ROZDZIAŁ 15
Tydzień zamienił się w dwa, a Halloween pojawiło się i zniknęło w
listopadzie.
Powietrze stawało się coraz chłodniejsze z każdym dniem, a
meteorolog w lokalnych wiadomościach ostrzegał, że będzie to
rekordowa zima, zimniejsza niż przez kilka ostatnich lat, ze stopami
śniegu. Stopy. Nie cale.
Wciąż nie złożyłam regałów.
Nie słyszałam o Grady, z wyjątkiem okazjonalnego tekstu odprawy, na
który zawsze odpowiadałam. Nie przywołał kolacji, a moje
wcześniejsze podejrzenia zostały potwierdzone.
Myśląc o Grady, żałuję, że nie. . . że byłam zdenerwowana,
przynajmniej wtedy wiedziałabym, że rzeczywiście czułam coś do
kogoś, kto był czymś więcej niż przelotnym zainteresowaniem.
Domyślam się, że nie było, bo nie spędzałam czasu z pobożnymi
życzeniami, mając nadzieję, że uda mu się zrealizować obietnicę
kolacji.
Jednak spędzałam dużo czasu z Brockiem i innymi rzeczami. . .
wszystko było w porządku.
Dobrze p
racowaliśmy razem na spotkaniach i poza nimi. Nie było już
więcej spotkań przy kolacji ani przypadkowych wstępów do mojego
mieszkania
, ale każdego dnia pokazywał się z kawą, lunchem lub
deserem
, a czasami wszystkie trzy rzeczy w ciągu jednego dnia.
Zaczęłam się zastanawiać, czy próbował mnie utuczyć.
N
ie żeby musiał próbować. Robiłam to wszystko sama.
Ale to było miłe z jego strony i zgadywałam, że być może był to jego
sposób na nadrabianie tego, co wydarzyło się w naszej przeszłości lub
próbując nadrobić stracony czas, robił takie rzeczy przed laty. Nie tak
często, ale przychodził do domu moich rodziców, kiedy wracałam do
domu ze szkoły, niosąc kawałek ciasta lub ciasta z piekarni na ulicy w
Lima Akademii
. Zamiast dostarczać kawę do biura, przynosił koktajle
lub shaki do mojej sypialni.
Rzeczy były trochę jak wcześniej, ale nie.
Brock flirtował tak, jak kiedyś co oznaczało, że miał niesamowitą
umiejętność zamieniania niemal każdego komentarza w coś, co
ociekało seksem. I to mogła być całkowicie moja interpretacja,
ponieważ serio obecnie istnieje w ciągu kilku lat suchego zaklęcia,
więc były chwile, kiedy mogłam zamienić prawie wszystko w
seksualną rzecz. No poważnie. Mogłabym oglądać Walking Dead i
nagle skupiać się na bicepsie Daryla lub niebieskich oczach Ricka zbyt
długo.
A
le różnica polegała na tym, że oparłam się temu żeby dać się
ponieść takiemu myśleniu, że złapię go patrzącego na mnie inaczej.
Nie zastanawiałam się nad tym, jak to wyglądało, że jego ręka
ocierająca się mnie, ilekroć wchodzimy razem do sali konferencyjnej.
Nie chciałam zwracać uwagi na to, jak jego palce działały na mnie i
zatrzymywały się, kiedy podawał mi moją kawę lub jakąkolwiek ucztę,
którą mi przyniósł. Te chwile były często.
W tych chwilach nienawidziłam tego, że najprostszy kontakt z nim
mógł wywołać u mnie mocne i niemal przytłaczającą reakcję. Moje
ciało natychmiast zwróciło uwagę i zaczerwieniłam się. Bolesna
ciężkość wypełniła moje piersi, a ja chciałabym zostać. . . tak bardzo
pragn
ę, coś we mnie otwierało się, budziło, wzrastało i szukało.
Nie trzeba dodawać, że stara wierna „magiczna różdżka” miała
trening.
Kilka razy w ciągu ostatnich kilku tygodni odkryłam, że nie mogłam
spać. Sen był przerywany, albo pełen koszmarów, albo byłam zbyt
niespokojna
, żeby spać. Przypominałam sobie, jak poczułam wokół
siebie pewne ramiona
, jak silne były i jak twarda była pierś pod
policzkiem, a te myśli ustępowały fantazjom.
Fantazje, które starałam się zachować bez twarzy. Fantazje, w których
wyobrażałam sobie że moje palce lub zabawka, zostały zastąpione
przez
inną rękę lub usta. Fantazje, w których wyobrażałam sobie
siebie przy ścianie, płasko na plecach, na brzuchu w łóżku lub lekko
pochylałam się, chwytając za ladę. . . lub biurko z polerowanego
drewna wiśniowego.
W końcu poddawałam się, wsuwając rękę lub różdżkę pod kołdrę.
Starałam się, aby mój umysł był pusty, ponieważ zaczęło się ostre
pulsowanie i ten niewidzialny sznur we mnie o
budził się mocno, ale
nigdy nie zawiódł. Tuż przed przejściem przeze mnie, gdy ląnd się
zapalał, napinając wszystkie mięśnie moich nóg, zobaczyłam
ciemnobrązowe oczy i pełne, znane usta.
Dochodziłam widząc twarz Brocka.
I za każdym razem, gdy moje tętno zwalniało, chciałam uderzyć się w
głowę.
Wyobrażanie go sobie, gdy to robiłam, wydawało się złe.
A jedn
ak było niesamowicie dobrze.
Mimo że tego nie chciałam, zawsze czułam się niesamowicie.
W
środę przed przyjazdem Avery i ekipy do Akademii dowiedziałam
się z szybkiego telefonu do niej, że chłopaki chcieli wypróbować nowy
bar w Shepherdstown, który
również serwował kolację, a ja byłam z
tego powodu okropnie zdenerwowana.
Próbowałam to ukryć, bo to było takie głupie.
Jakkolwiek było to złe, przyznałam że przez te wszystkie lata nie
byłam w barze dokładnie od tamtej nocy. I wiedząc, że był to
pierwszy raz, kiedy we
szłam do jednego z nich, zastanawiałam się, jak
skończyła się moja ostatnia podróż do baru. Siedząc w moim biurze,
wróciłam do tamtej nocy.
Katie przez chwilę trzymała moje spojrzenie, a potem odgarnęła
szczupłe, nagie ramiona i olśniewające cycki. Sięgnęła po napój, który
przywiozła ze sobą do miejsca, w którym siedziałam. -Jak się masz w
tym barze? Masz tylko osiemnaście lat.
-
Dwadzieścia - poprawiłam ją z westchnieniem. Wyglądałam na
szesnaście, ale dziś wieczorem. . . dziś wieczorem myślałam, że
wtglądam na swój wiek. -Właściwie mam dwadzieścia lat.
-
Wciąż nie jest to legalny wiek picia.- Małe iskierki i koraliki drgnęły,
gdy podniosła podwójny strzał i odrzuciła go w jednym imponującym
łyku. -Jeśli Jax lub Calla cię tu złapią, to się odwrócą.
Calla nie była dziś w barze. Przynajmniej nie widziałam jej, a Jax
chyba jeszcze mnie nie zauważył. Nie do końca zaskakujące. Miałam
tendencję do mieszania się.
Drzwi się otworzyły i wkroczył jakiś facet, krzycząc imię Brocka.
S
pięłam się i wypuściłam powietrze gdy Brock odepchnął się od baru.
-Hej!-
Krzyknął w odpowiedzi. -Gdzie byłeś, stary?
- Tak.-
Katie pokręciła głową. -Jesteś pewna, że nie chcesz mnie teraz
od
prowadzić?
Kiwnęłam głową, nie do końca ufając, że mogę mówić w tej chwili,
było duże prawdopodobieństwo, że zacznę rzucać przekleństwa na
wszystkich i na wszystko.
Katie podeszła do miejsca, w którym siedziałam. Jej owocowe
perfumy przypomniały mi o napojach, które mama piła za każdym
razem, gdy szliśmy na plażę. Pocałowała mnie w policzek. -Dzisiaj nie
będzie inaczej, Jilly. Znam te rzeczy.- Prostując się, postukała palcem
w bok głowy. -To prezent, ale teraz to przekleństwo. Nadal widzi cię
tak, jak kiedy zabrał cię na bal. To się nie zmienia dziś wieczorem.
Powinna
ś iść do domu.
Wciągnęłam ostry oddech. To bolało - naprawdę bolało, wbijając się
głęboko w moją pierś, przez kość i szpik.
Katie odeszła, a ja przez kilka chwil siedziałam na stołku, nie ruszając
się i ledwie oddychając, kiedy patrzyłam na Brocka. Ledwo mogłam z
nim porozmawiać, odkąd tu przyjechałam. On mnie widział. Patrzył
na to
ze zdziwieniem i spojrzał na mnie - spojrzał na mnie w górę iw
dół. Brock mnie przytulił i powiedział mi, że wkrótce wyjdziemy. Gdy
pojawili się Colt i Reece i wycofałam się do stołu, zanim przypomnieli
sobie, że nie miałam dwudziestu jeden lat.
Wzi
ęłam torebkę ze stołu, otworzyłam ją i wykopałam telefon.
Widziałam, że teraz zbliża się do dziewiątej. O Boże. Czy nadal
będziemy mogli pójść do Steakhouse? Nie byłam pewna, o której
godzinie się zamykali. Moje spojrzenie podskoczyło, gdy niepokój
wypalił dziurę prosto w moim żołądku. Nie miałam pojęcia, jak długo
tam s
iedziałam, ale kiedy sprawdziłam czas, minęła dziewiąta.
To się nie stało.
Dzisiejsza noc miała być inna - wyjątkowa.
Nie mogłam do tego dopuścić.
Zbierając każdą odrobinę odwagi, która istniała we mnie, zsunęłam
się ze stołka barowego i ruszyłam do przodu. W ostatniej chwili
skręciłam w lewo i zanim zorientowałam się, co robię, szłam do
damskiej toalety.
O Boże.
Wewnątrz obsesyjnie czystej toalety zaczęłam przeszukiwać torebkę
aż znalazłam tubkę czerwonej szminki. Ponownie zastosowałam ją z
drżącą ręką, gdy zaczęłam trochę gadać. Chciałam wyjść z łazienki i
podejść do Brocka. Nie byłoby tak, że mu przeszkadzam. Chciałabym
zapytać, czy wkrótce wyjeżdżamy, a wtedy uświadomiłby sobie która
jest godzina i
że to czas, na jaki czekałam. Wyjeżdżamy i dziś
wieczorem -
dziś wieczorem wrócimy na właściwe tory.
Chwyciłam małą butelkę perfum prysnęłam i uśmiechnęłam się do
mojego odbicia. Moje grzywka
spadła z powrotem na moje czoło -
cholera
. Nic nie można na to poradzić.
Wsuwając pasek mojej torby przez ramię, wróciłam do baru. Minęłam
grupę dziewcząt i na szczęście Kristen nie była przywiązana do jego
boku, kiedy do nich dotarłam. Stała tam jednak z pochyloną głową
obok innej dziewczyny. Szeptali i chichotali o czymś.
Reece zobaczył mnie pierwszy. Podnosząc brwi i z bijąc sercem,
dotknęłam ramienia Brocka.
Brock odwrócił się i spojrzał w dół. Miał ponad 180cm wzrostu a ja
ledwie 167 cm
. Pochylił się nade mną bo ja dostawałam do jego
piersi. - Jillybean -
powiedział swoim głębokim, szorstkim głosem. -
Gdzie na świecie byłaś?
-
Um, rozmawiałam z Katie - powiedziałam. -Musiała wrócić do pracy.
Uśmiechnął się, gdy sięgnął do tyłu i podniósł piwo z baru.-Nawet nie
przyszła i nie przywitała się ze mną.
-Dobrze . . .
Brock opuścił rękę na moje ramiona i przyciągnął mnie do siebie.
Pachniał cudownie. Świeży, rześki zapach, który przypominał mi
zewnątrz. Całe moje ciało zadrżało. -Właściwie właśnie cię szukałem.
Myślałem, że uciekłaś beze mnie.
-Nie.-
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu pędzącego po mojej
twarzy.
-
Dobrze to słyszeć.- Ścisnął mnie za ramię. -To zraniłoby moje
uczucia.
Colton odwrócił się od Reece, i miał to spojrzenie na twarzy, wyglądał
jak policjant. -Hej, Jillian.
-
Cześć- pisnęłam, bo ręka Brocka poruszała się po moim ramieniu.
Cóż, to nie była jego cała ręka. To był tylko jego kciuk. Śledził krąg
wzdłuż mojej skóry.
Podniósł butelkę. -Nie zdawałem sobie sprawy, że skończyłaś
dwadzieścia jeden lat.
-Um-
wymamrotałam.
W tym momencie Jax
pojawił się za barem. Jego oczy rozszerzyły się,
gdy zobaczył mnie stojącą obok Brocka. - Hej - powiedział, krzyżując
ramiona. -
Wiesz, że mam dla ciebie szaloną miłość, ale nie możesz tu
być. Dwadzieścia jeden i mniej jest tylko w środowe wieczory. . . dzięki
Bogu -
dodał pod nosem.
-
Kiedy się tu dostałaś?
Westchnęłam w duchu. Biorąc pod uwagę, że byłam tu przez dwie
godziny, było to trochę zawstydzające, jak łatwo przeszłam
niezauważona. Prawdopodobnie mogłabym się rozebrać do naga i
nikt mnie nie zobac
zył.
-
Och, do diabła.- Brock zsunął rękę z moich ramion i położył piwo na
barze. -
Nawet o tym nie myślałem.
Moja twarz płonęła, gdy spojrzał na mnie. -W porządku. Byliśmy... i
tak wyjeżdżaliśmy, prawda?
Brwi Brocka splecione ze sobą. -Co? O! Gówno. Która godzina?
-Um.- Zacz
ęłam kopać telefon, ale już wyciągnął go z tylnej kieszeni.
- Tutaj -
przerwał mi cichy głos i podniosłam wzrok. To była Kristen.
Trzymała dwa kieliszki.
- Wypij
jeden ze mną, Brock.
Brock spojrzał na mnie, wciąż trzymając telefon.
-Chod
ź,- nakłoniła, a ja zesztywniałam, gdy moje palce zacisnęły się
wokół paska mojej torebki. -Obiecałeś mi.
- Wypije.-
Wziął strzał, ale nie pił. Jego oczy, tak ciemne, że prawie
czarne, spotkały moje.
-
Cholera, Jillybean, przepraszam. Nie wiedziałem, że było tak późno.
W pełni świadoma tego, że Kristen czekała tuż obok nas,
powiedziałam: -Wszystko w porządku.
Jego spojrzenie migotało za mną i dziwny dreszcz przebiegł mi po
plecach. Patrzył na Kristen.
-Co robisz jutro wieczorem?
Jutrzejszy wieczór?
Zamrugałam powoli. Planowałam wrócić do
Shepherda, a on wyjeżdża z moim ojcem i zespołem Lima. Dlaczego
więc…
-
Co powiesz na to, żebyśmy jutro wzięli coś do jedzenia? Tak. -
Uśmiech Brocka może zatrzymać ruch. W tym momencie zatrzymało
to moje serce. -To by
działało lepiej.
-Co?-
Odetchnęłam, myśląc, że nie słyszę go dobrze, bo jutro nie
będzie w domu. Nie miałby czasu.
Moje ciało zaczerwieniło się, a następnie poczułam zimno, gdy
urzeczywistniła się świadomość. Porzucił mnie dla swoich przyjaciół i
dla Kris
ten, a jutro wieczorem nie będzie kolacji, bo nie byłoby go
tutaj.
Leciał z tatą, a tata lubił wcześnie dotrzeć na lotnisko.
- Jillian -
powiedział Jax, unosząc brwi.
Zaczerwieniwszy się do koloru mojej szminki, moje spojrzenie
szaleńczo krążyło po grupie. Reece odwrócił wzrok - patrząc na swoją
wieloletnią dziewczynę Roxy, która była na drugim końcu baru. Colton
studiował buty. Facet, którego nie rozpoznałam, uśmiechał się do
grupy dziewcząt, nieświadomy wszystkiego oprócz dziewczyn. I
Kristen. . . Kristen
patrzyła na mnie tak, jak każda dziewczyna patrzy
na tę dziewczynę, tę, która nie ma pojęcia - tę, która daje ci
zakłopotanie z drugiej ręki.
O Boże.
-Tak. To fajne.-
Cofnęłam się, mrugając z powrotem nagłymi łzami w
oczach. To było takie upokarzające. Potrzebowałam iść. Musiałam
teraz odejść. -Jutro jest dobrze- wykrzyczałam, wiedząc, że jutro się
nie wydarzy.
Dzisiejszej nocy nie było inaczej niż jakakolwiek inna noc i byłam taka
głupa, by myśleć inaczej.
-Jillybean.-
Odwrócił się, by odłożyć strzał na barze. Jego usta były
ściągnięte w ciasną, płaską linię. -Hej, pozwól, że cię odprowadzę.
Uśmiechnęłam się- uśmiechając się, nawet gdy jego twarz zaczęła się
rozmazywać. -Nie. To nie jest konieczne. W porządku. I tak muszę iść.
Brock zaczął marszczyć brwi, gdy jego oczy się zwęziły. -Jillian…
-
Cześć!- Wydęłam się, dając Coltonowi i Reece szybką falę. Do
zobaczenia.
Mogliby się pożegnać lub nic nie powiedzieć. Nie wiedziałam. Krew
uderzała mi w uszach i nic nie mogłam usłyszeć, gdy pośpieszyłam
przez bar,
unikając tłumów ludzi rozmawiających i śmiejących się.
Ręce mi się trzęsły, gdy pchnęłam drzwi i pobiegłam do
balsamicznego nocnego powietrza.
Lekkie uderzenie w drzwi wyrwało mnie z pamięci. Czując się
wstrząśnięta i chora na mój żołądek, doświadczając tego bałaganu i
surowego zawodu, jakby
to było kilka sekund temu, a nie lata temu,
spojrzałam w górę i zobaczyłam Brocka stojącego tam, jakby został
powołany z mgieł przeszłości.
Dlaczego musiał tu być teraz? Czemu? Widzenie go teraz byłoby tak
samo złe, jak widzenie go natychmiast po masturbacji podczas myśli o
nim.
Boleśnie kurwa niezręcznie.
Jedno spojrzenie na mnie
i niepokój ścisnął jego rysy. -Hej, wszystko
w porządku?
- Tak. -
Przełknęłam węzeł zatykający gardło, gdy patrzyłam, jak
wchodzi do mojego biura. -
Byłam... -przerwałam, nie miałam dobrej
wymówki, dlaczego siedziałam przy biurku, wpatrując się w ścianę,
jakby ktoś kopnął mojego kota pod nadjeżdżający pojazd. Podnosząc
dłoń, odgarnęłam włosy. -Nie stałeś tam długo, prawda?
-
Wystarczająco długo.
Spięłam się.
Ciemne spojrzenie Brocka wędrowało po mojej twarzy, niczego nie
omijając. Nie powiedział nic, gdy podszedł do przodu i usiadł na
krześle naprzeciwko mojego biurka. Minęło kilka sekund nim
powiedział: -Czasami masz taki wyraz twarzy. Jak byś była tysiąc mil
stąd. Gdzieś indziej. I chyba wiem gdzie.
O Boże.
Moje oczy rozszerzyły się.
-
I widziałem już to spojrzenie - kontynuował, patrząc w moje oczy.
Jego szerokie ramiona napięły się.
- J
a . . . Już wcześniej spotkałem je na twojej twarzy.
Wci
ągając ostry oddech, odepchnęłam się od biurka palcami.
Chwyciłam ramiona krzesła. -Nie myślałam o tym. Ani trochę. Po
prostu zatopiłam się w myślach. Poważnie.
Jego brwi uniosły się ze zdziwienia nadal wpatrywał się we mnie,
jakbym po prostu przyznała się do potajemnego bycia Batgirl lub
czymś takim. -Ty . . . nigdy nie przestajesz mnie zaskakiwać.
Roześmiałam się nerwowo. -Nie jestem pewna, czy to dobrze.
Potrząsając głową, jakby tkwił w bańce zdumienia, pochylił się do
przodu, zaciskając ręce. -Chronisz mnie.
-Co?
-
Wtedy mnie chroniłaś - powiedział dziwnie ochrypłym głosem. -Ale
ty wciąż to robisz, prawda? Nie chcesz, żebym myślał o tamtej nocy,
ponieważ nie chcesz, żebym się obwiniał.
Mój Boże, czy to było łatwe do odczytania?
-
Chociaż wiem, że nadal się z tobą pierdoli. Nadal się ze mną pierdoli.
Zawsze się ze mną pierdoli, ale ty byłaś jedyną ranną. To ja
spieprzyłem, a mimo to wciąż starasz się mnie chronić.
Chciałam złamać ramiona krzesła.
- N
ie zasługuję na to,- powiedział, napinając mięsień wzdłuż szczęki. -
Na pewno nie zasłużyłem na to i nie zasługuję na to teraz.
Ścisnęłam oczy i walczyłam, żeby dostać powietrze do płuc. -Brock...
-
Ale zamierzam to zmienić,- obiecał, a moje oczy otworzyły się. -
Pewnego dnia,
pewnego dnia naprawdę, zmienię to.
ROZDZIAŁ 16
-
To. . . to byłoby takie idealne.- Teresa odwróciła się z jedną ręką na
wystającym brzuchu.
-
Prawie widzę lustro tutaj, po ścianą. Słupki po drugiej stronie.-
Avery
skinęła głową, stojąc obok przyjaciółki. -Boże, to jest. . . to
nawet więcej niż oczekiwaliśmy.
Pozwoliłam sobie na mały uśmiech, gdy przemierzali duże
pomieszczenie oświetlone przemysłowymi lampami nad głową.
Już straciliśmy chłopaków. Jase i Cam zniknęli z Brockiem około pięciu
minut po rozpocz
ęciu spotkania.
Odsunęłam się i pozwoliłam Avery i Teresie aby oglądały je. Było
jeszcze kilka pustych przestrzeni, ale czułam, że to będzie najlepsze,
jest wystarczająco duże, aby można było je podzielić na więcej niż
jedną przestrzeń. Zebrałam już część informacji, o które poprosił
Brock, wyceniając inne klasy w okolicy i ich średnią wielkość klasy. Jak
już wcześniej wyjaśniłam Brockowi, nie było dużej konkurencji.
-
Więc uważasz, że ta przestrzeń wystarczająca?- Zapytałam.
Avery spojrzała przez ramię, jej oczy były jasne i ciepłe. -Tak. To na
pewno wystarczy.
-
Niektóre przestrzenie, które wcześniej oglądaliśmy, były dosłownie
pokojami nad obiektami
, które były chłodzone przez wentylatory
sufitowe -
wyjaśniła Teresa. -I nawet nie mówmy o stanie podłóg w
tych miejscach.
-
W porządku, więc przynajmniej wiemy, że ta przestrzeń może
działać.- Złączyłam ręce, kiedy przechodziłam przez pomieszczenie
puka
jąc obcasami butów. -Następnym krokiem jest uzyskanie jak
najbliżej szacunkowej kwoty, ile kosztowałoby przekształcenie tej
przestrzeni w studio tańca. Od tego wyjdziemy - wyjaśniłam.
-
Spędziłam trochę czasu na oglądaniu planów pięter i materiałów, ale
d
oszłam do wniosku, że wiedzielibyście dokładnie, co będzie
potrzebne do wykonania tej pracy. Tak
więc chciałabym żebyście to
oszacowa
ły.
Wymieni
ły spojrzenia i Teresa powiedziała: -Możemy to zrobić.
-
Z łatwością, - Avery się zgodziła.- Kiedy potrzebujesz informacji?
-
Mamy czas. Zbliżamy się do końca roku, więc przenosimy się do
budżetów na wiosnę. Gdybyśmy mieli przedstawić ten projekt,
musimy uzyskać pozwolenia i wszystko w kolejce. Po oszacowaniu
jesteśmy o krok bliżej.
Podniecenie błyszczało w oczach Avery. -Myślisz, że tak się stanie?
Zapytała mnie.
-
Myślę, że Brock jest na pokładzie. Ma pewne obawy związane z
kosztami i rentownością, co jest normalne, ale jest tu duży potencjał
wzrostu ,-
odpowiedziałam zgodnie z prawdą. -Sztuką będzie
zmuszenie mojego ojca do podpisania się. Jest otwarty na nowe
pomysły, ale nie jest to coś, co kiedykolwiek rozważał. Chcę mieć
wszystko w kolejce, zanim pójdziemy do niego. Chcemy to
zrealizować, aby nawet nie przemknęło mi przez głowę, aby go
wyłączyć. Myślę, że możemy to zrobić.
Averty
kuśtykała z jednej strony na drugą, co chyba było jej wersją jej
szczęśliwego tańca.
Chichocząc, Teresa uniosła ramiona i potrząsnęła nimi, zanim poszła
do miejsca, w którym stałam.
-
Dziękuję.- Stała na mojej lewej stronie i położyła dłoń na moim
ramieniu. -
Poważnie. Wiem, że nic nie jest jeszcze oficjalne, ale
dziękuję, że chciałaś nam pomóc i spróbować uczynić to możliwym.
Taniec był tak dużą częścią naszego życia, że aby móc poważnie się w
niego
zaangażować, jest niczym innym, jak spełnieniem marzeń dla
nas .
-Nie ma problemu.-
Rumieniąc się lekko, spojrzałam na Avery, która
się do nas uśmiechała. -Więc co myślicie o możliwym czasie, jeśli to
się zakończy?
-
Czas jest idealny, jeśli patrzymy na wiosnę, zanim cokolwiek zacznie
się ruszać - powiedziała Avery, patrząc w kierunku Teresy. -Do końca
grudnia urodzisz
-
Dzięki Bogu - mruknęła Teresa.
-
Zanim klasy będą gotowe, prawdopodobnie patrzymy na środek lata,
prawda?
Teresa skinęła głową. -Zgadza się.
Nastąpił nagły wybuch męskiego śmiechu, a potem dźwięk czegoś
mięsistego uderzającego w coś, co brzmiało jak mata.
Teresa spojrzała na podwójne drzwi z lekkim zmarszczeniem brwi. -
Naprawdę mam nadzieję, że Brock nie pokazuje, jak się porusza.
-
Boże, mam nadzieję, że nie, jestem naprawdę głodna i nie chcę
spędzać wieczoru na pogotowiu,- zgodziła się Avery.
Śmiałam się. -Jeśli tak, będzie dla nich łagodny.
Wygląd twarzy Avery powiedział, że wie lepiej. -Może powinniśmy ich
znaleźć.
-Nie jest to konieczne -
oznajmił męski głos z drzwi i obróciłam się.
Jase
wchodził przez drzwi, wpatrując się w żonę. -Wiem, że byliście
pozbawieni nas, ale wróciliśmy.
Teresa parsknęła. Nie sądzę, że pozbawione to właściwe słowo.
Sekundę później weszli Cam i Brock, a ja założę się, że Avery poczuła
ulgę, widząc, że Cam wydaje się być w jednym kawałku i nie kuleje.
Natychmiast dołączył do rudej dziewczyny, zakładając rękę na jej
wąskie ramiona.
Mówiąc zbyt nisko, żebym mogła to usłyszeć, odgadłam przez nagły
różowy odcień na policzkach Avery, że cokolwiek Cam powiedział jej,
było czymś, co cieszyło mnie, że nie podsłuchałam.
Jase podszedł do żony i objął ją ramionami, opierając dłonie na jej
przedłużonym brzuchu. -Wszystko dobrze?- Zapytał, całując ją w
policzek.
Zamknęła oczy i skinęła głową, odchylając się do niego. Poczułam
szarpnięcie w piersi i spuściłam wzrok, czując, że nie powinnam się na
nich gapić jak pnącze. Miłość, którą czuli do siebie, była namacalna,
podobnie jak w przypadku Avery i Cam. Dobrze było być otoczonym
przez takie szczęśliwe pary, ale czasami trudno było nie być trochę
zazdrosnym. Czułam się głupio przez moje odczucia, ale trudno było
sobie wyobrazić, gdzie są Teresa i Avery. To znaczy, mogłam to sobie
wyobrazić, ale to było wszystko. Fantazja w tym momencie.
Zerkn
ęłam na Brocka. Sprawdzał swój telefon z zaciśniętą szczęką i
poczułam, że mój żołądek bierze olimpijskie nurkowanie. Był poza
biurem przez większość czwartku i dziś, na różnych spotkaniach, więc
nie widziałam go zbyt długo od tego popołudnia w moim biurze,
kiedy złożył obietnicę - obietnicę, której w pełni nie rozumiałam.
Zabrał mnie dziś rano, używając tej samej wymówki, którą powiedział
wcześniej, a ja byłam trochę zdenerwowana z powodu jazdy do
domu. Do diabła, podczas jazdy do tego miejsca nie był zbyt
rozmowny dziś rano kilka razy, kiedy go widziałam.
-
Wszystko wygląda dobrze?- Zapytał Brock, opuszczając telefon.
Teresa i Avery praktycznie eksplodowali chórem entuzjastycznych
TAK
i mały uśmieszek wygiął się w rogu warg Brocka, podczas gdy
obaj mężowie uśmiechali się szerzej.
- Dobrze. -
Brock spojrzał na mnie, jego wyraz twarzy był nieczytelny.
-
A więc ruszajmy w drogę.
Patrząc na to, w co wierzyłam, był moim drugim strzałem Jamesona,
próbowałam przypomnie sobie, jak dotarłam do punktu, w którym
mój brzuch był pełny, krew w żyłach była ciepła, a wszystkie mięśnie
w moim ciele były zdecydowanie zrelaksowane.
Zaczęło się od wina.
Zaczeło się w małym barze-restauracji, zajęliśmy duży stolik przed
oknami, a Teresa, która najwyraźniej nie mogła się napić chciała
żebym wypiła za nią.
Coś w życiu zastępowane przeze mnie.
Byłam typową dziewczyną „kieliszek wina i wystarczy”. Bardzo rzadko
piłam dwa. . . lub cztery, a zwłaszcza nie wśród innych ludzi. Rzecz w
tym, że stajesz się brzęcząca, masz tendencję do zapominania o sobie
i chociaż może to być niesamowite, lubiłam być przestrzennie
świadoma mojego otoczenia. . . i moich dziwnych ust.
Ale zanim się zorientowałam nie z mojej winy, wypiłam kilka
kieliszków wina i myślę, że jeden strzał. Nie myślałam o moich ustach
ani bliznach, ani o rozmowie, którą Brock i ja mieliśmy w środę lub o
nocy, kiedy
Brock złamał mi serce i skończyło się na tych bliznach.
Naprawdę nie myślałam o żadnej z tych bzdur i było cudownie.
Powinna
m pić częściej.
Teraz gapiłam się na drugie ujęcie, zastanawiając się, jak to się
pojawiło przede mną. Brzęczenie, moje spojrzenie odbijało się od
bursztynowego alkoholu do Jase. Czekaj
. Czy to było drugie? Albo
trzeci?
Myślę, że to był trzeci.
-To nie ja.-
Trzymał ręce w górze.
Avery, która również trochę sobie na to pozwoliła, zachichotała. Jej
twarz była także zarumieniona, że ledwo dostrzegałam piegi. Cam nie
pił, więc dostarczał drinki. Przyznaję, zasłużyła na uwolnienie.
Wychowywanie dzieci musiało. . . Moje myśli ucichły i przypomniałam
sobie, że próbowałam dowiedzieć się, jakim cudem strzał był przede
mną.
Odwróciłam się i spojrzałam na Brocka.
Siedział po mojej lewej stronie, opierając ramiona na stole. Wzruszył
ramionami, podnosząc szklankę wody. -Myślałem, że wyglądasz,
jakbyś potrzebowała kolejnego.
Przyglądałam mu się przez chwilę. -Próbujesz mnie upić?
- Nigdy. -
Niewinnie rozszerzył oczy.
-
Po prostu próbuję cię zrelaksować.
-Jestem zrelaksowana.-
Podniosłam szklankę. -Totalnie zrelaksowana
- mrukn
ęłam.
-
Zwykle jesteś spięta jak cholerna kobra - odpowiedział i nie miałam
pojęcia, czy kobry są spięte. Musiałam uwierzyć na jego słowo. -Pij.
Wyp
iłam.
Płyn palił mi gardło i podlewał oczy. Z trudem łapiąc powietrze,
ścisnęłam oczy. -O mój Boże, to płonie.
Brock zachichotał i pochylił się ku mnie, jego cała prawa ręka
naciskała na mnie i podobało mi się to. Bardzo. -To jednak dobry
rodzaj oparzenia. Stawia w
łosy na twojej klatce piersiowej - drażnił
się.
-
To jest gorące - odpowiedziałam, a mój wzrok opadł z jego twarzy na
pierś. – Ty masz ładną klatkę piersiową.
Od
Brocka dobiegł kolejny śmiech. -Dziękuję.
W głębi mojej głowy wiedziałam, że doświadczam gorszego
przypadku wymiocin, ale nie mogłam się powstrzymać ani się tym
przejmować. - Nadal masz tatuaże na piersi?
Jego uśmiech był szeroki, gdy patrzył na mnie. - Nie jestem chętny
poddaniu
się godzinom usuwania lasera, więc wciąż mam tatuaże na
piersi, Jilly.
Skin
ęłam głową, z radością słysząc to. -Naprawdę je lubiłam.
Szczególnie . . . krzyż. Tak. - Zatrzymując się, łatwo wyobraziłam go
sobie w mojej głowie. -To wszystko jest celtyckie i. . . gówno.
-Celtyckie i gówno.-
Jase roześmiał się. -Podoba mi się sposób, w jaki
to brzmi.
- Mi
też - skinęłam głową z aprobatą, po prostu wiedziałam, że czeka.
-Patrz!-
Teresa nagle uderzyła Jase'a w ramię. -Cieszę się, że nie
jestem tu jedyną osobą w ciąży.
Jase zachichotał. -To restauracja i bar. Ostatnim razem, kiedy
sprawdzałem, kobiety w ciąży mogły jeść w miejscach, które
serwowały jedzenie.
-Tak, ale to dziwne -
odpowiedziała. -Czuję, że wszyscy na mnie
patrzą, potajemnie osądzając mnie.
-Pieprz to.
Nie znasz ich. Oni cię nie znają - powiedziałam i
otworzyłam usta. -Przepraszam. Ta część „pieprzyć” była trochę
niegrzeczna. J
estem trochę brzęcząca.
Otworzyła szeroko oczy i uśmiechnęła się. -Lubię brzęczącą Jilliane.
Brzęcząca Jillian też ją lubiła. Ponownie skupiłam się na Brocku. -Ty...
wiesz co?
Upił łyk wody i znów pochylił się ku mnie, a mi naprawdę, bardzo się
to podobało. Podobało mi się też, że jego ciemne oczy rozgrzały się,
kiedy na mnie spojrzał. -Co?
-
Wydajesz się chłodny- obniżyłam głos.
-
Chłodny? - Pochylił brodę ku mnie, jego ciemne oczy błyszczały. -
Kiedy
byłem chłodny?
Wzruszyłam ramionami. Moje ramię otarło się o jego. -Byłeś
wcześniej kamienną twarzą. Wiesz, szczęka zaciśnięta i cicho.
-Kamienna twarz? To nowy opis. -Jego spojrzenie
przemknęło przez
stół, zanim mnie usadowiło. -Po prostu miałem do zrobienia niektóre
rzeczy.
O. To brzmiało tak dramatycznie. -Jakie rzeczy?
-Rzeczy -
powtórzył i jakoś jego usta znalazły się bliżej moich. Tak
blisko, że czułam jego oddech na ustach. -Opowiem ci o tym później.
W porządku?
Patrzyłam na jego usta. -Okej.- Nie miałam pojęcia, na co się
zgadzam, ale te usta były bujne i zakrzywione.
Brock znów zachichotał głębokie, bogate brzmienie sprawiło, że
poczułam zawroty głowy. No cóż, bardziej zawstydzony niż ja.
Czekaj
. Czy słowo było bardziej zawadiackie?
Avery pochyliła się do Cam i odchyliła głowę do tyłu, chwytając przód
koszuli, pociągając go w dół, żeby coś szepnąć. Jego oczy rozszerzyły
się nieznacznie, a na ustach pojawił się świadomy uśmiech.
-Czas na nas-
Cam podniósł rękę, rozglądając się za kelnerem.
Teresa uniosła brew, gdy Avery znów zachichotała i wszystko, co
mogłam pomyśleć, to to że ktoś na pewno zostanie rozłożony
dzisiejszej nocy.
Szczęściarz.
Pojawił się kelner i kilka minut później, ja i Avery przylgnęliśmy do
siebie, żegnaliśmy się i próbowałam przytulić Teresę i za chwilę
siedziałam w samochodzie Brocka.
- Twój samochód jest taki fantazyjny -
powiedziałam, sięgając po pas
bezpieczeństwa. Tęskniłam za nim i sięgnąłam po niego ponownie. -
Tak fantazyjne-smu
kłe.
Brock roześmiał się, zamykając moje drzwi. Udało mi się zapiąć pasy,
zanim znalazł się za kierownicą. -Dobrze się tam czujesz?
-Wszystko idealnie.-
Położyłam torebkę na kolanach, przytulając ją
blisko. -
Avery i Teresa są naprawdę podekscytowane przestrzenią. . .-
Spędziłam podróż do mojego mieszkania, szczegółowo opisując, jak
bardzo
były podekscytowane. Brock słuchał, a kiedy raz na niego
spojrzałam, uśmiechał się, koncentrując się na drodze.
Wyglądało na to, że dotarcie do mojego kompleksu zajęło tylko kilka
sekund. Zamrugałam i byliśmy na parkingu, a ja wpatrywałam się w
moje zaciemnione okno. Niepokój wypełniał szczęśliwy szum w moich
żyłach. Było wcześnie, nawet o dziesiątej, a jedyną żywą rzeczą w
moim mieszkaniu był Rhage i była to piątkowa noc. Bycie samotnym
w weekendy było do dupy wszyscy inni gdzieś byli. Nie wiedziałam
dokładnie, ale oni gdzieś byli, a ja byłam tutaj, nic nie robiąc.
- Odprowadz
ę cię - oznajmił, wyłączając samochód. Przekręcił się ku
mnie. -
Myślisz, że możesz poradzić sobie ze schodami?
Obrażona obróciłam głowę i prawie przewróciłam się. -Mogę
chodzić.
Nawet w ciemnym wnętrzu widziałam rozbawioną na jego twarzy
minę. -Naprawdę zamierzasz usiąść i zachowywać się, jakbyś nie była
pijana?
-
Jestem . . . trochę wstawiona.
-
Nigdy bym tego nie odgadł - odparł sucho.
-To twoja wina -
mruknęłam, otwierając drzwi. Zaczęłam wysiadać ale
za
plątałam się w pas bezpieczeństwa. -Cholera.
Brock roześmiał się. -Nie zaprzeczam temu.
Kilka chwil zajęło mi wyjście z samochodu. - Ale mogę w pełni chodzić
po tych schodach.-
Wskazałam na nich na wypadek, gdyby nie miał
pojęcia, o czym mówię. -Nie potrzebuję twojej pomocy.
Uśmiechając się, powoli podszedł do mnie. -W porządku. Nie
potrzebujesz mojej pomocy, ale
i tak mogę ci to zaoferować?
Spojrzałam na niego ostro. -Kiedy stałeś się takim dżentelmenem?
-
Nie jestem dżentelmenem.- Chwycił mnie za rękę. -Zaufaj mi.
-Nie wiem tego-
Pozwoliłam mu poprowadzić mnie przez parking. -
Czekaj
. Wiesz co byłoby świetne? Lody.- Odsunęłam moją rękę,
obróciłam się i zaczęłam wracać do jego fantazyjnego samochodu. -
Moglibyśmy kupić lody.
- Wracaj tutaj -
powiedział ze śmiechem. Okręcił ramię wokół mojej
talii i
odwrócił mnie z powrotem.
-Poczekajmy na lody. Sprawdzimy, czy ch
cemy to zjeść za chwilę.
-Czemu?
-
Może popsuć ci żołądek po wypiciu whisky.
-
Hmmm. To brzmi słusznie.- Przestałam mówić bo okazało się, że
stoimy przed schodami i muszę się skoncentrować. To trudniejsze niż
przewidywałam.
Przy moich drzwiach
nieco się kołysząc, zsunęłam torebkę z ramienia i
znalazłam klucze. Wyciągnęłam je i natychmiast je upuściłam.
Brock zsunął je z podłogi, poruszając szybkością ninjy. -Mam to.
- Tak.-
Patrzyłam, jak otwiera moje drzwi. -Tak. Ty robisz.
Kręcąc głową, otworzył drzwi. - Wejdź.
Potkn
ęłam się, wyrzuciłam rękę i uderzyłam w przełącznik na ścianie.
Przyciemnione
żółte światło zalało salon. Moje spojrzenie
natychmiast wylądowało na Rhage. Siedział na stoliku do kawy, a jego
małe, żółte oczy kota były pełne osądu.
-
Przestań się na mnie gapić - wymamrotałam, idąc do przodu.
Z
atrzymałam się, przypominając sobie, że Brock tam był. Odwróciłam
się. Nadal stał w drzwiach. -Wchodzisz?
-
Chcesz, żebym?- Zapytał.
-Tak. - Skin
ęłam głową, na wypadek gdyby był zdezorientował.
Obserwując mnie z tym uśmiechem na twarzy, wszedł do środka i
zamknął za sobą drzwi. Podszedł do wyspy i położył na niej moje
klucze. -
Masz wodę w lodówce?
-
Mam woda też w kranach.- Zdjęłam buty i kopnęłam je o ścianę. Z
ulgą, poruszyłam palcami.
Brock prychnął, idąc do lodówki. -Masz jakieś środki przeciwbólowe?
-Czemu pytasz
? Boli cię głowa? - Czując ciepło, zbyt ciepło, podeszłam
do okna, aby je otworzyć, gdy zdałam sobie sprawę, że w tej chwili
wymaga to dużego wysiłku. Spojrzałam na siebie i przypomniałam
sobie, że mam bluzkę pod sweterkiem.
Słysząc dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi szafek, sięgnęłam w
dół i zrzuciłam sweter przez głowę, pozwalając mu spaść na podłogę.
Chłodniejsze powietrze obmyło moje ramiona. Czułam się milion razy
lepiej i
odwróciłam się.
Brock znalazł zapas pigułek w szafce w pobliżu lodówki i wkładał
aspirynę do dłoni.
Z butelką wody w drugiej ręce odwrócił się i znieruchomiał.
Zacz
ęłam coś mówić, ale zapomniałam, co to było, gdy jego wzrok
omiótł moją twarz i opadł, podróżując po cienkich ramiączkach
mojego topu.
Top
był ciasny, jak druga skóra, i miał niski krój, ukazujący górę moich
piersi. Wiedziałam o tym, bo tam właśnie patrzył.
Przyjemne ciepło zastąpiło prawie duszące ciepło sprzed kilku
sekund, ale nie
chciałam pozbyć się tego uczucia. Nie, kiedy szedł w
moim kierunku, jego oczy były teraz ciemniejsze, jak rozgrzane nocne
niebo.
Przełykając, przechyliłam głowę do tyłu, gdy zatrzymał się przede
mną. Nie wiem, dlaczego powiedziałam to, co powiedziałam dalej.
Właśnie wyszło z moich ust. -Grady nigdy nie zabrał mnie na kolację.
Jedna brew uniosła się.
-
Musiał zmienić termin bo był zajęty farmą dziadków w nieokreślony
terminam
i finałami i ...
Wzruszyłam ramionami, a jego spojrzenie znów opadło. -Nie sądzę,
że mnie to obchodzi.
-
Oczywiście, że nie. Powiedziałem ci, zasługujesz na coś lepszego niż
on. Weź je i pij wodę - rozkazał. -Będziesz wdzięczna za to, gdy się
obudzisz.
Wiedz
iałam, że miał doświadczenie w tych sprawach, zrobiłam to, co
mi kazano, kiedy
przechodził obok mnie i podniósł pilota. Rhage
zeskoczył na dół i podbiegł do miejsca, gdzie stał Brock, owijając ciało
wokół kostek.
Zdradziecki kot-dupek.
Brock włączył telewizor i zaczął przeglądać kanały, decydując się na
film Jason Statham, w którym g
rał Jason Statham. . . Jason Statham.
Umieszczając pilota na stoliku, Brock podszedł i zgasił światło, a
potem usiadł - nie, położył się na boku. Najwyraźniej przegapiłam
moment, w którym zdjął buty i skarpetki. Podparł głowę na pięści i
spojrzał na mnie. -Chodź tu.
Nie ruszyłam się przez sekundę. W głębi umysłu słychać było mały
głos, który zaczynał podnosić głośność, ostrzegając mnie, abym nie
po
dchodziła do niego - poprosić go, by odszedł, a potem iść sama ze
sobą do łóżka, ale powiedziałam, żeby ten głos szedł do diabła, a ja
poszłam do niego.
Brock wyciągnął rękę i zakręciło mi się w głowie. -Obejrzysz ten film
ze mną? Potem wyjdę.
Oglądasz z nim film? JA . . . Mogłabym to zrobić.
Pociągnął mnie w dół, więc leżałam wyciągnięta na kanapie obok
niego. Puścił moją rękę, więc patrzyłam na telewizor. Moje plecy były
przy jego piersi
, a między nami była najmniejsza przestrzeń.
Przypomniało mi to inne dni, dni dawno temu, kiedy tak leżeliśmy w
domu. Dotykanie, ale nie. Minęło kilka chwil i poczułam, że jego ręka
spoczywa na moim biodrze. Szarpnęłam się w dotyku i przygryzłam
wargę.
Moje serce waliło w rytmie, a strzały odbijały się echem od
telewizora. Jego ręka nie poruszyła się, ale kciuk przesuwał się tam i z
powrotem. Moje ciało włączyło się na niego, gdy patrzyłam na
telewizor, nie widząc co na nim jest. Zaczęłam się ruszać.
- Jillian -
jęknął, jego ręka przytrzymała moje biodro. -Połóż się
nieruchomo i obejrzyj film.
Nadąsana westchnęłam mocno. Nie chciałam leżeć nieruchomo. Nie,
kiedy tu
był. Nie, kiedy jego ciało było długie, ciepłe i twarde, tak
blisko mojego.
-Brock?-
Odwróciłam głowę, żeby go usłyszeć.
-Co kochanie?
Wpatrywałam się w sufit. -Czy to jest . . . czy to dziwne, że tu
jesteśmy?
- Dziwne?-
Poczułam, że się porusza, nagle wpatrywał się nade mną.
Migotanie telewizora rzucało cienie na jego twarz. -Nie ma w tym nic
dziwnego. Ale j
eśli tak, to dobrze.
Dobrze.
To było słuszne.
Moje oczy przeszukiwały jego. - Ty . . . Czy tęskniłeś za mną cały czas?
Odetchnęłam płytko. -Tęskniłam za tobą.
Spojrzenie Brocka było na moim. -Tęskniłem za tobą każdego dnia,
Jillian, z każdą ilością tego, kim jestem.