DIANA PALMER
APETYT NA M
CZYZN
umaczy a Aleksandra Komornicka
ROZDZIA PIERWSZY
Evan Tremayne nie mia nic przeciwko samej kolacji czy rozmowie o interesach, która
pó niej nast pi a. Nie przestawa go jedynie niepokoi sposób, w jaki dziewi tnastoletnia
Anna siedzia a i wpatrywa a si w niego.
By a niebieskook , postawn blondynk . Przez ostatni rok Evan stara si jej nie
zauwa
, mimo, e z jej matk prowadzi interesy. Mia trzydzie ci cztery lata, a by
najstarszy z czterech braci i wzi na swoje barki prawie ca odpowiedzialno za matk .
Zarz dza rodzinn firm Jego ycie by o pasmem k opotów zwi zanych z hodowl byd a,
spl tanych z problemami osobistymi i finansowymi.
I do tego jeszcze Anna!
Szczególnie w tej jasnoniebieskiej sukience, która ods ania a nieco za du o jej
ocistej opalenizny oraz pe nych piersi. Matka powinna powa nie z ni porozmawia !
Czy Polly Cochran w ogóle zauwa
a, jak szybko dojrza a jej córka? Przecie Polly
nigdy nie ma w domu. Prowadzi agencj handlu nieruchomo ciami i zawsze jest zaj ta!
Rodzice Anny - ojciec by pilotem - yli w separacji. On mieszka w Atlancie, w stanie
Georgia, one za w Teksasie. W sumie Ann zajmowa a si g ównie Lori, od lat ich
gospodyni, traktowana jak cz onek rodziny. Ale tak naprawd nikt nie po wi ca Annie zbyt
wiele czasu.
Polly przeprosi a ich i posz a odebra telefon, Evan za , pozostawiony sam na sam z
Ann , czu si do nieswojo.
- Dlaczego patrzysz na mnie spode ba? - zapyta a.
Zebrane i u
one na czubku g owy blond w osy przydawa y jej elegancji i
dojrza
ci.
- Poniewa ta suknia za du o ods ania - odpowiedzia szczerze, omiataj c j wzrokiem
od twarzy po dekolt. - Polly nie powinna by a ci jej kupowa .
- Wcale mi jej nie kupi a. - U miechn a si szelmowsko. - To jej suknia. Po yczy am
sobie po kryjomu. Nawet nie zauwa
a, e si w ni ubra am. Mama jest ma o
spostrzegawcza. Dla niej liczy si tylko biznes.
- Jej suknie s za doros e dla ciebie - odpar , lekko si u miechaj c. Poniewa wbrew
sobie by ni zauroczony, stara si by wobec niej bardziej szorstki ni wobec innych. -
Powinna ubiera si stosownie do wieku.
Wzi a g boki oddech, popatrzy a na niego z uwielbieniem, po czym spu ci a wzrok.
- Czy naprawd wydaj ci si taka m oda?
- Mam trzydzie ci cztery at dziecino. - Cedzi powoli s owa, które nieprzyjemnie
rozbrzmia y w ciszy jadalnego pokoju. - Tak, jeste bardzo m oda.
Anna przenios a spojrzenie na swoje d onie.
- W pi tek wieczorem mama wydaje przyj cie z okazji otwarcia nowego centrum
handlowego w Jacobsville - oznajmi a, nie podnosz c oczu. - Wybierasz si ?
- B
zaj ty - mrukn . - Ale Harden i Miranda powinni przyj .
Podnios a wzrok. Spojrzenie jej niebieskich oczu skoncentrowa o si na jego niadej
twarzy.
- Móg by ze mn cho raz zata czy . Od tego nic ci nie ub dzie.
- Jeste pewna? - zapyta ponuro. Przytkn lnian serwetk do szerokich, wyra nie
zarysowanych warg, po czym po
j obok talerza i podniós si z miejsca. By pot
nym,
wspaniale umi nionym m czyzn , o doskona ej sylwetce. - Musz ju i .
Anna te wsta a.
- Nie id jeszcze - poprosi a b agalnym tonem.
- Musz za atwi par spraw.
- Wcale nie musisz. - Nad sa a si . - Nie chcesz zosta ze mn sam na sam. Czego si
boisz? e ci wezm na tym stole?
Uniós brwi wyra nie rozbawiony.
- I upaprzesz mi plecy ziemniakami puree?
- Nie traktujesz mnie serio - prychn a zirytowana.
- Jak e bym mia ! - Zby j z wpraw , jakiej naby przez lata praktyki. - Powiedz
Polly, e spotkam si z ni jutro w biurze.
- Mo e ja umieram z mi
ci do ciebie? - odezwa a si spokojnie. - Ale ciebie nie
obchodzi, e amiesz mi serce.
miechn si szeroko.
- Serce nie atwo z ama , zw aszcza takie m ode jak twoje.
- Nieprawda. - Obrzuci a go wzrokiem od stóp do g ów, zatrzymuj c si d
ej na jego
szerokiej klatce piersiowej. - Móg by mnie chocia poca owa na dobranoc.
- Pozostawiam to Randallowi - odpar . - Jest jeszcze na etapie eksperymentowania.
Podobnie zreszt jak ty.
- A ty, jak si domy lam, masz to ju za sob ?
Zachichota .
- Czasami mam takie wra enie - przyzna . - Dobranoc, ma a.
Rumieniec, który wykwit na jej policzkach, jeszcze bardziej podkre li b kit jej oczu.
- Nie jestem dzieckiem!
- Dla mnie jeste . - Nie patrz c na ni , si gn po kowbojski kapelusz. - Przepro
mam i powiedz, e nie mog em ju d
ej na ni czeka . Dzi kuj za kolacj .
Zanim zdoby a si na odpowied , by ju w drzwiach, by po chwili znikn , nie
zachowuj c nawet pozorów, jak bardzo mu pilno, eby opu ci ich dom.
Najgorsze by o to, e Anna bardzo go poci ga a. Prawd mówi c, móg by si w niej
zakocha na zabój, ale by a za m oda na powa ny zwi zek. W jej wieku mo na si
zakochiwa i odkochiwa co tydzie . Poza tym by o niemal pewne, e jest dziewic . A on ma
prawie dwa metry wzrostu i wa y ze sto kilo...
Mia ju za sob pewien krótki romans, który zako czy si fatalnie, poniewa
po daj c kobiety, któr kocha - podobnie niewinnej i nieu wiadomionej jak Anna - nie
zapanowa nad sob i nad swoj ogromn si . Przera ona Louisa uciek a od niego. Pozosta
mu po tym uraz, w rezultacie, którego jak ognia wystrzega si niewinnych kobiet.
Ta imponuj ca postura by a jego utrapieniem jeszcze w dzieci stwie, gdy wiecznie
wyst powa w obronie swoich trzech braci. Nieustannie musia si kontrolowa . Raz si
zdarzy o, e nie doceni swojej si y i facet wyl dowa przez niego w szpitalu. Ryzyko z
chowan pod kloszem dziewczyn , tak jak Anna, jest po prostu zbyt wielkie. Nie, drugi raz
nie pozwoli sobie na podobne prze ycie w obawie przed konsekwencjami. Lepiej trzyma si
do wiadczonych kobiet, które si go nie boj .
Anna tymczasem roztrz sa a s owa Evana. By a w ciek , e traktuje j jak zadurzon
nastolatk , podczas gdy ona usycha z mi
ci do niego!
- Gdzie Evan? - zapyta a Polly, staj c w drzwiach. By a wysok , szczup brunetk
oko o pi dziesi tki, Anna za mia a jasn karnacj jak jej ojciec.
- Ju poszed - odpar a krótko. - Ba si , e uwiod go na pó misku z zielonym
groszkiem i ziemniakami puree.
- Co takiego?! - za mia a si Polly.
- Boi si przebywa sam na sam ze mn - mrukn a Anna. - Chyba si obawia, e
zajdzie ze mn w ci
.
- Anno, jak ty mówisz?! - oburzy a si Polly. - Nie zaprz taj sobie nim g owy. Masz
ch opaka. I to w stosowniejszym dla ciebie wieku.
Anna westchn a.
- Poczciwy Randall. - Zaduma a si . - Podrywacz. Zezuje na prawo i lewo. Lubi go,
ale on flirtuje z ka
napotkan kobiet . W tpi , eby czu do mnie co powa nego.
- Ma dopiero dwadzie cia par lat - zauwa
a Polly. - A i ty masz jeszcze sporo
czasu, eby si ustatkowa . Obr czki s dobre dla ptaków.
Anna spiorunowa a matk wzrokiem.
- To, e ty i tata nie byli cie razem szcz liwi, nie oznacza jeszcze, e moje
ma
stwo te musi by nieudane.
Wzrok Polly spos pnia . Odwróci a si , by zapali papierosa, nie zwracaj c uwagi na
pe ne dezaprobaty spojrzenie Anny.
- Na pocz tku byli my z twoim ojcem bardzo szcz liwi - sprostowa a. - Potem on
zacz lata w dalekie, zagraniczne rejsy, a ja zaj am si handlem nieruchomo ciami. Prawie
nie widywali my si . - Wzruszy a ramionami. - Ot, jedna z typowych historii.
- Nadal go kochasz?
Polly unios a brwi.
- Mi
to mit.
- Och, mamo - j kn a Anna.
Polly za mia a si tylko.
- Pozosta przy swoich marzeniach, dziecko. Ja wol lokat terminow w banku i
odpowiedni ilo papierów warto ciowych oraz obligacji w bankowej skrytce. Sk d wzi
sukni ?
Anna u miechn a si .
- To twoja.
Matka popatrzy a na ni z politowaniem.
- Ile razy mówi am, eby si trzyma a z daleka od mojej szafy?
- Tylko dwadzie cia. Ty by mi nie kupi a czego równie seksownego.
- Domy lam si , e chcia
w niej uwie Evana - rzek a Polly z namys em. - No có ,
my
, e powinna da sobie z nim spokój. Evan jest dla ciebie za stary i wie o tym, cho
tobie si wydaje, e jest inaczej. Id i przebierz si . Zafunduj ci kino.
- Dlaczego nie?
Fajnie mie równ matk , która jest dobrym kumplem i przyjacielem, pomy la a
Anna. Tylko dlaczego nikt nie chce traktowa powa nie jej uczucia do Evana?
Zw aszcza sam Evan!
Czasami zastanawia a si , czy nie by oby dobrze podj tak prac , która zapewni aby
jej sta y kontakt z nim. Ale nie zna a si na bydle ani na ksi gowo ci czy finansach. Pozostaje
jej zatem praca w roli sekretarki w agencji matki, gdzie mia a okazj spotyka Evana, jako, e
bracia Tremayne zazwyczaj lokowali kapita w nieruchomo ciach. Evan jako najstarszy
zarz dza firm , wi c to on najcz ciej zagl da do biura matki. Dzi ki temu Anna mog a go
widywa .
Przyj a strategi kropli, która dr
y ska . Je li stale b dzie si na ni natyka , to
mo e w ko cu j zauwa y.
Nie siedzia a z za
onymi r kami. Metodycznie go osacza a. Potrafi a wymusza
zaproszenia na przyj cia, na, których bywa , tropi a go i niby przypadkiem wpada a na niego
podczas lunchu, na poczcie albo w sklepie. Wiele osób obserwowa o to jej polowanie z
rozbawieniem, ona jednak nie ustawa a w wysi kach, czuj c coraz wyra niej, e Evan nie
pozostaje na to oboj tny. Gdyby tak jeszcze zechcia naprawd na ni spojrze !
Dla nikogo nie by o tajemnic , e Evan nie znosi alkoholu. Z niezrozumia ych dla
nikogo powodów czu do niego wyra
awersj . Nazajutrz, chc c zwróci jego uwag ,
wpad a na pewien pomys . Wiedz c, e lada chwila Evan pojawi si w firmie, postawi a na
biurku dwie nieodkorkowane butelki whisky.
Na ich widok stan jak wryty i spojrza na nie ponuro spod ronda nasuni tego na
czo o kapelusza.
- Po jakie licho to tutaj trzymasz? - zapyta .
- W celach leczniczych - odpar a zadowolona z siebie.
Mia a na sobie bia y lniany kostiumik oraz ró ow bluzk . W osy zaplot a w warkocz.
Wygl da a jednocze nie powa nie i seksownie. Wlepi w ni wzrok.
- Powtórz to jeszcze raz.
Rozejrza a si , by si upewni , e nikt jej nie s yszy, po czym wychyli a si do przodu.
- To lekarstwo na uk szenie w a.
Jeszcze bardziej ci gn brwi.
- Tutaj nie ma adnych grzechotników.
miechn a si szeroko.
- W
nie, e s . - Otworzy a górn szuflad , by pokaza dwa ogromne, plastikowe
e z bardzo realistycznymi z bami jadowymi.
Evan zrobi wielkie oczy.
- Wielkie nieba!
- Trzymam je z my
o tych, którzy potrzebuj pretekstu, eby napi si whisky.
- Zwariowa
?
- Gdyby tak by o, czy by abym w stanie z tob rozmawia ?
Da za wygran , a wymijaj c j , potrz sn tylko g ow . Patrzy a z uwielbieniem na
jego wspania posta . Gdyby nie by tak pot ny, móg by by idealnym je
cem rodeo.
onie mia ogromne. Na niektóre kobiety w biurze dzia
wr cz onie mielaj co. Robi y
nawet jakie aluzje, których Anna nie rozumia a. Nie ba a si go ani troch . Kocha a go.
Czu , e Anna go obserwuje, ale nie reagowa . Nie mia w tpliwo ci, e to jaka jej
kolejna zasadzka. Musia a wiedzie , e whisky przyci gnie jego uwag . I tak si sta o. Je li
nie chce wpa w nast pn zastawion przez ni pu apk , musi bardziej uwa
.
Okaza o si , e to nie takie proste. Gdy wyszed z gabinetu Polly, Anny nie by o za
biurkiem. Ujrza j na zewn trz, niedaleko swojego samochodu, obok ma ego bia ego
porsche, które dosta a od matki.
Kl cz c, grzeba a w skrzynce z narz dziami.
- Szukasz czego ?
- Klucza francuskiego Johnsona dla lewor cznych.
- Nie istnieje nic takiego - achn si .
- W
nie, e istnieje. Johnson to tutejszy mechanik. Jest lewor czny. Po yczy am od
niego klucz, który gdzie mi si zapodzia .
- Co ci dzisiaj nasz o?
- Dzika nami tno . - Zrobi a teatraln min , g
no przy tym dysz c. - Pragn ci ! -
Otworzy a ramiona i opar a si o karoseri . - No, we mnie!
Omal nie parskn
miechem.
- Gdzie? - zapyta , rozgl daj c si po parkingu.
- Na masce samochodu, w baga niku, wszystko mi jedno! - Sta a w tej samej pozie z
zamkni tymi oczami.
- Maska nie wytrzyma twojego ci aru, nie mówi c o moim. Nie s dz te , ebym si
zmie ci w takim ma ym baga niku.
Otworzy a oczy i spiorunowa a go wzrokiem.
- To mo e tu, na ziemi?
Potrz sn g ow .
- Za twardo.
- Na trawie.
- W trawie s szczypawki i mrówki. - Splót ramiona na piersiach i zlustrowa j od
stóp do g ów, powoli i uwa nie. Nikt jeszcze, nawet Randall, nie patrzy na ni z takim
yskiem w oku, jakby j rozbiera wzrokiem.
Odruchowo obj a si r kami.
- Nie rób tego - poprosi a.
- Sama zacz
, skarbie - przypomnia jej i umy lnie podszed bli ej, gro nie nad ni
góruj c.
Wygl da a teraz na zaniepokojon , i o to mu chodzi o. Nie nale y igra z doros ymi
czyznami. Kto musi jej to wreszcie u wiadomi .
- Evan... - zacz a niepewnym g osem.
Na opustosza ym parkingu brawura szybko j opu ci a. Flirtowanie flirtowaniem, ale
ona nie czu a si jeszcze ca kiem pewna siebie w intymnej sytuacji. Z Randallem da aby sobie
rad , ale Evan wygl da bardzo niebezpiecznie. Niewa ne, e czasami przypomina du ego
pluszowego nied wiadka. Bracia Tremayne znani byli z porywczo ci, a on by z nich
najstarszy. Zapewne Connal, Harden i Donald wszystkiego nauczyli si od niego.
- O co chodzi? - zakpi , gdy Anna przywar a do samochodu jak osaczona kotka. - Nie
przysz o ci do g owy, e to mo e by ryzykowne?
W tej chwili w ogóle nie wiedzia a, co dzieje si w jej g owie, oszo omiona zapachem
jego wody kolo skiej i myd a oraz jego atletyczn postur .
- Jest bia y dzie - zauwa
a.
- Wiem. - Wyd wargi i u miechn si do niej, ale to nie by ten sam rodzaj
miechu, jaki widywa a dotychczas. Nawet na twarzach innych m czyzn. By zmys owy,
ski i wyzywaj cy, jakby Evan wyczuwa , e kolana si pod ni uginaj , a serce ma o nie
wyskoczy jej z piersi.
- Musz ju i - powiedzia a, czuj c, jak ogarnia j strach.
Móg by posun si dalej. By tego bliski. W przeciwie stwie do jawnie
demonstrowanych zalotów, jej s abo go poci ga a. Zatrzyma wzrok na jej piersiach i
zmru
oczy. Mia a bujne kszta ty w najlepszym tego s owa znaczeniu, w sam raz nawet jak
na jego du e d onie.
Zreflektowa si . Anna jest dziewic . W trudem przeniós wzrok na jej
zaczerwienion , zszokowan twarz.
- My la em, e chcesz, ebym ci zniewoli - rzek agodnie, cho aksamitny ton jego
osu ju sam w sobie by dosy gro ny. - Uciekasz, zanim cokolwiek zacz li my?
Prze kn a lin i pokonuj c strach, odsun a si od niego, miej c si przy tym
nerwowo. Czu a si jak kompletnie zielona smarkula.
- Najpierw musz wzi sporo witamin, eby nabra formy - stwierdzi a, zerkaj c na
niego, po czym otworzy a drzwi swojego porsche i pospiesznie w lizn a si do rodka. -
Zapami taj to sobie.
miechn si tylko. Nie brakuje jej odwagi i szybko si pozbiera a. Gdyby by a o
par lat starsz wszystko mog oby si zdarzy !
- Zje
aj, kotku. A na przysz
upewnij si najpierw, czy wiesz, czego chcesz -
doda . - Niewielu m czyzn rezygnuje z tak oczywistej propozycji. Nawet je li przeczy to
zdrowemu rozs dkowi.
- Od lat si ode mnie op dzasz - wypomnia a mu, wstrzymuj c oddech. - Masz ju w
tym do wiadczenie.
Spojrza na ni spod przymkni tych powiek.
- Tak, mam - odpar ze spokojem. - Zapami taj to sobie. Nadal ci si zdaje, e apetyt
czyzny mo na zadowoli kilkoma s odkimi poca unkami! Ale nie mój.
Spojrza a na niego ze z
ci .
- Ja niczego ci nie pro... !
- Czy by?
Przenios a wzrok na palce, którymi trzyma a kluczyk w stacyjce.
- Na pewno nie - obruszy a si . - Ja tylko artowa am.
- Takie arty s bardzo ryzykowne. Prze wicz to na Randalla Z nim b dziesz
bezpieczniejsza ni przy mnie.
- On przynajmniej okazuje, e mnie chce - mrukn a, gwa townie w czaj c silnik.
- Znakomicie - rzuci . - Tylko nie p
tym autkiem.
Przestawi a skrzynk z narz dziami z przedniego siedzenia na tylne.
- Nigdy nie p dz - sk ama a.
Patrzy , jak zapina pas.
- Koniec z prac na dzisiaj? - spyta z przek sem.
- Jad na lunch z przyjació
- odpar a wymijaj co.
Uniós brwi.
- Nie wiedzia em, e masz przyjació ki.
Nie odpowiedzia a. Z piskiem opon ruszy a ty em z miejsca parkingowego i wyjecha a
na ulic . Cud, e nie rozwali a skrzyni biegów. Mia a zy w oczach, ale Evan ju tego nie
widzia .
Zatrzyma a si w pobliskiej restauracji i samotnie zjad a hamburgera. Nie mia a
przyjació ek.
Bardzo lubi a Randalla. Odbywa sta w szpitalu, by synem lekarza z Houston i nie le
si prezentowa . Oczywi cie, nie przestawa
ypa na kobiety, ale jej to nie przeszkadza o.
Czu a si przy nim bezpiecznie. Niestety, jej serce nale
o do Evana. To straszne, e kocha
cz owieka, który traktuje j jak dziecko i nabija si z niej, kiedy ona mu siebie ofiarowuje.
Mia a ochot wy .
ciwie ca e jej zachowanie wobec Evana by o jedn wielk prowokacj . Droczy a
si z nim, by zwróci jego uwag . A kiedy w ko cu jej si to uda o, nie wiedzia a, co robi
dalej. W przeciwie stwie do niego nie mia a adnych do wiadcze . Nie wiedzia a, jak
post powa z takim facetem. Przed chwil Evan udowodni jej czarno na bia ym, jak bardzo
peszy jego blisko .
Wróci a do biura, ale ju do ko ca dnia nie mog a przy
si do pracy. Polly nawet
tego nie zauwa
a. Czasami Anna zastanawia a si , czy jej matka w ogóle zwraca uwag na
to, co ona czuje.
Przyj cie, które Polly wyda a z okazji otwarcia nowego centrum handlowego w
Jacobsville, by o dla Anny okazj , by zrobi si na gwiazd . Wcale nie po to, aby ol ni
Evana, wmawia a sobie. Przecie powiedzia , e pewnie nie przyjdzie. Za to b dzie Randall.
Dlaczego ma nie wygl da zabójczo w
nie dla niego?
a srebrn sukni tu za kolana oraz sanda ki na wysokim obcasie i rozpu ci a
osy. Wiedzia a, e wygl da wietnie, lecz nie cieszy a j perspektywa tego wieczoru. Bez
wi kszego przekonania pomalowa a lekko usta i wyszczotkowa a w osy. Bez Evana wiat
staje si bezbarwny i nieciekawy.
Na parterze czeka na ni Randall. Mia na sobie modn sportow marynark i
nieskazitelnie wyprasowane spodnie. W okularach w metalowej oprawce wygl da bardzo
dostojnie. Ten m ody lekarz nie by przystojny, ale kobiety go uwielbia y. Delikatny i
troskliwy, by dobrym kompanem, nawet je li jego notoryczne wodzenie wzrokiem za
kobietami bywa o niezno ne. Anna lubi a go, a on odwzajemnia to uczucie.
- licznie wygl dasz - powiedzia , szacuj c wzrokiem wytworny t um, który
podejmowa a Polly. - Twoja matka chyba zna tu wszystkich.
- Ka dego, kto obraca si w jej kr gach - odpar a Anna.
Zainteresowanie Randalla bogatymi i wp ywowymi lud mi irytowa o Ann . Sama w
kontaktach z lud mi nigdy nie kierowa a si ich zamo no ci czy pozycj spo eczn .
Podobnie jak Tremayne'owie. By a pewn , e Randall ju zawczasu przygotowuj e sobie
grunt pod prywatn praktyk . Nie ukrywa , e bardzo interesuj go zamo ni pacjenci.
Uj j pod rami i razem przecisn li si do bufetu, gdzie podawano go ciom
ciemnoczerwony poncz i pikantne przystawki.
- Umieram z g odu. Musia em zrezygnowa z lunchu, bo mi wypad o badanie
pacjentów. Szkoda, e to nie jest przyj cie na siedz co.
- Lori zrobi a kurczaka w miodzie i krokiety z ososiem - pocieszy a go Anna,
wskazuj c pó miski. - S te malutkie p czki z jagodami. Je li na
ysz sobie tego
odpowiednio du o, my
, e si najesz.
miechn si do niej.
- Mam nadziej .
Zauwa
a par ko ysz
si w takt cichej muzyki, granej przez orkiestr . Uwielbia a
ta czy , ale Randall nie umia . I nie chcia si nauczy , mimo, e podj a si mu pomóc.
- Mo e by zata czy ? - spróbowa a jeszcze raz.
Pokr ci g ow .
- Jestem zm czony. Ledwie trzymam si na nogach.
Wzruszy a ramionami, jakby jej by o wszystko jedno. Si gn a po pucharek z
ponczem i rozejrza a si w poszukiwaniu znajomych twarzy. Kiedy zauwa
a Hardena i
Mirand Tremayne'ów, przesun a wzrok dalej w nadziei, e dojrzy Evana. Ale go nie by o.
Posmutnia a, przesy aj c jednocze nie powitalny u miech jego bratu i bratowej.
Miranda mia a na sobie czarn ci ow sukni ze zwiewnej koronki. Sta a u boku
rozpromienionego Hardena. Anna zawsze troch litowa a si nad Hardenem, który wydawa
si jej taki samotny, ale ostatnio u miecha si cz sto, a z jego niebieskich oczu znikn
dawny ch ód. Gestem posiadacza obejmowa poszerzon tali Mirandy. Prezentowa si
wspaniale w smokingu, prawie tak dobrze jak Evan.
- T umy go ci - zauwa
Harden. - Twoja matka przesz a sam siebie.
- Rzeczywi cie - przyzna a Anna, u miechaj c si szeroko. - Mo esz mnie
przedstawi ? Znam Mirand z widzenia, ale tak naprawd nigdy nie mia am okazji jej pozna .
- Mirando, to jest Anna Cochran - dope ni obowi zku Harden. - Pozna
Polly par
dni temu na bankiecie wydanym przez Izb Handlow . Polly sprzeda a teren pod nowe
centrum handlowe, do, którego na dodatek przyci gn a par niez ych firm.
- Mi o ci pozna - powiedzia a Miranda, odwzajemniaj c u miech. Jej
srebrzystoszare oczy by y prawie tego samego koloru co suknia Anny. - Du o o tobie
ysza am.
Anna westchn a.
- Pewnie o tym, e nieustannie próbuj usidli Evana - mrukn a sm tnie. - To
beznadziejny przypadek, ale chyba ju wesz o mi to w krew. Gdy pewnego dnia Evan w
ko cu si o eni, b
mog a z godno ci z
bro .
- To niemo liwe - odpar Harden. - Evan uwa a, e jest do ywotnio skazany na stan
kawalerski. Ci gle narzeka, e kobiety nie zwracaj na niego uwagi.
- Twierdzi, e je li go ciga y, to tylko po to, eby przez niego dobra si do Hardena.
- Miranda si roze mia a. - Ostatnio mówi te , e jest za stary, eby si jeszcze komu
podoba .
- Ma trzydzie ci cztery lata i powinien si ustatkowa - oznajmi Harden, kiwaj c
ow . - Anno, pomó mu.
- Staram si , ale on nie pozwala mi si rozsta z lalkami i misiami. Traktuje mnie jak
dziecko.
- Niechby ci zobaczy w tej sukni! - rzek a Miranda i u miechn a si konspiracyjnie.
- Wygl dasz bardzo elegancko.
- Randall to zauwa
. Chcecie go pozna ? - Anna odwróci a si i po chwili
przyci gn a Randalla, który akurat ogryza skrzyde ko. - Randall Wayne - przedstawi a go. -
Studiuje medycyn .
- Przepraszam, jestem ju na sta u. - Spiorunowa j wzrokiem. - Jeszcze troch , a
otworz w asn praktyk . Za dwa lata. Pami tajcie o mnie, na wypadek gdyby cie sobie co
amali.
- Nie omieszkamy - obieca Harden.
- Och, Randall! - westchn a Anna. - Jeste beznadziejny.
- Dla pocz tkuj cego lekarza ka dy pacjent jest na wag z ota - przypomnia jej. - Nie
mo na mie za z e cz owiekowi, e zawczasu dba o swój interes.
- Oczywi cie, e nie - za mia a si Miranda.
Anna nie powinna o to pyta , ale nie mog a si powstrzyma .
- Czy jeszcze kto z rodziny przyjecha tu razem z wami? - zapyta a pokr tnie.
- Tylko Evan - mrukn niech tnie Harden. Zauwa
, e Annie za mia y si oczy. -
Szuka miejsca, eby zaparkowa .
Reszt wola przemilcze . Beznadziejna s abo Anny do jego brata by a tak
oczywist , e Harden ju na wyrost cierpia z jej powodu.
- Mo e mu to zaj ca y wieczór - stwierdzi Randall. - Ja na szukanie miejsca
straci em pó godziny.
- Evan jest zaradny - odpar Harden, zerkaj c z alem na Ann . Zanim pojawi si
Evan, dziewczyna powinna jako si przygotowa . I on powinien jej w tym pomóc. - Poza
tym jest z Nin , a dla niej nie ma rzeczy niemo liwych.
ROZDZIA DRUGI
Anna nie wiedzia a, w jaki sposób uda o jej si skomentowa t rzucon mimochodem
informacj , wysz a jednak z tego obronn r
, u miechaj c si i puentuj c to jakim
zgrabnym zdaniem. O ile wcze niej Evan dawa jej wyra nie do zrozumienia, e nie pragnie
jej adoracji, o tyle teraz wbija nó w jej serce. Przyszed z Nin , o, której wszyscy wiedzieli,
e jest jego dawn mi
ci .
Obecnie by a supermodelk w Houston, która przy - jecha a odwiedzi dawne strony.
Prawdopodobnie robi a wszystko, eby rozbudzi w nim dawne uczucie. Skoro przyprowadzi
na przyj cie, musia jej robi jakie nadzieje.
- Mam brata idiot ! - oznajmi Harden Mirandzie, kiedy przeszli do innej cz ci sali. -
Widzia
, jak zareagowa a? Evan uwa a j za dziecko, ale cierpienie, jakie malowa o si na
jej twarzy, nie by o ani troch szczeniackie.
- Czy on do niej nic nie czuje? - zapyta a Miranda.
- Nie mam poj cia. Je li nawet co czuje, to si do tego nie przyznaje. Jest uparty,
poza tym potrafi by okrutny, kiedy si go za mocno przyciska. Anna uczyni a sobie zabaw z
flirtowania i przekomarzania si z nim. A on uwa a, e za tym nic wi cej si nie kryje. Nie
traktuje jej serio.
- To si myli.
Przytakn jej.
- Jestem tego wi cej ni pewny. To kamufla . W ko cu najbezpieczniejsz metod
ukrywania uczu jest ich przesadne okazywanie. Biedactwo. Randall nie dorasta do pi t
Evanowi, ale ona gotowa jest za niego wyj z nieodwzajemnionej mi
ci do mojego brata.
- Jaka szkoda - westchn a Miranda.
Przyci gn j bli ej.
- To prawda. Chwa a Bogu, e my mamy ju za sob wszelkie w tpliwo ci.
miechn a si i podnosz c na niego rozpromieniony wzrok, szepn a:
- Kocham ci .
Zap on y mu oczy. Pochyli si i delikatnie j poca owa .
- A ja ciebie jeszcze bardziej.
- Wiem - powiedzia a pó
osem, przytulaj c si mocniej. - Mamy prawdziwy skarb,
Hardenie. Tak wiele zosta o nam dane.
Szczup r
dotkn delikatnej wypuk
ci jej brzucha, z mi
ci zagl daj c jej w
oczy.
- Wi cej, ni
mia bym marzy . Czy ju ci kiedy mówi em, e jeste ca ym moim
yciem? - szepn jej do ucha.
Mirand zala a fala tak gor cego uczucia, e zabrak o jej s ów. Jeszcze bardziej
przylgn a do boku m a, a on z czu
ci musn wargami jej czo o.
Anna przygl da a im si ukradkiem i chcia o si jej p aka . Ich mi
by a niemal
namacalna. Sama nigdy nie zazna a tak cudownego oddania i troski. I pewnie nigdy nie zazna.
Wyobra enie Randalla o romantycznej mi
ci sprowadza o si do kilku poca unków
przerywanych obmacywaniem. Mo e i b dzie znakomitym lekarzem, ale czeka go d uga
drog by sta si cho by letnim kochankiem. A poza tym nie jest i nigdy nie b dzie Evanem.
czy a poncz, podczas gdy Randall rozmawia z kim znajomym ze szpitala. Nie
spojrzy w stron drzwi. Nie da Evanowi satysfakcji, e jego oboj tno j zabija!
- Nareszcie co do picia! - us ysza a za plecami niski, uwodzicielski g os. - Cze ,
Anno - powiedzia a Nina Ray, ledwo si u miechaj c. - Mam nadziej , e ten poncz jest
wysokoprocentowy. Musz si napi ! Evan zaparkowa prawie na ce! Nogi mi odpadaj po
tym spacerku.
- I to mówi zawodowa modelka? - zadrwi Evan.
Anna nie czu a si na si ach spotka si z nim wzrokiem. Zerkn a na jego bia
koszul i czarny krawat oraz na smoking, po czym przenios a spojrzenie na smag Nin w
bia o - czarnej kreacji, przy, której zblad y stroje pozosta ych kobiet.
- Wygl dasz rewelacyjnie - powiedzia a z uznaniem. - Ogl dam ci stale w
magazynach mody. Jak na dziewczyn z takiego miasteczka jak nasze, odnios
ogromny
sukces.
- Nie obesz o si bez pomocy, kochana...
Nina u miechn a si tajemniczo. Pewna swojej atrakcyjno ci, rzuci a pow óczyste
spojrzenie Evanowi, na co sfrustrowana Anna zazgrzyta a tylko z bami. Nigdy si tego nie
nauczy!
- Gdzie jest Polly? - zapyta Evan, nalewaj c poncz Ninie i sobie.
- Kr
y w ród go ci - odpar a Anna z u miechem. - To jej wielki dzie . Króluje i
zbiera ho dy.
- Zas
a na to - odpowiedzia Evan. - Centrum przyci gnie sporo nowych firm i
przyniesie du e dochody.
- Wszystko po to, eby podnie podstaw opodatkowania - zauwa
Randall,
przy czaj c si do nich. U miechn si do Niny. - licznie wygl dasz! - zachwyci si , a
Anna mia a ochot go kopn . Gdy chodzi o o ocen jej wygl du, nawet w po owie nie by
taki przekonywaj cy.
- Dzi kuj . A z kim mam przyjemno ? - zapyta a Nina, uwodz c Randalla
spojrzeniem.
- Randall Wayne - przedstawi si , ujmuj c jej szczup d
i ca uj c j tu nad
pomalowanymi na czerwono paznokciami. - Mi o mi pani pozna , pani Ray.
Nina rozpromieni a si .
- Wiesz, kim jestem?
- Ka dy to wie. Masz twarz, któr nie sposób zapomnie . Widuj ci stale na
ok adkach magazynów.
- No tak. - W g osie Niny zabrzmia o wyra ne samozadowolenie. - Moja kariera
nabra a rozmachu, odk d Evan znalaz mi now agencj .
- Zawsze do us ug. - Evan pok oni si nisko.
Stara si nie widzie Anny, ale z mizernym rezultatem. Srebrna suknia w sposób
wr cz prowokuj cy podkre la a jej opalenizn oraz b kit wielkich oczu. Trzeba by o silnej
woli, eby trzyma si od niej z daleka.
- Bardzo dobra orkiestra - zauwa
a Nina. - Evan, zata czmy!
Wzi a go za r
i poprowadzi a na parkiet, nie daj c mu czasu na rozmow z
Randallem ani z Ann . Wcale nie musi, pomy la a Anna. Jego komunikat by a nadto
wyra ny: trzymaj si z daleka! Westchn a i podnios a do ust pucharek z ponczem.
- Ten poncz a prosi si o wzmocnienie - zauwa
jeden z go ci, wyjmuj c z
wewn trznej kieszeni marynarki piersiówk whisky. - Oto ono!
Anna obserwowa a, jak z chytrym u miechem m czyzna dolewa alkohol do wazy.
Wiedzia a, e jeden z go ci móg by dosta wysypki, gdyby to zobaczy . Evan nie lubi
ponczu, by o wi c ma o prawdopodobne, e si upije. Nie znosi alkoholu. S ysza a, e
pewnego razu, na kolacji z Justinem i Shelby Ballengerami, demonstracyjnie odniós do
kuchni swój kieliszek wina.
Wspomnia a o tym Randallowi, gdy autor wzmocnionego p ynu spróbowa swego
dzie a, po czym przeniós si z partnerk na parkiet.
- Tak, s ysza em o tym. Justin i Shelby to ta para, która ma trzech ch opców, prawda?
- Tak. Id
eb w eb z Calhounem i Abby.
- Ale oni maj dwóch ch opców i dziewczynk - zwróci jej uwag Randall. -
ysza em, jak Harden i Connal, drugi brat Evana, rozmawiali o tym na przyj ciu, na, którym
by em w zesz ym tygodniu.
Anna lekko si za mia a.
- Connal upiera si , e Calhounowi i Abby urodzi a si córeczka. Nic z tych rzeczy.
To te ch opczyk. Nazwali go Terry, a kiedy Connal us ysza to imi , uzna , e urodzi a si im
upragniona dziewczynka. Teraz wszyscy w rodzinie powtarzaj to jako wietn anegdot .
- Terry jest imieniem i m skim i
skim - zauwa
Randall.
- Ale to jest zdrobnienie od Terrance'a, czyli to m skie imi - wyja ni a. - Wyobra
sobie: dwóch braci i sze ciu ch opców! Ani jednej dziewczynki w ca ej tej gromadzie. -
Potrz sn a g ow .
- A Tyler, brat Shelby?
- On i jego ona nie maj dzieci - odrzek a Anna z pewnym alem. - Za to adoptowali
pi cioro! Nell si zamartwia a, ale Tyler namówi j do udzia u w jednym z programów dla
rodzin zast pczych. Ani si obejrza a, jak przyby a jej pi tka dzieci, które nigdy nie mia y
prawdziwego domu. Oboje mówi , e ta gromadka to najwi kszy cud, jaki ich spotka w
yciu.
- To jedyne rozwi zanie - przyzna Randall. - Co siódma para jest bezp odna. To nie
takie proste, ale oni, jak wida , poradzili sobie z tym problemem.
Anna spu ci a oczy. Pomy la a, e nigdy nie b dzie mie dzieci z Evanem. Przecie
on ma Nin . To by o smutne, ale i otrze wiaj ce.
- Uwa am, e je li ludzie si kochaj , nie ma takiej przeszkody, której nie mogliby
pokona - zauwa
a pó
osem.
- Zgadzam si . Prosz , skosztuj. Teraz to ca kiem dobre.
Wr czy jej pucharek wzmocnionego alkoholem ponczu. Wypi a yczek, krzywi c si ,
poniewa napój pali j w j zyk. Nawet owocowy kr
ek lodu nie rozcie czy dostatecznie
whisky, a Anna rzadko pi a.
- Jakie to mocne!
- Dlatego, e nie jeste przyzwyczajona - zachichota Randall. - Czy jeste takim
samym wrogiem alkoholu jak Evan?
Odwróci a g ow . Oczywi cie Randall nie mia poj cia, jak przykro sprawi a jej ta
uwaga.
- Nie lubi alkoholu - powiedzia a oboj tnym tonem.
- Zauwa
em to.
Nie dotar a do niej drwina w jego g osie. Wbrew postanowieniu odszuka a wzrokiem
Evana. Ta czy ze swoj towarzyszk . By wysoki i pot
ny, wi c prawie wszyscy m czy ni
wydawali si przy nim kar ami. Bardzo poufa ym gestem obejmowa partnerk , która
zarzuci a mu ramiona na szyj . Anny nigdy tak nie obejmowa .
Jej spojrzenie z agodnia o i posmutnia o na jego widok. W wieczorowym ubraniu
wygl da osza amiaj co. Bia a koszula podkre la a jego opalenizn , a czarny krawat i
smoking sprawia y, e wydawa si jeszcze wy szy, prezentuj c si nad wyraz dostojnie. Ju
od samego patrzenia na niego Anna poczu a si lepiej i bezpieczniej. Gdyby tylko on czu do
niej to samo! By aby w siódmym niebie.
Evan przechwyci jej wniebowzi te spojrzenie. Gdy spotkali si wzrokiem ponad
owami go ci, st
y mu wszystkie mi nie. Anna znowu uprawia t swoj gr , pomy la .
Nawet nie wie, co robi. Ma dziewi tna cie lat, zaczyna odkrywa pot
swojej kobieco ci i
wypróbowuje j na ka dym m czy nie, który znajdzie si w pobli u. Lepiej, eby o tym
pami ta .
Oderwa od niej wzrok, pochyli si i przy wszystkich poca owa Nin . Zrobi to
bardzo nami tnie, eby nie my le o posmutnia ym obliczu Anny.
Gdy si wyprostowa , Nina z trudem apa a oddech, a Anna znikn a! Przynajmniej to
jedno osi gn .
- Pojedziemy do mnie, mój olbrzymie? - szepn a Nina. - Jestem gotowa.
Ale Evan nie by gotów. Potrz sn g ow .
- Poczekajmy na przemówienie Polly.
Nina westchn a.
- Tak naprawd to ty wcale mnie nie chcesz, mam racj ? - zapyta a spokojnie. -
Unikasz mojego mieszkania jak ognia.
- Jeste my przyjació mi - przypomnia jej z u miechem. - Gdyby by o inaczej, jaki
mia bym interes, eby ci pomaga w robieniu kariery?
- Zaczynam podejrzewa , e robisz to, eby wzbudzi zazdro w innej kobiecie. -
Zauwa
a, e drgn y mu powieki. - Albo eby co ukry , u ywaj c mnie jako pretekstu. Nie
chcesz mnie dla mnie samej. Rzadko mnie gdzie ze sob zabierasz.
- Jestem zaj ty - odpar z u miechem.
- Nie a tak bardzo. To prawda, e z innymi kobietami te si nie pokazujesz. -
Pokiwa a g ow , widz c jego zdziwienie. - Nadal mam znajomych w Jacobsville, którzy
informuj mnie na bie co, kto z kim si spotyka. Nie masz nikogo na sta e. Ale mówi , e
Anna Cochran nie odst puje ci na krok.
Ci ko westchn .
- To po cz ci prawda.
- Rozumiem teraz, dlaczego mnie tutaj przyprowadzi
. I dlaczego mnie poca owa
.
- U miechn a si
agodnie. - Niech i tak b dzie. Je li potrzebujesz ochrony, jestem do
dyspozycji. Graj dalej sw rol . Powiedzmy, e ze wzgl du na star przyja
.
- Jeste wspania omy lna.
- To samo mog powiedzie o tobie. - Zrobi a powa
min . - Pomog ci usun z
drogi t ma . To aden problem.
Nie podoba o mu si takie sformu owanie. Jego twarz wykrzywi grymas.
- Jest jeszcze ca kiem zielona, prawda? - Mówi c to, Nina obserwowa a Ann stoj
z Randallem przy wazie z ponczem. - My lisz, e wyjdzie za m za tego studenta
medycyny?
- Sk d mog wiedzie ? - spyta zirytowany.
Nigdy dot d nie zastanawia si nad tym, ale ostatnio Anna rzeczywi cie sp dza a
du o czasu z tym ch opakiem.
- Posa na panna. Ma bogat matk - my la a g
no Nina. - M ody lekarz, który chce
otworzy prywatn praktyk , potrzebuje bogatej ony.
Evan zesztywnia .
- Nie jest a taka g upia - warkn .
- Kochanie, to przecie jeszcze dziecko. Co ona mo e wiedzie o m czyznach?
Za
si , e jest jeszcze dziewic .
Na sam t my l poczu , jak zalewa go fala gor ca. Skoncentrowa si na ta cu.
- To problem Randalla, nie mój - oznajmi . - Ta czmy. Pomó mi jej si pozby .
- Z przyjemno ci ...
Patrz c na nich, Anna wypi a kolejny yk ponczu, potem jeszcze jeden.
- Szkod , e nie ta czysz - zwróci a si do Randalla. Mówi a troch niewyra nie.
Czu a si bardzo rozlu niona.
- Czasami mam na to ochot - przyzna . - Dlaczego nie mieliby my spróbowa
zata czy teraz? - Odstawi pucharek. - Czuj , e jestem wystarczaj co odpr ony.
Obj j , a ona uczy a go podstawowych kroków. Po chwili na jego twarzy pojawi si
szeroki u miech, a jego d onie przyci gn y j bli ej.
- To ca kiem przyjemne. - By mile zdziwiony.
- Jasne! - Opar a policzek na jego piersi i zamkn a oczy, ledwo si poruszaj c w rytm
muzyki.
Do diab a z Evanem! Niech sobie ca uje t swoj kochank tutaj, na tym parkiecie.
Nie b
na nich patrze !
- Anno, jak si bawisz? - zapyta a jedna ze znajomych Polly, ta cz ca obok ze swoim
ma onkiem.
- wietnie - odrzek a uprzejmie Anna. - Mam nadziej , e pa stwo tak e.
- Jest uroczo. Widz , e Evan przyszed z towarzyszk - doda a kobieta z lekko
ironicznym u miechem. - eby ostudzi twój zapa ?
Anna zaczerwieni a si . Przyzwyczai a si do drwin na temat swojego zauroczenia
Evanem, ale tego wieczoru poczu a si tym dotkni ta.
- To jego dawna znajoma - wyja ni a.
- Tak, ale Evan zwykle nie bywa na przyj ciach u Polly w towarzystwie kobiet. Mam
wra enie, e ostatnio w ogóle rzadko si pokazuje - skomentowa a z
liwie. - Musi by
naprawd zdesperowany, skoro sprowadza swoje dawne kobiety po to tylko, eby ci
zniech ci .
Anna wyrwa a si z obj Randalla, który nie ukrywa niezadowolenia, i wróci a do
wazy z ponczem, pozostawiaj c kobiet z otwartymi ustami.
- Dlaczego si denerwujesz? - spyta Randall, doganiaj c j . - Wszyscy wiedz , e
ugania
si za Evanem. Ale ju przesta
, wi c nie musisz si przejmowa tym, co ludzie
wygaduj . - Obj j w pasie. - Teraz masz mnie.
Czy rzeczywi cie? Ilekro w sali pojawia a si jaka nowa kobieta, Randall po era j
wzrokiem. By urodzonym uwodzicielem i cho jego uroda pozostawia a wiele do yczenia,
potrafi by czaruj cy.
- Nie zdawa am sobie sprawy, jak bardzo to si rzuca w oczy - mrukn a, spuszczaj c
wzrok. - Ale to by a tylko zabawa. - To nieprawda, ale jako musi ratowa w asn godno .
- Wiem o tym - powiedzia Randall. - Podobnie jak wi kszo ludzi. Nie przejmuj si
plotkami. Od paru tygodni nie zwracam na nie uwagi.
Poderwa a g ow .
- A co s ysza
?
Wzruszy ramionami i nieznacznie si u miechn .
- Tylko tyle, e jak szalona cigasz Evana po ca ym mie cie. O przypadkowych
spotkaniach, które nie s przypadkowe, o tym, e wieszasz si na nim na przyj ciach i
uwodzisz go bez enady. Mówi , e Evan nie mo e si ruszy , eby na ciebie nie wpa .
Wydawa o mi si to zabawne.
- Ale nie Evanowi - j kn a. - Przesadzi am, a jemu si to wreszcie znudzi o.
- Wi c ta kobieta mia a racj ? Przyprowadzi Nin , eby pozby si ciebie?
Przytakn a. Mia a wra enie, e wszyscy na ni patrz .
- Jestem tego pewna. Biedny Evan.
- No nie wiem - rzek pó
osem Randall, u miechaj c si do Anny. - Powinno mu
pochlebia , e wzdycha do niego taka liczna m oda kobieta.
- Powiedz raczej, e to irytuj ce - poprawi a go i nagle wszystko zrozumia a.
Jak mog a si tak zagalopowa i postawi Evana w takiej sytuacji? Droczy a si z nim
i narzuca a mu, maj c nadziej , e j zauwa y. A tymczasem tylko go odstraszy a. Ale z niej
idiotka!
Co wi cej, musi teraz pogodzi si z tym, e wszyscy wiedz , e Evan pokazuje si z
Nin , aby trzyma j , Ann , na dystans! Takie publiczne odrzucenie jest poni aj ce. Gdy
rozejrza a si dooko a, pochwyci a spojrzenia zebranych, dostrzegaj c w ich oczach ledwo
skrywan lito .
Do ko ca wieczoru z trudem powstrzymywa a zy. Evan ta czy tylko z Nin i by ni
tak zaabsorbowany, e czujni obserwatorzy zacz li spekulowa na temat odnowienia
dawnego romansu. Sposób, w jaki Evan unika Anny, mówi sam za siebie. Nikt jednak nie
zauwa
, e równie Anna robi a wszystko, by nie wchodzi mu w drog . Kurczowo
trzyma a si Randalla.
Matka Anny wyg osi a przemówienie i przedstawi a dwóch g ównych sponsorów
centrum handlowego, a tak e kupców, którzy ju zadeklarowali ch otwarcia tam swoich
sklepów. Jej wyst pienie zosta o przyj te oklaskami i nawet odwróci o uwag Anny od jej
nieszcz cia.
Mimo towarzystwa Randalla czu a si samotna. W rodku czu a pustk . Robi a dobr
min do z ej gry, miej c si i bryluj c tak, by nikt nie odgad , jak bardzo cierpi.
Kiedy t um zacz si przerzedza , Polly przystan a przy córce, serdecznie si
miechaj c.
- My
, e si uda o. Jak si bawisz, kochanie?
- Cudownie, dzi kuj - odpar a beztrosko Anna, sil c si na u miech. - By o uroczo,
prawda, Randall?
Popatrzy na ni badawczym wzrokiem.
- Anno, ile razy tankowa
?
- Tylko trzy. - Zrobi a wielkie oczy. - Dlaczego pytasz?
Wymieni porozumiewawcze spojrzenie z jej matk .
- Kto wzmocni poncz - oznajmi a Polly.
- Sk d pani wie?
- Evan pow cha swoj porcj i odstawi j , patrz c nienawistnym wzrokiem w moj
stron - wyja ni a z przek sem.
- To by o do przewidzenia, e on pierwszy to zauwa y - za mia si Randall i spojrza
na zegarek. - O rany, musz ju i ! Od pó nocy mam dy ur pod telefonem. Skontaktuj si z
tob jutro albo pojutrze, jak tylko b
mia troch wolnego czasu. Dobranoc - rzek
pó
osem, pospiesznie ca uj c Ann w czo o.
Odprowadzi a go oboj tnym wzrokiem.
Polly czule j obj a.
- Widz , jak cierpisz - powiedzia a z niespotykan trosk . - Prze yjesz, kochanie.
Evan nie jest typem m czyzny, który si ustatkuje. Od dawna o tym wiesz.
- Ja tylko go podrywa am - upiera a si Anna. - To by y arty. My la am, e si
domy la.
Polly nie zaprzeczy a. Widzia a rozpacz w niebieskich oczach córki. Przygarn a j
mocniej.
- Chod my pos ucha muzyki. Randall jutro zadzwoni. Mo e wyci gnie ci gdzie i
razem co zjecie. Za du o przesiadujesz w domu.
- Chyba masz racj . Randall jest ca kiem sympatyczny.
- Z czasem zrozumiesz, e trzeba bra z ycia to, co nam ono ofiarowuje, i nie
oczekiwa tego, co niemo liwe - agodnie stwierdzi a Polly.
- Mhm. - Anna u miechn a si . W g bi duszy zastanawia a si , ile czasu up ynie,
zanim wyma e z pami ci ten wieczór.
Na widok Evana i Niny, którzy szli w ich kierunku, Anna mia a ochot wzi nogi za
pas.
- Urocze przyj cie. - Nina u miechn a si , kieruj c te s owa do Polly. - Dzi kuj za
zaproszenie.
- Bardzo mi mi o - odpar a Polly. - Evan, ciesz si , e i ty z niego skorzysta
.
Przyznam, e si nie spodziewa am. Ciesz si , e Ninie uda o si wyci gn ci z biura.
- Zamierzam go cz ciej wyci ga - odpar a Nina, opieraj c si na ramieniu Evana.
Anna nie odzywa a si i nie patrzy a na niego, ale po chwili Evan przeniós na ni
wzrok.
- Ile ponczu wypi
? - zapyta z b yskiem w oku.
Unika a jego wzroku.
- Tylko troch - sk ama a. - Wiem, e by doprawiony.
- Powinna go by a wyla i zrobi nowy. - Evan bez ceregieli zwróci uwag Polly. -
Annie nie wolno pi mocnych trunków.
- Evan, ona ma dziewi tna cie lat. Mo e pi , na co ma ochot - zaprotestowa a Polly.
- Alkohol zabija - upiera si . - Zw aszcza je li wejdzie jej w nawyk jazda
samochodem po alkoholu. Mo e trafi za kratki.
- Nie cz tych rzeczy - o wiadczy a Anna. - Skoro tak bardzo przeszkadza ci
alkohol, to co tu jeszcze robisz?
Nala a sobie kolejn porcj , czwart , po czym wypi a j do dna, patrz c wyzywaj co
w pociemnia e ze z
ci oczy Evana.
- Zrób z ni co - zwróci si do Polly.
Anna unios a brwi.
- Moja matka ju przesta a mnie poucza , co mi wolno, a czego nie wolno.
Evan by zaskoczony. To, co us ysza , ani troch nie by o podobne do Anny.
- Nie jeste przyzwyczajona do alkoholu - zacz .
miechn a si ch odno.
- Ani si obejrzysz, jak si przyzwyczaj - odci a si . Nadal prze ywaj c publiczn
zniewag , pragn a si zem ci . - Nic ci do tego! Zapami taj to sobie.
Lekko si chwiej c, odwróci a si na pi cie i ruszy a w kierunku schodów. Z powodu
whisky zbiera o jej si na wymioty. Jednocze nie czu a si tak, jakby w
nie z
a
deklaracj niezale no ci, co wcale nie by o uczuciem przykrym.
Evan przestanie by jej s abo ci . Nawet je li zas
a sobie na odtr cenie, móg jej
to powiedzie w cztery oczy. Nie musia tego robi na takim forum.
Odprowadzi j gniewnym wzrokiem. Po raz pierwszy, odk d si ga pami ci , Anna
odpowiedzia a mu tak niegrzecznie. Przywyk do jej lepego uwielbienia b
, w najgorszym
razie, do jej zuchwa ych, uwodzicielskich komentarzy. Tak jawna wrogo by a czym
nowym i daleko bardziej podniecaj cym. Jego cia o zareagowa o na jej sprzeciw w
nieoczekiwany sposób.
- Evan, szumi jej w g owie. Nie przejmuj si ni . - Polly zbagatelizowa a ca spraw .
- A tak przy okazji, mam nowy teren, w, który móg by zainwestowa . Mo e by w tygodniu
wpad do biura i obejrza plany?
- Oczywi cie - odpar , poch oni ty czym innym.
- Chod my ju - ponagli a go Nina. - Jestem zm czon a rano mam pokaz.
- Dobrze, chod my. Dobranoc, Polly.
Polly pokiwa a g ow i u miechn a si z zaciekawieniem, gdy Evan popatrzy na
schody. Zaniepokoi a j i rozbawi a jego zaborczo wobec jej córki. Ten facet ma trzydzie ci
cztery lata i jest za stary, by prawdziwie po m sku interesowa si jej biedn , beznadziejnie
zakochan Ann .
Wróci a do pozosta ych go ci, odsuwaj c od siebie rozwa ania na temat dziwnego
zachowania Evana Tremayne'a. Anna o nim zapomni. To tylko zadurzenie.
Anna cierpia a przez wi ksz cz
nocy, i to nie tylko z powodu alkoholu. Widok
Evana afiszuj cego si z inn kobiet sprawi , e przejrza a na oczy. Przez dwa lata gdy
ugania a si za nim jak szalona, nie stosowa kontrataku. Prawdopodobnie teraz, wiedz c ju ,
jak mocno j to zabola o, b dzie cz ciej pos ugiwa si t strategi .
Je li Evan jest a tak zdesperowany, e musi szuka przed ni ucieczki w ramionach
dawnej kochanki, pora si wycofa . W g bi duszy co jej zawsze mówi o, e Evan nie
potraktuje jej serio. Powinna by a zrezygnowa ju dawno temu.
Nast pnego ranka zaplot a w osy w warkocz, w
a szorty i sk py top, po czym
posz a ze sztalugami do ogrodu. Uwielbia a malowa . Nie le wychodzi y jej pejza e. Kilka
obrazów nawet uda o si jej sprzeda . Kiedy nie pracowa a, wy ywa a si w malowaniu.
Polly by a w biurze. Czasami mia a co robi przez siedem dni w tygodniu. Anna
pracowa a przez pi dni, dwa pozosta e przeznacza a na malowanie. Ostatnio rozwa
a
mo liwo odej cia z biura. Mia a oko do obrazów i wiedzia a, w, które warto zainwestowa .
Mog aby poprosi w
ciciela miejscowej galerii sztuki, który by przyjacielem rodziny, eby
zatrudni .
Oddali oby j to od biura i od Evana. Skoro chce, by znikn a z jego ycia, pomo e
mu w tym. W ko cu po dwóch latach natr tnego narzucania si mo e to dla niego zrobi .
Patrz c na wszystko ch odnym okiem, by a nawet w stanie zrozumie , dlaczego przyszed z
Nin na przyj cie. Po prostu straci cierpliwo .
ad a farby na p ótno i jednocze nie rozwa
a ró ne rozwi zania. Prawd mówi c,
nie chcia a opu ci domu, ale ostatecznie to te by by o jakie rozwi zanie. Wkrótce b dzie
mia a dwadzie cia lat. Powinna pomy le o przysz
ci.
Po lubienie Randalla nie jest najlepszym wyj ciem, nawet je li on sam daje jej do
zrozumienia, e nie mia by nic przeciwko temu. Bior c pod uwag maj tek matki, by oby to z
jego strony taktyczne posuni cie. Polly na pewno pomog aby zi ciowi w otworzeniu gabinetu
lekarskiego.
Anna pracowa a nad studium s oneczników na tle nieba. Jej modelem by ogromny
ogrodowy s onecznik. Letni dzie by senny i prawie bezwietrzny. S
ce przyjemnie grza o
jej skór .
Trzasn y drzwi samochodu. Anna nie podnios a wzroku, poniewa zbli
a si pora
lunchu, wi c spodziewa a si matki.
- Jestem w ogrodzie! - zawo
a.
W odpowiedzi us ysza a kroki, ale nie by to stukot damskich szpilek. Kroki by y zbyt
ci kie.
Odwróci a g ow w momencie, gdy Evan wynurzy si zza domu. Mia na sobie
robocze ubranie: d insy i zakurzon popielato - niebiesk kraciast koszul , mocno
sfatygowane buty i zmi toszony kapelusz. Anna zesztywnia a na my l o doznanym
upokorzeniu, ale nie da a tego po sobie pozna .
Skupi a si na malowaniu.
- Gdzie jest Polly? - zapyta bez wst pów.
To znaczy, e nie przyszed przeprosi j za wczorajsze wystawienie jej godno ci na
ci
prób . Nie odrywa a oczu od p ótna, by nie dostrzeg jej rozczarowania.
- Je li nie ma jej w biurze, to pewno jest w drodze do domu - odpar a.
Omiót j wzrokiem.
- Mia a mi zostawi plany nowego terenu. Co ci o tym wiadomo?
Pokr ci a g ow .
- Nie. - Skoncentrowa a si na jednym p atku s onecznika. - Je li masz ochot
poczeka , Lori poda ci mro on herbat .
By a tak niepodobna do siebie, e Evan poczu si nieswojo.
- Nie chcesz, ebym ci wzi w s onecznikach?
- Postanowi am wydoro le - odpar a, nie patrz c w jego stron . - Uganianie si za
op dzaj cymi si przed tym m czyznami to zaj cie dobre dla nastolatek. Odt d b
zastawia sid a tylko na takich m czyzn, którzy moim zdaniem dadz si z apa .
- Takich jak Randall? - zapyta .
- Dlaczego nie? - Wzruszy a ramionami.
Jej zachowanie zdumiewa o go coraz bardziej. Opar si o p ot, który otacza niewielki
ogród.
- Nie wiedzia em, e malujesz.
- Nic dziwnego, bior c pod uwag szybko , z jak zawsze mnie omijasz. - Z
niewzruszonym spokojem po
a wi cej
ci na p ótno. - Zabawa sko czona. - Podnios a
wzrok i popatrzy a na niego. - Otrzyma am wczoraj komunikat i zrozumia am go. Nie musisz
mi ju niczego wi cej wyja nia .
Zdoby a si na u miech.
- Przepraszam, e tak ci utrudnia am ycie. Obiecuj , e ju nie b
ci si
naprzykrza - oznajmi a i odwróci a si w stron sztalug.
Poczu pustk w rodku. To do niej niepodobne. Poza tym ona wcale nie wygl da na
dziecko, za które zawsze j mia . Ma ze wszech miar kobiece opalone nogi i pe ne piersi pod
sk pym topem. Jest rozkoszna.
Przygl da si jej coraz bardziej intensywnie.
- Czy b dziecie z Polly na grillu u Ballengerów?
- Nie wiem. - Popatrzy a na niego nie mia o. - Je li ty tam przyjedziesz, to chyba nie.
Nie chc ci ju przysparza towarzyskich k opotów. Nie zdawa am sobie sprawy, jak bardzo
utrudniam ci ycie, dopóki nie us ysza am plotek.
Nie, to wszystko brzmi nieprawdopodobnie! Evan otworzy usta, by temu zaprzeczy ,
kiedy od strony podjazdu dobieg ich warkot silnika samochodu Polly. Kilka chwil pó niej
Polly wy oni a si zza w
a.
- Mam ci ! - zawo
a ze miechem. - Przywioz am plany. Chcia am ci je podrzuci do
domu. Anno, lunch gotowy?
- Lori mówi a, e ju poda a do sto u - odpar a Anna. - Zjem pó niej. Chc sko czy ,
póki mam dobre wiat o.
- Ach, ci arty ci! - westchn a Polly. - Evan, zosta i zjedz ze mn , skoro Anna jest
taka ekscentryczna.
Wzrok Evana prze lizn si po profilu dziewczyny.
- Musz wraca do roboty - mrukn , oci gaj c si . - Sprowadzamy dzisiaj nowe
stado, wi c ka dy pomaga, nawet matka.
- Za par lat b dziesz mia wielu pomocników - za mia a si Polly. - Stale przybywa
wam dzieci!
- To prawda. - Odwróci si i wzi od Polly plany. - Przejrz to z Hardenem i
zadzwoni , je li si zdecydujemy.
- Nie zostaniesz na lunchu?
Czeka , a Anna si odezwie. Mo e przy czy si do zaproszenia matki. Ale nie.
Milcza a. Nawet nie podnios a na niego wzroku. Wzruszy ramionami i oddali si .
Kiedy odszed , Polly nie kry a zdziwienia.
- Pok ócili cie si z Evanem?
- Ale nie - zapewni a j Anna i z u miechem na wargach odwróci a si w jej stron . -
Po prostu postanowi am przesta go podrywa i zatruwa mu ycie. Takie deptanie po pi tach
na pewno go denerwowa o.
Polly odetchn a z ulg .
- Jestem pewna, e on wie, e to tylko etap, przez, który musisz przej , kochanie.
Evan nie jest z ym cz owiekiem, tylko zatwardzia ym kawalerem. A tobie spieszno do
ma
stwa. Nawet gdyby nie du a ró nica wieku mi dzy wami, macie odmienne cele.
- Masz racj - przytakn a wbrew sobie Anna.
- Na pewno b dzie zadowolony, gdy skre lisz go z listy osób zagro onych -
roze mia a si Polly. - S ysza am co o butelkach z whisky i o plastikowych grzechotnikach.
- Kolejny podst p w mojej kampanii, który nie przyniós spodziewanych efektów -
westchn a Anna, staraj c si nie pokazywa , jak bardzo jest przygn biona. Skupi a si na
ótnie. - Sprawa zamkni ta. Nie uwa asz, e Evan wygl da , jakby mu kamie spad z serca?
Polly pokiwa a g ow , ale jej oczy mówi y co wr cz przeciwnego. Nie by a ca kiem
pewna, jak Evan wygl da . Powiedzia aby raczej, e jej córka go zaszokowa a.
ROZDZIA TRZECI
owo „skonsternowany” lepiej oddawa o to, co czu Evan, wracaj c na farm . Nie
spa dobrze tej nocy. Prze ladowa o go spojrzenie Anny, jakim go po egna a na przyj ciu.
Pod pierwszym lepszym pretekstem przyjecha do jej domu, by osobi cie si przekona , jak
wielk wyrz dzi jej krzywd .
To, co zobaczy , zdumia o go. Przyj a go oboj tnie, a jego obecno nie wywar a na
niej adnego wra enia. Potraktowa a go jak kogo obcego. Po dwóch latach prze ladowania
go, droczenia si i omotywania!
Zahamowa przed domem i z gniewn min wszed do rodka.
- Co nie tak? - zapyta Harden, wychylaj c si z gabinetu.
Evan wszed i zamkn za sob drzwi. Jak nigdy potrzebowa w tej chwili czyjego
yczliwego ucha, a z nikim tak mu si dobrze nie rozmawia o jak z Hardenem.
- Mam problem z Ann - powiedzia krótko.
- To nic nowego - odpar Harden. - Skar ysz si na ni , odk d pami tam.
- Nie o to chodzi - skrzywi si Evan. - Ona mnie ignoruje.
Hardenowi za wieci y si oczy.
- Jaka nowa gra?
- Od wczoraj si zmieni a. Uzna a, e utrudnia mi ycie, wi c postanowi a da mi
spokój.
- To bardzo adnie z jej strony - zauwa
Harden.
- W
nie to mnie niepokoi. Jest a za spokojna.
- Nie widzia
jej miny, kiedy zjawi
si z Nin . Wygl da a, jakby dosta a policzek.
Evan zakl pod nosem.
- My la em, e dobrze robi . Nie chcia em jej zrani . Chcia em tylko, eby przesta a
mnie zam cza .
- I uda o ci si . Wi c w czym problem?
Evan westchn ci ko.
- Nie mia em poj cia, jak si poczuj , kiedy zacznie mnie ignorowa .
- Du o ci kosztowa o takie wyznanie.
Evan wpatrywa si w swój zniszczony but.
- Ale nadal uwa am, e post pi em s usznie. Anna jest o wiele za m oda.
- Wci to powtarzasz. No i wreszcie ci pos ucha a.
- Na to wygl da.
- Odnios em wra enie, e Nina znowu wiata za tob nie widzi. Czy to co
powa nego?
Bracia spojrzeli sobie w oczy.
- Nie chc Niny - o wiadczy Evan. - To ju przesz
. Sfinansowa em jej kampani
reklamow , a ona si rewan uje.
- Rozumiem - mrukn Harden. - Pomaga ci odpiera ataki Anny.
- Niepotrzebnie, jak si okaza o. Anna zaprzesta a swoich zwariowanych sztuczek.
Powiedzia a, e gra sko czona. Czy przez ca y czas by a to dla niej tylko gra?
- Mo e traktowa
to zbyt powa nie - agodnie zauwa
Harden. - Anna bawi a si z
tob . Wyci ga a ci z tej twojej skorupy. Czasami nawet to lubi
. Ale potem znów
zamyka
si w sobie i narzeka
, e ci prze laduje.
To prawda, pomy la Evan. Od czasu do czasu pa
do niej nami tno ci , któr
szybko poskramia . Pragnienie to narasta o od d
szego czasu, a ostatnio by o bliskie
osi gni cia punktu zapalnego. Zaproszenie Niny na przyj cie by o desperackim czynem, jak
zauwa
a Anna. Jego plan przyniós odwrotny skutek, poniewa teraz on sam cierpi.
- Anna jest dziewic - skwitowa . - Jestem tego prawie pewny. Mam przykre
do wiadczenia z niewinn dziewczyn . Ostatnio stawiam na dojrza e kobiety.
- Wiem - odpar Harden. - Ale tamta kobieta nie by a Ann . Gdyby ci kocha a,
prawdziwie kocha a...
- Anna jest za m oda, eby powa nie traktowa m czyzn .
- Oby si nie myli - mrukn Harden. - Je eli jej naprawd zale
o na tobie, a ty to
w niej zabi
, mo e to by strata najja niejszej gwiazdy, jaka si pojawi a na twoim
horyzoncie.
Evan skrzywi si .
- Przecie powiedzia a, e to by a tylko zabawa!
- Mia a ci wyzna dozgonn mi
akurat wtedy, kiedy zacz
si prowadza z
jedn ze swoich dawnych zdobyczy?
Oczywi cie, e nie. Evan nadal nie wiedzia , co my le .
- Musz zajrze do zagrody. Idziesz? - Za chwil . Musz zawie Mirand do lekarza
- odpar Harden, u miechaj c si szeroko.
Evan pokr ci g ow .
- Najpierw Pepi, teraz Miranda i Jo Anne. Wokó mnie same ci arne baby!
- Wujek Evan - zakpi Harden.
- Lubi dzieci. Matka i ja b dziemy je rozpieszcza - rzek z u miechem.
- Kiedy b dziesz mia w asne.
Evan posmutnia .
- Nie jest mi to pisane.
- Anna si ciebie nie boi! - zirytowa si Harden.
- Oczywi cie, e nie. Bo nigdy si do niej nie dobiera em! - odpar Evan z
niewzruszon min . - Z Louis by o dobrze, dopóki nie spróbowa em wzi jej do
ka!
- Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa.
- Nawet gdyby Anna by a starsza, nigdy bym si nie odwa
, rozumiesz? - Wsun
ce w kieszenie spodni i wyjrza przez okno. - To jedno do wiadczenie zabi o we mnie
potrzeb intymno ci. Straci em panowanie nad sob i skrzywdzi em Louis . Odt d boj si ,
e to si powtórzy. Zapomnia
ju , jak przed laty Randy wyl dowa przeze mnie w szpitalu?
- doda dla podkre lenia swoich obaw.
- To by przypadek.
- Fakt, ale co z tego? Móg bym zrobi to samo kobiecie, gdybym straci g ow -
upiera si Evan. - Moja postura to nie arty.
- Jeste pot
ny - przyzna Harden. - I silny jak tur. Nikt tego nie kwestionuje. Ale
wp dzasz si w kompleksy, a to ju nie jest konieczne. Wystarczy o, e jedna
rozhisteryzowana kobieta oskar
a ci o po amanie jej eber...
- Mocno j posiniaczy em - rzek z westchnieniem.
- Sama si pot uk a, szarpi c si z tob i spadaj c z
ka - sprostowa Harden. - By a
du o od ciebie mniejsza, chuda jak patyk i na dodatek przera ona. I do tego dziewica! Anna
jest du , wysok i mocno zbudowan dziewczyn . Lepiej do ciebie pasuje.
- Ja wcale jej nie chc !
- Twoja wola. Pewnie wyjdzie za tego doktorka i b dzie mia a dziesi cioro dzieci.
- Jej sprawa. - Na my l, e mog aby mie dzieci z Randallem, przeszed go zimny
dreszcz. Nasun kapelusz na czo o i opu ci pokój.
Patrz c za nim, Harden pokr ci g ow . Do Evana nic nie dociera. Najwyra niej si
boi, nawet je li si do tego nie przyznaje.
Od tego dnia Evan zauwa
liczne zmiany w swoim yciu. Gdy zjawia si w
mie cie, Anna ju nie zagl da a mu przez rami w sklepie z artyku ami elaznymi, nie
wychyla a si u miechni ta z okna biura Polly, eby mu pomacha . By na towarzyskim
spotkaniu, na, które Anna si nie wprosi a, szukaj c okazji, by z nim po artowa . Na wszelki
wypadek zabra ze sob Nin , ale okaza o si to zbyteczne.
Powinien skaka z rado ci, a tymczasem by o mu przykro, e Anna ju go nie chce.
Daremnie pociesza si , przypominaj c sobie wszystkie argumenty przeciwko tej znajomo ci.
Dwa tygodnie po przyj ciu Anna robi a zakupy w miejscowym butiku, kiedy
tanecznym krokiem wkroczy a tam Nina, pachn ca drogimi perfumami i bardzo z siebie
zadowolona.
- Cze ! - U miechaj c si , pozdrowi a Ann . - Wi c jednak Evan w ko cu si od
ciebie uwolni ! Nie pokaza
si przedwczoraj u Andersonów. Przez par minut Evan
przeszukiwa wszystkie k ty na wypadek, gdyby si gdzie zaszy a. Wp dzasz go w
kompleksy.
Sposób, w jaki uj a to Nina, sprawi , e Annie zebra o si na md
ci.
- Sp dzam czas w towarzystwie Randalla.
- To ten zezuj cy na kobiety lekarz? - Nina zaduma a si , dotykaj c najdro szej
sukienki w sklepie. - Obawiam si , e nie b dzie ci atwo zatrzyma go przy sobie. Pewnie
nie wiesz, e w poniedzia ek na przyj cie do Fordów przyszed z Cindy Grayson. Ani o tym,
e Cindy wróci a do domu dopiero nad ranem?
Anna spiorunowa a j wzrokiem.
- Musisz by taka z
liwa? Dosta
Evana. Czego wi cej chcesz?
skie brwi Niny unios y si wysoko.
- Nie „dosta am” Evana - powiedzia a. - Zaprosi mnie po to, eby si trzyma a od
niego z daleka. - Spogl da a z wy szo ci na Ann . - Powinna wiedzie , e to typ
czyzny, który nie lubi by zdobywany. Sama sobie zaszkodzi
.
- Za to teraz mo e si czu bezpieczny - odrzek a Anna przez ci ni te gard o.
Nina wzruszy a ramionami.
- Chyba w to nie wierzy. Ale mnie w to graj - doda a przewrotnie. - Im d
ej uwa a,
e stanowisz dla niego zagro enie, tym d
ej b dzie ze mn . Warto mie go w
ku. - Z
zadowoleniem patrzy a, jak dziewczyna si czerwieni.
Anna od
a sukienk , któr ogl da a, i czym pr dzej wysz a ze sklepu. Nina
spogl da a za ni jeszcze przez chwil , po czym odwróci a si w stron stojaka z sukniami.
To posz o do
atwo. Nie podoba o jej si natomiast zachowanie Evana, odk d Anna
znikn a z jego ycia. Dopiero odsuni cie jej na trwa e pozwoli Ninie dobra si do niego.
Mo e taki efekt odniesie ta bajka o tym, e z nim spa a.
Przez reszt dnia do Anny z trudem dociera o to, co dzia o si wokó . Nast pnego dnia
wysz a wcze nie z domu i uda a si do Taylor's Gallery.
Brand Taylor by m czyzn w podesz ym wieku. Zna si na sztuce i na rynku sztuki.
Z przyjemno ci
ledzi artystyczne zainteresowania Anny.
- Mia em nadziej , e pewnego dnia zwrócisz si do mnie o prac - wyzna szczerze,
kiedy go o to zapyta a. - Jestem w galerii sam i czasami mam tu prawdziwy m yn. Dobrze
by oby mie asystentk . Masz niez e oko, wi c szybko si nauczysz wycenia obrazy i
przewidywa tendencje rynkowe. Ale to b dzie ci ka praca. Nie adne siedzenie w ogrodzie
i malowanie.
miechn a si z rado ci .
- Chcia abym spróbowa .
- Ciesz si . Kiedy mo esz zacz
?
- W poniedzia ek - odpowiedzia a.
Matka tak naprawd nigdy jej w biurze nie potrzebowa a. Stanowisko sekretarki
zosta o stworzone specjalnie dla niej i obie wiedzia y, e jest zbyteczne.
- Polly nie b dzie mia a nic przeciwko temu?
- Wr cz przeciwnie. My
, e b dzie zachwycona.
Polly by a nie tylko zachwycon ale i zdumiona.
- Nie s dzi am, e chcesz odej z biura - przyzna a.
- To z powodu Evana, który za cz sto tam wpada - mrukn a. - Je li mam go sobie
odpu ci , musz to zrobi na dobre. Bardzo lubi pana Taylora. Poza tym chcia abym
pracowa .
- My la am, e wolisz wyj za m . Prawd mówi c, nie wiem, co sama bym
wybra a, gdyby twój ojciec chcia si ustatkowa . Ale jego stale nosi o. I nadal nosi.
- Z nikim si nie umawiasz... - zauwa
a odwa nie Anna.
- On te nie ma nikogo - z u miechem odpowiedzia a Polly. - Niewykluczone, e
pewnego dnia znudzi mu si takie ycie i wróci do domu. Nie trac nadziei. Na razie mam
prac , któr lubi , i zarabiam mas pieni dzy.
- I ja chc tego samego - oznajmi a Anna powa nie. - Chc robi co u ytecznego w
yciu. Ma
stwo? Mo e kiedy ...
- M dra z ciebie dziewczyna. Jeste m oda. Masz mas czasu.
- Mas - powtórzy a jak echo. W jej oczach by smutek, ale nie zamierza a snu si
bez celu po domu. - Co powiesz na kolacj w restauracji?
- wietny pomys - podchwyci a Polly. - Chod my do Beef Palace.
Ulubione miejsce Evana.
- A mo e dla odmiany do tej nowej chi skiej knajpki?
Gdy wychodzi y stamt d wieczorem, rozmawiaj c z o ywieniem o nowej pracy Anny,
zauwa
je Evan, który w
nie przeje
z Nin . Dziwne. Anna i chi ska kuchnia? Da by
ow , e jej nie lubi.
- Czy to nie Polly i Anna? - mrukn a Nina. - My la am, e b
musia a p oszy j z
Beef Palace. Podobno cz sto tam ci nachodzi.
Zgromi j wzrokiem.
- Niekoniecznie trzeba si z niej na miewa - wycedzi .
Popatrzy a na niego os upia ym wzrokiem.
- Dlaczego? Inni te to robi . Zrobi a z siebie kompletn idiotk . Sama o tym wie.
- Mam nadziej , e z ni nie rozmawia
.
Nina za
a nog na nog .
- Powiedzia am jej tylko, e masz jej dosy - odpar a beztrosko. - Zreszt ju o tym
wiedzia a.
Skurczy si w sobie. Zna Nin i podejrzewa , e nie przekaza a tego Annie w
delikatny sposób.
- Jak mog
?
- Obawiam si , e z tym doktorkiem te daleko nie zajedzie - doda a swobodnym
tonem. - Facet strzela oczami na prawo i lewo za ka
spódniczk . I pewnie z ka
poszed by do
ka. Ale to ju jej problem.
Evan nie odezwa si wi cej. Wola nie my le o Annie.
Ale tydzie pó niej, gdy odwióz plany Polly, nie zobaczy Anny za biurkiem
sekretarki.
Polly przywita a go, zaprosi a, by usiad , i zamkn a drzwi do pokoju.
- No i co postanowi
?
- Gdzie jest Anna? Chora?
Polly zdumia a si . Evan naprawd by zaniepokojony.
- Nie! Dlaczego? Po prostu zmieni a prac . Zatrudni j u siebie Brand Taylor.
- W galerii? - Evan westchn ci ko i rozsiad si w fotelu. - Ostro stawia spraw !
Nie musi z mojego powodu skazywa si na banicj !
Polly wola a tego nie komentowa . Wpatrywa a si w pakiet, który Evan rzuci na
biurko. Zna zaledwie po ow prawdy. Anna rozwa
a tak e mo liwo wyprowadzenia si z
domu. W miejscowym pensjonacie zwolni si pokój i Anna pomy la a, e mog aby go
wynaj , o czym poinformowa a Polly podczas weekendu.
- Ta praca trafi a si nieoczekiwanie.
- Czy Anna wspomina a co o rozmowie z Nin ?
- Nie - odpar a Polly. - Bo co?
- Podobno Nina powiedzia a jej co przykrego w moim imieniu. Nie upowa ni em jej
do tego, ale Anna na pewno o tym nie wie.
- Lepiej niech ju tak pozostanie. Oboje wiemy, e Anna nie ma u ciebie szans. Z
czasem zapomni o tobie, a potem wyjdzie za Randalla. Tak b dzie najlepiej.
- Randall to playboy - skwitowa krótko.
- Je li ona go kocha, to jest to bez znaczenia - odpar a Polly, nie dopuszczaj c my li,
by Evan móg mie racj . - A je li on j kocha, przestanie si ugania za innymi.
- Tacy nigdy nie przestaj - powiedzia Evan, spogl daj c na ni ponuro. - Dobrze o
tym wiesz.
miechn a si smutno.
- Randall nie jest moim faworytem, ale to jest jej ycie. Nie mam prawa si wtr ca -
wiadczy a.
Evan zaduma si .
- Czy ju co postanowili cie w zwi zku z tymi planami? - Polly zmieni a temat.
- Zdecydowali my si zainwestowa w ten teren - przyzna bez entuzjazmu. Poda
swoj cen i na czas omawiania interesu od
na bok swe obawy dotycz ce przysz
ci
Anny.
Niepokoi si tym, co zrobi a. Gdy wyszed od Polly, prawie bezwiednie skierowa
kroki do Taylor's Gallery.
Brand wyjecha do Houston na jak wystaw , zostawiaj c na miejscu zdenerwowan
Ann . Jak dot d sz o jej nie le i polubi a t prac . Ale pe na odpowiedzialno za galeri by a
ze wszech miar stresuj ca.
Wygl da licznie, pomy la Evan, przygl daj c si jej przez szyb wystawow . Mia a
na sobie jedwabny be owy kostium i dyskretnie haftowan bia bluzk . W osy starannie
zaplot a we francuski warkocz. By a na wysokich obcasach, co podkre la o jej wietn figur .
Pchn drzwi, uruchamiaj c dzwoneczek.
Anna odwróci a si z u miechem, który na jego widok natychmiast zgas .
Poczu straszliw pustk w sercu. Dotychczas cieszy a si na jego widok. Zachwyt,
który widywa w jej b kitnych oczach, ust pi teraz miejsca czemu , co przypomina o strach.
- Co mog dla ciebie zrobi ? - zapyta a oficjalnie, cho uprzejmie.
Wszed do galerii, spogl daj c z aprobat na ogromny napis „Tu si nie pali”. Wsun
ce do kieszeni szarych spodni i spojrza na ni spod przymru onych powiek.
- Czy koniecznie musia
zostawi matk na lodzie, eby mnie unika ? - spyta z
sarkazmem, poniewa czu si dotkni ty jej decyzj .
Podnios a g ow , by spojrze mu w twarz.
- Nie mia am tam wiele do roboty poza czekaniem, a ty przyjdziesz, wi c nie
nazywa abym tego zostawianiem matki na lodzie. - Lekko si u miechn a.
- I dlatego tu jeste ? Bo nie podejrzewasz mnie o zainteresowanie sztuk ? - zapyta .
Sko czy a ciera kurz z ramy, któr trzyma a w r ku, i opar a j o cian .
- Nie wiem, co ci interesuje poza robieniem pieni dzy, Evan - odrzek a. - yczysz
sobie czego ?
- Chc wiedzie , czy Nina nie powiedzia a ci czego przykrego.
Odwróci a si w jego stron , unosz c wysoko brwi.
- Czy to wa ne? - zapyta a.
Wci gn powoli powietrze.
- Nie wysy
em jej do ciebie z adn wiadomo ci - o wiadczy cicho.
- Nale
o mi si , wi c co to za ró nica? - Spu ci a g ow , wbijaj c wzrok w pod og .
- Tak d ugo ci si narzuca am.
Sposób, w jaki mówi a, sprawia mu przykro . Podszed bli ej. Patrzy teraz z góry
na jej jasn g ow . R ce same wysun y si z kieszeni i delikatnie uj y jej twarz, unosz c j
wy ej. Bo e, jaka ona jest liczna, pomy la . Oczy jak wrze niowe niebo. Brzoskwiniowa
cera. Pe ne wargi, takie ró owe i wilgotne. Które na dodatek, gdy tak intensywnie wodzi po
nich wzrokiem, nagle si rozchyli y.
- Anno... - wyszepta zd awionym g osem.
Otworzy a szeroko oczy. Nigdy nie przemawia do niej takim tonem. Patrzy
nami tnie na jej wargi. Z pewn trwog zobaczy a, jak pochyla g ow i szepcz c co , zbli a
usta do jej warg.
- Chod do mnie - powiedzia niskim, ostrym tonem. A gdy us ysza jej zmieniony
oddech, nagle ca a jego ostro no i rozwaga gdzie si ulotni y, a lata bezsilnej t sknoty
dokona y reszty. - Podejd bli ej!
Na dr cych nogach, wbrew swojej woli, pos ucha a go, a ju po chwili jej cia o
poczu o jego si i po
danie. Mia rozpi
marynark . Zapach wody kolo skiej dra ni
nozdrza, jeszcze zanim przyci gn j do siebie. Fizyczny kontakt z nim podnieca j nawet
przez ubranie.
Palce zacisn y si nerwowo na mi kkich fa dach jego koszuli i dotkn y twardych
mi ni. Nie widzia a niczego poza ustami, które znieruchomia y tu przy jej wargach, a jego
pachn cy kaw oddech miesza si z jej w asnym.
- Umiesz si ca owa , Anno? - zapyta .
To zupe nie nowe do wiadczenie przyprawia o go o zawrót g owy. Wiedzia , e jego
rozs dek znika.
- Tak - wyszepta a.
- Poka .
owa zagubi y si w jej rozchylonych wargach, gdy wtargn w nie nagle, mia
c
je i bior c w posiadanie.
Poznawa a ich smak w pogr onej w ciszy galerii. Jej cia o wypr
o si , wstrzyma a
oddech, gdy po raz pierwszy poczu a jego twarde wargi, a zaraz potem omal nie zemdla a z
rozkoszy, o jak j przyprawi nami tny poca unek. Po chwili gor cy oddech Evana muska
jej policzek, jego serce za omota o nieregularnie tu przy jej piersi.
Przysun wszy si jeszcze bli ej, wpi a si palcami w jego klatk piersiow .
- Anno... - j kn .
Wzi j w ramiona i przytuli . By bardzo silny i jego u cisk by bolesny, ale ona
prawie tego nie czu a.
Wspi a si na palcach, wsun a r ce pod jego marynark i tak e go obj a. Jego
pot
ne cia o podzia
o na ni jak narkotyk. Gor czkowo syci a si jego ustami, j cz c cicho,
gdy jeszcze silniej oplót j ramionami. Otworzy a usta. Kiedy wyczu a, e jego j zyk przyj
jej zaproszenie, zadr
a z rozkoszy.
Evan nie by w stanie przytomnie my le . Brakowa o mu powietrza. To jest Anna,
my la oszo omiony. Ann , która podobno jest dla niego za m oda. Odtr ci j a teraz zach ca
i podnieca w najzuchwalszy sposób. Nie mia si walczy z po
daniem. Jego j zyk bez
skrupu ów penetrowa jej usta, a on, przy ka dym gwa towniejszym ruchu, wyobra
sobie
jej cia o w swoim
ku, akceptuj ce go z tak sam szalon nami tno ci .
Oczami duszy widzia , jak Anna obna a przed nim wszystkie swoje sekrety, podczas
gdy on wprowadza j w sztuk kochania. Przycisn j do siebie, uniós i znowu zacz
ca owa . By bliski zatracenia.
Wieki pó niej opu ci j na pod og i powoli, bardzo powoli przechyli g ow , by
zajrze w jej wielkie, oszo omione niebieskie oczy i na wci rozedrgane wargi.
Z trudem trzyma a si na nogach. Z bij cym sercem przytrzyma j
eby nie upad a.
- Poca owa
mnie - wyj ka a.
- Nie by
bierna - zauwa
i powiód wzrokiem w dó , do rozpi tego akietu.
Bezceremonialnie wyci gn r
, rozchyli po y, ods aniaj c jej wezbrane po
daniem piersi.
- Musisz si upewni ..., e ci pragn ? - zapyta a ze zami w oczach. - Nie wiedzia by
bez patrzenia?
- Wiedzia bym. - Chwyci j mocno w talii. Przez ca y czas toczy rozpaczliw walk
o to, by nad sob zapanowa . - Masz dziewi tna cie lat... - zacz .
- A ty trzydzie ci cztery - powiedzia a, próbuj c odzyska oddech. - Nie musisz mi
niczego t umaczy . Wiem, co czujesz. Po
dasz mnie, ale ja jestem bez szans.
Wzrok mu pociemnia .
- Anno...
- W twoim typie jest Nina - szepn a z gorycz , odpychaj c go. - Jest do wiadczona i
obyta. Za
si , e wie tyle samo co ty!
Anna podejrzewa, e sypia z Nin . Nie wyprowadzi jej z b du. Nie czas na
jakiekolwiek wyznania. Jeszcze by tylko pogorszy spraw .
- Mia
ju m czyzn ?
Opu ci a oczy, ale on wsun sw du d
pod jej brod i zmusi , eby na niego
popatrzy a.
- Czy mia
ju m czyzn ? - powtórzy .
- Nie wiesz tego? - zapyta a szeptem.
Dr
a. Wierzchem d oni powiód po jej szyi, zatrzymuj c si przy rozpi ciu bluzki,
podczas gdy ona zamar a i nieruchomo si w niego wpatrywa a.
- Nie mia
- o wiadczy bez cienia w tpliwo ci. Powoli zacz j pie ci ,
obserwuj c, jak jej rozpalone cia o domaga si jego blisko ci.
- Nienawidz ci - j kn a.
Musn jej wargi.
- Powiedz moje imi - wyszepta .
Nie mia a si y mu si opiera , nawet je li naprawd go nienawidzi a. Jego palce
doprowadza y j do utraty zmys ów.
- Evan...
Przywarli do siebie wargami, a on nakry d oni jej pier , pieszcz c j w ciszy, która
wyolbrzymia a bicie jej serca i jego ci ki oddech. Gdy wbi a paznokcie w jego ramiona,
zadr
i mocniej zacisn d
. J kn a, a on oplót j pot
nym udem, by poczu a rozmiary
jego po
dania. Nawet nie wiedzia a, e go ugryz a. By a tak podniecona, e nie zdawa a
sobie z tego sprawy, dopóki nie us ysza a jego j ku.
Cofn a si przestraszona.
- Ja... nie chcia am... - powiedzia a urywanym szeptem. Próbowa a si uwolni , ale jej
nie puszcza . Walczy z sob , zanim pozwoli jej si odsun . Mia
ci gni te rysy, a w
oczach z e b yski.
- Czego nie chcia
? - zapyta niepewnym g osem.
- Ugryz am ci .
- I podrapa
- doda spokojnie. Wykrzywi usta w dziwnym u miechu. - Takimi
paznokciami w
ku rozora aby mi plecy.
Zaniemówi a. On za zda sobie spraw nie tylko z tego, co mówi, ale i do kogo.
Potrz sn g ow , jakby chcia oprzytomnie .
- Anna. Na mi
bosk ... !
- Tak, Anna - wyszepta a odsuwaj c si od niego. By a potargana, ubranie mia a w
nie adzie.
Przerazi a si , na co mu pozwoli a po tym, jak j potraktowa . Nie tylko na wszystko
przysta a, ale wr cz go o mieli a oraz odwzajemni a jego poca unki. Ca e szcz cie, e
witryna galerii wychodzi na boczn uliczk , ma o o tej porze ucz szczan . Co wi cej, od
wystawy zas ania ich ogromny obraz.
- Czy Nina ci g odzi, czy to jest swoisty rodzaj odwetu? - zapyta a w ko cu.
Z trudem oddycha . Anna okaza a si tak nami tna i arliwa, jak to sobie wymarzy .
Nie ba a si go. Ale ona ma dziewi tna cie lat i co takiego nigdy nie powinno si wydarzy .
- A jak my lisz, kochanie? - spyta z naciskiem.
- My
, e powiniene sobie pój - odpar a spokojnie.
Nasun kapelusz na czo o.
- Te tak uwa am. ycz ci powodzenia w nowej pracy. Pozdrowi od ciebie Nin .
Milcza a. Kiedy wychodzi , jeszcze dr
a. Je eli to ma by sposób, eby si mnie
pozby , to nie móg gorzej wybra , pomy la a. Dotkn a warg, a gdy poczu a na nich jego
smak, ponownie zadr
a z podniecenia, które w niej obudzi .
Kto by przypuszcza , e b dzie si ca owa w bia y dzie , i to z Evanem, który jej nie
chce! Przypomnia a sobie dotyk jego pot
nego cia a i zaczerwieni a si . No có , teraz to
wszystko mo na w
mi dzy bajki.
Ruszy a na zaplecze, by poprawi makija i si uczesa , zastanawiaj c si przy tym,
czy kiedykolwiek dojdzie do siebie po tym, co tu dzisiaj zasz o. Ju i tak trudno jej by o
obej si bez Evana, a co dopiero teraz, po tym jak j obejmowa i ca owa ? Teraz to b dzie
niemo liwe.
Mo e jego cia o rzeczywi cie jej pragn o, ale by o a nadto oczywiste, e rozum
podpowiada mu co wr cz przeciwnego. Pewnie przyszed , by si po egna , wmawia a sobie.
Tylko dlaczego, zastanawia a si jeszcze d ugo, dlaczego j ca owa ?
ROZDZIA CZWARTY
W drodze powrotnej na ranczo Evan nie móg pozbiera my li. Niczego podobnego
nie dozna w yciu. e te akurat musia o to sta si z Ann ! J kn na wspomnienie aru
nami tno ci, jaki w niej bez trudu roznieci , oraz jej jak e s odkiej, natychmiastowej reakcji.
By aby w jego
ku niezast piona do tego stopnia, e do ko ca ycia nie by by w stanie
dotkn innej kobiety. By tego pewny. To prze wiadczenie doprowadza o go do ob du.
Usilnie powtarza sobie powody, dla, których nie móg , nie mia si z ni wi za .
Anna ma dziewi tna cie lat i jest dziewic ! Wiedzia instynktownie, e dot d nie pozwoli a
si dotkn
adnemu m czy nie w taki sposób, w jaki on to zrobi . Je eli rzeczywi cie jest w
nim a tak zadurzon jak powiadano, prawdopodobnie zachowywa a to wszystko dla niego,
czekaj c, a j poca uje, dotknie. Na my l o perfidii losu z w ciek
ci zaciska d onie na
kierownicy.
Nie, to niemo liwe! Jest starszy od Anny o pi tna cie lat, a jej niewinno prze laduje
go jak koszmarny sen. Pragnie jej obsesyjnie, ale nie mo e jej mie . I nigdy nie zdob dzie.
Przera
a go niewinno . Twarz Louisy, blada i zmartwia a ze strachu, kiedy
rozebrany odwróci si w jej stron , prze ladowa a go od lat. S dzi , e go kocha, ale ona
walczy a z nim jak tygrysic krzycz c, e jest za wielki, za silny, e j pokaleczy...
Wszed do domu z obliczem jak gradowa chmura i z p on cym wzrokiem. Louisa by a
ma , chud i kruch ni to kobiet , ni dziewczynk , któr jak twierdzi Harden, tolerowa a
jego zaloty wy cznie z powodu jego pieni dzy. Evan w to nie wierzy . Uwa
, e Louisa
kocha go tak jak on j . Pozosta mu po niej silny uraz. Chocia nadal zdarza o mu si mie
kochanki, wybiera ju tylko do wiadczone kobiety. Od czasu Louisy nie umawia si z
niewinnymi panienkami.
Harden zwróci mu uwag , e Anna jest du i siln dziewczyn sam za przekona
si , e nie ust puje mu w nami tno ci. Nie wyrz dzi jej krzywdy, chocia przez dobrych par
chwil trzyma j w elaznym u cisku. Nie móg uwierzy , e to zrobi , e odst pi od swojego
postanowienia oraz, e w tak bezpo redni sposób pokaza , jak bardzo jej pragnie.
Roze mia si gorzko na wspomnienie jej zdumionego spojrzenia. Prawdopodobnie
jeszcze nigdy nie poczu a wezbranego z po
dania cia a m czyzny. No có , przynajmniej
teraz wie. Prawd mówi c, nie wyobra
sobie Randalla w podobnej sytuacji. Zastanawia
si nawet, czy ten facet kiedykolwiek by przy Annie a tak podniecony, poniewa na ogó
zdawa si by podejrzanie bierny, jakby j ledwo dostrzega . Anna musia a si domy la , e
odego lekarza najbardziej interesuj pieni dze jej matki. Ale chyba nie ma to dla niej
znaczenia, skoro nadal si z nim spotyka.
To nie jego sprawa, powtarza sobie. Odt d b dzie si od niej trzyma z daleka.
Pope ni dzisiaj wielki b d, u wiadamiaj c jej, e uwa aj za kobiet wart grzechu. Musi jej
da do zrozumienia, e to by przypadek, w przeciwnym razie znów b dzie j mie na karku.
Jednak pokusa, by pozwoli jej si schwyta , by a nader poci gaj ca.
Evan spakowa torb i wyruszy do Denver na konferencj po wi con nowemu
programowi krzy owania byd a. Gospodarstwo zostawi pod opiek Donalda i Hardena.
Zmiana otoczenia powinna mu dobrze zrobi . Mo e spotka w Denver jak dam z klas ,
która odwróci jego uwag od Anny?
Nie wiedzia jednak, e Anna uzna a jego zachowanie za prób porachowania si z ni
za ignorowanie jego osoby, jako wykorzystanie jej s abo ci do niego. Czerwieni a si na samo
wspomnienie natychmiastowej reakcji cia a Evana na jej blisko . Powinno j to szokowa ,
tymczasem zachowa a tylko rozkoszne wspomnienie jego podniecenia.
A mo e tylko udawa ? Wiedzia a, e m czyzna mo e si podnieci na sam my l o
kobiecie, której po
da. A je li rzeczywi cie w g owie ma wystrza ow Nin , a pos
si
ni , Ann , by zaspokoi ochot na t d ugonog modelk ?
Sama ju nie wiedzia a, co o tym s dzi . Ani przez chwil nie przysz o jej na my l, e
nie unikanie Evana sta o si przyczyn tych p omiennych poca unków. By taki... pe en
nienawi ci, na miewa si z jej reakcji! Jakby chcia ukara siebie i j za swoje zachowanie.
Gdyby cho wiedzia a, czym si kierowa ...
Gdyby za ni t skni , gdyby mu na niej zale
o. Chcia o jej si p aka z powodu
asnej g upoty oraz bezradno ci. Potraktowa j bez cienia szacunku, trzymaj c j tak blisko,
eby j zaszokowa reakcj swojego cia a. M
czyzna, któremu zale y na kobiecie, tak si
nie zachowuje!
- Jeste ostatnio bardzo wyciszona - zauwa
a Polly kilka dni pó niej, kiedy razem
jad y pó
kolacj . - Chcesz o tym porozmawia ?
- To nic takiego, naprawd - odpar a Anna, sil c si na u miech. - Ci ko pracowa am.
Pan Taylor powiedzia , e gdybym namalowa a par pejza y, móg by je u siebie wystawi .
Twierdzi, e mam talent, który warto rozwija .
- Zawsze tak uwa
am! - entuzjastycznie podchwyci a Polly. - Chocia Randall nie
wydawa si zachwycony twoimi s onecznikami. - Skrzywi a si . - Ledwo na nie spojrza ,
mimo, e zada am sobie troch trudu, by wybra odpowiednie passe - partout i ram .
- Randall nie zna si na sztuce. Ani na muzyce - broni a go Anna, cho bez
przekonania.
- A ty uwielbiasz muzyk klasyczn - westchn a Polly z zatroskan min . - Wiesz, e
nie lubi si wtr ca , ale zauwa
am, e ostatnio bardzo cz sto si z nim spotykasz. Dwie
randki w ci gu tygodnia. Czy to nie z powodu Evana?
- O co ci chodzi? - zmiesza a si Anna.
Polly obserwowa a córk .
- Evan musia ci strasznie zrani na tamtym przyj ciu. Ale nie pozwól, eby duma
rzuci a ci w obj cia pierwszego m czyzny, który oka e ci zainteresowanie, dobrze? Randall
jest wietnym facetem, ale on czeka na wielk szans i ma w sobie co z playboya.
- Mo e to i prawda, ale daleko mu do Evana - zauwa
a Anna z gorycz .
- Evan przynajmniej trzyma si kobiet, które wiedz , co jest grane. Nie wdaje si w
romanse z niewinnymi panienkami.
Anna nie podnosi a wzroku. Opowiadanie matce, jak j potraktowa tamtego dnia w
galerii, nic by nie da o.
- Evan to przesz
. Ju go nie podrywam, a on chyba nareszcie odetchn . Nie
widzia am go... ca e wieki.
- Wyje
do Denver - napomkn a Polly. - Na jak konferencj czy co w tym
rodzaju. Harden mówi , e mia tam pojecha Donald, ale w czwartek Evan nagle si
spakowa i wyjecha . Bez adnych wyja nie .
Anna wzi a g boki oddech, eby si nie zdradzi . To w
nie w czwartek tak
zaborczo j ca owa . Mo e uciek w obawie, e ona b dzie go ciga i domaga si czego
wi cej? Zaczerwieni a si . No có , Evan nie ma si czego ba , bo ona nie zamierza ju wi cej
zawraca mu g owy.
- S uchasz mnie, kochanie? - zapyta a Polly.
- Oczywi cie - z pogodnym u miechem odpar a Anna.
- Martwi si o ciebie. Naprawd .
- Niepotrzebnie. Ciesz si nowym zaj ciem i doro lej .
- Robisz to w zawrotnym tempie - przyzna a Polly, odnotowuj c now fryzur córki,
elegancki kostium w niebieskim kolorze, który pasowa do jej oczu. - Zmieniasz si z dnia na
dzie .
- Mam prawie dwadzie cia lat - przypomnia a matce.
- Tak. Strasznie mnie postarzasz. Pos
am twoje zdj cie ojcu, eby zobaczy , jak ma
szykown córk . - Posmutnia a i odruchowo dotkn a swojej szklanki z wod . - Teraz
mieszka w Atlancie. Powiedzia , e firma chce go z powrotem ci gn do Houston. Gdyby
tak si sta o, nareszcie ci zobaczy.
- Z nikim si nie umawia - zaduma a si Anna. - Ty te nie masz nikogo. Ale adne z
was nie ust pi ani o jot . Nie t sknisz za nim?
- Bardziej, ni my lisz. - Polly wsta a tak nagle, jakby bardzo si spieszy a. - Ale ycie
toczy si dalej, moja droga. Przepraszam ci , ale musz jeszcze sprawdzi pewne wyliczenia.
Anna odprowadzi a j smutnym wzrokiem. W g bi serca Polly nie rozsta a si z
ojcem, pomy la a. Nie traci nadziei na to, e jeszcze si pogodz . Ale to wcale nie jest takie
pewne.
Nazajutrz wysz a z pracy z uczuciem dziwnego niepokoju. Poprzedniego wieczoru
by a umówiona z Randallem, ale on zadzwoni i odwo
spotkanie, t umacz c si m tnie
nocnym dy urem. Nie mia o to dla niej wi kszego znaczenia, poniewa wcale nie by a w nim
zakochana, ale ostatnio cz sto w ostatniej chwili odwo ywa spotkania. Zacz a si
zastanawia , czy rzeczywi cie a tyle pracuje.
Po raz pierwszy, odk d si ga a pami ci , jej samochód nie chcia ruszy . Wysiad a,
spiorunowa a go wzrokiem i kopn a ze z
ci opon . Zachmurzy o si i si pi deszcz, a ona
musi wróci do galerii, eby skorzysta z telefonu.
W tym momencie us ysza a za plecami szum silnika. Odwróci a g ow w chwili, gdy
Evan hamowa obok niej. Siedzia za kierownic jednego z nale cych do rancza pickupów z
jaskrawoczerwonym logo rodzinnej firmy.
- Jaki problem? - rzuci , nasuwaj c czarny kapelusz na jedno oko i podchodz c do
niej.
By w roboczym ubraniu: w koszuli, d insach, czarnych kowbojskich butach i
szerokich skórzanych ochraniaczach. Zatrzyma si przy niej, pobrz kuj c ostrogami.
- Nie - sk ama a. - Tylko zostawi am co w biurze.
Zmru
oczy. Zorientowa si , e k amie, poniewa si zawaha a. Trudno uwierzy ,
e próbuje go unika .
- Samochód ci nie zapali - stwierdzi bezbarwnym tonem. - Po co k amiesz?
Wiedzia em, e da
mu kopniaka.
Poczerwienia a. Nie mog a spojrze mu w oczy.
- Zadzwoni do warsztatu. Przyjad tu i go uruchomi .
- Podwioz ci . Wsiadaj.
- Nie chc !
Chwyci j bezceremonialnie za rami i przyci gn do siebie. Gdy tak sta i patrzy jej
w oczy, poczu a, e ten pot
ny m czyzna mo e by bardzo gro ny.
- Pragniesz mnie - mrukn . - Oboje o tym wiemy. Schodzenie mi z drogi niczego nie
zmieni o. Wyczu em to od razu, ledwo ci dotkn em.
- Zostaw mnie w spokoju. - G os jej si
ama , a dolna warga dr
a. - Wiem, e mnie
nie chcesz! Czy musisz mi to okazywa na ka dym kroku?
Cierpienie w jej g osie sprawi o, e poczu si winny. Sam nie rozumia w asnego
post powania. Ostatnia rzecz, jakiej by chcia , to skrzywdzi Ann albo j poni
.
Wyjazd do Denver nie uwolni go od niej. Nie potrafi dotkn kobiety, która mu tam
towarzyszy a, chocia mia taki zamiar. Zabra j do swojego pokoju, pocz stowa drinkiem,
prawi komplementy. Ale kiedy j obj i zacz ca owa , do niczego nie dosz o. Po raz
pierwszy jego cia o go zawiod o. Odes
t kobiet , a potem tak d ugo przeklina Ann , e a
zachryp . Prze ladowa go smak jej warg.
Tak go to dr czy o, e ledwo dotrwa do ko ca konferencji, a po powrocie do domu
nadal gotowa si ze z
ci. Jego godna po
owania, nieszcz liwa nami tno do Anny
ci
a mu w niewiarygodny sposób.
Zawis wzrokiem na jej wargach i tak mocno ciska jej rami , e a pozosta y lady.
- Mog dosta od ciebie wszystko, czego zechc - powiedzia zmienionym g osem. -
My lisz, e nie wiem, e móg bym ci wykorzysta ?
Poczu a ciarki na grzbiecie. To nie by ten Evan, którego zna a. Ten m czyzna by jej
obcy, zmys owy, dominuj cy. Budzi w niej strach.
- Evan, tak nie mo na - wykrztusi a.
- A czy mo na post powa tak jak ty? - zapyta ch odno.
- Ja... nic ci nie zrobi am. Poza tym, e ci unikam. My la am, e tego chcesz.
Drug r
obj j w pasie i powolnym ruchem przyci gn do siebie. Anna opar a
onie na jego klatce piersiowej, mimo woli kieruj c wzrok na widoczny pod rozpi tym
ko nierzykiem ciemny zarost.
- Oto czego chc . - G os mia niski i spokojny, gdy w drowa r
po jej plecach i
delikatnym ruchem przyciska jej biodra do swoich.
Us ysza w asny g
ny oddech, gdy dotykaj c jej, podnieci si tak, jak nie zdarzy o
mu si od szesnastego roku ycia. Z
liwo losu przyprawi a go o pusty miech: od kiedy
zakosztowa Anny, adna inna kobieta nie by a w stanie tak go pobudzi .
- To nie jest mieszne - j kn a Ann odpychaj c go, purpurowa na twarzy. - Evan,
przesta !
Cofn r
, ale nadal j obejmowa .
- Czy by? To to art stulecia, eby dziewica dzia
a na mnie w taki sposób, podczas
gdy do wiadczona kobieta nie mo e nawet... - Ugryz si w j zyk, odsuwaj c j od siebie.
Oddycha ci ko, a jego podniecenie by o tak widoczne, e Anna przera ona
odwróci a wzrok. Jej zak opotanie mocno go rozz
ci o.
- Musz i - powiedzia a s abym g osem.
- Nadal spotykasz si z kochanym doktorkiem?
- Tak, je li masz na my li Randalla.
- Dlaczego za niego nie wyjdziesz? Wreszcie mia bym ci z g owy.
Mia a ochot si rozp aka .
- Nie widzisz, e ci unikam? Nie zbli am si do ciebie! To ty mnie prze ladujesz!
- Popatrz na to z mojego punktu widzenia - podsun jej agodnym tonem. - Jak by si
czu a na moim miejscu?
- Okropnie! - wybuchn a.
- No widzisz, skarbie - odpar ch odno. - Nienawidzi em ka dej chwili, ka dego dnia,
kiedy nie dawa
mi spokoju. Dzi kuj Bogu za Nin . Wreszcie ci u wiadomi a, e nie t dy
droga. aden m czyzn nawet najbardziej zainteresowany kobiet , nie trawi takiego n kania.
Zamkn a oczy, powstrzymuj c zy.
- Powiedzia
swoje - szepn a udr czonym g osem. - Mog ju i ?
Patrz c na jej twarz, poczu si okropnie. Nie powinien by taki brutalny. Nie jest
winna temu, e jej pragnie jak adnej innej kobiety. Anna jest dzieckiem. Mimo pon tnych
okr
ci, jest tylko ma dziewczynk . U wiadomi sobie z przera eniem, e jest okrutny.
- Anno...
Otworzy a oczy: niebieskie jak niebo, cierpi ce i mokre od ez.
- Przepraszam! - Bolesny grymas wykrzywi mu twarz. Zrobi krok w jej stron , ale
ona ju si odwróci a i pobieg a w stron galerii.
Z poczuciem winy i wyrzutami sumienia patrzy za ni , dopóki nie straci jej z oczu.
Czu si tak podle, jakby oberwa motylowi skrzyd a.
Gdy Anna wróci a do domu, by a blada i nienaturalnie spokojna. Na szcz cie Polly
wysz a, wi c uda o si jej po
do
ka bez konieczno ci udzielania wyja nie . Teraz,
kiedy si dowiedzia a, co naprawd my li o niej Evan, ogarn j strach o w asne ycie. On j
nienawidzi!
Nast pne tygodnie by y bardzo trudne. Evan drwi z niej przy ka dej okazji.
Przyprowadzi Nin do galerii, by kupi obrazy, nadskakuj c jej i okazuj c tyle troski, e
Anna mia a ochot wy . Pokazywa si z Nin wsz dzie, jakby mu specjalnie zale
o, by
Anna zobaczy a ich razem. Je li m ci si w ten sposób, robi to po mistrzowsku. Anna by a
kompletnie rozbita. By zachowa twarz, coraz cz ciej spotyka a si z Randallem.
Miesi c pó niej Evan zadrwi z niej okrutnie po raz ostatni. Posz a na koncert z
Randallem i dostrzeg a Evana i Nin trzy miejsca dalej. Evan odnosi si z tak czu
ci do
Niny, e ta zdawa a si wr cz mrucze , kiedy jej dotyka .
Podczas przerwy Randall oddali si po poncz, Nina za znikn a w toalecie.
Korzystaj c z okazji, Evan podszed do Anny.
- Dobrze si bawisz, skarbie? - zapyta ze sztucznym u miechem. - Czy mo e twój
ukochany doktorek jest tylko moj marn namiastk ?
Spiorunowa a go wzrokiem.
- Randall jest dobrym towarzyszem.
- Czy by? Sprawia wra enie, jakby zwraca wi ksz uwag na muzyk ni na ciebie.
A mo e w
nie to lubisz?
- To lepsze, ni gdyby ca y czas si do mnie klei - odci a si , lecz s ysz c drwi cy
miech Evana, poczerwienia a ze z
ci.
- Nina lubi, kiedy j dotykam - wyja ni , patrz c prosto w oczy Anny. - Otwiera usta,
kiedy j ca uj , i rozp ywa si w moich ramionach...
- Przesta ! - Hamowa a zy. - Nikogo w yciu tak nie nienawidzi am jak ciebie!
Mniej by go zabola o, gdyby wymierzy a mu policzek. Zaostrzy y mu si rysy.
- Wol to ni twoje uwielbienie - rzuci jej w twarz.
Roztrz siona, odwróci a si b yskawicznie i odszuka a Randalla. Uczepi a si jego
kawa, jakby si ba a, e utonie, gdy tylko go pu ci. Za jej plecami pot
nie zbudowany
czyzna wyrzuca sobie swoje zachowanie. Rozwa
, jak to si sta o, e posun si tak
daleko. Z ka dym dniem coraz bardziej pragn Anny. Ten ból stawa si nie do zniesienia.
Od tygodni toczy beznadziejn walk i tego wieczoru ostatecznie j przegra . Okrucie stwo
by o jego jedyn os on , ale ju nie mia si y d
ej tego znosi .
Westchn , wodz c rozkochanym wzrokiem po ciele Anny, wielbi c j w milczeniu.
Jest taka liczna, uosabia wszystkie jego najskrytsze i najs odsze marzenia.
W ko cu musia przyzna , e dalej tak nie mo na. Oszukiwa si , wierz c, e b dzie w
stanie uwolni si od Anny i od wra enia, jakie na nim robi. Jutro zajrzy do galerii, zaprosi j
na lunch i przyzna si do pora ki. Mia nadziej , e mu wybaczy.
Anna milcza a do ko ca koncertu. Nie spojrza a ani razu w stron Evana, mimo, e on
robi wszystko, by ci gn j wzrokiem. Przywar a do Randalla, a po koncercie szybko z nim
wysz a.
Wracali piechot , poniewa dom Anny znajdowa si tylko dwie przecznice od sali
koncertowej.
- W przysz ym roku zamierzam podj prywatn praktyk - oznajmi Randall z
rozmarzonym wzrokiem. - My la em o Houston. W jednej z bogatszych dzielnic prowadzi
przychodni pewien starszy, ciesz cy si uznaniem lekarz. Dowiadywa em si ju o
mo liwo kupienia udzia ów w jego przychodni. - Spojrza na Ann . - Gdyby my si
pobrali, powiedzmy w grudniu, mogliby my si przeprowadzi do ko ca stycznia.
Przystan a i popatrzy a na niego.
- Chcesz powiedzie , e móg by kupi te udzia y, gdyby moja matka da a nam w
prezencie lubnym poka
kwot pieni dzy - podsumowa a rzeczowo.
Jego aluzja niespodziewanie wychodzi a naprzeciw jej potrzebom. Za wszelk cen
chcia a uciec od Evana, by unikn jego zn cania si .
Randall by zdumiony jej spokojnym tonem.
- Anno...
- Wiem, e nie umierasz z mi
ci do mnie. Wiem te , e miewasz inne kobiety.
Niewa ne. Równie dobrze mog wyj za ciebie, jak za kogo innego. Czemu nie?
Dostrzeg pustk w jej oczach i poczu wyrzuty sumienia. Nie kocha jej, ale bardzo j
lubi .
- To brzmi jak handlowa propozycja - zauwa
.
- Bo tak jest. Mama nas wyposa y. Jeste ambitny, wi c b dziesz ci ko pracowa i
wyrobisz sobie nazwisko. Ja b
wytworn pani domu. Znajd sobie jakie zaj cie. Mo e
malowa . - Odsun a od siebie marzenia o Evanie i domu pe nym dzieci. Musi
post powa praktycznie.
- Wyjdziesz za mnie? - zapyta .
Gdy pokiwa a g ow , westchn , przyci gn j do siebie i przytuli .
- Zas ugujesz na co lepszego - rzek nieoczekiwanie.
Opar a policzek na jego piersi i u miechn a si .
- Czasami potrafisz by bardzo mi ym facetem.
- Nie za cz sto. Zdaj sobie spraw ze swoich wad. Lubi kobiety, a one z jakiego
powodu lubi mnie, chocia wcale nie jestem przystojny. - Pog adzi j po w osach. - Dobrze
mi z tob , poniewa wtedy mog by sob . B
o ciebie dba . Postaram si by dyskretny...
- To nie ma znaczenia. - I to by a prawda. Randall nie zaw adn jej sercem, wi c z
jego strony nic jej nie grozi o. - Chod my. Powiemy o tym mamie.
Skin g ow . Wzi j za r
i u miechn si do niej. Odwzajemnia a jego u miech,
ale jej cierpienie wcale nie mala o.
- Pobieracie si ? - wyj ka a Polly, odnotowuj c jednocze nie, e adne z nich nie
wydaje si by szczególnie zachwycone czy cho by uradowane t perspektyw .
- Zgadza si - odpar Randall ciep o. - Mam nadziej , e yczy nam pani szcz cia.
dba o Ann .
Polly by aby znacznie szcz liwsz gdyby powiedzia , e b dzie kocha jej córk .
Zerkn a na ni i omal nie zap aka a na widok jej oboj tnej twarzy i pozbawionych wyrazu
oczu.
- ycz wam szcz cia. - Polly zmusi a si do u miechu. - Nie w tpi , e wam si uda.
Kiedy planujecie lub?
- Na Bo e Narodzenie - spokojnie odpar a Anna.
Randall przytakn .
- Wezm par wolnych dni na podró po lubn .
- Randall planuje kupi udzia w przychodni znanego lekarza w Houston - doda a
Anna.
- Oczywi cie wam pomog - pospieszy a Polly, na co zobaczy a cie ulgi w oczach
Randalla.
Cholera! Wcale nie chcia a kupowa córce m a, ale co ma robi ? Anna jest k bkiem
nerwów. Evan najwyra niej nie jest ni zainteresowany. Wydaje si zaabsorbowany Nin .
Wr cz ostentacyjnie wsz dzie si z ni prowadza.
Jakby na z
Annie.
Polly nie mia a o nim z ej opinii, ale jej córka wyra nie wyzwoli a w nim
okrucie stwo. A przecie Anna tak potrzebuje czu
ci. Po chwili zastanowienia Polly dosz a
do wniosku, e zar czyny nie s wcale takim z ym pomys em. Mo e teraz Evan si opami ta i
przestanie j rani .
- Jutro musimy kupi pier cionek - powiedzia Randall, u miechaj c si do Anny. -
Jaki by chcia a dosta ?
Odwzajemni a u miech. Jest dobrym przyjacielem. Nie szkodzi, e nie potrafi
rozbudzi w niej p omiennych uczu .
- Z jednym du ym szmaragdem.
- Ze szmaragdem? - zdumia si Randall.
- Nie lubi tradycyjnych zar czynowych pier cionków - usprawiedliwia a si . -
Obr czka mo e by z ma ym brylancikiem i szmaragdami. W przysz
ci, kiedy b dzie ci si
wspaniale powodzi , kupisz mi co wi kszego i bardziej rzucaj cego si w oczy.
Skrzywi si , poniewa jej uwaga sprawi a, e poczu si ma ostkowy.
- Anno, gdy b
mia pieni dze, kupi ci skrzyni brylantów - obieca z g bi serca. -
Jeste tego warta.
Polly unios a brwi i u miechn a si . To ju zabrzmia o nieco lepiej. Mo e Randall
zmieni si i oka e godnym zi ciem? Gdyby tylko Anna go kocha a...
- Pójdziemy po pier cionek prosto z galerii - zasugerowa a Anna. - Ko o po udnia.
Po udnie. Zwykle o tej porze Evan defiluje z Nin przed witryn galerii. Brawo, Anno,
pomy la a Polly. Evanowi przyda si nauczka. Niech wie, e jej córka ju nie usycha z
mi
ci do niego.
- Jeste my umówieni. - Randall promienia . - A teraz odprowad mnie do drzwi. Przez
ca y tydzie pracuj , wi c poza kupowaniem pier cionka nie b dziemy si za cz sto
widywa .
- W porz dku - odrzek a Anna. - Odbijemy to sobie, kiedy b dziemy razem. W zoo
jest wystawa p azów tropikalnych.
- Fantastycznie!
Randall pasjonowa si herpetologi , Anna za podziela a jego fascynacj
egzotycznymi abami i jaszczurkami. To dziwne, ale i przyjemne, e jest par rzeczy, które
ich cz . Randall nie interesowa si muzyk i sztuk , lecz ust powa Annie i chodzi z ni na
koncerty. Najbardziej jednak lubi wyprawy do ogrodu zoologicznego, podobnie jak ona. To
ju jest co , na czym mo na bazowa .
Anna my la a o tym samym. Nie b
ma onkami, którzy wiata za sob nie widz ,
ale mog liczy na pewn harmoni . Bóg jeden wie, czy mia aby na to szans , b
c z
Evanem.
Dlaczego na jej widok ten agodny, sympatyczny cz owiek przemienia si w potwora?
Zapewne ona budzi w nim najgorsze emocje i instynkty, wi c mo e dobrze, e wychodzi za
Randalla? Jednak w ten sposób grzebie swoje marzenia.
ROZDZIA PI TY
Annie zdawa o si , e nie prze yje nast pnego dnia. Ratowa a j tylko wiadomo , e
dzie przy niej Randall. Je li zobaczy Evana z Nin , to ju po raz ostatni. Prawdopodobnie
na wiadomo ojej zar czynach Evan uzna, e da a za wygran , i zostawi j w spokoju. Ta
poni aj ca wiadomo , e Evan doskonale zdaje sobie spraw z jej beznadziejnego uczucia
do niego, by a nie do zniesienia. Jego afiszowanie si z Nin sprawia o jej jeszcze wi ksz
przykro .
Jak by o do przewidzenia, za dziesi dwunasta Evan jak zwykle znalaz si przed
galeri . Ale tym razem by sam.
Gdy wszed do rodka, Anna ucieszy a si , e jest z ni pan Taylor. Nie b dzie zdana
tylko na siebie.
- Kogo ja widz ? Witaj, Evanie - z u miechem powita go Brand Taylor. - Mi o ci
widzie . Szukasz czego konkretnego?
Evan by zaskoczony. Nie przewidzia obecno ci Taylora. Przewa nie, ilekro mija
galeri , Anna by a sama. e te akurat dzisiaj jest inaczej!
- Nie, dzi kuj , porozgl dam si troch - odpar .
- Nie kr puj si . Je li co ci si spodoba, pytaj Ann o cen .
Tymczasem Anna nie patrzy a na niego, lecz na drzwi. Czy by zamierza a uciec?
Wcale by si temu nie dziwi , bior c pod uwag jego ostatnie zachowanie. Pragn jej i nie
potrafi nad tym zapanowa . Po prostu nie umia bez niej
. Jako sobie poradzi ze swoimi
kami. Musi! Jednak wyraz jej twarzy wcale nie by zach caj cy, wi c przera ony pomy la ,
e mo e za pó no si namy li .
Waha si , po eraj c j wzrokiem. Schud a. Be owy kostiumik nie le
na niej tak jak
powinien. Jej liczna twarz wygl da a na zm czon , a pod oczami pojawi y si ledwie
dostrzegalne sine kr gi. Wygl da a elegancko i ch odno.
Gdy ruszy w jej stron , z przykro ci dostrzeg , e drgn a i cofn a si pó kroku.
Czy a tak strasznie j skrzywdzi ?
Zerkn a na jego szary garnitur i popielaty kowbojski kapelusz. Wygl da, jakby si
wybiera w podró , pomy la a. Nie mog a wiedzie , e to dla niej w
ten od wi tny strój.
- Czy co ci zainteresowa o? - Ton jej g osu by w miar normalny, zmusi a si te ,
by spojrze mu w twarz.
W jej ciemnoniebieskich oczach dojrza udr
. By o mu przykro, e to przez niego.
- Tak. - Zawaha si . Spojrza na jej pe ne wargi, by po chwili znów przenie wzrok
na jej oczy. - Anno, ja...
Dzwonek w drzwiach wej ciowych odwróci ich uwag . Wszed Randall. Uk oniwszy
si w
cicielowi galerii, stan u boku Anny. Zorientowa si , e co si
wi ci.
Instynkt obronny, o, który nawet siebie nie podejrzewa , kaza mu j chroni . Obj j
i poca owa w czo o, celowo demonstruj c, kto tu jest panem. Jego uwadze nie uszed
gniewny b ysk w oczach Evana i zdumienie na jego twarzy.
- Witaj, kochanie. Jeste gotowa?
- Tak - odpowiedzia a przez ci ni te gard o. - Tylko wezm torebk .
- Kupujemy dzisiaj zar czynowy pier cionek - wyja ni Evanowi. - Na Bo e
Narodzenie bierzemy lub.
Bior
lub. Bior
lub. Bior
lub. Te s owa dudni y mu w mózgu. My la , e wariuje.
Id kupi zar czynowy pier cionek, a on przyszed b aga j o przebaczenie, na kolanach,
gdyby to by o konieczne, i zaprosi na pierwsz randk .
Chcia spróbowa zbudowa z ni zwi zek, ale uprzedzi go Randall. On, Evan,
dokucza jej, dr czy j , a przyj a o wiadczyny Randalla. B dzie musia z tym
. Anna
nie kocha Randalla, ani go nie pragnie, ale zostanie jego on .
- Mo esz nam pogratulowa . Dam jej szcz cie. Przysi gam.
W jaki sposób, zaduma si gorzko Evan, skoro ona mnie kocha? Ale nie powiedzia
tego. Wepchn r ce do kieszeni, napinaj c cienki materia spodni na muskularnych nogach, i
tylko omiót p omiennym spojrzeniem jej blad twarz.
- Jestem gotowa - powiedzia a tak spokojnym g osem, e Evan na moment zw tpi ,
czy to ta sama kobiet , któr zna jeszcze przed paroma tygodniami.
Mo e nigdy nie by a ywa jak iskierka ani rozbrykana? Dojrza a z dnia na dzie .
Zachowywa a si jak kobieta w rednim wieku. Sta a si spokojna, zrównowa ona i
dystyngowana. Wiele by da , aby wiedzie , co dzieje si w niej naprawd .
- Cze , Evan - po egna go Randall, u miechaj c si i bior c Ann pod rami .
Evan t po spogl da za nimi. Anna wydaje si za Randalla. Kiedy podnios a wzrok i
ich spojrzenia si spotka y, dowiedzia si , dlaczego podj a tak decyzj . Chce mu pokaza ,
e ju nie b dzie o niego zabiega , poniewa uzna a, e on sobie tego nie yczy. I tylko jeden
Bóg wie, jak wiele da jej powodów, by dosz a do takiego wniosku.
- O nie! - j kn szeptem i ruszy za nimi.
Musi j zatrzyma .
Ale gdy wyszed z galerii, auto Niny ju zatrzymywa o si przy kraw
niku.
- Jeste ! - Pomacha a do niego rado nie. - Nie zasta am ci w biurze, wi c
pomy la am, e spotkam ci tutaj!
Anna to s ysza a, ale si nie odwróci a. Jak to dobrze, e Randall po ni przyszed .
dzi a, mia a nawet cich nadziej , e Evan chcia si z ni zobaczy , a tymczasem umówi
si tutaj z Nin , znów si z ni afiszuj c. Koniec marze !
Wzi a Randalla za r
i posz a z nim, na wpó ot pia a, ledwo s uchaj c jego
weekendowych planów. Równie dobrze móg jej przekazywa komunikat meteorologiczny.
Po pracy uda a si do domu. Po drodze zatrzyma a si w centrum, by zobaczy , jakie
koncerty odb
si w sobot i niedziel . Na jej szczup ej d oni po yskiwa w s
cu
szmaragd od Randalla.
Ten symbol jego intencji po lubienia jej nie robi na niej adnego wra enia. Ma j
chroni przed Evanem, pomy la a z gorycz , to wszystko. Ba a si nawet wyobrazi sobie, jak
dzie wygl da o jej ma
stwo z Randallem.
Po policzkach pociek y jej zy. Nagle z przera eniem zda a sobie spraw , e obok stoi
Miranda Tremayne.
- Och, Anno... - Bratowa Evana spojrza a na ni i bez chwili wahania obj a j
pocieszaj cym gestem.
Anna nie by a na to przygotowana. Rozp aka a si . Szlocha a, a rozbola o j gard o.
Dzi ki Bogu akurat nikt nie przechodzi obok nich i nie widzia jej w takim stanie. Gdy w
ko cu si odsun a, Miranda wyj a chusteczk z kieszeni ci owej sukienki.
- Troch lepiej? - zapyta a agodnie. - To przez Evana, prawda? - doda a z rezygnacj i
pokiwa a g ow na widok zdumienia Anny. - Wiem. Wszyscy wiemy, co on wyprawia.
Zawsze uwa
am go za wielkiego niegro nego misia, ale Harden nie artowa , kiedy mówi ,
e Evan potrafi przemieni si w potwora. Nawet w naj mielszych my lach nie
przypuszcza am, e mo e by tak okrutny.
- To ja go do tego doprowadzi am. To moja wina - chlipn a Anna.
- Móg temu zapobiec. Wystarczy aby jedna spokojna rozmowa z tob - oburzy a si
Miranda. - Zmieni si , a ju po powrocie z Denver sta si wr cz okropny.
- Nienawidzi mnie. Nie artuj . On naprawd mnie nienawidzi! Drwi z mojego
uczucia do niego, wy mia Randalla... Wychodz za niego - doda a s abym g osem, pokazuj c
pier cionek. - liczny, prawda? B dziemy mieszka w Houston. - Znów wybuchn a p aczem.
- Przepraszam. Nie mia am poj cia, jak bardzo mnie nienawidzi. Na pewno irytowa o go,
kiedy tak o niego zabiega am!
- To nie znaczy, e ma prawo ci krzywdzi . - Miranda nie mia o pog adzi a Ann po
ramieniu.
- Musi to odreagowa - broni a go Anna. - A ja po lubie szybko odzyskam form .
- Nie wiem, czy tak b dzie, je li kochasz Evana... - ze smutkiem zauwa
a Miranda.
- Ja... przestan go kocha . - Wargi Anny dr
y. - Musz .
- Evan ma jakie tajemnice. - Miranda si zamy li a. - Nie wiem jakie, a Harden mi
nie powie. S jakie powody, dla, których tak ci traktuje.
- Chodzi o mój wiek - odpar a Anna. - Evan uwa a, e jestem dzieckiem.
- Jestem pewna, e chodzi o co wi cej. - Miranda kr ci a g ow . - Anno, chcia abym
ci jako pomóc.
- Jeste bardzo mi a. - Anna u miechn a si . - Harden jest szcz ciarzem, maj c
kogo takiego jak ty. Sama wiesz najlepiej, e by kiedy gorszy od Evana. Wi kszo kobiet
ba a si go jak diab a.
- Fakt, bardzo z agodnia . - Miranda delikatnie pog aska a si po brzuchu. - Ale
jeszcze nie jest do ko ca ob askawiony. Podobnie jak ka dy z braci Tremayne. Ale nie
chcia abym innego.
- My
, e ty znaczysz dla niego jeszcze wi cej, je li to w ogóle mo liwe. Musz ju
. Nie powiesz nikomu, e rycza am jak bóbr?
- Nie powiem. Ale chcia abym, eby sobie dobrze przemy la a, co robisz.
- Mog jeszcze tylko wst pi do legii cudzoziemskiej. - Ann ogarn wisielczy
humor. - B
szcz liwa z Randallem.
Miranda chcia a zakwestionowa to ch odne stwierdzenie, ale zrezygnowa a.
Wiedzia a, e Anna jest nieust pliwa, uparta i gotowa na z
wszystkim odmrozi sobie
uszy. Evan natomiast...
Miranda wróci a do domu, gotuj c si ze z
ci. Wszed szy do salonu, gdzie zasta a
Hardena i Theodor , matk czterech braci Tremayne, cisn a torebk na krzes o.
- Dobrze si czujesz? - zatroska si Harden.
- Masz na my li badanie kontrolne? Tak, wszystko w porz dku. - Pochyli a si , by
poca owa m a. U miechn a si do niego, a jej mi
znalaz a odbicie w jego
yszcz cych, niebieskich oczach. - Nasz dzidziu ma si wy mienicie.
- Chwa a Bogu - westchn . - Kiedy tu wpad
, a si ciebie przestraszy em.
- Mam ochot udusi twojego brata - wyja ni a.
- Którego?
Theodora, pozornie zaj ta wyszywaniem skomplikowanego kwiatowego motywu,
za mia a si pod nosem.
- Evana - odgad a.
- Sk d wiesz?
- Bo jeszcze tylko on jest kawalerem.
- S usznie - przytakn a Miranda. - Mam nadziej , e zostanie nim do ko ca ycia.
Gdyby cie widzieli Ann ...
- Co si sta o? - zaniepokoi si Harden.
- Rozsypa a si zupe nie. Tonie we zach. Ale nie to jest najgorsze. Wychodzi za
Randalla!
- Przecie go nie kocha - obruszy si Harden.
- eby pokaza Evanowi, e sko czy a z polowaniem na niego. Ona po prostu ucieka.
Sami wiecie, e da jej mnóstwo powodów, aby uzna a, e musi znikn mu z oczu. Jest
przekonana, e on j nienawidzi!
- Tak, ostatnio sprawia takie wra enie - przyzna Harden.
- Mi
i nienawi s jak bli ni ta. Nie mo na nienawidzi , nie kochaj c - orzek a
Theodora.
- On nigdy nie by prawdziwie zakochany - zauwa
Harden. - Och, tylko mu si tak
zdawa o. Mia z e do wiadczenia i przez to sta si
lepy na wiele spraw. Anna nie stanowi tu
adnego problemu. To wszystko siedzi w jego g owie.
- O czym ty mówisz? - achn a si Miranda.
- Nie mog powiedzie , co wiem, bo mi zaufa - odpar i u miechn si do ony. -
adnych tajemnic, wiem, wiem, ale to jest jego tajemnic nie moja. Sam musi sobie z tym
poradzi .
- Za d ugo czeka . Niestety - westchn a Theodora. - Anna jest bardzo m od ale jest
odk wspania omy lna i kochaj ca. Drugiej takiej nie znajdzie.
- Mam nadziej , e Randall b dzie dla niej dobry - szepn a Miranda. - Ale Evanowi
wcale nie wspó czuj - doda a ze z
ci . - Przede wszystkim on na Ann nie zas
. Mam
te nadziej , e o eni si z t swoj Nin i, e ona da mu popali !
Theodor bardzo rozbawi o wi te oburzenie Mirandy, Harden jednak milcza .
Wiedzia , czego boi si Evan i dlaczego ucieka od Anny. Wielka szkod , e nie potrafi
stawi czo a l kom i poradzi sobie z tym problemem. Teraz straci jedyn na wiecie
kobiet , która naprawd go kocha a. By o mu al brata.
Tymczasem Evan zamkn si w sobie i nie rozmawia nawet z najbli szymi. Rzuci
si w wir pracy z niespotykanym zapa em, czym zadziwi swoich ludzi, a przy okazji ostro ich
pogoni do roboty. Wyciska z nich ostatnie poty podczas letniego sp du byków, a
oprzytomnia , dopiero gdy jeden z nich rzuci prac .
- Jeszcze nigdy nie widzia am tylu kowbojów na niedzielnej mszy - zaduma a si
Theodora podczas kolacji. - I wszyscy powtarzali jedno i to samo: „Bo e, prosimy Ci ,
uchro nas przed Evanem”.
- Przesta - mrukn Evan.
Nie u miecha si . Ju od dawna chodzi ponury jak gradowa chmura. Ten beztroski
czyzna, jakim od pierwszych dni na ranczu pami ta a go Miranda, jakby w ogóle przesta
istnie .
- Bo e, jakbym siebie widzia ! - st kn Harden, patrz c na niego przez stó . - Ani
przyst p do niego.
Evan nie odpowiedzia . Dopi kaw i wsta od sto u.
- Do widzenia.
- Znów wychodzisz z Nin ?
- A z kim? - Nawet si na nich nie obejrza .
Miranda tylko pokiwa a g ow . Coraz gorzej...
Evan zabra Nin do teatru w Houston, ale zdumia si i niemal wpad w sza , kiedy
spotka tam Randalla. Z kobiet , któr nie by a Ann . Z wysok brunetk w sukni, która nie
pozostawia a nic dla wyobra ni. W przerwie przypar Randalla do muru.
- Wydawa o mi si , e jeste zar czony - powiedzia krótko.
- Owszem - odpar Randall. - To jest moja kuzynka Nell.
Evan rzuci okiem na jego towarzyszk i za mia si ironicznie.
- Akurat!
- Pos uchaj - warkn Randall - mamy z Ann swoje uk ady, a tobie nic do tego.
- Czy ona wie, e umówi
si z kuzynk Nell? - nalega Evan.
- Nie, ale si dowie, poniewa nie mam zamiaru tego ukrywa - wyzna szczerze
Randall. - I tak Annie b dzie lepiej ze mn ni z tob - doda ch odno. - Nigdy jej nie
skrzywdz , w przeciwie stwie do ciebie.
Ma o brakowa o, by Evan eksplodowa . Ju wyci ga r ce do gard a Randalla, gdy
um wracaj cych po przerwie widzów przeszkodzi mu w realizacji morderczego zamiaru. Po
chwili zapanowa nad sob , odwróci si na pi cie i ruszy z powrotem do Niny.
- O co wam posz o? - zapyta a rozdra nionym tonem. - Znów próbujesz organizowa
ycie ma ej Annie?
Spojrza na ni spode ba. Na wszelki wypadek nieco si od niego odsun a.
- Nie wtr caj si w nie swoje sprawy - ostrzeg , cedz c s owa.
- Nie rozumiesz, e ona nale y do Randalla? Zar czy a si z nim.
Uj j za rami i poprowadzi na widowni . Wi cej si do niej nie odezwa .
Nazajutrz pod pretekstem jakiej s
bowej sprawy wst pi do biura Polly. Zamkn za
sob drzwi, rozsiad si w jednym z foteli, odrzuci na bok kapelusz i wychyli si do przodu.
- Randall by wczoraj wieczorem w Houston z jak brunetk - oznajmi prosto z
mostu. - Jeszcze si z Ann nie o eni , a ju j zdradza!
Polly by a zaszokowana nie tylko t informacj , ale i tym, e Evan a kipia ze z
ci.
- Co to b dzie za ma
stwo?! Jej duma nie pozwoli na takie traktowanie.
- Evan, doceniam twoj trosk . Ale to jest jej ycie - powiedzia a pó
osem Polly.
- Sama je sobie zmarnuje! - krzykn , wymachuj c r kami. - Nic ci to nie obchodzi?
Polly unios a brwi.
- Odnios am wra enie, e przez kilka miesi cy robi
wszystko, eby pchn j w
ramiona Randalla.
Skrzywi si .
- My la em, e tak b dzie dla niej najlepiej - przyzna . - Randall b dzie dobrym
lekarzem i zapewni jej dostatnie ycie. My la em, e skoro si zar czyli, b dzie bardziej
dyskretny.
- I jest - zauwa
a Polly. - Houston le y daleko od Jacobsville.
- Skoro ja go tam widzia em, inni te mogli.
Polly poprawi a si w fotelu i przez chwil przygl da a si jego rozgniewanej twarzy.
- Sk d wiesz, e kobiet z, któr by , nie jest jego kuzynk ?
- Nie mam adnej pewno ci. Ale sama wiesz, jaki on jest.
- Tak, wiem. Anna te wie. Jest na to przygotowana, poza tym w Houston b dzie
mia a du o zaj . Bo po lubie zamierzaj si przenie do Houston.
Evan chwyci kapelusz i poderwa si z fotela.
- Anna jest przekonana, e j nienawidzisz - doda a Polly. Widzia a tylko jego plecy,
lecz zauwa
a, e zesztywnia . - Wy wiadcz jej przys ug i utrzymuj j w tym przekonaniu.
- Czemu nie? - mrukn . - To przecie prawda.
- Na pewno? - zapyta a cicho.
Milcza . Nasun kapelusz na oczy i wyszed bez po egnania.
Polly zrobi o si
al obojga. Teraz by a ju pewn , e Evan kocha jej córk . Mi
ci
szalon i beznadziejn , któr próbowa w sobie zabi , robi c wszystko, eby nie okaza jej tej
abo ci. Anna te jest w nim miertelnie zakochana.
Jednak adne z nich nie zamierza ust pi , zw aszcza Evan, który z nieznanego
powodu nie chce tej mi
ci. Polly ogarn a rozpacz. Dosz a do wniosku, e nie ma sensu
mówi o tym córce. Instynkt jej podpowiada , e Evan nie podda si , a je li Anna zbli y si
do niego, znów wyrz dzi jej krzywd . Mo e nawet ju to zrobi . Igra z ni . Polly nie w tpi a
te , e Evan j nienawidzi. Trudno.
Randall nie jest wcale taki z y, a Anna mo e z czasem nawet zapomni o Evanie.
Randall powiedzia Annie o kobiecie, z, któr by w teatrze, poniewa domy la si , e
Evan zrobi wszystko, by si o tym dowiedzia a. I tak jak si spodziewa , Anna przyj a
wiadomo ze stoickim spokojem.
- Nie widz w tym nic strasznego. - Wzruszy a ramionami. - Dlaczego uwa
, e
musisz mi to powiedzie ?
- Poniewa by tam Evan, który wpad w sza , kiedy zobaczy mnie z inn kobiet -
odpar Randall, wsuwaj c r ce do kieszeni. - Niewiele brakowa o, a rozszarpa by mnie na
strz py.
Niezadowolenie Evana sprawi o Annie przyjemno , lecz ju si nauczy a nie
zdradza uczu .
- On jest staro wiecki.
- Jak ca a reszta jego rodziny. Anno, ja nie potrafi dochowa wierno ci - doda ,
miechaj c si krzywo. - Przykro mi z tego powodu, ale taki ju jestem.
- Wiem. - Aby zmieni temat, zaproponowa a mu kaw .
Obserwowa , jak si krz ta, i nagle poczu , e to dobrze, e jej nie kocha. Gdyby j
kocha i widzia jej oboj tno na jego zdrady, na pewno by go to zabi o. Anna do mierci
dzie kocha a Evana. Zrobi o mu si jej al. Ale jeszcze bardziej wspó czu Evanowi.
Ten facet odrzuci drogocenny skarb i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
Polly napomkn a, e Evan odwiedzi j w biurze i wspomina o spotkaniu Randalla w
Houston. Taki upór w powracaniu do tematu zdziwi Ann niepomiernie. Jeszcze bardziej
zaskoczy a j jego obecno przed galeri , kiedy przyjecha a rano, by j otworzy .
- Nareszcie - mrukn , spogl daj c na ni gniewnie, gdy wyjmowa a klucz.
Mimo, e serce zabi o jej gwa townie, nie pokaza a po sobie emocji, jakie w niej
rozbudzi . Umia a ju zachowa kamienn twarz.
- yczysz sobie czego ?
Wszed za ni do rodka. Prezentowa si wspaniale w spranych spodniach, kraciastej
niebieskiej koszuli i kowbojskim kapeluszu zawadiacko zsuni tym na jedno oko.
- Dobrze wiesz czego. Jak d ugo zamierzasz pozwala Randallowi, eby ci
upokarza ? Nie obchodzi ci , e ma na boku inne kobiety?
Od
a torebk i w czy a o wietlenie.
- Randall jest doros y. Nie przeszkadza mi, e zaprasza do teatru inn kobiet , kiedy ja
jestem zaj ta.
- Dlaczego by
zaj ta? - dopytywa si . - Nie jeste cie zar czeni?
- Bola a mnie g owa.
- Ju ? - spyta z ironicznym u miechem. - My la em, e to nast pi dopiero po nocy
po lubnej.
Odwróci a si b yskawicznie, jak osaczona sarna.
- Wyno si ! - krzykn a. - Zostaw mnie w spokoju!
Podchodzi do niej powoli, niczym skradaj cy si drapie nik.
- Wcale tego nie chcesz - wycedzi .
Cofa a si , a opar a si o stó . Spogl da a na niego szeroko otwartymi,
przestraszonymi oczami.
Opar r ce po jej obu stronach. Pachnia przypraw korzenn i skór , a ona musia a a
zamkn oczy, eby trzyma r ce z dala od jego pot
nej klatki piersiowej.
- Czy patrzenie na mnie sprawia ci przykro ?
Otworzy a oczy, z, których bi a bezradno i pragnienie. Spojrza a najpierw na jego
tors, by zaraz potem znów spojrze mu w twarz.
- No w
nie - powiedzia prawie do siebie. Przetrzymuj c jej wzrok, rozpi koszul ,
obna aj c opalon skór pod warstw ciemnych, skr conych w osów. - Dotknij mnie -
rozkaza .
Rozchyli a wargi. Nie by a w stanie uwierzy , e to dzieje si tutaj, w galerii, w bia y
dzie .
- To nic z ego - przekonywa j , chwytaj c jej r ce i przyciskaj c je delikatnie do
stego ow osienia.
- Evan... - j kn a.
Wstrzyma oddech i mocniej przycisn jej d onie.
- O Bo e - wykrztusi , czuj c, jak pr
y si jego gwa townie pobudzone cia o. -
Dotykaj mnie, dziecinko - dysza , pochylaj c si do jej ust. - Dotykaj... !
Przywar a do jego otwartych, gor cych ust. J kn , gdy jej d onie poczyna y sobie
coraz mielej, pieszcz c go, szarpi c w osy, upajaj c si jego m sko ci , jego si .
Podsadzi j nagle na stole, tak, e znalaz si mi dzy fa dami jej szerokiej spódnicy,
mi dzy jej udami. Nachyli si , buszuj c nosem pod jej akietem, docieraj c do jej jedwabnej
bluzki i jeszcze delikatniejszej piersi. Otworzy usta i lekko j ugryz przez materia .
- E... van, nie! - krzykn a, dr
c z rozkoszy. Pomimo tego protestu odrzuci a g ow
do ty u, zanurzaj c palce w jego w osach i przyciskaj c go do siebie.
- Jeste moja - szepta , ca uj c j delikatnie. - Nale ysz do mnie. Nie oddam ci
Randallowi. - Uniós g ow i oddychaj c nierówno, cofn si . Spojrza triumfalnie na
wilgotny materia . - Pozwalasz mu na takie rzeczy? - zapyta drwi co.
Anna z trudem apa a oddech. Jego potargane w osy, rozpi ta koszul nabrzmia e
wargi przyprawia y j o zawrót g owy. Ale gdy dotar y do niej jego s owa, obla a si
rumie cem. Pozwoli a mu si dotyka w najintymniejszy sposób, podda a si bez walki, a on
z niej drwi.
Zala a j fala wstydu.
- Nie pozwalasz - odpowiedzia sam sobie, wpatruj c si w ni rozpalonym wzrokiem.
- Nikomu nigdy na to nie pozwolisz. Tylko mnie.
Cho dr
a z rozkoszy, to zuchwa e stwierdzenie dotkn o j do ywego. Powiedzia ,
e nale y do niego, a to nieprawda. Nie powinna dawa mu wi cej okazji do poni ania jej.
Zsadzi j ze sto u, poca owa z niefrasobliw czu
ci , po czym zacz bez po piechu
zapina guziki koszuli.
- Zwró pier cionek Randallowi - poleci i u miechn si z satysfakcj .
Czerwona jak burak poprawia a akiet, zakrywaj c wilgotne miejsce na bluzce. Nadal
czu a jego wargi na piersi. Pewnie uwa a, e jest atw skoro traktuje j jak kobiet lekkich
obyczajów!
- Nie - warkn a.
- Co takiego?!
Podesz a do drzwi i szeroko je otworzy a.
- Chcia
mi dowie , e nie potrafi ci si oprze . Uda o ci si . Wi c teraz id ju i
na miewaj si ze mnie razem z Nin . I tak wyjd za Randalla.
- Dlaczego?! - W ciek si , mi tosz c w d oniach kapelusz. - Przecie go nie kochasz!
- W
nie dlatego. Poniewa go nie kocham, nie b dzie mnie rani w taki sposób, w
jaki ty to robisz. Jeste zadowolony? Poczu
si lepiej, poni aj c mnie?
achn si .
- Anno, nie po to tu przyszed em.
- Wola abym, eby ju st d znikn .
- Nic nie rozumiesz! - Stan przed ni rozgniewany. - Przyszed em, eby ci co
wyt umaczy .
Zamkn a oczy, próbuj c powstrzyma
zy.
- Prosz ci , przesta zadawa mi ból - wyszepta a ami cym si g osem. - Przez
ciebie wychodz za m , wyje
am z Jacobsville, czy to ci nie wystarczy?
- Przeze mnie? - zapyta niepewnym g osem, marszcz c brwi.
Unios a twarz, a w jej oczach malowa a si udr ka.
- Nic nie poradz na to... co czuj - zaszlocha a. - Czy musisz mnie za to kara ?
- Nie, dziecinko... - Evan by przera ony. - Nie przyszed em tutaj, eby zrobi ci
przykro !
- Nie chc ci ju nigdy wi cej ogl da - wyszepta a. - Je li przyja
z mam i ze mn
cokolwiek dla ciebie znaczy, to prosz ci , wyjd .
- Mam ci pozwoli pope ni najwi ksz pomy
w yciu? Pozwoli , eby wysz a za
tego uganiaj cego si za kobietami konowa a?
- On nigdy mnie nie potraktowa jak ulicznic !
Evan znieruchomia .
- Ja te nie. Nigdy!
- A to, co teraz ze mn robi
? - zapyta a, kurczowo przytrzymuj c po y akietu,
przera ona swoim zachowaniem i reakcj .
Dopiero teraz zacz do niego dociera bezmiar jej niewinno ci.
- Anno, to co zrobi em... to jeden ze sposobów wyra ania uczu ... kochania... -
umaczy si . - To nic wstydliwego.
Poczerwienia a.
- Je li natychmiast st d nie wyjdziesz, zaczn krzycze - zagrozi a.
Podniós do góry r ce.
- Zgoda. Ale to jeszcze nie koniec - rzuci .
- To jest koniec! Wyno si !
Gdy wychodzi , jego my li ju kr
y wokó mo liwo ci wyrwania jej z ramion
Randalla. Anna zamkn a za nim drzwi i rozp aka a si . Wiedzia a ju na pewno, e Evanowi
na niej nie zale y. Gdyby by o inaczej, nie potraktowa by jej w taki sposób. A najgorsza z
tego wszystkiego by a wiadomo , e sama da a mu na to przyzwolenie.
Jak b dzie mog a spojrze sobie w oczy w lustrze?
ROZDZIA SZÓSTY
Podczas kolacji uwadze Polly nie usz o zdenerwowanie i przygn bienie Anny. Nie
chcia a si wtr ca , ale martwi a si o córk , która traci a na wadze i popada a w melancholi .
- Mog ci jako pomóc? - zapyta a agodnie. Anna poderwa a g ow i zaczerwieni a
si .
- Och, nie, dzi kuj .
- Co nie tak? - nie dawa a za wygran Polly. - Czy to z powodu Randalla?
Anna pokr ci a g ow .
- Nie.
- Evana?
Anna spu ci a wzrok.
Polly u miechn a si czule.
- To by o do przewidzenia. Przyszed si z tob zobaczy , czy tak? I mia wiele do
powiedzenia na temat Randalla i kobiety, z, któr widzia go w teatrze.
- Sk d wiesz?
- Bo i do mnie z tym przyszed . Tak si nakr ci , e a si pieni . To troch dziwne, e
czyzna, który utrzymuje, e nie jest tob zainteresowany, jest a tak o ciebie zazdrosny. -
Gdy rumieniec Anny sta si purpurowy, Polly zmru
a bystre oczy. - Zrobi co wi cej poza
tym, co powiedzia , tak?
By pokry zmieszanie, Anna podnios a do ust fili ank i upi a yk kawy.
- Potraktowa mnie jak kobiet , któr podrywa si na jedn noc - wydusi a z siebie w
ko cu.
Zdziwienie Polly nie mia o granic. Takie zachowanie jest do Evana niepodobne.
- Poca owa ci ?
- Tak, a potem dotkn ustami mojej...
Polly u miechn a si .
- Kochanie, chyba za bardzo ci chroni am i trzyma am pod kloszem. - Dotkn a
zimnej r ki Anny. - Córeczko, w mi
ci kobiety i m czyzny nie m a w ka dym razie nie
powinno by
adnych zakazów. Pod warunkiem, e obojgu sprawia to przyjemno . Gdy
czyzna dotyka ci czy ca uje w troch mniej konwencjonalny sposób, to nie znaczy, e
ma o tobie z e wyobra enie. Sk d ci to przysz o do g owy?
- Nigdy ze mn o tym nie rozmawia
- wymamrota a Anna.
- Nigdy mnie o to nie pyta
. - Spogl da a na udr czon twarz córki. - Anno, czy to
sprawi o ci przyjemno ?
Anna zamkn a oczy.
- Tak - szepn a. - Nie powinnam by a mu na to pozwoli , a on nie powinien tak mnie
dotyka . Jestem zar czona!
- Z m czyzn , który wcale ci nie pragnie - zauwa
a Polly. - Przyznam, e
wola abym, eby mia a p omienny romans z Evanem, ni
eby wychodzi a za m za
kogo , do kogo nic nie czujesz.
- Mamo!
- Wiem, co mówi - obstawa a przy swoim Polly. - Evan ci pragnie. Nie wyobra am
sobie, eby spotyka si z inn kobiet , gdyby cie byli zar czeni. A ty sobie to wyobra asz?
- Jest inny ni Randall.
- Oczywi cie. Jest nami tny i uparty. I taki m ski, e nie ka da kobieta potrafi aby
temu sprosta . - Odszuka a wzrokiem oczy Anny. - Jest pot
nie zbudowany. Kr
y
pog oski, e kiedy zrobi krzywd w
ku jakiej kobiecie.
- Umy lnie? - wyszepta a Anna.
- Oczywi cie, e nie. Jest wyj tkowo silny, a m czyzna, gdy jest podniecony, nie
zawsze panuje nad sob . Kobieta, z, któr si spotyka , by a bardzo kruchym stworzeniem, do
tego kompletnie nieu wiadomionym. Krótko mówi c, by a dziewic . Nie wiem, czy nie w ty
m epizodzie nale y szuka wyt umaczenia jego stosunku do ciebie. Wcale by mnie to nie
zdziwi o.
- Ja nie jestem ma a i krucha - zaperzy a si Anna.
- To prawda. Za to nieu wiadomiona i niewinna. Dla pewnych m czyzn dziewictwo
mo e by przeszkod nie do pokonania, zw aszcza gdy ju mieli okazj przestraszy si
asnej si y.
- Dzi rano nie zauwa
am, eby by przestraszony - przypomnia a Anna.
- Ca owanie si to nie to samo co seks.
Anna chrz kn a.
- Nie chc mie romansu z Evanem.
- Nawet mi to do g owy nie przysz o. - Polly nie traci a zimnej krwi. - Ale je li on
naprawd interesuje si tob , nie zaszkodzi oby, eby jeszcze raz porz dnie przemy la a
decyzj
lubu z Randallem. Evan przerasta go o dwie g owy.
- Evan mnie nienawidzi - powtórzy a Anna niepewnym g osem. - Najcz ciej patrzy
na mnie, jakby mia ochot powoli i systematycznie powyrywa mi wszystkie paznokcie.
- Pragnie ci - wyja ni a Polly. - Po
danie jest uczuciem gwa townym, wr cz
agresywnym. Zw aszcza silne, zbyt d ugo t umione po
danie. Widzia am, jak on na ciebie
patrzy. Uwierz mi, e to nie jest nienawi .
- Jemu nie spieszy si do ma
stwa. Nawet je li naprawd mnie pragnie, to nie
znaczy, e chcia by mnie przy sobie zatrzyma . A ja nie pójd na aden uk ad.
Znienawidzi abym sam siebie.
- Uwa asz, e lepiej jest wyj za m czyzn , którego si nie kocha?
- Pewnie nie - odrzek a Anna z wahaniem. Odstawi a fili ank . - Jedziemy jutro z
Randallem do Houston na przyj cie, które wydaj jego rodzice. Wrócimy pó no. Chcemy ich
zawiadomi o zar czynach.
- W porz dku. To twoje ycie, Anno. Mog ci radzi , ale ju wi cej nie b
si do
niczego wtr ca . Musisz w yciu kierowa si w asnymi postanowieniami.
- Czy ju ci mówi am, e jeste cudown matk ?
- Nieraz. Ale mog tego s ucha bez ko ca - u miechn a si Polly.
- Chyba pójd dzisiaj wcze niej spa - powiedzia a Anna. - Ostatnio marnie sypiam.
- Oczywi cie, kochanie. pij dobrze.
- Ty tak e.
Ale nie mog a zasn . Le
a rozbudzon wci
czuj c p omienne wargi Evana na
swojej skórze. Dotkn a górnej cz ci koszuli, w miejscu, gdzie rozsuwa a si koronk i
poczu a, e jej cia o si pr
y na samo wspomnienie jego gor cych ust. Zadr
a i zamkn a
oczy.
ysza a teraz jego g os, szepcz cy i uwodzicielski, pouczaj cy j jak ma go dotyka ,
eby go podnieci , gdy sam w tym czasie sprawia , e jej cia o unosi o si i piewa o.
Nigdy nie przypuszcza a, e mo e by tak spragniona, e zdob dzie si na takie
wyuzdanie. Bycie z kim tak blisko by o czym nowym, przera aj cym i enuj cym. W
galerii zareagowa a niew
ciwie. Evan odszed , bo go wyprosi a, a potem nie zadzwoni ani
ponownie nie przyszed .
Mo e tym razem na dobre go zniech ci a? Mo e tak b dzie lepiej? Jakkolwiek u
y
si jej ycie z Randallem, nie b dzie zdana na kaprysy swojego cia a i jego potrzeb, o, których
istnieniu nie wiedzia a.
Równie Evan tej nocy nie spa . Le
w
ku i my la o Annie, wspominaj c jej
mi kkie cia o. le oceni sytuacj . Powinien by z ni porozmawia , zanim natar na ni i j
przestraszy . Nie wiedzia , e jest a tak niewinn , e poczuje si ura ona tak delikatn gr
mi osn . W innych okoliczno ciach wzi by j w ramiona, wyja ni , o co chodzi, i agodnie
namówi do uleg
ci. Ale wybra z chwil i nieodpowiednie miejsce. Nast pnym razem
musi by bardziej rozwa ny.
Najpierw trzeba j odci gn od Randalla, zanim za niego wyjdzie. Co dalej? Co z ni
zrobi? Jest taka niewinna, a jego wci nawiedzaj dawne l ki. A je li j skrzywdzi? A je li
ona, tak jak Louisa, ucieknie od niego, boj c si jego si y? Jak on to zniesie?
Przewróci si na drugi bok i zamkn oczy. Krok po kroku, pomy la z nadziej . Ju
wystarczaj co mocno zrani jej dum i serce. Teraz musi to naprawi . Je li zdo a.
Rodzice Randalla mieszkali w rednio zamo nej dzielnicy podmiejskiej w Houston.
Mieli adny, cho nie wyró niaj cy si niczym szczególnym dom. Byli sympatyczni. Ojciec
by nauczycielem, a matka dietetyczk . Oboje przywitali Ann serdecznie.
Kiedy zacz li przybywa ich znajomi i przyjaciele, Anna poczu a si obco. Odczu a
wr cz ulg , gdy w po owie wieczoru Randall zaoferowa si przywie wi cej alkoholu.
Pojecha a z nim pomimo jego protestów. Uprzedzi j , e sklep monopolowy znajduje
si w gorszej cz ci miasta i, e nie ma tam obs ugi na zasadzie „drive - in”, wobec czego
dzie musia zostawi j w samochodzie.
Mo e si zamkn w rodku, powiedzia a mu ze miechem.
Ust pi niech tnie. Mia a na sobie drog sukni i wisiorek z brylantem od Polly.
Wygl da a bardzo elegancko. Nie chcia a z nim i , wi c wymóg na niej obietnic , e
zostanie w samochodzie i zamknie drzwi od rodka.
Normalnie by tak zrobi a, ale tego wieczoru jej uwag odwróci ma y kotek. Wygl da
nie i w
nie ruszy przez jezdni . W zasi gu wzroku nie by o ywej duszy, a parking by
dobrze o wietlony. Wysiad a z samochodu i pobieg a za kociakiem.
Zwierzak nieoczekiwanie rzuci si do ucieczki, a ona, wo aj c go, bieg a za nim. Jej
os zwabi w ócz
, który wy oni si z mroku. B yskawicznie oszacowa jej sukni i
bi uteri .
Doskoczy do niej, nim si zorientowa a, e kto j atakuje. Walczy a jak lwica, ale jej
opór tylko go rozsierdzi . Gdyby potulnie odda a mu pier cionek i wisiorek, na pewno nie
by by taki agresywny.
Przerazi a si , gdy uderzy j pi ci w twarz. Zacz a krzycze , ale on dalej j
ok ada . Nawet nie mog a uciec, poniewa napastnik by wysoki, dobrze zbudowany i
brutalny. Nim straci a przytomno , poczu a smak krwi w ustach. Mia a wra enie, e
pogruchota jej wszystkie ko ci.
Gdy Randall wróci do samochodu i zobaczy , e jej nie ma, wpad w panik . Rzuci
torb z alkoholem na mask i pobieg ulic , wo aj c j . W pewnej chwili dostrzeg jaki cie ,
wi c ruszy w tamt stron . Zd
jeszcze zobaczy szybko umykaj
posta , która
oderwa a si od kogo , kto le
na chodniku.
Podbieg do Anny, ukucn przy niej i j kn na widok jej zakrwawionej twarzy.
Zbada j szybko i fachowo. Mia a podart sukni , ale, chwa a Bogu, napastnik jej nie
zgwa ci . Mo e by to zrobi , gdyby Randall nie przyby w por . Jak by o do przewidzenia,
znikn razem z jej bi uteri .
Puls mia a s aby, ale
a. We w osach, w miejscu, gdzie uderzy a si w g ow ,
padaj c na bruk, s czy a si krew. By o prawie pewne, e dozna a wstrz nienia mózgu.
- Anno, s yszysz mnie?
Nie odpowiedzia a. By a nieprzytomna.
Si gn po kieszonkow latark i szybko zbada jej renice. Na pewno wstrz nienie,
pomy la . Niewykluczone, e powa ne. Wzi j na r ce i z trudem zaniós do samochodu.
Na sygnale pop dzi do najbli szego szpitala, na oddzia nag ych wypadków.
Harden by w domu sam, gdy zadzwoni telefon. Podniós s uchawk . Dzwoni a Polly
Cochran. By a w histerii i mówi a bardzo chaotycznie.
- Wolniej, Polly - powiedzia . - O co chodzi?
- O Ann . O Bo e! Musz jecha do Houston, Harden. Nie mog ... nie mog
prowadzi . Czy jest Evan?
- Nie ma. Polecia do Denver na spotkanie s
bowe. - Nie doda , e brat zrobi
piekieln awantur , kiedy dowiedzia si , e musi jecha , bo na ten dzie przewidzia co
znacznie wa niejszego, ale nie powiedzia co. - Co z Ann ?
- Zosta a napadni ta. Jest w szpitalu, bardzo pobita - dr cym g osem wyja ni a Polly.
- Musz tam...
- Wezm Mirand i zaraz przyjedziemy. Jeste w domu?
- Tak. Dzi kuj wam.
- Nie ma za co. Te by to dla nas zrobi a. - Od
s uchawk i uda si po on .
yskawicznie podjechali po Polly i ju po chwili zmierzali w stron Houston.
- Wszystko b dzie dobrze, Polly - pociesza a j Miranda, u miechaj c si , by doda jej
otuchy. - Anna jest siln dziewczyn .
- Och, mam nadziej - odpar a Polly, walcz c ze zami.
Kiedy przyjechali do szpitala, Anna znajdowa a si na oddziale intensywnej terapii,
by a pod czona do urz dze podtrzymuj cych procesy yciowe, oddycha a z trudem, mia a
zamkni te oczy. Jej twarz szpeci y liczne si ce i zadrapania oraz kompletnie zapuchni te oko.
Randall wyszed z sali na korytarz, eby z nimi porozmawia .
- Paskudnie oberwa a - powiedzia pó
osem. - Najbardziej niepokoi nas
wstrz nienie mózgu. Reszta to st uczenia i skaleczenia. Szybko si zagoj .
- Nie zosta a zgwa cona? - zapyta a g ucho Polly.
- Sp oszy em go. - Westchn ci ko. - Tak mi przykro. To moja wina. Pojechali my
dokupi troch alkoholu na przyj cie. Zostawi em j w samochodzie, wi c by a bezpieczna.
Nie rozumiem, dlaczego z niego wysiad a.
- Po co wzi
j ze sob ? - j kn a Polly.
- Upar a si - odpar bezradnym tonem Randall.
Gdyby to by Evan, zosta aby w domu, pomy la a ze z
ci Polly. Evan by j
ochroni . Nie powiedzia a tego na g os, widz c przygn bienie Randalla.
Gdy weszli do sali, Polly usiad a przy córce i wzi a j za r
. Anna wyjdzie z tego.
Musi z tego wyj !
Harden i Miranda dotarli do domu dopiero nad ranem. Polly odmówi a powrotu, wi c
Harden obieca , e wróci w ci gu dnia z potrzebnymi jej rzeczami. Opowiedzia Donaldowi i
Theodorze, co si sta o, po czym poszed si zdrzemn .
Gdy wsta , zrobi na ranczu najkonieczniejsze rzeczy, a nast pnie pojecha do domu
Polly po jej neseser i wybra si ponownie do Houston.
Zjecha na ranczo w porze kolacji. By zm czony i ponury. Evan wróci ju z Dallas,
ale przez wi ksz cz
dnia przebywa poza domem i dopiero przed chwil spotka si z
rodzin . Nikt mu jeszcze o niczym nie powiedzia .
Harden nie mia o tym poj cia, tote poklepa Evana po ramieniu i powiedzia :
- Przykro mi z powodu Anny.
Evan wzruszy ramionami.
- Zdarza si - odpar krótko i odwróci twarz.
Harden by zszokowany bezduszno ci brata. Pomy la nawet, e nadal czuje si
dotkni ty do ywego zar czynami Anny i stara si to ukry .
Usiad i czeka , a Theodora odmówi modlitw . Podczas jedzenia Evan opowiada o
spotkaniu i hodowlanych nowinkach.
Miranda le si czu a, wi c spodziewano si jej na dole troch pó niej. Spa a, gdy
Harden przyjecha do domu, wi c jej nie budzi . U miechn si do niej, gdy do czy a do
sto u, nadstawiaj c policzek do poca owania.
- Co z ni ? - zapyta a.
- Bez zmian - odpar zasmuconym g osem. - Obieca em Polly, e wróc do niej jutro,
eby nie by a ca kiem sama. Próbowa a skontaktowa si z Dukiem, ale nie ma go w kraju.
Spodziewaj si go jutro. Pok adam nadziej w Bogu...
- Czy ju wiadomo, kto to zrobi ? - zapyta a Theodora.
- Jeszcze nie - odpar Harden. - I nie dowiedz si , chyba, e b dzie próbowa
up ynni bi uteri . Ale szansa jest niewielka.
- Niekoniecznie - wtr ci a Miranda. Zauwa
a, e Evan jakby nagle si obudzi . - Ten
naszyjnik ze szmaragdem jest do charakterystyczny, prawda?
- Owszem - przyzna Harden.
- O czym wy do licha gadacie? - zainteresowa si Evan. - Anna ma naszyjnik ze
szmaragdem.
- Mia a. Zosta skradziony - wyja ni Harden.
- W jaki sposób?
Harden znieruchomia . Popatrzy po domownikach.
- Nie powiedzieli cie mu? - zapyta wreszcie.
- Nie by o kiedy - wyja ni a Theodora. Marszcz c brwi, popatrzy a na Evana. - Nie
bardzo te wiedzia am, jak mu to...
- Co mia
mi powiedzie ? - zdenerwowa si Evan.
- Anna jest w szpitalu. W Houston - spokojnym tonem wyja ni Harden. - Zosta a
napadni ta i mocno pobita. Jest w stanie pi czki.
Harden wola by powiedzie o tym bratu na osobno ci, poniewa on jeden wiedzia , co
naprawd Evan czuje do Anny.
Evan zniós to dobrze. Gdy podnosi si z miejsca, by jedynie troch blady i sprawia
wra enie nieco oci
ego w ruchach.
- Jedziemy - powiedzia do Hardena.
Harden wiedzia , e teraz nie nale y z bratem dyskutowa . Poca owa Mirand i
powiedzia :
- Nie czekaj na mnie. Wróc , jak b
móg .
- Jed ostro nie.
Skin g ow pozosta ym biesiadnikom i pod
za Evanem.
- Daj mi papierosa - mrukn Evan, gdy samochodem Hardena jechali w stron
Houston.
- Nie palisz.
- W
nie zacz em.
Harden poda mu papierosy i zapa ki.
- Nie chc sprowadza ci na z drog . Jeszcze troch , a zechcesz si napi .
- Ju chc . Powiedz, jak to si sta o.
- Wola bym nie.
- Dlaczego?
- Bo i bez tego jeste ju za bardzo nakr cony.
- To ten cholerny doktorek, tak? Spu ci j z oczu.
- Mo na tak to uj . Kaza jej zosta w samochodzie. Bóg jeden wie, dlaczego
wysiad a. Napadni to j z powodu bi uterii. Podobno ostro si broni a, ale s dz c po tym, jak
oberwa a, facet musia by du y i bezwzgl dny.
Przez pi minut Evan kl jak szewc, przechodz c ze stanu z
ci przez w ciek
do
dzikiej furii. Harden nawet nie próbowa go hamowa . Wiedzia dok adnie, jak sam by si
czu , gdyby chodzi o o Mirand .
- Jakie ma szanse? - zapyta wreszcie Evan, krztusz c si dymem z papierosa.
- Pó na pó . Musimy czeka i mie nadziej .
- Jak my lisz, czy ona ma wol
ycia? - zapyta wystraszony. - Skrzywdzi em j ,
bracie. Naprawd j skrzywdzi em.
- To nie twoja wina, e chcia
, aby znikn a z twojego ycia.
- Wcale tego nie chcia em! Ba em si tylko, e mog zrobi jej krzywd . Louisa...
- Ju o tym rozmawiali my. Anna to nie Louisa. Mog
da jej szans .
- Tak, wiem. - Ponownie w
papierosa do ust. - Mia em taki zamiar. Pomy la em
sobie, e je li si postaram, móg bym jeszcze odbi j Randallowi.
- Chwa a Bogu! Nareszcie nabra
rozumu!
- Znalaz em si w rozpaczliwej sytuacji - wyja ni . - Pozna em s odycz, jak trudno
sobie wyobrazi . Dwa dni temu, w galerii. Od tego czasu nie zmru
em oka. Pragn jej do
bólu.
Harden spojrza na pos pn , zawzi
twarz brata.
- Wiem, co czujesz - zni
g os. - Mam nadziej , e ci si uda.
- A ja mam nadziej , e ona b dzie
a. W tej chwili niczego wi cej nie chc . Poza
tym, e mam ochot zabi tego zbira, który pos
j do szpitala.
Harden nie odezwa si . Rozumia brata doskonale.
Godzin pó niej Evanowi pozwolono wej na oddzia intensywnej terapii. Zakl pod
nosem na widok biednej, poharatanej twarzy Anny. Odtr ci j ! Sprowadzi na ni to ca e z o,
pozwalaj c, by Randall odebra mu j bez walki. Nie darowa by sobie, gdyby umar a.
Usiad przy
ku i uj jej szczup , ch odn d
w swoje wielkie, gor ce r ce.
- Anno - wyszepta .
Nie poruszy a si , ale móg by przysi c, e jej rz sy drgn y. O u amek milimetra.
- Anno, to ja. Evan. S yszysz mnie, dziecinko?
Jej palce leciutko si poruszy y w jego d oniach.
- S yszysz mnie, prawd male ka? - Podniós si i pochyli si tak, eby nikt go nie
ysza . - Pami tasz, jak byli my razem w galerii? - szepta , a jego ciep y oddech muska jej
osy na skroni. - Pami tasz, jak ci ca owa em?
kn a s abo, drgn y jej brwi.
Musn wargami jej ucho.
- Uwielbiam dotyka wargami twoje piersi. Chc to powtórzy .
Znowu j kn a. Przeniós wzrok i z triumfuj cym b yskiem w oczach patrzy , jak
nieprzytomna porusza g ow .
- O tak - dopingowa j . - W
nie tak, male ka, wracaj. Wró do mnie.
Podnios a powieki i wyt
a wzrok. Skrzywi a si , zamkn a oczy i zadr
a.
Nacisn dzwonek.
- Jest przytomna - poinformowa piel gniark .
To wystarczy o. Wyprowadzono go na korytarz, podczas gdy do pokoju wkroczy
zespó w bia ych fartuchach.
- Przebudzi a si . - Evan u miechn si do Polly. - B dzie zdrowa.
- Jak to si sta o? Co jej powiedzia
? - Polly wy ciska a go z rado ci.
Speszy si .
- Po prostu mówi em do niej - odrzek wymijaj co. Nagle zmarszczy czo o i rozejrza
si dooko a. - Gdzie jest Randall?
- U rodziców. By zm czony, wi c pojecha si przespa - poinformowa a go Polly.
- Zostawi j tu sam ?! - oburzy si Evan.
Harden chwyci go za rami i odci gn na bok. Tymczasem z pokoju Anny wyszed
lekarz, by porozmawia z Polly.
- Stary, opanuj si - ostrzeg Evana brat.
- Nic na to nie poradz - w cieka si Evan. - Czy ona go nic nie obchodzi?!
- Nie tak bardzo jak ciebie - spokojnie odpar Harden. - Przecie to oczywiste.
Evan przeci gn r
po w osach.
- Ockn a si . Spojrza a na mnie i si ockn a. Je li do tej pory mnie nie
znienawidzi a, pewnie teraz to zrobi.
- Jest zdezorientowana i obola a - t umaczy mu Harden. - Pozostaw to czasowi.
- Czas - westchn ci ko Evan. - Tak.
- Co jej powiedzia
?
Evan rzuci tylko ch odne spojrzenie Hardenowi i poszed pos ucha , co ma do
powiedzenia lekarz.
Anna z tego wyjdzie, mówi lekarz, ale nie jest wykluczone, e pozostanie jej po tym
uraz i, e b dzie potrzebowa a pomocy psychoterapeuty. Takie pobicie przez m czyzn
mo e bardzo j zmieni . To by pot
ny m czyzna, doda lekarz, i bardzo silny.
Popatrzy wymownie na Evana, po czym bardzo profesjonalnym tonem oznajmi , e
postura Evana mo e j odstrasza , a nawet przera
. Trzeba zatem czasu, by dosz a do siebie
po tak traumatycznym prze yciu.
Evan go wys ucha , ale nie odszed . Je eli Randall nie zamierza przej
odpowiedzialno ci za Ann , on z pewno ci to zrobi. Oznajmi lekarzowi, e nie wyjdzie i nie
zostawi Anny samej. Doktor tylko si u miechn .
Polly by a dozgonnie wdzi czna Evanowi za to, e dotrzymywa jej towarzystwa przez
kilka nast pnych dni, bowiem Randall musia wróci do pracy. Obchodzi Evana z daleka,
czuj c si bardziej ni kiedykolwiek winny, ilekro ten olbrzym rzuca mu gniewne
spojrzenie.
Anna kocha Evana, a on, Randall, za nic nie chce stawa na drodze jej szcz cia.
Pierwotny powód, dla, którego chcia si z ni o eni , coraz bardziej mu ci
. Widzia , jaka
jest nieszcz liwa. Byli przyjació mi i bardzo mu brakowa o jej dawnego radosnego
usposobienia. Z ca ego serca yczy jej szcz cia. Wiedzia , e on jej go nie da.
Za to Evan jest w stanie to zrobi . Oddawa pole walki m czy nie, którego ona
naprawd kocha. Kiedy Anna odzyska zdrowie, najdelikatniej jak potrafi zerwie z ni
zar czyny w nadziei, e wyjdzie jej to na dobre.
Evan nie zna jego my li, wi c ods dza go od czci i wiary. Przeklina go jeszcze
bardziej, gdy powiedziano mu, e Anna nie chce go widzie .
Nie przyjmowa tego do wiadomo ci. Odczeka , a Polly wyjdzie na kaw , po czym
wszed do pokoju Anny i usiad na krze le obok jej
ka.
Skuli a si na jego widok i szeroko otworzy a oczy. Wiedzia ju , e mo e kojarzy
jego wygl d z napastnikiem, ale czu , e nie mo e jej teraz zostawi .
- Nie bój si mnie - rzek spokojnie, przygl daj c si jej podbitym oczom. - Nie zrobi
ci krzywdy. Nigdy w yciu.
Troch si rozlu ni a, ale nadal by a czujna i nie spuszcza a z niego wzroku.
- Gdzie jest Randall?
- Zapomnij o Randalla Poniewa nie ma mowy, eby za niego wysz a.
ROZDZIA SIÓDMY
By a pewna, e si przes ysza a.
- Co powiedzia
?
- Powiedzia em, e nie wyjdziesz za Randalla - powtórzy . Spojrza na tac z lunchem.
- Nic nie zjad
. Chcesz, eby ci znów pod czyli do rurek i karmili do ylnie?
- Nie jestem g odna.
Wsta i zajrza pod pokrywki na talerzach.
- Schud
.
- Nie jestem chucherkiem - mrukn a.
- Owszem, miejscami - przyzna , kieruj c wzrok na wypuk
ci pod cienk szpitaln
koszul .
Zaczerwieni a si i wstrzyma a oddech.
- Jeste zszokowana? Nie pami tasz, jak ci wyci gn em z zapa ci, male ka? -
zapyta agodnie. - Co ci przypomnia em, prawda?
Poczu a si osaczon zdenerwowana i zawstydzona. Spu ci a wzrok na bia e
prze cierad o.
Nie powinien by tego robi . Delikatnym ruchem dotkn jej podbródka, szukaj c jej
wzroku. Przypomnia sobie, jak zareagowa a na jego intymn pieszczot i jak to
zinterpretowa a.
- Anno, wtedy, w galerii, wcale nie zamierza em ci upokorzy ... - W jego g osie
brzmia a czu
.
- Teraz... to wiem. - Nie doda a, e uprzytomni a jej to matka. - Przestraszy am si .
- Chyba nawet wiem czego. - Pochyli si i delikatnie musn jej wargi ustami. -
Po
danie mo e przera
. Mnie samego przera a to, jak bardzo ci pragn . Jak dot d
nikogo.
Gdy dotkn wargami jej ust, zadr
a i zamkn a oczy. Po chwili wbi a paznokcie w
jego pot
ne rami , a wreszcie zacz a go delikatnie drapa .
- Och, Evan, tak nie mo na. Jestem zar czona... - szepta a.
Ca owa j , a zapomnia a o Randallu i o honorze. Zarzuci a mu dr ce r ce na szyj .
Jej bezradno , dr enie i ciche westchnienie sprawi y, e Evan oprzytomnia . Anna
jest s aba i obola a. Nie ma prawa tak jej m czy . Powoli podniós g ow i odszuka jej
wzrok.
- Przepraszam - wyszepta . - Ale potrzebowa em tego. No nie dr yj ju , male ka, bo
pomy
, e si nad tob zn cam.
- A jest inaczej?
Pociemnia y mu oczy, zacisn z by.
- Tak to odebra
? - spyta zd awionym g osem. - Anno, pragn em czego znacznie
wi cej ni twoich ust. - Jego oczy pow drowa y na jej piersi, które zdradza y emocje, jakie w
niej obudzi . - Chcesz, ebym ich dotkn ustami? - dopytywa si szeptem. - Nie przez
materia ?
W odpowiedzi tylko j kn a, a on wstrzyma oddech i wsta .
- O Bo e, przepraszam! - mrukn .
Przy apa a si na tym, e w druje wzrokiem po jego ciele, od ramion i torsu przez
pasek d insów ku widomej oznace jego reakcji na t krótk pieszczot .
- Tak, chc ciebie - rzuci , pod aj c za jej wzrokiem. - Nie b
tego ukrywa , nie
potrafi .
Zagryz a wargi, nie znajduj c s ów.
- Nie przejmuj si . - Podsun jej tac z lunchem. - Samo przejdzie.
Powiedzia to swobodnym tonem i wcale nie wydawa si zak opotany faktem, e ona
widzi jego podniecenie. Przygl da a mu si , gdy zdejmowa pokrywki z talerzy.
- Czy to ci nie kr puje? - zapyta a niemal szeptem.
- Niespecjalnie. - Za mia si krótko. - W sumie to jest nawet mile widziana zmiana.
- Nie rozumiem.
- Naprawd ? - Od
na bok pokrywki. - Ostatnio nie zdarza o mi si to z innymi
kobietami - odpar , odwracaj c ku niej twarz. - Tylko z tob .
Rzuci a mu pytaj ce i zarazem zazdrosne spojrzenie.
Pokiwa g ow .
- Tak jest. Próbowa em. Po tym, jak ci ca owa em w galerii, wyjecha em s
bowo
do Denver. Z premedytacj poszed em na pewne przyj cie, gdzie by o mnóstwo dziewczyn
do wzi cia. Zabra em jedn do pokoju. Wypili my drinka, ogl dali my telewizj , po czym
odes
em j z powrotem. Mimo, e by a adna i niew tpliwie do wiadczon nawet nie
potrafi em udawa , e mnie kr ci.
- Ty... by
... ?
- Impotentem - doko czy za ni z kamiennym spokojem. - Co za ironia, prawda?
Wystarczy, e spojrz na ciebie, a jestem tak podniecony, e mi sztu ce wypadaj z r k.
Skierowa jej uwag na swoj dr
d
, któr próbowa nadzia na widelec
kawa ek kurczaka.
Ona tymczasem z niech ci pomy la a o nim i tamtej kobiecie, mimo fali
przyjemnego gor
, która j zala a na wiadomo , e Evan pragnie tylko jej.
- Otwórz buzi - zach ca , podsuwaj c jej jedzenie do ust.
- Nie musisz tego robi - zaprotestowa a, mimo to go pos ucha a.
- W
nie, e musz . Skrzywdzi em ci bardziej, ni przypuszcza em. Ale to ju
koniec. Odt d b
o ciebie dba i otacza szczególn opiek .
Poniewa jej wspó czuje oraz jej pragnie.
- Randall...
Wzrok mu pociemnia .
- Co tam Randall! Nie powinien by ci zabiera do tego sklepu monopolowego. No
nie, wyt umacz mi, dlaczego wysiad
z samochodu.
- Bo zobaczy am kotka - powiedzia a.
Rozczuli a si na samo wspomnienie ma ego przyb dy.
- Zgubi si i szed prosto na jezdni .
Ogarn o go wzruszenie. W tej chwili kocha j tak arliwie, e z trudem si
opanowa . Najch tniej odstawi by tac i po
si przy niej.
Zdziwiona jego milczeniem, podnios a wzrok, i zobaczy a dzik nami tno w jego
spojrzeniu. Twarz jej st
a.
- Co ci si sta o? - zaniepokoi si .
- Patrzysz na mnie tak... - zacz a, unikaj c jego spojrzenia - jakby mnie nienawidzi .
Uj jej twarz w d onie.
- Z moich oczu zapewne wyziera po
danie, nad, którym ledwo panuj . Tak silne jak
nienawi , ale zapewniam ci , e to nie jest nienawi . Nie trzeba si tego ba . Ani mnie. Do
niczego nie dojdzie, Anno, przynajmniej dopóki jeste w szpitalu.
- Nie boj si ciebie.
- Na pewno? - zapyta szorstkim tonem. - Lekarz mówi , e po tym, co ci spotka o,
mo esz mie uraz. Podobno napastnik by z postury do mnie podobny.
Popatrzy a na niego ciep o.
- Tak - przyzna a. - Ale to by bezwzgl dny, brutalny obcy cz owiek, który po
da
mojej bi uterii.
- Rozumiem. - Poczu ciep o wokó serca.
Nie spiesz c si , wsun jej do ust kolejny kawa ek kurczaka. Karmi j jak dziecko.
- Oko mnie boli - poskar
a si , kiedy w ko cu odstawi tac .
- Nic dziwnego. Masz ogromnego si ca.
- B
opowiada , e si bi am. - Zdoby a si na u miech, mimo, e przy byle ruchu
bola a j ca a twarz.
- S ysza em, e zada
mu par ciosów.
- I par razy go ugryz am - mrukn a ze z
ci . - Móg mi po prostu zabra bi uteri .
Wcale nie musia mnie katowa !
Evan a dygota z w ciek
ci. Taka reakcja podzia
a na ni koj co.
rodki przeciwbólowe sprawi y, e czu a si przy Evanie dziwnie spokojna, jakby nie
musia a walczy z uczuciami ani unika dra liwych tematów.
- Czy mog ci zada bardzo osobiste pytanie? - zapyta a po chwili.
Sta do niej ty em i zapala papierosa. Odwróci si powoli i opar plecami o cian
przy oknie.
- Pytaj, o co tylko chcesz - zach ci j .
- Ty palisz?!
- Ciesz si , e nie mog ci tu zostawi , bo na pewno pogna bym do baru i zacz pi .
- Dlaczego?
- Bo niepokoj si o ciebie, to chyba oczywiste. - Popatrzy na ni jak na idiotk . - A
propos, rano Polly rozmawia a z twoim ojcem - doda . - Wczoraj wieczorem wróci do
Stanów i odebra wiadomo , któr mu zostawi a, kiedy ci przywieziono do szpitala. Jedzie
do ciebie z Atlanty.
- Tatu ? - U miechn a si uszcz liwiona. - Dawno go nie widzia am.
- Wiem. Polly nie mo e znale sobie miejsca.
- Chcia abym, eby si zeszli. Nie znale li sobie nikogo innego, ale razem te nie
potrafi
.
- Przyjdzie czas, kiedy twój ojciec zm czy si tu aczk i wróci na ono rodziny. A
Polly b dzie na niego czeka . - Wypu ci k b dymu. - O co chcia
zapyta ?
Uwa nie mu si przyjrza a.
- Bardzo si zmieni
- powiedzia a z namys em. - Jeste innym cz owiekiem.
- A jaki by em?
- Niefrasobliwy - zacz a wylicza . - Beztroski i ironiczny. Czy to dzi ki Ninie?
- A jak my lisz, dziecinko?
Zaczerwieni a si , przypominaj c sobie okoliczno ci, w jakich tak j nazwa .
- Czy w
nie to chcia
wiedzie ?
Wci gn a powoli powietrze.
- Nie.
Wpatrywa a si w swoje kurczowo zaci ni te r ce. Jedna d
by a otarta do ywego
mi sa. Sta o si to wtedy, kiedy upad a na chodnik, walcz c z napastnikiem. To straszne
do wiadczenie ni o jej si po nocach, ale w obecno ci Evana o tym nie my la a.
- A wi c? - Nie móg si doczeka .
- Nie wiem, czy mog .
Zbli
si do
ka.
- Mo esz mnie pyta o wszystko, absolutnie wszystko - oznajmi z powag .
- Nawet o... o t dziewczyn , która twierdzi a, e zrobi
jej krzywd ? - zapyta a,
powtarzaj c plotk zas yszan od Polly.
Zamar . Twarz mu st
a, gdy powróci y wszystkie l ki, które go prze ladowa y.
Zrobi o si jej przykro.
- Przepraszam. Naprawd przepraszam. Napotka jej zaniepokojony wzrok. Westchn
boko.
- To by o dawno temu.
- I nie chcesz o tym rozmawia . Nie powinnam by a pyta .
ci gn brwi.
- Co chcesz wiedzie ? Jak j skrzywdzi em? - Za mia si gorzko. - O co mnie
podejrzewasz? - zapyta , oddychaj c z trudem. - e podnieca mnie sadyzm w
ku?
Od zaciskania r k pobiela y jej k ykcie.
- Nie!
- A je li to prawda? - Rozz
ci o go, e przysz o jej to do g owy. Przypomnia sobie
swoj bezwzgl dno wtedy, w galerii. No tak, to j troch usprawiedliwia.
Zbli
si do
ka, spogl daj c na ni spode ba.
- A je li rzeczywi cie to lubi ?
Zacisn a z by.
- Wiem, e nie.
- Naprawd ? - Pochyli si i przenikliwie patrzy jej w oczy, czym przyprawi j o
gwa towne bicie serca. - Ugryz em ci , nie pami tasz? - szepta .
Zadr
a z rozkoszy na tamto wspomnienie.
- Tak - szepn a. - Ale to... nie bola o.
- Bo nie mia o bole - odparowa . - Jeszcze nigdy nikt ci nie pie ci , prawda? Nawet
Randall.
- To dla mnie co bardzo intymnego - odpar a zdenerwowana. - Prawie niesmacznego.
- Ale nie ze mn ?
Rozchyli a wargi, patrz c bezradnym wzrokiem na jego usta i przypominaj c sobie, co
czu a, gdy ca owali si w galerii.
- Z tob nic nie jest niesmaczne - wyzna a s abym g osem, zbyt poruszona, by k ama ,
nawet w obronie w asnej godno ci.
Uj jej twarz, kciukiem delikatnie g adz c jej opuchni te wargi. Pochyli si i potar
nosem o jej nos.
- Louisa by a bardzo drobna i równie niewinna jak ty. Mieli my si zar czy , a ja
strasznie jej pragn em. Wi c gdy by a u mnie w domu, rozebra em j . Potem sam zdj em
ubranie i odwróci em si do niej... a ona zrobi a si bia a jak kreda. - Pokiwa ponuro g ow . -
By a jak po owa ciebie. O seksie wiedzia a tylko tyle, ile wyczyta a w romansach. Pragn em
jej do szale stwa, ale nie mia em poj cia, e jest tak przera ona. My la em, e rozniec w niej
ogie , gdy znajdzie si w moich ramionach. Przez krótk chwil wydawa o mi si , e ju jest
moja. Potem straci em kontrol nad sob , a ona nie mog a si uwolni . Wyrywa a si i
krzycza a. Oprzytomnia em, gdy spad a z
ka i uderzy a si . - Wsta z poblad twarz . -
Powiedzia a par okropnych rzeczy... - Odwróci wzrok. - To by o moje pierwsze i ostatnie
do wiadczenie z dziewic . Od tego czasu unikam ich jak zarazy.
- Je eli tak bardzo kocha
Louis , e chcia
si z ni
eni , to twoja duma na
pewno bardzo ucierpia a. - Anna nareszcie zrozumia a jego niech do anga owania si w
powa ny zwi zek.
- Nie mylisz si . - Westchn i popatrzy na jej agodn , zaró owion twarz. - Nigdy
nie widzia a nagiego m czyzny, na dodatek tak podnieconego. - Zauwa
jej za enowanie. -
Podobnie jak ty, prawda?
- Prawda.
- Wkrótce potem wyjecha a z Jacobsville. Z tego, co s ysza em, wysz a za m za
agenta ubezpieczeniowego i ma dwójk dzieci. - Za mia si gorzko. - Mo e ten facet bardzo
rozs dnie najpierw j upi , a potem zgasi
wiat o.
- A ty nie zgasi
? - Zrobi a wielkie oczy. Wygl da a na zgorszon .
Chc c nie chc c, Evan zacz si
mia .
- O Bo e, chyba nie s dzisz, e ludzie kochaj si tylko w nocy, po ciemku?
- Nie? - Speszy a j my l, e mo na si obna
przed m czyzn w bia y dzie .
Usiad ci ko na fotelu ko o
ka.
- Przypomnij mi, ebym ci da „Kamasutr ” pod choink .
Wiedzia a, o czym jest ta ksi
cho jej nie czyta a.
- Evan!
- W porz dku, piel gnuj swoje zahamowania! - Wyd wargi, strz saj c popió do
popielniczki na nocnej szafce. - Nie powiem, eby ich mia a a tak wiele. Ani tam w galerii,
ani innym razem, kiedy ci dotyka em - zauwa
.
Serce jej bi o jak szalone.
- Nie mów do mnie w ten sposób.
- Z powodu ukochanego lekarza? - spyta ironicznym tonem.
- Bo to jest... nieprzyzwoite - rzek a niepewnie.
Pokr ci g ow .
- Ale z ciebie dziecko! - mrukn . - Ile ty masz zahamowa ?!
- Nie drwij ze mnie. Moim zdaniem wstrzemi
liwo w tych sprawach nie jest
grzechem.
- Czy ja co takiego powiedzia em?
- Powiedzia
, e mam zahamowania - burkn a.
- Jeste pow ci gliwa, ale nami tna - droczy si z ni . - Wystarczy ci par lekcji.
Prze kn a lin .
- Randall mo e mi ich udzieli .
- Akurat! Wybij go sobie z g owy. Nie dostanie ciebie. Odt d sam b
ci uczy .
- Ty mnie wcale nie chcesz! - wybuchn a.
- A ty wszystko wiesz najlepiej.
- Nie mo na budowa zwi zku tylko na po daniu.
- Zgadzam si . - Rozpar si wygodnie w fotelu i spojrza na ni pociemnia ym i
zaborczym wzrokiem. - Ale mo na zbudowa zwi zek na mi
ci.
- Ja kocham Randalla - wykrztusi a przez ci ni te gard o.
Skwitowa to u miechem.
- Nie, nie kochasz Randalla - o wiadczy , zni aj c g os. - Kochasz mnie.
- Ty nie chcesz, ebym ciebie kocha a. - Opad a na poduszki i zamkn a oczy. - Jestem
pi ca.
- Odpoczynek jest ci bardzo potrzebny. Pójd poszuka Polly. - Zgasi papierosa,
poprawi jej poduszki i podci gn prze cierad o na wysoko piersi. Kiedy niechc cy musn
je d oni , natychmiast poczu , jak nabrzmiewaj .
Zauwa
zmieszanie Anny, ale ju nie dokucza jej z tego powodu. Je li ju , to raczej
spowa nia .
- Jak wyjdziesz ze szpitala - powiedzia - musimy sp dza razem wi cej czasu.
- To nie jest konieczne - mrukn a.
- Wiem, ale ja tego chc . - Schyli si i musn wargami jej czo o. - Moje biedne
poturbowane male stwo - wyszepta . - Tak mi przykro z powodu tego, co ci zrobi ten otr.
Rozczuli a si . Najpierw jej dokucza , potem j ignorowa , a jeszcze pó niej by
przera aj co nami tny.
Teraz za po raz pierwszy pokaza , e potrafi by tkliwy.
- Ninie to si nie spodoba. Ani Randallowi - doda a.
- Oni si nie licz - odpar i musn ustami jej wargi. - Prze pij si . B
tutaj, jak si
obudzisz.
- Ale ty nie chcesz, ebym przebywa a blisko ciebie - mrukn a sennie. - Afiszujesz
si z Nin , eby mi to pokaza .
Na jego twarzy pojawi si grymas niezadowolenia.
- Ka dy ma prawo raz zb dzi .
- Ona jest bardzo adna - westchn a.
- pij ju - ofukn j .
Odnios a wra enie, e Evan jest z jakiego powodu z y, ale by a zbyt pi ca, by
zgadywa dlaczego.
Kiedy si obudzi a, w tym samym fotelu, który wcze niej zajmowa Evan, siedzia
wysoki m czyzna z siwiej cymi blond w osami i niebieskimi oczami.
Wygl da na bardzo zatroskanego.
- Tata! - Wyci gn a do niego ramiona.
Padli sobie w obj cia.
- A ja tu siedz i zamartwiam si , jak mnie przyjmiesz.
- Przesta . Jeste moim tat . Kocham ci .
- Przepraszam, e nie przyjecha em wcze niej. By em za granic . O twoim wypadku
dowiedzia em si dopiero wczoraj. Jak si czujesz? - Przygl da si jej z uwag . - Podobno
mia
wstrz s mózgu.
- Tak, ale ju jest znacznie lepiej. Zosta y tylko lekkie pot uczenia.
- Co z tym facetem, który ci napad ?
- Jeszcze go nie z apali, ale mo e go wytropi dzi ki bi uterii, któr mi zabra .
- Je li to pun, to raczej ma o prawdopodobne. Narkomani s doskonale
zorganizowani i maj swoich paserów. Moja biedna dziewczynka!
- Wszystko b dzie dobrze.
- Ale nie dzi ki temu twojemu tak zwanemu narzeczonemu - mrukn . - Co ci strzeli o
do g owy? Dlaczego chcesz wychodzi za m za takiego mi czaka? Wydawa o mi si , e
kochasz si na zabój w jednym z braci Tremayne.
- Bo tak jest! - Us yszeli od progu niski rozbawiony g os Evana, który wchodzi do
pokoju, nios c dwa kubki kawy.
Anna zaczerwieni a si , a on u miechn si szeroko.
- Duke, nadal pijasz czarn ?
Duke Cochran podniós si , by u cisn Evanowi d
.
- Jak zawsze. Co u ciebie?
- Jestem wyko czony. - Zerkn na Ann , która cho blada, wygl da a odrobin lepiej.
- Wszyscy jeste my wyczerpani. To by dla nas bardzo d ugi tydzie .
- Wiem.
uj , e mnie tutaj nie by o.
- Nie mia
na to wp ywu.
- Niekoniecznie... - Duke przegarn palcami w osy. - Nigdy mnie nie ma, kiedy
jestem potrzebny. Polly ma racj , mówi c, e rodzina jest u mnie na drugim miejscu. Prawda,
skarbie? - zwróci si do Anny.
- Wcale nie - zaprzeczy a gor co. - Po prostu nigdzie nie mo esz zagrza miejsca.
Rozumiem to. Wi kszo m czyzn ceni sobie wolno . - Nie mia a spojrze na Evana.
- Czasami za wolno trzeba s ono zap aci . - W g osie Duke'a zad wi cza a gorycz.
- Amen - mrukn Evan.
W drzwiach pojawi a si Polly.
Stan a jak wryta i z d oni przy wargach patrzy a w niebieskie oczy, których nie
widzia a od dwóch lat.
- Duke...
- Witaj, kotku. - U miechn si niepewnie. - Tym razem to naprawd ja.
- Wygl dasz...
- Je eli powiesz, e wspaniale - ostrzeg j Duke - to oberwiesz. Chod tu, kobieto, i
poca uj mnie. Od dawna tego pragn !
Polly zaczerwieni a si . Podesz a do m a i poca owa a go tak, e wiadkowie tego
powitania poczuli si jak intruzi. Polly brakowa o tchu, gdy Duke wypu ci j z obj .
Za mia si gard owo.
- Warto by o czeka , nieprawd kotku? - zapyta . - Ucieszy
si na mój widok? Bo ja
ju nie mog em si ciebie doczeka ! Z ka dym rokiem jeste pi kniejsza!
- Komplemenciarz! Zawsze umia
czarowa .
- A tata nie wygl da wspaniale? - zapyta a Anna.
- Owszem - przyzna a Polly.
By opalony i szczup y, nie mia brzucha ani nadwagi. Polly odwróci a wzrok i
przyjrza a si córce.
- Za to ty nie wygl dasz dobrze - zauwa
a. - Jak si dzisiaj czujesz?
- Du o lepiej - zapewni a j Anna. - Kiedy b
mog a wróci do domu?
- Lekarz powiedzia , e je li chcesz, to nawet jutro. - Polly promienia a. - Uwa a, e
przyda aby ci si terapia.
- Pogadamy o tym, jak ju b
do domu - odpar a Anna. - Naprawd nie wydaje mi
si , eby to by o konieczne.
- Koszmary zostawiasz na noc - zauwa
Evan. - Niektóre chyba bardzo
nieprzyjemne, s dz c po tym, jak niespokojnie pisz.
- Gdybym pos ucha a Randalla i nie wysiad a z samochodu! - Westchn a i skrzywi a
si . - W
nie, czy kto go dzisiaj widzia ?
- Zadzwoni - poinformowa a j Polly. - Ale ma egzaminy i nie mo e ci odwiedzi .
Pyta , czy czego nie potrzebujesz.
- Kochaj cy narzeczony! - warkn Evan, mru c oczy, w, których malowa si gniew.
- Przesta - zgromi a go Anna. - Egzaminy s bardzo wa ne.
- Tak. Wa niejsze od ciebie.
Spiorunowa a go wzrokiem.
- Nie wtr caj si w nie swoje sprawy!
- W
nie, e b
, bo nie chc , eby zrobi a g upstwo, wychodz c za idiot !
- Przesta cie! - interweniowa a Polly. - Anna potrzebuje spokoju i odpoczynku.
Podobnie jak ty, Evanie. Spa
godzin , najwy ej dwie, odk d tu jeste .
- Dobry pomys - popar j Duke. Poklepa Evana po ramieniu. - Dzi ki za kaw .
Evan nie mia ochoty ich opuszcza , ale zm czenie rzeczywi cie dawa o mu si we
znaki. Zerkn na Ann , ci gn brwi, lecz w ko cu da za wygran i razem z ojcem Anny
wyszed z pokoju.
Polly u miechn a si do córki.
- Co mi si wydaje, e Evan nie znosi Randalla. Nawet ci nie powtórz , co i jakim
tonem mówi na jego temat.
- Niech on si odczepi od Randalla!
- Spróbuj mu to powiedzie ! Chyba zauwa
, jaki jest zaborczy. Nie odst puje ci
ani na chwil .
Wiedzia a o tym. I w pewnym sensie by o jej z tym dobrze. Zachowanie Randalla
jednak nieco j dziwi o. Jest przecie zdolny do wspó czucia. Czu a, e mu na niej zale y.
Dlaczego wi c trzyma si z daleka?
- Evan wie, co ja czuj - powiedzia a do Polly. - Czy s dzisz, e on prowadzi jak
gr , eby mnie nastawi przeciw Randallowi? Czy to aby nie przypadek psa, który sam nie zje
i innym nie da? - Westchn a
nie. - Mamo, on mnie po prostu
uje, jest mu przykro, ale
na tym koniec. Jak tylko wyzdrowiej , rozp ynie si w powietrzu, sama si o tym przekonasz.
- Evan jest nieprzenikniony - odpar a Polly. - Przysz
poka e, jak jest naprawd .
Nie my l teraz o tym. Postaraj si jak najszybciej wyzdrowie . To jest teraz najwa niejsze.
- Masz racj . Dobrze jest mie tat w domu, prawda?
- Och, tak - westchn a Polly.
Anna tylko si u miechn a. Nie b dzie teraz zaprz ta sobie g owy dziwnym
zachowaniem Evana i jego nami tnymi poca unkami. Mo e podbudowa go fakt, e tak
bardzo jej na nim zale y. Nie mówi nic o swoich uczuciach. Móg równie dobrze mie w
planach lub z Nin . Zmieni si ostatnio nie do poznania. Zasypiaj c, pomy la a jeszcze, e
dopiero teraz zacz j traktowa kobiet .
czyzna inaczej zachowuje si wobec kobiety, której po
da, inaczej wobec
przyjació i rodziny.
Zaczerwieni a si , przypominaj c sobie, jak bardzo jej pragn .
Czy kierowa o nim tylko po
danie? Wiedzia a, e kiedy odezw si hormony,
czy ni potrafi si oszukiwa w kwestii swoich uczu . Ba a si wierzy w to, co Evan
mówi lub robi teraz, kiedy ona le y w szpitalu.
Je li to wy cznie lito , a nawet samo po danie, nie pozwoli, by ponownie z ama jej
serce.
ROZDZIA ÓSMY
Godzin pó niej odwiedzi j Randall. Mia bardzo skruszon min .
- Mam nadziej , e czujesz si lepiej - powiedzia i usiad na skraju
ka.
Obejrza uwa nie jej posiniaczon twarz i skrzywi si .
- Jest mi okropnie przykro, e to si sta o.
- Wiem. Ale to nie twoja wina. Wysiad am z samochodu.
- Po co?
Opowiedzia a mu, a on tylko pokr ci g ow .
- Jak egzaminy? - Zmieni a temat.
- Mam nadziej , e dobrze - odpar , u miechaj c si s abo. - Zbytnio si nie
przyk ada em. Martwi em si o ciebie.
- Jestem ju prawie zdrowa.
Usiad wygodniej.
- Widz , e Evan na dobre si tu zadomowi .
Zaczerwieni a si i odwróci a wzrok.
- Owszem - przyzna a.
- Nie pesz si tak. - U miechn si . - Od dawna wiem, co do niego czujesz. Anno, nic
nie wyjdzie z naszych zar czyn. Nie mo esz zosta moj
on , je li kochasz innego.
- Chyba nie. - Popatrzy a na niego ze smutkiem.
- Kiedy byli my przyjació mi - przypomnia jej. - Lubi ci tak , jaka by
:
impulsywna, szcz liwa, radosna i roze miana. Nie podoba mi si ta kobieta w rednim
wieku, jak sta
si przeze mnie.
- To nie przez ciebie! - zaprotestowa a.
Uciszy j , podnosz c r
.
- Prawdopodobnie po cz ci sta o si to z powodu Evana, ale nasze zar czyny nic ci
nie pomog y. Chc , eby znów by a szcz liwa i eby my zostali przyjació mi.
Jego wargi wykrzywi grymas.
- Chyba jeszcze nie dojrza em do tego, eby si ustatkowa . Evan ma racj . Gdyby mi
naprawd na tobie zale
o, nie spotyka bym si z nikim poza tob . Gdyby z kolei tobie
naprawd zale
o na mnie, by aby w ciek a z powodu moich randek.
Nie mog a z nim polemizowa , poniewa mia racj . Usiad a i podci gn a kolana, by
oprze na nich r ce.
- To prawda.
- Poza tym Evan w
nie mnie przekona , e nigdy ci nie zdob
.
- Nie mia prawa... !
- Obawiam si , e jest innego zdania. Spróbuj to z nim ustali . - U miechn si lekko.
- On mi tylko wspó czuje. Gdy wyzdrowiej , b dzie sp dza bezsenne noce,
kombinuj c, jak si mnie pozby .
Randall nie podziela jej domys ów, ale zachowa to dla siebie.
- al mi mojego pi knego pier cionka zar czynowego - powiedzia a.
- By ubezpieczony. Mnie za to jest przykro, e straci
go w taki sposób. Biedna
ma a...
- Nie jestem ma a i z ka dym dniem jestem silniejsza. Kiedy wydobrzej , zapisz si
na karate. Naucz si robi miazg z bandytów.
- To dobry pomys - przyzna . - Samoobron powinny pozna wszystkie kobiety.
Jeszcze d ugo rozmawiali. A kiedy Randall wyszed , obiecuj c pozosta z ni w
kontakcie, Annie spad kamie z serca. Zar czyny by y pomy
, ale nie powinna tego
owa . Randall uratowa jej honor, gdy Evan brutalnie j odrzuci .
Evan ruszy do domu, gotuj c si z w ciek
ci z powodu Randalla, którego spotka na
korytarzu. Przekaza mu pierwsze powa ne ostrze enie, ale obawia si , e zrobi to zbyt
pó no. Nie w tpi w mi
Anny do siebie, ale przecie potraktowa j bardzo paskudnie.
Zdesperowana, mo e równie dobrze wyj za Randalla. Musi j powstrzyma , ale jak?
Oczywi cie, sam mo e si z ni o eni . Zbarania , poniewa po raz pierwszy taka
mo liwo przysz a mu do g owy. Nigdy nie zale
o mu na ma
stwie, lecz oszala na
punkcie Anny i pragn jej. Mogliby mie dzieci...
Wzi g boki wdech. To nawet niez a my l. Anna, dzieci, w asna rodzina. Anna w
jego
ku...
Serce zacz o mu omota , gdy doszed do wniosku, e mo e ma
stwo nie jest takie
straszne, jak dot d utrzymywa . Oczywi cie, l k przed skrzywdzeniem jej b dzie pewn
przeszkod , tak jak i jej obawa przed pot
nie zbudowanymi m czyznami. Ale z czasem
dopracuj si harmonii.
O ile Anna go zechce.
yma si na w asn g upot . Anna nie ufa mu, poniewa bardzo j zrani . Nie tylko
brutalnie odtr ci , ale na dodatek zrobi to publicznie. Nie oszcz dzi jej upokorzenia. Nie
zdziwi by si , gdyby po rozmowie, jak odbyli poprzedniego wieczoru, musia wywa
drzwi do jej pokoju. Mo e teraz pochopnie pa w ramiona Randalla.
Ta ponura my l nie opuszcza a go podczas ca ej drogi powrotnej do Jacobsville.
- Co u niej? - prawie od progu zapyta Harden.
Pod nieobecno Evana, a tak e Jo Anne i Donalda, Harden i Miranda pomagali
Theodorze w prowadzeniu rancza.
- Lepiej - odpar Evan, rzucaj c kapelusz na stolik w przedpokoju. - Kiedy
wychodzi em, zjawi si jej narzeczony - doda z sarkazmem.
Harden uniós brwi.
- S dzi em, e aprobujesz jej zar czyny.
- Tak by o.
Harden popatrzy na zm czon twarz brata.
- Wygl dasz jak z krzy a zdj ty.
- Przez jaki czas nie wiedzieli my, co z ni b dzie. Ale teraz ju powoli wraca do
siebie. A co tutaj?
- Jako sobie radzimy. Wracasz do szpitala?
- Musz - odpar krótko Evan. - W przeciwnym razie gotowa jest ulec temu ofermie
konowa owi i wzi
lub w szpitalu.
Harden powstrzyma u miech.
- Randall wcale nie jest taki najgorszy.
- Pod warunkiem, e b dzie trzyma si z dala od Anny - zgodzi si Evan.
Harden spojrza bratu w oczy.
- Twierdzi
, e jest za m oda. e jej nie chcesz. Nawet nie wiesz, jak bardzo si
zmieni
, od kiedy jej tu zabrak o. Ledwie ci poznaj .
- Ona powiedzia a mi to samo - przyzna Evan. Wsun d onie do kieszeni i zakl . -
Po tym wypadku b dzie jeszcze bardziej wra liwa. Nie wiem, jak sobie poradz z w asnymi
obawami, ale nie zostawi jej na pastw doktorka. Nie jestem idea em, ale ze mn b dzie jej
lepiej. Przynajmniej nie b
jej wozi w nocy po obcych miastach i ci ga na ni bandytów.
Powiedzia to z takim obrzydzeniem, e Harden znów o ma o nie parskn
miechem.
- Wydawa o mi si te , e obawiasz si swojej si y.
Evan spokojnie popatrzy na brata.
- Nic si w tej sprawie nie zmieni o. Nie wiem, co z tym zrobi . - Wzruszy
ramionami. - Dr przy niej jak ma y ch opiec. Kto wie, mo e ucieknie ode mnie, je eli za
bardzo si podniec , ale nie mog jej znowu odtr ci . Nie teraz.
- Mo e nie doceniasz jej uczucia? - podpowiada mu Harden. - Poza tym Anna to nie
mimoza. Je li ci kocha, wszystko si jako u
y.
- Ona mnie kocha - oznajmi pó
osem Evan. - To jedyna rzecz, jakiej jestem pewien.
Ale uwa a, e tylko jej wspó czuj , a Randalla ma pod r
. - Podniós wzrok. - Ostrzeg em
go, e jej nie dostanie.
Harden u miechn si .
- To rozumiem. Ale czy powiedzia
to Annie?
- Powiem.
Przeszed do salonu, eby porozmawia z matk , za atwi zaleg e sprawy w firmie i po
po udniu ruszy z powrotem do Houston.
Gdy dojecha do szpitala, zapad a ju noc. Anna by a przekonana, e nie wróci, kiedy
ku jej zaskoczeniu pojawi si z wielkim bia ym misiem pod pach . Rzuci go na
ko,
spogl daj c na ni z wyrzutem.
- Co to... ?! - zawo
a rozpromienion podnosz c olbrzymi , puszyst zabawk .
Szykowa a si na konfrontacj , ale zupe nie j rozbroi . Mi by s odki. Wzruszy o j ,
e Evan pomy la o tym, by sprawi jej tak niespodziank .
- To jest Hubert - burkn . - Zar cz si z nim!
Za mia a si , tul c do siebie misia.
- Hubert jest liczny. - Czu a, e zachowa go do ko ca ycia. - Dzi kuj .
Evan wzruszy ramionami.
- Czego chcia Randall?
- Zapyta , jak si czuj .
- Zerwa
zar czyny? - zapyta ostrym tonem.
- Nie, nie zerwa am.
To by a prawda. Randall je zerwa , ale duma nie pozwala a jej powiedzie o tym
Evanowi.
Podszed do
ka, pochyli si nad ni i spojrza na ni dosy gro nie.
- Co to ma znaczy ?
Od takiej blisko ci zakr ci o jej si w g owie. Evan by olbrzymi, muskularny i
pachnia markow wod kolo sk Mia starannie uczesane w osy i wie o ogolon twarz.
Wyda si jej tak poci gaj cy, e jej wargi same rwa y si do poca unku, ale ona nie mia a
zamiaru prze
kolejnego zawodu.
- To nie twój interes... - Sta za blisko. Przytuli a do siebie misia, chowaj c si za nim
jak za tarcz , bo wiedzia a a za dobrze, e je li Evan j dotknie, run wszystkie mury, jakimi
si obwarowa a.
Prawdopodobnie doskonale zdawa sobie z tego spraw . Brakowa o jej do wiadczenia,
by skutecznie potrafi a zamaskowa wra enie, jakie na niej robi.
- A je li to jest mój interes, to co wtedy? - zapyta , przetrzymuj c jej wzrok. - A je li
jestem o ciebie zazdrosny jak diabli i nie chc , eby ci dotyka inny m czyzna?!
Serce omal nie wyskoczy o jej z piersi, lecz ona obieca a sobie, e nie da si
sprowokowa .
- Zasta am napadni ta, a ty mi wspó czujesz - powiedzia a rzeczowo.
Twarz nabieg a mu krwi .
- To nie jest wspó czucie.
- A co innego mo esz do mnie czu ? - spyta a z gorycz .
Gwa townie wci gn powietrze i wyprostowa si . Wygl da na to, e Anna
postanowi a nie wierzy niczemu, co on powie.
Jak ma j przekona , e si zmieni i, e jej miejsce jest od tej pory przy nim?
- Tak - odezwa a si . - Stój tam i zabijaj mnie wzrokiem. Tak przynajmniej b dzie
uczciwie.
- Co ci nasz o?
- Dozna am ol nienia - odpar a. - A przy okazji mo e nawet troch dojrza am. Faz
uwielbiania idoli mam ju za sob .
Zacisn pi ci, ale niczego nie da po sobie pozna .
- To nie by o nic wi cej? - zapyta .
- Mam dziewi tna cie lat - przypomnia a mu. - Jestem za m oda na mi
do
grobowej deski i na to, eby si powa nie anga owa . Czytam w twoich my lach, prawda?
Jego rysy t
y coraz bardziej.
- To nie mia o adnego zwi zku z twoim wiekiem.
- Wi c z czym?
- Z Louis - rzek pó
osem.
Przypomnia a sobie, co jej opowiada o tej dziewczynie. Jej twarz z agodnia a. Mog a
tylko próbowa wyobrazi sobie uraz, jaki mu pozosta po tamtym niefortunnym wydarzeniu.
Spojrza a na misia i delikatnie pog aska a mi kkie futerko.
- Gdyby Louisa naprawd ci kocha a, niczego by si nie przestraszy a.
- Jeste pewna?
Znowu ten drwi cy, cyniczny ton. Popatrzy a z uwielbieniem na jego zm czon twarz.
- Dawniej z ch ci bym ci to udowodni a.
ysn y mu oczy, cho zachowa kamienn twarz.
- Tak my lisz? - parskn
miechem. - Przecie nawet nie wiesz, o co w tym
wszystkim chodzi. To, jak na mnie reagujesz, nie wskazuje na to, eby Randall kiedykolwiek
obudzi w tobie po danie.
Nie mog a temu zaprzeczy .
- Nikt tego nie zrobi , a do tamtego dnia w galerii - wyzna a.
Odetchn g
no.
- Wspomnienie twoich r k nie pozwala mi spa .
Z ni dzia o si to samo. Gdyby nie pó niejszy rozwój sytuacji, pami ta aby to do
ko ca ycia. Jednak na my l o Ninie spochmurnia a.
- Czyich r k? Moich czy Niny?
Podszed bli ej i pochyli si , opieraj c r
na poduszce tu przy jej g owie.
- Nie spa em z Nin . - Patrz c na ni , móg czyta w jej my lach jak w otwartej
ksi dze.
- Nigdy? - zapyta a cynicznie.
Spojrza na ni , by zaraz przenie wzrok na misia.
- Anno, nie b dziemy rozmawia o moich dawnych podbojach - powiedzia po
namy le. - Przesz
nie powinna rzutowa na tera niejszo , a tym bardziej na przysz
.
- Nina nie nale y do przesz
ci. - Stara a si nie pokaza , jak z powodu jego blisko ci
przyspieszy jej puls. - Zrobi
wszystko, eby przekona o tym ca e Jacobsville, nie tylko
mnie.
Przeszy j wzrokiem.
- D ugo przed tob ucieka em. Niemal wesz o mi to w nawyk, ale od pewnego czasu,
ilekro patrz na ciebie, robi si taki podniecony, e prawie do niczego si nie nadaj .
Jedynym wyj ciem by o trzymanie ci na dystans.
Unios a brwi.
- Ale teraz tego nie robisz - zauwa
a.
- Bo le ysz plackiem na szpitalnym
ku - odpar . - Teraz ci nie zagra am.
- Ach tak, rozumiem - powiedzia a bezbarwnym g osem.
- Nic nie rozumiesz! - w ciek si . - Bo e, dlaczego ta kobieta jest taka lepa?!
- Wiem, e mnie po
dasz! - wybuchn a. - Trudno tego nie dostrzec. Ale mnie nie
wystarczy pi szalonych minut z tob w
ku!
- Pi minut? Uwa asz, e tyle to trwa?
Tak informacj na ten temat przekaza a jej jedna ze szkolnych kole anek. Tak
naprawd nie wiedzia a, ile to trwa, a nie chcia a przyzna si do swojej niewiedzy.
- Mniejsza z tym.
Uj jej g ow tak, by patrzy a w jego oczy.
- W pi minut mog usatysfakcjonowa samego siebie. Ale eby tobie zrobi dobrze,
potrzeba jeszcze ze dwadzie cia minut.
Pomimo szalonego wysi ku, jaki wk ada a w to, by niczego po sobie nie pokaza ,
poczu a, e piek j policzki. Odchrz kn a.
- To nie fair.
Przymkn powieki, próbuj c sobie wyobrazi Ann w mi osnej ekstazie. Delikatnie
powiód palcem po jej policzku.
- Nie - przyzna . - To nie jest fair. Szkoda, e tak ma o wiesz o m czyznach - doda .
- Uwa asz, e b
si ciebie ba . - Zawaha a si . - Evan, s dz , e tego pierwszego
razu boi si ka da kobiet nawet je li si do tego nie przyznaje. To tak, jakby si wkracza o
na nieznany grunt. Wszystko, co napisano na ten temat, tak naprawd wcale nas do tego nie
przygotowuje. Ale ty wyolbrzymi
ten naturalny strach do monstrualnych rozmiarów.
- Tak uwa asz? Nawet nie wiesz, czym dla mnie by a tamta noc. Nie wiesz, co Louisa
powiedzia a!
Widok jego cierpienia zasmuci j . Chwyci a jego wielk d
i delikatnym ruchem
przygarn a j do piersi.
Nie spodziewa si tego i by by odskoczy , gdyby obiema r kami nie przytuli a jego
oni.
- Co robisz?
- Chc , eby poczu , jaka jestem przestraszona - wyszepta a, przyciskaj c jego d
w
miejscu, gdzie gwa townie bi o jej serce.
Rozchyli wargi, staraj c si oddycha normalnie. Popatrzy na swoj r
, po czym
ostro nie, przez cienki materia koszuli, zacz dotyka jej piersi. Wstrzyma a oddech, czuj c
yskawiczn reakcj na t rozkoszn , powoln pieszczot .
- Jeste bardzo du dziewczyn - szepn zmys owo. - Potrafisz zaspokoi moje r ce.
- Nachyli si tak blisko, e poczu a jego oddech na wargach. - Czy chcesz teraz zaspokoi
moje usta?
Wpi a palce w jego ramiona.
- Tak!
Poczu , jak t
ej mu wszystkie mi nie. Delikatnie musn ustami jej wargi, a gdy
zacisn palce na jej piersi, poczu natychmiastowy odzew. Drug r
podtrzyma jej g ow i
zacz si z ni ca owa .
Po paru chwilach oderwa si od Anny. Sta , dr c z powodu niezaspokojonego
pragnienia, od, którego pociemnia a mu twarz i wieci y si oczy.
Anna spogl da a na niego wyg odnia ym wzrokiem, bez strachu, nie kryj c
zadowolenia na widok tak oczywistych dowodów po
dania.
- Widzisz, jak strasznie si ciebie boj ? - wyszepta a i bez skr powania wyg adzi a
koszul na nabrzmia ych piersiach.
W skupieniu patrzy na jej cia o.
- Ty tego nie rozumiesz - powiedzia szorstkim tonem. - Tu chodzi o co wi cej.
Westchn a.
- Ale niczego si nie dowiem, je li b dziesz si ba kocha ze mn !
Za mia si gorzko, odsuwaj c si od niej. Wyj z kieszeni papierosa i usi owa go
zapali . Trwa o to troch , poniewa trz
y mu si r ce.
- To nie jest odpowiednie miejsce ani czas.
- Randall chce si ze mn o eni - sk ama a, poniewa nie powiedzia a mu jeszcze, e
zerwali zar czyny. - On si nie boi zbli enia ze mn !
Zmierzy j gniewnym wzrokiem, lecz ona wytrzyma a to spojrzenie.
- S dzi am, e w
nie o to ci chodzi. e chcesz mie mnie z g owy.
- Tak by o - warkn .
- Wi c nie powiniene mie mi za z e, e wychodz za m i b
mia a dzieci.
Zacisn z by.
- Randall to najwi ksze nieporozumienie w twoim yciu - o wiadczy . - Ten facet nie
da ci szcz cia. Nadal b dzie ugania si za kobietami.
- Ale tym mnie nie zrani.
Zaci gn si papierosem.
- Nie kochasz go. Kochasz mnie.
- Chyba sobie pochlebiasz - rzek a zirytowana.
- By mo e, ale taka jest prawda - odpar spokojnym tonem i spojrza na ni
akomie. -
Nie wiem, jak to zrobi , ale nie dopuszcz do tego, eby wysz a za Randalla.
- Ty nie chcesz si wi za - skontrowa a. - Nie chcesz si
eni , nie chcesz mie
dzieci.
- Sk d wiesz?
- Sam to powiedzia
, a nawet powtarza
to do znudzenia! - Opad a na poduszki. -
Nina jest w twoim stylu. Dobrze si razem bawicie i na pewno nie z amiecie sobie serc.
- Mylisz si - zaprotestowa niespodziewanie. - Jedyne na czym jej zale y, to eby
pój ze mn do
ka.
- To co nowego - zakpi a.
Wyd wargi.
- Niezupe nie. Ty chcesz tego samego.
Spiorunowa a go wzrokiem, ale nie zaprzeczy a.
Westchn i u miechn si do niej.
- Wcale nie jeste krucha - my la g
no. - A gdybym nad tym troch popracowa ,
mo e móg bym pozby si tych swoich zahamowa . Przecie ci pragn . Mam trzydzie ci
cztery lata, najwy szy czas pomy le o stabilizacji.
Serce jej podskoczy o. Odnios a wra enie, e powiedzia to ca kiem powa nie.
- A co z Nin ?
- A co ma by ? To sko czone. Podobnie jak z Randallem - doda tonem nie
znosz cym sprzeciwu. - Nie wyjdziesz za niego.
- Bawi ci urz dzanie mi ycia? - wyrzuci a jednym tchem.
- Czy rzeczywi cie to robi ? - Zaduma si i zgasi papierosa. Zatrzyma si przy
ku
i popatrzy na ni . - Powiedz, e mnie nie chcesz.
Próbowa a. Naprawd próbowa a, ale nie posz y za tym s owa. Opu ci a wzrok.
Pochyli si i poca owa j czule w czo o.
- Rano odwioz ci do domu. Polly nie ma nic przeciwko temu. Ma wa ne spotkanie,
wi c zg osi em si na ochotnika.
- Evan...
Poca owa j w g ow .
- S ucham.
Jej oczy by y pe ne obaw, l ków, niepewno ci.
- Prosz ci , nie baw si moim kosztem - wyszepta a. - Nie mów tego, czego naprawd
nie my lisz, tylko dlatego, e mi wspó czujesz, bo zosta am napadni ta.
- Nie mam do ciebie pretensji, e mi nie ufasz, dziecinko. Postaraj si jednak nie
rozpami tywa tego, co by o. Uwierz mi, e to nie jest zabawa. Nie kieruje mn lito ani
poczucie winy. Zrozumia
?
- Zrozumia am - westchn a.
- Grzeczna dziewczynka. - Pu ci do niej oko. - Do jutra.
Nast pnego dnia rano podwieziono Ann na wózku do samochodu Evana, a on wzi
na r ce i posadzi ostro nie na siedzeniu pasa era. Sprawi o jej to du przyjemno .
- Jeste bardzo silny.
Zacisn z by.
- Wiem o tym.
- To mi si podoba - szepn a, eby go uspokoi .
Twarz mu si zmieni a. Wygl da na za enowanego. Zapi jej pasy, po czym zaj si
uk adaniem kwiatów i Huberta na tylnym siedzeniu oraz po egnaniem z piel gniarkami, które
im asystowa y.
W drodze kopci jak komin, czego nie mog a nie zauwa
.
- Kiedy nie pali
.
- Od paru dni yj w ci
ych nerwach - odpowiedzia , nie patrz c na ni . - Przestan ,
kiedy staniesz na nogi.
- Przykro mi, e martwi
si z mojego powodu.
miechn si .
- Anno, to nie tylko zmartwienie. To twoja blisko tak na mnie dzia a - wyzna .
Nie bardzo wiedzia a, co odpowiedzie , wi c tylko patrzy a na niego, podziwiaj c
jego doskona y profil. Zerkn na ni , a potem z powrotem na szos .
- Nie zastanawia
si nigdy, dlaczego zadawa em sobie tyle trudu, eby ciebie
unika ? e zas ania em si Nin jak tarcz ?
- Moim zdaniem, chcia
dobitnie da mi do zrozumienia, e masz mnie dosy -
stwierdzi a rzeczowo.
- To nie takie proste, jak ci si wydaje. - Wyj papierosa. - Musia em ci trzyma na
dystans.
- No i ci si uda o! Zar czy am si z innym facetem...
- A mnie si to nie spodoba o. Na sam my l o tym, e Randall móg by ci dotyka
tak jak j gotów by em go zamordowa . Mia cholerne szcz cie, e go nie zabi em,
zw aszcza po tym, jak ci narazi na pobicie.
- On nie...
- Ze mn by si to nie zdarzy o. Nie zabra bym ci do nocnego sklepu - uci . - A
gdybym to zrobi , nie spuszcza bym ci z oczu. Poza tym znam ci lepiej ni Randall. atwiej
by oby mi przewidzie , e zechcesz wysi
z auta.
Wiedzia a, e Evan ma racj . Posmutnia a. Odwróci a g ow i patrzy a na
przesuwaj cy si krajobraz za oknem.
- Opowiedz, jak to by o.
Wzruszy a ramionami.
- Niewiele mam do powiedzenia. By bardzo du y i przera aj cy. Szarpi c si z nim,
wiedzia am, e nie wygram. My la am, e chce si dobra do mnie, a nie do mojej bi uterii.
- O to te mog o mu chodzi . Na szcz cie Randall zjawi si w por . - Przytakn a, a
on mówi dalej: - My la em, e na pocz tku b dziesz si mnie ba a - doda ni z tego, ni z
owego. - Lekarz uprzedzi , e mam sylwetk podobn do tego bandyty.
- Jakbym si kiedykolwiek ciebie ba a - mrukn a zrezygnowana.
Chwa a Bogu, pomy la .
- Wracaj c do Randalla...
- Wczoraj zerwa zar czyny - przyzna a si wreszcie. - Powiedzia , e odk d
zostali my par , bardzo si zmieni am, i, e chce, ebym znowu by a szcz liwa. Twierdzi, e
wiedzia od pocz tku, e to si nie uda.
- M dry ch opak. - Nawet nie przypuszcza , e ta wiadomo sprawi mu a tak
ogromn ulg . - Nie spodziewa em si po nim, e dostrze e w tobie t zmian . Bo ja to
zauwa
em od razu - doda pos pnie. - Ale nadal mi si wydawa o, e to, co robi , robi
wy cznie dla twojego dobra. A potem, kiedy zosta
napadni ta, zda em sobie spraw , jak
puste jest moje ycie bez ciebie. Harden mi wytkn , e ja te si zmieni em. Mia racj .
Zadawanie ci bólu nie sprawia o mi przyjemno ci.
Nie odwraca a wzroku od okna.
- Nie le ci prze ladowa am. Czu am si z tego powodu winna.
- Ale ja to uwielbia em! Zmaga em si z w asnymi problemami. Kiedy zacz
mnie
unika , mia em wra enie, e przesta em
.
miechn a si .
- Mi o mi to s ysze .
- Ale to nie znaczy, moja ma a, e tamte przeszkody mamy ju za sob . - Zas pi si . -
Prawd mówi c, dopiero stan li my przed nimi.
- Pokonamy je.
Wyci gn r
i dotkn jej delikatnie.
- Czy mamy wybór?
os jego nie brzmia szczególnie rado nie. Gdy si odwróci a w jego stron ,
zaniepokoi o j napi cie maluj ce si na jego twarzy.
- Ci gle pami tasz Louis ...
Zawaha si .
- Chyba tak... Prze laduje mnie jej stwierdzenie, e tylko kobieta o sk onno ciach
samobójczych mog aby chcie i ze mn do
ka - wycedzi przez z by. Nikomu o tym nie
wspomnia , nawet Hardenowi.
Anna wpatrywa a si w jego nieruchom twarz.
- Ale chyba mia
... inne kobiety?
- Do wiadczone - u ci li .
- I nadal uwa asz, e b
si ciebie ba a.
Patrzy przed siebie.
- Mo e ba em si ryzyka. - Zerkn na ni
agodniej. - Anno, jeste bardzo m oda.
By
chowana w bardziej cieplarnianych warunkach ni inne kobiety.
- To prawda - u miechn a si - ale czy to wida , kiedy mnie dotykasz? Chyba nie,
prawda? O ile si nie myl , by
mocno zaszokowany w galerii, kiedy rozpi
koszul i
uczy
mnie, jak mam ci podnieca .
- Przesta ! - j kn .
Palce mu pobiela y, gdy na wspomnienie jej p omiennej, niekontrolowanej reakcji z
ca ych si zacisn je na kierownicy.
- To, e jestem dziewic , wcale nie znaczy, e jestem kompletnie beznadziejna. -
Mówi c to, poprawi a si w fotelu. Evan jej nie kocha, ale do szale stwa po
da.
Poczu a si jak nowo narodzona. Zadr
a na my l o tym, jak to b dzie, gdy go
uwiedzie, znajdzie si w jego ramionach i pozwoli mu si kocha .
W tej samej chwili pomy la a o konsekwencjach i zagryz a wargi. Nie mo e mie z
nim romansu, bo na pewno zasz aby w ci
. Nie zdawa a sobie sprawy, e powiedzia a to na
os, do momentu, kiedy samochód nagle zjecha na nierówne pobocze, a z ust Evana pad o
niewybredne przekle stwo.
- Co si sta o? - oprzytomnia a.
- Je eli nie chcesz, eby my wyl dowali w rowie, to przesta mówi o dzieciach!
Mog o to oznacza , e chce mie dzieci. Albo nie chce. Ba a si jednak o to go
zapyta . Zamiast tego zacz a mówi o pogodzie i by a zadowolon , e podchwyci temat.
Dzi ki temu atmosfera nieco si oczy ci a.
Nie mog a wiedzie , a Evan nie zamierza jej w to wtajemnicza , e my l o dziecku
budzi a w nim nieznane dot d pragnienie. Przez ca e lata nie mia my le o potomstwie.
Dopiero Anna sprawi a, e zacz marzy o nast pcach.
Zastanawia si teraz, jak Anna wygl da aby z du ym brzuchem, promienn twarz i
wniebowzi tym spojrzeniem. Chcia j mie w ró nych sytuacjach: gdy wraca do domu po
ci kiej pracy, do rozmów o swoich marzeniach i l kach, do przytulania w ciemno ciach, gdy
poczuje si samotny. Zapragn jej tak mocno, e a przeszy go dreszcz, mimo, e bardzo mu
zale
o, by nie dostrzeg a, jak sta si bezbronny.
Przede wszystkim on sam musi nabra pewno ci, e potrafi przezwyci
swe
zahamowania. Je li oka e si to niewykonalne, ich wspólna przysz
stanie pod znakiem
zapytania.
Rozmowa o pogodzie doskonale odwraca a uwag od wszelkich problemów -
koncentruj c si na niej, pozby si tego niepokoj cego napi cia. Kurczowo trzyma si tego
tematu a do samego Jacobsville, by nie dopuszcza do siebie obrazu Anny w ci owej
sukience.
ROZDZIA DZIEWI TY
Kiedy podjechali pod dom, Lori, drobna, siwiej ca gosposia Polly, ju na nich czeka a
przed drzwiami. Evan przyj to z zadowoleniem, mimo, e zupe nie zapomnia o jej
istnieniu.
Nie chcia zostawi Anny samej, z kolei przebywanie z ni sam na sam wystawia o
jego samokontrol na wyj tkowo ci
prób . Jedynie jej stan zdrowia powstrzymywa go
przed pój ciem na ca
, co bynajmniej nie wynika o, wbrew jej obawom, z lito ci lub
poczucia winy. Po prostu pragn jej rozpaczliwie.
Wzi Ann na r ce i niós , pod aj c za Lori w kierunku jej sypialni.
- Jak to dobrze, e ju jeste ! - Wniebowzi ta Lori u miechn a si do Anny. -
Wszyscy si tu o ciebie martwili my. Pan Duke znów jest z nami, a pani Polly staje na
owie, by mu dogodzi !
- Ja te si ciesz , e nareszcie jestem w domu - przyzna a Anna.
Stara a si nie pokazywa po sobie, co czuje w ramionach Evana. A czu a jego mocno
bij ce serce. Po wyrazie jego twarzy za zorientowa a si , jak bardzo podnieca go jej ciep o.
Dr
a, gdy wniós j do sypialni, i by a bezgranicznie wdzi czna Lori za jej obecno .
- Ojej, przypomnia am sobie, e musz jeszcze pojecha do sklepu! - krzykn a nagle
gosposia.
- Nie! - odezwa y si jednocze nie dwa g osy.
Evan i Anna popatrzyli na siebie, lekko si zaczerwienili i wybuchn li miechem.
Lori spojrza a na nich zdumiona.
- O co chodzi? - zapyta a nieobecnym tonem, poniewa my lami by a ju przy
zakupach. - Niech pan z ni zostanie jeszcze troch , a wróc - poprosi a.
- No dobrze - zgodzi si bez entuzjazmu, uk adaj c Ann na kwiecistej narzucie jej
ka z baldachimem.
- Zaraz wracam! - Lori u miechn a si szeroko. - Czy panienka ma ochot na co
specjalnego?
- Na ryb , serowe krakersy i sok pomidorowy.
- Nie zapomn o tym. To nie potrwa d ugo.
Lori zamkn a za sob drzwi sypialni, a po chwili us yszeli, jak odje
a samochodem
Polly.
Evan popatrzy na Ann , która opar a si na okciach. Jasne w osy okala y jej twarz,
za du e niebieskie oczy spogl da y na niego agodnie.
By bez kapelusza, bo zostawi go w aucie. Mia na sobie niebiesk kraciast koszul ,
insy i kowbojskie buty. Koszula opina a jego szerok klatk piersiow , która nierównym
rytmem podnosi a si i opada a.
Anna pow drowa a wzrokiem ni ej, do skórzanego paska i do wyra nej wypuk
ci
pod nim. Lekko zaczerwieniona opu ci a oczy na d ugie nogi Evana, by po chwili podnie
wzrok wy ej, na szerokie ramiona, opalon twarz i b yszcz ce oczy.
On za najpierw podziwia jej nogi, a dopiero potem piersi, widoczne pod cienk
tkanin sukienki. Im d
ej na nie patrzy , tym bardziej jego twarz stawa a si napi ta z
powodu wysi ku, jaki musia w
, by nie ruszy si z miejsca.
- Jeste podniecona - zauwa
pó
osem.
- Ty te .
- Zawsze tak by o, od kiedy jeste doros a - o wiadczy niespodziewanie. - Dziwne, e
tego nie zauwa
.
- Zauwa
am, e mnie unikasz.
Pokiwa g ow .
- Co teraz b dzie? - Przygryz a warg .
- Módlmy si , eby Lori szybko wróci a. - Wysili si na art. - Zanim zrobi co ,
czego oboje pragniemy.
Oddycha a szybko i nierówno. Dr
c lekko, wyci gn a si na kwiecistej poduszce,
wsuwaj c r ce pod g ow .
On tak e dr
, czuj c niepokój w ca ym ciele. Wiedzia a za dobrze, co by si sta o,
gdyby o mieli si j cho by dotkn . Oboje byli zbyt podnieceni, by si pohamowa .
Wystarczy oby, eby j poca owa , a nie by oby odwrotu.
- Evan... - wyszepta a, patrz c na niego pytaj cym wzrokiem. Podci gn a kolano tak,
by widzia jej udo.
- Przesta - sykn .
- Chcesz tego.
- Tak. Bardziej, ni my lisz. Ale to nie mo e... To nie stanie si w ten sposób -
wycedzi , odwracaj c wzrok. - Bo rozpaczliwie ci chc - doda zachrypni tym g osem. - To
nie mo e si odby w ten sposób... ten pierwszy raz.
- Nie mia abym nic przeciwko temu. - My la a tylko o tym, by zaspokoi jej
dojmuj cy g ód.
- Mia aby - odpowiedzia , powoli odzyskuj c równowag .
Opar si plecami o drzwi i nerwowym ruchem zapali papierosa.
- Zamknij oczy i postaraj si odpr
, a ci przejdzie.
Pozwoli a opa powiekom, dr
c, gdy przez jej cia o przelewa a si fala nieznanych
dozna , pragnie i pieszczot.
Patrzy na ni , delektuj c si
wiadomo ci , e ona czuje dok adnie to samo, e jej
po
danie jest równie silne jak jego, pomimo braku do wiadczenia. Zastanawia si , czy
potrafi by teraz oprze si Annie, gdyby kiedy nie przerazi a go tak bardzo reakcja Louisy.
Kilka minut pó niej Ann lekko wzdychaj c, opad a na
ko. Napi cie min o.
- Lepiej? - zapyta spokojnie.
- Tak. - Odwróci a g ow i spojrza a na niego. - Zawsze tak jest?
Przytakn .
- Nigdy w yciu nie do wiadczy em niczego cho by w po owie tak silnego - wyzna .
miechn a si do niego, a on po chwili odwzajemni u miech.
Nagle za jego plecami otworzy y si drzwi. Usun si w por , by przepu ci Polly.
Roze mia a si na widok jego zaskoczonej twarzy.
- Nie s yszeli cie, jak podjecha am? - zapyta a. - Jak si czujesz, kochanie?
Ul
o mi, omal nie powiedzia a Anna, poniewa gdyby Evan zrobi to, czego
domaga o si jej cia o, mog oby doj do bardzo k opotliwej sytuacji.
- Jestem troch zm czona - odrzek a wymijaj co. - Ale czuj si znacznie lepiej. Lori
pojecha a do sklepu, wi c Evan powiedzia , e zostanie ze mn .
- To bardzo mi o z twojej strony, Evanie - podzi kowa a mu Polly.
- Je li przez jaki czas b dziesz w domu, wróci bym do swoich obowi zków -
powiedzia , po czym u miechn si do Anny. - Mam sporo zaleg
ci.
- Ciekawe dlaczego? - za artowa a Polly. - Dzi kuj za przy wiezienie jej do domu -
doda a powa niejszym tonem.
- Nie ma za co - odpar i zerkn na Ann , staraj c si nie okazywa , jak bardzo nie
chce jej opu ci , nawet na jeden dzie . - Obieca em pomóc Hardenowi przep dzi po
po udniu cz
byd a, ale jutro przyjad . Mam par kaset wideo z nowymi filmami, które
mog aby obejrze .
- Z przyjemno ci - odpar a, zdobywaj c si na u miech.
- To bardzo dobrze si sk ada - stwierdzi a Polly. - Duke chcia mnie jutro zabra na
ryby, ale jeszcze si nie zdecydowa am, bo nie chcia am zostawia Anny samej. Chcieli my
powa nie porozmawia .
Anna rozpromieni a si .
- Naprawd ?
- Nie oczekuj zbyt wiele. Ale trzymaj za mnie kciuki.
- Mo esz na mnie liczy - zapewni a j Anna.
- Wobec tego mnie przypada rola nia ki. - Evan u miechn si nieco ironicznie.
Anna musia a si bardzo stara , eby si nie zaczerwieni na my l o scenach, jakie
przywo
zmys owy ton jego g osu. Pomy la a jednak, e nie powinna spodziewa si zbyt
wiele po jego erotycznych aluzjach. On jej po da. Mo e mu to przys ania rzeczywisto .
- No to kupi sobie d insy, które dzisiaj wpad y mi w oko - u miechn a si Polly. -
Evan, naprawd nie zrobi ci to ró nicy?
Gdy zerkn na Ann , musia da odpór kolejnej fali gor ca.
- Naprawd - odpar zmienionym g osem. - Nie martw si i jed .
Anna mia a ochot b aga go, by zosta , poniewa jej skrupu y s ab y, w miar jak
ros o po
danie. Je li przyjedzie jutro, kiedy Lori ma wychodne, i po
y si obok niej, by
ogl da telewizj , co mo e si wydarzy . Czu a, e nie potrafi mu si oprze . Jednak nie
powinna mu ulec, stwierdzi a ze smutkiem. Gdyby j zha bi , honor kaza by mu si z ni
eni , a ona nie yczy a sobie lubu pod przymusem. Nie zadowoli si jednostronn
mi
ci !
Evan u miechn si jeszcze raz, po czym wyszed . Polly za , nie wiadoma l ku
narastaj cego w córce, zaj a si swoimi sprawami.
Tego wieczoru zjad a kolacj z rodzicami. Ca a trójka rozmawia a z o ywieniem.
Anna po raz pierwszy od lat czu , e stanowi rodzin , a jej matka po prostu promienia a.
Potem posz a si po
, pozostawiaj c Duke'a i Polly samych. Przez dobrych kilka
godzin oddawa a si przeró nym fantazjom i marzeniom, a kiedy zasypia a, rodzice jeszcze
siedzieli w salonie i rozmawiali.
Rankiem zjawi si Evan. Przywióz dwa nowe filmy. Wygl da tak, jakby si do
ko ca nie obudzi . Nie tryska te humorem.
- Pracowa em do pó na - wyja ni Polly, przywo uj c na twarz wymuszony u miech.
Prawda jednak by a taka, e le
w
ku z otwartymi oczami, martwi c si , co
dzie, je li nie zapanuje nad sob przy Annie i j wystraszy. W pe ni zdawa sobie spraw ,
e jego obawy s irracjonalne, ale
z nimi zbyt d ugo, by teraz o nich zapomnie .
Duke zosta na noc, ale zanim Polly si obudzi a, by ju ubrany i gotowy do wyj cia.
Lori poda a im niadanie, po czym pojecha a z kole ank do kina.
- Jak si ma moja córeczka? - zapyta , do czywszy w sypialni Anny do ony oraz
Evana.
Anna w d ugiej czerwonej spódnicy i bluzce w czerwono - z ote wzory le
a na
ku.
Poca owa a ojca w opalony policzek.
- Powodzenia. ycz wam, eby cie z owili mas ryb.
- Zadowol si jedn , za to naj adniejsz - szepn z powa
min , na co Polly
spiek a raka.
Anna u miechn a si do nich.
- Jed cie i bawcie si dobrze.
Wymienili spojrzenia, ale nie protestowali.
- O ni si nie martwcie - oznajmi Evan uroczystym tonem. - Zajm si ni najlepiej,
jak umiem.
Powiedzia wi cej, ni wskazywa y na to s owa, i oni o tym wiedzieli. Polly
dostrzeg a, e Duke odetchn z ulg , wi c po krótkiej rozmowie zostawili ich samych.
Evan odprowadzi ich do samochodu. Wróciwszy do pokoju Anny, zatrzyma si w
drzwiach, by na ni popatrze . Wygl da a zniewalaj co. Na sam jej widok serce bi o mu jak
szalone.
- Chcesz je obejrze ? - zapyta , wskazuj c na kasety.
- Tak - odpowiedzia a nieswoim g osem, wyobra aj c sobie, jakby to by o cudownie,
gdyby po
si przy niej i pozwoli jej si przytuli . Jej wzrok p on po
daniem.
Na szcz cie w domu jest gosposia, pomy la Evan. Gdyby nie jej obecno , nie
wiadomo, czy utrzyma by r ce przy sobie.
- Lori jest w domu, prawda? - upewni si na wszelki wypadek, wk adaj c pierwsz
kaset do odtwarzacza, jednocze nie w czaj c telewizor.
- Nie... Dzisiaj ma wychodne.
Zacisn z by. Zdr twia .
- Czy to ci pomo e, je eli obiecam, e ci nie uwiod ? - zapyta a z beztrosk , której
wcale nie czu a.
Jej serce wali o jak m otem.
Zatrzyma wzrok na jej bluzce.
- Przecie wiesz, e to nic trudnego - za mia si g ucho. - Wystarczy, e mnie
dotkniesz.
Teraz jej serce bi o jak oszala e. Na jego twarzy malowa a si ca a prawda. Poczu a, e
oto spe niaj si jej wszystkie marzenia. P on c z po dania, wyci gn a do niego ramiona.
kn , chwil si waha , ale nie wytrzyma . Podszed do niej, pochyli si , a ona
zarzuci a mu ramiona na szyj . Wiedzia , e nie powinien. Ale by a taka uleg a, a jej cia o
takie delikatne i pon tne, e przesta nad sob panowa , jeszcze zanim przywar do jej
rozchylonych ust.
Nie przerywaj c poca unku, razem opadli na pikowan narzut . Znale li si w niebie.
Anna delikatnie i akomie skuba a jego wargi, napawaj c si ich smakiem, a tak e ciep em i
si jego przywieraj cego do niej cia a. Kiedy Evan mocniej j obj i zacz ca owa gor cej,
kn a cicho, wi c natychmiast si wycofa .
- Zabola o? - Patrzy na ni z niepokojem. - Czasami mam dosy tej mojej si y!
- Nic mnie nie zabola o. Ca a p on , kiedy mnie tak ca ujesz - uspokoi a go.
Pow drowa palcami po jej policzku.
- Tyle strachu na pró no! - Zaduma si z wymuszon beztrosk .
- Naprawd s dzisz, e kiedykolwiek mog abym si ciebie ba ? Czy jeszcze nie wiesz,
e mo esz ze mn zrobi wszystko?
Poja nia y mu oczy. Spragniony, pochyli si do jej ust, wsun pod ni rami i
podniós j do siebie. Jego wargi pie ci y i wycofywa y si , muska y i odrywa y si , gdy j
podnieca , a przywar a i posz a jego ladem, d
c niecierpliwie do fina u tej s odkiej
tortury.
- Masz na co ochot ? - wyszepta .
- Poca uj mnie.
- A co ja robi ?
- Zrób to porz dnie. Otwórz usta i zrób to!
Pos ucha jej, jednocze nie zmieniaj c pozycj i wpasowuj c si w jej biodra,
przyciskaj c wezbran m sko do jej brzucha. Wyda a st umiony okrzyk, zaskoczona tak
intymn blisko ci . Oderwa usta i spojrza w jej oczy. Znieruchomia na chwil , ale nie
zauwa
w nich strachu. Lekko si skrzywi a, kiedy si delikatnie poruszy .
Wtedy zda sobie spraw , e to tylko zak opotanie, a nie niesmak, wi c u miechn si
agodnie i zsun si na bok. Odwzajemni a jego u miech, lecz chwil potem, gdy wsun udo
mi dzy jej nogi, zesztywnia a.
Evan potrz sn g ow .
- Nie bój si . To te jest kochanie. Chc , eby wiedzia a wszystko, co trzeba, o moim
ciele, zanim posuniemy si dalej.
Wyczu , e ju pokona a wstyd. Uspokoi a si i pozwoli a mu tak le
.
- Nie bój si - powtórzy niskim, st umionym g osem. - Chc , eby si mnie nauczy a,
nic wi cej.
Jeszcze bardziej si odpr
a, a gdy oswoi a si z blisko ci , zacz a napawa si
jego cia em.
Wiedzia , e Anna nie ma do wiadczenia, wi c z nikim nie b dzie go porównywa . To
go nieco uspokoi o. Na szcz cie na jej twarzy nie by o l ku. Louisa nigdy tak z nim nie
le
a. Prawd mówi c, tego rodzaju zbli enia uwa
a za wstr tne. Do tej pory pami ta , jak
ca a si kuli a, gdy dotyka jej piersi, i nie pozwala a mu ich ca owa .
Powolnym ruchem zatacza palcami kr gi na piersiach Anny. W pe nej napi cia ciszy
szelest materia u pod jego d oni wydawa si og uszaj cy. Przez ca y czas nie odrywa od
Anny oczu, ws uchiwa si w jej nierówny oddech, gdy pozwala a mu si pie ci , nie
wzbraniaj c mu niczego.
Wyda a cichy j k, próbuj c go nak oni , by zako czy t s odk udr
, bo dotyka jej
wsz dzie, poza miejscem, które najbardziej go pragn o.
- Jeszcze nie... - wyszepta . - Zrobi to, ale najpierw chc ci rozpali .
Zaczerwieni a si , ale nie protestowa a. Czeka a cierpliwie, gdy tymczasem on
pobudza j prawie do bólu, a z jej ust wyrwa o si g
ne westchnienie.
Pochyli si nad ni , a jego ciemne oczy przes oni y jej ca y wiat.
- Nie tak? - wyszepta .
Wbi a paznokcie w jego plecy.
- Evan, prosz ! Och, prosz !
Jeszcze przez chwil niezwykle powoli muska sam koniuszek wezbranego sutk po
czym bardzo delikatnie uj go w palce. Poczu a, e eksploduje, a jej cia em wstrz sn
spazm. Jak przez mg widzia a jego twarz. Z trudem chwytaj c oddech, zapad a si w
otch
rozkoszy.
Evan patrzy na ni z czu
ci .
- Jaka wyg odzona - mrukn . - Móg bym ci zaspokoi jednym poca unkiem, prawda,
male ka?
Zaczerwieni a si , ale nie zaprotestowa a, gdy zacz rozpina jej bluzk .
- Le spokojnie - powiedzia , gdy s abym gestem próbowa a zatrzyma jego r
. -
Pozwól mi na siebie patrze .
- Ja jeszcze nigdy... - zacz a dr cym g osem, otwieraj c szeroko oczy.
- My lisz, e nie wiem? - P on y mu oczy, gdy delikatnie rozchyla bluzk , a potem
rozpina biustonosz. Na widok jej cia a jak krew z mlekiem i kszta tnych obfitych piersi
oniemia z zachwytu.
- Jestem taka... du a - poskar
a si szeptem.
- Oboje mamy kompleksy na punkcie swoich rozmiarów. - Bacznie obserwowa jej
twarz, kiedy poddawa a si jego r kom. - Sprawiasz mi przyjemno - zni
g os. Powiedzia
to z niek aman czu
ci . - Podniecasz mnie jak adna inna kobieta. Anno, jeste sam
odycz . Zjem ci ...
Obj wargami tward brodawk i zacz j delikatnie ssa . Anna a krzykn a.
Rozkosz, jakiej doznawa a, by a tak przemo
, e zy nap yn y jej do oczu. Przywar a do
niego, chwytaj c dr cymi r kami jego g ste w osy, przyci gaj c go coraz bli ej i bli ej!
Wielka d
Evana niespodziewanie wsun a si jej pod spódnic . Anna jak przez
mg czu a jej ciep o: na kolanach, na udach, na brzuchu.
- Rób ze mn co chcesz... - szepn a mu do ucha. - Wszystko, co chcesz... !
Zacisn palce na jej g adkim ciele i na u amek sekundy da upust trawi cemu go
po daniu. Mimo, e jego usta sta y si mniej delikatne, a d onie bardziej natarczywe, Anna
poddawa a mu si bez reszty. Zachwyci a j jego si a, a jego arliwo obezw adnia a. W
zapami taniu ugryz a go w rami .
Wstrzyma oddech i podniós g ow .
- Prze... przepraszam - wykrztusi a, zak opotana wyrazem jego oczu. - Ugryz am ci .
- Zauwa
em. - W tym, jak na ni patrzy , w zaci to ci jego twarzy by o co , czego
nie zna a.
Przeniós wzrok na jej cia o, na ledwo widoczny czerwony lad, gdzie jej dotyka
spragnionymi ustami.
- My la em, e takiego mnie b dziesz si ba a - powiedzia spokojnie.
- Dlaczego?
- Mog em ci zrobi krzywd . - Skrzywi si na widok innych ladów, jakie zostawi na
jej piersi. Delikatnie ich dotkn . - Nie chcia em a tak traci g owy.
My l, e potrafi doprowadzi go do zatracenia, wprawi a j w nieprzytomny zachwyt.
- To wcale nie boli. Prawd mówi c, sprawia mi przyjemno - wyzna a z u miechem.
- Uwa aj, co mówisz. To mo e by niebezpieczne - ostrzeg j pó
osem.
- Nie jestem ze szk a. Nie pot uk si , je eli troch ostrzej mnie potraktujesz.
Przysun a si jeszcze bli ej i delikatnie potar a nog jego nog . Po
a mu d
na
piersi.
- Co by chcia a?
Nie posiada si z rado ci z powodu odkrycia, e kobieta mo e go tak bardzo po
da .
- Czy mog ci dotkn ? Tutaj?
Po chwili wahania, patrz c jej prosto w oczy, rozpi koszul i rzuci j na pod og .
Opar a g ow na jego ramieniu, jednocze nie zmys owo g adz c i skubi c palcami
sty zarost na piersi.
- Lubisz to? - wyszepta a. Jej jedynym pragnieniem by o sprawienie mu przyjemno ci.
- W
nie tak?
- Tak. - To jedno s owo z wielkim trudem przecisn o mu si przez gard o. Wsun
palce w jej w osy, by przyci gn jej g ow bli ej siebie. - Ca uj mnie tak, jak ja ca owa em
ciebie. Tutaj.
Wstrzyma a oddech. Wcze niej nie przychodzi o jej do g owy, e m czy ni te maj
brodawki, ani, e mo na je pobudzi dotykiem. Oszo omi o j to odkrycie. Przez g ste
ow osienie najpierw muska a je nosem, nast pnie wargami, a wreszcie z bami. Wielkie cia o
Evana wypr
o si , zesztywnia o i zadr
o. By a zachwycona, e tak na ni reaguje. Gdy
opad na plecy, pozwalaj c jej na wszystko, zacz a w drowa ustami po ca ej klatce
piersiowej. Zamkn oczy. Gdy przenios a si na drug stron i ponowi a tam pieszczoty,
kn . Niewiarygodne, pomy la a. To cudowne móc, cho by przez chwil , decydowa o tym,
jak bardzo m czyzna ma jej po
da . Poczynaj c sobie coraz mielej, przesun a si a do
szerokiego paska od spodni i skubn a go tu poni ej p pka.
Zadr
, wypr
si i krzykn . Podnios a g ow , zszokowana i troch przestraszona
jego reakcj na tak niewinn pieszczot . Nie poznawa a go. W jego oczach i na zaci ni tych
wargach malowa o si bezgraniczne cierpienie.
- Przepraszam, co ci zrobi am?
- Anno!
Zepchn j z siebie, przytrzymuj c przez chwil , by zedrze z niej bluzk i stanik, po
czym, dr c z po
dania, pochyli si nad ni . Po era wzrokiem jej du e, pe ne piersi z
ciemnymi p sowymi obwódkami.
Machinalnie poruszy a r
, chc c si zas oni , ale jej na to nie pozwoli . Podci gn
do siedz cej pozycji.
- Nie zas aniaj si - upomnia j . - Nale ysz do mnie. Pozwól mi patrze .
Po chwili podda a si i siedzia a dr ca, czerwieni c si , gdy patrzy na jej nagie cia o.
Ten rodzaj intymno ci by czym tak nowym, e a przera aj cym.
- Tylko tobie - szepn a speszona.
- Tylko mnie. - Jego g os by niski i ochryp y. Pociemnia y mu oczy. - Bo e, jaka ty
pi kna. Doskonale pi kna!
Zaczerwieni a si jeszcze bardziej i odruchowo wyprostowa a si jeszcze bardziej.
- Evan, umr , je li mnie nie dotkniesz!
Czu tak samo. Si gn po ni bez namys u.
- Koniec z cierpliwo ci . - Chwyci j za ramiona i napawa si jej urod . - Od tej
chwili mo e nam by bardzo trudno zachowa zimn krew - wycedzi przez z by. Nagle
szybkim ruchem przytkn jej piersi do g stego, szorstkiego ow osienia pokrywaj cego go od
szyi a do p pka. - Nie wiem, czy jeszcze potrafi si zatrzyma .
Zetkni cie jej nabrzmia ych piersi z jego nagim cia em okaza o si upojnym
doznaniem. Evan ko ysa ni zmys owo i dra ni jej piersi swoim szorstkim ow osieniem, a
ona czu , e ca a p onie. Nawet nie przypuszcza a, e jej cia o potrafi dr
w uniesieniu od
takiej pieszczoty. Wpi a paznokcie w ramiona Evana i porusza a si razem z nim, dr c z
podniecenia, które si gn o zenitu.
- Mocniej - zamrucza a, nie podnosz c powiek. - Jeszcze mocniej!
Evan przesta my le . Zbyt go podnieci a. Po
j na sobie, ciska j jeszcze
nami tniej, porusza i ko ysa ni na boki, s ysz c jej j ki, czuj c jej ostre paznokcie. Za ka a.
Znów go ugryz a, nawet mocno, z dzik pasj zataczaj c j zykiem kr gi na jego skórze.
Po
r
na jej l
wiach i rytmicznie przyciska j do swojej wezbranej
sko ci, jednocze nie szale czo i zaborczo ca uj c jej usta.
W tej chwili pozwoli aby mu na wszystko. Kiedy oderwa od niej wargi, wygi a si ,
podsuwaj c piersi do jego warg, oddaj c mu we w adanie swoje cia o. Ten gest przyprawi go
o kolejne dr enie. Nie musia a u ywa s ów, wiedzia , co chcia a powiedzie . Da aby mu
wszystko, czego by zapragn , zrobi aby wszystko, o co by j poprosi .
Taka uleg
kaza a mu oprzytomnie . Patrz c po
dliwie na jej nag skór , powoli
podnosi g ow . Czu jej paznokcie na swoich plecach, lecz zwróci uwag przede wszystkim
na jej zaró owion , spragnion twarz. Jeszcze nigdy nie wyda a mu si taka pi kna.
Przytuli jej policzek do miejsca, gdzie t uk o si jego serce, i delikatnie j
przytrzyma , próbuj c odzyska resztki zdrowego rozs dku.
Otar a si o niego piersiami, obsypuj c poca unkami jego szyj .
- Przesta . Doprowadzasz mnie do szale stwa.
- Wiem. - Skubn a jego brod . - Mogliby my si kocha . Do ko ca. - G os jej si
ama . - Tutaj.
Zacisn r ce na jej ramionach.
- Nie.
- Przecie mnie chcesz.
- Strasznie - przyzna . - Ale nie mo emy tego zrobi w twoim
ku w rodku dnia. W
ka dej chwili Lori albo rodzice mog wróci .
- Zamkniemy si na klucz - j kn a.
Uj j pod brod i opar na swojej brodzie.
- Oddychaj g boko - poradzi jej pó
osem. - Postaraj si zrelaksowa . Nie chc ci
traktowa jak kobiet , której zap aci em. Nie jestem zwolennikiem atwego seksu, nawet je li
w tej chwili nasze pieszczoty troch wymkn y si spod kontroli.
Patrzy a na jego nag pier .
- Tylko troch ? - za mia a si nerwowo.
- Powiedzia em ci, jak to powinno si odby - przypomnia jej. Przetrzyma jej wzrok,
nie przestaj c jej pie ci . - Jeste bardzo du dziewczynk - wyszepta z uznaniem. - W sam
raz dla mnie.
Zaczerwieni a si , ale i u miechn a, wychylaj c si tak, eby móg obj jej pier .
- Lubisz to?
- Zgadnij! - Roze mia a si .
Pochyli g ow i przesun j tak, by uj jej pier ustami i ponowi swe pieszczoty.
Anna wtuli a si w niego, j cz c bezsilnie. Uwielbia a wilgotny ar jego ust na swojej skórze.
Ci gle mia a w pami ci ten pierwszy raz, gdy zrobi to przez bluzk . Przytrzyma a go, gdy
zacz podnosi g ow .
- Jeszcze... Jeszcze troch , prosz - b aga a.
O ironio, pomy la , spe niaj c jej pro
, kiedy si ba , e ona si go przestraszy.
Wyci gn j na
ku i delektowa si jej skór , okrzykami rozkoszy, obejmuj cymi go
ramionami, bezradno ci jej uleg ego, dr cego cia a.
Wróci do jej rozchylonych warg i nie zastanawiaj c si nad konsekwencjami, powoli
wyd wign si nad ni , wsuwaj c nog mi dzy jej uda, by osi gn pe
intymno .
Dr c, Anna wstrzyma a oddech i przywar a do niego. Uniós g ow i spojrza jej w
oczy.
- Chyba b dzie bardzo bola o - ostrzeg j rzeczowo, wsuwaj c pod ni r
i mocno
przyciskaj c do siebie jej biodra. - Zw aszcza, e nie masz do wiadczenia.
- Nie mam. Chc je zdoby z tob . Kocham ci .
kn i zamkn oczy. Przy niej wszystkie jego l ki okaza y si nieuzasadnione.
Kocha go. Zacz si zastanawia , czy Louisa naprawd go kocha a. Mo e zale
o jej tylko
na jego pozycji i pieni dzach? Anna zrobi a kiedy tak aluzj , podobnie zreszt jaki czas
temu to samo sugerowa Harden. Powinien pogodzi si z faktem, e tak rzeczywi cie by o.
Muska wargami jej nagie ramiona, szyj , jej usta.
- Mog by dosy brutalny. - W jego g osie zad wi cza a nuta l ku. - Nic na to nie
poradz , rozumiesz? Przy tobie szybko przestaj nad sob panowa . O Bo e, pewnie ju
porobi em ci siniaki... !
Poca owa a go czule.
- Jeszcze nie widzia
swojego ramienia. - U miechn a si szelmowsko.
- No tak. Pogryz
mnie!
- I to jak! - By o jej g upio. - Nie wiedzia am, e przestan my le , ani co b dziesz ze
mn robi - t umaczy a si . Zanurzy a palce we w osach na jego piersi. - My la am, e
zemdlej , kiedy zacz
si o mnie ociera .
- Czasami nie
uj , e natura tak hojnie mnie wyposa
a - przyzna . - By
bardzo,
ale to bardzo podniecona.
- Nadal jestem. Bardzo bym chcia a kocha si z tob naprawd .
- Ja te . Ale nie tak.
- Mo esz si rozebra - zaproponowa a na wpó
artem.
- Nic nie rozumiesz. - Przysun si do niej i po
j na sobie, tul c jej policzek do
piersi. - To, co teraz robimy, przystoi wy cznie ma onkom. - Spojrza jej g boko w oczy. -
Gdybym mia ci zrobi dziecko, to dopiero po lubie, nie wcze niej.
Chyba si przes ysza a!
- Ale ty nie zamierzasz si
eni - wykrztusi a.
- Ale zamierzam - oznajmi z determinacj . - Pochyli si i zacz j nami tnie
ca owa . - Zaryzykuj . Anno, powiedz, e chcesz zosta moj
on .
- Chc ! - To wyznanie zabrzmia o w jego uszach jak najpi kniejsza muzyka.
Wzi g boki oddech i uzna , e nie b dzie si przejmowa konsekwencjami.
- Nie b dzie adnego d ugiego narzecze stwa - szepta . - Za atwimy to jutro.
- Tak szybko?
- Nie wytrzymam bez ciebie nawet pi ciu minut. - Z trudem nad sob panowa . - Chc
ci mie przy sobie stale, w dzie i w nocy. Chc ci mie w swoim
ku - szepta nami tnie.
- Pragn , eby twoje nagie cia o wi o si pode mn z rozkoszy.
Spotkali si ustami w po owie drogi. Akceptowa a jego mia
cy ci ar i b aga a o
wi cej. To by o wszystko, co móg zrobi , nie posuwaj c si za daleko. Potem podniós si z
ka, staj c do niej plecami, by odczeka , a minie dr enie.
Poczu , e musi zapali , ale papierosy by y w koszuli, któr gdzie rzuci . Schyli si i
podniós j z pod ogi razem z jej bluzk i stanikiem.
Anna siedzia a, oddycha a ci ko, a on patrzy znacz co na jej pi kne cia o.
- Cudowne - wyszepta jednym tchem. - Móg bym patrze i patrze na ciebie do ko ca
ycia. Ale dla dobra twojej cnoty b dzie lepiej, je eli si zakryjesz. I to szybko.
Rzuci jej ubranie, patrz c, jak si czerwieni i szamocze, wk adaj c je z powrotem na
siebie.
Jego art troch z agodzi jej zak opotanie. Teraz Evan troch j onie miela . Chyba to
wyczu , gdy pomóg jej wsta z
ka i delikatnie obj .
- Jeszcze nie wiesz, jak daleko mo esz si posun . Dzisiaj raczej panowa em nad
sob , ale je li przestan , a to na pewno si stanie, mo esz nie by zadowolona z tego, co si
dzie dzia o.
- Usi uj doj , czego mam si a tak strasznie ba .
- Ja jestem bardzo du y. Zawsze, nawet gdy by em dzieckiem, musia em hamowa si
w bójkach z ch opakami. Nawet teraz... - Zamilk na chwil . - Mam przed oczami Louis -
wykrztusi w ko cu, wykrzywiaj c wargi.
Pomy la a o tym, ile czasu i cierpliwo ci b
potrzebowa , eby to min o. Ale je li
dzie ostro na i uwa na, mo e ma szans wyleczenia go z tych ran.
- Nie jestem krucha - powiedzia a po chwili zastanowienia. - Pragn ci równie
mocno, jak ty mnie. I kocham ci .
- Kiedy tak mówisz, wszystkie moje l ki wydaj mi si
mieszne. - Z czu
ci
dotkn palcami jej warg.
- Bo s
mieszne - odpar a.
Zamkn a oczy, kiedy j ca owa .
- Zostaniesz ze mn ?
Za mia si rado nie.
- Czy móg bym si trzyma z daleka od ciebie? W Jacobsville niewiele jest kobiet,
które ca uj ziemi , po której st pam.
- No, no, nie wysilaj si ! - Zgromi a go.
- Ani my
. Je li chcesz wiedzie , to w tej chwili czuj si bardzo pewny siebie i
zadowolony. - Poca owa j lekko w usta. - Ale teraz - rzek stanowczo - usi dziemy w
salonie i obejrzymy film, zanim znów wyl dujemy w
ku.
- Kiedy .
Westchn .
- Owszem, kiedy - zgodzi si . - Przede wszystkim musz zdoby si na odwag -
mrukn pod nosem.
Potem, ju w salonie, w czy odtwarzacz wideo. Przygarn g ow Anny do swojego
ramienia i spokojnie zacz si zastanawia , czy potrafi by
, gdyby Anna ze strachu od
niego uciek a.
ROZDZIA DZIESI TY
Nie traci czasu i od razu przyst pi do organizowania lubu, o czym poinformowa
Ann ju nazajutrz, gdy po ni przyjecha i zabra do urz du stanu cywilnego w celu z
enia
dokumentów. Poprzedniego dnia powiadomili o swojej decyzji Polly i Duke'a, mówi c, e
natychmiast przyst pi do za atwiania niezb dnych formalno ci.
O dziwo, nikt nie wydawa si tym zaskoczony. Rodzice Anny tylko si u miechn li.
Anna by a w siódmym niebie. Teraz Evan otwarcie okazywa jej swoje uczucie,
ca uj c j , gdy przychodzi do domu, obejmuj c j i przytulaj c przy ka dej okazji.
Po z
eniu dokumentów i poddaniu si badaniu krwi Evan zabra j na lunch do
restauracji w centrum miasta.
- Niewiele zjad
- zauwa
, patrz c na jej pe en talerz.
Spojrza a na niego rozmarzonym wzrokiem.
- Bo ci gle jestem w szoku - przyzna a. - Nie mog w to uwierzy .
Wzrokiem posiadacza prze lizn si po jej twarzy.
- Nigdy dot d nie my la em o ma
stwie - wyzna . - W ka dym razie na powa nie,
nawet je li go os ownie wyra
em ch posiadania domu i rodziny.
- Dawniej si
ali
, e tratuj ci hordy kobiet, próbuj c przez ciebie dosta si do
Hardena - przypomnia a mu z u miechem.
Uniós i opu ci pot
ne bary.
- W pewnym sensie tak by o. Harden nie cierpia kobiet, wi c wszystkie go kocha y.
Zw aszcza Miranda, na szcz cie dla niego - doda .
- Uwa
am, e skoro Harden si o eni , to ka dy mo e - przyzna a. - Przecie on by
zagorza ym wrogiem kobiet.
- W nie mniejszym stopniu ni Connal, dopóki nieoczekiwanie nie pojawi a si Pepi -
zauwa
.
Uj jej d
i pog adzi po serdecznym palcu.
- Jeszcze nie kupi em ci pier cionka.
Wizyta w urz dzie stanu cywilnego i badania krwi utwierdzi y j w przekonaniu, e
Evan traktuje spraw powa nie, ale na wzmiank o pier cionku poczu a przyjemne ciep o
wokó serca. To ju jest zobowi zanie.
W jej spojrzeniu malowa a si niek amana rado .
- Anno, czy chcesz pier cionek z brylantem?
- Nie jestem pewna...
- Tylko, na mi
bosk , nie mów, e wolisz szmaragdy - obruszy si z gro nym
yskiem w oczach. - I tak ci ich nie kupi .
Wygl da o na to, e jest strasznie zazdrosny o szmaragd, który dosta a od Randalla.
Nie pozosta o jej nic innego, jak ukry u miech.
- Nie, nie chc szmaragdu - oznajmi a. - Zdaje si , e kolorowe kamienie nie s dobr
inwestycj , prawda?
Zmarszczy brwi.
- Kochanie, nie traktuj tego jak inwestycji. To nie jest transakcja handlowa.
- Przepraszam. - Nie mog a mu powiedzie , e nie rozumie, dlaczego si z ni
eni.
By a pewna, e zale y mu na niej. Troszeczk . Ale przecie ona chcia a, by pokocha j , tak
jak ona jego. Docenia a to, e jest troskliwy i mi y, a nawet czu y, ale nie by a go pewna.
Nie mog a natomiast wiedzie , e nie uwolni si od swoich l ków. Wbrew nim
nalega , by wzi li lub, g ównie z obawy, e Anna mo e wróci do Randalla. Podejmowa
ogromne ryzyko, bior c pod uwag jej wiek i dziewictwo, niezale nie od jej zapewnie o
dozgonnej mi
ci.
Czu , e Evana dr cz jakie w tpliwo ci. My l o Ninie nie dawa a jej spokoju. Stara
mi
odrodzi a si w postaci p omiennego romansu na krótko przed tym, jak Anna znalaz a
si w szpitalu. Czy w zwi zku z tym mo e mie absolutn pewno , e Evan nie czuje czego
do Niny? Czy mo e mie pewno , e nie eni si z ni , Ann , z lito ci i poczucia winy? e
nie kieruje nim nieposkromione po danie?
Popija a kaw , unikaj c jego wzroku.
Jakby w odpowiedzi na jej niepokoje do restauracji wkroczy a Nina. Sama.
Natychmiast dostrzeg a Evana.
Na jej widok zakl pod nosem. Zwyci
y dobre maniery, wi c odsun si z
krzes em i wsta , ale jego spojrzenie nie by o przyjazne.
- Kogo ja widz ? Witaj - zagrucha a Nina.
Podesz a do ich stolika i bez skr powania poca owa a Evana, pomimo jego rzucaj cej
si w oczy pow ci gliwo ci.
- Co s ycha , kochanie? Nie widzia am ci kop lat! Co porabia
?
- Zar czy em si - oznajmi najzwyczajniej w wiecie. - Pobieramy si z Ann .
Nina zamar a. Przez d ug chwil milcza a, po czym za mia a si z owieszczo.
- enisz si z Ann ? Chocia przez tyle lat przed ni ucieka
? Co ty jej zrobi ? Jest
w ci y?
- Przesta - rzek lodowatym tonem.
Nina popatrzy a na Ann nienawistnym wzrokiem.
- Chyba nie jeste a taka g upia, eby s dzi , e on ci kocha? On potrafi tylko bra !
Ju ja co o tym wiem!
Dygota a z w ciek
ci, zwracaj c na siebie uwag ca ej sali.
- Da am mu wszystko, co mia am, a mimo to nie uda o mi si go zatrzyma !
- Nina, przesta . Nie rób widowiska - poprosi Evan opanowanym tonem.
Utkwi a w nim wzrok, z ca ych si próbuj c opanowa dr enie warg. Pomimo
ogromnego zak opotania Anna g boko jej wspó czu a. Stwierdzi a, e Nina kocha Evana.
Taka jest bolesna prawda.
- No có , takie moje szcz cie... To nie mnie poprowadzisz do o tarza - zaszlocha a. -
Wszyscy mówili, e poci gaj ci do wiadczone kobiety, ale wida nie mieli racji. enisz si
z du o m odsz od siebie!
Odwróci a si na pi cie i z p aczem wybieg a z restauracji.
Evan opad ci ko na krzes o.
- Przepraszam za t scen - powiedzia zmienionym, cho czu ym g osem.
- Ona ci kocha a.
- Tak - przyzna . - Ale ja jej nie kocha em. Anno, do tego nikogo nie mo na zmusi .
Takie jest ycie.
Wiedzia a o tym. Spojrza a na niego z zastanowieniem. Wychodzi za niego, a on nie
kocha jej ani troch bardziej ni Nin . Jaki zwi zek mo na zbudowa na jednostronnym
uczuciu? Z czasem po danie wyga nie. Co wtedy im zostanie?
Evan uwa nie przyjrza si jej twarzy. Pomóg jej wsta , po czym poszed uregulowa
rachunek, nie zwracaj c uwagi na ciekawskie spojrzenia innych go ci.
Nina popsu a promienny nastrój Anny. Mia nadziej , e Nina domy li si , e z ni
zerwa , skoro do niej nie dzwoni. To jego wina. Wykorzysta j , eby trzyma Ann na
dystans, a Nina niew
ciwie zrozumia a jego zainteresowanie. Powinien by przeprowadzi z
ni powa
rozmow , ale wypadek Anny zaabsorbowa go bez reszty.
Milcz cy i zatroskany wróci z Ann do samochodu.
- Mam nadziej , e nie masz nic przeciwko temu, e od
ymy kupno pier cionka na
jutro - powiedzia , zatrzymuj c samochód przed jej domem. - Mam jeszcze co do
za atwienia.
- Zgoda - odpar a Anna. - Dzisiejszy dzie mo na zaliczy do nieudanych.
Wy czy silnik i odwróci si w jej stron . cierp na widok jej pozbawionej wyrazu
twarzy.
- Przepraszam - wykrztusi .
- To nie twoja wina, e kobiety ma o si nie pozabijaj , byle tylko ci zdoby . -
Roze mia a si gorzko. - Ja te do nich nale , prawda?
- Nie. Ty nie jeste jedn z nich. Poprosi em ci o r
, Anno, a nie o sp dzenie paru
godzin w
ku!
- Widz , e spotka mnie wielki zaszczyt.
Spojrza a na niego ze smutkiem.
- Jakie nas czeka ycie, je eli na ka dym kroku, ilekro zechcemy gdzie pój ,
dziemy wpada na twoje odtr cone kochanki? Evan, ja nie chc takiego ycia!
Przyci gn j do siebie tak gwa townie, e g ow opar a si o jego rami .
- O nie... Nie wycofasz si teraz.
- A w
nie e...
Powstrzyma wargami jej dalsze, okrutne s owa. Mocowa a si z nim, ale tylko przez
chwil . Nami tno i s odycz jego ust sprawi y, e jej zmagania powoli s ab y. Nie potrafi a
mu si oprze . Rozchyli a wargi, podnios a ramiona i obj a go, odwzajemniaj c d ugi,
niespieszny poca unek.
- Grasz nieuczciwie - wyszepta a wstrz ni ta, gdy w ko cu podniós g ow .
- Nie gram, koniec, kropka - odpar , patrz c na ni z irytacj . - Nina wiedzia a od
samego pocz tku, jaka jest sytuacja. Niczego jej nigdy nie obiecywa em.
- Wykorzysta
j .
Rysy mu st
y.
- Tak - warkn . - To prawda. Ale wtedy my la em, e w ten sposób ochraniam ciebie.
Wykorzysta em j obrzydliwie. Ma prawo mnie znienawidzi , ale nie mo e mie pretensji i
udawa , e nie wiedzia a, co robi . Sama si do tego rwa a.
- Spa
z ni !
- Przed laty, je li koniecznie musisz wiedzie . Pó niej ju nie. A na pewno nie
ostatnio. Powiedzia em ci przecie , e nie podnieca mnie adna kobieta, zw aszcza Nina!
Anna westchn a. Nie odrywaj c g owy od ramienia Evana, popatrzy a na wiat za
szyb samochodu. Pochmurny i mglisty. Jak jej ycie.
- Dlaczego chcesz si ze mn o eni ? - zada a wreszcie to najwa niejsze pytanie.
Podniós g ow i zmarszczy brwi.
- Co takiego?
- Dlaczego chcesz si ze mn o eni ? - powtórzy a. - Z lito ci, z poczucia winy czy z
po
dania, czy te tego wszystkiego naraz?
- Ty ci gle mi nie ufasz! - Poczu si pokonany. - Nie mam ci tego za z e, ale skoro
jest w tobie tak ma o wiary, to dlaczego si decydujesz?
Popatrzy a mu w oczy.
- Bo ci kocham.
Dotkn jej rozpuszczonych w osów.
- Ale mi nie ufasz. Gdyby naprawd mnie kocha a, nie mia by
adnych zastrze
.
Oczy jej posmutnia y.
- Niekoniecznie. Trudno by pewnym kogo , nie wiedz c, co on czuje.
- A jak nazwa aby to, co do ciebie czuj ?
- Nie wiem. Bardzo si zmieni
od mojego wypadku. Wcze niej, kiedy chcia
mnie usun ze swojego ycia, wyra nie okazywa
, co czujesz. A potem, kiedy zosta am
napadni ta, nagle zapragn
si ze mn o eni .
- Anno, mówisz tak, jakby to by jaki mój kaprys. - Nie do ko ca by pewny, czy nie
ma w tym troch prawdy.
- Nie kaprys. Tylko niepewno . I nie miej do mnie alu, e tak to odbieram. Nigdy
nie powiedzia
, co naprawd do mnie czujesz.
Palcem leciutko dotkn jej warg.
- Bo s owa ci nie wystarcz - oznajmi . - Wbi
sobie do g owy, e powoduj mn
wy cznie al i wspó czucie. Cokolwiek powiem, to i tak niczego nie zmieni. Musisz
poczeka , eby si przekona .
zy zakr ci y si w jej oczach.
- B dziesz do mnie uwi zany! Nie rozumiesz? Znienawidzisz mnie!
Przykry jej usta wargami. Obj j czule i gor co, by odp dzi od niej z e my li.
Wsun jej r
pod bluzk i stanik. Poczu a jego palce na skórze i j kn a z rozkoszy.
Chwyci z bami jej doln warg , delikatnie j dra ni c.
- Czeka nas najbardziej niezwyk a noc po lubna w historii wiata. - W jego g osie
zabrzmia a nuta czarnego humoru. - Pewnie pierwszy przypadek, kiedy pan m ody b dzie
mie trem .
Odsun a si .
- Boisz si ze mn kocha ? - spyta a niepewnym g osem.
- Czy tego nie wida ? - odpar pos pnie. - Ale przysi gam, e z tym walczy em! W
ostatecznym rozrachunku jednak okaza o si , e nie potrafi z ciebie zrezygnowa , nawet dla
twojego dobra.
- Nie b dzie a tak le - próbowa a go uspokoi .
Wygl da ... Prawd mówi c, nie umia a okre li wyrazu jego twarzy.
- Zanim si pobierzemy, mog pój do lekarza - doda a. - Je eli uzna, e mog by
jakie , no... jakie trudno ci, co mi doradzi.
Zacisn z by.
- To nie twoje dziewictwo jest dla mnie problemem.
- Wi c co?
Wzi bardzo g boki oddech i spojrza na swoj r
pod jej bluzk . Bezwiednie
pie ci jej pier , delektuj c si jej g adk skór .
- Anno, mog ci wyrz dzi powa
krzywd - ci gn pó
osem. - Sprowokuj
wspomnienia tamtego wieczoru, kiedy zosta
napadni ta. Powinna wiedzie , e od
pewnego momentu m czyzna nie jest w stanie si pohamowa .
- To znaczy, e najpierw b dziesz musia doprowadzi mnie do utraty zmys ów,
prawda? - szepn a, muskaj c wargami jego usta. - Tak jak wczoraj, kiedy rozpi
koszul i
przycisn
mnie do siebie... Evan!
Ugryz j , a ona natychmiast przylgn a do niego jeszcze mocniej, przyciskaj c jego
do piersi. Przez d
sz chwil wydawa si by w innym wiecie, poch oni ty s odycz
tego poca unku.
kn , po czym posadzi j sobie na kolanach tak, by czu a jego wezbran m sko .
- O tak... - szepta a mu do ust. Przesun a si sama, spragniona i zachwycona, e tak
atwo go podnieca.
Jego d
bole nie szarpn a j za w osy, gdy ton w jej ustach. Drug r
przytrzymywa jej biodra i ko ysa ni rytmicznie, sprawiaj c sobie prawdziw rozkosz.
Czu , e i jej cia o dr y z zachwytu. Zacz rozpina jej bluzk . Na szcz cie na
dziedzi cu nie by o ywej duszy, nie dostrzeg te samochodu Polly. Byli zupe nie sami.
Podniós na moment g ow , by rozsun bluzk i rozpi Annie stanik.
- Tak, tak - szepta a.
Wyprostowa a si , niecierpliwie pomagaj c mu pozby si tej zb dnej przeszkody. Po
chwili sama zacz a rozpina guziki jego koszuli.
- Chc ci poczu - szepta a nami tnie. Obj a go za szyj i potar a koniuszkami piersi
o jego ow osiony tors.
- Anno...
Rozpozna a ju t nieruchom mask rozkoszy na jego twarzy.
- Czy to si tak robi? - zapyta a, jeszcze mocniej przyciskaj c si do niego. - Naucz
mnie. Poka , na czym polega prawdziwe kochanie.
- Bo e... ty... nie musisz si uczy ! - wykrztusi .
- Poczekaj - szepn a, przyci gaj c jego g ow i odchylaj c si do ty u z
przymkni tymi oczami. - Zrób... to, co robi
wczoraj. Mocno!
Traci zmys y. Prawie nie zauwa
, kiedy si gn wargami do jej piersi. Zacz je
pie ci , czuj c na sobie jej pr
ce si cia o. Le
a, dr c z rozkoszy, a jej delikatne
westchnienia gin y po ród g
nych westchnie wydobywaj cych si z jego ust.
- Evan, jak mi dobrze - zamrucza a. Mierzwi a jego w osy, przytrzymuj c go i
po
daj c coraz bardziej. - Och, jak dobrze, jak dobrze!
- Smakujesz jak p atki ró y. - Uniós g ow i spojrza na jej delikatn skór i ró owe
lady, które zostawia y jego usta. - Pragn ci .
- Ja te ci pragn . - Delikatnie wygi a si do ty u, patrz c na niego szklanymi z
po dania oczami. - Nie mogliby my... pojecha gdzie , gdzie byliby my sami?
Zacisn z by.
- To zbyt ryzykowne.
- Nie szkodzi. Chc , eby na mnie patrzy . A ja na ciebie.
Krzyk cisn mu si na usta. Musi zachowa trze wo umys u. Musi j chroni . Znów
wygi a si do ty u, ocieraj c si o niego.
- Dobrze - wyszepta ami cym si g osem.
Pomóg jej usi
i w
bluzk . Bez s owa uruchomi silnik. Ba si na ni patrze ,
eby si nie rozbi .
Jecha szybko i spokojnie nad jezioro na rodzinnym ranczu. W ci gu tygodnia nikt tam
nie zagl da . Zatrzyma samochód, przekr ci kluczyk w stacyjce, po czym wysiad .
Anna wyci gn a ramiona, kiedy si pochyli , eby j zanie na trawiasty brzeg.
- To szale stwo - szepta , k ad c j na trawie i osuwaj c si przy niej. - Posuniemy si
za daleko.
- Nie - zaprotestowa a agodnie.
ci gn a bluzk i pozwoli a mu patrze na siebie bez najmniejszego za enowania.
dzie jego on . Kocha go. Musi go przekona , e si go nie boi.
Gdy wpatrywa si w jej mi kkie, wezbrane piersi, serce wali o mu tak mocno, e z
trudem chwyta oddech.
- Jeste dziewic ... - Pokr ci g ow .
- Wolisz, ebym pozwoli a Randallowi tak patrze ? - zapyta a.
ysn y mu oczy.
- Nie, na pewno nie.
Zdj koszul i pasek i z powrotem po
si na trawie. Przetrzyma jej wzrok, gdy
zacz przesuwa torsem po jej piersiach, dra ni c szorstkim ow osieniem jej wezbrane sutki.
Kiedy ten ruch rozpali w niej nag e, niesamowite po
danie, wpi a si paznokciami w
mi nie jego ramion. Spazmatycznie chwyta a powietrze.
- To dopiero pocz tek, Anno. B dzie straszniej. O wiele straszniej.
Nachyli si nad ni . Jego poca unek jeszcze nigdy tak jej nie podnieci . Dra ni i
wr cz zgniata jej wargi, a na wpó przytomna, sama zacz a szuka jego ust.
By a bliska ez, gdy na chwil przerwa , by jednym silnym i p ynnym ruchem wedrze
si do jej ust. Krzykn a i zesztywnia a, pa aj c coraz wi kszym po daniem, gdy poca unek,
który mia j zaspokoi , rozpali j jeszcze bardziej. Nie wiadomie zacz a si ociera o niego
nogami. Czu jej rozpaczliwe pragnienie i wyd wign si nad ni . Rozsun jej nogi i powoli
lizn si mi dzy nie.
Uniós g ow . Oczy mu pociemnia y, rozchylonymi, nabrzmia ymi wargami
spazmatycznie chwyta powietrze. Opar si na przedramionach i wpatrywa si w jej
oszo omione, g odne oczy, a opad na ni ca ym ci arem swojego cia a.
Tak intymnej blisko ci nigdy jeszcze nie zazna a. Jej renice si rozszerzy y, a usta
rozwar y, gdy poczu a prawdziw moc jego po
dania.
Obserwowa j , przekonany, e stanie si to samo co z Louis . e Anna te ucieknie...
Ledwo o tym pomy la , gdy poczu , jak oplataj go jej nogi. Lekko unios a biodra, a
on a zesztywnia i zadr
, nie przestaj c patrze w jej oczy.
Na widok jego tak ywej reakcji, powtórzy a ten ruch z promienn twarz .
- To jest bardzo, bardzo niebezpieczne. Je li mnie za mocno podniecisz, nie b
w
stanie si powstrzyma .
- Nie szkodzi.
oni przytrzyma jej udo.
- Nie rozumiesz. Mo esz zaj w ci
.
miechn a si
agodnie.
- To ty nic nie rozumiesz - odpar a. - Ja chc mie z tob dziecko.
Tym razem przeszy go pot
ny dreszcz. Jeszcze przez jedn szalon chwil patrzy jej
w oczy, po czym uleg . Przesun r
z jej uda na brzuch, jeszcze szerzej rozsun jej nogi i
si mi dzy nimi, pragn c jej tak namacalnie, e a wstrzyma a oddech.
- Sama tego chcia
- szepn i jednym mocnym ruchem zademonstrowa , na czym to
polega. - B dzie bola o jak diabli, je li zrobi to w takim stanie, w jakim teraz jestem.
Dopiero teraz zacz a w pe ni rozumie sens jego wszystkich ostrze
i obaw.
Rozlu ni a si , wytrzymuj c spojrzenie jego gro nie pociemnia ych oczu.
- Och! - wyszepta a.
Ca y dr
.
- Nareszcie rozumiesz? - Zawaha si . - Oby to nie nast pi o za pó no. Nie ruszaj si -
rzuci , przytrzymuj c j r
. Patrzy na ni , z ca ych si staraj c si odzyska panowanie nad
sob .
Przygl da a mu si , zbulwersowana jego bezbronno ci , a tak e swoj w asn nowo
odkryt moc oddzia ywania na niego. Seks, który do tej pory by dla niej troch przera aj
tajemnic , okaza si cudown niespodziank . Mia a teraz ca kiem niez e wyobra enie o tym,
na czym to polega, i dlaczego Evan tak bardzo si boi swojej niekontrolowanej si y.
Oddycha nierówno, mia zamkni te oczy i opar czo o na jej czole. Delikatnym
ruchem wyg adzi a mu w osy na karku i zupe nie odpr ona delektowa a si s odkim
ci arem jego cia a. Uspokaja si .
- A wi c to tak wygl da - mrukn a z podziwem.
Ton jej g osu sprowokowa jego nerwowy miech.
- Nie wiedzia
?
- Niezupe nie - wyzna a i zamkn a oczy. - Powoli z tej uk adanki wy ania si jasny
obraz.
Nie mo na by o tego lepiej uj .
- Masz racj . Tylko, e jej elementy trudno b dzie u
, je li nie przyst pi si do
tego z wielk ostro no ci .
Obj a go za szyj . W miar jak wygasa w nich ar, jego wilgotny tors na jej piersiach
stawa si ch odny.
- Nie jest ci za ci ko? - zapyta .
- Och, nie. Tak jest dobrze.
Ukry twarz w jej w osach.
- Skoro ju tu jeste my, to mo e by my pop ywali?
- Nie mam kostiumu - odpar a bez namys u.
- Ja te . Anno, pobieramy si za dwa dni. Chc , eby dowiedzia a si wszystkiego,
zanim w
ci obr czk .
My l, e ujrzy go bez ubrania, zm ci a jej spokój, ale w jaki sposób wyczu a, e to
jest dla niego bardzo wa ne - , e tu tkwi przeszkoda, która go przera a. Jak powiedzia ,
wkrótce b
m em i on . Wiele zar czonych par pozwala sobie przed lubem na znacznie
wi cej ni wspólne p ywanie nago.
- Zgoda.
Wstrzyma oddech.
- Jeste pewna?
- Tak. - Przytkn a palec do jego warg. - Kocham ci .
To tylko s owa, a on potrzebuje dowodów. Je eli spojrzy na niego bez strachu, b dzie
przed nimi o jedn przeszkod mniej. Przera ona twarz Louisy nadal go prze laduje,
pomy la a.
- Chod my.
Wsta i pomóg jej si podnie , dostrzegaj c jej nie mia y opór przed rozebraniem si
przy nim. U miechn si do niej czule.
- Przejd si kawa ek. Zawo aj mnie, gdy ju b dziesz w wodzie.
- Dzi kuj . - Westchn a.
- Przyzwyczaisz si - pocieszy j . Poca owa j w usta i odszed .
Kiedy wróci , by a ju w jeziorze. Nie patrzy a w jego stron , gdy si rozbiera . W
pewnej chwili rozleg si obok niej pot
ny plusk.
- Prawda, e to nie by o a takie trudne? - U miechn si szeroko, gdy tu obok niego
szerokimi ruchami ramion rozgarnia a wod .
- Chyba pierwszy raz jest najtrudniejszy.
- Oraz nieodzowny. Do roboty, cykorku! cigamy si !
Za mia a si , doganiaj c go. Nie spieszyli si . Kontakt cia a z wod by wyborny.
Anna zamkn a oczy i unosi a si swobodnie, raduj c si poczuciem wolno ci.
Evan za obserwowa j
akomie. Serce mu wali o jak m otem, gdy zerka
zafascynowany na jej mlecznobia e cia o. Gdy odwróci a si na plecy, a jej piersi wynurzy y
si ponad tafl jeziora, poczu , e d
ej nie wytrzyma.
- O mój Bo e! - westchn .
Podp yn do niej i przyci gn j do siebie, pochylaj c si do jej ust. Pozwoli a mu si
ca owa , czuj c po raz pierwszy jego cia o bez ubrania maskuj cego jego si i m sko .
Nagle si zawaha a.
- Boisz si mnie?
- To nie jest strach, naprawd . - Odszuka a jego wzrok. - Ale odk d przesta am by
dzieckiem, nikomu nie pokazywa am si nago, nawet matce.
Silnymi r kami trzyma j w pasie i patrzy jej w oczy.
- Nie chc zrobi ci krzywdy. Postaraj si o tym pami ta .
Otoczywszy j mocniej ramieniem, ruszy w stron brzegu. Wstrzyma a oddech,
wtulaj c zawstydzon twarz pod jego brod .
Powiód wargami od jej policzka do ust i czule j poca owa . Po chwili zapomnia a o
swojej nago ci i podda a si przyjemnym doznaniom, jakich dostarcza kontakt ich nagich
cia .
Poczu a, e Evan stan na twardym gruncie, potem owia o j ch odne powietrze, a na
koniec zorientowa a si , e k adzie j na mi kkiej trawie.
Ukl
obok, czekaj c, a otworzy oczy. Popatrzy a na niego, zaczerwieni a si i
odwróci a wzrok.
Wtedy zamar .
- B dziesz krzycze i si wyrywa ? - W jego g osie brzmia a nieprzyjemna nuta. - Ona
tak zrobi a.
Ten gorzki ton kaza jej zapomnie o wstydzie. Z pewnym trudem ponownie zwróci a
zak opotany wzrok na jego pot
ne cia o, powtarzaj c sobie, e za dwa dni zostanie jego
on . Najwy szy czas, by wydoro la a. Jak najszybciej.
Przygl da a mu si z otwartymi ustami i sercem bij cym jak szalone. Mimo, e nigdy
nie ogl da a rozk adówek w kolorowych magazynach dla kobiet, nie mia a w tpliwo ci, e
idealnie by si nadawa do takich zdj .
Jej zachwyt nieco go o mieli . By a wprawdzie troch zawstydzona, ale jednocze nie
zafascynowana. Na pewno nie przera ona.
On z kolei podziwia j . Kobiece cia o nie mia o dla niego tajemnic, ale kszta ty Anny
od pe nych piersi przez doskonale wyrze bione szerokie biodra po d ugie nogi mog y
doprowadzi do szale stwa nawet najbardziej wytrawnego don uana.
Ten widok go podnieci . Nie odwróci si , nawet nie próbowa ukry wra enia, jakie
na nim zrobi a. Je li chce zosta jego on , musi przysta i na to.
- Ojej - wyszepta a.
Spokojnie czeka , by si upewni , e nie blefuje. Po chwili podnios a wzrok i spojrza a
mu w oczy.
- My la
, e si przestrasz , kiedy zobacz , jaki jeste wielki - powiedzia a nagle.
- Tak.
miechn a si skromnie.
- Przykro mi, e ci rozczarowa am. - Widzia a, e po eraj wzrokiem. - Dlaczego nie
po
ysz si i mnie nie poca ujesz?
Oddycha ci ko, a jeszcze trudniej by o mu mówi .
- Bo je li ci pos ucham, nie b
w stanie si powstrzyma .
- Pojutrze b dziemy ma
stwem.
- Tak - przyzna . - I b dziemy mie noc po lubn . Prawdziw , jak nale y.
Podniós si z kl czek, po czym wyj z baga nika r czniki. Jeden z nich rzuci Annie.
- I kto popsu zabaw ? - za artowa a.
Zakl pod nosem, ubra si pospiesznie i zapali papierosa, podczas gdy ona jeszcze
si mozoli a nad haftkami i zatrzaskami.
Sko czywszy, popatrzy a na niego uwa nym wzrokiem. Domy la a si , e przesz
nadal go prze laduje. Zawsze uwa
a go za delikatnego olbrzyma. Nigdy nie przysz oby jej
do g owy, e móg by kogo rozmy lnie skrzywdzi .
- Nie mo na ba si ludzi, których si kocha - perswadowa a.
Skrzywi si .
- Naprawd ?
Podesz a do niego.
- My
, e jest co , o czym nie wiesz.
- Co takiego?
- Gdyby Louisa ci kocha a z ca ego serca, nie ba aby si ciebie w
ku.
Zaczerwieni si .
- Ona mnie kocha a - mrukn niech tnie.
- Na pewno? - Odwróci a si i pozbiera a r czniki, starannie je sk adaj c.
Id c do samochodu, Evan zamy li si .
Otworzy drzwi, wpu ci j na przednie siedzenie, po czym sam usiad za kierownic .
W tym, co powiedzia a, zawarta by a okrutna prawda. Wola by nie wiedzie , e zmarnowa
wiele lat ycia na rozpami tywaniu romansu, który dla Louisy by tylko krótkotrwa ym
oczarowaniem.
Jego wielka przygoda mi osna zako czy a si tragicznie tylko dlatego, e nie
rozpozna tego, co Anna zdawa a si wiedzie instynktownie: Louisa nigdy go nie kocha a.
To by a bardzo gorzka pigu
, któr teraz musi prze kn .
ROZDZIA JEDENASTY
lub odby si w pi tek wczesnym popo udniem w obecno ci ca ej rodziny Evana.
By a to krótka, lecz podnios a ceremonia. Do Anny z trudem dociera o, e w
nie po lubi a
Evana, nawet po tym, jak jej wsun na palec z ot , wysadzan brylantami obr czk ,
stanowi
komplet z pier cionkiem z brylantem, i gdy czule j poca owa .
W g bi duszy Evan by nadal niespokojny. Podczas skromnego przyj cia w
rodzinnym domu zdawa si by zatroskany. Tylko Anna wiedzia a dlaczego. Tak bardzo
prze ladowa a go przesz
, e ba si nocy po lubnej. By pewny, e z jego powodu Anna
ucieknie od niego z krzykiem. Wiedzia a swoje, ale musia a go przekona , e jego wielka si a
nie b dzie przeszkod w ich mi
ci.
- Pi kny lub - o wiadczy a rozmarzona Polly, zanim wyruszyli z Evanem w krótk
podró po lubn do Nowego Orleanu. - ycz ci z ca ego serca, eby by a bardzo
szcz liwa.
- Na pewno b
- zapewni a j Anna.
Poca owa a i u ciska a matk , po czym spojrza a na ojca, który rozmawia z Evanem i
Hardenem.
- A co z tob i z tat ?
Polly u miechn a si szeroko.
- Duke musi wraca wieczorem do Atlanty.
- Ojej! - posmutnia a Anna.
- Ale ja lec razem z nim! - Polly roze mia a si na widok zaszokowanej twarzy Anny.
- Duke z
y podanie o przeniesienie do Houston, eby sp dza noce w domu, kiedy nie
dzie mia lotów rejsowych. Znów b dziemy rodzin . A kiedy przejdzie na emerytur , co
prawdopodobnie nast pi w przysz ym roku, wycofam si z handlu nieruchomo ciami i razem
pojedziemy w podró po ca ych Stanach.
- To chyba zbyt pi kne, eby by o prawdziwe - westchn a Anna, u miechaj c si
przez zy. - Strasznie si ciesz !
- Ja równie - odrzek a Polly i otar a córce zy. - ycz wam udanej podró y
po lubnej. Gdy wrócisz, st paj c ju mocno po ziemi, porozmawiamy. Uwa aj na siebie.
- Ty te .
Par minut pó niej jechali ju na lotnisko.
- Szcz liwa? - zapyta Evan, zerkaj c na ni .
- Bardzo. A ty?
- Zapytaj mnie o to jutro rano. - Za mia si do niepewnie.
- Och, Evan - westchn a. - Czy mam ci upi , eby ci uwie ?
Nie by o mu wcale do miechu.
- To wcale nie by dobry art - stwierdzi sucho.
- Nie boj si ciebie.
- Mam nadziej . Dzisiaj wieczorem b dziesz mia a okazj to udowodni .
Postanowi a wi cej go nie zapewnia i odwróci a wzrok w stron okna. Dzie ich
lubu nie by zbyt ekscytuj cy, a podró po lubna dopiero si zaczyna.
Nowy Orlean okaza si miastem ha
liwym i barwnym, wi c po krótkim
odpoczynku wyruszyli na w ócz
po Dzielnicy Francuskiej i po historycznej Bourbon
Street.
Kiedy wrócili do hotelu, by o pó ne popo udnie. Evan od razu zaprowadzi j do
restauracji. W trakcie posi ku Anna próbowa a z nim rozmawia , ale nic z tego nie wysz o.
Ale myli a si , s dz c, e gorzej ju by nie mo e.
Gdy znale li si w pokoju, chcia a go poca owa , ale on si po prostu od niej
odwróci .
- Nie - powiedzia krótko i spojrza na ni nieprzyja nie. - Nie teraz.
- Jeste my przecie ma
stwem - przypomnia a mu. - Ju wszystko nam wolno.
- Daj spokój - mrukn , po czym chwyci kapelusz i ruszy do drzwi. - Mam s
bowe
spotkanie. Wróc pó no, wi c nie czekaj na mnie.
- S
bowe spotkanie? Podczas podró y po lubnej? - j kn a zawiedziona.
Wola na ni nie patrze . Doprowadzi si do takiego stanu, e ogarnia o go
przera enie na my l, e móg by j dotkn . Nie móg si do tego przyzna .
Uzna , e najpro ciej b dzie pod pierwszym lepszym pretekstem wymkn
si i
próbowa wzi si w gar .
- Bardzo mi przykro - odpar . - Nic na to nie poradz . Wróc , jak tylko b
móg .
Dobranoc.
Zamkn drzwi. Anna usiad a ci ko na
ku i gapi a si przed siebie z otwartymi
ustami. Zastanawia a si , jak wytrwa w ma
stwie z m czyzn , który boi si jej tkn .
Niech diabli wezm t durn Louis !
Zasn a dopiero nad ranem. Kiedy z czerwonymi od p aczu oczami zapada a w sen,
Evana jeszcze nie by o.
Przez ten czas on siedzia w barze, popija whisky i przekonywa samego siebie, e nie
jest King Kongiem. Anna go kocha. Anna to nie Louisa. Ale jest dziewic , a on wie a za
dobrze, jak delikatne jest cia o niewinnej dziewczyny. Stawa si bezradny, gdy zaczyna j
ca owa . Wiedzia , e je eli przestanie nad sob panowa , zrobi jej krzywd .
Kocha j bezgranicznie. Wypi kolejny yk i jeszcze jeden, rozpami tuj c wszystkie
przypadki, gdy swoj si potrafi zastraszy jednakowo m czyzn i kobiety.
Zanim si zorientowa , która jest godzin bar opustosza . Zap aci za drinki i ruszy
niespiesznie do ich pokoju, zastanawiaj c si , czy Anna ju
pi.
Kiedy si obudzi a, uprzytomni a sobie, e nie jest w
ku sama. Odwróci a si i
ujrza a Evana.
Z nie mia ym westchnieniem opar a si na okciu i patrzy a na niego. We nie wyda
si jej m odszy i zdecydowanie mniej gro ny. Biedny, udr czony cz owiek. Nie mia a do
niego alu o te psychiczne urazy. Przecie ego jest najs abszym punktem ka dego faceta.
Ale tak
nie mog .
Wykorzystanie pi cego m czyzny mo na uzna za swego rodzaju nieuczciwo , ale
Anna instynktownie wiedzia a, e irracjonalny l k Evana przed zrobieniem jej krzywdy
wyklucza wszystkie inne mo liwo ci.
Zdj a koszul nocn i popatrzy a z u miechem na jego u pion twarz. Przy odrobinie
szcz cia mo na zrobi to tak, by Evan uwierzy , e to wszystko mu si przy ni o.
Pod warunkiem, oczywi cie, e we mie si za to w odpowiedni sposób...
Na wschodzie ledwo wstawa
wit, wi c w pokoju panowa jeszcze pó mrok.
Ostro nie ci gn a z Evana prze cierad o i cisn a je na pod og . Na widok jego cia a
wstrzyma a oddech. Ju by pobudzony. Poruszy si , jakby samo potarcie prze cierad em tak
na niego podzia
o.
Pochyli a si i powolnym ruchem dotkn a wargami jego szerokiej piersi, musn a
brodawki. By y ju nabrzmia e, a skubi c je wargami, poczu a te , jak zmienia si jego
oddech. Pog adzi a szeroki, ow osiony tors, a po zewn trzn stron twardych ud. Pie ci a go
kami i wargami. Ca owa a go czule, a dotar a do p pka i drgaj cego przyrodzenia tu
poni ej.
Wygi si i j kn . Odwróci a g ow tak, e jej d ugie w osy muska y jego biodra i
uda, a on wyszepta jej imi .
Ca owa a go lekko w okolicy pasa, a palcami powoli wspina a si do góry, wzd
nóg
po brzuch.
amek sekundy pó niej ju le
a na plecach, czuj c na piersi jego gor ce wargi i
zaborczy j zyk.
Dr
a z rozkoszy, przyci gaj c do siebie jego g ow . Wodzi d
mi po jej ciele,
jakby si go uczy . Nagle jedna r ka w lizn a si mi dzy jej uda i rozsun a je.
Dotyka j jak nigdy wcze niej, a ona apczywie chwyta a powietrze w przyp ywie
nieoczekiwanej przyjemno ci, jak roznieca y w niej cudownie powolne ruchy jego palców.
Przez ca y czas jego gor ce wargi nie odrywa y si od jej piersi.
Z czasem przymkn a oczy, poddaj c si kolejnym falom pieszczot. Wi a si pod jego
mi i wargami, szepta a, j cza a. Delikatnie zamkn jej usta poca unkiem, a jednocze nie
w nowy i zatrwa aj cy sposób wtargn w ni palcami. Poczu a uk ucie przeszywaj cego
bólu. Evan st umi jej krzyk, obsypuj c poca unkami na przemian jej usta i opuszczone
powieki. Gdy zacz rozpala j d oni , jej biodra same unosi y si ku jego zadaj cym
rozkoszne katusze palcom.
Chwil pó niej poczu a jego oddech na wargach, nim wyszepta jej imi . Powoli, na
wpó przytomna, otworzy a oczy i napotka a jego wzrok.
Wpatrzony w ni wsun si mi dzy jej nogi i ostro nie zsun ni ej.
- Patrz na mnie - poprosi dr cym g osem.
Wstrzyma a oddech, bo czu a go teraz w tak intymny sposób, jak nigdy dot d. Wyda
si jej jeszcze bardziej pot
ny ni do tej pory, a tak e troch onie mielaj cy.
- Teraz uwa aj - szepn . - Wpij si we mnie paznokciami, je li ci to pomo e.
Zamar a w oczekiwaniu na to, co nieodwo alnie mia o nast pi , mimo, e bardzo tego
pragn a.
- Ciii... - szepn . - Wiedzia
, e to b dzie trudne. Mo esz mnie przyj - zapewnia
. - Spróbuj si zrelaksowa . Pozwól twojemu cia u, eby si dla mnie otworzy o. Wyobra
sobie, jak kamie wpada do wody - przemawia czule, nie przestaj c ko ysa biodrami. -
Przyjmij mnie, male ka.
Jego s owa podnieci y j od nowa. Powiod a spojrzeniem po ich z czonych cia ach.
Westchn a przeci gle.
- Nie patrz tam - szepn , nadal przekonany, e Anna wpadnie w panik . - Patrz na
mnie.
Podnios a na niego wzrok, lecz w jej oczach nie by o strachu. Chwytaj c powietrze, z
oczami zamglonymi po daniem, wygi a si ku niemu.
- Widzia am... !
Szarpn a si , by go przyj . Poczu a lekkie uk ucie bólu. Krzykn a, lecz nie
przestawa a mu pomaga . Potem by o ju
atwo. Powoli. Delikatnie.
Jej oddech stawa si coraz szybszy. U miecha a si , szukaj c jego wzroku.
- O... tak!
Odetchn z ulg . Pochyli si do jej warg, a jego cia o znowu zacz o unosi si
rytmicznie. Ca uj c Ann , napi mi nie i uniós si , a potem opad na ni z niezwyk
delikatno ci i czu
ci .
Dotkn a palcami jego l
wi, zatrzyma a je tam, po czym zacz a lekko g adzi to
miejsce. Zadr
. Znów to zrobi a.
- Przesta . Bo strac panowanie.
- O to mi chodzi - wyszepta a z figlarnym u mieszkiem, szukaj c jego ust. - Zrelaksuj
si , zrelaksuj - szepta a mu w usta. - Kochanie, na pewno nie zrobisz mi krzywdy. Jest mi
dobrze, zrób to... !
- Anno - j kn udr czonym g osem, ulegaj c jej pro bom, d
c gor czkowo do
spe nienia. Ju si nie ba , e b dzie zbyt brutalny, odrzuci resztki samokontroli i zatraci si
w gwa townym pragnieniu prze ycia ekstazy i zaspokojenia pulsuj cego w nim po
dania.
Mimo, e i ona doznawa a coraz wi kszej przyjemno ci, przygl da a mu si , gdy
osi ga szczyt. W pewnej chwili, kiedy mia
j ramionami i przygniata sob , ujrza a, jak
unosi tors i wychyla si do ty u z bolesnym grymasem twarzy, jakby cierpia katusze.
Odrzuci do ty u g ow i co krzykn , dygocz c. Przesz o jej przez my l, e zaraz straci
przytomno .
Kiedy ci ko na ni opad , ona nadal dr
a niezaspokojona. Przywar a do jego
szerokich ramion, gryz c go i wsuwaj c si pod niego. Chcia unie biodra, lecz ona wbi a w
nie paznokcie, przytrzymuj c go z ca ej si y.
- Nie, b agam! - zaszlocha a.
- Dobrze ci, ale niezupe nie, czy tak, kochanie? - wyszepta , chwytaj c oddech. -
Poca uj mnie, ma a, i trzymaj si mocno. Teraz zaspokoj ci do ko ca.
Odwróci a ku niemu twarz, a on ca owa j delikatnie, agodnym ruchem wprawiaj c
ich splecione cia a w rytmiczne falowanie. Nie trwa o to d ugo. Poddaj c si fali uniesienia,
Anna rozp aka a si z rozkoszy.
Sca owa jej zy, ale ona nadal go nie puszcza a.
- W porz dku - wyszepta , u miechaj c si pomimo wyczerpania.
Opieraj c si na okciach, ca owa j czule i delikatnie. Te poca unki obojgu
przynosi y spokój, ukojenie i ulg . Tyle niepotrzebnego niepokoju, my la Evan z gorycz .
Nie zabi swojej ony, cho przez kilka ekstatycznych chwil wydawa o mu si , e ona umiera.
- Nie odchod - szepn a. - Trzymaj mnie. Mocno.
Poca owa j .
- Odsun em si z my
o tobie, nie o sobie. My la em, e mo e by ci niewygodnie.
To by o dla ciebie du e prze ycie. Splot a cia niej ramiona.
- Kocham ci - wyszepta a. - By o bosko.
- Mnie te . - Westchn lekko i przytuli si do jej policzka, zamykaj c oczy i
rozkoszuj c si mi kko ci jej cia a. - Dobrze si czujesz? Nie bola o za bardzo?
- Nie. Czy w ko cu przestaniesz ode mnie ucieka ?
- A mam wybór? - Popatrzy na ni z czu
ci . - Przyj
mnie bez strachu -
wiadczy g osem podszytym dum i zadowoleniem.
- Tak. - Zaczerwieni a si lekko, po czym akomie spojrza a na jego usta.
- Nic z tego. - Zajrza w jej sp oszone oczy. - Nie powstrzyma em si . Nie mog em.
Nie zd
yli my porozmawia o rodkach zabezpieczaj cych...
Rozpromieni a si .
- Mog zaj w ci
.
Sposób, w jaki to powiedzia a, poruszy go.
- Tak. - Pog adzi jej d ugie, jedwabiste w osy. - Jeste bardzo m oda.
- Nie a tak bardzo. - Podnios a si do jego warg i zacz a go ca owa powoli i
nami tnie.
- Jeszcze nie teraz. Musisz doj do siebie.
Za nic w wiecie nie chcia a rezygnowa z cz cej ich cudownej blisko ci. Wyczyta
to w jej spojrzeniu.
- Chod tu. - Przytuli j i nakry ich prze cierad em, przy okazji ca uj c j w nos. -
Po pimy troch d
ej.
- A potem? - wyszepta a.
miechn si .
- Owszem, potem.
Zamkn a oczy i natychmiast zasn a g bokim i spokojnym snem. Gdy si obudzi a,
w pokoju unosi si zapach racuszków, d emu i wie ej kawy.
- Jeste g odna? - zapyta Evan.
Mia na sobie tylko spodnie i wygl da znacznie m odziej, bardziej beztrosko, tak
jakby by zakochany. To chyba sprawa o wietlenia, pomy la a Anna.
Ale przecie ka demu wolno marzy .
- Konam z g odu - przyzna a, siadaj c.
ci gn z niej prze cierad o i wodzi po niej dumnym wzrokiem posiadacza.
- O Bo e, jaka ty pi kna.
- Pochlebca - mrukn a.
Usiad obok, przechwytuj c jej wzrok i delikatnie j g aszcz c. Wstrzyma a oddech i
rozkosznie si wypr
a, a on pochyli si i poca owa koniuszki jej piersi.
Ale gdy chcia a pochwyci wargami jego usta, pokr ci g ow i odsun si .
- Jeszcze za wcze nie dla ciebie. B dziemy si kocha przez reszt
ycia - rzek z
miechem.
- Tak to chyba odebra am - rzek a zadumana. - To jest... mi
.
- A co innego mog oby by ? - zapyta , patrz c jej w oczy. - Kiedy dwoje ludzi kocha
si tak bardzo jak my?
Na chwil serce jej stan o.
- Ty... mnie nie kochasz - powiedzia a cichutko.
- To dlaczego si z tob o eni em, male ka? - zapyta spokojnie. - Gdyby mi zale
o
wy cznie na seksie, ka da kobieta by aby dobra.
Czu , e jest bliska omdlenia.
- Stara em si oszcz dzi ci tego, co spotka o w moich r kach Louis . - U miechn
si gorzko. - Ale ona mnie nie kocha a. Dopiero ty mi to u wiadomi
.
Zdawa o si jej, e oddech uwi
jej w gardle.
Evan dotkn jej policzka.
- Po wi ci em w asne szcz cie, uwa aj c, e robi to dla ciebie. Po tym, co
us ysza em od Louisy, potwornie si ba em, e mog ci skrzywdzi w podobny sposób.
Uwa
em, e jeste za m oda... Ale kiedy Randall oznajmi , e wychodzisz za niego,
pomy la em, e zwariuj - mówi ze ci ni tym gard em. - Na domiar z ego napad ci ten
zboczeniec, o czym dowiedzia em si jako ostatni. Mog
umrze , a mnie by przy tobie nie
by o. Odesz aby , zachowuj c o mnie jak najgorsze wspomnienie.
Oczy piek y j od ez. Jego twarz oraz te s owa wyra
y jego uczucia. Dlaczego do tej
pory tego nie widzia a, dlaczego si nie domy li a?
- Ty... ty mnie kochasz! - zawo
a wniebowzi ta.
- Kocham. Uwielbiam. Szanuj . - Uj w d onie jej twarz i obsypa j poca unkami. -
O Bo e, potrzebuj ci jak powietrza!
Pchn j na
ko, nami tnie ca uj c. Podda a si pieszczocie, rozp ywaj c si z
rozkoszy. A do bólu.
- Kocham ci - wyszepta , muskaj c wargami jej szyj . - B
ci kocha do mierci.
- Ja te ci kocham - zamrucza a na wpó przytomna. - Bezgranicznie.
Pochyli si do jej ust. Ten pe en niewiarygodnego uwielbienia poca unek trwa tak
ugo, jak nigdy dot d.
Wreszcie Evan oderwa si od Anny.
- Zjedz co - mrukn lekko dr cym g osem. - Musz zadba , eby odzyska a si y po
tych prze yciach oraz nabra a nowych na najbli sze dni i noce.
Roze mia a si i popatrzy a na niego.
- To samo dotyczy ciebie. W dwójnasób. Nie tylko ty masz konkretne oczekiwania.
Wybuchn
miechem. Po chwili porwa j na r ce i zaniós do sto u, na, którym
czeka o niadanie. Po raz pierwszy w yciu dzi kowa Bogu za swoj nieprzeci tn si ,
której Anna tak ufnie si poddawa a. Opu ci y go wszystkie zmory przesz
ci. Spojrza na
ni , wtulon w jego ramiona, i poczu , e niczego wi cej nie pragnie.
Zasiad do sto u z Ann na kolanach. Jakby mu tego by o ma o, postanowi osobi cie
nakarmi .
Od tej pory byli nieroz czni, a ka dy dzie by dla nich ród em nowych,
niezapomnianych wspomnie . Sko czy y si nocne koszmary Anny, znikn y l ki wywo ane
traumatycznym spotkaniem z bandyt . Jaki czas pó niej w jednym z mrocznych zau ków
Houston znaleziono zw oki pot
nie zbudowanego m czyzny, który zmar na skutek
przedawkowania narkotyków.
Jak podawa y gazety, denat by podejrzany o dokonanie kilkunastu brutalnych
napadów w celach rabunkowych i co najmniej o jeden gwa t. By to marny koniec pod ego
cz owieka, ale jego mier przywróci a Annie spokój.
Polly i Duke od nowa uwili sobie szcz liwe gniazdko, za Anna i Evan wprowadzili
si do wie o przebudowanego domu na ranczu Tremayne'ów. Dostali go w prezencie
lubnym od braci Evana. Znalaz a si tam te pracownia dla Anny, która z zapa em wróci a
do malowania.
Oprócz pejza y pokusi a si o zrobienie jednego portretu: swojego wie o
po lubionego ma onka.
- Czy ja naprawd tak wygl dam? - zapyta Evan, obejmuj c j w talii i spogl daj c
ponad jej ramieniem na swoj bardzo wyidealizowan podobizn .
- Dla mnie tak - odrzek a z arem w oczach.
miechn si , po czym pochyli , by j poca owa . Prze laduj ce go przez lata
widmo niezdarnego olbrzyma odesz o na zawsze. Otoczony mi
ci Anny nareszcie czu si
bezpiecznie. Czy mo na pragn czego wi cej?