#02 PROROK Gibran Khalil

background image

Gibran Khalil

PROROK

1923

Tłumacz

Bogusława Jurkevich

1

background image

Spis treści

WSTĘP / 3
1. Przybycie Statku / 7
2. O Miłości / 11
3. O Małżeństwie / 13
4. O Dzieciach / 14
5. O Dawaniu /15
6. O Jedzeniu i Piciu / 18
7. O Pracy / 20
8. O Radości i Cierpieniu / 23
9. O Domach / 25
10. O Odzieży / 27

11. O Kupowaniu i Sprzedawaniu

/ 28

12. O Występku i Karze / 30
13. O Prawach / 33
14. O Wolności / 35
15. O Rozsądku i Namiętności / 37
16. O Bólu / 39
17. O Samopoznaniu / 40
18. O Nauczaniu / 41
19. O Przyjaźni / 42
20. O Mówieniu / 44
21. O Czasie / 45
22. O Dobru i Złu / 46
23. O Modlitwie / 48
24. O Przyjemności / 50
25. O Pięknie / 53
25. O Religii / 55
27. O Śmierci / 57
Pożegnanie / 59

Wanda Dynowska o autorze i jego życiu / 67

2

background image

WSTĘP

Ktoś wie dlaczego przestrzeń pomiędzy Morzem

Kaspijskim a Oceanem Indyjskim stała się od wieków
ojczyzną proroków? Czy dlatego, ze pustynia piaszczy-
sta rozciąga się tam dziesiątkami tysięcy mil bezludzia
i bezdroża? Czy dlatego, że z poza mgieł wyskakują
naraz góry piękności niezmiernej śniegiem wiecznym
okryte? Czy dlatego, że jak zjawiska wyczarowane dło-
nią cudotwórcy wyłaniają się wśród pustyni zielone
oazy, tym słodsze że nieoczekiwane; czy dlatego, że
szumią tam rzeki zrodzone z nicości i płynące w nicość?
Czy wreszcie dlatego, że wicher potężny, jak oddech
Boży, przewraca namioty i sypie groby nad zabłąkany-
mi wędrowcami? Ktoś wie....

W najpiękniejszej okolicy tego olbrzymiego obszaru,

w libańskiej wioseczce, Beszarre, pod śniegiem i cedra-
mi pokrytym szczytem Kornet es-Sauda, urodził się
6 grudnia 1883, w ubogim domu „wieśniaków”, Gibra-
nów (Zibranów) syn – Gibran, Kahlil Gibran. Rodzice
jego mieli jeszcze dwie, młodsze od niego córki, a zna-
cznie odeń starszy brat był synem z pierwszego małżeń-
stwa matki. Bieda była w domu tak dotkliwa, że wresz-
cie matka zapożyczywszy się i po sprzedaniu wszy
stkiego co się dało, zabierając dzieci, wyemigrowała za
chlebem do Ameryki, gdzie przebywało już wielu jej

3

background image

znajomych z tej samej wsi. Ojciec pozostał aby upra-
wiać malutkie poletko. Gdy matka dostała pracę, Gibran
powrócił jeszcze do Libanu na cztery lata studiów, cho-
dził tu do Liceum utrzymywanego przez księży, a potem
ponownie wyjechał do Ameryki i już ojczyzny nigdy nie
zobaczył.

Rodzina Gibranów była dotknięta chorobą ludzi ubo-

gich i niedożywionych – gruźlicą. Na nią umarli jego
rodzice, brat i najmłodsza siostra. Te kolejne zgony biły
w młodego człowieka, jeden po drugim na przestrzeni
paru lat, mimo żarliwości religijnej jego i całej tej bar-
dzo wierzącej Maronickiej rodziny, zachwiały poważnie
wiarę Gibrana, stając się jedną z przyczyn jego odwró-
cenia się od Kościoła ojców, kazały mu szukać własne-
go rozwiązania problemów życia.

Zanim dojechał ponownie do Ameryki Gibran zatrzy-

mał się na czas pewien w Paryżu, dokąd później jeszcze
raz powrócił na dłuższy okres studiów. Potem osiedlił
się najpierw w Bostonie, a z kolei i ostatecznie
w Nowym Jorku. Mając już za sobą bardzo interesujące
(wartościowe) próby poetyckie, w pierwszym okresie
swojej rzeczywistej, artystycznej działalności, Gibran
poświęcił się malarstwu i rysunkowi. Twórczość jego
w owym czasie w zakresie malarstwa, biegnąc równole-
gle z poetycką, porównywana była do dzieł Williama
Blake, angielskiego malarza i poety, symbolisty i misty-
ka. Wkrótce jednak zwrócił Gibran, przede wszystkim
do literatury, wydając cały szereg zbiorów poezji wier-
szem i proza, po arabsku i angielsku, ilustrując je wła-
snymi rysunkami i szkicami.

Poemat mistyczny „Prorok” napisał po angielsku

i wydał w roku 1923. Stworzył go zapewne pod inspira-
cją twórczości Nietzschego, w szczególności Zaratustry,

4

background image

dochodząc jednak do całkowicie odmiennych konkluzji
końcowych. „Prorok” wywołał wrażenie piorunujące,
jako wyznanie wiary i założenia jakby nowego religij-
nego światopoglądu. Dla wielu, zwłaszcza w Ameryce,
stał się rzeczywistą święta księgą i pozostał nią po dziś
dzień, stale na nawo wydawany i rozchodzący się
w olbrzymich ilościach. Zasięg jego wyszedł poza kraje
języka angielskiego, a wśród tłumaczeń reprezentowane
są niemal wszystkie języki świata.

Matka Gibrana, którą bardzo kochał, tak jak się

kocha matki, w tym jedynym rezerwacie matriarchatu
góralskiego jakim jest dziś jeszcze Liban, mawiała czę-
sto gdy był mały, że syn jej jest ,,nie z tego świata”, jak-
by był „ponad naturą”. już od czwartego roku życia
malował i rysował, a w zimie lepił ze śniegu nie bałwa-
ny, jak inne dzieci, a dziwne postacie swej wyobraźni.
Nauczywszy się pisać, pokrywał karteczki jakimiś
utworami i niszczył je natychmiast, mówiąc że nie chce
zachowywać tego, co ręka jego sama pisze. Jako mło-
dzieniec i dojrzały mężczyzna był stałe zadumany
i zamknięty w sobie, a nieśmiały z natury. Często zapa-
dał w ekstatyczne zamyślenia, nie widząc co się działo
wokół niego, a obudzony prosił o wybaczenie że…
odszedł. Nazywał to ucieczką duszy w poszukiwaniu
uświęcenia. Z kobietami nie umiał postępować, mimo to
był dla nich przemożnie pociągający.

Był fatalista, uważając że los ludzki z góry został

przewidziany i że nic tu na ziemi i poza nim nie jest
wynikiem przypadku, woli czy zbiegu okoliczności. Był
w tym zresztą wiernym dziedzicem najgłębszych trady-
cji swojej ojczyzny. Czasu nie uznawał za miernik egzy-
stencji i powtarzał nieustannie, że wieczność jest na-
szym elementem,

a

dla duszy nie ma granic ani w czasie,

5

background image

ani w przestrzeni. Wydawało się, że w chwili kiedy zry-
wał się huragan, to rozwiązywał się w nim jakiś węzeł
niewidzialny, pękały jakieś pęta i tworzył wtedy naj-
piękniej i najswobodniej. To też można o nim powie-
dzieć, że był w pierwszym rzędzie poetą rozszalałego
morza, orkanu, nocy i samotności. Na przekór podzi-
wianemu w pewnym okresie Nietzsche'mu głosił
wszechwładzę Miłości, stając się praktycznie prorokiem
Dobroci i Miłosierdzia. Cierpienie uważał na nieodłącz-
ne od Miłości, lecz Cierpienie nie było dominantą jego
życia. Sądził wreszcie, że tylko to, co dajemy ze siebie
jest wartościowe wobec Wieczności, a nie to co pragnę-
libyśmy otrzymać. Za łącznik pomiędzy Smutkiem a Ra-
dością
, uważał Piękno, wierząc że pomaga ono w szu-
kaniu B

OGA

. Twórczość Gibrana doprowadziła go

w ostatnich latach życia do głębokiego pragnienia
powrotu do Libanu. Rozpoczął nawet pertraktacje o za-
kup starego klasztoru w północnym Libanie – Mar Sar-
kis
, gdzie chciał się osiedlić i dokonać życia. Ostatecz-
nie jednak obawiając się, że nie będzie zrozumiany
i przyjęty przez twoich rodaków jakby tego pragnął,
zrezygnował z urzeczywistnienia tego marzenia. Stan
zdrowia poza tym tak się pogarszał, że i z tej przyczyny
nie mógłby był odbyć długiej podróży. Cierpiąc straszli-
wie z powodu raka wątroby, Gibran zmarł w wieku lat
48, dnia l l kwietnia 1931, w szpitalu św. Wincentego
w Nowym Jorku. Zwłoki jego przewiezione zostały do
Libanu i pochowane w starym kościółku w Beszarre.

„Gdy B

ÓG

cisnął mnie jak Jamien,

w to przedziwne jezioro, zakłóciłem powierzchnię jego

w niezliczone kręgi,

lecz gdym dosięgnął głębi stałem się cichy”

6

background image

1. Przybycie statku

Al-mustafa wybrany i ukochany, w pełni rozkwitu

swego życia, czekał dwanaście lat w mieście Orfalez na
statek, który miał powrócić, aby go zabrać na rodzinną
wyspę.

I dwunastego roku,

siódmego dnia miesiąca zbio-

rów Jelul, wspiął się na wzgórze miejskie, spojrzał
w morze i ujrzał swój statek zbliżający się pośród mgły.
Wtedy bramy jego serca otworzyły się na oścież, a jego
radość wzleciała wysoko ponad morze. Zamknąwszy
oczy modlił się w cichości swej duszy.

Jednak gdy schodził ze wzgórza, nawiedził go smu-

tek i w jego sercu zrodziło się pytanie: Jakże mógłbym
odejść w pokoju i bez żalu? Nie potrafię opuścić tego
miasta nie raniąc swej duszy. Wiele bolesnych dni spę-
dziłem w jego murach i długie były samotne noce;
a komu nie żal własnego bólu i samotności?

Zbyt wiele okruchów mej duszy zostawiłem na tych

ulicach i zbyt wiele dzieci mej tęsknoty przechadza się
bezbronnych wśród tych wzgórz, i nie zdołam ich pozo-
stawić tu bez żalu i bólu. To nie ubranie, które zdejmuję
wieczorem, lecz skóra, którą rozdzieram własnymi ręka-
mi. Ani myśl, którą zostawiam za sobą, lecz serce, syco-
ne głodem i pragnieniem.

7

background image

Nie mogę jednak zwlekać dłużej. Morze, które przy-

zywa do siebie wszystko, przyzywa także mnie i muszę
odpłynąć. Gdyż pozostać, mimo żaru, który spala mnie
nocami, to jakby zamarznąć i zamienić się w kryształ,
i zamknąć się w skorupie. Z radością zabrałbym ze sobą
wszystko. Ale jakże mógłbym? Głos nie niesie ze sobą
języka i ust, które go uskrzydliły. Sam musi wzbić się
w powietrze. Tak jak samotnie, bez swego gniazda,
orzeł wzlatuje do słońca.

A gdy zszedł ze wzgórza, odwrócił się znów ku

morzu i spostrzegł, że statek zbliża się do portu, a na
dziobie stoją marynarze, jego współziomkowie. I całą
duszą zapragnął znaleźć się pośród nich, i zawołał:

Synowie mojej starej ziemi – matki, jeźdźcy fal, tak

często żeglowaliście w moich snach. A teraz pojawiacie
się w chwili przebudzenia, która zdaje się być jeszcze
głębszym snem. Jestem gotów odpłynąć, a rozpięte
żagle tego pragnienia oczekują wiatru. Jeszcze raz tylko
odetchnę tym spokojnym powietrzem, jeszcze raz spoj-
rzę wstecz. A później chciałbym stanąć wśród was jak
żeglarz pośród żeglarzy. A ty potężne morze, matko czu-
wająca, która jesteś pokojem i wolnością rzek i strumie-
ni – ten strumień raz jeszcze zniknie za zakrętem, raz
jeszcze zaszumi i rozpłynie się w tobie jak bezkresna
kropla w bezkresnym przestworzu.

Odchodząc dostrzegł w oddali mężczyzn i kobiety;

opuszczali pola i winnice spiesząc w kierunku bram
miasta. I słyszał ich głosy wołające go po imieniu,
i krzyki niosące się po polach, że przybył jego statek.

I zapytał sam siebie: Czy dzień rozstania okaże się

dniem zrozumienia? I czyż mój zmierzch nie jest tak na-
prawdę moim świtem? Co mogę dać temu, który w po-
łowie bruzdy przerwał orkę lub temu, który zatrzymał

8

background image

prasę w swej winnicy? Czy moje serce będzie jak drze-
wo pełne owoców, które mogę zebrać, by im podaro-
wać? I czy moje pragnienia winny być jak zdrój, który
napełni ich czary? Czy jestem harfą, której mogą doty-
kać dłonie Najjaśniejszego lub fletem, przez który płynie
Jego oddech? Jestem poszukiwaczem ciszy lecz czy
mogę rozdawać z ufnością wszystkie skarby, które w niej
znalazłem? Jeśli to dzień zbiorów, w jakiej ziemi zasia-
łem ziarno i w jakiej zapomnianej porze roku?
Jeśli zaiste jest to godzina, w której uniosę swą latarnię,
przecież nie mój płomień palić się w niej winien.
Pusty i ciemny wznieść mam latarnię, a Strażnik Nocy
winien ją napełnić i rozpalić.

Te słowa wypowiedział. Lecz wiele w jego sercu

pozostało niewypowiedziane, gdyż nie był w stanie
wyrazić swej najgłębszej tajemnicy. I gdy wszedł do
miasta, wszyscy ludzie przyszli, by go spotkać i wypła-
kiwali mu się jakby jednym głosem. A najstarsi wyszli
do przodu, aby rzec: Nie oddalaj się od nas! Byłeś jak
księżycowy przypływ w naszym zmierzchaniu a twoja
młodość pozwoliła rozmarzyć się naszym marzeniom.
Nie jesteś obcym wśród nas, ani gościem, lecz synem
naszym ukochanym ponad wszystko. Nie daj cierpieć
naszym oczom tęsknoty za twoją twarzą.

A kapłanie i kapłanki rzekli do niego: Nie pozwól

falom morskim teraz nas rozdzielić, a latom, które spę-
dziłeś wśród nas stać się wspomnieniem. Natchnąłeś
nas wszystkich duszą, a twój cień był światłem na
naszych twarzach. Bardzo cię kochaliśmy. Lecz milczą-
ca była nasza miłość i ukryta za zasłonami. A teraz
w głos płacze do ciebie i stoi otwarcie przed tobą.
A zawsze tak jest, że miłość nie zna swej głębi aż do
momentu rozstania.

9

background image

Pozostali podeszli także i błagali go. Lecz on nie

odpowiadał. Schylił jedynie głowę i ci, stojący najbliżej
widzieli łzy spływające na jego pierś. Powoli przeszli
wszyscy na wielki plac przed świątynią.

I wyszła z sanktuarium kobieta zwana Almitrą. A

była ona jasnowidzącą. Spojrzał na nią z najwyższą czu-
łością, gdyż to ona pierwsza go ujrzała i uwierzyła
w niego, gdy tylko co przybył do ich miasta. I zatrzyma-
ła go mówiąc: Proroku Boga, poszukując tego, co naj-
ważniejsze, długo wypatrywałeś swego statku. Przybył
wreszcie i musisz odpłynąć. Głęboka jest twoja tęsknota
za krajem twoich wspomnień, za miejscem, w którym
ukryłeś swe najskrytsze pragnienia, a nasza miłość nie
przywiąże cię, ani nie zatrzyma cię nasza potrzeba.
Zanim jednak nas opuścisz przemów do nas i przekaż
nam swoją prawdę. A my przekażemy ją naszym dzie-
ciom, a one swoim dzieciom, tak by nie zaginęła.
W swej samotności patrzyłeś na dni nasze, a w swym
czuwaniu na płacz i śmiech w naszych snach. Ukaż więc
nam nas samych i powiedz tak jak to ujrzały twoje oczy,
o wszystkim, co zawiera się między narodzinami a
śmiercią.

A on odpowiedział: Mieszkańcy Orfalezu, o czymże

mam mówić, by wyrazić to, co porusza wasze dusze?

10

background image

2. O Miłości

Wtedy Almitra rzekła: Mów nam o Miłości.
A on uniósł głowę i spojrzał na ludzi, i zapadła cisza.

I podniesionym głosem mówił: Jeśli miłość cię zawoła
– podążaj za nią śmiało, choć jej drogi są trudne i stro-
me. A gdy rozpostrze swe skrzydła – ulegnij, nawet, jeśli
miecz, który skrywają jej pinie miałby cię zranić.

A

kiedy

mówi

do

ciebie

dotrzymaj

jej

wiary, nawet,

jeśli jej głos rozrywa twoje marzenia jak wiatr północny
pustoszący ogród.

Miłość może nałożyć ci koronę albo cię ukrzyżować.

Pragnie twego rozkwitu, lecz również nadaje ci kształt.
Wspina się wysoko by pieścić twe najdelikatniejsze
gałęzie, które drżą w słońcu, ale także zniża się do
twych korzeni i wstrząsa nimi by nie przylegały zanadto
do ziemi. Zagarnia cię do siebie jak łan kukurydzy.
Zdejmuje twe łupiny do zupełnej nagości. Oddziela twe
ziarno od plew. Ściera cię do białości. Ugniata aż do
uległości. A następnie wkłada cię do swego świętego
ognia i czyni cię uświęconym chlebem na boską uroczy-
stość.

Wszystko to miłość powinna uczynić, abyście poznali

sekrety swego serca i dzięki tej wiedzy stali się częścią

11

background image

Serca Życia. Lecz jeśli się lękacie i pragniecie jedynie
spokoju i przyjemności, które miłość daje, lepiej okryj-
cie swą nagość i oddalcie się od tej twardej ziemi do
mdłego świata gdzie będziecie się śmiać, lecz nie pełnią
śmiechu i płakać, lecz nie pełnią swej rozpaczy.

Miłość nie daje niczego prócz siebie i nie czerpie

z niczego prócz siebie. Miłość nie posiada i nie daje się
posiąść. Bowiem miłości wystarcza miłość. Kiedy
kochasz nie mów: »Bóg gości w mym sercu«, lecz ra-
czej: »Jestem gościem w sercu Boga«. I nie sądź, że
możesz kierować miłością, gdyż jeśli tylko warto, miłość
pokieruje tobą.

Miłość nie pragnie niczego poza spełnieniem. A jeśli

kochasz i pragniesz, niechaj takie będą twoje pragnie-
nia:

Rozpłynąć się w wartki strumień, który nocy nuci

swą melodię.

Poznać ból z nadmiaru czułości.
Nosić ranę zadaną poprzez twe własne rozumienie

miłości.

Krwawić dobrowolnie i z radością.
Budzić się o świcie z uskrzydlonym sercem i dzięko-

wać za kolejny dzień kochania.

Odpoczywać w południe przywołując miłosną eksta-

zę.

Powracać do domu z wieczorną bryzą, niosąc w

sobie wdzięczność i spać z modlitwą w sercu za twoje
kochanie i pieśnią chwały na ustach.

12

background image

3. O Małżeństwie

I znów odezwała się Almitra: Powiedz nam o Mał-

żeństwie, mistrzu.

A on odpowiedział: Staliście się wspólnotą i powin-

niście nią pozostać. Winniście być razem, gdy białe
skrzydła śmierci rozerwą waszą codzienność. Będziecie
trwać razem nawet w milczącej pamięci Boga. Lecz nie-
chaj w tym wspólnym trwaniu będzie przestrzeń, by nie-
biańskie wiatry mogły tańczyć między wami.

Kochajcie się nawzajem, lecz nie twórzcie więzów

miłości. Niech będzie ona raczej jak morze falujące po-
między brzegami waszych dusz.

Napełniajcie swe kielichy, lecz nie pijcie z jednego.

Dzielcie się swoim chlebem, lecz nie jedzcie z jednego
bochna.

Śpiewajcie i tańczcie razem i bądźcie radośni, lecz

niechaj każde pozostanie sobą, gdyż nawet struny lutni
nie dotykając się drżą tą samą muzyką.

Dajcie sobie nawzajem swe serca, ale nie na wła-

sność, gdyż wasze serca mogą być zawarte jedynie
w Dłoni Życia.

I stójcie razem, ale nie nazbyt blisko, bo oddzielnie

stoją filary wspierające świątynię, a dąb i cyprys nie
rosną jeden w cieniu drugiego.

13

background image

4. O Dzieciach

Kobieta z dzieckiem przy piersi rzekła: Mów nam

o Dzieciach.

A on odpowiedział: Wasze dzieci nie są waszymi

dziećmi. Są synami i córkami Życia, które pragnie ist-
nieć. Przychodzą przez was, ale nie od was i chociaż są
z wami, nie są waszą własnością.

Możecie dać im miłość, lecz nie myśli. One mają swe

własne myśli. Możecie gościć ich ciała, ale nie dusze.
Ich dusze zamieszkują w domu przyszłości, do którego
nie macie wstępu nawet w swoich snach.

Możecie starać się być jak one, lecz nie próbujcie

czynić ich podobnymi do was, gdyż życie się nie cofa
i nie zatrzymuje na dniu wczorajszym.

Jesteście jak łuk, z którego wasze dzieci, jak żywe

strzały wyleciały naprzód. Łucznik widzi ten znak na
ścieżce wieczności i nagina was swą siłą tak, by Jego
strzały leciały szybko i daleko.

I bądźcie radzi ręce Łucznika, bo kocha On strzałę,

która wzlatuje, ale tak samo kocha łuk, który jest opoką.

14

background image

5. O Dawaniu

Bogaty człowiek przemówił: Powiedz nam o Dawa-

niu.

A on odpowiedział: Niewiele dajesz, gdy rozdajesz

swój majątek. Dajesz naprawdę, kiedy dajesz siebie.
Czym, bowiem, jest twój majątek, jeśli nie przedmiota-
mi, których pilnujesz martwiąc się, że jutro mogą ci być
potrzebne?

A jutro, cóż może przynieść zapobiegliwemu psu, któ-

ry zakopuje kości w bezkresnym piasku podążając za
pielgrzymami do świętego miasta?

Czymże jest strach, że będziesz w potrzebie, jeśli nie

potrzebą samą?

Czyż uczucie pragnienia,

kiedy twoja studnia jest peł-

na, nie jest pragnieniem, którego nie można zaspokoić?

Są tacy, którzy oddają część tego, co zgromadzili –

a czynią to dla sławy i ta ukryta żądza czyni ich dar
kalekim.

A są też tacy, co mając niewiele oddają wszystko.

Oni wierzą w życie i w szczodrość życia, i ich skrzynia
nigdy nie jest pusta.

Są tacy, którzy dają z radością i radość jest ich

nagrodą, i tacy, którzy dają z bólem, a ból jest ich
nawróceniem.

15

background image

A są także inni, którzy dając nie znają bólu dawania,

ani nie szukają jego radości, ani nie dbają o zasługi.
Oni dają jak mirt rozsiewający swój zapach w odległej
dolinie i to przez ich ręce objawia się Bóg, i uśmiecha
się patrząc na ziemię z głębi ich oczu.

Dobrze jest dawać w potrzebie, ale lepiej dawać

zanim ktoś poprosi, dlatego że rozumiesz.

A dla szczodrych radość odnajdywania tych, co

w potrzebie jest większa niż radość dawania.

Czy jest cokolwiek, co pragniesz zatrzymać? Wszyst-

ko, co masz będzie pewnego dnia rozdane. Toteż rozda-
waj sam, aby szczęście dawania było twoje, nie twoich
spadkobierców.

Mówi się często: »Dałbym, ale tylko tym, którzy

zasłużyli«.

Nie mówią tak drzewa w twoim sadzie, ni zwierzęta

na twoim pastwisku. Wciąż oddają to, co posiadają,
gdyż zachować znaczy zaprzepaścić.

Ten, kto wart jest swoich dni i swoich nocy wart jest

przecież wszystkiego, co możesz mu dać.

Kto zasługuje na to, by pić z oceanu życia, wart jest

także, by twój maleńki strumień napełnił jego czarę.

A czy może być deser wspanialszy niż odwaga, pew-

ność a nawet miłosierdzie otrzymywania?

Kimże, bowiem jesteś, by ludzie musieli obnażać

przed tobą piersi i przełamywać swą dumę, byś ty mógł
ocenić ich wartość i popatrzeć sobie na podeptaną god-
ność?

Najpierw przekonaj się, że zasługujesz na to, by

obdarowywać i być narzędziem darowania. Bowiem
prawda jest taka, że to życie rozdaje życiu, podczas gdy
ty, darczyńca – jak myślisz – jesteś jedynie świadkiem.

16

background image

A wy obdarowani, a wszyscy zostaliście obdarowani,

nie wyważajcie swojej wdzięczności, aby nie nakładać
wędzidła na siebie i na tego, co was obdarował.

Niechaj podarunki uniosą was wszystkich jak skrzy-

dła. Bowiem troszczyć się zanadto o swój dług znaczy
wątpić w szczodrość tego, który ma miłującą Ziemię za
matkę i Boga za ojca.

17

background image

6.

O Jedzeniu i Piciu

Następnie stary człowiek, właściciel gospody, rzekł:

Powiedz nam o Jedzeniu i Piciu.

A on odpowiedział: Gdybyśmy tak mogli żyć zapa-

chem ziemi i jak powietrzna roślina karmić się jedynie
światłem!

Ale musimy zabijać, aby jeść i okradać nowonaro-

dzone z mleka ich matek, by zaspokoić swoje pragnienie
wykażmy więc pokorę.

Niechaj stół będzie ołtarzem, na którym składasz

czyste i niewinne z lasów i pól, by stało się jeszcze czy-
ściejsze i bardziej niewinne w człowieku.

Gdy zabijasz zwierzę powiedz mu z serca: »Ta sama

siła, która odbiera ci życie, zabija i mnie; ja też będę
zniszczony. Prawo, które wepchnęło cię w moje ręce
mnie także przekaże w ręce Najwyższego. Twoja krew
i moja krew jest niczym innym tylko sokiem, który karmi
drzewo wieczności.«

A kiedy zgniatasz jabłko zębami powiedz mu swoim

sercem: »Twoje nasiona będą trwały we mnie, a twoje
przyszłe pąki rozkwitną w moim sercu, twój aromat
będzie moim oddechem i razem będziemy się cieszyć.«

Jesienią, kiedy zbierasz grona z twej winnicy, by

zgnieść je prasą, powiedz im z serca: »Ja także jestem

18

background image

winnicą i moje grona dostaną się pod prasę, i jak młode
wino będę przechowywany w naczyniach wieczności«.

A zimą, gdy ściągasz wino, niechaj twoje serce

zachowa pieśń dla każdego kielicha, w której zabrzmią
wspomnienia jesiennych dni, winnicy i prasy.

19

background image

7. O Pracy

Następnie oracz powiedział: Mów nam o pracy.
A on odrzekł: Pracujesz, by dotrzymać kroku ziemi

i ziemskiej duszy. Gdyż być leniwym znaczy stać się
obcym porom roku i wyjść z procesji życia, która podą-
ża majestatycznie i z dumnym posłuszeństwem ku wiecz-
ności.

Kiedy pracujesz jesteś jak flet, którego serce zamie-

nia godziny w muzykę. Któż z was chciałby być piszczał-
ką tępą i milczącą, gdy wszyscy inni śpiewają razem
unisono?

Zawsze mówiono ci, że praca jest przekleństwem

a trud nieszczęściem. Lecz ja mówię, że pracując wypeł-
niasz część najśmielszego marzenia ziemi przypisaną ci
już w dniu jego narodzin. A trudząc się, naprawdę
kochasz życie. A kochać życie poprzez trudy, znaczy
dotykać jego najgłębszych sekretów.

Lecz jeśli w swym bólu przeklinasz dzień swoich uro-

dzin, a wspierające cię ciało nazywasz fatum wypisa-
nym ci na czole, odpowiem ci, że nic, tylko pot spływa-
jący z czoła może zmyć to, co zapisane.

Powiedziano ci także, że życie to ciemność i w swym

znużeniu powtarzasz to, co znużenie ci szepcze. A ja

20

background image

mówię ci, że życie jest ciemnością, jeśli nie zabłyśnie
w nim pragnienie.

Zaś wszystkie pragnienia są ślepe, jeśli nie istnieje

wiedza. Wiedza jest zaś zbędna, jeśli nie istnieje praca.
Praca jest pusta, jeśli nie z miłością. A kiedy kochasz to,
co robisz, łączysz się z samym sobą, z innymi oraz
z Bogiem.

Czymże jest praca z miłością?
To tkać płótno nićmi wyciągniętymi z serca tak, jakby

miała je nosić najdroższa osoba.

To budować dom z uczuciem, jakby miał być schro-

nieniem dla twoich najbliższych.

To zasiewać ziarno z czułością a plony zbierać rado-

śnie, jakby twoi ukochani mieli je spożywać.

To napełniać wszystko, czego się dotkniesz chlebem

swej duszy i mieć świadomość, że wszyscy twoi zmarli
stoją przy tobie i patrzą.

Często słyszałem jak mówicie niby we śnie: »Ten, kto

rzeźbi w marmurze odnajdując kształt swej własnej
duszy w kamieniu jest szlachetniejszy od oracza, a ten,
kto przekształca tęczę i układa ją na płótnie, by podoba-
ło się ludziom jest kimś więcej niż szewc robiący sanda-
ły na nasze stopy«.

Lecz ja mówię, nie we śnie, lecz w pełni przebudze-

nia podczas południowego przypływu, że wiatr nie szep-
cze czulej gigantycznym dębom niż najmarniejszemu
źdźbłu trawy. A ten tylko jest wielki, kto przetwarza gło-
sy wiatru w pieśń słodką od Jego miłości.

Praca jest ucieleśnieniem miłości. A jeśli nie umiesz

pracować z miłością, a jedynie ze wstrętem, lepiej byś
rzucił swą pracę, usiadł pod bramą świątyni i żebrał
o jałmużnę od tych, co pracują z radością.

21

background image

Jeśli zaś pieczesz chleb z obojętnością, twój chleb

jest gorzki i może nasycić jedynie połowę ludzkiego gło-
du.

Jeśli żałujesz, że musisz gnieść winogrona, twój żal

zatruje wino.

Jeśli masz głos anielski a nie lubisz śpiewać, to jak-

byś tłumił przed ludzkim uchem głosy nocy i głosy dnia.

22

background image

8. O Radości i Smutku

Następnie kobieta powiedziała: Przemów do nas

o Radości i Smutku.

On zaś odpowiedział: Twoja radość jest twoim smut-

kiem pozbawionym maski. Ta sama studnia, z której
wznosi się twój śmiech, była niejednokrotnie wypełnio-
na twoimi łzami.

A jakże inaczej mogłoby być? Im głębiej wyżłobi cię

smutek, tym więcej radości możesz pomieścić.

Czyż czara, w której przechowujesz wino nie jest tą

samą czarą, która wyszła z pieca garncarza?

A lutnia, która koi twą duszę, czyż nie była drewnem

drążonym przez dłuta?

Kiedy odczuwasz radość, spójrz głęboko w swe ser-

ce, a powinieneś spostrzec, że wyzwala ją to samo, co
przyniosło ci smutek.

Kiedy czujesz smutek znów zajrzyj do swego serca

a dowiesz się, że płaczesz z powodu tego, co przynosiło
ci radość.

Niektórzy z was mówią: »radość jest wspanialsza niż

smutek« inni zaś: »nie, smutek jest wspanialszy«.

Ale powiadam wam – one są nierozdzielne. Przycho-

dzą razem, a gdy jedno z nich siedzi z tobą za stołem,
pamiętaj, że drugie drzemie przy twoim łóżku. Jesteś

23

background image

zawieszony jak waga między swym smutkiem i swą
radością.

Jedynie jeśliś pusty stoisz pewnie i równo. Kiedy

skarbnik każe ci powstać byś zważył jego złoto i jego
srebro, szala twojego smutku lub radości podniesie się
lub opadnie.

24

background image

9. O Domach

Następnie gospodarz domu wystąpił i powiedział:

Przemów do nas o Domach.

A on odpowiedział: Budując dom w granicach mia-

sta zbuduj w swej wyobraźni chatkę na odludziu. Jeśli
będziesz miał gości o zmierzchu, będzie ich także miał
wędrowiec w tobie, zawsze obcy i samotny.

Twój dom jest przedłużeniem twego ciała. Rośnie

w słońcu, śpi w ciszy nocnej i nie jest pozbawiony
marzeń.

Czyż twój dom nie ma pragnień? Czy w marzeniach

nie zamienia miasta na zagajnik lub wzgórze?

Ach gdybym mógł zebrać wasze domy na dłoni i jak

siewca rozrzucić je po lasach i łąkach!

Doliny byłyby waszymi ulicami, a leśne ścieżki aleja-

mi, abyście mogli szukać się nawzajem w winnicach
i chodzić z zapachem ziemi na ubraniach.

Ale tak być nie może.
W swoim lęku ojcowie wasi zgromadzili was zbyt bli-

sko siebie. I lęk ten potrwa jeszcze trochę. Jeszcze przez
jakiś czas ściany miasta będą was oddzielać od waszych
pól.

A powiedzcie mi mieszkańcy Orfalezu, co macie

w tych domach? I

czego strzegą wasze zamknięte drzwi?

Macie spokój, tę cichą potrzebę, która wyzwala

waszą moc?

25

background image

Macie wspomnienia, połyskujące łuki, które umożli-

wiają wzloty umysłu?

Macie piękno, które prowadzi serca od rzeczy wyko-

nanych w drewnie i kamieniu aż do świętych wzgórz?

Powiedzcie, macie to w swoich domach? Czy też

posiadacie jedynie wygody i żądzę jeszcze większych
wygód, tę podstępną, co wchodzi do domu jak gość, sta-
je się gospodarzem a następnie Panem?I staje się przy-
zwyczajeniem, a za pomocą haka i bicza zamienia
wasze największe marzenia w marionetki.

I choć jej ręce są jedwabiste, jej serce jest z żelaza.

Kołysze was do snu po to tylko, by stojąc u wezgłowia
drwić z godności waszych ciał. Mami wasz zmysł słuchu
i układa go na opuszkach ostu jak kruche naczynie.
A ostatecznie żądza wygód zabija pasje w waszej duszy
i uśmiechając się idzie w kondukcie żałobnym.

Lecz wy, dzieci przestrzeni, nieustający w wysiłkach,

nie powinniście dać się złapać i oswoić.

Wasz dom winien być nie kotwicą, lecz masztem.

Nie powinien być jak błyszcząca blizna, która zakrywa
ranę, lecz jak powieka, która chroni oko.

Nie powinniście składać skrzydeł by móc przejść

przez drzwi ani zginać głowy by nie uderzyć o sufit, ani
obawiać się, że ściany pękną i zawalą się od pełni
waszego oddechu.

Nie powinniście zamieszkiwać grobowców wzniesio-

nych dla żywych przez umarłych.

Pomimo swej wspaniałości i chwały dom wasz nie

powinien gromadzić sekretów ani być schronieniem dla
waszych pragnień. Bowiem to, co w was bezgraniczne
przebywa w rezydencji nieba, której drzwiami jest po-
ranna mgła, a w której okna są pieśniami i ciszą nocy.

26

background image

10. O Ubraniu

Tkacz, zaś powiedział: Przemów do nas o Ubraniu.
A on odpowiedział: Wasze ubrania zakrywają więk-

szość waszego piękna, a nie zakrywają tego, co nie jest
piękne.

I mimo, że odzienie ma dawać swobodę prywatności,

może okazać się uprzężą i łańcuchem.

Czy nie wolelibyście stykać się ze słońcem i wiatrem

bardziej przez skórę niż przez ubranie? Wszak oddech
życia potrzebuje blasku słońca a wiatr jest dłonią życia.

Niektórzy z was mówią: »Czyż to nie północny wiatr

utkał te wszystkie ubrania, które nosimy?«

A ja mówię, a jakże – to północny wiatr – ale jego

krosnem był wstyd, a więdnięcie mięśni jego przędzą.
A gdy zakończył pracę śmiał się w lesie.

Nie zapominajcie, że skromność jest tarczą przeciw-

ko nieczystym oczom.

Ale gdyby nieczyste zniknęło, czym byłaby skrom-

ność, jeśli nie kajdanami i balastem dla umysłu.

I nie zapominajcie, że ziemia uwielbia czuć dotyk

waszych bosych stóp, a wiatr tęskni by bawić się waszy-
mi włosami.

27

background image

11. O Kupowaniu i Sprzedawaniu

A sprzedawca powiedział: Mów nam o Kupowaniu

i Sprzedawaniu.

A on odezwał się w te słowa: Ziemia rodzi swe owo-

ce dla ciebie i nie powinieneś pragnąć, jeśli wiesz jak
napełnić swe dłonie.

To wymiana podarunków ziemi powinna przynosić ci

zaspokojenie i satysfakcję. Jeśli tej wymianie nie towa-
rzyszy miłość i uprzejma sprawiedliwość, doprowadzi
ona niektórych do łakomstwa, a innych do głodu.

Kiedy wy trudzący się na morzu i na polu, i w winni-

cach spotkacie na rynku tkaczy, garncarzy i zbieraczy
przypraw – zaproście Najwyższego Ducha Ziemi, aby
wszedł pomiędzy was, aby uświęcił szale i sprawdził czy
wartość obliczacie według wagi.

A nie dopuszczajcie tych z pustymi rękami, którzy

sprzedają słowa za waszą pracę, by brali udział w wa-
szych transakcjach. Takim ludziom powiedzcie:

»Chodźcie z nami na pola lub wypłyńcie na morze

z naszymi braćmi i zarzućcie sieć, bo ziemia i morze
będą dla was tak samo szczodre jak dla nas.«

A jeśli nadejdą śpiewacy i tancerze, i grający na fle-

tach – kupcie ich podarki. Oni także są jak zbieracze

28

background image

owoców i kadzideł, a to, co przynoszą, chociaż wzboga-
cone o marzenia, jest odzieniem i strawą dla waszych
dusz.

Zanim opuścicie rynek bądźcie pewni, że nikt nie

odszedł z pustymi rękami. Najwyższy Duch nie zaśnie
w spokoju na wietrze, dopóki potrzeby ostatnich z was
nie będą zaspokojone.

29

background image

12. O Występku i Karze

Następnie jeden z sędziów miejskich wystąpił na-

przód i powiedział: Mów nam o Występku i Karze.

A on odpowiedział: Dzieje się tak, że twój duch

zawieruszy się na wietrze, a ty samotny i bezbronny
wyrządzisz krzywdę innym, a przez to samemu sobie.
I z powodu tej krzywdy musisz zapukać i odczekać chwi-
lę pod Bramą Błogosławionych zanim zostaniesz za-
uważony.

Boskość w tobie jest jak ocean – pozostaje na zawsze

nieskazitelna. Jest też ona jak powietrze, które unosi
jedynie uskrzydlonych, a jest nawet jak słońce.
Nie zna krecich korytarzy i nie zagląda do wężowych
gniazd. Lecz twoja boskość nie mieszka w tobie sama.
Duża część ciebie to uformowany człowiek, ale jakaś
cząstka nie jest nawet człowiekiem lecz bezkształtnym
karłem wędrującym sennie we mgle poszukiwań swego
własnego przebudzenia.

Lecz teraz pragnę mówić o człowieku w tobie, bo to

nie twoja boskość ani karzeł w tobie, lecz on zna wystę-
pek i karę za przewinienie.

Często słyszałem jak mówicie o kimś, kto popełnił

zbrodnię jakby nie był on jednym z was, lecz obcym
i intruzem w waszym świecie.

30

background image

Lecz mówię wam, że nawet święci i prawi nie mogą

wznieść się powyżej najwyższego, które znajduje się
w was.

Tak samo niegodziwi i słabi nie upadną poniżej naj-

niższego, które również w was się znajduje.

I jak żaden liść nie zżółknie bez cichej zgody drzewa,

tak przestępca nie popełni zbrodni bez waszej milczącej
wiedzy.

Podążacie razem jak procesja w kierunku swej

boskości. Jesteście drogą i wędrowcami. A gdy jeden
z was upada, upada on za tych, którzy są za nim, jako
przestroga przed wystającym kamieniem. Ale też upada
za tych z przodu, którzy mają szybsze i pewniejsze nogi,
jednakże nie uprzątnęli kamiennej przeszkody.

I jeszcze jedno, mimo, iż te słowa zaciążą na waszych

sercach:

Zabity nie jest niewinny swej własnej śmierci.
Okradziony nie pozostaje bez winy za kradzież.
Prawy nie jest bez winy za czyny niegodziwca.
A ten, kto ma czyste ręce, wcale nie jest czysty,

z powodu uczynków przestępcy.

Tak, winny jest często ofiarą zadanych ran. A jeszcze

częściej potępiony nosi brzemię za prawych i niewin-
nych.

Nie możesz oddzielić prawa od bezprawia i dobra od

niegodziwości, gdyż stoją one na równi przed obliczem
słońca jak białe i czarne nici uprzędzione razem.
A kiedy pęknie nić czarna, tkacz musi obejrzeć całą tka-
ninę, a także sprawdzić krosno.

A jeśli któryś z was wymierzałby sprawiedliwość nie-

wiernej żonie, niechaj także położy na szali serce jej
męża i zajrzy do jego duszy.

31

background image

I niechaj ten, kto miałby chłostać przestępcę przyjrzy

się uważnie duszy skrzywdzonego.

I jeśli ktokolwiek z was skazałby w imię prawa

i przyłożył topór do drzewa zła, niechaj obejrzy także
jego korzenie. A ujrzy korzenie zarówno dobre jak i złe,
owocujące i jałowe splecione razem w milczącym sercu
ziemi.

A wy sędziowie chcąc wymierzyć sprawiedliwość –

jaki wyrok wydacie na tego, kto uczciwy ciałem posiada
złodziejską duszę?

Jaką karę wymierzycie mordercy, którego dusza tak-

że przecież jest martwa?

I jak wykonacie wyrok na tym, kto w swych czynach

jest oszustem i bandytą, ale jest także urażony i zniewa-
żony?

A jak winniście ukarać tego, którego wyrzuty sumie-

nia są większe niż krzywda, którą wyrządził?

Czyż to nie skrucha wobec sprawiedliwości jest tym,

co stanowi sedno prawa, któremu służycie?

Nie możecie nakazać skruchy niewinnemu ani wydo-

być jej z serca winnego.

Dobrowolnie musi ona krzyczeć nocą, aby ludzie

zbudzili się i przyjrzeli się sobie samym.

A wy, którzy zajmujecie się prawem, jakże zrozumie-

cie, jeśli nie patrząc na wszystkie czyny w pełnym świe-
tle?

Tylko w ten sposób pojmiecie, że ci, co zostali wynie-

sieni i ci, co upadli są po prostu jednym człowiekiem
stojącym w cieniu pomiędzy nocą swojego skarlenia
i dniem swej boskości, i że kamień wieńczący świątynię
nie jest ważniejszy niż najniżej położony kamień jej fun-
damentów.

32

background image

13. O Prawach

Następnie jeden z prawników rzekł: Powiedz nam

o naszym Prawie.

A on odpowiedział: Znajdujecie przyjemność w two-

rzeniu praw, a jeszcze większą w ich łamaniu. Ale gdy
budujecie swoje zamki z piasku, ocean wyrzuca coraz
więcej piasku na brzeg. A kiedy je burzycie ocean śmie-
je się. Albowiem ocean śmieje się zawsze z niewinnymi.

A co powiedzieć o tych, dla których życie nie jest

oceanem lecz skałą, a prawa ludzkie to nie zamki z pia-
sku, lecz dłuto, którym rzeźbią według własnego uzna-
nia?

A co o kalekach, którzy nienawidzą tancerzy?
A co o wołu, który kocha swe jarzmo i uważa łosia

i jelenia w lesie za włóczęgi i bezpańskie stworzenia?

A co o starym wężu, który nie może zrzucić swej skó-

ry, toteż innych nazywa nagimi i bezwstydnymi?

A co o tym, który przychodzi zbyt wcześnie na wesele

i odchodzi przejedzony i zmęczony mówiąc, że wszystkie
święta

są bezprawiem a ci, co świętują są przestępcami?

Co mogę powiedzieć o tych, co także stoją w świetle

słonecznym, lecz tyłem do słońca?

Oni widzą tylko swoje cienie. Ich cienie są ich pra-

wem.

33

background image

A czymże jest dla nich słońce, jeśli nie twórcą cieni

jedynie?

I czym jest honorowanie prawa, jeśli nie pochyla-

niem się by podziwiać własne cienie na ziemi?

Lecz wy, którzy idziecie patrząc w słońce, jakie znaki

zapisane na ziemi mogą was zatrzymać?

Wy, którzy podróżujecie z wiatrem – jaka chorągiew-

ka powinna wyznaczać wasz szlak?

Jakie ludzkie prawo powinno przykuć was do nie-

ludzkich drzwi więzienia, jeśli wyrwaliście się z jarzma?

A jeśli tańczycie, jakiego prawa macie się obawiać,

jeśli nie utykania w nieludzkich żelaznych kajdanach?

I kim jest ten, kto winien postawić was przed obli-

czem prawa, jeśli zdejmiecie i pozostawicie swe ubrania
na odludziu?

Mieszkańcy Orfalezu, możecie wytłumić bębny i po-

luzować struny liry, ale kto zabroni śpiewać skowronko-
wi?

34

background image

14. O Wolności

Mówca rzekł: Powiedz nam o Wolności.
A on odpowiedział: Widziałem jak u bram miasta

i w zaciszu domowego ogniska padacie na twarze sła-
wiąc Wolność.

Tak samo niewolnicy uniżają się przed tyranem

i chwalą go, mimo że ich gnębi.

A w gaju nieopodal świątyni albo w cieniu cytadeli

widywałem jak ci, co cieszą się największą wolnością
nosili ją jak jarzmo lub kajdany.

I krwawiło moje serce; możecie być wolnymi, bo-

wiem jedynie, gdy sama myśl o poszukiwaniu wolności
staje się wam ciężarem i gdy przestajecie rozprawiać
o wolności jako celu i spełnieniu.

Będziecie naprawdę wolnymi nie wtedy, gdy dni

wasze będą pozbawione trosk, a noce pragnień i smut-
ku, lecz raczej, pomimo iż te uczucia otaczają was
w życiu, jeśli będziecie potrafili unieść się ponad nimi
nadzy i nieskrępowani.

Ale

jakże

wzniesiecie

się

ponad swoimi dniami i noca-

mi, jeśli nie zerwiecie łańcuchów, którymi omotaliście
pełnię swego dnia zanim jeszcze potrafiliście to zrozu-
mieć?

To, co nazywacie wolnością jest najmocniejszym

z tych łańcuchów, choć jego ogniwa połyskują w słońcu
i mamią wasze oczy.

35

background image

A czy nie są one cząstkami waszych jestestw, których

trzeba się pozbyć, aby móc poczuć się wolnymi?

Niesprawiedliwe prawo zostałoby zniesione. To pra-

wo zostało jednakże wypisane waszymi własnymi ręka-
mi na waszych czołach.

Nie możecie go wymazać paląc kodeksy prawne ani

zmywając czoła waszych sędziów choćbyście wylali na
nich całe morze. Bo jeśli pragniecie obalić despotę
musicie zniszczyć jego tron zbudowany w was.

Jak tyran mógłby rządzić wolnymi i dumnymi, jeśli

nie dzięki tyranii w ich własnej wolności i wstydowi
w ich własnej dumie?

A jeśli to troski chcecie się pozbyć, troska ta była

przez was wybrana, a nie narzucona.

A jeśli to strach chcecie odpędzić, jego siedlisko jest

w waszych sercach nie zaś w dłoniach tych, co się boją.

Wszystkie te elementy są w was poprzeplatane: to, co

upragnione i znienawidzone, wstrętne i uwielbiane, to,
co gonicie i to, od czego pragniecie uciec. To wszystko
porusza się w was jak światło i cień w nierozdzielnych
parach.

A kiedy zabraknie cienia światło usycha stając się

cieniem innego światła. Tak samo wolność wasza, gdy
jej więzy opadną, stanie się więzami dla innej, większej
wolności.

36

background image

15. O Rozsądku i Namiętności

Kapłanka przemówiła znów: Powiedz nam o Rozsąd-

ku i Namiętności.

A on odezwał się w te słowa: Wasze dusze są często

polem bitwy, na którym rozsądek i prawość prowadzą
wojnę z tym, co czujecie i czego pragniecie. Gdybym
mógł zaprowadzić pokój w waszych duszach zamienił-
bym niezgodę i rywalizację waszych cząstek w jedność
i melodię.

Ale jakże mogłoby mi się to udać, jeśli nie spróbuje-

cie pogodzić ze sobą, a raczej, nie pokochacie wszyst-
kich swoich cząstek?

Rozsądek i namiętność są sterem i żaglami dla

waszej wędrującej duszy. Jeśli wasze żagle lub ster
zostaną zniszczone, będziecie jedynie kołysać się i dry-
fować albo nawet zatrzymacie się w bezruchu pośrodku
morza.

Posługiwanie się jedynie rozsądkiem, to krępowanie

mocy, zaś czysta namiętność jest płomieniem, który pło-
nie aż do samospalenia. Toteż pozwólcie swej duszy
wynieść rozsądek aż na wysokość namiętności, tak by
dusza mogła zaśpiewać.

A także pozwólcie by rozsądek nadał kierunek waszej

namiętności, tak by namiętność mogła codziennie zmar-
twychwstawać i unosić się jak feniks z popiołów.

37

background image

Pragnę byście traktowali rozsądek i namiętność tak,

jak traktowalibyście dwóch najmilszych waszemu domo-
wi gości. Z pewnością nie wywyższalibyście jednego
gościa ponad drugiego gdyż, kto troszczy się bardziej
o jednego, traci miłość i zaufanie obu.

Kiedy siedzicie w chłodnym cieniu białych platanów

pośród wzgórz, czując spokój i łagodność odległych pól
i łąk – pozwólcie swemu sercu powiedzieć w ciszy:
»Bóg odpoczywa w rozsądku«. A gdy nadejdzie burza
i potężny wiatr wstrząśnie lasem, a grzmoty i błyski
ogłoszą majestat niebios – pozwólcie swemu sercu po-
wiedzieć z lękiem: »Bóg rozbudza się w namiętności«.

A ponieważ jesteście oddechem w Boskiej sferze

i liściem w Boskim lesie, także i wy powinniście odpo-
czywać w rozsądku a rozbudzać się w namiętności.

38

background image

16. O Bólu

Jedna z kobiet odezwała się: Powiedz nam o Bólu.
A on odpowiedział: Wasz ból bierze się ze skruszenia

skorupy, która więzi wasze rozumienie rzeczy. Jak pest-
ka, która musi pęknąć, by jej serce powstało w pełni
słońca, tak i wy musicie znać ból. A gdybyście potrafili
utrzymać swe serce w zachwytach nad codziennymi cu-
dami waszego życia, wasz ból wydawałby się wam nie
mniej cudowny niż wasza radość. I zaakceptowalibyście
różne nastroje swego serca tak samo, jak akceptujecie
pory roku przechodzące nad waszymi polami. I patrzyli-
byście z łagodnością poprzez zimy waszego smutku.

Większość waszego smutku przychodzi z waszego

wyboru.

Jest on gorzką miksturą, jaką lekarz obecny w was

leczy wasze chore jestestwa. Toteż ufajcie mu i pijcie
jego lekarstwo w ciszy i spokoju. Bowiem jego ręka,
chociaż ciężka i twarda, jest wiedziona czułą dłonią
Niewidzialnego.

A filiżanka, którą przynosi, chociaż parzy wasze usta,

jest stworzona z gliny zmoczonej uświęconymi łzami
Garncarza.

39

background image

17. O Samopoznaniu

I poprosił jeden z mężczyzn: powiedz nam o Samo-

poznaniu.

A on odrzekł: W ciszy swoich serc znacie tajemnice

dni i nocy. Lecz uszy wasze są spragnione brzmienia
mądrości waszych serc. Chcielibyście usłyszeć to, co
znacie jedynie jako własne myśli. Chcielibyście dotykać
palcami nagich ciał waszych marzeń.

I tak właśnie powinniście czynić. Ukryte źródło pra-

gnień waszej duszy potrzebuje wezbrać i szemrząc po-
płynąć ku morzu, a wtedy skarb waszej nieskończonej
głębi ukaże się waszym oczom. Lecz nie próbujcie
odmierzać swego niezgłębionego skarbu i nie spraw-
dzajcie głębi swego poznania miarą lub liną do sondo-
wania.

Gdyż tożsamość wasza jest bezgraniczna i niemie-

rzalna.

Nie mów: »Odnalazłem jedyną prawdę« lecz raczej:

»Odnalazłem jedną z prawd«.

Nie mów: »Znalazłem

właściwą drogę dla swej duszy«, lecz powiedz: »Wędru-
jąc moją drogą odnalazłem duszę«. Ponieważ dusza zna
wszystkie drogi.

Nie chodzi ona w szeregu ani nie rośnie jak trzcina.

Dusza otwiera się jak lotos o niezliczonych płatkach.

40

background image

18. O Nauczaniu

Następnie przemówił nauczyciel: Powiedz nam

o Nauczaniu.

A on odpowiedział: Nikt nie może wyjaśnić wam cze-

gokolwiek z wyjątkiem tego, co już leży w półśnie
u początków waszego poznania. Nauczyciel, który spa-
ceruje w cieniu świątyni pośród swych uczniów nie roz-
daje swej mądrości, lecz raczej swą wiarę i umiłowanie.
Jeśli jest naprawdę mądry nie zaoferuje wam odwiedzin
w domu swej mądrości, ale zaprowadzi was do progu
waszego własnego rozumienia.

Astronom może wyjaśnić wam jak rozumie prze-

strzeń, lecz nie może podarować wam swojego rozumie-
nia.

Muzyk może wyśpiewać rytm, który dźwięczy w prze-

strzeni, ale nie da wam ucha, które ten rytm zatrzyma
ani głosu, który go powtórzy.

A kto jest biegły w sztuce liczenia, może opowiadać

o tajnikach ważenia i mierzenia, ale nie może was do
nich zaprowadzić.

Bowiem wizja jednego człowieka nie użycza swych

skrzydeł drugiemu. I jako, że każdy z was stanie poje-
dynczo przed Boskim osądem, tak samo każdy z was
posiada swój własny obraz Boga i własne rozumienie
świata.

41

background image

19. O Przyjaźni

A młody człowiek powiedział: przemów o Przyjaźni.
I on odpowiedział tak: Twój przyjaciel jest odpowie-

dzią na twe pragnienia. Jest jak pole, na którym siejesz
z miłością i zbierasz z wdzięcznością. Jest twoim stołem
i domowym ogniem, gdyż idziesz do niego ze swoimi
pragnieniami i szukasz w nim ukojenia.

Kiedy twój przyjaciel opowiada ci swoje myśli, nie

boisz się, że w twych myślach pojawi się »nie« ani nie
powstrzymujesz swego »tak«. A gdy milczy, jego serce
nie przestaje słuchać twego serca.

W przyjaźni, bez jednego słowa, wszystkie myśli,

wszystkie pragnienia, wszystkie nadzieje powstają i są
dzielone z cichą radością.

Kiedy rozstajesz się z przyjacielem nie odczuwasz

żalu. Bowiem to, co w nim kochasz najbardziej, pod
jego nieobecność staje się jaśniejsze tak samo jak góra
staje się wyraźniejszą dla wędrowca, gdy patrzy nań
z równiny.

I niechaj nie będzie innego celu przyjaźni jak tylko

poznanie głębi ducha. Gdyż miłość, która szuka czego-
kolwiek innego ponad objawienie swej własnej tajemni-
cy jest w istocie nie miłością, lecz zarzuconą siecią i to,
co złowisz nie ma żadnej wartości.

42

background image

To, co w tobie najszczersze niechaj będzie przezna-

czone dla twojego przyjaciela. Jeśli pozna odpływ two-
jej fali, pozwól mu także poznać jej przypływ. Po cóż ci,
bowiem przyjaciel, którego potrzebujesz jedynie w wol-
nych chwilach? Powinien być ci potrzebny zawsze.
Do niego należy wypełnianie twych pragnień, a nie twej
pustki.

I niechaj słodycz przyjaźni przynosi śmiech i wspólne

przyjemności. Bowiem małe rzeczy odświeżają serca jak
poranna rosa.

43

background image

20. O Mówieniu

Następnie

uczeń

powiedział:

Opowiedz

nam o Mówie-

niu.

A on odrzekł: Mówisz, kiedy przestajesz być w zgo-

dzie z własnymi myślami. Gdy nie możesz już dłużej
ukrywać się w samotności swego serca, zamieszkujesz
w swych ustach, a dźwięk wypowiadanych słów przyno-
si odmianę i rozrywkę. I często, gdy mówisz twoje
myślenie jest w połowie unicestwione. Myślenie, bo-
wiem jest ptakiem przestrzeni, który w klatce słów może,
co prawda rozłożyć skrzydła, lecz donikąd nie poleci.

Są tacy wśród was, którzy poszukują gadatliwych

w obawie przed samotnością. Cisza samotności obnaża
ich jestestwa i chcieliby od niej uciec.

Są i tacy, którzy mówią, a nie mając własnej wiedzy

ni przemyśleń objawiają prawdę, której sami nie rozu-
mieją.

Ale są i tacy, którzy mają prawdę w sobie, ale nie

objawiają jej w słowach. W piersiach takich jak oni,
w miarowej ciszy, zamieszkuje Duch.

Kiedy spotykasz przyjaciela na poboczu drogi lub na

targu pozwól by Duch w tobie poruszał twoimi ustami
i rządził twym językiem. Niechaj głos w twoim głosie
przemawia do ucha w jego uchu.

Jego Duch zatrzyma prawdę twego serca tak, jak

zapamiętuje się smak wina, kiedy zapomnimy już jego
kolor i nie istnieje naczynie.

44

background image

21. O Czasie

Astronom powiedział:

Mistrzu,

powiedz

nam

o

Czasie.

A on odpowiedział: Mierzylibyście czas – niezmie-

rzony i niemierzalny. Dostosowalibyście swe zachowa-
nie, a nawet nadali kierunek swej duszy zgodnie z go-
dzinami i porami roku. Uczynilibyście z czasu strumień,
na którego brzegu usiedlibyście obserwując jak upływa.

Jednakże to, co ponadczasowe w was wyczuwa po-

nadczasowość życia, i wie, że wczoraj jest niczym innym
jak pamięcią dnia dzisiejszego a jutro jest jego marze-
niem.

A to, co śpiewa i medytuje w was, nadal przebywa

niedaleko tego pierwszego momentu, kiedy gwiazdy roz-
sypały się po firmamencie. Kto spośród was nie ma po-
czucia, że siła jego miłości jest bezgraniczna?

A mimo

to, któż nie czuje, że ta właśnie miłość, choć bezgranicz-
na, zamknięta jest w samym środku waszych jaźni, i że
porusza się nie tylko od jednej czułej myśli ku drugiej,
czy też od jednego aktu miłości ku innemu?

A czas – czyż nie jest właśnie jak miłość niepodzielny

i nieograniczony? A jeśli musicie w swych myślach dzie-
lić czas na pory roku, niechaj każda z nich zawiera
w sobie pozostałe. I niechaj dzień dzisiejszy przyjmie
przeszłość ze wspomnieniami, a przyszłość z tęsknotą.

45

background image

22. O Dobru i Złu

Jeden ze starszyzny miejskiej rzekł: Przemów do nas

o Dobru i Złu.

A on odpowiedział: Mogę mówić o tym, co w was

dobre, ale nie o tym, co złe. Czymże, bowiem jest zło,
jeśli nie dobrem upodlonym przez swój głód i pragnie-
nie?

Gdy dobro umiera z głodu, zaczyna szukać pokarmu

w ciemnych jaskiniach, a gasi swe pragnienie pijąc
nawet martwą wodę.

Jesteś dobry, gdy stanowisz jedność. Ale gdy nie ma

w tobie wewnętrznej zgody – nie znaczy, że jesteś zły.

Skłócony dom nie jest wszak jaskinią zbójców; jest

jedynie skłóconym domem. Statek bez steru może wszak
błądzić bez celu pośród złowrogich wysp, a przecież nie
zatonąć.

Jesteś dobry, kiedy starasz się dawać z siebie. Ale nie

jesteś zły, gdy próbujesz coś dla siebie zyskać. Gdy sta-
rasz się coś zyskać jesteś jak korzeń, który przytula się
do ziemi i ssie jej pierś. Oczywistym jest, że owoc nie
może nakazać korzeniom: »Bądźcie jak ja, dojrzałe, peł-
ne i zawsze rozdające swe bogactwo!« Owoc, bowiem,
potrzebuje dawać, a korzeń pragnie otrzymywać.

Jesteś dobry, jeśli twoja mowa jest w pełni świado-

ma. Ale nie jesteś przecież zły, kiedy twój język plącze

46

background image

się w półuśpieniu. Nawet kiepska przemowa może prze-
cież wzmocnić słaby język.

Jesteś dobry, jeśli zmierzasz do celu pewnie i dużymi

krokami. Ale nie jesteś zły, jeśli podążasz do celu utyka-
jąc. Nawet ci, co utykają, nie idą przecież do tyłu.

Ale wy, którzy jesteście silni i szybcy, pilnujcie się by

nie utykać przy kulawych, poczytując to za grzeczność.
Jesteście po tysiąckroć dobrzy, ale kiedy nie jesteście
dobrzy, nie jesteście przecież źli. Jesteście po prostu
włóczęgami i próżniakami. Szkoda, że gazela nie może
nauczyć żółwia szybkości!

Wasza dobroć leży w tęsknocie za byciem doskona-

łym i ta tęsknota jest w was wszystkich. W niektórych
z was, tęsknota owa to strumień wartko płynący do
morza, niosący tajemnice górskich stoków i pieśni lasu.
A innych – jest ona jak struga na równinie, która gubi
się w zakolach i zakrętach, i ociąga się z dotarciem do
brzegu morza.

Lecz niechaj ten, kto ma wiele pragnień nie pyta

tego, kto ma ich niewiele: »Z jakiego powodu jesteś tak
powolny i pełen wahania«?

Gdyż ci naprawdę dobrzy nie pytają nagiego: »Co

zrobiłeś ze swoim ubraniem«? ani bezdomnego: »Co się
stało z twoim domem«?

47

background image

23. O Modlitwie

Kapłanka odezwała się w te słowa: Powiedz nam

o Modlitwie.

A on odrzekł: Modlicie się w zmartwieniu i w potrze-

bie. A czemu nie czynicie tego także w pełni swego
szczęścia i w dni pomyślne? Czymże, bowiem jest modli-
twa, jeśli nie wyprawą jaźni w pulsującą przestrzeń?

A jeżeli wyrzucenie swego bólu w przestrzeń przyno-

si ukojenie, sprawi wam przecież przyjemność także
przesłanie tam radości promieniującej z serca.

A jeśli umiesz jedynie lamentować, gdy twoja dusza

wzywa cię do modlitwy, powinna ona, mimo, że pła-
czesz, nękać cię jeszcze i jeszcze aż w końcu się rozpo-
godzisz.

Gdy się modlisz, unosisz się, by spotkać w przestrze-

ni tych, którzy modlą się w tej samej chwili, a których,
gdyby nie ta Modlitwa nigdy byś nie spotkał. Niechaj,
więc jedynym celem twej wizyty w tej niewidzialnej
świątyni będzie ekstaza i słodka komunia.

Jeśli bowiem wchodzisz do świątyni tylko po to, by

prosić – nic nie otrzymasz. A jeśli wchodzisz, aby się
ukorzyć – nie zostaniesz podniesiony. A tym bardziej,
jeśli wchodzisz, aby żebrać o jałmużnę od innych – nie
będziesz usłyszany. Wystarczy abyś po prostu wszedł do
niewidzialnej świątyni.

48

background image

Nie mogę nauczyć was, jakimi słowami się modlić.

Bóg nie słucha waszych słów, chyba, że sam je wkłada
w wasze usta. A ja nie mogę nauczyć was modlitwy
mórz, lasów i gór. Lecz wy, zrodzeni z gór i lasów i mórz
powinniście odnaleźć ich modlitwę w waszych sercach.
A jeśli tylko będziecie chcieli słuchać spokojną nocą
zapewne usłyszycie jak szepczą w ciszy:

»Nasz Panie,

który stworzyłeś nasze uskrzydlone jaźnie;

Twoja to wola w nas jest najwyższą wolą.

Twoje pragnienie jest najwyższym pragnieniem.

Za Twoją przyczyną nasze noce, które należą do Ciebie,

zamieniają się we dnie, które takoż do Ciebie należą.

Nie możemy prosić Cię o nic,

bowiem znasz nasze pragnienia

zanim jeszcze w nas się zrodzą.

Ty stworzyłeś nasze potrzeby, a dając nam siebie,

zaiste dajesz nam wszystko.«

49

background image

24. O Przyjemności

Następnie pustelnik, który odwiedza miasto raz

w roku, wystąpił naprzód i powiedział: Przemów do nas
o Przyjemności.

A on odpowiedział tak: Przyjemność to pieśń wolno-

ści, ale nie jest wolnością. Jest rozkwitem waszych pra-
gnień, lecz nie ich owocem. Jest otchłanią, która woła
ku niebiosom, lecz nie jest głębokością ani wysokością
Jest wyrywaniem się do lotu, lecz nie jest zdobyciem
przestworzy.

Tak, zaprawdę przyjemność to pieśń wolności. I był-

bym rad, gdybyście śpiewali pełnią swego serca! Byle
byście tylko nie zatracili się w tym śpiewie.

Niektórzy spośród waszej młodzieży szukają przyjem-

ności jakby była ona wszystkim i są za to osądzani i kar-
ceni. Nie osądzał ani nie karciłbym ich. Pozwoliłbym im
szukać.

Znajdą oni bowiem przyjemność, lecz nie tylko. Ma

ona siedem sióstr, a nawet ta najbrzydsza piękniejsza
jest niż przyjemność.

Słyszeliście wszak o człowieku, który szukając w zie-

mi korzeni znalazł skarb?

Niektórzy starsi spośród was wspominają przyjemno-

ści ze skruchą, jakby były występkami popełnionymi

50

background image

w upojeniu. Ale skrucha jest jedynie zaciemnieniem
umysłu nie zaś jego chłostaniem.

Powinni oni wszak myśleć o przyjemnościach

z wdzięcznością tak jak o zbiorach, które przynosi lato.
Ale jeżeli skrucha przynosi im ulgę, pozwólmy im ją
odczuć.

A są wśród was i tacy, którzy nie są dość młodzi, by

szukać, ani dość starzy, by mieć wspomnienia. Ci,
w strachu przed poszukiwaniem i wspomnieniami, uni-
kają wszelkich przyjemności, żeby nie zlekceważyć
Ducha albo go nie urazić. I w takim postępowaniu leży
ich przyjemność. Także i oni znajdą skarb, chociaż ich
drżące ręce kopią w ziemi w poszukiwaniu korzeni.

Lecz powiedzcie – kimże jest ten, kto jest w stanie

urazić Ducha?

Czyż słowik może urazić spokój nocy, albo świetlik –

gwiazdy?

Lub czy ogień lub dym może zaszkodzić wiatrowi?
Czy sądzicie, że Duch jest jak spokojna tafla jeziora,

którą można zakłócić kijem?

Często, odmawiając sobie przyjemności, kryjecie

pragnienia w zakamarkach swojego „ja”. Kto wie czy
to, co wydaje się być pominięte dziś nie czeka nas jutro?
Ciało zna swe pochodzenie i własne potrzeby, i nie da
się oszukać. Jest harfą dla duszy i od was zależy czy
wydobywa się z niej słodka muzyka czy też chaotyczne
dźwięki.

A teraz zapytajcie w głębi swego serca: »jakże od-

różnić to, co jest w przyjemności dobre od tego, co do-
brym nie jest«?

Wyjdźcie na pola lub do swych ogrodów, a dowiecie

się, że to przyjemność pszczoły w pobieraniu kwiatowe-
go pyłku, a także przyjemność kwiatu w dawaniu swego

51

background image

pyłku pszczole. Dla pszczoły, bowiem, kwiat jest zdro-
jem życia, a dla kwiatu pszczoła jest posłańcem miłości.
I dla obojga – pszczoły i kwiatu – dawanie i otrzymywa-
nie przyjemności jest potrzebą i ekstazą.

Mieszkańcy Orfalezu, bądźcie w swych przyjemno-

ściach jak kwiaty i pszczoły!

52

background image

25. O Pięknie

Poeta poprosił: Przemów do nas o Pięknie.
A on odrzekł: Gdzie powinieneś poszukiwać piękna

i jak je można odnaleźć, jeżeli ono samo z siebie nie sta-
nie się twoją drogą i przewodnikiem?

I jak mówić o nim,

jeśli ono samo nie ułoży twych słów?

Boleśnie doświadczeni

i zranieni mówią:

»Piękno jest

życzliwe i delikatne. Jak młoda matka w lekkim onie-
śmieleniu swą własną chwałą przechadza się wśród
nas«.

A zapalczywi mówią:

»Nie, Piękno to sprawa potęgi

i lęku. Jak burza wstrząsa ziemią pod nami i niebem
nad nami«.

Zmęczeni i wypaleni mówią:

»Piękno to miękkie

szepty. Ono brzmi w duszy. Jego głos muska nasze mil-
czenie jak delikatne światełko, które drży w obawie
przed cieniem«.

Lecz niecierpliwi mówią:

»Słyszeliśmy jak krzyczało

pośród gór, a w jego wołaniu był stukot kopyt, uderza-
nie skrzydeł i ryczenie lwów«.

Strażnicy miejscy nocą powiadają:

»Piękno wzejdzie

wraz z jutrznią na wschodzie«.

W czasie południowej bryzy robotnicy i wędrowcy

mówią:

»Widzieliśmy je wychylające się ku ziemi przez

okno zachodzącego słońca«.

53

background image

Odgarniający śnieg zimą powiadają:

»Nadejdzie

wraz z wiosną, gdy pojawi się ona na wzgórzach«.

A w upalne lato żniwiarze mówią:

»Widzieliśmy jak

tańczyło z jesiennymi liśćmi i zobaczyliśmy, że ma
pasma śniegu we włosach«.

Wszystko to zostało powiedziane o Pięknie. A praw-

da jest taka, że mówiliście nie o nim, lecz o swoich nie-
osiągalnych pragnieniach. Ale Piękno nie jest pragnie-
niem, lecz ekstazą.

Nie jest ono spragnionymi ustami albo pustą dłonią

wyciągnięta w potrzebie, lecz raczej rozpalonym sercem
i oczarowaną duszą.

Nie jest obrazkiem, który można obejrzeć ani pie-

śnią, którą można usłyszeć. A raczej jest obrazkiem ale
takim, który widać przez zamknięte oczy i taką pieśnią,
którą słychać przez zakryte uszy.

Nie jest jak sok z wysuszonej kory ani skrzydło zro-

śnięte z pazurami, lecz raczej jak wiecznie kwitnący
ogród i gromada aniołów w nieustającym tańcu.

Mieszkańcy Orfalezu, Piękno jest życiem, gdy życie

odsłania swą najświętszą twarz. Ale to wy jesteście
i życiem, i zasłoną. Piękno to wieczność przeglądająca
się w lustrze.

Ale to wy jesteście i wiecznością, i lustrem.

54

background image

26. O Religii

A stary ksiądz poprosił: Przemów o Religii.
On zaś odrzekł: Czy mówiłem dzisiaj o czymkolwiek

innym?

Czyż nie religią są wszystkie myśli i uczynki? A także

to, co nie jest uczynkiem lub myślą, lecz cudem i niespo-
dzianką wiecznie kwitnącymi w duszy, nawet, gdy dłonie
ciosają kamień lub obsługują krosna?

Kto umie oddzielić swą wiarę od swych uczynków

lub wyznawane zasady od swej pracy?

Któż umie rozsypać przed sobą godziny mówiąc: »te

są dla Boga, a te dla mnie; te są dla mej duszy a te po-
zostałe dla mojego ciała«?

Wszystkie twoje godziny to skrzydła, które przemie-

rzają przestrzeń od siebie do siebie.

Ten, kto nosi swą moralność jak odświętny strój nie-

chaj lepiej pozostanie nagi.

Wiatr i słońce nie wydrą dziur w jego skórze.
A ten, kto dba o etykę jedynie, zamyka swój trel sło-

wiczy w klatce. A przecież pieśń swobody nie przenika
przez kraty i druty.

A ten, dla kogo modlitwa jest jak okno – otwierane,

lecz także zamykane – nie był nigdy jeszcze w domu
swojej duszy, której okna pozostają otwarte od świtu do
świtu.

55

background image

Waszą świątynią i waszą religią jest wasze życie

codzienne. Kiedykolwiek tam wchodzicie zabierajcie ze
sobą wszystko.

Weźcie pług i obcęgi, młot i lutnię, rzeczy, które

stworzyliście z konieczności lub dla przyjemności. Bo
w zamyśleniu nie wzniesiecie się powyżej tego, co osią-
gnęliście, ani nie upadniecie niżej niż wasze porażki.

I zabierzcie ze sobą wszystkich ludzi. Nie możecie,

bowiem, unieść się w chwale wyżej niż ich nadzieje lub
spaść w upokorzeniu niżej niż ich rozpacz.

Możecie się więc domyślić, że Bóg nie będzie rozwią-

zywał waszych problemów. Popatrzcie raczej w górę
a zobaczycie, jak bawi się z waszymi dziećmi!

I popatrzcie w przestrzeń; zobaczycie Go jak space-

ruje w chmurach wyciągając swe ramiona w czasie
burzy a opuszczając w deszczu.

Możecie Go także ujrzeć jak uśmiecha się w kwia-

tach, a potem wznosi dłonie i porusza nimi w drzewach.

56

background image

27. O Śmierci

Następnie Almitra odezwała się tymi słowami: Zapy-

talibyśmy teraz o Śmierć.

A on powiedział: Chcecie poznać sekret śmierci.

Lecz jakże moglibyście go odnaleźć, jeśli nie w samym
środku życia?

Sowa, której widzące nocą oczy są ślepe w dzień, nie

może odkryć tajemnicy światła.

Jeśli zaprawdę chcecie pojąć ducha śmierci otwórz-

cie szeroko serca na pełnię życia. Bowiem życie i śmierć
stanowią jedność, tak jak rzeka i morze.

W głębi waszych nadziei i pragnień leży wasza cicha

pewność tego, co nastąpi. I wasze serca jak nasiona
skryte pod śniegiem marzą o wiośnie. Ufajcie marze-
niom, bo to w nich kryje się brama do wieczności!

Wasz strach przed śmiercią jest jak drżący pasterz

stojący przed królem, którego dłoń dotknie go z hono-
rem.

Czyż pasterz nie jest radosny, pomimo swego drże-

nia, że poczuje królewski dotyk? A także czyż nie zna
przyczyny tego drżenia?

Czymże innym jest śmierć, jeśli nie staniem nago na

wietrze i roztopieniem się w słońcu? I czym jest zatrzy-
manie oddechu, jeśli nie oswobodzeniem go od niespo-

57

background image

kojnych przypływów tak, by mógł bez przeszkód pow-
stać, unieść się i poszukać Boga?

Powinniście śpiewać tylko, jeśli pijecie z rzeki mil-

czenia. A wspinać się dopiero, gdy już osiągniecie
szczyt górski.

A kiedy ziemia odbierze wasze ciała, wtedy będziecie

naprawdę tańczyć.

58

background image

Pożegnanie

Nastał już wieczór. I Almitra, jasnowidząca, rzekła:

Niechaj będzie błogosławiony ten dzień, to miejsce
i twój duch, który przemawiał.

A on odpowiedział: Czy tylko przemawiałem? Czyż

nie byłem także słuchaczem?

Następnie opuścił schody Świątyni, a wszyscy zebra-

ni podążyli za nim. I wszedł na statek, i stanął na pokła-
dzie.

A zwróciwszy się znów do zebranych podniesionym

głosem rzekł: Mieszkańcy Orfalezu, wiatr nakazuje mi
was opuścić. Nie jest mi tak spieszno jak wiatrowi, ale
mimo to muszę odejść.

My wędrowcy zawsze szukający samotnych dróg, ża-

dnego dnia nie zaczynamy w miejscu, gdzie zakończył
się dzień wczorajszy, a wschodzące słońce nie zastaje
nas tam, gdzie zostawiło nas o zachodzie. Wędrujemy
nawet, kiedy ziemia śpi. Jesteśmy nasionami wytrwa-
łych roślin i w naszej dojrzałości, a także w pełni nasze-
go serca jesteśmy oddani wiatrowi i rozsiani po świecie.

Krótkie były moje dni pośród was, a jeszcze krótsze

słowa, którymi przemawiałem. Lecz jeśli mój głos
zamilknie w waszych uszach, a miłość moja zblaknie
w waszej pamięci znów do was przybędę. I z sercem

59

background image

bogatszym a ustami bardziej posłusznymi duchowi, zno-
wu do was przemówię.

Tak, wierzcie mi, powrócę z przypływem. I mimo, że

śmierć może mnie ukryć, a wszechogarniająca cisza
wziąć w objęcia, znów kiedyś będę szukał waszego zro-
zumienia.

I nie będę szukał na próżno. Jeśli cokolwiek z tego,

co powiedziałem jest prawdą, ta prawda objawi się
sama jeszcze prawdziwszym głosem i słowami bliższymi
waszym myślom.

Mieszkańcy Orfalezu, odchodzę z wiatrem, ale nie

zapadam się w pustkę. A jeśli ten dzień nie jest spełnie-
niem waszych pragnień i mojej miłości, niechaj będzie
chociaż obietnicą następnego dnia. Potrzeby człowieka
zmieniają się, ale jego miłość i pragnienie, by zadość-
uczyniła ona wszystkim jego potrzebom pozostają nie-
zmienne.

Wiedzcie, zatem, że nawet z wszechogarniającej

ciszy – powrócę. Mgła, która znika nad ranem zosta-
wiając po sobie jedynie rosę na polach, uniesie się
i stworzy chmurę, i opadnie deszczem. A nie różnię się
przecież od mgły.

W ciszy nocnej chodziłem waszymi ulicami, a moja

dusza nawiedzała wasze domy. I bicie waszych serc jest
w moim sercu, a wasz oddech na mojej twarzy.

I poznałem was wszystkich. Tak, poznałem waszą

radość i ból, a kiedy spaliście wasze sny były moimi
snami.

I często byłem pośród was jako jezioro pośród gór.

Jak lustro ukazywałem wasze najwyższe uniesienia
i załamania, a nawet przepływające obłoki waszych
myśli i waszych pragnień. A do mojej ciszy dochodził
śmiech waszych dzieci w strumykach i tęsknoty młodych

60

background image

w rzekach. A gdy strumyki i rzeki dopływały do mnie
wciąż jeszcze były takie rozśpiewane!

Lecz dostałem także to, co jest słodsze ponad śmiech

i wspanialsze niż tęsknota. Jest tym wszystko to, co
w każdym z was nieograniczone – ten Ogromny Czło-
wiek, którym cały jesteś, jeśli pominąć komórki twego
ciała i ścięgna, ten, w którego psalmach cały twój śpiew
jest bezdźwięcznym pulsowaniem.

Jesteś ogromny dzięki Ogromnemu Człowiekowi

w tobie oraz dzięki wdzięczności dla Niego, tak jak ja
jestem wam wdzięczny i kocham was.

Jakie odległości można znaleźć w tej ogromnej prze-

strzeni, których miłość nie byłaby w stanie dolecieć?
Jakie wizje, jakie oczekiwania i jakie przypuszczenia
mogłyby być lepsze niż taki lot? Ogromny Człowiek
w tobie jest jak gigantyczny dąb pokryty kwiatami
jabłoni. Jego potęga trzyma cię przy ziemi, jego zapach
unosi cię w powietrze, a poprzez jego trwałość ty także
jesteś nieśmiertelny.

Powiedziano wam, że jesteście jak łańcuch – tak sła-

bi jak wasze najsłabsze ogniwo. To jest zaledwie połowa
prawdy.

Jesteście wszak tak silni jak wasze najmocniejsze

ogniwo.

Oceniać was według drobiazgów, to jakby oceniać

potęgę oceanu według delikatności jego piany.

Osądzać was według waszych błędów to jakby obwi-

niać pory roku za ich zmienność.

Uwierzcie: jesteście jak ocean. Ale, mimo że statki

u waszych brzegów na mieliźnie oczekują przypływu,
nawet będąc oceanem nie możecie przynaglić swoich
fal.

61

background image

I jesteście także jak pory roku. A chociaż w swej

zimie wypieracie się swojej wiosny, to i tak wiosna spo-
czywająca w was uśmiecha się sennie i nie czuje żalu.

Nie myślcie, że przemawiam tak, byście mogli rzec

jeden drugiemu: »Pochwalił nas należycie. Zobaczył
w nas tylko dobro«.

Ja mówię jedynie słowami, które sami znacie z wła-

snych myśli. A czymże jest wiedza ubrana w słowa, jeśli
nie cieniem tej wiedzy, której słów nie trzeba?

Wasze myśli i moje słowa są jak promieniowanie

z zapieczętowanej pamięci, która trzyma zapis naszych
dni wczorajszych i wcześniejszych dni, kiedy ziemia nie
znała ani nas, ani samej siebie, a także nocy, gdy ziemia
pogrążona była w zamęcie.

Mędrcy odwiedzają was by przynieść swą mądrość.

Ja przyszedłem uszczknąć waszej mądrości. I z wdzięcz-
nością znalazłem coś wspanialszego niż mądrość.

To płomień Ducha w was, rozpalający się coraz moc-

niej, gdy wy niepomni na jego rosnącą siłę narzekacie
na swe przeznaczenie.

Życie, które pragnie się ucieleśnić obawia się śmier-

ci. Tu nie ma grobów. Te góry są kołyską i oparciem.

Gdy przemierzać będziecie pola. gdzie pochowani są

wasi przodkowie, przypatrzcie się dokładnie, a zobaczy-
cie siebie tańczących ręka w rękę ze swoimi dziećmi.
Doprawdy często wasza radość jest bezwiedna.

Odwiedzają was także inni, którym wierzycie w ich

piękne obietnice dając im bogactwo, sławę i władzę.
Ja niczego wam nie obiecałem a byliście dla mnie jesz-
cze bardziej szczodrzy.

Daliście mi głębokie, wieczne pragnienie. Nie ma

wszak lepszego daru dla człowieka niż zamiana wszyst-

62

background image

kich jego pragnień w usta spragnione, a jego życia
w źródło.

I w tym pokładam swój honor i swoją nagrodę, że

kiedykolwiek przybywam do źródła by napić się odkry-
wam, że woda także jest spragniona. I ona pije mnie tak
jak ja piję ją.

Niektórzy z was myślą, że jestem dumny i zbyt nie-

śmiały, aby przyjmować dary. Tak, jestem zbyt dumny by
przyjąć wynagrodzenie, ale nie podarunki. I mimo, że
jadłem jagody na wzgórzach, gdy przecież z chęcią
gościlibyście mnie w swych domach i spałem pod skle-
pieniem świątyni, gdy z radością ofiarowalibyście mi
schronienie, czyż to nie wasza troska o moje dnie i noce
napełniała pokarm w moich ustach słodyczą i opasywa-
ła moje sny wizjami?

Błogosławię was najbardziej za to, że daliście dużo

nie czując, że dajecie cokolwiek, gdyż przecież dobroć,
która

przygląda

się

sobie

w

lustrze,

zamienia

się w ka-

mień. A dobry uczynek, który sam siebie wychwala staje
się matką przekleństwa.

A niektórzy z was zwali mnie samotnikiem upajają-

cym się swą samotnością. I mówili: »Jemu bliskie są
drzewa w lesie, ale nie ludzie. On siada samotnie na
wzgórzu i przygląda się naszemu miastu.«

To prawda, że wspinałem się na wzgórza i spacero-

wałem na odludziu. Jakże inaczej mógłbym was zoba-
czyć, jeśli nie z dużej wysokości i oddalenia?
Jak ktoś może być naprawdę blisko jeśli nigdy nie
będzie daleko?

A jeszcze inni spośród was wołali do mnie bez słów:

»Obcy, obcy! Miłośniku nieosiągalnych wysokości, dla-
czego kryjesz się pośród górskich szczytów gdzie orły
budują swe gniazda? Czemu szukasz tego, co niezdoby-

63

background image

te? Jakie burze chwytasz w swoją sieć i jakie mgliste
ptaki łapiesz na niebie? Przyjdź i bądź jednym z nas!
Uspokój i nasyć swój głód naszym chlebem a pragnie-
nie ugaś naszym winem!«

Mówili tak w samotności swych dusz. Lecz gdyby ich

samotność była jeszcze głębsza wiedzieliby, że nie szu-
kałem niczego innego jak tylko sekretu waszej radości
i waszego smutku. A chwytałem jedynie wasze doskonal-
sze jaźnie przechadzające się po niebie.

Ale łowca był jednocześnie ofiarą. Wiele strzał

wypuszczonych z mojego łuku dosięgło mej własnej
piersi.

Jednak nie tylko latałem, ale i pełzałem. Cień moich

skrzydeł rozpostartych w słońcu kładł się na ziemi jak
żółw.

I będąc wierzącym byłem jednocześnie wątpiącym.

Bowiem często jątrzyłem własne rany, aby posiąść wię-
cej wiary w was i więcej wiedzy o was. I dzięki tej wie-
rze i wiedzy mówię wam, że nie jesteście zamknięci
w swoich ciałach lub ograniczeni przez swe domy czy
pola.

To, co jest wami, ma schronienie ponad górami i

wędruje z wiatrem. To nie jest coś, co pełznie do słońca
po ciepło lub wwierca się w ciemność dla poczucia bez-
pieczeństwa.

Ale jest swobodne, duchem, który okrąża ziemię

i wzbija się w przestrzeń. Jeśli te słowa są niejasne, nie
próbujcie ich wyjaśniać. Niejasne i zamglone jest
początkiem, nie zaś końcem wszystkiego i byłbym zado-
wolony gdybyście pamiętali mnie jako początek.
Życie, wszystkie życia, są poczęte we mgle, nie zaś
w krysztale.

A któż to wie czy i kryształ nie powstaje z mgły?

64

background image

Oto, co pragnę byście pamiętali wspominając mnie:

to, co zdaje się być najdelikatniejsze i onieśmielone
w was jest w rzeczywistości najsilniejsze i najtrwalsze.
Czyż to nie wasz oddech zbudował i wzmocnił konstruk-
cje waszych kości?

I czy to nie marzenie, którego już nie pamiętacie,

zbudowało wasze miasta i ukształtowało wszystko, co
się w nich znajduje?

A gdybyście mogli ujrzeć jak rozchodzi się ten

oddech, przestalibyście widzieć wszystko inne.

A gdybyście mogli usłyszeć szept marzenia, przestali-

byście słyszeć wszystkie inne dźwięki.

Ale nie widzicie i nie słyszycie, i to dobrze.

Zasłona na waszych oczach winna być uniesiona przez
dłoń, która ją utkała, a glina, która wypełnia wasze uszy
powinna być usunięta przez palce, które ją ugniatały.

I wtedy przejrzycie na oczy. I wtedy usłyszycie.

Ale nie narzekajcie, że zaznaliście ślepoty, ani nie żałuj-
cie, że byliście głusi. Gdyż tego właśnie dnia poznacie
odpowiedzi na wszystkie pytania i będziecie błogosła-
wić ciemność jak błogosławicie światłość.

Powiedziawszy to wszystko rozejrzał się i zobaczył

kapitana swego statku jak stał u steru i spoglądał to na
rozpięte żagle, to w dal.

I powiedział: Wielka jest cierpliwość kapitana moje-

go statku! Wiatr wieje i żagle są niespokojne. Nawet
ster błaga o rozkazy. Ale kapitan czeka aż zamilknę.
A ci spośród mych marynarzy, co słyszeli chór ogromne-
go morza, także i mnie słuchali cierpliwie.

Ale nie powinni już dłużej czekać. Jestem gotów.

Strumień dopłynął do morza i kolejny raz, jak wspania-
ła matka, przywołuje ono swego syna do piersi.

65

background image

Zostańcie w pokoju mieszkańcy Orfalezu. Ten dzień

dobiegł końca. Zamyka się dla nas, jak lilia wodna, do
jutra.

Zachowajmy cośmy tu otrzymali. A jeśli to nie

wystarczy będziemy musieli spotkać się znów i znów by
razem wyciągnąć ręce do tego, kto nas może obdaro-
wać.

Nie zapomnijcie, że wrócę do was. Za niedługą chwi-

lę moje pragnienia nabiorą wystarczająco popiołu i pia-
ny dla innego ciała. Jeszcze niedługa chwila, moment
odpoczynku na wietrze, i odrodzę się w innej kobiecie.

Żegnam was i młodość, którą spędziłem z wami.

To wczoraj spotkaliśmy się w snach. Śpiewaliście mi
w mej samotności a ja zbudowałem z waszych pragnień
wieżę aż do nieba. Ale nasz sen prysnął i pojaśniało.

Mamy już południowy przypływ i nasze przebudzenie

zamieniło się w pełnię dnia, i musimy się rozstać.
W półmrokach pamięci powinniśmy spotkać się ponow-
nie by znów rozmawiać i byście zaśpiewali mi dojrzal-
szą pieśń. A jeśli nasze dłonie spotkają się w innym śnie,
powinniśmy zbudować jeszcze jedną wieżę do nieba.

Powiedziawszy to dał znak załodze, i natychmiast

podnieśli kotwicę i uwolnili statek z lin cumowniczych
i odpłynęli na wschód.

I rozległ się płacz ludzi jakby płynący z jednego ser-

ca, i zamienił się w zmierzch i został uniesiony przez
morze jak dźwięk trąbki.

Jedynie Almitra milczała patrząc na oddalający się

statek aż zniknął we mgle.

I gdy wszyscy już poszli ona ciągle stała na brzegu

rozpamiętując w swym sercu to, co powiedział: „Jesz-
cze niedługa chwila, moment odpoczynku na wietrze,
i odrodzę się w innej kobiecie”.

66

background image

SŁOWO Wandy Dynowskiej

tłumacza wydania 1954

Książkę Gibrana „Prorok” spotkałam po raz pierw-

szy w Paryżu w 1930 roku. Uderzyła mnie oryginalność
ujęć, głębia myśli, niespodziewaność koncepcji, „wielki
ton”, jaki mają tylko myśliciele, którzy samotnie wy-
dzierają tajemnice życiu, i „nowe ścieżki w dziewiczych
rąbią lasach”
. I porwał mnie powiew jakby absolutne-
go, niczym doczesnym nie uwarunkowanego Piękna.

Przetłumaczyłam parę najciekawszych rozdziałów

i posłałam przyjaciołom do Polski. Zdziwiłam się, gdy
po moim powrocie, w parę miesięcy potem, do Warsza-
wy, dowiedziałam się iż urywki te, powielone, krążą,
wśród młodzieży, że trafiły na kursy Oświaty Pozasz-
kolnej, do grup teatru ludowego Zawiejskiego, a stam-
tąd na wieś, do świetlic i biblioteczek młodzieżowych,
że wzbudzają zachwyt wszędzie, bez względu na różni-
ce środowiska i przygotowanie umysłowe czytelnika.
Było to dla mnie jednym więcej dowodem wielkości
dzieła. A gdy po latach dowiedziałam się, że w teczkach
kilku znajomych świetliczanek i studentek, poległych
w 1939 na ulicach Warszawy, znaleziono te same,
skromne powielane urywki, jak i w tornistrach niektó-
rych naszych żołnierzy, którym się wówczas udało prze-

67

background image

drzeć na Węgry, książka nabrała dla mnie nowego zna-
czenia i jeszcze głębszego uroku. W obozie naszych
uchodźców w Indiach widziałam w oczach młodych ten
sam płomień wzruszenia i zachwytu gdy czytali druko-
wane w pisemku Harcerskim urywki „Proroka”. Prze-
mawiał więc naprawdę wszędzie, bez względu na stan,
otoczenie, historyczny chwilę i przeżycia czytelnika.

Dopytywano się mnie niejednokrotnie, nawet ostat-

nio, listownie, o autora, jego życie, drogi wewnętrzne
i rozwój twórczości. Wówczas niewiele sama wiedzia-
łam. Dziś chciałabym się podzielić z czytelnikiem tym,
co w biografiach Gibrana, w korespondencji z jego
przyjaciółmi, ale nade wszystko w jego własnych dzie-
łach, odkryłam.

Był dzieckiem niezwykłym. Mając 3 lata, podczas

szalejącej nawałnicy – jak sam opowiadał – rwał
na sobie ubranie wołając: „chcę iść z burzą!” A mając
11 lat mówił: „Wiem iż mam coś wielkiego spełnić
w życiu, coś ludziom przekazać”.

Matka, kobieta nie wykształcona lecz rozumna,

o wielkim charakterze i odwadze, wiedzą serca, delikat-
nością uczuć i słodyczą, wywarła bezsprzecznie nieza-
tarty wpływ na jego dzieciństwo. Owdowiała młodo,
w Brazylii, dokąd ją wywiózł jej pierwszy mąż, a po
powrocie, z małym synkiem, do Libanu, wyszła powtór-
nie za mąż za człowieka pełnego fantazji i buńczuczno-
ści, wrodzonej inteligencji i wesołości, ale i zamiłowa-
nia do kieliszka, co spowodowało, przy nieuczciwości
krewnego, utratę resztek dużego ongiś dziedzictwa, nad-
szarpniętego już za czasów przodków, pod panowaniem
Ottomańskim. Ani dochodu z małego pola, ani z pracy
igłą matki, nie wystarczało na utrzymanie rodziny,
nędza była stałym w domu gościem.

68

background image

Dzieciństwo Gibrana było smutne, a młodość tra-

giczna. Starcia pomiędzy rodzicami, niejednokrotna
brutalność ojca, bezprzykładna nędza wśród otaczają-
cych wiejskich przyjaciół rodziny, ciasnota i fanatyzm
różnych sekt chrześcijańskich, uderzały go boleśnie
i pozostawiły ślad na całe życie. Jego wczesne młodzień-
cze utwory po arabsku, tchną smutkiem istnienia, gory-
czą nad niesprawiedliwością społeczną,

namiętnym bun-

tem przeciw ciasnotom ortodoksji, a okrucieństwom
ludzi możnych i władczych, bólem niezmiernym nad
nędzą człowieka. Z drugiej strony niezrównane piękno
przyrody Libanu, jego prastare tradycje – jako dawnej
Fenicji – ślady starożytnego świata z całym bogactwem
mitów i legend, przeplatające się z echami pierwotnego
Chrześcijaństwa, umacniają w nim wrodzone cechy
marzycielstwa, ukochania piękna, szerokich wizji, pogłę-
biają skłonność do tęsknot metafizycznych.

Opowiadania matki o Chrystusie, miejsca które ongiś

przemierzał Jego krok, rozczytywanie się – wbrew
zakazowi – w Ewangelii, przybliżają do serca Gibrana,
czynią zeń postać żywa, kochaną, tętniąca realnością,
bliską i intymnie „swoją”, co starał się oddać już w paru
młodzieńczych utworach, a co znalazło wspaniały
wyraz w jednym z ostatnich jego dzieł: „Jezus Syn
Człowieczy”.

Któż wie, czy nie przeczucie wielkości syna zmusiło

matkę do powzięcia ryzykownej decyzji opuszczenia
kraju, rzucenia się w świat, z czworgiem dzieci, z któ-
rych najstarszy liczył lat 18 i miał się stać – obok kra-
wiectwa matki – podporą całej rodziny, poświęcając
swe osobiste ambicje i chęć do dalszej nauki. Jedno z
najuboższych przedmieść Bostonu, Chinatown, pełne
nędzy, brudu i zaduchu, przeciwieństwo urzekającego

69

background image

piękna przyrody, wśród którego nawet ubóstwo wioski
libańskiej zdawało się lżejsze, stanie się po paru latach
bezpośrednią przyczyną podcięcia organizmu najmłod-
szej, najmniej odpornej, a najukochańszej siostry Gibra-
na – Sultany.

Gibran ma 11 lat gdy dostaje się na bruk Bostonu, ale

nie jest już dzieckiem. Zarówno w swym stosunku do
życia jak w próbach poetyckich i rysunkowych wykazu-
je niezwykłą dojrzałość i powagę. Jest skupiony i skry-
ty, a tkliwy i kobieco serdeczny dla rodziny.

Rzuca się z zapamiętałością do nauki, w rok opano-

wuje na tyle język angielski, że może korzystać ze szko-
ły, a dla siebie wciąż pisze po arabsku i nieustannie
rysuje. Poznany w szkole malarz zainteresowuje się
śmiałością jego szkiców, zaprasza do siebie, udziela
wskazówek, ale chłopak jest dumny, woli własny wysi-
łek i trudem okupione odkrycia, niż poddanie się meto-
dzie. W 14-stu latach jest o tyle wybitny w swych
rysunkach, że proszą go znajomi o portrety. Już wów-
czas mówi, że prawdziwy artysta widzi duszę swego
modela, a nie tylko linie jego twarzy, że zadaniem jego
jest tę duszę, tę „istotę wewnętrzną” wyrazić, a nie
zewnętrzne jeno podobieństwo.

Choć czyni ogromne postępy w naukach i w rysunku,

nie ma sposobności do studiowania ojczystego języka,
i matka z bratem, uciuławszy nieco grosza, postana-
wiają wysłać go do Libanu, dla opanowanie arabskiego,
oraz głębszego zapoznania się z historią i tradycją swe-
go kraju. Gibran jedzie chętnie, choć rozstanie jest cięż-
kie, nie przeczuwa że najdroższą siostrzyczkę żegna na
zawsze.

Czteroletni pobyt w Liceum w Bejrucie, to okres

młodości górnej, chmurnej i tragicznej. Przymus religij-

70

background image

ny w szkole mu ciąży, dyscyplina męczy go i niecierpli-
wi. Przewyższa swych kolegów, a i niejednego nauczy-
ciela, skalą zainteresowań, wrażliwością i głębią myśli.
Ciasno mu i duszno. Częste wycieczki w góry, z ojcem,
który potrafił być dobrym towarzyszem; książki, odwie-
dziny pracowni malarskich, gdzie zapoznaje się z repro-
dukcjami arcydzieł starych mistrzów, wreszcie....pierw-
sza, młodzieńcza miłość, pełna zachwytów, uniesień,
marzeń, płomieni i.... bezdennego smutku, wypełniają te
lata. Dojrzewa, mężnieje, staje się sobą, wbrew naci-
skom i usiłowaniom wtłoczenia jego bujnej, gorącej,
niezależnej natury w ramy konwencjonalizmów i orto-
doksji. Pisze po arabsku, wierszem i prozą, i w 19-stu
latach jest już niemal mistrzem swojego języka; a listy
do rodziny, jak stwierdza brat, mają nieraz ton psalmów,
przynoszą echa pieśni Salomona i dzieł Proroków.
Zapuszcza głęboko korzenie w glebę ziemi ojczystej,
tak bogatej, pięknej i swoistej, i w duszy nie rozstaje się
z nią już nigdy. A smutek tej tragicznej, choć najsłodszej
ze wszystkich miłości, kładzie się cieniem zadumy na
całe życie. Opisuje ją w ówczesnych poezjach i w paru
utworach znacznie późniejszych, z których jeden –„Zła-
mane Skrzydła”
– drukowany w wiele lat potem, przy-
nosi mu ogromną sławę w świecie arabskim. Zresztą
wszystkimi utworami wprowadza nowy styl, nieznane
dotąd literackie formy, znacząc nową epokę w tym
piśmiennictwie. Włada również świetnie i klasycznym
wierszem - nie dziw iż jest uznany, już od wczesnej
młodości, za geniusza swego wieku we wszystkich kra-
jach używających języka arabskiego.

Wracając do Ameryki zatrzymuje się w Paryżu, ale

ten krótki pobyt nie przynosi jeszcze znaczniejszych
rezultatów, utwierdza go tylko w jego własnej artystycz-

71

background image

nej linii, a gdy go raz zapytano dlaczego wybrał ten
dziwny symboliczny styl, odparł iż świadomie nie
wybierał żadnego, a ten niejako sam mu się narzucił.

Z sercem ciężkim, po rozstaniu ze swym przepięk-

nym krajem i ową urocza, na pół chłopięcą, lotną
i strzelistą miłością, a zarazem i radośnie, w niecierpli-
wym oczekiwaniu spotkania ze swoimi, po tak długiej
rozłące, jedzie do Bostonu. Tu czeka go chyba najcięż-
szy – bo taki pierwszy – cios jego życia. Nie zastaje sio-
strzyczki – Sultany. Umarła parę tygodni przed jego
powrotem.

Wstrząs jest straszny. Chwieją się wszystkie podsta-

wy, usuwa grunt spod nóg, załamuje wiara, tłoczą się
jak świat stare pytania: „czemu? dlaczego?” Zawisa
w próżni. Pierwsze uderzenie się o zagadkę istnienia.

Gdy brat budząc się nocą słyszy szloch Gibrana, ten

odpowiada na jego serdeczne pytanie: „Nie nad śmier-
cią Sultany plączę, Bóg mój umarł wraz z nią. Czy nie
oszukiwałem siebie wierząc w Jego wszechmoc i miło-
sierdzie? Ale jak zdołam żyć bez Boga?”
Cały dotych-
czasowy młodzieńczy światopogląd leży w gruzach.
Miłość matki, rozumnie proste słowa filozofii brata, nie
mogą ukoić rany, ani scalić szczątków rozbitego świata.
Z całą pasją swej gorącej natury – przysłanianej zew-
nętrznym spokojem, opanowaniem, powolnością ru-
chów i słów – Gibran walczy, zmaga się, docieka. Żyć
bez wiary w sens i cel istnienia nie zdoła. Mówi: „albo
zginę, albo odkryję Boga o pełni sprawiedliwości, potę-
gi i piękna”
. Kryzys trwa dość długo.

Aż pewnej nocy, nie mogąc usnąć, z duszą rozdartą

najsprzeczniejszymi myślami, zrywa się z posłania
i chwyta Ewangelię – wszak była przyjacielem jego
chłopięcych lat, a teraz leży od miesięcy martwa i nie-

72

background image

tknięta. Otwiera na Ewangelii św. Jana, uderzają go sło-
wa: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam jeśli ziarno
pszeniczne nie obumrze, samo zostanie, lecz jeśli obu-
mrze wiele owocu przyniesie.”

Znał je, a nigdy przedtem nie dźwięczały tak dziw-

nie, jaśnieją teraz, wświetlają się w mózg, w serce...
Nagle jakby zasłona rozsuwała się przed jego oczami.
Tak, wszystko umiera tylko po to, by wydać plon, więc
narodzić się na nowo. Rzecz każda powraca do swego
źródła, życie jest wyjściem z ojczyzny, a śmierć do niej
powrotem. Życie jest przejawioną, a śmierć bezcielesną
myślą Boga. Wszak promień słońca nie odcina się nigdy
od swego rodzica, tak i duch ludzki nie oddziela się nig-
dy od Ojca. Życie i śmierć są w Bogu. Sułtana wróciła
do Niego.

Olśniony chwyta za ołówek i – jakby ktoś kierował

jego ręką – poczyna rysować. Linie układają się same.
Godziny mijają, nadchodzi brzask, a na białym papierze
widnieje olbrzymia boska twarz, niewysłowionej słody-
czy i potęgi, a z dołu, od ziemi wznosi się ku niej strze-
listy płomień, w kształcie wiotkiej, lekkiej dziewczęcej
postaci. Dusza Sultany wraca do Boga – z Wszechducha
wyszła – do Wszechducha wróciła. Rysunek skończony
zdaje się jaśnieć. Gibran się wali na łóżko i zasypia
kamiennym snem. Budzi się innym człowiekiem, po
drugiej stronie otchłani zwątpienia.

Ale zaledwie wizja tej nowej prawdy utrwaliła się

w sercu, ledwie myśli zdołały uspokoić się i zharmoni-
zować, przychodzi nowy cios. Brat zapada na wysoką
gorączkę, a wezwany lekarz stwierdza gruźlicę w trze-
cim stopniu. Przy sposobności bada matkę. To samo.
„Zarażenie się w ciasnych izdebkach było nieuniknione,
teraz musi pan ratować siebie i siostrę. Chorych natych-

73

background image

miast do szpitala”. Środki? Sam Gibran zarabia mało
i dorywczo, siostra ślęczy nad igłą, ale czy podołają?
„Boże gdzieś Twe miłosierdzie?”

Matkę oddają do szpitala, brat zostaje w domu.

Gibran spędza dni pomiędzy jego łóżkiem, szpitalem
a bogatymi domami gdzie maluje portrety; nocami pra-
cuje sam. Powstają dwa ciekawe, a z czasem niezmier-
nie cenione rysunki – „Taniec Myśli” i „Rzeka Bólu”,
jedyne z tego okresu, które miały ocaleć, gdy w rok póź-
niej pożar pochłonął na wystawie cały jego najlepszy
malarski dorobek.

Żadne starania nie mogą uratować najdroższych; brat

umiera w domu, w marcu, a matka w szpitalu w czerw-
cu, tegoż 1903 roku. Zostają we dwoje z siostrą, z bez-
granicznym smutkiem jako jedynym nieodstępnym to-
warzyszem.

Długi, nędza, zapracowywanie się siostry, leżą mu

kamieniem na sercu. Jak pomóc, jak jej ulżyć, wszak
pracuje ponad siły, dla niego, a zarabia tak mało, wciąż
nie wystarcza. Powstaje plan urządzenia wystawy do-
tychczasowych prac, w prywatnej pracowni. Dopełnia
gorączkowo eksponaty; nocami, jak Balzak, zapijając
się czarną kawą, w kłębach papierosowego dymu, a od
czasu do czasu, – gdy nie może przezwyciężyć senno-
ści, lub opanować szarpiącego bólu – i z butelką. Nie
ma czasu na pisanie, ale poprawia i przerabia dawniej-
sze utwory, posyła do druku broszurę o muzyce arab-
skiej i parę artykułów.

Wreszcie wystawa otwarta. Obserwuje zwiedzają-

cych. Reakcje są różne. „Niezrozumiałe, dziecinne gry-
zmoły”
. ,,Ach, cóż za odwaga, rozmach, wyobraźnia!”
„Symbole dziwne, nie wiele można zrozumieć, ale duży
talent niewątpliwie”
. Jednak nikt nie kupuje. Aż oto nie-

74

background image

wiasta, wyróżniająca się prostotą, powagą, pewnym
dostojeństwem, przygląda się dłużej niż inni. ,,Może
kupi, mój Boże, oby tylko ulżyć siostrze!”.
Zbliża się
i nawiązuje rozmowę. Kobieta mówi rozumnie, zadaje
pytania wnikliwe i głębokie; Gibran jest uderzony, wyja-
śnia z zapałem, ona słucha z zachwytem. Żegnają się
jak przyjaciele; ma ją odwiedzić w szkole – jest kierow-
niczką znanej w Bostonie postępowej żeńskiej szkoły,
Mary Haskell. Istota na całe życie Gibranowi najbliższa,
opiekunka najwierniejsza, przyjaciel niezawodny, rozu-
miejący go jak chyba nikt, do końca życia. Łączy ich od
razu powinowactwo bólu – ona jest po stracie ukochanej
matki i jej nieomylne, intuicyjne odczucie, iż w tym
młodym człowieku o głębokich oczach, a jakże smut-
nym uśmiechu, tai się niezwykły talent, może geniusz...
Dla Gibrana jest to decydujący moment, jakby zakręt
drogi, może jeden z najdonioślejszych w życiu. Jeśli
w dzieciństwie marzył o aniołach i duchach opiekuń-
czych, tego dnia na wystawie jednak nie poczuł od razu
iż marzenie stało się ciałem.

Stosunek Mary Haskell do Gibrana był z rzadkich

i przedziwnych. Nie była to miłość jak się ją zwykle
rozumie. Była o dziesięć lat od niego starsza, silna,
zwarta, spokojna, zrównoważona w swej pracy, obojęt-
na na męską urodę otwarta i prosta, zasługiwała w pełni
no miano „dębu”, którym ją szkola przezwała. Była
więc niemal odwrotnością Gibrana, wulkanu pod cichą
powierzchnią – szaleńca, nadwrażliwego poety, o rozpę-
tanej wyobraźni, niebotycznych marzeniach, półświado-
mego jeszcze ,,głodu potęgi i sławy”, czującego się
wciąż obcym i samotnym wśród ludzi, o dogłębnych,
rozpaczliwych pogardach dla ich małości i tęsknocie cią-
głej, nieukojonej, palącej – do absolutnego Piękna, do

75

background image

Boskiej Doskonałości, do jedynej, niemal nadludzkiej
miłości… kobiety, z której duszą, myślą, ciałem, mógł-
by stopić się w jednię. Jakby echo pradawnej wiary
Wschodu w dwie, ręką Boga rozdzielone połowy Du-
szy, które tylko Jego ręka ma kiedyś znów w jedną
całość połączyć. Tęsknota owa, pomimo wielu uczuć
różnych kobiet, nie miała się nigdy spełnić, choć parę
razy zdawał się być o krok od jej urzeczywistnienia.
Któż wie, czy właśnie z Mary Haskell nie był tego naj-
bliższy?..

Gdy uświadamia sobie ten najgłębszy łącznik, tę

wspólność duchowy, pisze przepiękny poemat prozą
„Dzieciątko Jezus”, w którym porównywa narodziny
miłości wśród mroku zgnębionego i jakby zamarłego
serca, do narodzin boskiego Dzieciątka w stajence:

,,Wczoraj byłem sam na tym świecie,

a samotność ma była nieubłagana, jak śmierć.

„Wczoraj dotknięcie wiatru było twarde,

a słońca bezbarwne i mdłe.

„Dziś powietrze jest wokół przejrzyste,

a przyroda w światłości skąpana.

„Skłaniam się oto przed tobą,

jak ongiś pasterze gdy ujrzeli płonący krzak.

„Wszędzie

cię

widzę,

a wokół

tajemnice

życia

przedziwne,

jak rozpryskujące się krople wody jasnej,

gdy ją skrzydłem poruszy ptak,

zanurzając się w cichą jeziora toń...

„Płomyk, co nagle rozświetla serce jednego człowieka,

jest jak one wielkie, jarzące płomienie,

co spadają z nieba, by rozświetlić mroki narodów,

„bowiem w jednej duszy żyją te same uczucia

pragnienia, tęsknoty, co w duszy całej ludzkości.

76

background image

„Mrok we mnie panował. Głucho było i martwo....

Aż oto w jedną noc, nie, w jedną godzinę…

nie, w jedną chwilę, co się odcina

na tle mego życia swym niepojętym pięknem,

„Duch zstąpił ku mnie z najwyższego kręgu

światłości niebios i spojrzał na mnie swym wzrokiem,

i przemówił do mnie twym słowem

„A z tego wejrzenia i z tego słowa zrodziła się Miłość

i stała się władcą mej duszy.

„...Miłość jak święte Dzieciątko w stajence mego serca,

cicho złożone na łonie mego ducha,

w najtkliwsze otulone chusty…

„Ono to zmieniło smutek mój w uśmiech,

samotność w szczęście, mrok w chwałę

promiennej światłości.

„życie me było pasmem smutku,

a teraz zmienia się w radość, bowiem rączyny

Dzieciątka objęły uściskiem me serce.

„Noc była długa, a teraz jest świt.

Wkrótce rozpłonie dzień........”

Dzień rozpłonął, ale jakże inny niż spodziewał się

Gibran. Mary Haskell była najbliższym przyjacielem,
powiernikiem myśli i marzeń, opiekuńczym duchem
podtrzymującym wiarę i pęd, chwilami słabnącego lotu,
ale...nie była kobietą. Gdyby Gibran był tylko filozo-
fem, gdyby nie miał 21 lat i gorącej krwi Wschodu,
gdyby nie ukrywał w duszy tęsknoty do pełnej jednolitej
miłości, duszę i ciało stapiającej w jedno, może inaczej
popłynęłoby życie i było bardziej podobne do cichej głę-
bi jeziora – aniżeli do nieustannej burzy wśród gór. Ale
był poetą, a łączenie Nieba i Ziemi w nową, twórczą
Jedność było nieodwołalną potrzebą duszy.

77

background image

Dziwnym zrządzeniem losu poznaje u Mary w szko-

le, tę druga, kobietę w każdym ruchu, w każdym wyra-
zie, każdym instynktownym impulsie, młodziutką pięk-
ną Francuzkę, oczarowującą wszystkich kolegów
nauczycieli, wibrującą i jakby „elektryczna”. Miłość
namiętna i szalona spada nań jak burza. Micheline zapa-
la się również. Gibran rzuca się ku niej całą duszą,

z tym

głodem jakiejś odwiecznej mistycznej tęsknoty. Naresz-
cie pełnia, jednia, na zawsze! Pisze o niej wkrótce:

„Jej dusza i moja stały się nieskalanym ołtarzem

odwiecznego Boga.

„Ciała nasze spłynęły w jednym uniesieniu

i stanowią dziś czysty chram jedynej Miłości.

„Zanim Bóg wyrzekł: »niech się stanie światło«,

jam już był i ona była ze mną w tej światłości.

„I zanim stworzył Ewę i Adama, ja byłem i ona,

w myśli Boga marzeniem.

,,....Ty sama jeszcze nie wiesz kim jesteś, ale ja wiem.

Znałem cię wpierw nim ujrzałem światło dzienne;

zanim stałaś się drżącym słowem na ustach życia

byłaś już ukrytą tęsknotą głębin mego jestestwa;

„energią tajemną, pulsującą w mych żyłach, na długo,

długo przed narodzeniem się twoim

jako ziemi-matki krew.

„życie rozdzielało nas tylko po to, by nas na nowo,

a głębiej połączyć i w coraz wyższą wieść doskonałość,

w wieczność jedności…..

„Od urodzenia mego czekałem na ciebie.

Wszystko cośmy w tym życiu poznali,

każda radość i każdy ból, były tylko wstępem

do tej wielkiej, mistycznej księgi naszej miłości.”

78

background image

Jakaż kobieta mogła sprostać takiemu marzeniu?

Jaka mogłaby się stać współtwórcą takiego – najrzad-
szego wśród rzadkich – Arcydzieła życia? Dokonać się
ono może tylko na szczytach, gdy kosmiczne energie
działają w obojgu płynąc swobodnie przez ich, już
przejrzyste, istności.

Musiałaby to być kobieta równa poecie głęboką wie-

dzą ducha i geniuszem serca, jeśli nawet nie sztuki.
A Micheline, choć kochała szczerze i silnie, nie była aż
tak niezwykłą; radosne małżeńskie życie zdawało się jej
celem godnym nawet poety; a Gibran ma 22 lata, życie
walki i zmagań przed sobą w dopełnieniu obowiązku,
nie, konieczności wewnętrznej, swego posłannictwa,
które już wówczas rozumie jako niemal kapłaństwo.
Mówi: „powołanie poety to snopy zboża rozdawać głod-
nym, świeżym sokiem winorośli obdzielać pragnących,
zapalać lampę, napełnioną oliwą niebiańską, by drogę
wśród nocy wskazywać i mrok na ścieżkach ludzkiego
szukania rozpraszać.”

Miłość jest dlań drogą wspólną w pięknie, ku Bogu,

jest pieśnią duchów wyrywających się w jedności ponad
ziemię: ,,Pocałunek miłości jest pierwszą zgłoską w nie-
skończonej epopei Ducha, a uścisk pierwszym krokiem
na wspólnej drodze ku wyżynom.”

Ale Micheline nie tęskni do wyżyn, ani pragnie się

wspinać na szczyty.

Gibran pisze w tym okresie dużo. Drukuje w arab-

skim piśmie wychodzącym w Nowym Jorku, wiersze,
opowiadania, wizje; a inne pisma arabskie po całym
świecie przedrukowują, komentują i podziwiają. Wydaje
zbiór utworów w oddzielnej książce: ,,Buntownicze.
Duchy”
, a niebawem „Nimfy Stepów”. Pisze także opo-
wiadanie: ,,Popiół Wieków a Płomień Wieczysty”,

79

background image

o dwojgu kochanków w dawnej świątyni Aslarte – 2000
lat temu – i o ich ponownym spotkaniu w naszych cza-
sach w Syrii; opowiadanie oparte na niedawno ugrunto-
wanej wierze w reinkarnację – powrót indywidualnych
duchów na ziemię,

dla dalszego pochodu ku pełni i wiel-

kości.

Gdy ogień niszczy niemal cały jego dorobek arty-

styczny, mówi do Mary Haskelli przejętej i zmartwio-
nej: ,,Nic nie dzieje się bez przyczyny, każda rzecz i każ-
de zdarzenie mają swój cel, choć go możemy nie
widzieć. Mówisz, iż zmieniłem się w te cztery lata naszej
przyjaźni, gdym przyjął reinkarnację jako podstawę
mego światopoglądu. Istotnie, widzę teraz wszystko w
innej perspektywie. Przed tym byłem stracony pomiędzy
zagadnieniem życia i śmierci, a gdym myślał o związ-
kach i stosunkach ludzkich uderzałem się wciąż o nie-
rozwiązalne zagadki; w wierze w reinkarnację znala-
złem do nich klucz, światło które mi wiele wyjaśnia.
Wszak życie nie rozpoczyna się z urodzeniem i nie koń-
czy śmiercią. Wszyscy szukamy Boga, a któż może Go
znaleźć w sześćdziesiąt, sto, a nawet tysiąc lat?”

Mary pyta go teraz po raz pierwszy dlaczego nie

spróbuje pisać po angielsku. Gibran się waha, niezbyt
dowierza swemu opanowaniu języka, a przy tym czy
może jego tak swoista forma znaleźć uznanie w oczach
zachodniego czytelnika? Woli na razie rysować. „Więc
może Paryż? jeszcze parę lat studiów ?” – „Ach,
marzenie! Ale...”. „Wiem, środki. Zapewnię je, jedź!”
Propozycja jest tak nieoczekiwana, wzruszenie tak silne
że mimowolne łzy są jedyną odpowiedzią.

Odtąd Mary pomaga stale, niemal do ostatnich lat

życia Gibrana, gdy sława przyniosła mu i majątek, który
zresztą rozdawał, wspierając wszystkich kogo się dało.

80

background image

Paryż to życie studenckie, w małej pracowni Quartier

Latin; niedojadanie, niedosypianie, nie z braku środków,
dolary przychodzę regularnie, może z nich nawet coś
zaoszczędzić dla siostry, a wprost z braku czasu; praca
od świtu do nocy – ołówek i pióro, farby, paleta i znów
pióro. Muzea i pracownie, biblioteki i wycieczki, i
myśli, myśli, myśli. Tutaj powstaje sławny wiersz, pod
mało znaczącym tytułem: ,,Dzień mych urodzin”. Ma
25 lat, a pisze jakby miał niezliczone wieki za sobą. Jest
to... „rachunek z przeszłością” i wyznanie wiary i jakby
nakreślenie drogi na resztę życia.

Pozostał jej wierny. Wiersz jest tak charakterystycz-

ny,

nie mogę się oprzeć by go nie przytoczyć w znacz-

nym skrócie i wolnym przekładzie.

,,Oto dwadzieścia pięć lat temu urodziła mnie matka;

ćwierć wieku temu Wielka Cisza

złożyła mnie w dłonie ziemskiego istnienia,

pełnego tarć i łez, .......jednak nie poznałem jeszcze

ukrytych spraw życia, nie odkryłem całego piękna

światłości i nie zgłębiłem tajemnic mroku.

„...A dusza ma łaknie poznania Kosmicznych Praw.
„Kochałem wiele w te dwadzieścia pięć lat; a nieraz to,

co ukochałem było znienawidzone przez ludzi, a to

co miałem w pogardzie było dla nich godne podziwu.

,,Nie przestałem kochać tego com ukochał

w dzieciństwie i będę je tak samo miłował

do końca mego żywota.

Miłość jest największym darem Boga

i nikt nie może go nam odebrać.

,,Kochałem śmierć...życie kochałem również,

I życie i śmierć są mi tym samym

zachwytem i czarem i tajemnicą.

81

background image

„Kochałem wolność.

A miłość moja stawała się coraz głębsza im więcej

widziałem ludzi poddających się biernie tyranii,

niewoli fałszu i obłudy pustych a okrutnych złudzeń.

„Jednak kochałem tych niewolników

tym moim umiłowaniem wolności,

bowiem są ślepi czcząc krwawą bestię przesądu

i nieświadomi nie widząc w niej jadu nienawiści;

sami kopią grób swojej duszy.

„Moja miłość wolności jest ze wszystkich miłości

największa, samotną jest bowiem wolność

wśród ludzi i daremnie ich ku sobie przyzywa.

„Kochałem też, jak i każdy człowiek, szczęście.

Ale nie znalazłem go na drogach człowieczych,

ani w pałacach, ani w dumnych świątyniach.

„A gdym go szukał w samotności serca,

dobiegł mnie szept mojej duszy:

»szczęście

rodzi

się

w

głębinach,

na

dnie

naszego

ducha.«

„Ale gdym spojrzał na dno mego serca,

to ujrzałem tylko kolebkę jego i porzucone chusty

i dostrzegłem jakby unoszący się jego cień,

ale samego szczęścia nie było.

„A oto dziś stoję, znużony wędrowiec,

w połowie drogi do szczytu,

z miłością mą w dłoniach,

ale w widzialności nie znajduję jej śladów,

czyś była jako liść jesienny porwany wichrem?

,,Parę kart zapisanych inkaustem, parę liniami

pokrytych i barwę... Cóż one znaczą?

Przysłoniły jeno mą miłość, ukryły tęsknotę.

Rzucałem je w ziemię jak rolnik rzuca

ziarno, lecz on plonu jest pewien, a ja?....

82

background image

,,...Oto patrzę z oddali i widzę całą ludzkość sunącą

w nieskończonym szeregu...

„Spoglądam w dale i widzę nieobjęte bezmiary

wszechświata, w ich straszliwym pięknie,

w ich głośnym milczeniu… i światy niezliczone

zawisłe w przestworach, błyskające gwiazdy,

słońca i księżyce, energią potężną rzucone w ruch,

prawu harmonii poddane,

co początku nie masz ani końca.

„I zapominam o mym ćwierćwieczu i o wiekach

co je poprzedziły i o stuleciach, które przyjdą.

Istnienie moje i wszystko ziemskie,

zdaje się teraz być jako westchnienie dziecka,

co ulatuje drżące nad próżnią przestworów,

nad bezmiarem nieskończonych głębin.

„I ta drobina, ta istność, ta jaźń Ducha który jest mną,

rozszerza teraz skrzydła w przestrzeń,

a

z jego dna,

ze świętego świętych mej istoty płynie głos:

»Pokój tobie o życie, pokój Przebudzeniu,

pokój wieczysty objawieniu Prawdy.«

W tym czasie poznaje Rodin'a, którego dzieła jak

i filozofia życia są mu niezwykle bliskie. W jego po-
równaniu rysunków Gibrana do twórczości Williama
Blake znajduje poeta nie tylko potężną zachętę, ale
odkrywa i nowego przyjaciela. Nie znał dotąd Blake'a,
teraz zagłębia się w jego dziwne dzieła, wynajduje
w antykwarniach dawne wydania z jego rysunkami.
Nareszcie spotyka brata w duchu; łączniki są liczne i głę-
bokie, zbieżności żywe i uderzające. Lżej mu teraz zno-
sić swoją samotność, obcość i dalekość ludzi. Marzy
o wielkości, jednocześnie zapytuje czym ona jest, czym
jest piękno życia, czym nieśmiertelność. Zmaga się ze

83

background image

sobą, z coraz głębszymi zagadnieniami, które tłoczą się
ze wszech stron i nieraz szarpią jak Erynije, to znów
wstrząsają jak niespodziane wybuchy wulkanów.

Tu, w Paryżu, wkrótce po swoim przyjeździe na jego

myślowe, nie wymówione wołanie, staje się to, co się
musiało stać: Michaline odchodzi od niego na zawsze.

Marzenie wieków rozbite, tęsknota pada w otchłań.

Ból musiał być straszny; jednak nie złorzeczy losowi,
nie obwinia jej, raczej siebie, nie wybucha goryczą.
Zdaje się, że rana była zbyt głęboka, aby ją kiedykol-
wiek mogły dotknąć słowa; nie znalazłam nigdzie
w jego utworach śladu tej tragedii. Wiara w możliwość
takiej wyśnionej miłości, w ową dwój-jednię mistyczną
nie załamuje się; zawsze błogosławi miłości, a jeśli nie-
raz mówi że nieodłączny od niej jest ból, to raczej jako
moc oczyszczająca, która ostrym cięciem uwalnia od
wszystkiego co zwietrzałe i uschłe, oswobadzając nas
od naszego wczoraj, by „nagim i nowym” móc iść
w jutro.

Być może, iż jakiś podziemny, ukryty bunt zapadł na

samo dno podświadomego, aby ujawnić się dopiero
w parę lat później, przy zetknięciu się z Nietzsche'm
i dodać ostrości sarkazmem i jadu ironii chłoszczącej
małość, przyziemność i przeciętność ludzi. Może ten
najbardziej osobisty zawód odbił się echem dopiero
wówczas... Teraz pogrąża się w pracę z jeszcze większą
zapamiętałością, ale nie pisze przez dość długi czas.

Po trzech latach Paryża, po zwiedzeniu Włoch, Bel-

gii i Londynu, wraca do Bostonu. Nieskończenie bogat-
szy w wiedzę artystyczną, w dojrzałość myśli i doś-
wiadczeń, ale jeszcze bardziej obcy światu i sam. Wraca
z troską o byt materialny – sądzi, iż pomoc Mary
Haskell nie będzie trwać po ukończeniu studiów; o sio-

84

background image

strę, która nie wyszła za mąż z przywiązania do niego;
z nieśmiałym, przed sobą samym ukrywanym marze-
niem o takim cichym życiu jak Blake, z kobietą-towa-
rzyszką spokojną i jasną, w harmonii równych dni,
zagłębiając się w nieznane tonie duszy. Mary? Czyś nie
byłaby podobną do żony Blake'a? Wszak porozumienie
wewnętrzne jest tak wielkie... Ale i to nie miało, nie
mogło się spełnić. Pyta jak zdoła zarobkować sztuką
bez obniżenia jej, jak pozostać wiernym sobie wśród
zmaterializowanych intelektualistów amerykańskich.
Ma teraz stanąć twarzą w twarz ze ,,światem” i albo
zdobyć go, albo zostać pokonanym na wielkim targowi-
sku i jak tylu innych, odrzuconym na bok. A czuje w
sobie nową, zaledwie przeczuwaną moc.

Przez chwilę cieszy się siostrą i Mary, wkrótce jed-

nak dochodzi do przekonania że powinien opuścić pro-
wincjonalny Boston dla szerszego terenu i postanawia,
ku rozpaczy siostry, a z poparciem i pomocy Mary,
przenieść się do Nowego Jorku.

W niepozornym domu, na trzecim piętrze wynajmuje

niedużą pracownię, przezwaną później przez jego arab-
skich przyjaciół „Pustelnia”, a choć jest ciasna – a musi
mu starczyć za sypialnię, kuchnię, jadalnię i „pokój
przyjęć” – nie zmienia jej nawet gdy będzie go stać na
obszerną i piękną.

Tu przechodzi może najsmutniejszy okres swego

życia. Towarzyszem jego zupełnej samotności jest teraz
Nietzsche – „Tako rzecze Zaratustra.” Pogrąża się weń
jak w urzekającą, mroczną głąb. Jest olśniony oryginal-
nością, zdjęty podziwem, niemal czcią, dla zuchwałej
odwagi myśli, dla śmiałości światoburczego rozmachu.
Nareszcie wielkość! Zachwyca go i porywa bunt Nietz-
chego przeciw wszystkim uznanym bogom i autoryte-

85

background image

tom, pogarda dla małości, płycizny, obłudy, kłamstw,
dla tchórzliwej połowiczności, czołgającej się miernoty,
w której ludzie grzęzną wszędzie, wszędzie, wszędzie!
Czyś nie czuł wielokrotnie sam takich wulkanicznych
buntów, zrywów palącej wzgardy, bolesnych oburzeń na
marność

i

ciasnotę

ludzką?

Teraz

pod

dotknięciem wichru

Nietzschego ożywają wszystkie, od dzieciństwa tłumio-
ne gorycze, żrące żale, niedomówione skargi, wszystkie
kłębiące się w podświadomym protesty i wybuchają
niewstrzymana falą zalewając cały świat Gibrana, jak
strumieniem rozżarzonej a niszczącej lawy.

W utworach jego pojawia się nowy ton – ostrego sar-

kazmu, chłoszczącej ironii, nieubłaganego szyderstwa.
Pisze swój sławny szkic – „Grabarz”, w którym porów-
nywa zwykłych ludzi do chodzących mumii, do zakrze-
płych, nie znających dotknięcia życia – chochołów.
Oraz wiersz „Do Moich Rodaków”, gdzie wydobywa
się krzyk nabrzmiałego bólem sarkazmu:

„Kochałem was, dzieci mej Macierzy, lecz dziś

was nienawidzę, bo wy nienawidzicie wielkości.

Gardzę wami, bo wy macie siebie samych w pogardzie.

Ludzkość jest jako rzeka szeroka,

ale wyście podobni bagnom i zatęchłym w zastoju

sadzawkom, pełnym owadów i żmij…

„Czegóż wy żądacie ode mnie?

Bym malował wam urocze obrazki,

bym puste układał słowa? Czego chcecie?

Bym słodko wam mruczał jak zadowolony kot?

Czy też abym walczył obalając tyranię i fałsz,

bym wyrywał tą ręką z korzeniem obłudę co

dusze zabija? Czego chcecie, mówcie bezrozumni!”

86

background image

Pisze równieś parę opowiadań o Chrystusie, ukazując

jak bardzo ludy i kościoły od Niego odeszły, czcząc
pamięć o Nim, a nie Jego Samego, wiecznie żywego
i obecnego Ducha. I w tym, jak i w utajonym pod ironią
bólu miłości, różni się zasadniczo od Nietzschego; na-
wet wówczas gdy mówi rodakom: „nienawidzę was”,
słowa te zdają się wydobywać przez łzy dogłębnego
smutku, by ostrzem swym zbudzić usypiających w za-
stoju martwoty „zjadaczy chleba”. Bo już w dwa lata
później, gdy wojna sprowadza straszliwą epidemię gło-
du na Liban i Syrię, pisze przejmujący wiersz, wyry-
wającego się do ojczyzny człowieka, by pomóc, a choć-
by cierpieć i zginąć byle razem; pali go otaczający do
brobyt, gdy tam giną swoi, rodzeni, kochani… „Gdy-
bym był głodny wśród nich, prześladowany wpośród ich
ucisku, ciężar tych ciemnych dni byłby lżejszy. Bowiem
ten, który uczestniczy w męce swego ludu, najwyższego
doznaje pocieszenia, które tylko ofiara dać może.”

Jeśli Nietzsche porwał myśl Gibrana – a „Grabarz”,

„Uwięziony Król” i parę pomniejszych utworów są tego
dowodem, nie zdołał zatruć jego serca żadną formą nie-
nawiści, nie potrafił wyrwać jego korzeni z gleby Liba-
nu, ani odciąć od tradycji mistycyzmu miłości i najgłęb-
szych odczuć Najwyższego Ducha; wprawdzie zatargał
tymi korzeniami mocno, ale mógł je tylko na chwilę
naruszyć. Pomimo urzeczenia i nacisku nietzscheańskie-
go na całą jego istotę, Gibran pozostał na dnie sobie
wierny i już po paru latach wyzwolił się całkowicie
spod tego potężnego, a niszczącego wpływu.

Okres ten, choć pozornie mroczny, był nieodzowny.

Był błogosławionym procesem oczyszczenia, wyrzuce-
nia ze wszystkich zaklęsłości i utajeń psychiki, dawnych
zaognień, urazów, nabolałych a nie uleczonych jątrzeń;

87

background image

był wydobyciem na powierzchnię całej zawartości pod-
świadomego, zanim mogło przyjść jaśnienie z głębi,
prześwietlając na wskroś jego świat i dając początek
największemu arcydziełu jego życia.

Gibran wydaje teraz w zbiorkach dawne porozrzuca-

ne po czasopismach arabskich utwory, a współpracuje
z paru tygodnikami, zakłada również krótkiego żywota
pismo angielskie ,,Siedem Sztuk”, gdzie pisze już świet-
nie opanowanym językiem, wreszcie wydaje pierwsze
książkę po angielsku: ,,Szaleniec”, zbiór aforyzmów,
opowiadań i przypowieści. Ale o ile jest uznany, a nawet
już sławny w Nowym Jorku jako malarz i rysownik –
zamówienia na portrety nie ustają i są dobrze płatne –
o tyle książka przechodzi bez echa; a gdy na zaprosze-
nie Stowarzyszenia Poetów czyta na zebraniu nowy
swój utwór – „Noc” i „Szaleniec”, – przyjęcie jest
chłodne, niemal ironiczne. Klęskę swa ocenia trzeźwo,
ale zamiast się martwić ,,zamienia ją w zwycięstwo”
pisząc dumny wiersz:

„Klęsko moja, klęsko, tyś zbroją moją i szpadą.

W oczach twych czytam, iż być wzniesionym

w uznaniu to przyjąć niewolę;

a być zrozumianym to obniżyć lot;

a dać się przeniknąć,

to jak owoc przejrzały upaść na ziemię i zgnić.

,,Klęsko moja, klęsko, coś mi jest odwagą niezłomną,

razem wśród burzy uderzymy w śmiech,

i wykopiemy grób wszystkiemu co martwe w nas

i śmierci podległe i staniemy w słońcu,

a z wolą, oboje. I groźni będziemy dla ludzi”.

88

background image

Pisze też satyryczny wiersz: ,,Doskonały Świat”

i „Czarownica”, do świetnej pani libańskiej na nowo-
jorskim bruku, która opętała jego zmysły, ale...nie zdo-
łała wzbudzić miłości. Czy odrzucił już dawne marze-
nie, czy też ukrył je na samym dnie? Teraz nie dzieli
z nikim swego wewnętrznego życia, raczej zasłania je
i ukrywa, tylko podczas krótkich odwiedzin Bostonu,
u Mary Haskell, przypomina sobie słodycz głębokiej
wspólności przyjaźni.

Zdawałoby się, że dawny romantyk i wizjoner w nim

umilkł na zawsze,

że Nietzschego

„sny o potędze i woli”

zabiły go. Nie, to złudzenie, najistotniejsza natura tylko
na chwilę może być stłumiona. już w następnym utwo-
rze Gibrana: „Dwugłos” – jak i „Procesja” – zarysowu-
je się świt ,,wyzwolenia.” Dwa głosy mówią, jeden to
jeszcze satyryk i szyderca, drugi to znany nam Gibran
uduchowiony marzyciel, o cały jeden krąg ewolucyjny
silniejszy i wyższy. Głos jego wprawdzie jeszcze stłu-
miony, jakby dochodził poprzez rozgwar ścierających
się myślowych prądów, ale rysunki do tegoż utworu
mówią o nowej epoce wyraźnie. „Religia”, „Sprawie-
dliwość”,
,,Prawda”, „Marzyciel”, wzbudzają duże
uznanie krytyków, z których niejeden stawiał wówczas
wyżej obrazy i rysunki Gibrana od jego dorobku literac-
kiego, tak mało jeszcze znanego w Ameryce. W każdym
razie sądząc z głosów krytyków jak i przyjaciół, można
wnioskować, że Gibran malarz i rysownik w niczym nie
ustępował poecie, że były to dwie równorzędne drogi
wypowiadania się wielkiego artysty. Znam tylko dwie
barwne ilustracje do jego książki – ,,Jezus Syn Człowie-
czy”
, a pozostawiły one niezatarte wrażenie.

Wkrótce pisze ciekawy i piękny poemat prozą –

„Burza”,w którym jego istotny głos brzmi już mocno

89

background image

i jasno: „Jedynym celem człowieka jest obudzenie
w duchu”.
Nietzsche minął. Otwiera się nowy okres.

W tym czasie mówi w liście: ,,Są chwile, gdy patrzę

na wszystko com dotąd napisał jako na niemal zmarno-
wany trud. A jednak czuję, że jakieś słowo najważniej-
sze drży na mych wargach niewypowiedziane i nie
zaznam spokoju zanim go nie wypowiem.

,,Może chcę niemożliwego usiłując wyrazić w słowie

rdzeń i treść i zasadniczą duchową oś mego życia.
A przecie czuję, że musi nadejść chwila gdy pióro me
sięgnie w najcichszą głąb serca, a ja mu każę wyrazić,
choć w części, to co żyje w głębinach.”

Dziwne jest teraz jego życie. Jakby istnienie na

dwóch płaszczyznach. Jedna to przebywanie wśród lu-
dzi – a krąg wielbicieli różnych narodowości wciąż się
powiększa – wśród kolegów i pisarzy arabskich, życie
towarzyskie i artystyczne, utalentowanego pisarza i nie-
zmiernie serdecznego w obejściu człowieka; a choć sub-
telniejsi z jego znajomych mówią potem, iż robiło się na
chwilę cicho w pokoju gdy Gibran wchodził i czuło się
jakby wiew wieczności i przedziwnego, nieznanego pię-
kna, on sam o tym nic nie wie. A drugie życie jakby sta-
wało się „poza nim”, w nadświadomym, ukryte przed
wzrokiem wszystkich i niemal samego Gibrana. „Tam”,
duszą już oczyszczony, wsłuchuje się w harmonie
wszech-życia, w ciszę głębi własnej, zapada na samo
dno swej bezkresnej Jaźni, staje przed Prawdą istnienia.
I gdzieś niezmiernie głęboko rodzi się nowe, a najwięk-
sze jego dzieło.

Tajemniczą była chwila poczęcia „Proroka”, prze-

dziwnym czas jego tworzenia. Gibran istotnie sięga,
sam o tym nie wiedząc, w świat ,,nadczłowieka”, (nie w
nietzscheańskim pojęciu) dotyka wielkiego prądu Ener-

90

background image

gii Powszechnej, świata gdzie Miłość jest żywiołem,
równie „konkretnym” jak powietrze i ogień, gdzie świa-
tłość przenika na wskroś każdy atom wszechświata.
Czuje teraz jednię z Wszech-duchem i przez to samo
odkrywa nagle swą organiczną nierozdzielność z Czło-
wiekiem, nawet gdy ten potyka się, pada, grzeszy.

Poszczególne części „Proroka” rodzą się i wypły-

wają na powierzchnię w gotowej, doskonałej formie.
Tygodnie, miesiące pisze, jak sam potem mówił, w nie-
ustającej ekstazie.

Zapada na zdrowiu, serce widać nie może wytrzymać

intensywności natchnienia i napięcia wewnętrznego
życia. Lekarze każą przerwać pracę, odpocząć. Odma-
wia. Zmniejsza tylko ilość papierosów i czarnej kawy
i pisze dalej.

W jednym z listów mówi wówczas: „Dusza ma

objawiła mi, iż nie jestem wyższy od najmniejszego kar-
ła, ani niższy od najwyższego olbrzyma. Dziś wiem, iż
popędy, skłonności, tęsknoty ludzi wszystkich są i mo-
imi; że dusza ich jest i moja dusza, a ich cel jest i moim
celem. Gdy grzeszę biorę udział w ich grzechu, gdy czy-
nię dobrze uczestniczę w ich zasłudze. Gdy idą naprzód
posuwam się wraz z nimi, a gdy się ociągają i pozostają
w tyle i ja dzielę ich los”.
Jakaś przepaść pomiędzy tymi
słowami, a tym co mówił w swym nietzscheańskim
okresie! Sięga teraz w to życie, które jest jedno – w dół
z najsłabszym – a nie tylko człowiekiem; w górę z każ-
dym, nawet najwyższym Duchem. Wznosi się na święte
Sinai, gdzie mu się na nowo objawia Bóg.

Stąd może w ,,Proroku” tyle jest ciszy, tyle najszer-

szego spokoju mędrca, choć od czasu do czasu zabrzmi
i ironia,

ale już tylko dla obłudy i filisterstwa.

Nie, „Pro-

rok” nie powstał pod wpływem Nietzschego. W ogól-

91

background image

nym zarysie artystycznej konstrukcji, gdzie nie gdzie
w słownej formie, być może, ale nic więcej. W treści
swej, w głębi jest raczej odwrotnością Nietzschego.

Słychać w „Proroku” echa mistyków perskich –

słynnych Sufi, – dalekie, ściszone podźwięki filozofii
jedności Jogów i świętych Indii, ale nade wszystko
szmer soków żywotnych duszy Libanu i Syrii, krajów
znających Chrystusa, echa ksiąg świętych i psalmów
Judei. Znamienne jest, iż podczas i zaraz po ukończeniu
pisania ,,Proroka”, zerwała się w Gibranie nagła tęsk-
nota do ojczyzny i powstało marzenie powrotu i doko-
nania żywota w ustronnej pustelni opuszczonego, staro-
żytnego klasztoru – Mar Sarfais.

„Prorok” ukazuje się, gdy Gibran był już jako

malarz sławny, teraz z dnia na dzień zdobywa sławę
jako myśliciel, poeta i.... prorok. Tak, wielu widziało
w Gibranie autorze wyzwolonego nadczłowieka. Tak
jednak jeszcze nie było. Choć skupienie i aureola owej
ekstazy, w której pisał, trwają pewien czas, a niezmierna
delikatność, prostota i szczerość w obejściu są stałe
i oczarowują ludzi.

Ale jakby przez ironię losu, chcąc nareszcie zapew-

nić siostrze spokojny byt, kupuje na spółkę dom i dzięki
różnym komplikacjom zaplątuje się tak, iż nie tylko tra-
ci niemal wszystkie oszczędności, ale i przez dłuższy
czas nie może pisać, pochłonięty wstrętnymi dlań finan-
sowymi sprawami.

Pod naciskiem wydawcy powierza mu odświeżony

uprzedni utwór: „Zwiastun”, a w rok potem zbiór prze-
kładów z arabskiego, pod tytułem: „Piasek i Piana”.

Marzy mu się dopełnienie ,,Proroka”, chciałby aby

był to „tryptyk”, by dwie następne części mówiły o sto-
sunku wolnego człowieka

– Almustafy – (po arabsku

92

background image

,,wybraniec”) do przyrody i Boga, gdy staje przed Nim
twarzą w twarz. Czuje, że nie wyraził jeszcze wszyst-
kiego, że słowo niedomówione drży wciąż na jego war-
gach, ale odkłada to, i tego ostatniego utworu już nie
zdążył napisać. W tym czasie mówi w jednym z listów:

,,Największą, może jedyną różnica pomiędzy ludźmi

jest szerokość i pojemność ich duszy, zasięg ,,obwodu”
ich Jaźni. W człowieku, który mówi: »A ktoby cię ude-
rzył w prawy policzek twój nadstaw mu i drugi« – jest
ona nieskończenie szersza aniżeli w tym który
woła: ,»oko za oko, ząb za ząb«.

„Bowiem pierwszy zgłębił prawdę, iż każda dusza we

wszechogarniającym Duchu przebywa, więc rozszerzać
się winien i on, ku swemu Ojcu, w bezkres… W Nim
uderzający jak i uderzony są jednym, a ten który się z
Nim jednoczy poznaje to własnym doświadczeniem.

,,A drugi siebie od innych i od Wszech-ducha oddzie-

la i mur ułudnej odrębności wokół siebie wznosi, msz-
cząc się na każdym, któżby go chciał naruszyć; nie rozu-
miejąc, iż przez to i na sobie samym zemstę wywiera.

„...Natchnienie jest prądem żywym, co w Jaźń indy-

widualną od Wszech-ducha spływa. Im Jaźń jest szersza
tym go więcej pomieści, a gdy strumień jego potężnieje
i wzrasta, brzegi duszy rozstępują się w coraz większą
szerokość; jej poczucie jedności z Wszech-życiem się
wzmaga, aż nieskończoną poczuje się jako On, życie
i śmierć ogarnie

i rozpostrze się istnieniem w wieczność.

„Los widzi wówczas jako wolę Wszech-ducha we

wszystkim i dla wszystkiego, a ponad pojęciem człowie-
czym: »dobre i złe«....

,,Widzi również że los jednostki ona sama stwarza,

gdy czepia się ułudnej mgły którą zwie »ja«. A ludzie

93

background image

bezrozumni w drobnostki wpatrzeni, dusze swe na Jego
najwyższy prąd zamykają, dlatego to istnienie ich jest
tak ubogie, bezświetlne i małe.

„Ale nieliczni, co się duszą we wszystkość rozrośli

i w każdej jaźni siebie samych czują – dając całym
życiem wyraz tej prawdzie jedynej – byli zawsze wielki-
mi Przodownikami ludzkości, wskazującymi drogę ku
Prawdzie. Nie dziw, że miliony ich czczą, bowiem oni
Boga odkrywają w człowieku”

Tak: „jednym celem każdego na Ziemi jest obudze-

nie w duchu”. I w tym, podobnie jak ongiś w swym
poemacie w dwudziesta piątą rocznicę swoich urodzin,
zdaje się kreślić swą drogę przyszłą, rzutem ogromnym
w dal lat, czy też wieków.

Teraz powraca do umiłowania młodości – pogrąża

się w życie Jezusa. Długie miesiące zdaje się zupełnie
nieobecny pomiędzy otaczającymi ludźmi, żyje całym
sobą w przeszłości, wśród wzgórz Galilei, nad Jorda-
nem i jeziorem Tyberiadzkim; wmyśla się i wżywa w
78 postaci tamtych czasów, usiłując wyobrazić jak lu-
dzie owej odległej epoki widzieli i odczuwali chodzące-
go między nimi najdziwniejszego Proroka – Jezusa
Nazarejczyka
.
I daje szereg wrażeń, ocen, dogłębnych
przemian, jak i ostrych krytyk, ludzi Jezusowi współ-
czesnych – uczniów i sąsiadów, przyjaciół i wrogów,
wyznawców i okrutników. Kreśli przepiękną postać
Marii, Matki Jezusa i Jana, Mateusza, Piotra – ale i Kaj-
fasza, Piłata, Judasza i kobiet jeszcze wrośniętych w
dawne, starożytne religie i obrzędy, poetów, pieśniarzy,
kupców, bogaczy... 78 głosów, z których siedemdziesią-
tym dziewiątym jest głos „człowieka Libanu w XX wie-
ku”
– samego Gibrana.

94

background image

Trudno mi sądzić jakie miejsce zajmuje ta książka

wśród tysięcy napisanych o Chrystusie; jedno można
stwierdzić, iż jest pisana z bezgraniczną miłością, naj-
głębszy czcią i uwielbieniem, przez poetę dla którego
szczytem ludzkości, a zarazem najbliższym jego sercu
Boga obliczem jest – PięknoMiłość.

Jest to ostatnie większe dzieło Gibrana. Nie pozna-

wana przez lekarzy choroba toczy organizm. Czy sam
czuje zbliżający się koniec tego życia? Sądząc po go-
rączkowym tempie wykańczania tej książki – pisze
nocami – można sądzić, że tak. A gdy po miesiącach
niezdecydowanych diagnoz, nareszcie prześwietlenie
wykazuje raka, nie mówi o tym nikomu. Nawet siostrze,
a Mary Haskell wyjechała na drugi koniec Ameryki.
Narazie decyduje się na operację, ale już po paru dniach
rozmyśla się, po cóż oddalać śmierć, którą kocha?

Pisze: ,,Śmierć nie zmienia nic, ogrom maski przysła-

niającej nasze istotne oblicze. Ten kto śpiewał pieśń
temu światu, będzie śpiewał ją nadal szerokim prze-
stworom”

„Pieśń ma nie była moją, spłynęła jeno w me serce

i drżała przez chwilę na moich wargach”

„A dziś nie jestem już jaźnią oddzielna, więzy opadły,

przegrody wszystkie znikły, życie i śmierć są mi
jednem....”

Zostaje sam ze świadomością choroby, cichy i boha-

tersko spokojny. Pisze swą ostatnią książeczkę „Ogród
Proroka”
w przerwach od nawrotów bolesnych ataków,
a podczas nich nie skarży się nigdy. Tu wśród górnej
ciszy zjednoczenia z Wszech-życiem jeszcze raz po raz
zadźwięczy, jakby żal, że przecie nie wszystkie swe
skarby zdołał ludziom przekazać, czy sam nie umiał,
czy oni najbezcenniejszych nie byli zdolni wziąć?

95

background image

Mówi: „Dusza ma owocem jest obarczona, dojrza-

łym obarczona owocem; któż się zbliży i zerwie i zaspo-
koi swój głód?

„Dusza ma pełna jest wina po kraj, któż przyjdzie

i swa czarę, napełni, ochłodę wśród spieki znajdując?

„Zaprawdę ból obfitości i pełni jest większy aniżeli

gorycz ugorów bezpłodnych i pustych.”

Istota twórczości Gibrana jest ponad czasem, nie nale-

ży do żadnego wieku i żadnego narodu, jest wszech-
ludzka i wieczna. Słusznie o nim powiedział Claude
Bragdon, jeden z najgłębszych współczesnych filozo-
fów i myślicieli amerykańskich:

„Moc jego płynie z wielkiej powszechnej Krynicy

duchowego życia, inaczej nie mógłby być tak wszech-o-
garniający i tak potężny; ale dostojeństwo i piękno sło-
wa, w które to życie przyoblekł są jego własne”.

Ale Gibran nie tylko jako myśliciel i poeta jest wiel-

ki; kiedyś napisał o sobie:

„Przyszedłem aby żyć w miłości i w blasku piękna,

bowiem Duch jest synem Miłości i Piękna”. Istotnie
przez całe życie byt temu wierny.

-

http://www.eioba.pl/a/1oiv/prorok#ixzz25oKnhVwK

http://leb.net/mira/works/prophet/prophet.html

http://www-personal.umich.edu/~jrcole/gibran/gibran1.htm

http://www.holybooks.com/wp-content/uploads/The-Prophet-by-
-Khalil-Gibran.pdf

http://www.eioba.pl/a/1oiv/prorok

96


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Prorok Gibran Khalil Gibran
Gibran Khalil Prorok
Gibran, Khalil Lazaro y su amada
Gibran, Khalil Espiritus rebeldes
Gibran, Khalil Los dioses de la tierra
Gibran, Khalil La tempestad
Gibran, Khalil Arena y espuma
Gibran, Khalil Pensamientos y meditaciones
Gibran, Khalil El vagabundo
Gibran, Khalil Khalil Gibrán
Gibran, Khalil La procesion
Gibran, Khalil Los secretos del corazon
Gibran, Khalil Ninfas del valle
Gibran, Khalil Jesus el hijo del hombre
Gibran, Khalil El loco
Gibran, Khalil Lagrimas y sonrisas
Gibran, Khalil Alas rotas
!Khalil Gibran Prorok
Prorok Khalil Gibran Listy miłosne Proroka wybór i adaptacja Paulo Coelho fragmenty

więcej podobnych podstron