Rozdział 10
Po odjeździe dżentelmenów z domu Gardinerów pozostali mogli swobodnie o
nich podyskutować. Pani Gardiner rozpoczęła konwersację pytaniem do
siostrzenic o ich wrażenia z wieczora. Elizabeth spojrzała oczekująco na Jane,
która powiedziała:
- To był uroczy wieczór. Sądzę, że sztuka była bardzo dobra. Bardzo lubię
Sen nocy letniej, a oglądanie go było nawet przyjemniejsze niż czytanie.
To nie wystarczyło dla Elizabeth, więc dodała:
- Ale nie przyjemniejsze, niż względy pana Bingley'a.
- Pan Bingley był bardzo miłym towarzyszem - odparła Jane.
- Wszyscy to widzieliśmy - powiedziała Elizabeth - I wierzę że w przyszłości
będziesz miała jeszcze dużo okazji żeby cieszyć się jego miłym towarzystwem.
- Nie chcę robić sobie złudnych nadziei - odpowiedziała cicho Jane.
- Cóż, trudno cię za to winić Jane - wtrąciła pani Gardiner - po jego
wcześniejszym zaprzestaniu zalotów, ale twierdzę że od waszego powtórnego
spotkania jego zachowanie wykroczyło ponad przyjaźń do tego stopnia, że
niehonorowo byłoby gdyby się nie oświadczył
- Zgadzam się - dodał pan Gardiner - i mam nadzieję, że to uczyni. Zaczynam
myśleć, że powinienem z nim o tym poważnie porozmawiać.
Mimo oczywistego żartu wuja Jane byla przerażona.
- Proszę wuju, nie rób tego.
Pani Gardiner się uśmiechnęła.
- Dajmy mu trochę więcej czasu żeby zajął się swoimi sprawami, dobrze?
Jane ulżyło, a pan Gardiner powiedział "dobranoc" paniom i opuścił pokój.
Elizabeth uśmiechnęła się.
-Z tego co widziałam tego wieczora, nie sądzę, żeby oczekiwanie trwało
długo. Bardzo się cieszę Jane.
- Lizzy, proszę - odparła Jane - Nie mogę pozwolić sobie na nadzieję... na
oczekiwanie... jest bardzo przyjaznym i ujmującym dżentelmenem - potem,
patrząc na panią Gardiner dodała - i jestem pewna ciociu, że jest bardzo
honorowy. Nie mogę inaczej o nim myśleć.
- Ani ja - zareplikowała Elizabeth - dlatego sądzę, że jego zamiary są zbieżne
z jego zachowaniem. Musi mieć zamiar się oświadczyć, skoro poświęcał ci tyle
uwagi. I oczywiście nie bez znaczenia jest fakt, że gorąco cię kocha.
Jane tylko zarumieniła się w odpowiedzi. Też dostrzegła w Bingleyu to, co
Elizabeth i ciotka, ale była zdeterminowana by strzec swych uczuć przed bólem,
który mógłby być rezultatem nadmiernych oczekiwań. Nie była w stanie winić
go za wcześniejsze zlekceważenie. Przekonała samą siebie że za dużo sobie
wyobrażała, a jej własne uczucia sprawiły, że jego wydawały się silniejsze niż w
rzeczywistości. Gdyby uwierzyła, tak jak Elizabeth, że nie była mu obojętna,
musiało istnieć jakieś inne wyjaśnienie. Może podejrzenie Elizabeth o udziale
jego sióstr było słuszne. Ewidentne było, że nie cieszyły się z jej wizyty, ale czy
naprawdę mogły przekonać brata aby zrezygnował z własnego szczęścia? Nie
wierzyła w to. Jednak nie mogła dłużej wątpić w jego miłość. Nie, tego była
pewna. Ale czy zachowa się zgodnie ze swoimi uczuciami teraz, skoro nie udało
mu się w przeszłości? Westchnęła, a potem wstała i pożegnała pozostałe panie
przed udaniem się do pokoju.
Kiedy tylko wyszła, pani Gardiner zapytała Elizabeth:
- A ty miałaś przyjemny wieczór?
Oczy Elizabeth zajaśniały.
- O tak, sztuka bardzo mi się podobała.
- Widziałam to. A czy towarzystwo również ci odpowiadało?
Elizabeth uśmiechnęła się zuchwale przy odpowiedzi:
- Powiem, że okazja do obejrzenia występu była warta nawet siedzenia obok
pana Darcy'ego przez cały wieczór.
- Lizzy, chcę porozmawiać z tobą poważnie. Proszę.
Elizabeth spojrzała na ciotkę z mieszaniną zaskoczenia i ciekawości.
- Bardzo dobrze ciociu, będę poważna jeśli wyjaśnisz mi skąd twoje gorące
zainteresowanie panem Darcym.
- Proszę, odpowiedz mi, Lizzy. Czy twoja opinia o nim się poprawiła?
Elizabeth westchnęła.
- Przyznaję że tak, ciociu. Nie wiem już co o nim myśleć. Tego wieczora był
czarujący i miło z jego strony, że przyniósł lornetkę operową swojej matki dla
mnie i Jane.
- Tak, zauważyłam ten gest.
- Nie mogę wyrazić, jak bardzo byłam nim zaskoczona.
- Ale dlaczego? Widziałaś wielką dobroć, jaką okazywał siostrze.
- Tak, ale chodziło o jego siostrę, którą oczywiście bardzo kocha. Nie
sądziłam, że okaże mi podobne względy.
Pani Gardiner uśmiechnęła się.
- Tym bardziej zadziwiająca jest jego uprzejmość wobec ciebie.
-Ten mężczyzna jest zagadką. Zupełnie nie wiem co o nim myśleć.
- Czy rozważyłaś naszą dyskusję o nim tamtego dnia?
- Tak. Myślałam o tym i wiele z tego co powiedziałaś ma sens. Nadal nie
mogę uwierzyć że Wickham zmyślił całą historię, ale nie wierzę też że pan
Darcy jest tak zły jak wskazuje na to jego opowieść. Widocznie każdy z
mężczyzn myśli o drugim bardzo źle i w tej chwili jestem skłonna bardziej niż
kiedykolwiek zgodzić się z Jane, że zaszło między nimi jakieś nieporozumienie.
- Zapomnij na chwilę o panu Wickhamie, Lizzy. Wyjaw wrażenia na temat
pana Darcy'ego.
- Przyznaję, że troska o siostrę jest wystarczającym dowodem jego dobrego
charakteru. Spodziewałam się że będzie wobec niej inny. I jest dużo
przyjemniejszy w Londynie niż w Hertfordshire. Nadal tkwi w nim pewna
arogancja, ale zdaje się niknąć. Mogę przypisać tą różnicę tylko jego
upodobaniu do mieszkania w mieście, a nie na wsi.
- Może wynika ona z czego innego.
- Nie mogę wyobrazić sobie z czego.
Pani przez chwilę siedziała zamyślona, a potem zapytała:
- Więc nie myślisz już o nim źle?
- Moja opinia o nim się poprawiła. Pokazał się od całkiem innej strony, niż
wcześniej.
- W jakich aspektach?
Elizabeth zamyśliła się na chwilę i odparła:
- Uważałam go za samolubnego, jednak ostatnio uznałam że jego przeciwnie.
Sądziłam też że jest próżny, ale nie zauważyłam by czerpał przyjemność ze
względów które otrzymywał tego
wieczoru. I oczywiście, moja zła opinia wynikała głównie z opowieści pana
Wickhama, ale powiedziałaś wystarczająco dużo, żeby wątpić w rzetelność tych
informacji zabroniłaś mi dzisiaj nawet o nich myśleć.
Ignorując impertynencką uwagę Elizabeth, pani Gardiner powiedziała:
- A co sądzisz o jego dzisiejszym zachowaniu?
- Był bardzo uprzejmy, bardziej rozmowny niż kiedykolwiek - przynajmniej
przez większość wieczoru. Potem stał się cichy i poważny, podobnie jak w
Hertfordshire.
- Tak, też zauważyłam osobliwa zmianę w jego zachowaniu. Zaszła chyba po
czwartym akcie.
- Wyszedł porozmawiać z kilkoma przyjaciółmi. Musiało zajść coś, co go
poruszyło. Jednak nie świadczy to dobrze o jego charakterze: pozwolić żeby
jakaś sprawa z innymi ludźmi była przyczyną mniejszej grzeczności wobec
swoich gości.
- Nie był niegrzeczny, Lizzy, nie był tylko przyjazny. Nie wiem co o tym
sądzić. Przez cały piąty akt patrzył prosto na scenę.
Elizabeth roześmiała się lekko.
- A gdzie miałby patrzeć, ciociu?
- Na pewno zauważyłaś, że występ nie przyciągał jego uwagi przez pierwsze
cztery akty.
- Za bardzo zajęłam się sztuką, żeby wiedzieć na co spoglądał pan Darcy.
- Ale ja zauważyłam.
- Och, wiedziałam że tak. Jestem bardzo ciekawa, ciociu. Co do tego stopnia
oczarowało pana Darcy'ego, że zrezygnował z oglądania sztuki na którą
przyszedł?
- Ty.
Elizabeth na moment zamurowało, a potem się roześmiała i odparła:
- Nie ciociu - teraz na pewno żartujesz. Nie możesz twierdzić... proszę, nie
mów że wyobraziłaś sobie, że podobam się panu Darcy'emu.
- Nie wyobraziłam sobie tego Lizzy. Jestem przekonana, że jest w tobie
zakochany.
Zaskoczenie Elizabeth było ogromne. Roześmiała się ponownie i
wykrzyknęła:
- Zakochany we mnie! To niemożliwe. Na pewno byłabym świadoma, gdyby
ktoś był we mnie zakochany. Nie, ciociu, to niemożliwe. Sądzę, że twoje
uczucie do mnie sprawiło, że widzisz coś czego naprawdę nie ma.
- Albo twoja niechęć do niego sprawia, że nie widzisz tego co ja.
- Więc powiedz mi, czy ktokolwiek inny zobaczył jego uczucie?
- Nie rozmawiałam na ten temat z twoim wujem ani z Jane.
Elizabeth uśmiechnęła się.
- Może ustalimy to po prostu pytając samego pana Darcy'ego.
- Lizzy, obiecałaś powagę.
Elizabeth westchnęła.
- I jestem bardzo poważna, kiedy mówię że się mylisz. Czy nie mówiłam ci,
ż
e uznał mnie za zaledwie "znośną" kiedy pierwszy raz mnie zobaczył?
- Nie bądź głupia, Lizzy. Masz więcej rozumu niż sugeruje twoja wypowiedź.
Nie możesz dawać tyle znaczenia komentarzowi, który wygłosił kiedy cię nawet
nie znał. Musisz wiedzieć, że uczucie człowieka takiego jak on nie opierałoby
się tylko na urodzie kobiety. To była zaledwie nieuprzejmość wobec
przypadkowej młodej kobiety, z którą nie był zaznajomiony, nic więcej.
Pozwoliłaś by nadmiernie uraził twoją próżność.
- Rozumiem twój punkt widzenia. Myślę że istnieje możliwość, że przy
bliższej znajomości mężczyzna może zakochać się w kobiecie, którą obraził
przy pierwszym spotkaniu. Jednak nie zastanawiajmy się, czy ta sytuacja odnosi
się do pana Darcy'ego. Jeśli masz rację, to się zadeklaruje i wtedy będziemy
wiedzieć.
- Ale to nie zakończy sprawy, Lizzy. Pytanie nie brzmi czy się zadeklaruje,
ale jak na to zareagujesz. Sądzę, że jeśli nie będziesz gotowa na jego
propozycję, pozwolisz swojej niechęci do niego wpłynąć na twoją odpowiedź.
- Więc ze względu na jego majątek chciałabyś żebym go przyjęła, mimo że go
nie lubię?
- Dobry Boże, nie. Ale jeśli twoja zła opinia na jego temat jest
nieuzasadniona, czy nie lepiej o tym wiedzieć zanim podejmiesz decyzję? Czy
nie lepiej dokonać wyboru opartego na jego prawdziwym charakterze a nie
twojej pomyłce?
- To co mówisz jest prawdą, ale nie sądzę abym kiedykolwiek stanęła przed
takim wyborem.
- Zobaczymy. Proszę cię tylko abyś obiecała, że nie odrzucisz go natychmiast.
- Jeśli tylko tego oczekujesz, mogę łatwo złożyć taką obietnicę. Obiecuję że
nigdy nie odrzucę oferty pana Darcy'ego.
Zuchwały uśmieszek towarzyszący jej odpowiedzi sugerował, że złożyła tą
obietnicę tylko dlatego, że była pewna że pan Darcy nigdy jej się nie oświadczy.
Jednak wspomnienie o podobnej obietnicy złożonej matce - że nigdy z nim nie
zatańczy - przypomniało jej że była wtedy równie pewna że nigdy nie poprosi
jej do tańca, a przecież tańczyli razem w Netherfield.
Próbując otrząsnąć się z rozmyślań dodała:
- Ale nadal nie mogę pojąć, jak mogłaś w ogóle o tym pomyśleć.
- Powiem ci. Na początku dostrzegłam jego zainteresowanie, kiedy zaszedł
tutaj z Bingleyem -Elizabeth wydawała się zaskoczona, ale nie odpowiedziała -
Kiedy wspomniałam o twojej wyjątkowej przyjaźni z panem Wickhamem,
wydawał się zakłopotany i prosił bym cię ostrzegła. Oczywiście nie jest to
dowód uczucia, ale zaciekawił mnie do tego stopnia, że dalej go
obserwowałam. Przy drugiej wizycie nie oczekiwał że tutaj będziesz i jego
zaskoczenie, kiedy weszłaś do pokoju odsłoniło jego prawdziwe uczucia. Nie
widziałaś jego reakcji, ale ja tak. Na jego twarzy gościł wyraz takiego
uwielbienia, że spojrzenia pana Bingleya ku Jane wypadały przy tym blado. -
Elizabeth uśmiechnęła się na to spostrzeżenie - Nie pomyliłam się co do jego
spojrzenia. No i nie mógł oderwać od ciebie oczu przez całą wizytę.
- Nie wierzę w to.
- Zapewniam, że to prawda.
- Ale jeśli kochał się we mnie zanim przyjechałam do Londynu, dlaczego
opuścił Netherfield i pojechał za Bingleyem do miasta?
- Był gościem w domu pana Bingleya. Jeśli jego siostry zdecydowały opuścić
dom i dotrzymać towarzystwa bratu w Londynie, co mógł zrobić?
- Cóż, jeśli by mnie kochał, nie spodobałoby mi się, gdyby tak łatwo ze mnie
zrezygnował.
- Czy już skończyłaś z poważną rozmową? Czy też może wolisz usłyszeć
resztę?
Elizabeth uśmiechnęła się.
- Ależ proszę, kontynuuj.
- Potem spotkaliśmy pana Darcy'ego w domu Hurstów. Sama zauważyłaś, że
tamtego wieczora wydawał się pochwalać twoją znajomość z jego siostrą -
Elizabeth przytaknęła - Znowu ciągle na ciebie patrzył. Szczególnie
obserwował, kiedy rozmawiałaś z panem Tinleyem.
- Sądzisz, że był zazdrosny o moją uwagę dla pana Tinleya?
- Tak sądzę.
-Ale pan Tinley jest zaręczony.
- Tak? - spytała z zaskoczeniem pani Gardiner.
- Tak, ale nie mów o tym nikomu. Są to sekretne zaręczyny, nie znam
ż
adnych szczegółów.
- Możemy więc założyć że nie zna ich też pan Darcy.
- Tak, sądzę że to realne założenie.
- Później tego wieczora, kiedy zaczęłaś grać, zmienił krzesło na takie, z
którego jest lepszy widok na instrument - Elizabeth nic nie powiedziała -
Poprzedniego wieczora w teatrze służył ci ramieniem cały wieczór i przyniósł
okulary matki. Obserwowałam go uważnie i wiem, że nie zobaczył połowy
spektaklu. Zamiast tego obserwował ciebie.
- W porządku, może spojrzał na mnie parę razy. Nie musi to znaczyć, że mnie
kocha.
- Chodzi o to jak na ciebie patrzył, Lizzy. Tak jak mówiłam wcześniej, jestem
o tym przekonana.
Elizabeth nie chciała dalej się kłócić z ciotką na ten temat.
- W takim razie dziękuję, że podzieliłaś się ze mną swoimi podejrzeniami.
Pani Gardiner wzięła rękę Elizabeth.
- Wiem że w to nie wierzysz, ale proszę tylko żebyś nie odrzucała od razu
mojej opinii. Rozważ tylko taką możliwość, Lizzy.
- Wiem jaka jesteś rozsądna, ciociu. Skoro żywisz aż takie przekonanie,
muszę zrobić jak prosisz.
Pani Gardiner była usatysfakcjonowana i obie panie udały się na spoczynek.
Kiedy Darcy obudzil się w sobotni poranek, ból w jego piersi nie zniknął. Nie
spał dobrze. W rzeczywistości nie spał prawie wcale. Jego umysł był pełen
Elizabeth. Jego serce nie mogło zaakceptować tego, co usłyszał wczoraj. Jego
frustracja szybko przeszła w złość, a ta - poparta dumą - w oburzenie. Sam
pomysł że miałaby go nie lubić był niedorzeczny. śe ona, która nie miała nic
oprócz uroku, pochodząca z wątpliwej rodziny, miałaby ośmielić się nie lubić
jego, mężczyzny którego wszyscy szanowali, u którego szukali rady ludzie
znaczniejsi niż ona, który był znany ze swoich sprawiedliwych sądów i
przestrzegania zasad, było niewiarygodne. A to on cierpiałby degradację przez
ich związek, przez który ona zostałaby wyniesiona. Miała wszystko do zyskania,
a on do stracenia. Jego jedynym zyskiem byłoby pozyskanie jej towarzystwa. I
dlatego był skłonny ponieść konsekwencje ich nierówności. Potrząsnął głową i
jego złość ustąpiła uldze. Uldze, że się nie oświadczył, obojętnie czy by go
odrzuciła czy też - bardziej prawdopodobnie - zaakceptowała z niewłaściwych
powodów. Czuł ulgę że jego fascynacja nie zaprowadziła go tak daleko, chociaż
wiedział że podjął już taką decyzję. Los oszczędził mu przynajmniej takiego
błędu. Co on sobie myślał? śeby rozważać choćby oświadczenie się takiej
kobiecie!
Tego ranka powóz Darcy'ego punktualnie zjawił się pod domem Gardinerów
aby przewieść Elizabeth do rezydencji Darcych. Kiedy tylko odjechała, jego
siostra z radością przyjęła na ulicy Gracechurch pana Bingleya. Spędzili
przyjemnie czas z panią Gardiner wspominając ich wczorajsze wyjście.
Dżentelmen był już ponad pół godziny i nie zdradzał intencji wyjścia, kiedy
pani Gardiner została wezwana do najmłodszego dziecka.
Pan Bingley nie zmarnował okazji żeby porozmawiać z Jane o sprawach,
które mógł poruszyć tylko na osobności. Kiedy pani Gardiner wyszła wstał, a
kiedy jej już nie było spojrzał w stronę Jane i powiedział:
- Panno Bennet, muszę wyznać że cieszę się ze sposobności porozmawiania z
panią sam na sam. Jest pewna kwestia, którą od dawna chcę z panią
przedyskutować.
Serce Jane zaczęło gwałtownie bić i poczuła w brzuchu nerwowe poruszenie.
- Odkąd ponownie spotkałem panią w mieście, chciałem zadeklarować pani
swoje uczucia i... czekałem tylko na odpowiednią chwilę - postąpił do przodu
kilka kroków kiedy zarumieniła się mocno - Chcę, by pani wiedziała... że nie
jest mi pani obojętna. Kocham panią. Będę zaszczycony, jeśli zgodzi się pani
zostać moją żoną.
Uśmiechnęła się i zamrugała, aby powstrzymać łzy szczęścia.
- Nic mnie bardziej nie ucieszy niż zostanie pana żoną.
Zanim skończyła odpowiedź, padł na kolana naprzeciw jej krzesła, aby
zrównać się z nią wzrokiem.
- Moja droga Jane - powiedział - uczyniłaś mnie najszczęśliwszym z ludzi.
- A ty mnie najszczęśliwszą ze wszystkich kobiet na świecie. Bałam się mieć
zbyt wielką nadzieję po... ale teraz wszystkie moje nadzieje znalazły odpowiedź.
Podniósl dłoń do jej policzka i odparł:
- Wiem, że dokonałem złej oceny sytuacji, kiedy postanowiłem trzymać się z
dala.
- Więc kochałeś mnie już w listopadzie?
- O tak, moja słodka Jane, zawsze cię kochałem. Ale pozwoliłem się
przekonać, że nie odwzajemniasz moich uczuć.
- Ale je odwzajemniałam... odwzajemniam - odpowiedziała.
Bingley uśmiechnął się w odpowiedzi na to wyznanie i szybko poderwał na
nogi, bo drzwi się otworzyły.
Kiedy pani Gardiner weszła do pokoju, szybko zrozumiała co się wydarzyło.
- Ach, pani Gardiner - powiedział Bingley z szerokim uśmiechem - czy pan
Gardiner jest w domu? Chcę z nim omówić pewną sprawę.
- Jest w gabinecie, sir - odparła. Natychmiast wyszedł z pokoju i poszedł do
gabinetu pana Gardinera. Ich rozmowa była krótka i konkretna. Pan Gardiner
dał swoja zgodę na tyle na ile mógł i wyraził zamiar wysłania listu z
wiadomościami do pana Benneta. Pan Bingley zgodził się z tym planem i
poprosił o to, żeby pan Gardiner zawiadomił brata o jego wizycie w
poniedziałek, planował powiem pojechać do Longbourn aby zapewnić sobie
zgodę pana Benneta. Pan Bingley spędził resztę ranka w towarzystwie Jane i jej
krewnych ku obustronnej satysfakcji.
Dom pana Darcy'ego stanowił kolejną niespodziankę dla Elizabeth. Był
elegancki, ale nie ostentacyjny. Meble były stosownie drogie dla fortuny ich
właściciela, ale nie nadmiernie ozdobne. Dom dawał wrażenie bardziej ciepła
niż chłodu, który spodziewała się w nim odczuć.
Zaprowadzono ją do bawialni, gdzie czekała panna Darcy. Damy powitały się
ciepło i po kilku minutach rozmowy panna Darcy zaproponowała, aby
rozpoczęły swój spacer.
Pan Darcy przebywał sam w swojej bibliotece. Wiedział, że była w domu.
Wiedział w którym momencie przybyła. Oprócz faktu, że jego powóz był
zawsze punktualny, słyszał hałas otwieranych drzwi i ruch swoich służących.
Była tam. Wiedział że uprzejmie byłoby zejść i ją powitać, ale nie panował
jeszcze nad sobą do tego stopnia, by przed nią stanąć. Gdyby nie dowiedział się
o jej niechęci zeszłego wieczora, cieszyłby się z okazji jej ujrzenia. Może nawet
szukałby możliwości prywatnej rozmowy. Jeszcze raz poczuł ulgę, że się przez
tym ustrzegł, a także przypływ gniewu. Tak, ciągle dręczyło go te same pytanie:
jak mogła go nie lubić? Dlaczego?
Elizabeth i panna Darcy cieszyły się przechadzką na zewnątrz. Początkowo
ich konwersacja była ograniczona przez świeżość znajomości i nieśmiałość
panny Darcy. Ta ostatnia była chętna by usłyszeć coś o wczorajszej sztuce, a
Elizabeth odpowiadała na wszelkie pytania entuzjastycznie chwaląc występ i
wyrażając wdzięczność za wspaniałomyślność gospodarza.
- A mojemu bratu się podobało?
- Sądzę, że bardzo. Dobrze wyrażał się o aktorach i przedstawieniu. Widział
także wielu znajomych i z nimi rozmawiał.
- Nie dziwię się, mój brat zawsze spotyka tego lub innego znajomego. Cieszę
się że podobała mu się sztuka, bo wiem że na nią czekał. Nie widziałam go
kiedy wrócił, a dzisiaj mało mówił na ten temat. Ale pan Bingley nie mówił o
niczym innym całe śniadanie. Wygląda na to, że był zachwycony samą sztuką
jak i towarzystwem.
Elizabeth uśmiechnęła się.
- Sądzę, że pan Bingley czerpał z wieczoru dużą przyjemność.
Potem rozmowa skierowała się na inne tematy, w tym książki, muzykę i
socjetę. Każda z pań cieszyła się towarzystwem drugiej i obie były bardzo
zadowolone z rosnącej zażyłości. W końcu skręciły z powrotem do domu, nie
przerywając miłej rozmowy. Dyskutowały o muzyce aż doszły do domu, a
panna Darcy opowiadała o nowym utworze, który ostatnio otrzymała.
- Mój brat podarował mi go któregoś dnia. Chętnie słucha jak gram. Myślę że
będę go ćwiczyć i zagram po wtorkowej kolacji, żeby go zaskoczyć.
- Byłoby wspaniale. Chciałabym usłyszeć jak pani gra. Słyszałam, że jest pani
bardzo uzdolniona.
- Tak? Cóż, mam tylko nadzieję, że pani nie zawiodę. Sądzę, że jestem na
gorszej pozycji bo słyszałam jak pani gra i mam dowód, że wszelkie pochwały
pani umiejętności nie były przesadzone.
Elizabeth była zaskoczona, że ktoś wspomniał pannie Darcy o jej grze. Była
pewna, że pochwała nie pochodzi z tego samego źródła co pochwała
umiejętności panny Darcy i niemal bała się indagować. Z uśmiechem
powiedziała:
- Zastanawiam się od kogo pani to słyszała.
- Oczywiście od mojego brata.
Elizabeth zadrżała w odpowiedzi na tą deklarację. Spędziła większą część
ranka starając się nie myśleć o spekulacjach ciotki z poprzedniego wieczora.
Zaczęła myśleć, że człowiek w niej zakochany z pewnością chciałby ją powitać
kiedy tylko weszłaby do domu, kiedy oto pojawił się dowód potwierdzający
podejrzenia jej ciotki.
- Dziwię się, że tak powiedział. Nie gram zbyt biegle.
- Też się zdziwiłam, ale tylko dlatego że jego opinie na podobne tematy są
zwykle bardzo ostre. Często słyszałam, jak mówi że jakaś kobieta gra
perfekcyjnie technicznie, ale brak jej uczucia. Ale zapomina pani, że słyszałam
pani grę w ostatni wtorek i mogę potwierdzić jego pozytywną opinię.
Elizabeth pragnęła odsunąć od siebie konwersację i powiedziała:
- Tak jak pani powiedziała, jest pani w niekorzystnej sytuacji. Teraz, kiedy
mnie pani słyszała, ja też chcę pani posłuchać. Mam nadzieję, że tego ranka
będę miała okazję?
- Bardzo chętnie - odparła nieśmiało Georgiana. Potem dodała cicho i
niepewnie - potem może zagramy parę piosenek razem.
- Nie mogłabym wymyśleć przyjemniejszego sposobu spędzenia ranka, panno
Darcy.
Wkrótce po tej decyzji panie wkroczyły do domu. Panny Darcy była
zaskoczona znajdując karty dwóch młodych dam, które zaszły do niej tego
ranka. Razem z Elizabeth skierowały się prosto do pokoju muzycznego, bo
panna Darcy nakazała przekazać bratu wiadomość o ich powrocie. Kiedy Darcy
dowiedział się że jego siostra i panna Bennet są obecne w domu, nie mógł dalej
odkładać spotkania. Ignorowanie jej obecności byłoby nieuprzejme. Kiedy
rozważał czy do niej pójść, usłyszał rozchodzącą się po domu muzykę. Od razu
wiedział że gra Georgiana. Poczekał kilka minut słuchając w zamyśleniu, aż
muzyka nagle się urwała.Elizabeth i panna Darcy nie spędziły jeszcze w pokoju
muzycznych pięciu minut, kiedy im przerwano. Służący otworzył drzwi i
oznajmił przybycie pani Hurst i panny Bingley, które natychmiast zaczęły
wyrażać zachwyty nad grą panny Darcy. Kiedy dostrzegły Elizabeth ich
rozczarowanie było oczywiste. Po wymianie zwyczajowych grzeczności panna
Darcy zamówiła talerz przekąsek i cztery damy rozpoczęły rozmowę. Przez
kilka pierwszych minut rozmawiały o pogodzie i innych zwyczajnych sprawach,
a panna Bingley i pani Hurst co kilka minut zerkały na Elizabeth. Elizabeth
pojęła, że zastanawiają się dlaczego po ich przybyciu nie zbiera się do wyjścia,
ale panna Darcy szybko dała im do zrozumienia że Elizabeth została zaproszona
do spędzenia z nią poranka.
Panna Bingley westchnęła godząc się z obecnością Elizabeth. Potem zaczęła
temat, który najwidoczniej od początku chciała poruszyć.
- Zdziwiłam się czytając dziś o twoim bracie w gazecie, Georgiano.
- Znowu o nim wspomniano? Może to tłumaczy jego nastrój przy śniadaniu.
Nienawidzi pojawiać się w kolumnach towarzyskich.
Elizabeth była zaskoczona tą wiadomością, ale nic nie powiedziała.Panna
Bingley odparła:
- Nie wiem dlaczego tego nie lubi. Zainteresowanie towarzystwa jego
sprawami potwierdza jego status.
- Woli gdy jego sprawy pozostają prywatne.
Elizabeth łatwo mogła w to uwierzyć wiedząc o jego niechęci do rozmowy o
historii znajomości z panem Wickhamem.
- Cóż, raport w gazecie spowodował wielką ciekawość. Najwyraźniej był
widziany ostatniego wieczora w teatrze z tajemniczą i piękną kobietą, która z
pewnością nie była jego siostrą. Ponieważ zażyłość naszych rodzin jest
powszechnie znana, parę osób zapytało mnie o tożsamość tej młodej damy, ale
musiałam zawieść swoich przyjaciół przyznając, że nie mam
pojęcia kto to mógł być. Miałam nadzieję, że rzucisz trochę światła na tą
tajemnicę.
Pod koniec tej przemowy panna Darcy spojrzała przeciągle na Elizabeth,
której ewidentny szok i przerażenie potwierdziły podejrzenia, że to o niej mowa.
Zanim miała jednak okazję usatysfakcjonować ciekawość panny Bingley, drzwi
się ponownie otworzyły i wszedł gospodarz. Rzucił okiem po pokoju, nie
pozwalając spocząć oczom na Elizabeth, i wydawał się zaskoczony obecnością
sióstr jego brata. Przywitał się serdecznie z panną Bingley i panią Hurst, a
potem złożył uszanowanie Elizabeth. Wsała i ukłoniła się kiedy się do niej
zwrócił, a gdy ich spojrzenia się spotkały nie mogła nie myśleć o rozmowie z
ciotką poprzedniego wieczora. Kiedy podejrzenia pani Gardiner wysunęły się w
jej myślach na prowadzenie, gorąco rozpełzło się po jej policzkach i unikała
jego spojrzenia. Nie umknęło jednak jej uwadze, że przyszedł złożyć
uszanowanie dopiero po przyjeździe pani Hurst i panny Bingley.
Darcy był zaskoczony dziwną reakcją Elizabeth na jego nadejście. Nigdy
wcześniej nie reagowała na niego w ten sposób. Mógłby czuć się tym
zachęcony, gdyby nie znał prawdy. Wiedząc że nie może pozwolić sobie na
dłuższe na nią spoglądanie bez budzenia podejrzeń, odwrócił się znów do swojej
siostry.
- Mam nadzieję, że poranny spacer był przyjemny - powiedział, kiedy zajął
krzesło obok Georgiany.
- Owszem - zapewniła entuzjastycznie - Złapałyśmy nawet trochę słońca,
kiedy byłyśmy na zewnątrz. A towarzystwo panny Bennet było tak przyjemne,
jak oczekiwałam.
Elizabeth dostrzegła że Darcy zesztywniał na swoim krześle i szybko na nią
zerknął przy odpowiedzi:
- Mio mi to słyszeć. Słyszałem, jak grałaś po powrocie.
- Tak, panna Bennet wyraziła życzenie by usłyszeć jak gram i uznałam to za
sprawiedliwe, bo słyszałam jej występ we wtorkowy wieczór, a ona nie miała
okazji mnie posłuchać.
- Gra pani tak cudownie jak wszyscy mówią. Zarówno z biegłością jak i
uczuciem - powiedziała Elizabeth.
Panna Darcy zarumieniła się słysząc taką pochwałę, a Darcy nie mógł nie
uśmiechnąć się na spostrzeżenie Elizabeth. Kiedy rozmawiali, panna Bingley
wydawała się niespokojna. Zniecierpliwiła się brakiem odpowiedzi na pytanie,
które było celem jej wizyty.
- Gdzie jest dzisiaj mój brat? - zapytała pani Hurst pana Darcy'ego,
dostrzegając frustrację siostry.
- Sądzę, że poszedł do panny Bennet.
Elizabeth uśmiechnęła się do siebie na tą wiadomość, ale siostry Bingleya
zareagowały zgoła inaczej.
- Na pewno oczekuje pan, że niedługo się pojawi - odpowiedziała panna
Bingley.
- Nie mówił, kiedy wróci.
- Ostatnio stał się nieco samowolny - zauważyła pani Husrt - Nie wiemy nic o
jego wyjściach i powrotach. Spodziewałam się że nas wczoraj odwiedzi i zajdzie
na kolacje, ale zapomina o swoich własnych siostrach. Spodziewam się, że
musiał być z panem w teatrze.
- Tak, był ze mną wczoraj wieczór - odparł, rozumiejąc że musiały przeczytać
o nim w gazecie.
- Doprawdy? - spytała panna Bingley z zaskoczeniem - Dziwne, że nie
wspomniał nam o tym - potem dodała z odcieniem goryczy - Mam nadzieję, że
podobała wam się sztuka.
- Bardzo mi się podobała i sądzę, że pani bratu też. Było to jedno z
najlepszych przedstawień, jakie miałem przyjemność oglądać - Darcy wyglądał
na lekko zażenowanego i Elizabeth zastanawiała się, czy usiłuje ukryć że ona i
jej siostra im towarzyszyli i czy wynika to ze wstydu, że był z nimi widziany
czy z chęci zachowania prywatności.
Panna Bingley odpowiedziała:
- Miałam przyjemność oglądania Snu nocy letniej dwa lata temu i była to
rzeczywiście rozkosz.
Potem, w wysiłku by odsłonić brak obycia Elizabeth w porównaniu z nią
samą, zwróciła się do niej i powiedziała:
- Jestem pewna, że miała pani okazję czytać tą sztukę panno Bennet, ale nie
ma porównania z oglądaniem jej adaptacji. Powinna pani wybrać się na
przedstawienie dopóki jest w mieście. Słyszałam, że po pani stronie miasta
otwarto jeden lub dwa małe teatry.
Elizabeth odpowiedziała tylko.
- Miałam już tą przyjemność, panno Bingley. Miałam szczęście oglądać
sztukę poprzedniego wieczora, w teatrze nieopodal. I zgadzam się z pani
zdaniem, że czytania sztuki nie można porównać do jej oglądania.
Panna Bingley spoglądała to na Elizabeth to na pana Darcy'ego. Czy poszli na
sztukę razem? Czy Eliza Bennet jest tą tajemniczą młodą damą, którą była
widziana z Darcym? Nie, to niemożliwe.
- Dziwię się, że pan i pani Gardiner oddalili się tak daleko od domu w nocy
tylko po to, by
zobaczyć sztukę.
- Nie jest to tak bardzo daleko. Jazda była wygodna i mieliśmy bardzo miłe
towarzystwo.
- To zadziwiające - dodała pani Hurst - że poszliście obejrzeć tą samą sztukę
tego samego wieczoru co nasz brat. Zaryzykuję stwierdzenie, że byliście w tym
samym teatrze. Doprawdy trudno sobie wyobrazić, żeby dwa teatry pokazywały
tą samą sztukę tego samego dnia. Czy może go tam pani widziała?
- Oczywiście, że się widzieliśmy - wykrzyknęła Elizabeth – Poszliśmy
wszyscy razem.
Panna Bingley zbladła.
- Czy mój brat wynajął na wieczór lożę?
- Nie było potrzeby. Pan Darcy był tak miły i zaprosił nas do własnej loży.
Panna Bingley spojrzała na Darcy'ego i rzuciła:
- Bardzo milo z pana strony, sir.
- Cała przyjemność należała do mnie, zapewniam, panno Bingley -
odpowiedział w tonie, który sugerował więcej niż zwykłą grzeczność.
- Ale na pewno towarzyszyli wam inni? - spytała z nadzieją.
- Tylko Gardinerowie, panny Bennet, pani brat i ja sam - odparł.
- Rozumiem - odparła, a tożsamość tajemniczej gazety została już ujawniona.
Otrzymawszy informację która była celem wizyty, pani Hurst i panna Bingley
szybko stwierdziły, że zasiedziały się dłużej niż planowały i miały jeszcze wiele
spraw do załatwienia tego ranka. Po wyjściu obu dam pan Darcy pozostawił
siostrę i pannę Darcy samym sobie. Wznowiły swoją grę, a zanim Elizabeth
wyszła, zobowiązała się do wykonania z panną Darcy duetu we wtorek.
Elizabeth spodziewała, że zastanie swoją siostrę uszczęśliwioną kiedy wróci
na ulicę Gracechurch i spędziła jazdę do domu oczekując wiadomości o wizycie
Bingleya. Ale nic nie mogło przygotować ją na radość, jaką zastała po wejściu
do domu. Pan Bingley nadal tam był i oboje z Jane tryskali szczęściem.
Elizabeth cieszyła się ze względu na siostrę. Była zadowolona widząc, że jej
szczęście jest pewne. Pan Bingley został na obiedzie ku satysfakcji obecnych.
Kiedy tylko Elizabeth wyszła z domu, panna Darcy poszła do gabinetu brata.
Opierał się na krześle wpatrując się w gazetę.
- Mam nadzieję, że nie jesteś zły za kolejną wzmiankę w gazecie -
powiedziała.
Spojrzał na nią.
- Nie jestem zły - odpowiedział - Nie lubię tylko gdy moje sprawy osobiste są
ujawniane w taki sposób.
Potem odłożył gazetę na biurko i uśmiechnął się pytając ją jak minął ranek.
- Był bardzo miły. Cieszyło mnie towarzystwo panny Bennet. Im lepiej ją
poznaję, tym bardziej lubię.
Darcy uśmiechnął się lekko do siebie rozważając, jak bardzo uczucia jego
siostry korelowały z jego własnymi. Cieszył się, że tak dobrze się rozumieją.
Mimo niechęci Elizabeth nie potrafił nie czerpać radości z ich rosnącej
zażyłości. Rozmawiali, aż przyszedł czas aby przebrać się do kolacji. Panna
Darcy podzieliła się z nim wszystkim, o czym dyskutowała Elizabeth, opisując
muzykę którą razem wykonywały i przybliżając plan wystąpienia w duecie we
wtorek.
Brat i siostra czerpali przyjemność ze wspólnego cichego obiadu,
przypuszczając że Bingley obiaduje z Gardinerami. Panna Darcy zagrała dla
brata po obiedzie i się oddaliła, zostawiając go własnym myślom. Jego umysł
był osaczony przez taką mnogość emocji, że czuł się zagubiony i zmęczony.
Kochał Elizabeth: to się nie zmieniło. Podziwiał ją bardziej i bardziej za sposób
postępowania z Georgianą, wdzięk z jakim odpowiedziała na bezczelność panny
Bingley i pani Hurst. Stwierdził, że przy każdym spotkaniu znajduje kolejny
powód do podziwu. Nie potrafił nie cieszyć się z jej przyjaźni z jego siostrą.
Jednak odkrycie o jej niechęci nie przestawało go dręczyć. Ciężar złości i
oburzenia zmieszanego z przygnębieniem i smutkiem zalegał mu w umyśle i
sercu. Jej niechęć była absolutnie nieusprawiedliwiona, nie ma co do tego
wątpliwości. Kim była by go osądzać? Nieznana dziewczyna ze wsi bez
rodziny, koneksji, majątku. Nikt. Jej doświadczenia i znajomości były
ograniczone. Nic nie wiedziała o świecie i ludziach spoza jej towarzystwa. Ale
była inteligentna, spostrzegawcza, a dla niego była wszystkim. Jaki mógł być
powód jej niechęci? Dlaczego? Jego ciekawość nie zgasła, ale nie potrafił
jeszcze szukać powodu w sobie a nie w niej, więc pozostała niezaspokojona.
Kiedy tonął w takich myślach, wreszcie przyjechał pan Bingley. Wyraz
szczerego zachwytu bijącego z jego twarzy jasno tłumaczył powód spóźnienia.
Wszedł do pokoju z zadowolonym uśmiechem i powiedział:
- Możesz mi pogratulować. śenię się.
Darcy musiał się uśmiechnąć. Wstał i podszedł do przyjaciela ściskając mu
dłoń.
- śyczę ci wszystkiego najlepszego, Bingley.
Przez następny kwadrans Darcy słuchał z mieszanymi uczuciami zachwytów
przyjaciela nad jego sytuacją i oczekiwaniem na małżeńskie szczęście. Wszelkie
przymioty panny Bennet były rozpamiętywane z niekończącym się
entuzjazmem, a szczęście że zdołał zapewnić sobie jej rękę nie mogło zostać
dostatecznie wyrażone.
- Cieszę się mogąc cię poinformować - powiedział - że myliłeś się co do jej
poprzednich uczuć. Kocha mnie. Zawsze mnie kochała.
Darcy spojrzał poważnie w drugą stronę usiłując ukryć emocje
sprowokowane wspomnieniem jego własnej sytuacji, które wywołała deklaracja
Bingleya.
Bingley źle zrozumiał zachowanie przyjaciela i nie pozwalając, by zbladło
jego obecne szczęście, dodał:
- Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz Darcy. śe dowiesz sie co to znaczy
kochać kobietę odwzajemnioną miłością.
Darcy odwrócił się do przyjaciela, uśmiechnął i powiedział szczerze:
- Naprawdę bardzo się cieszę, Bingley.
Bingley był zadowolony i z całego serca podziękował przyjacielowi. Potem
dodał:
- W poniedziałek jadę do Longbourn by zdobyć zgodę pana Benneta, ale
natychmiast wrócę do miasta. Wyruszę rano i spodziewam się wrócić na
kolację.
Darcy przyjął do wiadomości plan przyjaciela i po tym ustaleniu Bingley
oddalił się, ponownie pozostawiając Darcy'ego swoim myślom. Musiał
przyznać, przynajmniej sam sobie, że zazdrości Bingleyowi szczęścia. Zanim
zorientował się co robi, pozwolił sobie na rozważanie jakby to było czuć się
podobnie. Posiadać Elizabeth dla siebie, mieć pewność że za niego wyjdzie...
wiedzieć, że go kocha. Ale takie medytacje były bezcelowe. Jego sytuacja była
inna niż przyjaciela. Cieszył się ze względu na Bingleya, tym żywiej
odczuwając własną sytuację, bo bycie świadkiem jego radości powiększyło
jeszcze jego uczucie straty i tęsknoty. Ironia tych odczuć mu nie uciekła, była
raczej odczuwana z dużą siłą.
Jego myśli o Elizabeth nieuchronnie dotyczyły momentu, kiedy zobaczy ją
ponownie. Wróci do jego domu na wtorkowy obiad. Uśmiechnął się
przypomniawszy sobie zawiadomienie Georgiany, że razem wystąpią. Potem
przypomniał sobie że zaprosił też swojego wuja, ciokę i kuzynów, i że wuj i
ciotka Elizabeth też będą obecni. Teraz dopiero zrozumiał znaczenie
zaproszenia kupca z Cheapside do wspólnego towarzystwa z jego najbardziej
znaczącymi krewnymi. Co sobie myślał? Teraz nie było istotne, co wuj pomyśli
o Elizabeth. Nie chciała go. Westchnął. W tym momencie nie mógł już nic
poradzić. Po prostu postara się aby wieczór udał się jak najlepiej. Przynajmniej
zaręczyny Bingleya dostarczają jakiegoś usprawiedliwienia dla ich obecności na
przyjęciu.