MałgorzataJ.Kursa
Teściowąoddamodzaraz
Prozami2011
Pawełwziąłgłębokioddechizebrałsięwsobie.Ukradkiemprzyjrzałsię
żoniewpatrzonejskupionymwzrokiemwekranlaptopaipodjąłmęską
decyzję.Skłonnościsamobójczychniemiał,więcsięgnąłpokurtkę,kątem
okazlokalizowałtorbęzciuchamiiprowiantem,poczymoznajmił
wprzestrzeń:
-Izuniu,zapomniałemcipowiedzieć,żemamajutrowybierasięnadziałkę,
żebycipomóc.
InimdoIzydotarłatahiobowawieść,Pawełzłapałbagażeidałnogęz
mieszkania.Miał
alibi-czekałgowłaśniewyjazddoNiemiec.Instynktmupodpowiadał,że
kilkadnipowinnowystarczyć,byżonaporzuciłamyślomorderstwiew
afekcie.
IzabelaŁęcka,wprzeciwieństwiedopowieściowejheroiny,nazwiskozyskała
wrazzmężem,przezchwilęzupodobaniemwpatrywałasięwwymyślone
przezsiebielogo,zaktóremiałaotrzymaćniezłepieniądze.Złowrogatreść
komunikatudotarładoniejzopóźnieniem.
Samozadowoleniewyparowałozniejjakkamfora.Jegomiejscezajęłafuria,
któradomagałasięnatychmiastowegoujścia.Wdawnychczasachzazłe
wieścikaranodelikwentaścięciemłepetyny.
Katowskichupodobańdotejporywsobieniezauważyła,alegdyby
małżonekprzytomnienieopuściłdomu,miałabyprzynajmniejszansęna
uczciwą,grzmiącąawanturę.Niestety,zwierzynajejsięwymknęła,więc
złapałato,comiałapodręką,czylifiliżankęzresztkamikawy,izimpetem
rzuciłająprzedsiebie.Filiżankazrobiłajejprzyjemność,rozbijającsięz
miłymbrzękiem,afusyochlapaływiszącynaścianiekalendarz-nomen
omenprezentodteściowej.FuriaIzypotymincydenciesklęsłanatyle,byjej
właścicielkaodzyskałazdolnośćlogicznegomyślenia.
Wznanymteleturniejusątrzymożliwości,bywybrnąćzopałów.Jednąznich
jesttelefondoprzyjaciela.Izazadzwoniładoprzyjaciółki.
PawełŁęckibyłdrugimmężemIzy.Pierwszywytrzymałzniąpółroku,
wijącsobiejeszczewtrakciekrótkotrwałegomałżeństwagniazdkoubardziej
dojrzałejkobiety,którajużumiałautrzymaćprzysobiemężczyznę.Izanie
opanowałatejsztuki.Wyszłazamążopętanawielkimiuczuciami,aleszybko
sięokazało,żesameuczucianiewystarczą.Małżonekwymagał
wszechstronnejobsługiiokazywałzniecierpliwienie,gdyżonaniespełniała
jegooczekiwań.Aniespełniała,bouważała,żektoś,ktodysponujetaką
samąilościąrąkjakona,potrafiodczasudoczasuobsłużyćsięsam.Coz
tego,żepracowaławdomu.Służbasięponimniepętała,aIzanieumiałasię
rozdwoić.Pozatymbywałaroztargnionaizdarzałojejsięzapominaćo
fanaberiachmęża.Przeważniewtedy,gdydopadłojąnatchnienieiświat
zewnętrznyprzestawałdlaniejistnieć.
Rozstalisięzpowoduniezgodnościcharakterów.Dzieciniemieli,wielka
miłośćteżIzieprzeszła,bodotarłodoniej,żeukochanemunieżona
potrzebna,tylkowszechstronnasłużąca,więcwrozpaczniepopadła.Przez
jakiśczascoprawdabyłalekkorozżalona,żeprawieodrazupoślubie
małżonekuczyniłskokwbok.Togorzkieuczuciejednaktakżejejminęło,
kiedyprzypadkiemnatknęłasięwsklepienajegoaktualnąwybrankę.Udając,
żewpatrujesięwwielkiejurodypolędwicęwołową,zerknęłaukradkiemna
rywalkęidoznałaniebotycznejulgi.Jejnastępczynizszaleństwemwoku
oglądałatrzyprawieidentycznekawałkiwieprzowejszynkiiniemogłasię
zdecydować,którywybrać.Izarozpoznałateobjawy.Szynkamiałabyć
chuda,odpowiednioróżowai,brońBoże,niełykowata.Zeżarcianiezgodnej
zwytycznymiukochanyodmawiał.
Nasamąmyśl,żejużniemusiniczegojadalnegopodtykaćbyłemumężowi,
Izapoczułatakąulgę,żenatychmiastprzeszłyjejwszelkieżaleipretensje.
Byławolnajakptakiwpłciprzeciwnejmogłaprzebieraćdowoli.Iprzytym
przebieraniuzamierzałapozostać,boślubnecyrografynapawałyjągłębokim
wstrętem.Trafjednakżechciał,żektóregośdniauznajomychspotkała
Pawełka.
PawełŁęckirównieżbyłpoprzejściach.Izaprzeprowadziładyskretnysondaż
wśródznajomych-bowpadłjejwoko-idowiedziałasię,żejegoeksżona
byławrednąsuką,któradomagałasięodniegopieniędzyiodpowiednich
znajomości.Skorojejniezapewniłobutychrzeczy,rozwiodłasię,
zatrzymującsynaidom,doktóregobudowywcześniejPawłazmusiła.Poza
tympodobnodoiłazniegostraszliwealimentyiŁęckimusiałzmienićpracę,
bysprostaćjejapetytom.
Izaniebardzomiałaochotęhołubićfaceta,którymajakieśpodejrzane
zobowiązaniafinansowe,alewPawełkubyłocoś,cojąurzekło.Stanowił
przeciwieństwojejbyłegomęża.Niemiałwsobieniczmacho.Anawetprzy
odrobinieuporumożnagobyłooskarżyćopewnąrozlazłość.Asertywność
równieżniemiaładoniegoprzystępuiłatwogobyłowykorzystaćwdowolny
sposób.
Izazaczęłatradycyjnie-odłóżka,apotemjużposzło.Pawełekjąprawiena
rękachnosił,woczkazaglądał,życzeniaodgadywał.Przytymrozumiał,co
siędoniegomówi,inawetwyrażał
zainteresowanie.Izauznała,żelepszegokandydatanieznajdzie,aponieważ
Pawełuparłsię,żewezmąślub,poddałasięponamyśle.Ostatecznie
instytucjarozwodówwtymkrajumiałasiędobrzeinicniestałona
przeszkodzie,byzwiązek,wrazierozczarowania,formalniezakończyć.
MałżeństwembylijużrokinaraziePawełwciążIzęszaleńczowielbił,aona
rozkwitała,boporównaniezpoprzednikiemzdecydowaniewypadałona
korzyśćobecnegopartnera.
Wszystkobyłobypięknie,gdybyniejedna,jedynazadra,któracorazbardziej
zaczynałaIzęuwierać.Mianowicieteściowa.
-Pawłaniema?Bomówiłaś,żetobędziebabskiposiad?-upewniłasięAnna
Maria,zwanaprzezznajomychAmą,rzucającsięzrozmachemnafotel.-
Przyniosłamwino,boprzezkomórkęjakośtakbrzmiałaś,jakbyś
potrzebowałaukojenia…Pożarliściesię?
-PawełpodłożyłmiświnięiuciekłdoNiemiec-powiedziałagniewnieIzai
wyjęłazbarkukieliszki.-Bardzodobrze.Mamtugdzieśluksusowe
przegryzki.Zrobimyprzyjęcie.
-DlaczegodoNiemiec?-zainteresowałasięAma.-Jakbypojechałgdzieś
bliżej,tobyśmuzrobiłacośzłego?Nieprzejmujsię.Itakgodopadniesz-
dodałapocieszająco.-Oilesięorientuję,zNiemcamimamyumowęo
ekstradycji.Przywiozącigonatacy.
-ZnaszPawładłużejniżja.-Izapuknęłasięwczołomiseczkązsolonymi
orzeszkami,którązamierzałapostawićnastole.-Naprawdęuważasz,że
możnasięznimpokłócić?Pozatymonnieuciekłnazawsze,tylkopojechał
najakieśtargimeblarskie.
Amazadumałasięgłębokonadsłowamiprzyjaciółki.Fakt,Pawełkaznałaod
małego,bowyroślinajednympodwórku.Ztego,cowiedziała,byłabsolutnie
niezdolnydokłótni.Gdyktośwjegoobecnościpodnosiłgłos,zamykałsięw
sobieisprawiałwrażenie,żenajchętniejbysięzdematerializował.Zdajesię,
żewypracowałtętaktykęwpoprzednimmałżeństwie.Luiza,jegobyłażona,
serwowałamuawanturynacodzień,więcrobił,comógł,byjakośprzetrwać.
Rozwódsamodzielniemudogłowynieprzyszedł.
-Pawełtodziamdzia-poinformowałaIzę,którawniosładopokojupółmisek
zkrakersami.-
Czegośmutamwgenachbrakuje.Albomożetakuniegodziałainstynkt
samozachowawczy?-
zastanowiłasię.-Luizagowytresowała.Tyjejnieznasz,alejaowszem.Taka
rudawiedźma,wgazeciepracuje.Porozwodziewróciładopanieńskiego
nazwiska.Bardziejpasujedojejcharakteru:Lisiec.Podpisujesiępod
artykułamiLL.
-No,popatrz…-Izaprzycupnęłanabrzeżkufotela.-Przypomnijmi,żebym
przyniosłazkuchnipastędotychkrakersów…Wszystkichpytałam,aciebie
nie.Wiemtylko,żetowrednasukaiżegooskubała.Dlamniedobrze,bo
wielejejzawdzięczam.ChybamniePawełwielbinazasadziekontrastu.
-Apewnie!-Amaprychnęła.-Kontrastowajesteś,żehej!Twojarobotanie
domagasięinformacjiobliźnich.ALuizyowszem.Chciaławiedzieć
wszystko:ktozkimsypia,ktokogonienawidzi,ktokomuświniępodkłada…
-Robotachciaławiedzieć?-zdziwiłasięIza.
-Luizachciała!Iusiłowałatęwiedzęzdobyć,zmuszającPawładobywania
nasalonach,boonwtedypracowałwUrzędzieMiasta.Pawłowisięodtego
bywaniatyłekmarszczył!Wkońcuzacząłprotestować…
-Paweł?Ajaktoprotestowaniewyglądało?Pytam,bomożemisiękiedyś
przyda…
-Najpierwudawał,żeniesłyszy,cosiędoniegomówi-wyjaśniłaAma.-
Olewałwizytowestrojeichodziłwuświnionympodkoszulku.Potemdo
rekwizytówdołączyłjeszczepiwo.Istarekapcie,którychLuizanieznosiła.
Ajeszczepóźniejzacząłprzesiadywaćumatki.Porozwodziemusiałsiędo
niejwprowadzićichybateżmutrochędokopała…
-No,nareszciejesteśmyprzywłaściwymtemacie!-Izapoderwałasięi
ruszyładokuchni.-
Siedźtuinieruszajsię!Przyniosęjeszczetępastęiwszystkociopowiem.
Amaposłuszniezamarła.Dotarłodoniej,żeraczejniebędziemusiała
wieszaćpsównaPawełkuitrochęjejulżyło.Wgruncierzeczygolubiła.
Gdybybyłapijana,tocoinnego.Podwpływemalkoholuszkalowanie
każdegoosobnikapłciprzeciwnejprzychodziłojejzłatwością,bo
natychmiaststawałjejprzedoczamibyłyosobistynarzeczony,którymiesiąc
przedplanowanymślubemwbiegłciężkimtruchtemdojejsalonu
dermatologicznegoiwydyszałjużwprogu,niebaczącnaklientów:
-Słuchaj,onamówi,żejestwciąży.Comyterazzrobimy?
Powiedziałtotakimtonem,jakbyuważał,żejejpsimobowiązkiemjest
wzięcietegoproblemunasiebie.Właśnietentonorazfakt,żezostałaonim
powiadomionawobeclicznegogronaświadków,którychuszywtym
momencienabrałyrozmiarówsłoniowych,doprowadziłyAmędoszału.
Przestałojąobchodzićdobrewychowanie,którezwielkimuporemwpajała
jejmatka.Najpierwoświadczyłaspokojnie,aczdonośnie,żeniepoczuwasię
doojcostwa,potemwyjaśniłanarzeczonemu,gdziemajegoproblemy,ana
koniecotworzyładrzwiwejściowe,odwróciłagoprzodemdonich,odsunęła
sięnieco,sprawdziłaprzezornie,czymananogachwygodneadidasy,których
zwykleużywała,przyjmującpacjentów,poczymzwielkąsiłąiniemniejszą
przyjemnościąkopnęłagowtyłek.Wzasadziepowinnamubyćwdzięczna,
bocałyKraśnikmiałoczymmówić,arezultatembyławzmożonachęć
zadbaniaostanskóryjegomieszkanek.Zdobyławtedywieleklientek,które
dodziśzamawiająuniejkosmetyki.Świadkiemtegoincydentubyłarównież
Iza,któraodrazuspontaniczniedaławyrazswojejaprobaciedlatakiego
załatwieniasprawy.WzaciszugabinetuAmyszybkosiędogadałynabazie
wspólnychdoświadczeńżyciowych,awtrakciekolejnychwizytszczerzesię
zaprzyjaźniły.
-Bo,rozumiesz,jakwychodziłamzaPawła,toniemiałampojęcia,że
wychodzęteżzajegomatkę!-oznajmiładonośnieIza,stającwdrzwiachz
kolejnąmiseczką.-Mamwrażenie,żeponaszymślubieonasięjakoś
dziwnieskameleonizowała.Słowodaję,żeprzedtemtakaniebyła!
Chybażetłamsiłatowsobieidopieroterazsięujawniła!
-Nierozumiem,codomniemówisz.-Amaporuszyłasięniespokojnie.-Co
onazrobiła?…
Zaraz,czekaj,cotychrzanisz?MatkaPawłaniemieszkaprzecieżzwami,
prawda?Tocoonacirobinaodległość?Fluidyjakieśwrednewysyła?
BuntujePawła,jakjejskładaciewizyty?No,Luizyrzeczywiścienielubiła,
alenieznamnikogo,ktobyjąlubił.Coonamadociebie?DbaszoPawła,
głodnyibrudnyniechodziiwyglądaraczejnazadowolonegozżycia…To
coonacirobi?Z
tego,copamiętam,AdaŁęckazawszebyławporządku…
-Alesamamówiłaś,żePawłowidokopała!-wypomniałaIzaznaciskiemi
nalaławinadokieliszków.
-BocackałasięznimpotymrozwodziezLuiząchybatrochęprzesadnie.
Którychłoplubi,jaksięnadnimlitować?
-Niektórzybardzolubią-zapewniłasuchoIzaispróbowaławina.-Dobre
kupiłaś.Jeślinawetbędęmiałaponimkaca,niebędziemiżal…
-Przewidujeszkaca?Pojednejbutelcechybaniedamyrady.Gdybym
wiedziała,żetrzeba,kupiłabymwięcej…Zaraz,czekaj-Amaodstawiłaswój
kieliszekiprzyjrzałasięprzyjaciółcepodejrzliwie.-Cośtyprzedtem
powiedziałaśtakiego…CoŁęckazrobiłapowaszymślubie?
-TojużlepiejmówoniejAda.-Izasięskrzywiła.-JakmówiszŁęcka,
wydajemisię,żechodziomnie…Tobyłtakiskrótmyślowy.Brakowałomi
słowa,akameleonodrazusiękojarzyzezmianami,prawda?Odczepsięod
zwierzątka.Jajużniemogęzniąwytrzymać!
-Amusisz?
-O,Jezu…Czekaj,jacitoopowiemodpoczątku…Jakjużsię
zdecydowaliśmynaślub,Pawełkonieczniechciał,żebympoznałajego
matkę.Trochęmnietozaniepokoiło,bowkońcudorosłyfacet,wdodatkupo
rozwodzie,chybaniemusipytaćmamusiozgodę.Poszłamzwizytą,bo
chciałamsięupewnić,czysięniewpakujęwjakąśgłupotę…
-Noico?-spytałaniecierpliwieAma,kiedyprzyjaciółkazamilkła.
-NibywszystkobyłoOK.Przyjęłanasobiadem…Rany,Ama,jakiona
podałarosół!
Poemat!Kubkismakowemamwporządku,asamateżzkuchninieuciekam,
więczaczęłyśmygadaćnatematykulinarneionasięrozjarzyłajakten
reaktorwCzarnobylu.
-Luizanigdyniegotowała-mruknęłaAmaiprzełknęłaślinę.-Noimasz.
Jakktośmówiożarciu,odrazujestemgłodna…Tępastętosięjełapami?Bo
niewidzęsztućców?
-Bierzesiękrakersikaizagarnianimpastę.Chybażeżądasznoża,alew
takimrazieprzynieśsobiesamazkuchni,bomniesięniechcewstawać.
-Nieżądam-zapewniłapośpiesznieAmaizastosowałasiędosugestii.-Ale
todobre.Z
czegotapasta?
-Główniezłososia…Mamcinatychmiastpodaćprzepisczymogędalej
opowiadać?
-Opowiadaj.-Amasięgnęłapokolejnegokrakersa.
-Prawiesięrozpłynęłazeszczęścia,kiedysiędowiedziała,żemamnaimię
Izabela.BoidealniepasujedoŁęckich.Śmieszyłomnieto,alenicwięcej.
Ogólniesprawiaładobrewrażenie,nachalnaniebyła…
-Wjakimsensienachalna?-Amaprzerwałaspożywaniekolejnego
krakersikairzuciłajejpytającespojrzenie.
-No,wiesz,niewypytywała,dlaczegojestemrozwódkąanijakpoznałam
Pawła,aniczychcęmiećdzieci.Samapowiedziałam,żezajmujęsięgrafiką
komputerowąipracujęgłówniewdomu.Chciałatylkowiedzieć,czylubię
przyrodę,bopoojcuPawłazostaładziałka.Miałananiąkupca,alegdybyśmy
myreflektowali,toproszębardzo.
-Reflektowaliście?
-Pawełsięniewyrywał,alejaowszem.Lubięroślinki.Działkajestna
Marzeniu,dojechaćmamczym.Byłaokropniezapuszczonaalepoślubie
wzięłamPawłazaoszewęizmusiłamdopracogrodniczych.
-Bardzosiębronił?-Amauniosłabrwi.
-Nie-przyznałaIza.-Przekopałtepięćarówjakbuldożer,żebymsamanie
musiała.
Obiecałammu,żeresztęzrobięja.
-Nadalniewidzężadnychokropności.Cotojestto,coAdatłamsiławsobiei
terazwylazło?
Izaupiłałykwinaiwydałazsiebieciężkiewestchnienie.
-Okropnietrudnotowytłumaczyć.Musiałabyśtosamazobaczyć…No,
dobrze.Spróbujęcitowyjaśnić…Poślubiezaczęładomniemówić:
„Beluniu”albo„Belu”.Nieznoszętegozdrobnienia.Wszkolemoja…Jaki
jestrodzajżeńskiodwroga?Wrogini?
-Wystarczy:nieprzyjaciółka-podsunęłaAma.
-Nieprzyjaciółkatozamało.-Izapokręciłagłową.-Nieznosiłyśmysięobie
jakcholera.
Iskryszły,kiedybyłyśmygdzieśrazem.Ionamówiładomnie„Belka”.
-Tofaktyczniewięcejniżnieprzyjaciółka-przyznałaAmaponamyśle.-
Wroginipasuje…
NiemogłaśdaćAdziedozrozumienia,żesobienieżyczysz?
-Dawałam!-Izazgrzytnęłazębami.-Uparłasię,żew„Lalce”pannęŁęcką
zdrabnianonaBelęlubBelunięitobardzoarystokratyczniebrzmi.
-No,dobra.Wkurzacięteściowa,bomegalomanka-podsumowałaAma.-
Aletochybajeszczeniejesttakanajgorszawada?Mamusiamojegobyłego
narzeczonegoprzyleciaładomniezawanturą,żenieupilnowałamjejsynkai
onprzezemnietatusiemzostałgdzieindziej.Bojakbymjabyłachętna,
rozumiesz,tonieszukałbyinnegowodopoju.
-Ztakąmamusiątojabymsobieporadziłajednąręką!-Izaprychnęła
pogardliwie.-Gębęmam,głosmam,aiodpowiedniesłownictwosię
znajdzie.Adajestgorsza.
-Bocorobi?
-Onajest….Jakbytookreślić…Onajest…
-Jużznalazłaśkameleona.Znajdźjakieśinnezwierzątko-podpowiedziała
Amażyczliwie.-
Ludzieprzywykliprzypisywaćprzyrodziewłasnewady.Trochęczytałam.
Załapię.
-Niematakiegozwierzątkanaświecie!-wrzasnęłaIzabezradnieiniechcący
chlupnęławinemnastół.-Słyszałaśostworzeniu,którejestupiornieuczynne
itelepatycznieodgadujenawettemyśli,którenigdywżyciunieprzyszłybyci
dogłowy?!Bojanie!
Amaprzyjrzałajejsięzzastanowieniem.
-Możeszpodaćjakiśprzykład?Boogólnierozumiem,comówisz,alenie
mogęsobietegowyobrazić.
-Proszęciębardzo!-Izazazgrzytałazębami.-Pierwszynumerwykonała
zarazponaszymślubie.Pamiętasz,pojechaliśmywtedynatydzieńdoEgiptu.
Takanibypodróżpoślubna…
-Pamiętam.-Amazachichotałazsatysfakcją.-Luizyomałoszlagnietrafił.
Byłaumniepozestawkremówijejsięulało.Uważała,żejesteścwanasuka,
bonaciągnęłaśPawłanaobcelandy,azniąnigdynigdzieniepojechał.I
pyskowała,żemógłchociażsynazesobązabrać.
-Wpodróżpoślubną?-Izaprychnęła.-Chybająpogięło!Itoniejago
namówiłam,tylkoteściowa.
-Tonierozumiem,dlaczegojąszkalujesz.Jabymchciałatakąteściową.
-Jeszczeniezaczęłam-warknęłaIza.-Słuchajdalej.Popowrocieteściowa
radosnajakprosięwdeszczpochwaliłasię,żezrobiłaporządekwwarsztacie.
Zostawiliśmyuniejwszystkiekluczenawszelkiwypadek.Wiesz,samoloty
czasemspadają…JakPawełtousłyszał,zerwałsięodstołuiodrazupognał
dowarsztatu.Niebyłogodopóźnejnocki,ajakwrócił,toprawiepłakał.
Pomieszałamuwszystkiefakturyiniemógłsięwnichpołapać.Dotejpory
papierymiał
powpinanewsegregatory,alete„uporządkowane”przezmamusiędotyczyły
tejpołowymiesiącaprzednaszymwyjazdeminiezdążyłichposegregować.
Sprzedażizakupy.Miałtowdwóchkupachwszufladzie,amamusiamu
ułożyłaposwojemu.Narzędziateżmuposegregowała.Zdajesię,żewedług
rozmiarów.Nietrafiłbycięszlag,jakktośbycitakposprzątałw
pomieszczeniu,gdzierobiszleki?
-Trafiłbyodrazu-przyznałaAmabeznamysłu.-APawła?
-Pawełwylewniepodziękowałmamusizatrudipoprosił,żebysięwięcejnie
męczyła.Iodebrałjejklucze.
-Nodobra,aletomogłabyćjednorazowawpadka-zauważyłałagodząco
Ama.-Zeszczęścia,żeukochanysynznalazłwreszcierodzinnąprzystań.
Możeprzesadzasz?
-Przesadzam!-Izaomałoniezachłysnęłasięwinem.-Tosłuchajdalej.
Któregośdniazłożyławizytę,kiedyPawełbyłwrobocie.Niezapowiedziała
sięwcześniej,ajaakuratrobiłamprospektydlanaszegobiurapodróży.
Porozkładałamsobiewszystkonapodłodze,bomiałammasęzdjęćitrochę
tekstówichciałamsobiepokombinować.Jakonaprzyszła,miałamwszystko
poukładane.Potemmiałamspisaćnabrudnokolejnośćiwedługtego
wprowadzićdolaptopa.Taklubiępracować.-Wzruszyłaramionami.-Co
poradzę…Poszłamdokuchnizrobićjejkawę,ajakwróciłam,tojuż
wszystkobyłoeleganckopozbierane.Ionawyraziłaopinię,żechybami
przeciągzdmuchnąłzbiurkatepapiery,jakjejdrzwiotwierałam.Ibyłatak
autentycznieżyczliwa,żezgłupiałam.Nawetjejniezwymyślałam!
-Jabymchybazwymyślała-wyznałaAma.
-Gównoprawda!-Izaprychnęłagniewnie.-Niewiem,naczymtodokładnie
polega,aleonarobitakiecoś…Orany,jakbycitu…Ktościcośspieprzył,
najchętniejodrazubyśgozabiła,juższukasznarzędziainaglepatrzyszna
niegoiręceciopadają.
-Boco?-zainteresowałasięAma.
-Bo…No,minęmataką,jakbysięmiałarozpłakać,prawiesięczołgau
twoichstóp,bijezniej,żeoddałabywszystko,żebytonaprawić…O,Jezu,
noniewiem,jakcitowytłumaczyć!
Musiałabyśprzytymbyć!AwdodatkuPawełpowiedział,żejutropomoże
minadziałce…
-Paweł?Przecieżgoniema!
-Nieon,tylkoAda!Cholera,jużmisięnóżwkieszeniotwiera!Jakmi
ostatnimrazempomogła,tosięokazało,żestówęwyrzuciłamwbłoto!
Przygotowałamsobietakąwąskąrabatę,gdziemiałyrosnąćsameliliowce.
Kupiłamcebulewporządnymsklepiezasporepieniądze,bodużotegobyło,
ajalubiękolory.Samaposadziłam…Ama,tadziałkamapięćarów!Możesz
miwytłumaczyć,dlaczegomojateściowapostanowiłaprzekopaćakurattę
mojąrabatę?!Podziabałatecebulenasieczkę!Gównomam,nierabatę!Ijuż
sięboję,coonajutrowykombinuje,aniemamoczunaszypułkachinie
umiempatrzećdookoła!
Amamilczałaprzezdługąchwilę.Wkońcuwypiładuszkiemzawartość
kieliszka,pokręciłagłowąipowiedziałazwestchnieniem:
-Tofaktyczniemaszprzechlapane.Możepójdępodrugiewino,pókijeszcze
jestemtrzeźwa?
Mogęuciebieprzenocować?Jutrosobota,mamwolne.Wedwieprzyjemniej
leczyćkaca.
WpołowiedrugiejbutelkiwinaIzaodzyskaładobresamopoczucie.Amabyła
jużnaetapierzucaniakalumniinawszystkichznanychsobiesamców,alejej
przyjaciółkaniedałasięzepchnąćztematu.
-Wiem,cozrobię!-oznajmiłatwardo.-ZabijęAdę!Kupiłamśliczne
migdałowce.Ipigwę.
Niemogęryzykować,żezrobiimkrzywdę.Zabijęją!
-Ipójdzieszdociupy-powiedziałaostrzegawczoAma.-Tamchybajest
dużezagęszczenie.
Jesteśpewna,żebędziecidobrzewkupie?Pozatymsamamówiłaś,żeAda
jestżyczliwa.
Bandzioryizłodziejełażąluzeminiktimnierobikrzywdy.Życzliwośćto
dzisiajrzadkospotykanacecha.Trzebająraczejchronić.
-Chronićtojamuszęswojeroślinki!-Izazgrzytnęłazębami.-Dobrymi
chęciamipiekłobrukowane!Niemampojęcia,cojeszczeprzyjdziejejdo
głowy!Muszęsięjakośbronić!
Szczególnie,żePawełsięwypiął!
-NiewymagajodPawła,żebybrałudziałwzabójstwiewłasnejmatki-
pouczyłająniecobełkotliwieAma.-No,niewiem…Tochybatakietrochę…
niehigieniczne,co?
-Niehigieniczne?Wjakimsensie?
-Jakbyniepodchodzić,człowieksięuświni-stwierdziłaAma,krzywiącsię
zniesmakiem.-
Dziabnieszczymśalbodaszwłebikrewcięobryzga.Trzebasięnieźle
narobić,żebytosprać…
No,janiewiem…
-WszystkiepachnidłaArabiiniewrócąsłodkiegozapachutejmałejdłoni-
powiedziałagrobowymgłosemIza,wyciągającprzedsiebierękę.Pomyślała
przezchwilęiznadziejądodała:-
Mogęjąprzypadkiemprzejechaćsamochodem.
-Uważasz,żesamochódcisięnieuświni?-zainteresowałasięzgryźliwie
Ama.-No,iniejestempewna,czymimocałejswojejżyczliwościAda
zgodziłabysięsterczećnieruchomoiczekać,ażjąprzejedziesz.Możeszją
ewentualnieotruć,alePawłowibyłobychybaprzykro,co?
-No.Byłoby.-Izawestchnęłazżalem.-Zniechęciłaśmnie…Słuchaj,
myślisz,żenaprawdęnieboszczykpośmiercimożewskazaćmordercę?
-Pewnie,żemoże!Mająterazwtychlaboratoriachróżnetechniki,badają
mikroślady,czycośtam.Toprawie,jakbynieboszczykzłożyłzeznania!
-Myślałamraczejodawniejszychczasach.Podobnokiedyśkrewztrumny
ciekła,jakmordercaprzechodziłobok…
-Przestań,Iza!-jęknęłaAmaiduszkiemwypiławino.-Bomisięwnocy
przyśni!Skądcisiębiorątakiepomysły?!Miałamcięzanormalną!
-Jeszczenikogoniezabiłam-obraziłasięIza.-Acotojestwedługciebie
normalność?Mamsiedziećgrzecznienatyłkuipotulnieprzyjmować
wszystkiekretyńskiepomysłymojejteściowej?
Ciekawe,jakdługotybyśwytrzymała.No,wyobraźsobie,żejesteśżoną
Pawła…
-Niechętnie…
-Niemusiszchętnie.Wyobraźsobie,żejesteś,iAdacirobiporządkiw
twoimsalonie,wrecepturach,układaposwojemutetwojeskładniki,coz
nichmieszaszlekarstwa…
-Przestańnatychmiast!-zażądałaAmagwałtownie.-Poddajęsię!Jesteś
normalnaalbojateżsiękwalifikujędoumysłowouszkodzonych!
Pogodziłysięzupełnieprzytrzeciejbutelce.Obiedoszłydowniosku,że
państwopowinnoustanowićspecjalnykodekskarny,którychroniłby
nieszczęsnesynoweprzedprzesadnąekspansjąteściowych.IwtedyAma
wpadłanawspaniałypomysł.
-Słuchaj!Wwiem!-głosjejsięniecoplątałzprzejęciainadmiarupromili.-
Ddamyogłoszenie!
-J…jjakieog…ogło…szenie?-Izarównieżmiałatrudnościzartykulacją.
-Teś...ciową…szprz…szprze…szprzedamodzaraz-oznajmiłaAma
tryumfalnie.-Ijesz…
jeszczemoż…nadopisać:wdobreręce.Żżebyo…okazaćmmi…mmiło…
sierdzie…
-Myślisz,żektośkk…kupi?-zdziwiłasięIza.-Jabbymzadarmood…dała.
-Tojeszejesz…czelepiej!Teściowąoddamodzzarazwdo…breręce.Ina
po…po…czątku:AAA.
-Ttojakiśskrót?AnonimoweAser…tywneAL…koho…liczki?Ppocoto?
-Idiotka!Wtedyddająnnaprzodkuiwwię…cejludziprze…czyta…
Izęobudziłprzenikliwydźwiękelektronicznegobudzika.Przytomnie
nastawiłagonabudzeniewczoraj,kiedyAmaudałasiępowinodo
pobliskiegosklepu.Tyleżewtejchwiliniebardzomogłazrozumieć,
dlaczegotocholerneustrojstwowyrywająztwardegosnu.
Zdecydowałasięotworzyćjednooko.Zobaczyłastół,naktórympałętałysię
resztkiwczorajszejucztyitrzypustebutelkipowinie.Przezchwilę
przyglądałasiębezmyślnietemupobojowiskuinagledoniejdotarło.
Poderwałasięgwałtownieijęknęła.„Krasnoludkisąwredne.
Szczególnieteniemieckie”-przemknęłojejprzezobolałągłowę.Właśnie
metodycznieodwalałyrobotęwewnętrzujejosobistejłepetyny.Czuła
wyraźniekażdeuderzenietysięcymłotków,ewentualnieinnychnarzędzi
eksploracyjnych,jakbyjejczaszkabyłakamieniołomem,wktórymwłaśnie
wrepraca.
-Cholera,nawetmordymajązłośliwe-wymamrotałazurazą.-Jakmożna
takieświństwostawiaćwogródkach?
Podjęłamęskądecyzjęiostrożniewstała.Namacałaotwartąbutelkęze
zwietrzałąwodąiwypiładuszkiemjejzawartość.Byławprawdzie
obrzydliwieciepła,aleniosłaulgęwwyschniętychnawiórustach.
-Icóż,żezeSzwecji-powiedziałapowolinapróbęidoznałaukojenia,bo
możedykcjaniebyłaaktorskoidealna,aledałosięzrozumieć.
Powlokłasięniemrawodołazienkiidokonałastosownychablucji.Potem
powędrowaładokuchni,gdzieudałosięjejznaleźćAlka-Prim.Najedzenie
niemiałaochoty,zaparzyłasobieherbatkęzcytryną,usiadłaprzykuchennym
stoleiponurozapatrzyłasięprzedsiebie.
Notak.Budzikzadzwoniłbladymświtem,bomiałajechaćnadziałkę.Po
drodzemusizabraćteściową,atanależaładogatunkuszczebiotek,więc
opróczpracwyrobniczych,doktórychnieczuławtejchwilispecjalnego
pociągu,będzieskazanananieustannegadanie.Natrzeźwoniebyłobyztym
problemu-Izaumiałasięcałkowiciewyłączyć,jeślitematjejnieinteresował.
Tyleżeskacowanagłowanielubipaplaninyiboleśnietookazuje.Zdrugiej
strony…Działkajestspora,możeudasięjejjakośodizolowaćodźródła
nadawania.
WrozmyślaniaIzywdarłsięnaglejakiśpodejrzanydźwiękdochodzącyz
pokojuprzykuchni.PawełokreślałtopomieszczeniemianemWścieklicowej
Izby,bokiedymałżonkaniemogłasobieporadzićzkolejnymzleceniem,
wściekłanasiebieikapryśnegozleceniodawcę,kładłasiętamwłaśniespać,
bydowolirzucaćsięnałóżku,ewentualniezapisywaćwśrodkunocy
genialnypomysł,któryjejsięprzyśnił.
TerazzWścieklicowejIzbydobiegałydziwneodgłosyiIzastruchlała.„Rany
boskie…-
pomyślałaspanikowana-cojawczorajzrobiłam?Gadałyśmyoteściowej.
Chybajejnieubiłam,boniepamiętam,żebytuprzyszła…Pawłaniema,
kogojamogłamutłuc?Chwileczkę,jakwydajeodgłosy,tochybażyje…
Amawyszła…Jakwyszła?Napranabyłataksamojakja…Ama…
Matuchnomoja,Ama!”.
Rzuciłasiędopokoju.Narozgrzebanymłóżkusiedziałarozczochrana
przyjaciółka,trzymałasięzagłowęipojękiwałaboleśnie.Izieulżyło.Opadła
nafotelprzyszafieipowiedziałazwyrzutem:
-Noiczegomniestraszysz?Przezchwilębyłampewna,żejednakzatłukłam
teściową.Iżebędęjąmusiałaosobiściezakopaćnadziałce.
Amarzuciłajejzłespojrzenie,oblizałaspierzchnięteustaiwymamrotała
zbolałymgłosem:
-Musisztakwrzeszczeć?Bądźczłowiekiem,dajcośmokrego.
Izabezsłowapotruchtaładokuchni,rozpuściławwodzietabletkęAlka-
Primuizaniosłaprzyjaciółce.Rozpoznałaobjawyiściszyłagłos,żebyjejnie
drażnić:
-Zwleczsięjakoś.Zrobićciherbatyczywoliszsokpomarańczowy?Może
zjemyjakieśśniadanie,co?
-Niemówdomnieojedzeniu!-jęknęłaAmazobrzydzeniem.-Jestem
odwodnionajakegipskamumia.Będępiła,wszystkojednoco,byledużo.I
bezprocentów!
-OK.-Izapotulniewróciładokuchniizabrała,siędoprzygotowywania
wodopoju.-
Wrednejakieśtowino-mamrotaładosiebie,wyciągajączlodówkikostki
lodu.-Żebyodrazuzrobićczłowiekowikaca-giganta…Cholera,chyba
muszępodrodzewstąpićdosklepuikupićzgrzewkęwody.Niewysiedzęna
działcebezczegośmokrego…Ciekawe,coteściowapomyśli,jakbędętak
chlała…
Ranyboskie,niechtenAlka-Primzaczniedziałać,zanimzacznęte
wykopaliska.Przecieżniedamradysięschylić…
-Teściowapomyśli,żejesteśalkoholiczką-uświadomiłająbezlitośnieAma,
wchodzącdokuchni.-Bógzapiaćzaratunek!-Złapałaszklankęzzimnym
sokiemiwypiłająduszkiem.-Uuu,ambrozja…Jeszcze!
Wypiłatrzy,nimuznała,żezaspokoiłapragnienie.
-Rozumiem,żewybieraszsięodrabiaćpańszczyznę?Podrzuciszmniedo
domu?Muszęzregenerowaćorganizm.Dobrze,żejutroniedziela.
-Tonieżadnapańszczyzna!-obraziłasięIza.-Wiesz,jaktamjestcudnie?
Działkapodsamymlasem,ptaszkiśpiewają,świeżepowietrze…Słuchaj,a
możebyśzemnąpojechała?Paweł
tampostawiłtakąszopko-altankę,wystawięcileżaczekibędzieszsię
regenerować.Cotynato?
-Chybaciodbiło-odparłagniewnieAma.-Jestemdermatologiemibędę
narażaćwłasnąskórę?Tosłońcepalijakgłupie,ajamamkacajakstąddo
Warszawy!Masztamprzynajmniejstudnię?
-Beczkęnawodęmam.Dopodlewania…No,przecieżsąsklepypodrodze.
Kupięjakieśpicie…Ama,jedźzemną.Jateżmamkacaibojęsię,żejak
teściowawywiniekolejnynumer,tojanaprawdęniewytrzymamiją
zamorduję.Niebądźświnia,pomóżbliźniemuwpotrzebie!
-ŚwiniewPolscemająsięświetnie-mruknęłaniechętnieAma.-Te
dwunożne,bozprawdziwymitogorzej…Czegotychceszodemnie,
kobieto?Jasięnieznamnaogrodnictwie.
Naturęteżwolęoglądaćwtelewizji,niżsięponiewieraćnajejłonie…
-Niebędzieszsięponiewierać!-przysięgłażarliwieIza.-Posadzęcięna
leżaczku,obstawiębutelkamizpiciemibędzieszmiozdabiaćkrajobraz.Dam
cinawetsłomkowykapelusz,żebyśudaruniedostała…Ama,jedźzemną!
AnnaMariawestchnęłaciężkoisiępoddała.
-Alepodrodzewstąpimydomojegosalonuiweźmiemyporządnykremz
filtrem-zażądałatwardo.-Ostateczniemogęsięopalić,jednakniemuszę
dodatkowocierpieć.
UszczęśliwionaIzazapomniałaoswoichprzypadłościachizabrałasiędo
pakowania.
Najpierwrzuciłanastółdwaidentycznesłomkowekapeluszeozdobione
wdzięczniejadowitymiwstążeczkami.Oboknichulokowałaopakowanie
Alka-Primuijednorazowekubeczki.Zbalkonuprzyniosłazawinięte
troskliwiewkapiącąfolięjakieśpatykizlistkamiipostawiłajenapodłodze.
-No,tochybamamywszystko-stwierdziłazzadowoleniem.-Najedzenie
dalejniereflektujesz?
-Dziśjestemnadiecie-odparłastanowczoAma.
Najpierwpodjechałypodblok,wktórymmieszkałaAma.Panidermatolog
uparłasię,żeniewybierzesięwplenerwwizytowychciuchach.Izapotulnie
czekaławsamochodzie,szczęśliwa,żebędziemiałaprzysobiebratniąduszę.
PotemstanęłyprzeddomemAdyŁęckiejitymrazemtoAmazostaław
aucie.Izapodeszładoklatkischodowejinacisnęłaguzikdomofonu.
-Jużschodzi-zameldowałaprzyjaciółce,wracającpochwili.
-Jakmyślisz?Powinnamsięprzesiąśćdotyłu?-zapytałaAmapółgębkiem
nawidokwychodzącejmatkiPawła.
-Siedź-uspokoiłająIza.-Onazawszesiadaztyłu.Boisięalbonielubi
inaczej.
AdaŁęckabyłaniewysoką,dośćkorpulentnąkobietkąposześćdziesiątce.
Miałanasobieletniąsukienkęwkwiatyisłomkowykapelusz.Niewyglądała
naupiornąteściową.Przeciwnie,uśmiechniętaoduchadoucha,zkoszykiem
wjednejręceisiatkąwdrugiej,sprawiaławrażenieuroczejbabuni.
-O,Ama!-zaszczebiotałaradośnienawidokAnnyMarii.-Dawnocięnie
widziałam.Teżjedzieszznami?Niewiedziałam,żesięznacie,
dziewczynki…Beluniu,obiecujęci,żedzisiajbędęrobićtylkoto,comi
każesz.Tu,wsiatcemamcebuleliliowców.-Ztrudemwsiadłado
samochodu,usiłującniewypuścićswoichbagaży.-Posadzisz,gdziebędziesz
chciała.Sąsiadkamizamówiłazeswojegokatalogu.Dopierowczoraj
przyszły.
Izapodchwyciławymownespojrzenieprzyjaciółkiizrobiłojejsięgłupio.
Możerzeczywiścieniepotrzebnieczepiałasięteściowej.Wkońcukażdemu
możesięzdarzyćjakaśgłupota.Ponoćczłowiekuczysięnabłędach.
-JeszczemusimypodjechaćdosalonuAmypokremidotejstodołyprzy
skrzyżowaniupozgrzewkęwody-mruknęławyjaśniająco.
-Oczywiście-przytaknęłateściowazrozbrajającymuśmiechem.-Tylkodo
jedzenia,Beluniu,nicniekupuj.Wzięłamzesobąwszystko,copotrzeba.
IzaiAmaotrząsnęłysięmimowolnie,alenicniepowiedziały.Kiedywreszcie
podjechałydosupermarketu,zostawiłystarsząpaniąwsamochodzieiobie
udałysiędosklepu.
-No,ijakciteraz?-niewytrzymałaAma.-Szkalowałaśjąbezmiłosierdzia,
aonaciwszystkoodkupiła.Ijeszczewałówkęwzięłazesobą,żebyśnie
zgłodniałaprzytychrobotachogrodniczych.
-Głupiomiteraz-przyznałauczciwieIza.-Aleogólniemniewkurza,jak
ktośnajpierwrobi,apotemdopieromyśli.Ciebienie?
-Mnieteż.Alejasięodrazudomordowanianiezabieram.
-Apewnie.Tyodrazuwrufęładujeszzkopyta…Zrezygnowałamz
mordowania-
przypomniałaIza.-Ustaliłyśmy,żeoddamjąwdobreręce.Odzaraz.No,w
obliczuwyrównaniastratyjestemskłonnapoczekaćjeszczetrochę.
Spojrzałynasiebieizaczęłychichotać.Przystoiskuznapojamipokłóciłysię
nienażarty.
Każda
preferowałainnąmarkęwody,ażadnaniechciałaustąpić.
-Proponuję,żebypaniewzięłytrochętejitrochętej-rozległsięzanimi
przyjemnymęskibaryton.
Zaniemówiłyobieiobejrzałysięnawłaścicielagłosu.Wyglądałdość
sympatycznie,aczkolwieksprawiałwrażenielekkozniecierpliwionego.Iza
pierwszaodzyskałakontenansizaszczebiotałaprzymilnie:
-Boże,jakipanmądry!Niewpadłyśmynato!Ama,bierzzgrzewkęswojej,a
jawezmękilkabutelekmojej-poleciłanaburmuszonejprzyjaciółce.-
Powinienpanbyćmediatorem!-
Zaprezentowałauśmiechblondynkinumerjeden.
-Blisko-mruknąłnieznajomy,naktórymwidoczniejejzabieginiezrobiły
wrażenia,boukradkiemokomuleciałonaAmę.-Działamwtedy,gdy
mediacjejużniedająefektów.Jestemprokuratorem.
-Chcesz,żebycisięteściowaugotowaławtymsamochodzie?-warknęła
Amaipociągnęłaprzyjaciółkęzaramię.-Panprokuratoroskarżycięo
sadyzmipójdzieszsiedzieć.Chodźwreszcie!
-Dowidzenia,panieprokuratorze-Izakonsekwentnieudawałagłupią
blondynkę.
-Jeśliniebyłopremedytacji,wyrokmożebyćwzawieszeniu-oznajmiłw
przestrzeńmężczyzna,włożyłdokoszykazgrzewkęwodyiposzedłwswoją
stronę.
IzapośpieszniedogoniłanadętąAmę.Zapłaciłyzazakupyiwyszły,alena
zewnątrzAnnaMariaprzystanęła,postukałasięwgłowęispytałazgryźliwie:
-Cowciebiewstąpiło?Słomianawdowajesteś,boPawełdaleko?Nieboisz
się,żeteściowamudoniesieinaprawdębędzieszmusiałajązabici
-Ja?!
-Notodlaczegoodrazunóżpokazujesz?Tocałkiemmiłyfacet.
-Idlategogopodrywasz?Małocijednego?
-Mówię,żejesteśtępa!-zdenerwowałasięIza.-Chciałamsprawdzić,czyto
czaruś.Chybanie,bojasięwygłupiałam,aonnawettegoniezauważył.
Przezcałyczasłypałukradkiemnaciebie.Nadałbysię,prawda?
-Doczego?-zjeżyłasięAma.
-Namiłąprzygodę.Albomożeinadłużej,gdybysięsprawdził-powiedziała
Izamarzycielsko.
-Wariatka!Tymimężaszukasz?!Jużmijedendokopał!
-Toniebyłmąż-skorygowałaIza.-Inieszukamcimęża,tylkomiłej
rozrywki.Facetchybajestwolny,boniemaobrączki.Naprzygodęidealny!
-Masłomaślane!-Amaprychnęła.-Rozrywkajestmiłazzałożenia.Jaksię
robinieprzyjemnie,toprzestajebyćrozrywkowo…Chodźwreszcie,bomi
ręceodpadnąoddźwigania!
Włożyłyzgrzewkiznapojamidobagażnikaiwsiadłydoauta.PaniŁęckaz
tylnegosiedzeniapopatrzyłananiebadawczo,alesięnieodezwała.
Iza,zaabsorbowanadziwnąniechęciąprzyjaciółki,objawionąwobecnowo
poznanegoprokuratora,zaczęławolniutkocofaćsamochódinaglepoczuła
opór.
-Ranyboskie,stuknęłaśgo!-jęknęłaAma,oglądającsię.-Ślepajesteś?Nie
widziałaś,żeprzejeżdża?Cholera!-głosuwiązłjejwgardle.-Toon!
Rozwaliłaśsamochódprokuratorowi!
Wsadzinaswszystkie,jakamenwpacierzu!
-Zamknijsię!-warknęłazdenerwowanaIza,szczękajączębami.-OJezuniu,
żebymitylkoniekazałdmuchaćwalkomat!
-Spokojnie,dziewczynki!-AdaŁęckateżwyglądałanaprzerażoną,aległos
miałaopanowany.-Wrazieczegopowiem,żetomojawina.
-Comamamówi?!-jęknęłaIza.-Przecieżtojasiedzęzakierownicą!
-Alemogłamrozproszyćtwojąuwagę,Beluniu,prawda?Mogęmupokazać
legitymacjęrencistki.Iwyglądaćnazramolałąstaruszkę…
Izaniemrawowypełzłazsamochodu.Twarzmiałapobladłą,minęskruszonej
grzesznicyiusiłowałaopanowaćlatającąszczękę,przygryzającwargi.Z
drugiejstronywysiadłaAma.Uczucia,któresięwniejkotłowały,byłydość
skomplikowane.Zjednejstronyprzepełniałająwściekłość.
Zamierzałazupełnieinaczejspędzićtendzień.Nacodzieńdopieszczałainne
kobiety,atęsobotęchciałapoświęcićsobie.Izaijejproblemypokrzyżowały
teplany.Wporządku,ostateczniezgodziłasięnatęcholernądziałkę,ale
miałasięrelaksować,anieprzeżywaćniespodziewanestresy.
Zdrugiejstronyprzystojnyprokuratorwywoływałwniejżywąniechęć.W
zasadziebezpowodu.Jakieśtakiefluidyodniegoszły.Byćmożebyłoto
winązawodu,jakiuprawiał.BoAmaalergicznienieznosiłaprawników.Jej
matkabyłaadwokatemiżyczyłasobie,bycórkakontynuowałatętradycję.
Amauznała,żejejumysłniejestdośćpokrętny,byporadzićsobiez
prawniczymikruczkami,iposzławłasnądrogą.Zawzięłasięiskończyła
dermatologię,apotemfarmację.Matkinieusatysfakcjonowała,alesiebie
owszem.
-A,topanie!-Prokuratorwysiadłzeswojegosamochoduiuważnieobejrzał
jegoledwomuśniętylakier.-Czypanizawszewyjeżdżawtensposóbz
parkingu?
Izazrozpacząpomyślała,żeterazjużdokońcażycianiewyjdziezroli
idiotkikolorublond.
„Aniechtam!-jęknęławduchuzdeterminacją.-Idiotkimajązawszetaryfy
ulgowe”.
-Ja…Janaprawdęzawszeuważam!-jęknęłarozdzierająco.-Pierwszyraz
misięzdarzyło!
Przysięgam!
-Tosiębędziezdarzałozakażdymrazem,kiedyniesprawdzipani,czyztyłu
cośniejedzie-
odparłsuchoprokurator.-Widziałem,jakpaniwyjeżdżała.Wogólepaninie
spojrzaławlusterko.
-Toniemógłpanpoczekać,ażwyjadę?-wyrwałosięIziezpretensją,bo
poczułasię,jakbystałprzedniąbyłymałżonek.Teżstalejąkrytykował.
Amajęknęławduchu.„Cotawariatkawygaduje?-przemknęłojejprzez
głowę.-Jakgosprowokuje,ściągniegliny,każąjejdmuchaćwalkomatipo
prawiejazdy”.
-Niespojrzała,bopatrzyłanamnie-oświadczyła,widzącminępana
prokuratora.-Mamdoła,boukochanymężczyznamnierzuciłiwłaśniejejo
tymopowiadałam.Możliwe,żedośćekspresyjnie.
Patrzyłanamnie,niewlusterko.
-Bardzoekspresyjnie!-IzachwyciłasiędesperackopodsuniętejprzezAmę
wymówki.-
Mnieteżrzuciłibyłamzainteresowanatematem.
Wokuprokuratoramignąłbłyskrozbawienia.Powstrzymałjednakuśmiechi
znieprzeniknionymobliczemzapytałuprzejmie:
-Tensam?
-Nie,skąd.Inny-zapewniłagoIzagorąco.
-Rozumiemiwspółczuję.Czymogłybypaniejednakomawiaćtakie…
hmm…ekspresyjnetematywjakimśbardziejstatycznymmiejscu?Nie
chciałbymzostaćposzkodowanyzpowodujakiegośbyłegoamanta…
Pozwolipani,żespojrzę.-PodszedłdosamochoduIzyiprzyjrzałsiętyłowi.
Jedynąoznakąkolizjibyłoprawieniewidocznezadrapanienazderzaku.
Uniósłgłowęidostrzegłwpatrzonąwsiebieniespokojnątwarzmamy
Łęckiej.-Dzieńdobry.Wszystkowporządku?Nicsiępaniniestało?
AdaŁęckaprzełknęłaślinęiprzerażonymszeptemwykrztusiła:
-Mnieteżrzuciłmężczyzna.Aletobyłodawno.
Prokuratorjakbysięzachłysnął.Ustamudrgnęły,pośpieszniekiwnąłgłową,
dopadłswojegosamochoduiodjechał,jakbygodiabełścigał.
-Piratdrogowy-mruknęłaAmazurazą.-Jemuwolno,bomawładzę.
-DziękiBogu,żeniesprawdzałmoichpromili.-Izaodetchnęła.-Właź.
Jedźmywreszcie.-
Wsiadładoautaispojrzaładotyłu.-Jakto,mamęteżrzucił?OjciecPawła?
Myślałam,żeonnieżyje?Ipocomamameldowałaoswoichprywatnych
sprawachobcemufacetowi?
-Niewiem-odparłaniepewnieAda.-Takjakoś…Wymówiłyście,toija
powiedziałam…
No,nieżyje,alenajpierwnaszostawił,adopieropotemumarł…
Przezchwilęwsamochodziepanowałagłuchacisza,apotemnaglewszystkie
trzyzaczęłysięgłośnośmiać.
Amależaławpobliżualtankiwyciągniętanależakuispałamartwymbykiem.
Nadjejgłowąsterczałwetkniętywziemięogrodowyparasol.Natwarzmiała
zsuniętysłomkowykapelusz,abosenogispoczywaływmiednicyzwodą,
którąpodsunęłajejuczynnięprzyjaciółka.Obok,naturystycznymstoliku,
prowadziłaożywionądziałalnośćkulinarnąmamaŁęcka.Wyciągnęła
prawidłowewnioskizpodkrążonychoczuobudam,ichwzmożonego
pragnieniaiobawsynowejprzedalkomatemipostanowiłaulżyćimw
cierpieniu.
Izazawzięcieodwalałapraceogrodnicze.Zdążyłajużposadzićodkupione
przezteściowąliliowceorazmigdałowceipigwę.Przygotowałagrządki,na
którychposiaławarzywa.Wczasiepoprzedniegopobytunadziałceudałojej
sięposiaćburakiiogórki,posadzićflancesałaty,pomidoróworaz
sprokurowaćgrządkęzziołami.Zprzyjemnościąmyślałaogotowaniu
obiadówześwieżych,przezsiebiewyhodowanychjarzynek.
Odczasudoczasuwspomagałaswójskacowanyorganizmkolejnąbutelką
wody.Wzasadziepozapragnieniemnicjejjużniedolegało.Bólgłowy
zlikwidowałwypityukradkiemdrugiAlka-Prim.Coprawdajejbyły
małżonekbyłzdania,żenakacanajlepszyjestklin,alewtejchwiliIza
otrząsałasięzobrzydzeniemnasamąmyślotakiejkuracji.Głodnabyła,
owszem.Świeżepowietrzeipracapobudziłyjejapetyt.Ssałojąwżołądku,
alejakośfanaberyjnie.Kiedypomyślałaoulubionympieczonymnachrupko
kurczaczku,robiłosięjejniedobrze,postanowiławięctrwaćprzy
jednodniowejdiecie.JakAma.
Pracowałagłównierękami,głowęmiaławniezłymstanie,umysłdziałałjak
należy,mogłazatemmyśleć.MamaŁęckasprawiłajejniespodziankę.Nie
tylkoodkupiłaukatrupionewcześniejliliowce,aleizachowywałasięteraz,
jakbyjejniebyło.Poprzednimrazemustajejsięniezamykały.Dziśna
działcepanowałabłogosławionacisza,którąprzerywałtylkośpiewleśnych
ptaków.CzyżbytozewzględunaobecnośćAmyteściowazaniemówiła?
Możepowinnawleczesobąprzyjaciółkęzakażdymrazem,kiedytu
przyjeżdżają?
MyślIzyprzeskoczyłanaojcaPawła.Dotejporywiedziałatylko,żenieżyje.
Uznała,żeAdajestwdową,ionicniepytała.Pawełzresztąteżnigdynie
wspominałoojcu.Ciekawe,kiedyichzostawił.Idlaczego.Możeteż
dokopałamużyczliwośćmałżonki?Amożepoprostubyłtakimsamym
zapatrzonymwsiebiebałwanemjakjejbyłymąż?
-Beluniu,odpocznijtrochę.-Obokznienackapojawiłasięteściowa.-Dnia
jeszczedużo,zdążyszzewszystkim.Wrazieczegopowiesz,comamrobić,i
pomogęci…Kiedyśnielubiłamtejdziałki-wyznałanieoczekiwanie-bo
wszędzieobokpracowałycałerodziny,ajamusiałamsama.
No,zPawłem,alecotamdzieckopomoże…Chodź,siądziemynachwilęw
cieniupodjabłonką.
Izabeznamysłupodniosłasięzkolanipognaładobeczkizwodą,żebyumyć
ręce.Ssałająciekawość,ateściowasamadałajejpretekstdorozmowy.
-JesteśzłanaPawła,żepojechałnatetargi?-zapytałanieoczekiwanieAda,
kiedyjużobiesiadłynaturystycznychstołeczkach.
-Ja?-zdziwiłasięszczerzeIza.-Dlaczego?Widoczniedoczegośbyłomuto
potrzebne.
Wyglądam,jakbymbyłazła?
-Obiewyglądacie,jakbyściewczorajnieźlepopiły-wyjaśniłaniepewnie
teściowa.-
Myślałam…Noibałaśsię,żealkomatem…Itensuszek-nieboraczek…
Izaprzypomniałasobiepowodypiciaizrobiłosięjejnieswojo.Choć
właściwiechybamożnabyuznać,żejużodpracowałaminusyswojego
charakteru.Kac-gigantjejsięnależał.
-Mamo,jakabyłaLuiza?-zmieniłapośpiesznietemat.-Pawełwogóleo
niejniemówi.
Tylkopokażdejwizycieusynachodziponuryprzezdwadni.
-Niedziwięmusię.-Adawestchnęła.-Samatakmam,kiedygo
odwiedzam.MatkaLuizyniedajesobieznimrady,aLuizamaważniejsze
sprawynagłowieniżzajmowaniesiędzieckiem.
Myślę,żenajlepiejbymuzrobiłamęskaręka.GdybyPawełbyłbardziej
stanowczy…Pytasz,jakabyłaLuiza?Wcalesięniezmieniłaodrozwodu…
Możeniemamracji,alemniesięwydaje,żeonawyszłazaPawłazpowodu
pracy…
-Czyjej?Jegoczyjej?
-Jego.PawełpracowałwtedywUrzędzieMiastaitodziękiniemuwkręciła
siędogazety.
WcześniejpróbowaładoKTV,alejejniechcieli…Wiesz,naprawdęstarałam
sięjąlubić-Adamówiła,jakbysiętłumaczyła.-Ipomagać.Gotowałam,gdy
byławciąży.Sprzątałam,prałam,pomagałam,kiedyTomaszeksięurodził.
Podżyrowałamkredyt,boPawełwziął,żebytendomzbudować.Apotem…-
Łęckawestchnęłabezradnieiwzruszyłaramionami.-Luizaściągnęłatu
swojąmatkę,wyprowadzilisięiprzestałamimbyćpotrzebna.Nawetw
niedzielęnaobiadynieprzychodzili…MożeiLuizajestwporządku,alema
takidziwnysposóbbycia…Człowieksięprzyniejczujejakiś…gorszy.
Izęznowudziabnęłosumienie.Choćnietraktowałanigdyteściowejjak
półgłówka,jejzniecierpliwieniezpewnościąbywałowidoczne.
-AojciecPawła?Coznim?Dawnowaszostawił?
-Pawełmiałwtedydziesięćlat.-Adazapatrzyłasięprzedsiebienieobecnym
wzrokiem.-
Pracowałamwfabryce.Jakokasjerka.Piotrbyłinżynierem.Niebyłam
najbrzydsza.-Uśmiechnęłasię.-Wielupróbowałomniepoderwać.No,i
posagmiałamniezły-mieszkanieporodzicach…
Wiesz,Beluniu,jabymmuwielewybaczyła,alekiedyśwzłościmi
wykrzyczał,żeożeniłsięzemnątylkozpowoduzakładu.
-Jakiegozakładu?-osłupiałaIza.-Fabryki?
-Nie.Założyłsięzkolegami,żesięzemnąożeni.Zadużepieniądze.Zatę
wygranąkupił
sobiepotemmotor…Aja,głupia,taksiędziwiłam,żekoledzytacyhojnii
taksięszarpnęlidokoperty…-WgłosieAdysłychaćbyłogorycz.-
OtwieranonowąfabrykęwSosnowcuiPiotrmiał
szansęawansowaćnawyższestanowisko.Dostaliśmyprzydziałna
mieszkanie,bofabrycezależałonafachowcach…Onchciał,żebymsprzedała
toswoje,porodzicach,wtedymielibyśmypieniądzenaurządzeniesiętam,w
Sosnowcu.Iwtedysięprzestraszyłam.Botuwszystkichznałamiwrazie
czegozawszektośbymipomógł.Pawełtuchodziłdoszkoły,miałprzyjaciół.
Ciężkodzieciakawyrywaćześrodowiska.Awtymsamymczasiedoszły
mniesłuchy,jaknaprawdęwyglądająwędkarskiewyprawymojegomęża…
-Urywałsięzdomu?
-CosobotęwyjeżdżałzkumplaminadWisłęnaryby-powiedziałasucho
Ada.-Takmimówił,ależyczliwiludziedonieślimi,żeonizatrzymująsięw
ośrodkufabrycznymiimprezujązpanienkami…Ajamunawet
współczułam,kiedysiężalił,żeWisłacorazbardziejzatrutairybynie
biorą…Potemsięjeszczeokazało,żenarobiłdługów.Gdybymsprzedała
mieszkanie,miałbynaspłatę…
-Icomamazrobiła?-niewytrzymałaIza.-Jabymwykopałazdomutakiego
knura!
-Przypomniałamsobie,żemojasąsiadkazblokujestprawniczką.
ZaczynałamjużsiębaćoPawłaisiebie,boPiotrsięwściekłigroził,że
muszęgospłacić,bopołowamieszkaniaitaknależydoniego.Wiesz,
wspólnotamajątkowa…NaszczęścieSabina,matkaAmy,taksięzawzięła,
żedostałamrozwódialimentynaPawła,imieszkanieteżsądprzyznałnam,
boPiotrmiałjużswojewSosnowcu.
-Ajakmamasamadawałaradę?-spytałaIzazewspółczuciem.-Pensja
kasjerkiialimenty…Dużotegochybaniebyło?
-Dorabiałamszyciem.-Adasięuśmiechnęła.-PółKraśnikaumnieszyło.
Wtedyniktokasyfiskalneipodatkiniepytał.Drugąpensjęnierazztego
szyciamiałam.Tylkoczasumało,boiponocachpracowałam.
-Niekorciłomamyczasem,żebysobiekogośprzygruchać?
-Bałamsię.-Adapokręciłagłowąiwestchnęła.-Piotrmnieoszukał.Skąd
miałamwiedzieć,nakogotrafię?Mogłamdzieckukrzywdęzrobić.Czasem
byłomiprzykro,żeinnisobiejakośtożyciepoukładali,amnieniewyszło.A
czasem…PrzyjaźniłamsięzSabiną.Nierazopowiadała,jakludzieokropnie
walcząprzedsądemicosobiewzajemnierobią.Jajeszczemiałamnie
najgorzej.
-Acoztym…tym…-Izaugryzłasięwjęzyk.-Jaksięmamadowiedziała,
żenieżyje?
-OżeniłsięwSosnowcuporazdrugi-wyjaśniłaŁęcka.-Aleprzyzwyczajeń
niezmienił.
Znowunarobiłdługów,wdodatkuzacząłpopijaćidrugażonawyrzuciłagoz
domu.Potemzachorowałiwydzwaniałdomnie,żebymgozabrałaze
szpitala.Żebymógłspokojnieumrzećwdomu.Jabymgopewniewzięła-
wyznała-alePawełsięniezgodził.Powiedziałmi,żemożeojcapochować,
jakprzyjdzieczas,aledoglądaćniebędzieimnieteżniepozwoli.
-Tozbierzesz,coposiejesz-mruknęłaIzazezrozumieniem.-Miałrację.
-Niedokońca.-MamaŁęckapokręciłagłową.-Takąracjętomadziecko,a
niedorosły.
Ludziepopełniająbłędy,trzebaumiećwybaczać.
-Mamo!-Izaprzewróciłaoczami.-Sprawdzamamaprzedsnem,czymamie
skrzydłaniewyrosły?Iaureolkanadgłowąnielata?Jateżbymnie
wybaczyła.Najpierwmamyniechciał,apotemuważał,żebędziemumama
tyłekpodcierać,bochory?Iwdodatkuspieprzyłmamiewłaściwiecałeżycie,
bopotemsięmamakażdegochłopabała!
-Możetakmibyłopisane-mruknęłaAdaipośpieszniezapytała:-Niejesteś
głodna,Beluniu?Mamsałatkęzpomidorówzziołamiigotowanymindykiem.
Dobrzewamzrobi…Toco?
-Poderwałasięzestołeczka.-BudzimyAmę?
Pawełekzachwyconymwzrokiemwpatrywałsięwrozłożonenabiurku
próbkifornirów.
Przeniósłspojrzenienazdezelowanąkomódkęzmodrzewiowegodrewna.W
tejchwilimożenieprzyciągaławzroku,alekiedyjąodrestauruje…
PawełŁęckikochałdrewno.Godzinamimógłkontemplowaćjegosłojei
barwy,przesuwaćdłoniąpochropowatejpowierzchni,apotemwydobywać
jegonaturalnepiękno.Uwielbiałłączyćróżnegatunkiitworzyćznich
stolarskiearcydzieła.DziękiBogu,corazwięcejklientówlekceważyłomeble
zpłytypaździerzowejidomagałosięprawdziwegodrewna.Ichpobudki
Pawłanieobchodziły.Snobizmczynie-mógłdoupojeniaobcowaćze
swoimukochanymsurowcem,itobyłonajważniejsze.Czasamipracatakgo
pochłaniała,żezapominałocałymświecie,idopieroponaglającytelefonod
Izywyrywałgoztransu.
NasamąmyślożoniePawełekpoczuł,jakbalsamspływamunaduszę.Cóż
tobyłazacudownaistota!Największąjejzaletąbyłoto,żeniczegosięod
niegoniedomagała.Zatopozwalałamuprzebywaćwukochanym
warsztacie,iletylkochciał.Poterrorze,jakizafundowałamuLuiza,jegobyła
żona,byłotocudownedoświadczenieiPawełekwciążniemógłuwierzyćw
swojeszczęście.Nieprzyszłomudogłowy,żeonsamteżniedomagasięod
Izyjakichśspecjalnychwzględów.Kiedywracałdodomu,ażonabyłaakurat
zajęta,bezproblemutrafiałdokuchniiobsługiwałsięsam.Był
wszystkożerny,pożywienieniekłułogowzęby,anaczyniadozmywarki
równieżpotrafiłwłożyć.
Apogeumszczęściastanowiłfakt,żeIzaumiałasłuchaćirozumiałajego
fascynację.O
stolarceniemiałapojęcia,alezgadzałasię,żekażdymaprawodowłasnego
bzika.Luizanastawionabyławyłącznienanadawanie.Problemymęża
niewielejąobchodziły,bobyłazdania,żejejsąważniejsze.DlategoPawełek
przeztylelatcierpiałwmilczeniu,przekładającstertypapierównaswoim
biurkuwUrzędzieMiastaiwyraźnieczując,jakjałowąpracęwykonuje.
Niczegonietworzył.Byłniewidocznymtrybikiemwbiurokratycznej
machinie.
-Cześć,Paweł-znajomygłoswyrwałgozzadumy.-O,czyjeto?Ktoś
przyniósłdorenowacjiczynasprzedaż?Ładne.
Pawełekczulepogładziłkomódkępozniszczonymblacieispojrzałwstronę,
skąddochodził
głos.
-Teoretyczniedorenowacji,Krzysiu-powiedziałpowoli.-Ale,jakbysię
okazałozadrogo,topewniebędziewolałsprzedać.Przysięgnę,żekupiłza
grosze.Lubiszpanować,alewgruncierzeczyHarpagon.Wziąłbyś?
ProkuratorKrzysztofJerczykobejrzałzuwagąmebelizastanawiałsięprzez
chwilę.
-Ładnajest.Irzeczywiścieszukamczegośwtymstylu.Gdybymkupił,to
musiałbymznaleźćcośdokompletu…Zczegoto?
-Zmodrzewia.-Pawełekwysunąłjednązszuflad.-Zobacz,jakiepiękne
słoje.Poodnowieniubędziesuper…Acobyśchciałdotegokompletu?Bo
mogęcizałatwićbiurkomodrzewiowe.Nawetwniezłymstanie,oglądałem.
Synchcesprzedać,bolikwidujemieszkaniepomatce.
-Biurko,mówisz?No,biurkomipasuje.Jeszczebiblioteczkabysięprzydała.
Tomałypokoik,achciałemsobiewnimgabineturządzić…Czekaj,jacito
narysuję.Natymmogę?-
ParomakreskamiKrzysztofnaszkicowałnakartceschematpokoju,wpisał
wymiaryipodstawił
rysunekPawełkowipodnos.-Cotusięzmieściwedługciebie?Łęckiz
namysłemprzyjrzałsięszkicowi.
-Biurkonaśrodek-zadysponowałstanowczo.-Wkąciepostawiłbym
narożnążardynierę.Z
modrzewiowąokleiną.Komódkanajednejścianie,mógłbyśpowiesićnadnią
jakiśobraz.Podrugiejstromebiblioteczkanacałąszerokość.Albodwie
mniejsze.Teżzmodrzewia.Możeboazeria?-zastanowiłsię.-Pokój
wychodzina…?
-Zachód-odparłprokurator,słuchajączzainteresowaniem.-Boazeriibym
niechciał.Lubięjasnepomieszczenia.
-Tobezboazerii-zgodziłsięPawełek.-Krzesłomusiszmiećprzybiurku…
-Wolałbymfotel.Lubięwygodę.
-JedźdoLublinairozejrzyjsięwsklepachzantykami.Znamdobrego
tapicera.Zwróćtylkouwagę,żebyszkieletbyłwporządku,aresztąjużonsię
zajmie.Drogobierze,alestaćcię.Iwarto…Cocijeszczezostałodo
urządzenia?
-Jeszczesporo.-Krzysztofwestchnął.-Kuchnięmamskończoną.Ikawałek
salonu.Isypialnięnagórze.Łazienkiteż.Zresztąsięnieśpieszę,bonarazie
niemampomysłu…Paweł,właściwiedlaczegotysięnieweźmieszza
urządzaniewnętrz?Maszdrygdotegoiznaszsięnameblach.Byleczego,ci
niewcisną.Terazwszędziepełnosnobów…
-No,właśnie-przerwałmuŁęcki.-Snobów.Mająkasę,aleniemająklasy.
Pocomamsięznimiużerać?Szkodazachodu…Toco?Mampogadaćztym
odbiurka?
-Pogadaj…Powiedzmitylko,cotojestżardyniera?
-Totakikwietnik-wyjaśniłPawełek.-Półkazotworaminadoniczki.
Postawiszsobiekwiatkiwkupieibędzieciprzyjem…-urwał,bozadzwoniła
jegokomórka.-Któratogodzina?
PewnieIza…Słucham…
Krzysztofmachnąłrękąnapożegnanieiwyszedłzwarsztatu.
-Czyjarozmawiamzestolarnią?-waparaciedźwięczałwyniosłygłos
kobietywwiekuraczejantycznym,boniecodrżący.
-Nie,proszępani.Zestolarzem-odparłgrzeczniePawełeknieco
zawiedziony,bowłaśniezamierzałpoinformowaćukochanąmałżonkęo
wielkiejurodykomódce.
Podrugiejstronierozległsięśmiech,azarazpotemsuchykaszel.
-Mapanrację-zgodziłsięgłos.-Proszępana,nazywamsięEleonoraPiecyk
ichciałabym,żebypan…Nie.Powieminaczej.Słyszałam,żejestpan
fachowcemodstarychmebli.Mamwdomustolikdokart,podejrzewam,że
dośćstary.Chciałabym,żebygopanobejrzałipowiedział,ilebykosztowała
renowacja.Iporenowacjiznalazłmiewentualniekupca,bozależymina
gotówce.Czymógłbypanjeszczedziśdomnieprzyjechać?Mieszkamw
starejdzielnicyiprawieniewychodzęzdomu…
-Zczegojesttenstolik?-zainteresowałsięPawełek.-Chodzimiodrewno.
-Niemampojęcia-wgłosiestarszejpanidźwięczałozniecierpliwienie.-
Musiałbypan…
-Przyjadę-przerwałPawełekizłapałkartkęzamazanąprzezKrzysztofa.-
Proszęmipodaćadres.Będęzajakieśpółgodziny…
Pawełekzaparkowałfurgonetkęprzedodrapanąkamienicąijeszczeraz
zerknąłnakartkę.
Tak,totutaj.Wysiadłiruszyłdobramy,czującprzyjemnepodekscytowanie,
jakzwyklegdydowiadywałsięojakimśstarymmeblu.Miałnadzieję,żesię
nierozczaruje.Jużnierazklienciupieralisię,żepokazująmuniebywale
drogąrzeczkupionązaciężkiepieniądzeinieprzyjmowalidowiadomości,
że„antyk”tozwykłapłytapaździerzowaoklejonafornirem.
Podzwonkuzadrzwiamirozległosiępowolneszuranie,szczęknęłazasuwai
przedPawełkiemstanęłaeleganckadamawwiekumocnopopoborowym,acz
nieźleutrzymana.
-PanŁęcki,tak?
-Tak,dzieńdobry.PaniPiecyk?-zrewanżowałsięPawełek.
-Eleonorawystarczy…Proszęwejśćizasunąćrygiel.Chybabędziezmiana
pogody,bostawymidokuczają…Proszędopokoju.Towłaśniestolik,o
którympanumówiłam.Pozwolipan,żeusiądę.Nieczujęsiędziśnajlepiej.-
Staruszkaostrożnieosunęłasięnafotel.
Pawełekwszedłzaniąiznieruchomiałzzachwytu.Całypokójwypełniony
byłuroczymistarociami.Najednejześcianrozpierałasiępotężna,dębowa
szafa.Góręzdobiłoażurowezwieńczenie,bokidrzwiczekwyglądałyjak
rzeźbionekolumny,aszufladynadolemiałyoryginalneuchwytywformie
lwichgłów.Napłycinachdrzwiczekpyszniłysięrzeźbionekwiaty,które
Pawełekzidentyfikowałjakopowoje.Całośćbyłamocnozaniedbana,ale
przepiękna.
Przyścianienaprzeciwkostaławypełnionawspółczesnąporcelanąoszklona
serwantka.
Pawełekprzyjrzałsięjejzuwagąiuznał,żepowstałagdzieśpodkoniecXIX
wieku.Teżwyglądałananiedopieszczoną,aleumiałbydoprowadzićjądo
porządku.Miałwwarsztacieprawieidentycznąokleinęzorzecha.
Zżalemoderwałsięodcudownychwidokówipodszedłdostolika.
Przykucnął,zajrzałpodspód,zpietyzmemprzesunąłdłoniąpo
intarsjowanymblacieipoczułsięlekkopocieszony.
Mebelekwymagałspororobotyinakładówcierpliwości,aleporenowacji
mógłosiągnąćniezłącenę.
-Towszystkosecesja.Prawdziwecudeńka.Jakimcudemudałosiętopani
zachować?Podrodzebyłydwiewojny.
-Należałydoojcamojegomęża-wgłosiestarszejpanidźwięczałocośjakby
niechęć.-Pośmiercimężazostawiłamswojemieszkaniesynowii
przeniosłamsiętutaj,żebyopiekowaćsięchorymteściem…Jakpanmyśli?
Opłacasięodnawiaćtenstolik?
-Taksięzastanawiam…-Pawełekzmarszczyłbrwi.-Wiepani,chyba
miałbymnaniegokupca.Mójznajomywłaśniemeblujedom…Bardzopani
tagotówkapotrzebna?
-Itak,inie…-Eleonorauśmiechnęłasiętajemniczo.-Rentępomężumam
niewielką.Niewiem,ilemijeszczeżyciazostało,azawszemarzyłamo
wycieczcedoRzymu.Mamtrochęodłożone,aletonapogrzeb,żebyrodziny
nieobciążać.No,iwolałabymtęwizytęwRzymieskładaćwluksusie,anie
bylejak.
-Rozumiem.-Pawełekpodrapałsięznamysłempogłowie.-Wtejchwiliten
stolikjestwartokołodwóchtysięcy.Zarenowacjęmusiałabypanizapłacić
przynajmniejdrugietyle,borobotyprzynimsporo…No,powiedzmy,żenie
policzyłbymrobocizny,tylkosammateriał,towtedymniej.Sprzedałabygo
panizajakieśtrzydoczterechtysięcy.Tosięnieopłaca.Możemyjeszcze
zrobićtak,żejakupiętenstolik,odnowięisprzedam.Wtedymapani
gotówkęodrazuiniemusipaniszukaćkupca.Jakpaniwoli.Iwiepanico?
Panitumawiększeskarbyniżtenstolik-Pawełekwskazałrękąszafę.-To
cudoponiewielkiejrenowacjiposzłobyzadużepieniądze.Serwantkatak
samo.Przyglądałemimsię.Niemająubytków,wystarczyłobyuczciwe
wyczyszczenieipolitura…
-Toludziejeszczekupujątakiestarocie?-zdziwiłasięEleonora.-Wnuk
mówił,żeterazjestmodanazagranicznemeble.
-Guzikprawda-odparłpewnymgłosemPawełek.-Corazwięcejludzima
pieniądzeichcetopokazać.Inwestująmiędzyinnymiwtakiestarocie.
Wystarczydaćogłoszenie,a…
-Naraziepozostanęprzystoliku-przerwałastarszapani.-Zdecydowałam
się.Sprzedamgopanuiniebędęsięmartwićokoszty.Copannato?
-Świetnie,paniEleonoro!-Pawełkowizaświeciłysięoczy.-Mogęprzynim
grzebaćipół
roku,mniesięnieśpieszy.Toco?Załatwiamyodrazu?Mamprzysobie
gotówkęifaktury.Chybażepaniwoliprzelewdobanku,aletojutro,bodziś
już…
-Żadnychprzelewów-mruknęłaEleonora.-Gotówkadorękiizabierapan
stolik,zanimsięrozmyślę.
Pawełekwracałzmęczonyigłodny,aleszczęśliwy.Miałnajpierwzamiar
zawieźćswójskarbodrazudowarsztatu.Kiedyjednakzdrowolunęło,
pomyślał,żepojedzieprostododomuipokażeIzienowynabytek.Nawet
jeśliniemiałapojęciaostolarce,gustujejniebrakowało.Zpewnościądoceni
urodęstolika.
Zaparkowałprzedblokieminiezważającnastrumienielejącesięznieba,
wyciągnąłzfurgonetkitroskliwieowiniętywfolięmebelek.Napierwsze
piętrodotarłniecozasapany,alepełensatysfakcji.Ostrożniewniósłswoje
brzemiędomieszkania,postawiłwprzedpokoju,zdarłzsiebieprzemokniętą
kurtkęizameldowałgromko:
-Izuniu,wróciłem!
Wodpowiedziusłyszałtylkoniecierpliwemruknięcieistukotklawiatury.
Najwyraźniejmałżonkabyłazajęta.Pawełkatoniezniechęciło.
-Przebioręsięicościpokażę.Cośpięknego.
StukotumilkłizpokojudobiegłgłosIzy,wktórymdźwięczałnikłycień
zainteresowania:
-Pięknemożebyć.Aletozachwilę,botłumaczęksiążeczkędladebilii
jestemwtransie.W
kuchnijestobiad.Weźsobie.
Pawełekuznał,żenajrozsądniejbędzieprzeczekać.
Jegożonazcałegosercanieznosiłatejrobotyiczasaminerwyjejpuszczały.
Niewyżywałasięwprawdzienanim,alemamrotałapodnosemjakieś
nieprzyjaznekomentarzeicośtakiegolatałowpowietrzu,żePawełekczułsię
niekomfortowo.
Izaznałatrzyjęzykiobceidorabiałatłumaczeniami.Najczęściejbyłyto
ulotkiiinstrukcjewszelkiejmaści,którenazywałaksiążeczkamidladebili,
albowiemzawieraływsobieprawdyelementarne,znanewiększościśrednio
inteligentnegospołeczeństwa.Nazwapowstała,kiedywinstrukcjidoobsługi
pralkiodkryłazdanie:„Niewkładaćdobębnadzieciizwierząt”.
Pawełeknajpierwzużytkowałłazienkę,apotemprzebrałsięwświeżeciuchy
iposzedłdokuchni,boburczałomuwbrzuchu.Zapaliłgazpodgarnkiemz
zupą,wyjąłtalerz,usiadłprzystoleijegowzrokprzykułaprzyczepiona
magnesemdolodówkikartka.Zdziwiłsięnieco,bodotejporyIzanie
uprawiałatakiejkorespondencji.Przyjrzałsięjejzuwagąipopadłwzadumę.
Nagórzekartkiwidniałowypisaneczerwonymmazakiemwielkimiwołami
tylkojednosłowo:TOLERANCJA.
Byłotrzykrotniepodkreślone.Podnimczerwieniłosiętajemniczezdanie:
„Niebędęknurem”.Niżej,jużdługopisem,dopisano:„Nieoddamjej.
Przeczekam”.
ZupazaczęłabulgotaćiPawełekmusiałzareagować,alenapełniająctalerz,
myślał
gorączkowo,coteżIzamogłamiećnamyśli.Madoniegojakieśpretensje?
Kobietyużywająraczejświnijakoinwektywy.Skądsięwziąłtenknur?Knur
jestrodzajumęskiego,zatemprawdopodobniechodziomężczyznę.Czyżbyo
niego?!Aleniżejużyłasłowa„jej”.Toczegoniechceoddać?Icoma
przeczekać?
Pawełektaksięprzejął,żezjadłzupę,kompletnieniemającpojęcia,coakurat
spożywa.
Machinalniesięgnąłdomikrofali,gdziegrzałosiędrugiedanie,iwyjął
naczynia.Przygnębiony,nałożyłsobienatalerzziemniakiimięso,usiadłprzy
stoleizacząłbezapetytugrzebaćwpotrawie.
Wepchnąłdoustkawałekkartofla,przełknąłioczyprawiewylazłymuna
wierzch.
AkuratwtymmomenciedokuchniweszłaIza.Wytrzeszczonymałżonekod
razurzuciłsięjejwoczy.Złapaładzbanekzkompotem,nalałaszczodrzedo
szklankiipodałanieszczęsnemuPawełkowi.
-Sorry-powiedziałaprzepraszająco.-Zapomniałamcięuprzedzić.Teżsię
nadziałam.
Dlategozrobiłamkompot.Żebyśniecierpiał.Jawsiebiewlałampół
miejskiegowodociągu.
Pawełekprzyssałsiędowodopojujakwyposzczonapijawka,złapałoddechi
zwyrzutemzapytał:
-Dlaczego?
-Co:dlaczego?Dlaczegotakiesłone?-Izawestchnęła.-Mamabyłaz
wizytą.Siedziałyśmywkuchni,boprzygotowywałamobiad.Ziemniakijuż
miałamobraneiposoloneimiałamnastawiać,kiedyprzyszła.Poszłamna
chwilędołazienki,widoczniewtedydosoliła.Niewiem,możemyślała,że
zapomniałam.
Izamiłosiernieniewspomniałaoswoichdoznaniach,kiedyodkryła
podstępnądziałalnośćmamyŁęckiej.Nimudałosięjejugasićpragnieniei
furię,którająogarnęła,użyławielunieparlamentarnychsłówiprawiebyła
gotowaosobiściewypisaćtocholerneogłoszenieirozlepićjenawszystkich
słupachwKraśniku.Zrezygnowała,bodotarłodoniej,żeteściowanierobi
tych
„przysług”zezłośliwości,leczzdobrociserca.Skuteknibytensam,ale
motywyjednakszlachetne.
-Janieotym-Pawełekwziąłgłębokioddechimężniezapytał:-Dlaczego
uważasz,żejestemknurem?
-Żeczymjesteś?!-Izaosłupiała.
-Napisałaśtu-machnąłwidelcemwstronęlodówki-żeniejesteśknurem.
Toktojest?Ja?
Dlaczego?Maszdomniejakiśżal?
Izazakłopotałasięnieco.Wżadensposóbniechciałazdradzaćmężowi,że
mianemknuraochrzciłajegorodzonegoojca.Wedlejejosobistychpoglądów
byłknurem,ijuż.Onaniechciałaiśćwjegoślady,choćteściowawystawiała
jejcierpliwośćnaciężkąpróbę.
-Nienapisałam,żetyjesteśknurem,tylkożejanimniechcębyć-wyjaśniła
niechętnie.-
Skądciwogóletakagłupotaprzyszładogłowy?Jesteśidealnymmężem,
czegomamsięczepiać?
Gębęmamimówićumiem.Uważasz,żeniepowiedziałabymci,gdybymi
cośniepasowało?
Pawełkowiulżyło.Luizanieuznawałapochwał.Jeślicośzrobiłźle,należało
gozganić.Jeślizrobił,jaknależy,toprzecieżbyłobowiązek,aniezasługa.
Pokiwałgłowąizwdzięcznościzjadł
przesolonyobiadbezkomentarza.Dopiero,kiedyugasiłpragnienie,
pochwaliłsię:
-Izuniu,cościpokażę.Kupiłempięknystolikdokart.Secesja.Intarsjowany.
Jakgoodnowię,sprzedamKrzysiowi.Napewnomusięspodoba.
-KtotojestKrzysio?-zainteresowałasięIza,wtykająctalerzdozmywarki.
-Znajomy.Poznaliśmysię,jakjeszczepracowałemwUrzędzieMiasta.Teraz
urządzadomiszukaładnychmebli…Chodź,pokażęci.-Pawełekpociągnął
żonędoprzedpokoju.
-Izka,ratuj!-wkomórcedźwięczałrozpaczliwygłosAmy.-Podrzućmnie
dostarejdzielnicy.Samochódmamwwarsztacie,amuszęciotcedostarczyć
krem.Onajestalergiczką.
Jakieśparchyjejwyskoczyłyidomagasięnatychmiastowejpomocy,bo
jedzienawycieczkę.
Miałamjejzawieźćwczoraj,aleniedałamrady,noitensamochód…
Możesz?Słuchaj,zwrócęcizabenzynę!
-Pocałujmniewszędzie!-Izaprychnęłagniewnie.-Staćmniejeszczena
benzynę…Terazzarazchceszjechać?
-Jakbysiędało.Wolałabymjużmiećtozgłowy…
-Zarazdociebiepodjadę.Gdziejesteś?Wdomu,czywsalonie?
-Wsalonie.Jużzamknęłam.Wezmękremibędęczekałaprzedwejściem.
-Dobra.Zarazbędę.-Izarozłączyłasię,napisałaPawłowikartkę,złapała
kluczykiipopędziładodrzwi,wostatniejchwiliprzypominającsobieo
zmianieobuwia.
Amajużczekałanaulicyiwpadładosamochodu,gdytylkosięzatrzymał.
-Ażtakcisięśpieszy?-zaniepokoiłasięIza.-Tochybapojedziemybokami,
boinaczejutkniemynaświatłach.
-Jedź,jakchcesz.Jatylkousiłujębyćdobrzewychowanainiezabieraćci
czasu-odparłaAmazgodnością.
-Czasutojamamażnadto-mruknęłaIza,ruszając.-Pawełekostatnio
mieszkagłówniewswoimwarsztacie.Dostałfiołanapunkcienowego
nabytku.Gdybymmupodałatruciznęnatalerzu,pewniebyjązeżarłinawet
niezauważył,żenieżyje.
-Jakieśstarocienadgryzioneprzezkorniki?-Amabyładoskonale
zorientowanawzainteresowaniachPawełka.-DziękujBogu,żeonjeszcze
nietrafiłdociotkiEleonory.Jakbytamwlazł,tojużbychybaniewyszedłw
ogóle.Ciocimieszkaniejestwyposażonestosowniedojejwieku-
osiemdziesiątsześćlatistarociewokoło.
-Todoniejjedziemy?Mówiłaś,żesięwybieranawycieczkę?Nieboisięw
tymwieku?No,chybażetowyjazdkościółkowy.Onitamjakośłagodniej
obchodząsięzuczestnikami…
-Jakikościółkowy?DoRzymująniesie!Indywidualnie!MichałAniołją
wołaiLeonardospaćniedaje!Naglezapragnęłanawłasneoczyzobaczyćto
wszystko,cowidziaławalbumachitelewizji!
-Ama,aletofajne,żejejsięjeszczechce.Bojęsię,żenamwtymwieku
będziewisiałożyciekulturalne.Oilebędziemyjeszczewstanieegzystować
bezwspomagania…-Izawestchnęła.
-Oilewogólejeszczebędziemyżyć!-fuknęła
Amaipokręciłagłową.-Wiesz,towojennepokoleniejestniedozdarcia.
Możedlatego,żesięzdrowoodżywiali.Żadnychpolepszaczy,odżywek,
nawozówniebyło,warzywkawzębachzgrzytałyczyściutkimpiaseczkiem,
owoceprostozdrzewazzawartościąnaturalną…Jakchceszominąćświatła,
toskręćtutaj.Potemwlewopodgórkęipierwszakamienicatojejdom.Tak
wogóletoniejestmojaciotka,tylkomojejmatki.Dlamnieciotecznababka.
Alebabkisobienieżyczy,więcnazywamjąciotką.
-Nieprzepadaszzanią,co?-Izaposłusznieskręciła.
-Wkurzamnietrochę.-Amawzruszyłaramionami.-Pańskiefochy
prezentuje.PomężunazywasięPiecyk,aleciąglepodkreśla,żezdomujest
Krasińska…
-ZtychKrasińskich?
-Zjakichtych?!BotojednemupsuBurek?Mamamówi,żetemuswojemu
Piecykowiwmówiła,żematakiekoligacje.Piecykbyłdorobkiewiczemio
wieszczumiałbladepojęcie,alezestawienie:EleonoraKrasińskamu
zaimponowało…
-Itytakkołoniejskaczesz,bomakasę?-zapytałaIzanietaktownie.
-Jakąkasę?!-wrzasnęłaAmazirytacją.-CoPiecykzostawił,tosynalek
zdążyłprzepuścić!
Asynaleksynalkamupomagał!Obajjeździlipoświecie,jakbyichtu
wszystkowtyłekkłuło!
Interesypodobnorobili,tylkoniktniewiejakie!CałyspadekpoPiecykuna
toposzedł!
Mieszkanieteżimzostawiłaidoteściasięprzeniosła,ajakonumarł,tojuż
tuzostała.Guzikonama.JedynierentępoPiecyku.Niemampojęcia,skąd
weźmiepieniądzenatęswojąwycieczkę,boniewierzę,żektóryśjejdałchoć
grosz!
-Mówiłaś,żemaantyki.Możesprzedała?-zasugerowałaIza.
-Bałabysięraczej.
-Dlaczego?Trefnesą?
-Takjakby.Niewiem,ilewtymprawdy,alemójojciec,którydziwnienie
lubiłPiecyka,mówiłkiedyś,żetestarociepochodzązszabru.TatuśPiecyka
dorabiałwczasiewojnyizarazpojejzakończeniu,patroszącmieszkaniapo
kraśnickichŻydach.Piecyksięupierał,żekupowałjelegalnie,alejestem
skłonnaprzyznaćracjęswojemuojcu.Ciotkateżjakośniemiałasercadotej
starzyznyinawszelkiwypadekwolałasięniąniechwalić.
-Synalekichodniejniewydusił?-zdziwiłasięIza.
-Mebli?Nie.Wacuśstawiananowoczesność.Interesujegoto,co
najmodniejsze.Pewnieniezałapał,żetomajątek,bojużbyciotkatychmebli
niemiała.Zawszeumiałzniejwszystkowydoić.
Jaknieon,toJacuś.Wnusio.
-Wacuś?-Izazachichotałaizanuciła:-„BojajestemgenialnyWacuś,cow
głowiemacóś,niewiadomoco,alecóś…”.WacuśiJacuś,genialnyduet.
Dwawredneknurki,cozawszemajązgórki.
-Jakbyśichznała-pochwaliłaAma.-Dwawredneknurki,comajązgórkii
posiadająrudefryzurki…Tutajstań!
Wysiadłyzsamochodurozchichotane.NachodnikuIzanagleprzystanęłai
zakłopotanaspojrzałanaprzyjaciółkę.
-Noipocojaztobąidę?Toniemojaciotka.
Poczekamwsamochodzie.
-Niewygłupiajsię!-Amazłapałajązaramię.-Chodź,zobaczysznawłasne
oczytestarocie.
-Ciotkaniebędziezła?
-Acomnieobchodząjejhumory?Damjejtenkrem,ijuż.Onalubi
wypytywaćorodzinę.
Możeprzytobiebędzietrochęmniejwścibska…Chodź!
Kamienicawyglądała,jakbyzachwilęmiałasięrozsypać.Wniektórych
miejscachspodtynkuwyzierałycegły,ciężkiedrzwizaskrzypiały
przeraźliwie,kiedyjeAmaotworzyła,aklatkaschodowajużdawna
zapomniała,najakikolorjąpomalowano.
-Rany,lokatorzyniebojąsięmieszkaćwtakiejruderze?-szepnęłaIzaz
niesmakiem.
-Totylkozwierzchutakwygląda-mruknęłaAma,wspinającsiępo
stromychschodach.-
Niewiemjakinni,aleciotkamaniezłymetraż.Wodajest,gazjest,dachnie
przecieka…Możedziękidoznaniomwzrokowymniktsięnieupieraprzy
prawiewłasności…Poręczylepiejniedotykaj.Gibiesięizawszemam
wrażenie,żepolecirazemzemną…
Izaposłusznieodsunęłasięodporęczyiposzłazaprzyjaciółką,starającsię
uniknąćkontaktuzbrudnąścianą.Pomyślałaoswoimpierwszympiętrzei
doznałaukojenia.
-Tatwojaciotkamusimiećniezłąkondycję-wysapała.-Jużsięniedziwię,
żechcejejsięwycieczek.Teschodywykończyłybynawet…Cholera,jakmu
było…Tenodkamienia…A,Syzyf!
Jakbytakmusiałlataćwtęizpowrotem…
-Zpowrotemnie-mruknęłaAmazlekkimpoświstem.-Zpowrotemleciał
ekspresowo,bokamieńpchałgowdół…Aciotkaprawieniewychodziz
domu-dodaławyjaśniająco.-Jakczegośpotrzebuje,dzwonidorodziny,a
zakupyjejrobitakababa…No,jesteśmy.Totu!-Nacisnęłaguzikdzwonkai
zadrzwiamirozległasięidiotycznaparafrazaDlaElizy.-Melomanka,
psiakrew…No,ciotka,otwieraj!-mruczałapodnosem.-Alergiaistawyto
jeszczeniegłuchota.Otwierajże,kobieto…
-Cośtytakaniecierpliwa?-zganiłająIzapółgłosem.-Jaktojestduże
mieszkanieionamaproblemyzestawami,możetrochępotrwać,zanim
doczłapiedodrzwi.
-TonielotniskoweFrankfurcie,tylkoparęmetrówdoprzejścia-warknęła
Ama.-Ajaniemamczasuiochotynajejfanaberie.Całydzieńbyłamna
nogach!Chybamisięnależyjakiśodpoczynek,prawda?Onauważa,żepo
Rzymielektykąjąbędąwozić?
-Możeniesłyszy,booglądaswójukochanyserial?Naciśnijklamkę-
poradziłaIza.
-Onasięzamykanatrzyspusty.Iwdzień,iwnocy.Nawszelkiwypadek,
żebyzłegoniekusić-mruknęłaAma,aleszarpnęłazaklamkę.
Kujejzdumieniudrzwiotworzyłysiębezszelestnie.Niepewniewetknęła
głowędoprzedpokoju.
-Ciociu!-zawołałapółgłosem,żebynieprzerazićstarszejpani.-Toja,Ama!
Kremprzyniosłam!
Wmieszkaniupanowałagłuchacisza.
-Możejestwłazience?-podsunęłaIzaznadzieją.
-Włazimy-zdecydowałaAmaiwsunęłasiędośrodka.-Cholera,gorąco
dzisiaj.Ciotkasercemazdrowejakkobyła,alemożezasłabła?…Chodź!W
razieczegomipomożesz.
-Jezu,Ama,janieumiem!-jęknęłaIza.-Niemampojęciaopierwszej
pomocy!
-Niepanikuj.Jamam.Napogotowiechybazadzwonićumiesz?Jasięnie
rozedręnaczęści,żebyrobićwszystkonaraz!-Amaenergicznie
pomaszerowaładonajwiększegopokoju,zwanegoprzezciotkębawialnią,
wetknęłagłowęwdrzwiizamarła.-O,cholera!
Iza,któraszłatużzanią,zaryłanosemwjejplecyizastygławbezruchu,bo
wgłosieprzyjaciółkidźwięczałodziwnenapięcie.
-Co?-wyszemrałajękliwie.-Cotamjest?
Amanieodpowiedziała.Wdalszymciągustałajakprzymurowana,więcIza
niepewniewychyliłasięzzaniejioczyomałojejniewyskoczyłyz
przynależnegoimanatomiczniemiejsca.
Starszapanisiedziaławstaroświeckimfoteluprzyokrągłymstoliku
naprzeciwkowejściadopokoju.Jejgłowaspoczywałanaporcelanowym,
deserowymtalerzyku.Jednarękazwisałabezwładnie,drugazaciśniętabyła
naszyi.WyglądałotookropnieiIzazaszczękałazębamizestrachu,bo
poczułasię,jakbygraławhorrorze.Terazdokompletuzszafypowinien
wyskoczyćbandzioriubićjeobie,byniezostałżadenświadekjegozbrodni.
Bandziorniewyskoczył,zatoAmarunęładociotki,złapałajejzwisającą
rękęipuściłagwałtownie.
-Cotyrobisz?!-wyjęczałaIzazezgrozą.-Miałaśjąratować,aniemajtać
nieprzytomnąosobą!
-Kogomamratować?-zapytałazgryźliwieAma.-Jestzimnajaklód.Nie
żyjeconajmniejodparugodzin…Cholera,niewiem,corobić.Wacusia
powiadomić?Wkońcutojegomatka,niechonsięmartwi,codalej…Wiem,
zadzwoniędomatki.Jakoadwokatpowinnawiedzieć,cosięrobiwtakich
sytuacjach…-Wygrzebałaztorebkikomórkęiwystukałanumer.-Mama?
JestemuciotkiEleonory.Słuchaj,onanieżyje!Comamzrobić?Zawiadomić
Wacusiaczypogotowie?
Izasterczaławdrzwiachpokoju,czując,jakpodłogagryziejąwbutyiz
zazdrościąmyślała,żeAmajednakmażelaznenerwy.Iżadnychzahamowań.
Bojakżemożnatakzmarszuzawiadamiaćmatkęonagłejśmiercikrewnej?
-No,przecieżtrochętejmedycynyliznęłamiogólnepojęciemam!-
rozzłościłasięAma.-
Jestempewna!…Jaknieżyje?Ajakmożnanieżyć?Całkiem!…Jak
wlazłam?Otwartebyło!Nie,niesama.ZIzą.Tak,poczekamy…Opowiemci
później.Cześć!-Schowałaaparatiprzewróciłaoczami.-Rany,mojamatka
powinnabyćprokuratorem,anieadwokatem!Wiecznienasprzesłuchuje!
Izka-znieruchomiałanagle-przyszłomidogłowy…Matkamniepytała,jak
tuweszłam…Tofaktyczniedziwne.Ciotkazawszemiaładrzwizamknięte.
Niewydajecisię,żektośtubyłzwizytą?-Rozejrzałasiębystropo
zagraconympokoju.-Czegośtubyłowięcej…-
zauważyławzadumie.
Iziedreszczprzeszedłpoplecach.Omiotłatrwożliwymspojrzeniem
wszystkiekąty,starannieomijającnieboszczkę.Odniosławrażenie,żewtym
pokojuwszystkiegobyłowięcejiniebardzomogłazrozumieć,coAmamiała
namyśli.Ścianyobstawionebyłymeblami,jakotakowolnybył
jedynieśrodekpomieszczenia.„Czegotu,nalitośćboską,mogłobyć
więcej?”.Spojrzałanaokrągłystolik,naktórymspoczywałagórnaczęść
nieboszczki.
-Filiżanka!-wyrwałojejsię.-Podrugiejstronie!Gość!
-Mówiszdziwnymiskrótami,alechybamaszrację.-Amapodążyłazajej
wzrokiem.-Fusypokawiewśrodku…Poczęstowałakogośkawąiplackiem.
-Wskazałapateręzkawałkamiciasta.-
Czekoladowe...Zmasą…Ciekawe,czy…
Obiestałynaśrodkupokoju,rozglądającsięzuwagą,gdywprzedpokoju
rozległysiękrokiidopokojuweszlisanitariuszeznoszami.Zanimiwtoczył
sięstarszy,pękatyosobnikzlekarskątorbą,któryodrazupodszedłdo
martwejwłaścicielkimieszkania.Dotknąłjejramieniaizaraportował:
-Nieżyjeconajmniejodkilkugodzin…Robiciezdjęciaczymogęją
obejrzeć?
-Robimy.-ObokIzyzmaterializowałsięjeszczejedenosobnikpłcimęskiej,
młodyiprzystojny-zobrączką,niestety,cokątemokanatychmiast
zauważyła-azanimstanąłktoś,ktospowodował,żeskamieniała.-Fotograf
będziezamoment.
Kiedyparaliżminął,jednymsusemdopadłaAmy,chwyciłajązaramięi
zameldowałaprzerażonymgłosem:
-Panieprokuratorze,myjejnicniezrobiłyśmy!Jużtakleżała,kiedy
weszłyśmy!
Amarównieżzdrętwiałanawidokznajomejtwarzy,alenatychmiastsię
opanowałai,wściekła,wysyczaładoprzyjaciółki:
-Zamknijsię,idiotko!Teraztodopierobędąnaspodejrzewać!Filmów
kryminalnychnieoglądasz?Każdybandziormówinadzieńdobry,żejest
niewinny!
-Mysięnieupieramy,żebyodrazuwszystkichuważaćzabandziorów-
zaobrączkowanybłysnąłuśmiechemiprzedstawiłsięgrzecznie:-Aspirant
ŁukaszSzczęsny.AtoprokuratorJerczyk.Odrazupanieuspokoję,żetoon
naspowiadomiłiuprzedził,żepanietuzastaniemy,więctymbardziejnie
będęsięupierałprzytychbandziorach.Wolałbymraczej,żebypanieodrazu
złożyłyzeznania.Pocomamyjeździćnakomendę?Możemygdzieś
spokojnieporozmawiać?
WoczachIzypojawiłasięwyraźnaulga,kiedyAmabezsłowaprzeszłado
obszernejkuchni.
Jakośniemiałasercadoprzyglądaniasiępracyśledczych.
WkuchniAmawmilczeniuwskazaławszystkimtaboretywepchniętepod
stół,asamaulokowałasięnaniskimparapecieinieprzyjaznywzrok
skierowałanaobupanów.
-Napoczątekpoproszęonazwiskapań.-Policjantwyjąłzkieszenidyktafon.
-Resztęuzupełnimy,kiedypaniebędąpodpisywaćzeznania,aletopóźniej…
Słucham.-Spojrzał
wyczekująconaIzę,któraodrazupoczułasięjakskazaniec.
-IzabelaŁęcka-wykrztusiłaześciśniętąkrtaniąizapewniłapośpiesznie:-Ja
wiem,jaktobrzmi,alejasięnaprawdętaknazywam!Pomężu.
Zanimktokolwiekzdążyłsięodezwać,prokuratorobrzuciłjąprzenikliwym
spojrzeniemiżywozapytał:
-MapanicośwspólnegozPawłemŁęckim?
-Mieszkanie-wyszemrałaprzerażonaIza,asłyszącpełendezaprobatyjęk
Amy,dodałaczymprędzej:-Pawełektomójmąż.
Prokuratoruśmiechnąłsięzrozbawieniem.
-Proszęsiętakstrasznieniebać-powiedziałłagodnie.-ZnamPawłaod
wielulat.Lubimysięnawet,więcniemamzamiaruzamykaćjegożony.
SpokojnygłosdotarłwkońcudoświadomościIzyipoczułaulgę.Usiadła
wygodniejnataborecie,czekającnadalszyciągprzesłuchania.
-Czypaniznaładenatkę?-zapytałaspirant.
-Nie,proszępana.Amiezepsułsięsamochódiprosiła,żebyjąpodrzucićdo
ciotki.
Weszłyśmyrazemnagórę,bopodrodzeopowiadałamiostarychmeblach,
któremataciotka,ichciałamjezobaczyć.Mójmążjeststolarzem.Interesują
gotakierzeczy.
-No,widzipani?-Szczęsnyuśmiechnąłsięuspokajająco.-Niebolało,
prawda?-Przeniósł
wzroknamilczącąAmę.-Proszępodaćswojenazwiskoiopowiedzieć,cosię
stało.
-AnnaMariaRozbicka-zaczęłaAmaniechętnieizmarszczyłabrwi,
przyglądającsiępodejrzliwieprokuratorowi.-Zaraz…Topanpowiadomił
policję?Skądpanwiedział?
-ByłemakuratuSabiny,kiedypanizadzwoniła-wyjaśniłbezoporu
zapytany.-
Zaniepokoiłoją,żedrzwiniebyłyzamknięte,inawszelkiwypadekwolała,
żebysprawęzbadałapolicja.Ściągnąłemekipęiprzyjechałemznimi.To
wszystko.
AmaodczepiłasięodprokuratoraispojrzałanaSzczęsnego.Zastanawiałasię
przezchwilę,odczegopowinnazacząć.
-Wczorajciotkazadzwoniła,żebyjejprzywieźćkremnapar…znaczy…O
rany,powiemwprost:wybierałasięnawycieczkędoRzymu,adostała
wysypkiiżyczyłasobiejązlikwidować,bochciałabyćpiękniejsza.Miałam
jejprzywieźćtenkremjużwczoraj,aleniezdążyłam…
-Zjakiegopowodu?-zainteresowałsięSzczęsny.
-SamochódmisięzepsułiledwomisięudałonamówićStefanka,żebygo
zabrałdowarsztatu-wyjaśniłaAmaponuro.-Wysłałwkońcukogoś,ale
byłojużpóźno,iniechciałomisięsterczećnaprzystanku.Adziśodrana
pracowałamwsalonieidopieropopołudniupoprosiłamIzę,żebymnietu
podrzuciła.
-Októrejpanietubyły?-chciałwiedziećprokurator.
-Cholera,niewiem…Zaraz…DoIzydzwoniłampoosiemnastej,
przyjechałapoparuminutach.Jechałyśmypiętnaścieminut,niedłużej…
Mogłobyćnajwyżejwpółdosiódmej,jaktuweszłyśmy…
-Zgadzasię.ZadwadzieściaosiemsiódmazadzwoniłapanidoSabiny-
powiedział
prokurator.-Wiem,boodruchowospojrzałemnazegarek.
-OdruchPawłowa-wyrwałosięAmieznaganą.
-Raczejnawykzawodowy-wyjaśniłprokurator.
-Wporządku.Godzinęmamyustaloną-wróciłdosprawySzczęsny.-
Weszłypaniedośrodka.Wjakisposób?Byłootwarte?
-No,właśnie…-Amaspojrzałananiego,marszczącbrwi.-Najpierw
dzwoniłam.Wchodzićniepróbowałam,bowiedziałam,żeciotkasięzamyka,
idopiero,kiedyzobaczyprzezwizjer,ktoprzyszedł,towpuszcza.Za
drzwiamibyłocicho,więcbyłamgotowawracać,aleIzasięuparła,żebym
nacisnęłaklamkę…
-Wcalesięnieupierałam!-zaprotestowałaIzazurazą.-Tobyłapropozycja,
nierozkaz!
-Upórwtymkrajujeszczeniejestkaralny,niemusiszsiębać,żeodrazucię
zamkną-
mruknęłaAmaniecierpliwieimówiładalej:-Nacisnęłamtęklamkęibardzo
sięzdziwiłam,bofaktyczniedrzwiniebyłyzamknięte.Odrazupomyślałam,
żeciotcecośsięstało,ipobiegłamdopokoju,żebyjąewentualnieratować.
-Dotykałapaniczegoś?
-Ciotki.-Amalekkosięwzdrygnęła.-Aleszybkoprzestałam,bojużbyła
zimna.Niewiedziałam,kogopowinnampowiadomić,więcnawszelki
wypadekzadzwoniłamdomatki.Jestprawnikiem.Iodrazupanupowiem,że
mniedziwiąteotwartedrzwi.DoszłyśmyzIządowniosku,żektośtumusiał
być,bonastolikustoifiliżankaidrugitalerzyk.I…
-Chłopcy-dokuchnizajrzałpękaty-mamyjązabraćnasekcję?
-Ustaliłeśprzyczynęzgonu?-zapytałprokurator.
-Nieżyjeodjakichśośmiudodziesięciugodzin.Objawyprzypominają
wstrząsanafilaktyczny,alepewnośćbędęmiałdopieroposekcji.-Doktor
patrzyłwyczekująconaobupanów.
-Czypaniciotkabyłanacośuczulona?-SzczęsnyspojrzałnaAmę.
-Namnóstworzeczy.Byłaalergiczką.Zaraz!Tambyłociastoczekoladowe!
Onabyłauczulonanaorzechy!Jeśli…
-Sprawdzimy-przerwałprokuratorikiwnąłgłowąwstronęlekarza.-
Zabierajcie.Jakbędzieszmiałgotowyraport,dajznać.
Doktormachnąłrękąnapożegnanie,odwróciłsięnapięcieiwyszedł.Łukasz
nachwilęprzeszedłdopokoju,akiedywrócił,powiedziałdokolegi:
-Kazałemchłopakomzabraćdolaboratoriumtociastoinaczynia.Odciski
jużzdjęli,zdjęciateżjużmamy,więcchybaniebędziemydłużejpańtrzymać,
co?Tylkojeszczemożebypani-
spojrzałnaAmę-rozejrzałasię,czycośniezginęło,dobrze?
-Mówiłaś,żeczegośjestzamało,pamiętasz?-przypomniałasobieIza,
drepczączaprzyjaciółkądopokoju.
Dwajśledczyudalisięzanimi.Prokuratordopieroterazuważniejprzyjrzał
sięmeblomiażwestchnął.Byłybardzozaniedbane,alePawełekodnowiłby
jezpieśniąnaustachiszczęściemwduszy.Ciekawe,czydałobysieje
odkupićodspadkobierców?…
-Mamwrażenie,żeniemajakiegośmebla-powiedziałaAmaniepewnie.-
Chybawcześniejcośstałoprzyoknie.Niemampojęcia.PytajcieWacusia…
Nie,najlepiejJacusia,onchybaczęściejtubywał.Babuniamuobroku
podsypywałazeswojejrenty,aonjejnibypomagał,aleniewiemprzyczym.
Jeślitubrakujestarejgazety,towampowie.Piastujenadzieję,żetowszystko
odziedziczy.
-Czylimiałbymotyw-mruknąłSzczęsny.-CotozaJacuś?
-Wnukciotki.AWacuśtojejsyn…Motywmożebyimiał-zgodziłasię
Ama-aleniewierzę,żebyciotkęzabił.Onjestleniwy,niechciałobymu
się…Zaraz,aktoichpowiadomi?Mamnadzieję,żepanowie,boja…
-Sabinatozrobi-uspokoiłjąprokurator.-Taksięumówiliśmy.
-Ranyboskie!-spłoszyłasięAma.-Iza!Jajeszczemuszępojechaćdo
matki,bomiżyćnieda!Podrzuciszmnie?
-Przecieżitakmuszęcięodwieźć,boniemaszczymwrócić-odparłaIzai
westchnęła.-
DziękiBogu,żePawełekmazajęcie,bobyznerwówjajkozniósł.Atakto
pewnienawetniezauważy,żemniewdomuniema.
-AodkiedytoPawełmanerwy?-zdziwiłasięzgryźliwieAma.-Onbył
spokojnynawetprzyLuizie.Toco?-SpojrzałapytająconaŁukasza.-
Możemysięzmywać?
-Jeszczetylkopoprosiłbymonumerykontaktowe.-Szczęsnywyjąłz
kieszeninotes.-Ajutrosięumówimynapodpisanieprotokołu.
Kobietypodałynumeryswoichkomórekizulgąwyszły.
-Łukasz,skończyszbezemnie,dobra?-odezwałsięprokurator,kiedytylko
zniknęłyzadrzwiami.-Aha,idajmiichtelefony.Wiesz,wrazieczego.A
teraztobymsięznimizabrał.ItakmuszęjechaćdoSabiny,bozostawiłem
samochódpodjejblokiem.
-Krzysiu,cotykombinujesz?-Szczęsnypodałmukartkęznumerami
telefonówobupańiwestchnął.-Żebyśsobiekukuniezrobił.Kontaktyz
podejrzanyminiesąwskazanedlaprokuratorów,atobiewyraźnieoczkalecą
natęAnnęMarię.Możeweźnawstrzymanie?
-Iktotomówi?-Krzysztofprychnął.Byłdoskonalezorientowany,wjaki
sposóbŁukaszpoznałswojążonę.-Znamjejmatkę!ImężatejIzyteż!Jakie
tamonepodejrzane!-Poczymwypadłzmieszkania.
-Chłopaki,możemysięzwijać?-Szczęsnypopatrzyłnawspółpracowników.
-Tak?Toplombujemyispadamystąd.Jeszczemuszęnapisaćraport,ajuż
bymwdomupomieszkał.
Krzysztofpośpieszniewypadłnaulicęizulgązauważyłobieniewiasty
stojąceprzysamochodzie.Najwyraźniejocośsiękłóciły.
-Przepraszam-powiedziałszybko-czymogłybymniepaniepodwieźć?
ZostawiłemautoprzedblokiemSabiny,boŁukaszpomnieprzyjechał…
-Jasne.Niechpanwsiada-zaprosiłażyczliwieIza,prztykającpilotem.-Z
tyłupanwoliczyzprzodu?
Amaprychnęła.
-Usiądęztyłu-zadeklarowałpanprokurator,ignorującjejzachowanie.-Nie
będępaniomprzeszkadzał.
Kiedytylkoruszyli,Izaspojrzałanaprzyjaciółkęipowiedziałazlekką
zazdrością:
-Aletymasznerwy.Jabymwżyciuniepomacałanieboszczyka.
-Jakjąmacałam,tojeszczeniewiedziałam,żenieżyje.Chciałamsprawdzić
puls.-Amawzruszyłaramionami.-Miałamnastudiachchłopaka,którybył
namedycynie.Razmniewkręcił
nasekcję.Poszłam,bobyłamciekawa.
-Ico?
-Inic.Zrezygnowałamzchłopaka.Miałamwrażenie,żeonsiętejsekcji
przyglądazjakąśniezdrowąfascynacją.
-OJezu,torzeczywiście…Ama,acojesttenwstrząsana…cośtam?-Iza
zupełniezapomniała,żezanimisiedziprzedstawicielprawa.-Zczegotosię
robi?
-CiotkaEleonorabyłaalergiczką.Odbyleczegodostawałaparchów,aletoi
takmałypikuśwporównaniuz…Czekaj,jacitoopowiem-Amarównież
zapomniałaoprokuratorze,bostanęłajejprzedoczamipewnasytuacja.-
StypępoPiecykuprzygotowywałaWanda,żonaWacusia.Byłozimnojak
diabliiwszyscyrzucilisięnagorąceżarcie.Pamiętamjakdziś:napierwsze
byłrosółzmakaronem,anadrugiekotletyzryby.Przytychkotletachciotka
sięśmiertelnieobraziła,bonarybęteżbyłauczulona…
-Wszyscyżarli,ajejślinkaciekła.-Izapokiwałagłowązgłębokim
zrozumieniem.
-Dokładnietak.I,jakWandapodałaciasta-awszyscywiedzieli,żepiecze
pyszne-ciotkasięrzuciłajaksępnapadlinę,żebysobiewynagrodzićte
kotlety.No,izrobiłarodziniesiurpryzę.
Małobrakowało,żebydoszłodokolejnychpogrzebów.Bo,jakciotka
poczerwieniałaizaczęłasiędusić,toojciecPiecykadlaodmianyzsiniałio
małoniezszedłnazawał.Ajeśćtosięjużwszystkimodechciało.
-Dlaczego?
-Bowidokbyłmałogastronomiczny!-krzyknęłaAma.-Ciotkanajpierw
zaczęłazipać,potemodpracowałakolorystykęodczerwienidosiności,
wysypkęmiałachybawszędzie,twarzjejzaczęłapuchnąć,zagardłosię
łapała,awkońcustraciłaprzytomność.
-Ico?Musieliściewezwaćkaretkę?
-Też,alegdybyniemojamatka,tojużwtedybyłobypociotce.Matka
zawszemawsamochodzieapteczkę.Tatamimówił,żekiedyśbyła
świadkiemwypadku.Odtamtejporywozizesobąpółapteki.Mogłaby
wykurowaćtymcałeosiedle.-Amasięskrzywiła.-Wtedy,nastypie,też
miałaprzysobiemedykamenty.Gdyciotkamiałaatak,zbiegłanadół,
przywlokłatencałymajdani,dziękiBogu,znalazłatamadrenalinę.Dałam
ciotcezastrzykidziękitemuwytrzymaładoprzyjazdukaretki.Obraziłasię
tylkośmiertelnienaWandę.Byłazdania,żespecjalniejejtożarciepodtykała.
-Amożepodtykała?-Izauniosłabrwi.
-Wanda?!-Amastuknęłasięwczoło.-Onatakgotuje,żenikogonietrzeba
namawiaćdożarcia!Jużprędzejciotkachętniebyjąotruła.Nieznosiła
Wandy,bopodobnoniezasługiwałanaWacusia.Wzasadziebymsięznią
zgodziła.ŻadnakobietaniezasługujenaWacusia.NaJacusiazresztąteż,ale
onnarazieluzemchodziijeszczeżadnasięnienacięła.
-Ama,acojejwłaściwiezaszkodziło?
-Wandapodałaplacekzmasąorzechową-wyjaśniłaAmazirytacją.-Nie
wiem,cociotceodbiło,bozwyklepytała,czywcieścieniemaorzechów,a
jakniebyłapewna,tonieruszyła.
-Czytoznaczy…-wgłosieIzydźwięczałopodniecenie-…żecałarodzina
wiedziałaotychorzechach?
-Cała…Myślisz,że?…-Amapopadławzadumę.-Nie…Wandadociotki
wogóleniechodziła,boniechciałasięnarażać.Wystarczyłojej,żeEleonora
wydzwaniałaipodawaławytycznenatematobsługiWacusia.Pocomiałasię
dodatkowostresować?Słuchawkękładłabylegdzieirobiłaswoje,ana
koniecgrzeczniepotakiwała.Razprzytymbyłam.Gdybyskładaławizyty,
musiałabysłuchaćosobiście,ategoniktbyniewytrzymał.Wacuśteżnielatał
domatki,botakiebrzuszyskosobiewyhodował,żeschodywkamienicyto
byłydlaniegoHimalajeiAlpyrazemwzięte.ObojezWandąwysługiwalisię
Jacusiem,aleonniemiałnicprzeciwkotemu,bozawszecośodbabuniprzy
okazjiwydoił…
-TenJacuśtojestjeszczemałolat?-Izaprzystanęłanaświatłachipytający
wzrokprzeniosłanaprzyjaciółkę.
-Jakimałolat?!-oburzyłasięAma.-Starybyk!Trzydziestkidobija!
-TodlaczegoJacuś?
AnnaMariarozpaczliwymgestemzmierzwiławłosyispojrzałanaIzęz
niechęcią.
-Użyjtrochęinteligencji.Tentwójbyłytoprzypadkiemnienależałdo
odmianyJacusiów?
-Nie!-zaprotestowałaIzaenergicznie.-Mójbyłynależałdorasypanów.
Życzyłsobiewszechstronnejobsługitypu:„Janie,podajmigazetę”albo:
„Andziu,proszęwynieśćtalerz,tazupajestbezsmaku”.ZaJanaiAndzię
robiłamja.
-Ślepabyłaś,czyco?-Amaskrzywiłasięzdezaprobatą.-Jacuśjestinny.
Teoretyczniejestdorosły,alecałarodzina,włączniezmojąmatką,traktujego
jakdzieciaka.Zeroobowiązków…
-Rozpaskudzonego-uściśliłaIza,ruszając.
-Co:rozpaskudzonego?
-Dzieciaka.Powiedziałaś,że…
-Niedokońca,boczęstowymuszająnanimrozmaiteusługi.Niema
obowiązków,alemaczas.
-Niepracuje?-zdziwiłasięIza.
-Wiesz…-Amazmarszczyłabrwiizamyśliłasięgłęboko.-Terazmnie
ustrzeliłaś…Niewiem,jakontorobi,żemaczas.Boon,jednakowoż,
pracuje!
-Jednakowożtotawaszarodzinajestdośćskomplikowana-zauważyłaIza,
wyprzedzającautobus.-Iniesprawiedliwa.Wedletejnomenklaturytyteż
powinnaśbyćuważanazadzieciaka.
Pracujesz,alewłasnejrodzinynieposiadasz.
-Alejamamwłasnyinteres!Istudiaskończyłam!AJacuśjestkierowcąw
cudzejfirmie,zdałtylkomaturę,bowięcejmusięniechciało,adowojskateż
goniewzięli,bomiałpodobnoplatfusaczyjakąśinnąprzypadłość.Iciapa
jest!Irozmawiaćteżsięznimnieda!Iniepotrzebujebaby,tylkoniańki!…
Uważaj!
Izazahamowałagwałtownie,bosamochódjadącyprzedniązrobiłtosamo.
-Widziałaś?-Spojrzałaoburzonanaprzyjaciółkę,nadalniepamiętając,żez
tyłusiedziprzedstawicielprawa,ioznajmiłazirytacją:-Bałwan!Wcalenie
mówił,żestaje!Stuknęłabymgowkuper,alemiszkodasamochodu…No,
onjakiśgłupijest!Coonrobi?
-Wieje-powiedziałaAmaspokojnie.-Cieszsię,żegoniestuknęłaśw
kuper,boon,zdajemisię,tylkonatoczekał.Wykazałaśsięrefleksemi
straciłszansęnaodszkodowanie.
Zapamiętałaśnumer?Bojabymzprzyjemnościąnaniegodoniosła.
-Niezapamiętałam.Gdybymwcześniej…
-Jazapamiętałem-odezwałsięzanimiprokuratoriobiezaniemówiły,
usiłującsobiewpopłochuprzypomnieć,oczymwcześniejrozmawiały.
Pawełekusunąłjużzblatustolikapopękanąpoliturę.Robiłtoprzezkilkadni,
bardzoostrożnie,boniechciałuszkodzićintarsji.Terazprzymierzałsiędo
wyczyszczeniaoskrzynienia,aleprzysiadłnapodłodzewarsztatu,spojrzałna
piękniewygiętenogimebelkaizapomniałocałymświecie.Wupojeniu
przesuwałponichdłonią,wyobrażającsobie,jakpiękniebędziewyglądał
stolikpoodnowieniu.
-Cotamsłychaćumojejkomody?-znajomygłosprzerwałjego
kontemplację.
-Jakiejkomody?-Pawełekzamrugałoczami,przeniósłlekkorozkojarzony
wzroknagościaioprzytomniał.-A,toty,Krzysiu!Twojakomodajuż
odnowionaimiałemdociebiedzwonićwtejsprawie.Możeszjąkupićza
półtoratysiąca.Facetnieżyczysobierachunków,tylkogotówkę.
-Alejasobieżyczę-powiedziałKrzysztofzimno.-Mówiłeś,żeonjest
Harpagon.
Harpagonównielubię,niechpłacipodatkijakkażdy.
-Cocięobchodzącudzepodatki?Jaknieukręcitu,togdzieindziej.Chcesz
miećkomodę,tonieszukajdziurywcałym.Zobaczlepiej,jakietumam
cudo!-Wskazałnastolik.-Pasowałbycidosalonu.Poodnowieniu,
oczywiście.
Prokuratorzuwagąprzyjrzałsięmebelkowiioczymusięzaświeciły.Intarsja
nablacieprzedstawiałajakieśstylizowanekwiatyprzypominająceirysy.Pod
blatemwyrzeźbionooplatająceoskrzynieniepowoje.
-Zobacz!-Pawełekpociągnąłjedenodstającykwiatkusobie.-Tujestmała
szufladka.
Akuratnakartyinotesdozapisywania.Piękny,co?
-Piękny-zgodziłsięKrzysztofidelikatnieprzesunąłpalcamiporzeźbieniu.
Obajzastygli,kiedyusłyszeliszczęknięcie.Popatrzylinasiebietaksamo
podekscytowani.
ProkuratorJerczykzapomniałzupełnieopowadzeswojegostanowiskai
przysiadłnapodłodzeobokPawełka.
-Cośsięotworzyło,nie?Widziszcoś?
-Nicniewidzę-Pawełekwsparłsięrękamiopodłogęiżyrafimsposobem
wyciągnąłszyję,usiłujączlokalizowaćmiejsceszczęknięcia.Przyspojeniu
blatuzoskrzynieniemujrzałszparę.-
Mam!-wyszeptałzprzejęciem.-Tucośjest!Schowekchyba!Uważaj!
Otwieram!-Ostrożniewsunąłwszparęnóżdocięciaforniru,poszerzyłjąi
złapałbrzeżeksekretnejszufladki.-Ciągnę!-
zameldowałszeptem.
Obajprawiestuknęlisięgłowami,usiłującjednocześniezajrzećdośrodka,i
nadługąchwilęznieruchomieli.Zwnętrzacośzachęcającopobłyskiwało.
Pawełekdelikatniewysunąłszufladkędokońcaiażwestchnąłnawidokjej
zawartości.
-Rany!Znaleźliśmyskarb,Krzychu!Prawdziwy!
-Paweł,skądtomasz?-prokuratorbyłkonkretny.-Kupiłeśczytylko
odnawiasz?Właścicielchybaniewiedziałozawartościtejszuflady.Ma
prawosięotoupomniećijeśliudowodni…
Cholera!Cotowogólejest?!
-Jaktoco?-Pawełekzprzyjemnościąprzyglądałsięmigoczącym
pierścionkom.-Biżuteria!
Jasięnatymnieznam,alechybaprawdziwa?Jakmyślisz,Krzysiu?…Zaraz
-ocknąłsięnagleiusiadłwygodniej,przytulającszufladkędopiersi.-Chyba
maszrację.Kupiłemtoodjednejbabci,którapotrzebowałapieniędzyna
turystykę.Iprzysiągłbym,żeonaotymschowkuniewiedziała,bopewnie
wolałabysprzedaćtecackaniżstolik.Chybaże…-Wyjąłjedenpierścioneki
zuwagąobejrzałobrączkę.-Nie,onesąraczejprawdziwe.Próbęmająiznak
złotnika…Zobacz!-Podał
klejnocikprokuratorowi.
Krzysztofmachinalniewziąłpierścionek,alenawetnaniegoniespojrzał.Coś
muzaskoczyłowumyśle.Niedawnojużsłyszałobabci,którazamierzała
uprawiaćturystykę.
-Nazwisko!-zażądałgwałtownie.-Tejbabci!
Pawełekpodrapałsiępogłowie,odstawiłzwestchnieniemszufladkę,wstałi
podszedłdobiurka.Zacząłszperaćwkarteczkachnakłutychnapokaźnych
rozmiarówmetalowyszpikulec.
Przyktórejśzkoleitwarzmusięrozjaśniła.
-Mam!Piecyk.Eleonora.Odniejtokupiłem.Najpierwchciała…Krzychu,
coty?-Patrzył
zdumionynakolegę,któryzerwałsięzpodłogiiwydarłmukartkęzrąk.-Co
się…
Krzysztofjużwyciągałkomórkę.Wystukałjakiśnumernaklawiaturzei
zdecydowanymgłosempowiedział:
-Bolek,dałemwamdzisiajzgodęnawydanieciała…No,zgadzasię…
Jeszczenie?DziękiBogu!-Odetchnąłzulgą.-Podrzyjtenpapier.Gdyby
rodzinasięczepiała,wyślijichdomnie.Niewiem,alecośjeszczemuszę
sprawdzić.Dzięki.Narazie.-Rozłączyłsięiwybrałkolejnynumer.-
Łukasz?Pogadajzeswoimszefem,niechmipodeślezedwóchchłopakówz
komendy.Wtymfotografa…Nie,aleznalazłemcoś,cosięchybałączyze
śmierciątejEleonoryPiecyk,cozeszłana…Pamiętasz?Dobra.Toteraz
zapiszadres,ajutroranobądźumnie.Jabympogadałzrodziną,alenajpierw
chcęztobą.Dobra.Cześć!-Skończyłrozmowę.-Paweł!-Spojrzałna
Łęckiego,któryniemógłoderwaćwzrokuodzawartościszufladki.-Nie
dotykajtego.Cholera,obajbędziemymusielidaćswojeodciski,niech
wyodrębniąjeodrazu.
-Poco?-zdziwiłsięPawełek.
-Bochcęwiedzieć,ktotegodotykał-wyjaśniłniecierpliwieprokurator.-
Właścicielkanieżyje.Możektośjejpomógłopuścićtenświatzpowodutych
świecidełek…
-Nieżyje?-DoPawełkadopieroterazdotarło.-Rany,ajachciałem…
Krzysiu,tywiesz,jakieonameblemiała?!Samasecesja!Aterazjestmoda
na…
-Wiem.Aleniejestempewien,dlaczegonieżyje.Oficjalnie…Tamprzecież
byłatwojażona.
Nicciniemówiła?
-Iza?-Pawełeksięzdziwił.-Nic.Alejaostatniopóźnowracamzwarsztatu.
Pewniezapomniała.
-No,todziśchybawróciszjeszczepóźniej-przepowiedziałzłowieszczo
kolega.-Jabymjąuprzedziłnatwoimmiejscu.Pocomasiękobieta
denerwować?
WładysławRozbickisiedziałwzaciszuswojegopokoju,któryrodzina
szumnienazywałagabinetem,izrozczuleniemprzyglądałsięwściekłej
córce.Zawszegozdumiewało,żejegodwieukochanekobietypotrafiływ
ciągudosłowniekilkuminuttakzagęścićatmosferęwokółsiebie,żeiskryw
powietrzulatały.Taumiejętnośćnieprzeszkadzałaimpomagaćsobie
wzajemniewsytuacjachpodbramkowychizniszczyćkażdego,ktowpadłby
nagłupipomysł,byktórąśskrzywdzić.
Władysławbyłemerytowanymsędzią.OpiętnaścielatstarszyodSabiny,
przeżyłkiedyświelkątragedię.Wykładałnalubelskiejuczelni,kiedy
kilkuletnisynimłodażonazginęliwwypadkusamochodowym
spowodowanymprzezpijanegokierowcę.Fakt,żepijaczynarównieżstracił
życie,niezmniejszyłpoczuciastraty.Władysławbyłpewien,żejego
szczęśliweżycieteżjużsięskończyło,aleniewziąłpoduwagęuporujednej
zeswoichstudentek.Sabina,którawielbiłaskrycieprzystojnego
wykładowcę,znalazłasposób,byprzebićsięprzeztęskorupęrozpaczy.
Podbiłajegosercegłównietym,żeumiałasłuchać.Pobralisię,gdyskończyła
studia,choćplotkarzeniedawalitemuzwiązkowiżadnychszans.Sabina
wkrótcedostałapracęwKraśniku,więcprzenieślisiętutaj,coWładysław
bardzosobiechwalił,bonowemiejsceodrywałogoodbolesnych
wspomnień.NawykładydoLublinainarozprawymógłdojeżdżać,akiedy
naświatprzyszłaAnnaMaria,życieznównabrałobarw.
-Tato!Jajestemdorosła,docholery!Czydomojejmatkikiedyśtodotrze?!-
Amaniewytrzymała.-Przezcałeżyciebędziemyślałazamnie?!Jestchyba
natojakiśparagraf?!
-Namiłośćmatki?-Rozbickiuśmiechnąłsięipokręciłgłową.-Chybanie
ma.
-Miłość?!-wybuchnęłaznówAma.-Zawszenadzieńdobrywyliczami
wszystkiebłędy!
Punktpopunkcie!Jaknaprocesie!Czyjanawetwdomumuszęstale
pamiętać,żemamprawnikawrodzinie?!-Jateżjestemprawnikiem,moje
dziecko-przypomniałjejojciec.-I,prawdęmówiąc,nierozumiem,oco
maszwtejchwilipretensje.Onatylkopotwierdziłatwojąopinię.
Powiedziałaś,żeKrzyśJerczykjestnudnyizasadniczyjakkażdyprawnik,a
Saba-żeinteresujegotylkopracaiurządzaniedomu,więcniestanowi
niebezpieczeństwadlażadnejkobietyiniemusiszsięodrazujeżyć,kiedygo
spotykasz.
-Czyjasięjeżę?!-wrzasnęłaAmazezłością.-Powiedziała,żegoponiżam!
Ja?!Onsięzachowuje,jakbypozjadałwszystkierozumy!
-Jeżyszsię-orzekłojciecponamyśle.-Iponiżasz.Aonsięniezachowuje,
jakbypozjadał
wszystkierozumy,tylkopróbujebyćgrzecznyidlategoudaje,żegotonie
obchodzi.Aobchodzi.
-Skądwiesz?-warknęłaAmaresztkązłości.-Żaliłcisię?
-Niemusiał.Kiedyśbyłemsędziąiumiemobserwować.Orazwyciągać
wnioski.Pozatym-
choćmożewydajecisiętonieprawdopodobne-teżjestemmężczyznąi
rozpoznajęobjawy.
Mężczyźnimająbardzowrażliwąpsyche.Ukrywająto,ponieważbojąsię
zranienia.
Udałomusięrozśmieszyćcórkę.Amaparsknęłaizłośćzniejwyparowała.
Serdecznieuściskałaojca.
-Tato,jeślikiedyśtrafięnafacetapodobnegodociebie,wyjdęzaniegobez
namysłu.
-Natakiegonietrafisz-zapewniłjąojciecskromnie.-Jestemjedyny.Ale
jeślitrafisznatakiego,którybędziemiałpołowęmoichzalet,toteżsięnie
zastanawiaj.
Śmialisięjeszczeoboje,kiedydopokojuweszłaSabina.Jakiśbłyskwjej
okuzaalarmował
Rozbickie-go,żejeszczeniewystrzeliłacałejamunicji.
-Wiesz,Ama,nierozumiem,ocotysiętakwściekasz-powiedziała,
wzruszającramionami.
-PrzecieżKrzyśitaknaciebieniespojrzy.Onpotrzebujespokojnej
dziewczyny,anietakiegonarwańcajakty.Nawetminieprzeszłoprzezmyśl,
żebywasswatać.
Amapodskoczyłajakukłutaszpilką,błysnęławściekleoczami,zadarłagłowę
dogóryibezsłowaopuściłarodzinnydom.
-Saba,Machiavellimógłbyuciebiepobieraćlekcje!-Rozbickiwestchnął.-
Marnujeszsięjakoadwokat.Możepowinnaśzostaćpolitykiem?
-Próbujeszmnieobrazić?-zainteresowałasięSabina.-Władziu,samwiesz,
jakajestAma.
Jużrazomałoniespaprałasobieżycia,bonerwymipuściłyipowiedziałam,
comyślęotymgamoniu.Terazbędęmądrzejsza.
-Każdymaprawodowłasnychbłędów,mojadroga.Naszacórkajesttwarda.
Jestempewny,żepoparutygodniachmałżeństwagamońwylądowałbyz
powrotemumamuni.
-Jasne!Amamuniapoleciałabydosądu,żebywydoićzAmyjaknajwięcej
szmalu!Głuchaniejestem.Doszłymnieplotki,żeżenisynalkazRozbicką,
bozdomubogata!Jezu…-skrzywiłasięzobrzydzeniem-nacotanasza
Amapoleciała?
-Naprzekór-mruknąłsędzia.-Rozumiem,żeKrzysiocipasujenazięcia?
Cobędzie,jeśliniebędziepasowałAmie?Chcesz,żebybyłanieszczęśliwa?
-Pewnie,żemipasuje!Anieszczęśliwanapewnoniebędzie.Ślepateżnie
jestem,widzę,jakmunaniąoczkalecą.
-Jeśliniechceszbyćpolitykiem,tomożezałóżagencjęmatrymonialną?-
zasugerował
małżonek.
Amawyleciałazmieszkaniarodziców,jakbyjąfurieścigałyiprzedblokiem
wyszperałaztorebkikomórkę.
-Iza?Jesteśwdomu?ToschowajgdzieśPawłairzućnarazierobotę,bo
jestemwściekłaimuszęsięwyszczekać.Zarazuciebiebędę.
Ruszyłazparkingujakpiratdrogowy,bonapędzałajązłość.Wtejchwili
miaławnosiepolicjęcałegoświata.Poparuminutachparkowałaprzed
blokiemprzyjaciółki.
-O,naprawdęjesteśwściekła-powitałająIzawproguiprzewidująco
zapytała:-Będziemychlały?Wolałabymnie,bomamterminowąrobotę,ale
jaktrzeba…
-Niebędziemychlały-Amaweszładopokojuizrozmachemklapnęłana
fotel.-
Przyjechałamsamochodeminiebędęzpowrotemlatałanapiechotę.
-A,toświetnie-ucieszyłasięIza.-Zrobiłamsałatkęsułtańską,akuratnate
upały,aleniewiem,czyjakozagrychabysięnadała.Jestwlodówce,zaraz
przyniosę.
Kiedywyszładokuchni,doAnnyMariidotarłonagle,żenajpierwpowinna
byłasięupewnić,czyprzyjaciółkaniejestzajęta.Możewłaśnieniszczyjej
życierodzinnealbozawodowe?
SumieniezaczęłopopiskiwaćdenerwującoigdytylkoIzapojawiłasięw
drzwiach,Amazapytała:
-NaprawdęwyrzuciłaśPawłazdomuprzezemnie?Iprzerwałamcirobotę?
-Pawełeksiedziwwarsztacie-uspokoiłająIza.-Właśniedzwonił,żemoże
wrócićpóźniej.
Trochędziwniebrzmiał,alejeszczezdążęgoprzesłuchaćnatęokoliczność.
Arobotadojutrawytrzyma.Takbardzosięnaraziedoniejniepcham,boz
tegoupałucośmiwmózguniedziałaibrakujemipomysłów…Ocośsięz
matkąpożarłaś?Znowucitegobucawypominała?
-Jabymnategobucanawetniespojrzała,gdybyodrazuniezaczęłananiego
gadać!-
wrzasnęławściekłaAma.-Bonibydlaczegoonamawszystkowiedzieć
najlepiej?!
-Chybaprzesadzasz.-Izaprzyjrzałasięjejzzastanowieniem.-Coci
przeszkadza,żewie?
Niechsobiewie.Atwójrozumtoco?Wysłałaśgowdelegację?Przecieżna
pierwszyrzutokawidaćbyło,żetobuc.Nieznałamcięwtedy,alegdybym
znała,powiedziałabymcitosamocoona.
Chceszsobiezmarnowaćżycie,żebyjejzrobićnazłość?
AnnaMariazastygłanamomentzmiseczkąsałatkiwdłoni.Żebyzyskaćna
czasie,wepchnęładoustłyżeczkęspecjału,trafiłanacoścudownie
orzeźwiającegoisoczystegoizłośćwniejjakbyprzywarowała.
-Cotojest?Ambrozja?No,jakbogowietakżarli,tofaktyczniemielifull
wypas…Dużotegomasz?
-Wystarczydlanasobu-uspokoiłająIza.-Pawełekwolimęskiejedzenie
typumięso…Atojestwieloskładnikowasałatka…
-Dlapracusiów?-Amalekkosięzniechęciła.
-Przeciwnie.Dlaleniiflejtuchów.
-Dlaczegoflejtuchów?
-Bomożeszoblizywaćłapy,ilecisiępodoba,jeślirobisztylkodlasiebie-
wyjaśniłaIza.-Awtykaszwszystkieowocesezonowe.Tojestwersjaletnia.
Pokroiłamświeżegomelona,banany,brzoskwinie,pomarańcze,bardzo
soczystegruszki,dodałamborówkęamerykańskąipestkigranatu,apotem
zalałamgreckimjogurtem.Icałafilozofia.
-Lubięfilozofięwtakiejpostaci-mruknęłaAmaiwestchnęła.-Możemasz
rację,żetrochęprzesadzam,aleźlereagujęnaprzymus.
-Tyniereagujeszźlenaprzymus.Tyreagujeszźlenakażdego,ktomainne
zdanie-
stwierdziłaIza.-Iniewiem,skądcisiętobierze,bojanaprzykładlubię
twoichrodziców.Ojcamaszcudownego,amatkękonkretną.Nieowijaw
bawełnę,nieroztkliwiasię,tylkomówiwprost.
Jaksięjejsłucha,toczłowiekmapewność,żeonanaprawdęmówito,co
myśli.Inieobrobicityłka,jaktylkoznajdzieszsięzadrzwiami.Wiesz,ja
bymchciała,żebymojamatkamnieostrzegłaprzedślubem.Oszczędziłabym
sobieparunieprzespanychnocy.Niepowieszmi,żenieczułaśsię
upokorzona,kiedysiędowiedziałaś,żeniejesteśjedyna.Boja,owszem.
Amaprzypomniałasobie,żematkaIzypośmiercipierwszegomęża
wyjechaładoNiemiecinajważniejszymcelemjejżyciastałosięznalezienie
odpowiedniobogategomałżonka.Gdyjejsiętowkońcuudało,zerwałaz
córkąkontakty.
-No,dobra-poddałasię.-Powiedzmy,żemaszrację.Aleczyonamusito
zawszemówićztymcholernymprzeświadczeniem,żewszystkowielepiej?
-Przyzwyczajeniezawodowe-mruknęłaIza.-Ocosiędziśpożarłyście?
-Powiedziałami,żejejukochanyKrzysionawetnamnieniespojrzy!-
warknęłaAmazurazą.-Boco?Jedenmnieolał,tojużkażdymusi?
-Atybyśchciała,żebyspojrzał?-zainteresowałasięIza.-Zawszemówiłaś,
żenieznosiszprawników…Ojej,tyznimwtedyposzłaśdorodziców-
przypomniałasobie.-Wtedy,jakznalazłyśmyciotkę…Ico?Jakionjest?Bo
mniesięwydawałwporządku.
-No,ogólnie…Dasięnaniegopatrzeć,anawetsłuchać-przyznałaAmaz
wyraźnymoporem.
-Tomało?-zdziwiłasięIza.-Mniebywystarczyło.Tylkomożewolałabym
jeszcze,żebynamnieleciał.Aonjak?
-Niewiem!-rozzłościłasięnagleAma.-Specjalniestarałamsięnaniegonie
patrzeć,bowydawałomisię,żematkatylkonatoczeka!
-Głupiajesteś,wiesz?Mniebytowisiało.Onjeszczeluzemchodzi,
korzystajzokazji,bogozłapiejakaśkrowa,aszkodabybyło.
-Mamgoodrazuzaciągnąćdołóżka?-zainteresowałasięAma
uszczypliwie.-Izłapaćnamałeprokuratorzątko?
Izaprychnęłaśmiechem.
-Ajestwogólecośtakiego?Prokuratorzątko-powtórzyłazupodobaniem.-
Fajne…Nie,dołóżkatonietakodrazu.Najpierwgooczaruj,apotemznim
śpij.Tylkonieprzeginajinieróbzsiebieanioła-ostrzegła.-Ja
wyhodowałamsobiewielkieskrzydłaprzedślubemipotemmójmążmiał
pretensje,żegooszukałam.Najlepiejbądźsobą.Takjakprzymnie.Gdybym
byłafacetem,tobyśmipasowała.
-Dlaczego?-zainteresowałasięAma.
-Aczegocibrakuje?Patrzęnaciebiezprzyjemnością,głupotprzeważnienie
opowiadasz,jesteślojalna,aniekiedydostarczaszrozrywki.Iumieszsię
fajniekłócić,alesięnieobrażasz.
Samezalety.
-Tomożepowinnamwyhodowaćsobiejakieśwady,bojeszczeciodbijei
rzuciszdlamniePawełka?
Chichotałyobie,kiedydobiegłjechrobototwieranychdrzwi,apochwiliz
przedpokojuusłyszałyjakieśposykiwania.Przezchwilęsiedziałybezruchu,
apotemjednocześniewypadłyzpokoju.
-Pawełek?!-Izaszerokootwartymioczamipatrzyłanamęża,który
nieporadnieusiłował
pozbyćsięobuwia,obejmującprzytymtkliwiewyraźniezakłopotanego
prokuratora.-Cośtyzrobił?!Panieprokuratorze,przysięgam,żeonwięcej
niebędzie!Onnigdyniepił!…Jezu,przyszedłeśczyprzyjechałeśautem?!
Amamilczała,zzainteresowaniemprzyglądającsięnieskoordynowanym
ruchomPawełka.
Nigdywcześniejniewidziałagowstaniewskazującym.NawetprzyLuizie
pozwalałsobietylkonapiwo,itowograniczonychilościach.
-Jagoprzywiozłem.-Prokuratorowiudałosięwreszciewyplątaćzobjęć
kolegi.-PaniIzo,onwcaledużoniewypił.Kielichanapustyżołądek,aże
jestnieprzyzwyczajony…Miałdzisiajdużowrażeńipomyślałem,żebędzie
bezpieczniej,jaksamgodostarczędodomu.
-Tak,Izuniu-oświadczyłniewyraźniePawełek.-Miałemduuużowrażeń.
Bomyobajznaleźliśmy…
-Paweł!-syknąłprokurator.-Miałeśmilczećnatentemat!
-Przedswojążonąukochaną?-Pawełekpotrząsnąłgłowąimężnieoznajmił:
-Nigdy!
Iziezmiękłoserce,bonatychmiastpoczułasięperłąwkoroniemęża,
natomiastAmędźgnęławrodzonaciekawość.Przeszłojejprzezmyśl,że
widocznieupodobaniedośledztwodziedziczyłaporodzicach,alewtejchwili
wcalejejtoniezniechęciło.ChciałasiędowiedziećcotakporuszyłoPawła,
żeporazpierwszywżyciusięgnąłpowysokoprocentowyśrodek
znieczulający.
-Niechpanlepiejwejdzie-poradziłaprokuratorowi,zapominając,żetonie
onajesttugospodynią.-BoonitakIziewszystkowyklepie.Atak
przynajmniejbędziepanwiedział,ktoodkogoicowie.
-Pawełek!Cotymasznarękach?!-Izaosłupiała,patrzącnamężowskie
dłonieupapraneczymśczarnymitłustym.-Panteż?!-Krzysztof
zademonstrowałwłasnedłonie,żebyjąuspokoić.
-Cowyściezrobili?!
-Niepanikuj!-Amapoklepałająporamieniu.-Prokuratorówsięnie
zamyka.Jeślibylirazem,toiPawłowinicniezrobią…
-Nieumyliśmysię-oznajmiłjednocześniefiglarnymtonemPawełek.-
Wodyniebyło.Alezaraz…Umyjemyrączkicałe,zarazznowubędąbiałe…
Chodź,Krzysiu,dołazienki…
Kiedyobajpanowiezniknęlizadrzwiamiprzybytku,przyjaciółkipopatrzyły
nasiebiezzastanowieniem.Woczachjednejwidocznabyłaulga,druga
wyglądałanazaintrygowaną.
-Słuchaj,onisięznają-szepnęłaIza.-Pawełekkiedyśwspominałojakimś
Krzysiu,któregointeresująstaremeble,aleniemiałampojęcia…Jeślitak,to
chybagoniearesztuje,co?
-Niebójsiętakstrasznie-powiedziałaniecierpliwieAma.-Nicmunie
zrobi.Jabymchciaławiedzieć,cooniznaleźli.Botebrudnedłonie…
Wyglądają,jakbybraliodnichodciskipalców.
-Odprokuratora?-zdumiałasięIza.
-No,właśnie…Dziwne,prawda?Musimyichprzesłuchać-oznajmiłaAma
stanowczo.-
Zaprośgo.Iprzygotujjakieśżarcie,żebyPawełoprzytomniałpotejwódzie.
Pomócci?
-Nie.Japójdędokuchni,atyprzypilnuj,żebyPawełekniezasnął,a
prokuratornieuciekł.-
Izazostawiłaprzyjaciółkęizniknęławkuchni.-Iniechnicniemówią,
dopókiniewrócę!
Zabawiajich!-wydałastamtąddyspozycjeprzytłumionymgłosem.
-Mamrobićzagejszę?-nadęłasięAma,aleciekawośćwzięłagóręi
przyjaciółkaprzełknęłaurazę.
Izaszybkouwinęłasięzprzygotowaniemjedzeniawobawie,byprzyjaciółka
nieobraziłaprokuratora,iledwoobajpanowiezdążyliusiąść,zaczęła
przynosićzkuchnipożywienie.Niezawracałasobiegłowywyszukanymi
daniami.Wędlinęzwyklekupowałapokrojoną,więctylkoelegancko
poukładałająnapółmisku.Pieczonegokurczaka,któregoprzygotowałana
obiad,postanowiłapodaćnazimno.Sałatkęzpomidorówicebulipokroiła
błyskawicznie,aspecjalniedlaPawełkaprzyrządziłaogórkiwśmietanie.
Jeszczetylkopostawiłanastolepokrojonychlebidzbanekzkompotem,
butelkęzwodąmineralnąimogłausiąść.
-Iza,talerze!-syknęławostatniejchwiliAma.
Izawypadładokuchni,jakbystartowaławzawodach,iszybkouzupełniła
brak,przynoszącprzyokazjisztućce.
-Jedzcie-zachęciłaserdecznie.-Mamnadzieję,żeniepomyślipan,żeto
łapówka.Obajwyglądacie,jakbyściepotrzebowalitrochękalorii.
-Właściwie,todziśniemiałemczasunawetnaobiad-przyznałKrzysztof.
-Toniechpanszybkoje,bojesteśmybardzociekawe,oczymtoPawełmiał
milczeć-
oświadczyłaAma,akiedyprokuratorspojrzałnaniązwyrzutem,wzruszyła
ramionami.-PawełitakwszystkoIziewyśpiewa/ajaakuratjestem
nietaktownainieruszęsięstąd,dopókisięniedowiem,ocochodzi…No,
przecieżniebędziemylatałyzmegafonempocałymKraśniku!
Prokuratorprzełknąłkęskurczakaiwestchnął.
-Gdybypanielatały,mógłbymmiećnieprzyjemności.To,cosiędziś
wydarzyło,możemiećzwiązekześmierciąpaniciotki.
Amamilczałaprzezdługąchwilę.Widaćbyło,żecośsobieukładawgłowie.
Wreszcienajwyraźniejpodjęłajakąśdecyzję,bousadowiłasięwygodnieji
powiedziała:
-Terazmniepanstądwołaminiewyciągnie.Niemampojęcia,oczympan
mówi,aleprzyrzekam,żewszystko,cousłyszę,zachowamdlasiebie.Tak
naprawdęjedynąosobąztamtejrodziny,którąlubię,jestWanda.Niewierzę,
żebyzrobiłacośnagannego,więcniemampowodu,żebyjejbronić.
Natomiastnacałąresztęmogędonosićzprzyjemnością.Oficjalnieoferuję
usługijakorodzinnykapuś.Podjednymwarunkiem-zaznaczyła.
-Jakim?-prokuratorwysłuchałoświadczeniazdużymzainteresowaniem.
-Żeniepiśniepananisłowanatentematmojejmatce.
-Tosiędazrobić.
-Kochajmysię!-zaproponowałznienackaPawełek,majtającplasterkiem
ogórkanabitymnawidelec.-Bądźmyjakjednawielkarodzina!
-Paweł,cotypiłeś?-zainteresowałasięAma.-Proponujeszorgię?
-Proponuję,żebyśmywszyscyprzeszlina„ty”-oznajmiłPawetekz
godnością.
-No,pewnie!-ucieszyłasięIza.-Jeślimamyrozmawiaćotajemnicy
śledztwa,tochybalepiejwśródprzyjaciół,anieobcych…Mamwino.Ilód.
Zrobićdrinki?Takiesłabe,żebyAmamogładojechaćdosiebie.
Prokuratoruległzeskrywanymzadowoleniem.Amazjednejstronyczuła
satysfakcję,żemimoinsynuacjimatkinawiążeinteresującąznajomość,z
drugiejwewnętrznyniepokójpodpowiadał,żemożetobyćniebezpieczna
zabawa.
Izazdużymznawstwemprzygotowaładlawszystkichsłabiutkiedrinki.
Pawełekwprawdzieusiłowałjejpomagać,alezostałzniechęconywobawie,
żeokażezbytniąszczodrośćwszafowaniualkoholem.
-Wzasadzieitakjużsięwszyscyznamy.-Izauniosładogóryszklaneczkę.-
JestemIza,tojestAma.-Wskazałanaprzyjaciółkę.
-Krzysztof.-Prokuratoruniósłswoją.
Amabezsłowapodsunęłanaczynie,zniecierpliwościączekającnakoniec
tychceremoniałów,bossałająciekawość.
-Paweł!-oznajmiłradośniePawełek,zrozmachemunoszącwysoką
szklaneczkę.-Będziebuzi?Zaskarb!
-Niebędziebuzi-oświadczyłaAmastanowczoinatychmiastzapytała:-Jaki
skarb?
Pawełkanicjużniemogłopowstrzymać.Wrażeniawnimbulgotały,przed
oczamimiał
nafaszerowanybiżuteriąstolik.Niezwracającuwaginazakłopotanego
Krzysztofa,zaczął
opowiadaćoodkryciu.
Izasłuchała,wydającodczasudoczasuokrzykiniedowierzania.Ama
milczała,akiedyPawełekskończyłopowieść,zsatysfakcjąpowiedziała:
-Widzisz?Mówiłamci,żeczegośtambyłozamało.Podoknemwcześniej
stałtenstolik,októrymmówiPaweł.
Izanatychmiastzaczęławyjaśniaćmężowiokolicznościwjakichpoznała
EleonoręPiecyk.
Amapopatrzyłanaprokuratora,któryzrezygnacjąprzysłuchiwałsiętym
opowieściomizapytała:
-Myślisz,żeciotkęktośukatrupiłzpowodutychprecjozów?
-Nieukrywam,żeistotnieprzyszłamidogłowytakamyśl-przyznał
Krzysztof.-Dlategowolałemwycofaćzezwolenienawydaniezwłok
rodzinie.
-Acowykazałasekcja?Bo,namojeoko,tobyłwstrząsanafilaktyczny.Nikt
jejdożarcianiezmuszał.Nieudowodnisz,żektośdziałałzpremedytacją.
-Nieudowodnię.Alektośmógłjejpodsunąćciasto,bowiedziałoalergii.
-Mógł.Tylkopoco?WacuśiJacuśwkażdejchwiliumielinaciągnąćciotkę
nawszystkobezmordowania.Rozmawiałeśznimi?Zginęłocośz
mieszkania?
-Niewiem.-Prokuratorwzruszyłramionamizirytacją.-TenwaszJacuś
przepadłjaksenjakizłoty.Podobnojestwtrasieiniewiadomo,kiedywróci.
AtencałyWacuśoniczymniemapojęciaalbonawszelkiwypadekkłamie
jakznut.
-Acopowiedział?-zainteresowałasięAma.
-Żeostatnionieodwiedzałmatkiiniewie,comogłozginąć.Jacuśtambywał
ijakwróci,tosięzgłosi.Ijeszczedodał,żematkaniemiałaniccennego.
Bałwan!Samemeblesąwartemajątek!
-GdybyWacuśotymwiedział,totychmeblijużbyciotkaniemiała-
mruknęłaAma.-Donichobuprzemawiatylkogotówka.AWacuśfaktycznie
niebywałumamusi,bowysokomieszkała,aonsięupasłjakświniaikałdun
muprzeszkadzałwosobistejwizytacji.RozmawiałamzWandą.Dzwoniła,bo
matkajejpowiedziała,żetojaznalazłamciotkęibyłaciekawa.Jacuśtamtego
dniawpadłdonichnachwilę,pogadałzojcem,apotemwyleciał.Wanda
usłyszałazichrozmowytylkoto,żemakursdoHolandiiiwracazatydzień.
Mówiła,żedziwniewyglądałibardzosięśpieszył.
-Możetoon…
-…poczęstowałciotkęciastem?Nawetgdyby,toniewierzę,żespecjalnie.
Onjestnadętymgamoniem.NajważniejszydlaJacusiajestJacuś,reszta
światatonieistotneokolicznościprzyrody.
Mógłzapomnieć,żeciotkamaalergię,alboniemiałpojęcia,żewcieściesą
orzechy…Mniezastanawiacoinnego.Niewierzę,żebyciotkawiedziałao
farszuschowanymwstoliku.Skądonsiętamwziął?Jakmyślisz,przeleżał
tamodwojny?Botemebletopodobnopożydowskie…
-Jutrozaczniemysprawdzać.Jabympowiedział,żetowspółczesnarobota,
alejajestemlaikiem.-Krzysztofpopadłwzadumęipotarłdłoniączoło.-
PoproszęŁukasza,żebysprawdził,gdzietenwaszJacuśostatniojeździł.
Niechpopytaujegoszefa.
-Myślisz…
-Ama-przerwałaimIza-Pawełchcewiedzieć,czybędziemógłkupićte
meble.Jużgołapyswędządorenowacji-dodałazpobłażaniem.
-Onesąpiękne!-poświadczyłżarliwiePawełek.
-Anisięważ!-Amaażpodskoczyłaiprokuratorprzyjrzałjejsięznagłą
uwagą.-Osobiściecięzabiję,jeśliwspomniszcośnatentematWacusiowi!
-Boco?-Pawełkowizrzedłamina.
-Bojaktengamońusłyszy,żetojestcośwarte,zedrzezciebiemajątek!Na
samąmyślopieniądzachoniJacuśdostająmałpiegorozumu!Niewidzę
powodu,żebysięwzbogacilizpowoduzłodziejskichciągotekprzodka!
-Jakto?Tokradzione?-zmartwiłsięPawełek.
IzapółgłosemzaczęłamustreszczaćopowieśćAmyopowojennym
szabrowaniupradziadkaPiecyka.Pawełekzjednejstronyuznałdziałalność
zanaganną,zdrugiejpochwalił,bodziękiniejmebleprzetrwały.Rozgniewał
tymżonę,którawszelkiezłodziejstwouważałazakarygodne,izaczęlisię
spierać,udowadniającsobiewzajemnieswojeracje.
-Niewydajecisię,żeśmierćciotkitopoprostuprzypadek?-Amaspojrzała
naKrzysztofaznadzieją.-Zjadłaciasto,dostaławstrząsu,nikogoniebyłow
pobliżu…
-Samamówiłaś,żesięzamykałanatrzyspusty.Kiedyjąznalazłyście,drzwi
byłyotwarte.
Owszem,dopuszczamprzypadek,alejestempewien,żektośuniejbyłprzed
wami.Ktoś,ktowybiegłwtakimpośpiechu,żeniezamknąłporządniedrzwi.
Chcęwiedzieć,kto.Bomógłbyćprzyjejśmierciinieudzielićpomocy,ato
jużjestkaralne.
-Cholera,maszrację.Właściwiepowinnamcięzatonielubić.Itomusiał
byćktośznajomy,boobcegobyciotkaniewpuściła.
Prokuratoratewnioskiniezainteresowały,bosamjużwcześniejdoszedłdo
podobnych,alezaintrygowałagouwagaAmy.
-Zacomniepowinnaśnielubić?Bomamrację?
-Tak.Ludzie,którzyzawszemająrację,sąokropniemęczący.
-Janiemamracjizawsze,tylkoczasami-stwierdziłKrzysztofznaciskiem.-
Niejestemjasnowidzemimylęsięjakkażdy,alejużsięnauczyłemnie
przywiązywaćdohipotez.
Amaprzyjrzałamusięzuwagąiponamyśleuznała,żemówiprawdę.
-No,popatrz,ajamyślałam,żewszyscyprawnicysąukierunkowanina
swojeracje-
wyrwałosięjejszczerze.
-Toniezależyodzawodu,tylkoodcharakteru.Czymogłabyśpogadać
prywatniezrodzinątwojejciotki?Możecośznichwyciągniesz,bomy…
ŁukaszrozmawiałztymWacusiem,alepowiedziałmi,żenajegonosa,toon
zabardzousiłujesprawiaćwrażeniedebila,ataknaprawdętoniezłyzniego
cwaniaczek.
-Nieźlegowyczuł-pochwaliłaAma.-Wacuśbystrzejeodrazu,kiedywgrę
wchodząpieniądze.Dobra,pogadam.Jaksięczegośdowiem,tocomam
robić?Odrazudonosić?Tobieczypolicji?
-Mnie.-Prokuratorsięgnąłdokieszeniiwyjąłwizytówkę,naktórejszybko
cośdopisał.-Tumaszmojenamiary,atonumermojejprywatnejkomórki.
Swojądrogą,bardzojestemciekawy,copowienaszznajomyjubilerotych
pierścionkach…
Pawełekznabożeństwemkładłnawyczyszczonyblatświeżąwarstwę
politury.Czułsięconajmniejjaknawiedzonychirurgplastyczny,któryz
Kopciuszkarobimissświata.Skupionynaswoimzajęciu,nieusłyszał
dzwonkaprzydrzwiachwejściowych,ikiedyznienackaktośsięodezwałtuż
zanim,sercemuprawiestanęło.Gwałtownieuniósłgłowęizobaczyłnad
sobącałkowicienieznaneindywiduum.Miałookrągłą,rumianątwarz,lekko
skołtunionerudeloczkiipodejrzany,chciwybłyskwoku.Spozierałona
stolik,którymPawełeksięzajmował.
-SprechenSiedeutsch?-zapytałnieznajomy,ztrudemodrywającwzrokod
mebelka.
Pawełekjęzykniemieckiznałdoskonale,choćniecodziwnie.Opanował
podstawowezwroty,rozumiałwszystko,cosiędoniegowtymjęzyku
mówiło,natomiastsamświetnieposługiwałsięterminamizwiązanymize
stolarkąidrewnem.Wzasadziemógłzpowodzeniemporozumiećsięz
intruzem,alecośwnimbyłotakiego,cogozniechęciło.Postanowiłudawać
językowegodebila.
Bezsłowapokręciłgłową.
-DoyouspeakEnglish?-spróbowałznówrudzielec.
AngielskiPawełekznałnawetlepiejniżniemiecki,aleniemiałzamiarusię
dotegoprzyznawać.Cośmuwtymgościuprzeraźliwieniegrało.Znowu
zaprzeczyłruchemgłowy.
Woczachnatrętamignęłozniecierpliwienieiwidocznapogarda.Założyłręce
dotyłu,zakołysałsięnapiętachioznajmił:
-Jachciećkupićto.-Wskazałgłowąnaodnawianystolik.
-Jajużtosprzedać-oznajmiłPawełekstanowczo,bogośćmusięcoraz
bardziejniepodobał.
-Daćwięcej.Euro.
-Niechciećwięcej.
-Dolary?Funty?-naciskałrudy.
-Panie,mówię,żesprzedałem!-zdenerwowałsięPawełek,któremumyśl,że
tenfacetmiałbyzostaćwłaścicielemstolika,wydawałasięniedoprzyjęcia.-
Tam,podścianąstojąinnemeble.Tamtemogęsprzedać,tegonie.
-Chciećten-uparłosięindywiduum.
-Dajmispokój,człowieku!-WPawełkuniechęćjużkwitłabujnym
kwieciem.-Mówię,żesprzedany!
Widaćbyło,żesięraczejniedogadają.ImbardziejPawełeksięzapierał,tym
bardziejnieznajomynaciskał.Wjegooczachzaczynałabłyskaćzłość,atwarz
nabierałakolorudojrzałegopomidora.Iniewiadomo,jakbysiętakłótnia
skończyła,gdybynieklient,którybyłakuratumówionypoodbiórstołu.
Pawełekodetchnąłzulgą,boniewielebrakowało,byporazpierwszywżyciu
zacząłwrzeszczeć,arudzielecodwróciłsięnapięcieibezsłowawyszedł.
-Ktotobył?-zainteresowałsięnowoprzybyły,wyciągającportfel.-Słychać
wasbyłozadrzwiami.
-Jakiśwariat.-Pawełekwzruszyłramionamiizacząłwypisywaćfakturę.
-ZacholeręniemogęzłapaćtegomłodszegoPiecyka-powiedziałz
niechęciąŁukaszSzczęsny,rozsiadłszysięwfotelunaprzeciwko
prokuratorskiegobiurka.-Ztrasywrócił,towiemodjegoszefa.Pokazałsię
wfirmie,zostawiłpapieryisamochód,itylegowidzieli.
-Kierowcypowinnimiećwolnepopowrocieztrasy,prawda?-Prokurator
postawiłprzedkolegąszklankęibutelkęmineralnej.
-Wcudawierzysz,Krzysiu?-Łukaszuniósłbrwi.-Teoretyczniemają,w
praktyce:albojedziesz,albożegnajsięzrobotą.
-Azestarymgadałeś?
-Piecykiem?Próbowałem.-Łukaszwestchnął.-Głuparżnietakiego,że
Oscarapowiniendostać.JeszczeztąWandąidziesiędogadać,aleonaakurat
nicniewie.Maszjużmożeekspertyzętychpierścionków,któreznaleźliście?
-Mam.-Krzysztofpodałmuwydruk.-Naszrzeczoznawcatwierdzi,żeto
współczesnarobota.Dlaczegopytasz?
-BowczorajposiedziałemtrochęwInternecie.Idowiedziałemsięciekawych
rzeczy.W
Niemczechostatnionasiliłysiękradzieżeujubilerów.Upierająsię,żetonasi
rodacymaczająwtympalce,iżądają,żebycelnicydokładniesprawdzali
samochody.Podalikilkaportretówpamięciowychizdjęciaskradzionych
przedmiotów.PoprosiłemWarszawę,żebynamprzesłaławszystko,comają
natentemat,alemożetymaszkogośwyżej?Byłobyszybciej.
Jerczykzmarszczyłbrwiizacząłsięzastanawiać.
-Dodiabłaztąbiurokracją-mruknąłniechętnie.-Kogobytu?…Pomyślę.
Uważasz,żetabiżuteriapochodzizprzemytu?KradliwNiemczechi
przewozilidonas?Noboprzecieżtaciotkanierobiłategoosobiście.Gdyby
byłapaserem,niesprzedałabystolikarazemzzawartością.
-Niemusiałaosobiście.-Łukasznapiłsięwodyipochyliłkuniemu.-Nie
widziszzwiązku?
MłodyPiecykjeździwdalekietrasy.PrzeważnieprzezNiemcy.Bywaczęsto
ubabki.Ktobysięczepiałstarszejkobiety?Miałbyidealnąkryjówkęna
fantyidostępdoniejwkażdejchwili.
-Ażktóregośdniawpadadobabuni,apofantachniemaśladu!-Do
prokuratoraprzemówiłateoriakolegi.-Ciekawe,czyzdążyłamupowiedzieć,
komusprzedałatenstolik.Znaleźliściejegoodciskinanaczyniach,tak?
-Tak,aleonczęstobywałubabki.Wiesz…-myślałgłośnoŁukasz-jabym
wziąłnaszychisprawdziłtensamochód,conimPiecykświatzwiedzał.Jakoś
tefantymusiałprzewozić,prawda?
Popatrzylinasiebiezbłyskiemwoczachiwtymmomenciezadzwoniła
komórkaprokuratora.Rozpromieniłsięnadzieją,żetomożeAma,alepo
drugiejstronieusłyszałgłosprzejętegoiwyraźniewściekłegoPawełka.
-Krzysiu!Ktośpróbowałwłamaćsiędowarsztatu!Głowędam,żetoten
rudybuc!Comamzrobić?Zadzwonićnapolicję?
-Cociukradli?-Prokuratornatychmiastodżałował,żetonieAma.-Stolik?
-Nicminieukradli,bomamporządnegokumpla,którymizałożyłdobre
zabezpieczeniaialarm!Jatuczasemprzechowujęmajątek!-powiedział
Pawełekzdumą.-Alewidzimisię,żetenbucprzylazłpostolik.
-Jakibuc?Mówporządnie!
-Byłumnietakijeden,coudawałcudzoziemca.Konieczniechciałkupićten
stolikzeskarbem.Niespodobałmisięgość,togopogoniłem-wyjaśnił
Pawełek.
-Jakwyglądał?
-Mordajakksiężycwpełni,kudłatynaryżo,podtrzydziestkę…
-Askądwiedziałeś,żektośsiępróbowałwłamać?
-Bokiedyprzyszedłemranodowarsztatu,tomigałoczerwoneświatełko
przywejściuiblokadabyłaporysowana…To…
-Siedźnatyłkuiczekaj-przerwałmuprokurator.-Zaraztambędziemy.
Tylkoniewłaźdośrodkainiczegoniedotykaj!
WyłączyłkomórkęispojrzałnaŁukaszapodekscytowany.
-Chybacośsięruszyło.MaszprzysobiezdjęciemłodegoPiecyka?
-Uważasz,żeżyćbezniegoniemogę?Przysobietojanoszęzdjęcieżonyi
wystarczy.
Myślisz,żemłodyPiecyktrafiłnaswojąprzechowalnięipostanowiłodebrać
fanty?BotoŁęckidzwonił,tak?-Szczęsnypodniósłsięenergicznie.-
Dobra.Tyjedźdowarsztatu,ajawezmęzkomendyludziizdjęcieidojadę
dowas.
Pawełekwróciłdodomuwcześniejniżzwykle,bo,przejętynieudanym
włamaniemiwizytąpolicji,niemógłsięskupićnapracy.Szczęsnyobiecał
mu,żezorganizujedyskretnąobserwacjęwarsztatu.Nawszelkiwypadek,
gdybywłamywaczmiałzamiarponowniesiępojawićznadzieją,żetym
razemmusięuda.
-Wróciłem!-oznajmiłgromkojużwprzedpokoju,święcieprzekonany,że
ukochanamałżonkapowitagoznależytymzadowoleniem,boostatnio
narzekała,żezamieszkałwwarsztacie.
Zamiasteksplozjiradościusłyszałzpokojuprzekleństwoigłuchyjęk.
Zaniepokojonyzajrzał
ostrożnieizobaczyłżonęzwiniętąwkłębeknakanapieitrzymającąsięza
brzuch.
-Cosięstało?Izuniu,cocijest?Cościęboli?-Wpadłdopokojui
przyklęknąłnadywanie,gotowydopomocy.-Dzwonićpopogotowie?
-Żadnegopogotowia!-wymamrotałaIzaprzezzaciśniętezębyijękliwie
zażądała:-Dajmikomórkę.Iweźsobieobiad.Tylkonieruszajtychplacków,
któresąnastole!
Pawełekpodałjejtelefon,ale-spojrzawszynazielonkawątwarzżony-
zawahałsięnachwilęidopieroniecierpliwemachnięcierękiwygnałogoz
pokoju.
Wkuchniodrazurzuciłmusięwoczyokazałytalerzplacków
ziemniaczanych,stojącynaśrodkustołu,iPawełekprawiesięoblizał,ale
posłusznynakazowinietknąłich.Odgrzałzupę,usiadłizacząłjeść,usiłując
niepatrzećnazakazanedelicje.Ciężkobyło,boplackiwoniałytak
apetycznie,żeażgoskręcało.Pawełekjednakowożzostałwytresowanyw
posłuszeństwie,więczpewnymwysiłkiemoderwałwzrokodsmakołykui
zerknąłnalodówkę.Natychmiastzapomniałopokusie,bojegouwagę
przykuławypisananieforemnymikulfonamikartka.Jejtreśćbrzmiała:
ODDAMJĄNATYCHMIAST!JESZCZEDOPŁACĘ,ŻEBYKTOŚ
WZIĄŁ!
TymczasemwpokojucierpiącaIzawystukaławtelefonienumerprzyjaciółki
iledwieusłyszałajejgłos,wyjęczałarozpaczliwie:
-Ama,pomóż!Chybaumieram!
-Zwariowałaś?Jużniemaszcorobić?…-zaczęłaAmazroztargnieniemi
nagleoprzytomniała:-Jezus,Maria!Cosięstało?!Gdziejesteś?!
-Wdomu-wystękałaIzaboleściwie.-Niewiem,cosięstało.Rąbiemnie
tak,żesięruszyćniemogę…
-Cocięrąbiekonkretnie?-chciaławiedziećAma.
-Skądmamwiedzieć?Nieznamsięnaanatomii-rozżaliłasięIza.-Czuję
się,jakbymzamiastbrzuchamiałaKarpaty,AndyiHimalajedokupy.Skóry
mizaczynabrakować.Pęknę,czyco?
-Itam,wtychHimalajachcięrąbie?
-WtychHimalajach…Cholera,chybanaprawdęzabijęteściową.Coonatam
dodała,żemnietakmęczy?…
-Cóżeśzeżarła?
-Placki-wyszemrałaIza.-Ziemniaczane.Dopieropóźniejdotarłodomnie,
żenasmalcu…
-Wątrobacięrąbie-postawiładiagnozęAma.-Maszcośwdomuod
wątroby?
-Nie.Dotejporynawetniewiedziałam,żemamwątrobę.
-No,tojużwiesz.Wytrzymajchwilę.Zarazprzyjadę,tylkonajpierwwstąpię
doapteki.-
Amasięrozłączyła,aIzaodrazupoczułasięlepiej,wiedząc,żepomoc
nadciąga.
AmawpadładomieszkaniaŁęckichjaktajfun.Kiwnęłagłową
pożywiającemusięniemrawoPawełkowiizajrzaładopokoju.Bladozielonai
zwiniętawkłębekprzyjaciółkazmobilizowałajądodziałania.
-Paweł!Dawajwodę!-wrzasnęławstronękuchni.-Niegazowaną!
Pawełekprzykłusowałzbutelkąwody,spojrzałnawymizerowanątwarzżony
idziabnęłygowyrzutysumienia.Jużotwierałusta,alezniecierpliwionaAma
niepozwoliłamunażadneusprawiedliwienia.
-Szklankędaj!Zgwintamapić?-Amawytrząsnęłazkartonika,który
przyniosła,dwietabletkiipodałaIzie.-Zarazbędzieszjaknowa.Toszybko
działa-pocieszyłająitrochęuszczypliwiedodała:-Ileśtytychplacków
zeżarła?Stałanadtobązpepeszą?
-Niemusiała.-Izawzięłapastylkiiposłuszniepołknęła.-Gdybynieto,że
więcejmisięniechciałozmieścić,żarłabymtakdokońcaświata.Wiesz,
jakiebyłydobre?
-Todlaczegoniepozwoliłaśmiichtknąć?-zapytałżałośniePawełek.-Stoją
tamipachną,ajatylkopotejzupie…
-Paweł,onesąnasmalcu!-jęknęłaIza.-Chceszzdychaćtakjakjateraz?
Chybażemaszwątrobęzżelazai…
-Dużozostałotychplacków?-zainteresowałasięAmałakomie.-Bojabym
chętnie…
-Wasjużcałkiempogięło?-zdenerwowałasięIza.-Zabardzozdrowi
jesteście?
-Nicnasniepogięło-Amatryumfalniepomachałakartonikiem.-Myto
zdematerializujemyinteligentnie.Najpierwlekarstwo,potemprzyjemność.
Izatylkomachnęłarękąizrezygnacjąwtuliłapoliczekwpoduszkę,a
pozostaładwójkaprzeszładokuchninaposiłek.Najpierwobojezażyli
tabletki,apotemPawełekwyjąłtalerzeibezsłowazabralisiędouczty.
-Jednaktatwojamatkajestgenialna!-oznajmiłaAmapozjedzeniukilku
placków.-JużsięIzieniedziwię.Jadłabymteplacki,nawetgdybytomiał
byćmójostatniposiłekwżyciu.
-Ama-odważyłsięwkońcuPawełek,który,owszem,jadłzprzyjemnością,
aleumysłmiał
zaabsorbowanyczyminnym.-Popatrznato.-Wskazałwidelcemnakartkę
przyczepionądolodówki.-KogoIzamogłamiećnamyśli?
Amaprzeczytałaobwieszczenieidostałaatakuśmiechu.
-Tytorozumiesz?-Pawełekprzyjrzałjejsięzuwagą.-Bojajużdrugiraz
czytamcośpodobnego.Iniewiem,czytodobrze.WcześniejIzaniczego
takiegoniewypisywała.
-Nieprzejmujsię,Paweł.-Amaopanowaławesołość.-Samopisaniejest
niegroźne.Ichybamampewienpomysł,żebyśjużwięcejtakichplakatównie
musiałoglądać.Acotamuciebie?-
zmieniłatemat.-Maszjakieśnowewieściodprokuratora?Coztymwaszym
skarbem?
Pawełekodrazuzapomniałozłowieszczejkartce.Nadziałnawideleckolejny
placekizożywieniemzacząłopowiadaćowizycierudegobucaiwłamaniu
dowarsztatu.NawzmiankęorudzielcuAmazastygłanamoment,apotem
sięgnęłapotorebkę.Długowniejczegośszukała,ażwkońcuwyciągnęła
płaskie,blaszanepudełkopojakimśzagranicznymtytoniu.
-Odkiedypalisz?-zdumiałsięPawełek.
-Wogóleniepalę-odparłaniecierpliwie.-Zwinęłamojcu,bomisię
podobało.Czekaj,gdzieśtu…-Wysypałazpudełkaplikzdjęćipośpiesznie
zaczęłajeprzeglądać.-O,mam!-
Podetknęłamujednopodnos.-Rozpoznajesznanimkogoś?
Pawełekprzyjrzałsięfotografiizezdziwionymzainteresowaniem.
-Tomieszkanietwoichrodziców.Poznaję…
-Pytam,czypoznajeszludzi!
-No.Totwójojciec,matka,toty…O,niechjamchemporosnę!Rudybuc!
-Który?-Amawyrwałamuzdjęcieiwskazałapalcemjednązwidocznych
nanimosób.-
Ten?
-No,ten.Dlaczegoonjest…Zaraz,tygoznasz?
-Pewnie,żeznam!-WgłosieAmysłychaćbyłomściwąsatysfakcję.-To
Jacuś,wnukciotkiEleonory.Ijestempewna,żetoonnafaszerowałtentwój
stolikbiżuterią.Iprzylazłdociebiewnadziei,żeudamusięodzyskaćłup!
Trzebapowiedziećprokuratorowi.
-Jużwie-przerwałPawełek.-Przywieźlizesobąjegozdjęcieijużtamgo
rozpoznałem.
Tylkominiepowiedzieli,ktotojest.
-Ktoprzywiózł?Prokurator?
-Łukasz,tenpolicjant.Miałpojechać,żebygoprzesłuchać…
-Akurat!-Amaprychnęła.-Pewniesięgdzieśzadekował,żeby
przeczekać…Słuchaj,amożebyśmypopilnowalitegotwojegowarsztatu?
Możeprzyleziejeszczeraz?
-Policjamapilnować.-Pawełekpokręciłgłową.-Tywiesz,ilejasię
musiałemnaprosić,żebyminiezabieralitegostolika?Ciąglepowtarzali,że
todowódrzeczowy.Niewystarczyim,żezdjęciaporobili.Ajajużpoliturę
kładę,jeszczetrochęiKrzysiobędziemógłgoodebrać.Ama,nieprzykroci,
żetwójkuzynmożesięokazać,no…łobuzem?-zapytałnagle.
-Nibydlaczego?-zdziwiłasięAma.-Jamukazałam?Niemojawina,żemu
pilnodomajątku.Pozatymszczerzemówiąc,tojaichnigdynielubiłam.A
ciotkatakabyłazawszezapatrzonawobu,żeteżmniewkurzała.Jedna
Wanda…Żeteżmusiałatrafićnatakichpopaprańców!Szkoda,żeJacuśdo
niejsięnieprzydał,tylkodotatusia…Chybaspróbujęjutrowydłubaćtrochę
czasu,żebyzniąpogadać.Możecośskojarzy?…Rany,alejestempełnapo
tychplackach!-Poklepałasiępobrzuchu.-Dobra.ZajrzęjeszczedoIzyi
spadam.Uważaj,żebydzisiajjadłatylkolekkostrawnerzeczy,boznowu
sobiedokopie.Nawszelkiwypadekzostawiętetabletki…
Szczęsnywróciłzpracygłodnyizniechęcony.Lukatylkospojrzałananiegoi
odrazuposzładokuchni.Wiedziała,żenajlepszymantidotumnaproblemy
mężajestjedzenie,toteżonicniepytała,tylkoodrazupostawiłaprzednim
talerzparującejzupy.Rzuciłsięnaobiad,jakbyodtygodnianicniemiałw
ustach,akiedyskończył,odetchnąłgłębokozzadowoleniemizapytał:
-SłyszałaśoPawleŁęckim?
-TobyłymążnaszejLuizy-przypomniałasobieLuka.-Podobnoożeniłsię
drugiraz.Luizabyławściekła,kiedysięotymdowiedziała.Filipjąstraszył,
żejeśliPawełbędziemiałkolejnedziecko,tomogąjejzmniejszyćalimenty
naTomaszka…Czemupytasz?
-Takmisięzdawało,żetowłaśnieon.Dzisiajbyłowłamaniedojego
warsztatuiprzezchwilęsięzastanawiałem…Luizawie,żeonprowadzi
warsztat?
-Pewnie,żewie.Ztego,cosłyszałam,chodziczasemdoniego,żeby
wydębićdodatkowepieniądze.-Lukaskrzywiłasięzniesmakiem.-Uważa,
żenatychstarychmeblachPawełekzarabiakokosy,aonanicztegoniema.
-Toonłajzajest.Jeślizałożyłtenwarsztatporozwodzie,onaniemadotego
interesużadnychpraw…
-Idobrzeotymwie-przerwałamużona.-Onagoniestraszyinie
szantażuje,tylkobierzenaojcowskieuczucia.Wmawiamu,żeTomaszekma
gorzejniżinnedzieci,iPawełekdokłada…
Podobnotajegodrugażonatocałkiemniegłupiakobieta.Kamajązna.
Ciekawe,czydałabysobieradęzLuizą?
-Obstawiałbym,żetak.-Łukaszsięuśmiechnął.-Teżjąpoznałem.
Mówiłemci.Tobyłowtedy,jakznaleźliśmytęPiecykową.
-AczemupytałeśoLuizę?Myślisz,żeonamacośwspólnegoztym
włamaniem?-Lukaspojrzałananiegozniedowierzaniem.
-Wzasadzienie.ZresztąKrzysiojużmapodejrzanegoiŁęckigorozpoznał
nazdjęciu.Alemówiłemci,żeobajzŁęckimznaleźliwstarymstolikuzłotą
biżuterię.Luizaciągleszczebioczezkomendantem,aśmierćtejPiecykowej
wcalejejniezainteresowała.ChybażeKrzysiozadziałał…-
zastanowiłsię.
-Mnieopowiadałeś,alejanawetMoniceniepowtórzyłam.WredakcjiLuiza
ostatniowspomniała…-Lukazmarszczyłabrwi-…żezajakiśczasbędzie
miałaświetnymateriał,alenaraziejeszczetrwaśledztwo.Myślisz,że
chodziłojejotęsprawę?
-Możliwe.Krzysiochybanaprawdęzamknąłkomendantowibuzię.Ito
skutecznie.Pierwszyrazcośsiędziejeiniktonicniewypytuje.Mniepasuje.
Toakuratmożebyćciekawasprawa.-W
oczachŁukaszapojawiłysięiskry.-WgręwchodzidużyprzemytzNiemiec.
Jakbynamsięudałojąrozwiązaćbezpomocywojewództwa,szefmógłby
liczyćnaawans-myślałgłośno.-
Podejrzewam,żekiedyjużzamkniemyśledztwo,toonsobieprzypisze
zasługę,alepiesznimtańcował!Bylenieutrudniał…
-Aletoniewporządku!-oburzyłasięLuka.
-JaktoMonikamówi?Takakarma.-Szczęsnywzruszyłramionami.-
PrzynajmniejwKrzysiumamwsparcie.Lubięznimpracować.Imam
nadzieję,żetrochęwyhamuje,boszkodabybyło,gdybysobiespaprał
zawodowyżyciorys.
-Jakto?
-Bochybabardziejniżsamasprawainteresujegojednaz…No,nie,nie
podejrzanych…AletoonaznalazłatęPiecykową,więc…
-Przyganiałkociołgarnkowi.-Lukrecjarzuciłamustrofującespojrzenie.-
Jużzapomniałeś,jakmysiępoznaliśmy?
AmapowyjściuodŁęckichmiałazamiarpojechaćdodomu,alecośją
podkusiło,żebyskręcićnadomki,gdziemieściłsięwarsztatPawełka.Wolno
przejechałauliczką,pilniewypatrującpolicyjnychpatroli,alenikogonie
dostrzegłainatychmiastpoczułazłość.Postanowiłaichwyręczyć.
Zaparkowałakawałekdalej,wyjęłazeschowkastarągazetęiudawała,żeją
czyta.
UkradkiemobserwowaładrzwiprowadzącedomiejscapracymężaIzy.
-Niewydajecisię,żeonaniestanęłatuprzypadkiem?-Wnieoznakowanym
samochodziestojącymparęmetrówprzedAmąmłodypolicjantustawił
lusterkotak,bymiećdobrywidoknajejpoczynania.
-Możeczekanafaceta?-drugizlekceważyłjegouwagę.-Łukaszmówił,że
mamywypatrywaćtegokolesia.-Machnąłtrzymanymwdłonizdjęciem.
-Możebyjąstądprzepłoszyć?
-Będzieszsiędekonspirowałzpowodujakiejścizi?Siedźnatyłkuiczekaj.
Jużsięściemnia.
Możecośsięruszy.
-Dobrzebybyło.Niechciałbymtusterczećprzezcałąnoc…
PowolinazewnątrzrobiłosięciemnoiAmaodłożyłagazetę,boniechciała
zapalaćświatła.
Zsunęłasięnieconasiedzeniu,przypominającsobiejakiśszpiegowskifilm,
wyjęłaztorebkikomórkę,bymiećjąpodrękąnawszelkiwypadek,izaczęła
sięzastanawiać,czegowraziepotrzebymogłabyużyćjakobroni.Pistoletem
niedysponowała.Wbagażnikuwoziłalewarek,alenajpierwmusiałabygo
stamtądwyjąć,atomogłobyspłoszyćewentualnegozłodzieja.Zniechęcią
spojrzałanapustąbutelkępowodziemineralnej.Gdybybyłapełna,mogłaby
posłużyćjakooręż,aletak…Nawetoseskowiniezrobiłabyniąkrzywdy…
Zaczęłapośpieszniegrzebaćwtorebcewnadziei,żetrafinacośprzydatnego.
Nosiławniejmasępożytecznychrzeczy,aledoobronynadawałbysię
najwyżejdezodorant.Itopodwarunkiemżepsiknęłabynimnapastnikowi
prostowoczy.Naglejejdłońtrafiłanajakiśdziwnykształt.
Wyciągnęłaprzedmiotiponamyślezidentyfikowałajakokorkociąg.Poczuła
ulgę.No,terazbyłaprzygotowananaspotkaniezprzedsiębiorczymkuzynem.
Opartawygodnieozagłówek,zezłościąpomyślała,żejakzwyklepolicja
zajmujesięgłupotami,aobywatelsammusiprzeciwdziałaćbandytyzmowi.
Wbiłaoczywwejściedowarsztatuizastygławoczekiwaniu.
WedługosobistychobliczeńAmyupłynąłwiek,kiedywydałosięjej,żew
czerni,wktórąztakimuporemsięwpatruje,cośsięruszyło.
-Hej!Nieśpij!-Wsamochodziestojącymprzedniąmłodypolicjanttrącił
przysypiającegokolegę.-Chybajest!
ZanimiAma,którawciemnościdostrzegłajakiśpodejrzanybłysk,zaczęła
ostrożniewysuwaćsięzauta,starającsięniehałasować.Wjednejdłoni
ściskałakurczowokomórkę,wdrugiej-obronnykorkociąg.Szłacicho,bo
wcześniejprzytomniezsunęłaznógszpilki,uznawszy,żebędąjej
przeszkadzać.Uliczkabyłażwirowa,więcboleśnieodczuwałakażdykroki
narastaławniejwściekłośćnasamąmyśl,wjakimstaniebędąjutrojejstopy.
ZkażdympokonanymmetremfuriaAmypotężniała,adodatkowopomagała
jejświadomość,żecierpitekatuszeprzezkuzyna-wyrodka.
Wreszciezeszłazupiornejżwirówkiibezszelestnieprzemknęławąskim
chodniczkiempodosłonąwyrośniętychtui.Włamywacz,zajętyoglądaniem
przymdłymświatełkulatarkipotężnegorygla,nawetniezauważył,kiedy
stanęłamuzaplecami.Trzymanywdłoniszpikulecwbiłamubezlitośniew
plecyigłosemjakstaloznajmiładonośnie:
-Ręcedogóry,bandyto!-idodała,pewna,żetoJacuś:-Tośtytaki?
Najpierwciotka,terazPawełek?
-Nu,szto…Janiczewo…-Bandziorowilatarkawypadłazrękiizastygłna
moment.CałatasytuacjamogłabysiędlaAmyźleskończyć,boosłupiała,
usłyszawszycałkowicieobcygłos,gdybynieniespodziewanapomoc.
-Ręcedogóry!-rozległosiętużobokniej,azarazpotemusłyszała:-Co
paniturobi,dojasnejcholery?!Kimpanijest?!
Amatrwaławbezruchu,wpatrzonawnieznajomegozupełnieobrośniętego
osobnika,któryobrzuciłjąmałoprzyjaznymwzrokiem,potulniepozwalając
założyćsobiekajdanki.
-Copaniturobi?-Policjant,którynaniąpatrzył,teżniewydawałsię
zachwyconyjejobecnością.-Dokumentyproszę!
-Pilnuję-wykrztusiłaAmainiepewniezapytała:-Czypanjestzpolicji?
Wcześniejnikogotuniebyłoipomyślałam…Botenwarsztatnależydo
Pawełka…Jatylkochciałam…
-Proszęokazaćdokumenty-powtórzyłpolicjantstanowczymgłosem.
-Aleja…Todosamochoduproszę…Tammamtorebkę…
Ciąglejeszczeniemogączrozumieć,dlaczegoJacuśzamieniłsięwjakiegoś
ruskiegotroglodytę,potulniepodeszłazprzedstawicielemwładzydoautai
sięgnęłapotorebkę.Kiedypolicjantstudiowałwświetlelatarkijejdowód
osobistyiprawojazdy,Amaprzypomniałasobienagle,żeprzecieżma
wpisanywkomórcenumerdoprokuratora.Beznamysłuwcisnęłaprzycisk.
-Dokogopanidzwoni?-Policjantspojrzałnaniązpotępieniem.-Pojedzie
paniznamiizłożyzeznania.
-Jakiezez…Krzysztof?-Usłyszaławreszcieznajomygłos.-Toja,Ama.
GlinymniezłapałyprzywarsztaciePawełka.Możeszcośzrobić?Boonichcą
mniezabraćnakomendę,ajatylko…
OK,jużdaję.-Przekazałakomórkępolicjantowi,któryzerknąłnanią
podejrzliwie,alejużpochwiliwyprostowałsięsłużbiścieioznajmił,że
poczeka.
-Niechpaniwsiadadosamochodu-poleciłjużzdecydowaniełagodniej-
Prokuratorzarazprzyjedzie.Dlaczegopanijestboso?
-Zdjęłambuty,żebytenoprychmnienieusłyszał-wyjaśniłaAma
niepewnie.-Nierozumiem…Byłampewna,żetomójkuzynpróbujesię
włamać.Ktotojest?Ondomniegadałporusku.
-Dlaczegopanikuzynmiałbysiętuwłamywać?-zdziwiłsiępolicjant.
Amaprzezchwilęniewiedziała,coodpowiedziećnatoprostepytanie.No,
fakt.Większośćnormalnychludziniezakłada,żeichkuzynimająprzestępcze
skłonnościinieczaisięnanichwegipskichciemnościachzkorkociągiemw
ręku.
-BotowarsztatPawełka,ajagoznam-odparławkońcu,niejasnoczując,że
chybaopowiadagłupoty.
Policjantprzyjrzałsięjejzuwagą,apotemjeszczełagodniejzapytał:
-Agdybytobyłpanikuzyn,tocopanizamierzałamuzrobić?
-Jaktoco?-Amawyraźniesięożywiła.-Aresztowaćgoiprzesłuchać!
Muszęwiedzieć,czyonsięprzypadkiemnieprzyczyniłdośmierciciotki,bo
jeślitak,tojestwiększymdraniem,niżmyślałam!Apotembymgozmusiła,
żebyposzedłnapolicję,albosamabymnaniegodoniosła!AtengłupiJacuś
zamiasttuprzyjść,przysłałjakiegośruskiegobandziora-dodałazurazą.
Młodyfunkcjonariuszbyłdośćbystry,byzbieżnośćimionrzuciłamusięw
uszy.Jacuś,Jacek-najednowychodzi.Nafotografii,którądałmuSzczęsny,
widniałniejakiJacekPiecyk.
Czyżbytoonbyłkuzynem,októrymmówiłatapostrzelonakobieta?Zanim
zdążyłjąotozapytać,oboknichzpiskiemoponzatrzymałosięczerwone
audiiwyskoczyłzniegoprokurator.NawidokAmy,całejizdrowej,najego
twarzypojawiłsięwyrazulgi,alezarazpotemzrobiłsłużbowąminęi
podszedłdomłodegostróżaprawa.
-Ico?Zatrzymaliściewłamywacza?
-Wzasadzietotapanizatrzymała.-Policjantpowstrzymałuśmiech.-Mówi,
żechciałagoaresztowaćiprzesłuchać,botojejkuzyn.
-Piecyk?
-No,właśnienie,panieprokuratorze.-Podszedłdonichdrugi
funkcjonariusz.-TojakiśUkrainiec.PapierymananazwiskoAleksiej
Pletniakow.MożegotenPiecykwynajął,jakmuniewyszłozapierwszym
razem?Onchybanietakimałypikuś.Maprzysobiekomandoskinóż,niezłe
cacko.Imoimzdaniemjużcośmanasumieniu,botabrońniejestcałkiem
czysta.Trzebabysprawdzić.Woczachprokuratorapojawiłsiędziwnybłysk,
mimowolniezacisnąłdłońwpięść,alezarazsięopanował.Kiwnąłgłowąobu
funkcjonariuszom.
-Dobrarobota,chłopaki.Zabierajciegonadołek.Odciskiodrazu,ajutro
niechŁukaszgosprawdziispróbujeustalić,ktomunagrałtęrobotę.
-Acozpanią?
-Zpaniątojasobienajpierwporozmawiam,apotemodstawiędodomu-
mruknął
prokurator.-No,zabierajciegostąd.Spokojnejnocy,chłopcy.
Funkcjonariuszepopatrzyliposobie,pożegnalisiępośpiesznie,poczym
odjechali.
Amamilczałajakgłaz,próbującwduchupoukładaćsobiewszystko,coprzy
niejmówiono.
Jacuśtolepszycwaniak,niżjejsięwydawało.Samniepotrafiłsięwłamać,
więcwynajął
pomocnika,żebyodwaliłzaniegociężkąrobotę.Poczuła,jakkiełkujewniej
potężnaurazadowrednegokuzyna.Psiakrew,toonasiępoświęcała,żebygo
powstrzymaćprzedwrodzonągłupotą,aonjąRuskimistraszy?
Nagledotarłodoniej,żeprokuratorcośdoniejmówi.Zamrugałaoczamii
oświadczyłazezłością:
-Bałwan!Skądmogłamwiedzieć?Naruskąmafiękorkociągtozamało.
Lewarekbyłbylepszy.
Krzysztofazamurowało.Patrzyłnaniąbezsłowaiczuł,jakgoswędząręce.
Najchętniejpołożyłbyjąnakolanieiporządniesprał.Nasamąwzmiankęo
nożunogisiępodnimugięły.
Widywałjużofiaryporachunkówzużyciemnożainiebyłtoprzyjemny
widok.Zwysiłkiemwziął
sięwgarśćiprawiespokojniepowiedział:
-Wsiadaj.Odwiozęciędodomu.
-Amójsamochód?-zaprotestowałaAma.-Mamgozostawić,żebymi
ukradli?
Krzysztofpoliczyłdodziesięciuiwziąłgłębokioddech.
-ZtyłuzawarsztatemPawłajestmiejsce.Zaparkujtam,ajacięodwiozędo
domu.
Amapotulnieskinęłagłową,alewszystkosięwniejzbuntowałonaten
pomysł.Zostawitusamochódiranobędziemusiałatuwrócić,żebydojechać
dopracy?Towcaleniebyłopodrodze.
Dlaczegomasobiedokładaćroboty,kiedyinteligencjapoleganatym,żeby
odwrotnie?
Wsiadładosamochodu,założyłabuty,uśmiechnęłasięprzewrotnieiruszyła
przedsiebiezrywem,jakiegoniepowstydziłbysięKubica.NimKrzysztof
zrozumiał,cosiędzieje,byłajużnagłównejulicy.Zakląłnagłos,dopadł
swojegoaudiiwystartowałzanią.Wuszachdźwięczałymusłowa,które
wyrwałysiękiedyśSabinie:„Amatomojeukochanedziecko.Nietylko
dlatego,żejedyne.Onamawsobieiskrę.Kiedyśmówiłosię:fantazja,dziś
power.Spojrzysznaniąiwśródtłumuwłaśniejązapamiętasz.Niepozwolę,
żebyjakiśgamoniowatysamiectozniszczył.Onazasługujenakogośz
najwyższejpółki!”.
Sabinabyławtedywdołku,bobardzosiębała,żejejcórkawyjdziezamążza
jakiegośmaminsynka.Widziałgonazdjęciu.Faktycznie,dupek.Kiedymu
potemopowiadała,wjakisposóbAmaznimzerwała,popłakałasięze
śmiechu.„No-pomyślałsobiewtedy-madziewczynacharakter!”.Wtej
chwiliinteresowałogotylkojedno-dogonićją,wywleczsamochodui…
Opcjebyłydwie.Jednazpewnościąkaralna.Niemógłjejodrazuzabić,choć
bezczelniewystrychnęłagonadudka.Niewybroniłbysiędziałaniemw
afekcie.Drugaopcjazakładałarównieżosobistewymierzeniekary,ale
rozłożonewczasie.
Zobaczył,żeAmazamierzaskręcić,więcprzyhamował.Zjechaładozatoczki
przedblokiemiwysiadła.Widaćbyło,żejestzsiebiebardzozadowolona,i
Krzysztofodrazupoczułzłość.
Zatrzymałsięnaulicy,niewyłączającsilnika,podszedłdoniejszybko,złapał
zarękęi,nimsięzorientowała,cosiędzieje,jużbyławjegoaucie.Ruszył,
zanimmiałaszansęzareagować.
-Odbiłoci?-warknęła,kiedywróciłjejgłos.-Cotomabyć?Porwanie?
-Powiedziałem,żecięodwiozę-odparłuprzejmie,bonawidokjejosłupiałej
minyzłośćmuprzeszła.
-Wyrabiaszjakąśnormę?-zapytałazłośliwie.-Idlategomniewziąłeśna
przejażdżkę?Żebypotemmócodwieźć?
-Nie.Mamdociebieparępytańzwiązanychztwojąobecnościąwmiejscu,w
którymabsolutnieniepowinnociębyć.Alenajpierwchcęwiedzieć,dlaczego
terazuciekłaś.Słucham.
-Wcalenieuciekłam!-zaperzyłasięAma.-Samochódjestmipotrzebny!
Jeżdżęnimdopracy!
-Wystarczyłopowiedzieć.Wiesz,naogółrozumiem,cosiędomniemówi.
Amawzruszyłaramionamiizerknęłananiegoukradkiem.Jakmiałamu
wytłumaczyć,żejestwnimcośtakiego,cowywołujewniejodruchową
przekorę?No,trzebaprzyznać,żerefleksmadobry.Szybkozareagował.A
zawszejejsięwydawało,żewszyscyprawnicytorygoryściichodzące
paragrafy.Tumadużyplus.Anirazujejniewytknął,żezłamałaprawo.Bo
chyba,kurczę,złamała…Amanaglezobaczyłaprzedoczamitwarzmatkii
Kodekskarny,naktórymuczyłasięczytać.
-Alejagowkońcuniearesztowałam-wyrwałosięjejzulgą.-Ikrzywdy
fizycznejteżmuniezrobiłam,bocotamtakiszpikulecnatakiegowielkiego
faceta,nie?
-Oczymtymówisz?-Krzysztofspojrzałnaniązaintrygowany.-Kogonie
aresztowałaś?
-No,tego…troglodyty.Ktowie,cotakisobiemyśli?Możepowinnamsobie
poszukaćadwokata?Myślisz,żebędziemnieskarżył?-Amabyławyraźnie
zaniepokojona.
Rozśmieszyłago,aleukryłtoizapytał:
-Podszywałaśsiępodpolicję?
-Nigdywżyciu!Ja?!Ażtakagłupianiejestem!Kazałammutylkopodnieść
łapydogóry,bomyślałam,żetoJacuś,azarazpotem…Cholera,wcaleich
niebyłowidać-powiedziałazurazą.
-Byłampewna,żenikttegowarsztatuniepilnuje.
-Boichniemiałobyćwidać.-Krzysztofzahamowałprzedswoimdomem,
otworzyłpilotembramęiwjechałnapodjazd.-Aciebiewogóleniepowinno
tambyć.Alenamieszałaś,dziewczyno!
-Gdziejesteśmy?-przerwałaAma,wyjrzawszyprzezokno.
-Wysiadaj.Zapraszamdosiebie.Porozmawiajmyspokojnie,bomuszęjakoś
jutrowytłumaczyćŁukaszowi,corobiłaśwpolicyjnejzasadzce.-Krzysztof
westchnął.-Chodź.
Amaprzezchwilęmiałaochotęsiękłócić,alewkońcuuznała,żewłaściwie
jestciekawa,jakpanprokuratormieszka.Otoczeniedużomówioczłowieku.
Zostaławprowadzonadosalonu,posadzonawbardzo-jakstwierdziła-
wygodnymfoteluinachwilępozostawionasamasobie.Wykorzystałaczas,
rozglądającsięzuwagąpopokoju.Był
potworniewielki,zastawionystarociami,ale-odziwo!-przytulny.
„Niektórzyprokuratorzymajądobrygust”-zdecydowaławmyślachAma.
-Czegosięnapijesz?-Krzysztofstanąłwdrzwiach,patrzącnanią
wyczekująco.-Kawy?
Herbaty?Cośmocniejszego?
-Herbaty.Maszzieloną?-spytała,pewna,żeusłyszyzaprzeczenie.
-Służęuprzejmie.-Zaskoczyłją.-Teżlubię.Zwłaszczapociężkimdniu.
Kiedypostawiłprzedniąfiliżankęzaromatycznympłynem,nieumiałaukryć
zdziwienia.Z
wszelkimiziołamibyłazapanbrat,bojąfascynowały.Jejukochanym
napojembyłazielonaherbata.Mogłająpićwkażdychilościachodowolnej
porze,anajlepszyprzepisnajejparzeniedostałaodznajomejmatki,która
zajmowałasięmedycynąniekonwencjonalną.
Herbata,jakąterazpodałKrzysztof,dorównywałasmakiemizapachemjej
własnej.
-Ktociętegonauczył?-wyrwałosięjejzpretensją.
-Miałemkiedyśmałeproblemyzdrowotne.-Krzysztofusiadłobok,
trzymającwrękufiliżankę.-Twojamatkapoleciłamiznajomą,która
prowadzisalonmedycynyniekonwencjonalnej…
-MartaArtymowicz.-Amapoczuładziwnąurazę.-Mnieteżonanauczyła.
Wszystkowieoziołach.Ico?Pomogłaci?
-Bardzo.Odtamtejporytakprzywykłemdozielonejherbaty,żepijęją
codziennie.Słuchaj,Ama,mogęciopowiedziećcałyswójżyciorys,alenie
teraz.Terazchcęwiedzieć,corobiłaśpodwarsztatemPawła?
Amanastroszyłasię,alewzruszyłaramionamiiopowiedziałamuo
przypadłościachIzy,wizycieuŁęckichirozmowiezPawełkiem.Krzysztof
wreszciezrozumiał,skądsiętamwzięła,iulżyłomu.
-Dlaczegodomnieniezadzwoniłaś?-spytałzwyrzutem.-Dałemciswój
numerwłaśniepoto.Gdybyśzapytała,powiedziałbymci,żepolicjapilnuje
warsztatuiniemusiałabyśsięnarażać.
-Wcalesięnienarażałam-przerwałaAmazirytacją.-Siedziałamw
samochodziejaklordinawetzdążyłamopracowaćstrategię.Byłampewna,
żetotenbałwanJacuśprzylezie.Miałamprzysobieśrubokręt…nie,
korkociąg,awbagażnikulewarek.Comisięmogłostać?Zresztą,zarazsię
objawilicitwoicichociemni.
Krzysztofpoczuł,żetrafiagostrasznyszlag.Gwałtownieodstawiłfiliżankę
nastolikispojrzałnaAmępłonącymwzrokiem.
-Dojasnejcholery!Ama!Niedocieradociebie,żetenbandziormógłci
zrobićkrzywdę?!
ToniebyłżadenpieprzonyJacuś,tylkoruskimafioso!Miałprzysobienóż!
Cobyśmuzrobiłatymdurnymkorkociągiem?!Lewarekwbagażniku?!
Uważasz,żegrzeczniebypoczekał,ażgoprzyniesiesz?!Agdybytamnie
byłopolicji?!Iranobymniewezwalidotwoichzwłok?!Cojamam,do
diabła,ztobązrobić?!Zamknąćcięwpiwnicy?!
NaAmękrzykdziałałjakpłachtanabyka.Małobrakowało,żebyzawartość
jejfiliżankiznalazłasięnaubraniupanaprokuratora.Powstrzymałasię,bo
nagletamtasytuacjapodwarsztatemstanęłajejprzedoczami.Kiedyruski
troglodytasięodwróciłizobaczyłzasobąkobietę,cośmutammignęłona
tymzakazanympysiuizrobiłtakiruch,jakbyzamierzałsięgnąćdokieszeni.
AonawtedybyłatakzaskoczonazamianąJacusiawobcegobandziora,że
mógłpięćrazywymacać,gdziemaserceiunieszkodliwićjąnazawsze.
Gdybyniepolicja…
Amazastygłajakposąg,zbladłainagledostaładygotekniedoopanowania.
Usiłowałacośpowiedzieć,aleustatakjejsiętrzęsły,żeniebyławstanie
wydusićsłowa.
Krzysztofowinatychmiastprzeszłafuria.Zerwałsięzfotela,podbiegłdo
dziewczyny,przytuliłjądosiebieizacząłuspokajającogładzićpowłosach.Z
jednejstronyszarpnęłynimwyrzutysumienia,żestraciłnadsobąpanowanie,
zdrugiej-poczułulgę,żedotarłodoniejwreszcie,wjakimbyła
niebezpieczeństwie.
-Jużlepiej?-zapytałcicho.-Napijeszsiękoniaku?
Potrząsnęłagłowąinachwilęprzytuliłasiędoniego.Wzięłagłębokioddechi
dopierowtedyniewyraźniewymamrotała:
-Niemówmojejmatce,żemacórkęidiotkę,dobrze?
-Niepowiem-przyrzekłzrozbawieniem.-Będęmiałargumentprzetargowy
zakażdymrazem,kiedyznowunarozrabiasz.Bojestempewien,żejeszcze
nierazbędęcięmusiałwyciągaćztarapatów…
JózefPazurekzostałbrutalniewyrwanyzesnuonieludzkiejporze.Wstawał
przeważnieosiódmej,terazzaścałyjegoorganizminformowałgo,żenadal
życzysobiewypoczywać.Pazurekzjękiemnaciągnąłnasiebiepierzynęi
usiłowałspaćdalej.
Nanicsiętozdało.SiedmiomiesięcznyPortosskomlącipowarkującna
przemian,oparłsięprzednimiłapamiołóżkoiściągnąłprzykryciejednym
szarpnięciem.Następniewskoczyłnawłaściciela,zaległnanimcałym
ciężaremswoichdwudziestukilogramów,zamaszyścieoblizał
jegotwarzigłośnymszczeknięciemoznajmiłpobudkę.
Pazureksiępoddał.Pokochałtobandyckiestworzenieodchwili,kiedyje
ujrzałnatargujakomałegoszczeniaka,zapchlonegoisponiewieranegoprzez
jakiegośmałpoludauważającegosięzaczłowieka.Kupiłje,bojakżemógł
postąpićinaczej?Weterynarzmupowiedział,żetolabradoriwyrośniez
niegodużepsisko,alePazurekuznał,żeskorojużrazpodjąłdecyzję,musi
wykazaćsięodpowiedzialnością.Wkońcubyłsamotny,bożonazmarłaparę
latwcześniej,dziecijużdawnobyłynaswoim,więcprzynajmniejbędzie
miałdokogogębęotworzyć.
Piesokazałsiębystry,szybkonauczyłsięmeldowaćoswoichpotrzebach,a
jegowłaścicielzostałzmuszonydouprawianiadługichspacerów,boPortos
lubiłsobiepobiegaćiogródekprzydomubyłdlaniegozbytciasny.Razem
więcpenetrowaliokoliceranoiwieczorem,cozkoleibardzopochwalał
lekarzPazurka,któryodlatusiłowałnamówićswojegopacjentana
zdrowotnespacery.
TymrazempanJózefbyłlekkopoirytowanytąwczesnąpobudką,alePortos,
machającogonemiskomlącradośnie,jużdzierżyłsmyczwpyskuiPazurek
poddałsięzwestchnieniem.
Byłapiąta,kiedywyszlinałąkę.Portos,prowadzonynadługiejsmyczy,
zwiedzałswobodnieokolicznezarośla,zraszającjeobficie.Jegowłaścicielz
przyjemnościąwdychałrześkie,rannepowietrzepachnąceziołamiiskoszoną
trawą.Naglepiespowęszył,obejrzałsięnapana,szczeknął
głośnoiznosemprzyziemiruszyłprzedsiebie.Pazurekszedłzanim,
zdziwiony,bozwyklewędrowaliwdrugąstronę.Przypomniałsobie,że
przecieżtrwająrobotyprzyobwodnicy.
Przestraszyłsię,żepieswpadniedojakiegośwykopuizrobisobiekrzywdę.
Krzyknąłnaniegoipociągnąłzasmycz,alePortoswodpowiedzi
przyśpieszył,dopadłjakiegośmiejsca,usiadłizawył
przeraźliwie.
Pazurkowidreszczprzebiegłpoplecach,przemógłsięjednakiostrożnie
podszedłdowyjącegozwierzaka.Zobaczyłwystającyspomiędzydrobnych
kamienimęskibut.Pomyślał,żepewnierobotnicypopiliwczorajiktóryś
zgubiłobuwie.Nawszelkiwypadekrozgarnąłlaskąkilkakamykówi
zobaczyłtkwiącąwbucienogę.Zezgrozągapiłsięnaniąprzezchwilę,
wreszcieoprzytomniał,wyjąłkomórkęizadzwoniłnapolicję.
Szczęsnybyłzniechęcony.ZłapanynagorącymuczynkuUkrainiec
stanowczosięwypierał
znajomościzmłodymPiecykiemiprzysięgałłamanąpolszczyzną,że
włamanietotylkowygłup,bobyłnabaniicośmuodbiło.Alkomat
faktyczniewykazałniewielkąilośćpromili,aleŁukaszbył
pewien,żefacetcośukrywa.Nawszelkiwypadekwysłałnóżdoanalizyiw
policyjnejbaziesprawdzałPletniakowa.Naraziebezrezultatów.
Siedziałterazprzybiurku,złynacałyświat,bowiedział,żeJerczykbędzie
rozczarowanywynikamiprzesłuchania,kiedywpadłamuwuchorozmowa
dwóchkolegów.
-Ustaliłeśjużpersonaliategorudegonieboszczykazobwodnicy?
-Jeszczenie.Cociętakpili?Nieboszczykowijużsięnieśpieszy,ajadopiero
wróciłemzinterwencji.
-Cotozanieboszczyk?-zainteresowałsięSzczęsny.-Maszjegozdjęcie?Bo
mniezaginął
podejrzany.Możecipomogę?
KolegapodałmufotografięiŁukaszznieruchomiał,apotemgwizdnął
przeciągle.Zezdjęciaspoglądałnaniegozmałoprzyjemnymwyrazem
twarzymłodyPiecyk.
-Jasiu,niesprawdzajjuż.Wiem,ktotojest.Szukamgoodparudni.
Przejmujęsprawę.
Gdziemaszpapiery?Jakgoznaleźliście?
-Starszyczłowiekwyszedłnaspacerzpsem-wyjaśniłJasiozwidocznąulgą
natwarzy.-
Codziennietamchodzinapola,żebypiesmógłsięwybiegać,botoduże
bydlęipotrzebujeruchu.
No,itenpiespoleciałnaobwodnicęizacząłkopaćwkamieniach.Facet
chciałgoodciągnąć,alepieszacząłwyćinaglechłopinazobaczyłbut.
Najpierwmyślał,żektośwyrzucił,apotemdojrzał
kawałeknogi.No,izadzwoniłdonas.Gdybygonieznalazł,mógłbyśszukać
doupojenia.Mielitamdziśasfaltwylewać.Ktośdobrzepomyślał.
-Ajakzginął?Ikiedy?
-Chybawczoraj.Ranykłute.Doktormówił,żenajpewniejodnoża,ale
wynikówsekcjijeszczeniema.
-Dzięki,Jasiu.-Łukaszzłapałteczkęzdokumentami.-Maszumnieduże
piwo.Jakbyco,jestemuJerczyka.-Ipośpieszniewyszedł.
-ToterazpowinniśmyprzycisnąćojcaPiecyka-uznałKrzysztof,
przeglądajączawartośćteczki,którąpokazałmuŁukasz.-Coztymnożem?
Maszjużcoś?NawszelkiwypadekniechsprawdząDNAmłodegoPiecyka.
-Jużzleciłem-uspokoiłgoSzczęsny.-Jakmyślisz?TenPletniakownie
spadłzkosmosu.
Niesądzisz,żetoonuciszyłPiecyka?Ztegobywynikało,żerazemmusieli
prowadzićbiznes.
-Aponieważwiedział,gdziesięwłamać-wtrąciłprokurator-musiałsię
wcześniejznimspotkać…Cowiemy?
-Wiemy,żemłodyPiecykprzewoziłfantyzNiemieciukrywałubabki-
zacząłŁukasz.-
Dostałempotwierdzenie.WysłaliśmyzdjęciabiżuteriiiNiemcypodalinam
wykazokradzionychjubileróworazprawdopodobnerysopisyzłodziei.Poza
tymsprawdziliśmysamochód,którymjeździłpodejrzany,iznaleźliśmy
piękniezakamuflowanyschowekpodsiedzeniemkierowcy.
Wiemyteż,żeŁęckikupiłodciotkistolikrazemzfantamiimłodyPiecyk
zapragnąłjeodzyskać.
Najpierwpróbowałlegalnieodkupićmebel,potemukraść.
-No,towzasadziemożemyzałożyć,żetenRuskiwiedziałofantach
Piecyka…
-Niekoniecznie.Mógłdostaćzlecenienakradzieżstolika,aozawartościnie
miałpojęcia.
Wiesz,jabympoczekałnaekspertyzy.GdybykrewznożaPletniakowai
DNAPiecykaokazałysięidentyczne…
-Myślisz,żetenzbirwyciągnąłzniegoprawdęigozałatwił?
-Myślę,żemusiałmiećporządnymotyw,żebygozałatwić-myślałgłośno
Szczęsny.-Bopocomumokrarobotawobcymkraju?JeśliPiecykzleciłmu
jedyniekradzieżstolika,niemówiącojegozawartości,toonniemiał
powodu,żebygozabijać.Odwalarobotę,bierzekasęicześć.
CzymśmusiałmusięPiecyknarazić…Mamdociebieprośbę:jakmasz
chodywlaboratorium,topogońichtrochę,co?Bojasięboję,żenagle
wyskoczyjakiśadwokat,wpłacikaucjęitylebędziemywidzielitego
Pletniakowa.Podobnoruskamafiajestnieźlezorganizowana.
Krzysztofsięwzdrygnąłiobiecał,żespróbujeprzyspieszyćsprawę.
-Ama,możeszdomniewpaśćpopracy?-AnnaMariausłyszaławkomórce
dziwnieznękanygłosWandyPiecykowej.-Cotytamnajbardziejlubisz?
Chybagołąbkizpekińskiejkapusty,nie?Wpadnij,przygotuję.Jestemsama,
boWacekwybył.
-Wandzia,cosięstało?
-Oj,tonierozmowanatelefon.Przyjedź,bomuszęsiękomuśwykłapać.Te
cholernePiecykimniewykończą.
-Dobrze-zadecydowałaAma.-Będęposiedemnastej.
-Toczekam.Narazie.
Amaschowałakomórkęizajęłasięzniecierpliwionąklientką,puszczając
mimouszujejnarzekanianastanskóry,bomyślałaotelefonieodWandy.
Dlaczegotakbardzochciałazniąpogadać?Możedowiedziałasię,żema
chodyuprokuratoraimanadziejęnauzyskaniejakichśinformacji?
WspominałaprzecieżoPiecykach,żejąwykończą.Obaj?TojużiWacuś
dostał
małpiegorozumu?Nie,mówiła,żeWacusianiema.Gdziegoponiosło?
Wacuśwychodziłzdomu,tylkojakmusiał.Rzadkoiniechętnie.AKrzysztof
wspominał,żeJacuśjestnieosiągalny.Możesiedzigdzieśwukryciuitatuś
dostarczamuwałówkę?Niemacokombinować.SpotkasięzWandą,to
wszystkiegosiędowie.Ibyćmożetymrazemonabędziemogłazrobić
wrażenienapanuprokuratorze.Bo,cholera,onjejzaimponowałtymnocnym
pościgiemipóźniejszymwrzaskiem.
-Ama!DziękiBogu,żeprzyszłaś,bojajużnicnierozumiem!-powitałająw
proguWanda.
-Alesięporobiło!Oj,typrostozpracy!Pewniejesteśgłodna,chodź!-
Pociągnęłagościadokuchni.-Jużcinakładam.Zrobiłamtakie,jaklubisz:z
ryżemigrzybami.
AnnaMariausiadłaprzystole,przełykającślinę,bokiszkijejgrałymarsza,a
cudownyaromatpotrawytylkowzmagałapetyt.Kiedykuzynkapostawiła
przedniąparującytalerz,beznamysłuzłapaławidelecizaczęłajeść
łapczywie,jakbyodtygodnianicniemiaławustach.Wandabyłagenialną
kucharką.NawetciotkaEleonoraniechętnietoprzyznawała.
-Cosięporobiło?-PopochłonięciukilkumaleńkichgołąbkówAma
odzyskałaprzytomnośćumysłu.
-Jacuśnieżyje!No,wyobraźsobie!Podwunastejpolicjadonasprzyszłai
kazaliWackowijechaćznimiiciałorozpoznawać.Wacekwróciłzupełnie
rozmemłanyijakiśtakiprzestraszony,spakowałcośdotorby,powiedział,że
niewie,kiedywróci,itylegowidziałam!Cotynato?
Amaniemiałapojęcia,coonanato,bowiadomośćkompletniejązaskoczyła.
GapiłasiętępymwzrokiemnaWandęiusiłowałazrozumieć.Jacuśnieżyje.
Jaktonieżyje?Jakimprawem?
PrzecieżwczorajmiałsięwłamywaćdoPawełka!AWanda?Ażtakją
rąbnęło,żeniedocieradoniej,cosięstało?Jejjedynedzieckonieżyje,aona
mówiotym,jakosensacji?
-Aty…Ciebieto…Jaktotak…Jacuśnieżyje,atynic?
-Jaktonic?Przejęłamsię!-Wandawzadumiespożyłagołąbka,którynie
spełniałnormy,borozpadłsiępodczasduszenia.-Niewtrącałamsię.Mieli
swojesprawy,idobrze.Alechybaobajwdepnęliwcośpaskudnego,bo
Wacekwyglądałnabardzoprzestraszonego.
-Wanda,ja…-Amaodsunęłanabokdobrewychowanie,któreusiłowała
wpoićjejmatka,ibrutalniezapytała:-Twójsynnieżyje,atymimówisz,że
sięprzejęłaś?!
-Jakimój?!-oburzyłasięWanda.-Pókiżyłateściowa,milczałam,bopoco
mibyłydomoweawantury.Jakaonabyła,totysamawiesz…Wackasyn!
Amieprzemknęłoprzezmyśl,żealbomakłopotyzesłuchem,alboWandzie
odbiłozżalupoukochanymjedynaku.Psychologiamanatonaukowe
określenie:wyparcie,czyjakośpodobnie…
-Wandziu…-zaczęłałagodnie.
-Czekaj,Ama.Teraztojaciwszystkoopowiem,bomitebajdyEleonory
dawnodojadły,atypatrzysznamniejaknagłupią!Wackapoznałam,kiedy
pracowałamjakobufetowanastacji.
Nawetmisiępodobał-wyznała.-Zaczęliśmysięspotykaćijużnabrałam
nadziei,żewyjdęzaniegozamąż,aleEleonorasiępostawiła.Wedługniej
nienadawałamsięnasynową.Ukochanyjedynakpotrzebowałposażnej
pannyzdobregodomu,aniesprzedawczyni.Wiesz,jakjasięczułam,kiedy
mitopowiedziałaprostowoczy?
-Wyobrażamsobie…-Amawestchnęła.-Czułamsiępewnietaksamo,
kiedymamusiamojegoniedoszłegoprzyleciała,żebymioznajmić,żejej
synuśnietaksobiewyobrażałpanienkęzdobregodomu,itaknaprawdę
zależałomuwyłącznienakoneksjach,nienamnie…Jaktosięstało,
Wandziu,żejednakwyszłaśzaniego?Jakwogólemogłaśznosićobecność
ciotkiijejkretyńskieuwagi?Jabymniewytrzymała.
-Mnieteżlekkoniebyło.Czasemchętniebymjejukręciłałeb!Wiesz,żeona
wkońcuchybanaprawdęuwierzyła,żebyłaztychKrasińskich?Dobrze,że
choćSabinaumiałająutemperować.
Jaktosięstało?KtóregośdniawmieszkaniuEleonorypojawiłasiępyskata
panienkaizaprezentowałaPiecykomniemowlaka.Powiedziała,żetatusiem
jestWacuś,askorotak,toniechsięnimłaskawiezajmie,boonaniemado
tegogłowyipieniędzy.Zostawiładzieciaka,itylejąwidzieli.Eleonora
podobnowpadławszał.Bałasię,żepanienkaznowuzjawisięzajakiśczasi
zażądapieniędzyzamilczeniealbozwrotumałegoialimentów.Postanowiła
przeciwdziałaćiprzypomniałasobieomnie.
-Izgodziłaśsię?!Potym,conaciebiewygadywała?!
Wandawestchnęła.
-Zpoczątkuniechciałamoniczymsłyszeć.Wkońcumiałamswojądumę.
Nasynowąsięnienadawałam,adoniańczeniacudzegobachorajak
najbardziej?AleWacekmnieubłagał.
Obiecywał,żedokońcażycianiebędęmusiałapracować.Wiesz,Ama,mnie
wtymbufeciezasłodkoniebyło.Pieniądzezarabiałamniezłe,botobyły
takieczasy,żezawszecośnabokuwpadło.Aleilesięmusiałamnieraz
naużeraćzpijakami!MniejużwielkamiłośćdoWackaprzeszła,bożal
miałam,żesięzamnąnieujął,kiedyjegomatkaswojewygadywała.Ale
mnieskusiło.Eleonoraobiecała,żezaślubiweselezapłacą,amieszkać
będziemyunich.Ajawtedyżyłamwokropnychwarunkachwhotelu
robotniczym.MożemniePanBógskarałzagłupotę,bopozamążpójściu
niewielesięzmieniłonalepsze.Jacusiemsięzajmowałam,dopókibyłmałyi
trzebamubyłotyłekpodcierać.Potemprzeszedłpodskrzydłababuni,ajakieś
paręlattemuzaczęliobajzWackiemcośtampokryjomukombinować.Nie
wiemco,bomisięnieopowiadali,ajasięniewtrącałam.JakjużEleonora
przeniosłasiędotegomieszkaniapostarymPiecyku,odrazulżejzaczęłam
oddychać.Samawidziałaś.Doniejniechodziłam,ajakdzwoniła,to
olewałam.Mogłasobiegadać.Pocichutkuzrobiłamkursygotowaniazate
ichpieniądze,bomyślałam,żejakbymikiedyprzyszłosamejsięutrzymać,
toprzynajmniejfachbędęmiała.TylkonaWackajużcorazbardziejnie
mogłampatrzeć,bomisięwydawało,żerobisiętakijakmatka.Zakażdą
złotówkąażsiętrząsł.Nażyciedawał,niepowiem,bozjeśćzawszelubił,ale
miałamwrażenie,żeciąglemuwszystkiegomało.Razmusięwyrwało,żena
starelatatowreszciebędzieżyłjakpanisko.
-Wanda,onkiedyśteżjeździłnaprzewozach,prawda?
-Jeździł,alekiedyzacząłmiećkłopotyzestawami,lekarzmudał
zaświadczenie,żeniemożeprowadzićsamochodówwdalekichtrasach.Nogi
muczasemcierpły,aprzecieżnadrodzeróżniebywa.Dlategowcisnąłna
swojemiejsceJacusia.Cościpowiem,bomitospokojuniedaje.
-Wandawyglądałanazakłopotaną.-Jacuśminieprzeszkadzał.Więcejgo
niebyło,niżbył.Alecośmisiętakiegozrobiło…Niewiem,obsesjajakaś,
czyco…CopatrzyłamnaWacka,tomiałamochotęgoukatrupić…
-Przecieżnieukatrupiłaś-pocieszyłająAma.-Jananiegorzadko
patrzyłam,ateżmiałamochotęzrobićmukrzywdę.Zasamąochotęjeszcze
zakratkiniewsadzają.
-Tymiałaśochotę,ajafaktycznietozrobiłam-wyznałaWandaz
determinacją.
-Utłukłaśgo?-przeraziłasięAma.-Tugdzieśgotrzymasz?Musimysięgo
pozbyć,bocięwsadzą!
Wandazachichotałaipoklepałająuspokajającopodłoni.
-Ama,dzieciaku,przestań.Niezabiłamgo,tylkomukrzywdęzrobiłam,
mówię.Jakmyślisz:odczegoonjesttakigruby?
-Aodczegojestsięgrubym?Odżarcia!-fuknęłaAma,zulgąprzyjmującdo
wiadomości,żeniebędziemusiaławozićsamochodemtrupa.Awiozłabyna
pewno,bolubiłaWandę.
-No,właśnie.Bojaktóregośdniapomyślałam,żeniewytrzymamtakdłużej
ipostanowiłamgozapaść.Zawszelubiłjeść,akiedyzaczęłammupodtykać
smakołyki…Tochybaniejesttakiestraszneprzestępstwo,co?-Wanda
popatrzyłanaAmęniepewnie.-Osobiściebymgoniezabiła,tylko
cholesterolalbozawał.Alesumieniemnietrochęgryzie,bowkońcurobiłam
totłusteżarciezpremedytacją.
Amaprzezchwilępatrzyłananiąwmilczeniu,apotemzaczęłasięśmiać.
-Niemaszsięczymgryźć.Jakwidać,Wacuśjestodpornynacholesterol.A
szkoda,bomiałbytakąpięknąśmierć.Dajspokój,Wacuśmasiędobrze.
Lepiejpowiedz,cozJacusiem?Jakonnieżyje?Wypadekmiał?
-Chybanie.-Wandaodetchnęłazulgą,uciszającwyrzutysumienia,i
pokręciłagłową.-
Wacekminicniepowiedział.Wiem,żeJacuśnieżyje,boodpolicji
słyszałam.Czekaj,jakWacekjużbyłwdrzwiach,topowiedział,żejakby
ktośoniegopytał,mammówić,żesięwyprowadziłiniconimniewiem.
Naprawdębyłprzestraszony.Oczkamulatałynawszystkiestronyiłapymu
siętrzęsły.Czegoonmógłsiętakbać?
-Jeślionsiębał,tomusiałwiedzieć,cokombinowałJacuś-rzuciław
zamyśleniuAma,marszczącbrwi.-Cholera,szkoda,żemnieniebyło,bo
możebymwyciągnęłaodniegojakieśinformacje.Wanda,aciebiewogóle
nieobchodzi,cooninarozrabiali?IdlaczegoJacuśnieżyje,aWacuśsię
ukrywa?
-Awiesz,żenie-odparłaWandaponamyśle.-Takmiprzeztelata
wszystkiePiecykidaływkość,żemamdosyć.Jacuśwsumiebyłdlamnie
obcy,Eleonorynieznosiłam,bomnąpomiatała,aWacek…Dlaniegotoja
chybabyłamtakababadowszystkiego.Mamsięjeszczenimiprzejmować?
-No,nie-zgodziłasięAmazgłębokimzrozumieniem.-Alejabymjednak
byłaciekawa…
-Jatamjestemciekawaczegoinnego-oświadczyłaWandazdeterminacją.-
MuszępogadaćzSabiną.Chcęwiedzieć,comamdalejrobićiczymisięw
ogólecośztegomałżeństwanależy.Icozmieszkaniem,tymitamtympo
teściowej,bojakWacekzniknie,tochciałabymwiedzieć,naczymstoję.
Płakaćzanimniebędę,alewolałabymwiedzieć.
-Rzeczywiściemaszrację.Pogadajzmatką,specjalizujesięwrozwodach,
Wacusiakochataksamojakty,napewnocipomoże-powiedziałaz
roztargnieniemAma.-No,dobrze,nicnieporadzę,żeznaturyjestem
ciekawa.Korcimnie,żebysiędowiedzieć,cooniobajwykombinowali.
Chybazasięgnęwiadomościuźródła.Któragodzina?-Spojrzałanazegarek.
-Ciekawe,czyjużskończyłpracę?Dziękizadożywienie,Wandziu!-Wstała.
-Muszęlecieć.Dowiemsię,cozJacusiem,idamciznać,bochybabędziesz
miałatrochęroboty.-Pokręciłaztroskągłową.-
Ciotkętrzymająwlodówce,terazJacuś.Trzebabędzieichpochować,co?Bo
niesądzę,żebyWacuśsiętymzajął.
-Ama,poczekaj!-poderwałasięWanda.-Narobiłamtychgołąbków,jak
głupimydła.
Zapakujęcijedodomu.Aopogrzebyzacznęsięmartwić,jakjużwydadzą
ciała…AmożeWacekwrócidotegoczasu?
Amawsiadładosamochodu,ulokowałanasiedzeniuobokpojemnik,wktóry
Wandazapakowałajejprowiant,ipopadławzamyślenie.Przezchwilę
wahałasię,czypowinnazawracaćprokuratorowigłowęzpowoduwłasnej
ciekawości.Wkońcuuznała,żezadzwonidoniegoibędziedziałaław
zależnościodtego,jakpotoczysięrozmowa.Wostatecznościmiałazamiar
skusićgosmakowitympożywieniem.
Sprawdziłaksiążkętelefonicznąwkomórceiwcisnęławłaściwyguzik.
ZgłosiłasiępocztagłosowaiAmapoczułarozczarowanie.Westchnęła,
rozłączyłasięipostanowiławysłaćSMS-a.
Długosięzastanawiałanadjegotreścią,wreszcienapisała:„Jeślimaszczas,
zadzwoń.Ama”.
Wysłaławiadomośćiodrazupomyślała,żegłupiozrobiła.Jeszczepan
prokuratorpomyśli,żezależyjejprywatnienautrzymaniukontaktu.Bo
przecieżztego,conapisała,wcaleniewynikało,żeonapoprostumusisię
dowiedzieć,cosięprzydarzyłoJacusiowi.Jakbyniepatrzeć,należałdo
rodziny.
Aparatzadzwonił,kiedyAma-bardzozłanasiebie-miałaruszyćspodbloku
Wandy.
Sięgnęłaponiegozniechęcią.
-Ama?Toja,Krzysztof.Przepraszam,żeodrazunieodebrałem,aledopiero
skończyliśmyzŁukaszemprzesłuchiwaćtegoRuskiego,któregousiłowałaś
aresztować.Dzwoniszzdonosemczyprywatnie?-zażartował.
-Acobyśwolał?-zainteresowałasięAnnaMaria,nimzdążyłaugryźćsięw
język.
-Todrugie-odparłnatychmiast.-Choćintuicjamimówi,żeniemamnaco
liczyć.Tojednakdonos?
HumorAmyodrazusiępoprawił.Uśmiechnęłasiędosiebieszeroko.
-Niezupełnie-powiedziałamiłosiernie.-WracamwłaśnieodWandy.
Wpadłamjąpocieszyć,boWacuśchybadałdylawsinądalidowiedziałam
się,żeJacusiaszlagtrafił.Daszsięprzekupić?Bojestemciekawa,cosię
naprawdęstało,aWandanicniewie.
-Robisięciekawie-skomentowałKrzysztof.-Proponujeszcośszczególnego
wzamianzainformacje?
-Bardzo-oświadczyłaAmaradośnie.-Powiemciwszystko,czegosię
dowiedziałamodWandy.Inakarmię,borozumiem,żejeszczeniebyłeśw
domu.Todużepoświęceniezmojejstrony,boWandaspecjalniedlamnie
zrobiłatakiegołąbki,jakichwżyciuniejadłeś.Podzielęsięztobą.
Przezchwilępodrugiejstroniepanowałagłuchacisza,apotemrozległsię
śmiech.
-Ama,jesteśniebezpiecznadlaotoczenia.Właśniemnieskorumpowałaś.Ale
uważaj,bojestemgłodnyjakwilk.Możeszbyćzmuszonadowiększych
poświęceń,niżmyślisz.
-Wybijtosobiezgłowy,prokuratorze.Samasobiestawiamgraniceijeszcze
siętakinienarodził,którybymniedoczegośzmusił-odparłaAmawyniośle.
-Prosiszsięokłopoty,dziewczyno.Umnieczyuciebie?Zarazwyjeżdżamz
pracy.Będęzajakieśczterdzieściminut.
-Umnie-zdecydowałaAma,bouznała,żepewniejpoczujesięnaswoim
terenie.-Podaćciadres?
-Trafię.Dozobaczenia.
Amaodłożyłatelefoniuśmiechnęłasiędosiebiezsatysfakcją.Jużdawno
zapomniała,żeistniejąnormalnimężczyźni,zktórymidasięrozmawiać.I
flirtować,bowłaściwietarozmowabardziejprzypominałaflirtniżdialog
dwojgaobcychludzi.No,idobrze.Kobietateżczłowiekiczasemmusisobie
poprawićsamopoczucie.Powarunkiemżetrafinainteligentnegofaceta,bo
inaczejtożadnaprzyjemność.Bylecepsięnienadaje.
Amaspojrzałanazegarekiwystartowałajakdopożaruznadzieją,żepolicja
mainnesprawyniżściganiepiratówdrogowych.Zwolniładopierona
Urzędowskiej,boprzypomniałasobieoradarach.OkoliceMarzeniaznowu
minęłajaknaziemnyodrzutowiec,apotemjużspokojniepodjechałapod
blok.Złapałaprokuratorskąłapówkęipognałanadrugiepiętro.Musiałasię
jeszczewykąpać,przebraćiupiększyć.Flirtzprzystojnymprokuratorem
wymagałpewnychwysiłków,alezapowiadałsięinteresująco.Amajużdawno
nieczulą,tegomiłegodreszczyku.Byłynarzeczonyskuteczniejązniechęcił
dopłcimęskiej.
Nawetprzezgłowęjejnieprzeszło,żerobidokładnieto,nacomiałanadzieję
jejmatka.Icałeszczęście,bogdybynatowpadła,prokuratorJerczyk
przestałbydlaniejistnieć.
KiedyKrzysztofpojawiłsięwdrzwiach,Amabyłajużgotowa.Gołąbki
grzałysięwmikrofalówce,wspecjalnymdzbankuparzyłasięzielona
herbata.
-Przepraszam,żesiętrochęspóźniłem,alejednakmusiałemwpaśćdodomu
-powiedział,podającgospodynibutelkębiałegowina.-Byłemdzisiajw
prosektorium,atenzapach…-Machnął
ręką.-Mamnadzieję,żewinobędzieciodpowiadać.
-Wejdź.-Amazaprowadziłagodopokojuiposadziłaprzystole.-
Czerwonegounikam,bosamaponimczerwienieję.Nieprzewidywałam
pijaństwa,aleskorojużprzyniosłeś,tonalej.Jutromamwpracyciężkidzień,
niemogębyćskacowana,boklientkipomyślą,żeszewcbezbutówchodzi…
Kieliszkisąwbarku.-Wskazałaręką.-Jamuszęjeszczeskoczyćnachwilę
dokuchni.
Kiedywyszła,Krzysztofrozejrzałsięzciekawościąipomyślał,żepanna
Rozbickamadobrygust.Pokójbyłjasny,przytulny,utrzymanywciepłych
kolorach.Naścianiewisiałjedentylkoobraz,któregonasyconekolory
przykuwaływzrok.
-Nacopatrzysz?-Amawniosłapółmisekzgołąbkami.
-Toimpresjonizm,tak?Monet?Tokopia,prawda?Niezła.
Amapodążyłazajegowzrokiemiuśmiechnęłasięzaprobatą.Panprokurator
byłbardziejinteresujący,niżjejsięzpoczątkuwydawało.Dotejporyjedyną
osobą,którarozpoznaładzieło,byłjejojciec.No,aleonuwielbiałwszystkich
impresjonistówbezwyjątkuimiałonicholbrzymiąwiedzę.
-MakiwpobliżuArgenteuil-wyjaśniła.-Maszrację.Monet.Miałamkiedyś
chłopaka,którystudiowałnaASP.Szybkomiprzeszło,bopozowałna
wielkiegoartystęizachowywałsięczasamijakschizofrenik.Ogólniebył
beznadziejny,alegenialniekopiowałimpresjonistów.Wyłudziłamtenobraz
odniego.Macośwsobie.Zawsze,gdynaniegopatrzę,myślę,żezaktórymś
kolejnymzakrętemczekająnamniemojewłasne,płonąceczerwieniąmaki.
Mojanagroda…-Pożałowałanagleswojejszczerościirzeczowododała:-
Pośpieszsięznapojami,bozarazprzyniosęresztęimożemyzacząćjeść.-
Odwróciłasięnapięcieizrejterowaładokuchni.
Krzysztofposłuszniepodszedłdobarku.Szybkozlokalizowałbutelkizwodą
mineralną,wysokiekieliszkiipojemnikzlodem.Przygotowującnapoje,
pomyślał,żetenostatniamantmusiał
zranićAmębardziej,niżsięSabiniewydawało.Zauważył,żepannaRozbicka
niechętniemówiosobie,anazewnątrzstarasięsprawiaćwrażeniesilnej,
twardejdziewczyny,któranieprzejmujesiębyległupstwamiimocnostąpa
poziemi.
Przyszłomudogłowy,żesamczujesięwtejchwilijakmalarz.ObrazAmy,
którystworzyławjegoświadomościmatkadziewczyny,byłwzasadzie
czarno-biały.Terazdopieronakładałnaniegokolejnewarstwykolorówi
powolutkutworzyłwizerunekprawdziwejAnnyMarii.
Wizerunek,który-bądźmyszczerzy-corazbardziejgofascynował.
-Gotowydouczty?-Amaweszładopokojuiszybkorozstawiłanastole
talerze,sztućceifiliżankizherbatą.-Siadajijedz,ajapostaramsię
zapomniećnachwilę,jakbardzosiępoświęcamdlasprawy.
-Dlasprawy?-Krzysztofzrobiłsmętnąminę.-Przykre.Ciekawe,co
musiałbymzrobić,żebyśkiedyśzechciałapoświęcićsiędlamnie.
Amanatychmiastsięnastroszyła.
-Szowinista!Anibydlaczegotokobietazawszemacośpoświęcaćdla
faceta?Możebyrazodwrotnie?-Obrzuciłagozłymspojrzeniem.
-Dlaczegonie?-zgodziłsięKrzysztof,ukrywającrozbawienie,ipostawiłna
stolekieliszkizalkoholem.-Jeślijużdałemsięprzekupić,mogępójśćokrok
dalej.Lubięryzyko.Copowinienempoświęcićwedługciebie?
Amauznała,żerozmowazmierzawzłymkierunku.Odrobinaflirtu-zgoda.
Oniczymwięcejniemamowy.Cholera,zachowywałsięjakośinaczej,niżci
wszyscyfaceci,zktórymizadawałasiędotejpory,izaczynałojątodrażnić.
Tamcibyliprzewidywalni,aprzytymczułasięjakcielę.
Niepewnie.Jakbystałaprzeddrzwiami,którezachwilęsięotworzą,aonanie
mapojęcia,cojązanimiczeka.Tostraszniedenerwujące,kiedyfacetmówi,
atyniewiesz:poważnieczyniezobowiązująco?Tomęczące,psiakrew.Tyle
razysięnacięła,żeniechcesięzastanawiać,coztegogadaniawynika.Ico
onmanamyśli.
-Ależtopyszne!-głosKrzysztofawdarłsięznienackawjejsmętne
rozmyślania.-Terazrozumiem,czemutenwaszWacuśtotakihipcio.Pewnie
teżbymtakwyglądał.
-Zależy,cobyśjadł-mruknęłaAma.-Wacuślubitłustoidużo.Tegołąbki
akuratniesąbardzokaloryczne.PozatymWacuśzielonejherbatynieweźmie
dopyska,aonanaprawdępomagaspalaćtłuszcze.-Wzruszyłaramionami.-
Wszystkomożnajeść,bylezumiarem…Ha!-
olśniłojąnagle.-Chybawiem,codoradzićWandzi.Martwisię,cozrobić,
jeśliślubnyzniknienaamen,aprzecieżjestgenialnąkucharką!Fachjak
złoto!
-Będępierwszymklientem-zapewniłprokuratorizmieniłtemat:-Jużprzez
telefonwspominałaś,żeWacuśdałdyla.Ciekawe.Mamypodstawy,żeby
wysłaćzanimlistgończy,boŁukaszgouprzedził,żemasiedziećnatyłku…
Czekaj,mówiłaś,żebyłprzestraszony…Chybanaprawdęmacośna
sumieniu.Kiedywchodziłnaprzesłuchanie,akuratwyprowadzalitego
Pletniakowa.Tamtentylkonaniegospojrzał,aonprawiewbiłsięwścianę.
Cośmisięzdaje,żedobrzesięznają.Łukasztwierdzi,żeWacuśwyglądana
bardziejprzerażonegoniżprzejętegośmierciąsyna.
-Ha!Syna!-przypomniałasobieAma.-Orany,niemiałampojęcia,żew
rodziniejesttyletajemnic.Wandamipowiedziała…-zrelacjonowała
dokładniewszystko,cokuzynkawyjawiłajejnatematJacusia.-Ciotkanieźle
musiałanamieszać.BowpapierachWandafigurujejakomatka.
Zaraz!AJacuśtoco?Jakonnieżyje?
Krzysztofinteligentniedomyśliłsię,ocojejchodzi,iwyjaśnił:
-Trzypchnięcianożem.Jednoprostowserce.Naszdoktorczekajeszczena
wynikizlaboratorium,alejestprawiepewien,żezgonnastąpiłwczoraj.
Zginąłprawdopodobnieokołodwudziestej.Czyliwtedy,kiedysięnaniego
czaiłaśpodwarsztatemPawła,onjużnieżył.
-Myślisz,żetenRuskigozadźgał?-Amawzdrygnęłasięwyraźnie.
-Takwłaśniemyślę.Jeślibędziemymielitrochęszczęścia,znajdziemyna
nożuDNAmłodegoPiecyka.Mielibyśmysprawęzgórki…Ama-rzuciłjej
proszącespojrzenie-przepytujrodzinę,urządzajmiprzesłuchania,alenie
pchajsięsamadotakichakcji,dobrze?
-Dlaczego?-zjeżyłasiędziewczyna.-Głupszajestemodpolicji?
-Czyjacośmówiłemotwojejinteligencji?-Krzysztofwestchnął.-Policjiza
topłacą,tobienie.Niechcęsięciągleociebiemartwić.Jeślidalejbędziesz
siędotegomieszać,tomniemożeszlagtrafićwcześniej,niżbymchciał.
-Przezemnie?-zdziwiłasięobłudnieAma,ignorującmiłepiknięciewsercu.
-Darujsobie,dziewczyno.-Krzysztofpopatrzyłnaniązwyraźnym
zniecierpliwieniem.-
Podobnoniejesteśgłupszaodpolicji.Dobrzewiesz,comiałemnamyśli.
Amapoczułasięjakskarconedzieckoiprzezchwilęmiałaochotęwylaćmu
cośnagłowę.
Jejtwarznabrałakolorówitojeszczebardziejwyprowadziłojązrównowagi.
Jasnacholera,niemiałazamiaruczerwienićsięprzezżadnegofaceta!
-Niewiem,comiałeśnamyśli!-wrzasnęłazfurią,wymachującwidelcem.-
Idośćmamwiecznegodomyślaniasię,cojakiśfacetmanamyśli!Jużsię
paręrazydomyślałamizawszeokazywałosię,żeźle!Mamtegopodziurkiw
nosie!
-Wporządku-powiedziałłagodnieKrzysztof.-Powiemwprost.Niechcę,
żebystałacisiękrzywdafizyczna,bocośmniedociebieciągnie.Jużod
pierwszejchwili,kiedyzobaczyłemtwojezdjęcienabiurkuSabiny…
Amaskamieniała.Wyobraziłasobie,jakmatkareklamujejąKrzysiowii
natychmiastbuntwybuchłwniejjakpożar.
-Znowutosamo!-wysyczałazmiażdżącąpogardą.-Cocizamnie
obiecała?Błyskawicznąkarierę?Wyliczyłacimojesłabepunkty?
Powiedziała,ilerazyjużsięnacięłam?
-Przeciwnie-odparłspokojnie.-Kazałamitrzymaćsięodciebiezdalekai
obiecała,żepołamiemiwszystkiekości,jeślispróbujęcięskrzywdzić.Sabina
jestbystra.Odrazuzauważyła,żegapięsięnatozdjęciejaksrokawgnat.
-Cociomnienaopowiadała?-warknęłaAma,wcalenieułagodzona.
-Zpoczątkuwcaleniewiedziałem,żejesteśjejcórką.Niejesteściepodobne.
Wpadałemdoniej,bopoprosiłaopomocprzyjednejzespraw.Dopiero,
kiedyzauważyła,żetakmnieintrygujetwojezdjęcie…Comiotobie
opowiadała?Samesuperlatywy.-Amaprychnęłazpowątpiewaniem,alenie
zareagował.-Mówiła,żejesteśjejukochanącórkąijestzciebiedumna.
Poinformowałamnie,żeskończyłaśfarmacjęidermatologię.Żebyłaśjednąz
najlepszychstudenteknaroku.Żejesteśżywajakiskraiprzebojemidziesz
przezżycie.Żejesteśkobietąsukcesu.Żeświetnieporadziłaśsobiez
mężczyzną,którycięoszukał…Słuchałemtego,patrzącnazdjęcie,i
próbowałemtowszystkoznaleźćwtwoichoczach.Aletegotamniebyło.
Widziałemcośzupełnieinnego.Izastanawiałemsię,któreznaswidzi
prawdziwąAnnęMarię.
Amamilczałajakgrób,czując,jakwgardlerośniejejdławiącakula.Matka
naprawdębyłazniejdumna?Todlaczego,docholery,nigdyjejtegonie
powiedziała?Obcemuczłowiekowimogła,ajejnie?Dlaczegojejwmawiała,
żeniepotrafiwybraćsobieodpowiedniegofaceta?Świetniesobieporadziłaz
tymostatnimniedojdą?Fakt.Aleczyktoświe,ilejątokosztowało?
-Pierwszyrazzobaczyłemcię,kiedywpadłaśdoSabinydopracy-mówił
dalejKrzysztof.-
Pewnienawetnamnieniezwróciłaśuwagi,bobyłaśwtedywściekła.
Wykrzyczałaśjej,żewreszciepowinnabyćzadowolona,boześlubunicnie
będzie,iwypadłaśjakwicher…
Wściekła?Amadokładniepamiętałatendzień.Niebyławściekła,tylko
dotkniętadożywego.
Każdynerwwniejdygotał.Miałanadzieję,żematkatodostrzeżeiją
pocieszy.Pojechałanajpierwdomieszkaniarodziców,alenikogoniezastała.
Ojcabyłobyjejtrudnozlokalizować,więcpomyślała,żematkęzłapiew
biurze.
-Porazdrugispotkałemcięwsupermarkecie,kiedyrobiłyściezIzązakupy.
Wtedy,gdystuknęłamójsamochód.Sprawiałaśwrażenieoschłeji
nieprzystępnej,więcpomyślałem,żemożerzeczywiściejesteśzadufanąw
sobiekobietąsukcesu,ajasobietylkocośwyobrażałem.Wiesz,niejestem
przesadnieprzywiązanydoswoichprzekonań,aleteżinierezygnujęznich,
zanimichdokładnieniesprawdzę.Tęsamąoschłośćinieprzystępność
zauważyłem,kiedywynikłasprawaześmierciątwojejciotki.Specjalnie
wtedyzacząłemwpadaćdotwoichrodziców.Miałemnadzieję,żecię
spotkamialbopotwierdzę,albowykluczęswojąhipotezę.
Amaterazsłuchałauważnie.Krzysztofmówiłspokojnieibezemocji,cojuż
usposabiałojąprzychylnie,bonieczułasięoceniana.
-Twojamatkamiaławieleracjiwtym,comówiła.-Popatrzyłnaniąi
uśmiechnąłsię.-Aleniedokońca.Boto,comiprzedchwiląwykrzyczałaś,
potwierdza,żejateżsięniemyliłem.To,cowcześniejbrałemza
nieprzystępność,tozwykłaostrożność.Niewiem,ilerazyzawiedlicię
mężczyźni,alewidzę,żezrobilitoskutecznie.Boiszsięsparzyćporaz
kolejny.Możewoczachtwojejmatkijesteśtwarda,alejawidzęzupełnieco
innego.
-Comianowicie?-wyrwałosięAmiezprzekąsem.
-Człowieka,którypoludzkuboisię,żeznowuzostanieoszukany.
-Tochybazdrowareakcja,niesądzisz?-Amaspojrzałananiegozezłością.-
Jesteśprawnikiem,więcpowinieneśznaćludzkąnaturę.Atyjesteśinny?
Pchaszsiędrugirazwtosamobagno?Będzieszmnieterazwychowywałw
drugąstronę?Bożyciejestpiękneijutroświatsięprzedemnąrozdziawina
oścież,aksiążębędziemniekochałiszanowałażdośmierci?Możejeszcze
daszmisłowohonoru,żetakbędzie?
-Niedamcisłowa.-Krzysztofwdalszymciągubyłspokojny.-Nawłasnej
skórzeprzekonałaśsię,żewżyciubywaróżnie.Wychowywaćteżcięnie
będę.Alewierzę,naprawdęwierzę,żezanajbliższymzakrętemznajdziesz
swojemaki.Ama-uniósłdłoń,bodziewczynajużotwierałausta,żebycoś
powiedzieć-wiem,żemaszjużdośćdomyślaniasię,czegofacetchceod
ciebie.Więcpowiemwprost,żebyśniczegoniemusiałasiędomyślać-
zamilkłnachwilę,apotem,patrzącjejprostowoczy,odezwałsięponownie:
-Odchwili,kiedyzobaczyłemtwojezdjęcie,niemogęprzestaćotobie
myśleć.Jesteśupartajakkoza,alemnieteżniebrakujedeterminacji.Proszę
tylko,żebyśdałaszansęnaszejznajomości.
-Adaszmigwarancję,żetosiędlamnieźlenieskończy?-palnęłaAma,nim
zdążyłaugryźćsięwjęzyk.
-Gdybymcijądał,tobymskłamał.-Krzysztofwestchnął.-Niejestem
jasnowidzem.Weź
poduwagę,żejateżryzykuję.Możenawetbardziejniżty.Jawtowchodzę
bezbagażuemocjonalnego.Możeszmizrobićwiększąkrzywdęniżjatobie,
bomaszjużswojeuprzedzenia.
Jedynagwarancja,jakąmożeszodemniedostać,tozapewnienie,żebędę
wobecciebieuczciwy.
Każdainnabyłabykłamstwem,bodopierosiępoznajemyijedynąrzeczą,
którąwiemotobienapewno,jestto,żebywasznieprzewidywalna.
-Toczegotywkońcuodemniechcesz?-zniecierpliwiłasięAma.
-Żebyśprzestałamnietraktowaćjakzagrożenie.Tylkotyle-rzekłKrzysztof.
-Oresztęzadbamsam.
-Jakąresztę?-Rzuciłamupodejrzliwespojrzenie.
-Mamciodrazuwyłożyćnastółwszystkiekarty?Toniejestprofesjonalne
podejście.-
Pokręciłgłową.-Aledobrze.Zaryzykujęipowiem.Mamnadzieję,żerazem
znajdziemytemakizazakrętem.
Amienachwilęzabrakłogłosu,alezarazwzięłasięwgarśćiwymamrotała
pogardliwie:
-Ha.Prokuratorromantyk.Takichzwierzątnaświecieniema.
Uśmiechnąłsiętylkoispokojniezacząłjeśćzimnegojużgołąbka.
Wredakcji„EchaKraśnika”panowałabłogosławionaciszaprzerywanatylko
stukotemklawiatury.KonradBłońskizwielkimsamozaparciempisałkolejny
artykułzposiedzeniaradymiejskiej.Niesprawiałomutoprzyjemności,alew
końcuzatomupłacono.
ObokLukrecjaSzczęsnaprzeglądaławskupieniugotoweartykułyi
umieszczałapodpisypodzdjęciamiFilipa.WprzeciwieństwiedoKonrada
pracowałazprzyjemnością,boautorzdjęćbył
pozaredakcjąiniewykłócałsięokażdywyraz.Kamawysłałagodo
biblioteki,gdziemiał
sfotografowaćwystawędziecięcychrysunków.
KamilasiedziałaprzybiurkuLuizyiniemogłasięskupićnaniczym,bo
myślałaowłaścicielcemebla,któraprzedchwiląwyżebrałagodzinęna
załatwianieswoichprywatnychspraw.Kamabyłapewna,żeLuizamazamiar
złożyćwizytęPawełkowiiwydębićodniegopieniądze.Nasamąmyślotym
wszystkosięwniejburzyło.Złościłoją,żePawełjesttakiłatwowiernyidaje
sięnabieraćna„potrzebyTomaszka”.Gdybypieniądzenaprawdęszłynajego
utrzymanie,todzieciakpowinienjużopływaćwnajnowocześniejszebajery,a
Kamaosobiściesłyszała,jakdomagałsięodmatki,żebymukupiłataniągrę
komputerową.Kamilabyłaakuratnieźlezorientowanawtematyce
komputerowej,bojejdrugapołowazawodowozajmowałasięinformatyką.
-Cholera!-mruknęłagniewnie.-Cośbymzrobiła.Ażmnieswędzi.
Konradoderwałoczyodkomputera,rzuciłjejtrochęnieprzytomnespojrzenie
iostrzegł
poczciwie:
-Możetojakieśuczulenie.Niedrapsięprzypadkiem.Najlepiejidźdo
dermatologa,niechcicośprzepisze.
-Jakieuczulenie!-parsknęłaKama.-ChybanaLuizę!Samamuszęnato
poszukaćlekarstwa.MożeprzyokazjiPawełkauwolnięodtejżmii.
-Aco?-zainteresowałasięLuka.-Luizaznowunarzekała,żeTomaszek
głodemprzymiera?
-Słuchmamdobry-powiadomiłająkoleżankazirytacją.-Filipjedziena
urlopdojakiegośkurortu.Zafrajer,bomatamrobićzdjęciajakimśszychom.
Luizaażpiszczy,żebyjechaćznim,aleFilipniemaochotyzaniąpłacić.
Terazwyleciałajakdopożaru.Jestempewna,żeposzłazwizytądobyłego
mężaibędzieusiłowaławydusićzniegopieniądzenaswojeosobiste
przyjemności.Inasamąmyślszlagmnietrafia!
-Wstrętne-stwierdziłaLukaponamyśle.-Możerzeczywiściecośzrób.
-Bardzochętnie,tylkopowiedz,co.Pawełjestdupawołowaiuwierzywe
wszystko,comutamałpanagada.-Kamazerwałasięodbiurkaizaczęła
chodzićnerwowopopokoju.
-Tojestproblem-przyznałKonradizafrasowanypodrapałsiępogłowie.-
MojaBasieńkaniedawnogospotkałaiostrzegała,żebyniedawałLuizie
więcej,niżmukazałsąd,boonawszystkoprzepuszczanasiebie.NatoPaweł
odparł,żeniebędzieryzykował,bomożesynczujesięposzkodowanyprzez
tenrozwód.Chybamapoczuciewiny.
-Zaraz!-Luceprzypomniałasięrozmowazmężem.-Kama,tyznasztę
drugążonę?
-Izę?Znam.Boco?-Kamilaprzerwałaswojąwędrówkęispojrzałana
koleżankę.
-Jakaonajest?Możeonapowinnainterweniować?JaktenPawełektaksię
dajenaciągać,tomożeonapogoniLuizę?
-Luka,jesteśgenialna!-oświadczyłauroczyścieKama.-Jateżrozmawiałam
zPawełkiem,aleusłyszałamtosamocoBasieńka.Takmniewkurzył,że
zaczęłamzapisywaćwnotesie,kiedyLuizadoniegolatałaiczymsiępotem
chwaliła.MampomocenaukowedlaIzy!Dzwoniędoniej!
Niechdziała!-Wypadłazpokojujakburza.
-Niewiem,czytowporządku,żebywtrącaćsięwcudzesprawy…-Luka
westchnęła.-
Chybajesteśmyokropni.
-Luizabardziej-pocieszyłjąKonrad.
IzabelaŁęckajechaładowarsztatumężazrobionanabóstwoiwystrojonaw
najlepszeciuchy.PotelefonieKamiliuznała,żejeślimasobieporadzićz
rywalką,musisięgnąćpokażdądostępnąjejbroń.Wtorebcemiałakonkretne
argumenty-Kamazeskanowałanotatkiiprzesłałajejmailem.Izadokładnie
jeprzestudiowała,apotembłyskawicznieprzemyślałastrategięikipiąc
wściekłością,jechałateraz,byraznazawszeuświadomićbyłejmałżonce,że
konieczwykorzystywaniemPawełka.
DomężaIzaniemiałapretensji.Uważała,żejestwspółodpowiedzialnyza
potomka,isamapilnowała,żebywterminieprzelewałalimenty.Często
osobiściekupowałaróżnełakocie,kiedyPawełekwybierałsięzwizytądo
syna,inicjejsięztegopowoduniedziało.AlepodstępnadziałalnośćLuizy
wyprowadziłajązrównowagi,dlategomiałazamiarraznazawszepołożyć
jejkres.
Zaparkowałaprzedwarsztatem,wzięłatorebkę,zamknęłasamochódi
krokiemmodelkiruszyładowejścia.Piskliwygłoskobiecysłychaćbyłojuż
zadrzwiami.Izaweszładośrodkaipierwsze,cojejsięrzuciłowoczy,to
nieszczęśliwaminamęża.
-Cześć,kochanie!-ZpromiennymuśmiechempodeszładoPawełkaizłożyła
najegopoliczkuczułypocałunek.-Klientka?-ObojętniezerknęłaLuizę,
któraodwzajemniłasięzłymwzrokiem.-Dzieńdobry,jestemIzabelaŁęcka.
Cośpanizamawia?Niewiem,czyPawełzdąży.
WybieramysięniedługonaKaraiby,prawda,kochanie?-Przytuliłasiędo
niego.
Oszołomionymałżonekwbiłwniąogłupiałespojrzenieiniepewniekiwnął
głową.Luizapoczuła,żezachwilęszlagjątrafi.Buchnęławniejpłomieniem
nienawiśćdorywalkiinatychmiastwysyczałajadowicie:
-Niewiem,czysięwybieracie.Potrzebujępieniędzy.Dużo.
-Nierozumiem?-Izauniosłabrwi.-Jestpaniszantażystką?-Zaśmiałasię.-
Chybacośsiępanipomyliło.Mójmążniemógłzrobićniczego,czymmożna
bygoszantażować.Jestanielskouczciwy.Wiepani,niektórekobietyto
idiotki-dodałapoufale.-Jegopoprzedniażonamusiałabyćokropna,jeślisię
nanimniepoznała.Aletowsumiedobrze.-Wzruszyłaramionami.-Dzięki
temujamiałamszczęście.
-Niejestemszantażystką!-wrzasnęłazfuriąLuiza.-Jestemjegobyłążoną!
Ipotrzebujędziesięciutysięcy!Onmasyna!Cośsiędzieckunależyodojca!
WysiębędzieciepałętaćpoKaraibach,adzieciakmapostnekluskijeść?!
Izarozejrzałasięwokół,usiadłaprzybiurku,założyłanogęnanogęiskinęła
namęża,bypodszedłdoniej.KamienniemilczącyPawełekstanąłkarnieza
jejplecami,opiekuńczokładącdłońnajejramieniuicierpiąckatuszenasamą
myśl,żeIzamusiznosićto,coonznosiłprzezlata.
-Widziałamorzeczeniesądu-powiedziałaspokojnie.-Pawełjestuczciwy,
więcodrazumnieuprzedził,żemazobowiązaniawobecsyna.Mapłacićna
dzieckotysiącpięćsetzłotychmiesięcznie.Niewiem,jakimcudemudałosię
panizałatwićażtakwysokiealimenty,alepłaci,bosamapilnujęterminów.
Nicwięcejsiępaninienależy.Skądsiępaniwzięłotedziesięćtysięcy?
Luizaprzestałalogiczniemyśleć.Tablondflądradziałałananiąjakpłachta
nabyka.Włosmodnieprzystrzyżony,drogimakijaż-akuratnatymLuizasię
znała-markowakieckaibuty,naktórychwidokażjąskręciłozzazdrości.
Jakimprawemtalafiryndawydajenasiebiepieniądze,którejejsięnależały?
Karaiby?JużonajejpokażeKaraiby!
-Książkidoszkołymuszęmukupić!-wrzasnęła,niepanującnadsobą.-
Wakacjesą!WynaKaraiby,aonmawdomusiedzieć?!
-Niesiedziwdomu-odparłaspokojnieIzaipoklepałauspokajająco
mężowskądłoń,któradrgnęła.-Oilemiwiadomo,obecnieprzebywa…-
otworzyłatorebkęiwyjęłazniejwydruk.-
Gdzietobyło?A,mam.TerazjestnakoloniachnadJezioremBiałym.Codo
książeknatomiast,toniewierzę,żebykosztowałydziesięćtysięcy.Proszę
dostarczyćPawełkowiwykaz,ajajezprzyjemnościąkupię.Mążje
przyniesie,kiedybędzieskładałwizytę.
Luizatrzęsłasięzwściekłości.Nietakmiałobyć!Miaławejść,wziąćczekod
Pawełkajakzwykle,ijuż.Bezżadnychkomplikacji.„Cotęzołzętu
przyniosło?Icoonamanatejkartce?”.
-Mampropozycję-powiedziałaIzazuroczymuśmiechem.-Skorotak
ciężkojestpaniwychowywaćTomaszka,tomożePawełprzejmienadnim
opiekę?Mamydużemieszkanie,miałbyswójpokój.Japracujęwdomu,więc
mogłabymsięnimzajmować.
-Paweł!-wyskrzeczałaLuiza,czując,żesiędusi.-Coonamitupieprzy?!
Cotykombinujesz?!Pomoimtrupie!Pasowałobyci,żebyśalimentównie
musiałpłacić,co?!No,tomniepopamiętacie!
-ZanimzaczniepaniciągaćPawłaposądach-przerwałajejspokojnie,
aczkolwiekzimnoIza
-możepaniązainteresujefakt,żedokładniewiem,kiedyinacowyciągała
paniodPawłapieniądze.-Powachlowałasiękartką.-Bo,widzisz,Pawełku,
twójsynnieprzymieragłodemimasięwcoubrać.Twojabyłażonamiała
nadzieję,żezasponsorujeszjejwyjazdzamantemdokurortu.I,wiesz,
kochanie,jasięnatoniezgadzam.Twojemusynowinieżałuję.Aleniewidzę
powodu,żebyśmusiałutrzymywaćobcąbabę.
-Izuniu,niewiedziałem…-Pawełmiałbardzonieszczęśliwąminę.
-Wiem,żeniewiedziałeś-uspokoiłagoIza.-Aleterazjużwieszikiedyta
paniznowuciębędzienachodzić,złóżdoniesieniedoprokuraturyo
wyłudzaniepieniędzy.Jestempewna,żeKrzysiochętniesiętymzajmie.No,
tochybawszystko.-PrzeniosławzroknaskamieniałąLuizę.-
Zegnampanią.Bo„dowidzenia”byłobyraczejnienamiejscu,prawda?
-Cotamsłychaćwmediach?-zapytałpogodnienajedzonydosytaŁukasz,
wodzącoczamizasprzątającązestołumałżonką.
Lukazachichotała,machnęłachwiloworękąnatalerzeiprzysiadłana
kanapie.Minęmiałajakkot,którywłaśnieopiłsięnajlepszejśmietanki.
-Mogęprzysiąc,żeiKonrad,iKamilaopowiadająterazotymsamym-
powiedziałazrozbawieniem.-Kamajestdzisiajchybanajszczęśliwszą
kobietąwtymmieście.Kiedywychodziłyśmy,szepnęłaminaucho,że
SzekspirwłaśnieLuizęmiałnamyśli,kiedypisał
Poskromieniezłośnicy.
-Chceszpowiedzieć,żeLuizazostałaposkromiona?-zaśmiałsięŁukasz.-I
ktotegodokonał?
-DrugażonaPawełka.Iza.Nieznamjej,alejużjąlubię.Zdajesię,żejestem
wredna,aletrudno.WidocznieLuizabudziżywereakcje.
-Cojejzrobiła?
-Dokładnieniewiemy,aleKamamadzwonićwieczoremdoIzyijutronam
wszystkoopowie.
-Chceszpowiedzieć,żedziałaliściezespołowo?-zdumiałsięŁukasz.-Rany
boskie,strachwamsięnarazić,bojakzewrzecieszyki…
-Śmiejsię!-obraziłasięLuka.-Wiesz,żeonachciaławyciągnąćod
PawełkadziesięćtysięcynawypadzFilipem?Dlamnietoniedoprzyjęcia!
NawetKonradbyłzatym,żebyjąpowstrzymać!
-Icozrobiliście?-zapytałpojednawczoSzczęsny.
ŻonaopowiedziałamuopomyśleKamy,wktórymmiałaswójskromny
udział.
-Onamarefleks.Mniebynieprzyszłodogłowy,żebytozeskanować.
Siedzieliśmyjaknaszpilkach,boKamazwolniłaLuizętylkonagodzinę,
więctazołzamusiałaszybkowrócić.-Lukapokręciłagłową,bostanęłajej
przedoczamitwarzkoleżanki.-WidywałamjużwściekłąLuizę,aletobyło
ledwiepreludiumdotego,codzisiajpokazała.Natwarzymiałaczerwone
placki,woczachfurię,ręcejejdrżałyjakalkoholikowi.Ajaksięodezwała…
Gdybysłowazabijały,totaIzajużbypięćrazyumarła.WkońcuKamasię
wkurzyłaiporadziłajej,żebyposzładopsychiatry,bojestniebezpiecznadla
otoczenia.A,wiesz-prychnęłaśmiechem-Luizamyśli,żeIzawynajęła
prywatnegodetektywaistądmadokładneinformacjenajejtemat.Cośmisię
zdaje,żeFilipbędziemiałprzerąbane.Luizauważa,żetoonchlapnąłkomuś
otychpieniądzach.Wyleciałojejzgłowy,żesamaotymmówiławredakcji.
Wcalesięztymniekryła,bawiłoją,żePawełektakigłupiidajesięwkonia
robić.Ciekawe,cojejtaIzapowiedziała?
Amiewszystkoleciałozrąk.Pracowaładokładnie,alezwykłeopowieści
klientekpuszczałamimouszu.Potakiwałatylkonaichzwykłenarzekaniai
niecierpliwiespoglądałanaduży,wiszącynaścianiezegar.Niemogłasię
doczekaćkońcapracy.Musiała,aletokonieczniemusiałaporozmawiaćzIzą.
Działosięcoś,czegonigdywcześniejniedoświadczyła,acowyprowadzało
jązrównowagi.Izabyłarozsądna,oiletematniedotyczyłjejproblemów,
więcpowinnapodpowiedziećprzyjaciółce,comarobić.Potrzebowała
przyjacielskiejradyjakpowietrza.
Byłatakzaabsorbowanaswoimproblemem,żeniewpadłanato,by
wcześniejzadzwonićdoIzy.Zamknęłazakład,wsiadładosamochodui
pojechałaprostopodblok,wktórymmieszkaliŁęccy.Przezschody
przemknęłajakmeteorienergiczniewcisnęładzwonek.
-Ama?Wchodź,zarazzawołamIzę.
DrzwiotworzyłPawełekiAmapoczułaurazę.Jakimprawembyłwdomuo
tejporze?
Zwyklesiedziałdopóźnejnockiwwarsztacieiakuratdziśgowcześniej
przyniosło!
ZzaPawławyjrzałaIzainawidokminygościabłyskawiczniewydała
dyspozycje:
-Pawełek,tymieszkaszwpokoju,amyurzędujemywkuchni.Jakbędziesz
czegośchciał,towołaj.Przyniosęci.Chodź,Ama.-Pociągnęłaprzyjaciółkę
zasobą.
Pawełekniemiałnicprzeciwkotemu.Potulniepowędrowałdopokoju,
rozłożyłnastoleukochanekatalogi,sięgnąłpoalbumizająłsięoglądaniem
cudownychsecesyjnychmebli.KsiążkęprzywiózłzNiemiec,aledotądnie
miałczasujejporządnieprzejrzeć.Teraz,zkwikiemszczęściawduszy,oddał
siębezresztyulubionemuzajęciu.
TymczasemwkuchniIzastwierdziwszy,żeprzyjaciółkaprzyjechałaprostoz
pracy,postawiłaprzedniątalerzzupy.KiedyAmazaczęłajeść,opowiedziała
jejopognębieniuLuizy.
Satysfakcjabiłazkażdegojejsłowa,ale-kujejzaskoczeniu-przyjaciółka
przyjęłajejtryumfzmniejszymentuzjazmem,niżbynależało.
-Cośtydzisiajtakadziwna?Stałosięcoś?Jezus,Maria!-oprzytomniała
nagle.-Ama!Coświadomoozabójstwieciotki?!
AnnaMariaodsunęłapustytalerzizroztargnieniemzapytała:
-Jakiejciotki?
-No,przecież…-Izaspojrzałananiązosłupieniem.-Zapomniałaś?Ciotka
Eleonoraumarła!
Imówiłaś,żetwójkuzynprowadzijakieśszemraneinteresy!
-Jacuś?-Amaniechętnieskinęłagłową.-Jużprzestał.Wczorajsię
dowiedziałamodWandy,żenieżyje.Zdajesię,żeruskamafiagosprzątnęła.
Izaoniemiałanamoment,azarazpotemzaczęłabezumiarupocieszać
przyjaciółkę,ażtasięzniecierpliwiła.
-CośsiętakprzyczepiładoJacusia?Nieżyjeiwszystkieproblemymajużz
głowy!Nieprzyszłamtupoto,żebyśsięnademnąużalała,tylkożebyśmi
doradziła!
Izazamilkławpółsłowa,przyjrzałasięAmiezuwagąiniespokojnie
zapytała:
-Wczym?Jeślipopełniłaśprzestępstwo,nicminiemów.Samateżnicnie
powiem,alejakmniezapytają,wszystkowyklepię.Takimamgłupi
charakter,trudno.
-Znaszsięnakwiatkach?-Amapuściłamimouszujejostrzeżenie.
Izęzatkało.Patrzyłanaprzyjaciółkę,jakbyjejwyrosładrugagłowa,apotem
ostrożnieprzytaknęła.
-Takmisięwłaśniezdawało.-Amawestchnęłarozdzierająco.-Cholera,
mamzagwozdkę.
Bukietdostałam.No,ładny,aleniemampojęcia,jaksiętechabazie
nazywają.Idlaczegoakurattakiesobiewymyślił.
-Masztajemniczegowielbiciela?-WoczachIzypojawiłsiębłysk.-Fajnie!
Cociprzysłał?
-No,właśnieniewiem,comiprzysłał!Myślałam,żetymipowiesz!Itonie
jestżadentajemniczywielbiciel.-Amawzruszyłaramionami.-Bilecik
przyczepił…Cholera,przynieślitechabazie,jakbyłamwpracy!Klientkiw
poczekalnimałoniedostałyskrętuszyi,taksięgapiły,botenposłaniecz
kwiaciarniprzelazłprzezcałykorytarz!
-Odkogotekwiaty?-WoczachIzyteżbłyszczałaciekawość.
-OdprokuratoraKrzysztofaJerczyka-wyrąbałazgryźliwieAma.-
Wygłosiszjakiśkomentarz?
-Jasne,żewygłoszę!-Izaniezwróciłauwaginauszczypliwyton
przyjaciółki.-Zacznęodpochwałymojejintuicji.Miałamrację,oczkamu
leciałynaciebiejużpodczaspierwszegospotkania!
-Ononiebyłopierwsze-przerwałajejzprzekąsemAmaipowtórzyła
wczorajsząopowieśćKrzysztofa.-Możepowinnamgoodrazuzniechęcić?
Jeślimojamatkabraławtymudział…
-Tymaszchybaparanojęnatympunkcie-skarciłająIza.-Olejto!Chłopak
przystojny,wisiałnatobieniebędzie,bomawłasnyzawód,noiwyraźnie
lecinaciebie!Jakbychciałciępodejść,meldowałbyciowszystkim?
AnnaMariazadumałasięnadsłowamiprzyjaciółkiiniechętniepozwoliłasię
przekonać.
-Adlaczegomyślisz,żetenbukiet,któryciprzysłał,oznaczacoś
szczególnego?-
zainteresowałasięIza.-Niewydajemisię,żebyprokuratorzyznalisięna
kwiatach.
-Tenjestnietypowy-mruknęłaAma.-Cholera,janawetniewiem,jakone
sięnazywają.
-Toskądjamamwiedzieć?Przyniosłaśchoćjedenkwiatekzesobą?
-Nieprzyszłomidogłowy,alejakgozobaczę,torozpoznam!
Izaobrzuciłająwymownymspojrzeniemiprzyniosłazpokojulaptopa.
-Dobra.Będziemyguglać.Tylkonajpierwwyeliminujmychoćczęść
roślinek,bodouśmiechniętejśmiercinieznajdziemy…Opiszzgrubsza,jak
onewyglądały.Będęcizadawaćpytaniapomocnicze.
Miałypojedynczekwiaty?
-Nie.-Amapotrząsnęłagłową.-Dużokwiatkównajednejgałązce.
Bladoróżowych.Itagałązkatoniebyłatakanormalnałodyga,tylko…no…
gałązka,jakzkrzaka.Ipachniała.
-Czylinajprawdopodobniejbyłtokrzew!-UcieszyłasięIza.-Dobra.To
wguglamy
„krzewyozdobne”izobaczymy,conampokaże…O,dużotego!Wtakim
razieprzeglądaj,ajaprzygotujękanapki,bosamązupąsięchybanie
najadłaś.
Amaposłusznieprzysunęłalaptopaiznadziejązaczęłaprzeglądaćkolejne
strony.Kiedyzobaczyładługiwykazkrzewów,dreszczjejprzeszedłpo
plecach.
-Ranyboskie!Ażtyletego!Iza,jakzacznęotwieraćwszystkopokolei,to
przezmiesiącodciebieniewyjdę.Możebędzieprędzej,jakpojadędodomui
samaposzukam,co?
-Nie!-Izaporzuciłakuchennezajęciaistanęłazanią.Popatrzyłana
alfabetycznieułożonąlistę.-Spróbujęwykorzystaćswojąwrodzoną
inteligencję.Bladoróżowe,mówiłaś…Ipachną…-
Zmarszczyłabrwi.-Tonie,tonie…Możeto?-Kliknęłananazwę,
otwierajączdjęcie,aleAmazaprzeczyłaruchemgłowy.-Tonie,tonapewno
nie,toniekwitnie,tomaraczejfioletowekwiatki…Możeto?
-To!-krzyknęłaAmatryumfalnie.-To!Cotojest?
-Powinnambyławiedzieć…Gdzieonznalazłmigdałowiec?
-Tojestmigdałowiec?Unasnierośnie?
-Rośnie.Samaposadziłam.Aleniewidziałamwżadnejkwiaciarni.Chyba
panprokuratorzłożyłspecjalnezamówienie-zastanowiłasięIza.
-No,właśnie.Ichciałabymwiedzieć,dlaczego.Jestsnobem?Niewystarczą
muróże?Jaksprawdzić,czytocośznaczy?
-Wpisz:„migdałowiec,mowakwiatów”-podsunęłaIza.-Zobaczymy,może
cośznajdziemy.-ZostawiłaAmęprzykomputerzeiwróciłado
przygotowywaniakanapek.
AnnaMarianiecierpliwieotworzyłapierwsząstronę,którąznalazła.Widniał
naniejalfabetycznywykaz,aprzymigdałowcustałojakbyk:„nadzieja”.
-Cholera!-rzuciłagniewnie.-TajemniczyRomeo!Ciekawe,naco?
-Co:naco?-Izaodwróciłasięodkuchennegoblatu.
-Migdałowiecoznaczanadzieję.Niewydajecisiętodwuznaczne?
Izaspojrzałananią,westchnęłaikrzyknęławstronępokoju:
-Pawełek!Chodźnachwilę!-Akiedymałżonekstanąłwdrzwiach,
oznajmiła:-Siadaj,kochanie.Muszęcięprzesłuchać.Jakdługoznasz
Krzysia?
Pawełekrzuciłjejtrochęnieprzytomnespojrzenie,aleusiadłprzystolei
zacząłsięzastanawiać.
-Długo.Zdziesięćlat.PracowałemjeszczewUrzędzieMiasta,kiedyzostał
prokuratorem.
-Byłjużżonaty?-badałaIza.
-Kawaleremjest!Najpierwciężkoharował,bochciałsobiewyrobićdobrą
markę,apotemkupiłdomdoremontuiniemiałczasunaożenek.Jeszczego
niezdążyłcałkiemwykończyć.
Izuniu…
-Jakionjest?Możnamuwierzyć?
-No,pewnie!Jakijest?Uczciwy.Nigdyniesłyszałem,żebykomuśpodłożył
świnięalbowsadziłkogośzanic.
-Miałjakieśromanse?
-Niewiem!-przeraziłsięPawełek.-Rany,jestsamotny!Jakbymiał,toco?
Czemuty…
-Jestemciekawa.-Izawzruszyłaramionamiizezwoliłałaskawie:-Dobra,
oglądajsobietenalbum.Jakzrobiękanapki,tociprzyniosę.-Kiedymąż
wyszedł,popatrzyłanazadumanąprzyjaciółkęipowiedziała:-Wiesz,
rozumiem,żemaszoporypotamtymbucu.Teżniebardzosiępaliłam,żeby
wychodzićzaPawełka.Alecocizależyspróbować?Norisk,nofun…Naco
onmożemiećnadzieję,totysamapowinnaświedziećnajlepiej.Dołóżkasię
pchał?
-Jeślinawet,tochybacholerniesubtelnie,boniezauważyłam-burknęła
Ama.
-Nałajzęniewygląda-zastanowiłasięIza.-Chybamunaprawdęnatobie
zależy.Janatwoimmiejscudałabymsiępoderwać.Jeśliwyjdzieztegocoś
poważnego,todobrze.Ajeślinie,toprzynajmniejprzezchwilębędzieci
przyjemnie.
-Ajeślipotembędzieminieprzyjemnie?
-Dlaczegoodrazuzakładasznajgorsze?Ama,niebędziesztegowiedziała,
jeśliniespróbujesz.Chcesznastarelatabyćobrażonymnalosbabskiemi
rozpamiętywać,cobybyło,gdyby?
AnnęMarięprzeszedłnieprzyjemnydreszcz,boprzedoczamistanęłajej
dalekakuzynka.
Rodzinaunikałajejjakognia,ponieważkrytykowaławszystkoiwszystkich.
KażderadosnewydarzeniewrodziniebyłodlaniejkrzyżemPańskim.Tylko
ojciecAmymiałdlaniejtrochęmiłosierdziaitłumaczyłkiedyścórce,że
Klementynawmłodościprzeżyłazawódmiłosny.
ZdaniemAmywyprodukowałatenzawódosobiście,bopodobnoprzed
samymślubempokłóciłasięzamantemwnadziei,żetenpadnienakolana,
zaczniebłagaćoprzebaczenie,apotembędziejeszczeogniściejwielbił.
Ukochanyniezrozumiałtejsubtelnejstrategiiiwięcejgoniezobaczyła.
-Niechcę!-oświadczyłastanowczoipodjęładecyzję.-Zaryzykuję.Nie
będęsięsamapchała.Poczekamnajegoruch.Alepamiętaj-jakmiznowu
niewyjdzie,maszbyćpodrękąikoić.
-Będękoiła-przysięgłaIzaipodetknęłajejpodnostalerzzkanapkami.-
Jedz,pókimożesz.
Podobnozakochaniniemająapetytu.Przynajmniejbędzieszmiałazczego
chudnąć.
-CosięstałozestarymPiecykiem?-Krzysztofspojrzałnasiedzącegoprzed
nimŁukasza.-
Dalejsięukrywa?Rozmawiałeśzjegożoną?Nieprzychodzijejdogłowy,
gdziemałżonekprzycupnął?Możemajądziałkęalbodomekletniskowy?
-Niemogęjejzłapać-odparłSzczęsnyzirytacją.-Domzamkniętynacztery
spusty.
Cholera,wyglądałanauczciwą…
-Myślisz,żestęskniłasięzamałżonkiemidołączyładoniego?
-Mamnadzieję.Wolałbymto,niżgdybysięokazało,żezłożylijejwizytę
kumpletegoPletniakowa.-Łukaszwestchnął.-Dobrze,żelaboratoriumtak
szybkosięuwinęło,bodziśranojakiśeleganckiwymoczekdomagałsię
widzeniazklientem.TerazmamyDNAmłodegoPiecykananożu,ślady
żwiruzobwodnicynabutachimikrośladyzubrania.Takłatwosięnie
wywinie.
-Atenwymoczekskądsięwziął?-zainteresowałsięprokurator.-Jaksię
nazywa?
Łukaszpomacałsiępokieszeniiwyjąłnotes.
-Jeszczeuciebieniebył?Pewnieprzylecipozgodę…Zapisałemjego
nazwisko,bomnietrochęrozśmieszyło.Mojażonajestpopolonistyce,więc
takierzeczywpadająmiwucho.Mam!
KsaweryNasiębierny.Ciekawenazwiskodlaadwokata,prawda?Pracujew
kancelariiwLublinie.
Znaszgo?
-Nasiębierny…-powtórzyłKrzysztofiparsknąłśmiechem.-Bardzo
adekwatne.Nasiębierzeobronęklienta.Nie,nieznamgo.Popytam
Rozbickiego,onznacałetolubelskieśrodowisko.ANasiębiernyniechsię
pofatyguje,pokażęmulistęzarzutówizobaczymy,jakzareaguje.Pytałeś
sąsiadówotęWandęPiecykową?Nikomunicniemówiłaoswoichplanach?
-Sąsiedziwidzieli,jakwsiadadociemnegosamochoduzwypchanymi
siatkami.Markiautanieumielipodać,alepodobnoniesprawiaławrażenia,
żewsiadapodprzymusem.Cholera,powinniśmybyliodrazupostawićprzed
domemczłowieka,aleterazsezonletniiludzimało.
-Możespróbujjąnamierzyćprzezkomórkę-podsunąłpomysłprokurator.
-Telefonmanakartę.-Łukaszsięskrzywił.-Jabympoczekałzjedendzień.
Możesamawróci.AtymógłbyśwypytaćtęAnnęMarię,czycoświe.
Mówiłeś,żesięlubią.Chybaodczasudoczasudzwoniądosiebie?
WandaPiecykowaztrudemwygramoliłasięzestaregoopla,wymamrotała
jakieśpodziękowaniewstronękierowcyiruszyławkierunkuswojegobloku.
Idąc,usiłowaławskołatanejgłowieuporządkowaćtędziwacznąwiedzę,
którąprzekazałjejciężkoprzerażonymałżonek.Napierwszyplanwybijało
sięostrzeżenie,byzamykałasięnarygleiłańcuchy,nikogoniewpuszczała
dodomuiuważała,czyktośjejnieśledzi.
Wzasadzierozumiałajuż,ktoidlaczegosprzątnąłJacusia,cosięprzytrafiło
EleonorzeiczemuWacuśsięukrywa.Alewżadensposóbniemogłapojąć,w
jakimceluktośmiałbyjąśledzićlubnapadać.Przecieżniemiałanic
wspólnegoznielegalnymiinteresami,wktórezaplątalisięmążipasierb.
Dochodziładoklatki,kiedykątemokadojrzała,jakjakiśmłodychłopak
wyciągazkieszeniniewielkichrozmiarówkartonik,przyglądamusięz
uwagą,apotempatrzynanią.Wpierwszejchwilinieskojarzyła,alezaraz
potemprzeleciałyjejprzezgłowęoglądanezdużymzainteresowaniem
programykryminalneipoczułasię,jakbygraławfilmiesensacyjnym.
„Jezusie,Maryjo-pomyślałazezgrozą.-Zdjęciemiał!Moje!Poznałmnie!
Terazmnieporwiealbozabije!
Wacek,tycholero,cośtynarobił?!Tysięniebójmafii,jacięsamaukatrupię,
zarazo!”.
Wandadostałanagłegoprzyśpieszenia.DrzwiwejściowebyłydziękiBogu
otwarte.Wpadłaprzezniedośrodkajakburza,zatrzasnęłazasobąisapiąc,
pognaładomieszkania.Ręcejejsiętrzęsły,gdywkładałakluczdozamka.
Wreszciedostałasiędodomu,zasunęłazasuwę,założyłałańcuchizulgą
oparłasięodrzwi,wysapujączsiebieresztkistrachu.Tujużczułasię
bezpiecznie.
Nikogoniewpuści,agdybyjakiemuśbałwanowiprzyszłodogłupiegołba,że
wejdziesamodzielnie,tosięnatnie.Wandadysponowałaporządnie
naostrzonyminożamiitasakiem.
Kiedywkońcuuspokoiłaoddech,poszładokuchni,umyłaręce,przepasała
sięfartuchemizabrałazagotowanie,bobyłtojejsprawdzonysposóbna
ukojenienerwów.Zawsze,gdyrodzinaPiecykówdawałasięjejweznaki,
zamykałasięwkuchniipitrasiła.Wymyślaniepotrawidobieranieprzypraw
skuteczniewyganiałyzjejumysłuroztrząsaniekłopotówiwszelakich
zgryzot.
Zpłóciennegoworeczkawydobyłasporągarśćdorodnychsuszonych
kapeluszyborowików,namoczyłajewwodzieisięgnęłaporozmrożone
wcześniejmięso.
Tymrazemjednakwszystkieczynnościwykonywałajakdobrzenaoliwiona
maszyna,bojejmyślikrążyływokółhisterycznejopowieścimałżonka.Nie
bardzosięprzejęłajegoprzestrogamiiokazałosię,żegłupiozrobiła.
Najwyraźniejktośnaniączatował.Tylko,nalitośćboską,poco?
Teżjąchcieliukatrupić?Zaco?Niczegonikomunieukradła,żadnego
bandzioraniewidziałanaoczy!Wandziepoplecachprzeszedłdreszcz,bo
wpadłojejdogłowy,żejeśliterazktóryśsiępokażeionazapamiętajego
bandyckąmordę,tojużprzepadło.Wtedyjużnapewnoukręcąjejłeb,nobo
pocoimżywyświadek?
Usłyszaładzwonekdodrzwiistruchlała.Zwysiłkiemprzemogła
skamienienie,wyszłanapalcachdoprzedpokojuiostrożniewyjrzałaprzez
judasza.Naklatcestałmłodyczłowiekwmundurzepolicjanta.
„Kamuflaż-pomyślałaWandawpopłochu.-Otworzę,aondamiwłebalbo
uśpiigdzieśwywiezie.Jezusie,Maryjo,corobić?”.
-Ktotam?-wychrypiałapełnymnapięciatonem.
-Policja.Paniotworzy.Mampolecenie,żebypaniązawieźćnakomendę.
-Mniepanapolecenianieobchodzą!-oświadczyłaWandazdeterminacją.-
Każdymożetakpowiedzieć,ajapananieznam,młodyczłowieku.
Przezchwilęzadrzwiamipanowałagłuchacisza,którautwierdziłająw
podejrzeniach.
„Jasne-przemknęłojejprzezmyśl.-Byłpewien,żesięnabiorę,iteraznie
wie,corobić.No,dośrodkawejdziepomoimtrupie”.
-Janaprawdęjestemzpolicji-usłyszaławreszcielekkopoirytowanygłos.-
Jakpaniniewierzy,niechpanispojrzyprzezwizjer.Tomojalegitymacjaze
zdjęciemiodznakasłużbowa.
Wandadokładnieobejrzaładokumentyprzezjudasza,alezdanianiezmieniła.
Wdzisiejszychczasachnietakierzeczymożnapodrobić.
-Kochany,tymitulegitymacjąniemachaj,boitakcięniewpuszczę-
oznajmiłastanowczo.
-Osobiściecięnieznam,awtelewizjimówilioróżnychfałszywych
policjantach,cototiryokradali.Skądmogęwiedzieć,czytyakuratjesteś
prawdziwy?
Młodziutkiposterunkowyjęknąłwduchu,przekląłupartąbabęizacząłsię
zastanawiać,coterazpowinienzrobić.PonamyślezadzwoniłdoSzczęsnego.
-Łukasz?TuRomek.PodejrzanaPiecykjestwdomu,aleniechceotworzyć
drzwiiodmawiaudaniasięnakomendę-wyrecytowałsłużbiścieizniejakim
rozżaleniem.
-Jest?Nieruszajsięstamtąd.Zarazprzyjadę.
Młodypolicjantodetchnąłzulgą,odsunąłsięoddrzwiiprzysiadłna
schodku,czekającnaposiłki.Ulżyłomu,żektośinnypodjąłdecyzję.
-Paniesędzio,czypanuobiłosięouszynazwiskoNasiębierny?-Krzysztof
siedziałwfotelunaprzeciwkogospodarzaipopatrywałnaniegoznadzieją.
-Nasiębierny,powiadasz?-Rozbickizamyśliłsięnachwilęipotrząsnął
głową.-Niekojarzę.Apowinnomisięobić,chłopcze?Dlaczego?
-BotoprawnikzLublina,apanznawiększośćznich.Zgłosiłsiędomnie
jakoadwokatPletniakowaoskarżonegoowłamanieizabójstwo.Jestbardzo
agresywnyi,szczerzemówiąc,mniesięniepodoba-wyjaśniłJerczyk.-
Wolałbymwiedzieć,cotozatypek.
-Zamałodanych,Krzysiu.Mógłbymzasięgnąćjęzyka,alemusiałbym
wiedziećcoświęcej.
Krzysztofbezsłowawyciągnąłzkieszeniwizytówkę,którąrzuciłmuna
biurkozarozumiałyipewnysiebiemłodzik,ipodałRozbickiemu.Tenz
namysłempodrapałsiępobrodzieizapytał:
-Maszczas,chłopcze?Bomuszęzadzwonićipopytać.
-Poczekam.
DopokojuzajrzałaSabinaRozbickaistanowczymtonemoznajmiła:
-Władziu,pożyczamnachwilęKrzysia.Muszęznimporozmawiać.
Prokuratorrzuciłsędziemurozpaczliwespojrzenie,aletenjużsięgałpo
telefonitylkozroztargnieniemskinąłgłową.Sabinanatychmiastpociągnęła
Krzysztofazarękawipoprowadziładokuchni.Zrezygnowanyusiadłna
krześle,któremuwskazała.Żadneznichniemiałopojęcia,żedomieszkania
rodzicówweszłaAma.
-Dawnocięunasniebyło,więcmożejużzapomniałeś,cocikiedyś
mówiłam-zaczęłaSabinaostrymtonem,aleKrzysztofjejprzerwał.
-Najakitemat?-zapytałspokojnie.-Borozmawialiśmyoróżnych
sprawach.
-Odpuśćsobie!-warknęła.-Dobrzewiesz,ocomichodzi!Czymiędzy
wamicośjest?
Ama,którazamierzaławejśćdokuchni,zastygławprzedpokojuprzylepiona
dościanyiwytężyłasłuch.
-Międzynami?Kogomasznamyśli?-KrzysztofzwróciłnaRozbicka
niewinnespojrzenie.
-CiebieiAmę!Tomałemiasteczko,nicsięnieukryje.Doszłymniesłuchyo
jakichśegzotycznychbukietach.-Amazobrzydzeniempomyślałaoswoich
klientkachi,choćjęzykjąświerzbił,niewydałazsiebiegłosu.-Kojarzyć
umiem.Odrazupomyślałamotobie.Wcotypogrywasz?Próbujeszją
omotać?Chcęwiedzieć,jakiemaszwobecniejplany!Jużtrafiłanajednego
bęcwałainiepozwolę,żebyktośjązraniłporazdrugi!
-Opanujsię,Saba-Krzysztofniedałsięwyprowadzićzrównowagi.-Jesteś
prawnikiem.
Liczsięzesłowami,boniepodobamisię,żeuważaszmniezabęcwała.
-Gdybyśbyłwporządku,uczciwiebyśmipowiedział,cozamierzaszwobec
Amy!-
wysyczałaSabinazezłością.
-Chybażartujesz!-Krzysztofuniósłbrwi.-Twojacórkajestdorosła,ajanie
widzępowodu,żebyciskładaćraporty.Gdybymbyłwporządku-ażyjęw
przeświadczeniu,żejestem-torozmawiałbymnatentematzAmą,niez
tobą.
-Arozmawiałeś?
-Atobietawiedzadostatystykipotrzebna?-zainteresowałsięKrzysztof.
-Jestemjejmatką,docholery!
-Niemamzamiarupodważaćtegofaktu.Poprostuniewidzępowodu,żeby
cięinformowaćoswoichrelacjachzAmą.Gdybyonasamatozrobiła,tookej
-jesteścierodziną.Ale…
Amausłyszała,żeojciecwychodzizpokojuiszybkowymknęłasięz
mieszkania.Niemiałazamiaruprzyznawaćsię,żecokolwieksłyszała,ale
spłynęłananiąbłogaulga.Najwyraźniejpanprokuratorniezamierzałdaćsię
sterroryzowaćmecenasRozbickiejirzeczywiściegrałczysto.
Możefaktyczniepowinnadaćmuszansę?
Usłyszałaczyjeśkrokinaschodachipośpiesznieweszładomieszkania
rodziców.Tymrazempostarałasięostosowneefektyakustyczne,bo
wiedziała,żematkanatychmiastprzerwieprzesłuchanie.
-Krzysiu,wiemwszystkootymtwoimNasiębiernym.-Dokuchniwkroczył
pełensatysfakcjisędzia,niezwracającuwaginawściekłąminężonyicórkę,
którastanęłatużzanim.-
Chodź,opowiemci,cotozaziółko.
KiedymijalitkwiącąwdrzwiachAmę,ojcieczroztargnieniempogłaskałją
poramieniu,atwarzKrzysztofarozjaśniłasięuśmiechemiszepnął:
-Zaczekajnamnie,dobrze?
Skinęłagłowąiweszładokuchni.Matkanatychmiast,jakwytrawnaaktorka,
starłaztwarzywyrazzłościiprzybrałapogodnąminę.DoAmydotarło,
dlaczegoklientkinazywająją„mecenasostatniejszansy”.Kiedyjuż
podejmowałasięprowadzeniasprawyrozwodowej,niedawała
przeciwnikowiżadnychmożliwościmanewru.Wpodbramkowych
sytuacjach,byosiągnąćzwycięstwo,wykorzystywałacałyswójaktorski
kunsztiskładsędziowskizregułystawałpojejstronie.Amanierazbyła
świadkiem,jakćwiczyławdomuswojemowy-niczegoniepozostawiała
przypadkowi,słowoimimikabyłyzawszeidealniedopasowanedosytuacji.
-Cotozakonszachtyzprokuraturą?-AnnaMariaprzysiadłanakuchennym
taborecie.
-Wymienialiśmyopinie-Sabinawzruszyłaramionami.-Nieprzyszedłdo
mnie,tylkodoojca.Acotamuciebie?Intereswporządku?Bochybaprzeze
mniestraciłaśklientkę?
-Przezciebie?-zdziwiłasięAma.-Kogo?
-Twojąniedoszłąteściową.Napożegnanieoświadczyłami,żejejnoganie
postaniewtwoimgabinecie.Plotekpewnierozsiewaćniebędzie,boją
postraszyłam,żepodamjądosąduzapomówienia,ale…
-Gdziejąspotkałaś?-Amauniosłabrwi.-Wmoimgabinecietojejnoga
postałatylkoraz,itonakrótko.Jakwykopałamzadrzwijejsynalka,przyszła
gousprawiedliwićizałagodzićsprawę.
Zniechęciłamjąiuprzedziłam,żenawetjakoklientkębędęjąoglądaćbez
przyjemności.Chybadoniejdotarło,bomamspokój.Gdziesięnanią
natknęłaś?
-Wstodoleprzystoiskuzwieprzowiną.Stosownemiejsce.Itoonawpadła
namnie,niejananią-wgłosieSabinydżwięczałairytacja.-Matupet!
Wyobraźsobie,zaproponowała,żebympoznajomościpomogłasynusiowi
uwolnićsięodpłaceniaalimentów,bojużsobiezdążyłupatrzećjakąśbogatą
panienkę,alenieślubnedzieckomukrzyżujeplany.Wdodatkuuznała,że
jesteśmyprawierodziną,więcchybaniebędęwymagałaodnichpieniędzy!-
Uderzyłapięściąwkuchennystół.-Rodziną!Pomoimtrupie!Zadarmotoja
prowadzęsprawydlafundacjiWeronikiWojnarowejirobiętoz
przyjemnością!
-Cotozafundacja,dlaktórejpracujeszzadarmo?-przerwałajejcórkaze
zdziwieniem.-
Nigdymiotymniemówiłaś.
-Boiniebyłooczym.-Sabinawzruszyłaramionami.-Prozażycia.
Weronikapomagakobietom,którepróbująwyjśćnaprostą.Czasami
przygotowujędlaniejporadyprawne,aczasembioręsprawęrozwodową.
Rzadko,bomadopomocytrojeprawnikówzrodziny.Powiedziałamtej
twojejniedoszłej,tfu,teściowej,żechętniepoprowadzęsprawęoalimenty,i
tonawetzadarmo,jeślisiędomniezgłosimamusiajejwnuczka!
Amaparsknęłaśmiechem.
-Chybanaprawdęstraciłamklientkę.Jakośmnietoniemartwi,wiesz?
-Teżmyślę,żeodtegoniezbiedniejesz-zgodziłasięSabina.
-Mamo,orientujeszsięmoże,jakiewarunkitrzebaspełniać,żebyprowadzić
własnybiznes?
Chodzimikonkretniezakładkrawiecki-zagadałaAma,bojącsię,żematka
zaczniejąwypytywaćosprawysercowe.
-Głównienależymiećpojęcieoszyciu-odparłaSabinaiobrzuciłają
podejrzliwymwzrokiem.-Zamierzaszzmienićbranżę?
-Nieja.Aletakpomyślałam,że…AdaŁęckabyłakiedyśniezłąkrawcową,
prawda?
Pamiętam,żeteżuniejszyłaś.Może?…
-WstępujeszdoArmiiZbawienia?Maszzamiarorganizowaćżycie
emerytkom?-Rozbickauniosłabrwi.
-Nie!-rozzłościłasięAma.-Pomyślałamtylko,żematerazdużoczasui
mogłabypożyteczniegowykorzystać.Wnaszejdzielnicyniematakiego
zakładu.LudzieszukająpomocyusąsiadekalbojeżdżądoStaregoKraśnika.
Przepytałamswojeklientki.Bardzonarzekałynabrakmożliwościszybkiej
przeróbkischodzonychciuchów.Samamamwszafiekieckęzzepsutym
zamkieminawetmyślałam,żebyjąwyrzucić,alemiszkoda,bojąlubięi
ciąglesięwniąmieszczę.
Sabinawysłuchaławmilczeniuwywoducórki.Intensywniezastanawiałasię,
ocotaknaprawdęAmiechodzi.Nienoszonasukienkajejnieprzekonała.
DopieroskojarzeniezIząprzyniosłoolśnienie.
-Izacięprosiła,żebyśznalazłateściowejzajęcie!-zgadłaisięzaśmiała.-
CzymjejtakAdadaładowiwatu?Dobrymiuczynkami?
-Atyskądwiesz?-Córkapopatrzyłananiąpodejrzliwie.
-No,przecieżwszyscysąsiedzijąztegoznają!-Sabinawzruszyła
ramionami.-Jateżrazsięnacięłamnatęjejupiornążyczliwość.Onapo
prostutakajestinicnatonieporadzisz.Jeślichcesz,topodsunęjejten
pomysł.Możesięuda.Pawełbyjejpomógłwzałatwieniupapierkowych
formalności,ciąglejeszczemaznajomościwUrzędzieMiasta.
-Mogłabyś?-ucieszyłasięAma.-Fajniebybyło.Izajeszczejąlubi,alejak
będąsięzaczęstowidywać,możeprzestać.
-Acoteściowajejzrobiła?
AnnaMariaopowiadałamatceoperypetiachIzy,kiedydokuchnipośpiesznie
wszedł
Krzysztofzkomórkąwdłoni.
-Ama,potrzebujętwojejpomocy-oświadczył,wyraźniezakłopotany.-
Twojakuzynkajestwdomu,aleniechcewpuścićpolicji.Łukaszstoipodjej
drzwiamiipróbujejąprzekonać,żebyotworzyła,aleonasięupiera,bosię
boi,żektośjąmożeskrzywdzić…
-Wanda?-Amaszerokootworzyłaoczy.-Odbiłojej?Przecieżjuż
rozmawiałaztymŁukaszem.Powinnagorozpoznać!
-Mogęztobąpojechać,Krzysiu-wtrąciłaniewinnieSabina,zerkającna
córkę.-Amamożemiećinneplany,amnieprzecieżWandateżzna.
-Niemaminnychplanów!-warknęłanatychmiastpannaRozbicka.-
Oczywiście,żejadęztobą!
Krzysztofprzezchwilęmiałniepokojącewrażenie,żejestprzedmiotem
niezrozumiałejmanipulacji.PrzyjrzałsięzuwagąSabinie,aleminęmiałatak
obojętną,żeporzuciłpodejrzenia,złapałAmęzaramięiobojepośpiesznie
wyszlizmieszkania.
MecenasRozbickauśmiechnęłasięzsatysfakcjąispokojniezabrałaza
szykowaniecodziennejporcjiziółekdlamęża.Zaniosłamujedopokoju,
powiadomiła,żewychodzinachwilędosąsiadki,iopuściłamieszkanie,
zamykającjenaklucz,bomałżonekwłaśnierozgrywałzlaptopempartię
szachówiresztaświatadlaniegonieistniała.
AdaŁęckaotworzyłajużpopierwszymdzwonkuiuśmiechnęłasię
promiennienawidokpanimecenas.
-Sabinka!Takdawnocięniewidziałam!Pewniebyłaśzajęta.Cotamu
ciebie?Mążzdrowy?
OAmęniepytam,boostatniojąwidziałam.Taksięcieszę,żesięznaszą
Beluniąprzyjaźni!
PamiętaszLuizę,prawda?
Sabinapuściłatensłowotokmimouszuibezceremonialniewepchnęłasiędo
pokoju.Usiadłaprzyławie.
-Trudnojejniepamiętać.Ada,usiądź,bomamwrażenie,żeusiłujeszsięw
tejchwilisklonować.Jednymokiemzerkasznamnie,adrugimdokuchni.
Przyszłamniewporę?Jesteśzajęta?
-Sabinko!-PaniŁęckaażsapnęłazezgrozy,żegośćmożepoczućsięnie
dośćuhonorowany.-Tyzawszewporę!Przecieżpamiętam,iledlamnie
zrobiłaś!
-Nieprzyszłamdociebiepolaurki.Gotujeszcośiboiszsię,żewykipialbo
sięprzypali?
-Nie,jatylko…Kawęcizrobić?Iciastamogęukroić,chcesz?-Adadreptała
nerwowowdrzwiachpokoju.
-Kawynie.Ukrójtegociasta,bojakbędziesztakarozdartasosna,toraczej
niepogadamy-
zezwoliłaRozbickaiwygodniejrozparłasięwfotelu.-Poczekam.
AdaŁęckauwinęłasiębłyskawicznie.Jużpochwiliprzedgościemstała
paterazszarlotkąidzbanekzeschłodzonymkompotem,agospodyni
przycupnęłanaprzeciwkoizoddaniemwpatrywałasięwsąsiadkę.
-OcochodziłozLuizą?-zainteresowałasięSabina,sięgającpoplacek.-
ZnowunachodziPawła?Mówiłam,żebyjąpogonił.Warsztatzałożyłpo
rozwodzie.Onaniemażadnychprawdojegozysków.
-Jużnicniedostanie!-Adapojaśniałajaksłońcewpołudnie.-Nasza
Beluniająpogoniła!
Dzwoniładomnie!Belunia,nieLuiza!Opowiemci!-Ipowtórzyławiernie
wszystko,cousłyszałaodtryumfującejsynowej.Nakoniecwestchnęła.-Coś
misięzdaje,żenieprędkozobaczęTomaszka.Luizazrobiwszystko,żebymi
toutrudnić.Alemoże-pocieszyłasięnatychmiast-
Beluniasięzdecydujenadzieckoiznowubędęmiałacorobić.
-Atykonieczniemusiszcośrobićdlainnych?-Sabinauniosłabrwi.-Może
byśtakzajęłasięwreszciesobą?Słyszałam,żedziałaunasKlubSeniora.
Dlaczegosięniezapiszesz?
-Nawetotymmyślałam-wyznałaAda.-AleWiśniewska,taspodjedynki,
mniezniechęciła.TamterazrządziElizaDortowa.Podobnobardzo
nieprzyjemnaosoba.Wiśniewskamówiła,żeprzezniątenklubbardziej
przypominaszkółkęniedzielnąniżmiejscespotkańtowarzyskich.Możesię
zapiszęzamiesiąc,bomająwybieraćnowyzarząd.Wiesz,chciałamsięzająć
ogródkiemprzedblokiem.Burmistrzcorokuogłaszakonkursna
najpiękniejszyprzydomowyogródek.Mamdużoczasu,mogłabymsię
przyłożyć.
-Ale…?-Sabinazawiesiłagłos.
-Alesąsiadkipowiedziały,żeonejużtamposadziływszystko,cotrzeba.
Wiesz,Sabinko,chybaniemamsiłyprzebicia.
-Odpuśćsobieczynyspołeczneipomyśloczymśdlasiebie.Cobyś
powiedziałaozakładziekrawieckim?MojaAmanarzeka,żeuniejwszafie
zalegamnóstwociuchów,którychnienosi,bosiękwalifikujądoprzeróbki.
Połowaludzimatensamproblem.Pchalibysiędociebiedrzwiamii
oknami…Pomyśl,Ada.-Sabinapochyliłasiękugospodyni.-Maszduże
mieszkanieidwiemaszyny.Wjednympokojumożeszszyć,aw
międzyczasiedopilnujeszobiadu.Niemusiszpracowaćprzezcałydzień.
Wyznaczyszgodziny,wktórychmogąprzychodzićklienci,aprzezresztę
czasumożeszzajmowaćsiędomem.Iniebierznasiebiezadużo.Imbardziej
będzieszmarudzić,tymbardziejbędącięcenić.Jednaklientkapolecicię
kolejnejijużmaszzgórki.Samamogęrozpuścićwici.Cotynato?
-Ależebyotworzyćinteres,trzebapozałatwiaćwszystkoformalnie.-Ada
wyglądałanalekkoprzerażoną.-Ipodatkiodprowadzać!
-MaszodtegoPawła!-oznajmiłaSabinaspiżowymgłosem.-Teżpłaci
podatki,znasięnatym.Niechcipomoże.Zastanówsięnadtym,Ada.Co
miałaśzżycia?Dorobiszsobieimożetrochęświatapozwiedzasz?Ajakci
siękolejnewnukiurodzą,tobędzieszbardziejhojnąbabunią.
No,lecę,bomuszęsprawdzić,czyWładziowypiłziółka.-Wstałaipoklepała
Łęckąporamieniu.-
PogadajzPawłemiIzą.Jestempewna,żecipomogąwszystkopozałatwiać.
No,topa!
NaklatceschodowejpoddrzwiamipaństwaPiecykówpanowałopewne
zagęszczenie.
Wanda,niewidoczna,tkwiłaprzezjakiśczaswprzedpokoju,wpatrzonaw
judasza,aleuznawszy,żeintruziraczejniewedrąsięsiłądomieszkania,
porzuciłamęczącezajęcieiwróciładokuchni.
Doszładowniosku,żenawypadekdłuższegooblężeniamusizapewnićsobie
pożywienie.
NaschodachsiedzielimłodziutkiposterunkowyiSzczęsny.Pierwszy
pracowałwpolicjiodmiesiącaiwjegoniedawnoprzeszkolonej
podświadomościuwiłosobieprzyjemnegniazdkoprzekonanie,żekażdy
zwykłyobywatelmabezszemraniawypełniaćrozkazypolicjantanasłużbie.
Drugibyłlekkozniecierpliwionybezrozumnymuporemważnegoświadka,
aleitrochęrozbawionycałąsytuacją.
KiedynamiejscedotarliAmaiprokurator,obajpolicjanciodetchnęlizulgą.
-Cosiędzieje,Łukasz?
-PaniPiecykowazabarykadowałasięwmieszkaniuiniechcenikogo
wpuszczać-wyjaśnił
Szczęsny,wstając.-Upierasię,żemożemybyćfałszywymipolicjantamiiboi
się,żezostanieporwanalubzamordowana.
-WidziałasięzWacusiem!-zgadłaprzejętaAma.-Musiałjejpowiedzieć
cośpotężnego,skorotaksięboi.
-Jateżchciałbymsiędowiedziećczegośpotężnego-mruknąłKrzysztof.-Bo
mamnagłowienadętegoadwokacinę,któryjestpewien,żewyrwiemizrąk
tegoPletniakowa.Spróbujprzekonaćkuzynkę,żejesteśmypojejstronie.
Proszę!
AnnaMariaposłuszniepodeszładodrzwiiwcisnęładzwonek.Usłyszelijego
dźwięk,owszem,alenicpozatym.Żadnejreakcji.Niemielipojęcia,że
Wanda,zdenerwowanawydarzeniami,zajęłasięgastronomią,włączywszy
dośćgłośnoradio,byniesłyszećodgłosówzklatki.
Amazastukałagłośno,alenictymniewskórała.Wkońcu,zdopingowana
zniecierpliwionąminąprokuratora,wyjęłakomórkę.
-Wandziu!-odetchnęłazulgą,usłyszawszygłoskuzynki.-Dlaczegonie
otwierasz?Sterczętunaklatcejakułannawidecie.
-Sama?-zapytałaWandapodejrzliwie.
-Niesama.Obokmniesądwajpolicjanci.Jednegoznam-dodałaszybko,bo
usłyszałazirytowanesapnięcie.-Przesłuchiwałmnie,kiedyznalazłamciotkę.
A,iprokuratortujest.Teżgoznamimogęzaniegoręczyć,żeniebandzior…
Wandziu,otwórz.Onitylkochcąwiedzieć,cocipowiedziałWacuś.
-Askądmamwiedzieć,czytobietamktośdogłowygnatanieprzystawia?-
zainteresowałasięWandazgryźliwie.-Jaotworzę,aoni…
-Niktminiczegonieprzystawia!-rozzłościłasięAma.-Znaszmnietylelat.
Naprawdęuważasz,żemożnamniedoczegośzmusić?Wandziu,psiakrew,
wpuśćnas!Głodnajestem,bonawetśniadanianiezjadłam!-dodała
podstępnie.
Przezchwilęwaparaciepanowałagłuchacisza.PotemWandawestchnęła
ciężkoioznajmiła:
-Otworzę.Alepamiętaj,Ama,będzieszmniemiałanasumieniu,jeślimnie
zatłuką.Aha,powiedzim,żetegomłodego,którytubyłpierwszy,nie
wpuszczę-dodałastanowczo.-Miałmojezdjęcieijamuniewierzę.
-Dobrze,powiem-zgodziłasięAmaniepewnieipodsunęła:-Wandziu,stań
poddrzwiami,tosamabędzieszwszystkowidziała.Jakuznasz,żejestOK,to
otworzysz.
ZanimpannaRozbickaskończyłarozmowę,Łukaszwydałodpowiednie
dyspozycjemłodemutowarzyszowi,któryzwyraźnymociąganiemopuścił
zgromadzenie.
-Dlaczego„jakułannawidecie”?-zainteresowałsięKrzysztof,gdyAma
schowałakomórkę.
-Bonawidokupublicznym-mruknęłaniecierpliwieigłośnopowiedziała:-
Wandziu,możeszotwierać.
Całatrójkaodruchowoustawiłasięwdzięcznieprzedjudaszem,byznękana
Piecykowapołowicaosobiściemogłaobejrzećnachodzącychjąintruzów.
Najwyraźniejwidokniedokońcająuspokoił,bopochwiliusłyszeliszczęk
zasuwyidrzwiuchyliłysięnaszerokośćłańcucha,awszparzepojawiłsię
potwornejwielkościtopór.
-Mambroń-oświadczyłatwardoniewidocznajeszczewłaścicielka.-Jakby
co,toAmaświadkiem,żeumiemsiętymposługiwać.
ŁukasziKrzysztofspojrzelinasiebie.Pierwszyodruchowodotknąłkabury
przypasku,drugiemudłońpoleciałapodmarynarkę.Amakątemoka
dostrzegłatemanipulacje,obrzuciłaobupełnympolitowaniawzrokiemi
niecierpliwiepowiedziała:
-Oniteżmają.Wanda,przestań.Wpuśćnas,bozachwilęludziezaczną
wracaćzpracyibędzieszmiałazbiegowiskopoddrzwiami.Pococito?
-Ale…
-Litości!Nogimiwtyłekwłażą!Nienawidzęstać!Przysięgamnawszystko,
cochcesz,żenicciniezrobią!Jaichnaprawdęznam!
Topórzniknął,łańcuchopadłiwreszciemogliwstąpićwniegościnneprogi.
Wandazezłowrogimtasakiemwgarścityłemwycofałasiędokuchni,w
którejczułasięnajpewniej.Weszlizaniąijużwprogupowitałich
wywołującyślinotokcudownyaromatsmażonychkotletów.Całatrójka
mimowolniepociągnęłanosem,aAmaodezwałasięrozmarzonymgłosem:
-Mielonezgrzybami…
Wandaspojrzałananiąinatychmiastzapomniałaoswoichobawach.
Ulokowałatopórnakuchennejladzieirzuciłasiękupatelni,naktórej
skwierczałyidealnieowalnekotleciki.
Przewróciłajenadrugąstronęidopierowtedyfuknęła:
-Głodnajesteś!Pewniecięprostozpracywyciągnęli!
-Zrobiłamsobietygodniowyurlop.-Amazaprobatąpociągnęłanosem.-
Aległodnajestemjakwybrakowanahiena.Wandziu,nicsięniebój.Jakoni
tegospróbują,będącięwielbićdokońcażycia.Mogęwyjąćtalerze?-
Kuzynkapotakującoskinęłagłową,więcAmasięgnęładoszafki.
-Dlaczegopowiedziałaś:„jakwybrakowanahiena”?-zainteresowałsię
prokurator,siadającostrożnieprzystole.
-Bołajza.Jakbybyłabezbraków,tobysobiejakieśżarcieupolowała,
prawda?-PannaRozbickaekspresoworozstawiłanastoletalerze,zaprosiła
dostołuwahającegosięSzczęsnegoizaczęłakroićchleb.-Niechpansiada-
poleciłastanowczo.-Możepanbyćpewien,żeon-
machnęłanożemwkierunkuprokuratora-teżbędziejadł.Niematakiej
opcji,żebypanaoskarżył
ołapówę,bowtedyjanakablujęnaniego.
ŁukaszzaśmiałsięiusiadłobokJerczyka.
-Paniepolicjant-Wandaprzerzuciłakotletynaprzygotowanypółmisek-jak
wamwszystkopowiem,totamafiamnieniesprzątnie?Bojęsięjakcholera.
Niktnagębieniemanapisane,coonjest.Wpuszczęlistonosza,aonmnie
utłucze…Ama,comamzrobić?
-Wszystkoimpowiedz!-AnnaMariasprawnierozdzieliłapożywieniei
usiadłaprzystole.-
Wrazieczegozamieszkaszumnie.Jasięniebojębandziorów.Mam
porządnykorkociąg-
prokuratorsięzachłysnął,słysząctesłowa-gazpieprzowywaerozolui
lakierwsprayu.
-Nożesąlepsze-mruknęłaWanda,kładącnapatelniękolejnąporcję
kotletów.-Itasakmogęzesobązabrać.Jedzcie,bowystygnie,azarazbędą
następne.
Łukaszzrozbawieniemsłuchałtejrozmowy,alespojrzałnaKrzysztofa,który
wyglądał,jakbyzachwilęmiałeksplodować,izrobiłomusiężalkolegi.
-Niechpaniezapomnąotakichpomysłach-powiedziałstanowczo.-Pani
Wandadostanieochronę.Pogadamzszefem,aiKrzysztofnapewnobędzie
natonaciskał.
-Będziemijakiśpawiansterczałzaplecami?!-ZaperzonaWandaodwróciła
sięodkuchenkiirzuciłamuwrogiespojrzenie.-Niemamowy!
-Goryl,Wandziu,goryl-poprawiłająAma.-Nieobrażajciężkopracujących
ludzi.
-Zrobimyinaczej.-Prokuratorzmobilizowałumysł,boewentualnerezultaty
współpracyobuniewiastzjeżyłymuwłosynagłowie.-Mamdużydom.
Zabiorępaniądosiebie.Napewnonikomunieprzyjdziedogłowy,żebypani
szukaćumnie.Atu,nawszelkiwypadek,zostawimyczłowieka.
Możektośwpadniewpułapkę.
Wandapopatrzyłananiego,marszczącbrwi,iprzeniosłapytającywzrokna
kuzynkę.Amaprzełknęłapośpiesznie,skinęłagłowąistwierdziła:
-Zgódźsię.Onnaprawdęmadużydom.Widziałam.
-Acojatambędęrobić?-WgłosieWandydźwięczałaniechęć.-Całydzień
mamprzesiedziećnatyłku?Przecieżmożnazbzikowaćznudów.
-Możeszgotować.Wystarczy,żezadzwonisz,aprzywiozęciwszystko,co
trzeba-
podsunęłachytrzeAma.-Czytywiesz,jakonmaurządzonąkuchnię?
Makłowiczoszalałbyzzachwytu!
Wandaniecoprzychylniejspojrzałanamilczącegoprokuratoraiponamyśle
kiwnęłagłową.
-Dobrze.Tylkoodrazumusimipanpowiedzieć,czegopannielubi.
-Onjestwszystkożerny-wtrąciłszybkoŁukasz,którycorazlepiejsiębawił.
-Apanijestgenialnąkucharką!-Machnąłwymowniekawałkiemkotleta.-
Napewnoniebędziemarudził.Ateraztobymchciał,żebypaninamwszystko
spokojniepowiedziała.Dlaczegosiępaniboi?
Widziałasiępanizmężem?
Genialnakucharkaprzewróciłakotletynapatelninadrugąstronęipokiwała
głową.
-Widziałam.Myślałam,żeonsięgdzieśdalekozadekował,atałajzaw
Dzierzkowicachwylądowała-oznajmiłazpolitowaniem.-Utakiego
jednego,coznimkiedyśjeździłwtrasę.
Zadzwonił,żewyślepomnietegokumplaiżebymnaszykowaławałówkę.I
kazałmiznimprzyjechać.No,tonaszykowałam.Dzisiajranoprzyjechałten
znajomyizawiózłmniedoWacka.
Wkuchnipanowałaidealnacisza.Wszyscyjedli,boWandarozparcelowała
kolejnąporcjękotletówpomiędzyswoichgości,alestaralisiętorobićjak
najmniejakustycznie,bynieuronićsłowazopowieści.
-JakmnieWacekzobaczył-kontynuowała,układającnapatelninastępne
mielone-tonajpierwsięrzuciłnażarcie,apotemgocałkiemrozebrałoi
zacząłmówić.Zawszewiedziałam,żeJacuśrozumemniegrzeszy,ależejest
ażtakigłupi,toniemiałampojęcia.-Westchnęłazpolitowaniem.
-Jakto?-zainteresowałasięAma,próbującprzełknąćpożywieniekulturalnie
ibezszkodydlazdrowia.
-PrzecieżwiedziałotejalergiiEleonory,prawda?Wystarczyłopowiedzieć,
żeidziedobabki,upiekłabymjakieśnieszkodliweciasto,niechbywziąłze
sobą.Bardzojejniekochałam,alenikomujeszczeżarcianiepożałowałam!-
Wandazirytacjąmachnęłakuchennąłopatką.-Atenbałwankupiłgotowcaw
sklepieinawetmudołbanieprzyszło,żebyzapytaćotecholerneorzechy!
-Akuratbymupowiedzieli,cotamwśrodkujest-mruknęłaAma,
wzruszającramionami.-Ico?Zeżarłaizaczęłasiędusić,tak?Aonnie
próbowałjejratowaćalbochociażzadzwonićnapogotowie?
-Jacuś?-Wandastuknęłasięwczołotłustąłopatkąizaklęłapodnosem.-
Wiesz,jakaonabyłapazernanaciasto.Zdążyłatylkokawępodaćiodrazu
złapałakawałek.Jacuśsiedziałjaknaszpilkach,bomuwpadłowokoto
pustemiejscepostolikuikonieczniechciałsiędowiedzieć,coznimzrobiła,
aletak,żebysięniepołapała.
Obajpanowiepożywialisięwmilczeniu,mającjednocześnieuszy
nastawionenaodbiór.
Doszlidowniosku,żepannaRozbickaradzisobieświetniebezichpomocy,a
gospodynipowiewięcej,jeślizapomnioichobecnościipowodach,dla
którychsiętuznaleźli.
-Guziksiędowiedział,boEleonorapochwaliłasiętylko,żejedziedoRzymu
nawycieczkęizaczęłasiędusić-kontynuowałaWanda,przewracająckotlety
nadrugąstronę.-Jacuśodtegocałkiemzbaraniał.Gapiłsięjakdebilinawet
muniezagrzmiało,żebyzadzwonićnapogotowie…
-Faktyczniedebil-mruknęłaAmagniewnie.-Przecieżjużrazwidziałciotkę
wakcji.
Powinienwyciągnąćjakieśwnioski.Szczególnie,jeślimuzależało,żebysię
dowiedzieć,cozrobiłazestolikiem.
-Wnioski?!-Wandapogardliwieprychnęła.-Wnioskitosięwyciąga,jaksię
myśli!
Jacusiowyrozumobsługiwałtylkojedentemat:forsa…Onitakmiałfart.-
PopatrzyłazirytacjąnaAmę.-Znalazłtenrachunekodstolarzaizabrałgoze
sobą,jakwiałstamtąd.
-Notak,idziękitemuwiedział,gdzieszukać-dokończyłaAnnaMaria.-
PolazłdoPawełkawnadziei,żeodkupistolik,ajakmążIzymuodmówił,
wynająłpomagiera.
-Toniebyłotak.-Wandapokręciłagłową.-Tenpomagier…Czekaj,jacito
opowiempoporządku,jakmiWacuśsprzedał…Cholera,kombinowaliobaj
tylelat,amnietonawetdogłowynieprzyszło!-wybuchnęłazgniewem,
zgarnęłaostatniąpartiękotletównapółmisek,wyłączyłagaziciężkousiadła
obokAmy.-JakWacekjeździłnaprzewozach,tosięspiknąłztakimjednym
Ruskim.Tamtenszukałkogoś,ktobymutowarprzewoziłprzezgranicę.
Niemiecką,bopolsko-ruskiejtoonsięniebał…
SzczęsnyiKrzysztofpopatrzylinasiebie,jednakowopodekscytowani,i
przygarbilisięnieznacznie,jakbychcieliwogólezniknąćgospodynizoczu.
-ObiecałWackowidużepieniądzeitenbałwansięzgodził.Zaforsądopiekła
byposzedł!
Tobyłacałaszajka.Onikradli,aWacekprzewoziłbusem.
-Biżuterię?-upewniłasięAmasłuchającazwypiekaminatwarzy.
-Biżuterię-przytaknęłaWanda.-AkiedyWacekmusiałodejśćnarentę,na
głowiestawał,żebynaswojemiejscewsadzićJacusia.No,irobotaprzeszłaz
ojcanasyna.Balisiętrzymaćtowarwdomuiodpoczątkuchowaliu
Eleonory.NajpierwWacek,potemJacuś.Onaotejskrytceniemiała
zielonegopojęcia,aonimieliłatwydostępdołupów.
-Wandziu-przerwałaniecierpliwieAma.-Chybazaczynamrozumieć…
Jacuśmiałwodwłoku,żemubabkapadła!Onsiębałtejmafii!
-Bałsięjakcholera.Nieprzyznałsię,żemusięfantyzapodziały,tylkood
razunamierzył
tegostolarza.Wypłaciłzkontatrochękasyipoleciałdoniego,żebyodkupić
tennadzianystolik.
Facetniechciałmugosprzedać,więcJacuśpróbowałsięwłamać,alemunie
wyszło.Zwiałiusiłowałprzeczekać.Przyszedłdonas,ostrzegłWacka…
-Głupi!-krzyknęłaAma.-Niemusiałprzychodzić.Niemógłzadzwonić?
Powinienbył
gdzieśprzycupnąćiwogólenikomuniewłazićwoczy!
-Jakbywiedział,comuzrobią,pewniebyprzycupnął.-Wandawestchnęła.-
Możemiał
nadzieję,żemuojciecpomoże…Wkażdymrazieniezdążyłsięschować,bo
godopadłten,cozawszeprzychodziłpotennielegalnyimport.Jacuśniemiał
towaru,noi…
-Czekaj!Toterazjacipowiem,botegoWacuśniemógłwiedzieć.-Ama
wycelowaławkuzynkęwideleciwymachującnimbojowo,kontynuowała:
-TenRuskiwydoiłzJacusia,żemutowarwcięło,dowiedziałsię,gdziejest
aktualnieiuznał,żejużmutenbaranniepotrzebny.Wywiózłgona
obwodnicę,zaszlachtowałisampoleciałdoPawełkaodzyskiwaćłup…Ty
maszpojęcie,żejatambyłam,bomyślałam,żedopadnęJacusia!-
Sapnęłazezgrozą.-Gdybymwiedziała,żetoruskamafia!NaJacusia
miałamkorkociąg,alenatakichgangsterówtoikałasznikowbyłbyzamały.
Szczęsnyzerknąłnaprokuratora,któregoobliczenabrałowyglądudojrzałego
pomidora.O
korkociąguusłyszałporazpierwszyiprawiemusięzrobiłożalkolegi.
Ugryzłsięwjęzykipowstrzymałkomentarzcisnącymusięnausta.
-Wandzia,gdzieonitokradli?-zainteresowałasięAma.-WNiemczech?
-Chybatak.-Wandabezradniewzruszyłaramionami.-Wacekotymnie
mówił.Jegotylkojednointeresowało-jaknajwięcejuszarpaćdlasiebiez
tegogeszeftu…
-Wdziadkasięwdał-mruknęłapotępiającoAma.-Teśćciotkiteżrobiłtakie
geszefty…
-Myjużwiemy,jakonitamdziałali-wtrąciłniespodziewanieKrzysztof,
unikającpatrzenianaŁukasza.-Niemcyprzysłalinammateriały.Oddawna
próbowalinamierzyćtęszajkę,aleodczasudoczasuudawałoimsię
najwyżejzłapaćpojedynczegozłodziejaszka.Aresztowanydelikwentzwykle
naoczyniewidziałzleceniodawcy.
-Jakto?-zdziwiłasięAma.
-Dzwonilidoniego,podawaliadresjubileraiopiszabezpieczeń.Uzgadniali
dzieńskokuiprzekazywalinumerskrytkinadworcu,gdziemiałzostawićłup
iodebraćdolę-wyjaśnił
prokurator.-DziałaliwtensposóbnatereniecałychNiemiec.Potem
„ugadani”kierowcyprzewozilitowarprzezgranicęiunasodbierałgokurier
szajki.Opłacalnybiznes,złotociąglezwyżkuje.
-Itowszystkorobiłataruskasitwa?-zapytałaWandazniesmakiem.
-Właśnieniewszystko-włączyłsięŁukasz.-
Niemcybyliprzekonani,żetonasirodacywtymsiedzą.Bogłównienasi
kradli.Dopieroteraz,kiedytrafiliśmynategopomagiera,jakgopaniebyły
uprzejmeokreślić,pokazałsięruskiślad.Idlategotakbardzochcemy
porozmawiaćzpanemPiecykiem.Poprzednimrazemwzywaliśmygotylko
nazidentyfikowaniezwłok,alecośmisięwidzi,żeonmógłbynamtoiowo
otymPletniakowieopowiedzieć.
-Pewnie,żemógłby!-stwierdziłaWanda.-Tylkoczypowie?Onsiętrzęsie
przedtymRuskimjakgalareta!Boisię,żegozabijejakJacusia!Atam!Mam
gownosie!Jaksięwygłupił,niechsięsamosiebiemartwi!Paniepolicjant,
powtórzęwszystko,comipowiedział-oświadczyłazdeterminacją.-Jateż
sięboję.Mało,żesamsiedziwbagnieikwiczyjakdzikaświnia,tojeszcze
przezniegoimniemogąkrzywdęzrobić.Całeżyciemamsięzasiebie
oglądać?
-Mów,Wandzia,mów-zachęciłająserdecznieAma.-Pozbędzieszsię
Wacusiawmajestacieprawaiwreszciebędzieszmiałaspokój.Bocośmisię
wydaje,żeonsiękwalifikujewkazamaty,prawda?-Rzuciłasiedzącemu
obokprokuratorowipytającespojrzenie.
-Przemytkradzionegomienia-mruknąłKrzysztof.-Kwalifikujesię.
-Nototak.-WandasplotłaręceispojrzałanaSzczęsnego,którywłączył
dyktafon.-Wacekznategobandziora.Jakjeszczesamjeździł,totenRuski
odbierałodniegoworeczekzbiżuteriąiodrazumu
płaciłzarobotę.
-Chwileczkę…-przerwałŁukasz.-AwNiemczech?Ktomutodawałdo
przewozu?
-TeżjakiśRuski.SpotykalisięwBerliniewknajpie,Wacek,apotemJacuś
odbieralitowarichowaliwbusie.Wacekmówił,żetenzbirwyglądałjak
rodowityNiemiec.Iponiemieckuznimgadał.Kazałmówićnasiebie:Kurt.
Aleraz,jaksięspotkali,podszedłdonichjakiśgorylizagadał
porusku.Tamtensięwkurzyłimachnąłnaniego,żebysięwynosił,a
Wackowipowiedział,żetojegoochroniarz.
-Wiepani,gdzieodbieralitowar?-zapytałSzczęsny.
-Różnie.Czasemzarazpoprzejechaniugranicy,jaksięWacekzatrzymywał
naobiad,boludziebyligłodni.Mielitamtakąknajpę,wktórejbardzoczęsto
jadali-wyjaśniłaWanda,naktórąkonkretnepytaniaaspirantapodziałały
uspokajająco.-Towarodbierałten,cosprzątnąłJacusia.
AlepotemjakośimKraśnikspasował.Ostatniotobyłotak,żeJacuś
przyjeżdżał,utykałtouEleonory,anadrugidzieńtenRuskidzwoniłdo
niegonakomórkę.Spotykalisięnarynkupodpomnikiem.Tamtenjuż
siedziałnaławceiszłozrączkidorączki.Ajakpadałdeszcz,towszystko
odbywałosięwtymdużymkościele.Wprzedsionku,bozwykletokościół
jestzamknięty.
Heretyki!-sapnęłazobrzydzeniem.-PanBógtomacierpliwośćdodrani.
Powinienimcościężkiegonałbyspuścić!
-Powienampani,gdziesięmążukrywa?
-Adresunieznam-zakłopotałasięWanda.-Alegdybymniektośzawiózł,to
trafię.Totakizapuszczonydomzzielonymdachemprawienakońcuwsi.
Pojadęzwami,boczytojawiem,cotemumojemubałwanowiprzyjdziedo
łba,kiedypolicjęzobaczy?
-Mążmabroń?-zapytałSzczęsny.
-Nocopan?-Wandaprzeżegnałasięnabożnie.-Wacek?Taniedojda?
Nawetbytegotrzymaćnieumiał!
-Tosamisobieporadzimy.NazwiskotegokumplazDzierzkowicpanizna?
Świetnie.-
ŁukaszspojrzałnaJerczyka.-Toco,Krzysiu?Zrobimydyskretnerozeznanie
wsytuacjiiprzygarniemypanaPiecyka,zanimgodopadnąszefowie?
-Będzieszmiałludzidoobserwacji?Nawszelkiwypadek,gdybyktoś
zechciałzłożyćwizytę,zostawteżtutajswojegoczłowieka,dobrze?-
ProkuratorzzadowoleniemprzyjąłzgodękolegiizwróciłsiędoWandy:-
Myślę,żetoniepotrwadługo.Niechpaniweźmie,conajbardziejpotrzebne.
Amapomożewpakowaniu.Zainstalujępaniąusiebie,apotembędęmusiał
pojechaćdobiura.Jakbyco-popatrzyłnaSzczęsnego-tammniełap.Inie
mówzadużoszefowi.JestemnabieżącowkontakciezNiemcami.Przekażę
imteinformacje,możenacośimsięprzydadzą.W
końcunaswoimpodwórkupowinnimiećjakieśrozeznanie.
-Dobra!-Łukaszpoderwałsiężwawo.-Tojasięzmywam,atyzajmijsię
świadkiem.
Dziękujęzapoczęstunek,paniWando.-Położyłdłońnasercuizłożył
gospodynigłębokiukłon.-
Mojażonaświetniegotuje,aletakichkotletówwżyciuniejadłem.Do
widzenia.
Wandanatylnymsiedzeniurozparłasięjaknapuszonakwoka,botrochęją
niepokoiłatanagłazmianaadresu.Wśrodkuczułalekkiżal,żew
odpowiednimczasienieudałosięjejzapaśćmałżonkanaśmierć.Miałaby
terazświętyspokójimieszkaniedodyspozycjiiniemusiałabysięobawiać
ruskiejmafii.
ZprzoduobokprokuratorasiedziałaAma.Objadłasięukuzynkijakpytonpo
głodówceiopanowałojąprzyjemnerozleniwienie.Nagleprzypomniałasobie
otajemniczychkonszachtachKrzysztofazjejojcemiwrodzonaciekawość
wzięłagórę.
-Oczymtakmataczyłeśztatą?-zapytałaodniechcenia.
-Mataczyłem?-Jerczykznadkierownicyrzuciłjejzdumionespojrzenie.
-Mamamówi,żeprzeważniegabinetsłużynamobojgudouzgadniania
zeznań,jaksięwzajemniekryjemy-wyjaśniłaAma.-Wszystkierozmowy,
któresiętamodbywają,nazywamataczeniem.
No,tooczym?
-Twojamatkanajwyraźniejmaskrzywieniezawodowe-mruknąłKrzysztofi
westchnął.-
Chciałemsiędowiedziećczegośotymadwokacie,którynamnienaciska.
Dowiedziałemsięijużwiem,comamrobić.
-Adwokat?-zdziwiłasięAma.-Aktogowynajął?Ikogoonbroni?
PrzecieżnieWacusia?
-Właśnieciekawbyłem,ktozanimstoi,bozachowujesiędośćarogancko,a
widać,żegówniarzjestświeżopoaplikacji.Niewiem,coonsobiewyobraża.
-Aczegoonchceodciebie?
-ŻebymwypuściłtegoPletniakowazakaucją.-Krzysztofsapnąłzirytacją.-
Mordercęmamwypuścić?Dowodywyraźniewskazująnaniego.Jago
wypuszczę,aonsięrozpłynie?Ijeszczetagnidamiędzywierszamidałami
dozrozumienia,żektośmożeokazaćwdzięcznośćalbozrobićmikrzywdę!
Ojciecchrzestnysięznalazł!
-Orany!-Amaspojrzałananiegozezgrozą.-Mogąciękropnąć!
Powinieneśmiećochronę!
-Niepanikuj.-Krzysztofuśmiechnąłsiępokrzepiająco.-Nicminiezrobią.
Tagnidatozerowdrogimgarniturku.Rozmawiałemztwoimojcem.Ma
znajomegowtejkancelarii,wktórejpanmecenasjestzatrudniony.Przyjęli
gonaosobistepoleceniebyłegowspólnika.Wspólniksięwycofał,wyczyścił
swojekontaiuciekłwobcelandy,bosięsmródkołoniegozrobił.Apana
mecenasaladamomentsamisiępozbędą,bopodobnokompletniesobienie
radziznajprostszymisprawami.Myślę,żeszeftegoPletniakowachciałmieć
podrękąjakiegośobrońcęwraziewpadki,apanamecenasaskusiły
pieniądze.Jakmuztąkaucjąniewyjdzie,toonbędziemiałproblem,nieja.
I,wieszco?Jakośmigonieżal.-Wzruszyłramionami.-Nielubiętakich
rozdętychpurchawek.
-Adotegopanadomutołatwowejść?-zapytałanagleWanda,którauważnie
słuchałaichrozmowy.
-Niebardzo.Niechsiępaninieboi.Nikttampaniniebędzieszukał.Od
mokrejrobotymielitujednego,aonsiedziwkiciu.Wdomumam
zainstalowanyalarm,ananocwłączamkameręprzywejściu.
-No,ispluwęma,tochybaumiestrzelać-dodałapocieszającoAma.
-Mamnowiny-oznajmiłaradośnieIza,ledwoprzyjaciółkaweszłado
pokoju.-Chybaniebędęmusiałapisaćogłoszeńwsprawieteściowej.
Uznała,żemazadużoczasuichceotworzyćzakładkrawiecki.Terazsiedzą
razemzPawłemwjegowarsztacieikombinują,jaktozrobić,żebynie
straciłarenty.Jaksięzajmieczymśkonkretnym,przestaniemiećczasna
dobreuczynki!
-No,tobędzieszmiałarajskieżycie-mruknęłaapatycznieAmaiciężko
klapnęłanafotel.
-Cosięstało?-zaniepokoiłasięIza.-Jużmamkoić?Takszybko?Prokurator
cizwiałczywylazłzniegomacho?Amożeprzeciwnie:ciaputek-
pieszczoszek?
-Askądwiesz,żejanielubięciaputków?-zainteresowałasięniemrawo
Ama.
-Alubisz?Nieżartuj!-Izaprychnęła.-Żadnanormalnakobietanie
wytrzymazciaputkiem.
Dotakiegojestpotrzebnaspecjalnainstrukcjaobsługi.Togorzejniżz
dzieckiem.Dzieckomożeszewentualnieprzełożyćprzezkolanoiużyć
argumentówsiłowych,adorosłemuchłopuniedaszrady.
-Zaargumentysiłowepaństwomożeciodebraćdzieci-uświadomiłają
Ama.
-Nowidzisz,jakaniesprawiedliwość?Dziecimoże,aciaputkaniechce…
Czekaj,przyniosęjakiśwodopójiwszystkomiopowiesz.-Izawybiegłado
kuchni.
AnnaMariawestchnęłaipomyślała,żedladobraswojejfigurypowinnana
jakiśczaszrezygnowaćzsamochoduiperegrynowaćpomieściepiechotą.
Ewentualniezwiększyćilośćwypijanejcodzienniezielonejherbaty.
-Wiesz,jakszybkosięczłowiekprzyzwyczajadoluksusu?-powiedziałaz
żalem,kiedyprzyjaciółkawróciłazdzbankiemkompotu.
Izanalałanapójdoszklanek,usiadłaiprzyjrzałajejsięzzastanowieniem.
-Atenluksustoco?-zapytałaostrożnie.
-Achoćbysamochód.Dosklepunaosiedluniepójdę,tylkoodrazujadę
autemdalejdohipermarketu.Dopracyteżautem,aprzecieżtuwszędzie
mamyblisko.-Naglecośjejprzyszłodogłowyiażsięwyprostowała.-
Zdajeszsobiesprawę,ileczasutracimyprzeztakisamochód?
Zeszłabymnadółdosklepuobokbloku,zrobiłabymzakupyiwróciłabymdo
domu,prawda?Ataknajpierwjadę,potemszukammiejscanaparkinguiklnę
naczymświatstoi,potembiegampotymkobylastymsklepieisterczęw
kilometrowejkolejcedokasy.Wkońcuwychodzę,ładujęzakupydo
bagażnikaiznowuklnę,boprzeważniejakiśbałwanmniezablokujeinie
mogęwyjechać-
powiedziałazezłościąidodała:-Iwdodatkuzanieczyszczamśrodowisko.
-Pogięłocię?-Izapostukałasięwczoło.-Przyszłaś,żebymnienawrócićna
ekologię?
Możeszsobieodpuścić.Oszczędzamwodęienergię,bonielubiępłacić
wysokichrachunków.
Sorry,alekasabardziejdomnieprzemawia.Pozatymnieświnięnaulicachi
niedewastujęroślinności.Segregujęśmieciinawetzużytebateriewyrzucam
dopojemnikówwsklepach.Azsamochoduniezrezygnuję.Jakmuszę
jechać,tojadę.Ewentualniewramachdziałańekologicznychmogęsię
zaczaićnatychdebili,cowyrzucająśmiecidonaszegolasu.Chętnieze
spluwą...Odbiłoci?Przyszłaśdomnietakaprzymulonazpowodutej
ekologii?Ajamyślałam…
-Nie-Amawestchnęłarozdzierająco.-Jestemprzymulona,boWandadzisiaj
wróciładoswojegomieszkaniaiztegopowoduurządziłapoczęstunek.
Zeżarłam,ilemogłam,alecośmisięwidzi,żeKrzysztofbędzieresztęmęczył
przezjakieśpółroku.Wandazrobiłamuzapasy,bouznała,żeciężkopracuje.
-Czegośnierozumiem-zastanowiłasięIzairzuciłajejpodejrzliwe
spojrzenie.-Dlaczegotwojakuzynkaobsługujeprokuratora?Pracujeu
niego?Conatojejmąż?
-Jejmążnicnato,bosiedziiprędkoniewyjdzie...A,czekaj,botynicnie
wiesz…-
zorientowałasięAmaiszybkostreściłaprzyjaciółceperypetieWandy.-No,
aleterazjużWacuśtrzaskadziobem,ażiskryidą,bomanadzieję,żemu
wyrokzmniejszą-dodałanakoniec.
-CoWandazamierzaterazzrobić?-przejęłasięIza.-Rozwiedziesięznim?
-Matkajądotegonamawia-przyznałaAma.-Bowkońcupocojejtaki
grzmot?Oszukiwał
jąprzeztylelat,głuparżnął,apocichutkuzbierałszmalnabeztroskąstarość.
Imogęsięzałożyć,żeWandywtychplanachnieuwzględnił!-powiedziała
zezłością.
-Acozgangiem?Rozbiligo?
-Krzysztofmówił,żeNiemcyjużmajątegoKurta.ŻadenzniegoNiemiec,
egzystowałtamnalewychpapierach.Ruskijakbyk.Rozpoznaligopodobno
właścicieleokradzionychsklepówjubilerskich,boosobiściewizytowałkażdy
znichprzedskokiem.Niekojarzyligowcześniej,borobiłzakupy.Myśleli,
żetobogatyklient.
-AtenzabójcaJacusia?
-No,tentomawięcejchybanasumieniu-prychnęłaAma.-Natymnożu,co
nimJacusiaskasował,znaleźliDNAjeszczekogośinnego,aleKrzysztof
mówił,żenarazieniemajątrafienia.
-Acoztymadwokatem?Mówiłaś,że…
-Protegowanypanmecenaspewnieprzeżyje,alewywalągozroboty-
powiedziałaAmazsatysfakcją.-Krzysztofmówił,żedałmuzgodęna
widzeniezklientemipotemstrażnikmupowiedział,żesięokropnie
pokłócili.Jedensiędomagałpieniędzy,adrugiwrzeszczał,żedopierojak
wyjdziezpaki,tomuzapłaci.Ijeszczegostraszył,żedoniesiekomutrzebao
lewychinteresachpanamecenasa.
-StraszniedużomówitentwójKrzysztof-zauważyłaIzaznaganą.-
Wydawałomisię,żeprokuratorpowinientrzymaćjęzykzazębami.
-Aco?-rozzłościłasięnatychmiastAma.-Zmegafonemlatam?Zauważ,że
opowiadamwszystko,jaktasprawaprawiesiękończy.Iniebylekomu,tylko
tobie.
Izadoceniłakomplementiporzuciładrażliwytemat.
-Ajaksobieznimradziszprywatnie?-zapytała.-Będziecośztego?Bo,
wiesz,ondociebiepasuje.
Amawydałazsiebiepotężnewestchnienieiskrzywiłasięzniesmakiem.
-Niewiem,jaksobieradzę-oznajmiłagniewnie.-Iniewiem,czycośztego
będzie.Onjestcholerniemęczący.
-Wjakimsensie?
-Niejestemwstanieprzewidzieć,comuzachwilęprzyjdziedogłowy!-
wypaliłazfuriąAma.-Zawszemisiętrafialiwmiaręnormalni,aten…
Jednymsłowemwszystkowywracadogórynogamiiszlagmnieodtego
trafia!Rozmawiamyojakichśpierdołach,aonnaglepowiecośnizgruszki,
nizpietruszki,ajapotemmyślęotympółdnia!
-Pewniepotomówi,żebyśmyślała-powiedziałauspokajającoIza,ale
osiągnęłaodwrotnyskutek.
-Alejaniewiem,comammyśleć!-wrzasnęłaAmadesperacko.-Jużmiod
tegomyśleniałebpęka!Iniewiem,czytodobrze!Całeżycietakmam
myśleć?!
-Całeżycietonie-pocieszyłająIza.-Tosięnazywazakochanie.Pojakimś
czasieprzechodziijestnormalnie.Mogębyćnietaktowna?
-Niespałamznim-powiadomiłająAmaponuro.
-Towiem.Gdybyśspała,tobyłobywidać.Kiedypierwszyrazprzespałam
sięzPawłem-
rozmarzyłasięIza-zlustraspojrzałanamniezupełnieinnakobieta…A
pocałowałcięchociaż?-
Amarzuciłajejzłespojrzenie.-Rozumiem,żenie.-Westchnęła.-To
faktyczniemaszzgryza.Jatowolęzaczynaćodłóżka-wyznałauczciwie.-
Boodrazuwiem,zkimmamdoczynienia.
Egoistawyleziezniegonatychmiast,nawetjeśliudaje,żezrobidlaciebie
wszystko.
-Skądwiesz,żeniezależymutylkonatym,żebycięprzelecieć?-
zainteresowałasięAma.
-Toteżwylezie.Facetwłóżkujestprawdziwy,jeślirozumiesz,comamna
myśli.Wystarczywyciągnąćwnioskizjegozachowania.JanaPawełka
zdecydowałamsiępopierwszymrazie.
-Jaktytakamądrajesteś,topocowyszłaśzategopierwszegomęża?-
zapytałaAmazgryźliwie.
-Bonieodrazubyłamtakamądra-przyznałasięIza.-Popierwsze:
chciałamwyjśćzamążtakbardzo,jakbymojeżycieodtegozależało.Pewnie
nawetKingKongbymipasował.Wiesz,niktmnieniekocha,niktmnienie
lubi,tojaimpokażę.No,izrobiłamgłupotę.Jużponocypoślubnejdoszłam
downiosku,żewyszłamzadupka.Wszystkowiedziałnajlepiej,ajamiałam
siętylkodostosowaćdotejjegowiedzy.
Amawestchnęłaizmarszczyłabrwi.
-Mówiłam,żebędęnietaktowna-Izawróciładotematu.-Założęsię,żeco
wieczórmyśliszonimprzedzaśnięciem.Ico?Dojakichwnioskówdoszłaś?
Lecinaciebietaknapoważnieczydlarozrywki?
-Rozrywkowytoonchybazabardzoniejest.-Amapokręciłagłową.-
Wandapowtórzyłamiichrozmowę.Któregoświeczoruprzykolacjizapytała
go,dlaczegojeszczesięnieożenił.Bo,rozumiesz,domjużma,tokobietaby
sięprzydała.Wandajestbezpośrednia,nigdynieowijawbawełnę.
Odpowiedział,żenastudiachuczyłsięjakszatan,żebyzdążyć,bojegoojciec
chorował
narakaionchciał,żebyjeszczezobaczyłjegodyplom…
-Amatka?
-Matkamuzmarła,kiedybyłmały.I…
-Sierotka-wzruszyłasięIzaiwestchnęłarzewnie,apochwilinamysłu
dodałarzeczowo:-
Tysięniezastanawiaj.Łapgo.Pomyśl,jakietoszczęścieniemiećteściowej.
-Mojamatkaobstaniezacałekomando-mruknęłaAmaponuroi
kontynuowała:-Potempodobnoniemiałczasunażycietowarzyskie,bo
chciałsięwykazaćwpracy.Wkońcukupiłdomiteżniemiałczasu,bogo
chciałurządzić.Iza,niewiem,czytodobrze.Jakonniemapraktyki,tomoże
majakieśukrytebrakiidopieropotemwszystkozniegowylezie…
-Jakiebraki?-naskoczyłananiąprzyjaciółka.-Powierzchownośćwięcejniż
przyjemna,inteligentnyinawetromantyk,bomusięchciałoszukaćtego
migdałowca.Imówiłaś,żeniekręci.
Samezalety!
-Musimiećjakieśwady-uparłasięAma.-Ideałysąwromansach.
-Jaksiębędzieszczepiać,tosięwkońcuzniechęci-postraszyłająIza.
-Dołóżkamammuwleźć?-rozzłościłasięAnnaMaria.-Gdybymnie
chociażtrochęzachęcał,tomogłabymulec,alesama?Niejestemkurtyzaną.
-Postarajsiętakwykorzystaćsytuację,żebywyszło,żetojegoinicjatywa-
poradziłaIzazfiglarnymuśmieszkiem.-Niepowieszmi,żenieumiesz!
WandaPiecykowazezwolenienawidzeniezzapuszkowanymmałżonkiem
dostałapokumotersku.ProkuratorJerczyk,kompletniezmiękczony
smakołykami,jakiemupodtykałapodczasprzymusowegopobytuuniegow
domu,uznał,iżwtymprzypadkuniezachodzimożliwośćmataczeniai
podpisałstosownypapier.TerazAmawiozłakuzynkędoLublina,zaśWanda
wiozłamężowiniespodziankęwpostaciwnioskurozwodowegonapisanego
pieczołowicieprzezSabinę.
-Daszmutoodrazu?
-No,właśnieniewiem-Wandazakłopotałasięnieco.-Czujęsiętrochę
świniowato.
MieszkaniejestWacka,porodzicach.Niewiem,czymamprawo…
-Pewnie,żemasz!-Amaprawiepodskoczyłazezłości.-Atodrugie,po
dziadkach?!Nabrukniepójdzie!Krzysztofmówi,żeopieniądzachztego
interesumilczyjakzaklęty!Myślisz,żekiedywyjdzie,tozostaniebez
grosza?Tysięosiebiemartw,nieoniego!
-No,wiem…-Wandawestchnęła.-Alemimowszystko…paczkęmu
zrobiłam.Żarcie.
Pewniegotamssiewtymmamrze,bopojeśćtoonlubi.
-Dlazdrowotnościtodobrze-prychnęłaAma.-Sumieniecięgryzie?Poco?
Jegoniegryzło,jakcięoszukiwał.
-Etam,oszukiwał.Niemówiłwszystkiego.Możeidobrze,bowtedybym
dopieromiałazagwozdkę.Tojużtu?
-Tak.-Amawskazałanapisnabramie.-Wyciągnijpapier,którydałci
Krzysztof,bonasniewpuszczą.
Pochwiliokazałosię,żeAnnyMariiijejsamochoduniewpuszcząistotnie.
Mogławejśćjedynieosobawymienionawzezwoleniu.Amanawetsięnie
awanturowała,boniebyłaspragnionawidokuWacusia.Obiecałakuzynce,że
poczekananiąprzedbramą,ilebędzietrzeba.Wandziekazanoprzejśćprzez
specjalnąbramkę,akiedyrozległsięalarm,któryspowodował,że
skamieniała,zmuszonojądopokazaniawszystkichmetalowych
przedmiotów,jakiemiałaprzysobie.Amabyłazadowolona,żetonieona
przechodzitęprocedurę,boprzypomniałasobie,żewjejtorebcewdalszym
ciąguspoczywaobronnykorkociągdowina,astrażnicymoglibygouznaćza
bandyckienarzędzie.
Wkońcuokazałosię,żepaczkazjedzeniemrównieżniezostanie
przepuszczona,ponieważWandaniemiałazezwolenianajejwniesienie.
Poinformowanoją,żenatereniewięzienia,tużprzywejściujestkantynai
tammożekupićto,couznazastosowne.PaczkęprzejęłazatemAmai
pocieszyłakuzynkę,żezaopiekujesięniąnależycie.Niezmartwiłjejzbytnio
fakt,żeWacuśzostaniepozbawionydomowychrarytasów.Wgłębiduszy
byłazdania,żeniezasługujenanie.
ZnękanaWandazniknęławreszciezadrzwiamiwięziennegobudynku,aAma
rozsiadłasięwygodnie,włączyłaradioizaczęłazapetytemdematerializować
zawartośćpaczki.Niemiałapojęcia,żenapowrótkuzynkibędziemusiała
czekaćczterygodziny.
Wandazostaławprowadzonadomałejsalki.Naśrodkuznajdowałsięstoliki
dwakrzesła.Najednymsiedziałjejmałżonek,niecozarośniętyibardziej
skapcaniałyniżzwykle.Poczułasięnieswojoinajchętniejbyuciekła,aleza
drzwiaminakorytarzustałstrażnik,któryobserwowałjąspodoka.Usiadła
zatemnadrugimkrześleizastanawiałasię,copowinnapowiedzieć.Użalać
sięnadmężemniemiałaochoty,bojeszczemiaławpamięciswójstrach,ale
wydawałosięjej,żenależałobygojakośpodnieśćnaduchu,zważywszyna
to,cozachwilęmiałamuoznajmić.Nicjednakżenieprzychodziłojejdo
głowy.
Wacuśniemiałtakichrozterek.
-Przyniosłaścośdożarcia?-zapytałniecierpliwie,spoglądającłakomiena
przezroczystąreklamówkę,którąwręczonojejwkantynie.
Wandapoczułaurazę.Bałwan!Obchodzigotylkowłasnyżołądekinic
więcej.Nawetśmierciąsynabardziejsięprzestraszył,niżprzejął.Aona,
głupia,martwisię,żegoskrzywdzi,domagającsięrozwoduijednego
mieszkania.Tylelatgoobsługiwała,cośjejsię,docholery,zafatygęnależy!
Przesunęłasiatkępostolewkierunkumałżonkaizniechęciąwgłosie
powiedziała:
-Miałamzesobąpaczkęzdomu,alenieprzepuścili.Kupiłamwtejkantynie
wszystkiegopotrochu.Główniesłodkie,bowyboruwielkiegoniemieli.A,i
pasztety…Tylkonierzucajsięodrazudojedzenia,bosięudławisz-dodała,
widząc,żeWacuśniecierpliwiesięgadotorby.
Niezareagowałnaostrzeżenie.Wyjąłpierwszyzbrzegubatonikiłapczywie
zacząłgryźć,jakbyodtygodnianicniemiałwustach.
NiechęćWandynabrałamonstrualnychrozmiarów,adoszładoniejpogarda
dlasamejsiebie,żeprzeztylelattkwiłaubokutegotroglodytyicieszyłasię,
żetakmusmakujejejkuchnia.Możepodrodzeprzegapiłakogośinnego.
Kogoś,komuteżbysmakowałaiktoprzyokazjidysponowałbyjakimiś
ludzkimicechami.Inieokazałbysiępospolitymzłodziejem.Iporozmawiałby
odczasudoczasu,jakczłowiekzczłowiekiem,aniewydawałjedyniejakieś
pomruki.I…
Wandajużniezdążyłasprecyzować,cojeszcze,bomałżoneknagle
znieruchomiał,wydałzsiebieprzerażającycharkot,ajegonalanatwarz
oblałasięczerwieniąprzechodzącąpowoliwnieprzyjemnąsiność.Stanęłajej
przedoczamiEleonoraiskamieniała.Alergia?!„Przecieżżarł
wszystko,nigdymunicniebyło…Jezusie,Maryjo,corobić?!”.
Oprzytomniaławreszcie,poderwałasięidopadładrzwi.
-Panie!Ratunku!Cośmusięstało!Niechpancośzrobi!
StrażnikrzuciłokiemnaPiecyka,którysprawiałmałoestetycznewrażenie,
bołapał
powietrzejakwyjętazwodyryba,adodatkowodemonstrowałdość
przerażającywytrzeszcz,inatychmiastwbiegłdośrodka.Wezwałlekarza
przezcoś,coWandauznałazawalkie-talkie.
-Comusięstało?Sercowy?
-Niewiem!-jęknęłaWanda.-Żarłbatonaiwtedy…Panie,onsiędusi!
Wacek,cholero,oddychaj!Oddychaj,bocięzabiję!
Nieszczęsnaofiarasnickersabezżadnegomiłosierdziawalonaprzezstrażnika
wplecyusiłowałacośpowiedzieć.Wandapochyliłasięnadmężem.
-Lwy…-wyłapałapomiędzykolejnymicharkotami.-Mor…dy…Po…
Oczymustanęływsłupiosunąłsięnastolik.SkamieniałejWandynie
wyrwałozdrętwotynawetwejścielekarza.
Amastałaoboksamochodu,stwierdziwszy,żemusirozprostowaćnogi,bo
wszystkojejzdrętwiałoodsiedzeniaiczekania.
-Cosięstało?!-przeraziłasięnawidokzapłakanejkuzynkiwychodzącejz
bramy.
Wandaniemrawowsiadładoauta,wydmuchałanoswchusteczkęhigieniczną
zpaczki,którąmiłosiernieobdarzyłjąnaczelnikwięzienia,ijęknęła
rozpaczliwie:
-Teraztojużjestemsamajakpalec!
-Podpisałtepapiery?
-Jakiepapiery?!Namoichoczachszlaggotrafił!Wdowąjestem!
Amamilczałaprzezchwilę,wreszcieostrożniespytała:
-Taksięprzejął?Wacuś?Niepasujemitodoniego.
-Nawetmutegoniepokazałam!Niezdążyłam!Rzuciłsięnatocholerne
żarcie,jakbygogłodzili!
-Ico?Zaszkodziłomu?-zdziwiłasięAma.-Takszybko?Ażtakieświństwa
mająwtejkantynie?
-Ud…udławiłsię-wykrztusiłaWandaiwzdrygnęłasię,bowidokstanąłjej
przedoczami.
-Czym,nalitośćboską?-osłupiałaAma.
-Snickersem.Lekarzpowiedział,żeutknąłmudużykawałwtchawicyi…
cośzablokował.-
Wandawestchnęła.
-Drogioddechowe.Udusiłsięjakciotka…Ranyboskie!-Amapróbowała
zebraćmyśli.
-Jeszczemikłopotunarobił,bomusiałamsiętłumaczyć.-Wgłosiekuzynki
dźwięczał
gniew.-Wszystkomiprzeszukaliiznaleźliwniosekrozwodowy.Dzięki
Bogu,żestrażniktambył.
Zeznał,żewidział,jakWaceksięrzuciłnatożarcieijamunicnasiłędo
gębyniewtykałam.
Jeszczewołałamopomoc.
-Aleśmierćmiałpiękną-stwierdziłaAmapocieszająco.-Zawszebył
obżartyiodżarciaumarł…
-Nawszelkiwypadekbędąrobićsekcję…Jezusie,Maryjo,jamamteraz
trojenieboszczykówdopochowania!-dotarłonagledoWandy.-Skądjana
towezmę…
-Cosięmartwisznazapas.Wszyscybyliubezpieczeni,atyjesteśnajbliższą
pozostałąrodziną.ZUSciwypłaci.Itrzebabytowszystkozałatwićjednego
dniaiwjednymzakładziepogrzebowym,tomożedostanieszzniżkę.Pewnie
rzadkoimsiętrafiatakiutargzjednejkieszeni.
Wandzia,nieprzejmujsiępochówkiem.Przecieżcipomożemy.Pomyśl,jakie
maszterazprzedsobąperspektywy-rozmarzyłasięAma.-Wdowajesteś.
Posażnawdodatku.MaszdwamieszkaniairentępoWacusiu.Ikupę
antykówdosprzedania.Możeszwogóleniepracować,alejakbyśchciała,to
maszkasęnatęswojąwymarzonąknajpę!Albobarzszybkimżarciem!
Wandawestchnęła,zadumałasięgłębokoijakbypoweselała.
AnnaMariasiedziaławprokuratorskimsalonierozpartawygodniew
miękkimfotelu,popijałaukochanązielonąherbatęispodrzęszerkałana
gospodarza.Zaprosiłjądosiebie,podał
smakowitąkolację,zabawiałinteligentnąkonwersacją,aleniemogłaoprzeć
sięwrażeniu,żecośgorozprasza.Ponamyśledoszładowniosku,żeniema
tonicwspólnegozjejosobą.Niestety.
Przezchwilęzastanawiałasię,czyniepowinnasięobrazić.Jużmiałacoś
złośliwegonakońcujęzyka,gdyspojrzałnaniąipowiedział:
-Przepraszam.Wiem,żeniejestemdziśnajlepszymkompanem.
„Topocholeręmniezapraszałeś?”-pomyślałaAma,agłośnozapytała:
-Cościęgryzie?Nie.Cofampytanie.Widzę,żecościęgryzie,tylkonie
wiem,czychceszotymrozmawiać.
-Wzasadzieniepowinienemotymrozmawiać-wyznałKrzysztofuczciwie.
-Alejużwiem,żemożnapolegaćnatwojejdyskrecji.Amożecośmi
podpowiesz?-zastanowiłsię.-Ostatecznieznałaśtocałetowarzystwolepiej
niżja.
-ChodzioPiecyków?-Amapoprawiłasięwfotelu.-Wacuśpoległod
snickersa,myślałam,żejużzamknęliścieśledztwo.
-Wzasadzietak.-Krzysztofwestchnął.-Niemcyprzymknęliusiebie
złodziejaszkówipomysłodawcę,Pletniakowpójdziesiedziećza
morderstwo…SprawdziliśmyzŁukaszemtychtwoichkuzynów.Nakonto
starszegoPiecykawpływałatylkorenta,nakontomłodszego-poboryod
pracodawcy.Łukaszjestpewien,żeonigdzieśukrylitepieniądzezprzemytu.
Maszjakiśpomysł,gdziemoglijeschować?
Amapodciągnęłanoginafotel,bowtejpozycjilepiejjejsięmyślało,i
zmarszczyłabrwiwzadumie.
-Kajmanyiinneegzotycznebankiodpadają-stwierdziłapochwili.-Obaj
bylizagłupinatakiepomysły.Kontapewniemielitylkodlatego,że
szefostwosobieżyczyło.Pamiętam-ożywiłasięnagle-żeWacusiowi
pomagałamojamatka,bosamsiębałiśćdobanku.Wacekpracowałjuż
wtedyjakokierowca,ajegoszefniechciałwypłacaćmupieniędzydoręki,
tylkoprzelewem.Oniobajmielimentalność„skarpetowców”.Musieli…
-Cotosąskarpetowcy?-zainteresowałsięprokurator.
-Tacy,cotrzymająszmalwskarpecie,czyliwdomu-wyjaśniłaniecierpliwie
Ama.-Maszrację.Musieligdzieśukryćkasę…-Zapatrzyłasięprzedsiebie
nieobecnymwzrokiemiwolnopowiedziała:-Jacuśtrzymałprecjozau
Eleonory.Niewydajecisię,żetenprzemytowyzarobekteż…
-Ama,jesteśgenialna,dziewczyno!-Krzysztofzerwałsięzfotelaiucałował
jejdłoń.
-Wiem-stwierdziłaAnnaMariabezfałszywejskromności.-Jestem
genialna,bojeszczecośmiprzyszłodogłowy.Jabymposzukałauciotkiw
antykach.Idobrzebybyło,gdybybyłprzytymPaweł.Onsięznanastarych
meblach.Możeprędzejznajdzieniżwy.I…-zawahałasięwyraźnie.
-Ipewnienieźlebybyło,gdybyśsamaprzytymbyła-dokończyłprokurator
iroześmiałsię.
-Przezciebiezłamałemjużtyleprzepisów,żejedenwięcejnierobimi
różnicy.PogadamzŁukaszem.Możedałobysiętaktozałatwić,żetyitwoja
kuzynkabędziecieświadkamiprzeszukania.
WzagraconymmieszkaniuEleonoryPiecykpanowałoniejakiezagęszczenie.
SzczęsnyiJerczykstaliwprzedpokojuizlekkimprzerażeniemmyślelio
porządnymprzeszukaniucałegolokalu.Obawialisię,żezajmieimtokilka
dni.Wanda,trochęprzygnębiona,siedziaławkuchnizAmą,wodzącoczami
poszafkachizastanawiającsię,czyznajdzieuteściowejcoś,comogłobyjej
sięprzydać.NaśrodkusalonusterczałjaksłupPawełekiroziskrzonym
wzrokiemwpatrywałsięwprzecudownesecesyjnemeble.Gdybymu
pozwolono,jużwtejchwiliwyniósłbyjestądnawłasnychplecach.
Amacałkowiciebezmyślniewysunęłajednązszufladwkuchennejszafcei
oczyjejbłysnęły.
-Wandzia!Patrz!Platery!Jakiepiękne!Nigdyniewidziałam,żebyciotkaich
używała.
Musząbyćsporowarte.-Wyjęłajednązłyżekiprzyjrzałasięjejz
upodobaniem.-TochybaspadekpostarymPiecyku.Zobacz,mają
monogram:splecioneLiS…Azprzodu…Lwiamorda!
Patrz,nawetgrzywa!-Pokazałaznaleziskokuzynce.-Nawet,jeślitoz
szabru,tojużchybaprzedawnione.Pięknarzecz.Będzieszmiałapamiątkępo
Piecykach.
Wandazpowątpiewaniemobejrzaładokładniełyżkę.
-Pamiątkę?Zszabru?No,niewiem…-Zmarszczyłabrwi,bocośjejsię
przypomniało.-
Lwiamorda-powtórzyła.-Cotobyło?Ama…-Niepewniespojrzałana
dziewczynę.-Jacośtakiego…dziwnego…Wacek…
-Co?-AnnaMariazbystrzałaodrazu.-Cościpowiedział?
-Zanimgotensnickerswykończył,tooncośmówiło…-wyznałaWanda
niechętnie.-Aleniewiem…Niemampojęcia,ocomuchodziło…
-Hej,chłopaki!-rozdarłasięAma,wywołująctymlekkiewzdrygnięcie
kuzynki.-Chodźcietu!Wandziesięcośprzypomniało!
Aspirantiprokuratornatychmiastznaleźlisięwkuchni.Pochwilidołączył
donichwniebowziętyPawełek,trochęzniecierpliwiony,boodrywanogood
ukochanegohobby.
-Cosiępaniprzypomniało?-Krzysztofwpatrzyłsięznadziejąwżałobnie
przyodzianąwdowępoPiecyku.
Wandapoczułasięniewyraźnie.Cojejsięprzypomniało?Mapowtarzaćte
Wackowegłupotyprzyobcychludziach?Abotowiadomo,coczłowiekowi
chodzipogłowie,kiedyumiera?
Amożeoncoinnegomówił,aonaźlezrozumiała?Głupiątylkozsiebie
zrobi.
-PaniWando…-Łukaszdostrzegłjejrozpaczliwewahanie-tomożebyć
bardzoważne.
Widzipani,nieznaleźliśmytychpieniędzy,któreonidostawaliod
wspólników.Mamytylkozeznaniapanimęża,aonnieżyje,więcsądmożeje
podważyć.Musimymiećpewność,żePletniakownietylkozabiłpani
pasierba,alebyłczłonkiemtejcałejszajki.Gdybyśmycośznaleźli,może
byłybynatymodciski.PaniWando-zapytałłagodnie-czymążprzed
śmierciącośpowiedział?
Wandaskinęłagłowąwmilczeniu.
-Cotobyło?Pamiętapani?Możepanipowtórzyć?
-Niewyraźnie…-wyszemrałaWandaboleściwie.
-Tonic.Niechpanipowtórzytak,jakpaniusłyszała-poprosiłKrzysztof
gorąco.
-Lwy-wymamrotałaWanda.-Mordy.Po.Ityle.
Wszyscyzaniemówili.Aspirantiprokuratorspojrzelinasiebieznadziejąi
rozczarowaniemjednocześnie.Pawełekprzestąpiłznoginanogęizrobił
minę,jakbydokonywałpotężnegowysiłkuumysłowego.Amazmarszczyła
brwi,wydęłaustaizapytałaznamysłem:
-To„po”byłosamoczyprzerwane?
Wandazrozumiała,ocojejchodzi,iodrazuodparła:
-Przerwane.Niedokończone.Tchumujużbrakło.
-Mógłpowiedzieć:„Poszukaj”-zadumałasięAma.-Lwy.Mordy.Poszukaj.
Pawełeknaglepodskoczyłioczymuzabłysły.
-Mordy,lwy!-Byłtakpodekscytowany,żewjegowykonaniubrzmiałoto
jakjedenwyraz.-
Mordy,lwy!Widziałem!
-Cowidziałeś?-Krzysztofodwróciłsiębłyskawicznieizłapałgozaramię.
-Widziałem!-Pawełekniemógłustaćwmiejscuzemocji.-Mordy,lwy!
Szafa!Szuflady!
Mordy,lwy!-Wydarłsięzuściskuprzyjacielairzuciłdopokoju.
-Paweł!Stój!-stanowczygłosprokuratorazatrzymałgowmiejscu.-
Łukasz,dajmurękawiczki.Potrzebnenamodciskipodejrzanych,nietwoje.
Pawełekposłusznienaciągnąłlateksowerękawiczkiipoprowadziłichku
kobylastejszafie.
Tryumfalniewskazałdolneszuflady.Zdobiłyjeuchwytywkształcielwich
głów.
-Zaraz!-Łukaszprzepchnąłsiędoprzodu.-Poczekajcie.Najpierwwezmę
odciski.Jeśliktośtootwierał,powinnyjakieśzostać.
Wandausiadłaprzystoleizapatrzyłasięnaścianę.Wyglądała,jakbynagle
uszłozniejpowietrze.
Szczęsnyotworzyłmałąwalizeczkę,którąprzyniósłzesobą.Wydobyłzniej
stosowneakcesoriaiprzystąpiłdopracy.Najpierwdokładnieprzesunął
oprószonymczarnymproszkiempędzelkiempopowierzchniszuflady.Kiedy
ujrzałupragnioneodciski,najegotwarzypojawiłsięuśmiech.Zdjąłjeza
pomocąspecjalnejtaśmy.
Amaprzyglądałasięoperacjiroziskrzonymwzrokiem,ajejzkoleiprzyglądał
sięprokurator,którywłaśniedoszedłdowniosku,żedałbywiele,bytaksamo
zechciałakiedyśspojrzećnaniego.
Pawełekzniecierpliwościąprzeczekiwałpolicyjnedziałania,boręcesame
musięrwałydoprzecudownegomebla.Konieczniechciałsamsprawdzić,
jakiekryjewsobietajemnice.
WreszcieŁukaszprzesunąłsięnabokiskinąłnaniegogłową.Pawełek
natychmiastprzyklęknąłnapodłodzeiznabożeństwempociągnąłzauchwyt.
Kujegostraszliwemurozczarowaniuszufladanawetniedrgnęła.Nie
zwracającuwaginawiszącąnadnimpozostałątrójkę,podrapałsiępoczolei
zamyśliłgłęboko.Przyjrzałsięwskupieniulwiejmordzieiprzezchwilęmiał
wrażenie,żepaszczaszczerzysiędoniegozłośliwie.Wtymsamym
momencieodkrył,żeuchwytjestodwróconydogórynogami.Spróbował
przekręcićgowprawo.Anidrgnął.
Pociągnąłzatemwlewoiwgłuchejciszywszyscyusłyszeliszczęk
odblokowywanegomechanizmu.Szufladawyskoczyłanaglezeswojego
miejsca,uderzającPawełkawkolano.Nawettegoniezauważył,bowidokgo
ogłuszył.Wśrodkuznajdowałysięowiniętebibułkąpaczuszki,ananich
noteswczarnejokładce.
-Odsuńsię-poleciłprokurator.-Łukasz,zdjęcie!Potemwszystkozapakujw
torbęnadowody.Odciskisprawdzisznakomendzie.
-Tujestjeszczedrugaszuflada-zameldowałpośpieszniePawełek.
-Dobra.Otwórz.
Drugaszufladanafaszerowanabyłapodobnązawartością,alenawierzchu
leżałplikbanknotówściśniętyjedyniegumką.AmazajrzałaPawełkowiprzez
ramięigwizdnęłacicho.
-Atocwaniaczki.Chybanaprawdęmielizamiarprysnąćnateswojewyspy
szczęśliwe.Toeuro.Ciekawe,czyprawdziwe?…
KrzysztofwydobyłzŁukaszowejwalizeczkiparęrękawiczek,założyłje,
odczekał,ażSzczęsnysfotografujeznalezisko,isięgnąłpobanknoty.Wyjął
ostrożniejeden,spojrzałpodświatłoisceptyczniepokręciłgłową.
-Niejestempewien,ale…Łukasz,trzebatosprawdzić.
-Sprawdzimy.-SzczęsnyopróżniłzawartośćszufladyizerknąłnaWandę,
którasiedziałaprzystole,milczącainajeżona.-Wszystkodobrze?Pani
Wando,źlesiępaniczuje?
-Bardzoźlesięczuję,paniepolicjant-wycedziłaWandaprzezzaciśnięte
zęby.-Niechmiktośnormalnywytłumaczy,cotencholerniksobiemyślał,
jakmitomówił?Dotrumnymumiałamwetknąćtennielegalnyszmal?Bo
mnietopoco?Tylelatznimbyłaminiezdążyłzauważyć,żejestem
uczciwa?!Mniebydogłowynieprzyszło,żebytuszukać.Cudboski,żew
ogólecośzapamiętałamztychcharkotów.Ajakbymsprzedałategostrupla?!
Niepomyślelibyście,żesamatozwinęłam?!
-Wandziu,uspokójsię.-Amapodeszłaipoklepałakuzynkęporamieniu.-
Niemanakazu,żekażdypolicjantiprokuratorwtymkrajumusibyćgłupi.
Jesteśostatniąosobą,którąbymożnapodejrzewaćokradzież.Wiesz,mnie
sięwydaje,żeWacuśrzadkoużywałrozumu.Możewostatniejchwilichciał
byćhojny?Normalnyczłowieknigdyniedojdzie,comutampołbielatało.
Grunt,żewszystkoznaleźli,imaszświętyspokój.Terazmożeszsprzedaćte
starocie.
-Jabymkupił!-powiedzielirównocześnieŁęckiiJerczyk.
-Widzisz?Nawetkupcówniemusiszszukać.ZapomnijoWacusiuipomyśl,
jakiepiękneżycieprzedtobą.
-Totykup,ajajeodnowię-ustąpiłPawełek,patrzącznadziejąna
przyjaciela.
-Maszczas?-Amapodeszładostojącegozbokuprokuratorairzuciłamu
pytającespojrzenie.-Wandacięzapraszanarodzinnąstypę.Niesłużbowo,
tylkoprywatnie.Bo,rozumiem,żenapogrzebiebyłeśsłużbowo?
Krzysztofcałkowicieprywatniezapatrzyłsięnakropelkideszczu,bowłaśnie
zaczęłomżyć,któreosiadłynajejrzęsachiwłosach.Widokgozauroczyłi
dopieropochwilidotarłodoniego,ocopyta.Pośpiesznieusunąłzumysłu
obrazstertyakt,któraczekałananiegowbiurze,iskinął
głową.
-Dobra.SpotkamysięprzedblokiemWandy-powiedziałarzeczowoAma,
nieokazując,jakbardzocieszyjątazgoda,iodeszładorodziny.
WandaPiecykowastałaprzygrobieizkamiennymwyrazemtwarzy
przyjmowałakondolencjeodsąsiadów.Obokniej,jakczujnakwoka,tkwiła
SabinaRozbicka.Amapodeszładoojca,którywzamyśleniuspoglądałna
okazałenagrobki,iwzięłagopodrękę.
-DziękiBogu,żejużpowszystkim-mruknęła.-Wandawreszcie
odetchnie…No,ipopatrz-
dodałazłośliwie-taksięzażyciakochaliijużnawiecznośćbędąrazem.
Mamusia,synalekiwnuczekwjednymgrobie.
-Eleonoraniebyłatakanajgorsza-odmruknąłojciec.-Pechchciał,żemiała
tegoWacusiajednegoiprzelałananiegocałąmiłość.BoPiecykatoonanie
bardzokochała.
-Topocozaniegowyszła?-prychnęłacórka.
-Bomiałpieniądze.Ukochanywybrałjejsiostrę,więconachciała
przynajmniejżyćwluksusie.Każdypopełniawżyciujakieśbłędy,moja
droga.
-Tyteż?-zdziwiłasięAma,którauważałaojcazaideałmężczyzny.
-Adlaczegomiałbymnie?-Sędziakpiącouniósłbrwi.-Nieodrazubyłem
staryimądry.W
bardzozamierzchłychczasachzdarzałomisięnawetbrudzićpieluchy.
Amazachichotałaimatkanatychmiastrzuciłajejpełnenaganyspojrzenie.
-Acoztobą,dziecino?
-Aproposbłędów?-Amaspochmurniała.-Żyjąimająsięświetnie.-
Wzruszyłaramionami.
-Bojęsię,żeznowuudamisiępopełnićkolejny.Ibędziebolało.Tato,
dlaczegowszystkojesttakiecholernieskomplikowane?Dlaczegoniktnie
wymyśliłjakiegośrentgena,żebyodrazumożnabyłozobaczyć,jakiektoma
zamiary?
-Botobybyłozbytproste,jakpowiadamądraczarownicaMarta
Artymowicz.-Ojciecsięuśmiechnął.-Idźdowróżki.Możetrafisznataką,
którazatwojepieniądzepowieciprawdę.Tylkopoco?Przezcałeżycie
odkrywamyprawdęodrugimczłowiekuipopełniamybłędy.
-Aletyimama…Wamsięudało.Teżtakchcę,tylkosięboję.Jużsiętyle
razysparzyłam.
-Ama,córkomojajedynainajdroższa,takjużjest,żesercowalokatajest
najbardziejryzykownazewszystkich.Jateżsiękiedyśbałem.ToSabina
podjęładecyzjęzanasoboje.
Posłuchaj,kochanie,jeśliKrzysztofcięskrzywdzi,osobiściewymierzęmu
najwyższywymiarkary.
-Tojużbędziepoherbacie.Dużomitopomoże…-Amawestchnęła.
-Powiedzswojemustaremuojcu,czegotysięwłaściwieboisz?
-Żelecinamnietylkozewzględunakoneksjerodzinne.Albonamajątek.Że
mniezdradzizsekretarką.Żepoślubiezajdęwciążę,będęwyglądaćjak
monstrualnapurchawkaionsięzniechęci.Żepotrzebujetaknaprawdę
reprezentacyjnejbabydotegowielkiegodomu,aniemnie.
Żeuznał,iżnajwyższyczas,żebyzałożyćrodzinęija…
-Ama!-Rozbickiparsknąłśmiechem,aleujrzawszyoburzonywzrokżony,
opanowałsięnatychmiastiściszyłgłos.-Pocomutwojekoneksje?Onjuż
zrobiłkarierę.Jestprokuratorem.
Majątek?Samgozdobył.Wiesz,żewkażdewakacjeposesjijeździł
zagranicędopracy?Harował
przytruskawkach,zmywałtalerzewbarach,pracowałnabudowach.Tendom
kupiłzapsiepieniądzeiprawiesamgowyremontował.Cotamjeszczebyło?
Aha,sekretarka!Jegosekretarkamaprawiedorosłedzieciijestszczęśliwą
mężatką.Ajeślipoślubiezajdzieszwciążę,podejrzewam,żeKrzyśbędzie
nosiłcięnarękachzeszczęścia.Niemażadnejbliskiejrodzinyodśmierci
ojca.
-Askądjamogęwiedzieć,czyonmnienaprawdękocha?-wymamrotała
AnnaMarianiechętnie.
-Niemożesz-zgodziłsięojciec.-Ijeślinieprzestaniesztraktowaćgojak
zagrożenia,nigdysiętegoniedowiesz.Miłośćtoniesłowa,Ama.Nawet,
jeślipowie,żeciękocha,niemusiszwierzyć.Przyglądajsiętemu,corobi,
jaksięzachowujeprzytobieiwtedybędzieszwiedziała.
Ustamogąkłamać,oczyprzeważniemówiąprawdę.Zawszewsalisądowej
uważnieobserwowałemświadków.Niemaszpojęcia,jakkłamstwobywa
widoczne.Wzasadzienarazieniewidzężadnychprzesłanekkutemu,żebyś
musiałasiębać.Trzymaszgonadystansibiedakwyraźnieboisię,żebynie
zrobićfałszywegokroku.Poluzujtrochętenkaganiec,Ama,bobędzieciesię
takpodchodzićobojedosądnegodnia.Wiesz,właściwiejużchybadojrzałem
dobyciadziadkiem.-Puściłdoniejoko.-Chodź,przedstawieniedobiega
końca.Poczekamyprzedcmentarzem.
-Czyteeurobyłyprawdziwe?-zapytałaAmasiedzącegoobokprokuratora.
WszyscyskończylijeśćzupęiWandazSabiną,któramianowałasięjej
osobistąopiekunką,zbierałytalerzezestołu.
-Nie.Byłynieźlepodrobione,alefachowiecbyjepoznał.Podejrzewam,że
toPletniakowzasugerował,żebytwoikuzyniniechodziliztymdobanku.Na
tympliku,któryleżałnawierzchu,znaleźliśmyjegoczyściutkieodciski.
Wreszciemamkonkretnydowódłączącygozniemieckąszajką.
-No,tosięniedorobilinatymprzemycie.-Amapokręciłagłowąz
ubolewaniem.-Dwagłupki.Najbardziejryzykowaliinicimztegonie
przyszło.
-Aleprzynajmniejlososzczędziłimrozczarowania-wtrąciłsłuchającyz
uwagąsędzia.-
Zeszliztegoświatawzłudnymprzekonaniu,żesąbogatymiludźmi.
Sabinarzuciłaimostrzegawczespojrzenieinieznacznymruchemgłowy
wskazałanaWandę.
-Potempomogęcipozmywać,aterazprzyniesiemydrugiedanie-
powiedziałaszybko.
Wandatylkoskinęłagłowąiobiewyszłydokuchni.Wróciłyzpółmiskami,
któresprawnierozstawiłynastole,iwszyscywmilczeniuzabralisiędo
jedzenia.Ama,zewzrokiemutkwionymwtalerzu,zastanawiałasięusilnie,
coteżmęczyWandę,żewyglądanastraszniezdołowaną.Niewierzyła,że
ogarnąłjąnagłyżalzazmarłymi,asprawazostałazamknięta,więcwreszcie
mogłapomyślećosobie.
Krzysztofkombinował,jakuporaćsięzpracą,żebywydłubaćczasnakolację
zAnnąMarią.
Byłpiątek,awponiedziałekczekałagorozprawa,doktórejpowiniensię
porządnieprzygotować,boprocesbyłposzlakowy.Jeślichciałuzyskać
wyrokskazujący,musiałdokładnieopracowaćpytaniadoświadków.Jakbyto
byłopięknie,gdybymożnasiębyłosklonować…
Rozbicki,jedząc,spodokaobserwowałcórkęipotencjalnegozięcia.Doszedł
downiosku,żeSabinamarację.Rzeczywiścietworzyliładnąparę.Pozatym
znałJerczykaoddawnaiwidziałwnimsamepozytywnecechy.Krzysztof
byłkryształowouczciwyiambitny,alebezprzesady,cojużlokowałogo
bardzowysokonaprywatnejliściesędziego,bonieznosiłobłudyi
lizusostwa.
Priorytetypanprokuratorteżmiałustawioneprawidłowo.Sędzia
przypuszczał,żewpłynęłanatowczesnaśmierćmatki,apotemchorobaojca.
ChłopakprzylgnąłdoSabinypewniedlatego,żelubiłamumatkować.Dobrze
imsięwspółpracowałoichociażczasemokropniesiękłócili,szanowalisię
wzajemnie.Aniewielubyłotakich,dlaktórychSabamiałaszacunek.Amie
był
potrzebnyktośtaki.Dotejporyzoślimuporemwybierałamężczyzn,którzy
zpomocąjejpieniędzyirodzinnychukładówchcieliułożyćsobiewygodne
życie.GdybywyszłazaKrzysztofa,obojezSabinąmielibypewność,żeten
mężczyznanaprawdęsięniązaopiekuje.
Wandajadładrugiedaniezroztargnieniem,boprzezcałyczaszastanawiała
się,czynależycieodegrałarolęzbolałejwdowy,matkiisynowej.Sąsiedzi
plotkowalichybanawetprzezsen,aleniezrobiłanic,żebymoglisiędoniej
przyczepić.NawetoaresztowaniuWackaniktniewiedział,bowmawiała
wszystkim,żemałżonekmusiałwyjechaćwsprawachrodzinnych.Otym,że
Jacusiazamordowano,wszyscywiedzieli,aleniktniemiałpojęcia,iż
wcześniejwdałsięwjakieśszwindle.Prokuratorobiecał,żenikomunicnie
powie,iWandamuuwierzyła.Naszczęściesąsiedziniewiedzieli,że
zamierzałasięrozwieść.Dopierobyłobygadanie.Atakbędziemiałaspokój.
Ludziebojąsiętych,którychdotknęłonieszczęście.Niemająpojęcia,jakz
nimirozmawiać,więcsięnienarzucają.Niktjejonicniezapyta.
-Wandziu,cotytakamilczącajesteś?-Sabinarzuciłajejprzenikliwe
spojrzenie.-Źlesięczujesz?Niemartwsię,jużpowszystkim.Ludzie
pogadająparędniizajmąsięinnymi.Pogrzebbyłbardzouroczysty,ksiądz
piękniemówił,tywyglądałaśdostojnie-wszystkobyło,jaktrzeba.
Nikomunieprzyjdziedogłowy,żeWacekumarłwmamrze.Głównym
tematemplotekbędziespadekpoPiecykach.Wszyscybędąkombinować,ile
odziedziczyłaś.
-Właśnie-powiedziałaWandazgoryczą.-Ileodziedziczyłam.Icomam
terazzrobić?Jakbymisiętrafiłjakiśchętny,toskądbędęwiedziała,czyon
zemnąchcebyć,czyzmoimspadkiem?
Amazakrztusiłasiękawałkiemmięsa,przełknęłapośpiesznieispuściła
głowę,żebynieparsknąćgłośnonawidokminymatki.Sabinaotworzyła
usta,wpatrzyłasięwkrewnązniedowierzaniemijęknęła:
-Jezu,Wanda,japrzezcałyczasmyślałam,żetysięprzejmujesztym
pogrzebem,aty…
Ustrzeliłaśmniekompletnie…
-Przejmowałamsięprzezprawietrzydzieścilat-oznajmiłaWandazwyraźną
uraząwgłosie.
-Wystarczy.Terazzacznęsięprzejmowaćsobą.Myślałam,żeakuratty…
-Wandziu,jawszystkorozumiem-uspokoiłająSabina.-Tylkonacmentarzu
wyglądałaśtak,jakbyśzachwilęmiałasięrzucićdogroburazemznimiinie
miałampojęcia,żeudajesz!
-Naprawdę?-WgłosieWandydźwięczałasatysfakcja.-Tobardzodobrze.
Niechsobieludziemyślą,żetakprzeżywam,todadząmispokój,bogłupio
imbędziewypytywać.
AmaiKrzysztofspojrzelinasiebiezrozbawieniemijednocześnieprzygryźli
wargi.Widaćbyło,żeSabinajestpodwrażeniemaktorskichzdolności
kuzynki.
-Niemartwsię,Wandziu-odezwałsięRozbickizledwiesłyszalnąkpiną.-
WrazieczegoprzyśleszkonkurentadoSaby.Jużonadowiesięwszystkiego.
-Naprawdę?-ucieszyłasięWanda.-No,jakbySabinagoprzesłuchała,toja
bymwtedybyłaspokojna.Możeifaktycznietakzrobię.
Sabinazmilczała,rzuciwszyjedyniemężowiroziskrzonespojrzenie.
Pośpieszniedokończyłaposiłekiwstałaodstołu.
-Jeślijużskończyliście,topowynoszę-powiedziałasucho.-Siedź,Wandziu.
Zarazpodamciasta.
-Niewiesz,gdziecojest.-Piecykowapoderwałasięraźnoizaczęłajej
pomagać.
Kiedyobiewyszłydokuchni,Amausilniepróbowałazachowaćpowagę,ale
niedałarady.
UkryłatwarznaramieniuKrzysztofaiparsknęłazduszonymśmiechem.Na
wspomnienieminymatkiłzypociekłyjejzoczu.
-Zjadanożenaśniadanie,adałasięnabraćWandzie-wykrztusiłaztrudem.-
Powinnamtouwiecznićnazdjęciu!
-Żebyjąszantażować?-zainteresowałsięsędzia.
ObajzKrzysztofemzprzyjemnościąpatrzylinaroześmianądziewczynę.
-Krzysiu,chybacizmoczyłammarynarkę.-Amauniosłagłowęi
zachichotała.-
Przepraszam,aletenwidok…Chciałabyćmatką-kwoką,aWanda…-Znowu
prychnęła.
-Przeżyję-Uśmiechnąłsięprokuratoridodałśmiertelniepoważnie:-
Zasuszęsobietwójśmiechnapamiątkę.Powieszęmarynarkęwszafieinie
będęprał.
-Przestań!-Amałapałapowietrzejakwyjętazwodyryba,trzymającgo
kurczowozaramię.
-Muszę...muszęsiępozbierać,bojakwróci…
-…skażecięnadożywocie-dokończyłzłowieszczoojciec.-Jachyba
zarobiłemnakrzesłoelektryczne.
Amarzuciłamupełnewyrzutuspojrzenieiponowniezaczęłasięśmiać.
SabinaRozbickabyłakobietązcharakterem.Silnąiniezależną.Jejpsychika
miałastrukturęgranitu.Wsądziewalczyłazaciekleidoostatniejkroplikrwi,
podwarunkiemżebyłapewnasłusznościroszczeńklienta.Jeślimiała
wątpliwości,nieprzyjmowałasprawy.Specjalizowałasięwrozwodachi
podziałachmajątkowych.Płećklientaniemiaładlaniejznaczenia.Sabina
byłaidealistką.Wierzyła,żesprawiedliwośćniemusibyćślepa.Odczasów
studenckichjejmentorembyłmąż.SędziaRozbickibyłkarnistą,aleświetnie
orientowałsięwprawiecywilnymitouniegoszukałapomocywrazie
problemów.Wskrytościduchamarzyła,żebymudorównać.
Mężaicórkękochałaślepo,conieprzeszkadzałojejczęstonimi
manipulować,ponieważżyławprzekonaniu,żenajlepiejwie,cojestdlanich
dobre.Sztukęmanipulacjimusiałaopanować,kiedyzorientowałasię,że
AnnaMariaupórodziedziczyłaponiej.Sabinaszybkosięnauczyła,iż
poleceniawydawanemałejAmiemusząbyćzaprzeczeniemtego,cochciała
osiągnąć.Kiedybyłazmęczonaizapominałaowypracowanejtaktyce,Anna
Mariatrwałaprzyswoimjakosioł,anaprzymusreagowałarykiemo
natężeniusyrenyokrętowej.Sabinanieuznawałabicia,achciałastworzyć
mężowirodzinęidealną,bobyłazdania,żezasługiwałnatojakmałokto.
Pozostawałazatemmanipulacja.Radziłasobienieźle,chybażedogłosu
dochodziłyemocje,iwtedyskutkibywałyopłakane.Jakwprzypadkutego
ostatniegoidioty,któryomaływłosniewżeniłsięwrodzinę.
Tymrazemteżemocjewzięłygórę.Sabinamiałatylkojedną,bardzokobiecą
słabość-wgronierodzinnymracjazawszemusiałabyćpojejstronie.
Nienawidziłasięmylić,bomążicórkazajejplecamizawiązywalikoalicjęi
kpilisobiezniej.Niebyłaprzyspawanadoswoichprzekonań.Zwykle
dochodziładonichnapodstawieszczegółowejobserwacji.Mogłazmienić
zdanie,jeśliktośjejprzedstawiłprzekonująceargumenty.AledziśWandają
zupełniezaskoczyła.
Byłapewna,żedokuzynkinagledotarło,żezjejżyciaodeszłytrzy
najbliższeosoby,itaświadomośćjąprzytłoczyła.WkościeleWanda
trzymałachusteczkęprzyoczach.Nacmentarzustałazkamiennątwarząi
zaciśniętymiustami.Sabinauważałasiebiezaniezłegopsychologa.No,i
miałaodruchśpieszeniabliskimzpomocą.Zanimdojechalinastypę,zdążyła
ułożyćsobiewgłowieplan,którymiałwyrwaćWandęzżałoby.Kiedy
usłyszała,żebyłatotylkograprzeznaczonanaużytekwścibskichsąsiadów,
poczułasięjakgłupidzieciak,któregonabranonastarykawał.Kpinaw
głosiemężaprzepełniłaczarę.Sabinapoprostumusiałanatychmiast
zneutralizowaćtokoszmarneuczucieporażki.
Okazjasamawpadłajejwręce.KiedyweszłazaWandąpopokoju,niosąc
talerzykideserowe,okojejpoleciałonarozchichotanącórkęprzytulonądo
Krzysztofa.Natychmiastpojęłapowódjejwesołościizawrzałowniej.
-O,widzę,żejużsiędogadaliście-wyrwałosięjej,zanimzdążyłapomyśleć
oskutkach.-
Tokiedyślub?
Amaodrazuprzestałasięśmiać.Poczerwieniała,zerwałasięzkrzesłajak
furia,rzuciłamatcewściekłespojrzenieiwypadłazpokoju.Pochwili
usłyszelitrzaśnieciedrzwi.
-Saba!-Sędziazwyrzutempopatrzyłnażonęiwestchnął.-Kiedynauczysz
sięgryźćwjęzyk?Tylerazyprosiłem:policzdodziesięciu.Mamnadzieję,że
Amadojedziedodomuwcałościibezmandatu.
Wandapostawiłanastolepateręzciastami,opadłanakrzesłoispojrzałana
Rozbickichpytająco.
Krzysztofwstał.Jegooczyciskałygromy,alehamowałsięzewzględuna
Wandęisędziego,choćnajchętniejudusiłbySabinęgołymirękami.Jużbyło
takdobrze!Amasięrozluźniła,jeszczechwilaizaproponowałbyjejkolacjęu
siebie.Możeudałobymusięskrócićtendystans,któryusiłowałanarzucićich
znajomości?Sabinazniszczyłateplanyjednąidiotycznąodżywką.
-Saba-zwysiłkiempanowałnadgłosem-cojacizrobiłem,żemnieażtak
nieznosisz?
DoSabinydopieroterazdotarło,coudałojejsięosiągnąć.Poczułasiępodle.
Amauznała,żezostałaupokorzona,iniezbliżysiędoKrzysztofana
odległośćmniejsząniżkilometr.Amożejeszczeniewszystkostracone?
Możewreszciepanprokuratornabierzerozpęduipoważnieweźmiesięza
zdobywaniejejcórki?Jeślisiępostara,Amaprędzejczypóźniejsiępodda.
-Ależ,Krzysiu-powiedziałaniewinnie,unikającwzrokumęża.-Jacię
naprawdębardzolubię.
-WięcniechmnieBógstrzeże,gdybyśmiałamnieznienawidzić-odparł
zimnoKrzysztofizwróciłsiędomilczącejWandy:-Bardzodziękujęza
zaproszenieipoczęstunek,ale,niestety,muszęwracaćdopracy.Dowidzenia,
paniWando.Paniesędzio…-UścisnąłdłońRozbickiegoiwyszedł.
-Jezusie,Maryjo,cotusiędzieje?-Wandęodblokowało.-DlaczegoAma
takwybiegła?Ajegocougryzło?Saba,cotymówiłaśoślubie?Amai
prokurator?Naprawdę?
-Niepotrzebniemisięwyrwało-przyznałaSabinazwestchnieniem.-Mam
nadzieję,żenieprzyjdziemudogłowy,żebyterazzaniąjechać.Zamkniemu
drzwiprzednosem.Alejeszczeniewszystkostracone.Krzysiobędziemusiał
trochębardziejsiępostarać.
-Saba,tylerazycięprosiłem!-jęknąłRozbicki.-PrzestańukładaćAmie
życiewedługwłasnegowidzimisię.Tobyłodobre,kiedybyłamała,ale,na
litośćboską,jestjużdorosła!Jeślisięmajądogadać,zrobiątoibeztwojej
pomocy!
-Dobrze,Władziu-zgodziłasięmałżonka.-Tobyłostatniraz.Zdajęsobie
sprawę,żeomałowszystkiegoniezepsułam.Aleweźpoduwagę
okolicznościłagodzące.Amatomojejedynedzieckoijająnaprawdę
kocham.Zależymi,żebytrafiłanadobregomęża.Takjakja.JaksięKrzysio
pomęczy,bardziejdoceniswojązdobycz.
Sędziaprzewróciłteatralnieoczamiizłapałsięzagłowęwdesperacji.
-Obiejesteścieupartejakkozy.Chybawezmęodwasurlopizamieszkamu
Wandy.Sąsiedzibędąmielitematdoplotek.
Amawpadławtakąfurię,żepojechałaprostodoIzy,bomusiałasię
wyładować.Przyjaciółkanawidokjejminybezsłowazaciągnęłajądo
pokoju,posadziłaprzystole,zktóregowcześniejjednymruchemzgarnęła
stertępapierów,usiadłaobokipoleciłakrótko:
-Mów.
-UpokorzyłamnieprzyKrzysztofie!-wrzasnęłaAmawściekłymgłosem.-
Terazpomyśli,żejestemzniąwzmowieipróbujęgozłapać!Cholera!Czyja
jestemniesprawnaumysłowo,żetrzebazamniedecydować?!Boże,coon
terazomniepomyśli?!Mamchodzićkanałami,żebynaniegoniewpaść?!
-Dobra.Tobyłskrótwiadomościdlatychbystrzejszych-powiedziałaIza
spokojnie.-Jajestemtępa,więcproszęorozwinięcie.Wjakisposóbcię
upokorzyła?Bo,rozumiem,żemasznamyślimatkę?IdlaczegoKrzysztof
mauważać,żechceszgozłapać?
Amawyrzuciłazsiebieresztkęzłości,wzięłagłębokioddechiopowiedziała
oswoimnieszczęściu.Izazzainteresowaniemwysłuchałarelacji.
-No,iczymsiętakprzejmujesz?-Wzruszyłaramionami,kiedyprzyjaciółka
zamilkła.-Onminagłupiegoniewygląda.Twojąmatkęznadłużejniż
ciebie.Ijestprokuratorem.Uważasz,żejeszczeniezałapał,jakiemacie
układy?Dotejporyraczejsięnaniegonierzucałaś.Dlaczegomamyśleć,że
chceszgozłapać?Anawet,jakbytakmyślał,tomożeonchcebyćzłapanyi
wisimu,cokombinujetwojamatka?
-Niechcę,żebymyślał-wymamrotałaAmazezłością.
-Wolałabyśdebila?-zainteresowałasięuprzejmieIza.
-Niechcę,żebymyślał,żewcośgowkręcam!Niespotkamsięznimwięcej!
Niemogłabymmuspojrzećwoczy!Iza,maszpojęcie,jakjasiępoczułam?
-Niemampojęcia,bomojejmatcebyłowszystkojedno,cozesobązrobię-
mruknęłaIza.-
Alemogętosobiewyobrazić.
-Jaktybyśzareagowałanamoimmiejscu?
-Niewiem.Alenapewnobymniepanikowała.Inieczułabymsięgłupio.
Twojamatkajestdorosła,niemożeszodpowiadaćzato,comówi.
Obróciłabymtowżart.Żejużniemożesiędoczekać,ażzmienięstan
cywilnyi,jakzobaczykandydata,dostajemałpiegorozumu.Cościpowiem,
Ama.WcaleniechciałamwychodzićzaPawła.Dobrzemibyłobezślubu.
Składałmiwizyty,kiedysobieżyczyłam,ajakminiepasowało,zawsze
mogłamgoodesłaćdomamusi.Ślubminieleżał.Alewiesz,jakijestPaweł.
Jakbysiękołoniegozakręciłajakaśsprytniejszaizłapałagonabrzuszekalbo
innenieszczęście,zostałabymnalodzie.Onjesttakidiotycznieuczciwyi
łatwowierny,że…No,wybryknatury.Drugiegotakiegowtymżyciunie
znajdę.Noikochamgochybaporządnie,bomamcierpliwośćdotego
cholernegowarsztatuidojegożyciowejnaiwności.-
Pochyliłasięwstronęprzyjaciółkiiznaciskiempowiedziała:-Ama,mnieby
wisiało,comówimatka.ChciałamPawłaigomam.Gdybymbyłatobąi
chciałaprokuratora,tobymgosobieprzygruchała.
-Jabymwolała…
-Wiem.Toonipolują.Alepamiętaj,żesygnałdopolowaniadajemymy.
-Iza,jatowszystkorozumiem.Iwiem,żetybyśtakzrobiła.Alejanie
umiem!Czujęsięparszywie!Przezcałyczaszastanawiamsię,coonsobieo
mnieterazmyśli!Onjest…No,podobamisię-wyznałaniechętnie.-Chyba
gonawetwięcejniżlubię.Idlategotakgłupiosięczuję.
Ambicjamniezżera.
-Tomaszkłopot.Miłośćiambicjatoniejestnajlepszepołączenie.Dobra,
ukryjsię,jakinaczejnieumiesz,ispróbujsobiepoprzestawiaćpriorytety.
Wierzmi,czasemwarto.
Wpadlinasiebiewsupermarkecie.KrzysztofdostrzegłAmęprzystoisku
kuchniwłoskiejisercemumocniejzabiło.Odtygodniapróbowałsiędoniej
dodzwonić,alenieodbierałatelefonu.
NaSMS-yteżnieodpowiadała.Wysyłałkwiaty.Niebyłoreakcji.Przeklinał
Sabinęijejostryjęzykibliskibyłzłożeniawizytypanidermatologwjej
gabinecie.Terazniemiałzamiaruprzegapićokazji,którąlosmuzsyłał.
PowoliruszyłwkierunkuzajętejoglądaniemtowaruAmy.
-Cześć,wielbicielkoMoneta-odezwałsięcicho,stająctużzanią.
Prawiepodskoczyłaiomaływłosnieupuściłatrzymanegowdłonisłoika.
Odwróciłasięgwałtownieispojrzałananiegozwyraźnympopłochem.
-Widziałemsięztwojąkuzynką-mówiłnajspokojniejszymtonem,najaki
umiałsięzdobyć,żebydaćjejczasnaochłonięcie.-Kupiłemodniejmeble.
Pawełjużjeprzewiózłdowarsztatu.Ipomogłemjejnapisaćogłoszenie,bo
chcesprzedaćmieszkaniepoteściach.Chybarzeczywiściezamierza
zawodowozająćsięgastronomią.
-T…todobrze-Amaunikałajegowzroku,alerozluźniłasięodrobinę.-A…
-Chrząknęła,jakbyuwierałojącośwgardle.-Couciebie?Pewniejesteś
zajęty?Niebędęcię…
-Wolałbymbyćbardziejzajęty-przerwałjejKrzysztof.-Iniepracą.Nie
odpowiadasznatelefony.Kwiatydociebiedotarły?
Skinęłagłowąiodstawiłasłoiknapółkę.
-Wiesz,coznaczągroszki?-Kiedyzaprzeczyła,pochyliłsiękunieji
oznajmiłcicho:-
Tęsknięzatobą.Niezapominajkimiałycipowiedzieć,żepamiętam.
Posłuchaj,niebyłemwzmowieztwojąmatką.Nicmnienieobchodzi,jakie
onamaplany.Niepotrzebujęjejpomocy.
-Aleja…-Amaspojrzałananiegozeszczerymzdziwieniem.-Jatowiem.
Podsłuchałamwtedy,jakmojamatkabierzecięwkrzyżowyogieńpytańijak
jejodpowiadasz-wyznała.-Wiem,żetonieonaciędomniepcha…Ja
tylko…Takmicholerniegłupio…Bo…Jakonawtedyzapytała…Mogłeś
pomyśleć,żeobiecośkombinowałyśmy,aja…-Zwiesiłagłowęi
poczerwieniałazzakłopotania.
-Ama!-Krzysztofpuściłwózekizłapałjązarękę.-Cholerniechciałbymjej
odpowiedziećnatopytanie.Podaćkonkretnądatę,jeślijątouszczęśliwi.To
prawda,żeonamniedociebieniepcha.Awiesz,comniepcha?Zakochałem
sięwtwoimzdjęciujaksmarkacz,akiedyspotkałemoryginał…AnnoMario
Rozbicka-powiedziałsurowymtonem-straciliśmytydzieńprzeznaszą
głupotę.Błagamcię,następnymrazemniedomyślajsię,cojamyślę,tylkood
razumniepytaj,jeśliniejesteśpewna.Mnieteżnicniebrakuje.-Machnął
rękąiwestchnął.-Chciałembyćszlachetnyidaćciczas.Coterazzrobimy?
Bomamwrażenie,żeprzezciebiepopadamwdziwnąparanoję.
Ostatnioprzyszłomidogłowy,żebyzakućcięwkajdanki,zakneblowaći
zamknąćwdomu,bowtedymusiałabyśmniewysłuchać.Maszjakiśpomysł,
żebymznowumógłmyślećrozsądnie,jakprzystałonaprawnika?
AnnaMariapoczuła,jakrośniewniejnieśmiałanadzieja.Jeślinawetmatka
goniezraziła…
Zerknęłananiegoukradkiemiwjegooczachzobaczyłatęsamąnadzieję.
Nagleryzykoprzestałomiećznaczenie.Zadźwięczałyjejwuszachprzestrogi
Izy.
-Jabymchyba…miałapewne…sugestie,panieprokuratorze-powiedziała
beztchu,zanimzdążyłasięrozmyślić.
-Słuchamuważnie,pannoRozbicka.-Oczymubłyszczały,kiedyblisko
pochyliłsiękuniej.
-Czymapanjużurządzonąsypialnię?-Ukradkiemzacisnęłakciukna
szczęście;wolałaniezastanawiaćsię,cozrobi,jeśliterazjąodtrąci.-Bonie
jestempewna,czynadłuższąmetęmisięspodoba…-Uśmiechnęłasię
niepewnie.
Krzysztofzaniemówił.Przezchwilęwyglądał,jakbyusiłowałzrozumieć,co
onamanamyśli,apotemnaglezacząłsięstrasznieśpieszyć.
-Kupiłaśjużto,cochciałaś?-Pociągnąłjąwkierunkukas.-Toidziemy.
-Niezupełnie.-Amanawidokjegominyodzyskałapewnośćsiebie.
Wysunęładłońzjegorękiiskrupulatniezaczęłaprzeglądaćzawartośćpółek.
Włożyładowózka
tagliatelle,słoiczkizziołami,parmezaniplastrywłoskiejszynki.Z
zaaferowanąminąstanęłaprzedkolejnąpółką,aleKrzysztofstanowczo
pociągnąłjąkusobie.
-Wystarczy.Idziemydokasy.
Amastarannieukryłasatysfakcjęiposłałamuniewinnyuśmiech.Pan
prokuratorwcaleniebyłtakiopanowany,zajakiegochciałuchodzić.
Stanęliwogonku.Krzysztofniespuszczałzniejoka,jakbybałsię,żemu
zniknie.Gdynadeszłaichkolej,wyłożyłnataśmęzakupyzobuwózkówi
oznajmiłzdecydowanymtonem:
-Płacęzawszystko.
Amanieprotestowała,bojegowyraźnaniecierpliwośćdobrzejejrobiłana
samopoczucie.
Potulniewyszłazanimnaparkingiwskazałaswójsamochód.
-Pojedzieszzamną,dobrze?-poprosił.-Nierozmyśliszsię?
-Napierwszepytanieodpowiedźbrzmi:tak,nadrugie:nie.
AmależałazgłowąnaramieniuKrzysztofaipowolidochodziładosiebie.
Uznała,żeIzamiałarację.Zachowaniewłóżkunaprawdędużomówio
mężczyźnie.Ijeślito,czegosięwłaśniedowiedziałaoKrzysztofie,było
prawdą,totrafiłsięjejunikat.Porazpierwszywżyciupoczułasiękobietą,a
nieprzedmiotem.DotychczasowiamancipoprostulubilitensportiAmanie
mogłasięoprzećwrażeniu,żebyłoimwszystkojedno,zkimgouprawiają.
Krzysztofbył…Brakowałojejsłów,żebynazwaćto,coprzedchwilą
przeżyła.Nigdywcześniejniespotkałasięztakączułościązestrony
mężczyzny.Byłaoszołomionaipodbita.
-Wyrobiłaśsobiejużzdanienatematsypialni?-zapytał,przesypującjej
włosymiędzypalcami.
-Owszem.Podobamisię.
-Natyle,żebyśjąuznałazaswoją?
-Tooświadczyny?-Amauniosłabrwi.
-Wstępne.-Uśmiechnąłsię.-Formalniesięoświadczę,kiedybędę
eleganckoubranyizaopatrzonywstosownerekwizyty.
-Czyli?
-Kwiatyipierścionek.Niezagadujmnie.Czekamnaodpowiedź.
-Chyba…jestemchętna.Choćpodejrzewam,żegłównymmotywemtwojej
propozycjijestchęćposiadaniamojegofałszywegoMoneta-westchnęłaz
ubolewaniem.
-Ama,tyupartakozo!-Krzysztofjęknął.-PocomifałszywyMonet,jeśli
będęmiał
prawdziwąAnnęMarię?Głównymmotywemmojejpropozycjijestmiłość!
Pomyśl,jakbardzomuszęciękochać,jeżelinieprzerażamnienawetmyśl,że
twojamatkazostaniemojąteściową!
-Nieprzejmujsię-pocieszyłagoAma,układającsięwygodniej.-Mam
pomysł.Jakjużnambardzodokuczy,pomogęcirozlepiaćogłoszenia.
-Jakieogłoszenia?
-„Teściowąoddamodzaraz”.Jakchceszbyćdalejtakiszlachetny,możesz
dopisać:„W
dobreręce…”.
Copyright(c)byMałgorzataJ.KursaCopyright(c)byWydawnictwo
ProzamiSp.zo.o.,2011
Projektokładki:IlonaGostyńska-Rymkiewicz
Redakcja:
EwaMościcka
Korekta:SylwiaReszka
Składiłamanie:IzabelaWójcik
Drukioprawa:EditSp.zo.o.
Warszawa
WydawnictwoProzamiSp.zo.o.www.prozami.plWarszawa2011
ISBN:978-83-932841-1-5