Globalna oligarchia
Globalnych oligarchów „rynek” nie dotyczy, bo to co widzimy jako „rynek” jest po
prostu ich z góry uzgodnioną kreacją.
Jeżeli ktoś z Państwa zastanawiał się kiedyś, niczym bohater „Matrixa”, co z tym
światem jest nie tak, to warto zwrócić uwagę na takie nazwiska, jak James Glattfelder,
Francois Morin czy Ladislau Dowbor.
Ten pierwszy jest naukowcem pracującym na uznawanej za najlepszą w Europie Politechnice
Federalnej w Zurychu (ETH) i w 2012 r. opublikował przełomowe badania dotyczące
funkcjonowania globalnej sieci korporacji. To wręcz niewiarygodne, że nikt wcześniej nie
zajął się tym tematem. W każdym razie, zespół Glattfeldera wyodrębnił ze światowego
wykazu zawierającego 37 mln. przedsiębiorstw 43 tys. największych światowych grup
kapitałowych i szczegółowo przeanalizował zachodzące między nimi współzależności i
różnego rodzaju powiązania w rodzaju krzyżowania się udziałów.
Efektem był obraz niesamowitej koncentracji majątku – okazało się, że 80 proc. korporacji
jest kontrolowanych przez zaledwie 737 grup, zaś spośród nich aż 40 proc. znajduje się w
rękach zaledwie 147 grup kapitałowych, z czego ponad 75 proc. stanowią instytucje
finansowe, takie jak wielkie banki, firmy ubezpieczeniowe czy fundusze inwestycyjne.
Strukturę tę nazwano „superorganizmem”, a zarządza nią grono kilkuset wielkich
udziałowców i „supermanagerów”.
Żydowska hiena
Kolejny krok poczynił francuski ekonomista i wieloletni członek rady Banku Francji –
Francois Morin w wydanej w 2015 r. książce „Globalna hydra”. Tam z kolei wziął pod lupę
28 największych banków, takich jak JPMorgan Chase, Bank of America, Citigroup, HSBC,
Deutsche Bank, Santander, Goldman Sachs, które określono mianem „systemowo ważnych
instytucji finansowych” (SIFI). W ich posiadaniu (dane na 2012 r.) pozostawał majątek o
wartości 50 bln. dolarów, przy światowym PKB wynoszącym 73 bln.
Nadmieńmy, że ogólnoświatowy dług publiczny wynosił wówczas 49 bln. dolarów, co
oznacza, iż zadłużone państwa siedzą w kieszeni właśnie owych „systemowo ważnych
instytucji”.
W tym kontekście słowa George’a Sorosa, iż „dług rządu jest zasadniczym elementem
funkcjonowania rynków finansowych” nabierają całkiem nowego wymiaru. Na tym jednak
nie koniec, bowiem SIFI kontrolują również rynek produktów pochodnych, czyli mówiąc
wprost – spekulacji. W 2015 r. było to 600 bln. dolarów, czyli ośmiokrotność światowego
PKB, a warto dodać, iż owe spekulacje obejmują wszystko – od surowców po żywność.
Co to wszystko oznacza? Ano to, że nie ma wolnego rynku. Nie ma i już – jest tylko fikcja
dla naiwnych. Wolny rynek zakłada bowiem równość szans i element konkurencyjności
między działającymi na nim podmiotami. Przykładowo, gdyby gospodarka pojedynczego
państwa była uzależniona od ponad stu, czy nawet kilkudziesięciu największych
przedsiębiorstw, to wówczas od biedy można by mówić, że zachodzi między nimi jakaś
rynkowa rywalizacja – ale gdy to samo mamy w skali światowej, to wówczas otrzymujemy
oligopol. I tak wygląda dziś światowy system gospodarczy.
Przywoływany na wstępie prof. Ladislau Dowbor (brazylijski ekonomista polskiego
pochodzenia z Papieskiego Uniwersytetu Katolickiego Sao Paulo, m.in. konsultant wielu
agend ONZ) zwraca uwagę, iż mówienie o rynkowych mechanizmach w odniesieniu do tych
gigantów zwyczajnie nie ma sensu.
Oni nie konkurują ze sobą – oni ze sobą negocjują, mając przy tym świadomość, że nie warto
robić sobie nawzajem krzywdy. Ich „rynek” nie dotyczy, bo to co widzimy jako „rynek” jest
po prostu z góry uzgodnioną kreacją.
Ta bezwzględna dominacja globalnej oligarchii pieniądza przekłada się też oczywiście na
władzę polityczną, choćby z tytułu wspomnianego uzależniania od siebie państw poprzez
dług. Innymi słowy, demokracja, czy jakikolwiek inny system rządów (może z wyjątkiem
Korei Północnej) działa jedynie o tyle o ile – dopóki nie wejdzie na kurs kolizyjny z
międzynarodowymi potentatami.
Efektem jest chociażby podporządkowywanie polityk gospodarczych wymaganiom wielkich
graczy czy obsadzanie kluczowych stanowisk, takich jak ministrowie finansów bądź szefowie
banków centralnych wskazanymi osobami – co opisywane jest eufemizmem, że dane
posunięcie (np. cięcia budżetowe) tudzież osoba delegowana do pełnienia istotnej
gospodarczo funkcji zostanie „pozytywnie odebrana przez rynki”. Brzmi znajomo, prawda?
Tyle, że jak wspomnieliśmy, nie ma żadnych „rynków”. Jest „superorganizm” pod
kolegialnym zarządem SIFI.
Ów kolegialny zarząd przybiera całkiem jawną, instytucjonalną formę. Przykładem może być
tu Instytut Finansów Międzynarodowych (IIF – Institute of International Finance).
Jak pisze cytowany przez Dowbora Morin: „Prezes IIF ma oficjalny, uznany status,
uprawniający go do zabierania głosu w imieniu wielkich banków. Można by powiedzieć, że
IIF jest parlamentem banków, a jego prezes niemal odgrywa rolę szefa państwa. Należy do
grona wielkich decydentów światowych”.
Mamy zatem zorganizowany system, oparty na długu i spekulacji – więc w swej istocie
pasożytniczy, wampiryczny – obezwładniający, zatruwający i koniec końców zabójczy dla
żywiciela, czyli nas wszystkich. Witamy w matrixie.
http://podgrzybem.blogspot.se
Jakie były początki tego bandytyzmu
Do świadomości publicznej coraz częściej dochodzą informacje na temat City of London
Corporation. Czym jest CLC? Najkrócej możemy powiedzieć, że jedną z trzech
najważniejszych instytucji, obok amerykańskiej Rezerwy Federalnej (FED) oraz kompleksu
wojskowo-zbrojeniowego USA z jego programem kontroli umysłów, prania mózgów oraz
depopulacji, które pracują ciężko, aby wprowadzić Nowy Porządek Świata (NWO) oraz
uczynić z nas stado niewolników – czytamy na stronie Humans Are Free, bardzo dobrze
znanej wszystkim Czytelnikom Teorii Spisku.
I tak jak Rezerwa Federalna, choć mieści się w Ameryce, oraz amerykański kompleks
wojskowo-zbrojeniowy nie są częścią Stanów Zjednoczonych, czyli nie podlegają
społeczeństwu i uchwalanym przez jego reprezentantów prawom, tak też City of London,
mimo że formalnie jest instytucją brytyjską, nie stanowi integralnej części Wielkiej Brytanii.
Należy do ponadnarodowej sitwy o globalnych ambicjach. I wspomnianych wyżej celach.
Tradycje Rzymian oraz templariuszy
CLC mieści się w centrum Londynu, zajmując ok. 1,5 km² jego powierzchni. Odpowiada to
jednej mili angielskiej, stąd też pochodzi inne określenie tego miejsca – The Square Mile. Na
tym obszarze znajdują się siedziby kompanii reprezentujących wszystkie branże działające na
rynku globalnym. Większość wielkich korporacji świata jest powiązana z tym małym
skrawkiem ziemi przez swoich pełnomocników oraz/lub firmy zależne.
City of London leży na terenach rzymskich. Imperium Romanum podbiło Anglię za czasów
cesarza Klaudiusza w połowie lat 40. I w. n.e. Wtedy też założono miasto. Zdobywcy nadali
mu nazwę Londinium. Jego centrum oznakowali kamieniem londyńskim, który jest do tej
pory widoczny na Cannon Street. Miasto zaczęło się bujnie rozwijać i w krótkim czasie jego
liczba przekroczyła 30 tys. mieszkańców. Przypomnijmy tylko, że stolica Polski – Kraków
tysiąc lat później miała 12 tys. mieszczan. Londyn głównie dzięki rozwojowi handlu z
krajami kontynentu europejskiego stał się jednym z najbogatszych miast Imperium.
Wilhelm Zdobywca napotkał na olbrzymie trudności w trakcie zdobywania miasta, które
ogradzały wysokie i mocne mury. Po jego opanowaniu musiał uszanować autonomię tego
miejsca. Zgodził się na akceptację praw i przywilejów, jakimi do tej pory cieszyło się
Londinium, zwane teraz City of London. W zamian miasto uznało tytuł królewski Wilhelma.
O tym jak bardzo waleczny monarcha obawiał się siły, formalnie rzecz biorąc, swoich
poddanych mieszkających w City, świadczy fakt, że mimo porozumienia z nimi otoczył ten
skrawek Albionu wieżami, mającymi go chronić w takim samym stopniu przed richmenami z
City, jak przed inwazją Wikingów – czytamy na stronie C.G.P. Grey. Od tego czasu władcy
Wysp zawsze powtarzali, że City jest miejscem specjalnym, które najlepiej zostawić samemu
sobie. Szanowali je, choć jednocześnie czuli przed nim respekt.
Swoistym kontrapunktem dla City of London, mającym zneutralizować jego znaczenie, miały
być Westminster – pałac królewski, miejsce pobytu władców Anglii oraz Opactwo
Westminsterskie – miejsce ich wiecznego spoczynku. W 1540 r. Westminster otrzymało
status city. W 1547 r. pałac stał się siedzibą parlamentu. Tak narodził się drugi Londyn,
mający konkurować z pierwszym znaczeniem, potęgą i bogactwem. Z czasem Westminster
połączyło się z okolicznymi osadami, otaczając murem miejskim, który jednak nie obejmował
City of London. Obszar ten był nadal odrębnym miejscem. Nawet wtedy, gdy przyjęło się
zwyczajowo nazywać oba city Londynem. Stąd do dziś burmistrz „dużego Londynu” nie ma
żadnej władzy nad „małym Londynem”, w którym istnieją odrębne prawa i zwyczaje,
niespotykane w Anglii, a być może na całym świecie.
Również po upadku cesarstwa rzymskiego miasto utrzymało swój status centrum
handlowego. Nic przeto dziwnego, że w średniowieczu przyciągało wielu kupców z różnych
stron Europy oraz rycerzy zakonu templariuszy.
Strona Reddit.com przypomina, że templariusze, zwani rycerzami świątyni, byli nie tylko
mnichami i rycerzami, ale nade wszystko kupcami i bankierami. Bogaci pielgrzymi do Ziemi
Świętej powierzali im złoto, otrzymując w zamian papierowe weksle, którymi płacili w
sklepach prowadzonych przez zakon na szlaku do miejsca pielgrzymki. To właśnie
templariusze utworzyli system nowoczesnej bankowości. Kupcy londyńscy mieli monopol na
bicie złotych i srebrnych monet, używając tego przywileju do regulowania rynków oraz
systemów finansowych. Oni też manipulowali europejskimi cenami złota i srebra.
Jego Wysokość City of London Corporation
Jak pisze Jerzy Jaśkowski na stronie EducoDomi.blog.pl, na terenie City of London powstały
szkoły prawnicze Inner Temple i Middle Temple. Inner Temple to słynny BAR. Korporacja,
która rządzi światem prawniczym na całym globie – przekonuje dr Jaśkowski. Poza tym w
City of London znajduje się główna siedziba masonerii, pełniąca według cytowanego autora
rolę wywiadu City. City of London Corporation stanowi najstarszą, ponad 800-letnią
korporację na świecie. Od zwykłych tego typu instytucji wyróżnia się tym, że posiada własną
flagę, podobną do krzyża, własny herb z krzyżem, własne siły zbrojne, własny 12-osobowy
zarząd, własny parlament i aktualnie dysponuje 97 proc. całego kapitału zgromadzonego na
świecie oraz 96 proc. wszystkich ubezpieczeń.
Policja City używa czerwonych samochodów w odróżnieniu od policji municypalnej.
Aktualnie liczba mieszkańców wynosi ponad 7 tys., chociaż spotyka się też liczbę wyższą –
9 tys. Liczba zatrudnionych jest oczywiście o wiele większa, ale ludzie ci mieszkają poza
murami City.
Rządzący Wyspami Brytyjskimi monarcha nie może wejść do City bez zgody burmistrza City
of London, noszącego wyszukany tytuł Wielce Czcigodnego Burmistrza, choć formalnie
procedura wymagająca pozwolenia na obecność króla w City nie jest ujęta prawem. City of
London ma również swojego przedstawiciela w angielskim parlamencie. Jest nim
remembrancer (kronikarz). To jeden z głównych urzędników CLC. Historia tego urzędu sięga
lat 70. XVI w. Jego zadanie polega na utrzymywaniu, w imieniu burmistrza, kontaktu z City –
z jednej strony. Natomiast z drugiej – na ochronie interesów City na dworze monarszym oraz
w parlamencie. Od 2003 r. rolę kronikarza pełni Paul Double.
Burmistrzem Londynu jest muzułmanin Sadiq Khan, a City – Andrew Parmley. Obaj zbierają
osobne podatki dla swoich miast, aby finansować oddzielną policję, która egzekwuje odrębne
prawa. Burmistrz City of London oprócz tego, że nosi tytuł Wielce Czcigodnego Burmistrza
Londynu, ma do dyspozycji złotą karocę, którą zmierza do miejsca pracy znajdującego się w
Guildhall, budynku będącym ceremonialnym i administracyjnym centrum CLC. Natomiast
burmistrz Londynu nosi garnitur, jeździ rowerem i pracuje w budynku biurowym. Parmley,
zanim został Wielce Czcigodnym Burmistrzem, był dyrektorem prestiżowej Harrodian School
w Barnes w Zachodnim Londynie.
Julian Websdale na stronie Humans Are Free pisze, że CLC stało się suwerennym państwem
w 1694 r., kiedy król Wilhelm III Orański sprywatyzował Bank Anglii, oddając jego aktywa
w ręce ludzi związanych z Zakonem Orderu Podwiązki. Zakon jest kontynuatorem
działalności templariuszy. Zagranicznymi członkami Orderu są m.in. Juan Carlos – władca
Hiszpanii, Karol XVI Gustaw – monarcha Szwecji, królowa Małgorzata II Duńska, Herald V
Norweski, królowa Holandii Beatrix oraz cesarz Japonii Akihito.
CLC kontroluje nie tylko najważniejsze instytucje bankowe na świecie, takie jak Bank Anglii,
czyli centralny bank Wielkiej Brytanii, czy FED, ale globalny system ekonomiczno-
finansowy, bez którego nie istnieje współczesna gospodarka państw wysokorozwiniętych i
pretendujących do tego miana. Z obowiązku dziennikarskiego dodajmy, że Polska
pretendowała przez trzy dekady.
Mają rozmach!
Wymieńmy jeszcze kilka instytucji oraz organizacji podlegających CLC. A są to potężne
organizmy ekonomiczne, jeśli chodzi o ich rolę we współczesnym świecie. Lloyd’s of
London, bardziej znany pod nazwą Lloyd’s, jest rynkiem ubezpieczeniowym zlokalizowanym
w City. Lloyd jest organem korporacyjnym podlegającym ustawie Lloyda z 1871 r. oraz
kolejnym ustawom parlamentu brytyjskiego i działa jako częściowo zharmonizowany rynek,
w ramach którego wiele podmiotów finansowych zgrupowanych w większe organa zwane
syndykami łączy się ze sobą w celu zminimalizowania ryzyka podejmowanych działań na
rynkach ubezpieczeniowych.
Inna potężna instytucja, mająca swą siedzibę w City, to Londyńska Giełda Papierów
Wartościowych (LSE). Obecnie jest największą giełdą w Europie, a trzecią na świecie.
Należy do najstarszych tego typu instytucji, a jej historia sięga co najmniej 300 lat wstecz. W
2007 r. powstała, w wyniku połączenia z Milan Stock Exchange (Borsa Italiana), giełda
London Stock Exchange Grup, w ramach której działa LSE. Kolejną jest London Metal
Exchange, największa giełda metali, sięgająca tradycjami XVI w. W City ma swą siedzibę
największa giełda metali szlachetnych – London Bullion Market. Poza tym: NYSE Liffe –
jedna z największych giełd, organizująca handel opcjami i kontraktami terminowymi; ICE
Future Europa – największa na świecie giełda paliw oraz giełda terminowych uprawnień do
emisji CO2, jednostek poświadczonej redukcji emisji CER; Baltic Exchange – największa na
świecie giełda towarowo-frachtowa; Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju oraz 300 innych
wielkich korporacji, a także oddziały 385 zagranicznych banków i 70 banków USA.
Oprócz tego na Fleet Street znajdują się monopole prasowe i wydawnicze, co umożliwia
światową kontrolę zamieszczanych w publikatorach treści. Oczywiście nie chodzi tu o
drobiazgowe penetrowania wszystkich zakamarków materiałów drukowanych w prasie czy
książkach, ale o wpływ na ogólne tendencje i mody. Na to, jaki rodzaj przekazu będzie
dominował w mediach, jakie problemy będą poruszane, co zostanie zamieszczone na
czołówkach gazet i magazynów. Według autora Humans Are Free całym tym globalnym
interesem kręcą Rothschildowie.
CLC zawiaduje instytucjami, które pośrednio bądź bezpośrednio kierują tym, co dzieje się na
świecie – od wielkiej polityki i najnowszych trendów kulturalnych począwszy, a na treściach
przekazywanych przez tabloidy kończąc. Innymi słowy, pytania zadawane przez Merkel o to
jak usprawnić relokację „uchodźców”, przez Derridę o (bez)sens istnienia oraz przez „Fakt” o
to, czy celebrytka-idiotka nosi majtki pod wieczorową kreacją, pochodzą z tej samej stajni.
O tym jak wielką wagę przykładają ludzie CLC do kultury i kreowania zjawisk kulturowych
oraz odpowiedniego, czyli zgodnego z interesami NWO, edukowania młodzieży, niech
świadczy fakt, że zaraz po swym wyborze na burmistrza City Parmley oświadczył, że będzie
starał się, aby znaczenie City of London również i pod tym względem wzrosło i dało się
poznać w świecie. City of London z dumą wspiera wysokiej klasy szkoły wyższe oraz
flagowe uczelnie, angażujemy się w procesy podnoszące umiejętności i rozwijające zdolności
młodych ludzi zatrudnianych później w całym Londynie – powiedział Parmley, cytowany
przez „City A.M.”, gazetę rozprowadzaną w Londynie i okolicach.
Oprócz tego w planach Parmley’a jest zbudowania światowej klasy Centrum Muzyki,
przeniesienie do City Londyńskiego Muzeum, aby zwiększyć fantastyczne możliwości
artystyczne i kulturalne, jakie przedstawia sobą City. Gazeta „City A.M.” przypomina, że
CLC jest w Wielkiej Brytanii czwartym największym sponsorem kultury, po rządzie, BBC
oraz fundacji Heritage Lottery. Jest też głównym sponsorem Barbican Centre – centrum
sztuki w śródmieściu Londynu, największego w swojej kategorii w Europie. W budynku
odbywają się koncerty muzyki poważnej i rozrywkowej, spektakle, wystawy sztuki i
projekcje filmów. Znajduje się w nim również biblioteka, trzy restauracje oraz
konserwatorium. Barbican Centre jest siedzibą London Symphony Orchestra i BBC
Symphony Orchestra.
CLC rządzi światem za pomocą międzynarodowego prawa handlowego, które nie podlega
prawom poszczególnych państw i w myśl umów zawieranych z tymi państwami jest
nadrzędne wobec prawa lokalnego.
Teoria spisku?
Wielu ludzi mówi, że dopatrywanie się w CLC cech demonicznych to zwykła teoria spisku,
ulubione zajęcie maniaków z różnych stron świata, którzy później swoje obserwacje
umieszczają w pismach i na stronach internetowych poświęconych cudom na kiju.
Przypatrzmy się zatem, co na temat City of London pisze jak najbardziej mainstreamowa
gazeta „The Guardian”. Jesienią 2011 r. George Monbiot zamieścił tam artykuł The medieval,
unaccountable Corporation of London is ripe for protest [Średniowieczna, sekretna korporacja
dojrzała do protestu], zamieszczając informacje nienowe dla tych spośród Szanownych
Czytelników TS, którzy zechcieli łaskawie dobrnąć aż do tego miejsca: To jest ciemne serce
Brytanii, miejsce, gdzie demokracja umiera, niezmiernie potężne i równie niezrozumiałe.
Wątpię, czy co dziesiąty Brytyjczyk wie, czym naprawdę jest CLC i w jaki sposób działa.
Jednak może się to zmienić. Bowiem coraz większa liczba obywateli domaga się, aby
korporacja została poddana krajowemu nadzorowi i kontroli.
George Monbiot potwierdza, że CLC jest państwem w państwie, które tylko pozornie jest
odpowiednikiem innych dzielnic Wielkiego Londynu. The Square Mile posiada 25 okręgów
wyborczych. Ale tylko w czterech z nich mogą głosować wyborcy mieszkający w obrębie
murów miejskich, a jest ich według Monbiota 9 tys. Pozostałe 21 okręgów jest
kontrolowanych przez korporacje, głównie banki oraz inne instytucje finansowe. Tu
obowiązuje już całkiem inna zasada niż demokratyczne: jeden wyborca, jeden głos. Została
ona zastąpiona prawem: Im większy biznes, tym większy głos. Kompania zatrudniająca
dziesięciu pracowników ma 2 głosy, podczas gdy te największe 79. Należy też zauważyć, że
to nie pracownicy decydują o tym, na kogo zagłosować, ale bossowie korporacji. Mamy tu do
czynienia z klasycznym przykładem plutokracji.
W CLC rządzą cztery reprezentacje mieszkańców City of London: rada wspólna, rajcy
miejscy, szeryfowie oraz burmistrz, o wymyślnej tytulaturze. Aby zakwalifikować się do
któregoś z tych podmiotów rządzących, trzeba być freemanem – obywatelem City. Aby się
nim stać, trzeba uzyskać pozwolenie rajcy. Jest na to szansa wówczas, gdy należy się do
jednego z cechów o średniowiecznej jeszcze proweniencji. Jak stać się członkiem takiego
cechu? Nawet nie pytaj – radzi George Monbiot.
I w tej dobrej radzie dziennikarza mieści się całe clou. Cały ten woal otaczający szczelnie
Ciało, czyli Korporację City of London. Dlatego wprawdzie wiadomo, że istnieje, działa, ma
wpływ, ale nic poza tym. Jest jak biała opończa okrywająca ducha. Złego ducha.
Aby zostać szeryfem, najpierw trzeba być rajcą, bowiem tylko z tego grona rekrutuje się
osoba piastująca urząd szeryfa. Kandydat na burmistrza musi się jeszcze bardziej postarać.
Aby móc pretendować na to stanowisko, trzeba najpierw odsłużyć swoje jako rajca lub szeryf.
Kandydat musi mieć poparcie rady rajców oraz cechów. Musisz też być nieprzyzwoicie
bogaty. Bowiem od burmistrza City oczekuje się pokrycia kosztów związanych zarówno z
urzędowaniem na tym stanowisku, jak z wszelkimi ceremoniami, w których bierze udział
burmistrz City of London. Inna sprawa, że nie jest specjalnie trudno zostać bogaczem, jeśli
trzyma się z sitwą o nazwie CLC.
(Niewidzialna) ręka rękę myje
Nicholas Shaxson w książce Treasure Islands. Tax havens and the man who stole the world,
2011 [Wyspa skarbów. Raj podatkowy i człowiek, który ukradł świat], pisał m.in.: Miliarder
Warren Buffet, obecnie trzeci najbogatszy człowiek świata, zapłacił najniższy podatek
spośród swoich pracowników, włączając w to osobę zatrudnioną w recepcji. W 2006 r. trzy
największe światowe firmy dostarczające na rynek banany sprzedały na Wyspach swój towar
o wartości 400 mln funtów, płacąc wspólnie od tego zysku mikroskopijny podatek w
wysokości 128 tys. funtów. To tylko dwa drobne przykładów tego, jakie korzyści mogą
osiągnąć ci, którzy mają dobre układy z CLC. Takie enklawy, takie państwa w państwie
sprawiają, że biedni ludzie i biedne kraje ciągle żyją w biedzie, mimo usilnych prób wyrwania
się z niedostatku.
Już kilka brytyjskich rządów próbowało okiełznać CLC, chcąc zdemokratyzować władze
rządzące w City. Ale wszelkie dotychczasowe starania kolejnych rządów Jej Królewskiej
Mości spaliły na panewce, bowiem siła ekonomiczna, jaką ma do dyspozycji sitwa
usadowiona w samym sercu Londynu, jest przeogromna. Clement Attlee, premier Wielkiej
Brytanii w latach 1945–1951 narzekał: Codzienność dostarcza nam nieustannych dowodów
na to, że w naszym kraju istnieje inna władza niż ta, która ma swoją siedzibę w Westminster.
City wykorzystuje swą wyjątkową pozycję, kontrolując wszystkie raje podatkowe mieszczące
się na Wyspach, terenach zależnych od Korony Brytyjskiej oraz obszarach zamorskich. To
autonomiczne państwo w naszych granicach jest w stanie wyprać pieniądze pochodzące z
wszelakich nielegalnych źródeł, a należące do oligarchów, „kleptokratów”, gangsterów i
baronów narkotykowych. Eva Joly, francuska polityk i sędzia śledczy, zauważyła: [CLC]
nigdy nie przekazała nawet najmniejszych dowodów, które mogłyby być użyteczne dla
międzynarodowych sędziów śledczych. Korporacja z samego jądra Londynu pozbawia
zarówno Wielką Brytanię, jak i inne państwa olbrzymich wpływów, które te kraje mogłyby
osiągnąć z podatków. Z CLC współpracuje Kościół anglikański, a to oznacza, że stał się
partnerem nie tylko dla bożka Mamony, ale również dla Babilonu – pisze George Monbiot.
Jak wiadomo, Wielka Brytania nie ma pisanej konstytucji. Dziennikarz „The Guardian”
sugeruje, że stoi za tym właśnie City. Wszak, gdyby taka konstytucja została uchwalona,
musiałaby zawierać klauzulę formalizującą niebywały status CLC. A po co rozgłaszać na cały
świat coś, co tak dobrze funkcjonuje po cichu od setek lat? Po co ujmować w prawne zapisy i
konstytucyjne paragrafy to, że City of London działa poza kontrolą parlamentu, że banki,
zarówno krajowe, jak i zagraniczne mają takie prawo głosu, jakby były istotami ludzkimi, a
ich głosy ważą więcej niż wszystkich wyborców razem wziętych. A wybrani przedstawiciele
narodu, tak naprawdę nimi nie są, za to są ludźmi cieszącymi się poparciem średniowiecznych
cechów, mieszczących się w City?
Przywileje CLC musiałyby polec, poddane publicznej kontroli. Potęga City of London
pozwala nam zrozumieć, dlaczego pisana konstytucja w Anglii może być tylko marzeniem.
Dlaczego regulacje bankowe są tylko nieco lepsze niż przed kryzysem finansowym, dlaczego
brak jest skutecznej kontroli oraz dlaczego kolejne rządy nie podejmują działań uderzających
w raje podatkowe – kończy swoje rozważania na temat CLC George Monbiot.
https://www.reddit.com/r/conspiracy/comments/6hs3hm/city_of_london_corporation/
http://educodomi.blog.pl/2016/12/06/corona-temple-city-of-london-cooperation-co-to-jest/
http://www.cgpgrey.com/blog/the-secret-city-of-london.html
https://www.theguardian.com/commentisfree/2011/oct/31/corporation-london-city-medieval
http://humansarefree.com/2014/10/exposing-shadow-forces-behind-nwo.html
http://humansarefree.com/2013/11/the-british-crown-empire-and-city-of.html
za:
https://warszawskagazeta.pl/teoria-spisku/item/5237-city-of-london-corporation-nastepni-
w-kolejce-do-rzadzenia-swiatem
O co tak naprawdę chodzi?!
Zrównoważony rozwój – „walka z rakiem”, którym
jest…
człowiek!
Słyszymy i czytamy o nim często. Zajmują się nim najważniejsi przywódcy polityczni
świata. Mówią o nim duchowni, a nawet papież Franciszek. Jednak dziwi fakt, że mało
kto rozumie jego naturę.
Tymczasem – jak się wyraził jeden z polskich uczonych – jest to koncepcja „prawdopodobnie
bardziej niebezpieczna niż wszystkie poprzednie aberracje intelektualne ludzkości”. Skąd się
wzięła? Kto był na tyle szalony by ja sformułować i dość silny by skutecznie forsować?
Określenie zapisane także w polskiej konstytucji z 1997 r. (art. 5) zrobiło błyskotliwą karierę
na arenie międzynarodowej od momentu oficjalnego pojawienia się w dokumentach w latach
80. Warto wspomnieć, że kwestia wejścia Polski na tzw. ścieżkę
zrównoważonego rozwoju
była konsultowana już podczas obrad „okrągłego stołu”. Nic dziwnego, bo to nowa
metamorfoza socjalizmu. Źródeł tej doktryny należy szukać w myśli neomarksistów.
„Zrównoważony rozwój” to doktryna ekonomiczna zakładająca, że wszelkie aspekty
działalności człowieka nie tylko powinny, ale nawet muszą być podporządkowane
„warunkom środowiska”, by nie szkodzić planecie i nie umniejszać szans przyszłych pokoleń
na zaspokojenie ich potrzeb.
Niektórzy koncepcję tę wywodzą od idei zrównoważonej gospodarki leśnej, które powstały w
Europie w XVII i XVIII wieku. Faktem jednak jest, że dopiero w latach 50. i 60. ubiegłego
stulecia upowszechnił ją ruch ekologiczny. W 1962 r. Rachel Carson opublikowała pracę
„Silent Spring” [„cicha wiosna”] zwracając uwagę na związek między wzrostem
gospodarczym a rozwojem i równoczesną degradacją środowiska.
Boulding
Jednak przełomowy okazał się esej Kennetha E. Bouldinga z 1966 roku, pt. „The Economics
of the Coming Spaceship Earth”. Autor pisał o potrzebie stworzenia nowego sytemu
ekonomicznego, uwzględniającego ograniczone zasoby Ziemi. Boulding był radykalnym
strukturalistą, zafascynowanym socjalizmem. Wielu ekonomistów opowiadających się za
interwencjonizmem państwa w gospodarce, w swoich pracach często powołuje się na idee
Bouldinga, wykształconego w Oksfordzie, a potem przez długie lata związanego z
amerykańskim uniwersytetem w Kolorado.
Boulding – przeświadczony o szybko kurczących się zasobach i szkodliwości rzekomego
przeludnienia – zaproponował wprowadzenie „licencji na posiadanie dziecka”. Miałaby je
otrzymywać każda kobieta, która mogłaby mieć jedno lub co najwyżej dwoje dzieci. Licencje
miały stanowić „dodatkowe źródło dochodów” dla kobiet biednych. Pozwoleniami tymi
można by było handlować, jak dziś handluje się pozwoleniami na emisję dwutlenku węgla.
W rezultacie, jak tłumaczył ekonomista, wyrównałyby się nierówności społeczne, ponieważ
(przynajmniej tak zakładał) kobiety zamożne chętnie kupowałyby te pozwolenia od
biednych,te zaś chętnie by je zbywały. Boulding mówił wprost, że opłaty byłyby
„dodatkowym źródłem bogactwa ubogich”, co pozwoliłoby skutecznie walczyć z
ekonomicznym niedostatkiem. „Prawo do posiadania dzieci – tłumaczył – powinno być
towarem rynkowym, kupowane i sprzedawane przez osoby fizyczne, ale całkowicie
regulowane przez państwo”
O pomysłach Bouldinga można by pisać wiele. W licznych jego publikacjach stale przewijają
się wątki eugeniczne. Ów innowator społeczny postulował m. in. wynalezienie szczepionek
sterylizacyjnych…
Maurice Strong –
człowiek od zadań specjalnych światowej Rewolucji
Strong
Historię dochodzenia do etapu, w którym obecnie jesteśmy i niezwykłej determinacji
polityków z wielu państw (nie zabrakło pośród nich urzędników Watykanu) w realizacji
celów „zrównoważonego rozwoju”, doskonale obrazuje przemówienie Maurice’a Stronga
wygłoszone w Senacie USA w 2002 roku. na temat szczegółowo zaplanowanej globalnej
transformacji społecznej, ekonomicznej i kulturalnej.
Idee te przedstawił założyciel m. in. New Age Manitou Centre w Kolorado, które stało się
mekką wielbicieli ideologii New Age, mającej jednoczyć ludzi wszystkich religii w Ameryce
Północnej. Projekt – jak podkreśliła jego druga „żona” – „miał łączyć ludzki duch,
świadomość i zrównoważony rozwój”.
Tuż po śmierci Stronga w 2015 r. brytyjski „The Guardian” napisał, że był on jedyną osobą,
która w latach 80. potrafiła wyjaśnić, co należy rozumieć pod pojęciem „zrównoważonego
rozwoju”. Fakt ten nie dziwi, bo Kanadyjczyk wymyślił ekologizm. Lansował również
wszelkie związane z nim teorie rzekomego globalnego ocieplenia, a także feminizm i
eugenikę, pełniąc najwyższe funkcje w rządzie kanadyjskim, a potem w wielu organizacjach
międzynarodowych, głównie jednak w ONZ.
Profesor Zbigniew Jaworowski – nieżyjący już ceniony radiolog, który walczył z
fałszerstwem na temat rzekomego ocieplenia klimatu – napisał o ideologii Stronga, twórcy m.
in. traktatu z Kioto, sekretarzu generalnym Konferencji Szczytu Ziemi w Rio de Janeiro w
1992 r.: „Ideologia prezentowana przez Stronga, przedstawiciela najwyższych władz ONZ,
jest prawdopodobnie bardziej niebezpieczna niż wszystkie poprzednie aberracje intelektualne
ludzkości”.
Prof. Jaworowski wskazał, że źródła tej ideologii należy szukać w opracowaniu 15
naukowców z 1967 roku, zawartych w „Raporcie z Żelaznej Góry”, w którym „dyskutowano
długoterminowe perspektywy nadchodzącego kresu wojen i konieczności wprowadzenia ich
substytutów, celem uniknięcia zagrożeń wynikających z pokoju”. Profesor podkreśla, że
„raport proponował m.in. utworzenie globalnych sił policyjnych, wprowadzenie
współczesnego niewolnictwa, eugeniki, nowych quasi-religijnych mitów o planetarnych
zagrożeniach oraz wyolbrzymioną ochronę środowiska”.
Myśli zawarte w tym opracowaniu, odzwierciedlające ówczesne opinie elit USA, stały się
zalążkiem zdarzeń prowadzących do gwałtownego rozwoju ruchów ekologicznych i obecnej
histerii klimatycznej. Raport początkowo utajniony przez prezydenta Johnsona, opublikowany
jednak po kilku latach jako „przeciek”, stał się bestsellerem. Zalecał, by „substytutem
wojen” stało się jakieś „śmiertelne zagrożenie dla planety”. Raport wzywał do
zaakceptowania „rządu światowego” i
skoncentrowania uwagi społeczeństwa na
zagrożeniu dla planety oraz „fikcyjnych globalnych wrogach”.
Zadanie to – jak zauważa profesor – zrealizował Klub Rzymski w swoim, wydanym w 1972
roku raporcie zatytułowanym „Granice Wzrostu”. Straszono w nim „przeludnieniem” i
domagano się natychmiastowego wdrożenia polityki, ograniczającej przyrost naturalny.
Autorzy opracowania – grupa naukowców kierowanych przez
Dennisa i Donellę Meadows z
Massachusetts Institute of Technology – opisywała pożądany „stan globalnej równowagi”:
„Poszukujemy takiego modelu produkcji, który byłby trwały i nie groził nagłym,
niekontrolowanym upadkiem; systemu światowego zdolnego do zaspokojenia podstawowych
potrzeb materialnych wszystkich ludzi” – czytamy w raporcie.
Dalej naukowcy przekonywali, iż „jeśli obecne trendy wzrostowe światowej populacji,
industrializacji, zanieczyszczenia, produkcji żywności i zużycia zasobów zostaną utrzymane,
to w ciągu najbliższych stu lat osiągnięte zostaną granice wzrostu tej planety”.
Autorzy przyjęli, że możliwe jest zbudowanie „modelu zrównoważonego” jeśli zostaną
spełnione następujące warunki: populacja uzyska dostęp do stuprocentowo skutecznych
metod kontroli urodzin, średni pożądany rozmiar rodziny to dwójka dzieci, zaś system
ekonomiczny utrzyma średnią produkcję przemysłową per capita na poziomie z 1972 roku.
„Świat ma raka, a tym rakiem jest człowiek”
W 1976 r. opublikowano drugie wydanie tego opracowania pod zmienionym tytułem
„Ludzkość w punkcie zwrotnym” z groźnym mottem: „Świat ma raka, a tym rakiem jest
człowiek” (raport jest dostępny w postaci książki: Mihajlo Mesarovic and Eduard Pestel,
Mankind at the Turning Point: The Second Report to The Club of Rome, 1974).
Pismo „Nature” uznało opracowanie za „niedorzeczne”. Wszystkie przewidywania o
katastroficznych skutkach skażeń i niedoborów okazały się fałszywe. „W latach
osiemdziesiątych, po trzech dekadach spadku temperatury przy ciągle wzrastającej emisji
dwutlenku węgla, zaczęło robić się cieplej. To stało się pretekstem do przemianowania
dwutlenku węgla, „gazu życia”, z którego zbudowane jest wszystko, co żyje na Ziemi, na
najgorsze skażenie powodowane przez człowieka, rzekomo zagrażające planecie” – pisze
Jaworowski.
Stworzony więc został „fikcyjny wróg globalny”. W celu „prowadzenia walki z nim”
odwołano się do altruistycznych instynktów ludzi dobrej woli, czym można tłumaczyć
popularność owej ideologii. „Mamy niebezpiecznego wroga planety, ludzki dwutlenek węgla,
dla którego zwalczenia gotowi jesteśmy poświęcić swój dobrobyt i rozwój” – komentuje
radiolog, wskazując, że obniżenie o połowę emisji dwutlenku węgla do roku 2050 będzie
kosztować świat 45 bilionów dolarów, czyli corocznie 1,1 proc. światowego PKB!
Zrównoważony rozwój – nowa twarz „cywilizacji śmierci”
Na początku lat. 80. – jak wspomniał przed komisją senacką Maurice Strong – zapał do
realizacji „celów środowiskowych” znacznie przygasł, dlatego „Zgromadzenie Ogólne ONZ
podjęło decyzję o utworzeniu Światowej Komisji Środowiska i Rozwoju pod
przewodnictwem byłej premier Norwegii Gro Harlem Brundtland”.
W 1987 roku Komisja, której członkiem był też Strong, przedstawiła raport, pt. „Nasza
wspólna przyszłość”. Tłumaczono w nim, dlaczego świat musi wkroczyć na ścieżkę
„zrównoważonego rozwoju jako jedynego bezpiecznego i trwałego szlaku dla przyszłości
ludzkiej wspólnoty”. Dodajmy, że pani Brundtland doradzała polskiemu rządowi w latach
1990-1991 w ekokonwersji zadłużenia wobec Klubu Paryskiego.
Dzięki impetowi politycznemu wytworzonemu przez komisję Brundtland, Zgromadzenie
Ogólne ONZ postanowiło zwołać w 1992 roku Konferencję na temat Środowiska i Rozwoju
w Rio de Janeiro.
Dr Gro Harlem Brundtland, była dyrektor generalna bandytów z WHO
Wróćmy jednak do opracowania powszechnie znanego jako „Raport Brundtland”, od
nazwiska przewodniczącej grupy roboczej. Zdefiniowano w nim pojęcie „zrównoważonego
rozwoju” i stwierdzono, że utrzymanie wolnorynkowej gospodarki nie jest już możliwe.
Wnioski zawarte w tym opracowaniu stanowią kamień węgielny realizowanej obecnie
polityki „zrównoważonego rozwoju”, która przerzuca niejako odpowiedzialność za skutki
neokolonializmu z korporacji międzynarodowych na całą ludzkość.
Socjoekonomiczny program transformacji zarysowany w raporcie wymaga radykalnego
upolitycznienia ekonomii. Widoczny w nim determinizm (nieuchronna katastrofa zagrażająca
ludzkości z powodu zanieczyszczenia środowiska, przeludnienia planety itp.),
kosmopolityzm, humanizm, nowe formy autokratycznego zarządzania pozapaństwowego,
zniszczenie klasy średniej, tolerancja dla wszystkich, budowa „otwartego społeczeństwa”,
upowszechnienie wszelkich technik zabijania dzieci poczętych, to tylko cześć fundamentów
niezwykle pojemnej ideologii „zrównoważonego rozwoju” powszechnie wdrażanej na
świecie.
Raport przyrównał rzekome zmiany klimatyczne do „zagrożenia jądrowego” i postulował
podporządkowanie wszelkich działań ludzkich potrzebom ochrony klimatu. Stał się ważną
agendą polityczną biurokratów ONZ i UE oraz wszystkich ministerstw środowiska na
świecie.
Agnieszka Stelmach
Queseek 2018