Paweł Skibiński
PRYMAS STEFAN WYSZYŃSKI I PAPIEŻ PIUS XII O POWSTANIU WARSZAWSKIM
(2006 © Ośrodek Myśli Politycznej)
Insurekcyjny patriotyzm politycznego realisty
Insurekcyjny patriotyzm politycznego realisty? Stosunek prymasa Stefana Wyszyńskiego do powstań
narodowych.
Już w przygotowywanym pod redakcją Jacka Kloczkowskiego tomie Póki my żyjemy... Tradycje
insurekcyjne w myśli polskiej (Warszawa 2004), prof. Krzysztof Kawalec opisując stosunek narodowych
demokratów do tradycji powstańczej zwracał uwagę na złożoność i wielonurtowość relacji jakie łączyły
tę część polskiej tradycji politycznej - zazwyczaj wiązanej z nurtem realistycznym w rodzimej refleksji
politycznej - z dziedzictwem kolejnych narodowych insurekcji.
Podobne refleksje nasuwają się, gdy spojrzymy na ocenę powstań narodowych, sformułowaną przez
innego wybitnego Polaka - kard. Stefana Wyszyńskiego. Prymas Tysiąclecia oczywiście powinien być
uważany przede wszystkim za wybitnego duszpasterza i teologa, ale jasne jest, że odgrywał także rolę
duchowego, a także politycznego przywódcy Polaków w okresie PRL. Prawdziwego męża stanu, którego
po śmierci rodacy uczcili umieszczonym na trumnie napisem: "Niekoronowanemu królowi Polski".
Gdyby kard. Wyszyńskiego potraktować jako myśliciela i przywódcę politycznego, zaliczylibyśmy go
niemal bez zastanowienia do nurtu realistycznego w polskiej polityce. Argumentów na rzecz takiej
oceny dorobku Prymasa Tysiąclecia dostarczają choćby jego porozumienie z władzami komunistycznymi
w 1950 r., roztropna postawa w 1956 r., a nawet wezwania do umiarkowania skierowane do
kierownictwa związku w okresie "Solidarności". Wydaje się, że w swym myśleniu o polityce wyznawał on
tak klasyczne dla politycznego realizmu kategorie, jak ochrona biologicznego bytu narodu, trzeźwy
rachunek sił i skutków podejmowanych działań, szacunek do życia każdego człowieka... Tymczasem w
wypowiedziach tego hierarchy Kościoła nie znajdziemy potępienia dla patriotyzmu insurekcyjnego.
Niezwykle ciepły stosunek prymasa do powstań narodowych jest wręcz zaskakujący. Możemy go
oczywiście tłumaczyć przyczynami biograficznymi, tym, że młody ks. Wyszyński sam był uczestnikiem
AK-owskiej konspiracji i w 1944 roku pełnił funkcję kapelana powstańczego szpitala w podwarszawskich
Laskach. Ale nie wszystko da się w ten sposób wyjaśnić, ponieważ jego stosunek do tradycji
insurekcyjnych nie ma wiele wspólnego z sentymentalizmem czy kombatanctwem. Aby bliżej go
zanalizować, przyjrzyjmy się mu na przykładzie kilku wystąpień kardynała, które wprost odnosiły się do
tematyki powstańczej.
Rok 1960. W uroczystość Zesłania Ducha Świętego kardynał przywołał słowa papieża Piusa XII,
który uznał powstanie warszawskie za "tygiel, w którym oczyszcza się i uszlachetnia złoto
najwyższej próby". Przypisywał powstańcom miłość i wiarę, wspominał o ofierze "najlepszych synów
stolicy", łączących w sobie "szlachetne poczucie honoru człowieka" i "silne przekonanie wiary
chrześcijańskiej". Doszukiwał się w tej ofierze analogii do ofiary Chrystusowej na Krzyżu. Zwracał
uwagę na podziw świata dla stolicy Polski, a także na to, że dzięki tej wielkiej ofierze nie zamarł duch
narodu, uczestnicy powstania stanowili bowiem świadectwo, że "Polska [...] nie chce umrzeć".
Jeszcze bardziej interesujące jest wystąpienie wygłoszone przez zwierzchnika Kościoła warszawskiego
w październiku 1961 w kościele Św. Marcina w Warszawie. Ulicę Piwną na stołecznej Starówce, przy
której znajduje się kościół, prymas nazywa w swej mowie "wielkim ołtarzem ofiarnym". Mówił
dalej: "Olbrzymie wówczas dała Warszawa uzupełnienie do Chrystusowej ofiary".
Biskup Warszawy nakreślił też celowość powstańczej ofiary stolicy w 1944: "Chociażby pozostały góry
ciał, przykryte gruzami, to jeszcze te ofiary są małe, w porównaniu do wielkiego prawa, jakie ma
człowiek, naród i ludzkość: prawa wolności. [...] Aby je zachować i ochronić, a przez to obronić
godność człowieka, jako istoty rozumnej i wolnej, trzeba umieć się poświęcać i składać ofiary. [...]
człowiek, który biernie przyjmuje narzuconą mu niewolę, już się właściwie deklasuje i przestaje być
pod jakimś względem człowiekiem. I naród, który nie umie walczyć o swoją wolność, już się właściwie
zdeklasował...". Powraca w tym kazaniu cytat z Piusa XII o tyglu, w którym miało wypalić się to co
w narodzie "słabe i liche". Zdaniem prymasa dzięki powstaniu Warszawa to "miasto Nieujarzmione,
które [...] zgorzało, ale zostało na nowo odbudowane, aby żyć w miłości".
Kolejna bardzo ciekawa wypowiedź prymasa na temat polskich insurekcji miała miejsce w styczniu
1963. W stulecie powstania styczniowego kardynał namawiał do ostrożności w jego ocenach,
argumentując, że "chociaż mamy prawo do historycznych ocen ludzi, którzy odeszli, to jednak nigdy nie
zaszkodzą: roztropność, rozwaga, umiar i oszczędność". Przywołał następnie kard. Wyszyński słynne
zdanie wypowiedziane przez cara Aleksandra II w 1856 roku do Polaków: Point de r?veries, messieurs -
Żadnych mrzonek, panowie. Polski dostojnik z perspektywy 100 lat z goryczą komentował: "Dla cara
wszystko, co kipiało w duszy narodu, co było wołaniem o sprawiedliwość dziejową i prawo wolności,
było tylko... mrzonką! O! Biada narodowi, który by w ten werdykt uwierzył". Dalej stanowczo
stwierdzał: "możemy rozmaicie oceniać wszystkie jęki udręczonej duszy narodowej, ale potępiać nam
ich nie wolno! [...] Historyczny epizod roku 1863 możemy zsyntetyzować dopiero po stu latach, gdy
stoimy tutaj jako naród żywy, gdy jeszcze jesteśmy [...]. Oczyma naszymi patrzyliśmy, jak waliły się
potęgi i przedstawicielstwa tych, którzy przed stu laty mówili narodowi: porzućcie wszelką nadzieję,
żadnych mrzonek! [...] Może krew wówczas przelana [...] dopiero dziś, po dziesiątkach lat, miała
wydać swój plon".
Zwracając się do młodzieży kardynał podkreślał, że ucząc się narodowych dziejów dowiaduje się ona o
wielu powstaniach - "może nieudanych i pozornie nie przynoszących rezultatów, a jednak owocnych" -
gdyż, jak przypominał Wyszyński: "Powstania [...] były budzeniem ducha narodu, aby powstał i żył [...].
Z krwi, którą użyźniano polskie zagony, wzrosła wolność w Ojczyźnie".
Dalej rozważał kard. Wyszyński zagadnienie tego, czy powstanie się udało i czy forma patriotyzmu
skoncentrowanego na pracy organicznej przewyższa walkę za Ojczyznę powstańców. "Czy nie lepiej
było żyć spokojnie w pracy organicznej?" - pytał prymas i odpowiadał natychmiast: "Istnieją narody,
które [...] osiągając ideał pragmatyczny [...] "ideał pełnej misy chleba" coś jednak przy tym zatracają
[...]. Nie samym chlebem żyje naród [...]. Najbardziej smutnymi narodami są te, którym postawiono li
tylko ideał materialny [...], które postawiły sobie zbyt wąski ideał". Podkreślał ksiądz prymas, że
"powstanie [...] było w duszy każdego niemal Polaka [...]. A wynikało nie z [...] kompleksu
[antyrosyjskiego] tylko ze zdrowego dążenia do wolności". Po raz kolejny powtarzał wskazując na
prawdziwą przyczynę przedsięwzięć powstańczych: "Jeżeli uznajemy prawo czarnych ludów do
samostanowienia o sobie i pełnej wolności, to cóż dziwić się narodom starym, jakim był już przed stu
laty naród polski, że chciał chodzić o własnych siłach, a nie na bagnetach obcych mocarstw. Młodzież
szła w lasy, bo chciano ją wcielić do obcych armii. Nic dziwnego! [...] Nie potępiamy młodzieży, która
na ulicach Stolicy z butelkami benzyny rzucała się na czołgi hitlerowskie. A wy chcielibyście potępiać
tych, którzy przed stu laty walczyli jak umieli i czym mogli?! [...] Nie kierowali się nienawiścią, ale
miłością wielkiej upragnionej sprawy - Wolności. Ona była ich prawem i obowiązkiem. Musieli o nią
walczyć! [...] Bóg, Twórca narodów, wszczepił w dusze dzieci narodu polskiego pragnienie walki o
własną wolność".
W swym długim wystąpieniu kardynał Wyszyński zajął się też znaczeniem powstania styczniowego dla
całych dziejów narodu. Uważał, że najważniejszym efektem powstania było narodowe zjednoczenie:
"Ten zryw polityczny, połączony ze zrywem społecznym, jedno dał w rezultacie, to mianowicie, że
walczyli wówczas prawie wszyscy. W szeregach powstańczych... widzieliśmy przedstawicieli wszystkich
warstw narodu". Wzmocniona wspólną walką w powstaniu wspólnota narodowa wydać miała nowych
pisarzy (w tym kontekście kard. Wyszyński wymienia m.in. Kraszewskiego i Sienkiewicza) oraz myślicieli
politycznych. "<> powstanie oddało wielką przysługę wszystkim trzem zaborom, bo rozpoczęła się praca
myśli polskiej".
Odwołując się do Romana Dmowskiego prymas mówił: "Przyjdą potem ludzie, przyjdą pisarze, którzy
będą nam pisali najrozmaitsze 'myśli nowoczesnych Polaków', pogłębiając w nas nurt wspólnoty
narodowej. Nie zapomnijmy, że ten nurt wyrósł z oparów krwi synów polskiej ziemi [...]". W ten sposób
u Wyszyńskiego łączyła się tradycja patriotyzmu powstańczego i endeckiego patriotyzmu sceptycznego
wobec narodowych powstań (choć jak pokazał to we wspomnianym już tekście prof. Kawalec, nie
należy nadinterpretować tego sceptycyzmu).
Jest to możliwe, jak tłumaczy dalej prymas, ponieważ "naród [...] umacnia się [...] jedyną wspólną
miłością wszystkich synów tej ziemi do Matki Ojczyzny, która nas karmi swoją piersią, a którą my
niekiedy mamy obowiązek karmić... własną krwią!"
Wreszcie pisał: "Naród bez tego zrywu, okupionego krwią, nie ostałby się Bismarckowskiej polityce
Kulturkampfu. Nie oparłby się germanizacji i rusyfikacji. Przed tym etapem, który dla umęczonego
narodu był jedną z najcięższych prób, trzeba było ofiar. Te ofiary padły i wydały swój owoc, co
obudziło sumienie narodu". "Zaczęła się wspólna praca [...]. Przygotowywali naród do zrywu wolności,
który przeżyliśmy w latach 1917-1919", czyli do odzyskania niepodległości. "Naród polski nad trumną
powstańców roku 1863 zrobił rachunek sumienia. Był on dla nas zbawczy".
Warto zwrócić uwagę, że dla prymasa nie ma bezpośredniego związku między powstaniem, a
zaostrzeniem polityki zaborców wobec Polaków. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że powstanie staje się
etapem przygotowującym naród do mającej nastąpić próby, która i tak miała nas spotkać. Jest to w
pewnym sensie myślenie ahistoryczne, ale wynika wprost z rozumienia dziejów narodu, jako swego
rodzaju ciągu moralnych wyzwań, prób stawianych przed narodem przez Boga. Takie stanowisko wynika
z patrzenia na rzeczywistość narodową przede wszystkim z perspektywy teologicznej i moralnej. Nie
oznacza to lekceważenia innych perspektyw - społecznej, politycznej czy gospodarczej, ale umożliwia
Wyszyńskiemu przyglądanie się całości dziejów narodu, a także spojrzenie z wielkim dystansem na
rzeczywistość doczesną, zarówno minioną, jak i obecną. W jego wypowiedziach przebija przekonanie,
wynikające z przesłanek religijnych, m.in. z przesłanki o rozumnym ładzie istniejącym w stworzonej
przez Boga rzeczywistości, że pozory bezsensu i chaosu są jedynie pozorami, kryjącymi ukryty, głębszy,
Opatrznościowy zamysł. Z tej właśnie perspektywy kardynał analizuje zrywy powstańcze.
Kolejne wystąpienie prymasa Stefana Wyszyńskiego, które chciałbym przywołać, zostało
wygłoszone w 1974 roku w 30. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego.
I tym razem prymas spogląda na powstanie z perspektywy teologicznej. "1 Sierpnia stajemy zawsze
wobec wielkiego niezbadanego misterium cierpienia, którego sens jest... wieloraki [...] Bóg chciał
ukazać, że są wartości, o które trzeba walczyć, nawet w walce pozornie beznadziejnej". To, co przez
krytyków powstania warszawskiego było świadectwem braku dojrzałości narodowej, prymas
interpretuje dokładnie przeciwnie: "Warszawa [...] zdolna była podjąć każdy wysiłek, każdą ofiarę, aby
zaświadczyć swoje prawo do pełnej wolności, o której nie mogą decydować sąsiednie narody. Musi być
ślad w dziejach dojrzałości narodu, który ma słuszną ambicję stanowienia o sobie. W tym duchu
podjęta została walka powstańcza. Z góry było wiadomo, że beznadziejna. Ale ten akcent był w
dziejach konieczny, chociaż nie tak jak tego oczekiwaliśmy wpłynął on na sumienie tych, co
decydowali o pokoju". Powstanie nie przyniosło więc skutków doraźnych, nie wpłynęło na kształt
polskich granic, ani na decyzję oddania nas pod dominację sowiecką, ale było niezbędne dla
przetrwania narodu w dłuższej perspektywie.
Prymas w tym wystąpieniu odnosi się też do całości tradycji powstańczej. "Przypomina nam to
wszystkie poprzednie nieudane powstania: Powstanie Listopadowe i Powstanie Styczniowe, które
oceniając od strony strategii, nie mogły mieć powodzenia. Były jednak potrzebne, choć ciężko naród
kosztowały przez upływ krwi, stratę dóbr materialnych i kulturalnych. Przypominały nieustannie światu
sprawę Polski. Trzeba o niej myśleć [...] W traktacie wersalskim stało się oczywiste, że o Polsce trzeba
myśleć. [...] Na tym, zda się obumarłym ciele narodu, padli dwaj zaborczy zbrodniarze. Przemówił
Bóg".
Po raz kolejny sukces polskiego realizmu politycznego - obecność polskiej dyplomacji na konferencji
pokojowej z Niemcami po zakończeniu I wojny światowej - zdaniem prymasa był konsekwencją
insurekcji polskich. Znowu z perspektywy Wyszyńskiego obie tradycje ściśle się splatają i z siebie
nawzajem wynikają.
W "Quam iucundum est pro Patria mori" - słodko jest umierać za Ojczyznę w świadomości, że jest
to posiew krwi, która będzie wołać z ziemi żyjących do Ojca ludów i narodów o sprawiedliwość,
jak wołała krew Abla... jak krew Chrystusa - zbawcza uświęcająca i ożywiająca" - kontynuuje
prymas. Ponownie więc pojawia się wątek ofiary i spółodkupienia z Chrystusem poprzez ofiarę
życia powstańców.
Upominał prymas słuchaczy, by nie mierzyli wartości zrywu powstańczego, miarą fatalnej
rzeczywistości PRL-u. "Może się nam wydawać, że sytuacja obecna nie daje satysfakcji walczącym i
poległym, ale pamiętajmy, że o duchu narodu, jak o pięknie obrazu, nie rozstrzygają ramy, tylko to, co
z nich patrzy. ... Patrząc na ten obraz w szpetnych ramach, nadal rozpoznajemy: To jest przecież
ojczyzna moja! To ona, to Polska! Może chwilowo ubrana jest w szkarłatną szatę. Chrystus naigrywany
też był okryty szkarłatną szatą w pretorium najeźdźcy Piłata. Ale szata spadła z niego na Kalwarii, gdy
stanął w pełnej prawdzie... Moja prawda pochodzi od Ojca Światłości. Jest nią miłość, sprawiedliwość,
pokój, którego świat dać nie może. Jest nią duch ofiary i służby. Wartości te przemawiają dziś do nas.
Są one zrozumiałe i biorą za serce, tak jak biorą za serce i Śluby Jasnogórskie Narodu...".
Wreszcie 23 września 1975 r. mówił kardynał o powstaniu, jako o "tragedii, która była zwycięstwem i
która na pewno przepełniała ginących tutaj obrońców Narodu, chwałą i uwielbieniem".
W tych ostatnich wystąpieniach znowu widzimy paradoksalną ciągłość pomiędzy poświęceniem
uczestników powstania, a tymi, którzy trwają w kulturze i wierze narodu w Ślubach Jasnogórskich, czyli
z kolejnymi pokoleniami żyjącymi w rzeczywistości Polski poddanej komunistycznej dominacji. Dla
prymasa rzeczywistość narodu, ojczyzny jest rzeczywistością historyczną, ale - można powiedzieć -
rzeczywistością długiego trwania - odwołując się do jego metafory, treścią obrazu, który może
zmieniać ramy. Komunizm jest tylko chwilowym - niemal estetycznym zgrzytem - który nie zmienia
wartości moralnej wspólnoty, jaką ma być naród. Na taki dystans - nie oznaczający jednak obojętności
na rzeczywistość, nie posuwający się do jakiejkolwiek "wewnętrznej emigracji" - prymas Wyszyński
może sobie pozwolić, ponieważ wywodzi swoją perspektywę z wartości religijnych,
ponadczasowych i wiecznych, widząc w tragedii powstań uzupełnienie ofiary zbawczej Jezusa
Chrystusa. Widząc w cierpieniach narodu analogię do cierpienia każdego człowieka - mówiąc o
misterium cierpienia, misterium Krzyża.
Jest w tym oczywiście wiele chrześcijańskiego mistycyzmu, ale także paradoksalnie wiele
chrześcijańskiego realizmu, pokazującego, że choć rzeczywistość może być opisywana w kategoriach
stricte racjonalnych, to rozum nie jest w stanie zgłębić całej złożoności rzeczywistości, dającej się
wyjaśnić dopiero poprzez odwołanie się do sfery nadprzyrodzonej, która często pozwala zrozumieć
rzeczywistość doczesną i namacalną.
Wybór dotychczasowych cytatów z prymasa Stefana Wyszyńskiego czyniłby go niemal mistykiem
insurekcjonizmu. Przy odrobinie złej woli można by nawet starać się wykazać, że jest on zwolennikiem
"zbędnych" ofiar. Jednak z pewnością w refleksji kard. Wyszyńskiego nad polskimi powstaniami nie
możemy się do tych cytatów ograniczyć. Dla zrównoważenia obrazu przypomnijmy tylko dwie
wypowiedzi Prymasa Tysiąclecia z okresu tuż przed jego śmiercią, tj. z początków roku 1981, z czasu
tzw. pierwszej "Solidarności".
Pierwsza z nich wprost koresponduje z jednym z przywołanych cytatów z 1974 roku, w znaczący sposób
uzupełniając poprzednią refleksję. W kazaniu ze stycznia 1981 prymas mówił: "Tak często słyszymy
zdanie: "Piękną i zaszczytną rzeczą jest umrzeć za Ojczyznę". Jednakże trudniej jest niekiedy żyć dla
Ojczyzny. Można w odruchu bohaterskim oddać swoje życie na polu walki, ale to trwa krótko.
Większym niekiedy bohaterstwem jest żyć, trwać, wytrwać całe lata [...], wytrwać, żyć dla Ojczyzny,
nabrać zaufania do niej i gotowości oddania jej wszystkiego z siebie. To jest najważniejszy nasz
obowiązek wobec Ojczyzny".
I jeszcze jeden cytat, wyjęty tym razem z dramatycznego przemówienia prymasa do przedstawicieli
Krajowej Komisji Porozumiewawczej "Solidarności" podczas ich wizyty u kardynała Wyszyńskiego w
lutym 1981. "Powiedziałem panu Generałowi [Wojciechowi Jaruzelskiemu] w Natolinie, że gdyby w
wyniku jakichkolwiek zaniedbań z mojej strony, albo też nieodpowiednich posunięć, zginął chociaż
jeden Polak, chociaż jeden młody chłopiec, nie darowałbym sobie tego nigdy. Tak myślę ja. A sądzę, że
i każdy z Panów tak myśli. To nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości. Odpowiedzialność za życie dzieci
polskich to jest odpowiedzialność straszna. I dlatego też zastanawiając się nad sytuacją pytam siebie:
Czy lepiej z narażeniem naszej wolności, naszej całości, życia naszych współbraci, już dzisiaj osiągnąć
postulaty choćby najsłuszniejsze? Czy też lepiej jest osiągnąć coś niecoś dzisiaj, a co do reszty
powiedzieć: Panowie, do tej sprawy wrócimy później. Nie rezygnujemy z postawionych postulatów, ale
wiemy, że obecna realizacja niektórych z nich nie jest możliwa [...]".
To nie są z pewnością słowa, które wypowiedziałby zwolennik kultu powstań, jako narodowego
całopalenia. Wydaje się, że nie stoją one w sprzeczności z poprzednio cytowanymi słowami prymasa
Wyszyńskiego. Z tej moralnej perspektywy, z jakiej starał się kardynał patrzeć na zagadnienia dziejów
narodu, oba sądy są całkowicie do pogodzenia. Można przypuszczać, że kardynał był zdania, że w
zależności od okoliczności z umiłowania Ojczyzny mogą płynąć rozmaite rozwiązania praktyczne - w
pewnych okolicznościach - czyn powstańczy, kiedy indziej zaś działanie ograniczające się do "małych
środków", obliczone na zachowanie narodowych zdobyczy i biologicznego istnienia wspólnoty.
W 1981 roku wchodził w grę także dodatkowy czynnik - prymas w swych wystąpieniach starał się
odnieść do problemu podejmowania decyzji przez przywódców narodu. Do tego grona bez wątpienia
należeli w warunkach PRL-owskich zarówno zwierzchnik polskiego Kościoła, jak i członkowie
kierownictwa "Solidarności". Poprzednie wypowiedzi zaś nie dotyczyły odpowiedzialności przywódców
narodu, lecz raczej postawy zwykłych uczestników kolejnych polskich insurekcji. Czym innym jest
bowiem obowiązek moralny roztropnego wyboru dokonanego w trudnych sytuacjach przez rządzących,
a czym innym obiektywne moralne znaczenie powstańczej ofiary narodu i obowiązek solidarności z
walczącą i cierpiącą wspólnotą.
Miłość Ojczyzny, zdaniem kard. Wyszyńskiego, domaga się więc czci i szacunku wobec bohaterów
powstań, zwłaszcza tych, którzy złożyli w ofierze swe życie. Dostrzegał on przede wszystkim wartość
moralną i religijną powstań - jako sprzeciwu wobec zła, nawet za cenę ryzyka utraty życia, a także
jako elementu współuczestniczenia przez naród w ofierze odkupieńczej Chrystusa. Jednocześnie
jednak Prymas Tysiąclecia nie uważał za łatwe i oczywiste w warunkach PRL sięganie po "powstańczy"
sposób narodowej posługi, zwracał uwagę, że unikanie rozlewu krwi i konieczność zabezpieczenia
istnienia narodu przemawiają za poniechaniem działań insurekcyjnych.
Można więc powiedzieć, że ten wielki realista okresu PRL-owskiego był jednocześnie wielkim
czcicielem tradycji powstańczej, a oba te elementy splatały się nierozerwalnie w proponowanym przez
niego modelu patriotyzmu.