Kaprysy milionera Williams Cathy compressed

background image

Cathy Williams

Kaprysy milionera

Tłumaczyła

Stella Różycka

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Pierwszy dzień w nowej pracy zaczynał się nie-

zbyt szczęśliwie. Tessa Wilson stała przy recepcji
w holu awangardowego przeszklonego budynku,
gdzie mieściła się siedziba zatrudniającej ją firmy
komputerowej, i wpatrywała się w uśmiechniętego
portiera. Na plakietce przy jego marynarce widniało
nazwisko George Grafton – i wyglądał jak George.
Przy kości, łysiejący, sympatyczny.

– Jak to: widział pan ich rano wychodzących?
Spojrzała na zegarek – praktyczny model casio.

Z

˙

adnych ozdóbek, kalendarza wskazującego aktual-

ną datę ani stopera na wypadek, gdyby nagle ogarnęła
ją nieprzeparta ochota na przebiez˙kę. Praktyczny,
godzien zaufania i punktualny.

– Ale jest ósma trzydzieści! Przeciez˙...
– Niby tak. – Męz˙czyzna przytaknął powaz˙nie,

jakby czytając w jej myślach. – Większość ludzi
pędzi do pracy, ale...

Wzruszył ramionami na znak, z˙e tez˙ tego nie

pojmuje.

Tessa rozejrzała się wokół. Ludzie wlewali się

strumieniem do przysadzistego czteropiętrowego

background image

budynku. Odpowiedzialni, pracowici ludzie zatrud-
nieni w innych mieszczących się tutaj firmach. Tessa
tymczasem miała uwierzyć, z˙e wszyscy pracownicy
Diaz Hiscock Group z jakichś tajemniczych powo-
dów postanowili wziąć sobie wolne. To nie miało
sensu. Zaczęła się nerwowo zastanawiać, czy to nie
jakiś test, który powinna zdać.

– Przepraszam. To mój pierwszy dzień. Proszę

spojrzeć.

Wyjęła umowę i wskazała miejsce, gdzie podano

datę rozpoczęcia pracy.

– Przyszła pani jak nalez˙y, fakt. – Męz˙czyzna

patrzył teraz współczująco, jak na kogoś, kto właśnie
otrzymał tragiczną wiadomość. – Nie umiem tego
wyjaśnić. To znaczy, moz˙e pani iść na górę i spraw-
dzić sama, ale o szóstej wyszli.

– Moz˙e poszli na śniadanie – odparła z nadzieją.
Idiotyczny pomysł.
Ruchem głowy wskazał windy, dowoz˙ące pra-

cowników na właściwe piętra. Tessa spojrzała pode-
jrzliwie na tłum w garniturach i kostiumach i wytarła
spocone dłonie o spódnicę. O siódmej rano wstała
pełna entuzjazmu. Trochę zdenerwowana, to fakt, ale
jako doświadczona asystentka wierzyła, z˙e da sobie
radę w kaz˙dej sytuacji.

Teraz nie była tego pewna. Pomyślała, z˙e cały

proces rekrutacji wyglądał nieco dziwnie. To prawda,
Diaz Hiscock Group była niewielką, lecz dynamicz-
ną i odnoszącą sukcesy firmą rodzinną, ale czy to nie
zastanawiające, z˙e rozmowę przeprowadzała matka

4

CATHY WILLIAMS

background image

szefa? I to w eleganckim salonie w domu prywatnym,
przy ciastkach i kawie? Sześć tygodni temu wydawa-
ło się jej to urocze, inne od zimnych procedur w jej
poprzedniej pracy. Teraz zaczynała się zastanawiać,
czy nie trafiła na szaleńców i nie popełniła fatalnego
błędu, rezygnując z przewidywalnej, lecz pewnej
pracy w biurze rachunkowym.

Starannie złoz˙yła umowę i schowała ją do torebki.
– Dziękuję za pomoc – uśmiechnęła się uprzej-

mie. – Pewnie często będziemy się widywać!

– Moz˙e nawet juz˙ za parę minut! – Uśmiechnął

się szeroko; odpowiedziała bladym uśmiechem.

– Cha, cha.
Jeśli George sądził, z˙e dodał jej otuchy, to grubo

się mylił.

Twarz ją paliła, kiedy czekała przy windzie. Wsia-

dła, nie patrząc nikomu w oczy. Zastanawiała się, czy
kiedy wysiądzie na drugim piętrze, za jej plecami
rozlegnie się gromki wybuch śmiechu.

Śmiech się nie rozległ, za to piętro okazało się

opuszczone, jak twierdził George. Biuro nie było
duz˙e. Recepcja, a za nią ustawione ze smakiem
biurka, niektóre oddzielone niskimi ściankami. I ni-
gdzie z˙ywej duszy. Tessa ze ściśniętym sercem ru-
szyła korytarzem wyłoz˙onym miękką kawową wy-
kładziną. Przestronne pokoje po prawej i lewej, nie-
które z komputerami i plazmowymi monitorami,
świadczące o finansowym dobrobycie – wszystkie
puste. Słabe światło zimowego słońca zaglądało nie-
śmiało do środka.

5

KAPRYSY MILIONERA

background image

Czuła się jak intruz. Nie miała pojęcia, czemu nikt

nie zamknął biura. Kaz˙dy mógł tu wejść. Odchrząk-
nęła znacząco i zawołała na próbę:

– Halo!
Odpowiedziała jej ogłuszająca cisza.

– Przekona się pani, z˙e praca z moim synem jest

bardzo ciekawa – zapewniała pani Diaz, siedząc
wyprostowana jak struna z dłońmi elegancko złoz˙o-
nymi na kolanach.

Tessa sądziła, z˙e oznacza to, iz˙ będzie dostawać

odpowiedzialne zadania. To była wada jej ostatniej
posady: szanowano ją za to, co robiła, ale nie miała
szans poszerzyć horyzontów. Dlatego natychmiast
dała się uwieść słowu ,,ciekawa’’.

No cóz˙, dzień w rzeczy samej zaczynał się cieka-

wie, jeśli kogoś ciekawią przechadzki po pustym
biurze.

– Biedny Curtis nie miał szczęścia do sekretarek,

odkąd Nancy wyjechała z męz˙em do Australii. – Pani
Diaz z z˙alem pokręciła głową, Tessa zaś czekała
w milczeniu na ciąg dalszy. Pani Diaz nie sprawiała
wraz˙enia kogoś, kogo moz˙na zasypywać pytaniami.
– Ciągle trafiał na pustogłowe pannice umiejące
jedynie trzepotać rzęsami. Absolutnie nieodpowied-
nie, jeśli chodzi o zadania, jakie stawia praca dla
mojego syna.

Kaz˙dy pracownik jest nieodpowiedni dla człowie-

ka zdolnego zamknąć interes o szóstej w poniedział-

6

CATHY WILLIAMS

background image

kowy ranek, kiedy tego dnia miała się zjawić jego
nowa sekretarka.

Tessa wolno szła korytarzem, zaglądając do poko-

jów, coraz bardziej przekonana, z˙e nie natknie się na
z˙aden znak z˙ycia. Miała przed sobą dwa wyjścia,
równie mało pociągające: albo wyjść, ryzykując, z˙e
nie będzie jej na stanowisku, jeśli reszta pracowni-
ków zjawi się równie tajemniczo, jak znikła, albo tez˙
siedzieć z załoz˙onymi rękami w opustoszałym biurze
do piątej trzydzieści, kiedy powinna skończyć pracę.

Rozpaczliwie próbowała rozwaz˙yć argumenty

przemawiające za kaz˙dą z opcji, kiedy usłyszała jakiś
dźwięk dobiegający z pokoju na samym końcu. Ru-
szyła w tym kierunku.

Tabliczka na drzwiach oznajmiała, z˙e to gabinet

pana Curtisa Diaza. Drzwi były lekko uchylone.
Pchnęła je i przez niewielki przedpokój weszła do
znacznie przestronniejszego pomieszczenia z zaciąg-
niętymi zasłonami.

Jej wzrok szybko przyzwyczaił się do półmroku.

Na sofie pod ścianą lez˙ał rozciągnięty jakiś męz˙czyz-
na. Jedną rękę załoz˙ył pod głowę, druga lez˙ała swo-
bodnie na brzuchu. Pochrapywał cicho.

Miał na sobie dz˙insy i koszulkę z długimi rękawa-

mi, jakie noszą gracze w rugby. Tessa podeszła bliz˙ej
na palcach i zobaczyła śniadą twarz, ciemny zarost
i czarne, zmierzwione włosy. Przypatrywała się z bi-
jącym sercem, pocieszając się myślą, z˙e przynaj-
mniej nie jest sama w budynku. Wystarczy jeden
telefon, a kochany George przybędzie na odsiecz.

7

KAPRYSY MILIONERA

background image

Podeszła energicznie do okna i pociągnęła sznur

od zasłon.

– Dość tego! Kim pan jest i co tutaj robi?
Męz˙czyzna otworzył oczy, jęknął, po czym nakrył

twarz poduszką. Tessa zbliz˙yła się do niego, z nie-
smakiem spojrzała na jego wymięte ubranie i wyciąg-
nęła mu poduszkę spod ręki. Tym razem podziałało.
Przyglądała się z satysfakcją, jak menel siada i,
mruz˙ąc oczy, patrzy w stronę, gdzie stała z rękami na
biodrach i surowo zaciśniętymi ustami.

– Nie wiem, jak się tu dostałeś, kolego... – Oczy-

wiście, z˙e wie! Przeciez˙ drzwi były otwarte. – ...ale
pora się zbierać! To nie sypialnia dla włóczęgów
szukających wygodnego miejsca na drzemkę!

– Co...?
– Dobrze słyszałeś!
Czuła, jak wzbiera w niej złość. Po pierwsze,

zjawiła się punktualnie w nowiutkim kostiumie, go-
towa zrobić dobre wraz˙enie pierwszego dnia pracy,
tylko po to, z˙eby jak idiotka snuć się po pustym
biurze, a jakby tego było nie dość, musi walczyć
z jakimś typem odsypiającym zapewne przyjęcie
z denaturatem w roli głównego dania.

– Spójrz tylko na siebie! – prychnęła, nachylając

się i marszcząc nos, kiedy typ usiadł i wytrzeszczył
oczy. – Powinieneś się wstydzić!

– Tak?
– Z całą pewnością! Zdrowy młody facet jak ty

wkrada się do biura, by sobie uciąć drzemkę! Nie
powiesz mi, z˙e nie moz˙esz znaleźć pracy!

8

CATHY WILLIAMS

background image

Zdrowy młody facet gapił się na nią w sposób, od

którego robiło się jej coraz bardziej nieswojo. Teraz,
kiedy mogła go zobaczyć lepiej, przekonała się takz˙e,
z˙e okaz jest niezwykle przystojny, pomijając zanie-
dbany wygląd. Na widok stanowczych, zdecydowa-
nych rysów zaparło jej dech. Wzięła się jednak
w garść i rzuciła mu wściekłe spojrzenie.

– Obawiam się, z˙e będę musiała wezwać policję

– powiedziała cicho, na co błękitne oczy zmruz˙yły się
i błysnęły rozbawieniem. – Nie ma w tym nic śmiesz-
nego! Jak policja cię zgarnie i zapakuje do celi,
odechce ci się śmiać!

Nie mógł się opanować. Jego wargi wygięły się

w szelmowskim uśmiechu.

– To nie Nowy Jork, tylko Londyn. Ogląda pani

za wiele amerykańskich kryminałów.

Przeczesał włosy palcami i wstał z ociąganiem.
Zaskoczona Tessa cofnęła się o parę kroków.

Męz˙czyzna, który teraz masował sobie kark, swobod-
nie rozglądając się po pokoju, był bardzo wysoki
i umięśniony, co ją trochę zaniepokoiło.

– Być moz˙e – odparła ugodowo. Obserwowała go

czujnie, kiedy podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz.

– A swoją drogą, która godzina?
– Parę minut po wpół do ósmej.
Chrząknął w odpowiedzi.
– Nic dziwnego, z˙e czuję się jak coś, co kot

przyniósł w pysku – mruknął.

– Będę musiała zadzwonić do George’a... – za-

częła Tessa.

9

KAPRYSY MILIONERA

background image

Zrobiło się jej głupio po jego komentarzu na temat

amerykańskich filmów. George będzie się musiał
z tym uporać. To nie jej zadanie, odgrywać sekretarkę
i ochroniarza z boz˙ej łaski.

– A przy okazji, kim pani jest?
– Kim ja jestem? – Tessa spojrzała ze zdumie-

niem. – Powiedzmy, z˙e kimś, kto znalazł cię nie-
przytomnego na sofie. Najprawdopodobniej jesteś tu
bezprawnie.

– Tak, ale czy ma pani jakieś imię? – Rozsiadł się

na obrotowym skórzanym fotelu. Az˙ jej dech zaparło
na tę niewyobraz˙alną bezczelność. – O, Boz˙e! Nie.
Odwołuję to pytanie. Zaczyna do mnie docierać. Juz˙
wiem, kim pani jest.

Odsunął się od biurka na tyle, by mógł połoz˙yć

nogi na blacie, załoz˙ył ręce za głowę i nadal przy-
glądał się jej uwaz˙nie i z wielkim rozbawieniem.

– Tak? Więc jesteś nie tylko włamywaczem, ale

i jasnowidzem? Zdumiewające! Ciekawe, co George
powie na...

– Nazywa się pani Wilson. – Wyszczerzył zęby,

lecz Tessa nie miała najmniejszej ochoty odpowie-
dzieć uśmiechem. Zdawało jej się, jakby ziemia
usunęła się jej spod nóg. – Proszę usiąść. Serio.
Wygląda pani, jakby się miała przewrócić.

– Chyba powinnam zadzwonić do George’a...

– zaczęła niepewnie, opadając na krzesło.

– Lepiej nie. To znaczy, moz˙e pani, jeśli chce, ale

proszę mi wierzyć, tylko naje się pani wstydu. Proszę
pozwolić, z˙e wybawię panią z kłopotu i przedstawię

10

CATHY WILLIAMS

background image

się... – Wstał, przybierając niezwykle oficjalny wyraz
twarzy, choć swobodny strój psuł nieco efekt. – Jes-
tem Curtis Diaz.

Wyciągnął rękę i uśmiechnął się z z˙yczliwością,

od której zrobiło się jej niedobrze.

– Pan... pan nie moz˙e być...
Zignorowała jego dłoń, mocno ściskając torebkę.
Fakt, nudziła ją monotonia w poprzedniej pracy.

Trudno sobie wyobrazić lepsze antidotum, niz˙ trafić
do surrealistycznego świata, w którym nic nie było
oczywiste.

– Czemu nie?
– Bo...
– Rozumiem. – Spojrzał ponuro po sobie i po-

kręcił głową. – Kwestia stroju, tak? Szefowie kierują-
cy potęz˙nymi firmami noszą garnitury i krawaty.

Nie mogła wykrztusić słowa, gapiła się na niego

z półotwartymi ustami i rumieńcem wypływającym
na policzki. Nie przywykła radzić sobie z takimi
sytuacjami. Tessa Wilson przede wszystkim lubiła
panować nad wszystkim. Wciąz˙ spotykała ludzi, któ-
rzy biernie i bezradnie poddawali się losowi. I w z˙y-
ciu, i w miłości. Często się zastanawiała, co by było,
gdyby ona i Lucy przypominały tych wszystkich
ludzi, kompletnie nieprzygotowanych na nieprzewi-
dziane.

Nieprzewidziane spotkało ją i zdołała z tym sobie

poradzić – i nadal radziła sobie z z˙yciem, trzymając je
pod kontrolą. Lubiła wiedzieć, dokąd zmierza i jak
dotrze do celu, bo dzięki temu czuła się bezpieczna.

11

KAPRYSY MILIONERA

background image

I doprowadzało ją do furii, z˙e on się z niej wy-

śmiewa.

– Nie wiem, o co tu chodzi – oświadczyła sztyw-

no, siedząc wyprostowana jak struna.

– Przepraszam. Tysiąckrotnie. – Znowu usiadł

i oparł się wygodnie. – Proszę pozwolić, z˙e wyjaśnię.
Wraz z zespołem pracowaliśmy przez weekend bar-
dzo intensywnie, rozwiązując problem jednego z na-
szych dostawców. Skończyliśmy nad ranem, więc
wysłałem pracowników do domu na zasłuz˙ony od-
poczynek.

Więc właśnie to jego matka rozumiała przez sło-

wo ,,ciekawy’’, pomyślała Tessa w oszołomieniu.
Sama skojarzyła je z pracą, a nie z człowiekiem.
Człowiek, zaczynała sobie wolno uświadamiać, w ni-
czym nie przypominał szefa, jakiego się spodziewała.
Spodziewała się kogoś podobnego do pani Diaz.
Wyrafinowanego, bardzo angielskiego i zapewne ja-
snowłosego. Męz˙czyzna, który się jej przyglądał,
czekając, by sobie przyswoiła te informacje, nie
mógłby być dalszy od jej oczekiwań. Ruchliwy i pe-
łen energii, tylko z oczu – błękitnych i przeszywają-
cych – przypominał matkę. U niego jednak, w połą-
czeniu z ciemną karnacją i kruczymi włosami, robiły
znacznie większe wraz˙enie.

– No, cóz˙. Szkoda, z˙e nie zadzwonił pan do mnie,

z˙e nie będzie dzisiaj potrzebował moich usług...

– Zupełnie o tym nie pomyślałem – przyznał

szczerze.

W zamyśleniu włączył jeden z dwóch kompute-

12

CATHY WILLIAMS

background image

rów na biurku; maszyna obudziła się do z˙ycia z ci-
chym brzęczeniem.

Biedna kobieta, pomyślał, spoglądając na sztywną

postać o czerwonej twarzy, siedzącą naprzeciw. Po-
winien był okazać stanowczość i samemu zająć się
rekrutacją sekretarki, ale kochał matkę i wolał jej
ulec, niz˙ rozpoczynać długotrwałą wojnę. Matki wie-
rzą, z˙e wiedzą wszystko najlepiej – i jego matka nie
była wyjątkiem. Spojrzała surowo i oświadczyła bez
ogródek, z˙e te lafiryndy, jak je nazywała, naraz˙ają
firmę na straty.

– Ale ładnie wyglądają – zaprotestował, przypo-

minając sobie ostatnią, rudowłosą dziewoję z bujnym
biustem, która nosiła urocze chusteczki do nosa,
upierając się, z˙e to minispódniczki.

– Co trudno uznać za wystarczającą rekomenda-

cję na stanowisko sekretarki.

Tyrada trwała i trwała, az˙ wreszcie uniósł dłonie

w geście poddania i pozwolił jej decydować.

Niestety, gdy teraz patrzył na ową Tessę, do-

strzegał natychmiast wady matczynej decyzji – pły-
nącej z dobrych chęci, lecz błędnej.

Nieszczęsna dziewczyna wyglądała, jak gdyby

nagle znalazła się na krawędzi piekła bez mapy
wskazującej drogę powrotu do normalności. Wes-
tchnął cicho i przeczesał palcami włosy.

– Proszę posłuchać, panno Wilson... skoro juz˙

pani przyszła, to moz˙e poszlibyśmy na jakieś śniada-
nie i porozmawiali...

– Śniadanie?

13

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Owszem – przytaknął z hamowaną irytacją.

– Nie jadłem od wczoraj...

Podniósł się z miejsca, obserwując ją kątem oka

i upewniając się, z˙e nie nadaje się na jego asystentkę.

– Zgłodniałem – oświadczył wprost, narzucając

płaszcz – a jakoś mnie nie pociągają zimne resztki
pizzy w kuble na śmieci. I musimy pogadać.

Tessa ruszyła za nim niemal sprintem. Buty na

wysokich obcasach wyglądają elegancko, ale nie są
szczególnie praktyczne, gdy nalez˙y dotrzymać kroku
komuś, kto chodzi z szybkością, z jaką zwykli śmier-
telnicy biegają. Mało na niego nie wpadła, kiedy go
wreszcie dogoniła przy windach.

– A więc – zaczął swobodnie, zauwaz˙ając, jak

wcisnęła się w najdalszy kąt, jakby zalez˙ało od tego
jej z˙ycie – to musiał być niezły szok, kiedy przyszła
pani rano do pracy i zastała biuro puste...?

– Poczułam się nieco zaskoczona.
– Hm. Nieco zaskoczona. Cóz˙ za dyplomatyczny

dobór słów.

– George z recepcji ostrzegł mnie, z˙e był świad-

kiem masowego exodusu wczesnym rankiem, ale
oczywiście uznałam, z˙e trochę przesadza. Ja... no,
cóz˙, nie byłam przygotowana na...

– Scenę jak z horroru?
Drzwi otwarły się, wpuszczając ich do przestron-

nego holu, gdzie nadal czuwał George. Mrugnął do
Tessy i wymienił szeroki uśmiech z Curtisem.

– Więc udało się pani znaleźć z˙ywą duszę?
– Nie kpij z niej, George. Przez˙yła cięz˙kie chwile.

14

CATHY WILLIAMS

background image

Tessa nagle poczuła się głupio, jak ofiara z˙artu.
– Nie nazwałabym ich cięz˙kimi – odparła. – Co

najwyz˙ej lekko dezorientującymi.

Poczuła ciepły dotyk jego ręki, kiedy ujął ją pod

ramię i poprowadził w stronę obrotowych drzwi.
Usłyszała jego głęboki śmiech i nie wiadomo czemu
ogromnie się zmieszała.

– Okej. Dezorientujące. Nie zmarznie pani w sa-

mym z˙akiecie? Restauracja nie jest daleko, ale...

– Nie szkodzi.
Oparła się pokusie dodania, z˙e zabrałaby płaszcz,

gdyby wiedziała, z˙e czeka ją przechadzka. Pierw-
szego dnia postanowiła pojechać w obie strony tak-
sówką, więc nie zabrała nic cieplejszego niz˙ weł-
niany z˙akiet w kolorze soli z pieprzem.

– Zapewne ostatnia posada nie naraz˙ała pani na

dezorientujące wydarzenia?

– Podobnie jak większość posad.
Cel wędrówki był w zasięgu wzroku: porządna,

staroświecka restauracja. Wypełniał ją barwny tłum
biznesmenów w garniturach, robotników gotowych
do pracy, taksówkarzy i sprzątaczek wracających
z nocnej zmiany do domu. Większość brała jedzenie
na wynos.

– Często pan tu przychodzi? – zapytała nie wiado-

mo po co.

– Robią smaczne śniadania. Co pani zamówić?

– Stojąc przy stoliku, zmruz˙ył oczy, z˙eby dojrzeć
potrawy wypisane na tablicy za jej plecami.

– Kawę.

15

KAPRYSY MILIONERA

background image

– W porządku. Proszę tu zaczekać.
Dziesięć minut później wrócił z tacą, na której

stały dwa dymiące kubki oraz talerz z piętrzącymi się
jajkami, bekonem, kaszanką oraz czymś podejrzanie
przypominającym grzanki.

Omal nie zakpiła: Pańskie tętnice będą panu nie-

wymownie wdzięczne za tę porcję cholesterolu.

– Niech się pani nawet nie waz˙y powiedzieć na

głos tego, co pani chodzi po głowie.

– Nic mi nie chodzi!
– Proszę opowiedzieć o swojej ostatniej pracy

– zmienił temat.

– No cóz˙, wszystko jest w moim CV. Domyślam

się, z˙e go pan nie czytał?

– Szczegóły związane z pani zatrudnieniem po-

zostawiłem matce. Pani ostatnia praca?

Tessa popijała małymi łyczkami zdumiewająco

aromatyczną kawę.

– Pracowałam dla biura rachunkowego. Nie jed-

nego z wielkiej trójki, ale nalez˙ącego do większych.
Znam się dobrze na obsłudze komputera i nieźle
sobie radzę ze wszystkim od arkuszy kalkulacyjnych
po faktury. Organizowałam tez˙ szkolenia, nadzoro-
wałam zebrania, krótko mówiąc, zajmowałam się
wszystkim, czym się zajmuje asystentka.

Curtis skończył jeść i popił to hojną porcją kawy,

po czym rozsiadł się wygodniej i spojrzał na nią.

– I podobało się to pani, prawda?
– No, cóz˙, oczywiście. Pracowałam tam parę lat...
– Więc skąd chęć zmiany?

16

CATHY WILLIAMS

background image

Zniknął lekkomyślny, niekonwencjonalny szef, na

którego wpadła o wpół do dziewiątej rano. Jego
miejsce zajął ktoś przenikliwy, bezpośredni i bardzo
skupiony.

– To nie miało przyszłości. – Wzdrygnęła się pod

przenikliwym błękitnym spojrzeniem. – Chciałam
się rozwijać, a w tego rodzaju firmie nie jest to
moz˙liwe.

– Ale lubiła pani porządek, rutynę? – Obserwo-

wał ją, jakby słyszał jej myśli: Dokąd to wszystko
zmierza?

– Uwaz˙am tego rodzaju rzeczy za bardzo istotne

dla właściwego funkcjonowania firmy – odparła de-
fensywnie.

Porządek. Rutyna. Tak, lubiła je. Jak inaczej dała-

by sobie radę z wychowaniem nieposłusznej dziesię-
cioletniej siostry, skoro sama miała zaledwie osiem-
naście lat? W porównaniu z Lucy – a moz˙e przez nią
– mocno stąpała po ziemi. Rodzice zawsze ją za to
chwalili. Lucy była śliczna i błyskotliwa, ale to Tessa
była tą odpowiedzialną, na której mogli polegać.
Takz˙e w chwili, kiedy ich wóz w deszczową noc
wpadł na drzewo. Tessa opłakiwała ich i starała się
poskładać resztki dawnego z˙ycia najlepiej, jak mogła
– i zaufała porządkowi i rutynie, by się z tym uporać.

Zamrugała, by odegnać wspomnienia. Spojrzała

na Curtisa i przekonała się, z˙e przygląda się jej
uwaz˙nie.

– Nie zgadza się pan ze mną?
Pod jego spojrzeniem zrobiło się jej gorąco i nie-

17

KAPRYSY MILIONERA

background image

przyjemnie, chociaz˙ nie wydawał się krytyczny. Mo-
z˙e przez to opanowanie, nie pasujące do pewnego
siebie, szczerego zachowania. Działało jej na nerwy.

– Prowadzi pan odnoszącą sukcesy firmę. Z pew-

nością nie z˙yje pan z dnia na dzień, licząc, z˙e jakoś to
będzie?

Odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się głośno.
– Nie. Niezupełnie. To nie zawsze działa, chociaz˙

jak mi się zdaje, to niezła zabawa.

Tessa wzdrygnęła się. Zabawa? Nigdy nie wie-

dzieć, czym cię zaskoczy z˙ycie? Nic podobnego.

– Uwaz˙a pani inaczej? Niewaz˙ne. Więc w po-

przedniej firmie przepracowała pani... ile?

– Dziewięć lat – dokończyła skrępowana.
Gwizdnął cicho.
– A ma pani ile lat?
– Dwadzieścia osiem.
– Czyli poszła pani do pracy, mając dziewięt-

naście, i od tej pory pracowała w jednym miejs-
cu...

– Co powinno dowieść, jak duz˙e mam doświad-

czenie. – Czemu miała nieprzyjemne wraz˙enie, z˙e tak
powinna wyglądać rozmowa o pracę? – Przepraszam.
Sądziłam, z˙e juz˙ dostałam tę posadę. Sądziłam, z˙e
pana matka jest upowaz˙niona, z˙eby mi ją zaoferować.

Zrobiło się jej gorąco.
– Oczywiście, z˙e jest. – Wzruszył ramionami.

– To rodzinny interes. Ja wszystkim zarządzam, biorę
pełną odpowiedzialność za zyski i straty, ale matka
i brat naturalnie interesują się firmą i niekiedy oferują

18

CATHY WILLIAMS

background image

pomoc. Nalegała, z˙e wyszuka mi asystentkę... i zape-
wne wyjaśniła dlaczego.

– Wspomniała, z˙e poprzednie były trochę... nie-

odpowiednie.

– Nie wydaje mi się, by uz˙yła tak oględnego

określenia.

Tessa zmarszczyła brwi i załoz˙yła pasmo wło-

sów za ucho. Miała delikatne, jedwabiste, długie
do ramion kasztanoworude włosy, które wciąz˙ opa-
dały jej na twarz. Dziś, za radą Lucy, postanowiła
ich nie upinać, z˙eby nie wyglądać jak nauczyciel-
ka. Teraz z˙ałowała tego impulsu, bo pewniej by
się czuła, wiedząc, z˙e wygląda na chłodną i sta-
nowczą.

– Załoz˙ę się, z˙e uz˙yła słowa ,,lalunie’’ – dodał

Curtis, kiedy Tessa szukała jakiegoś bardziej dyp-
lomatycznego określenia.

– Rzecz w tym... – Nachylił się i oparł ramionami

o stół. Podwinął rękawy bluzy; zauwaz˙yła, z˙e ma
bardzo silne przedramiona. On tez˙ nosił prosty zega-
rek, chociaz˙ pewnie obłędnie drogi. – ...Rzecz w tym,
z˙e lalunie mi odpowiadały.

Serce podeszło Tessie do gardła.
– W mojej firmie nie panuje atmosfera, do jakiej

pani przywykła przez dziewięć lat pracy. I jaka pani
odpowiadała. Świat komputerów i oprogramowania
w znacznie większym stopniu opiera się na kreatyw-
ności i dalekowzroczności. Moje sekretarki moz˙e nie
umiały pisać na komputerze, ale wiedziały, czego mi
trzeba.

19

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Pańska matka wspomniała, z˙e ostatnia z nich

pracowała tylko sześć tygodni.

– Ach, Fifi rzeczywiście nie radziła sobie z pew-

nymi sprawami...

– Fifi? – Na policzkach Tessy pojawiły się czer-

wone plamy, ścisnęła kubek z kawą obiema rękami.
– Chce pan powiedzieć, z˙e jestem zbyt głupia, by dla
pana pracować, poniewaz˙ jestem kompetentna i brak
mi fizycznych atrybutów, które uwaz˙a pan za nie-
zbędne u sekretarki?

– Chcę powiedzieć, z˙e nie chcę kogoś sztywnego,

uzalez˙nionego od harmonogramów. To by było nie-
uczciwe wobec pani. Oczywiście wynagrodzę pani
wszelkie niedogodności.

– Niedogodności? – Spokój i opanowanie gdzieś

zniknęły. Tessa odetchnęła głęboko, starając się je
odzyskać choćby częściowo. – Zrezygnowałam z do-
skonałej posady. Po prostu nie mogę sobie pozwolić
na to, by mnie wyrzucono na ulicę, niczym... niczym
z˙ebraka, który wkradł się na przyjęcie, i zaczynać
wędrówkę po biurach pośrednictwa pracy!

– Z

˙

ebrak, który wkradł się na przyjęcie...?

Curtis spojrzał na nią uwaz˙nie. Poranny tłum

odpłynął i restauracja była niemal pusta, tylko przy
paru stolikach siedzieli jeszcze klienci.

– To nie jest śmieszne!
– Fakt. Nie odejdzie pani z pustymi rękami. Wy-

kwalifikowana specjalistka jak pani powinna bez
trudu znaleźć inną pracę w bardziej odpowiedniej dla
pani firmie.

20

CATHY WILLIAMS

background image

– Skąd pan moz˙e wiedzieć, co jest dla mnie

odpowiednie, skoro nie chce mi pan nawet dać szan-
sy? – Potworna niesprawiedliwość tego posunięcia
sprawiła, z˙e Tessę zalała fala gorąca. – Mam rachunki
do opłacenia, panie Diaz! Muszę kupić jedzenie,
zapłacić czynsz i utrzymać siostrę!

– Ma pani siostrę na utrzymaniu?
– Studiuje historię sztuki. Został jej jeszcze rok.
Curtis westchnął. Trzymiesięczny okres próbny.

Był to winien matce, a nawet jeśli dziewczyna się
nie sprawdzi, to w kaz˙dym razie on wykaz˙e dobrą
wolę. Zleci jej odpowiedzialne, ale niekluczowe za-
dania, tak aby nie zepsuła panującej w firmie at-
mosfery, dzięki której z nikomu nieznanego nowi-
cjusza stał się jednym z najbardziej innowacyjnych
graczy na rynku.

– Okej. Trzy miesiące na próbę, potem pogada-

my...

Tessa odetchnęła z ulgą. Przez trzy miesiące roze-

jrzy się za czymś innym i zdoła odłoz˙yć okrągłą
sumkę. Bo w gruncie rzeczy miał rację. Chciała
pracować dla kogoś zorganizowanego, mocno stoją-
cego na ziemi, przy kim nie zaczynała się jąkać jak
uczennica, gdy utkwił w niej te niebieskie oczy. Bez
względu na to, co mówiła jego matka, potrzebował
sekretarki, na której mógł zawiesić wzrok. Kolejnej
Fifi.

21

KAPRYSY MILIONERA

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

– Gdzie pani wsadziła tę teczkę, do cholery?
Curtis wypadł ze swego gabinetu, okrąz˙ył jej

biurko i stanął dokładnie nad nią, po czym – jakby
tego było nie dość – nachylił się, opierając obie ręce
o blat.

Przez ostatnie dwa tygodnie uczyła się intensyw-

nie. Nowy szef był błyskotliwy, zdecydowany, wyga-
dany, przeraz˙ający i absolutnie nieprzewidywalny.
Nie przestrzegał z˙adnych reguł. Po pierwszym ze-
braniu, w jakim wzięła udział w jego gabinecie, przez
parę godzin kręciło się jej w głowie. Pomysły śmiga-
ły po pokoju, wrzeszczano na siebie i rzucano naj-
dziksze propozycje, bez najmniejszych względów
dla stanu nerwów przeciwnika.

Co ciekawe, z˙aden z pracowników nie wydawał

się zaskoczony niekonwencjonalnym podejściem
szefa.

– No? – ryknął Curtis. – Ogłuchła pani?!
– Nie ma potrzeby krzyczeć – odpowiedziała

spokojnie.

Szybko się przystosowała do wybuchów złego

humoru. Jak odkryła, podstawową zasadą było nie

background image

wpadać automatycznie w ten sam ton. Na początku
zastanawiała się, jak rozmaite Fifi radziły sobie z tą
przytłaczającą osobowością. Potem przyszło jej do
głowy, z˙e zapewne nigdy nie podnosił głosu w ich
obecności. Pracowały w firmie, z˙eby mu dostarczać
miłych widoków, bo jak odkryła, trudniejsze zada-
nia wykonywała jedna z pozostałych sekretarek
– z lojalności dla charyzmatycznego szefa. Roz-
maite Fifi defilowały przed nim, przynosiły kawę
i upiększały biuro. Tessa, nie mogąca się pochwalić
efektownym wyglądem, była traktowana jak wszys-
cy pozostali.

– Nie krzyczę – warknął, przysuwając do niej

swoją mroczną twarz. – Zadaję całkowicie rozsądne
pytanie.

– Ach, tak. Miło, z˙e zwrócił mi pan na to uwa-

gę. Mój błąd – odparła z tak przesadnym spokojem,
z˙e mruknął coś niezrozumiale i cofnął się nieco. –
Wczoraj przed wyjściem dałam ją Richardowi.
Chciał jeszcze raz przejrzeć kosztorysy.

– Więc lepiej niech pani po nią pójdzie.
Odszedł do okna, wsunąwszy ręce do kieszeni.
– Coś jeszcze przynieść?
Tessa podniosła się od biurka i spojrzała na niego.

Moz˙e i przywykła do jego stylu działania, wątpiła
jednak, by przez okres trzech miesięcy zdąz˙yła się
przyzwyczaić do jego wyglądu. Był po prostu oszała-
miający. Kiedy miotał się po biurze albo ją wzywał,
by coś zanotowała, wszystko było w porządku. Za
kaz˙dym razem jednak, gdy w pełni koncentrował na

23

KAPRYSY MILIONERA

background image

niej uwagę, tak jak teraz, kaz˙dy nerw zaczynał dygo-
tać w jej ciele.

– Nie. – Błękitne oczy odruchowo przesunęły się

po jej postaci, po czym skupiły na poróz˙owiałej
twarzy. – Proszę jedynie ją przynieść i przyjść do
mojego gabinetu. Chcę z panią porozmawiać o paru
sprawach. A, i przy okazji moz˙e nam pani obojgu
zrobić kawę. Choć generalnie nie sprawdza się pani
w tej dziedzinie. – Ten drobny przytyk najwyraźniej
poprawił mu humor, bo nagle się uśmiechnął. – I pro-
szę nie mówić, z˙e wykwalifikowana sekretarka nie
zniz˙a się do robienia kawy szefowi.

Tessa wzięła głęboki oddech i policzyła do dzie-

sięciu. Szef nieczęsto się z nią draz˙nił, lecz zawsze
wzbudzało to w niej niepotrzebne emocje. Mogła
sobie z tym poradzić, jedynie udając tak niewzruszo-
ną i konkretną, jak to moz˙liwe. Rzuciła mu zdumione
spojrzenie.

– Dotąd nie uskarz˙ał się pan na moją kawę.
– Jest za słaba. Słaba kawa jest dla słabych męz˙-

czyzn.

Tym razem uniosła brwi w wyrazie ironicznego

niedowierzania.

– Doprawdy? Nie zdawałam sobie z tego sprawy.
– Czy to nie wspaniałe, z˙e dzięki mnie kaz˙dego

dnia uczy się pani nowych rzeczy?

– Bardzo – mruknęła, spuszczając wzrok. – Nie

wiem, jak udało mi się przetrwać w poprzedniej
pracy.

Wychodząc, niemal słyszała uśmiech Curtisa.

24

CATHY WILLIAMS

background image

Trzeciego dnia pani Diaz zadzwoniła do biura, by

się dowiedzieć, jak Tessie podoba się praca z jej
synem.

– To niepowtarzalne doświadczenie – wyznała

Tessa zgodnie z prawdą. – Nigdy wcześniej nie
pracowałam dla kogoś podobnego.

– Mam nadzieję, z˙e udało się pani nad nim zapa-

nować – odparła pani Diaz. – Z początku wydaje się
trochę przeraz˙ający.

– No cóz˙, mnie nie przeraz˙a – odparła bez wahania.
W rzeczywistości Curtis ją przeraz˙ał, choć nie

w takim sensie, o jakim myślała pani Diaz. Tessa
wiedziała, z˙e nie musi się obawiać oskarz˙eń o niekom-
petencję, lecz na poziomie osobistym sprawy układały
się zupełnie inaczej. Curtis miał w sobie magnetyzm
wprawiający ją za kaz˙dym razem w drz˙enie i bardzo
się cieszyła, gdy nauczyła się na tyle panować nad
wyrazem twarzy, by się nie zdradzić z tą słabością.

Kiedy dziesięć minut później wróciła z teczką

oraz kubkiem kawy tak silnej, z˙e dało się w niej
postawić łyz˙eczkę, szef juz˙ na nią czekał.

Odsunął fotel od biurka i wysunął dolną szufladę,

której uz˙ywał jako prowizorycznego podnóz˙ka.

– Proszę sobie przysunąć krzesło i zamknąć drzwi

– polecił.

– Zamknąć drzwi?
– Owszem. Nie musi pani wszystkiego powtarzać

jak papuga.

Tessa nic nie odpowiedziała. Zamknęła drzwi,

podała mu teczkę i usiadła obok, gotowa notować.

25

KAPRYSY MILIONERA

background image

– A więc, jak się pani u nas podoba? – zaczął.
Podniosła wzrok zaskoczona.
– W porządku, dziękuję.
– W porządku. Hm.
Zamierzał z nią porozmawiać między innymi

o kosztorysie ekspansji na Daleki Wschód. Zdąz˙ył
juz˙ sobie uświadomić, z˙e choć Tessa nie stanowi
takiej ozdoby biura jak poprzednie sekretarki, nie
przesadzała, mówiąc, z˙e zna się na swojej pracy. Nie
tylko nadawała jego pomysłom formę fachowych
dokumentów, lecz takz˙e przydawała się podczas
skomplikowanych narad.

Jej osobowość stanowiła jednak twardy orzech do

zgryzienia. Zgadzała się na wszystko z niewzruszo-
nym spokojem, co zaczynało go intrygować. Jego
metoda zarządzania sprowadzała się do polityki ot-
wartych drzwi – pracownicy mogli wyraz˙ać swoje
opinie, i zwykle to robili. Lubił znać swoich pracow-
ników zarówno od strony zawodowej, jak i prywat-
nej. Dzięki temu byli zz˙yci i nie bali się przyjąć
krytyki, a zarazem czuli się na tyle cenieni, by
wyraz˙ać swoje wątpliwości.

Tessa stanowiła tajemnicę – i coraz bardziej go to

zajmowało.

– Obawiam się, czy tempo nie jest dla pani zbyt

szybkie.

– Zechciałby to pan wyjaśnić szczegółowiej?

– Spojrzała na niego nieprzeniknionymi brązowymi
oczami.

Obserwował ją zirytowany, z˙e nie moz˙e zajrzeć

26

CATHY WILLIAMS

background image

poza tę gładką twarz i zobaczyć, co ona naprawdę
myśli.

– Ja mam wraz˙enie, z˙e nie zostaję w tyle – dodała,

bezskutecznie próbując sobie przypomnieć, kiedy to
nie zdąz˙yła dotrzymać kroku jego myślom, pędzą-
cym z szybkością ekspresu.

– Och, temu nie przeczę.
– Więc w czym problem?
– Radzenie sobie z nawałem zadań to tylko jeden

z elementów sukcesu. Radzenie sobie niekoniecznie
oznacza bycie szczęśliwym, a bez tego ostatniego nie
ma mowy o motywacji.

– Proszę się nie niepokoić o moje szczęście.

Gdybym była nieszczęśliwa, po prostu bym ode-
szła.

Curtis w ogóle nie zamierzał poruszać tego tema-

tu. Niespodziewanie uświadomił sobie, z˙e zamierzał
przedłuz˙ać rozmowę w nadziei, iz˙ Tessa powie coś
osobistego, zamiast prezentować mu swoje doskona-
łe opanowanie.

– Czyz˙by ktoś się na mnie skarz˙ył?
– Och, nie. Wręcz przeciwnie. Powiedziano mi,

z˙e czas juz˙ był najwyz˙szy, bym sobie znalazł kogoś
stąpającego mocno po ziemi.

Jaka kobieta przy zdrowych zmysłach chciałaby

usłyszeć, z˙e stąpa mocno po ziemi? Szczególnie gdy to
określenie padało z ust kogoś wyglądającego jak
Curtis. Dzisiaj, z okazji posiedzenia zarządu, ubrał się
nieco bardziej elegancko. Mimo to koszulę w bia-
ło-róz˙owe paski trudno było uznać za konserwatywną,

27

KAPRYSY MILIONERA

background image

tym bardziej z˙e towarzyszył jej krawat w szalone
wzory, wyglądający, jakby Curtis uszył go osobi-
ście.

– Ale pan się z tym nie zgadza.
Krytyka wyraz˙ona w formie komplementu zabola-

ła ją mocniej, niz˙ chciałaby przyznać.

– Według mnie, z˙eby pracownik naprawdę od-

czuwał satysfakcję z pracy, musi czuć, z˙e pasuje do
zespołu.

Zastanowił się, po co ciągnie ten wątek i czy

rzeczywiście jest tak waz˙ne, by rozgryźć Tessę, skoro
doskonale wykonuje swoją pracę.

Nie umiał znaleźć odpowiedzi. Rozmawiała ze

wszystkimi, czasem nawet wychodziła na lunch,
choć zwykle miała czas jedynie zjeść kanapkę przy
swoim biurku.

– Jesteśmy tu jak rodzina – przerwał jej myśli.

– Moz˙e mnie pani nazwać staroświeckim, ale lubię
wiedzieć, co się dzieje w z˙yciu moich pracowników.
Dzięki temu czują się potrzebni, a to dla mnie bardzo
waz˙ne.

Spojrzał na nią spod długich ciemnych rzęs; za-

uwaz˙ył, z˙e lekko poruszyła się na krześle.

– Nie uwaz˙am tego za staroświeckie – odparła,

wymykając się z sieci, jaką próbował na nią zarzucić.

– Nie? Naprawdę?
– Wydaje się pan dość... niekonwencjonalny

w porównaniu z innymi moimi szefami.

To niedomówienie roku, pomyślała. W biurze

rachunkowym, z racji długiego staz˙u, miała okazję

28

CATHY WILLIAMS

background image

pracować dla wielu ludzi; Curtis wyglądał na ich tle
jak paw wśród wróbli.

– Stąd moje niekonwencjonalne podejście do pra-

cowników.

– I nie ma pan nic przeciwko temu, by oni ze swej

strony traktowali pana niekonwencjonalnie?

– W najmniejszym stopniu. Moje z˙ycie to otwarta

księga.

– Ja... ja uwaz˙am, z˙e z˙ycie osobiste nalez˙y od-

dzielać od pracy – odparła, patrząc na swoje dłonie.

Zastanawiała się, co Curtis pomyślałby o jej z˙yciu.

Równiez˙ stanowiło otwartą księgę – z tym tylko, z˙e
bardzo niewiele w niej zapisano, szczególnie jeśli
chodzi o kontakty z męz˙czyznami. A była niemal
pewna, z˙e to właśnie interesuje go najbardziej.

– Moz˙e moglibyśmy omówić kosztorysy? – za-

proponowała nieśmiało. – Muszę dzisiaj wyjść punk-
tualnie, a dochodzi wpół do szóstej.

To znowu rozpaliło jego ciekawość. Co robi po

wyjściu z pracy? Nic pilnego, bo przez ostatnie dwa
tygodnie wychodziła o najróz˙niejszych porach i ni-
gdy się nie skarz˙yła.

– Czemuz˙ to? Ma pani gorącą randkę? – rzucił

lekko.

Tessa poczerwieniała. Czuła, z˙e się rumieni, przez

co stała się jeszcze bardziej zamknięta niz˙ zwykle.

– Prawdę mówiąc, ,,gorąca randka’’ to zakupy

w supermarkecie, a potem spaghetti bolognese z moi-
mi znajomymi z poprzedniej pracy oraz Lucy i dwój-
ką jej przyjaciół.

29

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Lucy?
– To moja siostra.
Piękna niebieskooka blondynka w typie interesu-

jącym Curtisa. Gdyby mogła cofnąć wypowiedziane
słowa, natychmiast by to zrobiła.

– Ach, ta, której opłaca pani studia. A przy okazji,

jak to się stało, z˙e to pani odpowiada za jej edukację?

– Tak się po prostu złoz˙yło. – Wzruszyła ramio-

nami i spojrzała na pusty notes na kolanach.

– To musi być dla pani spore obciąz˙enie finan-

sowe – zauwaz˙ył w zamyśleniu. – Dlatego przyjęła
pani tę pracę? Ze względu na zarobki?

Myślami wybiegł juz˙ dalej, rozwaz˙ając inne moz˙li-

wości, choć zdawał sobie sprawę, z˙e wkracza na obszar
jej z˙ycia, gdzie nie jest mile widzianym gościem.

– Między innymi.
– Och, naturalnie, zadowolenie z pracy. – Splótł

ręce za głową i spojrzał na nią z nieskrywaną cieka-
wością. – Oczywiście wyz˙sza pensja to takz˙e wystar-
czająca zachęta... W zimie trudno o darmowe rozryw-
ki. Spacery po parku w trzaskający mróz to z˙adna
przyjemność... Och, zapomniałem. Wszystkie pie-
niądze odkłada pani na kształcenie siostrzyczki. Po-
winna poszukać jakiejś pracy i utrzymywać się sama.

– Lucy nie będzie pracować na studiach – rzuciła

Tessa odruchowo. Chętnie kopnęłaby za to samą
siebie. Niemal widziała, jak nastawił uszu. W rzeczy-
wistości wspomniała o tym siostrze i natrafiła na mur.
Powinna była wykazać stanowczość, zawsze jednak
ulegała słodkiemu uśmiechowi siostry.

30

CATHY WILLIAMS

background image

– Nie? Lubi pani płacić za jej przyjemności?
– Nie przeszkadza mi to.
– Nie ma nic gorszego od cierpiętnictwa.
To przewaz˙yło szalę. Tessa zatrzasnęła notatnik

i spojrzała zimno.

– Potrafię sobie wyobrazić wiele gorszych rzeczy

i nie jestem cierpiętnicą. Lucy zasługuje na rozrywki,
póki jest młoda!

– Bo pani ich nie miała? – spytał szybko, trafiając

tak celnie, z˙e zabrakło jej słów. – Jako nastolatka
przyjęła pani rolę zastępczej matki i dotąd się od niej
nie uwolniła – ciągnął w zamyśleniu. – Kto wie?
Moz˙e istotnie styl z˙ycia siostry dostarcza pani zastęp-
czej satysfakcji?

– Zdaje się, z˙e mieliśmy omówić kosztorysy.
– Za minutkę. To wspaniale dowiedzieć się cze-

goś więcej o pracowniku.

– Niczego więcej się pan o mnie nie dowie – od-

parła chłodno. – To wszystko tylko domysły.

– Niczemu pani nie zaprzeczyła.
– Nie muszę. Jestem tutaj, z˙eby wykonać pracę.
– Fakt. – Usiadł wyprostowany i nagle posłał jej

rozbrajający, pełen wdzięku uśmiech. – To obrzyd-
liwe z mojej strony, z˙e wtykam nos w nie swoje
sprawy! Bardzo się cieszę, z˙e szczerze mi pani o tym
powiedziała. Na tym polega problem ze mną: pcham
się tam, gdzie mnie nie chcą, i uprzykrzam ludziom
z˙ycie.

– W takim razie to dobrze, z˙e zdaje pan sobie

z tego sprawę – powiedziała.

31

KAPRYSY MILIONERA

background image

Z

˙

yczliwość i szczerość w jego głosie rozbroiły ją

zupełnie. Czuła, jakby to ona powinna przeprosić,
choć nie miała za co.

– Och, jeszcze jak sobie zdaję!
Uśmiechnął się szelmowsko. Był nieuleczalnym

flirciarzem. Tessa widziała go w akcji, kiedy się
przekomarzał ze sprzątaczką – szczęśliwą męz˙atką
w wieku pięćdziesięciu paru lat. Robił to odruchowo.

To duz˙y sukces, pomyślała, z˙e tak skutecznie

udaje mi się go trzymać na dystans. Posłała mu
oschłe, ostrzegawcze spojrzenie – roześmiał się, od-
czytując właściwie wyraz jej brązowych oczu.

Jak zawsze jednak, gdy raz zabrał się do pracy,

był skoncentrowany i przenikliwy. Ledwie zdawała
sobie sprawę z upływu czasu. Po godzinie w gabi-
necie siedziało oprócz nich pięciu geniuszy kom-
puterowych, dyskutując z oz˙ywieniem o jakimś no-
wym programie, ona tymczasem notowała jak sza-
lona.

Spojrzała na zegarek i az˙ krzyknęła.
– Muszę iść! – Zerwała się z miejsca.
– A, tak, spaghetti bolognese! – Curtis uśmiech-

nął się szeroko i wstał takz˙e.

Szybko zakończył naradę i sięgnął po skórzaną

kurtkę, obserwując Tessę krzątającą się przy swoim
biurku.

Nie spuszczając jej z oka, ruszył za nią do windy.
– Chciałem przeprosić, z˙e zatrzymałem panią tak

długo – mruknął, stając przy niej.

Nacisnęła guzik i wbiła wzrok przed siebie.

32

CATHY WILLIAMS

background image

– Zwykle mi to nie przeszkadza, ale dziś wieczo-

rem...

– Wiem, znajomi, przyjęcie. I tu mogę pani

pomóc.

W tym momencie winda zatrzymała się i drzwi się

otwarły. Tessa miała wraz˙enie, z˙e w ciasnej prze-
strzeni uśmiech Curtisa wywiera na niej większe
wraz˙enie niz˙ zwykle. Poczuła, jak robi się jej gorąco.
Nerwowo zacisnęła w pięść dłoń ukrytą w kieszeni.

W biurze Curtis był jej szefem. Myśl o spotkaniu

z nim poza biurem budziła jej podświadomą obawę;
to dlatego ani razu nie zgodziła się iść całą paczką do
baru po wyjściu z pracy.

– Poniewaz˙ to z mojej winy nie zdąz˙y pani nic

przygotować, proszę pozwolić, z˙e zaproszę was
wszystkich na kolację...

– Co takiego?
Gwałtownie uniosła głowę i przez parę sekund nie

mogła złapać tchu, przeraz˙ona propozycją.

– To bardzo... bardzo miłe z pana strony, ale

całkowicie wykluczone. Dziękuję bardzo. Jakoś so-
bie poradzę.

Uświadomiła sobie, z˙e nie chce, by wkroczył w jej

prywatne z˙ycie – w z˙adnej roli. Kiedy winda się
zatrzymała, Tessa ruszyła przed siebie, chcąc jak
najszybciej znaleźć się w ciemnościach na zewnątrz
i skończyć rozmowę.

– Skoro nie chce pani przyjąć propozycji... – Zła-

pał ją za nadgarstek i pociągnął z powrotem do
windy. Czuła ciepło bijące od jego ręki przez kilka

33

KAPRYSY MILIONERA

background image

warstw ubrania. – W takim razie zawiozę panią do
domu, a po drodze kupimy coś na wynos. I, zanim
pani otworzy usta, by mi podziękować za tę wspania-
łomyślną ofertę, uprzedzam: z˙adnych dyskusji.

Wysiedli w podziemnym garaz˙u.
– Kierują mną dość egoistyczne motywy – ciąg-

nął dalej – bo chciałbym, z˙eby pani coś dla mnie
zrobiła.

– Co takiego?
Zamiast odpowiedzieć, poprowadził ją w kierunku

smukłego, czarnego mercedesa – sportowej zabaw-
ki, jakiej się po nim spodziewała. Skrzywiła się
w ciemności, dziwiąc się, jak taki twórczy geniusz
moz˙e być zarazem tak płytki i powierzchowny.

– Prychnęła pani.
– Słucham? – Czy naprawdę to zrobiła?
– Sądziłem, z˙e kobiety lubią takie samochody.
– Niektóre kobiety tak.
Jego rozbawienie ogromnie ją irytowało. Uniosła

brodę i lodowato spojrzała za okno.

– Ale nie pani. – Wsunął kartę do automatu

i szlaban podniósł się.

– To prawda – rzuciła cierpko. – Mnie się wydaje,

z˙e to zabawki duz˙ych chłopców.

– Tak? – Curtis zachichotał. – Zapewniam, z˙e nie

jestem chłopcem. Chyba tego dowiodłem, pijąc przy-
rządzoną przez panią kawę.

– No, jasne. Alez˙ jestem głupia! Prawdziwy z pa-

na męz˙czyzna!

Zerknęła na niego z ukosa i przez moment ich

34

CATHY WILLIAMS

background image

spojrzenia się spotkały. Poczuła się niepewnie. Szel-
mowski, testujący błysk w jego oczach na moment
przeniknął do samego jej serca; puls zaczął bić szyb-
ciej.

– Mieszkam niedaleko Swiss Cottage – zaczęła

bardzo opanowanym głosem. – Trzeba...

– Wiem, gdzie to jest. Wróćmy do tego, o czym

mówiłem wcześniej.

Dziwnie powaz˙na nuta w jego głosie sprawiła, z˙e

ciekawość przemogła niepokój.

– Tak. Przysługa, o którą chciał pan prosić. O co

chodzi? Jeśli o pracę po godzinach, to nie problem,
proszę tylko uprzedzić, kiedy będzie mnie pan po-
trzebował.

– No, cóz˙, moz˙e i to się przyda, ale właściwie

chodziło mi o moje maleństwo.

– Pański samochód? – Trochę przesadzał z przy-

wiązaniem do swojej zabaweczki.

– Nie, oczywiście, z˙e nie – odparł niecierpliwie.

– Mówię o Annie!

– Annie?
– Matka wspominała pani o niej, prawda?
Tessa wytęz˙yła pamięć. Z pewnością przypomnia-

łaby sobie to imię.

– Nie – powiedziała wolno. – Kto to jest?
Curtis zaklął cicho i zaparkował przy krawęz˙niku,

potem zwrócił się w jej stronę.

– Moja córka.
Pańska córka?
Zaklął znowu i pokręcił głową.

35

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Widocznie matka zapomniała o tym drobiazgu.

Albo celowo tego nie zrobiła.

– Ale... nic nie rozumiem. Ma pan córkę? Jest pan

z˙onaty?

Nie zachowywał się jak z˙onaty męz˙czyzna. Nie

nosił obrączki. Czy z˙ona pozwoliłaby mu zatrudniać
armię sekretarek? Czy w ogóle o tym wiedziała?

Przerwał jej w samym środku tych rozwaz˙ań:
– Mam córkę, z˙ony nie. Nie rozumiem, czemu

moja matka o tym nie mówiła.

Sprytna lisica, pomyślał z zadowoleniem. Pewnie

sądziła, z˙e wzmianka o córce mogłaby spłoszyć ide-
alną kandydatkę. Anna miała spędzić dwa tygodnie
ferii z ojcem, bo pani Diaz wybierała się w rejs
z przyjaciółkami. Postanowiła sama znaleźć synowi
sekretarkę właśnie dlatego, z˙e jej zdaniem z˙adna
z dotychczasowych nie nadawała się do opieki nad
dzieckiem.

– Jutro Anna przyjez˙dz˙a ze szkoły z internatem na

dwa tygodnie. Od przyszłego tygodnia będzie przy-
chodzić do biura i chciałbym, z˙eby się nią pani
zaopiekowała. Z pierwszym tygodniem nie będzie
problemu, bo wezmę urlop. Potem jednak, z powodu
wyjazdu na Daleki Wschód, nie będę mógł się nią
zajmować.

Tessa nie mogła oderwać oczu od jego twarzy.

Umiała go sobie wyobrazić w kaz˙dej roli z wyjątkiem
roli ojca.

– Słucha mnie pani?
Zamrugała gwałtownie.

36

CATHY WILLIAMS

background image

– Trochę mnie pan zaskoczył. Ile... ile lat ma

Anna?

– Czternaście.
– Nigdy pan o niej nie wspominał... nie ma pan jej

zdjęć.

Czyz˙by się wstydził, z˙e jest ojcem? Dlatego wy-

słał ją do szkoły z internatem?

– Noszę jej zdjęcia w portfelu. Mam je pani

pokazać na dowód, z˙e mówię prawdę? I z˙e to normal-
ne dziecko, choć to ja jestem jego ojcem? – Uniósł
brwi; Tessa spłonęła rumieńcem.

– Nie!
– Mogę panią o coś zapytać?
Skinęła głową, nadal rozmyślając o tym, czego się

nagle dowiedziała.

– Czy moja matka wiedziała, z˙e opiekuje się pani

siostrą?

– Tak. Czemu?
– ,,Idealna kandydatka’’ – zacytował panią Diaz

z ironicznym uśmiechem. – Nie tylko ma pani
worek referencji, ale tez˙ jest samotna, rozsądna
i umie sobie poradzić z nastolatką. Nic dziwnego,
z˙e nie wspomniała o takim drobiazgu jak moja
córka. Nie chciała ryzykować, z˙e odrzuci pani
ofertę.

– Czuję się wykorzystana.
– Powinna pani o tym wspomnieć mojej kochanej

mamusi przy najbliz˙szym spotkaniu.

Ruszył wolno przed siebie, pozostawiając ją sam

na sam z myślami.

37

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Ale co właściwie mam robić z pańską córką?

– spytała w końcu nieśmiało.

Jeśli dziewczynka choć trochę przypominała ojca,

Tessę czekało niełatwe zadanie. Wzdrygnęła się na tę
perspektywę.

– Nadzorować ją. Dawać jej pomniejsze prace do

wykonania. Przez większą część tygodnia będę w po-
bliz˙u. A kiedy wyjadę...

– Nie moz˙e zamieszkać u mnie!
– Zajmie się nią dawna opiekunka. Proszę się nie

martwić. Wierzę w pani umiejętności...

38

CATHY WILLIAMS

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Anna w niczym nie spełniła oczekiwań Tessy.

Wyobraz˙ała sobie własną siostrę w wieku czternastu
lat, tyle z˙e podobną do Curtisa. Towarzyską, uroczo
niesforną i absolutnie szaloną. I do tego bogatą.
Wynik tego równania budził przeraz˙enie.

W poniedziałek zjawiła się równo półtorej godzi-

ny wcześniej, z˙eby uporać się z jak największą częś-
cią zadań na ten dzień. Na wszelki wypadek.

Curtis zjawił się około dziesiątej. W jego cieniu

kryła się wysoka, skrępowana nastolatka z włosami
związanymi w koński ogon, wbijając spojrzenie
w czubki swoich dziwnie staroświeckich butów.

To było trzy dni temu. Szalona, buzująca od

hormonów pannica okazała się uprzedzająco grzecz-
ną i niewymownie nieśmiałą dziewczyną, która spra-
wiała wraz˙enie, jakby najlepiej czuła się, pracując
w biurze, i uśmiechała się tylko na widok ojca. Wtedy
rozświetlała się jak świąteczna choinka.

Tessa popatrzyła na dziewczynę schyloną nad

stosem teczek do przejrzenia.

– Moz˙e wybrałybyśmy się gdzieś na lunch, An-

no? Co ty na to?

background image

Dziewczynka spojrzała na nią i uśmiechnęła się.
Ma uroczą twarz, myślała Tessa, ale efekt psuje

okropna fryzura, strój i sposób, w jaki się porusza
– lekko zgarbiona, jakby się wstydziła swojego wzro-
stu. Po bataliach z Lucy, której nie przyszłoby do
głowy ukrywać zalet i która, mając czternaście lat,
posługiwała się ołówkiem do powiek z wprawą spe-
cjalistki od makijaz˙u, Tessa wiedziała, z˙e powinna
skakać z radości na myśl o tym, co jej zostało
oszczędzone.

Mimo to wydawało się jej nienaturalne, by Anna

w wieku czternastu lat zachowywała się jak paniusia
w średnim wieku.

– Zostało mi jeszcze parę teczek... – zaczęła dzie-

wczyna przepraszająco. – Wiem, z˙e to praca bez
znaczenia, ale wolałabym ją zrobić najlepiej, jak
umiem.

– To nie jest praca bez znaczenia! Naprawdę!

Obawiam się, z˙e ostatnia sekretarka twojego ojca nie
zniz˙ała się do tak przyziemnych spraw jak prowadze-
nie archiwum.

– Chyba nie.
– Poza tym twój tato wraca dopiero jutro. – Tessa

wstała, wyłączyła komputer i stanowczym ruchem
włoz˙yła z˙akiet. – Idziemy na wagary.

Anna zachichotała.
– Naprawdę? To znaczy, nie będzie pani miała

przez to problemów?

Jej niepokój powrócił. Nastolatki nie powinny się

bać, pomyślała Tessa, czując ukłucie w sercu. Za-

40

CATHY WILLIAMS

background image

stanowiła się, czy sama tez˙ taka była. Nie, jej lęki
przyszły później. Jako czternastolatka nie była moz˙e
szalona jak Lucy, ale radosna i lekkomyślna.

– Zaryzykuję. Chodźmy, szkoda czasu na dys-

kusje.

– Jak ci się tu podoba? – spytała Tessa, kiedy

siedząc w czarnej londyńskiej taksówce, jechały
w kierunku King’s Road.

Anna wzruszyła ramionami.
– Całkiem miło. To znaczy, wiedziałam, z˙e bab-

cia wyjez˙dz˙a i zostanę z tatą, ale cieszę się, z˙e...

Nieśmiało zagryzła wargi i zaryzykowała spojrze-

nie na Tessę.

– Z

˙

e co?

– No, cóz˙, wiem, jakie były niektóre sekretarki

mojego taty. To znaczy, nigdy z nimi nie praco-
wałam, ale czasem przychodziłam do biura i...

– Piękne kobiety w mini potrafią być trochę przy-

tłaczające – zgodziła się Tessa, dobrze odczytując jej
wahanie. – Wiem, tez˙ mam takie wraz˙enie.

– Patrzyły na mnie, jakby nie mogły uwierzyć, z˙e

jestem córką taty...

– Jesteś bardzo ładna, Anno – zapewniła Tessa.
Dziewczynka roześmiała się speszona.
– Nie, nieprawda! Moja mama była ładna. Wi-

działam jej zdjęcia.

Curtis wspomniał, z˙e jego z˙ona zginęła w wypad-

ku narciarskim, kiedy miała dwadzieścia parę lat. Nie
starał się udawać, z˙e ta tragedia do tej pory mu ciąz˙y.

41

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Tato lubi piękne kobiety – ciągnęła dalej Anna.

– Babcia zawsze powtarza, z˙e to przez tę jego hisz-
pańską krew, ale ja nie wierzę...

Taksówka dotarła do Sloane Square. Tessa plano-

wała długi, przyjemny lunch, teraz jednak, pod na-
tchnieniem chwili, zdecydowała, z˙e przydadzą się
małe zakupy.

– Co będziemy kupować? – spytała zaciekawiona

Anna. – Potrzebuje pani czegoś?

– Wszystkiego! – odparła Tessa z uśmiechem.

– Spójrz tylko na mnie! Potrzebuję nowej garderoby.

Prawdę mówiąc, przyszło jej to do głowy właśnie

w tej chwili. Nikt by się nie domyślił, z˙e ma dopiero
dwadzieścia osiem lat. Lucy nieustannie wyśmiewała
jej staroświeckie stroje.

– Podobają mi się pani ubrania. Są... wygodne.
– Hm. Brzmi podniecająco.
Rozpoczęły wędrówkę po sklepach. Dzień był

piękny: pogodny, chłodny i niemal bezwietrzny. Ide-
alny na zakupy.

Z kaz˙dym krokiem zainteresowanie Anny wysta-

wami rosło, a kiedy w końcu wskazała coś, co jej się
podobało, Tessa natychmiast pociągnęła ją do środ-
ka, jak najdalej od burych spódnic, w kierunku wie-
szaków, gdzie tłoczyły się szkarłatne i bordowe mini-
spódniczki oraz krótkie z˙akiety. Pozostała głucha na
protesty dziewczynki, pełnej obaw przed przymiarką.

Piękna matka, ojciec uwielbiający efektowne ko-

biety... nietrudno odgadnąć, czemu ich dziecko uwa-
z˙a się za nieatrakcyjne. Anna doszła do wniosku, z˙e

42

CATHY WILLIAMS

background image

nie moz˙e dorównać matce ani z˙adnej z kobiet, jakie
widywała w biurze ojca, i obrała zupełnie inną drogę.
Wybierając rozsądne stroje, wygodne buty i rezyg-
nując z makijaz˙u, dawała znać, z˙e nie zamierza brać
udziału w grze w atrakcyjność.

Tessa widziała to wyraźnie – nie rozumiała tylko,

czemu nie chce tego zaakceptować.

Wielką przyjemność sprawił jej jednak widok

Anny, która szeroko otwartymi oczami patrzyła na
swoje odmienione odbicie w małym kostiumiku
w kolorze burgunda.

– Chyba zaryzykuję... – szepnęła dziewczynka,

wyjmując pieniądze.

Kiedy dotarły do restauracji, były obwieszone

torbami. Trzygodzinna przerwa na lunch! W pośpie-
chu pochłonęły jedzenie i pędem wróciły do biura
– zupełnie jak zawstydzone wagarowiczki – tylko po
to, by zastać tam Curtisa.

Anna rzuciła mu się na szyję, Tessa stłumiła

gorące pragnienie, by jęknąć.

– Spóźniłyśmy się – przyznała. – Bardzo prze-

praszam. To moja wina. Postanowiłam zabrać Annę
na lunch i...

– To moja wina, tato! Poszłam na zakupy!
Tessa podeszła do biurka. Na widok martwego

ekranu komputera poczuła kolejne ukłucie wyrzutów
sumienia. Nigdy, ale to nigdy nie poświęciła pracy
dla rozrywki, dlatego trzygodzinna ucieczka od obo-
wiązków wydawała się jej cięz˙kim przestępstwem.
Na którym, co gorsza, została przyłapana.

43

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Doskonale. – Curtis patrzył z rozbawieniem na

córkę, siedząc na skraju biurka.

Miał na sobie sprane dz˙insy i kremową bluzkę od

dresu z długimi rękawami podwiniętymi do łokci.
Tessa zauwaz˙yła to wszystko w przelocie, krzątając
się przy swoim biurku.

Z uśmiechem spoglądał na córkę. Choć wydawało

się to niemoz˙liwe przy jego kawalerskich nawykach,
był kochającym ojcem. Anna opowiadała, z˙e chociaz˙
nieczęsto bywał na szkolnych uroczystościach, za-
wsze zjawiał się z rękami pełnymi prezentów. Jej
kolez˙anki za nim przepadały.

Dziewczynka kolejno wyjmowała kupione rze-

czy. Była tak przejęta, z˙e nie zauwaz˙yła zmiany na
twarzy ojca.

Tessa jednak ją spostrzegła. Uśmiech Curtisa nie

zniknął, a oczy zwęziły się na widok kusego burgun-
dowego kostiumiku, miękkiej ciemnozielonej spód-
nicy oraz kilku podkoszulków, całkowicie przyzwoi-
tych, ale znacznie róz˙niących się od jej dotychczaso-
wych strojów: powaz˙nych szarych kostiumów ze
spodniami i czarnych butów na płaskim obcasie.

– I jak? Ładne? – Anna musiała wyczuć zmianę

jego nastroju, bo posmutniała i spytała ciszej. – Nie
podobają ci się?

– Jak mogłyby się nie podobać? – wtrąciła się

Tessa, uśmiechając się do Curtisa profesjonalnie,
lecz ostrzegawczo. – Powinien pan zobaczyć, jak
pięknie Anna w nich wygląda.

– Są urocze, skarbie – odparł. – Nie jesteś zmę-

44

CATHY WILLIAMS

background image

czona po zakupach? Moz˙e zamów sobie taksówkę
do domu? Wrócę za jakąś godzinę i pójdziemy coś
zjeść.

– I będę mogła włoz˙yć ten nowy kremowy kom-

plet i buty? Jak myślisz, tato? Gdzie się wybierzemy?

Spojrzała z uśmiechem na nowe buty: obszyte

futerkiem jasne kozaczki do pół łydki, doskonale
pasujące do kremowej minispódniczki.

– To bardzo ładny strój, kochanie, ale chyba

trochę zbyt lekki na tę porę roku. A buty mogłyby
przemoknąć. Nie chciałabyś ich chyba zniszczyć za
pierwszym razem?

– Nie, chyba nie – zgodziła się bez przekonania.
Curtis ziewnął szeroko.
– Długie podróz˙e są okropnie wyczerpujące.

– Podniósł się i rzucił Tessie spojrzenie pozbawione
zwykłej z˙yczliwości. – A mam dzisiaj jeszcze parę
rzeczy do załatwienia.

Przytulił córkę mocno, az˙ rozpromieniła się na

nowo.

– Moz˙e pomogłaby pani Annie z tymi paczkami

i wsadziła ją do taksówki? A potem proszę przyjść do
mojego gabinetu.

Tessa była zaintrygowana. Pod kaz˙dym względem

Curtis wydawał się irytująco swobodny i odpręz˙ony,
tymczasem w chwili gdy jego własna córka zaczyna-
ła się zachowywać jak normalna nastolatka, zmienił
się w sztywniaka z epoki wiktoriańskiej.

Wcale nie była zachwycona, z˙e charyzmatyczny

szef zaczyna ją intrygować. Liczyła jednak, z˙e zanim

45

KAPRYSY MILIONERA

background image

wróci do biura, Curtis będzie juz˙ myślał o czym
innym, jak często mu się zdarzało.

Niestety.
Jego bystry, przenikliwy umysł na dobre skupił się

na nowych strojach córki. Tessa odgadła to z wyrazu
jego twarzy w chwili, gdy stanęła w drzwiach.

– Więc znalazła pani wspólny język z Anną.
Czułaby się znacznie pewniej, gdyby siedział za

biurkiem jak normalni ludzie. On jednak lez˙ał wyciąg-
nięty na sofie, z zamkniętymi oczami i rękami sple-
cionymi za głową. Tessa musiała obrócić krzesło, by
na niego spojrzeć – na jego niedorzecznie przystojną
twarz i długie rzęsy.

– Urocza młoda dziewczyna. Musi pan być z niej

dumny.

– Ma dopiero czternaście lat. To dziecko.
Tessa nie odpowiedziała.
– Prosiłem, z˙eby znalazła jej pani coś do roboty,

a nie urządzała wycieczki po sklepach.

– Przepraszam. Bardzo się starała i chciałam ją

w nagrodę zabrać na lunch. Zanim się spostrzegłam,
byłyśmy w sklepie...

– Zanim się pani spostrzegła...
Przyglądał się jej uwaz˙nie zmruz˙onymi oczyma.

Wyrzuty i krzyki Tessa potrafiła znieść. Cichy, groź-
ny głos przeraz˙ał ją znacznie bardziej.

– Jest pani sekretarką. Nie zastępczą matką.
Wzięła głęboki oddech.
– Nie wiedziałam, z˙e w skład moich obowiązków

wchodzi niańczenie córki szefa – powiedziała cicho

46

CATHY WILLIAMS

background image

– ale się na to zgodziłam. Dobrze mi się z nią
pracowało. Skoro jednak obciąz˙ył mnie pan dodat-
kowym zadaniem, uwaz˙am za niesprawiedliwe, z˙e
nagle zaczyna mi pan stawiać ograniczenia. Nie
rozumiem, czemu tak pana rozzłościło, z˙e Anna
kupiła sobie parę ubrań. A jeśli chodzi o zmarnowany
przeze mnie czas, chętnie zostanę dłuz˙ej dzisiaj albo
jutro.

– Nie chodzi o czas – burknął z irytacją, zrywając

się z sofy i podchodząc do biurka. – Niech pani nie
udaje, z˙e nie rozumie. Nie podobają mi się ubrania,
jakie za pani namową kupiła moja córka.

Tessa nie wiedziała, czy powinna go skrzyczeć,

czy roześmiać mu się w twarz. Oto facet, który łamał
wszelkie reguły, zachęcał swych pracowników, by
byli kreatywni, który trzymał sofę w swoim gabine-
cie, na wypadek gdyby chciał się zdrzemnąć! Czemu
tak mu przeszkadza, z˙e córka kupiła sobie parę
modnych szmatek? Tessa porównała je w pamięci
z noszonymi przez Lucy, dziwiąc się, jak zdołała
wytrzymać z siostrzyczką tych parę lat temu.

– Nie spodziewałem się tego po pani – rzucił

oskarz˙ycielsko.

Czujnie podniosła głowę.
– To znaczy?
– Ufałem, z˙e nie sprowadzi pani Anny na złą

drogę! – Zaczął się gniewnie przechadzać po pokoju.

Tessa siedziała nieruchomo, licząc w myślach do

dziesięciu.

– Czy pan trochę nie przesadza?

47

KAPRYSY MILIONERA

background image

Odpowiedziała jej cisza.
– No, cóz˙, to pan jest jej ojcem... – wycofała się.
– Święta prawda! – warknął. – Jestem jej ojcem

i nie zamierzam oglądać własnej córki wystrojonej
jak prostytutka!

Tessa szeroko otwarła oczy.
– Prostytutka? – powtórzyła. – Czy pan w ogóle

widział jej nowe stroje?

– Nie chcę, by moja córka chodziła w czymś

takim! Była całkowicie zadowolona z ubrań, które
trochę więcej zakrywały!

– Skąd pan moz˙e wiedzieć?
Wkraczała na niebezpieczny grunt. Anna skarz˙yła

się, z˙e ojciec uwaz˙a ją wciąz˙ za małą dziewczynkę.
Nigdy nie pomyślała, by się zbuntować, bo po prostu
go uwielbiała.

– Nigdy się nie skarz˙yła!
Tessa odetchnęła z ulgą. Nogi zaczynały jej cierp-

nąć od napięcia, instynkt przetrwania podpowiadał
jednak, z˙e próba skierowania rozmowy na sprawy
zawodowe byłaby powaz˙nym błędem. Miała dwa
wyjścia: tkwić na miejscu, starając się przetrwać
słowne ataki, albo udać nagły atak serca.

– No? Co pani na to? – przynaglił.
– Ma pan rację.
Spojrzał podejrzliwie.
– Próbuje mnie pani ułagodzić?
– Nie.
Przynajmniej nie pluł juz˙ ogniem i siarką. Znosze-

nie całej siły jego gniewu było przeraz˙ające. Czyz˙by

48

CATHY WILLIAMS

background image

była to kolejna ciekawa strona jego osobowości,
o której jego matka zapomniała wspomnieć?

– Nie ma pan wraz˙enia, z˙e stosuje podwójne

standardy? – spytała nieśmiało.

– Nie wiem, o czym pani mówi – odparł aro-

gancko.

– Spotyka się pan z pięknymi kobietami noszący-

mi odwaz˙ne stroje. Zatrudnia pan takie kobiety! Nie
rozumiem więc, czemu zabrania pan własnej córce
korzystać z młodości. Jest o wiele zbyt rozsądna, by
się ubierać jak prostytutka, ale nie moz˙e zmienić
dziecinnych falbanek na stroje dobre dla staruszki!

– Skończyła pani?
– Nie! – Alez˙ ten facet potrafił zaleźć za skórę!

– Jak moz˙e pan być taki... taki apodyktyczny wobec
Anny, skoro tak lekko traktuje pan wszystkich in-
nych?

– Bo to moja córka. Wiem, w jaki sposób chłopcy

patrzą na rozebrane małolaty...

– Ach, tak.
Zmarszczył brwi, widząc jej kapitulację, lecz Tes-

sa nie wiedziała, co jeszcze powiedzieć. Mogli godzi-
nami spierać się w podobny sposób. Curtis po prostu
chciał chronić Annę – ubierając ją w sposób gwaran-
tujący, z˙e z˙adni chłopcy nie zaczną się dobijać do jej
drzwi. Tessa zastanawiała się, kiedy dziewczynka się
zbuntuje – i jak gwałtowny będzie jej sprzeciw.

– Coś pani pokaz˙ę. – Wyjął z dolnej szuflady biur-

ka fotografię. – Śmiało, nie ugryzie pani.

Popatrzyła na zdjęcie. Spoglądała na nią kobieta

49

KAPRYSY MILIONERA

background image

z głową wspartą na dłoni, lekko uśmiechnięta. Jasne
włosy otaczały idealnie wyrzeźbioną twarz; biła
z niej ogromna radość z˙ycia.

– Chloe.
Curtis sięgnął po fotografię, zerknął na nią prze-

lotnie i wrzucił z powrotem do szuflady.

– Byłem dzieciakiem, kiedy ją poznałem. Nie-

wiarygodna, oszałamiająca. – Uśmiechnął się roz-
marzony na wspomnienie i Tessa na moment po-
z˙ałowała, z˙e sama jest rozsądna i nigdy nie oszo-
łomiła nikogo. – Zakochaliśmy się w sobie, jak
gdyby jutra miało nie być, ale oczywiście to nie
była prawdziwa miłość. Do czasu, gdy zaszła
w ciąz˙ę, zaczęliśmy się od siebie oddalać. Na jakiś
czas zaabsorbowała ją córka, ale potem przestało
to wystarczać. Kiedy patrzę na Annę w tych stro-
jach, myślę, jak łatwo mogłaby dojść do wniosku,
z˙e nauka nie jest waz˙na, z˙e podziw i uwaga, jakie
gwarantuje uroda, są znacznie bardziej pociąga-
jące.

– Widzi pan to w czarno-białych barwach – od-

parła ze skrępowaniem Tessa. – Przykro mi, z˙e
rozczarowały pana jej nowe ubrania. Więcej nie
zabiorę Anny na zakupy i nie zrobiłabym tego,
gdybym wiedziała, z˙e wzbudzi to tak wielkie obiek-
cje.

Czemu miał wraz˙enie, z˙e został wymanewrowa-

ny? Spojrzał na gładką, obojętną twarz i zmarszczył
brwi. Zdawało się, z˙e jego idealna sekretarka nie tyle
się z nim zgadza, co udziela mu lekkiej nagany.

50

CATHY WILLIAMS

background image

Szybko zmienił temat i przez następną godzinę pra-
cowali. Na koniec zapytał ją, co sądzi o planach
otwarcia filii na Dalekim Wschodzie.

– Czytała to pani? – spytał zdziwiony, kiedy

wygłosiła długą i kompetentną przemowę.

– Oczywiście, z˙e nie. Wolę literaturę od magazy-

nów komputerowych. Po prostu mam głowę na karku
i umiem wyraz˙ać swoje opinie – odpowiedziała
z uśmiechem.

– Muszę przyznać, z˙e matka miała rację, wybie-

rając panią na to stanowisko. Nie sądziłem, z˙e to
kiedyś powiem, ale zmęczyły mnie juz˙ piękne dziew-
czyny, które nie potrafią odłoz˙yć dokumentów na
miejsce i piszą w z˙ółwim tempie.

– Słyszałam, z˙e Lizzie i Marge miały tylko ładnie

wyglądać – odparła szybko.

– W tym biurze za duz˙o się plotkuje – stwierdził

Curtis z szerokim uśmiechem.

– To wszystko?
– Znowu mnie pani krytykuje. Zaciska pani wargi

niczym nauczycielka na widok leniwego ucznia.

– Skądz˙e.
Tessa nie zamierzała okazać złości i nawet nie

przyszłoby jej do głowy powiedzieć, z˙e dotknęło ją to
porównanie. Nie zamierzała jednak darować mu tego
całkowicie.

– Skoro nie odpowiada panu moje zachowanie,

moz˙e powinnam odejść?

– Teraz obraziła się pani na dobre.
Niespodziewanie podszedł i połoz˙ył jej ręce na

51

KAPRYSY MILIONERA

background image

ramionach. Poczuła, jak przepływa przez nią fala
ciepła, a serce zaczyna bić jak szalone.

– Podoba mi się pani zachowanie. Jest takie...

orzeźwiające.

To miała być pochwała? Co najgorsze, Curtis

naprawdę nie widział w tym nic obraźliwego. Ponie-
waz˙ nie wyglądała na słodką idiotkę, traktował ją jak
istotę kompletnie aseksualną. I co najbardziej irytują-
ce, to jej przeszkadzało.

– Tak juz˙ znacznie lepiej – odparła z wymuszo-

nym uśmiechem.

– I chcę, by pani wiedziała, z˙e jest cennym człon-

kiem zespołu.

– Dziękuję.
Marzyła, by wreszcie zdjął dłonie z jej ramion. On

tymczasem przechylił głowę i posłał jej szelmowski,
rozbrajający uśmiech.

– Nie ma za co. Lubię pani otwartość, podobają

mi się pani opinie i nie chcę, by pani sądziła, z˙e
wypada w moich oczach niekorzystnie w porównaniu
z dawniejszymi sekretarkami.

Poczuła, z˙e dzieje się z nią coś dziwnego, zbijają-

cego z tropu i bardzo przeraz˙ającego. Kiedy ją wresz-
cie puścił, omal nie upadła. Patrzył za nią, gdy
wychodziła, i na poz˙egnanie zawołał jeszcze:

– Tylko proszę tego nie uwaz˙ać za pozwolenie na

kolejne zakupy z moją córką!

Odrobinę za głośno zatrzasnęła za sobą drzwi.

52

CATHY WILLIAMS

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Spokojny weekend w domu – tego właśnie było jej

trzeba.

Komentarze Curtisa, w zamierzeniu wcale nie-

obraźliwe, zaczęły ją ranić, choć nie rozumiała dla-
czego. Prawdę mówiąc, zastanawiała się nad tym całą
sobotę. Pytanie wciąz˙ powracało, niczym diabeł wy-
skakujący z pudełka.

Lucy wyszła na cały weekend i w domu panowała

rozkoszna cisza.

O wpół do szóstej wieczorem Tessa wróciła z su-

permarketu. Przyniosła pakunki z samochodu, opadła
zmęczona na kuchenne krzesło i zamknęła oczy.

Diablik znowu wystawił głowę z pudełka.
Przyłapała się, z˙e myśli o Curtisie: o jego regular-

nych rysach, o tym, jak mruz˙y oczy, gdy się śmieje
albo coś obmyśla. Niecierpliwie potrząsnęła głową,
sięgnęła po baton czekoladowy i poszła wziąć prysz-
nic. Myła właśnie głowę, kiedy rozległ się ostry
dźwięk dzwonka.

Lucy, pomyślała w pierwszej chwili, z ociąganiem

zakręciła wodę i owinęła się w ręcznik kąpielowy.
Pewnie wróciła wcześniej z imprezy i znowu nie ma

background image

kluczy. Wiecznie ich zapominała i wiecznie przysię-
gała, z˙e to ostatni raz.

Otwarła drzwi z wyrazem irytacji na twarzy i wła-

śnie zamierzała poinformować siostrę, z˙e poświęca
się absolutnie ostatni raz. Z jej ust nie wydobyło się
jednak ani jedno słowo, a jedynie zduszony jęk.

Na progu stał Curtis w niepokalanym grafitowym

garniturze i białej koszuli. Po jednej stronie miał
naburmuszoną córkę, a po drugiej długonogą blon-
dynkę w pełnym makijaz˙u. Jej czerwone wargi były
w tym samym odcieniu co lakier do paznokci, a ten
z kolei harmonizował z błyszczącą obcisłą sukienką,
na którą narzuciła jedwabny brązowy prochowiec.

Tessa cofnęła się, czując, jak na policzki wypływa

jej rumieniec. Nadal nie mogła wykrztusić słowa.
W milczeniu gapiła się na Curtisa, który ten jeden raz
się nie uśmiechnął.

– Czy zawsze otwiera pani drzwi w samym ręcz-

niku? – spytał.

– Sądziłam, z˙e to moja siostra. – Nareszcie struny

głosowe zaczęły jej słuchać. – Co pan tutaj robi?

– Lepiej niech nas pani wpuści, zanim się pani

przeziębi – odparł rozsądnie.

Tessa miała wielką ochotę zatrzasnąć mu drzwi

przed nosem, ale zdąz˙ył juz˙ wsunąć stopę w szparę.
Cofnęła się zawstydzona.

– Przepraszam. Zaraz się ubiorę.
– Och, proszę sobie nie robić kłopotu ze względu

na nas – rzucił i tym razem się uśmiechnął, jednym
spojrzeniem obejmując jej postać.

54

CATHY WILLIAMS

background image

Tak mógłby patrzeć na blondynkę u swojego

boku. Ta myśl sprawiła, z˙e w głosie Tessy znowu
zabrzmiały lodowate tony.

– Salon jest tam. Za chwilę wracam.
Próbowała nie zwracać uwagi na fakt, z˙e trzy

pary oczu śledziły jej kroki, gdy wspinała się po
schodach do swojego pokoju, lecz i tak drz˙ała na
całym ciele, kiedy zamykała za sobą drzwi i po-
śpiesznie wyjmowała ubrania z garderoby: wytarte
dz˙insy i sprany czarny podkoszulek z długimi ręka-
wami.

By nie tracić czasu na suszenie włosów, splotła je

po prostu w warkocze. Wyglądała teraz na szesnaście
lat, ale mało ją to obchodziło. Jak Curtis śmiał przyjść
do jej domu, nie uprzedzając o tym wcześniej?

Bo miał dość rozumu, z˙eby się domyślić, jaka

będzie odpowiedź, szepnął cichy głosik w jej głowie.

Wchodząc do saloniku, natychmiast spostrzegła,

z˙e tylko jeden z trójki nieproszonych gości czuje się
swobodnie. Curtis rozsiadł się w fotelu, podczas gdy
jego towarzyszki przycupnęły skrępowane na prze-
ciwnych końcach sofy.

– Przepraszam za ten najazd – rzucił uprzejmie.
– Mógł pan zadzwonić – odparła Tessa, siadając.

Spojrzała na Annę z uśmiechem. – Jak się masz?
Odpoczywasz po pierwszym tygodniu w pracy?

Dziewczynka spróbowała się uśmiechnąć, jednak

gdy spojrzała na ojca, jej buzia wykrzywiła się
w podkówkę. I, jak zauwaz˙yła Tessa, znowu miała na
sobie skromny strój.

55

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Zadzwoniłbym, ale dopiero w samochodzie

przyszło nam do głowy, z˙eby do pani przyjechać.
Tak, Anno?

– Po prostu nie chcę iść do teatru dziś wieczorem

– odparła dziewczynka sztywno.

Tessa zastanawiała się, co ta rodzinna sprzeczka

ma wspólnego z nią, nic jednak nie powiedziała.
Kątem oka widziała milczącą kobiecą postać, której
poza dawała jasno do zrozumienia, z˙e czuje się
nieswojo. Curtis chyba odgadł jej myśli, bo wreszcie
ją przedstawił: Susie, jego dziewczyna.

– To Anna uparła się, byśmy tu przyjechali – wy-

jaśnił cierpliwie. Był wyraźnie zły na córkę.

– Wcale się nie uparłam! – W głosie dziewczynki

słychać było łzy; Tessa miała ochotę jęknąć. – Mówi-
łeś, z˙e wyjdziemy we dwoje!

Więc o to chodziło. Biedna Susie wyglądała, jakby

tez˙ miała ochotę się rozpłakać. Tessa postanowiła
pozbyć się gości jak najszybciej – i naraz usłyszała,
jak pyta, czy napiją się wina.

– Pomogę pani! – Anna zerwała się na nogi.

– Mam juz˙ tego dość! – wybuchnęła, gdy tylko
znalazła się w kuchni. – Obiecał, z˙e pójdziemy ra-
zem, a potem nagle zjawiła się na progu ta Barbie!

Tessa postawiła na stole trzy kieliszki i spojrzała

na dziewczynkę. Pomyślała, z˙e przezwisko pasuje
doskonale. Kiedyś próbowała sobie wyobrazić kobie-
tę, jaka spodobałaby się Curtisowi. Nie była daleka
od prawdy. Błyszczące opakowanie kryjące skromną
porcyjkę intelektu. Zastanawiała się, czy jego z˙ycie

56

CATHY WILLIAMS

background image

jest tak pełne wyzwań, z˙e traktuje kobiety jak roz-
rywkę. Jego z˙ycie prywatne to nie jej sprawa, napo-
mniała się surowo.

– Pewnie zapomniał o waszej umowie, Anno

– odezwała się łagodnie. – I nie sądził, z˙e tak zareagu-
jesz. Z pewnością spotykałaś się wcześniej z jego
znajomymi?

– Oczywiście. – Dziewczynka westchnęła cięz˙ko.

– Ale dawniej mi to nie przeszkadzało. A teraz nie
jestem juz˙ dzieckiem, tylko nastolatką!

Wojowniczo wysunęła podbródek.
– Powiedział, z˙e nieładnie mi w ubraniach, które

sobie kupiłam, z˙e wyglądam lepiej w spokojniej-
szych kolorach, a sam pokazuje się z kobietami,
ubierającymi się jak... jak nastolatki!

Anna omal się nie rozpłakała na tę niesprawied-

liwość, a Tessa nie potrafiła tym razem znaleźć słów
pociechy. Westchnęła w duchu i kolejny raz zaczęła
się dziwić, z˙e ktoś tak przenikliwy jak Curtis Diaz
moz˙e tak źle rozumieć własne dziecko.

– Nie znoszę się kłócić z tatą. – Anna spojrzała

z takim smutkiem, z˙e Tessie ścisnęło się serce. – Nie-
wiele go widuję. Chciałabym się z nim przyjaźnić,
ale on potrafi być takim tyranem!

Nie chciała się napić soku ani wrócić do saloniku.
– Zepsuliśmy pani wieczór, prawda? – spytała

zawstydzona, na co Tessa roześmiała się szczerze.

– Miałam w planach jedynie ucztę z makaronu

przed telewizorem. To najbardziej odpręz˙ające zaję-
cie, kiedy Lucy nie ma w pobliz˙u.

57

KAPRYSY MILIONERA

background image

Zaniosła kieliszki i wino do salonu.
– Odwiozę Susie – oznajmił Curtis na jej widok,

podnosząc się z miejsca. – Sztuka i tak juz˙ się
zaczęła. Wytrzyma pani z Anną jakieś czterdzieści
minut?

Tessa nie zamierzała się angaz˙ować w prywatne

z˙ycie szefa, nie chciała tez˙ być sędzią w jego sporach
z córką. Z drugiej strony, jaki miała wybór? Przypo-
mniała sobie smutną buzię Anny i kiwnęła głową.

Curtis wrócił niemal dokładnie za czterdzieści

minut, lecz przejaz˙dz˙ka bynajmniej nie poprawiła mu
humoru. Nadal wydawał się niezwykle ponury.

– Dzięki. Gdzie ona jest? Zabieram ją do domu,

z˙eby mogła pani spędzić resztę wieczoru, jak pani
chce.

– W łóz˙ku.
– W łóz˙ku? Zamierza pani spędzić sobotni wie-

czór w łóz˙ku?

Natychmiast mimo woli przemknęła mu myśl:

Kim jest szczęśliwy wybraniec? Nie miał teraz przed
sobą swej idealnej sekretarki, starannie uczesanej
i zapiętej pod szyję. Patrzył na kogoś o głębokich
oczach i upartym podbródku, kogoś o lśniących wło-
sach i figurze, która zarazem wydawała się chłopięca
i bardzo, bardzo kobieca.

Poczuł dziwne, draz˙niące mrowienie na skórze,

którego nigdy nie wzbudziła w nim z˙adna kobieta.
Jego towarzyszki nie robiły na nim zwykle wraz˙enia.
Lubił kobiety miłe dla oka i nieskomplikowane we-
wnętrznie.

58

CATHY WILLIAMS

background image

– A Anna? Gdzie Anna? – spytał ostro.
Tessa zjez˙yła się natychmiast.
– Na górze w moim łóz˙ku. Śpi.
– O tej porze?
– Zdenerwowała się. Poradziłam jej, z˙eby umyła

twarz, a kiedy nie wracała, poszłam sprawdzić, co
robi. Spała jak dziecko.

Patrzyli na siebie; Tessa poczuła, jak jej serce

przyśpiesza rytm.

– Pójdę ją obudzić – oznajmił Curtis.
Świetny pomysł, przemknęło przez głowę Tessie.

A potem moz˙ecie sobie iść oboje. Byle dalej stąd.

– Moz˙e lepiej niech odeśpi stres – rzuciła niechęt-

nie. – Jeśli pan ma ochotę, proszę iść na spotkanie
z przyjaciółką. Ja i tak będę w domu cały wieczór
i mogę przypilnować Anny.

– Zostaje pani w domu w sobotni wieczór?
Z jakiegoś powodu bardzo go to ucieszyło; uśmiech-

nął się do niej swobodnie.

– Owszem. Cóz˙ ze mnie za nudziara.
– Nic takiego nie powiedziałem. Sam czasem

lubię darować sobie wyjście...

Sugestia kryjąca się w jego słowach zawisła ku-

sząco w powietrzu: nawet jeśli zostawał w domu, to
w towarzystwie kobiety. Szampan do łóz˙ka... Z pew-
nością nie makaron przed telewizorem.

– Nie odpowiedział pan – powtórzyła chłodno

Tessa. – Mogę przypilnować Anny, jeśli chce pan iść
na spotkanie.

Z

˙

adne z nich nie usiadło. Curtis oparł się o parapet

59

KAPRYSY MILIONERA

background image

z rękami skrzyz˙owanymi na muskularnej piersi. Tes-
sa zamarła w pół kroku na środku pokoju.

– Och, nie ma sensu narzucać się Susie z moim

towarzystwem.

Tessę ogarnęła panika. Co zrobi z Curtisem, jeśli

ten postanowi zostać, az˙ córka się obudzi? Wyob-
raziła go sobie godzinami spacerującego z kąta w kąt
i siebie samą, jak rozpaczliwie stara się nawiązać
rozmowę. Poczuła, jak jej spokój gdzieś znika.

– Susie wydawała się bardzo rozczarowana...

z pewnością ucieszyłaby się... poza tym nie ma sensu,
z˙eby pan tu czekał, az˙ Anna się zbudzi...

Ciekawe, czy usłyszał desperację w jej głosie.

Nadal patrzył na nią uwaz˙nie.

– Ja... nie spodziewałam się gości... W domu nie

ma nic do jedzenia...

– Nie ma nic do jedzenia?
– To znaczy, nic szczególnego...
– Wolałbym zostać tutaj. Skoro pani i tak nie

wychodzi...

Tessa poczuła, jak jej policzki robią się gorące:

miała wraz˙enie, z˙e Curtis mówi to z rozbawieniem.

– Lucy wyjechała na weekend... a ja lubię spokój

i ciszę.

– Tak, wiem. A moz˙e pójdę na zakupy? Widzia-

łem tu niedaleko supermarket.

– Nie, nie trzeba – zaprotestowała zduszonym

głosem.

Przyszło jej do głowy, z˙e nigdy nie podejmowała

męz˙czyzny w domu – z˙eby razem z nim gotować albo

60

CATHY WILLIAMS

background image

oglądać telewizję. Spotykała się z chłopakami, ale
zawsze wolała dokądś iść. Nic dziwnego, z˙e wyda-
wała się śmieszna Curtisowi.

– Planowałam przyrządzić makaron – przyznała

z ociąganiem. – Jeśli pan zostaje, spróbuję zrobić
dwie porcje.

Nie mógł jej winić za brak entuzjazmu. Wpakował

się do jej mieszkania z Anną, zniszczył spokojny
wieczór, a teraz tkwił tutaj niczym kołek w płocie, bo
jego córka postanowiła się przespać.

– Moz˙e pan włączyć telewizor. Nie mamy nie-

stety kablówki, ale... quizy bywają interesujące...
jeśli się za wiele nie myśli...

Wiedziała, z˙e paple od rzeczy, ale to przez jego

magnetyzujące spojrzenie. Musiała się odwrócić, by
się wyzwolić spod jego czaru. Ruszyła do kuchni.

Uspokój się! – rozkazała sobie. Odetchnęła głę-

boko parę razy, by ochłonąć, po czym włączyła
CD-player stojący na kuchennym stole. Lucy wy-
śmiewała jej słabość do łagodnych przebojów, ale
w tym momencie tego właśnie potrzebowały jej
stargane nerwy.

Cicha, kojąca melodia wypełniła małą kuchnię.

Tessa odpręz˙yła się, zaczęła cicho nucić, siekając
cebulę i grzyby. Wyobraziła sobie Curtisa oglądają-
cego idiotyczny quiz w telewizji i uśmiechnęła się
złośliwie. Nie umiałaby sobie wyobrazić kogoś mniej
się nadającego do podobnie nudnego zajęcia niz˙
Curtis z jego energią. Cóz˙, sprawiedliwość jest na
świecie, pomyślała: skoro zmarnował jej wieczór, to

61

KAPRYSY MILIONERA

background image

niech się teraz męczy. Zaczęła obierać czosnek, chi-
chocząc radośnie.

Wciąz˙ jeszcze z uśmiechem na twarzy obróciła się,

by wyjąć patelnię, i usłyszała, jak obiekt jej rozmyś-
lań odzywa się swym matowym, seksownym głosem:

– Moz˙e i ja się pośmieję?
Nerwowo poderwała głowę. Dała się tak ukołysać

muzyce, z˙e nie zdawała sobie sprawy z jego obecno-
ści. Od jak dawna tu stał?

– Miał pan oglądać telewizję! – burknęła ze zło-

ścią.

– To pani tak powiedziała...
Szybko odzyskała równowagę.
– I czemu pan tego nie robi?
– Próbowałem. – Wzruszył ramionami i zamie-

szał łyz˙ką w misce z warzywami, podczas gdy Tessa
przyglądała mu się w milczeniu. – Mogę pomóc?

– Tak. Moz˙e pan iść i oglądać telewizję, bym

mogła skończyć w spokoju.

– Podoba mi się pani gust muzyczny. Co to za

składanka?

Bez pytania sięgnął po ułoz˙one w stos płyty i,

rozsiadłszy się na krześle, zaczął wygłaszać opinie na
temat kaz˙dego krąz˙ka.

– Powinniśmy posłuchać tego – oznajmił po

chwili. – Mnóstwo starych kawałków. Sądziłem, z˙e
lubi pani nowocześniejszą muzykę!

Tessa mruknęła coś niezrozumiale i zaczęła pod-

smaz˙ać warzywa. Curtis z zapierającą dech arogancją
zmienił płytę w odtwarzaczu. Następne, co poczuła,

62

CATHY WILLIAMS

background image

to jego ciepły oddech na karku. Prosił ją do tańca.
Rozgrzana od stania przy kuchence i zirytowana jego
obecnością, poczuła, jak nagle robi się jej gorąco.

– Niech pan nie będzie śmieszny! – warknęła.
– Co... nie teraz? Nie ze mną?
Nie ośmieliła się podnieść wzroku. Gdyby spo-

jrzał na jej zarumienioną twarz, odgadłby natych-
miast jej zmieszanie, domyślił się kaz˙dej zdradliwej
iskierki podniecenia, płynącej w jej z˙yłach niczym
trucizna.

– Dlaczego nie? – spytał zaciekawiony. – Proszę

tylko nie mówić, z˙e nigdy pani nie tańczyła z męz˙-
czyzną w takt pięknej muzyki.

Tak właśnie było.
W milczeniu przyprawiła warzywa ziołami i śmie-

taną i nastawiła wodę na makaron.

– Pan nie jest męz˙czyzną – oświadczyła po chwi-

li, obracając się do niego przodem i obronnym ges-
tem splatając ręce na piersi.

Postanowiła wyjaśnić to raz na zawsze, zanim jej

umysł zboczy kolejny raz na manowce. Tak, Curtis
był atrakcyjny. Juz˙ wcześniej jego seksapil robił na
niej wraz˙enie, choć nie tak silne jak teraz, w ciasnej
przestrzeni.

– Pan nie jest męz˙czyzną – powtórzyła – tylko

moim szefem. Pracuję dla pana i przypadkiem trafił
pan pod mój dach. I nie ma sensu opowiadać, jak to
chce pan znać swoich pracowników od strony prywat-
nej. Nie zamierzam pana wprowadzać w moje z˙ycie
i to nie pańska sprawa, z kim tańczyłam!

63

KAPRYSY MILIONERA

background image

Uśmiech zniknął z jego twarzy. A nawet, jak się

zdaje, odebrało mu mowę – co byłoby miłym dowo-
dem jej zwycięstwa, gdyby nie fakt, z˙e z jakiegoś
powodu obecny wyraz jego twarzy peszył ją jeszcze
bardziej.

Przyglądał się jej zupełnie nieruchomy; jej puls

nagle gwałtownie przyśpieszył.

– T-to nie znaczy, z˙e irytują mnie pana próby...

– wyjąkała. – Wiem, z˙e taki juz˙ ma pan charakter.

– Wścibski?
– Ciekawy – poprawiła go pośpiesznie. – Wszyst-

ko pana ciekawi, więc pewnie zainteresuje pana i to,
z˙e nie jestem szczególnie dobrą kucharką.

Modliła się, by przyjął oliwną gałązkę, jaką mu

podsuwała. Przyjął. Posłał jej jeden z tych szelmow-
skich uśmiechów, od których zapierało jej dech, i za-
proponował, z˙e przyniesie wino.

Sam poczuł niemałą ulgę. Kiedy stanowczo osa-

dziła go w miejscu, przypominając, z˙e jest jej szefem,
poczuł się, jakby dostał cios w brzuch. Tak, był jej
szefem. Drobiazg, o którym chciał zapomnieć. Choć
miał słabość do pięknych sekretarek, nigdy z nimi nie
sypiał. Nie powierzał im tez˙ nigdy odpowiedzialnych
zadań, dzięki czemu interes firmy był bezpieczny
– i dotąd mu to odpowiadało. Tessa tymczasem
powoli, lecz niewątpliwie zyskiwała jego coraz więk-
sze zaufanie. Byłoby szaleństwem to zniszczyć. Poza
tym nie pociągały go kobiety podobne do niej, o dys-
kretnym wdzięku; niewaz˙ne, jak kuszące mogły się
wydawać w pewnych sytuacjach. Takich jak teraz.

64

CATHY WILLIAMS

background image

Starał się odzyskać panowanie nad sobą i nie

pozwolić, by jego oczy powędrowały z jej zarumie-
nionej twarzy w stronę łagodnej krzywizny piersi
i długich nóg w obcisłych dz˙insach.

– A więc wino. Jedzenie pachnie wyśmienicie

mimo pani ostrzez˙eń...

Zniknął w salonie, skąd wrócił po chwili z kielisz-

kami. Nakryli do stołu i siedli naprzeciw siebie;
niebezpieczna chwila minęła. Czy jednak na pewno?
Tessę bolały policzki od wymuszonego uśmiechu.
Parę centymetrów i ich kolana by się zetknęły. Z

˙

eby

uniknąć tej moz˙liwości, siadła bokiem, mimo to
nadal była świadoma kaz˙dego ruchu Curtisa, gdy
kroił warzywa, nawijał makaron na widelec i spog-
lądał na nią ciemnymi oczyma.

Rozmawiali o muzyce – przyjemna, lekka poga-

wędka, która nasunęła jej myśl o tańcu z nim. Mówili
o pracy, o jego koncepcjach wejścia na rynki Dale-
kiego Wschodu, co kazało się jej zastanowić, jak by
wyglądał po kilku tygodniach na słońcu. Jeszcze
seksowniej niz˙ teraz. Swobodnie przeszli do tematu
wakacji za granicą, a po dwóch kieliszkach wina
usłyszała ze zdumieniem, z˙e opowiada mu o swoim
dzieciństwie, o tym, jak wszystko się zmieniło po
śmierci rodziców oraz jakie kraje chciałaby zoba-
czyć. W głębi duszy wiedziała, z˙e rano będzie gorzko
z˙ałować swojej otwartości. Nie chciała jednak, by do
ich rozmowy wkradła się choćby jedna naładowana
znaczeniem pauza.

– Mam nadzieję, z˙e nie naduz˙yłem zbytnio pani

65

KAPRYSY MILIONERA

background image

gościnności i dobrego serca – oświadczył po skoń-
czonym posiłku.

Wiedział, z˙e Tessa się zarumieni. Wiedział tez˙, z˙e

powinien słuchać głosu rozsądku, podpowiadające-
go, by uciekał jak najszybciej, nawet jeśli będzie
musiał w tym celu zbudzić córkę.

– Ja... nie... oczywiście, z˙e nie... było bardzo

przyjemnie...

– Doskonale.
Wstał i powstrzymał ją ruchem dłoni, kiedy takz˙e

zerwała się z miejsca.

– Proszę nawet o tym nie myśleć! Pani gotowała,

ja zmywam.

Przeczesał włosy palcami, patrząc na nią nieru-

chomo. Wymagało to od niego nieludzkiego wysiłku.
Jej usta wyglądały tak kusząco, lekko rozchylone...

– Mogłaby pani zajrzeć do mojej córki? – po-

prosił schrypniętym głosem, odwracając się w stronę
zlewu.

Tessa wstała, wdzięczna za pretekst, z˙eby wyjść

z kuchni.

– Tylko niech pan to zrobi porządnie – rzuciła

w kierunku jego pleców, zastanawiając się, skąd wie,
z˙e on się uśmiecha.

Spodziewała się, z˙e ten wieczór będzie koszma-

rem. Upłynął bardzo przyjemnie – i nie była pewna,
czy to nie jeszcze gorsze.

66

CATHY WILLIAMS

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Wróciła po dziesięciu minutach i przekonała się,

z˙e naczynia zostały umyte i ułoz˙one z iście kawaler-
ską fantazją: na suszarce stały chwiejnie stosy talerzy.

– Anna juz˙ nie śpi – oznajmiła, wyjmując Cur-

tisowi z ręki ostatni kieliszek, który nie mieścił się na
czubku piramidy.

– Całe szczęście – odetchnął, przyglądając się jej,

kiedy zaczęła wycierać naczynia i chować je do
szafek.

– Bardzo przeprasza. Mówi, z˙e przez ostatnie dni

do późnej nocy pisała maile do przyjaciół, co w połą-
czeniu ze stresem w pracy i zdenerwowaniem zupeł-
nie ją rozłoz˙yło. Kazałam jej wziąć kąpiel dla od-
świez˙enia.

– Miejmy nadzieję, z˙e to jej poprawi humor

– skomentował, opłukując ostatnie sztućce.

– Prawdę mówiąc, ona pewnie spodziewa się tego

samego po panu. – Tessa dalej wycierała talerze, nie
podnosząc wzroku. – Na wypadek gdyby nikt tego
panu nie powiedział, te szpary w suszarce słuz˙ą do
ustawiania talerzy – dodała z˙artobliwym tonem, by
przerwać ciszę.

background image

– Przy zmywaniu liczy się dla mnie szybkość. Nie

wiem, czemu Anna sądzi, z˙e jestem w złym nastroju.

– Bo był pan zły, kiedy się pan z nią rozstawał?

– podsunęła.

– Nie co dzień muszę słuchać wymówek od włas-

nej córki za to, z˙e zaprosiłem na randkę znajomą.

Tessa posłała mu przeciągłe, surowe spojrzenie.

Wydawał się zaskoczony.

– Nie chodziło o fakt, z˙e zaprosił pan znajomą

– wyjaśniła kwaśno – tylko o to, w jakim była typie.

– Ach, rozumiem. – Spojrzał na sufit, obliczając,

ile czasu zabierze córce kąpiel. Niezbyt długo, sądząc
z odgłosu stóp nad ich głowami.

– Proszę posłuchać – powiedział z naleganiem

w głosie – muszę z panią dłuz˙ej porozmawiać o całej
tej idiotycznej sytuacji. Jak widzę, nawiązała pani
dobry kontakt z moją córką i...

– Nie ma mowy.
Tak, był jej szefem – ale istnieją granice. Wiedzia-

ła, do czego zmierza, ale nie zamierzała wywierać
wpływu na jego córkę.

– Nie dała mi pani skończyć!
– Anna właśnie tu idzie – zauwaz˙yła ze szczerą

ulgą.

– Przepraszam, tato!
W głosie dziewczynki nie było nic przepraszają-

cego; czujnie obserwowała ojca, starając się odgad-
nąć jego nastrój. Tessa bez trudu rozpoznała objawy:
pierwsze oznaki nastoletniego buntu.

– Gdybyś powiedziała, z˙e jesteś zmęczona, zo-

68

CATHY WILLIAMS

background image

stalibyśmy w domu – odparł Curtis z rękami w kie-
szeniach.

– Nie chodzi o zmęczenie.
Tessa westchnęła.
– Moz˙e lepiej, z˙ebyście... rozstrzygnęli tę sprawę

w domu? Własnym domu?

Dwie pary oczu zwróciły się w jej stronę; nie

wyczytała w nich jednak większej chęci, by pójść za
jej sugestią.

Jęknęła w duchu.
– Robi się późno – zaczęła znowu – a Anna

z pewnością umiera z głodu. – Spojrzała na Curtisa,
apelując do jego ojcowskich uczuć.

– Nie chcę iść do restauracji w czymś takim...

– mruknęła dziewczynka krnąbrnie, wskazując swoje
ubranie.

– Wyglądasz uroczo, Anno. Mówiłem ci przeciez˙!
– Powtarzasz to, odkąd miałam pięć lat!
Jałowy spór. Tessa zaczynała podejrzewać, z˙e

goście nie wyjdą szybko – pochłonął ich pierwszy
w ich z˙yciu powaz˙ny spór.

– Zrobić ci coś do zjedzenia, Anno? – spytała

z ociąganiem.

– Ma pani pizzę? – spytała dziewczynka z na-

dzieją.

Tessa pokręciła głową.
– Ale parę kroków stąd jest włoska restauracja

– dodała, rozpromieniając się. – Moz˙e byście... To
skromne miejsce, nie wymaga szczególnie eleganc-
kiego stroju...

69

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Jest sobota wieczorem.
– Racja. – Tessa skinęła głową ze zrozumieniem.
Doskonale pamiętała, z˙e mając czternaście lat, za

nic nie odwiedziłaby podobnego przybytku inaczej
niz˙ w najzwyczajniejszym ubraniu. Kiedy Lucy uda-
wała się w miejsce, gdzie mogła się natknąć na inne
nastolatki, w grę wchodziły jedynie najmodniejsze
dz˙insy, najbardziej niepraktyczne bluzki oraz buty,
w jakich większość ludzi bałaby się postawić krok.

– Wyjaśnijcie to, proszę – przerwał im Curtis.
Tessa zwróciła się do niego:
– Pizzeria w sobotę to miejsce, gdzie gromadzą

się nastolatki w mniej formalnych strojach. Anna nie
chciałaby się wyróz˙niać.

– Wyróz˙niać się?! – wykrzyknął z niedowierza-

niem. – Chyba tylko na korzyść!

W odpowiedzi córka obróciła się na pięcie i wy-

maszerowała z kuchni. Wyraz niedowierzania na
jego twarzy szybko zmienił się w wyrzut.

– To pani wina – oznajmił. – Przed tą waszą

wyprawą na zakupy nigdy nie toczyliśmy podobnych
sporów. Muszę z nią porozmawiać.

Wrócił parę minut później.
– Gdzie jest ksiąz˙ka telefoniczna? – spytał, wy-

jmując z kieszeni komórkę. – Jak się zdaje, dziś
wieczorem Anny nie uda się wyciągnąć nigdzie.
Oznajmiła, z˙e zamierza posiedzieć przed telewizo-
rem z pizzą, muszę jej coś zamówić.

– Przed moim telewizorem? Dlaczego nie moz˙e-

cie wrócić do swojego domu?

70

CATHY WILLIAMS

background image

To się stawało niedorzeczne. Zamiast w spokoju

odpoczywać we własnym domu, musiała zabawiać
dwoje skłóconych ze sobą ludzi. Co gorsza, jeden
z nich budził w niej bardzo niepokojące reakcje. I co
jeszcze gorsze, potrafiła z nim sobie radzić w pracy,
nawet jeśli się z nią draz˙nił. Potrafiła sobie z nim
poradzić, nawet kiedy flirtował, rzucając jej seksow-
ne uśmiechy. Taką juz˙ miał naturę; nic to nie znaczy-
ło. Lecz radzenie sobie z nim, kiedy wydawał się
zbity z tropu i najwyraźniej nie wiedział, co począć
– to był koszmar. Kusiło ją, z˙eby wkroczyć i roz-
wiązać za niego problemy. Na samą myśl o tym w jej
głowie włączał się dzwonek alarmowy.

Ten facet jest uosobieniem wdzięku, przypomnia-

ła sobie; tej cechy nie da się od niego oddzielić. To
dlatego kobiety chciały być blisko niego i podtrzy-
mywały z nim kontakt jeszcze długo po tym, gdy po
związku pozostało tylko wspomnienie.

– Naprawdę jestem bardzo zmęczona... – spróbo-

ała ostatni raz.

Curtis spojrzał na zegarek.
– Nie ma jeszcze wpół do dziesiątej – zaprotes-

tował.

– Nie wszyscy lubią balować do rana.
Odpowiedziała jej cisza. Nietrudno było sobie

wyobrazić, co pomyślał. Albo doszedł do słusznego
wniosku, z˙e Tessa ma dość jego towarzystwa, i być
moz˙e odgadł prawdziwe powody tego stanu. Albo tez˙
potwierdziły się podejrzenia, z˙e jego sekretarka to
osoba tak nudna, jak mu się zdawało; ktoś, kto

71

KAPRYSY MILIONERA

background image

kładzie się spać o dziesiątej z kubkiem kakao, pod-
czas gdy reszta świata w najlepsze się bawi.

Zdesperowana, bez słowa przyniosła ksiąz˙kę tele-

foniczną i przyglądała się, gdy składał zamówienie,
a potem chował komórkę do kieszeni.

– Czterdzieści minut – poinformował. – Jak się

zdaje, restaurację najechały takie hordy właściwie
odzianych nastolatków, z˙e nie dają rady z obsługą.

Tessa zawahała się, rozdarta między chęcią zi-

gnorowania z˙artobliwej uwagi jej kosztem a pokusą,
by rozpocząć powaz˙ną dyskusję na temat krótko-
wzroczności, kaz˙ącej mu ignorować to, co ma mu
do powiedzenia córka. Curtis rozwiązał problem
za nią.

– Nie bawi to pani? Pewnie pani uwaz˙a, z˙e stroję

sobie z˙arty z powaz˙nej sytuacji?

– Nie ma znaczenia, co ja myślę, a to, co pan

myśli, nie obchodzi mnie zupełnie.

– Cóz˙ za wyniosłość. – Curtis zmruz˙ył oczy.

– Musi być łatwo iść przez z˙ycie, skoro się umie tak
doskonale dystansować od irytujących zdarzeń.

– Wcale się nie dystansuję – zaprotestowała

z gniewem. – Uwaz˙am tylko, z˙e powinien pan sam
rozwiązać problem z Anną. Nie mogę panu w niczym
pomóc.

– Za to w buszowaniu po sklepach w poszukiwaniu

kusych szmatek pomagała pani z wielkim zapałem.

Tessa omal nie wybuchnęła śmiechem. Czy on

naprawdę nie widział, w czym chodziły jego wybran-
ki? Czy nie zauwaz˙ył sukni Susie, która ledwie ją

72

CATHY WILLIAMS

background image

okrywała? Skoro uwaz˙ał stroje Anny za skąpe, jak by
nazwał kreacje swoich przyjaciółek?

Co było dobre dla jego przyjaciółek, niewątpliwie

nie było dość dobre dla córki.

– Napije się pan kawy? – spytała.
– Z przyjemnością.
Siadł przy kuchennym stole, obserwując, jak się

krzątała po kuchni.

Było dla niego jasne, z˙e Tessa chce się go pozbyć.

Powinien ją zostawić w spokoju, lecz naprawdę
chciał z nią porozmawiać o Annie, której zachowanie
wydawało mu się równie tajemnicze, jak zaskakują-
ce. Uświadomił sobie takz˙e, z˙e przyjemnie tutaj
siedzieć; patrzeć na Tessę i słuchać jej stanowczych
opinii, wygłaszanych bez najmniejszych względów
dla uczuć słuchacza.

Odświez˙ające doznanie, pomyślał. Być w towa-

rzystwie kobiety i nie musieć uprawiać z nią seksu.

Przyglądał się jej leniwie spod opuszczonych rzęs.

Pomyślał, z˙e nie ma w niej nic oczywistego. Nie
manifestowała swojej zmysłowości, lecz wystarczało
spojrzeć uwaz˙niej – i oto była, delikatna jak letnia
bryza.

– Halo? Jest tam kto? – Tessa nie mogła się

oprzeć, by nie zacytować jego ulubionej odzywki.

– Bardzo zabawne. – Curtisowi drgnęły kąciki

ust. – Niech pani siada, bo denerwuje mnie, kiedy
ktoś nade mną stoi.

Roześmiała się szczerze.
– Nie wierzę, z˙e moz˙na pana zdenerwować.

73

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Bo jestem stuprocentowym męz˙czyzną?
– Bo jest pan arogancki i zadufany w sobie.
Spojrzał z uwagą, próbując dociec, czy mówi

serio. Odkrył nagle, z˙e stanowczo by nie chciał, by
uwaz˙ała go za aroganta. Gdyby to usłyszał od innej
kobiety, nie obeszłoby go to zupełnie, ale w jej
ustach...

– Zadufany w sobie, tak. Arogancki, nie.
– Czyz˙by? Zakłada pan, z˙e wie najlepiej, co jest

dobre dla Anny i nawet przez myśl panu nie przej-
dzie, z˙e mógłby się pan mylić.

Usiadła, oparła łokcie o blat i upiła łyk kawy.
Poruszył się zirytowany na krześle, nie chcąc się

zagłębiać w rozmowę na tematy praktyczne. Pragnął
poznać lepiej ją i jej sposób myślenia. Jej opinię
o nim.

– Czemu miałbym się mylić? Znam swoją córkę.
– Cóz˙, nie chcę się wtrącać w to, jak pan wy-

chowuje własne dziecko...

– Ale...?
Wzruszyła ramionami.
– Ale powinien jej pan pozwolić samej wybierać

stroje, w granicach rozsądku. I wierzyć mi, kiedy
mówię, z˙e Anna tych granic nie przekroczy. Nawet
nie spojrzała na niedorzeczne biodrówki, w jakich
chodzi dzisiejsza młodziez˙, ani superobcisłe topy,
które nie pozostawiają niczego wyobraźni.

Curtisa zaskoczył dobór słów – jakby sama miała

pięćdziesiątkę na karku.

– ,,Dzisiejsza młodziez˙’’? – powtórzył ironicznie,

74

CATHY WILLIAMS

background image

spoglądając jej w oczy w nagłej ciszy. – Nie jest pani
staruszką, Tesso.

– Nie. Wiem. Jestem... – W pełni wykwalifikowa-

ną i kompetentną sekretarką posiadającą dobrą zna-
jomość komputera oraz odpowiednie referencje.

– Tak?
– Jestem dość odpowiedzialna jak na swój wiek

– zgodziła się.

Odezwał się dzwonek u drzwi – w samą porę, bo

miała wraz˙enie, jakby grunt zaczął się jej usuwać
spod nóg. Zerwała się – tylko po to, by się przekonać,
z˙e Curtis zrobił to samo i właśnie wyławia portfel
z kieszeni spodni.

– Proszę tu zostać – rozkazał. – Ja zapłacę.
Zostać w kuchni? I czekać, az˙ wróci, by dokoń-

czyć rozmowę, wprawiającą ją w stan coraz głębszej
paniki? Mowy nie ma.

Gdy tylko wyszedł, wyjęła tacę i ułoz˙yła na niej

talerz, sztućce, paczkę papierowych serwetek oraz
szklankę soku pomarańczowego. Spotkali się w salo-
nie, gdzie Anna śledziła w skupieniu idiotyczny
show, w którym dwie muskularne kobiety rywalizo-
wały w wykonywaniu zwariowanych zadań. Mruk-
nęła z zadowoleniem na widok pizzy, ledwie zwraca-
jąc uwagę na oboje dorosłych.

Curtis gestem zachęcił Tessę, by z nim wyszła,

a kiedy nie posłuchała, ujął ją za ramię, pociągnął
lekko, lecz stanowczo w stronę kuchni.

– Nie chciałbym stłamsić jej osobowości, zosta-

jąc w salonie – wyjaśnił, zamykając drzwi.

75

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Czego stara się pan unikać za wszelką cenę.
Nadal ją trzymał ze zmysłową przyjemnością;

Tessa jak gdyby nagle to sobie uświadomiła, wymk-
nęła się z jego uchwytu i usiadła.

– Okej, rozumiem, co pani ma na myśli. – Z ocią-

ganiem usiadł równiez˙. – Moz˙e naprawdę jestem
nadopiekuńczy i powinienem jej dać trochę swo-
body...

– Niezły pomysł – zgodziła się z ulgą, z˙e roz-

mowa wróciła do Anny. Na myśl o dalszym analizo-
waniu jej charakteru dostawała gęsiej skórki. – Jeśli
się stawia zbyt wiele zakazów, nastolatek często
próbuje złamać wszystkie.

– Tak było z pani siostrą? Musiała być pani

bardzo młoda, kiedy przez to przechodziła?

– Dałam sobie radę – ucięła.
– Ach, intryguje mnie pani. Opowie pani o tym?
Uśmiechnął się zachęcająco. Pragnienie, by do-

wiedzieć się czegoś więcej o tej kobiecie, stawało się
irracjonalne. Przyglądał się jej wargom, smukłej szyi.
Wyobraził sobie, jak wolno, nieśpiesznie ją rozbiera.

– Lucy nieraz dała mi w kość, ale to w gruncie

rzeczy dobre dziecko. Z

˙

adnych narkotyków, alkoho-

lu, zabaw do rana. Odpuściłam jej w paru sprawach
i ona to szanowała. Chyba rozumiała, z˙e obie znalaz-
łyśmy się w nowej sytuacji i musimy sobie nawzajem
pomagać, by przetrwać. Ja jej dałam wolność w pew-
nych granicach, ona w pewnych granicach była po-
słuszna.

Milczeli oboje dłuz˙szą chwilę.

76

CATHY WILLIAMS

background image

– Chyba po prostu... dopasowałyśmy się do sie-

bie... – zająknęła się, tracąc wątek. – Ona jest tą
lekkomyślną, a ja... ja ją rozpieszczam...

– A kto rozpieszcza ciebie?
Tessa poczuła, jak się czerwieni – gorący, palący

rumieniec. Połoz˙yła dłonie na blacie, uświadamiając
sobie, jak jest mały. Z pewnością zdawał się za mały,
kiedy Curtis przyglądał się jej w taki sposób. Zarea-
gowała z typową kobiecą nieśmiałością.

I wtedy zrobił coś tak szokująco czułego, z˙e jej

oddech dosłownie zamarł, jakby mózg zapomniał
posłać sygnał do płuc, by nabrały powietrza.

Wyciągnął rękę i zaczął delikatnie, bardzo delikat-

nie gładzić palcem jej kciuk.

Drobny gest wydawał się naładowany erotyzmem.

Poczuła ogarniające ją ciepło, a kiedy wreszcie zdo-
łała złapać oddech, niemal ją to zabolało.

– Powiesz mi? – zachęcił ją delikatnie; musiała

zamrugać parę razy, by sobie przypomnieć, o co pyta.

– Ja... nie potrzebuję rozpieszczania.
Za nic w świecie nie zdołałaby cofnąć ręki, choć

rozum podpowiadał, by uciekała jak najdalej.

– Nie wierzę... – mruknął Curtis. – Ani przez

minutę.

Sięgnął teraz delikatnej skóry na jej nadgarstku.
– Z

˙

adnego przyjaciela?

Zafascynowana jego dotykiem, wolno pokręciła

głową.

– Nigdy?
Wzruszyła ramionami.

77

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Miałam przyjaciół, ale nie na powaz˙nie.
Zamrugała, nie patrząc na niego; poczuł radość tak

silną, z˙e az˙ niemal bolesną.

Nie wypuszczając jej ręki, zsunął się z krzesła

i przyklęknął przed nią, patrząc jej w twarz. I wciąz˙
pieścił delikatnie jej rękę, budząc w Tessie burzę
zmysłowego podniecenia.

– Biedactwo – szepnął.
Tessa otwarła usta, by odpowiedzieć, zanim jed-

nak zdąz˙yła wypowiedzieć słowo, jego usta dotknęły
jej warg ze ślepą, niepowstrzymaną namiętnością.

Odchyliła się na krześle i objęła go ramionami za

szyję, przyciągnęła do siebie i odwzajemniła pocału-
nek z z˙arliwością, która narastała w niej od wielu
tygodni.

Odgarnął jej włosy, aby móc pieścić wargami jej

ucho; czując jego ciepły oddech, poruszyła się na
krześle. Całował ją leciutko, równocześnie gładząc
dłonią spręz˙ystą skórę nad paskiem dz˙insów.

Nigdy wcześniej nie czuła nic takiego. W oszoło-

mieniu otwarła oczy, kiedy odszukał wargami jej
pierś i zaczął ją lekko ssać. Osunęła się na krześle,
poddając się pieszczocie jego ciepłych, delikatnych
warg, dotykających jej z nieskończoną czułością.
Miała wraz˙enie, jakby całkowicie się rozpłynęła i tyl-
ko nagły dźwięk telewizora ostrzegł jej omdlewające
zmysły, co właściwie robi, oraz – co znacznie gorsze
– z˙e Anna właśnie wyszła z pokoju.

Odepchnęła Curtisa jednym szybkim ruchem,

ściągnęła w dół podkoszulek i biustonosz, zakrywa-

78

CATHY WILLIAMS

background image

jąc pulsujące wciąz˙ jeszcze piersi, i umknęła w naj-
dalszy kąt kuchni. Nie mogła na niego patrzeć. Było-
by to jak spojrzeć na najgorszy koszmar ze świado-
mością, z˙e koszmar nie zniknie.

Jak mogła to zrobić?
Nie było sensu winić Curtisa. Zareagowała z en-

tuzjazmem. Ta myśl była jak wiadro lodowatej wody.

Kiedy w końcu podniosła wzrok, Anna wchodziła

do kuchni, a Curtis siedział z powrotem na krześle,
z pozoru całkowicie spokojny.

– Skończyło się – oznajmiła Anna, ziewając.

Przyniosła resztę pizzy i połoz˙yła na szafce, nie
zauwaz˙ając panującej w kuchni atmosfery.

Tessa z ogromną wdzięcznością myślała w tej

chwili o egoizmie typowym dla nastolatków, rzadko
zauwaz˙ających sprawy nieodnoszące się do nich bez-
pośrednio.

– Tak? Kto wygrał?
– Ta większa z prostymi czarnymi włosami.

– Kolejne ziewnięcie.

– Jesteś zmęczona – rzuciła Tessa swobodnie,

stojąc ze skrzyz˙owanymi ramionami i nadal nie
ośmielając się popatrzeć w kierunku Curtisa, siedzą-
cego z rękami wspartymi o kolana. – Ja zresztą tez˙.
Wiem, z˙e to bardzo niegrzecznie, ale czy moglibyś-
cie juz˙ iść do domu?

– Tato?
– Ach. Tak.
Spojrzał na córkę, potem wstał i przeciągnął się

z nieświadomym wdziękiem.

79

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Zaraz przyjdę, Anno. Muszę tylko zamienić

z Tessą parę słów o sprawach zawodowych.

Nie mogła przeszkodzić w z˙aden sposób, musia-

ła więc stawić mu czoło. Pora była równie dobra
jak kaz˙da inna, a w dodatku scena nie mogła trwać
długo.

– To nie powinno się było zdarzyć – odezwał się

Curtis, kiedy tylko drzwi zamknęły się za Anną.
Podniósł się z krzesła i przemierzył dzielącą ich
przestrzeń. Tessa przywołała na twarz wyraz chłod-
nej obojętności. – Przepraszam.

Przeczesał włosy z irytacją. Uległ swoim prag-

nieniom – i czuł obrzydzenie do samego siebie. Nie
pomyślał, z˙e ta kobieta jest inna, z˙e z nią ,,cały ten
związek’’, jak to ironicznie nazywał, wydawał się
czymś moz˙liwym. Gdyby tylko mógł, cofnąłby to, co
się stało.

A teraz ona patrzyła z takim chłodem. Delikatnie

ujął ją pod brodę, ale gwałtownie odwróciła twarz.

Czy nie nazwał jej biedactwem? Biedna Tessa,

samotna w sobotni wieczór. Całował ją, by dodać
barw jej szaremu z˙yciu, a samemu zaznać nieco
rozrywki. Od bolesnego upokorzenia az˙ zakręciło się
jej w głowie.

Powinna go nienawidzić, pomyślała, ale najpierw

powinna znienawidzić siebie. Nie ma co sobie wma-
wiać, z˙e to ciało ją zdradziło, z˙e emocje okazały się
zbyt silne, by je opanować.

– Chyba oboje powinniśmy zapomnieć o tym, co

się stało. – Zdumiało ją, z jakim spokojem to powie-

80

CATHY WILLIAMS

background image

działa. – Sprawy wymknęły się nieco spod kontroli
i to wszystko.

– To wszystko?
O co mu chodzi? – pomyślała ze złością. Chce,

z˙ebym przyznała, jak wielkie wraz˙enie to na mnie
wywarło? Z

˙

ebym połechtała jego rozbuchane ego,

przyznając, z˙e mało brakowało, a zostałabym kolejną
z jego licznych zdobyczy?

– Tak. Moz˙e nie jestem tak doświadczona jak ty...

– Zadrz˙ała na wspomnienie pewności, jaką z nim
dzieliła w krótkiej chwili namiętności. – ...ale nie
jestem idiotką.

Zbyła nieszczęsny incydent lekkim wzruszeniem

ramion. Przynajmniej miała rozpaczliwą nadzieję, z˙e
tak to wygląda.

– Takie rzeczy się zdarzają. – Ale nie jej.
Jemu tak. I tym kobietom w bardzo krótkich

spódniczkach, rzucającym powłóczyste spojrzenia.
Siebie jednak znała dobrze i wiedziała, z˙e nieszczęs-
ny incydent jest czymś znacznie powaz˙niejszym. To
wydarzenie otwarło jej oczy na przeraz˙ającą prawdę,
z˙e zakochała się w swoim szefie. Niezwykłym, orygi-
nalnym i całkowicie dla niej nieodpowiednim.

– Takie rzeczy niekiedy się zdarzają, ale...
Ujrzała otwierającą się przed nią przepaść i po-

śpiesznie przerwała mu w pół słowa.

– Nigdy więcej. – Wyprostowała się jak struna

i buntowniczo wysunęła podbródek. – To był tylko
błąd i proszę obiecać, z˙e nie zdarzy się to nigdy więcej,
inaczej będę zmuszona natychmiast odejść z firmy.

81

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Cóz˙ za zadziorność – mruknął. – Dlaczego

sądzisz, z˙e to ja popełnię następny błąd?

Minęło parę sekund, zanim dotarło do niej w pełni

znaczenie tych słów i az˙ sapnęła z oburzenia. Przypo-
minał jej, z˙e bynajmniej nie znosiła biernie jego
karesów. Pomyślała o swoich reakcjach i zalała ją
fala wstydu.

– Bo ja nigdy nie popełniam tego samego błędu

dwa razy – oświadczyła stanowczo. Nigdy wcześniej
nie znalazła się w podobnej sytuacji, ale i tak wie-
działa, z˙e nie moz˙e sobie pozwolić na to, by drugi raz
ulec emocjom.

– W tym tygodniu robię sobie wolne – wyjaśnił,

podchodząc do drzwi. – Chcę spędzić z Anną trochę
czasu, skoro przez ostatnich parę dni nie udało mi się
tego zrobić.

Tessa odetchnęła z ulgą.
Z wielkim trudem odkleiła stopy od podłogi i od-

prowadziła go do wyjścia, a nawet zdobyła się na
poz˙egnalny uśmiech.

– Bardzo miło się z panią pracowało – zapewniła

na poz˙egnanie Anna z rozczulającą szczerością.
– Czy spotkamy się, kiedy następny raz przyjadę do
domu? To znaczy na święta?

– Mam nadzieję, z˙e tak – odparła, patrząc na

dziewczynkę, lecz sens słów kierując do Curtisa.

– Z pewnością Tessa będzie nadal pracowała w fir-

mie do tego czasu – odezwał się do córki, podobnie
przekazując dodatkową informację swojej pracow-
nicy.

82

CATHY WILLIAMS

background image

Poniewaz˙, pomyślała, kiedy zamknęła za nimi

drzwi i oparła się o nie bez sił, Curtis z pewnością nie
da jej powodu do odejścia. Tych dwadzieścia kata-
strofalnych minut będzie dla niego historią, bo nic dla
niego nie znaczyły. Dlatego mógł ją zapewnić zgod-
nie z prawdą, z˙e nigdy się nie powtórzą.

Osunęła się na podłogę. Jakie to szczęście, z˙e nie

będzie go cały tydzień. Tessa zdoła spojrzeć na to
wszystko z odpowiedniej perspektywy, a przeciez˙ nie
jest naiwną, ulegającą emocjom dziewczynką. To
była krzepiąca myśl. Po prostu będzie się trzymać na
dystans od Curtisa Diaza. Fakt, z˙e zabawił się nią, był
upokarzający, lecz pomocny.

Ostatecznie, kogo moz˙e pociągać męz˙czyzna, któ-

ry nie miał oporów przed tym, z˙eby uwodzić kobietę
z litości?

83

KAPRYSY MILIONERA

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

– Co ty tu robisz?
Curtis stał na środku biura ze zmarszczonymi

brwiami. Jego tez˙ by tu nie było, gdyby nie zostawił
w szufladzie biurka prezentu dla matki.

Tessa zawstydzona podniosła wzrok i zaczerwie-

niła się.

Tak, tkwiła tu nadal, o wpół do piątej po południu

w pustym biurze. Wszyscy inni albo juz˙ poszli do
domu, albo całą grupą udali się do pubu na ostatniego
wspólnego drinka przed świąteczną przerwą.

– Właśnie miałam wychodzić – zapewniła, wyłą-

czając komputer i sprzątając biurko. – Chciałam
wszystko skończyć przed świętami.

– Cóz˙ za pracowitość – skomentował sucho. – To

chyba moz˙e poczekać, nie sądzisz?

Podszedł do niej i ujął ją lekko za nadgarstek,

przerywając jej w pół ruchu.

Serce Tessy wykonało znany jej dobrze podskok;

poczuła, jak kaz˙dy nerw w jej ciele napina się, kiedy
zamarła w bezruchu i odpowiedziała na jego leniwe
spojrzenie.

Ostatnich siedem tygodni było istną męczarnią.

background image

Po incydencie w kuchni Curtis trzymał się ściśle

jej prośby, by zapomnieli o tym, co się stało. Nie
widziała go przez tydzień, a choć regularnie roz-
mawiali przez telefon, co najmniej dwa razy dzien-
nie, to jedynie w sprawach słuz˙bowych. Po jego
powrocie wszystko było jak dawniej, z tą róz˙nicą, z˙e
wydawał się nieco bardziej powściągliwy.

Powrócili do dawnej, znajomej rutyny, ale nie

próbował juz˙ wypytywać o jej prywatne z˙ycie. Do-
szła do wniosku, z˙e łatwość, z jaką o wszystkim
zapomniał, świadczy dobitnie, jak małe wraz˙enie
wywarł na nim cały epizod.

– Czemu nie poszłaś z nami do pubu? – spytał

teraz. – I nie mów, z˙e wolałaś zostać tutaj, by się
upewnić, z˙e wszystkie ołówki są nalez˙ycie zatempe-
rowane. Zdawało mi się, z˙e wspominałaś o świątecz-
nych zakupach?

Wypuścił jej rękę; natychmiast ruszyła do wiesza-

ka w rogu pokoju. Czuła jednak, z˙e Curtis śledzi
kaz˙dy jej ruch.

– Rzeczywiście muszę kupić parę rzeczy – przy-

znała, wkładając płaszcz.

– Na przykład?
– To i owo. – Wzruszyła ramionami, zastanawia-

jąc się, czy Curtis zamierza zostać dłuz˙ej. – Będziesz
jeszcze dzisiaj pracował?

– Owszem – odparł z powagą. – Rozumiesz,

muszę uprzątnąć biurko i zatemperować ołówki, z˙e-
by wszystko było gotowe, jak wrócę.

Tessa spuściła wzrok, czując, jak drgają jej kąciki

85

KAPRYSY MILIONERA

background image

ust. Wiedziała, z˙e powinna się trzymać z dala od
niego, mimo to niekiedy, tak jak teraz, miała ochotę
się roześmiać. Szczególnie odkąd zaczął się do niej
zwracać z˙artobliwym tonem.

– To bardzo waz˙ne – odparła z równą powagą.

– Nie ma nic gorszego, niz˙ przekonać się po powro-
cie, z˙e artykuły piśmienne są w tragicznym stanie.

– Prawdę mówiąc, wróciłem zabrać prezent dla

matki. Zaczekaj chwilę, to razem zejdziemy.

Zniknął w gabinecie, nie zadając sobie trudu, by

zapalić światło, i po chwili wrócił z małą paczuszką.

Kiedy szli do windy, Tessa wybrała pierwszy

neutralny temat, jaki jej przyszedł do głowy, i spyta-
ła, co kupił matce.

– Staroświecką broszkę i kolczyki do kompletu

– odpowiedział. – Bardzo lubi takie rzeczy.

Spojrzał na nią z ukosa, rozbawiony i zirytowany

tym, z˙e wcisnęła się w kąt windy, jakby kontakt z nim
groził zaraz˙eniem się jakąś groźną chorobą.

– Co zamierzasz kupić? – zapytał, usuwając się

na bok, kiedy winda zatrzymała się na parterze, tak by
Tessa mogła wyjść. Za chwilę zniknie, pochłonięta
przez zimowe ciemności na zewnątrz. – Jakie masz
plany na święta?

– Jakiś prezent dla siostry. Nic szczególnego.
Zwróciła się w jego stronę i zmusiła do uśmiechu.

Co on będzie robił w święta? Z pewnością nie spotka
się z Susie – wiedziała z biurowych plotek, z˙e z nią
zerwał. Od czterech tygodni stawiano zakłady, jak
będzie wyglądać jej następczyni, i Curtis, świadomy

86

CATHY WILLIAMS

background image

oz˙ywionych spekulacji, poinformował zainteresowa-
nych, z˙e dla odmiany postanowił przez˙yć jakiś czas
w celibacie. To jednak tylko podgrzało atmosferę.

– Nic szczególnego... hm... brzmi mało emoc-

jonująco.

Tessa natychmiast przypomniała sobie jego poca-

łunki, jego delikatne pieszczoty. Wszystko dlatego,
z˙e jej współczuł z powodu nudnego z˙ycia.

– A co ty będziesz robić? – spytała ironicznie.

– Kto jest szczęśliwą wybranką? Zdecydowałeś się
na inny model czy pozostałeś wierny dawnym przy-
zwyczajeniom? Blondynka z duz˙ymi niebieskimi
oczami, której zasób słownictwa ogranicza się do
z˙arliwego ,,tak’’?

Miała ochotę kopnąć samą siebie, kiedy zobaczyła

rozlewający się na jego twarzy zadowolony uśmiech.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła szybko do wyjścia,
świadoma, z˙e Curtis idzie za nią krok w krok.

– Nie miałem pojęcia, z˙e obserwujesz moje z˙ycie

uczuciowe z taką uwagą – mruknął, wychodząc za
nią w zimową zawieję.

– Wcale go nie obserwuję – odparła cierpko. – Idę

do metra. Wesołych Świąt.

Wciąz˙ szedł obok niej.
– Teraz czuję się dotknięty. Sądziłem, z˙e cię to

ciekawi...

Uwodzicielski ton sprawił, z˙e rozpalona skóra

zaczęła ją piec.

– Cóz˙, pomyliłeś się. Czemu idziesz za mną?
– Bo chcę cię przekonać, z˙ebyś wpadła ze mną na

87

KAPRYSY MILIONERA

background image

drinka, skoro nie brałaś udziału w naszym przyjęciu
w porze lunchu.

– Przykro mi, ale nie mogę.
– Bo musisz kupić waz˙ny prezent.
– Właśnie.
Widziała juz˙ wejście do metra oraz tłumy ludzi,

najwyraźniej takz˙e szukających w ostatniej chwili
prezentów. Na ten widok zrobiło się jej niedobrze, nie
miała juz˙ jednak wyboru – Curtis kroczył tuz˙ obok
jak niechciany cień.

– W takim razie ja tez˙ pójdę na małe zakupy.

A drinka wypijemy później.

– Nic podobnego! – zawołała, zatrzymując się

gwałtownie.

– Boisz się, Tesso? – spytał z lekką drwiną. – Na

przyjęcie firmowe parę tygodni temu tez˙ nie dotarłaś.
Nagły katar, o ile dobrze pamiętam.

– Muszę iść.
Obróciła się, mało co widząc z powodu gniewu

wywołanego ironią, którą – zdawało jej się – do-
słyszała w jego głosie. Bez względu na to, jak był
inteligentny, przystojny i zabawny, pomyślała z fu-
rią, to w dalszym ciągu Facet z Przerośniętym Ego.

Odbiegła parę kroków i wmieszała się w tłum

przechodzący na drugą stronę ulicy. Pogrąz˙ona
w gniewnych myślach, szła, nie patrząc pod nogi, az˙
nagle poczuła, z˙e się potyka. Jęknęła z bólu, starając
się nie upaść, lecz poniewaz˙ nikt jej nie podtrzymał,
niezdarnie upadła na asfalt i z pewnością zostałaby
stratowana przez idących za nią, gdyby w tym mo-

88

CATHY WILLIAMS

background image

mencie nie uniosła jej w powietrze para stalowych
ramion.

Właściciel stalowych ramion odezwał się az˙ na-

zbyt znajomym głosem i Tessa jęknęła znowu.

– Zadeptaliby cię – burknął Curtis.
Otwarła jedno oko, by na niego spojrzeć. Ten

jeden raz się nie uśmiechał; niósł ją, ostro rozkazując
ludziom, by się odsunęli, i klnąc pod nosem.

Pozwolił jej stanąć na jednej nodze na dziesięć

sekund, kiedy wzywał taksówkę.

Tessa nie próbowała go zapewniać, z˙e czuje się

doskonale i dotrze do domu bez pomocy. Noga bolała
ją okropnie.

W samochodzie zwróciła się do niego z godnością:
– Dziękuję.
– Nie ma za co. Jak się czujesz?
– Kiepsko.
Spróbowała się poruszyć i skrzywiła się z bólu.

Kostka zaczynała juz˙ puchnąć, więc bez oporu po-
zwoliła, by Curtis wziął jej nogę na kolana i zdjął but.

– Musisz pojechać do szpitala. Trzeba to obejrzeć.
– Nie!
Zignorował ją i polecił kierowcy jechać do Ken-

sington and Chelsea Hospital, po czym przesunął
rękę wzdłuz˙ jej uda.

– Co ty wyprawiasz? – warknęła, próbując cofnąć

nogę, ale ból jej to uniemoz˙liwiał. – Zostaw!

– Ćśśś!
– Nie będę cicho!
– Posłuchaj – powiedział otwarcie. – Prawdopodob-

89

KAPRYSY MILIONERA

background image

nie masz z˙wir wbity w skórę. Kiedy noga spuchnie,
bardzo trudno będzie go usunąć. Nie wiem, kiedy
dotrzemy do szpitala, biorąc pod uwagę świąteczne
korki.

Tessa wyjrzała przez okno. Samochody poruszały

się w z˙ółwim tempie.

– Nie wiem, o co mnie podejrzewasz. Jeśli zdo-

łasz sama zdjąć rajstopy, proszę bardzo. Odwrócę
wzrok, jak przystało na dz˙entelmena.

W jego głosie słychać było ostry, gorzki ton; za-

częła się zastanawiać, czy do przymiotnika nudna,
jakim ją obdarzył przy pierwszym spotkaniu, dodał
teraz niepowaz˙na. Pewnie uwaz˙ał za śmieszne, z˙e
Tessa tak bardzo przecenia własną urodę, iz˙ obawia
się ponownych awansów z jego strony.

Nadal próbowała dokonać sztuki samodzielnie,

lecz prawie nie mogła poruszyć zranioną stopą.

– Skończyłaś z próbowaniem? – spytał, obser-

wując ją z obojętnym, chłodnym zainteresowaniem.

W ramach odpowiedzi westchnęła i odchyliła się,

zamykając oczy, z˙eby nie patrzeć, jak ją rozbiera.

Nie mogła jednak nie czuć dotyku jego chłodnych

palców, przesuwających się delikatnie po jej nogach
i szczególnie ostroz˙nie zsuwających rajstopy ze spuch-
niętej kostki.

– Misja skończona – oznajmił, pokazując jej zdję-

tą część garderoby. – Moz˙esz otworzyć oczy.

W jego głosie nadal pobrzmiewało zniecierpli-

wienie.

– Dzięki. – Wciąz˙ czuła na skórze jego dotyk.

90

CATHY WILLIAMS

background image

– Przykro mi, z˙e zajmuję ci czas przeznaczony na
inne sprawy... Nie zostawaj ze mną, kiedy dotrzemy
do szpitala. Wiem, z˙e na ostrym dyz˙urze bywa spory
tłok, a sama bez trudu dam sobie radę.

Curtis nie odpowiedział. Z powrotem ułoz˙ył sobie

jej stopy na kolanach i spojrzał na nie. Idealne, wąskie
stopy o paznokciach pomalowanych na róz˙owo. Zu-
pełnie nie pasujące do ciasnych czółenek. Lecz prze-
ciez˙ ta kobieta nosiła ubrania przypominające zbroję.
Sztywne kostiumiki, ukrywające całą kobiecość. On
jednak juz˙ wiedział, z˙e wystarczy zdjąć te ubrania, by
kobiecość ukazała się w całej krasie.

Następne dwadzieścia minut spędzili w milczeniu,

obserwując wysiłki taksówkarza starającego się po-
konać korki. Kiedy wreszcie dotarli do szpitala, ner-
wy Tessy były w opłakanym stanie. Nigdy tez˙ nie
widziała Curtisa równie milczącego.

Tessa darowała sobie kłótnię, kto ma zapłacić za

kurs. Jednak gdy tylko minęli drzwi szpitala, spo-
jrzała na Curtisa z promiennym uśmiechem, starając
się zignorować pulsujący ból w kostce.

– Jeszcze raz dziękuję. Teraz juz˙ sobie poradzę.
– Zaprowadzę cię do tego krzesła.
– Nie ma potrzeby. – Uprzejmość zaczęła ustępo-

wać irytacji. Chciała, z˙eby wreszcie sobie poszedł.

Mimo jej cichych protestów zaprowadził ją do

jedynego wolnego miejsca, po czym opierając się
o metalowe poręcze, nachylił się nad nią.

– Nawet nie próbuj protestować. Za chwilę będę

z powrotem.

91

KAPRYSY MILIONERA

background image

– To niedorzeczność. Znalazłam się tu z własnej

winy i wcale mi się nie podoba, z˙e...

Stłumił jej dalsze protesty, szybko i stanowczo

całując ją w usta, co odebrało jej mowę.

– Cóz˙, to miło, z˙e coś potrafi zamknąć ci usta

– mruknął. – Idziemy.

– Dokąd?
– Zabieram cię do lekarza. To parę minut, chyba

z˙e będzie potrzebne prześwietlenie.

– Ale jest kolejka!
Pisnęła, kiedy wziął ją na ręce i ruszył korytarzem,

otwierając sobie nogą drzwi.

– Bardzo angielska odpowiedź. Nie martw się,

ten lekarz to mój znajomy i nie pracuje na ostrym
dyz˙urze. Właśnie ma przerwę.

Parę minut później siedziała w gabinecie, przy-

słuchując się, jak Curtis i młody lekarz w okularach
dyskutują na temat jej nogi, jak gdyby sama Tessa
została do niej doczepiona tylko przypadkiem.

Diagnoza brzmiała tak, jak się spodziewał Curtis:

skręcona, ale nie złamana. Nogę zabandaz˙owano,
Tessie przepisano leki przeciwbólowe i dwaj męz˙-
czyźni zagłębili się w towarzyskiej pogawędce.

– Mam nadzieję, z˙e w końcu będę mogła przestać

ci dziękować – powiedziała Tessa po wizycie.

Starała się, by w jej głosie słychać było wdzięcz-

ność. Curtis oczywiście nie zgodził się, by wracała
sama do domu. Chociaz˙ z pewnością juz˙ do niego
dotarło, z˙e Tessa nie chce go koło siebie, nadal
odgrywał rolę rycerza w lśniącej zbroi.

92

CATHY WILLIAMS

background image

– Czemu mam wraz˙enie, z˙e mówisz to bez prze-

konania?

Z

˙

adnych słodkich uśmiechów. Skoro tak się dla

mnie męczy, pomyślała ze złością, to miał niejedną
okazję zrezygnować.

– Nikt nie lubi być cięz˙arem dla innych.
– I nikt nie lubi, kiedy jego uczynność spotyka się

z niechęcią.

– Nikt cię nie prosił o uczynność!
– Miałem cię zostawić na ulicy? – warknął.
W milczeniu odwróciła głowę. Spodziewała się

dalszych wymówek, lecz kiedy cisza się przedłuz˙ała,
ukradkiem spojrzała w jego stronę. Wyglądał przez
okno i choć nie widziała jego twarzy, bez trudu mogła
się domyślić jej wyrazu. Zacięty gniew. Okazał jej
z˙yczliwość, starał się przełamać nudne obyczaje,
zapraszając ją na drinka, był dość uczynny, by jej
pomóc, a nawet wykorzystał swoje wpływy, chcąc jej
oszczędzić pięciogodzinnego wysiadywania w kolejce
– i co dostał w zamian? Z pewnością nie kwieciste,
płynące z serca podziękowania, jakich się spodziewał.

Tessie niemal zrobiło się go z˙al. Jedyne, co jej

przeszkadzało, to świadomość, jak bardzo on z˙ałuje
jej. Musiała pohamować chęć, by walnąć go prosto
w tę egoistyczną, męską głowę. Swoją całkowicie
zdrową prawą ręką.

Dotarli do jej domu; wspaniałomyślnie pozwoliła

się odprowadzić do drzwi, a nawet wnieść do środka.

Jednak zaparzenie jej kubka kawy i przyniesienie

czegoś do jedzenia wykraczało poza dz˙entelmeńskie

93

KAPRYSY MILIONERA

background image

przysługi. Nie chciała, z˙eby się kręcił po jej domu,
zostawiając swój ślad na kolejnych miejscach.

– To bardzo miłe – odezwała się z sofy, gdzie ją

połoz˙ył – ale zupełnie niepotrzebne. Poza tym trudno
ci będzie w taki dzień jak dziś złapać innego taksów-
karza.

Skinął jej krótko głową i wyszedł, pozostawiając

ją z uczuciem lekkiego rozczarowania. No cóz˙, z pe-
wnością miał ciekawsze rzeczy do zrobienia, niz˙
niańczyć własną sekretarkę. Tajemniczej następczy-
ni Susie z pewnością nie podobałoby się, z˙e została
odsunięta na dalszy plan przez asystentkę.

– Wróci za parę godzin – oznajmił Curtis, stając

z powrotem w drzwiach. – I moz˙esz sobie darować
wymówki, z˙e nie powinienem był tego robić.

– Jak ci się udało go namówić? – spytała cicho.
– Pieniądze. A teraz zrobię ci jajko na toście

i herbatę. – Wręczył jej pilot od telewizora. – Obe-
jrzyj coś, to oderwie twoje myśli od chorej nogi.

Ale nie od niego. Nadal była boleśnie świadoma

jego obecności. Pewnie zostawił płaszcz w holu
i podwinął rękawy spłowiałej denimowej koszuli,
odsłaniając muskularne przedramiona. Zawsze mu-
siał poluzować ubranie, kiedy zabierał się do pracy
– odpiąć parę guzików, podwinąć rękawy – jakby
pozwalało to wyzwolić jego twórczy geniusz.

Chwilę później zjawił się z obiecanym jajkiem,

tostami i herbatą. Upewnił się, z˙e Tessa siedzi wygod-
nie podparta poduszkami, po czym postawił jej tacę
na kolanach.

94

CATHY WILLIAMS

background image

Podziękowała i zjadła, udając, z˙e bez reszty po-

chłania ją świąteczny program, on zaś nie protes-
tował, pozwalając jej się łudzić przez następne pół-
torej godziny, z˙e zdoła ignorować jego obecność.

Uświadomiła sobie, jak bardzo błędnie zinterpre-

towała jego przedłuz˙ające się milczenie, gdy zabiera-
jąc tacę, spytał, kiedy oczekuje powrotu Lucy.

– Jutro rano – odparła oschle. – Poszła się spotkać

ze znajomymi z college’u i będzie nocować u jednej
z przyjaciółek.

– W takim razie... – wyciągnął rękę. Tessa spo-

jrzała podejrzliwie. – ...potrzebujesz kąpieli i ja ci
w tym pomogę.

– Chyba oszalałeś!
– Chyba tak... – mruknął cicho.
Nachylił się i zanim zdąz˙yła go odepchnąć, pod-

niósł ją, nie zwracając uwagi na jej krzyki i wymachi-
wanie rękami.

Bez trudu znalazł łazienkę, wciśniętą między sy-

pialnię i pokój gościnny, zajmowany przez Lucy.

– A teraz – odezwał się – czy będziesz dalej

wrzeszczeć i wierzgać, az˙ się zmęczysz, czy będziesz
grzeczną dziewczynką i zrobisz, co kaz˙ę?

– Postaw mnie! – krzyknęła.
– Jasne. Za minutkę.
Nadal ją trzymając, przekręcił klucz w zamku

i schował go do kieszeni. Tessa zawyła z wściekłości.

– Jak śmiesz?!
Curtis posadził ją na drewnianym koszu na bieliz-

nę i skrzyz˙ował ręce.

95

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Nie histeryzuj, Tesso. Powiedziałem, z˙e ci po-

mogę, a nie, z˙e wykąpię się z tobą!

– Nie potrzebuję twojej pomocy!
– Przygotuję kąpiel, a ty się tymczasem rozbierz.

Nie dasz rady sama wejść do tej wiktoriańskiej wan-
ny, jest za wysoka.

Nalał płynu do kąpieli i odkręcił kran.
– Z braku charakterystycznych szelestów wno-

szę, z˙e mnie nie posłuchałaś. Jeśli wanna się napełni,
a ty nadal będziesz na mnie wytrzeszczać oczy, będę
musiał rozebrać cię sam. Z drugiej strony, przy-
rzekam, z˙e jeśli się rozbierzesz, odwrócę głowę i wy-
jdę z łazienki, gdy tylko znajdziesz się w wodzie.

– Jesteś bezczelny, Curtisie Diaz! Wiesz o tym,

prawda?

Mimo gniewu czuła, jak serce bije jej mocno,

a nogi niemal się pod nią uginają – i nie miało to nic
wspólnego ze skręconą kostką. Prawdę mówiąc, tab-
letki podziałały i ból zmienił się w niewygodę.

– Masz jakieś dwie minuty – odpowiedział, wciąz˙

zwrócony do niej plecami.

Jego arogancja zapierała dech, lecz najwidoczniej

mówił powaz˙nie. Tessa pośpiesznie zdjęła bluzkę,
potem, stojąc na jednej nodze, zsunęła spódnicę.
Pozostała w bieliźnie.

Zakręcił kran.
– Biustonosza i fig nie zdejmę – oświadczyła

stanowczo.

– Doskonale.
Kątem oka złowił buntowniczo zacięte wargi.

96

CATHY WILLIAMS

background image

Oraz to, jak kusząco odchylił się biustonosz, ukazu-
jąc krzywiznę piersi. Jego oddech przyspieszył, kiedy
delikatnie ułoz˙ył ją w wodzie i jej ciało zniknęło pod
warstwą piany.

– W porządku – rzucił szorstko, otwierając drzwi.

– Wracam za kwadrans, okej?

Wyszedł szybko. Jeszcze minuta i sam potrzebo-

wałby kąpieli. Zimnej.

Co się z nim dzieje? – zastanawiał się. Ta kobieta

nie była w jego typie. Po skończonej pracy lubił się
rozerwać w miłym towarzystwie. Lubił pogoń, której
cel był znany, pociągało go piękne opakowanie, choć
wiedział, z˙e zamknięta w środku zabawka okaz˙e się
nudna. Podejrzewał, z˙e gdyby rzucił się w pogoń za tą
konkretną kobietą, bez wahania walnęłaby go po
głowie czymś cięz˙kim. I był niemal pewien, z˙e zawar-
tość tego opakowania mogłaby się dla niego okazać
nazbyt skomplikowana. Więc czemu nie mógł ode-
rwać od niej oczu? Bo stanowiła znacznie powaz˙niej-
sze wyzwanie, a on, jako prawdziwy męz˙czyzna,
uwielbiał wyzwania?

To musi być to, rozmyślał, sprzątając po kolacji.
Gwiz˙dz˙ąc pod nosem, ruszył w stronę łazienki.
Gorąca para sprawiła, z˙e jej policzki poróz˙owiały,

a końce włosów zlepiły się ze sobą. Wyglądała na
jakieś osiemnaście lat.

– Podaj mi ręcznik kąpielowy – brzmiały jej

pierwsze słowa, wypowiedziane tonem ostrej komen-
dy. – Rozłóz˙ go i odwróć głowę. Wstanę i owinę się,
a potem mnie wyjmiesz.

97

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Tak jest, proszę pani.
Brał udział w niejednej scenie łazienkowej, lecz

z˙adna nie miała takiego rozmachu. Posłusznie zrobił
jednak, co kazała, walcząc z pokusą, by podglądać,
napawać się, powściągnąć wodze oszalałej wyobraź-
ni, podsuwając jej konkret. Było to tak trudne, z˙e czuł
niemal fizyczny ból.

– Okej – odezwała się dziarsko Tessa, gdy stała

bezpiecznie owinięta ręcznikiem. – Teraz moz˙esz
mnie zanieść do sypialni.

Nie było sensu odgrywać protestującej dziewicy.

Gdyby uznał, z˙e to konieczne, potraktowałby ją szorst-
ko, a czuła się zbyt bezbronna, by pozwolić mu
przekroczyć granicę prywatności. By zobaczył ją
nagą, dotykał jej nagiej skóry. Wystarczająco złe
było juz˙ to, z˙e trzymał ją teraz, gdy nie oddzielało ich
nic więcej oprócz ręcznika.

– Teraz lepiej? – Curtis posadził ją na brzegu

łóz˙ka i odsunął się o kilka sporych kroków. – Przy-
niosłem ci tabletki, na wypadek gdyby ból wrócił.

Ruchem głowy wskazał stolik przy łóz˙ku. Wydawa-

ło się, z˙e nadeszła idealna chwila do odwrotu. Czekając
na taksówkę, pozwoli Tessie przebrać się i odpocząć.

Stał na miejscu z rękami wbitymi w kieszenie.

Ręcznik podciągnął się nieco, odsłaniając bardzo
ładne uda. W ogóle miała ładne nogi, białe i gładkie
jak jedwab, bardzo smukłe.

Odchrząknął.
– Obejrzę jakąś świąteczną powtórkę, zanim

przyjedzie taksówka.

98

CATHY WILLIAMS

background image

– Dzięki za wszystko, Curtis – odpowiedziała.

– Odprowadziłabym cię do drzwi, ale... – Wzruszyła
ramionami i uśmiechnęła się lekko.

– Weź tabletkę.
Nie pozostało nic więcej do powiedzenia. Opuścił

pokój i juz˙ miał zejść po schodach, ale coś sobie
przypomniał. Chciał ją o to spytać jeszcze w biurze,
zanim im przeszkodziła seria niefortunnych zdarzeń.
Obrócił się na pięcie, otworzył drzwi i stanął jak wryty.

Tessa, wyciągnięta na łóz˙ku, sięgała po szklankę

z wodą i tabletki. Ręcznik zsunął się na podłogę. Ich
spojrzenia się spotkały; zdawało się, z˙e naładowana
energią chwila trwa wieki.

Wpatrywał się w nią w takim napięciu, z˙e poczuła,

jak opuszczają ją siły. Pod wpływem uczuć, jakie
w nich wyczytała, z jej mózgiem zaczęły się dziać
zdumiewające rzeczy.

Niemal jęknęła, kiedy podszedł. Wiedziała kaz˙-

dym nerwem, z˙e powinna natychmiast się okryć, z˙e
powinna chcieć się okryć.

Czemu więc nie wrzeszczała, z˙eby natychmiast

wynosił się z pokoju?

Curtis cicho zamknął za sobą drzwi.
Opadła na łóz˙ko, patrząc na niego, jej oczy pociem-

niały z pragnienia.

Wszystkie tygodnie, kiedy przyglądała mu się

spod rzęs, notując kaz˙dy szczegół i rozpoznając kaz˙-
de niebezpieczeństwo, wydawały się niczym. Prag-
nęła jedynie, by jej dotknął...

99

KAPRYSY MILIONERA

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Lez˙ała na łóz˙ku, chłonąc Curtisa wzrokiem, kiedy

przybliz˙ał się powoli, az˙ wreszcie usiadł na brzegu
łóz˙ka.

– Wiem – powiedziała, podnosząc się tak, z˙e ich

twarze znalazły się w odległości paru centymetrów.
– To zły pomysł. To szaleństwo.

W odpowiedzi przesunął dłonią po jej udzie, się-

gając pośladków.

– Twoja kostka... – Obawiał się, z˙e nie będzie

w stanie wydobyć słowa, lecz jego głos brzmiał
głęboko i tylko drz˙ał lekko.

– Boli tylko wtedy, kiedy nią poruszam.
Wydawało się trochę dziwne dyskutować o skrę-

conej kostce, gdy lez˙ała przed nim naga. Choć w po-
koju panował półmrok, widziała wokół jego oczu
delikatne zmarszczki, dodające jego rysom charak-
teru.

Uświadomiła sobie, z˙e kocha tego męz˙czyznę; z˙e

zakochała się bez pamięci w jego niemoz˙liwej, nie-
przewidywalnej, fascynującej osobowości. Nie spad-
ło to na nią jak grom z jasnego nieba, raczej ujawniało
się wolno i nieodwracalnie. Tak, powinna się przed

background image

nim strzec – lecz szkoda została juz˙ wyrządzona.
Przeniknął do jej wnętrza i udawanie, z˙e tak nie jest,
niczego nie zmieniało.

– Masz piękne ciało – odezwał się, po czym

sięgnął do jej piersi.

Tessa zadrz˙ała, gdy opuszką palca zaczął gładzić

sutek.

To nie były z˙arty. W niczym nie przypominało to

romansów, jakie przez˙ywał z innymi kobietami na
przestrzeni lat.

– Twoja noga... – powtórzył cicho. – Nie wiem,

co by powiedział lekarz...

Tessa rozpostarła ramiona, otwierając się na niego

w geście całkowitego zaufania.

Nie, pomyślała, nie wierzę, z˙e nie zostanę zranio-

na. To pewne. Curtisa Diaza nie interesuje z˙ycie
w związku. Wiedziała jednak, z˙e nie moz˙e dłuz˙ej
zaprzeczać prawdzie.

Wyglądała czarująco. Nie chodziło tylko o jej

ciało, lecz takz˙e o coś w jej spojrzeniu; delikatny,
łagodny uśmiech błąkający się po wargach. Wyda-
wała się uwodzicielska i ostroz˙na zarazem.

Drz˙ącymi rękami zaczął rozpinać koszulę, nie

spuszczając z niej wzroku. Wyciągnął koszulę ze
spodni, czując się, jakby urządzał striptiz.

– Brakuje tylko muzyki – zaz˙artował.
Miał wielką nadzieję, z˙e się nie zaczerwienił.

Nigdy dotąd mu się to nie zdarzyło, lecz pod spo-
jrzeniem tych oczu wszystko było moz˙liwe.

Plotkarska prasa przesadzała, jeśli chodzi o opisy

101

KAPRYSY MILIONERA

background image

jego wyczynów, lecz mimo to nie obawiał się płci
pięknej. Lubił towarzystwo kobiet i lubił się z nimi
kochać – teraz jednak ogarnęło go nagle zdener-
wowanie.

Oparta na łokciu, przypatrywała się z nieznacz-

nym uśmiechem, kiedy sięgnął guzika u spodni.
Zamiast jednak je zdjąć, przykucnął obok łóz˙ka.

– Często to robisz, prawda? – Zadał to banalne

pytanie lekko zduszonym głosem, zaniepokojony,
jak wiele zalez˙y od jej odpowiedzi, choć juz˙ ją znał.

Była niewinna. Wyczuł to od pierwszej chwili.

Lecz jeśli się pomylił? Jeśli jej z˙ycie kryło tajemnicę?
Na myśl o takiej moz˙liwości krew ścięła mu się
w z˙yłach.

– Wiesz, z˙e nie – wyznała zgodnie z prawdą.

Westchnęła i pogładziła go po policzku. – A szcze-
gólnie unikam szefów.

Ujął jej rękę i przycisnął wargi do miękkiego

wnętrza dłoni, a potem połoz˙ył się obok na łóz˙ku.

– Zabawne, ja tez˙ staram się nie łączyć z˙ycia

zawodowego z prywatnym – mruknął.

Pokusa stawała się nie do zniesienia. Niewaz˙ne

jak bardzo starał się skoncentrować na jej twarzy
i opanować to dziwne, oszałamiające uczucie, które
go ogarniało; nie potrafił się oprzeć widokowi jej
piersi. I samo dotykanie ich nie wystarczało. Nie
wtedy, gdy mógł pochylić głowę i pieścić jedną,
a potem drugą językiem i wargami. A kiedy od-
powiedziała cichym jękiem, przesunął dłonią po jej
nodze, wzdłuz˙ gładkiego uda, po czym zaczął delikat-

102

CATHY WILLIAMS

background image

nie pieścić jej skórę, posuwając się coraz wyz˙ej, az˙
cichutko westchnęła z rozkoszy.

Z ociąganiem przesunął dłoń na jej brzuch.
– A gdzie rozmowa? – mruknął, obsypując drob-

nymi pocałunkami jej wargi i gładząc piersi.

– Rozmawialiśmy? Nie pamiętam...
Objęła go za szyję. Liczyła, z˙e uda się jej wykazać

nieco inicjatywy, lecz tępy ból w kostce ostudził jej
zapał. Wydawało się, z˙e najlepsze, co moz˙e zrobić
teraz, to lez˙eć spokojnie, lecz wiele by dała za to, by
móc się do niego przytulić.

– Mówiłem, z˙e nie lubię łączyć spraw zawodo-

wych i prywatnych.

– Mimo tej egzotycznej flory, jaką ozdabiałeś

swój gabinet przed moim przyjściem?

– Kto ci powiedział, z˙e jesteś mniej egzotyczna

od nich? – spytał. Przez głowę przemknęła mu niepo-
kojąca myśl, z˙e Tessa jest nie tylko egzotyczna, lecz
raczej niebezpieczna.

– Lustro? – Musnęła jego usta końcem języka.
– Więc powinnaś kupić nowe – szepnął bezgłoś-

nie.

Coś mu mówiło, z˙e sytuacja wymyka się spod

kontroli. Zignorował przykre wraz˙enie i zaczął cało-
wać jej szyję.

– Nie rozbierzesz się? – spytała.
Ich spojrzenia spotkały się na moment.
– Lekarz kazał ci lez˙eć spokojnie.
Obrócił się na plecy, oddychając cięz˙ko i nie

bardzo wiedząc, co się z nim dzieje. Musiał sobie

103

KAPRYSY MILIONERA

background image

przypomnieć, z˙e opanowanie to nie wybór, lecz ko-
nieczność.

Tessa przytuliła się do niego i wolno połoz˙yła

nogę na jego nogach. Spojrzał na nią z mrocznym,
ledwo hamowanym pragnieniem.

Musiał iść. Coś ukrytego głęboko w jego duszy

podpowiadało, by uciekał, zanim... Zanim się okaz˙e,
z˙e nie moz˙e juz˙ opanować poz˙ądania.

Na oślep pocałował jej uniesioną twarz, dłonią

pieszcząc jej pośladki. Poczuł, jak zadrz˙ała, i reszta
rozsądku zniknęła. Ze stłumionym jękiem, gorącz-
kowo zaczął badać jej ciało, przyciskając jej ręce
do boków, tak aby mógł całą uwagę poświęcić pier-
siom.

Ich oczy się spotkały – jej pociemniałe z prag-

nienia, jego oszołomione z potrzeby, by to pragnienie
zaspokoić.

Pieścił ją dalej, az˙ wreszcie osiągnęła szczyt i jej

ciało zadrz˙ało spazmatycznie.

– Niezupełnie o tym myślałam – szepnęła, przy-

ciągając go do siebie w sennym zadowoleniu – ale
było... przyjemnie.

Skromność nie pozwoliła jej uz˙yć bardziej szcze-

gółowych określeń i Curtis się uśmiechnął.

W miarę jak wracał do rzeczywistości, uświada-

miał sobie, z˙e owo dręczące, niebezpieczne wraz˙enie
odz˙ywa, choć nie potrafił określić jego przyczyny.

– Powinienem iść... – mruknął.
Czemu nie chce z nią zostać? Tessa poczuła się

naraz bardzo bezbronna. Pocieszyła się myślą, z˙e jest

104

CATHY WILLIAMS

background image

kobietą nowoczesną i nie widzi absolutnie nic złego
w zaspokajaniu swoich potrzeb, szczególnie z męz˙-
czyzną, którego kocha. Nawet jeśli ten męz˙czyzna
nie kocha jej.

Gdy Curtis wstał z łóz˙ka, wraz˙enie bezbronności

stało się jeszcze silniejsze. Usiadła, opierając się
o zagłówek, i patrzyła, jak wkłada koszulę.

– Nie wspomniałem, po co wróciłem do twojego

pokoju – odezwał się szorstko. – Chciałem spytać,
czy odwiedziłabyś nas z siostrą w święta. Anna
chciałaby się z tobą zobaczyć, a i tobie przyda się
rozrywka. – Uśmiechnął się szelmowsko. Wyglądała
tak apetycznie, owinięta narzutą.

Odezwał się dzwonek do drzwi.
– Twoja taksówka.
W momencie gdy Curtis wyszedł, w pokoju zrobi-

ło się chłodniej. Prawdę mówiąc, takz˙e łóz˙ko wyzięb-
ło w chwili, gdy je opuścił, lecz nie było sensu ronić
nad tym łez.

Pragnęła go. Pragnęła czuć jego ciało tuz˙ obok

swojego – na samą myśl o tym przeszedł ją
dreszcz.

Ale była realistką, prawda? Czy naprawdę oczeki-

wała namiętnych zapewnień o miłości? Odsunęła od
siebie dręczącą niepewność.

Usłyszała jego zbliz˙ające się kroki i napięcie w ca-

łym ciele wróciło.

– To nie taksówka – oznajmił, stając w drzwiach.

Zamknął je za sobą i podszedł bliz˙ej. – Zamówiłem
następną, ale nie spodziewam się jej szybko.

105

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Więc kto to był?
– Twoja siostra. Zdaje się, z˙e doszła do wniosku,

iz˙ całonocne picie to nie najlepszy pomysł.

– Ach, tak.
Spojrzała uwaz˙nie na Curtisa, zastanawiając się,

jak ująć w słowa nieuniknione pytanie. On jednak
najwyraźniej odczytał jej myśli.

– Powiedziałem, z˙e skręciłaś sobie kostkę i przy-

wiozłem cię, jak przystało na dobrego pracodawcę.
I z˙e właśnie wychodzę.

Czy ci się spodobała? – chciała go spytać, lecz

opanowała pokusę. Zamiast tego stwierdziła:

– Muszę do niej zejść.
– Nie bądź śmieszna. Nie będziesz skakać po

schodach, by się upewnić, z˙e z Lucy wszystko w po-
rządku.

– Podasz mi parę ubrań?
I zanim zdąz˙ył odpowiedzieć, juz˙ wskazywała

komodę, wymieniając potrzebne części garderoby:
bieliznę, podkoszulek z długimi rękawami i najwy-
godniejsze dresy. Gdy była gotowa, stanowczym
tonem kazała się znieść na dół.

– To rozkaz? – spytał rozbawiony.
– Zawsze mogę zejść sama.
– Cofam to, co powiedziałem. To nie był rozkaz,

tylko szantaz˙ emocjonalny.

Następnie wziął ją na ręce i zniósł na parter,

ignorując jej próz˙ne wyrzuty, co Lucy powie na taki
widok.

Lucy, jak się okazało, przez kilka sekund nie

106

CATHY WILLIAMS

background image

powiedziała nic, patrzyła tylko, jak Curtis układa
Tessę na sofie.

– Widzę, z˙e kompletnie ścięło cię z nóg, siostro!

– skomentowała, rzucając męz˙czyźnie aprobujące
spojrzenie.

Tego rodzaju spojrzenie, jakie budzi zazdrość

innych kobiet. Tessa nigdy w z˙yciu nie była zazdros-
na o Lucy. Szczerze podziwiała seksowną dziew-
czynę, jaka wyrosła z jej małej siostrzyczki. Długie,
proste blond włosy, idealne rysy twarzy, duz˙e błękit-
ne oczy i figura domagająca się bardzo obcisłych
strojów. Miała w sobie coś uroczo szelmowskiego,
dla czego męz˙czyźni tracili głowę.

Tessa przywykła kryć się w cieniu i podziwiać

wraz˙enie, jakie robi jej piękna siostra. Nie teraz jednak.

Próbowała sobie tłumaczyć, z˙e ten męz˙czyzna

przed paroma chwilami ją pieścił... lecz cichy, złośli-
wy głosik przypomniał, z˙e Curtis nie wspomniał
o miłości, prawda? Ani nawet o fascynacji. I właściwie
się z nią nie kochał... Sprawił jej tylko przyjemność.

Lucy rozsiadła się na krześle. Potrafiła zmienić

brąz w niezwykle seksowny kolor: brązowe dz˙insy,
brązowy dopasowany kardigan odsłaniający jedwab-
ny brązowy podkoszulek. Nic więcej – z˙adnej biz˙ute-
rii, czysta prostota.

Tessa otrząsnęła się z rozmyślań na tyle, by opo-

wiedzieć o tym, gdzie upadła, jak i dlaczego, oraz
zgodzić się, z˙e miała wielkie szczęście, z˙e na miejscu
był jej szef, gotów wkroczyć do akcji i uratować ją
przed stratowaniem.

107

KAPRYSY MILIONERA

background image

Lucy nieudolnie próbowała opowiedzieć dowcip

o świętach, indykach i zakupowiczach, trzy razy
zapominając puentę, lecz mimo to Curtis wybuchnął
szczerym śmiechem. Śmiech Tessy był nieco bar-
dziej wymuszony.

– Wydajesz się dość trzeźwa, Lucy – zauwaz˙yła,

zmieniając temat.

– Za wcześnie zaczęłam – wyjaśniła siostra. – Juz˙

w okolicach lunchu. Wpadłam na jednego... wiesz,
jak to jest. Musiałam zrobić zakupy, więc zostawiłam
na chwilę pozostałych, by ich dogonić później. Tylko
po powrocie okazało się, z˙e ja jedna jestem trzeźwa,
a oni tarzają się pod stołem.

– Przykra sytuacja – zauwaz˙ył Curtis ze współ-

czuciem.

Przyjemne rozmarzenie, jakie pozostawiły po so-

bie pieszczoty Curtisa, szybko się ulatniało. Pojawiło
się zbyt wiele wątpliwości, a kiedy Tessa zerknęła
ukradkiem na Curtisa, przekonała się, z˙e patrzy
w skupieniu na Lucy.

– Oczywiście, gdybym wiedziała o twojej nodze,

wróciłabym szybciej. Powinnaś była zadzwonić – za-
kończyła.

– Myślałam, z˙e nie usłyszysz dzwonka w tym

hałasie – wykręciła się Tessa.

W rzeczywistości nawet jej przez myśl nie prze-

szło, z˙eby zadzwonić do siostry.

– Fakt – zgodziła się Lucy. – Zresztą duz˙o fajniej,

kiedy cię ratuje taki fantastyczny gość.

Zachichotała.

108

CATHY WILLIAMS

background image

– Co ty opowiadasz! – zawołała Tessa. – Woda

sodowa uderzy mu do głowy. Juz˙ jest tak zapatrzony
w samego siebie...

– ...choć nie dzięki twojej siostrze – wtrącił Cur-

tis, zwracając się do Lucy, która posłała im obojgu
dziwne spojrzenie spod opuszczonych rzęs. – Słysza-
łem wiele o tobie. Powiedz, czym się zajmujesz?

Tessa przerwała mu, zanim rozmowa miała szansę

się rozpocząć.

– Nie powinieneś juz˙ wychodzić, Curtis? Rozu-

miesz, taksówki... długie czekanie...

– Och, ja go odwiozę, jeśli mi poz˙yczysz wóz,

Tess! Przysięgam, z˙e poziom alkoholu w moim
organizmie jest bliski zeru mimo wcześniejszych
planów.

Zachichotała. Tessa zmarszczyła czoło, nie bar-

dzo wiedząc, jak mogłaby zniechęcić Curtisa, by
przyjął propozycję.

Zazdrość trawiła ją jak trucizna – i Tessa wiedzia-

ła czemu. Lucy była idealnie w typie Curtisa.

Uświadomiła sobie, z˙e Curtis wypytuje Lucy

o college, zadając jej sporo pytań – co projektuje i co
zamierza robić po studiach. Jak zwykle z wielkim
skupieniem, z rękami opartymi o kolana, wpatrzony
w jej twarz.

Siostra, zadowolona z zainteresowania swoją oso-

bą, opowiadała szczegółowo – ze znacznie większą
otwartością niz˙ podczas rozmów z Tessą. Z

˙

adnych

mglistych stwierdzeń w rodzaju: ,,Och, poczekam
i zobaczę, co mi się trafi po skończeniu studiów’’.

109

KAPRYSY MILIONERA

background image

Skąd! Rzekomo postanowiła się sprawdzić w rekla-
mie! Zacząć od samego dołu i pracować, az˙ osiągnie
sukces!

– Chyba juz˙ się połoz˙ę. – Tessa ziewnęła.
– Zaniosę cię na górę, milady – zaofiarował się

Curtis z rozbawionym uśmiechem. Wstał i ukłonił się
dwornie, ku rozbawieniu Lucy i irytacji Tessy.

– Nie trzeba. Dość juz˙ dla mnie zrobiłeś, dzięki.

Spróbuję się wdrapać sama.

– Nie bądź śmieszna. Jeśli teraz się przeforsujesz,

spędzisz w łóz˙ku następne dwa tygodnie.

– Doskonale. Nie będę musiała iść do pracy – od-

parowała, podnosząc się z miejsca i delikatnie stając
na chorej nodze.

Curtis w mgnieniu oka znalazł się obok niej i pod-

niósł ją jednym płynnym ruchem.

Nie pojmowała, w którym momencie wszystko

zaczęło się psuć. Dobre samopoczucie, wraz˙enie, z˙e
wszystko, co zrobiła – niewaz˙ne, jak bardzo jest to
szalone – jest w jakiś sposób właściwe, rozwiało się
jak dym.

Co ona zrobiła? Trochę na to za późno, pomyślała,

ale pytanie wciąz˙ powracało, a Curtis ze swą zwykłą
przenikliwością musiał spostrzec, co się święci, bo
kiedy tylko połoz˙ył ją na łóz˙ku, cofnął się ze skrzyz˙o-
wanymi rękami i groźnym spojrzeniem prawdziwego
męz˙czyzny.

– O co ci znowu chodzi? – spytał bez wstępów.
– Nie rozumiem.
– Nie udawaj idiotki, Tesso.

110

CATHY WILLIAMS

background image

Postanowiła go posłuchać, zresztą udawanie idiot-

ki nigdy jej nie wychodziło. Wzruszyła więc ramio-
nami i postanowiła skłamać w z˙ywe oczy.

– Noga zaczyna mi dokuczać.
Spojrzała ponuro. Tabletki przeciwbólowe działa-

ły fantastycznie.

– Miałeś rację. Muszę ją oszczędzać. – Małe

pochlebstwo powinno go zwieść, stępiając jego zwy-
kłą spostrzegawczość.

– Jak to miło, z˙e zgadzasz się ze mną w tej jednej

sprawie.

Curtis miał powaz˙ny wyraz twarzy, lecz w jego

głosie dosłyszała cień sarkazmu. Pomyślała, z˙e jej
fałszywa słodycz nie podziałała tak, jak powinna.

– I co sądzisz o Lucy? – spytała, strącając nieist-

niejący pyłek z nogawki dresów.

Gdyby nie zadała tego pytania, uniknęłaby przy-

krej prawdy, ale musiała się dowiedzieć. Dla włas-
nego spokoju.

– Spodziewałem się kogoś znacznie bardziej lek-

komyślnego.

Ale uwaz˙asz ją za atrakcyjną, prawda? – chciała

dodać. Innymi słowy, pociąga cię, i to w taki sposób,
w jaki ja nigdy cię nie pociągałam?

– Powiedziała wiele interesujących rzeczy. Czy

mogłabyś na mnie patrzeć, kiedy do ciebie mówię?

– Przepraszam, po prostu jestem senna.
Zazdrość odezwała się znowu. Tessa chciała za-

uwaz˙yć, z˙e choć taka zdolna, Lucy nie zjadła wszyst-
kich rozumów, prawda?

111

KAPRYSY MILIONERA

background image

Nie zwracając uwagi na jej mroźne spojrzenie,

usiadł na łóz˙ku i delikatnie pocałował ją w usta.
Duma radziła go odepchnąć. Lecz dotyk jego warg
był tak rozkoszny, z˙e Tessa zamknęła oczy i od-
powiedziała pocałunkiem. Znienawidziła siebie za to
w momencie, gdy otwarła oczy i zobaczyła go stoją-
cego w drzwiach i przyglądającego się jej powaz˙nie
i z namysłem.

Ostentacyjnie ziewnęła, zgasiła lampkę przy łóz˙-

ku i obróciła się na bok. Curtis wyszedł cicho, nie
zamykając drzwi. Światło z korytarza będzie mi
przeszkadzać, pomyślała, ale nie miała siły nic z tym
zrobić. Poczuła się naprawdę zmęczona, wyczerpana
bitwą toczącą się w jej wnętrzu.

Spodziewała się, z˙e lada chwila usłyszy trzask

drzwi wejściowych, lecz wcześniej zapadła w drzem-
kę. Ocknęła się oszołomiona jakiś czas później, świa-
doma dwóch rzeczy: głosów dobiegających z dołu
i palącej potrzeby udania się do łazienki.

Pokuśtykała do drzwi i uchyliła je nieznacznie.

Lucy i Curtis stali w otwartych drzwiach wejścio-
wych, przez które widać było zaparkowaną taksówkę.

Nie starali się mówić cicho, najwyraźniej przeko-

nani, z˙e Tessa śpi, nie musiała więc specjalnie wytę-
z˙ać słuchu.

– Więc jesteś pewna, z˙e mogę się z tobą skontak-

tować? – spytał Curtis, nieznacznie zniz˙ając głos.

Lucy roześmiała się i zarumieniła.
– Oczywiście. – Stanęła na palcach i pocałowała

go w policzek. Serce Tessy ścisnęło się boleśnie.

112

CATHY WILLIAMS

background image

– Nie sądziłam, z˙e po powrocie do domu spotkam
kogoś, kto będzie dla mnie taki dobry!

Tessa zacisnęła powieki, walcząc z łzami.
– Tylko ani słowa twojej siostrze. Jeszcze nie.

Chciałem jej wspomnieć przy poz˙egnaniu, ale po-
czekajmy, co z tego wyniknie, zanim...

– Dobrze.
– I do zobaczenia w święta!
Tessa nie słuchała dalej. Wskoczyła do łóz˙ka,

zanim Lucy zdąz˙yła wejść na górę i przekonać się, z˙e
siostra wcale nie śpi.

Jednego była pewna: nie ma mowy, by poszła

z wizytą do Curtisa. Nie będzie patrzeć, jak flirtuje
ukradkiem z Lucy, i udawać, z˙e świetnie się bawi
w towarzystwie jego krewnych!

113

KAPRYSY MILIONERA

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Pierwszy dzień świąt był okropny; Tessę rozbolała

szczęka od wymuszonych uśmiechów i udawania, z˙e
wszystko jest w doskonałym porządku. Zbyt obolała,
by zająć się gotowaniem, obserwowała siostrę, która
niedorzecznie radosna krzątała się po kuchni, gadając
bez ustanku. Na szczęście Lucy zaprosiła na obiad
trójkę swoich przyjaciół Australijczyków, studiują-
cych razem z nią w college’u, i Tessa mogła ukrad-
kiem obserwować siostrę.

Czy jej się zdawało, czy Lucy rzeczywiście była

szczególnie rozpromieniona? Wyglądała jak zabaw-
ka, której wymieniono baterie. Jej wesołość okazała
się zaraźliwa – Australijczycy dosłownie tryskali
dobrym humorem.

O siódmej wieczorem Tessa miała juz˙ tego dość

i wymówiła się bólem głowy. Pretekst był kiepski,
lecz mógł się okazać przydatny, by opuścić przyjęcie
następnego dnia. Wyłącznie po to, by uniknąć kon-
frontacji, pozwoliła siostrze wierzyć do ostatniej
chwili w planowaną wizytę. Co najwyz˙ej rzekomy
ból głowy oraz blady uśmiech mogły ostrzec Lucy, z˙e
zły stan zdrowia objawi się takz˙e następnego dnia.

background image

– Odprowadzę cię na górę – zaofiarowała się

siostra, zrywając się na nogi.

– Nie trzeba. Zostań... ze swoimi przyjaciółmi

– zaprotestowała Tessa.

To nie wina Lucy, powtarzała sobie w kółko. Lucy

nie miała pojęcia, co łączy Tessę z Curtisem. Cała
wina lez˙ała po jego stronie.

– Co się z tobą dzieje? – syknęła Lucy, obejmując

ją w pasie. – Cały dzień zachowujesz się bardzo
dziwnie.

– Tak? – mruknęła Tessa.
Zastanawiała się, jak siostra zareagowałaby, gdyby

Tessa otworzyła przed nią serce. Oczywiście nie
zamierzała tego robić – ani teraz, ani nigdy. Byłby to
bardzo zły pomysł. Przede wszystkim musiałaby
wyjaśnić, czemu jest to dla niej tak bolesne, i przyznać,
z˙e zakochała się w męz˙czyźnie, który w najlepszym
razie darzył ją obojętnością. Lucy byłaby przeraz˙ona.

– Tak, i dobrze o tym wiesz! Od rana milczysz jak

głaz. A ja tyram przy garach!

– Biedna Lucy – odparła Tessa bez współczucia.

– To okropne troszczyć się o siebie, prawda? Nie
wspominając o opiekowaniu się mną!

– Tylko z˙artowałam.
– A ja nie. Jestem zmęczona, boli mnie głowa

i chcę spać.

Zastanawiała się, czy uprzedzić siostrę, z˙e ból

głowy będzie ją nękał do następnego ranka, by Lucy
była przygotowana, z˙e nie ma co liczyć na rozrywki
w posiadłości Diazów.

115

KAPRYSY MILIONERA

background image

Dotarły do drzwi sypialni
– Na wypadek gdybym nie miała okazji później

ci o tym powiedzieć, Tess... – odezwała się Lucy
onieśmielona – ...naprawdę jestem ci wdzięczna za
wszystko, co dla mnie zrobiłaś, kiedy mama i tato
zginęli... i to, co robisz dla mnie teraz. Wiem, z˙e
trudno było ze mną wytrzymać...

Serce Tessy trochę odtajało. A moz˙e po prostu lód

przemieścił się w miejsce zajmowane przez Curtisa.

– Tak się przyzwyczaiłam, z˙e nad wszystkim

panujesz... dobrze mi zrobiło, kiedy zobaczyłam, z˙e
moz˙esz być równie bezradna jak inni...

– Jak to: bezradna?
Tessa gorączkowo zaczęła sobie przypominać

swoje zachowanie tego dnia. Cicha – tak, ale bezrad-
na? Czyz˙by tak łatwo ją było przejrzeć?

– No, rozumiesz, chora... – wyjaśniła Lucy nie-

zręcznie.

Podała Tessie koszulę nocną, nie mogąc się po-

wstrzymać od komentarza na temat jej workowatego
kształtu.

– Lubię workowate – burknęła Tessa, układając

się na poduszkach.

Lubi workowate koszule, inaczej niz˙ męz˙czyźni.

Męz˙czyźni lubią kobiety takie jak Lucy, seksowne
kobiety w seksownej bieliźnie.

– I co myślisz o Curtisie? – spytała, nie mogąc się

powstrzymać.

Zauwaz˙yła, z˙e oczy siostry rozbłysły na dźwięk

jego imienia.

116

CATHY WILLIAMS

background image

– Bardzo apetyczny. A ty co sądzisz?
Tessa wzruszyła ramionami.
– Jest w porządku, jeśli się lubi facetów w takim

typie.

Serce ścisnęło się jej boleśnie, choć mówiła zupeł-

nie spokojnie, wręcz lekcewaz˙ąco. Gdyby Lucy do-
wiedziała się o wszystkim, byłaby wstrząśnięta, lecz
Tessa była niemal pewna, z˙e Curtis nie zdradzi się
słowem. Nawet głupiec wiedziałby, z˙e oznaczałoby
to koniec romansu – a Curtis nie był głupcem.

– Nie chodzi tylko o jego wygląd. – Lucy spo-

jrzała powaz˙nie na siostrę. – To znaczy, jest przystoj-
ny, ale... mam wraz˙enie, z˙e to porządny człowiek.

To dowodzi, jak bardzo jesteś naiwna, pomyślała

Tessa. Zamknęła oczy, udając zmęczenie; siostra
natychmiast pojęła sugestię. Wyglądało na to, z˙e
migrena nadciąga naprawdę. Skronie Tessy pulsowa-
ły bólem, a oczy piekły ją od niewylanych łez.
Zapadła w nerwowy sen.

Obudziła się przed dziewiątą, mając wraz˙enie,

jakby nie spała wcale. Po wyjściu z łazienki zastała
Lucy czekającą obok tacy ze śniadaniem.

– Zrobiłam ci śniadanie. Jestem idealną siostrą,

prawda? Zobacz, grzanki, jajka sadzone, sok, kawa...
Musisz wszystko zjeść. – Skrzyz˙owała ręce i czekała,
az˙ siostra wykona rozkaz. – Powiedziałam Curtisowi,
z˙e będziemy około jedenastej, to znaczy, z˙e mamy...
– Spojrzała na zegarek i parę chwil obliczała w myś-
lach – trochę ponad godzinę.

– Moja głowa... – Tessa skrzywiła się, po czym

117

KAPRYSY MILIONERA

background image

gorliwie zabrała do jedzenia ze wzrokiem wbitym
w talerz, by siostra nie przejrzała jej kłamstwa.
– Chyba nie dam rady. Głowa i noga... powinnam
wypocząć. Ale ty idź!

Czuła, z˙e fałszywa radość w jej głosie lada chwila

moz˙e się zmienić w łzy.

– Nie mogę iść sama! – Lucy była przeraz˙ona.

Musisz iść, Tess!

Wystarczyła jedna godzina w towarzystwie tego

faceta, by przeraz˙ała ją myśl, z˙e się z nim nie spotka!

– Nie sądzę. Dasz sobie radę beze mnie – stwier-

dziła Tessa chłodno.

– Nie rozumiesz. Poza tym to przygnębiające

siedzieć samej w domu. Co będziesz robić? Oglądać
telewizję w tej swojej koszuli z tygrysem?

Tessa nie miała nic przeciwko temu.
– Pomyśli, z˙e się na niego gniewasz – ciągnęła

Lucy z przenikliwością, o jaką Tessa nigdy by jej nie
podejrzewała.

Dało jej to jednak do myślenia. Lucy miała rację.

Jeśli Tessa stchórzy, Curtis natychmiast dojdzie do
wniosku, z˙e ją obraził. A poniewaz˙ postanowiła
z godnością wybrnąć z całej sytuacji, absolutnie nie
mogła sobie pozwolić na okazywanie urazy.

Poza tym Curtis był nieprzewidywalny. Nie zwa-

z˙ał na konwenanse. Nie zdziwiłaby się, gdyby przy-
szedł jej zrobić awanturę. A jeśli istniała rzecz, której
Tessa się obawiała, to właśnie awantury. Wzdrygnęła
się i wypiła duz˙y łyk kawy.

– Pewnie nawet nie zauwaz˙y mojej nieobecności

118

CATHY WILLIAMS

background image

– rzuciła kulawo, na co Lucy zacmokała z niezado-
woleniem.

– Fałszywa skromność i doskonale o tym wiesz!

– Zabrała tacę. – Po prostu musisz iść. Co zamierzasz
włoz˙yć?

– Czemu to takie waz˙ne, z˙ebyśmy poszły?
Pytanie było niewinne, lecz Tessa uwaz˙nie spo-

jrzała na siostrę. Lucy poczerwieniała – najbardziej
niewątpliwa oznaka winy, jaką sobie moz˙na wyob-
razić. Tessę ogarnął gniew. Curtis Diaz ma szczęście,
z˙e go tu nie ma, pomyślała z goryczą.

– Myślałam, z˙e zabiorę parę moich prac – przy-

znała Lucy, czerwieniejąc jeszcze mocniej. – Curtis
wydawał się bardzo zainteresowany tym, co robię.

– Och, doprawdy?
Niepoprawny uwodziciel, pomyślała ze ściśnię-

tym sercem. Zawsze okazuje ludziom zaintereso-
wanie – z pozoru szczere zainteresowanie. Biedna
Lucy.

Wstała. Mogła juz˙ chodzić, choć sprawiało jej

to ból. Nadal pozwalała się prowadzać do łazienki,
a nawet przystała na to, by Lucy znalazła jej ubranie.

Wybór siostry padł na piaskowe sztruksy i golf

w podobnym kolorze, do czego dodała własną apasz-
kę w kratkę burberry i swój jasnobrązowy z˙akiet. Nie
był to szczególnie praktyczny strój na zimę, ale
prezentował się doskonale. Poza tym Tessa nie miała
sił się spierać. Całą jej energię pochłaniały szalejące
w jej wnętrzu emocje.

Przybyły na miejsce tuz˙ przed jedenastą – mały

119

KAPRYSY MILIONERA

background image

cud, biorąc pod uwagę nieuleczalną niepunktualność
Lucy.

Tessa najbardziej obawiała się skromnego spot-

kania w rodzinnym gronie, na szczęście jej obawy
okazały się nieuzasadnione. Zastały wielki tłum go-
ści; liczni członkowie rodziny mieszali się ze starymi
przyjaciółmi oraz ich krewnymi. I oczywiście Anna
juz˙ na nie czekała, gotowa się nimi zająć.

W jednym rogu ogromnego pokoju stała najpięk-

niejsza choinka, jaką Tessa oglądała w z˙yciu. Sięgała
az˙ do sufitu i była obwieszona maleńkimi białymi
lampkami oraz najrozmaitszymi bombkami w od-
cieniach kości słoniowej.

W grupce zebranej obok stał Curtis, jak zwykle

oryginalnie ubrany w sprane dz˙insy oraz sweter z jas-
krawym wyszywanym reniferem. Zobaczył Tessę,
gdy tylko stanęła w drzwiach. Miała wraz˙enie, jakby
w tej chwili jej ciało obudziło się do z˙ycia. Uśmiech-
nęła się sztywno i zwróciła całą uwagę na Annę,
pytając dziewczynkę, czy godziny spędzone w biurze
na coś się jej przydały.

– Bardzo! – brzmiała odpowiedź. – Teraz po

prostu segreguję wszystko i to, czym nie mam ochoty
się zajmować, chowam prosto do kosza!

– Wyglądasz bardzo modnie! Poznaję tę koszulę,

kupiłyśmy ją w butiku obok sklepu z butami, prawda?

– Tak. Tato z początku powiedział, z˙e jest zbyt

obcisła, zbyt kolorowa i zbyt... niestosowna dla jego
córki! – Anna roześmiała się. – Przyganiał kocioł
garnkowi. To znaczy, niech pani na niego spojrzy...

120

CATHY WILLIAMS

background image

– W jej głosie brzmiała czułość. – Nikt prócz niego
nie odwaz˙yłby się zjawić w starych dz˙insach i takim
swetrze! To podobno prezent od jednej z dawnych
przyjaciółek.

Tessa pomyślała, z˙e wolałaby na niego nie pat-

rzeć, lecz i tak to zrobiła. Podeszli do nich inni
goście: brat Curtisa, Mark, jego z˙ona i delikatna
starsza pani, jak się zdaje, matka chrzestna jednego
z chłopców. Tessa uśmiechnęła się i odpowiadała,
kiedy zaczęli wypytywać o jej nogę. Jej wzrok wciąz˙
umykał w kierunku Curtisa. Otaczająca go grupka
rozproszyła się. Teraz stała przy nim tylko Lucy,
z rumieńcem na policzkach i kieliszkiem szampana
w dłoni. Jak gdyby znała go od lat. Portfolio, które
przygotowała z takim trudem, zniknęło. Tessa pode-
jrzewała, z˙e lez˙y zapomniane w jakimś kącie, co ją
upewniło, z˙e słuz˙yło jedynie za pretekst spotkania.

Lucy ubrała się idealnie na tego rodzaju uroczys-

tość. Spódnica do pół łydki w kolorze burgunda oraz
niewielki, obcisły top w podobnym kolorze z dekoltem
podkreślającym to, czym została tak hojnie obdarowa-
na przez naturę. Długie włosy spięła w luźny kok i parę
swobodnych pasm tańczyło wokół jej policzków.

– Piękna choinka – odezwała się Tessa, odwraca-

jąc od nich wzrok.

Spojrzała na brata Curtisa. Pogodny, uroczy męz˙-

czyzna, mający elegancką z˙onę i dwóch małych
synków. Tessa wypiła kieliszek szampana, odkryła,
z˙e cudownie wpływa na jej nastrój, i sięgnęła po
następny kieliszek.

121

KAPRYSY MILIONERA

background image

Niemal przekonała samą siebie, z˙e zapomniała

o Curtisie, gdy poczuła lekkie klepnięcie w ramię
i zobaczyła go obok. Oznajmił, z˙e jeśli postoi jeszcze
chwilę na chorej nodze, spuchnie ona do rozmiarów
piłki plaz˙owej.

– Nie musisz mnie traktować jak inwalidki – rzu-

ciła kapryśnie. – Miewam się duz˙o lepiej.

Czuła dotyk jego palców na swoim przedramie-

niu, kiedy prowadził ją w kierunku fotela w rogu
pokoju.

Przypomniała sobie jego rozmowę z Lucy, wyob-

raziła sobie gorące poz˙ądanie, jakie musiał w nim
obudzić widok siostry, i zrobiło jej się niedobrze.
Nadal jednak uśmiechała się uprzejmie.

– Co dostałeś na Gwiazdkę? – spytała.
Stanął przed nią, zasłaniając innych gości. Więk-

szość z nich rozsiadła się na krzesłach i wymieniała
anegdoty z całego roku, synowie Marka śmigali po
całym pokoju nadzorowani przez Annę, a Lucy pode-
szła do kolejnej grupki ze swobodą starej bywalczyni
przyjęć.

– Ten wspaniały sweter od dawnej przyjaciółki,

która obecnie ma męz˙a i dziecko, ale najwyraźniej
uwaz˙a, z˙e powinna zadbać o moją garderobę.

– Bardzo wesoły.
– W przeciwieństwie do ciebie – rzucił jak zwyk-

le bez wstępów. Przyjrzał się jej; szybko odwróciła
wzrok.

– Nie spałam zbyt dobrze... z powodu nogi...
– Która rzekomo ma się zdecydowanie lepiej.

122

CATHY WILLIAMS

background image

– Lepiej, ale jeszcze niezupełnie dobrze – poin-

formowała go z irytacją, wiedząc, z˙e ból kostki był
ostatnią rzeczą, która przeszkadzała jej spać. – Chcia-
łabym porozmawiać chwilę z twoją matką. To bardzo
nieuprzejme ignorować gospodynię – dodała wymi-
jająco.

Kiedy zamierzał jej powiedzieć o Lucy? – zasta-

nowiła się. Gdy juz˙ szczęśliwie usunie ją ze sceny?

– Nie martwiłbym się tym. – Curtis z rosnącą

irytacją obserwował, jak Tessa rozgląda się po sali,
wyraźnie unikając jego oczu. – Mama jest zajęta jak
pszczółka. Co roku jest tak samo. Prosimy z Mar-
kiem, z˙eby zorganizowała skromne, kameralne spot-
kanie, wynajęła firmę cateringową...

– I...?
Tessa niechętnie spojrzała na niego, ujęta niewąt-

pliwą miłością brzmiącą w jego głosie.

– I ona się zgadza. Przez cały listopad. Po czym

zaczyna rzucać uwagi, z˙e domowe jedzenie jest naj-
lepsze... potem nadchodzą święta, a ona szaleje w kuch-
ni z pomocą Anny...

Oboje spojrzeli na jego córkę, zajętą malowaniem

buzi jednemu z dzieci.

– Pozwalasz jej nosić ubrania kupione w Lon-

dynie – zauwaz˙yła mimo woli Tessa. – Ślicznie
wygląda.

– To twoja zasługa – odparł Curtis leniwie.

– Przesadziłem z opieką. Całe szczęście, z˙e wybrała
się na zakupy z tobą, a nie z którąś z kolez˙anek ze
skłonnością do wyzywających strojów.

123

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Albo z Lucy – mruknęła Tessa. – A oto i ona!
Curtis poczuł kolejne ukłucie irytacji. Znowu

miał wraz˙enie, z˙e Tessa próbuje mu się wymknąć.
Później się z nią rozmówi. Na razie uśmiechnął
się na widok zbliz˙ającej się dziewczyny i przysunął
jej niski stołek.

– Zawsze chciałam zobaczyć, jak wyglądają

święta u ludzi bogatych i wpływowych! – zawołała
z szerokim uśmiechem.

– Bogatych i wpływowych. Hm. Nie jestem pe-

wien, ilu członków mojej rodziny zaliczyłoby mnie
do tej grupy. I co o nich powiesz?

– Ogromnie pracochłonne z tego, co widzę. Nie

sądzisz, Tess? My zwykle ograniczamy się do kilku
osób, resztek indyka oraz zabawy w szarady.

– Co świadczy dobitnie, jak odległe są te dwa

światy, Lucy!

Okazja była zbyt dobra, by z niej zrezygnować.

Okazja do ostrzez˙enia siostry, z˙e ten facet niezupeł-
nie jest tym, za kogo chciałby uchodzić.

– To świat Curtisa, choć on doskonale udaje zwyk-

łego człowieka!

Lucy zdawała się wstrząśnięta tą uwagą i zachi-

chotała trochę nerwowo. Curtis wyglądał na wściek-
łego. Tessa uśmiechnęła się obojętnie, jak gdyby nie
było nic złego w powiedzeniu tak oczywistej rzeczy.

– Pójdę poszukać twojej matki – oznajmiła Cur-

tisowi. – Zostawię was samych. Och, moz˙esz prze-
jrzeć portfolio Lucy! Podobno zaciekawiły cię jej
projekty!

124

CATHY WILLIAMS

background image

Jeśli portfolio stanowiło tylko pretekst, tym go-

rzej. Lucy będzie musiała najeść się wstydu.

Zobaczyła, jak wymieniają szybkie spojrzenia,

po czym siostra zaczęła przepraszać za jakość swoich
projektów, nie zdołała jednak ukryć podniecenia.

Tessa odeszła wolno z podniesioną głową, czując

na plecach natarczywe spojrzenie Curtisa.

Chętnie spędziłaby resztę popołudnia z dala od

niego.

Prawie jej się to udało. Jego krewni bez wyjątku

byli ogromnie towarzyskimi ludźmi, a chora noga
okazała się doskonałym pretekstem do rozmowy,
podobnie jak fakt, z˙e pracuje dla Curtisa. Przyjemnie
było patrzeć na tę liczną rodzinę cieszącą się ze
spotkania.

Ze swojego miejsca widziała Curtisa i Lucy,

chwytała jego spojrzenia, zauwaz˙yła nawet, kiedy
zniknęli na krótko – Lucy z portfolio pod pachą.

Tessie na parę sekund przestało bić serce; ścisnęło

ją w gardle. Nadal gawędziła z Anną i Isobel, choć
w wyobraźni przemykały jej obrazy tego, czym tamci
mogą się zajmować.

Szybkie, pobiez˙ne spojrzenie na rysunki, a potem

co? Pocałunek? Jeden z tych namiętnych, natarczy-
wych pocałunków, jakie sama od niego otrzymała?
Z

˙

eby przełamać opory Lucy? Tessa podejrzewała, z˙e

nie było z˙adnych trudnych pytań, z˙adnych wątpliwo-
ści. Siłą zmusiła się do podtrzymywania rozmowy,
lecz czuła napięcie w całym ciele. Wreszcie pojawili
się z powrotem, dyskutując z oz˙ywieniem.

125

KAPRYSY MILIONERA

background image

Curtis natychmiast ją spostrzegł. Siedziała w fo-

telu ze stopą wspartą na niskim stołeczku i rozma-
wiała z pułkownikiem Watsonem, znajomym rodzi-
ców Curtisa.

Przez parę sekund obserwował skupiony wyraz,

z jakim przysłuchiwała się bredniom George’a Wat-
sona. Załoz˙yła włosy za uszy, lecz przy kaz˙dym ru-
chu głowy kilka pasm wymykało się na swobodę.

Lucy poszła się pobawić z dziećmi. Przenosił

spojrzenie z jednej na drugą, myśląc o tym, jak
bardzo róz˙nią się fizycznie. Ruchliwa blondynka
i zamknięta w sobie brunetka.

Tessa pochwyciła jego wzrok z drugiego końca

pokoju. Porównywał je. Widziała to wyraźnie. Porów-
nuje i szuka róz˙nic. A moz˙e tylko szuka róz˙nic. Nie
pamiętała, by kiedyś wcześniej czuła się zazdrosna
o Lucy. Teraz jednak zazdrość wypełniała ją jak
trucizna. Zamknęła na chwilę oczy, a gdy je otwarła,
przekonała się, z˙e Curtis pokonał dzielącą ich odleg-
łość.

– O, wróciłeś! – zawołała spłoszona, z˙e odczytał

jej myśli. – I jak ci się podobało portfolio Lucy?
– Chcąc się nieco opanować, zaczęła objaśniać puł-
kownikowi, czym się zajmuje jej siostra.

Watson rzucił parę z˙artobliwych uwag na temat

braku talentów artystycznych, po czym przeprosił
i udał się na poszukiwanie Isobel.

Curtis zajął jego fotel. Kiedy się odezwał, jego

głos brzmiał normalnie, lecz błękitne oczy spog-
lądały czujnie i oceniająco. Co starał się ocenić? Jak

126

CATHY WILLIAMS

background image

Tessa zareaguje na jego fascynację Lucy? Przykre,
bolesne uczucie, jakie ją prześladowało, odkąd pod-
słuchała tamtą rozmowę, zmieniło się w lodowaty
chłód.

Zapytał, czy dobrze się bawi. Omal nie wybuch-

nęła śmiechem.

– Doskonale – zapewniła swobodnie. – Twoi krew-

ni są czarujący i to miło zobaczyć Annę we współ-
czesnym stroju.

Roześmiał się i lekko dotknął jej policzka. Opano-

wała chęć, by potrzeć to miejsce.

– Tessa, co się z tobą...
– Ojej, juz˙ tak późno? – przerwała mu szybko.

– Naprawdę musimy się juz˙ zbierać. Jak sądzisz,
powinnam pomóc twojej mamie przy zmywaniu?

– Nie, zamówiliśmy juz˙ ekipę, która się tym za-

jmie. Zdajesz sobie sprawę, z˙e ledwo zamieniliśmy
parę słów?

– To normalne na przyjęciu – stwierdziła zde-

sperowana. Złapał ją w pół ruchu; nie wiedziała, czy
usiąść z powrotem, czy próbować wyrwać rękę z jego
silnego uścisku. – Tak duz˙o ludzi... – rzuciła.

– Musimy porozmawiać. Mam ci coś do powie-

dzenia...

Jego uśmiech stał się odrobinę szerszy i Tessa

poczuła, jak fala paniki narasta w jej z˙ołądku. Wie-
działa, z˙e w następnym zdaniu padnie imię jej siostry.

– Chodzi o Lucy...

127

KAPRYSY MILIONERA

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Patrząc wstecz, Tessa dziwiła się, jakim cudem te

trzy zwykłe słowa nie doprowadziły jej do załamania
nerwowego. Doszła do wniosku, z˙e wszystko zalez˙y
od umiejętności kontrolowania emocji. Człowiek za-
czyna wierzyć w mity, jakie tworzy na swój temat.
Pokaz˙ światu, z˙e jesteś silna i nie moz˙na cię zranić,
a wcześniej czy później okaz˙e się, z˙e to prawda.

Uśmiechnęła się radośnie i zawołała, z˙e nie muszą

o tym rozmawiać, poniewaz˙ ona juz˙ wie. A kiedy
popatrzył zaskoczony, wyswobodziła rękę i wmie-
szała się w tłum gości z˙egnających się z gospodynią.

Wyszła wraz z Lucy, zanim Curtis zdołał znowu ją

dopaść, by wyznać jej nieśmiało i ze skrępowaniem,
z˙e wdzięki jej siostry okazały się bardziej pociągają-
ce. Uniknęła nawet najgorszego: wysłuchiwania jego
próśb, by nie wspominała Lucy o tym, co przez˙yli
razem, by nie zmniejszać jego szans.

Wiedziała jednak, co powinna zrobić, a mimo to

czuła mdłości ze zdenerwowania, kiedy rankiem mi-
jała znajome drzwi biura.

Curtis był juz˙ w swoim gabinecie. Siedział rozpar-

ty w fotelu, z nogami opartymi o blat biurka, spraw-

background image

dzając coś w komputerze. Miał na sobie czarną bluzę
z długimi rękawami i dz˙insy sprane do białości – strój
niemal konserwatywny wedle jego standardów. Wy-
glądał poraz˙ająco seksownie.

– Alez˙ ranny z ciebie ptaszek! – W jego oczach

błysnął podziw. – Połowa załogi wzięła sobie wolne,
a druga zjawi się koło południa.

Skinął na nią palcem i choć nadal się uśmiechał,

wzrok miał powaz˙ny.

Na wypadek gdyby miał zamiar podjąć rozmowę

zaczętą poprzedniego dnia, Tessa szybko wyjęła z to-
rebki kopertę i połoz˙yła na biurku przed nim.

Wpatrywał się w nią parę sekund, po czym spytał

szorstko:

– Co to takiego?
– Otwórz, to się dowiesz. Zrobić ci kawy?
– Nie, zaczekaj, az˙ zobaczę, co jest w środku.
Tessa nie patrzyła na niego, kiedy czytał – raz,

drugi i trzeci. Skupiła się na swoich palcach, mocno
splecionych na kolanach.

– To wypowiedzenie – odezwał się w końcu

Curtis bezbarwnie i tym razem podniosła na niego
wzrok. Zacisnął wargi i zmarszczył brwi, lecz raczej
ze złością niz˙ zdziwieniem.

– Powiesz mi dlaczego? Czy mam się sam domy-

ślić?

– Jak wspomniałam w liście, praca jest bardzo

ciekawa, ale nieodpowiednia dla mnie. Od początku
umawialiśmy się na trzymiesięczny okres próbny
– rzuciła wykrętnie.

129

KAPRYSY MILIONERA

background image

– I postanowiłaś zrezygnować, choć wymieniasz

zalety tej posady... niech policzę... w ośmiu linijkach.

Odchylił się, splótł ręce za głową i skupił na niej

całą uwagę. Poczuła się, jakby ją zanurzono w lodo-
watej wodzie.

Wyobraz˙ała sobie, z˙e jej rezygnacja, po paru ba-

nalnych wyrazach z˙alu, zostanie przyjęta z zadowo-
leniem. Przeciez˙ uwalniała go od swojej osoby, po-
zwalając rozpocząć romans z Lucy. Nie musiał zno-
sić jej obecności jak wyrzutu sumienia.

Nie sądziła, z˙e będzie się musiała tłumaczyć ze

swojej decyzji.

– Więc wyjaśnij, czemu chcesz porzucić tę pracę,

chociaz˙... – podniósł jej rezygnację i zacytował:
– ,,okazała się ciekawa i rozwijająca oraz dostarczyła
wielu okazji do zdobycia cennych doświadczeń, które
znacząco poprawią twoją sytuację na rynku pracy’’...

– Po prostu myślę...
Co właściwie myśli? To nie fair, z˙e zacytował jej

list; teraz musiała znaleźć inną wiarygodną przy-
czynę. O pieniądzach nie mogła wspomnieć, bo płacił
jej doskonale.

– Daj spokój, Tesso. Oboje wiemy, czemu nagle

postanowiłaś zrezygnować.

Cisza. Tessa skuliła się na krześle i wbiła wzrok

w czubki butów. Więc jednak nie zdoła uniknąć tej
rozmowy.

Nie zauwaz˙yła, z˙e Curtis wstaje z krzesła, póki nie

znalazł się tuz˙ nad nią, z rękami opartymi o poręcze
i twarzą tuz˙ przy jej twarzy.

130

CATHY WILLIAMS

background image

– Chcę to usłyszeć od ciebie – powiedział cicho.
To przewaz˙yło. Tym razem spojrzała mu prosto

w oczy z gniewem dorównującym jego gniewowi.

– Okej. Odchodzę, bo wiem, co jest między tobą

i moją siostrą, i uwaz˙am za niewłaściwe, z˙ebym dalej
pracowała dla ciebie w takiej sytuacji.

– Wiesz, co jest między mną i twoją siostrą?
Jego niedowierzanie szybko zastąpiło chłodne

zrozumienie. Tessie przemknęło przez głowę, z˙e być
moz˙e się pomyliła, lecz zaraz doszła do wniosku, z˙e
słyszała przeciez˙ ich rozmowę na własne uszy
– i wiedziała, z˙e Lucy jest w typie Curtisa.

Romans – o ile w ogóle zasługiwał na to określenie

– od początku skazany był na klęskę. Curtis nie
zamierzał go kontynuować, a skoro ona popełniła
fatalny błąd, zakochując się w nim, to tylko i wyłącz-
nie jej wina.

– Moz˙e wyjaśnisz to szerzej?
– Nie widzę powodu.
Podszedł do okna i oparł się ze skrzyz˙owanymi

rękami o szeroki parapet, niczym sędzia przyglądają-
cy się szczególnie odraz˙ającemu przestępcy.

– Co właściwie masz na myśli?
– Dobrze wiesz co! Słyszałam, jak szeptaliście

przy wejściowych drzwiach, z˙e najlepiej wszystko
przede mną ukryć. Słyszałam! Nie traktuj mnie protek-
cjonalnie i nie udawaj, z˙e nie wiesz, o co chodzi!

– Nigdy bym tego nie próbował, ale pamiętam

tamtą rozmowę.

– Doskonale. W takim razie...

131

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Więc pośpieszyłaś się z wnioskami. Uwaz˙asz

mnie za łajdaka, który nie ma oporów przed tym, by
przespać się z tobą, a zaraz potem z twoją siostrą.
Powinnaś znać mnie lepiej.

– Nigdy cię nie oskarz˙yłam o sypianie z Lucy

– mruknęła Tessa skrępowana.

– Nieistotny drobiazg. – Curtis nie dał się zbić

z tropu. – Spiskowanie za twoimi plecami to prawie
to samo. I jaki jestem szybki! Wystarczyło mi dwa-
dzieścia minut, z˙eby się umówić z dziewczyną, którą
widziałem pierwszy raz w z˙yciu! Istotnie masz do
mnie wiele zaufania. Nie wspominając o swojej
siostrze.

– Lucy nie wiedziała o... o naszym...
– Och, w takim razie wszystko w porządku. Częs-

to tak robi? To znaczy, zakochuje się w nieznajo-
mych, nie dbając o to, by ich lepiej poznać?

– Ale zaproszenie jej moz˙na uznać za pierwszy

krok do tego, by się lepiej poznać, prawda? – Tessa
wzruszyła ramionami. – Stąd moja rezygnacja. Taka
sytuacja byłaby dla nas obojga bardzo krępująca.

– Więc najpierw skreśliłaś mnie jako seryjnego

kobieciarza, a potem wspaniałomyślnie usunęłaś się
w cień.

– Coś w tym guście.
Zapadło długie milczenie. Tessa czuła, jak bije jej

serce.

– W porządku.
– Słucham?
– Powiedziałem: w porządku. Jesteś wolna. Prze-

132

CATHY WILLIAMS

background image

ślemy ci pieniądze i naturalnie wystawię ci dobre
referencje, kiedy się będziesz starać o następną pracę.

Tessa spojrzała na niego. Osiągnęła, czego chcia-

ła. Nie będzie musiała cierpieć, obserwując postępy
jego romansu z Lucy. Na dłuz˙szą metę to było
jedyne wyjście. Nawet gdyby jego związek z Lucy
skończył się szybko, mogła się spodziewać długiej
kolejki innych kobiet. Rozrywkowych blondynek
– takich, jakimi lubił ozdabiać firmę i popisywać
się na mieście.

Logika i zdrowy rozsądek nie powstrzymały jed-

nak uczucia okropnego osamotnienia. Zmusiła się, by
wstać, podejść do niego i nawet wyciągnąć rękę
w geście uprzejmego poz˙egnania.

Curtis spojrzał na nią z pogardą.
– Nic z tego – mruknął lodowato.
Opuściła rękę i poczuła, jak pod powiekami pieką

ją łzy. Najgorszy był chłodny wyraz jego oczu,
przeszywający niczym ostrze.

– Ja... – zaczęła.
– Ani słowa – warknął. – Powiedziałaś wystar-

czająco wiele.

Obrócił się plecami.
Niech idzie, myślał wściekły. Zdawał sobie spra-

wę, z˙e Tessa zwleka z odejściem, ale nie zamierzał jej
wybawić z przykrej sytuacji, w którą sama się wpę-
dziła. Gapił się posępnie przez okno, choć nie było
tam nic szczególnie godnego uwagi. Wszystko wyda-
wało się równie szare i przygnębiające pod ołowia-
nym niebem.

133

KAPRYSY MILIONERA

background image

Dopiero kiedy usłyszał ciche trzaśnięcie drzwi,

obrócił się i siadł przy biurku. Nawet nie próbował
zabrać się do pracy. Nie miał pojęcia, jak długo
siedział pogrąz˙ony w myślach. Wiedział tylko, z˙e
kiedy ponownie spojrzał w okno, zaczął padać śnieg.
Obiecał Annie, z˙e wróci wcześniej i pójdzie z nią
i Isobel na wczesną kolację. Miał zamiar zaprosić tez˙
Tessę.

Przesunął fotel przodem do okna i powiedział

sobie, z˙e miał wiele szczęścia.

Zboczył ze zwykłego kursu, dał się zaślepić połą-

czeniu powagi, inteligencji i poczucia humoru, zapo-
minając, z˙e kobiety tego pokroju nie zadowoli prze-
lotna miłostka.

Spojrzał na śnieg. Pracował jak wół przez cały rok.

Związki z kobietami słuz˙yły temu, by mógł się roze-
rwać, zaz˙yć rozrywki – nie po to, by czuł się tak jak
teraz. Miał ochotę cisnąć czymś cięz˙kim w okno,
a potem błąkać się bez celu ulicami.

Zaklął cicho pod nosem, włoz˙ył bluzę i płaszcz.

W drzwiach biura przypomniał sobie, z˙e zostawił
włączony komputer.

Nie był pewien, dokąd zmierza. Dopiero kiedy

stanął na chodniku wśród gęstniejących płatków
śniegu, pod zachmurzonym niebem, uświadomił so-
bie, z˙e musi się z nią zobaczyć.

Tessa stanowczo nie potrzebowała jego widoku.

Prawdę mówiąc, był ostatnią osobą na świecie, jaką
chciałaby ponownie spotkać.

134

CATHY WILLIAMS

background image

Cichy głosik w jej głowie przypomniał, z˙e to

z˙yczenie ma wszelkie szanse się spełnić. Curtis nie
próbował jej zatrzymać i nawet nie wspomniał o tym,
co przez˙yli – tak mało to dla niego znaczyło.

Otarła łzy z oczu i nacisnęła klamkę.
Oczywiście, właśnie kiedy chciała być sama, za-

stała w domu Lucy. Wiedząc, z˙e nie uniknie spot-
kania, zdjęła płaszcz i z ociąganiem ruszyła do kuch-
ni, skąd dobiegało szczękanie garnków.

– Uwierzysz, pada śnieg! – przywitała ją siostra

tryumfalnie, jak gdyby była to jej osobista zasługa.
– A właściwie czemu wróciłaś tak wcześnie?

Tessa westchnęła i usiadła.
– To długa historia.
– Taka, którą chciałabym usłyszeć? – Lucy klap-

nęła na krzesło naprzeciwko i spojrzała na Tessę
z troską. – Chyba noga nie zaczęła znowu cię boleć?

– Och, nie, z nogą wszystko w porządku. – To

serce miewa się nie najlepiej, dodała w myślach.
– Oficjalnie od dzisiaj jestem bezrobotna.

Lucy opadła szczęka. Tessa na moment zapom-

niała o swoich zmartwieniach i roześmiała się, bo
sporo było trzeba, by siostrzyczce zabrakło słów.

– Z

˙

artujesz! Dlaczego? Myślałam, z˙e lubisz tę

pracę... nie rozumiem...

By odwlec wypytywania, Tessa poprosiła o fili-

z˙ankę herbaty i pogrąz˙yła się w myślach. Lucy tym-
czasem paplała coś, wyraz˙ając zdumienie i cieka-
wość. Zakończyła surowym:

– Zrobiłaś wielki błąd. Miałaś ciekawą, dobrze

135

KAPRYSY MILIONERA

background image

płatną pracę, a Curtis Diaz to chyba najlepszy szef,
jakiego moz˙na sobie wyobrazić.

– To pracoholik i kobieciarz.
– Co cię obchodzą jego prywatne zwyczaje, jak

długo praca jest ciekawa? Twoje wypowiedzenie
skomplikowało tez˙ moją sytuację. Curtis pewnie nic
ci nie wspomniał? Na pewno nie. Jeśli widział, z˙e
jesteś zdecydowana, z pewnością nie chciał na ciebie
wywierać nacisku. Chociaz˙... – zapatrzyła się w prze-
strzeń, zapominając o siostrze – ...nie ma powodu
wszystkiego odwoływać z racji tego, z˙e nagle prze-
stała ci się podobać praca w jego firmie...

– Lucy, o czym ty mówisz?
– Widzisz... naprawdę mu się spodobało to, co mu

wczoraj pokazałam.

– Co mu się spodobało?
Rozmowa stawała się coraz bardziej niedorzecz-

na. Co takiego spodobało się Curtisowi? Na przyję-
ciu? Tessie zrobiło się niedobrze.

– Cóz˙... mieliśmy ci o tym powiedzieć oboje,

ale... – Mimo woli na jej twarzy pojawił się szeroki,
radosny uśmiech. – To najbardziej fantastyczna
rzecz, jaka mi się zdarzyła!

Tessa nie wiedziała, co powiedzieć – zresztą i tak

nie zdołałaby wydusić słowa przez ściśnięte gardło.
Uświadomiła sobie, z˙e nie uniknie prawdy: prawda
będzie ją atakować z kaz˙dej strony, bo Curtis i Lucy
nigdy nie zdołają milczeć o swoim związku.

– Pamiętasz, jak Curtis przyszedł do nas parę dni

temu? Wydaje się, z˙e to całe wieki!

136

CATHY WILLIAMS

background image

– Pamiętam – przyznała Tessa cicho.
– Spytał, czym się zajmuję na studiach, a potem

wspomniał, z˙e szuka kogoś, kto mu zaprojektuje logo.
Wiesz, w związku z ekspansją na Daleki Wschód...

Tessa miała wraz˙enie, jakby słowa docierały

z wielkiej dali. Chwilę trwało, zanim pojęła, co mówi
siostra, po czym zapytała szeptem:

– O czym ty mówisz, Lucy?
– O mojej pracy! A o czym? Nie chcieliśmy ci nic

mówić, z˙eby cię nie martwić na wypadek, gdyby nic
z tego nie wyszło. Ale wczoraj Curtis obejrzał moje
portfolio i powiedział, z˙e da mi szansę. Mówił, z˙e
moje prace są oryginalne i pełne wyobraźni, a na tym
mu najbardziej zalez˙y...

– Twoja praca... – powtórzyła Tessa głucho.
– Nie cieszysz się?
– Bardzo się cieszę.
Zmusiła się do uśmiechu. Czemu o niczym nie

wspomniał? Czemu milczał, pozwalając jej brnąć
w niesłuszne oskarz˙enia?

Przypomniała sobie zdumiony wyraz jego twarzy,

gdy wspomniała, z˙e wie o jego uczuciach wobec Lucy.

– A co ze studiami? – spytała prozaicznie.
Lecz siostra wszystko juz˙ obmyśliła. Tessa słu-

chała jednym uchem i ocknęła się, słysząc propozy-
cję, z˙e Lucy pójdzie po zakupy.

Po jej wyjściu powlokła się do salonu, nie mogąc

opanować czarnych myśli. Jęknęła cicho i zamknęła
oczy.

Odezwał się dzwonek.

137

KAPRYSY MILIONERA

background image

Perspektywa obiadu, nawet ugotowanego przez

siostrę, nie wydawała się jej w obecnym stanie kuszą-
ca. Czuła się, jakby walnęła głową w mur.

I dobrze, powiedziała sobie, wlokąc się koryta-

rzem. W pełni na to zasłuz˙yłam.

Otwarła drzwi. Jej spojrzenie wędrowało coraz

wyz˙ej i wyz˙ej, az˙ napotkało ponurą, gniewną twarz
Curtisa. W tym momencie coś jakby prąd elektryczny
popłynęło w jej z˙yłach. Az˙ się cofnęła.

Curtis przepchnął się obok niej do środka i zatrzas-

nął za sobą drzwi, po czym oparł się o nie i popatrzył
na nią z góry.

– Co tu robisz? – spytała cicho. Cofnęła się jesz-

cze trochę.

– Przechodziłem i pomyślałem, z˙e wpadnę. Nie

masz ochoty obrzucić mnie dalszymi oskarz˙eniami?

– Powinieneś mi powiedzieć.
– Powiedziałem.
– Myliłam się co do ciebie i Lucy. Juz˙ wiem, z˙e

chodziło o jej pracę. Usłyszałam ściszone głosy,
a potem ona tak bardzo chciała iść na to przyjęcie
u ciebie. Powinieneś mi wyjaśnić.

– Miałem ci przerwać w połowie tyrady?
Ostatnią godzinę spędził w ulubionej kawiarni,

próbując się opanować. Prawdę mówiąc, nigdy w z˙y-
ciu tyle razy nie zmieniał zdania. W jednej chwili
chciał biec do jej mieszkania i zrobić jej awanturę, bo
czemu miałby pozwalać, by obrzucała go błotem?
W następnej powtarzał sobie, z˙e Tessa nie jest tego
warta i moz˙e sobie myśleć, co jej się podoba.

138

CATHY WILLIAMS

background image

Trzeba było dwóch kaw i bułki z bekonem, by

doszedł do wniosku, z˙e jako człowiek honoru ma
prawo się bronić.

W bardzo spokojny i racjonalny sposób, natural-

nie. A potem wróci do zwykłych kobiet – takich,
które potrafi zrozumieć, nieskomplikowanych i za-
bawnych.

Jednak patrząc teraz na tę konkretną kobietę, nie

czuł się wcale spokojny ani racjonalny.

– Jakie to przykre, z˙e nie dałem ci się pastwić do

woli nade mną, tak?

– Wcale się nie pastwiłam – wymamrotała, krzy-

wiąc się. Dotarła juz˙ do salonu i zwinęła się na
najbliz˙szym fotelu.

– Nie? – Zaczął przechadzać się tam i z po-

wrotem. – Oskarz˙yłaś mnie, z˙e uwiodłem twoją siost-
rę zaraz po tym, gdy kochałem się z tobą. Jak to
nalez˙y nazwać?

Stanął w miejscu i wbił ręce w kieszenie z wyra-

zem pogardy na twarzy.

– Powinieneś był coś powiedzieć! – zaatakowała

Tessa. Uniosła dumnie głowę. – Pozwoliłeś mi wy-
ciągnąć błędne wnioski, a teraz myślisz, z˙e moz˙esz
tak po prostu mi to wyrzucać!

Naprawdę sądził, z˙e Tessa przywita go pokornie

i ze łzami w oczach przyjmie jego wyjaśnienia, po
czym padnie mu do stóp, błagając o wybaczenie?
Czerwone plamy na policzkach i uparcie przechylona
głowa dawały jasno do zrozumienia, z˙e nie podda się
bez walki.

139

KAPRYSY MILIONERA

background image

Dobrze zrobił, z˙e tu przyszedł. Kaz˙dy nerw w jego

ciele wibrował i było to znacznie lepsze niz˙ wcześ-
niejsze poczucie bezsiły i frustracji.

I nadal jej pragnął. Z całym jej wewnętrznym

skomplikowaniem, przeczącym jego podstawowej
maksymie – dobrze się bawić.

Usiadł z ponurym wyrazem twarzy.
– Myślałem, z˙e ci daruję. Oczywiście wiedzia-

łem, z˙e wcześniej czy później dowiesz się prawdy.
Ale czemu mam pozwalać, z˙ebyś bezkarnie mnie
oczerniała? Nie masz nawet tyle przyzwoitości, z˙eby
przeprosić!

– Okej. Przepraszam. Pośpieszyłam się z wnios-

kami. Zadowolony?

– Nie bardzo.
– Bo...?
– Bo chodziło o coś więcej niz˙ pochopne wnioski.

Chodziło o zaufanie. Za kogo ty mnie masz?

– A co miałam sobie pomyśleć?
– Z

˙

e parę podsłuchanych urywków rozmowy nie

musi oznaczać najgorszego. Z

˙

e znasz mnie na tyle

dobrze, by domniemywać moją niewinność, zanim
mnie poślesz na gilotynę.

Wiedział, jak to brzmi. Spokojnie i chłodno. Wie-

dział, z˙e tylko on jeden zna okropną prawdę kryjącą
się za jego słowami: z˙e czuje się zraniony.

Tessa popatrzyła na niego. Oto argument, którego

mogę się chwycić, pomyślała. Curtis najwyraźniej
zapomniał o logice. Dziwne, bo nie spotkała kogoś
myślącego bardziej logicznie od niego. Był czarują-

140

CATHY WILLIAMS

background image

cym, niebezpiecznie seksownym facetem cieszącym
się opinią kogoś, kto nigdy nie zostaje z jedną kobietą
zbyt długo, a mimo to sądził naiwnie, z˙e zostanie
uznany za ideał wierności. Co za egoista!

– Dlaczego? – spytała niemal tak chłodno jak on.

– Dlaczego słysząc kompromitującą rozmowę, mia-
łam cię uwaz˙ać za niewinnego?

Wierzyłaby w jego niewinność, gdyby wiedziała,

z˙e Curtis ją kocha, bo miłość opiera się na zaufaniu.
Ale była dla niego tylko przelotną miłostką.

– Nie jesteś szczególnie znany ze skłonności do

celibatu...

– Chcesz powiedzieć, z˙e kręcę z kilkoma kobieta-

mi naraz?

– Nie mówię, z˙e zacząłbyś chodzić z Lucy, nie

skończywszy sprawy ze mną. Ale nie nalez˙ysz do
męz˙czyzn, którym zalez˙y na podtrzymywaniu długo-
trwałych związków, prawda?

– Więc czemu się ze mną kochałaś?
– Bo...
– Niepokoi cię, bo postąpiłem wbrew swojej re-

putacji. Dlatego rzuciłaś pracę, która bardzo ci od-
powiadała. Ale czemu w takim razie ze mną za-
czynałaś? Liczyłaś, z˙e się zmienię? Z

˙

e przeistoczę się

w domatora marzącego tylko o tym, by załoz˙yć dom
i mieć gromadkę dzieci oraz psa?

– Chyba powinieneś juz˙ iść.
Tessa wstała z godnością. Pytanie Curtisa głęboko

nią wstrząsnęło. Jak mogła sądzić, z˙e zapomniał
o logice? Wystarczyło parę obserwacji, by przejrzał

141

KAPRYSY MILIONERA

background image

ją na wylot. Nie chciała dawać mu moz˙liwości sięg-
nięcia głębiej.

– Jeszcze nie.
Nie był gotowy do wyjścia. Nareszcie odzyskał

kontrolę nad sytuacją i chciał ją wyprowadzić z błędu
co do swojego charakteru. Nie zalez˙ało mu na związ-
kach, nie znosił rutyny. Jedyną kotwicę w jego z˙yciu
stanowiło ojcostwo. Dla Anny gotów był zwolnić się
z pracy lub przełoz˙yć waz˙ne zebranie. Ale myśl
o posiadaniu z˙ony zrzędzącej o późnych powrotach
do domu i umówionych herbatkach zupełnie go nie
pociągała.

– Przeprosiłam cię i nie mamy sobie nic więcej do

powiedzenia.

Ścisnęło ją w gardle. Nie pamiętała juz˙ o jego

fascynującej osobowości. Myślała tylko: tak dobrze
było mi z tobą, potrafiłeś mnie rozbawić i skłonić, bym
porzuciła zdrowy rozsądek. Mogłam cię pokochać.

Niebezpieczne myśli groziły, z˙e ją pozbawią siły

woli.

– Nie odpowiedziałaś na pytanie – przypomniał

Curtis. – I nie ruszę się stąd, póki tego nie zrobisz.

Tessa usiadła z powrotem, wściekła i bezradna

równocześnie.

– Nigdy nie wierzyłam, z˙e to potrwa dłuz˙ej – syk-

nęła.

– Więc zamierzasz wrócić do pracy? Teraz, skoro

wiesz, z˙e między mną i twoją siostrą nic nie ma?

– I być twoją kochanką, póki ci się nie znudzę?

Nie, dziękuję!

142

CATHY WILLIAMS

background image

Słowa wyrwały się jej z ust, nim zdąz˙yła je po-

wstrzymać, i wywarły podobny efekt jak otwarcie
puszki Pandory. Tessa poczuła, jak krew napływa jej
do twarzy; ledwie się powstrzymała, by nie jęknąć na
głos. Wszystko, czemu tak bardzo starała się zaprze-
czyć, kryło się w tych słowach – i Curtis to odgadł.

– Bo to by ci nie wystarczyło, prawda? – spytał

cicho.

Tessa miała nadzieję, z˙e nie oczekuje odpowiedzi

na to pytanie. Postanowiła zaczekać, az˙ on wygłosi
mowę i wreszcie sobie pójdzie. Jego z˙ycie potoczy
się dawnym torem, a ona pozbiera resztki swojego
i zacznie od nowa.

– Przepraszam – powiedział.
Co najgorsze, w jego głosie brzmiał szczery smu-

tek. Tessa skuliła się.

– Nie chcę się angaz˙ować. Jeszcze nie teraz,

a moz˙e nigdy. – Podniósł się wolno. – Nie zachwyca
mnie myśl o kupowaniu obrączek.

Wyobraził ją sobie, czekającą na niego wieczorem

i pytającą z uśmiechem, jak minął dzień.

– Nic nie powiesz? – spytał zirytowany, bo to

przez nią zaczął myśleć o tych rzeczach.

– Masz rację. Nie powinnam ryzykować przelot-

nych romansów. Postąpiłam głupio, ale wszyscy po-
pełniamy błędy.

Curtis nie przejął się tym, z˙e go nazwała błędem.
– Myślałam, z˙e potraktuję to lekko, ale się pomy-

liłam. Uświadomiłam to sobie, kiedy Lucy pojawiła
się na scenie.

143

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Innymi słowy, byłaś zazdrosna.
To juz˙ lepiej. Naprawdę podobała mu się myśl, z˙e

Tessa jest o niego zazdrosna. Więcej nawet, serce
podskoczyło mu z radości.

– Byłam realistką – poprawiła go chłodno. – Do-

konałeś wyboru, i dobrze. To nie jest mój wybór
i nie zamierzam tracić czasu na coś, co donikąd
nie prowadzi.

– Bardzo słusznie.
Ruszył do drzwi, spodziewając się, z˙e Tessa

go odprowadzi. Ona jednak siedziała z nieruchomą
twarzą.

Zawahał się; chciał spytać, jak się miewa jej chora

kostka, ale uznał to za głupie.

– Przekaz˙ Lucy, z˙eby się ze mną skontaktowała.

Moz˙esz przyjść z nią razem i odebrać wypłatę – dodał
nieoczekiwanie dla samego siebie.

Sposępniał, świadomy, z˙e pokazał szczelinę

w swojej zbroi, Tessa jednak niczego nie zauwaz˙yła.

– Wolałabym, z˙ebyś ją przysłał pocztą.
– Słuchaj, oboje jesteśmy dorośli. Nie ma potrze-

by unikać mnie jak zarazy.

Po co miałaby się wystawiać na kolejne zranienie?
– Nie widzę powodu się spotykać. Zresztą będę

zajęta szukaniem pracy.

– Jasne. Niewaz˙ne.
Wyszedł z pokoju, a chwilę później zatrzasnął za

sobą drzwi wejściowe.

Wszystko poszło zgodnie z planem, naprawdę.

Był wolnym człowiekiem.

144

CATHY WILLIAMS

background image

Pierwotnie miał zamiar wrócić do biura, ruszył

jednak w stronę domu matki, powtarzając w myślach
właśnie odbytą rozmowę. Nie chciał tego, lecz nie
potrafił wymazać jej z pamięci.

Zrobił to, co zamierzał. I dobrze, z˙e wyjaśnił

sprawę z Lucy. Zamyślony, omal nie wjechał w tył
auta stojącego przed nim. Nie dawała mu spokoju
myśl, z˙e między faktami, które poznał, istnieje jakiś
związek, z˙ywotna relacja, którą powinien odkryć.
Nagle zrozumiał.

Tessie zalez˙ało na trwałym związku, sama to

powiedziała. Kobieta jej pokroju nigdy by się nie
związała z męz˙czyzną dla rozrywki, niewaz˙ne, jak
bardzo by ją pociągał. Wiedział to doskonale.

Co znaczyło, z˙e związała się z nim, poniewaz˙...
Wniosek nasuwał się sam: poniewaz˙ się w nim

zakochała. Moz˙e sama nie zdawała sobie z tego
sprawy, moz˙e udawała przed sobą, on jednak myślał
inaczej. Myślał, z˙e zakochała się w nim, zanim
jeszcze poszli razem do łóz˙ka, i jej fizyczna kapitula-
cja była jedynie logiczną konsekwencją zaangaz˙owa-
nia uczuciowego.

Z zaskoczeniem uświadomił sobie, z˙e znajduje się

pod domem matki. Czuł się lekko oszołomiony; nie
bardzo rozumiał, co się z nim dzieje.

Wkrótce zapomni o Tessie i będzie gotów ruszać

na dalsze podboje. Za tydzień być moz˙e będzie juz˙
z inną kobietą – nieskomplikowaną, sympatyczną
i niestawiającą wymagań...

145

KAPRYSY MILIONERA

background image

Kiedy trzy dni później Tessa zobaczyła w plotkar-

skim piśmie zdjęcie Curtisa z rozkoszną blondynką,
stwierdziła, z˙e musi odpocząć. Zamierzała przywitać
Nowy Rok razem z Lucy – zaniepokojoną, ciekawą
i czekającą tylko na właściwy moment, by porządnie
wypytać siostrę – lecz teraz zmieniła zamiar.

Musi wyjechać, natychmiast. Znaleźć się w nowym

otoczeniu. Z domem wiązało się zbyt wiele bolesnych
wspomnień. Nie zadała sobie nawet trudu, by osobiś-
cie powiadomić siostrę o swojej decyzji – zostawiła jej
liścik na kuchennym stole. Wyjez˙dz˙a do Dublina. Na
wszelki wypadek podała nazwę hotelu i numer telefo-
nu, lecz nie wspomniała, kiedy wraca.

Wspaniale było wyjść z domu z jedną torbą,

dwiema ksiąz˙kami i bez odpowiadania na setki głu-
pich pytań.

Wraz˙enie to utrzymywało się w samolocie i w ho-

telu – skromnym, przytulnym miejscu, pachnącym
drewnem i lawendą. Pójdzie na zakupy, a po po-
wrocie posiedzi w wykładanym drewnem salonie,
czytając przy kominku. Czytając i zapominając
o wszystkim. Juz˙ zaczynała zapominać!

Tę mantrę powtarzała przez cały dzień, spędzony

na wędrówkach po sklepach. Potem zjadła lunch
w restauracji i czytała przy ogniu ksiąz˙kę numer
jeden. Małz˙eństwo prowadzące hotel było czarujące
i nie zdziwiło się, gdy poprosiła o wcześniejszą
kolację, tak aby mogła przed północą iść do swojego
pokoju. Posiłek podano przy małym stoliku w kącie
jadalni, w której trwały juz˙ przygotowania do wie-

146

CATHY WILLIAMS

background image

czornej zabawy. Tessa czuła, z˙e nareszcie zaczyna
dochodzić do siebie. Moz˙e, pomyślała leniwie, po-
winna przeprowadzić się do Dublina na stałe, po-
szukać nowej pracy i zapomnieć o Curtisie Diazie?

Nie śpiesząc się, jadła zupę i wyobraz˙ała sobie

nowe z˙ycie. Prawie zdołała zapomnieć jego imię, nie
wspominając juz˙ o wyglądzie. I to chyba dlatego
udało się jej nie zauwaz˙yć wysokiej postaci, która
nagle pojawiła się w głębi sali. Męz˙czyzna rozmawiał
z właścicielem hotelu, wodząc wzrokiem po wnętrzu
jadalni. Dopiero kiedy jej oczy spotkały się z jego
przeszywającym spojrzeniem, dotarło do niej... Lecz
nawet wtedy widok Curtisa tutaj był zbyt niewiary-
godny. Patrzyła więc z niedowierzaniem, gdy szedł
przez salę. Zbliz˙ał się, oszołomiona musiała przy-
znać, z˙e to nie halucynacja.

– Twoja siostra powiedziała, z˙e cię tu znajdę

– zaczął, stając przed nią. – Jedz, nie chcę ci przery-
wać posiłku.

– Po co przyjechałeś? – spytała cicho, drz˙ącym

głosem. – Jest sylwester... nie powinieneś się gdzieś
bawić?

– Myślisz, z˙e chcę tu być? – burknął, przegarnia-

jąc palcami włosy. – Przyjechałem, bo musiałem.

– Jeśli to ma jakiś związek z pracą, to źle trafiłeś.

Zostawiłam wszystko w porządku, moja zastępczyni
da sobie radę.

– Nie chodzi o pracę, na miłość boską!
Uderzył pięścią w stół, Tessa drgnęła przestra-

szona.

147

KAPRYSY MILIONERA

background image

– Więc o co? Juz˙ rozmawialiśmy ze sobą. Wy-

starczająco długo.

– Nie powiedziałaś, z˙e mnie kochasz.
Słowa padły niczym krople ołowiu w gęste jezioro

ciszy. Tessa poczuła, z˙e blednie. Otwarła usta, lecz
nie wydobył się z nich z˙aden dźwięk.

– Co za i-idiotyczny pomysł – wyjąkała wreszcie

i roześmiała się. Trochę histerycznie.

– Wcale nie – odparł cicho, nachylając się nad

stołem. – Nie nalez˙ysz do dziewczyn, które idą
z facetem do łóz˙ka dla zabawy.

– To juz˙ ustaliliśmy – mruknęła skrępowana.
– Fakt – przyznał. – I dlatego zacząłem się za-

stanawiać, czemu w ogóle poszłaś ze mną do łóz˙ka...

Nie mogła dłuz˙ej zaprzeczać. I nie czuła nawet

gniewu wobec niego. Nadal zastanawiała się, co
chciał zyskać, przyjez˙dz˙ając tutaj, lecz nawet cie-
kawość zbladła wobec przytłaczającego poczucia
klęski.

– Masz rację – przyznała. – To chciałeś ze mnie

wydobyć? W porządku. Nie chciałam tego i wiedzia-
łam, z˙e to głupie, ale w pewnym momencie człowiek
traci kontrolę. Wbrew rozsądkowi zakochałam się
w tobie. I masz rację, poszłam z tobą do łóz˙ka, bo
wydawało mi się to właściwe. Wiedziałam od począt-
ku, z˙e unikasz zaangaz˙owania, ale myślałam, z˙e moz˙e
ja nauczę się cieszyć przelotnym związkiem. Zrozu-
miałam, z˙e nie, po tej sprawie z Lucy. Zadowolony?

– Więcej nawet. Niewiarygodnie, absolutnie,

bezbrzez˙nie szczęśliwy!

148

CATHY WILLIAMS

background image

Posłał jej uśmiech, od którego zakręciło się jej

w głowie. Zacisnęła usta.

– Doskonale. Więc teraz zrób coś dla mnie i idź

sobie.

– Ciągle mnie przeganiasz, kiedy wcale nie chcę

wychodzić.

Wyciągnął rękę i pogładził ją po policzku, zanim

zdąz˙yła się cofnąć. Oszołomienie znacząco przybrało
na sile.

– Naprawdę sądzisz, z˙e przyjechałem tu tylko po

to, z˙eby to z ciebie wycisnąć?

Tessa znacząco wzruszyła ramionami. Policzek

palił ją w miejscu, którego dotknął Curtis.

– Przyjechałem, poniewaz˙...
Ciemny rumieniec rozlał się po jego twarzy; nagle

Curtis wydał się jej bezbronny i niepewny – dwie
cechy zupełnie do niego niepasujące.

– Poniewaz˙...? – przynagliła Tessa z rosnącą cie-

kawością.

Przelotnie zerknął jej w oczy i tez˙ wzruszył ramio-

nami.

– Bo byłem takim facetem, jak mówisz. Takim,

który nie chce zapuszczać korzeni. Oddanym pracy.
Lubiłem swoje z˙ycie, a przynajmniej tak mi się
zdawało.

Tessa nie chciała sobie robić próz˙nych nadziei, ale

to, jak na nią spoglądał...

Wyciągnął rękę i połoz˙ył na jej dłoni. Dotyk jego

skóry był równie uwodzicielski, jak to zapamiętała.

– Naprawdę w to wierzyłem.

149

KAPRYSY MILIONERA

background image

Tessa chciała coś powiedzieć, lecz połoz˙ył jej

palec na ustach.

– Przez ostatnich parę dni powtarzałem sobie

wiele rzeczy, między innymi to, jak bardzo się cieszę,
z˙e udało mi się uniknąć związku, nad którym nie
panowałem... Chwileczkę, daj mi skończyć. Sądzi-
łem, z˙e mogę odejść, odetchnąć z ulgą i wrócić do
dawnego z˙ycia. Starałem się ze wszystkich sił...

– Wiem. Widziałam cię na zdjęciu z jakąś blon-

dynką.

Curtis prychnął.
– Nie pamiętam nawet jej imienia. Osiągnąłem

tyle, z˙e piłem znacznie więcej, niz˙ powinienem,
chodziłem zły jak osa, wrzeszcząc na wszystkich,
a w pracy godzinami gapiłem się w ekran komputera.

– Rozumiem.
– Naprawdę? Rozumiesz, jak bardzo za tobą tęs-

kniłem? Nie sądzę. Gdyby ktoś mi powiedział pół
roku temu, z˙e będę ścigał jedną kobietę, jakby zalez˙a-
ło od tego moje z˙ycie, pękłbym ze śmiechu.

– Chcesz powiedzieć...
– Chcę powiedzieć... – Rozejrzał się wokół skrępo-

wany i odchrząknął. – Chcę powiedzieć, z˙e cię ko-
cham. Nie tylko pragnę, chociaz˙ to tez˙, ale potrzebuję
cię i pragnę być z tobą, i nie mogę znieść myśli, z˙e
mogłoby cię nie być u mojego boku. Prawdę mówiąc...

Ich oczy się spotkały i Tessa uśmiechnęła się,

odgadując jego myśli.

– Chyba nikt nie będzie nam miał za złe, jeśli zro-

bimy sobie krótką przerwę przed kolejnym daniem.

150

CATHY WILLIAMS

background image

Niczym para nastolatków wymknęli się z jadalni.

Po drodze Curtis szepnął właścicielowi, z˙e muszą coś
przynieść z pokoju i z˙e wrócą za minutkę.

– Za minutkę? – zdziwiła się Tessa, niemal bieg-

nąc z nim po schodach do swojego pokoju.

Gdy tylko klucz obrócił się w drzwiach, Curtis

otwarł je i przyciągnął ją do siebie, po czym zamknął
drzwi za sobą, mrucząc coś cicho z ustami tuz˙ przy jej
ustach. Ich ręce zderzały się, gdy uwalniali się na-
wzajem z niepotrzebnych ubrań. Dotarcie do łóz˙ka
nie wchodziło w grę.

– Potem moz˙emy się wylegiwać w łóz˙ku, ile

zechcemy – obiecał zdławionym głosem – ale teraz
chcę cię natychmiast, tutaj...

Tessa zarzuciła mu ramiona na szyję i jęknęła,

kiedy ich ciała znalazły idealną pozycję. Równocześ-
nie osiągnęli szczyt, po czym Tessa przytuliła się do
niego ufnie, kiedy ją niósł w stronę łóz˙ka.

– Następnym razem, skarbie, nie będziemy się

śpieszyć, ale teraz po prostu nie mogłem czekać...

– Ja tez˙ nie – mruknęła.
– Jesteś najpiękniejszą istotą na świecie – stwier-

dził z przekonaniem. – Przy tobie kaz˙da kobieta ginie
cieniu.

Przyciągnął ją do siebie; pocałowała go w usta.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo pragnęłam to usły-

szeć – wyznała. Uśmiechnęła się i wygięła, kiedy
przesunął dłonią po jej udzie. – A co z kolacją?
– zachichotała.

– Hm, dobre pytanie. – Uśmiechnął się szeroko,

151

KAPRYSY MILIONERA

background image

nie przestając jej pieścić. – Co proponujesz? Schodzi-
my na dół czy zostajemy tutaj...?

– Myślę, z˙e dobrze będzie zejść... – Spojrzała na

niego czule. – A kiedy wrócę tutaj, to nie po to, by się
połoz˙yć przed północą...

Czy jej się wydawało, czy właściciel i jego z˙ona

wymienili zadowolone spojrzenia, kiedy im oznaj-
miła, z˙e prosi o kolację dla dwojga i z˙e razem będą się
bawić?

Nie miało to znaczenia. Liczyło się jedynie to, z˙e

kiedy zegar wybił północ, ukochany męz˙czyzna stał
przy jej boku, a jego wargi, dotykające jej ust, obiecy-
wały przyszłość, o jakiej nie ośmielała się śnić.

152

CATHY WILLIAMS


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wybranka milionera Williams Cathy compressed
Włoski biznesmen Williams Cathy compressed
Narzeczona Greka Williams Cathy compressed
Francuska wróżba Williams Cathy compressed
Williams Cathy Wbrew rozsądkowi
Williams Cathy Romans z szefem
638 Williams Cathy Romans z szefem
Williams Cathy Zauroczeni sobą
638 Williams Cathy Romans z szefem
Graham Lynne Kaprys milionera
Williams Cathy Przypadek czy przeznaczenie
Williams Cathy Wbrew rozsądkowi(3)
Williams Cathy Zauroczeni soba

więcej podobnych podstron