217 Metcalfe Josie Chcę mieć dziecko

background image

Josie Metcalfe

Chcę mieć dziecko

Medical duo 217

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Jaki on śliczny! – Hannah Klein przytuliła swojego nowo narodzonego synka. –

Chociaż wiem, że jest jeszcze za bardzo zaspany, żeby go karmić, to muszę go wziąć na ręce.

Kirslin popatrzyła na fragment twarzyczki otulonej białym kocykiem i przytaknęła z

uśmiechem. Trudno się zachwycić taką główką, nadal nieco zniekształconą po kleszczowym
porodzie, ale, pomyślała, przecież to nie moje dziecko. Kiedy zniknie brzydka opuchlizna i
zasinienia, na pewno będzie tak samo ładny jak wszystkie inne noworodki, które przyszły na
świat bez interwencji położnika.

– Jak się pani teraz czuje? – zagadnęła, zerkając do karty pacjentki. Poza nieco

podwyższoną temperaturą wszystko było w normie. Wizyta Kirstin nie łączyła się z żadnym
konkretnym problemem, po prostu przed zakończeniem każdego dyżuru lubiła jeszcze raz
zerknąć na swoje podopieczne.

Podobny zwyczaj miał Sam Dysard, konsultant na oddziale ginekologiczno-położniczym

szpitala Świętego Augustyna, a zarazem jej mentor. Mimo że po godzinach pracy miał prawo
być niedostępny, nigdy nie widziano, by spieszył się z wyjściem do domu. Kirstin bardzo
sobie ceniła współpracę z kimś tak obowiązkowym.

Weźmy na przykład przypadek pani Klein. Sam Dysard już kończył dyżur, gdy położna

poinformowała Kirstin, że tętno płodu spada poniżej normy. Był jeszcze na porodówce, gdy
to się stało, ale poród osiągnął etap, na którym nie ma odwrotu.

Mógł od razu wkroczyć na scenę i wziąć sprawy w swoje ręce, ale postanowił się nie

wtrącać i dyskretnie pozostawał w tle. Wiedziała, że on jest w pobliżu, jakby miała czujniki
nastrojone na jego częstotliwości wychwytujące jego obecność z odległości pół kilometra.

Skupiona na prawidłowym nałożeniu przyssawki na główkę dziecka, przez cały czas

czuła na sobie baczne spojrzenie jego ciemnych oczu. Towarzyszyła jej dziwnie przyjemna
świadomość, że został wyłącznie po to, by ją w razie czego wesprzeć, a nie po to, by
krytykować błędy, które może popełnić.

Jej radość, gdy układała kwilące maleństwo w ramionach pani Klein, wzmagał uśmiech

przesłany jej z drugiego końca sali.

– Pyta pani o to, jak się czuję, oprócz tego, że mam wrażenie, że urodziłam pokaźnych

rozmiarów kulę armatnią? – jęknęła młoda matka, przywołując tym samym Kirstin do
rzeczywistości. – Na razie chyba jeszcze nie opuściła mnie euforia z powodu jego
szczęśliwych narodzin i nie zwracam uwagi na to, co i gdzie mnie boli. Warto było się
pomęczyć.

– Nawet szwów pani nie czuje?
– No, może trochę. Jest całkiem dobrze, pod warunkiem że się nie ruszam. Gorzej jest,

jak chodzę, albo w toalecie.

– Pieką? – zaniepokoiła się. Poród kleszczowy wymaga większych nacięć. Była pewna,

że nie zaciągnęła szwów zbyt mocno, ale jeśli tkanka nabrzmiała bardziej niż normalnie...

– Pieką? Ładnie pani doktor to ujęła. Chyba nawet nie tak bardzo jak za pierwszym

background image

razem, kiedy małej nie trzeba było wyciągać. Mimo to bardzo chętnie ich się pozbędę.

– Jeśli będą mocno dokuczać, proszę mnie wezwać. – Zerknęła na zegarek. Niedługo

kończy dyżur. Na dodatek nie zanosi się na ani jeden nowy poród. Co wcale nie oznacza, że
w ostatniej chwili sytuacja nie ulegnie nagłej zmianie.

Cały personel zna numery jej pagera oraz komórki. Ponadto wszystkim było wiadomo, że

mieszka nieopodal i że nawet na piechotę dotrze do szpitala w kilka minut.

– Zdecydowała się pani zostać u nas tylko przez dwie doby, ponieważ ma pani w domu

drugie dziecko. Chciałabym mieć absolutną pewność, że nie wyjdzie pani stąd z żadnymi
problemami, zwłaszcza takimi, które na oddziale możemy bez trudu rozwiązać. W domu
będzie pani miała mnóstwo roboty z dwójką maluchów, więc jeśli szwy bardzo pani
dokuczają, lepiej byłoby załatwić to jeszcze tutaj.

– Rzuciła pełne czułości spojrzenie na dziecko, po czym pożegnała się z pacjentką.
– Kirstin... – Ktoś wołał ją półgłosem, ale zza zakrętu korytarza widać było tylko dłoń.
– Naomi! – Ucieszyła się na widok przyjaciółki. Odkąd dwanaście lat temu wpadły, jako

te „zbuntowane”, w bezduszne tryby machiny systemu rodzin zastępczych, łączyła je przyjaźń
silniejsza niż ta między rodzonymi siostrami.

– Co się stało? Co to za tajemnica?
– Masz chwilę czasu? – Na twarzy Naomi malował się szeroki uśmiech, ale to żadna

nowina, bo od ślubu z Adamem Forresterem oboje promienieli szczęściem od rana do
wieczora. Kirstin zaczynała czuć się osamotniona, zwłaszcza odkąd Cassie, trzecia z
przyszywanych sióstr, i jej mąż Luke zaprosili ich na kolację.

– Prawdę mówiąc, nigdzie się nie spieszę. – Wskazała Naomi drzwi do pokoju dla

personelu. – Mogę nawet podjąć cię prawdziwą kawą.

– Dzięki. Co to, to nie. – Chwyciła ją za ramię. – Właśnie w tej sprawie chciałam się z

tobą spotkać. Żeby uprzedzić wszystkie plotki.

– Naszła cię chęć na zwierzenia? – zdziwiła się Kirstin. – Co się stało?
– Chodzi o to, że nie będziesz musiała robić mi kawy przez najbliższych siedem miesięcy.

– Naomi nie posiadała się z radości. – Och, jaka jestem szczęśliwa!

– Zrezygnowałaś z kawy? Dlaczego? Przenosicie się z Adamem do innego szpitala?

Tylko nie mów, że zgłosiliście swój udział w tym międzynarodowym programie wymiany!

Kilkoro kolegów i koleżanek z różnych oddziałów Świętego Augustyna wróciło zupełnie

niedawno ze szpitali w odległych zakątkach świata. Wszyscy relacjonowali, że takie
porównywanie kryteriów .. najlepszych metod” przyczyniło się w istotnym stopniu do
podniesienia jakości świadczeń medycznych w każdej placówce.

Kirstin z niepokojem odnotowała zmiany, jakie zaszły w ciągu kilku ostatnich tygodni.

Do niedawna, pracując w tym samym szpitalu, spotykały się bardzo często, choćby tylko przy
pospiesznie wypijanej kawie. Odkąd jednak jej obie przyjaciółki wyszły za mąż, sporo się
zmieniło. Jeśli na domiar złego Naomi zamierza przenieść się dokądś, nawet na krótko...

– Nigdzie nie wyjeżdżamy! – zniecierpliwiła się Naomi. – Nie podejrzewałam, że jesteś

taka tępa! Na położniczym trzeba mieć refleks! Adam i ja będziemy mieli dziecko! Czy to nie
cudowne?

background image

– Cudowne – zawtórowała słabo Kirstin, mimowolnie zaciskając palce na krawędzi stołu.

Nie mogła zrozumieć, dlaczego poczuła takie bolesne ukłucie zazdrości, tym bardziej że
małżeństwo ani macierzyństwo nigdy nie były jej marzeniem.

– Wiedziałam, że się ucieszysz – paplała Naomi, nie dostrzegając zmieszania

przyjaciółki. – To się musiało stać od razu, podczas podróży poślubnej.

– Ty to nazywasz podróżą poślubną? – zażartowała Kirstin, z ogromnym wysiłkiem

biorąc się w garść. – Przecież mieliście tylko jeden długi weekend – Nie marnowaliśmy
czasu. – Naomi skromnie opuściła powieki.

– Na to wygląda. – Nadal była wstrząśnięta własną reakcją, chociaż już mogła to ukryć.

Za nic w świecie nie chciała, by przyjaciółka zauważyła taki przykry brak entuzjazmu z jej
strony. Miała nadzieję, że ten atak zawiści jest krótkotrwały.

Wesela Cassie i Naomi, jedno po drugim, nieprzyjemnie ją zaskoczyły. Spędziły we trzy

tyle lat, wspierając się nawzajem i dodając sobie otuchy, że nagle poczuła się odrzucona.
Starała się jakoś to sobie wytłumaczyć. To przecież ona, jako jedyna z całej trójki, obstawała
przy tym, że nigdy nie wyjdzie za mąż, aby oszczędzić sobie bólu rozstania. Z przykrością
zdała sobie sprawę, że teraz jej przyjaciółki połączy nowa więź macierzyństwa, bez względu
nawet na to, że Jenny jest adoptowaną córeczką Cassie. W ten sposób Naomi i Cassie, a w
rzeczywistości również ich mężowie Adam i Luke, wykluczyli ją ze swojego grona.

– Zrobić ci wobec tego herbatę? – Energicznym ruchem sięgnęła po czajnik, odwracając

się tak, aby Naomi nie dostrzegła jej twarzy. Nie chciała burzyć jej szczęścia.

– Pod warunkiem, że będzie słaba i tylko z odrobiną mleka. Zdążyłam już poznać wzorek

posadzki w łazience.

– Masz małości? – Kirstin poczuła się znacznie pewniej. Takie rozmowy z przyszłymi

matkami prowadzi na co dzień.

– Nie często. Ale rano czuję się tak fatalnie, że aż boję się wyjść z łazienki.
– Średnio może to potrwać jeszcze miesiąc. Dopiero potem poczujesz się lepiej –

ostrzegła ją Kirstin.

– Nie musisz mi o tym przypominać – parsknęła Naomi, cofając dłoń znad pudelka z

herbatnikami w czekoladzie i decydując się na bardziej lekkostrawne ciasteczko. – I, proszę,
oszczędź mi wykładu o rozstępach, spuchniętych nogach i innych okropnościach. Na razie
chcę się cieszyć niezwykłością tego zjawiska.

– Jakiego zjawiska? – Do pokoju weszła Cassie. – Dostałam wiadomość, że mamy się

spotkać u Kirstin. Co się dzieje?

– Absolutnie nic, oprócz tego że miewam poranne mdłości – oznajmiła Naomi

nonszalanckim tonem.

Na widok entuzjastycznej reakcji Cassie Kirstin znowu poczuła wyrzuty sumienia.
– Zawiadomiłaś już Dot? – Na wzmiankę o ich opiekunce Kirstin nareszcie zdobyła się na

szczery uśmiech. Ich zastępcza matka uwielbiała dzieci. Wraz z Arthurem, nim rozdzieliła ich
bezlitosna choroba, wychowali ich kilkanaścioro.

– Co powiedziała? Mogę się założyć, że jest wniebowzięta z powodu następnego

wnuczka.

background image

– Jeszcze z nią nie rozmawiałam. Odwiedzimy ją dzisiaj wieczorem. Uznaliśmy, że

należy jej to powiedzieć osobiście, a nie przez telefon. Ale najpierw musiałam z wami
podzielić się tą wiadomością.

– Na pewno godnie. was podejmie – zażartowała Cassie.
– I na pewno już zaczęła robić coś na drutach. Ona ma niebywałą intuicję w naszych

sprawach.

– Tłumaczy to tym, że przez całe lata musiała być wyjątkowo czujna, żebyśmy czegoś nie

zmajstrowały za jej plecami – zauważyła z przekąsem Kirstin.

– Ale w końcu wydoroślałyśmy i nabrałyśmy rozumu – odparowała Naomi. Zwróciła się

teraz do Cassie. – Myślę, że o tych dawnych czasach przypomniał jej numer, jaki wycięliście
z Lukiem, udając, że pobieracie się z miłości, podczas gdy chodziło tylko o to, żeby sąd
przyznał mu prawa rodzicielskie.

– Niestety, bardzo szybko nas rozpracowała. Poza tym, ja już wtedy go kochałam. A

teraz, kiedy mamy pełne prawa rodzicielskie...

Nie ulegało wątpliwości, że teraz oboje są w sobie zakochani do szaleństwa, pomyślała

Kirstin, starając się nie czuć nowego ukłucia zazdrości. Widok szczęścia przyjaciółek skłaniał
ją do zweryfikowania swojego postanowienia. Skłaniał, to jeszcze nie wszystko, pomyślała,
gdy nieco później znalazła się już sama.

Spotkanie trzech przyjaciółek zostało brutalnie przerwane brzęczeniem jej pagera. Niemal

z ulgą odebrała wezwanie na izbę przyjęć. Czekała na nią para młodych ludzi, bladych ze
strachu.

– Witam. Jestem doktor Kirstin Whittaker... Pan Leask nie dał jej dokończyć.
– Żona krwawi – oznajmił z wyrzutem.
– Czy stracę dziecko? – dopytywała się przerażona kobieta.
– Który to tydzień? – zapytała Kirstin. Wszystkie istotne szczegóły miała na karcie

pacjentki, ale zmuszając ją do skoncentrowania się na odpowiedziach, mogła zapanować nad
ogarniającą ją histerią.

– Dopiero dziesiąty – odparł mężczyzna. – Kilka dni temu Tonya robiła USG i

powiedziano jej, że wszystko jest w porządku.

– Za parę minut powtórzymy to badanie – obiecała, wzrokiem wydając stosowne

polecenie pielęgniarce, która już znikała w kabinie. – Muszę zadać jeszcze kilka pytań. Czy
odczuwa pani jakiś ból? Albo fale bólu?

– Nie. Czy to dobrze?
– Chyba tak. Czy w ciągu paru ostatnich godzin wydarzyło się coś, co mogłoby być

przyczyną krwawienia? Czy ma pani problemy z oddawaniem moczu? Jakieś objawy
infekcji? Nie przewróciła się pani? – Jest tyle możliwych przyczyn poronień, że trudno
wszystkie wykluczyć. Czasami Kirstin zastanawiała się, jak to możliwe, że w ogóle
jakiekolwiek dzieci ostatecznie przychodzą na ten świat.

– Nic takiego się nie wydarzyło – zapewniała młoda kobieta. – Wzięłam nawet parę dni

urlopu na czas przeprowadzki.

– Przeprowadzają się państwo? – Błysk światełka alarmowego. Taka rewolucja to

background image

ogromny stres, nawet dla osób, które nie są w ciąży. Jak można decydować się na coś takiego
w pierwszym trymestrze ciąży?

– Dzisiaj się przeprowadziliśmy – wyjaśniła dziewczyna prostodusznie. – Ale tylko z

piętra na parter, w tej samej kamienicy, żeby wszystko było przygotowane na przyjęcie
dziecka. Nie braliśmy firmy, żeby zaoszczędzić.

– Przenosiła pani meble? – Kirstin miała nadzieję, że udało się jej ukryć przerażenie.

Niejedna już kobieta straciła dziecko, podejmując wysiłek, przygotowania pokoju
dziecinnego.

– Nic z tych rzeczy – wtrącił się jej mąż, wyraźnie urażony sugestią Kirstin, że jego

małżonka może być aż tak nierozsądna. – Pomagali nam kumple z pracy. Całe rano nosili ze
mną ciężkie rzeczy...

– To prawda, pani doktor. Ja tylko palcem pokazywałam, gdzie, co i jak mają postawić.

Zajmowałam się drobiazgami: uporządkowałam kuchnię, poukładałam rzeczy w szafach,
pościeliłam łóżko i powiesiłam zasłony.

Ta ostatnia czynność mocno zaniepokoiła Kirstin, ale nim to skomentowała, do gabinetu

weszła Trish Atkins, pchając wózek z ultrasonografem. Kilka minut później, choć przyszłym
rodzicom mogło się wydawać, że trwało to wieki, wyniki badania były już znane. Młoda para
kurczowo trzymała się za ręce, wpatrując się w niewyraźne, rozmazane obrazy na monitorze.

– Niedawno oglądali państwo podobny obraz, więc na pewno widzą państwo

najważniejsze elementy – zaczęła Kirstin, oddychając z ulgą. – Jak widać, o tutaj, serce bije
normalnie, co oznacza, że dziecko żyje. – Cieszyła się, że może przekazać im dobrą
wiadomość. – Weźmiemy jeszcze próbkę moczu, żeby wyeliminować infekcję. Sądzę jednak,
że po prostu przesadziła pani z tymi porządkami. Radzę, żeby przez jakiś czas mąż panią
wyręczał w takich przedsięwzięciach.

– Nie poronię? – Tonya Leask pragnęła usłyszeć jedno słowo, wykluczające taką

możliwość.

– Nie zanosi się na to. – Kirstin wystrzegała się kategorycznych sformułowań. – W tym

stadium często dochodzi do poronień, nawet u kobiet, które nie wieszały zasłon.

– Kiedy będziemy mogli mieć absolutną pewność? – dopytywał się przyszły ojciec. – I

czy możemy coś zrobić, żeby to się nie stało?

– Może pan zrobić tylko jedno: kazać żonie jak najwięcej odpoczywać przez kilka

najbliższych dni. Pozwalać jej tylko na konieczne spacery do łazienki. Niech leży z poduszką
pod stopami. I żadnych robót domowych, gotowania, czy broń Boże, zakupów.

Nieco się rozpogodził. Otarł czoło gestem wyrażającym zadowolenie, iż małżonka nie

będzie miała w ten sposób okazji do wydawania pieniędzy.

– A co potem? – zapytała nieśmiało Tonya, nieświadoma pantomimy, jaką odegrał za jej

plecami.

– Gdy krwawienie ustanie, może pani powoli wracać do swoich codziennych zajęć. Ale

proszę pamiętać, że wieszanie zasłon nie służy ciężarnym.

– Dlaczego to się stało? Czy jest ze mną coś nie w porządku? Żadnej z moich koleżanek,

które były w ciąży, nic takiego się nie przytrafiło. – Dziewczyna była bliska łez.

background image

– Aż trudno uwierzyć, co wykazują statystyki. – Kirstin sama była wstrząśnięta, gdy

zapoznała się z literaturą, którą podrzucił jej Sam. – Okazuje się, że osiemdziesiąt procent
zapłodnionych jajeczek nie dochodzi do stadium zagnieżdżenia w macicy. Patrząc na to od tej
strony, jest pani wśród tych kobiet, które mogą sobie pogratulować. Ma pani więcej szczęścia
niż wiele innych kobiet. – Widziała setki zdesperowanych pacjentek w przyszpitalnej klinice
leczenia niepłodności. Na ich korzyść przemawiało to, że zajmował się nimi ktoś tak
rozumiejący i doświadczony jak Sam Dysart.

Chociaż pracowała z jego zespołem od niedawna, zdążyła poznać wiele kobiet, które

mimo ponawianych prób stale dochodziły tylko do tego etapu.

Zapisała bezpośredni numer telefonu oddziału położniczego na ulotce informacyjnej i

podała ją pacjentce.

– W razie jakichś wątpliwości proszę dzwonić – zaproponowała. – To jest numer na

naszym oddziale, pod którym zawsze jest ktoś, kto udzieli państwu porady.

Żegnając się, modliła się w duchu o to, by ci młodzi nie musieli korzystać z tego numeru.

Lepiej, żeby ta ciąża przebiegła bez nowych komplikacji, aż do samego rozwiązania.

Na oddziale panował względny spokój, wiec mogła zająć się papierkową robotą, aby z

czystym sumieniem skończyć dyżur. Przez chwilę myślała o młodej parze, po chwili jednak
jej umysł zaprzątnęła scena, którą młodzi ludzie przerwali: trzy różne reakcje trzech kobiet na
wiadomość o ciąży Naomi. Nieustannie stawała jej przed oczami rozradowana twarz
przyjaciółki.

– Będziemy mieli dziecko! Czy to nie cudowne?
Za każdym razem, gdy powtarzała sobie tę kwestię, ogarniało ją wyjątkowo dojmujące

uczucie bolesnej pustki.

– Coś cię gnębi?
Odwróciła się, by napotkać zaniepokojone spojrzenie Sama Dysarda. Nagle poczuła

zupełnie niedorzeczną potrzebę podzielenia się z kimś swoimi ponurymi przemyśleniami i
zanim ją opanowała, usłyszała własny głos.

– Zastanawiałam się, czy podjęłam słuszne decyzje – zaczęła, nieco przerażona nutą

niepewności w głosie. Sam mógłby pomyśleć, że jest słaba albo niezdecydowana.

– Jakie? – zagadnął, przysiadając na krawędzi biurka. – Masz na myśli którąś z

pacjentek?

– Decyzje dotyczące mojego życia – wyjaśniła mocno już zmieszana. – Trąci

melodramatem, prawda? – Zawahała się, lecz po chwili uznała, że jest tylko jeden sposób
wybrnięcia z tej sytuacji: zacząć od początku. – Poznałam Cassie i Naomi, kiedy miałyśmy po
piętnaście lat. Opieka społeczna wysłała nas do tej samej rodziny zastępczej. Słyszałeś, jak
rozmawiałyśmy o Dot i Arthurze?

– Nie tylko słyszałem, ale nawet poznałem DoL Na ślubie Cassie i Luke’a. – Uśmiechnął

się. – To wyjątkowa kobieta.

– Dot nie wygląda na mocarza, a mimo to odegrała najważniejszą rolę w naszym życiu –

oznajmiła z niezachwianym przekonaniem. Nadał pozostawało dla niej tajemnicą, w jaki
sposób ta dzielna kobieta potrafiła sprawić, że pomimo ponurego dzieciństwa wszystkie trzy

background image

nadal potrafiły marzyć.

Lekko uniesione brwi Sama zachęciły ją do dalszych zwierzeń. Wobec jego szczerego

zainteresowania zapomniała o zmieszaniu, w jakie wprawiła ją jej własna niespodziewana
otwartość.

– Dwanaście lat temu byłyśmy na najlepszej (kodze, żeby wylądować na marginesie, aż

nagle u Arthura wykryto raka. Niemal z dnia na dzień zrozumiałyśmy, co jest dla nas ważne,
oraz że jeśli czegoś pragniemy, jeśli mamy jakieś marzenia, to musimy nad tym wytrwale
pracować i dzielnie o to walczyć.

– O co ty postanowiłaś walczyć?
Rozmowy o tamtych czasach wprawiały ją w defensywny nastrój, lecz tym razem

radosny błysk w oczach Sama podziałał jak miód na jej serce. Jakby naprawdę rozumiał, o
czym ona mówi... Czy to możliwe? Mężczyzna w jego wieku i z takimi kwalifikacjami na
pewno stale zalicza sukces za sukcesem.

Jednak dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak łatwo się z nim rozmawia. To prawda, że

nigdy nie traktował z góry swoich pacjentek, ale dawniej nie wyobrażała sobie, że potrafiłaby
opowiadać mu o swoich uczuciach z taką łatwością jak w dawnych czasach, gdy zwierzała się
Cassie i Naomi.

– Jak sięgnę pamięcią, zawsze pragnęłam czuć się bezpieczna i niezależna – wyznała

półgłosem. – Kiedy moi rodzice zniknęli, zostałam sama i przez wiele lat byłam zdana na
łaskę i niełaskę bezdusznej biurokracji. A kiedy zadomowiłyśmy się u Dot i Arthura,
postanowiłyśmy, że za nic w świecie nie damy się stamtąd ruszyć.

Stanął jej przed oczami Obraz bezgranicznie zakłopotanej kobiety z opieki społecznej,

gdy cała trójka solidarnie odmówiła zgody na przeniesienie z tego pierwszego miejsca, w
którym nareszcie poczuły się jak w prawdziwym domu. Kobieta ta święcie wierzyła, że
choroba Arthura jest stosownym argumentem przemawiającym za ich przeprowadzką, one
jednak były całkiem odmiennego zdania.

– Stało się tak, ponieważ Dot powiedziała, że nas nie puści, a my z kolei obiecałyśmy, że

będziemy bardzo się starać... I tak zaczęłyśmy nad sobą pracować – dokończyła.

– A teraz? Chcesz zostać konsultantem. A potem? Własna rodzina? Jak Cassie i Naomi?
– To nie dla mnie – odparowała bez namysłu. – Dla mnie największą wartością jest

niezależność. Nawet gdybym musiała polegać wyłącznie na sobie.

Gdyby nie to, że patrzyła mu prosto w oczy, nie zauważyłaby cienia, jaki przemknął po

jego twarzy. Czy to rozczarowanie? Niemożliwe. Nic bliższego ich przecież nie łączy, poza
tym, że tak dobrze pracuje się im razem. Ten ledwie dostrzegalny cień musiał mieć jakiś
związek z jego własną przeszłością.

– Uważam, że byłaby to wielka strata, gdybyś rzeczywiście zrezygnowała z założenia

rodziny. – Wyprostował się, by sięgnąć do kieszeni po pęk kluczy. – Byłabyś doskonałą
matką.

Słyszała te słowa jeszcze długo po tym, jak wyszedł z pokoju. Równie niepokojące było

to, co wyrażały jego oczy. Zastanawiała się, co skłoniło go do takiej deklaracji.

To jasne, że konieczność zmusiła Sama Dysarda do wyrobienia w sobie umiejętności

background image

oceny stabilności emocjonalnej pacjentek z poradni leczenia bezpłodności, ponieważ nie
wszystkie bezdzietne pary są odpowiednio silne, by podjąć tę drogę. Lecz jego uwaga
zabrzmiała tak, jakby rozważaniom na temat jej predyspozycji do roli matki i żony poświęcił
sporo czasu.

Absurdalny pomysł. Postanowiła skierować myśli na inne, bardziej racjonalne tory.

Przejrzy najnowsze wyniki badań laboratoryjnych i wprowadzi je do odpowiednich kart. Jeśli
zostanie jej trochę czasu, ma jeszcze całą furę literatury fachowej, którą należy przeczytać,
zapamiętać i trawić przez kilka następnych miesięcy.

Kłopot polega na tym, że chociaż ma sporo zajęć, nie noże przestać myśleć o tym nowym

uczuciu, które narasta w niej od rana. Nie potrafiła go określić. Wiedziała jedynie, że ją
niepokoi i irytuje.

Zrozumiała je dopiero kilka godzin później, gdy już leżała w łóżku i zastanawiała się,

dlaczego nie może zasnąć. To nie była zawiść z powodu szczęścia Naomi. Nie jest przecież
taka małostkowa. Ku swemu przerażeniu pojęła w końcu, że powodem zazdrości jest ciąża
Naomi, fakt, że przyjaciółka będzie miała dziecko.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Od kilku dni bez przerwy zastanawiała się nad tym odkryciem. Kosztowało ją to kilka

nieprzespanych nocy. Co gorsza, przeszkadzało w pracy. I to niepokoiło ją najbardziej.
Obecny etap kariery zawodowej osiągnęła dzięki ogromnemu wysiłkowi i nie może pozwolić,
by teraz coś ją zatrzymało.

Po raz pierwszy coś zaczęło przesłaniać jej dawno obrany cel. Do tej pory mężczyzn, z

którymi pracowała, traktowała wyłącznie jak kolegów po fachu. Nie przeszkadzał jej też fakt,
że nieustannie styka się z kobietami w różnych fazach cyklu reprodukcyjnego – dopóki
Naomi nie oznajmiła, że spodziewa się dziecka.

Teraz myślała tylko o pustce, jaką odczuwała, całkowicie przekonana, że sama nigdy nie

urodzi dziecka. Po raz pierwszy była w stanie zdobyć się na empatię wobec bezdzietnych par
z poradni, dla których sztuczne zapłodnienie jest prawdopodobnie jedyną szansą na
rodzicielstwo.

Gdy zamieszkały we trzy z Dot i Arthurem, udało im się stworzyć coś na kształt rodziny.

Teraz, gdy Cassie i Naomi wyszły za mąż, czuła się nieco osamotniona, i po raz pierwszy nie
miała komu się z tego zwierzyć. Baia się zwrócić z tym do Dot, tak serdecznej i dzielnej, by
nie wydać się jej zawistną i małostkową. Nie na tym polega problem.

To nie jest zazdrość o to, co mają jej przyjaciółki, lecz żal, że coś ją ominie. Odkryła w

swoim życiu istotną lukę, której istnienia nigdy wcześniej nie dostrzegała.

Na szczęście praca daje mi mnóstwo satysfakcji, pomyślała, starannie myjąc ręce przed

dosyć niezwykłą operacją. Dzięki Bogu, że jest przyzwyczajona do pracy w zespole,
ponieważ temu zabiegowi będzie przyglądało się wiele par oczu. Czuła się zaszczycona tym,
że Sam Dysard poprosił ją, by mu asystowała, mimo że w drugorzędnej roli.

Na większości szpitalnych oddziałów osoba pełniąca tę samą funkcję co ona traktowana

jest jak wyrobnik, któremu czas upływa na wielogodzinnym wykonywaniu wszystkich
rutynowych czynności związanych z przypisanymi mu pacjentami.

Los jej sprzyjał, wyznaczając jej Sama jako przełożonego, ponieważ oboje czuli potrzebę

codziennego kontaktu z pacjentkami. Ciekawe, kiedy on znajduje czas na sen, skoro tyle
godzin spędza w przychodni, dogląda pacjentek po zabiegach, prowadzi zajęcia ze studentami
oraz pielęgniarkami i bierze udział w najprzeróżniejszych zebraniach.

– Witam szanowne grono. Przedstawiam wam naszą pacjentkę Sarę Simmons – mówił

niskim, spokojnym głosem, podczas gdy instrumentariuszki dezynfekowały i okrywały
zielonymi płachtami ogromny brzuch ciężarnej, pozostawiając odkryte jedynie pole
operacyjne.

Jak zwykle każdym pacjentem zajmował się osobny zespół: Adam Forrester kierował

zespołem pediatrycznym, a Sam położniczym. Tym razem w sali było znacznie więcej osób,
ponieważ ta niecodzienna operacja miała być filmowana dla potrzeb dydaktycznych. Łaska
boska, że to nie bliźnięta, pomyślała Kirstin, bo wówczas nie byłoby gdzie szpilki wetknąć.
Drugi zespół pediatryczny na pewno by się tu nie zmieścił.

background image

– Ma dwadzieścia siedem lat, jest w trzydziestym piątym tygodniu pierwszej ciąży –

ciągnął Sam.

Nie zwracając uwagi na liczne audytorium, obserwował ułożenie kończyn płodu na

monitorze ultrasonografu.

– Możemy zaczynać? – zwrócił się do anestezjologa Hala Halawy, po czym sięgnął po

skalpel. – Kilka miesięcy temu USG wykazało, że w gardle płodu rozwija się guz.
Postanowiliśmy go monitorować. Liczyliśmy, że jego wzrost będzie powolny i że dziecko
będzie mogło urodzić się o czasie.

Słuchała uważnie jego rzeczowej relacji, tamując krew płynącą z poprzecinanych naczyń

krwionośnych. Wyprostowała się na chwilę, gdy Sam nacinał macicę. W tej samej chwili
zielone płachty z jej strony zalał gejzer płynu owodniowego.

– Nie chcę tracić go więcej niż to konieczne – szepnął do Kirstin i instrumentariuszki. –

Maluchowi jest w nim cieplej.

Wsunął dwa palce w nacięcie, kierując je między napiętą błonę i dziecko, by poszerzając

szczelinę, nie skaleczyć płodu.

– Okazało się, że guz rośnie coraz szybciej – zwrócił się do wszystkich obecnych – i

aktualnie uciska tchawicę. Podjęliśmy decyzję o wcześniejszym cesarskim cięciu.

Nikt z zebranych nie miał wątpliwości, jaki los spotkałby dziecko, gdyby nie ta

nowatorska operacja. Nawet gdyby przeżyło jeszcze kilka tygodni w łonie matki, ze stale
powiększającym się guzem, naturalny poród również nie wchodził w rachubę.

Dopóki tlen dostarcza mu matka, zablokowana tchawica nie stanowi problemu. Lecz

chwilę po porodzie lekarze mieliby mniej niż minutę, aby umożliwić mu samodzielne
oddychanie i zapobiec konsekwencjom braku tlenu, czyli nieuchronnemu uszkodzeniu mózgu
lub nawet śmierci.

– Aby zyskać na czasie – podjął Sam, gdy krwawienie z drugiego nacięcia zostało

zatrzymane – wysuniemy jego głowę, szyję i jedno ramię, nie odłączając go od łożyska. W
ten sposób utrzymamy dopływ utlenionej krwi do mózgu.

Delikatnie wyjął główkę dziecka i jedno drobne ramionko na światło dzienne. Ułożył je

odpowiednio do następnego etapu operacji i podłączył do monitorów. Był to niesamowity
widok. Różowe i pozornie zdrowe ciałko z nieruchomą klatką piersiową, która w normalnej
sytuacji powinna rytmicznie unosić się i opadać. Wyglądało, jakby spało spokojnie pod
wpływem środka usypiającego podanego matce.

– Teraz Adam je intubuje, aby udrożnić tchawicę. – Sam •stąpił miejsca zespołowi

pediatrycznemu. – Sądzę, że w tym przypadku wystarczy rurka o przekroju najmniejszego
palca.

Kirstin uśmiechnęła się pod maską na widok Adama, który udawał, że nie może się

zdecydować, czyj mały palec Sam miał na myśli: jego czy dziecka. Podniosła wzrok i ze
zdziwieniem spostrzegła, że Sam też się uśmiecha. Oboje świetnie wiedzieli, że tak ważnych
spraw nie pozostawia się losowi i że wszystko zostało bardzo skrupulatnie wymierzone
wcześniej na podstawie przedoperacyjnego USG.

– Jak się oboje mają? – zapytał Hal.

background image

– Wyjątkowo dobrze. Poziom tlenu we krwi małego ani drgnie.
– Doskonale. – Kirstin wyczuła, że ten komplement dotyczy zarówno stanu pacjentów,

jak i sposobu, w jaki Adam wsunął rurkę do tchawicy dziecka. – Teraz odciągniemy płyn z
guza, aby zmniejszyć jego rozmiary i nieco ulżyć małemu – relacjonował Sam, stojąc tuż
obok Kirstin.

Pól godziny później nadszedł czas, by ostatecznie wyjąć dziecko z ciepłego gniazdka i

przeciąć pępowinę.

Jest to sygnał dla maleńkiego organizmu do rozpoczęcia samodzielnego oddychania.

Wszystkie pary oczu wpatrywały się w kruche ciałko ułożone w dłoniach Sama. Gdy maleńka
klatka piersiowa uniosła się wraz z pierwszym haustem powietrza, wszyscy odetchnęli z ulgą.
Kirstin rozpierała duma, że mogła choć trochę przyczynić się do tego cudu. Jakby czytając w
jej myślach, Sam podniósł wzrok znad noworodka, by spotkać jej spojrzenie.

Sahru Ismail już czekała ze specjalnym wózkiem, aby jak najszybciej zawieźć małego na

oddział opieki specjalnej. Uwadze Kirstin nie uszły spojrzenia, jakie pięknej pielęgniarce z
Sudanu rzucał anestezjolog Hal Halawa.

Przypomniała sobie, że Naomi wspomniała kiedyś o wzajemnym zauroczeniu tej pary.

Czyżby szykował się kolejny romans lekarza z pielęgniarką? Odsunęła od siebie tę myśl.

– Masz ochotę coś pozszywać? – szepnął Sam, zajęty łożyskiem. Jego pytanie zginęło w

ogólnym zamieszaniu. – Zaczekaj chwilę, aż się rozejdą, a wtedy nikt nie będzie patrzył ci na
ręce.

Jego spojrzenie wywołało w niej dreszcz. Wolała nie zastanawiać się nad tą reakcją.

Przypisała ją powiewom chłodnego powietrza, wywołanym przez kolegów wychodzących z
sali. Przy tak licznym audytorium temperatura, zazwyczaj stała, musiała podskoczyć o kilka
stopni. Zdecydowanie nie ma to nic wspólnego z obecnością Sama ani z jego spojrzeniami.

Z przyjemnością skorzysta z szansy doskonalenia swoich umiejętności, chociaż w tym

zespole nie można narzekać na brak takich okazji. Sam Dysard bardzo do tego zachęca swych
podwładnych i zawsze służy fachową radą. Jest w tym zdecydowanie niepodobny do
większości różnych sławnych specjalistów, którzy zazwyczaj faworyzują jedną osobę.

Gdy odwoziła na oddział Sarę Simmons, ciągle brzmiały jej w uszach słowa pochwały za

dobrze wykonane zadanie. Rzeczy pacjentki już wcześniej przeniesiono z części dla
przyszłych mam do części dla mam z maleństwami.

– Czy on jest zdrowy? – zapytała sennym głosem Sara. Była jeszcze na ryle oszołomiona,

że nie zdawała sobie sprawy, że pyta o to co najmniej dziesiąty raz. – Żyje?

– Żyje i ma się wyśmienicie – powtórzyła kolejny raz Kirstin, niezbyt pewna, czy ta

informacja nareszcie do niej dotarła. – Jest malutki, bo musiał urodzić się pięć tygodni
wcześniej. Trzymamy go na razie w inkubatorze, na wypadek gdyby trzeba było podać mu
więcej tlenu. A poza tym jest zdrowy jak rybka.

Nawet jego paluszki mogłyby być wzorem doskonałości, pomyślała Kirstin,

przypominając sobie tamto dojmujące •czucie. Poszła go obejrzeć pod pretekstem, że robi to
na syczenie Sary. Wiedziała, że Sahru zna ją zbyt powierzchownie, by pytać o przyczynę
wizyty. Co innego, gdyby na dyżurze była Cassie.

background image

Ta od razu domyśliłaby się, co przeżywa pani doktor. Natychmiast odgadłaby całą

prawdę: że po raz pierwszy ta pragmatyczna doktor Kirstin Whittaker nie mogła się
powstrzymać, by tu nie przyjść. Gdyby Cassie widziała ją, jak swobodnym tonem proponuje,
że potrzyma dziecko, by pielęgniarka mogła ułożyć specjalny podkład w łóżeczku, na pewno
nie powstrzymałaby się od jakiegoś celnego komentarza.

Z powodu podrażnienia tkanek w gardle również chłopczyk był pod wpływem środków

usypiających. Mimo to pod cieniutkimi powiekami widać było granatowe oczka. Trzymając
go na rękach, Kirstin nie mogła nadziwić się jego kruchości.

– Każde z nich to taki miniaturowy cud – rzekła Sahru, układając swojego najmłodszego

podopiecznego.

W obawie, że pielęgniarka mogłaby odgadnąć jej myśli, Kirstin odwróciła wzrok. Jak tu

się przyznać, nawet przed samą sobą, że nagle zapragnęła mieć własną rodzinę? Przecież
przez tyle lat twierdziła, że nie ma na to najmniejszej ochoty.

– Kiedy będę mogła go zobaczyć? – zapytała Sara, chwytając Kirstin za rękę, jakby bała

się, że ta odejdzie, nie udzielając jej odpowiedzi. Ale dzięki temu potrafiła nieco się skupić.

– Jak tylko będzie pani na tyle przytomna, że nie wypadnie pani z wózka – zażartowała. –

Wiem, że uwierzy pani tylko własnym oczom, ale na razie mam dla pani coś innego. – Podała
jej zdjęcie z polaroidu, zrobione zgodnie z niepisaną umową między oddziałem opieki
specjalnej dla noworodków i oddziałem położniczym.

Dziewczyna z trudem hamowała cisnące się łzy, wpatrując się w fotografię, którą wzięła

w palce z ogromnym nabożeństwem.

– Jaki on maleńki – szepnęła zdławionym głosem, i wyczerpana opadła na poduszki. –

Ale mogło być gorzej...

– Przypnę zdjęcie na szafce, żeby się nie pogniotło. – Kirstin zorientowała się, że Sara

zaraz zapadnie w sen. Na odchodnym jeszcze raz spojrzała na fotografię, rozpamiętując
skomplikowany poród tego maleństwa i sukces, jakim okazała się cała operacja.

Teraz należało czekać na pełne wyniki badań płynu pobranego z guza. Wiedziała jedynie,

że większość guzów laryngologicznych nie jest złośliwa. Sądziła, że skoro mały przeżył tak
niezwykły poród, ma ogromną szansę na długie i zdrowe życie.

Trzeba wracać do papierkowej roboty. Do jej obowiązków należy uzupełnienie

dokumentów pacjentek, które dzisiaj wychodzą do domu, napisanie sprawozdań dla ich
lekarzy rodzinnych oraz informacji dla położnych, które będą je odwiedzać w domu.

Z kubkiem kawy i stertą teczek ruszyła do swojego pokoju. Te papierzyska zajmą jej parę

godzin! Większością rutynowych szpitalnych dokumentów zajmował się już komputer,
dodatkowe kopie robiła kopiarka, ale każda ciąża i każdy poród mają inny przebieg. Przy ich
opisywaniu ważny jest każdy najdrobniejszy szczegół, a to wymaga ogromnego skupienia.

– Jak Sara się czuje?
– Sam! Ale mnie przestraszyłeś. – Omal nie wylała kawy. Cud, że nie upuściła

wszystkich teczek.

Uprzytomniła sobie, że zwróciła się do niego po imieniu. Robiła to od niedawna, bo

dotychczas z całą premedytacją unikała spoufalania się z mężczyznami. Zrazu chciała w ten

background image

sposób zachować bezpieczny dystans, schronić się przed nimi za murem, z czasem weszło jej
to w nawyk. Tak było do niedawna... do owego pamiętnego dnia, w którym Naorni oznajmiła,
że jest w ciąży.

Nie wiadomo, dlaczego w tym murze oddzielającym ją od świata powstała szczelina. Od

tej pory częściej nazywała w myślach tego mężczyznę Samem niż doktorem Dysardem. I
czasem z dziwną intonacją wymawiała jego imię na głos. On to zauważył, pomyślała, czując,
że się czerwieni. Przypomniała sobie, o co ją zapytał.

– Pani Simmons czuje się lepiej – odparła oficjalnym tonem.
Wesołe iskierki w jego oczach nie zgasły. Nie oszuka go. Jest zbyt inteligentny, by nie

zauważyć tego pośliźnięcia ani tego, że ona rozpaczliwie próbuje schować się za tym swoim
murem. Mimo to postanowiła przywrócić dawny dystans.

– Wyszła z narkozy całkiem szybko. Funkcje życiowe w normie. Na sali pooperacyjnej

nie przebywała długo. Jest już na oddziale i między jedną drzemką a drugą dopytuje się, kiedy
będzie mogła odwiedzić synka.

– Pozostawiam to twojej decyzji. – Była mu wdzięczna za to, że okazał jej zaufanie. –

Kiedy się obudzi, przekaż jej dobrą wiadomość. Badanie potwierdziło, że guz jest łagodny.

– Dzięki Bogu! – westchnęła z ulgą. Byłoby straszne, gdyby po takim dramatycznym

przyjściu na świat to maleństwo musiało walczyć o to, by na nim się utrzymać. – To znaczy,
że jak tylko mały dojdzie do siebie po porodzie, można będzie guz usunąć.

– Zasadniczo tak. Może nawet wystarczy endoskopia. Nie zazdroszczę temu, kto będzie

operował takie małe gardziołko.

– Ale za to nie zostanie mu żadna blizna. Nikt się nie domyśli, jak bliski byt śmierci.

Chyba że sam o tym powie.

– Są jakieś problemy, którymi powinienem się zająć? Uśmiechnął się jeszcze bardziej

ujmująco niż wtedy, w sali operacyjnej. Skarciła się za takie myśli. Co się z nią dzieje?
Dlaczego tak reaguje na tego człowieka? Należy koncentrować się na tym, co mówi, a nie na
tym, jak patrzy.

– Dla ciebie nic nie ma. . Za to sterta papierów czeka na mnie – odparła, zerkając

wymownie na teczki. – Czasami odnoszę wrażenie, że więcej czasu poświęcam biurokracji
niż medycynie.

– Uważasz, że to przesada? To nic w porównaniu z tym, ile papierkowej roboty ma

konsultant. Oprócz wypełniania dokumentów dotyczących poszczególnych pacjentów trzeba
chodzić na zebrania poświęcone kierunkom rozwoju oddziału, polityce szpitala, polityce
finansowej oddziału, planowaniu, wykonaniu planu, i tak dalej. Kilka dni później na biurku
ląduje tona makulatury, która ma nam przypominać każde słowo powiedziane na każdym
spotkaniu.

– Chcesz przez to powiedzieć, że nie warto tak się wysilać, żeby zostać konsultantem? –

zaatakowała.

– Nie – odparł łagodnym tonem. – Warto. Choćby po to, żeby zdecydować się na taką

operację jak dzisiejsza. Miałem świadomość, że potrafię ją przeprowadzić. I uratować dziecko
oraz matkę.

background image

Była tak wzruszona jego żarliwą wypowiedzią, że miała ochotę serdecznie go uścisnąć.

O, nie. Odsunęła się o pół kroku, aby nie ulec tej pokusie. Jeszcze nigdy nie pragnęła tak
bardzo fizycznego kontaktu i wcale nie była pewna, czy jej się to podoba. Lepiej skupić się na
zadaniach, które zdominowały ostatnie dziewięć lat jej życia.

– Tak też myślałam. – Z ulgą poczuła, że nadal potrafi umiejscowić go w kategorii

„starszych kolegów”. – Stąd wniosek, że muszę brać się do roboty, bo inaczej nic z tego nie
będzie.

Gdy zasiadła za biurkiem, okazało się, że fakt fizycznej nieobecności Sama wcale nie

oznacza jego nieobecności w jej myślach. Było to po prostu niemożliwe, bo przy każdej
zmianie w leczeniu lub zmianie dawki leku widniał jego znajomy podpis. Przeglądając
dokumenty, uświadomiła sobie, że nie wie, jak wygląda jego pismo. Wszystkie notatki były
pisane różnymi charakterami pisma, ponieważ zawsze je dyktował komuś z personelu, po
czym czytał je i składał swój podpis.

– Nie ma czym się upajać – mruknęła pod nosem niezadowolona z siebie. – Bierz się do

roboty, bo nie skończysz do północy.

Taki miły człowiek. I taki dobry lekarz, pomyślała, gdy kilka dni później zobaczyła, jak

żegna się z parą opuszczającą jego gabinet Ten dzień był zarezerwowany na badania i
rozmowy z kobietami mającymi problemy z poczęciem.

Były to pacjentki skierowane przez specjalistyczne kliniki lub szpitale, w których nie było

takiego oddziału.

Za chwilę cały zespół zbierze się, by przedyskutować swe uwagi, obserwacje i

propozycje. Nie wiedziała, na jakiej zasadzie odbywa się to w innych szpitalach, ale im lepiej
poznawała metody pracy Sama Dysarda, tym bardziej jej odpowiadały. Problem polegał na
tym, że chociaż wszystkie potencjalne kandydatki skierowane do programu wspomaganego
zapłodnienia miały trudności z zajściem w ciążę, nie wszystkie spełniały wymagane warunki.

Dawniej bez trudu godziła się z myślą, że niektóre kobiety nigdy nie osiągną

wymarzonego celu, lecz teraz było inaczej, teraz po raz pierwszy bała się tego spotkania.
Odkąd przyznała się przed sobą, że pragnie urodzić dziecko, bardziej współczuła pacjentkom,
którym definitywnie odebrano tę nadzieję.

Zaczęła zastanawiać się nad swoją sytuacją. Jeśli postanowi nadal doskonalić się w tym

zawodzie, to jaka będzie jej reakcja, gdy okaże się, że za długo zwlekała z macierzyństwem?
Jak będzie się czuła, gdy uświadomi sobie, że już nie doświadczy radości i niewygód
związanych z faktem noszenia w łonie dziecka? Że żaden maluch nie zawoła do niej „mamo”,
że nie będzie od niej tak absolutnie zależny? Jak trudno będzie jej pogodzić się z myślą, że po
śmierci nie pozostanie po niej żaden ślad?

Jeszcze do niedawna nawet nie postała jej w głowie myśl, by mogła zechcieć mieć

dziecko. Decyzję o tym, że z nikim się nie zwiąże, podjęła tyle lat temu, że było to dla niej
oczywiste, a wszelkie konsekwencje takiego postanowienia wydawały się zupełnie nieistotne.
A gdy Naomi oznajmiła, że jest w ciąży, świat przewrócił się do góry nogami.

– Skoro już wszyscy jesteśmy, zacznijmy od Johna i Dianne – zwrócił się Sam do

zebranych, podczas gdy Kirstin starała się jak najdalej odepchnąć ponure myśli związane z jej

background image

życiem prywatnym, – Są małżeństwem od siedmiu lat – podjął, jak zwykle zaczynając od
prezentacji przypadku.

– Przez ten czas nie stosowali żadnych środków antykoncepcyjnych, lecz Dianne nie

zaszła w ciążę, mimo że miesiączkuje regularnie. Po rutynowym badaniu i zapoznaniu
pacjentki z metodą termiczną jej lekarz zlecił wykonanie testu na poziom hormonów. Okazało
się, że owulacja przebiega normalnie. To, oczywiście, nie jest jeszcze gwarancją, że jajeczka
są pełnowartościowe. Nie stwierdzono zaburzeń układu dokrewnego ani choroby płuc lub
serca. Mimo że we wczesnej młodości zdarzały się jej infekcje, nie miała zabiegów w obrębie
jamy brzusznej. Jej małżonek również przeszedł badania, które wykazały, że jego plemniki są
odpowiednio liczne i zdolne do zapłodnienia.

Gestem przekazał głos koledze.
– Przeprowadzona laparoskopia wykazała normalną, zdrową macicę oraz dwa zdrowe

jajniki. W jajowodach natomiast stwierdzono liczne blizny, mogące być skutkiem przebytych
infekcji, które rozwinęły się w rezultacie sportów wodnych, uprawianych przez Dianne
amatorsko blisko dziesięć lat temu.

Pałeczka przeszła w następne ręce.
– Kolejne badania krwi wykluczyły anemię lub infekcje. Sądzę, że jest dobrą kandydatką:

względnie młodą, zdrową i aktywną.

– A przede wszystkim zdecydowaną – dorzucił Sam, zwracając się do psychologa. –

Mam rację?

– W stu procentach. – Leslie Finch uśmiechnął się. – Przyznaję, że nie mamy zbyt dużo

czasu na to, by gruntownie poznać naszych kandydatów, ale podczas tych wywiadów, które
miałem okazję z nimi przeprowadzić, nie padło żadne stwierdzenie typu, że ich życie legnie w
gruzach z braku potomstwa. Oboje stanowczo twierdzili, że zrobią absolutnie wszystko, co
pomoże Dianne zajść w ciążę. Wywarli na mnie bardzo pozytywne wrażenie, oboje razem i
każde z osobna. Szkoda, że więcej małżeństw nie daje sobie takiego wspaniałego
wzajemnego wsparcia.

– Są jeszcze jakieś uwagi lub pytania? Kirstin podniosła dłoń.
– Upór jest nieodzowny. Czy wiadomo jednak, jaki jest ich stosunek wobec możliwości

niepowodzenia?

– Dobre pytanie – zauważył Leslie. – Zbyt wiele par sądzi, że metoda in vitro rozwiązuje

wszystkie problemy. Nawet wtedy gdy ich uprzedzamy, że wskaźnik powodzenia może za
pierwszym razem wynosić zaledwie czternaście procent, wolą wierzyć, że los uśmiechnie się
akurat do nich.

– A John i Dianne? – nalegała Kirstin.
– Jak już Sam wspomniał, są zdecydowani podjąć tę próbę, pod warunkiem że nie będzie

to ryzykowne dla zdrowia Dianne. W trakcie programu będę się z nimi kontaktował, aby być
na bieżąco.

Stres wywołany taką decyzją może nasilić konflikty w małżeństwie. Spotkała się już z

takimi przypadkami, dzięki czemu miała okazję docenić niezaprzeczalną skuteczność
miejscowej grupy wsparcia dla bezpłodnych małżeństw. Czasami wystarczyło dowiedzieć się,

background image

że inni przechodzą przez tak samo trudne chwile, aby to poważne napięcie zelżało, – Skoro
nie ma więcej pytań, wpisuję ich na listę – oznajmił Sam. – Wyślemy im potwierdzenie i
zadzwonimy do nich, aby ustalić termin pierwszego zastrzyku hormonalnego.

W zależności od tego, jak Dianne zareaguje na kolejne, codzienne dawki mieszanki

hormonów, po siedmiu do dwunastu dniach jej pobudzone w ten sposób jajniki zaczną
wydzielać dojrzałe jajeczka. Kirstin nie będzie zajmowała się zastrzykami. Do jej
obowiązków będzie za to należała analiza codziennych wyników badania krwi oraz USG, aby
nie dopuścić do nadmiernego, niebezpiecznego pobudzenia organizmu Dianne.

Bezpośrednio spotka się z Dianne, dopiero gdy przyjdzie pora pobrania dojrzałych

jajeczek, co może nastąpić za parę tygodni lub nawet miesięcy.

– Przejdźmy do Anny i Toma – zaproponował Sam. Na wzmiankę o tej parze radość

Kirstin nieco przygasła.

Wobec tych kandydatów miała pewne wątpliwości, ale żadnych konkretnych dowodów

na ich poparcie. Obserwując Sama, zorientowała się, że nie jest osamotniona w tych
podejrzeniach.

– Wiem – powiedział – że kasa chorych już ma dosyć finansowania tej pary, ale... coś mi

tu nie gra. Czy ktoś z kolegów wie, o co tu może chodzić?

– Chyba... jestem prawie pewna... – zaczęła z wahaniem. – Kiedy czekali na wizytę u

doktora Dysarda, siedzieli razem w poczekalni i rozmawiali. Zadzwonił telefon, więc
weszłam do gabinetu, żeby go odebrać. Chyba mnie nie zauważyli. Kobieta była bardzo
zdenerwowana, a on próbował ją uspokoić. Ale nie nazywał jej Anną, lecz Marion. Mogło to
być jej drugie imię, ale coś mnie tknęło, więc zajrzałam do kwestionariusza rodzinnego, tego,
w którym wymienia się wszystkich członków rodziny oraz wszystkie choroby, jakie
wystąpiły w rodzinie.

Sam przytaknął. Był to bardzo szczegółowy kwestionariusz, który pomagał wykluczyć

problemy związane z bezpłodnością na podłożu genetycznym.

– Proszę mówić dalej.
– Anna podała w dokumentacji, że ma trzydzieści osiem lat. Wpisała również swoją

siostrę Marion, która ma lat czterdzieści pięć. Podejrzewam, że osoba, którą poznaliśmy jako
Annę, jest w rzeczywistości Marion. I że owa Marion podszywa się pod młodszą siostrę, aby
dostać się do naszego programu.

Oprócz faktu, że w przypadku młodszej siostry szansa na powodzenie wynosiła

jedenaście procent, a starszej nieco ponad cztery, należało liczyć się z wysokim ryzykiem
wystąpienia takich poważnych problemów, jak na przykład zespół Downa.

W pokoju zapanowało poruszenie.
– Jesteś pewna? – zapytał ją Sam.
– Całkiem. Zanim się z nią spotkasz, można by to sprawdzić u jej lekarza rodzinnego.

Może Anna i Marion mają różne grupy krwi? Albo jakąś charakterystyczną bliznę.

– Myślę, że trzeba odłożyć ten przypadek, aż sprawa się wyjaśni – skonstatował.
– Teraz już rozumiem, dlaczego przez cały czas miałem wrażenie, że oboje coś przede

mną ukrywają. – Psycholog uśmiechnął się kwaśno. – Dobra robota, Kirstin.

background image

Zebranie toczyło się dalej, ale prawdę mówiąc, Kirstin pochłonęły jej własne

rozmyślania. To straszne, tak bardzo pragnąć dziecka, by ryzykując zdrowie, kłamać, że jest
się swoją młodszą siostrą. Dla tej pary było bez znaczenia, że kasa chorych ryzykuje
wyrzucenie w błoto niemałej sumy na kolejne nieudane próby, podczas gdy pieniądze te
można by przeznaczyć dla paru młodszych kobiet, rokujących znacznie większe nadzieje.
Chociaż wiedziała, że takie oszustwo jest niemoralne, było jej trochę żal Marion i jej męża.

To z kolei dało jej do myślenia, czy sama potrafiłaby odważyć się na tak desperacki krok.

Czy, będąc bezdzietną kobietą po czterdziestce, zdecydowałaby się wykorzystać w ten sposób
system opieki zdrowotnej do osiągnięcia celu, nie zważając również na ryzyko zdrowotne?

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

– Naomi Forrester. – Kirstin uśmiechała się szeroko. – Zapraszam do gabinetu.
Była to pierwsza wizyta kontrolna Naomi. Kirstin, rozbawiona, postanowiła potraktować

przyjaciółkę jak kolejną pacjentkę.

– Czy to na pewno moja kolej? – niewinnym głosikiem zapytała Naomi, wchodząc do

pokoju. Położna na szczęście wiedziała, że przyjaźnią się od lat, więc nie okazała zdziwienia.

– Jak się czujesz? – spytała Kirstin, zamknąwszy drzwi, tym razem już całkiem serio. –

Męczą cię nudności?

– Skąd wiesz? – jęknęła Naomi, zdejmując buty, żeby stanąć na wadze. – Bo jestem taka

zielona na twarzy?

– Powiedz uczciwie, jak bardzo cię to męczy? Udaje ci się je pohamować? To grozi

odwodnieniem. Mogę ci coś przepisać.

Wiedziała, że Naomi nie zaryzykuje niepotrzebnie zdrowia dziecka.
– Mam powiedzieć prawdę i tylko prawdę? Na razie nie jest źle. – Skrzywiła się. – Nie

chcę niczego brać, ale jeśli będzie gorzej, na pewno zgłoszę się do ciebie.

Kirstin wpisała wagę Naomi do komputera, po czym sprawdziła jej ciśnienie. Takie dane

zazwyczaj zbierały położne, ale Kirstin uznała, że w przypadku Naomi sama się tym zajmie.

– Poza tym wszystko w normie? Czy coś cię niepokoi?
– Nie chciałabym potwornie się rozryć.
– Tym na razie się nie przejmuj. Wcześniej miałaś dobrą wagę, a przybyło ci tylko parę

deko. A to już prawie koniec pierwszego trymestru.

– Za to jak tylko poczuję się trochę lepiej, wróci mi apetyt i zacznę obżerać, się za dwoje!
– Nie byłabym tego taka pewna – mruknęła Kirstin. – Ty i Cassie jadłyście, ile dusza

zapragnie, i nigdy nie tyłyście. Tylko ja musiałam uważać, ile jem, bo to od razu widać.

– Chyba żartujesz! – oburzyła się Naomi. – Już dawno temu zrzuciłaś te wszystkie

kilogramy i jesteś szczuplejsza ode mnie i Cassie. Teraz masz nogi aż pod samą brodę i ani
grama tłuszczu. Ty stale jesteś w ruchu.

Kirstin prychnęła z niedowierzaniem, ale cieszyła ją lojalność Naomi. Dobrze wie, jaka

jest prawda: wcale nie jest wyjątkowa.

– Nie będę ci dłużej zawracać głowy, bo tam czeka druga pacjentka – rzuciła Naomi,

wkładając buty.

– Druga pacjentka? – Uderzyła w klawisz, żeby sprawdzić w komputerze. – Nikogo

więcej tu nie ma. Ty byłaś ostatnia.

– W poczekalni jest jeszcze jedna kobieta. Zaprosić ją? Kirstin ściągnęła brwi,

zastanawiając się, jaki to błąd w szpitalnym systemie komputerowym mógł zgubić jedną
pacjentkę. Po chwili jednak usłyszała znajomy chichot przyjaciółek.

– Cassie, wejdź. – Dzięki Bogu to nie sprawka komputera. – Chcesz z pierwszych ust

usłyszeć”, jak Naonu się czuje?

– Poniekąd – odparła Cassie tajemniczym tonem. – Ale chciałabym, żebyś mnie też

background image

zbadała.

– Żebym cię zbadała? – Nagle wydało się, że otaczają ją krzywe lustra, które wszystko

powtarzają.

– Zrobiłam dzisiaj rano domowy test, ale chcę mieć całkowitą pewność. – Jej promienny

uśmiech omal nie poraził Kirstin.

– Ty też jesteś w ciąży...
Na szczęście zdumienie odebrało jej głos, bo inaczej jej słowa odzwierciedlałyby ponury

mrok otchłani, jaka się w niej otworzyła.

– Niesłychane! – pisnęła Naomi z miną magika, który wyciąga królika z kapelusza. –

Zaszłyśmy w ciążę na samym początku małżeństwa, a nasze dzieci urodzą się w odstępie
jednego miesiąca. Dot będzie wniebowzięta.

Kirstin uśmiechnęła się, mimo że z trudem łapała powietrze. Naprawdę cieszyła się

szczęściem przyjaciółek. Doczekały się spełnienia marzeń, i to w tak krótkim czasie. Więc
dlaczego ona czuje się tak, jakby coś w niej umierało? Jej też się poszczęściło. Realizuje
swoje marzenia, więc o co chodzi? Dlaczego nie cieszy się razem z nimi?

Uprzytomniła sobie nagle, że już jakiś czas temu Naomi odała jej pytanie, na które dotąd

nie dała jej odpowiedzi. Dobrze, że teraz zajęła się czym innym. Nie ma najmniejszej ochoty
tłumaczyć, dlaczego jest roztargniona, ani tym bardziej analizować swoich chaotycznych
emocji.

Rozległo się pukanie do drzwi.
– Proszę. – Było jej głupio, ponieważ ucieszyła się, że ktoś wybawi ją z tej niezręcznej

sytuacji.

– Och, przepraszam. Myślałem, że już skończyłaś – speszył się Sam Dysard.
– Proszę nie wychodzić! – zawołała Naomi. – Pani doktor już skończyła. Wpadłyśmy z

Cassie, żeby podzielić się z nią pewną wiadomością.

– Sądząc po waszych minach, mam nadzieję, że to dobra wiadomość.
Najlepsza. Obydwie jesteśmy w ciąży – oznajmiła Naomi.
– Naomi zaszła w ciążę w noc poślubną – poskarżyła Cassie, zachwycona, że

przyjaciółka oblała się rumieńcem.

– Wy też nie próżnowaliście – odparowała Naomi. – Między twoją a moją ciążą jest tylko

dwa tygodnie różnicy, a wy dopiero co się pobraliście.

Kirstin czuła, że nie ma siły dłużej się uśmiechać. Nie miała nic przeciwko temu, by Sam

dalej gawędził z Naomi i Cassie, ale czuła, że miał wielką ochotę wciągnąć ją do tej wymiany
zdań.

– Teraz już rozumiem, co miałaś na myśli, mówiąc, że jesteście jak siostry ~ powiedział,

przenosząc wzrok z Naomi i Cassie na Kirstin. .

– Poznałyśmy się, kiedy miałyśmy po piętnaście lat – zauważyła Cassie.
– I widzę, że nadal jesteście bardzo blisko. Dwie z was wyszły za mąż na przestrzeni paru

zaledwie miesięcy, po czym okazuje się, że prawie razem będziecie rodzić. – Zwrócił się do
Kirstin. ~ Teraz pora na ciebie.

– Na pewno nie. – Zawsze tak reagowała, tym razem jednak z przykrością poczuła, że to

background image

zapewnienie ją zasmuciło.

– Kirstin myśli tylko o pracy – broniła ją Cassie. – Dla niej najważniejszy jest doktorat.
Szkoda, że Cassie to powiedziała. Sam ściągnął brwi i zamyślił się na chwilę. Czytał

ludzkie emocje znacznie szybciej niż inni, a Kirstin, pamiętając, z czego zwierzyła mu się
poprzedniego dnia, obawiała się, że się zorientuje, co się teraz w niej dzieje.

– Mam nadzieję, że dokładnie przemyślałaś konsekwencje tej decyzji – powiedział,

patrząc jej głęboko w oczy.

Dlaczego on tak się we mnie wpatruje? Jakby zobaczył mnie po raz pierwszy w życiu i

chciał poznać moje myśli. Jak podczas rozmów z pacjentkami.

– O której dzisiaj kończysz? – spytała znienacka Naomi. Kirstin, zahipnotyzowana

spojrzeniem Sama, z trudem przypomniała sobie, kiedy zaczął się jej dyżur.

– Dopiero o dziewiątej. Dlaczego pytasz?
– Jedziemy do Dot, żeby podzielić się z nią dobrą nowiną.
– Luke i Adam jadą razem z nami – uzupełniła Cassie. – Na pewno nie dasz rady

skończyć wcześniej?

Kątem oka zauważyła, że Sam nadal uważnie przysłuchuje się ich rozmowie.

Spojrzeniem dał jej do zrozumienia, Że przejmie część jej dyżuru. Kiedy nieznacznym
ruchem głowy odmówiła, odwrócił wzrok. To bardzo ładnie z jego strony, ale ona nie ma
najmniejszej ochoty uczestniczyć w tym święcie.

Gdy Cassie wyszła za mąż, Kirstin zaczęła czuć się samotna, a dzisiaj wydało się jej, że

została już zupełnie sama.

Sam pewnie pracował tego dnia dłużej niż ona, więc nie ma sensu, żeby do tego

wszystkiego jeszcze ją zastępował.

– Koniecznie pozdrówcie ode mnie Dot – przypomniała im na odchodnym. – Wpadnę do

niej, jak tylko uzbieram kilka wolnych dni. Zostanę wtedy na noc i sobie pogadamy.

Być może do tego czasu upora się z tą gonitwą myśli. Tylko Dot może jej pomóc...
– Już nas wyganiasz? Miałaś zrobić mi próbę – upomniała się Cassie. – Bez oficjalnych

wyników nie będę mogła powiedzieć Dot, że jestem w ciąży.

Sam roześmiał się. Nie spodziewała się, że zostanie. Podczas gdy ona zajmowała się

Cassie, rozmawiał z Naomi o pracy na pediatrii, zapewne szczęśliwy, że może wyrwać kilka
minut z pracowitego dyżuru. Został nawet wtedy, gdy obydwie wniebowzięte dziewczyny
wyszły z pokoju.

– Przepraszam, że tak długo musiałeś czekać. Mam nadzieję, że to nie było nic pilnego.
– Absolutnie. – Przysiadł na brzegu biurka. – Twoje podejrzenie, że Marion podszywa się

pod swoją siostrę, okazało się uzasadnione. Na dodatek skłamały w sprawie wieku. Za kilka
tygodni Marion kończy pięćdziesiąt lat.

– Chciałabym tak wyglądać w tym wieku. Sądziłam, że ma kilkanaście lat mniej.

Gdybym nie podsłuchała tej rozmowy...

– Niestety, młody wygląd nie jest gwarancją równie młodego układu rozrodczego.
– Co teraz z nimi będzie? Chciała dostać się do bardzo kosztownego programu drogą

oszustwa. Czy myślisz, że pociągną ją do odpowiedzialności prawnej?

background image

– Nie przyczynię się do tego. Będzie im wystarczająco przykro, gdy dowiedzą się, że nie

zostali zakwalifikowani. Nie warto wciągać w to ciężkiej ręki prawa.

– Czy nasza poradnia była ich ostatnią deską ratunku? – Wiedziała, że Sam też nie lubi

takich sytuacji. Było jej niemal przykro, że wykryła to oszustwo.

– To bardzo możliwe, chyba że stać ich na wyjazd za granicę. Jest kilka ośrodków, które

przyjmują kobiety po pięćdziesiątce.

– Pan Bóg nie pozwala kobietom po pięćdziesiątce mieć dzieci, bo by zapominały, gdzie

je zostawiły – zacytowała słowa Dot.

Uśmiech Sama powoli gasł.
– Kirstin, to po części dlatego tak się zaniepokoiłem, kiedy twoja przyjaciółka

powiedziała, że postanowiłaś nie wychodzić za mąż i nie mieć dzieci. Chyba zauważyłaś, że
spora liczba kobiet, które starają, się mieć dziecko metodą sztucznego zapłodnienia, to te,
które całkowicie poświęciły się karierze zawodowej.

– Wcale nie ma ich tak dużo – broniła się. – Na liście pacjentek są kobiety w bardzo

różnym wieku.

– Większość z nich próbuje mieć dziecko od początku małżeństwa – przyznał. – To

znaczy, że gdy orientują się, że to jest poważny problem, są jeszcze młode na tyle, że
możemy im pomóc. Grupa, którą miałem na myśli, to te, które dopiero po trzydziestce nagle
postanawiają założyć rodzinę. I kiedy one zorientują się, że nie zachodzą w ciążę, poziom ich
płodności już zaczyna szybko opadać. Czas działa na naszą niekorzyść.

Sam miał rację.
– To dlatego powiedziałem, że mam nadzieję, że dobrze przemyślałaś tę decyzję. Czas

może zaskoczyć kobietę, która stale odkłada to na później. Mężczyzna, który za młodu
podejmie taką decyzję, ma o wiele więcej czasu do namysłu.

Nic dodać, nic ująć. Ciekawe, jak by skomentował wątpliwości, które ją nękały, odkąd

dowiedziała się o ciąży Naomi, a dzisiaj o ciąży Cassie. Obserwował ją uważnie, spokojnie
czekał na odpowiedź. Jak w przypadku pacjentki, która musi podjąć trudną decyzję. Zdążyła
się zorientować, że Sam nigdy nie okazuje zniecierpliwienia.

A on? Sądząc po stanowisku, jakie zajmuje, ma około trzydziestu pięciu lat i, jeśli

wierzyć szpitalnym plotkarom, nie był żonaty. Czy ta stanowczość w jego głosie może
znaczyć, że sam dojrzał do zmiany postanowienia?

Mężczyzna tak oddany pracy zawodowej, nie obciążony zobowiązaniami finansowymi

wobec byłej żony i dzieci, a na dodatek szef tak specjalistycznego oddziału, jest wymarzoną
partią. Koniecznie trzeba dowiedzieć się o nim czegoś więcej.

– A ty? – zagadnęła niemal wyzywającym tonem. – Postanowiłeś nie mieć dzieci, czy

może jest ktoś, kto... ?

Urwała, przerażona własną bezczelnością. Takie pytania można stawiać koleżankom

podczas ploteczek przy kawie, ale nie komuś takiemu jak on! Ten człowiek ma wkrótce
zadecydować o jej przyszłości na tym oddziale. Bała się podnieść wzrok. Może poczuł się
urażony?

– Kiedyś była w moim życiu pewna kobieta – odparł ze smutkiem w głosie.

background image

– Zamierzałeś z nią się ożenić? – Wzmianka o nieznajomej w życiu Sama sprawiła, że

poczuła ucisk w dołku.

– Nic z tego nie wyszło. – Wzruszył ramionami. – A potem poświeciłem się zagadnieniu

bezpłodności i już nie miałem czasu na związki.

Bardzo często zostawał w szpitalu po dyżurze. Dopiero teraz przyszło jej do głowy, że

być może po prostu nic przyjemnego nie ciągnęło go do domu.

– A rodzina? Pomagasz ludziom zakładać rodziny, a czy sam pomyślałeś o tym, żeby

założyć własną?

– Kiedyś o tym myślałem. Ale mi przeszło.
Taka wypowiedź mogła znaczyć, że Sam po prostu nie chce mieć dzieci, ale odniosła

wrażenie, że jednak jest inaczej. Wystarczyło popatrzeć, jak delikatnie obchodzi się ze
swoimi malutkimi pacjentami, by nie mieć wątpliwości, że byłby wspaniałym ojcem.
Dlaczego z tego zrezygnował? I dlaczego tak usilnie namawia ją, by zmieniła decyzję?

Nie dane było jej zgłębić tej kwestii, bo w tej samej chwili rozległo się piszczenie pagera.
– Twój czy mój? – zapytał Sam, gdy oboje nerwowo sięgnęli do kieszeni.
Sam jęknął tylko, przeczytawszy wyświetlony numer.
– To Marion, czyli Anna – oznajmił. – Rano zawiadomiliśmy ją, że nie możemy włączyć

jej do programu. Dzwoni już piąty raz. Ubzdurała sobie, że coś wskóra, jeśli będzie mnie
nękać.

– Pewnie wyczuła, że masz miękkie serce – odważyła się zażartować.
– Moje serce nie ma tu nic do rzeczy. – Zaczerwienił się lekko. – Po prostu jest za stara i

nie rokuje większych nadziei, wiec nie mogę się nią zająć.

– Do tego wszystkiego w jej wieku byłoby to bardzo ryzykowne ze względów

zdrowotnych. – Chciała mu pokazać, że podziela jego opinię. – Niewiele kobiet zdaje sobie
sprawę z tego, jak niebezpiecznym przedsięwzięciem jest ciąża, nawet dla zdrowych i
młodych. Niemal tak samo jak rodeo lub skoki na bungee.

– Czy to dlatego skreśliłaś tę pozycję ze swojej listy? – rzucił mimochodem, jakby nie

oczekując odpowiedzi.

Niespodziewanie dla siebie samej poczuła potrzebę szczerości.
– Prawdę mówiąc, wykluczyłam możliwość zamążpójścia, a nie urodzenia dzieci. –

Przestraszyła się, że za chwilę przyzna się do całonocnych rozmyślań i marzeń o własnym
dziecku.

Nie należy o tym wspominać, zwłaszcza że ten człowiek będzie decydować o jej

przyszłym zatrudnieniu. Aluzja do samotnego macierzyństwa mogłaby jej tylko zaszkodzić.
Zrobiła unik pod pretekstem, że nie chce mu przeszkadzać w rozmowie z Marion. W
rzeczywistości bała się, że Sam zacznie czytać w jej myślach.

Właśnie to zamierzam zrobić, pomyślała, wracając na oddział. Małżeństwo nadal nie

wchodzi w rachubę, lecz możliwość urodzenia dziecka wydawała się, jej coraz bardziej
realna. Być może podświadomie już się do tego przygotowuje. Na dodatek jej sytuacja
życiowa również sprzyja podjęciu takiej decyzji.

Na przykład mieszkanie. Dano jej dwa do wyboru, w tej samej kamienicy, a ona nie

background image

wiadomo dlaczego wybrała parter, z niewielkim ogródkiem. Idealne miejsce dla dziecka.
Strona finansowa też rysuje się obiecująco. W tej chwili, nawet bez podwyżki, którą ma
dostać za parę miesięcy, zarabia tyle samo co wielu kolegów utrzymujących żony i dzieci. Co
więcej, w szpitalu działa żłobek dla dzieci pracowników, więc po powrocie do pracy odpadnie
jej problem zatrudnienia opiekunki.

Jej dziecku na pewno nie zabraknie towarzystwa, zważywszy że Naomi i Cassie wkrótce

zostaną matkami. Jest też mała Jenny, która już chodzi, i na pewno chętnie wystąpi w roli
starszej siostrzyczki. Jej optymistyczne rozważania przerwał czyjś głos. Odwróciła się i
ujrzała Hala.

– Dzień dobry. – Przystanęła przy oknie wychodzącym na pozbawiony liści zimowy

ogród. – Co tu robisz? O tej porze? Jeszcze nie czas na obchód pacjentek wyznaczonych do
zabiegów.

Młody Egipcjanin uśmiechnął się szeroko.
– Szukam ciebie. Chciałem zamienić z tobą słówko na temat Sahru. – Rozejrzał się, by

upewnić się, że nikt ich nie słyszy. – Masz teraz chwilę?

– Jasne. Poszukamy wolnego pokoju?
– To zbędne. Chciałem cię poprosić, żebyś porozmawiała z nią o możliwości zabiegu.
– Jakiego zabiegu? Wesz przecież, że tylko Sam może o tym zadecydować.
– Wiem, ale widzisz, już kilka miesięcy temu Sahru obiecała zgłosić się do niego, a mimo

to jeszcze się do niego nie zapisała. To dla niej bardzo trudna decyzja. Ty jesteś kobietą, więc
będzie jej łatwiej z tobą rozmawiać o takich sprawach. Jeśli uznasz, że powinna pójść do
Sama, czułaby się lepiej, gdybyś jej towarzyszyła podczas wizyty u niego.

To ją zaciekawiło, ale biorąc pod uwagę to, że Sahru Ismail pochodzi z Sudanu,

domyślała się, na czym może polegać jej problem.

– Czy powinnam o czymś wiedzieć, zanim się z nią spotkam? – zapytała ostrożnie. – Jeśli

zależy jej na dyskrecji, mogę nie wpisywać jej do mojego planu wizyt, dopóki wszystko się
nie wyjaśni.

– To dobry pomysł. Myślę, że najważniejsze jest to, żeby uwierzyła, że ją kocham i chcę

się z nią ożenić. Uważa, że jej problem wyklucza naszą wspólną przyszłość. Jest przekonana,
że ją utwierdzisz w tym postanowieniu, ja natomiast wierzę, że znajdziesz sposób, żeby jej
pomóc.

Zauważyła, że Hal bardzo starannie unika powiedzenia wprost, co dolega Sahru, ale teraz

nie miała już co do tego żadnych wątpliwości. Niepokoił ją jedynie stopień okaleczenia oraz
jego konsekwencje, a skoro Sahru była taka stanowcza, mogło to oznaczać, że komplikacje są
bardzo poważne, – Rozumiem, że im prędzej z nią porozmawiam, tym lepiej. Kiedy kończy
najbliższy dyżur?

Hal zerknął na kartkę z dyżurami Suhru, z której Kirstin wybrała najbardziej dogodną

porę. Wprawdzie oznaczało to, że następnego dnia rano będzie musiała przyjść trochę
wcześniej, przed swoją zmianą, ale każda zwłoka może narazić tę biedną dziewczynę na
niepotrzebną wojnę nerwów.

– Jestem ci bardzo zobowiązany – szepnął Hal, ściskając jej dłoń. – Obiecałem, że

background image

przekażę jej godzinę wizyty u ciebie. Zapewniłem ją też o swoim zaufaniu do ciebie i
trafności twojej diagnozy.

Ujął ją tymi komplementami, tym bardziej że nie był do nich skłonny. Pomyślała, że nie

może zawieść tych dwojga. Wcześniej zawiadomi Sama, czego się podjęła.

Powiedziała sobie, że robi to tylko po to, by nie omijać drogi służbowej. Za nic w świecie

nie przyznałaby się do tego, że zaczyna wynajdować preteksty, by się z nim zobaczyć.

Spotkali się kilka bardzo pracowitych godzin później. Przez ten czas zajmowała się

dwiema matkami, które urodziły śliczne maleństwa. Miała przed sobą przypadek
nieprawidłowego ułożenia bliźniaczego płodu. W tym samym czasie inna kobieta, która
zwlekała aż do drugiej fazy porodu, zaczęła głośno i niewybrednym językiem domagać się
znieczulenia. Mimo tylu zewnętrznych bodźców, Kirstin wciąż mocowała się że swoim
prywatnym dylematem.

Świeżo upieczona położna wyznała, że przydałaby się jej bardziej fachowa pomoc.
– Nigdy nie miałam z tym do czynienia, choć znam to z lektury – szepnęła, tak aby – nie

usłyszała jej rodząca.

– Mnie też trafiło się coś takiego na samym początku – pocieszyła ją Kirstin. – Na

szczęście Sam Dysard pomógł mi wprowadzić w życie tę książkową wiedzę. Teraz mam
okazję pomóc tobie. Ale na razie – zniżyła głos, starając się nie słuchać wyzwisk
dobiegających z drugiego łóżka – zobaczę, na jakim etapie jest ta rozwrzeszczana mamuśka.
Nie wiem, czy nie jest już za późno na petydynę. Jeśli tak – rzuciła ze złośliwym
uśmieszkiem – zaproponuj koleżance, żeby dała jej maskę z tlenem. Może ją to nieco uciszy.

Wróciła, gdy młoda położna sprawdzała położenie drugiego bliźnięcia. Już wcześniej nie

liczono, że odwróci się przed porodem, ale teraz stało się jasne, że to w ogóle nie nastąpi.
Pierwsze dziecko, śliczny chłopczyk, ważący prawie tyle samo co dzieci z ciąż pojedynczych,
owinięty kocykiem już czekał na swojego bliźniaka. Widząc parę maleńkich stopek, Kirstin
wiedziała, że teraz trzeba cierpliwie czekać, aż dziecko wysunie się nieco więcej, aby pomóc
mu uwolnić główkę.

– W samą porę – zauważyła z ulgą w głosie położna na widok Kirstin, która już zmieniała

rękawiczki.

Jak można było się spodziewać, dziewczynka miała obie rączki podniesione, ciągle

głęboko w łonie matki. Gdy ukazał się fragment ramienia, należało błyskawicznie przystąpić
do akcji, ponieważ główka znajdowała się teraz w miednicy, naciskając na pępowinę i
ograniczając dopływ krwi.

– Za duża na chwyt Brachta, więc spróbujemy mullerem – szepnęła, podtrzymując śliskie

ciałko oburącz i pociągając je w kierunku łóżka. Położna westchnęła z ulgą. Następnie Kirstin
nieco uniosła dziecko do góry, aby uwolnić drugie ramię. Delikatnie odwróciła noworodka
„twarzą” do łóżka, a położna przygotowywała się, by naciskając podbrzusze matki, wypchnąć
główkę. Kirstin skinęła głową i sama podniosła dziecko do góry, jakby chciała nauczyć je
stania na rękach. Ułożyła je na brzuchu matki, nóżkami w stronę jej twarzy. Przy
akompaniamencie odgłosu przypominającego dźwięk korka wyskakującego z butelki,
maleńka główka wyśliznęła się na zewnątrz, po czym najmłodsza przedstawicielka ludzkiego

background image

rodu wydała z siebie głośny krzyk.

Patrząc na tę drobinę, Kirstin poczuła, że oto podjęła ostateczną decyzję.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

– Z czym przychodzisz? – zapytał Sam, odkładając pióro na stertę dokumentów. Oparł

dłonie na poręczach fotela, odchylił się do tyłu i omiótł wzrokiem całą jej postać; od twarzy o
urodzie madonny po szczupłe kostki nóg.

Idąc do niego, narzuciła tylko biały fartuch na niebieski uniform, ponieważ wcale nie

myślała o tym, by wywrzeć na nim jakieś szczególne wrażenie. Zapewne nie zdawała sobie
sprawy z tego, jak ten wydawałoby się bezpłciowy strój ochronny podkreślał długość jej nóg
oraz ponętne biodra. Gdy siadała przed nim, zakładając nogę na nogę, w ogóle nie myślała o
mężczyźnie, którego ma przed sobą.

– Rozmawiałam z Halem Halawą. Zapytał mnie, czy zechcę udzielić konsultacji Sahru –

zaczęła, by następnie przejść do tego, co w tej kwestii już postanowiła. Dopiero pod koniec
jej relacji Sam odzyskał jasność myślenia.

– Słusznie postąpiłaś. Perspektywa badania ginekologicznego przeprowadzonego przez

mężczyznę jest dla kobiet z niektórych grup etnicznych wręcz nie do pomyślenia. Nawet dla
tych, które jak Sahru, przez cały dzień pracują z lekarzami.

Sięgnął do notatnika. Znalezienie czasu dla tak nagłej wizyty spowoduje wprawdzie

trochę zamieszania, ale uznał, że nie należy zwlekać.

– Podejrzewam, że Sahru może się rozmyślić, jeśli zbyt długo będzie musiała czekać.

Powiedz jej, że wszystko załatwimy podczas jednej wizyty. Będę jutro przez cały czas na
oddziale. Wystarczy, że do mnie zadzwonisz, gdy będziecie gotowe. Postaram się od razu
udzielić jej konkretnej odpowiedzi.

– Cudownie. – Rozpromieniła się. – Hal na pewno bardzo się ucieszy. Odnoszę wrażenie,

że sporo się napracował, aby ją przekonać. Bardzo mu zależy na tym, żeby nie zmieniła
zdania.

– Nie wygląda mi to na czysty altruizm. – Sam uśmiechnął się znacząco.
– Skądże. – Zauważyła, że wpatruje się w miedziany lok, który zabłąkał się w okolicach

jej dekoltu. – Powiedział mi wprost, że ją kocha, r – Te słowa zmusiły go do zaniechania
dalszych rozmyślań o jej smukłej szyi.

– Czy sugerujesz, że zanosi się na kolejny szpitalny romans? – Udał zdziwienie. – Jak w

telewizyjnych serialach? Ale to bardzo dobrze dla naszego oddziału, bo po dziewięciu
miesiącach wszystkie dziewczyny i tak tu lądują. W ten sposób mamy gwarancję, że zawsze
będziemy mieli pełne ręce roboty.

Roześmiała się, ale tym razem jej śmiech zabrzmiał sztucznie. Przestraszył się, że może

niepotrzebnie zażartował z jej przyjaciółek. Nie miał takiego zamiaru. Ale posiadając tak
nikłą znajomość kobiet, mógł palnąć taką gafę...

W jego przypadku przyczyna była zarazem remedium. Z jednej strony zajęty pracą nie

znajdował okazji, by szlifować obycie towarzyskie w takim samym stopniu, jak jego
rówieśnicy. Z drugiej jednak pod pretekstem obowiązków zawodowych mógł ukryć fakt, że
nie bardzo wie, jak postępować z kobietami.

background image

– To wszystko? – Zdawał sobie sprawę, że zabrzmiało to nieco szorstko, ale nie miał

pojęcia, jak należy rozmawiać z tak urodziwą kobietą, ponieważ pięknym kobietom potrafił
zadawać jedynie pytania dotyczące ich doświadczeń ginekologiczno-położniczych.

– Niezupełnie... – Przygryzła wargę.
– Słucham. – Lepiej skoncentrować się na jej niezwykłych oczach, które mienią się

najprzeróżniejszymi barwami.

– Tak. Jeszcze coś...
Ten nieśmiały uśmiech ujął go, gdy ujrzał ją po raz pierwszy. Ciekawe, czy ona zdaje

sobie sprawę, że zacisnęła w pięści dłonie ukryte w kieszeniach fartucha? Czasami wydawało
się mu, że dostrzega każdy szczegół jej zgrabnego ciała, największe jednak wrażenie robiło na
nim to, że ta piękna pani doktor jest całkowicie oddana pracy. Właśnie ta cecha mogła podbić
jego serce. Lecz nie wolno do tego dopuścić. Jest zbyt wiele powodów, które wykluczają
wspólną przyszłość.

Przede wszystkim Kirstin jest bardzo inteligentna i, mimo że stoi dopiero u progu życia

zawodowego, może zrobić wielką karierę. Czeka ją wspaniała przyszłość, więc on nie ma
prawa nawet pomyśleć o tym, że mógłby podciąć jej skrzydła.

– Czy pomożesz mi mieć dziecko? – wyrzuciła z siebie, czerwieniąc się od dekoltu po

linię włosów.

Osłupiał. Czyżby się przesłyszał? Czy naprawdę powiedziała coś, co zabrzmiało jak

ścieżka dźwiękowa do jego najstaranniej ukrywanych snów? Czy ta piękna Kirstin o
tycjanowskich włosach prosi go, by został ojcem jej dziecka? Lecz ona nie zdaje sobie
sprawy, jak często jawi mu się w snach, a on starannie ukrywa, jak bardzo pragnie, by te sny
się spełniły.

– Co mam zrobić... ?
Chociaż słyszał, że Kirstin mieszka sama, wcale nie musiało to znaczyć, że w jej życiu

nie ma mężczyzny. I na pewno nie powinien wyciągać wniosku, że to on ma być ojcem.

Podniosła wzrok na jego twarz i natychmiast zaczęła się zastanawiać, jak bardzo się

zbłaźniła. Sam Dysard oniemiał. Był przerażony!

– Przepraszam. Jeśli uważasz, że chcę wykorzystać swoją pozycję na oddziale... –

Urwała, szukając odpowiednich słów. – Zdaję sobie sprawę, że powinnam mieć skierowanie,
ale to bardzo osobista decyzja. Wiem poza tym, że twój personel jest wyjątkowo dyskretny,
ale gdyby to wyszło poza ściany oddziału... Mam pewność, że uciąłbyś wszystkie plotki.

Czuła, że cała płonie.
– Uspokój się. Weź głęboki oddech. – Po jego twarzy przebiegł cień uśmiechu.
Jeszcze gorzej. Czy on z niej drwi? Zrobiła z siebie idiotkę? A może jej prośba go tylko

rozbawiła? Nie zna go za dobrze, mimo że od kilku miesięcy pracuje pod jego okiem.

Posłuchała jego rady i nabrała powietrza w płuca.
– Zacznij od początku – zaproponował. – Po jednym zdaniu. Logicznie.
– Dobrze. – Wpatrywała się w swoje kurczowo zaciśnięte dłonie. Żałowała, że w ogóle

poruszyła ten temat. Ale czy ma inne wyjście, jeśli chce urodzić dziecko?

– Uznałaś, że trzeba ci pomóc zajść w ciążę – pospieszył jej z pomocą. – Od kiedy się o

background image

to starasz? Czy zrobiłaś badania, które wykazały, że nie jesteś zdolna do poczęcia?

– To nie jest tak! – zaprotestowała. – W ogóle nie próbowałam;.. Nie mam nikogo. – I

nigdy nie miałam, dodała w myślach. To by wymagało usunięcia barier, a bez nich byłaby
zupełnie bezbronna.

– Nie sądzisz, że zaczynasz od niewłaściwego końca? Czy nie byłoby lepiej najpierw

znaleźć partnera, a potem podjąć decyzję o dziecku?

– Niepotrzebny mi partner! Nie mam zamiaru wychodzić za mąż. Nigdy! Chcę urodzić

dziecko i sama je wychowywać. Gdy awansuję, będę miała odpowiednio wysokie
wynagrodzenie, a w Cassie i Naomi znajdę wsparcie emocjonalne. Ale nade wszystko zależy
mi na dziecku.

Sam ściągnął brwi. Wiedziała, że w tym rejonie, z powodu bardzo wysokiej liczby

bezdzietnych małżeństw, w których przyczyną tego stanu rzeczy jest bezpłodność mężczyzn,
szpital może odmówić niezamężnej kobiecie pokrycia kosztów związanych z zapłodnieniem
nasieniem dawcy. Oddział Sama może zająć się ograniczoną liczbą pacjentek, a
rygorystyczne metody przygotowania nasienia dawcy sprawiają, że szansa powodzenia tego
zabiegu rzadko przekracza dziesięć procent.

Drugie rozwiązanie raczej nie wchodziło w rachubę. W całym kraju było rocznie co

najwyżej tysiąc noworodków oddawanych do adopcji i wiele tysięcy nieodwołalnie
bezpłodnych małżeństw, które na nie czekały. Nie czułaby się dobrze, występując o adopcję.
Nie ma przecież powodów uważać, że nie jest w stanie urodzić własnego dziecka.

– Ile masz lat? – zapytał.
– Dwadzieścia siedem, więc wiem, co robię. ‘
– Ale możesz jeszcze zmienić zdanie na temat małżeństwa i zajść w ciążę w naturalny

sposób. Skąd ta decyzja o sztucznym zapłodnieniu? Jesteś obciążona jakąś poważną chorobą,
której nie ujawniłaś, starając się tu o pracę? Stwierdzono u ciebie endometriozę?
Przedwczesne objawy przekwitania? Dziedzicznego raka piersi? O co chodzi?

– Nic z tych rzeczy. O ile wiem, jestem absolutnie zdrowa. Wiem również, że nie zmienię

zdania – zakończyła dobitnie.

Wpatrywał się w nią, jakby chciał przeczytać jej myśli. Przeczesał palcami włosy tak

energicznie, że wyglądało to, jakby chciał je wyrwać.

– Ty chyba oszalałaś – stwierdził po dłuższej chwili. – Jesteś młoda, atrakcyjna,

inteligentna. Stoisz na progu bardzo obiecującej kariery. Gdybyś się zakochała, jak twoje
przyjaciółki, mógłbym zrozumieć, dlaczego nagle zapragnęłaś założyć rodzinę. Ale nie w ten
sposób...

Jesteś młoda, atrakcyjna, inteligentna... Odrzuciła ten komplement. Czuła, że traci

panowanie nad sobą.

– Nie po to zwróciłam się do ciebie, żebyś prawił mi kazania! – wybuchnęła. – Nie jestem

naiwną, wschodzącą gwiazdeczką filmową, która chce natychmiast mieć dziecko tylko po to,
żeby pisano o niej w gazetach! Ciężko pracuję, żeby zdobyć powszechnie szanowany zawód.
I zapewniam cię, że wszystko przemyślałam, zanim przyszłam po poradę. To, co tu widzę na
co dzień, kazało mi się dobrze zastanowić.

background image

Bez trudu mogłabym się z kimś przespać, nawet z kilkoma partnerami, gdyby się okazało,

że trzysta milionów plemników nie jest w stanie mnie od razu zapłodnić. Ale świadoma, z
jakim ryzykiem łączy się takie postępowanie, wybrałam metodę bardziej odpowiedzialną. –
Zerwała się z fotela i stanęła na wprost niego. – Jeśli uważasz, że powinnam wybrać adopcję,
wystarczy mi to powiedzieć, a nie będę marnować twojego czasu.

Krew tętniła jej w skroniach, oddech stał się dwa razy szybszy. To źle, że dała się

sprowokować. Teraz na pewno nie będzie miał ochoty jej pomóc. Nie wiedziała już, czy chce
się jej płakać, czy krzyczeć. Najchętniej pobiłaby Sama Dysarda. Jeśli jej odmówi, miałaby
przynajmniej tę satysfakcję.

– O ile zdążyłem się zorientować, ten ognisty kolor twoich włosów jest naturalny – zaczął

łagodnym tonem.

Oniemiała. Spodziewała się, że grzecznie wyprosi ją z gabinetu, a on zdobył się na to, by

w żartobliwy sposób nawiązać do koloru jej włosów i temperamentu. Przyjrzała mu się
badawczo. Jak ten facet funkcjonuje?

Bardzo rzadko okazywał emocje. Mimo to, pracując z nim, sporo się o nim dowiedziała.

Jest niewątpliwie oddany pracy, stanowi uosobienie cierpliwości wobec pacjentek. Zawsze je
zachęca, jednocześnie niczego nie obiecując. Jest też piekielnie inteligentny, mimo to nie
stara się nikomu imponować swoją rozległą wiedzą.

Jego wygląd? Pociągła twarz, ciemne oczy, wydatne wargi. Nie mógłby być modelem.

Poza tym tacy mężczyźni nigdy się jej nie podobali. Ale te regularne rysy i siła, jaka
emanowała z jego spojrzenia, przyciągały ją jak magnes.

Na dodatek ma poczucie humoru. Kilka razy zauważyła, że potrafi śmiać się z siebie.

Poruszał się elegancko i swobodnie, co dawało się zauważyć nawet podczas pracy.

Mimo to zachowywał dystans. Czasami sprawiał wrażenie wręcz skrytego. Jakby

postanowił, że do pewnych rozdziałów jego życia oraz obszarów osobowości nikt nie może
mieć dostępu.

– Na jakich cechach dawcy ci zależy?
Wyrwał ją z zadumy. Ona zajmuje się jego osobowością, a on przez cały czas rozważa jej

problem. Poczuła się podniesiona nieco na duchu. On chyba poważnie potraktował jej prośbę.

– Jak ci wiadomo, staramy się dopasować cechy dawcy do cech małżonka lub partnera.

Obawiam się, że mamy niewielu dawców z twoją karnacją.

Wydało się jej, że patrzy na nią z podziwem. Poczuła się trochę nieswojo, jakby coś w

niej wzbierało, niczym wystawiony na światło dzienne kiełek długo trzymany w chłodzie i
mroku. I nagle pojęła, że chociaż jest taka zwyczajna, potrafi wywrzeć na Samie Dysardzie
podobne wrażenie, jak on na niej. Odkrycie to sprawiło, że przez dłuższą chwilę nie mogła
wydobyć z siebie głosu. Rozważając po raz pierwszy możliwość wzajemnej fascynacji,
prawie nie słyszała jego słów.

– Załóżmy, że zostaniesz przyjęta do programu. Czy zastanawiałaś się nad cechami

fizycznymi i intelektualnymi dawcy? – Zadawał te pytania ostrożnie, tak aby nie nabrała
przeświadczenia, że już do czegoś się zobowiązał. Najpierw wolał zebrać wszelkie istotne
informacje.

background image

Omal nie wybuchnęła śmiechem. Wypytuje ją jak sprzedawca dywanów, który zaczyna

od poznania ulubionych kolorów klienta.

– Coś cię rozśmieszyło?
– Kiedy zapytałeś mnie o cechy dawcy, zabrzmiało to, jakbyś oczekiwał mojej decyzji w

sprawie modelu i koloru nowego samochodu – przyznała się.

– Różnica jest taka, że tego towaru nie da się wymienić na inny – zauważył. – I

zazwyczaj jest on znacznie bardziej trwały.

Nie powinna czuć się dotknięta jego dociekliwością. Cała ta formalna procedura miała na

celu wykluczenie nieodpowiednich kandydatek. Służyły temu rozmowy, włącznie z
wywiadem u psychologa. Czy Sam zamierza również ją tam skierować?

– Czy już wiesz, jaki ma być ojciec twojego dziecka? Dawcy są wprawdzie anonimowi,

ale jaki on powinien być twoim zdaniem?

Tego się obawiała. Jakie cechy jej i mężczyzny powinno łączyć jej dziecko? Wiedząc, że

nigdy nie wyjdzie za mąż, nawet w szkole nie zwracała uwagi na chłopców. Żaden
mężczyzna nie przyprawiał jej o przyspieszone bicie serca, dopóki... Czując, że nie ma
odwrotu, spojrzała mu głęboko w oczy. W tej samej chwili zdała sobie sprawę, że jedynym
mężczyzną, który mógłby być ojcem jej dziecka, jest Sam Dy sard.

– Kirstin... – Przywołał ją do porządku, kiedy zakłopotana wpatrywała się w niego. –

Zacznij od podstaw. Na przykład od wzrostu i budowy.

– Mniej więcej twojego wzrostu i twojej budowy – zaczęła, wdzięczna za sugestię.
– Na pewno? – Był wyraźnie speszony. Sięgnął po pióro i udawał, że coś pisze. Pierwszy

raz widziała go takim.

– Oczywiście. – Postanowiła go wybadać. Jeśli jest nią zainteresowany, jest szansa...

Nadarza się okazja powiedzieć, okrężną drogą, co się jej w nim podoba. – Jesteś wysoki, ale
nie chudy. Masz atletyczną budowę, ale bez przesady.

Zachował kamienną twarz, ale za to tak mocno ścisnął pióro, że bała się, by nie pękło.

Była mile zaskoczona, że jej słowa potrafią wywrzeć na nim takie wrażenie. Tak skutecznie
unikała do tej pory kontaktów z mężczyznami, że dopiero teraz poczuła, że damsko-męskie
potyczki mogą być całkiem przyjemne.

– Włosy?
– Kasztanowe. – Była już absolutnie tego pewna. – Lekko kręcone, i brązowe oczy. Takie

duże i poważne, a w nich iskierki, kiedy się śmieje.

Znieruchomiał. Czy posunęła się za daleko?
Co to znaczy „za daleko”? Przecież w ten sposób dała wyraz podziwu dla tego

mężczyzny, dla jego wyglądu i intelektu. Czy mogła posunąć się „za daleko”, jeśli chciała mu
powiedzieć: chcę urodzić twoje dziecko? W wyobraźni już widziała pierwsze minuty tego
maleństwa na świecie, wpatrzone w nią zdumione ciemne oczy, ciemny, jedwabisty meszek
na główce i długie paluszki: miniaturowa wersja dłoni ojca.

Nieco później w wielkim skupieniu będzie stawiało pierwsze kroki, uczyło się kopać

piłkę i jeździć na rowerku. Z czasem jego sylwetka zacznie przypominać elegancką sylwetkę
Sama. .

background image

Inne cechy jawiły się jej mniej wyraźnie. Czy tak jak ojciec będzie podnosił jedną brew?

A może takich rzeczy się nie dziedziczy, lecz uczy się ich tylko przez naśladownictwo?
Gdyby oboje nadal pracowali w tym samym szpitalu, mogłaby czasami nawet obserwować
ich razem podczas różnych towarzyskich spotkań. Szkoda, że to tylko marzenia. W jego
spojrzeniu dostrzegła gniew i ból.

– To nie są żarty, Kirstin – ostrzegł ją. – Rozmawiamy o mężczyźnie, który miałby zostać

ojcem twojego dziecka. Próbuję ustalić, jakie cechy miałoby po nim odziedziczyć.

– Już je wyliczyłam – odrzekła poważnie. Zorientowała się, że nie ma już odwrotu. Musi

teraz coś powiedzieć, bo inaczej nigdy się nie dowie, co by było, gdyby... – Przysięgam, że
traktuję to z całą odpowiedzialnością – zaczęła półgłosem. – Chciałabym, żeby moje dziecko
miało takie same cechy fizyczne i intelektualne jak ty, ponieważ chciałabym, żebyś ty został
jego ojcem.

Słowa te jeszcze wisiały w powietrzu, gdy rozdzwoniły się jednocześnie jej pager i jego

telefon. Sięgając nerwowo do kieszeni fartucha, nie spuszczała wzroku z Sama. Niezdarny
gest, jakim szukał słuchawki, był dla niej dowodem, że i on jest zaaferowany myślami.

– Słucham. Sam Dysard.
Skupienie, w jakim słuchał rozmówcy, dało jej pewność, że sprawa jest bardzo poważna.
– Jakie ma ciśnienie? Zatrzymuje płyny? Białko w moczu? Podajcie jej cztery gramy

magnezu. Jeśli nie macie magnezu pod ręką, może być diazepam. Dziesięć miligramów.
Natychmiast. I od razu na salę operacyjną! Wezwaliście doktora Halawę? Doktor Whittaker
jest tu, u mnie. Zaraz tam będziemy. Przyniesiemy magnez.

– Stan przedrzucawkowy? – Kirstin już była przy drzwiach.
– Gorzej. Postępujący w piorunującym tempie. Bardzo wysokie ciśnienie krwi i poziom

białka w moczu. Już ma drgawki. Poród przedwczesny, na dodatek przodowanie nóżkowe.

Gdy biegli korytarzem, Kirstin zastanawiała się, czy zdążą, zanim pacjentka zejdzie na

udar. Tak wysokie ciśnienie jest wyjątkowo niebezpieczne. W takiej sytuacji nawet dziecko
urodzone o czasie ma niewielką szansę przeżycia.

– To będzie mój pierwszy raz – przyznała się.
– Stan przedrzucawkowy czy przodowanie nóżkowe? – Pokonywał po dwa stopnie naraz.
– Jedno i drugie. – Zaczynało brakować jej tchu. – Zazwyczaj stan przedrzucawkowy był

wykrywany wcześniej, już na patologii ciąży, zanim zdążył się rozwinąć. A o przodowaniu
czytałam tylko w podręcznikach.

– Obawiam się, że w tej sytuacji będzie to po prostu błyskawiczne cesarskie cięcie, aby

uratować matkę. Nie wiem jeszcze, ile tygodni ma dziecko.

Wpadli do szatni.
– Drgawki ustały – poinformował ich Hal, gdy stanęli przy nieprzytomnej pacjentce – ale

magnez utrudnia jej oddychanie.

– Czy ktoś kontroluje odruch kolanowy? – rzucił, czekając na przygotowanie ciężarnej do

operacji. Korzystając z okazji, wyjaśnił Kirstin, że przy za wysokim poziomie magnezu w
ustroju odruch kolanowy zanika.

Gdyby nie to, że sama dobrze wiedziała, do jak poważnej operacji się szykują, po jego

background image

zachowaniu niczego by się nie domyśliła. Był jak zawsze spokojny i metodyczny.
Stanowczym ruchem wykonał pierwsze ciecie. Zadaniem Kirstin było jak najszybciej
oczyścić pole operacyjne z nadmiaru krwi.

Operacja przypominała wiele podobnych akcji, ale dzisiaj wszystko odbywało się dwa

razy szybciej. Sam już sięgał w głąb krwawej rany, by wydobyć z niej uwięzioną w
matczynym brzuchu kruchą istotkę.

– Nie więcej niż trzydzieści cztery tygodnie – ocenił, gestem prosząc Kirstin, by

podtrzymała ciałko, podczas gdy on wyplątywał nóżki i rączki z pępowiny. – Wszystko
przygotowane na przecięcie pępowiny? Tlen?

– Gotowe – zameldował Luke Thornton, który czeka!, by zabrać swego najnowszego

podopiecznego na oddział specjalnej opieki. – W jakim on jest stanie?

– To jest ona ~ Sam uśmiechnął się – ma wobec tego większą szansę na przeżycie, ale to

już twoja w tym głowa. Co z panią Frazer? – Operacja była dopiero w połowie, więc
ponownie skierował uwagę na pacjentkę. Gdy odeszło łożysko i założono szwy, odwieziono
ją na oddział intensywnej opieki, ponieważ oddział położniczy nie dysponował taką liczbą
personelu, która mogłaby zagwarantować jej całodobową opiekę.

Gdyby poziom magnezu w jej ustroju spadł za bardzo, mogłaby znowu dostać drgawek,

gdyby z kolei podskoczył, zagroziłoby to układowi oddechowemu. Dopóki organizm nie
zacznie wracać do siebie po przedwcześnie zakończonej ciąży, trzeba będzie włożyć sporo
starań, aby utrzymać tę równowagę.

Gdy panią Frazer wywieziono z sali, wszyscy się rozpierzchli do swoich zajęć. Kirstin,

mimo zmęczenia uradowana, że udało się im uratować matkę i dziecko, zdecydowała się na
gorący prysznic. Stojąc pod kojącymi strumieniami ciepłej wody, oddała się rozmyślaniom na
temat rozmowy, którą im tak gwałtownie przerwano. Wzięła głęboki oddech, żeby się nie
rozpłakać.

Dlaczego tak długo nie zdawała sobie sprawy, że nie pragnie jakiegokolwiek dziecka,

lecz dziecka Sama? Ciekawe, czy gdyby wcześniej to sobie uświadomiła, potrafiłaby
przedstawić mu swój problem w bardziej przekonujący sposób?

To bardzo irytujące, że z powodu nagłego wezwania Sam nie mógł od razu ustosunkować

się do całej tej sprawy. Czy kiedykolwiek się dowie, o czym myślał, kiedy zadzwonił telefon?
Czy czuł się zaszczycony? Przerażony? Zdziwiony? Wszystko to razem? A może nic nie
czuł?

Była wręcz wstrząśnięta odkryciem, że interesuje ją wyłącznie dziecko Sama. Do tej pory

zupełnie nie zdawała sobie sprawy z mocy swoich uczuć i ciała wyraz swoim pragnieniom,
zanim zdążyła się z nimi oswoić.

Wtuliwszy twarz w ręcznik, starała się przypomnieć wszystkie modlitwy, których kiedyś

ją uczono. Najbardziej bała się tego, że ich rozmowa nie będzie miała dalszego ciągu. Gdyby
miała szansę wyjaśnić mu swoje motywy, może byłby bardziej wyrozumiały, ale w tej
sytuacji zapewne już nie zechce mieć z nią nic wspólnego.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

– Zacząłem się już obawiać, że się tam utopiłaś – usłyszała zrzędliwy głos, gdy w końcu

wyszła na korytarz.

– Ach, to ty. – Nie spodziewała się go. Stał oparty o ścianę, wyraźnie na nią czekając.

Miał na sobie dżinsy i gruby sweter. Mokre, gładko przyczesane włosy świadczyły o tym, że i
on brał prysznic.

– Myślałam, że już dawno poszedłeś do domu. – Może byłoby lepiej, gdyby tak się stało?

Przestraszyła ją nieco perspektywa konfrontacji.

– Wpadłem jeszcze na oddział intensywnej opieki, żeby zobaczyć, co się dzieje z panią

Frazer.

– No i jak? – Gdy wywożono ją z sali operacyjnej, była tak spuchnięta, że trudno było ją

rozpoznać. Widać było wyraźnie, że otarła się o śmierć.

– Nerki nieco lepiej, ale ciśnienie nadal jest za wysokie. Upłynie trochę czasu, zanim

poznamy skalę trwałych uszkodzeń. Za to jej dziewczynka sprawuje się znacznie lepiej, niż
można by przypuszczać. Chociaż waży nieco ponad połkną kilograma i urodziła się zaledwie
godzinę temu, nie potrzebuje inkubatora ani tlenu. Bardzo dzielna kruszynka – relacjonował.
– Hal jest dzisiaj na dyżurze. Będzie miał obie na oku, a ja na wszelki wypadek nie wyłączę
pagera.

Nasunęła się jej refleksja, że ten człowiek zawsze jest gotowy do pomocy, nawet wtedy

gdy oficjalnie zakończył swój dzień pracy.

– Już pójdę... – Poczuła się nieswojo. Nagle przeraziła się, że Sam zdecydowanie odmówi

spełnienia jej marzeń.

– Musimy porozmawiać. – Te słowa sprawiły, że stanęła jak wryta, mimo że nawet nie

próbował jej zatrzymać.

Nic dziwnego, że ich myśli obracają się wokół tego samego tematu. Niespodziewanie

jednak usłyszała w jego głosie żal.

– Muszę jutro przyjść sporo wcześniej, bo umówiłam się z Sahro... – Stchórzyła.
– Ja też – przypomniał jej. – Ale ta sprawa nie może czekać. Dokąd pójdziemy? Do

mojego gabinetu?

– Byle nie w szpitalu. – Potrząsnęła głową i rozejrzała się ostrożnie. Ta konfrontacja jest

nieunikniona, ale na terenie szpitala istnieje duże prawdopodobieństwo, że ktoś zobaczy ich
razem po dyżurze i zacznie snuć głupie domysły. – Ktoś może nas usłyszeć i zacznie się
gadanie.

– To dla mnie nie nowina – parsknął. – Pamiętasz te dwie pielęgniarki, które

zameldowały się na dyżurze przemoknięte do suchej nitki?

– Chwilę później – podjęła – gruchnęła wieść, że przyłapano je razem pod prysznicem.

Dobrze to pamiętam.

– To dokąd pojedziemy? Moglibyśmy coś zjeść w mieście. Albo pojechać do domu.
Dom? To słowo nadal przyprawiało ją o ból serca, mimo że była już taka dorosła. Jak

background image

wygląda prawdziwy dom?

Prawdziwej domowej atmosfery miała szczęście doświadczać zaledwie przez trzy lata,

kiedy we trzy zamieszkały u Dot i Armura. Została sierotą w zbyt młodym wieku, by
zachować jakiekolwiek konkretne wspomnienia. Pamiętała tylko piękną panią, która
pachniała lawendą.

Czy jej mieszkanie można nazwać domem? Służyło jej wyłącznie jako schronienie przed

światem. Do tej dziupli odważyła się zapraszać tylko Naomi i Cassie.

– Chyba nie mam ochoty pokazywać się w tym stroju. – Popatrzyła niezadowolona na

swoje wytarte dżinsy.

– Wobec tego jedziemy do mnie. Obiecuję, że cię nakarmię. A jak skończymy, odwiozę

cię do domu.

Wizja doktora Dysarda, który przygotowuje dla niej posiłek, sprawiła jej niejaką

satysfakcję, ale przez cały czas dźwięczał jej w uszach złowieszczy cytat: „Nieszczęśnica
spożyła obfity posiłek... „.

Panuje przekonanie, że szybkie, stanowcze cięcie minimalizuje ból. Czy to samo można

powiedzieć, gdy chodzi o uśmiercanie marzeń?

– Tu możesz powiesić kurtkę, ja tymczasem wykonam jeden szybki telefon – powiedział,

gdy weszli do mieszkania.

Ruszył w drugi koniec holu, niedbale wieszając płaszcz na słupku przy barierce u stóp

schodów na piętro.

Co ja tu robię? – zastanawiała się, rozpinając zamek błyskawiczny. Jeszcze nigdy nie

czuła się taka skrępowana. Zaledwie kilka minut temu, zanim znaleźli się w jego całkiem
zwyczajnym, chociaż wygodnym samochodzie, nie miała pojęcia, gdzie on mieszka, a teraz
znalazła się w jego domu w celu omówienia swojej szokującej, jak się okazało, propozycji.

Co ją wtedy podkusiło, by powiedzieć, że chce, aby to on został ojcem jej dziecka?

Jeszcze tego samego dnia rano łączyła ich wyłącznie formalna zależność miedzy przełożonym
i podwładną na jednym z oddziałów dużego szpitala. Im prędzej wypłacze się z tej niezręcznej
sytuacji, tym lepiej. Mieszka zaledwie kilka przecznic stąd. Nic nie stoi na przeszkodzie, by
włożyła kurtkę i w parę sekund wymknęła się, korzystając z okazji, że go nie ma. Sam jest na
tyle inteligentny, że domyśli się, że zmieniła zdanie.

Szarpała się, wkładając rękę z powrotem do rękawa, gdy usłyszała jego kroki. Szansa

przepadła.

– Chodźmy do kuchni. Zrobię kawę. Jedzenie będzie za piętnaście minut. Zjemy w

salonie, bo z jadalni zrobiłem biuro. I tak zostanie, dopóki nie znajdę czasu, żeby
uporządkować pokój na górze.

Z niedowierzaniem obserwowała swego szefa. Nigdy nie widziała, by aż tak się

denerwował. Pojęła niespodziewanie, że Sam jest równie przejęty tą nieplanowaną wizytą, jak
ona sama. To odkrycie pozwoliło jej nieco się odprężyć. Mogła dzięki temu prowadzić w
miarę swobodną i rozsądną konwersację, podczas gdy on przygotowywał kawę i wyjmował
talerze oraz sztućce.

Czeka ich wspólny posiłek oraz cisza, którą należy wypełnić. Być może jednak potrafią w

background image

kulturalny sposób podjąć razem jakąś konstruktywną decyzję w jej sprawie. Poza tym nic
złego się nie stanie, jeśli dowiedzą się czegoś więcej o sobie. Sam od dawna ją fascynował,
również dlatego, że w jego zachowaniu wyczuwała jakąś skrzętnie ukrywaną tajemnicę.

Nawet jeśli nie zdoła namówić go teraz, by został ojcem jej dziecka, dzięki tej rozmowie

lepiej się poznają, co może pomóc im we wspólnym rozwiązywaniu przyszłych problemów
zawodowych.

– To oszustwo! – rzekła ze śmiechem, gdy ustawił dwa podgrzane talerze, łyżki do

nakładania i elegancko zdobione chińskie pałeczki. – Obiecywałeś, że coś ugotujesz.

Minęło pół godziny zamiast piętnastu minut, zanim dzwonek do drzwi oznajmił przybycie

posłańca z chińskiej restauracji. Przez ten czas, który wyjątkowo jej się dłużył, wymieniali
uwagi na neutralne tematy, badając teren. W końcu zapytała go, czy czytał artykuł w gazecie
z tego dnia, w którym autor twierdził, że niemowlęta układane do snu w ciemnym pokoju
mają wyższy iloraz inteligencji niż te, które spały przy zapalonej nocnej lampce. Rozmowa
potoczyła się raźniej.

– Obiecywałem, że cię nakarmię, a nie że coś sam ugotuję – wyjaśnił, stawiając na stoliku

obok kanapy tacę zastawioną zafoliowanymi pudełkami. – Pan Lau i jego pomocnicy z
Orientał Garden gotują znacznie lepiej i szybciej niż ja, zwłaszcza po takiej operacji jak
dzisiejsza. Siadaj i jedz.

Usadowił się na kanapie i sięgnął po łyżkę. Najwyraźniej był bardzo głodny. I chyba

poczuł się w jej obecności na tyle swobodnie, by nie zawracać sobie głowy zbędnymi
uprzejmościami.

– Zastanawiałam się, jak ta kobieta mogła doprowadzić się do takiego stanu – podjęła,

marszcząc brwi. Uklękła po drugiej stronie stolika, na puszystym dywanie, i sięgnęła po
talerz. – Jak to możliwe, że w jej poradni dla kobiet nie wykryto tego wcześniej?

– Też mnie to nurtowało – odrzekł, zaczynając jeść. – Postanowiłem porządnie ochrzanić

jej męża przy najbliższej nadarzającej się okazji. Zastałem go na intensywnej terapii, kiedy ją
tam przywieziono. Szalał ze strachu. Przyznał się, że miesiąc temu się przeprowadzali. Ale on
w tym czasie wyjechał na dłużej, gdzieś dalej do pracy, żeby mieć wolne, gdy przyjdzie pora
porodu. Zdaje się, że jego małżonka była tak zajęta urządzaniem swojego nowego gniazdka,
że całkiem zapomniała zarejestrować się w nowym szpitalu.

– To był dopiero trzydziesty czwarty tydzień, więc zapewne uważała, że ma jeszcze

mnóstwo czasu – zauważyła Kirstin. Jak to dobrze, że umie posługiwać się pałeczkami.
Rozbawiło ją, że Sam przyjął za pewnik, że nie wprawią jej w zakłopotanie.

– To przeoczenie mogłoby nawet ujść jej płazem, gdyby nie to, że zatrucie ciążowe jest

szczególnie niebezpieczne i może postępować błyskawicznie. Całe szczęście, że dochodzi do
niego względnie rzadko.

Przytaknęła, przymykając oczy z zadowolenia. Była tak głodna, że zadowoliłaby się

grzanką z jajecznicą, a trafiła się jej taka wyśmienita uczta. Jedli w takim skupieniu, że
wszelka wymiana poglądów całkowicie zamarła.

– Dokładka?
– Nie, już dziękuję. Boję się, że będziesz musiał wezwać dźwig, żeby mnie podniósł.

background image

– Czy to znaczy, że nie zjesz deseru?! – Zbierał talerze. – W zamrażalniku mam co

najmniej kilogramowe wiaderko lodów. Z kawałkami prawdziwej belgijskiej czekolady.

– Jesteś naprawdę podły! Przecież doskonale wiesz, że uwielbiam słodycze... Już nic nie

zmieszczę – jęknęła.

– Następnym razem zostaw sobie trochę miejsca – poradził.
Następny raz? Czy to znaczy, że nie jest to ostatnia wizyta w jego domu? Może podjął już

decyzję? Po jej myśli? Trudno w to uwierzyć. Więc może lepiej o to nie pytać?

– Sam.. , – zaczęła bardzo niepewnym tonem. Gdyby nie to, że siedziała, nogi na pewno

by się pod nią ugięły. Do tej pory nawet nie wiedziała, jak bardzo jej na tym zależy. – Czy to
znaczy, że to zrobisz? – Głos jej drżał z przejęcia.

Właśnie wstawał, aby zanieść do kuchni zastawioną tacę. Pochylił się nad nią, marszcząc

czoło.

– Co takiego? – Jej pytanie dotarło do niego dopiero po chwili. W jego oczach ujrzała coś

jak błysk strachu. Ułamek sekundy później była w nich tylko pustka. – Broń Boże! – oznajmił
i z hukiem postawił tacę na stoliku.

Przez moment wierzyła, że pomoże jej mieć dziecko, jego dziecko, lecz teraz wszystko

legło w gruzach. Zanim się zorientowała, łzy zaczęły jej spływać po policzkach. Ukryła twarz
w dłoniach. Była zdruzgotana taką brutalną odmową. Jednocześnie zdała sobie sprawę, że
wyszła na idiotkę.

Przecież to jest Sam Dysard, jej szef. Skąd przyszedł jej do głowy pomysł, że ten

człowiek przystanie na coś tak... szokującego. W ogóle nie zdawał sobie sprawy, ile to dla
niej znaczy.

– Kirstin, nie płacz. Źle mnie zrozumiałaś. – W jego głosie zadźwięczała troska. Nie

musiała na niego patrzeć, aby wyczuć, jak bardzo był speszony tą niezręczną sytuacją.

– Doskonałe cię zrozumiałam – szlochała. – Nie powinnam nawet przez chwilę pomyśleć,

że się zgodzisz. Jesteś moim szefem, a ja twoją podwładną. Coś takiego mogłoby narazić na
szwank twoją opinię. Zapewne musiałbyś złamać setki przepisów. A poza tym dlaczego ktoś
taki jak ja miałby nosić twoje dziecko? To jasne, że wolisz poczekać i założyć normalną
rodzinę, a nie robić dzieci na boku!

– Przestań. Posłuchaj mnie. Bardzo chciałbym ci pomóc, ale ja nigdy nie będę miał

dzieci.

Zaparto jej dech w piersiach. Z wrażenia aż odsłoniła zapłakaną twarz, by mu się lepiej

przyjrzeć, ale on unikał jej wzroku.

– Jak to? Dlaczego? – Otarła dłonią łzy. To nieważne, że rozmazała makijaż. Nieważne,

jak wygląda. Wyprostowała się, żeby lepiej czytać w jego oczach. – Dlaczego? Byłbyś
wspaniałym ojcem – przekonywała go żarliwie. – Widziałam, jaki potrafisz być opiekuńczy
wobec noworodków, wcześniaków i dzieci na pediatrycznym. Mógłbyś mieć całą chmarę
dzieci.

– Nie przesadzaj. – Uśmiechnął się gorzko. – Ale dziękuję za zaufanie.
– To prawda. Dlaczego nie chcesz? Nie rozu... O Boże! – jęknęła, uświadomiwszy sobie

najbardziej prawdopodobną odpowiedź. – Niepłodność! To dlatego wybrałeś tę specjalizację.

background image

Zęby pomagać mężczyznom w podobnej sytuacji. Nie wiem, jak mam cię przepraszać za ten
atak na twoją prywatność. Nigdy bym nie śmiała... Nic nie powiem. Nikt się nie dowie...

– Ej, Kirstin, zagalopowałaś się. – Zaczerwienił się, wyraźnie zażenowany. Natychmiast

potarł twarz dłońmi, jakby chciał zetrzeć ten kolor, po czym wbił palce we włosy.

Rozczochrany, w niczym nie przypominał zadbanego pana doktora, tak dobrze znanego

wszystkim pacjentkom.

Kirstin sama miała ochotę rwać włosy z głowy, przerażona tym, że rozmowa coraz

bardziej się komplikuje.

– Jeśli źle cię zrozumiałam, to proszę, wytłumacz mi, o co chodzi. – Wygrzebała z

kieszeni zmiętą chusteczkę i głośno wytarła nos. – Chyba bez przerwy popełniam jakieś gafy.

– Sprzątnę ze stołu i zrobię kawę. – Otrząsnął się. – Wolałbym duży koniak, ale Hal może

mnie potrzebować.

Niedobrze, że się wycofał. Dla niego zawsze najważniejsi są pacjenci. Czy on nigdy nie

myśli o sobie?

Kuchnia miała ascetyczny wystrój: stal nierdzewna i biel. Lśniące czystością. Wszystko

na swoim miejscu. Jej zdaniem czegoś jednak tam brakowało. Czegoś, co sprawiłoby, że
byłoby tam jak w prawdziwym domu. Nie potrafiła tego zdefiniować.

– W twojej kuchni jest tak sterylnie jak na sali operacyjnej – zauważyła, sięgając po

ściereczkę. To dobrze, że od razu zmywa naczynia. – W salonie też. Reszta domu też tak
wygląda?

– Chyba tak, ale tam już nie ma stali nierdzewnej. Nie przyglądałem się. Przecież ja tu

tylko przychodzę spać i... – Urwał, nasłuchując podejrzanego odgłosu. Nagle rozpromienił
się.

– Co to za dźwięk? Coś drapie w drzwi?
– Ktoś – poprawił ją. Sięgnął po miseczkę z resztkami z ich chińskiej kolacji. –

Przepraszam cię bardzo, ale muszę zająć się moim drugim gościem.

Ostrożnie uchylił drzwi i przykucnął.
– Cześć, Mac! – zawołał półgłosem, wyraźnie nie chcąc przestraszyć tego

niezapowiedzianego gościa. – Miło, że mnie odwiedziłeś. Czy zechciałbyś tym się zająć?

Ciągnął dalej ten dziwny monolog. Kirstin zerknęła mu przez ramię, by zobaczyć sterane

życiem, zahartowane w bojach, rude kocisko, które łapczywie rzuciło się na zawartość
miseczki.

– Twój? – zapytała szeptem.
– Nie. Mac nie ma żadnego pana. Mac jest panem siebie. Czasami łaskawie mnie

odwiedza. Często zdarza mu się wpaść, gdy mam problem z resztkami. Oczywiście,
próbowałem karmić go puszkami dla kotów, ale nawet na to nie spojrzał. Zażądał ludzkiego
jedzenia.

Uśmiechnęła się, słuchając tego przemówienia. Pochyliła się, by lepiej widzieć

zwierzaka. Myślała, że zrobiła to niepostrzeżenie, lecz jednooki rudzielec nagie
znieruchomiał i zaczął gniewnie wymachiwać ogonem. Znieruchomiała również.

– Jak mam ci to wytłumaczyć, stary? – przemawiał dalej Sam. – Gdybym wiedział, że

background image

przyjdziesz, nie zapraszałbym jej. Ale ty jesteś obyty na salonach, więc powinieneś to
zrozumieć. Chcesz, żebym ci ją przedstawił?

– Cześć, Mac. – Starała się naśladować ton głosu Sama. Kocisko zjeżyło się od łba aż po

sam koniec ogona. Było jej bardzo przykro, bo nie chciała go przestraszyć. – Przepraszam, że
popsułam ci kolacyjne plany. Jak chcesz, to sobie pójdę. – Spokojnym ruchem, by kocura nie
spłoszyć, cofnęła się o krok.

– Niesamowite – mruknął Sam, gdy kot powoli uniósł głowę i powąchał Kirstin z daleka,

po czym zrobił ostrożny krok w jej kierunku. – No, stary, chyba nadeszła pora, żebyś
dowiedział się, co to jest zdrada Karmię cię, odkąd tu się sprowadziłem, a ty ani razu nie
pozwoliłeś mi zbliżyć się tak blisko. Wystarczyło, że jeden raz jakaś kobieta wyciągnęła do
ciebie rękę... – Zabrakło mu słów, gdy kocisko trąciło jej palce, domagając się pieszczot.
Delikatnie pogładziła poharatany łebek, za co w podzięce usłyszała krótkie mruknięcie, po
czym zwierzak uznał, że pora kończyć wizytę i czmychnął w mrok zimowej nocy.

Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że głaszcząc kota, całym ciężarem oparła się na

Samie. Pospiesznie się odsunęła. W tej samej chwili owiał ją zimny, marcowy wiatr, którego
wcześniej nie czuła przytulona do jego ciepłego ciała. Instynktownie jednak wyczuła, że ten
dreszcz, który ją przeszył, nie miał nic wspólnego z temperaturą otoczenia.

– Nie dostał wody – zauważyła, siląc się na obojętność. Czy Sam zauważył, że dotykanie

go sprawiło jej przyjemność?

– Później mu wystawię. – Zamknął drzwi. Trzask zamka wydał się jej nieznośnie

symboliczny.

– Przyniosę kawę, a ty usiądź wygodnie w salonie. Podziwiała jego spokój. Jak on szybko

odzyskuje równowagę. Upłynie jeszcze co najmniej minuta, zanim ona opanuje się na ryle, by
znowu się nie zbłaźnić. Pamiętaj, że ty nigdy nie płaczesz, upominała siebie, stojąc pośrodku
salonu. Jesteś spokojna, panujesz nad emocjami. Postaraj się nie komplikować bardziej tej
sytuacji.

Z podniszczonego fotela nieopodal kominka patrzyła na kanapę, na której siedział Sam

podczas kolacji. Dla własnego spokoju byłoby lepiej zostać w tym fotelu. Lecz dzieli go od
kanapy tak nieprzyzwoicie duża odległość, że Sam mógłby pomyśleć, że ona się go boi.

Przesiada się na kanapę i czekała na niego z kamienną twarzą i dłońmi skromnie

splecionymi na kolanach. Całymi latami ćwiczyła stoicki spokój i teraz nareszcie ma okazję
się sprawdzić. Nie dając Samowi poznać, że doznała ogromnego rozczarowania, musi
spokojnie wysłuchać jego zwierzeń.

– Skoro jesteś po dyżurze, pozwoliłem sobie zrobić ci kawę z mlekiem i odrobiną cukru.

Może być?

– O tej porze tak. – Zdziwiła się, że zapamiętał taki drobiazg. Kiedy czekała ją operacja,

nie piła kawy. W ciągu dnia zadowalała się wszystkim, co pozwalało jej utrzymać się na
nogach, za to na zakończenie każdego dyżuru pozwalała sobie na ten niewielki luksus.

Wzięła od niego kubek, uważając, by nie dotknąć jego dłoni. Nie może pozwolić, by

cokolwiek wytrąciło ją teraz z równowagi.

Spodziewała się, że Sam przystąpi do rzeczy, gdy tylko usiądzie, ale on tylko wpatrywał

background image

się w swój parujący kubek.

Dłużej nie wytrzyma tego napięcia.
– Dlaczego się nie ożeniłeś? – palnęła bez namysłu. – Powiedziałeś, że kiedyś byłeś o

krok od tego.

– Kto się nie żeni, ten się nie rozwodzi.
– Nie byłeś z nikim aż tak blisko? – napierała. Intuicja podpowiadała jej, że podąża we

właściwym kierunku. Sam zacisnął mocniej dłonie na swoim kubku i unikał jej wzroku. Jeśli
nie chce, wcale nie musi odpowiadać na jej pytania.

Milczał uparcie, aż uznała, że zrezygnował z tej rozmowy. W końcu jednak podniósł na

nią rozpalony wzrok, co zahipnotyzowało ją niczym światła samochodowych reflektorów
same. Dostrzegła w jego oczach tyle bólu i rozpaczy, że serce zaczęło się jej kroić.

– Raz mi się to zdarzyło – odparł zduszonym głosem. – Tak mi się przynajmniej

wydawało, aż... – Urwał, po czym zdobył się na odwagę. – Dopóki nie przyznałem się, że
cierpię na dysleksję. Nie omieszkałem też wspomnieć o pewnych badaniach, które wykazały,
że dysleksja może być dziedziczna.

– Dysleksja? – zdziwiła się. – Jest kłopotliwa, ale na pewno nie zagraża życiu i na pewno

nie jest powodem do wstydu. Poza tym nie zauważyłam, żeby ci przeszkadzała w pracy.

– Szkoda, że cię wtedy nie znałem. Mógłbym cię poprosić, żebyś porozmawiała z Lissą,

kiedy zerwała ze mną i moimi wadliwymi genami. Może przekonałabyś ją, że nie ma czego
się obawiać.

– Gdybyś mi o tym teraz nie powiedział, niczego bym się nie domyśliła. –

Przeanalizowała wszystkie dni i miesiące spędzone w jego obecności. Przypomniała sobie
pewne sytuacje. – To dlatego zawsze komuś dyktujesz zalecenia i leki? – Sprytny system.
Dzięki temu miał pewność, że nie pomyli ani nie pominie istotnych liter lub cyfr. – I dlatego
papierkową robotę zawsze zabierasz do domu, żeby zrobić ją w spokoju, w swoim tempie...

Im głębiej się nad tym zastanawiała, z tym większym szacunkiem patrzyła na to, co udało

mu się osiągnąć.

– Jak bardzo jest to poważne? De czasu zabiera ci przeczytanie jednego fachowego

artykułu? Nie, lepiej nie mów, bo będę miała wyrzuty sumienia, że zaliczyłam kurs szybkiego
czytania.. Ta dziewczyna nie miała pojęcia, z kogo rezygnuje. Z człowieka o ogromnej
inteligencji, dążącego do celu wbrew przeciwnościom, niezależnie od tego, ile czasu mu to
zajmie. De masz dyplomów?

Trudno sobie wyobrazić, ile godzin spędził nad podręcznikami, przygotowując się do tylu

egzaminów. Coraz bardziej rósł w jej oczach.

– Inteligencja, upór, wytrwałość, zdolność do poświęceń, dobroć – wyliczała. – Trudno o

wspanialszą genetyczną wyprawkę dla dziecka.

– Dzieciak, który odziedziczy dysleksję, może być odmiennego zdania – mruknął, a ona

wyobraziła sobie, jakim koszmarem musiało być jego dzieciństwo. Na pewno nieraz
przylepiono mu etykietkę tępaka.

– Zauważ, że przez ten czas nasz system edukacji uległ pewnym przemianom. A gdyby to

dziecko miało ojca, który przezwyciężył tę przeszkodę i osiągnął sukces pomimo dysleksji? –

background image

Czuła, że zabrzmiało to jak prośba, by zmienił swe postanowienie, ale w tej chwili było jej
wszystko jedno.

Dla tamtej kobiety, którą pokochał, dysleksja mogła być problemem nie do pokonania,

ale dla niej ważniejszy jest Sam jako człowiek. Obserwowała zmiany zachodzące na jego
twarzy, niezbicie świadczące o tym, że stopniowo pojmuje, jak nieistotna dla jej decyzji jest
jego ułomność.

Im więcej o nim się dowiadywała, tym bliższa była uznania go za kogoś, kogo mogłaby

pokochać.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

– Zapraszam. – Kirstin zwróciła się do Sahru, zapraszając ją, by usiadła na foteliku przy

maleńkim stole.

W ciasnych pokoikach trudno było stworzyć atmosferę sprzyjającą rozmowom o

intymnych problemach, ale Kirstin udało się wstawić tam kilka wyściełanych foteli zamiast
tradycyjnych, składanych krzeseł.

– Nie powinnam marnować pani cennego czasu – zaczęła młoda kobieta, wybierając

najbardziej oddalony fotel. – Pani doktor musi się zajmować tylu kobietami, które chcą mieć
dziecko, a ja... – Smutno potrząsnęła głową.

Kirstin bardzo przejmowała się wszystkimi pacjentkami, ale ten przypadek zasługiwał na

szczególne potraktowanie.

– Najpierw powiedz, na czym polega twój problem, i dopiero wtedy będziemy wiedziały,

czy to jest marnowanie mojego czasu – zaczęła łagodnym tonem. – Jak zdążyłam się
zorientować, wychowałaś się w Sudanie, w bardzo... tradycyjnej rodzinie.

Wdać było, że Sahru z dużą wdzięcznością przyjęła to niedomówienie.
– Bardzo tradycyjnej – przytaknęła beznamiętnie. – Przeszłam tę... operację w wieku

pięciu lat.

W wieku pięciu lat? Kirstin nie dowierzała własnym uszom.
– I od tej pory masz kłopoty?
– O mało nie umarłam – zaczęła Sahru, wydobywając z otchłani pamięci straszliwe

wspomnienia. – Najpierw długo krwawiłam, a potem wdała się infekcja. Od tej pory stale
mam jakieś infekcje.

Nieludzkie okaleczenie. I brzemienne w konsekwencje dla zdrowia.
– Jakie są to problemy? – Trzeba skoncentrować się na teraźniejszości. – Czy tylko

comiesięczne? Czy również przy oddawaniu moczu?

– Jedno i drugie. Otwór jest za mały, i to bardzo boli. Co miesiąc muszę brać zwolnienie,

bo nie mogę się wyprostować, a na co dzieli muszę uważać, ile wypijam, bo wydalanie trwa
bardzo długo.

Kirstin z trudem mogła sobie wyobrazić takie codzienne i comiesięczne planowanie, bo

dla niej czynności fizjologiczne były czymś oczywistym. Nie pora jednak na współczucie,
trzeba działać.

– Mogę cię zbadać? Żeby ocenić rozmiar uszkodzeń.
– Czy to jest naprawdę konieczne? – Sahru nie była przekonana. – Nie będę miała dzieci,

więc nie warto nic zmieniać... w tym miejscu. Nie ma potrzeby nic poszerzać, żeby
mężczyzna... – Zamilkła, ale Kirstin wiedziała, co ma na myśli. To, co przeczytała w
Internecie, aby zapoznać się z tym zagadnieniem, zdecydowanie nie napawało optymizmem.

– Nie chodzi o to, żeby zrobić coś, co spodoba się mężczyźnie – tłumaczyła. – Zdaję

sobie sprawę, że naprawienie chociaż części tego, co ci zrobiono, kiedy byłaś dzieckiem, jest
wbrew wszystkiemu, co ci wpojono. Ale tu nie chodzi o Hala, o twoją rodzinę czy o tradycję.

background image

To jest kwestia twojego zdrowia. To trzeba zrobić dla ciebie, żeby twoje życie stało się
bardziej znośne.

Sahru wahała się. Widząc jej lęk, Kirstin szukała słów, które mogłyby w jakiś sposób

pomóc tej biednej dziewczynie w jej walce z wieloletnim przeświadczeniem, że została
okaleczona dla jej dobra.

– Bądź dzielna – szepnęła Kirstin, ujmując dłoń Sudanki. – Pokonałaś bardzo długą drogę

ze swojego kraju aż tutaj w poszukiwaniu innego życia. Zrób teraz coś, aby to życie stało się
bardziej przyjemne.

– Ma pani rację – oznajmiła Sahru po krótkim namyśle. Wyprostowała się i wysoko

uniosła głowę. – Pora to zrobić.

Kirstin zaprowadziła ją do gabinetu zabiegowego.
Gdy wróciła do swojego biurka, by zadzwonić, spostrzegła, że drży jej ręka. Wzięła

głęboki oddech, by się uspokoić, i energicznie wystukała numer wewnętrzny.

– Dysard, słucham. – Na dźwięk tego głosu przeszedł ją dreszcz. Odkąd to samo

brzmienie czyjegoś głosu robi aa niej takie wrażenie? Przeraziła się. Czy jest to skutek ich
wczorajszej rozmowy, która niczego nie przesądziła?

Zanim wywiązał się z obietnicy odwiezienia jej do domu, milczał przez długą chwilę,

pogrążony we własnych myślach. Czekała z zapartym tchem na jego słowa, ale gdy podniósł
na nią wzrok, zrozumiała, że jeszcze nie dojrzał do podjęcia ostatecznej decyzji.

– Potrzebuję czasu do namysłu. – Nie można go ponaglać. Trzeba uszanować jego

życzenie i zdobyć się na cierpliwość. – Myślę – dodał – że powinniśmy częściej się spotykać.

Nieoczekiwanie dla samej siebie parsknęła śmiechem.
– Podejrzewam, że niewiele małżeństw spędza razem tyle godzin każdego dnia, ile my w

szpitalu!

– Ale nie mamy okazji poznać się bliżej. Poznawanie się bliżej – tego właśnie unikała

przez całe życie, ale tym razem pojęła, że Sam nie zmieni zdania.

Z kolei, jeśli jest to konieczne, żeby dojrzał do wyrażenia zgody, trzeba się temu

podporządkować. W pewnym sensie propozycja ta wydała się jej poniekąd intrygująca.

– Dysard, słucham.
– Tu Kirstin. Sahru zgodziła się, żebym ją zbadała. Gdybyś zechciał...
– Gratuluję sukcesu. – Jakie to szczęście, że nie widział, jak się rozpromieniła. Jak

nastolatka, a nie jak osoba dwudziestosiedmioletnia. – Zadzwoń, kiedy mam przyjść. – Jego
spokojny głos pomógł jej nieco się uspokoić.

– Jestem gotowa. – Cichy głosik dobiegający z gabinetu zmusił ją do zakończenia

rozmowy, którą, po raz pierwszy, miała ochotę przeciągnąć.

Podczas badania, które nie trwało długo, Kirstin oceniła okaleczenia Sahru jako bardzo

poważne. Teraz musiała jeszcze przekonać tę młodą kobietę, aby wyzbyła się
nieuzasadnionego poczucia wstydu i pozwoliła Samowi ocenić szansę powodzenia
ewentualnej operacji.

– Chciałabym, żeby zbadał cię doktor Dysard – rzuciła od niechcenia, wprawnym ruchem

zdejmując rękawiczki.

background image

– Słucham? Dlaczego? Doktor Dysard jest mężczyzną... – wykrztusiła przerażona Sahru.

– Zwróciłam się do pani doktor, bo pani jest kobietą. – Na jej czole perliły się kropelki potu.

– Ale to przecież on będzie cię operował. Wiedziałaś o tym, prawda? Hal musiał ci to

powiedzieć. – Obawiając się protestu, aż wstrzymała oddech.

– Tak, wiem. Ale znowu sprawa się odwlecze. A ja tak boję się tego badania – tłumaczyła

się zażenowana. Kirstin zauważyła, jak jej wzrok przesunął się po ubraniu ułożonym na
krześle, jakby jej pacjentka rozważała możliwość ucieczki. – Jeśli pani nie może tego zrobić,
to lepiej będzie, jak o wszystkim zapomnimy. Ja już się do tego przyzwyczaiłam...

– Przestań, Sahru. Posłuchaj. – Ujęła dłonie dziewczyny, aby zmusić ją do spojrzenia

sobie prosto w oczy. – Nie będziesz czekać na wizytę u doktora Dysarda, ponieważ on jest
gotowy zbadać cię zaraz.

– Teraz? Doktor Dysard chce mnie teraz zbadać? Jak to? On ma tyle pacjentek, że na

wizytę trzeba czekać kilka tygodni.

– Ty nie musisz. To jest bardzo poważna sprawa. Doktor Dysard uważa, że już dzisiaj

powinnaś dowiedzieć się, jak i kiedy możemy ci pomóc. Zgadzasz się?

Sahru była bliska łez. Ta nowa sytuacja całkiem ją zaskoczyła.
– Czy to wszystko załatwił Hal? – Nie potrafiła spojrzeć Kirstin prosto w oczy. – Jego

matce zrobiono to samo. I ona bardzo często chorowała. Gdy urodziła córkę, nie zgodziła się,
by jej też to zrobiono. Z tego powodu ojciec Hala z całą rodziną wyjechał z Egiptu. – W
oczach Sahru Kirstin dostrzegła lęk i zarazem nadzieję. – Hal twierdzi, że wcale aie musi
mieć dzieci, byle tylko mógł być ze mną. A ja jestem z nim taka szczęśliwa.

– Jaka jest twoja decyzja? Mam poprosić doktora Dysarda? – Zacisnęła mocno kciuki.
– Tak. Proszę mu powiedzieć, że jestem gotowa. Ale niech pani doktor też tu ze mną

będzie.

– Mogę cię nawet trzymać za rękę – obiecała rozpromieniona i ruszyła do telefonu.
– Dzień dobry. Wygląda pani znacznie lepiej, niż kiedy ostatnio panią widziałam –

zażartowała Kirstin, gdy pani Frazer znalazła się wreszcie na jej oddziale. Wstawiwszy jej
rzeczy do szafki, pielęgniarka zaciągnęła zasłonkę wokół łóżka i zostawiła je same.

Sam orzekł, że jest w stanie pomóc Sahru, ale nie wystarczyło im czasu, by mógł

podzielić się z Kirstin szczegółami. Jednak coś w jego oczach kazało jej być dobrej myśli.

Z karty pani Frazer, wypełnionej jeszcze na oddziale intensywnej opieki, dowiedziała się,

że ciśnienie stopniowo obniża się oraz że nerki nie uległy trwałemu uszkodzeniu. Opuchlizna,
która tak okropnie ją zniekształciła, już prawie całkiem zeszła.

– Gratuluję szybkiego opuszczenia intensywnej terapii – pochwaliła pacjentkę. Ta kobieta

prawdopodobnie nigdy się nie dowie, ile miała szczęścia, wychodząc ze stanu
przedrzucawkowego. Na dodatek ze zdrowym dzieckiem.

– Wkrótce poczuje się pani u nas jak u siebie w domu. Czy czegoś pani potrzeba?
– Powiedziano mi już, że córeczka jest zdrowa. Chciałabym wiedzieć, kiedy będę mogła

zobaczyć moją małą Tamsin? – zapytała, krzywiąc się z bólu.

– Porozmawiam z doktorem Forresterem. I dowiem się, kiedy będzie pani gotowa do

składania wizyt.

background image

– Będę wdzięczna. Na razie widziałam ją tylko przez szybę. Wioząc mnie tutaj, salowy

nieco nadłożył drogi.

– Tak to jest, kiedy trzeba zrobić nieprzewidziane cesarskie cięcie – zauważyła Kirstin. –

Kiedy dziecko przychodzi na świat, matka najpierw jest uśpiona, a potem przykuta do łóżka.
Ani jedno, ani drugie nie może składać wizyt. Ale to wszystko wkrótce się ułoży. Kiedy
zacznie pani karmić Tamsin?

Zmiana tematu powstrzymała zagrażający potok łez, co Kirstin natychmiast

wykorzystała, by przekazać pacjentce stosowne wyjaśnienia i porady.

Przy każdym łóżku powtarzało się to samo. Wszystkie pacjentki rwały się do rozmowy,

najchętniej na temat dzieci. Kirstin dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak łatwo o nich mówić
dobre rzeczy, więc obchód młodych matek zajął jej kolejną godzinę. Z ulgą odnotowała tylko
jeden przypadek zapalenia gruczołu sutkowego.

Przeszła teraz w drugi koniec oddziału, gdzie leżały kobiety z ciążą zagrożoną. Starano

się, by były jak najdalej od tych, które już urodziły. Rzadko wprawdzie, ale jednak zdarzały
się tu poronienia, i tym kobietom należało oszczędzić słuchania płaczu noworodków.

Wcześniejsza zmiana przekazała jej tę niewielką grupkę bez żadnych zastrzeżeń, ale to

wcale nie znaczy, że któraś z łych kobiet za chwilę nie zacznie rodzić. Dwie pacjentki
zagrożone poronieniem przebywały na oddziale od dłuższego czasu. Ich ciąże były już na tyle
donoszone, że pozwolono im swobodnie się poruszać. Jak to zwykle bywa w takich
przypadkach, u żadnej nie zanosiło się na poród. Obydwie były już porządnie znużone
czekaniem. Długi pobyt w szpitalu sprawił, że bardzo się zaprzyjaźniły. Na ich miejscu chyba
bym zwariowała, pomyślała Kirstin. Podziwiała ich pogodę ducha.

– Ciągle nic? – zapytała, przysiadając na łóżku jednej z nich.
– Absolutny spokój – jęknęła Fiona Castle, spoglądając na swój ogromny brzuch. –

Chyba poproszę męża, żeby pożyczył od kolegi motor i zabrał mnie na przejażdżkę po
wertepach. Temu smarkaczowi jest tam zdecydowanie za dobrze. – W rzeczywistości jednak,
mając za sobą kilka poronień, była bardzo szczęśliwa, że ta ciąża się utrzymała. Miała już
obawy, że nigdy nie donosi ciąży do szczęśliwego rozwiązania.

– Kiedy wrócicie, to ja też się przejadę. Mogłybyśmy też poskakać na batucie, w sali

ćwiczeń na fizjoterapii – podrzuciła Chelsea Logan, przerywając szydełkowanie. – Czy sądzi
pani doktor, że to by coś pomogło?

– O ile to możliwe, radziłbym poczekać z tym siąkaniem, aż będzie po porodzie...
Ten głos przyprawił ją o mocniejsze bicie serca. Do tej pory była bardzo dzielna, bo przez

kilka godzin udało się jej nie myśleć o Samie ani o tym, co miał na myśli, mówiąc, że
powinni się bliżej poznać. Poczuła, że się czerwieni. Bardzo nie chciała, by zauważyły to jej
podopieczne. Już sobie wyobraziła ich komentarze i aluzje.

– Czyżby znudziła się paniom nasza kuchnia? – żartował Sam, – Czy w domu będzie się

krzątało koło was tyle służby?

– Raczej nie, ale nareszcie będę mogła przytulić się w łóżku do męża. Wątpię, czy doktor

Whittaker spodobałoby się, gdybym zrobiła to tutaj.

Wyobraziła sobie, że leży w ramionach Sama. Skąd taki pomysł?! Nawet jeśli Sam

background image

zdecyduje się jej pomóc, to nie planowała zajść w ciążę w ten sposób. Rodzi się jednak
pytanie, dlaczego perspektywa zajścia w ciążę wydaje się jej znacznie mniej atrakcyjna, gdy
wyobrazi sobie plastikowy pojemnik i strzykawkę?

– Reszta pacjentek pochorowałaby się z zazdrości – ciągnął, nie zwracając większej

uwagi na Kirstin. – Poza tym podobno narzekała pani niedawno, że ledwie mieści się tu pani
razem z dzieckiem. Obawiam się, że małżonek wylądowałby na podłodze.

Opuszczała oddział w pogodnym nastroju. Sam zawsze wie, jak wprawić te kobiety w

dobry humor. Jak on to robi? Ona, gdy pacjentki stają się marudne i popadają w depresję,
potrafi im tylko współczuć. A on umie je rozśmieszyć.

Sam za to najwyraźniej nie widział powodu do radości, gdy chwilę później spotkali się na

korytarzu.

– Za pół godziny mamy być w operacyjnej. – Zerknął na zegarek. – Możesz na chwilę

wpaść do mnie? Za pięć minut.

Trzeba sprawdzić, czy czegoś nie przeoczyła, przeglądając papiery z zaleceniami Sama.

Zazwyczaj potrafi się skupić, zwłaszcza gdy chodzi o pracę. Ale dzisiaj czuła, że nie bardzo
nad sobą panuje.

Chciałaby już poznać jego decyzję. Może stanie się to dzisiaj? Może dlatego zaprosił ją

do swego gabinetu? Z lękiem i nadzieją ruszyła w tamtą stronę. Jeśli Sam się zgodzi, za rok
będzie mogła trzymać na rękach swój mały skarb. Gdy otwierała drzwi, serce waliło jej jak
młotem.

Ponieważ Sam wypełniał w skupieniu jakieś formularze, przysiadła na krześle i cierpliwie

czekała. Gdy w końcu podniósł na nią wzrok znad papierów, nie potrafiła niczego wyczytać
w jego oczach, Tego spojrzenia jeszcze nie umiała rozszyfrować.

– Zastanawiam się... Do tej pory rozmawialiśmy o tym, że ty chciałabyś mieć dziecko

oraz o tym, że ja miałbym ci w rym pomóc. – Widać było, że starannie dobiera słowa.

Chyba nie zamierza jej odmówić?
– Zgodziliśmy się – wziął głęboki oddech – że z taką sytuacją wiąże się mnóstwo

problemów. Włącznie z tym, że jestem twoim przełożonym na tym oddziale.

Próbowała mu przerwać, jednak on nie zwracał na nią uwagi.
– Najpoważniejszy widzę w tym, że mając pełną świadomość, jak to się stało, będziemy

codziennie spotykali się w szpitalu. A gdy się już urodzi... – Zamilkł.

– Nie oczekuję, że weźmiesz na siebie odpowiedzialność. Przecież wszyscy nasi dawcy

pozostają anonimowi – zapewniła go, mimo wszystko odczuwając pewne rozczarowanie. Nie
podejrzewała, że perspektywa oglądania dziecka, które urodzi się dzięki niemu, zniechęci go
do tego przedsięwzięcia. – Dobrze wiesz, że jestem w stanie utrzymać nas oboje bez niczyjej
pomocy. Możemy nawet spisać jakąś umowę.

– Sądzisz, że to kwestia odpowiedzialności mnie niepokoi? – Jego głos zabrzmiał bardzo

nieprzyjemnie, – Że zażądasz ode mnie pomocy finansowej? To jest dla mnie najmniej
istotne. – Wstał i zaczął miarowo przechadzać się po pokoju, od drzwi do okna i z powrotem.

Zdziwił ją ten ton. Uświadomiła sobie jednocześnie, jak mało o sobie wiedzą. Jeśli nie

chodzi o pieniądze, to o co?

background image

– Nadal nie wiem, czy jestem odpowiednim kandydatem. Wczoraj powiedziałaś o mnie

kilka bardzo przyjemnych rzeczy, ale dlaczego akurat ja? Twoje dziecko może odziedziczyć
moją ułomność.

Nie spodziewała się, że mężczyzna może mieć takie czułe miejsca. Z jednej strony ten

człowiek odnosi sukcesy i okazuje tyle wiary w siebie, z drugiej jednak...

– Ponieważ jesteś najlepszym kandydatem, jakiego znam – powiedziała półgłosem.
– Przecież wcale mnie nie znasz. – Stanął tuż obok, na tle ogromnej tablicy ze zdjęciami

wszystkich zdrowych dzieci, którym pomógł przyjść na świat w szpitalu Świętego Augustyna.

– Mylisz się. – Odzyskała stanowczość. – Nie znam żadnego z anonimowych dawców,

których nasienie przechowujemy, z tobą natomiast pracuję dzień w dzień. I ciebie
podziwiam... – Zamierzała powiedzieć znacznie więcej, gdy nagle doznała olśnienia:
zakochała się w nim. Wbrew głęboko zakorzenionemu przekonaniu, że nigdy się nie zakocha,
że nie potrafi się zakochać! Przeraziła się, ponieważ nie miała zamiaru jakiemukolwiek
mężczyźnie pozwolić, aby zdominował jej życie.

Przez chwilę czuła, że jest zupełnie bezbronna, wręcz żałowała, że zwróciła się do niego

po pomoc. Gdyby zapisała się na wizytę zgodnie z obowiązującymi procedurami, uniknęłaby
tamtej nerwowej rozmowy, podczas której zorientowała się, jak bardzo zależy jej na tym, by
urodzić dziecko Sama. Czy koniec końców miałoby to jakiekolwiek znaczenie? Przecież
pracując z nim co najmniej do końca stażu, miałaby wystarczająco dużo czasu, by się w nim
zakochać, nawet nie zachodząc w ciążę.

Jeśli Sam się wycofa, zostaną mi jeszcze dawcy anonimowi, pomyślała bez większego

przekonania.

– Są też inne sprawy, które powinniśmy szczegółowo omówić, zanim podejmę decyzję.
– Na przykład?
– Wiem, że jesteś w stanie sama utrzymać dziecko. Czy to znaczy, że odmówisz mi prawa

do partycypowania w kosztach?

Znowu strach. Wysoko ceniła sobie niezależność i chciała sama wychowywać swoje

dziecko. Była przeświadczona, że nie zabraknie mu miłości i że nigdy nie zazna odtrącenia.
Lecz w spojrzeniu Sama dostrzegła coś, co kazało jej rozważyć możliwość kompromisu. Jeśli
za bardzo będzie się upierać przy swoim, może stracić szansę urodzenia wymarzonego
dziecka. Posunęła się już tak daleko, że nie może więcej ryzykować.

– Co proponujesz? – Spodziewała się najgorszego.
– Jeśli mam zostać ojcem twojego dziecka, chcę być częścią jego życia – oświadczył.
Dwie godziny później ciągle nie mogła otrząsnąć się po rozmowie z Samem. Mogłaby

nawet zdecydować się na kompromis, ale z zaciętego wyrazu jego twarzy wyczytała, że on
zdania nie zmieni. Musieli na tym zakończyć, ponieważ wzywano ich na salę operacyjną.

Stał tuż obok niej, ale jak zwykle podczas zabiegu całą uwagę kierował na to, co robi.

Interesowała go w takim samym stopniu jak stojąca po przeciwnej stronie instrumentariuszka.

Pierwszy na liście był rutynowy zabieg wyłyżeczkowania jamy macicy po samoistnym

poronieniu. Zdaje się, że odbył się bez żadnych komplikacji. Kirstin była tak zajęta chaosem,
jaki zapanował w jej myślach po rozmowie z Samem, że wszystkie czynności wykonywała

background image

całkowicie machinalnie.

Zganiła się za ten brak koncentracji, bo zdawała sobie sprawę, że jest to wielce naganny

brak profesjonalizmu wobec ludzi, których powierzono jej opiece. Niezależnie od zawirowań
w jej życiu osobistym oraz od wrażenia, jakie robi na niej mężczyzna stojący po drugiej
stronie stołu, jej pacjentkom należy się cała jej uwaga.

Druga operacja już zdecydowanie wymaga od niej pełnego skupienia, ponieważ tym

razem to ona ma grac główne skrzypce, a Sam przejmie rolę jej asystenta. Pacjentka była w
czternastym tygodniu ciąży i od tego, jak Kirstin się spisze, będzie zależało powodzenie tej
ciąży.

Po trzech samoistnych poronieniach, między osiemnastym i dwudziestym tygodniem,

skierowano ją na badania do szpitala Świętego Augustyna, gdzie stwierdzono niewydolność
szyjki macicy. Z dokumentacji wynikało, że wielkość wszystkich wcześniejszych płodów
była prawidłowa i odpowiadała konkretnym etapom ciąży oraz że płody rodziły się żywe, ale
były zbyt słabe, by przeżyć. Pacjentka ponownie zaszła w ciążę i teraz zgłosiła się, by założyć
jej szew Shirodkara dla wzmocnienia szyjki macicy. Nierozpuszczalna taśma pozostanie tam
do trzydziestego ósmego tygodnia, czyli aż do usunięcia jej w oczekiwaniu na akcję
porodową.

– Jak to wygląda? – zapytał Sam głosem nieco stłumionym przez maskę.
Kirstin podniosła wzrok i nagle zdała sobie sprawę, że jego spojrzenie nie jest ani trochę

obojętne. Dopiero teraz dotarło do niej, jak wiele może wyrazić para oczu nad chirurgiczną
maską. A może to tylko oczy Sama są takie wyraziste? Poznała nawet, nie tylko po drobnych
zmarszczkach wokół oczu, że on się uśmiecha. Przy okazji zauważyła również, że ma całkiem
długie, ciemne rzęsy...

– W porządku. – Z trudem skupiła się na zabiegu, który miała do wykonania – Błony nie

wysunęły się do szyjki, a szew mocno się trzyma. – Pochyliła się, by jeszcze raz rzucić okiem
na nowo założony szew, po czym odsunęła nieco, przepuszczając Sama, który miał dokonać
ostatecznej oceny.

– Dobra robota. – Jego spojrzenie wyrażało pełne uznanie.
Wyjęła wziernik i zwróciła się do anestezjologa.
– Można ją budzić.
Znieczulenie ogólne konieczne jest przy zakładaniu szwu, bardzo rzadko stosuje się je

przy zdejmowaniu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, za dwadzieścia cztery tygodnie ta maleńka
istotka, teraz już bezpiecznie zamknięta w łonie matki, przyjdzie na świat jako zdrowe,
donoszone dziecko.

Zdejmowała właśnie rękawiczki i wrzucała do pojemnika, gdy stanął obok niej Sam.
– Czekam na ciebie po dyżurze. – Starał się, by nikt ich nie usłyszał. – Mam

zarezerwować stolik, czy wolisz przyjechać do mnie?

Wiedział, że mu nie odmówi, ponieważ mieli jeszcze bardzo dużo do przedyskutowania.

Nie mógł się jednak domyślać, jak bardzo ucieszyła ją perspektywa spędzenia z nim paru
godzin, ani tego, jak bardzo zaniepokoiła ją ta radość.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

– Moje gratulacje – pochwaliła Kirstin panią Singarajah, zdejmując jej opaskę do

mierzenia ciśnienia. – W tym tygodniu znacznie niższe.

– Przyjechała do mnie siostra. I teraz ona zajmuje się sklepem po południu, a ja siedzę z

nogami do góry. Piję mniej kawy i prawie zrezygnowałam z soli.

– Od razu widać rezultaty. Oby tak dalej. – Uśmiechnęła się i wyszła zza zasłonki, aby

wpisać wyniki do karty.

To jest jej pierwsze dziecko, więc ryzyko wystąpienia zatrucia ciążowego jest większe niż

przy kolejnych ciążach. Podwyższone ciśnienie stwierdzone podczas poprzedniej wizyty
mogło być po prostu skutkiem nadmiaru kawy i soli, ale pamiętając dramatyczną sytuację, w
jakiej znalazła się pani Frazer, Kirstin wolała nie ryzykować.

– Bierze pani pełny zestaw witamin? – upewniła się, gdy młoda kobieta wyszła, już

ubrana, z kabiny.

– Codziennie. Niedługo mi się skończą.
Kirstin wydrukowała receptę, po czym odprowadziła panią Singarajah do drzwi. Dzięki

Bogu pozostały jej już tylko dwie pacjentki.

Cieszyła się, że znowu zobaczy Cassie i Naomi. Pracowały w tym samym szpitalu, na

sąsiadujących ze sobą oddziałach: pediatrii, ginekologiczno-położniczym i neonatologii, więc
stale powinny gdzieś się spotykać, chociażby w labiryncie jego krętych korytarzy.

Tak się jednak złożyło, że odkąd jej przyjaciółki wyszły za mąż, widywały się bardzo

rzadko. Okazja, aby umówić się na dziewczyński wieczór, nie nadarzyła się im, od kiedy
uroczyście świętowały wspólne odkrycie Naomi i Cassie, że ich dzieci przyjdą na świat w
odstępie mniej więcej miesiąca.

Przypomniała sobie, że tamtego pamiętnego dnia zaczęła myśleć o własnym dziecku. Od

tej pory spędzała z Samem niemal każdą wolną minutę. Gdyby miała czas spotykać się z
nimi, niechybnie domyśliłyby się, co zaprząta jej myśli.

Dawno, dawno temu ich wizyta po dyżurze była dla mej sygnałem, że nareszcie można

przed kimś się otworzyć. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj wolałaby ich w ogóle nie oglądać w obawie
o tajemnicę, której nie może wyjawić.

W ciągu minionych kilku tygodni sporo myślała o tym, czego pragnie, i poświęciła wiele

godzin, aby wytłumaczyć Samowi, dlaczego tak walczy o zachowanie niezależności. Był
jednak temat, którego nie mogła poruszyć absolutnie z nikim: nasilająca się z każdą chwilą
fascynacja tym człowiekiem.

Zaniepokoiło ją, że chociaż zna Cassie, Naomi i Dot od tylu lat, nie potrafi podzielić się z

nimi swoją rozterką. Ale przecież nie może otworzyć przed mmi swojego serca, skoro sama
nie umie określić tego, co czuje.

Przeczuwała, że Dot nie będzie zachwycona tym pomysłem, a także nie miała

wątpliwości, że obie przyjaciółki zrobią wszystko, aby ją od niego odwieść. Odkąd wyszły za
mąż, nabrały przekonania, że i ona w końcu zmieni zdanie na temat trwałych związków. Czy

background image

może im powiedzieć, że nada! trwa w swoim młodzieńczym postanowieniu o niezależności
od mężczyzny, a jednocześnie z całego serca pragnie urodzić dziecko?

Tak się złożyło, że tego dnia była jak podminowana, wydawało się jej, że wszystkie

zakończenia nerwowe ma na wierzchu. Czuła, że jest to najgorszy dzień, by stanąć z nimi oko
w oko. Dla nich z kolei był to całkiem zwyczajny dzień, w którym miały zgłosić się na
rutynowe badanie do poradni dla kobiet w ciąży.

Z jej punktu widzenia natomiast był to ten jedyny, szczególny dzień, ponieważ mniej

więcej godzinę temu zmierzyła temperaturę i zauważyła, że nieco spadła. Zaraz po wizycie
Cassie i Naomi kończy dyżur, mając w perspektywie spędzenie następnych kilku dni z tym
niezwykłym człowiekiem.

Po pierwsze, nie spodziewała się, że tego dnia wypadnie najbardziej płodny dzień jej

cyklu. Gdy dotrze do niego do domu, temperatura nieco się podniesie. Będzie to nieomylny
znak, że jajeczko opuściło jajnik i jest gotowe do zapłodnienia. Po drugie, w dalszym ciągu
nie wiedziała, czy Sam już podjął decyzję.

Pozostawało jej tylko trzymać kciuki, by uznał to za sygnał, że powinni przystąpić do

akcji. Ściskało ją w dołku za każdym razem, gdy pomyślała o tym, co być może zrobią tego
wieczoru, a im bardziej zbliżała się ta pora, tym trudniej było jej skupić się na rzeczowej
rozmowie.

Zacisnęła powieki i wzięła głęboki oddech. Jeśli w porę się nie pozbiera, Cassie i Naomi

zorientują się, że coś ją gnębi, i nie przestaną jej dręczyć, aż wszystko im wyzna.

Gdy te dwa potwory coś zwęszą, stosują metody wyciągania informacji, jakich nie

powstydziliby się nawet niesławni hiszpańscy inkwizytorzy, najpilniejsi uczniowie samego
Torquemady.

Rozległo się pukanie do drzwi. Ledwie zdążyła przybrać stosowny wyraz twarzy, gdy do

gabinetu zajrzała uśmiechnięta blondynka.

– Można? – Cassie trzymała w ręce swoją kartę. – Wiem, że na tym etapie nie ma

potrzeby przychodzić do ciebie, tym bardziej że czuję się obrzydliwie normalnie. Ale głupio
by mi było, gdybym do ciebie nie zajrzała po wizycie u położnej.

– Czy „obrzydliwie normalnie” znaczy, że nadal masz poranne mdłości? Czy może

miałaś na myśli ciśnienie, wagę oraz wyniki badania moczu? Siadaj. – Gestem wskazała
krzesło.

– Dzięki Bogu rano jest już trochę lepiej, ale za to przybyło mi na wadze – pożaliła się.
Kirstin w skupieniu czytała informacje wpisane do karty Cassie.
– Na razie nie masz powodu do obaw. Twój organizm zapewne nadrabia to, co stracił z

powodu porannych torsji.

– Oby tak było – mruknęła Cassie. – Nie życzę sobie utyć do rozmiarów słonicy, a potem,

po porodzie, wałczyć o powrót do poprzedniej wagi.

– Ty zawsze będziesz wysoka i szczupła. Obydwie możecie jeść, ile i co chcecie, więc nie

sądzę, żebyście miały z tym jakiś poważniejszy problem. Jeśli nie zamierzasz przerwać pracy,
masz szansę spalić nadmiar tłuszczu w krótkim czasie.

– Wolałabym, żebyś mi dala to na piśmie – mruknęła Cassie. – Już w tej chwili Luke nie

background image

pozwala mi nic robić i nieustannie chce mnie wyręczać. Nawet nie daje mi wyjąć Jenny z
łóżeczka. Kilka dni temu, żeby się ode mnie odczepił, musiałam zamknąć się na klucz w
łazience.

– Nie mów, że tego nie lubisz – uśmiechnęła się, żeby zatuszować zawiść, jaką wywołało

w niej wyobrażenie tej sceny.

Nie miała oczywiście nic przeciwko temu, żeby Luke troszczył się o jej przyjaciółkę.

Serce jej rosło na widok jej rozpromienionej twarzy. Nie spodziewała się jednak, że poczuje
żal na myśl, że nigdy nie zazna takiej troskliwości i opiekuńczości, takiego uczucia szczęścia.

Znowu rozległo się pukanie do drzwi. Tym razem była to Naomi.
– Nie przeszkadzam? – zapytała.
Kirstin posłała Cassie pytające spojrzenie, pozostawiając decyzję przyjaciółce.
– Wejdź, wejdź. Im nas więcej, tym będzie weselej. Żaliłam się właśnie Kirstin, że Luke

chce mnie zanosić na rękach do łóżka, jak wielką damę. A ja przez to zaczynam tyć.

– Ale poza tym wszystko w porządku? – upewniła się Naomi, przysiadając na krawędzi

biurka.

Kirstin przysłuchiwała się w milczeniu wymianie mrożących krew w żyłach opowieści o

początkowych tygodniach ciąży. Mimo tych narzekań spostrzegła, że obydwie otacza
charakterystyczna aura zadowolenia tak często towarzysząca ciężarnym. Z zamętu myśli
wyłowiła jeden, natrętny wątek: kiedy podobny stan przypadnie jej w udziale?

Czy znajdzie się w gronie tych szczęśliwych kobiet, które zajdą w ciążę od pierwszego

razu? Czy już jutro rano mikroskopijna kupka szybko dzielących się komórek będzie raźno
podążała w kierunku jej macicy, aby tam się zagnieździć?

– Gdybyś pojechała ze mną albo z Cassie, nie trzeba by było brać trzech samochodów –

mówiła Naomi.

– Dokąd mam jechać? – Nie miała pojęcia, o co chodzi przyjaciółce. – Kiedy?
– Dzisiaj wieczorem wybieramy się do Dot – cierpliwie wyjaśniła Cassie. – Jedziemy w

czwórkę: Naomi z Adamem, Luke i ja. Nie masz jutro dyżuru, więc mogłabyś pojechać razem
z nami. Dot oszaleje z radości, widząc nas wszystkich razem Ona zawsze przygotowuje nieco
więcej jedzenia, na wypadek gdyby przyjechał ktoś niezapowiedziany.

Kirstin poczuła kompletną pustkę w głowie. Co im powiedzieć? Skoro sprawdziły, że ma

jutro wolny dzień, to już nie może wykręcić się pracą. I na pewno nie będzie tłumaczyć się
przed Dot, że przez następne dwa dni będzie bardzo zajęta, bo zaplanowała sobie zajść w
ciążę.

– Mhm, nie mogę... – zaczęła, rozpaczliwie szukając jakiegoś wiarygodnego argumentu.

– Muszę zająć się pewnym projektem... związanym z metodami sztucznego zapłodnienia –
dokończyła w nadziei, że nie zaczną zadawać zbędnych pytań.

– Nie możesz przełożyć tego na jutro? – nalegała Naomi. – Rzadko nadarza się nam

okazja do takich wspólnych odwiedzin u Dot.

Biła się z myślami. Jeśli zrezygnuje z dzisiejszego wieczoru, najbardziej płodnego w

całym cyklu, wszystko opóźni się o cały miesiąc. Czy taka zwłoka pomogłaby Samowi podjąć
decyzję na jej korzyść? Może w obliczu idealnej okazji, nadarzającej się całkiem

background image

nieoczekiwanie, zdecyduje się szybciej?

– Raczej nie. Sam Dysard ma czas tylko dzisiaj, po dyżurze – wypaliła, instynktownie

wybierając rozwiązanie aż nadto bliskie prawdy. – Już go sobie zarezerwował.

– Od jakiegoś czasu strasznie cię wykorzystuje – stwierdziła Cassie tonem niewiniątka. –

Zawsze, kiedy chcemy się z tobą zobaczyć, potrzebuje cię do różnych bardzo ważnych zadań.

Wstrzymała oddech, ale po chwili zorientowała się, że nie żywią żadnych podejrzeń.

Uwierzyły, że łączą ich wyłącznie sprawy związane z pracą na oddziale.

– Trudno – westchnęła Naomi. – Może uda się nam innym razem. Przekażemy Dot

pozdrowienia od ciebie.

Gdy wyszły, poczuła, że cała dygocze. Była tak przerażona tym, co stanie się za chwilę,

że bezwiednie rzuciła się do porządkowania papierów na biurku, a nawet wyrównywania
zasłonek w kabinach.

– Jesteś gotowa? – To proste pytanie zabrzmiało tak donośnie w pustawym pokoju, że aż

podskoczyła.

– Tak – odrzekła przez ściśnięte gardło. Serce biło jej tak mocno, że z trudem łapała

oddech.

– Na pewno nie masz już nic do zrobienia? – Nie ponaglał jej. Czekał cierpliwie,

opierając się o futrynę. Jego kamienny spokój jeszcze bardziej wytrącał ją z równowagi.

– Torebkę zostawiłam w szatni. – Unikała jego wzroku. To czysty zbieg okoliczności, ale

dzisiaj po raz pierwszy zasugerował, że mogłaby zostać u niego na noc. – Pójdę po nią.
Spotkamy się na parkingu.

– Zgoda. Po drodze do domu muszę jeszcze zrobić małe zakupy. Masz coś przeciwko

temu?

Zdecydowanie nie. Była wręcz zachwycona. Każdy pretekst jest dobry, byle tylko

odsunąć tę chwilę, w której będzie musiała powiedzieć mu o wskazaniach termometru i
zmusić do powzięcia decyzji.

– Jeszcze wina? – Pytającym gestem przechylił butelkę.
– Chcesz mnie upić? Czy tylko zrelaksować? – zapytała, podając kieliszek. Jednocześnie

zorientowała się, że wino już zrobiło swoje, bo inaczej nie odważyłaby się zadawać takich
pytań.

Zanim wyszła na parking, zajrzała przez szybę na oddział noworodków, co jej pomogło

nieco się opanować. Stała tam przez parę chwil, przyglądając się maleńkim istotkom. Tych
kilka minut utwierdziło ją w przekonaniu, że pragnie tego z głębi serca oraz że chce być
mężczyzną, który może pomóc jej w realizacji tego marzenia, był wyłącznie Sam.

Wszystkie te dziewięciomiesięczne kruszynki były słodkie i bezbronne, a każda z nich

będzie potrzebowała wielu lat miłości i opieki... Już nie mogła się doczekać, kiedy sama
będzie miała takie maleństwo.

– Rzecz w tym, żeby wypić tyle, ile trzeba, aby się zrelaksować, oraz żeby zrelaksować

się na tyle, aby się nie upić. – Odstawił butelkę, nie dolewając sobie. – Najadłaś się?

Nie zgodziła się, by kupił ostrygi, kiedy robili zakupy na tę uroczystą kolację. Za to

pozostałe rzeczy składały się na niemal kompletną listę afrodyzjaków, prosto z podręcznika

background image

uwodziciela.

– Chyba pęknę – jęknęła, opadając na miękkie oparcie kanapy. Była tak najedzona, że

gdyby nie to specyficzne menu, mogłaby zapomnieć o tym, co miała Samowi powiedzieć...

Na początku zasiedli po obu krańcach kanapy, ale gdy Sam zaczął podawać jej do ust co

smaczniejsze kąski ze swego talerza, stopniowo przybliżali się, aż w końcu wylądowali na
podłodze, na puszystym dywanie. Oparłszy się plecami o kanapę, rozmawiali, poruszając
różne tematy dotyczące szpitala oraz spraw bardziej osobistych.

Zastanawiała się akurat nad tym, że po raz pierwszy w życiu czuje się tak swobodnie w

towarzystwie mężczyzny, gdy Sam zaczął ją kusić wyrafinowanym deserem: truskawkami
oblewanymi czekoladą. W pierwszej chwili, gdy przesunął smakowitym owocem po jej
wargach, nie pozwalając jej go ugryźć, miała ochotę roześmiać się. Ale spojrzawszy mu oczy,
zrozumiała, że zabawa nagle się skończyła.

– Sam – szepnęła speszona, zlizując lepką czekoladę i z warg. Jednocześnie poczuła

przyspieszony rytm swojego serca.

– Ugryź kawałek – namawiał ją podejrzanie zmienionym głosem.
Nie mogła się oprzeć. Wbiła zęby w miękki miąższ i poczuła eksplozję słodkiego soku na

języku.

– Mmm. – Otworzyła szerzej usta, by pochwycić resztę owocu. – Jeszcze.
Trzymał truskawkę za soczyście zielony ogonek, więc pochłaniając drugą jej część,

przygryzła zębami jego palec. Oboje znieruchomieli, a ona nagle straciła wszelki apetyt.

– Kirstin... – Sam pierwszy przerwał milczenie, chociaż z trudem wydobywał słowa.
Mimo że jej doświadczenie w tych sprawach było niewielkie, intuicja podpowiedziała jej,

że takie zamglone spojrzenie jest oznaką pożądania. Bez trudu mogłaby poddać się biegowi
wydarzeń w nadziei, że tej nocy zajdzie w ciążę, ale przecież nie mogła mu tego zrobić. Na
przestrzeni paru minionych tygodni nie tylko lepiej go poznała, ale także zakochała się w nim.
Nie wyobrażała sobie, by mogła wykorzystać tę bardzo skomplikowaną sytuację, nie
uprzedzając go o konsekwencjach.

Bojąc się jego odpowiedzi, wolała na niego nie patrzeć. Zebrała się jednak w sobie, by

przemówić.

– Sam... Chciałam... coś ci powiedzieć. Uważam, że powinieneś wiedzieć, że mierzyłam

temperaturę i...

Znieruchomiał, a ona zorientowała się, że w lot zrozumiał, o co jej chodzi Jego

przedłużające się milczenie kazało jej podnieść na niego wzrok. Z jego spojrzenia wyczytała,
że właśnie na to czekał.

– Podniosła się? – Zachował pokerową twarz, ale w jego oczach rozbłysły gorączkowe

ogniki.

Przytaknęła, przygryzając wargę w oczekiwaniu na jego reakcję. Czy godziny, które

razem spędzili, rozproszyły jego obawy, czy może zacznie ją przekonywać, że powinni
poczekać kolejny miesiąc... lub nawet kilka?

Gdy odwrócił się, by odłożyć ogonek truskawki na spodeczek, zauważyła delikatne

drżenie tej dłoni, która zawsze tak pewnie trzymała skalpel.

background image

– Wobec tego – rzekł półgłosem – sądzę, że możemy już iść na górę.
– Jesteś pewien? – Poczuła taką ulgę, że niemal zakręciło się jej w głowie.
– Tak i nie – odparł ponuro. Zaczął sprzątać resztki ich uczty. – Idź do łazienki. Jeśli

masz ochotę, możesz wziąć kąpiel. Ja przez ten czas posprzątam.

Podnosząc się z dywanu, poczuła, że jest bardziej zdenerwowana niż myślała. Zdaje się,

że wbiegła na górę jak spłoszony zając. Gorąca kąpiel trochę jej wprawdzie pomogła, ale
rozkoszne wylegiwanie się w wannie nie wchodziło w rachubę. Pospiesznie wytarła się
puszystym, gościnnym ręcznikiem. Na widok lustrzanego odbicia swych znienawidzonych
rudych loków, których pod wpływem wilgoci zrobiło się jeszcze więcej, wykrzywiła wargi w
grymasie dezaprobaty.

Nie był to wprawdzie ryży baranek, zmora jej dzieciństwa, ale ta aktualna fryzura nadal w

niczym nie przypominała gładkiego uczesania, które uważała za najbardziej twarzowe. Teraz
jednak nic z tym nie zrobi, tak jak i z bladością policzków. Nie pozostaje jej nic innego jak
włożyć ciemnozielony płaszcz kąpielowy, który dostała pod choinkę od Naomi i Cassie, i
odważnie pomaszerować do sypialni Sama.

Najwyraźniej zorientował się, że wyszła z łazienki, bo ledwie przysiadła na łóżku,

usłyszała jego kroki na schodach. Można by powiedzieć, że doznała pewnego zawodu,
usłyszawszy skrzypnięcie drzwi do łazienki. Opadła na oparcie łóżka.

Całkiem zwyczajny pokój, pomyślała, rozpaczliwie starając się nie słyszeć plusku wody i

odepchnąć od siebie obraz Sama, który nagi stoi pod prysznicem. Aby nie wsłuchiwać się w
szum wody w łazience i nie wyobrażać sobie jego ciała lśniącego w strumieniach wody,
pomyślała, że przydałoby się jakoś urządzić tę sypialnię, w której były tylko białe ściany i
łóżko z granatową pościelą.

Woda przestała szumieć. W całym domu zaległa martwa cisza. Czy on się wyciera,

czy...?

Szkoda byłoby zakrywać dywanem taki ładny parkiet. Ale za to ładnie by się na takiej

podłodze komponowały dwa futrzaki po obu stronach łóżka, zastanawiała się. Coś ją
powstrzymywało przed ostatecznym sformułowaniem tamtego pytania.

Dlaczego zachowuje się jak idiotka? Przecież wszystkie najmniejsze szczegóły związane

z poczęciem i ciążą są w szpitalu jej chlebem powszednim. Wie przecież doskonale, w jaki
sposób anonimowi dawcy oddają swoje nasienie. To jest wyłącznie jej wina, jeśli teraz nagle
zapragnęła, aby odbyło się to w sposób jak najbardziej naturalny.

Wydawało się jej, że cisza w łazience trwa wieki, a mimo to dała się zaskoczyć

odgłosowi otwieranych drzwi do tego stopnia, że aż drgnęła. Nie bardzo wiedziała, co
powinna zrobić w takiej sytuacji, więc na wszelki wypadek wstała z łóżka. Gdy Sam wszedł
do sypialni, spacerowała bez sensu między drzwiami i łóżkiem.

Była tak zdenerwowana, że pierwszą rzeczą, jaką zarejestrowała, był kolor jego płaszcza

kąpielowego. Prawie taki sam jak jej. Nieco ochłonąwszy, spostrzegła, że Sam stoi przed nią
z pustymi rękami. Jego twarz przybrała bardzo poważny wyraz.

– Sam... – wykrztusiła, niepewnie spoglądając to na niego, to na strzykawkę na prostym

drewnianym stoliku nocnym. Była przekonana, że plastikowy pojemniczek zostawiła w

background image

łazience.

– Przepraszam. – Miał wypieki i mówił zdławionym głosem. – Postanowiłem zmienić

zdanie.

– Chcesz zmienić zdanie?! – Spoglądała na niego z niedowierzaniem. Przez dłuższą

chwilę nie mogła pogodzić się z tym, co usłyszała, po czym poczuła, jak wzbiera w niej
gniew. – Jak możesz być taki okrutny?! – syknęła. – Jeśli miałeś wątpliwości, to powinieneś
mi o nich powiedzieć jeszcze na dole. Zabrakło ci odwagi?! A może zwodzisz mnie od
samego początku? Wykonaliśmy te wszystkie idiotyczne ruchy: w domu czy w szpitalu, u
ciebie czy u mnie. Po co tyle zachodu, jeśli od początku wiedziałeś, że tego nie zrobisz?

Odsunęła się jak najdalej od niego. Mimo że była bliska płaczu, ogromnym wysiłkiem

woli pohamowała łzy cisnące się jej do oczu. Czuła się nadto urażona w swojej dumie, by
płacząc, poniżać się przed nim jeszcze bardziej.

– Kirstin, to nie tak! – Był szczerze przerażony. – Chodzi o coś całkiem innego.

Wysłuchaj ranie!

Potrząsnęła głową. Cóż on może jej powiedzieć? Przecież przed chwilą zniweczył jej

największe marzenie. A była już tak blisko.

– Nie w tym rzecz, że się rozmyśliłem – tłumaczył. Jego głos stopniowo się do niej

przybliżał, aż znalazł się tuż, tuż. – Po prostu nie chcę, żeby to się odbyło w taki bezduszny
sposób.

O czym on mówi? Czy naprawdę powiedział to, co usłyszała? Gdy odwracała się, by

spojrzeć na niego, czuła, jak serce skoczyło jej do gardła.

– Wcale nie zmieniłem zdania – wyznał, zniżając głos do szeptu. Wyciągnął dłoń i nie

starając się ukryć jej drżenia, delikatnie musnął jej włosy. – Od samego początku nie
chciałem inaczej, jak w sposób naturalny. Nie wyobrażałem sobie, żeby moje... nasze dziecko
zostało poczęte w taki kliniczny sposób, skoro jest też inna metoda.

Czytał jej myśli. Jeszcze nigdy w życiu nie czuła, by tak mocno paliły ją policzki.
– Czy to znaczy... Czy sugerujesz, że mamy iść razem do łóżka? – Zdziwiło ją

nienaturalne, piskliwe brzmienie własnego głosu. Ciągle nie mogła uwierzyć w to, co
usłyszała. Ciągle nie była pewna, czy nie zaszło jakieś tragiczne nieporozumienie. Oby słuch
jej nie mylił.

– Mam nadzieję, że nie zapomniałem, jak to się robi. – Wykrzywił wargi w grymasie

goryczy. – Upłynęło sporo czasu, odkąd... – Wzruszył ramionami. To wyznanie przyszło mu z
widocznym trudem.

Łagodnie mówiąc, Kirstin była co najmniej zaskoczona. Jeśli taki atrakcyjny mężczyzna

od dawna nie jest z nikim związany, to chyba znaczy, że sam dokonał takiego wyboru. A
może powziął taką samą decyzję jak ona: poświęcić się wyłącznie pracy?

– Podobno z tym jest jak z jazdą na rowerze. Nigdy się tego nie zapomina – rzuciła nieco

nerwowo, zastanawiając się rozpaczliwie, jak ma mu powiedzieć, że ona z kolei w tych
sprawach posiada wiedzę czysto teoretyczną.

Uśmiechnął się, a ona z ulgą zauważyła, że rozpromieniła mu się cała twarz.
– Co teraz zrobimy? – szepnął. Pogładził ją po policzku, po czym przesunął palcem po jej

background image

dolnej wardze. – Udamy się razem w te podróż, żeby sprawdzić, czy potrafimy zrobić
dziecko?

Tabuny myśli przebiegały jak szalone przez jej umysł. Czuła, że rozum odmawia jej

jakiejkolwiek współpracy i odrzuca wszelkie logiczne argumenty. Jednak w ostatniej chwili
wrodzona uczciwość kazała jej dać mu ostatnią szansę wycofania się z tego przedsięwzięcia.

– Czy jesteś pewien, że naprawdę tego chcesz? – zapytała drżącym głosem. Przez chwilę

sama nie wiedziała, co chciałaby z jego ust usłyszeć. – Jesteś przekonany?

– Absolutnie – odparł z żelazną stanowczością w głosie. Ujął jej twarz w obie dłonie i

pochylił się nad nią. – Prawdę mówiąc, jestem o tym przekonany w stu procentach.

Ona była dziewicą, rozpamiętywał, nie mogąc ochłonąć z wrażenia. W ciemnościach

trzymał w ramionach Kirstin, która już zasnęła. Była dziewicą, aż do kiedy on...

Musiał wziąć głęboki oddech, by się opanować. Zamiast tego miał wielką ochotę wydać

zwycięski okrzyk w stylu Tarzana. Nigdy siebie nie posądzał o to, że zareaguje w tak
prymitywny sposób, ale oto leży teraz obok Kirstin i czuje, jak rozpiera go duma, świadomość
posiadania upatrzonej zdobyczy i uczucie bezgranicznego zadowolenia z siebie.

Była taka słodka i taka zdenerwowana, że bał się, by w ostatniej chwili mu nie uciekła,

ale on był już wtedy w punkcie, z którego nie ma odwrotu, a nawet dużo dalej, chociaż ona
nie była tego świadoma. Ta noc była świadkiem spełnienia się marzenia, którego
bezskutecznie próbował się wyrzec od dnia, w którym ujrzał Kirstin, a fakt, że po raz
pierwszy w życiu kochał się z kobietą bez prezerwatywy, sprawił, że było to dla niego
przeżycie wręcz kosmiczne. Co więcej, mają przed sobą jeszcze całe dwadzieścia cztery
godziny, zanim będą musieli pojechać na dyżur.

Stłumił westchnienie, by jej nie obudzić. Nie, to nieprawda. Od dawna miał na to wielką

ochotę. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Mimo że po trzydziestym piątym roku życia
mężczyzna podobno ma już za sobą szczyt swoich możliwości w tej dziedzinie, nie mógł się
doliczyć, ile razy zadowolił ją w ciągu minionych kilku godzin. Uśmiech, który błąkał mu się
po twarzy, był oczywistym dowodem na to, że dawne rojenia okazały się niczym w
porównaniu z rzeczywistością, w której nareszcie mógł kochać się z Kirstin.

Nie podejrzewał nawet, jak wszechogarniające może być to doznanie. Ani mu przez myśl

nie przeszło, że ten prosty biologiczny akt połączenia dwóch ciał można odczuwać jak
połączenie dusz.

Od początku doskonale wiedział, że Kirstin jest wyjątkową kobietą, co nie miało

absolutnie nic wspólnego z jej urodą. Była oddana pracy, rzetelna, inteligentna i szczerze
zainteresowana losem każdej z ich pacjentek. Dopóki nie zaczął baczniej jej obserwować, nie
miał pojęcia, że jest również bardzo wrażliwa oraz że nie wiadomo dlaczego brakuje jej wiary
w siebie w kwestiach dotyczących jej życia prywatnego. Ta niezwykła dziewczyna po prostu
nie zdawała sobie sprawy z tego, jaka jest atrakcyjna, jakie wrażenie robią na innych jej
przepiękne tycjanowskie włosy, mlecznobiała karnacja i stale mieniące się zielonkawo-piwne
oczy. I to ciało...

Popatrzył na jej smukłe nogi, którymi oplotła jego muskularne uda, i poczuł, że znowu jej

pragnie. Co ona ma takiego w sobie, że w jej obecności zupełnie nie jest w stanie zapanować

background image

nad reakcjami ciała? Może będzie mógł patrzeć na nią, nie reagując tak gwałtownie, dopiero
wtedy, gdy będzie nosiła jego dziecko?

Wyobraził ją sobie w zaawansowanej ciąży, kiedy jej nieduże piersi będą już nabrzmiałe,

przygotowując się do karmienia ich potomka. Już widział się, jak kładzie dłonie na jasnej
skórze jej brzucha, by rozkoszować się ruchami dziecka. Nie pozwoli jej odchodzić od siebie
ani na krok, aby nie przegapić żadnej cennej okazji, by być tuż przy niej.

Westchnął. Nawet obraz Kirstin z ogromnym brzuchem w niczym nie umniejszył jego

pożądania. Wręcz przeciwnie, takie wyobrażenia jeszcze bardziej wzmagały jego niepokój.

– Sam... – mruknęła, wtulając twarz w jego szyję. Przytulił ją jeszcze mocniej.
– Tak? – Upajał się zapachem jej włosów, który był zdecydowanie jej zapachem, a nie

szamponu lub mydła. – Nie chciałem cię obudzić.

– Wcale mnie nie obudziłeś. – Uśmiechnęła się, wyczuwając udem, jak bardzo jest

podniecony. – Słyszałam, jak tłumaczyłeś swoim pacjentkom, że częstotliwość zdecydowanie
zwiększa szansę na zapłodnienie, ale nigdy bym nie podejrzewała, że można aż tyle razy...

Zamknął jej usta pocałunkiem, po czym jęknął, czując, jak jej dłoń wędruje po jego udzie.

Tym razem śmiało dała mu do zrozumienia, czego pragnie. Jeszcze kilka godzin temu
obawiał się, że jej zapał wynika wyłącznie z chęci osiągnięcia celu. Teraz jednak ku swojemu
zdumieniu uwierzył, że ona również go pożąda.

Już zapadał w sen, gdy rozległo się dyskretne brzęczenie budzika, które miało mu

przypomnieć, że za sześć godzin muszą wstać, aby nie spóźnić się na dyżur.

Na myśl, że pozostało im tak mało czasu do końca tych cudownych chwil, przygarnął ją

do siebie jeszcze mocniej. Był zaskoczony tym, że wcale nie chce, by to magiczne spotkanie
dobiegło końca. Prawdę mówiąc, nie miał najmniejszej ochoty uznać tej sprawy za
ostatecznie zamkniętą.

Z pewnym zażenowaniem pomyślał, że wcale by się nie zmartwił, gdyby pomimo ich

wspólnych, usilnych starań okazało się, że nie osiągnęli założonego celu. Gdyby Kirstin nie
zaszła w ciążę tej nocy, mógłby liczyć na powtórkę takich namiętnych zbliżeń za miesiąc, a
potem za kolejny miesiąc...

Dwa dni w miesiącu to jednak stanowczo za mało. Zdecydowanie nie miałby dosyć tej

niesamowitej kobiety nawet wtedy, gdyby miał okazję kochać się z nią codziennie przez
najbliższe sto lat. Zdrętwiał, gdy dotarła do niego prawdziwa wymowa tych marzeń.

Kochać się z nią... przez najbliższe sto lat?
Skąd ten szaleńczy pomysł? Przecież to miała być jedynie przysługa wyświadczona

koleżance po fachu, którą, owszem, bardzo ceni, pomyślał przerażony nie na żarty. Jeśli tak
bardzo zależało jej na tym, by zajść w ciążę, lepiej trzymać się myśli, że zdecydowała się na
przygodę jednej nocy.

Od początku tej znajomości wiedział przecież, jak bardzo Kirstin ceni sobie swą

niezależność. Mimo to postanowił nie tracić nadziei, że uda mu się przekonać ją do zmiany tej
postawy. Nie przewidział jednego, że sytuacja tak szybko wymknie mu się spod kontroli.

Co będzie dalej? Czy wydarzenia minionych, wspólnie spędzonych godzin przekonają

Kirstin, że coś niepowtarzalnego i wspaniałego może połączyć ich na zawsze? Czy może to

background image

tylko on zaangażował się całym sercem i duszą?

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

– Kirstin, czy mogłabyś kontynuować? – usłyszała jego niski głos na tle przytłumionych

dźwięków symfonii Mozarta.

Nie czekając na potwierdzenie z jej strony, ruszył w drugi koniec sali operacyjnej, by

odebrać pilny telefon.

Miała nadzieję, że nikt nie zauważył, jak bardzo ucieszyło ją jego zaufanie, czemu dał

wyraz w tak bezpośredni sposób. Sam należał do tej grupy konsultantów, która nie lekceważy
swych obowiązków i niewątpliwie będzie bacznie obserwował jej poczynania, nawet z
drugiego końca sali. Mimo to poczuła przyjemne ciepło wokół serca.

Zanim pochylił się do słuchawki, którą trzymała pielęgniarka, rzucił Kirstin przyjazne

spojrzenie sponad maski. Stał z podniesionymi dłońmi, aby uniknąć kontaktu z jakimkolwiek
skażonym przedmiotem, i w skupieniu słuchał relacji kolegi. Kirstin zaś odwróciła wzrok, by
skoncentrować się na pacjentce. Przedtem jednak zdążyła jeszcze odnotować radość z
powodu bliskości, jaka narodziła się między nimi przez ostatnie dziesięć dni.

Jak to się stało, że nie dotarły do niej żadne szpitalne plotki na ich temat? Przecież od

tamtej pory Sam codziennie przywozi ją do pracy, a po dyżurach odwozi do domu, aby
spędzić z nią jak najwięcej czasu. Z trudem okiełznała rozbiegane myśli i pochyliła się nad
stołem operacyjnym. Tym razem trzeba usunąć pokaźnych rozmiarów włókniako-mięśniaka,
co wymaga ogromnej precyzji i koncentracji.

Wcale nie była zachwycona tym, że odkąd spędzili razem te dwa upojne dni i noce, nie

może oderwać od niego oczu.

To wydarzyło się dziesięć dni temu, a jeżeli próba ciążowa da wynik pozytywny, takie

spotkanie już nigdy się nie powtórzy. Zamiast przewracać za nim oczami jak zakochana
pensjonarka, powinna raczej pamiętać o tym, że należy mu się jej dozgonna wdzięczność za
to, że zgodził się jej pomóc.

Miała nadzieję, że nie zauważył jej spojrzeń. Czułaby się bardzo głupio, tym bardziej że

on wyraźnie starał się nie poruszać sprawy tamtego spotkania lub jego konsekwencji. Nie
znaczyło to wcale, że brakuje im innych tematów, na które mogli swobodnie rozmawiać.
Samowi udało się w końcu nawet przekonać bezdomnego kocura Maca, że on też zasługuje
na jego kocie zaufanie...

Kolejny raz musiała pozbierać rozbiegane myśli: to zdecydowanie nie jest pora ani

miejsce, by zastanawiać się nad tym, w jakim stopniu Sama interesuje wynik jej testu
ciążowego. Trzeba teraz przypomnieć sobie historię choroby pani Lattimer oraz co sprawiło,
że znalazła się dzisiaj na stole operacyjnym.

Ta energiczna i przedsiębiorcza kobieta interesu zdecydowała się na założenie rodziny

dopiero po trzydziestce. Gdy któregoś dnia stwierdziła, że nie dopina się na niej żadna
spódnica, ucieszyła się, że jest w ciąży, lecz bolesne oddawanie moczu oraz powtarzające się
krwawienia zaprowadziły ją do gabinetu Sama Dysarda, który poddał ją całej serii
specjalistycznych badań. Badanie ultrasonograficzne wykazało, że pacjentka nie jest w ciąży,

background image

a prześwietlenie rentgenowskie potwierdziło podejrzenie guza. Lecz dopiero laboratoryjne
badanie pobranych tkanek definitywnie wykluczyło raka macicy.

Guz okazał się na tyle duży, że gdyby pacjentka zdecydowała się zrezygnować z

macierzyństwa, Sam był skłonny doradzić jej całkowite usunięcie macicy. Ponieważ jednak
kobieta gorąco pragnęła dziecka, Sam podjął się wyłuskania guza. Jeśli operacja okaże się
skuteczna, pacjentka za jakiś czas będzie mogła podjąć próbę urodzenia długo oczekiwanego
potomka.

Kirstin z westchnieniem ulgi przełożyła zakrwawioną masę do pojemnika, który podała

jej anonimowa dłoń, po czym ponownie pochyliła się nad pacjentką, by sprawdzić, czy
niczego nie przeoczyła. Była tak skupiona, że nie zauważyła Sama; który skończył rozmowę
telefoniczną i wrócił do stołu.

– Czysta robota – pochwalił ją, gdy kończyła przycinać nici na ostatnim wewnętrznym

szwie.

Jego słowa wpasowały się w przerwę w mozartowskiej symfonii, tak że słyszeli je

wszyscy obecni na sali. Dobrze, że ma twarz zasłoniętą maską. Dzięki niej nikt nie zobaczy,
jakie wrażenie wywarta na niej ta pochwała. Nie pierwszy już raz cierpiała z powodu jasnej
karnacji i skłonności do oblewania się rumieńcem z byle powodu.

Sam nie omieszkał tego zauważyć, gdy tamtej nocy przepraszał ją za podrażnienia, jakie

wywołał na jej policzkach jego zarost, po czym natychmiast poszedł drugi raz się ogolić. Aby
sprawdzić, czy zrobił to wystarczająco dokładnie, przytulał twarz do jej skóry, cal po calu... I
domagał się jej opinii.

– Możemy ją wybudzać? – zapytała.
Tym razem zdołała utrzymać na wodzy niestosowne myśli do szczęśliwego końca

operacji. Miała głęboką nadzieję, że gdy już pozna wynik testu ciążowego, jej mózg
ponownie zacznie funkcjonować normalnie. Jeśli nie jest w stanie zapanować nad reakcjami
w obecności tego człowieka, może powinna zrezygnować z zamiaru kontynuowania pracy
pod jego kierownictwem.

Westchnęła. Nie panuje już nawet nad najbardziej niewinnymi myślami związanymi z

karierą zawodową: na hasło „praca pod jego kierownictwem” przed oczami stanęły jej
wyjątkowo nieprzyzwoite obrazy. Trzeba to ukrócić, pomyślała, ściągając rękawiczki i
wrzucając je do kosza. W przeciwnym razie stanie się niebezpieczna dla swych pacjentek, a
wówczas straci źródło utrzymania siebie i tego maleństwa, które już być może nosi pod
sercem.

– Chciałbym, żebyś po odwiezieniu pani Lattimer do sali pooperacyjnej przyszła do mnie

i zdała mi dokładne sprawozdanie, jak ona się czuje – poprosił, gdy się rozchodzili. –
Dzwonili do mnie aż tutaj, żeby nas zawiadomić, że w izbie przyjęć jest jedna z naszych
pacjentek z podejrzeniem poronienia.

Taka prośba wydała się Kirstin nieco dziwna, ponieważ informacje na temat pani

Lattimer mógł przez telefon przekazać mu ktokolwiek inny z personelu, ale na szczęście nikt
oprócz niej nie zwrócił na to uwagi. Gdy zerknęła na niego, w jego spojrzeniu nie wyczytała
niczego, co mogłoby wskazywać, że ma na myśli jakieś sprawy osobiste. Poczuła się dziwnie

background image

nieswojo, jakby miało się wydarzyć coś, co nie miało nic wspólnego z wynikiem próby
ciążowej.

Zapukała do jego gabinetu dopiero godzinę później. Słysząc jego zaproszenie, by weszła,

bardzo się ucieszyła.

– Przepraszam, że tak długo musiałeś czekać, ale dopiero wyszłam od pani Lattimer.

Czekałam, aż dojdzie do siebie, żeby powiedzieć jej, że operacja przebiegła pomyślnie.

– To prawda. Odnieśliśmy pełny sukces. – Oparł się o róg biurka. – Usiądź.

Podejrzewam, że od dobrych paru godzin jesteś na nogach. Świetnie sobie poradziłaś, gdy
zostawiłem cię samą na głębokiej wodzie. Sądzę, że pani Lattimer ma jeszcze, dużą szansę
zajść w ciążę.

Kirstin znieruchomiała. Ten niebezpieczny temat zaprząta jej umysł przez cały czas. Z

jego spojrzenia wyczytała, że i on o tym myśli, mimo że przez dziesięć dni ani razu do niego
nie nawiązał.

– Coś już wiesz? – zapytał. W jego głosie wyczuła ogromne napięcie. – Zrobiłaś próbę w

domu, czy zrobisz ją tutaj?

– Kupiłam już domowy test – odparta lekko drżącym głosem, niespodziewanie wzruszona

jego zainteresowaniem. – Zrobię go jutro rano. Uważasz, że bardziej wiarygodny będzie test
przeprowadzony w szpitalu?

– I tu, i w domu wynik zapewne będzie taki sam. W szpitalu natomiast istnieje ryzyko, że

ktoś skojarzy to z twoją osobą. Czy powiedziałaś już przyjaciółkom... o swoich planach?

– Nikomu o tym nie mówiłam. Nawet Cassie i Naomi. Po części z obawy, że obydwie na

pewno zrobiłyby wszystko, by odwieść ją od tego, ich zdaniem ryzykownego, pomysłu, a po
części dlatego, że wizja macierzyństwa była dla niej tak nowa i fascynująca, że chciała przez
jakiś czas sama się nią delektować. Poza tym jeszcze nie wiadomo, czy w ogóle jest o czym
mówić. Chyba tylko tyle, że wciągnęła w to Sama.

– Chociaż szpitalny personel obowiązuje tajemnica zawodowa, niektórzy czasami o tym

zapominają. Chyba wolę zrobić tę próbę w czterech ścianach mojej własnej łazienki –
zadecydowała. – Czy chcesz znać wynik?

– Oczywiście – odrzekł z naciskiem. – Jak mogłaś myśleć, że mnie to nie interesuje? –

oburzył się.

– Ani razu o tym nie wspomniałeś. Nie byłam pewna...
– W kontaktach z tobą starałem zachowywać się jak najnormalniej z uwagi na twoją

opinię. Ale pamiętaj, że na pewnym etapie, gdy już komuś wyjawisz, że jesteś w ciąży,
zawsze znajdzie się ktoś, kto zacznie kojarzyć fakty. Nie chciałem nikomu podsuwać
pretekstu...

To wyjaśnienie sprawiło jej ulgę.
– Powiedz mi, jak się czujesz? Inaczej?
– Bez zmian. – Roześmiała się. – Nawet jeżeli jestem w ciąży, to dopiero od dziesięciu

dni. W tym stadium nawet embrion jest trudno rozpoznawalny. Zawsze tuż przed okresem
mam lekko bolesne piersi, więc to też nie może być wiarygodnym objawem.

Ułamek sekundy później pożałowała, że wymieniła taki objaw. Ta rozmowa to coś

background image

zupełnie innego od omawiania z nim przypadłości pacjentek. W podobnych służbowych
sytuacjach nigdy nie spoglądał na jej piersi, które teraz zareagowały rozkosznym łaskotaniem
na wspomnienie tamtych nocy.

Mogłaby się zasłonić, splatając przed sobą ramiona, aby to ukryć, ale przypomniała sobie,

że nadal ma na sobie sprany płócienny strój operacyjny, który tylko podkreśliłby jej reakcję
na jego wymowne spojrzenia.

Odetchnęła z ulgą, gdy zadzwonił telefon. Już chciała się niepostrzeżenie wymknąć z

pokoju, gdy usłyszała, że Sam zaklął pod nosem. Zatrzymała się w pół drogi.

– Pani Thrush poroniła bliźnięta – oznajmił, niemal rzucając słuchawką.
Kirstin ogarnął smutek. Na ich oddziale cały personel bez wyjątku bardzo przeżywał takie

niepowodzenia, tym bardziej że teraz chodziło o pacjentkę, która przeszła ich już dużo.

– Co się stało tym razem? – Zacisnęła palce na oparciu fotela. Zdążyła już bardzo polubić

tę dzielną kobietę, i to wcale nie z powodu tego samego koloru włosów.

Pierwsza, donoszona ciąża tej pacjentki zakończyła się urodzeniem martwego dziecka,

druga była pozamaciczna, co wymagało usunięcia jajowodu. Potem były dwa poronienia i
kolejna ciąża pozamaciczna, co pozbawiło ją drugiego jajowodu. Ponieważ nadal
funkcjonujące jajniki nie miały już połączenia z macicą, jedynym wyjściem było zapłodnienie
in vitro i wszczepienie embrionu do macicy.

Implantacja kilku kolejnych embrionów nie powiodła się, a teraz, dwanaście tygodni od

wydawałoby się nareszcie skutecznej implantacji, pani Thrush poroniła bliźnięta.

– Stało się coś istotnego? Potrząsnął głową.
– Kilka godzin temu pojawiły się plamienie i skurcze. Mąż natychmiast przywiózł ją do

izby przyjęć, ale chyba było już za późno. Dzwonili na salę operacyjną, kiedy przekazałem ci
panią Lattimer, żeby mnie poinformować, co wykazało USG. Nie ma płodów, nie słychać
serc.

Po raz pierwszy zaczynała rozumieć rozpacz kobiet, które tego doświadczały.

Wystarczyło, że wyobraziła sobie, jak się poczuje, jeśli jutrzejsza próba ciążowa wykaże, że
jednak nie nosi dziecka Sama. O ile gorzej muszą się czuć te kobiety, których maleństwo już
zaczęło kopać?

Nagle zapragnęła, aby ktoś ją objął. Zastanawiała się, czy ma prawo poprosić Sama, by

teraz wziął ją w ramiona.

Nie byłoby w tym nic niestosownego, gdyby coś ich łączyło. Ale tak niestety nie jest.

Oboje są samotnikami z wyboru, więc z jednej strony nie wiadomo, jak by Sam odebrał taką
propozycję, z drugiej zaś ona sama nie zamierza nikogo o nic prosić, bo poleganie na innych
nieuchronnie prowadzi do bolesnych rozczarowań.

– Muszę wracać na oddział i sprawdzić przed końcem dyżuru, czy wszystko jest w

porządku – rzekła półgłosem. Poczuła nagłą potrzebę znalezienia się jak najdalej od Sama.

– Kto to może być? O tej godzinie? – mruknęła następnego dnia rano, gdy dzwonek przy

drzwiach frontowych rozdzwonił się jeszcze zanim zabrzęczał jej budzik.

Mimo że poprzedniej nocy długo nie mogła zasnąć, obudziła się wcześniej, niepokojona

jedną tylko myślą. Leżała skulona w ciepłym łóżku i z trudem zbierała całą swoją odwagę, by

background image

zdobyć się na tę wiekopomną wyprawę do łazienki. Było zbyt wcześnie, by mógł to być
listonosz z jakąś specjalną przesyłką, i zdecydowanie nie spodziewała się żadnych gości.

– Kto tam? – Chwilę później, odgarniając z twarzy potargane włosy, nacisnęła guzik

domofonu.

– Przyniosłem śniadanie.
– Śniadanie? – Ucieszyła się tak bardzo, że zapomniała o naciśnięciu drugiego guzika,

aby Sam mógł ją usłyszeć.

– Wpuścisz mnie? – nalegał. – Mam rogaliki...
Natychmiast stanął jej przed oczami ten pierwszy poranek, kiedy razem jedli chrupiące

rogaliki w łóżku, po tym jak... Sam zaproponował bardzo wyrafinowany sposób wspólnego
skonsumowania ostatniego croissanta.

Przycisnęła guzik i usłyszała sygnał otwieranych drzwi. Dopiero wtedy zdała sobie

sprawę, że stoi w przedpokoju w niemiłosiernie rozciągniętym podkoszulku, a na głowie ma
istne wronie gniazdo.

Zanim dopadła sypialni, aby nieco doprowadzić się do porządku, usłyszała pukanie do

drzwi.

– Tak szybko? Biegłeś po dwa stopnie? – warknęła, sięgając po płaszcz kąpielowy.
– Byłaś w zupełnie innym humorze, kiedy poprzednim razem podałem ci na śniadanie

rogaliki – zauważył przez zamknięte drzwi.

Pokazała mu język. Nie było ważne, że on tego nie widzi, dla niej liczył się sam gest. Gdy

brała do ręki szczotkę z toaletki, by się uczesać, jej wzrok padł na różowo-niebieskie pudełko,
które tam położyła poprzedniego wieczoru, aby nie zapomnieć o zabraniu go rano do łazienki.

Zamknęła oczy. Ze zdenerwowania poczuła lekkie mdłości. Nie można dłużej zwlekać.

Schowała pudełko do kieszeni płaszcza kąpielowego.

– Idę do łazienki – oznajmiła.
W tej samej chwili o mało nie zderzyła się z Samem, który akurat wychylił się z jej

mikroskopijnej kuchni.

– Pomyślałem, że ci się to może przydać. – Podał jej niewielkie pudełko, test ciążowy

innej firmy. – Jedna próba mogłaby cię nie przekonać, a jak od razu zrobisz dwie, będziesz
miała absolutną pewność.

– Dzięki. – Zaczerwieniła się aż do linii włosów. Mimo to była mu wdzięczna, że o tym

pomyślał. Nie zdawała sobie dotąd sprawy, jak dobrze zdążył ją poznać. Gdyby tak nie było,
skąd by wiedział, że nie do końca uwierzy jednej próbie?

Skoro przyszedł, to znaczy, że jest ciekawy wyniku. A może pomyślał, że przyda się jej

wsparcie? Ze zdziwieniem poczuła, że niezależnie od motywów jego wizyty, cieszy się z jego
obecności.

– Rogaliki już są w piekarniku. Jak wyjdziesz z łazienki, będą na ciebie czekały –

oznajmił i z zachęcającym uśmiechem wycofał się z korytarza. – Szef kuchni proponuje
dzisiaj dżem morelowy albo truskawki.

Kusząca sprawa te truskawki, pomyślała, zamykając się w łazience. Nigdy nie zapomni

tych paru ostatnich truskawek w czekoladzie, którymi delektowali się w środku nocy. w jego

background image

łóżku.

Drżącymi palcami otworzyła oba pudełka. Ledwie przytomna zmusiła się do uważnego

przeczytania instrukcji, po czym dokładnie zastosowała się do zwartych w nich zaleceń
dwóch różnych producentów. Aby wypełnić tych kilka dramatycznych minut oczekiwania na
wyniki, wyszorowała zęby tak porządnie, że jej dentysta oniemiałby z zachwytu.

i wyszczotkowała włosy jeszcze staranniej, niż zrobiłaby to jej fryzjerka.
Koniec czekania. Teraz trzeba zdobyć się na odwagę i obejrzeć rezultat Ciąża! Oba testy

wykazały, że jest w ciąży!

W pierwszej chwili zrobiło się jej przykro, że już nie ma pretekstu, by prosić Sama o

kolejną namiętną sesję w łóżku, ale górę na tym uczuciem wzięła przejmująca świadomość
konsekwencji wskazań obu testów.

Opiekuńczym gestem położyła dłonie na brzuchu, jakby chciała ochronić to

mikroskopijne życie, które już zaczęło tam się rozwijać.

– Dziecko... – szepnęła. Łzy wzruszenia zaczęły napływać jej do oczu. – Będę miała

dziecko...

Odgłosy dobiegające z kuchni przypomniały jej o obecności Sama. To bardzo ładnie z,

jego strony, że przyszedł, aby wręczyć jej drugi test i zrobić śniadanie. Dopiero teraz pojęła,
jak ważne jest dla niej to, – że będzie miała z kim podzielić się wiadomością. Inaczej byłaby
skazana na zatrzymanie jej dla siebie.

– Sam! Zobacz! – Wyszła z łazienki, w każdej ręce trzymając jeden wskaźnik. – Popatrz!
Błyskawicznie znalazł się u jej boku, przynosząc z sobą odurzający aromat świeżo

zaparzonej kawy.

Niespodziewany zawrót głowy przypisała zdenerwowaniu, lecz natychmiast rzuciła się z

powrotem do łazienki, by zdążyć tam, nim będzie za późno.

– Sam, przestań. To nonsens – jęknęła, wypłukawszy usta wodą, którą jej podał. Teraz

ocierał jej twarz mokrym ręcznikiem.

– Dlaczego? – zdziwił się. Pomógł jej podnieść się na nogi i wyprowadził z łazienki. –

Przyznaję, że to nie jest to, o czym marzyłem najbardziej, ale bez tego byłoby gorzej. Popatrz
na to z mojego punktu widzenia: przynajmniej masz szansę na czas dotrzeć do pracy.

Usiadła na brzeżku łóżka i zaczęła pogryzać suchą grzankę, którą jej podał.
Nie miała siły spierać się z nim. Cierpiała na te potworne poranne mdłości od kilku

tygodni i zanosiło się na to, że potrwa to jeszcze ze dwa miesiące. Na szczęście nękały ją
tylko przez pierwszą godzinę po przebudzeniu.

Gdy Sam zorientował się, jak bardzo Kirstin cierpi, zaproponował jej, by przeniosła się

do niego.

– Mdłości przechodzą znacznie szybciej, jeśli przed wstaniem coś się zje – tłumaczył. –

Byłoby znacznie prościej, gdybym od razu mógł podać ci coś do łóżka, zamiast wcześniej
pokonywać kilka ulic.

W skrytości ducha musiała przyznać, że takie rozwiązanie wydawało się jej nader

kuszące. Byłoby bardzo przyjemnie mieszkać pod jednym dachem z człowiekiem, którego
pokochała, ojcem jej dziecka. Może nawet znaleźliby dla siebie trochę wspólnego czasu. Ale

background image

w tym momencie górę wziął instynkt samozachowawczy, przypominając jej o powodach, dla
których nie może być zależna od Sama ani od innego mężczyzny.

Udało się jej wprawdzie wygrać potyczkę o pozostanie we własnym domu, ale z prób

wyperswadowania Samowi codziennych, porannych wizyt musiała w końcu zrezygnował.
Argument o konieczności zjedzenia czegoś przed wstaniem z łóżka odegrał tu kluczową rolę.

Niestety, było jeszcze wiele innych powodów, dla których przeprowadzka do Sama,

przynajmniej na okres porannych mdłości, nie byłaby złym pomysłem. Przede wszystkim
Kirstin szczerze go polubiła. Ceniła jego towarzystwo jako mężczyzny i szanowała go jako
lekarza. Poza tym bardzo podobał się jej jego dom, nawet tak ascetycznie urządzony. I to
wcale nie z powodu wspomnienia tamtych wspólnych nocy. Już nieraz przyłapała się na tym,
że myśli o jego urządzaniu, o tym jak wyglądałby, gdyby to od niej zależało. Ale to przecież
mało prawdopodobne.

Były też inne jeszcze aspekty takiego posunięcia, które musiała wziąć pod uwagę w

rozważaniach na temat propozycji Sama. Ta druga strona medalu okazała się bardzo istotna.
Do najważniejszych przeciwwskazań ^należało zaliczyć to, że gdy jej ciąża przestanie w
końcu być tajemnicą, dla wszystkich stanie się jasne, dlaczego mieszka z Samem Dysardem.

Nie można też przewidzieć, jak zareaguje dyrekcja szpitala, gdy wyjdzie na jaw, że

ceniony konsultant jest ojcem dziecka swojej podwładnej, osiem łat od niego młodszej. Do
końca życia by sobie nie wybaczyła, gdyby ten dar, jaki od niego otrzymała, miał zniszczyć
jego karierę zawodową.

Był też aspekt bardziej osobisty.
Pogodziła się z tym, że Sam jej pomaga, ponieważ na razie pomoc ta ograniczała się do

jej terytorium. Gdyby natomiast wprowadziła się do niego, nie dość że pracowaliby razem, to
jeszcze musieliby ze sobą spędzać każdą wolną chwilę po dyżurach. Taki układ, w jej opinii,
na pewno skończyłby się bardzo dla niej bolesnym zerwaniem.

Nie wolno jej zapominać, że przyczyną całego tego zamieszania jest jej na razie

malusieńki dzidziuś. Sprawy skomplikują się jeszcze bardziej za jakiś czas, po porodzie.
Będzie musiała wszystko ogarnąć w pojedynkę. Musi nabierać wprawy. Jeśli od samego
początku nie uprze się, że chce być samodzielna...

Samodzielna? Uśmiechnęła się ponuro. Ledwie zmusiła się, by zgarnąć ubranie, które

przygotowała sobie wieczorem, i ruszyła do łazienki.

Przez ostatnie dwa tygodnie w bolesny sposób poznawała, jak ważne jest zorganizowanie

wszystkiego przed pójściem na nocny spoczynek. Rano wolała poleżeć skulona w łóżku. Nie
dałaby rady przyszywać guzików, czyścić butów czy szukać rajstop.

Samodzielność? W tej chwili jest absolutnie niezdolna do jakiejkolwiek samodzielności.

Gdyby nie Sam, który co rano do niej przyjeżdża, byłaby zupełnie bezradna.

– Jak mam rozumieć pogłoski o tobie i Samie? – Naomi zaczepiła ją na korytarzu.

Iskierki migoczące w jej oczach, wskazywały, że umiera z ciekawości.

– Zależy, co słyszałaś – odparowała Kirstin, rozpaczliwie szukając w myślach drogi

ucieczki. Dobrze znała to spojrzenie, które nieodmiennie zwiastowało długie i bardzo
drobiazgowe śledztwo. Poczuła się jak w pułapce.

background image

– Podobno już nie musisz chodzić piechotą do pracy i z pracy do domu, bo on cię

podwozi. Wczoraj rano Cassie widziała, jak wysiadałaś z jego samochodu. A dzisiaj rano nie
odebrałaś mojego telefonu. Czy wy jesteście razem? – zaakcentowała ostatnie słowo. –
Zamierzasz wprowadzić się do niego? Czy już z nim mieszkasz? Kiedy dzisiaj zadzwoniłam,
odezwała się tylko twoja sekretarka automatyczna.

– Dzisiaj? To byłaś ty? Trzeba było się nagrać. Brałam prysznic. Zanim dopadłam do

telefonu, rozłączyłaś się – rzuciła od niechcenia. Starała się nie myśleć o tym, co tego ranka
robiła w łazience.

Naomi była wyraźnie rozczarowana.
– Kiedy się nie odezwałaś, zaczęłam snuć domysły. Już się ucieszyłam, że za jego

przyczyną zrezygnowałaś ze swoich głupich zasad. Moim zdaniem Dysard wart jest grzechu,
chociaż jest taki cichy, a na dodatek świata nie widzi poza pracą. Gdybym nie miała Adama,
to obawiam się, że sama mogłabym się na niego połakomić.

– Ile łat mam ci powtarzać, że nie zamierzam wychodzić za mąż? – zirytowała się na

przyjaciółkę. Jednocześnie sama sobie przypomniała o tym postanowieniu. Im częściej
spotykała się z Samem i im lepiej go poznawała, tym mniej ryzykowna wydawała się jej
perspektywa małżeństwa. Dlatego zdecydowanie musi mieć się na baczności.

– Ale małżeństwo to coś całkiem innego niż mieszkanie razem. – Naomi nie dawała za

wygraną. – Poza tym Cassie widziała, jak wysiadałaś z jego auta.

– Nie zauważyła przy okazji, że lało jak z cebra? Wszyscy wiedzą, że Sam mieszka w tej

samej dzielnicy co ja. Nie przyszło jej do głowy, że po drodze wpadł po mnie, bo ma dobre
serce? Miał dodać gazu pod moim domem? W ten prosty sposób oszczędził mi piętnaście
minut brodzenia po kolana w wodzie.

Nie podobała się jej ta rozmowa. Nie lubiła kłamać, więc teraz tylko trochę naginała

prawdę. Przecież nie mieszka z Samem, a on rzeczywiście mógł codziennie jeździć do pracy
ulicą, przy której stał jej dom.

Nie była jeszcze gotowa tłumaczyć komukolwiek, że Sam odwiedza ją co rano, żeby

pomóc jej przejść przez te koszmarne napady nudności.

– Szkoda. – Naomi wydęła wargi. – Już myślałyśmy, że nareszcie uległaś.
– Myślałyście? Kto tak myślał? – powtórzyła. – Czemu miałabym ulec?
. – Cassie, Dot i ja – zniecierpliwiła się Naomi. – Miałyśmy nadzieję, że znalazłaś kogoś,

dla kogo zrezygnujesz ze swojego postanowienia. Jestem przekonana, że gdybyś pozwoliła
mu bardziej się zbliżyć, byłby w stanie cię namówić, żebyś mu urodziła ślicznego dzidziusia.
Albo nawet dwoje.

Chociaż od dawna wiedziała, że Naomi potrafi być bardzo bezpośrednia, ta wypowiedź

zaparła jej dech w piersiach.

Pozwolić, żeby bardziej się zbliżył? Chyba nie ma większej bliskości niż ta, która ich

połączyła tamtego dnia. I to wcale nie Sam namówił ją na dziecko.

– Przestańcie wreszcie się łudzić – poradziła przyjaciółce. – Ty masz swojego Adama, a

Cassie Luke’a. I bardzo mnie to cieszy. Ale dobrze wiesz, jakie jest moje zdanie na temat
uzależniania się od kogokolwiek. Wiesz też, że nie mam ochoty na takie zbliżenia. Nie chcę

background image

stać się bezbronna – wybuchnęła.

Zorientowała się, że w tej części korytarza ktoś może usłyszeć jej podniesiony głos.

Wyolbrzymiona potrzeba prywatności kazała jej rozejrzeć się czujnie na wszystkie strony. W
tej samej chwili skrzypnęły drzwi za jej plecami. Stanęła twarzą w twarz z Samem Dysardem.

W jego ciemnych oczach dojrzała bezgraniczny smutek.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

– Czy znajdzie pani dla mnie chwilę czasu? – Bardzo speszona Sahru zatrzymała Kirstin,

gdy ta zmierzała korytarzem w stronę pokoju lekarskiego, by poszukać czegoś do jedzenia.

– Oczywiście.
Jakie to szczęście, że znalazł się ktoś, kto się do niej odezwał. Minął już tydzień, od kiedy

Sam niechcący usłyszał jej deklarację złożoną Naomi. Mimo że ani razu nie nawiązał do tego
incydentu, czuła, że przepaść między nimi zaczyna się powiększać. Zupełnie niezrozumiałe
było dla niej w tej sytuacji, dlaczego nadal wpadał do niej o poranku, by zrobić jej zbawienną
grzankę, podać szklankę wody, i gdy skończy wymiotować, i otrzeć twarz mokrym
ręcznikiem.

Trudno zrozumieć tego człowieka.
Tydzień temu wyglądał tak, jakby czuł się zraniony jej stówami. Lecz między nimi nie

stało się nic więcej poza tamtymi upojnymi godzinami w jego łóżku. Nie składali sobie
żadnych obietnic, wiec nie mogli sprawić sobie zawodu. A może zrobiła coś, co pozwoliło mu
snuć jakieś domysły? Chyba nie dała po sobie zauważyć, że po prostu wpadł jak głupia gęś i
zakochała się w nim? Niezależnie od przyczyny, sprawy przybrały niedobry obrót.

Sam stał się jej przyjacielem, lecz ona pojęła to, dopiero gdy zabrakło otwartości tej

przyjaźni.

– Chciałam porozmawiać z panią, ponieważ okazała mi pani tyle cierpliwości podczas

pierwszej konsultacji – powiedziała cichutko Sahru. – Chciałam tylko poinformować panią,
że zgodziłam się na operację.

– O, Sahru, jak się cieszę. – Kirstin była szczerze uradowana. – Kiedy?
– Jutro rano. – Sahru chwyciła jej dłoń. – Czy będzie pani przy mnie? Ja się tego bardzo

boję – szepnęła.

– Ale mimo strachu podjęłaś tę decyzję. Jestem z ciebie bardzo dumna. – Ścisnęła dłoń

czarnoskórej pielęgniarki. – Operację przeprowadzi doktor Dysard, więc niczego się nie
obawiaj. Jeśli to już jutro, to zobaczymy się jeszcze dzisiaj, pod wieczór, ponieważ muszę
przygotować cię do zabiegu, a jutro mam asystować doktorowi. Przez cały czas będę bardzo
blisko.

– Dziękuję z całego serca. – Sahru uśmiechnęła się blado. – Nie mam tutaj nikogo

bliskiego, bo cała moja rodzina została w Sudanie.

– A Hal Halawa? – Wiedziała o uczuciu, jakim młody anestezjolog darzył tę piękną

dziewczynę. – On na pewno też zechce być przy tobie.

– Zostałam tak wychowana, że nadal czuję, że mężczyzna nie powinien wtrącać się w

sprawy kobiet. W tej chwili nie mam ochoty go oglądać. Najchętniej bym go udusiła. To
wszystko jego wina. Gdyby nie on, miałabym święty spokój.

Kirstin uśmiechnęła się.
– Teraz myśl tylko o tym, o ile lepiej będziesz się czuła, jak już będzie po wszystkim. O

ile lepsze stanie się twoje życie. Będziesz mogła cieszyć się myślą o perspektywie trwałego

background image

związku z Halem.

Bacznie obserwowała twarz pięknej Sudanki. Na wzmiankę o Halu dostrzegła w jej

oczach przerażenie.

– Nie wiem, czy kiedykolwiek na to się zdecyduję. – W tym wyznaniu zabrzmiała nuta

żalu.

– Na razie nie zaprzątaj sobie tym głowy. – Współczuła jej z całego serca. Wierzyła

głęboko, że Hal wie, co go czeka. Sahru była tak delikatna i bezbronna, że nie wiadomo, czy
przeżyłaby, gdyby ją odtrącił po tylu cierpieniach, na które się zdecydowała wyłącznie przez
wzgląd na niego. – Skoncentruj się teraz na tym, żeby przetrwać zabieg, a potem zobaczysz.
Jeśli on kocha ciebie, a ty jego, to nie mam najmniejszych wątpliwości, że znajdziecie jakieś
słuszne rozwiązanie. Jeśli dwoje ludzi naprawdę się kocha, to łączy ich znacznie więcej niż
to, co dzieje się lub się nie dzieje w sypialni.

Ich rozmowę brutalnie przerwał pager Kirstin.
– Wzywają mnie. Muszę lecieć. Ale niedługo się zobaczymy. – Pobiegła do najbliższego

telefonu.

– Czasami wręcz nienawidzę tej roboty – jęknęła godzinę później, masując ścierpnięte

ramię.

– Wolałabyś wykonywać inną specjalizację niż ginekologia i położnictwo? – Hal dał

wyraz swojemu zdumieniu. Zauważyła, że zerknął na Sama, który mimo że ich słuchał
powstrzymał się od komentarza. – Wydawało mi się, że to twoja pasja.

– Owszem, ale czasami zastanawiam się, czy nie wolałabym być położną. One zajmują

się tylko łatwymi porodami, a na mnie spadają wszystkie komplikacje i tragedie.

– Nawet w takich przypadkach jak pani Caistor, kiedy wszystko dobrze się kończy, nie

odczuwasz żadnej satysfakcji? – spytał Sam ze zdumieniem.

Wyczuła, że przemówił jako osoba, która tę właśnie specjalizację traktowała jako swoje

szczególne powołanie. Dobrze, że zdecydował się odezwać do niej chociaż w kontekście
pracy.

– Owszem, to mi dodaje nowych sił – przyznała. – Ale dopóki wydaje się, że możemy

stracić matkę i dziecko, jestem po prostu chora. Czuję się wtedy, jakbym przedzierała się
przez moczary, odnoszę wrażenie, że nie zdążę im pomóc, że jestem taka niezdarna, że nigdy
się tego nie nauczę.

– Czasami każdy z nas przez to przechodzi – pocieszył ją Hal. – To nie ma nic wspólnego

ze stażem.

– To prawda – przyznał Sam. – Nie wolno nam zapominać, że nieraz będziemy walczyć

jak umiemy z matką naturą, i poniesiemy porażkę. W naszej poradni to chleb powszedni:
kobiety z problemami, na które nie znamy sposobu, kobiety, które stale ronią, kobiety, które
rodzą potworki lub wcześniaki, kobiety, które załamują się pod naporem fizycznego i
emocjonalnego stresu w konsekwencji powtarzających się niepowodzeń.

Zasłuchana w tę tyradę, wyczuwała szczere zaangażowanie i pasję, które ten człowiek tak

starannie ukrywał pod maską pracoholika.

– W przypadku pani Caistor mogłabyś być lepsza, pod warunkiem że byłabyś szybsza od

background image

Superwoman. Wypadająca pępowina groziła uszkodzeniem mózgu. Po mistrzowsku wręcz
poradziłaś sobie z utrzymaniem dopływu krwi i rozplątywaniem pępowiny. W ten sposób
zapobiegłaś cesarskiemu cięciu. Skończyło się na kilku sińcach i szwach, z powodu których
nasza pacjentka przez parę dni będzie miała kłopoty z siadaniem. Zważywszy na to, że
urodziła zdrowego, ślicznego chłopaka, sądzę, że ci to wybaczy.

Gdy Sam wychodził, Hal uniósł do góry oba kciuki i uśmiechnął się do niej

porozumiewawczo, lecz ona nie potrzebowała jego gratulacji. Słowa, jakie przed chwilą
usłyszała z ust Sama, sprawiły, że poczuła się jak wniebowzięta.

– Pójdę z tobą zobaczyć, jak ona się czuje – zaproponowała w nadziei, że nieco ochłonie.
To bardzo miło, że Sam tak ją wychwalał w obecności Hala, ale nadal czuła dzielącą ich

niewyjaśnioną i nieprzyjemną obcość. Jakie to deprymujące. Każdego ranka spędza! z nią co
najmniej godzinę, w trakcie której nie była w stanie podjąć z nim żadnej sensownej rozmowy,
przez resztę dnia z kolei udawało mu się po mistrzowsku unikać jej, ilekroć mieli szansę
zostać tylko we dwoje.

Koniec tego dobrego, mruknęła w drodze do swojego gabinetu, gdzie czekał na nią stos

papierkowej roboty. Następnego dnia będą niemal nierozłączni, przez cały czas na sali
operacyjnej, więc nie ma zamiaru liczyć się z każdym słowem. Musi za wszelką cenę
oczyścić atmosferę, nawet gdyby oznaczało to wieczorną wizytę w jego domu.

Rzadko kiedy tak bardzo cieszyła ją brzydka pogoda. Wystarczyło wyjrzeć przez okno,

by zorientować się, że pada jeszcze bardziej niż rano. Jeśli Sam konsekwentnie nie chce
wypaść ze swej roli, powinien nalegać, że odwiezie ją do domu. Wolałaby przeprowadzić tę
poważną rozmowę u niego, ponieważ jej dom zamieszkiwało wiele rodzin i trudno było tam
oczekiwać sprzyjających warunków do takich dyskusji. Tak czy inaczej, musi się z nim
rozmówić, nawet gdyby musiała go do tego nakłonić siłą.

Była gotowa do boju, gdy zgodnie z jej przewidywaniami uparł się ją odwieźć, ale

poczuła się niepewnie, gdy w milczeniu czekał, aż zapnie pas.

– Musimy porozmawiać – zaczął, wpatrzony w strugi wody na przedniej szybie. – Wolisz

pojechać do mnie, czy jedziemy do ciebie?

Jak to dobrze, że i on czuje potrzebę oczyszczenia atmosfery. Najpierw jednak trzeba

opanować ten okropny strach, który ściska jej gardło.

– Jedźmy do ciebie. Ty nie masz sąsiadów, którzy mogliby nas podsłuchiwać –

zaproponowała.

Bez słowa przekręcił kluczyk. Zafascynowana obserwowała każdy jego ruch

doprowadzony do doskonałości. Sam prowadził po mistrzowsku.

– Zaczekaj. Wyjmę parasol – powiedział, gdy wjechali na podjazd.
– Nie warto. To tylko kilka kroków.
– Herbata, mleko, sok czy woda? – zapytał, wchodząc do kuchni. – Nie zdejmuj płaszcza,

dopóki trochę się tu nie nagrzeje. – Włączył grzejniki.

Ona tymczasem wyjęła z szafki szklankę, aby nalać sobie soku. Tym posunięciem

zaskoczyła go i sprawiła mu ogromną przyjemność. Cieszyło go, że już zna jego kuchnię.
Nauczyła się jej rozkładu podczas tych dwóch dni, które u niego spędziła.

background image

– Też się napijesz? – zapytała. Wyobraziła sobie, że dla kogoś z zewnątrz ta sytuacja

wygląda całkiem normalnie. Z niejakim bólem serca uprzytomniła sobie jednak, że przecież
nie jest jej pisane uczestniczyć” w podobnych scenkach.

Przykre doświadczenie życiowe podpowiadało jej, że nic nie trwa wiecznie: związki,

rodziny, obietnice. Prędzej czy później to wszystko się rozpada, pozostawiając po sobie
smutek i rozczarowanie.

Lepiej nie angażować się w nic takiego, lepiej nie liczyć na pomoc drugiej osoby. W ten

sposób można uniknąć odtrącenia, zranienia. Ale chociaż tak bardzo walczyła o swą
niezależność, ciągle nie była naprawdę szczęśliwa.

Zauważyła, że Sam sięgnął po puszkę z kawą. Ułamek sekundy później spojrzał na nią i

wyjął z szafki pudełko z herbatą. Najwyraźniej przypomniał sobie, że teraz, nawet o tak
późnej porze, Kirstin nie znosi aromatu kawy.

– W salonie już powinno być ciepło. A może wolisz zostać tutaj?
Mimo że silił się na obojętny ton, wyczuła, że wszystko się w nim gotuje. Jeśli będą

siedzieli tu, przy stole, odległość między nimi będzie niebezpiecznie mała. Tam, w salonie,
będzie można przynajmniej się od siebie odsunąć.

– Tam będzie nam wygodniej – uznała.
Oby tylko nie odgadł, że ona również wszystkie nerwy ma napięte do ostateczności. Jakie

to głupie! Dlaczego tak się denerwuje w jego obecności? Przecież to jest ten sam mężczyzna,
z którym spędziła najpiękniejsze dwa dni swego życia i który od tej pory troskliwie opiekuje
się nią każdego poranka. Mimo to ma wrażenie, że ciągle zna go zbyt powierzchownie.

W końcu usiedli, każde w innym końcu kanapy, i w milczeniu czekali, aż któreś odważy

się zacząć tę rozmowę. Pierwszy odezwał się Sam.

– Wiem, że to bardzo późna pora na zadawanie kłopotliwych pytań, ale chciałbym w

końcu poznać twoje zamiary.

– Mówił cicho i spokojnie, czemu zdecydowanie przeczyły napięte do ostateczności

mięśnie twarzy.

– Moje zamiary? – Nie bardzo rozumiała, o co mu chodzi. Jego pytanie zabrzmiało

niemal tak, jakby był dziewiętnastowiecznym ojcem, który wypytuje kandydata do ręki
swojej ukochanej jedynaczki.

– Owszem. Twoje intencje – wyjaśnił szorstkim tonem.
– Jak długo jeszcze masz zamiar tak się zachowywać? Nie chcesz się do mnie

wprowadzić, żebym mógł ci pomagać. Aktualnie wolno mi tylko trzymać ci głowę, kiedy
wymiotujesz. Nikomu nie powiedziałaś, że jesteś w ciąży, nawet Cassie i Naomi, swoim
najserdeczniejszym przyjaciółkom. Więc i one nie mogą ci pomóc.

Zrobił gest w jej stronę, który wyrażał dezaprobatę dla tego, co ma przed oczami.
– Nie zauważyłaś, że chudniesz? – Teraz już był zły.
– Najmniejszy podmuch wiatru mógłby cię przewrócić. Kiedy wreszcie przyznasz, że

nawet ktoś tak niezależny jak ty sam sobie nie poradzi? Że potrzebujesz czyjejś pomocy?

– Nie potrzebuję niczyjej pomocy – odparła urażona. – A już na pewno nie wtedy, kiedy

skończą się te przeklęte poranne mdłości. Jeszcze tylko kilka tygodni, a zacznę pęcznieć jak

background image

balon. Mam mnóstwo czasu, żeby przybrać na wadze.

Obrzucił ją gniewnym spojrzeniem. Był wyraźnie niezadowolony, a jednocześnie nie

ukrywał bezradności wobec jej uporu.

– Wytłumacz mi wobec tego, dlaczego nikomu jeszcze nie powiedziałaś o dziecku? –

Zaatakował od innej strony. – Wydawało mi się, że bardzo się przyjaźnisz z Cassie i Naomi.
Dlaczego robisz przed nimi taką tajemnicę z tego, że jesteś w ciąży, jeśli one dzielą się z tobą
każdym najdrobniejszym szczegółem?

– Bo... chciałam sama poupajać się tym wyjątkowym dla mnie wydarzeniem.
Słaby argument. To samo pytanie nie dawało jej spokoju poprzedniej nocy. Jej odpowiedź

w dużej mierze była bardzo szczera, ale jednocześnie wstrząsnęło nią odkrycie, że istotną rolę
w jej pragnieniu zachowania tajemnicy odgrywa zwyczajny wstyd.

Cassie i Naomi mogą się chwalić tym, że są w ciąży. Obydwie są zamężne i wszyscy bez

wyjątku z nieukrywaną radością zaakceptują ten fakt.

Ona jest w zupełnie innej sytuacji. Reakcje otoczenia na wieść o jej ciąży mogą być

różne. Wprawdzie przez ostatnie sto lat obyczaje uległy znacznemu złagodzeniu, ale ciąża
pozamałżeńska nadal budzi ostre kontrowersje.

Ogarnęła ich przytłaczająca cisza. Kirstin wypiła już swój sok, ale ciągle kurczowo

ściskała w dłoniach pustą szklankę, jakby to była jej lina ratunkowa. Sam z kolei był jtak
bardzo pogrążony w myślach, że zapomniał o herbacie. Jego filiżanka stała nietknięta na
stoliku.

Kirstin obserwowała jego zgarbione plecy, zaciśnięte pięści z pobielałymi knykciami.

Widziała, jak w myślach st»-rannie dobierał słowa.

Zaatakował ją zupełnie nieoczekiwanie, ponieważ tego pytania zupełnie się nie

spodziewała.

– Rozmyśliłaś się? – rzucił przez ściśnięte gardło. Na jego pociągłej twarzy malowało się

teraz nieopisane napięcie.

– Ja? W jakiej kwestii? – Serce jej pękało na widok rozpaczy, jaką wyczytała w jego

oczach.

– Nie chcesz tego dziecka... mojego dziecka. Z powodu dysleksji. Podjęłaś w końcu

decyzję, że go nie chcesz? – wyrzucił z siebie.

Poczuła się jak pod obstrzałem z karabinu maszynowego. Te słowa o mało jej nie zabiły.

Przez chwilę wydawało się jej, że serce jej stanęło.

– Pomyślałeś, że nikomu o nim nie powiedziałam, bo chcę usunąć tę ciążę? – Była

wstrząśnięta. Dopiero teraz dotarły do niej rozmiary strachu, jaki go gnębił. Położyła dłoń na
swoim ciągle płaskim brzuchu. – Jak coś takiego mogło ci przyjść do głowy?

– A co innego mam myśleć? – Wstał gwałtownie i zaczął przechadzać się po pokoju. –

Nikomu o nim nie powiedziałaś. Ani przyjaciółkom, ani współpracownikom. Nikt by się
nigdy nie dowiedział o jego istnieniu. Mój udział w jego życiu traktujesz marginalnie, mimo
że, jeśli zostaniesz w naszym szpitalu, przez lata całe będziemy widywali się dzień w dzień.
Odmawiasz mi nawet prawa do pomocy polegającej na podawaniu ci rano szklanki wody i
mokrego ręcznika!

background image

Zatrzymał się przed nią, a ona, siedząc jak skamieniała na niskiej kanapie, poczuła się jak

wystraszony zając.

– To jest także moje dziecko. Nie zapominaj o tym – przypomniał jej stanowczym tonem.

– A to znaczy, że mam pełne prawo wiedzieć, jeśli postanowiłaś się go pozbyć.

Doskonałe rozumiała dojmujące uczucie bezradności, jakie go nękało, ponieważ życie nie

oszczędziło jej podobnych sytuacji. Mimo to potrafiła się bronić przed niesłusznymi
zarzutami.

Zerwała się na równe nogi.
– Jak miałeś czelność myśleć, że chcę zabić to dziecko? Zapomniałeś, na co się

zdecydowałam, aby je począć? Nie pamiętasz już, co zrobiłam, żeby je mieć? Chyba już
zdążyłeś zauważyć, że od kilku tygodni każdy poranek jest dla mnie koszmarem. Wiec
powiedz mi, dlaczego jeszcze go nie usunęłam? Przecież spokojnie mogłabym już ukrócić te
męczarnie.

Teraz ona zaczęła chodzić po salonie niczym lwica uwięziona w klatce. Rozsadzała ją

wściekłość. Dobrze, że w pokoju było mało mebli, bo czuła, że potrzebuje bardzo dużej
przestrzeni.

– Chcesz usłyszeć prawdę? To będziesz ją miał. Wiesz, dlaczego nikomu o tym nie

powiedziałam? Bo nawet w tych postępowych czasach to dziecko przyjdzie na świat
naznaczone piętnem, ponieważ jego matka jest niezamężna. Czuję się winna, bo się do tego
przyczyniłam. A ponieważ Cassie i Naomi są w siódmym niebie z powodu swoich dzieci, na
razie nie chciałam burzyć im tego szczęścia.

Przystanęła, czując, że opuszczają ją siły, że uginają się pod nią nogi, jakby były z waty.

Ale musi poruszyć jeszcze jeden temat.

– Jeśli chodzi o ciebie... – zaczęła prawie szeptem. – Nie pojmuję, dlaczego przez tyle lat

nie nabrałeś rozum*

i nie założyłeś rodziny, ale przysięgam, że nigdy nie będę robić ci żadnych trudności, jeśli

zechcesz spotykać się z moim maleństwem. Jeśli zostanę w tym szpitalu, bez najmniejszych
wyrzutów sumienia zaangażuję cię na parę lat do jego pilnowania, bo zanosi się na to, że
będzie tak uparte i nieznośne jak jego ojciec – dokończyła już w znacznie lżejszej tonacji.

W tej samej chwili zachwiała się i poczuła, że ściany znikają gdzieś w mroku, za to

podłoga staje się coraz wyraźniejsza. Okrzyk Sama dobiegł do niej z jakiejś ogromnej,
kosmicznej odległości.

Nim straciła przytomność, zdążyła jeszcze pomyśleć, jak bardzo żałuje, że nie potrafi się

zdobyć na to, by powiedzieć mu, że go kocha. Gdyby w odpowiedzi otrzymała podobne
zapewnienie, przestałaby się przejmować, co ludzie powiedzą o jej dziecku. Mogłaby nawet
osobiście obwieścić tę nowinę całemu światu...

– Dureń. – Obudził ją cichy szept Sama. Zorientowała się, że leży na kanapie. – Dureń. –

Powtórzył, spoglądając jej prosto w oczy. Nigdy nie patrzył w ten sposób, zaniepokojony
stanem którejkolwiek z pacjentek.

– Ty czy ja? – Nadal kręciło się jej w głowie jak po kilku kieliszkach wina.
– Zdaje się, że oboje. – Spoglądał na zegarek, badając jej puls. – Kiedy ostatnio jadłaś?

background image

– Jak zwykle w południe. Chyba jednak nie. Dostaliśmy przecież wtedy wezwanie do

tego cesarskiego, a potem...

– Kirstin... – przerwał jej ten chaotyczny monolog. – Czy to znaczy, że zjadłaś dzisiaj

tylko tę jedną, jedyną suchą grzankę, którą zrobiłem ci rano? Nic dziwnego, że nikniesz „w
oczach. Jesteś głupsza niż gęś.

Wstał i ruszył w stronę kuchni. Po drodze jednak zatrzymał się i zgromił ją spojrzeniem.
– Nie ruszaj się z kanapy, dopóki nie wrócę – rozkazał. – Zrobię ci coś do jedzenia.
Jajecznica na grzance była wyśmienita, a banan bardzo dojrzały. Taki jakie lubi

najbardziej. Kończąc szklankę mleka, które postanowił w nią wmusić, poczuła, że zaraz
zaśnie.

– Marsz do łóżka – polecił tonem nie znoszącym sprzeciwu, a ona, zamiast z nim

polemizować, zdołała tylko pisnąć, gdy brał ją na ręce.

Zaprotestowała, gdy przystanął pod schodami.
– Nie! – Z całych sił chwyciła się poręczy. – Sama wejdę. Nie chcę, żebyś dostał

przepukliny. Nie będziesz wtedy mógł operować, a kolejka potrzebujących twojej pomocy
jest bardzo długa.

Uznał jej argumenty, po czym zdecydowanym gestem objął ją w pół i pomógł wspiąć się

na górę.

– Łazienka do twojej dyspozycji. – Otworzył szeroko drzwi.
Już miała je za sobą zamknąć, gdy nagle coś sobie uprzytomniła.
– Sam! – Odwrócił się błyskawicznie, jakby spodziewając się, że znowu zrobiło się jej

słabo. – Ja nic nie mam, nawet szczoteczki do zębów.

Rozluźnił się i gestem kazał jej wrócić do łazienki.
– Zaraz przyniosę ci któryś z moich podkoszulków, a nowe szczoteczki znajdziesz w

szafce.

Kończąc pobieżną, wieczorną toaletę, ponownie opadła z sił. Ucieszyła się na widok

Sama, który czekał pod drzwiami, gotowy zaprowadzić ją do sypialni.

Zamierzała uświadomić mu fakt, że rano nie będzie miała w co się ubrać, ale zanim

zdążyła cokolwiek powiedzieć, położył jej palec na ustach.

– Śpij. – Starannie otulił ją kołdrą. – Zostaw to mnie. Teraz już śpij.
Coś jej podpowiadało, że za nic w świecie nie powinna pozwolić na takie autokratyczne

traktowanie, ale świadomość, że ktoś się nią opiekuje, była tak przyjemna, że nie słuchała
tych podszeptów.

Wtulając twarz w poduszkę, wdychała zapach piżma, mydła i mężczyzny. Ta mieszanka

zawsze będzie jej przypominała...

– Sam – szepnęła.
– Słucham. – Nie wiedziała, że jest tak blisko. Myślała, że już wyszedł z sypialni. Gdy

uchyliła powieki, zobaczyła, , że stoi nieopodal i bacznie się jej przygląda.

– Nie idziesz spać? – zapytała sennie, tłumiąc ziewnięcie. – Zimno tu bez ciebie.
Przygotowując się do pierwszego zabiegu, była w wyśmienitym nastroju. Od dawna nie

spało się jej tak dobrze, a poza tym tego dnia nudności nie były bardzo dokuczliwe. Może

background image

wkrótce całkiem ustaną? Wiadomo przecież, że nie wszystkie ciężarne cierpią z ich powodu
oraz że nie musi to trwać przez cały pierwszy trymestr.

Gdy o świcie otworzyła oczy, Sam, otulony płaszczem kąpielowym, już czekał z

chrupiącą grzanką.

– Herbata? Coś z glukozą?
– Poproszę herbatę. – Miała nadzieję, że uda jej się coś przełknąć, zanim poczuje falę

nudności.

Wiedziała, że wszystko będzie dobrze, dopóki nie wstanie z łóżka, ale chciała jak

najszybciej znaleźć się w szpitalu, gdzie czekała na nich cała lista zabiegów. Drugą atrakcją
było to, że spała w łóżku Sama. Mgliste wspomnienie poczucia bezpieczeństwa, jakie
odczuwała w jego ramionach, przywiodło jej na pamięć tamten niepowtarzalny weekend.

Gdy zjadła drugą grzankę, Sam posłusznie odwiózł ją do domu, żeby się przebrała.
Nie odważyli się podjąć tematu wieczornej rozmowy. Kirstin była zbyt pochłonięta

wsłuchiwaniem się w swój żołądek, by rozmawiać o czymkolwiek, a Sam jak gdyby nigdy
nic zajął się własnymi przygotowaniami do pracowitego dnia. Jakby od lat korzystali z tej
samej łazienki.

Mimo że rzadko się odzywali, czuło się, że od poprzedniego wieczoru coś się zmieniło.
Nie odczuwali skrępowania, jakby powróciło wzajemne zrozumienie, które już wcześniej

rodziło się między nimi.

Wszystko to sprawiło, że Kirstin rozpoczęła ten dzień z promiennym uśmiechem na

ustach i ogromnym zapasem energii.

Osiem godzin później była zupełnie wyczerpana, ale nadal zadowolona z minionego dnia.

Sam sprawiał podobne wrażenie, pomimo stresu, jakim musiało być dla niego nadzorowanie
zabiegów przeprowadzanych przez Kirstin.

Było kilka skomplikowanych przypadków, włącznie z pacjentką, której trzeba było

usunąć macicę i zszyć pęcherz. Obydwa zabiegi należało wykonać od dołu z powodu licznych
blizn na podbrzuszu. Sam pozwolił sobie nawet zauważyć żartem, że pacjentka powinna
docenić fakt, że Kirstin ma znacznie mniejsze i zręczniejsze palce niż on. Pochwały, jakimi
obsypał ją po operacji, były jednak całkiem szczere.

Tego dnia najbardziej niepokoił ją zabieg Sahru. Zrozumiała, co to znaczy znać pacjentkę

jeszcze przed operacją. Nie zdziwiła się, gdy Hal odmówił podania środka usypiającego
kobiecie, którą kochał.

Zabieg wykonał Sam. Przez cały czas skrupulatnie relacjonował każde swoje posunięcie.

Mimo że pracował w ogromnym skupieniu, Kirstin wyczuła hamowany gniew w jego głosie.
Próbowała sobie przypomnieć, kiedy nauczyła się wyczuwać jego skrywane emocje.

Było już późno, gdy po obchodzie świeżo operowanych pacjentek mogli opuścić szpital.

Mimo że wieczór był pogodny, Sam postanowił zabrać ją do swojego domu, ale ona uparła
się, że chce wrócić do siebie.

Wspaniale byłoby spędzić kolejną noc w jego ramionach, ale groziłoby to zbytnim

uzależnieniem. Stoczyła długą i trudną batalię o swą niezależność, więc teraz nie zaryzykuje
jej utraty. Tym bardziej że uniemożliwiłoby to jej wychowywanie dziecka.

background image

Było jeszcze ciemno, gdy poczuła przeszywający ból w dole brzucha. Drugi spazm, po

którym poczuła, że coś cieknie jej po udzie, kazał jej natychmiast sięgnąć po telefon.

– Sam... – zaczęła zdławionym głosem, czując, jak ogarnia ją przerażenie. Upłynęło kilka

sekund, zanim przypomniała sobie numer jego telefonu.

– Co się stało? Któraś z pacjentek? – Po przytłumionym głosie zorientowała się, że

wyrwała go z głębokiego snu.

– Sam, pomóż mi... – Kolejny spazm bólu. Zamknęła oczy, by nie krzyczeć.
– Kirstin, co się stało? – dopytywał się całkiem już przytomnym głosem.
– Boję się... – Rozpłakała się. – To chyba poronienie.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

– Natychmiast przywieź tu ultrasonograf. Daj jej kroplówkę. Ritodrina. Na początek

pięćdziesiąt mikrogramów, potem stopniowo zwiększaj do dwustu pięćdziesięciu. – Leżała z
zamkniętymi oczami, słuchając poleceń wydawanych przez Sama.

Oto jedna z tych okoliczności, kiedy nadmiar wiedzy jest zdecydowanie niekorzystny.

Świadomość, że zaordynował jej środek, który stosuje się w celu powstrzymania
przedwczesnego porodu, dobitnie ukazał jej powagę sytuacji.

Od kilku miesięcy poruszała się w wyimaginowanym świecie, wmawiając sobie, że jeśli

czegoś bardzo zapragnie, zawsze potrafi to osiągnąć. Jakie to dziwne, że akurat teraz, gdy
zanosi się, że straci to dziecko, nagle stało się ono tak rzeczywiste jak nigdy przedtem.

Personel szpitalny potrafi dobrze maskować emocje, ale gdy podnosząc ją z łóżka, Sam

zobaczył, ile straciła krwi, nie był w stanie ukryć przerażenia. Nie odezwał się, ale ona
domyślała się, że ich dziecko ma niewielką szansę przeżycia.

– Sam... przepraszam – szepnęła przez łzy.
Nie otwierając oczu, wiedziała, że podszedł do niej, a kiedy wziął ją za rękę, uścisnęła ją

z wdzięcznością. Nawet taki niewinny gest dodał jej otuchy.

– Kiedy ona przyjedzie z tym ultrasonografem? – niecierpliwił się Sam.
Mocniej zacisnęła palce na jego dłoni. Czulą, że cala drży i że serce bije jej jak miotem,

ale nie była to reakcja na podany lek, który teraz krążył w jej żyłach.

– Kirstin, posłuchaj mnie – szepnął.
Gdy odwróciła głowę, jego twarz była tuż nad nią. Wpatrywał się w nią takim żarliwym

spojrzeniem, jak tamtej pamiętnej nocy. Do tej pory była przekonana, że już nikt nigdy nie
będzie na nią tak patrzył.

– Pamiętaj, że cokolwiek się stanie, niezależnie od tego, czy stracisz to dziecko, czy nie,

nie opuszczę cię – mówił z przekonaniem. W ogólnym zamieszaniu nie słyszał go nikt oprócz
niej. – Jeśli zechcesz spróbować jeszcze raz – ciągnął bez zająknienia – jestem do twojej
dyspozycji. Nie wyobrażam sobie, by inna kobieta mogła zostać matką mojego dziecka.

Wzruszenie odebrało jej głos. Skąd ten człowiek wie, jak zmniejszyć ból w takich

tragicznych momentach?

Męczarnie niepewności skończą się, dopiero gdy przyjedzie ultrasonograf. Wydawało się

jej, że czeka już całą wieczność. W końcu posmarowano jej podbrzusze zimnym,
niebieskawym żelem i ustawiono głowicę.

W gabinecie panowała grobowa cisza, gdy pielęgniarka obsługująca aparaturę USG to

pochylała, to w różnych kierunkach przesuwała urządzenie po brzuchu Kirstin, najpierw aby
równomiernie rozprowadzić żel, potem by dokonać odczytu.

Przekonana, że na pewno nie ma tam skulonego, podobnego do kijanki stworzonka,

odwróciła wzrok od niewyraźnych obrazów na monitorze. Wpatrywała się teraz w przystojną
twarz Sama i pocieszała myślą, że znowu przeżyją wspólne chwile.

Za cenę koszmarnych poranków przez kilka kolejnych tygodni, które znowu upłyną pod

background image

znakiem porannych mdłości, warto będzie wzbogacić

wspomnienia o nowe cudowne

doznania.

Zacznie od przeprowadzenia wszystkich możliwych badań, aby wykluczyć możliwość

powtórzenia się podobnej sytuacji. Chyba nie przeżyłaby straty drugiego dziecka. Jakim
cudem kobiety, które przeszły przez trzy. cztery czy nawet więcej poronień, nie kończą w
szpitalu psychiatrycznym?

– Kirstin... – Poczuła jego dłoń na policzku.
Jej uwadze całkowicie umknęło bezgraniczne zdumienie, jakie ten bardzo pieszczotliwy

gest wywołał na twarzach otaczających ich kolegów. Wpatrywała się tylko w jego oczy.

Zamiast rozpaczy dostrzegła w nich wesoło tańczące złote iskierki.
– Kirstin, popatrz na monitor – zachęcał ją. – Ona tam ciągle jest, skarbie. Nasze dziecko

tam jest Zignorowała pomruk zdziwienia, który wypełnił gabinet, gdy do wszystkich w końcu
dotarł sens tego wyznania. Zafascynowana wpatrywała się w obraz dziecka, które nadal nosi.

– Widzisz, jak bije jej serduszko? – szeptał wśród ciszy jak makiem zasiał, wskazując

palcem pulsującą plamkę. – Zaczęło bić, gdy miała dwadzieścia dni, i nie przestanie, dopóki
nasza maleńka nie będzie bardzo wiekową staruszką.

Już rusza rączkami i nóżkami, ale jeszcze są za małe, abyś mogła to poczuć.
Ktoś głośno wytarł nos, przerywając tę wzruszającą scenę. Podniósłszy wzrok, Kirstin

ujrzała nad sobą zapłakane oczy Cassie. Tuż za nią stała Naomi. Praktycznie cały gabinet
wypełniali koledzy i personel, którzy bez cienia wstydu okazywali wzruszenie z powodu tak
szczęśliwego zakończenia.

– Sam, przepraszam, – Rozpłakała się, chowając twarz w jego rękawie. – Teraz już

wszyscy wiedzą.

– Najwyższy czas – mruknął, gładząc ją po włosach. – Nareszcie nie musimy już niczego

ukrywać.

– Pod warunkiem że będą to takie sprawy, o których może wiedzieć cały szpital –

ostrzegła ich pielęgniarka obsługująca USG. – Plotkarze na pewno już szaleją z
niecierpliwości. A teraz pozwolę sobie wręczyć wam pierwsze zdjęcie do rodzinnego albumu.
– Podała Samowi czarnobiały wydruk.

Pokazał go Kirstin, aby mogła dokładniej przyjrzeć się dziecku.
– Naprawdę myślisz, że to dziewczynka? – Uśmiechnęła się.
– Mała dziewczyneczka, która ma takie same piękne włosy i zniewalające oczy jak jej

matka – wypalił bez zająknienia. – A jeśli się mylę, będziemy ponawiać próby, aż trafimy w
dziesiątkę.

Taką stanowczość usłyszała w jego głosie po raz pierwszy. Jego oczy mówiły to samo.
– Znasz mój problem, więc wiesz, że nie jestem najlepszą partią. Ale czy nie zechciałabyś

ulżyć mi w tej niedoli, wychodząc za mnie za mąż?

– Słucham? – Jej zdumione pytanie zagłuszyły z trudem hamowane wybuchy radości

Naomi i Cassie.

Rozejrzała się po gołych ścianach gabinetu, wypełnionego aparaturą oraz sprzętem

specjalistycznym, które od tylu lat uczyła się obsługiwać, i poczuła, że ogarnia ją lek.

background image

Miało być zupełnie inaczej. Włożyła tyle starań, unikając niebezpiecznej bliskości,

właśnie po to, by to się nie stało. Skoncentrowała się na pracy zawodowej, by mieć pewność,
że jej szczęście spoczywa tylko w jej rękach.

To takie sale jak ta, jak ten gabinet w szpitalu pod wezwaniem Świętego Augustyna,

miały zapewnić jej życiową stabilizację, która umożliwi jej wychowywanie dziecka.

Szpitale nie umierają i nie opuszczają na zawsze swoich bliskich. Szpitale nie odtrącają

tych, którzy nie są na tyle urodziwi, by ktoś chciał ich adoptować...

– Wiesz przecież, że nie mogę – zaczęta z wahaniem. Poczuła nową falę bólu, która tym

razem zalewała jej serce. – Od samego początku powtarzam ci, że nie chcę być od nikogo
zależna.

– Nie o to cię proszę – tłumaczył się. Czułym gestem otarł palcem łzę, która potoczyła się

po jej policzku. – Pozwól, żebym to ja był zależny od ciebie.

– Ty chcesz być zależny ode mnie? – speszyła się. Prawie nie zauważyła, że gabinet nagle

opustoszał. – Ale...

– W tej chwili życie naszego dziecka zależy tylko od ciebie – ciągnął. – Ale gdy już

przyjdzie na świat, z każdym dniem będzie coraz bardziej niezależne, aż w końcu stanie się
zupełnie samodzielne.

Aby skupić całą jej uwagę na sobie, ujął jej głowę w dłonie.
– Nie można tego samego powiedzieć o mnie – oznajmił, składając na jej wargach

delikatny pocałunek. – A to dlatego, że cię kocham i nigdy nie przestanę cię potrzebować. W
moim życiu, w moim domu, w moich ramionach.

Nie potrafiła poskromić swego ciała na tyle, by nie zareagowało na drugi pocałunek. Tak

było od samego początku tej znajomości, mimo że nie chciała się do tego przyznać. Już nie
wyobrażała sobie życia bez Sama Dysarda.

– Ale... – Tak przywykła do nieustannej walki o swą niezależność, że nie potrafiła

powstrzymać się od protestu. Tym razem na niewiele to się zdało.

r To się sprowadza – przerwał jej – do prostego wyznania: kocham cię. Pokochałem cię

w dniu, kiedy po raz pierwszy pojawiłaś się na naszym oddziale. Odchodziłem od zmysłów z
obawy, że zakochasz się w którymś z młodych, przystojnych lekarzy, i on mi cię odbierze.
Moje marzenie się ziściło, gdy mi się oświadczyłaś.

– To nieprawda. Wcale ci się nie oświadczyłam! – zaoponowała. – Poprosiłam się jedynie

o sztuczne zapłodnienie. Gdybyś tak usilnie nie próbował mnie od tego odwieść, nie
straciłabym głowy, nie zdobyłabym się na odwagę.

– Kobieto, ile ja przez ciebie wycierpiałem. – Usadowił się wygodniej, a ona dopiero

wtedy zauważyła, że położyła mu głowę na kolanach. – Chciałaś, abym ci dał tylko
mikroskopijny fragmencik siebie, podczas gdy ja marzyłem, żebyś zechciała całego dawcę.

Odgarnął potargane włosy z jej policzka, po czym ponownie oparł jej głowę na swoim

ramieniu.

Wsłuchiwała się w rytmiczne bicie jego serca i rozmyślała o tym małym serduszku, które

trzepocze się w jej brzuchu.

Przepełniało ją uczucie wdzięczności. Do końca życia nie zdoła odwdzięczyć się Samowi

background image

za to wszystko, co dla niej zrobił. Z żelazną konsekwencją wspierał ją nawet wtedy, gdy
łączyła ich jeszcze bardzo wątła nić przyjaźni.

A gdy zdawało się, że ich znajomość nieodwołalnie dobiega końca, był przy niej, nie

opuścił jej. Ale taki jest Sam. To do niego niepodobne.

– Nie odpowiedziałaś mi – uwodzicielsko zniżył głos. Po raz pierwszy od chwili, gdy

dowiedzieli się, że ich dziecko żyje, poczuła, jak tężeją mu mięśnie.

– Jak to? A o co pytałeś? – Tyle się wydarzyło w ciągu kilku ostatnich godzin, że jej

umysł z nadmiaru wrażeń nie funkcjonował zbyt szybko.

Wydał z siebie teatralny jęk i ułożył ją ostrożnie na łóżku.
– Widzę, że domagasz się, abym uczynił to w ogólnie przyjęty sposób. – Przykląkł na

szpitalnej podłodze. – Kirstin, kocham cię z całej duszy, do szaleństwa i na wieki. Potrzebuję
cię, aby moje życie nabrało sensu. Czy wyświadczysz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Choćby tylko z litości nad moją zszarganą reputacją.

Roześmiała się przez łzy. Zdała sobie przy okazji sprawę, że Sam jest jedynym

mężczyzną, który potrafi sprawić, że w tej samej chwili płacze i śmieje się. Jakie to proste.
Nie miałby najmniejszej szansy, gdyby od dawna tak bardzo go nie kochała.

– Ponieważ jesteś jedynym mężczyzną, który sprawił, że mu się oświadczyłam, sądzę, że

powinniśmy się pobrać. – Uśmiechnęła się. – Ale najważniejsze zawsze będą te dwa słowa:
kocham cię. Kocham cię – szepnęła.

Potem zabrakło jej słów na widok łez wzbierających w jego oczach.
– Mam dla ciebie niespodziankę – oznajmił Sam podczas gwarnego przyjęcia, które

Cassie, Naomi i Kirstin wydały wspólnie, aby uczcić chrzest ich dzieci.

Biedny kapelan był całkiem skołowany, ponieważ każda para zażyczyła sobie, aby

świadkami były pozostałe dwie pary.

– Wszystko zostaje w rodzinie – wytłumaczyła mu rezolutnie Cassie. – Gdyby cokolwiek

złego stało się jednemu z nas, reszta bez namysłu zajmie się jego dzieckiem. Ta ceremonia ma
tylko oficjalnie przypieczętować ten układ.

Dot była w siódmym niebie. Przez cały czas trzymała na rękach któreś maleństwo. Kirstin

zaczęła się nawet zastanawiać, czy nie rzuciła na nie jakiegoś uroku, ponieważ grzecznie
budziły się po kolei.

Gdy Sam wziął ją za rękę i zaczął prowadzić przez pokój, przypomniała sobie jego słowa.
– Jaką niespodziankę? Że od początku wiedziałeś, że to będzie dziewczynka? –

zażartowała.

Zgodnie nie chcieli poznać płci dziecka przed porodem. Po minie Sama zorientowała się,

że gdy maleństwo już przyszło na świat, był równie zaskoczony jak ona.

Czasami aż ją kusiło dowiedzieć się tego przed czasem, ale pohamowała się, bo przecież

najważniejsze było to, że dziecko jest i rozwija się prawidłowo.

– To nie była niespodzianka, lecz bezgraniczna radość – poprawił ją. – Tym większa, że

nie postanowiłaś poprzestać na jednym, skoro już teraz dostałem to, co sobie wymarzyłem.

Dała mu kuksańca w bok, ciągle nie mogąc się nadziwić, jak małżeństwo i ojcostwo

zmieniły tego poważnego, zapracowanego człowieka. Teraz promienny uśmiech rozświetlał

background image

jego twarz właściwie bez przerwy, zwłaszcza gdy brał na ręce ich córeczkę.

– To prawda, że nieco przestawiliśmy kolejność poczęcia i ślubu – ciągnął. – Ale kiedy

składaliśmy wniosek w urzędzie, zainteresował mnie pewien szczegół na twojej metryce
urodzenia.

Wyjął dokument z wewnętrznej kieszeni marynarki. Zrozumiała nareszcie, dlaczego się

nie przebrał, skoro już dawno wrócili z kościoła.

– Zapewne nigdy nie miałaś powodu przyjrzeć się mu dokładnie, ale mnie bardzo

zaciekawiły podejrzane cyferki w rubryce, do której wpisuje się datę narodzin.

Gdy znaleźli się na korytarzu, gdzie panował względny spokój, podał jej rozłożoną

metrykę.

– Jak zapewne wiesz, jedynym przypadkiem, kiedy do metryki wpisuje się dokładną

godzinę narodzin, są porody mnogie. Chodzi o to, aby było wiadomo, które dziecko urodziło
się pierwsze.

Nie dowierzała własnym oczom. Dopiero po chwili pojęła znaczenie odkrycia, jakie

poczynił Sam.

– Chcesz powiedzieć, że było mnie więcej?
– Niezupełnie – poprawił ją rozbawiony. – Tego dnia urodziło się was dwoje. Pamiętając,

jak bardzo cierpisz z powodu całkowitego braku krewnych, przeprowadziłem małe
dochodzenie.

– Znalazłeś ją? – dopytywała się niecierpliwie. Nie wiedziała, czy ma rzucić mu się na

szyję, czy odtańczyć dziki taniec radości. – Chcesz mi powiedzieć, że znalazłeś moją
bliźniaczkę?

– Owszem, znalazłem. – Sięgnął do klamki drzwi prowadzących do świeżo urządzonego

pokoju, w którym była ich jadalnia. – Ale to nie jest siostra, tylko brat – uzupełnił.

Stanęła w progu i oniemiała z niedowierzania na widok niewielkiej grupki ludzi, którzy

tam na nią czekali.

Mężczyzna był od niej wyższy i znacznie szerszy w ramionach, za to niepodważalne

podobieństwo rysów twarzy i karnacji od razu rzucało się w oczy.

– Cześć, Kirstin. Mam na imię Christopher. – Podprowadził bliżej żonę z dzieckiem. –

Pozwól, że przedstawię ci moją żonę Penny i naszą maleńką córeczkę Kirstin, która urodziła
się zaledwie trzy tygodnie i jeden dzień temu.

– Tego samego dnia, co nasza... – Ten nieoczekiwany zbieg okoliczności sprawił, że

zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. – Słyszałeś? – kompletnie oszołomiona zwróciła się
do Sama. – Nasze dziewczynki urodziły się tego samego dnia.

Wyczuwając, jak bardzo była wstrząśnięta nową sytuacją. Sam objął ją opiekuńczym

gestem.

– Imię Kirstin nadaliśmy jej, jeszcze zanim Samowi udało się z nami skontaktować –

wyjaśniła Penny, ocierając łzy – Ja chciałam, żeby nosiła imię mojej matki, ale Christopher
uparł się jak osioł, że ma być Kirstin i tylko Kirstin.

Salwa śmiechu, która nagle rozległa się za drzwiami, przypomniała jej nagie, że w domu

jest pełno ludzi. Nie wiedziała, jak ma się zachować. Z jednej strony do obowiązków pani

background image

domu należało jak najszybciej wrócić do zaproszonych gości, z drugiej gorąco pragnęła być z
bratem.

którego istnienia nawet się nie domyślała. Rzuciła Samowi rozpaczliwe spojrzenie.
– Zaproponowałem Christopherowi i Penny, aby zostali u nas na kilka dni... Jeśli nie

masz nic przeciwko temu. Uśmiechnął się znacząco. – Sądzę jednak, że powinniśmy ich
ostrzec, co może ich spotkać w tym naszym zwariowanym gronie. A nuż zechcą zmienić
zdanie i ewakuują się w popłochu.

– Właśnie wydajemy przyjęcie z okazji potrójnych chrzcin – pospiesznie wyjaśniła

Kirstin. – Poznałyśmy się w ostatniej rodzinie zastępczej, której nas przydzielono, i bardzo się
zżyłyśmy. Zastępujemy sobie prawdziwe rodziny, których nigdy nie miałyśmy. A teraz, kiedy
przybyło nam troje dzieci, ta nasza rodzina znacznie się powiększyła.

Christopher uśmiechnął się czule do Penny.
– My też poznaliśmy siew rodzinie zastępczej. I też powiększamy naszą rodzinę. Sądzę,

że gdybyśmy połączyli siły, tempo tego przyrostu mogłoby znacznie wzrosnąć. – Gestem, z
którego można było wyczytać onieśmielenie, podał Kirstin rękę, a ona przyjęła to
zaproszenie, spontanicznie rzucając mu się na szyję.

– Sam, czy potrafisz sobie wyobrazić, jak Dot się ucieszy? – zwróciła się do niego przez

łzy. – Będzie miała już czworo maluchów do rozpieszczania!

– Co za dzień – szepnęła, by nie obudzić maleństwa, które spało w łóżeczku obok ich

łóżka.

W innym pokoju, po przeciwnej stronie holu, w drugim łóżeczku spało drugie dziecko.
– Tak się czuję, jakbym spędziła ten dzień w wesołym miasteczku, w gabinecie luster,

gdzie każdy obraz odbija się wielokrotnie. – Uśmiechnęła się na wspomnienie paru
minionych godzin. – Gdzie nie spojrzysz, tam młode pary z dziećmi na rękach.

– Czy próbowałaś już sobie wyobrazić, jak będą wyglądały nasze wspólne święta? A ile

będzie przyjęć urodzinowych każdego roku! – cieszył się Sam.

– I stale będą przybywały nowe dzieci, które będą zapraszały nas na urodziny –

zauważyła. – Czy dotarła do ciebie wieść, że Sahru już jest w ciąży? Hal i Sahru wzięli ślub
sześć tygodni temu.

– Leniuchy. – Sam przeciągnął się. – Znam pewną parę. której wystarczyło czterdzieści

osiem godzin.

– Świntuch! – Zamachnęła się, by go uderzyć, ale on zdążył chwycić jej dłoń i złożyć na

niej pieszczotliwy pocałunek.

– Co byś powiedziała na to, żebyśmy spróbowali pobić ten pierwszy rekord, kiedy

zdecydujemy się na następne? – zaproponował, szelmowsko się uśmiechając, a ona poczuła,
że serce zabiło jej mocniej.

– Nie mam nic przeciwko temu – szepnęła. Przytuliła się do niego mocniej i objęła go za

szyję.

Gdy otoczył ją ramionami, pomyślała, że życie jest wspaniałe. Już nie miała

najmniejszych wątpliwości, że nigdy nie pożałuje tego pamiętnego dnia, kiedy oboje zebrali
się na odwagę, by wyznać sobie miłość.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Metcalfe Josie Chcę mieć dziecko
Metcalfe Josie Chce miec dziecko
Metcalfe Josie Chce mieć dziecko
JA CHCĘ MIEĆ ŻONĘ, teksty piosenek
Chce miec przyjaciela
2 JEZUS CHCĘ MIEĆ MOJĄ REWOLUCJĘ
Jedna trzecia Polaków nie chce mieć dzieci
chce miec zdrowe oczy
22 WOLA BOŻA CHCE MIEĆ KOŚCIÓŁ ODNOWY
68 CHCĘ MIEĆ KOŚCIÓŁ ODNOWY
11 CHCĘ MIEĆ KAPŁANÓW TYLKO ŚWIĘTYCH INNYCH ROZPROSZĘ JAK PLEWĘ PRZEZ WIATR
Żonę chcę mieć, Teksty piosenek z akordami
Ja chce mieć żone, teksty piosenek
Chcę mieć własną firmę
BARTUŚ CHCE MIEĆ JEŻA
D. Niewoli - Chcę mieć przyjaciela, Przedszkole, Wierszyki
chcę mieć przyjaciela opowiadanie GKWUWDUSS6VTULQWFSN3ZGI7YFYMXK2QKCT6LSQ

więcej podobnych podstron