background image

ALFRED HITCHCOCK 

 

 

 

 

 

TAJEMNICA  

SPOTKANIA  

MAŁYCH URWISÓW 

  

 

PRZYGODY TRZECH DETEKTYWÓW 

 

(PrzełoŜyła: GRAśYNA SPIECHOWICZ-KRISTENSEN) 

background image

Krótki wstęp Alfreda Hitchcocka 

 
Poczekajcie chwilkę. JuŜ wyłączam telewizor. 
Pozwólcie  teraz,  Ŝe  się  przedstawię.  Nazywam  się  Alfred  Hitchcock.  Jestem  reŜyserem  i 

autorem powieści kryminalnych. Niektóre z moich ksiąŜek sfilmowano. 

Na  ogół  nie  oglądam  telewizji.  Wyjątek  robię  tylko  dla  wiadomości.  Ale  dzisiaj  miałem 

szczególny  powód,  Ŝeby  obejrzeć  pewien  program.  Występował  w  nim  bowiem  jeden  z  moich 
młodych przyjaciół. 

Muszę przyznać, Ŝe nigdy bym go nie poznał. Był jeszcze dzieckiem, kiedy grał w tym serialu 

komediowym.  Ale  pragnąłem  go  obejrzeć,  poniewaŜ  wiedziałem,  Ŝe  właśnie  wznowienie  tego 
serialu dało początek Tajemnicy spotkania Małych Urwisów. 

Tajemnica  ta  to  najnowsza  sprawa,  w  którą  wmieszani  są  moi  młodzi  przyjaciele,  Trzej 

Detektywi. Na wszelki wypadek opowiem wam nieco o nich, zanim przystąpię do wyjaśnień, jak 
w tę sprawę zostali wplątani. 

Nazywają  się  Jupiter  Jones,  Pete  Crenshaw  Bob  Andrews.  Mieszkają  w  Rocky  Beach, 

niewielkim kalifornijskim miasteczku na wybrzeŜu Pacyfiku, niedaleko mojego domu w Malibu 
i tylko kawałek od Hollywoodu. 

Jupiter  Jones,  zwany  przez  przyjaciół  Jupe’em  jest  Pierwszym  Detektywem.  MoŜecie  mi 

wierzyć, to naprawdę urodzony detektyw.  Wiem, co mówię, bo sam pracowałem w  tej branŜy, 
zanim  zostałem  reŜyserem.  Ma  on  wszystkie  niezbędne  kwalifikacje,  czyniące  z  człowieka 
dobrego  detektywa:  bystre  oko,  które  nie  omija  Ŝadnych  szczegółów  sprawy,  oraz  umiejętność 
powiązania  tych  szczegółów  i  właściwego  ich  odczytania.  A  co  najwaŜniejsze  dąŜy  uparcie  do 
celu i nigdy się nie pod daje zanim nie znajdzie właściwej odpowiedzi. 

To  wcale  nie  znaczy,  Ŝe  Jupe  nie  ma  wad.  Trudno  o  nim  powiedzieć,  Ŝeby  był  specjalnie 

skromny. A poza tym jest przewraŜliwiony na punkcie paru rzeczy, na przykład swojej wagi. Nie 
przejmuje  się  zbytnio,  kiedy  przyjaciele  nazywają  go,  no  powiedzmy...  krępym.  Ale  jeśli  nie 
chcesz zadzierać z Jupe’em, nigdy, przenigdy nie nazywaj go Tłuścioszkiem. 

Pete  Crenshaw,  Drugi  Detektyw,  to  znakomity  sportowiec.  Świetnie  biega,  pływa,  gra  w 

koszykówkę. To znaczy, Ŝe w sytuacjach, w których trzeba podjąć choćby najmniejsze ryzyko, 
wymagające fizycznej zręczności, wybór pada zazwyczaj na niego. Nie moŜna powiedzieć, Ŝeby 
Pete  lubił  ryzykowne  sytuacje.  Wcale  nie.  Jeśli  mam  być  szczery,  jest  najostroŜniejszy  z  całej 
trójki. 

Bob  Andrews,  Trzeci  Detektyw,  zajmuje  się  dokumentacją  i  prowadzi  badania.  Pracuje 

dorywczo  w  bibliotece  w  Rocky  Beach.  Jest  rozwaŜny  i  rozmiłowany  w  nauce.  Bardzo  się 
przydaje Jupe’owi, poniewaŜ potrafi zadawać właściwe pytania we właściwych momentach. 

Trzej  Detektywi  dość  długo  juŜ  pracują  razem  i  rozwiązali  mnóstwo  przedziwnych 

tajemniczych  zagadek.  Ale  ostatnia  sprawa  róŜni  się  nieco  od  pozostałych.  Jest  inna,  choćby 
dlatego,  Ŝe  Pierwszy  Detektyw  był  osobiście  zaangaŜowany  w  Tajemnicę  spotkania  Małych 
Urwisów. 

Chodzi  o  to,  Ŝe  ten  dziecięcy  aktor,  którego  przed  chwilą  oglądałem  na  ekranie,  to  właśnie 

Jupiter Jones. Był on kiedyś jednym z Urwisów, a ich spotkanie po latach zapoczątkowało całą 
tę historię. 

 

Alfred Hitchcock 

background image

ROZDZIAŁ 1 

 

Nieznana przeszłość Jupe’a 

 

— Dosyć. Starczy — błagał Jupiter Jones. — Wyłączcie to. 
Chłopak wcisnął się tak głęboko w fotel obrotowy, Ŝe tylko jego oczy były widoczne sponad 

sfatygowanego  drewnianego  biurka.  Z  ust  wydobywał  mu  się  jęk.  śywa,  inteligentna  twarz 
Jupitera  była  aŜ  wykrzywiona  z  bólu.  Pierwszy  Detektyw  wyglądał  i  jęczał  jak  człowiek 
poddawany  straszliwym  torturom.  I  właśnie  tortura  wydawała  się  być  najodpowiedniejszym 
określeniem. 

Torturowano  go  na  oczach  jego  dwóch  najlepszych  przyjaciół.  I  Ŝaden  z  nich  nawet  nie 

kiwnął  palcem,  Ŝeby  mu  pomóc.  Dwaj  pozostali  detektywi,  Pete  Crenshaw  i  Bob  Andrews, 
chichotali rozbawieni, od czasu do czasu wybuchając gromkim śmiechem. 

Cała trójka znajdowała się w sekretnej Kwaterze Głównej, mieszczącej się na teren je składu 

złomu  w  Rocky  Beach,  niewielkim  miasteczku  na  wybrzeŜu  Pacyfiku,  niedaleko  Hollywoodu. 
Pete leŜał rozwalony w fotelu bujanym, a jego stopy spoczywały na otwartej szufladzie szafy na 
akta. Bob siedział na taborecie opierając się plecami o ścianę. 

Wszyscy  oglądali  telewizję.  Na  ekranie  widać  było  pulchne,  chyba  trzyletnie  dziecko,  które 

siedziało  po  turecku  na  stole  kuchennym.  Ręce  dziecka  były  wykręcone  do  tyłu  i 
przytrzymywane przez ośmio-, moŜe dziewięcioletniego chłopca o obwisłych powiekach. Trzeci 
chłopiec mógł mieć około jedenastu lat i właśnie coś mieszał w porcelanowej misce. Był wysoki 
i  chudy,  a  przez  jasne,  króciutko  przystrzyŜone  włosy  prześwitywała  koścista  głowa,  niczym 
posypane solą jajko na twardo. Śmiał się tak idiotycznie, Ŝe człowiek zastanawiał się, czy w tej 
jego jajowatej głowie znajdowało się coś jeszcze oprócz ugotowanego na twardo Ŝółtka. 

— Och, plosę — was głos małego grubaska był zdumiewająca głęboki. — Psestańcie, plosę. 

Ja nie chcę mieć odly. 

— Wyłączcie to — Pierwszy Detektyw ponowił swoje błagania. — JuŜ tego nie mogę dłuŜej 

znieść. 

— Ale ja chcę zobaczyć koniec — zaprotestował Pete. — Chcę zobaczyć, jak to się skońcy. 

To znaczy, chciałem powiedzieć, skończy. 

—  Po  co  te  krzyki,  Mały  Tłuścioszku  —  powiedział  jeden  z  chłopców  na  ekranie, 

czarnoskóry, 

silnie 

zbudowany 

dwunastolatek 

sztywnych, 

sterczących 

włosach, 

przypominających kolce jeŜa. Wyśmiewał się z dziecka na równi z tamtymi, ale w jego śmiechu 
moŜna było wyczuć pewną łagodność, świadczącą o tym, Ŝe tak naprawdę to nie byłby w stanie 
skrzywdzić tego małego grubaska. 

— JeŜeli twoi rodzice będą myśleli, Ŝe masz odrę — tłumaczył mu monotonnym głosem — to 

wszyscy  inni  się  zlękną,  Ŝe  my  teŜ  moŜemy  się  zarazić.  I  wtedy  będziemy  musieli  zostać  w 
domu. 

—  No  właśnie  —  zawtórował  mu  chłopiec  o  ogromnych  stopach.  —  Będą  myśleli,  Ŝe 

jesteśmy zaraźliwi. 

OstrzyŜony  na  króciutko  urwis,  zwany  Łysą  Czaszką,  zakończył  mieszanie  mikstury  w 

porcelanowej misce i przystąpił do swojego popisowego numeru. 

Jupe  podniósł  rękę,  Ŝeby  zasłonić  sobie  oczy.  Pamięć  o  tym  numerze  budziła  w  nim 

szczególną odrazę. Łysa Czaszka potrafił poruszać uszami i robił to w taki sposób, Ŝe ogromne 
róŜowe płatki trzęsły się jak galareta. 

background image

I  na  tym  się  jego  aktorskie  zdolności  kończyły,  pomyślał  Jupe  ze  wstrętem,  słysząc  głośny 

ś

miech Boba i Pete’a. 

Stale  poruszając  uszami,  Łysa  Czaszka  schwycił  pędzelek,  zanurzył  go  w  misce  i  zaczął 

przyozdabiać okrągłą buzię Małego Tłuścioszka czerwonymi kropkami. Dziecko wyrywało się i 
broniło, ale nie płakało. Jego buzia pozostała czarującą twarzą piegowatego cherubinka. 

Tego  nie  moŜna  było  powiedzieć  o  twarzy  Jupe’a,  który  przez  zaciśnięte  palce  oglądał 

program, przyglądając się sobie ze stale rosnącym zdumieniem. 

Czy  to  naprawdę  był  on?  Czy  moŜliwe,  Ŝeby  ten  pucołowaty  brzdąc  w  śmiesznych 

drelichowych  spodenkach  pozwalający  Łysej  Czaszce  malować  czerwone  kropki  na  nosie  i 
policzkach  był  naprawdę  nim,  Jupiterem  Jonesem.  Pierwszym  Detektywem,  rozwiązującym 
zagadki,  sprawiające  niekiedy  trudności  miejscowej  policji  i  samemu  komendantowi 
Reynoldsowi? 

Niestety to była prawda i Jupiter wiedział o tym doskonale. Kiedyś w przeszłości był Małym 

Tłuścioszkiem, jednym z głównych bohaterów serialu o losach Małych Urwisów. 

Jupiter robił wszystko, Ŝeby o tym zapomnieć. Ale kiedy przypadkowo powracał myślami do 

tamtych lat, wówczas pocieszał się myślą, Ŝe to nie on sam wybrał rolę Małego Tłuścioszka. 

Jupiter  został  Małym  Urwisem  mając  trzy  lata,  a  w  tym  wieku  jest  się  jeszcze  o  wiele  za 

małym na podejmowanie samodzielnych decyzji.  Nie naleŜy  myśleć,  Ŝe  Jupiter winą za tę rolę 
obciąŜał  rodziców.  Im  rola  w  serialu  wydawała  się  wielką  Ŝyciową  szansą.  Rodzice  Jupitera 
zginęli, kiedy chłopiec  miał cztery lata. Z  zawodu byli tancerzami  i jeździli po całej  Kalifornii 
biorąc  udział  w  róŜnych  konkursach,  tańcząc  dla  pieniędzy  tango  albo  walce  w  jarzących  się 
ś

wiatłami  salach  balowych.  Występowali  równieŜ  w  serialach  muzycznych,  we  wszystkich 

większych studiach, tworząc pełną wdzięku wirującą parę. 

Zaprzyjaźnili  się  wtedy  z  reŜyserem  filmowym,  który  potem  wpadał  do  nich  czasami  z 

wizytą. I właśnie w czasie jednej z takich wizyt (O, tego niedzielnego wieczoru Jupiter nigdy nie 
zapomni!) przedstawiono go reŜyserowi. 

— Ty teŜ chcesz zostać tancerzem, kiedy dorośniesz, prawda? —za pytał reŜyser chłopca. 
— Nie — odpowiedział Jupiter bez wahania swoim zdumiewająca głębokim głosem. — Mam 

zupełnie  odmienne  zainteresowania.  Wołałbym  uŜywać  mojego  umysłu,  a  nie  ciała.  Obawiam 
się równieŜ, Ŝe moja koordynacja ruchowa nie jest najlepsza. Za to mam wyborną pamięć. 

—  A  ile  ty  właściwie  masz  lat?  —  zapytał  reŜyser  bojaźliwym  głosem  człowieka,  który 

dopiero co zobaczył w swoim ogrodzie jednoroŜca. 

— Dwa lata i jedenaście miesięcy, proszę pana. 
ReŜysera  zamurowało  i  dopiero  po  opuszczeniu  domu  rodziców  Jupitera,  juŜ  siedząc  w 

samochodzie, zamruczał do siebie: 

— Ten dzieciak ma wrodzony talent. Tam do licha. Widziałem wielu, ale ten bąk to urodzony 

aktor. 

Po  paru  dniach  zrobiono  Jupiterowi  próbne  zdjęcia  filmowe,  a  juŜ  za  miesiąc  został  Małym 

Tłuścioszkiem i jednym z Małych Urwisów. 

W  swojej  roli  osiągnął  natychmiastowy  sukces.  Był  nie  tylko  urodzonym  aktorem,  który 

umiał  czkać,  seplenić,  śmiać  się  i  płakać  na  zawołanie.  Miał  równieŜ,  w  odróŜnieniu  od 
pozostałych Małych Urwisów, jeszcze jedną rzadką właściwość. Potrafił bez problemu nauczyć 
się  na  pamięć  całych  stronic  dialogów.  W  czasie  tego  roku,  kiedy  występował  w  serialu,  nie 
zapomniał ani jednej repliki, ani jednego zdania. I gdyby nie tragiczna śmierć rodziców, Jupiter 
mógłby jeszcze latami występować w serialu. 

Po  śmierci  rodziców  sierotą  zaopiekowali  się  wujek  Tytus  i  ciocia  Matylda  Jonesowie. 

background image

Chłopiec zamieszkał z nimi w Rocky Beach. Pewnego dnia ciocia Matylda, która była Ŝyczliwą i 
mądrą kobietą, zadała mu Ŝyczliwe i mądre pytanie. 

— Czy chcesz w dalszym ciągu występować jako Mały Urwis? 
— Nie mam na to najmniejszej ochoty — odpowiedział Jupiter. 
Chłopiec  nie  miał  nic  przeciwko  wstawaniu  o  wpół  do  czwartej  kaŜdego  ranka,  jeździe  do 

studia filmowego albo wysiadywaniu na krześle podczas charakteryzacji, kiedy to malowano mu 
twarz,  szyję  i  nawet  uszy  na  jasnopomarańczowy  kolor,  aby  mu  nadać  bardziej  „naturalny” 
filmowy  wygląd.  Nie  przeszkadzało  mu  takŜe  wyczekiwanie  godzinami  w  studiu,  podczas  gdy 
kamerzysta wściekał się z powodu świateł. Uwielbiał czytać i rozwiązywać krzyŜówki. Szczerze 
mówiąc  nawet  wypowiadanie  głupiutkich  uwag,  seplenienie  czy  naśladowanie  ruchów  małego 
bobasa  nie  sprawiało  mu  specjalnej  przykrości.  Ale  było  coś,  czego  Jupiter  serdecznie  nie 
cierpiał. Nie cierpiał mianowicie swoich kolegów, Małych Urwisów, a przynajmniej większości 
z nich. 

W  przeciwieństwie  do  Jupitera  nie  umieli  zrozumieć,  Ŝe  wszystko  to,  co  robili  na  planie 

filmowym  —  malowanie  kropek  na  twarzy  Małego  Tłuścioszka  czy  teŜ  polewanie  go  węŜem 
ogrodowym dla znalezienia schowanych przez niego słodyczy — jest tylko i wyłącznie grą. Nie 
byli po prostu w stanie pojąć, Ŝe psotne Urwisy, których ludzie podziwiali na ekranie, to jedynie 
filmowe postaci. 

Jego  koledzy  z  ekranu  grali  swoje  role  i  poza  planem  filmowym.  Jupiter  był  najmłodszy  i 

najmniejszy i dlatego padał nieustannie ofiarą głupich Ŝartów. 

PoniŜano  go  i  terroryzowano.  Posypywano  mu  lody  pieprzem  w  czasie  przerwy  na  lunch  w 

stołówce  studia.  Zlepiano  mu  klejem  włosy  w  charakteryzatorni,  a  z  drelichowych  spodenek 
obcięto wszystkie guziki. 

Ale najgorsze było to, Ŝe cały czas nazywano go Małym Tłuścioszkiem. Te puste głowy nie 

mogły  zrozumieć,  Ŝe  on  nie  jest  Małym  Tłuścioszkiem.  W  prawdziwym  Ŝyciu  był  wyłącznie 
Jupiterem Jonesem. 

To  dlatego  nie  wahał  się  ani  przez  sekundę,  kiedy  ciocia  Matylda  zapytała  go,  czy  chce  w 

dalszym ciągu grać Małego Urwisa. Jupiter miał wraŜenie, Ŝe zwabiono go do klatki i zmuszano 
do przebywania przez długi czas w otoczeniu wyjących i skrzeczących małp i Ŝe teraz Ŝyczliwa 
ciocia Matylda pozwala mu opuścić tę klatkę. 

Po  upływie  rocznego  kontraktu  Jupiter  poŜegnał  na  zawsze  Małych  Urwisów.  A  kiedy 

zabrakło Małego Tłuścioszka, serial wkrótce zniknął z ekranu. 

Jupe zamieszkał z ciocią i wujkiem w ich domu, który zawdzięczał swą nazwę naleŜącemu do 

nich składowi złomu. W szkole poznał Pete’a Crenshawa i Boba Andrewsa. Chłopcy szybko się 
zaprzyjaźnili  i  zasłynęli  wkrótce  jako  Trzej  Detektywi  —  odpowiedzialni  młodzi  detektywi, 
którzy rozwiązywali powaŜne i często skomplikowane sprawy kryminalne. Jupiter próbował ze 
wszystkich sił zapomnieć, Ŝe był kiedykolwiek Małym Tłuścioszkiem. I przez wiele lat mu się to 
udawało. 

Ale potem zdarzyło się coś strasznego.  W kaŜdym razie strasznego dla Jupe’a. Studio,  które 

kiedyś wyprodukowało Małych Urwisów, odsprzedało serial jednej z sieci telewizyjnych. Po raz 
pierwszy Jupe dowiedział się o tym, kiedy kolega z klasy poprosił go o autograf. Było to wkrótce 
po pojawieniu się imienia Jupe’a w miejscowej gazecie w związku z opisem obławy na złodziei 
pereł i znaczącej roli, jaką Jupe odegrał w tej sprawie. 

— Z szacunkiem, Pierwszy Detektyw, Jupiter Jones — napisał Jupe z dumą na czystej stronie 

ksiąŜki do autografów. 

— AleŜ nie. Napisz twoje prawdziwe imię. To, które zrobiło cię sławnym. Mały Tłuścioszek 

background image

— powiedział jego głupkowaty kolega, wyrywając kartkę z ksiąŜki. 

I  tak  było  cały  czas,  przez  trzy  ostatnie  tygodnie  roku  szkolnego.  Jupe  miał  wraŜenie,  Ŝe 

wszyscy  w  szkole  mówią  tylko  o  ostatnim  odcinku  Małych  Urwisów.  Chłopcy  i  dziewczęta, 
których Jupe nawet nie znał z widzenia, podchodzili do niego na dziedzińcu szkolnym, Ŝeby mu 
powiedzieć, jak był zabawny. Dochodziło do tego, Ŝe błagali go wręcz, Ŝeby seplenił chichotał 
jak Mały Tłuścioszek. 

— Powiedz „Plosę was, psestańcie”. 
ś

ycie Jupe’a stało się koszmarem. 

Sytuacja trochę się poprawiła wraz z nastaniem letnich wakacji. Jupe ukrywał się teraz przed 

swoimi  wielbicielami  w  sekretnej  Kwaterze  Głównej  detektywów  na  terenie  składu  złomu. 
Kryjówka mieściła się w przyczepie kempingowej schowanej przed wzrokiem ciekawskich pod 
stertą starego Ŝelastwa. Detektywi magli się nawet poszczycić maleńkim telewizorem. I właśnie 
ten  telewizor  stał  się  przekleństwem  dla  Jupe’a.  Pete  i  Bob  domagali  się  oglądania  odcinków 
Małych  Urwisów,  kiedy  tylko  to  było  moŜliwe.  Niestety,  jego  przyjaciele  naprawdę  lubili  ten 
stary serial. 

Bob i Pete bawili się w dalszym  ciągu znakomicie, wpatrując się w ekran telewizyjny. Łysa 

Czaszka,  kościsty  chłopak  o  króciutkich,  jasnych  włosach,  właśnie  zakończył  przyozdabiać 
twarz  Małego  Tłuścioszka  czerwonymi  kropkami.  Teraz  usiłował  ściągnąć  mu  koszulę,  Ŝeby 
zrobić to samo z jego klatką piersiową. Na ekranie drzwi do kuchni otworzyły się gwałtownie i 
ciemnowłosa,  dziewięcioletnia  dziewczynka  wtargnęła  do  środka.  To  była  Śliczna  Peggy, 
bohaterka  serialu,  która  często  wydobywała  Małego  Tłuścioszka  z  opresji  w  ogóle  była  jego 
dobrym duchem. 

— Zostaw go w spokoju — powiedziała Śliczna Peggy do Łysej Czaszki. 
— Plosę, plosę, psestań — zawtórował jej Mały Tłuścioszek. 
Ale  Łysa  Czaszka  ani  myślał  przestać.  Próbował  teraz  zamknąć  Śliczną  Peggy  w  szafie. 

Niewysoki,  krępy  chłopiec,  zwany  Naleśnikiem,  o  włosach  jak  kolce  jeŜa,  stanął  po  stronie 
Peggy.  Między  Małymi  Urwisami wywiązała się bójka.  Któryś z nich zauwaŜył tort na półce i 
rzucił  nim  w  Peggy.  Nie  trafił  jednak  dziewczynki  i  tort  wylądował  na  twarzy  Małego 
Tłuścioszka. 

— O, baldzo dobze — ucieszył się Mały Tłuścioszek zgarniając krem z nosa i ładując go do 

buzi. — To znacnie lepse od odly. 

— Jupi-ter. Gdzie jesteś? 
W  głośniku  słychać  było  wołanie  cioci  Matyldy.  Jupe  zainstalował  mikrofon  na  podwórku, 

Ŝ

eby  móc  słyszeć  ciotkę,  kiedy  on  sam  przebywał  w  Kwaterze  Głównej.  Jej  głos  oznaczał 

zazwyczaj tylko jedno — pracę. Jupe nie miał w zasadzie nic przeciwko pracy w składzie złomu, 
poniewaŜ pozwalała mu ona opłacać telefon chłopców w Kwaterze Głównej. Z drugiej strony nie 
sprawiała mu teŜ specjalnej przyjemności. Nawet teraz Jupe wolał pracę umysłową od fizycznej. 

Ale dzisiaj głos cioci Matyldy był dla niego wybawieniem. Chłopiec wyskoczył spoza biurka 

i z westchnieniem ulgi wyłączył telewizor. Słodka buzia Małego Tłuścioszka zniknęła z ekranu. 
Po chwili Trzej Detektywi opuścili starannie zamaskowaną Kwaterę Główną wyjściem, zwanym 
Tajemnicza Furtka Cztery. Ominęli stertę drewna i podeszli do cioci Matyldy od tyłu. 

— No, jesteście wreszcie — powiedziała. 
Jupe zaczął zdejmować kurtkę. 
— Co mam robić? — zapytał. 
Ale  tym  razem  cioci  Matyldzie  nie  chodziło  o  zapędzenie  chłopców  do  roboty.  Jakiś 

męŜczyzna chciał rozmawiać z Jupe’em i czekał na niego przy furtce. 

background image

Jupe ponownie westchnął, ale w jego westchnieniu nie było ulgi. Przez ostatnie parę tygodni 

mnóstwo ludzi przychodziło do składu złomu, pragnąc rozmawiać z chłopcem. Byli to reporterzy 
gazet z Los Angeles, a nawet z dalekiego San Francisco, którzy odnaleźli go za pośrednictwem 
studia. Celem tych wizyt było napisanie artykułów typu „Gdzie on teraz jest?” albo „Co się stało 
z Małym Tłuścioszkiem?” 

—  Powiedz  mu,  Ŝeby  sobie  poszedł  —  prosił  Jupe  ciocię  Matyldę.  —  Powiedz  mu,  ze  nie 

chcę z nim rozmawiać. 

— AleŜ usiłowałam to zrobić, Jupiterze. Ale on nie chce odejść. Mówi, Ŝe to bardzo waŜne. 

—  Ciocia  Matylda  uśmiechała  się  ze  współczuciem.  Doskonale  rozumiała  Jupitera.  Przez 
ostatnie  tygodnie  niezmordowanie  starała  się  ochraniać  go  przed  natrętnymi  reporterami  i 
tabunami ludzi, którzy proponowali mu występ w telewizyjnych programach rozrywkowych 

— Ten człowiek ma niezwykle luksusowy samochód — nie dawała za  wygraną ciotka. — I 

mówi,  Ŝe  moŜe  w  nim  długo  czekać.  A  nasza  droga  dojazdowa  będzie  przez  to  zablokowana. 
Dlatego wydaje mi się, Ŝe powinieneś z nim porozmawiać. 

— W porządku — zgodził się Jupe niechętnie. — Porozmawiam z nim tylko po to, Ŝeby się 

go pozbyć. Ale pod Ŝadnym pozorem nie zamierzam z nim mówić o Małych Urwisach. 

Samochód był rzeczywiście luksusowy, elegancki Ŝółty citroen, o przodzie przypominającym 

głowę wieloryba. MęŜczyzna, który wstał zza kierownicy właśnie w tym momencie, kiedy Trzej 
Detektywi przechodzili przez furtkę, był wysoki i równie elegancki jak jego wóz. 

Jako  detektyw  Jupe  przyswoił  sobie  nawyk  obserwowania  ludzi,  ich  twarzy,  ubrań,  kształtu 

uszu, znaków szczególnych. U męŜczyzny rzucały się w oczy zęby. Były duŜe i białe i lśniły jak 
półksięŜyc w jego opalonej twarzy. Błyszczały za kaŜdym razem, kiedy się uśmiechał, a zdawał 
się to robić nieustannie. 

—  A  więc  to  ty  jesteś  Jupiter  Jones  —  powiedział  męŜczyzna  uśmiechając  się  szeroko.  — 

Nazywam się Milton Glass. Jestem szefem reklamy w studiu telewizyjnym. 

Jupe  stał  między  Pete’em  i  Bobem  i  cała  jego  tęgawa  postać  była  aŜ  sztywna  od  nietajonej 

niechęci. Spoglądał spode łba na Miltona Glassa nie mówiąc ani słowa. 

— Mam pewną propozycję, która być moŜe cię zainteresuje, Jupiterze. — Głos olbrzyma był 

niezwykle  przyjazny.  —  Zamierzam  urządzić  spotkanie  Małych  Urwisów  i  zaprosić  ich 
wszystkich na interesujący lunch do studia, a potem... 

—  Nie,  dziękuję  bardzo.  —  Jupe  juŜ  nie  mógł  dłuŜej  milczeć.  To  przeszło  jego  najgorsze 

oczekiwania.  Propozycje  wywiadów  i  występów  na  Ŝywo  były  wystarczająco  koszmarne,  ale 
myśl  o  ponownym  spotkaniu  z  tymi  wstrętnymi  dzieciakami  budziła  w  nim  mdłości.  Odwrócił 
się i zaczął iść w stronę domu. 

—  Czy  naprawdę  nie  masz  ochoty  na  spotkanie  ze  swoimi  starymi  przyjaciółmi?  —  Milton 

Glass objął Jupe’a swoją potęŜną łapą. —Z Łysą Czaszką, Ogarem, Platfusem i... 

— Nie, dziękuję uprzejmie. — Jupe próbował się oswobodzić, ale szef od reklamy trzymał go 

w Ŝelaznym uścisku. — Miałem dostatecznie długo do czynienia z tymi idiotami i wystarczy mi 
to do końca Ŝycia, i nigdy więcej... 

—  Brawo,  chłopcze.  —  Uśmiech  Miltona  Glassa  był  niebywale  przyjazny.  —  Właśnie  to 

spodziewałem się od ciebie usłyszeć. 

— Co? — Nieczęsto się zdarzało wyprowadzić Pierwszego Detektywa z równowagi, ale teraz 

nie mógł w Ŝaden sposób zrozumieć dlaczego ten śmiejący się olbrzym był tak zachwycony jego 
odmową. Spojrzał na niego wyczekująco. 

—  Ci  chłopcy  zrobili  z  ciebie  kozła  ofiarnego,  prawda?  Byli  wstrętni,  a  w  kaŜdym  razie 

większość z nich. Wyśmiewali się z ciebie i nazywali Małym Tłuścioszkiem. ZałoŜę się, Ŝe ich 

background image

nienawidzisz, czyŜ nie tak? 

— Nienawiść do ludzi nie leŜy w moim charakterze — odpowiedział Jupe zimno. — Ale to 

prawda, Ŝe ich nie cierpię. I to bardzo. 

—  Wspaniale.  —  Białe  zęby  Miltona  Glassa  zalśniły  jeszcze  mocniej.  —  A  teraz  daję  ci 

szansę odwetu. Będziesz mógł ich zdemaskować jako tych idiotów, którymi zawsze byli. 

— Jak? — Twarz Jupe’a pozostała chłodna, ale w oczach pojawił się błysk zainteresowania. 
—  W ogólnokrajowym  programie telewizyjnym  — wytłumaczył mu  Milton Glass. — Moje 

studio  planuje  emisję  miniserialu,  w  skład  którego  wejdą  dwa  kwizy.  Wszystkie  Małe  Urwisy 
będą  konkurować  ze  sobą.  I  mam  przeczucie,  Ŝe  wygrasz,  Jupiterze.  Za  twoją  sprawą  ci  inni 
będą wyglądać jak banda głupców. 

Przez  głowę  Pierwszego  Detektywa  przeleciał  błysk  przypomnienia.  Łysa  Czaszka.  Jego 

jajowata,  twarda  głowa.  Idiotyczny  śmiech.  Łysa  Czaszka  wykręcający  mu  rękę  i  wkładający 
zdechłą mysz do woreczka śniadaniowego. 

Umysł  Jupitera  pracował  na  przyspieszonych  obrotach,  kiedy  patrzył  na  uśmiechniętą, 

przyjazną twarz Miltona Glassa. 

—  A  pierwsza  nagroda,  Jupiterze  —  powiedział  Milton  Glass  tonem  zachęty  —  pierwsza 

nagroda w tym konkursie wynosi aŜ dwadzieścia tysięcy dolarów. 

background image

ROZDZIAŁ 2 

 

Niespodzianka w Studiu Numer Dziewięć 

 

Limuzyna  musiała  zatrzymać  się  przed  bramą  wytwórni  filmowej,  znajdującej  się  na  ulicy 

Winnej w Hollywoodzie. Umundurowany straŜnik skinął kierowcy przyjaźnie głową, a następnie 
podszedł do samochodu, Ŝeby sprawdzić imiona chłopców na liście. 

—  Jupiter  Jones  —  powiedział  Jupe  dobitnie.  Powziął  stanowczą  decyzję,  Ŝe  nie  będzie 

tolerował Ŝadnych bzdur w rodzaju nazywania go Małym Tłuścioszkiem. 

—  Jones  Jupiter.  —  StraŜnik  rzucił  okiem  na  listę.  —  Ulica  Wschodzącego  Słońca  numer 

czterdzieści pięć w Rocky Beach. Zgadza się? 

— Tak — przyznał Jupiter. 
StraŜnik kiwnął głową. Teraz przyszła kolej na dwóch pozostałych detektywów. 
— Pete Crenshaw. 
— Bob Andrews. 
StraŜnik  znalazł  ich  nazwiska  i  adresy  i  ponownie  kiwnął  głową.  Następnie  zatknął  za 

wycieraczkę samochodu małą, białą karteczkę, którą Jupe rozpoznał jako przepustkę do studia. 

— Studio Numer Dziewięć — powiedział, kierując ich do środka. 
Kierowca  limuzyny  jechał  wolniutko  długą  ulicą.  Po  drodze  minęli  Nowojorską  Bibliotekę 

Publiczną, starą Operę w San Francisco i Krzywą WieŜę z Pizy. 

Bob i Pete wyciągali szyje, patrząc z zaciekawieniem na wszystkie te sławne budynki, które 

kolejno ukazywały się ich oczom. Ale Jupe doskonale wiedział Ŝe to wcale nie były prawdziwe 
domy, a jedynie fałszywe fasady, poza którymi nic się nie kryło. 

Siedząc na tylnym fotelu długiego, czarnego pojazdu, Jupe nawet nie zadał sobie trudu, Ŝeby 

patrzeć przez okno. 

Szef  reklamy.  Milton  Glass,  przysłał  limuzynę  po  Jupe’a  do  składu  złomu  Jonesów. 

Samochód wraz  z  kierowcą  miał pozostawać do dyspozycji  chłopca przez dwa dni nagrywania 
kwizu, które rozpoczynało się juŜ następnego dnia w stacji telewizyjnej w Hollywoodzie. 

Wujek Tytus i ciocia Matylda zostali zaproszeni na wspólny lunch w studiu ale Ŝadne z nich 

nie miało ochoty przyjść. 

— Nie mam nic przeciwko filmom — powiedziała ciocia Matylda przepraszająco. — Wiele z 

nich bardzo lubię. Ale to jest jak z kiełbasami Jupiterze. Po prostu w ogóle mnie nie interesuje, 
skąd się biorą i jak zostały zrobione. 

Wujek Tytus był tego samego zdania. Za to Bob i Pete aŜ podskoczyli z radości na wieść o 

tym, Ŝe będą mieli okazję zobaczyć, co się dzieje za kulisami filmowego studia. Jupe się równieŜ 
ucieszył.  Obecność  dwóch  pozostałych  detektywów  dodawała  mu  otuchy,  w  ich  towarzystwie 
czuł się bardziej sobą. 

Kierowca limuzyny posłusznie przestrzegał ograniczeń szybkości i pojazd w Ŝółwim tempie, 

z  prędkością  około  dziesięciu  kilometrów  na  godzinę,  wlókł  się  drogą.  Nagle  zatrzymał  się. 
Pochylony do przodu Jupe pomyślał, Ŝe dotarli wreszcie do studia dźwiękowego, gdzie miał się 
odbyć  lunch.  Ale  samochód  stanął  przed  szeregiem  wigwamów.  Dwaj  rzymscy  Ŝołnierze, 
uzbrojeni w włócznie i tarcze, przechadzali się nie opodal namiotów. 

Kierowca, który przedstawił się chłopcom jako Gordon Harker, opuścił szybę samochodu. 
—  Przepraszam  bardzo,  czy  mogą  mi  panowie  powiedzieć,  jak  mam  dojechać  do  Studia 

Numer Dziewięć? — zapytał jednego z Ŝołnierzy. 

background image

Równie  dobrze  mógł  uzyskać  tę  informację  od  Jupe’a.  W  Studiu  Numer  Dziewięć  były 

nagrywane wszystkie odcinki Małych Urwisów. Ale tym razem Jupe wyjątkowo nie miał ochoty 
popisywać się swoją wiedzą. 

W ogóle nie było mu spieszno do studia i do spotkania z Łysą Czaszką, Platfusem i resztą. 
— Pojedzie pan prosto ulicą w dół — powiedział rzymski Ŝołnierz, pokazując drogę ręcznie 

skręconym papierosem. 

— Nie moŜe go pan nie zauwaŜyć — dodał drugi z Ŝołnierzy. 
Kierowca  podziękował  i  odjechał.  Rzymianie  mieli  rację.  Olbrzymi  biały  budynek, 

przypominający  hangar  samolotowy,  z  dobrze  widoczna  wielką  cytrą  dziewięć,  ukazał  się 
wkrótce ich oczom. 

Szofer wyskoczył i otworzył Trzem Detektywom drzwiczki samochodu. 
Jupe  podziękował  mu  i  przypatrzył  się  uwaŜnie  temu  wysokiemu  dobrze  zbudowanemu 

młodemu męŜczyźnie w eleganckim mundurze i czapce z daszkiem jak to było w jego zwyczaju. 
Jupe  ogarnął  wprawnym  okiem  detektywa  całą  postać  Gordona  Harkera,  od  starannie 
wyczyszczonych  butów  aŜ  po  inteligentną,  murzyńską  twarz  o  regularnych  rysach  i  proste, 
ciemne włosy. 

Do Studia Numer Dziewięć wchodziło się przez wąskie, solidne obite drzwi. Przymocowana 

do  metalowego  uchwytu  potęŜna  kłódka  była  teraz  otwarta  i  zwisała  z  cięŜkiego  kółka.  Jupe 
wpatrywał się zupełnie mechanicznie w dwa czerwone światełka. Pamiętał, Ŝe kiedy się palą, nie 
wolno otwierać drzwi. Jest to bowiem sygnał, Ŝe w studiu odbywają się nagrania i kamery są w 
akcji. Przypominał sobie powoli to wszystko, wszystkie te przepisy i zwyczaje studia, w którym 
grywał jako dziecko. Dałby wiele za to, Ŝeby te wspomnienia nie były aŜ tak Ŝywe. 

Wkrótce  zapaliło  się  zielone  światełko.  Jupe  popchnął  drzwi  i  wkroczył  do  środka,  a  tuŜ  za 

nim podąŜyli Pete i Bob. 

A  wtedy  wspomnienia  oŜyły  jeszcze  bardziej.  Zapach  świeŜej  farby  i  rozgrzanego  metalu, 

suche  ciepło  lamp  łukowych,  a  przede  wszystkim  ten  chór  podniesionych  głosów  i  powitanie, 
którego miał nadzieję juŜ nigdy nie usłyszeć. 

— Witaj, Mały Tłuścioszku! — krzyczano ze wszystkich stron. 
Jupe’a otoczyła grupa fotografów prasowych. Przez parę minut stał cierpliwie pod obstrzałem 

błyskających fleszów. 

I przez cały ten czas musiał wysłuchiwać nudnych, okropnych poleceń. 
— Uśmiechnij się, Mały Tłuścioszku! 
— Popatrz w tę stronę, Mały Tłuścioszku! 
— Jeszcze raz, Mały Tłuścioszku! 
Wreszcie byli gotowi. Wysoki, uśmiechnięty Milton Glass utorował sobie drogę wśród tłumu 

i połoŜył swoją niedźwiedzią łapę na ramionach Jupe’a. 

—  Jupiterze  —  powiedział  serdecznie.  —  Jupiterze  Jonesie.  Chodź  i  przywitaj  się  z 

pozostałymi Małymi Urwisami. 

W  końcu  budynku  znajdowała  się  ogromna,  jasna  oświetlona  kuchnia.  Jupe  wiedział 

oczywiście, Ŝe nie była prawdziwa. Na kuchence nie moŜna było gotować, a z kranu nad zlewem 
nie  ciekła  woda.  Jedynie  długi  stół,  przy  którym  pracowicie  krzątali  się  kelnerzy,  zajęci 
przygotowaniami do lunchu, nie był częścią tego iluzorycznego, filmowego świata. 

Milton Glass przyprowadził  Jupe’a i jego  dwóch kolegów detektywów do końca stołu, przy 

którym  trójka  młodych  męŜczyzn  rozmawiała  z  bardzo  atrakcyjną  młodą  kobietą  o  długich, 
ciemnych włosach. 

Wszyscy  przestali  rozmawiać  i  wpatrywali  się  w  nadchodzącego  Jupe’a.  Jupe  teŜ  się  im 

background image

przyglądał. Nie był pewien, czego właściwie oczekiwał. 

Przez długie lata nosił w pamięci obraz pozostałych Małych Urwisów. Ale pamiętał, jacy byli 

w tamtych czasach. Łysa Czaszka i jego jajowata głowa i idiotyczny uśmiech. Platfus o zmiętej 
twarzy,  przypominającej  małe,  kwaśne  jabłko  i  o  nieproporcjonalnie  duŜych  dłoniach  stopach. 
Ogar z długim, wywalonym jak u psa jęzorem i ponurymi, sennymi oczami. Śliczna Peggy i jej 
ciemna, równiutko obcięta grzywka, zdobiąca małą, spiczastą twarz. 

Teraz patrzył na czwórkę zupełnie mu nie znanych, dorosłych ludzi. Jeden z nich, przystojny 

młody męŜczyzna w skórzanej kurtce i długich do ramion jasnych włosach, zakrywających uszy, 
podniósł rękę w geście powitania. 

— Cześć — powiedział. — Widzę, Ŝe teŜ cię w to wrobili, co? 
Jupe  przytaknął  i  popatrzył  na  kowbojskie  buty,  które  tamten  miał  na  sobie.  Wyglądały  na 

zadziwiająca  małe w stosunku do sylwetki  chłopaka, bo  mógł on mieć jakieś  sto  osiemdziesiąt 
centymetrów  wzrostu.  A  więc  to  na  pewno  nie  był  Platfus.  I  z  całą  pewnością  nie  Ogar,  bo 
siedzący  najbliŜej  chłopaka  młody  męŜczyzna  miał  w  dalszym  ciągu  nieco  obwisłe  powieki, 
chociaŜ  twarzy  nie  szpecił  mu  juŜ  wywalony  jak  u  psa  język.  No  i  poza  tym  nie  wyglądał  w 
ogóle na ponuraka. 

Młodzieniec o ostrym wyglądzie, w skórzanej kurtce ręcznie szytych butach musiał być Łysą 

Czaszką. 

Jupe pozdrowił pozostałych dwóch Urwisów i w skrytości ducha rozpoznał ich jako Platfusa i 

Ogara. Zmienili się bardzo, podobnie jak Łysa Czaszka. 

Dłonie i stopy Platfusa sprawiały nadal wraŜenie nieco za duŜych, poniewaŜ on sam był niski 

i  dosyć  chudy.  Ale  jego  twarz  nie  przypominała  juŜ  pomarszczonego  jabłka,  co  było 
charakterystyczną  cechą  wyglądu  chłopca,  gdy  był  małym  aktorem.  RóŜowe  policzki  i  pełne 
wdzięku  oczy  Platfusa  przywodziły  Jupe’owi  na  myśl  tych  sympatycznych  młodych  ludzi, 
którzy obsługiwali kasy w supermarkecie w Rocky Beach. 

Ogar  przypominał  Jupe’owi  młodego  biznesmena  na  kierowniczym  stanowisku.  Brązowe, 

króciutko  ostrzyŜone  włosy,  koszula  z  przypiętym  na  guziki  kołnierzykiem  i  dobrze  skrojona 
marynarka  nadawały  mu  wygląd  energicznego,  przedsiębiorczego  człowieka.  AŜ  trudno  było 
uwierzyć, Ŝe to ten sam ponury dzieciak, który kiedyś grał głupkowatego Ogara. 

Jupe odwrócił się i patrzył teraz na młodą kobietę, ubraną w elegancki, brązowy kostium. Jej 

twarz zachowała kształt serca, a  ciemnoniebieskie  oczy, tak jak dawniej,  były okolone  gęstymi 
rzęsami. Ale gdyby ją spotkał na ulicy, nigdy by nie pomyślał, Ŝe to Śliczna Peggy. 

Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. 
— Cieszę się, Ŝe przyszedłeś, Jupe — powiedziała. — Nie masz chyba nic przeciwko temu, 

Ŝ

e nazywam cię Jupe’em, prawda? 

— Oczywiście, Ŝe nie. — Jupe był zadowolony, Ŝe pamiętała jego prawdziwe imię. 
—  A  ty  nazywaj  mnie  Peggy.  Do  licha  z  tą  Śliczną.  Latami  próbowałam  wymazać  ten 

przydomek z pamięci. Po prostu Peggy. W porządku? 

—  Nie  ma  sprawy.  —  Jupe  poszukał  wzrokiem  Boba  i  Pete’a,  Ŝeby  ich  przedstawić 

dziewczynie i pozostałym Urwisom. Ale tamci juŜ wyszli z kuchni i byli teraz zajęci rozmową z 
Miltonem  Glassem  i  ze  szczupłym,  siwowłosym  męŜczyzna  stojącym  tuŜ  obok  kamery 
telewizyjnej. Jego twarz wydawała się Jupe’owi znajoma, ale nie mógł sobie przypomnieć, kim 
on właściwie był. 

—  A  teraz,  kiedy  wszyscy  juŜ  tutaj  jesteśmy  —  Łysa  Czaszka  dotknął  Jupe’a  wyciągniętą 

ręką,  zachęcając  go,  Ŝeby  przyłączył  się  do  grupy  —  miałbym  pewną  propozycję.  Coś  bardzo 
waŜnego dla kaŜdego z nas. 

background image

— Ale jeszcze nie jesteśmy w komplecie — zwróciła mu uwagę Peggy — Ciągle czekamy na 

Naleśnika. 

— Naleśnik nie przyjdzie — powiedział Platfus. 
— Dlaczego nie przyjdzie? — W głosie Peggy moŜna było wyczuć rozczarowanie. 
Jupe  był  równieŜ  rozczarowany.  Ze  wszystkich  Małych  Urwisów  najbardziej  lubił  właśnie 

Naleśnika. Czarnoskóry chłopiec był jedynym członkiem bandy (z wyjątkiem Peggy), który mu 
nie dokuczał i nie traktował go jako małego, uciąŜliwego grubaska. 

—  Albo  nie  udało  im  się  go  znaleźć,  albo  nie  mógł  przyjść  —powiedział  Łysa  Czaszka, 

wzruszając ramionami. 

—  No  więc  zebraliśmy  się  tutaj  wszyscy  —  kontynuował  Łysa  Czaszka  —  Z  jednego 

powodu. — Chłopak postukał palcem po wewnętrznej kieszonce skórzanej kurtki. — Chodzi o 
forsę. O grube pieniądze. No nie? 

— Tak — zgodził się z pewnym wahaniem Ogar. 
— Noo, owszem — powiedział Platfus. — To naprawdę jedyny powód naszego spotkania. 
Peggy przytaknęła z powaŜną miną. 
— A co ty? — Łysa Czaszka patrzył wyczekująco na Jupe’a. Ale Jupe się wahał. Oczywiście, 

bardzo  by  chciał  wygrać  dwadzieścia  tysięcy  dolarów.  Mógłby  odłoŜyć  pieniądze  na  dalszą 
naukę  w  college’u.  Nie  była  to  jednak  cała  prawda.  Jupe  nie  przyszedł  na  to  spotkanie  i  nie 
wyraził  zgody  na  uczestnictwo  w  telewizyjnym  kwizie  tylko  i  wyłącznie  z  powodu  pieniędzy. 
Powziął  tę  decyzję,  Ŝeby  się  odegrać  na  tych  nicponiach,  którzy  zatruwali  mu  Ŝycie,  kiedy  był 
trzyletnim dzieckiem. Ale to nie był odpowiedni moment na tego rodzaju wyjaśnienia. 

— Tak, racja — powiedział. 
— Jak wiecie — mówił dalej Łysa Czaszka — program naszego spotkania przewiduje, Ŝe po 

lunchu zostajemy tutaj, Ŝeby sobie trochę pogawędzić o starych, dobrych czasach. Zgoda? 

Peggy znowu przytaknęła. 
MoŜe  to  były  stare,  dobre  czasy,  pomyślał  Jupe.  Ale  wiele  dobrego  nie  mógłby  o  nich 

powiedzieć. Dlatego milczał. 

— A nasz sympatyczny reŜyser, który stoi, o właśnie tam — Łysa Czaszka pstryknął palcem 

w kierunku siwowłosego męŜczyzny — będzie nas nagrywał w czasie tej przyjaznej pogawędki. 
W ten sposób pokaŜą nas w telewizji jeszcze przed właściwym kwizem. 

Jupe  zerknął  szybko  przez  ramię.  Teraz  przypomniał  sobie,  kim  był  ten  siwowłosy 

męŜczyzna. Nazywał się  Luther  Lomax i reŜyserował wszystkie odcinki  Małych  Urwisów. Nic 
dziwnego,  Ŝe  go  nie  poznałem,  pomyślał  Jupe.  Luther  Lomax  zmienił  się  jeszcze  bardziej  niŜ 
Małe Urwisy. Jupe pamiętał go jako wysokiego męŜczyznę o duŜym autorytecie, który trzymał 
wszystkich  krótko  i  wydawał  polecenia  tonem  poskramiacza  lwów.  „Światło,  kamera,  akcja” 
miał w  zwyczaju  krzyczeć.  Teraz  był przygarbiony i wyglądał na starego, zmęczonego Ŝyciem 
człowieka. 

—  A  więc  tak  —  kontynuował  Łysa  Czaszka.  —  Jeśli  chcą,  Ŝebyśmy  wystąpili  w 

telewizyjnym programie, to muszą nam za to zapłacić. No nie? 

Przytaknęli wszyscy z wyjątkiem Jupe’a. 
—  No,  a  co  ty?  —  domagał  się  wyjaśnień  Łysa  Czaszka.  —  Co  masz  na  ten  temat  do 

powiedzenia? 

Jupe  myślał  intensywnie.  Zgoda  na  propozycję  Łysej  Czaszki  byłaby  jednoznaczna  z 

uznaniem  go  za  przywódcę  i  rzecznika  grupy.  Kiedyś  w  przeszłości  był  on  równieŜ  szefem 
bandy tych wstrętnych dzieciaków, którzy stroili niewybredne Ŝarty z małego Jupe’a. 

Myśl,  Ŝe  miałby  się  ponownie  podporządkować  rządom  Łysej  Czaszki,  była  zupełnie 

background image

sprzeczna z charakterem Jupitera. Będąc Pierwszym Detektywem, przyzwyczaił się do tego, Ŝe 
jeśli  nawet  nie  wydawał  bezpośrednio  rozkazów  pozostałym  detektywom,  to  w  kaŜdym  razie 
podejmował za nich większość decyzji. 

Z drugiej strony propozycja Łysej Czaszki była zupełnie niezła. Jeśli naprawdę mieli wystąpić 

w  talk  show  jeszcze  przed  rozpoczęciem  właściwego  kwizu,  to  było  całkiem  w  porządku,  Ŝe 
otrzymają za to forsę. I to nawet jeśli ich udział miał się ograniczyć tytko do rozmowy. 

Jupe przytaknął. 
Łysa Czaszka włoŜył dwa palce do ust i przenikliwie zagwizdał. 
— Halo, panie Glass — krzyknął przez całą salę. 
Szef reklamy podszedł do nich. A na jego twarzy, tak jak zwykle, gościł czarujący uśmiech. 

ReŜyser, Luther Lomax, podąŜył pokornie w ślad za nim. Zupełnie niczym stary, posłuszny pies 
za swoim panem, pomyślał Jupe. 

— Czym wam mogę słuŜyć? — zapytał grzecznie Milton Glass. 
Łysa Czaszka jasno i zwięźle wyłoŜył mu całą sprawę. KaŜdy z nich domaga się stu dolarów 

za występ w talk show. 

— I to w formie honorarium — dodał Łysa Czaszka. — Tak, Ŝeby nie było Ŝadnego podatku 

dochodowego. Płatne gotówką. 

Opaloną twarz Miltona Glassa stale rozjaśniał uśmiech, ale na czole pojawiła mu się drobna 

zmarszczka. 

— Obawiam się, Ŝe to niemoŜliwe — powiedział. — Nasze studio miało wiele wydatków w 

związku z lunchem. I jeszcze przygotowaliśmy dla kaŜdego z was kosztowny prezent za udział 
w spotkaniu. 

— Jaki prezent? — zapytała Peggy. 
— I jaką on ma wartość? — chciał się dowiedzieć Platfus. 
— To tajemnica, Peggy — odwrócił się do niej z uśmiechem Milton Glass. — Ale wszystko 

jest juŜ gotowe i czeka na was, o właśnie tutaj — pokazał ręką w kierunku drzwi do kuchni. — 
Jestem przekonany, Ŝe prezenty przypadną wam do gustu. — Zrobił krótką przerwę. —Niestety 
nie ma mowy o honorarium za udział w talk show — dodał zdecydowanie. 

—  W  porządku.  —  Łysa  Czaszka  nawet  nie  wzruszył  ramionami.  —  Nie  będzie  forsy,  nie 

będzie występu. 

Milton  Glass  próbował  go  przekonać.  Łysa  Czaszka  odmówił  jednak  jakiejkolwiek  dyskusji 

na ten temat. 

— Nie będziemy z panem negocjować, bo i nie ma o czym. 
Glass nie przestawał się uśmiechać, ale jego głos nie był juŜ taki uprzejmy. 
— To szantaŜ — podkreślił z naciskiem. — Zwykły, ordynarny szantaŜ. 
— Oczywiście. — Łysa Czaszka odwzajemnił mu uśmiech i Jupe zauwaŜył, Ŝe Platfus i Ogar, 

i nawet Peggy byli rozbawieni sytuacją. — I dlatego będzie pan nam musiał zapłacić. 

Milton  Glass  jeszcze  próbował  się  bronić  ale  Jupe  widział,  ze  juŜ  wkrótce  się  podda. 

Perspektywa  otrzymania  stu  dolarów  była  nie  do  pogardzenia.  Pójdą  one  do  wspólnej  kasy 
Trzech Detektywów. Opłaci za nie telefon w Kwaterze Głównej i jeszcze mu zostanie na zakup 
nowego sprzętu, z którym chętnie chciałby poeksperymentować. Ale to nie myśl o pieniądzach 
zaprzątała w tej chwili jego umysł. 

Zaczynał teraz widzieć Małych Urwisów w nowym świetle, jakŜe róŜnym od tego sprzed lat. 

Powoli docierało do niego, ze bardzo wydorośleli, i to w zupełnie nieoczekiwany sposób. 

Byli  obecnie  grupą  twardych,  zdecydowanych  na  wszystko  młodych  ludzi.  Takich,  co  to 

potrafią wykorzystywać swój talent doświadczenie w walce o wytknięty sobie cel — pieniądze. 

background image

I  jeŜeli  teraz  są  gotowi  walczyć  tak  zaŜarcie  o  sto  dolarów  to  tym  bardziej  w  bój  o  główną 

wygraną  —  dwadzieścia  tysięcy  dolarów  —  rzucą  się  z  zapałem  i  bezwzględnością,  niczym 
zgraja  młodych  wilków.  śeby  pobić  takich  rywali,  Jupe  musi  uŜyć  całej  swojej  inteligencji  i 
odwagi. To wcale nie będzie takie łatwe, jak obiecywał Milton Glass. 

Jupe zrozumiał,  Ŝe juŜ dłuŜej nie czuje nienawiści do Małych Urwisów.  AŜ trudno  mu było 

uwierzyć,  Ŝe  to  ci  sami  ludzie,  którzy  wiele  lat  temu  poniŜali  go  i  stroili  z  niego  głupie  Ŝarty. 
śą

dza zemsty powoli w nim wygasała. Ale nie osłabła chęć wygrania kwizu. 

Było  bowiem  typowe  dla  Jupe’a,  Ŝe  zawsze  przyjmował  rzucone  mu  wyzwanie.  Pierwszy 

Detektyw  miał  teraz  wraŜenie,  ze  juŜ  wkrótce  stanie  przed  jednym  z  najtrudniejszych  zadań  w 
swoim Ŝyciu. 

background image

ROZDZIAŁ 3 

 

Czwórka Urwisów i złodziej 

 

Stół  po  lunchu  uprzątnięto  i  wyniesiono.  Jego  miejsce  zajęły  fotele  obrotowe,  ustawione 

półkolem w filmowej kuchni. 

Milton Glass był gospodarzem spotkania i siedział pośrodku, mając z jednej strony Peggy, a z 

drugiej  Łysą  Czaszkę.  W  jednym  końcu  posadzono  Jupe’a,  a  obok  niego  Ogara.  Platfusowi 
wyznaczono miejsce w drugim końcu. 

Zapalono  światła  łukowe.  Oświetlały  one  twarz  Jupe’a  mocnym  blaskiem,  niczym  tuzin 

sztucznych słońc. Chłopiec zjadł bardzo niewiele w czasie lunchu, tylko udko kurczaka na zimno 
i  trochę  sałatki  pomidorowej.  ChociaŜ  zazwyczaj  odznaczał  się  wyśmienitym  apetytem,  musiał 
niemalŜe zmuszać się do przełknięcia tych kęsów. Nie z powodu nerwów. Jupe nie miał większej 
tremy niŜ wtedy, kiedy grywał jako dziecko. Siedząc w jasnym cieple lamp, a przed sobą mając 
czujne obiektywy kamer telewizyjnych, Pierwszy Detektyw czul, Ŝe wracają mu jego wrodzone 
zdolności aktorskie. Podobnie musi to przeŜyć dobry pływak, dając nura do głębokiej wody. 

Nie, brak apetytu  miał inną przyczynę. Umysł Jupe’a pracował  zbyt intensywnie, by  moŜna 

go  było  zaprzątać  jedzeniem.  Chłopiec  nie  zaprzestał  swych  rozmyślań  nawet  wtedy,  kiedy 
siedzący w pokoju mikserskim Luther Lomax dał sygnał do rozpoczęcia programu. 

Chodziło  a  to,  Ŝe  Jupe  powziął  plan,  który  mógłby  mu  pomóc  w  wygraniu  kwizu.  Strategia 

chłopca  miała  duŜe  szanse  powodzenia,  równieŜ  z  powodu  jego  zachowania  od  chwili 
przekroczenia  studia  dźwiękowego.  Nie  była  to  wcale  zamierzona  taktyka.  Po  prostu  tak  się 
złoŜyło, Ŝe Jupe prawie z nikim nie zamienił słowa. 

Wszystkie pozostałe Małe Urwisy zabierały głos w dyskusji. Ale Jupe się do niej nie włączał. 

Tylko  się  przysłuchiwał.  I  dlatego  czuł,  Ŝe  w  ten  sposób  sporo  się  dowie  o  Łysej  Czaszce, 
Platfusie i Ogarze. O tym, jacy oni teraz są. Sam Jupe pozostanie zaś dla nich w dalszym ciągu 
wielką niewiadomą. 

— Dobry wieczór — powiedział Milton Glass czarującym głosem gospodarza studia. 
Rozpoczął się talk show. Trzy kamery telewizyjne filmowały spotkanie, a siedzący w pokoju 

mikserskim Luther Lomax naciskał na guziki, patrząc na monitor, i wybierał najbardziej udane 
ujęcia. 

—  Zapraszam  was  na  spotkanie  ze  starymi  przyjaciółmi  —  kontynuował  powitanie  Milton 

Glass. — Przez wiele tygodni oglądaliście ich w naszej stacji telewizyjnej i napisaliście do nas 
mnóstwo  listów.  Pytaliście  w  nich,  co  się  stało  z  naszymi  bohaterami,  jak  się  potoczyły  ich 
dalsze losy. A teraz będziecie mieli okazję sami się o tym dowiedzieć. Bo juŜ za chwilę ujrzycie 
ich na ekranie. 

Milton Glass zrobił króciutką przerwę, ukazując swe olśniewająca białe zęby w uśmiechu. 
— Oto oni — Małe Urwisy! 
W  trakcie powitalnej mowy Glassa, na białej ścianie pojawiło się grupowe zdjęcie Urwisów 

sprzed  lat.  Milton  Glass  pospieszył  z  wyjaśnieniem,  Ŝe  niestety  brakuje  wśród  nich  dzisiaj 
jednego  z  Małych  Urwisów,  młodego  męŜczyzny,  który  grywał  Naleśnika.  Studio  zrobiło 
wszystko,  Ŝeby  go odnaleźć, ale wygląda na to, Ŝe opuścił on  Kalifornię i wszelki ślad po nim 
zaginął. 

— MoŜe siedzi w kiciu — podpowiedział usłuŜnie Łysa Czaszka. 
Milton  Glass  skwitował  tę  uwagę  lekko  zakłopotanym  uśmiechem.  Następnie  kolejno 

background image

poprosił Urwisów, Ŝeby się przedstawili telewidzom. 

Jako pierwsza rozpoczęła prezentację Peggy. 
—  Nazywano  mnie  Śliczną  Peggy  —  powiedziała.  —  Ale  to  było  dawno  temu.  I  jak  sami 

teraz widzicie, obecnie jestem tylko Peggy. 

— AleŜ, co ty  mówisz,  Peggy.  —  Glass uśmiechnął się do niej.  — Nie  bądź taka skromna. 

Jesteś w dalszym ciągu śliczna jak z obrazka. 

Peggy nie odwzajemniła mu uśmiechu. 
— Wie pan, tak się jakoś składa, Ŝe obecnie wolę zbierać komplementy za moją inteligencję 

— powiedziała. 

Na  gust  Jupe’a,  śmiech  Miltona  Glassa  zabrzmiał  nieco  sztucznie.  Pierwszy  Detektyw 

wyciągnął  się  w  fotelu  i  popatrzył  poza  kamery,  na  zebranych  na  skraju  sceny  elektryków  i 
maszynistów.  Zobaczył  wśród  nich  Boba  i  Pete’a.  Jupe  wiedział,  Ŝe  nie  był  jeszcze  w  zasięgu 
Ŝ

adnej  z  kamer,  poniewaŜ  następny  w  kolejności  miał  być  Łysa  Czaszka.  Dlatego  wzruszył 

nieznacznie ramionami i zamrugał do kolegów. 

Uprzedzał ich w ten sposób, Ŝeby nie byli zdziwieni tym, co będzie robić albo mówić, kiedy 

przyjdzie jego kolej. Wydawało mu się, Ŝe Bob swoimi okularami sygnalizuje mu poparcie. 

Spojrzenie  Jupe’a  powędrowało  teraz  w  prawo  i  chłopiec  zauwaŜył  tam  jeszcze  jedną 

znajomą  twarz.  Był  to  Gordon  Harker,  wysoki,  czarnoskóry  szofer,  który  przywiózł  ich  do 
studia.  MęŜczyzna,  szedł  cicho  w  kierunku  sterty  nie  wykorzystanych  lamp  łukowych, 
osadzonych na długich, metalowych prętach. 

— Ja byłem tym ogolonym łebkiem w serialu — powiedział Łysa Czaszka. — Przydzielono 

mi  rolę  kompletnego  idioty.  —  Chłopak  popatrzył  na  Miltona  Glassa  ostrym,  twardym 
wzrokiem. — Czy zechciałby pan powiedzieć, Ŝe bardzo się zmieniłem? 

Trzeba  przyznać,  Ŝe  nieźle  się  trzymasz,  Glass,  pomyślał  Jupe.  Gospodarz  programu  ani  na 

sekundę  nie  stracił  swego  dobrego  humoru.  Nie  zwracając  uwagi  na  jawną  wrogość  Łysej 
Czaszki, uśmiechał się do niego, jakby tamten był jego najserdeczniejszym przyjacielem. 

— Nazywano cię Łysą Czaszką, prawda? — zapytał swoim czarującym głosem. 
—  Zgadza  się.  Ale  być  moŜe  moja  głowa  nie  była  taką  pustą  skorupą,  jak  to  wyglądało  w 

serialu. Niewykluczone, Ŝe byłem po prostu dobrym aktorem. Nawet diablo dobrym. 

Teraz  przyszła  kolej  na  Ogara  i  Platfusa.  Jeden  i  drugi  powiedzieli  swoje  filmowe  imiona 

takim beznamiętnym głosem, jakby podawali numery telefonów. 

— Ogar. 
— Platfus. 
Milton Glass próbował wyciągnąć coś więcej od Platfusa. 
— Dlaczego właśnie Platfus? Dlaczego nazywano cię Platfusem? 
— Po prostu nadano mi taki przydomek. 
— No tak. Ale dlaczego? 
— Bo tak było napisane w scenariuszu. 
Uśmiech Miltona Glassa przygasł nieco, ale tylko na chwilę. 
Wreszcie przyszła kolej na Jupe’a. 
— Nazywam się Ju-Ju-Jupiter Jones — wyjąkał. 
— Tak, teraz. Ale jak się wtedy nazywałeś? 
— Ju-Ju-Jupiter Jones. Zawsze byłem Jupiterem Jo-Jo-Jonesem. 
Jupiter marszczył czoło w zakłopotaniu. Jako detektyw uznawał często za poŜyteczne udawać 

głupiego.  Był  naprawdę  dobry  w  tej  roli.  Ale  nigdy  nie  odgrywał  jej  tak  po  mistrzowsku  jak 
teraz.  WłoŜył  cały  swój  talent  aktorski  w  to,  Ŝeby  wyglądać  na  głupca,  nie  będącego  w  stanie 

background image

zrozumieć  zadawanych  mu  pytań.  Kiedy  Milton  Glass  zapytał  go  kogo  grywał  w  Małych 
Urwisach, 
Jupiter popatrzył na niego bezmyślnym wzrokiem i potrząsnął głową. 

—  Byłem  tylko  dzie-dzie-dzieckiem  —  wydusił  z  siebie  wreszcie.  —  Niewiele  z  tego 

pamiętam. 

Gospodarz programu był w końcu zmuszony sam dokonać prezentacji. 
—  Jupiter  Jones  był  Małym  Tłuścioszkiem  —  oświadczył.  —  zdaniem  wielu  najlepszym 

aktorem wśród Małych Urwisów. 

Po  zakończeniu  rundy  prezentacyjnej  Milton  Glass  zaczął  zadawać  gościom  pytania 

dotyczące ich aktualnego zajęcia. 

— Jestem recepcjonistką, pracuję w San Francisco — powiedziała Peggy.  
—  Z  całą  pewnością  jesteś  bardzo  dobrą  recepcjonistką.  To  musi  podnosić  ludzi  na  duchu, 

kiedy  po  wejściu  do  biura  widzą  twoją  śliczną  buzię.  Jestem  przekonany,  Ŝe  obdarzają  cię 
mnóstwem uśmiechów. 

—  Tego  bym  nie  powiedziała.  —  Peggy  potrząsnęła  przecząco  głową.  —  Czy  pan  widział, 

Ŝ

eby ktokolwiek się uśmiechał w gabinecie dentystycznym? 

Wydawało się, Ŝe Glass utknął na ślepym torze. Spróbował więc z innej beczki. 
— Tak więc nie kontynuowałaś swojej kariery w branŜy rozrywkowej. — Słowa Glassa były 

jak zwykle opromienione uśmiechem. — po prostu zrezygnowałaś ze wszystkiego. 

—  To  raczej  ze  mnie  zrezygnowano  —  poprawiła  go  Peggy  spokojnie.  —  Od  kiedy 

skończyłam dziesięć lat nie zaproponowano mi pracy w Ŝadnym filmie. 

—  Domyślam  się,  Ŝe  twoi  rodzice  woleli  Ŝebyś  chodziła  do  szkoły,  prowadziła  normalne 

Ŝ

ycie... 

Peggy ponownie potrząsnęła przecząco głową. 
— Nie. Wręcz przeciwnie. Zawsze robili wszystko, Ŝebym znowu została aktorką. A zresztą 

od czasów serialu i tak nie mogłam Ŝyć normalnie. 

Glass nie zapytał dziewczyny, co było tego przyczyną. Peggy sama udzieliła mu odpowiedzi. 
—  Przez  wiele  lat  ludzie  rozpoznawali  mnie  na  ulicy.  Czy  to  ty  grałaś  Śliczną  Peggy? 

Pamiętam  ciebie  doskonale.  Byłaś  taka  słodka.  W  końcu  bałam  się  wychodzić  z  domu.  A  w 
szkole było jeszcze gorzej. Czy mam panu powiedzieć prawdę? 

Gospodarz  programu  przytaknął,  chociaŜ  jego  spojrzenie,  zdaniem  Jupe’a,  zdradzało,  Ŝe 

prawda jest ostatnią rzeczą pod słońcem, którą Milton Glass chciałby usłyszeć. 

— Jeśli kiedykolwiek będę miała  dziecko, to wolę, Ŝeby  zostało  grabarzem niŜ aktorem. To 

jest solidniejsza praca i ma większą przyszłość. 

—  Jeśli  juŜ  o  tym  mówimy  —  powiedział  Milton  Glass,  wykorzystując  okazję  do  zmiany 

tematu — czy masz jakieś konkretne plany na przyszłość, Peggy? 

Po raz pierwszy Peggy uśmiechnęła się do niego. 
— Chciałabym pójść do collegeu, jeśli mi się uda odłoŜyć dostatecznie duŜo pieniędzy. Mam 

juŜ  serdecznie  dosyć  bycia  tylko  wyłącznie  ładną  dziewczyną.  Chciałabym  zdobyć 
wykształcenie, Ŝeby móc robić coś interesującego poŜytecznego. 

— Z pewnością ci się to uda. 
Milton  Glass  z  uśmiechem  ulgi  obrócił  się  w  fotelu  w  stronę  Łysej  Czaszki.  Jeśli  sądził,  Ŝe 

będzie  miał  z  nim  łatwiejsze  i  przyjemniejsze  zadanie  niŜ  z  Peggy,  to  przekonał  się  wkrótce  o 
swojej pomyłce. Okazało się, Ŝe chłopak pracuje jako mechanik w warsztacie. Upierał się teraz, 
Ŝ

eby szczegółowo opisać swoją pracę. 

— No i leŜę na plecach pod samochodami innych ludzi. Olej leje mi się do oczu, smar dostaje 

się pod paznokcie i moje ręce są tak cholernie zmęczone od dłubania w tych gratach... 

background image

—  Czy  miałbyś  ochotę  powrócić  do  filmu?  —  Glass  próbował  skierować  rozmowę  na 

bardziej  eleganckie  tory.  —  Sam  przecieŜ  przyznałeś,  Ŝe  byłeś  całkiem  dobrym  aktorem  jako 
dziecko. 

— Powrócić do filmu. — Łysa Czaszka wymówił te słowa w taki sposób, jakby chciał nimi 

opluć Miltona Glassa. — Czy pan wie, ilu bezrobotnych aktorów włóczy się po mieście? 

Wyglądało na to, Ŝe Glass nie ma o  tym  pojęcia. A nawet jeśli miał,  to  w kaŜdym  razie nie 

wykazywał ochoty, Ŝeby o tym mówić. 

— Czy miałeś podobne problemy jak Peggy? — szef reklamy zmienił temat rozmowy. — To 

znaczy, czy ludzie teŜ rozpoznawali cię na ulicy? 

Łysa Czaszka przyznał, Ŝe uniknął tego rodzaju problemów. 
—  Kiedy  studio  przestało  golić  mi  głowę,  zapuściłem  sobie  włosy,  Ŝeby  schować  pod  nimi 

moje sławne uszy. I to zmieniło tak bardzo mój wygląd,  Ŝe nawet rodzona matka nie byłaby w 
stanie mnie rozpoznać. 

Milton  Glass  nie  zapytał  chłopaka  o  jego  plany  na  przyszłość.  Zdaniem  Jupe’a  było  to 

całkiem  zbyteczne.  Pierwszy  Detektyw  domyślał  się,  co  Łysa  Czaszka  zamierza  robić  w 
najbliŜszej przyszłości. To pewne, Ŝe chce wygrać te dwadzieścia tysięcy dolarów, to nawet jeśli 
miałby osiągnąć cel idąc po trupach. 

Gospodarz programu skoncentrował teraz swoją energię na Platfusie i Ogarze. Ogar był przez 

większość  czasu  bezrobotny.  Za  to  Platfus  sprawił  Miltonowi  Glassowi  przyjemną 
niespodziankę. Skończył szkołę średnią i studiował obecnie na pierwszym roku w collegeu. 

—  Miałem  po  prostu  szczęście  —  powiedział.  —  Mój  ojciec  jest  prawnikiem.  I  szczerze 

mówiąc,  nigdy  mu  tak  bardzo  nie  zaleŜało  na  tym,  Ŝebym  był  dziecięcym  aktorem.  To  jego 
klient, który był producentem w studiu, namówił go do tego. Kiedy mój ojciec zorientował się, 
Ŝ

e to taka cięŜka harówka, było mu przykro, Ŝe mnie w to wciągnął. 

Glass spytał go, czy z powodu swojej sławnej twarzy miał jakieś kłopoty w szkole. 
— Owszem, przez pewien czas — przypomniał sobie Ogar. — Miałem przecieŜ te senne, psie 

oczy. Ale kiedy zbliŜałem się do czternastu lat, moje powieki przestały tak bardzo opadać. No a 
poza tym to ludzie tak juŜ wtedy zapomnieli o Małych Urwisach. 

Znowu przyszła kolej na Jupe’a. 
— A co ty teraz robisz? — chciał wiedzieć Milton Glass. 
Jupe wytrzeszczył na niego zdumione oczy. 
— No przecieŜ nic nie robię. Siedzę tutaj — powiedział. 
— No tak, ale chciałbym wiedzieć, czym się zajmujesz w zwyczajnym Ŝyciu. 
— Aha, w Ŝyciu — powiedział Jupe. — No, mieszkam w Rocky B-B-Beach. 
— Ale co tam robisz? 
Jupe  wyglądał  na  zaskoczonego  pytaniem.  Drapał  się  po  głowie  wiercił  się  na  krześle. 

Wreszcie wybąkał, Ŝe czasami chodzi na plaŜę. 

— A szkoła? — Wydawało się, Ŝe nic nie jest w stanie zgasić promiennego uśmiechu Miltona 

Glassa, ale w jego głosie moŜna było wyczuć wyraźną nutę zniecierpliwienia. 

— N-n-nie w czasie wakacji — poinformował go Jupe. 
Glass zrezygnował z dalszych pytań. Nie interesowały go równieŜ plany Jupe’a na przyszłość. 
Pierwsza część spotkania skończyła się, ale zostało jeszcze sześć minut do końca programu. 
Glass uśmiechnął się w kierunku kamer. 
—  A  teraz  chciałbym  zadać  naszym  gościom  parę  pytań  dotyczących  przeszłości.  Jestem 

pewien,  Ŝe  wszyscy  mają  nam  do  opowiedzenia  jakieś  zabawne  i  ciekawe  historyjki  o  tych 
starych czasach, kiedy byli Małymi Urwisami. 

background image

I jak poprzednio, Peggy rozpoczęła tę rundę. 
—  Najlepiej  albo  moŜe  raczej  najgorzej  zapisała  mi  się  w  pamięci  nasza  fryzjerka. 

Szczotkowała moje włosy tak mocno, Ŝe bolała mnie po tym cała głowa. 

Łysa Czaszka najwyraźniej pamiętał dzień wypłaty. 
— Pieniądze dostawaliśmy w  piątek  wieczorem.  W tamtych  czasach płacono nam  gotówką. 

Forsa leŜała w brązowej kopercie, zabezpieczonej czerwonym paskiem. 

— Domyślam się, Ŝe to był szczególnie radosny dzień dla ciebie, prawda? — podpowiedział 

mu Milton Glass. 

—  Nie  dla  mnie  —  zaprzeczył  Łysa  Czaszka.  —  Dla  mojego  starego.  Jedynie  w  tym  dniu 

pojawiał się w studiu. Oczywiście tylko po to, Ŝeby ograbić mnie z całej forsy. 

Platfus pamiętał, Ŝe musiał nosić olbrzymie, bezkształtne buty. 
—  Wypychano  je papierowymi chusteczkami do nosa, Ŝeby  mi nie spadały z nóg.  Ale i tak 

były za luźne i robiły mi się od nich pęcherze. 

Ogar pamiętał te dni, kiedy nie musiał pracować w studiu. 
— Mój ojciec brał równieŜ wolne tego popołudnia i szliśmy wtedy razem na mecz piłkarski 

albo na plaŜę. Co wam będę mówić. Obaj liczyliśmy z niecierpliwością tygodnie, które dzieliły 
nas od końca kontraktu. 

Jupe wyglądał, jakby nie był w stanie niczego sobie przypomnieć. 
—  Byłem  tylko  dzie-dzie-dzieckiem.  —  Wytłumaczył,  Ŝe  w  ogóle  nie  pamięta,  Ŝeby 

kiedykolwiek grywał w studiu. Nigdy przedtem nie słyszał o Małym Tłuścioszku. Dowiedział się 
o nim dopiero parę tygodni temu, kiedy go zobaczył w telewizji. — I wtedy ktoś mi uświadomił, 
Ŝ

e Mały Tłuścioszek to ja — zakończył swoją historię. 

— To musiała być dla ciebie wielka rewelacja — powiedział Glass, zanosząc się sztucznym 

ś

miechem. 

UŜyte  przez  niego  słowo  nie  było  najszczęśliwiej  wybrane.  Jupe  najwyraźniej  nie  rozumiał, 

co ono oznacza. Kiedy Milton Glass mu to wytłumaczył, do końca programu zostały tylko trzy 
minuty. 

Gospodarz programu podniósł się i stanął twarzą w kierunku kamer. 
— A teraz przygotowałem dla was niespodziankę — powiedział z promiennym uśmiechem. 

— Jest to nagroda dla Urwisów za występ w naszym talk show. KaŜdy z was otrzyma w dowód 
wdzięczności prezent od studia. Bardzo proszę, panno Trixie. 

Odwrócił lekko głowę w kierunku drzwi do kuchni. Pojawiła się w nich bardzo ładna młoda 

blondynka  w  krótkiej  spódniczce.  Dziewczyna  niosła  duŜe,  kwadratowe  pudełko,  owinięte 
złocistym papierem. 

Wręczyła  je  Miltonowi  Glassowi,  który  rozwiązał  wstąŜkę  i  zdjął  opakowanie.  Przed 

przystąpieniem do otwarcia pudełka zrobił krótką pauzę. 

—  JuŜ  za  chwilę  otrzymacie  bardzo  kosztowne  prezenty  —  oświadczył  zgromadzonym  w 

studiu  Urwisom,  ozdabiając  swoje  słowa  niezwykle  szerokim  i  ciepłym  uśmiechem.  —  I  mam 
nadzieję, Ŝe będą one dla was drogą pamiątką na całe Ŝycie. 

Zawiesił na chwilę głos, a następnie przystąpił do opisu prezentów. 
—  A  oto  srebrne  puchary!  Z  wygrawerowanymi  waszymi  imionami  tytułem  serialu  Małe 

Urwisy, który dzięki wam stał się takim niebywałym sukcesem. 

Glass  zdjął  pokrywkę  i  wręczył  ją  Trixie.  Zajrzał  do  środka.  WłoŜył  rękę  do  pudełka, 

schwycił je i potrząsnął nim nerwowo. Pudełko wypadło mu z ręki i potoczyło się po podłodze. 
Wreszcie zatrzymało się, otwartą stroną w kierunku kamer. 

Nie było w nim śladu po srebrnych pucharach. 

background image

Pierwszy  Detektyw  obserwował  twarz  gospodarza  programu.  I  po  raz  pierwszy,  od  czasu 

kiedy Jupe spotkał Miltona Glassa, nie było na niej uśmiechu. 

background image

ROZDZIAŁ 4 

 

Ś

wiatło na scenie 

 

— Po prostu go nie ma — powiedział Bob. 
— Jesteś pewien, Ŝe to właściwy program? — zapytał Pete. 
Bob przytaknął. 
— Mieli go pokazać kwadrans przed piątą, tuŜ przed wiadomościami. Była o tym informacja 

w gazecie. Ale zamiast tego leci stary western. 

Kiedy  limuzyna  odwiozła  ich  z  powrotem  do  Rocky  Beach,  Trzej  Detektywi  skierowali  od 

razu swoje kroki ku Kwaterze Głównej. 

Pete usadowił się wygodnie w fotelu bujanym. 
— Przypuszczam, Ŝe postanowili to usunąć z programu po aferze z kradzieŜą pucharów. Co o 

tym sądzisz, Jupe? 

Jupiter  nic  nie  odpowiedział.  Siedział  przy  biurku,  wciśnięty  głęboko  w  krzesło,  i  skubał 

dolną wargę. Było to jego stare przyzwyczajenie. Twierdził, Ŝe pomaga mu w myśleniu, a teraz 
myślał naprawdę intensywnie. 

Bob  wyłączył  telewizor,  nie  doczekawszy  się  zapowiedzianego  programu  o  nazwie  Show 

Małych Urwisów. Dwóch galopujących na koniach kowbojów w czarnych kapeluszach zniknęło 
z ekranu. 

— Czuję, Ŝe są tam w dalszym ciągu — powiedział Jupe w zamyśleniu. 
— Kto? — Bob siedział na krześle, opierając się plecami o ścianę. 
— Nie kto, tylko co — poprawił go Pierwszy Detektyw. — No przecieŜ tych pięć srebrnych 

pucharów, które zamierzali nam podarować. Są tam w dalszym ciągu. 

— Tam, to znaczy gdzie? — zapytał Pete. 
—  Sprawdzili  kaŜdego  dokładnie,  zanim  opuściliśmy  Studio  Numer  Dziewieć  —  tłumaczył 

mu Jupe. — Skontrolowali równieŜ po raz drugi limuzynę, juŜ przy bramie studia. NiezaleŜnie 
od tego, kto zwinął te puchary, nie mógł po prostu w Ŝaden sposób przemycić ich na zewnątrz. A 
więc są tam, ukryte w tym czy innym miejscu w studiu dźwiękowym. 

— A tak na marginesie, dlaczego nazywają to studiem dźwiękowym? — chciał się dowiedzie 

Pete. 

— Przed wielu laty, kiedy filmy przemówiły ludzkim głosem, wszystkie wytwórnie filmowe 

musiały zadbaćo to Ŝeby stworzyć studia dźwiękoszczelne. 

— Wydaje mi się, Ŝe masz rację co do tych pucharów — przyznał nade Pete. — Wiedział z 

doświadczenia, Ŝe Pierwszy Detektyw prawie nigdy się nie mylił w swoich przypuszczeniach. — 
Ale dlaczego sobie tym zawracasz głowę? PrzecieŜ tak naprawdę to ci chyba nie zaleŜy na tym 
pucharze. Co byś zresztą robił z takim kawałkiem srebra? 

—  Zwłaszcza  biorąc  pod  uwagę  twój  stosunek  do  Małych  Urwisów  —  dodał  Bob.  Chłopak 

uśmiechnął  się  przypominając  sobie  występ  Jupe’a  tego  popołudnia.  —  Świetnie  się  odegrałeś 
na  Miltonie  Glassie,    okazując  mu,  co  myślisz  o  całej  tej  hecy  reklamowej.  Byłeś  naprawdę 
dobry w roli kretynka. 

—  W  ogóle  się  nie  odgrywałem  na  Miltonie  Glassie  —  powiedział  Jupe  powaŜnie.  — 

Próbowałem po prostu uspokoić Łysą Czaszkę i Ogara. 

— W jaki sposób? — Pete nie był całkiem pewien, co jego przyjaciel ma na myśli. 
— To jest jak w szermierce — wytłumaczył mu Jupe. — Jeśli myślisz ze twój przeciwnik nie 

background image

odróŜnia szpady od pochwy, moŜe to uśpić twoją czujność. 

—  Wiesz  co,  wytłumacz  to  jakoś  bardziej  po  ludzku  —  poprosił  Pete.  Jupiter  wyraŜał  się 

czasami w sposób, który był zbyt skomplikowany dla jego kolegów. 

—  Jeśli  pozostali  uczestnicy  kwizu  będą  myśleli,  Ŝe  jestem  za  głupi,  Ŝeby  pamiętać  moje 

własne imię — wyjaśniał mu cierpliwie Jupe — to wtedy uznają mnie za łatwego przeciwnika i 
nie będą wkładać tyle wysiłku w to, Ŝeby ze mną wygrać. 

— Aha — powiedział Pete. — JuŜ rozumiem, o co ci chodzi. 
Bob czyścił swoje okulary i przytakiwał z uznaniem. Teraz wszystko było zupełnie jasne. 
— Myślę jednak —  kontynuował swoje rozwaŜania Jupe — Ŝe  kradzieŜ  pucharów zmieniła 

nieco stan rzeczy. 

—  UwaŜasz,  Ŝe  mamy  się  teraz  włączyć  w  tę  sprawę  jako  detektywi.  Czy  o  to  ci  chodzi, 

Jupe? — zapytał Bob. 

Wiedział doskonale, Ŝe jeśli Jupe dostał w swoje ręce jakąś sprawę, obojętnie jaką, to nic nie 

było  w  stanie  go  od  niej  oderwać.  Pracował  nad  nią  aŜ  do  chwili  rozwiązania  zagadki.  Bob 
odczuwał  to  trochę  w  taki  sam  sposób  i  to  samo  moŜna  było  powiedzieć  o  ostatnim  z  trójki 
chłopców.  Bądź  co  bądź  nazywali  siebie  Trzema  Detektywami.  Jeśli  gdzieś  miała  miejsce 
kradzieŜ, to zadaniem detektywa jest odnalezienie sprawcy. 

— Czy masz jakiś pomysł, Jupe? — dopytywał się Pete. 
Pierwszy  Detektyw nie  odpowiedział, ale za to wyciągnął rękę po telefon. Sprawdził coś  na 

wizytówce i nakręcił jakiś numer. 

—  Halo!  —  powiedział.  —  Czy  to  agencja  wynajmu  limuzyn  „Komfortowa  jazda”?  Mówi 

Jupiter Jones. Jeden z waszych kierowców został mi przydzielony w związku z kwizem Małych 
Urwisów. Nazywa się Gordon Harker. Czy mógłbym z nim rozmawiać? 

W słuchawce zapanowała przez chwilę cisza, potem odezwał się w niej głos kierowcy. 
—  Halo,  czy  to  pan  Harker?  —  zapytał  Jupe.  —  Przykro  mi,  Ŝe  znowu  muszę  pana 

fatygować,  ale  zadzwoniono  do  mnie  przed  chwilą  ze  studia.  Mam  tam  ponownie  przyjechać. 
Tak, natychmiast... W porządku, dziękuję panu. Będziemy czekać na pana przy furtce. 

— Mamy  znowu pojechać do studia? — Pete podniósł się z bujanego fotela.  — Ale jak się 

dostaniemy  do  środka,  Jupe?  PrzecieŜ  nikt  tam  na  nas  nie  czeka.  Nikt  do  ciebie  nie  dzwonił, 
prawda? 

—  Nie,  byłem  zmuszony  trochę  nakłamać.  —  Jupe  wsunął  rękę  do  kieszeni  i  wyciągnął 

kawałek  papieru.  —  Ale  nie  bój  się,  wpuszczą  nas,  bo  mamy  tę  starą  przepustkę  do  studia. 
Zdjąłem ją z przedniej szyby samochodu, kiedy nas tutaj odstawiono. Miałem podejrzenie, Ŝe ten 
szofer, Gordon Harker, mógłby ją wykorzystać. 

Na tym zakończył swoje wyjaśnienia. A  kiedy Bob i Pete  próbowali wyciągnąć z niego  coś 

więcej podczas jazdy do studia, potrząsnął tylko spokojnie głową, dając im do zrozumienia, Ŝeby 
byli cicho. 

Przy bramie studia Jupe pokazał przepustkę straŜnikowi, który wpuścił ich od razu do środka, 

nie  zadając  Ŝadnych  pytań.  Limuzyna  posuwała  się  ulicą  ze  sławnymi  budynkami,  potem 
skręciła  w  bok  i  zatrzymała  się  przed  drzwiami  Studia  Numer  Dziewięć.  Gordon  otworzył 
chłopcom tylne drzwi samochodu. 

—  Prawdopodobnie  nie  zabawimy  tam  długo,  najwyŜej  pół  godziny  —  powiedział  Jupe 

szoferowi. 

—  W  porządku.  —  Gordon  Harker  zajął  z  powrotem  miejsce  za  kierownicą.  —  Jeśli 

będziecie mnie potrzebować, to parkuję tam na końcu ulicy. 

Jupe  poczekał,  aŜ  samochód  odjedzie,  a  następnie  podszedł  do  wąskich,  solidnie  obitych 

background image

drzwi.  Dobrze  wiedział,  Ŝe  nie  są  zamknięte  na  kłódkę.  Pamiętał  z  czasów  swojej  dziecięcej 
kariery  filmowej,  Ŝe  studia  dźwiękowe  są  zawsze  otwarte.  W  ten  sposób  przychodzący  o 
godzinie  ósmej  wieczorem  robotnicy  nocnej  zmiany  mają  do  nich  swobodny  dostęp  i  mogą 
uprzątnąć  stare  dekoracje  i  zastąpić  je  nowymi,  tak  Ŝeby  wszystko  było  gotowe  na  następny 
dzień. 

Ogromne studio dźwiękowe było teraz niemal całkowicie pogrąŜone w ciemnościach, których 

nie  zdołało  rozproszyć  nikłe  światło  nielicznych  Ŝarówek  w  drucianych  kloszach.  śarówki  te 
zwisały z wysokiego, metalowego balkonu, okalającego sufit tego olbrzymiego budynku. 

Jupe  wyciągnął  latarkę  z  kieszeni  i  w  jej  świetle  torował  sobie  drogę  poprzez  kłębowisko 

walających się po podłodze kabli elektrycznych. 

Bob  i  Pete  podąŜali  tuŜ  za  nim,  aŜ  wreszcie  cała  trójka  dotarła  do  filmowej  kuchni, 

znajdującej się w  końcu  budynku.  Pierwszy Detektyw zatrzymał  się i zaczął wodzić latarką po 
ś

cianach. 

— A więc to było tak — mruczał do siebie pod nosem. — Tutaj stał stół. I zaraz po lunchu 

wyniesiono go — o tędy — a potem wstawiono fotele obrotowe. I przez cały ten czas pudełko z 
pucharami znajdowało się na zewnątrz tego pomieszczenia. 

Podszedł  do  drzwi  filmowej  kuchni.  Tymi  drzwiami  weszła  ta  młoda  blondynka,  dokładnie 

wtedy, kiedy Milton Glass miał przystąpić do wręczania prezentów. 

Jupe otworzył drzwi i wszyscy trzej wkroczyli do środka. 
—  Pudełko  leŜało  najprawdopodobniej  tutaj...  —  Jupe  latarką  wyłowił  z  ciemności  solidny 

stół, znajdujący się niecały metr od niego. — Ale podczas kiedy siedzieliśmy w kuchni, nikt nie 
otwierał drzwi aŜ do chwili wniesienia pudełka. Kelnerzy, kamerzyści i wszyscy inni wchodzili 
do  kuchni  tą  samą  drogą  co  my,  to  znaczy  otwartą  stroną  sceny.  A  personel  pomocniczy, 
elektrycy  i  tłum  róŜnych  ludzi  stali  tam  przecieŜ  równieŜ  przez  cały  czas.  A  więc...  —  Jupe 
popatrzył na Boba i Pete’a. — Co o tym wszystkim myślicie? 

—  To  znaczy,  Ŝe  ten,  kto  zwinął  puchary,  nie  mógł  ich  przemycić  do  kuchni,  a  potem  tam 

ukryć  —  snuł  swoje  rozwaŜania  Pete.  —  Bo  wtedy  musiałby  przecisnąć  się  z  nimi  do  kuchni 
przez tłum ludzi, stojących przy otwartym końcu sceny. 

— No właśnie — przytaknął Jupe. — ZałóŜmy, Ŝe jestem złodziejem. — Posuwał się wzdłuŜ 

płóciennych  dekoracji,  formujących  ściany  kuchni,  w  kierunku  otwartej  przestrzeni,  gdzie  w 
czasie lunchu był zgromadzony zespół kamerzystów. 

— Stoję tutaj, otoczony tłumem ludzi — mówił Jupe. — Ale jeśliby mi się udało prześliznąć 

do  stołu  z  pudełkiem,  to  znalazłbym  się  poza  zasięgiem  ich  wzroku,  za  sceną.  —  Podszedł  z 
powrotem do stołu, przyświecając sobie latarką. 

— Drzwi do kuchni są zamknięte i nie ma powodu, dla którego ktoś miałby tutaj przychodzić 

—  powiedział  w  zamyśleniu.  —  A  więc  przy  odrobinie  szczęścia  mam  mnóstwo  czasu,  Ŝeby 
otworzyć pudełko, wyjąć puchary i ponownie owinąć pudełko złocistym papierem. 

Chłopiec pokazywał rękami, jak by to zrobił. 
—  Potem  stoję  tutaj  i  trzymam  pięć  srebrnych  pucharów  —  kontynuował  swoje  wywody 

Jupe. — Ale jest mi potrzebny worek, albo coś w tym rodzaju, Ŝeby je schować. No i poza tym 
muszę równieŜ brać pod uwagę tych wszystkich ludzi, znajdujących się w pobliŜu, a więc... 

— A więc musisz schować puchary gdzieś tutaj — dokończył za niego Bob. 
— Zapalił własną latarkę i zaczął wodzić nią po pomieszczeniu. W jej świetle zobaczył zwoje 

kabli,  kilkanaście duŜych puszek po farbie, stertę desek i  stojącą w pewnej odległości od  nich, 
solidną, drewnianą skrzynię. 

Jupe  pozostał  na  swoim  miejscu  i  oświetlał  przedmioty  latarką,  podczas  gdy  dwaj  pozostali 

background image

detektywi rzucili się natychmiast w kierunku drewnianej skrzyni. 

Ale w skrzyni były tylko narzędzia stolarskie. Nie znaleźli równieŜ niczego pod stertą desek 

ani w Ŝadnej z pustych puszek po farbie. 

Bob i Pete odwrócili się i poszukali spojrzeniem Pierwszego Detektywa. Jupe nie był juŜ na 

swoim  miejscu;  stał  teraz  obok  jednej  z  ruchomych  lamp  łukowych  i  bacznie  studiował  śrubę, 
przymocowaną  do  długiego,  metalowego  słupa  lampy.  Nagle  znieruchomiał  i  popatrzył  na 
osadzoną karę metrów ponad jego głową, duŜą, czarną skrzynię, w której mieścił się reflektor. 

— PomóŜcie mi, chłopaki — powiedział. 
Dwaj  detektywi  pospieszyli  do  niego.  Obluzowali  śrubę,  dzięki  której  słup  stał 

wyprostowany,  i  wolniutko  spuszczali  na  dół  skrzynię  z  reflektorem.  Wreszcie  Jupe  mógł 
dosięgnąć  jej  ręką.  Chłopiec  znalazł  uchwyt  i  otworzył  skrzynię  z  jednej  strony.  Potem  włoŜył 
rękę do środka. 

Nagle  tysiące  promieni,  niczym  grom  z  jasnego  nieba,  uderzyło  o  scenę,  zlewając  się  po 

chwili w jeden wielki strumień światła. 

Cała  strona  studia  dźwiękowego,  po  której  znajdowała  się  kuchnia,  była  teraz  zalana 

ś

wiatłem! 

background image

ROZDZIAŁ 5 

 

Pierwszy podejrzany 

 

Trzej Detektywi stali nieruchomo w świetle lamp łukowych. Bob i Pete podtrzymywali ciągle 

metalowy słup. Jupe zastygł z ręką pogrąŜoną we wnętrzu skrzyni z reflektorem. 

— Wy, tam — powiedział władczy głos. — Zostańcie na swoich miejscach. 
Chłopcy posłuchali rozkazu, a w tym czasie reŜyser Małych Urwisów, Luther Lomax, opuścił 

miejsce przy głównym wyłączniku światła i szedł prosto w ich kierunku. 

MęŜczyzna  zatrzymał  się  i  utkwił  wzrok  w  Pierwszym  Detektywie.  Teraz  posługiwanie  się 

latarką  nie  było  juŜ  konieczne.  Wszyscy  widzieli  doskonale  wnętrze  skrzyni  z  reflektorem  i 
pogrąŜoną w niej rękę Jupe’a. A tuŜ za reflektorem błyszczało pięć srebrnych pucharów. 

—  A  więc  tutaj  je  schowaliście  —  powiedział  Luther  Lomax.  Po  południu  w  czasie  lunchu 

reŜyser  wyglądał  na  starego  zmęczonego  Ŝyciem,  ale  teraz  moŜna  było  usłyszeć  w  jego  głosie 
ton człowieka przywykłego do wydawania rozkazów. Tak właśnie odzywał się przed laty, kiedy 
reŜyserował serial. 

—  Te  puchary  kosztowały  studio  dwa  tysiące  dolarów  —  kontynuował  swoje  oskarŜenia 

Lomax.  —  Wasza  trójka  wykradła  je  z  pudełka  dzisiejszego  popołudnia  i  ukryła  w  tej  lampie 
łukowej, kiedy nikt tego nie widział. 

—  Nie,  proszę  pana  —  powiedział  Jupiter  Jones.  —  To  nie  było  tak.  Ja  nie  ukradłem 

pucharów, ja je tutaj znalazłem. — Chłopak wyjął srebrne puchary i wręczył je reŜyserowi jeden 
po drugim. 

— I  myślisz, Ŝe  uwierzę w tę  naiwną historyjkę  — powiedział  Lomax stawiając puchary  na 

stole. 

—  Naprawdę  ich  nie  ukradłem  —  mówiąc  to,  Pierwszy  Detektyw  podniósł  głos,  nie 

skrywając juŜ rosnącego w nim oburzenia. — Po prostu wydedukowałem, gdzie złodziej je mógł 
schować.  Siedziałem  razem  z  moimi  kolegami  w  Kwaterze  Głównej  w  trakcie  dyskusji  z  nimi 
doszedłem do wniosku, Ŝe... 

—  Jaka  Kwatera  Główna?  —  przerwał  mu  ostro  reŜyser.  —  Co  masz  na  myśli  mówiąc  o 

Kwaterze Głównej? 

—  To  jest  nasze  domowe  biuro  —  wytłumaczył  mu  Jupe.  —  Pracujemy  tam,  kiedy  mamy 

jakieś sprawy da rozwiązania. 

— Co znowu za sprawy? — Luther Lomax mówił teraz takŜe podniesionym głosem. — MoŜe 

mi jeszcze powiesz, Ŝe pracujecie w policji jako detektywi. 

—  Nie,  proszę  pana.  Nie  pracujemy  w  policji.  Ale  jesteśmy  detektywami  —  wyjaśnił  mu 

Jupe. 

Wyjął  z  kieszonki  koszuli  wizytówkę  i  wręczył  ją  reŜyserowi.  Wydrukował  kartonik 

własnoręcznie na starej drukarce, kupionej kiedyś przez wujka Tytusa i wyremontowanej przez 
chłopców. 

Na wizytówce widniały następujące słowa: 
 

background image

TRZEJ DETEKTYWI 

Badamy wszystko  

??? 

Pierwszy Detektyw . . . . . . . . Jupiter Jones 

Drugi Detektyw . . . . . . . . . Pete Crenshaw  

Dokumentacja i analizy . . . . . Bob Andrews 

 

 
Pod tekstem był podany numer telefonu do Kwatery Głównej. 
Często  pytano  ich,  co  oznaczają  znaki  zapytania  na  wizytówce.  Odpowiadali  wtedy,  Ŝe 

symbolizują one wszelkie sprawy zagadki, które chłopcy próbują rozwiązać. Ale Luther Lomax 
nie  zadawał  im  Ŝadnych  pytań.  Spoglądał  na  kartonik,  tak  jakby  to  była  zwyczajna, 
pięciocentowa moneta. 

—  To  w  ogóle  niczego  nie  dowodzi  —  powiedział.  —  Mógłbyś  sobie  wydrukować 

wizytówkę  mówiącą,  Ŝe  jesteś  dyrektorem  tego  studia.  To  mnie  wcale  nie  przekonuje,  Ŝe  nie 
ukradliście tych pucharów. 

— Niech pan nam wierzy, naprawdę tego nie  zrobiliśmy — usiłował  go  przekonać Bob. — 

Kiedy tutaj przyszliśmy, nie mieliśmy pojęcia, gdzie ukryto te puchary. 

—  Myśleliśmy  nawet,  Ŝe  mogą  być  w  jednej  z  tych  puszek  po  farbie  —  powiedział  Pete, 

starając się przyjść swemu koledze z pomocą. 

—  No  a  potem  Jupe  wykombinował,  Ŝe  znajdują  się  w  tej  lampie  łukowej  —  podjął  wątek 

Bob. — Ale jak na to wpadłeś, Jupe? 

— Wydawało mi się, Ŝe lampa jest za wysoka — powiedział Jupe w roztargnieniu. — Tylko 

ona była wyciągnięta na całą długość. I zacząłem się zastanawiać, z jakiego powodu. 

Kiedy  to  mówił,  widać  było,  Ŝe  jego  umysł  jest  zajęty  zupełnie  inną  sprawą.  Chłopiec 

spoglądał  na  reŜysera  i  próbował  wymyślić  sposób,  w  jaki  mógłby  go  przekonać,  Ŝe  on  i  jego 
koledzy  naprawdę  są  detektywami,  a  nie  pospolitymi  złodziejaszkami.  Było  oczywiste,  Ŝe  oni 
sami nie potrafią tego zrobić. Ale moŜe istniał ktoś, kto mógłby im pomóc. 

— Panie Lomax, czy zna pan Alfreda Hitchcocka? — zapytał. 
— Tego reŜysera filmów kryminalnych? Oczywiście, ale dlaczego pytasz? 
—  On  jest  naszym  dobrym  przyjacielem.  I  wie  a  nas  wszystko,  równieŜ  to,  Ŝe  jesteśmy 

detektywami. Zawsze interesuje się naszymi sprawami. 

ReŜyser  ciągle  trzymał  w  ręku  wizytówkę  Trzech  Detektywów.  Nagle  zgniótł  ją  i  rzucił  na 

podłogę. 

—  Czego  właściwie  ode  mnie  oczekujecie?  —  powiedział  z  niecierpliwością  w  głosie.  — 

Chcecie, Ŝebym poprosił pana Hitchcocka o udzielenie wam referencji? 

— A czemu nie? 
Lomax zawahał się. 
— Nigdy nie widziałem tego człowieka na oczy i nie znam nawet jego numeru telefonu. 
— Mogę go panu dać. — Jupe wyjął ołówek następną wizytówkę z kieszeni i napisał numer 

na odwrocie. — Jestem pewien, Ŝe nie będzie miał nic przeciwko temu, Ŝe pan do niego dzwoni 
— powiedział z przekonaniem. 

Lomax  ciągle  się  jeszcze  wahał,  ale  jednak  podszedł  do  telefonu,  znajdującego  się  po 

przeciwnej  stronie  studia  dźwiękowego.  Trzej  Detektywi  obserwowali  go  uwaŜnie.  Słów 
reŜysera nie mogli słyszeć, bo stali za daleko, ale zauwaŜyli, Ŝe rozmowa zajęła mu zadziwiająco 
duŜo czasu. 

background image

Kiedy  wreszcie  powiesił  słuchawkę  i  powrócił  do  nich,  był  w  znacznie  lepszym  humorze, 

nawet się uśmiechał. 

— Pomyślcie tylko. Pan Hitchcock pamiętał moje nazwisko. — Po głosie Lomaxa moŜna się 

było  zorientować,  Ŝe  jest  przyjemnie  zaskoczony.  —  Prawdę  mówiąc,  nie  spodziewałem  się 
tego. Wiecie, kiedy kręcono jego film Mroczne dziedzictwo, miałem nadzieję, Ŝe zaproponują mi 
współpracę.  No  ale...  —  Wzruszył  ramionami  Z  rezygnacją.  —  ZaangaŜowano  młodszego 
reŜysera.  —  Ponownie  się  uśmiechnął.  —  To  było  parę  lat  temu.  Jednak  od  razu  mnie  sobie 
przypomniał. Wielki Alfred Hitchcock pamiętał moje nazwisko. 

— Ale co powiedział o nas? — zapytał Pete. 
—  No,  o  was.  —  Luther  Lomax  potrząsnął  głową,  tak  jakby  ten  gest  miał  mu  pomóc  w 

powrocie do teraźniejszości. — Z wami jest wszystko w porządku. Powiedział mi, Ŝe na pewno 
nie ukradliście tych pucharów. A więc jeśli chcecie pojechać teraz do domu, to postaram się, aby 
puchary powróciły do działu reklamy. 

Jupe podziękował mu, Ŝe zadzwonił do pana Hitchcocka. 
—  Nie  ma  za  co  —  zapewnił  go  reŜyser.  —  Rozmowa  z  panem  Alfredem  Hitchcockiem 

sprawiła  mi  wielką  przyjemność.  W  mojej  branŜy  odchodzi  się  bardzo  szybko  w  zapomnienie. 
Ale on mnie pamiętał, pamiętał wszystkie dobre filmy, które kiedyś reŜyserowałem. 

Jupe  dał  znak  kolegom  i  cała  trójka  skierowała  się  w  kierunku  wyjścia,  pozostawiając 

reŜysera pogrąŜonego we własnych myślach. 

— Co o tym wszystkim sądzisz, Jupe? — zapytał Pete, jak tylko chłopcy znaleźli się na ulicy. 
Pierwszy Detektyw nie od razu mu odpowiedział. Skubał w zamyśleniu dolną wargę. 
—  Jak  myślisz,  kto  to  mógł  zrobić?  —  starał  się  na  nim  wymusić  odpowiedź  Bob.  —  Kto 

twoim zdaniem zwinął te puchary? 

— Te lampy łukowe nie dają mi spokoju — powiedział Jupe w zamyśleniu. — Ktoś musiał 

wiedzieć,  Ŝe  nie  będą  tego  popołudnia  w  uŜyciu.  —  Zatrzymał  się  i  to  samo  zrobili  dwaj 
pozostali detektywi. 

—  MoŜe  dlatego  czekał,  aŜ  kamery  zaczną  filmować...  —  Zmarszczył  czoło.  —  Ale  nie 

jestem tego pewien. 

— Myślisz, Ŝe to był Łysa Czaszka? — chciał wiedzieć Pete. —Albo moŜe Platfus? 
—  Nie  jestem  tego  pewien  —  powtórzył  Jupiter  Jones.  —  Cała  ta  sprawa  ma  tyle 

tajemniczych aspektów, Ŝe wszystko jest moŜliwe. 

— Naprawdę? A co masz konkretnie na myśli? — niecierpliwił się Bob. 
— Zagadka numer jeden to nasz szofer, Gordon Harker. 
— Ale dlaczego? — dopytywał się Pete. — Co on ma wspólnego z tą sprawą? 
— Jest coś nie w porządku z jego pamięcią — wyjaśnił Jupe. —PrzecieŜ straŜnik przy bramie 

rozpoznał go dzisiaj rano, a to oznacza, Ŝe Harker musi często jeździć do studia. Ale on nawet 
nie pamiętał, gdzie się znajduje Studio Numer Dziewięć. Pytał kogoś o drogę. 

Pierwszy Detektyw ruszył w kierunku zaparkowanego na końcu ulicy samochodu. 
—  Chyba,  Ŝe  Harker  po  prostu  udawał  —  powiedział.  —  Niewykluczone,  Ŝe  wiedział 

wszystko o tych srebrnych pucharach, które miano nam podarować w czasie talk show. I dlatego 
chciał, Ŝebyśmy myśleli, Ŝe on w ogóle nie zna drogi do studia dźwiękowego. 

— Naprawdę uwaŜasz, Ŝe Harker zwinął te puchary? — zapytał Bob. 
Jupe zmarszczył czoło. 
— Nie chcę nikogo oskarŜać — odpowiedział w zamyśleniu — na to jest jeszcze za wcześnie. 

Ale widziałem na własne oczy, jak Gordon Harker szedł w kierunku lamp łukowych... a było to 
tuŜ przed rozpoczęciem programu. 

background image

ROZDZIAŁ 6 

 

Pierwszy Detektyw w akcji 

 

Następnego ranka Jupe szybko zjadł śniadanie, pomógł cioci Matyldzie pozmywać naczynia i 

zaraz potem poszedł do swojego warsztatu, mieszczącego się na terenie składu złomu. W stacji 
telewizyjnej  był  umówiony  na  godzinę  drugą,  właśnie  wtedy  miały  się  rozpocząć  zdjęcia  do 
pierwszego z dwóch zaplanowanych kwizów. 

Chłopiec  wiedział  z  doświadczenia,  Ŝe  w  większości  tego  typu  programów  uczestnicy  mają 

prawo  wybierać  tematy,  dotyczące  róŜnych  dziedzin,  takich  jak  na  przykład  historia,  sport  czy 
sławni ludzie. KaŜdy z Małych Urwisów będzie więc musiał odpowiadać na związane z którąś z 
tych dziedzin pytania. 

Podczas przerwy w pracy Jupe zastanawiał się, co moŜe być przedmiotem pytań w programie 

Kwiz  Małych  Urwisów.  Miał  nadzieję,  Ŝe  jednym  z  tematów  będą  nauki  przyrodnicze,  jego 
ulubiony szkolny przedmiot. 

Peggy próbowała o to spytać Miltona Glassa podczas wczorajszego lunchu, ale szef reklamy 

nabrał od razu wody w usta. 

— To tajemnica — oświadczył. 
Na  desce  warsztatu,  osłoniętego  blaszanym  daszkiem,  były  porozrzucane  części  kilkunastu 

starych,  zniszczonych  aparatów  fotograficznych,  które  wujek  Tytus  kiedyś  przyniósł  do  domu. 
Jupe  usiłował  teraz  zmontować  z  nich  specjalny,  miniaturowy  aparat  fotograficzny,  niezbędne 
narzędzie pracy detektywa, który moŜna by ukryć pod klapą marynarki i robić nim zdjęcia przez 
dziurkę  od  guzika.  Praca  szła  mu  dobrze,  a  robienie  nowych  rzeczy  z  kawałków  starych, 
zniszczonych rupieci sprawiało mu naprawdę duŜą przyjemność. 

Ale  teraz  zdąŜył  popracować  tylko  parę  minut,  kiedy  nagle  wyprostował  się  i  odłoŜył 

trzymane w ręku narzędzia. Nad warsztatem zapaliło się czerwone światełko oznaczające, Ŝe w 
Kwaterze Głównej właśnie zadzwonił telefon. 

Niecały metr od Jupe’a znajdowała się stara, metalowa kratą niedbale oparta o stertę Ŝelastwa. 

Chłopiec  odłoŜył  ją  szybko  na  bok.  Za  kratą  znajdowało  się  wejście  do  długiej  rury  z  falistej 
blachy. Rura ta była zwana Tunelem Drugim tworzącym jedno z tajemnych przejść do Kwatery 
Głównej. 

W  wielkim  pośpiechu  Jupe  przecisnął  swoje  tęgie  ciało  przez  rurę  a  potem  przez  drzwi 

zapadowe przedostał się do przyczepy kempingowej. 

Dobiegł do telefonu i schwycił słuchawkę. 
— Jupiter Jones, słucham, 
— Mówi Luther Lomax. Mam nadzieję, Ŝe nie przeszkadzam. 
Ciekawa  sprawa,  jak  ten  Luther  Lomax  potrafi  zmieniać  ton  głosu,  prawie  z  minuty  na 

minutę, pomyślał Jupe. Zeszłej nocy, kiedy Lomax oskarŜał Jupe’a i jego przyjaciół o kradzieŜ 
srebrnych  pucharów,  jego  głos  brzmiał  władczo  i  rozkazująco.  Takim  teŜ  głosem  wydawał 
polecenia,  reŜyserując  Małych  Urwisów.  Parę  minut  później,  kiedy  mówił  o  niedoszłej 
współpracy przy kręceniu filmu Alfreda Hitchcocka Mroczne dziedzictwo, w jego głosie moŜna 
było wyczuć zmęczenie i rezygnację. Podobnie teraz. 

—  Oczywiście,  Ŝe  nie.  Cieszy  mnie,  Ŝe  pana  słyszę,  panie  Lomax.  Jestem  bardzo  ciekawy, 

czy pan juŜ odnalazł złodziei srebrnych pucharów. 

—  Nie,  jeszcze  nie.  A  w  kaŜdym  razie  nie  jestem  tego  pewien,  i  właśnie  w  tej  sprawie  do 

background image

ciebie dzwonię. — W głosie reŜysera zabrzmiało coś z dawnej władczości. — To wszystko jest 
zbyt  skomplikowane,  Ŝeby  o  tym  mówić  przez  telefon.  Dlatego  proponuję,  Ŝebyś  przyszedł 
trochę wcześniej do stacji telewizyjnej, wówczas moglibyśmy spokojnie porozmawiać. 

— Dobrze, bardzo chętnie. O której godzinie mam tam być? 
— Przyjdź o jedenastej. Ale punktualnie. Zapytaj o mnie w recepcji. — ReŜyser zrobił krótką 

pauzę. — Czy twoi przyjaciele teŜ przyjdą? 

— Nie, przyjdę sam. 
To  naprawdę  pech,  Ŝe  nie  pójdziemy  tam  w  trójkę,  pomyślał  Jupe  wieszając  słuchawkę. 

Chłopiec wiedział, ze jego koledzy są teraz na plaŜy. Proponowali mu, Ŝeby się do nich dołączył, 
ale  Jupe  nie  miał  specjalnej  ochoty  na  długą  jazdę  rowerem  i  męczące  pływanie  w  morskich 
falach.  Chciał  być  wypoczęty  przed  czekającym  go  kwizem.  Zadzwonił  do  mamy  Boba  i 
powiedział  jej  o  zmianie  planów,  obiecując  jednocześnie,  Ŝe  przyśle  z  powrotem  limuzynę  po 
chłopców, tak Ŝeby mogli zdąŜyć na czas do studia. 

Jupe  zadzwonił  do  agencji  wynajmu  limuzyn.  Tym  razem  Gordon  Harker  osobiście  odebrał 

telefon i obiecał, Ŝe za pół godziny przyjedzie po Jupe’a do składu złomu. 

Jupe  przebrał  się  w  ciemny  garnitur  i  białą  koszulę  z  krawatem  stał  juŜ  przy  furtce,  kiedy 

samochód  podjechał.  Droga  do  Hollywoodu  przebiegła  w  całkowitym  milczeniu,  Ale  kiedy 
dotarli  do  olbrzymiej  stacji  telewizyjnej  i  kierowca  otworzył  Jupe’owi  drzwi,  chłopiec 
zorientował się z wyrazu twarzy Gordona Harkera, Ŝe męŜczyzna pragnie go o coś zapytać. 

Pierwszy Detektyw stał na chodniku i patrzył wyczekująco na kierowcę. 
—  Nigdy  przedtem  nie  widziałem  takiego  kwizu  —  zaczął  Harker.  —  Czy  to  prawda,  Ŝe 

będzie równieŜ publiczność? 

— Tak — powiedział Jupe — Wydaje mi się ze około dwustu ludzi będzie oglądać nasz kwiz 

na Ŝywo studiu. 

—  To  musi  być  bardzo  interesujące.  —  Kierowca  w  zakłopotaniu  przestępował  z  nogi  na 

nogę. — Czy nie miałbyś przypadkiem zbędnego biletu? 

Okazało  się,  Ŝe  Jupe  był  w  stanie  pomóc.  Dostał  od  Miltona  Glassa  aŜ  cztery  bilety,  na 

wypadek gdyby chciał zaprosić do studia swoją rodzinę. Ciocia Matylda i wujek Tytus grzecznie 
odmówili. Dwa bilety ofiarował Bobowi i Pete’owi, a w kieszeni spoczywa dwa pozostałe. Jupe 
podarował jeden z nich Gordonowi Harkerowi. 

—  Dzięki.  —  Kierowca  ochoczo  przyjął  bilet.  —  Bardzo  dziękuję.  Zabiorę  później  twoich 

przyjaciół, a potem przyjdę obejrzeć kwiz. No... a poza tym to Ŝyczę powodzenia. 

Jupe rozmyślał intensywnie, wstępując do budynku, gdzie mieściło się biuro. Gordon Harker 

był dla niego wielką zagadką, trudną do rozszyfrowania. Jupe nie mógł zrozumieć, dlaczego taki 
inteligentny  człowiek  jak  Harker  chciał  przyjść  do  studia,  Ŝeby  obejrzeć  zgraję  byłych 
dziecięcych  aktorów,  odpowiadających  na  głupie  pytania.  No  i  dlaczego  tak  nieśmiało 
dopytywał  się  o  bilet?  Doszedł  w  końcu  do  wniosku,  Ŝe  kierowca  być  moŜe  jest  po  prostu 
zafascynowany  rzekomym  blaskiem  show  biznesu.  To  zdarzało  się  wielu  innym  rozumnym 
ludziom. 

Recepcjonistka posłała Jupe’a od razu do pokoju Luthera Lomaxa. Na drzwiach widniał napis 

REśYSERZY-GOŚCIE.  Wydawało  się,  Ŝe  Lomax  jest  zadowolony  ze  spotkania  z  Jupe’em. 
Chłopiec zajął miejsce naprzeciwko niego, po drugiej stronie biurka. 

—  Kiedy  wczoraj  wieczorem  rozmawiałem  z  panem  Hitchcockiem  —  zaczął  Lomax  — 

wyraził  się  on  o  tobie  z  wielkim  uznaniem.  Nie  mam  tylko  na  myśli  twoich  cech  charakteru. 
Alfred  Hitchcock  powiedział  mi  oczywiście  od  razu,  Ŝe  na  pewno  nie  jesteś  złodziejem  — 
ReŜyser  milczał  przez  chwilę.  —  Czy  nie  masz  nic  przeciwko  temu,  Ŝe  będę  cię  nazywał 

background image

Jupiterem? 

— Większość ludzi nazywa mnie Jupe’em — powiedział Pierwszy Detektyw. 
— A więc to było tak, Jupe. Pan Hitchcock opowiedział mi równieŜ, Ŝe rozwiązałeś razem ze 

swoimi przyjaciółmi mnóstwo zadziwiających zagadek. 

Jupe  przytaknął.  Skromność  nie  była  jego  najmocniejszą  stroną  i  chłopca  cieszyło,  Ŝe  jego 

przyjaciel Alfred Hitchcock miał równie wysokie mniemanie o jego zdolnościach, co on sam. 

—  I  w  związku  z  tym  wpadł  mi  do  głowy  pewien  pomysł,  Jupe...  —  Lomax  zawiesił  na 

chwilę głos. — Chodzi o to, Ŝe studio nie zamierza nadawać tej sprawie z kradzieŜą pucharów 
zbytecznego rozgłosu. Nie będziemy nawet zawiadamiać policji... — reŜyser ponownie zawiesił 
głos.  —  I  dlatego  pomyślałem,  Ŝe  to  moŜe  być  sprawa  dla  ciebie  i  twoich  kolegów.  Jeśli 
znajdziecie złodzieja, niewykluczone, Ŝe otrzymacie nawet niewielką nagrodę. 

Jupe podziękował mu. 
— Najbardziej interesuje nas sama sprawa, nagroda jest mniej waŜna — dodał. 
— W porządku. — Lomax przesunął palcami po swoich rzadkich, siwych włosach. — A tak 

między  nami mówiąc, proszę, zachowaj to  w tajemnicy, podejrzewam pewną osobę o  kradzieŜ 
pucharów. I mam do tego swoje powody. 

Jupe nic na to nie odpowiedział. Czekał na dodatkowe wyjaśnienia 
— Kiedy opuszczałem studio dźwiękowe zeszłej nocy — mówił Lomax — to zobaczyłem, Ŝe 

ktoś  biegnie  od  strony  drzwi.  Z  pewnością  przestraszyły  go  moje  kroki.  Na  dworze  było  juŜ 
ciemno,  ale  zdąŜyłem  zauwaŜyć  młodego  męŜczyznę,  który  szedł  szybko  w  kierunku  bramy 
studia. 

Jupe w dalszym ciągu milczał. 
—  Nie  widziałem  jego  twarzy  —  wyjaśnił  reŜyser  —  ale  sposób,  w  jaki  się  poruszał, 

wydawał mi się znajomy. Stawiał przy chodzeniu swoje stopy tak, jak to robił Charlie Chaplin. I 
zupełnie tak samo jak ten chłopiec, który grał w serialu Platfusa. 

—  Czy  pan  myśli,  Ŝe  przyszedł  do  studia  dźwiękowego,  Ŝeby  odebrać  puchary?  —  zapytał 

Jupe. 

ReŜyser przytaknął. 
— Wydaje mi się to oczywiste. No bo z jakiego innego powodu przychodziłby tak późno? 
Jupe’owi trudno się było z tym nie zgodzić. 
— Ale to jeszcze nie dowód, Ŝe Platfus jest złodziejem — dodał. 
—  Nie,  ale  wiele  na  to  wskazuje.  —  ReŜyser  wypowiedział  te  słowa  swoim  dawnym 

zdecydowanym  głosem  i  wyprostował  plecy.  —  Być  moŜe  nie  wolno  mi  było  tego  robić.  Ale 
dzisiaj jest niedziela i w studiu się nie pracuje. Będzie stało puste aŜ do poniedziałku. I dlatego 
kiedy opuszczałem studio, zamknąłem drzwi na kłódkę. 

Wyjął klucz z kieszeni i połoŜył go na biurku. 
—  Mam  przeczucie,  Ŝe  Platfus  naprawdę  ukradł  te  puchary  —  powiedział  zdecydowanym 

głosem.  —  I  coś  mi  mówi,  Ŝe  wróci  do  studia  dźwiękowego  w  nadziei,  Ŝe  je  zastanie  nie 
zamknięte i Ŝe znajdzie ukryte w lampie łukowej puchary. 

— Bardzo moŜliwe, Ŝe ma pan rację — powiedział Jupe. — No bo on oczywiście nie moŜe 

wiedzieć, Ŝe my je juŜ odnaleźliśmy. 

—  OtóŜ  to.  Dział  reklamy  otrzymał  wyraźne  polecenie,  Ŝeby  nikomu  nic  na  ten  temat  nie 

mówić.  —  ReŜyser  posunął  klucze  w  kierunku  Jupe’a  —  Weź  je  —  powiedział  obserwuj 
uwaŜnie  Platfusa.  MoŜliwe,  Ŝe  wpadniesz  na  jakiś  sposób,  Ŝeby  go  zdemaskować  A  teraz 
musimy  się  juŜ  poŜegnać,  bo  mam  jeszcze  parę  rzeczy  do  załatwienia  przed  rozpoczęciem 
kwizu. 

background image

Jupe wziął klucze i podniósł się z krzesła. 
— Obserwuj uwaŜnie Platfusa — Powtórzył Luther Lomax na poŜegnanie. 
Na  korytarzu  Jupe  popatrzył  na  zegarek.  Zostawały  mu  jeszcze  prawie  dwie  godziny  do 

czasu, kiedy był umówiony w studiu. Wsiadł w windę i pojechał z powrotem na dół, a następnie 
rozsiadł się wygodnie na umieszczonej w rogu kanapie. Ludzie nieustannie otwierali i zamykali 
wejściowe drzwi, zatrzymywali się przy recepcji, a następnie podąŜali w kierunku wind. 

Nagle Jupe pochylił się do przodu i zakrył twarz dłońmi. 
Osoba, którą zgodnie z poleceniem Lomaxa miał uwaŜnie obserwować, właśnie pojawiła się 

w studiu. 

Widział, jak Platfus przechodzi obok niego i wsiada do windy. Kiedy tylko drzwi się za nim 

zamknęły,  Jupe  wstał  zaczął  się  przypatrywać  światłom,  sygnalizującym  na  którym  piętrze 
winda się zatrzymuje. 

Winda zatrzymywała się wiele razy. I dlatego Jupe nie miał moŜności sprawdzić, na którym 

piętrze  Platfus  z  niej  wysiadł.  W  związku  z  tym  nie  było  sensu  próbować  go  śledzić.  Jupe 
usadowił się z powrotem na kanapie. 

Jednej  rzeczy  był  pewien:  studio  telewizyjne,  gdzie  miał  się  odbyć  kwiz,  mieściło  się  na 

siedemnastym piętrze, a tam winda się nie zatrzymywała. A więc Platfus nie podąŜa do studia. 
Bardzo moŜliwe, Ŝe po prostu chciał odwiedzić kogoś w tym budynku. Dlatego istniała szansa, 
ze będzie z powrotem przechodził obok recepcji. 

Jupe postanowił zostać na swoim miejscu i poczekać na dalszy rozwój wypadków. Nie musiał 

długo czekać. Za niecałe pięć minut Platfus przeszedł z powrotem obok niego, trzymając w ręku 
jakąś kopertę. Po chwili wyszedł na ulicę. 

Jupiter podąŜył w ślad za nim, zachowując bezpieczną odległość, Chłopiec właśnie wchodził 

na chodnik, kiedy w ostatniej chwili zdąŜył zauwaŜyć jak Platfus wskakuje na stary motocykl i z 
hałasem odjeŜdŜa aleją w kierunku studia filmowego przy ulicy Winnej. 

Jupe  rozejrzał  się  wokół.  Parę  kroków  od  niego  jakaś  starsza  pani  właśnie  wysiadała  z 

taksówki,  która  zatrzymała  się  tuŜ  przed  budynkiem  stacji  telewizyjnej.  Jupe  poczekał,  aŜ 
kobieta zapłaci a potem wskoczył na tylnie siedzenie samochodu. 

— Dokąd mamy jechać? — zapytał taksówkarz. 
Jupe  pochylił  się  do  przodu,  myśląc  intensywnie.  Jeśli  Platfus  udawał  się  do  studia 

dźwiękowego,  co  by  było  zgodne  z  teorią  Jupe’a,  to  nie  miało  sensu  jechać  za  nim.  Znacznie 
lepszym  rozwiązaniem  będzie  po  prostu  zjawić  się  tam  przed  nim  i  ukryć  się  gdzieś  w  studiu 
dźwiękowym. 

Jupe  dał  taksówkarzowi  adres  studia  filmowego  przy  ulicy  Winnej.  Sądząc  po  klekoczącym 

dźwięku  motocykla,  którym  jechał  Platfus,  istniała  duŜa  szansa,  Ŝe  Pierwszy  Detektyw  będzie 
tam znacznie szybciej od niego. 

I tak teŜ było. Taksówka minęła motocykl juŜ przy drugich światłach, a studio znajdowało się 

o niecałe cztery kilometry dalej, tuŜ za Aleją Hollywoodzką. 

Jupe  zapłacił  taksówkarzowi  przy  bramie  studia,  pokazał  przepustkę  straŜnikowi  i  szybko 

przeszedł  wyludnioną  ulicą  ze  sławnymi  budynkami  do  drzwi  Studia  Numer  Dziewięć.  Za 
pomocą klucza, który dostał od Luthera Lomaxa, otworzył kłódkę i wkroczył do środka. 

Olbrzymie  studio  dźwiękowe  było  całkowicie  pogrąŜone  w  ciemnościach.  Jupe  Ŝałował,  Ŝe 

nie  zabrał  z  sobą  latarki,  ale  nie  chciał  tracić  czasu  na  tego  typu  rozwaŜania.  Jeśli  Platfus 
wybierał  się  do  studia  dla  odzyskania  skradzionych  srebrnych  pucharów,  to  mógł  się  tu  stawić 
lada moment. 

Jupe  zostawił  solidnie  obite  drzwi  wejściowe  trochę  uchylone,  tak  Ŝeby  wnikało  przez  nie 

background image

nieco  światła,  i  zaczął  iść  po  omacku  w  kierunku  kuchni  mieszczącej  się  na  końcu  tego 
olbrzymiego budynku. Przeszedł jakieś dziewięć metrów, kiedy nagle usłyszał głuchy odgłos tuŜ 
za sobą. Szybko się odwrócił i popatrzył w kierunku drzwi. 

Wąska struga światła, wydobywająca się przez szczelinę w uchylonych drzwiach zniknęła, i 

Jupe zrozumiał, Ŝe drzwi zamknięto od zewnętrz. 

Pierwszy Detektyw podbiegł do drzwi tak szybko, jak tylko pozwalały mu na to panujące w 

budynku egipskie ciemności, i starał się je otworzyć. Spróbował jeszcze raz, wkładając w to tym 
razem więcej wysiłku. Pomagając sobie ramieniem, napierał na drzwi z całych sił. 

Ale  ani  drgnęły.  Ktoś  zamknął  je  na  kłódkę.  Jupe  był  uwięziony!  Złapany  w  pułapkę  w 

ogromnym, dźwiękoszczelnym studiu. Nawet gdyby krzyczał z całych sił, nikt znajdujący się na 
zewnątrz  nie  byłby  w  stanie  go  usłyszeć.  Nie  mógł  teŜ  liczyć  na  to,  Ŝe  ktoś  przypadkowo  go 
oswobodzi. Nikt nie będzie próbował dostać się do studia dźwiękowego przed pierwszą zmianą 
robotników, którzy pojawią się dopiero w poniedziałek rano. 

A za półtorej godziny, albo nawet wcześniej, Ogar i Peggy i cała reszta przystąpią do udziału 

w pierwszym kwizie Małych Urwisów. 

Jupe  stał  przez  chwilę  zupełnie  nieruchomo.  Jego  umysł  pracował  na  przyspieszonych 

obrotach, ale chłopiec nie poddawał się panice. Obmyślał pian, punkt po punkcie. 

Punkt Pierwszy. Światło. 
Przed  oczami  pojawił  mu  się  obraz  Luthera  Lomaxa,  idącego  od  strony  głównego 

przełącznika  światła,  zaraz  po  tym  jak  reŜyser  zaskoczył  ich,  kiedy  właśnie  odnaleźli  srebrne 
puchary. 

Jupe szedł ostroŜnie, po omacku, tuŜ przy ścianie studia dźwiękowego, starając się dotrzeć do 

miejsca, gdzie znajdowała się kuchnia. Miał wraŜenie, Ŝe upłynęło mnóstwo czasu, zanim jego 
palce  dotknęły  duŜej,  metalowej  skrzynki  z  wyłącznikiem  światła.  Znalazł  uchwyt  i  otworzył 
skrzynkę. Wymacał dłonią rączkę wyłącznika i opuścił ją na dół. 

Kuchnia wypełniła się światłem. 
Punkt Drugi. Telefon. 
Był przymocowany do ściany, w odległości paru metrów od niego. Podszedł tam i przyłoŜył 

słuchawkę do ucha. 

Telefon był głuchy. 

background image

ROZDZIAŁ 7 

 

W pułapce! 

 

Pierwszy  Detektyw  nie  stracił  odwagi,  kiedy  okazało  się,  Ŝe  telefon  nie  działa.  Szczerze 

mówiąc, nie spodziewał się niczego innego. Ten, kto go zaryglował w studiu dźwiękowym, Ŝeby 
w ten sposób nie dopuścić do jego udziału w kwizie, musiał mieć oczywiście pewność, Ŝe Jupe 
nie będzie mógł zatelefonować po pomoc. 

Punkt Trzeci. Jeśli to będzie moŜliwe, napraw telefon. 
Odnalezienie  miejsca,  w  którym  przecięto  kabel,  nie  było  trudne,  bo  zrobiono  to  tuŜ  przy 

podłodze.  Ten,  kto  to  zrobił,  był  bardzo  dokładny.  Nie  zadowolił  się  przecięciem  kabla 
noŜyczkami, ale usunął równieŜ większą jego część. 

Skrzynka z narzędziami stolarskimi stała w dalszym ciągu na podłodze w kuchni. Znajdowała 

się w niej para dobrych,  solidnych  kleszczy.  Znalezienie  kabla  w studiu dźwiękowym nie było 
rzeczą trudną. Jupe wziął, co mu było potrzebne, z niewielkiego, pionowego reflektora. 

Spieszył się, jak tylko mógł, Ŝeby połączyć luźno zwisające końce kabla telefonicznego. Serce 

waliło  mu  jak  młotem,  kiedy  znowu  podniósł  słuchawkę  do  ucha.  Wiedział,  Ŝe  istniała 
niewielka,  ale  przeraŜająca  moŜliwość,  Ŝe  linię  telefoniczną  przecięto  równieŜ  na  zewnątrz 
studia. 

Nagle usłyszał jeden z najcudowniejszych dźwięków na świecie: sygnał telefoniczny. 
Jupe rozwaŜał moŜliwość, Ŝeby zadzwonić do recepcji studia i poprosić o przysłanie kogoś z 

zapasowym  kluczem. Ale łatwo było wyobrazić sobie wszystkie te pytania i wyjaśnienia, które 
taki  krok  za  sobą  pociągnie.  Dlatego  zdecydował,  Ŝe  w  tej  sytuacji  lepiej  będzie  zwrócić  się  o 
pomoc do kolegów. 

Pete właśnie przyszedł z plaŜy. JuŜ po drugim sygnale podniósł słuchawkę. Jupe wytłumaczył 

mu, gdzie się znajduje, i w wielkim skrócie opisał przebieg wydarzeń. 

—  Zadzwoń  do  Gordona  Harkera  i  poproś  go,  Ŝeby  przywiózł  ciebie  tutaj  jak  najszybciej 

mówił Pierwszy Detektyw. — Spróbuję przeciąć obicie drzwi na dole i przez szparę przecisnąć 
klucz. 

Pete nie tracił czasu. Zaraz po odłoŜeniu słuchawki zadzwonił do agencji wynajmu limuzyn i 

rozmawiał z Gordonem Harkerem. Za pół godziny szofer przyjechał pod dom Pete’a. Pete i Bob, 
który  po  otrzymaniu  alarmującego  telefonu  natychmiast  przyjechał  do  kolegi  na  rowerze 
wgramolili się na tylne siedzenie samochodu. 

Limuzyna  przeciskała  się  zręcznie  poprzez  niedzielny  tłok  panujący  na  drodze  do 

Hollywoodu a chłopcom nie pozostawało nic innego, jak tylko siedzieć i nabierać sił do dalszej 
akcji.  W  końcu  samochód  skręcił  w  ulicę  Winną  i  oczom  detektywów  ukazały  się  bramy 
filmowego studia. 

Gordon  Harker  zatrzymał  samochód.  Pilnujący  bramy  straŜnik  opuścił  swoją  kabinę  i 

podszedł do limuzyny. 

— Proszę pokazać Przepustki — powiedział. 
Dwaj  detektywi  popatrzyli  na  siebie,  a  na  ich  twarzach  odmalowała  się  konsternacja. 

Przepustka do studia znajdowała się u Jupe’a. 

 
Pierwszy Detektyw po raz ostatni uŜył dłuta. Następnie odsunął narzędzia i podwaŜył cienki 

kawałek  drewna,  który  wydłubał  ze  spodu  drzwi,  i  umieścił  go  obok  szczątków  juŜ  wcześniej 

background image

oderwanego  obicia  Potem  połoŜył  się  na  podłodze,  i  wytęŜając  wzrok  starał  się  dostrzec  jak 
najwięcej poprzez utworzoną w ten sposób szczelinę w drzwiach. 

Wszystko  było  w  porządku.  Punkt  Czwarty  został  wykonany.  Poprzez  szczelinę 

przedostawała  się  teraz  wąska  smuga  światła.  Jak  tylko  Pete  tutaj  dotrze,  Jupe  będzie  mógł 
przecisnąć przez nią klucz. 

Pierwszy  Detektyw  popatrzył  na  zegarek.  Za  siedemnaście  minut  druga.  Dlaczego  Pete 

jeszcze się nie zjawił? Powinien juŜ tutaj być. Czy nie mógł się dodzwonić do szofera? A moŜe 
spóźniał się z innego powodu”? 

Z  rosnącym  uczuciem  niepokoju  Jupiter  Jones  przypomniał  sobie  o  swoim  trudnym  do 

wytłumaczenia podejrzeniu w stosunku do Gordona Harkera. 

 
Limuzyna stała w dalszym ciągu na ulicy. 
—  Mamy  przepustkę,  ale  zostawiliśmy  ją  w  domu  -—  powiedział  Pete  straŜnikowi.  —  Czy 

pan  nas  sobie  nie  przypomina?  Byliśmy  tutaj  wczoraj  w  związku  ze  spotkaniem  Małych 
Urwisów. A teraz przyjechaliśmy po naszego kolegę, Jupitera Jonesa. 

StraŜnik potrząsnął niewzruszenie głową. Wyjaśnienia Pete’a nie zrobiły na nim wraŜenia. 
—  Nic  o  tym  nie  wiem  —  oświadczył.  —  Na  mojej  liście  nie  ma  dzisiaj  Ŝadnych 

odwiedzających. A bez przepustki nie mogę nikogo wpuścić do środka. 

— No tak, ale... — wyjąkał Bob, tracąc nadzieję. — PrzecieŜ my... 
Nie udało mu się dokończyć zdania. Gordon Harker otworzył tylne drzwi samochodu. 
— W porządku — powiedział. — Będzie lepiej, jak wyskoczycie teraz, chłopcy. 
Pete i Bob zrobili, o co ich proszono. Gordon Harker podszedł do straŜnika. 
—  Limuzyna jest dla pana Miltona Glassa z  działu reklamy  — powiedział. — Przywiozłem 

tutaj tych chłopców poniewaŜ chcieli zobaczyć studio. 

— Nie wydaje mi się, Ŝeby pan Glass był teraz w biurze... — zaczął straŜnik. 
—  Jego  sekretarka  zamówiła  limuzynę.  —  Szofer  nie  pozwolił  mu  dokończyć  i  szybko 

zamknął  drzwi  samochodu,  szepcząc  równocześnie  dc  stojącego  tuŜ  obok  Pete’a:  —  Gdzie  on 
teraz jest? 

— W Studiu Numer Dziewięć — odpowiedział szeptem Pete. — Ktoś go tam zamknął. Poda 

panu klucz przez szparę w drzwiach. 

Szofer  zajął  znowu  miejsce  za  kierownicą.  StraŜnik  wpuścił  go  do  środka.  Pete  i  Bob 

obserwowali przez chwilę, jak samochód oddala się ulicą ze sławnymi budynkami. 

Jupe miał rację, pomyślał Bob. Ten Gordon Harker to naprawdę tajemniczy facet. 
Jupiter  leŜał  w  dalszym  ciągu  na  podłodze  studia  dźwiękowego  i  obserwował  światło 

przedostające się przez szczelinę w drzwiach. Nagle światło zniknęło. 

— Czy to ty, Pete? — zapytał Jupe. 
—  Nie,  to  ja.  —  Pierwszy  Detektyw  z  trudem  słyszał  głos  męŜczyzny.  —  To  ja,  Gordon 

Harker, kierowca. Proszę mi podać klucz. 

Jupe  zawahał  się  przez  moment.  Naprawa  telefonu,  przecięcie  obicia  i  drewna  w  drzwiach 

kosztowało  go  duŜo  pracy  i  dlatego  nie  chciał  podać  klucza  niewłaściwej  osobie.  Komuś,  kto 
mógłby  po  prostu  sobie  odejść  i  zostawić  go  na  łasce  losu  do  poniedziałku.  Nie  było  nawet 
wykluczone, Ŝe to Harker szedł za nim do studia i Ŝe to właśnie on go w nim zamknął. 

Znowu spojrzał na zegarek. Za dwanaście minut druga. Nie było czasu na wahanie. Pomimo 

wszystko istnieje przecieŜ szansa, Ŝe szofer jest jego sprzymierzeńcem. Musi mu zaufać. 

Przecisnął klucz przez szparę w drzwiach i podniósł się z podłogi. Chwilę czekał. 
Drzwi się otworzyły. 

background image

Z uczuciem ulgi Pierwszy Detektyw wyszedł na oświetloną słońcem ulicę. 
— Dziękuję panu, panie Harker — powiedział z wdzięcznością. 
— Musimy się pospieszyć. Twoi przyjaciele czekają przy bramie. Zabierzemy ich po drodze i 

wydaje mi się, Ŝe uda nam się zdąŜyć na drugą. 

Do  studia  dotarli  w  ostatniej  chwili.  Była  za  dwie  minuty  druga,  kiedy  Jupe  i  dwójka  jego 

przyjaciół wbiegli do duŜego budynku studia, a następnie w pośpiechu wskoczyli do windy. 

Drzwi do studia na siedemnastym piętrze, gdzie zgodnie z planem miał się odbyć kwiz, były 

jeszcze otwarte. Umundurowany kontroler przepuścił go szybko między krzesłami do środka. 

Następnie  pokazał  mu  jego  miejsce  na  długiej,  drewnianej  ławie,  przypominającej  ławę 

przysięgłych w sądzie. Podczas kiedy kontroler przymocowywał mikrofon do jego krawata, Jupe 
obserwował  uwaŜnie  siedzącego  tuŜ  obok  Platfusa.  Interesowały  go  przede  wszystkim  oczy 
chłopaka. 

— Cześć — powiedział Platfus. — To było w ostatniej chwili, co? 
Zupełnie pewien nie mogę być, pomyślał Jupe. Człowiek nigdy nie ma absolutnej pewności, 

jeśli chodzi o twarze i reakcje innych ludzi. Ale zaryzykowałbym moje dobre imię detektywa, Ŝe 
się nie mylę. 

Platfus nie był wcale zaskoczony obecnością Pierwszego Detektywa w studiu. 
Jupe obrzucił szybko spojrzeniem pozostałych ludzi na scenie. Peggy równieŜ nie wyglądała 

na zaskoczoną. Przeciwnie, widać było, Ŝe sprawiło jej wyraźną ulgę, Ŝe Jupe zdąŜył przyjść na 
czas. Obdarowała go teraz serdecznym, przyjacielskim spojrzeniem. 

Ogar wyglądał takŜe na zadowolonego. To samo moŜna było powiedzieć o Miltonie Glassie, 

który był gospodarzem kwizu. 

Jedyną osobą, która nie odwzajemniła spojrzenia Jupe’a i która wykazywała niezadowolenie z 

zaistniałej sytuacji, był młody męŜczyzna o długich, opadających na ramiona włosach. 

MęŜczyzną tym był Łysa Czaszka. 

background image

ROZDZIAŁ 8 

 

Pierwszy kwiz 

 

Kamery  telewizyjne  poszły  w  ruch.  Pierwszy  kwiz  Show  Małych  Urwisów  właśnie  się 

rozpoczął. 

Milton  Glass  rozgrzał  publiczność  opowiedzeniem  paru  dowcipów,  jak  zwykle  okraszonych 

promiennym uśmiechem, a następnie wytłumaczył zasady kwizu. 

Uczestnicy będą odpowiadać na pytania po kolei. Poprawna odpowiedź daje pięć punktów, a 

niewłaściwa  zero.  Jeśli  jeden  z  nich  nie  będzie  mógł  udzielić  odpowiedzi  na  pytanie,  pozostali 
mogą  się  zgłaszać  dobrowolnie,  poprzez  wyciągnięcie  ręki  do  góry.  W  przypadku  poprawnej 
odpowiedzi uzyskują pięć punktów, ale jeśli się pomylą, tracą pięć punktów. 

Milton Glass odwrócił się i obdarzył uśmiechem wszystkich uczestników. 
— A więc nie zgłaszajcie się dobrowolnie, jeśli nie jesteście pewni — ostrzegł ich. 
Następnie ustawił się ponownie twarzą w kierunku kamer i publiczności. 
— W niektórych kwizach jest zazwyczaj kilkanaście róŜnych kategorii — kontynuował swoje 

wyjaśnienia. — Ale w naszym będzie tylko jedna. Małe Urwisy będą odpowiadać wyłącznie na 
jeden temat —zrobił małą przerwę, ukazując w uśmiechu olśniewająca białe zęby — a tematem 
tym będą oni sami. 

Od strony publiczności doleciał podniecony szmer głosów. 
Milton Glass pospieszył z wyjaśnieniem. 
—  W  Szwecji  jest  takie  powiedzenie  „kłamać  jak  naoczny  świadek”.  No  cóŜ,  w  naszym 

kwizie  Małe  Urwisy  będą  własnymi  świadkami.  Na  początku  kaŜdego  programu  pokaŜemy  im 
fragmenty  filmu,  będącego  kombinacją  scen  pochodzących  z  róŜnych  odcinków  serialu  o 
Małych  Urwisach.  A  państwo  w  naszym  studiu  będziecie  mieli  moŜliwość  obserwowania  tego 
na tym właśnie ekranie. 

Milton Glass wskazał palcem na wielki ekran, który zajmował część sceny był widoczny od 

strony publiczności. 

— Nasi uczestnicy będą mogli zobaczyć film tylko jeden raz — na tym oto ekranie. 
Jupe wpatrywał się w ekran, umieszczony przed jego, Ogara i pozostałych Małych Urwisów 

wzrokiem.  Chłopiec  był  w  wyśmienitym  humorze.  Ze  wszystkich  moŜliwych  kategorii  trudno 
było  sobie  wyobrazić  lepszą,  lepiej  odpowiadającą  jego  zdolnościom.  Pierwszy  Detektyw  był 
uderzony  doskonałą  pamięcią,  a  poza  tym  był  niezwykle  spostrzegawczy.  Dlatego  nawet  nie 
dopuszczał do siebie myśli, Ŝe mógłby się potknąć na którymś pytaniu. Postanowił, Ŝe będzie się 
zgłaszał jak najczęściej i najszybciej, jak tylko któryś z uczestników kwizu udzieli niewłaściwej 
odpowiedzi. 

Popatrzył  na  siedzących  obok  niego  konkurentów:  na  Platfusa,  potem  Peggy,  na  Łysą 

Czaszkę i Ogara. Tylko Łysa Czaszka się uśmiechał. 

— A więc  zaczynamy nasz kwiz — powiedział  Milton Glass. —  JuŜ za chwilę zobaczymy, 

jak Małe Urwisy radzą sobie z pytaniami. 

Po tych słowach zajął miejsce przy elektronicznej tablicy wyników. Jupe skoncentrował całą 

swoją uwagę na ekranie, na którym właśnie rozpoczął się film. 

Nie  był  to  film  we  właściwym  sensie  tego  słowa  —  nie  było  w  nim  Ŝadnej  fabuły.  Była  to 

mieszanka  fragmentów,  pochodzących  ze  starych  komedii,  gdzie  sceny  zmieniały  się  jedna  za 
drugą. 

background image

Łysa Czaszka i Ogar byli zajęci wsypywaniem prochu do mąki, której Śliczna Peggy uŜywała 

do  robienia  ciasta.  Czarnoskóry  chłopiec,  zwany  Naleśnikiem,  o  włosach  przypominających 
kolce jeŜa, wypuszczał powietrze z opon  roweru Platfusa. Nieznajomy w średnim wieku, który 
od  czasu  do  czasu  grywał  w  serialu,  wręczył  Małym  Urwisom  dolana  za  obserwowanie 
samochodu,  wypełnionego  skradzionymi  aparatami  radiowymi.  Mały  Tłuścioszek  został 
porwany i przywiązany  do drzewa przez inne dzieciaki, które planowały  wymuszenie okupu w 
postaci  pudełka  słodyczy.  Łysa  Czaszka,  poruszając  figlarnie  uszami,  starał  się  namówić 
Naleśnika,  Ŝeby  szukał  zakopanego  skarbu  wśród  trującego  bluszczu,  podczas  kiedy  pozostali 
przypatrywali się temu i chichotali. Śliczna Peggy uwalniała przywiązanego do drzewa Małego 
Tłuścioszka, rozwiązując liczne supły. 

Dokładnie po dwóch minutach film się skończył, a na scenie widowni ponownie zapaliło się 

ś

wiatło.  Publiczność,  która  śmiała  się  rozbawiona  w  trakcie  pokazu  filmu,  skwitowała  jego 

koniec oklaskami. Kamery zatrzymały się teraz na Miltonie Glassie, który obrócił się na krześle 
twarzą w kierunku uczestników kwizu. 

Pierwsze pytanie było przeznaczone dla Peggy. 
—  Kto  wypuścił  powietrze  z  opon  motocykla?  —  zapytał  Glass  ze  swoim  rozbrajającym 

uśmiechem. 

— Nikt tego nie zrobił — odpowiedziała z uśmiechem Peggy. 
Jupe’owi  imponowało  jej  zdecydowanie  i  koncentracja.  Było  widoczne,  Ŝe  wygranie  kwizu 

miało dla niej duŜe znaczenie. Przypomniał sobie, co mówiła o pieniądzach, potrzebnych jej na 
naukę w collegeu. 

—  To  nie  był  motocykl  —  uzupełniła  swoją  odpowiedź  Peggy.  —  Chodzi  tutaj  o  zwykły 

rower, z którego Naleśnik wypuścił powietrze. 

—  Zgadza  się.  —  Publiczność  zareagowała  na  to  oklaskami.  Na  elektronicznej  tablicy 

wyników Milton Glass zanotował pięć punktów dla Peggy. 

Teraz  przyszła  kolej  na  Łysą  Czaszkę.  Pytano  go  o  kolor  roweru  i  chłopak  bez  wahania 

udzielił prawidłowej odpowiedzi. 

— Zielony — padło z jego ust. 
Ponowne oklaski ze strony publiczności. Następny w kolejności był Ogar. 
— Po której stronie kierownicy roweru była umieszczona przerzutka? 
Ogar się zawahał. 
— Czy nie po prawej? — zaproponował nieco niepewnym głosem. Szmer rozczarowania ze 

strony publiczności. 

Jupe  podniósł  rękę  sekundę  wcześniej  niŜ  Łysa  Czaszka.  Czekał,  podczas  gdy  Milton  Glass 

zapewniał Ogara, Ŝe jest mu przykro z powodu jego niewłaściwej odpowiedzi. 

—  Dwie  osoby  chcą  dobrowolnie  odpowiedzieć  na  to  pytanie  —Glass  obdarował 

promiennym uśmiechem obu chłopców. Następnie wskazał palcem na Jupe’a. 

—  Rower  nie  miał  przerzutki  —  powiedział  Pierwszy  Detektyw  głosem  poczciwego 

głuptaska. 

— Zupełnie prawidłowo. 
Wielkie oklaski. I dodatkowych pięć punktów dla Jupe’a. Łysa Czaszka patrzył spode łba na 

ukazujące się na tablicy wyników punkty. 

Teraz przyszła kolej na Platfusa. 
Pytanie było łatwe, brzmiało: 
— Co było dodatkowym składnikiem w cieście Ślicznej Peggy? 
— Proch. 

background image

— Zgadza się! 
Pięć punktów i grzeczne oklaski dla Platfusa. 
Milton Glass zapytał teraz z uśmiechem Jupitera Jonesa. 
— Ile supłów musiała Śliczna Peggy rozwiązać, Ŝeby oswobodzić Małego Tłuścioszka? 
Jupe  zobaczył,  Ŝe  Peggy  unosi  rękę  do  góry.  Zrobiła  to  tak  szybko,  Ŝe  Jupiter  nawet  nie 

zdąŜył udawać, Ŝe jest zaskoczony pytaniem. Miał prawie ochotę dać błędną odpowiedź i w ten 
sposób pozwolić jej uzyskać następnych pięć punktów, ale z drugiej strony nie chciał, Ŝeby Łysa 
Czaszka był górą. 

— Cztery su-su-supły? — powiedział, udając, Ŝe prawidłowa odpowiedź była tylko dziełem 

przypadku. 

— Zgadza się. 
Następne  oklaski  zakończyły  tę  część  programu.  Milton  Glass  odczytał  starannie  wszystkie 

uzyskane  wyniki,  chociaŜ  kaŜdy  i  tak  mógł  je  zobaczyć  bez  problemów.  Wydawało  się,  Ŝe 
pozowanie przed kamerami sprawia mu wyraźną przyjemność. 

Jupe popatrzył w stronę pomieszczenia kontrolnego, znajdującego się na tyłach sceny, gdzie 

Luther Lomax obserwował program na monitorze. Miał tak skupiony wyraz twarzy, Ŝe sprawiał 
wraŜenie pilota próbującego wylądować w potwornej mgle. 

Spojrzenie  Jupe’a  pobiegło  w  inną  stronę  i  Pierwszy  Detektyw  dostrzegł  Boba  i  Pete’a, 

siedzących w piątym rzędzie wśród publiczności. 

Obok  nich  zobaczył  Gordona  Harkera.  Kierowca  trzymał  na  kolanach  kartkę,  na  której 

pospiesznie coś notował. 

Kiedy Pete złapał spojrzenie Jupe’a, podniósł zaciśnięte dłonie gestem zawodowego boksera, 

który obwieszcza o swoim zwycięstwie. 

Obok  Harkera  siedział  Bob.  Chłopak  nie  mógł  się  powstrzymać  od  zerknięcia  na  trzymaną 

przez kierowcę kartkę. Harker uśmiechnął się i pokazał mu, co zapisał. 

Zwykły rower 
Zielony 
Nie ma przerzutki 
Proch 
Cztery 
— Próbowałem po prostu odgadnąć odpowiedzi, jeszcze zanim to zrobili uczestnicy kwizu — 

wyjaśnił. Pokazał ptaszki, które robił przy kaŜdej prawidłowej odpowiedzi. 

Rozpoczęła  się  następna  runda  pytań.  Peggy  i  Łysa  Czaszka  udzielili  poprawnych 

odpowiedzi. Ogarowi znowu się nie powiodło i Łysa Czaszka był tym razem szybszy od Jupe’a i 
uzyskał  dodatkowe  punkty.  Platfus  tym  razem  podzielił  los  Ogara.  Jupe  podniósł  rękę  do  góry 
jako pierwszy, uprzedzając zarówno Łysą Czaszkę, jak i Peggy i zdobył w ten sposób dodatkowe 
pięć punktów. 

Milton  Glass  powtarzał  tę  samą  scenę  z  podliczaniem  punktów  po  kaŜdej  rundzie,  pozując 

przy tym przed kamerami ze swoim promiennym uśmiechem na ustach i zabawiając publiczność 
opowiadaniem kolejnej serii Ŝarcików. 

Przed rozpoczęciem piątej, ostatniej rundy Jupe wyprzedzał Łysą Czaszkę o pięć punktów, a 

Peggy o dziesięć. Ogar i Platfus byli praktycznie bez szans w dalszych zawodach. 

Rozpoczęła się ostatnia runda pytań. 
— Dlaczego samochód nieznajomego był podejrzany? 
— Bo było w nim pełno skradzionych aparatów radiowych. 
— Zgadza się. — Pięć punktów dla Peggy. 

background image

Oklaski ze strony publiczności. 
Łysa  Czaszka  zdobył  znowu  pięć  punktów.  Wymienił  poprawnie  markę  samochodu  i  był 

nawet  w  stanie  podać  rok  produkcji.  Okazało  się,  Ŝe  chodziło  o  niemalŜe  staroŜytnego  pierce-
arrowa z dwudziestego dziewiątego roku. 

Tym razem Ogar otrzymał łatwe pytanie. 
— Ile pieniędzy zapłacił nieznajomy Małym Urwisom za pilnowanie samochodu?  
— Jednego dolara. 
— Poprawna odpowiedź. 
Oklaski dla Ogara. 
Nawet Platfus zdobył punkty w tej rundzie. Pamiętał przezwisko, nadane przez Małe Urwisy 

nieznajomemu. Nazywano go pan Aferzysta. 

Jupe  był  ostatni  w  kolejności  i  przeznaczonym  dla  niego  pytaniem  miała  się  zakończyć 

pierwsza część kwizu. 

— Jak się nazywał aktor, który grał pana Aferzystę? 
To nie było zupełnie w porządku ze strony autora kwizu, Ŝe Jupe otrzymał tego typu pytanie. 

Nie  miało  ono  nic  wspólnego  z  oglądanym  na  początku  kwizu  filmem  ani  z  koncepcją 
naocznego świadka. Jeśli Jupe nie będzie w stanie przypomnieć sobie nazwiska aktora, którego 
widział zaledwie parę razy, i to w wieku trzech lat, to wówczas straci pięć punktów. 

Łysa Czaszka i Peggy zaczęli gorączkowo wymachiwać rękami. 
Jupe  zmarszczył  czoło  w  wielkim  wysiłku,  udając,  Ŝe  nie  zna  odpowiedzi  na  pytanie. 

Odgrywał  głupiego,  Ŝeby  zmylić  Łysą  Czaszkę.  Jupiter  spotkał  przypadkowo  tego  aktora  jakiś 
czas  temu,  w  związku  z  rozwiązywaną  właśnie  przez  Trzech  Detektywów  sprawą  kradzieŜy  w 
muzeum. Dlatego rozpoznał go od razu i pamiętał doskonale jego nazwisko. 

—  Na-na-nazywał  się  Edmund  Frank  —  wydusił  z  siebie,  uśmiechając  się  przy  tym 

niezwykle głupkowato. 

— Zgadza się. 
Publiczność po prostu oszalała z zachwytu. 
Program  się  skończył.  Jupe  wyprzedzał  w  dalszym  ciągu  Łysą  Czaszkę  o  pięć  punktów. 

Publiczność  zaczęła  opuszczać  salę,  a  Milton  Glass  przypomniał  uczestnikom  kwizu,  Ŝeby 
przyszli do stacji telewizyjnej punktualnie o godzinie drugiej następnego dnia. 

Wyraźnie zmartwiona Peggy spieszyła się do wyjścia. Jupe patrzył, jak opuszcza studio. Było 

mu Ŝal dziewczyny i miał wielką ochotę pomóc jej w jakiś sposób. Ale dopóki Łysa Czaszka był 
jego  najgroźniejszym  konkurentem,  Pierwszy  Detektyw  chciał  zrobić  wszystko,  Ŝeby  wygrać 
kwiz.  Czuł,  Ŝe  ma  w  dalszym  ciągu  porachunki  z  Łysą  Czaszką,  chociaŜby  za  sposób,  w  jaki 
tamten traktował go wiele lat temu. 

Jupe  równieŜ  ruszył  do  wyjścia,  chcąc  się  dołączyć  do  dwójki  swoich  przyjaciół, 

znajdujących  się  na  zupełnie  juŜ  pustej  widowni.  Nagle  zobaczył  długi  skórzany  rękaw.  Łysa 
Czaszka schwycił go brutalnie za ramię. Jego uścisk był mocny jak stal. 

— Miej się na baczności, Mały Tłuścioszku — warknął wysoki młodzieniec. — Przejrzałem 

cię. Wiem o tobie wszystko. Zgrywasz się na idiotę, Ŝeby wygrać te dwadzieścia tysięcy. 

Jupiter odwrócił się. Uścisk Łysej Czaszki stał się jeszcze mocniejszy. 
— Ostrzegam cię, Tłuścioszku — powiedział prześladowca. — Skończ z tymi wygłupami, bo 

w przeciwnym razie... — nie dokończył zdania i opuścił Jupitera. 

Bob i Pete czekali na Jupe’a w przejściu. Gordon Harker poszedł po samochód. 
— Co ci powiedział ten Łysa Czaszka? — zapytał Pete Jupe’a. 
Pierwszy Detektyw nie odpowiedział. Sam miał ochotę o coś zapytać. 

background image

— Bob — powiedział. — Siedziałeś obok Gordona Harkera, prawda? 
— No tak. A o co chodzi? 
— Co on pisał na tej kartce papieru podczas kwizu? 
—  Nic  specjalnego.  —  Bob  wzruszył  ramionami.  —  Próbował  po  prostu  odpowiedzieć  na 

pytania, jeszcze zanim ty to zrobiłeś. 

—  Czy  widziałeś  jego  odpowiedzi?  —  Jupe  zmarszczył  czoło.  Jego  głos  miał  to 

charakterystyczne zabarwienie, które oznaczało, Ŝe chłopak był na tropie pewnej zagadki i miał 
zamiar się nią zajmować, aŜ do uzyskania rozwiązania. 

—  Oczywiście.  Sam  mi  je  pokazał.  Szło  mu  bardzo  dobrze.  Z  jednym  wyjątkiem 

odpowiedział poprawnie na wszystkie pytania. 

— Czy zauwaŜyłeś, o  które  pytanie chodziło? — zapytał Pierwszy  Detektyw nie ukrywając 

podniecenia.  —  MoŜe  to  ostatnie  o  Edmunda  Franka?  Czy  na  to  pytanie  nie  potrafił 
odpowiedzieć poprawnie? 

—  Nie  —  Bob  pokręcił  przecząco  głową.  —  Jedyne  pytanie,  które  sprawiło  mu  trudność, 

dotyczyło samochodu pana Aferzysty. Nazwisko tego aktora napisał poprawnie jeszcze na długo 
przed twoją odpowiedzią. 

Jupe wpatrywał się przez chwilę w kolegę, potem pokiwał głową i poszedł dalej w kierunku 

wyjścia. I chociaŜ Bob i Pete próbowali go wypytywać podczas jazdy windą, Pierwszy Detektyw 
nie  pisnął  ani  słowa,  nie  chcąc  wyjawić,  dlaczego  tak  bardzo  interesowały  go  odpowiedzi 
kierowcy na pytania kwizowe. 

Dopiero  kiedy  znaleźli  się  na  chodniku  i  stali  tam,  oczekując  na  przyjazd  limuzyny,  Jupiter 

znowu się odezwał. 

—  Mogę  zrozumieć,  Ŝe  odpowiedział  poprawnie  na  wszystkie  te  pytania  —  powiedział  w 

zamyśleniu.  —  Oczywiście  oglądał  film,  tak  jak  wszyscy,  i  nie  ulega  wątpliwości,  Ŝe  jest 
inteligentnym męŜczyzną... — Pierwszy Detektyw zawiesił głos. 

— No i co? — dopytywali się dwaj pozostali detektywi. — No mów, Jupe. Dlaczego myślisz, 

Ŝ

e jest to takie dziwne? 

— Jest dla mnie zagadką — powiedział Pierwszy Detektyw nieco roztargnionym głosem — 

jest dla mnie zagadką, dlaczego szofer limuzyny tak bardzo interesuje się Małymi Urwisami. 

background image

ROZDZIAŁ 9 

 

Człowiek, który wiedział za duŜo 

 

—  Mam  paru  podejrzanych  —  powiedział  Jupiter  Jones.  —  Jako  pierwszy  na  mojej  liście 

figuruje Platfus. — Mówiąc to Jupe podniósł do góry swój pulchny palec. 

Trzej  Detektywi  znajdowali  się  teraz  w  Kwaterze  Głównej,  do  której  udali  się  prosto  z 

telewizji. Jupe siedział za biurkiem, a Bob i Pete na swoich zwykłych miejscach. 

— A więc Platfus — powtórzył Pierwszy Detektyw. — Co właściwie o nim wiemy? 
Nie  oczekiwał  odpowiedzi  na  to  pytanie.  Po  prostu  głośno  wyraził  swoje  myśli,  co  często 

robił, kiedy pracował nad rozwiązaniem jakiejś zagadki. 

—  Wiemy  tylko,  Ŝe  mógł  ukraść  te  srebrne  puchary  —  ciągnął  Jupe.  —  Ale  równie  dobrze 

mógł to zrobić  kaŜdy  z  pozostałych Urwisów. Wszyscy siedzieliśmy wokół tego samego stołu. 
W kuchni znajdował się tłum ludzi — kelnerzy, elektrycy, maszyniści. KaŜdy z nas miał szansę 
przedostać  się  niepostrzeŜenie  na  tył  sceny,  gdzie  leŜały  te  puchary,  i  pobyć  tam  przez  parę 
minut, nie zwracając niczyjej uwagi. 

— A co z Łysą Czaszką? — zapytał  Pete,  sadowiąc się wygodnie w  fotelu bujanym.  — To 

mój główny podejrzany. 

Jupe zrobił znak ręką, chcąc w ten sposób powstrzymać Pete’a od dalszych uwag. 
—  Najpierw  zajmijmy  się  Platfusem  —  powiedział.  —  ReŜyser  Luther  Lomax  podejrzewa 

Platfusa.  Widział  go w pobliŜu Studia Numer Dziewięć tej krytycznej nocy i miał wraŜenie, Ŝe 
chłopak  wrócił  tam,  Ŝeby  odzyskać  skradzione  puchary.  Ale  Lomax  go  przestraszył.  Z  drugiej 
strony  reŜyser  był  pewny,  Ŝe  Platfus  przyjdzie  znowu  do  studia  w  tym  samym  celu.  I 
niewykluczone, Ŝe miał rację. Za kwadrans jedenasta dzisiejszego przedpołudnia Platfus dosiada 
swojego  motocykla  i  zmierza  w  kierunku  studia  filmowego.  Jadę  za  nim  i  jestem  pierwszy  na 
miejscu. Platfus widzi, jak wchodzę do studia dźwiękowego. Ogarnia go panika dlatego zamyka 
mnie w studiu... 

— Zupełnie niegłupio pomyślane — przyznał Bob. 
—  Być  moŜe.  —  Jupe  skubał  wargę.  Takie  rozwiązanie  wydawało  się  prawdopodobne, 

pomyślał,  ale  nie  wszystko  było  w  nim  zupełnie  jasne.  Jupe  uwaŜał,  Ŝe  ten,  kto  go  zamknął  w 
studiu,  nie  działał  w  panice,  ale  zrobił  to  z  pewnego  bardzo  konkretnego  powodu  —  a 
mianowicie  po  to,  Ŝeby  się  pozbyć  konkurenta.  A  Platfusowi  nigdy  specjalnie  nie  zaleŜało  na 
tym  kwizie.  Prawdopodobnie  sądził,  Ŝe  i  tak  nie  ma  wielkiej  szansy  na  zdobycie  głównej 
wygranej. 

Z  drugiej  strony  Jupe  nie  bardzo  wierzył  w  zbieg  okoliczności.  Nie  był  całkowicie 

przekonany, Ŝe Platfus wybrał się tego ranka do studia dźwiękowego zupełnie przypadkowo. 

— A teraz drugi podejrzany — Pierwszy Detektyw uniósł do góry drugi palec. 
— Łysa Czaszka — podsunął mu Pete w podnieceniu. 
—  Tak,  dlaczego  nie.  Chłopak  jest  bardzo  cwany.  Jest  chciwy  na  pieniądze.  Nienawidzi 

Miltona  Glassa  i  całego  tego  pomysłu  ze  spotkaniem  po  latach  w  gronie  Urwisów.  śądał  stu 
dolarów za występ w zwykłym talk show. I cholernie mu zaleŜy na wygraniu kwizu. Podejrzewa 
mnie Ŝe tylko zgrywam się na głupiego dzieciaka, i mówi, Ŝe wie, kim jestem. 

— A skąd masz tego typu informacje? — przerwał mu Bob. 
— Oświadczył mi to Łysa Czaszka, kiedy schwycił mnie za ramię po dzisiejszym kwizie — 

powiedział Jupe w roztargnieniu. — I jeśli Łysa Czaszka widział, Ŝe wchodzę do Studia Numer 

background image

Dziewięć  na  półtorej  godziny  przed  rozpoczęciem  nagrań,  mógł  ulec  pokusie  pozbycia  się 
niebezpiecznego  rywala.  A  kiedy  pomimo  wszystko  dotarłem  do  telewizji  na  czas,  tylko  Łysa 
Czaszka  wyglądał  na  zaskoczonego  moją  obecnością.  I  co  robił  Łysa  Czaszka  w  studiu 
filmowym dzisiaj przed południem? W tym samym czasie co Platfus? 

— No przecieŜ mógł tam być zupełnie przypadkowo, nie? — odpowiedział Bob. 
— Nie — Jupe pokręcił zdecydowanie głową. — Nie wierzę w zbieg okoliczności. 
Milczał przez chwilę, pogrąŜony w swoich myślach, a potem podniósł trzeci palec do góry. 
— Mój trzeci podejrzany to Gordon Harker. 
—  Nie  wydaje  mi  się,  Ŝe  byłby  w  stanie  ukraść  puchary.  —  Bob  zaczynał  naprawdę  lubić 

szofera. — Nie jest po prostu tym typem człowieka. 

—  MoŜe  tak,  a  moŜe  nie.  —  Jupe  był  osobiście  tego  samego  zdania,  ale  nie  zamierzał 

wykluczyć  Harkera  spośród  podejrzanych,  tylko  z  tego  powodu,  Ŝe  szofer  sprawiał  wraŜenie 
bardzo sympatycznego faceta. 

—  Weź  pod  uwagę,  Ŝe  był  on  wczoraj  w  studiu  dźwiękowym  —  powiedział  znacząco.  — 

Widziałem  go  tam  tuz  przed  rozpoczęciem  programu.  Szedł  w  kierunku  miejsca,  gdzie 
znajdowały  się  puchary  i  nie  wykorzystane  światła.  A  poza  tym  był  niezwykle  zainteresowany 
spotkaniem Małych Urwisów, od czasu kiedy to wszystko się zaczęło. Poprosił mnie o bilet na 
dzisiejszy kwiz. A w czasie programu siedział na widowni i próbował odgadnąć odpowiedzi na 
pytania  i  notować  je  na  kartce  papieru.  Znał  równieŜ  nazwisko  tego  podrzędnego  aktora  z 
serialu.  Ale  równocześnie  kryje  się  ze  swoim  zainteresowaniem.  Twierdzi  na  przykład,  Ŝe  nie 
zna  drogi  do  Studia  Numer  Dziewięć...  —  Jupe  zawiesił  na  chwilę  głos  i  popatrzył  na  swoich 
przyjaciół. 

—  MoŜna  powiedzieć  —  kontynuował  swoje  rozwaŜania  —  Ŝe  Gordon  Harker  to  nie  tylko 

człowiek, który wie za mało. Pamiętacie, jest taki stary film pana Hitchcocka i jego tytuł pasuje 
do Harkera, bo jest on równieŜ człowiekiem, który wie za duŜo. 

Pete zerknął na zegarek i skoczył na nogi. 
— O rany, juŜ jest czwarta, Jupe — powiedział. 
Jupe  zawahał  się  i  popatrzył  na  telewizor.  Właśnie  o  tej  godzinie  telewizja  zaplanowała 

emisję  jeszcze  jednej  starej  komedii  o  Małych  Urwisach.  To  będzie  dla  niego  straszna  męka 
oglądać ponownie siebie w roli Małego Tłuścioszka. Z drugiej strony niewykluczone, Ŝe będzie 
mógł  wykorzystać  film  w  czasie  jutrzejszego  kwizu.  Pierwszy  Detektyw  czuł,  Ŝe  uwaŜne 
obejrzenie tej komedii było jego obowiązkiem jako uczestnika konkursu. 

— W porządku — powiedział z cięŜkim westchnieniem. — Włącz telewizor, Bob. 
Właśnie  skończyła  się  pierwsza  seria  reklam.  Jupe  wzdrygnął  się  jak  raŜony  prądem,  kiedy 

zobaczył Małego Tłuścioszka na ekranie. 

— Plosę, zabierzcie mnie ze sobą — błagał Mały Tłuścioszek. 
Małe Urwisy potrząsnęły przecząco głowami. Cała paczka wybierała się do miasta na lody i 

oczywiście nikt nie miał ochoty na zabranie takiego berbecia ze sobą. 

— No ale przecieŜ nie moŜemy go zostawić tutaj zupełnie samego — zlitowała się nad nim 

Ś

liczna Peggy. — Biedny malec. 

— W porządku. Jeśli ci go tak strasznie Ŝal, to zostań z nim — zaproponował Łysa Czaszka. 
Ale Peggy nie chciała zrezygnować z wyprawy do miasta. W końcu postanowili ciągnąć o to 

losy. 

—  O  tak,  baldzo  fajnie  —  powiedział  Mały  Tłuścioszek.  —  Będą  losy,  będą  lody.  Duzo 

lodów. 

Łysa Czaszka oszukiwał i Naleśnik przegrał. 

background image

—  Ach,  powiedz  mi,  BoŜe,  dlaczego  muszę  zawsze  tak  cięŜko  harować?  —  zajęczał 

czarnoskóry chłopiec swoim śpiewnym głosem. 

— Ach, przecieŜ nie jestem Ŝadną niańką. 
Jeden  z  wątków  filmu  ukazywał  pana  Aferzystę  i  jego  samochód,  pełny  skradzionych 

aparatów  radiowych.  Pan  Aferzysta  zapłacił  Małym  Urwisom  za  pilnowanie  samochodu, 
poniewaŜ  musiał  w  tym  czasie  do  kogoś  zadzwonić.  Wszyscy  wesoło  się  bawili  w  starym 
kabriolecie  marki  pierce-arrow,  kiedy  nagle  przybyła  policja  i  zabrała  ze  sobą  samochód  i 
dzieciaki. 

Natomiast  Naleśnik  postanowił  sam  zrobić  lody.  Mały  Tłuścioszek  ochoczo  mu  pomagał, 

tylko Ŝe zamiast cukru dosypał do lodów soli. 

Pan Aferzysta ukradł z powrotem swój kabriolet z posterunku policji. Na ekranie moŜna było 

teraz obserwować pościg samochodowy, uczestnikami którego były równieŜ Małe Urwisy. Cała 
paczka siedziała na tylnym siedzeniu samochodu  policyjnego i  znakomicie się bawiła, rycząc i 
wyjąc... 

Jupe podniósł się i wyłączył telewizor. 
— Ale  jak się  to  wszystko skończyło? — chciał wiedzieć  Pete. — Czy  policja złapała pana 

Aferzystę? 

— Nie — wyjaśnił Jupe. — Autorzy filmu chcieli ponownie wykorzystać tego samego aktora 

w  następnym  odcinku,  w  którym  Edmund  Frank  wynajmuje  Naleśnika  do  kradzieŜy  psa,  i 
dlatego pozwolili mu wtedy uciec. 

Pierwszy Detektyw podszedł do telefonu. 
— Halo, czy to pan Harker — powiedział po chwili. — Mówi Jupiter Jones. Czy nie mógłby 

pan przyjechać teraz do składu złomu? Tak, moŜliwie jak najszybciej. 

— Dokąd on ma nas zabrać? — dziwił się Bob, kiedy Jupe odłoŜył słuchawkę. 
—  Donikąd  —  odpowiedział  Jupe,  myśląc  na  głos.  —  Po  prostu  wpadło  mi  do  głowy,  Ŝe 

potrzebujemy  sojusznika,  dobrego  przyjaciela  właśnie  teraz,  kiedy  rozwiązujemy  zagadkę 
kradzieŜy pucharów. Kogoś, kogo nikt nie podejrzewa. 

Stanowczo  odmówił  dalszych  wyjaśnień  i  wszyscy  oczekiwali  w  milczeniu  na  limuzynę. 

Wujek Tytus i ciocia Matylda poszli na aukcję, więc Jupe zaprosił Gordona Harkera na kawę do 
domu. 

Całe  towarzystwo  usadowiło  się  w  duŜej,  przyjemnej  kuchni.  Jupe  przygotował  dzbanek 

kawy dla pana Harkera i przyniósł wodę sodową dla chłopców. 

Następnie zaczął mówić o kwizie. 
—  Cieszę  się,  Ŝe  nie  zapytano  mnie,  co  to  był  za  samochód  —  powiedział.  —  TeŜ  nie 

wiedziałem, o jaką markę chodzi. 

—  Naprawdę?  —  Gordon  Harker  popijał  kawę  małymi  łykami.  —  Znałeś  przecieŜ 

odpowiedzi na pozostałe pytania. 

—  Owszem,  ale  nigdy  nie  występowałem  w  tych  scenach  —  wyjaśnił  Jupe.  —  To  znaczy 

tam, gdzie pojawiał się pan Aferzysta ze swoim samochodem. Za to Łysa Czaszka, Ogar i cała 
reszta brali w nich udział. Przypuszczam, Ŝe musieli zapytać Luthera Lomaxa albo kogoś innego 
o  markę  tego  samochodu.  No  i  dlatego  Łysa  Czaszka  ją  znał  i  pamiętał,  Ŝe  chodziło  o  pierce-
arrowa. Ale ja nigdy nie widziałem tego samochodu. 

—  Ach,  juŜ  rozumiem  —  powiedział  kierowca.  —  Właśnie  oglądałem  tę  scenę  w  telewizji, 

kiedy  do  mnie  zadzwoniłeś.  —  Harker  uśmiechnął  się.  —  Ty  i  ten  czarnoskóry  chłopiec 
zostaliście w domu i robiliście lody. 

— Czy pan lubi oglądać te stare komedie? — zapytał Jupe. 

background image

Harker wzruszył ramionami. 
— Są głupawe — przyznał. — Ale za to całkiem zabawne. 
—  Ja  nawet  uwaŜam,  Ŝe  są  całkowicie  kretyńskie  —  dodał  Jupe.  —  Ale  właśnie  o  to  im 

chodziło.  Autorzy  serialu  chcieli,  Ŝebyśmy  zachowywali  się  jak  idioci.  Łysa  Czaszka  musiał 
poruszać  uszami,  a  Ogar  wywalać  język.  Mnie  przeznaczono  rolę  sepleniącego  tłuścioszka. 
Platfus śmieszył ogromnymi stopami, a Naleśnik śpiewnym sposobem mówienia. 

Jupe zrobił małą pauzę. 
—  Ach,  powiedz  mi,  BoŜe,  dlaczego  muszę  tak  cięŜko  harować?  —  Jupe  doskonale 

naśladował głos czarnego aktora. — Ach, nie jestem przecieŜ Ŝadną niańką. 

Gordon Harker zaczął się śmiać. 
— Świetnie ci to wyszło — powiedział. 
Pierwszy Detektyw pochylił się do przodu. 
—  Szczerze  mówiąc,  to  wszystko  jest  teraz  trochę  Ŝenujące,  zgadza  się  pan  ze  mną? 

Przynajmniej ja to tak odczuwam — powiedział z naciskiem. 

— No, to zupełnie moŜliwe. — Kierowca wziął do ręki swoją czapkę. — A więc dokąd mam 

was teraz zawieźć? 

—  Nigdzie  się  nie  wybieramy.  —  Jupe  wyciągał  rękę  w  kierunku  szofera.  —  Po  prostu 

chciałem ci powiedzieć cześć. 

Bob i Pete wpatrywali się w osłupieniu w Jupe’a. Co on robi? I o czym on do diabła mówi? 
Jupe stał z wyciągniętą ręką tak długo, dopóki kierowca jej nie uścisnął. 
— Cieszę się, Ŝe cię znów widzę, Naleśniku — powiedział Pierwszy Detektyw. 

background image

ROZDZIAŁ 10 

 

Randka w Hollywoodzie 

 

—  No,  cóŜ  —  powiedział  Gordon  Harker.  —  Miałem  po  prostu  więcej  szczęścia  od 

pozostałych  Małych  Urwisów,  no  moŜe  z  wyjątkiem  Łysej  Czaszki.  Nigdy  nie  występowałem 
pod  moim  własnym  nazwiskiem  i  kiedy  serial  przestał  się  ukazywać,  nie  miałem  Ŝadnych 
problemów w szkole. Z wyprostowanymi włosami i moim naturalnym tonem głosu w niczym nie 
przypominałem Naleśnika. 

Dopił kawy i Jupe ponownie napełnił jego filiŜankę. Dwaj pozostali detektywi oczekiwali w 

napięciu na dalszy ciąg historii Gardona Harkera. 

—  Moi  rodzice  odkładali  pieniądze,  które  zarobiłem  w  serialu  —  mówił  męŜczyzna.  — 

Dobrze się uczyłem i w wieku szesnastu lat ukończyłem średnią szkołę. Potem kontynuowałem 
naukę w seminarium nauczycielskim i zostałem belfrem. 

Popatrzył teraz na Jupe’a. 
—  Pracuję  w  dalszym  ciągu  jako  nauczyciel  —  powiedział.  —  I  lubię  moją  pracę.  Lubię 

moich uczniów. Szkoła leŜy w tak zwanej trudnej dzielnicy i moi chłopcy nie naleŜą do aniołów. 
Ale ja nie mam z nimi Ŝadnych kłopotów. Dobrze się rozumiemy. — Uśmiechnął się krzywo. — 
Kiedy  znowu  zaczęli  emitować  ten  serial  o  Małych  Urwisach,  przeraziłem  się  nie  na  Ŝarty  — 
powiedział.  —  Gdyby  chłopcy  z  mojej  klasy  dowiedzieli  się,  Ŝe  byłem  Naleśnikiem,  to  byłby 
mój koniec. Czy moŜesz sobie wyobrazić, jak by się ze mnie naśmiewali? „Ach, BoŜe, dlaczego 
muszę  zawsze  tak  cięŜko  harować?”  —  Naśladował  śpiewny  głos  Naleśnika.  —  Nie  mógłbym 
spokojnie  przejść  ulicą,  bo  cały  czas  stroiliby  sobie  ze  mnie  Ŝarty  I  wykrzykiwali  pod  moim 
adresem tego typu idiotyzmy. 

Jupe  przytakiwał  ze  zrozumieniem.  Dobrze  pamiętał  trzy  ostatnie  tygodnie  roku  szkolnego, 

tuŜ przed letnimi wakacjami, kiedy koledzy ze szkoły podchodzili do niego i prosili: 

— No powiedz: „Plosę, psestań”, Mały Tłuścioszku. „Plosę”. 
— Ale z drugiej strony — powiedział Gordon Harker po chwili zastanowienia. — Z drugiej 

strony  nie  mogłem  tak  zupełnie  tych  starych  czasów  wymazać  z  pamięci.  I  ciekawiło  mnie 
równieŜ,  jak  się  potoczyły  dalsze  losy  pozostałych  Małych  Urwisów.  Jak  sobie  poradzili  w 
Ŝ

yciu. Kiedyś w czasie wakacji zarobiłem trochę pieniędzy, pracując jako kierowca dla agencji 

wynajmu limuzyn. Jeździłem wtedy nawet parę razy do tego starego studia filmowego. I kiedy 
przeczytałem o spotkaniu Małych Urwisów, trudno mi było się powstrzymać, aby ich znowu nie 
zobaczyć.  Poprosiłem  znajomego  kierowcę,  Ŝeby  pozwolił  mi  siebie  zastąpić  w  ten  sposób 
mogłem jeździć do studia w czasie trwania kwizu. 

— Jeśli jeździłeś często do studia — przerwał mu Jupe —  no to dlaczego nie znałeś drogi do 

Studia Numer Dziewięć? 

—  O,  tam  jest  tyle  przeróŜnych  budynków  —  powiedział  Harker.  —  No  a  poza  tym,  to  od 

czasu  kiedy  byłem  chłopcem,  nigdy  tam  nie  jeździłem.  A  kiedy  moi  rodzice  odwozili  mnie  na 
nagrania, nie zwracałem uwagi na drogę. 

Wymieszał cukier w filiŜance i ponownie popatrzył na Jupe’a. 
—  Oczywiście,  nie  przyszło  mi  nawet  do  głowy,  Ŝe  ktoś  mógłby  mnie  rozpoznać  jako 

Naleśnika — dodał. — Milton Glass powiedział przecieŜ, Ŝe Naleśnik po prostu jakby zapadł się 
pod ziemię,  kiedy serial  się skończył, wszelki ślad po nim zaginął. Nikt nie wiedział,  gdzie on 
jest i co teraz robi. 

background image

Wypił łyk kawy i odstawił filiŜankę. 
— Nie liczyłem się z tym, Ŝe jesteś takim zdolnym detektywem —Powiedział Jupe’owi. 
—  O,  to  nie  jest  wyłącznie  moja  zasługa.  —  Jupe  popatrzył  skromnie  na  puszkę  z  wodą 

sodową. — To był po prostu łut szczęścia, Ŝe Bob zobaczył twoje odpowiedzi na pytania. 

Tak między nami mówiąc, Pierwszy Detektyw czuł, Ŝe przesadził trochę z tą skromnością. W 

głębi duszy był przekonany, Ŝe tylko dzięki swoim wybitnym zdolnościom dedukcyjnym był w 
stanie odkryć, Ŝe Gordon Harker to Naleśnik. I Ŝe to nie miało nic wspólnego ze szczęściem. 

Potrafił  po  prostu  wszystko  połączyć  w  logiczną  całość.  —  To,  Ŝe  Harker  nie  był  w  stanie 

rozpoznać  samochodu  pana  Aferzysty  jako  pierce-arrowa  —  z  tego  względu,  Ŝe  nigdy  w  tych 
scenach  nie  występował.  A  takŜe  to,  Ŝe  pan  Harker  znał  nazwisko  aktora,  Edmunda  Franka, 
poniewaŜ w późniejszym odcinku serialu pan Aferzysta wynajął Naleśnika do kradzieŜy psa, no i 
w ten sposób pracowali razem przez kilkanaście dni. 

Jupe rozwiązał tę zagadkę, poprawnie i logicznie. 
— Mam ochotę o coś ciebie zapytać. Czy mogę? — powiedział Jupiter. 
— Pytaj śmiało — zachęcił go pan Harker. 
— Kiedy siedziałem  w studiu dźwiękowym podczas  nagrywania programu, zauwaŜyłem, Ŝe 

szedłeś w kierunku świateł na końcu sceny. Co tam robiłeś? 

— Aha, o to ci chodzi — zaśmiał się kierowca. — No to mnie złapałeś na gorącym uczynku. 

Mnie  po  prostu  zawsze  ciekawiły  techniczne  aspekty  show  biznesu,  i  to  nawet  wtedy,  kiedy 
grywałem Naleśnika. A tego dnia, o który mnie pytasz, uwaŜałem, Ŝe nadarza się świetna okazja, 
Ŝ

eby zobaczyć, jak działa w takich programach oświetlenie. 

—  No  tak,  to  wyjaśnia  sprawę  —  powiedział  śmiejąc  się  Jupiter.  —A  jednocześnie  jest  to 

ostrzeŜenie  dla  detektywa,  Ŝeby  nie  opierał  swoich  wywodów  wyłącznie  na  faktach.  Był  taki 
moment, Ŝe ciebie podejrzewałem o ukrycie skradzionych pucharów właśnie w tych światłach. 

—  Jestem  całkowicie  niewinny  —  powiedział  pan  Harker.  —  No  ale  co  teraz  zamierzasz  z 

tym fantem zrobić? Czy chcesz mnie zdemaskować i powiedzieć wszystkim, kim jestem? 

—  Ani  mi  się  śni  —  Jupiter  popatrzył  na  przyjaciół.  —  Nikt  z  nas  nie  piśnie  ani  słowa. 

Prawda, chłopaki? 

— No pewnie — potwierdził Bob. — MoŜe pan na nas polegać, panie Harker. 
Z ust Gordona Harkera wydobyło się westchnienie ulgi. 
— Dziękuję wam chłopcy — powiedział. — Naprawdę spadł mi kamień z serca. 
W pomieszczeniu zapanowała cisza. 
— Mamy taką nadzieję... — powiedział Jupe po chwili. — To znaczy, oczywiście nie musisz 

tego robić. Ale byłoby strasznie fajnie, gdybyś nam pomógł, Gordonie. 

— No jasne, bardzo chętnie — odrzekł Harker. — Co mam dla was zrobić? 
Jupe opowiedział mu o skradzionych pucharach i o Lutherze Lomaxie, który zaangaŜował ich 

do  znalezienia  złodzieja.  Jupe  wyjął  z  kieszeni  wizytówkę  Trzech  Detektywów  i  pokazał  ją 
Harkerowi. 

—  Chodzi  o  to  —  powiedział  —  Ŝe  kiedy  pracujemy  nad  jakąś  zagadką,  no  to  po  prostu 

zajmujemy  się  nią  aŜ  do  jej  rozwiązania.  W  związku  z  tym  musimy  teraz  odnaleźć  złodzieja 
pucharów. Trzej Detektywi to solidna firma. KaŜda zlecona nam sprawa musi być doprowadzona 
do samego końca. 

Harker pokiwał głową ze zrozumieniem. 
— W jaki sposób mogę wam pomóc? — zapytał. 
—  Moim  zdaniem  mamy  dwóch  głównych  podejrzanych  —  wyjaśnił  mu  Jupe.  —  A 

mianowicie  Łysą  Czaszkę  i  Platfusa.  —  Pierwszy  Detektyw  przemyślał  wszystko,  czekając  na 

background image

przybycie szofera, i wpadło mu do głowy pewne rozwiązanie, które wykluczało tak bardzo przez 
niego znienawidzony zbieg okoliczności. 

— A więc załóŜmy, Ŝe razem zwinęli te puchary — powiedział. — W ten sposób cała sprawa 

przedstawia  się  bardziej  logicznie.  Łysa  Czaszka  i  Platfus  umówili  się  na  spotkanie  w  studiu 
filmowym  dzisiejszego  popołudnia.  Obaj  przypuszczają,  Ŝe  skradzione  puchary  znajdują  się  w 
lampie  łukowej  na  scenie  i  oczywiście  chcą  je  odzyskać.  Łysa  Czaszka  czeka  na  Platfusa  na 
zewnątrz studia dźwiękowego. Nagle widzi, Ŝe wchodzę do studia. Wtedy wpada mu do głowy 
pewien pomysł. Wygranie dwudziestu tysięcy dolarów ma dla niego znacznie większe znaczenie 
niŜ te puchary. Kiedy Platfus dociera do studia na motocyklu, Łysa Czaszka mówi mu, Ŝe studio 
jest zamknięte i Ŝe będą musieli próbować się do niego dostać innym razem. 

— Aha, to dlatego Platfus się nie zdziwił, kiedy przybyłeś do studia na czas — przerwał jego 

wyjaśnienia Pete. 

— No tak, a Łysa Czaszka był bardzo zdziwiony — dorzucił Bob. 
— Dokładnie tak było — Jupe popatrzył na Gordona Harkera. — I właśnie w związku z tym 

potrzebujemy twojej pomocy — powiedział. 

—  W  porządku.  Jako  nauczyciel  lubię  rozwiązywać  trudne  problemy.  podobnie  jak  wy.  — 

Wysoki kierowca dopił kawy. — Ale jeszcze mi nie powiedzieliście co mam robić. 

—  Chcemy  ich  śledzić  —  wyjaśnił  Jupe.  —  Interesuje  nas,  czy  są  w  zmowie  i  czy  pójdą  z 

powrotem do studia dźwiękowego dzisiejszego wieczoru. 

— Dobrze — Gordon Harker podniósł się od stołu. — Skąd zaczynamy? 
—  I  to  jest  właśnie  sedno  całej  sprawy  —  Jupe  popatrzył  na  Harkera,  nie  ruszając  się  z 

miejsca.  —  Właśnie  w  związku  z  tym  potrzebujemy  w  pierwszym  rzędzie  twojej  pomocy.  Po 
prostu  nie  wiemy,  gdzie  Łysa  Czaszka  i  Platfus  mieszkają.  Dlatego  nie  moŜemy  rozpocząć 
naszej akcji, zanim nie zdobędziemy ich adresów. 

—  To  będzie  trudna  sprawa  —  Harker  potrząsnął  głową.  —  śadnemu  z  nich  nie  została 

przydzielona limuzyna, a to z tego powodu, ze obaj mają własne środki transportu. Łysa Czaszka 
jeździ  angielskim  sportowym  samochodem,  no  a  Platfus  ma  motor.  Dlatego  agencja  wynajmu 
limuzyn „Komfortowa jazda” równieŜ nie zna ich adresów. 

—  Ale  ma  je  straŜnik,  pilnujący  bramy  do  studia  —  przypomniał  mu  Jupe.  —  Dobrze 

widziałem,  Ŝe  miał  mój  adres  kiedy  mnie  sprawdzał  przed  wczorajszym  lunchem.  I  dlatego 
istnieje duŜe prawdopodobieństwo, Ŝe ma takŜe adresy naszych dwóch podejrzanych. Obawiam 
się jednak, Ŝe ich nie wyda, jeśli to my go o nie poprosimy. 

— PrzecieŜ on w ogóle nie chciał nas dzisiaj wpuścić do studia — dorzucił Bob. 
Szofer zastanawiał się przez chwilę. 
—  Nigdy  nie  zaszkodzi  spróbować  —  powiedział.  —  Agencja  wynajmu  limuzyn  często 

pracuje  dla  studia.  Mógłbym  im  opowiedzieć  bajkę,  Ŝe  otrzymałem  polecenie,  Ŝeby  zabrać 
wszystkich Małych Urwisów na specjalne spotkanie. 

Schwycił swoją czapkę i załoŜył ją na głowę. 
— Zobaczymy, czy mi się to uda — powiedział. — A teraz w drogę! 
Kierowca  zostawił  chłopców  w  pewnej  odległości  od  bram  studia,  na  ulicy  Winnej,  a  sam 

pojechał porozmawiać ze straŜnikiem. 

Jupe  jego  dwaj  przyjaciele  wpadli  tymczasem  na  hamburgera.  Nie  minęło  nawet  piętnaście 

minut, kiedy znów zobaczyli Gordona. Widząc jego szeroki uśmiech, Jupe od razu się domyślił, 
Ŝ

e ich nowy przyjaciel zdobył to, c co go prosili. 

I  rzeczywiście  miał  on  wszystkie  adresy  Urwisów  zapisane  na  kartce  papieru.  Trzej 

Detektywi studiowali je uwaŜnie, chrupiąc równocześnie hamburgery przy ladzie sklepu. Peggy 

background image

przebywała  w  hotelu  w  Santa  Monica.  Ogar  mieszkał  razem  z  ojcem  w  Beverly  Hills.  Łysa 
Czaszka i Platfus mieli mieszkania w Hollywoodzie. 

— MoŜe zaczniemy od Łysej Czaszki — zaproponował Jupe. 
— Wiesz co, pozwól mi najpierw zjeść kolację — zaprotestował Pete 
Chłopcy  wymietli  talerze  do  czysta,  pan  Harker  równieŜ  zdąŜył  połknąć  jakąś  kanapkę,  a 

zaraz potem wszyscy wskoczyli do limuzyny. 

Łysa  Czaszka  mieszkał  w  osiedlu  o  romantycznej  nazwie  Gałęzie  Magnolii,  przy  ulicy  Las 

Palmas, niedaleko Alei Hollywoodzkiej. 

Gordon Harker zaparkował samochód na ulicy, a Trzej Detektywi wśliznęli się na podwórze. 

Tylko w paru domkach paliło się światło. 

MoŜna  powiedzieć,  Ŝe  mieli  szczęście.  Zgodnie  z  listą  Gordona  Harkera  mieszkanie  Łysej 

Czaszki  mieściło  się  pod  numerem  dziesiątym.  Domek  znajdował  się  prawie  na  samym  końcu 
osiedla, a jego okna  miały  zaciągnięte zasłony. Jupe zauwaŜył jednak, Ŝe przebłyskiwało przez 
nie światło. Łysa Czaszka był prawdopodobnie w domu. 

Pierwszy  Detektyw  dał  znak  przyjaciołom  i  cała  trójka  zaczęła  się  skradać  po  trawniku 

dziedzińca.  Naprzeciwko  domu  numer  dziesięć  rósł  okazały  krzew  magnolii.  Trzej  Detektywi 
przykucnęli w jego cieniu i swojej kryjówki obserwowali drzwi domku Łysej Czaszki. 

Górną  część  drzwi  zrobiono  ze  szkła.  śaluzje  były  spuszczone.  Jupe  zauwaŜył,  Ŝe  były  w 

niektórych miejscach zniszczone i wygięte. Jeśli ktoś przyłoŜyłby twarz do szklanej partii drzwi, 
mógłby zobaczyć, co się dzieje w środku mieszkania. 

— To wygląda jak zadanie dla ciebie — zaszeptał Jupe do Pete’a. 
Pete westchnął. Nie pierwszy raz słyszał te słowa z usta Jupe’a. 
Oznaczały one, Ŝe sytuacja stawała się trudna i niebezpieczna i dlatego wymagała, Ŝeby Pete 

wykazał się swoimi zdolnościami. 

Drugi Detektyw był najbardziej wysportowany z całej trójki. Biegał szybciej od Jupe’a i Boba 

i potrafił poruszać się bezszelestnie. 

Kuląc  się,  zaczął  się  powoli  oddalać  od  krzewu  magnolii  i  jego  opiekuńczego  cienia. 

Wiedział,  Ŝe  musi  niepostrzeŜenie  pokonać  ten  wąski  kawałek  trawnika,  który  dzielił  go  od 
drzwi domu Łysej Czaszki. 

Zdołał zrobić zaledwie parę kroków, kiedy nagle rzucił się na ziemię. Miało się wraŜenie, Ŝe 

najchętniej by się pod nią zapadł. 

Drzwi mieszkania Łysej Czaszki otworzyły się. 
Jupe  zobaczył  w  nich  wysokiego,  młodego  męŜczyznę  w  skórzanej  kurtce.  Jego  sylwetka 

rysowała się wyraźnie na tle światła. 

PrzecieŜ w kaŜdej chwili moŜe mnie zobaczyć, pomyślał Pete. LeŜę zaledwie parę metrów od 

niego. 

Pamiętał,  jak  brutalnie  Łysa  Czaszka  schwycił  Jupe’a  za  ramię  po  skończonym  kwizie 

dzisiejszego popołudnia. Jeśli zauwaŜy, Ŝe Trzej Detektywi go śledzą, wpadnie we wściekłość i 
moŜe stać się niebezpieczny. 

Łysa Czaszka odwrócił głowę i popatrzył w kierunku oświetlonego pokoju. 
—  No  chodź  wreszcie  —  powiedział  niecierpliwie  i  poczesał  grzebieniem  swoje  długie 

włosy. — Musimy juŜ iść. Robi się późno. 

Pierwszy Detektyw zacisnął pięści. Znaleźć się sam na sam z Łysą Czaszką to nie była Ŝadna 

przyjemna  perspektywa.  Ale  jeśli  był  u  niego  równieŜ  Platfus,  to  Trzej  Detektywi  nie  będą  w 
ogóle w stanie sobie poradzić. 

O,  gdyby  był  z  nimi  Gordon  Harker.  Ale  szofera  nie  było  widać,  przynajmniej  nie  gołym 

background image

okiem. Siedział teraz w limuzynie, zaparkowanej na uliczce przy podwórku. 

Łysa Czaszka podniósł rękę, zdawał się czegoś szukać. Jakaś postać w niebieskich dŜinsach i 

dŜinsowej koszuli pojawiła się obok niego. Wreszcie chłopak odnalazł palcami kontakt. Światło 
w domku zgasło. 

Łysa  Czaszka  zatrzasnął  z  impetem  drzwi.  Dwie  postacie  ruszyły  do  przodu  prawie  w 

zupełnych ciemnościach. 

Pete nie odwaŜył się podnieść głowy. LeŜał zupełnie nieruchomo, wciśnięty w trawę. 
W  tym  krótkim  odstępie  czasu  pomiędzy  wyłączeniem  światła  a  wyjściem  z  domu  dwu 

postaci  Jupe  miał  moŜliwość  zupełnie  dobrze  się  im  przypatrzeć  i  był  w  stanie  rozpoznać 
towarzysza Łysej Czaszki. 

Była nim Peggy. 
Jupe patrzył za nią i widział, jak razem z Łysą Czaszką zmierza do wyjścia i znika na ulicy. 
Pete zbliŜył się do niego. 
— Miałem cholerne szczęście, Ŝe się o mnie nie potknęli — powiedział nieco zadyszany, tak 

jak człowiek, który o mały włos uniknął wielkiego niebezpieczeństwa. Pete właśnie tak reagował 
w podobnych sytuacjach, bo szczerze mówiąc, nigdy nie lubił nadstawiać karku. 

Ale  Pierwszy  Detektyw  nie  miał  czasu  go  słuchać,  bo  juŜ  ruszył  w  ślad  za  Łysą  Czaszką  i 

Peggy. Wkrótce dołączyli do niego Bob i Pete. 

Młody męŜczyzna w skórzanej kurtce i towarzysząca mu dziewczyna zdąŜyli juŜ oddalić się o 

jakieś  dwadzieścia  metrów  i  szybkim  krokiem  podąŜali  w  kierunku  Alei  Hollywoodzkiej. 
Gordon  Harker  parkował  po  przeciwnej  stronie  ulicy.  Kierowca  musiałby  zawrócić  samochód, 
Ŝ

eby ich dogonić. Jupe podjął błyskawiczną decyzję. 

— Poproś pana Harkera, Ŝeby zawrócił i pojechał za mną — powiedział do Pete’a. — A my 

pójdziemy razem, Bob. Spróbujemy ich śledzić. 

Pete pobiegł przez ulicę do samochodu, a Jupe i Bob ruszyli spiesznie w kierunku alei. 
Na ulicy  Las  Palmas było niewielu  przechodniów. Gdyby Łysej Czaszce przyszło do  głowy 

się odwrócić, mógłby zauwaŜyć, Ŝe podąŜa za nim dwójka naszych detektywów. Dlatego Jupe i 
Bob utrzymywali bezpieczną odległość. 

Po  krótkiej  chwili  Jupe  usłyszał,  Ŝe  zbliŜa  się  samochód.  Chłopak  znajdował  się  o  jakieś 

piętnaście  metrów  od  Alei  Hollywoodzkiej.  Zobaczył,  Ŝe  Łysa  Czaszka  i  Peggy  przystanęli, 
czekając  na  zielone  światło.  Pierwszy  Detektyw  poczekał,  aŜ  limuzyna  podjedzie  do  niego,  a 
potem otworzył jej tylne drzwi. 

Od tej chwili wypadki potoczyły się błyskawicznie. 
Łysa Czaszka i Peggy przeszli przez jezdnię i znaleźli się w Alei Hollywoodzkiej. 
Bob i Jupe wskoczyli do limuzyny. 
Jakiś obcy Ŝółty samochód pojawił się przez moment na rogu alei. 
Limuzyna poszybowała do przodu. 
Jupe wychylił się z okna, Ŝeby nie stracić z oczu Łysej Czaszki i Peggy. 
Ale  chłopak  i  dziewczyna  zniknęli  mu  z  pola  widzenia.  śółty  samochód  przejechał  z  duŜą 

szybkością przez skrzyŜowanie. 

— Jedź za nimi — powiedział Jupe. 
Gordon  Harker  wykonał  polecenie.  Ale  w  tej  chwili  światła  zmieniły  się  na  czerwone. 

Kierowca  nie  mógł  w  Ŝaden  sposób  skręcić  w  lewo,  Ŝeby  dogonić  umykający  im  samochód. 
Jupe’owi mignęły przed oczami dwie znajome postacie na tylnym siedzeniu Ŝółtego samochodu, 
który mknął Aleją Hollywoodzką i w końcu stał się zupełnie niewidoczny. 

Łysa Czaszka i Peggy. 

background image

Gordon Harker zdjął czapkę i odpoczywał po pościgu, czekając na zmianę świateł. 
— Bardzo mi przykro — powiedział. — Obawiam się, Ŝe juŜ ich nie dogonimy. 
—  To  nie  twoja  wina  —  pocieszał  go  Jupe.  Pierwszy  Detektyw  wiedział  doskonale,  co  się 

stało. Łysa Czaszka i Peggy umówili się, Ŝe Ŝółty samochód podjedzie do nich na skrzyŜowaniu 
ulicy Las Palmas alei. No i właśnie w ten sposób udało im się zniknąć. Wskoczyli po prostu do 
samochodu w momencie zmiany świateł. 

—  Właściwie  nie  ma  się  czym  przejmować  —  powiedział  Jupe  w  zamyśleniu.— 

Przynajmniej się czegoś dowiedzieliśmy. 

— Masz na myśli Peggy? — zapytał Bob. — I to, Ŝe była razem z Łysą Czaszką? 
Jupe przytaknął. 
—  I  być  moŜe  jeszcze  coś  waŜniejszego  —  dodał.  —  Wszyscy  widzieliśmy  ten  elegancki 

samochód. I wiemy równieŜ, kto jest jego właścicielem. 

— Naprawdę? — zdziwił się Pete. 
— A kto to jest? — zapytał Bob. 
—  No  przecieŜ  nasz  wspólny  przyjaciel‚  szef  reklamy  w  studiu  —  wyjaśnił  Pierwszy 

Detektyw. — Pan Milton Glass. 

background image

ROZDZIAŁ 11 

 

Przyjazny wiatr 

 

Następnego  ranka  Pierwszy  Detektyw  wstał  wcześnie.  Sam  zrobił  sobie  śniadanie:  mleko  i 

płatki owsiane, które zjadł w pustej kuchni, a następnie pobiegł do warsztatu. 

Dzień był wietrzny. Chłopiec musiał przymocować kawałek brezentu nad warsztatem, Ŝeby w 

ogóle móc w nim pracować. 

Nie  miał  jeszcze  konkretnych  planów  co  do  tego,  w  jaki  sposób  wykorzysta  swój  nowy 

wynalazek,  specjalny  aparat  fotograficzny  dla  detektywów.  Pomimo  to  praca  sprawiała  mu 
przyjemność, bo pomagała myśleć. 

Składanie  cienkich  kawałków  metalu  i  montowanie  z  nich  aparatu  było  relaksującym 

zajęciem; umysł mógł się w tym czasie skoncentrować nad rozwiązaniem łamigłówki dotyczącej 
skradzionych pucharów. 

Jupe  doszedł  do  wniosku,  Ŝe  wiele  części  tej  łamigłówki  nie  pasowało  do  siebie.  Pierwszy 

Detektyw w dalszym  ciągu rozwaŜał tę moŜliwość, Ŝe  kiedy  Platfus poprzedniego dnia dosiadł 
swojego chrypiącego rumaka i pojechał na nim do studia, to zrobił to w tym celu, Ŝeby spotkać 
się tam z Łysą Czaszką i zabrać ukradzione puchary. 

Ale  co,  u  licha,  robił  Platfus  w  budynku  telewizji  zaraz  po  wejściu  do  środka?  PrzecieŜ 

pojawił  się  tam  na  dwie  godziny  przed  rozpoczęciem  kwizu.  Jechał  windą,  ale  nie  wysiadł  na 
siedemnastym  piętrze,  gdzie  znajdowało  się  studio.  I  pięć  minut  później  pojawił  się  znowu  w 
recepcji. 

Co się stało w przeciągu tych pięciu minut? CzyŜby odwiedzał kogoś w studiu? 
Ale kogo? 
No  i  jeszcze  ten  Milton  Glass.  Dlaczego  ubiegłej  nocy  zabrał  Peggy  i  Łysą  Czaszkę  do 

swojego samochodu na rogu Alei Hollywoodzkiej? 

Czy po prostu chciał ich zaprosić na kolację czy coś w tym sensie — co, kiedy się pamiętało 

wrogość  pomiędzy  Łysą  Czaszką  i  Glassem  nie  wydawało  się  bardzo  prawdopodobne...  I 
dlaczego szef reklamy nie pojechał od razu do osiedla o nazwie Gałęzie Magnolii, Ŝeby zabrać 
stamtąd Łysą Czaszkę i jego towarzyszkę? 

Cała  ta  randka  w  Hollywoodzie  przypominała  Jupe’owi  scenę  ze  szpiegowskiego  filmu. 

Wszystko przebiegło tak szybko i tajemniczo. W tego typu filmach nazywano to tajną operacją. 

W przeciągu trzech godzin Jupe był gotowy ze swoim aparatem fotograficznym. 
Całe  urządzenie  mieściło  się  w  metalowym  pudełeczku,  prawie  tak  cienkim  jak  grzebień 

kieszonkowy i niewiele od niego szerszym. Jupe schował aparat pod klapą marynarki. Był tam 
zupełnie  niewidoczny.  Teraz  przeciskał  lekko  wypukły  obiektyw  aparatu  przez  dziurkę  od 
guzika, kiedy nagle zobaczył, Ŝe nad stołem zapaliło się światełko. 

Trzydzieści  sekund  później  wśliznął  się  przez  wejście  zwane  Tunelem  Drugim  do  Kwatery 

Głównej i schwycił słuchawkę. 

— Mówi Jupiter Jones — powiedział. 
—  Witaj,  Jupiterze.  Cieszę  się,  Ŝe  cię  zastałem  w  domu.  —  Głos  brzmiał  tak  przyjaźnie  i 

serdecznie, jakby jego właściciel ustawicznie się uśmiechał. 

— Czy to pan Glass? — zapytał chłopiec. 
— Powiedzmy, Ŝe jestem przyjacielem — odpowiedział mu serdeczny głos. — Przyjacielem 

Peggy. A ty chyba nie chcesz, Ŝeby jej coś się stało? 

background image

— Oczywiście, Ŝe nie — powiedział Jupiter. — Ale co jej grozi? I gdzie się ona znajduje? 
— Mniejsza z tym, Mały Tłuścioszku. — Głos był w dalszym ciągu bardzo serdeczny. — Na 

razie nic jej nie grozi. Chciałem po prostu ciebie ostrzec. Jej bezpieczeństwo niedługo zawiśnie 
na włosku. — Nagle w słuchawce zapanowała cisza. — I to na bardzo cienkim, jeśli zamierzasz 
wygrać  dzisiejszy  kwiz,  Mały  Tłuścioszku.  Bo  jeśli  masz  takie  plany,  to  Peggy  skończy  w 
szpitalu, i to na bardzo długo. 

—  Niech  pan  trochę  poczeka  —  zaczął  Jupe.  Ale  juŜ  było  za  późno.  Pierwszy  Detektyw 

usłyszał dźwięk odkładanej słuchawki. 

Jupe teŜ odwiesił słuchawkę i usiadł za biurkiem. 
W kieszeni miał listę z adresami, którą dostał od Gordona Harkera. Odnalazł numer telefonu 

do hotelu Peggy w Santa Monica i zadzwonił. 

Odezwał się recepcjonista, który połączył go z pokojem Peggy. 
— Nie ma jej w pokoju — oświadczył po chwili. 
— Czy juŜ opuściła hotel? — zapytał Jupe. 
W  ksiąŜce  gości  nie  było  jej  podpisu.  Ale  recepcjonista  przypomniał  obie,  Ŝe  w  ogóle  jej 

dzisiaj nie widział, chociaŜ jej klucz jest na swoim miejscu. 

Jupe  podziękował  mu  i  odłoŜył  słuchawkę.  Przez  chwilę  siedział  w  zupełnym  milczeniu, 

marszcząc czoło i skubiąc wargę. Po paru minutach kilkanaście razy potrząsnął przecząco głową. 

— Ten głos w słuchawce nie naleŜał do Miltona Glassa — powiedział na głos 
Nie  wierzył,  Ŝeby  Milton  Glass  nazywał  go  Małym  Tłuścioszkiem.  Nigdy  nie  uŜywał  tego 

imienia. Zawsze mówił po prostu Jupiterze albo Jupe. A więc jeśli to nie Milton Glass ostrzegał, 
Ŝ

e  Peggy  grozi  niebezpieczeństwo,  musiał  to  być  aktor,  który  bardzo  dobrze  naśladował  głos 

szefa reklamy. 

Ale  kto?  Łysa  Czaszka?  Ale  Łysa  Czaszka  był  najgorszym  aktorem  ze  wszystkich  Małych 

Urwisów. Często nie potrafił nawet zapamiętać swoich kwestii. A nawet jeśli mu się to udało, to 
nigdy nie potrafił ich wypowiedzieć we właściwy sposób. Jedyne, co umiał, to poruszać uszami. 

Wiatr świszczał wokół starej przyczepy kempingowej, ukrytej pod stertą Ŝelastwa. 
A  Łysa  Czaszka  miał  otwarty  sportowy  samochód.  To  podsunęło  Jupe’owi  pewien  pomysł. 

Znów podniósł słuchawkę i zadzwonił do Gordona Harkera. Umówił się z nim, Ŝeby pojechał po 
Pete’a i Boba i przywiózł ich do składu złomu tak szybko, jak tylko to było moŜliwe. 

Po skończeniu  rozmowy Jupe usiadł  za  biurkiem i jeszcze raz przemyślał całą sprawę. Jego 

plan będzie wymagał uŜycia dopiero co zrobionego aparatu fotograficznego. Pierwszy Detektyw 
nawet nie przypuszczał, Ŝe nastąpi to tak szybko. 

W  Kwaterze  Głównej  mieściła  się  niewielka  ciemnia.  Jupe  wszedł  do  niej  i  włoŜył  film  do 

aparatu.  Wmontowanie  rolki  do  tego  płaskiego  pudełeczka  okazało  się  zadaniem 
niewykonalnym.  I  to  właśnie  była  jedyna  wada  nowego  wynalazku  Jupe’a.  Jego  aparat  był 
dostosowany tylko do zrobienia jednego zdjęcia, potem trzeba juŜ było wymienić film. 

Ale jedno zdjęcie teŜ wystarczy, jeśli przeczucie Jupe’a było słuszne i jeśli wszystko pójdzie 

zgodnie z jego planem. 

Chłopiec ukrył aparat pod klapą  marynarki i ustawił obiektyw w dziurce  od  guzika. Trudno 

się  było  domyślić,  Ŝe  to  był  obiektyw,  to  małe  szklane  kółeczko  otoczone  mosięŜną  gwiazdą, 
które łatwo moŜna było wziąć za jakiś znaczek. 

Po krótkiej chwili przy furtce pojawił się samochód z Pete’em i Bobem. 
— Ale  dzisiaj wieje — powiedział Bob  do Jupe’a,  kiedy  ten  gramolił się na tylne siedzenie 

limuzyny. 

— TeŜ to zauwaŜyłem — przyznał Jupe. — I mam nadzieję, Ŝe wiatr będzie nam sprzyjał. 

background image

Nie  wytłumaczył,  co  ma  na  myśli.  Milczał  przez  całą  drogę.  Odezwał  się  dopiero  wtedy, 

kiedy Gordon Harker zaparkował samochód naprzeciwko osiedla mieszkalnego o dobrze znanej 
chłopcom nazwie Gałęzie Magnolii. 

— Pójdziesz tam, Pete — powiedział. 
— Och, nie — zaprotestował Drugi Detektyw. — Dlaczego to znowu muszę być ja? 
Jupe uśmiechnął się. 
— Masz tylko sprawdzić, czy samochód Łysej Czaszki stoi na parkingu. Niczego więcej od 

ciebie nie chcę. 

Za trzy minuty Pete był z powrotem. 
— Jest tam — powiedział. — Taki mały czerwony samochód. 
Jupe pochylił się do przodu. 
— Czy ma spuszczony dach? — zapytał. 
— Tak, taki brezentowy. 
Jupe z wyraźnym zadowoleniem pokiwał głową. 
—  Miejmy  nadzieję,  Ŝe  go  nie  podniesie  —  dodał.  —  A  wtedy  naprawdę  będziemy  mogli 

mówić o przyjaznym wietrze. 

Pierwszy  Detektyw  popatrzył  na  zegarek.  Jeszcze  nie  było  wpół  do  dwunastej.  Trudno  było 

przewidzieć, jak długo będą musieli tutaj czekać, zanim Łysa Czaszka opuści mieszkanie, Ŝeby 
się  udać  do  studia.  Jupe  nie  miał  najmniejszej  ochoty  czekać  w  limuzynie,  parkującej 
naprzeciwko domu tego długowłosego chłopaka. Łysa Czaszka bez wątpienia zwróci uwagę na 
ten duŜy, czarny samochód, jak tylko znajdzie się na chodniku przed domem. 

Jakieś dziesięć metrów stąd była wąska poprzeczna uliczka, przechodząca w Las Palmas. 
—  Czy  moŜesz  tam  zaparkować?  —  zapytał  Jupe  Gordona  Harkera.  —  Naprzeciwko  Las 

Palmas?  Bo  wtedy  będziemy  mogli  go  śledzić,  niezaleŜnie  od  tego,  w  którym  kierunku  Łysa 
Czaszka skręci po wyjechaniu z parkingu. 

— No jasne — odpowiedział kierowca. — To dobry pomysł. 
Harker  pojechał  trochę  do  przodu,  następnie  cofnął  się  i  wjechał  w  poprzeczną  uliczkę. 

Samochód zaparkował w taki sposób, Ŝeby nie był widoczny z podwórka domu. 

Jupe sprawdził, czy aparat jest w porządku, a następnie wrócił do samochodu. Teraz mogli juŜ 

tylko czekać. 

Dokładnie o pierwszej Trzej Detektywi zobaczyli, jak Łysa Czaszka przechodzi przez bramę i 

zmierza  w  kierunku  parkingu.  Gordon  Harker  włączył  motor.  Kiedy  czerwony  sportowy 
samochód  Łysej  Czaszki  wjechał  w  Las  Palmas  i  skręcił  w  prawo  w  kierunku  Alei 
Hollywoodzkiej, limuzyna ruszyła z miejsca. 

Harker pojechał za Łysą Czaszką. 
Chłopak  znów  skręcił  w  prawo.  Było  jasne,  Ŝe  jedzie  do  telewizji.  —  Zwolnij  trochę  — 

poprosił kierowcę Jupe. — A kiedy powiem teraz, dodaj gazu i jedź obok niego, tak blisko, jak 
tylko będziesz mógł. 

Pierwszy Detektyw siedział po prawej stronie na  tylnym  fotelu limuzyny. Przez  szybę  mógł 

obserwować czerwony samochód i kierującego nim Łysą Czaszkę. Długie, jasne włosy chłopaka 
powiewały  na  wietrze.  Jupe  pochylił  się  do  przodu.  Wiedział,  Ŝe  miał  tylko  jedną  szansę  na 
zrobienie zdjęcia, na którym mu tak bardzo zaleŜało. 

Oba  samochody  przejechały  na  zielonym  świetle.  Przed  nimi  był  długi,  całkowicie  pusty 

odcinek alei. Łysa Czaszka zwiększył szybkość. 

W  otwartym  samochodzie  włosy  chłopca  wiatr  rozwiewał  gwałtownie,  odsłaniając  jeszcze 

bardziej jego policzki i szyję. 

background image

Obserwując to, Pierwszy Detektyw poczuł ogarniającą go falę podniecenia. 
— Teraz — powiedział. 
Limuzyna  poszybowała  do  przodu.  Jechała  tuŜ  obok  sportowego  wozu  Łysej  Czaszki.  Jupe 

obrócił  się.  Przed  oczami  miał  teraz  okno  czerwonego  samochodu.  Pierwszy  Detektyw 
przycisnął klapę marynarki do szyby. 

Jeśli Łysa Czaszka odwróci głowę, Ŝeby popatrzeć na limuzynę, to Jupe straci jedyną szansę. 

Cały jego misternie opracowany plan spełznie na niczym. 

Na szczęście Łysa Czaszka patrzył prosto przed siebie. Jupe nacisnął guzik ukrytego aparatu 

fotograficznego.  Po  chwili  Łysa  Czaszka  się  odwrócił,  ale  to  juŜ  nie  miało  znaczenia.  Nowy 
wynalazek  Pierwszego  Detektywa  został  wykorzystany  zgodnie  z  jego  przeznaczeniem.  Łysa 
Czaszka nie zauwaŜył, Ŝe właśnie przed chwilą zrobiono mu zdjęcie. 

— W porządku, moŜesz teraz zwolnić tempo — powiedział szoferowi Jupe. 
Limuzyna przyhamowała i jechała za sportowym samochodem. W czasie tego manewru Jupe 

odczepił aparat od klapy marynarki i wręczył go Bobowi. 

—  Jak  tylko  dotrzemy  do  telewizji,  szoruj  z  powrotem  do  Kwatery  Głównej,  wywołaj  tam 

film i zrób powiększenie zdjęcia — powiedział. 

— Naprawdę mi przykro, Ŝe ty i Gordon nie będziecie mogli zobaczyć kolejnego kwizu, ale 

potrzebne jest mi wyraźne, duŜe zdjęcie, i to zaraz po zakończeniu dzisiejszych nagrań. Jak tylko 
kwiz się skończy, przynieś mi zdjęcie na górę, Bob, dobrze? — upewniał się Jupe. 

— Nie ma sprawy — Bob wziął aparat fotograficzny i włoŜył go do kieszeni. — Ale byłoby 

fajnie,  gdybyś  wreszcie  puścił  parę  z  ust  i  powiedział,  o  co  tutaj  chodzi?  Co  to  za  tajemnica  z 
tym zdjęciem Łysej Czaszki? 

Jako Pierwszy Detektyw Jupe często wiedział duŜo więcej od swoich przyjaciół. Nawet go to 

bawiło,  tak  trzymać  w  niepewności  kolegów.  Teraz  jednak  doszedł  do  wniosku,  Ŝe  nadszedł 
moment, Ŝeby uchylić rąbka tajemnicy i wyjaśnić swoje poczynania. 

— Nie chodziło mi o zrobienie portretu Łysej Czaszki — powiedział. — To miało być zdjęcie 

jego  profilu  w  duŜym  zbliŜeniu,  w  otwartym  samochodzie  podczas  jazdy  wietrznego  dnia.  No 
chyba rozumiecie, dlaczego to jest takie waŜne, prawda? 

— Niezupełnie — przyznał Pete. — Szczerze mówiąc, to wcale tego nie rozumiem. 
— Ja teŜ nie — dodał Bob. 
— Te jego długie jasne włosy — powiedział z naciskiem Jupe. —Zwróciliście chyba uwagę, 

Ŝ

e ma je zawsze starannie zaczesane. Ale pomocą wiatru byłem w stanie zrobić zdjęcie tego, co 

zawsze tak starannie ukrywa pod włosami. No a teraz, to juŜ chyba wiecie, o co chodzi. 

— Nie — powiedzieli zgodnie Bob i Pete. 
— Uszy — wyjaśnił Pierwszy Detektyw. — Chodziło mi o sławne uszy Łysej Czaszki. 

background image

ROZDZIAŁ 12 

 

Drugi kwiz 

 

Była za minutę druga. Jupe zauwaŜył, Ŝe Milton Glass znowu spogląda nerwowo na zegarek. 

Robił to juŜ po raz trzeci, od czasu kiedy Jupe zaczął go obserwować. 

Za  minutę  miał  się  rozpocząć  drugi  i  ostatni  odcinek  kwizu  „Show  Małych  Urwisów”,  ale 

tylko  trzech  uczestników  zajmowało  swoje  miejsca.  A  mianowicie  Łysa  Czaszka,  Ogar,  no  i 
oczywiście Jupe. Natomiast po Platfusie i Peggy nie było ani śladu. 

Jupe  popatrzył  w  kierunku  publiczności.  Pete  siedział  w  ostatnim  rzędzie.  Wyglądał  na 

równie zdenerwowanego jak pan Glass. Kiedy dostrzegł spojrzenie Jupe’a, wzruszył ramionami, 
wyraŜając  tym  swoje  zdziwienie.  Jupe  odpowiedział  mu  w  taki  sam  sposób.  Nie  mógł 
zrozumieć,  dlaczego  Platfus  się  jeszcze  nie  zjawił,  natomiast  był  bardzo  zaniepokojony  z 
powodu nieobecności Peggy. 

Jego spojrzenie powędrowało dalej. Zobaczył, Ŝe Luther Lomax siedział w reŜyserce. W tym 

samym co zawsze wytartym, szarym garniturze. Jego siwe włosy były potargane, a pod oczami 
miał głębokie worki. Wyglądał na starego, zmęczonego Ŝyciem człowieka. 

Uwagę  Pierwszego  Detektywa  odwrócił  jakiś  ruch  w  przejściu.  Platfus  szedł  spiesznie  w 

kierunku  sceny.  Wręczył  kopertę  Miltonowi  Glassowi,  a  następnie  skierował  swoje  kroki  w 
stronę uczestników kwizu. 

Była juŜ druga, a Peggy w dalszym ciągu nie przychodziła. 
Jupe podniósł się, Ŝeby przepuścić Platfusa na sąsiadujące z jego własnym miejsce. 
— To było w ostatniej chwili, co? — zaszeptał Jupe. 
— Taak — uśmiechnął się Platfus. — Miałem odebrać wiadomość z biura pana Glassa i mój 

stary  motor  odmówił  posłuszeństwa.  —  Chłopak  przymocował  mikrofon  do  krawata.  —  No  i 
właściwie  to  czym  się  mam  przejmować.  Jest  dla  mnie  jasne  jak  słońce,  Ŝe  i  tak  nie  mam 
najmniejszej  szansy  na  wygranie  tego  kwizu.  A  poza  tym  zarabiam  teraz  zupełnie  nieźle, 
załatwiając róŜne sprawy dla telewizji. 

Spojrzenie Jupe’a powędrowało ponownie w stronę Miltona Glassa. Gospodarz programu był 

zajęty  otwieraniem  koperty,  którą  otrzymał  od  Platfusa.  W  trakcie  czytania  dostarczonej  mu 
informacji jego promienny uśmiech nieco przygasł. Ale za chwilę białe zęby znowu zabłysły w 
opalonej twarzy. Dał sygnał  siedzącemu w reŜyserce  Lomaxowi, Ŝeby zaczynać, i odwrócił się 
twarzą w kierunku publiczności. 

—  Obawiam  się,  Ŝe  to  będą  raczej  niewesołe  wiadomości  —  powiedział.  —  Właśnie 

otrzymałem list od jednej z uczestniczek kwizu, Peggy. MoŜe będzie lepiej, jak usłyszą państwo 
jej własne słowa. — Glass zawiesił na chwilę głos, patrząc na kawałek papieru, który trzymał w 
ręku. 

—  Szanowny  panie  Glass  —  czytał.  —  Bardzo  mi  przykro,  Ŝe  będę  musiała  wszystkim 

sprawić zawód. Ale od czasu kiedy moja fotografia pojawiła się w gazetach, przeŜywam bardzo 
cięŜkie chwile. Ludzie rozpoznają mnie na ulicy nie dają mi spokoju, podobnie jak to było wiele 
lat temu. Zdaję sobie sprawę, Ŝe i tak nie jestem w stanie wygrać tego kwizu, w związku z tym 
postanowiłam  z  niego  zrezygnować  i  wrócić  do  San  Francisco.  Tam  będę  przynajmniej  miała 
spokój.  Serdeczne  pozdrowienia  dla  wszystkich,  a  zwłaszcza  dla  moich  kolegów  Małych 
Urwisów. 

Glass ponownie zrobił przerwę. 

background image

— Podpisano „Śliczna Peggy”. 
Publiczność  zareagowała  na  to  pomrukiem,  w  którym  Jupe  wyraźnie  wyczuł  sympatię  dla 

dziewczyny. 

— No cóŜ, jeśli nas teraz oglądasz, Peggy — ciągnął Milton Glass — to chciałbym ci jedynie 

powiedzieć, Ŝe ogromnie nas zmartwiła twoja decyzja. Bardzo cię wszyscy polubiliśmy i będzie 
nam ciebie strasznie brakować. 

Publiczność  odpowiedziała  mu  gorącymi  oklaskami.  Glass  podniósł  obie  ręce  do  góry, 

prosząc o spokój. 

—  A  teraz  rozpoczynamy  nasz  program.  Za  chwilę  ujrzą  państwo  ostatni  odcinek  kwizu 

„Show Małych Urwisów” — oświadczył. 

Na scenie zgasły światła. Jupe zmuszał się do patrzenia na ekran w czasie tych dwóch minut 

trwania filmu. 

Jego  umysł  pracował  zbyt  gorączkowo,  Ŝeby  chłopiec  mógł  się  skupić  na  oglądaniu.  Ale 

chociaŜ poświęcił filmowi tylko połowę swojej uwagi, wytrenowana pamięć detektywa pomogła 
mu  zarejestrować  wszystkie  waŜne  momenty  w  odgrywających  się  przed  jego  oczami 
króciutkich scenach. 

Naleśnik  kradł  psa  dla  pana  Aferzysty.  Peggy  przez  pasiastą  słomkę  piła  truskawkowy 

koktajl. Łysa Czaszka i Ogar rozpalili ognisko w lesie, Ŝeby upraŜyć kukurydzę. Platfus dał nura 
do  jeziora,  które  miało  niecałe  osiem  centymetrów  głębokości.  Ogar  bandaŜował  głowę 
Platfusowi obrusem w kratkę. Peggy ratowała Małego Tłuścioszka z płonącego lasu. 

Druga  połowa  umysłu  Pierwszego  Detektywa  była  zaprzątnięta  myślami  o  Peggy.  Chłopiec 

nie  wierzył,  Ŝe  napisała  ten  list.  To  na  pewno  nie  był  jej  podpis.  Dziewczyna  nienawidziła  z 
całego serca swojego starego przydomka „Śliczna Peggy”, podobnie jak Jupe nie cierpiał, kiedy 
nazywano go „Małym Tłuścioszkiem”. 

No a poza tym, to wcale nie pojechała do domu. PrzecieŜ  nie opuściła  hotelu. I  nie było jej 

tam całe przedpołudnie. 

Jupe  miał  podejrzenie,  Ŝe  Peggy  grozi  prawdziwe  niebezpieczeństwo.  Ktoś  ją  gdzieś 

przetrzymywał  wbrew  jej  woli.  Była  to  na  pewno  ta  sama  osoba,  która  sfałszowała  list, 
podpisując go imieniem dziewczyny. I telefonowała tego ranka do Jupe’a do Kwatery Głównej. 

„Na razie jej nic nie grozi. Chciałem ciebie po prostu ostrzec, Ŝe jej bezpieczeństwo niedługo 

zawiśnie na włosku... I to na bardzo cienkim, jeśli wygrasz dzisiejszy kwiz, Mały Tłuścioszku”. 

Po dwóch minutach film się skończył. Na scenie ponownie zapaliło się światło. 
Jupe wpatrywał się w elektroniczną tablicę wyników. On sam miał czterdzieści pięć punktów. 

Łysa Czaszka  czterdzieści, a  Peggy  trzydzieści pięć. Ogar i Platfus byli  daleko  w tyle.  Szybko 
obliczył, Ŝe będzie musiał dobrowolnie udzielić trzech mylnych odpowiedzi. 

Milton Glass siedział teraz twarzą w kierunku uczestników kwizu. 
PoniewaŜ Peggy była nieobecna, pierwsze pytanie przypadło w udziale Łysej Czaszce. 
— Co ciekawego moŜna powiedzieć o tej słomce, przez którą piła napój Śliczna Peggy? 
— Słomka była w paski — wypalił bez namysłu Łysa Czaszka. — W Ŝółte, białe i niebieskie. 
Oklaski. I pięć punktów dla Łysej Czaszki. Teraz miał on tyle samo punktów, co Jupe. 
Następny w kolejności był Ogar. 
— Jaki rodzaj koktajlu piła Śliczna Peggy? 
—  Czy  przypadkiem  nie  czekoladowy?  —  odpowiedź  Ogara  była  jak  zwykle  utrzymana  w 

nieco Ŝartobliwym tonie. 

— Och, nie — krzyknął któryś z widzów. 
—  Jest  mi  niezmiernie  przykro  —  powiedział  Glass.  —  A  teraz  czekam  na  ochotnika.  — 

background image

Uśmiech Glassa był skierowany w stronę Jupe’a. 

Pierwszy Detektyw udawał, Ŝe się waha. Oczywiście doskonale znał odpowiedź na to pytanie. 

Wiedział, Ŝe chodzi o truskawkowy koktajl mleczny. 

— Noo, teŜ mi się wydaje, Ŝe miał smak czekoladowy — powiedział Jupe. 
Publiczność  wydała  jęk  rozczarowania.  Chłopiec  stracił  pięć  punktów.  I  na  tym  się  nie 

skończyło.  Kiedy  przyszła  jego  kolej,  chciano  się  od  niego  dowiedzieć,  czym  była 
zabandaŜowana głowa Platfusa. Jupe znowu udawał, Ŝe się waha. 

— Czy nie chusteczką? — zapytał niepewnie. 
Na sali dał się słyszeć szmer rozczarowania. 
Na  początku  piątej  i  ostatniej  rundy  prowadził  Łysa  Czaszka,  mając  sześćdziesiąt  pięć 

punktów.  RównieŜ  na  następne  pytanie  odpowiedział  poprawnie.  Ogarowi  i  Platfusowi  znowu 
się nie powiodło. Teraz przyszła kolej na Jupe’a. Była to jego ostatnia szansa. 

—  A  teraz  takie  zupełnie  łatwiutkie  pytanie  dla  ciebie  —  powiedział  Glass  przyjaznym 

tonem. — Co ukradł Naleśnik dla pana Aferzysty? 

Przed  udzieleniem  odpowiedzi  Jupe  ponownie  popatrzył  na  tablicę  wyników.  Zgłaszając  się 

dobrowolnie  trzy  razy  z  niewłaściwą  odpowiedzią  stracił  piętnaście  punktów.  W  tym  samym 
czasie nie zyskał ani jednego. Peggy wyprzedzała go o pięć punktów. 

— Małego kotka — powiedział. 
Znowu rozległ się jęk zawodu ze strony publiczności. 
— Bardzo mi przykro, ale chodziło o psa. 
Runda pytań została zakończona. 
Milton  Glass  znowu  odstawił  swój  popisowy  numer  przed  kamerami,  z  uroczystym 

odczytywaniem końcowych wyników. Publiczność nagrodziła jego występ oklaskami. 

Łysa  Czaszka  wygrał,  uzyskując  siedemdziesiąt  punktów.  Jupiter  Jones  pomniejszył  swój 

rezultat  do  trzydziestu  punktów,  poniewaŜ  trzy  razy  zgłaszał  się  dobrowolnie  z  niewłaściwą 
odpowiedzią. I chociaŜ Peggy w ogóle nie uczestniczyła w obecnie rozegranym kwizie, to i tak 
zajmowała drugie miejsce, mając trzydzieści pięć punktów. 

Wszystkie  kamery  pokazywały  teraz  Łysą  Czaszkę,  który  z  uśmiechem  na  ustach  odebrał 

czek opiewający na sumę dwudziestu tysięcy dolarów. Pierwszy Detektyw nawet nie zadał sobie 
trudu,  Ŝeby  oglądać  wręczanie  nagrody.  Spoglądał  teraz  w  kierunku  wyjścia,  oczekując 
pojawienia się Boba. 

W końcu spostrzegł go, spiesznie przeciskającego się do przodu. Towarzyszył mu Pete. Bob 

wskoczył  na  schody  prowadzące  na  scenę.  Miał  z  sobą  duŜą  brązową  kopertę,  którą  wręczył 
Jupe’owi. 

— Wyszło bardzo dobrze — szepnął. — Wyraźne, jak nie wiem co. 
Kiedy  tylko  Bob  usiadł  na  swoim  miejscu,  Jupe  otworzył  kopertę  i  wyjął  z  niej  duŜe, 

błyszczące  zdjęcie.  Rezultat  przeszedł  jego  najśmielsze  oczekiwania.  Była  to  wspaniała 
fotografia Łysej Czaszki z odgarniętymi do tyłu, powiewającymi na wietrze włosami. 

Jego odsłonięte lewe ucho było niezwykle dobrze widoczne. 
— Drodzy państwo — zaszczebiotał radośnie Milton Glass. — To dla mnie wielki zaszczyt 

móc zaprezentować państwu — jego słowom towarzyszyły uroczyste dźwięki bębna — te cenne 
podarunki, które juŜ za chwilę staną się własnością naszych drogich uczestników. 

Rozległy  się  podniecone  szepty  widzów.  Jupe  schował  z  powrotem  fotografię  do  koperty  i 

przygotował się na ponowne spotkanie z kamerą. 

— Prezenty te są oznaką naszej wdzięczności dla Małych  Urwisów, bez  których nie byłoby 

moŜliwe  zorganizowanie  tego  kwizu.  —  Glass  zrobił  taneczny  półobrót.  —  Bardzo  proszę, 

background image

panno Trixie. 

Ta  sama  młoda  dziewczyna  w  mini  spódniczce,  która  pojawiła  się  juŜ  raz  w  programie, 

weszła teraz na scenę. W ręku trzymała identyczne jak poprzednio pudło, opakowane w złocisty 
papier. Jupe uniósł brwi do góry. Tym razem dziewczynie towarzyszył ochroniarz. 

Glass  rozpakował  pudełko,  nie  zaprzestając  ani  na  chwilę  swojego  ględzenia.  W  końcu 

powiedział: 

— ...cenny srebrny puchar dla kaŜdego z uczestników. 
Tłum wydawał ochy i achy w trakcie wręczania pucharów kolejnym Urwisom. 
— Puchar Peggy — gadał dalej Glass — prześlemy jej do domu. Jeśli nas oglądasz, Peggy, to 

przyjmij  jeszcze  raz  nasze  gorące  podziękowania.  A  teraz  zbliŜa  się  juŜ  chwila  rozstania.  Do 
widzenia,  kochane Urwisy, do widzenia, droga publiczności  i wszyscy ci, którzy oglądacie nas 
we własnych domach. Do zobaczenia. 

Milton Glass pomachał ręką w stronę kamer, ukazując jeszcze raz w promiennym uśmiechu 

białe zęby. Ponownie wybuchnęły oklaski i przedstawienie się skończyło. 

Kamery  przestały  nagrywać.  Uczestnicy  zaczęli  się  rozchodzić.  Łysa  Czaszka  stał  po 

przeciwnej  stronie  sceny.  Milton  Glass,  Ogar,  Platfus,  kamerzyści  i  grupa  widzów  tłoczyli  się 
wokół niego, gratulując mu zwycięstwa. 

Jupe w towarzystwie przyjaciół torował sobie drogę wśród tłumu, aŜ wreszcie stanął twarzą w 

twarz z jasnowłosym młodzieńcem w skórzanej kurtce. Pokazał mu fotografię, pytając: 

— Czy to ty? 
— Dlaczego? — Łysa Czaszka gapił się na zdjęcie w jakiś dziwny, zaŜenowany sposób. Ale 

trudno  mu  było  udawać,  Ŝe  to  nie  jego  twarz.  Podobieństwo  rzucało  się  w  oczy  wszystkim 
otaczającym go ludziom. 

— No owszem, to ja — przyznał wreszcie. — Ale dlaczego pytasz? 
— Dlatego, drogi przyjacielu — powiedział Jupe — Ŝe tym razem włosy nie skrywają twoich 

uszu.  —  Odwrócił  się  do  Miltona  Glassa,  który  stał  tuŜ  za  nim.  —  Ludzkie  twarze  bardzo  się 
zmieniają w miarę upływu lat — wyjaśnił. — Twarze Ogara, Platfusa no i moja zmieniły się tak 
bardzo,  Ŝe  trudno  by  nas  teraz  było  rozpoznać  jako  tych  chłopaków,  którzy  występowali  w 
serialu Małe Urwisy. Zgadza się? 

— No tak, masz rację — przyznał Ogar. Milton Glass teŜ przytaknął. 
— Ale jest coś, co się nigdy nie zmienia — ciągnął Jupe. — Tym czymś jest kształt ludzkich 

uszu.  Łysa  Czaszka  miał  niezwykłe  uszy  o  wielkich,  zwisających  płatkach.  Ale  osoba  na  tym 
zdjęciu, ta sama osoba, która przed chwilą otrzymała główną wygraną, ma zupełnie inne uszy — 
małe i ciasno przylegające do głowy. 

Młody męŜczyzna w skórzanej kurtce zrobił ostrzegawczy krok do przodu. Próbował wyrwać 

zdjęcie z rąk Jupe’a. Ogar schwycił rękę Łysej Czaszki i powstrzymał go. 

— Co chcesz przez to powiedzieć? — zawarczał Łysa Czaszka. 
—  Tylko  to  —  odpowiedział  chłodno  Pierwszy  Detektyw  —  Ŝe  nigdy  nie  byłeś  jednym  z 

Małych Urwisów. Dlatego nie miałeś prawa uczestniczyć w naszym kwizie. Myślę, Ŝe pan Glass 
się  ze  mną  zgodzi,  Ŝe  w  takim  razie  nie  przysługuje  ci  równieŜ  główna  wygrana.  śe  jesteś  po 
prostu zdyskwalifikowany. 

Jupe zamachał trzymaną w ręku fotografią. 
— To zdjęcie jest niezbitym dowodem, Ŝe w Ŝaden sposób nie moŜesz być Łysą Czaszką! 

background image

ROZDZIAŁ 13 

 

Porwana! 

 

Wszyscy  znajdowali  się  w  duŜym  pomieszczeniu  biurowym  w  budynku  telewizji:  oszust, 

który udawał, Ŝe jest Łysą Czaszką, Milton Glass, Luther Lomax, Trzej Detektywi, Ogar, Platfus 
i straŜnik. 

Milton Glass zajmował miejsce za biurkiem. Przed nim leŜało zrobione przez Jupe’a zdjęcie. 

Fałszywy Łysa Czaszka rozwalał się nonszalancko na krześle, stojącym przed biurkiem Glassa. 
Pozostali siedzieli wokół na krzesłach. 

—  No  dobra  —  powiedział  młodzieniec  w  skórzanej  kurtce  —  dałem  się  wystrychnąć  na 

dudka. Dopuściłem do tego, Ŝeby Mały Tłuścioszek zrobił mi zdjęcie, które pokazuje moje uszy. 
—  Popatrzył  na  Jupe’a.  —  Powiedziałem  ci,  Ŝe  nie  jesteś  głupi.  Ale  niestety  okazało  się,  Ŝe 
jesteś sprytniejszy, niŜ myślałem. Niech to diabli. — Oszust wzruszył ramionami. — W kaŜdym 
razie warto było spróbować. Chodziło bądź co bądź o dwadzieścia tysięcy dolców. Dla mnie to 
kupa szmalu.  I prawie mi się udało. Nie będę nawet próbował iść do  banku z tym czekiem,  na 
pewno wstrzymacie wypłatę. 

WłoŜył  rękę  do  kieszeni  i  wyjął  czek,  który  dopiero  co  wygrał  w  kwizie.  W  jego  twardych 

oczach pojawił się na chwilę błysk Ŝalu. Następnie zgniótł czek, tak jakby to był bezwartościowy 
kawałek papieru i rzucił go Miltonowi Glassowi pod nos. 

—  Oddaj  równieŜ  puchar  —  powiedział  Luther  Lomax  głosem,  w  którym  słyszało  się 

powracającą pewność siebie. 

Fałszywy  Łysa  Czaszka  z  Ŝalem  wyjął  schowany  pod  kurtką  puchar  i  rąbnął  nim  o  blat 

biurka. 

— Kim ty właściwie jesteś? — zapytał straŜnik beznamiętnym głosem. — Jak się naprawdę 

nazywasz? 

— A jakie to ma znaczenie? — Oszust wzruszył ramionami. — Kogo moŜe obchodzić moje 

prawdziwe  nazwisko?  Jestem  po  prostu  jednym  z  wielu  w  tym  mieście.  Mój  zawód  — 
bezrobotny aktor. I dodałbym, Ŝe nie jestem najgorszym przedstawicielem tego gatunku. 

Pierwszy Detektyw był tego samego zdania.  Oszust był na pewno o niebu  lepszym  aktorem 

od prawdziwego Łysej Czaszki. 

Milton Glass wyprostował zgnieciony czek i schował go do kieszeni. 
— Kto ci podsunął ten pomysł do głowy? — zapytał. 
—  Nikt.  Głos  oszusta  był  twardy  i  brzmiał  pewnie.  —  Nikt  mi  niczego  nie  podsuwał  do 

głowy. Serial Małe Urwisy pokazywano w telewizji, pisano o nim w gazetach. Chodziłem przez 
jakiś czas do szkoły chłopakiem, który grał Łysą Czaszkę w serialu, i wiedziałem, Ŝe zniknął 
bez wieści wiele lat temu. Wydaje mi się, Ŝe zginął. śe go przejechał samochód albo coś takiego. 
Był taki ograniczony, Ŝe mogłaby go przejechać nawet kosiarka do trawy. 

Byłem  dosyć  podobny  do  niego,  z  wyjątkiem  uszu  —  kontynuował  swoją  opowieść 

bezrobotny  aktor.  —  I  to  podsunęło  mi  pewien  pomysł  do  głowy.  Na  początku  próbowałem 
trochę zarobić, po prostu podając się za niego. Myślałem, Ŝe mi to pomoŜe w znalezieniu pracy. 
No  a  potem  telewizja  wymyśliła  tę  hecę  z  kwizem,  no  i  oczywiście  zgodziłem  się  w  nim 
występować. To chyba jasne, nie? Kto by odmówił? Chodziło o kupę forsy, dwadzieścia tysięcy 
dolców! 

W  biurze  zapanowała  cisza.  Milton  Glass  w  dalszym  ciągu  się  uśmiechał,  ale  z  pewnym 

background image

powątpiewaniem. 

— A więc co pan zamierza ze mną zrobić? — fałszywy Łysa Czaszka domagał się od Glassa 

zajęcia stanowiska w tej sprawie. 

— Zaprowadzimy cię na policję — odpowiedział mu straŜnik. — OskarŜymy cię o oszustwo, 

a potem... 

Nie dokończył, bo Milton Glass wpadł mu w słowo. 
— Chwileczkę, chwileczkę — powiedział. — Ani stacja telewizyjna ani  studio filmowe nie 

chcą  tej  sprawie  nadawać  rozgłosu.  Nie  potrzebujemy  tego  typu  reklamy.  Czy  moŜe  pan  sobie 
wyobrazić, co by się stało, gdyby się o tym dowiedziały gazety? — Glass błysnął uśmiechem w 
kierunku  straŜnika.  —  No  a  poza  tym,  co  wielkiego  się  stało?  Po  prostu  poślemy  czek  na 
dwadzieścia  tysięcy  dolarów  do  Peggy  do  San  Francisco.  I  jestem  przekonany,  Ŝe  dziewczyna 
nie będzie zadawać Ŝadnych pytań. No a co się tyczy tego młodego człowieka... 

Glass odwrócił się z uśmiechem do oszusta. 
—  No  cóŜ  —  powiedział  —  co  nam  szkodzi  potraktować  to  wszystko  jako  kawał?  — 

Popatrzył teraz na Luthera Lomaxa. — Czy masz coś przeciwko temu? 

ReŜyser  przymknął  nieco  swoje  zmęczone  oczy.  Palcami  przeciągnął  po  rzadkich,  siwych 

włosach. 

— Nie — odpowiedział. — Zgadzam się z tobą. 
Jupiter podniósł się. To samo zrobiła dwójka jego przyjaciół. 
—  Jeśli  chodzi  o  gazety,  to  moŜe  pan  na  nas  liczyć,  nie  puścimy  pary  z  ust  —  powiedział 

Jupe.  Wyglądało  na  to,  Ŝe  zebranie  skończy  się  lada  moment  i  chłopak  miał  ochotę  opuścić  je 
jako  pierwszy.  Chciał  jak  najszybciej  znaleźć  się  na  parkingu,  gdzie  czekał  na  nich  Gordon 
Harker z limuzyną. — A więc jeśli pan nie ma nic przeciwko temu, to juŜ pójdziemy — dodał. 

— Oczywiście, mój drogi. — Szef reklamy równieŜ wstał z miejsca. — I muszę powiedzieć, 

Ŝ

e jestem ci bardzo wdzięczny, Jupe.  — Jego uśmiech był promienny jak  zawsze, ale w  głosie 

nie było ani odrobiny wdzięczności. — Spisałeś się na medal jako detektyw. Bez twojej pomocy 
moglibyśmy  popełnić  wielką  niesprawiedliwość.  Peggy  nie  dostałaby  nagrody,  na  którą  jak 
najbardziej zasłuŜyła. 

Jupe podziękował mu i w towarzystwie Boba i Pete’a skierował się w stronę drzwi. Kiedy je 

zamykał, jego spojrzenie ogarnęło po raz ostatni wnętrze biura. ZauwaŜył, Ŝe Milton Glass siedzi 
na  krześle  i  uśmiecha  się  z  ulgą  do  fałszywego  Łysej  Czaszki,  który  odwzajemnia  uśmiech. 
Luther Lomax z opuszczonym wzrokiem dłubie przy tłustej plamie na swoim wytartym, szarym 
garniturze, a straŜnik patrzy chmurnie przez okno. 

W windzie panował tłok. Trzej Detektywi zjechali w milczeniu na dół. Dopiero w holu Bob i 

Pete dali upust swoim uczuciom. 

—  Czy  naprawdę  pozwolisz  im  wyłgać  się  z  tego  w  taki  sposób?  —zapytał  Pete  z 

niepokojem. Nie  mógł w to po prostu uwierzyć.  Przyjaźnił się  z Jupe’em od wielu lat i w tym 
czasie  nigdy  nie  był  świadkiem  czegoś  podobnego.  Puścić  wolno  takich  kanciarzy!  Było  dla 
niego  oczywistą  sprawą,  Ŝe  Milton  Glass  naleŜał  do  spisku  od  samego  początku.  Szef  reklamy 
doskonale wiedział, Ŝe to był fałszywy Łysa Czaszka. I właśnie dlatego potraktował go teraz tak 
pobłaŜliwie. 

—  To  po  prostu  niesłychane  —  zawtórował  mu  Bob.  Był  równie  zaszokowany  i 

zaniepokojony  jak  Pete.  —  A  co  z  Peggy?  Powiedziałeś  nam  przecieŜ,  Ŝe  nie  wierzysz  w  to, 
Ŝ

eby powróciła do San Francisco. Przekonywałeś nas, Ŝe grozi jej niebezpieczeństwo. 

—  No  właśnie  —  zgodził  się  z  nim  Pete.  Chłopak  był  teraz  jeszcze  bardziej  zły  i 

zaniepokojony. — Co to wszystko ma znaczyć, Jupe? 

background image

Pierwszy Detektyw skubał dolną wargę. 
—  Ja  teŜ  myślę  o  Peggy.  Myślałem  o  niej  od  czasu  tej  dziwnej  razmowy  telefonicznej 

dzisiejszego  ranka.  —  Jego  przyjaciele  juŜ  wiedzieli  o  tym  niepokojącym  telefonie.  —  To 
właśnie z jej powodu dawałem te głupie odpowiedzi i straciłem tyle punktów — ciągnął Jupe. — 
Chciałem,  Ŝeby  Peggy  wygrała.  I  moŜecie  mi  wierzyć,  Ŝe  nie  przestałem  o  niej  myśleć.  — 
Popatrzył  na  Boba.  —  Masz  rację,  dziewczynie  grozi  prawdziwe  niebezpieczeństwo.  A  my 
musimy jej pomóc. Chodźcie, chłopaki. 

Po tych słowach wybiegł na ulicę. TuŜ za nim podąŜyli Bob i Pete. 
Gordon Harker siedział w samochodzie na parkingu i czytał jakieś czasopismo. OdłoŜył je na 

bok, jak tylko Jupe zbliŜył się do drzwi. 

— Dokąd mam jechać? — zapytał serdecznie. 
—  Dzięki,  ale  na  razie  postoimy  tutaj.  —  Jupe  i  jego  przyjaciele  wgramolili  się  na  tylne 

siedzenie  limuzyny.  Pierwszy  Detektyw  popatrzył  w  kierunku  miejsca,  gdzie  stał  zaparkowany 
elegancki  Ŝółty  citroen  Miltona  Glassa.  —  Czy  myślisz,  Ŝe  mógłbyś  cofnąć  się  trochę,  tak 
Ŝ

ebyśmy mogli obserwować ten samochód? Ale bez ryzyka, Ŝe ktoś to zauwaŜy? — zapytał. — I 

tak, Ŝe mógłbyś wystartować jak tylko ten samochód ruszy z miejsca? — dodał. 

— Nie ma sprawy. 
Szofer  włączył  motor  i  odjechał  na  koniec  parkingu,  skąd  limuzyna  była  niewidoczna.  Ze 

swojego nowego miejsca był w stanie obserwować przypominający wieloryba przód citroena. 

— Czy mamy teraz śledzić Miltona Glassa? — zapytał jak zawsze skory do pomocy. 
Jupe  przytaknął  z  nieobecnym  wyrazem  twarzy.  Siedział  na  tylnym  fotelu,  całkowicie 

pogrąŜony w myślach. 

—  Wiesz  co,  mam  juŜ  tego  dosyć  —  powiedział  nagle  Bob.  —Tak,  tak,  dobrze  wiem,  Ŝe 

uwielbiasz  odgrywać  milczącego  sfinksa.  Ale  tym  razem  ci  się  to  nie  uda.  Masz  natychmiast 
nam wyjaśnić, co się stało w tym biurze. 

— Właśnie — Pete był tego samego zdania. — Czy powiesz nam wreszcie, o co tutaj chodzi? 
—  No  dobra,  chłopaki  —  westchnął  Jupe,  ale  w  skrytości  ducha  cieszył  się,  Ŝe  przyjaciele 

nalegają, Ŝeby usłyszeć jego opinię. PomoŜe mu to uporządkować własne myśli. 

— A więc  — powiedział donośnym  głosem, tak  Ŝeby Gordon Harker równieŜ mógł słyszeć 

jego wywody. — A więc, kiedy po raz ostatni widzieliśmy Peggy? 

—  W  Alei  Hollywoodzkiej  zeszłej  nocy  —  przypomniał  mu  Bob.  —Wtedy,  kiedy  Milton 

Glass zabrał ją do swojego samochodu. 

—  I  był  z  nią  równieŜ  Łysa  Czaszka  —  dodał  Jupe.  —  No  a  następnego  dnia  nad  ranem 

otrzymałem od niego telefon. Naśladował głos Miltona Glassa i ostrzegał mnie, Ŝe będzie lepiej, 
jeśli zrezygnuję z wygrania kwizu. W przeciwnym razie coś się stanie z Peggy. No i jakie z tego 
moŜemy wysnuć wnioski? 

—  śe  to  właśnie  Łysa  Czaszka  gdzieś  ją  przetrzymuje  —  podsunął  Bob.  —  To  znaczy, 

wbrew jej woli. Ale to nie moŜe być w jego mieszkaniu, no nie? Kręci się tam za duŜo ludzi i 
ktoś mógłby zwrócić na nią uwagę. 

— Racja — zgodził się Jupe. 
— Ale teraz, kiedy Peggy wygrała kwiz i Łysa Czaszka został zdemaskowany jako oszust, to 

chyba  juŜ  jej  nic  nie  zagraŜa?  Czy  nie  myślisz,  Ŝe  Łysa  Czaszka  ją  po  prostu  wypuści?  — 
zastanawiał się Pete. 

— Nie, na pewno tego nie zrobi — wyjaśnił Pierwszy Detektyw. — Bo niezaleŜnie od tego, 

co Łysa  Czaszka powiedział wtedy  w biurze,  to  jestem przekonany, Ŝe  ma on wspólnika.  Ktoś 
podsunął  mu  tę  myśl,  Ŝe  ma  udawać  jednego  z  Małych  Urwisów.  I  ten  ktoś  pomagał  mu  cały 

background image

czas.  Był  jego  aniołem  stróŜem.  Opowiedział  mu  wszystkie  szczegóły  o  naszym  Ŝyciu  w 
czasach, kiedy leciał ten serial. Na przykład powiedział mu, Ŝe w piątki dostawaliśmy wypłatę w 
gotówce.  I  Ŝe  pieniądze  znajdowały  się  w  brązowej  kopercie  z  czerwonym  paskiem.  Łysa 
Czaszka  nie  byłby  w  stanie  sam  dowiedzieć  się  takich  szczegółów.  Nie  mógłby  wiedzieć,  ze 
samochód  pana  Aferzysty  to  stary  pierce-arrow  z  dwudziestego  dziewiątego  roku.  Ktoś  mu  o 
tym wszystkim powiedział. 

— No tak, to jasne, Ŝe miał wspólnika — zgodził się Bob. 
—  Właśnie  —  powiedział  Pierwszy  Detektyw.  —  I  ten  wspólnik  pomógł  mu  uprowadzić 

Peggy. I teraz nie mogą jej wypuścić. Bo Peggy zna tego wspólnika. A takŜe z tego względu, Ŝe 
porwanie to znacznie powaŜniejsza sprawa niŜ oszustwo. MoŜna za to iść do więzienia na całe 
Ŝ

ycie. 

— To na pewno Milton Glass — powiedział z przekonaniem Bob. 
—  On  przecieŜ  w  ogóle  nie  chciał  wytoczyć  sprawy  przeciwko  Łysej  Czaszce.  Jestem 

pewien, Ŝe Milton Glass był zaplątany w tę aferę od samego początku. 

—  To  chyba  się  zgadza,  Jupe,  no  nie?  —  zapytał  Pete.  —  Peggy  jest  uwięziona  w  domu 

Miltona Glassa, prawda? 

Pierwszy  Detektyw  nie  odpowiedział  Siedział  pochylony  do  przodu  i  wpatrywał  się  w 

idącego w kierunku Ŝółtego samochodu męŜczyznę. Widział, jak tamten wsiada i zapala motor, 
Ŝ

eby wyjechać z parkingu. 

— Nie  — powiedział wreszcie. —  Milton Glass to po prostu banalny szef reklamy. Boi się 

jak  ognia  skandalu  i  stara  się  chronić  studio  i  stację  telewizyjną.  Glass  nie  wiedział,  Ŝe  Łysa 
Czaszka jest oszustem. Ten ktoś to facet, który pomagał cały czas fałszywemu Łysej Czaszce, to 
ktoś,  kto  podsuwał  mu  właściwe  odpowiedzi  przed  kaŜdym  kwizem,  to  facet,  który  zna 
doskonale kaŜdy centymetr filmu. To właśnie ten ktoś pomógł mu uprowadzić Peggy. 

— No tak, ale kto to jest? — Bob i Pete pochylili się równieŜ do przodu, starając się dostrzec 

kierowcę Ŝółtego samochodu, który zatrzymał się teraz na rogu Alei Hollywoodzkiej. Limuzyna 
prowadzona zręczną ręką Harkera posuwała się ślad w ślad za samochodem. 

— To Luther Lomax — powiedział w końcu Pierwszy Detektyw. 

background image

ROZDZIAŁ 14 

 

Dom widmo 

 

ś

ółty  samochód  opuścił  Aleję  Hollywoodzką  i  jechał  w  kierunku  wąwozów  połoŜonych 

ponad Beverly Hills. 

Luther  Lomax  był  powolnym  i  ostroŜnym  kierowcą.  Gordon  Harker  mógł  bez  trudu  go 

ś

ledzić, nie ryzykując, Ŝe reŜyser to zauwaŜy. 

Droga wiła się wśród skał. Domy, a właściwie ogromne posiadłości za kamiennymi murami, 

były rozmieszczone daleko od siebie. Te imponujące rezydencje zostały zbudowane przez ludzi 
filmu  w  czasach  świetności  kina  i  całego  związanego  z  nim  przemysłu.  Jeszcze  nie  tak  dawno 
temu  jeździły  tymi  drogami  specjalne  autobusy,  wynajęte  na  prowadzone  przez  przewodników 
wycieczki  do  domów  gwiazd.  Autobusy  te  były  wypełnione  ciekawskimi  turystami,  którzy  z 
zachwytem  wpatrywali  się  w  bramy  mijanych  domów,  podczas  kiedy  kierowca  wykrzykiwał 
sławne nazwiska mieszkających za wysokimi murami ludzi. 

Jupe  wiedział,  Ŝe  większość  z  tych  domów  była  teraz  własnością  bankierów,  bogaczy 

związanych z przemysłem naftowym albo arabskich szejków. Ludzie filmu przeprowadzili się do 
niŜej połoŜonych okolic, zwanych potocznie nizinami w Beverly Hills. 

Gordon  Harker  musiał  zwolnić.  śółty  samochód  przejechał  otwartą  bramą,  a  limuzyna 

przyhamowała i zatrzymała się. 

— No i co teraz? Co mamy teraz robić? Pójdziemy tam za nim? —zapytał szofer. 
— Nie, lepiej nie. — Pierwszy Detektyw otworzył drzwi i wysiadł z samochodu. — On ma 

tam prawdopodobnie ochroniarzy, słuŜbę, ogrodników. Jak zobaczy, Ŝe idziemy do niego, będzie 
mógł się przygotować i coś wymyślić. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, Gordonie, to poczekaj 
tutaj,  a  my  rozejrzymy  się  trochę  po  posiadłości.  MoŜe  uda  się  nam  odgadnąć,  gdzie  jest 
uwięziona Peggy. 

—  W  porządku.  —  Gordon  Harker  wyciągnął  czasopismo.  —  Powodzenia,  chłopaki.  Jeśli 

będziecie potrzebować mojej pomocy, to krzyczcie. 

Jupe  podziękował  mu,  po  czym  Trzej  Detektywi  zaczęli  przesuwać  się  wzdłuŜ  muru  w 

kierunku bramy. 

Była otwarta. śaden ochroniarz nie zamknął jej za Lomaxem. Po prostu nie było tam nikogo. 

Posiadłość wyglądała na opustoszałą. śółty samochód Miltona Glassa parkował przed okazałym 
wejściem do domu. 

Zdaniem  Jupe’a  nie  pasował  on  w  ogóle  do  tego  otoczenia.  Był  jedyną  rzeczą,  która  nie 

przypominała  chłopakowi  sceny  z  filmu  o  opuszczonej,  podupadłej  rezydencji  gdzieś  na 
Południu Stanów. Coś w rodzaju sceny ze starych filmów typu Przeminęło z wiatrem. 

Mimo  wszystko  była  to  rezydencja.  Cały  przód  domu  podpierały  okazałe  kolumny.  Pod 

górnymi  oknami  znajdowała  się  weranda,  a  po  bokach  tego  imponującego  budynku  rozciągały 
się dwa skrzydła. 

Ale  tynk  na  wysokich  kolumnach  odłupywał  się  i  kruszył.  Wiele  okien  było  byle  jak 

naprawionych  albo  po  prostu  zabitych  deskami.  Schody  prowadzące  do  domu  potłuczone  i 
poprzerastane chwastami i krzewami. 

Na prawo od bramy rosły  drzewa, dochodzące do samego domu. Jupe dał ręką  znak swoim 

przyjaciołom  i  podbiegł  do  najbliŜszego  drzewa.  Trawa  pod  drzewami  była  taka  wysoka,  Ŝe 
Trzej  Detektywi  mogli  spokojnie  się  w  niej  schować  podczas  ostroŜnej  wędrówki  w  kierunku 

background image

rezydencji. 

— O rany — powiedział Pete. — Czy naprawdę myślisz, Ŝe ktoś tutaj mieszka? 
Jupe przytaknął z posępnym wyrazem twarzy. Pierwszy Detektyw próbował sobie wyobrazić, 

jak  to  wszystko  musiało  tutaj  wyglądać  w  czasach,  kiedy  trawnik  był  dobrze  utrzymany,  białe 
kolumny  świeŜo  pomalowane,  okna  błyszczące  czystością,  a  przed  domem  ustawione  rzędem 
jasne, kolorowe leŜaki. 

Wydawało  się,  Ŝe  było  to  przed  wiekami,  a  przecieŜ  w  rzeczywistości  minęło  od  tamtego 

czasu niewiele ponad osiem, dziewięć lat. Ale ulewne deszcze i obsuwające się błoto, typowe dla 
południowej Kalifornii, upały i tropikalna roślinność są zabójcze dla zaniedbanych budynków i 
ogrodów,  które  bardzo  szybko  popadają  w  ruinę.  W  tym  czasie,  kiedy  Luther  Lomax 
reŜyserował  Małych  Urwisów,  jego  posiadłość  była  prawdopodobnie  eleganckim  domem, 
podobnym do innych w tej okolicy. 

Jupe był w kaŜdym razie pewien jednej rzeczy. W tym domu juŜ od wieków nie było Ŝadnych 

ochroniarzy,  słuŜby  czy  innych  tego  rodzaju  pracowników.  Chłopiec  nie  miał  wątpliwości,  Ŝe 
Lomax był w tej posępnej rezydencji sam na sam z Peggy. 

—  Chodźcie,  chłopaki  —  powiedział  Pierwszy  Detektyw.  —  Nie  ma  co  tutaj  dłuŜej 

szpiegować.  MoŜemy  po  prostu  wejść  głównymi  drzwiami  i  załatwić  całą  sprawę  z  Lutherem 
Lomaxem. 

Dwójka  detektywów  zgodziła  się  na  propozycję  Jupe’a.  Nie  wydawało  im  się,  Ŝe  muszą  się 

specjalnie obawiać podstarzałego reŜysera. 

W  domu  nie było Ŝadnego dzwonka. Jupe podniósł do  góry zaśniedziałą  mosięŜną  kołatkę i 

zastukał nią o drzwi, które natychmiast się otworzyły. Stał w nich Luther Lomax i wpatrywał się 
w nie zapowiedzianych gości. 

—  Ach,  to  ty,  Jupiterze  Jonesie.  I  są  z  tobą  twoi  przyjaciele.  Oczekiwałem  was.  Domyślam 

się,  Ŝe  przyszliście  po  nagrodę,  którą  wam  obiecałem  za  rozwiązanie  zagadki  srebrnych 
pucharów. Wejdźcie, proszę, do środka. 

Trzej  Detektywi  wkroczyli  do  domu,  a  reŜyser  zamknął  za  nimi  drzwi.  Znajdowali  się  w 

ogromnym, ciemnym holu. Pomieszczenie wydawało się Jupe’owi jeszcze większe, niŜ było w 
rzeczywistości, bo nie stały w nim prawie Ŝadne meble, z wyjątkiem paru płóciennych krzeseł i 
sfatygowanego biurka. 

Spojrzenie  Jupe’a  powędrowało  w  kierunku  ścian.  Wisiały  na  nich  pięknie  oprawione 

fotografie  przystojnych  młodych  męŜczyzn  i  wspaniałych  kobiet.  Jupe  rozpoznał  kilka  gwiazd 
filmowych ze starych filmów w telewizji. 

Lomax  zauwaŜył,  Ŝe  Jupe  przygląda  się  zdjęciom.  ReŜyser  wyprostował  się.  Przez  chwilę 

wyglądał jak silny i cieszący się powodzeniem człowiek, podobny do postaci na fotografiach. 

— To są moi starzy przyjaciele — powiedział. — Zanim studio narzuciło mi pracę nad tym 

dziwacznym  serialem  o  Małych  Urwisach,  obraŜając  mnie  tą  propozycją,  reŜyserowałem 
niektóre z największych filmów tych gwiazd. Nie muszę się specjalnie chwalić, ale mogę śmiało 
powiedzieć, Ŝe wiele z nich tylko mnie zawdzięcza swój sukces. — Jego głos rósł i odbijał się 
echem od ścian. — Nauczyłem tych ludzi wszystkiego. Modelowałem ich i kształtowałem. To ja 
ich stworzyłem. 

Bob zaczął dygotać. Mimo potłuczonych okien w wielkim pustym holu nie było zimno. To po 

prostu  z  powodu  całej  tej  dziwnej  atmosfery  dostaję  gęsiej  skórki,  pomyślał  chłopak.  Zupełnie 
jakbym był w grobowcu, nawiedzonym przez widma z przeszłości. 

— Jeśli chodzi o tę nagrodę — powiedział Lomax swoim normalnym głosem — niestety nie 

mam duŜo gotówki w domu, ale jestem przekonany, Ŝe dział reklamy na pewno... 

background image

— Nie przyszliśmy po nagrodę — przerwał mu Jupe. Bob zauwaŜył, Ŝe jego przyjaciel czuł 

się równie nieswojo, jak on sam. — Jesteśmy tutaj, Ŝeby zabrać Peggy do domu. 

— Peggy? Masz na myśli Śliczną Peggy? — ReŜyser rozwarł zaciśnięte pięści i schował je w 

kieszeniach wytartej marynarki. — Ale skąd ci w ogóle wpadło do głowy, Ŝe ona tutaj jest? 

—  Widzieliśmy,  Ŝe  zabrał  ją  pan  samochodem  z  Alei  Hollywoodzkiej  zeszłej  nocy  — 

powiedział mu Pete. — Peggy i Łysa Czaszka wsiedli do pańskiego samochodu... 

—  To  po  prostu  niesłychane.  —  Luther  Lomax  próbował  się  uśmiechnąć.  —  AleŜ  ja  nawet 

nie mam teraz samochodu. Mój rolls jest w naprawie... 

— Chodzi mi o ten samochód na zewnątrz — wyjaśnił Jupe. — Przypuszczam, Ŝe naleŜy on 

do  Miltona  Glassa  albo  do  studia.  No  i  na  pewno  pozwolili  panu  go  uŜywać  w  trakcie 
reŜyserowania  kwizu.  Przywiózł  ją  pan  tutaj  samochodem.  I  jechał  pan  tym  właśnie 
samochodem ubiegłej nocy po odebraniu Peggy i Łysej Czaszki. 

Lomax  nie  próbował  się  juŜ  dłuŜej  uśmiechać.  Osunął  się  na  jedno  z  krzeseł,  pokrytych 

płóciennym obiciem. 

— Nawet mi nie dali limuzyny — powiedział zmęczonym, płaczliwym głosem. — Zapłacili 

mi  najmniejszą  stawkę  za  reŜyserowanie  kwizu  i  nawet  nie  przysłali  po  mnie  limuzyny. 
Musiałem  błagać  Miltona  o  poŜyczenie  mi  tego  samochodu.  Straszyłem  go,  Ŝe  to  nie  będzie 
najlepsza reklama dla studia, jeśli jeden z ich największych i najsławniejszych reŜyserów będzie 
musiał jechać do pracy okazją... 

Jego  głos  się  załamał.  Patrzył  na  swoje  kolana  i  mechanicznie  gładził  palcem  swoje 

wyświechtane spodnie. — Ale ja nie porwałem Peggy — powiedział. — Nie, nie. Co do tego nie 
macie racji. 

—  Panie  Lomax,  bardzo  pana  proszę  —  błagał  Jupe  łagodnym  głosem.  —  Nie  zamierzamy 

sprawiać  panu  kłopotów.  Ale  wiemy  doskonale,  Ŝe  Peggy  nie  napisała  tego  listu  do  Miltona 
Glassa. I zdajemy sobie sprawę, Ŝe nie zrezygnowała z kwizu z własnej, nieprzymuszonej woli. I 
jeŜeli  pan  nie  pozwoli  nam  zabrać  jej  do  domu,  to  wtedy  zadzwonimy  na  policję,  która 
przyjedzie i przewróci tu wszystko do góry nogami... 

— Oczywiście, Peggy jest tutaj. — ReŜyser mówił teraz podniesionym głosem, a jego twarz 

nabrała ponownie władczego wyrazu — Peggy przebywa w moim domu jako gość. Zamierzam 
zrobić  z  niej  wielką  gwiazdę.  Dzięki  mnie  będzie  bogata  i  sławna.  —  Podniósł  się  i  wskazał 
palcem fotografie na ścianach. — Tak jak ci tutaj, którzy mi wszystko zawdzięczają. Zamierzam 
reŜyserować wielki film z Peggy w głównej roli... 

— Dosyć, juŜ starczy, ty zabytku przeszłości. 
Ten  lakoniczny,  twardy  głos  dobiegł  od  drzwi  wejściowych  Trzej  Detektywi  odwrócili  się 

twarzami w  kierunku przybysza. Jasnowłosy  młodzieniec  w skórzanej  kurtce właśnie wkroczył 
do holu i szedł groźnie w ich stronę. 

background image

ROZDZIAŁ 15 

 

Mały Tłuścioszek znowu górą 

 

— Dosyć, juŜ starczy — powtórzył Łysa Czaszka, nie spuszczając wzroku z Luthera Lomaxa. 

—Mam  juŜ  po  uszy  twojego  ględzenia.  Zaplątałeś  mnie  w  tę  hecę,  wykorzystałeś  mnie  do 
kradzieŜy  pucharów  i  obiecałeś  mi  połowę  ich  wartości.  Mówiłeś  równieŜ,  Ŝe  będziesz  mi 
podsuwał właściwe odpowiedzi Ŝe połowa wygranej będzie moja. No i co ja z tego teraz mam? 
Nic, guzik. — Łysa Czaszka popatrzył na Jupe’a. — To był jego pomysł od samego początku — 
powiedział.  —Zobaczył  mnie  kiedyś  w  jakiejś  sztuce  w  małym  teatrzyku  w  Hollywoodzie. 
Potem przyszedł do mnie za kulisy, Ŝeby mi powiedzieć, Ŝe jestem takim świetnym aktorem. 

Lomax stał w dalszym ciągu z rękami w kieszeniach marynarki i potrząsał wolno głową. 
— To były tylko pochlebstwa. W rzeczywistości masz jedynie niewielki talent i to wszystko. 

Nigdy nie będziesz gwiazdą. Nawet ja ci nie mogę pomóc. 

Łysa Czaszka nie zwracał na niego uwagi. Wpatrywał się stale w Jupe’a. 
— Nie miałem ochoty wypaplać tego wszystkiego w biurze Miltona Glassa — oświadczył — 

Wiedziałem,  Ŝe  Lomax  zamknął  Peggy  tutaj  w  domu.  I  ze  nas  oskarŜą  o  porwanie.  Zdawałem 
sobie sprawę, Ŝe gliny powiedzą, ze byłem tak samo winny jak Lomax, chociaŜ to wszystko był 
jego  pomysł. Zmusiłem  go, Ŝeby  mi  obiecał, Ŝe  nie będzie stosował wobec niej przemocy. Ale 
nie  przeczę,  Ŝe  mu  pomagałem.  Zadzwoniłem  do  Peggy  i  poprosiłem  ją,  Ŝeby  przyszła  do 
mojego mieszkania zeszłej nocy Wmówiłem jej, ze Milton Glass chce z nami porozmawiać, ale 
bez świadków, No i dlatego podjedzie po nas samochodem. 

Pierwszy  Detektyw  przytaknął.  Opowiadanie  Łysej  Czaszki  pokrywało  się  z  faktami,  o 

których sam wiedział. Zastanawiało go jednak, czego Łysa Czaszka oczekiwał w zamian. 

— Czego ode mnie oczekujesz? — zapytał. 
— Chcę się z tobą dogadać — powiedział Łysa Czaszka. — Coś za coś. Ja zaprowadzę ciebie 

do  Peggy  no  a  ty…  —  Uśmiechnął  się  krzywo  —  No  a  w  zamian  za  to  ty  mnie  nie  wydasz. 
Powiesz  jej,  Ŝe  to  ja  chciałem  tutaj  przyjść,  Ŝeby  jej  pomóc.  I  Ŝe  nie  miałem  zamiaru  jej  nic 
zrobić.  Tobie  uwierzy.  Powiedz  jej,  w  jaki  sposób  pomogłeś  jej  wygrać  kwiz.  I  to  ty  ją 
przekonasz, Ŝeby nie wysuwała Ŝadnych oskarŜeń pod moim adresem. 

Jupe  popatrzył  na  Boba  a  potem  na  Pete’a.  Pierwszy  Detektyw  wiedział,  Ŝe  nie  ma  prawa 

zawierać tego typu umowy. Jeśli Peggy zechce oskarŜyć Lomaxa i Łysą Czaszkę, będzie z tego 
sprawa sądowa. A jeśli do niej dojdzie, Jupe będzie musiał powiedzieć całą prawdę, wszystko to, 
czego się przed chwilą dowiedział od Łysej Czaszki. 

Z drugiej strony najwaŜniejszą  rzeczą w obecnej chwili było  uwolnienie  Peggy.  No a jak to 

juŜ będzie załatwione, to dziewczyna moŜe sama zdecydować, czy chce potem pójść na policję. 
Jupe popatrzył pytająco na przyjaciół. 

Pete skinął głową. 
Bob się trochę wahał, ale poszedł po chwili śladem kolegi. 
— W porządku — powiedział Jupe. — Będę się ją starał przekonać, Ŝe nie miałeś wobec niej 

złych zamiarów i Ŝe przyszedłeś tutaj, Ŝeby ją uwolnić. Ale mogę ci to tylko obiecać. No a potem 
to juŜ wszystko będzie zaleŜeć od samej Peggy. Gdzie ona teraz jest? 

—  Tam  na  górze.  Widziałem,  jak  ten  stary  wariat  zamykał  ją  w  jednej  z  łazienek.  —  Łysa 

Czaszka zrobił krok do przodu, ale nagle się zatrzymał. 

Luther Lomax wyjął z kieszeni prawą rękę. Miał w niej mały automatyczny pistolet. 

background image

— Nic z tego nie będzie — powiedział. — Nie dostaniesz jej. Peggy zostanie ze mną. 
Lomax stał z lekko rozstawionymi stopami i z odrzuconą do tyłu głową. Takim pamiętał go 

Jupe ze starych czasów — jako wysokiego, postawnego, wzbudzającego respekt męŜczyznę. 

— To dzięki  mnie  została dziecięcą  gwiazdą —  dalsze słowa reŜyser  wypowiedział silnym, 

dźwięcznym głosem. — I będzie nią znowu. Postaram się o to. Ta dziewczyna ma talent. Wiem 
o tym. Pomogę jej go rozwinąć. Stanie się z niej wielka aktorka. Nakręcimy wspólnie znakomity 
film. I dostaniemy za niego Oscara. To będzie mój triumfalny powrót na filmowe ekrany świata. 
Będziemy oboje sławni i bogaci. 

Pete popatrzył na Lomaxa, starając się ocenić dzielącą ich odległość. Jednym ze specjalnych 

trików  Drugiego  Detektywa  były  obezwładniające  chwyty.  Gwałtowny  skok,  a  następnie 
błyskawiczne  powalenie  przeciwnika  na  kolana.  JuŜ  kiedyś  w  przeszłości  udało  mu  się  w  ten 
sposób uratować przyjaciół z opresji. 

Ale tym razem nie da się tego zrobić. Odległość pomiędzy nim a reŜyserem była stanowczo 

za  duŜa.  Zanim  Pete  zdąŜy  obezwładnić  Lomaxa,  tamten  będzie  miał  dostatecznie  duŜo  czasu, 
Ŝ

eby uŜyć pistoletu. 

Jupe wyczuł, o czym Pete w tej chwili myśli. Podniósł rękę do góry, ostrzegając go, Ŝeby był 

ostroŜny. 

— Drogi panie  Lomax —  powiedział Jupe swoim najbardziej przekonywającym  głosem. — 

Pan przecieŜ nie chce nikogo zastrzelić. Nie jest pan mordercą, tylko wielkim reŜyserem... 

— Nie licz na to — przerwał mu Łysa Czaszka. — To wariat, zdolny do wszystkiego. Znam 

go lepiej niŜ ty. Wiesz, co on chciał zrobić ze swoją częścią nagrody? Zamierzał urządzić za tę 
forsę  wielkie  przyjęcie!  I  zaprosić  na  nie  wszystkie  te  byłe  gwiazdy,  które  zdobią  jego  ściany. 
Oczywiście tylko te, które jeszcze Ŝyją. I do tego wynająć cygańską orkiestrę. A potem zaprosić 
prasę... 

—  Cisza!  —  ReŜyser  uniósł  lewą  rękę  rozkazującym  gestem.  —  Spokój  na  planie!  — 

krzyknął. — Cała czwórka ustawia się w szereg! Ręce do góry! 

Łysa Czaszka jako pierwszy wykonał rozkaz. Pozostali poszli jego śladem. 
— A teraz — Lomax krzyczał cały czas — w prawo! Kiedy powiem marsz pójdziecie do tego 

przedsionka, a potem na dół po schodach. Jesteście gotowi? 

Łysa Czaszka ponownie zareagował jako pierwszy. Pozostali równieŜ przytaknęli. 
— Światła — krzyczał reŜyser dźwięcznym głosem — kamery, akcja. Marsz! 
Przedsionek  znajdował  się  na  końcu  holu.  Jupe  zauwaŜył  prowadzące  na  dół  schody. 

Prawdopodobnie  była  tam  stara  piwnica,  pomyślał.  Jeśli  Lomax  zamknie  ich  w  tej  piwnicy,  to 
moŜe się zdarzyć, Ŝe ten szalony człowiek zgubi od niej klucz albo zapomni o jedzeniu dla nich i 
nikt  nie  usłyszy  ich  krzyków,  bo  tutaj  nie  ma  Ŝadnych  sąsiadów  ani  Ŝadnej  słuŜby.  Ich  jedyną 
szansą była ucieczka właśnie w tym momencie. Jupe wiedział, Ŝe Pete znajduje się tuŜ za nim. 

Pierwszy Detektyw zwolnił kroku. 
— Rób, co on kaŜe — powiedział Łysa Czaszka błagalnym tonem. Nie draŜnij go, bo inaczej 

mnie zastrzeli. 

Jupe zaczął powoli schodzić po schedach. 
— Marsz! — krzyczał Lomax. — Marsz! Marsz! Marsz!... 
Głos  mu  się  załamał.  Jupe  usłyszał  zduszony  okrzyk  przeraŜenia.  Cos  upadło  na  podłogę, 

wydając  cięŜki,  głuchy  dźwięk.  Pracując  wiele  lat  razem,  Trzej  Detektywi  nauczyli  się 
koordynować swoje ruchy, tak jak zespół koszykarzy.  W mgnieniu oka wyrwali się z szeregu i 
ustawili się szerokim półkolem na końcu holu. 

Pierwszą rzeczą, która się rzuciła Jupe’owi w oczy, był czarny, automatyczny pistolet. LeŜał 

background image

teraz  o  parę  kroków  od  otwartych  drzwi  wejściowych.  Potem  Jupiter  zobaczył  Lomaxa. 
Wydawało  się,  Ŝe  stary  reŜyser  pływa  w  powietrzu.  Wywijał  uniesionymi  nogami,  tak  jakby 
poruszał się w głębokiej wodzie. Para muskularnych rąk przytrzymywała go od tyłu. Dwie silne, 
ciemne dłonie zaciskały się wokół jego pasa. 

Gordon Harker obchodził się bardzo łagodnie z reŜyserem. Starał się nie zrobić mu krzywdy, 

kiedy go niósł holem. Następnie posadził go na płóciennym krześle. 

— A teraz proszę się zachowywać spokojnie, panie Lomax — powiedział, trzymając ramiona 

reŜysera  w  mocnym,  ale  niebolesnym  uścisku.  —  Podnieś  pistolet,  Jupe.  Upewnij  się,  Ŝe  jest 
zabezpieczony, a potem włóŜ go do kieszeni. 

Jupe wykonał polecenie bez słowa. Potem popatrzył na Łysą Czaszkę. Młody aktor opierał się 

o ścianę. Jego twarz była kredowobiała, a ciałem chłopaka wstrząsały dreszcze. 

— Dziękuję ci Gordonie — powiedział Pierwszy Detektyw wdzięcznością. 
— Nie ma za co — odpowiedział szofer. — Kiedy zobaczyłem, Ŝe ten młody facet się tutaj 

skrada, i przypomniałem sobie, co mi o nim opowiedziałeś, to pomyślałem, Ŝe będzie lepiej, jak 
wejdę i zobaczę, co się dzieje. 

—  To  był  naprawdę  dobry  pomysł.  —  Jupe  spojrzał  na  Łysą  Czaszkę.  —  A  ten  z  powiedz 

nam wreszcie, gdzie jest Peggy. 

Młody  aktor  był  jeszcze  ciągle  w  szoku,  ale  pomimo  to  zaprowadził  Trzech  Detektywów 

schodami  na  piętro,  a  potem  pomaszerował  z  nimi  na  sam  koniec  długiego,  zakurzonego 
korytarza. Jupe otworzył drzwi I wszedł do środka. 

Peggy siedziała na krześle przy zabitym deskami oknie. W ustach miała zwiniętą chusteczkę 

do  nosa,  przymocowaną  za  pomocą  drugiej  chusteczki,  okręconej  wokół  głowy.  Ręce 
dziewczyny by przywiązane do oparcia krzesła, a jej kostki do nóg mebla. 

Łysa Czaszka aŜ jęknął ze zdziwienia. 
—  Naprawdę  tego  nie  wiedziałem  —  powiedział  cicho.  —  Nie  wyobraŜałem  sobie,  Ŝe  ją 

zwiąŜe w taki sposób. Gdybym to wiedział, to nigdy bym się nie zgodził mu pomagać. 

Jupe wierzył mu. Sądząc z zachowania Łysej Czaszki w ostatnich paru minutach, młody aktor 

tylko udawał twardego faceta. Pod tą maską krył się miękki, bojący się gwałtu człowiek. 

Trzej  Detektywi  pospieszyli  w  kierunku  Peggy,  zostawiając  ciągle  opierającego  się  o  drzwi 

bladego  aktora  własnemu  losowi.  Pete  i  Bob  odkneblowali  usta  dziewczyny,  a  Jupe  przeciął 
swoim szwajcarskim noŜem wiąŜące ją sznury. 

Peggy potrząsnęła głową, jakby budząc się ze złego snu. Potem potarła nadgarstki i odgarnęła 

włosy z czoła. OstroŜnie rozprostowała nogi i z pewną trudnością wstała z krzesła. I uśmiechnęła 
się. 

— No cóŜ — powiedziała. — To całkiem zabawne. Zupełnie jak scena z tych starych filmów 

o Małych Urwisach. Tylko, Ŝe to zawsze ja wydobywałam ciebie z tarapatów, Jupe. No a teraz ty 
przyszedłeś mi z pomocą. 

background image

ROZDZIAŁ 16 

 

Przysługa dla Dona 

 

— Peggy była taka szczęśliwa z powodu wygrania tych pieniędzy — powiedział Jupe — Ŝe 

postanowiła nie wytaczać sprawy przeciwko Lutherowi Lomaxowi i Łysej Czaszce. 

—  Teraz  wreszcie  będzie  ją  stać  na  naukę  w  collegeu,  o  czym  zawsze  marzyła  —  dorzucił 

Bob. 

— Zamierza zacząć od września studia w Berkeley — dodał Pete. 
Trzej  Detektywi  siedzieli  przy  stole  w  ogromnym  salonie  pana  Hitchcocka.  Z  okien  pokoju 

widać  było  wody  Oceanu  Spokojnego.  Zaglądając  do  notatek  zrobionych  przez  Boba,  młodzi 
przyjaciele zdawali dawnemu reŜyserowi relację ze swojej ostatniej sprawy. 

Alfred  Hitchcock  siedział  wygodnie  rozparty  w  długim  fotelu  plaŜowym.  Parę  lat  temu, 

reŜyserując film w Nowym Jorku, doznał powaŜnej kontuzji nogi i od czasu do czasu dokuczała 
mu ona jeszcze. 

—  A  więc  Łysa  Czaszka  zamierza  występować  teraz  jako  aktor  pod  swoim  własnym 

nazwiskiem? — wypytywał się. 

— Tak, będzie próbował swoich sił — potwierdził Jupe. — ChociaŜ nie wydaje mi się, Ŝeby 

miał duŜe szanse. Będzie musiał w dalszym ciągu zarabiać na Ŝycie jako mechanik. 

Pierwszy Detektyw zamyślił się na chwilę. 
—  To  śmieszne  —  powiedział.  —  To  właśnie  moje  wspomnienia  o  prawdziwym  Łysej 

Czaszce  sprawiły,  Ŝe  postanowiłem  wystąpić  w  tym  programie  kwizowym.  Nienawidziłem  go 
tak  bardzo  jako  dziecko,  Ŝe  chciałem  go  pokonać  za  kaŜdą  cenę.  Ale  w  gruncie  rzeczy  prawie 
polubiłem  tego  młodego  chłopaka,  który  go  udawał.  Jestem  pewien,  Ŝe  naprawdę  nie  chciał 
skrzywdzić  Peggy.  Po  prostu  rozpaczliwie  potrzebował  pieniędzy  i  był  zupełnie  załamany,  nie 
mogąc dostać Ŝadnej roli. Dlatego przystał na wszystko, co mu Luther Lomax zaproponował. 

—  Tak,  Ŝycie  w  tym  mieście  nie  jest  łatwe  —  zgodził  się  pan  Hitchcock.  —  A  jak  juŜ 

jesteśmy przy tym temacie, to co się stało z Lutherem Lomaxem? Czy w dalszym ciągu błąka się 
po swojej opustoszałej posiadłości i snuje marzenia o minionej sławie? 

—  Nie  —  odpowiedział  Pete.  —  Zupełnie  się  załamał  nerwowo,  kiedy  zobaczył,  Ŝe  Peggy 

schodzi razem z nami po schodach, po tym jak ją wyswobodziliśmy. Ciągle krzyczał: „Spokój na 
planie”  i  „Światło,  kamery,  akcja”.  Gordonowi  Harkerowi  udało  się  go  wreszcie  uspokoić,  a 
potem odwieźć do szpitala. 

Sławny reŜyser pokiwał ze współczuciem głową. 
—  Był  kiedyś  wielkim  reŜyserem  —  powiedział.  —  Pamiętam  sporo  jego  starych  filmów. 

Czy ciągle przebywa w szpitalu? 

— Nie — wyjaśnił Jupe. — Stowarzyszenie Filmowe znalazło dla niego wygodne miejsce w 

domu  dla  emerytowanych  ludzi  filmu,  w  skrzydle  przeznaczonym  dla  osób  z  problemami 
psychicznymi. Jest tam przynajmniej wśród starych przyjaciół. 

—  No  tak,  oczywiście.  —  Pan  Hitchcock  uśmiechnął  się  z  przymusem.  —  Jest  takie  stare 

przysłowie  w  Hollywoodzie:  „Nie  musisz  być  wariatem,  Ŝeby  robić  filmy,  ale  to  z  pewnością 
pomaga”. 

A  Glass  nic  nie  wiedział  o  spisku  pomiędzy  Łysą  Czaszką  i  Lomaxem?  —  pytał  dalej  pan 

Hitchcock. 

— Tak, zgadza się — potwierdził Jupe. — Przez cały ten czas nie miał o niczym pojęcia. Nie 

background image

wiedział, Ŝe Łysa Czaszka jest oszustem, Ŝe Lomax ukradł puchary i Ŝe we dwójkę uprowadzili 
Peggy.  Glass  zajmuje  się  reklamą,  nie  chciał  więc  zepsuć  swojego  dobrego  imienia  i  wyjawić, 
kiedy program się skończył, Ŝe Łysa Czaszka to oszust. 

— A co z Platfusem i Ogarem? — dopytywał się pan Hitchcock. 
— Co się z nimi stało? 
— Platfusowi te kwizy pomogły stanąć na nogi, jeśli moŜna się tak wyrazić — odpowiedział 

Jupe.  —  Przez  dłuŜszy  czas  był  bez  pracy.  W  czasie  trwania  kwizu  zwróciła  na  niego  uwagę 
pewna  sieć  handlowa,  zajmująca  się  sprzedaŜą  sportowego  obuwia  i  zaangaŜowała  go  do 
reklamy.  No  wie  pan,  pokazy,  promocja  produktów  w  sklepach  i  tak  dalej.  Platfus  był 
zadowolony, Ŝe dostał tę pracę. I wcale nie musi nosić wielkich butów i się wygłupiać, po prostu 
opowiada o wyrobach firmy. 

Natomiast  Ogar  zamierza  skończyć  college,  a  potem  studiować  prawo.  Chciałby  równieŜ 

pomagać  młodym  aktorom  i  aktorkom  w  walce  o  ich  prawa  przeciwko  studiom  filmowym  i 
stacjom telewizyjnym, które próbują wykorzystywać młodych ludzi. 

— Godne uznania plany — zauwaŜył pan Hitchcock. 
Potem  jego  spojrzenie  powędrowało  w  kierunku  kuchni,  gdzie  królował  słuŜący  pana 

Hitchcocka,  Wietnamczyk  Hoang  Van  Don,  i  skąd  dobiegały  odgłosy  brzęczących  garnków  i 
patelni. 

— A co z Gordonem Harkerem? — chciał wiedzieć pan Hitchcock. — Czy nie zdradziliście 

jego tajemnicy? 

—  Oczywiście,  Ŝe  nie  —  zapewnił  go  Pete.  —  Nikomu  nie  powiedzieliśmy  o  tym,  Ŝe  grał 

kiedyś  Naleśnika  w  tych  starych  filmach  o  Małych  Urwisach.  Pan  jest  wyjątkiem.  MoŜe  we 
wrześniu spokojnie wrócić do swojej szkoły jako nauczyciel. 

— Jeśli juŜ jest mowa o szkole — pan Hitchcock ponownie zerknął w kierunku kuchni — to 

Don równieŜ niedawno chodził na wykłady. 

— PowaŜnie? — zdziwił się Bob. — A czego się uczył? 
— Jak się przygotowuje cordon bleu — wyjaśnił pan Hitchcock. — Na sposób francuskiego 

mistrza  kuchni.  Don  wyrzucił  z  głowy  wszystkie  te  przepisy  na  zdrowe  jedzenie.  —  Sławny 
reŜyser  westchnął.  —Teraz  myśli  tylko  o  skomplikowanych  sosach  i  wymyślnych  daniach. 
Muszę  przyznać,  Ŝe  to  lepsze  od  tych  róŜnych  wodorostów.  Ale  to  trochę  za  duŜo  jak  na  mój 
biedny Ŝołądek. 

Pan Hitchcock przerwał swoje wywody i wyciągnął się w fotelu. 
— Mam nadzieję, Ŝe zostaniecie na lunchu — dodał. — Zwłaszcza ty, Jupe. 
Bob  i  Jupe  popatrzyli  na  siebie  nieco  sceptycznie.  Pamiętali  doskonale,  jak  Don  ostatnio 

potraktował ich jako króliki doświadczalne i wypróbował na nich jedno ze swoich egzotycznych 
francuskich  dań,  a  mianowicie  ślimaki.  Pomimo  to  odpowiedzieli  grzecznie,  Ŝe  bardzo  chętnie 
zostaną. 

— Ciekawe, dlaczego zwłaszcza ja? — zainteresował się Jupe. 
—  Dlatego  Ŝe  Don  chce,  abyś  mu  wyświadczył  pewną  przysługę  —  powiedział  pan 

Hitchcock.  —  A  w  zamian  za  to  zgodził  się  przygotować  do  jedzenia  wszystko,  o  co  go 
poprosisz. Bezwzględnie wszystko — dodał tęsknym głosem. 

— A dlaczego nie moŜemy zjeść czegoś, na co pan ma ochotę? —zapytał Pierwszy Detektyw. 
—  Miałem  nadzieję,  Ŝe  to  powiesz.  —  Pan  Hitchcock  sięgnął  po  laskę,  stojącą  za  fotelem  i 

podniósł się z miejsca. — Muszę się przyznać, Ŝe mam wielki apetyt na zwykłego, porządnego 
hamburgera. MoŜe z odrobiną surowej cebuli. Ale bez sosu i keczupu. Po prostu solidny kawałek 
mięsa. 

background image

Trójka chłopców z zapałem zaaprobowała tę propozycję. 
— Ale czego Don ode mnie chce? — zapytał Jupe. 
— Obawiam się, Ŝe to tajemnica — powiedział pan Hitchcock.  — Jestem pewien,  Ŝe to nic 

strasznego.  —  Odwrócił  się,  opierając  się  na  lasce.  —  pójdę  powiedzieć  Donowi,  Ŝeby 
przygotował hamburgery. Po prostu zwykłe hamburgery. I w zamian za to spełnisz jego prośbę, 
Jupe. NiezaleŜnie od tego, jaka ona będzie. 

Trzej Detektywi widzieli, jak pan Hitchcock kuśtyka przez swój olbrzymi pokój, przechodzi 

obok biblioteczki, oddzielającej salon od pracowni i wchodzi do kuchni. 

Dom pana Hitchcocka w Malibu był kiedyś restauracją znaną jako knajpa „U Charliego”. To 

wyjaśniało,  dlaczego  było  w  nim  tyle  otwartej  przestrzeni.  ReŜyser  przerabiał  go  stopniowo  w 
coś,  co  nazywał  okazałym  domem.  I  rzeczywiście  moŜna  było  mówić  o  pewnym  postępie,  od 
czasu  kiedy  Jupe  był  tu  po  raz  ostatni.  Oprócz  juŜ  wcześniej  wspomnianego  fotela,  przybyła 
jeszcze wygodna kanapa, która wzbogaciła trochę za ubogie umeblowanie domu. 

Kiedy pan Hitchcock przyszedł z powrotem, na jego twarzy gościł pełen entuzjazmu uśmiech. 
— Porządny hamburger to jest to — powiedział, sadowiąc się z powrotem w fotelu. — Don 

chciał  do  tego  podać  sos  bearnaise,  ale  zapewniłem  go,  Ŝe  ty  wolisz,  Ŝeby  nie  było  Ŝadnych 
dodatków.  —  Przez  moment  siedział  w  milczeniu.  —  Myślałem  o  waszej  ostatniej  sprawie  — 
odezwał się po chwili. — Zastanawia mnie w niej jedna rzecz. 

— Tak? — zapytał Jupe. — A co mianowicie? 
— Dlaczego zacząłeś podejrzewać Lomaxa? Jak odgadłeś, Ŝe to właśnie ten stary reŜyser, a 

nie  Milton  Glass  albo  któryś  z  Urwisów  dostarczał  fałszywemu  Łysej  Czaszce  wszystkich 
potrzebnych informacji, tak Ŝeby chłopak mógł udawać prawdziwego Łysą Czaszkę? 

—  To  był  przede  wszystkim  ten  zbieg  okoliczności  związany  z  Platfusem  —  wyjaśnił 

Pierwszy  Detektyw.  —  Domyśliłem  się,  Ŝe  to  Łysa  Czaszka  zamknął  mnie  w  studiu 
dźwiękowym, Ŝebym nie mógł uczestniczyć w kwizie. Tylko on się zdziwił, kiedy pojawiłem się 
w studiu w ostatniej chwili. Ale co robił Platfus w studiu tego samego dnia, o tej samej godzinie? 
Dlaczego pojechał tam swoim starym motorem, podczas gdy ja jechałem za nim taksówką? Ten 
zbieg okoliczności nie dawał mi spokoju. 

Pan Hitchcock przytaknął. 
— Mnie by to równieŜ nie dawało spokoju — przyznał. — Jako reŜyser filmów kryminalnych 

teŜ nie lubię zbiegów okoliczności. No ale mów dalej, Jupe. Jak ci się w końcu udało rozwiązać 
tę zagadkę? 

—  To  było  zaraz  po  tym,  jak  otrzymałem  ostatnią  wskazówkę  w  tej  sprawie  —  powiedział 

Jupe.  —  TuŜ  przed  rozpoczęciem  drugiego  kwizu  Platfus  zwierzył  mi  się,  Ŝe  załatwia  róŜne 
polecenia dla studia filmowego i stacji telewizyjnej. 

— No i domyśliłeś się, Ŝe ktoś go posłał do studia? Zgadza się? 
— Dokładnie tak było — przyznał Jupe. — Ktoś posłał go tam jako przynętę. Po to, Ŝebym ja 

go śledził. A tylko jedna osoba wiedziała w tym czasie, Ŝe Trzej Detektywi zajmują się sprawą 
kradzieŜy pucharów. I tą osobą był Luther Lomax. 

—  Aha,  juŜ  rozumiem  —  pan  Hitchcock  znowu  przytaknął.  —  Lomax  namówił  cię,  Ŝebyś 

przyszedł do stacji telewizyjnej, pod pretekstem, Ŝe chce z tobą mówić o srebrnych pucharach. I 
jak  tylko  się  z  tobą  poŜegnał,  to  zaraz  zadzwonił  po  Platfusa  i  posłał  go  w  jakiejś  sprawie  do 
studia filmowego, wiedząc, Ŝe zobaczysz go w recepcji, i spodziewając się, Ŝe za nim pójdziesz. 

— On nie tylko się tego spodziewał — wyjaśnił Jupe. — On to dobrze wiedział. Prosił mnie 

dwa razy, Ŝebym nie spuszczał oka z Platfusa. A więc miał prawie pewność, Ŝe go będę śledzić. 
No  i  oczywiście  za  sprawą  Lomaxa,  Łysa  Czaszka  juŜ  był  w  studiu  i  czekał  tylko  na  to,  Ŝeby 

background image

mnie tam zamknąć, nawet gdyby musiał mnie przedtem rąbnąć czymś w głowę. 

—  No  tak.  Wszystko  świetnie  pasuje.  —  Pan  Hitchcock  podniósł  się  z  fotela  na  dźwięk 

kroków z kuchni. — O, jak ładnie pachnie — zaszeptał, zajmując miejsce przy duŜym stole. 

Zapach  jest  rzeczywiście  smakowity,  pomyślał  Jupe,  wspominając  wszystkie  inne  potrawy, 

które konsumowali przy tym stole. Był taki okres, kiedy Don serwował wyłącznie gotowe dania, 
takie  jak  pizza  czy  rybne  paluszki.  Potrawy  te  były  reklamowane  w  późnych  programach 
telewizji. Potem wietnamski kucharz został zagorzałym zwolennikiem jedzenia zalecanego przez 
telewizyjne wyrocznie propagujące zdrowy tryb Ŝycia, i na stole pojawił się brązowy ryŜ, surowe 
ryby i róŜne sałatki. 

Teraz  Jupe  z  przyjemnością  przyglądał  się,  jak  Don  stawia  na  stole  olbrzymi  półmisek  z 

czterema  hamburgerami  O  imponujących  rozmiarach.  Do  ich  wyglądu  teŜ  nie  moŜna  się 
przyczepić, pomyślał. 

Hamburgery  były  naprawdę  dobre.  Wspaniałe  mięso  z  kawałkami  surowej  cebuli.  Pierwszy 

Detektyw jadł danie z wielkim apetytem. 

— W porządku? — zapytał Don. 
— Naprawdę świetny — pochwalił hamburgera Jupe. — Po prostu pierwsza klasa. 
— To dobrze. Teraz ty mi oddasz przysługę? 
— Oczywiście — wymamrotał ustami pełnymi jedzenia Pierwszy Detektyw. — O co chodzi? 
— Ty bardzo sławny. Cały czas widzę ciebie w telewizji. I ty mnie teraz dasz twój autograf. 
Don  wyciągnął  z  kieszeni  białego  fartucha  oprawioną  w  skórę  ksiąŜkę  do  autografów  i 

połoŜył ją obok talerza Jupe’a. 

—  Nie  ma  sprawy.  —  Jupe  przełknął  kawałek  cebuli  i  wyjął  długopis.  To  była  naprawdę 

niewielka przysługa za takiego dobrego hamburgera. — Jak mam napisać? Pierwszy Detektyw? 
Albo po prostu Jupiter Jones? 

—  Nie,  nie.  —  Don  zdecydowanie  potrząsnął  głową.  —  Ty  napisz  swoje  sławne  imię.  W 

porządku? 

Jupe zamknął na krótko oczy i westchnął. Potem wyciągnął rękę po ksiąŜkę. 
Z najlepszymi Ŝyczeniami dla Hoang Van Dona — wykaligrafował. Następnie wziął głęboki 

oddech i dodał to sławne imię, o które go proszono: Od Małego Tłuścioszka.