Miłość ci wszystko wybaczy
ZWIERZENIA GEORGII NICOLSON 8
Louise Rennison
Tłumaczenie
Aldona Możdżyńska
Książkę tę dedykują tym co zwykle.
Nie pomyślcie tylko, że się Wami znudziłam
albo że jesteście zwykli!
No dobra, możemy przejść do rzeczy?
PS Dzięki dla pana urrrrr.
EGMONT 2009
Słówko od Georgii
Najdroższe i najlepsiejsze kumpele na całym świecie!
Tak, po raz kolejny oddaję w wasze ręce swój
pamiętnik(ojoj). Jego tytuł brzmi „Miłość ci wszystko wypaczy”.
Wierzcie mi, to szczera prawda.
Początkowo chciałam go zatytułować „Wężykowe szaleństwo”,
ale dorośli stwierdzili, że brzmi zbyt ordynarnie. Podobny
problem miałam z „Jak oswoić włoskiego rumaka”. Wtedy też
uznano, że to obsceniczne.
Spytałam „Jak to? Waszym zdaniem w podtekście chodzi o
coś, co chłopcy mają w spodniach?”. Odparli „Tak”.
Ja na to „Ale w takim razie nie napisałabym śmiesznej
książki, tylko artykuł medyczny”.
Sami widzicie. Pisanie bywa bardzo, bardzo trudne. Ale
znów podźwignęłam się z łoża boleści – tylko, dlatego, że Was
kosiam.
Buziaczki (ale nie lesbijskie).
Pa,pa,
Georgia
PS Zwróćcie uwagę, że Jas dodała do skali całowania się
pieszczoty górnej połowy ciała. Niestety z takimi ludźmi jak
ona musze obcować na co dzień.
PPS Jeśli kiedykolwiek spotkacie Jas, ZJEDZCIE JĄ – to jedyne
wyjście.
PPPS Co prawda jestem zmordowana, ale nie umknęło mojej uwadze,
że niektórzy nie czytali moich poprzednich pamiętników i ciągle
mnie pytają o Drużynę Asów, skalę całowania się i piekielne
disco. Dla tych megaleni dodałam na końcu książki parę
wyjaśnień.
Podjarkaaaaaaaaaa!!!
Sobota, 16lipca
23.45
Uciekać, uciekać!!!
Puff, puff, puff.
Ja cię kręcę.
O matko z córką, jak to się stało, że o północy biegnę sama ulicą?
Powiem wam jak.
Człowiek czeka całą wieczność na Boga Seksu, a tu ni z tego, ni z owego pojawiają się
dwaj naraz. Gdzie sens, gdzie logika? Jeśli to część boskiego planu Pana B., to powiem
jedno: „Panie, wyluzuj trochę. Zsyłaj mi po jednym chłopaku naraz. Kiedy już nasycę się
jednym, chętnie spróbuję następnego. Wielkie dzięki i buziaczki dla Dzieciątka Jezus”.
Tyle mam do powiedzenia. Oczywiście, tylko w myślach. Na gadanie na głos nie mam
siły, bo od biegania w szpilkach zaraz ducha wyzionę. Może na chwilkę położę się w
jakimś rowie?
23.50
Chyba za szybko biegłam. Dostałam zadyszki. Musiałam się zatrzymać i usiąść
koło żywopłotu. No i teraz siedzę tu sama jak ten kołek w płocie.
Trzy minuty pózniej
Puff, puff. Oto krótkie streszczenie tego, co właśnie przeżył kołek w płocie:
Scena I
Czadowa impra na koncercie Sztywnych Dylanów. Odtańczyłyśmy wikińskie piekielne
disco na cześć nadchodzącego, (czyli mającego nastąpić za jakieś osiemnaście lat) ślubu
Rosie i Svena oraz futrzanych szortów tego ostatniego.
Potem mój ukochany Masimo, wokalista zespołu i Bóg Miłości, do którego wzdychałam od
dawna, poprosił, żebyśmy wyszli na zewnątrz, i powiedział „Signorina Georgia. Jestem
już wolnym mężczyzną. Czy nadal chciałbyś się ze mną spotykać?”.
Powiedział to z boskim akcentem z Krainy Pizzy. I patrzył na mnie jak na seksbombę.
Scena II
Właśnie, kiedy myślałam, że zemdleję ze szczęścia albo co najmniej przemienię się w
roztrzęsioną galaretę, podjechał samochód i wysiadł z niego Robbie, oryginalny Bóg
Seksu.
Ten, który mnie zostawił i wyjechał do Krainy Kangurów, żeby do końca życia całować się
z torbaczami i tak dalej.
No i kicha.
Scena III
Po chwili ciszy rzuciłam niby od niechcenia: „O, cześć Robbie, sorki, ale śpieszę się na
pociąg, muszę już lecieć”. I szybko się zmyłam, a potem ruszyłam truchtem. W końcu
puściłam się galopem i wylądowałam koło żywopłotu, przy którym właśnie siedzę.
Wniosek nasuwa się sam: po staniu w długiej kolejce, po ciacho dostałam aż dwa.
I co ja na to? Siedzę jak ta głupia w krzaczorach.
23.56
Nie, no super. Tępaki łażą po parku. Pewnie podpalają się nawzajem i ćwiczą
bycie kretynami. Niepotrzebnie, bo opanowały tę sztukę do perfekcji.
Lada chwila wyczują moją obecność i przyjdą po mnie. Tępaki mają radary rejestrujące
obecność dziewczyn w promieniu kilometra.
Pół minuty pózniej
Mark Wielka Japa, który mieszka przy mojej ulicy, z którym raz się przypadkiem
całowałam (porażka) i który ma największe usta na świecie, wyłonił się z mroku i
zobaczył mnie dyszącą w krzakach. Gapił się na moje dyndaki, które poruszały się w górę
i w dół.
Przestańcie falować i natychmiast wracajcie do dyndakonosza!
-Dziewczęta, widzę, że się cieszycie na mój widok – powiedział Mark.
Ale oblech. Zignorowałam go i wstałam z godnością.
Kiedy przechodziłam koło niego, mruknął:
-Wyluzuj, mała, nabiłabyś mi guza jednym z nich.
Reszta kretynów też się pojawiła. Rechotali i palili pety, krztusząc się dymem. I bardzo
dobrze. Palenie hamuje wzrost, więc przy odrobinie szczęścia większość z nich nie
przekroczy metra pięćdziesięciu.
Mark Wielka Japa powiedział:
-Widzę, że jesteś nieźle podjadana. To przeze mnie?
Odbiło mu czy jak? Sugeruje, że się na niego napaliłam? Wolałbym zanurzyć głowę w
wiadrze pełnym robaków, niż się zbliżyć do Marka. Nie do wary, że kiedyś położył dłoń na
moim dyndaku. I że nieomal wessał mi całą głowę swoją wielką japą. Blee. Wywołał u
mnie antypodjarkę.
Niestety, wtedy sobie uświadomiłam, że właściwie miał rację. Czułam podjarkę. Ogólną i
kosmiczną jednocześnie. Ale co w tym aż tak dziwnego?
Pieć minut pó
ź
niej
W sumie to dość dziwne, jak się nad tym zastanowić.
Ale ja nie zamierzam się teraz zastanawiać.
Och, merde do kwadratu, ordure* i kicha.
0.15
Już jestem na swojej ulicy. Stopy mi chyba zaraz odpadną. W salonie pali się
światło. O nie! To znaczy, że nieuleczalnie chorzy psychicznie, (czyli moich rodzice)
jeszcze nie śpią.
Za nic nie mogę się teraz z nimi spotkać. Nie mogę z nimi rozmawiać. Nie teraz.
Właściwie gdyby się udało, to najchętniej już nigdy w życiu bym się do nich nie odezwała.
Cichutko wślizgnęłam się do środka i ukryłam swoje rogi w skrytce, której nikt nigdy nie
odkryje, (czyli w koszu z rzeczami do prasowania).
Ufffff… Wreszcie bezpieczna. A teraz myk, myk, myk po schodach do swojego pokoju.
Cichuteńko jak myszka. Myszka otwiera drzwi. Ćśśś… Ćśśś… Już prawie jestem na
miejscu. Na paluszkach jak baletnica wchodzę do pokoju. Dzięki Bogu, ani śladu
Futrzanych Świrów, czyli moich kotów: Angusa i jego zezowatego syna Gordona.
Gdy tylko otworzyłam drzwi swojego pokoju, pysk Gordona pojawił się nade mną,
zaledwie jakieś dwa centymetry od mojej grzywki. Spojrzałam w jego szalone zezowate
oczy.
Dlaczego on to robi? Dlaczego czai się na drzwiach jak nietoperz? Zaskrzeczał i polizał
mnie po twarzy swoim obrzydliwym szorstkim językiem. Udało mi się nie krzyknąć i nie
zwymiotować.
0.25
Na mojej poduszce leży nadjedzona mysz.
0.30
O Boże, to znaczy, że Gordy polizał mnie po twarzy, po tym, jak odgryzł łeb
myszy. Na pewno zachoruję na dżumę
Nie ma nic przyjemniejszego niż twarz pokryta pulsującymi wrzodami, kiedy na
horyzoncie czeka dwóch chłopaków.
______________________________________
*Merde(fr.) – gówno, cholera; ordure(fr.) - świństwo
Minute pózniej
Zakradłam się na dół, żeby pozbyć się myszy. Położyłam ją na kawałku tektury. Mówiąc
„mysz” mam na myśli dwoje uszu i ogon. Pewnie za twarde dla delikatnej japy
Gordy’ego.
Kiedy wracałam na górę, mama zawołała z salonu:
- Gee, to ty?
- Nie - odparłam i wróciłam do swojego przytulnego łoża boleści.
W łó
ż
ku pod kołdr
ą
Minut
ę
pó
ź
niej
Nie chce mi się rozbierać, bo jestem skołowana jak kołowrotek.
Pi
ę
ć minut pó
ź
niej
Chyba jednak podejmę ten straszliwy wysiłek i przynajmniej zdejmę buty. Od tego
biegania stopy mi pewnie spuchły, a wolałabym, żeby znowu chirurg nie musiał mi ich
usuwać.
Oczywiście butów, nie stóp.
W każdym razie, krótko mówiąc, przypadkowo mam dwóch Bogów Miłości.
Myślę, że już nigdy w życiu nie zasnę.
Minut
ę
pó
ź
niej
Jeśli będę miała dwóch chłopaków, to zabraknie mi czasu na sen, He, He, He … Chrrrrrr …
Niedziela, 17lipca
7.00
Śniło mi się, że Doktor Clooney oglądał moją głowę i mówił: „Jeszcze nigdy nie
wiedziałem czegoś podobnego! Ta głowa to jeden wielki wrzód!”. Po przebudzeniu się
przez chwilę nie pamiętałam, że mam dwóch chłopaków.
Przejrzałam się w lustrze i nie odnotowałam obecności wrzodów, więc pewnie jednak nie
zaraziłam się dżumą od mysiej przekąski Gordy’ego. Moje włosy wyglądają jednak, jakby
piorun strzelił w miotłę. Chyba będę musiała je wyprasować.
7.35
Po cichutku zeszłam na dół i zrobiłam sobie parę tostów i herbatę. Muszę mieć siłę
na to, co mnie czeka.
Z każdego pokoju dochodzi chrapanie. Mama kazała tacie spać w pokoju gościnnym, a
chrapie głośniej niż on! Ale będę wyrozumiała: pewnie ma problemy z oddychaniem z
powodu wagi swych olbrzymich melonów. Jeśli kiedyś urosną mi równie duże, oddam je
na cele charytatywne.
Jaki ładny dzień. Ptaszki bzyczą, pszczółki ćwierkają a Seksmaszyna Angus baraszkuje w
porannym słońcu z Naomi. Jeśli lizanie nawzajem swoich odbytów jest wyznacznikiem
miłości, to oni muszą się naprawdę ogromnie kochać.
Z powrotem w łókzu z przekaskami
Pieć minut pózniej
Muszę zajrzeć do swojej mądrej księgi.
Pieć minut pózniej
W książce mamy Jak rozkochać w sobie każdego idiotę nic nie piszą o wyborze między
dwoma chłopakami.
Trzy minuty pózniej
Może Robbie i Masimo umówią się na pojedynek, żeby ustalić, który mnie zdobędzie?
Może tak nakazuje etykieta?
Minute pózniej
Jedno jest pewne: nie zaproszę na ten pojemnych Dave’a Jajcarza, mojego Mistrza
Podjarki i chłopaka, z którym czasami się całuję. Stwierdzi, że to niezłe jaja, i będzie
wołał coś w stylu: „Masimo! Walnij go torebką!” albo: „Kochany, tylko się nie potargaj!”.
Zresztą ostatni Dave jest zbyt zajęty, żeby mi pomagać. Ciągle się spotyka ze swoją
„dziewczyną”. Ciekawe, do którego punktu na skali całowania się dotarli?
Mózgu, zamknij się! Nie chcę myśleć o Davie – to mój były całowacz. I tylko kumpel. I
bez niego mam dość kłopotów.
7.55
Ta sytuacja oznacza, że cały czas będę musiała wyglądać pięknie i olśniewająco.
Kto wie? Może jeden z moich chłopaków marzył o mnie przez całą noc i przybiegnie tu z
samego rana? Muszę być gotowa. Ale tak, żeby nikt nic nie zauważył. Mam wyglądać
bosko, ale tak naturalnie, jakbym właśnie wstała z łóżka.
Odrobinka podkładu, muśniecie pudrem brązującym, szminka, tusz do rzęs i eyeliner.
Styl sugerujący domieszkę egipskiej krwi w moich genach.
W każdym razie mam nadzieję, że tak to wygląda.
8.00
Jak się ubrać? Strój nocny czy dzienny? Co dziewczyna powinna mieć na sobie,
jeśli obudzi ją dzwonek do drzwi i nie wiadomo, kto za nimi stoi: Bóg Miłości czy Bóg
Seksu?
8.10
Na pewno nie piżamę w Teletubisie.
8.11
Dżinsową spódniczkę i T-shirt?
Zdecydowanie tak.
8.12
Ukradkiem wyjrzałam przez okno. Ani śladu Bogów Seksu i Miłości. Za to z
przerażeniem ujrzałam pana Z Naprzeciwka w krótkim szlafroczku, w jego ogrodzie przed
domem. Mam nadzieję, że na starość nie postanowił zostać homoseksualistą. Po chwili w
obszernej piżamie wyszła pani Z Naprzeciwka. Czy dobrze widzę? Czy rzeczywiście na
górnej wardze sypnął jej się wąsik? Może wszystkie małżeństwa tak kończą: mąż i żona
zamieniają się płciami. Mój tata z pewnością zmierza w tym kierunku, ale aż tak wielkich
dyndaków, jak ma moja mama, na pewno nigdy sobie nie wyhoduje.
8.30
Dlaczego Jas nie dzwoni?
Wydawało mi się, że powinna być żądna wiedzy o tym, co mi się przydarzyło, oraz zdać
relację z tego, co się działo po moim wyjściu z koncertu. Chyba jednak poczekam, aż ona
albo inna z dziewczyn się obudzi i mnie oświeci. Muszę narzucić sobie żelazną dyscyplinę,
z której słynę.
8.35
Dosyć tego. Już dłużej nie wytrzymam.
Ukradkiem wyszłam z domu. Nie zostawiłam żadnej wiadomości, bo i tak przez parę
godzin nikt nie zauważy mojej nieobecności. Brakuje mi tylko tego, żeby tata mnie wziął
na przesłuchanie. Albo żeby mam „się zainteresowała”.
Na podjezdzie
Angus nadal leży na plecach na murku, a Naomi liże go po pyszczku. O, przeniosła się w
stronę tyłka. Ohyda. Koci seks od samego rana.
Poza tym oboje upaprani są czymś, co wygląda jak gile z nosa.
O w mordkę jeża, to nie gile, tylko żabi skrzek.
Wałęsali się w pobliżu oczka wodnego Państwa Sąsiadów, które normalnie ludzie
nazywają po prostu dołem, w którym roi się od obrzydliwych kijanek i mułu. Owego
oczka wodnego strzegli Durni Bracia, znani również jako wkurzające i bezużyteczne pudle
pana Sąsiada. Angus musiał im trochę przetrzepać skórę i zagonić do kojca, a potem
przez całą noc radośnie pluskał się w kuble.
Państwo Sąsiedzi pewnie nieźle się zagotują. Zawsze denerwują się o byle co. Pan Sąsiad
przez cały ubiegły rok był na krawędzi załamania nerwowego, więc to może okazać się
jego ostatnim gwoździem do trumny. Z napięcia pewnie mu szorty eksplodują. I bardzo
fajnie, chociaż wolałabym nie być przy tym i nie musieć oglądać jego wielkiego tyłka.
- Niegrzeczny kotek - powiedziałam do Angusa. – Nieźle sobie nagrabiłeś. Au revoir*, już
nie żyjesz.
Jestem pewna, że Angus zrozumiał każde moje słowo, bo leniwie się podniósł,
przeciągnął i zepchnął Naomi z murku. Podle traktuje swoje laski.
Naomi wskoczyła z powrotem na murek, wygięła grzbiet w łuk i zjeżyła sierść, wydając z
siebie potwornie głośne i szalone miauczenie, do jakiego zdolne są tylko koty birmańskie.
Zaczęła pluć na Angusa i cofać się, by po chwili znowu wyskoczyć do przodu. Poważnie
jej odbiło.
Angus się wystraszył. Nie, żartuję. Kiedy się do niego zbliżyła, pacnął ją łapą i Naomi
znowu spadła z murku. Nie mogłam powstrzymać śmiechu.
Nie śmiałam się długo, bo zaraz potem zeskoczył na trawnik, żeby strząsnąć z siebie
kijanki, i zaczął mnie napastować.
O nie, nie dzisiaj, mój kudłaty przyjacielu. Nie zamierzałam przez cały dzień ciągać go za
sobą jak kulę u nogi i patrzeć, jak zjada wszystko, co się rusza.
- Spadaj Angus. Na miejsce. Siad. Siad. – powiedziałam.
Nawet rzuciłam mu patyk, a on zanim pobiegł w podskokach, ale natychmiast wrócił.
Zaczęłam uciekać.
Pobiegł za mną.
Schowałam się za murkiem.
W końcu, żeby pojął aluzję, zaczęłam rzucać w niego kamykami. Niektóre były całkiem
spore.
Piec minut pózniej
Beznadziejna sprawa. Angus w ogóle się nie boi tych kamieni. Jest bezsensownie
odważny.
Minute pózniej
Próbuje je łapać w pyszczek.
Kolejna minute pózniej
Trafiłam go w głowę i trochę go zamroczyło.
W ogrodzie Jas
9.00
Nic nie wskazuje na to, żeby Jas już wstała. Zasłony w oknie jej pokoju wciąż są
zaciągnięte. Kurczę. Co za leń. Jak można spać do południa? Nie zadzwonię do drzwi, bo
nie chcę wzbudzać niezdrowej ciekawości jej starych. Chociaż i tak są o niebo lepsi od
większości rodziców. Kiedy ktoś przychodzi do Jas, często przynoszą coś do jedzenia, a
tata Jas właściwie się nie odzywa. No, ale i tak należą do kategorii szalonych starców.
________________
*
Au revoir(fr.) – do widzenia.
Trzy minuty pózniej
Jak mam się dostać do Jas, nie dzwoniąc do drzwi?
Minute pózniej
O, już wiem! W szopie stoi drabina. Mogę wykorzystać swoje umiejętności skautki
(których nie mam i nigdy będę miała) i podpalić drabinę, żeby wysłać Jas sygnał dymny!
Mózgu, zamknij się!
Piec minut pózniej
To chyba drabina dla dziecka, bo sięga tylko do okna na parterze. Musiałabym mieć ręce
jak orangutan, żeby dosięgnąć do okna Jas.
Kicha i merde.
Dwie minuty pózniej
Kiedy patrzyłam w górę, zastanawiając się, jak sobie rozciągnąć ręce, coś mocno ugryzło
mnie w kostkę. Za mną na drabinę wdrapał się Angus i dla zabawy kąsał mnie po
nogach. Auuu, to boli!
Wyciągnęłam rękę, żeby go udusić, i właśnie zaczęłam mówić: „Ty namolny, kudłaty
świrze, zabiję cię, jak tylko stąd zejdę…”, kiedy zobaczyłam, że na ogrodowej ścieżce, z
gazetą i niezapaloną fajką w dłoni, stoi ojciec Jas. Patrzył na mnie z zerowym
zdziwieniem.
- Hekhem… - odchrząknęłam – Chciałam zobaczyć, jak państwa ogród wygląda z tej
perspektywy. No cóż, przyznaję, że całkiem, całkiem. Dużo roślin. Rosną i w ogóle.
Co ja chrzanię?
Piec minut pózniej
Tata Jas jest albo wyjątkowo uprzejmy, albo chory psychicznie. Trudno orzec. Pozwolił
Angusowi wnieść gazetę to domu i nawet się nie wkurzył, kiedy Angus ją zjadł.
W pokoju Jas
Udało mi się wygrzebać Jas spod pluszowych sów. Ile pluszaków może uzbierać jedna
osoba? DUŻO. Odbiło jej czy jak? Poza tym okropnie się wściekła, kiedy obudziłam ją
pocałunkiem. Zupełnie niewinnym, w policzek, ale zareagowała tak, jakby została
zaatakowana przez bandę lesbijek w kowbojskich strojach.
O kurczę. Rano Jas naprawdę dziwnie wygląda, a jej grzywka sterczy na wszystkie
strony. Wyrwana ze snu Jas przypomina przestraszonego wróbla w piżamie.
- No i? No i? – spytałam. – Jak było?
Spojrzała na mnie i jak co rano zaczęła przygładzać sobie grzywkę. Strasznie mnie to
irytuje.
- Wybiegłaś jak idiotka – powiedziała.
- Tak, wiem, byłam przy tym.
- Tak, ale potem cię nie było i na tym polega problem. Wszyscy mnie pytali: „Co tej
Georgii się stało? Zwariowała czy jak?”.
- Jas, jeśli przyniosę ci herbatkę i coś na ząb, postarasz się zachowywać normalnie i
opowiesz mi, co się działo po moim wyjściu? To kwestia życia i śmierci. TWOJEGO życia i
TWOJEJ śmierci.
Dziesieć minut pózniej
Całkiem przyjemnie mi się leży z Jas pod kołdrą i z talerzem przekąsek. Gdyby nie to, że
dziób sowy wbija mi się w tyłek.
Jas mamrotała w pełnymi ustami:
- Po pierwsze, kiedy uciekałaś jak tchórz – nawiasem mówiąc, w tych szpilkach bardzo
dziwnie biegasz. Wyglądałaś jak Okropna P. Green, kiedy gra w hokeja. Nogi jej się
wykrzywiają i …
Z całej siły walnęłam ją sową śnieżną. Prawie udławiła się tostem.
- Jas, do rzeczy. Zostało mi jeszcze tylko pięćdziesiąt lat życia.
- No, przede wszystkim chłopcy zrobili z Robbie to, co w takich sytuacjach faceci zawsze
robią.
- To znaczy co?
- No wiesz, klepali się po ramionach, ściskali sobie dłonie i tak dalej.
- Aha.
- Robbie przywitał się z wieloma osobami, a Masimo włożył kurtkę. Wtedy już zbliżałaś
się do parku, jeszcze cię widzieliśmy. Masimo powiedział do Toma: „Spytała mnie o wynik
mecz, a potem uciekła. Czy ona jest normalna?”.
O matko z córką.
- I co Tom na to?
- Oczywiście wstawił się za tobą.
- Wiesz, bardzo go kocham.
- Tak, powiedział, że całkiem często zachowujesz się normalnie. Raz czy dwa widział to
na własne oczy. I że zdarza ci się to zazwyczaj, kiedy śpisz.
No, cudownie.
Okazało się, że kiedy wybiegłam, żeby „złapać pociąg”, Masimo wrócił do domu z
zespołem, a zaraz potem przyszła Nudna Lindsay i zaczęła go szukać. Podobno strasznie
marszczyła nieistniejące czoło i jak wariatka machała na wszystkie strony przedłużonymi
włosami. Potem zauważyła Robbiego i przyczepiła się do niego jak rzep do psiego ogona.
Wyszli razem.
Co?? Co??
- Nudna Lindsay wyszła z Bogiem Seksu? – spytałam z niedowierzaniem
- Przecież kiedyś chodzili ze sobą, nie?
- Tak, Jas, wiem. Robbie złamał mi wtedy serce. Pamiętasz?
- Może ona nadal mu się podoba? Nie wiem, może ma do niej słabość? Niektórzy faceci
lubią chude dziewczyny.
- Jas, w tej chwili się zamknij.
- Mówię tylko, że rozstanie wzmaga apetyt i tak dalej. Nie ma tego złego…
- Jas, nie zamknęłaś się, tylko dalej bredzisz bez sensu.
Jadła ciastko z miną stare, mądrej Indianki. Miałam wielką ochotę wepchnąć jej to
ciastko to gardła, ale wiedziałam, że wtedy już nigdy nie dokończy tej historii, więc tylko
powiedziałam:
- Jas, pamiętasz jak w kółko powtarzałaś, że „może coś dobrego się wydarzy”, a ja nie
chciałam iść na ten koncert, ale mnie namówiłaś. Wiedziałaś, że Robbie tam będzie?
- Przypuszczałam. Wiedziałam, że wraca do domu, bo dzwonił do Toma i mówił, że
zarezerwował sobie bilet na samolot. I że zdąży na koncert.
- Ale czy powiedział, dlaczego wraca?
-Yyy…nie, właściwie nie.
O nieeeeeee. Wyszłam z cukierni przekonana, że fartem dostałam dwa ciastka, a tu się
okazuje, że mam tylko jedno. Które już zjadłam. Może nie mam już ani jednego ciastka?
- Musimy zwołać walne zebranie Drużyny Asów – oświadczyłam.
- Myślałam, że wybiorę się z Tomem nad rzekę i …
- No to źle myślałaś.
W parku
Południe
Angus dalej za mną łazi jak porucznik Columbio w futrze (i na czterech
łapach)
Na hustawkach
- Mam nadzieję, że to naprawdę coś ważnego – powiedziała Rosie. – Sven i ja
zamierzaliśmy poćwiczyć sobie sztuczne oddychanie na wypadek, gdyby ktoś na naszym
weselu zadławił się kawałem mięcha. Ostatnio nawet dziewczyny z Drużyny Asów straciły
poczucie więzi. Jas ciągle marudzi, że tęskni za Tomem, Jools wolałaby popatrzeć, jak
Rollo gra w piłkę nożną, Rosie bredzi o Svenie – pól reniferze, pół kretynie – a Ellen…no
cóż, Ellen po prostu jest sobą.
Pieć minut pózniej
Bujamy się na huśtawkach. Nie w przód i w tył jak normalni ludzie w piękny, słoneczny
dzień, tylko na boki, żeby Tępaki nie zobaczyły naszych majtek. Życie jest takie trudne.
Tępaki podglądają nas z krzaków. Myślą, że ich nie widzimy. Żałosne.
Pieć minut pózniej
Teraz wszyscy położyli się na ziemi z nadzieją, że zajrzą nam pod spódnice. Widzę, jak
ich kaprawe oczka błyskają w krzakach. Jeśli mimo wszystko uda im się zobaczyć nasze
majtki, pomyślą, że celowo się przed nimi popisujemy. Boże kochany.
Minute pózniej
Nagle koło nas przebiegł pekińczyk ciągnący za sobą smycz. Gonił go Angus. O nie. On
uwielbia pekińczyki. PASJAMI. Mam nadzieję, że ten pies potrafi szybko biegać.
Zresztą co ja się martwię? Jeśli ktoś puszcza a parku małego pieska samopas, to
zwyczajnie prosi się o kłopoty. Życie to jest dżungla, koty pożerają psy.
Dwadziescia minut pózniej
Dziewczyny gremialnie uznały, że powinnam zachowywać się na luzie, dopóki nie
zorientuję się, o co właściwie biega. Nie mam pojęcia, co Ellen rozumie przez „na luzie”.
Dosłownie wpadła w histerię, opowiadając, jak po koncercie Dave Jajcarz powiedział jej
„dobranoc”. Ellen jak zwykle mówiła o tym z właściwą sobie swadą:
- Yyy…i wtedy on…eee…nie wiem, o co mu chodziło, ale tego..powiedział…powiedział, że
ten..
- CO? – krzyknęłam. – Ellen, na miłość boską, co? CO POWIEDZIAŁ?
Zresztą wcale mnie to nie obchodziło. Chciałam tylko się dowiedzieć, co się działo po
moim wyjściu, co o mnie gadali i tak dalej. Ale wiecie, jak to jest z ludźmi: nic tylko ja, ja
i ja.
Ellen mówiła dalej, bredząc jeszcze bardziej niż zwykle. Matko kochana.
- Powiedział: „No to dobranoc, Ellen. Pamiętaj, nigdy nie jedz nic większego, niż twoja
głowa”.
Nie wiedziałam, jak na to zareagować.
Żadna z nas nie wiedziała.
Pietnascie minut pózniej
W każdym razie w wielkim skrócie sytuacja wygląda tak, że Drużyna Asów do niczego mi
się nie przydała i wie nie więcej niż ja. Popatrzyły, jak wybiegam jak wariatka (żeby
złapać pociąg), i poszły do domu. Bez sensu.
Postanowiłam jednak im wybaczyć. W końcu to moje najlepsiejsze przyjaciółki.
Poza tym jeśli im nie wybaczę, to już nigdy się niczego nie dowiem. I będę siedziała w
domu z rodzicami. Tak więc złapałam byka za coś tam i powiedziałam:
- Aby podjąć właściwą i uczciwą decyzję w sprawie moich chłopaków, muszę poznać
intencje innych potencjalnych całowaczy.
- Eee…że co? – wybełkotała Ellen. – Kto to są ci, no, całowacze?
- Ellen, skup się. Potencjalni całowacze to Masimo i Robbie. Masimo powiedział, że jest
wolny i chce się ze mną spotykać, ale z drugiej strony nie pobiegł za mną i nie zatrzymał
mnie, żebym nie wsiadła do pociągu. A Robbie zdążył tylko się przywitać, a potem
wyszedł z Nudną Lindsay. Pytam więc: czy Robbie przyszedł na koncert, żeby zobaczyć
się ze mną, czy chce tylko się ze mną kumplować? Dlaczego wrócił do domu?
- Ktoś powinien to dyskretnie wybadać – powiedziała Rosie. – Mam poprosić o to Svena?
Mógłby założyć swoje spodnie w panterkę.
- Nie – odparłam krótko.
- No to może spytać Dave’a Jajcarza – zaproponowała Jools.
Ellen z radości o mało nie spadła z huśtawki.
- O, tak, to znaczy…tego…może ja bym, no, spotkała się z nim… czy jak? Została jego…
no… asystentką? Jak myślicie… co?
- Nie, Ellen, musimy to załatwić jeszcze a tym roku – odparła Jas.
Jas wpadła w swoja fazę. Zaczęła bawić się swoją grzywką i widziałam, że myśli tylko o
Tomie i nornikach.
- Któraś z nas dobrze zna brata Robbiego i na przykład mogłaby go subtelnie i dyskretnie
wypytać go o parę rzeczy. Prawda, Jas?
Podniosła głowę jak pies, który usłyszał swoje imię.
- To znaczy? Co miałabym robić?
- Zadaj na luzie Tomowi parę pytań na temat Robbiego.
- Aha, dobra. Możemy już iść?
- Jas, kluczowe słowa to „na luzie”. Na luzie. Potrafisz to powtórzyć?
Jak zwykle się nabzdyczyła.
- Wiem, co to znaczy być na luzie.
- Szczerze wątpię
W łózku
17.00
Jestem wyczerpana jak zwykła bateria. Czy bycia na luzie to naprawdę taki
problem? Przez parę godzin dawałyśmy Jas korepetycje. Czułam się tak, jakbym mówiła
do osła w spódnicy.
Najpierw wysłuchałyśmy jej wersji. Moim skromnym (ale słusznym) zdaniem to zawsze
wielki błąd. Dla niej pytanie na luzie oznacza, że spyta: „Tom, słuchaj, czy Georgia
podoba się Robbiemu? Czy też raczej jest normalny?”.
Musiałam wykrzesać z siebie całą mądrość, żeby w końcu wytłumaczyć Jas, o co mi
chodzi.
- Mam pomysł – zwróciłam się do niej. – Wiemy, jak świetnie wypadłaś w roli lady
McPalant…
- Tak, dałam z siebie wszystko. Pamiętacie tę scenę, w której wyciągam sztylet i …
O nie, miną trzy miliony lat, zanim Jas przestanie to przeżywać.
Przerwałam jej, przytulając ją tak mocno, że jej głowa znalazła się pod moją pachą, i
powiedziałam:
- Tak, tak, właśnie o to mi chodzi.
Poprosiłam ją, żeby zachowywała się tak, jakby grała w sztuce, i żeby teraz zrobiła
próbę. Uwielbia takie akcje, kiedy może się popisywać.
Rosie zgłosiła się do roli Toma.
- Mam odpowiednie nogi – oznajmiła.
Nagle się zlękłam, że wyjmie z plecaka swoją sztuczną brodę.
- Rosie, czy ty zawsze nosisz przy sobie sztuczną brodę? – spytałam.
- Nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać – odparła.
Narzeczonej wikinga z dnia na dzień coraz bardziej odbija. Nieuchronnie wkraczamy w
Dolinę Psychicznych.
Jas zaczęła dreptać po pokoju, rozgrzewała się coraz bardziej i machała swoją idiotyczną
grzywką w stronę Toma (czyli Rosie z brodą). Nieprawdopodobnie mnie to irytowało.
Byłam już na granicy załamanie nerwowego, więc spytałam:
- Jas, w mordkę jeża, co ty wyprawiasz?
Znowu się nabzdyczyła.
- Wczuwam się w rolę.
- Przecież zachowujesz się tak jak zwykle.
Spojrzała na mnie jak na śmiecia.
- Szukam swojego wewnętrznego ja.
Matko kochana. Jej wewnętrzne na to pewnie sowa.
W końcu je odnalazła i zaczęła szczebiotać do Rosie:
- Tom, znalazłam nornika koło lasu.
Tom/Rosie powiedział (z jakiegoś powodu z francuskim akcentem, pewnie przez tę
brodę):
- Doprawdy, koteczku? Czy chciałabyś… jak to się mówi…pocałować mnie w brodę?
Jas normalnie się zaczerwieniła i odparła:
- Tom, wiesz, że bym chciała, ale… może na osobności, nie przy wszystkich?
Musiałam zakończyć tę szopkę. Czułam się tak, jakbym oglądała jakiś zboczony film pod
tytułem Dwie psychiczne idiotki w krainie brodatych lesbijek.
- Dalej, dalej – zażądałam.
Zupełnie wytrąciłam Jas z rytmu.
- Wczuwałam się w nastrój – powiedziała. – Poza tym to głupie ćwiczyć bycie na luzie.
Umiem zachowywać się jak luzak.
- No to dlaczego tak się nie zachowujesz?
Zgromiła mnie spojrzeniem, ale kiedy Mabs dała jej żelka, znów wczuła się w rolę.
- Mysiu-Pysiu? – zwróciła się do Rosie, która teraz trzymała fajkę w ustach.
- Oui*?
- Wiesz, tak sobie myślę o Robbiem. Fajnie, że przyjechał, prawda?
- Mais Oui – très, très magnifique**.
Nie było sensu kazać im, żeby przestały mówić językiem Żabojadów – tym bardziej że Ro
Ro własnie zaczęła zaplatać sobie warkoczyki na brodzie.
- Dlaczego wrócił? – spytała Jas. – Tęsknił za Anglią i kumplami? Jak myślisz, znów
będzie grał ze Sztywnymi Dylanami?
Spojrzałam na nią ze zdumieniem. Zadała prawie odpowiednie pytanie, całkiem
dyskretnie, i ani słowem się o mnie nie zająknęła. O kurczę.
Ta męka trwała zaledwie cztery i pół godziny. Musiałyśmy przerwać, bo przyszedł Sven,
jodłując.
17.30
Kiedy zadzwonić do Jas? Chyba już zdążyła pogadać z Tomem? Ale oczywiście
powinnam ćwiczyć żelazną dyscyplinę i cierpliwość.
17.31
Zadzwoniłam.
- Jas.
- Co?
- To ja.
- Nie zaczynaj.
- Wcale nie zaczynam.
- No i dobrze.
- Sama widzisz.
-Widzę.
I odłożyłam słuchawkę. Ale jej nagadałam!
Dwie minuty pózniej
- Jas, czego się dowiedziałaś?
- Dowiedziałam się, że na podwieczorek będzie jajecznica. Paaaa!
I odłożyła słuchawkę.
Kurczę.
Na szczęście mam swoją dumę i nikt mi jej nie odbierze. Nie będę już zawracać głowy
mojej przyjaciółce Jas, skoro jest taka zajęta pożeraniem jajecznicy.
18.00
Co za męka! Ale dzielnie ją zniosę. Nie poddam się. Nigdy w życiu. Panna
Jajecznica nie będzie miała nade mną przewagi.
18.10
Zadzwonię do Rosie. Poproszę ją, żeby zadyndała do Jajecznicy i dyskretnie ją o
wszystko wypytałam ale nie w moim imieniu.
18.20
Rosie poszła ze Svenem „do kina”, jak tu ujęła jej mama. Jasne. Chyba na film
Numer siedem na skali całowania się.
_______________________
*Oui(fr.) – Tak; **Mais oui…(fr.) – o tak, to bardzo, bardzo wspaniale
Nie śmiem poprosić Ellen, Jools czy Mabs, żeby zadzwoniły do Jas, bo one na pewno się
wygadają. To straszne, one w ogóle nie umieją kłamać. Paskudna przypadłość.
19.30
Jak ona mnie wkurza! Jeśli się nabzdyczyła, to na pewno pierwsza nie zadzwoni.
19.35
Masimo też nie dzwoni. Może rzeczywiście myśli, że jestem psychiczna? Albo, że
złapałam tamten pociąg i wyjechałam na parę dni. W takim razie to no jest psychiczny.
Skoro już i tak dziś nie wychodzę z domu, to zrobię sobie babskie wieczór – oczyszczę
skórę i położę maseczkę – na wypadek gdybym jutro w drodze do szkoły spotkała
jednego z moich licznych potencjalnych chłopaków.
20.15
O kurczę, wyglądam jakby miała dwa i pół roku. Buzia aż mi się błyszczy i jest
gładziutka jak pupcia niemowlaka. Poza tym dokładnie się wszędzie wydepilowałam –
oczywiście poza głową. Nie chcę mieć „fryzury” jak wujek Eddie.
A skoro już o włosach mowa, to moje mają taki nudny kolor. Zupełnie im brakuje je ne
sais quoi*.
W łazience
Pieć minut pózniej
Super, znalazłam jakąś farbę do włosów. Ciepła czekolada. Ładny odcień. Zrobię sobie
kilka pasemek z przodu. Jak to się właściwie mówi? „Pasemek” czy „pasemków”? Dobra,
niech będzie „pasków”.
Wzięłam farbę i poszłam do salonu. Błąd! Mama i tata siedzieli na kanapie, wtuleni w
siebie, i oglądali jakiś stary film z facetami w rajtuzach. Jeden aktor wyglądał zupełnie
jak wujek Eddie w kubraku. Mama powiedziała:
- Obejrzyj z nami Robin Hooda. Doskonały film.
- Mamo, czy mogę pożyczyć trochę twojej farby do włosów?
- Nie.
- Ale…
- Nie.
- Spójrz na moje włosy! Beznadzieja. Wyglądam jak szara myszka!
- Nie.
- Ale…
Wtedy włączył się Vati.
-Georgio, nie, nie i jeszcze raz nie. Nie i kropka.
- Vati, nie pytałam ciebie, tylko swoją kochaną mamusię.
- Ale to moja farba.
Co??? Na litość boską!!! To jego farba do włosów? Nie wystarczy mu to, że zapuścił sobie
kozią bródkę, nosi skórzane spodnie i jeździ cyrkowym samochodzikiem. Teraz jeszcze
próbuje się przemienić w panią Cliff Richard? Albo w panią Paul McCartney?
- Błagam, powiedz, że żartujesz.
- Mówię śmiertelnie poważnie. Bardzo dbam o siebie, co może potwierdzić twoja mama –
odparł i zrobił coś obrzydliwego: złapał mamę za melona, lekko go ścisnął i zawołał: -
Biip-biiip!!!
Mama nie walnęła go w łeb, tylko zachichotała.
- Przestań, chłopczyku.
Ale tata nadal zachowywał się jak wariat.
- Przeżywam drugą młodość – ciągnął. – Farbuję sobie włosy, noszę ster skórzane
spodnie i chętnie bym zaliczył parę klubów. Georgia, które polecasz?
Myślałam, że zemdleję. Wyobraziłem sobie, jak wpadam w klubie na tatę i jego żałosnych
kumpli. Przy moim pechu pewnie byłabym w towarzystwie Boga Seksu albo Boga Miłości.
Kiedy mój tata próbuje naśladować taniec Micka Jaggera, doprowadza ludzi do łez – i
bynajmniej nie płaczą z zachwytu.
___________________
*je ne… (fr.) – nie wiem czego.
W kuchni
21.00
Muszę zjeść tosta, żeby się uspokoić.
Właśnie smarowałam go masłem, kiedy nagle z kredensu wytknęła głowę moja młodsza
siostrzyczka Libby.
- Cieść, Ginger. Chodź do mojego gniazdka. I to już.
Spojrzałam na nią.
- Libbs, jestem za duża.
- Nie.
- A właśnie, że tak.
Zmarszczyła czoło i zaczęła prychać i cmokać z niezadowoleniem, co pewnie podpatrzyła
u mamy. Wcale mi się to nie podobało. Zmarszczone czoło u Libbs przeważnie oznaczało,
że za parę sekund przeżyję koszmarny ból.
Ale tym razem to nie ja miałam cierpieć. Libby zniknęła w swoim „gniazdku”, z którego
po chwili wyleciała Barbie nurek, a za nią Pan Ziemniak, bobasem (to znaczy sama
głowa) i na koniec, po odgłosach dyszenia, sapania i piszczenia, w powietrzu poszybował
Gordy. Zahamował gwałtownie na suszarce do naczyń, otrząsnął się i czmychnął przez
klapkę w drzwiach.
Libby znowu wytknęła głowę z kredensu i uśmiechnęła się przerażająco.
- No chodź, Ginger… tu jest faaaaaaaajnie.
Matko kochana. A zresztą tego pięknego wieczora i tak nie miałam nic do roboty, więc
równie dobrze mogłam wcisnąć się do kredensu z moją psychiczną siostrzyczką. Libby
spojrzała mi prosto w oczy i powiedziała:
- Kosiam cię najbardziej na świecie.
Ojeeeej. Ona przynajmniej mnie „kosia” w przeciwieństwie do mojej tak zwanej
przyjaciółki Jas, która dla mnie już umarła, skoro nie potrafi wyświadczyć mi drobnej
przysługi.
Pieć minut pózniej
Siedzę w ciasnym, ciemnym kredensie. Musiałam złożyć się jak scyzoryk. Kolanami
prawie dotykam nosa. Libby naznosiła jedzenia, co byłoby całkiem fajne, gdyby nie to, że
poczęstowała mnie bananem oblepionym kocią sierścią.
23.00
Dopiero mama zdołała namówić Libby do wyjścia z „gniazdka”, obiecując jej, że
może spać w moim łóżku. Dzięki, mamo.
Libby jak na małą dziewczynkę puszcza potwornie śmierdzące wiatry. Jej bąki są jak
wystrzały z pistoletu i koszmarnie cuchną. Gdyby ktoś zapaliłby wtedy zapałkę, cały dom
wyleciałby w powietrze. I zostałoby jeszcze wystarczająco dużo gazu, żeby na nim
gotować do końca roku.
23.20
A do tego chrapie jak stary chłop. Byłoby to bardzo śmieszne, gdyby nie fakt, że
wcale mi nie do śmiechu.
23.25
Próbowałam ją przewrócić na bok, żeby nie chrapała, za co dostałam w łeb. Ona
nawet przez sen stosuje przemoc fizyczną.
23.30
Ciekawe, dlaczego Robbie wrócił do Anglii. Nie wierzę, że po to, żeby spotkać się
z Nudną Lindsay. Tom na pewno by mi powiedział, że Lindsay podoba się Rabbiemu.
Jestem przekonana, że pisała do niego i udawała miłą dziewczynę. Jak ona może mu się
podobać? Ale cóż, taka jest prawda: chodził z nią, zanim zaczął spotykać się ze mną. I
coś musieli w tym czasie robić, a przecież nie rozmawiali o jej nieistniejącym czole. Na
pewno się całowali. Skoro chodzili ze sobą przez trzy miesiące, to mieli do tego dużo
okazji. Lindsay jasno daje to wszystkim do zrozumienia, bo nie ma za grosz dumy.
Ciekawe, do którego punktu dotarli…
Pieć minut pózniej
To oczywiste, że nie do punktu siódmego(pieszczoty górnej połowy ciała), inaczej Robbie
zorientowałby się, że Lindsay wypycha sobie stanik. Może tak właśnie się stało?!
Bardzo bym chciała.
No, ale wolę już nie myśleć o jej dyndakach. Wynocha z mojej głowy.
Dwie minuty pózniej
Podobam mu się czy nie?
Minute pózniej
On mi się podoba czy nie?
23.40
Moment. Właśnie coś sobie uświadomiłam. Znowu cierpię z miłości. Jak to
możliwe?
Nie zamierzam tego przeżywać po raz kolejny. Mówię stanowcze nie złamanemu sercu.
Jestem wolną kobietą. Taka jedna Emily Plankton przykuła się do policjanta i rzuciła się
pod konia, żebym mogła głosować w wyborach. Nie wolno mi jej zawieść.
23.50
Chociaż to lekka przesada, rzucać się pod konia żeby móc zagłosować.
Minute pózniej
Tym bardziej, że zginęła pod kopytami, więc i tak nie mogła wziąć udziału w wyborach.
Dwie minuty pózniej
Ja zresztą też nie mogę.
Jak zawsze powtarzam, historia to badziewie.
Północ
Z drugiej strony Masimo powiedział: „Jestem już wolnym mężczyzną”, a to
znaczy, że chce ze mną chodzić. I już. Poszłam do cukierni i dostałam włoskie ciacho.
Pieć minut pózniej
Ale mogę tez dostać eklerka o imieniu Robbie, jeśli będę wybredna i włoskie ciacho okaże
się za mało smaczne.
Kolejne pieć minut pózniej
Niektórzy (nie będę tu wymieniać nikogo po imieniu, ale chodzi mi o Jas) uznaliby, że
jestem zachłanna. To nieprawda. Po prostu mam wybór. Nie zachowuję się jak ta żałosna
Jas, która spotyka się tylko z jednym chłopakiem, bo brak jej charyzmy. Ona umie
wyłącznie szukać sów i wypatrywać norników z odległości stu metrów. I ma największe
gacie na półkuli północnej. I jest największą i najbardziej wkurzającą pacanką na naszej
planecie.
Dwie minuty pózniej
Tak, mnie Bóg obdarzył paroma talentami.
Minute pózniej
O kurczę, ale się przestraszyłam. Kiedy pomyślałam „paroma talentami”, usłyszałam w
głowie głos Dave’a Jajcarza: „I parą fajnych dyndaków”. On jest arogancki nawet wtedy,
kiedy tylko o nim myślę. A to znaczy, że bardzo arogancki.
Arogancki In absentia* jak to mówimy na łacinie.
Za każdym razem kiedy o nim myślę, chce mi się śmiać. Właśnie mi się przypomniało,
jak – oczywiście niechcący – zgasił wszystkie światła, kiedy wystawialiśmy McPalanta i
cały Las Dunzynański spadł ze sceny. Boże, jakie to było śmieszne.
Minute pózniej
I ten jego boski tekst z gaciami: „Naprzód, rycerze Gandalfa, maszerujcie na wojnę, z
jego figami na sztandarach.
Dwie minuty pózniej
Albo jak postawił na dachu szkoły tablicę z napisem „NA SPRZEDAŻ”. Buachachachacha.
Minute pózniej
No już, zamknij się mózgu! Dave Jajcarz nie ma tu wstępu!
Pieć minut pózniej
Jeśli zdecyduję się na Boga Miłości, Robbie dostanie zasłużoną nauczkę. Będzie cierpiał z
miłości – tak samo jak ja, kiedy mnie rzucił.
0.30
Przez Boga Miłości nigdy nie cierpiał. No, może tylko wtedy, gdy powiedział, że za
tydzień da mi znać, czy chce się ze mną spotykać.
0.40
Ale to było kiedyś, a teraz spytał: „Czy nadal chciałabyś się ze mną spotykać?”. To
chyba dobrze?
0.45
Dobranoc, Boże Miłości.
0.50
Mam nadzieję, że nie zdziwił się, kiedy próbowałam złapać pociąg z najbliższego
centrum handlowego.
O północy.
A tam przecież nie ma dworca.
1.00
Szczerze mówiąc, nie dałam szansy Robbiemu. Może powinnam chociaż z nim
pogadać, zanim wybiorę ciacho?
1.10
Bo chyba nie chcieliby spotykać się ze mną na zmianę?
Chrrrrrr…
Gilowe Disco
Poniedziałek, 18lipca
8.00
Dziś jest pierwszy dzień reszty mojego życia. Dlaczego więc włosy sterczą mi na
wszystkie strony, jakby piorun we mnie strzelił?
8.10
Mama przyłapała mnie, jak prasowała sobie włosy. No i wielkie halo. Zupełnie
jakby pierwszy raz w życiu widziała żelazko. Boże, ale zaczęła marudzić. A do tego
zrobiła się czerwona na twarzy.
- Zanim skończysz dwadzieścia pięć lat, twoje włosy będą wyglądały jak z nylonu!
- Mamo, co mnie to obchodzi, jak będę wyglądać w wieku dwudziestu pięciu lat? Wtedy
już i tak kompletnie zeświruję, jak ty.
Gdybym nie wykazała się refleksem i nie wykorzystała swoich akrobatycznych
umiejętności, odniosłabym poważne rany od szczotki do włosów, którą we mnie rzuciła.
Ona jest strasznie rozchwiana emocjonalnie.
8.20
Szukam w kuchni czegoś do jedzenia. Na szczęście z tostera wystaje grzanka. Oj,
jak dobrze. Posmarowałam ją masłem i zjadłam. Bycie Boginią Seksu niesamowicie
zaostrza apetyt.
Do kuchni wtoczył się Vati. Nawet się nie przywitał, tylko od razu wrzasnął:
- Dlaczego jesz mojego tosta?!
- Tato, spójrzmy prawdzie prosto w oczy. Zjadłeś już wystarczająco dużo tostów w swoim
życiu. Część zatrzymała ci się nad spodniami.
Jak zwykle kiedy ktoś (czyli ja) próbuje potraktować temat lekko i z poczuciem humoru,
tata zaczyna się wpieniać.
Mama usiłowała włożyć Libby ogrodniczki, ale moja siostrzyczka trzymała w ręce garść
lizaków i nie chciała ich puścić.
- Connie, skąd u naszej córki tyle agresji? Jesteś dla niej zbyt pobłażliwa.
- Wiem – powiedziała mama. – Georgia właśnie próbowała wyprasować sobie włosy.
Tata zapomniał o toście i zaczął się mądrzyć na temat pielęgnacji urody. Tak się składa,
że to ostatnia osoba, która powinna się wypowiadać w tej kwestii.
- Georgia, odbiło ci czy jak? Zobaczysz, skończysz jak wujek Eddie.
- Jasne. Przemienię się w łysego wariata na motorowerze, bo chciałam wyprostować
sobie włosy. Trzeba ostrzec wszystkie kobiety.
8.30
Nie cierpię swoich rodziców. Zachowują się jak dzieci.
8.35
I są tacy egocentryczni. Nie rozumieją, że ich życie już się skończyło, a ja mam aż
dwa ciacha do wyboru.
8.36
Już prawie jestem pod domem Jas. Muszę emanować spokojem i serdecznością.
Zapomnę o incydencie z jajecznicą i będę dla niej miła – wtedy na pewno powie mi
wszystko, czego się dowiedziała.
8.40
Kiedy dotarłam pod jej furtkę, tylko mignęła mi w oddali. Sama poszła do szkoły.
Nadal jest nabzdyczona. Oczaruję ją swoim wdziękiem.
Przyśpieszyłam kroku, aż ją dogoniłam. Uśmiechnęłam się słodko i wzięłam ją pod pachę.
- Cześć, Jas, złotko ty moje.
Strząsnęła moją rękę.
- Nie wieszaj się na mnie. Nie wciągnę cię na wzgórze tylko dlatego, że jesteś zmęczona.
- Nie jestem zmęczona, tylko się cieszę, że cię widzę, świrnięta laseczko w wielkich
gaciach.
Połaskotałam ją pod brodą, ale wszystko na nic. Zatrzymałam się więc, stanęłam przed
nią i spojrzałam jej prosto w oczy.
- Jas, wiesz, że cię kocham.
Zrobiła się czerwona jak burak. Jacyś chłopcy z liceum Foxwooda, którzy jak zwykle leźli
za nami, zaczęli wołać:
- Hej, laski, może się pocałujecie?
A któryś dodał:
- Czy mogłybyście nam pokazać piersi?
Matko kochana.
Jas zaczęła jak jakaś głupia machać grzywką.
- Wszystko przez ciebie.
Resztę drogi do szkoły pokonałyśmy w bezpiecznej odległości od siebie. Przez cały ten
czas przepraszałam ją – tak wzruszająco, jak tylko potrafię.
- Jas, błagam wybacz mi. Dowiedziałaś się czegoś? Wiem, że tak, bo jesteś bardzo,
bardzo mądra. I masz same szóstki z biologii i … i w ogóle.
Kiedy szłyśmy do szatni, zaczęła się łamać.
- Rzeczywiście rozmawiałam z Tomem. Na luzie, chociaż ty oczywiście uważasz, że tego
nie potrafię.
- Jas, zawsze uważałam, że jesteś mistrzynią luzu. Nie zapominaj, że wiedziałam cię w
gaciach od piżamy. Byłaś wtedy bardzo zrelaksowana i na luzie.
Kiedy rozległ się dzwonek na apel, zobaczyłam, że idą do nas dyżurne, napuszone jak
paw.
- Błagam się na wszystkie świętości, zdradź mi, co powiedział Tom.
- No cóż, powiedział, że …
- Tak?
- Powiedział, że … że nic nie wie.
- Słucham?
- Robbie zrobił sobie przerwę w podglądaniu torbaczy a Kranie Kangurów, ale nie
wiadomo, jak długo zostanie w Anglii.
I to wszystko? Tylko tyle dowiedziała się Inspektor Jas ze Scotland Yardu? Miałam ochotę
kopnąć ją w nogę, ale w ostatniej chwili przypomniałam sobie, że to moja najlepsza
przyjaciółka, więc uśmiechnęłam się z „zainteresowaniem”.
- Tak więc nie wiem, czy mu się podobasz, czy nie… - zaczęła Jas.
W tej chwili koło mnie stanęła Nudna Lindsay i jej pomagiera, czyli Zdumiewająco Tępa
Monica. Lindsay ufarbowała sobie odrosty. Boże, jaka ona kiczowata i durna. Długie
włosy tylko przyciągają wzrok do jej nieistniejącego czoła i ogólnej patykowatości.
Zmusiłam się do wesołego śmiechu i spojrzałam na czoło Lindsay tak, jakby Jas właśnie
opowiedziała mi jakiś świetny dowcip.
- Z czego się śmiejesz, Nicolson? – spytała Lindsay. – Czyżbyś właśnie przejrzała się w
lustrze?
Ale beka! Myślałam, że pęknę ze śmiechu. Cha, cha, cha. Zdumiewająco Tępą Monicę
jednak rozbawił ten żart, bo chichotała i rżała jak koń.
- Lindsay, twoje włosy wyglądają niesamowicie naturalnie – zauważyłam. – Naprawdę
bardzo ci do twarzy w tej fryzurze. Podkreśla zwłaszcza twoje kolana.
Lekko zaczerwieniła się w okolicach uszu i mruknęła:
- Świrusa.
Urocze. Absolutnie urocze. Kiedy szłyśmy do klasy, powiedziałam do Jas:
- Urocze. Absolutnie urocze. Jak chłopak chciałby się z nią spotykać?
W Kwaterze głównej Druzyny Asów
Na przerwie
Rosie zrobiła z gumy do żucia wielkiego balona, który pękł i rozklapciał się jej na nosie.
Ale jaja! Wyglądała, jakby z nosa zwisał jej ogromny gil.
- Patrzcie, jak fajnie się buja – powiedziała. – Mogłabym nim kołysać w rytm jakiejś
piosenki. Takie gilowe disco. Zaśpiewajcie coś skocznego, to zrobię próbę.
Pieć minut pózniej
Pomimo złamanego serca myślałam, że umrę ze śmiechu. Właśnie powstał nowy gatunek
tańca: gilowe disco. Tańczy się je w rytm melodii z serialu EastEnders: gil na lewo, gil na
prawo, pełny obrót, ramiona w górę, gil do przodu, mach-mach-mach, dłonie na ramiona,
wyrzut nogi w lewo, mach-mach-mach, pełny obrót i opadnięcie na ziemię.
Idealne pod każdym względem.
Kiedy wlokłyśmy się na parę godzin nudy i depresji, powiedziałam do dziewczyn:
- Myślę, że Herr Kamyer w ogóle nie zauważy, że przez cały niemiecki gile zwisają nam z
nosa aż do pasa. A jeśli zauważy, możemy udawać, że mamy straszny katar.
Dziewczyny, gumy do buzi i żujemy!
Na niemieckim
Ludzie, to był normalnie czad! Na niemieckim tłumaczyłyśmy teksty z podręcznika.
Rodzina Kochów znowu pojechała na wycieczkę i jak zwykle zabrała ze sobą tony
jedzenia. Ilustracje robił chyba jakiś ślepy. Pani Koch wygląda zupełnie jak Herr Kamyer
w sukience. Nigdy nie mam ich dosyć. Zamierzam wręcz napisać do autora podręcznika
(pana A.Schmidta, poważnie, nie żartuję) i spytać, gdzie naprawdę mieszkają ci
Kochowie. Podziękowałabym im w liście za tę wspaniałą rozrywkę, którą nam zapewniają.
Podniosłam rękę, żeby zadać pytanie na ich temat.
Herr Kamyer powiedział:
- Jah*, Georgia?
- Herr Kamyer, na jednej z ilustracji przedstawiającej Kochów zauważyłam coś dziwnego.
Wygląda to jak mała kupa na talerzu. Coś mi tu nie gra.
Herr Kamyer zamrugał za szkłami grubymi jak denko butelki.
- Georgia, przynieś, proszę podręcznik und** wszyscy to zobaczymy.
Udałam, że kicham w chusteczkę, i szybko przykleiłam sobie do nosa gila z gumy do
żucia. Podeszłam do jego biurka z gumowym gilem rozklapcianym na całym nosie.
Herr Kamyer nic nie zauważył. Jego tak bardzo obchodzi nauczanie, że aż żal. Chyba
naprawdę wierzy, ze chcemy się uczyć.
Położyłam przed nim podręcznik otwarty na stronie z rysunkiem przedstawiającym
rodzinę Kochów i pokazałam mu kupę na talerzu.
- Ach, Georgia, przecież to der Spanferkel**** … och ja … kiedy byłem młody, często
jeździliśmy do lasu i śpiewaliśmy piosenki przy ognisku. Wspaniała zabawa. Wam też na
pewno by się spodobała.
Nadal trzymałam chusteczkę przy nosie. Herr Kamyer nagle zaczął nucić:
- Podaj mi zapałki und komt mit mną nad der liebe Rhein****.
Zdjął zaparowane okulary i zaczął je starannie przecierać. Płakał czy jak? Kto wie?
Zresztą kogo to obchodzi? W każdym razie skorzystałam z okazji i na dobre rozbujałam
gila. I nawet odtańczyłam za plecami Herr Kamyera krótkie gilowe disco, a zanim
skończył wycierać okulary, szybko znów przyłożyłam chusteczkę do nosa.
Kiedy wróciłam do swojej ławki, wszystkie dziewczyn zaczęły spontanicznie klaskać. Herr
Kamyer myślał, że to brawa dla jego durnej piosenki o ognisku, i ukłonił się. Chyba tylko
Niemcy są kompletnie pozbawieni poczucia humoru.
Pieć minut pózniej
Niestety, on naprawdę uwierzył, że uwielbiamy, jak wspomina swoje wycieczki. Chyba z
milion lat opowiadał nam o nich. Jak to śpiewali o gotowali nad ogniskiem.
___________________________
*Jah, ja(niem.) – tak. **Und(niem) – i. ***Der Spanferkel(niem.) – pieczone prosię.
****Und komt…(niem) – i chodź ze mną nad kochany Ren.
Dwadziescia minut pózniej
Wymieniamy między sobą liściki. Rosie napisała:
Kochane wariatki!
Musimy opracowac punktacje dla numerów z gilami. Gee dostaje 5
punktów za dyndanie gilem tuz nad głowa Herr Kamyera. Podobne akty
odwagi beda równiez warte 5 punktów. Ta, która pierwsza uzbiera 20
punktów, dostanie za friko 20 ciastek z galaretka.
Buziaki,
Ro Ro – stylistka gwiazd
Oczywiście zawsze znajdzie się ktoś, kto musi zepsuć całą zabawę. Jas stwierdziła, ze to
głupie i dziecinne. Ciekawe, że uważa tak osoba, która dosłownie całuje się z sowami.
Ellen jak zwykle bredziła jak potłuczona. Nawet w listach. Napisała:
Czesc dziewczyny, to ja!
Yyy… jesli chodzi o gilowe disco, to wiecie, sama nie
wiem. Bo co jesli, bedziemy mialy przez to klopoty?
Jak myslicie, e?
Yyy… to pisalam ja, Ellen.
Buziaki.
W drodze na francuski
Jas i Ellen utworzyły obóz opozycyjny o bojkotują gilowe disco! Jak słowo daję! Mogłyby
wreszcie dorosnąć!
Na Francuskim
O, w mordkę jeża! Rosie zwycięża, bo zakołysała gilem nad głową Madame Slack, która
sprawdzała jej pracę domową. Starałyśmy się nie śmiać, ale Madame Slack chyba coś
wyczuła, bo nagle podniosła głowę i nieomal dostała sztucznym gilem w oko Wtedy Rosie
wciągnęła gila do ust i zaczęła go żuć. Madame Slack się wkurzyła i Rosie musi za karę
zostać po lekcjach.
16.10
Kiedy szłam korytarzem, zobaczyłam twarz Rosie w oknie. Przycisnęła nos do
szyby, który się rozpłaszczył i wyglądał jak świński ryjek. Przezabawne. Wymówiła
bezgłośnie „Kocham was” i zniknęła mi z oczu.
W moim pokoju
18.00
Leżę w łóżku. Nie dzwoni żaden z moich potencjalnych chłopaków. Siedzę tu
sama jak ten palec. Ostatnio nawet Dave do mnie nie dzwoni, żeby pogadać jak kumpel z
kumpelką. Rodzina Wariatów poszła na jakieś żałosne przyjęcie i teraz pewnie
doprowadzają ludzi do szału swoimi dziwnymi przemyśleniami i ogromnym tyłkiem taty.
18.30
Może pójdę wcześniej spać? Porządny sen dodaje urody. Muszę o siebie dbać, bo
w każdej chwili mogą przyjść wszyscy moi chłopcy.
Ciekawe, co teraz robią.
A może wszystko sobie ubzdurałam? Może Masimo wcale nie chce ze mną chodzić? Może
tylko chce się ze mną całować? Albo myśli, że nadal jestem zakochana w Robbie, i to go
zniechęca? Może ma rację, a ja nadal kocham się w Robbie? Może… powinnam do niego
zadzwonić?
18.40
Łubudu! Aaaaaa! Matko, co znowu tam się dzieje?
Usłyszałam uroczy głos mojego ojca:
- Cholera jasna, ten przeklęty kot znowu wbił pazury w mój tyłek!
Życie w moim domu to czysta rozkosz. Panuje to tak dystyngowana atmosfera jak w
Dumie i uprzedzeniu Jane Austen. Będę udawała, że śpię. Ale oczywiście nikt się tym nie
przejmie. Prosiłam, żeby szanowali moją prywatność, ale na pewno…
Oczywiście. Drzwi mojego pokoju otworzyły się z hukiem.
- Mamo, śpię – mruknęłam.
- To znaczy, że nie chcesz tego listu?
Usiadłam na łóżku.
- Jakiego listu?
Podała mi kopertę.
- Tego. Leżał na wycieraczce. Schowałam go do torebki i zupełnie o nim zapomniałam.
Pewnie ktoś przyniósł go osobiście bo na kopercie jest twoje imię.
- Dawaj! Nie wolno przetrzymywać listów Jej Wysokości, czyli moich.
- Jak myślisz, kto go przyniósł?
- Pewnie Święty Mikołaj. Albo ktoś z zaświatów. Mamo, nie mam pojęcia, bo ciągle go
trzymasz.
Dziesiec minut pózniej
Wreszcie sobie poszła. Ociągała się trochę, mając nadzieję, że dowie się, od kogo
dostałam list. Rozglądała się po pokoju i plotła bzdury w stylu: „A co moja skórzana
kurtka robi w twojej szafie? I moja torebka od Chanel?” Zupełnie od czapy. Cmokała z
niezadowoleniem jak jakiś cmoczak w ataku cmokania. Ale byłam twarda. Patrzyłam
tylko na nią bez słowa, więc w końcu się zmyła.
Piec minut pózniej
Tak się denerwuję, że aż boję się otworzyć ten list. Moje imię jest napisane drukowanymi
literami, więc nie rozpoznaje charakteru pisma.
A jeżeli to Masimo pisze, że widział, jak uciekam jak jakiś świr, i doszedł do wniosku, że
jednak woli pozostać wolnym mężczyzną?
A jeżeli to Robbie pisze, że zawsze mnie kochał, i pyta, czy zostanę jego ukochaną?
A jeżeli to Oscar, kandydat na Tępaka, chce mnie zaprosić na randkę na tor wrotkarski?
A jeżeli to… och, zamknij się, mózgu!
Dwie minuty pózniej
Ksiądz z naszej parafii Mówcie-Mi-Arnold zawsze powtarza, że jeśli ktoś ma kompletny
mętlik w głowie, powinien zadać sobie pytanie: „Co na moim miejscu zrobiłoby Dzieciątko
Jezus?”.
Dwie minuty pózniej
Nie wiem, jak to ma sens, bo przecież tata Dzieciątka Jezus to potężny ktoś, kto wie
wszystko o wszystkich i widzi nas nawet wtedy, kiedy siedzimy na kiblu. Skoro
Wszechmocny nad wszystkim panuje, to wie też, kto napisał ten list i jak brzmi jego
treść, i wcale nie musi go otwierać. Jaki jest więc sens pytać, co na moim miejscu
zrobiłoby Dzieciątko Jezus?
W sumie całe życie to jedna wielka zagadka i ryzykowna gra w ruletkę. Dlaczego ciągle
musimy się czegoś domyślać? Dlaczego Pan B. nie może nam od razu wszystkiego
powiedzieć, żebyśmy nie musieli siedzieć i główkować?
Piec minut pózniej
A jeżeli w liście znajduje się tylko jedno słowo od Masimo: Arrivederci*?
________________
*Arrivederci (wł.) – żegnaj.
Albo wyjaśnienie od Robbiego: „Cześć, Georgia. Przestań za mną łazić, bo się
ośmieszasz. Zakochałem się w pewnej torbaczce, którą poznałem w Krainie Kangurów, i
tylko dla niej gram na gitarze, stojąc w rzece. Skomponowałem dla Gayleen (tak ma na
imię moja ukochana) piosenkę, której tekst dołączam. Jej tytuł: Jesteś moją torbaczką,
włochatą całowaczką, dla ciebie chcę żyć i o tobie śnić, o ma piękna kangurzyco, niech
ucałuję twe kosmate lico”.
Dziesiec minut pózniej
Właściwie nigdy nie dostałam od Robbiego listu miłosnego. W pierwszym napisał, że mnie
rzuca i żebym się zainteresowała Dave’em Jajcarzem.
Dwie minut pózniej
Mam wielką ochotę zadzwonić teraz do Mistrza Podjarki. Potrzebuję jego rady! Niestety,
odkąd zaczął się spotykać z Emmą, coś się między nami popsuło. Emma jest taka miła,
że aż mnie przeraża.
Może właśnie dlatego z nią chodzi? Bo jest taka miła, że Dave boi się ją rzucić?
A może po prostu lubi miłe dziewczyny? W sumie to ona ma całkiem ładne włosy. I nos.
Okropnie mnie to irytuje.
I jest dla mnie bardzo miła.
Co mnie wkurza na maksa.
Dziesiec minut pózniej
A może powinnam intensywnie wpatrywać się w kopertę, użyć swych potężnych
telepatycznych mocy i wyczuć, co jest napisane w liście? Kiedyś w telewizji widziałam
takiego świra w koszuli z falbankami, który powiedział, że każdy z nas posiada moc,
którą może uwolnić.
Wpatruję się w kopertę i koncentruję.
Piec minut pózniej
Już mi oczy łzawią. No super, pewnie zaraz oślepnę. Teraz, jeśli otworzę list, nawet nie
będę wiedziała, kto go napisał.
Minute pózniej
No, już trochę lepiej. To ważna nauczka dla nas wszystkich: nigdy nie ufaj ludziom w
koszulach z falbankami, którzy ubierają się tak wcale nie dla jaj.
Minute pózniej
Dobra, wymięłam. Otwieram kopertę.
Piec minut pózniej
List brzmiał następująco:
Cześć, Georgia!
Ponieważ w sobotę śpieszyłaś się na… hmmm… pociąg, nie zdążyliśmy pogadać.
Skoczyłabyś jutro ze mną na kawę? Będę czekał o 19.30 na końcu East Street.
Pogadamy, powspominamy. Obiecuję, że nie przyniosę zdjęć owiec. Jas mi mówiła, że
masz alergię na dziką naturę.
Robbie.
O kurczę. Nadal nie wiem, co o tym myśleć. To dobrze czy źle? Cieszę się, że to list od
Robbiego? Dlaczego Masimo się ze mną nie skontaktował? Co Robbie rozumie przez
„skoczenie na kawę?”? W języku chłopców to prawie to samo co „nara”.
Minute pózniej
Czy „skoczenie na kawę” oznacza „napijemy się kawusi”, czy „zaczniemy od kawy, a
skończymy na punkcie siódmym”?
Muszę zadzwonić do Jas.
Odebrał jej tata. Kurczę. Jeszcze nigdy nie rozmawiałam z nim przez telefon. Zawsze
tylko widziałam, jak pali fajkę i czyta gazetę, albo wychodzi w swoich porządnie
wypastowanych butach. Tak właśnie powinien się zachowywać każdy ojciec – palić fajkę,
siedzieć cicho i często wychodzić z domu. Czy mój tata odpowiada temu ideałowi? No
raczej nie.
W końcu do telefonu podeszła Jas.
- Czego?
- Dlaczego się tak do mnie odnosisz?
- Niby jak?
- Jas, nie zaczynaj. Dostałam list od Robbiego.
- O. Rzucił cię?
- Nie.
- Naprawdę? O kurczę. Byłam pewna, że tamta twoja ucieczka zupełnie go zniechęciła.
Naprawdę bardzo dziwne.
- Zaprosił mnie na kawę.
- O kurczę.
- Jas, znasz jakieś inne słowa oprócz „o kurczę”?
- Tak.
- Na przykład jakie?
- Słucha, muszę kończyć, bo Tom właśnie wychodzi i nie zobaczymy się przez
siedemnaście i pół godziny.
Matko kochana.
Cztery minuty pózniej
Leżę w łóżku i próbuję skupić się na wartościach wyższych.
Ciekawe, do którego punktu na skali całowania się dotarli Jas i Tom. Jakoś wcześniej
mnie to nie interesowało.
Dla dobra nauki przesłucham dziewczyny z Drużyny Asów i zorientuję się, czy trzeba
dodać nowy punkt powyżej całowania ucha.
Dziesiec minut pózniej
Właściwie to nie wiem, dlaczego się tak przejmuje. Jeśli chodzi o mnie, to mogłoby nie
być tej całej skali całowania się. Ja tam się z nikim nie całuję, co brzmi dość dziwnie,
zważywszy, że wszyscy chłopcy na mnie lecę i mam dwóch, a może i więcej
potencjalnych Bogów Miłości.
W sumie to kiedy ostatnio się całowałam? (Nie licząc przypadkowych pocałunków z
języczkiem z moją siostrzyczką). Może już zapomniałam, jak to się robi? Lepiej sobie
przypomnieć, bo powinnam być zawsze zwarta i gotowa.
Jak leciało to durne ćwiczenie, które polecała Jazzy? Aha, już wiem. Wydąć, rozluźnić,
wydąć, rozluźnić.
Piec minut pózniej
To szalenie wyczerpujące.
Dwie minuty pózniej
Mam nadzieję, że od tych ćwiczeń nie zacznę wyglądać jak Mark Wielka Japa. Lepiej nie
przedobrzyć. Który chłopak chciałby się umawiać z wielorybem?
Kiedy ostatnio całowałam się z Bogiem Seksu? I gdzie jest jego ostatni list z Krainy
Kangurów?
Minute pózniej
O, już wiem, położyłam go na szafie, bo to jedyne bezpieczne miejsce w moim pokoju.
Minute pó
ź
niej
Dlaczego kot zjadł ten list? No dlaczego? Przecież nie z głodu. Od zadawania takich pytań
można szybko wylądować w wariatkowie. Dlaczego kto jedzą pająki? O, to kolejne z
takich pytań. Przecież pająki nie są chyba zbyt pożywne, co? Poza tym Angus właściwie
ich nie zjada, tylko trzyma je w mordce, a w jej kąciku dyndają pajęcze nóżki. Ohyda.
Dwie minuty pó
ź
niej
Udało mi się odczytać strzępki przeżutego listu. Poza tym znalazłam swoje zaginione
pióro. Również dokładnie przeżute.
Może Angus i Gordy piszą książkę pod tytułem Jak wkurzyć swojego właściciela?
1. Chowaj jego rzeczy i je przeżuwaj.
2. Jeśli przemokłeś na deszczu do suchej nitki, wskocz właścicielowi na kolana i
wytrzyj się do sucha o jego spodnie.
3. Siedź nieruchomo na murku i wgapiaj się w niego bez mrugnięcia okiem.
Piec minut pó
ź
niej
Z listu Rabbiego udało mi się odczytać tylko tyle: „Tom mi opowiedział o Twoim
wspaniałym tańcu do melodii YMCA… jesteś bardzo sympatyczną skończoną
świruską”.
Spodziewałam się większego wyrafinowania.
20.20
Puszczę sobie płytę, którą nagrał specjalnie dla mnie przed wyjazdem do Krainy
Kangurów.
20.45
O nie, nie mam zamiaru leżeć z głową na jego kolanach i słuchać, jak mi śpiewa
„Nie ma mnie tam”. Przypomniała mi się taka scenka z parku przed jego wyjazdem.
Mogłabym mu zajrzeć głęboko do nosa. Gdybym patrzyła. A nie patrzyłam, bo przez cały
czas miałam zamknięte oczy i kiwałam głową w rytm muzyki.
Dwie minuty pó
ź
niej
O, przypomniało mi się coś jeszcze. Wtedy wyskoczył mi wielki pryszcz na brodzie. No
super, zawsze kiedy myślę o pryszczach, chwilę potem mi jakiś wyskakuje.
Minute pózniej
Nie powinnam się tak napinać: pryszcze tylko na to czyhają. Spokojnie, spokojnie…
Ommmm…
Trzy minuty pózniej
Mój kudłaty zjadacz listów Angus i jego dojrzewający syn Gordy postanowili dotrzymać
mi towarzystwa w łóżku. To miłe, kiedy tak leżą, przytulone do mnie, i słodko mruczą.
Wyjątkowo są rozespane i spokojne.
No to dobranoc, Wasz Kociak się odmeldowuje.
Dziesiec minut pózniej
Już sobie pospałam. Inni ludzie mają kochane zwierzątka, a ja mam kudłate świry.
Zaczęły sobie mościć legowisko na łóżku, a potem ugniatać mnie przednimi łapami,
jakbym była ciastem drożdżowym.
Jeśli szybko nie zasnę, rano będę wyglądała jak śmierć na chorągwi. Musze kilka razy
powtórzyć mantrę uspokajającą. Ommmm… Ommmm
O Boże. Do mojej świątyni dumania wtargnęła mama, trzymając na ręku pomiot szatana
w nocnej pieluszce i w opasce z puchatymi uszami na głowie.
- Co znowu – spytałam. – Czego wy ciągle ode mnie chcecie?
Bosko. Libby wylądowała w moim łóżku, bo beze mnie nie chce zasnąć.
- Mamo, z pewnością istnieje jakaś ustawa zabraniająca takiego zagęszczenia osób na
metr kwadratowy. Założę się, że nawet w krajach Trzeciego Świata nie śpi aż tyle osób w
jednym łóżku.
- Nie wygłupiaj się, tylko poczytaj jej coś przed snem.
Libby z czułością walnęła mnie w nos jakąś wielką księgą, przytuliła się do mnie i
zepchnęła Gordy’ego z łóżka, który z hukiem spadł na podłogę. Wkurzył się na maksa.
Zaczął się drzeć, jeżyć i zaatakował nocną lampkę, a potem wskoczył z powrotem na
łóżko i wczołgał się pod kołdrę. Wystawił głowę między mną a książką i splunął mi prosto
w twarz. Matko kochana.
- Jaaaak wygodnie – Libby aż zamruczała. – No, citaj, citaj. O Ciuszku. Szybko.
Jestem niewolnicą w tej rodzinie świrów i kudłatych kotopatów.
Dziesiec minut pózniej
O kurczę, myślałam, że Heidi jest nudna – jak okiem sięgnąć nic tylko ser, kozy i
zrzędliwe dziady – ale Kopciuszek bije ją na głowę. Oto jej historia: Kopciuszek mieszka z
brzydkimi przyrodnimi siostrami, które jej nienawidzą, bo jest ładna. W sumie trudno im
się dziwić. Jak tak patrzę na tego ślicznego Kopciucha, to sama miałabym ochotę zrobić
jej kocówę.
Przeczytałam bajkę jak najszybciej, żeby mieć już to z głowy. „Kopciuch sprząta. Jakiś
przystojniak w peruce zaprasza brzydkie siostry na bal. Kopciuszek nie może iść, bo łazi
w szmatach, ale pojawia się jakaś szurnięta kobita za skrzydłami i przemienia jej łachy w
suknię balową, a koty, myszy i dynię, w karetę i konie. Męczydusza (czyli Kopciuszek)
tańczy z jakimś przystojniakiem w peruce (nie tym pierwszym), wychodzi o północy,
przymierza pantofelek i wychodzi za Księcia Perukę. Koniec bajki”.
Libby przez cały czas śmiała się, jakby jej kompletnie odbiło. Nie wiem z czego i nawet
nie chcę wiedzieć. Nieodpowiedzialni ludzie (jak moja mama) czytają dzieciom takie
rzeczy, a potem się dziwią, że ich dzieci są szalone i upaprane w kociej karmie – jak moja
siostra.
Oczywiście potem musiało dojść do aktów przemocy, bo Libby zapragnęła nagle
przemienić Angusa w konia i zaczęła go tłuc „czarodziejską różdżką”, czyli moją
tenisówką.
No cóż, wazon w dzierganym futerale, który dostałam od Maisie, dziewczyny mojego
dziadka, już należy do przeszłości. Angus wskoczył na parapet (niezupełnie jak koń) i
zaczął tam świrować. Porozrzucałam po całym pokoju moje płyty, zdjęcia i właśnie ten
wazon.
Jak mam stworzyć zdrową relację z chłopakiem, skoro w moim domu panuje taki chaos?
Wtorek, 19 lipca
W stalagu
Rano dosłownie musiałam wyprasować sobie twarz. Spałam z twarzą w poduszce, bo
bardzo mnie wyczerpały te nocne zajścia. Nos mi się rozpłaszczył jak rozdeptana
meduza. Musiałam zrobić sobie ciepły okład, żeby odzyskał mniej więcej normalny
kształt. Dobrze chociaż, że dziś mamy niemiecki, to będę mogła spokojnie zrobić sobie
wstępny makijaż.
W szatni
Powiedziałam Jas o liście od Robbiego.
- Dlaczego mu nagadałaś, że nie cierpię dzikiej natury?
- Bo nie cierpisz.
- Nieważne. Trzeba my było wskazać moje liczne zalety, a nie gadać bzdury.
- A jakie ty masz zalety?
Chyba będę musiała ją zamordować, ale nie na apelu, bo dzisiaj na posterunku stoi
Sokole Oko. Ona się żywo nienawiścią do nas. Na pewno co rano wstaje w okrzykiem:
„Nienawidzę tych dziewuch, nienawidzę! Nic na to nie poradzę. Po prostu ich
NIENAWIDZĘ!!!”.
Pietnascie minut pózniej
Na miłość boską, co ta Chuda znowu bredzi? O co jej biega? Nie wystarczy, że musimy
wstawać skoro świt, czyli o ósmej rano, ubrać się, przyjść do szkoły, przez cały dzień się
nudzić, dołować, a potem jeszcze często zostawać za karę po lekcjach? Nie, ona nas musi
jeszcze dobić tym ględzeniem. Dlaczego? Co nas to obchodzi, że …
I wtedy usłyszałam przerażające słowa:
- W ostatnim tygodniu semestru klasa dziesiąta A jedzie na wspaniałą wycieczkę
edukacyjną.
Co? Co???
Ze zgrozą spojrzałam na dziewczyny, a one spojrzały na mnie.
Chuda z podekscytowania cała się trzęsła jak galareta. Jej dyndali dosłownie tańczyły
charlestona. Osobno.
- Na tej wspaniałej wycieczce poznacie tradycję, którą krzewimy u nas w szkole. Herr
Kamyer wpadł na świetny pomysł, kiedy klasa dziesiąta A zainteresowała się jego
wyprawami do niemieckich lasów. Jestem pewna, że ta niespodzianka sprawi wam wiele
radości. W następny poniedziałek nie macie lekcji. Pojedziecie szkolnym autobusem do
pięknej doliny Cow and Calf i przenocujecie tam pod namiotami. Zaraz rozdam wam
dokładne informacje, które macie przekazać swoim rodzicom. Wieczorami panna Wilson,
która zgodziła się asystować Herr Kamyerowi, będzie uczyła was różnych gier i piosenek,
które śpiewała w młodości. Prawda, że zapowiada się na wspaniałą przygodę? Żałuję, że
sama nie mogę pojechać.
Normalnie odebrało nam mowę. Rosie udała, ze mdleje, co wyglądało strasznie
śmiesznie. Nudna Lindsay od razu do nas podbiegła i powiedziała:
- Wstawaj, pajacu.
- Ojej, gdzie ja jestem? – jęknęła Rosie. – W niebie? Czy jesteś aniołem?
- Na pewno bardzo się ucieszysz, kiedy po lekcjach będziesz musiała popracować w
przyszkolnym ogródku.
Rosie w cudowny sposób natychmiast ozdrowiała.
- Troszkę sobie poleżałam i już czuję się o wiele lepiej.
Lindsay się zmyła. Jak ja jej nie cierpię. Nienawiść do niej dodaje mi energii.
W Kwaterze głównej Druzyny Asów
Na przerwie
Postanowiłam: za żadne skarby nie pojadę na tę wycieczkę. Nie, nie i jeszcze raz nie.
Poinformowałam o tym dziewczyny.
- A ja myślę, że może być fajnie – odezwała się Jas.
Spojrzałam na nią bez słowa.
- Powiedziałam Herr Kamyerowi, że w tym czasie wypada mi okres – oznajmiła Rosie. –
bo on na sam dźwięk tego słowa zawsze wpada w panikę i robi się czerwony jak burak.
Ale tym razem odparł tylko: „Ach, uprzedź o tym pannę Wilson. Ona zajmuje się
kobiecymi sprawami”. A jej wolałam tego nie mówić, bo pewnie zaczęłaby mi opowiadać,
co ona robi w takich wypadkach, a wtedy bym umarła.
- Musimy opracować jakiś plan – mruknęłam. – Może powinnyśmy mieć wypadek?
- Jaki wypadek? – spytała Mabs.
- Mogłybyśmy wpaść do dołu.
- Jakiego dołu? – zdziwiła się Jools.
- No, możemy same go wykopać.
- Wykopać dół i potem do niego wpaść?
- Tak.
- Świetny pomysł – przyznała Rosie. – Kompletnie szurnięty, nawet jak na ciebie.
- A może wiecie… no… tego… będzie całkiem… yyy… - wydukała Ellen.
- Dennie? – dokończyłam.
- Nie, może… eee… będzie całkiem fajnie?
O zgrozo, perspektywa wyjazdu na wycieczkę wcale ich nie przeraża. One myślą, że tam
może być „fajnie”!
Piec minut pózniej
Omówiłyśmy scenariusz „kawy z Robbie”.
- Czyli chce z tobą „pogadać’ – powiedziała Rosie. – ale przysłał ci list, więc to poważna
sprawa, bo inaczej po prostu by zadzwonił, prawda?
Pokiwałam głową.
- Aha… aha…
- Kiedy się spotkacie, pozwól mu się wygadać – doradziła mi Jools. – Nie zasypuj go od
razu swoimi sprawami.
- Aha… aha… - Znowu pokiwałam głową.
- Georgia, dlaczego kiwasz głową jak piesek w samochodzie? – spytała Jas.
Piec minut pózniej
To niesłychane, jaką ulgę przynosi mi zrobienie Jas pokrzywki.
15.00
Udało mi się przestać myśleć o „kawie” z Robbie, bo zajęłam się malowaniem
paznokci, a potem zaczęłam kolorować litery „o” w Durnych Nadziejach Karolka Dickensa.
16.20
Kiedy popędziłam do domu, cała Drużyna Asów zasalutowała mi na szczęście.
- Czyli jednak to Robbie ci się podoba? – spytała Jools.
- Jest na mojej liście – odparłam z wielką godnością.
Zdaje się, że Jas mruknęła pod nosem „zdzira”. Zupełnie niepotrzebnie. Przy okazji za
karę wepchnę ją do rowu. Jeśli jednak zostanę zmuszona pojechać na tę idiotyczną
wycieczkę, wymyślę jakąś fajną zemstę. Coś z kłującym gałązkami i jej majtkami.
W domu
Muszę przestać myśleć o tej wycieczce i skupić się na swoim życiu uczuciowym.
Ciekawe, dlaczego Masimo jeszcze się nie odezwał. Minęły już trzy dni. I nikt go w tym
czasie nie widział.
Dwie minuty pózniej
Zobaczymy, co na ten temat mówi książka Jak rozkochać w sobie każdego idiotę?
Otworzę na chybił trafił i sprawdzę.
Minute pózniej
„Chłopcy żyją w świecie swoich umysłów”. A co to niby ma znaczyć? Ja nie żyję w świecie
swojego umysłu, za duży tam bałagan.
Minute pózniej
Mogę myśleć tylko o jednym ciachu naraz. Mam ręce pełne roboty (u-ła).
18.00
Co jest z moimi rodzicami? W ogóle mi nie pomagają. Poprosiłam tatę, żeby
napisał list do szkoły z usprawiedliwieniem, że nie mogę jechać na tę wycieczkę, bo
nasza rodzina ma na ten weekend inne plany.
- Ale my nie mamy żadnych planów – powiedział.
- Wiem, Vati, to tylko sprytny wybieg – wyjaśniłam.
- To znaczy kłamstwo.
- Tak… chociaż hmmm… no niezupełnie. Widzisz, chodzi o to, że mam alergię na wieś.
Tata, jak zwykle kiedy brakuje mu argumentów, użył bardzo ordynarnego języka:
- Georgio, przywaliłaś jak łysy grzywką o parapet.
Jak można się tak zwracać do wrażliwej, dojrzewającej nastolatki? Nic dziwnego, że
włosy źle mi się układają i za karę ciągle muszę zostawać po lekcjach.
Potem po prostu wyszedł z pokoju. Poszłam za nim. Włożył zbyt obcisłe dżinsy czy pupa
mu urosła? Wolałam nie pytać.
- Tato...
- Georgio, pojedziesz na tę wycieczkę i koniec dyskusji. Zawieziemy Libby do dziadka i
trochę sobie z mamą odpoczniemy.
- Mama z tobą nie odpocznie, bo ty ciągle bredzisz bez sensu, podpalasz własne bąki i tak
dalej. Błagam, nie każ mi jechać. Norniki pożrą mnie w tym lesie.
- I bardzo dobrze.
18.30
O Boże, jaka jestem spięta. Zamiast się umalować, próbowałam przemówić
tacie do rozumu i teraz została mi tylko godzina do spotkania z Bogiem Seksu. Muszę się
skupić.
18.32
Co czuję w związku ze spotkaniem z Robbiem? Dałam sobie z nim spokój.
Niestety, on nie daje mi spokoju. Spokojnie mogłabym o nim zapomnieć, gdyby nie to, że
on zakłóca mój spokój.
No super, mój mózg znowu udał się na wakacje do wariatkowa.
18.35
Bardzo głośno nastawiłam muzykę, żeby zagłuszyć mózg, i zaczęłam się
malować. Ciekawe, czy Robbie mówi z akcentem z Krainy Kangurów. Pewnie będzie co
chwila wtrącał: „Ja cię kręcę” albo coś w tym stylu.
Mam taki specjalny lakier, którym smaruje się umalowane usta i wtedy szminka nie
zmazuje się nawet podczas pocałunku. Przeprowadziłam bardzo namiętną próbę na
własnej ręce i na skórze nie został nawet najmniejszy ślad. To działa!
Minute pózniej
Właściwie to niepotrzebnie przejmuję się pocałunkami, bo przecież umówiliśmy się tylko
na kawę.
Ciekawe, czy jeśli umoczę pędzelek od eyeliner w tym lakierze, to i kreski na powiekach
mi się nie rozmażą. Czasami kiedy w dyskotece idę do kibla, wyglądam jak panda.
19.10
O nieeeeeee… Piecze, jakbym nalała sobie do oczu zmywacza do paznokci.
Auuu.
Pewnie teraz mi oczy spuchną. Muszę je bardzo szeroko otwierać.
19.15
Włożyłam niebieską skórzaną spódniczkę, czarny top i botki do kostek. Na
wszelki wypadek wezmę kurtkę, gdyby Robbie chciał… yyy… pospacerować po lesie. Ręce
tak mi się trzęsą, że nie mogę zapiąć guzików.
Tylko spokój może mnie uratować. Pod żadnym pozorem nie wolno mi się przemieniać w
roztrzęsioną galaretę i przypominać Robbiemu o tym, ze jestem od niego o wiele
młodsza. Musze wytworzyć wokół sobie atmosferę wyrafinowania.
Tak bardzo starałam się nie mrugać oczami, że prawie spadłam ze schodów.
Z kuchni wyszła mama.
- Dokąd idziesz?
- Do Jas.
- Z toną makijażu i w najkrótszej spódnicy, jaką masz?
- Mamo, odpuść. Zapomniałaś jak sama byłaś młoda? Na pewno w jakichś papirusach
przeczytasz, jak wtedy było.
- Georgio, w ten sposób niczego na mnie nie wymusisz.
Postanowiłam zaryzykować.
- Tamten list był od Rabbiego. Niespodziewanie wrócił i nie wiem dlaczego, ale poprosił,
żebym dzisiaj się z nim spotkała. Proszę, nie rujnuj mojego życia.
Ku mojemu zdumieniu odparła:
- No dobrze, ale wróć o rozsądnej porze, inaczej twój tata się wścieknie, a tego nikt z nas
by nie chciał.
Co??? Żadnego sprzeciwu?
Wracając do kuchni, rzuciła przez ramię:
- Wyglądasz ślicznie. Na pewno chce z tobą chodzić. Tylko nie denerwuj się tak i nie rób
głupot. I dlaczego tak wytrzeszczasz oczy?
Szybko cmoknęłam ją w policzek i wybiegłam z domu.
Za dziesieć minut musze być na East Street
Puf-puf-puf.
Pieć minut pózniej
Już prawie jestem na miejscu. Muszę teraz przestać wytrzeszczać gały i przygotować się
do akcji „lepkie oczy” opisanej w poradniku Jak rozkochać w sobie każdego idiotę. Aha, i
rozkołysać biodra. Buju-buju biodrami, machu-machu włosami, oblizać usta, buju-bu…
Jest! Bóg Seksu Robbie! Ileż to godzin czekałam na tę chwilę! Ileż to razy zasypiałam
cała we łzach, marząc o nim!
Wyglądał bosko o był bardzo opalony. Nie tak jak Anglicy, którzy po wakacjach
przypominają usmażony bekon z odrobiną sosu pomidorowego. Był złotobrązowy i cały
ubrany na czarno. Marynarka i czarna koszula bez kołnierzyka. Serce zaczęło mi bić jak
szalone, a mózg oniemiał. Wróciła dziewczyna z galarety!
Podałam mu rękę. Właściwie dlaczego? Jestem jakąś księżną czy jak? Uśmiechnął się,
lekko zaskoczony i uścisnął mi dłoń.
- Co u ciebie? Mam nadzieję, że się nie śpieszysz na pociąg?
Zrobiłam się czerwona jak burak.
- Nie… wtedy to było nieporozumienie.
- Dlatego, że w okolicy nie było żadnego dworca?
- Tak, właśnie dlatego.
Roześmiał się.
- Już zapomniałem, jak w twojej obecności świat nabiera barw.
To było naprawdę miłe.
- Hmmmmmm… - mruknęłam szalenie inteligentnie.
Spojrzał na mnie.
- Spróbujmy się wyluzować i dobrze bawić, co? Strasznie długo się nie widzieliśmy.
Dwie minuty pó
ź
niej
Wygląda tak, ze mogłabym go schrupać. Nogi zaczęły się pode mną uginać, ale
usłyszałam w głowie głos Jas: „Zdzira”. Nie wiem, dlaczego tak powiedziała, przecież
jestem wolną kobietą. Jeszcze nie dogadałam się z Masimem. Nie miałam szansy, bo nie
chciało mu się ze mną skontaktować. Oficjalnie jestem singielką.
Robbie zaproponował, żebyśmy poszli do La Strady – odlotowej włoskiej kafejki z
wielkimi sofami. Bywa tam cała elita, więc to na idealne miejsce na to, żeby się
polansować.
Trzy kwadranse pó
ź
niej
Robbie opowiedział mi o Krainie Kangurów. Bardzo mnie rozśmieszał, ale muszę
przyznać, że czułam się mocno spięta. Zachowywał się jak zwykły kumpel, nawijał o
torbaczach, owcach i innych takich. Nie powiedział: „Kociaku, bądź moja”. Omijanie
niebezpiecznych tematów to naprawdę ciężka sprawa. Nie mogła spytać o Sztywnych
Dywanów, bo wtedy padłoby imię Masima. Nie wiem, czy Robbie wiedział, że Masimo jest
moim potencjalnym chłopakiem. Ale jedno jest pewne: jeśli ktoś mu to wypaplał, to
oczywiście Nudna Lindsay.
Z właściwą sobie subtelnością muszę się dowiedzieć, co mu nagadała.
- Słyszałam, że Nudna… yyy… to znaczy Lindsay… była na koncercie, kiedy przyjechałeś.
Miała dla ciebie jakieś… eee… wiadomości?
Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Nie wiedziałem, że się kumplujecie.
- Kto by się chciał z nią kumplować?
Na szczęście się roześmiał.
Nie do wiary, ale właśnie w tej chwili do kawiarnia weszła panna Ośmiornica we własnej
osobie, ze swoją durną i żałosną kumpelką, czyli Zdumiewająco Tępą Monicą. Lindsay
machała włosami na wszystkie strony i szła rozkołysanym krokiem jak hippiska, co
wygląda naprawdę pospolicie (chyba że ja tak chodzę). Stanęła przy barze, odwróciła się,
żeby powiedzieć coś do ZTM, i wtedy nas zobaczyła. Zrobiła taką minę, jak by jej ktoś
wsadził w tyłek rozżarzony pręt.
Odwróciła się znów do baru, zamówiła coś do picia, a potem podeszła do naszego stolika.
Normalnie się bałam, że mi wyleje colę na głowę. Ona jednak zupełnie mnie zignorowała i
odezwała się do Robbiego:
- Cześć, Robbie. Fajnie było w sobotę. Pewnie się spotkamy w przyszłym tygodniu na
imprezie po koncercie. Już nie mogę się doczekać. – Potem spojrzała na mnie takim
wzrokiem, jakby zobaczyła jakiegoś obrzydliwego robala pijącego kawę, i powiedziała –
Georgia, nie powinnaś już wracać do domu? Na pewno się cieszysz na tę wycieczkę z
koleżankami. Będziecie mogły siedzieć do późna, nauczycie się różnych gier. Kiedy byłam
w twoim wieku, uwielbiałam jeździć pod namiot. Pa. – I się zmyła.
Jak ja jej nienawidzę!
Robbie spojrzał na mnie.
- Chyba jednak się nie kumplujecie… O jakiej wycieczce mówiła Lindsay?
- Och, Herr Kamyer wymyślił jakąś durną wyprawę na łono natury. Żałuję, że go w ogóle
pytałam o rodzinę Kochów.
No super, mózgu, kawał dobrej roboty. Czy mógłbyś się wreszcie zamknąć i przestać
bredzić? Wielkie dzięki. Dobranoc.
Lindsay mówiła coś z ożywieniem do ZTM, machała przedłużonymi włosami i co chwila
spoglądała w naszą stronę. Już jestem trupem. Lindsay zrobi wszystko, żeby mi zatruć
życie albo nawet mnie zamordować. W najlepszym razie tylko odrąbie mi jedną rękę.
Kiedy mój mózg radośnie gadał sam do siebie, Robbie spojrzał ponad moim ramieniem
stronę wejścia.
- Widzę, że wszyscy tu bywają – zauważył.
Obejrzałam się. No bosko. Kiedy człowiek myśli, że nic gorszego już go nie może spotkać,
okazuje się, jak bardzo się mylił. W drzwiach stali Masimo i Dom ze Sztywnych Dywanów.
Koszmar. Robbie i Masimo skinęli do siebie głowami, jak to chłopcy. Masimo dziwnie na
mnie popatrzył. Nie mogłam się zorientować, co sobie pomyślał. Doskonale jednak
wiedziałam, co ja sobie pomyślałam: trzeba przyznać, że Masimo to pyszne ciacho z
kremem. I posypane wiórkami czekoladowymi.
Podeszli do naszego stolika i zaczęła się męska gadka.
- Cześć, jak tam?
- Spoko.
- Tak.
- No. A u ciebie?
- Też spoko.
Co za brednie! Nie wiem, dlaczego się uważa, że to dziewczyny są powierzchowne i
rozmawiają tylko o kosmetykach. Chłopcy są o niebo gorsi! Nigdy nie mówią wprost.
Nawet jeśli się pobiją i pourywają sobie głowy, potem powiedzą (z pewnym trudem z
powodu pourywanych głów): „Nie, słuchajcie, jest spoko. Szacuj”.
- Ciao*, Georgia, co u ciebie? – Masimo zwrócił się do mnie.
- Och, wszystko w porządku… najlepszym… w porządeczku.
Och, zamknij się, zamknij.
Chłopaki pogadali trochę o zespole, a ja siedziałam jak ten wsiowy głupek. Potem Dom
spytał:
- Robbie, może byś zagrał z nami na koncercie?
I znowu zaczęła się spoko-gadka!
__________________
*Ciao (wł.) – cześć.
- Tak, spoko, jeśli Masimowi to pasi – powiedział Robbie.
- Mnie pasi – odparł Masimo. – Naprawdę spoko, mógłbyś z nami zaśpiewać parę swoich
kawałków.
Mówił do Robbiego, ale patrzył na mnie. A ja gapiłam się na niego jak pacan w spódnicy.
Po głowie błąkały mi się ostatnie słowa, jakie do niego skierowałam, zanim pobiegłam na
nieistniejący pociąg: „Znasz wynik ostatniego mecz?”.
Super. Możecie sobie wyobrazić coś bardziej dennego? Bo ja nie.
Jak przez mgłę dotarł do mnie głos Doma:
- No to nara, stary. Pa, Georgia.
I poszli do innego stolika.
Dosiadło się do nich parę dziewczyn z college’u St Mary, na powitanie cmokając ich w oba
policzki (idiotyczny zwyczaj). Dlaczego do nich podeszły? Jedna szeptała coś Masimowi
do ucha i machała na wszystkie strony włosami. Co tu się dzieje?
- Spadamy stąd? – spytał Robbie. – Masz ochotę się przejść?
Udało mi się tak kiwnąć głową, żeby mi nie odpadła.
Lindsay spiorunowała mnie wzrokiem, kiedy ją mijaliśmy. Nie wiem, co Masimo zrobiło po
naszym wyjściu. Nie obejrzałam się, nie zniosłabym tego widoku. Jeszcze nigdy nie
miałam aż tak wielkiego mętliku w głowie.
Robbie był dość milczący. Trzymał ręce w kieszeniach, więc przynajmniej nie musiałam
się przejmować perspektywą nachalnych łap.
Kiedy doszliśmy do North Street, zatrzymał się i spojrzał na mnie.
- Georgia, wiem, że bardzo cierpiałaś, kiedy od ciebie odszedłem. Przepraszam, że tak cię
skrzywdziłem. Po prostu uważałem, że jesteś dla mnie za młoda, ale… - Urwał i zapatrzył
się w dal.
Ale co? CO? „Ale się myliłem. Jesteś dojrzałą kobietą i mam ochotę zacałować cię na
śmierć”. O to mu chodziło?
Nagle poczułam jakieś niepokojące wibracje.
Jakby za mną stał jakiś szaleniec. I rzeczywiście – stał.
- Oooooooo, czeeeeeeeeeeeeeść! Idę sobie, a tu… cześć, Gee… cześć, Robbie.
Ellen. Co ona tu robi? Czai się na ulicy jak Czajkowski przy fortepianie. I jakoś dziwnie
ubrana. Odstawiona na maksa. Śledziła nas? Miała ochotę na trójkącik? Jakie to dziwne i
francuskie.
Ale nie, okazało się, że nas nie śledziła, bo po chwili zobaczyłam Dave’a Jajcarza z jego
paczką. O nieeee! Muszę natychmiast się schować. Szkoda, że nie umiem zmieniać koloru
jak kameleon – wtedy mogłabym się wtopić w drzewa… Zaraz, zaraz, o czym ja mówię?
Jakie drzewa? Tu są same sklepy. No to w takim razie zrobiłabym się pomarańczowa jak
tamta markiza nad wejściem do sklepu i… OCH, ZAMKNIJ SIĘ JUŻ!!!
Dave nas namierzył, podszedł tym swoim luzackim krokiem i mrugnął do mnie.
- Hejka! O, cześć, Ellen. Co kombinujecie?
Ellen zrobiła się cała czerwona i zaczęła otwierać i zamykać usta jak karp. W końcu
wydusiła z siebie:
- O, Dave… łał… yyy… cześć. Fajnie, że wpadłeś w tych… no…
- W spodniach?
- Eee, nie, nie w spodniach… to znaczy tak, bo tego… masz je na sobie… ale… no muszę
już lecieć. – I się zmyła.
Pewnie śledziła Dave’a. O kurczę. Ktoś to jest jeszcze bardziej stuknięty niż ja.
- Ellen, już za tobą tęsknię! – zawołał za nią Dave.
Ale kanał. Teraz Ellen będzie przez miesiąc analizować, czy mówił to poważnie i co
rozumiał przez „tęsknie”. Irytowała mnie, ale zrobiło mi się jej żal, bo ona naprawdę się
zakochała w Davie. Nigdy nie zapomniała o tych ośmiu i pół minuty, które kiedyś spędzili
sam na sam.
Dave wyglądał bosko i jak zwykle zachowywał się arogancko, ale w bardzo pociągający
sposób. Moje usta same zaczęły układać się w dziobek, a głowa latała mi na boki,
machając włosami. Stęskniłam się za nim.
W ogóle się nie przejął tym, że szłam z Robbiem. Nie przeszkadzało mu to, że się
spotkaliśmy? Już chyba zapomniał o swojej gadce w stylu: „Co byś zrobiła, gdybyś
straciła kogoś, kto bardzo ci się podoba?”.
Ale to oczywiście dobrze. Znakomicie. Cieszę się, bo teraz możemy po prostu się
kumplować. To mi pasuje. Jak powszechnie wiadomo, kumple są bardzo ważni w życiu.
- Georgia, fajna spódnica – powiedział. – Czy dziewczyna twojego dziadka ostatnio
zrobiła coś na drutach? Wczoraj widziałem, jak jechała na bagażniku jego roweru. Miała
na sobie jakiś jednoczęściowy strój, który wyglądał jak kostium kąpielowy w włóczki.
Niezła zadymiara, co?
- Można to tak ująć – mruknęłam.
- Nie wiedziałem, że twój dziadek ma dziewczynę. – odezwał się Robbie. – Ostatnio Tom
mi mówił, że go aresztowano za jazdę rowerem po pijaku.
Obaj wybuchnęli śmiechem. Przestańcie się nabijać z mojego stukniętego dziadka!
Rywale nie powinni się tak zachowywać.
Dwie minuty pózniej
Kiedy doszliśmy do klubu Buddha Lounge, kumpel Dave’a powiedział „narka” i zniknął w
środku.
- Robbie, skoczysz z nami na bilard? – zaproponował Dave. – Czy masz inne plany?
Zrobiłam się czerwona jak burak. Zaczęłam udawać, że szukam czegoś w torbie.
- Może później – odparł Robbie.
U bram piekieł (czyli pod moim domem)
22.00
Kiedy stanęliśmy pod moim domem, Robbie spojrzał mi prosto w oczy. O Boże,
zaraz mnie pocałuje! Wyjął ręce z kieszeni, a ja zastosowałam swoja starą sztuczkę:
spuściłam wzrok, a potem znowu go podniosłam. I wtedy minęli nas państwo Sąsiedzi ze
swoimi Idiotycznymi Pudlami. Co się dzieje w tym mieście? Czyżby ktoś ogłosił przez
radio: „Alarm! Alarm! Georgia zaraz będzie się całować z jednym ze swych licznych
chłopaków! Chodźmy jej trochę poprzeszkadzać!”?
Na mój widok pan Sąsiad cały się nadął.
- Jeszcze mi tylko tego brakowało – warknął.
- Kochanie, nie denerwuj się – powiedziała jego żona.
- Jak mam się nie denerwować? Czy wiesz – zwrócił się do mnie – co zrobił ten twój
bandzior, którego nazywasz kotkiem? Wiesz?!
Szczerze mówiąc, coś podejrzewałam, ale nie odezwałam się słowem.
Pan Sąsiad pienił się dalej.
- Kompletnie zrujnował nasze oczko wodne. Zrujnował! Cały skalniak był w kijankach. Co
za bezczelność! Zamierzam zgłosić to odpowiednim władzom i wasz kot zostanie
umieszczony w miejscu, gdzie już nie będzie stwarzał zagrożenia dla porządku
publicznego.
Myślałam, że eksploduje, więc dodałam pojednawczym tonem:
- Po prostu taki ma temperament. Myślał, że kijanki machają ogonkami, żeby go
sprowokować. Taka jest jego natura. To myśliwy, lubi zabijać.
- Nie musisz mi tego mówić.
W końcu sobie poszedł, marudząc i narzekając, a Idiotyczne Pudle pobiegły za nim,
jazgocząc na całą ulicę. Zupełnie zepsuli mi nastrój na przytulanki.
- Georgia, muszę już iść – powiedział Robbie. – Miło było się z tobą spotkać. – Miał taką
minę, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale rzucił tylko: - Do zobaczenia na koncercie.
I już. Cmoknął mnie w policzek, ale to się przecież nie liczy.
Dwie minuty pózniej
Przez chwilę patrzyłam za nim. Chodzi takim luzackim krokiem. Dotarł do końca ulicy i
skręcił, nawet się nie obejrzawszy.
22.15
Całkiem przypadkiem wróciłam do domu punktualnie. Kiedy weszłam, mama
spojrzała na mnie ze zdumieniem.
- Wróciłaś – powiedziała.
Po czym poszła do kuchni i przyniosła mi miskę płatków kukurydzianych.
- O kurczę, mam, od kiedy to gotujesz? - spytałam.
Pieć minut pózniej
Leżę w łóżku i myślę.
Minute pózniej
Dziwne to wszystko, nie?
Pieć minut pózniej
Moje życie jest po prostu cudowne. Najpierw nie wiem co to znaczy „skoczmy na kawę”,
a teraz – co Robbie rozumiał przez „do zobaczenia na koncercie”. „Do zobaczenia na
koncercie, moja nowa dziewczyno” czy „do zobaczenia na koncercie, moja stara
kumpelko”?
Nie wiem, czy mam dwóch chłopaków, czy nie, i oni chyba też nie wiedzą, czy jestem ich
dziewczyną. A jeśli nawet, to teraz mam chyba tylko jednego, bo Masimo pewnie
pomyślał, że chodzę z Robbiem, a przecież nie chodzę. Czy może jednak?
Matko, znowu cierpię z miłości i mam złamane serce.
Wtedy usłyszałam, jak dwa łysole chichoczą na korytarzu pod drzwiami mojego pokoju. O
Boże, co znowu? Chyba napili się wody ognistej, bo usłyszałam jak wujek Eddie mówi z
beznadziejnym chińskim akcentem:
- Psiesiłka!
I wsunął pod drzwi jakąś pocztówkę. Tata zachrumkał jak prosiak.
Jak dzieci, jak dzieci… Muszę wziąć tę pocztówkę, inaczej będę sterczeli pod drzwiami
przez całą noc.
Minute pózniej
Baaardzo zabawne. Na pocztówce było napisane: MASZ DOSYĆ SWOICH NAMOLNYCH
RODZICÓW
?
WYPROWADŹ SIĘ, ZNAJDŹ PRACĘ I ŻYJ NA WŁASNY RACHUNEK. ZRÓB TO,
DOPÓKI JESZCZE JESTEŚ NAJMĄDRZEJSZA NA CAŁYM ŚWIECIE.
- Doskonałe – mruknęłam. – Dobranoc, świry.
Poszli sobie, parskając śmiechem. Matko kochana.
Dwie minut pózniej
Na czym to ja skończyłam? Aha, cierpię z miłości i mam złamane serce. A może wstać z
łoża boleści i ryknąć: „Ej chłopaki, znowu jestem wolna!”?
Czerwonotyłkowatości mówię stanowcze nie!
Minute pózniej
A może powiedzieć po prostu: „Dokonałam wyboru. Poproszę włoskie ciacho”?
Nastepna minute pózniej
„Albo australijskiego eklerka z bitą śmietaną!”.
I jeszcze jedna minute pózniej
„Po namyśle… poproszę jednak…”. Och, sacrebleu*, teraz będę się zastanawiać przez
całą noc!
Chrrrr….
________________
*Sacrebleu (fr.) – do diabła, psiakość.
Wraca Mistrz Podjarki, a za nim truchcikiem
biegnie Bóg Miłości
Środa, 20lipca
W drodze do szkoły
Postanowiłam wziąć się w garść, chwycić byka za rogi i tak dalej. Zamierzam myśleć
pozytywnie. Dzisiejszy dzień zaczął się po prostu bosko. Najpierw Angus podpalił sobie
własny ogon, no usiadł tuż koło piekarnika. Szczerze mówiąc, bardzo mnie to rozbawiło.
Libby śmiała się tak, że aż się zakrztusiła, i myślałam, że będę musiała zastosować chwyt
Heimlicha. To chyba dobry znak, jeśli chodzi o moje życie uczuciowe.
Podbiegłam do Jas czekającej na mnie przed swoim domem i mocno uścisnęłam jej dłoń.
- Jas, to pierwszy dzień reszty naszego życia.
- Nie rozumiem.
-Ja też, ale zatańczmy.
I rozpoczęłyśmy dzikie, wikińskie disco, czyli dźganie powietrza nieistniejącymi mieczami
i kopanie nogami. Jas nie wykonała pełnego układu, bo nie chciała sobie potargać
grzywki.
Opowiedziałam jej z grubsza o wczorajszym wieczorze, ale zostawiłam aurę
tajemniczości.
Generalnie nagadałam jej samych kłamstw.
Na apelu
Chuda stękała jak zwykle.
- Czy ja naprawdę ciągle musze wam przypominać że szkielet w pracowni biologicznej to
nie zabawka? Ten, kto go przebrał w kombinezon pana Attwooda i posadził z butelką w
ręce w pomieszczeniu dozorcy, postąpił wyjątkowo dziecinnie. Pan Attwood bardzo się
zdenerwował…
I tak dalej, i tak dalej.
Potem zabrzmiała muzyka (to znaczy panna Wilson zaczęła bębnić w klawisze
rozstrojonego pianina) i popłynęły dźwięki naszego ulubionego psalmu. Nie Jeruzalem, a
szkoda, bo tam jest słynny refren: „Jeruzalem powstało wśród tych mrocznych,
szatańskich gaci”. Ale ubawiłyśmy się jeszcze bardziej, bo panna Wilson wybrała Z
radością dźwigam swój krzyż, czyli w naszej wersji Z radością kotek zjadł mysz. Cała
Drużyna Asów zaczęła salutować.
Sokole Oko spojrzała na nas podejrzliwie, bo zwykle nie śpiewamy, tylko poruszamy
ustami. Dziś jednak rozśpiewałyśmy się na całego.
A potem nastąpił gwóźdź programu: kiedy po apelu szliśmy korytarzem, Elvis Attwood
potknął się o mopa, wpadł w histerię i zaczął go kopać jak wariat. Myślę, ż jest na skraju
załamania nerwowego.
Biologia
Pani Finnigan nie przyszła do szkoły – pewnie wyczerpało ją dźwiganie ogromnych
dyndaków. Są naprawdę olbrzymie i niemal tak obsceniczne jak melony mojej mamy. Na
zastępstwo przysłano panią Wilson. O, radości!
Kiedy usiadłyśmy w ławkach, pani Wilson zaczęła gmerać przy telewizorze.
- Ojej, pani profesor, możemy obejrzeć Gladiatora? – poprosiła Rosie.
Pani Wilson zupełnie się pogubiła i prawie powiesiła się na kablu od telewizora. Zrobiła się
cała czerwona.
- Nie, nie obejrzymy Gladiatora, bo…
Ale Rosie jeszcze nie skończyła.
- W środy zawsze puszczano nam ten film. Ponieważ dotyczy starożytności, w trakcie
pozwalano nam również ćwiczyć słynny taniec wikingów. Pokazać pani?
Pani Wilson zaczęła nerwowo przygładzać perukę i odparła:
- Nie, Rosie, teraz jest biologia, więc obejrzymy film związany z tym przedmiotem.
Dziewczęta, proszę o spokój… Julio, nie podpalaj roślin palnikiem bunsenowskim, palniki
do tego nie służą.
- A do czego służą? – spytała Jools. – Myślałam, że palniki służą do podpalania.
Nie sądzę, by pani Wilson do końca lekcji zachowała zdrowe zmysły.
Pieć minut pó
ź
niej
Pani Wilson szarpała się z kablem, czerwona jak burak. Rosie zaoferowała jej pomoc i
niechcący włączyła wentylator, który nieomal zwiał pani Wilson perukę z łowy. Ostatnio
nasza ukochana nauczycielka szalenie dba o to, żeby nadążać za modą. I nie mówię tego
tylko z uprzejmości. Chyba znalazła jedyny na świecie sklep ze sztruksową odzieżą. Dziś
włożyła bezrękawnik i podkolanówki. Właściwie nie są ze sztruksu, a szkoda.
Mruknęłam do Mabs:
- Jeśli to film o rozmnażaniu się jakichkolwiek stworzeń z naszej planety, to zatkam sobie
uszy gumą do żucia.
Dwie minuty pózniej
Film był o pszczołach i ich obyczajach. Co mnie to obchodzi?
Godzine pózniej
Lepszego filmu dawno nie wiedziałam. Poprosiłyśmy panią Wilson o powtórkę tego
fragmentu, w którym dwie królowe się biją. Nie miałam pojęcia, że pszczoły są takie
fajne, mądre i że tyle można się od nich nauczyć. Na przykład tego, że kiedy jest już po
wszystkim, królowa zabija swojego partnera seksualnego, odrywając mu narządy
rozrodcze (czyli pszczelego wężyka).
- To by rozwiązało moje problemy z chłopakami – mruknęłam do Jas.
- Popraw mnie, jeśli się mylę – powiedziała – ale jeden z twoich tak zwanych chłopaków
zabrał cię na kawę, a potem nawet nie pocałował, a drugi w ogóle nie zadzwonił. O jakich
problemach z chłopakami ty mówisz?
Kopnęłam ją w nogę.
- Jas, nienawidzę cię.
- Cóż, ja tylko mówię prawdę. Od tego są przyjaciele.
- Tak? Ja ci nie mówię, że masz idiotyczną grzywkę.
- Właśnie, że mówisz.
Jest naprawdę nierozsądna i poważnie szurnięta. I strasznie zarozumiała – tylko dlatego,
że ma jakiegoś głupiego, nudnego chłopaka. Nie przejęłam się jednak, bo tego dnia wiele
się nauczyłam. Zastanawiam się, kim zostać w przyszłości. Pszczelarzem, modelką czy
piosenkarką w chórkach?
Wiecie, że małe pszczółki, są karmione pszczelim chlebem? Poważnie!
A kiedy żądlą, odpadają im tyłki.
W drodze na angielski
Pani Wilson już się nie może doczekać tej głupiej wycieczki. Kiedy wychodziłyśmy z
pracowni biologicznej, powiedziała:
- Dziewczęta, będziemy się świetnie bawić!
Mruknęłam do dziewczyn:
- Coś wam powiem. Wcale nie zamierzam brać udziału w tych durnych zabawach. Koniec,
kropka.
Na angielskim
Matko kochana, ile sztuk spłodził ten cały Szekspir? Pewnie w ogólne nie wychodził z
domu. Większość przekleństw, jakie znamy, pochodzi z jego sztuk, nie rozumiem więc,
dlaczego nauczyciele nas upominają, kiedy ich używamy. Poza tym przemoc i upijanie się
w trupa to wcale nie współczesny wynalazek – Billy i jego kumple w rajtuzach nie należeli
do niewiniątek. Dla hecy zakuwali ludzi w dyby i tak dalej. Właściwie to była ich
największa rozrywka – no i jeszcze polowania na niedźwiedzie.
Dla przykładu oto rozmowa między kumplami z czasów elżbietańskich:
- Rzeknij, panie mój, jakimż to hulankom się dziś oddamy?
- Nadobny kawalerze, chodźmyż wypić kwartę albo i dwie ginu, a potem ubijmy jakowego
niedźwiedzia.
- Zaprawdę, powiadam ci. Pójdźmyż do dybów i porzucajmy pomidorami w tego świra,
któren tam zakutym jest.
Na francuskim
Będę musiała zamordować Rosie, która dostała przeweekendowej głupawki. Zupełnie jej
odbiło na punkcie Svena. Przed chwilą przysłała mi dowcip.
Bonjour, mon petit* swirze!
Czym sie rózni wróbelek?
Odpisałam: Nie wiem i w ogóle mnie to nie obchodzi.
Ale tak długo unosiła brwi i kiwała głową, aż musiałam powiedzieć:
- No mów.
Odpisała: Tym, ze ma jedna nózke bardziej.
W drodze do domu
16.15
Tępaki wloką się za nami, dowcipkując po swojemu. Jeden z nich zawołał za
nami:
- Hej, maleńka, możesz się położyć? Chciałem zaparkować swój rower.
O co im chodzi? Pewnie sami nie wiedzą.
Po jakichś dziesięciu minutach odwróciłam się i warknęłam:
- Możecie się od nas odwalić? I to już!
O dziwo, spłoszyli się. Myślę, że nie zrozumieli tego prostego polecenia. Podobno chłopcy
i psy mają wiele wspólnych cech. Tak mi kiedyś powiedział Mistrz Podjarki.
W tej samej chwili, jak na zawołanie, na horyzoncie pojawił się Mistrz Podjarki z dwoma
kumplami. Pędem rzucił się w naszą stronę, szeroko rozkładając ramiona, jakby nie
widział nas ze sto lat.
- Witajcie, moje drogie, tatuś wrócił! Niechaj zabrzmią gacie Anglii!!! Niechaj rozlegnie
się muzyka Kosmicznej i Ogólnej Podjarki! Kto jest waszym tatusiem?
Ellen wydukała:
- Yyy… ty… jesteś naszym… tym… tatusiem?
Spojrzałyśmy na nią z rezygnacją.
- O, cześć, Dave – odezwałam się jak zwykle z wielką godnością. – chyba nie zaczniesz
znowu rapować i nie spadniesz z murku, co?
Zerknął na mnie i się oblizał.
Matko kochana.
- Georgia, wiem, że w ten sposób chcesz powiedzieć: „Hej, przystojniaku, trzymaj mnie,
bo tak mnie podniecasz, że zaraz padnę!”.
Spojrzałam na niego bez słowa. Nie zamierzałam się uśmiechać. Był taki zarozumiały i
napalony! Ale przy nim trudno się opanować… O, kurcze, niechcący uśmiechnęłam się do
ucha do ucha, aż mi się nos rozpłaszczył na całą twarz! Ale kanał.
Wziął nas pod ręce, jego kumple zrobili to samo i powstał rządek na całą szerokość ulicy.
Mam nadzieję, że nie wpadniemy na latarnię albo jakiegoś starego świra.
- Dziewczyny, podobają wam się moje nowe trampki? Czuję się w nich naprawdę
bajerancko.
Szczerze mówiąc, trampki były całkiem fajne.
Jeden z jego kumpli, Declan, który trzymał Ellen pod rękę, powiedział:
- Ale dzisiaj były jaja. Mieliśmy dzisiaj w stołówce mała przepychankę, bo Phil i jego
kumple chcieli wejść bez kolejki. Phil musiał więc dostać kosza.
Wiedziałam, że nie powinnam pytać, ale jednak to zrobiłam.
- Co to znaczy „dostać kosza”?
W moim pokoju
Wiem, że powtarzałam to już wiele, wiele razy, ale powiem raz jeszcze: chłopcy to
największa zagadka wszechświata. Okazuje się, że z nudów wsadzają siebie nawzajem
do koszy na śmieci. Kumple złapali Phil i wepchnęli tyłkiem do śmietnika, a ledwie się z
niego wygramolił, wepchnęli go znowu. A kiedy po raz drugi się z niego wydostał,
przyszedł Dave z kolegami i Phil znowu wylądował w śmietniku. I tak w kółko przez całą
przerwę. Jaki to ma sens?
17.30
Dave Jajcarz jest przecież tylko moim kumplem, więc trudno mi się do tego
przyznać, ale za każdym razem na jego widok cała przemieniam się w galaretę. Przy nim
czuję się zupełnie na luzie, a poza tym ciągle mnie rozśmiesza, ale… och, zamknij się,
mózgu!
Kumple się nie całują, nawet o tym nie myślą! Już i tak mam wystarczająco wielu
potencjalnych chłopaków, żeby jeszcze się zastanawiać nad tym, jak Dave Jajcarz się
całuje. Nawet nie zamierzam o tym myśleć.
Dwie minuty pózniej
Właśnie mi się przypomniał nasz pierwszy pocałunek na rybnej imprezie. Wtedy zaczęła
się u mnie faza czerwonotyłkowatości. To wszystko jego wina. To on mnie wpędził w
obsesję, ucząc mnie technik skubania warg i tak dalej. Odpuszczę go sobie, bo nie
znajduje się na mojej liście potencjalnych chłopaków. To tylko kumpel. I bardzo dobrze.
Minute pózniej
Ciekawe, do którego punktu doszedł z tą swoją „dziewczyną”. Nigdy o niej nie wspomina.
Zresztą ja też nigdy o niej nie wspominam.
Ciekawe, czy ona sama o sobie wspomina.
Ciekawe, czy kiedykolwiek spytała Dave’a o mnie.
Chyba rzadko się spotykają. Pewnie ją rzucił.
Dziesieć minut pózniej
Tupot na schodach.
- Kici, kici, kociaku, gdzie jesteś? No chodź do mnie, kiciusiu, choooodź! Cha, cha, cha,
cha!
Drzwi mojego pokoju otworzyły się z hukiem i weszła moja siostrzyczka, cała czerwona
na buzi. Trzymała za kark Gordy’ego, który walczył jak wściekły. Powodzenia, futrzaku.
Drugą pulchną rączką Libby obejmowała za szyję swojego „chłopaka” Josha. Libby kosia
Josha. Traktuje go jak resztę swoich zabawek – bobasa, Angusa i Gordy’ego, Barbie
nurka, Jezusa/Sandrę i mnie – czyli bardzo, bardzo źle. Jedyna różnica polega na tym, że
Libby jeszcze nie pourywała Joshowi różnych części ciała. Z bobaska została właściwie już
tylko głowa.
- Cieść, Ginie, kosiam cię. Pociałuj Josha.
- Nie, Libby, myślę, że Josh wcale by tego nie chciał, a poza tym ciut za mocno go
ściskasz. Zaraz mu urwiesz głowę, prawda, Joshie?
Libby uśmiechnęła się przerażająco. Ostatnio, gdy się uśmiecha, bardzo szeroko otwiera
oczy i unosi górną wargę. Wygląda wtedy jak chomik, który zobaczył ogromną
marchewkę.
- Ale on to luuubi.
I zaciągnęła go do swojego pokoju. Zainterweniuję, kiedy usłyszę odgłosy piłowania.
Chociaż właściwie nie wiem, dlaczego to akurat ja powinnam się tym przejmować. Co
robią moi „rodzice”? Skoro nie interesują się własnymi dziećmi, to po co je rodzili? Chyba
im to powiem. Nie, zaraz, wiem, co się wtedy stanie – zaczną się mną interesować, tylko
po to, żeby mi uprzykrzyć życie.
Zeszłam na dół do łazienki żeby zrobić sobie kąpiel.
Mijając drzwi pokoju Libby, usłyszałam jej głos:
- A teraz troseckę sminki. Oo, jak ślicnie.
Josh będzie wyglądał jak transwestyta, kiedy mama po niego przyjdzie. Jeśli zabroni mu
odwiedzać Libby, to może go uchronić przed czymś, o wiele gorszym.
Kiedy wchodziłam do łazienki, zobaczyłam Vatiego, w czymś co nazywa „luźnym
strojem”, czyli w dżinsach i T-shircie z napisem „Jestem dorosły, więc wszystko mi
wolno”. Żałosne. Nie odezwałam się jednak ani słowem.
Zaczął stękać i marudzić. W mojej obecności zawsze się tak zachowuje.
- Georgia, mam nadzieję, że nie spędzisz całego wieczoru w łazience? Wiesz, nie
mieszkasz tu sama.
- No właśnie, mnie też to przeszkadza.
- Nie bądź taka bezczelna. Zobaczymy, jak ci mina zrzednie, kiedy zaczniesz płacić
rachunki za wodę.
Bredź do woli. Wielki Tyłek może się mnie czepiać tylko dlatego, że jeszcze nie jestem
dziewczyną słynnego rockmana, pszczelarzem-miliarderem, piosenkarką w chórkach i tak
dalej. Moja zasada brzmi: Żyj i daj żyć innym.
Gdyby moi rodzice byli pszczołami, tata już od dawna by nie żył. Taka jest prawda, choć
z trudem przechodzi mi to przez gardło.
Jeszcze nie skończył.
- I nakarm tego swojego cholernego kota. Atakuje moje spodnie.
„A kogo by nie wkurzały twoje spodnie” – pomyślałam, ale nie odezwałam się słowem.
Napuściłam wody do wanny i poszłam do kuchni. Na mój widok Angus czmychnął przez
klapkę w drzwiach do ogrodu. Po chwili wrócił tyłem, miaucząc, jakby od paru dni nic nie
jadł.
Od sąsiadów wiem, że to nieprawda. Jeden z sąsiadów powiedział, że kiedyś Angus zjadł
słoninkę wyłożoną dla ptaków. Idiotyczne Pudle muszą jeść w domu, bo Angus potrafi się
zakraść i w ciągu paru sekund wyżreć im karmę z misek. Jest jak koci James Bond.
Wszyscy go szukają i nikt nie może go złapać.
Wiele razy widziałam, jak nagle zeskoczył z parapetu prosto w miskę Idiotycznych Pudli.
Albo z dachu. Albo ze śmietnika. Naprawdę trudno go nie podziwiać.
Auuuu! Chyba właśnie zjadł moją kostkę.
Nałożyłam mu jedzenia do miski, a on zaczął mruczeć i ocierać się o moje nogi.
Mmmmm… Potem usiadł na stole i wlepił we mnie wzrok.
- Nie chcesz jeść? – spytałam.
Zamknął oczy.
Wróciłam do łazienki i wlałam do wanny trochę potwornie drogiego olejku do kąpieli,
którego mam zabroniła mi używać.
Słowo daję, w tym domu człowiek musi się nieźle nagimnastykować, żeby się wykąpać.
Gdy znowu poszłam do kuchni, Angus siedział w misce, z której nawet nie ruszył
jedzenia.
Normalnie odebrało mi mowę.
Kiedy tak patrzyliśmy na siebie, do kuchni wszedł Gordy. Zrobiony na bóstwo. Mogłabym
przysiąc, że miał sztuczne rzęsy. Był cały usmarowany pudrem w kremie i różem, wokół
oczu miał narysowane wielkie czarne koła z dodatkiem niebieskich cieni. Z uszu zwisały
mu klipsy, a na ogonie tkwiła kokarda.
Poszedł do łazienki.
To bardzo dziwne, ale wyglądał na całkiem zadowolonego.
Może to transwestyta?
Angus pewnie się go wyrzeknie.
W łazience
Aaach, wreszcie mogę się odprężyć i spokojnie pomyśleć.
To niesamowite, jak dyndaki unoszą się na wodzie. Ciekawe, dlaczego. Może tak to
obmyślono, by w razie powodzi, dziewczyny, które oczywiście są najważniejszą płcią,
mogły bezpiecznie unosić się na wodzie? Pewnie ma to jakiś związek z genetyczną
umiejętnością przetrwania.
Dwie minuty pózniej
Nie chciałabym krytykować Pana B., ale to chyba zupełnie niepotrzebny wynalazek. Tak
samo jak nadmierne owłosienie. Na przykład, po co komu sztywne włosy rosnące na
kolanie? Albo jeden kręcony włos, który znalazłam w swojej brwi? Niby jak to by miało
pomóc w przetrwaniu ludzkiej rasy? Chyba, że kiedyś zwierzęta bardzo bały się brwi…
Wracając jednak do dyndaków… (Słyszę głos Dave’a Jajcarza: „Tak, tak, wróćmy do
dyndaków!!!”. Zamknij się, nieistniejący głosie Dave’a! Wynocha z mojej wanny! No
już!).
Na czym to ja skończyłam? A tak. Jeśli chodzi o wyporność, to Nudna Lindsay w jednej
chwile opadłaby na dno, bo nie ma prawdziwych dyndaków, tylko musi wypychać sobie
stanik. I bardzo dobrze. Z kolei Melanie Griffiths podczas powodzi z pewnością
dotrzymałaby mi towarzystwa. Jest spoko i w ogóle, ale do mądrych to ona nie należy.
Nie chciałabym po wielkiej powodzi razem z nią przedłużać ludzkiego gatunku.
Pietnascie minut pózniej
Ktoś dzwoni do drzwi. Błagam, żeby tylko to nie był dziadek w swoich rowerowych
szortach i Maisie, jego dziewczyna. Całe szczęście, że się zabarykadowałam w łazience.
Maseczka na twarz przytłumia wszystkie odgłosy. Aaach, pierwszy raz od dawna czuję się
tak zrelaksowana… no, od czasu drzemki na matmie. Trygonometria działa na mnie
bardzo, bardzo uspokajająco.
Dwie minuty pózniej
- Georgia, jeszcze siedzisz w wannie? – zawołał tata przez drzwi.
Aaaa, odezwał się do mnie, kiedy byłam na golasa! Ohyda. Zasłoniłam dyndaki flanelową
ściereczką.
- Tato, idź sobie.
- Ktoś przyszedł do ciebie.
Co? Dziewczyny z Drużyny Asów zwykle dzwonią, zanim do mnie wpadną. To na pewno
pan Sąsiad przyszedł ze skargą na Angusa. Nie słyszałam jednak żadnych wrzasków.
- Kto? – spytałam.
I wtedy usłyszałam jego głos.
- Georgia… ciao, to ja, Masimo. Co słychać?
Nie wierzyłam własnym uszom. Masimo mówił do mnie na golasa! To znaczy ja byłam na
golasa, nie on. Chyba że to taka włoska tradycja przychodzić na golasa do domu
dziewczyny. Kto wie, kto wie, ale… zamknij się, zamknij!!!
Muszę się zachować jak wyrafinowana dama. Może udawać, że nie siedzę w wannie, tylko
po prostu… no, stoję sobie w łazience? Nie, nie, jeszcze gorzej, bo skoro się nie kąpię, to
co mogę tu robić? Jeszcze pomyśli, że siedzę na kiblu. Bo to jest kibel. O nie, nie, nie.
Dlaczego mój durny ojciec pozwolił mu zbliżyć się do łazienki?
Usłyszałam głos taty:
- Wiem, że tam jest, bo rozmawiałem z nią tuż przed twoim przyjściem. Kto wie, co
dziewczyny robią w łazience? Masimo, skąd dokładnie pochodzisz?
Masimo odparł z tym swoim boskim akcentem z Krainy Pizzy:
- Z małego miasteczka koło Rzymu.
Po cichutku wyszłam z wanny. Starałam się nie chlupać wodą, ćśśś…
Niepotrzebnie się starałam, bo tata gadał jak najęty.
- O, jak miło, kiedyś pojechałem w kumplami na mecz do Rzymu, wypiliśmy dużo vino
tinto. Muchos* miło.
Masimo się roześmiał.
- Ja też lubię piłkę nożną. We Włoszech często gram, jak to się mówi… w lidze.
- Ja też bardzo dbam o kondycję. Napijesz się czegoś?
- Dziękuję, chętnie, proszę pana.
- Mów mi „Bob”.
_______________
* Vino tinto (wł.) – czerwone wino; muchos (hiszp.) – bardzo.
I poszli do kuchni.
Mów mi „Bob”? A może lepiej „gruby świrze”? Jak to możliwe? Mogłabym utonąć w tej
wannie, a oni nawet by się nie zorientowali. Wytarłam się i zmyłam maseczkę z twarzy.
Nadal jednak byłam uwięziona w łazience, bo nie miałam przy sobie kosmetyków, a Bóg
Miłości znajdował się tuż obok. O Boże, co zrobić? Czym zastąpić kosmetyki? Mama mi
kiedyś powiedziała, że w młodości Maisie używała pasty do butów jako eyeliner, bo u niej
w domu się nie przelewało. I przygryzała usta, żeby się zaczerwieniły. Teraz wygląda jak
narzeczona Draculi, pewnie od tego wiecznego przygryzania ust. Dziadkowi widocznie
podoba się taki styl „na zombi”.
Przyłożyłam ucho do drzwi i usłyszałam, że tata bredzi o swojej „karierze” piłkarskiej,
czyli o tym, że jest wielkim, leniwym połciem słoniny na nogach. Potem z salonu wyszła
mama i od razu pobiegła na górę.
- Libby, Josh, dlaczego u was tak cicho? Co tam robicie?
Rozległy się dziwne odgłosy, jakby przepychanki, a potem odezwała się Libby:
- Nic, mamusiu.
Wydawało mi się, że Josh krzyknął: „Ratunku!”, ale nie miałam czasu na ratowanie
jakichś dzieciaków. Sama byłam w niebezpieczeństwie.
Szepnęłam tak głośno, jak tylko mogłam.
- Mamo…! Mamo…!!!
Podeszła do drzwi.
- Co? Dlaczego jeszcze tam siedzisz? Masimo przyszedł. Boże, jaki on śliczny, prawda?
- Mamo, utknęłam tutaj w badziewnym T-shircie, spodnich od dresu i bez kosmetyków.
Jeśli mi nie pomożesz, zostanę tu do końca życia.
- Powiedz „proszę”.
- Mamo, PROSZĘ, pomóż mi. Inaczej cię zabiję.
W końcu się zlitowała i przemyciła do łazienki moją kosmetyczkę i dżinsy.
Ręce mi się trzęsły, a moja twarz przybrała atrakcyjny czerwony odcień, w sam raz na
wymarzoną wizytę Boga Miłości. Zrobiłam, co mogłam. Zdecydowałam się na scenariusz
„ojej, właśnie myłam głowę”. Tak więc tusz to rzęs, eyeliner, szminka, błyszczyk i ręcznik
na głowę (żeby ukryć fakt, że moje włosy wyglądały, jakby słoń właśnie zrobił w nie
kupę).
Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi.
W kuchni
Ale żena. Vati próbował rozmawiać z nami po kumpelsku. Nie mógłby sobie po prostu
pójść? Na zawsze?
Z jedną nogą na krześle popijał piwo i mówił do Masima:
- Mas, a więc masz motor?
Mas? O Boże, on mówi do niego „Mas”!!!
Masimo zerknął na mnie i odpowiedział:
- Nie, skuter.
- Masz ochotę trochę się przejść i pogadać? – zaproponowałam.
Wtedy weszła mama, ciągnąc za sobą Josha i Libby. Spełniły się wszystkie moje
najgorsze obawy. Josh wyglądał jak drag queen. I to z irokezem.
Mam była wpieniona.
- Co powie jego mamusia? Ty niegrzeczna dziewczyno! Przecież zabroniłam ci bawić się
nożyczkami.
Libby też się rozzłościła.
- Jestem już duza i wszystko mi wolno.
- Nie tym tonem, moja panno – odezwał się tata.
Libby oparła dłonie na biodrach i wrzasnęła:
- To ty nie tym tonem, moja panno!!!
Korzystając z reakcji taty, zdumionego tym, że został nazwany panną, powiedziałam do
Masima:
- Szybko, spadajmy stąd!
Wyszliśmy przed dom i usiedliśmy na murku. Wybrałam miejsce za drzewem, tak żeby
rodzice nas nie podglądali.
Nadal miałam ręcznik na głowie, ale może wyglądałam w nim chociaż trochę jak tajska
panna młoda?
Przez parę chwil siedzieliśmy w milczeniu. Nie wiedziałam, co robić. W końcu się
odezwałam:
- Przepraszam za tamten numer z pociągiem. Robbie wyskoczył jak filip z konopi, ty
powiedziałeś, że jesteś wolny, a ja miałam na głowie rogi… i trochę mi odbiło.
Masimo milczał. O nie. Nagle poczułam na twarzy jego ręce. Odwrócił moją głowę do
siebie i spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Galareta! Galareeetaaa!!!
- Georgia, u mnie nic się nie zmieniło. Nie wiem, jak u ciebie. Widziałem cię w kawiarni z
Robbiem. To fajny chłopak, a kiedyś chodziliście ze sobą. Więc już sam nie wiem.
Ty też być fajny i ja cię lubić. Na szczęście nie powiedziałam tego. Zamurowało mnie.
Patrzyłam mu w oczy, w te piękne, kocie oczy… a potem Masimo pocałował mnie prosto
w usta. Bardzo delikatnie. A potem znowu. Moje niegrzeczne usta rozpaliły się do
czerwoności.
Drugą rękę objął mnie za szyję i przyciągnął do siebie. Miałam nadzieję, że ręcznik mi nie
spadnie i nie odsłoni moich włosów w kształcie słoniowej kupy. Tym razem Masimo
pocałował mnie długo i mocno. Było tak cudownie i namiętnie, że nie wiedziałam, gdzie
kończą się jego usta, a zaczynają moje, i wtedy… jakiś skończony pacan krzyknął:
- Hej, czy jego chłopak wie, że się z nim całujesz?
Podnieśliśmy głowy, ale nikogo nie było widać. Po chwili usłyszałam jakiś szelest za
żywopłotem państwa Z Naprzeciwka. Podbiegałam tam, spojrzałam za żywopłot i
zobaczyłam Oscara w tej jego durnej sportowej czapeczce, znanego również jako
kandydat na Tępaka i zboczek.
Przeskoczyłam za żywopłot, szybko kopnęłam Oscara w nery i wróciłam do Masima.
Roześmiał się.
- Tutaj nic się nie ukryje. Straszny tu.. jak to się mówi? Tłok.
Uśmiechnął się do mnie, wstał i wsiadł na skuter.
Spojrzałam na niego.
On spojrzał na mnie.
- No, panno Georgio, to jak będzie? Ja jestem wolny. A ty?
No właśnie. Dobre pytanie. Ale jak brzmi odpowiedź?
Przez chwile chciałam mu wspomnieć o swoim niezdecydowaniu, ale jak to komuś
wytłumaczyć, tym bardziej Włochowi? Wzięłam głęboki wdech i odparłam:
- Naprawdę, bardzo cię lubię, uważam, że jesteś odlotowy i w ogóle…
- Odlotowy? To znaczy, że mam odlecieć?
- Nie, nie, po prostu… Myślę, że najpierw muszę poważnie porozmawiać z Robbie.
Uśmiechnął się lekko.
- Ja też tak myślę. Tak będzie uczciwie.
Patrzyłam za nim, jak oddala się na skuterze. Och, co ja najlepszego zrobiłam? Właściwie
to go spławiłam. Chyba coś ze mną nie teges.
Kiedy był już na końcu ulicy, wrzucił lewy kierunkowskaz, a potem… zawrócił, pędem
podjechał do mnie i zatrzymał się z piskiem opon.
- Georgia, zapomniałem, po co do ciebie przyszedłem. Po koncercie wyjeżdżam na
miesiąc do mojej rodziny we Włoszech. Jeśli się zdecydujesz ze mną chodzić, to może
pojechałabyś ze mną na trochę?
O rany. Właściwie wzięliśmy ślub!!! A ja jak ta głupia stałam w ręczniku na głowie i nie
potrafiłam wykrztusić słowa.
- Zastanów się nad tym, cara*, byłoby super – dodał.
I odjechał.
W podskokach minęłam Króla Bufona (czyli tatę), który mył samochód, i nawet się nie
roześmiałam, kiedy spytał:
- Pomogłabyś mi?
________________
*Cara (wł.) – kochana, droga.
W kuchni
Mama próbowała doprowadzić Josha do porządku, ale z jego włosami nic nie dało się
zrobić. Jego mama na pewno zgłosi to na policję. Ale co tam! Idąc do swojego pokoju,
zawołałam:
- Mamo, nie rezerwuj dla mnie biletu na samolot do Irlandii. Te wakacje spędzę w
okolicach Rzymu.
Nawet jej się nie chciało odpowiedzieć, co uznałam za dość aroganckie. No, ale to cała
ona. Skupiona na sobie egoistka.
Czwartek, 21 lipca
8.30
Idę z Jas do szkoły. Opowiedziałam jej o spotkaniu i pocałunku z Masimem.
- Do którego numeru doszliście? – spytała.
- Oficjalnie do czwartego, ale myślę, że mentalnie doszedł do ósmego.
- Czyli mentalnie pieścił górną część twojego ciała?
- Tak.
- Ale przecież siedzieliście na murku przed domem.
- No, oficjalnie tak, ale…
- I trzymał dłoń na twoim karku, a to nie jest górna część ciała.
- Oczywiście, że jest.
Jas z wkurzającym zamyśleniem żuła gumę. Nie cierpię tej miny. Bredziła dalej jak
czarownica na mękach:
- No dobrze, ale skoro górna część ciała nie oznacza po prostu piersi, to dotyczy
wszystkiego od pasa w górę, czyli punkt siódmy i ósmy obejmują również pieszczoty
nosa czy podbródka.
Bożeeee, jak ona mnie wkurza! I ma taką idiotyczną grzywkę.
- Jas, próbuję ci tylko opisać, co się wydarzyło. Nie zachowuj się jak inkwizytor.
Wtedy się nabzdyczyła.
- Georgia, to ty wymyśliłaś tę skalę całowania się.
Właśnie mijałyśmy śmietnik i przez ułamek sekundy miałam wielką ochotę ja tam
wepchnąć, tak jak Dave i jego kumple wepchnęli Phila. Ponieważ jednak Jas nosi
ogromne gacie, mogłaby tam utknąć na dobre i wtedy musiałbym wzywać straż pożarną,
żeby ją wyciągnięto. Poza tym chciałam u niej przenocować w sobotę po koncercie, bo
liczyłam na nocną randkę. Dlatego zamiast ją walnąć albo zrobić coś w tym stylu,
uśmiechnęłam się czarująco i zwróciłam się do niej łagodnie:
- Jas, wiesz, że jesteś moją najlepsiejszą psiapsiółką i Mądrą Kobietą z Lasu. Czy mogę
więc po prostu opowiedzieć ci, co się wydarzyło?
Irytująco machnęła grzywką, ale odparła:
- No to mów.
Opowiedziałam jej o pomyśle z wakacjami we Włoszech. Nawet ona była pod wrażeniem.
- O rany, czyli jesteś prawie jego oficjalną dziewczyną, tak? Musisz szybko się
zdecydować. W sumie to nie wiesz, czy podobasz się Robbiemu. Lubi cię jako kumpelkę,
ale czy uważa cię za materiał na dziewczynę? Nie chciałbym być na twoim miejscu, to
znaczy nie wiedzieć, kto jest moim chłopakiem i w ogóle. Wczoraj wieczorem spotkałam
się z Tomem. Ustawialiśmy moją kolekcję sów według wielkości, no i… było bardzo… no
sama nie wiem…
W szkole
9.30
Nudna Lindsay się na mnie uwzięła. Kiedy ją mijałam w drodze na wuef,
powiedziała:
- Nie możesz normalnie chodzić?
O co jej biega?
Na kortach tenisowych
Grałam singla z Melanie Griffiths. Słowo daję, to powinno być zabronione. Jej dyndaki to
zagrożenie dla zdrowia. Założę się, że przez nie w ogóle nie widzi piłki. Wygrywałam
jakieś osiem milionów do zera. Najbardziej niebezpiecznie się robiło, kiedy Melanie
musiała schylić się po piłkę. Za każdym razem myślałam, że upadnie pod ciężarem
melonów.
Potem przywlokły się Nudna Lindsay i Zdumiewająco Tępa Monica. Weszły na kort i
usiadły na krzesełkach przy siatce. Nudna Lindsay gapiła się na mnie, a gdyby wzrok
mógł zabijać, już bym była truposzem.
Patrzyła na mnie a jednocześnie cały czas głośna rozmawiała z ZTM.
- Duży nos chyba strasznie trudni zatuszować, prawda? Nie da się go ukryć. Ludzie
mówią, że Barbara Streisand świetnie śpiewa, ale najpierw zawsze zwracają uwagę na jej
wielki nos.
Serwując, odruchowo ściągnęłam nozdrza. Może „niechcący” trafić Lindsay piłeczką i
zwalić z krzesła? Nie odważyłam się jednak, bo na pewno nakablowałaby na mnie pani
Wilson albo Sokolemu Oku, a wtedy do końca życia musiałbym polerować kolekcję łopat
pana Attwooda.
Ale Ośmiornica jeszcze nie skończyła.
- Nie wiem, co zrobić z Masimem i Robbiem. Obaj są super, prawda? Nie chciałbym zranić
niczyich uczuć, ale…
Biegając po korcie i czekając, aż Melanie odzyska równowagę, kątem oka widziałam, że
ZTM kiwa głową jak piesek na tylnej półce samochodu. Lindsay bredziła dalej, machając
tymi swoimi idiotycznymi przedłużonymi włosami i zakładając jedną kościstą nogę na
drugą. Boże, jak ja jej nienawidzę.
- Mam wrażenie, że Robbie, schrzanił sprawę – ciągnęła. – Wyjechał akurat wtedy, kiedy
związaliśmy się na poważnie. Nie lubię, kiedy facet stawia pracę na pierwszym miejscu.
Ale wiem, że bardzo mu na mnie zależy. No a Masimo ma ten włoski wdzięk i… -
podniosła głos - … i doskonale całuje. Włosi znają się narzeczy, prawda?
Dzwonek rozległ się w chwili, kiedy Melanie dosięgnęła piłki i wpadła na siatkę.
Podbiegłam, żeby pomóc jej się pozbierać, a wtedy Nudna Lindsay i ZTM zeszły z kortu.
- Nicolson, masz słabiutki bekhend – powiedziała Lindsay. – Może kiedy podrośniesz,
nauczysz się czegoś od prawdziwych graczy.
Niby mówiła o tenisie, ale doskonale wiedziałam, do czego pije.
W Kwaterze Głównej Druzyny Asów
Duza przerwa
Jestem wkurzona na Lindsay. Czy cokolwiek z tego, co powiedziała, było prawdę? Czy
rzeczywiście całowała się z Masimem, chociaż to ja prawie wyszłam za niego za mąż.
Zdałam dziewczynom dokładną relację z ostatnich wydarzeń.
- A więc Masimo całował się z tobą i zaprosił cię do Krainy Pizzy – podsumowała Ro Ro. –
Ale jak myślisz, czy on jednocześnie spotyka się z Nudna Lindsay?
- Który bardziej ci się podoba: Robbie czy Masimo? – spytała Jools.
- Sama nie wiem – mruknęłam.
- Od tego masz przyjaciół – pocieszyła mnie Ro Ro. – Podzielimy się z tobą nasza
mądrością. Podajcie mi moją brodę.
Założyła sztuczną brodę i wykonała solowy taniec wikingów. Nawet dla mnie, chociaż
mieszkam w domu chaosu, przy ulicy Chaosu i w dzielnicy Chaosu, było to bardzo,
bardzo zabawne.
W końcu usiadła, dysząc ciężko i powiedziała:
- Szkoda, że nie mam fajki. Sven wziął ja na zajęcia, bo chce ją na sobotę przemalować.
Mówiłam wam, że w weekendy zaczął pracować jako didżej?
Matko kochana.
- Powinnyśmy pamiętać, że chłopcy to niezgłębiona tajemnica – ciągnęła – i że należy
trzymać ich na elastycznej gumce. Puścić wolno, a sami wrócą w te pędy. W każdym
razie Sven zawsze wraca bardzo napalony. Na dowód mogę wam pokazać malinki.
- Plan jest taki – pośpiesznie przerwała jej Jools. – W sobotę na koncercie Dylanów
musimy być czujne. Wiecie, przyuważyć, czy Masimo okazuje Lindsay zainteresowanie i
czy Robbie traktuje cię jak swoją dziewczynę.
- Dlaczego miałby to robić? – zdziwiła się Jas. – Jeszcze nie zwariował.
Spiorunowałam ją wzrokiem. Załapałam strasznego doła.
- Nawet nie wiem, który podoba mi się bardziej. Najpierw spodobał się Bóg Seksu. Z nim
pierwszym się całowałam.
Jas, czyli Człowiek-Pamięć Operacyjna, sprostowała:
- Nieprawda. Pierwszym chłopakiem z którym się całowałaś, był Chłopak Robal, a potem
śliniłaś się z Markiem Wielką Japą i na pierwszej randce pozwoliłaś, żeby położył ci rękę
na melonach. Masimo pewnie słyszał o twojej reputacji. Kobieta powinna dbać o swój
honor.
Dosyć tego. Przy najbliższej okazji założę jej na głowę te wielkie gacie i zamknę ją w
szatni przy sali gimnastycznej.
- Dziewczyny, a jak tam u was z całowaniem? Jakieś nowe osiągnięcia? – spytała Rose. –
Ja powiem tylko tyle: zaliczyłam numer ósmy!
Pół godziny pó
ź
niej
Po naszych relacjach wyszło na to, że Ro Ro i Sven prowadzą. Doszli do ósmego punktu,
czyli pieszczot górnej części ciała, w domu. Ellen zatrzymała się na czwórce „Chyba…
sama nie wiem… hmmm…”. Pozostałe na piątce.
Jas, czerwona jak burak, w końcu wydukała, że „tak jakby” zaliczyła punkt siódmy. Ja
oznajmiłam, że oficjalnie doszłam do siódmego, chociaż emocjonalnie był to raczej ósmy.
- To znaczy, że ósemkę zaliczyłaś tylko wirtualnie – rzuciła złośliwie Jas.
Spojrzałam na nią krzywo, ale udawała, że się opala.
Po chwili spytałam Jools:
- A co u ciebie i Rolla?
Jools zadziwiła nas wszystkie oświadczeniem, że zaliczyła punkt dziewiąty.
- CO??? – wykrzyknęłam. – PDCC? Pieszczoty dolnej części ciała????
- No, tak jakby.
- Tak jakby???
Gapiłyśmy się na nią ze zdumieniem. Nieprawdopodobne.
Okazało się, że bawili się w „całus, prawda czy wyzwanie” i w końcu Jools musiała na
ulicy pokazać mu majtki.
- I to wszystko? – spytałam.
- Trochę pokręciłam biodrami. Myślę, że mu się podobało.
Chyba już dłużej tego nie zniosę. Zostanę lesbijką i zacznę hodować pszczoły.
W łó
ż
ku
Zakręciłam włosy na wałki, żeby nadać im większą objętość. Chłopcy nie muszą się tak
męczyć. Nie wyobrażam sobie, żeby jakiś facet wytrzymał w łóżku z kłującymi wałkami
na głowie.
Dwie minuty pó
ź
niej
Wiem jednak, że i chłopcy starają się być bardziej atrakcyjni dla dziewczyn. Na przykład
zapuszczają długie grzywki, chodzą kowbojskim krokiem, z dłońmi w kieszeniach.
Oblewają się śmierdzącymi wodami toaletowymi, którym niby nie może oprzeć się żadna
kobieta, i każda od razu chce dojść do punktu szóstego.
Dziś wieczorem na ulicy minęłam Oscara – kandydata na Tępaka – i o mało nie
zemdlałam. Wylał na siebie chyba całą butelkę wody toaletowej. Myślałam, że się uduszę.
Gdyby zapalił papierosa, na pewno doszłoby do eksplozji.
Minut
ę
pó
ź
niej
Mogłam go poczęstować fajką i odsunąć się na bezpieczną odległość.
Piątek, 22 lipca
Wstałam skoro świt, czyli o ósmej rano. Przejrzałam się w lustrze. Czyżby na brodzie
robił mi się pryszcz? O nieeee! Szybko spryskałam go perfumami. Żadnemu chłopakowi
nie spodobałaby się dziewczyna z dwiema brodami. No, chyba że Chuda ma chłopaka, co
by oznaczało, że na naszej planecie żyje człowiek, któremu podobają się kobiety z
osiemnastoma czy dziewiętnastoma podbródkami. Z których część nie znajduje się na
szyi. Cha, cha, cha, cha. O Boże. Przez te wszystkie dylematy z wyborem chłopaka chyba
wpadłam w histerię.
8.20
Moja urocza, lecz nienormalna siostrzyczka rozmawia przez telefon. Nie
przeszkadza jej fakt, że trzyma słuchawkę odwrotnie, a po drugiej stronie kabla nikogo
nie ma.
- Tak, wiem, tak – mówi. – Pan Bum Bum przyjdzie dziś do szkoły w zasikanych gaciach!
He, He, He, cha, cha, cha, lalalala. – Potem zaczęła parskać i w końcu krzyknęła: - Pa,
pa, głupku! – I trzasnęła słuchawką
Kiedy mnie zobaczyła, podeszła i zażądała, żebym ją wzięła na ręce. Jest już spora i dość
ciężka. Musiałam się oprzeć o drzwi, żeby się nie przewrócić. Kiedy już ją trzymałam na
rękach, zaczęła mnie całować po całej twarzy.
- Kosiam cię, kosiam cię moja włochata siostrzyczko, baaaardzo cię kosiam.
Włochata siostrzyczko? Zobaczyła coś, czego ja nie zauważyłam? Czyżby gen
orangutanizmu postanowił dotrzymać towarzystwa pryszczowi? Postawiłam ją na ziemi i
powiedziałam:
- Zobacz, Bibs, Angus robi kupę w szufladzie taty.
Wcale nie kłamałam.
Potem pognałam do łazienki.
Minut
ę
pó
ź
niej
Ufff, pod względem włochatości wszystko w porządku. Jestem gładziutka jak pupcia
niemowlęcia, ale na szczęście nie tak śmierdząca.
W moim pokoju
18.00
W końcu wybrałam strój na sobotę. Nowa skórzana spódniczka, botki do kostek i
top z ramiączkami krzyżującymi się na plecach. Dobra jest. Dzięki Bogu, że tak szybko
podjęłam decyzję. Teraz mogę się skupić już tylko na makijażu i fryzurze.
Pi
ę
ć minut pó
ź
niej
Botki do kostek czy różowe sandałki?
Dwie minuty pó
ź
niej
Nie cierpię tej skórzanej spódniczki, straszny kicz.
Trzy minuty pó
ź
niej
No to niebieska sukienka. O, właśnie.
Pi
ę
ć minut pó
ź
niej
Czy naprawdę chcę wyglądać jak wieśniaka?
18.30
Wyszłam z domu i usiadłam na murku. Było jeszcze całkiem ciepło. Państwo
Sąsiedzi jedli w ogrodzie kolację, którą nazywają „śródziemnomorską”. Ciekawe, ilu
Włochów robi na kolacje tosty z jajecznicą. I z ostrymi kiełbaskami.
Piorunują mnie wzrokiem. Włosi nie patrzą z taką wściekłością, tylko śpiewają i grają na
gitarze.
Ich sprawa. Dobrze się bawią i to najważniejsze. Oto moja nowa filozofia: cieszyć się
życiem i spokojnie czekać na to, co przyniesie los.
Jak mawia Jas, kiedy jej na to pozwalam: „Que sera, sera, co ma być, to będzie”.
Bo „nie mam czasu na fachy i kłótnie”, jak kiedyś oświadczyła pewna gwiazda rocka.
Chyba ta sama gwiazda powiedziała również: „Potrzebujesz tylko miłości.
Nananananananana”. W życiu liczy się tylko miłość. Na pewno nie to, co psychiczni
sąsiedzi z wielkimi tyłkami jedzą na kolację. Ani to jak ma się ubrać dziewczyna
potencjalnie kochana przez kilku Bogów Miłości.
Nieważny strój, ważne serce, które pod nim bije.
Pi
ę
ć minut pó
ź
niej
Zadzwoniłam do Jas.
- Jas, jak mam się jutro ubrać?
- Co?
- Jak mam się jutro ubrać na ten koncert, najważniejsze wydarzenie w moim życiu?
- Powiem ci, jak się nie ubierać. Nie wkładaj szpilek, bo może będziesz musiała nagle
wybiec, żeby złapać pociąg, tak jak ostatnio!
I zaczęła się śmiać, chrząkając jak jakaś szurnięta świnia. W tle usłyszałam jeszcze
śmiech kogoś innego.
- Jas, to taka z ciebie przyjaciółka? I kto tam jest u ciebie?
- Tom. Pomaga mi się spakować na wycieczkę.
Miałam wielką ochotę ją walnąć. Musiałam jednak zachować spokój, bo w sobotę po
koncercie chciałam u niej przenocować. Wysłuchałam więc listy koszmarnie nudnych
zabaw, których już nie może się doczekać, kiedy pojedziemy na tę durną wycieczkę. Co
jest interesującego w budowie „kryjówki”, żeby można nocą podglądać fretki, borsuki i
inne głupie zwierzęta, które robią same nudne rzeczy? Głównie ryją w ziemi i walą kupy.
Jas to kręci.
- Tom mówi, że jeśli szczęście nam dopisze, może zobaczymy nawet lisy!
- Hurra! – mruknęłam z ironią, ale przypomniało mi się, że mam u niej nocować, więc
zmieniłam swoja wypowiedź na: - Hurra, mam nadzieję, że zobaczymy lisy, a może
nawet jakieś… te… kozy.
- Kozy? Kozy nie żyją w lesie, tylko na farmach.
- Może im się znudzi spokojne życie na farmach i przyjdą do lasu, żeby zawrzeć nowe
przyjaźnie.
- Nabijasz się ze mnie.
- Jas, stwierdzam tylko fakt, że to niesprawiedliwe, że lisy, borsuki i inne dzikie
zwierzęta, które nie kiwną palcem w bucie, żeby pomóc innym, mogą sobie chodzić
luzem po lesie, a biedne stare kozy, które dają mleko i tak dalej, muszą siedzieć w
zamknięciu. Tylko tyle chciałam powiedzieć.
- Musze już kończyć.
I odłożyła słuchawkę.
Minut
ę
pó
ź
niej
Jas okrooooopnie mnie denerwuje, ale musze pamiętać, że po koncercie chce u niej
przenocować. Zadzwoniłam znowu.
- Jas?
- Co?
- Nie obrażaj się o te kozy.
- Nabijałaś się ze mnie.
- Tak, ale tylko dlatego, że jestem podekscytowana i strasznie się denerwuję. No nie
gniewaj się na mnie. Zgoda?
- Hmmm…
- Obiecuję, że się ucieszę, jeśli zobaczymy lisy.
Przez jakieś dziesięć minut byłam grzeczna i Jas w końcu mi wybaczyła. Ufff. Całe
szczęście. Przyjaźń to najważniejsza rzecz na świecie. Bogowie Miłości przychodzą i
odchodzą, a przyjaciele zostają.
Poza tym zgodziła się, żebym u niej przenocowała.
Hurra!
W kuchni
Mama robiła coś do jedzenia.
- No to dokąd się jutro wybierasz? – spytała.
O Boże. Lepiej powiedzieć, bo inaczej nie pożyczy mi swojej torebki od Chanel. Chociaż
to i tak wątpliwe, bo kiedyś niechcący oblałam ją gorącą czekoladą.
- Idę na koncert i przenocuję u Jas, bo do niej jest bliżej.
- Przecież tata może po ciebie przyjechać.
- Tak, ale nie przyjedzie.
- Dlaczego? Pytałaś go?
- Nie. Nie przyjedzie, bo nie i już.
- Nie przypominam sobie, żebym pozwoliła ci przenocować u Jas.
- W zeszłym tygodniu powiedziałaś, że mogę iść na ten koncert.
- Tak, ale jaki to ma związek z nocowaniem u Jas?
- Po koncertach ZAWSZE u niej nocuję.
- Nieprawda.
- Dlatego, ze próbujesz zniszczyć mi życie.
- Co takiego?
- Wiesz, jaki ważny jest dla mnie ten koncert. Mówiłam ci o Robbie. Potem Masimo
przyszedł, kiedy się kąpałam i tak dalej. Nie pozwalasz mi ufarbować włosów, więc
wyglądam jak stara nudziara i będę na tym koncercie taką szarą myszką, bo WSZYTSKIE
dziewczyny ufarbują sobie włosy. A teraz mówisz, że nie wolno mi przenocować u Jas,
chociaż wcześniej się zgodziłaś. Poddaję się. Wiesz co? Już nigdy więcej nie wyjdę ze
swojego pokoju? No? Jesteś ZADOWOLONA?
Dziesi
ę
ć minut pó
ź
niej
Tak ją skołowałam, że w końcu się zgodziła! Taaak! I pożyczyła mi swoją torebkę!!!
A więc co prawda pójdę na koncert na golasa, bo nie wiem, jak się ubrać, ale za to będę
miała odjazdową torebkę.
W cieplutkim łó
ż
eczku
Jeśli wcześniej zasnę, to czas szybciej minie i za chwilę będzie jutro. Rozumiecie?
No to idę spać.
Dobranoc.
21.00
Zrobię listę wad i zalet Boga Seksu i Boga Miłości. Zacznę od tego, co
najważniejsze, czyli od wyglądu.
Dwadzie
ś
cia minut pó
ź
niej
Gotowe.
Masimo
•
Wygląd: zdecydowanie 10 punktów.
•
Wybitne zalety: kocie oczy, charyzma rodem z Krainy Pizzy.
•
Talent do całowania się: muchos buenos*
•
Poczucie humoru: chyba ma. Trudno orzec. Jeszcze mi nie opowiedział ani
jednego włoskiego dowcipu. A może opowiedział, tylko ja nie zrozumiałam.
•
Osobowość: super.
•
Troskliwość: jest. Kiedy zrywał ze swoją eks, był bardzo miły i w ogóle. Poza tym
(co prawda wcale mi się to nie podobało) szczerze powiedział, że musi się
zastanowić, czy chce ze mną chodzić.
__________________
*Muchos buenos (hiszp.) – bardzo dobry.
•
Wady: Hmmm… Może zachowanie w stylu: „Ojej, uważaj na moje włosy! Podoba ci
się moja torebka?”. Chociaż właściwie to ja takiego zachowania u niego nie
zauważyłam. To Dave Jajcarz się z niego nabijał. I to bardzo. A kandydat na
Tępaka kiedyś zawołał: „Czy jego chłopak wie, że się całujecie? Czy to aluzja, że
Masimo może być homoseksualistą?
•
Podejście do Nudnej Lindsay: chyba nie ma zielonego pojęcia, że to skończona
idiotka. Muszę jednak przyznać, że spędził z nią nie więcej niż jeden czy dwa
wieczory. O ile wiem. I chyba się z nią nie całował. Chociaż Lindsay twierdzi co
innego.
A teraz następny.
Robbie
•
Wygląd: ciacho z kremem. Uczciwie jednak musze odjąć mu pół punktu, bo wolę
jasnobrązowe oczy od niebieskich. Tak więc: dziewięć i pół.
•
Wybitne talenty: wytrzymuje ze mną nawet wtedy, gdy mój mózg udaje się na
krótkie wakacje. Jest miły dla Angusa, chociaż Angus kiedyś podarł mu na strzępy
nogawki spodni. No i nie zadzwonił na policję, tylko się roześmiał, kiedy
przeczesałam sobie palcami włosy i w dłoni zostało mi rozjaśnione pasemko.
•
Talent do całowania się: nie mam pojęcia, bo całowaliśmy się tak dawno
temu, że już prawie zapomniałam. Pamiętam, że mile mnie zaskoczyła jego
technika skubania ustami mojego ucha. A może to była technika Dave’a Jajcarza?
Dave, spadaj z tej listy, tu nie ma miejsca dla ciebie. To nie lista „dobrych
kumpli”.
•
Poczucie humoru: ogólnie spore, chociaż nie zauważyłam go w tekstach piosenek
Robbiego. O nie, to znowu ja, kawałek o van Goghu, który uciął sobie ucho, to
najbardziej dołujący utwór, jaki słyszałam w życiu. A mam porównanie. Mój Vati
tak często puszcza ABBĘ, że wiem, co to znaczy dołująca muza.
•
Osobowość: chyba na plus. Chociaż jak mówi Dave Jajcarz, nie można w pełni ufać
komuś, kto nosi gumowe buty, bo jest z przekonania ekologiem.
•
Wady: hmmm… wyżej wspomniana obsesja na punkcie stanu naszej planety,
przyszłości torbaczy i tak dalej. Robbie ma w sobie coś z Jas. No i – szczerze
mówiąc – już kiedyś przedłożył torbacze nade mnie, a kto raz się sparzył, ten na
zimne dmucha.
•
Podejście do Nudnej Lindsay: Nie mogę zignorować faktu, że jego usta miały
kontakt z różnymi częściami ciała Starej Nudziary. Oficjalnie byli parą. Tego nic
nie usprawiedliwia. I nawet teraz jej nie olał, na co Lindsay zasługuje. Ale co
najgorsze, nie wiem, czy traktuje mnie jak kumpelkę, czy jako potencjalną
dziewczynę.
Mam wielką potrzebę pogadania z kimś o swoim problemie. Gdyby między mną a
Dave’em Jajarzem wszystko się układało, z pewnością zasięgnęłabym rady u Mistrza
Podjarki.
Minut
ę
pó
ź
niej
Ale właściwie wszystko między nami jest wporzo. Nie zmartwił się, kiedy zobaczył mnie z
Robbie. Nawet zaproponował mu partyjkę bilarda. Co oznacza, że jest moim kumplem, a
nie potencjalnym całowacze, więc chyba mogę z nim pogadać? Tak właśnie zrobię.
Minut
ę
pó
ź
niej
Chyba jednak nie mogę tak po prostu zadzwonić do niego i zacząć gadać o swoich
intymnych sprawach, bo może być akurat ze swoją dziewczyną. Porozmawiam z nim
jutro po koncercie.
Dobry plan.
Tak się rozemocjonowałam, że z pewnością nie usnę do rana…
…chrrr…
W siusialni życia
Sobota, 23 lipca
9.00
Czy jest za wcześnie, żeby już zacząć się szykować na koncert?
Zadzwoniłam do Jas.
Jeszcze nawet nie wstała.
9.30
Cała Drużyna Asów jeszcze śpi. Co za lenie! Pobiegam trochę po łąkach za
domem, żeby sobie poprawić krążenie.
10.15
Bardzo przyjemnie tak pobyć na łonie natury. Pasiaste pszczółki bzyczą wśród
kwiatków. Może w tej chwili w jakimś ulu królowa odgryza trutniowi wężyka? Co za
cudowna myśl. A może dwie królowe się biją? Albo wszystkie siedzą sobie zgodnie, nucąc
jakąś wesołą piosenkę i robiąc na drutach pasiaste sweterki?
Tup, tup, tup, nie podskakiwać za bardzo, żeby nie walnąć się dyndaniem w oko.
Truchcikiem, tup, tup, tup.
O, państwo Sąsiedzi wyprowadzili na spacer swoje Idiotyczne Pudle. Rzucają im patyki, a
psy z ujadaniem po nie biegną. Tylko zajmują mi miejsce… pudle zresztą też! Cha, cha,
cha, wymyśliłam dowcip. Dziś wieczorem powinnam jednak zapanować nad swoim
poczuciem humoru, bo już się przekonałam, że lepiej trzymać mózg na wodzy. Inaczej
mogę palnąć jakąś głupotę.
Minęłam państwa Sąsiadów i wesoło do nich pomachałam. Wyglądali na przerażonych. Co
jest? Przecież nie zrobię im krzywdy.
11.00
Dobiegnę do skraju lasu i wracam do domu. Już jest około jedenastej, więc
powinnam zrobić sobie parówkę i czyszczenie skóry. Jednocześnie położę odżywkę na
włosy. A potem zjem pyszny lunch przygotowany przez moją troskliwą matkę (o,
przypadkiem znowu wyszedł mi dowcip). Potem poleżę z plasterkami ogórka i maseczką
na twarzy, żeby się nieco zrelaksować i wyglądać jeszcze piękniej, a w tym czasie mój
lunch będą trawić miliardy bakterii i innych enzymów szwendających się w moim ciele.
Mogłyby czasami okazać mi wdzięczność za to, że stale dostarczam im pokarmu.
Około wpół do trzeciej zrobię sobie długą, luksusową kąpiel z olejkami, których mama
zabrania mi używać, a potem dokładnie obejrzę się w lustrze, żeby sprawdzić, czy gdzieś
na moim ciele nie czai się gen orangutanizmu. Przedwczoraj dokładnie wyskubałam sobie
brwi, więc nie zanosi się na dużo roboty, chociaż czasami takie twarde, sztywne włoski
wyrastają dosłownie w ciągu paru minut.
O piątej wyskoczę z wanny i do wpół do siódmej zrobię sobie błyskawiczny makijaż.
Minut
ę
pó
ź
niej
Tup, tup. Może na wszelki wypadek skrócę kąpiel, żeby zostało więcej czasu na makijaż.
Wiecie, czasami człowiek rozmaże sobie eyeliner albo dźgnie się szczoteczką z tuszem w
oko… Tak, muszę mieć trochę czasu w zapasie.
W wannie
16.00
Mmmm… jak przyjemne… To znaczy byłoby przyjemnie, gdyby tata przez dziurkę
od klucza nie darł się jak opętany: „Czy ja jeszcze za życia dostanę się do łazienki?!!”.
Jestem pewna, że on tylko czyha na okazję, żeby mi poprzeszkadzać. Ostatnio zajmuje
się majsterkowaniem, więc jeśli szczęście mi dopisze, wkrótce trafi na ostry dyżur i
wreszcie będę miała święty spokój.
Dlaczego on się zawsze upiera, żeby robić rzeczy, na których kompletnie się nie zna?
Kiedy mama chciała przemalować kuchnię, zaproponował, że zrobi to z wujkiem Eddiem.
Nie minęło półtorej minuty, jak niechcący zamalował deskę do krojenia.
W kuchni
16.15
Tata i wujek Eddie są żółci jak żółtko. Wyglądają, jakby nawzajem oblewali się
farbą.
Dwie minuty pó
ź
niej
Kuchnia wygląda jakby przeszło przez nią tornado. Mama spojrzała na mnie bez słowa.
I ja na nią spojrzałam.
- Sama go sobie wybrałaś – powiedziałam tylko i poszłam do swojego buduaru.
To przykład jak bardzo, bardzo trzeba uważać przy wyborze partnera. Mama powinna
była najpierw kazać tacie wypełnić formularz z pytaniami w stylu: „Czy jesteś zdrowy
psychicznie? Czy znasz się na majsterkowaniu? Na przykład czy umiesz zmienić koło u
roweru tak, żeby nie ucięło ci ręki i nie trzeba było wieźć cię na pogotowie?”. Gdyby tata
odpowiedział przecząco, powinna uciekać, gdzie pieprz rośnie.
Chociaż ja na jej miejscu nie zawracałbym sobie głowy takim formularzem. Jeden rzut
oka na jego ogromny kinol byłby dla mnie czynnikiem decydującym.
W moim pokoju
Prawie udało mi się zapomnieć o moim nosie, dopóki Panna Ośmiornica o nim nie
wspomniała. No cóż, sprawdźmy.
Przegl
ą
dam si
ę
w lustrze
Trzeba przyznać, że do małych nie należy. Ale jeśli tylko nie uśmiecham się spontanicznie
i nie zapominam o wciąganiu nozdrzy, to od biedy może uchodzić za normalny.
19.10
Jestem gotowa. No, o tyle o ile.
Makijaż mi się udał. Usta pomalowałam sobie trwałym błyszczykiem, ale tym razem oczy
oszczędziłam. Ostatecznie zdecydowałam się na krótką niebieską sukienkę i botki do
kostek. Włosy wyglądają nieźle, są puszyste i w ogóle och i ach.
19.15
Zadzwoniłam do Jas.
- Jas, jesteś już gotowa?
- Tak, a ty? Tom ma po mnie przyjść z Robbiem, więc jeśli chcesz, możemy się z całą
resztą spotkać pod wieżą zegarową.
- Okej. Trochę się denerwuję. Mam nadzieję, ze po drodze nie dostanę ataku histerii.
- Błagam, nie. Kiedy ostatnio histeryzowałaś, wpadłyśmy na latarnie i podarłam sobe
rajstopy.
Pod wie
żą
zegarow
ą
19.40
Drużyna Asów znowu w akcji!!!
Rosie ubrała się na czarno, tak samo Sven, który ponadto założył kowbojski kapelusz.
- Ciao, maleńka – powiedział. – Hasta la vista*.
Co on bredzi?
- Mój narzeczony jest boski, prawda? – Rosie westchnęła z rozczuleniem.
- Yyy… oczywiście – mruknęłam.
Ellen, Jools, Mabs, Honor i Soph (potencjalne członkinie Drużyny Asów), Jas i ja
poszłyśmy przodem, gadając, a Sven i Rosie ciągnęli się z tyłu.
Przed Old Market zobaczyłyśmy ogromną kolejkę, ale Sven przepchnął się pod drzwi i
zaczął gadać z bramkarzem. No super, pewnie nas wyrzucą, zanim w ogóle wejdziemy.
Ale ku mojemu zdumieniu bramkarz powiedział:
- Dziewczęta, zapraszam do środka.
Weszłyśmy, mijając Nudną Lindsay i jej kumpele.
_______________
*Hasta la vista (hiszp.) – do zobaczenia.
Taaak! Z zazdrości dosłownie zzieleniała na twarzy.
Na koncercie Sztywnych Dylanów
Sala pękała w szwach. Zespół miał naprawdę mnóstwo fanów. Kiedy już zostanę
dziewczyną Masima, będę musiała z nim chodzić na wszystkie imprezy. Strasznie
męczące. Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Wiecie, jak wtedy, kiedy człowiek długo o czymś
marzy i potem to się spełnia.
Minut
ę
pó
ź
niej
Może się spełni, jeśli wybiorę Masima, a nie Rabbiego. Chyba że Masimo jednocześnie
kreci z Lindsay, a dla Rabbiego jestem tylko kumpelką. W takim wypadku wyjdę na
idiotkę i ofiarę losu.
21.30
Jestem cała rozpalona i spięta. Masimo uśmiechnął się do mnie ze sceny, ale
jeszcze z nim nie rozmawiałam. Poza tym uśmiechał się do wielu dziewczyn. Dobrze się
bawiłam, ale jednocześnie miałam kompletny mętlik w głowie.
Podeszła do mnie Ro Ro.
- No, dziewczyny, leci szybko kawałek. Mogłybyśmy poćwiczyć wikińskie disco. Wzięłyście
ze sobą rogi?
- O kurczę, zapomniałam. Nie szkodzi, tańczcie beze mnie – powiedziałam.
Ro Ro spojrzała na mnie spode łba.
- Nie kochasz wikińskiego disco? Nie chcesz, żebym miała udane wesele?
- Chcę, ale do twojego wesela zostało jeszcze z osiemnaście lat. Nie muszę ćwiczyć już
teraz.
- Jak uważasz. Nie mogę stać tu całą noc i gadać z tobą. Wolę się całować ze swoim
narzeczonym.
Poszła, rzuciła się Svenowi na szyję i zaczęła się z nim całować przy wszystkich.
Jednocześnie podjadając orzeszki.
Czterdziesta pi
ą
ta wizyta w siusialni
Szminka nadal wygląda ładnie, jest różowiutka i błyszcząca. Nic dziwnego, zważywszy na
to, że jeszcze się z nikim nie całowałam.
Właśnie poprawiałam sobie dyndakonosza i ćwiczyłam wydymanie ust, kiedy zobaczyłam
za sobą czyjąś głowę. Dołączyła do niej druga, ruda. Dwie dziewczynki z naszej szkoły.
Co one tu robią? Wymalowane jak na odpust. Wyglądały jak młodociane wampiry z
jakiegoś komediowego horroru.
Odwróciłam się i spytałam:
- Co wy tu robicie?
Dziewczynka Numer Jeden odparła:
- W soboty lubimy się zabawić.
Zwariowały? Mają chyba pod dwanaście lat.
Wtedy zauważyłam uch miniowy. Wyglądały jak paski od spodni.
- Chyba zapomniałyście założyć spódnice – mruknęłam. – Wiecie, to nie wuef.
Zaczęły przestępować z nogo na nogę.
- Teraz taka moda, proszę pani.
Moda? Proszę pani? Zaraz, zaraz, przemieniłam się we własnego ojca!!!
Dziesi
ę
ć minut pó
ź
niej
Urządziłam im krótką pogadankę na temat ptaszków i pszczółek. Opowiedziałam o
niebezpieczeństwach, jakie na nie czyhają w nocnym klubie. Dodałam, że na Sali jest
Nudna Lindsay i jeśli je zobaczy, z całą pewnością wytarga je za uszy, a następnego dnia
trafią na dywanik do słoniarni, czyli do gabinetu Chudej.
Lekko się wystraszyły.
- Chciałyśmy tylko trochę się zabawić – wyjaśniła jedna. – Nic nam nie wolno. Czujemy
się jak w więzieniu.
Tata na mnie krzyczy, kiedy rozmawiam przez telefon, za długo siedzę w łazience,
używam jego maszynki do golenia i tak dalej.
- Wiem, wiem, wiem… - Pokiwałam głową.
Są jeszcze za młode, nie znają życia. Powiedziałam, że mogą stanąć w ciemnym kącie
przy barze i zostać jeszcze pół godziny na koncercie, ale potem mają wracać do domu.
Co dziwne, natychmiast mnie posłuchały. Zupełnie jak wytresowane psy w pełnym
makijażu.
Z powrotem na koncercie
Zaprowadziłam smarkule do ciemnego kąta przy barze i zostawiłam je tam, całe
rozchichotane. Nudna Lindsay i jej kumpelki lansowały się na całego (czyli robiły z siebie
idiotki) na drugim końcu sali pod sceną. Masimo w ogólne nie zwracał uwagi na
Ośmiornicę. No, ale na mnie też, tylko czasami posyłał mi uśmiech.
Pi
ę
tna
ś
cie minut pó
ź
niej
Zespół zagrał jeden set. Robbiego nadal nie było. Masimo świetnie śpiewa i jest bogiem
tańca. Wszystkie dziewczyny pod sceną wpadły w histerię. Nie zdziwiłabym się, gdyby
zaczęły rzucać na scenę swoje majtki. Ale żenada. Za grosz dumy.
Odwróciłam się do Jas i spytałam:
- Jazzy, ty byś chyba nie rzuciła majtek na scenę, co?
- No, w każdym razie nie te spod spodu.
Czy jej kompletnie odbiło? Nosi dwie pary majtek? Spodnie i wierzchnie? Już chciałam się
naocznie o tym przekonać, kiedy zauważyłam, że przy barze usiadły jakieś pacany. No
super. Mogłam się tego spodziewać. Tępaki przyszły na koncert, a Mark Wielka Japa
właśnie próbował poderwać jakąś dziewczynę.
Ellen i reszta Drużyny Asów chciała sprawdzić, co tam się dzieje, więc podeszłyśmy do
baru.
Minut
ę
pó
ź
niej
O kurczaki pieczone! Akcja jak z filmu. Dave Jajcarz i jego kumple rzucili się na Tępaków.
Podobno jeden z nich zaczepiał obie smarkule, ciągnął je za ramiączka staników i
próbował je pocałować. Dave to zauważył i zainterweniował.
Mark Wielka Japa powiedział:
- Może wyjdziemy na solo?
Chwile później Dave siedział na jego głowie.
Dwie minuty pó
ź
niej
Bramkarze wywalili Tępaków, które krzyczały za Dave’em:
- Uważaj, stary, wiemy, gdzie mieszkasz!
Żałosne.
- A pamiętasz, gdzie sam mieszkasz, pacanie? – rzucił Dave.
Wychodząc, Mark przyłożył dwa palce do oczu, a potem skierował je w stronę Dave’a,
udając, że podrzyna mu gardło. Żenada do kwadratu.
Smarkule zaczęły łasić się do Dave’a.
- Dziewczyny, do domu, i to już – nakazał.
- Dobrze, Dave – powiedziały i grzecznie wyszły.
I kurczę.
- Chyba się w tobie zakochały – mruknęłam.
- No cóż, niezłe ze mnie ciacho. – Wydął usta i zaczął szaleć na parkiecie. Wołał przy
tym: - Mówcie mi Szefuniu!!!
W pewnej chwili podeszła do niego Emma ze szklanką. Rzuciła „cześć” w moją stronę, a
potem cmoknęła Dave’a w policzek i go uściskała. Dziwne. To znaczy pocałunek i uściski
nie były dziwne, ale ja się dziwnie poczułam.
Powlokłam się z powrotem do Drużyny Asów.
Przerwa
W końcu przyszedł Robbie. Nudna Lindsay ma chyba radar zainstalowany w głowie, bo
kiedy tylko stanął w drzwiach, rzuciła się na niego i zaciągnęła go do baru. Boże, jak ja
jej nienawidzę. Muszę jednak przyznać, że nie był zbyt zachwycony i cały czas się
rozglądał. Może mnie szukał? Nagle wpadłam w histerię i poprosiłam Jas:
- Jas, nie ruszaj się, schowam się za tobą. Chcę zobaczyć, co się będzie działo.
Jas jako kamuflaż okazała się beznadziejna. Ciągle zapominała o swojej roli, co chwila się
odwracała, żeby coś mi powiedzieć, i odsłaniała mnie, przykucniętą z tyłu. I po co to
wszystko?
Lindsay była bardzo ożywiona, jeśli w przypadku ośmiornicy w ogóle można mówić o
jakimkolwiek ożywieniu. Robbie traktował ją uprzejmie, ale wyraźnie był rozkojarzony.
Kiedy zobaczył, że zespół schodzi ze sceny, powiedział coś do Lindsay i podszedł do
chłopaków. Ledwie się od niej odwrócił, zaczęła sobie poprawiać stanik. Cha, cha, cha
pewnie sztuczne melony postanowiły wyrwać się na wolność. I bardzo dobrze.
Chłopaki z zespołu usiedli przy stoliku i natychmiast otoczyły ich rozszczebiotane
dziewczyny.
- Idę z Tomem do baru – oznajmiła Jas – Musisz radzić sobie sama.
- Jazzy, nie zostawiaj mnie, idź powolutku do baru, a ja będę czaić się za tobą.
I poczłapałyśmy razem.
Kiedy jednak mijałyśmy stolik Dylanów, Jas wpadła na Svena. O nie. Sven nie zauważył,
że chowam się za nią i powiedział:
- Maleńka, zatańczmy!!! Sven lubi tańczyć!
Złapał mnie na ręce i zaczął tak wywijać, że stopami nie dotykałam podłogi. Koszmar. Na
pewno było mi widać majtki i rajstopy, co musiało wyglądać… hmmm… dennie.
- Sven, proszę cię, postaw mnie – wysapałam.
W końcu przestał się mną interesować, bo podeszła Rosie w rogach bizona i powiedziała:
- Czuje zew podjarki.
I wtedy Sven postawił mnie na stoliku.
Na stoliku Dylanów.
Na stoliku, przy którym siedzieli Masimo i Robbie.
Bosko.
Mój tyłek znalazł się parę centymetrów od twarzy Boga Seksu i Boga Miłości.
Jak na moim miejscu zachowałaby się dojrzała i wyrafinowana kobieta?
- Znacie może wynik ostatniego meczu? – spytałam.
O nie, to chyba déjá vu. Zsunęłam się ze stołu. Wszyscy się na mnie gapili.
Masimo lekko się uśmiechnął i powiedział:
- Panno Georgio, mam nadzieję, że dziś nie śpieszy się pani na pociąg.
Cała grupa ryknęła śmiechem, a ja oczywiście zrobiłam się czerwona jak burak. Dzięki
Bogu, że było tak ciemno. Powlokłam się do siusialni.
Kiedy mijałam Nudną Lindsay, przybliżyła twarz do mojej i syknęła cicho:
- Czyżby mała dziewczynka zbłaźniła się przed dużymi chłopcami? Och, jaka szkoda.
W siusialni
Przyszła cała Drużyna Asów.
Mabs spytała:
- Usiadłaś na ich stole?
Jools spytała:
- Spytałaś ich o wynik meczu? Znowu?
Rosie spytała:
- Powiedziałaś, że śpieszysz się na pociąg?
Ellen wydukała:
- Było ci widać te, no… majtki.
Jas powiedziała:
- Teraz pewnie żałujesz, że nie założyłaś wielkich gaci.
Z powrotem na Sali
Wracając do sali wpadłam na Dave’a. Uśmiechnął się do mnie cudownie i spytał:
- Ach, seksowny kociaku, byłaś w siusialni?
Odparłam z wielką godnością:
- Ależ skąd.
- Aha… więc chodziło o grubszą sprawę?
Od razu się wyluzowałam. Zaczęliśmy się śmiać. Przez chwilę patrzył na mnie spod tych
swoich długich rzęs. Ma bardzo ładne oczy, takie uśmiechnięte i jednocześnie seksowne.
A może by tak…
Wtedy powiedział:
- Idę odcedzić kartofelki.
- Dave, czy mogę cię spytać o coś jako Mistrza Podjarki? Jak sądzisz, co Robbie o mnie
myśli? Wiesz coś w ogóle? No rozumiesz, chodzi mi o sygnały, których mogłam nie
zauważyć.
Znowu na mnie spojrzał, a potem przeniósł wzrok na swoją dziewczynę, która
rozmawiała z kumpelkami. Pomachała do niego, a on odwzajemnił jej gest.
- Sądzę, że mu się podobasz – powiedział – ale nie jest pewien, na czym stoi, i nie wiem,
co czujesz do Masima, więc udaje, że mu nie zależy.
Po prostu uwielbiam Dave’a.
Ale oczywiście tylko jako kumpla.
Wtedy zobaczyliśmy, że w naszą stronę idzie Masimo. Kiedy przepychał się prze tłum, co
chwila zatrzymywały go jakieś dziewczyny.
- O, idzie włoski rumak – mruknął Dave. – Mam nadzieję, że nie walnie mnie swoją
torebką, za to, że z tobą rozmawiam.
- Dave, on nie nosi torebki.
Ale on nie odpuszczał.
- W takim razie mam nadzieję, że nie walnie mnie swoim sportowym stanikiem.
Dave bywa okropnie irytujący.
Kiedy Masimo do nas podszedł, Dave powiedział:
- Koncert super. Muszę lecieć do odcedzalni. – I się zmył.
- Do odcedzalni? – powtórzył Masimo. – A co to takiego?
O matko kochana.
- No wiesz… yy… siusialnia dla chłopców… zresztą nieważne. Po prostu poszedł do kibla.
Masimo się uśmiechnął.
- Mój angielskie jest jeszcze… jak to się mówi?
- Do kitu? – podsunęłam usłużnie.
Pi
ę
tna
ś
cie minut pó
ź
niej
Czuję się jak w niebie. Masimo wcześnie rano leci do Włoch, więc musiał od razu po
koncercie wyjść, żeby się spakować, ale zaproponował, żebym skoczyła do niego i mu
pomogła. Oczywiście się zgodziłam, ale muszę coś wykombinować. Jas wpadnie w
histerię, jeśli nie wrócę razem z nią, jak się umawiałyśmy. Uknułam chytry plan: pojadę z
Jas, udam, że kładę się spać, a kiedy wszyscy już usną, wymknę się z domu, używając
klucza, który Jas mi pożyczy, i na parę godzin skoczę do Masima, a on rano mnie
odwiezie, jeszcze zanim ktokolwiek wstanie.
Teraz musze tylko uzmysłowić Jas genialność tego planu.
A może po prostu walnąć ją w łeb wypchaną sową i wymknąć się niepostrzeżenie.
23.45
Ale czad!!! Robbie zagrał z zespołem ostatnie dwa kawałki. Tańczyłyśmy jak
wariatki. Ale oczywiście wyrafinowanie i z klasą. Dwóch wokalistów to świetna sprawa.
Genialnie razem śpiewali. A może by tak zrobić ménage è trois…? W la belle* Francji to
na porządku dziennym.
___________________
*
Mènage é trois (fr.) – trójkąt małżeński; a la belle Francji – w pięknej Francji.
Północ
Kiedy odbierałyśmy kurtki z szatni, podszedł do nas Robbie i spytał:
- Jak tam, dziewczyny? Wszystko spoko? – Potem uśmiechnął się do mnie. – Georgia, nie
zdążyliśmy pogadać. Odwieźć cię do domu?
O kurczaki pieczone. Robbie ma takie rozmarzone niebieskie oczy, granatowe jak morze
albo jak… zaraz, zaraz, usta bez mojego pozwolenia zaczęły mi się układać do pocałunku.
Stop, stop!!!
- Miałam przenocować u Jas, ale…
Wtedy, w chwili nawet jak na nią wyjątkowo nieodpowiedniej, przylazła do nas Nudna
Lindsay. Kompletnie mnie ignorując, wzięła Robbiego pod rękę i spytała:
- Co z tym drinkiem, którego mi proponowałeś?
Robbie i ja spojrzeliśmy na siebie. Teraz powinnam powiedzieć: „Chyba musimy
porozmawiać”. Tak. Tak by było najlepiej, ale niestety ja nigdy nie potrafię się właściwie
zachować.
- Pa, pa – rzuciła Lindsay w moja stronę. – Nie wracaj zbyt późno do domu. – I
pociągnęła Robbiego do baru.
Stałam jak kołek.
Robbie się odwrócił i powiedział:
- Może innym razem?
Nudna Lindsay też się odwróciła i spojrzała na mnie triumfująco. Co za zarozumiałą
krowa.
Pi
ę
ć minut pó
ź
niej
- Co za obrzydliwa krowa! – Nie mogłam się opanować. – Kazała Robbiemu zaprosić się
na drinka. Zaproponował, że mnie odwiezie do domu, a wtedy ona przylazła.
- Musisz ja pożreć – orzekła Rosie – To jedyne wyjście.
Kiedy opuszczałyśmy klub, Masimo właśnie pakował sprzęt.
- Ciao, Georgia, no to nara! – zawołał za mną.
Wszystkie dziewczyny, który się wokół niego tłoczyły, spiorunowały mnie wzrokiem.
Poczułam się jak laleczka wudu cała pokłuta szpilkami.
Pomachałam do niego po luzacku. Och, już sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
Ellen znowu zaczęła bredzić jak potłuczona:
- Ale dlaczego on… yyy… no… dlaczego powiedział „nara”?
- Zaraz się spotykamy u niego.
- Przecież miałaś przenocować u Jas – zdziwiła się Rosie.
- Zasadniczo tak, ale zamierzam wymknąć się z domu Jas, a rano Masimo odwiezie mnie
tam z powrotem.
- O kurczę – mruknęła Jools.
- No. Zanosi się na romantyczną noc. Dam wam znać, jeśli nauczę się czegoś nowego.
- Ale jak Jas wyjaśniła to swoim rodzicom? – spytała Mabs. – Mnie by za żadne skarby
nie wypuścili samej w nocy.
- Och, oni są spoko.
Dziewczyny spojrzały na mnie podejrzliwie.
- Nic nie powiedziałaś Jas, prawda?
- No, nie wszystko.
- Bardzo się zdenerwuje i może nawet wyląduje w wariatkowie – zauważyła Rosie.
Boże, jakie to życie jest skomplikowane.
- Ładne dziewczyny nie mają lekko – westchnęłam.
- Kogo masz na myśli?
- Oczywiście siebie.
Udała, że mnie policzkuje, i powiedziała:
- Nie świruj.
Wracam z dziewczynami do domu
Kazałam im się zamknąć, bo podeszli do nas Jas i Tom i ruszyliśmy do domu.
Cztery minuty pó
ź
niej
Jestem w całkiem niezłym nastroju. Lepszy Bóg Miłości w garści niż Bóg Seksu na dachu,
choć co prawda na razie nie siedzi na dachu, ale… no, na pewno wiecie, o co mi biega.
Tak się cieszyłam, że nawet Jas mnie nie wkurzała. Przez całą drogę przytulała się do
Toma, a co jakiś czas przystawali, żeby się pocałować. Nie tak na poważnie, tylko
cmokali się w usta. Bardzo słodkie. Jeśli ktoś lubi słodycze.
W pewnej chwili rozległ się dzwonek roweru i podjechał Sven na dziecięcym rowerku.
- Czadu, dziewczyny!!! – Przejechał kawałek na tylnym kole i wpadł na drzewo. Zostawił
rower na ziemi, złapał Rosie i posadził ją sobie na barana. Widać jej była majtki. –
Jestem dziki!!! – wydarł się na całe gardło.
W sumie mówił prawdę. Rosie dodała z góry:
- No to papatki! Idziemy się trochę poprzytulać.
I Sven pobiegł do parku z garbem w kształcie dziewczyny.
Tata Mab odwiózł do domu Ellen, Jools i Honor. Mab kazała mu zaparkować dwie ulice
dalej, żeby nikt go nie zobaczył. Na wszelki wypadek kazała mu też udawać, że czyta
gazetę, żeby żaden z jej znajomych nie zobaczył jego głowy. Wszyscy trąbią, że
nastolatkom brakuje inicjatywy, a sami widzicie – cały czas musimy nieźle główkować. To
bardzo, bardzo męczące.
Kiedy już się z nimi pożegnaliśmy, poszliśmy we trójkę do domu Jas.
- Dobry koncert, nie? – zagaił Tom. – Ten Masimo to spoko gość. Prawda, Gee?
Trochę się krępowałam rozmawiać z Tomem o Masimie, który jest bratem Robbiego, i
tylko coś wymamrotałam.
- Podoba ci się, Georgia? – spytała Jas, spoglądając na mnie znacząco.
Nie odpowiedziałam, więc wytrzeszczyła oczy i uniosła brwi. Ja zrobiłam to samo.
Mogłybyśmy to ciągnąć prze całą noc, gdyby nie Tom, który spytał:
- To jak? Pogadałaś z moim bratem?
- Właściwie to nie. Poszedł sobie z Lindsay.
- Hmmm… inaczej bym to ujął. Zmusiła go, żeby ją zaprosił na drinka – nie zrobił tego z
własnej woli.
Postanowiłam złapać byka za rogi i trochę go potarmosić… och, zamknij się, mózgu!
Zdecydowałam, że wybadam Toma, co sądzi o tym wszystkim.
- Czy Robbie ci mówił, co o mnie myśli? – spytałam.
Tom niespokojnie przestąpił z nogi na nogę i w końcu odparł:
- Często powtarza, że bardzo cię lubi i przykro mu, że wam nie wyszło, bo… no mniej
więcej chodziło o to, że byłaś dla niego trochę za młoda.
- Bo jest dla niego za młoda – wtrąciła Jas. – Szczerze mówiąc, jest za młoda dla
każdego chłopaka.
Spojrzałam na nią spode łba.
- Dzięki, najdroższa przyjaciółko.
Wpadła w fazę wymądrzania się. Powinna zaopatrzyć się w kostur i zapuścić sobie brodę.
Bredziła jak potłuczona.
- Gee, po prostu oceniam sytuację realistycznie. Jesteś zupełnie niepoważna. Ciągle
chichoczesz, tańczysz z gilem zwisającym z nosa i tak dalej. Nie jesteś gotowa na
poważny związek, kieruje tobą zwykła podjarka. Takie są fakty.
Nie wiedziałam, jak na to zareagować. Może miała rację? Może jestem zwykłym
pustakiem i powinnam w ogóle nie wychodzić ze swojego pokoju? Albo razem z panią
Wilson otworzyć sklep ze sztruksową odzieżą?
Wpadłam w dołek.
Który pogłębił się jeszcze bardziej, kiedy dziesięć minut później musiałam sterczeć przy
garażu jak ten kołek w płocie i patrzeć, jak Jas i Tom całują się na pożegnanie. Nie
mogłam wejść do domu, bo Jas powiedziała, że mamy wejść razem. Starałam się na nich
nie patrzeć, ale słyszałam, jak się całują. Odgłosy mlaskania, oddychania i jakieś
szelesty. Czułam się jak zboczeniec. Właściwie to stałam się żeńskim odpowiednikiem
Elvisa Attwooda. Ale żena.
Cztery lata pó
ź
niej
W końcu Jas oderwała się od Toma, z dziewięćdziesiąt pięć lat się z nim żegnała, a potem
jeszcze pobiegła za nim, żeby dać mu ostatniego buziaka. Wreszcie udało mi się
wciągnąć ją do domu.
W domu Jas
Mama Jas weszła do kuchni w bardzo przyzwoitej koszuli nocnej. Żadnych melonów
próbujących wyrwać się na wolność.
- Dziewczynki, dobrze się bawiłyście? – spytała. – Zostawiłam wam coś na ząb, na pewno
umieracie z głodu. Idę spać. Posłałam wam łóżka. Dobranoc, miłych snów. – I wyszła.
Niesamowite.
Żadnych pytań w stylu: „Z kim tańczyłaś? Całowałaś się? Albo: „O której to się wraca?!
To nie hotel!”. Coś na ząb i dobranoc. Naprawdę niesamowite.
Na górze
Jas milion lat siedziała w łazience. Co ona tam robi? Spytałam przez drzwi:
- Co ty tam robisz?
- Smaruję się kremem nawilżającym na noc.
Matko kochana. Przez tyle czasu zużyła chyba całe wiadro.
W łózku
Siedzę na łóżku kompletnie ubrana.
- Georgia, jesteś kompletnie ubrana – powiedziała Jas.
- Wiem. Zaraz wychodzę.
- CO???
- Mówiłam ci. O pierwszej Masimo ma po mnie przyjechać. O trzeciej w nocy leci do
Włoch, a w drodze na lotnisko podrzuci mnie tutaj.
- Nie mówiłaś, że masz się spotkać z Masimem, ale to nie ma znaczenia, no nie pójdziesz
na żadną randkę. Koniec, kropka.
- Jazzy.
- Poza tym co z Robbie? Co mu powiedziałaś? Co on sobie o tobie pomyśli? Zresztą nic
sobie nie pomyśli, bo żadnej randki nie będzie.
- Jazzy.
- Nie pójdziesz, inaczej dostanę szlaban na pięćdziesiąt lat.
- Przecież nikt się nie dowie. Dasz mi swoje klucze, po cichutku wymknę się tylnymi
drzwiami, szybciutko wybiegnę na ulicę, gdzie już będzie na mnie czekał mój cudowny
Bóg Miłości. Buzi-buzi, gadu-gadu, może uronię łezkę, kiedy będziemy się żegnać. Ale
tylko jedną, żeby sobie makijażu nie rozmazać. Zresztą niedługo się spotkamy na
wakacjach w Rzymie…
Jas okropnie się nabzdyczył, nawet jak na nią.
- Cała ty. Jeśli ktoś będzie miał kłopoty, to ja, bo z całą pewnością nie wymkniesz się po
cichu, tylko o coś się potkniesz i wszystkich obudzisz, a nawet jeśli ci się uda, to po
powrocie przez pomyłkę wejdziesz do sypialni rodziców.
Mocno ją przytuliłam.
- Jazzy, nie pragniesz mego szczęścia?
- Nie.
Milutka, co?
- Słuchaj, trochę poćwiczę wymykanie się po cichutku. Zakradnę się do kuchni.
Zobaczymy, czy mnie usłyszysz.
0.40
Nie do wiary. Jas tyle się nagadała o moim hałasowaniu, a kiedy wróciłam z
kuchni, spała jak zabita!!!
Naszych rodziców coś łączy – jej mama i tata przeraźliwie chrapią. Doskonale, bo to
znaczy, że śpią.
0.50
Ciekawe, jak uda się ta randka. Całe dwie godziny! Sam na sam z Bogiem Miłości.
A może będzie u niego Dom i nie będziemy mogli się całować? Sacrebleu!
W łazience
Wyglądam dobrze. Nie wiem tylko, czy musnąć usta błyszczykiem, bo może będziemy się
całować, czy umalować je nieścieralną szminką.
Ojej, co za dylemat.
0.55
Czas wziąć się w garść i chwycić byka za rogi. Zakradłam się na dół i weszłam do
kuchni. Wcześniej otworzyłam tylne drzwi, żeby teraz nie narobić hałasu. Na paluszkach
wyszłam do ogrodu. Na niebie iskrzyły się gwiazdy, mrugały do mnie jak… no, jak jakieś
mrugacze.
Wiem, że na nie psioczyłam, porównywałam to latarek z wyczerpującą się baterią, ale
teraz widzę, że są całkiem fajne. Takie maleńkie, wesoło mrugające iskierki, które
oświetlają mi drogę ku miłości. Byłam w doskonałym nastroju. Supermegaczadowym.
1.05
Siedzę na murku na końcu ulicy. Brr, ale lodówa, chociaż mamy środek lata. Cicho
i trochę strasznie.
Może Masimo w ogóle nie przyjedzie? Może pogadał o mnie z resztą Sztywnych Dylanów,
którzy powiedzieli: „Stary, zwariowałeś?!”. Albo zadzwoniła jego była dziewczyna i
postanowili do siebie wrócić, albo…
I wtedy usłyszałam jego skuter.
Wstałam. Znowu usiadłam. Jak na moim miejscu zachowywałaby się prawdziwa
luzaczka? Wstałaby czy usiadła w luzackiej pozie? Szkoda, że nie palę papierosów –
przynajmniej miałabym czym zająć ręce. Ale przy moim pechu pewnie podpaliłabym
sobie włosy. Już wiem! Zacznę udawać, że szukam czegoś w torebce, a kiedy Masimo
podjedzie, podniosę głowę.
Zaczęłam grzebać a torebce, a skuter zbliżał się coraz bardziej.
Masimo stanął przede mną. Podniosłam głowę. Zdjął kask i potrząsnął włosami. Matko
kochana, w jednej sekundzie przemieniłam się w galaretę. Wyglądał po prostu bosko.
Taki przystojniak umówił się ze mną na randkę! Jakie szczęście, że wybrał właśnie mnie!
Kocham cały świat. Tak, nawet Jazzy. Cały, caluteńki świat – oczywiście oprócz Nudnej
Lindsay.
Masimo uśmiechnął się, powiedział: „Ciao, caro” i posłał mu buziaka w powietrzu. Potem
wziął zapasowy kask i poklepał tylne siodełko.
- Przejedźmy się.
Czułam się jak w filmie. Masimo założył mi kask, zapiął pasek pod brodą i pocałował mnie
w usta. Mało nie spadłam ze skutera. Potem spytał:
- Wszystko w porządku? Trzymaj się mocno.
Objęłam go w talii. Kiedy go dotknęłam, miałam wrażenie, że poraził mnie prąd. Jakby
została ugodzona laserowym mieczem, których używają w lelku filmach fantastycznych.
Dlaczego chłopcy lubią takie dziwne stwory: hobbisty, elfy, roboty i tak dalej?
Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi, bo właśnie obejmowałam Boga Seksu, który z całą
pewnością nie wyglądał jak hobbit. I któremu się podobałam. Taaak!!! Cały świat wokół
mnie śpiewał o miłości.
Jechaliśmy przez ciemne ulice i było absolutnie fantastycznie. Gdzieniegdzie grupki
imprezowiczów wracały z pubów, śpiewając i tańcząc. Stanęliśmy na światłach i wtedy
Masimo powiedział:
- Może wpadniemy do mnie? Poczęstowałbym cię prawdziwą włoską kawą i… innymi
włoskimi rzeczami.
O, w mordkę jeża! Teraz już się kompletnie rozpuściłam i chyba spłynę ze skutera.
1.30
Mieszkanie Masima jest zupełnie odlotowe. Wynajmuje je razem z Domem i jego
kumplami. Panuje tu porządek, nigdzie nie walają się sterty bielizny jak w sypialnie
moich rodziców. Ciekawe, jaką bieliznę Masimo nosi. Na pewno włoską. Może jego
eleganckie majtki grają Arrivederci Roma albo Nessun Dorma? Nie, nie, Masimo na
pewno nie włożyłby takiej zgrywnej bielizny… A właściwie to dlaczego nagle zaczęłam
myśleć o majtkach?
Zaparzył mi kawę z ekspresu i podał maleńkie ciasteczka z migdałami. Czuję się très po
europejsku.
Kiedy sączyłam kawę, on kończył się pakować. Ma bardzo fajne koszule. Skończył,
zamknął walizkę i spojrzał na mnie.
- Panno Georgio, czy Robbie wie o nas?
- Hmmm… on… ja…
Objął mnie.
- Może ci pomóc, caro…?
2.30
O kurczę. Czuję się nabuzowana jak butelka oranżady. Żaden chłopak nie całuje
tak jak Masimo. Całował mnie bardzo długo bez przerwy. To nie był nawet punkt czwarty
(pocałunek trwający ponad trzy minuty bez przerwy), raczej punkt czwarty razy cztery
(pocałunek trwający co najmniej kwadrans).
Masimo lubi mówić… oczywiście nie w trakcie całowania, bo wtedy wyszłoby takie
„hmmmooouummmm”. Mam na myśli krótkie przerwy, kiedy odrywał usta od moich ust,
spoglądał mi głęboko w oczy, głaskał mnie po głowie i szyi, mrucząc: „Bellissima*”.
Mmm… ale bosko! Dziewczyny mają chyba dwieście tysięcy milionów zakończeń
nerwowych więcej niż chłopcy. Jesteśmy maszynami do odczuwana rozkoszy! Masimo był
tak samo zachwycony jak ja.
2.50
Nagle spojrzał na zegarek.
- O Boże, mój samolot! Georgia, nie chcę cię opuszczać, wolałbym zostać z tobą przez
całą noc. Bardzo cię lubię. Odwiedzisz mnie? Nie wytrzymam miesiąca bez ciebie.
Postarasz się przyjechać?
Próbowałam odzyskać kontrolę nad ustami. Miałam wrażenie, że spuchły i zrobiły się z
czternaście razy większe niż zwykle. Masimo mówił cos po włosku, szukając paszportu i
biletu. Mmm… cudownie to brzmiało. Nie szkodzi, że mamrotał pewnie coś w stylu:
„Kurde, gdzie ja posiałem te spodnie?”, bo mówił językiem miłości.
Nie był to jakiś tam zwykły obcy język, na przykład niemiecki. Te same słowa w języku
Krainy Skórzanych Szortów brzmiałyby zupełnie inaczej. „Chyba du bis tein guten
Fraulein. Du bist wunderbar jak za wielkie Spanferkel. Chcę cię knutschen!!! Oh, ja, oh,
ja!!!**”.
W czasie gdy mój mózg udał się na krótkie wakacje, Masimo dokończył pakowanie.
Złapał kurtkę, a potem, wkładając ją, przyciągnął mnie do siebie. Pięknie pachniał – sobą
i jakąś woda toaletową. Długo i mocno całował mnie w usta, a potem ujął moja głowę w
dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Lubimy się, panno Georgio, wszystko będzie dobrze.
Rozległ się dzwonek do drzwi. Przyjechała taksówka. Wsiedliśmy i całowaliśmy się dalej.
Minęło zaledwie parę chwil, a już znaleźliśmy się pod domem Jas i musiałam wysiąść i
opuścić Masima. O nieeeeee… byłam taka zakochana!
Pocałował mnie znowu o zrobił smutną minę.
- Będę za tobą tęsknił.
Wysiadła, zupełnie oszołomiona, i pomachałam za odjeżdżającą taksówką.
Wtedy uświadomiłam sobie, że płaczę. Naprawdę. Nie udawałam. Było mi tęskno i
smutno. To wszystko wydawało się snem. Wciąż jeszcze czułam na wargach jego
pocałunki.
Dziś już na pewno nie usnę. Zresztą nie chcę. Chciałbym zapamiętać to spotkanie na całe
życie.
Poszłam do tylnego wejścia. Noc była piękna, niebo poczerniało, w gdzieś w oddali
pohukiwała sowa. W innych okolicznościach tylko by mnie to zirytowało, ale teraz
______________________
*Bellissima (wł.) – najpiękniejsza; **Chyba du bist… (niem.) – chyba jesteś dobra
dziewczyna. Jesteś cudowna jak za wielkie pieczone prosię. Chcę cię całować. O tak, o tak.
pomyślałam: „Dobranoc, panie Sowo, mam nadzieję, że tej nocy pani Sowa dotrzyma ci
towarzystwa… chyba że to ty jesteś panią Sową, a skoro tak, to życzę ci miłych chwil
spędzonych z panem Sową. A jeśli jesteś samotna, zawsze możesz się przespać w łóżku
Jas. Jeśli lubisz wypchane sowy, czeka cię odlotowa zabawa!”.
Tak, to już koniec. Opowiadam żarty sowom. To znak, że jestem zakochana.
Weszłam do domu i na paluszkach zakradłam się na górę do pokoju Jas. Leżała zwinięta
w kłębek, ze śnieżną sową w objęciach. Hmm… Żyj i pozwól żyć innym – tak brzmi moje
motto.
Rozebrałam się i umościłam między moimi przyjaciółkami sowami.
Bla, bla, bla, ple, ple, ple
Niedziela, 24 lipca
Obudziłam się skoro świt, czyli o wpół do dziesiątej. Jas jeszcze chrapała po swojej
stronie łóżka. Przez chwile nie wiedziałam, gdzie jestem, ale szybko wszystko mi się
przypomniało.
Oooooch, Masimo… Już za nim tęskniłam. Pewnie jest teraz w Rzymie. Ciekawe, czy myśli
o mnie.
Kocham cały świat, więc pójdę i do kuchni i spytam mamę Jas, czy mogę zanieść herbatę
mojej grzywiastej przyjaciółce.
Zeszłam na dół. Pusto. Na stole w kuchni leżał liścik:
Kochana Jas!
Pojechalismy na mala wycieczke. Byc może wrocimy dopiero wieczorem. Na
sniadnie macie jajka i reszte. Może pozniej będziecie mialy ochote na pizze,
wiec zostawiam troche pieniędzy. Bawcie sie dobrze.
Buziaki,
Mama
O rany. To się nazywa właściwa opieka nad dzieckiem! Jedzenie, kasa, brak rodziców w
domu. Czad.
Zrobiłam herbatę i nawet ugotowałam jajeczko dla Jas, bo wiem, że ona przepada za
jajkami. Umieściłam wszystko na tacy i poszłam do jej pokoju.
Postawiłam tace na stoliku i pochyliłam się nad moją przyjaciółka. Wzięłam jedną z
mniejszych sów i przyłożyłam jej dziobek do ust Jas.
Gwałtownie usiadła na łóżku, cała nabzdyczona, a grzywka jej sterczała na wszystkie
strony jak miotła, w którą strzelił piorun.
- Co robiłaś? Czy jesteś pewna, że nikt cię nie widział, jak wracałaś?
Odparłam, że jej rodzice pojechali na wycieczkę, a potem dodałam:
- Nie chcesz wiedzieć co zaszło między mną a moim nowym chłopakiem, Bogiem Miłości?
- Nie.
Na pewno chciała. To jasne.
W moim pokoju
16.00
A więc tak. To już oficjalna wiadomość, bo powiedziałam Jas, że Masimo jest
moim nowym chłopakiem. Poszłam do cukierni, pogrymasiłam trochę i w końcu wybrałam
włoskie ciacho.
Ile godzin minęło od naszego ostatniego pocałunku? Już mam objawy abstynencji.
Zadzwoniłam do Rosie:
- Ro Ro, czy Sven głaskał cię kiedyś po szyi?
- Tylko wtedy, kiedy miał na sobie rękawice do prac w ogrodzie. Bo co?
- Bo wczoraj w nocy Masimo właśnie to robił. Było bosko. I doszliśmy do punktu
czwartego, ale cztery razy.
W tym samym momencie do pokoju nieoczekiwanie wszedł mój Vati i spytał:
- Co to jest punkt czwarty?
Wdarł się w moją intymną sferę. Blee. Spojrzałam na niego i odparłam:
- Tato, to prywatna rozmowa.
17.30
Przyjechał wujek Eddie. Uciekłam na górę zanim zdążył opowiedzieć jakiś
„dowcip”.
Muszę przestać w kółko myśleć o Masimie. Zajmę się czymś, co mnie całkowicie
pochłonie.
18.30
Przydałaby mi się zalotka do rzęs. Wszystkie modelki z „Como” jej używają.
19.00
Dzwonek do drzwi.
Przyszła jakaś kumpelka mamy z aerobiku. Ciekawe po co. Jej koleżanki wpadają do nas
zwykle tylko wtedy, kiedy przyjeżdżają strażacy.
19.30
O nie, tylko nie ABBA.
20.00
Libby śpiewa Tańczącą krowę.
20.30
Co one tam robią? Słyszę tylko śmiech mamy i Libby. I bardzo głośną muzykę. I
co jakiś czas huk, jakby ktoś się przewrócił.
21.30
Jest coraz gorzej. Nigdy nie słyszałam takich śmiechów i pisków. Co one tam
wyprawiają?
21.40
Dosyć tego. Puściły piosenkę z filmu Goło i wesoło. Tę z końcówki, kiedy faceci
się rozbierają i tańczą na golasa. Jej tytuł to chyba You Can Leave Your Hat On. Mama i
jej kumpelka piszczą i drą się: „Zdejmuj ciuchy!”. Chyba zejdę na dół i poproszę o ciszę.
21.45
Kiedy otworzyłam drzwi salonu, wujek Eddie kołysał pupą w rytm muzyki. Był w
samych gaciach.
Północ
Chyba muszę iść na psychoterapię. Wujek Eddie chce zostać striptizerem.
Wiecie, jak ci faceci, których można zamówić na wieczór panieński i którzy przychodzą
przebrani za policjanta, strażaka albo Jamesa Bonda. Nie wyobrażam sobie, jaka kobieta
chciałaby oglądać jego striptiz. Jeśli jednak istnieje zapotrzebowanie na grubych i łysych
golasów, to wujek Eddie je zaspokoi.
Dorośli mają obsesję na punkcie seksu. Koszmar.
0.35
Libby zobaczyła łysego faceta w samych gaciach. Z pewnością śmiertelnie się
przeraziła i do końca życia zostanie jej uraz.
Wszystko się zgadza. Tata farbuje włosy, nosi skórzane spodnie i lansuje się na całego.
Przeżywa kryzys wieku średniego, chociaż moim zdaniem ma już za sobą dwie trzecie
życia.
0.40
Skoro Vati nie potrafi sprostać zadania, jakim jest bycie ojcem, muszę sama być
odpowiedzialna za siebie.
0.45
Co nie oznacza, że zapuszczę sobie bródkę.
Poniedziałek, 25 lipca
Rano
Napisałam „Księgę zasad dla taty” i przyczepiłam ją do drzwi sypialni rodziców. Oto ona:
Zasady dla taty:
•
Nie pytaj, z kim się spotykam.
•
Jeśli pozwolę, żebyś mnie dokądś podwiózł swoim „samochodem”, nigdy w
życiu nie opuszczaj szyby w oknie i nie krzycz za mną. Co prawda ja i
tak będę udawała, że Cię nie słyszę, ale moi znajomi mogą usłyszeć.
•
Nie dawaj mi pieniędzy przy ludziach.
•
Nigdy nie wchodź do mojego pokoju bez zaproszenia (zresztą i tak
nigdy Cię nie zaproszę).
•
Nie całuj się przy mnie, przy Libby ani przy moich znajomych, a
najlepiej to w ogóle się nie całuj. W Twoim wieku nie ma takiej
potrzeby.
•
Noś porządne spodnie, jak przystało na prawdziwego ojca.
•
Wygoń z naszego domu tego łysego grubasa, czyli wujka Eddiego. Do
grobu ze sobą zabiorę jego widok w samych gaciach.
Dziękuję,
Georgia
8.10
Wymknęłam się z domu, zanim jeszcze wszyscy się pobudzili. Z sypialni rodziców
dochodził jakieś jęki. I bardzo im tak dobrze. Któryś z bardzo mądrych filozofów
powiedział: „Nie ma zabawy bez cierpienia”.
Starzy ludzie powinni się powstrzymywać przed nadużywaniem vino tinto i przede
wszystkim nie ściągać spodni.
Pogadanka o naszej przyszło
ś
ci zawodowej
10.30
Pani Wilson wzięła zastępstwo za Sokole Oko, która wybrała się na polowanie na
dziewczyny (ona twierdzi, że zaproszono ją na konferencję, ale my wiemy swoje).
Pogadanka o naszej przyszłości zawodowej, która zwykle jest przerażająco nudna, tym
razem może nam dostarczyć wiele okazji do pośmiania się.
Zaczęła Rosie:
- Pani profesor, w jakim zawodzie może pracować narzeczona wikinga? Interesuje mnie
zwłaszcza praca z reniferami i kadziami na wino.
- Rosie, zachowuj się poważnie.
- Ale ja zupełnie poważnie pytam – odparła Rosie z zaskoczoną miną.
To smutne, ale rzeczywiście nie żartowała.
Ellen wydukała, że interesuje ją praca pielęgniarki. Pierwsze słyszę. Coś wam powiem:
nie chciałabym trafić na izbę przyjęć, której pracowałaby Ellen. Wyobraźcie sobie:
przychodzicie z ręką wiszącą na kawałku skóry, a Ellen pyta: „Yyy… chodzi o lewą rękę,
czy… hmmm… coś się stało w prawą?”.
Dziesi
ę
ć minut pó
ź
niej
Pani Wilson puściła nam film o pszczółkach. Czy ona naprawdę ma nas za takie święte?
16.20
Kiedy razem z Jools i Rosie wlokłyśmy się do domu, podbiegły do nas te dwie
rude smarkule z klubu, całe rozchichotane i zarumienione.
- Proszę pani, na koncercie było czadersko, prawda? Podoba się pani ten wokalista? Jest
normalnie…
- Czaderski? – dokończyłam.
Obie wrzasnęły: „Taaaak!!!” jak dwie szajbnięte bliźniaczki.
Potem Ruda Numer Jeden powiedziała:
- Ale wie pani co? Myślę, że najfajniejszy jest Dave. Wiem, że to nie żadna gwiazda, ale i
tak jest śliczny.
I zaczerwieniła się jak burak.
Druga dodała:
- Kochamy go.
Po czym uciekły.
O kurczę. Dave Jajcarz ma swój fanklub.
Podwieczorek ze
ś
wirami
Przyszli dziadek i Maisie. Rodzice nie pozwolili mi pójść do swojego pokoju, tylko
musiałam godzinami siedzieć z nimi i wysłuchiwać tych głupot.
- Chciałbym coś ogłosić – odezwał się dziadek. – Dzięki Maisie stałem się
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Na końcu języka miałam słowa: „Dlaczego? Wydziergała sobie stryczek?”. Na szczęście
nie powiedziałam tego. Dziadek wziął Maisie za rękę (przez wełnę, bo założyła
wielokolorowe rękawiczki. W lipcu).
- Zgodziła się wyjść za mnie za mąż.
W kuchni
22.00
Dziadek i Maisie już wyszli. Mama właśnie robiła kawę.
- Widzisz? Warto przez całe życie szukać miłości – powiedziała. – Czasami przychodzi w
najmniej oczekiwanym momencie.
- Mamo, to takie żałosne i dziwaczne.
- A ja uważam, że cudowne i romantyczne.
- Nie uważałabyś tak, gdybyś musiała na własny ślub założyć kombinezon z włóczki.
Mama jednak cały czas przebywała w Świecie Starych Świrów, bo odparła:
- Wiek nie jest najważniejszy. Dziadek mówi, że pod całą tą wełną kryje się całkiem
niezłe ciałko.
Fuj, fuj, fuuuuj!
Zresztą kogo to wszystko obchodzi? Czy to odpowiednia pora, żebym spytała mamę, czy
mogę pojechać do Krainy Pizzy? Od wyjazdu Boga Miłości mam silne objawy odstawienia.
Wczoraj miałam sen, który mnie trochę przestraszył. Masimo głaskał mnie po szyi, która
nagle zaczęła się wyciągać jak zrobiona z gliny. Wiecie, jak kawał glina na kole
garncarskim. Wyciągała się i wyciągała, aż w końcu głowa mi odpadła.
Freud pewnie by powiedział, że nie powinnam tracić głowy. Zwłaszcza, że w tym śnie
moja głowa potoczyła się do kąta, gdzie Angus zaczął się nią bawić jak piłką.
Ale na czym to ja skończyłam? A tak. Miałam spytać mamę, czy pozwoli mi pojechać do
Krainy Pizzy.
- Mamo, jak myślisz? Kiedy powinnam polecieć do Rzymu? W przyszłym tygodniu kończy
się semestr, potem jedziemy na tę durną wycieczkę, ale kolejny weekend mam wolny.
- A co to znowu za bzdury?
Roześmiałam się beztrosko.
- Och, mamo, figlareczko! Wiesz, o czym mówię! Zgodziłaś się, żebym odwiedziła Masima
w Rzymie.
- Zgodziłam się?
- Tak.
- A gdzie ja wtedy byłam?
- No, stałaś tuż koło mnie.
- Georgio, po pierwsze, na nic takiego się nie godziłam, a po drugie, nic mnie do tego nie
zmusi. Koniec dyskusji.
Pi
ę
ć minut pó
ź
niej
NIENAWIDZĘ swojej rodziny. Dlaczego mam murem siedzieć w domu? Dlaczego oni sami
nie chcą się zabawić? Tym razem im pokażę. Jeśli nie dadzą kasy na wyjazd do mojego
chłopaka, to sama ją zdobędę. Coś sprzedam
Dziesi
ę
ć minut pó
ź
niej
Przeglądam zawartość swojej szafy.
Ile by dostała za te lekko znoszone skórzane botki? Gdzie się sprzedaje takie rzeczy? Nie
mam pojęcia. W sklepach z używaną odzieżą?
Chociaż nie, bardzo je lubię, a poza tym przydadzą się na wypady do włoskich dyskotek.
Jestem bardzo, bardzo zmęczona. Semestr się kończy, powinnam wkuwać, a nie mam
nawet siły zarobić paru groszy.
Północ
Nie będę się odzywać do rodziców, dopóki nie zgodzą się na ten wyjazd.
Wtorek, 26 lipca
Na
ś
niadaniu
Mama spytała, czy mam ochotę na tosta, ale ją zignorowałam. Niedługo ustąpi.
Kiedy wychodziłam z domu, mama oznajmiła:
- Skoro przestałaś się do nas odzywać, po prostu będę zgadywać, co chcesz powiedzieć.
Właściwie jest mi to na rękę, bo chciałabym, żebyś dziś wieczorem zaopiekowała się
Libby. Rozumiem, że się zgadzasz. Tak, widzę to po twoich oczach. Doskonale. Pa, pa.
Kurczę!!!
14.00
Nie wierzę, że muszę jechać na tę wycieczkę. Herr Kamyer pokazał nam wiele
sztuczek, które można zrobić przy użyciu szwajcarskiego scyzoryka. Wszystkie durne i
niepotrzebne.
Mruknęłam do Ro Ro:
- Jeśli koniowi kamień utknie w podkowie, to jego wina. Dlaczego mam targać ze sobą
wielki nóż, żeby wydłubać ten kamień?
Ro Ro mi zasalutowała.
- Georgia, masz wielkie serce. Poćwiczysz ze mną robienie węzła skrótowego?
Spojrzałam na nią bez słowa.
Jas uwielbia węzły sercowe. Błagam, niech coś się stanie, żebym nie musiała jechać,
błagam.
16.15
Muszę zostać po lekcjach! Nie wierzę!!! Sokole Oko z pięć minut wróciła z
polowania na dziewczyny i dała mi karę.
Spóźniłam się trzy minuty na jej lekcję, bo po niemieckim poszłam do siusiali, gdzie
zauważyłam, że wyskoczył mi pryszcz, więc musiałam go szybko wycisnąć przy świetle
dziennym, a potem posmarować mydłem. Wtedy wydawało mi się, że to doskonały
pomysł. W każdym razie kiedy wbiegłam do klasy, Sokole Oko powiedziała:
- Powinnaś tu być o trzeciej.
- Dlaczego? Co się stało? – spytałam z zainteresowaniem.
Chwilę później w moim dzienniczku pojawiła się uwaga: „Arogancja po płaszczykiem
błyskotliwości równa się siedzenie w kozie.
Nie do wiary.
W moim pokoju
18.30
Wciąż się zastanawiam, jak dotrzeć do swojego ukochanego. Ciekawe, czy
zadzwoni do mnie z Krainy Pizzy. Na jego miejscu bym zadzwoniła. Wiecie, o czym
mówię. Zadzwoniłabym do siebie w poniedziałek.
Pi
ę
ć minut pó
ź
niej
Dlaczego dotąd się nie odezwał?
Zadzwoniłam do Jas, żeby spytać, co o tym sądzi, ale ona myślami jest już na tej durnej
wycieczce. Poza tym wkurzyłam się, bo Jas nie zaprosiła mnie do swojego namiotu.
Umówiła się z Ellen i Mabs, twierdząc, że „na nich można bardziej polegać”. A cóż to ma
znaczyć? Zresztą nieważne. Ja mam nocować w namiocie z Rosie i Ellen i z nimi na
pewno będzie fajniej. Jas ma te swoje głupie „zasady namiotowe”, na przykład:
„Szczoteczki do zębów trzymamy w specjalnym słoiku” albo: „Zanim położysz się spać,
sprawdź, czy pod twoim namiotem nie ukryło się jakieś rzadkie leśne żyjątko”. Takie tam
farmazony.
Jakie ciuchy się zabiera na wyjazd pod namiot? Pani Wilson dała nam listę. Gdzie ja ją
mam?
Dwie minuty pó
ź
niej
•
Ciepłe ubranie na wieczór
•
Kurtka nieprzemakalna
•
Wygodne buty
•
Swobodny strój na dzień
O Boże kochany, a to jest najgorsze:
Dziewczęta, weźcie kostiumy kąpielowe, bo nieopodal jest rzeka. Jeśli któraś gra na gitarze, niech
koniecznie zabierze ją ze sobą, bo nie ma to, jak pośpiewać wieczorami przy dźwiękach gitary.
Zanosi się na krzyżówkę gitarowego szaleństwa w stylu pastora Mówcie-Mi-Arnold z
obozem skautowskim. Założę się, że w końcu trzeba będzie wezwać ratowników
górskich. Pewnie Melanie Griffiths pod ciężarem dyndaków wpadnie do wody. Albo
Herr Kamyer zastanie zaatakowany przez owcę (jeśli szczęście mu dopisze).
19.00
Zadzwoniła Rosie.
- Biorę ze sobą rogi.
- Po co?
- Poćwiczymy wikińskie disco, a poza tym przydadzą się na wypadek, gdyby nas
zaatakowały wściekłe krowy.
Matko kochana.
Dziesi
ę
ć minut pó
ź
niej
Może dzięki tej upiornej wycieczce czas mi szybciej zleci, a potem już na pewno
wymyślę, jak pojechać do Masima.
Dwie minuty pó
ź
niej
Ciekawe, co u Robbiego. Za każdym razem kiedy natykam się na Nudną Lindsay,
słyszę, jak głośno mówi do jednej ze swoich beznadziejnych kumpelek, że niby
„chodzi” z Robbiem. Może i tak. Jeśli to prawda, szybko się z niego wyleczę. Chłopak,
który wybrał taką dziewczynę, nie może być normalny.
Minut
ę
pó
ź
niej
Ale jednak spytał, czy mnie podwieźć do domu, zanim oplotła go swoimi mackami.
Minut
ę
pó
ź
niej
A Dave Jajcarz powiedział, że podobam się Robbiemu, chociaż z powodu Masima
Robbie udaje, że go nie obchodzę.
Minut
ę
pó
ź
niej
O nie, znowu pomyślałam o Davie Jajcarzu. Ciągle sam mi wskakuje do głowy.
Zawsze kiedy pomyślę o czymś śmiesznym, od razu mam ochotę mu o tym
powiedzieć. Nie robię tego, bo trochę dziwnie się czuję, będąc tylko jego kumpelką.
Fajnie się zachował w sobotę na koncercie, kiedy stanął w obronie tych rudych
smarkul.
Ciekawe, czy śmieje się ze swoją dziewczyną Emmą tak często jak ze mną.
Ciekawe, do którego punktu doszli. Och, zamknij się mózgu!
Zadzwonił telefon.
Może to Masimo! Zbiegłam na dół. W domu jest pusto, bo mama jednak uznała, że
nie można mi zaufać, i zawiozła Libby do dziadka i jego włóczkowej dziewczyny,
którzy żyją na kocią łapę. Oni z pewnością są bardziej godni zaufania. Chciałam to
powiedzieć mamie, ale ciężko mi rozmawiać z kimś, do kogo się nie odzywam.
Dlaczego nie mogę mieć normalnych rodziców? Rodzice poszli na pierwszy striptiz
wujka Eddiego, co trudno zaliczyć do normalnych zachowań.
Odebrałam telefon.
Robbie.
O kurczę.
Trzy minuty pó
ź
niej
Umówiliśmy się na czwartek na „rozmowę”.
Cokolwiek to znaczy.
W moim przypadku to znaczy: „Bla, bla, bla, ple, ple, ple”.
Czwartek, 28 lipca
Ostatni dzie
ń
semestru
Chuda wygłosiła przemówienie na temat wycieczki i zakończyła je hasłem: „Dajcie
dobry przykład całej szkole”. A potem dodała:
- Czekamy na ciekawe historie i obserwacje, które klasa dziesiąta A przywiezie z
wycieczki.
Och, zapewne z wielkim przejęciem będzie opowiadać, jak zobaczyłyśmy borsuka,
który drapał się po tyłku. I ile kiełbasek zjadłyśmy.
Kiedy wlokłyśmy się na łacinę, spytałam Rosie:
- A właściwie to dlaczego Chuda z nami nie jedzie? Sporo bym zapłaciła, żeby
zobaczyć ją w namiocie.
- Przecież dzisiaj miała na sobie namiot – odparła Rosie.
Jas jest cała rozgorączkowana.
- Gee, spakowałaś się już?
- Nie.
- A ja tak.
- Ile par gaci zabierasz?
- Pomyślałam, że na wszelki wypadek, gdyby się ochłodziło, wezmę te grube z
długimi nogawkami…
- Jas, nie pytałam poważnie.
Nabzdyczyła się.
Ma taką obsesję na punkcie samej siebie, że normalnie szok. Nic tylko ja, ja, ja, Tom,
ja, wypchane sowy, gacie i… ja. No chyba mam rację?
Dziś rano w drodze do szkoły powiedziałam jej, że chyba znowu będę musiała
dokonać wyboru między dwoma chłopakami. Bardzo dziwnie się czuje przed
dzisiejszym spotkaniem z Robbiem.
Jak zwykle wygłosiła jeden ze swoich wykładów.
- Musisz wybrać jednego i trzymać się tej decyzji. Nie możesz przez całe życie
zachowywać się jak zdzira i zmieniać chłopców jak rękawiczki.
Ja zmieniam chłopców jak rękawiczki? O czym ona bredzi? I zachowuję się jak zdzira?
Miłe, co?
- Jas, nie jestem żadną zdzirą, tylko normalną nastolatką. Nie masz prawa tak mówić
tylko dlatego, że wyrzekłaś się czerwonotyłkowatości i zaprenumerowałaś „Głos
Nornika”.
- A właśnie że tak, mam prawo.
- A właśnie że nie.
- A właśnie że tak.
- Jas, dyskusja nie polega na tym, że jedna z osób bez przerwy powtarza: „A właśnie
że tak”.
To na ułamek sekundy zamknęło jej usta, ale po chwili powiedziała.
- A właśnie że tak.
Jak ona mnie wkuuuuuurza!
W moim pokoju
Pora podwieczorku
Za chwilę przyjdzie Robbie. Mam nadzieję, że nie zacznie padać. Niebo trochę się
zachmurzyło.
To mi przypomniało, jak pierwszy raz poszłam do domu Robbiego. To było zaledwie
parę miesięcy temu. Od tamtej pory stałam się kobietą. Kochałam i cierpiałam.
Minut
ę
pó
ź
niej
Cierpiałam i dyndaki bardzo mi urosły.
Dwie minuty pó
ź
niej
Kiedy go poznałam, jeszcze nawet nie nosiłam stanika. Dziwne, prawda? I głupie, bo
deszcz zmoczył mi T-shirt i weszłam do domu przemoczona do suchej nitki. Kiedy
spojrzałam na koszulkę, zobaczyłam dwie sterczące kuleczki. Moje sutki. Nie mogłam
ich wepchnąć z powrotem. Przez cały czas musiałam trzymać ręce splecione na piersi.
Potem Robbie zagrał mi jedną ze swoich piosenek, a ja nie wiedziała, co zrobić, więc
zaczęłam się atrakcyjnie (tak mi się wtedy wydawało) uśmiechać. Niestety piosenka
była długa i pod koniec rozbolała mnie cała twarz, bo jednocześnie starałam się
wciągać nozdrza. Do domu wróciłam ze strasznymi skurczami.
I po tych wszystkich wysiłkach Bóg Seksu mnie rzucił, bo byłam dla niego za młoda.
Dodał, że zna kogoś, kto mógłby mi się spodobać. Tym kimś okazał się Dave Jajcarz.
Wtedy Dave Jajcarz pojawił się scenie, a ja próbowałam go wykorzystać, żeby
wzbudzić zazdrość Robbiego.
Z tego powodu jest mi nadal trochę głupio, tym bardziej że Dave mnie rozgryzł. To
niesamowite, że mimo wszystko wciąż się kumplujemy.
Dwie minuty pó
ź
niej
Jesteśmy naprawdę świetnymi kumplami. I bardzo dobrze. Tak powinni być. Nie
moglibyśmy chodzić ze sobą, bo… hmmm… bo Dave nie jest ani Bogiem Seksu, ani
Bogiem Miłości. Jest Bogiem Dave’em. A takiego boga nie ma na liście bogów.
Dwie minuty pó
ź
niej
Ale za to jest zabawny.
Za dziesięć minut Robbie zadzwoni do moich drzwi. Zrobiłam się na bóstwo. Nie
wytrzymam dłużej w domu. Usiądę na murku i tam na niego poczekam. Nie wyjdę na
zdesperowaną? Wyjdę. Cóż, w takim razie zostanę w domu i poćwiczę dyscyplinę
wewnętrzną i lodowaty chłód.
Na murku
Co mam mu powiedzieć? No i co zrobić, jeśli będzie chciał mnie pocałować? Nie mogę
się z nim całować, bo prawie oficjalnie jestem potencjalną dziewczyną Boga Miłości.
Przydałaby się skala całowania dla byłych chłopaków. Dla pocałunków „w imię starej
przyjaźni”.
Z Dave’em Jajarzem całowałam się kilka razy po tym, jak już przestaliśmy ze sobą
chodzić. Tak więc zasada „w imię starej przyjaźni” powinna brzmieć: „Tak, tak i
jeszcze raz tak”.
Ale od tamtej pory nic się między nami nie wydarzyło. Nie wiem dlaczego. Może
naprawdę lubi swoją „dziewczynę”? Może podoba mu się bardziej niż ja? A może
rzeczywiście jest ładniejsza ode mnie? Ale to nie moja wina: spójrzcie tylko na moich
rodziców.
Ale teraz już koniec z Dave’em! W jaki sposób on znowu dostał się do mojej głowy?
Dwie minuty pó
ź
niej
Wreszcie pojawił się Robbie. Wyglądał super i jakoś tak dorośle. Przez tyle miesięcy
śledziłam go i marzyłam o nim, poszłam nawet na koncert Sztywnych Dylanów z
nadzieją, że na niego wpadnę. Potem mnie pocałował i powiedział, że powinniśmy się
spotykać. Przez parę dni czułam się jak w niebie. Nagle stałam się superlaską. A
potem mnie rzucił! Wolał wyjechać do Krainy Kangurów i grać na gitarze dla torbaczy.
Już miałam zejść z murku i powiedzieć coś normalnego, ale kompletnie mnie
zaskoczył, bo pochylił się i pocałował mnie w usta. Nie lekko i po przyjacielsku. To był
prawdziwy, mocny pocałunek, który trwał co najmniej pół minuty.
Mój mózg zaczął się zastanawiać: „Oooch, skąd tu wziąć zegarek? Jas na pewno mnie
spyta, jak długo moim zdaniem trwa prawdziwy pocałunek i skąd wiem, że
całowaliśmy się akurat pół minuty, może obliczyłam to na podstawie położenia słońca
i tak dalej…”. Och, zamknij się, mózgu!
Mój mózg zamknął się na moment, a ja zaczęłam się napawać tą chwilą.
Robbie przestał mnie całować i powiedział:
- Cześć.
A ja odparłam jak prawie normalny człowiek:
- Cześć.
Usiadł koło mnie na murku. Spojrzałam na niego, a on się uśmiechnął.
- Pójdziemy do parku jak kiedyś? – spytał.
W parku
W parku było cudownie. Promienie słońca prześwitywały między gałęziami drzew,
rzucając na ziemię cienie w kształcie liści. Wokół rozlegał się śmiech dzieci. Bardzo
przyjemny śmiech, a nie taki rechot, jaki uskutecznia moja siostra. Dzieci bawiły się
radośnie, zakochani trzymali się za ręce, spacerowali alejkami albo siedzieli na trawie.
Nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Wcale mi to nie przeszkadzało, bo szczerze mówiąc,
miałam kompletną pustkę w głowie. Na przykład dzisiaj na historii dowiedziałam się,
że Shackleton, tak zwany bohater i odkrywca, utknął w lodzie na swojej łodzi, więc
zastrzelił swojego kota Mr Chippy’ego, żeby zrobić więcej miejsca albo żeby łódź była
lżejsza czy coś w tym rodzaju, a wkrótce potem i tak ich uratowano! A Mr Chippy od
lat był maskotką na tej łodzi. Dlaczego Shackleton nie zastrzelił siebie, żeby zrobić
miejsce? Znane postacie z historii są naprawdę bardzo, bardzo dziwne. Koniecznie
muszę opowiedzieć tę historię Dave’owi.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Robbiego:
- Pamiętasz to drzewo? To chyba pod nim zaśpiewałem piosenkę, którą napisałem
specjalnie dla ciebie. Pamiętasz?
Pamiętałam, ale szczerze mówiąc, nie było to zbyt przyjemne wspomnienie, bo
Robbie wtedy zaproponował, żebym położyła głowę na jego kolanach i…
- Usiądźmy na chwilę – dodał. – Chyba mniej więcej pamiętam słowa.
O nie. Tylko nie to. Tym razem na pewno nie położę głowy na jego kolanach.
Minut
ę
pó
ź
niej
O Boże, jednak wylądowałam z głową na jego kolanach i musiałam patrzeć na dziurki
od nosa Robbiego, który śpiewał o delfinie.
W łó
ż
ku
23.00
Płaczę w poduszkę.
Myślałam, ze zgłębiłam już tajemniczy świat chłopców, ale się myliłam. Sama nie
wiem, dlaczego się tak mażę, po prostu to takie smutne. Robbie był moim pierwszym
i jedynym Bogiem Seksu i wciąż nim jest, ale… och, sama nie wiem. Zaśpiewał mi
piosenkę, a ja starałam się nie patrzeć mu w nozdrza i jednocześnie musiałam
uważać na to, żeby dyndaki za bardzo mi się nie rozdyndały i żeby mózg nie wyrwał
mi się spod kontroli. W rezultacie byłam okropnie spięta i czułam się jak nie ja.
Oczywiście Jas stwierdziłaby, że to bardzo dobrze.
Potem się całowaliśmy i nawet doszliśmy do punktu szóstego. Robbie jest bardzo
dobry w te klocki. Nie da się zaprzeczyć, że to wyjątkowy przystojniak. Fajnie się
ubiera (nie licząc gumowych butów ze sklepu dla wegetarian) i oznajmił, że absolutnie
nie zamierza chodzić z Lindsay.
Odprowadził mnie do domu, cały czas trzymając za rękę, a pod furtką pocałował mnie
bardzo mocno i długo. Raczej nie doszło do wirtualnego punkt siódmego, ale kto wie?
Potem długo na mnie patrzył w świetle księżyca (patrzyło na mnie jeszcze pięcioro
innych oczu, dopóki nie rzuciłam butem w murek, przeganiając Angusa, Naomi i
Gordy’ego). Robbie ma naprawdę piękną twarz. Cały jest piękny. Ale… och, sama nie
wiem. Nagle moje oczy wypełniły się łzami. Nie mogłam się opanować. Wszystko
wydało mi się smutne i zupełnie bez sensu. Spuściłam głowę, żeby nie zauważył, że
beczę.
Pogłaskał mnie po głowie i spytał:
- Gee, o czym myślisz?
O nie. O czym myślałam? Wyrzuciłam z siebie:
- Zostawiłeś mnie, nie było cię tak długo, wolałeś torbacze i w ogóle, a potem Masimo
zaczął mi się podobać i…
Posmutniał i w milczeniu usiadł koło mnie na murku. Ja też nic nie mówiłam.
- A więc on naprawdę ci się podoba? – spytał po chwili.
Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa więc tylko kiwnęłam głową.
Robbie milczał. Zerknęłam na niego z ukosa. Patrzył prosto przed siebie. Nagle z jego
oko popłynęła malutka łza i potoczyła się po policzku. O nieeee, to nie do zniesienia!
Już miałam zawołać: „Proszę cię, nie płacz, zostanę twoją dziewczyną. Zrobię
wszystko tylko nie płacz…”, ale siedziałam jak oniemiała.
Robbie odchrząknął i powiedział:
- Georgia, nie miej poczucia winy. Nikt nie chce ranić innych, a wyznać prawdę jest
bardzo trudno. Dobrze o tym wiem. Jesteś cudowną dziewczyną. Trochę stukniętą,
ale… cudowną. Zawsze będę cię lubił. Nie martw się.
Znowu na chwilę zapadła cisza. Potem Robbie wstał i dodał:
- No, muszę już lecieć, a ty pewnie śpieszysz się na pociąg.
Przynajmniej powiedział to z uśmiechem, bo czułam, że jeszcze chwila, wybuchnę
płaczem.
Północ
Krótko mówiąc, okazało się, że Robbie zamierza wrócić do Nowej Zelandii.
Ma tam dziewczynę, która się w nim kocha. W porę ugryzłam się w język i nie
spytałam: „Czy to jakaś ładniutka kangurzyca”. Mimo wszystko dziwnie się poczułam
na myśl, że będzie chłopakiem innej. I do tego znowu wyjeżdża. Och, już sama nie
wiem. Czy chciałbym się z nim spotykać, gdyby został?
Łatwo pisać książki w stylu Jak rozkochać w sobie każdego pacana, ale co zrobić,
kiedy taki problem pojawi się w rzeczywistości? Ktoś powinien napisać drugą część:
Co zrobić z kolekcją pacanów, których rozkochałaś w sobie dzięki radom pacana,
który napisał pierwszą część, i którzy teraz nie chcą się do ciebie odczepić?
O.05
Rosie i Sven są chyba szczęśliwi. I planują ślub za jakieś osiemnaście lat. Ale
czy rzeczywiście się pobiorą? Nie łączy ich nic poza pocałunkami, jedzeniem i
szalonymi tańcami. Ale może to i dobry związek? Kto wie?
Są jeszcze Jas i Tom. Ich łączy o wiele, wiele więcej i też sprawiają wrażenie
szczęśliwych.
Minut
ę
pó
ź
niej
Problem polega na tym, że gdybym chciała być tak szczęśliwa jak Jas, musiałabym
się w nią przemienić.
Nie, wykluczone. Muszę pozostać sobą.
Muszę też stawić czoła faktowi, że zadęłam w Kosmiczny Róg, a gen
czerwonotyłkowatości złamał mi serce i powalił na łoże boleści.
Auuu.
Cóż, podjęłam decyzję. Teraz muszę się z nią przespać.
Namiotowa moda
Piątek, 29 lipca
Mama obudziła mnie bladym świtem, czyli w pól do dziewiątej rano.
- Gee, mogę pożyczyć twoją skórzaną spódniczkę? Chyba jej nie zabierasz na wycieczkę,
co?
Mrugałam oczami w oślepiającym świetle, bo brutalnie rozsunęła zasłony w pokoju.
Grzebała w mojej szafie.
- Mamo, dlaczego miałabym ci pożyczyć swoją miniówę i komu ty chcesz ją pożyczyć?
Absolutnie się nie zgadzam.
Kurczę! Odezwałam się do niej. Złamałam śluby milczenia!!!
- Nikomu jej nie pożyczam. W sobotę razem z dziewczynami idziemy na kolejny występ
wujka Eddiego. Ma być pokaz różnych postaci: będzie łysy, wiking, listonosz…
- Mamo, zamilcz, proszę. Wiesz, że mam artystyczną duszę i taki kicz mnie boli.
Zamierasz włożyć moją skórzaną miniówę i iść na występy jakichś świrów w samych
gaciach?
- Och nie… gacie też zdejmą!
Fuuuj!!!
Pół godziny pó
ź
niej
W końcu pożyczyłam mamie tę spódnicę. Obiecała, że kiedy wrócę z wycieczki,
porozmawiamy o moim wyjeździe do Krainy Pizzy. Hurra!!!
Niechcący opowiedziałam jej o Robbiem. Jak na siebie zareagowała bardzo miło. Znowu
się rozbeczałam. Wyznałam jej, że czuję się podle.
- Cóż, to prawda, że przeważnie jesteś nieznośna jak wrzód na tyłku, no ale… takie
prawo nastolatki. Zanim dorosłam, chyba byłam taka sama.
Nie skomentowałam: „Zwariowałaś czy jak?”.
Ciągnęła dalej:
- Jestem z ciebie bardzo dumna – mówiła dalej. – Czasami trudno wyznać prawdę,
zwłaszcza kiedy nie chcesz kogoś zranić. Ty jednak to zrobiłaś – powiedziałaś co czujesz.
Rób to, co jest dla ciebie dobre, a nie to, co narzucają ci inni.
Mocno mnie przytuliła, a ja – ku własnemu zdumieniu – spontanicznie ją ucałowałam.
Obie byłyśmy zaskoczone.
11.00
W szkole mamy stawić się o trzeciej. Ciekawe, czy pojechaliby beze mnie,
gdybym po prostu nie przyszła? Wątpię. Pewnie wysłaliby bojówkę a panem Attwoodem i
Nudną Lindsay na czele. Nie do wiary, że muszę jechać na tę durną wycieczkę.
Nie ma sensu brać kosmetyków, bo o ile mi nie odbije i nie zakocham się nagle w Herr
Kamerze, to na obozie nie będzie ani jednego mężczyzny, nie licząc pani Wilson. Wrzucę
do torby tylko parę swetrów, dżinsy i coś do jedzenia. Mam wielką nadzieję, że uda mi
się po prostu przespać najbliższe dwa dni. Może poprosić którąś z dziewczyn, żeby
uderzyła mnie w głowę czymś twardym? Straciłabym przytomność i z uśmiechem na
twarzy obudziła się dopiero w niedzielę.
Ciekawe, czy Nudna Lindsay wie, że Robbie wraca do Krainy Kangurów. Pewnie wkurzy
się na maksa. Za chmurami zawsze świeci słońce.
14.00
Dźwigam torbę na wzgórze, na którym stoi nasza szkoła. Jas pobiegła przodem,
bo Tom niesie jej bagaże. Dzwoniła do mnie tylko cztery razy, żeby powiedzieć, jak się
cieszy. W przebłysku inteligencji spytałam ją:
- Jas, wzięłaś swój specjalny kubek do mycia zębów?
- Oczywiście. Jak każda.
W szkole
Koszmar już się zaczął. Herr Kamyer włożył szorty. To powinno być zabronione. Starałam
się nie patrzeć na jego nogi. Są nieprawdopodobnie blade i porośnięte rudymi kłakami.
Fuj!
Wgramoliłyśmy się do autokaru i zajęłyśmy miejsca z tyłu. Rosie powiedziała:
- Możemy podrywać kierowców jadących za nami.
Jaka ona wyrafinowana.
Tom pomachał nam na pożegnanie, a Jas się rozbeczała i zaczęła mu posyłać całusy w
powietrzu. Czego ona się maże? Przecież nie cierpi z miłości tak jak ja.
Pani Wilson zupełnie odbiło ze szczęścia. Zaraz jej peruka spadnie. Ledwo ruszyliśmy,
wstała i zwróciła się do nas:
- Dziewczęta, może pośpiewamy, żeby wprawić się w odpowiedni nastrój? Proponuję
Płonie ognisko w lesie.
Zwariowała czy jak?
Wtedy jednak okazało się, że kierowca jest w stylu pana Attwooda, bo się odezwał:
- Bez zgody spedytora śpiewanie w autokarze jest zabronione, proszę pani.
- Hmmm… a kto jest spedytorem tego autokaru?
- Ja – burknął pan Mruk.
- Czy jednak nie mogłybyśmy zaśpiewać paru piosenek… - zaczęła.
- Nie – uciął i przyśpieszył tak gwałtownie, że pani Wilson poleciała do tyłu i usiadła na
kolanach Herr Kamyera.
- Brawo!!! – zawołałyśmy wszystkie.
Godzin
ę
pó
ź
niej
Powiedziałam dziewczynom z Drużyny Asów o spotkaniu z Robbiem. W kółko wzdychały:
„Ojej, jakie to smutne…” i tak dalej. Nawet Jas mnie objęła. Uśmiechnęłam się do niej
dzielnie. Bycie Boginią Seksu bardzo męczy. Bardziej, niż możecie sobie wyobrazić.
- Mam nadzieję, że postąpiłaś właściwie – odezwała się. – Jeśli Masimo uzna, że jesteś za
głupia na jego dziewczynę, znowu wylądujesz na lodzie.
Nawet nie chciało mi się jej odpowiadać, więc tylko naciągnęłam jej na oczy tę durną
czapkę z daszkiem.
Pół godziny pó
ź
niej
Znaleźliśmy się na kompletnym pustkowiu. Po co to wszystko? Jas z radości dosłownie
wyłazi ze skóry. Od razu poszła „odkrywać” las, czyli „Gałązkowy Raj”. Ja wolałam
sprawdzić toaletę.
Dziesi
ę
ć minut pó
ź
niej
- Przez najbliższe dwa dni nie zamierzam korzystać z toalety – powiedziałam do
dziewczyn.
Tutejsza „toaleta” to kilka wychodków i kran na suficie a jakiejś nędznej szopie, mający
służyć za prysznic. Nie zdziwiłabym się, gdybym w tej toalecie spotkam jakąś świnię.
Oczywiście nie spotkam, bo w ogóle nie zamierzam tam wchodzić.
- To nieludzkie warunki – oznajmiłam pani Wilson. – Złoże skargę przed Europejskim
Trybunałem Praw Człowieka. Zaraz do nich zadzwonię.
- To prawda, tutejsze warunki są dość skromne – przyznała – ale na tym właśnie polega
cała zabawa. Kiedy w młodości jeździłam pod namiot, w ogólnie nie mieliśmy toalet. Jeśli
któraś z nas chciała załatwić grubszą potrzebę, musiała wziąć saperkę i wykopać dołek w
lesie.
O nie!!! Pani Wilson powiedziała mi o swoich wypróżnieniach. Poczułam się molestowana i
brudna.
Godzin
ę
pó
ź
niej
Rosie, Jools i ja próbujemy rozbić ten durnowaty namiot. Spytałam Herr Kamyera
(siedział na leżaku przed swoim namiotem, który nad wejściem ma nawet coś w rodzaju
daszku):
- Herr Kamyer, skoro jest pan taki gut w rozstawianiu namiotów, to może by nam pan
pomógł?
- Myślę, że samodzielne rozstawienie namiotu sprawi wam większa satysfakcję – odparł.
– To bardzo gut dla rozwoju osobowości.
Bardzo, bardzo się myli, sądząc, że rozstawianie namiotu rozwija osobowość. Ludzie,
którzy to potrafią, to pani Wilson i Jas. To mówi samo za siebie.
Jas zachowuje się wyjątkowo wkurzająco. Uwija się jak jakaś głupia i okropnie podlizuje
się nauczycielom.
- Panie profesorze, czy mogę pójść do lasu po drewno na ognisko? – spytała Herr
Kamyera.
- Doskonały pomysł, Jas. Wiesz, jakiego drewna szukać?
- Oo, tak, Herr Kamyer. Tom… to mój chłopak… często na wycieczka robimy sobie
ognisko. Skończyliśmy specjalny kurs rozpalania ognisk, więc umiem to zrobić nawet bez
zapałek.
Miałam ochotę krzyknąć: „I CO Z TEGO??? PO PROSTU ROZSTAW NAM TEN DURNY
NAMIOT!!!”.
Pół godziny pó
ź
niej
Wreszcie nasz namiot stoi, a my w nim siedzimy. I to wszystko? Tyle hałasu o nic? Mam
siedzieć pod jakąś szmatą i gapić się na pole?
Dziesi
ę
ć minut pó
ź
niej
Boże, co za nuda. Kiedy będzie podwieczorek?
Poszłam do namiotu Jas i zapukałam w płótno. Uważam, ze to bardzo zabawne. Jas
wystawiła głowę.
- Czego chcesz? Wasz namiot ma jakiś taki dziwny kształt.
- Jas, jeśli chcesz, mogę wymienić parę innych rzeczy, które mają dziwny kształt. Co
robicie? Co właściwie się robi w namiocie? Pokaż.
- Tylko uważaj, bo u nas jest porządek.
O kurczę. One naprawdę wzięły kubki do mycia zębów.
- W sadzawce koło rzeki znalazłam wielką grzebieniastą salamandrę – powiedziała.
Rzuciłam jej ironiczne spojrzenie, ale nie załapała. Trajkotała dalej jak nawiedzona.
- Pani Wilson przyniosła mikroskop nad rzekę i znalazłyśmy przy brzegu stułbię i…
- Jas – przerwałam jej – chyba już wspominałam, że nie interesują mnie wielkie
grzywiaste salamandry.
- Grzebieniaste.
- Wszystko jedno. Grzebieniaste, szczotkowane, nie interesują mnie żadne salamandry.
Masz coś do jedzenia? Umieram z głodu.
Zmusiłam ją, żeby mi dała jedno z ciastek, które schowała w saszetce na piżamę. Matko
kochana.
Zmrok zapada nad obozem Dno i Pi
ę
ć Metrów Mułu
Kiedy zapadł zmrok, Herr Kamyer i pani Wilson zaczęli gorączkowo wyciągać garnki i
rozpalać ognisko.
- Dziewczęta, zwróćcie uwagę na to, że Herr Kamyer rozpalił ognisko na łące, w pewnej
odległości od drzew. Trzeba zawsze uważać, żeby nie zaprószyć ognia w lesie.
Jasne, w tej chwili najbardziej przejmuję się tym, żeby nie podpalić lasu. Czy ona ma
pojecie, jak wygląda moje życie uczuciowe?
Pół godziny pó
ź
niej
Przykro mi to mówić, ale muszę przyznać, że całkiem przyjemnie siedzi się przy ognisku,
jedząc Spanferkel i fasolkę z papierowych talerzyków.
Nie wiem dlaczego, ale nagle poczułam kowbojską fantazje.
- Chyba przemieniam się w kowboja – mruknęłam do Rosie i Jools.
- Może po kolacji poganiamy trochę bydło, żeby zapełnić czymś czas przed powrotem do
cywilizacji i naszych chłopaków?
- W porzo.
Po babeczkach z owocami idziemy poszukać jakichś krów.
Pi
ę
tna
ś
cie minut pó
ź
niej
My, prawdziwe obozowiczki, siedzimy przy ognisku, a parę nadgorliwych poszło zmywać
naczynia w rzece. Oczywiście wśród nich znalazła się tez Jas – śmiała się, chichotała i co
chwila bredziła w stylu: „Ojej, czy to wojak?”, „O, chyba znalazłam ślady borsuka. Ale
byłoby fajnie, gdybyśmy poobserwowały je w nocy”. Po prostu żal. I czego ona się tak
cieszy? Pewnie ma w sobie gen dzikiej świni.
Kiedy już skończyły, Herr Kamyer powiedział:
- Dziewczęta, a teraz czas na zabawę.
- O, właśnie! – zawołałam. – Ciekawe, gdzie podłączymy telewizor.
- Nein, przygotowaliśmy dla was coś sehr lepszego, a poza tym nie mam żadnego
sprzętu.
Myślałam, że pękniemy ze śmiechu. Chyba nałykałam się za dużo świeżego powietrza, bo
ryczałam tak z pięć godzin. Herr Kamyer spojrzał na nas ze zdumieniem.
- O co chodzi? Co was tak śmiesz w tym, że nie mam sprzętu? Pani Wilson zabrała puszki
po kakao. Nasypiemy do nich surowego ryżu i w taki oto prosty sposób powstaną
instrumenty muzyczne.
Wziął puszkę i zaczął ją napełniać ryżem, a pani Wilson zrobiła to samo. I wtedy
wydarzyło się coś przerażającego. Oboje zaczęli potrząsać puszkami jak marakasami i
śpiewać piosenki ABBY.
To było straszne. Próbowali nas zachęcić do wspólnego muzykowania, ale odparłam:
- Skoczę zobaczyć, co robią krowy w ten piękny wieczór.
Rosie i Jools zerwały się na równe nogi, mamrocząc:
- Idziemy z tobą.
Dziesi
ę
ć minut pó
ź
niej
Nie znalazłyśmy ani jednej krowy. No, coś tam mignęło nam w oddali, ale pastwisko
znajdowało się jakieś sto kilometrów dalej. Zresztą w ogóle nie miałam ochoty oglądać
krów, chciałam tylko je ukraść.
W pobliżu zobaczyłyśmy parę przysypiających owiec, więc do nich podeszłyśmy. O
kurczę, ile łajna. Wygląda jak żwir. Angus byłby zachwycony. Mógłby tu wszystko gonić i
wszystkich wkurzać, kraść kiełbaski i maltretować niewinne norniki. Koci raj.
Rosie postanowiła „usprawnić” kradzież bydła, używając owiec i ślubnych rogów.
Osiem minut pó
ź
niej
Rosie rajstopami przywiązała bizonie rogi do łba owcy i spróbowała jej dosiąść jak
mustanga. Owca się przesunęła, więc Rosie zaszła ją od tyłu, przez sekundę zdołała
utrzymać się na jej grzbiecie, po czym spadła prosto w owczą kupę. Zabawa jak w
remizie.
21.30
Chyba trzeba już iść spać. Owce to straszna nuda. W końcu zbiły się w stado na
skraju łąki. Głupie jakieś. Nie miałyśmy tam nic więcej do roboty, więc skierowałyśmy się
z powrotem do obozowiska. Najbliższa wioska znajduje się godzinę drogi stąd i pewnie
mieszkają tam same stare świry.
21.42
Po „ekscytującym” występie muzycznym atmosfera nieco się ożywiła, bo Herr
Kamyer, używając latarki, zaczął rzucać na ścianę namiotu cienie w kształcie zwierząt.
Powiedział, że kiedy jeździł na wycieczki do Schwarzlandu, jego koledzy nigdy nie mieli
dość tej atrakcji. A tak przy okazji: znacie jakiegoś dobrego aktora komediowego? Nie
musicie się zastanawiać, odpowiedź brzmi: nie.
No, ale moje motto brzmi: żyj i pozwól żyć innym. Herr Kamyer rzucał cień, a my
musiałyśmy odgadnąć, co to za zwierze. Jas okropnie się napaliła: odgadła królika, orła i
tak dalej. Ciągnęło się to z milion godzin. Nie wiem, skąd miałyśmy się domyślić, co to za
zwierzęta, skoro widziałyśmy tylko dłonie Herr Kamyera.
21.50
W końcu powiedział ze swojego namiotu:
- No, dziewczęta, chyba już dosyć na dzisiaj. Włożył rękę do plecaka, żeby cos wyjąć.
Wciąż było widać zarys jego sylwetki na tle oświetlonej ściany namiotu.
- Słoń! – zawołałam.
- Ach, nie, już skończyłem – odparł. – Już nie robię zwierząt. – I wyszedł z namiotu ze
szczoteczką do zębów.
- Lama na wakacjach – powiedziała Rosie.
Herr Kamyer ruszył do „toalety”.
- Nein, Nein, koniec zabawy.
Krzyknęłyśmy za nim:
- Ktoś z rodziny Kochów!
On jednak nie usłyszał.
Ale za to Jas usłyszała. Jas, reprezentantka Klubu Miłośników Przyrody Wielkiej Brytanii,
odezwała się:
- Georgia, przestań się wygłupiać. Idę do kryjówki, żeby wypatrzyć jakieś borsuki. Ktoś
idzie ze mną?
Zwariowała czy jak?
Dwie minuty pó
ź
niej
Niesamowite. Parę osób jednak z nią poszło.
Nie powinnyśmy już kłaść się spać?
Rosie, Jools i ja wgramoliłyśmy się do śpiworów. Nasz namiot trochę się zapada. Nie
widzę Rosie, bo leży pośrodku, pod uginającym się płótnem. Tuż koło mnie.
Nie zasnę parz to pohukiwanie i tupanie. I pomyśleć, że tylko Jas robi tyle hałasu…
…chrrrr…
Północ
Namiot się zapadł. Obudziłam się, przywalona jakby wielką kołdrą, nic nie
widząc. Słyszałam tylko przytłumione głowy i pisk Rosie:
- Oślepłam! Oślepłam!!!
W końcu udało nam się uwolnić spod płótna i stanęłyśmy, drżąc zimna, w samych
piżamach. Wszystkie inne namioty były pogrążone w ciemności, a z namiotu pani Wilson
dobiegało potężne chrapanie. Ciekawe, w czym śpi. Może w piżamie ze sztruksu?
- Nie zamierzam znowu szarpać się z tym namiotem. Musimy się wprosić do dziewczyn.
Dziesi
ę
ć minut pó
ź
niej
Jas jest naprawdę bardzo nierozsądna. Wczołgałyśmy się do jej namiotu, a ja
próbowałam wpełznąć do jej śpiwora, ale mi nie pozwoliła. Potem Rosie nadepnęła na
kubek do mycia zębów i rozpętało się piekło.
0.30
W końcu panna Nabzdyczona i jej kumpelki z powrotem postawiły nasz namiot,
żeby się nas pozbyć. Tym razem trzymał się mocno.
- Wbiłyście główny maszt w niewłaściwym miejscu – powiedziała Jas.
I co z tego? Co to w ogóle ma znaczyć?
1.00
Strasznie mi się chce siusiać. Poprosiłam Rosie, żeby ze mną poszła.
Buuu. Siedzę na drewnianej skrzynce w śmierdzącym namiocie. Okropność. Już lepiej
bym się czuła w kuwecie Gordy’ego.
Sobota, 30 lipca
Rano
Ale hałas! Ptaki ćwierkają, krowy muczą, owce beczą. Ludzie uprawiają jogging. A
do tego… o, tak, balsam na moje oczy. Pani Wilson i Herr Kamyer w szortach. Matko
kochana.
Przejrzałam się w lusterku. Taaa… namiotowa moda. Nie szkodzi, żadnego Boga Seksu tu
na pewno nie spotkam.
Po południu
Wstałyśmy, zjadłyśmy kiełbaski i zaczęłyśmy grać w baseball.
Muszę przyznać, że całkiem nieźle się bawiłam. Rzuciłam piłkę w kałuże błota i Jas
musiała po nią pobiec.
- Zrobiłaś to celowo – powiedziała.
- Jas, nie wygłupiaj się.
Parę chwil później posłałam piłkę dokładnie w to samo miejsce.
Herr Kamyer pokazał nam, jak zrobić hamak, a pani Wilson wyjaśniła, jak rozpoznać
trujące owoce leśne.
- Jeśli chodzi o mnie, to cały las może być trujący – mruknęłam do Ellen i reszty Drużyny
Asów. – I tak już nigdy w życiu nie przyjadę na łono natury.
Razem z Rosie próbowałyśmy się wymigać od obowiązkowego marszu nad staw z
salamandrami. Znalazłyśmy odpowiednie drzewo, wspięłyśmy się na nie i
obserwowałyśmy z góry „wesołych letników”, którzy szukali różnych obrzydlistw i je
rysowali. Co może być interesującego w rysowaniu ameby? Dla mnie to wielka tajemnica.
Po co wchodzić w sam środek lasu za siedmioma górami, za siedmioma morzami, skoro
można uzyskać podobny efekt, rysując w domu gila zwisającego z nosa?
15.00
Na drzewie było milutko i przyjemnie. Słońce grzało, więc wyciągnęłyśmy się na
gałęzi. Postanowiłam się trochę poopalać, żeby całkowicie nie zmarnować tego
weekendu. Rosie zaplatała sobie cieniutkie warkoczyki.
- Wyglądasz w nich jak przygłup – powiedziałam.
- Naprawdę? Aż tak ładnie?
Potem przypomniało jej się, że tęskni za Svenem.
- Czy usta już mi się zaczęły kurczyć?
- Nie.
- Mam wrażenie, że się kurczą. Od paru miesięcy codziennie całowałam się ze Svenem.
- Tylko tyle?
Spojrzała na mnie.
- Oczywiście, że nie.
- Na przykład co?
- Słucham?
- No, co jeszcze robiliście?
- Różne rzeczy. Nosiliśmy futrzane szorty, wikińskie buty i tak dalej. Życie przyszłej żony
wikinga nie jest łatwe. – Po czym wyłowiła z plecaka sztuczną brodę i ją założyła.
W tej chwili usłyszałyśmy jakieś głosy i musiałyśmy się zamknąć, żeby nikt nas nie
znalazł. Spojrzałam w dół przez liście. To pani Wilson i Herr Kamyer. Oboje w szortach.
Matko kochana. Herr Kamyer powiedział:
- Jak ciepło, nich var*?
Pani Wilson próbowała zasłonić się ręcznikiem.
- Tak, chyba przyda mi się odświeżający prysznic – rzekła i popędziła do „toalety”.
Herr Kamyer zaczął coś kombinować ze szkłem powiększającym. Chyba próbował
wkrzesać ogień. Bez sensu.
- Mam nadzieję, że podpali sobie szorty – szepnęła Rosie.
______________
*Nich wahr (niem.) – prawda?
Pi
ę
ć minut pó
ź
niej
Część wesołych letników wróciła znad stawu i gra w baseball. Okropna P.Green, która na
szczęście w ten weekend niczym się nie skompromitowała, została graczem drużyny
atakującej.
- Nie chcę być złośliwa, ale Okropna P.Green wygląda nadzwyczaj niezwykle. –
szepnęłam do Rosie.
Rosie na chwilę przestała zaplatać warkoczyki i spojrzała w dół.
- Błagam, niech się wywali. Pękam ze śmiechu, kiedy gramoli się z ziemi.
W tej chwili Melanie Griffiths z wielką siłą cisnęła piłkę prosto w O.P. Greek i pobiegła do
pierwszej bazy. Wtedy nawet Herr Kamyer oderwał się od krzesania ognia, żeby
popatrzeć. Chyba już wcześniej wspominałam, że kiedy Melanie biegnie, jej dyndaki
zaczynają żyć własnym życiem.
- Zaraz nas minie i wpadanie do lasu – mruknęłam.
Wszyscy krzyczeli do O.P. Greek:
- Łap piłkę, ty ślepoku!
- Przecież ona nawet jej nie widzi – powiedziałam. – Piłka musiałyby być wielkości jej
tyłka, żeby P.Green ją zobaczyła.
I wtedy wydarzyła się chyba najśmieszniejsza rzecz w historii świata. Okropna P.Green
biegła tyłem, próbując złapać piłkę, i wpadła na toaletę. Połowa namiotu runęła.
Odsłaniając panią Wilson pod prysznicem.
Rosie i ja mało nie spadłyśmy z drzewa.
Trzy minuty pó
ź
niej
Żebra bolały mnie od śmiechu.
Pani Wilson na golasa, nie licząc czepka kąpielowego, to chyba najśmieszniejszy widok na
świecie. Stała, mrugając oczami ze zdumienia i trzymając mydło na łańcuszku.
- O jacieprzepraszam! – zawołała Rosie.
Dziesi
ę
ć minut pó
ź
niej
Pani Wilson w końcu zdołała się wczołgać pod zapadnięty namiot i po jakimś czasie
wyszła spod niego już ubrana.
Herr Kamyer szybko oddalił się w głąb lasu.
Pi
ę
ć minut pó
ź
niej
- Wyobraź sobie Chudą na jej miejscu – mruknęłam do Rosie.
- Lepiej nie.
Dziesi
ę
ć minut pó
ź
niej
Pani Wilson krząta się przy kuchni, a Herr Kamyer właśnie wyszedł z lasu, pogwizdując.
Pani Wilson wskazała na zawalony namiot. Herr Kamyer zdejmuje okulary, wymownie
nimi potrząsa i wzrusz ramionami. Czuję się, jakbym oglądała pantomimę.
Nagle zrozumiałam.
- O rany! On udaje, że nie widział pani Wilson na golasa!
Minut
ę
pó
ź
niej
Bardzo to zabawne, ale czas wracać do poważnych życiowych spraw.
- Ciekawe, czy dokonałam dobrego wyboru – powiedziałam do Rosie. – Może jednak
Masimo podoba mi się bardziej niż Robbie?
- W życiu zawsze trzeba kierować się priorytetami – odparła.
O kurczę, mówi całkiem mądrze jak na osobę z milionem warkoczyków na głowie i
doczepioną sztuczną brodą.
- To znaczy? – spytałam.
- To znaczy: który z nich całuje lepiej?
Hmmmmmmmmm…
Dwie minuty pó
ź
niej
Masimo dostał ode mnie dziewięć punktów na dziesięć, a Robbie osiem.
- No i problem z głowy – podsumowała Rosie.
Cóż, można to tak ująć.
- A z kim całowało ci się najlepiej? – spytała. – Nie zastanawiaj się, powiedz pierwsze
imię, które ci przyjdzie do głowy.
- Najfajniej było, kiedy Dave Jajcarz skubał mi wargi.
O kurczę. Właśnie powiedziałam coś, co zaskoczyło mnie samą.
Rosie wytrzeszczyła oczy i skonsternowana podrapała się po brodzie.
- Skąd tu się wziął Dave Jajcarz?
No właśnie. Dobre pytanie.
W naszym namiocie
21.00
Niedługo wracamy do cywilizacji. Słyszę głosy przy ognisku. Rosie, Jools i ja
leżymy w śpiworach. Ssiemy po kawałku czekolady – ciekawe, której z nas starczy na
dłużej. Właśnie tak ekscytująca wygląda teraz moje życie.
Nagle usłyszałyśmy ciche skrobanie w ścianę namiotu, a potem spod płótna wychynęła
czyjaś głowa. To napad! Pewnie okoliczni farmerzy.
- Wynocha stąd! – wrzasnęłam. – Mam broń!
- A jakie majteczki masz na sobie?
Niemożliwe…
A jednak! Byli to Dave Jajcarz, Tom, Sven, Rollo, Dec i jeszcze jakiś ich kumpel Edward.
Nie miałam pojęcia, ze wszyscy przyjadą do nas samochodem Toma. Rozbili swoje
namioty koło drogi nad rzeką.
Tak, tak, taaaak!!!
Zaczęłyśmy cicho rozmawiać z nimi przez ścianę namiotu. Dave miał już dla nas gotowy
plan.
- Idźcie niby do toalety i wracając, powiedzcie nauczycielom dobranoc, a potem
wymknijcie się z namiotu i przyjdźcie do nas. Damy czadu. Na pewno tego chcecie!
Co za tupeciarz! Ale niesamowity.
- Weźcie ze sobą Jas – szepnął Tom.
- Tak i jeszcze ze dwie inne – dodał Dec.
- Co dwie inne?
- No jakieś dziewczyny.
Chłopcy są niepojęci. Mabs i Ellen na pewno nie pójdą z nim do chłopaków, którzy
wyrazili się o nich per „jakieś dziewczyny”. Nawet Ellen ma w sobie odrobinę dumy.
Wytłumaczyli nam, jak dojść do ich namiotu. Mieli tam na nas czekać. Wskoczyłyśmy w
ciuchu, a na wierzch zarzuciłyśmy szlafroki. Pomaszerowałyśmy do odbudowanej toalety,
mijając ognisko, gdzie grupka świrów śpiewała skautowskie piosenki.
Na szczęście Rosie pomyślała o tym, żeby na wszelki wypadek wziąć ze sobą kosmetyki.
W „toalecie” (fuj) szybko przejrzałam się lusterku. W ciągu dnia moje włosy trochę doszły
do siebie. Lekko umalowałam tuszem rzęsy, uszminkowałam usta i pociągnęłam je
błyszczykiem. Rosie gorączkowo rozplatała warkoczyki i ćwiczyła układnie ust w dziobek.
Jools spytała:
- No to co teraz?
- Ziewając, wrócimy do namiotu i będziemy udawać, że leśne rozrywki tak nas zmęczyły,
że chcemy wcześniej położyć się spać. Potem przeczołgamy się pod namiotem i
pobiegniemy do chłopaków na wygłupy i chipsy.
- I na buziaki – dodała Rosie.
- Co zrobić, żeby ci przy ognisku się nie zorientowali? – spytała Jools.
- Musimy zachowywać się przebiegle.
Kiedy wracałyśmy koło ogniska, „impreza” jeszcze trwała. Herr Kamyer pokazywał, jak
zrobić skomplikowane węzły. Po co? Kiedy ktoś ostatnio musiał zrobić skomplikowany
węzeł? Pewnie admirał Nelson.
Mijając imprezowiczów, ziewnęłam szeroko jak hipopotam i rzuciłam od niechcenia:
- Aha, Jas, Ellen, Mabs… zupełnie zapomniałam… chciałam wam coś pokazać w namiocie.
Jas spojrzała na mnie bez słowa. Ellen wydukała:
- No… dobrze… to znaczy… może…eee
Wymownie spojrzałam na Jas, ale ona zupełnie nie załapała, o co mi chodzi.
- Znalazłyśmy to dziś po południu – dodałam. – Myślę, że przyda się do twojej kolekcji
salamander.
- Grzebieniasta czy grzywiasta? – spytała, i to wcale nie sympatycznym tonem.
Już miałam jej odpowiedzieć, żeby się wypchała, ale uświadomiłam sobie, że do końca
życie będę musiała wysłuchiwać jej marudzenia i zrzędzenia, jeśli jej nie powiem, że Tom
przyjechał, więc powiedziałam:
- Och, niezły z niej PYSIO, jeśli wiesz, co mam na myśli.
To ją w końcu zainteresowało. Zerwała się z ziemi jak na sprężynach.
Spojrzałam na nią, znacząco wytrzeszczając oczy.
- Wpadnij do nas przed snem, OK?
I wróciłyśmy do namiotu. Pani Wilson zawołała za nami:
- Dziewczynki, tylko nie gadajcie całą noc! Mamy za sobą męczący dzień i na pewno
jesteście bardzo podekscytowane. W każdym razie ja jestem.
Spojrzałyśmy po sobie, tłumiąc śmiech.
Pani Wilson kompromitowała się dalej:
- Herr Kamyer, a czy pan miał ekscytujący dzień?
Herr Kamyer spojrzał na nią i odparł:
- Ja, rzeczywiście był bardzo ekscytujący.
O matko kochana, czyżby się napalił na panią Wilson?
Życie jest naprawdę przedziwne, a przecież żyję na tej planecie tak krótko.
W naszym namiocie
Zrobił się okropny tłok. Zdjęłam szlafrok, a Jas, Ellen i Mabs rzuciły się na kosmetyczkę
Rosie. Gdy w końcu odstawiły się na maksa, zaczęłyśmy opracowywać taktykę
wykradania się. Było już ciemno, ale musiałyśmy zgasić latarki, żeby nikt nas nie
zobaczył. Tak więc nasz plan ograniczał się do wyczołgania się pod namiotem na
wolność!!!
Przekradłyśmy się na tyły obozowiska, trzymając się linii drzew.
W namiocie chłopców
Mają wielki zielony namiot. Całkiem fajny, chociaż to tylko namiot. Kiedy zajrzałyśmy do
środka, chłopcy zaczęli bić brawo i od razu poczęstowali nas pizza, którą przywieźli ze
wsi. Mniam, mniam. Sven prawie zjadł Rosie, a potem usiadł jej na kolanach. Dec
przytulił się do Ellen, która od razu zrobiła się czerwona jak burak (co było widać nawet w
ciemności), a Edward przedstawił się Mabs. Ucieszyła się, bo jej randka w ciemno okazała
się wcale nie ciemna, tylko bardzo przystojna. Tom i Jas poszli nad rzekę, bo zdaniem Jas
„Tom chciał zobaczyć borsuczą norę, podobno jest niesamowita”. Zaśmiałam się
ironicznie, ale tylko spojrzała na mnie bez słowa i wyszła z Pysiem.
Dave poklepał miejsce koło siebie.
- Usiądź koło mnie, kociaku. Tutejsze rozrywki pewnie się wykończyły.
Pół godziny pó
ź
niej
Ale beka. Dave naprawdę umie mnie rozśmieszyć. Już zapomniałam, jaki z niego Jajcarz.
Ellen, Dec, Mabs i Edward chyba też całkiem nieźle się ze sobą bawią. Fajnie, że Ellen w
końcu nie wgapia się w Dave’a jak sroka w gnat.
Dwadzie
ś
cia minut pó
ź
niej
Oczywiście Sven w końcu przewrócił namiot, bo zaczął tańczyć pogo. Ze śmiechu aż
rozbolał mnie brzuch.
Chłopaki z powrotem postawili namiot, a ja usiadłam z Dave’em koło krzaków.
- Masz ochotę wykąpać się na golasa? – spytał nagle.
- Zwariowałeś?
- To ty jesteś zwariowana.
- Nie, ty
Popchnął mnie na krzak. Podniosłam się i powiedziałam:
- Nie wolno tak robić. To napad z użyciem przemocy.
- Mylisz się, kociaku, dopiero teraz będzie napad z użyciem przemocy. – I znowu
wepchnął mnie w krzaczory!!! A potem dodał: - Policzę do dziesięciu i cię łapię.
- Dave, nie idę nad żadną rzekę.
- Na twoim miejscu bym poszedł. Poza tym jeśli nie pójdziesz, jak mam cię dorwać?
Nie wiem, dlaczego, ale zabrzmiało to sensownie, więc biegiem ruszyłam prze siebie. Co
ja robię? Jak zwykle dowiem się ostatnia. Ale na pewno przegonię Dave’a.
Pi
ę
ć minut pó
ź
niej
Błąd. Dogonił mnie nad rzeką. Tak się zgrzałam, że usiadłam i włożyłam nogi do wody.
Dave zrobił to samo. Była piękna, bezksiężycowa noc, ciepła i spokojna. Czułam się
szczęśliwa i zupełnie wyluzowana.
Wiem, że źle zrobiłam, ale czasami człowiek nie może się powstrzymać.
- Jak ci się układa z… z dziewczyną? – spytałam.
Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
Wtedy wypaliłam:
- Robbie wyznał, że mu się podobam, ale powiedziałam, że mnie podoba się Masimo.
Masimo chce, żebym przyjechała do niego do Krainy Pizzy, może być bardzo fajnie i w
ogóle, ale sama nie wiem.
- Czego nie wiesz, kociaku?
Och, chciałam po prostu położyć głowę na jego ramieniu. Zawsze mam ochotę zwierzyć
mu się ze wszystkiego. Ale spytałam tylko:
- Jak brzmi twoja rada, Mistrzu Podjarki?
Zaczął udawać, że gładzi się po długiej brodzie niczym jakiś mędrzec, aż wreszcie odparł:
- Cóż, miłość ci wszystko wypaczy…
A cóż to niby miało znaczy?
- Miłość ci wszystko wypaczy? – powtórzyłam. – To ma być ta twoja mądra rada?
- Ujmijmy to inaczej. Miłość zaślepia. Może podoba ci się Masimo, a może ktoś inny…
Do czego on właściwie zmierza?
- Na przykład mnie podoba się Emma, ale może i ktoś jeszcze.
Nie mogłam się powstrzymać, chociaż wiedziałam, że wkraczam na niepewny grunt.
- Kto jeszcze ci się podoba?
- Królowa – odrzekł po chwili i wstał.
Spojrzałam na niego.
- Podoba ci się królowa? Ta, która niedawno obchodziła osiemdziesiąte urodziny? Ta
królowa? Ta, która ma protezę stawu biodrowego?
- Mówisz o jej matce. Nie wyrażaj się tak o mojej dziewczynie.
Wstałam, ale było tak ciemno, że potknęłam się o jakąś przeklętą borsuczą norę albo
pułapkę z gałązek, którą zrobiła pani Wilson, i stoczyłam się tyłem z nabrzeża.
Dave się roześmiał, ale pomógł mi się pozbierać.
- Niezła z ciebie aparatka, Georgia. Właściwie można by ci przyznać tytuł honorowego
chłopaka. I dlatego tak cię kocham.
Czy… czy ja się nie przesłyszałam?
Objął mnie w talii i podniósł do góry. Miałam nadzieję, że nie poczuje moich mokrych
majtek i nie pomyśli, że popuściłam z emocji.
- Gee, zmoczyłaś się? Masz kompletnie mokre majtki.
- Nie, ale pewnie pełno w nich kijanek, a do tego pupa mnie boli.
Kiedy wciągnął mnie na górę, powiedziałam:
- Chyba złamałam sobie pupę.
Spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
- Kociaku, kiedy będziesz wolna? – A po chwili dodał: - Och, niech się dzieje, co chce.
I mnie pocałował.
Pięć minut później
O nie. Zupełnie przypadkowo znowu weszłam do cukierni. Nie odłożyłam na półkę
włoskiego ciastka, ale nagle nabrałam apetytu na pączusia Dave’a…
Drużyna Asów
Georgia –
to ja. Kociak, Bogini Seksu i tak dalej.
Jas –
podobno moja najlepsza przyjaciółka. Uwielbia gadać bez sensu i nosi wielkie
gacie.
Rosie –
przyszła żona wikinga. Znana z zamiłowania do sztucznych bród i
ekscentrycznego tańca.
Jools –
przydatna w nagłych przypadkach, na przykład kiedy którejś z nas zabraknie
błyszczyka.
Ellen –
Królowa Histerii na naszej planecie i we wszystkich światach równoległych.
Mabs –
ogólnie rzecz biorąc, jest w porzo. Lubi się całować i jeść słodycze.
Honorowi członkowie Drużyny Asów
Dave Jajcarz –
słynie z tego, że kiedyś powiedział, że chciałby być dziewczyną, bo
wtedy mógłby całymi dniami gapić się na swoje dyndaki. Znany również jako Mistrz
Podjarki.
Tom –
brat Boga Seksu i chłopak Jas. W przeciwieństwie do innych chłopców jest
prawie normalny.
Sven –
pochodzi z Krainy Reniferów (prawdopodobnie). Wyjątkowo odjechany. Nosi
spodnie z lampkami na szwach.
Kandydatki
Honor i Soph –
pasują do nas. Wzięły udział w gilowym disco i pomagały przy
przemyceniu do kanciapy dozorcy szkieletu przebranego za pana Attwooda.
Nowa, ulepszona skala całowania się
½. Lepkie oczy.
(Uwaga: po zastosowaniu tej techniki dorobiłam się namolnego
adoratora, który wszędzie za mną łazi jak pies).
1. Trzymanie się za ręce.
2. Obejmowanie się.
3. Buziak na dobranoc.
4. Pocałunek trwający ponad trzy minuty bez przerwy.
(Tu potrzebna
jest kumpelka bez chłopaka, ale za to z zegarkiem).
5. Pocałunek z otwartymi ustami.
6. Pocałunek z języczkiem.
6 ½. Całowanie ucha.
6 ¾. Całowanie szyi.
7. Pieszczoty górnej części ciała – poza domem.
8. Pieszczoty górnej części ciała – w domu.
Wirtualny punkt 8.
(Zaliczasz go wtedy, kiedy nie dochodzi do pieszczot górnej
części ciała, ale wiesz, że twój chłopak o tym marzy).
9. Aktywność poniżej talii.
(Czyli APT. Oznacza to pokazanie majtek. Z
wszelkimi pytaniami proszę się kierować do Jools).
10. Na całość. (
Kiedyś Jas i ja razem z moim tatą oglądaliśmy wiadomości i w
pewnym momencie prezenter powiedział: „Dziś wieczorem premier doszedł di punkt
dziesiątego”. Myślałyśmy, że pękniemy ze śmiechu).
Czadu!
Jeśli jeszcze nie zauważyliście, to śpieszę donieść, że ja i reszta dziewczyn z Drużyny
Asów stworzyłyśmy kilka wybitnych gatunków tańca. Odtańczenie piekielnego disco to
idealny sposób na pozbycie się napięcia i frustracji wynikającej z braku chłopaka.
Ponieważ bardzo was kocha, spisałam kroki wszystkich naszych tańców, żebyście i wy
mogły dać czadu.
Wikińskie piekielne disco
Wciąż jeszcze udoskonalamy je przed przyszłym ślubem Rosie (który odbędzie się za
jakieś osiemnaście lat). Tańczy się je do melodii Jingle Wells, bo nawet Rosie, światowy
autorytet, jeśli idzie o kraj, z którego pochodzi Sven nie zna żadnych wikińskich
piosenek. Poza Rudolfem, czerwononosym reniferem. Co w ogólne nie jest piosenką.
Do tego tańca potrzebne wam będą bizonie rogi. Jeśli nie znajdziecie ich w najbliższym
sklepie, zróbcie je własnoręcznie: na przykład ze starej opaski na głowę i dwóch gałązek.
Och, nie wiem, same wymyślcie, jestem bardzo zmęczona.
Kroki:
Tup, tup na lewo,
Kopu-kopu lewą nogą,
Ręce do góry,
Machu-mach rękami na lewo,
Tup, tup na prawo,
Szybko obrót z rękami wzniesionymi do boga Thora,
Wznieść ku lewej stronie (nieistniejący) róg z winem,
Róg na prawo,
Róg ku niebu,
Trzęsu-trzęsu całym ciałem,
Buju-buju tyłkiem
I paść na kolana z triumfalnym okrzykiem:
„RÓÓÓÓÓG!!!”.
PS W jednym z rzadkich przebłysków poczucia humoru Jas, która w poprzednim
wcieleniu była chyba bizonem, dodała własny fragment: wciągnie powietrza. Tak, jak
mógłby to zrobić wikiński bizon węszący za ofiarą. Gdyby istniało coś takiego jak
Wikińskie bizon.
Machu-machu rękami na lewo,
Niuch-niuch.
Cha, cha, cha!
Gilowe piekielne disco
W tym tańcu niezbędnym rekwizytem jest wielki kawał gumy do żucia zwisający z nosa
jak ogromny gil. Musi być na tyle długi, żeby kołysał się w rytm muzyki. Taniec
wykonajcie do swojej ulubionej melodii. Oto kroki:
Gil na lewo,
Gil na prawo,
Pełny obrót,
Ramiona w górę,
Gil do przodu,
Mach-mach-mach,
Dłonie na ramiona,
Wyrzut nogi w prawo,
Mach-mach-mach,
Wyrzut nogi w lewo,
Mach-mach-mach,
Pełny obrót
I opadnięcie na ziemię.
Taniec doskonały na każdą okazję!