background image

Ignacy Krasicki „Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki” 

 
Utwór rozpoczyna się przedmową, w której autor powieści przeprowadza krytykę poprzedzania 
dzieł niepotrzebnymi przedmowami, by zwiększyć ich „grubość” dla zysku. 
  

Księga Pierwsza 

 

Rozdział pierwszy 

Nie pisał tej książki ani dla chwały ani dla upokorzenia, ale po to, by dobrze wykorzystać wolny 
czas spędzany na wsi. Pochodził z rodziny szlacheckiej, podobno posiadającej liczne koligacje z 
„panującymi familiami w Europie”.  
Ojciec jego nie był człowiekiem uczonym, ale za to cechujący się wieloma cnotami. Niestety, lubił 
czasami mocniej popić, co spowodowało uszczuplenie rodzinnego inwentarza. Matka, wychowana 
na wsi, była kobietą prostą, ale cnotliwą. 
Swoje najmłodsze lata spędził głównie w towarzystwie kobiet, które napełniały jego dziecięcą 
główkę strasznymi historiami „o upiorach, czarownicach i strachach”. Wtedy też nauczył się, co 
znaczą najróżniejsze sny. Kiedy miał siedem lat, odwiedził ich brat matki, „człowiek urzędem, 
nauką i wiadomością świata znamienity”, za sprawą którego został wysłany do szkół publicznych. 
 

Rozdział drugi

 

Wyjazd do szkoły okazał się dla Mikołaja wydarzeniem nader przykrym. W domu szkołę 
przedstawiano jako karę za złe zachowanie. Z młodym opiekunem, który miał czuwać nade nim i 
jego edukacją, opuścił dom rodzinny. Okazał się bardzo pojętnym chłopcem, ale wstręt do nauki nie 
pozwalał mu osiągać większych sukcesów, jednocześnie czyniąc go ofiarą małego i cienkiego 
kańczuczka, który ojciec wręczył jego opiekunowi z nakazem bicia. 
W szkole przebywał do szesnastego roku życia, kiedy przybyła wiadomość o śmierci ojca i 
wezwanie do natychmiastowego powrotu do domu. Szybko przyzwyczaił się do swawolnego życia 
bez nadzoru. Hulankę przerwał wuj, wykonawca testamentu ojca, który ukrócił jego zabawy.  
Wuj wyjechał w ważnych sprawach do Warszawy. Matka, za namową sąsiadki, wynajęła 
guwernera, który miał go kształcić we francuskim i dobrych manierach. Pan Damon okazał się 
markizem ukrywającym się w Polsce przed pojedynkiem z królem francuskim, co miało zostać 
utrzymane w tajemnicy. Matka podzieliła się tym jedynie z dwiema zaufanymi sąsiadkami, co 
spowodowało rozejście się wiadomości po całej okolicy. Nowy nauczyciel przypadł Mikołajowi do 
gustu, bo lekcje polegały jedynie na ciągłej konwersacji, w trakcie której miał nabierać 
„sentymentów kawalerskich”. 
 

Rozdział czwarty

 

Nadszedł czas zapoznania się z popularnymi romansami. Za ich sprawą, pewnego dnia, w lasku, 
zakochał się w Juliannie – wychowanicy jego matki. W jednej chwili dziewczyna stała się boginką i 
padł jej do kolan, czyniąc liczne wyznania. Zawstydzona uciekła. Tej nocy śniła mu się jeszcze. 
 

Rozdział piąty

 

Któregoś dnia poszedł za  matką i towarzyszącą jej Julianną nad staw, wsiadł na łódkę i 
nieopatrznie wylądował w wodzie. Zdarzenie to pozwoliło mu poznać skrywane uczucia Julianny. 
Jednak nie długo trwała radość, gdyż matka, domyśliwszy się jego zamiarów (poślubienia Julianny, 
która nie miała odpowiedniego posagu), wysłała  ukochaną na nauki do klasztoru. Mikołaja zaś, dla 

background image

pocieszenia, postanowiła wysłać „do cudzych krajów”. 
 

Rozdział szósty

 

Interesy  matki pokrzyżowały jego plany – musiał wyruszyć do miasta, w którym miał się 
zatrzymać u dalekiego kuzyna. Kuzyn okazał się nieobecny i wraz z Panem Damonem czekali 
miesiąc na niego. Guwerner spotkał w mieście dawną znajoma – baronową de Grankendorff. Już na 
pierwszym wieczorze u nowej znajomej, zaprawiony winem, Mikołaj zdobył serce jej starszej córki 
oraz wygrał sporą sumkę pieniędzy w karty. Cztery tygodnie tak bawił, z tą różnicą, że karciane 
szczęście odwróciło się, a jubileusze baronowej i jej córek sporo go kosztowały. Cała zabawa 
skończyła się pojedynkiem, kiedy to pewien człowiek znieważył Pana Damona, czego Mikołaj 
słuchać nie mógł. W skutek rozruchu, który wywołał, spędził noc w więzieniu. Wypuszczony dzięki 
poważaniu, jakim cieszyło się jego nazwisko, wrócił do swej kwatery. Okazało się, że Pan Damon 
zniknął razem z całym dobytkiem, tak samo jak rzekoma baronowa, która była oszustką.  
 

Rozdział  siódmy

 

Matka szybko mu przebaczyła przygodę. Powrócił do domu, gdzie pędził życie spokojne i 
posłuszne. Brakowało mu lektur ciekawych, gdyż Pan Damon wszystkie romanse zabrał. Dlatego, 
słysząc któregoś dnia od sąsiadki o wspaniałej książce w języku polskim, zatytułowanej „Kaloander 
wierny”, poprosił o jej pożyczenie.  
 

Rozdział ósmy 

Nowa lektura rozbudziła w nim pragnienie kontynuowania „sentymentowej edukacji”. Na wsi 
brakowało ku temu sposobności, więc uprosił matkę, by wysłała go do Warszawy, do wuja – posła z 
ich województwa. W stolicy nauczył się wiele o nowych zwyczajach salonowych. Najważniejszą 
jednak wiedzę zyskał od nowego przyjaciela, który wyjawił mu, że aby odnieść sukces towarzyski i 
miłosny, „najprzód, trzeba ile możliwości, pozyskać trojaką reputację: galantoma, junaka i 
filozofa”. 
 

Rozdział dziewiąty

 

Niedługo po tym zmarła jego matka. Uczuł pewien żal, jednak uradowany nabytą w tak przykry 
sposób swobodą, począł planować podróż „w cudze kraje”. Gdy wyjazd był już prawie gotowy, 
został pilnie wezwany do Lublina, na sprawę sądową. 
 

Rozdziały dziesiąty, jedenasty, dwunasty, trzynasty

 

W celu wygrania sprawy nachodził się niezmiernie od sędziego do sędziego. W końcu, za radą 
plenipotenta, zorganizował wystawną „konferencję”, na którą zaprosił wszystkich, którzy mogli mu 
pomóc w odniesieniu sukcesu w sądzie. Mecenasowie zeszli się , napili, zapoznali ze sprawą, 
wydali odpowiedni wyrok i odebrawszy swoje honoraria odeszli na kolejne konferencje. Kolejne 
tygodnie Mikołaj poświęcił na przygotowania do sprawy, która ostatecznie została odwleczona z 
powodu zniknięcia przeciwnika. Dał w zastaw srebra i klejnoty (wiele z pieniędzy przeznaczonych 
na podróż poszło na wydatki związane z rozprawą), po czym wyruszył w wymarzoną podróż. 
 

Rozdziały czternasty, piętnasty, szesnasty

 

Diariusz podróży paryskiej 
Po długiej, „wielce zabawnej, a więc jeszcze kosztownej podróży” dotarł do Paryża, który omamił 
go hałasem i rozmaitością. Był tak spragniony wszystkiego, co dostępne w tym centrum kultury, że 
nie wiedział, co wybrać – komedię, operę czy balet. Niewiele jednak skorzystał z wyjazdu – 
najpierw zajęty był kompletowaniem odpowiedniego stroju dla siebie i służby oraz innych 

background image

niezbędnych atrybutów paryskiego kawalera, potem uległ nieszczęśliwemu wypadkowi (który 
zatrzymał go na kilka tygodni w domu), na koniec oszukany przez zaprzyjaźnionego hrabiego, 
zadłużony, uciekł potajemnie z Paryża. Trafił do Holandii, gdzie wsiadł na okręt płynący do 
Batawii. 
 

Rozdział siedemnasty

 

Podróż była długa i pełna postojów. Najdłużej zabawili na Cyplu Dobrej Nadziei, kończącym 
Afrykę, gdzie wymieniono nadwyrężony sztormem okręt oraz komendanta. Przez dłuższy czas 
płynęli z dobrym wiatrem, gdy nagle rozpętała się straszliwa burza. Targany przez fale statek rozbił 
się. Mikołaj nie pamiętał, co się potem działo, poza tym, że znalazł się w wodzie uczepiony deski.  
 

Księga Druga – Pobyt na wyspie Nipu

 

Rozdziały: pierwszy, drugi, trzeci

 

Obudził się na wyspie, która początkowo wydawała mu się zupełnie dzika i opuszczona,a potem 
okazała się zamieszkana przez dziwną społeczność, posługującą się nieznanym mu językiem. Został 
zaproszony do domu pewnego starca, który nakarmił go i dał posłanie. Kraj zamieszkiwany przez 
prostych i uczciwych ludzi nie znających mody ani podłości zwany był wyspą Nipu.  
Już na samym początku pobytu na Nipu, wydarzyła się dziwna rzecz. Siedząc przy wieczerzy z 
gospodarzami zabrakło Mikołajowi noża w zastawie, więc wyciągnął swój z kieszeni, by ukroić 
chleb. Podał nóż wyraźnie zaciekawionemu gospodarzowi. Ten, nieobeznany z narzędziem, 
skaleczył się. Wzbudziło to wielki przestrach wśród Nipuanów, którzy natychmiast zakopali nóż i 
zabronili go odkopywać. 
Język narodu dość łatwy, ale nieobfity. Nie mają słów wyrażających kłamstwo, kradzież, zdradę, 
pochlebstwo. Terminów prawnych nie znają. Choroby nie mają szczelnych nazwisk; ale też ani 
dworaków, ani jurystów, ani doktorów nie ma. Języka uczył się od gospodarza. Mikołaja dziwiło, że 
ludność tamtejsza stroni od niego i patrzy niechętnie. Pewnego dnia gospodarz oznajmił mu, że 
jutro zostanie przyjęty do społeczności wyspy. Przygotowano wspaniały obiad. Początkowo 
Mikołaj miał zamiar nauczyć dziką ludność, co to znaczy cywilizacja europejska, chciał być ich 
przewodnikiem. Stało się jednak inaczej. Ku jego największemu zdziwieniu, to mnie wysłano na 
nauki do Xaoo.  

 

Rozdziały: czwarty, piąty, szósty

 

Przebywał u Xaoo już trzy miesiące, kiedy jego nauczyciel wziął go na pole i począł mówić, jak 
ważnie jest to, by Mikołaj „umiał złe swe skłonności poskramiać i uprzedzenia wykorzeniać”. 
Okazało się, że wszystkie pytania, jakie mu dotychczas zadawał, były częścią procesu 
edukacyjnego. Xaoo najpierw musiał go dobrze poznać, aby teraz pomóc mu zmienić się. Mistrz 
skrytykował europejską edukację, która każe dzieciom uczyć się wielu języków i przez to 
charakteryzuje się nadmiarem słów, odsuwających od istoty rzeczy, które próbuje nazwać. Dyskurs 
nauczyciela odmienił w Mikołaju sposób myślenia o dzikości. Uznanie siebie za dzikiego, byłoby 
zbyt dużym upokorzeniem, ale też obywateli Nipu nie można było osądzać, jako dzikich. Upokarzał 
go rozum Xaoo.  
Następnego dnia wykład tyczył się nauki historii. Według Xaoo najwięcej czasu powinno się 
poświęcać na naukę dziejów własnego kraju i narodu. Nipuanie co prawda nie mają ksiąg, ale 
dzieci uczą się historii od najstarszego z rodu, który barwnie opowiada o losach dziadów i 
pradziadów. W ten sposób historia naturalnie wlewa się w ich umysły. Uczenie się dat i nazwisk 
według Xaoo jest tylko „próżnym pamięci zaprzątaniem”. Xaoo krytykował zwyczaj uczenia dzieci 
cudzych języków i cudzej historii, zaniedbując własną mowę i ojczyste dzieje. 
W kwestii filozofii, Europejczycy zamiast sprowadzić ją do „wiadomości obowiązków i ich 
wypełniania”, jak to jest u Nipuanów, zapędzili się w niepotrzebnych dociekaniach, dotyczących 

background image

spraw dla człowieka zakrytych. Zamiast korzystać z tego, co zostało ukazane ludzkim zmysłom 
przez Najwyższą Istność, oni, w swym zadufaniu chcieli zrozumieć prawa dla nich niedostępne.  
 

Rozdział siódmy

 

Oprócz pobierania nauk moralnych, Mikołaj codziennie pracował z mistrzem na polu, gdzie 
kształcił się w zakresie rolnictwa. Szybko zrozumiał, że aby być w tym dobrym, nie trzeba 
znajomości agronomi (kunsztu rolnictwa zapisanego w mądrych księgach), wystarczy 
doświadczenie i praktyka. Praca i myśl wolna wzmocniły słaby niegdyś jego temperament. 
 

Rozdział ósmy

 

Któregoś dnia, idąc z nauczycielem na pole, Mikołaj ujrzał dołek, w którym zakopano jego nóż i 
mimowolnie się uśmiechnął. Dla Xaoo stało się to pretekstem do wykładu o kunszcie wojny, który 
mądry Nipuanin poznał z opowieści Doświadczyńskiego. Mistrz uważał, że choć wynalazek 
kruszców jest niewątpliwie bardzo pożyteczny w pracach rolniczych, to nie warto płacić za niego 
tak wielkiej ceny, jaką jest wojna. Było dla niego zupełnie niezrozumiałe, że można doprowadzić 
do takiej tragedii, by ludzie siebie nawzajem zabijali. Poza tym uważał za złe to, iż jeden człowiek 
rządzi innymi. Uznał więc narzędzia z kruszcu za zbytek, bez którego człowiek żyjący w zgodzie z 
naturą może się obejść. 
 

Rozdział dziewiąty

 

Xaoo zabrał Mikołaja w podróż po wyspie, dzięki czemu mógł poznać dobrze cały ląd i jego 
społeczność. Po ośmiu dniach drogi dotarli do pola, które uprawiał Kootes, założyciel społeczności 
Nipuanów. Kootes przybył z cudzej ziemi wraz z żoną i dwojgiem dzieci. Jak opowiedział mi 
Xaoo: „(...) poszczęściła Najwyższa Istność pracy jego, przyszedł do ostatniej starości i przed 
śmiercią widział czwarte pokolenie swoje. Tkwią nam w świętej pamięci jego przykazy. Żeby zaś 
było cokolwiek takiego, co by nam ustawicznie przypominało jego obcowanie – instrumenta, 
których do rolnictwa używał, chowamy z pilnością i każdy je raz przynajmniej w życiu oglądać 
powinien.”. Pole Kootesa należało do wszystkich Nipuanów, zboże, które tu wyrosło, dzieliło się i 
wysyłało do każdej z osad na wyspie, gdzie sporządzano z niego chleb, rozdzielało między 
mieszkańców i spożywało uroczyście na zakończenie żniw. Tego dnia najstarszy z każdej osady 
opowiadał o ojcu Nipuanów, jego pracy i nauce. Cała uroczystość kończyła się pieśniami.  
W drodze powrotnej Xaoo mówił, że Nipuanie nie znają żadnych ustrojów politycznych, nie uznają 
żadnej zwierzchności, prócz tej rodziców nad dziećmi. Wszyscy byli równi, nie było podatków, bo 
o przyszłość rodziców troszczyły się dobrze wychowane dzieci.  
 

Rozdział dziesiąty

 

Idąc dalej zobaczyli wielki kopiec kamieni. Xaoo opowiedział Mikołajowi historię jego powstania. 
Otóż był pewien człowiek nazwiskiem Laongo, który z niewiadomych przyczyn opuścił wyspę, nie 
było go przez długi czas, aż nagle któregoś dnia powrócił. Pytany, gdzie był, odpowiadał, że utknął 
na bezludnej wyspie, na której musiał pozostać tak długo, dopóki nie udało mu się zbudować nowej 
tratwy (pierwszą porwały fale). Wydawało się, że Laongo powrócił do dawnego życia, on jednak 
potajemnie opowiadał młodzieży o innym życiu, o zbytkach i dostatkach innych krajów. Nowe 
zwyczaje przewróciły w głowach młodym Nipuanom. Okazało się, że Laongo był przekupiony 
przez obcy rząd, by sprowadził nowych poddanych. Na szczęście, kiedy miał już ich wywieźć na 
tratwie do obcego kraju, jego występek został wykryty. On i jego pomocnicy zostali pojmani, 
osądzeni i ukamienowani. A kopiec został usypany na pamiątkę tych wydarzeń. 
 

Rozdział jedenasty

  

Gdy powrócili do domu, przywitał ich tłum mieszkańców, który czekał na cząstkę zboża z pola 

background image

Kootesa przyniesioną dla nich przez Xaoo. Trzeciego dnia odbyło się uroczyste dzielenie chlebem z 
tego zboża. Początkowo nie chciano podzielić się nim z Mikołajem, gdyż nie był synem praojca. 
Xaoo przekonał współbraci do zmiany zdania. 
Po uczcie najsędziwszy z mieszkańców rozpoczął swoje pouczenie: „Wiek wiekowi podaje pamięć, 
dzień dniowi daje naukę. Jedliśmy chleb naszego ojca, słuchajmy napomnienia jego. Bóg jest 
źródłem wszelkiej istności; Bóg jest początkiem wszystkiego dobra; Bóg być powinien jedynym 
celem i końcem wszystkich spraw naszych. Rodzicom należy się miłość, uszanowanie i 
posłuszeństwo. Chcecie mieć wdzięczne dzieci – bądźcie wdzięcznymi dziećmi. Wychowanie 
młodzieży niech będzie szkołą cnoty. Nagroda cnoty w tym życiu największa: wewnętrzne 
przeświadczenie. Inszych nie szukajcie; gdy zaś karzecie występki, żałujcie występnych a 
pamiętajcie, że i wy możecie zgrzeszyć.”. Dalej starzec opowiadał o praojcu oraz o innych 
zasłużonych Nipuanach. Gdy skończył, rozpoczęły się pieśni i radosna zabawa młodzieży. 
Następnego dnia Doświadczyński poprosił Xaoo, by mu wytłumaczył tajniki nauki, która 
prowadziła do cnoty. Dowiedział się, ze składała się ona z czterech części. Najpierw nauczyciel 
poznawał dobrze swego ucznia, jego skłonności , sposób myślenia, temperament, itp. Stąd 
nauczyciel wiedział, jak postępować z uczniem, jakie metody wychowawcze stosować. Drugi etap, 
to wyplewienie złych skłonności. Trzeci etap, to wpojenie prawych zasad uczniowi, nauczenie go o 
obowiązkach stanów, nawet o tych przykrych. Ostatnim etapem było ćwiczenie w roztropności, 
nauka, że we wszystkim trzeba mieć miarę, nawet w cnotach. Uczeń musiał wiedzieć, kiedy i jak 
należy się zachować. 
 

Rozdział dwunasty

 

Przy okazji wyprawy, jaką odbył z Xaoo, Mikołaj wspomniał nauczycielowi o podróżach 
zagranicznych, które były ostatnim stopniem edukacji. Mistrz wysłuchał jego pochwał, po czym 
zgodził się za nim, że podróże mogły kształcić, ale zanim Doświadczyński uznałby korzyści 
płynące z dalekich wypraw, powinien zastanowić się nad szkodami, które mogły one przynieść.  
 

Rozdział trzynasty

 

Podczas pobytu na Nipu, Mikołaj miał okazję zobaczyć tamtejsze sądy. Zadziwiony był, że 
skarżący i oskarżany odnosili się do siebie z niezmiernym szacunkiem i życzliwością. Poza tym, 
tylko jedna strona opowiadała o sprawie, bo wychowani w cnocie ludzie byli rzetelni i 
prawdomówni. Sprawę rozsądzało sprawiedliwie zgromadzenie starszych, z korzyścią dla całego 
społeczeństwa. 
 

Rozdział czternasty

 

Historia kraju Nipu przechowywana była nie tylko w pamięci starych, ale również w pieśniach, 
które zawsze służyły cnotliwemu wychowaniu. Nipuanie nie posiadali kalendarza, czas odmierzali 
według obrotów słonecznych i żniw. Żyli bardzo długo, ciesząc się jednocześnie młodym 
wyglądem. Xaoo miał lat dziewięćdziesiąt dwa, a wyglądał na pięćdziesiąt. Małżeństwa były 
dożywotnie, nikt na Nipu nawet nie słyszał o rozwodach. Zamiast kruszców do wyrobu narzędzi, 
używali ości wielkich ryb, które morze wyrzuciło na ląd. 
Pierwszy dzień każdego miesiąca był wolny. Starzy wtedy bawili się dyskusjami, a młodzież obojga 
płci urządzała igrzyska na polach, pod ich okiem. Nie było na Nipu instrumentów, tańczyło się przy 
akompaniamencie wspólnego śpiewu. Nipuanie nie jadali mięsa mięsa, ani zwierząt, ani ryb. Nie 
było tam groźnych stworzeń. W gospodarstwach trzymano się krowy, woły i owce.  
 

Rozdziały piętnasty, szesnasty

 

Któregoś dnia, przechadzając się nad brzegiem morza, Doświadczyński dostrzegł fragment 
rozbitego statku, którym płynął. W środku znalazł wiele wspaniałych kosztowności, między innymi 
złoto. Ukrył wszytko w pieczarze przed Nipuanami i uradowany wrócił do domu. Nie mógł spać w 

background image

nocy z żalu (że na Nipu zdobyte skarby są bezużyteczne) i radości jednocześnie. Rano okłamał 
Xaoo, że źle się czuje, by móc powrócić do okrętu. Znalazł tam jeszcze trochę ksiąg, proch, kule i 
śrut. Wszystko ukrył razem ze złotem. W pobliżu rozbitego statku odkrył również łódź i dwa 
wiosła, które natychmiast odprowadził w bezpieczne miejsce. Po czym wziął się do szacowania 
nowo nabytych bogactw.  
Następnego dnia powrócił do pieczary. Bojąc się ciekawości Nipuanów, zaniósł z powrotem na 
rozbity okręt nieznaczną część zdobyczy, zamierzając powiadomić starszych o znalezisku. 
Nazajutrz Xaoo poszedł z Mikołajem na okręt i z ciekawością oglądał nowe dla niego przedmioty, z 
których pistolety od razu wrzucił do morza, instrumenty pozostawił na okręcie, a książki pozwolił 
zabrać na ląd. Starsi natychmiast spalili okręt, co napełniło Doświadczyńskiego obawą o ukrytą 
łódź. Xaoo dał mu za zadanie wytłumaczenie zawartości ksiąg. Ze wszystkich znalezionych, 
najbardziej odpowiedni wydał się „Mizantrop” Moliera. Wysłuchawszy relacji Mikołaja, Xaoo 
stwierdził, że Molier musiał znać się na ludziach, ale w jego książce brakuje pouczenia o 
roztropności. 
 

Rozdział siedemnasty 

Złoto i kosztowności spoczywające w pieczarze nie dawały Mikołajowi spokoju. Widząc 
przedmioty rodem z Europy, zapragnął zobaczyć ojczyznę. Bił się z myślami, postanowił nawet 
wrzucić skarb do morza, ale nie był w stanie. Dlatego powziął szaleńczy zamiar wydostania się z 
wyspy na niewielkiej łodzi, którą wcześniej ukrył. Rozpoczął przygotowania do podróży, doprawił 
łodzi maszt, podzielił ją na trzy części (w pierwszej umieścił skarby, w drugiej wodę, a w trzeciej 
jedzenie). Wszytko było już gotowe, gdy pewnego poranka, przybywszy do łodzi, zobaczył, że jej 
nie ma. Wpadł w rozpacz. Ocknąwszy się, poszedł rzeczką ku morzu i z radością spostrzegł, że prąd 
morski po prostu łódź nieco przesunął. Skoczył wpław ku niej, a bojąc się podobnych przypadków, 
mając wiatr po temu – puścił się na morze.  
 

Księga Trzecia 

Rozdziały: pierwszy, drugi, trzeci, czwarty i piąty

  

Znalazł się na pełnym morzu, wyspa Nipu była już prawie niewidoczna. Płynął samotnie, targany 
myślami, to nadziei, to żalu, to rozpaczy, przez kilkanaście dni. Kiedy skończył się już prowiant i 
woda, szybko począł opadać z sił. Ostatecznie jednak został uratowany przez okręt hiszpański, 
wracający z Afryki do Ameryki. Na pokładzie przewożono Murzyńskich niewolników, 
przeznaczonych do pracy w kopalni. Chciwy kapitan okrętu rozkazał „wyegzaminować” skarby, 
które przy Mikołaju znaleziono, co skończyło się dla niego nieszczęściem. Skuty kajdanami, trafił 
do jednej celi z przewożonymi Murzynami. Podróż spędził na rozmyślaniach. Przypomniał sobie, 
że szczęśliwie zaszył zdobyczne weksle w szkaplerzu, w których teraz widział możliwość 
wybawienia.  
Przybito do portu, a stamtąd poprowadzono niewolników do Potozo, gdzie przyszło 
Doświadczyńskiemu pracować. Do pieczary przychodził czasami sędziwy Amerykanin (Indianin), 
który próbował ulżyć trochę niewolnikom w cierpieniach. Zaciekawił Mikołaja ten człowiek swoim 
podobieństwem do Nipuanów, więc postanowił go lepiej poznać. Wiele rozmawiali, opowiedział 
mu o swoich dotychczasowych przygodach, na koniec prosił, by pomógł mu uwolnić z tej okrutnej 
niewoli. W tym celu Amerykanin obiecał sprowadzić swojego europejskiego przyjaciela, na którego 
przyszło mu czekać przeszło dwa miesiące. Ów przyjaciel, Gwilhelm Kwakr, człowiek dobry i 
bogaty, przywitał Mikołaja po bratersku i natychmiast wydostał z kopalni. W miejscu, które 
wskazano mu na nocleg, znalazł ubranie i weksel na 500 funtów szerlingów, które postanowił 
przeznaczyć na wykupienie innych niewolników. 
 

background image

Rozdział szósty 
W końcu znalazł się w domu swojego wybawcy, który usłyszawszy, co Mikołaj uczynił z jego 
wekslem, ucieszył się niezmiernie i ofiarował mu swoją przyjaźń. Doświadczyński postanowił mu 
opowiedzieć o swoich planach powrotu do ojczyzny, które chciał zrealizować dzięki ukrytym 
wekslom. Gwilhelm zwrócił mu uwagę, że te weksle do kogoś należą i, że trzeba by odnaleźć 
spadkobierców, którym się one należą. Mikołaj nie mógł nie przyznać mu racji, więc przyniósł je 
swojemu wybawcy, by ten pomógł mu w odnalezieniu ich prawowitych właścicieli. Okazało się, że 
należały do Gwilhelma, który postanowił ofiarować je Doświadczyńskiemu. 
Niedługo potem, dzięki pomocy Gwilhelma, dostał się na statek, który miał go przybliżyć do 
ojczyzny. Z żalem żegnał się z nowymi przyjaciółmi.  
 

Rozdziały: siódmy, ósmy i dziewiąty

 

W kajucie swojej znalazł  prezenty od Gwilhelma. Wiele czasu na statku spędzał z kapitanem – 
młodym Francuzem – rozmawiając głównie o fraszkach. Pewnego razu zeszło na tematy nieco 
poważniejsze, więc zaczął opowiadać o Nipuanach i ich zaletach, przeciwstawiając je wadom 
narodów europejskich. Kiedy tak zapędził się w rozważaniach, kapitan zwrócił mu po przyjacielsku 
uwagę, że nie powinien tak głośno wyrażać swoich opinii o wadach ludzkich, bo mogły nie znaleźć 
zrozumienia u innych. Wiele jeszcze czasu Mikołaj spędził z tym młodym Francuzem, który okazał 
się prawdziwym filozofem i doskonałym kompanem. Nadszedł jednak czas rozstania. Został sam w 
Kadyks, weksle posłał do Paryża pod przybranym nazwiskiem barona de Graumsdorff, by dawni 
wierzyciele nie położyli na nich aresztu, zanim nie dotarłby do miasta. Pewnego wieczora został 
pojmany przez żołnierzy i osadzony z niewiadomych przyczyn w więzieniu. Po kilku tygodniach 
przewieziono go do więzienia w Sewilli.  
 

Rozdział dziesiąty

 

Po pewnym czasie, w tajemniczym pokoju pojawili się dziwni ludzie, odziani w czarne płaszcze 
(Inkwizycja). Najpierw kazano Mikołajowi złożyć przysięgę, po czym rozpoczęło się 
przesłuchanie. Pytano go o całe życie. Szczególną uwagę zebranych przykuła opowieść o Nipu. Ku  
zdziwieniu Doświadczyńskiego, w pewnym momencie jeden z mężczyzn wybuchnął śmiechem. 
Wyprowadzono Mikołaja, ogolono mu głowę i przewieziono do szpitala dla obłąkanych. 
„W Nipu gadałem i myślałem po europejsku – osądzili mnie za dzikiego; w Europie chciałem po 
nipuańsku sobie poczynać – zostałem szalonym.” 
Do zakładu przychodzili miłosierni ludzie z pomocą dla osadzonych i u nich próbował szukać 
ratunku, ale na darmo. Któregoś dnia zobaczył grupę cudzoziemców oglądających szpital, a wśród 
nich znajomego francuskiego kapitana, który go wybawił z opresji. 
 

Rozdział jedenasty

 

Z Sewilli udali się przez Madryt i Góry Pirenejskie do Paryża, gdzie Mikołaj zwrócił wszystkie 
długi, a resztę pieniędzy wysłał do Polski przez bankierów. Zabawił kilka niedziel u kapitana, a tak 
mu było dobrze w jego towarzystwie, że wyjeżdżać nie chciał. Jednak obowiązek obywatela wziął 
górę i w końcu wyruszył w drogę do Warszawy.  
 

Rozdziały dwunasty, trzynasty i czternasty 

„Diariusz podróży z Paryża do Warszawy nie bawiłby czytelnika. Przypadku żadnego osobliwego 
nie miałem, czasy były piękne, droga dobra. Stanąłem w Warszawie 14 maja w samo południe.” 
W Warszawie został wspaniale przyjęty, stał się na krótką chwilę osobistością modną i pożądaną w 
towarzystwie. Załatwiwszy jednak wszystkie zaległe sprawy, powrócił do rodzinnego Szumina. 
Osiadł z radością na wsi, tumultu miejskiego, niewczasów, ustawicznej włóczęgi aż nadto świadom. 
W przeciągu lat dziesięciu dworak w Warszawie, w Paryżu galant, oracz na Nipu, niewolnik w 

background image

Potozy, szalony w Sewilli – został w Szuminie filozofem.  
Postanowił żyć w zgodzie z naukami Nipuanów, przede wszystkim za główny cel postawił sobie 
szczęście swoich poddanych. Po roku z Warszawy przyszło zawiadomienie, że ma szansę dostąpić 
„najwyższych promocyj, bylem się chciał tylko podjąć funkcji poselskiej z mojego województwa 
na przyszły sejm”. Szczęśliwie posłem został, a z tej okazji „według starożytnego zwyczaju 
upiliśmy się wszyscy w miłości i zgodzie”. Jednak już następnego dnia przy spisywaniu instrukcji 
na sejm, jego zapał został ostudzony, a ideały zignorowane.  
Przyjechawszy do Warszawy na sejm, szybko przekonał się, że niewiele dobrego można tam 
wywalczyć. Nachodzili go możni, by kupić sobie jego usługi. On jednak urzędu sprzedać nie chciał. 
Sam sejm został zerwany trzeciego dnia. Pozostał jeszcze przez kilka miesięcy w Warszawie, 
próbując uczciwie usłać sobie drogę do promocji. Jednak nic nie wskórał.  
 

Rozdziały piętnasty i szesnasty 

Powrócił do Szumina, gdzie wiódł życie spokojne i zgodne z sumieniem. Do pełni szczęścia 
brakowało mu małżonki. Najpierw chciał oświadczyć się córce sąsiada ze „znamienitej familii”, 
okazał się jednak za nisko urodzony dla tej damy. Drugą kandydatkę kazano mu opłacić olbrzymią 
sumą. Trzecia okazała się mieć już serce zajęte. Zniechęcony, ograniczył wyjścia z domu, a 
większość czasu poświęcił na studiowanie ksiąg.  
Wiosną okazało się, że zmarł jego wuj, „po którym na mnie w Litwie substancja spadała”. 
Wybrałem się więc „w tamtejsze kraje”. Po drodze spotkał go nieszczęśliwy przypadek – załamał 
się z mostem do bagniska. Posłał po konie do najbliższej wsi. Z pomocą mu przyszła zacna wdowa, 
u której znalazł miłą gościnę. Kilka dni bawiąc już w tym wspaniałym domu, został sam z 
gospodynią i począł opowiadać już nie o swoich przygodach zagranicznych, ale o dzieciństwie i 
wczesnej młodości. Kiedy wspomniał ukochaną Juliannę, której mimo starań odnaleźć nie mógł. 
Pani podała mu rękę, na której rozpoznał pierścień dawno darowany na znak młodzieńczej miłości. 
„Łatwo kochającego przeprosić można. Zbyt żywe radości, podziwienia, ciekawości impresje 
przerywały co moment dyskursa nasze. W tumulcie najżywszych pasyj usłyszałem wyrok 
szczęśliwości mojej... byłem kochanym.” 
W tydzień oświadczył się Juliannie i tak do dziś razem żyją, ciesząc się sobą i wnukami.