Anderson Caroline Nie tylko w święta Harlequin Medical 295

background image
background image

Caroline Anderson

Nie tylko w święta

Tłumaczył

Piotr Grzegorzewski

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Co pan robi w moim pokoju?
Oliver zamarł. Chyba ma halucynacje. Czy to moz˙-

liwe, by to była Kate? Jego ukochana Kate?

Ledwie zda˛z˙ył zauwaz˙yc´, z˙e poko´j, do kto´rego

wszedł, jest juz˙ przez kogos´ zaje˛ty, gdy otworzyły sie˛
drzwi do łazienki. Odwro´cił sie˛ i zmusił do us´miechu.

Nie było to łatwe, zwaz˙ywszy na fakt, z˙e serce biło

mu jak oszalałe, a nogi miał jak z waty.

Wyszła prosto spod prysznica. Wcia˛z˙ była mokra,

jej jasne włosy spadały na szyje˛, sie˛gaja˛c do re˛cznika.
Ten re˛cznik ledwie ja˛zakrywał. Był zawia˛zany w supeł
nad piersiami i kon´czył sie˛ wysoko na udach...

– Ciesze˛ sie˛, z˙e cie˛ widze˛ – rzekł ochrypłym

głosem.

– Oliver?
– Witaj, Kate. Jak sie˛ masz?
– Az˙ do teraz miałam sie˛ dobrze. Co ty robisz

w moim pokoju? I jak sie˛ tutaj dostałes´?

Pokazał jej klucz.
– Kogo przekupiłes´?
– Przekupiłes´? – powto´rzył zdziwiony.
– Z

˙

eby dał ci klucz. Jestem pewna, z˙e nie wszedłes´

w jego posiadanie uczciwa˛ droga˛.

– Czy tak sie˛ wita dawno niewidzianego me˛z˙a?

– zakpił.

– Byłego me˛z˙a – sprostowała.

background image

– Byłego? – Potrza˛sna˛ł głowa˛. – Nie przypominam

sobie, z˙ebys´my brali rozwo´d.

– Wie˛c kogo przekupiłes´? Pokojo´wke˛? Portiera?

Recepcjonistke˛?

Rozes´miał sie˛.
– Nikogo nie przekupiłem – odparł – po prostu

dostałem go od recepcjonistki. Musiała sie˛ pomylic´, bo
nosimy to samo nazwisko. Przyjechałas´ tu na kon-
ferencje˛, prawda?

Skine˛ła głowa˛, rozpryskuja˛c woko´ł krople wody.

Je˛kna˛ł w duchu.

– Jestem pewien, z˙e moz˙na to w prosty sposo´b

wyjas´nic´ – powiedział, odrywaja˛c wzrok od jej piersi
i przenosza˛c go na ło´z˙ko za nia˛. – Jes´li chcesz, moz˙esz
zadzwonic´ do recepcji.

– Owszem, zrobie˛ to, jes´li natychmiast sta˛d nie

wyjdziesz. Poprosze˛, z˙eby przysłali kogos´, kto usunie
cie˛ sta˛d siła˛ – os´wiadczyła, odwracaja˛c sie˛.

Telefon stał po drugiej stronie ło´z˙ka. By do niego

dosie˛gna˛c´, musiała kle˛kna˛c´ na ło´z˙ku. Bła˛d. Przyci-
sne˛ła re˛cznik kolanami i supeł sie˛ rozwia˛zał. Oliver
ujrzał ja˛ w pełnej krasie i przestał nad soba˛ pa-
nowac´.

– Och, Katie...
Popatrzyli sobie w oczy.
– Oliverze, nie chce˛ tego – wyszeptała.
– Czego? – spytał, chłona˛c wzrokiem jej ciało

i przypominaja˛c sobie, jak delikatna˛ ma sko´re˛. Wycia˛-
gna˛ł re˛ce, przebiegaja˛c palcami po jej szyi. – Tego?

Musna˛ł jej brode˛, po czym dotkna˛ł delikatnie pal-

cem usta.

– A moz˙e tego? – Przesuna˛ł dłonia˛ po jej ramieniu.

background image

– Albo tego? – Jego re˛ce powe˛drowały do jej piersi. Jej
oddech był teraz przyspieszony i płytki.

– Nie...
Gdy jego re˛ka dotarła do jej biodra, Kate westchne˛ła

i odsune˛ła sie˛, nacia˛gaja˛c na siebie re˛cznik.

– Nie ro´b tego. Ja tego nie chce˛.
– Kłamczucha – powiedział cicho.
– Nie! – krzykne˛ła i spojrzała na niego błagalnie.

– Nie – powto´rzyła, tym razem ciszej, ale jej wzrok
mo´wił co innego. – Prosze˛, przestan´...

Ale nie mo´gł. Przez pie˛c´ długich lat te˛sknił za nia˛

i oto teraz miał ja˛ przed soba˛, okryta˛ jedynie re˛cz-
nikiem. Nie miał siły odejs´c´.

– Nie da rady – mrukna˛ł, odsuwaja˛c sie˛ od niej.

Zdja˛ł marynarke˛, krawat i koszule˛. A potem wzia˛ł ja˛
w ramiona.

– Nie, Oliverze – je˛kne˛ła, ale jego usta były juz˙ na

jej ustach. Ogarne˛ło go poz˙a˛danie.

Zdja˛ł pospiesznie reszte˛ ubrania. Sko´ra Kate była

chłodna i wilgotna od wody. Wyja˛ł re˛cznik z jej ra˛k, po
czym pokrył pocałunkami całe jej ciało.

Odrzuciła głowe˛ do tyłu i wyszeptała:
– Oliverze... prosze˛...
Jej usta były nabrzmiałe od pocałunko´w, a wzrok

nieobecny. Jak mo´gł jej sie˛ oprzec´?

Kate nie mogła w to uwierzyc´. Chyba kompletnie

zwariowała. Powinna go sta˛d wyrzucic´, gdy tylko
wszedł – wie˛c dlaczego tego nie zrobiła?

To szok, odpowiedziała sama sobie. Szok spowodo-

wany jego widokiem. Widziała poz˙a˛danie w jego oczach
– i zapragne˛ła go tak samo jak on jej. Ale co teraz?

5

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Zdławiła łzy. Nie powinna pozwolic´ sie˛ dotykac´.

Powinna go sta˛d wyrzucic´. Natychmiast.

– Katie?
– Nie nazywaj mnie tak. Nikt juz˙ tak na mnie nie

mo´wi.

– Ja tak mo´wie˛.
– Ale ja z toba˛ nie rozmawiam.
– To mnie nie powstrzyma – stwierdził szorstko.

– Co sie˛ stało, Kate? W jednej chwili jestes´my małz˙en´-
stwem, w naste˛pnej opuszczasz mnie bez słowa. Rzu-
casz prace˛, wyprowadzasz sie˛, twoja matka ukrywa
przede mna˛, gdzie jestes´. Co ja takiego zrobiłem?
Kochalis´my sie˛, a w kaz˙dym razie ja kochałem ciebie.
Kochałem cie˛, Kate. Wcia˛z˙ cie˛ kocham, choc´ nie mam
poje˛cia, dlaczego odeszłas´.

Zwiesiła nogi z ło´z˙ka, biora˛c re˛cznik i otulaja˛c

sie˛ nim.

– Oddalilis´my sie˛ od siebie, zmienilis´my. To wszy-

stko.

– I nie mogłas´ mi tego powiedziec´ prosto w twarz?
– Mo´wiłam. Za kaz˙dym razem, kiedy sie˛ kło´cilis´-

my. To nie powinna byc´ dla ciebie niespodzianka.

Rozes´miał sie˛ gorzko.
– A jednak była.
Drz˙a˛cymi re˛kami sie˛gne˛ła po telefon.
– Dzwonie˛ do recepcji. Lepiej sie˛ ubierz.
– Halo? Tu recepcja. Czym moge˛ słuz˙yc´?
– Tu doktor Crawford z pokoju czterdzies´ci trzy.

Doktor Katharine Crawford. Chyba zaszła pomyłka,
dalis´cie pan´stwo drugi klucz do mojego pokoju dok-
torowi Oliverowi Crawfordowi.

– Och... Prosze˛ chwileczke˛ poczekac´ – powiedział

6

CAROLINE ANDERSON

background image

głos w słuchawce. Za plecami Kate słyszała pospiesz-
nie ubieraja˛cego sie˛ Olivera. – Halo? – odezwał sie˛
w kon´cu głos. – Faktycznie zaszła pomyłka. Doktor
Crawford powinien otrzymac´ klucz od pokoju czter-
dzies´ci cztery. Zaraz przys´lemy kogos´ z włas´ciwym
kluczem. Bardzo przepraszamy.

Recepcjonistka rozła˛czyła sie˛, zanim Kate zda˛z˙yła

zaprotestowac´. Odłoz˙yła słuchawke˛ na widełki.

– Katie?
– Nie, Oliverze. To sie˛ nie uda.
– Nie o to mi chodziło. Zamierzałem powiedziec´,

z˙e nie pomys´lelis´my o zabezpieczeniu.

Przeszył ja˛ bo´l. Zaniemo´wiła na moment.
– Niezupełnie – odparła. – Ja biore˛ pigułke˛. Regu-

luje mi cykl.

Milczał. Zapewne potrzebował czasu, by to prze-

trawic´, sprawdzic´, czy go nie okłamała. Oczywis´cie, z˙e
go okłamała, ale nigdy sie˛ o tym nie dowie.

Pukanie do drzwi wyrwało ich z zamys´lenia. Oliver

odebrał klucz i wysłuchał przeprosin recepcjonistki.

– Prosze˛ sie˛ nie martwic´, nic sie˛ nie stało – powie-

dział ze swoim zwykłym wdzie˛kiem.

Kate zastanawiała sie˛ przez chwile˛, jak udaje mu sie˛

tak dobrze kłamac´. Us´miechna˛ł sie˛ do niej.

– Załatwione – stwierdził i włoz˙ył klucz do kie-

szeni.

– Co´z˙, nie zatrzymuje˛ cie˛ – odparła, cie˛z˙ko wzdy-

chaja˛c.

– Kate, musimy porozmawiac´.
– Nie ma o czym.
Rozes´miał sie˛.
– Nie ma o czym? Spotkalis´my sie˛ po pie˛ciu latach,

7

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

kochalis´my sie˛, i twoim zdaniem nie ma o czym
mo´wic´? Oszalałas´?

– Tak włas´nie uwaz˙ałes´ pie˛c´ lat temu.
– Nie – odparł. – Ja tylko powiedziałem ci wtedy,

z˙e sie˛ dziwnie zachowujesz. I miałem racje˛. Tydzien´
po´z´niej mnie zostawiłas´.

– I to było takie dziwne? Mo´wiłam ci, z˙e juz˙ nic nas

nie ła˛czy, i to sie˛ nie zmieniło.

– Jasne. Chwile˛ temu tez˙ nic nas nie ła˛czyło.
Odwro´ciła wzrok.
– Oliverze, prosze˛...
– Ostatnim razem, kiedy to powiedziałas´, chciałas´,

z˙ebym sie˛ z toba˛ kochał – wyszeptał, podchodza˛c
bliz˙ej.

– Chyba s´nisz – odparła, wstaja˛c i przechodza˛c

obok niego. – Przyjechalis´my tu na konferencje˛. Jes-
tem pewna, z˙e moz˙emy sie˛ zachowywac´ w cywilizo-
wany sposo´b. A teraz prosze˛, idz´ juz˙. Musze˛ sie˛
przygotowac´ do kolacji. Jestem głodna i nie zamie-
rzam jej przez ciebie stracic´.

– Zobaczymy sie˛ po´z´niej – powiedział z westchnie-

niem i zabrzmiało to jak obietnica.

W naste˛pnej chwili była juz˙ sama. Nogi nagle

odmo´wiły jej posłuszen´stwa. Usiadła na podłodze.
Cały weekend z Oliverem w sa˛siednim pokoju! Gdyby
wiedziała, nie przyjechałaby tu.

Gdybys´ nie przyjechała, nie kochałabys´ sie˛ z nim,

pomys´lała. Nie czułabys´ dotyku jego ra˛k, ust, cie˛z˙aru
jego ciała...

– Przestan´! – krzykne˛ła, ale nie mogła zagłuszyc´

tego wewne˛trznego głosu.

Tkwił w niej tak samo jak wspomnienie ich miłos´ci,

8

CAROLINE ANDERSON

background image

kto´ra miała nigdy nie przemina˛c´, a kto´ra˛ zniszczyła, by
zwro´cic´ mu wolnos´c´. A teraz powro´cił do jej z˙ycia
i wiedziała, z˙e wszystkie stare rany otworza˛ sie˛ na
nowo. Wstała. Wez´mie prysznic, by zmyc´ z siebie jego
zapach, a potem zejdzie na kolacje˛ i be˛dzie uprzejma,
zapyta o jego z˙ycie i zachowa sie˛ jak przyjacio´łka.

Nie kłam! Po prostu chcesz wiedziec´, czy jest jakas´

inna kobieta w jego z˙yciu, czy jest szcze˛s´liwy.

Nie, nie zrobiłby tego. To nie w jego stylu. Najpierw

musiałby sie˛ z nia˛ rozwies´c´ i pos´lubic´ tamta˛.

Ale co jej szkodzi zapytac´...

Kate bez wa˛tpienia była najpie˛kniejsza˛ kobieta˛

w sali. Jej długie, kre˛cone blond włosy były zaczesane
do tyłu i upie˛te za pomoca˛ drewnianych szpilek. Miała
na sobie klasyczna˛ czarna˛ sukienke˛. Była opanowana,
elegancka i... zaspokojona. Przez chwile˛ targały nim
wa˛tpliwos´ci. Czy mo´wiła prawde˛? Czy faktycznie
pigułka reguluje jej cykl, czy tez˙ ma kochanka? Wes-
tchna˛ł cie˛z˙ko i wyrzucił z głowy te˛ gorzka˛ mys´l. Nie
zrobiłaby tego – nie przespałaby sie˛ z nim, gdyby w jej
z˙yciu był inny me˛z˙czyzna.

A moz˙e jednak? Sam juz˙ nie wiedział. Kiedys´ miał

do niej zaufanie, ale potem wszystko mu sie˛ zawaliło
i us´wiadomił sobie, z˙e tak naprawde˛ wcale jej nie
znał.

Dostrzegła go w tłumie i bez wahania zacze˛ła is´c´

w jego kierunku. Me˛z˙czyz´ni odwracali sie˛ za nia˛ i gdy
do niego dotarła, miał ochote˛ ja˛ pocałowac´. Powstrzy-
mał sie˛ jednak.

Wzia˛ł dwa kieliszki wina od przechodza˛cego obok

kelnera i poprowadził ja˛do sofy stoja˛cej przy kominku.

9

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– Mam nadzieje˛, z˙e białe wino be˛dzie ci smako-

wac´? – spytał, podaja˛c jej kieliszek.

– Tak, dzie˛kuje˛. – Wypiła prawie cała˛ jego zawar-

tos´c´, zostawiaja˛c na kieliszku delikatny, ro´z˙owy s´lad
szminki.

Nie mo´gł przestac´ mys´lec´ o jej ustach. Przypatrywał

sie˛ jej bacznie, pro´buja˛c stwierdzic´, czy zmieniła sie˛
przez ostatnie pie˛c´ lat. Nic nie zauwaz˙ył. Byc´ moz˙e
nieco zeszczuplała i odnosił wraz˙enie, z˙e jest zme˛czo-
na, ale poza tym to wcia˛z˙ była jego Kate, kobieta, kto´ra˛
pokochał osiem lat temu.

Odstawiła kieliszek i spojrzała do go´ry, ich oczy sie˛

spotkały. Zacze˛li mo´wic´ ro´wnoczes´nie, po czym
us´miechne˛li sie˛ do siebie. Lody zostały przełamane.

– Ty pierwszy – powiedziała, wie˛c zacza˛ł jeszcze

raz.

– Wracaja˛c do tego, co sie˛ wydarzyło... Byłem

w twoim pokoju tylko chwile˛, wystarczaja˛ca˛ jednak,
z˙eby sie˛ zorientowac´, z˙e ktos´ go juz˙ zaja˛ł, kiedy
wyszłas´ spod prysznica. Naprawde˛ nie miałem poje˛cia,
z˙e to two´j poko´j, dopo´ki cie˛ nie zobaczyłem. I nie
miałem zamiaru...

Przerwał, nie bardzo wiedza˛c, jak nazwac´ to, co

mie˛dzy nimi zaszło.

– Juz˙ dobrze, wierze˛ ci – odparła.
– Wie˛c nie masz do mnie z˙alu?
Wahała sie˛ tak długo, z˙e serce podeszło mu do

gardła, ale w kon´cu odpowiedziała:

– Zapomne˛, z˙e to sie˛ stało, i chciałabym, z˙ebys´ ty

tez˙ zapomniał.

Nie ma mowy. Za nic w s´wiecie tego nie zapomni.
– Wygla˛da na to, z˙e tu sie˛ ro´z˙nimy – odrzekł

10

CAROLINE ANDERSON

background image

szorstko. – Moge˛ obiecac´ jedno: nie be˛de˛ o tym wspo-
minał, dobrze?

– Moz˙e byc´. Jestes´my na siebie skazani przez ten

weekend. Musimy jakos´ sobie poradzic´. – Wzie˛ła
kieliszek i us´miechne˛ła sie˛. – A teraz opowiedz mi, co
u ciebie słychac´.

Jak mo´gł byc´ tak odpre˛z˙ony? Siedział na sofie,

z jedna˛ re˛ka˛ na oparciu, a w drugiej trzymał kieliszek.
Jego palce znały ja˛ tak dobrze...

Nie. Nie moz˙e o tym mys´lec´. Skoncentrowała sie˛ na

jego słowach.

– Od trzech lat pracuje˛ w przychodni. Jestem zado-

wolony.

– Gdzie sie˛ mies´ci ta przychodnia? – spytała, za-

stanawiaja˛c sie˛, czy juz˙ o tym mo´wił, i chyba tak było,
bo zamiast podania nazwy miejscowos´ci, powiedział
tylko:

– Tam, gdzie zawsze, na wzgo´rzu, obok zakładu

pogrzebowego i kwiaciarni. Pamie˛tasz z˙arty na temat
jej połoz˙enia?

W kon´cu do niej dotarło. Oliver pracuje w Gipping-

ham, swoim rodzinnym miasteczku. Powinna sie˛ była
domys´lic´. Zawsze mo´wił, z˙e chce tam wro´cic´.

– Pamie˛tam, z˙e była dosyc´ staros´wiecka – powie-

działa wolno, wcia˛z˙ oswajaja˛c sie˛ z ta˛ wiadomos´cia˛.

Rozes´miał sie˛.
– I jest. Troche˛ sie˛ unowoczes´niła, gdy Peter Ab-

raham został jej szefem, ale wcia˛z˙ przypomina te˛
stara˛ przychodnie˛, do kto´rej przychodziłem jako dzie-
cko. To tam zapragna˛łem zostac´ lekarzem. Miałem
wtedy siedem lat.

11

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Widziała go na fotografii, zrobionej, gdy był w tym

wieku: tyczkowate re˛ce i nogi i przerwy mie˛dzy ze˛ba-
mi. Pomys´lała wtedy, jak cudownie by było miec´
takiego syna...

Dosyc´. Usiadła wygodniej, kre˛ca˛c w roztargnieniu

kieliszkiem.

– Wie˛c wro´ciłes´ do domu. Tak jak chciałes´. Twoi

rodzice sa˛ pewnie szcze˛s´liwi.

Wyraz´nie posmutniał.
– Ojciec umarł dwa lata temu na atak serca.
Nie zastanawiaja˛c sie˛, co robi, połoz˙yła re˛ke˛ na jego

kolanie, chca˛c mu dodac´ otuchy.

– Przykro mi, Oliverze. To musiało byc´ dla ciebie

bolesne.

Popatrzył na nia˛, a jego usta wykrzywiły sie˛ w cierp-

kim us´miechu. Us´cisna˛ł delikatnie jej re˛ke˛.

– Pocza˛tkowo nie mogłem sie˛ z tym pogodzic´, ale

w czasie sekcji znaleziono w jego płucu guz, wie˛c i tak
miał szcze˛s´cie. Gdyby nie serce, umarłby w me˛czar-
niach. – Poklepał ja˛po re˛ce i wyprostował sie˛, zmienia-
ja˛c temat. – A co u ciebie? Miałas´ zostac´ pediatra˛. Nie
sa˛dziłem, z˙e zajmiesz sie˛ interna˛.

– Zmieniłam zdanie – odparła, nie wdaja˛c sie˛

w szczego´ły.

– Pediatria jest cie˛z˙ka – przyznał. – Nie mo´głbym

patrzec´ na umieraja˛ce dzieci. To zapewne z tego powo-
du zrezygnowałas´, prawda?

Nie chciała go wyprowadzac´ z błe˛du. To otworzyło-

by puszke˛ Pandory.

– Pracowałam we wschodniej Anglii, gło´wnie

w po´łnocno-wschodnim hrabstwie Suffolk, ale kiedy
zachorowała moja babcia, przeprowadziłam sie˛ do

12

CAROLINE ANDERSON

background image

Norfolk i zamieszkałam z nia˛, pracuja˛c dorywczo na
zaste˛pstwach, kiedy czuła sie˛ lepiej. Umarła we wrzes´-
niu i od tego czasu cia˛gle sie˛ zastanawiam, co robic´
dalej.

– Moja kolej na kondolencje – powiedział. – Wiem,

ile dla ciebie znaczyła. Przykro mi, z˙e musiałas´ przez
to wszystko przechodzic´. Jaka była przyczyna s´mierci?

– Umarła ze staros´ci. Do kon´ca jednak zachowała

jasnos´c´ umysłu. – I codziennie ciosała jej kołki na
głowie za to, z˙e opus´ciła Olivera.

– Głupia jestes´ – powtarzała babcia. – Powinnas´

dac´ mu moz˙liwos´c´ wyboru.

Zamys´liła sie˛. Moz˙e teraz, gdy go zno´w spotkała,

powinna przemys´lec´ to wszystko na nowo...

Nie. To głupi pomysł. Jej babcia, mimo z˙e ja˛ bardzo

kochała, akurat w tym jednym sie˛ myliła. Nie znała go,
nie wiedziała, jak waz˙na jest dla niego rodzina. A poza
tym jest juz˙ za po´z´no. On na pewno kogos´ ma.

– Czy jest jakas´ kobieta w twoim z˙yciu? – spytała

prosto z mostu, zmieniaja˛c temat rozmowy na ten,
kto´ry ja˛ o wiele bardziej interesował, choc´ było w tym
zainteresowaniu cos´ z masochizmu.

Zas´miał sie˛ cicho.
– Po tym, co sie˛ niedawno przydarzyło, jeszcze o to

pytasz? – Jego głos był nieco ochrypły. Z emocji?
A moz˙e z poz˙a˛dania?

O Boz˙e. Upiła łyk wina i odstawiła kieliszek.
– Mielis´my o tym nie rozmawiac´.
– Przepraszam. – Us´miechna˛ł sie˛, ale nie wygla˛dał

na skruszonego, a ona miała ochote˛ krzyczec´.

Wybawienie przyszło ze strony organizatora kon-

ferencji, kto´ry poprosił nagle wszystkich o uwage˛.

13

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– Dobry wieczo´r, panie i panowie. Chciałbym

przywitac´ pan´stwa bardzo serdecznie w Aldeburgh.
Mam nadzieje˛, z˙e najbliz˙szy weekend okaz˙e sie˛ dla
pan´stwa poz˙yteczny. Jak doskonale pan´stwo wiecie,
tematem naszej konferencji jest opieka nad kobietami
w lecznictwie ogo´lnym. Zaczynamy po kolacji od
kro´tkiego wprowadzenia do jutrzejszych wykłado´w.
Reszta dzisiejszego wieczoru nalez˙y do pan´stwa i mam
nadzieje˛, z˙e be˛dziecie sie˛ dobrze bawic´. A teraz za-
praszam do bufetu.

– No, to ci sie˛ upiekło – mrukna˛ł Oliver.
Poczerwieniała. Mo´głby byc´ na tyle uprzejmy, by

nie dra˛z˙yc´ dalej tego tematu.

– Powinnis´my sie˛ cieszyc´, z˙e be˛dzie okazja poroz-

mawiania z innymi lekarzami, wysłuchania ich opi-
nii... – powiedziała, wstaja˛c, ale on az˙ tak bardzo sie˛
nie spieszył.

– Moz˙esz wysłuchac´ moich opinii. Czy wiesz, na

przykład, co sa˛dze˛ o badaniu piersi? Albo o s´rodkach
antykoncepcyjnych? Albo o hormonalnej terapii za-
ste˛pczej w bezobjawowej menopauzie? Ma to swoje
zalety – jes´li be˛de˛ nudził, zawsze moz˙esz powiedziec´,
z˙ebym sie˛ zamkna˛ł.

Nudził? On? Nigdy.
– Co´z˙ za kusza˛ca propozycja – odrzekła beztrosko,

stawiaja˛c kieliszek na stoliku i biora˛c torebke˛. – Za-
stanowie˛ sie˛ nad nia˛.

– Nie wa˛tpie˛ – mrukna˛ł, przysuwaja˛c sie˛ do niej tak

blisko, z˙e wyczuła jego ciepło i zapach wody po
goleniu.

Ten zapach nie był tak oczywisty, kiedy siedzieli,

ale teraz, gdy wszyscy tłoczyli sie˛ przy drzwiach do

14

CAROLINE ANDERSON

background image

restauracji, otoczył ja˛ i przywołał wspomnienia cudo-
wnych chwil spe˛dzonych razem...

– Nad czym sie˛ tak zamys´liłas´?
– Po prostu bujałam przez chwile˛ w obłokach.
Weszli do restauracji. Nie chciała z nim byc´, nie

chciała cia˛gle przypominac´ sobie tego, czego nie mog-
ła miec´, wie˛c kiedy napełniła talerz, odwro´ciła sie˛ do
niego i zaproponowała:

– Moz˙e sie˛ rozdzielimy?
Przez chwile˛ milczał, potem nałoz˙ył sobie na talerz

sałatke˛ i wzruszył ramionami.

– Jak sobie z˙yczysz... – Po czym odwro´cił sie˛ na

pie˛cie i znikna˛ł w tłumie.

Nagle została sama i przez chwile˛ czuła sie˛ zagubio-

na. Kretynko, zwymys´lała sama siebie. To tylko week-
end, byc´ moz˙e jedyny weekend w całym twoim z˙yciu,
jaki be˛dziesz miała okazje˛ z nim spe˛dzic´. Dlaczego tak
pochopnie z tego rezygnowac´?

– Czes´c´, jestem Graham.
Ujrzała wycia˛gnie˛ta˛ do siebie dłon´, ale miała talerz

w jednej re˛ce, a kieliszek w drugiej, wie˛c tylko kiwne˛ła
głowa˛ i rozes´miała sie˛ przepraszaja˛co.

– Wybacz, ale mam zaje˛te re˛ce. Jestem Kate.
– Czy to two´j przyjaciel?
Powe˛drowała wzrokiem za Oliverem. Czy jest jej

przyjacielem? Kiedys´ był jej najlepszym przyjacielem.
Potem został me˛z˙em. A teraz, niespodziewanie, ko-
chankiem. Nie chca˛c wdawac´ sie˛ w szczego´ły, powie-
działa tylko:

– Kiedys´ był.
Jej głos nie zabrzmiał chyba zbyt wesoło, poniewaz˙

Graham skrzywił sie˛ i zauwaz˙ył:

15

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– Zdaje sie˛, z˙e to dla ciebie przykre.
– Wolałabym o tym nie rozmawiac´. A ty? Lubisz

rozmawiac´ o przykrych wydarzeniach ze swojego z˙y-
cia?

– Przepraszam. Nie chciałem cie˛ urazic´. Po prostu

wydawałas´ sie˛ samotna i chciałem ci pomo´c.

Popatrzyła na niego i ujrzała z˙yczliwos´c´, zrozumie-

nie i bo´l w jego oczach. Na palcu nosił obra˛czke˛.

– Przepraszam – powiedziała z rezygnacja˛. – To

mo´j były ma˛z˙. Nie spodziewałam sie˛, z˙e go tutaj
spotkam.

– Miałas´ niete˛ga˛ mine˛. Mys´lałem, z˙e moz˙e jest

natre˛tny.

Potrza˛sne˛ła głowa˛.
– Nie. Wystarczy sam fakt, z˙e tutaj jest.
Oczy Grahama zaszkliły sie˛.
– Dzie˛kuj za to Bogu. Ja juz˙ nigdy nie zobacze˛

swojej z˙ony. Umarła w zeszłym roku na raka. Do
diabła, nie chciałem o tym mo´wic´...

Urwał. Kate zrobiło sie˛ go z˙al. Sprawiał wraz˙enie

miłego człowieka. Miłego i rozpaczliwie samotnego.

– Wiesz co? Nie mo´wmy o smutnych rzeczach.

Porozmawiajmy o konferencji. Co sa˛dzisz o antykon-
cepcji?

Przez chwile˛ patrzył na nia˛ ogłupiałym wzrokiem,

a potem sie˛ rozes´miał.

– Chyba nie mam zdania.
Us´miechne˛ła sie˛ do niego.
– Moz˙e znajdziemy jakies´ miejsce, gdzie moz˙na

w spokoju porozmawiac´?

– S

´

wietny pomysł – powiedział i ruszył w kierunku

wolnego stolika.

16

CAROLINE ANDERSON

background image

Poszła za nim, ale co chwila odwracała sie˛, szukaja˛c

głowy o ciemnych włosach i szarych oczu, kto´re na
pewno za nia˛ poda˛z˙ały.

Wygla˛da na to, z˙e sa˛ w dobrej komitywie. Facet

s´miał sie˛ razem z Kate i nachylał do niej, chłona˛c kaz˙de
jej słowo. Oliver miał wielka˛ochote˛ popsuc´ mu nastro´j.

Idioto. To nie twoja sprawa. Ona juz˙ nie nalez˙y do

ciebie, wmawiał sobie. A jednak nalez˙ała, i to zaledwie
kilka godzin temu. Czy przes´pi sie˛ z tym facetem?

Poczuł bo´l. Przerwał rozmowe˛, kto´ra˛ prowadził,

i skierował sie˛ do drzwi wioda˛cych do ogrodu. Wcia˛g-
na˛ł rzes´kie powietrze, powtarzaja˛c sobie, z˙e to nie jego
sprawa, z kim sypia Kate. Nawet jes´li sie˛ dzisiaj z nim
kochała.

Wygla˛da na to, z˙e jest z kims´ zwia˛zana. Pewnie

dlatego włas´nie bierze pigułki.

– Idioto, nie powinienes´ był jej dotykac´ – wymam-

rotał pod nosem.

Nie mo´gł sie˛ powstrzymac´ od mys´li, z˙e po powrocie

do swego pokoju usłyszy ich głosy, ich s´miech, od-
głosy kochania sie˛...

Odwro´cił sie˛ raptownie i spostrzegł tego me˛z˙czyzne˛

w grupce innych oso´b, rozprawiaja˛cego z oz˙ywieniem
o lekarzu, kto´ry został pozwany przez pacjentke˛.

Po Kate nie było ani s´ladu.
Postał jeszcze chwile˛, ale czuł sie˛ niespokojny i zi-

rytowany i chciał zostac´ sam.

Nieprawda. Chciał byc´ z Kate. To był jednak nie

najlepszy pomysł. Rzuciła go pie˛c´ lat temu i byłby
skon´czonym głupcem, gdyby dał jej sposobnos´c´ uczy-
nienia tego ponownie.

17

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Wste˛p do wykłado´w sie˛ skon´czył, nie było potrzeby

pozostawac´ tu dłuz˙ej i torturowac´ sie˛.

Poszedł na go´re˛. Przystana˛ł na chwile˛ przed drzwia-

mi pokoju Kate, w kon´cu jednak wszedł do pokoju
obok.

Kilka chwil po´z´niej usłyszał pukanie do drzwi.

Otworzył je ostroz˙nie. Przed nim stała Kate.

– Czes´c´ – wyszeptała. – Tak sobie pomys´lałam...

moz˙e masz ochote˛ na kawe˛? Nastawiłam wode˛.

Kawa była ostatnia˛ rzecza˛, na jaka˛ miał ochote˛, ale

jes´li to oznacza, z˙e pobe˛dzie z nia˛...

– S

´

wietny pomysł – odparł i ignoruja˛c wewne˛trzny

głos, kto´ry mo´wił mu, z˙e jest skon´czonym głupcem,
zgasił s´wiatło i poszedł za nia˛.

18

CAROLINE ANDERSON

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Musiała upas´c´ na głowe˛. Co ja˛ podkusiło, by za-

praszac´ go na kawe˛? Z drugiej strony, to moz˙e byc´
ostatnia okazja, by spe˛dzic´ z nim choc´ troche˛ czasu.

Nawet jes´li w jego z˙yciu nie ma w tej chwili innej

kobiety – a wcia˛z˙ nie udzielił na to pytanie jasnej
odpowiedzi – nie znaczy to, z˙e nie be˛dzie jej w przy-
szłos´ci.

Us´miechne˛ła sie˛ i wskazała mu krzesło przy oknie.
– Usia˛dz´. Kawa be˛dzie za chwile˛.
– Nie chce˛ kawy.
Otworzyła usta, by cos´ powiedziec´, ale popatrzył

na nia˛ tak przenikliwie, z˙e zaparło jej dech w pier-
siach. Podszedł do niej i rozpus´cił jej włosy, po
czym zanurzył w nich dłonie.

Zamierzał ja˛ pocałowac´. Wiedziała, po prostu to

wiedziała, i nie miała siły go powstrzymac´. Pochylił
głowe˛ i ich usta sie˛ spotkały. Zamkne˛ła oczy, a on obja˛ł
ja˛, przytulaja˛c do piersi. Czuła bicie jego serca – a mo-
z˙e to jej serce tak biło? Niewaz˙ne. Nic nie było waz˙ne
poza tym, z˙e trzymał ja˛ w ramionach.

Nie powinna mu na to pozwolic´. Wyswobodziła sie˛

delikatnie z jego obje˛c´. Pochylił głowe˛ i spojrzał jej
prosto w oczy.

– Co sie˛ stało?
– Nie po to cie˛ tutaj zaprosiłam.
– A po co?

background image

Wzruszyła ramionami i odwro´ciła sie˛, podchodza˛c

do czajnika.

– Chciałam, z˙ebys´my porozmawiali. Jak przyjacie-

le. Czy to nie brzmi s´miesznie?

– Jak przyjaciele? – rozes´miał sie˛ Oliver. – Tak, to

brzmi s´miesznie. Wie˛cej sensu miałaby juz˙ rozmowa
o rozwodzie.

– Rozwodzie? – To nie przyszło jej do głowy,

Oliverowi jednak najwyraz´niej tak. – Czy włas´nie tego
chcesz? – spytała. Jej głos nie był tak spokojny, jak by
chciała.

– To chyba nie ja o tym mys´le˛. To nie ja opus´ciłem

partnera bez słowa, bez ostrzez˙enia...

– Tego bym nie powiedziała! Pamie˛tasz te dzikie

awantury? Nie udawało sie˛ nam.

– To był dla nas cie˛z˙ki okres. Pracowalis´my w ro´z˙-

nych miastach, przyjez˙dz˙alis´my tylko na weekendy.
To było straszne. Oczywis´cie, z˙e sie˛ nie udawało.
Powinnis´my to po prostu przetrzymac´, ale ty nie dałas´
nam szansy i nawet nie miałas´ na tyle przyzwoitos´ci,
z˙eby o tym porozmawiac´.

– Nie pomagalis´my sobie – odparła. – Potrzebowa-

łes´ tego, czego ja ci nie mogłam dac´, wie˛c kło´cilis´my
sie˛ cały czas.

– Pamie˛tam. Pamie˛tam ro´wniez˙, jak sie˛ godzi-

lis´my.

Jego głos był głe˛boki i ochrypły. Godzenie sie˛ było

słodkie, ale nie rozwia˛zywało problemo´w.

– Wszystko jedno. Chciałam po prostu sie˛ przeko-

nac´, czy u ciebie wszystko w porza˛dku – powiedziała.

– Naprawde˛ cie˛ to interesuje? Na dole chciałas´,

z˙ebys´my sie˛ rozdzielili. Ale nie zauwaz˙yłem, z˙ebys´

20

CAROLINE ANDERSON

background image

była zbyt towarzyska, od kiedy spotkałas´ swojego
czaruja˛cego towarzysza.

Czyz˙by był zazdrosny? Nigdy nie był zaborczym

me˛z˙czyzna˛, zawsze jej ufał. Najwidoczniej zniszczyła
to zaufanie.

– Graham to miły człowiek – powiedziała.
Oliver wykrzywił usta w drwia˛cym us´miechu.
– Nie wa˛tpie˛. Ciesze˛ sie˛, z˙e spe˛dziłas´ miło wieczo´r.

A teraz wybacz, jestem naprawde˛ bardzo zme˛czony,
a poza tym nie interesuja˛ mnie opowies´ci o twoich
podbojach miłosnych. Zobaczymy sie˛ na s´niadaniu,
chyba z˙e zamierzasz je zjes´c´ ze swoim miłym przyja-
cielem Grahamem.

– Co chcesz przez to powiedziec´?
– Podobno jestes´ inteligentna, domys´l sie˛!
– Jak s´miesz!
– Co´z˙, skoro zwykłe upuszczenie re˛cznika wystar-

czyło, z˙ebys´ sie˛ ze mna˛ przespała...

– I nigdy juz˙ nie powto´rze˛ tego błe˛du! Nigdy,

przenigdy!

– S

´

wietnie! Przynamniej wiemy, na czym stoimy

– stwierdził, po czym wyszedł z pokoju.

Dogoniła go na korytarzu.
– Co ja takiego zrobiłam, z˙e sugerujesz tego rodza-

ju rzeczy? Przeciez˙ mnie znasz.

– Czyz˙by? Mys´lałem, z˙e cie˛ znam, ale juz˙ nie

jestem tego taki pewien – oznajmił i wszedł do swojego
pokoju, po czym zamkna˛ł za soba˛ drzwi.

Odwro´ciła sie˛, by wro´cic´ do siebie, ale okazało sie˛,

z˙e gdy wyszła na korytarz, drzwi sie˛ za nia˛ zatrzasne˛ły.
A ona została na korytarzu bez buto´w. Jedynym wyj-
s´ciem było udanie sie˛ do recepcji po zapasowy klucz.

21

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– Niech to diabli – mrukne˛ła i powstrzymuja˛c łzy

ws´ciekłos´ci i upokorzenia, ruszyła na do´ł.

Pierwszy wykład pos´wie˛cony był badaniom piersi.

Był to waz˙ny temat, ale prelekcja była tak nudna, z˙e
Kate nie mogła sie˛ skupic´.

Nie widziała Olivera na s´niadaniu, ale moz˙e dlate-

go, z˙e prawie przez cała˛ noc przewracała sie˛ z boku na
bok i usne˛ła dopiero o czwartej nad ranem, wcia˛z˙
boles´nie s´wiadoma jego obecnos´ci w pokoju obok.
Obudziła sie˛ tak po´z´no, z˙e przybiegła na s´niadanie
w ostatniej chwili.

Kiedy prelekcja sie˛ skon´czyła, poszła do restauracji

hotelowej, maja˛c nadzieje˛, z˙e kawa postawi ja˛ na nogi.
Moz˙e uda jej sie˛ nawet znalez´c´ jakis´ cichy ka˛cik.

Nic z tego. Gdy z filiz˙anka˛ w dłoni odwro´ciła sie˛ od

bufetu, zobaczyła obok siebie Grahama.

– Dzien´ dobry. To był bardzo ciekawy wykład,

prawda? – powiedział, sie˛gaja˛c po bułeczke˛.

– Nie mogłam sie˛ skoncentrowac´ – wyznała, za-

stanawiaja˛c sie˛ ro´wnoczes´nie, jak sie˛ wymigac´ od
rozmowy. Moz˙e i Graham jest miły, ale ona nie szuka
towarzystwa.

Wybawienie nadeszło ze strony Olivera. Wyro´sł

nagle jak spod ziemi i us´miechaja˛c sie˛ przepraszaja˛co
do Grahama, zapytał:

– Moge˛ cie˛ prosic´ na sło´wko?
– Nie ma sprawy, prosze˛ sobie nie przeszkadzac´

– powiedział Graham.

– O co chodzi? – spytała Olivera.
– O wczorajszy wieczo´r – odparł.
– Twojego zachowania nie da sie˛ usprawiedliwic´.

22

CAROLINE ANDERSON

background image

– Tez˙ tak sa˛dze˛ – przyznał. – Naprawde˛ mi przykro.

Nie wiem, co we mnie wsta˛piło. Wiem tylko, z˙e
nie moge˛ jasno mys´lec´, odka˛d cie˛ zobaczyłem. Masz
racje˛, powinnis´my zostac´ przyjacio´łmi. Kiedys´ nimi
bylis´my. Moz˙e sie˛ uda, jes´li otrzymam jeszcze jedna˛
szanse˛?

Powinna cos´ powiedziec´, ale nie mogła wykrztusic´

ani słowa. Oczy zaszły jej łzami.

– Och, Kate – wyszeptał i zaprowadził ja˛ do sofy

przy kominku, kto´ra˛ odkryli poprzedniego wieczoru.

– Nic mi nie jest – odparła, mrugaja˛c powiekami,

by powstrzymac´ łzy. – Przeprosiny przyje˛te.

– Chciałem przeprosic´ cie˛ juz˙ wczoraj, ale nie

otwierałas´.

Us´miechne˛ła sie˛ smutno.
– Pewnie nie było mnie w pokoju. Kiedy wyszłam

za toba˛ na korytarz, zatrzasne˛ły sie˛ za mna˛ drzwi
i musiałam zejs´c´ do recepcji po zapasowy klucz.

– To wszystko wyjas´nia. Pro´bowałem tez˙ dzisiaj

rano, kiedy wro´ciłem ze s´niadania, ale usłyszałem
szum prysznica, wie˛c uznałem, z˙e to nie najlepszy
pomysł. – Załoz˙ył noge˛ na noge˛. – Co mys´lisz o poran-
nym wykładzie?

– Całkiem interesuja˛cy.
– Chyba z˙artujesz! Wynudziłem sie˛ jak mops. Nie

cierpie˛ statystyk.

Kate rozes´miała sie˛ i spojrzała mu w oczy.
– Tak jak ja. Chociaz˙ to były bardzo poz˙yteczne

informacje. Z

˙

ałuje˛, z˙e nie mogłam sie˛ skoncentrowac´.

Co be˛dzie po przerwie na kawe˛?

– Dylematy antykoncepcji – odparł. – Dyskusja po

wykładzie moz˙e byc´ całkiem interesuja˛ca. Spodziewam

23

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

sie˛, z˙e zostanie poruszony aspekt etyczny, co jest
waz˙ne zwłaszcza w wypadku nastolatko´w. Ostatnio
przyszła do mnie czternastolatka, kto´ra chciała, z˙ebym
przepisał jej pigułki. Zastanawiałem sie˛, czy nie za-
wiadomic´ jej rodzico´w.

– To delikatna sprawa.
– Wiem. Nie chciałem zawies´c´ jej zaufania, ale

z drugiej strony nie chciałem tez˙, z˙eby bezgranicznie
ufała s´rodkom antykoncepcyjnym, kto´re przeciez˙ nie
zawsze sa˛ skuteczne. Moja bratowa Julia jest tego
najlepszym dowodem. Włas´nie spodziewa sie˛ pia˛tego
dziecka.

– Niemoz˙liwe! Mieli zaledwie dwoje, kiedy ich

ostatnio widziałam.

– Co´z˙, jak widzisz, przez ostatnie pie˛c´ lat nie pro´z˙-

nowali. Ma termin porodu za jakies´ pie˛c´ tygodni
i oczywis´cie oboje szaleja˛ z rados´ci. Ostatnio wy-
rzucałem Stephenowi, z˙e zachowuje sie˛ nieodpowie-
dzialnie, jak nastolatek. No i prosze˛, sam zachowałem
sie˛ tak samo. Kiedy cie˛ zobaczyłem, w ogo´le nie
pomys´lałem o konsekwencjach, o tym, z˙eby sie˛ zabez-
pieczyc´.

– Tyle z˙e ja nie be˛de˛ w cia˛z˙y – os´wiadczyła,

przezwycie˛z˙aja˛c bo´l. – Wie˛c przed lunchem mamy
wykład o antykoncepcji. A po nim?

– O opiece przedporodowej. Potem przerwa na

herbate˛, a po niej wykład na temat roli hormonalnej
terapii zaste˛pczej w przedwczesnej menopauzie.

Jej filiz˙anka zabrze˛czała na spodeczku. Odstawiła ja˛

na stolik.

– Bardzo bogaty program – zauwaz˙yła, zastana-

wiaja˛c sie˛, dlaczego wybrała akurat te˛ konferencje˛.

24

CAROLINE ANDERSON

background image

Faktem jest, z˙e wiedza, kto´ra˛ tu zdobe˛dzie, moz˙e sie˛

okazac´ przydatna. Leczyła przeciez˙ wiele kobiet. Poza
tym zawsze wiedziała, z˙e musi sie˛ z tym uporac´. Gdy
tak siedziała obok Olivera, wydawało jej sie˛ to jeszcze
trudniejsze. Na co dzien´ jakos´ było jej łatwiej, mogła
o tym nie mys´lec´.

Nie miała poje˛cia, jak zdoła zachowac´ zimna˛ krew,

tak by Oliver nie domys´lił sie˛, z˙e cos´ jest nie w porza˛d-
ku. Nie powinien sie˛ dowiedziec´, z˙e opus´ciła go dlate-
go, z˙e nie moz˙e mu dac´ dzieci.

Dla niej to nie miało znaczenia. Pokochałaby je, ale

z pewnos´cia˛ moz˙e bez nich z˙yc´. Oliver jednak nie
mo´wił o niczym innym, tylko o załoz˙eniu rodziny.

Byłby wspaniałym ojcem. Nie mogła go tego po-

zbawic´. Uwaz˙ała, z˙e nie ma nic gorszego niz˙ złapanie
go w sidła małz˙en´stwa i patrzenie, jak sie˛ po´z´niej
zadre˛cza.

A bez wa˛tpienia tak by było. Kiedy zdiagnozowano

u niej przedwczesna˛ menopauze˛, chciała mu o tym
powiedziec´, ale zanim zda˛z˙yła to zrobic´, wro´cił na
weekend z pracy i opowiedział jej o dwudziestopie˛-
cioletniej kobiecie, u kto´rej stwierdzono to samo scho-
rzenie.

– Wyobraz˙asz sobie? Ona ma dopiero dwadzies´cia

pie˛c´ lat, Katie. Nigdy nie be˛dzie miała dzieci, przed-
wczes´nie sie˛ zestarzeje. A najgorsze ze wszystkiego,
z˙e jest samotna. Jeszcze nie znalazła me˛z˙czyzny, z kto´-
rym by chciała spe˛dzic´ z˙ycie, a nie ma juz˙ nic do
zaoferowania. To takie smutne. Z

˙

ycie bywa okrutne.

Biedna dziewczyna, kto ja˛ teraz zechce?

No włas´nie, kto? Na pewno nie on. Wcia˛z˙ słyszała

nutke˛ litos´ci w jego głosie, widziała jego mine˛. Jakos´

25

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

przetrwała ten weekend, a w poniedziałek zabrała
najpotrzebniejsze rzeczy i wyjechała do babki.

Jedyna˛ osoba˛, kto´rej wyznała prawde˛, była matka.

Przez ostatnie pie˛c´ lat zbywała ona pytania Olivera
o miejsce jej pobytu, odsyłała jego listy i broniła
prywatnos´ci swej co´rki z odwaga˛ i pos´wie˛ceniem
lwicy chronia˛cej młode.

– Zapowiada sie˛ udany dzien´ – powiedział Oliver.
Kate patrzyła na niego przez kilka chwil, nie ro-

zumieja˛c.

– Zobaczymy – odparła w kon´cu. – Jestem zme˛czo-

na. Nie spałam zbyt dobrze. Nie cierpie˛ obcych ło´z˙ek.

Przez chwile˛ wydawało sie˛ jej, z˙e Oliver zamierza

cos´ powiedziec´, ale w kon´cu tylko sie˛ us´miechna˛ł
i skina˛ł głowa˛.

Cos´ jest nie tak.
Kate wygla˛da na wyczerpana˛. Pewnie s´mierc´ babci

tak sie˛ na niej odbiła. Znał ja˛ na tyle, by wiedziec´, z˙e
nie odste˛powała jej na krok az˙ do ostatniej chwili.

To musiało ja˛wiele kosztowac´, zaro´wno pod wzgle˛-

dem fizycznym, jak i psychicznym. Tak samo jak
ponowne spotkanie z nim.

Westchna˛ł cicho i odstawił filiz˙anke˛.
– Czas stawic´ czoło antykoncepcji. Czujesz sie˛ na

siłach?

Us´miechne˛ła sie˛ i wstała.

Oliver miał racje˛. Po wykładzie rozgorzała zaz˙arta

dyskusja, kto´ra trwała dalej podczas lunchu, zwal-
niaja˛c Kate z koniecznos´ci znalezienia tematu do roz-
mowy.

26

CAROLINE ANDERSON

background image

Graham podszedł do niej i zapytał:
– Wszystko w porza˛dku?
– Tak – skłamała, zmuszaja˛c sie˛ do us´miechu. – Nie

martw sie˛ o mnie, nic mi nie jest.

– W kaz˙dym razie jestem tutaj, gdybys´ potrzebo-

wała wsparcia.

Podzie˛kowała mu, wyczuwaja˛c na sobie wzrok Oli-

vera, kto´ry był po drugiej stronie sali. Podeszła do
niego.

– Wszystko w porza˛dku? – spytał łagodnie.
– Czyz˙bym wygla˛dała jak osoba na skraju załama-

nia nerwowego? – odparła z us´miechem. – Graham
przed chwila˛ pytał mnie o to samo.

– Najwidoczniej wyzwalasz instynkt opiekun´czy

u wszystkich swoich me˛z˙czyzn.

– Moich me˛z˙czyzn? – rozes´miała sie˛ Kate. – Zno´w

do tego wracamy?

– Przepraszam. Nie chciałem, z˙eby to tak za-

brzmiało. Napijesz sie˛ kawy?

– Z che˛cia˛ – odparła.
Poszli do bufetu, a potem wła˛czyli sie˛ do kolejnej

rozmowy na tematy etyczne. Czy tez˙, gwoli s´cisłos´ci,
ona sie˛ do niej wła˛czyła, czekaja˛c, az˙ Oliver zabierze
głos, a gdy to nasta˛piło, zamilkła. Widziała w tym dla
siebie dwie korzys´ci. Po pierwsze, nie musiała sie˛
starac´ i mys´lec´, co powiedziec´. Po drugie, mogła na
niego patrzec´.

Oliver mo´wił całym ciałem. Dwa razy przez to

o mało nie rozlał kawy. Był całkowicie skupiony na
rozmowie, tak jak na wszystkim, co robił, i gdy tak
stała, patrza˛c na niego i słuchaja˛c go, poczuła, z˙e
znowu sie˛ w nim zakochała.

27

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Choc´ włas´ciwie nigdy nie przestała go kochac´ – usi-

łowała to sobie tylko wmo´wic´.

Włas´ciwie sie˛ nie zmienił. Po prostu niekto´re jego

cechy stały sie˛ wyraz´niejsze. Był teraz bardziej prze-
bojowy, zasadniczy, dowcipny, inteligentny, a przede
wszystkim – bardziej przystojny.

Patrzyła na jego usta i przypominała sobie, z jakim

z˙arem okrywały ja˛pocałunkami poprzedniego wieczo-
ru...

Zmusiła sie˛ do powrotu do rozmowy, kto´ra stawała

sie˛ coraz bardziej oz˙ywiona. Jeden z dyskutuja˛cych,
kto´rego juz˙ zaklasyfikowała jako bigota, powiedział
nagle:

– Mys´le˛, z˙e antykoncepcja jest całkowicie zbe˛dna.

Ludzie powinni miec´ władze˛ nad swoimi pope˛dami.

– Niech pan przestanie – z˙achna˛ł sie˛ Oliver. – Czy

nigdy nie uległ pan dzikiemu, niepohamowanemu po-
z˙a˛daniu?

Bigot wyprostował sie˛ uraz˙ony.
– Oczywis´cie, z˙e nie – odparł i Oliver sie˛ us´mie-

chna˛ł.

Znała ten us´miech. Oznaczał kłopoty.
– W takim razie – powiedział – szkoda mi pana, ale

rozumiem to, poniewaz˙ nie ma pan tak wspaniałej z˙ony
jak ja.

Us´miechna˛ł sie˛ do Kate i pocałował ja˛ niespodzie-

wanie w usta. Zaskoczona, ugryzła go. Nie na tyle
mocno, by zacza˛ł krwawic´, ale wystarczaja˛co, by od-
skoczył, a jego oczy rozszerzyły sie˛ ze zdumienia.
Potem us´miechna˛ł sie˛, wzia˛ł ja˛ pod re˛ke˛ i zabrał
stamta˛d ws´ro´d stłumionego s´miechu zebranych.

– To nie było miłe – zauwaz˙ył.

28

CAROLINE ANDERSON

background image

– To, co ty zrobiłes´, tez˙ nie było zbyt miłe. Nie

wiedziałam, z˙e z ciebie taki kogut.

– Kukuryku! – wyszeptał jej do ucha.
Spojrzała na niego.
– To było niepotrzebne.
– Nie mogłem juz˙ dłuz˙ej znies´c´ wywodo´w tego

kretyna. Nade˛ty osioł. Zasłuz˙ył sobie na to.

– Nie musiałes´ do tego wykorzystywac´ mnie.
– Spokojnie – odparł. – Ten facet to idiota.
– Musisz miec´ cos´ nie tak z chromosomem Y – od-

gryzła sie˛ i zacze˛ła sie˛ zastanawiac´, jak mogła mys´lec´,
z˙e wcia˛z˙ go kocha. A potem on us´miechna˛ł sie˛ do niej,
tym swoim smutnym, odrobine˛ szelmowskim us´mie-
chem, kto´ry za kaz˙dym razem zmie˛kczał jej serce. Tak
było i tym razem.

– Wybacz mi – powiedział, ale widac´ było, z˙e

wcale nie jest mu przykro.

Rozes´miała sie˛.
– Nie zasługujesz na wybaczenie.
Nagle us´wiadomiła sobie, z˙e sala opustoszała, co

znaczyło, z˙e rozpocza˛ł sie˛ naste˛pny wykład.

– Musimy wracac´. Co nas teraz czeka?
– Opieka przedporodowa – odparł, a ona skine˛ła

głowa˛.

– Oczywis´cie. Zapomniałam – powiedziała.
Drz˙ała na mys´l, co be˛dzie potem. Wcia˛z˙ nie była

pewna, czy powinna uczestniczyc´ w wykładzie na
temat hormonalnej terapii zaste˛pczej. Bała sie˛, z˙e
Oliver zauwaz˙y jej przeje˛cie. Na wszelki wypadek
udała, z˙e ziewa.

– Naprawde˛ jestes´ zme˛czona – zauwaz˙ył.
– Przeciez˙ mo´wiłam.

29

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– Moge˛ pomo´c ci odpocza˛c´.
Prychne˛ła i skierowała sie˛ do drzwi.
– Dzie˛kuje˛, ale obejde˛ sie˛ bez pomocy – odparła,

wzie˛ła przy drzwiach broszure˛, weszła do sali i zaje˛ła
miejsce.

– Ot, taka luz´na propozycja – wyszeptał, siadaja˛c

obok niej.

Był blisko – zbyt blisko, pewnie zrobił to specjalnie,

i wiedziała, z˙e nie dotrze do niej ani jedno słowo
z prelekcji. Odchyliła sie˛, by byc´ jak najdalej od niego,
a potem, zmuszaja˛c sie˛ do skupienia uwagi, zacze˛ła
studiowac´ broszure˛, zupełnie jakby od tej lektury zale-
z˙ało jej z˙ycie.

– Przedwczesna menopauza nie jest wcale tak rzad-

ka, jak powszechnie sie˛ sa˛dzi.

Cos´ o tym wiem, pomys´lała Kate. Postanowiła

uczestniczyc´ w ostatnim wykładzie, teraz jednak tego
z˙ałowała. Usiłowała sie˛ skoncentrowac´ na robieniu
notatek. Nie były jej one potrzebne, ale przynajmniej
miała sie˛ czym zaja˛c´.

– Nie lekcewaz˙cie pan´stwo wpływu waszej diag-

nozy na kobiete˛ i jej rodzine˛ – rzekł prelegent i to
zabrzmiało tak prawdziwie, z˙e Kate o mało nie wybu-
chne˛ła s´miechem. – I nie zapominajcie, z˙e przedwczes-
na menopauza nie oznacza tylko bezpłodnos´ci. Ona
pocia˛ga za soba˛ wiele innych niebezpieczen´stw.

Kate doskonale je znała: osteoporoza, choroba ser-

ca, rak okre˛z˙nicy, choroba Alzheimera, choroba Par-
kinsona, cukrzyca... Wiedziała ro´wniez˙, z˙e im wczes´-
niejsza menopauza, tym ryzyko zachorowania na kto´-
ra˛s´ z tych choro´b wie˛ksze. A ona miała dwadzies´cia

30

CAROLINE ANDERSON

background image

pie˛c´ lat, kiedy ja˛ u niej zdiagnozowano. Skupiła sie˛
z powrotem na tym, co mo´wi prelegent.

– W broszurze znajda˛ pan´stwo liste˛ objawo´w. Wie-

le z nich to objawy takie same, jak u kobiet normalnie
przechodza˛cych menopauze˛. Nalez˙y polecic´ pacjentce
załoz˙enie specjalnego dzienniczka, w kto´rym zapisy-
wac´ be˛dzie przypadki wyste˛powania krwawienia,
zmiennych nastrojo´w, wahan´ temperatury i nocnych
poto´w. Zlecic´ wykonanie testu cia˛z˙owego, badan´ tar-
czycy i przysadki mo´zgowej i sprawdzic´, czy nie ma
zaburzen´ autoimmunologicznych. Podstawowym ba-
daniem jest jednak sprawdzenie poziomu hormonu
folikulotropowego. Jes´li pe˛cherzyk jajnikowy stymu-
luja˛cy hormony jest znacza˛co podniesiony, jest prawie
pewne, z˙e nasta˛piło wygas´nie˛cie czynnos´ci jajniko´w.

No tak, pomys´lała. Tak włas´nie było w moim wypa-

dku. Boz˙e, po co ja tu przyszłam?

Dowiedziała sie˛ jednak kilku interesuja˛cych rzeczy

o hormonalnej terapii zaste˛pczej, zaro´wno o jej korzys´-
ciach, jak i zwia˛zanych z nia˛ zagroz˙eniach, wie˛c to nie
była zupełna strata czasu. Pre˛dzej czy po´z´niej ten
wykład sie˛ skon´czy. Musi przez to przejs´c´.

Oliver zase˛pił sie˛, widza˛c, z˙e Kate robi notatki.

Wiedział, z˙e wie˛kszos´c´ zagadnien´ poruszanych przez
prelegenta została wyczerpuja˛co opisana w broszurze.
Moz˙e Kate o tym nie wie? Dziwne. Nie zauwaz˙ył, by
robiła notatki w czasie innych wykłado´w.

Zreszta˛, co to ma za znaczenie? Wykład zbliz˙ał sie˛

do kon´ca i jes´li nie be˛dzie ciemno, po´jdzie na spacer.
W sumie moz˙e wybrac´ sie˛, nawet jes´li be˛dzie ciemno.
Ulice w pobliz˙u hotelu sa˛ dobrze os´wietlone.

31

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Miał ochote˛ na przechadzke˛ po bulwarze nadmors-

kim. Moz˙e Kate poszłaby z nim? A moz˙e jednak
powinien po´js´c´ sam, by w spokoju uporza˛dkowac´
mys´li. Spotkanie po latach sprawiło, z˙e powro´ciły
wspomnienia, zaro´wno te dobre, jak i te złe, choc´
musiał przyznac´, z˙e tych drugich było mniej. Wspo-
mnieniom towarzyszyła takz˙e mys´l, z kto´ra˛ trudno
było mu sie˛ pogodzic´. Mys´l o tym, z˙e za kilkanas´cie
godzin Kate zno´w go opus´ci.

Kusiło go, by nakłonic´ ja˛ do spe˛dzenia z nim nocy,

ale w istnieja˛cej sytuacji miał skrupuły. Oczywis´cie, z˙e
jej pragna˛ł, ale chciał miec´ pewnos´c´, z˙e ona pragnie go
ro´wniez˙.

Prelegent zakon´czył wysta˛pienie. Oliver odwro´cił

sie˛ do Kate i ujrzał smutek w jej spojrzeniu. Czyz˙by tak
jak on była smutna z powodu jutrzejszego rozstania?
W takim razie...

– Chciałabym teraz troche˛ odpocza˛c´ – powiedziała,

wstaja˛c.

Oliver ro´wniez˙ sie˛ podnio´sł, zamierzaja˛c ja˛ odpro-

wadzic´ do pokoju, ale podszedł do niego długo niewi-
dziany znajomy. Kiedy w kon´cu sie˛ od niego uwolnił,
Kate juz˙ nie było.

Unikała go przez reszte˛ dnia, a kolacje˛ zjedli w to-

warzystwie miłego Grahama, co przyprawiło go o bo´l
ze˛bo´w. Chyba jednak wydawało mu sie˛ tylko, z˙e jest
smutna z powodu rozstania. Pewnie jest po prostu
zme˛czona albo mys´li o swojej babci. Jego tez˙ czasami
ogarniał znienacka smutek, gdy przypominał sobie
o s´mierci ojca. Tak, to musi byc´ to, nie ma to nic
wspo´lnego z nim. Łudził sie˛, z˙e ma, a Kate tymczasem
nie moz˙e sie˛ doczekac´, by sie˛ od niego uwolnic´.

32

CAROLINE ANDERSON

background image

Nałoz˙ył sobie jedzenie na talerz i wła˛czył sie˛ do

kolejnej dyskusji. A potem wypił nieco za duz˙o wina
i poszedł spac´.

Kate zeszła na s´niadanie. Poprzedniego wieczoru

widziała, jak Oliver dyskutuje zawzie˛cie, najwyraz´-
niej podchmielony, i nie sa˛dziła, by zbyt wczes´nie
wstał.

Myliła sie˛. Siedział przy suto zastawionym stole.

Wygla˛dał s´wiez˙o jak płatek ro´z˙y i najwyraz´niej wy-
szedł prosto spod prysznica. Us´miechna˛ł sie˛ do niej
znad talerza.

– Przysia˛dz´ sie˛ do mnie – poprosił.
Zawahała sie˛, ale w kon´cu to zrobiła, poniewaz˙ nie

cierpiała jes´c´ w samotnos´ci, a poza tym istniało niebez-
pieczen´stwo, z˙e przysia˛dzie sie˛ do niej Graham, kto´ry,
mimo z˙e miły, na dłuz˙sza˛ mete˛ był jednak troche˛
me˛cza˛cy.

– Wygla˛dasz odraz˙aja˛co rados´nie – zauwaz˙yła.
Rozes´miał sie˛.
– Nie ma to jak dobre s´niadanie po cie˛z˙kiej nocy

– oznajmił, zajadaja˛c ze smakiem.

Zaburczało jej w brzuchu i kiedy kelnerka podeszła,

zamo´wiła swoje zwykłe s´niadanie.

– Tylko płatki s´niadaniowe i grzanka?! – wykrzyk-

na˛ł Oliver ze zgroza˛. – Głodzisz sie˛.

– Prawdopodobnie to jest i tak lepsze niz˙ to, co ty

jesz. Co nas czeka dzisiaj na konferencji?

– Badania kontrolne kobiet, połoz˙nictwo wypad-

kowe i depresja poporodowa.

Odetchne˛ła z ulga˛. Z tym akurat umie sobie po-

radzic´. Dokon´czyła s´niadanie, us´miechne˛ła sie˛ do

33

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Grahama i przeszła do kawy. Oliver odłoz˙ył sztuc´ce
i przyjrzał jej sie˛ badawczo.

– Co zamierzasz robic´, gdy juz˙ sta˛d wyjedziesz?
Wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Znajde˛ jaka˛s´ prace˛. Moz˙e wyjade˛ za

granice˛?

– Za granice˛?
– To tylko taki pomysł – odparła, zastanawiaja˛c sie˛,

dlaczego wczes´niej nie przyszło jej to do głowy.

Zmieniłaby otoczenie, zapomniała o nim, zacze˛ła

wreszcie cieszyc´ sie˛ z˙yciem. To jest jedna z zalet bycia
osoba˛ samotna˛. Poza tym jest to jakis´ sposo´b na
zapełnienie pustki w z˙yciu. Us´miechne˛ła sie˛.

– Wracam do pokoju. Musze˛ wzia˛c´ prysznic. Zoba-

czymy sie˛ po´z´niej. – Wstała i wyszła z jadalni, nie
dostrzegaja˛c zamys´lonego wyrazu twarzy Olivera.

– To wszystko.
Kate popatrzyła na Olivera, po czym szybko od-

wro´ciła wzrok.

– Tak. To była udana konferencja. Dowiedziałam

sie˛ wielu poz˙ytecznych rzeczy.

– Zobaczymy sie˛ jeszcze?
Zawahała sie˛, ale zanim odpowiedziała, zadzwoniła

komo´rka Olivera. Wyja˛ł ja˛ z kieszeni i spojrzał na
wys´wietlacz, goto´w sie˛ rozła˛czyc´. Był to jednak numer
domowy jego brata, a Steve był za granica˛.

– To Julia – powiedział, patrza˛c na Kate, ale pierw-

sze słowa bratowej sprawiły, z˙e zapomniał o jej obec-
nos´ci. Zrobiło mu sie˛ zimno.

– Co to znaczy, z˙e nie czujesz sie˛ najlepiej? – spy-

tał. – Powiedz mi dokładnie, co sie˛ dzieje.

34

CAROLINE ANDERSON

background image

– Bola˛ mnie głowa i brzuch – odparła. – Czuje˛ sie˛

okropnie i mam spuchnie˛ta˛ twarz.

Prawie pewien diagnozy spytał jeszcze:
– Jakie miałas´ cis´nienie przy ostatnim badaniu pre-

natalnym?

– Nie wiem. Opus´ciłam je. Jedno z dzieci było

chore.

Ka˛tem oka dostrzegł Kate, kto´ra wahała sie˛, czy

podejs´c´ do niego i zapytac´, co sie˛ dzieje.

– A co z moczem? – spytał.
– Z moczem? – powto´rzyła zaskoczona. – Nie

wiem. Dlaczego pytasz?

– A straciłas´ na wadze?
– Nie wiem. Waz˙yłam sie˛ ostatnio we wtorek.

Chcesz, z˙ebym sie˛ teraz zwaz˙yła?

– Tak, prosze˛. Poczekam chwile˛.
Zasłonił dłonia˛ telefon i spojrzał na Kate.
– Stan przedrzucawkowy? – wyszeptała, a on ski-

na˛ł głowa˛.

– Całkiem moz˙liwe. A Steve jest w Niemczech.

Julia? Przepraszam, mogłabys´ powto´rzyc´?

– Przybyło mi dwa kilo. To duz˙o. Oliver, co mi

jest?

– Podejrzewam, z˙e to moz˙e byc´ stan przedrzucaw-

kowy. Nic ci nie be˛dzie, ale potrzebujesz natychmias-
towej pomocy. Czy moz˙esz skontaktowac´ sie˛ ze swoja˛
połoz˙na˛?

– Nie moge˛ jej złapac´. Przychodnia jest zamknie˛ta,

a lekarz moz˙e byc´ u mnie dopiero za dwie godziny.
Czuje˛ sie˛ z´le i nie wiem, co robic´.

– Przyjade˛, nie martw sie˛. Wszystko be˛dzie dobrze.

A teraz posłuchaj mnie uwaz˙nie. Poło´z˙ sie˛ na kanapie

35

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

na lewym boku, zadzwon´ do sa˛siadki i popros´ ja˛, z˙eby
przyszła i zaje˛ła sie˛ dziec´mi. A potem wezwij karetke˛.
Powiedz im, z˙e rozmawiałas´ ze mna˛ i podejrzewam
stan przedrzucawkowy. Jes´li przyjada˛ przede mna˛,
jedz´ z nimi, zostaw dzieci z sa˛siadka˛, a ja sie˛ po´z´niej
nimi zajme˛. Jes´li nie be˛dzie mogła z nimi zostac´, wez´ je
ze soba˛ do szpitala.

– Czy naprawde˛ musze˛ jechac´ do szpitala?
– Tak, musisz. Ale nie martw sie˛. Wszystko be˛dzie

dobrze, obiecuje˛.

– A Steve?
– Zawiadomie˛ go. Ty po prostu sie˛ poło´z˙ i wezwij

pomoc, dobrze?

Uspokoił ja˛ jeszcze raz, po czym rozła˛czył sie˛

i wpatrzył w sufit. Musi do niej jechac´. Jes´li Steve nie
da rady przyleciec´ do domu najbliz˙szym samolotem,
be˛dzie musiał zostac´ z dziec´mi.

– Czy moge˛ jakos´ pomo´c?
Przez chwile˛ patrzył na Kate pustym wzrokiem.
– Czy naprawde˛ chcesz pomo´c, czy mo´wisz tak

tylko z czystej uprzejmos´ci? Steve jest w Niemczech,
ktos´ musi zaja˛c´ sie˛ dziec´mi. Moja matka nie da rady.
Czy mogłabys´ mnie zasta˛pic´ w pracy do powrotu
Steve’a? Załatwie˛ to z Peterem.

Kate nie zastanawiała sie˛ ani chwili.
– Oczywis´cie, z˙e tak – powiedziała. – Jedz´.
– Dam ci klucze do mojego domu i przychodni

– cia˛gna˛ł, wyjmuja˛c je z kieszeni i zdejmuja˛c z ko´łka
kluczyki do samochodu. – Podaj mi numer swojej
komo´rki. Zadzwon´, jes´li be˛dziesz czegos´ potrzebo-
wała.

– Gdzie mieszkasz? – spytała.

36

CAROLINE ANDERSON

background image

– Za przychodnia˛musisz pojechac´ do go´ry i skre˛cic´

w lewo. Trzeci dom po prawej. Poznasz go. Za-
dzwonie˛.

Zawahał sie˛, po czym podszedł i pocałował ja˛

w usta.

– Dzie˛kuje˛. Jestes´ boska.
Wrzucił swoja˛ torbe˛ do samochodu, wła˛czył silnik

i ruszył. W połowie drogi us´wiadomił sobie, z˙e nie
powiedział Kate o psach.

37

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Kate nie była w Gippingham przez pie˛c´ lat, a mimo

to miała wraz˙enie, jakby znalazła sie˛ w domu. W ponu-
ry, dz˙dz˙ysty grudniowy wieczo´r z okien domo´w wyle-
wało sie˛ z˙o´łte s´wiatło, nurzaja˛c chodniki w złotej
pos´wiacie. Ten widok działał na nia˛ koja˛co.

Wjechała na wzgo´rze, mine˛ła przychodnie˛ znaj-

duja˛ca˛ sie˛ po lewej stronie pomie˛dzy kwiaciarnia˛ a za-
kładem pogrzebowym, w otoczeniu uroczych sklepo´w
ze starociami i biur nieruchomos´ci, a naste˛pnie skre˛ciła
w lewo.

Po prawej stronie stał dom, kto´ry zawsze podobał

sie˛ jej i Oliverowi. Prawdziwy wiejski domek, s´liczny
jak z obrazka, z oknami mansardowymi, spadzistym
dachem i małym gankiem. Dom Olivera musi byc´
gdzies´ w pobliz˙u. Wypatrywała go przez okno. Nagle
serce zabiło jej mocniej i sprawdziła jeszcze raz.

Nie, nie myli sie˛, to jest włas´nie trzeci dom po

prawej! Powiedział jej, z˙e go pozna, ale go wtedy nie
zrozumiała. Dopiero teraz to do niej dotarło. On miesz-
ka w ich wymarzonym domku! W jej oczach pojawiły
sie˛ łzy.

To miał byc´ ich wspo´lny dom. To miał byc´ dom,

w kto´rym be˛da˛ dorastac´ ich dzieci. Czy ich marzenie
znaczyło dla niego tak mało, z˙e kupił ten dom bez niej?
Ona nigdy by czegos´ takiego nie zrobiła. A moz˙e...
Nie, to głupie. Nie jest chyba az˙ tak sentymentalny?

background image

A moz˙e jest?
– Niech to diabli – zakle˛ła i wjechała na podjazd.

Wysiadła z samochodu i podeszła do drzwi.

Okazało sie˛ jednak, z˙e z˙aden z kluczy nie pasuje.
– Kuchenne wejs´cie – wymamrotała i poszła na

tyły domu. Tym razem nie miała problemo´w z otwar-
ciem. Jej oczom ukazał sie˛ przedpoko´j, kto´ry prowa-
dził do naste˛pnego pomieszczenia. Weszła do niego,
zapaliła s´wiatło i rozejrzała sie˛ z ciekawos´cia˛.

To była kuchnia, ogromna kuchnia z szafkami

po jednej stronie i solidnym de˛bowym stołem i kre-
densem po drugiej. Pod przeciwna˛ s´ciana˛ stały bły-
szcza˛ca biała kuchenka i jasne, zielonkawo-niebie-
skie, malowane re˛cznie szafki z czarnymi granito-
wymi blatami, na s´rodku zas´ znajdowała sie˛ wyspa
z cie˛z˙kim blatem do krojenia mie˛sa. Efekt był ols´nie-
waja˛cy.

Do licha, zawsze chciała miec´ taka˛ kuchnie˛. Na co

ona Oliverowi, skoro nie umie nawet ugotowac´ jajka?
Najwyraz´niej odziedziczył ja˛ po poprzednich włas´-
cicielach domku.

Ciekawos´c´ Kate wzrosła, kiedy weszła do naste˛pne-

go pomieszczenia. To był duz˙y, pomalowany na biało
salon z oknami wychodza˛cymi na ulice˛ i z drzwiami
prowadza˛cymi na ganek. Popatrzyła na olbrzymi ko-
minek, przed kto´rym stały dwie sofy, i wyobraziła
sobie Olivera lez˙a˛cego na jednej z nich i czytaja˛ce-
go ksia˛z˙ke˛ albo ogla˛daja˛cego telewizje˛.

Czy robił to sam?
Najwyraz´niej mieszka sam, bo gdyby było inaczej,

nie wysłałby jej tutaj z kluczami. To jednak jeszcze nie
znaczy, z˙e jest samotny. Czy w jego z˙yciu jest jakas´

39

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

kobieta? Ktos´, kto mu prasuje, gotuje i grzeje go
w zimowe wieczory?

Wyrzuciła te˛ mys´l z głowy. To nie jej sprawa. Nie

chciała, by to była jej sprawa. Jes´li Oliver ma ukocha-
na˛, powinna sie˛ z tego cieszyc´ ze wzgle˛du na niego.

Omiotła wzrokiem reszte˛ pokoju, regały uginaja˛ce

sie˛ pod ksia˛z˙kami, stary sko´rzany fotel i biurko, kto´re
pamie˛tała z gabinetu jego ojca w domu na wsi.

Stary zegar szafkowy stoja˛cy pod jedna˛ ze s´cian

głos´no tykał w ciszy. Nagle zabrze˛czał i zabił cztery
razy. Us´miechne˛ła sie˛. On ro´wniez˙ pochodził z domu
na wsi i jak zwykle wybijał nie te˛ godzine˛, kto´ra˛
powinien. Tym razem pokazywał jednak dobry czas,
sio´dma˛, i nagle poczuła gło´d.

Wro´ciła do kuchni, chca˛c znalez´c´ cos´ do jedzenia,

a wtedy drzwi nagle sie˛ otworzyły i do s´rodka wpadły
dwa psy.

Wystraszona cofne˛ła sie˛ pod s´ciane˛. W s´lad za

psami w kuchni pojawiła sie˛ kobieta o rudych włosach.
Na widok Kate zatrzymała sie˛ i patrzyła na nia˛z wyraz´-
na˛ ciekawos´cia˛.

– Och, witam. Czy jest Oliver?
– Nie. – Odepchne˛ła psy i wyprostowała sie˛. – Jes-

tem Kate...

– Wiem. Widziałam pania˛ na zdje˛ciach. Judy Fox.

Mieszkam obok. Opiekowałam sie˛ przez weekend
psami Olivera, włas´nie je przyprowadziłam. Przepra-
szam, z˙e tak wtargne˛łam. Mys´lałam, z˙e to Oliver
wro´cił. Zobaczyłam nieznane auto na podjez´dzie. Po-
mys´lałam, z˙e pewnie popsuł mu sie˛ samocho´d i przyje-
chał wozem z wypoz˙yczalni...

Czy to jest włas´nie ta kobieta? Ta z˙ywa trzydziesto-

40

CAROLINE ANDERSON

background image

kilkulatka o płomiennorudych włosach i chabrowych
oczach?

– Miał pilny telefon, wypadek w rodzinie.
– Czy cos´ sie˛ stało jego matce?
– Nie, bratowej.
– Julii?
– Zna ja˛ pani?
– Oczywis´cie. Co jej jest?
Kate wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Włas´ciwie nic mi nie powiedział.

Miałam tylko zasta˛pic´ go w przychodni, dopo´ki nie
wro´ci, bo musi sie˛ zaja˛c´ dziec´mi siostry. – Spojrzała na
psy. – Nie wspominał o nich.

– Podejrzewam, z˙e zapomniał – rozes´miała sie˛

Judy. – To mu sie˛ zdarza. Miał je oddac´ do hotelu dla
pso´w, ale tez˙ zapomniał. Dlatego ja sie˛ nimi zaje˛łam.
W zamian on przygarnie mojego kota, kiedy wyjade˛ na
sylwestra. Zatrzymałabym je dłuz˙ej, ale jutro rano
musze˛ jechac´ do Londynu. Mam nadzieje˛, z˙e Julii nic
nie be˛dzie. Zadzwonie˛ do niego po´z´niej.

Skierowała sie˛ do drzwi. Kate popatrzyła na nia˛

z przeraz˙eniem.

– Ale te psy... ja nie umiem...
– Alez˙ nauczy sie˛ pani, to proste. Czarna wabi sie˛

Jet, a ta druga Muffin. Jest kochana.

– Ale co im dawac´ do jedzenia i kiedy? I co

z wyprowadzaniem? Czy reaguja˛ na komendy?

Judy zno´w sie˛ rozes´miała.
– Niespecjalnie, chyba z˙e wydaje je Jonas. W kaz˙-

dym razie lepiej nie spuszczac´ ich ze smyczy, chyba z˙e
chce pani potem przez kilka godzin je łapac´. Moz˙na je
jednak bez obaw wypuszczac´ do ogrodu.

41

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– A jedzenie? – spytała słabym głosem.
– Miarka suchej karmy i po´ł puszki mie˛sa dwa razy

dziennie. Same sie˛ upomna˛, kiedy zgłodnieja˛. A teraz
juz˙ naprawde˛ musze˛ is´c´.

Zamkne˛ła za soba˛ drzwi, zostawiaja˛c dwa zdezo-

rientowane psy razem z oszołomiona˛ Kate. Biegały po
całym domu, we˛sza˛c za Oliverem. W kon´cu stane˛ły
przy tylnych drzwiach, skomla˛c z˙ałos´nie.

– Przykro mi, pieski – powiedziała i usiadła przy

stole kuchennym.

Muffin podbiegła do niej i połoz˙yła morde˛ na jej

kolanach. Jet biegała niespokojnie jeszcze przez kilka
minut, az˙ w kon´cu usiadła, nie odrywaja˛c wzroku od
drzwi.

– Co´z˙, wygla˛da na to, z˙e jestes´cie jego mroczna˛

tajemnica˛ – wymamrotała Kate.

Westchne˛ła. Oliver zawsze chciał miec´ psa. Psa,

domek z ro´z˙ami rosna˛cymi przy drzwiach i cała˛ gro-
madke˛ dzieci. Co´z˙, psy i domek juz˙ ma, ro´z˙e pewnie
tez˙. Pozostało tylko jedno marzenie do spełnienia.
Niech to licho.

Wstała, a psy momentalnie podbiegły do drzwi.
– Przykro mi, ale ja tylko szukam jedzenia – powie-

działa i zacze˛ła grzebac´ w szafkach.

Nic. To znaczy nic, z czego moz˙na by przygotowac´

posiłek. Zajrzała do lodo´wki, ale ta tez˙ była pusta.
W kon´cu za drzwiczkami kolejnej szafki znalazła
zamraz˙arke˛, a w niej gotowe potrawy z supermarketu:
curry i kurczak w sosie słodko-kwas´nym, boeuf Stro-
ganow, ryz˙... Co´z˙ za marnotrawstwo! Ma taka˛ wspa-
niała˛ kuchnie˛, a uz˙ywa tylko kuchenki mikrofalowej!

Jadła bez przyjemnos´ci. Czy Oliver naprawde˛ lubi

42

CAROLINE ANDERSON

background image

takie jedzenie, czy po prostu wcia˛z˙ nie umie gotowac´?
A moz˙e nie ma do tego serca? Łatwo to zrozumiec´.
Gotowanie tylko dla siebie jest s´miertelnie nudne.
Gotowe potrawy mogły byc´ ciekawym urozmaiceniem
jadłospisu, ale jak moz˙na je jes´c´ codziennie.

Zawsze martwiła sie˛, czy Oliver sobie radzi, ale

zawsze tez˙ wyobraz˙ała go sobie z kobieta˛, kto´ra o nie-
go dba. Najwidoczniej jednak w jego z˙yciu nie ma
z˙adnej kobiety.

Zadzwonił telefon.
– Halo?
– Kate? Tu Oliver.
Serce zabiło jej mocniej na dz´wie˛k jego głosu.
– Co z Julia˛?
– W porza˛dku. Chwile˛ temu zawiez´li ja˛ do sali

operacyjnej. Moja matka zaje˛ła sie˛ dziec´mi, a ja zo-
stane˛ przy Julii, dopo´ki nie be˛de˛ wiedział, z˙e wszystko
w porza˛dku. Steve stara sie˛ znalez´c´ jakies´ poła˛czenie,
ale na razie bez powodzenia. Podejrzewam, z˙e be˛dzie
tutaj najwczes´niej jutro w południe.

– A co z dzieckiem? – zapytała.
– Na razie dobrze. Julia nie miała dota˛d takich

problemo´w. A teraz ma wysokie cis´nienie, białko
w moczu, bo´l w nadbrzuszu i potworny bo´l głowy,
wie˛c moz˙e mo´wic´ o szcze˛s´ciu, z˙e unikne˛ła wylewu.
Ciesze˛ sie˛, z˙e do mnie zadzwoniła i nie dostała
ataku.

– Nie miała ataku?
– Nie. To nie wygla˛da z´le, dzie˛ki Bogu. Mogło byc´

o wiele gorzej. A u ciebie wszystko dobrze?

Kupiłes´ nasz domek! – chciała krzykna˛c´, ale ugryz-

ła sie˛ w je˛zyk.

43

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– Tak. Jakos´ sobie radze˛. Nie gotujesz, prawda?
Rozes´miał sie˛.
– Zgadłas´. Jest troche˛ rzeczy w zamraz˙arce.
– Wiem. Znalazłam. Poznałam tez˙ psy.
Na chwile˛ zapadła cisza.
– Ach, tak. Ja... zapomniałem ci o nich powiedziec´.

Przepraszam. Czy Judy je przyprowadziła?

– Tak – odparła Kate, zwalczaja˛c pokuse˛ zapytania

o nia˛. – Cały czas czekaja˛ na ciebie. Chociaz˙ nie. W tej
chwili bardziej czekaja˛ na kolacje˛.

Oliver rozes´miał sie˛.
– No tak. Nie przejmuj sie˛ nimi. Nie sprawia˛ ci

problemu. S

´

pia˛ w kuchni. Be˛da˛ pro´bowały wejs´c´ ci do

ło´z˙ka, ale nie pozwo´l na to. Zadzwonie˛, jes´li be˛de˛
wiedział cos´ nowego. Nie moge˛ złapac´ Petera, pewnie
wyjechał.

– Dobrze. Dzie˛ki za informacje. Pozdro´w ode mnie

Julie˛.

Odłoz˙yła słuchawke˛ i wro´ciła do kolacji. Psy zda-

wały sie˛ nia˛ o wiele bardziej zainteresowane niz˙ ona,
ale nie chciała, by sie˛ rozchorowały, wie˛c wyrzuciła
resztki do kosza na s´mieci. Zawiedzione usiadły przy
drzwiach, wpatruja˛c sie˛ w nie z˙ałos´nie.

Wiedziała, co czuja˛. Dom wydawał sie˛ pusty bez

Olivera. Zastanawiała sie˛, kiedy wro´ci. Nie tej nocy, to
na pewno. Postanowiła znalez´c´ sobie ło´z˙ko.

– Co jest na go´rze, pieski? – spytała.
Wbiegły na schody i zaczekały na nia˛ na podes´cie.
Drzwi na wprost były otwarte i prowadziły do

łazienki. Drzwi obok – do pokoju, kto´ry musiał znaj-
dowac´ sie˛ nad kuchnia˛. To był duz˙y poko´j z błysz-
cza˛cym mahoniowym ło´z˙kiem, kto´re pamie˛tała z do-

44

CAROLINE ANDERSON

background image

mu na wsi. Ona i Oliver spe˛dzili w nim wiele szcze˛s´-
liwych nocy. Na jego widok zaschło jej w gardle.

Stało naprzeciwko okna i musiał sie˛ z niego rozcia˛gac´

cudowny widok na ogro´d. Wyobraziła sobie, jak przyje-
mnie lez˙y sie˛ tutaj rano z filiz˙anka˛ herbaty w dłoni.

To była najwyraz´niej jego sypialnia. Psy od razu

połoz˙yły sie˛ na ło´z˙ku, udaja˛c niewinia˛tka.

– Marzy wam sie˛ – powiedziała, po czym wyszła

z pokoju, postanawiaja˛c sprawdzic´, co jest za pozo-
stałymi drzwiami.

Za pierwszymi znajdował sie˛ malutki pokoik, naj-

wyraz´niej słuz˙a˛cy za cos´ w rodzaju składu. Za drugi-
mi... Co´z˙, to zdaje sie˛ ro´wniez˙ jakas´ komo´rka. Pełno
tam było mebli i pudeł. Domys´lała sie˛, z˙e to rzeczy
przywiezione po s´mierci ojca z domu na wsi, bo
rozpoznała komode˛ i stary materac.

Nie było jednak drugiego ło´z˙ka. Odwro´ciła sie˛

i spojrzała w kierunku sypialni. Wygla˛dało na to, z˙e
jedyne ło´z˙ko w całym domu stoi włas´nie tam.

No co´z˙. Przynajmniej jest w niej ciepło, poniewaz˙

znajduje sie˛ nad kuchnia˛. Zrezygnowana zeszła na do´ł
i nastawiła wode˛. Oliver na pewno dzis´ nie wro´ci, wie˛c
problemu ze spaniem nie be˛dzie. A poza tym to tylko
na razie.

Zrobiła herbate˛, wzie˛ła ja˛ do salonu i zrozumiała

nagle, dlaczego jest w nim kominek. W salonie było po
prostu o wiele chłodniej niz˙ w kuchni. Bez wa˛tpienia
moz˙na by rozpalic´, ale znaja˛c jej szcze˛s´cie, zadymiła-
by cały dom. Jednak na jednej z kanap lez˙ał koc.
Narzuciła go na ramiona, wtuliła sie˛ w ro´g kanapy
z kubkiem herbaty i pilotem w re˛ce i przez chwile˛
zmieniała w telewizorze kanały.

45

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Stopniowo jednak zimno zacze˛ło wnikac´ w jej ko-

s´ci, a telewizja przestała ja˛ interesowac´. Nawet psy ja˛
opus´ciły, wola˛c ciepło kuchni.

Poza tym jest juz˙ po dziesia˛tej, a ona musi wstac´

wczes´nie. Zrobiła sobie jeszcze herbaty, podczas gdy
psy biegały po ogrodzie, po czym zwabiła je do do-
mu kawałkiem ciastka, zamkne˛ła w kuchni i poszła
na go´re˛.

Kilka minut po´z´niej zaszyła sie˛ w ło´z˙ku otoczona

zapachem wody po goleniu Olivera i subtelna˛ wonia˛
jego ciała, tak kochana˛ i znajoma˛.

Przestan´, upomniała sama˛ siebie. Przejrzała pismo

medyczne, kto´re znalazła na podłodze przy ło´z˙ku,
wypiła herbate˛, zgasiła s´wiatło, otuliła sie˛ kołdra˛ i za-
mkne˛ła oczy. Nie powinna mys´lec´ ani o nim, ani o tych
wszystkich razach, kiedy sie˛ kochali w tym ło´z˙ku.

Wiele było tych razy, a kaz˙dy z nich wyja˛tkowy.

Wyczuwała zapach ciała Olivera, niemal czuła go
obok siebie, słyszała jego głos, czuła dotyk ra˛k...

Nie mys´l o tym. Nie przywołuj tego. Po prostu s´pij.
Kilka minut po´z´niej poczuła, z˙e jej ciało robi sie˛

cie˛z˙kie, i pochłone˛ła ja˛ łagodna ciemnos´c´ snu.

W gruncie rzeczy Oliver był zadowolony, z˙e moz˙e

czuwac´ przy Julii. Dzie˛ki temu miał czas, by przemys´-
lec´ wydarzenia ostatniego weekendu.

Nie mo´gł uwierzyc´, z˙e Kate była na konferencji, z˙e

zobaczył ja˛ znowu po pie˛ciu latach naprzykrzania sie˛
jej matce. Nie z˙eby to odniosło jakis´ skutek. Nie zdołał
nawet ustalic´, dlaczego go opus´ciła. Zastanawiał sie˛
teraz, jak to sie˛ ma do tego, co wydarzyło sie˛ pomie˛dzy
nimi w pia˛tkowy wieczo´r w hotelu.

46

CAROLINE ANDERSON

background image

Miał poczucie winy, ale niewielkie. W kaz˙dym razie

ona powinna miec´ wie˛ksze po tym, jak go opus´ciła...

Ale to jeszcze nie koniec. Tym razem nie zniszczy

tego, co jest mie˛dzy nimi. Nakłoni ja˛ do zwierzen´
i uporaja˛ sie˛ z tym problemem we dwoje, cokolwiek
nim jest. Wszystko jeszcze be˛dzie dobrze.

Dziwnie było mys´lec´ o tym, z˙e Kate jest teraz

w jego domu, s´pi w jego ło´z˙ku. Pragna˛ł byc´ z nia˛, ale
najpierw musi nabrac´ pewnos´ci, z˙e wszystko w po-
rza˛dku z bratowa˛ i spotkac´ sie˛ ze Steve’em.

Mine˛ły godziny, zanim Julia otworzyła oczy.
– Oliver? – wyszeptała.
Us´cisna˛ł jej re˛ke˛.
– W porza˛dku. Dziecku nic nie jest. Masz co´reczke˛.
W jej oczach pojawiły sie˛ łzy.
– Steve powinien tu byc´ – poskarz˙yła sie˛.
– Jest juz˙ w Anglii, niedawno z nim rozmawiałem.

Wkro´tce tu be˛dzie.

Popatrzyła na niego badawczo.
– Gdzie jest moja co´reczka?
– Na intensywnej terapii. Jest malutka, wie˛c musza˛

uwaz˙ac´. Oddycha sama i czuje sie˛ dobrze.

– Powinnam ja˛ nakarmic´.
– Powinnas´ odpocza˛c´.
– Ale dadza˛ jej mleko w proszku.
– Nie. Powiedziałem im, z˙e sobie tego nie z˙yczysz.

Dadza˛ jej mleko naturalne z banku mleka.

Przez chwile˛ odpoczywała, potem zno´w otworzyła

oczy.

– Czy moge˛ ja˛ zobaczyc´?
– Tak. Jest s´liczna. Przyniosa˛ ci ja˛. Czy mam ich

powiadomic´, z˙e sie˛ obudziłas´?

47

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Skine˛ła głowa˛.
– Chce˛ ja˛ potrzymac´.
– Dobrze.
Zawołał piele˛gniarke˛. Przyszła do Julii z us´mie-

chem na ustach.

– Czy chce pani zobaczyc´ co´reczke˛?
Zanim Julia zda˛z˙yła odpowiedziec´, drzwi otworzy-

ły sie˛ i stana˛ł w nich Steve. Miał zmartwiona˛ mine˛.

– Kochanie! – wykrzykna˛ł i usiadłszy na brzez˙ku

ło´z˙ka, przytulił ja˛ ostroz˙nie.

– Wro´ce˛ za kilka minut – powiedziała piele˛gniarka.
Wieki całe mine˛ły, zanim Steve oderwał sie˛ od Julii

i spojrzał na Olivera. Jego oczy były pełne łez.

– Jakie wies´ci?
– Masz co´rke˛.
Us´miechna˛ł sie˛.
– Dzie˛ki Bogu. Julia zagroziła, z˙e mnie zabije, jes´li

to be˛dzie kolejny chłopak.

– Wie˛c ocaliłes´ sko´re˛.
– Widziałes´ ja˛?
Oliver usłyszał w głosie brata nutke˛ niepokoju.
– Nic jej nie jest – pospieszył z zapewnieniem.
– To dobrze. A co z dziec´mi?
– Jest z nimi mama. Pomys´lelis´my, z˙e tak be˛dzie

najpros´ciej.

Steve skina˛ł głowa˛.
– Pojade˛ tam zaraz. A ty lepiej idz´ spac´.
Otworzył usta, by wyjas´nic´, z˙e nie musi sie˛ spie-

szyc´, ale w ostatniej chwili sie˛ rozmys´lił. Nie mo´gł im
powiedziec´, z˙e spotkał Kate i z˙e ona jest teraz w jego
domu. Mieliby zbyt wiele pytan´ – wie˛cej niz˙ byłby
w stanie znies´c´, a oni i tak maja˛ co s´wie˛towac´.

48

CAROLINE ANDERSON

background image

– Masz racje˛, nic tu po mnie. Us´ciskaj ode mnie

mała˛.

Poklepał brata po ramieniu, pocałował Julie˛ w poli-

czek i opus´cił szpital. Była juz˙ prawie czwarta rano.
Miał przed soba˛ po´łgodzinna˛ jazde˛ do domu.

A w jego ło´z˙ku jest Kate.

– Katie?
Mrukne˛ła cos´ przez sen. Pochylił sie˛ nad nia˛. W kaz˙-

dej chwili mo´gł ja˛ pocałowac´...

– Katie, obudz´ sie˛.
Ciepła, mocna dłon´ zacisne˛ła sie˛ na jej ramieniu

i potrza˛sne˛ła nia˛ delikatnie.

– Oliver?
– A spodziewałas´ sie˛ kogos´ innego?
– Nikogo, wliczaja˛c w to ciebie – odparła, siadaja˛c.
Z

˙

ałowała, z˙e jej koszula nocna nie jest odrobine˛

mniej przes´wituja˛ca. Na szcze˛s´cie nie zapalił lampy,
tylko zostawił otwarte drzwi. Wpadało przez nie s´wiat-
ło z korytarza, skrywaja˛c ło´z˙ko w cieniu. Podcia˛gne˛ła
kołdre˛ pod brode˛ i odgarne˛ła włosy z oczu.

– Co sie˛ stało? – spytała. – Dlaczego jestes´ tutaj?
– Steve przyjechał wczes´niej, niz˙ sie˛ spodziewałem.

Julia czuje sie˛ dobrze, nic jej nie grozi i maja˛ s´liczna˛
co´reczke˛. Jest pie˛kna, Katie – wyszeptał. – Cudowna.

– Były jakies´ komplikacje? – spytała, nie chca˛c

mys´lec´ o tym, jak cudowna jest ta co´reczka.

– Nie. Jest malutka, ale silna i oddycha samodziel-

nie. – Urwał i spojrzał na nia˛. – Czy masz cos´ przeciw-
ko dzieleniu ze mna˛ ło´z˙ka? Naprawde˛ nie mam nic
złego na mys´li. Po prostu mam przed soba˛ tylko dwie
i po´ł godziny snu i nie chce mi sie˛ juz˙ walczyc´ z kanapa˛

49

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

na dole. Poza tym w domu jest zimno. Dlaczego nie
wła˛czyłas´ ogrzewania?

– Nie wiedziałam, z˙e w ogo´le tu jest jakies´ ogrze-

wanie – odparła. – Zapomniałes´ o tym wspomniec´,
podobnie jak o psach i o tym, z˙e jest tylko jedno ło´z˙ko.

– Przepraszam. Byłem pochłonie˛ty innymi sprawa-

mi. Wie˛c moge˛ sie˛ tu połoz˙yc´, czy mam spac´ z psami
w kuchni?

Przesune˛ła sie˛, robia˛c mu miejsce obok siebie.
– Tylko z˙adnych powto´rek pia˛tkowego wieczoru

– zastrzegła.

– Dobrze. – Rozebrał sie˛, zostawiaja˛c na sobie

jedynie bokserki, po czym połoz˙ył sie˛ obok niej.

Je˛kne˛ła i odsune˛ła sie˛ od niego.
– Dobranoc – powiedziała.
– S

´

pij dobrze – wymruczał, ale ułoz˙ył sie˛ zbyt

blisko, by mogła od razu zasna˛c´. Pragnienie przytule-
nia sie˛ do niego było wszechogarniaja˛ce.

Jego ramie˛ otoczyłoby ja˛ w talii, a ich ciała ułoz˙yły-

by sie˛ jak łyz˙eczki. Jak wiele nocy tak przespali?
Trzysta szes´c´dziesia˛t pie˛c´ razy trzy i troche˛.

Ponad tysia˛c. Pewnie jakies´ tysia˛c dwies´cie.
Zasne˛ła, zanim doprowadziła obliczenia do kon´ca,

a potem po trochu przysuwała sie˛ we s´nie do niego, az˙
w kon´cu ich ciała sie˛ zetkne˛ły. Wo´wczas otoczył ja˛
ramieniem, wpatruja˛c sie˛ w ciemnos´c´. To była najsłod-
sza z tortur i bez wa˛tpienia oberwie mu sie˛ za to rano,
ale było mu tak przyjemnie...

50

CAROLINE ANDERSON

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Kate obudził dzwonek telefonu. Przez chwile˛ lez˙ała

bez ruchu, sen powoli odchodził.

Oliver siedział na drugim kon´cu ło´z˙ka, ze słuchaw-

ka˛ przy uchu. Przewro´ciła sie˛ na plecy, patrza˛c na
niego.

– Tak, wro´ciłem. To była bardzo ciekawa kon-

ferencja. Moja bratowa Julia miała kłopoty ze zdro-
wiem, ale juz˙ jest wszystko w porza˛dku. Spałem tylko
dwie godziny, ale niedługo be˛de˛.

Przez chwile˛ milczał i usłyszała czyjs´ głos po dru-

giej stronie. Cokolwiek ten ktos´ powiedział, Oliver nie
był tym zachwycony. Westchna˛ł i przebiegł dłonia˛ po
włosach.

– Grypa? Nie z˙artuj. On nie moz˙e teraz chorowac´,

Peter. Juz˙ i tak jest nas za mało po wyjez´dzie Anne
do Australii. Nie moz˙emy zajmowac´ sie˛ prawie dzie-
wie˛cioma tysia˛cami pacjento´w tylko we dwo´ch. To
s´mieszne.

Słuchał przez chwile˛, po czym odwro´cił głowe˛

i wpatrzył sie˛ w zamys´leniu w Kate.

– Moz˙e uda sie˛ znalez´c´ jakies´ rozwia˛zanie – wyma-

mrotał. – Zadzwonie˛ do ciebie za pie˛c´ minut.

Rozła˛czył sie˛, nie odrywaja˛c od niej wzroku. Ogar-

ne˛ły ja˛ złe przeczucia.

– O co chodzi? – spytała nieufnie.
– Powiedział, z˙e musze˛ znalez´c´ zaste˛pstwo.

background image

– Nie rozumiem, dlaczego tak na mnie patrzysz?

Zgodziłam sie˛ na zaste˛pstwo, ale to był nagły wypa-
dek...

– To tez˙ jest nagły wypadek. Naprawde˛ nie mamy

wyjs´cia, Kate.

Ale to co innego, bo ty tu cały czas be˛dziesz...
– Nie ma mowy – zdecydowała, odrzucaja˛c kołdre˛

i zwieszaja˛c nogi z ło´z˙ka. – Zasta˛pie˛ cie˛ tylko dzisiaj
i tylko dlatego, z˙e chce˛ dac´ ci czas na pozbieranie sie˛,
a poza tym uwaz˙am, z˙e po dwo´ch godzinach snu
moz˙esz stanowic´ zagroz˙enie.

Wstała, za po´z´no przypominaja˛c sobie, z˙e jej koszu-

la nocna jest kro´tka i przes´wituja˛ca, i z uniesiona˛głowa˛
skierowała sie˛ do łazienki.

Bardzo ładna łazienka, zauwaz˙yła. Najlepsza˛ rzecza˛

w niej był prysznic, kto´ry pomo´gł jej zmyc´ resztki snu,
przywracaja˛c ja˛ do z˙ycia.

Wytarła sie˛ duz˙ym, grubym re˛cznikiem, kto´ry wi-

siał na kaloryferze, umyła ze˛by i wro´ciła do sypialni.

– Twoja kolej – powiedziała.
Bez słowa opus´cił poko´j. Kilka chwil po´z´niej usły-

szała zduszone przeklen´stwo.

– Czy naprawde˛ musiałas´ zuz˙yc´ cała˛ ciepła˛ wode˛?

– krzykna˛ł.

Us´miechne˛ła sie˛ zawstydzona i włoz˙yła spodnie.
– Przepraszam!
Wymruczał cos´, czego nie zrozumiała, ale mogła sie˛

domys´lic´. Ubrała sie˛ do kon´ca i zeszła na do´ł. Psy
czekały przy drzwiach. Wypus´ciła je na dwo´r, po czym
nastawiła wode˛.

Oliver był na dole, zanim woda sie˛ zagotowała.

Spojrzał na nia˛ z ukosa.

52

CAROLINE ANDERSON

background image

– Ide˛ na spacer z psami – rzucił, po czym wzia˛ł

smycze, otworzył tylne drzwi, zagwizdał i wyszedł.

– Dzie˛kuje˛, z che˛cia˛ napije˛ sie˛ herbaty – powie-

działa do siebie i napełniła dzbanek. Jes´li wro´ci, moz˙e
sie˛ napic´. O ile jeszcze cos´ zostanie.

Otoczyła dłon´mi kubek i zanurzyła w nim nos,

grzeja˛c sie˛ przy kuchence. Nic dziwnego, z˙e psy lubia˛
tu lez˙ec´. Ona, niestety, nie moz˙e, musi pracowac´ razem
z Oliverem przez cały dzien´. Na sama˛ mys´l o tym
dostawała ge˛siej sko´rki. Cała nadzieja w tym, z˙e be˛da˛
zbyt zapracowani, by sie˛ widziec´.

Popatrzyła na zegarek. Sio´dma trzydzies´ci. Na dwo-

rze wcia˛z˙ jest ciemno, a on szwenda sie˛ gdzies´ z psami.

To jest troche˛ nie w porza˛dku, poniewaz˙ potem

oboje wyjda˛ do pracy, a zwierze˛ta pozostana˛ same
w domu przez cały dzien´. Była zdziwiona, z˙e je ma.
Zawsze mo´wił o nich, jakby były cze˛s´cia˛ jego pakietu
rodzinnego: psy, dzieci i szcze˛s´cie. Moz˙e jest samotny
i powinna sie˛ cieszyc´, z˙e ma przynajmniej psy do
towarzystwa, ale po prostu było jej ich z˙al.

Drzwi otworzyły sie˛. Wro´cił. Psy były mokre, za-

błocone i odraz˙aja˛co radosne. Spojrzała na nie z obrzy-
dzeniem. To, z˙e jest jej ich z˙al, nie oznacza jeszcze, z˙e
moz˙e spokojnie patrzec´ na zabłocona˛ podłoge˛.

Jet potoczyła swoja˛ miske˛ do sto´p Olivera, po czym

usiadła, merdaja˛c ogonem i patrza˛c na niego błagalnie.

– Wiem, czas na s´niadanie. Mnie tez˙ burczy

w brzuchu.

Nakarmił psy, a potem umył re˛ce, przygla˛daja˛c sie˛

Kate przez ramie˛.

– Dobrze sie˛ czujesz?
– Dobrze, ale ja spałam cała˛ noc.

53

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– Jakos´ przez˙yje˛ – odrzekł na jej milcza˛ce pytanie.

– Czy zostało choc´ troche˛ herbaty?

Napełniła mu kubek.
– Na dworze mroz´no, wieje wiatr, a ja zapom-

niałem re˛kawiczek. Masz ochote˛ na grzanki?

Skine˛ła głowa˛, a potem, powstrzymuja˛c us´miech,

przygla˛dała sie˛, jak Oliver masakruje chleb. Nigdy nie
umiał ro´wno kroic´ pieczywa. Zerkna˛ł na nia˛ spod oka,
po czym przyznał:

– Dobrze, juz˙ dobrze, wiem, z˙e ty zrobiłabys´ to

lepiej.

– Całe szcze˛s´cie, z˙e opiekasz je w kuchence. Nie

zmies´ciłyby sie˛ do tostera – zakpiła.

Wzruszył ramionami.
– A jak mys´lisz, czemu ja˛ kupiłem?
Zaskoczył ja˛. Była przekonana, z˙e kuchenka była

juz˙ w domu, kiedy go kupował.

– Zawsze powtarzałes´, z˙e taka kuchenka jest droga

i nieprzydatna.

– Tylko z˙e jest droga.
Spojrzała na kuchnie˛ nowymi oczami.
– Wie˛c ty to wszystko urza˛dziłes´?
– Tak. Oryginalna kuchnia była malutka. Powie˛k-

szyłem ja˛. Teraz jest znacznie lepiej.

– Teraz jest pie˛knie – przyznała, a on us´miechna˛ł

sie˛.

– Dzie˛kuje˛. Ciesze˛ sie˛, z˙e ci sie˛ podoba.
Przerwał i cos´ niewypowiedzianego zawisło w po-

wietrzu. Przez dłuz˙sza˛ chwile˛ stali, patrza˛c na siebie.
Dopiero nieznaczny swa˛d spalenizny sprawił, z˙e czar
prysł.

– Do licha – mrukna˛ł, przewro´cił grzanke˛ i ode-

54

CAROLINE ANDERSON

background image

tchna˛ł. – Chyba uda nam sie˛ ja˛ uratowac´. – Zdrapał
przypalone kawałki do zlewu.

Ile razy zdarzyło im sie˛ przypalic´ grzanki w czasie

trwania ich małz˙en´stwa? Zbyt wiele, by o tym mys´lec´,
zdecydowała, sie˛gaja˛c po no´z˙.

Posmarowali grzanki masłem i zjedli, stoja˛c obok

siebie. Potem Oliver wytarł palce i spojrzał na zegarek.

– Lepiej juz˙ chodz´my. Musze˛ jeszcze oprowadzic´

cie˛ po przychodni. Czy masz torbe˛ lekarska˛?

Skine˛ła głowa˛.
– Jest w samochodzie. Zawsze ja˛ mam przy sobie.
– Dobrze. Pojedziemy moim autem.
Kate wyje˛ła torbe˛ z bagaz˙nika i wspie˛ła sie˛ na

siedzenie dla pasaz˙era. Musiała sie˛ wspia˛c´, poniewaz˙
Oliver miał samocho´d terenowy z nape˛dem na cztery
koła. Gippingham lez˙y w sercu Suffolk. Nie pada tu
cze˛sto s´nieg, ale jes´li juz˙ pada, łatwo sie˛ w nim
zakopac´.

Zapinaja˛c pas, us´wiadomiła sobie, z˙e prawie nic nie

wie o przychodni, wie˛c poprosiła, by opowiedział
o niej po drodze.

– Co´z˙, jest nas czworo: Peter Abraham, kto´rego

znasz i kto´ry jest naszym szefem, David Hunter, to
ten z grypa˛, Anne Roach, Australijka, kto´ra wyszła
za miejscowego farmera i zamieszkała tu dwa lata
temu, no i ja.

Odwro´cił sie˛, sprawdzaja˛c, czy nic nie nadjez˙dz˙a

z boku, po czym skre˛cił na droge˛.

– Leczymy ponad dziewie˛c´ tysie˛cy pacjento´w. Za-

trudniamy cztery recepcjonistki, sekretarke˛, dwie pie-
le˛gniarki przyuczone, piele˛gniarke˛ s´rodowiskowa˛, po-
łoz˙na˛ i dwie piele˛gniarki społeczne. Mamy nawał

55

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

pracy, jest duz˙o młodych ludzi, kto´rzy mieszkaja˛ na
osiedlach woko´ł miasta, dlatego tez˙ buduje sie˛ teraz na
dole nowa˛przychodnie˛. Nie be˛dzie połoz˙ona tak blisko
mojego domu jak ta, ale ułatwi z˙ycie starszym pacjen-
tom, kto´rzy dota˛d musieli sie˛ wspinac´ na wzgo´rze,
z˙eby do nas dotrzec´. A poza tym be˛dzie tam wie˛cej
miejsc parkingowych – dodał, skre˛caja˛c w uliczke˛
obok przychodni i zatrzymuja˛c samocho´d na wyzna-
czonym stanowisku. – Chodz´my. Pierwsi pacjenci
zjawia˛ sie˛ juz˙ za kilka minut, a ja musze˛ ci jeszcze
wszystko pokazac´.

Poprowadził ja˛ do bocznych drzwi, a potem koryta-

rzem do recepcji. Peter juz˙ tam był. Na ich widok
unio´sł brwi i powoli wstał.

– Nie wiem, czy pamie˛tasz... – zacza˛ł Oliver.
– Kate! Oczywis´cie, z˙e pamie˛tam. Nie masz poje˛-

cia, jak sie˛ ciesze˛, z˙e cie˛ widze˛.

Us´ciskał ja˛ serdecznie. Us´miechne˛ła sie˛, odrobine˛

zaskoczona tak wylewnym powitaniem.

– Tez˙ sie˛ ciesze˛, z˙e cie˛ widze˛.
– Co cie˛ sprowadza w te strony?
Wzruszyła ramionami.
– Konferencja. Spotkałam na niej Olivera. Gdy

Julia zachorowała, zgodziłam sie˛ go zasta˛pic´. Wro´cił
dzis´ rano, wie˛c w kon´cu nie było takiej potrzeby, ale
wtedy zadzwoniłes´ ty i powiedziałes´ mu, z˙eby załatwił
zaste˛pstwo, jes´li sie˛ uda.

– I zgłosiłas´ sie˛ na ochotnika?
– Niezupełnie. Raczej zostałam wcielona siła˛, ale

tylko na jeden dzien´.

– Na jeden dzien´? Miałem nadzieje˛, z˙e na troche˛

dłuz˙ej. Oczywis´cie masz pewnie własne plany... Co´z˙,

56

CAROLINE ANDERSON

background image

niezalez˙nie od tego, czy na godzine˛, czy na dzien´,
przyda nam sie˛ pomoc. Oliverze, czy byłbys´ tak dobry
i przydzielił jej jakis´ gabinet i zapoznał ze sprawami
papierkowymi? Włas´nie pro´buje˛ dodzwonic´ sie˛ do
z˙ony Davida.

– Oczywis´cie. Przydziele˛ jej gabinet Davida, do-

brze?

Peter skina˛ł głowa˛, naciskaja˛c juz˙ przyciski telefo-

nu. Kate poda˛z˙yła za Oliverem. Przeszli przez pusta˛
poczekalnie˛, kto´ra była tak mała, z˙e Kate przestała sie˛
dziwic´, z˙e planuja˛ przeprowadzke˛.

– To jest toaleta, to gabinet zabiegowy, to gabinet

Petera, to mo´j, a to Davida – mo´wił Oliver, prowadza˛c
ja˛ wa˛skim korytarzem. – Czuj sie˛ jak u siebie w domu.
Zakładam, z˙e umiesz posługiwac´ sie˛ komputerem?

– Nie, wcia˛z˙ pisze˛ rysikiem na tabliczce – mruk-

ne˛ła do siebie, głos´no zas´ powiedziała: – Oczywis´cie,
z˙e tak.

– Chciałem sie˛ tylko upewnic´ – odparł. – Twoja

drukarka została przystosowana do drukowania recept
i jest prosta w obsłudze. Jedyna˛ dodatkowa˛ rzecza˛,
kto´ra˛ tu mamy, jest system alarmowy. Gdy nacis´niesz
,,Ctrl’’ i ,,P’’, zapala˛ sie˛ s´wiatełka na monitorach
naszych komputero´w, a wtedy przybiegniemy. To na
wypadek problemo´w z pacjentami.

– Mo´j prywatny alarm – zaz˙artowała. – Dzie˛kuje˛.

Mam nadzieje˛, z˙e nie be˛de˛ go potrzebowała.

– Tez˙ mam taka˛ nadzieje˛. Mo´j gabinet jest obok,

w razie czego krzyknij.

– Dzie˛kuje˛.
Zostawił ja˛ i Kate spe˛dziła kilka minut na zapoz-

nawaniu sie˛ z oprogramowaniem.

57

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Włas´nie patrzyła na zegarek, kiedy do jej gabinetu

zajrzał Oliver.

– Pierwszy pacjent za trzy minuty. Chodz´ po kawe˛

i karty pacjento´w.

– Kawe˛? Tak wczes´nie?
– Zdecydowanie – odparł. – Nie rozpoczynamy

dnia bez kawy. Przy okazji: be˛dziemy na ciebie mo´wic´
doktor Kate.

Skine˛ła głowa˛. Nie pomys´lała, z˙e to jego rodzinne

miasteczko i wielu ludzi musi wiedziec´, z˙e jest z˙onaty.
Byłoby kre˛puja˛ce dla niego, gdyby jego pacjenci mys´-
leli, z˙e wro´ciła.

– Moz˙e byc´ doktor Kate – zgodziła sie˛. – Czy

jeszcze czegos´ powinnam byc´ s´wiadoma?

Potrza˛sna˛ł głowa˛. Przeszli razem przez poczekal-

nie˛. Us´miechna˛ł sie˛ do pacjento´w i powiedział:

– Dzien´ dobry pan´stwu.
– Dzien´ dobry, panie doktorze – odrzekli cho´rem

i Kate poczuła na sobie ich zaciekawione spojrzenia.

– Znajomos´c´ tej kombinacji liczb moz˙e sie˛ przydac´

– stwierdziła, przygla˛daja˛c sie˛ zamkowi szyfrowemu
na drzwiach, przez kto´re weszli.

– Jeden, pie˛c´, trzy, a potem ro´wnoczes´nie dwa

i osiem.

– Jeden z tych łatwych do zapamie˛tania numero´w

– powiedziała z cierpkim us´miechem.

– Prosze˛, oto kawa zaparzona przez Mandy, a to

karty twoich pacjento´w. Nacis´nij guzik na biurku, by
wezwac´ pacjenta, a jes´li to nie poskutkuje, wyjdz´ po
niego. Niekto´rzy ze starszych sa˛ troche˛ uparci i wyma-
gaja˛ osobistego wezwania.

Nie usłyszała przygany w jego głosie, raczej pobłaz˙-

58

CAROLINE ANDERSON

background image

liwos´c´ dla hołduja˛cych starym przyzwyczajeniom
mieszkan´co´w, ws´ro´d kto´rych dorastał. Kate ogarna˛ł
z˙al. Od dawna mogła juz˙ byc´ członkiem tego zespołu,
znac´ ten teren i pacjento´w tak dobrze, jak jej koledzy.
Od rozstania z Oliverem miała wraz˙enie, jakby była
pozbawiona korzeni.

Straszne uczucie.
Wzie˛ła karty oraz kawe˛ i poszła do gabinetu Davida.

Wypiła łyk kawy, przejrzała pobiez˙nie karty i nacis-
ne˛ła guzik, wzywaja˛c pierwszego pacjenta.

Oliver jakos´ przetrwał swo´j dyz˙ur.
Byc´ moz˙e to kawa Mandy podtrzymała go przy

z˙yciu, a moz˙e to głos Kate, kto´ry słyszał od czasu do
czasu, kiedy drzwi były otwarte; w kaz˙dym razie jakos´
udało mu sie˛ wytrzymac´ do samego kon´ca. Dopiero
wtedy sie˛ poddał.

– Mandy, musze˛ sie˛ zdrzemna˛c´. Ile mam dzis´

wizyt?

– Trzy. Dwo´ch pacjento´w mieszka obok siebie.
– Pojade˛ do nich. Mogłabys´ trzeciego dac´ Peterowi

i powiedziec´, z˙e potem sie˛ rozliczymy? Musze˛ sie˛
troche˛ przespac´. Wro´ce˛ na dyz˙ur w poradni dla kobiet
w cia˛z˙y.

– Dobrze. Aha, dzwonił two´j brat. Powiedział, z˙e

wszystko w porza˛dku i dzie˛kuje. Stan dziecka znacznie
sie˛ poprawił.

Us´miechna˛ł sie˛ ze znuz˙eniem.
– To dobrze. Po´z´niej do niego zadzwonie˛. Zajmij

sie˛ Kate.

– Dobrze.
Zabrał karty pacjento´w i skierował sie˛ do wyjs´cia,

59

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

ignoruja˛c zamys´lone spojrzenie Mandy. Umierała
z ciekawos´ci, kim jest Kate, ale czekała na włas´ciwy
moment, by o nia˛ zapytac´.

Oba przypadki okazały sie˛ proste. Najpierw poje-

chał do starszej pani, kto´ra chorowała na z˙oła˛dek,
i przepisał jej sole nawadniaja˛ce w saszetkach. Potem
odwiedził me˛z˙czyzne˛ chorego na grype˛. Oboje pora-
dziliby sobie bez niego, ale byli samotni i wizyta
lekarza dawała im poczucie, z˙e ktos´ o nich dba.

Jechał do domu, czuja˛c sie˛ bardziej wyczerpany, niz˙

mo´gł to spowodowac´ brak snu, i zastanawiał sie˛, co
be˛dzie, jes´li na staros´c´ zostanie sam.

Wjechał na podjazd, zaparkował przy samochodzie

Kate i wszedł do domu, witaja˛c sie˛ z psami.

– Czołem, pieski. Chcecie wyjs´c´?
Spojrzały na drzwi, a potem na niego i gdy zro-

zumiały, z˙e chce je tylko wypus´cic´, a nie wyjs´c´ z nimi
na spacer, połoz˙yły sie˛ obok kuchenki.

– Jak sobie chcecie – powiedział ze znuz˙eniem

i poszedł na go´re˛ do sypialni.

Na ło´z˙ku lez˙ała koszula nocna jego z˙ony. Przypo-

mniał sobie, jak Kate siedziała w niej rano na jego
ło´z˙ku i mimo zme˛czenia poczuł przypływ poz˙a˛dania.

Nie chciał tego. Usiadł na brzez˙ku ło´z˙ka, rozebrał

sie˛ i połoz˙ył na wznak, nacia˛gaja˛c na siebie kołdre˛.

Pozostał w niej zapach Kate.
Zamruczał, wtulił twarz w poduszke˛ i westchna˛ł

głe˛boko. Niech to licho. Pragna˛ł jej, i to nie tylko
fizycznie.

Pragna˛ł, by zawsze juz˙ z nim była, i miał straszliwe

przeczucie, z˙e to nigdy nie nasta˛pi.

60

CAROLINE ANDERSON

background image

– Kate?
Spojrzała na Mandy, kto´ra weszła do jej gabinetu,

i us´miechne˛ła sie˛.

– Czes´c´. Dzie˛kuje˛ za kawe˛. Co dalej?
– Co´z˙, nie byłoby juz˙ nic – odparła recepcjonistka

– ale Oliver poszedł do domu pospac´, Peter ma wizyty
domowe, a włas´nie dzwoniła z˙ona Davida, Faith. Po-
wiedziała, z˙e to nie wygla˛da na grype˛. Miała zmart-
wiony głos.

– Czy ona nie jest jedna˛ z tych oso´b, kto´re prze-

jmuja˛ sie˛ byle czym? – spytała Kate.

– Nie. To bardzo praktyczna, rozsa˛dna kobieta. Nie

jest lekarka˛, ale nie jest tez˙ głupia i jes´li powiedziała,
z˙e to nie wygla˛da na grype˛, jestem skłonna jej wierzyc´.
Czy mogłabys´ go zbadac´? Mieszkaja˛ u sto´p wzgo´rza.

– Oczywis´cie. Czy potrzebny mi be˛dzie samo-

cho´d? Zostawiłam go przed domem Olivera.

Mandy potrza˛sne˛ła głowa˛.
– Nie. To naprawde˛ niedaleko. Zaraz za kos´ciołem.

Biały dom z zielonymi okiennicami. Trudno go prze-
gapic´.

Faktycznie, Kate nie miała najmniejszych trudnos´ci

ze znalezieniem domu Faith i Davida. Gdy weszła na
dro´z˙ke˛, drzwi sie˛ otworzyły.

– Faith? – spytała i kobieta podała jej re˛ke˛.
– Czes´c´. Kate, prawda? Mandy mnie uprzedziła, z˙e

moge˛ sie˛ ciebie spodziewac´. David jest na mnie ws´cie-
kły. Jest przekonany, z˙e to zwykła grypa.

– Zerkne˛ na niego. Dlaczego uwaz˙asz, z˙e sie˛ myli?
– Ma s´wiszcza˛cy oddech.
Kate przekrzywiła głowe˛ i spojrzała na Faith w za-

mys´leniu. To nie wygla˛da najlepiej, pomys´lała.

61

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– Gora˛czkuje?
– Tak, ma trzydzies´ci dziewie˛c´ stopni i oddycha

bardzo szybko.

– To moz˙e byc´ zapalenie płuc – wymamrotała

Kate. – Podam mu antybiotyk, ale moz˙e be˛dzie musiał
jechac´ do szpitala.

Faith skine˛ła głowa˛.
– Juz˙ go spakowałam.
– Dobrze, przyjrzyjmy sie˛ mu.
Poszły na go´re˛ do pokoju, w kto´rym lez˙ał David.

Policzki miał rozpalone od gora˛czki, a oddech istotnie
s´wiszcza˛cy.

– Czes´c´, jestem Kate, twoja zaste˛pczyni – powie-

działa z us´miechem i przysiadła na ło´z˙ku, sprawdzaja˛c
puls chorego. – Jak sie˛ czujesz?

– Nie najlepiej, ale to tylko grypa. Nie wiem,

dlaczego Faith zabiera ci czas.

– Nie martw sie˛, w kon´cu za to płacisz. Chciałabym

cie˛ osłuchac´. Czy mo´głbys´ usia˛s´c´?

Gdy to zrobił, przyłoz˙yła słuchawke˛ stetoskopu do

jego pleco´w. Oddech był nieregularny, czasami zupeł-
nie zanikał. Złoz˙yła stetoskop i włoz˙yła go do torby,
wyjmuja˛c z niej cis´nieniomierz i opasuja˛c jego ramie˛.

– No i? – spytał.
Popatrzyła mu prosto w oczy.
– Podejrzewam zapalenie płuc. Wskazuja˛ na to

rze˛z˙enia i furczenia, tarcie opłucnowe, gora˛czka, nis-
kie cis´nienie, przyspieszony oddech. Podam ci anty-
biotyki i wezwe˛ karetke˛.

Zamkna˛ł oczy. Nagle cała siła go opus´ciła.
– Niech to diabli – wyszeptał i zrozumiała, z˙e

w gruncie rzeczy zdawał sobie sprawe˛ ze swojego stanu.

62

CAROLINE ANDERSON

background image

Wezwała karetke˛, po czym wyje˛ła z torby leka-

rstwa.

– Prosze˛, oto amoksycylina i klarytromycyna

– oznajmiła, podaja˛c mu leki.

Została z nimi do przyjazdu karetki, po czym wro´ci-

ła na wzgo´rze. Skre˛ciła w prawo i weszła do domu.

Drzwi nie były zamknie˛te, wie˛c domys´lała sie˛, z˙e

Oliver jest na go´rze. Zaparzyła herbate˛, po czym
pogrzebała w lodo´wce i wyje˛ła z niej ser. Po od-
krojeniu sples´niałych kawałko´w zrobiła grzanki.

Włas´nie zabierała sie˛ do jedzenia, kiedy pojawił sie˛

Oliver – w dz˙insach i pulowerze, ze stercza˛cymi włosa-
mi. Us´miechna˛ł sie˛ do niej rados´nie.

– Czes´c´. Usłyszałem, z˙e jestes´.
– Przepraszam, nie chciałam cie˛ budzic´.
– Nic nie szkodzi. To zapach sera mnie obudził.

Czy cos´ jeszcze zostało?

– Zostało. Musisz tylko s´cia˛gna˛c´ ples´n´. W dzbanku

jest herbata. Wysłałam Davida do szpitala. Ma zapale-
nie płuc.

Znieruchomiał, pochylaja˛c sie˛ nad otwarta˛ lodo´-

wka˛.

– Co takiego? Dlaczego nie zadzwonili do mnie?
– Mandy im powiedziała, z˙e pojechałes´ do domu

odpocza˛c´.

– Jak on sie˛ czuje?
– Niezbyt dobrze. Podałam mu amoksycyline˛ i kla-

rytromycyne˛. Faith pojechała z nim do szpitala.

Wyprostował sie˛, zapominaja˛c o serze, i popatrzył

na nia˛.

– Do diabła. Jestes´ pewna, z˙e sie˛ z tego wyliz˙e?
– Jest młody i silny, ma duz˙e szanse.

63

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– Ale nie wro´ci szybko do pracy.
Usiadł naprzeciwko niej i popatrzył jej w oczy.
– Potrzebujemy zaste˛pcy – powiedział wolno.
Skine˛ła głowa˛. Miała juz˙ czas, by sie˛ nad tym

zastanowic´ i sformułowała juz˙ nawet w mys´lach od-
powiedz´: nie.

Tylko z˙e to nie jest takie proste. Nie potrafiła mu

odmo´wic´, gdy tak na nia˛ patrzył.

– Zostan´ – wyszeptał. – Nie be˛dzie go co najmniej

dwa tygodnie. Zostan´, w tym czasie moz˙emy sie˛ prze-
konac´, czy nasz zwia˛zek jest jeszcze do uratowania.

Serce biło jej jak oszalałe. Tak bardzo ja˛ kusiło, ale

nie mogła. Po prostu nie mogła. Zacze˛ła juz˙ kre˛cic´
głowa˛, ale Oliver chwycił ja˛ za re˛ke˛.

– Prosze˛. Nie moge˛ o tobie zapomniec´. Cały czas

miałem nadzieje˛, z˙e wro´cisz. To dlatego kupiłem ten
dom.

– Nie moge˛...
– Dlaczego? Spo´jrz mi w oczy i powiedz, z˙e mnie

nie kochasz.

Oczywis´cie nie mogła tego powiedziec´. Odwro´ciła

wzrok.

– To nie oznacza jeszcze, z˙e moz˙emy byc´ razem.

Sa˛ rzeczy, kto´rych nie moge˛ ci dac´.

Takie jak dzieci, wnuki i szcze˛s´liwa rodzina, dopo-

wiedziała w mys´lach.

– Zaryzykuje˛. Po prostu daj nam troche˛ czasu, tylko

o to prosze˛. Dwa tygodnie, z˙eby sie˛ przekonac´, czy jest
jeszcze o co walczyc´. Jes´li sie˛ okaz˙e, z˙e nie, pozwole˛ ci
odejs´c´.

Wiedziała, z˙e to nic nie zmieni, tak samo jak wie-

działa, z˙e powinna odejs´c´ juz˙ teraz. Co´z˙ z tego, skoro

64

CAROLINE ANDERSON

background image

nie mogła. Niewykluczone, z˙e to ostatnie dwa tygo-
dnie, jakie w ogo´le z nim spe˛dzi. Nie chciała sie˛ tego
pozbawic´. Nie miała siły.

– Dwa tygodnie – zgodziła sie˛ nieche˛tnie. – I nie

be˛de˛ z toba˛ spała.

Wpatrywał sie˛ w jej twarz przez dłuz˙sza˛ chwile˛, po

czym skina˛ł głowa˛.

– Dobrze. Pos´ciele˛ sobie na kanapie w salonie,

tobie oddam do dyspozycji sypialnie˛.

I niech Bo´g ma nas w swojej opiece, dodała w mys´-

lach Kate.

65

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

ROZDZIAŁ PIA˛TY

Musiała chyba postradac´ rozum.
To po to spe˛dziła ostatnie pie˛c´ lat, pro´buja˛c wybic´

sobie z głowy miłos´c´ do tego me˛z˙czyzny, by teraz
zamieszkac´ z nim pod jednym dachem na co najmniej
dwa tygodnie?

Oliver nie zamierzał jej niczego ułatwiac´. Us´wiado-

miła to sobie, kiedy wro´cili do domu z popołudniowe-
go dyz˙uru. Miał mno´stwo wdzie˛ku i był pełen ciepła,
a to zawsze przycia˛gało ja˛ do niego najbardziej. Mys´l
o spe˛dzeniu z nim nawet kilku naste˛pnych godzin była
paraliz˙uja˛ca, ale na szcze˛s´cie znalazła wymo´wke˛, aby
uciec.

– Jes´li mam tu zostac´, musze˛ miec´ wie˛cej ubran´

– oznajmiła, gdy sprza˛tali po posiłku. – Mam tylko
rzeczy, kto´re wzie˛łam na konferencje˛.

Us´miechna˛ł sie˛.
– Zaproponowałbym ci cos´ ze swojej garderoby,

ale jakos´ nie moge˛ sobie wyobrazic´ ciebie paraduja˛cej
po przychodni w garniturze. Mogłabys´ jednak wy-
gla˛dac´ całkiem, całkiem w moich bokserkach.

– Mys´le˛, z˙e moge˛ pojechac´ do domu babci, spraw-

dzic´, czy wszystko jest tam w porza˛dku i zabrac´ troche˛
rzeczy – os´wiadczyła. – Potrzebuje˛ roboczych ciucho´w
i czegos´ sportowego, a takz˙e buto´w i porza˛dnej kurtki,
a nie ma sensu ich kupowac´. Podro´z˙ w obie strony
zajmie mi raptem kilka godzin.

background image

– Pojade˛ z toba˛ – zaproponował, ale nie chciała

o tym słyszec´. Nie be˛dzie mogła uciec, a rozmowa
w kon´cu moz˙e wkroczyc´ w rejony, kto´rych chciała
unikna˛c´. Oliver był za dobry w cia˛gnie˛ciu za je˛zyk.

– Poradze˛ sobie – odparła. – Jestem duz˙a.
– To nie oznacza jeszcze, z˙e nie moz˙esz miec´

wypadku. Temperatura spadła, a na drogach jest s´lisko.
Jes´li złapie mro´z, be˛dzie naprawde˛ niebezpiecznie.

– Poradze˛ sobie – powto´rzyła. – I nie czekaj na

mnie, idz´ spac´. Nie chce˛, z˙ebys´ sie˛ ze mna˛ cackał.

– Wcale sie˛ z toba˛ nie cackam.
– Owszem, cackasz.
– S

´

wietnie. Radz´ sobie sama.

Wyszedł, zostawiaja˛c ja˛ sama˛. Oczy zaszły jej łza-

mi. Wzie˛ła klucze, włoz˙yła kurtke˛ i wyszła z domu. Na
drogach nie było wcale s´lisko i po´łtorej godziny po´z´-
niej dotarła na miejsce. Sprawdziła ogrzewanie, po-
wiadomiła sa˛siado´w, z˙e wyjez˙dz˙a na dwa tygodnie, po
czym sie˛ spakowała.

Wrzuciła wellingtony na tył samochodu, na wypa-

dek gdyby miała wizyte˛ na zabłoconej farmie, zdje˛ła
pikowana˛ kurtke˛ z wieszaka na drzwiach frontowych
i wyruszyła w podro´z˙ powrotna˛.

Droga nie była s´liska do momentu, gdy skre˛ciła

w wa˛ska˛ szose˛ prowadza˛ca˛ z Kempfield do Gipping-
ham. Wtedy auto zacze˛ło sie˛ s´lizgac´. Serce zabiło jej
mocniej i zwolniła. Nagle ujrzała przed soba˛ s´wiatła
samochodu z naprzeciwka. Jechał o wiele za szybko.
Mina˛ł ja˛ zaledwie o kilka centymetro´w, a potem wpadł
w pos´lizg i wyla˛dował w rowie.

Przez chwile˛ siedziała w bezruchu, osłupiała, ale

potem wła˛czyła s´wiatła awaryjne i wysiadła. Ida˛c

67

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

ostroz˙nie po s´liskiej nawierzchni, podeszła do prze-
wro´conego samochodu.

Jego reflektory s´wieciły w niebo. W ich snopach

widziała kłe˛by spalin wydobywaja˛ce sie˛ z rury wyde-
chowej. Silnik wcia˛z˙ pracował i przypomniała sobie
z kursu prawa jazdy, z˙e w takim wypadku trzeba go
zgasic´, bo grozi wybuchem. Zes´lizne˛ła sie˛ do rowu,
ciesza˛c sie˛, z˙e s´wieci ksie˛z˙yc. Poczuła lo´d trzaskaja˛cy
pod nogami i wode˛ wlewaja˛ca˛ sie˛ do buto´w, ale nie
miała czasu martwic´ sie˛ teraz o siebie.

Zajrzała przez okno do samochodu, słysza˛c szloch

dobiegaja˛cy z wne˛trza.

– Halo? Słyszysz mnie?
– Pomocy – rozległ sie˛ słaby głos.
Chyba kobiecy, ale Kate nie była pewna, a nie

mogła nic dojrzec´ w s´rodku samochodu.

– Czy moz˙esz zgasic´ silnik?
– Nie, jestem zaklinowana.
Kate nie wiedziała, co robic´, ale na szcze˛s´cie po

chwili silnik zazgrzytał i zamilkł.

– Pomocy... – usłyszała znowu.
Musi wro´cic´ po swoja˛ komo´rke˛. Zanim jednak

zadzwoni, powinna miec´ wie˛cej informacji.

– Ile oso´b jest w samochodzie? – spytała, maja˛c

nadzieje˛, z˙e kobieta be˛dzie jeszcze w stanie odpowie-
dziec´.

– Trzy. Prosze˛ nam pomo´c. Jestem zaklinowana,

a ma˛z˙ chyba nie z˙yje. Nie widze˛ co´rki. – W jej głosie
zabrzmiała panika. Kate musiała jakos´ odwro´cic´ jej
uwage˛.

– Jak masz na imie˛? – spytała.
– Jill. Jill Prior, a moja co´rka to Lucy.

68

CAROLINE ANDERSON

background image

– Ja mam na imie˛ Kate. Jestem lekarzem. Nie

ruszaj sie˛ i postaraj sie˛ oddychac´ wolno i miarowo, a ja
zadzwonie˛ po pomoc. Zaraz wracam.

Wyszła z rowu i pocia˛gne˛ła nosem, chca˛c sie˛ prze-

konac´, czy doszło do wycieku paliwa. Na szcze˛s´cie
samocho´d miał silnik diesla, wie˛c niebezpieczen´stwo
wybuchu było mniejsze niz˙ w samochodach benzyno-
wych. Musi byc´ wyciek do rowu, pomys´lała i wtedy
us´wiadomiła sobie, z˙e ma przemoczone buty.

To woda czy ropa? Pewnie i to, i to.
Zadzwoniła na 999. Potem wybrała numer Olivera.
– Kate? Co sie˛ stało? Gdzie jestes´?
– Na drodze z Kempfield. Jakies´ cztery, pie˛c´ mil od

Gippingham. Był wypadek, moz˙esz przyjechac´? Jedz´
ostroz˙nie. Tu jest jak na lodowisku.

– Dobrze. Be˛de˛ za pie˛c´ minut.
Schowała telefon do kieszeni, chwyciła torbe˛ lekar-

ska˛ i wro´ciła do samochodu. Dlaczego zapomniała
wymienic´ baterie w latarce? Kretynka, zwymys´lała
sama˛ siebie, po czym zatrzymała sie˛ na chwile˛, by
przyjrzec´ sie˛ przewro´conemu pojazdowi.

Jego bok był zniekształcony i chyba nie było

szans, by otworzyc´ drzwi, ale na polu za rowem
zobaczyła duz˙y, błyszcza˛cy prostoka˛t. To chyba przed-
nia szyba. Jest wie˛c szansa na dostanie sie˛ do sa-
mochodu przodem.

Całe szcze˛s´cie, z˙e w domu babci przebrała sie˛

w dz˙insy i obuwie sportowe. Zeszła do rowu.

– Jill?
– Jestem tutaj – odparła kobieta niepewnie. – Juz˙

mys´lałam, z˙e nie wro´cisz.

– Nie. Ja tylko wzywałam pomoc. Chce˛ spro´bowac´

69

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

dostac´ sie˛ do ciebie, ale cie˛ nie widze˛, a nie chce˛ ci
zrobic´ krzywdy. Gdzie jestes´?

– Wisze˛ do go´ry nogami za kierownica˛. Mys´lałam

o odpie˛ciu pasa, ale to i tak nic nie da, bo mam
zaklinowana˛ stope˛.

– Zostaw to. Zaraz przyjada˛ ratownicy i cie˛ wycia˛-

gna˛. Spro´buje˛ sie˛ dostac´ do s´rodka.

Kate weszła przez otwo´r po przedniej szybie, po

czym przes´lizne˛ła sie˛ po wewne˛trznej cze˛s´ci dachu.
Chwyciła sie˛ zagło´wka i zatrzymała.

– Dobra, jestem – powiedziała. – To ty, Jill? – spy-

tała, wycia˛gaja˛c re˛ke˛. Poczuła cos´ wilgotnego i lep-
kiego. Włosy?

– To ja. Zdaje sie˛, z˙e rozcie˛łam sobie głowe˛.
– Tez˙ mi sie˛ tak zdaje – potwierdziła Kate, szukaja˛c

me˛z˙a Jill. – Ty prowadziłas´?

– Tak. Mo´j ma˛z˙ pił. Bylis´my na przyje˛ciu w jego

firmie i zgodziłam sie˛ poprowadzic´. Nie odzywa sie˛,
chyba nie z˙yje...

Kate znalazła go, ale nie miała pocieszaja˛cych wia-

domos´ci. Najprawdopodobniej miał złamana˛ kos´c´ po-
liczkowa˛. Jego puls był słaby, a drogi oddechowe
zablokowane z powodu ka˛ta nachylenia głowy. Gdyby
ja˛ odwro´ciła, byłby w stanie oddychac´ lepiej, ale mo´gł
miec´ uraz szyi...

Umrze, jes´li nic nie zrobisz, powiedziała sobie.

Poprawiła go delikatnie, przechylaja˛c mu głowe˛ na
bok. Usłyszała odgłos wcia˛ganego powietrza i skine˛ła
głowa˛. Jak dota˛d, wszystko idzie dobrze.

Nie mogła juz˙ nic wie˛cej zrobic´. On potrzebuje

natychmiastowej pomocy. Miała nadzieje˛, z˙e karetka
przyjedzie, zanim sie˛ wykrwawi na s´mierc´.

70

CAROLINE ANDERSON

background image

– Z

˙

yje – poinformowała Jill. – Jest ranny, ale nie

moge˛ mu teraz pomo´c. Trzeba czekac´ na karetke˛.
Gdybym poruszyła nim jeszcze bardziej, mogłabym
tylko pogorszyc´ jego stan.

– A co z Lucy? – zapytała Jill.
Kate odwro´ciła głowe˛ i wpatrzyła sie˛ w ciemnos´c´.
– Nie widze˛ jej. Czy była w foteliku?
– Miała siedzisko. Zabralis´my ja˛ od mamy, kto´ra

sie˛ nia˛ zajmowała, kiedy bylis´my na przyje˛ciu. Włas´-
nie jechalis´my do domu. Nie chciałam jej zostawiac´
u mamy, bo mała nie czuje sie˛ najlepiej, ma zapalenie
ucha. Boz˙e, Kate, znajdz´ ja˛.

– Znajde˛. Przejde˛ teraz na tył.
– Czy z Andym be˛dzie wszystko w porza˛dku?
Kate zawahała sie˛. Nie chciała kłamac´, ale nie

chciała tez˙ wzbudzac´ paniki u Jill.

– Mam nadzieje˛. Na razie nie moge˛ nic wie˛cej

zrobic´. Potrzebujemy karetki.

– Boz˙e, to moja wina. Pokło´cilis´my sie˛. Powiedział

mi, z˙e za wolno jade˛, wie˛c przyspieszyłam, a potem
zobaczyłam twoje s´wiatła i usiłowałam zwolnic´, ale...

Urwała, wybuchaja˛c płaczem. Kate dalej szukała

dziecka. W kon´cu jej palce natrafiły na mie˛kkie, ciepłe
ciałko przy kon´cu dachu, przy rowie i w kałuz˙y czegos´,
co było ropa˛ albo woda˛.

– Chyba ja˛ znalazłam.
– Lucy? O Boz˙e, Lucy...
– Jill, nie ruszaj sie˛, obejrze˛ ja˛. Lucy, słyszysz

mnie, kochanie?

Małe ciałko pod jej palcami zadrz˙ało, ale Kate nie

chciała ruszyc´ dziewczynki, zanim jej uwaz˙nie nie
obejrzy. Wiedziała, z˙e trzeba ja˛ sta˛d jak najszybciej

71

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

wycia˛gna˛c´. Mała ma gora˛czke˛, zapewne z powodu
zapalenia ucha, i ostatnia˛ rzecza˛, jakiej potrzebuje, jest
lez˙enie w kałuz˙y ropy.

– Co cie˛ boli, skarbie? – spytała.
– Noga – odpowiedział cichutki, drz˙a˛cy głosik.
Kate s´cisne˛ła mocniej re˛ke˛ dziecka.
– Wszystko be˛dzie dobrze, nie bo´j sie˛.
– Ja chce˛ do mamy...
Dziewczynka pro´bowała przysuna˛c´ sie˛ do niej, ale

Kate nie chciała, by mała sie˛ ruszała. Bo´l w nodze był
dobra˛ wies´cia˛. To znaczyło, z˙e rdzen´ kre˛gowy jest
nietknie˛ty. Dobrze tez˙, z˙e moz˙e mo´wic´.

– Jill, z mała˛ chyba w porza˛dku. Ma zraniona˛ noge˛,

ale mo´wi i nie straciła czucia. Kiedy tylko be˛dzie
wie˛cej s´wiatła, wycia˛gne˛ ja˛ sta˛d. A teraz powiedz mi,
co z toba˛? Boli cie˛ cos´?

– Stopa – odparła Jill z płaczem. – Jest zaklinowa-

na. Nie moge˛ uwierzyc´, z˙e Andy z˙yje.

Nagle na zewna˛trz ukazały sie˛ s´wiatła samochodu,

wydobywaja˛c z mroku głowe˛ Andy’ego i ukazuja˛c
jego rane˛. Jill zacze˛ła szlochac´, a Kate przesune˛ła sie˛,
by oszcze˛dzic´ tego widoku Lucy. Kiedy chwile˛ po´z´niej
usłyszała głos Olivera, odetchne˛ła z ulga˛.

– Jestem w s´rodku! – zawołała. – Przednia szyba

wypadła. Potrzebuje˛ pomocy.

Usłyszała, z˙e Oliver schodzi do rowu i cos´ stukne˛ło

o samocho´d, po czym w otworze po przedniej szybie
pojawiła sie˛ jego głowa. W re˛ce trzymał latarke˛. Szyb-
ko omio´tł s´wiatłem wne˛trze auta. W całym swoim
z˙yciu Kate jeszcze nigdy tak sie˛ nie cieszyła na jego
widok.

– Co my tu mamy? – spytał.

72

CAROLINE ANDERSON

background image

– Doktor Crawford! Jak to dobrze, z˙e pan tu jest

– zaszlochała Jill. – Prosze˛, niech pan pomoz˙e An-
dy’emu. On chyba umiera.

– Kobieta za kierownica˛ to Jill Prior, ma uwie˛ziona˛

stope˛, jej ma˛z˙ ma obraz˙enia głowy i problemy z od-
dychaniem. Ich trzyletnia co´reczka jest z tyłu. Lez˙y
w kałuz˙y ropy i chciałabym ja˛ stamta˛d jak najszybciej
zabrac´, ale nie widze˛ jej w ciemnos´ci.

– Dobrze. Jill, spokojnie, zaraz cie˛ sta˛d zabierze-

my. Karetka juz˙ jedzie. Dam ci latarke˛, Kate. Łap!

Chwyciła latarke˛, po czym przyjrzała sie˛ Lucy.

Dziewczynka miała guza na głowie, zadrapanie na
nosie, a jej noga była posiniaczona, ale w sumie była
w niezłym stanie.

– I jak? – spytał Oliver, odrywaja˛c na chwile˛ wzrok

od Andy’ego.

– Nie chce˛ jej ruszac´, dopo´ki nie przyjedzie karet-

ka. Najlepiej wycia˛gna˛c´ ja˛ na desce ortopedycznej.

– Dobry pomysł. Cis´nienie Andy’ego spada. Jill

wygla˛da dobrze, ale skarz˙y sie˛ na bo´l brzucha.

S

´

ledziona, pomys´lała Kate. I wtedy nagle wybuchła

bomba.

– Jestem w cia˛z˙y – powiedziała Jill. – W dwunas-

tym tygodniu.

Kate zamkne˛ła oczy i policzyła do pie˛ciu. Nie

zda˛z˙yła policzyc´ do dziesie˛ciu, poniewaz˙ przyjechała
karetka. Ratownikom udało sie˛ otworzyc´ drzwi po
stronie Jill i wycia˛gna˛c´ ja˛ z samochodu. Potem podali
Kate deske˛ ortopedyczna˛ dla Lucy. Dziewczynka jed-
nak nie mogła wytrzymac´ i sama zacze˛ła sie˛ wspinac´
do drzwi. Kate pos´pieszyła za nia˛ i ujrzała ja˛ w ramio-
nach Olivera, trzymaja˛ca˛ sie˛ go kurczowo.

73

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Korzystaja˛c ze sposobnos´ci, przyjrzała sie˛ jej za-

krwawionej no´z˙ce.

– Trzeba zrobic´ przes´wietlenie, ale nie sa˛dze˛, z˙eby

była złamana. Moz˙e jechac´ z mama˛.

– Ja chce˛ do tatusia – zawodziła mała i Kate zacze˛ła

sie˛ zastanawiac´, jak duz˙o widziała i rozumiała z tego,
co sie˛ wydarzyło.

– Zaraz wycia˛gna˛ twojego tatusia z samochodu

– obiecała. – Chodz´ ze mna˛, zabiore˛ cie˛ do mamy.

Wzie˛ła mała˛ od Olivera, dzie˛ki czemu mo´gł pomo´c

przy wycia˛ganiu z samochodu Andy’ego, i zaniosła ja˛
do karetki.

– Jedziemy – powiedział sanitariusz.
Drzwi zamkne˛ły sie˛ i karetka odjechała. Po´ł go-

dziny po´z´niej Andy został uwolniony. Wcia˛z˙ był nie-
przytomny i wygla˛dało na to, z˙e jest w stanie kry-
tycznym.

Kate nie miała poje˛cia, jakie ma szanse na przez˙y-

cie. Nawet nie chciała wiedziec´. Chciała juz˙ tylko sta˛d
odjechac´, zmyc´ z siebie krew i rope˛ i ogrzac´ sie˛. Miała
dreszcze i była bardzo brudna. Marzyła o gora˛cej
ka˛pieli i herbacie.

– Jestes´ w szoku. Chodz´ tu do mnie.
Poczuła silne, ciepłe ramiona Olivera woko´ł siebie

i wtuliła sie˛ w jego zakrwawiona˛ kurtke˛.

– Ka˛piel i do ło´z˙ka – rzekł rozkazuja˛cym tonem.
Pozwoliła, by odprowadził ja˛ do swojego auta.
– A co z moim samochodem?
– Moz˙esz prowadzic´?
– Chyba tak.
– Jedz´ wolno, be˛de˛ tuz˙ za toba˛ – powiedział.
Dwadzies´cia minut zaje˛ło jej pokonanie dwo´ch mil

74

CAROLINE ANDERSON

background image

do gło´wnej szosy wioda˛cej do Gippingham. Jechałaby
szybciej, ale cały czas sie˛ trze˛sła. Gdy dojechali do
domu, wyła˛czyła silnik i opadła na kierownice˛. Po
chwili poczuła, z˙e Oliver wycia˛ga ja˛ z auta.

W domu posadził ja˛ na ło´z˙ku i na chwile˛ zostawił.

Usłyszała szum wody leja˛cej sie˛ do wanny. Kilka chwil
po´z´niej był z powrotem. Bez ceregieli rozebrał ja˛ do
bielizny i zaprowadził do łazienki.

– Nie zamykaj drzwi – polecił i po nabraniu pewno-

s´ci, z˙e sobie poradzi, wyszedł.

To szalen´stwo, pomys´lała, wchodza˛c do wody. Ktos´

mo´głby pomys´lec´, z˙e to ona miała wypadek. Zamkne˛ła
oczy, ale momentalnie ujrzała samocho´d jada˛cy w jej
strone˛, skre˛caja˛cy i la˛duja˛cy w rowie. Mo´gł sie˛ z nia˛
zderzyc´, us´wiadomiła sobie. Nie miałaby szans.

Usiadła raptownie, rozpryskuja˛c wode˛ na wszystkie

strony. Chwyciła mydło i myjke˛ i szorowała sie˛ ze
wszystkich sił, staraja˛c sie˛ usuna˛c´ zapach ropy na ro´wni
ze wspomnieniami. W kon´cu wyszła z wanny, wytarła
sie˛ do sucha i udała sie˛ do sypialni. Oliver przynio´sł jej
walizke˛. Wyje˛ła z niej czysta˛ bielizne˛, dz˙insy i sweter.

Nie chciała jeszcze is´c´ spac´. Ubrała sie˛, włoz˙yła

kapcie i zeszła do salonu.

Oliver siedział przy kominku, przed nim stała taca

z filiz˙ankami i dzbankiem. Na jej widok wstał i po-
prowadził ja˛ do kanapy.

– Usia˛dz´ tutaj, ogrzałem dla ciebie to miejsce

– oznajmił, po czym bez pytania nalał jej herbaty do
filiz˙anki i wsypał trzy łyz˙eczki cukru.

– Nie cierpie˛ słodkiej herbaty – zaprotestowała,

lecz posłusznie ja˛ wypiła.

– Prosze˛, oto ciasto.

75

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– Co to za uczta? – zakpiła, ale ciasto wygla˛dało

smakowicie, wie˛c wzie˛ła talerzyk i skosztowała. – Wy-
borne – wymruczała z pełna˛ buzia˛. – Kto je zrobił?

– Judy.
Ta ruda. Ciasto nagle przestało jej smakowac´.
Odstawiła talerzyk.
– Opowiedz mi o niej – poprosiła.
– Jest moja˛ sa˛siadka˛. Co jakis´ czas przychodzi

posprza˛tac´. Poza tym, jes´li nie mam czasu, wychodzi
na spacery z psami. Jest po trzydziestce, rozwiedziona,
ma dwoje dzieci i kota o imieniu Murphy, i nie, nie
sypiamy ze soba˛. Czy o to chciałas´ zapytac´?

Poczuła, z˙e czerwienieje.
– Mo´wiła, z˙e widziała mnie na zdje˛ciach.
Skina˛ł głowa˛ w strone˛ biurka i ujrzała fotografie

w ramkach. Nie zauwaz˙yła ich wczes´niej.

Rozpoznała ich zdje˛cie s´lubne – miała takie samo

w torebce. Pozostałe fotografie to były zdje˛cia jego
rodziny: matki i ojca, Julii i Steve’a, ich dzieci. Zauwa-
z˙yła tez˙ swoje zdje˛cie portretowe, zrobione, gdy miała
dwadzies´cia trzy lata, niedługo po tym, jak sie˛ poznali.

Czy Oliver ma tez˙ jej fotografie˛ w przychodni?

A jes´li tak, co mo´wi pacjentom?

– Co mo´wisz o nas wszystkim? – spytała, chca˛c

wiedziec´, na czym stoi.

– Niewiele. Z

˙

e z˙yjemy osobno. Nic wie˛cej. Nie

rozmawiam z nimi o tym.

– Ale oni o tym mo´wia˛ mie˛dzy soba˛.
– Oczywis´cie.
– I nazywanie mnie doktor Kate poskutkuje tylko

przez chwile˛.

– W ogo´le nie poskutkuje – sprostował. – Juz˙

76

CAROLINE ANDERSON

background image

wpadli na to, kim jestes´. Wszyscy moi dzisiejsi pac-
jenci komentowali two´j powro´t. Musiałem wyjas´niac´,
z˙e masz tylko zaste˛pstwo. Mys´lałem nawet o wywie-
szeniu w poczekalni stosownej informacji.

Us´miech Olivera był cierpki i troche˛ smutny. Od-

wro´ciła wzrok. Nie mogła znies´c´ mys´li, z˙e jest od-
powiedzialna za jego smutek, ale gdyby ponownie
z nim zamieszkała, ten smutek bardzo szybko by
powro´cił. Jego z˙al i te˛sknota za dziec´mi byłyby tak
wielkie, z˙e w kon´cu zwro´ciłby sie˛ przeciwko niej.

Znienawidziłby ja˛. Lepiej juz˙, by znalazł pociesze-

nie w ramionach Judy. Mogłaby byc´ dla niego dobra.
Jest pełna ciepła, z˙yczliwa i spontaniczna, dokładnie
taka, jakiej Oliver potrzebuje. A do tego ma juz˙ dzieci.
Gdy doczekaja˛ sie˛ wspo´lnych, jego szcze˛s´cie be˛dzie
pełne. Moz˙e teraz nic ich nie ła˛czy, ale to nie znaczy, z˙e
to jest niemoz˙liwe.

Wmusiła w siebie reszte˛ ciasta i postanowiła, z˙e

spe˛dzi najbliz˙sze dwa tygodnie, zache˛caja˛c go do
bliz˙szych kontakto´w z sa˛siadka˛. Nawet jes´li to be˛dzie
ja˛ duz˙o kosztowało.

– Jestes´ zamys´lona – zauwaz˙ył.
Wzruszyła ramionami, wpatruja˛c sie˛ w ogien´.
– Po prostu mys´le˛ o wypadku. Ten samocho´d o ma-

ło sie˛ ze mna˛ nie zderzył.

– Jak to? To ty tam byłas´? Mys´lałem, z˙e nad-

jechałas´ juz˙ po wszystkim.

– Nie. Ona straciła kontrole˛ nad samochodem

i o mało sie˛ ze mna˛ nie zderzyła.

Zadrz˙ała, a Oliver ja˛ obja˛ł. Dobry Boz˙e! O mało nie

doszło do tragedii, włas´nie teraz, kiedy ma szanse˛ ja˛
odzyskac´. I to wszystko przez niego. Gdyby jej nie

77

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

namo´wił do pozostania tutaj przez dwa tygodnie, wro´-
ciłaby do domu swojej babci w Norfolk i tego wieczoru
w ogo´le nie znalazłaby sie˛ na tej drodze. Gdyby
zgine˛ła, to byłaby jego wina.

Obja˛ł ja˛ mocniej, a ona przytuliła sie˛ jeszcze bar-

dziej.

– Juz˙ wszystko dobrze – wyszeptał, przyciskaja˛c

usta do jej włoso´w. Były wcia˛z˙ wilgotne i pachniały
szamponem i ropa˛, przypominaja˛c mu, jak blisko była
nieszcze˛s´cia.

– Przepraszam, mam pewnie jeszcze rope˛ we wło-

sach. Czy wcia˛z˙ ja˛ czuc´?

– Troche˛. Jakos´ to przez˙yje˛.
– Co sie˛ stało z moim ubraniem? – spytała.
– Jest w pralce, spro´bujemy jakos´ sprac´ te˛ rope˛.
– I krew.
– I błoto.
Zno´w zadrz˙ała i ponownie przycisne˛ła głowe˛ do

jego piersi.

– Czy masz cos´ przeciwko temu, z˙ebym tu jeszcze

chwilke˛ posiedziała? Naprawde˛ nie mam ochoty is´c´ do
ło´z˙ka.

Wcale sie˛ nie dziwił i był szcze˛s´liwy, z˙e moz˙e

z nia˛ byc´.

– Jasne. Moz˙e w ogo´le pos´ciele˛ tutaj i be˛dziemy

mogli połoz˙yc´ sie˛ i odpocza˛c´ po ludzku?

– Nie jestem...
– Wiem. Obiecuje˛, z˙e be˛de˛ grzeczny – powiedział.
W tej chwili chciał tylko ja˛ tulic´ i dzie˛kowac´ Bogu,

z˙e jej nie stracił.

Skine˛ła głowa˛. Wstał, odsuna˛ł sosnowa˛ skrzynie˛

i rozłoz˙ył kanape˛. Potem wycia˛gna˛ł poduszki i kołdre˛.

78

CAROLINE ANDERSON

background image

– Chodz´ – powiedział i połoz˙ył sie˛ na jednym

kon´cu. Doła˛czyła do niego, po czym wtuliła sie˛ w jego
ramiona.

– Przepraszam, czuje˛ sie˛ naprawde˛ głupio, ale za

kaz˙dym razem, kiedy zamykam oczy, widze˛ ten samo-
cho´d.

– Juz˙ dobrze – powiedział i przytulił sie˛ do niej.

– Dzwoniłem do szpitala, kiedy byłas´ w wannie. Wszy-
stko jest w porza˛dku. Andy odzyskał przytomnos´c´
i chyba nie ma z˙adnych powaz˙niejszych obraz˙en´. Zo-
stanie tam jednak przez jakis´ czas, bo chirurg plastycz-
ny musi sie˛ zaja˛c´ jego twarza˛.

Poczuła, z˙e napie˛cie ja˛ opuszcza.
– A Lucy? – spytała.
– Lucy ma rane˛ na nodze, ale nic jej nie jest. Tak

samo jak Jill. Potrzymaja˛ je cała˛ noc na obserwacji, ale
wygla˛da na to, z˙e wszystko skon´czy sie˛ dobrze.

– Dzie˛ki Bogu.
Odpre˛z˙yła sie˛ i po chwili juz˙ spała. Polez˙ał z nia˛

jakis´ czas, a potem wstał, by nakarmic´ psy. Gdy wro´cił,
zdja˛ł jej dz˙insy i sam sie˛ rozebrał, po czym wycia˛gna˛ł
spod niej kołdre˛ i przykrył nia˛ich oboje, przytulaja˛c sie˛
do Kate.

Pewnie narobi sobie przez to kłopoto´w, ale nie

przejmował sie˛. Musi ja˛ obja˛c´, oboje tego potrzebuja˛.
Nic go nie obchodzi, co Kate po´z´niej powie. Be˛dzie sie˛
tym martwił rano.

79

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

ROZDZIAŁ SZO

´

STY

– Stan Davida sie˛ poprawił.
Kate, siedza˛ca przy biurku nad papierkowa˛ robota˛,

spojrzała na Petera i us´miechne˛ła sie˛ z ulga˛.

– To dobrze. W poniedziałek wygla˛dał okropnie.
– Co´z˙, był prawie czterdzies´ci osiem godzin na an-

tybiotykach. Nawiasem mo´wia˛c, tak szybka˛ poprawe˛
zawdzie˛cza temu, z˙e wysłałas´ go natychmiast do szpi-
tala. Wie˛kszos´c´ lekarzy pro´bowałaby go wyleczyc´
w domu.

Rozes´miała sie˛ i potrza˛sne˛ła głowa˛.
– Na leczenie w domu było juz˙ za po´z´no.
Peter popatrzył na nia˛ znad okularo´w do czytania.
– Twoim zdaniem było z nim az˙ tak z´le?
Wzruszyła ramionami.
– Nie jestem pewna. Moz˙e.
– Faith była bardzo zmartwiona, a jej byle co nie

wyprowadza z ro´wnowagi – zauwaz˙yła Mandy z us´-
miechem, stawiaja˛c przed Kate kubek z kawa˛.

– Mam na to czas? – spytała Kate, patrza˛c na

zegarek. – Nie mam z˙adnych wizyt?

– Masz, dwie, ale zda˛z˙ysz jeszcze wypic´. Pierwsza

u pacjentki w stro´z˙o´wce Kempfield Hall. Spadła z ro-
weru i została wypisana ze szpitala ze złamana˛ re˛ka˛.
Kiepsko sobie radzi. Obiecałam, z˙e do niej zajrzysz.
Nazywa sie˛ Eve Bailey. Druga u Lucy Prior, trzyletniej
dziewczynki z zapaleniem ucha.

background image

– Lucy Prior? – powto´rzył Peter, unosza˛c głowe˛.

– Była u mnie w poniedziałek rano.

– A ja widziałam ja˛ w poniedziałek wieczorem

w samochodzie lez˙a˛cym w rowie – dodała Kate. – To
Priorowie mieli ten wypadek, o kto´rym wam opowia-
dałam. Jej matka nie doznała powaz˙nych obraz˙en´,
gorzej z ojcem, ma paskudna˛ rane˛ na twarzy. Wszyscy
zostali przewiezieni do szpitala.

– Co´z˙, mama i Lucy najwyraz´niej sa˛ juz˙ w domu.

Nie wiem, jak ojciec.

– Och, z pewnos´cia˛ jeszcze nie. Co dolega Lucy?
– Cały czas płacze.
– Wcale mnie to nie dziwi. – Kate w zamys´leniu

pokiwała głowa˛. – Biedne malen´stwo, to musiało byc´
straszne przez˙ycie. Zobacze˛, co z nia˛. Pewnie po-
trzebuje po prostu dodania otuchy, ale niewykluczone,
z˙e antybiotyk nie zadziałał. Czy to nagla˛cy przypadek?

– Nie, chyba nie. Pani Prior powiedziała tylko, z˙e

nie moz˙e jej tutaj przywiez´c´.

– Zwaz˙ywszy na to, jak wygla˛dał ich samocho´d,

nie jest to wcale dziwne. Dobrze, pojade˛ tam. Gdybys´
mogła znalez´c´ karty pacjento´w...

Mandy połoz˙yła je przed Katy, kto´ra us´miechne˛ła

sie˛, po czym napiła sie˛ kawy.

Kempfield Hall lez˙ało niedaleko miejsca, gdzie

Priorowie mieli wypadek. Mimo z˙e wyszli z niego
cało, jazda ta˛ droga˛ sprawiała Kate wa˛tpliwa˛ przyjem-
nos´c´.

Be˛dzie musiała nia˛ jez´dzic´ od czasu do czasu, wie˛c

powinna sie˛ z tym uporac´. Wcia˛z˙ nie mogła zrozumiec´,
dlaczego tak z´le to zniosła. Cały czas miała przed
oczami obraz tego samochodu. Miała nadzieje˛, z˙e

81

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

jazda ta˛ droga˛ nie skon´czy sie˛ znowu tak jak w ponie-
działkowa˛ noc, kto´ra˛ spe˛dziła, s´pia˛c w jednym ło´z˙ku
z Oliverem.

To był bła˛d. Obudziła sie˛ o trzeciej nad ranem,

przytulona do niego pod kołdra˛, zgrzana od ciepła jego
ciała i ognia w kominku. Obejmował ja˛ tak mocno, z˙e
nie mogła sie˛ poruszyc´. Mogła tylko odrzucic´ kołdre˛
i lez˙ec´, rozkoszuja˛c sie˛ znajomym cie˛z˙arem jego ciała,
a po´z´niej, kiedy przesuna˛ł sie˛, uciekaja˛c przed ciep-
łem, cichutko wymkne˛ła sie˛ do sypialni i spe˛dziła tam
kilka ostatnich godzin nocy, drz˙a˛c sama w zimnej
pos´cieli i z˙ałuja˛c swego cnotliwego zachowania.

Rano nie skomentował jej rejterady, po prostu przy-

nio´sł jej herbate˛ po drodze do łazienki. To, z˙e w nocy
nie pro´bował wykorzystac´ sytuacji, trzeba mu policzyc´
na plus. Nie sa˛dziła, by umiała mu sie˛ oprzec´.

Wolno przejechała obok miejsca wypadku. Nie zo-

baczyła po nim juz˙ prawie z˙adnych s´lado´w. W ten
przyjemny, słoneczny dzien´ trudno w ogo´le było sobie
wyobrazic´, z˙e nawierzchnia mogła byc´ s´liska od lodu.

Miejsce jej pierwszej wizyty raczej trudno było

przegapic´. Kempfield Hall było wysokim, georgian´s-
kim budynkiem przy kon´cu długiej drogi dojazdowej,
widocznym z odległos´ci kilku mil. Musi sie˛ stamta˛d
rozcia˛gac´ cudowny widok, pomys´lała Kate.

Stro´z˙o´wka znajdowała sie˛ tuz˙ obok bramy. Był to

s´liczny gotycki budyneczek. Kate zatrzymała samo-
cho´d i podeszła do drzwi frontowych, upajaja˛c sie˛
panuja˛cym tu spokojem.

Cudownie. Mogłaby tu stac´ całymi godzinami, ale

miała jeszcze pacjento´w do zbadania, w tym mała˛
Lucy Prior. Zastukała kołatka˛.

82

CAROLINE ANDERSON

background image

– Prosze˛! – rozległ sie˛ słaby głos.
Otworzyła drzwi i weszła.
– Halo? Jestem lekarzem. Gdzie pani jest, pani

Bailey?

– Tutaj.
Poszła korytarzem w kierunku, ska˛d dobiegał głos.

Pani Bailey pro´bowała sie˛ podnies´c´ z fotela.

– Prosze˛ nie wstawac´ – zaprotestowała. – Jestem

Kate i zaste˛puje˛ doktora Huntera, kto´ry zachorował.
Słyszałam, z˙e po wypadku ma pani trudnos´ci z poru-
szaniem sie˛. Widze˛, z˙e nawet trudno sie˛ pani podnies´c´.

– Och, strasznie trudno – przyznała kobieta. – Ba-

rdzo sie˛ ciesze˛, z˙e pani przyjechała. Musze˛ zrobic´
kolacje˛ me˛z˙owi i co´rce i nie mam poje˛cia, jak mi
sie˛ to uda.

– A nie zadowola˛ sie˛ ryba˛ z frytkami tego jednego

wieczoru? – zasugerowała Kate, nieco zbulwersowa-
na, ale pani Bailey tylko sie˛ rozes´miała.

– Najbliz˙sza frytkarnia jest w Gippingham, a poza

tym moja co´rka nie zje ryby i frytek. Ma problemy
z nadwaga˛.

– Ale ten jeden dzien´...
– I tak nie moge˛ sie˛ tam dostac´, wie˛c nie ma o czym

mo´wic´.

– Dobrze, w takim razie czy nie moz˙e czegos´

ugotowac´ pani ma˛z˙ albo co´rka, jes´li jest juz˙ na tyle
duz˙a?

– Moja co´rka? – Pani Bailey po raz wto´ry ro-

zes´miała sie˛ nerwowym, niewesołym s´miechem.
– Moja co´rka ma pie˛tnas´cie lat, ale jest niezbyt od-
powiedzialna.

– Boi sie˛ pani, z˙e pus´ci wszystko z dymem?

83

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– To tez˙ sie˛ moz˙e zdarzyc´, ale powo´d, dla kto´rego

nie moge˛ jej wpus´cic´ do kuchni, jest inny: ona by po
prostu wszystko zjadła. Gdybym nie zamykała spiz˙arni
na klucz, byłaby gruba jak beczka. Taka jest łakoma.
A mo´j ma˛z˙ pracuje cie˛z˙ko w maja˛tku, jest les´niczym
i konserwatorem. Wraca do domu bardzo zme˛czony,
zwłaszcza o tej porze roku, kiedy sa˛ polowania.

Kate mys´lała o co´rce pani Bailey i jej problemie.
– Czy pani co´rka konsultowała sie˛ z dietetykiem?

– spytała. – Wygla˛da na to, z˙e jest to dla pani zmart-
wienie.

– Jedno z wielu. Ma tez˙ troche˛ problemo´w z za-

chowaniem. Jest... inna.

– Inna?
– Nie umiem tego wytłumaczyc´. W szkole ma

kłopoty z niekto´rymi przedmiotami, chociaz˙ ma nie-
samowita˛ pamie˛c´. Jes´li zapominamy, kiedy sie˛ cos´
wydarzyło, pytamy Alison. Nigdy sie˛ nie myli. A mi-
mo to nauczyciele twierdza˛, z˙e sa˛ rzeczy, kto´rych
nie jest w stanie opanowac´. Wiem, z˙e mogłaby, gdyby
zechciała, ale w wie˛kszos´ci wypadko´w nie chce. Ona
po prostu nie znosi przymusu.

– Czy zawsze miała taki apetyt?
– Tak, to znaczy od pierwszego albo drugiego roku

z˙ycia. Wczes´niej była wre˛cz niejadkiem. Musiałam
karmic´ ja˛ z butelki, bo nie chciała mleka z piersi.
Mieszkalis´my wtedy na Borneo, a tam nie ma takiej
pomocy lekarskiej jak tutaj.

– Musiało byc´ cie˛z˙ko.
– Tak. Rob pracował jako przewodnik, ale potem

zachorował na czerwonke˛ i malarie˛ i musielis´my wro´-
cic´ do domu. To było pie˛c´ lat temu. Przeprowadzalis´-

84

CAROLINE ANDERSON

background image

my sie˛ kilka razy, zanim mo´j ma˛z˙ znalazł prace˛. Co do
jedzenia, gdybym nie uwaz˙ała na jej diete˛, to po prostu
jadłaby wszystko, co jest w zasie˛gu wzroku. Nic nie
jest w stanie jej powstrzymac´. Tak jakby nie zdawała
sobie sprawy z tego, z˙e jest juz˙ najedzona.

W głowie Kate wła˛czyły sie˛ dzwonki alarmowe, ale

nie chciała przedwczes´nie wycia˛gac´ wniosko´w.

– Czy ma pani zalecenia ze szpitala? – spytała.
– Lez˙a˛ chyba na kominku.
Kate wstała i podeszła we wskazane miejsce. Obok

zdje˛cia w ramkach lez˙ała mała bra˛zowa koperta z napi-
sem: ,,Dr Crawford’’. Gdy ja˛ unosiła, spojrzała na
zdje˛cie. Przedstawiało dziewczynke˛ w wieku około
dziesie˛ciu lat przytulona˛ do pani Bailey stoja˛cej przy
drzwiach do domu.

– Czy to pani co´rka? – spytała.
Kobieta skine˛ła głowa˛.
– Tak. To zdje˛cie z tego lata.
Kate przyjrzała sie˛ mu baczniej. Dziewczynka mu-

siała wie˛c miec´ na nim przynajmniej czternas´cie lat.
Nie wygla˛dała na swo´j wiek. Opo´z´nione dojrzewanie,
niski wzrost, niewykształcony mechanizm ssania...

Przeczytała list ze szpitala, dowiaduja˛c sie˛ z niego,

z˙e pani Bailey ma proste złamanie kos´ci łokciowej i na
przes´wietleniu nie widac´ urazu kre˛gosłupa.

Delikatnie dotkne˛ła palco´w pani Bailey. Były ciepłe

i tylko nieznacznie spuchnie˛te, kobieta mogła nimi
poruszyc´. Nie ma wie˛c z nimi problemu, pomys´lała,
a plecy pewnie wymagaja˛po prostu odpoczynku i s´rod-
ko´w przeciwbo´lowych.

– Nie wygla˛da to z´le – os´wiadczyła, puszczaja˛c

palce pacjentki. – Jak to sie˛ stało, z˙e pani spadła z ro-

85

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

weru? Wpadła pani w pos´lizg? W poniedziałek wie-
czorem był jeszcze jeden wypadek w tej okolicy.

Potrza˛sne˛ła głowa˛.
– Nie. To było wczoraj rano, po tym, jak wycia˛g-

ne˛li tamten samocho´d z rowu. Musieli zostawic´ na
drodze rozlany olej albo co, bo tylne koło roweru po
prostu nagle spode mnie uciekło i upadłam. Wieki całe
mine˛ły, zanim ktos´ nadjechał i mi pomo´gł. To było
zaraz za zakre˛tem.

Kate skine˛ła głowa˛.
– Wiem gdzie. Byłam tam, ten samocho´d mnie

mijał. Pomagałam wycia˛gna˛c´ z niego pasaz˙ero´w.

– Czy cos´ im sie˛ stało? – spytała pani Bailey.

– Samocho´d wygla˛dał strasznie.

– Na szcze˛s´cie nie odnies´li powaz˙nych obraz˙en´.

Ale wro´c´my do pani re˛ki. Wygla˛da dos´c´ dobrze, ale
oczywis´cie ma pani tez˙ inne guzy i siniaki. Co pania˛
boli? Na pewno plecy, prawda?

– Nie moge˛ stac´, tak mnie bola˛. Gdyby pani mogła

mi przepisac´ jakies´ tabletki przeciwbo´lowe, z˙ebym
mogła is´c´ do kuchni i przygotowac´ kolacje˛...

Kate zase˛piła sie˛.
– Moge˛ dac´ pani tabletki, ale naprawde˛ uwaz˙am,

z˙e najlepiej by było, gdyby połoz˙yła sie˛ pani do
ło´z˙ka. Czy rzeczywis´cie nie ma moz˙liwos´ci, z˙eby
pani ma˛z˙ przez kilka najbliz˙szych dni wracał wczes´niej
z pracy i gotował?

Kobieta potrza˛sne˛ła głowa˛.
– Dzisiaj wro´ci dopiero około o´smej. Przygotowuje

włas´nie polowanie, kto´re odbe˛dzie sie˛ w sobote˛. Nie
moge˛ tez˙ wpus´cic´ Alison samej do kuchni.

Kate usiadła i zamys´liła sie˛.

86

CAROLINE ANDERSON

background image

– Pani Bailey, czy ktos´ kiedykolwiek sugerował, z˙e

z Alison jest cos´ nie tak?

Kobieta rozes´miała sie˛ i pokre˛ciła głowa˛.
– Wszyscy to sugeruja˛. Niekto´rzy mo´wia˛, z˙e jest

troche˛ za wolna, inni z˙e uparta. Byli i tacy, kto´rzy
sugerowali, z˙e ma zespo´ł Downa, ale ja wiem, z˙e tak
nie jest. Widziała pani zdje˛cie. Czy tak wygla˛da osoba
z zespołem Downa?

– Czy takie opinie wyraz˙aja˛ ro´wniez˙ nauczyciele?
– Niekto´rzy. Mo´wiłam juz˙, z˙e Alison ma problemy

z niekto´rymi przedmiotami, chociaz˙ w sumie jest cał-
kiem bystra. Kucharki w stoło´wce szkolnej martwia˛sie˛
z powodu jej apetytu, a i moi znajomi, rodzice dziew-
czynek, z kto´rymi chodzi do szkoły, tez˙ cały czas maja˛
cos´ do powiedzenia.

– Ile ma wzrostu? – spytała Kate, przypominaja˛c

sobie zdje˛cie.

– Och, jest malutka, około metra pie˛c´dziesie˛ciu.

Nie zacze˛ła jeszcze miesia˛czkowac´. To mnie troche˛
martwi. Wiem, z˙e nie ma zespołu Downa, ale cos´ mnie
w niej niepokoi. Rob mo´wi, z˙e jestem głupia, z˙e to
dlatego, z˙e miała problem z przyjs´ciem na s´wiat, ale ja
mys´le˛ inaczej.

– Czy była z nia˛ pani kiedykolwiek w tej sprawie

u lekarza? – spytała Kate. Miała pewne podejrzenia,
ale by nabrac´ pewnos´ci, musiałaby zbadac´ dziewczyn-
ke˛ i miec´ wyniki jej badan´ genetycznych.

– Nie. Nigdy nie była chora, a nawet jes´li chorowa-

ła, nie brała z˙adnych lekarstw. Mielis´my problemy,
kiedy miała je˛czmien´. Nie pozwoliła posmarowac´ po-
wieki z˙adna˛ mas´cia˛. Wbiła sobie do głowy, z˙e lekarst-
wa sa˛ trucizna˛. Usłyszała to kiedys´ w telewizji i nie

87

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

moz˙na jej wytłumaczyc´, z˙e jest inaczej. Czy pani tez˙
sa˛dzi, z˙e cos´ z nia˛ nie tak?

– Sa˛dze˛, z˙e to moz˙liwe. Mo´wia˛c szczerze, podej-

rzewam pewna˛ chorobe˛ wywołana˛ brakiem kilku ge-
no´w w jednym z chromosomo´w. Dzieci przychodza˛ na
s´wiat z niskim napie˛ciem mie˛s´niowym, potem nie
maja˛ apetytu, a w kon´cu zaczynaja˛ cierpiec´ na chroni-
czne uczucie głodu. Zwykle sa˛ niskie, okres dojrzewa-
nia jest opo´z´niony, moga˛ miec´ oczy w kształcie mig-
dało´w, kłopoty z zachowaniem i niski iloraz inteligen-
cji. To bardzo rzadka choroba, wie˛c moz˙e byc´ nieroz-
poznana przez lata.

– To wszystko brzmi logicznie – zgodziła sie˛ z nia˛

kobieta. Jej głos był nieco przytłumiony. – Jak ta
choroba sie˛ nazywa?

– Zespo´ł Pradera-Williego. Nazwa pochodzi od

nazwisk lekarzy, kto´rzy pierwsi ja˛ opisali. Znajde˛ dla
pani informacje o niej, ale, jak juz˙ wspominałam, nie
jestem pewna, a nie chciałabym pani niepotrzebnie
martwic´.

– Martwic´? – rozes´miała sie˛ pani Bailey. – Martwie˛

sie˛ od pie˛tnastu lat. Czy ma pani poje˛cie, co to znaczy
wiedziec´, z˙e jednak miałam racje˛? Z

˙

e jest jakas´ przy-

czyna, z˙e nie popadam w szalen´stwo i nie jestem zła˛
matka˛, z˙e wychowałam ja˛ jak nalez˙y? Nie jestem
zmartwiona, pani doktor. Ulz˙yło mi, z˙e ktos´ wreszcie
mnie wysłuchał. Wro´c´my jednak do dzisiejszego wie-
czoru.

– Co´z˙, to wbrew zasadom, ale podam pani kilka

silnych s´rodko´w przeciwbo´lowych, z˙eby pani jakos´
przetrwała najbliz˙sze kilka godzin. Musi mi pani jednak
obiecac´, z˙e odpocznie pani na tyle, na ile to moz˙liwe.

88

CAROLINE ANDERSON

background image

– Dobrze, kiedy juz˙ zrobie˛ kolacje˛. Co´rka po prostu

usia˛dzie i zajmie sie˛ swoja˛ układanka˛, jak co wieczo´r.
Mo´wiłam pani o jej pamie˛ci. Powinna pani zobaczyc´
obrazek, kto´ry układa. Jest tak skomplikowany, z˙e nie
dałabym sobie z nim rady, a dla niej to z˙aden problem.

Pokazała sto´ł i Kate ujrzała na nim ogromne puzzle.

Kiwne˛ła głowa˛.

– Wro´ce˛ tu jutro, jes´li moz˙na. Kto jest pani leka-

rzem rodzinnym? Doktor Crawford?

– To do niego sie˛ zarejestrowalis´my po przyjez´-

dzie, ale ani razu jeszcze u niego nie byłam. Co innego
Rob, bo ma wcia˛z˙ problemy z powodu czerwonki. Ja
ani razu go nie potrzebowałam, tak samo Alison.

– Dobrze. Zobacze˛, moz˙e przyjdzie ze mna˛ jutro

wczesnym popołudniem i oboje obejrzymy pani co´rke˛.
Prosze˛ jej jednak nic nie mo´wic´.

– Dobrze, nie powiem tez˙ nic Robowi, przynaj-

mniej na razie. Po co go niepotrzebnie martwic´? Nau-
czył sie˛ nie mys´lec´ o tym, tak jakby uwaz˙ał, z˙e jes´li nie
be˛dzie o tym mys´lał, problem sam sie˛ rozwia˛z˙e. Ale
tak sie˛ nie stanie, prawda? Co z nia˛ be˛dzie po naszej
s´mierci? Nigdy nie be˛dzie w stanie z˙yc´ samodzielnie.

– Nie wszystko naraz! – zawołała Kate, biora˛c

kobiete˛ za re˛ke˛. – Na razie wezwijmy doktora Crawfor-
da, z˙eby rzucił okiem na Alison i zaopiniował, czy
w ogo´le konieczne jest przeprowadzenie badan´. Jes´li to
zespo´ł Pradera-Williego, wiele rzeczy da sie˛ zrobic´
w szkole i miejscach, do kto´rych be˛dziecie jez´dzic´ na
terapie˛. Zobacze˛, co mi sie˛ uda znalez´c´. Czy macie
pan´stwo doste˛p do Internetu?

Kobieta rozes´miała sie˛ gorzko.
– Nie mamy nawet komputera. Kupiłam co´rce na

89

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

urodziny wiez˙e˛ i dwa dni po´z´niej wyrzuciła ja˛ przez
okno, bo jej zdaniem nie działała. Po prostu nie wie-
działa, jak ja˛ obsługiwac´, i to ja˛ rozzłos´ciło. Kiedy jest
w dobrym nastroju, to złote dziecko, słodkie, miłe
i w ogo´le do rany przyło´z˙. Kiedy w złym, jest nieznos´-
na. A najgorsze jest to, z˙e nigdy nie wiadomo, czego sie˛
spodziewac´.

Kate wstała.
– To musi byc´ bardzo trudne. Zobacze˛, co moge˛

zrobic´, z˙eby pani troche˛ pomo´c. Jes´li to faktycznie ta
choroba, prawdopodobnie be˛dzie do pan´stwa przycho-
dził ktos´ do pomocy, wie˛c od czasu do czasu be˛dziecie
mogli troche˛ odpocza˛c´. Wro´ce˛ tu jutro z doktorem
Crawfordem i wie˛ksza˛ ilos´cia˛ informacji, teraz na-
prawde˛ musze˛ juz˙ is´c´. Mam jeszcze jedna˛ wizyte˛.

– Przepraszam, z˙e zabrałam pani tyle czasu.
– Nie szkodzi. Od tego w kon´cu jestem. Tutaj ma

pani tabletki – powiedziała, wre˛czaja˛c pacjentce para-
cetamol z kodeina˛. – Prosze˛ wzia˛c´ dwie teraz, a dwie
kolejne przed snem. Nie wie˛cej niz˙ osiem na dzien´
i prosze˛ uwaz˙ac´: kodeina moz˙e wywołac´ zawroty
głowy i problemy z trawieniem, wie˛c prosze˛ jes´c´ duz˙o
owoco´w i warzyw.

– To z˙adne pos´wie˛cenie z mojej strony. Jestem

wegetarianka˛ – odparła kobieta z us´miechem. – Dzie˛-
kuje˛, pani doktor. Była pani bardzo miła.

– Nie ma sprawy.
Kate przyniosła jej z kuchni szklanke˛ wody, po

czym pospieszyła do naste˛pnej pacjentki, Lucy Prior.

Po zbadaniu małej Kate uznała, z˙e nie ma sie˛ czym

martwic´.

– Mys´le˛, z˙e to naste˛pstwo wypadku – powiedziała.

90

CAROLINE ANDERSON

background image

Jill skine˛ła głowa˛.
– Tez˙ mi sie˛ tak wydaje. Przepraszam, z˙e zawraca-

łam pani głowe˛, ale byłam troche˛ przestraszona...

– A pani jak sie˛ czuje?
– Dobrze. Chyba jestem jeszcze troche˛ w szoku. Na

szcze˛s´cie skon´czyło sie˛ tylko na tym. Nie licza˛c zra-
nionej kostki, obolałego mostka i siniaka na czole.
Prawdopodobnie ja i Andy zderzylis´my sie˛ głowami,
gdy samocho´d koziołkował, sta˛d jego rozwalony poli-
czek. Zdecydowanie mogło byc´ gorzej!

– Co z nim? – spytała Kate i ulz˙yło jej, gdy

usłyszała, z˙e dobrze. Po tym, jak poruszyła jego głowa˛,
by udroz˙nic´ drogi oddechowe, bała sie˛, z˙e mogła
naruszyc´ kre˛gosłup szyjny. Nie miała jednak wyboru
– mo´gł sie˛ udusic´. Na szcze˛s´cie dla wszystkich obyło
sie˛ bez przykrych konsekwencji i zapewne uratowała
mu z˙ycie.

– Co´z˙, jes´li nie jestem juz˙ potrzebna, to do widze-

nia. Ciesze˛ sie˛, z˙e wszystko sie˛ dobrze skon´czyło.

– Jeszcze raz przepraszam za kłopot. Pewnie z˙ałuje

pani, z˙e przyjechała tu na zaste˛pstwo! – dodała Jill
z us´miechem.

– Nonsens.
W sumie nie był to wcale taki nonsens, ale nie miało

to nic wspo´lnego z Jill, a raczej z Oliverem.

– Zespo´ł Pradera-Williego? Jestes´ pewna?
– Na tyle, na ile moz˙na byc´ pewnym bez dokład-

nych badan´.

Kate stres´ciła rozmowe˛ z pania˛ Bailey i Oliver

pokiwał wolno głowa˛.

– Co´z˙, faktycznie moz˙esz miec´ racje˛. Mam w domu

91

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

film wideo na ten temat. Moz˙emy go obejrzec´ wieczo-
rem... o kurcze˛! Chciałem zobaczyc´ dzis´ Julie˛ i jej
dziecko. Co´z˙, obejrzymy w takim razie film po po-
wrocie.

– My?
Wzruszył ramionami.
– Mys´lałem, z˙e chciałabys´ tam pojechac´, zobaczyc´

ich, poznac´ młodsze dzieci, przywitac´ sie˛ z moja˛
matka˛.

Poczuła nagły dreszcz. Niby co im powie? Czes´c´,

postanowilis´my zno´w byc´ razem?

– To byłaby fascynuja˛ca konwersacja – powiedzia-

ła ironicznie. – Wolałabym z tego zrezygnowac´, jes´li
nie masz nic przeciwko temu.

– Czyz˙by strach cie˛ obleciał? – zakpił.
– Wiesz, o co mi chodzi. Byłoby mi niezre˛cznie.

A poza tym nie chce˛ kras´c´ Julii przedstawienia. Chce
pochwalic´ sie˛ dzieckiem.

– Zda˛z˙yła juz˙ to zrobic´. Ma je od poniedziałku.

Uwierz mi, dziecko zostało juz˙ wszystkim pokazane.
Z przyjemnos´cia˛ sie˛ z toba˛ zobaczy, zawsze bardzo cie˛
lubiła.

Czego pewnie nie moz˙na powiedziec´ o twojej mat-

ce, pomys´lała Kate.

– W kaz˙dym razie juz˙ powiedziałem im, z˙e tutaj

jestes´ – dodał, wytra˛caja˛c jej koronny argument
z ra˛k.

Rozes´miała sie˛.
– Powinnam sie˛ była tego domys´lic´! Co im po-

wiedziałes´?

– Z

˙

e spotkalis´my sie˛ przypadkiem na konferencji

i z˙e zgodziłas´ sie˛ zaste˛powac´ w przychodni chorego

92

CAROLINE ANDERSON

background image

kolege˛. Ani słowa o tym, czy zamierzamy do siebie
wro´cic´, choc´ wiem, z˙e wszyscy by sie˛ cieszyli.

Nie tylko oni, pomys´lała Kate ze smutkiem. Nie-

stety, nie ma na to szans.

– Wie˛c jak, pojedziesz? Julii be˛dzie bardzo miło.
Skine˛ła głowa˛. Zawsze lubiła Julie˛. Chciałaby zno-

wu ja˛ zobaczyc´ i poznac´ jej młodsze dzieci. Co do
matki Olivera, nie miała tej pewnos´ci. Starsza pani
z pewnos´cia˛ nie mogła jej wybaczyc´ opuszczenia jej
ukochanego syna.

Co´z˙, musi sobie z tym jakos´ poradzic´. Nie jest

jedyna˛ osoba˛ na s´wiecie, kto´ra przez˙ywa złe chwile.

– Chyba nie dajesz mi wyboru – powiedziała.

– Mam tylko jedna˛ pros´be˛: nie zostawiaj mnie samej ze
swoja˛ matka˛.

– Nie zostawie˛, obiecuje˛. Wszystko be˛dzie dobrze,

zobaczysz.

Wcale nie była tego taka pewna...

93

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

ROZDZIAŁ SIO

´

DMY

To była najbardziej wysublimowana forma tortur,

jaka˛ tylko Oliver mo´gł wymys´lic´.

Powitanie dzieci było hałas´liwe, ale kiedy w kon´cu

okrzyki ,,wujek Oliver!’’ umilkły, zapadła cisza.

Przerwała ja˛ Julia, kochana Julia, kto´ra zawsze była

dla niej miła. To ona sie˛ z nia˛ przywitała. Z okrzykiem
rados´ci pochwyciła Kate w ramiona i us´ciskała ja˛
serdecznie.

– Naprawde˛ sie˛ ciesze˛, z˙e cie˛ widze˛ – wyszeptała

Kate.

– A ja sie˛ ciesze˛, z˙e widze˛ ciebie. Niech no ci sie˛

przyjrze˛. – Julia odsune˛ła ja˛ na wycia˛gnie˛cie ramion.
– Wygla˛dasz na zme˛czona˛. Czy on nie kaz˙e ci za
cie˛z˙ko pracowac´?

Kate wzruszyła ramionami.
– Po prostu jestem juz˙ starsza. Ty za to wygla˛dasz

cudownie. Pomys´lec´ tylko, z˙e masz pie˛cioro dzieci!
Jak wam sie˛ to udało?

– Uwierz mi, to było bardzo proste – wła˛czył sie˛

Steve. – Witaj, Kate. Miło cie˛ znowu widziec´.

Pocałował ja˛ w policzek. Kate zastanawiała sie˛, co

mys´leli o jej zniknie˛ciu z z˙ycia Olivera, ale nie pora
teraz na tego typu pytania.

– A gdzie jest wasz najmłodszy potomek? – spyta-

ła, us´miechaja˛c sie˛, po czym ujrzała mała˛ w ramionach
Olivera.

background image

Wpatrywał sie˛ w dziecko jak urzeczony. Potem

przenio´sł wzrok na Kate. Zmusiła sie˛ do us´miechu,
wiedza˛c, z˙e tego włas´nie sie˛ spodziewa.

Podeszła i wzie˛ła te˛ malutka˛ istotke˛ od me˛z˙czyzny,

kto´rego kochała. Ujrzała s´liczna˛ twarzyczke˛ z niebies-
kimi oczkami wpatrzonymi prosto w nia˛, malutki no-
sek i ro´z˙ane usteczka. To jest to, czego natura jej
poska˛piła. Julia i Steve pie˛c´ razy dos´wiadczyli tego
wspaniałego daru, a Oliver i ona mieli byc´ go po-
zbawieni.

No, przynajmniej ona. Widok dziecka przypominał

jej, z˙e nie powinna dac´ sie˛ oczarowac´ Oliverowi. To by
było takie proste zno´w z nim zamieszkac´, ale musi byc´
silna, dla jego dobra.

– Jest cudowna – stwierdziła, oddaja˛c mała˛ Ste-

ve’owi.

Odwro´ciła sie˛ do dzieci oblegaja˛cych Olivera.
– Wie˛c kogo my tu mamy? To chyba Ben i Loma

– powiedziała, patrza˛c na dwoje najstarszych. – Ledwo
was poznałam. A was dwo´ch jeszcze nie znam.

– Ja jestem Sam – wyjas´niło trzecie dziecko – a to

jest Joe.

Przywitała sie˛ ze wszystkimi uroczys´cie, po czym

odwro´ciła sie˛ z us´miechem do Lomy.

– Trzech braci. Pewnie sie˛ cieszysz, z˙e masz siost-

rzyczke˛.

Loma skine˛ła głowa˛.
– Bracia czasami sa˛ w porza˛dku, ale nie chcia-

łabym miec´ jeszcze jednego! – oznajmiła, marszcza˛c
nos.

– Be˛dziemy ja˛ przebierac´ jak lalke˛ – cieszył sie˛

Sam.

95

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– A włas´nie, z˙e nie – zaprotestował Ben, najstarszy.

– To jest dziecko, a nie lalka.

Usta Sama zadrz˙ały.
– Chce˛ ja˛ ubierac´.
– Nie ma mowy, jestes´ jeszcze za mały.
– Przestan´cie juz˙, chłopcy – odezwała sie˛ Julia.

– Kto ułoz˙y te puzzle? Zakład, z˙e wujek Oliver skon´-
czy je układac´, zanim jeszcze zaczniecie?

Kate chciała juz˙ wyjs´c´, wycofac´ sie˛ z tego przytulne-

go miejsca, ale wtedy do pokoju weszła matka Olivera.

– Kate – powiedziała i jej twarz pobladła. – Witaj,

kochanie. Jak sie˛ masz?

Kate poczuła dławienie w gardle. Dlaczego to jest

takie trudne? Nie powinna pozwolic´ Oliverowi sie˛ tu
s´cia˛gna˛c´.

– Dzie˛kuje˛, dobrze. Miło cie˛ znowu widziec´. Przy-

kro mi z powodu twojego me˛z˙a.

Pani Crawford zmusiła sie˛ do us´miechu.
– Dzie˛kuje˛. Przynajmniej nie cierpiał. Jakos´ daje-

my sobie rade˛. Mam teraz blisko Olivera, Steve’a, Julie˛
i dzieci, a mieszkam w małym domku w połowie drogi
mie˛dzy nimi. Mogło byc´ gorzej. A co u ciebie? Oliver
mo´wił, z˙e zostałas´ internista˛?

– Tak. Pediatria wydała mi sie˛ za trudna.
– Ale przeciez˙ zawsze byłas´ taka zdolna.
– Mamo, moim zdaniem Kate chciała powiedziec´,

z˙e pediatria byłaby dla niej zbyt cie˛z˙ka do zniesienia
– wła˛czył sie˛ Oliver.

Jednak nie z tego powodu, o kto´rym mys´lisz, pomy-

s´lała Kate, nie moga˛c juz˙ sie˛ doczekac´ chwili, kiedy
wreszcie be˛dzie mogła opus´cic´ ten dom. Ta uprzejma
pogawe˛dka okazała sie˛ ponad jej siły.

96

CAROLINE ANDERSON

background image

Jakby wyczuwaja˛c jej zakłopotanie, Oliver zostawił

dalsze układanie puzzli dzieciom, po czym podszedł
do niej i połoz˙ył jej re˛ke˛ na ramieniu.

– Na nas juz˙ czas – os´wiadczył. – Jutro czeka nas

trudny przypadek. Musimy jeszcze dzisiaj obejrzec´
film na wideo, z˙eby sie˛ przekonac´, czy nasze podej-
rzenia sa˛ słuszne.

– Wro´cisz, prawda? – spytała Julia, s´ciskaja˛c re˛ke˛

Kate. Nie wiadomo, czy to pytanie celowo miało byc´
dwuznaczne, czy było tylko zaproszeniem do złoz˙enia
ponownej wizyty.

– Moz˙e – wymamrotała, nie wiedza˛c, z˙e najgorsze

ma dopiero przed soba˛.

Bo oto Steve, trzymaja˛c na re˛ku czyste, suche dziec-

ko, pochylił sie˛ i pocałował ja˛ w policzek, po czym
rzekł:

– Wiesz, tez˙ powinnis´cie sobie takie sprawic´. To

niezła zabawa, nawet jes´li wymyka ci sie˛ spod kontroli.
Pasowałoby do ciebie. Wygla˛dasz dobrze z dzieckiem
na re˛ku.

Kate zno´w przeszył bo´l.
– Co´z˙, w pracy cze˛sto mam do czynienia z dziec´mi

– odparła i odwro´ciła sie˛. – Oliverze, poczekam na
ciebie na dworze. Do widzenia – powiedziała do pa-
ni Crawford. – Ciesze˛ sie˛, z˙e miałys´my okazje˛ sie˛
spotkac´.

Kiedy doszła do samochodu, oparła sie˛ o niego

i westchne˛ła. Dlaczego pozwoliła sie˛ tu s´cia˛gna˛c´?
Mogła sie˛ domys´lic´, z˙e to be˛dzie piekło.

Oliver sprawiał wraz˙enie zatroskanego.
– W porza˛dku? Przepraszam, to musiało byc´ dla

ciebie trudne. Nie powinienem cie˛ tu przyprowadzac´.

97

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Nawet nie podejrzewasz, jak bardzo to było trudne,

pomys´lała Kate.

– Nic mi nie jest – skłamała. – Chyba po prostu

łapie mnie jakis´ wirus.

– Mam nadzieje˛, z˙e to nie grypa. Nie moge˛ cie˛

stracic´.

– Ty czy przychodnia? – zaz˙artowała i otworzyła

drzwi samochodu. – Chodz´, wracajmy i obejrzyjmy ten
film. Musze˛ miec´ pewnos´c´, z˙e wiem wystarczaja˛co
duz˙o, zanim złoz˙e˛ jutro wizyte˛ pani Bailey. A jes´li sie˛
myle˛ i narobiłam tylko niepotrzebnego zamieszania?

– Nie sa˛dze˛ – odparł, wsiadaja˛c do samochodu.

Wła˛czył silnik i ruszył. – Zreszta˛ poz˙yjemy, zobaczy-
my. Jutro sie˛ wszystko wyjas´ni.

Kate oparła głowe˛ na fotelu i zamkne˛ła oczy. Miała

ochote˛ skryc´ sie˛ w mysiej dziurze. Tymczasem musi
spe˛dzic´ wieczo´r z Oliverem, ogla˛daja˛c film o złoz˙onej
chorobie genetycznej. A jeszcze do tego nic nie jedli.

Poczuła nagła˛ ochote˛ na warzywa, cos´ s´wiez˙ego

i chrupia˛cego, jak na przykład gotowana brukselka,
groch cukrowy albo kapusta włoska. Ostatnia rzecz, na
jaka˛ miała ochote˛, to podgrzewane w kuchence mikro-
falowej specjały z plastikowych paczek.

– Jestes´ bardzo zme˛czona?
Oderwała głowe˛ od zagło´wka i spojrzała na niego.
– Dlaczego pytasz?
– Dlatego, z˙e umieram z głodu, a nie mam ochoty

na kolejny posiłek z mikrofalo´wki. Oboje jestes´my
ubrani wystarczaja˛co przyzwoicie, z˙eby wpuszczono
nas do restauracji, a tak sie˛ składa, z˙e za rogiem jest
porza˛dna knajpa włoska. Co ty na to?

– A czy moz˙na tam dobrze zjes´c´?

98

CAROLINE ANDERSON

background image

– Co´z˙, nie jest to moz˙e domowa kuchnia, ale jest

smacznie i tanio. Najwaz˙niejsze jednak, z˙e nie ma
z˙adnych mroz˙onek.

– To przesa˛dza sprawe˛ – rozes´miała sie˛. – Idziemy.
– Ciesze˛ sie˛.

Była przygne˛biona, ale nieplanowane spotkanie

z jego rodzina˛ na kaz˙dego by tak podziałało.

Oliver przypatrywał sie˛ Kate w zamys´leniu. Julia

ma racje˛, Kate wygla˛da na zme˛czona˛. Zupełnie jakby
sie˛ nie wyspała. Omal sie˛ nie rozes´miał. Wie cos´ o tym.
Od ich pia˛tkowego spotkania tez˙ nie moz˙e spac´. To jest
– zrobił pospieszne obliczenia – juz˙ pie˛c´ nocy.

Naprawde˛ tylko tyle? Wydawało mu sie˛, z˙e sa˛

razem juz˙ od tygodni. Tygodni, w kto´rych kaz˙da chwi-
la była tortura˛ – tak bardzo pragna˛ł ja˛ tulic´, dotykac´,
kochac´ sie˛ z nia˛.

Gdy uniosła makaron do ust, kremowy sos pociekł

jej po brodzie. Rozes´miała sie˛. Dobry Boz˙e, jaka ona
jest pie˛kna. Pragnie jej. Jest chory z poz˙a˛dania i niemo-
z˙nos´ci wykrzyczenia jej na cały głos, z˙e ja˛ kocha.

Skup sie˛, człowieku, pomys´lał i w tej samej chwili

zalał sosem pomidorowym cały przo´d koszuli. Kate
wybuchne˛ła s´miechem. Wycelował w nia˛ groz´nie wi-
delcem.

– Nie zaczynaj – mrukna˛ł.
– Niby jak mnie powstrzymasz?
– Nie kus´ mnie – rzekł po´łgłosem i nagle zapano-

wało mie˛dzy nimi napie˛cie.

Po chwili Kate odwro´ciła wzrok zaczerwieniona,

i ze zmieszania przewro´ciła pusty kieliszek.

Tak!

99

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Moz˙e odetchna˛c´ z ulga˛. Jest tak samo zakochana

w nim, jak on w niej. Dobrze. Nie musi juz˙ dłuz˙ej
kluczyc´. Z ich małz˙en´stwem nie dzieje sie˛ nic, czego
nie udałoby sie˛ naprawic´. Zamierza jej to udowodnic´.
Pragnie jej i be˛dzie ja˛ miec´ – nie zamierza byc´ uprzej-
my i trzymac´ sie˛ na dystans.

O nie! Nie be˛dzie juz˙ działał w białych re˛kawi-

czkach.

Film na wideo był ciekawy i potwierdził to, co

Kate juz˙ wiedziała o chorobie Pradera-Williego – z˙e
dotyka ro´z˙nych ludzi w ro´z˙ny sposo´b, z˙e trudno ja˛
wykryc´, i z˙e im wczes´niej sie˛ ja˛ zdiagnozuje, tym
lepiej.

Nie robiła notatek. Nie uwaz˙ała tego za konieczne,

bo o wszystkim tym wiedziała. Us´wiadomiła sobie, z˙e
jej specjalizacja pediatryczna nie poszła na marne,
mimo z˙e nigdy nie spotkała nikogo z tym schorzeniem.

Odwro´ciła sie˛ do Olivera siedza˛cego obok niej na

kanapie przed kominkiem.

– Wszystko w porza˛dku? – spytał.
Skine˛ła głowa˛.
– Po prostu zastanawiałam sie˛, czy zetkna˛łes´ sie˛

kiedykolwiek z ta˛ choroba˛.

– Nie. Jest naprawde˛ rzadka. Zdaje sie˛, z˙e wy-

ste˛puje u jednej osoby na pie˛tnas´cie tysie˛cy czy cos´
około tego. Nic wie˛c dziwnego, z˙e przypadek Alison
tak długo pozostał niezauwaz˙ony. Jestem zaskoczony,
z˙e wykryłas´ go, maja˛c tak mało przesłanek.

– Zastanowiła mnie dziwna zbiez˙nos´c´ fakto´w. Ale

przeciez˙ nie mamy jeszcze pewnos´ci. Niewykluczone,
z˙e niepotrzebnie tylko martwimy pania˛ Bailey.

100

CAROLINE ANDERSON

background image

– Nie sa˛dze˛. Ale jutro sie˛ okaz˙e. Chcesz poszpe-

rac´ w Internecie? Moz˙e znajdziemy tam cos´ przydat-
nego.

– Czemu nie?
Wzia˛ł ja˛ za re˛ke˛ i poprowadził do biurka stoja˛cego

po drugiej stronie pokoju.

Mo´j Boz˙e, tak łatwo byłoby is´c´ razem z nim przez

całe z˙ycie. Nie mogła sobie jednak na to pozwolic´.

– Usia˛dz´, ja postoje˛ – rzekł, po czym pochylił

sie˛ nad nia˛, stukaja˛c w klawiature˛ laptopa. – O, prosze˛.
Jest mno´stwo stron pos´wie˛conych zespołowi Prade-
ra-Williego.

Zmusiła sie˛ do skupienia na tym, co pojawiło sie˛ na

ekranie.

– Strona brytyjskiego stowarzyszenia oso´b chorych

na zespo´ł Pradera-Williego... To wygla˛da obiecuja˛co.

Przynio´sł sobie krzesło z kuchni i usiadł obok niej,

tak z˙e ich ramiona sie˛ stykały.

Musna˛ł ja˛ udem. Pragnienie przeszyło jej ciało.

Chciała przysuna˛c´ sie˛ do niego, chłona˛c´ jego ciepło,
rozkoszowac´ sie˛ nim, ale sie˛ nie odwaz˙yła.

Oparł re˛ke˛ na oparciu jej fotela, otoczył jej ramie˛

i przycia˛gna˛ł do siebie. Kate nie mogła sie˛ poruszyc´.
Nie odwaz˙yła sie˛ tego skomentowac´, poniewaz˙ była
pewna, z˙e uczynił to bezwiednie, a gdyby zwro´ciła mu
na to uwage˛, mo´głby zrobic´ jedna˛ z dwo´ch rzeczy: albo
by sie˛ odsuna˛ł, czego nie chciała, albo daliby sie˛ oboje
ponies´c´ emocjom i zrobiliby cos´ naprawde˛ głupiego.

Powiedziała sobie, z˙e ani jednego, ani drugiego nie

pragnie, i odrobine˛ sie˛ od niego odsune˛ła, udaja˛c
zainteresowanie strona˛ internetowa˛.

Chociaz˙ włas´ciwie była nia˛naprawde˛ zainteresowa-

101

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

na – i miała pewnos´c´, z˙e pani Bailey ro´wniez˙ by to
wszystko przeczytała, gdyby tylko miała doste˛p do
Internetu. Zastanawiała sie˛, jak ta kobieta poradziła
sobie z przygotowaniem posiłku, ale potem Oliver
przysuna˛ł sie˛ do niej jeszcze bliz˙ej i musiała cos´ z tym
zrobic´.

– Chyba znalez´lis´my juz˙ wszystko, czego potrze-

bowalis´my – powiedziała i wstała, kieruja˛c sie˛ do
kuchni.

Oliver wyła˛czył szybko komputer i poda˛z˙ył za nia˛.
– Napijesz sie˛ herbaty? A moz˙e masz ochote˛ na

kieliszek czegos´ mocniejszego?

– Wole˛ herbate˛ – odparła i sama nastawiła czajnik.

– Nie musisz wyjs´c´ z psami na spacer, zanim po´jda˛
spac´?

Rozes´miał sie˛ i wzia˛ł kurtke˛, po czym poklepał sie˛

po nodze, przyzywaja˛c psy. Zjawiły sie˛ przy nim,
merdaja˛c ogonami. Zapia˛ł im smycze i wyszli.

Kate westchne˛ła cie˛z˙ko. To niemoz˙liwe! Jak mogła

wyobraz˙ac´ sobie, z˙e moz˙e tu zostac´ z nim i zaja˛c´ sie˛
czyms´ zupełnie innym! Czy Oliver naprawde˛ był nie-
s´wiadomy tego, co robił przy komputerze?

Oczywis´cie, z˙e nie. Wszystko to zostało zaplanowa-

ne, a ona dała sie˛ nabrac´. Ale dosyc´ tego. Zrobiła sobie
herbate˛ i weszła na go´re˛, maja˛c nadzieje˛, z˙e zanim
Oliver wro´ci, ona be˛dzie juz˙ w ło´z˙ku.

Niestety, nie udało sie˛. Kiedy wyszła w szlafroku

z łazienki, ujrzała go siedza˛cego na skraju ło´z˙ka,
wertuja˛cego jedno z czasopism.

– Chcesz cos´? – spytała.
– A co proponujesz? – odparł pytaniem na pytanie

i serce zabiło jej mocniej.

102

CAROLINE ANDERSON

background image

– Co ty, z choinki sie˛ urwałes´? – zakpiła.
Rozes´miał sie˛ i wstał z ło´z˙ka.
– Nie moz˙esz mnie winic´ za to, z˙e pro´buje˛. Po prostu

czekałem na łazienke˛. Zakładam, z˙e idziesz spac´?

Skine˛ła głowa˛.
– To był długi dzien´. Jutro czeka nas duz˙o pracy.
– A ty masz problemy ze snem.
– Dlaczego tak sa˛dzisz?
Wskazał sin´ce pod jej oczami.
– Dlatego.
Przebiegł dłonia˛ po jej policzku, po czym przycia˛g-

na˛ł ja˛ do siebie i pocałował. Jego usta były ciepłe
– delikatne, lecz zachłanne, kusiły ja˛, doprowadzały do
szalen´stwa. Niemal sie˛ zapomniała. Lecz wtedy nagle
w jej głowie rozległ sie˛ głos Steve’a: ,,Wiesz, tez˙
powinnis´cie sobie takie sprawic´. Pasowałoby do cie-
bie. Wygla˛dasz dobrze z dzieckiem na re˛ku’’.

Nie była pewna, czy to prawda. Wiedziała tylko, z˙e

z pewnos´cia˛ Oliver dobrze z nim wygla˛da. Wyraz jego
twarzy, gdy trzymał niemowle˛, napełnił ja˛ bo´lem. Nie
miała wa˛tpliwos´ci, z˙e powinna to skon´czyc´, zanim sie˛
jeszcze zacze˛ło.

Odsune˛ła sie˛, odwracaja˛c głowe˛.
– Nie – wyszeptała, po czym powto´rzyła to jeszcze

raz, juz˙ bardziej stanowczo: – Nie, Oliverze. To sie˛ nie
uda. Powiedziałam, z˙e nie be˛de˛ z toba˛spała, i nie be˛de˛.
A teraz, prosze˛, pozwo´l mi sie˛ połoz˙yc´. Jestem zme˛-
czona, jak słusznie zauwaz˙yłes´, i musze˛ sie˛ porza˛dnie
wyspac´.

Odsuna˛ł sie˛ od niej. Przez chwile˛ milczał, potem

z westchnieniem odwro´cił sie˛ i wyszedł, zamykaja˛c
delikatnie za soba˛ drzwi.

103

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Taka samotna nie czuła sie˛ od lat.

– Po prostu przekonajmy sie˛, czy miałam racje˛, nie

stresujmy ich niepotrzebnie – powiedziała mu Kate.

Oliver us´miechna˛ł sie˛ do niej uspokajaja˛co, zanim

wysiedli z samochodu.

– Wycia˛gnie˛cie problemo´w na s´wiatło dzienne

i omo´wienie ich z pania˛ Bailey moz˙e jej tylko pomo´c
– uznał. – Podejrzewam, z˙e gdybys´ miała dziecko,
kto´re obz˙erałoby sie˛ bez umiaru i miało ataki złos´ci,
ulz˙yłoby ci, gdybys´ dowiedziała sie˛, z˙e wprawdzie
twoje dziecko jest chore, ale nie dlatego, z˙e jestes´ zła˛
matka˛.

– Sama cos´ takiego mo´wiła – zgodziła sie˛ z nim

Kate. – Dobrze, chodz´my.

Wysiedli i ruszyli do stro´z˙o´wki. Zanim do niej

doszli, drzwi otworzyły sie˛ i ukazała sie˛ w nich gruba,
jasnowłosa dziewczynka, kto´ra wygla˛dała na jakies´
dziesie˛c´ lat.

– Alison? – spytała Kate z us´miechem. – Poznałam

cie˛ z fotografii. Jestem doktor Kate, a to doktor Craw-
ford.

– Mama mo´wiła, z˙e pan´stwo przyjdziecie. Jest

w salonie. Nie moz˙e wstac´.

– Dobrze. Po´jdziemy do niej. Dzie˛kujemy.
Oliver skorzystał z okazji, by przyjrzec´ sie˛ dziew-

czynce. Ogarne˛ły go powaz˙ne wa˛tpliwos´ci. Wygla˛dała
na bystra˛ i dobrze sie˛ komunikowała z otoczeniem.
Tylko niski wzrost oraz otyłos´c´ wskazywały na jakis´
problem. A takz˙e fakt, z˙e nie wygla˛dała na swoje
pie˛tnas´cie lat.

Pani Bailey zas´ sprawiała wraz˙enie starszej, niz˙ była

104

CAROLINE ANDERSON

background image

w rzeczywistos´ci i kompletnie wykon´czonej. Nie wia-
domo, czy z powodu niedawnego wypadku, czy za-
chowania co´rki.

– Dzien´ dobry. Jestem Oliver Crawford – powie-

dział, podaja˛c jej re˛ke˛. – Chyba sie˛ jeszcze nie znamy.
Słyszałem, z˙e spadła pani z roweru.

Eve skine˛ła głowa˛.
– Zgadza sie˛. Ale juz˙ sie˛ lepiej czuje˛. Te pigułki sa˛

cudowne.

– Pani re˛ka wygla˛da dobrze – stwierdził Oliver,

ogla˛daja˛c ja˛. – A co z ramieniem?

– Troche˛ rwie, ale moz˙na wytrzymac´. Gorzej z ple-

cami. Odkryłam, z˙e jest mi lepiej, kiedy sie˛ ruszam,
wie˛c po´jde˛ zrobic´ pan´stwu herbate˛, a wy porozmawiaj-
cie sobie z Alison. Skon´czyła włas´nie odrabiac´ lekcje
i zajmie sie˛ teraz znowu swoja˛ układanka˛.

– Widziałam ja˛ wczoraj – powiedziała Kate. – Wy-

gla˛da na bardzo trudna˛.

– Bo jest trudna – przyznała dziewczynka. – Lubie˛

takie. Nie cierpie˛ łatwych.

Oliver zajrzał Alison przez ramie˛.
– Faktycznie – przyznał – jest bardzo trudna. Ele-

menty, na kto´rych jest droga, sa˛ takie same.

– Nie. Te sa˛ ciemniejsze.
Dziewczynka miała racje˛. Były ro´z˙nice, ale trzeba

było sie˛ naprawde˛ dokładnie przyjrzec´, by je zauwa-
z˙yc´. Us´wiadomił sobie, z˙e Kate poszła z pania˛ Bailey
do kuchni, zostawiaja˛c go samego z Alison. Patrzył,
jak wybiera jeden z elemento´w układanki, dopasowuje
go i sie˛ga po naste˛pny. Pracowała teraz nad murem,
w kto´rym kaz˙da cegiełka wygla˛dała tak samo jak inne.

– Miałem kiedys´ naprawde˛ trudne puzzle – oznajmił.

105

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– To było dopiero cos´! Trzeba było ułoz˙yc´ obrazek
fasoli w sosie pomidorowym.

– Tez˙ je miałam – odparła Alison. – To prawda,

były trudne.

– Dałas´ sobie z nimi rade˛?
Skine˛ła głowa˛.
– W takim razie pokonałas´ mnie – rzekł z us´mie-

chem. – Ja swoje wyrzuciłem.

Rozes´miała sie˛ rados´nie.
– Jestem lepsza od pana.
– Z pewnos´cia˛. Nie ukrywam, z˙e nie jestem zbyt

dobry w układankach. Lubisz matematyke˛?

Zmarszczyła odrobine˛ nos.
– Nie za bardzo. Jest trudna. Lubie˛ angielski i histo-

rie˛. Jestem dobra z historii i geografii, moz˙e pan
sprawdzic´.

– Dobrze – odparł i zamys´lił sie˛ na chwile˛. – Gdzie

lez˙y Piza? – spytał.

– We Włoszech. Chciałabym tam pojechac´. Tam

maja˛ pizze˛, spaghetti i klopsiki. Mama umie robic´
klopsiki. Czasami tez˙ robi spaghetti.

– Jadłem je wczoraj i poplamiłem sobie sosem

koszule˛ – wyznał. Rozmawianie o jedzeniu jest charak-
terystyczne dla ludzi cierpia˛cych na zespo´ł Prade-
ra-Williego, ale to jeszcze o niczym nie s´wiadczy.
Alison wygla˛da na inteligentna˛...

Do pokoju weszła Kate z taca˛, a tuz˙ za nia˛ pani

Bailey z talerzem ciasteczek. Zauwaz˙ył, z˙e ciasteczka
były tylko cztery.

– Alison, czy mogłabys´ zapalic´ s´wiatło? Doktor

Kate musi postawic´ tace˛.

– Mamy ciasteczka? – spytała Alison.

106

CAROLINE ANDERSON

background image

– Tylko po jednym dla kaz˙dego.
– Chce˛ dwa.
– Gdybys´ zjadła teraz dwa, nie mogłabym ci dac´

ziemniako´w na kolacje˛. Tylko jedno, prosze˛.

Dziewczynka posłusznie ograniczyła sie˛ do jednego

ciastka. Pani Bailey zaniosła talerz na drugi koniec
pokoju. Usiadła i odetchne˛ła z ulga˛.

– Tak lepiej. Musicie sie˛ pan´stwo sami obsłuz˙yc´, ja

juz˙ nie dam rady. Czy ktos´ chce cukru?

– Ja.
– Alison, nie dostaniesz cukru, dobrze o tym wiesz.

Moge˛ dac´ ci słodzik.

– Ja chce˛ cukier.
– Nie.
Nagle stali sie˛ s´wiadkami przemiany pogodnej, elo-

kwentnej dziewczynki w małego tyrana.

– Chce˛ cukier! – krzykne˛ła, po czym złapała cukier-

niczke˛, wsypała jej zawartos´c´ do kieszeni, cisne˛ła na-
czynie na ziemie˛ i uciekła, trzaskaja˛c drzwiami i krzy-
cza˛c przez cała˛ droge˛ na pie˛tro.

Oliver i Kate siedzieli w milczeniu, be˛da˛c w lekkim

szoku. Pani Bailey westchne˛ła i podniosła sie˛, usiłuja˛c
pozbierac´ potłuczone szkło.

– Przepraszam pan´stwa – powiedziała.
– Nie szkodzi. Po to włas´nie tu przyszlis´my – od-

parł Oliver i wstał.

Pomo´gł kobiecie usia˛s´c´ z powrotem, po czym wzia˛ł

sie˛ za zbieranie kawałko´w porcelany.

– Czy to jest dla niej typowe? To znaczy, walka

o jedzenie i wpadanie we ws´ciekłos´c´, kiedy go nie
dostaje? – spytał łagodnie.

Kobieta skine˛ła głowa˛.

107

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– Tak. Zdecydowanie tak. Naciska i naciska, a kie-

dy sie˛ powie ,,nie’’, ws´cieka sie˛. Ws´cieka sie˛ takz˙e
o inne rzeczy. Kiedy w ostatnie s´wie˛ta poz˙yczyłam od
niej bluze˛, pocie˛ła wszystkie swoje ubrania. Ma silnie
rozwinie˛te poczucie własnos´ci, ale potrafi tez˙ byc´
hojna.

Oliver pokiwał głowa˛.
– Co´z˙, mys´le˛, z˙e Kate miała racje˛. Jej opo´z´nione

dojrzewanie, nieopanowany apetyt i zmienne nastroje
sa˛ oznakami zespołu Pradera-Williego. Poza tym jest
blondynka˛ o jasnej sko´rze i niebieskich oczach. Wszy-
stko to daje nam kliniczny obraz. Nie zgadza sie˛ tylko
to, z˙e jest taka bystra, moz˙emy sie˛ wie˛c mylic´. Mys´le˛,
z˙e trzeba przeprowadzic´ badania. Potrzebujemy do
nich pro´bek krwi was wszystkich.

– Wszystkich? – powto´rzyła zmieszana.
– Tak. Zespo´ł Pradera-Williego to zaburzenie

chromosomu 15. Musimy poro´wnac´ jej chromosomy
z chromosomami pani i me˛z˙a. To dosyc´ skomplikowa-
ne i czasochłonne badanie. Na razie proponuje˛ obej-
rzenie filmu wideo pos´wie˛conego tej chorobie. Moz˙e
pani tez˙ przeczytac´ strone˛ internetowa˛.

– A jes´li to faktycznie zespo´ł Pradera-Williego?
– Wo´wczas otrzyma pani pomoc. Wiem, z˙e co´rka

jest naprawde˛ bardzo bystra, ale niekto´re rzeczy przy-
chodza˛ jej cie˛z˙ko i potrzebuje pomocy. Jedno jest
pewne: miała pani racje˛, z˙e z co´rka˛ jest cos´ nie tak,
najwyz˙szy czas powaz˙nie sie˛ tym zaja˛c´. To urocza
dziewczynka. Zasługuje na to, z˙eby dac´ jej szanse˛ na
szcze˛s´liwe i bezpieczne z˙ycie.

– Czy rozmawiała juz˙ pani o tym z me˛z˙em? – spy-

tała Kate.

108

CAROLINE ANDERSON

background image

– Nie, nie wiedziałam, jak zacza˛c´.
– Moz˙e my to zrobimy? – zaproponował Oliver.

– Musimy miec´ jego pro´bke˛ krwi.

– Nie moz˙emy poczekac´ do czasu, az˙ sie˛ po prostu

zatnie przy goleniu? – zasugerowała ze s´miechem
pani Bailey.

Oliver rozes´miał sie˛ ro´wniez˙ i pokre˛cił głowa˛.
– Przykro mi, ale nie. Zostawie˛ pani kasete˛ wideo,

moz˙e mu ja˛ pani pokaz˙e? Be˛dzie łatwiej.

Skine˛ła głowa˛, po czym spojrzała na Kate.
– Co mam powiedziec´ Alison? – spytała. – Mys´li,

z˙e jest normalna. Nie ma o niczym poje˛cia.

Oliver wspo´łczuł jej.
– Na razie prosze˛ jej nic nie mo´wic´. Dam wam

skierowanie do kliniki pediatrycznej. Zmierza˛ ja˛ tam,
zrobia˛ badanie krwi i wszystko wyjas´nia˛. Sa˛ tam
specjalis´ci, kto´rzy widzieli juz˙ niejeden taki przypa-
dek, a ja musze˛ przyznac´, z˙e działam troche˛ po omac-
ku, podobnie jak Kate.

– Czy to długo potrwa?
– Nie powinno trwac´ zbyt długo. Zrobie˛ co be˛de˛

mo´gł, z˙eby wszystko przyspieszyc´. Najwaz˙niejsze,
z˙eby diagnoza była postawiona jak najwczes´niej i dzie-
wczynka mogła jak najszybciej otrzymac´ pomoc. Pro-
sze˛ sie˛ nie martwic´, pani Bailey. Uzyska pani od-
powiedzi na wszystkie pytania. Moga˛ sie˛ pani nie
spodobac´, ale podejrzewam, z˙e niepewnos´cia˛ ro´wniez˙
nie jest pani zachwycona.

Zostawili jej kasete˛ i skierowali sie˛ do Gippingham.
– No i? – spytała Kate. – Co powiesz?
– Powiem, z˙e miałas´ racje˛. Pocza˛tkowo w to wa˛t-

piłem. Wygla˛da całkowicie normalnie, opro´cz tego, z˙e

109

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

jest gruba i niska, ale jest mno´stwo grubych i niskich
dzieci. Mys´le˛, z˙e po prostu musimy przekazac´ ja˛
pediatrom i pozwolic´ im sie˛ tym zaja˛c´. Musze˛ przy-
znac´, z˙e wykonałas´ kawał dobrej roboty.

– Tylko dlatego, z˙e zanim ja˛ zobaczyłam, jej matka

opowiedziała mi o jej apetycie. Mys´le˛, z˙e gryzła sie˛
tym od lat. Udało sie˛. Znalazłam sie˛ po prostu we
włas´ciwym czasie we włas´ciwym miejscu, to wszy-
stko.

Us´miechna˛ł sie˛ do niej.
– Skoro tak mo´wisz... Osobis´cie uwaz˙am, z˙e ma to

raczej zwia˛zek z dobrymi umieje˛tnos´ciami diagnos-
tycznymi.

– Nie zapominaj, z˙e miałam zostac´ pediatra˛.
– Nie protestuj, wiesz przeciez˙, z˙e nie jestem skory

do prawienia komplemento´w. Zbyt wiele pochwał nie
wychodzi na dobre.

Kate nieznacznie sie˛ zaczerwieniła. Boz˙e, jest uro-

cza, kiedy sie˛ czerwieni. Przypomniał sobie pocza˛tki
ich zwia˛zku, kiedy wszystko szło tak dobrze.

Zabawne. To było tak dawno temu, a on wcia˛z˙ nie

ma poje˛cia, dlaczego go zostawiła.

Te wspomnienia nie dawały mu spokoju. Pamie˛tał

szok, odre˛twienie, a potem bo´l, gdy odre˛twienie mine˛-
ło, a on pozostał sam. Czy to ma sie˛ wydarzyc´ po raz
drugi? Drugi raz by tego nie przez˙ył.

Musi miec´ pewnos´c´, z˙e to nie nasta˛pi. Nie wiedział

tylko, co zrobic´, by te˛ pewnos´c´ zyskac´.

110

CAROLINE ANDERSON

background image

ROZDZIAŁ O

´

SMY

– Kaz˙dy kij ma dwa kon´ce – powiedział Oliver.
Kate spojrzała na niego z zaciekawieniem.
– O czym mo´wisz?
– O posiadaniu dzieci – odparł. – Widziałem sie˛

dzisiaj z Baileyami. Po naszej wczorajszej wizycie
przyszli zapytac´, czy nie da sie˛ przys´pieszyc´ badan´.
Pomys´lałem, z˙e jes´li czekali pie˛tnas´cie lat, moga˛ po-
czekac´ i kilka miesie˛cy, ale nie miałem serca im tego
powiedziec´. Przeszli przez piekło, a to jeszcze nie
koniec.

– To sta˛d ten kij o dwo´ch kon´cach...
– Włas´nie. Umo´wiłem ich na badania krwi. Wy-

tłumacza˛ małej, z˙e robimy je po to, z˙eby dowiedziec´
sie˛, dlaczego jest cia˛gle głodna. W sumie wie˛c nie
skłamia˛.

Kate skine˛ła głowa˛.
– To trudne. Tez˙ im wspo´łczuje˛, chociaz˙ jestem

pewna, z˙e gdybys´ ich zapytał, czy wiedza˛c o tym
wszystkim, zdecydowaliby sie˛ na dziecko, odpowie-
dzieliby ,,tak’’.

– Bo ja wiem... Nie jestem pewien, czy on by tak

odpowiedział. Me˛z˙czyz´ni w takich sprawach sa˛o wiele
bardziej praktyczni niz˙ kobiety.

Kate popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Ze wszy-

stkich ludzi on był ostatnim, o kto´rym mogłaby cos´
takiego powiedziec´. Moz˙e cały czas myli sie˛ co do

background image

niego? A jes´li tak, jes´li jest bardziej pragmatyczny
w kwestii posiadania rodziny, niz˙ sobie wyobraz˙ała,
czy to znaczy, z˙e posta˛piła z´le, zostawiaja˛c go?

A moz˙e zmienił sie˛, dojrzał z biegiem czasu? Czy

mogłaby miec´ w takim razie nadzieje˛, z˙e czeka ich
jeszcze wspo´lna przyszłos´c´?

– Co sie˛ dzieje?
– Zespo´ł Pradera-Williego przypomniał mi, z˙e mu-

sze˛ zrobic´ zakupy – skłamała. – Po´jde˛ teraz do super-
marketu. Wieczorem cos´ ugotuje˛.

Dał sie˛ na to nabrac´ – i us´miechna˛ł do niej.
– Byłoby cudownie. Mam juz˙ dosyc´ tych plastiko-

wych tacek z czyms´ niezidentyfikowanym i ryz˙em.

– Domys´lam sie˛ – odrzekła z us´miechem. – Nie

mam juz˙ pacjento´w, wie˛c ide˛ na zakupy. Zaniose˛ je do
domu, a potem wro´ce˛ do przychodni. Na razie.

Wyszła, oddychaja˛c z ulga˛.
W supermarkecie kupiła s´wiez˙e warzywa: groch,

marchewke˛, fasole˛ i ziemniaki.

Co do tego? Ryba? Kurczak? Nie przepadała za

czerwonym mie˛sem, Oliver nie lubił ryb, a ona miała
dosyc´ drobiu. Jedyne, co im pozostawało, to posiłek
wegetarian´ski. Wrzuciła do koszyka cebule˛, papryke˛,
cukinie, bakłaz˙any i brokuły, dołoz˙yła kilka gatunko´w
sera i poszła po s´wiez˙a˛ s´mietane˛.

Deser.
Zamys´liła sie˛. Nie ma czasu, by zrobic´ Pavlova˛.

A moz˙e ma? Nie powinno to byc´ zbyt pracochłonne.

Wzie˛ła jajka, bita˛ s´mietane˛ i s´wiez˙e owoce do

przybrania, po chwili zastanowienia dodała butelke˛
wina, po czym skierowała sie˛ do kasy.

– Wie˛c co to be˛dzie? – spytał Oliver z nadzieja˛.

112

CAROLINE ANDERSON

background image

– Pieczen´? Cos´ duszonego? Stek? – Pojawił sie˛ przy
niej, ledwo wro´ciła do przychodni.

– Niespodzianka – odparła i zacze˛ła sie˛ zastana-

wiac´, czy nie powinna po drodze do domu wsta˛pic´ do
sklepu mie˛snego.

Nie. Nie ma czasu, a poza tym wieczo´r bez mie˛sa

dobrze mu zrobi. Z ta˛ mys´la˛ wro´ciła do przyjmowania
pacjento´w.

Ku jej zaskoczeniu jedna˛ z jej pacjentek okazała sie˛

Faith Hunter. Wygla˛dała na zme˛czona˛ i zmartwiona˛.
Kate zastanawiała sie˛, jak sobie radzi, maja˛c cały dom
na głowie, zajmuja˛c sie˛ dwojgiem małych dzieci i od-
wiedzaja˛c me˛z˙a w szpitalu.

– Prosze˛, wejdz´ – powiedziała, wstaja˛c, by sie˛ z nia˛

przywitac´. – Jak sie˛ czuje David?

– Znacznie lepiej. Moz˙e wyjdzie do domu juz˙

na pocza˛tku przyszłego tygodnia, wie˛c be˛dzie mi tro-
che˛ lz˙ej.

– Jestem pewna, z˙e to be˛dzie dla ciebie wielka ulga

– rzekła Kate ze wspo´łczuciem. – Ciesze˛ sie˛, z˙e wraca
do zdrowia. – Przechyliła głowe˛. – Co cie˛ do mnie
sprowadza? Jestes´ pacjentka˛ Anne, prawda?

– Tak. Czy moge˛ liczyc´ na twoja˛ dyskrecje˛? Na-

prawde˛ nie chciałabym, z˙eby David sie˛ o tym dowie-
dział.

Mo´j Boz˙e, zaraz mi powie cos´ strasznego, pomys´-

lała z przeraz˙eniem Kate. Pewnie zaszła w cia˛z˙e˛ z in-
nym albo cos´ takiego. Z drugiej strony Faith nie
wygla˛dała jej na tego typu kobiete˛.

– To zostanie mie˛dzy nami – zapewniła ja˛.
– Powinnam powiedziec´ o tym Davidowi, ale nie

chce˛ go teraz martwic´. Mam guza.

113

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Serce podeszło Kate do gardła. A wie˛c nie dziecko

innego me˛z˙czyzny, tylko guz. Czyz˙by piersi? O nie,
pomys´lała. Tylko nie to.

– Gdzie? – spytała cicho i ulz˙yło jej, kiedy Faith

pochyliła głowe˛ i odgarne˛ła włosy.

– Tutaj, na karku. Moja fryzjerka niedawno go

zauwaz˙yła. Nie mo´wiłam nic Davidowi, bo był juz˙, jak
mys´lelis´my, chory na grype˛, a kiedy poszedł do szpita-
la z zapaleniem płuc, nie wydawało mi sie˛ to takie
waz˙ne, ale od tygodnia jestem chora ze zmartwienia.
Nie chce˛ panikowac´, ale to nie wygla˛da dobrze.

– Niech zobacze˛ – powiedziała Kate.
Z tyłu szyi Faith, troche˛ na lewo od kre˛gosłupa, pod

sko´ra˛ był twardy guz. Kate dobrze go wyczuwała.

– Czy boli cie˛, kiedy dotykam? – spytała, nacis-

kaja˛c lekko, ale Faith pokre˛ciła głowa˛.

– Nie, w ogo´le go nie czuje˛. On mnie tylko przeraz˙a.
– Co´z˙, nie wydaje mi sie˛, z˙ebys´ miała powody do

przeraz˙enia – orzekła, us´miechaja˛c sie˛ z ulga˛. – Mys´le˛,
z˙e jest to zupełnie niegroz´ny guz wło´knisty. Zwykle
wyste˛puje w mie˛s´niach przedniej s´ciany brzucha ko-
biet, kto´re maja˛ dzieci, prawdopodobnie z powodu
nacia˛gnie˛cia tkanki mie˛s´niowej podczas cia˛z˙y, ale
moz˙e sie˛ pojawic´ takz˙e w innych cze˛s´ciach ciała, tam,
gdzie był jakis´ uraz. Czy miałas´ jakis´ uraz mie˛s´ni
szyjnych?

Faith pokre˛ciła wolno głowa˛.
– Nie, w kaz˙dym razie nie ostatnio. Jakis´ rok temu.
– A ska˛d wiesz, z˙e ten guz jest nowy? To znaczy,

czy jest moz˙liwos´c´, z˙e masz go od dłuz˙szego czasu, nie
be˛da˛c tego s´wiadoma? Przeciez˙ go nie czujesz, a masz
długie włosy, wie˛c moz˙na go było tez˙ nie zauwaz˙yc´...

114

CAROLINE ANDERSON

background image

– Nie mam poje˛cia – odparła Faith. – Wydawało mi

sie˛, z˙e jest nowy, bo go nie zauwaz˙ałam. Przewro´ciłam
sie˛ rok temu, z dzieckiem na re˛ku. Uderzyłam sie˛ w tył
głowy i miałam bardzo posiniaczona˛ szyje˛, ale zlek-
cewaz˙ylis´my to, bo martwilis´my sie˛ o dziecko. Mys´-
lisz, z˙e to od tego upadku?

– Prawdopodobnie – powiedziała Kate. – Wiem

jedno: moz˙esz sie˛ pozbyc´ obaw. Nie masz raka. To
tylko guz.

Faith odetchne˛ła z ulga˛.
– Dzie˛ki Bogu. Jestes´ pewna?
– Całkowicie. Jes´li chcesz, moz˙emy zrobic´ biopsje˛,

ale uwaz˙am to za niepotrzebne. Mie˛saki sa˛ naprawde˛
bardzo rzadkie. Zwykle zdarzaja˛ sie˛ we wczesnym
dziecin´stwie lub w podeszłym wieku i najcze˛s´ciej
dotykaja˛ mie˛s´ni re˛ki lub nogi. Po tym, co mi opowie-
działas´, nie mam wa˛tpliwos´ci, z˙e to guz wło´knisty.
Jednak z˙eby cie˛ do reszty uspokoic´, zmierze˛ go dzisiaj,
a za dwa tygodnie ponownie.

– Be˛dziesz tu jeszcze za dwa tygodnie?
Kate zawahała sie˛. Uzmysłowiła sobie, z˙e zanadto

wczuła sie˛ w swa˛ role˛ i z˙e za dwa tygodnie faktycznie
moz˙e jej tu juz˙ nie byc´.

Anne wro´ci z Australii zaraz po s´wie˛tach, czyli za

dziesie˛c´ dni, a David tez˙ nie be˛dzie chory bez kon´ca.

– Nie wiem – przyznała – na wszelki wypadek

zapisze˛ wyniki pomiaro´w w twojej karcie, albo dam je
tobie i po´z´niej pokaz˙esz je Davidowi, z˙eby je poro´w-
nał. To naprawde˛ nic groz´nego. Jestem całkowicie
pewna, ale moz˙esz oczywis´cie zasie˛gna˛c´ jeszcze pora-
dy kogos´ innego.

Faith popatrzyła jej w oczy, po czym us´miechne˛ła sie˛.

115

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– To nie be˛dzie potrzebne. Mam do ciebie zaufanie.

Mimo to chciałabym, z˙ebys´ go zmierzyła i jes´li po-
czuje˛, z˙e ros´nie, poprosze˛ Davida, z˙eby go poro´wnał
z twoimi pomiarami.

Kate chciała ja˛ us´ciskac´. Zamiast tego zmierzyła

guz, zapisała jego rozmiar w karcie Faith i poz˙eg-
nała sie˛ z pacjentka˛, na kto´rej twarzy malowała sie˛
ulga.

Chciałaby tak działac´ na wszystkich swoich pacjen-

to´w, ale, niestety, nie mogła powiedziec´ nic pociesza-
ja˛cego pan´stwu Bailey. Mogła im tylko pomo´c oswoic´
sie˛ z choroba˛ co´rki. Chociaz˙ nawet to nie. Us´wiadomi-
ła sobie z z˙alem, z˙e nie be˛dzie jej tu, by pomo´c im, gdy
przyjda˛ wyniki badan´.

Chyba z˙e tu zostanie. Czy Oliver naprawde˛ mys´li to,

co powiedział o dzieciach? Jes´li tak, czy to znaczy, z˙e
nie zmartwi sie˛ za bardzo faktem, z˙e nie moga˛ ich
miec´?

Ale jak sie˛ o tym przekonac´? A poza tym nie

zmienia to w niczym faktu, z˙e przez ostatni rok mał-
z˙en´stwa prawie bez przerwy sie˛ kło´cili. Mogło to
byc´, oczywis´cie, spowodowane jej brakiem ro´wno-
wagi hormonalnej, ale z drugiej strony, moz˙e po prostu
do siebie nie pasuja˛?

Potrza˛sne˛ła głowa˛. Nie. Kochali sie˛ – i wcia˛z˙ sie˛

kochaja˛. Pasuja˛ do siebie. Teraz, gdy jej hormony sie˛
uspokoiły, jest im ze soba˛ dobrze.

Z wyja˛tkiem, oczywis´cie, problemu przedwczesnej

menopauzy. By Oliver wyraził swo´j pogla˛d na te˛
sprawe˛, musi sie˛ uciec do podste˛pu. Moz˙e udac´, z˙e
chodzi o jaka˛s´ jej była˛ pacjentke˛.

Tak, włas´nie tak zrobi. Jedna z ich wieczornych

116

CAROLINE ANDERSON

background image

pogawe˛dek przy kominku be˛dzie dobra˛ okazja˛ – moz˙e
dzisiaj, po kilku kieliszkach wina i dobrym jedzeniu.

Ale jes´li szybko nie wro´ci do domu, nie zda˛z˙y

przygotowac´ kolacji i me˛z˙czyzna jej z˙ycia zno´w be˛-
dzie zmuszony zaspokoic´ gło´d jakims´ paskudztwem
z paczki!

– To było cos´ wspaniałego.
– Nie było steku – powiedziała.
– Zauwaz˙yłem. Nie mam nic przeciwko jedzeniu

warzyw. Ten sos był cudowny.

– A Pavlova?
– Widze˛, z˙e domagasz sie˛ komplemento´w – od-

rzekł z us´miechem i wstał. – Chodz´, zostawmy sprza˛ta-
nie na po´z´niej. Zrobie˛ to jutro.

To miło z twojej strony, pomys´lała, wzie˛ła kieliszek

i poszła za nim do salonu. Paliło sie˛ w kominku, psy
połoz˙yły sie˛ blisko ognia. Usiadła w rogu sofy i zaprag-
ne˛ła, by tak było zawsze.

Oliver dolał jej wina, po czym zaja˛ł miejsce na

drugim kon´cu kanapy. Był zrelaksowany i wygla˛dał
bardzo seksownie. Nie. Nie moz˙e o tym mys´lec´, przy-
pomniała sobie. To jest jednak takie trudne...

– Co sie˛ dzieje? – spytał.
Potrza˛sne˛ła głowa˛.
– Nic. Byłam daleko sta˛d, mys´lałam o pacjentce.
– Pochlebia mi to – zauwaz˙ył sarkastycznie i po-

czuła sie˛ winna, z˙e go okłamała. A jednak powinna
zrealizowac´ swo´j plan, poniewaz˙ jest to jedyna szansa,
by mogła go powiadomic´ o swojej bezpłodnos´ci.

– Przepraszam. Po prostu jestem pochłonie˛ta spra-

wa˛Baileyo´w i przypomniała mi sie˛ przy tej okazji inna

117

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

para, kto´ra˛ spotkałam w Norfolk. Nie mogli miec´
dzieci z jej winy...

– Winy?
– No wiesz, o co mi chodzi. To ona miała problem.
– Co´z˙, wydaje mi sie˛, z˙e bezpłodnos´c´ to problem

obojga partnero´w.

To prawda, pomys´lała smutno.
– Wszystko jedno. W kaz˙dym razie on był załama-

ny i nie chciał słyszec´ o adopcji. Kiedy sprawa wyszła
na s´wiatło dzienne, zacza˛ł jej grozic´ rozwodem. To
było takie smutne.

– Zdarza sie˛ – powiedział cicho. – Nie moz˙emy

wyleczyc´ wszystkiego, Kate.

– Wiem. Zastanawiam sie˛ jednak, jak to jest, gdy

nagle partner ci mo´wi, z˙e nie moz˙e miec´ dzieci.

Oliver wzruszył ramionami.
– Wydaje mi sie˛, z˙e wszystko zalez˙y od tego, jak

bardzo chcesz miec´ dzieci i dlaczego.

Przyjrzała mu sie˛ z uwaga˛.
– A jak ty bys´ zareagował w takiej sytuacji?
– Ja? – Rozes´miał sie˛. – W tej chwili wygla˛da na to,

z˙e nie mam z˙ony, wie˛c takie rozwaz˙ania sa˛bezcelowe.

Dopił wino i odstawił kieliszek, po czym odwro´cił

sie˛ do niej i wpatrzył sie˛ w nia˛ intensywnie.

– Nie idzie nam chyba najlepiej sprawdzanie, czy

cos´ jeszcze zostało z naszego zwia˛zku – przyznał
cicho. – Po prostu pracujemy razem i rozmawiamy
o pacjentach, przychodni, problemach innych ludzi,
o wszystkim z wyja˛tkiem nas i naszych problemo´w.

Mało wiesz, pomys´lała Kate ze smutkiem. Włas´nie,

z˙e mo´wimy o nas.

– Wiemy, z˙e moz˙emy razem pracowac´ – kontynuo-

118

CAROLINE ANDERSON

background image

wał. – Wiemy, z˙e moz˙emy razem mieszkac´ jak wspo´ł-
lokatorzy, bo oboje jestes´my ludz´mi cywilizowanymi.
Ale odka˛d jestes´ tutaj, ani razu nie dałas´ sie˛ ponies´c´
emocjom, ani razu nie zrobiłas´ niczego, co sprawia, z˙e
małz˙en´stwo jest udane.

– To nieprawda... – zacze˛ła, ale potem zastanowiła

sie˛. Czy Oliver nie ma przypadkiem racji? Kiedy
ostatni raz s´miali sie˛ razem, przytulali do siebie, bawili
sie˛ i kochali?

– Potrzebuje˛ cie˛, Kate – wyszeptał. – Potrzebuje˛

cie˛, a nie moge˛ sie˛ do ciebie zbliz˙yc´. Powiedziałas´,
z˙e nie be˛dziesz ze mna˛ spac´, i to mi przeszkadza.
Nie moz˙emy byc´ spontaniczni, bo cia˛gle o tym mys´-
limy.

– Seks to nie wszystko – zauwaz˙yła.
– Oczywis´cie, z˙e nie! Ale po pie˛ciu latach bez

seksu – nie licze˛ tego jednego razu przed tygodniem
– potrzeba kochania sie˛ z toba˛ przybrała niebotyczne
rozmiary.

Pie˛c´ lat? Odszukała jego wzrok, chca˛c dowiedziec´

sie˛, czy to prawda. Poczuła, z˙e jej ciało zaczyna drz˙ec´.

– Jes´li wytrzymałes´ pie˛c´ lat, wytrzymasz i dwa

tygodnie – powiedziała z trudem.

– To co innego. Przez te pie˛c´ lat cie˛ nie było. Teraz

jestes´ i pragne˛ cie˛. Pragne˛ cie˛ obejmowac´, dotykac´,
kochac´ sie˛ z toba˛... – Wycia˛gna˛ł re˛ke˛. – Chodz´ ze mna˛
do ło´z˙ka, Katie. Pozwo´l sie˛ kochac´.

Jej oczy wypełniły sie˛ łzami.
– Nienawidze˛ cie˛ – wyszeptała. – Wiesz, z˙e nie

moge˛ ci odmo´wic´.

– Nie nienawidz´ mnie – odrzekł – tylko mnie

kochaj.

119

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Kocham, pomys´lała. Nie odwaz˙yła sie˛ wypowie-

dziec´ tych sło´w na głos. W milczeniu poszła z nim do
sypialni.

Oliver wzia˛ł ja˛ bez sło´w w ramiona. Przez dłuz˙sza˛

chwile˛ wpatrywał sie˛ w jej twarz, po czym dotkna˛ł jej
ust. Nie było w tym nic z niecierpliwos´ci ich ostatniego
zbliz˙enia. Ten pocałunek jest wyrazem miłos´ci, us´wia-
domiła sobie i znowu poczuła, z˙e jej oczy sa˛ pełne łez.
Oliver rozpia˛ł jej sweter, a potem zacza˛ł pies´cic´ jej
piersi.

Muskał oddechem jej włosy, całował ja˛ w policzki,

brode˛ i szyje˛. Delikatny dotyk jego ust sprawił, z˙e
przez jej ciało przebiegł dreszcz. Pochylił głowe˛, by
popatrzec´ jej w oczy. Us´miechna˛ł sie˛, wzia˛ł ja˛ na re˛ce
i zanio´sł do ło´z˙ka, w kto´rym kochali sie˛ tyle razy
w przeszłos´ci.

– Zostan´ tutaj – wyszeptał, po czym wolno zdja˛ł

ubranie i ułoz˙ył je na stole stoja˛cym w rogu pokoju.

Patrzyła na niego, upajaja˛c sie˛ widokiem jego ciała.

Była gotowa na jego przyje˛cie.

Podszedł do niej i dotkna˛ł delikatnie jej policzka.
– Jestes´ pie˛kna – wyszeptał i zauwaz˙yła, z˙e re˛ka mu

drz˙y.

Usiadł przy niej na ło´z˙ku, po czym rozebrał ja˛, nie

odrywaja˛c wzroku od jej twarzy. A potem zacza˛ł
pies´cic´ całe jej ciało. Ich usta sie˛ spotkały i w kon´cu
wzia˛ł ja˛ w ramiona. Zamkna˛ł na chwile˛ oczy, przytulił
ja˛ mocniej i oboje dali sie˛ porwac´ fali rozkoszy.

– Kocham cie˛ – wyszeptał, gdy po´z´niej odpoczy-

wali w swoich ramionach. – O Boz˙e, Katie, jak ja cie˛
kocham.

Nie mogła mo´wic´. Czuła, z˙e z oczu płyna˛ jej łzy. Ja

120

CAROLINE ANDERSON

background image

tez˙ cie˛ kocham, powiedziała w duchu. Zawsze cie˛
kochałam. I nie przestane˛ cie˛ kochac´. A potem poczuła
dotyk jego ust na swojej szyi i jego ciałem wstrza˛sna˛ł
dreszcz.

O Boz˙e, pomys´lała. On płacze. Przytuliła go do

piersi i rozpaczała wraz z nim z powodu czasu, kto´ry
stracili i miłos´ci, kto´ra˛ zaprzepas´cili.

I tego, z˙e moga˛ ja˛ zaprzepas´cic´ po raz kolejny. Tym

razem na zawsze.

121

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIA˛TY

Kate obudziły rano odgłosy dobiegaja˛ce z kuchni.

To Oliver sprza˛tał po wczorajszej kolacji.

Ziewne˛ła i przecia˛gne˛ła sie˛. Bolały ja˛ troche˛ mie˛-

s´nie odzwyczajone od takich dos´wiadczen´. Potem le-
z˙ała, wpatruja˛c sie˛ w otwarte drzwi i zastanawiaja˛c,
co powie Oliverowi, kiedy wro´ci na go´re˛. Opro´cz
dzie˛kuje˛.

Rozes´miała sie˛. Jest mu to winna za te˛ noc. Sprawił,

z˙e wyzbyła sie˛ wszelkich zahamowan´, poczuła sie˛
bardziej z˙ywa niz˙ w całym swoim z˙yciu.

Nie miała poje˛cia, z˙e jest zdolna do takich uniesien´,

mimo z˙e ich z˙ycie seksualne w przeszłos´ci zawsze było
udane.

Usłyszała, jak Oliver kaz˙e psom zostac´, potem

rozległy sie˛ jego kroki na schodach i pojawił sie˛
w sypialni.

– Dzien´ dobry, kochanie – mrukna˛ł. Postawił tace˛ na

komodzie, po czym pochylił sie˛ i pocałował ja˛w koniu-
szek nosa. – Zamawiała pani s´niadanie do ło´z˙ka?

Odrzuciła kołdre˛ i chwyciła szlafrok.
– Zaraz wracam.
Poszła do łazienki. Umyła ze˛by, po czym popatrzyła

na swoje odbicie, zastanawiaja˛c sie˛, jak moz˙e czuc´ sie˛
tak inaczej, a mimo to wygla˛dac´ tak samo.

– Chodz´ juz˙ tu, herbata stygnie! – zawołał Oliver.

background image

– Juz˙ ide˛ – odparła, otwieraja˛c drzwi i wpadaja˛c

prosto w jego ramiona.

Pocałował ja˛, po czym z westchnieniem sie˛ od niej

oderwał.

– S

´

niadanie – oznajmił, ale patrza˛c mu w oczy

wyczuła, z˙e be˛dzie tez˙ deser.

Weekend mina˛ł im na zabawie.
Poszli z psami na długi spacer i wtedy dowiedziała

sie˛, z˙e sa˛ to psy jego ojca, ale matka nie mogła
ich zatrzymac´ ze wzgle˛du na swo´j artretyzm i fakt,
z˙e zajmuje sie˛ wnukami. Wie˛c Oliver sie˛ nimi za-
opiekował.

Poszli po zakupy, a po powrocie usmaz˙yli racuchy.

Potem Kate lez˙ała na kanapie z głowa˛ na kolanach
Olivera i ogla˛dała telewizje˛, podczas gdy on głaskał ja˛
i karmił czekoladkami.

A w nocy zno´w sie˛ kochali i zasne˛li przytuleni do

siebie jak łyz˙eczki. Wstali wczes´nie rano, by wyjs´c´
z psami, a potem odwiedzili jego brata. Skon´czyło sie˛
na tym, z˙e zno´w trzymała w obje˛ciach dziecko, ale tym
razem nie sprawiło jej to tak duz˙ego bo´lu jak ostatnio,
i ukołysała je do snu, a potem pomys´lała, z˙e rola cioci
nie jest jednak taka nieprzyjemna.

Matka Olivera sie˛ nie pojawiła i moz˙e dlatego było

inaczej, ale tez˙ Julia na nia˛ nie naciskała, a Steve do
kon´ca juz˙ zaakceptował jej obecnos´c´, wie˛c Kate nie
czuła sie˛ jak na rozprawie sa˛dowej i mogła odetchna˛c´.

Musieli wro´cic´ ze wzgle˛du na psy, a wieczo´r spe˛dzi-

li w dokładnie taki sam sposo´b jak poprzedni, lez˙a˛c na
kanapie, bezwstydnie podjadaja˛c czekoladki i sa˛cza˛c
wino.

123

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Nie miałaby nic przeciwko temu, by tak włas´nie

wygla˛dała reszta jej z˙ycia. Ale czy to moz˙liwe? Czy
ich zwia˛zek przetrzyma to, co chce powiedziec´ Olive-
rowi? Czy w ogo´le sie˛ na to odwaz˙y?

– Czas do ło´z˙ka? – zapytał, wyła˛czaja˛c telewizor.
– Czas do ło´z˙ka – zgodziła sie˛ z us´miechem i zapo-

mniała o smutkach.

We wtorek Oliver poszedł do Davida, by zobaczyc´

go po wypisaniu ze szpitala. Jego kolega był blady
i wygla˛dał na zme˛czonego, ale zarazem cieszył sie˛, z˙e
jest w domu.

– Podobno Kate s´wietnie sobie radzi – zauwaz˙ył,

patrza˛c na Olivera w zamys´leniu. – Faith zda˛z˙yła ja˛
polubic´. Ma dobry stosunek do pacjento´w. Zreszta˛ nie
tylko do pacjento´w, jak zapewne zauwaz˙yłes´.

Oliver poczuł, z˙e czerwienieje.
– Nie two´j interes.
David us´miechna˛ł sie˛.
– Wygla˛dasz na zme˛czonego, ale szcze˛s´liwego.

Czy Kate zostaje?

– Mo´wia˛c szczerze, nie wiem. Jeszcze o tym nie

rozmawialis´my. Jest nam ze soba˛ s´wietnie, ale cały
czas czuje˛, z˙e cos´ przede mna˛ ukrywa i nie mam
poje˛cia co.

– Zapytaj.
– Zbywa mnie ogo´lnikami. Nie chce˛ za bardzo

naciskac´. W kon´cu mi powie, jes´li to waz˙ne.

– A jes´li nie powie?
– W takim razie albo to nie ma znaczenia, albo

zapytam ja˛ znowu. Ale wystarczy juz˙ o nas. Przyszed-
łem tu, z˙eby zobaczyc´, czy z toba˛wszystko w porza˛dku.

124

CAROLINE ANDERSON

background image

– Chyba tak. Znasz wyraz˙enie ,,słaby jak kociak’’?

Nigdy nie wiedziałem, co naprawde˛ oznacza. W z˙yciu
nie chorowałem, nie licza˛c sporadycznych przezie˛-
bien´, i nagle to. Co´z˙, przez˙yłem szok.

– Kate twierdzi, z˙e wiedziałes´, z˙e to nie grypa.
Wzruszył ramionami.
– Sam przed soba˛ nie chciałem sie˛ do tego przy-

znac´. Włas´ciwie poczułem ulge˛, kiedy wysłała mnie do
szpitala. Czułem, z˙e jestem tak chory, z˙e moge˛ umrzec´.
Byłem potrzebny Faith i dzieciom, a w wieku trzy-
dziestu lat miało mnie wykon´czyc´ byle przezie˛bienie!

– No, raczej nie przezie˛bienie – sprostował Oliver,

ale David wzruszył tylko ramionami.

– Wiesz, co mam na mys´li. Moz˙na umrzec´ na raka,

niewydolnos´c´ wa˛troby albo od wylewu, ale nie na
zapalenie płuc. I wiesz co? To mi uzmysłowiło, jak
kruche jest nasze z˙ycie.

To dało Oliverowi do mys´lenia. Zastanawiał sie˛ nad

słowami przyjaciela przez reszte˛ dnia, w czasie wizyt
u pacjento´w i popołudniowego dyz˙uru. Kiedy wro´cił
do domu, Kate krza˛tała sie˛ w kuchni, a psy patrzyły na
nia˛ z nadzieja˛, z˙e im cos´ rzuci.

Mogła zgina˛c´ w tym wypadku samochodowym,

us´wiadomił sobie, i ta mys´l go zmroziła. Kaz˙dy dzien´
moz˙e byc´ naszym dniem ostatnim. Moz˙e juz˙ nie byc´
z˙adnej przyszłos´ci. Tak wiele rzeczy uznaje sie˛ za
pewnik, a...

– Co sie˛ stało?
– Nic. Chodz´ do mnie.
Obja˛ł ja˛.
– Byłem dzis´ u Davida – wyznał.
– Jak sie˛ czuje?

125

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– Dobrze, jest tylko troche˛ zme˛czony. Faith przeka-

zała wiadomos´c´ dla ciebie. Powiedziała: ,,bez zmian’’.

Skine˛ła głowa˛.
– Nie powiesz mi, o co chodzi?
Wro´ciła do marchewek w zlewie.
– Nic, czym nalez˙ałoby sie˛ martwic´. Rozmawiałys´-

my o czyms´ i uspokoiłam ja˛.

Oliver skina˛ł głowa˛. Mo´gł zajrzec´ do karty Faith, ale

wierzył w kwalifikacje swojej z˙ony.

– Co gotujesz, s´licznotko? – spytał, patrza˛c wy-

głodniałym wzrokiem i zastanawiaja˛c sie˛, czy be˛dzie
czas, by...

– W piekarniku jest pasztet. Masz tylko czas na

szybki prysznic.

– Dobrze – powiedział, skrywaja˛c rozczarowanie.
Kiedy zszedł do kuchni wyka˛pany i ubrany w dz˙insy

i wygodny stary sweter, Kate włas´nie przecedzała
marchewke˛.

– Jestes´ w sama˛ pore˛. Otwo´rz wino.
– Czyz˙bys´my cos´ s´wie˛towali? – spytał, ale ona

w odpowiedzi tylko sie˛ us´miechne˛ła.

– Nie, tylko pomys´lałam, z˙e byłoby miło.
– Pewnie chcesz mnie upic´ i wykorzystac´ – wy-

mruczał, przyciskaja˛c ja˛ do zlewu.

Rozes´miała sie˛ i odepchne˛ła go.
– Ta marchewka zaraz wyla˛duje na twojej głowie.

Chodz´, za chwile˛ podaje˛.

– Je˛dza – mrukna˛ł, ale tak naprawde˛ było to miłe

– jak za starych, dobrych czaso´w.

Zalała go fala nostalgii i strach. A jes´li Kate pod

koniec tygodnia odejdzie?

– David czuje sie˛ lepiej, ale wro´ci do pracy dopiero

126

CAROLINE ANDERSON

background image

za jakis´ czas – powiedział, gdy jedli. – Czy nie mys´-
lałas´ o tym, z˙eby tu zostac´ troche˛ dłuz˙ej?

– Na zaste˛pstwie? I tak za tydzien´ s´wie˛ta – przypo-

mniała mu. – Zaraz po nich, dwudziestego o´smego,
wraca Anne, prawda? A w same s´wie˛ta i tak macie
tylko dyz˙ury. David do tego czasu moz˙e sie˛ juz˙ czuc´
o wiele lepiej. Naprawde˛ potrzebujecie jeszcze mojej
pomocy?

– Jestem pewien, z˙e moglibys´my znalez´c´ ci jakies´

zaje˛cie. – Pasztet nagle przestał mu smakowac´. – Jakie
masz plany na s´wie˛ta? – spytał.

– Zamierzam spe˛dzic´ je u mojego brata w York-

shire. Rodzice pojada˛tam pojutrze, a ja doła˛cze˛ do nich
w weekend. Potem spe˛dze˛ kilka dni u rodzico´w.

– Czy zamierzasz tu wro´cic´? – zapytał cicho.
Przez chwile˛ patrzyli sobie w oczy.
– Moz˙e... Nie wiem – powiedziała.
Odsuna˛ł talerz.
– Przepraszam, chyba nie byłem głodny. Musze˛

wpas´c´ jeszcze na chwile˛ do przychodni. Nie wro´ce˛
po´z´no.

Wyszedł, ignoruja˛c błagalne spojrzenia pso´w. Za-

mkna˛ł za soba˛ brame˛, wcia˛gna˛ł głe˛boko w płuca s´wie-
z˙e powietrze i wpatrzył sie˛ w ciemnos´c´.

Dobry Boz˙e. Po tym wszystkim, co wydarzyło sie˛

pomie˛dzy nimi w weekend, ona wcia˛z˙ nie jest pewna.
Do licha, co byłoby w stanie ja˛przekonac´? Nie pali, nie
naduz˙ywa alkoholu, nie uprawia hazardu ani nie szasta
pienie˛dzmi, co wcale nie znaczy tez˙, z˙e ma we˛z˙a
w kieszeni. Płaci w terminie rachunki, pomaga starusz-
kom przejs´c´ przez jezdnie˛, kocha – naprawde˛ kocha
– dzieci i chyba nie jest najgorszy w ło´z˙ku.

127

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Co musiałby jeszcze zrobic´?
Około godziny wło´czył sie˛ bez celu, maja˛c poczucie

winy, z˙e nie wzia˛ł ze soba˛ pso´w. W kon´cu wro´cił do
domu, nie doszedłszy do z˙adnych wniosko´w.

Kate spała zwinie˛ta w kłe˛bek na kanapie przy ko-

minku. Muffin i Jet lez˙ały na podłodze obok niej. Gdy
wszedł, Jet uniosła głowe˛ i spojrzała na niego z wy-
rzutem.

Poklepał ja˛, pogłaskał Muffin i ukucna˛ł przy Kate.
– Kochanie?
Zamrugała, po czym je˛kne˛ła cicho i przecia˛gne˛ła

sie˛.

– Musiałam zasna˛c´ – zauwaz˙yła. – Przepraszam.

Kto´ra godzina?

– Pora spac´ – os´wiadczył, po czym wypus´cił na

chwile˛ psy do ogrodu, a potem zamkna˛ł drzwi i wro´cił,
ale ona juz˙ poszła na go´re˛.

Czekała na niego w ło´z˙ku. Tej nocy kochali sie˛

cicho i nieco rozpaczliwie. Po wszystkim przytulił ja˛,
całuja˛c jej włosy.

– Kocham cie˛, Kate – powiedział łamia˛cym sie˛

głosem. – Zostan´ ze mna˛, prosze˛. Nie opuszczaj mnie
znowu.

Ona jednak juz˙ spała i jego słowa pozostały bez

odpowiedzi.

Indyk mys´lał o niedzieli, sarkastycznie stwierdziła

Kate w czwartek, ogla˛daja˛c prognoze˛ pogody. Opady
s´niegu w Go´rach Pennin´skich miały przenies´c´ sie˛
w sobote˛ po południu nad Yorkshire.

No co´z˙, pomys´lała, wyła˛czaja˛c telewizor i patrza˛c

na zegarek. Moz˙e jednak nie be˛dzie tak z´le. W prze-

128

CAROLINE ANDERSON

background image

szłos´ci tyle razy sie˛ mylili. Miała po´ł godziny do
rozpocze˛cia popołudniowego dyz˙uru w przychodni,
a chciała jeszcze po drodze zajrzec´ do sklepu ze
starociami. Musi kupic´ cos´ bratu na Gwiazdke˛.

Zastanawiała sie˛ nad prezentem dla Olivera, ale nie

mogła sie˛ zdecydowac´, co mu podarowac´. Zwłaszcza
z˙e nie wiedziała jeszcze, czy tu wro´ci.

Chociaz˙ była prawie pewna, z˙e tak. We wtorek

wieczorem była bliska wyznania mu całej prawdy, ale
w ostatniej chwili stcho´rzyła. Specjalnie piła wtedy
wino – dla dodania sobie odwagi – ale potem zapytał,
czy zostanie, i zanim mogła rozwina˛c´ swoja˛ odpo-
wiedz´, wyszedł.

Moz˙e gdyby nie wyjez˙dz˙ała na s´wie˛ta do York-

shire, spe˛dziłaby je razem z nim i opowiedziała mu
o wszystkim. Był juz˙ najwyz˙szy czas, by wyznac´
mu prawde˛, ale bała sie˛ tego. Nie mogła znies´c´
mys´li, z˙e zniszczy jego marzenia – ale w sumie i tak
to robi.

Kretynka, czemu pozwoliła mu sie˛ na to wszystko

namo´wic´? Powinna sie˛ trzymac´ od niego z daleka. No
dobrze, a jes´li Oliver sie˛ faktycznie zmienił? Jes´li
posiadanie rodziny nie jest juz˙ dla niego tak waz˙ne jak
kiedys´?

Snuła sie˛ bez celu po sklepach ze starociami, nie

pos´wie˛caja˛c niczemu wie˛kszej uwagi, a potem wro´ciła
do przychodni. Oliver i Peter siedzieli przy wielkim
stole ws´ro´d sterty papiero´w. Obaj podnies´li głowy, gdy
weszła, i us´miechne˛li sie˛ do niej.

– Czes´c´. Nalej sobie kawy i przyła˛cz sie˛ do nas.

Włas´nie dyskutujemy nad ka˛cikiem zabaw – oznajmił
Peter. – Moz˙e be˛dziesz miała jakies´ pomysły. Bez

129

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

przerwy jest demolowany, a zabawki maja˛ dziwny
zwyczaj z niego znikac´.

– Moz˙e chowaja˛ sie˛ przed złymi dziec´mi, kto´re

sie˛ nimi bawia˛? – zasugerowała i usiadła naprzeciwko
Olivera.

Rozes´miał sie˛ i serce podeszło jej do gardła. Jego

twarz była tak droga jej sercu, tak jej bliska...

– Wie˛c co proponujesz? – spytał. – Zakazac´ wste˛pu

złym dzieciom?

– S

´

wietny pomysł – wła˛czyła sie˛ Mandy, prze-

chodza˛ca obok. – Doprowadzaja˛ mnie do szału.

– Mnie tez˙ – przyznał Oliver – ale to przychodnia

rodzinna. Obawiam sie˛, z˙e nie moz˙emy sie˛ ich pozbyc´.
Pozostaje tylko znalezienie sposobu na zaje˛cie ich
czyms´, co utrzyma je z daleka od stada pełnych dezap-
robaty staruszek, kto´re siedza˛ w poczekalni i marudza˛,
ilekroc´ dostana˛ zabawka˛.

Kate rozes´miała sie˛.
– Co powiecie na ogrodzenie? – zasugerowała.
– Najlepiej pod napie˛ciem – rozmarzył sie˛ Oliver.

– Matka Judy ma takie w zagrodzie dla kur. S

´

wietny

pomysł.

Dobry Boz˙e! Czyz˙by mo´wił powaz˙nie?
– Kate? Ja tylko z˙artowałem – wyjas´nił i us´wiado-

miła sobie, z˙e od dłuz˙szej chwili wpatruje sie˛ w niego
z przeraz˙eniem.

– Przepraszam. Zamys´liłam sie˛. Kiedys´ w jakiejs´

przychodni widziałam ka˛cik zabaw ogrodzony plas-
tikowym płotkiem z miniaturowa˛ brama˛. W s´rodku był
domek Wendy i zabawki. Dzie˛ki temu panował po-
rza˛dek, a dzieci miały zaje˛cie i nie przychodziły im do
gło´w głupie pomysły.

130

CAROLINE ANDERSON

background image

– To mi sie˛ podoba. Gdzie to było?
– Nie pamie˛tam... Zaraz, juz˙ wiem. Zadzwonie˛ tam

i poprosze˛ ich o namiary producenta. Nie sa˛dze˛ jednak,
z˙eby to było tanie.

– Sprawy sa˛dowe, kto´re w kon´cu zaczna˛ nam wyta-

czac´ te staruszki, tez˙ nie be˛da˛ nalez˙ały do najtan´szych
– zauwaz˙ył Peter ponuro.

– Chyba masz zły dzien´ – stwierdziła, s´mieja˛c sie˛.

– Dobrze, ide˛ zrobic´ porza˛dek ze swoimi papierami.

– David be˛dzie mo´gł wro´cic´ dopiero po Nowym

Roku – oznajmił Peter. – Czy jest jakas´ moz˙liwos´c´,
z˙ebys´ jednak została?

Zawahała sie˛, przenosza˛c wzrok z Petera na Olivera.

Obaj zrobili niewinne miny, a Oliver wzruszył ramio-
nami, jakby dawał do zrozumienia, z˙e nie ma z tym nic
wspo´lnego.

Czy mogła mu wierzyc´? Chyba nie.
– Czy moge˛ dac´ odpowiedz´ po´z´niej? Wyjez˙dz˙am

na s´wie˛ta do Yorkshire. Nie wiem, jak długo tam
zabawie˛.

– Jasne. W kaz˙dym razie i tak nie zamierzamy

nikogo innego zatrudniac´, wie˛c ro´b, jak uwaz˙asz. Nie
chcemy wywierac´ na ciebie presji – dodał Peter z cierp-
kim us´miechem.

– Tak, wiem. – Poszła do swojego gabinetu.
Czy to Oliver namo´wił na to Petera? Na to wygla˛da.

Powinna mu o wszystkim powiedziec´.

Zrobi to jutro, zdecydowała. W pia˛tek wieczorem.

Albo w sobote˛ rano. Przed wyjazdem do Yorkshire.
Be˛dzie miał całe s´wie˛ta na przemys´lenie sprawy.

Uspokojona wezwała pierwszego pacjenta.

131

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Niestety, wygla˛dało na to, z˙e los sprzysia˛gł sie˛

przeciwko niej. Cały pia˛tek zbierała sie˛, by poroz-
mawiac´ z Oliverem, ale miał przeds´wia˛teczny dyz˙ur,
kto´ry trwał od dwudziestej do po´łnocy, a ona skon´czyła
około dziewie˛tnastej, wie˛c nie zda˛z˙yła tego zrobic´.

Wmawiała sobie, z˙e wcale jej nie ulz˙yło, ale była to

nieprawda.

W sobote˛ rano zadzwoniła do przychodni w Ipswich

w sprawie mebelko´w do ka˛cika zabaw. Przekazała
informacje˛ Mandy.

– Powiedziałabym o tym Peterowi, ale jest w gabi-

necie – stwierdziła recepcjonistka. – Miał juz˙ trzech
pacjento´w tego ranka, a dopiero dziesie˛c´ po o´smej.

– Oliver wro´cił do domu przed pierwsza˛ – odparła

Kate. – Chciałam mu dac´ pospac´, ale Peter zadzwonił
i powiedział, z˙e jest straszliwy ruch i spytał, czy
moglibys´my przyjs´c´. Niedługo sie˛ zjawi.

– To dlatego, z˙e to ostatni dyz˙ur przed s´wie˛tami

– wyjas´niła Mandy. – Ludzie wiedza˛, z˙e od jutra do
s´rody rano dyz˙uruja˛ tylko szpitale. Poza tym chca˛
zawczasu zaopatrzyc´ sie˛ w lekarstwa na niestrawnos´c´.

Kate rozes´miała sie˛ i poszła do swojego gabinetu.

Pora sie˛ wzia˛c´ do roboty. O dziesia˛tej trzydzies´ci
przyje˛ła ostatniego pacjenta. Zbierała sie˛ juz˙ do wyj-
s´cia, kiedy do gabinetu wszedł młody me˛z˙czyzna
i usiadł na krzes´le.

Wygla˛dał na zdenerwowanego. Miała złe prze-

czucia.

– Och, mys´lałam, z˙e juz˙ skon´czyłam. Obawiam

sie˛, z˙e nie mam pana karty. Zadzwonie˛ po nia˛ – po-
wiedziała.

– Nie trzeba. Nie mam karty, jestem tu przejazdem.

132

CAROLINE ANDERSON

background image

Potrzebuje˛ metadonu. – Rozgla˛dał sie˛ po całym ga-
binecie.

– Przejazdem? – powto´rzyła, zastanawiaja˛c sie˛, jak

sie˛ go bezpiecznie pozbyc´. – Obawiam sie˛, z˙e w takim
wypadku nie moge˛ przepisac´ panu metadonu.

– A włas´nie, z˙e pani moz˙e. Moz˙e pani przepisac´ mi,

cokolwiek pani zechce. – Jego głos nagle stał sie˛
groz´ny. – Diamorfine˛, temazepam, wszystko.

O Boz˙e. Sie˛gna˛ł re˛ka˛ do kieszeni i tylko czekała,

az˙ wycia˛gnie z niej no´z˙. Us´miechne˛ła sie˛ nieprze-
konuja˛co.

– Moz˙e znajde˛ jakis´ sposo´b. Musze˛ sprawdzic´

w komputerze...

– Nie. Niech pani wypisze recepte˛ re˛cznie.
– Ale nie mam bloczko´w. Recepty wypisuje˛ na

komputerze – oznajmiła, pro´buja˛c go uspokoic´.

Wcisne˛ła ,,Ctrl’’ i ,,P’’, a potem jeszcze kilka innych

klawiszy dla zyskania na czasie, zastanawiaja˛c sie˛,
gdzie sie˛ podziewa Oliver, gdy jest jej tak potrzebny.
Naprawde˛ pojawił sie˛ jednak prawie natychmiast.

– Dobra, Jarvis, co ty, u diabła, tu robisz?
Młody człowiek zakla˛ł, po czym rzucił sie˛ na Olive-

ra, zamierzaja˛c sie˛ na niego. Ten był jednak szybszy.
Złapał go za nadgarstek i przygnio´tł do s´ciany, zanim
zjawili sie˛ pozostali pracownicy przychodni.

– O nie, to znowu ty. Przeciez˙ masz zakaz – wes-

tchna˛ł Peter. – Mandy, dzwon´ na policje˛. Niech go sta˛d
zabiora˛.

– Juz˙ ich powiadomiłam. Widziałam, jak sie˛ za-

kradał. O, chyba jada˛.

Na dworze rozległ sie˛ dz´wie˛k syreny, potem zamilkł

i kilka chwil po´z´niej Jarvis był juz˙ na zewna˛trz.

133

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– Two´j prywatny alarm działa – powiedziała z nie-

pewnym us´miechem i Oliver przytulił ja˛ do siebie.

– Ten facet jest niebezpieczny. Nic ci nie jest?
– Przez˙yje˛ – odparła, zastanawiaja˛c sie˛, jak blisko

była niebezpieczen´stwa. Gdyby była sama...

Wyswobodziła sie˛ z jego obje˛c´.
– Musze˛ is´c´ na s´wia˛teczne zakupy – powiedziała.

– Mam na nie tylko to popołudnie. Jutro rano jade˛ do
Yorkshire.

– Nie pojedziesz, dopo´ki nie zmieni sie˛ pogoda

– zaprotestował. – Wszystkie drogi sa˛ nieprzejezdne,
Yorkshire jest odcie˛te od s´wiata.

– A niech to! – wykrzykne˛ła, wyobraz˙aja˛c sobie

samotne s´wie˛ta przed telewizorem.

– Zostan´ ze mna˛ – poprosił. – Ide˛ do Steve’a i Julii.

Uciesza˛ sie˛, jes´li ty ro´wniez˙ przyjdziesz.

Zastanawiała sie˛ chwile˛ i potrza˛sne˛ła głowa˛.
– Nie. To nie w porza˛dku. Moga˛ sobie nie z˙yczyc´

mojej obecnos´ci...

– Nie opowiadaj głupstw. Juz˙ mnie o to pytali, ale

powiedziałem im, z˙e masz inne plany. Ucieszyliby sie˛,
a jeszcze jeden gos´c´ nie robi ro´z˙nicy. Mama i Julia i tak
przygotuja˛ tyle jedzenia, jakby gotowały dla pułku
wojska. Powiem im, z˙e przyjdziesz.

Pochylił sie˛ i pocałował ja˛ w usta.
– Musze˛ wyła˛czyc´ komputer. Zostan´ tu i nie wda-

waj sie˛ juz˙ w z˙adne awantury. Zaraz po´jdziemy po
s´wia˛teczne zakupy.

134

CAROLINE ANDERSON

background image

ROZDZIAŁ DZIESIA˛TY

To był pie˛kny dzien´. W niedzielny wieczo´r spadł

s´nieg. Akurat tyle, by przemienic´ krajobraz w kartke˛
s´wia˛teczna˛.

Jezdnie zostały posypane piaskiem i nie mieli prob-

lemu z dojechaniem do Steve’a. Oliver odmo´wił wre˛-
czenia Kate prezentu rano. Powiedział, z˙e zrobi to
po´z´niej. Lez˙ał pod ich mała˛ choinka˛ – jeszcze jedna
rzecz, kto´rej sie˛ obawiała.

Opro´cz tego obawiała sie˛ jego matki, Julii, Steve’a

i dzieci. Zwłaszcza dzieci.

Steve’a i dzieci zastali w ogrodzie przed budyn-

kiem. Włas´nie lepili bałwana. Powitali ich okrzykami
rados´ci i z˙yczeniami s´wia˛tecznymi.

– Za mało s´niegu! – narzekał Ben. – Chciałem

ulepic´ naprawde˛ duz˙ego bałwana! O, takiego! – Roz-
łoz˙ył re˛ce, pokazuja˛c jego wielkos´c´.

– No, na takiego to faktycznie musiało zabrakna˛c´

s´niegu – rozes´miał sie˛ Oliver i popatrzył na Kate.
– Jes´li chcesz, moz˙esz is´c´ do domu. Ja im troche˛
pomoge˛.

– Jak dziecko – powiedziała, kre˛ca˛c głowa˛.
Weszła do domu, głos´no powiadamiaja˛c o swoim

przybyciu. W drzwiach kuchni pojawiła sie˛ Julia
z dzieckiem na re˛kach.

– Wesołych s´wia˛t! – wykrzykne˛ła ze szczerym

background image

uczuciem i podała jej mała˛. – Prosze˛, zabaw troche˛
swoja˛ siostrzenice˛. Jestem zaje˛ta.

– Nie potrzebujesz pomocy? – spytała Kate.
– Nie, pomaga mi Elizabeth – rzuciła przez ramie˛,

wracaja˛c do kuchni. – Przyszli Oliver i Kate – ogłosiła
i Kate napotkała wzrok tes´ciowej.

– Witaj, kochanie – rzekła Elizabeth. – Wesołych

s´wia˛t.

– Dzie˛kuje˛, nawzajem. Czy moge˛ w czyms´ pomo´c?
– Tak, moz˙esz potrzymac´ dziecko i powiedziec´

nam, o czym zapomniałys´my – odparła Julia ze s´mie-
chem. – Siadaj.

Kate usiadła na krzes´le przy blacie zastawionym

olbrzymimi ilos´ciami jedzenia.

– Naprawde˛ nie wydaje mi sie˛, z˙ebys´cie o czyms´

zapomniały – stwierdziła.

– Och, nigdy nic nie wiadomo – orzekła Elizabeth

Crawford.

Zredukowana do roli nian´ki Kate przeniosła cała˛

swoja˛ uwage˛ na dziecko.

– Witaj, moja słodka – wyszeptała. – Masz juz˙

imie˛?

– Wcia˛z˙ sie˛ o nie spieramy – wyznała Julia ze

s´miechem, a potem dodała powaz˙niej: – Włas´ciwie nie
o samo imie˛, tylko o to, czy moz˙emy je jej nadac´.

– A jakie to imie˛? – spytała Kate.
– Katharine – odparła Julia i Kate przeniosła wzrok

na dziecko, by ukryc´ wzruszenie. – Uwielbiam to imie˛
– cia˛gne˛ła Julia – zawsze je lubiłam, a teraz na dodatek
wro´ciłas´... Dobrze sie˛ składa, prawda? Co o tym mys´-
lisz?

Co miała odpowiedziec´? Zaczekaj, bo jeszcze nie

136

CAROLINE ANDERSON

background image

wiadomo, czy be˛dziemy razem, kiedy powiem Olive-
rowi, z˙e nie moz˙emy miec´ dzieci?

– To zalez˙y tylko od ciebie – powiedziała. – To

w kon´cu twoje dziecko. – Mała złapała ja˛ za palec. Nie
mogła sie˛ nadziwic´, ile siły jest w tej malutkiej istotce!

– Wydaje mi sie˛, z˙e to imie˛ jest jednak niestosowne

– stwierdziła Elizabeth i nagle atmosfera stała sie˛
nieprzyjemna.

– Och, Elizabeth, nie teraz, prosze˛! – westchne˛ła

Julia.

Matka Olivera odłoz˙yła no´z˙.
– A kiedy be˛dzie lepsza sposobnos´c´? Tylko teraz

nie ma z nami me˛z˙czyzn. Co ty wyprawiasz z moim
synem, Kate? Znowu sie˛ bawisz jego uczuciami? Prze-
szedł przez ciebie prawdziwe piekło. Nie ro´b mu tego
znowu.

Kate usiłowała powstrzymac´ łzy. Julia przytuliła ja˛.
– Nie zwracaj na nia˛ uwagi – powiedziała łagodnie.

– Ro´b to, co uwaz˙asz za najlepsze dla was obojga.

– Ale ja nie wiem, co jest dla nas najlepsze – wy-

szeptała Kate, szlochaja˛c.

Oddała dziecko Julii i wybiegła z kuchni. Znalazła

schronienie w łazience. Kretynko, pomys´lała. Sa˛ s´wie˛-
ta. Nie zepsuj ich.

– Kate? – dobiegł ja˛ głos Olivera.
Westchne˛ła cie˛z˙ko.
– Tak?
– Dobrze sie˛ czujesz, kochanie?
Powiedział ,,kochanie’’. O Boz˙e.
– Nic mi nie jest. Zaraz wyjde˛.
– Dobrze.
Usłyszała dziecie˛ce głosy i tupot no´g na schodach

137

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– prawdopodobnie dzieci biegły do łazienki. Umyła
twarz i popatrzyła z rozpacza˛ na swoje odbicie. Z

˙

ału-

ja˛c, z˙e nie ma przy sobie okularo´w przeciwsłonecz-
nych, wyje˛ła z torebki kosmetyki i zacze˛ła poprawiac´
makijaz˙.

Dwie minuty po´z´niej poddała sie˛. Zrobiła wszystko,

co w jej mocy, by nie było widac´, z˙e płakała.

Gdy wyszła, ujrzała Olivera stoja˛cego pod s´ciana˛

z re˛kami załoz˙onymi na piersi. Przypatrzył sie˛ jej
twarzy.

– Wszystko w porza˛dku? – spytał. – Wiem od Julii,

co zrobiła mama. Powiedziałem jej juz˙, co o tym
mys´le˛.

Potrza˛sne˛ła głowa˛.
– Daj spoko´j. Ona cie˛ kocha.
– Trudno! To nie jej sprawa. Idz´ do niej. Teraz

mama płacze w kuchni.

– Kate, tak mi przykro – powiedziała Elizabeth,

patrza˛c na nia˛ znad stołu. Jej twarz była mokra od łez.

– Niepotrzebnie. Ty go po prostu kochasz. Tak

jak ja.

– Czemu mi tego nie powiedziałas´? – wła˛czył sie˛

Oliver.

Odwro´ciła sie˛ i przytuliła do niego.
– Przeciez˙ wiesz.
Przycisna˛ł ja˛ mocniej do piersi.
– Tak, wiem – odrzekł po chwili, po czym dodał:

– Zacznijmy juz˙ te s´wie˛ta. Jes´li zaraz nie usia˛dziemy
do stołu, nie uporamy sie˛ z tymi tonami jedzenia do
naste˛pnych s´wia˛t.

Kate us´miechne˛ła sie˛ do niego z wdzie˛cznos´cia˛. Ale

jego us´miech był tak samo napie˛ty jak jej, a jego

138

CAROLINE ANDERSON

background image

spojrzenie nieufne. Mo´j kochany, pomys´lała ze smut-
kiem. Co z nami be˛dzie?

Potem do kuchni wpadły dzieci, s´mieja˛c sie˛ i pytaja˛c

wujka o prezenty. Julia udzieliła im reprymendy, z˙e to
nieładnie, i całe towarzystwo przeniosło sie˛ do salonu.

Po obiedzie, kiedy wszyscy ledwie sie˛ ruszali

z przejedzenia, Oliver ulokował sie˛ na kanapie z dzie-
c´mi, a Kate usiadła w fotelu z najmłodszym dzieckiem
na kolanach. Julia poszła na go´re˛ odpocza˛c´.

Elizabeth krza˛tała sie˛ w kuchni, a Steve sprza˛tał

w jadalni. Chwilowo wie˛c zostali sami – o ile ktos´
moz˙e byc´ sam z pia˛tka˛ dzieci! Jakos´ w to wa˛tpiła.

Przez chwile˛ ogla˛dali w telewizji kon´co´wke˛ jakie-

gos´ filmu. Kate cały czas była s´wiadoma, z˙e Oliver sie˛
jej przypatruje, sprawdzaja˛c, czy faktycznie wszystko
w porza˛dku. Gdyby tylko wiedział, pomys´lała.

Potem dzieci wcia˛gne˛ły go do zabawy ich zabawka-

mi – chociaz˙ to on, oczywis´cie, był ich najlepsza˛ za-
bawka˛, gdy turlał sie˛ z nimi po podłodze i udawał
konia.

Chodził na czworakach po całym pokoju z tro´jka˛

dzieci na plecach, sprawiaja˛c wraz˙enie szcze˛s´liwego.
Poczuła sie˛ rozdarta. Powinien miec´ rodzine˛, wielka˛
rodzine˛. Był wprost do tego stworzony. Co´z˙ za okrutna
igraszka losu.

Dziecko zwine˛ło sie˛ w jej obje˛ciach, jego ro´z˙ane

usteczka zacisne˛ły sie˛ i wycia˛gne˛ły do ssania. Po
chwili zacze˛ło płakac´.

W drzwiach pojawił sie˛ Steve z zatroskana˛ mina˛

i wzia˛ł co´reczke˛ na re˛ce, by zanies´c´ ja˛ do mamy.

– Wszystko w porza˛dku? – spytał Oliver, patrza˛c

na Kate.

139

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Skine˛ła głowa˛.
– Co z psami?
– Nic im nie be˛dzie. Przywio´złbym je tutaj, ale ten

dom nie pomies´ciłby czwo´rki dokazuja˛cych dzieci,
dwo´ch pso´w i go´r jedzenia.

Kate skrzywiła sie˛, a on us´miechna˛ł.
– Za chwile˛ be˛dzie herbata. Musza˛ tylko skon´czyc´

zmywanie. Julia zaraz zejdzie.

Faktycznie, Julia niedługo potem sie˛ pojawiła. Usia-

dła na kanapie i zacze˛ła karmic´ dziecko. Kate od-
wro´ciła wzrok, ale i tak słyszała odgłosy ssania, przy-
pominaja˛ce jej, z˙e jej piersi nigdy nie be˛da˛ pełne
pokarmu.

– Herbata – oznajmiła Elizabeth, podaja˛c Kate ku-

bek. Jej us´miech był nies´miały i przepraszaja˛cy.

– Dzie˛kuje˛ – odparła Kate, dotykaja˛c re˛ki starszej

kobiety w ges´cie pojednania.

Elizabeth us´cisne˛ła dłon´ Kate, po czym wyszła do

kuchni po naste˛pne kubki i, nie do wiary, jeszcze
wie˛cej jedzenia.

Jakos´ zdołali sie˛ uporac´ z babeczkami s´wia˛tecz-

nymi i ciastem z bakaliami. Potem Oliver popatrzył na
zegarek i wypla˛tał sie˛ spomie˛dzy dzieci.

– Czas na nas – os´wiadczył.
Ignoruja˛c protesty dzieci, pomo´gł Kate wstac´, podał

jej kurtke˛ i pocia˛gna˛ł ja˛ w strone˛ drzwi.

– Bardzo dzie˛kujemy – powiedziała do Julii i oczy

jej szwagierki napełniły sie˛ łzami.

– Daj spoko´j – odparła. – To była prawdziwa przy-

jemnos´c´ gos´cic´ cie˛. Przepraszam za Elizabeth, powin-
nam ja˛ zabic´.

– Nie. Zostaw ja˛ w spokoju. Ma racje˛.

140

CAROLINE ANDERSON

background image

Przez chwile˛ Julia nic nie mo´wiła, po czym us´cis-

kała Kate ze wszystkich sił.

– Zostan´ – wyszeptała. – Nie odchodz´ znowu.

Jestes´cie dla siebie stworzeni.

Kate bez słowa oddała jej us´cisk, a potem, poz˙eg-

nawszy sie˛ uprzednio ze Steve’em i Elizabeth, wyszli.

– Jak tu miło i cicho – powiedział Oliver ze s´mie-

chem, gdy wsiedli do samochodu, ale Kate wiedziała,
z˙e zabawa z dziec´mi sprawiła mu ogromna˛ przyjem-
nos´c´.

Droga do domu mine˛ła im bez przygo´d. Gdy przy-

byli na miejsce, Oliver wyszedł z psami, a Kate na-
stawiła wode˛.

– Chcesz jes´c´? – spytała, kiedy wro´cił.
Rozes´miał sie˛ i pokre˛cił głowa˛.
– Chce˛ ciebie. Chce˛ cie˛ zanies´c´ do ło´z˙ka i sie˛ z toba˛

kochac´. Najpierw jednak musisz otworzyc´ swo´j prezent.

– Zrobiłam herbate˛.
– S

´

wietnie.

Usiadł na podłodze przed choinka˛. Kate kucne˛ła

obok. Wzie˛ła z jego ra˛k paczuszke˛ i otworzyła ja˛. To
była bransoletka – delikatna i prosta, z białego złota,
wysadzana brylancikami. Przepie˛kna.

Nie zasługuje˛ na nia˛, pomys´lała ze smutkiem.
– Miałem ci ja˛ dac´ na Gwiazdke˛ pie˛c´ lat temu

– wyznał – ale odeszłas´ ode mnie w listopadzie.

– Jest s´liczna. Och, Oliverze... – powiedziała, poły-

kaja˛c łzy.

– Ciii... – Wzia˛ł ja˛ w ramiona i pocałował.
A potem zanio´sł ja˛ na go´re˛ i długo sie˛ kochali.
– To był udany dzien´, prawda? – spytał, gdy lez˙eli

potem obok siebie.

141

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

Kate serce s´cisne˛ło sie˛ z z˙alu.
– Wygla˛dałes´ na takiego radosnego, gdy bawiłes´

sie˛ z dziec´mi – powiedziała.

– Wiesz, tez˙ moz˙emy to wszystko miec´ – odparł.

– Dzieci, rodzine˛. Prawdziwa˛ rodzine˛. Po prostu od-
stawisz pigułki i moz˙e za rok o tej samej porze spe˛dzi-
my Gwiazdke˛ juz˙ we tro´jke˛.

Nie wiedziała, jak zareagowac´. Jak mogła zniszczyc´

jego marzenia?

– Pomys´l o tym – wyszeptał. – Zawsze chcielis´my

miec´ dzieci, a zegar tyka nieuchronnie. Nie stajemy sie˛
coraz młodsi.

Nie, pomys´lała z rozpacza˛. Jej zegar akurat stana˛ł,

tak jak niedawno zegar na dole. Ro´z˙nica polega na tym,
z˙e on ma dwies´cie lat, a ona trzydzies´ci jeden.

Oliver przyłoz˙ył palec do jej ust.
– Nic nie mo´w. Ale przemys´l to. A teraz s´pijmy.
Lez˙ała w ciemnos´ciach z szeroko otwartymi ocza-

mi. W kto´ra˛ strone˛ is´c´? Co powiedziec´? I jak?

Rano wszystko stało sie˛ jasne. Pocałowała Olivera,

gdy wychodził na s´wia˛teczny dyz˙ur, a potem wstała,
umyła sie˛ i ubrała. Zapakowała ubrania i inne swoje
rzeczy do samochodu i wyszła z psami.

Było rzes´ko i słonecznie, ale jej to nie cieszyło. Jej

serce przepełnione było smutkiem.

Napisała list i zostawiła go w kuchni razem z bran-

soletka˛, a potem zamkne˛ła za soba˛ drzwi, wrzuciła
klucze do skrzynki na listy, wsiadła do samochodu
i odjechała.

Oliver wjechał na podjazd i przetarł oczy ze zdu-

mienia. Gdzie jest auto Kate? Potem wzruszył ramio-

142

CAROLINE ANDERSON

background image

nami. Najwidoczniej pojechała na wyprzedaz˙e. Za-
wsze rozpoczynały sie˛ w drugi dzien´ s´wia˛t.

Gdy wszedł do kuchni, natychmiast zauwaz˙ył list

oraz pudełko z bransoletka˛.

– Boz˙e, nie. Tylko nie to.
Drz˙a˛cymi re˛kami chwycił list.

Oliverze, nie moge˛. Przepraszam. Kocham Cie˛,

Kate

Zmia˛ł wolno kartke˛, czekaja˛c na bo´l. Pocza˛tkowo

jednak nie czuł nic opro´cz niedowierzania. Potem zas´
przyszło odre˛twienie.

Zrozumiał, z˙e na bo´l be˛dzie jeszcze czas.
– Kretynka – powiedział.
Chwycił telefon i wybrał numer jej komo´rki, ale

zgłosiła sie˛ poczta głosowa.

– Do diabła.
Wykre˛cił numer jej matki, ale nie podnosiła słuchaw-

ki. Przypomniał sobie, z˙e starsza pani jest w Yorkshire,
u brata Kate. Nie znał jego adresu ani numeru telefonu.

Sie˛gna˛ł jeszcze raz po list. Zrzucił przy tym pudełko

z bransoletka˛ na podłoge˛. Wypadła z pudełka, brylan-
ciki zabłysły w słon´cu. Popatrzył na nia˛. Niech cie˛
szlag, Kate, pomys´lał, jak mogłas´ mi to zrobic´? I jak
mogłas´ napisac´, z˙e mnie kochasz?

Ukla˛kł, by podnies´c´ bransoletke˛. Re˛ce mu sie˛ trze˛s-

ły, lecz odre˛twienie mijało. Wypierał je bo´l o wiele
wie˛kszy, niz˙ mo´gł sobie wyobrazic´.

Nagle poczuł łagodny dotyk. To Muffin. Obja˛ł psa,

trzymaja˛c sie˛ go kurczowo, poniewaz˙ wiedział, z˙e tym
razem Kate odeszła na zawsze.

143

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– Mamy juz˙ całkowita˛ pewnos´c´. Pan´stwa co´rka

cierpi na zespo´ł Pradera-Williego. Dobra wiadomos´c´
to ta, z˙e otrzymacie pan´stwo wszelka˛ moz˙liwa˛ pomoc.

Pan´stwo Bailey skine˛li głowami. Wygla˛dali na

odre˛twiałych. Oliver doskonale to rozumiał. Nie licza˛c
przychodza˛cych i odchodza˛cych fal bo´lu, cały czas
czuł podobne odre˛twienie.

– Wiedziałam. – Pani Bailey pokiwała głowa˛. – Po

prostu wiedziałam. Miałam nadzieje˛, z˙e zobacze˛ sie˛
z doktor Kate. Chciałam jej podzie˛kowac´, ale zdaje sie˛,
z˙e wyjechała, prawda?

Zebrał sie˛ w sobie i skina˛ł głowa˛.
– Tak. Była tu tylko na zaste˛pstwie.
– Czy mo´głby pan w takim razie przekazac´ jej

nasze podzie˛kowanie?

– Oczywis´cie – zapewnił ja˛.
Po wyjs´ciu pan´stwa Bailey westchna˛ł i przebiegł

re˛ka˛ po włosach. Nie miał moz˙liwos´ci przekazania
tych podzie˛kowan´ Kate. Jej matka skutecznie bloko-
wała wszelkie pro´by kontaktu. W kon´cu sie˛ poddał.

Był pia˛tkowy wieczo´r, od odejs´cia Kate mine˛ły

prawie trzy tygodnie. Poniewaz˙ David doszedł juz˙ do
siebie, a Anne wro´ciła z Australii, Oliver miał wolny
weekend. Mo´gł is´c´ do domu i zaja˛c´ sie˛ pakowaniem.

Postanowił sprzedac´ dom. Nie mo´gł w nim dłuz˙ej

zostac´ – budził w nim zbyt wiele wspomnien´.

Wracał do domu w ciemnos´ciach, prowadziło go

jedynie s´wiatło lamp ulicznych. Wszedł do kuchni,
poklepał psy. Wypus´cił je i nastawił wode˛ w czajniku.

Nagle rozległo sie˛ pukanie.
– Oliver? Czy moge˛ wejs´c´?

144

CAROLINE ANDERSON

background image

– Wygla˛da na to, z˙e juz˙ weszłas´ – zauwaz˙ył z prze-

ka˛sem.

Judy us´miechne˛ła sie˛.
– Przepraszam. Przyzwyczajenie. Jakies´ wies´ci od

Kate?

– Nie. Nawet sie˛ ich nie spodziewam. Napijesz sie˛

herbaty?

– Nie, dzie˛kuje˛. Wiem, z˙e to nie moja sprawa, ale

marnie wygla˛dasz. Straciłes´ na wadze, masz podkra˛z˙o-
ne oczy i sprawiasz wraz˙enie, jakby cie˛ juz˙ tu nie było.

To dlatego, z˙e moja dusza umarła, chciał powie-

dziec´.

– Co zamierzasz z tym zrobic´? – spytał. – Nakarmic´

mnie? Nie chce mi sie˛ jes´c´.

– Nakłonic´ cie˛, z˙ebys´ ja˛ odnalazł.
– Gdzie? – wybuchna˛ł. – Jak? – Jego głos złagod-

niał. – Przepraszam, ale to niemoz˙liwe. Nie wiem
nawet, gdzie zacza˛c´ szukac´. – Westchna˛ł i przejechał
dłon´mi po włosach.

– A nie kontaktowałes´ sie˛ z wydziałem zdrowia?
– Wyprzedziła mnie. Zastrzegła swo´j adres i numer

telefonu.

– W takim razie zostaje jeszcze jej matka.
– Nawet by mnie nie wpus´ciła do domu.
– Pro´bowałes´?
Faktycznie nie pro´bował. Dzwonił do niej tylko.

Potrza˛sna˛ł głowa˛.

– Jedz´. Kaz˙dego, kto na ciebie spojrzy, ogarnie

wspo´łczucie. Nie jestes´ potworem. Nie skrzywdziłes´
Kate.

– Sam nie wiem, co ja jej takiego zrobiłem – przy-

znał.

145

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– Nie zaszkodzi spro´bowac´. Popilnuje˛ twoich

pso´w. Od razu je wezme˛. A ty jedz´.

Nie czekaja˛c na odpowiedz´, zabrała karme˛ dla pso´w

i poszła do drzwi.

– Zaraz wracam.
Do czasu, gdy wro´ciła, zda˛z˙ył wyła˛czyc´ ogrzewanie

i zamkna˛c´ dom. Czekał przy bramie z psami.

– Nie sa˛dze˛, z˙eby to cos´ dało, ale masz racje˛.

Powinienem spro´bowac´, ostatni raz.

Pochylił sie˛ i pocałował ja˛ w policzek, a ona us´cis-

kała go serdecznie.

– Jedz´. Tylko ostroz˙nie. I zadzwon´ do mnie.
Przy wieczornym pia˛tkowym ruchu na drogach

dotarcie do Peterborough zaje˛ło mu dwie godziny.
Zatrzymał sie˛ przy domu rodzico´w Kate dokładnie
w chwili, gdy kon´czyli jes´c´ kolacje˛.

– Oliver. – Ojciec Kate przyjrzał mu sie˛ uwaz˙nie,

po czym pokre˛cił głowa˛. – Dobry Boz˙e, wygla˛dasz
okropnie. Wejdz´. Alexandra! – zawołał z˙one˛.

Kiedy matka Kate go ujrzała, jej oczy wypełniły sie˛

łzami.

– Och, Oliverze, tak mi przykro.
– Gdzie ona jest? – spytał i nagle poczuł łzy

w oczach. – Potrzebuje˛ jej, Alex. Nie moge˛ bez niej
z˙yc´...

Potrza˛sne˛ła głowa˛.
– Zaklinała mnie na wszystkie s´wie˛tos´ci, z˙ebym ci

nie mo´wiła, ale z˙al mi na ciebie patrzec´, biedaku. To
nie w porza˛dku. Musisz do niej jechac´ i sprawic´, z˙eby
tym razem powiedziała ci prawde˛. Obiecaj mi, z˙e nie
dasz sie˛ zbyc´.

– Obiecuje˛ – odparł.

146

CAROLINE ANDERSON

background image

Nagle straszliwe podejrzenie zagos´ciło w jego gło-

wie i spytał:

– Czy ona umiera?
– Nie, choc´ wygla˛da, jakby tak było. Jedz´ do niej.

Hugh, mo´głbys´ napisac´ mu adres?

Ojciec Kate podał mu kartke˛ z adresem i numerem

telefonu.

– Powinienes´ ja˛ zastac´. Nie wychodzi za cze˛sto,

a zanim tam dojedziesz, be˛dzie juz˙ po dziesia˛tej.

Oliver skina˛ł głowa˛, wzia˛ł kartke˛ i popatrzył na nia˛.
– To tutaj. – Ojciec Kate pokazał mu na mapie

miejscowos´c´, w kto´rej zatrzymała sie˛ Kate. – Jedz´.

Oliver wsiadł do samochodu.

Kate uniosła głowe˛ i zacze˛ła nasłuchiwac´. Zno´w to

usłyszała – dzwonek do drzwi. Potem pukanie i czyjs´
głos.

Oliver.
Ogarne˛ła ja˛panika, ale nie miała doka˛d uciec. Nagle

odzyskała spoko´j. Nadszedł czas.

Wstała z ło´z˙ka i zeszła powoli na do´ł, zapalaja˛c po

drodze s´wiatło. Otworzyła drzwi w momencie, kiedy
Oliver unio´sł re˛ke˛, by zapukac´. Opus´cił ja˛ wolno.

Wygla˛dał okropnie.
– Wejdz´ – powiedziała.
Poszedł za nia˛ do kuchni.
– Kawa czy herbata? – spytała.
– Na miłos´c´ boska˛, Kate, co to wszystko ma zna-

czyc´?

Usiadła na krzes´le.
– Usia˛dz´.
– Naprawde˛ musze˛?

147

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– Wygla˛dasz, jakbys´ miał za chwile˛ upas´c´, wie˛c

lepiej be˛dzie, jes´li to zrobisz.

Posłuchał.
– Powiedz mi – poprosił. – Teraz.
Skine˛ła głowa˛.
– Dobrze. – Otworzyła usta, ale nie wydobył sie˛

z nich z˙aden dz´wie˛k. Zabawne, mo´wiła mu o tym
w mys´lach tyle razy, a jak przyszło co do czego, nie
umiała zacza˛c´.

Oliver stracił cierpliwos´c´. Jes´li dalej be˛dzie to prze-

cia˛gac´, dostanie ataku serca.

– Kate, wykrztus´ to wreszcie z siebie.
Wzruszyła ramionami.
– Cierpie˛ na przedwczesna˛ menopauze˛ – wyznała

w kon´cu. – Dowiedziałam sie˛ o tym na tydzien´ przed
tym, jak odeszłam. Dlatego włas´nie to zrobiłam. Wie-
działam, jak bardzo chcesz miec´ rodzine˛, a ze mna˛ nie
mogłes´ jej stworzyc´. I dalej nie moz˙esz.

Patrzył na nia˛ pustym wzrokiem.
– I dlatego włas´nie mnie opus´ciłas´? Tak po prostu?

Bez ani jednego słowa?

Poczuł wzbieraja˛cy gniew. Zerwał sie˛ na ro´wne

nogi.

– Tak po prostu zadecydowałas´, z˙e nie be˛dziemy

małz˙en´stwem? – Przybliz˙ył sie˛ do niej. – To nasze
małz˙en´stwo, Kate, twoje i moje. Nie tylko twoje. Nie
moz˙esz podejmowac´ tego rodzaju decyzji beze mnie.

– Ale ja wcale jej nie podje˛łam – zaprotestowała

słabo. – Ty to zrobiłes´.

– Co takiego?
– Miałes´ pacjentke˛. Rozpoznano u niej przedwcze-

sna˛ menopauze˛. Wro´ciłes´ na weekend i ubolewałes´, z˙e

148

CAROLINE ANDERSON

background image

jest wcia˛z˙ samotna i zestarzeje sie˛ przedwczes´nie.
,,Biedna dziewczyna’’, powiedziałes´. ,,Kto ja˛ teraz
zechce?’’ Ona była młodsza ode mnie.

Poczuł, z˙e blednie.
– Kate, było mi jej z˙al.
– Wiem. Ale ja nie chciałam twojej litos´ci.
Potrza˛sna˛ł głowa˛.
– Miałabys´ moje wspo´łczucie, ale tez˙ i moja˛ mi-

łos´c´. Czy to mało? Czy to tak mało znaczyło dla ciebie,
z˙e odeszłas´?

– Nie zniosłabym tego, gdybys´ był ze mna˛ z litos´ci.

Biedna Kate, mys´lałbys´. Nie jest nawet prawdziwa˛
kobieta˛.

– Och, na miłos´c´ boska˛, nie pro´buj sobie tego

wmo´wic´. Oczywis´cie, z˙e nia˛ jestes´.

– Nieprawda. Jestem pusta˛ skorupa˛, stara˛ i wytarta˛.

Nie mam ci nic do zaoferowania.

Oliver popatrzył na nia˛ przeraz˙ony. Ona naprawde˛

w to uwierzyła. Naprawde˛ uwierzyła w te bzdury.

– Katie, nie ro´b nam tego – poprosił. – Kocham cie˛.

Zawsze be˛de˛ cie˛ kochał. Nie moge˛ bez ciebie z˙yc´.

– Ale chcesz miec´ dzieci. Mo´głbys´ je miec´ z jaka˛s´

inna˛ kobieta˛...

– Nie chce˛ dzieci innej kobiety! – wykrzykna˛ł.

– Chce˛ twoich dzieci, naszych dzieci. A skoro nie
moz˙emy ich miec´, to trudno. Jakos´ sie˛ z tym pogodze˛.
Potrzebuje˛ ciebie, Kate. Bez ciebie moje z˙ycie nie ma
sensu.

– W kon´cu o mnie zapomnisz. Mo´głbys´ pos´lubic´

Judy...

– Przestan´. Nie chce˛ pos´lubic´ Judy! Pos´lubiłem

ciebie, i ciebie kocham. Nie chce˛ nikogo innego

149

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

i nikogo innego nie be˛de˛ miał. Nigdy. Chce˛ ciebie. To
dlatego prosiłem cie˛, z˙ebys´ została. Nie tylko na s´wie˛-
ta, ale na zawsze. Kiedy wro´ciłem do domu, a ciebie
w nim nie było... I kiedy znalazłem ten list...

Głos mu sie˛ załamał. Potrza˛sna˛ł głowa˛, na jego

twarzy malowało sie˛ cierpienie. Zamkna˛ł oczy, nie
maja˛c juz˙ siły na nia˛ patrzec´. I wtedy poczuł na sobie
jej re˛ce.

– Oliverze?
– Och, Katie...
Obja˛ł ja˛, tula˛c do piersi.
– Chciałabym ci wierzyc´ – wyszeptała. – Spe˛dzi-

łam pie˛c´ lat, wmawiaja˛c sobie, z˙e podje˛łam włas´ciwa˛
decyzje˛. Ale cały czas za toba˛ te˛skniłam.

Przytulił ja˛ mocniej.
– Dlaczego mi nie powiedziałas´? – spytał.
– Dlatego, z˙e cie˛ znam. Mys´lałam, z˙e be˛dziesz

chciał ze mna˛zostac´ z poczucia obowia˛zku, a po latach
mnie znienawidzisz.

– Z poczucia obowia˛zku? – Rozes´miał sie˛ i wpat-

rzył w nia˛oczami mokrymi od łez. – Czy to wygla˛da na
poczucie obowia˛zku? Kate, ja cie˛ potrzebuje˛.

– A ja potrzebuje˛ ciebie, rozpaczliwie, ale mys´-

lałam, z˙e jes´li pozwole˛ ci odejs´c´...

– Za duz˙o mys´lisz. Obiecaj mi cos´. Nigdy nie

podejmuj za mnie decyzji. Pie˛c´ lat, Kate. Pie˛c´ lat
bylis´my osobno, samotni i zrozpaczeni. Jak mogłas´
nam to zafundowac´?

– Przepraszam, nie masz poje˛cia, jak mi przykro.
– Nie płacz. Juz˙ nigdy wie˛cej nie płacz. Po prostu

jedz´ ze mna˛ do domu i zacznijmy wszystko od po-
cza˛tku.

150

CAROLINE ANDERSON

background image

– Jutro – obiecała. – Nie teraz. Nie tej nocy. Tej

nocy chce˛, z˙ebys´ mnie tulił. Jutro moz˙e pozwole˛ ci
zawiez´c´ sie˛ do domu.

Pochylił głowe˛ i us´miechna˛ł sie˛ przez łzy.
– Moz˙e zostaniemy tutaj?
Rozes´miała sie˛ i połoz˙yła głowe˛ na jego piersi.
– Wez´ mnie do ło´z˙ka.
– Z przyjemnos´cia˛ – odparł.

– Oliverze?
– Mhm...
Kate us´miechne˛ła sie˛ z pobłaz˙aniem. Jest zme˛czo-

ny. Nic dziwnego. Spe˛dził przeciez˙ cała˛noc na przeko-
nywaniu jej, z˙e jest prawdziwa˛ kobieta˛. W kon´cu mu
uwierzyła.

Popatrzyła za okno. Był słoneczny, mroz´ny dzien´.

Usiadła na ło´z˙ku i odrzuciła kołdre˛.

– Hej, leniuszku.
– Mhm...
– Wstawaj, dzien´ jest taki cudowny!
Oliver bez pos´piechu otworzył oczy, spojrzał na nia˛

i us´miechna˛ł sie˛.

– Oczywis´cie, z˙e jest cudowny, w kon´cu jestes´my

zno´w razem. I to na dobre, mam nadzieje˛?

Us´miechne˛ła sie˛, rozpraszaja˛c natychmiast jego wa˛t-

pliwos´ci.

– Spokojna głowa, juz˙ sie˛ mnie nie pozbe˛dziesz.
– To dobrze. Wracaj do ło´z˙ka.
– Nie. Nie chce˛ cie˛ juz˙ bardziej me˛czyc´, musi mi

ciebie starczyc´ do kon´ca z˙ycia. Poza tym mamy cos´ do
zrobienia. Musimy wszystkich zawiadomic´. Twoja˛ ro-
dzine˛, moja˛...

151

NIE TYLKO W S

´

WIE˛TA

background image

– I Judy. Pilnuje pso´w. Musisz jej podzie˛kowac´, to

ona mnie tu wysłała.

Kate poczuła, z˙e jej serce jest przepełnione miłos´cia˛

do całego s´wiata.

– Zrobie˛ to – powiedziała z us´miechem – gdy tylko

wro´cimy do domu.

152

CAROLINE ANDERSON


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Anderson Caroline Nie tylko w swieta
Anderson Caroline Nie wszystko naraz
Anderson Caroline Nie wszystko naraz
062 Anderson Caroline Nie wszystko naraz
Anderson Caroline Nie wszystko naraz
Anderson Caroline Lekarz tylko rodzinny
Anderson Caroline Lekarz tylko rodzinny
Anderson Caroline Nic nie mogę ci ofiarować Medical Romance 24
Dieta Andersona, Diety różne- nie tylko odchudzające
Drake Dianne Harlequin Medical 502 Dylemat doktora Andersona
024 Anderson Caroline Nic nie mogę ci ofiarować
Anderson Caroline Smak życia (Medical Romance 06)
Anderson Caroline Nic nie moge ci ofiarowac
Anderson Caroline Trudny wybór (Medical Romance 03)
Nie tylko od święta
024 Anderson Caroline Nic nie mogę ci ofiarować
24 Anderson Caroline Nic nie mogę ci ofiarować Romantyczna jesień
Anderson Caroline Po prostu ideał Medical Duo 330

więcej podobnych podstron