W listopadzie proponujemy
Harlequin Desire
KAWALER NA SPRZEDAŻ
Shawna Delacorte
•
BEZ SERCA
Kelly Jamison
*
CZUŁY i OBCY
Diana Palmer
•
POWRÓT MIŁOŚCI
Beverly Barton
Hiarlequin
DIANA PALMER
Czuły i obcy
Harlequin®
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia • Sydney
Sztokholm • Tokio • Warszawa
Tytuł oryginału:
The Tender Stranger
Pierwsze wydanie:
Silhouette Books, 1985
Przekład:
Weronika Żółtowska
Redakcja:
Mira Weber
Korekta:
Maria-Teresa Grabowska
Maria Kaniewska
© 1985 by Diana Palmer
© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o.. Warszawa 1993
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu
z Harlequin Enterprises B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek
podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych i umarłych -jest
całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin
Desire są zastrzeżone.
Skład i łamanie: COMPTEXT, Warszawa
Printed in Germany by ELSNERDRUCK
ISBN 83-7070-252-X
Indeks 391999
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Fotel w samolocie był o wiele za niski dla postawne
go mężczyzny; pasażer ledwo się w nim mieścił. Na
dodatek siedząca obok dziewczyna rozłożyła wokół
siebie jakieś rupiecie. Zmierzył ją nieprzyjaznym spo
jrzeniem ciemnobrązowych oczu. Zarumieniła się,
spuściła wzrok, przełożyła ogromną torbę na drugą
stronę fotela i próbowała się uporać z pasami bezpie
czeństwa. Westchnął i zaczął ją obserwować. Na
pewno jest starą panną, pomyślał złośliwie. Kogóż
mogłyby zachwycić rozwichrzone, brunatne włosy
i oczy ukryte za drucianymi okularami. Obszerny biały
sweter, długa popielata spódnica i praktyczne szare
pantofle też nie dodawały dziewczynie uroku. Odwró
cił wzrok i rozglądał się z niesmakiem po wnętrzu
samolotu. Cholerne linie lotnicze, pomyślał ze złością.
Gdyby nie spóźnił się na wcześniejszy rejs, nie musiałby
tkwić w tym fotelu, ściśnięty niczym sardynka w pusz
ce. Na domiar złego ta mała czarownica jako sąsiadka.
Nigdy nie lubił kobiet, a teraz czuł do nich jeszcze
większą niechęć. San Antonio było odległe od meksykań
skiego Veracruz o kilkaset kilometrów. Będzie musiał
przez wiele godzin znosić towarzystwo tej dziwacznej
kobiety. Znowu spojrzał na nią gniewnie. Wyjęła z torby
stos książek. Na miłość boską, tylko tego brakowało!
Czy ta idiotka nie wie, że w samolocie jest luk bagażowy?
6 CZUŁY I OBCY
- Trzeba było zarezerwować na te szpargały do
datkowy fotel - burknął, zerkając na stertę roman
sów.
Dziewczyna niechętnie podniosła wzrok, onieśmie
lona trochę obecnością przystojnego, jasnowłosego
mężczyzny, który patrzył na nią z pogardą. Miał takie
ładne dłonie, wąskie, mocno opalone i na pewno
bardzo silne. Na jednej dostrzegła bliznę...
- Przepraszam - mruknęła. - Przyjechałam na
lotnisko w San Antonio bezpośrednio po spotkaniu
z autorką książki. Te... podpisane przez nią egzemp
larze dam w prezencie moim przyjaciołom po powrocie
z wakacji. Wolałam nie oddawać ich z resztą bagażu.
- Pewnie to bezcenne arcydzieła? - spytał z ironią,
zerkając wymownie na wypchaną torbę, którą dziew
czyna usiłowała wcisnąć pod fotel.
- Owszem, zdaniem niektórych osób - przyznała
dziwna pasażerka. Wyglądała z niepokojem przez
okno. Rozległ się warkot silników, a załoga samolotu
przystąpiła do rutynowej demonstracji sprzętu ratun
kowego. Zniecierpliwiony mężczyzna westchnął i zało
żył ręce na szerokiej piersi. Miał na sobie wymiętą
koszulę w kolorze khaki. Odchylił głowę i gapił się
bezmyślnie na stewardesę. Uroda tej dziewczyny nie
robiła na nim żadnego wrażenia. Od paru lat kobiety
wcale go nie obchodziły, chyba że ciało upominało się
o swoje prawa, co nie zdarzało się często. Parsknął
śmiechem i zerknął na urażoną sąsiadkę. Zastanawiał
się, czy wie, czego potrzebuje niekiedy mężczyzna,
i uznał, że to niemożliwe. Była pewnie cnotliwa niczym
zakonnica. Zdradzały ją płochliwe oczy i niespokojne
dłonie. Śliczne dłonie, pomyślał zaciskając usta. Dłu
gie, smukłe palce, nie lakierowane paznokcie. To były
CZUŁY I OBCY
7
ręce prawdziwej damy. Rozłościł się sam na siebie za
to, że się jej tak przygląda. Spojrzał na dziewczynę
nieprzyjaźnie.
Zauważyła to. Póki sąsiad okazywał irytację i pró
bował wyładować na niej swoją złość, wcale się nie
przejmowała, lecz w końcu uznała, że ma dość jego
pogardliwych spojrzeń. Odrzuciła dumnie głowę
i zmierzyła go wzrokiem. Spostrzegła nagle dziwny
błysk w ciemnych oczach mężczyzny. Odwrócił się do
niej bokiem i zaczął gapić się na stewardesę.
Ta niezwykła dziewczyna ma temperament, pomyś
lał. Kto by się tego spodziewał po osóbce pryncypial
nej i wstydliwej jak panienka. Zastanawiał się, czym się
zajmuje. Na pewno jest bibliotekarką. Tak, to by
tłumaczyło jej miłość do książek. A te romantyczne
powieści... Na pewno i jej marzy się jakiś mały
romansik. Mężczyźni to idioci, pomyślał, a oczy mu
pociemniały, nie zauważają tej uroczej dziewczyny,
a pociąga ich blichtr i krzykliwa elegancja kobiet
wyzwolonych.
Z boku dobiegł go cichutki szept. Miał doskonały
słuch i wkrótce zaczął rozróżniać wypowiadane gorą
czkowo słowa: „Zdrowaś Mario, łaskiś pełna.?." Nie
możliwe! Odwrócił się i popatrzył na nią szeroko
otwartymi ze zdumienia oczami. Czyżby naprawdę
była zakonnicą?
Napotkała jego pytający wzrok i w zakłopotaniu
przygryzła wargę.
- Przyzwyczajenie - szepnęła. - Moja najlepsza
przyjaciółka jest katoliczką. Nauczyła mnie odmawiać
różaniec. Modliłyśmy się podczas podróży. Szczerze
mówiąc - dodała po cichu - nie sądzę, żeby tam,
w kabinie, siedział jakiś pilot kierujący tą maszyną!
8 CZUŁY I OBCY
- Co pani powie? - spytał z lekkim rozbawieniem.
- Czy kiedykolwiek widział pan tam kogoś? - Przy
sunęła się do niego i wskazała głową kabinę. - Zawsze
ryglują drzwi. Gdyby nie mieli nic do ukrycia, to by ich
nie zamykali.
- Nie chcą, abyśmy się dowiedzieli, że samolotem
kieruje robot - wyjaśnił uśmiechając się mimo woli.
- Przypuszczam raczej, że pilot nie chciał lecieć,
więc został tu przyprowadzony siłą i przywiązany do
fotela. Załoga chce to przed nami ukryć. - Roześmiała
się cicho i jej twarz natychmiast zmieniła wyraz. Gdyby
ją odpowiednio umalować i ostrzyc, gdyby jej włosy
nie były tak rozwichrzone i niesforne, wyglądałaby
całkiem nieźle.
- Za dużo się pani tego naczytała - stwierdził
wskazując torbę z książkami.
- Istotnie, lubię marzyć - westchnęła. - Ale myślę,
że czasami potrzebne nam są marzenia. Nie pozwalają
rzeczywistości zbytnio się panoszyć.
- Wolę rzeczywistość - odparł. - Nie pozostawia
żadnych złudzeń, nie można się rozczarować.
- Pozostanę jednak przy moich złudzeniach.
Przyglądał się jej otwarcie. Duże, ładnie zarysowane
usta, prosty nos, szeroko rozstawione, jasnoszare
oczy, twarz w kształcie serca. I mocno zarysowany
podbródek, pomyślał uśmiechając się z ociąganiem.
- Dziwna z pani osóbka - powiedział.
- Dlaczego zaraz osóbka? - odparła. - Nie jestem
wcale taka mała. Mam sto sześćdziesiąt siedem centy
metrów wzrostu,
- A ja grubo ponad metr osiemdziesiąt. Przy mnie
wydaje się pani mała - oznajmił wzruszając ramiona
mi.
CZUŁY I OBCY 9
- Nie będę się z panem spierać - odparła z nie
śmiałym uśmiechem.
- Ma pani jakieś imię? - wypytywał ją żartobliwie.
- Danielle. Danielle St. Clair. Jestem właścicielką
księgarni w Greenville w Południowej Karolinie. -To
zajęcie świetnie do niej pasowało.
- Wszyscy mówią do mnie Dutch - odpowiedział
- ale w rzeczywistości nazywam się Eryk van Meer.
- Jest pan Holendrem?
- Moi rodzice mieszkali w Holandii - potwierdził
skinieniem głowy.
- Jak to dobrze mieć rodziców - odrzekła i nagle
posmutniała. - Byłam całkiem mała, gdy straciłam
moich. Nie mam nawet krewnych.
Oczy mężczyzny pociemniały gwałtownie. Odwró
cił głowę.
- Mam nadzieję, że dostaniemy tu jakiś posiłek
- stwierdził, zmieniając niespodziewanie temat. - Nic
nie jadłem od wczorajszego wieczora.
- Pan na pewno umiera z głodu! - wykrzyknęła
i zaczęła grzebać w torbie. Samolot szarpnął. Kołował
na pas startowy. -Mam ciasto. Po spotkaniu z pisarką
było przyjęcie. Zostało mi trochę. Nie zdążyłam wszys
tkiego zjeść. Może pan spróbuje? - zapytała wręczając
mu kawałek kokosowego placka.
- Nie, poczekam, aż podadzą coś do jedzenia na
pokładzie. Ale dziękuję pani. - Jego twarz rozjaśnił
uśmiech.
- Nie powinnam jeść ciasta. Próbuję schudnąć,
ważę prawie o dziesięć kilogramów za dużo.
Przyjrzał się jej uważnie. Rzeczywiście miała niewie
lką nadwagę, ale nie była gruba, tylko przyjemnie
zaokrąglona. Chciał jej o tym powiedzieć, ale w samą
10
CZUŁY I OBCY
porę przypomniał sobie, że wszystkie kobiety to podłe
stworzenia, i ugryzł się w język. Miał dość własnych
kłopotów i nie zamierzał pocieszać starych panien.
Usadowił się wygodnie, zamknął oczy i przestał się
zajmować sąsiadką.
Lot do Veracruz przebiegł bez żadnych zakłóceń.
Dutch miał nadzieję, że wkrótce znajdzie się na
lotnisku i zapomni na zawsze o siedzącej obok dziew
czynie, ale widać nie było mu to pisane. Gdy tylko
samolot zakończył kołowanie, Danielle zerwała się
i stanęła w przejściu między fotelami. Sięgnęła po torbę
z książkami, która niespodziewanie pękła.
Niewiele brakowało, by Dutch wybuchnął śmie
chem, widząc przerażoną minę dziewczyny. Szybko
pozbierał książki, rzucił je na sąsiedni fotel i przyciąg
nął Dani do siebie, żeby nie stała na drodze tłoczącym
się w przejściu pasażerom.
- O Boże! - jęknęła, jakby los uwziął się na nią.
- Na pewno zapakowała pani do walizki zapasową
torbę. Wszyscy tak robią - rzekł pogodnie. Podróżni
kierowali się w stronę wyjścia. Wielkie, szare oczy
patrzyły na niego błagalnie i rozpaczliwie. Zapomniał
nagle, co chciał powiedzieć. Dani miała bardzo delika
tną cerę. Gotów był się założyć, że nie musi używać
żadnych upiększających kosmetyków.
- Zapasowa torba? - powtórzyła machinalnie.
- Oczywiście, zapasowa torba! - Uśmiechnęła się
i znowu wstała.
- Co pani chce zrobić? - wypytywał uprzejmie.
Wskazała ręką półkę na bagaż ponad jego głową.
-Poczekajmy, aż wszyscy wysiądą -zaproponował.
- Ja również położyłem tam swoje rzeczy. Chętnie
pomogę.
CZULV I OBCY 11
Odgarnęła kosmyki rozwichrzonych włosów.
- Gdy siedzę w domu, nie miewam takich kłopotów
- tłumaczyła się zmieszana. - W moim mieszkaniu
panuje zawsze idealny porządek, każdy drobiazg ma
swoje miejsce. Lecz gdy tylko wyjadę z Greenville, staję
się okropnie roztrzepana, wszystko leci mi z rąk i nie
potrafię dać sobie rady bez cudzej pomocy.
- Ze mną pani nie zginie - powiedział ze śmiechem.
- Czy ma pani rezerwację?
- Rezerwację? Aha, chodzi panu o hotel. Wybrałam
„Mirador".
-Ja też tam zamieszkam. -Przeznaczenie, pomyślał
ze smutnym uśmiechem. Podniosła głowę i spojrzała
na niego. Wyraz jej twarzy wprawił go w zakłopotanie.
Szare oczy wyrażały bezgraniczną ufność i nadzieję.
- Zna pan ten hotel? Właściwie chciałam zapytać,
czy był pan już w Veracruz - dodała niepewnie, żeby
nie pomyślał, że jest wścibska.
- Kilkakrotnie - odparł i rozejrzał się. - Przyjeż
dżam tu parę razy w roku, gdy potrzebuję trochę
odpoczynku. Możemy iść.
Zdjął z półki walizkę Danielle i pomógł jej znaleźć
zapasową torbę, spoglądając z kwaśną miną na wygo
dne, bawełniane nocne koszule i bieliznę. Zaczer
wieniła się okropnie, gdy z całkowitą obojętnością
przeszukiwał jej rzeczy. Starannie zapakowała książki
do torby.
Razem opuścili samolot. Była mu nieskończenie
wdzięczna. Bez trudu mógł to wyczytać z jej twarzy.
Miała ochotę go ucałować, bo, zamiast kpić, po prostu
się nią zaopiekował. Pomyśleć tylko, taki przystojny
mężczyzna pospieszył jej z pomocą!
- Przykro mi, że sprawiam tyle kłopotu - po-
12 CZUŁY I OBCY
wtarzała. Prawie biegła, żeby dotrzymać mu kroku,
gdy szli załatwić formalności paszportowe. Pochyliła
głowę i grzebała w torebce, szukając gorączkowo
dokumentów. Nie zauważyła pobłażliwego uśmiechu,
który złagodził na chwilę twarde rysy mężczyzny.
- To żaden kłopot - odparł. - Znalazła pani?
- Dziewczyna odetchnęła z ulgą, ściskając paszport
w dłoni.
- Dzięki Bogu, wreszcie mi się coś udało - powie
działa. - Nigdy jeszcze nie był mi potrzebny.
- Po raz pierwszy wyjechała pani za granicę?
- zapytał uprzejmie, gdy stanęli w kolejce.
- Rzadko opuszczam Greenville - przyznała.
- Skończyłam niedawno dwadzieścia sześć lat. Po
stanowiłam, że czas najwyższy zakosztować przygody,
nim będzie za późno.
- Dwadzieścia sześć lat to jeszcze nie starość
- oświadczył marszcząc brwi.
- Zgoda, ale i nie pierwsza młodość. - Odwróciła
wzrok. Z rezygnacją i spokojem pomyślała o wszyst
kich latach, które przeżyła w samotności.
- Ma pani kogoś? - zapytał, nie wiedząc dlaczego.
Zaskoczył go ironiczny uśmiech i zmęczone spo
jrzenie dziewczyny.
- Nawet już o tym nie marzę - powiedziała i przesu
nęła się dźwigając ogromną walizkę. Wpatrywał się
w nią, próbując zapanować nad sprzecznymi uczucia
mi. Dlaczego to takie ważne, że Danielle jest samotna?
Potrząsnął głową i odwrócił wzrok, chcąc się uwolnić
od jej uroku. Nic go nie obchodziły cudze sprawy.
Danielle podeszła do celników. Wkrótce dopełniła
wszystkich formalności. Zastanawiała się, czy powin
na czekać na przystojnego znajomego z samolotu, ale
CZUŁY I OBCY 13
uznała, że dość już miał z nią kłopotów. Autokar
należący do agencji turystycznej przewoził pasażerów
z lotniska do hotelu, lecz Danielle wolała pojechać
taksówką niż zatłoczonym autobusem. Po chwili usa
dowiła się w aucie z torbą pełną książek i ogromną
walizką.
- Hotel „Mirador" - poprosiła.
Kierowca uśmiechnął się, uruchomił silnik i wyje
chał na ulicę. Panował ogromny ruch. Żądna wspania
łych wrażeń i nowych przeżyć Dani rozglądała się
gorączkowo na wszystkie strony. Patrzyła na zachwy
cającą błękitem wód zatokę Campeche, na palmy,
piaszczystą plażę i eleganckie hotele. Veracruz zostało
założone na początku szesnastego wieku. Podobnie
jak w innych miastach z tamtej epoki budynki wznie
sione w czasach, kiedy grasowali tu piraci, sąsiadowały
z nowoczesnymi gmachami ery kosmicznej. Dani
miała wielką ochotę wyruszyć na wycieczkę zaraz po
przyjeździe, ale dokuczał jej upał, a poza tym zdawała
sobie sprawę, że niemądrze byłoby biegać po mieście,
póki się nie zaaklimatyzuje.
Kierowca zatrzymał się przed jednym z hoteli. Był
to biały, piętrowy budynek ozdobiony prześlicznymi
arkadami i kaskadami kwitnących roślin. Podróż
taksówką z lotniska trwała zaledwie kilka minut, lecz
opłata za kurs była zadziwiająco wysoka. Dani trochę
się przestraszyła. Dwadzieścia dolarów za kilkanaście
kilometrów? Ale może takie tu są obyczaje, pomyślała
i zapłaciła bez sprzeciwu. Kierowca uśmiechnął się
szeroko, uchyla kapelusza i odprowadził ją do recepcji.
Podała swoje nazwisko i czekała wstrzymując oddech.
Pokój był zarezerwowany. Na szczęście miała gdzie
mieszkać. Wakacje będą wspaniałe.
14 CZUŁY I OBCY
Pokój spodobał się Dani. Niestety, okna wychodzi
ły na miasto, a nie na piękną zatokę. Za niewiarygod
nie niską cenę nie mogła się jednak spodziewać luk
susowych warunków. Zdjęła sweter zdziwiona, że
wydawał się całkiem odpowiedni, gdy wsiadała do
samolotu. Ale w Stanach wiosna dopiero się za
czynała. Tutaj okazał się za ciepły. Powietrze w pokoju
było rozgrzane, mimo włączonej klimatyzacji. Popa
trzyła na miasto przez okno. Przyjechała do Meksyku.
Jej sen się ziścił. Oszczędzała i ciułała przez dwa lata,
żeby pojechać na egzotyczną wycieczkę, ale i tak
pieniędzy starczyło tylko na wyjazd poza sezonem.
Wtedy miała najwięcej pracy, ale Harriett Gaynor,
przyjaciółka Dani, która pracowała w księgarni jako
ekspedientka, pilnowała interesu pod jej nieobecność.
Jedź, namawiała cierpliwie, i ciesz się życiem przez
kilka dni.
Dani spojrzała w lustro i skrzywiła się. Ciesz się
życiem, łatwo powiedzieć. Co innego, gdyby była tak
urodziwa jak tamta stewardesa. Może wtedy jasno
włosy olbrzym nie odwracałby wzroku i okazałby jej
coś więcej niż tylko niechętne współczucie, które
czytała w jego ciemnych oczach.
Zaczęła rozpakowywać torbę podróżną. Nie po
winna się łudzić. Pomógł jej tylko dlatego, że nie miał
innego wyjścia. Gdy rozsypała swoje bezcenne książki,
zatarasowała mu przejście. Westchnęła, sięgając po
bluzki i powiesiła je do szafy.
ROZDZIAŁ DRUGI
Późnym popołudniem Dani wybrała się na spacer.
Uradowana niczym mała dziewczynka wędrowała
ulicami wiekowego miasta. Przebrała się w dżinsy
i obszerną, cienką koszulę. Nie różniła się wyglądem
od innych turystów zwiedzających port. Bardzo ją
zaciekawił rząd straganów ciągnący się wzdłuż nad
morskiej promenady. Długo oglądała towary. Kupiła
sobie starannie wykonany srebrny krzyżyk inkrus
towany masą perłową. Słabo znała hiszpański, ale
dawała sobie radę, ponieważ większość sprzedawców
mówiła trochę po angielsku. Wszystko ją zachwycało
- prześliczne suknie we wszystkich kolorach tęczy,
chusty, kapelusze, torby, zwierzaki wyplatane ze sło
my, muszle. Podziwiała stare budynki wznoszące się
w pobliżu portu. Patrzyła na zatokę i próbowała sobie
wyobrazić, jak bywało tu w dawnych czasach, gdy
przybywali do miasta żądni przygód piraci. Nagle
stanął jej przed oczyma jasnowłosy olbrzym poznany
w samolocie. Tak właśnie powinien wyglądać pirat.
Jak Dutch o nich mówił? Korsarze? Wyobraziła go
sobie z nożem w garści. Uśmiechnęła się i poszła dalej
nabrzeżem, by obserwować rozładunek frachtowca.
Nigdy nie miała okazji przyjrzeć się statkom z bliska.
Greenville leżało w głębi lądu, daleko od oceanu. Dani
poznała dobrze okoliczne wzniesienia i nie zatrute
16 CZUŁY [ OBCY
przez fabryki wiejskie okolice. Statki były dla niej
czymś zupełnie nowym. Patrzyła na nie z przyjemnoś
cią. Zatopiła się w marzeniach i zupełnie straciła
poczucie czasu. Nie przyszło jej do głowy, że to
zaciekawienie może zwrócić czyjąś uwagę. Jeden z ro
botników portowych zaczął się na nią gapić. Za
kłopotana ruszyła w stronę grupy turystów. Samotna
kobieta była narażona na zaczepki, a Dani wcale nie
miała ochoty znaleźć się w kłopotliwej sytuacji.
Mrok zapadał nad cichnącymi ulicami Veracruz.
Nieznajomy nadal przyglądał się Dani. Zerknęła ką
tem oka i spotrzegła, że idzie za nią. O Boże, pomyślała
przestraszona, co ja teraz zrobię? Nie widziała w po
bliżu żadnego policjanta, a wśród turystów przeważali
starsi ludzie, którzy na pewno nie chcieli mieszać się do
cudzych spraw. Dani jęknęła w duchu, ścisnęła moc
niej torebkę i szybkim krokiem ruszyła w stronę
hotelu. Zrobiło się zupełnie pusto. Nadal słyszała
dobiegający z tyłu odgłos kroków: Jej serce uderzało
pospiesznie. A jeśli ten natręt napadnie ją i obrabuje?
Może pomyślał, że poszła do portu, żeby szukać
męskiego towarzystwa.
Przyspieszyła kroku, skręciła w najbliższą prze
cznicę i nagle znalazła się twarzą w twarz z innym
mężczyzną. Stanęła jak wryta i niewiele brakowało,
żeby krzyknęła, ale rozpoznała od razu jasną czup
rynę, połyskującą w ostatnich promieniach zachodzą
cego słońca.
Dutch patrzył na nią obojętnie. W jednej ręce
trzymał papierosa, drugą schował do kieszeni. Nadal
miał na sobie ubranie w stylu safari, w którym widziała
go w samolocie, a jednak wydawał się świeży i wypo
częty. Zastanawiała się, czy cokolwiek mogło wy-
CZUŁY I OBCY
17
prowadzić tego człowieka z równowagi. Cechowała go
szczególna pewność siebie, jakby poddano go najcięż
szym próbom; doskonale znał swoje możliwości.
Popatrzył w głąb ulicy ponad jej ramieniem. Wy
starczyło jedno spojrzenie, by zrozumiał, co się stało.
Oczy mu pociemniały.
- Veracruz to doskonałe miejsce do odpoczynku,
pod warunkiem że po zmierzchu unika się tej części
miasta - oznajmił uprzejmie, ale stanowczo. - Masz
wielbiciela.
- Tak, zauważyłam... - Chciała się obejrzeć, ale
Dutch pokręcił głową.
- Nie odwracaj się. Uzna, że go zachęcasz. -Wybu
chnął śmiechem i dodał: -Ma koło pięćdziesiątki i jest
łysy. A może specjalnie poszłaś do portu, żeby kogoś
poderwać? W takim razie zrób do niego oko i umów się
na randkę.
Żartował, ale Dani poczuła się urażona. Czy jego
zdaniem nie jest dość ładna, by się spodobać młodemu,
przystojnemu mężczyźnie?
- Wyobraź sobie, że po prostu zapomniałam, gdzie
jestem i straciłam poczucie czasu. Następnym razem
będę bardziej uważała. Przepraszam -odparła spokoj
nie i przeszła obok niego. Patrzył za nią, czując że
ogarnia go wściekłość. Skąd miał wiedzieć, że całkiem
poważnie potraktuje jego żart. Był na siebie zły,
ponieważ tego nie przewidział. Wymamrotał jakieś
przekleństwo i poszedł za dziewczyną.
D ani miała dość wrażeń jak na jeden dzień. Pobieg
ła do hotelu, nie czekając na windę wspięła się na
piętro, wpadła do pokoju i zamknęła drzwi na klucz.
Zastanawiała się, dlaczego tak postępuje. To nie jest
mężczyzna, który chciałby się uganiać za handlującą
18 CZUŁY I OBCY
książkami okułarnicą, powtarzała sobie. Nie zeszła
tego wieczora na kolację. Dutch na pewno by do niej
nie podszedł, ale czuła się zażenowana i nie chciała
ryzykować kolejnego spotkania. Zamówiła posiłek do
pokoju i z apetytem zjadła w samotności owoce morza.
Następnego ranka zeszła na śniadanie. Nie mogła
wiecznie unikać tego człowieka. Duma jej na to nie
pozwalała. Dutch siedział przy osobnym stoliku w po
bliżu okna i czytał gazetę. Prezentował się wspaniale,
chociaż miał na sobie zwykłe, białe spodnie i rozpiętą
koszulę w białe i czerwone paski. Przeciętny turysta.
Oderwał wzrok od gazety, jakby poczuł, że mu się
przygląda. Złapana na gorącym uczynku, zarumieniła się
ze wstydu. Dutch obdarzył ją wymuszonym uśmiechem
i zagłębił się w lekturze. Gdy wróciła do pokoju, nie
mogła sobie przypomnieć, co jadła na śniadanie. Przez
cały czas mimowolnie zerkała na niego kątem oka.
Postanowiła jak najlepiej wykorzystać czterodnio
wy urlop. Zamierzała wybrać się na plażę. Wyjęła
jednoczęściowy czarny kostium kąpielowy. Odgarnęła
rozwichrzone włosy i spojrzała w lustro. Oto za
chwycająco piękna kobieta, pomyślała z ironią. Trud
no się dziwić, że Dutch nie zwrócił na nią uwagi.
Z takim wyglądem nie skusiłaby nawet rekina. Nagle
podniosła słuchawkę, zadzwoniła do salonu piękności,
który mieścił się w hotelu, i umówiła się z fryzjerką.
Postanowiła obciąć włosy.
Jedna z klientek odwołała spotkanie i Dani mogła
być obsłużona natychmiast. Chwilę później siedziała
w fotelu, przyglądając się nowej fryzurze. Niesforne
kosmyki zostały starannie podcięte. Krótke loki ota
czały jej drobną twarzyczkę, opadając ku wielkim,
CZUŁY I OBCY
19
szarym oczom i nadając dziewczynie szelmowski wy
gląd. Uśmiechnęła się z zadowoleniem do swego
odbicia, zapłaciła i tanecznym krokiem wbiegła na
piętro. Włożyła kostium kąpielowy, lekko się umalo
wała (czego zazwyczaj nie robiła), a nawet skropiła się
perfumami. Wprawdzie nie wyglądała jak królowa
piękności, ale prezentowała się teraz o wiele lepiej.
Popatrzyła ze smutkiem na wydatny biust. Tu nie
pomoże żaden cud, powiedziała sobie i narzuciła na
kostium plażowe wdzianko. Jasna tkanina w lawendo
wym odcieniu doskonale ukrywała niedostatki figury. Do
plażowej torby, kupionej w hotelowym sklepie, wrzuciła
krem ochronny oraz duży ręcznik. Zmieniła okulary na
specjalne, przeciwsłoneczne, i poszła nad morze.
Było cudownie. Rozgrzany piasek, ciepło słońca
i monotonny szum wody sprawiły, że odprężyła się
całkowicie. Wyciągnęła się na ręczniku, oczarowana
pięknem zatoki i miasta pełnego zabytków.
W pewnej chwili poczuła czyjeś spojrzenie. Otworzyła
oczy, odwróciła głowę i ujrzała Dutcha spacerującego po
plaży z papierosem w dłoni. Jasne włosy lśniły w słońcu
jak białe złoto. Nie mogła oderwać od niego wzroku.
Mocno opalony tors i nogi mężczyzny porośnięte były
niezbyt gęstymi, kędzierzawymi, jasnymi włosami. Miał
na sobie tylko krótkie, drelichowe szorty i sandały, które
nosili prawie wszyscy plażowicze, by uniknąć przykrych
niespodzianek, gdyby na coś nadepnęli.
Odwróciła głowę. Nie chciała na niego patrzeć. Ten
zmysłowy mężczyzna mógłby bez trudu złamać serce
kobiecie tak niedoświadczonej jak ona. Na pewno
zauważył jej prostoduszność i nieźle się tym bawił,
pomyślała z goryczą.
Dutch zauważył, że odwróciła głowę, i poczuł złość.
20 CZUŁY I OBCY
Czemu ta dziewczyna wpatruje się w niego ze smut
kiem i dziecięcą tęsknotą? Odebrała mu spokój. Zmru
żył oczy. Czyżby zmieniła fryzurę? Było jej z tym do
twarzy, ale dlaczego, u licha, włożyła na siebie tyle
ciuchów? Wygląda jak ryba owinięta w gazetę. Wolał
by oglądać Dani bez tych szmat zasłaniających ją od
szyi do talii. Zmarszczył brwi. Może jest płaska jak
deska i nie chce, żeby zwracano na to uwagę. Czy
naprawdę nie rozumie, że takie maskowanie tylko
podkreśla niedostatki figury?
Zmierzył dziewczynę krytycznym spojrzeniem.
Miała zgrabne, długie nogi. Przymknął oczy i zaczął ją
obserwować. Zauważył, że miała szczupłe biodra
i wąską talię. Resztę przykrywało wdzianko. Twier
dziła, że powinna schudnąć, lecz chyba bezpodstawnie.
Uznał, że ma doskonałą figurę.
Po cóż mi taka kobieta, przekonywał samego siebie.
Mimo pozorów to z pewnością pozbawiona wszelkich
skrupułów kokietka, szukająca kolejnej ofiary. Czy on
nigdy nie zmądrzeje? Czy już zapomniał, jaką cenę
przyszło mu zapłacić za jedyną wielką miłość? Wielka
miłość, powtórzył z goryczą. Nieprawda. To było
fatalne zauroczenie, które kosztowało go wszystko, co
miał najdroższego. Stracił rodzinę i widoki na przy
szłość, przepadły oszczędności rodziców...
Uważnie obserwował Dani i uśmiechał się drwiąco.
Jednak była inna. Nie znał dotąd takich kobiet.
Zrozumiał wreszcie, że go zaciekawiła. Pragnął od
kryć, na czym polega jej niezwykły urok.
Był niedaleko. Widziała go kątem oka. Z każdym
jego krokiem serce przerażonej dziewczyny biło coraz
mocniej. Proszę, nie podchodź, błagała w duchu,
zaciskając mocno powieki, odejdź stąd. Nie budź we
CZUŁY I OBCY
21
mnie nadziei. Nie zbliżaj się. Przy tobie moja wola
słabnie, a przecież nie mogę sobie na to pozwolić.
-W tym stroju trudno ci się będzie opalić- zauważył
wskazując obszerne wdzianko i wyciągnął się obok na
ręczniku. Leżał oparty na łokciu. Poczuła ciepło
emanujące z jego ciała i zapach drogiej wody po goleniu.
- Nie zamierzam przesadzać z opalaniem - wy
krztusiła.
- Nadal złościsz się na mnie o to, co powiedziałem
wczoraj wieczorem? - zapytał z uśmiechem.
- Owszem, trochę - przyznała szczerze. Dutch
pochylił się i zdjął jej z nosa przeciwsłoneczne okulary.
Poczuła się jakby obnażona i całkiem bezbronna. Był
człowiekiem bywałym i nieustępliwym. To rzucało się
w oczy. Dlatego budził w niej ogromny lęk.
- Nie kpiłem z ciebie. Po prostu rzadko rozmawiam
z kobietami i nie umiem z nimi postępować - rzekł
cicho. - Od dawna obywam się bez ich towarzystwa.
-1 nie cierpisz ich - zauważyła.
Rzucił na nią gniewne spojrzenie. Przyglądał się jej
ustom.
- Robię wyjątki. Sypiam z kilkoma. - Roześmiał się,
widząc rumieńce na policzkach dziewczyny. - Nie
próbuj mi wmawiać, że czujesz się zakłopotana. Wi
działem twoje książki. Nie wątpię, że wszystko zostało
w nich dokładnie opisane.
- Jest inaczej, niż myślisz - zaprzeczyła.
- Urocza dama z Południa -mruknął, przyglądając
się Dani. Rzadko spotykał istoty tak wrażliwe i bez
bronne. Za ową subtelnością kryła się jednak praw
dziwa siła. Nieśmiałość Dani go nie zwiodła. Pod
świadomie czuł, że dziewczyna jest równie nieugięta
jak on sam. - Boisz się mnie?
22 CZUŁY I OBCY
- Tak. Mało wiem... o mężczyznach - odparła
cicho. - Niewiele miałam z nimi do czynienia.
- Zawsze odpowiadasz tak szczerze? - zapytał
mimochodem. Odkrył na jej nosie kilka piegów.
- Nie lubię być oszukiwana - odparła - dlatego
nigdy nie próbuję zwodzić innych.
-Nie czyń drugiemu, co tobie niemiło?-Dotknąłjej
ciemnych włosów. Lśniły w słońcu. Przesunął między
palcami kosmyk miękki jak kocie futerko i delikatny
niczym jedwab. - Podoba mi się twoja nowa fryzura.
- Za gorąco na długie włosy... - Dani poczuła lęk.
Nikt jej jeszcze tak nie dotykał. Ten mężczyzna
o niezwykłym uroku i sile przyciągał ją niczym magnes,
a zarazem budził prawdziwy niepokój. Był tak blisko,
że mógłby bez trudu dotknąć ręką jej ciała. Czuła się
przy nim jak nastolatka. Powróciła słodka tęsknota,
której Dani nie zaznała od lat. Niespokojne oczekiwa
nie mieszało się z obawą i pożądaniem.
-Dlaczego to włożyłaś? - zapytał i dotknął guzików
obszernego wdzianka. - Z konieczności?
-Nie... tylko... -wyjąkała. Zabrakło jej tchu. Była
tak roztrzęsiona, że prawie zapomniała, jak się nazywa.
- W takim razie zdejmij je - odparł po cichu. - Chcę
zobaczyć, jak wyglądasz.
Dokładnie takie same słowa znalazła w ostatniej
książce ulubionej autorki. Czytała tę scenę z wypieka
mi na policzkach. Teraz sama ją przeżywała i drżała,
patrząc w ciemne oczy Dutcha. Zapomniała, po co
włożyła tę obszerną bluzkę. Wpatrywała się w jego
twarz, a on zręcznie rozpiął guziki. Zsunął wdzianko
z ramion dziewczyny i nagle widok, który ujrzał,
zaparł mu dech w piersiach. Zarumieniła się, onie
śmielona niczym młoda panienka.
CZUŁY I OBCY 23
- Po co włożyłaś ten ciuch? - powtórzył pytanie,
spoglądając jej w oczy. Wierciła się niespokojnie.
- Wiesz, mam wrażenie... mężczyźni gapią się na
mnie.
- O rany, wcale mnie to nie dziwi. Wyglądasz
cudownie!
Nikt jej dotąd nie powiedział takiego komplementu.
Podniosła oczy, pewna że z niej kpi, ale się pomyliła.
- To dlatego ciągle nosisz takie szerokie bluzki
i swetry? - wypytywał.
- Mężczyźni zakładają, że kobieta... hojnie ob
darowana przez naturę na pewno źle się prowadzi
- westchnęła. - Wstydzę się, gdy na mnie patrzą.
- Podejrzewałem, że jesteś płaska jak deska - przy
pomniał sobie z uśmiechem.
- Wcale nie - wymamrotała. -Musiałam wyglądać
dziwacznie.
-Nie przejmuj się. -Przez kilka chwil patrzył na nią
z uśmiechem, a potem ułożył się wygodnie na plecach.
- Przepędzę natrętnych wielbicieli.
Natychmiast poczuła się zagrożona. Niepokój po
wrócił. Czy Dutch spodziewa się jakiejś nagrody za tę
opiekę? Popatrzyła z lękiem na odpoczywającego
mężczyznę.
- Nie będziesz miała wobec mnie żadnych zobowią
zań - mruknął nie otwierając oczu. - Potrzebny mi
odpoczynek, a nie szalona przygoda miłosna.
-Ja natomiast nie mam bladego pojęcia, co powin
nam zrobić, żeby ją wreszcie przeżyć - westchnęła
żałośnie.
- Jesteś dziewicą? - zapytał z prostotą.
- Owszem.
- Niewiele dziewczyn czeka tak długo.
24 CZUŁY I OBCY
- Marzy mi się zakończenie jak z bajki: żyli razem
długo i szczęśliwie.
- Domyśliłem się tego, gdy zobaczyłem twoje
książki - odparł z uśmiechem. Przeciągnął się. Zafascy
nowana Dani patrzyła na potężne mięśnie rysujące się
pod opaloną skórą. Nie mogła od nich oczu oderwać.
Napotkał jej zachwycone spojrzenie. Gotów był się
założyć o roczne zarobki, że nie zaznała dotąd nawet
niewinnych pieszczot. Zaczął się nagle zastanawiać, co
by to było, gdyby Dani dała się porwać namiętności,
gdyby jej szare oczy rozjaśnił blask, gdyby leżała przy
nim odprężona i ufna. Zmarszczył brwi. Odkąd rozstał
się z tamtą suką, niewiele czasu poświęcał kobietom.
Niekiedy spotykał się z którąś, a potem szybko o niej
zapominał. Wiedział jednak, że czasem bywa inaczej.
Niespieszne, pełne wzajemnej czułości zaloty. Nagle
do tego zatęsknił. Chciał pieścić łagodną kobietę, obok
której leżał, i uczyć ją miłości. Wyobraził sobie, że
delikatne palce błądzą po jego ciele. Reakcja była
równie natychmiastowa, co nieoczekiwana.
Odwrócił się na brzuch, na wpół oszołomiony
gwałtownym pożądaniem. Cóż to za czarownica?
Przyglądał się jej z uwagą. Czy zdawała sobie sprawę,
co czuł przed chwilą? Niemożliwe, zdecydował. Była
tak niewinna, że natychmiast zarumieniłaby się po
uszy, Z pewnością nie widziała nigdy podnieconego
mężczyzny. Uśmiechnął się, gdy spojrzała na niego ze
zdumieniem.
- Co cię tak śmieszy? - zapytała nieśmiało.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? -mruknął z poważną
miną.
Położyła się na brzuchu i podparła łokciami. Stu
diowała ostre rysy twarzy mężczyzny i słabo widoczną
CZUŁY I OBCY 25
bliznę na policzku. Wydawał się jej bardzo pociągają
cy. A co najdziwniejsze, uważała za całkiem naturalne,
że leży obok niego na plażowym ręczniku i bezwstyd
nie mu się przygląda.
Dutch nie odrywał oczu od jej dekoltu. Elastyczna
tkanina naciągnęła się, odsłaniając trochę kuszące
okrągłości. Dani chciała się odsunąć, ale mężczyzna ją
powstrzymał.
- Pozwól mi popatrzeć. Od tego nie zachodzi się
w ciążę - szepnął.
- Ty potworze - odcięła się natychmiast.
- Zgoda, ale i tak zagrażam ci o wiele mniej niż
którykolwiek z tych podstępnych Latynosów - przy
pomniał. - Jestem, że tak powiem, mniejszym złem.
Nie zamierzam cię uwieść.
- Chyba nikt nie ma na to ochoty - odparła
i wy buchnęła śmiechem. Odsunęła się i tym razem
Dutch nie zaprotestował. Położyła się na plecach
z rękami za głową. Oparł się na łokciu i uparcie patrzył
jej prosto w oczy.
- Gdyby na plaży nie było tylu ludzi, szybko bym cię
nauczył, jak doprowadzić mężczyznę do szaleństwa,
mój ty niedowiarku -mruknął. -Przed chwilą zdarzy
ło mi się coś nieoczekiwanego, i to przez ciebie.
Spoglądała na niego szeroko otwartymi oczyma,
nie mogąc uwierzyć w usłyszane przed chwilą słowa.
To nie była salonowa konwersacja.
- Chyba wiesz, co mam na myśli? Cóż w tym złego,
śliczna panienko z Południa? Chyba w ogóle nie znasz
życia?
- Chyba nie za bardzo - wyjąkała patrząc na jego
zmęczoną twarz. -Ty natomiast znasz je aż za dobrze.
- Zgadza się - przytaknął. - Posiwiałabyś, gdybym
26 CZUŁY I OBCY
ci opowiedział swoje przygody, zwłaszcza - dodał
z wystudiowaną powagą - te z kobietami.
- Nie jesteś... zbyt romantyczny - zauważyła Dani.
Wolno pokręci! głową.
- Nie - odrzekł cicho. - Czasem potrzebuję kobiety,
ale chodzi wyłącznie o seks. To pozwala mi zapomnieć.
Pozbyłem się złudzeń.
Popatrzyła mu w oczy i nagle poczuła się zażenowa
na.
- Na pewno jest jakiś powód -odrzekła z przekona
niem. Dutch skinął głową.
- Miałem wtedy dwadzieścia cztery lata, ona dwa
dzieścia osiem. Dużo wiedziała o życiu i była piękna jak
bogini. Uwiodła mnie na jachcie. Byłem gotów dla niej
umrzeć. Żądała ode mnie pieniędzy, a mnie to uczucie
całkiem ogłupiło. Sprzedałem wszystko, co posiada
łem, żeby kupić sobie jej wierność. - Oczy mężczyzny
pociemniały z wściekłości. - Gdy rodzice przeszli na
emeryturę, nabyłem z nimi na spółkę niewielki dom.
Miałem swoje... dochody - dodał, nie wyjaśniając,
skąd je czerpał. - Obciążyłem hipotekę, żeby zdobyć
pieniądze dla tamtej kobiety. Bank zabrał wszystko.
Mój ojciec, który włożył w dom oszczędności całego
życia, zmarł wkrótce na atak serca. Matka ciągle mnie
obwiniała, że zmarnowałem cały ich życiowy dorobek.
Umarła sześć miesięcy później. - Zagarnął dłonią
trochę piasku i obserwował, jak przesypuje się między
palcami. Dani patrzyła na jego piękny profil. Była
pewna, że nikt przed nią nie słyszał tej opowieści.
- A tamta kobieta? - zapytała łagodnie.
- Znalazła sobie innego. - Zacisnął pięść, jakby chciał
zgnieść sypki piasek na drobniutki pył. Spojrzał na Dani
z pogardliwym uśmiechem. - Miał więcej pieniędzy.
CZUŁY I OBCY 27
- Przepraszam -mruknęła, nie wiedząc, jak powin
na zareagować. - Rozumiem, że pozostało w tobie
wiele goryczy, ale...
- ...ale nie wszystkie kobiety są wyrafinowanymi
oszustkami - dokończył za nią. - To chciałaś powie
dzieć?
- Mój jedyny narzeczony umawiał się z inną
dziewczyną, nie zrywając ze mną - wyznała.
- Cóż to musiał być za romans - skomentował
ironicznie. Dani patrzyła w jego twarz. Malowały się
na niej gniew i cierpienie.
- Kochałam go - oświadczyła, uśmiechając się
smutno. - Niestety, on chciał tylko iść ze mną do łóżka.
Nie zamierzał się wiązać na całe życie.
- Jak większość mężczyzn - rzucił Dutch.
- Też tak sądzę - westchnęła Dani i ułożyła się
wygodniej. - Dlatego postanowiłam żyć samotnie.
Czuję się bezpieczna.
Dutch leżał na boku i patrzył na nią uważnie.
- Zbijasz mnie z tropu - rzekł po chwili milczenia.
- Czy dlatego, że niewiele wiem o życiu?
- Owszem - przytaknął. - W moim świecie za brak
doświadczenia trzeba drogo płacić. Zaciekawiłaś mnie.
- Ty mnie również - przyznała śmiało.
Odgarnął włosy opadające jej na twarz. Przyjemnie
było czuć dotknięcie silnych, ciepłych rąk na delikat
nych policzkach. Skóra jego dłoni była twarda jak po
ciężkiej, fizycznej pracy. Dani miała wrażenie, że
drobne iskierki przebiegają po jej ciele; przyjemność
graniczyła niemal z bólem.
Dutch widział, jak piersi dziewczyny nabrzmiewają
pod cienkim kostiumem. Stwardniałe sutki zdradzały
jej podniecenie, podobnie jak przyspieszony oddech.
28 CZUŁY I OBCY
Chciała się zasłonić, ale Dutch zajrzał jej w oczy
i pokręcił głową.
- To jest równie normalne jak oddychanie - rzekł
ledwo dosłyszalnym głosem. - I pochlebia mi. Nie
wstydź się.
- Ciotka, która mnie wychowała, była starą panną.
Zawsze powtarzała... - Mężczyzna położył palec na jej
wargach. Delikatne dotknięcie obudziło nieznaną po
kusę. Miała ochotę ugryźć go leciutko.
- Wyobrażam sobie, czego nakładła ci do głowy.
- Spojrzenie ciemnych oczu spoczęło na drżących,
rozchylonych wargach, których dotykał. - Masz pięk
ne usta, Dani. Chciałbym cię pocałować.
Dziewczyna na samą myśl o tym poczuła zawrót
głowy. Spojrzała mimo woli na jego surowe, ale
pięknie wykrojone usta. Górna warga była wąska,
dolna wydatna i zmysłowa. Dani mogła się założyć, że
wiedział o pocałunkach nieskończenie więcej niż ona.
- Często się całowałaś? - zapytał.
- Od czasu do czasu - rzuciła jakby żartem.
- To były francuskie pocałunki? - drażnił się z nią.
Ciało płatało jej figle. Serce kołatało, próbując
wyrwać się z piersi; oddychała z trudem. Przestała nad
sobą panować, gdy jego stwardniałe palce dotknęły jej
karku, opadły na ramię i przez tkaninę kostiumu
objęły miękką wypukłość biustu.
- Niesamowite uczucie, prawda? - mruczał, pat
rząc w szeroko otwarte oczy i widząc rumieńce na
policzkach. Jego palce wślizgnęły się pod ramiączko.
Szerokie plecy Dutcha zasłaniały dziewczynę przed
spojrzeniami innych plażowiczów. - Nikt na nas nie
patrzy -szepnął uspokajająco. Śmiał się cicho, żartob
liwie, wsuwając dłoń pod tkaninę. Łagodna pieszczota
CZUŁY I OBCY 29
nie przestraszyła Dani, lecz obudziła skryte prag
nienia. Ciało dziewczyny upominało się o swoje
prawa; wiedziała, że nie umknie to uwagi Dutcha.
- Skóra gładka jak aksamit - szeptał, niemal
dotykając wargami jej ust. Poddała się delikatnej
pieszczocie smukłych palców i drżała odczuwając
narastającą rozkosz. Jej pragnienia stawały się coraz
śmielsze. Chciała, by dotknął stwardniałych sutków,
pragnęła, żeby szorstka dłoń objęła jej pierś. Miała to
wypisane na twarzy.
Oczy mężczyzny pociemniały, zniknął pobłażliwy
uśmieszek.
- Jeśli nadal będziesz patrzyła w ten sposób - wy
szeptał - nie wytrzymam i rzucę się na ciebie, nie
zważając na to, że jest tu mnóstwo ludzi.
Dani nie wierzyła własnym uszom. Wiedziała, że
to szaleństwo. Czuła się taka samotna i bezbronna.
Pomyślała z goryczą, że wspomnienia z tych cztero
dniowych wakacji będą jej musiały wystarczyć na
całe życie. Wszystkie przyjaciółki Dani powychodzi
ły za mąż i były szczęśliwe. Tylko ona pozostała
samotna. Nikt jej nie chciał. A na dodatek ten
mężczyzna, który uwiódłby bez trudu każdą z uro
czych turystek, opalających się na plaży, żartuje
sobie, bawi się jej kosztem, a ona mu na to po
zwala.
Zachmurzyła się na myśl o tym. Jasnowłosy olb
rzym nie mógł znieść widoku jej zasmuconej twarzy.
- Nieprawda - rzekł czule. - Nie udaję. Nie wolno ci
tak myśleć.
- Udajesz, udajesz -powtarzała z uporem. Zagryzła
usta, żeby się nie rozpłakać. - Ty przecież...
Dutch pochylił się, musnął jej wargi i szybko
30 CZUŁY I OBCY
podniósł głowę. Dłoń wsunięta pod ramiączko kos
tiumu znowu się poruszyła.
- Cicho - mruknął, gdy dziewczyna zadrżała.
Pocałował ją lekko w czubek nosa, - Nikt nie widzi, co tu
robimy. - Dotknął ustami przymkniętych powiek,
Smukłe palce wpełzały coraz głębiej pod materiał.
Położyła ręce na jego ramionach. Z wysiłkiem chwytała
ustami powietrze, czując jego zachłanne wargi tak blisko.
- Eryku - szepnęła, żeby usłyszeć jego imię.
Zawahał się na moment, uniósł głowę i popatrzył jej '
w oczy, zamglone, szeroko otwarte, zdumione inten
sywnością nowych doznań. Wsunął rękę pod głowę
dziewczyny i zaczął delikatnie gładzić kark, a drugą
:
obejmował jej pierś. Czuła ciepłą szorstkość dłoni,
przesuwającej się po rozpalonej skórze.
- Czy jestem pierwszym mężczyzną, który cię tak
dotyka? - zapytał szeptem.
- Przecież... wiesz - odparła załamującym się gło
sem.
Spragnione pieszczot ciało dziewczyny prężyło się
wbrew jej woli pod czułymi dłońmi. Uśmiechała się
dziwnie, jakby za chwilę miała wybuchnąć płaczem.
- Dzięki, dzięki ci - powtarzała.
To nie do zniesienia. Była mu wdzięczna. Poczuł
smutek. Dotknął ręką policzka Dani i pocałował ją
z czułością, jakiej nie okazał żadnej kobiecie, od czasu
gdy był niemal chłopcem.
- Mówisz tak, jakbym musiał się zmuszać, żeby cię
dotknąć -rzekł cicho. - Gdybyś lepiej znała mężczyzn,
wiedziałabyś, że pragnę cię równie mocno jak ty mnie.
- Pragniesz mnie? ~ powtórzyła, wpatrując się
w niego ogromnymi, rozświetlonymi oczyma praw
dziwej czarodziejki.
CZUŁY I OBCY 31
- Oczywiście, ty lubieżna, zmysłowa pannico -wy
buchnął śmiechem. - Nie masz pojęcia, jakie znoszę
męki.
Dani uśmiechnęła się do niego. Jej twarz nagle
pojaśniała i wypiękniała. Dutch obserwował ją uważ
nie i nie mógł się nadziwić, że jeszcze niedawno uważał
ją za szarą myszkę, W tym wrażliwym ciele kryła się
niespotykana zmysłowość. Zapragnął wydobyć ją na
jaw. Wsparł się na łokciu, a wolną ręką nadal gładził
w zamyśleniu krótkie włosy dziewczyny.
Bez skrępowania błądziła wzrokiem po jego mus
kularnej, opalonej na brąz sylwetce; przyglądała się
jasnym włosom na torsie, mięśniom brzucha rysują
cym się wyraźnie pod skórą, smukłym, silnym udom.
Wszystko jej się podobało, nawet kształtne stopy.
Nogi Dutcha były mocne i opalone, a nie słabowite
i blade jak u większości amerykańskich mężczyzn.
- Ty także masz piękne nogi - mruknął.
- Nie przeszkadza ci, że gapię się na ciebie jak
smarkula? - zapytała cicho i spojrzała mu w oczy.
- Jesteś niezwykle uczciwą i przyzwoitą dziewczyną
- oznajmił już po raz drugi tego dnia. - To mnie zbija
z tropu. Możesz się gapić do woli. Ale przyznam, że
to... - zawahał się.
- Co takiego? - nalegała.
- Podnieca mnie - wyznał otwarcie.
- Wystarczy, że na ciebie patrzę? - dopytywała się
zachwycona jego słowami.
- Pewnie w moim wieku to normalne. - Uśmiechnął
się i wzruszył ramionami. -Masz bardzo wyraziste oczy,
wiesz? Mogę z nich bez trudu wyczytać, o czym myślisz.
- Naprawdę? - Roześmiała się i podniosła wzrok.
- Udowodnij. - Próbowała przez chwilę nie myśleć
32 CZUŁY I OBCY
o niczym. Zacisnął usta i spojrzał na nią zaczepnie.
Czuła, jak płomień ogarnia z wolna jej ciało. Spuściła
oczy, ale gdy wbiła je w szeroką pierś mężczyzny, wcale
nie poczuła się lepiej.
- Zjemy razem obiad? -zaproponował. - Co ty na to?
- Owszem. Pod warunkiem że mnie nie uwiedziesz.
Nie zamierzam dać się schrupać na deser - oznajmiła.
- Szkoda - westchnął. - Ale muszę przyznać, że
gdybym chciał cię uwieść, nie byłaby to łatwa decyzja.
Nigdy nie sypiam z dziewicami. Kobiety, z którymi
zdarza mi się spędzić noc, to prawdziwe ladacznice.
Dani miała nadzieję, że się nie zarumieni, ale już po
chwili jej policzki płonęły.
- Nie skrzywdzę cię - obiecał, zaglądając jej w oczy.
- Chciałbym się z tobą kochać, a nie tylko zaspokoić
chwilowe pożądanie.
Czuła, że jeszcze moment i zemdleje. Spojrzała mu
w oczy. Patrzył na nią z wielką tkliwością.
- Przepraszam - wyjąkała.
- Z a co?
-Myślę, że... pragnę... abyśmy zostali kochankami.
- Odwróciła wzrok.
- I ja tego chcę - odrzekł miękko. Łagodnym
ruchem uniósł jej głowę i zajrzał w oczy. - Szkoda, że
zjawiłaś się tak późno, dopiero tutaj. Powinniśmy się
byli spotkać dziesięć lat temu.
-Jako szesnastolatka byłam okropna. Na pewno bym
ci się nie spodobała - oznajmiła z ponurym uśmiechem.
- Miałam wtedy ze dwadzieścia kilo nadwagi.
- A mnie czekało trudne, niebezpieczne życie.
Właśnie zaczynałem się do niego przyzwyczajać. Szko
da. - Podniósł do ust dłoń dziewczyny i ucałował, nie
odrywając oczu od jej twarzy. Zarumieniła się z radości.
CZUŁY I OBCY 33
- Jak długo tu zostaniesz? - zapytał.
- Tylko cztery dni - odparła ze smutkiem.
- Musimy zachować o nich piękne wspomnienie
- szepnął i przygryzł wargę.
- Potem będzie jeszcze gorzej... - zaczęła.
- Spędzimy miło czas. Nie uwiodę cię - obiecał.
- Nim wstanie świt, zacznę cię błagać, żebyś to
zrobił - oznajmiła z nieszczęśliwą miną. Wpatrywała
się w niego zachłannie. - To straszne, jestem wobec
ciebie całkiem bezbronna.
- Owszem.
Błądził spojrzeniem po jej postaci i czuł, jak narasta
w nim pożądanie.
-1 ja jestem czuły na twoje uroki.
Nie odwróciła wzroku, chociaż miała na to wielką
ochotę. Dutch rzucił na dziewczynę wesołe spojrzenie,
odgadując bez trudu jej myśli. Wybuchnął śmiechem
i położył się znowu na brzuchu.
- Będę się tobą opiekował. Nie pożałujesz.
- Jesteś bardzo przystojny - wyznała mimo woli.
- Gdy zobaczyłem, co ukrywasz, po prostu zwaliło
mnie z nóg - powiedział. - Do diabła, myślałem, że
jesteś płaska jak decha. - Wybuchnął śmiechem.
- Dziewczyno, ile w tobie żaru!
- Dzięki.
- Chodząca niewinność. - Wpatrywał się z za
chwytem w jej twarz. -J.D. umarłby ze śmiechu, gdyby
się o nas dowiedział.
- Kto to jest J . D . ? - dopytywała się z ciekawością.
- Stary kumpel. Zamknij oczy. Będziemy się opalać.
Później możemy zwiedzić miasto. - Przymknął powie
ki, a po chwili znowu na nią zerknął. -Ale do portu nie
pójdziemy.
34 CZUŁY I OBCY
Dani zamknęła oczy i uśmiechnęła się. Nawet stara
panna może czasem liczyć na cud. To będą cztery
najpiękniejsze dni w jej życiu. Nie powinna tylko brać
wszystkiego na serio.
ROZDZIAŁ TRZECI
Dani wróciła do pokoju, żeby się przebrać. Po drodze
wstąpiła do hotelowego salonu mody. Kupiła białą
meksykańską sukienkę z elastyczną, obcisłą górą przy
braną koronkami. Wyglądała w niej trochę tajemniczo.
Biel sukni podkreślała urodę szarych oczu, harmonizo
wała z brunatnymi włosami i jasną cerą. Druciane
okulary nie wyglądały najlepiej, ale widziane zza szkieł
oczy dziewczyny zdawały się większe. Wcale nie jestem
gruba, powtarzała, spoglądając z zadowoleniem na
swoje odbicie, mam tylko wydatny biust, a nowa
sukienka pozwoli to zatuszować. Sięgnęła po małą,
elegancką torebkę i zeszła na dół. Dutch czekał w holu.
Miał na sobie szerokie białe spodnie, białą koszulę
i niebieski rozpinany sweter. Na jej widok podniósł się
leniwie z pluszowej kanapy i odłożył wieczorną gazetę.
- Wylądasz uroczo - powiedział i wziął ją za rękę.
- Jakie potrawy lubisz? Meksykańskie, chińskie, włos
kie, a może wolisz stek?
- Owszem - mruknęła.
- Ja także - oznajmił. Minęli tani bar. Dutch
poprowadził Dani ku drzwiom wytwornej restauracji.
Wszędzie kręciło się mnóstwo kelnerów w białych
marynarkach i rękawiczkach. Spojrzała z obawą na
towarzyszącego jej mężczyznę, który podał recep
cjonistce swoje nazwisko.
36
CZUŁY I OBCY
- Co się stało? - zapytał po cichu, gdy szli za
elegancką młodą kobietą, niosącą karty dań.
- Tu jest okropnie drogo - oznajmiła przerażona.
- Może pozmywasz naczynia? Rachunek będzie
mniejszy - zaproponował, uśmiechając się pogodnie.
Skwitowała wybuchem śmiechu jego złośliwości.
•- Chętnie, pod warunkiem że mi pomożesz - odpar
ła.
- Urocza z ciebie dziewczyna - szepnął. Objął
ramieniem talię Dani.
- Uważaj. Twoja mama nie byłaby zadowolona, że
spotykasz się z dziewczyną, która prowokuje męż
czyzn - żartowała.
- Nieprawda. Z pewnością by cię polubiła. To była
kobieta z charakterem, podobnie jak ty.
Uśmiechnęła się zawstydzona. Czuła na sobie zawi
stne spojrzenia innych kobiet. Trudno się dziwić,
Dutch jest przecież niezwykle przystojny, pomyślała
zerkając na niego. Doskonale zbudowany, elegancki,
piękny jak grecki bóg. Wcielenie ideału męskiej urody.
Mógłby pozować najwybitniejszym artystom.
- O czym tak rozmyślasz? - wypytywał z ciekawoś
cią, gdy usiedli przy zarezerwowanym stoliku.
- Pomyślałam, że każdy artysta byłby zachwycony,
gdybyś zechciał mu pozować. Jesteś pięknym mężczyz
ną.
- Od tych komplementów przewróci mi się w gło
wie, łaskawa pani - odparł z westchnieniem.
- Chyba od czasu do czasu patrzysz w lustro? Wcale
nie chcę gapić się na ciebie, ale to silniejsze ode mnie.
- Prawdę mówiąc, mam ten sam problem - mruk
nął, nie odrywając od niej oczu. Co za szczęście, że nie
uległa pokusie i nie zsunęła na ramiona elastycznego
CZUŁY I OBCY 37
kołnierza sukni. Dutch wpatrywał się w nią jak
urzeczony.
- Na co masz ochotę? - zapytał.
- Poproszę stek, sałatkę i kawę. - Dutch przywołał
kelnera i zamówił to samo dla nich obojga.
-Wiele podróżujesz, prawda?-zapytała, bawiąc się
serwetką.
- Owszem. - Rozsiadł się wygodnie i obserwował ją
z uwagą. - A ty po raz pierwszy jesteś za granicą.
- Nigdzie dotąd nie wyjeżdżałam - przyznała,
spoglądając z uśmiechem na serwetkę. - Wciąż tylko
praca i praca. Miałam ochotę coś zmienić, ale nie
starczało mi odwagi.
- Niełatwo jest odrzucić stare nawyki. - Przysunął
bliżej popielniczkę i zapalił papierosa. -Mam nadzieję,
że ci to nie przeszkadza. I tak się nie odzwyczaję. To
jeden z nawyków, od których nie potrafię się uwolnić.
- Na coś trzeba umrzeć - przypomniała popularny
cytat. - Znam wiele niezłych powiedzonek, ale to
uważam za doskonałe.
- Palenie papierosów jest najmniejszym z niebez
pieczeństw, na które się narażam - oznajmił, wybucha
jąc śmiechem.
- Czym się zajmujesz? - Dani bardzo chciała czegoś
się o nim dowiedzieć.
Zawahał się na moment i zacisnął wargi. Co by
powiedziała, gdyby wyznał jej prawdę? Na pewno
zerwałaby się z krzesła i uciekła. Więcej by jej nie
zobaczył. Zmarszczył brwi. Nie chciał, żeby tak się
zakończyła ich znajomość.
- Powiedzmy, że służę w wojsku - rzekł w końcu.
-Zawodowo? wypytywała ostrożnie. Dutch wyraź
nie dał jej do zrozumienia, że nie zdradzi swoich sekretów.
38 CZUŁY I OBCY
- W każdym razie teraz mam urlop. - Obserwował
jej twarz, przesłoniętą smugą dymu z papierosa.
- To chyba niebezpieczne zajęcie?
- Owszem.
- Zupełnie jakbyśmy grali w dwadzieścia pytań!
-zawołała nagle. Poweselała, widząc jego roześmianą
twarz. - A może jesteś agentem wywiadu działającym
na dwie strony?
- Wzrost mi to uniemożliwia - wyjaśnił z powagą.
- Szpieg powinien być niewysoki, żeby mógł się łatwo
ukryć w krzakach. - Wytrzeszczyła oczy ze zdumienia
i dopiero po chwili zrozumiała, że Dutch z niej kpi.
Zachichotała.
- Twoje oczy lśnią, kiedy się śmiejesz - rzekł
w zadumie. - Zawsze jesteś taka rozpromieniona?
- Zazwyczaj tak - przyznała. Poprawiła zsuwające
się z nosa okulary. - Miewam złe dni, ale staram się
tego nie okazywać.
- Dlaczego nie nosisz szkieł kontaktowych? - zapy
tał widząc, że znowu dotyka oprawki.
- Okropnie się denerwuję, kiedy muszę je nakładać
i zdejmować, płukać w roztworze. Przyzwyczaiłam się
do noszenia okularów.
- Na pewno trochę przeszkadzają, gdy całujesz się
z mężczyznami - zauważył złośliwie.
- To mi nie grozi. - Parsknęła śmiechem, trochę
zażenowana jego bezpośredniością. - Nie uganiają się
za mną żadni adoratorzy.
- Jeśli okulary przeszkadzają, można je po prostu
zdjąć. - Dutch nie dawał za wygraną. Wstrzymała
oddech, spojrzała mu w oczy i ujrzała w nich niejasną
zapowiedź tego, co miało się wydarzyć.
- Nie wpadaj w panikę - żartował czule, widząc, że
CZUŁY I OBCY
39
zmieniła się na twarzy. - Nie sądziłem, ze cię prze
straszę.
- Wcale się nie boję - stwierdziła i odwróciła wzrok.
- Dani. - Wypowiedział jej imię niczym sekretną
modlitwę. Podniosła oczy.
- Wierz mi, nie planuję uwiedzenia cię - rzekł cicho
- ale gdyby między nami do czegoś doszło, ożenię się
z tobą. Obiecuję i pamiętaj, że nie rzucam słów na
wiatr. - Dziewczyna zadrżała.
- To zbyt wielka zapłata za chwilę zapomnienia.
- Czyżby? - Przyglądał się jej dziwnie. - Przez
wiele lat nie przyszło mi do głowy, że mógłbym
się ożenić. Ciekawe, jak to jest w małżeństwie. - Za
myślił się. - Przynajmniej miałbym do kogo wracać.
Zdziwiły ją te słowa. Dlaczego nie powiedział, że
miałby z kim dzielić życie? W porę przypomniała
sobie, że prowadzą zwykłą towarzyską rozmowę.
Dutch bawił się jej kosztem, powinna wbić to sobie
do głowy. Już postanowiła, że wykorzysta każdą
chwilę cudownych wakacji i zachowa piękne wspo
mnienia. Byli sobie obcy i tak już pozostanie. Nie
mogła pozwolić, żeby wakacyjny romans zrujnował
jej życie. Przecież to tylko miła przygoda. Powinna
o tym pamiętać.
Kelner podał obiad. Jedli, rozmawiając o różnych
sprawach. Dutch okazał się prawdziwym znawcą
w dziedzinie wojen i konfliktów międzynarodowych.
Z pewnością wiele czytał na ten temat. W czasie
rozmowy wspomniał o uzbrojeniu i tu również da! się
poznać jako prawdziwy ekspert.
- Mąż mojej najlepszej przyjaciółki, Harriett, inte
resuje się różnymi rodzajami broni. Zbiera fachowe
książki i czasopisma. Pokazywał mi kiedyś fotografię
40
CZUŁY I OBCY
małego pistoletu maszynowego, kaliber dziewięć mili
metrów....
- Uzi - podpowiedział Dutch. -Trzydzieści nabo
jów w magazynku, można z niego oddać pojedynczy
strzał albo strzelać seriami. Niewielki, ale doskonały.
- Miałam kiedyś w ręku strzelbę kaliber dwadzieś
cia dwa. Niewiele wiem o pistoletach maszynowych
i karabinach.
-Moją specjalnością jest biała broń, przede wszyst
kim noże, sztylety i tak dalej. Często się nimi posługuję,
ale używam także broni palnej. - Sięgnął do wewnętrz
nej kieszeni, wyciągnął spory nóż sprężynowy i położył
na stole. Dani oglądała go z zainteresowaniem. Ostrze
wykonane było ze srebrzystego metalu, a rękojeść
rzeźbiona w kości. Niebezpieczna broń.
- Trudno go uznać za scyzoryk, prawda? - rzekła
podnosząc wzrok.
- Ale celnicy dają się nabrać.
- Gdzie kupiłeś to cudo?
- Sam je zrobiłem - oznajmił, chowając nóż do
kieszeni.
- Naprawdę? - wykrzyknęła.
- Możesz mi wierzyć. - Uśmiechnął się, widząc jej
zdumienie. - A jak myślisz, skąd się biorą na świecie
takie przedmioty? Ktoś je przecież robi.
- Oczywiście, ale nie sądziłam... Taka zegarmist
rzowska robota - dodała.
- Prawdę mówiąc, nie służy mi do ozdoby, tylko do
walki. - Wypił łyk kawy.
- Masz ochotę na deser?
- Raczej nie. Na szczęście nie przepadam za słody
czami.
- Ja również. Może pójdziemy na spacer?
CZUŁY I OBCY
41
- Cudownie! - Dutch zapłacił rachunek i wyszli
z hotelu. Zapadł zmierzch. Wieczór był ciepły. Dani
zdjęła pantofle i boso biegała po plaży, ścigając się
z falami. Dutch patrzył na nią i śmiał się. Ręce wsunął
do kieszeni. Jasne włosy lśniły w blasku hotelowych
neonów.
- Ile masz lat? Przypomnij mi, bo zapomniałem
- zapytał, gdy podbiegła do niego, potrząsając trzy
manymi w ręku sandałkami.
- Prawie dziesięć - zawołała, wybuchając śmie
chem.
- Czuję się przy tobie jak starzec. -Dotknął ręką jej
policzka i ust. Plaża była zupełnie pusta. Gdzieś
w oddali rysowały się niewyraźne sylwetki spacerowi
czów.
- A ile ty masz lat? - zapytała.
- Trzydzieści sześć. - Wyjął z jej zdrętwiałych
palców zapomniane pantofelki i rzucił je na piasek.
Szum fal zagłuszał głuchy, stłumiony szept.
- Pragnę cię - powtarzał wolno. Ujął w dłonie twarz
dziewczyny. Przysunęła się do niego. Poczuła rozkosz
ne ciepło muskularnego ciała.
- Wiesz, co się dzieje z mężczyzną, gdy ogarnia go
pożądanie?
Czuła, że jej policzki płoną. Nie mogła się odsunąć.
Dutch objął jej biodra i przyciągnął do swoich.
Wstrzymała na chwilę oddech. Mężczyzna dotknął
ustami jej czoła. Dyszał ciężko. Odkrywała ze zdumie
niem sekrety jego ciała i była pewna, że to ona tak
bardzo go podnieca.
- Nie masz mi tego za złe? - zapytał cicho.
- Jestem... zaciekawiona - wyszeptała. - Przecież
wiesz, to dla mnie zupełna nowość.
42 CZUŁY I OBCY
-1 nie boisz się?
- Nie, już nie. - Czuła, że kąciki jego ust unoszą się
w uśmiechu. Objął ją jeszcze mocniej.
- Nawet teraz nie czujesz strachu? -wyszeptał. Jego
szeroka pierś podnosiła się i opadała, gdy chwytał
ustami powietrze.
- Poszukajmy spokojnego miejsca. Nie wiem, do
czego nas to doprowadzi.
- Pragniesz mnie - szepnęła Dani. W jej głosie
brzmiał tryumf.
-Tak. -Jego ręce sunęły powoli w górę ku piersiom
dziewczyny, nagim pod cienką tkaniną sukienki. Nie
włożyła stanika. Było zbyt gorąco. Zdrętwiała, gdy
delikatne palce dotknęły jej skóry, powodując natych
miastową i spontaniczną reakcję.
-1 ty mnie pragniesz, prawda? - zapytał po cichu.
Zmysłowy dotyk mężczyzny sprawił, że całkiem straci
ła głowę. Przytuliła się z jękiem i ukryła twarz na jego
ramieniu.
- Dobrze, że nikogo tu nie ma - wykrztusił.
- Spokojnie, Dani. - Powolnym, niewiarygodnie czu
łym ruchem zsunął sukienkę z jej ramion. Na chwilę
serce w niej zamarło, a potem zatrzepotało jak szalone.
Wilgotny, słony powiew chłodził ramiona i piersi
uwolnione spod miękkiej tkaniny, sfałdowanej wokół
talii. Jęknęła znowu, chwytając spazmatycznie powiet
rze. Przyspieszony oddech Dani działał na Dutcha jak
narkotyk. Kolana ugięły się pod nim, gdy uległa mu
tak żywiołowo. Wyczuwał instynktownie, że był jedy
nym mężczyzną, którego tak hojnie obdarowała.
Dani wspięła się na palce i zarzuciła mu ramiona na
szyję. Dłonie Dutcha błądziły po jej ramionach. Zanu
rzyła palce w gęstych, jasnych włosach. Silne dłonie
CZUŁY I OBCY 43
zsunęły się na jej piersi i gładziły twarde sutki. Drgnęła
mimo woli pod wpływem nagłej rozkoszy.
- Chcę cię całować - szepnął, muskając wargami
usta Dani. Jego ręce zawładnęły nią całkowicie i nie
odwołalnie. Czuł, że drży mimo woli.
- Cokolwiek zrobię, nie obawiaj się. Będziemy się
kochać i wtedy zrozumiesz, że to wszystko jest całkiem
naturalne. Zapamiętasz, co ci teraz powiedziałem?
- Ale ludzie... - wyjąkała.
- Było tu dwoje staruszków, ale wrócili już do
hotelu. Dani, Dani, to będzie najcudowniejsza noc
w moim życiu!
Przylgnęła do niego, głucha i ślepa na wszystko, co
nie było rozkoszą. Jutro będzie miała wyrzuty sumie
nia, jutro zacznie się martwić.
- Chcesz, żebym cię całował, prawda, najmilsza?
- Patrzył na nią z czułością, obsypując pocałunkami
usta, szyję i ramiona.
- Jesteś dla mnie jak wspaniała uczta - szeptał.
Poczuła nagle delikatne ugryzienie i zamarła na chwilę.
- Eryku - jęknęła przerażona i zacisnęła palce na
jego włosach.
- Już dobrze - szeptał, tuląc twarz do jej piersi. - Nic
złego się nie stanie, obiecuję. Spokojnie, najmilsza.
0 tak, Dani. Ułóż się wygodnie, żebym mógł cię
pieścić... - Osunęła się na piasek. Podtrzymywał ją
i była mu za to wdzięczna. Ziemia wirowała w szalo
nym tempie. Uszczęśliwiona, przylgnęła do Dutcha,
rozkoszując się dotykiem jego bioder, ust, zębów,
języka. Tak mało wiedziała o mężczyznach. Płonęła,
gdy całował jej usta. Przyciągnęła go do siebie i z ża
rem, chociaż niezbyt umiejętnie, odwzajemniała poca-
kmki. Wybuchnął cichym śmiechem i wsunął się na
44
CZUŁY I OBCY
nią. Ich biodra przylgnęły do siebie. Uległa bez reszty
jego namiętności.
- Eryku - szepnęła nieśmiało.
- Co, kochanie? - zapytał, całując przymknięte
powieki. Dotknęła jego koszuli. Uniósł głowę.
- Mam ją rozpiąć?
- Tak - odparła zarumieniona.
- Zrób to sama.
Przygniatał ją do ziemi ogromnym ciężarem, ale
była tym zachwycona. Nad nimi lśniły setki gwiazd, ale
w tej chwili Dani była świadoma tylko jednej rzeczy:
Dutch naprawdę jej pożądał. Przesunęła dłońmi po
nagiej, porośniętej włosami skórze i zadrżała z pod
niecenia. Nigdy przedtem nie dotykała obnażonego
ciała mężczyzny. Bliskość Dutcha wprawiała ją w stan
euforii.
- Dotykaj mnie - poprosił, a gdy delikatne ręce
przesunęły się po nagim torsie, objął ją mocno. Była
zaskoczona gwałtownością ogarniającego ją pożąda
nia.
- Zadowolona? - zapytał cicho.
- W najśmielszych marzeniach... - zaczęła chrap
liwym, drżącym głosem. - Och, pragnę cię - wyznała
szlochając. - Tak bardzo cię pragnę!
-A ja ciebie, maleńka - szepnął i pocałował ją czule.
- Ale nie myśl, że spędzę z tobą jedną noc i odejdę.
Zostało mi jeszcze trochę przyzwoitości. - Scałował łzy
płynące po policzkach dziewczyny i musnął wargami
jej powieki. Zorientowała się nagle, że okulary gdzieś
zniknęły.
- Gdzie moje...? - zapytała niepewnie.
- Leżą za tobą -uspokoił ją i uśmiechnął się. Usiadł
powoli i przyciągnął Dani do siebie. W słabym świetle
CZUŁY I OBCY
45
neonów rozkoszował się widokiem jasnej skóry i peł
nego, bezwstydnie obnażonego biustu dziewczyny.
- Jaka pani zmieniona, droga panno St. Clair
- powiedział z czułością i pochylił głowę, by dotknąć
ustami twardego sutka.
Dani niemogła złapać tchu. Wpatrywała się w jasną
głowę mężczyzny.
- Ja... powinniśmy... to jest...
- Chcesz, żebyśmy się rano pobrali? - zapytał.
- Jak to po... pobrali?
Dutch skinął głową.
- Pobierzemy się. - Niechętnie naciągnął sukienkę
na ramiona dziewczyny. Sięgnął po okulary i włożył jej
na nos.
- Ależ... - Nie dokończyła, bo objął dłonią krągłą
pierś.
- Nie liczmy na to, że się opamiętamy - tłumaczył.
- Trudno się oprzeć takiemu pożądaniu, nic nas nie
powstrzyma. Sam jestem zdumiony intensywnością
własnych doznań, ostatni raz czułem się tak jako
piętnastolatek. Ciebie spotyka to na pewno pierwszy
raz w życiu.
- Owszem, z pewnością masz rację, ale przecież
jesteśmy sobie całkiem obcy - Dani próbowała za
chować rozsądek.
- Wkrótce poznamy się lepiej - rzekł stanowczo.
- Na miłość boską, potrzebuję cię, Dani. Jeśli za mnie
nie wyjdziesz, spakuję się natychmiast i opuszczę to
cholerne miasto pierwszym samolotem. Nie zniosę
tego dłużej, muszę cię mieć. Ale tylko pod warunkiem
że zostaniesz moją żoną.
- Posłuchaj...
- Dlaczego uważasz, że nie nadaję się na męża?
46
CZUŁY I OBCY
-wybuchnął. -Inne kobiety same mi się oświadczały! Nie
jestem potworem, staram się być miły, lubię psy i koty,
zawsze płacę rachunki w terminie, rzadko choruję, mam
przyjaciół. Czemu, do cholery, nie chcesz za mnie wyjść?
- Bo łączy nas tylko pożądanie.
- Też mi argument - burknął. - Nie potrafię być taki
rozsądny. Całkiem odebrało mi rozum. Pragnę ciebie
i wiem, co czujesz. Zlituj się nade mną!
- Czy rozwód byłby możliwy, gdybyśmy... jeśli ty...
- zaczęła niepewnie.
- Posłuchaj, starzeję się. - Wstał, podał jej rękę
i przyciągnął dziewczynę do siebie. - Z pewnością
często będę wyjeżdżał i musisz się z tym pogodzić. Nie
mam nikogo bliskiego. Polubiłem cię. Dobrze mi
z tobą. Myślę, że będziemy wspaniałymi kochankami.
Wielu ludziom nawet tego brakuje w małżeństwie. Nie
jesteśmy dziećmi, nie wierzymy w bajki i opowiastki
typu „żyli długo i szczęśliwie". Wolę żyć z kobietą,
która mnie zaciekawia, niż uwikłać się w zgubną
i szaleńczą miłość.
- A jeśli naprawdę się zakochasz? - zapytała cichym
głosem. Słuchała go z uwagą i żegnała się z marzeniami
o wielkiej miłości.
- Nigdy więcej się nie zakocham - odparł równie
cicho - ale gdybyś znalazła miłość, pozwolę ci odejść.
- Wziął ją za rękę. -Tak czy nie? Pytam po raz ostatni.
- Tak - odrzekła bez wahania. Harriett na pewno
zemdleje, gdy się o tym dowie. Wszyscy się zdziwią,
kiedy usłyszą nowinę. Któż da wiarę, że taki mężczyz-
na ją zechciał? Zapomniała, o co chciała zapytać.
Dutch pochylił się i pocałował ją czule, nie tak
zachłannie jak przedtem.
- Nazywam się Eryk James van Meer. Urodziłem
CZUŁY I OBCY 47
się w Niderlandach, to znaczy w Holandii. Moim
rodzinnym miastem jest Utrecht. Mieszkałem tam do
dziewiętnastego roku życia. Potem zostałem żołnie
rzem. Trochę już o mnie wiesz. Kiedyś wszystko ci
opowiem. Jeśli będzie taka potrzeba.
- To brzmi złowieszczo.
- Na razie nie powinnaś się przejmować - odparł,
mocno obejmując ją ramieniem.
- Chcesz wziąć ślub jako dziewica?
Dani oddychała z trudem. Otworzyła usta, żeby
odpowiedzieć twierdząco, ale słowa nie przeszły jej
przez gardło. Pomyślała o długiej, samotnej nocy
i rozsądek całkiem ją opuścił. Musiał ustąpić ciału
udręczonemu pożądaniem.
- Bardzo cię pragnę - wyjąkała.
- Nie bardziej niż ja ciebie - mruknął.
Ruszyli w stronę hotelu. Dutch przystanął nagle.
Ujął w dłonie twarz dziewczyny i wpatrywał się w nią
ciemnymi, pełnymi cierpienia oczyma.
- Wychowałem się w rodzinie katolickiej. Wedle
mojej religii to, co zamierzam uczynić, jest grzechem.
Twój pastor zapewne zgodziłby się ze mną. A więc
teraz w obliczu Boga biorę cię za żonę i niech tak
pozostanie przez całe życie. Jutro staniesz się moją
żoną także wobec ludzi.
-1 ja biorę cię za męża, na dobre i złe, póki śmierć
nas nie rozłączy - odrzekła ze łzami w oczach. Słowa
Eryka wzruszyły ją głęboko.
Pochylił się i pocałował zapłakane oczy.
- W Holandii mówimy na kobietę zamężną mev-
rouw
- szepnął.
- Mevrouw - powtórzyła.
- Lieveling - dodał z uśmiechem - znaczy kochanie.
48
CZUŁY I OBCY
- Lieveling - próbowała zapamiętać.
- Gdy pójdziemy na górę - dodał, prowadząc ją
w stronę hotelu - nauczę cię kilku innych słów, ale
musisz mi obiecać, że nikomu ich nie powtórzysz.
Parsknął śmiechem na widok jej miny.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Wytworny apartament Dutcha z widokiem na
zatokę w niczym nie przypominał skromnego pokoju
Dani. Nie pogardziłyby nim nawet osoby z królewskiej
rodziny. Dziewczynę znowu ogarnął niepokój. Gdy
mężczyzna przekręcił klucz w zamku, wyszła na bal
kon, żeby popatrzeć na błyszczący setkami świateł
statek cumujący w porcie. Morski wiatr rozwiewał jej
włosy i szarpał sukienkę. Czuła się jak podróżnik
wyruszający na spotkanie nowej przygody.
—To pasażerski liniowiec - wyjaśnił Dutch, wskazu-
jąc rozświetlony transatlantyk. - Piękny, prawda?
- Tak. Mało wiem o morzu, lecz uwielbiam przy
glądać się statkom.
Dutch zapalił papierosa. Milczał.
- Sam kiedyś żeglowałem - zwierzył się niespodzie
wanie. Odwróciła się, by popatrzeć na obcego męż
czyznę, który miał wkrótce zostać jej kochankiem, a za
kilkanaście godzin mężem. - Przed ośmiu laty prze
prowadziłem się do Chicago, Zamieszkałem nad jezio
rem i kupiłem łódź. Pewnego wieczoru wypłynąłem po
pijanemu, łódź się wywróciła i zatonęła. - Dani
zmrużyła oczy i zerknęła na niego z niepokojem.
Popatrzył jej prosto w oczy.
-Nie jestem pijakiem -wyjaśnił spokojnie. -Chyba
trochę za dużo tych niejasnych aluzji do przeszłości.
50 CZUŁY I OBCY
Rzadko zaglądam do butelki, ale czasami miewam
chandrę. Obiecuję, że nigdy nie będę się upijał w twojej
obecności.
Mówił tak, jakby chciał dowieść, że jest gotów do
ustępstw. Dani poczuła, że robi się jej ciepło na sercu.
Przysunęła się bliżej, spojrzała mu w oczy z ufnością
i spokojem.
- J a też mogę z czegoś zrezygnować - odparła cicho.
- Ty zdecyduj, gdzie zamieszkamy.
- Mogę się przeprowadzić do ciebie.
- To prawda, ale skoro pracujesz w Chicago,
powinniśmy tam zamieszkać.
- Moja praca wymaga ciągłego podróżowania.
Mieszkam w Chicago, ponieważ mam tam przyjaciół.
- Czy także przyjaciółki? - wypytywała z niepoko
jem. Dutch milczał. Zgasił papierosa i wyrzucił niedo
pałek do popielniczki. Przytulił czule Dani.
- Jesteś pierwszą kobietą, z którą spędzę noc w tym
roku - mruknął z drwiącym uśmiechem. - Czy taka
odpowiedź cię zadowala?
- Przecież... mężczyzna potrzebuje... więc ty chyba?
- Brakowało jej słów, a chciała taktownie wyrazić
swoje obawy i niedowierzanie.
- Sądziłem, że udało mi się poskromić namiętności.
Wtedy ty wkroczyłaś w moje życie - zwierzył się. - Nie
pamiętam, żebym pragnął jakiejś kobiety równie moc
no jak ciebie.
- Jesteś pewny, że chcesz się ze mną ożenić?
-Przestań się tak przejmować -powiedział, dotyka
jąc ustami zmarszczki na jej czole. -Tak, chcę. I rano
nie zmienię zdania. Nie skłamałbym tylko po to, żeby
cię zaciągnąć do łóżka.
Dani trochę go o to podejrzewała. Spuściła oczy.
CZUŁY I OBCY
51
- Coś jeszcze cię dręczy? - zapytał. Milczała przez
chwilę, bawiąc się guzikami jego koszuli.
- Boję się.
- O tak, potrafię sobie to wyobrazić. Mój pierwszy
raz to była ciężka próba. Strasznie się denerwowałem
- oznajmił, wybuchając śmiechem.
- Jakoś nie mieści mi się w głowie, że coś cię może
wyprowadzić z równowagi.
- To było sto lat temu, ale nie zapomniałem. Będę
uważał. - Pochylił głowę i lekko dotknął ustami jej
warg. - Chcę, żebyś pamiętała o dwóch rzeczach. Po
pierwsze, w tych sprawach nie ma żadnych ustalonych
zasad, wszystko zależy od tego, co daje rozkosz
kochankom. Rozumiesz?
- Tak - odparła niepewnie.
- Po drugie, pamiętaj, że jestem zwykłym czło
wiekiem - powiedział cicho. - Z pewnością przy
jdzie chwila, że całkiem przestanę nad sobą paso
wać. Mam nadzieję, że osiągniesz taki stan przede
mną. A jeśli nie, będziemy się kochali jeszcze raz
i wtedy postaram się, żebyś go ze mną przeżyła.
Zgoda?
- To brzmi ogromnie tajemniczo - oznajmiła szep
tem, jakby się obawiała, że nawet ściany mają uszy.
- Do rana wszystkiego się dowiesz. - Objął spo
jrzeniem postać dziewczyny i zabrakło mu tchu.
- Świeża niczym pączek róży -mruknął, przyciąga
jąc ją do siebie nagłym ruchem. Przytuliła twarz do
jego szyi. Poczuła zapach drogiej wody po goleniu.
Obejmowały ją mocne ramiona. Czuła się cudownie
lekka w jego uścisku. Dutch wziął Dani na ręce
i ostrożnie ułożył na łóżku. Sądziła, że natychmiast
zacznie ją rozbierać albo zedrze z siebie ubranie.
52 CZUŁY I OBCY
Leżała bez ruchu, napięta i pełna obaw. Dutch usiadł
obok niej i wybuchnął śmiechem widząc jej minę.
- Zastanawiam się, o czym myślisz. Czy uważasz, że
zerwę tę sukienkę i natychmiast rzucę się na ciebie?
- Przepraszam. - Oczy Dani napełniły się łzami.
- Przypomnij sobie, jak było na plaży. Leżałaś na
piasku, a ja cię całowałem... tutaj -dodał, a jego palce
zsunęły się w dół na miękką pierś. - Odchyliłaś głowę,
jęknęłaś i błagałaś, żebym cię dotykał.
Dani przymknęła powieki. Natychmiast powróciły
odczucia wywołane poprzednio jego pieszczotami,
równie intensywne jak wtedy.
- Teraz będzie tak samo - zapewnił. Pochylił się, by
ją znowu pocałować. - Ale tym razem nic mnie nie
powstrzyma.
Usta dziewczyny rozchyliły się pod jego zachłan
nymi wargami. Ciepłe dłonie o stwardniałej skórze
gładziły jej obnażone plecy, zataczając powoli szerokie
kręgi. Czułość kochanka pozwoliła Dani uwolnić się
od wszelkich obaw i zahamowań.
Dutch wolno zsunął z jej ramion sukienkę. Ustami
wędrował po nagiej skórze. Dani już się nie opierała.
Pożądanie rozgorzało w niej na nowo, gdy poczuła, że
mężczyzna całuje jej piersi i bierze je w dłonie. To ją
podnieciło. Zapomniała o strachu. Sukienka i skąpe
majteczki opadły na podłogę. Dziewczyna zdumiała
się, czując dotknięcie ust i zębów Dutcha na udach. To
niewiarygodne, zastanawiała się, usiłując zebrać myśli
zmącone bolesnym pożądaniem, to niewiarygodne, że
można odczuwać tak wielką, porażającą rozkosz! Nie
miała pojęcia, co się z nią dzieje; oddała się we
władanie zmysłom; była wielkim, nie zaspokojonym
głodem. Zamknęła oczy, zaciśnięte w pięści ręce wsu-
CZUŁY I OBCY 53
nęła pod kark i odchyliła głowę. Namiętne wargi
Dutcha sunęły po jej brzuchu i biodrach. Rozbierał się
powoli, nie przerywając pieszczot. W pewnej chwili
Dani poczuła na sobie nagie ciało mężczyzny. Ot
worzyła oczy i nie mogąc opanować ciekawości zaczęła
się przyglądać. Nie potrafiła odwrócić wzroku. Jej
kochanek był taki piękny, równo opalony, jakby przez
całe życie nago wygrzewał się na słońcu. Nie spotkała
dotąd tak przystojnego mężczyzny.
Dłonie Dutcha odkrywały najskrytsze tajemnice jej
ciała. Próbowała się odsunąć, ale natychmiast ją
pocałował. Rozchyliła usta i pozwoliła, by silne dłonie
gładziły ją czule i delikatnie. Płakała ze szczęścia,
drżała oddając mu się we władanie. Dutch usiadł
i oparł się o wezgłowie łóżka. Ciemne oczy błyszczały
mu z pożądania. Przyciągnął do siebie Dani i przytulił
mocno. Z najwyższym trudem kontrolował swoje
reakcje, a jego twarz, stężałą niczym maska, znamio
nowało ogromne napięcie. Dani odetchnęła głęboko,
zacisnęła ręce na ramionach Dutcha i spojrzała mu
prosto w oczy.
- Sama to zrobisz - rzekł ochrypłym głosem.
- Unikniesz bólu.
Chciała zaprotestować, ale czuła, że każda chwila
zwłoki jest dla niego torturą. Wstrzymała oddech,
zamknęła oczy, przygryzła wargę i spróbowała się
poruszyć. Jeszcze jeden głęboki oddech i kolejna
próba.
- Pomóż mi, Eryku - błagała, przyciągając jego
dłonie do swoich bioder. - Proszę... och!
- Wiem, to boli. - Miał ochotę zakląć.
- Przepraszam... wybacz mi. - Smukłe palce zacis
nęły się na jej biodrach. Dutch nie mógł dłużej
54
CZUŁY I OBCY
panować nad własnym ciałem. Pożądanie zwyciężyło
rozsądek. Zadrżał i przytulił ją mocniej. - Dani!
Otworzyła szeroko oczy, słysząc nową nutę w jego
głosie. Na widok jego zmienionej twarzy całkiem
zapomniała o bólu. Przyglądała mu się z zachwytem.
Otworzył oczy i napotkał jej spojrzenie. Ciało wy
mknęło się całkiem spod kontroli umysłu. Twarz mu
pałała, oddychał ciężko i drżał spazmatycznie. Dani
nie odrywała od niego wzroku. Gdy odchylił głowę
i zacisnął powieki, zrozumiała nagle, co się dzieje
i oblała się rumieńcem. Znieruchomiał na chwilę,
a potem wstrząsnął nim dreszcz. Otworzył oczy i napo
tkał jej spojrzenie. Nadal dygotał lekko i z trudem
chwytał powietrze. Czuła napięte mięśnie pod skórą.
Łagodnym ruchem głaskał jej biodra.
- Wydawało mi się, że umierasz - szepnęła.
-1 tak się czułem - odparł cicho. Głos mu drżał,
ciałem nadal wstrząsały dreszcze. Zajrzał jej w oczy.
- Patrzyłaś na mnie przez cały czas. Bałaś się?
- Tak - przyznała śmiało.
- Bolało?
- Tak, ale gdy zobaczyłam, co się z tobą dzieje,
całkiem zapomniałam o bólu.
Przygarnął ją do siebie. Przytuliła twarz do spoco
nej piersi Dutcha. Nadal czuła go w sobie.
- Kiedy ujrzałem twoje zdziwione oczy, całkiem
straciłem głowę. Tego było dla mnie za wiele - wyma
mrotał.
- Wyglądałeś jak skazaniec wzięty na tortury.
-I nie mieściło ci się w głowie, że można doznawać
tak wielkiej rozkoszy, prawda?-strofowal ją łagodnie.
Wybuchnął śmiechem, ale nie było w nim szyderstwa.
Głaskał ją po plecach.
CZUŁY I OBCY 55
- Odpocznę chwilę, a potem zobaczymy, jak ty
reagujesz. Przeżyjesz to sama.
- Obiecujesz7
- Jasne. Potrzeba ci nieco więcej czasu. Trochę się
pospieszyłem. Za drugim razem -dodał odsuwając ją
na długość ramienia - łatwiej jest mężczyźnie kont
rolować reakcje.
- Jesteś moim kochankiem - stwierdziła, patrząc
mu w oczy. Jego spojrzenie powędrowało w dół.
Odwróciła wzrok i zaczerwieniła się okropnie.
- Nie przestałem nim być ani na chwilę ~ przyznał.
Położył ręce na jej udach i objął ją mocno. Natych
miast zrozumiała jego intencje.
- Już wiesz, co się za chwilę stanie, prawda?
- mruknął. Uniósł się, położył Dani na plecach
i przylgnął do niej całym ciałem.
- Za chwilę wszystkiego się dowiesz. Uważaj!
- szepnął, patrząc na nią pożądliwie. Przyglądała mu
się z zachwytem. Nagle krzyknęła mimo woli, całkiem
zaskoczona niespodziewanymi odczuciami. Uniosła
się ku niemu, ogarnięta bez reszty namiętnością.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział, wpatrując
się w jej zmienioną twarz. - Chcę widzieć, co czujesz.
Chcę, żeby ci było tak dobrze, jak mnie przed chwilą.
Tak, Dani, właśnie tak!
Jej serce uderzało mocno i pospiesznie. Drżała
rozpaczliwie, prężyła się, próbowała go odepchnąć
i zarazem przytulić do siebie. Krzyczała i szeptała
miłosne zaklęcia, zagryzała wargi, pojękiwała, aż
wreszcie odrzuciła głowę i krzyknęła chrapliwie,'jakby
jej ciało rozerwało się nagle na kawałki. Potem zaczęła
spadać. Osuwała się lekka i bezcielesna w ciemną
otchłań całkowitego zapomnienia.
56 CZUŁY I OBCY
Gdy otworzyła oczy, była całkiem wyczerpana.
Eryk siedział obok na łóżku i obmywał ją delikatnie
wilgotnym ręcznikiem.
- Czy mężczyźni zawsze tak to odczuwają? - zapyta
ła z ciekawością. Pokręcił głową.
- Z nikim nie było mi tak, jak z tobą. Ten drugi raz
był dla mnie jeszcze bardziej niesamowity. Krzycza
łem.
- Dzięki - szepnęła. Łzy stanęły jej w oczach.
-Nie, niemów tak-błagał, całując ją znowu. Długo
nie odrywał warg od jej ust, jakby to było wy
rzeczeniem ponad siły. Odłożył ręcznik i wziął Dani
w ramiona. Tulił ją, głaskał po twarzy, obsypywał
rozpalone policzki czułymi pocałunkami. Drżała w je
go objęciach. Leżeli spleceni mocnym uściskiem. Roz
koszowała się ciepłem jego skóry, przylgnęła do mus
kularnego torsu.
-Ty również krzyknęłaś, kiedy to się stało - szeptał
jej do ucha. - Musiałem cię całować, żeby nikt nas nie
usłyszał.
- Nawet w najśmielszych snach czegoś podobnego
nie przeżyłam.
- Cieszę się, że doznałaś tego ze mną - odparł,
podnosząc głowę. - Dzięki, że na mnie czekałaś.
-Dobrze, że tak się stało-powiedziała z uśmiechem.
- Nie zabezpieczyłem się - mruknął po chwili.
- Powinnaś iść jutro do lekarza. A może wolisz, żebym
ja się o to zatroszczył? Przyzwyczaiłem się już do myśli,
że wkrótce będziemy małżeństwem, ale dziecko... To
dla mnie zbyt trudne.
- W takim razie, jeśli możesz... - zawahała się.
- Wolę pójść do lekarza po powrocie do domu.
- Zgoda. - Musnął ustami jej wargi.
CZUŁY I OBCY 57
- Czy chciałbyś mieć dzieci? - zapytała, ponieważ
miało to dla niej wielkie znaczenie.
- Może kiedyś - odparł, odgarniając jej włosy
z czoła.
- Nie wszystko naraz, prawda? - szepnęła z powagą.
- Najpierw będę musiał przyzwyczaić się do życia
w małżeństwie - stwierdził. - Masz piękne ciało.
- Ty również.
- Czas się przespać - oznajmił, całując ją znowu.
- Naprawdę tego potrzebuję, to smutne - dodał
z westchnieniem i sięgnął po ręcznik.
- Na razie wystarczy tych szaleństw. Jutro wybie
rzemy się do miasta i załatwimy wszystkie formal
ności. Powinniśmy odczekać przynajmniej jeden
dzień, chyba że... jeśli się zgodzisz, są inne sposo-
by...
Dani oblała się rumieńcem i natychmiast zmieniła
temat.
- Gdzie odbędzie się nasz ślub?
- W małej kaplicy niedaleko hotelu - wyjaśnił
z uśmiechem. - Otwierają o dziesiątej. Pewnie będzie
my już czekali przed drzwiami.
- Nie żałujesz? - zapytała, gdy szedł do łazienki.
Odwrócił się. Mogła podziwiać jego doskonałą postać
w całej okazałości. Potrząsnął głową.
- A ty? - Powtórzyła jego gest. Gdy po dłuższej
chwili wrócił z łazienki, wtuliła się w jego ramiona.
Leżeli nadzy w ciemności, wsłuchani w odgłosy nocy
dobiegające zza okna.
- Może włożysz mój podkoszulek - zaproponował.
- Raczej nie, jeśli ci to nie przeszkadza.
-Tak jest cudownie-oznajmił. Przytulił ją mocniej.
- Będziemy mieli trochę kłopotu z oddychaniem, a ja
58
CZUŁY I OBCY
pewnie dostanę ataku serca, próbując zapanować nad
moimi namiętnościami, ale wolę spać nago. Dobranoc,
lieveling.
- Dobranoc, Eryku. - Wtuliła się ufnie w jego
ramiona, westchnęła i po chwili zapadła w głęboki
sen.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Dani miała sen. Unosiła się w powietrzu, całkiem
obnażona i bardzo szczęśliwa. Przeciągnęła się z uśmie
chem, usłyszała męski głos i wreszcie się obudziła.
- Nie wyrywaj się, kochanie - usłyszała. - Uważaj,
bo cię upuszczę.
Otworzyła oczy. Dutch niósł ją do łazienki. Przygo
tował gorącą kąpiel.
- Tak - powiedziała zaspanym głosem.
- Chyba powinnam się obudzić, nim wejdę do
wanny. - Przytuliła się do szerokiej piersi Dutcha,
położyła mu głowę na ramieniu i zamknęła oczy.
- Moja poduszka nauczyła się chodzić - westchnęła.
Dutch parsknął śmiechem i ze zdumieniem stwier
dził, że w ciągu ostatnich dwu dni śmiał się więcej niż
przez dziesięć lat. Patrzył z upodobaniem na jasną
skórę dziewczyny, pełny biust przylegający do jego
muskularnego, porośniętego jasnymi włosami torsu.
Rozumiał, że Dani jest krucha i bezbronna, ale
podświadomie wyczuwał, że cechuje ją także poczucie
niezależności i upór. Musiał się liczyć z jej zdaniem.
- Obudź się, bo utoniesz - ostrzegł.
- A może już utonęłam i jestem w niebie - odparła,
tuląc roześmianą twarz do jego szyi. Nie widziała nic
dziwnego w tym, że obudziła się w ramionach Dutcha.
Śniła o nim przez całą noc.
60 CZUŁY I OBCY
- Musimy wziąć ślub - przypomniał.
- Czy dzięki temu stanę się znowu przyzwoitą
kobietą? - żartowała, spoglądając na niego.
- Nie przestałaś nią być ani na chwilę. Nie zna
łem przed tobą takich kobiet. A teraz do wanny.
- Ułożył ją w ciepłej, pachnącej wodzie i po chwili
sam się zanurzył. Namydlili się wolno, poznając
nawzajem swoje ciała. Dutch przesunął ręce niżej.
Dani skuliła się z rumieńcem na twarzy i strachem
w oczach.
- Nie obawiaj się - rzekł uspokajająco. - Ciągle się
mnie wstydzisz. Poczekam.
- Stare panny mają wiele zahamowań - odparła
cicho.
- Pozbędziesz się ich wkrótce - obiecał.
- Jeszcze trochę piany? - Namydlił jej plecy. Jakieś
wspomnienie z wczorajszej nocy nie dawało Dani
spokoju. Spojrzała na mężczyznę z obawą.
- Co cię dręczy? - wypytywał łagodnie.
- W nocy mówiłeś coś o.... ostrożności, zabez
pieczeniu.
- Nie ma się czym martwić - oznajmił beztrosko.
- Wstąpię do apteki. Jeśli nie chcesz zażywać pigułek,
po powrocie do kraju mogę się poddać prostej opera
cji, żeby... - Popatrzyła na niego z przerażeniem.
Zamilkł w pół słowa.
- Nie chcesz mieć dzieci, zgadłam? - wykrztusiła.
- Niech to diabli - zaklął. Czuł, że ogarnia go
panika. Po co zaczęła mówić o dzieciach? Nie spusz
czał z niej oczu. Szybko wyszła z wanny i owinęła się
ręcznikiem.
- Jeszcze się nie pobraliśmy, a ty już gadasz
o dzieciach - wybuchnął gniewnie i wyszedł z wan-
i
CZUŁY I OBCY 61
ny. - Po co nam one, do cholery. To zobowiązanie na
całe życie. Prawie niewola.
- Małżeństwo także - rzuciła stłumionym głosem.
- Owszem -warknął i chwycił ręcznik. -Ale nie tak
jak dzieci.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - przypo
mniała cicho. - Nie chcesz żadnych dzieci, prawda?
- Nie, nie chcę - burknął, zmęczony jej wyrzutami,
udręczony wspomnieniami, które powróciły w trakcie
kłótni. - Żadnych dzieci.
Odwróciła się i poszła do sypialni. Dość. Nie wolno
dłużej narażać się na cierpienia. Nie potrafiła wyob
razić sobie życia bez dziecka. Postanowiła wrócić do
swego pokoju i zapomnieć o Dutchu. Co to za
człowiek? Nic o nim nie wiedziała.
Łzy przesłaniały jej oczy. Chwiejnym krokiem po
deszła do łóżka i usiadła. Czuła się pusta, chora
i samotna. Zawsze marzyła o dziecku. Ledwie skoń
czyła osiemnaście lat, zaczęła ukradkiem myszkować
po sklepach z dziecięcymi rzeczami. Dotykała prze
ślicznych ubranek i wyobrażała sobie, że trzyma
w objęciach własne maleństwo. Nie miała nigdy blis
kiej osoby; gdyby urodziła dziecko, nie czułaby się
samotna. Wybuchnęła płaczem. Łzy płynęły spod
przymkniętych powiek.
Dutch stał w drzwiach łazienki i wpatrywał się
w nią. To pułapka, pomyślał z wściekłością. Dani chce
fo opętać, udając słabą i bezradną. Mamrocząc prze
kleństwa odrzucił ręcznik i podszedł do łóżka. Chwycił
dziewczynę za nadgarstki i szybkim ruchem położył na
posłaniu.
-Eryku! -krzyknęła przestraszona. Dotknął jej ust,
ile nie był to brutalny pocałunek, chociaż właśnie tego
62 CZUŁY I OBCY
się obawiała. Muskał delikatnie jej wargi, tak że prawie
tego nie czuła. Zsunął z niej ręcznik i szeptał coś
niezrozumiale. Dani zadrżała. Dutch rozsunął jej nogi.
Ukląkł obok, dotykając torsem biustu. Patrzyła w cie
mne oczy, zauroczona nagłą zmianą wyrazu twarzy
Dutcha. Objął jej głowę wielkimi, ciepłymi dłońmi.
- Otwórz usta - szepnął, pochylając się nad nią.
- Pocałuj mnie tak, jak cię nauczyłem w nocy.
Posłuchała go. Całowała długo i czule. Położył
dłonie na jej piersiach i sutki stały się natychmiast
twarde i wrażliwe. Westchnęła, a Dutch coraz namięt
niej oddawał jej pocałunki. Wsunął rękę pod biodra
Dani i przyciągnął je do swoich. Niewiarygodnie silne
palce obejmowały jej uda. Wstrzymała oddech. Cało
wał ją niemal bez przerwy, a chwilami szeptał jakieś
słowa, które kruszyły wolę i sprawiały, że omdlewała
w jego ramionach. Pieścił ciało dziewczyny jeszcze
odważniej niż zeszłej nocy, a każdy gest wzmagał w niej
nienasycenie. Zawahał się nagle. Patrzyli sobie w oczy.
Intensywność doznań sprawiła, że zabrakło jej tchu.
Poznawała najtajniejsze sekrety jego ciała. Poruszał się
wolno jak we śnie.
- Dopiero teraz naprawdę się kochamy - szepnął,
zamykając oczy.
Początkowo nie rozumiała, co miał na myśli. Po
chwili pojęła. Był tak czuły, tak niesłychanie delikatny,
że każde dotknięcie, każde poruszenie wzmagało roz
kosz. Przytuliła się do niego z tkliwością, starając się
obdarować go równie hojnie. Mrugała powiekami, na
przemian zamykając i otwierając szeroko oczy, wsunę
ła palce w jego mokre, jasne włosy i drżała, gdy dotykał
najwrażliwszych miejsc na jej ciele. Pod wpływem tak
wielkiej przyjemności prężyła się bezwiednie. Nie
CZUŁY I OBCY 63
wiedziała, jak zdoła przetrwać moment najwyższej
rozkoszy.
- Eryku - szlochała z wargami przy jego ustach.
Czuła, że i on cały dygocze.
- Lieveling - powtarzał chrapliwie. - Mijn lieveling,
mijn vrouw!
- Silne ręce objęły ją mocniej. Kołysali się
razem czule, łagodnie. Szeptał jej do ucha słowa w nie
znanym języku, których nie rozumiała, lecz chłonęła
ich obezwładniającą tkliwość. Okrywała pocałunkami
opalone czoło, usta, podbródek. Gdy podniósł głowę,
ujrzała błyszczące, pociemniałe oczy i rozchylone
wargi.
- Tak - szeptał, podtrzymując ją. - Tak, właśnie
tak. - Przymknął oczy. Czuł dotyk jej miękkich warg
na powiekach, ustach, na czubku nosa i na policzkach.
Znowu otworzył oczy, czytając z jej twarzy, jak bardzo
go pożąda.
- Tak - szepnął. - Teraz to nastąpi. Teraz...
- Głos Dutcha nie zmienił się, ale oddech był coraz
bardziej urywany. Wchodził w nią powoli, coraz
głębiej, nie gubiąc niczego z czułości pierwszych
chwil, choć przynaglało go pożądanie. Dani nie
mogła pojąć, co się z nią dzieje. Napięcie nie do
zniesienia, dłonie obejmujące ją z wielką siłą, fale
gorąca przebiegające po jej skórze tysiącem roz
żarzonych igiełek. Otworzyła usta, nie mogąc złapać
ichu. Wstrząsały nią dreszcze, lękała się, że umrze
z rozkoszy.
- To straszne... -jęknęła, kuląc się i zaciskając palce
aa jego ramionach.
-
Cicho - szepnął łagodnie. Wchodził w nią coraz
głębiej. Patrzył w szare oczy.
- Poczujesz to. Zaraz poczujesz. Nie obawiaj się,
64 CZUŁY I OBCY
lieveling.
Nie odwracaj głowy, chcę patrzeć na cie
bie.
Widziała jego twarz jak przez mgłę. Chyba się
uśmiechał. Nagle wszystko rozbłysło jak tysiące fajer
werków na nocnym niebie. Pośród tego blasku na
moment jej serce przestało bić. Nie mogła złapać tchu.
Krzyknęła. To, czego przed chwilą doznała, było takie
piękne. Zaczęła płakać. Czuła, że jego ciało tężeje.
Usłyszała krzyk, a potem swoje imię.
Długo leżeli nieruchomo. Nie mieli siły, by się
poruszyć. Dani była trochę zdziwiona. Dutch oznaj
mił, że nie będzie się z nią kochał, póki nie zostaną
małżeństwem, a tymczasem sam zaczął. Ale dlaczego?
I czemu właśnie w ten sposób? Tak tkliwie i delikatnie,
jakby mu na niej ogromnie zależało. Pogłaskała jego
wilgotne ramiona. Podniósł głowę i długo patrzył jej
w oczy.
- Nigdy w życiu nie byłem tak czuły wobec żadnej
kobiety. - Otarł jej łzy. - Bolało?
- Wcale. - Zawahała się i dodała zdławionym
głosem: - To było... wspaniałe.
- Owszem. Dla mnie również. - Odsunął się od niej
niechętnie. Westchnął ciężko, zmarszczył brwi. Wstał
i poszedł do łazienki.
- Lepiej będzie, jeśli się ubierzemy.
Podniosła się ociężale, trochę zdziwiona jego nieco
dziennym zachowaniem. Na początku chciał ją pocie
szyć, to pewne, ale potem stracił nad sobą panowanie.
Okazał jej tyle czułości...
Zastanawiała się, czy postępuje właściwie, poślubia
jąc całkiem obcego mężczyznę. Dutch wyszedł z ła
zienki. Miał na sobie spodnie. Przyczesał włosy. Przy
glądał się jej z uśmiechem. Podjęła decyzję. Czy chciał
CZUŁY I OBCY 65
mieć dzieci, czy nie, pragnęła, by włożył jej na palec
obrączkę. Powitała go uśmiechem.
Ślub wzięli w małej kaplicy. Otaczali ich ludzie
prawie nie znający angielskiego. Rozpromieniony
ksiądz pozwolił oblubieńcowi pocałować pannę mło
dą.
Dutch musnął jej wargi, uśmiechając się do swo
ich marzeń. A więc stało się. Wcale nie jest mi z tym
źle, pomyślał, wpatrując się w rozradowaną, mło
dzieńczą twarz żony. Będzie czekała na niego w do
mu. Może u niej mieszkać, ilekroć powróci do kraju.
To się nawet dobrze składa, dzięki częstym roz
staniom unikną nudy. Każde z nich będzie żyło po
swojemu, bez żadnych zobowiązań. Zmarszczył brwi
przypominając sobie, co zaszło dziś rano. Nagle
przeraziły go możliwe następstwa tego wydarzenia.
O nie, na pewno Dani nie zajdzie w ciążę. Od tej
chwili powinien uważać. Żadnej wpadki. Na myśl
o dziecku ogarnął go strach. Mogłoby ich związać
na zawsze.
Dani widziała, że coś go martwi. Dlaczego mężczyz
na tak niezależny i samowystarczalny zdecydował się
ją poślubić?
- Nie żałujesz? - odważyła się zapytać, gdy wrócili
do hotelu. Przystanął, podniósł głowę i uśmiechnął się.
- Słucham? - spytał zdziwiony.
- Pytałam, czy żałujesz, że mnie poślubiłeś - po
wtórzyła z niepokojem. -Taki byłeś zamyślony. Wiem,
że nie jestem zbyt urodziwa, poza tym prawie się nie
znamy. Pamiętaj, że istnieją rozwody - dodała żałoś
nie.
- Próbowałem rozwiązać dość trudny problem
66 CZUŁY I OBCY
dotyczący aprowizacji i transportu wojskowego
- skłamał. - Wcale nie żałuję, że się pobraliśmy. Gdy
poznasz mnie lepiej, przekonasz się, że robię tylko
to, na co mam ochotę. Nie można mnie do niczego
zmusić. - Wziął ją za rękę. - Dobrze mi z tobą,
rozumiemy się, a w łóżku było cudownie. Nie
jesteśmy już tacy młodzi, potrzebujemy siebie na
wzajem. Trzeba dla kogoś żyć.
- Owszem - przyznała. Miała łzy pod powiekami.
Zamknęła oczy, żeby ich nie zauważył.
- Nie sądziłam, że wyjdę za mąż. Pogodziłam się ze
swoją samotnością.
- Ja również. - Głaskał jej dłoń. Miała piękne ręce.
- Grasz na jakimś instrumencie? - zapytał nie
spodziewanie.
- Owszem, na fortepianie, ale marnie - odparła,
wybuchając śmiechem.
- Wspaniale. Ja również trochę gram. - Spletli
dłonie. Niezwykłą przyjemność sprawił mu widok
złotej obrączki na jej palcu.
- Pasuje do ciebie. Pozbyłaś się wyrzutów sumienia
z powodu ostatniej nocy? - zapytał z uśmiechem, jakby
wreszcie zrozumiał, że niełatwo przyszło Dani zostać
przed ślubem jego kochanką.
-Jestem trochę staroświecka- westchnęła smutno.
- Nie martw się, mnie to nie przeszkadza. - Oczy mu
zabłysły, gdy objął spojrzeniem jej postać: krótkie,
brunatne włosy, twarz w kształcie serca, jasną cerę,
wpatrzone w niego szare oczy.
- Cieszę się, że byłem pierwszy - wyznał.
Zdziwił ją nowy, bardzo osobisty ton w głosie
Dutcha. Uśmiechnęła się. Ścisnęła jego palce i z ru
mieńcem na twarzy spojrzała mu w oczy.
CZUŁY I OBCY 67
- Gdy dziś rano kochałem się z tobą - zaczął cicho,
nie odrywając od niej wzroku -miałemwrażenie, jakby
i dla mnie to był pierwszy raz. Nie sądziłem, że potrafię
być tak czuły. Nie zaznałem tego nigdy z żadną inną
kobietą. Po prostu zaufałem ci.
Dani zaczerwieniła się, ale nie odwróciła wzroku.
-A ja zaufałam tobie. -Jej spojrzenie ześlizgnęło się
na wąskie usta Dutcha. Przypomniała sobie, jak
błądziły po jej skórze i poczuła niepohamowane pożą
danie.
- Jedna z moich przyjaciółek przed dwoma laty
wyszła za mąż. Opowiadała mi, że mąż okropnie ją
przeraził w noc poślubną, a potem zaczął sobie kpić.
Dutch zacisnął pięści.
- To byłoby straszne, gdyby jakiś mężczyzna po
traktował cię w ten sposób.
Wpatrywała się w niego oszołomiona tym wy
znaniem. Nie oczekiwała, że tak dobrze ją zrozumie.
Dutch pokiwał głową.
- Wierz mi, czuję tak samo jak ty. Nie lubię, gdy
ktoś ze mnie szydzi. - Dani patrzyła na niego z uwiel
bieniem. Nie próbowała ukryć swoich uczuć. Niech
wie, że tylko on się liczy. Mężczyznę ogarnął nagły
niepokój. Puścił jej rękę.
- Nigdy nie próbuj zamknąć mnie w pułapce
- oświadczył niespodziewanie, patrząc jej prosto w oczy.
- Zostanę z tobą, pod warunkiem że będę czuł się wolny.
- Od pierwszej chwili zdawałam sobie z tego sprawę
- odparła cicho. - Żadnych zobowiązań. Żadnych
nierozerwalnych więzów. Nie będę próbowała cię
omotać.
Dutch zaczął chodzić po pokoju. Zastanawiał się,
jak by postąpiła, gdyby wiedziała, czym się zajmuje.
68
CZUŁY I OBCY
Podniósł wzrok i zajrzał jej w oczy. Do diabła, ufała
mu bez zastrzeżeń. Pewnie sądziła, że jest zawodowym
oficerem. Powstrzymał wybuch śmiechu. Po prostu
będzie musiała zaakceptować jego tryb życia. Dutch
nie zamierzał niczego zmieniać.
Załatwili formalności w recepcji. Dani przeniosła
swoje rzeczy do pokoju męża, a potem zeszli do
restauracji na obiad. Dutch nadal był milczący i zamyś
lony. Dani czuła, że coś nie daje mu spokoju. Prawie go
nie znała, nie wiedziała, jak taktownie zapytać, co go
dręczy. Nagle zaświtał jej doskonały pomysł. Spojrzała
na męża wesoło. Jeśli nawet nie zdoła się dowiedzieć, co
go martwi, pomoże mu o tym zapomnieć.
-Hop, hop! -zawołała. Spojrzał na nią nieobecnym
wzrokiem. Uniósł brwi.
- Wymyśliłam wspaniały deser - mruknęła. Po raz
pierwszy próbowała go uwieść.
- Czyżby? - zapytał z ciekawością.
- Mogłabym się cała posmarować bitą śmietaną...
- Miód smakuje lepiej - usłyszała w odpowiedzi.
Natychmiast spłonęła rumieńcem. Dutch się roze
śmiał. Odsunął talerz, pochylił się i musnął palcami jej
wargi.
- Pragniesz mnie? - zapytał. Uśmiechnął się widząc,
że odwraca twarz.
- Tak - przyznała.
- Powiedz o tym wprost. Pamiętaj, nie próbuj ze mną
żadnych sztuczek. - Podniósł się i odsunął jej krzesło.
Zapłacił rachunek. Milczał w drodze do pokoju. Gdy
weszli do środka, Dani oparła się o drzwi. Przywarł do
niej całym ciałem. Jego siła przeraziła dziewczynę.
- Możesz mnie mieć, ilekroć zechcesz - oznajmił
cichym głosem. - Wystarczy powiedzieć. Pobraliśmy
i
CZUŁY I OBCY 69
się, by żyć razem, a nie po to, żeby udowadniać, kto jest
silniejszy.
- Nie pojmuję, o co ci chodzi - odparła, mrużąc
oczy. Odgarnął jej włosy z czoła i wsunął je za
ucho.
- Nie znoszę szantażu. Nie próbuj mi oferować
własnego ciała jako nagrody za ustępstwa.
- Nie przyszłoby mi to na myśl - oświadczyła.
Spoglądała na niego ze zdumieniem. Dlaczego ten
przystojny mężczyzna zdecydował się ją poślubić?
- Widziałam, że coś cię dręczy. Próbowałam znaleźć na
to jakąś radę.
Dutch zamarł na chwilę. Westchnął ciężko.
- Miałaś najlepsze intencje, a ja wszystko niewłaś
ciwie zrozumiałem, zgadza się? - Delikatnie głaskał jej
szyję. - Pragniesz mnie?
- Będę cię pragnąć nawet na łożu śmierci - wyznała
drżącym głosem.
Pochylił głowę i pocałował ją z wielką tkliwością.
- Nie potrafię wyrazić, jakie to dla mnie ważne, ale
zastanów się, czy rzeczywiście chcesz mnie teraz.
Będzie bolało. - Uniósł jej głowę. - Wytrzymasz?
- Może... - zaczęła, przygryzając dolną wargę.
- Wytrzymasz? - domagał się wyraźnej odpowiedzi.
Opuściła głowę.
- Zrozum, nie potrafię - wymamrotała.
Roześmiał się cicho i utulił ją w ramionach.
- Tak sobie pomyślałem. Dlatego byłem dziś rano
taki ostrożny - mruczał jej do ucha. Kłamał, bo nie
chciał przyznać, że Dani całkiem go zawojowała.
Cóż za rozczarowanie, pomyślała dziewczyna, to
była ostrożność, nie uczucie. Objęła ramionami ciepłe,
muskularne ciało, czerpiąc z niego siłę.
70 CZUŁY I OBCY
- W książkach jest inaczej - zauważyła. - Kobiety
nie mają takich kłopotów, nie czują bólu i...
- Życie nie jest romansem - przypomniał. Przy
gładził jej włosy. - Poczekamy dzień lub dwa, aż
wszystko się zagoi. A wtedy - dodał pochylając twarz
i zaglądając jej żartobliwie w oczy - nauczę cię, jak
inaczej możemy dawać sobie rozkosz. - Dani za
chichotała wstydliwie.
- Obiecujesz?
- Tak bardzo różnisz się od kobiet, które znałem
- rzekł z ociąganiem i westchnął głęboko. Przytulił ją
mocniej, a gdy wspięła się na palce, pocałował delikat
nie.
- Czujesz, co się ze mną dzieje?
- Owszem - przyznała.
- Lepiej przestańmy, bo skończy się na tym, że
będzie mi potrzebny zimny prysznic, czego nie znoszę.
- Jesteś cudowny - westchnęła.
- Ty również. Włóż kostium. Idziemy popływać.
Dani zamierzała przebrać się w łazience, ale napo
tkała jego drwiące spojrzenie.
- Jesteś moim mężem - powiedziała głośno, żeby
uświadomić im obojgu ten fakt.
- Zastanawiałem się, kiedy sobie o tym przypo
mnisz - zachichotał. Patrzył, jak Dani się rozbiera
i wspominał wczorajszą noc. Gdy sięgnęła po kostium,
podszedł i ujął jej dłonie.
- Poczekaj chwilę - poprosił cicho. Podniosła oczy.
Widział w nich wciąż nienasycone pożądanie.
- Co kobieta odczuwa w takiej chwili? - zapytał nagle
z nie ukrywaną ciekawością. - Co się wtedy z tobą dzieje?
- Trochę się boję - wyjaśniła. - Robi mi się słabo,
tracę panowanie nad sobą, wszystko mnie boli...
CZUŁY I OBCY 71
- Spróbuję ci pomóc - powiedział, dotykając war
gami jej piersi. Jęknęła. To było ponad siły. Wilgotne
usta mężczyzny błądziły po smukłym ciele. Dani
natychmiast straciła głowę. Z trudem uświadomiła
sobie, że Dutch wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka.
Pieścił gładką skórę, poznawał jej smak, studiował
kształtne ciało w pełnym świetle słonecznego dnia.
Pomyślała, że to wspaniale być jego żoną i roz
koszować się pieszczotami.
- Uwielbiam na ciebie patrzeć - wyznał. - Uwiel
biam cię dotykać i całować. Jesteś śliczna. Nikt nie
może się z tobą równać.
- To wspaniale, że jesteś moim mężem - szepnęła.
- To wspaniale, że jesteś moją żoną - odrzekł.
Nie mogła znieść tego napięcia. Wiedziała, że
Dutcha opanowały te same pragnienia. Spojrzała na
niego pytająco. Wolno pokręcił głową.
- Tego się po mnie nie spodziewaj - oznajmił
krótko. - Nie zamierzam zaspokajać swoich pragnień
ze szkodą dla ciebie.
Zacisnęła zęby, by powstrzymać łzy.
- Nie robię tego z litości. Nigdy się nie kieruję
takimi pobudkami. Niech ci przypadkiem nie przy
jdzie do głowy, że pobraliśmy się, ponieważ wzbudziłaś
moje współczucie. Tak właśnie pomyślałaś, widzę to
w twoich oczach. Pragnę cię i jestem wściekły, bo nie
mogę cię teraz mieć. Lepiej włóż kostium, a ja wezmę
ten cholerny prysznic i pójdziemy na plażę.
Dani ułożyła się wygodniej i obserwowała męża.
Rozbierał się powoli. Rozchyliła wargi, gdy stanął
przed nią całkiem nagi. Pożądał jej, nie miała co do
tego wątpliwości. Zadrżał na całym ciele, gdy poczuł
na sobie jej wzrok. Dani miała wrażenie, że zaraz się
72
CZUŁY I OBCY
rozpłacze. Tak bardzo chciała dogodzić najbliższemu
sobie człowiekowi.
-Wspomniałeś... są podobno... inne sposoby - od
ważyła się w końcu. - Tak mówiłeś, prawda?
Rysy Dutcha stężały, a oczy zabłysły. Przytaknął.
Wyciągnęła do niego ramiona. Czuła szalone pul
sowanie krwi w całym ciele. Wahał się tylko przez
chwilę. W następnej sekundzie porwał ją w objęcia.
Dni mijały szybko. Dani i Dutch nie rozstawali się
ani na chwilę. Pływali razem i dużo rozmawiali, ale
niemal wyłącznie na tematy ogólne. Unikali osobis
tych zwierzeń. Wieczorami tańczyli i próbowali nie
znanych potraw. Nocą, a niekiedy także wczesnym
rankiem, kochali się. Pewnego dnia ogarnięci nagłą
namiętnością uprawiali miłość na podłodze w łazience.
Droga do łóżka okazała się zbyt daleka. Dutch starał
się zachować ostrożność, ale zazwyczaj w ostatniej
chwili zapominał o wszelkich zabezpieczeniach. Pożą
danie wybuchało u obojga z równą siłą. Dani chodziła
jak we mgle, nienasycona, zaślepiona miłością, niepo
mna na to, co niesie przyszłość. W końcu nadszedł
moment wyjazdu z Veracruz - całkiem niespodziewa
nie i stanowczo zbyt wcześnie.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Ostatniego dnia wakacji niechętnie zabrali się do
pakowania. Dani miała smutną minę. Zmieniła
plany i została z Dutchem w Veracruz dłużej, niż
zamierzała. Pod koniec tygodnia oznajmił, że musi
wracać do pracy. Nadszedł czas wyjazdu. Obser
wowała go, gdy zbierał ubrania porozrzucane po
pokoju i zastanawiała się, jak bardzo niebezpieczne
może być jego zajęcie. Powiedział, że jest żołnierzem.
Może nawet oficerem. W każdym razie nic nie
wskazywało na to, że praca może mu uniemożliwić
przeprowadzkę do Greenville.
Dużo myślała o tym, by zwinąć manatki i przenieść
się do Chicago. Przyszłoby jej to bez trudu, chociaż
tęskniłaby za Harriett i znajomymi, które czasem
zaglądały do księgarni. Poszłaby za Dutchem na kraj
świata. Kiedy uświadomiła sobie, jak krótko się znali,
z trudem mogła uwierzyć, że wszystko potoczyło się
tak szybko. Chyba wieki minęły od chwili, gdy w sa
molocie milczący, jasnowłosy olbrzym zajął sąsiedni
fotel. Teraz był jej mężem, ale nadal mało o nim
wiedziała. Wyczuł jej dziwny nastrój i odwrócił głowę.
Uśmiechnął się.
- Gotowa? - zapytał, podnosząc torbę podróżną.
- Owszem. - Postawiła swoje bagaże przy drzwiach.
Dutch popatrzył na mniejszą torbę.
74
CZUŁY I OBCY
- Ach, te twoje książki. - Roześmiał się cicho,
spoglądając na nią. - Teraz już wiesz, o czym mówią,
prawda? - dodał.
Dani musiała odchrząknąć, nim zdołała odpowie
dzieć. Pamięć podsuwała jej obrazy długich miłosnych
nocy.
- O tak, panie van Meer, teraz wiem wszystko
- przytaknęła żarliwie.
- Nie żałujesz, Dani? - spytał cicho.
- Niczego nie żałuję, choćby to miał być ostatni
dzień w moim życiu - odparła, kręcąc głową. - A ty?
- Tylko jednego: że nie poznałem cię wcześniej. To
wspaniale, że się odnaleźliśmy. -Popatrzyłna zegarek.
Był to bardzo kosztowny egzemplarz, z wieloma
tarczami i cyframi. Dani nie wiedziała, co wskazują.
- Pospieszmy się. Nie możemy się spóźnić na samolot.
Dutch zarezerwował sąsiednie fotele. Patrzyła
z uwielbieniem na swego bohatera, a serce podchodziło
jej do gardła. Był taki przystojny. I należał do niej.
Harriett nigdy w to nie uwierzy.
Dutch zerkał na nią ukradkiem. Jeszcze się nie
przyzwyczaił, że ma żonę. J.D, i Gabby osłupieją ze
zdumienia, pomyślał, a inni kumple - Apollo, Łach
maniarz, Semson, Drago i Laremos będą gadać w nie
skończoność. Dutch się ożenił. To niewiarygodne,
nawet dla pana młodego. Ale całkiem przyjemne.
To wszystko wpływ Gabby, przyznał uczciwie. Tyle
o niej słyszał od J.D., jeszcze nim się poznali, że
odrzucił niektóre ze swych uprzedzeń, dotyczących
kobiet. Nie wszystkie, ale i to był pewien postęp.
Gabby szła z ich oddziałem przez dżunglę, nie chcąc
opuścić J.D., który zawdzięczał jej życie. Gdyby nie
zaryzykowała, zginąłby od kuli. Spojrzał kątem oka na
CZUŁY I OBCY 75
żonę. Czy Dani potrafiłaby narazić dla niego życie?
Czy ta zalękniona i cicha dziewczyna naprawdę miała
szaloną odwagę i upór? Co uczyni, gdy pozna prawdę?
Przez ostatnie dni wcale się tym nie przejmował, ale
teraz zaczął się martwić, i to bardzo. Popatrzył na
torbę z książkami wsuniętą pod zgrabne stopy żony.
Bzdury, pomyślał z pogardą. Uśmiechnął się, gdy
przyszło mu do głowy, że dzieje niektórych jego
wypraw przypominają akcję sensacyjnych powieści,
przynajmniej dla siedzącej obok niego kobiety. Dani
zauważyła nieprzyjazne spojrzenie i poruszyła się
niespokojnie w fotelu.
- No cóż, nie każdy może być odkrywcą Amazonki
- mruknęła.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał, unosząc
brwi.
- Spoglądałeś pogardliwie na moje książki - oznaj
miła. - Jeśli uważasz, że to stek bzdur, mógłbyś się
przyjemnie rozczarować. - Pogrzebała w torbie i wy
dobyła jeden z romansów. Okładka przedstawiała
przystojnego mężczyznę uzbrojonego w karabin ma
szynowy, na tle dżungli. U jego boku stała kobieta.
Dutch odruchowo sięgnął po książkę. Przeglądał ją
z nachmurzoną miną. Przeczytał streszczenie na od
wrocie. Była to powieść o dwójce fotoreporterów,
którzy utknęli w jakimś południowoamerykańskim
kraju podczas rewolty.
- Spodziewałeś się czegoś innego? - wypytywała
Dani.
- Owszem - rzekł, patrząc na nią uważnie. Wyjęła
mu książkę z rąk i wsunęła do torby.
- Większość ludzi tęskni za niebezpiecznymi przy
godami, ale przeżywa je tylko w wyobraźni, nie
76 CZUŁY 1 OBCY
ruszając się z wygodnego fotela. - Westchnęła ciężko.
- Dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Zdziwił
byś się, gdybym ci powiedziała, jak wiele osób z mojej
klienteli wyobraża sobie, że uczestniczy w jakimś
przewrocie wojskowym czy powstaniu gdzieś na dru
gim końcu świata.
Twarz Dutcha znieruchomiała. Spojrzał groźnie na
żonę. Przeszedł ją dreszcz.
- Dani, widziałaś kiedykolwiek umierającego czło
wieka? - zapytał szorstko. Zawahała się, słysząc niechęć
i chłód w jego głosie. Straciła naraz całą odwagę.
- Nie, nigdy - odrzekła.
- A zatem nie mów z taką radością i ciekawością
o armii i wojskowych konfliktach. Lepiej trzymaj się
od tych spraw jak najdalej. Nie ma w tym nic
zabawnego. - Sięgnął do kieszeni po papierosy, ale
w porę dostrzegł podświetlony napis. Nie wolno palić,
póki samolot nie nabierze wysokości. Po chwili przy
pomniał sobie, że ze względu na Dani, która nie znosiła
dymu, wybrał miejsca dla niepalących. Zaklął cicho.
-Ale ty mieszasz się do takich spraw? -Zaskoczyło
go jej pytanie.
- To nie twoje zmartwienie - odparł. Uśmiechnął
się, by zatrzeć niemiłe wrażenie, które mogły wywołać
te słowa. Dani wiedziała, że nie chciał jej urazić, ale
w milczeniu odwróciła głowę. Zrobiło jej się przykro,
próbowała jednak stłumić to uczucie. To był jej mąż.
Musi się nauczyć, jak powinna z nim postępować.
Położyła głowę na oparciu, zamknęła oczy i próbowała
przekonać samą siebie, że niepotrzebnie się martwi.
Przeszłość Dutcha nie kryła żadnych ponurych se
kretów.
Pasażer siedzący tuż przed nimi przywołał stewar-
CZUŁY I OBCY 77
desę. Dani odpoczywała z zamkniętymi oczyma, roz
myślając o czekającym ich wielogodzinnym locie.
Postanowili zatrzymać się tymczasem w Greenville
i zdecydować, gdzie osiądą na stałe. Dutch powiedział,
że chce zobaczyć jej mieszkanie i księgarnię, poznać
Harriett. Dani czuła się z tego powodu bardzo szczęś
liwa.
Nagle usłyszała czyjś chrapliwy oddech, a potem
krzyk. Natychmiast otworzyła oczy i ujrzała stewar
desę popychaną brutalnie przez mężczyznę w brązo
wych spodniach i białej koszuli z rozpiętym koł
nierzykiem. Wyglądał na cudzoziemca, w jego oczach
czaiło się okrucieństwo. Do szyi jasnowłosej dziew
czyny przyłożył igłę trzymanej w ręku strzykawki.
Siedzący obok niego mężczyzna wstał bez pośpiechu
i ruszył w stronę kabiny pilota. Po chwili dobiegły
stamtąd głośne okrzyki. Drugi pilot stanął w drzwiach
i pobladł, widząc, co się wydarzyło.
- Zgadza się. Sądzę, że ten facet mówi prawdę
- rzucił w stronę kabiny. Dały się słyszeć przytłumione
odgłosy. Po chwili kapitan przemówił do pasażerów.
Dutch zesztywniał i wolno podniósł wzrok na męż
czyznę trzymającego strzykawkę.
- Panie i panowie, mówi kapitan Hall. - Głos pilota
był podejrzanie obojętny. - Zmieniamy trasę. Samolot
wyląduje w Hawanie. Proszę zachować spokój, pozo
stać na miejscach i postępować zgodnie z instrukcjami,
które państwo usłyszą. Dziękuję.
Porywacz wyszedł z kabiny, szarpiąc bujne wąsy.
Przez chwilę zmagał się z mikrofonem, nie umiejąc go
uruchomić.
- Nie chcemy, żeby komuś stała się krzywda
- odezwał się w końcu. - Strzykawka, którą mój kolega
78 CZUŁY I OBCY
przyłożył do szyi tej uroczej młodej damy, zawiera
żrący kwas. - Wśród pasażerów rozległ się stłumiony
lękiem pomruk. Drugi terrorysta odsunął na moment
strzykawkę od karku dziewczyny i kropla płynu spadła
na obicie fotela, wypalając dużą dziurę. Teraz wszyscy
pasażerowie mogli sobie wyobrazić, co by się stało,
gdyby kwas wstrzyknięto stewardesie.
- A zatem przez wzgląd na tę młodą damę proszę
zachować spokój - ciągnął porywacz. - Nie zrobimy
wam żadnej krzywdy, chyba że zmuszą nas do tego
okoliczności. - Odwiesił mikrofon i wrócił do kabiny
pilotów. Jego kolega wlókł za sobą stewardesę, nie
zwracając uwagi na pasażerów. Uznał niewątpliwie, że
groźba użycia strzykawki zniechęci każdego do zdecy
dowanej interwencji. I miał rację. Pasażerowie szeptali
tylko niespokojnie.
- To zawodowcy - rzucił półgłosem Dutch. - Bar
dzo im spieszno opuścić ten kraj.
- Jak sądzisz, kim oni są? - zapytała Dani, zerkając
na męża z niepokojem.
- Nie mam pojęcia - usłyszała w odpowiedzi.
- Chyba nie zamierzają naprawdę wstrzyknąć jej
tego kwasu - dodała stłumionym głosem.
Odwrócił się i spojrzał w szare oczy. Dani była
chwilami bardzo naiwna. Zmarszczył brwi.
- Zapewniam cię, że nie cofną się przed niczym
- powiedział z naciskiem.
Jego żona pobladła. Szukała wzrokiem terrorysty
ukrytego za fotelami. Widziała tylko ramię obejmujące
stewardesę.
- Może kapitan coś na to poradzi? - łudziła się.
- Brednie. - Dutch rozsiadł się wygodnie, zamknął
oczy i splótł ręce na brzuchu. - Może zrobić tylko
CZUŁY I OBCY 79
jedno: wykonywać skrupulatnie ich polecenia, póki
nie opuszczą samolotu. Porywacze chcą jak naj
szybciej uciec z Meksyku. Gdy dotrą do celu, zni
kną.
- Czy ty się wcale nie boisz? - zapytała z niedowie
rzaniem.
- To nie mnie grożą strzykawką z kwasem.
Była wstrząśnięta jego obojętnością. Współczuła
nieszczęsnej stewardesie. Odwróciła wzrok. Boże miło
sierny, kim był naprawdę mężczyzna, którego po
ślubiła?
Dutch zamknął oczy. Nie chciał patrzeć na jej minę.
Żałował swoich słów, ale nie miał innego wyjścia.
Musiał obmyślić jakiś plan, a nie zdołałby tego zrobić,
rozmawiając przez cały czas z Dani. Miał teraz chwilę
spokoju i mógł wszystko rozważyć. Stewardesie nic się
nie stanie, jeśli żądania terrorystów zostaną spełnione.
A jeśli nie wszystko pójdzie po ich myśli? Skoro plan
zawiedzie, trzeba szukać innego wyjścia z sytuacji.
Porywacze działali we dwójkę, ale tylko jeden był
uzbrojony. Na pewno nie mogli wnieść na pokład
samolotu prawdziwej broni. Wykrywacze metali dzia
łały niezawodnie. To już coś. Może ukryli gdzieś
plastykowe noże? Albo składane, podobne do tego,
który zawsze nosił przy sobie. Jego, hm... scyzoryk
miał szczególne właściwości. Był bardzo lekki. Można
nim było rzucać, trafiając łatwo nawet w odległy cel.
Dutch uśmiechnął się.
Dani wpatrywała się w niego z bólem i ciekawością.
Na litość boską, ten człowiek spał! Terroryści porywa
ją samolot, a on ucina sobie drzemkę! Sapała z wściek
łości. Ale z drugiej strony, czego się po nim spodziewa
ła? Miał się rzucić na porywaczy i oswobodzić zakład-
80
CZUŁY I OBCY
niczkę gołymi rękami? Tak postąpiłby bohater roman
su. Ale o idiotyzm!
To nie do wiary, że samolot, którym leciała, został
porwany. Westchnęła, ściskając torebkę. Bezustannie
myślała o tym, co musi przeżywać stewardesa. Nie
szczęsna dziewczyna próbowała zachować spokój, ale
nie przychodziło jej to łatwo. Kwas w mgnieniu oka
przepaliłby jej tkanki... Dani zadrżała na samą myśl
o skutkach takiego zastrzyku. Dotąd naiwnie wierzyła,
że wśród jej bliźnich prawie nie ma fanatyków zdol
nych do wszelkiej podłości.
Dutch na moment otworzył oczy i ponownie opuścił
powieki. Dani rzuciła mu gniewne spojrzenie i zacis
nęła dłonie, by przestały drżeć. Wyższy z porywaczy
trzymał w ręku jakiś przedmiot, najprawdopodobniej
granat. Samolot miał wkrótce wylądować na Kubie.
Terrorysta spacerował nerwowo. Drugi porywacz wy
sunął się zza fotela, przytrzymując brutalnie stewar
desę. Pchnął ją na siedzenie przy wejściu do kabiny
pilotów. Usiadł obok i przyłożył strzykawkę do gardła
dziewczyny. Dutch i Dani siedzieli w następnym
rzędzie.
Ten człowiek jest już zmęczony, pomyślał Dutch.
Jego kolega czegoś się obawia. Przymknął oczy i za
stanawiał się nad sytuacją. Czy rzeczywiście zdołali
przechytrzyć ochroniarzy z lotniska i przemycić gra
nat? W pewnym czasopiśmie fachowym omawiającym
tajne operacje wojskowe widział kiedyś reklamę atrap
broni - śmiesznie tanich i z daleka łudząco podobnych
do prawdziwego uzbrojenia, rzecz jasna dla cywila, nie
dla zawodowca takiego jak on.
Postanowił czekać, aż samolot wyląduje na Kubie.
Jeśli porywacze dostaną azyl, kłopot z głowy. Gdy
CZUŁY I OBCY 81
sprawy potoczą się inaczej, spróbuje pokrzyżować im
plany. Musiał to zrobić dla Dani. Siedziała obok
smutna i rozczarowana. Wielbiła dzielnych bohaterów
ze swoich książek i Bóg jeden wie, co sobie teraz o nim
myślała.
Kiedy samolot wylądował w Hawanie, wyższy
z porywaczy wszedł do kabiny. Po chwili wypadł
stamtąd w panice, klnąc z pasją.
- Gadaj, co się dzieje! - zażądał drugi mężczyzna.
- Nie chcą nas tu! Nie dostaniemy azylu! - wrzasnął.
Toczył wkoło przerażonym wzrokiem, ściskając w dło
ni zapomniany granat. Nie zwracał uwagi na wylęk
nione spojrzenia i okrzyki pasażerów.
- Co robimy? Dadzą nam paliwo, ale mamy się stąd
natychmiast wynosić. Masz jakiś plan? Przecież nie
możemy wrócić do Meksyku!
- Cuidado! - Starszy kolega przywołał go do
porządku. - Polecimy do Miami. Niech nasi zagrani
czni protektorzy zatroszczą się o wszystko. Każ piloto
wi lecieć do Stanów. -Terrorysta natychmiast przeka
zał nowe żądanie.
- Zaraz startujemy do Miami - oznajmił.
- Bueno - odparł z ulgą porywacz. - Chodź. Pilot
musi przedstawić nasze warunki amerykańskim wła
dzom - mruknął. Poszli w stronę kabiny pilota,
ciągnąc za sobą stewardesę.
-Droga pani van Meer, czy uważa się pani za osobę
odważną? - zapytał Dutch, otwierając oczy. Dani
poczuła zdenerwowanie. Czegóż ten człowiek od niej
chce?
- Tchórzem na pewno nie jestem - wykrztusiła.
- Mam pewien plan, ale jeśli się nie uda, możesz
stracić życie.
82 CZUŁY I OBCY
- Ciągle myślę o tej biednej stewardesie - jęknęła
Dani, czując przyspieszone bicie serca. Dutch popat
rzył na żonę. Jego twarz wyglądała niczym wykuta
z granitu.
- Musisz mi pomóc. Gdy będziemy podchodzić do
lądowania, odwrócisz na chwilę uwagę mężczyzny,
który pilnuje stewardesy. Zajmij go czymś, żeby na
ułamek sekundy zapomniał o strzykawce.
- Czy to konieczne? - zapytała cicho. - Powiedzia
łeś, że znikną, gdy...
- Wszystko się zmieniło. Teraz są w sytuacji bez
wyjścia. Jestem przekonany, że zażądają, by im dostar
czono broń automatyczną. Gdy ją otrzymają, będzie
my wszyscy zdani na ich łaskę i niełaskę.
- Władze nie dadzą im broni - oświadczyła Dani.
- Jeśli terroryści potraktują kwasem kilku pasaże
rów, rząd zgodzi się na wszystko.
Dani zadrżała. Ze strachu zrobiło jej się niedobrze.
Dutch był za to dziwnie spokojny. Musiała przyznać,
że źle go oceniła. Milczał, ponieważ układał plan
działania. Zaufała mu całkowicie.
- Twoje życie będzie zagrożone - przypomniał.
Mówienie o tym sprawiło mu ból, ale nie mógł
zmarnować jedynej szansy. - Mój plan zawiera ele
ment ryzyka, którego nie potrafię zmniejszyć.
- Nikt nie będzie po mnie płakał - westchnęła.
- Może z wyjątkiem ciebie i Harriett - dodała obojęt
nie. Dutch słuchał jej z mieszanymi uczuciami. Nie
powiedziała tego, żeby się nad sobą użalać. Po prostu
stwierdziła fakt. Cholera, nikt nie uroniłby łzy. Znał to
uczucie. Poza kumplami z oddziału nikomu na nim nie
zależało. Ale teraz miał Dani. Potrzebowali siebie
nawzajem. Nagle zrozumiał, że jest wobec tej dziew-
CZUŁY I OBCY 83
czyny zupełnie bezbronny. Patrzył w szare oczy, które
tak niewiele w życiu widziały, a niedługo mogły się
zamknąć na zawsze.
-Jeśli się bardzo postaram, może sam sobie poradzę
- zaczął.
- Nie boję się - oświadczyła. -A właściwie boję się,
ale zrobię wszystko, co mi każesz.
Gabby nie jest wcale unikatem, pomyślał z dumą,
uszczęśliwiony, że Dani tak bardzo przypomina żonę
;ego najlepszego przyjaciela. Mała kotka ma ostre
pazurki. Od początku ją o to podejrzewał.
- Dobra, tygrysie - rzekł, uśmiechając się lekko.
- Posłuchaj, mój plan wygląda tak....
Wiele razy powtórzyła w myśli jego instrukcje.
Przygryzła wargę niemal do krwi. Musi się udać.
W przypadku niepowodzenia nieszczęsna stewardesa
nie miała żadnych szans. Jeśli zawiodą (ciągle nie miała
pojęcia, jak Dutch zamierza obezwładnić porywaczy),
dziewczyna zginie.
Cierpiała katusze, czekając, aż samolot zbliży się do
Miami. W końcu usłyszała głos kapitana, który zwró
cił się do pasażerów z prośbą o zachowanie spokoju.
Nie było powodów do paniki. Po wylądowaniu wszys
cy mieli pozostać na miejscach. Pilot wydawał się
równie niespokojny jak Dani. Najbardziej przerażał ją
ręczny granat w dłoni drugiego porywacza. Czy Dutch
zdoła obezwładnić terrorystę, nim ten odbezpieczy
straszną broń?
Samolot podchodził do lądowania. Uderzył kolami
o płytę lotniska, podskoczył kilka razy i zaczął koło
wać w stronę budynków. Dani ujrzała wreszcie Miami
. pomyślała drwiąco, że w krótkim czasie zobaczyła
u wał świata.
84 CZUŁY I OBCY
Samolot stanął. Dutch ujął dłoń żony i zajrzał
jej w oczy. Dani zmówiła krótką modlitwę. Mę
żczyzna trzymający strzykawkę szedł ze stewardesą
między fotelami. Był straszliwie zdenerwowany.
Dziewczyna wyglądała tak, jakby pogodziła się
z losem i czekała na śmierć w męczarniach. Miała
puste oczy.
- Och, senor...l - zawołała Dani, podnosząc się
z fotela. Niski mężczyzna podskoczył na dźwięk jej
głosu i przyciągnął do siebie stewardesę.
- Czego chcesz? - warknął.
- Ja... błagam pana. - Dani zacisnęła palce
na oparciu fotela. Patrzyła na porywacza szeroko
otwartymi oczyma. Mówienie przychodziło jej
z najwyższym trudem. - Muszę iść... do toalety.
Proszę...
Mężczyzna zaklął. Krzyknął coś w obcym języku do
kolegi siedzącego w kabinie pilota. Drugi terrorysta
popatrzył na Dani ze złością.
- Dłużej nie wytrzymam!
Jej wygląd i jęki przekonały terrorystów. Wyższy
mężczyzna mruknął coś do kolegi, który parsknął
śmiechem.
- Zgoda - usłyszała wkrótce Dani. Przez minutę
postarzała się o pięć lat. - Idź.
Przemknęła obok Dutcha, który dyskretnie sięgnął
ręką do wewnętrznej kieszeni marynarki. Szła między
siedzeniami w stronę toalety. Żeby się tam dostać,
musiała przejść obok człowieka ze strzykawką. Jeszcze
dwa kroki, mruczała do siebie. Oczy utkwiła w pod
łodze, żeby porywacz niczego z nich nie wyczytał i nie
zareagował przedwcześnie. Jeszcze jeden krok. Pomóż
mi, wołała w duchu do Dutcha. To szaleństwo. Mam
CZUŁY I OBCY 85
zaledwie dwadzieścia sześć lat. Nie chcę umierać, tak
niedawno wyszłam za mąż.
Ostatni krok. Przystanęła i zachwiała się, przy
kładając dłoń do skroni.
- Słabo mi! - jęknęła, a była to szczera prawda.
Udała, że osuwa się na podłogę. To wystarczyło.
Porywacz odruchowo pochylił się, by ją podtrzymać
i w tej samej chwili Dutch rzucił w niego nożem.
Strzykawka upadła na podłogę. Terrorysta zgiął się
wpół. Dutch poderwał się w mgnieniu oka. Tak jak
w Wietnamie. W Rodezji. W Angoli. Nie zwracał
uwagi na Dani, która wodziła za nim zdumionym
wzrokiem, nie dowierzając własnym oczom. Dutch
wyrwał stewardesę ze słabnących ramion porywacza
i rzucił na sąsiedni Fotel. Kopnął strzykawkę, która
potoczyła się między fotele. W następnej sekundzie był
już przy drzwiach kabiny pilotów. Nie zwracał uwagi
na jęki rannego terrorysty.
- Mam granat, senor! Rzucam! - wrzasnął drugi
porywacz, wyrywając zawleczkę.
- No, rzucaj! - krzyknął Dutch, podchodząc bliżej.
Uderzył dwukrotnie. Jego ruchy były tak szybkie, że
nim śledzący tę scenę pilot zrozumiał, co się dzieje,
porywacz leżał na podłodze, ściskając w ręku granat.
- Zaraz wybuchnie! - ryknął młody pilot, wywołu
jąc panikę wśród pasażerów samolotu.
- Na litość boską, czego tu się bać - burknął Dutch,
podnosząc z podłogi imitację granatu. - To plas
tykowa zabawka. - Rzucił atrapę na kolana pilota.
Młody człowiek oglądał ją z ciekawością. Kapitan
samolotu, mężczyzna około pięćdziesiątki, wybuchnął
śmiechem. Spoglądał na Dutcha życzliwie.
- To naprawdę imitacja! - zawołał drugi pilot.
86 CZUŁY I OBCY
- Weź go sobie na pamiątkę - zaproponował Dutch.
Młody człowiek podał atrapę koledze.
- Jak się czuje Lainie?
- Chodzi o stewardesę? Nic jej nie jest - uspokoił go
Dutch. - Natomiast jego kompan - dodał, wskazując
leżącego na podłodze terrorystę - dostał za swoje.
Lepiej sprowadźcie lekarza.
- Już się robi. Dzięki za wszystko - dodał kapitan
z uśmiechem.
- Miałem powody, by tak zareagować - odparł
Dutch, wzruszając ramionami. - Przez tych zbirów nie
dostałem kawy.
-Postawiępanu filiżankę, jak tylko stąd wyjdziemy
- oznajmił pilot.
- Trzymam pana za słowo - rzekł z uśmiechem
Dutch i opuścił kabinę.
- T o nie był prawdziwy granat -uspokoił pasażerów.
Jego głos przyzwyczajony do wydawania rozkazów
podziałał na nich od razu. - Już po wszystkim. Proszę
zachować spokój i pozostać na swoich miejscach.
Dani siedziała na podłodze. Patrzyła z przeraże
niem na pojękującego mężczyznę z nożem w brzuchu.
Próbowała jakoś uporządkować wydarzenia ostatnich
chwil. Podniosła wzrok na obcego człowieka, którego
niedawno poślubiła. Nie poznawała go. Skąd miała
wiedzieć, kim jest naprawdę?
Dutch żałował, że musiała uczestniczyć w tej akcji,
ale nie było innego wyjścia. Pochylił się, ujął ramię
żony i podniósł ją delikatnie.
- Wyjdzie z tego - zapewnił, spoglądając na ran
nego. - Nie martw się. Chodźmy stąd. - Popchnął ją
w stronę drzwi. Pozostali członkowie załogi pobiegli
uściskać stewardesę.
CZUŁY I OBCY 87
- Wszystko w porządku - powtarzała drżącym
głosem drobna blondynka, - Nic mi się nie stało.
- Dzięki. Dziękuję wam obojgu! - zwróciła się do
Dani i jej męża. Błękitne oczy patrzyły na nich
z wdzięcznością.
- To drobnostka - odparł niedbale Dutch. - Czy
ktoś może otworzyć drzwi? Pamiętajcie, że ten facet
potrzebuje lekarza.
- Proszę ze mną do biura - rzekł kapitan. - Policja
na pewno już czeka.
- Oczywiście - odparł Dutch. Sprowadził po scho
dach Dani, która nadal była w szoku. Nad Miami
panował zmrok. Nagle Dutch o czymś sobie przypo
mniał i skinął na jednego z członków załogi.
- Moja żona zostawiła w samolocie torbę z książ
kami i małą torebkę. Fotel 7b. Proszę nam je przynieść
do biura.
- Z przyjemnością, proszę pana - usłyszał w odpo
wiedzi. Dani była wprawdzie bardzo wyczerpana, ale
usłyszała jego słowa. W tym straszliwym zamieszaniu
pamiętał o jej ukochanych czytadłach. Spojrzała na
niego z niedowierzaniem. Oczy miała szeroko otwarte
i przestraszone. Wyczytał z nich nieufność i strach.
- Wiesz, że musiałem tak postąpić. Nie było innego
sposobu - przekonywał ją,
- Tak, tak, wiem. Ale nigdy nie widziałam... tyle
krwi.
- Byłaś bardzo dzielna - odparł. - Znam tylko jedną
kobietę, która potrafiłaby w takiej sytuacji zachować
zimną krew, podobnie jak ty. - Dani zastanawiała się,
kogo miał na myśli, ale ta sprawa mogła poczekać.
Dręczyły ją inne wątpliwości.
- Tak łatwo... uporałeś się z nimi - wykrztusiła
88 CZUŁY I OBCY
z trudem, gdy czekali na kapitana. - Wspominałeś, że
jesteś żołnierzem.
Dutch odwrócił ją delikatnie. Stali twarzą w twarz.
- To prawda, ale nie powiedziałem ci wszystkiego.
Ja z tego żyję. Jestem zawodowym żołnierzem i walczę
dla tych, którzy oferują najwyższą stawkę -wyznał bez
owijania w bawełnę. Dani była wstrząśnięta. Nie
przypuszczał, że to wyznanie tak ją przestraszy. Nie
przewidział, że odraza i nieme potępienie, które czytał
w jej wzroku, sprawią mu tyle bólu. Rozzłościł się. Za
kogo, na miłość boską, go uważała? Za urzędnika
z ministerstwa?
- A więc jesteś najemnikiem - wykrztusiła.
- Zgadza się - przytaknął zaczepnie. Milczała. Nie
mogła o tym mówić. Nic nie pozostało z pięknych
marzeń. To potworne. O wiele gorsze niż wszystko, co
przeszła w porwanym samolocie. Wbiła oczy w ziemię.
Nie odzywała się. Wkrótce dołączyli do nich kapitan,
drugi pilot i jasnowłosa stewardesa. Ruszyli w stronę
budynku, w którym mieściły się biura. Dani szła
w pewnej odległości od Dutcha i starała się go nie
dotykać. Zauważył to i natychmiast spochmurniał.
W niewielkim pokoju strażnicy z lotniska i polic
janci wysłuchali zeznań dwojga pasażerów oraz człon
ków załogi. Przesłuchanie nie trwało długo. Uprzedzo
no ich, że będą zeznawać jako świadkowie podczas
procesu. Dani niewiele z tego usłyszała. Próbowała się
uporać ze swoim odkryciem. Poślubiła najemnika. Nie
wiedziała, jak ma dalej żyć.
Obserwowała go podczas składania zeznań. Nie
wyglądał jak najemny żołnierz. Z drugiej strony wiele
rzeczy się wyjaśniło. Władczy ton, który ją tak zdziwił,
pewność siebie, szybka ocena faktów. Wszystko się
CZUŁY I OBCY 89
zgadzało. Domyślała się nawet, kiedy wybrał takie zajęcie
-zapewne wkrótce po rozstaniu z tamtą kobietą. To był
początek. Potem spodobało mu się takie życie. Na koniec
znalazł sobie potulną żonę, która miała czekać w domu,
gdy on będzie szukał guza, włócząc się po świecie.
Popijała wolno kawę. O nie, mój panie, pomyślała,
mrużąc oczy. Nie, drogi mężu, Dani nie będzie cicha
i pokorna. Zależało jej na Dutchu, ale małżeństwo to
nie tylko seks. Jeżeli on myśli inaczej, niech zabiera
manatki i zostawi ją w spokoju.
Poczuła chłód w sercu, gdy uświadomiła sobie, jak
bardzo zżyła się z nim przez tych kilka dni. Nie
potrafiłaby o nim zapomnieć. Spojrzała na męża
i natychmiast zapragnęła rzucić mu się w ramiona.
Znała mnóstwo jego sekretów. Rumieniła się na myśl
o niektórych. Ale to wszystko nie miało najmniejszego
związku z normalnym życiem. Jak mogłaby spokojnie
czekać w domu, wiedząc, że jej mąż nieustannie
ryzykuje życie? Teraz wiedziała, dlaczego nie chciał
mieć dzieci! To zrozumiałe, skoro wciąż narażał się na
niebezpieczeństwo. Gdyby zginął, dzieci zostałyby bez
ojca. A ona, Dani, czy mogłaby normalnie żyć, gdyby
niepokój zżerał nieustannie jej serce? Przy każdym
pożegnaniu zastanawiałaby się, czy go jeszcze zobaczy.
Nigdy nie miałaby pewności. To by ją zabiło. Nie,
pomyślała z rozpaczą, lepiej zachować cudowne wspo
mnienia niż przeżywać koszmary. Niech Dutch się
z nią rozwiedzie. Zdawała sobie sprawę, że nie porzuci
dla niej swego zajęcia, a zatem nie mogła pozostać jego
żoną. To już koniec. Czas obudzić się z pięknego snu.
Po złożeniu zeznań wyszli w milczeniu przed biuro
wiec w towarzystwie kapitana. Jeden z członków
załogi przyniósł Dani zapomnianą torebkę i książki.
90 CZUŁY I OBCY
- Co mamy teraz robić? - zapytała bezradnie.
- Proszę jechać do hotelu. Linie lotnicze pokryją
wszelkie koszty - odparł kapitan z uprzejmym uśmie
chem. - Jutro polecą państwo do Greenville.
Dutch spojrzał na niego z obawą.
- Dziennikarze nadchodzą - powiedział i skrzywił
się.
- Nie zależy panu na popularności? - Kapitan
uśmiechnął się szeroko.
- Ani trochę - odparł niechętnie Dutch. - Dani i ja
odlecimy najbliższym samolotem. Dla dziennikarzy ta
sprawa to nie lada gratka.
-
Racja. Nasi porywacze mają chyba wiele powią
zań z pewnym południowoamerykańskim dyktato
rem. Na pewno coś ich łączy także z komunistami
- westchnął kapitan. - Zażądali, by dostarczono im
broń.
- Tak myślałem. I na pewno by ją dostali - odparł
Dutch, zapalając papierosa.
- Bardzo sprawnie posługuje się pan nożem - za
uważył kapitan. - Często go pan używa?
Dutch skinął głową.
- Ostatnimi czasy aż za często.
- Mogę zapytać, czym się pan zajmuje?
- Niech pan sam zgadnie - odparł Dutch.
- Tajne operacje wojskowe?
Mężczyzna pokiwał głową. Dani patrzyła przed
siebie nieobecnym wzrokiem.
- Jestem najemnikiem - wyjaśnił Dutch. - Za
jmuję się głównie aprowizacją, ale znam się również
na uzbrojeniu, a w walce wręcz nie mam sobie
równych. Sam zrobiłem tamten nóż. Chciałbym go
odzyskać.
CZUŁY I OBCY 91
- Najchętniej kazałbym go pozłocić, przyjacielu.
Gdyby nie pan, byłoby z nami krucho. Może kiedyś
będę mógł się odwdzięczyć. Proszę tylko dać mi
znać.
- Nie sądzę, ale mimo to dziękuję.
Pilot oddalił się i natychmiast otoczyli go dzien
nikarze. Dutch palił w milczeniu papierosa.
- Nie chcesz, żeby o tobie pisały gazety. To ma
związek z twoją pracą, zgadza się? - zapytała Dani
z wahaniem. Czytała dwukrotnie „Psy wojny" i trzy
razy oglądała film zrealizowany na podstawie tej
książki, ale nie mogła uwierzyć, że są ludzie, którzy
naprawdę tak żyją. Zupełnie jak w filmie. Porwanie
samolotu, błyskawiczne obezwładnienie terrorystów,
niewiarygodna sprawność Dutcha. Nie odrywała
wzroku od jego twarzy, a nie uporządkowane myśli
cisnęły się jej do głowy. Poślubiła najemnika. Jak ma
z tym żyć? Dutch patrzył jej w oczy i miał ochotę kląć.
Los uwziął się na niego.
- Nie lubię rozgłosu - odpowiedział na jej pyta
nie. - Nikogo nie powinno obchodzić moje prywatne
życie.
- A gdzie w twoim życiu jest miejsce dla mnie?
- spytała cicho. Może sam jeszcze nie wiedział, ale
Dani musiała to od niego usłyszeć. Nie mogła dłużej
zwlekać. Uznała, że czas wyjaśnić sytuację.
- Jesteś moją żoną. - Nie potrafił inaczej tego ująć.
- Dlaczego się ze mną ożeniłeś? - nie ustępowała.
Przyparła go do muru. Zamknął oczy i mocno
zacisnął zęby. Zaciągnął się głęboko, nim odpowie
dział.
- Bo cię pragnąłem.
I nic więcej, pomyślała. Nie czuła bólu, ale wiedzia-
92 CZUŁY I OBCY
ła, że gdy ustąpi dziwne otępienie, będzie cierpiała, i to
bardzo. Nadal była w szoku. Znalazła się w śmiertel
nym niebezpieczeństwie, patrzyła na ciężko rannego
człowieka, odkryła, że jej mąż jest najemnikiem...
Dutch wpatrywał się w jej twarz z mieszanymi
uczuciami. Zupełnie się w nich pogubił. Ta dziewczyna
przesłoniła mu cały świat, zapadła w serce. Jak miał się
od niej uwolnić?
- Tak właśnie myślałam. Łączy nas jedynie pożąda
nie. - Nadal zastanawiała się nad jego słowami. - Jak
sobie wyobrażałeś nasze wspólne życie? Mam siedzieć
w domu i czekać, a ty będziesz znikał na długie
miesiące i wracał cały w bliznach?
Dutch był zaskoczony i przerażony. Gapił się na nią
ze zdumieniem.
- Sądziłem, że każde z nas będzie żyło po swojemu,
a mimo to możemy być razem i cieszyć się sobą.
Dani pokręciła głową.
- Przykro mi. To się nie uda. Nie potrafię tak żyć.
Najlepiej będzie, jeśli się ze mną rozwiedziesz.
To chyba żart. Stara panna, z którą ożenił się
zaledwie przed tygodniem, groziła mu rozwodem.
Jemu, mężczyźnie, za którym uganiały się wszystkie
kobiety. Miał ich na pęczki, a każda wierzyła, że zdoła
go wreszcie usidlić. Ta naiwna mała sekutnica, właś
cicielka lichej księgarenki, postanowiła się z nim
rozwieść!
- Nie patrz tak na mnie - prosiła Dani. - Chcę tylko
sobie oszczędzić kłopotów i cierpień. Nie mogę żyć
z myślą, że nieustannie zagraża ci niebezpieczeństwo.
To by mnie zabiło.
-Na miłość boską, nie jestem przecież samobójcą - wtrąciŁ
- Ale nie jesteś też ze stali - przypomniała mu.
CZUŁY I OBCY 93
-Widziałam twoje blizny. Nie miałam pojęcia, skąd się
wzięły. Teraz wiem. Pewnego dnia dosięgnie cię kula.
Nie zamierzam wyczekiwać na złe wiadomości. Jestem
silna, ale nie aż tak. Za bardzo mi na tobie zależy.
Ostatnie słowa Dani wstrząsnęły nim do głębi. Tej
dziewczynie rzeczywiście na nim zależało. Miała to
wypisane na twarzy. Uwielbiała go. Widział to w jej
szarych oczach, kiedy się kochali. Dani była nim
zauroczona, pełna podziwu dla silnego mężczyzny.
Pochlebiało mu to i z każdym dniem znaczyło coraz
więcej. Szczególnie teraz, gdy postanowiła go porzucić.
- Rozważymy wszystko spokojnie w Greenville
- oznajmił z uporem.
- Mów sobie, co chcesz - rzekła, zbierając się do
odejścia. - Ja powiedziałam swoje.
- Ty wstrętna wiedźmo! - krzyknął z wściekłością.
- No proszę, co za epitet! - Odwróciła się. Zza
okularów patrzyły na niego gniewnie szare oczy.
Ciemny rumieniec pojawił się na policzkach. - Za kogo
ty się uważasz7 Patrzcie państwo, oto wielki, groźny
wojownik. Podarunek od samego Pana Boga!
Dutch miał ochotę ją udusić, ale zamiast tego
parsknął śmiechem.
- Nie waż się ze mnie śmiać - syknęła z wściekłością.
- Nieźle to sobie zaplanowałeś, co? Wmawiałeś mi, że
jestem śliczna, ale w gruncie rzeczy niewiele cię ob
chodziłam. Wpadałbyś do mnie między jedną i drugą
wyprawą, żeby się rozerwać!
- Na początku tak myślałem - przyznał Dutch.
Rozgniótł obcasem niedopałek papierosa. - Ale to się
zmieniło.
-Jasne. Stałam się dla ciebie ciężarem. Wakacje się
skończyły.
94
CZUŁY I OBCY
Dutch potrząsnął energicznie jasną czupryną. Dani
z dnia na dzień wydawała mu się ładniejsza i bardziej
urocza. Nazwał ją wiedźmą tylko dlatego, że był
wściekły. Uśmiechnął się.
- Wcale z tobą nie skończyłem, ślicznotko.
- Już nie jestem wstrętną wiedźmą?! - krzyknęła.
- Z pewnością nie - mruknął przechodzący obok
pilot, patrząc na nią z zachwytem. Dani chwyciła torby
i ruszyła w stronę poczekalni.
- Dokąd idziesz? - wypytywał Dutch.
- Wracam do domu - oznajmiła. - Do mojej
księgarni. Muszę pilnować interesu.
- Poczekaj.. - Posłuchała go, ale nie odwróciła
głowy. Zawahał się. Nie miał pojęcia, jak się zachować.
To było zastanawiające. Jeśli zechce siłą zatrzymać
Dani, straci ją na zawsze. Ale czy mógł pozwolić, żeby
tak po prostu odeszła? Zależało mu na niej. Nie mógł
pogodzić się z myślą, że już nigdy jej nie zobaczy.
- Przemyśl to - rzekł w końcu. - Wrócę za kilka
tygodni.
- Dokąd się wybierasz? - Odwróciła się. Nie dbała
o to, że Dutch zobaczy łzy spływające po policzkach
i dowie się, jak bolesne jest dla niej to rozstanie.
Widok zapłakanej twarzy Dani był dla niego nie do
zniesienia. To bolało! Spojrzał w dal ponad jej głową
i zacisnął ręce w kieszeniach. Żadna kobieta nie
patrzyła na niego w ten sposób. Przeraził się. Wiele
razy śmierć zaglądała mu w oczy. Mówił o tym
z lekceważeniem, ale na widok dziewczęcej twarzy
zmienionej cierpieniem ogarnął go strach.
Dani odetchnęła głęboko, próbując wziąć się w garść.
-Nie zmienię zdania - oświadczyła. Miała pewność, że
gdyby została z Dutchem, równałoby się to samobójstwu.
CZUŁY I OBCY 95
- Mimo wszystko przyjadę do ciebie.
- Twoja sprawa. Rób, jak uważasz.
Dutch zajrzał jej w oczy.
- Muszę wykonać tę robotę. Mam zobowiązania.
Nie mogę się teraz wycofać. - Nagle pojął, że po raz
pierwszy w życiu tłumaczy się ze swego postępowania.
- Nic mnie to nie obchodzi - odparła zdecydowanie.
- Żyj, jak chcesz i pozwól, żebym sama decydowała
o moim losie. Gdybyś powiedział mi prawdę na samym
początku, trzymałabym się od ciebie z daleka.
- Przeczuwałem to - rzekł cicho. Przyglądał się
Dani w skupieniu. Chciał ją dobrze zapamiętać.
- Uważaj na siebie.
- Dobra rada. - Po raz ostatni spojrzała na niego
czule. - Ty również uważaj.
- Jasne.
Popatrzyła w zadumie na obrączkę.
-Zachowaj ją-poprosił. -Będziemi... przyjemnie,
gdy pomyślę, że nosisz ją na palcu.
Dani nie mogła powstrzymać łez. Wybuchnęła
płaczem. Chwyciła torby i pobiegła przed siebie. Dutch
stał i patrzył za nią, aż zniknęła w tłumie.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Wszystko się zmieniło. Zaraz po powrocie Dani
poszła jak co dzień do księgarni, ale doskonale wie
działa, że jej życie nigdy już nie będzie takie jak
przedtem. Harriett Gaynor, osóbka dość pulchna
i niewysoka, spoglądała na przyjaciółkę nieufnie. Dani
była niemal pewna, że nie wierzy w jej opowieści
o meksykańskich wakacjach. Następnego dnia gazety
doniosły o porwaniu samolotu.
- To wszystko prawda! - krzyknęła Harriett, wpa
dając do księgarni. Ciemne oczy lśniły, a czarne loki
rozsypały się wokół drobnej jak u elfa twarzyczki. -Tu
napisali wszystko o porwaniu.
Dani zmarszczyła czoło, patrząc na gazetę, którą
Harriett rzuciła na ladę. Obejrzała fotografię pilota
oraz niewyraźne zdjęcie jednego z porywaczy wy
prowadzanego z samolotu. Nie znalazła fotografii
Dutcha, ale tego się spodziewała. Potrafił unikać
dziennikarzy.
- Piszą o mężczyźnie, który obezwładnił porywa
czy... - Harriett zmarszczyła brwi i czytała z zapartym
tchem. Reportaż był niezwykle zajmujący. Nagle pod
niosła wzrok. - Dani, naprawdę odważyłaś się na to?
-Dutch twierdził, że po przylocie do Miami zażąda
ją broni - wyjaśniła spokojnie, Harriett odłożyła
gazetę.
CZUŁY I OBCY 97
- Najemnik. Nie mogę uwierzyć. Dlaczego nie
zapytałaś przed ślubem, czym się zajmuje?
- Nie dziwiłabyś się tak, gdybyś go poznała. -Dani
odwróciła się. Nie chciała rozmawiać o Dutchu.
Wolała o nim zapomnieć. Na pewno wyruszył na
kolejną wojnę...
- Żaden mężczyzna nie jest aż tak przystojny, żeby
warto było całkiem stracić dla niego głowę - oznajmiła
Harriett. - Nawet Dane.
Mąż najlepszej przyjaciółki Dani był uroczym czło
wiekiem, lecz ani w połowie tak zadziornym jak jego
malutka połowica.
- A przy okazji, pani Jones dzwoniła, żeby po
dziękować za książkę z autografem.
- Cieszę się, że poznałam tę autorkę. - Dani
sprawdziła kasę. - Otwórz sklep.
- Gdzie on się podziewa? - zapytała nagle Harriett.
- Sądzę, że szuka teraz dobrego adwokata - odparła
Dani, wybuchając śmiechem, chociaż czuła ból w sercu.
- Pobiliśmy rekord. Najkrótsze małżeństwo świata.
Zaledwie tydzień.
- Zastanów się jeszcze - usłyszała w odpowiedzi.
Nie patrzyła na przyjaciółkę.
- Dutch igra ze śmiercią dla pieniędzy, Harrie
- odparła. - Przez całe życie musiałabym się o niego
zamartwiać. Wolę odejść, póki nie jest za późno.
- Chyba wiesz, co robisz. - Harriett wzruszyła
ramionami. -Muszę jednak przyznać, że .gdy w końcu
zdecydowałaś się na małą przygodę, poszłaś na całego.
Poślubiłaś obcego człowieka, uporałaś się z terrorys
tą.,. - Odeszła w głąb sklepu, mamrocząc pod nosem.
Dani uśmiechnęła się i odprowadziła ją spojrze
niem. Istotnie, przeżyła wielką przygodę. Było, minęło.
98 CZUŁY 1 OBCY
Teraz powinna zapomnieć o Dutchu. Przestanie czytać
gazety. Każda wzmianka o lokalnej wojnie budziła
w niej lęk.
Minęło kilka tygodni. Niełatwo było zapomnieć.
Wszystko się sprzysięgło, żeby jej w tym przeszko
dzić. Najgorsza była Harriett. Nie szczędziła przyja
ciółce dobrych rad. Ale gdy Dani zaczęła regularnie
wymiotować po śniadaniu, zaniepokoiła się na serio.
- Klątwa Montezumy - stwierdziła Dani żarto
bliwie, wychodząc z łazienki i przecierając pobladłą
twarz mokrym ręcznikiem.
- Raczej klątwa Latającego Holendra - usłyszała
kąśliwą odpowiedź. Parsknęła śmiechem, ale natych
miast spoważniała.
- Nie jestem w ciąży.
-Posłuchaj, Dani, wprawdzie poroniłam, ale nicze
go nie zapomniałam. Pamiętam, jak wyglądałam i jak
się czułam. Jesteś blada jak ściana, szybko się męczysz
i ciągle masz nudności. Nic na to nie skutkuje.
Od paru dni Dani rozmyślała o tym z obawą,
nadzieją, przerażeniem. Doszła do tych samych wnios
ków co Harriett, ale nie potrafiła wypowiedzieć ich
głośno. Opadła na stołek przy ladzie i westchnęła.
- Głupi dzieciaku, przecież istnieją środki antykon
cepcyjne - jęknęła Harriett, obejmując przyjaciółkę.
Była starsza tylko o cztery lata, ale niekiedy czuła się
niczym jej matka. Dani zaczęła płakać. Wieczorem
przypadkowo obejrzała w telewizji reportaż poświęco
ny partyzanckiej ofensywie w jednym z państw af
rykańskich. Wśród maszerujących żołnierzy zauważy
ła jasną czuprynę i zaczęła rozpaczać. Rozmowa
z Harriett znowu ją rozstroiła.
CZUŁY I OBCY
99
- Jestem w ciąży - powiedziała drżącym głosem.
- Zgadza się.
- Och, Harrie, okropnie się boję. - Objęła mocno
przyjaciółkę. - Nie mam pojęcia, jak wychowam
dziecko.
- No, no, panienko Scarlett, ja też się na tym nie
znam, ale we dwie damy sobie radę, - Odsunęła się
i spojrzała na Dani z wielką życzliwością. - Pomogę ci.
Chcesz je urodzić? - dodała, patrząc przyjaciółce
prosto w oczy. Dziewczyna drgnęła.
- Oglądałam kiedyś film. Pokazywali, jak rozwija
się niemowlę w łonie matki. -Wolno przesunęła dłonią
po płaskim jeszcze brzuchu. - Widziałam też, co się
dzieje, gdy ciąża zostanie przerwana. Potem długo
płakałam.
- Czasami nie ma innego wyjścia - powiedziała
cicho Harriett.
- Tak bywa - przytaknęła Dani. - Ale moim
zdaniem nie wolno uważać przerwania ciąży za coś
w rodzaju środka antykoncepcyjnego. Poza tym...
chcę urodzić to dziecko. - Poderwała się niespokojnie
i objęła rękami brzuch. Uśmiechnęła się. - Ciekawe,
czy będzie miał jasne włoski? - dodała w zamyśleniu.
- To może być dziewczynka - przypomniała trzeź
wo Harriett.
- Wspaniale. Bardzo chciałabym mieć córeczkę.
- Westchnęła rozmarzona. - Czyż to nie wspaniałe?
Rośnie we mnie malutki człowieczek.
- Owszem. Ja też czułam się bardzo szczęśliwa. Było
mi cudownie.
Dani podniosła wzrok i uśmiechnęła się.
- Razem to przeżyjemy - oznajmiła.
Harriett wbiła paznokcie w dłonie, ale i tak oczy
1 0 0 CZUŁY I OBCY
miała pełne łez. Odwróciła twarz. Nie chciała za
smucać przyjaciółki.
- Oczywiście. Musisz iść do lekarza.
- Wiem, kiedy to się stało - powiedziała Dani
w zadumie. Przypomniała sobie tamten poranek w po
koju Dutcha. Kochali się tak czule. - Wiem dokładnie.
- Potrzebne ci witaminy - gderała Harriett. - Mu
sisz się dobrze odżywiać.
-Kupię zaraz ubranka i łóżeczko... -rozmarzyła się
Dani.
- Dopiero gdy minie siódmy miesiąc - stwierdziła
stanowczo Harriett. - Zachowaj trochę rozsądku. Nie
wszystko układa się po naszej myśli.
- Nie kracz! - Dani była zirytowana.
- Lekarz powie ci to samo. Kupiłam niemowlęcą
wyprawkę i dziecinne mebelki, gdy byłam w pierwszym
miesiącu. W czwartym poroniłam. Musiałam oddać te
wszystkie cudeńka. Nie upieraj się.
Dani poczuła skruchę. Objęła mocno przyjaciółkę.
- Dzięki, że jesteś ze mną, że mi pomagasz.
-Ktoś musi. - Harriett zerknęła na Dani. - Zawia
domisz go?
- Ciekawe jak? Nie znam nawet jego adresu.
- O Boże, wyszłaś za tego faceta i nie wiesz nawet,
gdzie mieszka?
Dani parsknęła śmiechem, widząc minę Harriett.
- Niewiele mieliśmy czasu na rozmowy - mruknęła.
- Tak sobie pomyślałam - odparła Harriett, spo
glądając znacząco na jej brzuch.
- Och, przestań. - Dani westchnęła ciężko. - Dutch
nie chce mieć dzieci. Pewnie uciekłby na drugi koniec
świata. I tak czeka nas rozwód, więc po co mu taka
nowina.
CZUŁY I OBCY 1 0 1
- Jak chcesz się z nim rozwieść, skoro nawet nie
wiesz, gdzie go szukać?
- Niech on się tym zajmie. Znajdzie mnie, gdy
będzie trzeba.
- A więc wszystko jasne. Bierzmy się lepiej do
roboty, ale przedtem zadzwoń do lekarza.
Okazało się, że Dani nic nie dolega. Była jedynie
trochę osłabiona. Lekarz przepisał jej odpowiednie
witaminy. Wyglądała kwitnąco. Doktor Henry Carter
przyglądał się jej z zachwytem, ilekroć przychodziła na
badania. Dziecko rozwijało się normalnie, a Dani była
idealną pacjentką.
- Dla pani to naprawdę błogosławiony stan, praw
da? - zapytał, gdy przyszła na badania w połowie
piątego miesiąca.
- Cieszę się każdą chwilą! - Dotknęła wypukłego
brzucha. - Dziś rano po raz pierwszy się poruszył
- oświadczyła z zachwytem, - Poczułam jakby trzepo
tanie malutkich skrzydeł.
- Rozumiem - rzekł lekarz, uśmiechając się przyjaź
nie. - Inne pacjentki mówią podobnie. To znak, ze
dziecko jest zdrowe. Ale zrobimy badania, żeby się
upewnić.
Dani ucieszyła się, gdy po badaniach otrzymała
fotografię główki maleństwa.
- Pani mąż się odezwał? - zapytał cicho lekarz.
- Nie. - Dani poczuła chłód w sercu. Oglądała
z zainteresowaniem swoje paznokcie. - Prawdopodob
nie... nigdy do mnie nie wróci.
- Szkoda. Pytałem o to, ponieważ chcę, żeby się pani
zapisała do szkoły rodzenia. Nawet jeśli nie zdecyduje się
pani na poród naturalny, ćwiczenia pomogą znosić
niedogodności ciąży. Ale potrzebny jest ktoś do pomocy.
1 0 2 CZUŁY I OBCY
- Może Harriett?
Lekarz znał jej przyjaciółkę i chętnie się zgodził.
- Doskonały wybór. Ta dziewczyna potrafi być
pomocna. Będzie pani podpowiadać, kiedy należy
oddychać.
- Już teraz radzi sobie z tym doskonale - odparła
Dani z przekąsem.
- Świetnie. Zapiszę panią w przyszłym miesiącu.
Jest pani zdrowa. Tylko tak dalej. Ale proszę się nie
przemęczać. Lato jest wyjątkowo upalne.
- Nie musi pan mi o tym przypominać - mruk
nęła. Nosiła obszerną koszulkę bez rękawów i spód
nicę z elastyczną wstawką, ale mimo to była zlana
potem. Ustaliła termin następnej wizyty, pożegnała
się i poczłapała do wyjścia. Musiała wracać do
pracy. Był piękny, letni dzień, jeden z tych, które
zachęcają marzycieli do leniuchowania nad brzegiem
jeziora albo na łące wśród kwiatów i motyli. Dziew
czyna szła, nucąc po cichu jakąś melodyjkę. Od
czasu do czasu mała istotka poruszała się lekko w jej
brzuchu. Uśmiechała się wtedy. Świat był piękny.
Cieszyła się dobrym zdrowiem i przyszłym macie
rzyństwem.
Gdy weszła do księgarni, nadal uśmiechała się
marzycielsko. Nagle stanęła twarzą w twarz z Du-
tchem. Miał na sobie uniform w kolorze khaki. Od
razu zauważyła nową bliznę na policzku. Trochę
schudł, ale nadal był zabójczo przystojny. Harriett
była zapewne tego samego zdania, bo gapiła się
w niego jak w obraz.
Dutch nie odrywał wzroku od Dani. Spojrzał na
zaokrąglony brzuch i w jego oczach pojawiła się
panika. Wstrzymał oddech. Wyglądał tak, jakby zie-
CZUŁY I OBCY 103
mia usuwała mu się spod nóg. Przyjechał, żeby z nią
porozmawiać, żeby ją skłonić do zmianydecyzji. I co
zastał!
Dani zauważyła jego przerażenie. Dotychczas
żywiła w głębi serca nadzieję, że może się w końcu
pogodzą, ale teraz zrozumiała, że to niemożliwe.
Nie spała po nocach, wspominała, zamartwiała
się, rozważała szanse, odmawiała modlitwy i my
ślała z niepokojem, co zrobi Dutch, gdy dowie
się o dziecku. Nareszcie poznała odpowiedź na
swoje pytanie.
To było ponad jej siły. Niespodziewane spotkanie,
tęsknota, długie tygodnie i miesiące życia w niepoko
ju... Pociemniało jej w oczach, obraz postawnego
mężczyzny przesłoniła nagle mgła. Dani osunęła się na
podłogę.
Gdy w końcu przyszła do siebie, leżała w ogromnym
fotelu ustawionym w małym pokoiku na zapleczu,
gdzie jadały z Harriett posiłki. Była boso. Na głowie
miała zimny kompres.
- ...przez pana mnóstwo zmartwień - usłyszała
surowy głos przyjaciółki. - Jest zdrowa, ale za mało
odpoczywa.
- Po cholerę się z nią ożeniłem? - burknął oprysk
liwie Dutch.
- Wysoko się pan ceni, prawda? - rzuciła Harriett.
- Ta dziewczyna nigdy nie miała nikogo, a życie jej
nie oszczędzało. Rodzice ją porzucili, gdy była
małą dziewczynką. Nigdy tu nie wrócili. Nie miała
własnego chłopaka ani narzeczonego. Jestem dla
niej jedyną bliską osobą. Pojawił się pan nie wiado
mo skąd, zawrócił jej w głowie i zniknął, gdy zaszła
w ciążę. Przeszedł pan przez jej życie niczym
104 CZUŁY I OBCY
tornado. Jeśli zachował pan resztki ludzkiej przy
zwoitości, proszę nie dręczyć jej więcej i zniknąć na
zawsze.
- Zostawiając Dani na pani łasce, tak? - odciął się
Dutch. - Tego się pani nie doczeka.
Och, tylko nie to, pomyślała Dani, odzyskując
przytomność. Wiedziała, co się stanie za chwilę. Trze
cia wojna światowa. Dutch i Harriett byli do siebie
bardzo podobni, żadne z nich nie ustąpi...
- Pan się nią lepiej zaopiekuje? Przez pana...!
- krzyczała Harriett.
- O nie - szepnęła z trudem Dani. Otworzyła oczy.
Dutch i Harriett mierzyli się nienawistnym spojrze
niem. Natychmiast odwrócili się ku niej.
- Przestańcie - powtórzyła głośniej. - Jeśli chcecie
się kłócić, wyjdźcie na ulicę. Nie będziecie mi wrzesz
czeć nad głową. Mam tego dosyć.
- Nie gniewaj się, kochanie. Jak się czujesz? - Har
riett natychmiast złagodniała.
- Lepiej, dzięki za troskę. - Dani usiadła, przetarła
twarz mokrym kompresem. Dutch spoglądał na nią
z wściekłością. Jasne włosy były potargane, a twarz
stężała niczym wykuta w kamieniu. Nigdy go takim nie
widziała.
- Czemu tak na mnie patrzysz? - nie wytrzymała.
- Pamiętaj, że przez ciebie jestem w ciąży!
- Zostawię was samych. Na pewno chcecie poroz
mawiać - stwierdziła Harriet, z trudem powstrzymując
śmiech.
- Porozmawiamy w domu - oznajmiła stanowczo
Dani, zerkając na Dutcha. - Zamierzam rzucać tale
rzami i wrzeszczeć. W sklepie musiałabym uważać.
- Podniosła się. Dutch odwrócił głowę, ubawiony tym
CZUŁY I OBCY
105
wybuchem złości. Dani patrzyła na niego gniewnie zza
okularów. Była wściekła.
- Poradzi sobie pani sama przez godzinę? - zwrócił
się do Harriett.
- Naturalnie. A pan? - dodała zaczepnie.
- Jasne, mamuśka - odparł żartobliwie. - Nie ma
obawy, nie skrzywdzę pani niewiniątka.
Ostrożnie prowadził Dani, która wskazywała
mu drogę do swego mieszkania na pierwszym pię
trze. Gdy wspinali się na górę, zmarszczył, brwi.
Dani nie powinna w tym stanie chodzić po scho
dach.
- Musisz się przeprowadzić - oznajmił, gdy ot
wierała drzwi. Weszli do środka. Dutch rozglądał się
po przytulnym saloniku. Dominowały tu dwa kolory,
biały i żółty. Dani odwróciła się i popatrzyła na niego
ze zdziwieniem.
- Co takiego?
- Musisz się przeprowadzić - powtórzył. - Nie
powinnaś biegać po schodach, skoro dźwigasz... to.
- Wskazał dłonią okrągły brzuch.
- To? Tam jest malutkie dziecko - odrzekła stanow
czo. Zamierzała stawić mu czoło. - Chłopiec. Po
stanowiłam, że nazwę go Joshua Eryk.
Dutch przyjął to z kamienną twarzą. Po raz pierw
szy od wielu miesięcy poczuł się znowu sobą. Roz
stanie z Dani było najtrudniejszą chwilą w całym jego
życiu. Od tamtego momentu bezustannie o niej myś
lał, tęsknił, pragnął jej. Nawet w tej chwili, mimo że
była w ciąży. Nie chciał mieć dziecka, nie chciał jej
oglądać w tym stanie. Powróciły okropne wspomnie
nia.
Właściwie nie zamierzał do niej wracać. Nie chciał
106
CZUŁY I OBCY
zmieniać swego życia. Tamten koszmar znowu zaczął
go dręczyć, ledwo ujrzał zmienioną postać Dani.
- Przywiozłeś dokumenty rozwodowe do podpisu?
- zapytała opanowanym głosem.
- Znasz mnie doskonale i potrafisz dokładnie
przewidzieć, jak postąpię, zgadza się? - odrzekł zimno,
patrząc na nią nieprzyjaznym wzrokiem. - Jak mogę
się teraz z tobą rozwieść? Pewnie chcesz, żebym łożył
na utrzymanie dziecka?
Te słowa sprawiły jej ból. Nie poczułaby się gorzej
nawet wtedy, gdyby ją uderzył. Łzy stanęły jej
w oczach.
- Wynoś się! - zawołała.
- Skąd mam wiedzieć, czy jest moje?! - krzyknął.
Złapała go w pułapkę. Miotał się w niej, nie
znajdując wyjścia. Dani chwyciła pierwszą rzecz, która
wpadła jej w rękę, niewielki grecki posążek, i cisnęła
w Dutcha.
- Niech cię diabli!
Mężczyzna zrobił unik i figurka uderzyła o drzwi,
rozpadając się na tysiąc kawałków.
- Wynoś się z mojego domu. Nie chcę mieć z tobą
nic wspólnego! -szlochała. -Nienawidzęcię! Nienawi
dzę... - Poczuła mdłości i pobiegła do łazienki. Długo
wymiotowała i płakała rozpaczliwie, nie zwracając
uwagi na postawnego mężczyznę, który ocierał jej
twarzmokrym ręcznikiem. Dutch czuł do siebie wstręt.
Dręczyło go poczucie winy. Miał ochotę wyskoczyć
przez okno.
- Nienawidzę cię - powtarzała ledwo dosłyszalnym
głosem. Położyła ciężką głowę na brzegu chłodnej
umywalki. Nie miała siły wstać.
- Wiem. - Dutch umył jej twarz i ręce, a potem
CZUŁY l OBCY 107
zaniósł do sypialni i położył na łóżku. Ustawił wentyl-
tor tak, by powiew chłodził jej twarz.
- Prześpij się - rzeki cicho. - Porozmawiamy
później.
- Nie... nie chcę - mamrotała, zapadając w drzem
kę. Była zbyt senna i wyczerpana, by postawić na
swoim.
Dutch siedział obok. Czuł się winny. Wyrządził jej
tyle zła. Pełnym miłości wzrokiem patrzył na zmienio
ną postać żony. Jakby wbrew sobie podniósł brzeg
szerokiej bluzy, zsunął elastyczną spódnicę i wpat
rywał się w zaokrąglony brzuszek. Po raz pierwszy
w życiu oglądał taki widok. Przypomniał sobie inną
kobietę, która również spodziewała się dziecka. Dani
jest zupełnie inna, pomyślał. Nie można sobie wyob
razić dwu równie odmiennych osób. Szczupłe palce
dotknęły z wahaniem ciepłej skóry na brzuchu Dani.
Mięśnie były jędrne. W środku znajdowało się dziecko.
Jego dziecko. Dani powiedziała, że to chłopczyk. Skąd
mogła to wiedzieć? Przypomniał sobie, że istnieją
badania prenatalne. Głaskał wielkimi dłońmi gładką
wypukłość. Gdy nacisnął trochę mocniej, coś zatrzepo
tało pod jego palcami. Wstrzymał oddech i natych
miast cofnął rękę.
Dani ocknęła się, czując dotyk szczupłych palców
i z zachwytem obserwowała zdziwioną minę Dutcha.
Wyglądał tak zabawnie, gdy błyskawicznie cofnął
rękę, że nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Zrobiłem coś złego? - zapytał niepewnie i zajrzał
jej w oczy.
- Dziecko się poruszyło - wyjaśniła krótko.
- Ono się rusza? - zapytał z niedowierzaniem.
Ostrożnie wyciągnął rękę i ponownie położył na
108 CZUŁY I OBCY
brzuchu Dani. Nakryła dłonią jego palce i przycisnęła
je mocniej. Znowu poczuł ruchy dziecka. Zaczął się
śmiać, cicho, miękko, radośnie.
- Większe dzieci kopią - tłumaczyła. - Lekarz mi
powiedział, że im są zdrowsze, tym bardziej rozrabiają.
Nasz maluch ciągle się porusza.
- Nigdy bym nie pomyślał... - Dutch przeniósł
wzrok na piersi Dani. Podciągnął wyżej bluzkę i popat
rzył jej w oczy pytająco. - Naprawdę nie wiem, jak
wygląda kobieta w ciąży.
- Proszę bardzo, patrz sobie. Nie mam nic przeciw
ko temu - szepnęła, uradowana, że tak go ciekawi jej
stan. Miał dziwny wyraz twarzy. Spoglądał na nią
z czułością. Zastanawiała się, dlaczego było w nim tyle
goryczy i co go zraziło do dzieci.
Dutch podwinął wysoko szeroką koszulę i odsłonił
biust Dani. Siedział nieruchomo, a jego oczy od
krywały drobne zmiany w wyglądzie żony.
- Masz teraz większe piersi - powiedział cicho.
- Pociemniały... tutaj - dodał, wodząc palcami wokół
sutka, co sprawiło Dani wielką przyjemność.
- To dopiero początek - odparła, z trudem łapiąc
oddech. - Mój organizm przygotowuje się do nowych
funkcji. Będę karmiła piersią.
- Nie sądziłem, że współczesne kobiety tak po
stępują. - Dutch był ogromnie wzruszony. Zauważyła
to, gdy spojrzał jej w oczy.
- Zamierzam wychowywać go tradycyjnie - odrzek
ła z uśmiechem. -Ja... - zachichotała - uwielbiam być
mamą. Nawet teraz, gdy jestem w ciąży. Zawsze
pragnęłam mieć kogoś, kim mogłabym się opiekować
- tłumaczyła. - Nie miałam o kogo się martwić,
troszczyć, nikt nie potrzebował mojej miłości. On
CZUŁY I OBCY 109
będzie dla mnie wszystkim. Potrafię go wychować:
będę go pielęgnowała, jeśli zachoruje, nauczę różnych
zabaw, gdy podrośnie. Nigdy nie zostawię go samego
i... - Odwróciła wzrok, by nie patrzeć na jego zmienio
ną twarz.
- Wspomniałeś o pieniądzach na jego wychowanie.
To nie będzie konieczne - oświadczyła dumnie. - Do
chód z księgarni pozwoli nam żyć całkiem dostatnio.
Potrafię sama o niego zadbać.
Po raz pierwszy w życiu Dutch czuł się zupełnie
niepotrzebny. Patrzył na jej zaokrąglony brzuszek,
słuchał opowieści o dziecku i marzył, by i jemu okazała
tyle samo miłości. Daremnie. Nie potrzebowała go.
Wyraźnie dała mu to do zrozumienia.
- Będziesz wspaniałą matką - wymamrotał, ob
ciągając jej koszulę.
- Przykro mi, że dowiedziałeś się tak niespodziewa
nie. Chciałam do ciebie napisać, ale nie miałam adresu.
Dutch wstał, westchnął ciężko i podszedł do okna.
Wydawał się taki samotny i zagubiony.
- Byłeś... ranny?
-Draśnięcie. -Dutch gapił się na przejeżdżające za
oknem samochody. Cholera, od chwili gdy wysiadł
z samolotu, zachowywał się jak głupiec. Chciał przeko
nać Dani, żeby do niego wróciła, ale gdy zobaczył ją
w zaawansowanej ciąży, stracił głowę i ogarnęła go
wściekłość. Powróciły wspomnienia, od których nie
potrafił się uwolnić. Wyładował na Dani swą złość.
Może jednak wyolbrzymił tamto wydarzenie sprzed lat.
Odwrócił się, żeby popatrzeć na żonę. Niepokoił go jej
wygląd. Harriett miała rację. Dani była wyczerpana.
Kiedy weszła do sklepu, promieniała radością.
Teraz przygasła. To przez jego nieczułość i idiotyczne
1 1 0 CZUŁY I OBCY
zarzuty. Znowu sprawił jej ból, chociaż wcale tego nie
chciał.
- Nagadałem ci głupstw - zaczął, ociągając się.
Machnął ręką, nie wiedząc, jak się wytłumaczyć.
- Przecież wiem, że to moje dziecko.
- Czyżby? - Dani uśmiechnęła się sceptycznie.
- Skąd wiesz? Rozstaliśmy się, mogłam mieć wielu
kochanków.
- Wróciłem, bo chcę cię przekonać, że możemy
uratować nasze małżeństwo.
Próbował wyczytać z jej twarzy, co o tym myśli, ale
nadal przyglądała mu się obojętnie. Nie chciała, żeby
poznał jej uczucia. Próbowała zachować spokój.
-1 co teraz zamierzasz? - zapytała. Stał przy oknie
z pochyloną głową i rękami w kieszeniach.
- Sam nie wiem.
Dani opuściła stopy na podłogę.
- Musisz wiedzieć, że nie myślę tak samo jak
przedtem. Nie pójdę na żadne ustępstwa, choćbyś
nawet zmienił to i owo w swoim życiu - oświadczyła,
nie dając mu dojść do słowa. Szare oczy patrzyły na
niego z wielkim spokojem. -Muszę donosić to dziecko
i prowadzić sklep, żeby zapewnić małemu utrzymanie.
Nie mam sił na nic więcej. Nie powinieneś nalegać.
Mam nadzieję, że zrozumiesz.
- Dlaczego przez cały czas powtarzasz, że to on?
- zapytał sucho.
- Bo urodzę chłopca - wyjaśniła. - Zrobiłam
badania.
Dutch poczuł się dziwnie. Syn. Mały chłopiec, który
może być podobny do niego. Popatrzył na Dani tak,
jakby po raz pierwszy widział na oczy kobietę. Studio
wał dokładnie każdy szczegół jej postaci.
CZUŁY I OBCY 1 1 1
- Nie obawiaj się, Eryku. Niczego od ciebie nie chcę
- rzekła w zadumie, podnosząc się wolno. - Skoro
powiedziałeś wszystko, co miałeś do powiedzenia,
chciałabym wrócić do sklepu. Prześlę ci adres mojego
adwokata...
- Nie! - wyrwało się Dutchowi mimo woli. Nie
będzie żadnego rozwodu. Do diabła, nawet o tym nie
pomyślał! Dani miała wkrótce urodzić jego dziecko i.,,
cieszył się z tego.
- Nie chcę być z tobą - powtórzyła z uporem,
zaciskając splecione dłonie.
- Ale będziesz - odparł zdecydowanie.
- Ciekawe, jak mnie zmusisz.
Nie mógł oderwać od niej oczu. Mocno zaciśnięte
usta, groźne szare oczy, rumieniec na policzkach.
Oto przyszła matka. Mimo woli roześmiał się ser
decznie.
- Bardzo cię lubię - zaczął całkiem bez związku.
- Daję słowo, że to prawda. Nie oszukujesz, nie
próbujesz mnie podejść ani szantażować, nie obawiasz
się kłopotów. Jesteś wspaniałą kobietą.
Dani przestąpiła z nogi na nogę. O nie, nie pójdzie
mu z nią tak łatwo.
- Już nie pamiętasz, jak mnie nazwałeś? - spytała
zimno. - Wstrętna wiedźma.
Dutch podszedł bliżej. Oczy mu zabłysły. Odrucho
wo cofnęła się trochę.
- Śliczna wiedźma - mruczał - która będzie miała
dziecko. I nadal jest bardzo pociągająca. Nie pragnę
rozwodu. Pragnę ciebie.
- Nie dostaniesz mnie. - Cofała się krok po kroku,
aż poczuła za plecami ścianę. - Wynoś się. Idź sobie
postrzelać.
1 1 2 CZUŁY I OBCY
- Rzadko strzelam - mruknął. Oparł się dłońmi
o ścianę i zagrodził jej drogę. -Zajmuję się aprowizacją
i strategią.
-1 tak cię kiedyś zabiją.
- To równie prawdopodobne jak śmierć w wypadku
samochodowym - odparł, wzruszając ramionami.
- Przesadzasz - nie poddawała się.
- Pragnę cię - powtórzył cicho.
- Wiem - szepnęła. - Ale samo pożądanie nie
wystarczy. Dałeś mi jasno do zrozumienia, że nie jesteś
już zdolny do prawdziwej miłości. Mogę liczyć na to, że
będziesz się ze mną kochał, o ile wrócisz cały i zdrowy
z kolejnej wojny. Jesteś wspaniałym kochankiem,
zadowoliłbyś każdą kobietę, ale żądasz ode mnie, bym
pogodziła się ze świadomością, że pewnego dnia
możesz zginąć. Nie potrafię żyć w cieniu śmierci. - Nim
Dutch zdążył odpowiedzieć, wzięła go za rękę i przycis
nęła ją delikatnie do wydatnego brzucha. - Noszę pod
sercem twego syna. Nie jestem dość silna, by ryzyko
wać utratę was obu.
- Nie rozumiem. - Zmarszczył brwi.
- Czasem zdarzają się poronienia - wykrztusiła
stłumionym głosem, jakby strach ścisnął jej gardło.
Zaczynał pojmować.
- To ci grozi?
-Jestem zdrowa, dziecko również, ale nikt nie może
mi dać stuprocentowej pewności. - Opuściła wzrok na
jego tors.
- Boisz się... że go stracisz? - zapytał niechętnie.
- Okropnie! - Wpatrywała się w niego szeroko
otwartymi oczyma.
Znowu pomyślał o tamtej kobiecie. Cóż z niego za
idiota, klął w duchu. Tak się pomylić. Przecież Dani
CZUŁY I OBCY 1 1 3
naprawdę chciała urodzić dziecko. Miała to wypisane
na twarzy.
- Nie mogę się zamartwiać o was obu. Nie zamie
rzam narażać życia i zdrowia naszego dziecka. Jesteś
dorosłym mężczyzną, sam decydujesz o swoim życiu
i płacisz za popełnione błędy, ale za niego ja ponoszę
odpowiedzialność.
Długo milczał. Potem odwrócił się do niej plecami
i westchnął ciężko.
- Przed wielu laty wybrałem tę profesję. - Znowu
zamilkł i wbił oczy w podłogę. - Nic innego nie potrafię
robić.
- Nie prosiłam, żebyś rezygnował - przypomniała
mu.
- Jesteśmymałżeóstwem - rzekł i spojrzał jej w oczy.
- Rozwiedziemy się,
- A po cholerę mi rozwód! - wybuchnął. Oczy
pociemniały mu ze złości. Dani patrzyła na niego
bezradnie, szukając właściwych słów. Dutch od
dychał ciężko. - Od chwili gdy cię zobaczyłem,
wiedziałem, że będę miał z tobą kłopoty - burknął.
Zaniedbana i jędzowata właścicielka księgarni oka
zała się piękna i dobra jak anioł. - Omotałaś mnie.
Do samej śmierci nie uwolnię się od ciebie. Nie
potrafię bez ciebie żyć.
- Spójrz na to od lepszej strony - odparła, uśmie
chając się ponuro. - Skoro tylko tobie się podobam,
nie będziesz musiał walczyć o mnie z innymi mężczyz
nami.
- Założysz się? - Pokręcił głową i roześmiał się
cicho. - Wyglądasz teraz...
- Wyglądam jak kobieta w ciąży - przypomniała
mu. - Za dwa miesiące stanę się wielka niczym słoń.
114
CZUŁY I OBCY
- Nie dla mnie. Wyjadę do Chicago na kilka dni.
Muszę spakować rzeczy i spotkać się z kilkoma
osobami - oznajmił, patrząc na czubki swoich butów.
- Dlaczego chcesz się pakować?
- Zamieszkam z tobą - oświadczył, podnosząc
wzrok. - Jeśli ci się to nie podoba, twój problem. Nie
pozwolę - perorował, nabierając pewności siebie - że
byś się zapracowała na śmierć i biegała w tę i z po
wrotem po tych cholernych schodach. Harriett ma
rację. Ktoś powinien się tobą opiekować i będę to ja.
Zajmę się tobą do czasu rozwiązania, a potem zoba
czymy - dodał. - Razem zdecydujemy, co robić dalej.
Dani chciała się jeszcze spierać, ale ustąpiła. Dutch
przemawiał z wielką stanowczością.
- A twoja... praca?
- Niech ją diabli porwą - zaklął. Wyglądał bardzo
groźnie. - Mam na koncie za granicą dość pieniędzy,
żeby kupić cały ten cholerny budynek, w którym
mieszkasz. Pracuję, ponieważ lubię ryzyko, a nie dla
forsy.
- Przecież...
- Nic nie mów. Takie rozmowy mogą zaszkodzić
dziecku. Wrócę w sobotę.
To wszystko działo się zbyt szybko. Dani nie mogła
zebrać myśli. Była okropnie zdenerwowana. Dutch
podszedł bliżej.
- Mała, szarooka wiedźma - szepnął. Przytulił ją
i musnął wargami jej usta. -Pozwól mi. Nie całowałem
cię od miesięcy.
- Mogę się założyć, że pocieszały cię inne kobiety
- stwierdziła złośliwie.
- Właśnie, że nie. - Głaskał ją po zarumienionym
policzku. - Na żadną nawet nie spojrzałem, a sporo się
CZUŁY I OBCY 1 1 5
ich kręci wśród ludzi, z którymi pracuję. Są piękne, nie
mają żadnych zasad i myślą wyłącznie o pieniądzach.
A ja byłem w stanie myśleć tylko o tobie, o tamtym
poranku w moim pokoju, kiedy spłodziliśmy naszego
chłopca.
- Wiedziałeś? - zapytała ze łzami w oczach.
- Oczywiście. A ty?
- Cóż, brakuje mi twego doświadczenia - odparła
z rezerwą.
- Nie sądziłem, że może tak być - szepnął ze
skruchą. - Nie okłamałem cię mówiąc, że i dla mnie
było to cudowne, nie znane przeżycie.
- Bardzo się martwisz, że będziemy mieli dziecko?
Dutch wygładził palcem zmarszczki na jej czole.
- Muszę się po prostu oswoić z tą myślą. Przez
długie lata żyłem bez zobowiązań. Nie miałem nikogo.
- Wiem. - Przypatrywała się uważnie guzikom jego
koszuli. - Eryku, pamiętaj, że ja cię do niczego nie
zmuszam. Nie musisz się do mnie przenosić...
Przerwał tę wzniosłą mowę pocałunkiem, delikat
nym a zarazem namiętnym, którym natychmiast roz
palił w niej pożądanie. Wsunął palce w krótkie włosy
na karku Dani i przyciągnął jej głowę do swego
ramienia. Drugą dłonią głaskał szyję, plecy, piersi,
starając się pokonać jej opór.
- Ty sadysto - szepnęła z trudem, czując, że znowu
poddaje się jego urokowi. Przygryzł delikatnie jej
wargę.
- Będziemy się kochać?
- Nie - odparła zdecydowanie, patrząc mu prosto
w oczy. Uśmiechnął się i musnął palcami jej sutki.
Drgnęła pod wpływem nieoczekiwanej przyjemności.
Dutch roześmiał się.
1 1 6 CZUŁY I OBCY
- Chcesz tego - mruknął.
- Mój rozsądek mówi nie - oświadczyła. Dutch
próbował wykorzystać jej słabość. Rozumiał, że jesz
cze chwila i nie zdoła mu się oprzeć. Całował jej
przymknięte powieki. Silne dłonie ześlizgnęły się na
zaokrąglony brzuch.
- Nie obawiaj się poronienia - szepnął. - Wiem, że
muszę zachować ostrożność. Będę uważał.
Drżała wsłuchując się w jego czułe słowa. Przytulił
ją mocniej.
- Nie tego się obawiam. Nie chcę, żeby mi tak
strasznie na tobie zależało. Jeśli znowu odejdziesz,
będzie mi ciężej niż przedtem. Mogę nawet udawać, że
przez cały czas jesteśmy na wakacjach w Meksyku i że
nic złego się nie stało. To pomaga.
Dutch milczał i głaskał ją po włosach.
-Dani...
- Proszę!
- Zgoda. - Westchnął ciężko i wypuścił ją z objęć.
Popatrzył na wydatny brzuch i zachichotał. -Jesteśmy
na wakacjach. We troje.
- I na razie nie będziemy się kochali - dodała,
patrząc mu w oczy z obawą. Dutch wiedział, jak
bardzo się boi, że znowu go straci. Nie potrafił myśleć
o tym obojętnie, ale jeszcze nie wiedział, jak z tym żyć.
- Na pewno nie chcesz? Byłoby cudownie.
- Oczywiście. Ale lepiej poczekajmy.
Wiele od niego wymagała, lecz miała do tego
prawo. Był za nią odpowiedzialny. Wzruszył ramio
nami, jakby niewiele go kosztowało spełnienie jej
prośby.
- Zgoda - rzucił od niechcenia. - Nie będziemy się
kochać.
CZUŁ* I OBCY 1 1 7
Dani odetchnęła z ulgą. Obawiała się, że spór
potrwa dłużej. Dutch pocałował ją w nos.
- Naturalnie - dodał - możesz mnie uwieść,' jeśli
będziesz miała na to ochotę.
- Dzięki za przypomnienie - odpowiedziała
z uśmiechem.
- Zobaczymy się w sobotę. Poleź jeszcze z godzinę.
Wstąpię do księgarni i powiem tej kwoce, że od
poczywasz. Pamiętaj, uważaj na schodach - przypo
mniał stanowczym głosem.
Dani parsknęła śmiechem. Dutch wyszedł i cicho
zamknął za sobą drzwi. Patrzyła na nie przez kilka
minut, nim znowu się położyła. Rozmyślała nad tym,
co się stanie z jej życiem. Była przekonana, że Dutch
nie potrafi wytrzymać bez ryzyka, w normalnej rodzi
nie, a to oznaczało dla niej wyłącznie cierpienia. Ale
z drugiej strony na pewno miał poczucie odpowiedzial
ności. Obiecał, że przez pięć miesięcy będzie się nią
opiekował. Skrzywiła się, gdy pomyślała, że Dutch
i Harriett wyraźnie nie przypadli sobie do gustu.
Przyjdzie jej się z tym uporać. Niełatwo jej będzie
przetrwać ten błogosławiony stan.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Po przyjeździe do Chicago Dutch odwiedził J.D.
i Gabby. Oznajmił im, że się ożenił. Pomyślał z zado
woleniem, że warto przewrócić całe życie do góry
nogami choćby po to, by ujrzeć osłupiałe miny Bret-
tmanów.
J.D. był potężnym, ciemnowłosym mężczyzną, by
łym najemnikiem. Obecnie prowadził kancelarię pra
wniczą w Chicago. Gabby Darwin-Brettman praco
wała jako jego sekretarka, nim się pobrali. Dutch wiele
o niej słyszał od Łachmaniarza, kolegi z oddziału,
który powiedział mu, że początkowo Gabby patrzyła
na umizgi J.D. niechętnym okiem. Dutch spotkał ją
tylko raz. Chciał porozmawiać o swoich kłopotach
i uznał, że J.D. najlepiej się nadaje na doradcę
i powiernika.
- Ożeniłeś się? - J.D. odetchnął głęboko. - Niemoż
liwe!
Dutch wzruszył ramionami. Zaciągnął się dymem
z papierosa. W zielonych oczach Gabby dostrzegł
rozbawienie. Mimo woli parsknął śmiechem.
- Wszystko przez ciebie - poskarżył się, wskazując
palcem na żonę przyjaciela. - Nie spojrzałbym nawet
na Dani, gdyby nie ty. Nim J.D. się z tobą ożenił,
sądziłem, że wszystkie kobiety są z gruntu złe.
- I ja musiałem zmienić poglądy, kiedy poznałem
CZUŁY I OBCY 1 1 9
Gabby - odparł J.D., dotykając czule policzka żony.
Popatrzyli sobie w oczy. Zakłopotany Dutch odwrócił
wzrok. Podszedł do okna i gapił się bezmyślnie na
panoramę miasta.
- Sam nie wiem, jak powinienem postąpić -wyznał.
- Na początku myślałem, że Dani i ja będziemy nadal
żyli po swojemu. Nie chciałem rzucać mojej pracy.
Dani nie zgodziła się na taki układ. Nie potrafi
pogodzić się z myślą, że ciągle narażam życie.
- Przygotuję kawę - zaproponował J.D. - Gabby,
dotrzymasz naszemu gościowi towarzystwa?
- Oczywiście. - Młoda kobieta podeszła do okna.
Stała obok jasnowłosego olbrzyma z rękami założony
mi na piersi i obserwowała go. - Gdyby J.D. wrócił do
dawnego zajęcia, musiałabym odejść. Ja również nie
mogę znieść myśli, że ryzykowałby własne życie.
- Wzruszyła bezradnie ramionami. - Nie jestem tchó
rzem, ale ciągły lęk odebrałby mi siłę. Gdyby został
policjantem albo pracował w wymiarze sprawiedliwo
ści, jakoś bym się z tym pogodziła, ale jego dawne,
a twoje obecne zajęcie jest dla każdej kochającej żony
nie do przyjęcia. To potwornie niebezpieczne.
- Gabby - zaczął Dutch, nadal gapiąc się w okno
- co byś zrobiła, gdyby się okazało, że jesteś w ciąży,
a J.D. nie chciałby zrezygnować z dawnego życia?
Gabby wy buchnęła płaczem. Dutch spojrzał na nią
i na jego twarzy pojawił się wyraz przerażenia.
- Boże, co ja narobiłem - westchnął.
- Przepraszam - mruknęła Gabby, odwracając się
do niego plecami. - Bardzo chciałabym mieć dziecko,
ale wszystkie nasze starania spełzły na niczym. Gdy
bym zaszła w ciążę, a J.D. wyjechałby na wojnę, po
prostu umarłabym z rozpaczy.
120 CZUŁY I OBCY
Dutch chciał odpowiedzieć, ale nie mógł znaleźć
słów. Ta rozmowa była dla niego udręką. W milczeniu
palił papierosa. Po kilku minutach J.D. wrócił do
pokoju z dzbankiem kawy.
- Czy wiesz, że Apollo został oczyszczony z za
rzutów?
- Wyciągnąłeś go z tego? - Dutch uśmiechnął się
uradowany dobrą nowiną o starym przyjacielu i towa
rzyszu broni,
- Było przy tym nieco zachodu - odparł J .D. - ale na
szczęście okazał się niewinny. Wyobraź sobie, założył
firmę.
- Naprawdę? Czym się zajmuje? - zainteresował się
Dutch.
- Doradztwem. Specjalizuje się w organizowaniu
szkoleń antyterrorystycznych dla międzynarodowych
korporacji przemysłowych. Ma mnóstwo ofert. Sam
z trudem daje sobie radę. - J.D. rozsiadł się na
kanapie i perorował dalej. - Ciekawa praca. Nie
pozbawiona elementu ryzyka. Apollo uważa, że
i tobie się spodoba. Szuka specjalisty w dziedzinie
taktyki i strategii.
- Urzędnicza robota - obruszył się Dutch.
- Skądże. Pogadaj z nim.
- Nie wiem, czy potrafię się ustatkować - oświad
czył niepewnie.
- Ze mną było podobnie - wyznał J.D. patrząc na
żonę, która siedziała przy niewielkim biurku i pisała
list. Długie włosy spływały jej na ramiona. - Na
szczęście od początku wiedziałem, co jest dla mnie
ważniejsze: chwilowy dreszczyk emocji czy Gabby.
Stała się dla mnie wszystkim. - W jego głosie było tyle
miłości, że zmieszany Dutch spuścił oczy.
CZUŁY I OBCY
121
- Dani spodziewa się dziecka - oznajmił. Skulił się
i wbił wzrok w dywan.
- Twojego? - zapytał niepewnie J.D.
- Jasne! - Dutch z uśmiechem pokiwał głową.
Postawny, czarnoskóry Apollo Blain od początku
należał do niewielkiego oddziału najemników, który J.D.
i Łachmaniarz sformowali przed laty. Dutch wybrał się
do niego po wizycie u Brettmanów. Apollo siedział za
ogromnym biurkiem i uśmiechał się promiennie.
- Co, znudziło ci się planowanie kampanii wojen
nych?- dowcipkował, ściskając rękę przyjaciela. -Po
móż mi lepiej pilnować zamożnych grubasów. To
o wiele bezpieczniejsze zajęcie, a jakie dochodowe.
- J.D. twierdzi, że powinno mi się spodobać - od
parł z westchnieniem Dutch, sadowiąc się w fotelu.
- Ożeniłem się.
-Ty? -Apollo otworzył szeroko oczy i dotknął ręką
czoła. - O rany, chyba mam gorączkę. Wydawało mi
się, że wspomniałeś o swoim ślubie.
- Nie przesłyszałeś się. Wkrótce urodzi mi się syn
- oznajmił rozbawiony Dutch.
- Chyba powinienem się na chwilę położyć.
- Najpierw pogadajmy o pracy - zaproponował
Dutch.
- Naprawdę chciałbyś ze mną pracować? - Apollo
natychmiast spoważniał. Dutch skinął głową.
-Nie wiem, jak długo wytrzymam - tłumaczył. -To
dla mnie trudne zadanie. Ale powinienem przynaj
mniej spróbować, ze względu na Dani.
Apollo zagwizdał cicho.
- Wiesz, stary, chciałbym poznać twoją panią.
Podobna do Gabby?
1 2 2 CZUŁY I OBCY
- Owszem - odparł Dutch uśmiechając się.
- Mam nadzieję, że nie istnieje zbyt wiele takich
kobiet. - Apollo wzruszył ramionami. - Pomyśleć
tylko, nawet Łachmaniarz stracił rozum. Ugania się za
matką Gabby. Ale przejdźmy do interesów. Oto mój
plan. Może cię to zainteresuje...
Dutch zapalił papierosa, rozsiadł się wygodnie
w fotelu i kiwał głową, słuchając Apolla, który z zapa
łem opowiadał o swych zamierzeniach. Ciekawa robo
ta, pomyślał. Chodziło o to, by przechytrzyć terrorys
tów. To mogłoby mu się nawet podobać.
Dani opowiedziała Harriett o rozmowie z Du-
tchem. Najlepsza przyjaciółka przyszłej mamy nie
siliła się na żadne komentarze, mamrotała tylko pod
nosem o solidnej klatce i porządnym laniu.
-Dutch nie jest taki zły, trzeba go tylko lepiej poznać
-tłumaczyłaDani z szelmowskim uśmiechem. -Musisz
przyznać, że mam zabójczo przystojnego męża.
- Jego wygląd nie ma nic do rzeczy - odparła
szorstko Harriett, ale po chwili zachichotała i mruk
nęła jak kotka. Dani odpowiedziała uśmiechem. Po
tem spochmurniała. Objęła dłońmi wydatny brzuch
i powolnym krokiem wróciła za ladę.
To wszystko przypominało senny koszmar. Jedynie
dziecko wydawało jej się rzeczywiste. Mąż? Jak ma żyć
z człowiekiem, który uważa, że złapała go w pułapkę?
Nie mogła zapomnieć przerażenia na jego twarzy, gdy
odkrył, że zaszła w ciążę. Dobrze pamiętała wszystkie
jego słowa. Przeprosił, ale to niewiele zmieniło. Co
sprawiło, że nie chciał mieć dzieci? Pragnął Dani, ale jej
nie kochał. Na tak mizernym fundamencie nie można
budować wspólnego życia i małżeństwa.
CZULV I OBCY 123
- Przestań się zadręczać - szeptem skarciła ją
Harriett. - Trochę mu na tobie zależy. Przecież chce się
tobą opiekować.
- Naprawdę tak sądzisz? - Dani podniosła na nią
zapłakane, pełne udręki oczy. - Był przerażony, gdy
odkrył, że jestem w ciąży. Podczas rozmowy w moim
mieszkaniu wygadywał różne głupstwa. To nie było
przyjemne.
- Sądzę, że w rzeczywistości myśli inaczej. - Harriett
poklepała dłoń przyjaciółki. - Przestań się wreszcie
martwić. To ci nie służy.
- Powiedział mi, że wyjeżdża, bo musi się zobaczyć
z jakimiś ludźmi - przypomniała sobie Dani.
- Widać tak jest. ~ Harriett zerknęła na klienta
wertującego książki. -Jeśli obiecał, że wróci, dotrzyma
słowa. To nie jest mężczyzna, którego można trzymać
pod pantoflem.
- Umrę, jeśli mnie opuści - szepnęła Dani i przy
mknęła oczy. - Proponowałam mu rozwód, ale mnie
wyśmiał. Nigdy się nie zgodzę, by został ze mną tylko
dlatego, że tak nakazuje poczucie odpowiedzialności.
- A może się zmieni, gdy cię lepiej pozna? Nie
przyszło ci to do głowy? - zapytała Harriett z uśmie
chem. - Bierzmy się do pracy. To najlepszy sposób na
wszystkie smutki. Zgoda?
Dani przytaknęła, ale w głębi duszy martwiła się
coraz bardziej. A jeśli Dutch nie wróci? Może ci
ludzie, z którymi miał się spotkać, namówią go do
udziału w kolejnej wyprawie? W piątek wieczorem
poprosiła Harriett, żeby sama otworzyła sklep.
Chciała dłużej pospać. Zadręczały ją wątpliwości.
Była wyczerpana, a zmartwienia szkodziły zdrowiu.
Przyjaciółka zamierzała przemówić jej do rozsądku,
1 2 4 CZUŁY I OBCY
ale powstrzymała się, nie chcąc pogarszać sprawy
niepotrzebnym gadaniem.
Dani obudziła się wcześnie. Ktoś usiadł obok niej na
łóżku. Niechętnie uniosła powieki. Nadal była zmęczo
na i blada, pod oczami miała głębokie cienie. Dutch
patrzył na nią z niepokojem. Wyglądała gorzej niż przed
jego wyjazdem. Zerknął na okrągły brzuch, ale nie
wyciągnął ręki. Dani nie życzy sobie, bym jej dotykał,
pomyślał z goryczą. Nie pragnie mnie tak jak dawniej.
Dziewczyna mrugała powiekami. Chciała dotknąć
go, sprawdzić, czy naprawdę tu jest. Może to tylko
przywidzenie? Błądziła wzrokiem po szerokich ramio
nach okrytych przeciwdeszczowym płaszczem. Wil
gotne włosy skręcone w pierścionki opadały na poli
czki. Dani zastanawiała się, czy ich syn odziedziczy po
ojcu jasną, falującą czuprynę.
- Nie sądziłam, że wrócisz tak wcześnie. Pada?
- spytała zaspanym głosem.
- Leje jak z cebra. Harriett zastępuje cię w księgarni,
tak?
- Owszem. Przygotować ci śniadanie? - zapytała,
chociaż na samą myśl o jedzeniu zrobiło jej się niedobrze.
- Jadłem w samolocie - odparł. - M oże ty coś zjesz?
- Później przygotuję sobie grzankę.
- Ja się tym zajmę.
Dani otworzyła szeroko oczy i roześmiała się z nie
dowierzaniem.
- Tak się składa, moja droga, że umiem gotować.
Gdy oddział był w akcji, po kolei każdy z nas musiał
szykować żarcie.
Dani odwróciła wzrok i położyła dłonie na pościeli
ozdobionej koronką.
CZUŁY I OBCY 125
-A tamci ludzie... widziałeś się z nimi? - Zerknęła
na jego ponurą twarz i znowu spuściła oczy. - Prze
praszam, że zapytałam. To nie moja sprawa. - Pod
niosła się ostrożnie. Każdy gwałtowny ruch mógł
wywołać mdłości.
Dutch czuł się tak, jakby go ktoś uderzył. Na litość
boską, czy to jej wcale nie obchodzi? Odwrócił się
i pomaszerował do kuchni. Dani westchnęła żałośnie,
zastanawiając się, czym go znowu uraziła. Podreptała
do łazienki. Narzuciła prostą sukienczynę w kwiatki,
uczesała się i poczłapała boso do kuchni. Była okro
pnie blada i wymizerowana. Dutch odziany w dżinsy
i brązową koszulkę z bawełny, opalony, silny i pełen
życia, prezentował się lepiej niż zazwyczaj.
- Źle wyglądasz - rzekł otwarcie.
- Przecież jestem w ciąży.
- To się rzuca w oczy.
Podniosła wzrok i napotkała jego pogodne spo
jrzenie.
- Rano zawsze marnie się czuję - wyjaśniła - ale nie
ma powodu do obaw. A poza tym - dodała, spo
glądając na niego ze złością - sam mówiłeś, że nie
jestem zbyt urodziwa. Nazwałeś mnie wstrętną wiedź
mą.
- Ktoś chyba wstał lewą nogą - mruknął Dutch
z uśmiechem. - Jedz grzanki, mała wiedźmo.
- Już ci mówiłam, że nie musisz czuć się za mnie
odpowiedzialny - wycedziła zimno, spoglądając na
niego z furią. - Nie powinieneś tu tkwić. Potrafię sama
troszczyć się o siebie i dziecko.
- Jasne - szydził. - Zwłaszcza że wyglądasz jak okaz
zdrowia.
- Poczuję się lepiej, gdy wyjedziesz! - krzyknęła
126 CZUŁY I OBCY
i rzuciła na stół trzymaną w ręku grzankę. Poderwała
się z krzesła i natychmiast znowu na nie opadła.
Oddychała z trudem. Dutch chwycił mokry ręcznik
i ukląkł obok niej. Delikatnie zwilżał Dani twarz
i szyję.
- Już lepiej? - Głos zabrzmiał tak łagodnie, że
dziewczyna poczuła łzy wzruszenia napływające do
oczu.
- Tak - odparła przygnębiona. Ręka Dutcha do
tknęła jej brzucha i objęła go opiekuńczym gestem.
- Ono jest moje - rzekł cicho, patrząc jej prosto
w oczy. - Żyje w tobie dzięki mnie. Zostanę, aż się
urodzi, muszę was chronić.
- Odejdź, tak będzie lepiej. - Dani płakała rozpacz
liwie. Objął ją i przytulił opiekuńczo. Pachniał wodą
po goleniu i papierosami. Łagodna pieszczota sprawiła
jej ogromną przyjemność. Starała się o tym nie myśleć.
Wkrótce Dutcha już tu nie będzie, powtarzała sobie.
Zniknie, gdy przyjdzie na świat dziecko. To lekkomyś
lność chronić się w jego ramionach.
- Chciałem później z.tobą o tym porozmawiać, ale
zmieniłem zamiar. Chodźmy do pokoju. -Wziął ją na
ręce, podniósł ostrożnie, unikając gwałtownych ru
chów, i zaniósł do sypialni. Po chwili leżała wygodnie
wsparta na poduszkach. Usiadł obok i pochylił się nad
nią. Wystraszone, szare oczy patrzyły na niego zza
okularów.
- Zadręczasz mnie - szepnęła zbolałym głosem.
- Wiem - odparł cicho. - Wcale nie jest mi z tym
lekko. Zrozum, nigdy cię nie pokocham, nie jestem do
tego zdolny -wyznał otwarcie. Rysy stężały mu z bólu.
- Wybacz. Musisz wiedzieć, że stałaś mi się... bardzo
bliska - dodał, patrząc na płaczącą Dani. Zdjął jej
CZUŁY I OBCY 127
okulary i rogiem prześcieradła wycierał łzy spływające
po policzkach. - Nie potrafię kochać. To uczucie
wypaliło się we mnie dawno temu. Żyję tak, jak żyję,
dlatego starałem się zawsze unikać trwałych związ
ków.
- Kocham cię -wyznała bezradnie i zamknęła oczy.
Jej głos był zmieniony cierpieniem.
- Wiem - odparł. Spojrzała na niego pytająco. Do
diabła! Powinna znać prawdę. Może wtedy potrafi
zrozumieć. Odetchnął głęboko. - Tamta kobieta,
w której kochałem się jak wariat, zaszła w ciążę. To
było moje dziecko. Tego dnia, w którym odeszła
z nowym kochankiem, oznajmiła mi, że „pozbyła się
kłopotu". Wyśmiała mnie. Powiedziała, że muszę być
idiotą, skoro uważam, że zdecydowałaby się urodzić to
dziecko. - Ręce Dutcha zacisnęły się na ramionach
Dani, ale wcale tego nie poczuła. Wpatrywała się
z przerażeniem w jego udręczoną twarz. - Pozbyła się
dziecka - powtórzył ochrypłym głosem - jak rzeczy,
która przestała być potrzebna.
Dani nagle wszystko zrozumiała. Wyciągnęła rękę
i nieśmiało dotknęła jego policzka.
- Tamte wspomnienia uczyniły ze mnie samotnika
- wyjąkał. - Kiedy cię zobaczyłem i uświadomiłem
sobie, że urodzisz moje dziecko, niedobra przeszłość
odebrała mi siłę niczym nawrót choroby. Słabo mnie
znasz, Dani. To przez tamtą jestem... -Położyła dłoń
na jego wargach i poczuła ich ciepło. Chciała go
wesprzeć, dodać otuchy. Nieszczęśliwy, zagubiony
człowieku, powtarzała w duchu. Biedny, zmęczony
cierpieniem mężczyzno.
- Rodzice mnie nienawidzili - wykrztusił Dutch.
- Nienawidzili mnie aż do śmierci!
128
CZUŁY I OBCY
- Chodź do mnie. - Przyciągnęła go i przytuliła
mocno. Czuła, że cały drży. Nie kochał jej, ale na
pewno potrzebował, chociaż może nie zdawał sobie
z tego sprawy. Dani objęła go ramionami, by czuł, że
ona go kocha i rozumie. Przytuliła policzek do mok
rych włosów i głaskała je delikatnie.
- Rodzice nie mogą czuć nienawiści do swego
dziecka - rzekła cicho. - To niemożliwe.
- Skąd możesz wiedzieć? - burknął. - Przecież twoi
cię opuścili.
Dani westchnęła ciężko i przywarła do niego jeszcze
mocniej.
- Byli zbyt młodzi, nie całkiem dojrzali. Przerażała
ich odpowiedzialność. Próbowali mnie odnaleźć, ale
ciotka, u której się wychowywałam, powiedziała im,
że... umarłam. - Dani milczała przez chwilę, roz
pamiętując własny ból. - Wyznała mi wszystko dopie
ro na łożu śmierci, ale wtedy było już za późno na
rozpoczęcie poszukiwań.
- Dani...
- Nie możemy zmienić przeszłości - dodała, gładząc
czule jego kark - ale powinniśmy wykorzystać jak
najlepiej te lata, które nam jeszcze zostały.
- Nie masz do mnie żalu o tę ciążę? - zapytał tak
cicho, że z trudem zrozumiała jego słowa.
- Już ci powiedziałam, że dziecko jest dla mnie
wielkim szczęściem. Dobrze wiesz, że nie miałam
nikogo bliskiego.
Dużo czasu minęło, nim Dutch podniósł głowę.
Odetchnął głęboko i spojrzał jej w oczy. Był wzburzony,
zalękniony i udręczony bolesnymi wspomnieniami.
- Nigdy nie zrobię ci krzywdy - przyrzekła Dani.
- Nawet jeśli będę miała po temu sposobność. Poko-
CZUŁY I OBCY 129
chałeś kobietę z gruntu złą i bardzo przez nią cierpiałeś,
ponieważ byłeś młody i wrażliwy. Jestem przekonana,
że twoi rodzice wszystko zrozumieli, chociaż tak
boleśnie ich zraniłeś. Nie próbuj mi wmówić, że
(
przestali cię kochać. - Patrzyła na niego z miłością
i troską. Dutch zacisnął usta, wstał i próbował zapalić
papierosa. Bez okularów Dani niewiele widziała i nie
spostrzegła, jak bardzo trzęsą mu się ręce. Sięgnęła po
szkła i obciągnęła zmiętą sukienkę.
- Muszę iść do księgarni - powiedziała w końcu.
Przedłużające się milczenie zaczęło ją irytować. - Har
riett chce dziś obciąć włosy. O dwunastej powinna być
u fryzjera.
-Jesteś zbyt wyczerpana, żeby pracować - oświad
czył Dutch, rzucając jej groźne spojrzenie.
- Nonsens! Jestem tylko trochę osłabiona -upierała
się. - Muszę pilnować interesu.
- Przede wszystkim powinnaś myśleć o dziecku.
Zadzwoń do Harriett i powiedz jej, żeby wcześniej
zamknęła księgarnię.
- Wykluczone - odparła, spoglądając na niego ze
złością. Zaczęła się przebierać. Dutch wzruszył ramio
nami, jakby uznał dyskusję za zakończoną. Dani
włożyła majtki i pończochy. Gdy ściągała sukienkę
przez głowę, odłożył papierosa, podbiegł do niej
i zwinnym ruchem wyrwał ubranie. Chwycił spódnicę
i bluzkę, które zamierzała włożyć, rzucił je do gardero
by i zamknął drzwi, a klucz wsunął do kieszeni.
W chwilę później Dani leżała w łóżku z kołdrą
podciągniętą pod brodę. Gapiła się na niego oczami
wielkimi jak filiżanki. Wszystko stało się tak szybko, że
nie zdążyła mu odpłacić za tę zniewagę.
Dutch podniósł słuchawkę i zapytał Dani o numer
130 CZUŁY I OBCY
telefonu księgarni. Całkiem ogłupiała dziewczyna po
dała mu go niebacznie.
- Harriett? Mówi Dutch. Dani prosi, żebyś za
mknęła wcześniej. Musi dzisiaj poleżeć. Oczywiście.
Na pewno. - Odwiesił słuchawkę i sięgnął po papiero
sa. - Nie wstawaj, dopóki ci nie pozwolę.
- Wykluczone!
- Doskonale - odparł pogodnie, wsuwając rękę do
kieszeni. - Rób, jak uważasz.
Dani zerwała się natychmiast, ale w porę przypomnia
ła sobie, że jest prawie naga. Szybko przykryła się kołdrą.
- Oddaj mi ubranie.
- Poczekaj do jutra.
- Chcę je mieć natychmiast.
- Prześpij się. Dopiero dziewiąta - poradził. - Po
sprzątam kuchnię.
Zbita z tropu Dani wodziła za nim zdziwionym
wzrokiem. W drzwiach przystanął i rzekł cicho:
- Bardzo przypominasz mi Gabby.
Wyszedł z pokoju, nim zdążyła odpowiedzieć. Czy
Gabby to owa tajemnicza kobieta z przeszłości, zastana
wiała się przygnębiona. Zdjęła okulary, wtuliła głowę
w poduszkę i rozpłakała się. Dutch jej nienawidził, była
o tym przekonana. Dlatego porównał ją z tamtą.
Zmęczona płaczem zasnęła. Gdy się obudziła, było
późne popołudnie. W nogach łóżka leżało ubranie,
a pod poduszką znalazła kartkę skreśloną w pośpiechu
wyraźnym, zamaszystym charakterem pisma. Prze
czytała ją, starając się przezwyciężyć senność.
„Ubierz się, ale nie wychodź z domu. Robię zakupy.
Wracam o piątej. Dutch".
Zerknęła na budzik. Dochodziła piąta. Wygramoli
ła się z łóżka i włożyła ubranie. Gdy Dutch wrócił
CZUŁY I OBCY 1 3 1
z torbą pełną warzyw i owoców, siedziała skulona na
kanapie, przeglądając rozłożone wokół papiery. Spo
jrzał na nią groźnie. Nie odwróciła wzroku.
- Ktoś musi się tym zajmować - oświadczyła
nieustępliwie. - Przez ciebie nie mogę pracować.
- Wet za wet - odparł pogodnie. - Tobie nie podoba
się moja praca.
- Sprzedawcy książek nie narażają się na śmierć
-rzuciła.
- Przyzwyczaiłem się do myśli, że zostanę ojcem
i bardzo się z tego cieszę - oświadczył. Zaniósł torbę
z zakupami do kuchni i postawił na stole. - Nie chcę,
żeby coś się stało tobie albo dziecku.
-Proszę, proszę, odezwał się troskliwy tatuś - burk
nęła. Dutch spokojnie układał produkty w lodówce.
- Nie kłóć się ze mną - rzekł pojednawczo. - Nie
jestem w nastroju do kłótni.
- Wcale się nie kłócę - odparła zdecydowanie. Nie
mogła uwierzyć, że Dutchowi rzeczywiście na niej
zależy. Odsunęła papiery i poczłapała do kuchni po
zimny napój. Panował okropny upał, a klimatyzaqa
w jej mieszkaniu nie działała najlepiej. Dutch natych
miast zauważył, że skóra Dani pokryta jest potem.
- Gorąco?-zapytał ze współczuciem. -Kupię nową
klimatyzację.
- Nie - zaprotestowała. - Ta, którą mam, mi
wystarczy.
Dutch położył jej ręce na ramionach. Stali na
przeciwko siebie.
- Dani, nie wygrasz ze mną - przemawiał do niej
łagodnie. - Szkoda wysiłku. Chciałem ci powiedzieć, że
w poniedziałek muszę lecieć do Chicago - dodał. Dani
patrzyła w podłogę.
132
CZUŁY I OBCY
- Chodzi o pracę? - zapytała obojętnie. Nie dam po
sobie poznać, że się tym przejmuję, pomyślała. Dutch
głaskał obnażone ramiona.
-Tak, chodzi o pracę. Pamiętaj, niczego nie obiecuję.
- A ja o nic nie proszę - mruknęła, podnosząc
wzrok.
-1 nie poprosisz - dodał z przekonaniem. - Jesteś
zbyt dumna, by o coś zabiegać. -Pochylił się, chcąc ją
pocałować, ale odwróciła twarz. Dutch był urażony
i zły. Odsunął się, czując nagły ból i smutek. Westchnął
ciężko. Omotała go. Miał ochotę coś stłuc.
- Nie wyjadę za granicę - oznajmił krótko. - Mój
stary przyjaciel założył firmę. Prowadzi szkolenia
antyterrorystyczne. Poszukuje eksperta w dziedzinie
taktyki. Zapytał, czy chciałbym z nim pracować.
- Dutch wzruszył ramionami. - Zgodziłem się.
Te słowa całkowicie zaskoczyły Dani. Naprawdę
myślał o zmianie zajęcia. Czyżby dziecko było dla
niego aż tak ważne? Ukrywał w sercu głęboką ranę.
Może nigdy się nie zabliźniła? Niestety, Dani nie była
ani dość piękna, ani wystarczająco mądra, żeby za
skarbić sobie jego miłość, a namiętność jej nie wystar
czała. Każda, nawet niezbyt urodziwa kobieta, mogła
stać się obiektem pożądania.
-Niełatwo ci będzie zmienić stare nawyki-zauważyła.
- To prawda - przyznał Dutch. Chciał do niej
podejść, ale zawahał się. Patrzył na Dani z uwagą. Nie
odrywała od niego wzroku. Podziwiała muskularną
sylwetkę męża i twarz, której mógłby mu pozazdrościć
każdy gwiazdor filmowy: regularne rysy, ciemne,
błyszczące oczy, pięknie wykrojone usta.
-Kiedyś już rozmawialiśmy o moich przyzwyczaje
niach - przypomniał. - Chętnie zmienię swoje życie.
CZUŁY I OBCY 133
Myślę, że najlepiej będzie, jeśli na razie zamieszkam
u ciebie. W Chicago czułabyś się trochę osamotniona,
chociaż przypuszczam, że Gabby chętnie dotrzymywa
łaby ci towarzystwa.
- Gabby? - Dani spojrzała na niego z niepokojem.
- Tak, Gabby Brettman - wyjaśnił - żona mojego
przyjaciela, który jest prawnikiem. - Twarz Dutcha
nagle złagodniała. Uśmiechnął się. -Gabby przemierzy-
łaz J.D. południowoamerykańską dżunglę z karabinem
pod pachą. Zastrzeliła nawet terrorystę i uratowała życie
swemu przyszłemu mężowi. Niesamowita kobieta.
Dani poczuła ulgę. Gabby nie była ową kochanką
Dutcha z przeszłości. Dutch podziwiał żonę J.D.
Brettmana i uznał, że Dani jest do niej podobna. Na
myśl o tym zarumieniła się z radości.
- Nareszcie zrozumiałaś, o co mi chodziło, prawda?
- zapytał cicho. - Na litość boską, kogo, twoim
zdaniem, miałem na myśli?
- Wydawało mi się, że mówisz o tamtej kobiecie,
która cię zdradziła - odparła żałośnie i usiadła na
kanapie.
- Nie najlepiej się rozumiemy - zauważył po
dłuższej chwili. - Chciałabyś pojechać ze mną do
Chicago? Spotkasz się z moimi przyjaciółmi i poznasz
trochę lepiej swojego męża.
Dani ucieszyła się z zaproszenia, ale miała pewne
obiekcje.
-To nie jest takie proste, jak ci się wydaje... -zaczęła.
-W moim mieszkaniu są dwie sypialnie. Nie musisz
dzielić ze mną łóżka - rzucił lodowatym głosem.
- Sądzę, że wcale ci na tym nie zależy. - Dani
usadowiła się wygodnie i sięgnęła po rachunki. - Tyle
pięknych kobiet mieszka... Eryku!
1 3 4 CZUŁY I OBCY
Dutch jednym skokiem dopadł sofy. Papiery roz
sypały się na wszystkie strony. Przewrócił ją, przy
gwoździł do kanapy, zmiażdżył nadgarstki w stalo
wym uścisku. Oczy mu płonęły, oddychał nierówno.
Zupełnie przestał nad sobą panować. Dani obawiała
się, że ją uderzy.
- Nigdy cię nie zdradzę - wykrztusił ochrypłym
głosem. - Nigdy, rozumiesz? Za kogo ty mnie uważasz?
Oczy Dani zaszły łzami.
- To boli - szepnęła drżącym głosem.
Dutch rozluźnił uchwyt, ale nie puścił jej rąk.
- Przepraszam - rzekł cicho, wpatrując się w po
bladłą twarz dziewczyny. - Nieustannie sprawiam ci
ból. Uwiodłem cię, zrobiłem ci dziecko, namówiłem do
małżeństwa, zatajając prawdę... a na dodatek tobie
przypisuję winę za to, że nie układa się między nami jak
należy. - Dani zamknęła oczy. Łzy popłynęły spod
zaciśniętych powiek. Dutch westchnął ciężko.
-Dani, proszę cię, nie płacz. Przepraszam. Lieveling,
tak mi przykro - powtarzał, obsypując pocałunkami
mokre od łez policzki. Rozchyliła wargi. Dutch całował
ją zaborczo i namiętnie. Uwolnił nadgarstki Dani i ujął
w dłonie jej twarz. - Liev ełing -powtarzał najczulszym
szeptem, muskając wargami jej usta. Leżeli przytuleni.
Dutch oparł się na łokciach, żeby nie czuła ciężaru
potężnego ciała. Serce waliło mu jak młotem i brakowa
ło tchu. Pragnął jej. Bardzo jej pragnął!
Dani czuła, że cały drży. Już się nie opierała
i uświadomiła sobie, że to przyzwolenie budzi w nim
niepohamowane pożądanie. Nie pragnęła tego, nie
chciała, by w ich związku najważniejsza była namięt
ność, ale od miesięcy nie czuła mu się tak bliska.
Tęskniła do zachłannych ust i dłoni. Nie zaspokojone
CZUŁY I OBCY 135
pożądanie doprowadzało ją do szaleństwa. Po chwili
wahania oplotła ramionami jego szyję.
- Chcę się z tobą kochać, Dani. Pozwól mi - szeptał,
nie odrywając ust od jej warg. Podniósł się i zdjął jej
sukienkę. - Mogę?
Chciała powiedzieć nie, ale Dutch pieścił namiętnie
jej nagą, jedwabistą skórę. Zapragnęła mu ulec, nie
bacząc na konsekwencje. Całował ją zachłannie, z wiel
ką pasją, jakby pragnął w jednej chwili całkowicie
zawładnąć jej ciałem. Dani zacisnęła dłonie na ramio
nach ukochanego i przytuliła się z jękiem.
- Powiedz tak - nalegał drżącym głosem. - Błagam.
- Tutaj...? - wyjąkała w ostatnim przebłysku zdro
wego rozsądku.
- Tutaj - mruczał. Wyciągnął się na kanapie,
uważając, by nie przygnieść jej swoim ciężarem.
Kochali się tkliwie i delikatnie jak tamtego ranka
w Meksyku. Każde dotknięcie Dutcha było łagodne,
przyjemne, uważne. Podtrzymywał ją drżącymi ręka
mi, szeptał do ucha czułe zaklęcia po holendersku. Nie
przerywając pocałunku, wszedł w nią ostrożnie.
- Eryku... - szepnęła, wpatrując się w niego.
- Spokojnie, kochana... -rzekł ochrypłym głosem.
Kochali się, nie przestając myśleć o dziecku w jej łonie.
Czuł pospieszne kołatanie serca Dani przy swej musku
larnej piersi. Tłumił pocałunkami ciche westchnienia.
- Musiałaś mi ulec - szeptał z ustami przy jej
rozchylonych wargach. - Jesteś moja, a ja twój. Chcę
być z tobą.
- Kocham cię - szlochała Dani. - Kocham cię.
Wsłuchiwał się w jej zmieniony głos i patrzył
w rozkochane oczy. Zniknęły wszystkie uprzedzenia.
Dutch nie był w stanie dłużej nad sobą panować.
1 3 6 CZUŁY I OBCY
Podtrzymywał ją delikatnie i całował z pasją. Słyszał
urywane okrzyki, czuł żar bijący z jej ciała. Pragnął
nadal radować się widokiem oszalałej z namiętności
Dani, ale nagle jego ciało rozpadło się na milion
kawałków. Poczuł nieopisaną rozkosz, jakiej nie zaznał
z żadną inną kobietą. Miał wrażenie, że za chwilę umrze...
Odpoczywali. Dutch czuł bliskość Dani każdą
komórką swego ciała. Głaskał ją, błądząc rękami po
gładkiej skórze. Wracał z wolna do rzeczywistości,
jakby się budził z głębokiego snu.
- Dani? - szepnął, otwierając oczy.
- Słucham - odparła miękko.
- Ja tego nie planowałem - rzekł z wahaniem. - Nie
przypuszczałem, że tak się to skończy.
- Wiem. - Pocałowała go, a potem dotknęła ustami
brwi, nosa, policzków, brody i znowu ust. Uwielbiał jej
delikatne pocałunki. Przymknął oczy, by poczuć je
także na powiekach. Uśmiechnął się. Był kochany
i zaspokojony. Kochany bezgranicznie, pomyślał
w oszołomieniu. Połączyli się nie tylko cieleśnie.
Dotknął brzucha Dani. Dziecko się poruszyło. Dutch
wybuchnął cichym, radosnym śmiechem.
- Kopie - szepnął. - Nie ma wątpliwości.
Studiował uważnie twarz żony. Dostrzegł kilka
piegów na nosie. Okulary zniknęły. Nie pamiętali, co się
z nimi stało, gdy porwała ich namiętność. Dutch rozejrzał
się i dostrzegł je na małym stoliku przy kanapie.
-Zapomniałem, gdzie jesteśmy -przyznał z uśmie
chem. Westchnął i pocałował Dani. Objął dłonią
miękką, ciężką pierś. - Pozwolisz mi być przy kar
mieniu? -zapytał niepewnie i uśmiechnął się, widząc jej
rumieniec. - Pozwolisz? - nalegał.
- Zgoda - wykrztusiła i przytuliła zaczerwienioną
CZUŁY I OBCY 137
twarz do jego szyi. Ucałował czoło i przymknięte
powieki Dani.
- W pewnej chwili poczułem, że moje ciało rozpada
się na kawałki. Chciałbym wiedzieć, czy ty również...
Francuzi mówią, że wielka rozkosz przypomina trochę
śmierć - dodał z wahaniem. Rozumiesz mnie? - Dani
wstrzymała oddech.
- Tak - szepnęła. - Nie wiem tylko...
- Nie sądziłem, że może tak być - wyznał cicho
i mocniej ją przytulił. - Z nikim nie było mi tak dobrze
jak z tobą.
Tak, pomyślała ze smutkiem i przymknęła oczy,
pewnie to prawda, ale potrzebował tylko jej ciała.
Dobre i to, doszła do wniosku, głaszcząc w zadumie
włosy na karku Dutcha. Przynajmniej na początek.
Wyjechali do Chicago w poniedziałek rano. Dutch
zadzwonił do doktora Cartera, by się upewnić, że
podróż nie zaszkodzi zdrowiu Dani. Nie spuszczał jej
z oczu ani na chwilę. Śledził każdy krok żony. Śmieszy
ła ją nieco owa przesadna troskliwość. Śmieszyła...
a zarazem pochlebiała jej. Może istotnie stała mu się
bliska.
Nie kochali się więcej od tamtego dnia. Dutch był
opiekuńczy i tkliwy, ale o nic nie prosił. Nie wiedziała,
co nim kierowało, ale sama też niczego nie proponowa
ła. Dawno nauczyła się przyjmować wszystko, co miał
jej do zaoferowania, nie prosząc o nic więcej. Powoli
przywykła do myśli, że będzie dzielić z nim życie. Nie
miała innego wyjścia; nie potrafiłaby istnieć bez niego.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Dani z mieszanymi uczuciami myślała o spotkaniu
z przyjaciółmi Dutcha. Kiedy ich wreszcie poznała, bez
trudu wyczytali z jej twarzy niepewność.
- No proszę - pokiwał głową Apollo, ściskając
wyciągniętą nieśmiało dłoń. - Uprzedzałem cię, J.D.,
że ta młoda dama spodziewała się ujrzeć uzbrojonych
po zęby żołnierzy jak z okładki „Komandosa".
Dani zarumieniła się i wy buchnęła śmiechem.
- Na szczęście nie jestem aż tak naiwna, by oczeki
wać, że zobaczę tu jakieś okopy - zażartowała,
-Jasne.-Apollo zachichotał.-Witaj, przyszła mamo.
Dani spuściła oczy i uśmiechnęła się niepewnie.
Dutch objął ją ramieniem.
-Potwory -rozzłościła się Gabby. -Powinniście się
wstydzić.
- Zwykła ciekawość - bronił się J.D. Trzej przy
stojni mężczyźni mieli na sobie eleganckie letnie gar
nitury, a urocza Gabby włożyła sukienkę w zielony
deseń. W obszernym ciążowym kostiumie Dani czuła
się wśród nich jak kopciuszek.
- Otóż to - wtórował mu Apollo. - Kobieta, która
usidliła Dutcha, musi mieć klasę, prawda?
- Nie będę się z tobą sprzeczać - odparła z uśmiechem
Gabby. - Chodź, Dani, pomożesz mi przygotować
obiad, a tymczasem panowie omówią swoje sprawy.
CZUŁY I OBCTf
139
-Doskonały pomysł-przyznała Dani, uśmiechając
się figlarnie do męża. - Wprawdzie nie znam się na
karabinach, ale potrafię bez trudu odróżnić sałatę od
kartofli.
Dutch obdarzył ją czułym uśmiechem i zaborczym
spojrzeniem.
- Co mam robić? - zapytała Dani, gdy weszły do
kuchni.
- Przede wszystkim zdradź mi, jak tego dokonałaś?!
-zażądała Gabby z wesołym błyskiem w oczach.
- Dutch się ożenił! Możesz mi wierzyć, mój mąż i ja
o mało nie zemdleliśmy.
- To długa historia - mruknęła Dani, wyczuwając
w Gabby pokrewną duszę. Usiadła przy kuchennym
stole. - Musisz wiedzieć, że nie była to wcale miłość od
pierwszego wejrzenia - dodała cicho.
-Dla ciebie tak. - Gabby obserwowała ją uważnie.
- To się rzuca w oczy. Jesteś z nim szczęśliwa?
- Owszem, nawet bardzo - odparła Dani. - Nie
wiem tylko, czy zdołam go przy sobie zatrzymać. Jest
niezwykle opiekuńczy i chce mieć ze mną dziecko, nie
sądzę jednak, by kiedykolwiek mnie pokochał.
Gabby nalała kawy do filiżanek, włączyła kuchenkę
mikrofalową i usiadła obok Dani. Podsunęła jej fili
żankę, cukiernicę i dzbanuszek ze śmietanką.
- Wiesz, kim była dla niego Melissa? - zapytała po
chwili.
- T o kobieta, którą dawniej kochał? -Dani natych
miast się domyśliła, o kim mowa. Gabby skinęła głową.
- Nikt z nas by się o tym nie dowiedział, ale Dutch
był kiedyś ciężko ranny i bredził w gorączce. Nie ma
pojęcia, że się wygadał. -Gabby rzuciła Dani wymow
ne spojrzenie. - Kiedy pomyślę o tamtej kobiecie...
1 4 0 CZUŁY I OBCY
- Dutch wyznał mi wszystko - oznajmiła Dani
i wypiła łyk kawy. - Był zdruzgotany, gdy odkrył, że
jestem w ciąży.
- Powiedział ci, z czego żyje, nim się pobraliście?
- wypytywała Gabby. Dani uśmiechnęła się smutno
i pokręciła głową.
- Dowiedziałam się o tym dopiero po porwaniu
samolotu, którym wracaliśmy do kraju.
- Ależ wybraliście sobie moment. - Gabby wes
tchnęła głęboko. - Pamiętam doskonale, kiedy po raz
pierwszy usłyszałam o Dutchu. Martina, siostra J.D.,
została porwana przez terrorystów. Pojechaliśmy do
Włoch, by negocjować wysokość okupu. Dutch re
prezentował mego męża w rozmowach z porywaczami.
J.D. nie chciał mi go przedstawić. Twierdził, że Dutch
nienawidzi kobiet.
- Sama to od niego słyszałam - odparła Dani
z uśmiechem. - Kiedy się poznaliście?
- Dopiero na weselu. Inaczej go sobie wyobraża
łam. Początkowo byłam okropnie zdenerwowana w je
go obecności. Stopniowo poznawałam go coraz lepiej,
chociaż niełatwo czegoś się o nim dowiedzieć. W czasie
poprzedniej wizyty Dutcha rozmawialiśmy o tobie.
Zapytał, jak bym zareagowała, gdybym zaszła w ciążę,
a J.D. nie chciał niczego zmienić w swoim życiu.
Rozpłakałam się.
- Ja też często przez niego płaczę. - Dani oddychała
z trudem. - Nie wiem, co robić. Chyba nie mam prawa
żądać, by zmienił się dla mnie. Nie potrafię bez niego
żyć. Po prostu szaleję za nim. Umarłabym z rozpaczy,
gdyby przytrafiło mu się coś złego.
- Rozumiem cię doskonale - odrzekła cichutko
Gabby. - Zazdroszczę ci tego dziecka - dodała ze
CZUŁY I OBCY 1 4 1
smutnym uśmiechem i bezradnie wzruszyła ramiona
mi.-J.D. i ja robiliśmy wszystko, co w ludzkiej mocy...
daremnie.
- M oja przyjaciółka miała taki sam problem - przy
pomniała sobie Dani i poweselała. -Poddała się terapii
i pięć lat po ślubie urodziła trojaczki, a rok później
bliźnięta.
- Aż miło posłuchać! - Gabby roześmiała się
głośno.
- Co to za hałasy? - dopytywał się J.D., stanąwszy
w drzwiach kuchni. - Dostaniemy w końcu coś do
jedzenia?
Gabby zerwała się i z zuchwałą miną pocałowała go
w usta.
- Zaraz będzie obiad, głodomorze. Śmiałyśmy się
z trojaczków.
- Słucham? - J.D. otworzył szeroko oczy.
- Porozmawiamy później. Nakryj do stołu.
Późnym wieczorem Dani i Dutch znaleźli się w jego
mieszkaniu nad jeziorem. Nie spodziewała się, że
będzie urządzone tak luksusowo. Po raz kolejny
uświadomiła sobie, jak różnią się stylem życia. W cza
sie obiadu przyjaciele wspominali dawne czasy i Dani
usłyszała wiele opowieści o kompanach męża, których
jeszcze nie znała. Mówiono również o propozycji
Apolla i nowej pracy Dutcha. Dani słuchała z zapar
tym tchem. Nowa praca zawierała element ryzyka, ale
nie była nawet w połowie tak niebezpieczna jak jego
dotychczasowe zajęcie. Dani będzie musiała przywyk
nąć. Na pewno potrafi, jeśli się postara.
- Nie nadaję się do urzędniczej roboty - tłumaczył
Dutch po powrocie do domu, jakby wiedział, co ją
dręczy. Dani patrzyła przez okno na światła samo-
1 4 2 CZUŁY I OBCY
chodów i nadrzeczne latarnie. Odwróciła się i podeszła
do męża.
- Zdaję sobie z tego sprawę - uspokoiła go. Dutch
wepchnął ręce w kieszenie i wpatrywał się w nią przez
długą chwilę, mrużąc ciemne oczy.
- Spróbuję się ustatkować.
- O nic więcej nie proszę. - Pokiwała głową.
- Przyjmę wszystkie twoje warunki. Niewiele zostało
z mojej dumy. - Westchnęła i nagle jakby się po
starzała. - Czas spać, Eryku. Jestem zmęczona.
- To był ciężki dzień. Wybierz sypialnię.
Podniosła wzrok i uśmiechnęła się słabo. Szła
korytarzem, gdy nagle usłyszała jego głos.
- Dani... - Przystanęła, ale nie odwróciła się.
- Słucham. - Długo milczał, ważąc słowa.
- Pierwsze drzwi po lewej stronie prowadzą do
mojego pokoju - wymamrotał. - Łóżko jest ogrom
ne... starczyłoby miejsca dla nas trojga.
- Jeśli nie będziemy ci przeszkadzać... - szepnęła,
czując łzy pod powiekami.
- Przeszkadzać, też coś! - Natychmiast podbiegł do
Dani i wziął ją w ramiona. Objął żonę mocno, czule,
opiekuńczo. Natychmiast odnalazł jej usta. Przytuliła
się do niego z całej siły. Porwał ją na ręce, zajrzał
głęboko w oczy i znowu pocałował.
- Teraz? - zapytał niepewnie.
- Teraz - jęknęła niecierpliwie, myśląc z radością
o tym, co miało za chwilę nastąpić. Dutch pochylił
głowę i całował Dani, niosąc ją bez pośpiechu do
sypialni.
Po dwóch tygodniach wrócili do Greenville. Dani
musiała zrobić badania i zatrudnić drugą ekspedient-
CZUŁY I OBCY 143
kę. Wkrótce czekało ich kolejne rozstanie. Dutch miał
w poniedziałek ważną konferencję i musiał wrócić do
Chicago.
- Wcale nie mam ochoty zostawiać cię tutaj - oświa
dczył, rozglądając się po niewielkim mieszkaniu. Czuł
się z nią nierozerwalnie związany i nie lubił takich
rozstań. Dani najchętniej pojechałaby z mężem, ale nie
znalazła jeszcze w Chicago godnego zaufania lekarza,
a musiała zrobić badania i upewnić się, że dziecko jest
zdrowe.
-Nie martw się o mnie -prosiła, ujmując jego dłoń.
Odprowadziła męża do drzwi. - Nic mi nie będzie. Noc
bez ciebie dłuży się w nieskończoność, ale jakoś
przetrwam do twego powrotu - żartowała.
Nie uśmiechnął się, pogłaskał ją tylko po policzku
i zadrżał. Westchnął głęboko. Niepokój o dziecko jest
jedynym powodem tego dziwnego stanu, wytłumaczył
sobie. To zrozumiałe, że zależy mu na maleństwie i jego
matce.
- Wrócę pojutrze. Zostaniemy tu przez tydzień
i uporządkujemy wszystkie sprawy. Powtórz ode mnie
Harriett, żeby na ciebie uważała.
- Sama o tym pamięta. Dostanę całusa na pożegna
nie? - dodała z uśmiechem. Dutch przytulił ją mocno.
- Jeśli cię teraz pocałuję, skończy się na tym, że
zostanę w domu - mruknął z powagą. - Zaryzykuję.
Dani wspięła się na palce i dotknęła jego ust. Czuję
się, jakbym fruwał, przemknęło mu przez myśl, jak
bym unosił się w powietrzu. Przy Dani życie staje się
takie proste. Zamknął powieki, poznając na nowo
smak jej ust. Podniósł głowę i zajrzał w rozkochane
oczy. Przestał się bać jej uwielbienia. Chyba już się
przyzwyczaił. Musnął ostatni raz jej wargi.
144 CZUŁY I OBCY
- Sprawuj się dobrze. I żadnego biegania po scho
dach, zgoda?
- Zgoda. Do zobaczenia.
- Cześć - rzucił, gładząc jej włosy. Wyszedł, nie
odwracając głowy. Zamknęła drzwi i poczuła się
strasznie samotna.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Harriett z radością wysłuchała nowin, uszczęśliwio
na faktem, iż niezwykły mąż Dani postanowił się
wreszcie ustatkować.
- Dutch z pewnością coś do ciebie czuje - tłumaczy
ła z uśmiechem. - Mów, co chcesz, żaden mężczyzna
nie poszedłby na takie ustępstwa, gdyby chodziło mu
wyłącznie o łóżko.
Dani bała się nawet o tym pomyśleć, ale długo
rozważała jej słowa.
- Czasami wydajesz mi się bardzo naiwna, droga
przyjaciółko - oznajmiła Harriett, uśmiechając się
złośliwie. - Dutch już wpadł, choć sam nie zdaje sobie
z tego sprawy.
Oby to była prawda, pomyślała Dani, modląc się
o cud, oby mu się spodobała praca w firmie Apolla.
Bez żalu przeprowadziłaby się do Chicago. Od czasu
do czasu przyjeżdżałaby do Greenville. Poprosi Har
riett, żeby została matką chrzestną.
Z roztargnieniem krzątała się po księgarni, a myś
lami krążyła wokół Dutcha. W pewnym momencie
potrzebna jej była książka leżąca wysoko na półce.
Zaczęła się wspinać po drabinie. Nagle zachwiała się,
krzyknęła, ogarnięta panicznym Jękiem i runęła na
podłogę. Pobladła straszliwie i spojrzała na Harriett.
146 CZUŁY I OBCY
- O Boże, dziecko! - szlochała, obejmując dłońmi
brzuch.
- Spokojnie, tylko spokojnie - powtarzała w kółko
przyjaciółka. -Już dzwonię po pogotowie. Nie ruszaj
się. Coś cię boli?
- Nie wiem!
Harriett dopadła telefonu. Dani leżała na podłodze
sparaliżowana strachem. Osłaniała dłońmi brzuch.
Och, błagam, spraw, Boże, by dziecko ocalało, modliła
się w duchu. Zamknęła oczy. Gdy poczuła ból w no
gach i plecach, łzy spłynęły jej po policzkach. Nie, nie,
nie!
Krótkie oczekiwanie na karetkę było dla niej kosz
marem. Bała się śmiertelnie. Harriett pojechała z nią
do szpitala. Dani z trudem uświadamiała sobie jej
obecność. Bezustannie myślała o dziecku. Lekarz zajął
się nią natychmiast, ale nie rozwiał jej obaw. Zlecił
dodatkowe badania, a gdy je zakończono, przerażona
pacjentka została przewieziona do separatki. Wyniki
badań miały być znane dopiero za kilka godzin.
Dani płakała. Łzy płynęły bez przerwy, mimo że
Harriett próbowała ją pocieszyć. Dani czuła tępy ból
w dole brzucha. A więc straci dziecko. Naprawdę je
straci! Przyjaciółka próbowała się od niej dowiedzieć,
jak można zawiadomić Dutcha. Niewiele myśląc Dani
podała jej numer telefonu Brettmanów i zamknęła oczy.
Po co to wszystko, zastanawiała się. Dutch przyjedzie,.,
ponieważ czuje się za nią odpowiedzialny, ale to żadna
pociecha. Przypomniała sobie, że raz już stracił dziecko.
Na wieść o nowym nieszczęściu może się zachować
nieobliczalnie, pomyślała z przerażeniem.
Po kilku godzinach w drzwiach separatki stanął
doktor Carter. Wezwał pielęgniarkę i polecił jej przy-
CZUŁY [ OBCY 147
gotować zastrzyk na uspokojenie. Skinął na Harriett.
Dziewczyna natychmiast wyszła z pokoju.
- Dziecku nic się nie stało - oznajmił. - Pani również
nie ucierpiała bardzo przy tym upadku. Proszę się
natychmiast uspokoić.
- Słucham? - Dani podniosła na niego czerwone,
załzawione oczy.
- Dziecko jest w doskonałej formie. - Uśmiech
rozjaśnił niebieskie oczy doktora Cartera. - Takie
maleństwa są odporne na wstrząsy. Chronią je wody
płodowe. Oczywiście jest pani trochę posiniaczona, ale
siniaki wkrótce znikną. Nic nie zagraża pani zdrowiu.
- Dzięki Bogu! - Dani odetchnęła z ulgą. - Niepo
koi mnie tylko... chwilami czuję ból w dole brzucha.
- Fałszywy alarm. Nie ma powodu do obaw
- odparł z uśmiechem lekarz.
Pielęgniarka zjawiła się, by zrobić Dani zastrzyk,
lecz nim podeszła do łóżka, drzwi rozwarły się z trzas
kiem i do pokoju wtargnął jasnowłosy mężczyzna.
Miał dziki wzrok. Wystraszona pielęgniarka i lekarz
cofnęli się odruchowo.
- Eryku! - zawołała Dani, wstrząśnięta widokiem
jego zmienionej twarzy. Woda spływała z płaszcza
narzuconego niedbale na szary garnitur. Dutch patrzył
na nią z lękiem. Poczerwieniał na twarzy jak po długim
biegu, z trudem łapał oddech.
-Jak się czujesz? - zapytał drżącym głosem, dotyka
jąc ostrożnie jej rąk, jakby się obawiał, że są złamane.
- Co z dzieckiem?
- Nic nam się nie stało, Eryku - szepnęła. - Jesteśmy
zdrowi - zapewniła ponownie. Dutch patrzył na żonę
z uwielbieniem. Jej modlitwy zostały wysłuchane. -Po
prostu spadłam z drabiny, ale nic...
1 4 8 CZUŁY I OBCY
- Dzięki Bogu! - Usiadł na łóżku. Objął jej twarz
roztrzęsionymi z emocji dłońmi. W jego spojrzeniu
było coś, co sprawiło, że Dani nie potrafiła wykrztusić
słowa. Przez chwilę głaskał delikatnie policzki żony.
Nagle pochylił się i ukrył twarz na jej ramieniu.
- Dzięki Bogu - powtórzył, drżąc na całym ciele.
Dani zawahała się na moment, a potem objęła
mocno męża i zaczęła gładzić jego mokre włosy.
Uspokajał się stopniowo. Wilgotne krople spłynęły jej
na szyję. Poczuła łzy pod powiekami.
- Najdroższy - szepnęła. Zrozumiała, że jest mu
bardzo bliska. Wielkie uczucie objawiło się niespodzie
wanie, chociaż nie wspomniał o tym ani słowem. Dani
roześmiała się przez łzy. Teraz mogła zawojować cały
świat, przenosić góry. Dutch ją kochał!
- Pani mąż odreagowuje napięcie - stwierdził
doktor Carter, kiwając głową ze zrozumieniem. - Cią
ża to trudny czas również dla przyszłych ojców - dodał
z powagą. - Młody człowieku, proszę zdjąć płaszcz.
- Sam musiał ściągnąć mu prochowiec i marynarkę,
a potem podwinąć rękawy koszuli. Wbił igłę w musku
larne ramię. -Proszę tu wstawić dodatkowe łóżko. Ten
pan musi u nas zostać. Dani - dodał życzliwie - sądzę,
że środki uspokajające nie są już pani potrzebne.
- Ma pan racje, doktorze - odparła z rozmarzonym
uśmiechem, kołysząc w ramionach wyczerpanego mę
ża. Lekarz skinął głową i wyszedł. Pielęgniarka po
spieszyła za nim.
- Kocham cię - szepnęła Dani z uwielbieniem.
- Kocham cię, kocham cię...
Drżące wargi Dutcha dotknęły jej ust. Gdy podniósł
głowę, zobaczyła ślady łez na jego policzkach. Wcale
się ich nie wstydził.
CZULV I OBCV 149
- J.D. przyjechał do mnie, żeby przekazać wiado
mość od Harriett. Myślałem, że zwariuję - powiedział,
głaszcząc Dani po twarzy. - J.D wsadził mnie do
samolotu; Wypadłem z budynku lotniska jak burza,
zabrałem komuś taksówkę... nie pamiętam, jak się tu
dostałem. -Musnął ustami jej wargi. Uświadomił sobie
wreszcie, że najgorsze minęło. Żadne niebezpieczeństwo
nie groziło żonie, najbliższej jego sercu istocie. -Wieczo
rem miałem do ciebie zadzwonić. Nowa praca zapowia
da się interesująco. Znalazłem dla nas dom, blisko plaży,
z wielkim ogrodem. Wspaniałe miejsce dla dziecka.
- Na pewno mi się spodoba, kochanie - szepnęła.
- Bałem się pomyśleć, co tu zastanę - rzekł,
odgarniając jej włosy z czoła. - Nareszcie odkryłem, co
do ciebie czuję i nagle miałbym cię stracić? Nie
potrafiłbym już żyć samotnie.
- Nic mi nie grozi, więc nie obawiaj się samotności
- szepnęła.
Dutch dotknął jej ust, szyi, wydatnego brzucha.
- Kocham cię, Danielle - szepnął prawie niedo
słyszalnie. Był przerażony, ale w końcu odważył się
wyznać prawdę.
- Wiem. - Dani roześmiała się tryumfalnie. Dutch
również wybuchnął śmiechem.
- Mówię te słowa po raz pierwszy w życiu. To nie
takie trudne. - Zajrzał jej w oczy. - Kocham cię
- powtórzył.
- Ja też cię kocham - odrzekła radośnie Dani
i przeciągnęła się leniwie. Nagle jęknęła. - Cała jestem
posiniaczona. Po co właziłam na tę głupią drabinę?
-Wyrzucimy wszystkie drabiny - zdecydował Dutch.
-Powinniśmy się przeprowadzić do Chicago, muszę cię
mieć na oku. Harriett będzie nas odwiedzała.
1 5 0 CZUŁY I OBCY
- Jesteś pewny, że chcesz tak żyć? - zapytała,
patrząc mu w oczy.
- Oczywiście. Jak mógłbym się tobą opiekować,
gdybym wyjechał na drugi koniec świata? - argumen
tował rozsądnie. Mówił coraz wolniej, a jego głos
brzmiał sennie. - Poza tym jestem już trochę za stary
na takie przygody. Naprawdę chciałbym nauczyć
innych tego, co wiem o zwalczaniu terroryzmu. J.D.
mnie przekonał, że taka zmiana trybu życia wcale nie
jest trudna. Kiedy poślubił Gabby, zrozumiał, że
małżeństwo jest dla niego ważniejsze niż szukanie guza
na wojnie. Myślę, że ma rację. - Raz jeszcze rzucił
okiem na jej brzuch i położył na nim rękę. Pozbył się
nareszcie wszelkich uprzedzeń. - Lekarze są pewni, że
nic mu nie będzie?
- Urodzę ci zdrowe dziecko - zapewniła uśmiech
nięta Dani. Usiadła na łóżku i czule ujęła w dłonie jego
twarz. - To zdrowy, silny chłopiec. Tak powiedział
lekarz.
Dutch próbował odpowiedzieć, ale słowa uwięzły
mu w gardle.
- Będę się wami opiekował - szepnął wreszcie. Dani
przysunęła się bliżej i delikatnie przygryzła jego dolną
wargę.
- A ja zajmę się tobą najlepiej, jak potrafię, gdy
mnie stąd wypuszczą - żartowała.
Dutch zachichotał i dotknął ręką skroni.
- Chyba potrzebuję opieki. Co było w tej strzykaw
ce?
- Środek uspokajający. Mieli mi zrobić zastrzyk, ale
uznali, że tobie bardziej się przyda.
- Tyle chciałem ci opowiedzieć - Dutch uśmiechnął
się przepraszająco - ale czuję, że zasypiam.
CZUŁY I OBCY 1 5 1
Ledwie to powiedział, drzwi się otworzyły. Stanął
w nich doktor Carter. Pielęgniarka ustawiła w separatce
drugie łóżko. Lekarz popatrzył na Dutcha z uśmiechem.
- W samą porę. Widzę, że jest pan bardzo senny.
Marsz do łóżka, przyszły tatusiu. Drzemka doskonale
panu zrobi. Obudzę pana przed kolacją. Jak samopo
czucie, Dani?
- Wspaniałe. - Odetchnęła z ulgą. Wymienili z Du-
tchem czułe spojrzenia. Pielęgniarka gapiła się na
niego z zachwytem. Na ustach Dani igrał zarozumiały
uśmieszek kobiety, która jest pewna miłości swego
męża. Gdy Dutch wyciągnął się na łóżku, nie prze
stając patrzeć na żonę z uśmiechem, przymknęła oczy.
Przez chwilę myślała o czekającej ich wspólnej przy
szłości, a potem zapadła w głęboki sen.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Uroczysty chrzest dziecka odbył się sześć miesięcy
później w prezbiteriańskim kościele na przedmieściach
Chicago. Mały Joshua van Meer miał dwa miesiące i spał
spokojnie w ramionach matki. Szczęśliwego ojca rozpie
rała duma. Dawni towarzysze broni, siedzący w pierw
szych ławkach, wymieniali rozbawione spojrzenia.
Harriett była matką chrzestną. Czuła się dość
dziwnie w tym towarzystwie. Cóż za dziwaczna zbiera
nina ci znajomi Dutcha! Niewysoki, chudy mężczyzna,
wyraźnie starszy od pozostałych, siedział obok szczup
łej, przystojnej kobiety. Trzymali się za ręce. Wśród
kolegów Dutcha było też dwu Murzynów, jeden
postawny i budzący respekt, drugi niższy, o usposobie
niu wesołka. Harriett zauważyła jeszcze jedną parę:
ciemnookiego, czarnowłosego mężczyznę oraz brunet
kę o zielonych oczach w zaawansowanej ciąży. Po
drugiej stronie siedział bardzo śniady Portorykańczyk
w eleganckim garniturze. Matka chrzestna spojrzała
na kapłana, trzymającego dziecko na ręku. Uśmiech
nęła się z dumą. To przecież jej chrześniak. Powinna
teraz stać wraz z nimi przy ołtarzu, ale na nieszczęście
skręciła nogę w kostce, gdy wsiadała do samolotu,
i musiała przesiedzieć w ławce całą uroczystość. Może
to i lepiej, pomyślała, spoglądając z uśmiechem na
jasnowłosego Holendra. Ukochany Dani za bardzo
CZUŁY I OBCY 153
charakterem przypominał samą Harriett, by mogli się
zaprzyjaźnić. Ale nawet ona musiała przyznać, że
Dutch jest wspaniałym mężem i ojcem. I wyjątkowym
domatorem, co dziwniejsze. Postępował jak człowiek
porządny i odpowiedzialny. Ale ci jego znajomi...
Po ceremonii Dani podbiegła i serdecznie ucałowała
przyjaciółkę.
-Joshua był wyjątkowo grzeczny, prawda? -zawo
łała radośnie, przytulając ubrane na biało niemowlę,
które gaworzyło cichutko. - Jestem z niego bardzo
dumna. Harrie, musisz poznać naszych przyjaciół.
Gabbie! -Brettmanowie natychmiast do nich podeszli.
Rozpromieniona Gabby wdzięczyła się do maleństwa.
- Czyż nie jest śliczny? Ale wolałabym córeczkę. Za
to J.D. chciałby mieć syna - oznajmiła, podnosząc na
męża rozświetlone, kocie oczy.
- Syn, córka... wszystko mi jedno, byle było nasze
- odparł wesoło J.D. - Cześć, Dani. Piękna uroczys
tość. Dutch trzymał się dzielnie. Przyznaję, że jestem
z niego dumny.
- Jeszcze do mnie nie dotarło, że Dutch się ożenił.
- Chudy mężczyzna potrząsał głową z niedowierza
niem. - Ma nawet dziecko!
-Myślałem, że padnę, kiedy się o tym dowiedziałem
- oznajmił postawny Murzyn, przyłączywszy się do nich.
- Łachmaniarz niech się nie wygłupia, a ty, Apollo,
powinieneś się wstydzić -zgromiła ich Gabby. -Dutch
znalazł w końcu odpowiednią dziewczynę.
- I bardzo się z tego cieszę - odparł czarnoskóry
mężczyzna, puszczając oko do Dani. - Jest idealnym
wicedyrektorem mojej firmy. Może i Łachmaniarz
zacznie dla nas pracować? Bardzo by się przydał.
Semson i Drago już się zdecydowali.
1 5 4 CZVLY I OBCY
- Mdli mnie na widok waszych nadzianych forsą
bufonów - wyśmiał go Łachmaniarz. - A poza tym
pani Darwin, matka Gabby, i ja mamy na oku lepszy
interes. Będziemy hodować bydło w Teksasie.
- J.D. ma na nas wszystkich dobry wpływ. -Apollo
uśmiechnął się serdecznie do ciemnowłosego olbrzy
ma, przytulającego swoją żonę. - Wiele mu zawdzię
czam. Wyciągnął mnie z kłopotów. Tyle lat się ukry
wałem. To już przeszłość. Mam powody, by się cieszyć,
J.D., że znowu pracujesz jako prawnik.
- Jedźmy na obiad - zaproponował Dutch. - Czy
wszyscy znają drogę do naszego domu?
- Doskonały pomysł - ucieszył się Apollo. - Dużo
macie żarcia?
- Łachmaniarz i pani Darwin przywieźli mnóstwo
wołowiny. Jeśli nie będziesz się pchał na początek
kolejki, może dla wszystkich wystarczy.
- Przesadzasz, wcale nie jestem takim żarłokiem
- złościł się Apollo.
-Jasne. Co to dla ciebie pół szynki! Pamiętasz, jak
w Angoli pożarłeś w jednej chwili królika, którego
złapałem? - szydził z niego Dutch.
-Kiedy byliśmy w Wietnamie, zjadłeś mojego węża
- odparował Apollo.
- Panowie, jesteśmy na chrzcinach - wtrącił J.D.
- Zapomnijcie o dawnych urazach.
- Co ty powiesz? A kto pożarł ciasteczka przysłane
przez moją mamusię? Ty gadzie! - perorował Apollo.
-I pudding śliwkowy, który zwędziłem obozowemu
kucharzowi! -wpadłmu w słowo Dutch. J.D. zasłonił
się Gabby.
- Spokojnie, chłopaki, ręce przy sobie, mam ciężar
ną kobietę na utrzymaniu.
CZUŁY I OBCY 155
- Wiem, co czujesz. Sam tego niedawno doświad
czyłem - odparł Dutch.
- No, panowie, powinienem chyba trzymać się od
was z daleka - burknął Apollo. - To może być
zaraźliwe.
- Nie obawiaj się, Apollo. Nie sądzę, żebyś mógł
zajść w ciążę. - Dutch kpił z niego bezlitośnie. Dani
parsknęła śmiechem, a inni jej zawtórowali. Przytuliła
głowę do ramienia męża.
-Umieram z głodu. Jedźmy do domu. Przygotowa
liśmy mnóstwo jedzenia.
- Doskonale - ucieszył się Dutch. - Najwyższy czas
zacząć świętować.
- Nas czeka dziś inne święto - mruknęła Dani tak
cicho, by usłyszał ją tylko mąż. - Lekarz powiedział, że
możemy...
- Naprawdę? - Dutch uśmiechnął się i popatrzył na
śpiącego synka. - Dzisiejsza noc będzie wyjątkowa,
prawda? - zapytał uszczęśliwiony. - Będziemy się
kochać tak, jak tamtego ranka w Veracruz.
-1 znowu zrobisz mi dziecko? - szepnęła, czując, że
jej serce bije jak oszalałe.
-Porozmawiamy wieczorem-odparł, biorąc głębo
ki oddech.
- Zgoda - przytaknęła i spojrzała mu w oczy.
- Niczego nie żałujesz?.
- Niczego. Widzę, co zyskałem.
Dotknęła czule jego policzka. Uśmiechnął się i na
krótką chwilę zapomnieli o całym świecie.