu w łazience, blada skóra ostro kontrastowała z ciemną czerwienią
krwi, która wydawała się być wszędzie. Plecy były rozprute z wielką siłą, w tym
momencie zrozumiałem, że mogę ją stracić. Widywałem już ludzi umierających z
błahszych powodów.
O Twierdzy nie było mowy, zbyt daleko. Kazałem zawiadomić Doolittle’a w
południowo-wschodnim biurze, zanim pognałem ratować tę idiotkę.
Podniosłem ją z podłogi i pobiegłem. Skórę miała gorącą jak ogień, biegłem
najszybciej jak mogłem. Tętno miała nikłe. Przyszła mi do głowy głupia myśl, że
jeśli ją wypuszczę choć na chwilę z ramion, to ona umrze. Biegłem do Doolittle’a.
Wpadłem do biura z Kate w ramionach, wzywając Dollittle’a, co nie było potrzebne,
bo on już stał w pogotowiu i czekał. Położyłem ją delikatnie na noszach, żeby mógł
ją zobaczyć.
- Czy możesz ją uratować?
Wzrokiem badał jej stan. – Mój Panie, rany są rozległe i tego rodzaju…
- Spróbuj – przerwałem mu.
Rzucił się do niej i wszystko, co mogłem zrobić, to stać i patrzeć, jak ją
zabierają.
Na półce trafiłem na zniszczoną kopię egzemplarza „White’s Once and Future
King” i, czekając na wiadomości, postanowiłem ją przestudiować,. Przyniosłem sobie
piwo. Po dziesięciu stronach wiedziałem, że to bezcelowe, nie rozumiałem ani słowa.
Zamknąłem oczy, oparłem się plecami i czekałem.
Po jakimś czasie telefon zadzwonił i Doolittle poinformował mnie, że jej stan
zdawał się stabilizować. Oczyścił jej organizm z trucizny i gorączka zaczęła spadać.
Ktoś kiedyś powiedział, że lepiej mieć szczęście, niż majętności. On czy też ona
musieli mieć Kate na myśli, bo dobremu doktorowi wystarczyło siły med-maga, a
musiał zużyć jej bardzo dużo, na zaleczenie rozcięcia na plecach i zneutralizowanie
trucizny płynącej przez jej ciało. Nie wiem, dlaczego, ale gdy poinformował mnie, że
Kate będzie, według wszelkiego prawdopodobieństwa, żyła, z ulgą wypuściłem
długo wstrzymywany oddech. Powinienem był wiedzieć, że była zbyt uparta lub zbyt
głupia, żeby umrzeć.
Jednak prawdziwym pytaniem było, dlaczego byłem tak zmartwiony? Dlaczego
tak bardzo się niepokoiłem, czy ta zwariowana dziewczyna będzie żyła? Nie
funkcjonowała w żadnej grupie społecznej, ani całkowicie wśród ludzi, ani nie była
też jedną z nas. Ilekroć pojawiała się w moim życiu, wprowadzała taki zamęt, jakby
ktoś wsadził kij w mrowisko i wiedziałem, że wraz z nią zjawią się kłopoty zwykle
kończące się ranami obojga lub jednego z nas.
Była arogancka, impulsywna, nie uznawała mojego autorytetu, ani nie
szanowała mojej pozycji. Wyzwała mnie przed moimi ludźmi. Jeśli ktoś kiedyś…
Ale była czasem zabawna i nigdy nudna. Bogowie, warto będzie zobaczyć jej
twarz, gdy uświadomi sobie, że po raz kolejny uratowałem jej tyłek.
Właściwie to całkiem ładny tyłeczek, jeśli już o tym pomyśleć. Fakt, moja
pamięć o tyłeczku i jego właścicielce, wydaje się być całkiem wyraźna. W ten sposób
postrzegają smoki.
Jedyne, czego teraz potrzebowałem, to wziąć prysznic, nawet z zamkniętymi
oczami. Będę przeklęty, jeśli ona spojrzałaby na mnie, a ja będę wyglądał na
zmęczonego lub zaniedbanego.
Kiedy w końcu się obudziła, czułem się tak, jak po przebyciu pół mili fatalnej
drogi i było mi bardzo brak, choć przelotnego spojrzenia na nią - tak jak bym nie miał
innych problemów na świecie.
Nie powinienem się tak zamartwiać. Prawie cały dzień minął, zanim Doolittle
zadzwonił, że jego pacjentka odzyskała przytomność.
- Jak cię czuje?
- Ból, jak cholera i prawdopodobnie…
- Głodna? – domyśliłem się.
- Tak, myślę, że tak. Gojenie ran wymaga zwiększenia zapasów energii w ciele.
Wierzę, że jest bardzo głodna.
Uśmiechnąłem się. – Doktorze, jak myślisz, czy ucieszyłby ją dobry, gorący
rosół?
Po małej pauzie odpowiedział. – Mój Panie, myślę, że powinna się bardzo
ucieszyć.
O, tak, powinna siedzieć w łóżku i jeść zupę, którą jej zaniosę, jak grzeczna,
mała dziewczynka. Najlepiej będzie ją obserwować, mimo, że nie będzie miała
bladego pojęcia, jak zwykle zresztą, o konsekwencjach swego postępowania.
Gdy wkroczyłem do pokoju, prowadząc jednego z kucharzy niosącego zupę na
tacy, usłyszałem końcówkę rozmowy.
- Jak się tu znalazłam?
- Przyniósł cię Jego Wysokość.
- Czy tym razem też jest spalony na frytkę, czy może dla odmiany przecięty na
pół?
Jej troska była wzruszająca.
- Ani to, ani to – powiedziałem.
Jej oczy rozszerzyły się z zaskoczenia. Mogę chodzić bezszelestnie, jeśli chcę,
ostatecznie jestem kotem. Ruchem ręki kazałem kucharzowi postawić tacę na stoliku
w nogach łóżka. Doolittle skłonił się i obaj z kucharzem wyszli z pokoju.
W tym momencie popatrzyłem na Kate. Nie widziałem jej od chwili, gdy ją tu
przyniosłem. Wyglądała lepiej, ale tylko odrobinę. Bledziutka, ciemne kręgi pod
opuchniętymi oczami, skóra na twarzy mocno naciągnięta. Wyglądała jak cień samej
siebie.
To mnie nieco wystraszyło. Nie byłem przyzwyczajony do oglądania jej w
takim stanie.
- Wyglądasz, jak gówno w trawie – powiedziałem. Uczciwość jest ważna w
każdym związku.
Odchrząknęła. – Dzięki. Staram się, jak mogę.
Krucha i słaba, ale w dalszym ciągu ta sama Kate.
Wziąłem miskę zupy i myślałem o tym, co to oznacza tu, w tym miejscu, jeśli
jej złożę ofertę, a ona ją przyjmie. Ona może nie wiedzieć, co to znaczy, ale
chciałbym. To jest to. Niczym nie ryzykuję…
Podsunąłem jej miskę tak, by mogła poczuć zapach. Zanim zdążyłem ją ostrzec,
że gorące, chwyciła ją w obie ręce i poparzyła się.
- Idiotka – skwitowałem. Postawiłem zupę przed nią na kocu i podałem jej
łyżkę.
- Dzięki.
Ona rzeczywiście mi podziękowała. Wszystko szło dobrze. W końcu równie
dobrze mogłem się spodziewać, że ta zupa wyląduje na mnie.
Chwyciła łyżkę. Zgadza się… jedz to…
- Czy masz mapy? Były na…
- Kredensie – dokończyłem. – Zamknij się i jedz zupę.
Usiadłem na krześle Doolittle’a i obserwowałem ją, jak jadła. To było miłe, że
byliśmy razem i do tej pory nie próbowaliśmy się pozabijać. Może gdybym mógł ją
uciszyć… gdym zamykał jej buzię jedzeniem…
- Więc to jest ten sekret.
Spojrzała lekko zaszokowana. Żadnej dowcipnej reakcji. Może ją
przestraszyłem, bo nawet się nie skrzywiła.
- Wszystko z tobą w porządku? – zapytałem. – Zbladłaś tak nagle.
- Jaki sekret?
- Tajemny sposób, który sprawił, że wreszcie się zamknęłaś – uśmiechnąłem się.
– Następnym razem, kiedy będziesz pyskować, muszę bić cię tak długo, aż będziesz
półżywa, a następnie dam ci rosół, i wtedy zapanuje błogosławiona cisza.
Skrzywiła się i wróciła do zupy.
- A co, miałaś na myśli jakiś inny sposób?
- Nie wiem. Myśli Władcy Bestii są tajemnicą dla takiego zwykłego najemnika
jak ja.
- Nie jesteś zwykłym najemnikiem.
Jej miska była już pusta, więc podałem jej następną. Tym razem nasze palce się
zetknęły. Znieruchomiałem i spojrzałem jej w oczy. Nasze twarze znalazły się blisko
siebie. Rozchyliła nieznacznie wargi. Pochyliłem się nieco w jej kierunku i… złapała
miskę i odsunęła się na bezpieczną odległość. To było jak złamanie czaru. Zabawna
mała myszka.
- Dlaczego mnie uratowałeś?
- Odebrałem telefon, jakieś rozhisteryzowane dziecko krzyczało, że umierasz,
że zostało samo, i że są tam nieumarli. Pomyślałem, że to może być interesujące
zakończenie nudnego wieczoru. To i, kurwa, nienawidzę nieumarłych.
Spojrzała zdziwiona. – Jak Julie się domyśliła, żeby tu zadzwonić?
- Domyślam się, że nacisnęła klawisz ponownego wybierania numeru. Sprytna
dziewczynka. Moja kolej. Powiesz mi, w co się wpakowałaś.
Nie pytałem. Moi ludzie przeszukali i przewąchali jej mieszkanie cal po calu.
Było tam trzech napastników, nie byli ludźmi. Wprawdzie brakowało ciał, ale były
znaki świadczące o ogniu, wgniecenia i plamy na ścianach. Moi ludzie, w najlepszym
przypadku, mogli tylko określić kształt stworów. Ona musiała zabić coś w kuchni,
pokonać drugie coś ogniem, a trzecie coś rozpłaszczyła na ścianie. Derek przyniósł
Julie do Twierdzy. Pracował nad nią, ale to było dziecko ulicy. Była nieufna i jak
dotąd nic nie mówiła.
Ciemne oczy patrzyły na mnie z bladej twarzy Kate.
- Nie.
Może nie zrozumiała. Wiele przeszła.
- Nie?
Dam jej szansę.
- Nie.
Do kurwy nędzy, tylko nie to gówno znowu. Skrzyżowałem ramiona na piersi i
pozwoliłem jej odczuć moje niezadowolenie. Cofnęła się. Tego już było za wiele.
Odchyliłem się do tyłu.
- Wiesz, co mi się w tobie podoba? To, że nie masz kompletnie wyczucia chwili.
Siedzisz na moim łóżku, na moim terenie, ledwo możesz podnieść łyżkę i ośmielasz
się mówić „nie”. Podejrzewam, że złapałabyś śmierć za wąsy, gdybyś tylko mogła
ich dosięgnąć.
Nie wiedziała tego, ale w tym momencie była blisko. Cholernie blisko.
- Zapytam cię jeszcze raz i lepiej, żebyś mi odpowiedziała. Co tam robiłaś?
- Jak widzę, fakt, że odzyskałam mapy Gromady, nie został doceniony. W
zamian za to przynosi się mnie tutaj wbrew mojej woli, przesłuchuje i grozi krzywdą.
Jestem pewna, że Zakon ucieszy się na wiadomość, że Gromada porwała jego
przedstawiciela.
- Aha. A kto im to powie?
Tak, Gromada wielce żałuje, że nie mogła ocalić przedstawiciela Zakonu. Jej
obrażenia były zbyt rozległe. To byłoby tak proste… Tchawica i krtań zmiażdżona?
Coś podobnego, ktoś ją udusił? Moi ludzie by milczeli.
Spojrzała na mnie, jakby chciała ocenić moje intencje. Czy mogę to zrobić?
Wypróbuj mnie.
- Właściwie, mogłabym kopnąć cię w dupę i uciec stąd – powiedziała.
Hahaha. Może gdybym był martwy, czy też gdybym miał atak apopleksji.
Obdarzyła mnie tym swoim szalonym uśmiechem. Pokazałem jej krawędzie
zębów.
- Chyba w twoich snach.
- Nigdy nie dałeś mi okazji do rewanżu. Mogłabym wygrać.
Taaa…, a pewnego razu moglibyśmy dać pokaz w starej stodole.
Skrzywiła się. – Gdzie jest łazienka?
Wskazałem kierunek ręką, a ona ostrożnie usiadła na łóżku, jakby nie była
pewna, czy może stanąć samodzielnie. Było mi jej prawie żal. Potem zobaczyłem
resztę i nie mogłem powstrzymać śmiechu.
- Co cię tak śmieszy?
- Masz majtki z kokardką.
Spojrzała w dół. Miała na sobie krótki top i niebieskie majtki z jedwabną
kokardką.
Twarz jej pobladła, a potem spurpurowiała. Hahaha.
- A co jest złego w kokardce?
- Nic. Spodziewałem się, że nosisz w tym miejscu drut kolczasty lub stalowy
łańcuch.
Zadarła nos do góry.
- Potrafię sobie zapewnić wystarczające bezpieczeństwo, by móc nosić takie
właśnie majtki… z kokardką. Poza tym są miękkie i wygodne.
Co ty nie powiesz?
- Bez wątpienia – mruknąłem.
Ponownie zrobiła wielkie oczy. Zawahała się.
- Nie sądzę byś zechciał zapewnić mi odrobinę prywatności na czas mojej
wyprawy do łazienki?
I przegapił majtkową paradę? Nie ma szans.
- Nie ma mowy.
Mężnie spróbowała wstać z łóżka, ale zdradziły ją nogi. Ledwie zdołałem ją
złapać, zanim upadła na podłogę. Trzymałem ją ciasno przez chwilę, ciesząc się
bliskością. Pachniała jak Kate. Mógłbym się przyzwyczaić do jej zapachu.
- Potrzebujesz pomocy, specjalistko od kopania męskich tyłków?
- Obejdzie się.
Naprężyła ciało próbując się uwolnić, potrzymałem ją jeszcze przez dłuższą
chwilę i puściłem.
Zrobiła ostrożny krok w stronę najbliższych zamkniętych drzwi.
- To jest schowek – powiedziałem usłużnie.
Wyglądała tak, jakby miała się rozpłakać i chwiejnym krokiem weszła do
łazienki.
Curran - scena z książki „Magia uderza”
Blisko pół tuzina moich ludzi poszło drogą łajdactwa. Wśród nich był mój szef
ochrony, nasz główny medyk, młody wilk i potomek Klanu Bouda. Złamali moje
pierwsze prawo. Postanowili wziąć udział w Północnych Rozgrywkach, odmówili
wykonania bezpośredniego rozkazu stawienia się przede mną i wyjaśnienia sprawy.
Nigdy wcześniej nie wątpiłem w lojalność Jima, on był Alfą klanu kotów i we
wszystkich poczynaniach moim zastępcą. Doolittle lekceważył politykę Gromady i
ratował mi życie częściej, niż byłbym skłonny to przyznać. Derek został przyjęty do
Gromady po tym, jak jego ojciec stał się loupem i zmasakrował matkę chłopaka i
siostry. Kiedy tak się stanie, a zdarza się to częściej niż myślą ludzie, jedynym
wyjściem jest zabicie pozostałego przy życiu samca. Zabija się również potomka
chłopca, szczególnie dorastającego, ponieważ powszechna jest wiara, że ma on
predyspozycje genetyczne, i może pójść w ślady ojca. Jim był tego zwolennikiem.
Podjąłem decyzję przeciwną, co nie zdarzało się często. Dzieciak miał już za sobą
wiele i zdecydowałem, że zasługuje na szansę. Czyżbym się mylił? To, że Rafael się
w to wplątał, nie zaskoczyło mnie wcale. Jeśli to małe pawiątko Bei myśli, że nie
mogę zepsuć jego ślicznej buziuchny, to jest tak samo głupi, jak te dziewczyny
goniące za nim niczym psy za suką.
Co może być powodem, że kot, wilk, hiena i słodki borsuk – medmag w
średnim wieku, zaryzykowali narażenie się na mój gniew? Nie potrafiłam poskładać,
kto i dlaczego, ale miałem cholernie dobry pomysł, od kogo wyciągnąć informacje.
Kate Daniels, profesjonalna „pieprzę władzę”.
Kate pracowała dla Zakonu - ludzi, którzy gardzili moim rodzajem. Tak, była
zatrudniona przez Zakon i czasem również pracowała dla Gildii, ale przysięgam, jej
życiową misją było uczynienie mnie nieszczęśliwym. Sprzeciwiła mi się publicznie,
wyzwała mnie prywatnie i niech Bóg mi pomoże, powodowała w mojej głowie taki
zamęt, jak słoń w składzie porcelany.
Jak tylko się zorientowałem, że coś jest nie tak, zadzwoniłem do niej. W zwykły
dla siebie, uroczy i dyplomatyczny sposób, odmówiła mi nie tylko przekazania
posiadanej wiedzy o sprawie, ale i udzielenia jakiejkolwiek pomocy. Oczywiście,
tkwiła w tym bałaganie, razem ze swoim ślicznym tyłeczkiem.
Później, gdy zacząłem już łączyć w całość kawałki układanki, zadzwoniła do
mnie, by mnie poinformować, że ona i Jim uciekają razem, a na koniec
zaproponowała mi erotyczną kolację, o ile zdołam ich odnaleźć w ciągu trzech dni.
Kate spowodowała niezły wstrząs w mojej głowie. W moim przekonaniu
wyraźny jest między nami jasny związek, ale gdy już się spotykamy, wychodzi to, co
jest.
- Kate, powiedz mi, co wiesz, albo cię zabiję. Jej odpowiedzi mogłem się
domyślić, „pieprz się – my zjeżdżamy stamtąd”.
Wstrząsnęło mną wyobrażenie nagiej Kate, ale postarałem się wyrzucić ten
widok z głowy, bo nie miał sensu. Jim i Kate pracowali razem wykonując dorywcze
zadania dla Gildii, ale nigdy nie było między nimi cienia czegoś więcej niż przyjaźń,
oparta na wzajemnym szacunku. Wiedziałem też o tym, że Jim bardzo lubił na wpół
ślepego tygrysa wegetarianina.
Kto, do cholery, słyszał o czymś takim? Dała wielkiemu kotu groźne imię i
uporczywie próbowała się zabić poprzez zbyt szybką jazdę samochodem.
Jim miał wysokie mniemanie o możliwościach Kate, co należało do rzadkości.
Zręcznie posługiwała się mieczem, była w tym naprawdę dobra, prawie tak dobra, jak
myślała, że była.
Próbowałem poskładać kawałki tej układanki. Nawet, jeśli zdecydowali się
uciec razem, to jak ma się do tego udział w rozgrywkach? Wiedziałem, że Kate
mogłaby walczyć dla zabawy lub dla forsy. Czy potrzebowali pieniędzy na nowe
życie razem? W jaki sposób uwikłani byli w to inni?
Derek pracował dla Jima i niemal czcił Kate. Jeśli oni posłużyli się nim… Tego
nie mógłbym wybaczyć. Wiedziałem też, że kolega Rafael był najlepszym
przyjacielem Kate. Zrobiłby dla niej wszystko, czyli dokładniej olałby mnie. Być
może myślał, że jego mama mogłaby interweniować w jego sprawie, gdyby został
schwytany. Miałem niewielką nadzieję, że Ciotka B wmieszała się w tą plątaninę.
Ona była cierniem w mojej łapie, jak długo pamiętam. Usunięcie tego ciernia byłoby
wielką przyjemnością. Albo, skoro Mahon nie mieszał się w te bzdury, mógłbym
oddać mu ten zaszczyt, co byłoby z pewną korzyścią, bo wierność nie powinna
pozostać bez nagrody. Nic z tego, oczywiście, nie wyjaśniło udziału Doolittle’a.
Czyżby zmusili go do pomocy? Możliwe, ale to był twardy bydlak, a zaczepianie
rozzłoszczonego borsuka nie jest rozsądne.
Wytropiłem Kate w jednym z bezpiecznych domów Jima.
Była sama, ale mogłem wyczuć innych, byli tam do niedawna. Derek był ranny,
czułem to. Wpędziło mnie to na krawędź i skoczyłem na nią, nie patrząc. Prosto do
klatki dla loupa.
Kiedy skończyłem ryczeć z wściekłości, Kate wytłumaczyła mi wszystko.
Dowiedziałem się teraz o Wilczym Diamencie i o Rakshas. Zrozumiałem, dlaczego
czuła się zmuszona do robienia tych rzeczy. To miało sens, starała się pomóc
przyjaciołom i Gromadzie. A czego nie mogłem tolerować i zrozumieć, to jak robiła
te rzeczy. Niektórzy ludzie dochodzą do celu okrężną drogą. Kate najpierw rozwala
wszystko, a następnie próbuje skleić kawałki śliną. Gdyby tylko przyszła do mnie na
początku. Teraz może już być za późno.
Usiadłem na podłodze klatki i czekałem na uzdrowienie skóry na dłoniach,
poparzonych o srebrne kraty. Zwolniłem oddech i rozważałem możliwości. Nie było
ich wiele. Mogłem czekać na nich i pozwolić, by wypuścili mnie z klatki lub na
kogoś innego, kto mnie znajdzie. Nie, to było nie do przyjęcia.
Jestem Władcą Bestii. Nie będę siedział w klatce i nie pozwolę się wypuszczać
jak mały szczeniaczek.
Mogę sam wydostać się z klatki, ale to będzie bolało i to bardzo, a w szale
wściekłości będę chciał zabić nie tylko Kate i resztę grupy, ale każdego, kto będzie
próbował mnie zatrzymać. Jakkolwiek byłem wściekły, to musiałem przyznać, że nie
chcę tego zrobić.
Teraz oni powinni być w Arenie. Nie mogłem iść, by ich zatrzymać, zanim cała
widownia chorych popaprańców zobaczy członków Gromady biorących udział w
turnieju. Poza tym, zbyt wielu ludzi wiedziało i nie mogłem zataić sprawy. Nawet,
jeśli przeżyliby walki, będę musiał ich zabić. Osobiście, przed całą resztą Gromady.
Kate skończyła swoją gadkę i odeszła.
Starałem się zrelaksować i spróbować znaleźć wyjście z tego galimatiasu.
Przypuszczałem, że jestem sam ze swoimi myślami, kiedy usłyszałem jakieś
poruszenie na korytarzu. Zapach był znajomy, ale nie mogłem go umiejscowić.
Stanowczo nie Kate, ale…
Julie. Jej kociak.
Wszystko, co musiałem zrobić, to przekonać ją, żeby mnie wypuściła.
Zamknąłem oczy i nasłuchiwałem odgłosów skradania się. Bliżej, prawie
dostatecznie blisko. Tutaj, kici, kici, kici…- heh
Skupiłem się na dźwięku kroków zbliżających się do klatki. Julie wykazała
pewien potencjał jak na ludzie dziecko, poruszając się cicho i ostrożnie, pomimo
półmroku i nieznajomości otoczenia. Kate wpadłaby jak burza z bronią w ręku.
Zastanowiłem się
,
gdzie i od kogo Julie nauczyła się takiego sposobu poruszania i
doszedłem do wniosku, że nie przeżyłaby na ulicy, gdyby była powolna i głupia.
Derekowi wydawało się, że go lubiła. Był od niej starszy, był też przystojny i
jasne było, że się w nim podkochiwała.
Derek, tak potwornie skatowany, jego urodziwa młoda twarz została na zawsze
zniszczona. Czy Julia zechce spojrzeć na niego w ten sam sposób? Nowa fala
wściekłości niemal mnie powaliła i musiałem walczyć z chęcią wyryczenia frustracji.
Będzie czas na futro i furię, na rozdzieranie ciała i smak krwi na języku. Nie teraz.
Weź głęboki oddech. Nie strasz dzieciaka. Przekonaj ją, by cię uwolniła.
Podejdź bliżej, Julie, to jest to. Jesteś już prawie na miejscu.
Kiedy była tak blisko, że słyszałem jej oddech, zwołałem, uważając, by w moim
głosie nie było słychać wściekłości.
- OK. Kate, wygrałaś, nie mogę uciec, jestem ci winien sto dolców.
Dzieci lubią pieniądze, prawda?
Weszła do pokoju i usiadła na podłodze.
- Niezła próba. Wiesz, że nie jestem nią i powinieneś wiedzieć, że jej tu już nie
ma i nie możesz jej zawołać.
Sprytna dziewczyna.
- Spójrz dziecko. Nie muszę wołać kogokolwiek Tylko wypuść mnie stąd,
proszę.
- Julie. Nazywam się Julie. Dlaczego?
- Dlaczego, co, Julie?
- Dlaczego powinnam pozwolić ci wyjść?
- Ponieważ grzecznie prosiłem i lepiej będzie dla ciebie i twojej Kate,
(opiekunki-psychola, zły wpływ i okropny wzór do naśladowania), jeśli mnie
uwolnisz.
- Dlaczego to robisz?
OK, gram nadal, choć poziom mojej cierpliwości jest coraz niższy.
- Robię, co, dokładnie?
- Zastraszasz ludzi. Grozisz im tym swoim opanowanym, przerażającym
głosem. Oni się ciebie boją.
Śmieszne.
- Nie zastraszam ludzi. Jestem miły i grzeczny. Nie ryczę i nie wrzeszczę.
Trzymaj tak dalej, a zobaczysz, jaki mogę być przerażający.
- Gówno prawda. Oni wszyscy boją się ciebie. Jim, Derek, – mimo, że bardzo
cię szanuje, Kate też, a ona nie boi się niczego.
To było interesujące.
- Po pierwsze uważaj, jak mówisz. Po drugie, co sprawia, że Kate się mnie boi?
- Odwal się. Nie jestem dzieckiem, a ty nie jesteś moim szefem. Ona
powiedziała, że włamałeś się do jej domu i ukradłeś rzeczy.
Skrzyżowałem ramiona na piersi. Ostatnią rzeczą, jaką chcę zrobić, to
wyjaśniać ludzkiej dziewczynie rytuały godowe.
- Jestem Władcą Bestii, a nie złodziejem czy włamywaczem.
- Wziąłeś szarlotkę. Dlaczego to zrobiłeś? Nie masz żadnych służących, którzy
gotują dla ciebie? Kate ma niewiele pieniędzy, dlaczego ukradłeś jej jedzenie?
- To są sprawy dorosłych. Nie będę się tłumaczył dziecku.
- Zrobienie tego było do dupy.
Zdusiłem warczenie.
- Mała dziewczynko, nie będę cię ostrzegać więcej, do mnie nie mówi się w ten
sposób, jeszcze raz…
- Bo co?
Tu mnie miała. Jakkolwiek by mnie wkurzyła, to była linia graniczna. Nie
skrzywdzę dziecka. Nigdy. Wziąłem głęboki oddech i zatrzymałem się o krok od
krawędzi. Przekonaj ją. Bądź rozsądny. Mogłem to zrobić rozsądnie.
- Spójrz Julie, staram się być miłym facetem Mogę wyrwać się stąd, ale
wolałbym tego nie robić w ten sposób, zapewniam cię. To byłoby straszne i
hałaśliwe, a nikt nie potrzebuje tego typu rzeczy. Ostatni raz poproszę. Proszę,
uwolnij mnie, zanim się zdenerwuję i zrobię coś, czego oboje będziemy żałować.
- Dokładnie robisz to teraz. Nie jestem głupia. Wiem, że jesteś szalony i wiem,
że jeśli cię wypuszczę możesz mnie skrzywdzić, żebym ci powiedziała gdzie jest
Kate.
- Nie, nie ranię małych ludzkich kociątek. Nigdy tego nie było i nigdy nie
będzie. Daję ci moje słowo.
Popatrzyła na mnie, myśląc o tym. Pochyliłem się do przodu.
- Wiem, gdzie jest teraz Kate, ale nie wiem, dlaczego zostawiła mnie w tej
klatce. Nie skrzywdzę jej i ona wie o tym.
Włamałem się do jej domu, całowałem ją, pobłażałem, i jak żadnemu z moich
ludzi wiele puszczałem płazem. Każda rozsądna kobieta wiedziałby w tym
momencie, na czym stoimy. Nigdy nie skrzywdzę Kate. Mogę ryczeć i grozić, mogę
nawet niekiedy skoczyć, kiedy mnie wyzwie, ale wiedziała, cholernie dobrze
wiedziała, że prawdziwa przemoc nie nastąpi.
Ale znowu rozmawialiśmy o Kate. Nic nie było przy zdrowych zmysłach przy
Kate. Dlatego siedziałem w klatce loupa starając się uspokoić przerażone dziecko, że
nie chcę jej rozerwać na kawałki.
Julie przyciągnęła kolana do piersi. Dzieciak wyglądał tak, jakby nic nie jadł.
Silniejszy podmuch wiatru mógłby ją przewrócić.
- Kate myśli, że może uratować kogoś.
- Kogo ona może uratować, trzymając mnie tutaj, Julie?
- Swoich przyjaciół i ciebie od konieczności ich skrzywdzenia. Ona wie, że
będziesz się źle czuł, jeśli to zrobisz.
- Co to znaczy?
Przerwała na chwilę i kontynuowała powoli.
- Ona wiedziała, że jesteś wkurzony i jeśli zrobisz te swoje, króla lwa rzeczy,
ukarzesz się za… - przerwała rozważając słowa Kate - … sprzeciwili się twoim
rozkazom. Będziesz żałował, kiedy się uspokoisz, ale wtedy będzie już za późno,
śmierć jest śmiercią.
- Dlaczego ona myśli, że będę żałował?
To rzeczywiście było ciekawe. Jak również, co, do cholery, było to moje „króla
lwa rzeczy”?
- Ponieważ ona cię lubi i wierzy, że jesteś dobrym facetem.
- Powiedziała to?
Dobry facet, huh.
- Nie, ale mogę tak powiedzieć, bo ona wygląda w ten sposób, kiedy mówi o
tobie.
- Wygląda, jak co?
- Wygląda jak moja mama, kiedy mówiła o moim tacie. A teraz oni oboje nie
żyją.
- Wiem, przykro mi.
- Każdy zawsze tak mówi, ale to nic nie znaczy. To tak, jak sposób mówienia
powitania, coś jak „cześć”, czy coś takiego.
- To coś znaczy – powiedziałem – Moi rodzice też nie żyją, a ja byłem w twoim
wieku, kiedy ich straciłem.
Julie wyglądała jakby miała się rozpłakać i zamachała rękami.
- Nieważne. Wiesz, nie jestem głupia. Wiem o rzeczach. Dorosłych rzeczach.
- O czym?
- O seksie. Wiem o seksie.
Tylko patrzyłem na nią. Nie zamierzałem otwierać puszki Pandory.
- Chodzi o to, że ona cię lubi. Ona cię lubi, lubi cię. Miała zamiar zabić Dereka
dla ciebie, jeśli stałby się loupem, więc ty nie możesz tego zrobić.
Teraz zaczęło to mieć sens. Więc to o to w tym wszystkim chodziło. Jim był
odpowiedzialny za Dereka i obaj spieprzyli sprawę po królewsku. Teraz Kate została
wciągnięta w ten bałagan. W swoim umyśle była tak samo odpowiedzialna za
chłopca, jak i my. Derek przyszedł do niej z prośbą o pomoc i nie mogła mu
odmówić. Na nieszczęście, dzieciak trafił na piekielne stwory, które mają tendencję
do pojawiania się w naszym świecie, i został skatowany. Teraz ona obwinia siebie i
jedyne, co może zrobić, to pójść na całość i mieć nadzieję na lepsze. Wzięła wszystko
na siebie, tak jak to robi alfa. Muszę jej to przyznać, widząc jak się stara od początku
do końca, ale to powinienem być ja. To było moje zadanie, wiedzieć co się dzieje,
chronić, opiekować się i zabić, kiedy nie było innego sposobu, a ja zostałem z tyłu.
Nie mogłem naprawić szkód, ale mogłem w to wejść i zaopiekować się nimi.
Czy o tym wie, czy nie, Kate była moja, i teraz chciałbym ocalić ją od śmierci. To
jest to, co zrobię, jestem Władcą Bestii. Zamknąłem oczy i stanąłem przed
dziewczynką.
- Julie, jeśli mnie wypuścisz, przysięgam, że nie skrzywdzę Kate, ani żadnego z
moich ludzi.
- Chcesz pomóc im w rozgrywkach?
- Tak, chcę.
- Nawet Derekowi?
- Co? Co mogę zrobić dla niego, czego doktor Doolittle nie może?
- Jest z nimi razem, chce walczyć ze stworami, które go zraniły. On jest bardzo
odważny.
Cholerny idiota. Tak, równie głupi, jak dobry. Ciekawe, czy ona zna całą tę
historię.
Julie skrzywiła się.
- Wiem o wszystkim. Chodzi o dziewczynę. Będę się tym martwić później, ale
teraz potrzebuję od ciebie przyrzeczenia w ich sprawie.
- Julie, daję ci moje słowo, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by uratować
naszych przyjaciół i ukarać naszych wrogów.
Wypuściła powstrzymywany oddech i nareszcie się uśmiechnęła.
- OK. Ubijmy interes.
Curran - scena z książki „Magia krwawi”
Jestem Władcą Bestii Atlanty przez połowę swego dotychczasowego życia.
Odpowiadam za życie kilkuset ludzi. Pewnie niektórzy powiedzą, że istotą
sprawowanej przeze mnie władzy jest mówienie innym, co i kiedy mają robić. Ale to
tylko jedna strona medalu. Przywództwo oznacza robienie tego, o czym wiesz, że jest
dobre dla całej Gromady. Z mojego doświadczenie wynika, że rzadko jest to
związane z tym, co i w jaki sposób w rzeczywistości chciałbym zrobić.
Dzisiejszy wieczór nie był wyjątkiem. Uczestniczyłem w spotkaniu Rady
Gromady, składającej się z Alfa wszystkich klanów i Rodu, nekromantów
pilotujących nieumarłych. Bernard był terenem neutralnym, sanktuarium, w którym
każdy z wielkich graczy Atlanty mógł poczuć się ważnym i dostrzeżonym. Używanie
przemocy było tu surowo zabronione. Nie stanowi to żadnego problemu, możemy się
elegancko ubrać i miło pogrywać z pieprzonym zespołem Nataraji. W tej chwili nie
jest potrzebny otwarty konflikt między nami. Ale pokój między nami nie będzie trwał
wiecznie i przyjdzie jeszcze taki dzień, gdy zobaczę, jak światło życia gaśnie w jego
oczach, a Kasyno pali się wokół niego.
Odsunąłem te przyjemne myśli na bok i wszedłem na parter budynku. Jim już
czekał w towarzystwie wszystkich Alfa, skinąłem mu głową, a on poprowadził całą
grupę po schodach, na piętro. Zacząłem iść za nimi i wtedy poczułem znajomy
zapach. To nie może być. Czemu miałaby tu być?
Zjawiła się w Twierdzy, w czasie mojej nieobecności, przyspawała sztangę do
ławeczki w siłowni i nawet rozsypała kocimiętkę w moim łóżku. W odwecie
przykleiłem jej śliczny tyłeczek do biurowego krzesła. Mówiąc w skrócie –
wykonywaliśmy taniec godowy.
Przez chwilę myślałem, że ją straciłem na dobre, ale uznaliśmy nasze błędy,
przełknęliśmy dumę i próbowaliśmy dojść do porozumienia. Oboje wiedzieliśmy, że
nigdy nie będzie nam łatwo, ale byliśmy gotowi spróbować.
Wiedziałem, że Kate nie była powszechnie kochana przez Gromadę, ale oni byli
mi coś dłużni. Przelewałem za nich krew, unieszkodliwiałem drobne kłótnie. Dałem
im z siebie wszystko, więc oni w zamian niech dadzą mi tylko tę jedną rzecz.. W
przeciwnym razie mogę zniszczyć to wszystko, co stworzyłem.
Gdy dotarłem na górę, zobaczyłem Jima i jakiegoś żującego gumę dupka z jego
zespołu. Co się dzieje, do cholery? Może była tutaj. Kate była problemem i
zastanawiałem się, czy przypadkiem nie wykiwała Jima. Może dzisiejszego
wieczoru, po tym całym spotkaniu, zapewniłoby to nieco rozrywki. I tylko miałem
nadzieję, że nie zastanę w pokoju wszystkich swoich Alfa siedzących jak osły, z
tyłkami przyklejonymi do krzeseł.
Wszedłem do pokoju i spojrzałem na nią. Stała przy stole po lewej stronie i
przez chwilę nie mogłem złapać oddechu. Wyglądała niesamowicie. Rozpuszczone
włosy spływały w dół, delikatny makijaż podkreślał urodę i ta suknia, nisko wycięta z
przodu, jakby stworzona specjalnie dla niej.
Stanęła przy Saimanie.
Była tu z nim. Miała na sobie tę suknię – dla niego. Wyglądała tak – dla niego.
Poczułem się tak, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. Reszta pokoju przestała
istnieć. Nic, tylko on i ja, i odległość między nami. Dlaczego on? Dlaczego tu?
Czyżby w ten sposób chciała upokorzyć mnie publicznie?
Jim stanął przy mnie i coś do mnie mówił. Patrzyłem na nich i starałem się
wyciągnąć z tego jakieś sensowne wnioski. Sukinsyn uśmiechał się do mnie i
powiedział coś do niej, ale co, nie mogłem zrozumieć.
Wytężyłem słuch i wyłowiłem z szumu zadowolony z siebie głos
-...oznaczałoby wojnę. On nie może nawet palcem naruszyć linii.
Potem uśmiechnął się. Myślał, że jest bezpieczny.
Głos Jima złamał moją koncentrację.
- Nie tutaj – powiedział.
Wiedziałem, że ma rację, ale to nie miało żadnego znaczenia.
- Mogę sprawić, że zniknie – mówił dalej – Nikt go nigdy nie znajdzie. Mogę ci
go dostarczyć w całości lub w kawałkach. Poczekaj. Nie rób tego przed nią. Możemy
to zrobić w każdej chwili. Mamy czas.
Zwróciłem wzrok na Kate, a ona popatrzyła na mnie. To spojrzenie było
wyzwaniem. Nie, to będzie tu i teraz. Ona może spróbować mnie powstrzymać, niech
to piekło pochłonie, wszyscy mogą, ale zobaczy, jak odrywam go od niej. Chcę
posmarować ściany i podłogi jego krwią, zanim umrze.
Ten potwór się roześmiał.
- Jesteśmy podobni do siebie, Curran i ja.
Och, musiałem tego słuchać.
- Obaj padamy ofiarą żądzy. Obaj strzeżemy naszej dumy i cierpimy z powodu
zazdrości. Obaj wykorzystujemy swoje możliwości, by uzyskać to, co chcemy. Ja
korzystam z mojego bogactwa i ciała, on wykorzystuje swoją władzę i siłę. Mówisz,
że pragnę cię, bo mi odmawiasz. On chce ciebie z tego samego powodu. Pamiętam,
kiedy został Władcą Bestii. Chłopiec-król, ciągle zbyt młody, nagle staje na czele
łańcucha pokarmowego i zyskuje dostęp do setek kobiet, które nie mogą powiedzieć
„nie”. Myślisz, że siłą ciągnął je do łóżka? Musiał to zrobić przynajmniej kilka razy.
Co? Ta chytra, śmierdząca łajza, mówiła jej, że jestem gwałcicielem. Facet,
który pieprzyłby nawet węża, gdyby potrafił go znaleźć w jakimś lasku. Ja nigdy,
przenigdy.
Kate, powiedz mu, że to nieprawda. Powiedz mu, że w to nie wierzysz. Powiedz
mu.
Nic nie mówiła.
Chciałem ją mieć i myślałem, że ona też mnie chce. Byłem dobry, czekałem.
Była w Twierdzy, słaba i ranna, ale nigdy jej nie dotknąłem. Mogłem o tym mówić,
ale niczego nie zrobiłem. On ją wykorzysta i porzuci, gdy tylko poczuje się nią
zmęczony. Ja, prawie zginąłem dla niej podczas rozgrywek.
Pochylił się ku niej.
Widziałem wyraźnie odległość między nami. Mogłem ją przybyć w trzech
skokach. W ciągu dwóch sekund mogłem skręcić mu kark, urwać głowę i rzucić jej
pod stopy.
Podniósł głos.
- Jesteś moja tej nocy. Pocałuj mnie, Kate.
Nie.
Dotknął jej. Odsunęła się.
Coś we mnie pękło i zacząłem przesuwać się w jego kierunku. Nie mógł
opuścić żywy tego miejsca. Nie mogłem jej zmusić do kochania mnie, ale nie chciała
czuć dotyk jego rąk. Ten chory skurwysyn nigdy nie dotknie jej ponownie.
Stanęła przed nim. Był tak pijany lub tak głupi, że nadal nie wiedział, co się
dzieje.
- ...nie zrani mnie. Nie tutaj.
Nie mogłem znieść zapachu alkoholu w jego pocie.
Kate chwyciła butelkę z sąsiedniego stołu i wyszła mi naprzeciw. Miło, ale to
nie wystarczy. Może, jeśli miałaby swój miecz…
- Ród wita Władcę Bestii.
Nataraja. Jeśli coś mogło mnie zatrzymać, to właśnie to. Gdybym zabił go teraz,
wybuchłaby wojna. Mogę ryzykować swoim życiem, byle tylko poczuć czaszkę w
swych szczękach, ale on nie był wart życia moich Alfa. Saiman nigdy się nie dowie,
ale ten łysy kutas uratował mu życie.
Spojrzałem na Kate i samymi wargami, bezgłośnie powiedziałem.
- Później.
Patrzyła na mnie błyszczącymi oczami i równie bezgłośnie odpowiedziała.
- W każdej chwili.
Wziąłem głęboki oddech, odwróciłem się do nich plecami i spokojnym głosem
powiedziałem.
- Władca Bestii pozdrawia Ród.