W ciszy szli przez park trzymając się za ręce. Ich ręce splatały się dość niezgrabnie i można by
pomyśleć , iż zaraz puszczą się i odejdę w dwie różne strony w rzeczywistości jednak był to niezwykle
silny uścisk. Jesienne liście spadały z wolna z drzew nie raz opadając na ich opuszczone głowy.
Chłopiec miał zielone oczy ukryte pod gęstymi blond włosami. Zasłaniały mu zarówno szpiczaste uszy
jak i policzki , które teraz były czerwone od zimna. Miał na sobie czarny płaszcz do wysokości kolan.
Jedną ręką trzymał swoją ukochaną , a drugą ukrywał głęboko w rękawie płaszcza. Ciemno-niebieskie
spodnie wchodziły w wysokie czarne glany. Twarz miał bladą , a jego oczy poczerwieniały od płaczu.
Raz po raz ocierał ręką spływające po policzkach srebrzyste łzy. Widoczne kości policzkowe
uwydatniały smutek rysujący się na jego twarzy. Czerwono-krwiste usta miał wciąż otwarte , próbując
wyrównać i stłumić oddech. Perłowe zęby raz po raz zagryzały wargi aż do krwi.
- Przestań – odezwała się dziewczyna posyłając smutne spojrzenie. – Nie chcę żebyś robił sobie
krzywdę.
Najwyraźniej to poskutkowało bo dalej szedł już w ciszy nie wykonując żadnych ruchów prócz
człapaniu glanami po chodniku przykrytego różnobarwnymi liśćmi. Była od niego niższa prawie o
głowę. Ciągle patrzyła swoimi ciemnobrązowymi oczami na poruszające się z wolna własne buty.
Choć jej jasnozielony kolor oczu bardziej do niej pasował wolała nosić soczewki . Nie lubiła patrzeć na
świat „swoimi” oczami. Miała szczupłe nogi i smukłą talię co podkreślał siwy płaszcz zwężany właśnie
we wcięciu. Był on krótszy niż płaszcz chłopca i można by powiedzieć iż była to kurtka tylko podobna
do płaszcza. Guziki miał ciemno-srebrzyste. Zamiast stójki miał kaptur , który w tym momencie był
mocno nasunięty na jej głowę. Miała podłużną , ładną twarz z mocnymi rysami. Gdy się śmiała w
policzkach robiły jej się dołeczki , które tak uwielbiał chłopiec. Teraz jednak na jej twarzy rysował się
tylko smutek. Bladoróżowe usta nie wyróżniały się niczym na tle jasnej karnacji. Jasnobrązowe włosy
z ciemniejszymi końcówkami sięgały aż do nadgarstków. Z natury miała je falowane choć często lubiła
je prostować. Teraz jednak nie miało to większego znaczenia. Od czasu do czasu odgarniała niesforne
kosmyki , które opadały jej na twarz od chłodnego wiatru. Na jej palcu połyskiwał przepiękny
pierścionek. Oboje mieli po osiemnaście lat. Byli szczęśliwą parą od ponad czterech. Wręcz idealną.
Nigdy się nie kłócili i zawsze znajdowali kompromis. Nawet wtedy …
Chłopiec był utalentowanym pisarzem, który często brał udział w różnych konkursach
literackich. Gdy miał siedemnaście lat wygrał jeden z najbardziej prestiżowych. Otrzymał tym samym
stypendium na najlepszą uczelnie w kraju. Oboje już dawno zdecydowali , że pójdę na te same studia
do tego samego miasta. Chłopiec przyjął stypendium jednak nie miał zamiaru wybierać się na tamte
studia. Kochał ją i dla niego była najważniejsza. Ona również go kochała i dlatego nie pozwoliła mu
zmarnować takiej szansy. Po długiej rozmowie wyperswadowała mu jakie to ważne i że to wcale nie
oznacza końca ich związku , bo przecież będą się widywali we wszystkie wolne weekendy, zgodził się i
od następnego roku miał pójść na wymarzoną uczelnię. Jednak teraz sprawa była o wiele
poważniejsza. Jakąś godzinę wcześniej rozegrała się scena , której nikt nie mógł przewidzieć. Oboje
siedzieli na brzegu fontanny chlapiąc się wodą i śmiejąc się. W jednej chwili objął ją czule, przycisnął
do siebie i pocałował.
- Za co to było ? – zapytała z uśmiechem.
- Za to , że jesteś – odpowiedział.
Prawdziwy dramat miał się rozegrać za chwilę. Po tym pocałunku przez chwilę jeszcze siedzieli w
ciszy gdy nagle chłopak poderwał się z miejsca i ukląkł. Wyjął z kieszeni płaszcza małe czarne
zamszowe pudełeczko i otworzył je. W tym że pudełeczku znajdował się pierścionek zaręczynowy. Był
to jeden z najpiękniejszych pierścionków jaki kiedykolwiek powstał. Był mistrzowskim wyrobem
jubilerskim. Cały zrobiony z platyny. Połyskiwał i migotał blaskiem promieni słonecznych. Ręcznie
grawerowane wzory były wykonane z niespotykaną precyzją. Miniaturowe róże , które oplatały cały
pierścionek schodziły się w jednym punkcie, w którym widniał przepiękny, wyszlifowany diament. Był
to cudowny i niepowtarzalny klejnot w kształcie serca. Złapał ją za rękę i zapytał :
- Izabelo, czy zechcesz mnie poślubić?
Niepohamowanie po policzkach zaczęły spływać jej łzy. Rozkleiła się jak małe dziecko. Chłopiec
uśmiechnął się gdy przez szloch w końcu odpowiedziała cicho,
- Ta…ak.
Wsunął jej na palec pierścionek po czym podniósł się z ziemi objął ją i zakręcił unosząc do góry.
Po chwili jednak postawił ją na ziemi słysząc , że łzy radości coraz bardziej przypominały przepełniony
smutkiem płacz. Miał rację. Dziewczyna roniła coraz to większe łzy.
- Co się dzieję ? – zapytał zdenerwowany i ogromnie zmieszany.
– No powiedz wreszcie – do oczu napłynęły mu łzy. Całego jego ciało zaczęło drżeć. Nie mógł
tego powstrzymać. Trząsł się coraz bardziej, a łzy skapywały mu z brody na chodnik. W końcu
pochyliła głowę nad jego ramieniem przykładając usta do jego ucha delikatnie muskając go w płatek.
Zaczęła szeptać:
- Ja… - zająknęła się – ja.. jestem chora na białaczkę. Lekarze mówią , że zostały mi najwyżej dwa
lata życia.
Chłopak nie mógł uwierzyć w to co właśnie usłyszał. W jego głowie zaczęły kłębić się setki myśli.
Ich wspólne plany, marzenia.. Ich rozmyślania nad przytulnym domkiem na obrzeżach
ciemnozielonego lasu , dwójce dzieci, wspólnym grillowaniu i spędzanie zimowych nocy przy cieple
kominka. To wszystko miało tak po prostu zniknąć? Nie wierzył. Chciał to wymazać ze swoje
świadomości. Nie mógł. Słowa wypowiedziane tak cicho i spokojnie brzmiały ciągle w jego uszach
odbijając się echem w jego umyśle.
- Ale.. To .. To nie możliwe ! – wykrzyczał w końcu.
- Ale prawdziwe ! – odpowiedziała mu z podobnym tonem .
Natychmiast się opamiętał i przytulił ją czulej niż kiedykolwiek.
- Przepraszam – szepnął.
Idąc przez park chłopiec nadal rozmyślał. Desperacko próbował znaleźć jakieś rozwiązanie. Z
tego co mu wiadomo białaczka u niej była stwierdzona dopiero niedawno i jest już w
zaawansowanym stadium . Z racji tego , iż ma bardzo słaby układ odpornościowy przeszczep , który
jest konieczny do dalszego leczenia w 95% mógłby ją zabić. Lekarze, rodzina jak i ona podjęli decyzję
iż nie podejmą takiego ryzyka. On na początku się z tym nie zgadzał jednak, gdy wróciła mu trzeźwość
umysłu przyznał w końcu , że to jedyne sensowne wyjście. Jednak nie mógł się z tym pogodzić. Nie
mógł znieść myśli , że może stracić kogoś kogo tak bardzo kochał. Bardziej niż cokolwiek na świecie.
Zatrzymał się przed przejściem przez jezdnię i spojrzał jej w oczy po czym powiedział.
- Nie mogę żyć bez Ciebie..
- Ale musisz. – odpowiedziała spokojnie – Musisz żyć za nas oboje. Wiem , że będzie to trudne,
jednak musisz mi obiecać , że pod żadnym pozorem nie odbierzesz sobie życia z mojego powodu.
Chce umrzeć jako żona jedynego mężczyzny (pierwszy raz go tak nazwała) , którego kocham i który
potrafi unieść na swoich barkach taki ciężar. Wiem , że potrafisz.
W tym momencie pogładziła go po policzku i uśmiechnęła się. Ciepło jej ręki przyszło jego twarz.
- Nie potrafię i nigdy nie będę … Nie chcę. Nie chcę żyć bez Ciebie. Jesteś moim jedynym szczęściem.
Puścił jej rękę i z łzami w oczach , które od początku napływały mu do oczu zaczął biec przez
ulicę. Nagle rozległ się ogłuszający krzyk i pisk tartych opon. Natychmiast podbiegła do leżącego w
kałuży krwi Łukasza, bo tak właśnie miał na imię… Kucając w biegu zaczęła trzeć kolanami o asfalt po
czym pochyliła się nad nim.
- Ty cholerny idioto! Nie umieraj! – krzyczała próbując zatamować krew tryskającą z rozległych
ran na jego klatce piersiowej.
Miał wiele otwartych złamań. Roztrzaskaną czaszkę i zmiażdżone wszystkie żebra. Plunął krwią. -
Ja… - próbował powiedzieć ostatnimi siłami.
- Nic nie mów.. Wyjdziesz z tego .. Tylko proszę nic nie mów. – zalała się łzami – POMOCY!! –
zaczęła krzyczeć.
- W.. po.. porządku – zakrztusił się krwią. Po chwili jednak zaczął dalej mówić. - Przepraszam..
Nie tak to się miało skończyć.. Ja naprawdę przepraszam.. Byłaś jedyną kobietą (również nazwał ją tak
po raz pierwszy) w moim życiu. – zakasłał krwią – Zawsze podziwiałem w Tobie twoją silną wolę i
stoicki spokój. Pamiętasz jak nie raz przywracałaś mnie do porządku – na jego twarzy ukazał się
cierpki uśmiech.
- Pamiętam – odpowiedziała dalej próbując ratować swojego ukochanego.
- W porządku.. – powtórzył – zostaw..
Opuściła bezwładnie ręce.
- Spędziłem z Tobą najpiękniejsze lata mojego życia. Za każdym razem jak Cię przytulałem
czułem, że jestem bezpieczny , że nic nie może się stać i że zawsze będziemy razem. Byłaś moim
światełkiem i moją własną muzą.
Wyciągnął dłoń w jej kierunku. Przyłożył dłoń do jej policzka. Natychmiast złapała go aby
potrzymać opadającą z sił rękę. Lekko przyciągnął ją do siebie. Pocałował po raz ostatni i po raz
ostatni poczuł jej ciepło. W końcu wyszeptał:
- Kocham Cię. – uwalniając tym samym ostatnie tchnienie.
Jej łza spłynęła po zamkniętych już na wieki powiekach…
By Matthew Eagle