Apetyt na kwasne winogrona Irena Matuszkiewicz

background image
background image

Irena Matuszkiewicz

Apetyt na kwaśne winogrona

[NaszaKsięgarnia,2009]

background image

1.


Rybkazamknęładziennik.Niebyłazadowolona.
–Człowieksobieżyływypruwa,awamsięniechcedonotatekzajrzeć–

powiedziałazniechęconymgłosem.

Rybkauczyłageografiiiniewymagałaoduczniówcudów.Odpytywałajedyniez

tego,cowcześniejpodyktowaładozeszytów,ibyłaszczęśliwa,jeśliwyrwanydo
odpowiedzidelikwentwierniepowtórzyłjejsłowa.Imwierniej,tymlepiej.Ci,którzy
rozumielidobrodziejstwapłynącezwiedzypodanejwpigułce,pilnienotowali,inni
zajmowalisięswoimisprawami:wysyłaliSMS–y,rysowalikwiatkilubodrabiali
ćwiczeniazangielskiego,żebynieślęczećnadnimiwdomu.

–Piszemy!–zarządziłaRybkaiotworzyłagrubybrulion.Zaczęładyktować:–W

VIwiekuprzednasząerąPitagorasjakopierwszystwierdził,żeZiemiamakształt
kulisty...

Wypruwanieżyłwjejwykonaniubyłoboleśnienudne.Monotonnygłosdziałałjak

środeknasennyisprawiał,żeostatnialekcjaciągnęłasięniczymspaghetti.Nawet
najwięksiwesołkowienierwalisiędowygłupów,aisamaRybkawyglądałana
zmęczoną,żebyniepowiedzieć–znudzoną.

Lilkanotowałaautomatyczniecotrzecie,czwartesłowo,byletylkoruszać

długopiseminiepodpaść.Pierwszeławkimiałynajgorzej.Rybka,kiedyunosiła
głowęznadnotatek,patrzyłanatych,cosiedzielinajbliżej,jakbyjedynieonibyli
warciuwagi.

–Wyryjeszminanagrobku:„Padłaznudównageografii”?–spytałaszeptem

Oliwia.

Lilkakiwnęłagłowąnaznak,żewyryje,alegadaćjejsięniechciało.Byław

nastrojudramatycznym,czylimniejwięcejparszywym.Takinastrójwykluczałchęć
dożartów,atakżeodsuwałnabokplanowanezakupy.Dwiedychy,którejeszcze
ranoparzyłyjąprzezbluzę,tkwiłyspokojniewkieszeni,jakbyichwcaletamnie
było.PokwiecistejprzemowieAldony,znaczywychowawczyni,straciłaochotęna
wszystko,takżenanowespodnie.Najgorszebyłoto,żenazajutrzmusiałaprzyjśćdo
szkołyzmatką.NiemiałanicprzeciwkotowarzystwuMagusi.Stanowiłyzgranyduet
rodzinny,którywszkolespotykałsięjedynieprzyokazjiwygłupówLilki,awięc
ostatniobardzorzadko.Magusiabyłaabsolwentkątegosamegoliceum,maturę
zdaładwadzieścialatwcześnieji–nieliczącoficjalnychzebrań–niepojawiałasięw
budynkuszkoły.Lilkaniespodziewałasięniczegodobregopotejwizycie.Zwłaszcza
żechwilawydawałasięcałkiemnieodpowiednia.

Wreszcierozległsiędzwonek.Niedowiary,jakjednokrótkie„drr”,anigłośne,

aniciche,potrafinagleożywićklasę.To„drr”miałomoctrąbjerychońskich,
ponieważusuwałoostatniąprzeszkodęprzedwolnympopołudniem.LicealiścizIe
szturmemzdobylidrzwi.Lilka,OliwiaiMikołaj(ostatniejużtakietrio)ewakuowali
sięnasamymkońcu.Jużodpodstawówkizawszewychodzilirazem.Niezmienili
tegozwyczajuwgimnazjuminiechcielizmieniaćwliceum.Byłoimpodrodze,inie

background image

chodziłotylkooto,żemieszkaliniedalekosiebie.Znalisięnawylot,rozumieliwpół
słowailubili,atosprawiło,żepołączyłaichwięźbliższaniżwniejednejrodzinie.
Kiedysiękłócili,latałybłyskawice(inietylko),alekiedyktóreśznichmiałokłopoty,
analizowalijewspólnie,wspieralisięistalizasobąmurem.

–Wktórymlumpkuwyczaiłaśteportki?–zagadnęłaOliwia,ledwiewyszlina

ulicę.

Pogodabyłaśliczna,prawdziwiejesienna,więcniechciałoimsięwracaćdo

pustychdomów.Gdybywypadałyjakieśdodatkowezajęcia,językiczytrening,toco
innego,aletaksięszczęśliwieskładało,żeponiedziałkowepopołudniacałatrójka
miaławolne.

–Jakieportki?Bojówki?–zainteresowałsięMikołaj,zwolennikstylumilitarnego.
–Nocoty?–obruszyłasięOliwia.–Normalnedżinsy,tyleżemarkowe.Pepe

Jeans,kapujesz?

–Bojówkiwygodniejszeimniejopinająnogi.
–Weźsięniewygłupiaj,co?Nieszukamyportekdlaciebie,tylkodlaLilki.Onama

zgrabnenogiimożejeopinaćdobólu.Dobrzemówię?–SpojrzałanaLilkęi
przystanęłagwałtownie.–Aciebiecotakzamuliło?Awanturkabyłatycia,tycia,aty
przeżywaszjakstonkawykopki.Wyluzuj!Każdemuwolnozażartować.WidaćPikus
nieznasięnażartach,aletojegoproblem,nietwój.

–NiechodzioPikusia–mruknęłaLilka.
–Mamnadzieję.OMagusięchybateżnie?Myślisz,żesięwkurzy?
–Trochę...
–Jaktrochę,toniemaoczymgadać.Weźsięogarnijipowiedzcoś,zanimMikołaj

ubierzecięwbojówki.

Lilkanieznaczniewzruszyłaramionami.Wciążjeszczewolałasłuchać.Wiedziała,

żepęknie,bokomumiałasięwygadać,jeślinienajbliższymprzyjaciołom.Alenie
chciałamówićteraz.Momentniebyłnajlepszy.Przyśpieszyłakroku.

Sklepzużywanąodzieżąmieściłsięniedalekoszkoły,zaledwietrzyprzecznice

dalej.Byłtotypowylumpeks,gdzienaśrodku,nawielkimstole,walałasię
złachmanionaodzieżsprzedawananawagę,apodścianami,nawieszakach,tłoczyły
siębluzki,spódnice,sweterki,piżamyicoktochciał.Trzebabyłonielada
umiejętności,żebywśródtegobogactwakolorówifasonówwypatrzyćcoś
ciekawego,jakchoćbymarkowenówkizajedynepiętnaściezłotych.

–Cotutakśmierdzi?–skrzywiłsięMikołaj.Oliwiaszturchnęłagowbok.
–Dowąchaniajestperfumeria,tusięogląda.Niesłyszałeśnigdyodezynfekcji?
Słyszał,alezakażdymrazem,kiedydziewczynyciągnęłygodolumpeksu,wlókł

sięzanimibezentuzjazmu,całkiemjaktenCygan,codlatowarzystwadałsię
powiesić.Niemiałduszyduchowegoszperacza.Krzywiłnos,bydaćdozrozumienia,
żegrzebaniewstosachbluzekispódnicniesprawiamufrajdy.Umiałnatomiast
doradzić.NawidokLilkiwnowychspodniachpokręciłgłową.

–Wtyłkuzaluźne,wpasiepieją–orzekłkrótkoitrafnie.
Lilkastałaprzedlustremipróbowałaobejrzećsięztyłu,zprzoduizboku.
–Cotoznaczy:pieją?
–Sterczą.Całąrękęmożnawsadzić.
Możenawetwsadziłbydlaudowodnieniaswojejracji,alewporęuskoczyłado

background image

przymierzalni.

–Złapamitopodkościół!–krzyknęłazzazasłony.
Niebyłtokrzykzłości,tylkorozbawienia.Mikołajzachichotał.
Bezżaluoddalidżinsysprzedawczyni.Wiadomoprzecież,żespodniemogąbyć

albozaduże,albodopasowaneniczymdrugaskóra,natomiastniepowinnybyć
trochętakieitrochętakie.Izcałąpewnościąniemogąpiać.

Wleklisięgłównąulicąosiedla,nogazanogą,rozleniwienijesiennymsłońcem.

Lilkawestchnęłaciężko.

–Klapnijmy–powiedziała,zatrzymującsięprzyławceobokplacuzabaw.
Pustobyło,spokojnie,pewniedzieciakisiedziałyjeszczewprzedszkoluiniemiał

ktohałasowaćaniskrzypiećhuśtawkami.Usiadłapierwsza.OliwiazMikołajem
stanęlinaprzeciwko.

–Stałosięcoś?–spytaliniemalrównocześnie.
–Tatowewrześniumiałwypadek–mruknęłaLilka.
Nieusłyszeliniczegonowego.Małobyłosprawważnych,októrychbynie

wiedzieli,bezwzględunato,kogoznichdotyczyły.

–Cośznimnietak?–spytałostrożnieMikołaj.
–Właściwieniewiem.–Potrząsnęłagłową.–Rozmawiamygłównieprzez

skype’aitrudnowyczuć.

–Przecieżgowidzisz.Pokręciłagłową.
–Niemamykamerkiinternetowej,niestety.Kiedygadamy,udajetwardziela,

mówi„okay,okay”,aletaksobiemyślę,żegdybybyłookay,toMagusianie
wstawałabyranozoczamiczerwonymijakukrólika.Mnienibypociesza,choćsama
niewyglądanaradosną.Wczorajwreszciepękłaipowiedziała,żezadwatygodnie
lecidoojca.Dokładnieczwartegolistopada.Szok!Mówięwam,szokitotalna
załamka!Jakbyzojcembyłodobrze,niebrałabychybaurlopubezpłatnegoinie
leciałazaocean?Wcześniejsłowemniewspominałaotakichplanach.Jeździłaze
dwarazydoWarszawy,alemówiła,żesłużbowo.Nawetniemiałampojęcia,że
chodziłoowizę.

–Acoztobą?–spytałaOliwia.
–Amerykaniemajądośćcudzoziemców.Magusięwpuszcząbezwiększych

kłopotówwłaśniedlatego,żejazostajęwPolsce.Wiadomo,żematkadodziecka
raczejwróci,nonie?

–Kiedywróci?Toznaczy...–poprawiłasięOliwia–chodzimioto,ileczasuona

zamierzatamsiedzieć:tydzień,dwa?

–Odbiłoci?KtolecidoStanównatydzień?Wizędostałanarok,mówioośmiu

miesiącach,tylemniejwięcejzajmieojcupisaniepracynaukowej.

–Jaciękręcę!–Oliwiazwrażeniausiadłanaławce.–Jakbyśsięuparła,mogłabyś

zajśćwciążę,urodzićdzieciakaizrobićMagusiębabcią.

–Niebędęsięupierać–burknęłaLilka.
–Wiem.Chodzimitylko,żetomasaczasu.Przeniesieszsiędoktórejściotki?
–Wżyciu!–obruszyłasięLilka.–Zżadnąniewytrzymujędłużejniżgodzinę.

Magusiaupierałasięprzywuju,aleznimniewytrzymujęnawetgodziny.Zostajęw
domu.

–Magusiasięzgodzi?–spytałMikołaj.

background image

–Amainnewyjście?–Lilkawzruszyłaramionami.–Jużsięzgodziła,choćnieod

razu.Musiałamzrobićjazdę,żebyjąprzekonać.Ciotkizwujemmogąwpadaćz
doskoku,guzikmnieobchodzi,czyimsiętospodoba,czynie.

–Kurczę,niewiem,czydobrzetowykombinowałaś.–Oliwiasięzamyśliła.
–Dlaczego?Wgrudniuskończęszesnaścielat,niejestemdzieckiemisama

umiemosiebiezadbać.Dosamotnościteżsięmożnaprzyzwyczaić–dokończyła
ciszej.

–Jasne!–ożywiłsięMikołaj.–Jatobymnawetchciał,żebymoistarzywyjechali

gdzieśnarokalbochociażnamiesiąc.Lubiębyćsamwdomu.Spokój,cisza,niktnie
brzęczynaduchem,niekażewynosićśmieci,kiedyakuratsłuchaszChrisaBrowna.
Robisz,cochcesz,uczyszsię,kiedychcesz...Świetneżycie.

Oliwiapokręciłagłową.
–Świetneprzezdwadniiprzypełnejlodówce–mruknęła.–Potemzaczynająsię

zakupy,gotowanie,pranie...Wiemcośotym.Kiedyumarłababkaistarzypojechali
naBiałoruś,przeztydzieńmiałamnagłowiecałydomijeszczeMiśkę.Niemacie
pojęcia,ilejestzajęciaprzysamymdzieciaku.

–Lilkaniemadzieciaka–zauważyłMikołaj.
–Nowłaśnie.Przyjdziewieczóribędziezupełniesama.Tojeszczegorzej.Jakiś

kawałeksiostrybardzobyjejsięprzydał.

–Fajnazciebiepocieszycielkastrapionych,niemaco!Włączpamięćiprzestań

gadać,żesięczułaśsamotna.Siedzieliśmyuciebie,terazposiedzimyuLilkiinie
będzieźle.

–Samwłączpamięćiuzupełnijluki!–wykrzyknęłaOliwia.–Lilka,owszem,

siedziała,aleniety.Któratolaskabyławtedynatapecie:AgataczyKaren?Wybacz,
niejestemwstaniespamiętaćwszystkichtwoichlovestory.

–Dzwoniłemdociebiecodziennie,niegadaj!–obruszyłsięMikołaj.
–Aha,wporzekąpaniaMiśki–rzuciłazezłością.
–Nodobra!–Mikołajzmieniłtonnaugodowy.–Chwilowojestemwolnyimogę

duchowowspomagaćLilkę.Niebędzieźle,zobaczycie.

–Teżmyślę,żeniebędzieźle–powiedziałaLilka.–TylkotadrakazPikusiem

wyskoczyłaniewporę.WczorajprzekonałamMagusię,żejestemdorosła,adzisiaj...
Powieszęsię,jeżelionazaczniewierzgaćizechce,żebymprzeniosłasiędowuja.

background image

2.


ZMagusią,czylimamąJagusią,dałosiężyć.Bywałastanowczaizasadnicza,

zwłaszczagdychodziłoonaukęialkohol,jednaknieczepiałasiędrobiazgów,nie
nudziłaipopierałasamodzielność.Miaładużozalet,szczególniewporównaniuz
resztąrodziny.Magusiabardzopasowaładomężaicórki,natomiastniepasowała
dosióstranidobrata,jakbypochodzilizróżnychdomówiniełączyłyichwspólne
geny.Ciotki,wprzeciwieństwiedoMagusi,„niebyłypiękne,niemiałyniczwróżek”,
jednaktonieurodadecydowałaoinności.Jeślisiękogoślubi,możnaprzymknąć
oczynatrwałąondulację,wagęgodnąsłoniaczyprehistoryczneciuchy...Nowłaśnie,
jeślisięlubi.Tarodzina,możepozamężamiciotek,nienadawałasiędolubienia,
szczególniegdyzasiadałaprzyjednymstole.WtedytonawetMagusia,wzór
tolerancji,mówiłapocichu,żedrugiegotakiegowariatkowaniemaaniwokolicy,
aniwcałejPolsce.Obieciotki,najstarszaEmilkaiśredniaLesia,byłyfankami
telewizji.Pierwszauwielbiałaseriale,drugawyłączniesport.Biednypilotmusiał
cierpiećkatusze,kiedygosobiewyrywałyzrąk,wpychałyzadekoltlubsiadałyna
nim,żebynacieszyćsięwładzą.Wiadomo,żerządzićmogłatylkota,któramiała
dostępdoklawiszyikanałów.Raz,jedynyraz,wswojeimieniny,ojciecLilkiwyniósł
telewizorzpokojuiwięcejtegoniezrobił.Wymyśliłsobie,żepozbawionazabawki
rodzinapodejmieciekawąrozmowę.Niestety,zamiasttoczyćdyskusjęna
argumenty,ciotkiwdałysięwpospolitąsprzeczkęnazarzuty,wktórąwłączyły
równieżojcaLilki.Akiedyjużniemogłypatrzećnasiebieaninapozostałychgości,
całąenergięskupiłynatalerzachmężówidzieci.Nagleokazałosię,żenastolesą
sameniezdrowe,żebyniepowiedziećtoksyczne,potrawyitentematzdominował
przyjęcie.GdybyMagusiabyłamniejodporna,mogłabysięciężkorozchorowaćze
zgryzoty.Atak,powyjściugości,powiedziałamężowi:„Wolępatrzeć,jakonepatrzą,
niżsłuchaćtego,czegonigdyniepowinnymówić”.Iwłaśnietarodzina,możenie
takanajgorsza,lecztrudnadozniesienia,miałaprzejąćopiekęnadLilką,itona
osiemmiesięcy,jeślinienadłużej.OprzeprowadzcedoktórejśzciotekLilkanie
chciałasłyszeć.Wniewielkichmieszkaniachzapchanychgratamiidomownikami
niedałobysięwydzielićkątadlajeszczejednejosoby,itobyłgłównyargumentw
dyskusjizMagusią.PozostawałjeszczewujekAnatol,którycoprawdateżmiał
niewielkiemieszkanie,leczsiedziałwnimjedyniezciotkąJolą.Obojeniezabardzo
nadawalisięnaopiekunów.Patrzącnawuja,Lilkamiaławrażenie,żeonmusiał
urodzićsięjakostarzeciniezdążyłbyćdzieckiemanichłopakiem.Nawetkiedyrok
wcześniejbrałślub,niedałosięonimpowiedzieć„panmłody”,bowłaśnie
przekroczyłczterdziestkę,więcmłodośćmiałzasobą.Losobdarzyłgozgryźliwym
charakterem,odpowiednimdowyglądu,ihojniewyposażyłwtakiewady,jak
złośliwość,nadmiernapedanteriaiskłonnośćdomarudzenia.Magusiadobrze
wiedziała,żejejcórkamauczulenienawuja,alepomimotodarzyłagonajwiększym
zaufaniem.GdybyniegwałtownysprzeciwLilki,zcałąpewnościąnamówiłabybrata,
bywziąłsiostrzenicępodswójdach.

background image

Lilkawróciładodomuzciężkimsercem.Zamknęładrzwiirozejrzałasiępo

mieszkaniu.Duże,wysokie,takznajomejakwłasnaskóra,wniczymnie
przypominałoklitekwblokowisku.Pokójdziennypołączonyzkuchnią,sypialnia
rodziców,zktórejkorzystaławczasienieobecnościojca,gabinetiwreszciejejpokój,
wcalenienajmniejszy,urządzonyzesmakiem.Niedobrzejejsięrobiłonamyśl,że
miałabyzostawićteprzestrzenieignieśćsiępocudzychkątach,gdziezawsze
byłabyintruzem.Zaścieliłałóżkawsypialni,boranoobiezMagusiątrochęzadługo
spały,potemumyłatalerzykiifiliżankipozostawionewzlewie,nakoniecwzięłasię
doobieraniaziemniaków.Zwykleniewykazywałaażtakiejgorliwości,leczdziś
miałaszczególnepowody,byniepodpadaćMagusibardziej,niżbędzietokonieczne.
Dawnojużzauważyła,żekażdaniewdzięcznapraca,choćbysprzątanie,mniejmęczy,
jeślipodchodzisiędoniejbezuprzedzeń.Zamiastwięcmamrotaćpodnosemo
robociegłupiego,poprostupościeliła,umyłaiobrała,cozajęłojejniewieleczasu,za
toMagusięwprawiłowosłupienie.

–No,no!–powiedziała,zaglądającdopokojucórki.–Jeślichciałaśmnie

przekonać,żeumieszsobieradzić,toprawiecisięudało.

Lilkauniosłagłowęznadpodręcznika.
–Dlaczegoprawie?
–Jednajaskółkanieczyniwiosny.Sprzątać,niestety,trzebacodziennie.
Dopierowieczorem,kiedyMagusiawynurzyłasięzgabinetu,żebyzaparzyćsobie

herbatę,Lilkauznała,żenadszedłodpowiednimomentnapoważnąrozmowę.
Weszładokuchniznieszczęśliwąminą.

–Łebmniebolijakgłupi,Goździkowamaprzechlapane–zakomunikowała,licząc

skrycie,żeMagusiaulitujesięnadchorągłowąiniezechcedobijaćjejwłaścicielki.

–Źlesięczujesz?
–Nieażtakźle,żebyzarazumierać.Miałamciężkidzień.Chybanielubięswojej

budy.Atylubiłaś?

–Chybatak–zawahałasięMagusia.–Alezaczęłamjąlubićdopieropomaturze.

Wiesz,zupływemczasuinaczejsiępatrzynaprzeszłość.

–Toświetnie!–Lilkadośćudaniezamanifestowałaswojąradość.–Jutro

będzieszmiałaokazjęznowuodwiedzićstaremury.

–Nicmiotymniewiadomo.
–Jużciwiadomo,bocięzaprosiłam.Toznaczy,nietyleja,ilewychowawczyni.

Zapraszamcięwjejimieniu...Toznaczy,naszaAldonauparłasię,żemusiztobą
pogadać.

–Znowucośzmalowałaś!–domyśliłasięMagusia.–Cotymrazem?Wciążjesteś

bitawdomuiodreagowujeszstres,tłukąckolegówwszkole?

–Ojej,niemusiszmiprzypominaćszczeniackichwygłupów!–obruszyłasięLilka.

–Nicniezmalowałam.Widaćmamtakieparszyweszczęście,żetrafiamnaludzibez
poczuciahumoru.Jeśliktośjestnadętymbalonemicałąparępakujewpompowanie
swojegoautorytetu,tozrobiaferęnawetzreklamytelewizyjnej.

–Proszęokonkrety–rzuciłasuchoMagusia.
–Właściwietojużwszystkopowiedziałam.–Jejcórkawzruszyłaramionami.–

NadętybalontoPikuś,naszchemik.

–DlaczegoPikuś?Niski?

background image

–Bojawiem?–zastanowiłasięLilka.–Możliwe,żewdzieciństwieniejadł

jogurtu,bowielkiniejest,górametrsiedemdziesiąt.APikuś,bo...TojestmałyPikuś,
nietylezracjiwzrostu,ilewieku.Młody,świeżopostudiachizakompleksiony.
Pierwszapracaitakdalej,więcchybasięnasboi.Wkażdymraziesprawiawrażenie,
jakbysiębał,niepozwalanażartyisamteżnieżartuje.Pewnieniemapoczucia
humoru,biednyleszcz.Rozumiesz?

–Rozumiem.Mamsięzwolnićzpracy,żebypogadaćztwojąwychowawczyniąo

kompleksachchemika?

–Nieżartuj!
–Iktotomówi?–Magusiapokręciłagłową.–Wychowawczynięznam,ajaksię

nazywachemik?Niebędziemiło,jeżeliwyskoczęzPikusiem.

–Normalnie,Kowalski.
–Toterazpokolei:copowiedziałprofesorKowalski,cotyidlaczegowmieszała

sięwtowychowawczyni.

Lilkakręciłasięprzezchwilę,jakbykrzesłozaczęłonagleparzyć.Magusia

przyciskałajądomuru,więcmusiałaprzyjąćpostawęobronną,czyliprzypuścićatak
nachemika.

–Pikuśmatakigłupizwyczaj,żenieodpytujejakinnizdziennika,tylkonajpierw

rzucapytanie,potemrozglądasiępoklasie,wybieraofiarę,celujewniąpaluchemi
mówi:„Odpowiedzty”.Tojegocelowaniejestniedowytrzymania.Wie,żenikttego
nielubi,więcgranazwłokę,jakbygocieszyło,żenastowkurza.Masakra.Dzisiaj
wybrałmnie.Pytaniebyłoproste,igdybytylkopozwoliłmisięwykazać...

–Cośjednakpowiedziałaś?
–Mhm.Nadobrypoczątekrzuciłam:„Tojestpytaniedożubra,żubrodpowiada

wszystkim”.Wiesz,toztejfajnejreklamy...

–Wiem.Cobyłodalej?
–Normalka.Onnieznosiżartówanichichotów,więcsięwściekł,walnąłmipałęi

kazałiśćdoAldony.Uwierzmi,naprawdęniezrobiłamniczłego.

–Aprzeprosiłaś?
–Zaconiby?–obruszyłasięLilka.–Przecieżtłumaczęci,żenieczujęsięwinna.
Magusiawidziałaconajmniejdwapowodydoprzeprosin.Popierwsze,gdyby

umieściłacórkęwszkoleklaunów,gdzienaukasprowadzasięmiędzyinnymido
wygłaszaniażartów,byćmożeuważałaby,żenicsięniestało.JednakLilkachodziła
donajlepszegowmieścieliceum,którepromowałowiedzę,ajeśliczasem
przypominałoszkołęklaunów,totylkoprzypadkiem.Podrugie,chcącczynie,ale
raczejchcąc,Lilkapróbowaładokuczyćmłodemunauczycielowiichoćbyzato
powinnaprzeprosić.OstatecznewnioskiMagusiaodłożyładoczasu,ażpoznaopinię
drugiejstrony.

Następnegodniamocnosięrozczarowała.Tosamozdarzeniewrelacjiprofesora

Kowalskiegoiwychowawczyniwyglądałoniecoinaczej,przyczymsłówko„nieco”
robiłowielkąróżnicę.KiedypalecchemikazawisłnadLilką,taniedość,żenie
ruszyłatyłkazkrzesła,tonawetnieusiadłaprosto.Rzuciłajedyniegdzieśw
przestrzeńparafrazęreklamypiwa:„Tylkożubrodpowiadawszystkim,janiejestem
żubrem”.Magusiawszkolezachowałazimnąkrew,anawetpróbowałatłumaczyć
córkę,dopierowdomunerwyjejpuściły.

background image

–Zachowałaśsięjakbezczelnakretynka–stwierdziła.
Lilkaniekryłaoburzenia.Całkieminaczejwidziałatęscenę.Owszem,zaczęła

mówić,siedząc,alewłaśniesiępodnosiła.Inierzucałasłówwprzestrzeń,tylko
patrzyłaPikusiowiwoczy.Gdybyjąposądziłokokieterię,byłbybliższyprawdy.

–Kokieterięzostawdlakolegów,nauczycielisobiedaruj–powiedziałaostro

Magusia.–Iniewmawiajmi,żenicsięniestało.Przycałejklasieodmówiłaś
odpowiedziipodważyłaśautorytetprofesora.

–Niemożnapodważaćczegoś,czegoniema!
–Zautorytetemniktsięnierodzi,autorytetbudujesięprzezlataidobrzejest

zacząćmożliwiewcześnie.Założęsię,żezwychowawczyniąbyśtakniezagrała.

–Chybanie–mruknęłaniechętnieLilkaiżebynieskapitulowaćzbytszybko,

znowuprzystąpiładoataku.–Aldonapotygodniuznałanaszeimiona.Przyznasz,że
takiewytykaniebrudnympaluchemniejestwnajlepszymstylu.Pikuśnieumiesię
zachować,wytykanaszestrachu.Onjest...–zaperzyłasięinieumiałaznaleźć
właściwegosłowa,którejednocześniebyłobysłowemcenzuralnym.

–Nieważne,jakijestchemik–stwierdziłauspokojonajużMagusia–teraz

mówimyotwoimwyskoku.Niemawyjścia,musiszprzeprosić.

–Nodobra!–zgodziłasięLilkazlekkimociąganiem.–Zrobiętodlaciebie,dorwę

goprzedlekcjąnakorytarzuiprzeproszę.

Magusiapokręciłagłową.
–Nienakorytarzu,tylkowklasie,wobecnościświadkówtwojego,pożalsięBoże,

dowcipu.Inietakpowaszemu:„przepszam,sorze”,jakbyśparzyłasobiebuzię
gorącymiziemniakami.Jasno,wyraźniemaszsięprzyznaćdogłupiegozachowaniai
wyrazićskruchę.

–Niemówiszpoważnie!–WielkieoczyLilkiwyrażałyogromnezdumienie.–

Wiesz,cosiębędziedziało?Klasauzna,żetonowejaja,iludziegotowipopękaćze
śmiechu.Chemikniebędziezadowolony,masznatomojesłowo.

–Dorosłośćtomiędzyinnymiumiejętnośćprzyznaniasiędobłędu–wyjaśniła

chłodnoMagusia.–Najwyraźniejniedojrzałaśjeszczedosamodzielności.Albo
przeprosisz,albo...

Lilkaspuściłagłowę.Gdybyniewidmozamieszkaniauwuja,niepoddałabysię

bezwalki.Byłopewne,żetymrazemMagusianieustąpi.Bardzorzadkosięupierała,
alejakjużsięuparła,żadnasiłaniemogłajejprzekonać.

–Dobrze–powiedziałacicho–zrobię,jakmówisz,tylkoniemiejdomnie

pretensji,jeżelicośwyjdzienaopak.

–Wyjdziedokładnietak,jakzechcesz,żebywyszło.Maszprzeprosićbez

wygłupówijestempewna,żenawetnajwiększyklasowykretyntouszanuje.

–Mhm–mruknęłaLilka,chociażniepodzielałategoprzekonania.
Klasaniebyłajeszczezżyta,ludziedopierobadali,nacosobiemogąpozwolić,

poznawalisięiLilkamogłaręczyćjedyniezaOliwięiMikołaja.Prawdęmówiąc,na
innychniespecjalniejejzależało.Obserwowałaichchłodno,zgrubszawiedziała,kto
kujon,aktoleser,ktosiępopisuje,aktojestlizusem,itowystarczało.Niepociągała
jejteżgrupaklasowychdżokerów.Wkażdejklasieznajdziesiękilkuwesołków,
którzyzawszelkącenępróbujązaznaczyćswojąobecnośćinieobchodziich,że
gubiągranicedobregosmakuiprzyzwoitości.Trzebaprzyznać,żepłynnetogranice

background image

idlakażdegoinne.Lilkaniezaliczałasiędodżokerów,nieznosiłapopisów.Czasem
zdarzałosię,żepalnęłacoś,jednozdanko,jednąodzywkę–natymkończyła.Itonie
dlapoklaskuczypopularności,leczwyłączniedlatego,żenieumiałasię
powstrzymać.

Magusia,ledwiewymogłanacórceprzeprosiny,natychmiastzniknęław

gabinecie.DopieronastępnegodniaLilkaodkryłanatablicykorkowejnadbiurkiem
zielonylist.AwłaściwiezielonykartonA4,zkrótkimtekstem,któryMagusia
przypisałaświętemuTomaszowizAkwinu.

Panie!
Zachowajmnieodzgubnegonawykumniemania,żemuszęcośpowiedziećnakażdy

tematiprzykażdejokazji.

Użyczmichwalebnegopoczucia,żeczasemmogęsięmylić.
Zachowajmniemiłymdlaludzi,choćzniektórymiznichdoprawdytrudno

wytrzymać.

Lilkaroześmiałasięgłośno.DoceniłagestMagusi.Niestety,byłaśroda,awśrody

naczwartejlekcjiwypadałachemia.Spakowałatorbęipełnazłychprzeczuć
wyruszyładoszkoły.

background image

3.


OliwiaiMikołajniekrylizdziwienia.Lilka,ztrudemprzekonanaprzezMagusię,

próbowaładlaodmianyprzekonaćich,żePikusiowinależąsięprzeprosiny.Broniła
matczynychracji,nieswoich,więcjejargumentybyłypłaskiejakbibułka.

–Robisztozwewnętrznejpotrzebyczydlajaj?
–spytałMikołaj.–Jeżelidlajaj,toprzydałbycisięjakiśrekwizyt,bukiecik

konwaliialbocośwtymstylu.

–Skądweźmieszkonwaliewpaździerniku?–zdziwiłasięOliwia.–Wczasie

przerwymożemyskoczyćpofioletowąchryzantemę.Fioletowabędziepasowałado
nastroju.Cud,miódiorzeszki!–Roześmiałasięubawiona.

Lilkapokręciłagłową.Pomysłzfioletowąchryzantemąbyłświetny,kupiłabygo

bezzmrużeniaoka,lecznietymrazem.

–Niechodziowewnętrznąpotrzebęaniojaja–powiedziałasmętnie.–Chodzio

wyższąkonieczność.Tojesttak:MagusiaobiecałaAldonie,jaobiecałamMagusii
choćbympękła,dotrzymamsłowa,boinaczejwylądujęuwujanacałeosiem
miesięcy.Możeciemiwierzyć,ciotkisąokropne,alewujosiągnąłwmarudzeniu
mistrzostwoświata.

Odpuścilinatychmiast.NamiejscuLilkiżadneznichniepchałobysię

dobrowolniepodopiekętakiegokrewnego,itoniewiadomonajakdługo,mając
wolnąchatę,awniejświętyspokój.

–Fajnie,żeprzynajmniejwymnierozumiecie–westchnęłaLilka.
–Wieszjuż,copowiesz?
–Nocowy!Niebędędeklamowaławyuczonejlekcji,wymyślęcośnapoczekaniu.
–Cośprostozserca?–Mikołajsięroześmiał.
–Niewkurzajmnie,dobrze?–poprosiła.
Szlijaknaścięcie,czylijakzwykle.Niktprzyzdrowychzmysłachniepędziłdo

szkołyzbananemnatwarzy.Niewypadałosięcieszyć,boizczego?Oczywiście
wiadomo,żenauka,żewiedzaiotwartafurtkadostudiów,alenajpierwtrzebabyło
uporaćsięzeszkolnymipułapkami.Uczeńnieznałdniaanigodzinyswojejklęski.
Nawetjeślizakuwałiczytał,lubprzynajmniejzapewniał,żeczytał,mogłosięokazać,
żewiedużomniej,niżpowinien,przeoczyłnajważniejszelubźlecośzrozumiał.

Lilkadobrzeradziłasobiewszkole.ByłaurodzonąhumanistkąpoMagusi,aleteż

całkiemniezłąmatematyczkąpoojcu.Miałaświetnąpamięćitalentdokojarzenia
faktów.Gdybyjeszczedołączyćdotegopracowitość,znalazłabysięwklasowej
czołówce.Nieprzywiązywaławagidomiejscirankingów,nielubiłaerudycyjnych
popisówibyładumna,żenigdydobrowolnieniezgłosiłasiędoodpowiedzi.

Jakiśpowóddodumymusiałaprzecieżznaleźć.Jejszkolnekłopoty,przynajmniej

dotejpory,wiązałysięwyłączniezniezbytprzemyślanymiwyskokami,jakchoćby
tenostatni.Zwielkimtrudemdoczekaładoczwartejlekcji.Zapewniałaprzyjaciół,że
sięniedenerwuje,żepostawinażywioł,coniedokońcabyłoprawdą.Tekst
wymyśliłajeszczenaangielskim,adenerwowałasięnazapas,wyobrażającsobie

background image

docinkiklasy.PozaOliwiąiMikołajemniemiałanikogo,ktochciałbyjąwesprzeć.Ich
trioniebyłozbytlubiane,ponieważodpoczątkutrzymałosięnauboczu.Aiona
samamusiaławieleosóbdrażnić:niedość,żeładnaidobrzeubrana,tojeszcze
chwalonaprzeznauczycielizaumiejętnośćwyciąganiacelnychwniosków.Anglik
rozpływałsięnadjejakcentem,aletrudno,żebymiałagorszy,skorobyła
dwujęzycznaiczęstojeździładoAnglii.

Pikuswkroczyłdoklasyzamaszystymkrokiem.Sprawdziłobecnośćidopiero

wtedystanąłprzypierwszejławce.Wybrałśrodkowyrząd,patrzyłprzedsiebie,więc
niezauważył,alboniechciałzauważyć,wyciągniętejrękiLilki.Zmarszczyłczoło,co
znaczyło,żeobmyślapytanieizamomentpuściwruchpalecwskazujący.Wszystko,
coodsuwałowczasietennajgorszymoment,byłonawagęzłota.Zostatnichławek
rozległysięgłosy:

–Paniesorze,koleżankazgłaszasiędoodpowiedzi!
–Sorze,mamyochotnika!
Pikuswreszcienaniąspojrzał.Uniósłlekkobrwi,więcLilkauznała,żewtych

podniesionychbrwiachkryjesiępytanie:„Ococichodzi,puchumarny,żezawracasz
migłowęwczasielekcji?”.Wstałaiodruchowoobciągnęłasweterek.

–Panieprofesorze–zaczęłaniezbytgłośno,alebardzowyraźnie–przepraszam

zamojenieodpowiedzialneigłupiezachowanienaostatniejlekcji.Niechciałam
panaobrazić,poprostuczasem,jakkażdyczłowiek,mamgorszechwileinajpierw
cośpowiem,dopieropotempomyślę.

TwarzPikusianiewyrażałażadnychemocji.CałkiemjakbyLilkapodawała

definicjęizotopów,anieskupiałasięnaszczerychwyznaniach.Wymuszonych,co
prawda,lecztegoprzecieżniewiedział.Zamilkłanamoment,żebyobmyślićjakieś
efektownezakończenie,iwtedy,wnajmniejodpowiedniejchwili,zjejkieszeni
rozległsięskrzekSMS–a:„Toja,twójtelefon.Jadzwonię,odbierzmnie”.Bodaj
pierwszyrazwnowejszkolezapomniaławyłączyćkomórkęprzedlekcją.

–Siadajiodbierztenważnytelefon–powiedziałPikuś.
Anisłowawięcej,tylkosiadajiodbierz.Opadłanamiejsce,bocomiałarobić,ale

czułasięupokorzonaistłamszona.Bałasięreakcjiklasy,atymczasemklasa,w
odróżnieniuodnauczyciela,zachowałasięzupełniewporządku.Śmiechypo
telefoniebyłycałkiemnamiejscu.Każdymiałbyubaw,gdybytoniejegodotyczyło.

background image

4.


Magusiacałepopołudniebyłazajętatłumaczeniempowieści,którąprzed

wyjazdemmusiałaodesłaćdowydawnictwa.Dopieroprzykolacjiznalazłaczasdla
córki.Rozsiadłysięwfotelach,postawiłytalerzzkanapkami.Lilkalubiłatakie
chwile:Magusianawyciągnięcieręki,dobrejedzeniepodrękąidyżurnytematdo
wałkowania.Niestety,niedałosięgonazwaćciekawym.

–Jatomampecha.Pikuś,telefoniklęska.Tobyłzłypomysł–złościłasięLilka.–

Onudawał,żeniczegonierozumie,ijeszczemnieupokorzył.

–Wobectegojesteściekwita–uznałaMagusia.–Małotego,profesorjestgórą.

Przepraszaćniemusi,zatomożezgnębićcięchemią.Najlepiejpowiedzsobiejuż
dzisiaj,żejesttotwójulubionyprzedmiot,izacznijwkuwać.Lubiszchemię?

Lilkasięwykrzywiła.
–Ujdzie,chociażwolęmatmę.Toniesprawiedliwe.Samapowiedz,doczegomi

potrzebnachemia?Wybrałamklasęoprofiluspołeczno–prawnym,chcęiśćna
dziennikarstwo,amamsobiezawracaćgłowękonfiguracjąelektronowąatomów?

–Nierozmawiamyosprawiedliwości,tylkoonierównościstron.Następnym

razem,jakzechceszbłysnąćdowcipem,dobrzesięzastanów,czydlawątpliwego
efektuwartonadstawiaćgłowę.AtenSMSbyłchociażważny?

Lilkazerwałasięnarównenogiipopędziładopokoju.Powpadcezablokowała

telefonidowieczoraniewzięłagodoręki.Przeleciaławszystkiewiadomościibez
truduznalazłatęposzukiwaną.Wróciłarozbawionazkomórkąwgarści.

–Kretynjakiśalboco?Posłuchaj:„Miłośćjestjaktęcza,jakbarwyłączyserca,ja

błękit,atyczerwień,tamiłośćjestjużwemnie”.

–Błękit?Czyżbyśpoznałaśjakiegośarystokratę?–zainteresowałasięMagusia.
–Alejajo!–ucieszyłasięLilka.–Ciekawetylko,zjakiegodrzewasięurwał,boz

genealogicznegochybanie.Przeczytaćcipierwsząwiadomośćodniego?

WprawniewyszukaławskrzynceodbiorczejwłaściwySMS.Dopilnowała,żeby

Magusiaprzełknęłakęsipopiłagoherbatą.

–Tojesttakapoezja,któramożeutknąćwgardle–wyjaśniła.–Oceńsama:„Gdy

usłyszyszgłosgitary,agitarapiękniegra,toniepytaj,ktociękocha,botozawsze,
zawszeja”.Ico?

–Zarazcięzaskoczę,całkiempodobnyokazznalazłamwpamiętnikubabci.„Ile

razyjedzączrazy,trafisznacebulę,tylerazyjedzączrazy,pomyślomnieczule”.Tak
pisywanowlatachpięćdziesiątychubiegłegowieku.

–Nie...–chichotałaLilka.
–Ależtak,tak–zaśmiewałasięMagusia.–Gitarajestcoprawdawznioślejszaod

zrazówzcebulą,alepoetykapodobna.Tentwójwielbicielsamtworzy?

–Akurat!Winternecieznajdzieszwszystko:okolicznościowewiersze,życzenia

dlababci,charakterystykęBalladynyiprzepisnapierogizeszpinakiem,fuj!Sama
wiesz.

Magusiatraktowałainternetjakopomocnaukową,zwłaszczaprzy

background image

tłumaczeniach,doskonalewiedziała,comożeznaleźćigdzie,jednakinteresowałyją
zupełnieinnestronyniżcórkę.

–Cotozachłopak?–spytała,kiedyjużwyśmiałysiędowoli.
–Pojęcianiemamkto,atymbardziejskądmamójnumer–wyjaśniłaLilka.–

Niewieluznamfacetówspozaszkoły.Starzykumplezgimnazjum,trzechkumpli
Mikołaja,dwóchkuzynówOliwii,bojawiem,ktojeszcze?Aletoraczejżadenznichi
napewnoniktzeszkoły.Chłopacyzklasynieinteresująsięmną,oczywiściez
wzajemnością.

–Martwimnie,żeniepróbujeszzżyćsięzklasą–powiedziałaMagusia.–W

gimnazjumbyłaśduszątowarzystwa,atunagletakidystans.Czemu?

–Bojawiem?–zamyśliłasięLilka.–Mamnaszetrio,ostatniejużtakie,ichyba

niktwięcejniejestmipotrzebny.

Zamyśliłasię,bonieumiałaodpowiedziećnatoprostepytanie,chociaż

zastanawiałasięnadnimnieporazpierwszy.Możetobyłotak,żegimnazjum,jako
obowiązkowe,skupiałoróżnychludzioróżnychambicjachiniktsięniedziwił,że
jednipracująwięcej,innimniejlubwcale.Podpowiadanie,ściąganietobyła
normalka,boniepisanykodeksmówił,żeczymjakczym,alewiedząibułkątrzeba
siędzielić.Wliceumspotkalisięludziezeświadectwamizpaskiemioni
przestrzegalicałkieminnegokodeksu.Mikołajmówił,żebyłtokodeksszczurów,
którezaczynałyswójwyścigjużwliceum.Mikołajowimożnabyłowierzyć,wybierał
sięnapolitologięimiałrozeznanie.Klasaodpoczątkuwydawałasiędziwna.
Najpierwzniebytuwynurzyłasięgrupałowcówpiątek,czylipospolitychkujonów,
tużponich,jakbydlaprzeciwwagi,pojawiłasięgrupaluzaków,acałyśrodek
przypominałgalaretowatą,wiecznietrzęsącąsięmasę,którakażdąlekcjęwitałaz
obłędemwoczach.Dziwne,aleludzieśrodkajeszczenietakdawnoteżnależelido
najlepszych,przynajmniejwswoichgimnazjach.Zmieniającszkołę,najwyraźniejo
tymzapomnieli.Lilkabyłaprzekonana,żedobregokumplalubkumpelkęwyczuje
intuicyjnie.Odsześciutygodnijejintuicjaspała.

PróbowałatojakośwytłumaczyćMagusi:–Niemanikogo,zkimchciałabymsię

zbratać–westchnęła.–Kujonówniecierpię.Kujontymsięróżniodnormalnego
człowieka,żenieobchodzigo,czegosięuczy,byledostałpiątkę.Ztakimsobienie
pogadasz.Całąwiedzętrzymadlasiebie,niepodpowie,żeby,brońBoże,ktośinny
niedostałlepszegostopnia.Zluzakaminiewielemniełączy.Nibynieuczęsiędla
stopni,aledoceniamichzróżnicowanie.Acałaresztajestalbobezwyrazu,albozbyt
wyrazista.Zobaczyłabyś,jakniektóredziewczynyprzychodząubrane.Szok.Masz,co
chcesz:impreza,balzmyszką,balprzebierańców.Jesttakajednalaska,nowoczesna
dobólu.Nagłowiepasemkakoloruoberżyny,napaznokciachtipsy,całość
dyskotekowa,aleujdzie.Ledwiesiędomnieprzyczepiła,natychmiastjąspławiłam.
Powiedziałam:„Jakchceszzemnągadać,kotku,topopolskualbopoangielsku,
proszęuprzejmie,ajakchceszkurwamirzucać,tozjeżdżajtam,gdziecię
zrozumieją”.Krótkapiłkaipokrzyku.Jajużwyrosłamztegoszamba,wgimnazjum
przerobiłamcałetobluzganie,aterazmamwdupie,czyjakieśgłupielasencjebędą
mnieuważałyzarównączynierówną.

–Chybajeszczecałkiemniewyrosłaś.–Magusiapokiwałagłową.
Odkilkulattoczyławojnęoczystośćjęzyka,uczulałacórkęnapięknąpolszczyznę

background image

iobrzydzałajejrynsztokowybełkot.Wreszciedoczekałasięefektów.Lilkanietylko
potrafiłaodróżnićprawdziwąpoezjęodgrafomanii,alemiałateżodwagęsprzeciwić
sięmodzienaprzeklinanie.OjejjęzykMagusiabyławmiaręspokojna.Wmiaręnie
znaczy,żedokońca.

Pomyślałazrozbawieniem,iżcałkiemniechcącyurodziłamałekociątko,

ciekawskiestworzonko,któresamomusiwszystkosprawdzić,dotknąć,powąchać,
alewybieratylkoto,comuodpowiada.Nietkniegorącegojedzenia,choćbynie
wiadomojakpiękniepachniało,izagłaskaćteżsięniepozwoli.

–Wyrosłam,wyrosłam–mruknęłaLilkaiprzeciągnęłasięniczymrozleniwiona

kotka,całkiemjakbyczytaławmyślachmatki.–Czasemtylko,jaksięwkurzę,to
jeszczecośpalnę,alewnormalnejrozmowienigdy.

–Zamiastsięwkurzać,popracujnadsobą.
–Pracuję,alelifeisbrutalandfullofzasadzkasandpułapkasandwilczasdolas.
–Atopojakiemu?–Magusiasięroześmiała.
–ToulubionepowiedzonkoRaja.Raja,Magusiu,niejakiegośtamraju,któregonie

wiadomogdzieszukać.Rajaszukaćnietrzeba,nawetjakzahula,towkońcuzawsze
sięznajdzie.TonajlepszykumpelMikołajainaszegotria.

–Zahula?
–No...wyjdziewsobotęranonaprzykładdoDamianaizameldujesięwdomuw

poniedziałek,teżnadranem.Niczłegonierobią–zapewniłaenergicznie.–Jadąna
działki,słuchająrapu,kłócąsięohip–hop,zmieniająświatirobiązrzutęnapizzę...
Możeinapiwo,niewiem,aleraczejtak.CałeprzewinienieRajasprowadzasiędo
tego,żezapominauprzedzićswoichstaruszków.

Magusiabyłazbytdoświadczonąmatką,żebywypytywaćowięcej,dziwićsięlub

krytykowaćpostępowaniechłopaka.Gdybyzaczęłamówić,cosądziotakich
hulankach,Lilka,dlaświętegospokoju,następnymrazemnicbyniepowiedziała.A
Magusiachciaławiedziećjaknajwięcejoekipie(słowo„paczka”powoliwychodziło
zmody),zktórątrzymałajejcórka.ZnałaRajailubiła,naszczęścieniejegomiała
wychowywać,tylkoLilkę.

–Umiałabyśtakzniknąćzdomunadwiedoby?–spytała.
–Apoco?–zdziwiłasięLilka.–Niezabardzolubięnocnedyskusje.Kiedymi

głowaopada,tomyślę,jakjąpodnieść,aniecopowiedzieć.Pozatym–roześmiała
się–tymaszrzadkidarprzekonywania.Nawetjeśliczasemchcęzrobićcośpo
swojemu,toitakwkońcumuszęprzyznaćcirację.Cieszęsię,żetrafiłamnaciebie,a
nienaciotkęLesięlubEmilkę.

–Niebędziemnieprzezjakiśczasprzytobie.Wystarczycizdrowegorozsądku,

żebyniezrujnowaćsobieżycia?

–Spoko,Magusiu!Spoko!Dawałaśmityleswobody,żeterazniezgłupiejęodjej

nadmiaru.Spróbujężyćjakdotąd,tyleże...bezciebie.–Głosjejzadrżał,więcszybko
zmieniłatemat.–Ajeślichodziomojąklasę,tosamawidzisz,żeniematamnikogo
interesującego.

–Domaturyzmieniszzdanie,zobaczysz–powiedziałaMagusia.Spojrzałana

zegarekipoderwałasięzfotela.–Późno,ajajeszczewlesie–mruknęła.

Lilkazwłasnejwolizebrałanaczyniaiwzięłasiędozmywania.
–Aha!–zawołałazkuchni.–UdałcisiętenświętyTomaszek,złapałamaluzję.

background image

–Tambyłojeszczejednozdanie–roześmiałasięMagusia.–„Panie,wyzwólmój

umysłodniekończącegosiębrnięciawszczegółyidajmiskrzydeł,bymwlot
przechodziłdorzeczy”.Uznałam,żetojużumiesz.Innasprawa,czytwoje
skojarzeniazawszesątrafne.

–Znasztentekstnapamięć?–zdziwiłasięLilka.
–Nawetniewiesz,jakczęstozniegokorzystam!–zawołałaMagusiajużz

gabinetu.

background image

5.


AldonazostałaAldonąnacześćwieszczaMickiewiczaimiałotomiejsceładnych

kilkalatwcześniej.Nauczycielskieprzydomkiprzechodziłyzrocznikanarocznik,bo
niebyłosensuwymyślaćnowych,jeślistarewciążpasowały.Możnabyłojedynie
miećnadzieję,żeoblubienicaWallenrodaniewyglądałatakciężkoiprzysadziście
jakwychowawczyniIe.KiedyAldonawchodziładoklasy,podłogadrżała.Miała
posturębudzącąrespektizdecydowanysposóbbycia,którysprawiał,żeuczniom
przechodziłaochotanawygłupy.Cieszyłasięopiniąprofesorkiwymagającej,w
miaręsprawiedliwejiobdarzonejspecyficznympoczuciemhumoru,copotwierdziło
sięjużwpierwszychtygodniachnauki.

WpiąteknagodziniewychowawczejAldonawróciładowyborówsamorządu

klasowego.Napoczątkurokudałapodopiecznymtrochęczasu,żebyzdążylisię
poznaćizorientowaćwswoichmożliwościach.Terazuznała,żedarowanyczassię
skończył.Ledwiepadłozwyczajowepytanie:„Kogoproponujecie?”,wklasiezapadła
cisza.Słychaćbyłojedyniebrzęczeniespóźnionejmuchy,którajeszczeniezasnęła
lubjużsięobudziła.

–Cozwami?–spytałazdziwionawychowawczyni.–Władzapchasięwamw

ręce,awyjejniechcecie?

–Panisorko,muchaokropniehałasuje–błysnąłżartemktośzostatnichławek.
–Widaćuwastylkomuchychcąrozmawiaćoswoichprogramachwyborczych–

stwierdziłaAldonakuucieszeklasy.

Lilkaprzyczaiłasięiczekałanaodpowiednimoment.Byłaprzekonana,że

najpoważniejszegokandydatanajlepiejzgłosićnakońcu,botylkowtedyludziesąw
staniezapamiętaćrekomendacjęiuwzględnićjąwmomenciewyboru.Usiadła
bokiem,takjakwszyscy,żebywidziećmożliwienajwięcejosób.Pierwszypodniósł
rękęPaweł,jedenzklasowychdżokerów.

–JakzgłosiFilipa,będziemymielirządybłaznów–szepnęłaOliwia.
Pawełcałkiemniepotrzebniezacząłnawijaćoodpowiedzialności,trochęsię

zamotał,wreszciewypalił.

–ZgłaszamkandydaturęLilkiGrant.
Lilkazwrażeniaomałoniezleciałazkrzesła.ObecnośćAldonywykluczała

pyskówkę,więcobiecałasobie,żezarazpolekcjachprzerobiPawłanakarmędla
kotów,inawetzdążyłatoszepnąćOliwii.Szmerywklasie,anawetkrótkiechichoty
świadczyły,żezaskoczonychosóbbyłowięcej.

–Uzasadnijswójwybór–poprosiłaAldona.
–Wspominałemjużoodpowiedzialności–brnąłdzielniePaweł–iuważam,że

Lilkajestodpowiedzialna.Zaimponowałamiswojąpostawą,kiedyprzycałejklasie
przeprosiłaPik...znaczysoraKowalskiego.Podpaśćkażdymoże,aleniekażdy
potrafitakodpowiedzialniewybrnąć.PozatymLilkajestzdecydowana,wie,czego
chcei...iogólniejestbardzofajna.

–Zwłaszczanogimafajne!–rzuciłktóryśzchłopaków.

background image

Aldonaobrzuciłażartownisiaspojrzeniemznadokularów.
–Dosprawowaniafunkcjibardziejprzydajesięgłowa–powiedziałagłosem

wykluczającymdalszedygresje.

.Lilkarzadkopanikowała,aletymrazemmiałakłopotzzebraniemmyśli.

Podejrzewałażart,jednakPawełnajwyraźniejnieżartował,więcmusiałabardzosię
skupićnazręcznymwybrnięciuzniezręcznejsytuacji.Zanicniechciałapozwolić,by
wrobionojąwjakąkolwiekwładzę.Zapytanaozgodę,musiałapowiedziećcoś
sensownego.„Panie,dajmiskrzydeł,bymwlotprzeszładorzeczy”,mruknęłapod
nosem.Ipomogło.

–Dziękujęzazaufanie–powiedziała–alemyjeszczemałosięznamyiPawełnie

możewiedzieć,żejawżyciuniepełniłamżadnejfunkcjispołecznej.Brakujemi
doświadczenia,umiejętności,aprzedewszystkimzapałudotegotypupracy.Mam
natomiastbardzodobregokandydata,któregoterazoficjalniezgłaszam.Myślęo
MikołajuPodlaskim.Mikołaj,wprzeciwieństwiedomnie,zawszeudzielałsię
społecznie.Wiem,boznamysięwielelat.Jestświetnymorganizatoremiręczęza
jegoodpowiedzialnośćorazuczciwość.PozatymMikołajwybierasięnapolitologięi
niewykluczone,żekiedyśbędziesprawowałwładzę.Takapraktykamożemusię
przydać.

Pomysłbyłobgadanywcześniej,więcMikołajnieudawałzdziwienia.Inni

wykręcalisię,nawijalizsensemlubbezniego,wkońcujednakudałosięwyłonić
czterechkandydatów.Wostatniejchwilizgłosiłsiępiąty.Samsięzgłosił,co–sądząc
podziwnychszmerach–wywołałosporezaskoczenie.Chłopak,nazwanyprzeztrio
Prymusikiem,miałfantastycznytupet.

–Odniosłemwrażenie–powiedział–żewszyscykandydacirobilinamłaskę,

godzącsięnastartowaniewwyborach.

–Przepraszam–zaprotestowałgłośnoMikołaj–janierobiłemłaski.
–Ajacinieprzeszkadzałem–odparowałPrymusik.–Powiedzmy,żenie

wzbraniałeśsięzbytjawnie.Zadowolony?Jeślitak,todajmiskończyć.Niemanic
gorszegoodobejmowaniastanowiskzłaski.Wybaczcie,alezłaskidajesięnatacęw
kościele,natomiastwsamorządzietrzebapracować.Jachcępracowaćidlatego
oddajęsiędowaszejdyspozycji.Mamwieloletniedoświadczenie,chęciicelne
pomysły.Dołożęwszelkichstarań...

–Bla,bla,bla,coonwygaduje–szepnęłaOliwia.–Kandydatnadyktatorasię

znalazł.

Prymusikprzepadłwwyborach,leczniezkretesem,coznaczyło,żeniewszyscy

widzieliwnimdyktatora.Zabrakłomudwugłosów,żebyprzebićMartynę.Drugibył
Szymon,natomiastMikołaj,kuswojemuzaskoczeniu,wyszedłnaprowadzenie.

Godzinawychowawczabyłaostatniąlekcjąibodajporazpierwszynadźwięk

dzwonkaniewszyscyuczniowierzucilisiędoucieczki.Sporagrupkazostała,żeby
jeszczechwilępogadać.Prymusik,zanimopuściłklasę,podszedłdoMikołaja.

–Gratuluję–wycedził.–Niemyśl,żemartwięsięprzegraną.Przejdędoopozycjii

będępilnieobserwowałwszystkietwojeposunięcia.Mójczasjeszczenadejdzie.

–Tenfacetmnieprzeraża–wzdrygnęłasiędziewczynazbiałymiwłosami,w

którychpołyskiwałypasemkakoloruoberżyny.

–Matupet,gadaneidalekozajdzie–rzuciłktoś.

background image

–Ależebytakjawnieupominaćsięowładzę!–wykrzyknęłaoberżyna,dorzucając

dlaefektukilkasłówniezbytcenzuralnych.

Mikołajpopatrzyłnaniązlekkimrozbawieniem.Umiałtakpatrzećspodełba,ni

tozuśmiechem,nitopoważnie,conadziewczynachrobiłoodpowiedniewrażenie.
Zresztączarowałnietylkouśmiechem.Miałwzrostiwygląd:włosykrótko
ostrzyżone,napoliczkachwyraźnycieńzarostu,niezłeciuchy,więcbyłonaczym
okozawiesić.

–Totakistyl–powiedziałspokojnie.–Facetsamsięlansujeiwmawia

wyborcom,żejestdobry,madoświadczenieilepszegokandydatanieznajdą.Jest
przekonanyowłasnejwartościimówiotymgłośno.Niejesttozłe.

–Odrażające!–upierałasięoberżyna.–Przynajmniejwjegowykonaniu.–Ita

gadkanakoniec.Całkiemjakbypróbowałcięzastraszyć.Jabymtakiemupokazałao
tak!

Machnęłapięścią,zktórejdumniesterczałśrodkowypalecozdobionymwielkim

tipsem.

–Nocośty!–Mikołajsięroześmiał.–Mampozdrawiaćpolitycznych

przeciwnikówśrodkowympalcem?

–Niewypada?–spytałacichooberżyna.Opuściłarękęiwyglądałaniewinnie

niczymniemowlęzreklamypampersów.

–Niewypada–przytaknął.–Jasobieznimporadzębeztakichgestów.
–Wierzę.Odrazuwidać,żemaszstyliniepękaszprzedbyledupkiem.Dobrze

zrobiłam,żegłosowałamnaciebie.Takichludzinamtrzeba.

Mikołajzarumieniłsięzzadowolenia,aLilkamrugnęładoOliwii.Ichprzyjaciel

byłniesamowiciełasynakomplementyiniemiałyzłudzeń,jakbędziewyglądała
resztapopołudnia.Otóżnajbliższegodzinyupłynąimnawysłuchiwaniugadkio
inteligencjioberżyny.

–Onamisięniepodoba–szepnęłaOliwia.–Niedość,żewłazibezmydła,to

jeszczestrasznieprzewracaoczami.Odrazuwidać,żenienosisoczewek,bodawno
byjepogubiła.

–Odpuść!–Lilkamachnęłaręką.–Widaćprzecież,żezarzuciłaprzynętę,arybka

jużtańczynahaczyku.Przezjakiśczasbędziemyjąmiałynakarku.Spoko,damy
radę.Zaczniemylaskętępićzabluzgiisamapójdzie.

Zaczęłysięwpośpiechupakować.OliwiamusiałaodebraćjeszczeMiśkęz

przedszkola.LilkanamomentpodeszładoPawła.

–Dzięki,stary,żepomyślałeśomnie,alejasięnaprawdęnienadajędozabawyw

teklocki.Trochęmnieprzeceniłeś.

–Nocoty!Niemasprawy.Niecierpięsmutasów,chciałem,żebywygrałktośz

jajami,ktokochazabawę.

–Marzącisięrządybłaznów?
–Nowłaśnie!–ucieszyłsię,bolubiłbyćwłaściwierozumiany.
Przytrzymałjązarękaw.Delikatnie,taktylko,żebynieodeszła.
–Ty,Lilka...
Patrzyłniepewnie,jakbynaglezaniemówił.
–Streszczajsię,muszęlecieć...
–Nobochodzioto,czynieposzłabyśzemnąwniedzielęnaosiemnastkędo

background image

kumpla–wykrztusiłwreszcie,przeplatającswójkrótkiwywódażtrzema
kwiecistymiprzecinkami.

–Takładnieprosisz,stary,żetrudnocisięoprzeć,ale,sorry,niedzielęmam

zajętą.

Okrasiłaodmowęnajładniejszymzeswoichuśmiechówijużjejniebyło.
Triowyszłowkomplecie.Mikołajwciążprzeżywałsukceswyborczy.
–Niewiesz,dlaczegocięwybrali?Niewiesz?
–dopytywałasięOliwia.–Tojacipowiem.Każdytwójruch,każdytwójgest

świadczyotym,żejesteśthebest.

Terazionmusiałsięroześmiać.
–Oberżynawyznałacitosamo,tylkobezrymów–zauważyłaLilka.
–Kto?
–Tasiwablondynkazpasemkami.
–PrzecieżtoMajka!–powiedziałMikołaj.–Fajnadziewczynaimówiłacałkiem

rozsądnie.

Całądrogęprzytakiwałyskwapliwie,mrugającdosiebiezaplecamikolegi.Oliwia

zostawiłaLilkęzMikołajemprzyfurtce,asamapobiegłaposiostrę.

–Tylkojużanisłowaowyborach–mruknęłaLilka.–Mieliśmywybraćsamorząd,

więcwybraliśmy,alewiedz,żedlamnieniematonajmniejszegoznaczenia.

–Mówiszpoważnie?
–Ajak?Fikamnogami,strojęmałpieminy?Mówięjaknajpoważniej.Mnie

samorządniejestdoniczegopotrzebny.

–Tozobaczysz,jakpolecimypocałości.Zaczniemyodwystąpieniadodyrekcjio

zmianęnauczycielageografii.

–Odbiłoci?
–Dlaczego?PodobającisięlekcjeRybki?Bomnieanitrochę.Namaturzemam

zdawaćrozszerzonągeografię.

–Zawszemożeszsampouczyćsięwdomu.
–Pewniejeszczekażeszmibraćkorki?Niemamczasunatakierzeczy.Siłownia,

dodatkowyfrancuski,lekcje...Wybacz,aleweekendówniebędęsobiemarnowałz
takbłahegopowodu,żekomuśniechcesięporządniepoprowadzićzajęć.Sama
powiedz,czyonanasnauczygeografii?

Lilkapokręciłabezradniegłową.Jużmiałapowiedzieć,żenauczyćtoRybka

niewielenauczy,niemniejgłupiojakośwystępowaćjawnieprzeciwko
nauczycielowi,itozwieloletnimstażem.Niezdążyłaotworzyćbuzi.Naschodkach
pokazałasięMiśkaijużzdalekaszczerzyłasięserdecznie,demonstrującdziurępo
górnejjedynce.Zaczęłosiępowitalnezamieszaniezżółwikiemiprzybijaniempiątki.
MiśkadlaLilkiiMikołajabyłaprzyszywanąsiostrą.Możnapowiedzieć,żewspólnie
jąwyniańczyli.Towarzyszyłaimwniejednymwypadzieiniejednymwygłupie.Była
żywa,bystrainadwiekrozgarnięta,więcawansowalijąnaswojąmaskotkę.

–Zgubiłaśząbek–uśmiechnęłasięLilka.
–Odrośnie–pocieszyłająMisia.
–Zkimidziesz?–spytałaOliwia.
Nieoczekiwałaodpowiedzi.Wiadomobyło,żeMiśkaprzypniesiędoMikołajai

jemupodarękę,niemniejnależałotoustalićgłośnoiwyraźnie.Zedwarazyjuż

background image

zgubilimałą,kiedytakszłamiędzynimisamainieprzypisanadonikogo.

–Alezimnajączka.Niemaszjękawiczek?–zainteresowałsięMikołaj.
–Niemówisiętak,mówisię„rączka”i„rękawiczki”–poprawiłagozpowagą.
–Ihura,niestety!–powiedziałMikołaj,aletak,żebysłyszaływyłącznie

dziewczyny.

Misiadośćdługo,gdzieśdoczwartegorokużycianiewymawiała„er”.Mówiła

„jowej”,„kujtka”,więcnauczylijąwołać„hura”iklaskaćwręce.Bardzoszybkostała
siędzieckiemwyjątkowoentuzjastycznymizbylepowoduklaskałaikrzyczała.Ta
okrzykomaniaskończyłasiędokładnie24czerwcawimieninyJana.Wogrodzie
pełnymgościMisiamiałazadeklamowaćwierszyknacześćtaty.Odklepaławierszyk
najednymoddechu,nabrałapowietrzaizakończyłaswójwystęppotrójnym„hura”.
Słyszałcałyogródijeszczezedwasąsiednie.Gościepopłakalisięześmiechu,
natomiastOliwiadostaławieczoremsurowąreprymendę.KrótkopotemMiśka
nauczyłasięwymawiać„er”icałasprawaposzławniepamięć.

Oliwiamieszkaławdomkujednorodzinnym.Byłtotypowydlalat

sześćdziesiątychbudynekokształciepudełka.Pokapitalnymremoncie,
podniesieniudachuidobudowaniutarasubardzozyskałnaurodzie.Jegonajwiększy
atutstanowiłniewielki,zatofantastyczniezadbanyogród.Miśkauparłasię,żechce
jeszczepobawićsięnadworze.

–Zjeszcośiwyjdziesz–zgodziłasięOliwia.Kiedystarszamłodzieżściągała

kurtkiibuty,Misiazademonstrowałaswójpatentnarozbieranie.Przydrzwiach
zostawiłabuty,potem,idącwzdłużprzedpokoju,kolejnorzucałanapodłogę
skafander,czapkęiszalik.Mamrotałaprzytympodnosem:

–Straszniebałaganisz,Misieńko,niktsiętaknierozbiera.
–Nowłaśnie,dlaczegotakbałaganisz?–spytałMikołaj.
–Przecieżwiesz,żeniebałaganię,tylkozarazwychodzę.Będęsięubieraław

odwrotnejkolejności.

Rozumowaniebyłonadpodziwlogiczne,zresztąznalijeoddawna.Ostrożnie,

żebyniczegoniepodeptać,przeszlidodużegopokoju,aMiśkazOliwiązniknęływ
kuchni.

–Ugotowaćcibudyń?Ktojebudyń,będziewielki.
–Wolękanapkę,będzieprędzej.
–Umyjręce.
–Warto?Zarazwyjdęnadwóriznowusiępobrudzą.
Oliwianieustąpiła.Miśkapogoniładołazienkiipodejrzanieszybkowróciłado

kuchni.

–Oj,Misiu,Misiu–małapowiedziałasamadosiebie–przedjedzeniemzawsze

trzebamyćręcezzarazków.

–Jakznamżycie–odezwałasięOliwia–wszystkiezarazkizostawiłaśna

ręczniku.

–Alenaswoim–zauważyłarezolutnieMisia.
–Niechcęmiećsiostrybałaganiaryibrudaski–dodałazwyrzutemOliwia.
Misiazachichotała.
–Wiem,dlaczegoniezaprosiłaśgościdoswojegopokoju!Niepościeliłaśrano

łóżkainiewywaliłaśstarychkwiatów.Pewniejużśmierdzą.

background image

–Czyjacięocośpytałam?–zdziwiłasięOliwia.
–Tak.Ozarazki–wyjaśniłamałaizamilkłanadłużej,coznaczyło,żezajęłasię

jedzeniem.

Oliwiawniosładosalonutacęzherbatąidomowymiciastkami.
PowyjściuMiśkimogliwreszciespokojniepogadaćoswoichsprawach.Jak

mawiałMikołaj,życiebyłociężkietylkoprzezpięćdniwtygodniu,azacząłsię
właśnieweekend,czyliczaswymagającystarannegozaplanowania.Niemielizbyt
wielkiegowyboru:kino,pub,możewieczórprzymuzyce,itowyłączniewsobotę.W
niedzielęLilkamiałarodzinnyobiad,Mikołajspotykałsięzkumplami,aOliwii
wypadałwyjazddobabci.Wkońcunicspecjalnegoniewymyślili,aleprzecieżw
każdejchwilimoglisięskrzyknąć.

–Telefon!–zawołałaLilka.–Zapomniałamwampowiedzieć,żemamnowego

wielbiciela.Posłuchajcie,comiprzysłał.

WyciągnęłakomórkęipróbowałaprzeczytaćostatniSMS,cowcaleniebyło

proste.Nadawcapominąłkropkiiprzecinki,więcztrudemprzedzierałasięprzez
stylistycznezawiłości.Mikołajrozszyfrowałtekstjakomniejwięcejrapowyitakgo
podał.Przestępującznoginanogę,chwiejącsięjaktopolanawietrze,recytował:
„Siedzęsam,niewiem,wcosięwpatruję.Tymproblememjesteśty,wkażdemoje
wtrącaszsięsny.Brakujemiciebie,brakujemipewnościsiebie,samniewiem,czego
chcę.Nie,jużwiem!Ciebiechcę”.

LilkazOliwiąpiszczałyzuciechy,więczafundowałimbis.Wplótłkilkasłów,

którychniewypadaużywaćjedynieprzykonfesjonale,istworzyłprawdziwy
manifestbuntu.Trudnobyłoustalić,przeciwkokomulubczemutenbuntbył
skierowany,aletoniemiałoznaczenia.

–Facetmaprzezciebieproblemyzespaniem.–zauważyłMikołaj.–Nie

zazdroszczęmutakiegodoła.Cotozajeden?

Lilkawzruszyłaramionami.
–Pojęcianiemam.Przemawiadomniejęzykiem...powiedzmy,żepoezji,alesię

niepodpisuje.

–Anumer?
–Butaczykołnierzyka?–spytała,duszącsięześmiechu.
–Komórki.
–Niemamgowkontaktach.Mikołajpokręciłgłową.
–Przecieżwyświetlacisięnaekranie.Wystarczyzadzwonić.
–Takabystratoijajestem.Ituzaczynasięzagadka.PodrugimSMS–ie

zadzwoniłamizamurowałomnie.Równiedobrzezamiast„Halo!”tenfacetmógł
powiedzieć„Czego?”.Głosmiał...napewnostary,aleniewiem:zakatarzonyalbo
przepity.Krzyczał,botamuniegostraszniecośhałasowało,jakbyjakieśmaszyny.
Niezakumałichybaniewiedział,cotojestSMS.

–Nocoty,bajerypodkręcałityle!–Oliwiiniemieściłosięwgłowie,żektośmógł

niewiedzieć,cotojestSMS.

Lilkaenergiczniezaprzeczyła.
–Nie,toniebyłtenfacet.Komórkajego,wyznaniaraczejnie.Próbowałam

podpytać,alehuknąłnamnie,żekradnęmupieniądze.

–Nibyjak?–zdziwiłasięOliwia.

background image

–Pewniemyśli,żewszystkiepołączeniasąpłatne,bezwzględunato,czyon

dzwoni,czydzwoniądoniego.

–Niezłylovercisiętrafił–zasępiłsięMikołaj.–Trudnozgadnąć,cozjadł,żemu

siępoezjąodbija.Normalnybysięprzedstawił,próbowałumówić,apsycholśle
wierszykizcudzejkomórki.

–Ojej,zarazpsychol–zaprotestowałaLilka.–Możetylkonieśmiały.
–Może–zgodziłsiębezprzekonaniaMikołaj.
–Nawszelkiwypadekustawsobiemójnumernaszybkiewybieranie.
–Pogięłocięchyba?Odstulatmamciępoddwójką.
–Ibardzodobrze.Gdybycoś,dzwońnatychmiast.
–Boiszsię,żejąporwieiuwięzi?–Oliwiasięroześmiała.–Romantyczneczasy

jużsięskończyły,niestety.

–Właśniedlatego,żeczasymałoromantyczne,ktośmusinadwamiczuwać.

Umówmysię,żetobędęja.

–Chcesz,toczuwaj–zgodziłasięłaskawieLilka–alemyzOliwiąteżumiemyo

siebiezadbać.

Lekceważącemachnięcierękiświadczyło,żeniezabardzowtowierzył.Czułsię

dorosły,choćbyzracjiwieku.Miałtoszczęście,żeprzyszedłnaświatdwunastego
stycznia,wdniuświętegoMikołajazLongobardii,izadwamiesiącekończył
siedemnaścielat.Lilka,urodzonawgrudniu,rocznikowobyłaszesnastolatką,lecz
wedługmetrykiwciążjeszczepiętnastoletniąsmarkulą.

–Pamiętaj,Lilka–ciągnął–jedensygnałzwiadomością,gdziejesteś,aja

zbieramkumpliiorganizujemyodsiecz.Iżadnegołażeniaznieznajomymi!

–Przecieżwiem–mruknęła.
Wiedział,żeonawie,żeobiezOliwiąwiedzą,jednaknawszelkiwypadekwstukał

doswojejkomórkinumer,którywyświetliłsięprzySMS–ie.Odkądzauważył,żejego
przyjaciółkizaczęłydostrzegaćwchłopakachkogoświęcejniżtylkokumpliod
wygłupów,roztoczyłnadnimimęskąopiekę.Potrafiłpowiedzieć:„Odpuśćsobie,to
modelniedlaciebie”.Oneodpuszczałyalbonie,jednakzaczynałygłówkować.I
bardzodobrze,boprzecieżchodziłotylkooto,bynieleciałyjakćmydoognia.Już
Mikołajnajlepiejwiedział,którychłopakjestodpowiedzialny,aktórytopozer.
Trochęgorzejradziłsobiezdziewczynami,naszczęściemiałdwiebystre
przyjaciółki.Oneteżumiałypowiedzieć:„Wyluzuj!Zanimsięobejrzysz,onaogłosi
waszezaręczyny!”.Luzowałwięc,bowierzyłkobiecejintuicji.Parysięrozpadały,a
trionie.

background image

6.


Magusialubiłagotowaćjedyniewówczas,kiedyniemusiałamyślećostu

rzeczachrównocześnie.Niestety,ostatniomyślałaostupięciuiciągnęłaresztkami
sił.Wpracyprzekazywałaswojestanowiskonowejlektorce,wdomuwychodziłaze
skóry,żebyskończyćtłumaczenieksiążki,izadręczałasięwyjazdem.Wciąż
nachodziłyjąwątpliwości,czyabydobrzerobi,zostawiającnapastwęlosuswoje
dorastającekociątko.Nibyniegłupieisamodzielne,jednakłasenaczułościi
rozchwianeemocjonalnie,lubtylkoskłonnedorozchwiania,conajednowychodziło.

NaniedzielnyobiadMagusiazaprosiłasiostryzmężami,bratazżonąiNatalię,

najbliższąprzyjaciółkę.Dostołumiałozasiąśćdziewięćosób.Wprzeliczeniuna
zupę,krokietyisurówkidawałotowielegodzinspędzonychwkuchni.Lilka
podpowiadałarestaurację,aletoniebyłnajlepszypomysł.

–Dorestauracjizapraszasięnormalnychludzi,niemojąrodzinę–

zaprotestowałaMagusia.–Popierwsze,nieznamlokaluztelewizorem,podrugie,
jużsłyszęteichnarzekanianajedzenieiobsługę.Wstydusobienarobimy,aciotkii
takwyjdąprzekonane,żechciałamjeotruć.Zamówiłamcatering.Wniedzielęrano
dowiozącałyobiad.Todobrafirma,wszkoleczęstojąwynajmujemy.

–Myślisz,żecioteczkidadząsięwyprowadzićwpole?
–Oczywiście,conieznaczy,żebędzieimsmakowało.Onewszystkonajlepiej

robiąsame.Ajeśliprzytrafiimsięwpadka,jakEmilcezbigosemczyLesizgalaretką,
natychmiastoniejzapominają.

–OstatnisernikciotkiLesibyłniedoprzełknięcia–wzdrygnęłasięLilka.–Chyba

pomyliłasólzcukrem...Brr.

–Apowiedzjejto!–roześmiałasięMagusiainatychmiastspoważniała.–Oj,

będziesiętudzisiajdziało,będzie.Ażstrachpomyśleć.

–Nierozumiem–powiedziałazwyrzutemLilka–dlaczegouparłaśsię,żeby

opowiadaćcałejrodzinieoswoimwyjeździe.Nimciotkisięzorientują,żeciebienie
ma,zdążyszwrócić.Rozmawiacietylkowtedy,kiedytydonichdzwonisz.Przecież
onenieszukająkontaktuznami,oszczędzająnatelefonachalbomająnasgłębokow
nosie.

–Dopókisięniepokłócą–zauważyłaMagusia.
–Pokażdejostrejsprzeczcenatychmiastwydzwaniają,żebynaskarżyćnatę

drugą.Ostatniościnająsiędośćczęsto.Wgruncierzeczytosądrobnedziwactwa,na
któretrzebaprzymknąćoko.Popatrz,idąświęta,akażdeświętaspędzaliśmyrazem.
Niechcę,żebyśzostałazupełniesama.Wtrudnychchwilachrodzinabardzosię
przydaje,nawettakazdziwaczałajaknasza.

–JestpaniNatalia.Bardzojąlubię,owielebardziejniżrodzinę.Dwarazyw

tygodniujestemuniejnarosyjskim.TonajwspanialszaRosjanka,jakąznam.

–NatalianiejestRosjanką–poprawiłająMagusia.
–Robifantastyczneblinyikulebiaki,więcduszęmusimiećrosyjską.
–Jejdziadkowiebylirepatriantami...

background image

–Jakietomaznaczenie,Magusiu!–wykrzyknęłaLilka.–Chcęcitylkopowiedzieć,

żegdybymmiałajakieśkłopoty,mówięgdyby,anie,żebędęmiała,więcgdyby...to
jatylkodopaniNatalii.Przynajmniejzrozumie,codoniejmówię,wysłucha,doradzi.
Oczymmamgadaćzciotkami?Serialiprawienieoglądam,sporteminteresujęsię
średnio,ainnetematyniewchodząwrachubę,botezkoleiichnieinteresują.

–Bardzodobrze,żejestNatalia,ale...rodzinatorodzina.Tosąsłowatwojejbabci.

Dopókiżyła,trzymałanaswkupie,więcmożegrawartajestświeczki.

Magusiaczęstosięzastanawiała,jakietosiły,jakieprzeciwnościlosuzadziałały,

żejejsiostry,kiedyśnormalneiżyciowekobiety,przeistoczyłysięwdwadziwadła.
Niebyłystare,jednadobiegałapięćdziesiątki,drugaledwiejąprzekroczyła,a
zachowywałysięjakzdziecinniałestaruszki.Dolegliwośćzwanagalopującym
dziwactwemdopadłaje,gdyprzeszłynarentę,acałyichświatskurczyłsiędodomu,
garnkówidzieci.Kiedydziecipodrosły,zostałyjużtylkogarnkiitelewizor.Dlaczego
więcinnymkobietomsiętonieprzytrafiało?Magusiamogławyliczyćkilkanaście
znajomych,któreniepracowałyzawodowo,ajednakpostępowałynormalnie.
ChoćbypaniMalinowska,którarazwtygodniuprzychodziłasprzątnąćmieszkanie,
czysąsiadkazpiętrapaniSobolewska.Możewięc,myślałaMagusia,rodzina
Walickichbyłaobarczonajakimśskażonymgenem,którydojrzewałtakżewniej.
Pocieszałasiętylkotym,żematkadożyłasłusznegowiekuwcałkiemdobrej
kondycjipsychicznej,cobyznaczyło,żegennieuwszystkichsięuaktywniał.
Powolnyrozpadwięzirodzinnychzacząłsięjeszczezażyciamatki,apojejśmierci,
podczasdzieleniapamiątek,doszłodoprzykrychspięć,nadktórymitrudnobyło
przejśćdoporządkudziennego.Zmiesiącanamiesiącrodzeństwooddalałosięod
siebieigubiłonićporozumienia.Magusiabyławkomfortowejsytuacji,opróczmęża
icórkimiałaprzyjaciółikolegówzpracy.Otaczalijąwspanialiludzie,życzliwii
oddani.Niemogłajednakzapomniećorodzinie,zktórąodczasudoczasuwypadało
sięspotkać.

PierwszaprzytruchtałaciotkaEmilkaizmiejscapołożyłaswojąpulchnąrękęna

pilocie.Dlakogoś,ktotakjakonakochałseriale,zawszebyłocośgodnego
obejrzenia,jeślinienajednym,tonadrugimlubtrzecimkanale.

–Poobiedziechciałabymprzezchwilęzwamiporozmawiać–powiedziała

Magusia.

–Oczym?Toznaczy,tak,tak!–zgodziłasięskwapliwieEmilka.–Potosię

spotykamy,żebyrozmawiać.Mnietelewizornieprzeszkadza,jamampodzielną
uwagęipowiemci,żemilejsięrozmawia,kiedywtlecośbrzęczy.

CiotkaLechosławanawidokEmilkiprzeżywającejmiłosneperypetiebohaterów

zmiejscastraciłahumor.NaEurosporcietrwałyrozgrywkiligoweizażadneskarby
niechciałaichstracić.

–Wiesz,cocipowiem,Jagienko–perorowałagłośno–przytwoichzarobkach

powinnaśsobiekupićdrugitelewizor.Tychceszoglądaćto,Lilkatamto,pocosię
kłócić.

–Właśnie,poco?–spytałaniewinnieLilka.–Pytam,poconamdrugitelewizor,

jeżeliprzedjednymrzadkosiadamy?Niemamyczasu,ciociu,jesteśmykobietami
pracującymi.

–Niekażęcioglądaćgłupichtasiemców,aletakisporttoprzecieżzdrowie.

background image

–Uprawianyamatorsko.Sportwyczynowyprawiezawszeprowadzidokalectwa

–stwierdziłaLilkainatychmiastwybiegładoprzedpokoju,żebypowitaćpanią
Natalię.

WczasieobiaduEmilkaniedałanikomudotknąćpilota,więcLechosławazaczęła

przypominaćodbezpieczonygranat.Przedrzeźniałabohaterów,wtrącałazjadliwe
komentarzeiwściekałasię,żemusiwysłuchiwaćhistorii,którymipogardzała.
Prawdęmówiąc,wszyscybyliskazaninaserial,boEmilkaodpewnegoczasu
nastawiałagłosnacałyregulator,conajprawdopodobniejoznaczałokłopotyze
słuchem.

–Powinnaśdoprawiaćbarszczykmajerankiem!–krzyknęłaLesia.–Jazawsze

doprawiam.Atypewnowsypałaśoregano?

–Niesmakujeci?
–Niezły,chociażzmajerankiemlepszy.Podobneuwagitowarzyszyływszystkim

daniom,jednakobiadzyskałogólneuznanie.

–Domowejedzenietodomowe!–wrzasnęłaLechosława.–Nawetjeżelikucharka

niejestmistrzem.

Magusiagładkoprzełknęławątpliwykomplement,akiedyciotkaEmilkawyszła

dołazienki,oczywiściezpilotemwkieszeni,wyłączyłatelewizorzsieci.Wpokoju
zapanowałabłogacisza.

–Torozumiem–powiedziałaLechosława.–Jaktawariatkawróci,każjejoddać

pilota,tojeszczeobejrzękońcówkęmeczu.

–Wiem,żegościemająswojeprawa,jednakdzisiajwyjątkowoproszę,żebyście

zrezygnowałyprzynajmniejzoglądaniatelewizji.Chciałamzwamiporozmawiaćo
bardzoważnejsprawie–powiedziałaMagusia.

ZwyjątkiemEmilkiiLesiniktnieprotestowałprzeciwkociszyweterze.Wkońcu

iciotkidałysięjakośudobruchać,anawetznalazłysatysfakcjęwprostym
rozumowaniu,żetadrugateżnieogląda.

–WyjeżdżamnakilkamiesięcydoStanów–powiedziałaMagusia.–Robertpo

wypadkumabezwładnąrękę,muszęmupomócwrehabilitacjiorazwdokończeniu
pracy,toznaczywprzepisaniupodjegodyktando.

–Nierozumiem,pocoonsiętamwlókł,tentwójRobert.–CiotkaLechosława

wzruszyłaramionami.–Tumuźleniebyło,atamniktgonieciągnął.

Magusiaztrudemukrywałazniecierpliwienie.
–Myliszsię,zaprosiłagoznanafundacja.Tłumaczyłamcijuż,alewytłumaczę

jeszczeraz.Poseriiartykułów,jakieopublikowałwanglojęzycznychpismach
fachowych,fundacjazaproponowałamupracę.Jestnakontrakcieimusiwywiązać
sięzumowy.Tosprawaambicji,aleteżpieniędzy.

–Jakatofundacja,boniedosłyszałam?–zainteresowałasięEmilka.
Magusiajużmiałanazwęnakońcujęzyka,kiedywujekAnatolgwałtowniewszedł

jejwsłowo:

–Emilio,nawetgdybyśnapisaładonichwnajczystszejpolszczyźnie,ciebieitak

niezaproszą.Brakujecidoktoratu,wiedzynatematrecyklinguiperfekcyjnej
znajomościangielskiego.Przymknijsięwięc,złaskiswojej,ipozwólmówićJagience.

Magusiaciężkowestchnęła.Nieliczyła,żebędziełatwo,aleteżniespodziewała

sięażtakiejdrogiprzezmękę.

background image

–Jadę–powiedziała–bojestemmężowipotrzebna.Lilkazostajewkrajuiproszę

wasbardzo,żebyściezapewnilijejopiekę.Niechodzioniańczenie,ależyczliwe
zainteresowanie.

Pewniepiorunniespowodowałbywiększegozamieszania.
–Twoimnajwiększymbłędembyłoto,żewyszłaśzaAnglika–odezwałasięniz

tego,nizowegoLechosława.

–Drugamądrazabrałagłos!–zdenerwowałsięwujekAnatol.–Robertjestw

połowiePolakiem,tyleżeurodzonymwAnglii.Zresztątoniemanicdorzeczy.
Jagienkaprosinasopomocitrzebasięzastanowić,jakmożemypomóc.

Lilkaspojrzałanawujkazezdziwieniem,aleizodrobinąsympatii.Nie

spodziewałasię,żeztakąłatwościąusadzinajpierwEmilkę,potemLesię.Rzadkosię
odzywałipewniedlategouważałagozastrasznegomruka.Awujek,jakjużraz
przemówił,niedałsobieodebraćgłosuibezlitośnieucinałlamentyciotek.Gasił
każdąodzywkę,któraniewiązałasięzprośbąnajmłodszejsiostry.Gotówbyłnawet
przyjąćLilkępodswójdach.

–Ustaliłyśmy,żeLilazostanietutaj,wnaszymmieszkaniu–zaczęłaMagusia,lecz

Emilkaniedałajejskończyć.

–Głupipomysł!–stwierdziłakategorycznie.–Gdybyśodczasudoczasu

popatrzyławtelewizor,wiedziałabyś,jakaterazjestmłodzież.Seks,narkotyki,
wódka,jednymsłowemdeprawacja.

–Tyznaszżyciezseriali,jaznammojącórkęiwiem,wjakimtowarzystwiesię

obraca–odparowałaostroMagusia.

Jeszczewielerazymusiałapodnosićgłos,zanimciotkipogodziłysięzjej

wyjazdemizkukułczymjajem,jakiezamierzałaimpodrzucić.Nieprotestowały
przeciwkoLilce,bonaswójsposóbjąlubiły,protestowałyprzeciwkosiostrze,która
podjęłatakważnąinierozsądnądecyzjębezpytaniaichozdanie.Wkońcupowielu
przykrych,czasembezsensownychuwagachdałysłowo,żezajmąsięsiostrzenicą
jakwłasnącórką.GłównymipierwszymopiekunemzostałwujekAnatol.

–Wujekbyłdzisiajsuper–stwierdziłaLilkapowyjściurodziny,kiedyw

mieszkaniuzostałajedyniepaniNatalia.

–Nieuprzedzajsiędoniego–prosiłaMagusia–niewystawiajpazurków,a

zobaczysz,żejestwporządkuidasięlubić.

–Możliwe,alemniedrażnijegodrobiazgowość.Wujekniedzieliwłosanaczworo,

ongopotrafiposiekaćnaosiemczęści.

–Niedziwsię,kochanie!–wtrąciłapaniNatalia.
–Przecieżtomikrochirurg.

background image

7.


DzieńwyjazduMagusizbliżałsięnieubłaganie.KrótkoprzedŚwiętemZmarłych

skończyłatłumaczenieiwysłałaksiążkędowydawnictwa.Wreszciemogłasięzająć
pakowaniem.Zabierałatylkonajpotrzebniejszerzeczy,alewiadomo,jaksięjedzie
nakilkamiesięcy,toipotrzebysąwiększe.Lilkastarannieprzeglądałaodłożone
ubrania.

–Tentriumphspłaszczacibiust,pocogobierzesz?
–Spłaszcza?–zatroskałasięMagusia.
–Jasne.Mogęgowywalić?
–Świetniemiećkogoś,zkimmożnaporozmawiaćtakintymnie–westchnęła

Magusia.–Wywal!

Przygotowaniatakjepochłonęły,żeomaływłosnieprzeoczyłynadchodzącego

święta.

–Musimypojechaćnacmentarz,uporządkowaćgróbdziadków–ocknęłasię

Lilka.

NielubiłacmentarzaaniŚwiętaZmarłych,alekochałababcię,więcsentyment

wziąłgóręnadniechęcią.Ulżyłojej,kiedysiędowiedziała,żeMagusiadałapieniądze
nakwiaty,zniczeiwszystko,cotrzeba,natomiastciotkaEmilkazobowiązałasię
umyćnagrobekiozdobić.

–Wiedziała,żejestemzabiegana–powiedziałaMagusia–izdobyłasięnataki

ładnygest.

Gestmożeiładny,aleprzybranienagrobkajużtakieniebyło.Emilkastraciła

wyczucie.Wśróddoniczekiwielkichplastikowychzniczyzmieściłajeszczedomekz
pozytywkąibukietniezniszczalnychstorczyków.

–Alekicz!–jęknęłaLilka.
Magusianawetniejęknęła,jednakhumorstraciła.Pokręciłysiętrochępo

cmentarzu,zapaliłyświatełkakilkudawnymznajomym,atakżeustawiłysporyznicz
podtablicąpamięciofiarzbrodnikatyńskiej.

–Babciachybasięwgrobieprzewróciła–mruknęłaLilka,kiedywkońcu

dobrnęłydosamochodu.

–Awcalenie!–uśmiechnęłasięMagusia.–Tamzostałtylkopopiółzbabcinych

kostek.Babciabyłazbytruchliwa,żebyterazsiedziećbezczynnieipilnować
truchełka.

–Iconibyrobi?–spytałazaskoczonaLilka.
–Jestznami,wdomu.Nieuwierzysz,aleczujęjejobecnośćwgabinecie.To

przecieżbyłjejpokój.

–Próbujeszmiwmówić,żewyjeżdżasz,amnienapociechęzostawiaszbabcię?

Wcalemnieniecieszytakieobcowaniezezmarłymi–wzdrygnęłasięLilka.

–Niekażęciobcować,mówiętylkoopamięci–wyjaśniłaspokojnieMagusia.
Nimdojechałydodomu,Lilkazapomniałaocałejrozmowie.
Listopadowychłódtrochęjejdokuczył,więczradościąrzuciłasięnagorącą

background image

herbatęiciasto.Magusia,zfiliżankąwręku,zaczęłaprzeglądaćpłyty.Wiadomobyło,
żewłączynokturnyChopina,które,jejzdaniem,najlepiejpodkreślałypowagędnia.
PrzycałymszacunkudlaChopinaiklasykinastolatkawetknęławuszysłuchawki
odtwarzaczazeswojąmuzyką.LedwiejejulubionawokalistkaCiarazaczęłaśpiewać
Goodies,Lilkapoczuła,żeopadajązniejcmentarnesmutki.Inne,niestety,niechciały
opaść.ImbliżejbyłodowyjazduMagusi,tymbardziejtraciłapewnośćsiebie.W
przeciwieństwiedowielurówieśnikównigdynienarzekałanaswójdominie
próbowałazniegouciekać.Niemiałapowodów.Staruszkowie,aostatniojużtylko
Magusia,pozwalalijejżyćispokojnieoddychać.Niemusiałakręcićjakinne
kumpelki,kłamaćanimotać.Dyskoteka,koleżeńskaimpreza,kino,proszębardzo,
byletylkowiedzieli,zkimidzieinajakdługo.Zadługotoonasamanie
wytrzymywała,bo,jakwszystkieranneptaszki,odziesiątejwieczorembyłaniedo
życia.Dobrzesięczuławdomu,dobrzezMagusią,aterazwszystkomiałosię
zmienić.Magusiawybrałamęża.Lilkanibytorozumiała,bardzodobrzerozumiała,
jednakczuławśrodkudziwnyniepokój.Wyciągnęłasłuchawkizuszu.

–Magusiu,czyrodzicekochająwszystkiedziecijednakowo?–spytała.–Jeślimają

troje,czworo,tojaktojest?

–Nigdyniemiałamczworgadzieci–roześmiałasięMagusia.
–Wdomubyławasczwórka,tochybawiesz.
–Niesądzę,żebyjednakowo–powiedziałapochwilinamysłuMagusia.–Zawsze

trafisięjakieśjednomniejzaradne,chorelubpoprostupóźniejurodzone,które
wymagawiększejtroski.Pozatymdzieciteżsąróżne.Mojamamawyraźnie
faworyzowałaAnatola.Jedynysyn,dotegonajmłodszy.

–Iniemiałyściedoniejżalu?
–PomiędzyciotkamiamnąiAnatolemjestponaddziesięćlatróżnicy.One

pewniereagowałyinaczej,ajaczasemmiałamżal.Najczęściejodrobiazgi,bobabcia
bardzosięstarała,żebywszystkichrównotraktować.Niezawszetosięudawało.

–Kogosiębardziejkocha:dzieciczymęża?
–Dziewczynko,kogobardziejkochasz:tatusiaczymamusię?
Lilkaspojrzałazaskoczona,coMagusięrozbawiło.
–Dyżurnepytaniewczasachdzieciństwatwojejbabci–wyjaśniła.–Jakdorosły

chciałzagadaćdoznajomegodziecka,toobowiązkowopytałopreferencje
uczuciowe.Słuchaj–Magusiaspoważniała–jeżelimyślisz,żejadącdotaty,
wybieramjego,aciebieodstawiamnabocznytor,tojesteśwbłędzie.Prawdę
mówiąc,jamamdwojedzieci.Twójojciectocudownyfacet,alenaukowiec,któryw
normalnejrzeczywistościporuszasiępoomacku.Maswojebadania,swojeideeinie
obchodzigo,czywłożydwabutydopary,czykażdyinny.Ateraztennaukowiecjest
chory,zrozpaczonyicałkiembezradny.Wiem,żejestempotrzebnaitobie,ijemu,
uznałamjednak,żewtejchwilijemubardziej.Tymasznieźlepoukładanewgłowiei
jeślitylkozechceszkierowaćsięzdrowymrozsądkiemizapanujesznadjęzykiem,
daszsobieradę.Podobnojesteśdorosła–dokończyłaszeptemiprzygarnęłacórkę
dosiebie.

LilkawtuliłanoswciepłąszyjęMagusiizprzyjemnościąwdychaładelikatny

zapachjejperfum.

–Mogęciodpowiedziećnababcinepytanie–powiedziałacichutko.–Bardzo

background image

kochamtatę,alenikogonaświecieniekochamtakjakciebie.Niewiem,możekiedyś
jakiśfacetzabierzecitrochętejmiłości,chociażfacetówkochasięchybainaczej?

Zamilkłaspeszona.Niepodejrzewała,żezdobędziesięnataknieoczekiwane

wyznaniewobecmatki.Bardzosiękochały,toprawda,aleniemiałyzwyczaju
zapewniaćsięoswoichuczuciachanipowtarzaćcodwazdania:„Kochamcię”.
WedługLilkicośtakiegobyłosztucznąmanifestacją,wktórejcelowałaciotka
Emilka.Kiedywnuczętaprzeszkadzałyjejwoglądaniufilmu,mówiła,żejekocha,
posyłałacałuskaiwyganiaładodrugiegopokoju.

–Samaznalazłaśodpowiedź–powiedziałacichoMagusiaiprzytuliłacórkę

jeszczemocniej.

Lilkapoczuła,żezbierajejsięnapłacz.

background image

8.


WujekAnatolpodjechałoumówionejgodzinie.Walizkiwpakowałdobagażnika,

siostrędosamochoduiruszyłdoWarszawy.WtenotosposóbMagusiazniknęła
córcezoczunaładnychkilkamiesięcy.Niebyłtomiłymoment.Lilkazewszystkich
siłzaciskałapięści,żebynierozpłakaćsięjakdzieckoioszczędzićMagusi
dodatkowegostresu.Wytrwaładzielnie,obiecałazamykać,pamiętać,nieprzegapić,
poczymwróciłanagóręidopierowtedyrozmazałasięnadobre.Pochlipując,
odszukałaDVDzCasablancąiwsunęłapłytędoodtwarzacza.Filmbyłniezły,jej
jednakniechodziłoofilm,tylkooIngridBergman,którabardzoprzypominała
Magusię.Lilkaodkryłatopodobieństwodośćdawno,leczMagusianiechciała
uwierzyć,żewyglądajakaktorka.DopierokiedyOliwiaiMikołajpoparliLilkę,
przyznałazwahaniem,żemożemająrację.ZdaniemMagusiIngridbyładużo
ładniejsza,zdaniemMikołajaodwrotnieispórpozostałnierozstrzygnięty.Lilka
przychylałasiędoopiniikolegi.Teraz,skoroMagusiawyjechała,Lilcemusiał
wystarczyćfilmito,żepatrzyłanakogośbardzopodobnego.

WmomenciekiedyIngridBergmanpróbowałazastrzelićBogarta,zadzwoniła

Oliwia.

–Niepytam,corobisz,bojestemdomyślna.Idędociebie–powiedziała.–A

właściwietojużjestempoddrzwiami.

Lilkabezżaluprzerwałaoglądaniefilmu,obmyłatwarzzimnąwodąizaczęła

przypominaćczłowieka.

–AMikołaj?–spytała.
Oliwiamachnęłaręką.PrzezostatniedniLilkabyłaniezbytprzytomna,więc

umknęłojejparęszczegółów,choćbyto,żeMajkaoberżynacorazjawniejkręciłasię
kołoMikołajaipróbowaławepchnąćnasiłędotria.

–Wszystkorozumiem–tłumaczyłaOliwia–alefacetówczasemnierozumiem.

Zabujałsię,jegosprawa,zresztąniepierwszyinieostatniraz,tylkoniepowinien
zapominać,żetrioniejestkwartetem.Onchce,żebyśmypomogłyMajcewyjśćz
kryzysu.Podobnoprzeżywatraumę:matkamarakakrtani,ojciecpozawale,a
starszasiostrawwakacjepopełniłasamobójstwo.

–Okurczę!–wykrzyknęłaLilka.–Rzeczywiściemożnasięzałamać.
–Można–przytaknęłaOliwia.–Tylkojaniewidzęuniejtraumy.Gdybymmiała

tylenieszczęśćnagłowie,niebiegałabymnabaletydwarazywtygodniuinie
myślałaopasemkachitipsach.

–Wiesz,różniebywa.Możezawszelkącenępróbujesiętrzymaćiudajeprzed

sobąiprzedinnymi,żeniczłegosięniedzieje–zamyśliłasięLilka.–Kiedy
dowiedziałamsięowypadkutaty,teżwkółkosobiepowtarzałam,żeniema
tragedii,żemusibyćdobrze.

–PrzeztydzieńchodziłaśstrutainieodstępowałaśMagusinakrok.Ożyłaśnieco,

kiedypoznałyściewynikibadań.Dobrzepamiętam.Itojestnormalne.Aletalaska
niezachowujesięnormalnie.Nibyśpieszysiędodomu,bolekarzmaprzyjść,aza

background image

momentzmieniazdanieiwpodskokachpędzizaMikołajemnasiłownię.Cośmitu
niepasujeiśmierdzifałszem.Majkapewniemagłębokownosierodzinnetragediei
myślitylkoosobie.Itomnieuniejwkurza.

–Sięzobaczy–powiedziałaLilka.–Małojąznamy.Oprzyjęciudotrianiema

mowy,alejeślimożnajejjakośpomóc,toczemunie.

Oliwiapokręciłasiępopokoju,wzięłaztacyszklankęiwodęmineralną.Czułasię

jakusiebiewdomu.

–Telefonicznywielbicielmilczy?–spytała.Lilkaztajemnicząminąodszukaław

komórcenajnowsząwiadomość.

–Kochaccostopragnącabytozylo.–Przeczytałazgodniezzapisem,bodopiero

wtedytekstbrzmiałodpowiedniozabawnie.

–„Coszylo”?–ucieszyłasięOliwia.–Acotonibyjesttocos?Tyżyjesz,więcon

możenawijaoembrionie?

–Dziecioróbtaki?–zdziwiłasięLilka.
DziesięćminutpóźniejMikołajzastałswojekumpelkirozchichotanei

rozbawione.Samwyglądałnazmęczonegoiniewsosie.Miałzasobąciężką
przeprawęzsamorządem,zAldonąidyrektorką.

–Coztobą?–spytałaOliwia.–Przypominaszfacetapoprzejściach.
Wzruszyłramionami.
–Edisonnieżyje,Einsteinnieżyjeijateżjakośźlesięczuję–wymamrotał.–

Możliwe,żepodłapałemgrypę.

–Weźproszek–poradziłaLilka.
–Acomasz?
Zakręciłasięiprzyniosłacałylistekpastylekreklamowanychjako

najskuteczniejsze.

–Pomaganawszystko,nakaszeliodciski–zapewniła.–Przedużyciem

skonsultujsięzlekarzemlubfarmaceutą,boulotkęgdzieśwcięło.Każdylek
niewłaściwiestosowany...

–Odpuść,booszaleję!–krzyknąłMikołaj.
–Jeszczeniepołknął,ajużjegozdrowiejestzagrożone–powiedziała

współczującoOliwia.

Znowuzaczęłychichotać,ażionsięrozpogodził.Niemiałinnegowyjścia.Śmiech

Oliwiibyłwyjątkowozaraźliwy.Lilkateżpowolidoszładosiebieizaczynała
wierzyć,żejakośtęswojąsamotnośćoswoiiprzetrzyma.

background image

9.


Smutekprzychodziłwieczorami.Wdzieńwiadomo,szkoła,rosyjskiupani

Natalii,wspólnezOliwiątreningitenisastołowego,pogaduchyiczasszybkouciekał.
Przychodziłjednakmoment,żewszystkosiękończyło,Lilkazostawaławpustym
mieszkaniuiniemiaładokogootworzyćbuzi.Wtedyrozpaczliwiebrakowałojej
Magusi.Tonic,żeczasemobieciężkopracowałyiniestarczałoimczasuna
rozmowę.Starałysięjednakjeśćwspólnąkolacjęimiałyświadomość,żeniesą
same.Możnabyłowejśćdogabinetuipopatrzeć,jaksprawnieMagusiastukaw
klawiaturę,zamienićzedwazdaniaalboinie.TeraznaotarciełezLilcezostałytylko
Casablancaicodziennerozmowyprzezskype’a.Terozmowybardzopodnosiłyjąna
duchu,dałosięwnichzrelacjonowaćcałydzień.Tatorzeczywiścieniebyłw
najlepszejformie,mimożelekarzezapewnialiocofaniusięchoroby.PrzyMagusi
wyraźnieodżył.Magusiamiaławsobiecośtakiego,żeprzyniejwszyscyodżywali,
możezwyjątkiemciotek,naładowanychwłasnąenergiąniegorzejniżelektrownia.
Niestety,wprzeciwieństwiedoMagusi,ciotkizużywaływiększośćwigorunakłótnie
inarzekania,co–zwłaszczadlanajbliższych–byłodośćuciążliwe.

Lilkamiałaznimiciągłeprzejścia.Emilkauparłasię,żechcejąwidzieć

codziennieoczternastejnaobiedzie.Nieumiałapojąć,żektoś,ktooczternastej
siedzijeszczenalekcji,wżadensposóbniezdążydojechaćnadrugikoniecmiasta
wcześniejniżnaszesnastą.Plotłacośogorącychziemniaczkachidomowych
przyzwyczajeniach,któresąświęte.Lilkatłumaczyłacierpliwie,żemaswojeobiady
wdomu.MagusiaprzedwyjazdemumówiłasięzpaniąMalinowską,żetabędzie
równieżgotowała.Niecodziennieoczywiście,tylkodwarazywtygodniu.Ciotka
Emilkawierzyłajedynieswoimumiejętnościom,wkońcu,pozażartychsporach,
dałasięjakośprzekonaćiprzestałasiostrzenicęzadręczać.Stanęłonaniedzielnych
obiadachrazujednejciotki,razudrugiej.Lilkazgodziłasię,alebardzointensywnie
myślała,jaksięzobietnicywycofać.

Lechosławazkoleinastawiłasięnarozmowykontrolne.Dzwoniłaodziwnych

porach,zapewnewprzerwachmiędzyrozgrywkami,izaczynałazawszetaksamo:

–Couciebietakgłośno?Maszgości?
–Nikogoniemam,samasiedzę.
–NiejestemgłuchajaknaszaEmilka,słyszęryki.
–Tomożeścisztelewizor.
–Niepyskuj!Ciotkawie,comówi.
Potembyłypytaniaojedzenie,ciepłemajtkiistopniewszkole,nakoniecseria

dobrychrad.RadamiciotkiLechosławymożnabywybrukowaćzedwapiekła,nie
tylkojedno.

WtrudnymdlaLilkiokresieoswajaniasięzsamodzielnościąprawdziwym

skarbemokazałasiężonawujka,ciotkaJola.Przyokazjiswoichzakupów
zaopatrywałalodówkęLilki,przypominałaoterminachopłat,zawszepytałao
MagusięiojcaorazwypłacałaLilcetygodniówki.Wszelkiepełnomocnictwado

background image

dysponowaniabankowymkontemMagusimiałwujek,natomiastnadkonkretnymi
jużwydatkamiczuwałaciociaJola.OnateżopłacałapaniąMalinowską.Tobyła
całkiemnowaciotka,awłaściwienietylenowa,ilewcześniejniedoceniona.Wczasie
rodzinnychspotkańgłówniemilczała,więcwyglądałonato,żeniemaswojego
zdaniaichowasięwcieniuwujka.Lilkanawetniepróbowałajejpoznać,oceniła
niejakozaocznieiwpakowaładojednegoworkazEmilkąiLesią.Jolaniepasowała
dotamtychciotek.Miałaniewieleponadtrzydzieścilat,nosiłasięskromnieibardzo
tradycyjnie,unikałamakijażu,amimotowyglądałanieźle,byłapoukładanaibardzo
normalna.

Gdzieśtakwpołowielistopada,jużporozmowachzAldonąidyrektorką,

samorządklasowywystąpiłzpomysłemurządzeniazabawyandrzejkowej.Nadużej
przerwieMikołajzapowiedziałzebranie.

Ledwiewspomniał,oczymbędziemowa,czteryosobyostentacyjniewyniosły

sięzklasy.

–Dobra,ślubuniebraliśmy–mruknąłMikołaj.Wyszłakolejnatrójka,którejbrak

ślubuteżbyłnarękę.

–Rozumiem,żezostalici,którzywczasietańcówniemusząwspomagaćsię

ketonalem–powiedziałMikołaj.–Mamydodyspozycjiklasęimożemyurządzić
dyskotekępołączonąztradycyjnymiwróżbami.Trzebaustalić,ktobędzie
odpowiadałzasprzęt,ktozajakieśkanapkiinapoje.Alkoholjestwykluczonyi
dyrektorkazabroniławszelkiegoprzemytu.

–Swojemlekowkartonikuchybamożnaprzynieść?–chciałwiedziećFilip.–

Regularniepijamtruskawkowe.

–Można,alesmoczeklepiejzostawwdomu–odparowałMikołaj.
Natychmiastposypałysiępytaniaocolęiredbulla,boinniniechcielibyćgorsi

odFilipa.Dyskusjazaczęławymykaćsięspodkontroliirozmywaćwniezbyt
wybrednychżartach.

–Uspokójciesię!–krzyknąłMikołaj.–Zacznijmyodustalenia,ktochcesię

zabawić?

–Zabawićtoiowszem,aleniewewróżby!–wyjaśniłPaweł.
–Koledzypomylililiceumzpodstawówką–zauważyłchłodnoPrymusik.–Jeżeli

omniechodzi,tooczywiścieprzyjdę,żebypopatrzećnawysiłkisamorządu.

–Popełniszbłąd!–NiewytrzymałaOliwia.–Andrzejkowewróżbylubiąsię

sprawdzać.Dowieszsięzadużoosobieizałamkagotowa.

–Nonie!–zauważyłzniesmakiemSebastian.–Owróżbachchybaniemówicie

poważnie.Zresztą,cotozazabawawbudzie.Natrzechbalangowiczówdwóch
opiekunów.Masakra.

ObokMikołajastanęłaMartyna,skarbniczkasamorządu.
–Słuchajcie,jestwyjście.Niechceciewbudzie,tomogęzałatwićmały,przytulny

lokal.Całasalkadlanas.

–Tojużbybyłocoś–zgodziłsięłaskawieFilip.–Zcateringiem?
–Dwiedychyzawstępiwramachtegojakieśjedzenie.
Dwiedychywywołałyprzeciągłe„eee”,cobyłowyraźnąoznakąniezadowolenia.
–Niewarto–orzekłSebastian.
–Słuchajcie!–poderwałasięLilka.–Gdybyprzypadkiemwtelewizorzeleciał

background image

IndykMrożka,tokoniecznieobejrzyjcie.Jesteścietępijakcichłopizknajpy.Amoże
byśmycozasieli?Aco?Choćbyiżyto.E,warto?Niewarto!

Pawełzarechotałnacałygłos.
–Obrażaszrolnikówindywidualnych,którzyniezałapalisięnaunijnedotacje–

zauważył.–Nastonieboli,namsiępoprostuniechce.

–Amniesięniechcenawaspatrzeć!
Lilkawyszłazklasy.Zaniąwysypalisięinni,jakbyjejwyjściebyłosygnałemdo

zakończeniazebrania.

Mikołajbyłwściekły.DwatygodniebiegałodAldonydodyrektorki,prosił,

przekonywał,żetradycja,żeintegracja,akiedywreszciedostałłaskawązgodę,klasa
całkowiciesięwypięła.No,niecałkowicie.Nanastępnychprzerwachzgłaszalisię
ludziezróżnymipomysłami,żemożewmniejszymgronie,możeukogośwdomu,
żebybyłobardziejkameralnie.

–Teraztomówicie?–irytowałsięMikołaj.–Wiecie,ilebyłozachoduze

zdobyciempozwolenia?

–Niemogłeśnajpierwspytaćludzi?–zauważyłktoś.
Mikołajprzygryzłusta.Wciążjeszczemyślałkategoriamiuczniagimnazjum.Tam

klasakupowaławszystkiepomysływciemno.Owszem,wychodziłyróżneafery,
sprzątaczkiwynosiłyzubikacjibutelkipowódce,czasemktośkomuśdałzamocno
wzęby,aleludziegarnęlisiędowspólnejzabawy.Iwcalenietrzebabyłopytaćo
zgodę.

–Imwyżej,tymgorzej–denerwowałsięwdrodzedodomu.–Strachpomyśleć,

cobędzienastudiach.

OliwiaiLilkaprzezorniemilczały.Mikołajmusiałsięwygadać,takąjużmiał

naturę.

Majkapogładziłagodelikatniepoplecach.
–Chciałeśdobrze–powiedziała.
Żachnąłsięiodsunął.Niecierpiał,kiedygopocieszano.
Majkawracałarazemznimi,chociażmieszkaławcentruminiebyłojejpo

drodze.Przykleiłasiędotriaiwcalejejnieprzeszkadzałoto,żeLilkazOliwiąnie
tolerowałybluzgów.Dostosowałasiędonichibyłopokrzyku.Widaćbardziej
zależałojejnatowarzystwieniżnajęzykowejswobodzie.

–OjakimlokalumówiłaMartyna?–spytała.
–JejstaruszkowieprowadząFantasmagorię.
–Dziwne,znamwłaścicielilokaliwmieście,aleichnazwiskonieobiłomisięo

uszy.Możetylkodzierżawią?

–Skądmogętowiedzieć?–burknąłMikołaj.
–Tyzniąsiedzisz.Zresztąwszystkichniemusiszznać.
–Nocoty?Tłumaczyłamciprzecież,żemójtatomacałąsiećknajpek,wtym

dwiezagranicą,inaprawdęznawszystkich.

–Sieć?–zdziwiłasięOliwia.
–Cztery,nie,cojamówię,pięćlokalitojużsieć–wyjaśniłaMajka.–Alejawolę

domoweimprezki.Chętniebymwaszaprosiła,mieszkaniejestduże,fajnie
umeblowaneantykami,niestety,mamabardzoźlesięczuje.Majużprzerzutyi
potrzebnyjejspokój.

background image

–Toprzykre–mruknęłaLilka.
–Bardzo,alenicniemożnazrobić.Pochemiistraciłagłos,codlanauczycielki

śpiewujestdramatem.Naszczęściewłosyjejniewyszły.Mójwujekjestmajorem
magistremhabilitowanym...

–Kim?–Mikołajzwrażeniaażprzystanął.
–Jestlekarzemwojskowym–wyjaśniłaMajka–izabierajądosiebiedokliniki.

Jesttamszefem,więcmożeudasięcośzrobić,żebyjejpomóc.

Doszlidokamienicy,wktórejmieszkałaLilka.KawałekdalejbyłdomMikołaja,a

jeszczekawałekdalej–Oliwii.

Majkastałajużnatrzecimschodkuzrękąnaklamce.
–Wejdziecie?–spytałaLilka.
Wiedziała,żeniewejdą,boOliwiamiałategodnialekcjęfortepianu,aMikołaj

treningtenisastołowego.Wyglądałonato,żezostaniesamazMajką.

–Czytyniemaszdzisiajrosyjskiego?–spytałaprzytomnieOliwia.
–Okurczę!–wykrzyknęłaLilka.–Sorki,zapomniałamnaśmierć.Muszęlecieć.
Dopięłasiędodomofonuipośpieszniewystukałakodmieszkania.Dopierona

schodachzwolniłakroku.ZwdzięcznościąpomyślałaoOliwiiiwieloletnich
przyjaźniach,któretakbezbłędniepozwalająwyczućnastrójdrugiejosoby.Akurat
tegodniaLilkaniemiałaochotynawysłuchiwaniezwierzeńMajki.„Czasemsięma
nastrójpocieszyciela,czasemsięniema”,myślała.OdwyjazduMagusiwciąż
zmagałasięzwłasnymikłopotamiiniechciałabraćsobienagłowęcudzych
dramatów.Dziewczynająprzerażała.Lilkanieznałainnejosoby,naktórąspadałoby
tylenieszczęść.Niedość,żesiostrapopełniłasamobójstwo,ojciecmiałzawał,a
matkaraka,tojeszczeuMajkilekarzepodejrzewalibiałaczkę.Tonicfajnego,jeżeli
tyletragediidotykajednąrodzinę.Odsamegosłuchaniamożnabyłozwariować.
„Chybajestemokrokodznieczulicy”,mruknęła,otwierającdrzwi.Byłojejprzykro,
głupio,jednaknicniemogłaporadzićnato,żenieczułasięświętąTeresąani
pocieszycielkąstrapionych.

background image

10.


PierwszaawanturazLechosławąmiałamiejscepodkonieclistopada.Cioteczka

zadzwoniła,żebyzadaćswojetradycyjnepytania.Widaćnawetjąprzestałobawić
wałkowaniewciążtegosamego,bonieoczekiwaniezmieniłaton.

–Jaktysobieradzisz,sierotko?–spytałagłosem,wktórymbrzmiało

najszczerszewspółczucie.

–Dobrze.Iwcalenieczujęsięsierotką!–zaprotestowałaenergicznieLilka.
–Niebierztegotakdosłownie,chociażprawdąjest,żerodzicecięporzucili.
Lilkapoczułapulsowaniewskroniach,atoznaczyło,żezamomentwybuchniei

powieojedno,anawetodwasłowazadużo.Lepiejbyłoskończyćrozmowę.

–Uczęsiędoklasówki,ciociu,nieobraźsię,porozmawiamyinnymrazem.
–Uczsię,pewnieżetak!–przytaknęłaskwapliwieciotka.–Przyjdzieszwsobotę

naobiad,topogadamy.

Wsobotęwypadałyandrzejki.Lilka,nieprzyzwyczajonadozmyślaniaikręcenia,

szczerzepowiedziała,żeszykujespotkaniedlakilkuprzyjaciół,musitoiowo
przygotować,więczaobiaddziękuje,zjecośwdomu.Ciotkęzatkało.Przezchwilę
nieumiaławydobyćgłosu,akiedyjużwydobyła,nieprzestawałamówić.Lilka
położyłasłuchawkęnaszafceiwzięłasiędoszykowaniakanapki.Copewienczas
nachylałasię,żebypowiedzieć:„Tak,tak,ciociu”.Nieinteresowałojej,co
Lechosławasądziokoleżeńskichspotkaniach,rozwydrzeniumłodzieżyiklęskach
żywiołowych.Sięgnęłaposłuchawkędopierowchwili,kiedyciotkazaryczała:

–Maszbyćnaobiedzie!Inatychmiastodwołajgości.Żadnychhulanek!

Zdemolującimieszkaniealbookradnąitylkokłopotówmatcenarobisz.

NikttaknigdydoLilkiniemówił.Wdomubyłatraktowanajakrównoprawny

członekrodziny,niejaktępywykonawcarozkazów.Policzyładopięciuijakoś
opanowałairytację.

–Przykromi,ciociu,mamawieowszystkiminiemanicprzeciwkomoim

gościom.Niemusiszsięomniemartwić.Zjemcośwdomu,anawieczórkoleżanki
przyniosąróżnedomowedania.

–Mama!–prychnęłaLechosława.–Wiedzotym,żeżadnaporządnamatkanie

zostawiłabydorastającejcórkidlaporachunkówzkochankąmęża.Onaciterazna
wszystkogotowapozwolić,żeby...żebyś...

–Oczymtymówisz?!–krzyknęłaLilka,przekonana,żesięprzesłyszała.
–Oczymmówię,tomówię!Zamiastsięstawiać,pamiętaj,żebezrodzinyjesteś

nikim.Tylkociotkicizostały,więcjeszanuj.Ojciec!Anglicysąjeszczebardziej
rozwiąźliniżPolacy.Rehabilitacja!–prychnęła.–Teżmiałamskręconąrękęinie
robiłamztegomiędzynarodowejafery.

Rozłączyłysięniemaljednocześnie.Trudnoprzewidzieć,cozrobiłapotem

Lechosława,wkażdymrazieLilkazaczęłapłakać.Wrednesłowaciotkiwwiercałysię
wmózginiemogłaichzostawićot,taksobie,żebykiełkowały,rosły,apotemją
zabiły.Przywykładotego,żedoroślitrzymająróżnesprawywtajemnicy,żenieo

background image

wszystkimwspominajądzieciom,nawettymdojrzałym,natomiastprzyjaciołomi
rodziniemogąpowiedziećwięcej.Musiałanatychmiastporozmawiaćzkimś
mądrym,zpaniąNataliąalbociotkąJolą.Nataliategopopołudniamiałalekcjew
szkolejęzykówobcych.Lilkaniechciałaczekaćaniminuty.Napisałarozpaczliwy
SMS:„Chybadałamsięwykołować,jestemwrozpaczy,zadzwoniępotem”,wysłała
godoOliwiiiMikołaja,asamaruszyładowujostwa.Całądrogębiegła,jakbyodtego
zależałojejżycie.Kiedywreszciestanęłanaprogu,byłazziajanaiczerwonazemocji.
Nieprzytomnymwzrokiemobrzuciławujka,zdziwiona,żejestwmieszkaniui
otwieradrzwi.CiotkaJolamówiła,żeodkądzaczęlibudowęnowegodomu,prawie
niewidujemęża.Pierwszepytanierzuciła,zanimściągnęłabutyikurtkę.

–Czytoprawda,żetatomakochankęimamapojechała,żebysięzniąrozprawić?
–Cygankacitowywróżyłaczymiałaśproroczysen?
Wujekpatrzyłtakśmiesznieznadokularów,jakbychciałjąstuknąćczołem.Zjego

minyniedałosięnicwyczytać.

Poprawiłkurtkę,któraspadłazwieszaka,iprzezchwilęustawiałrównobuty

Lilki.Pedantycznie,jedenobokdrugiego,jakbybyłyzdrogocennegokruszcu,aniez
czarnejskóry.Lilkaprzestępowałaznoginanogę,corazbardziejprzekonana,że
wujekzbieramyśli,żebywyjawićprawdęowielegorsząodtejciotczynej.

–Chodź,chodź,proszę!–powiedział,kiedyjużbutystałynabaczność.–Usiądźi

mów,odkiedytodziecipodająwwątpliwośćczynyrodziców?

–Odjakichśdwudziestuminut,dokładnieodtelefonuciotkiLechosławy–

wyrecytowałajednymtchem,czując,żewzbierawniejfuria.

Wujekzagrywałposwojemu.Twarzmiałkamienną,idealnądoobwieszczania

pacjentomnajgorszejprawdy.Poczułasięjakpacjentka.

–PrędzejpodejrzewałbymEmilię–stwierdził–boonawietrzyromansenawet

międzymarchwiąaburakiem.Codokładniecipowiedziała?

–Wujku,nieważneco!Wiesz,jakajestciotka!Odpowiedzminapytanie.
–Jeżeliobojewiemy,jakajestciotka,toczemutakbardzoprzejęłaśsięjej

gadaniem?Przestańsięmądrzyćizrób,ococięproszę.

Powtórzyławiernie,odzaproszenianaobiadpoostatniwybuch.Wustachczuła

popiół,językprzypominałkołek.Jolazlitowałasięnadniąipodsunęłaszklankę
wodymineralnej.

Lilkawypiładuszkiemibłagalniespojrzałanawujka.
–Historianamiaręintelektudwupółgłówków–powiedziałspokojnie.–Nie

wątpię,żejesttodziełozbiorowegowysiłku.Niestetydwapółgłówkiwkupienie
dająjednejmądrejgłowy.Bierzeszsobiedosercawszystko,cooneplotą?

–Nigdyniemówiłyniczłegoomamie...Prędzejotacie,alewtedymamajegasiła.
Wujekznowuspojrzałznadokularów,jakbyporazdrugiprzymierzałsiędo

stuknięciaLilkigłową.Wreszciesięodezwał:

–Ojciecprzysłałmifaksemwynikibadań.Skomplikowanezłamanierękiz

uszkodzeniemnerwu,przypadekpoważny,jednakrokujepowrótdozdrowia.W
Amerycemająświetnysprzęt,dobrychspecjalistówiniewątpię,żezdołająmu
pomóc.

Tobyłcaływujek.Niemógłnicpowiedziećwprost,uspokoić,pocieszyć,

wyjaśnić:takitak.Onmusiałzacząćodwykładuisięgnąćdopoczątkówświata.Co

background image

miałarobić,skupiłasięnawywodzie.

–MójkolegaprzeszkoliłtrochęJagienkęzrehabilitacji,żebywiedziała,jak

pomóc.Pozatymjestjeszczedonapisaniatanieszczęsnapraca.Ojciecniemożew
tejchwilistukaćnakomputerze.Czymówięjasno?

–Tak.–Skinęłagłową.
–Toterazsłuchajuważnie.Twojamamaijajesteśmybardzodosiebiepodobni.

Mówięocharakterach,nieowyglądzie.Wrodzonaskromnośćniepozwalami
równaćsięztakąpięknością.–Uśmiechnąłsięlekko.–Łączynasjedno:nie
tolerujemyzdrady,boniemamydoniejskłonności.Gdybypojawiłasiękobieta,ta
trzecia,jaksiępopularniemówi,twojamama,zamiastleciećdoStanówiprzeganiać
rywalkęparasolką,wniosłabysprawęorozwód.Jazrobiłbymtaksamo.Niemożna
siłązatrzymaćprzysobiedrugiegoczłowieka,chybażenakrótko.Tonieżadna
wyimaginowanakobietapchnęłamamędowyjazdu,tylkopoczucieobowiązku
wobecmęża.Skończyłem.Teraztwojakolej.Zdradźmiwreszcie,dlaczego
uwierzyłaściotceLechosławie?Małotobzdursłyszałaśzjejust?

–Przeraziłamsięizaczęłamkombinować.Mamabardzodługoutrzymywałaswój

wyjazdwwielkiejtajemnicy,nikomunicniemówiła,więcpomyślałam,żemoże
miała...jakieśdodatkowepowody.

–Pewniecięrozczaruję,leczmyzJoląwiedzieliśmyojejplanachodsamego

początku.EmiliiiLechosławieniebyłosensumówić,ciebiemamachciałajak
najdłużejoszczędzić.Trudnojestwybieraćmiędzymężemadzieckiem.Dopiero
kiedyJolaobiecaławziąćciępodopiekę,Jagusiapodjęładecyzję.Mójnadzór
sprowadzasiędonadzorowaniaciebieiJoli.Jakpewniezauważyłaś,niemam
odpowiedniegopodejściadomłodychpanien.Dlaczegojesteśtakdziwnieubrana?

–Dziwnie?Normalnie.
–Tucośwyłazi,tusięcośniedopina.Toniejestnormalnie.Eleganckiubiór,moja

droga...

Lilkatylkoudawała,żesłucha.Spojrzałanaciotkę,uśmiechnęłasiętrochę

nieśmiało,trochęprzepraszająco,bonaglepoczułaprzypływwielkiejsympatii.

Jolawstałaodstołuipochwilizkuchnizaczęłydobiegaćmiłeodgłosy

towarzysząceprzygotowaniomposiłku.Brzęczałysztućce,nóżstukałodeskę.

–Nudzęcię?–bardziejstwierdził,niżspytałwujek.
–Nie,dlaczego!–zaprotestowałaenergicznie.
–Niewiemdlaczego,alewidzępooczach.Starszychteżczasemwarto

posłuchać...No,możezwyjątkiemdotkniętychdemencjąciotek.

–Anatolu!–odezwałasięzlekkimwyrzutemJola.–Są,jakiesą,aletowkońcu

twojesiostry.

Weszładopokojupotalerzykiizatrzymałasięnamomentprzykrześlemęża.
Wujeknieoczekiwaniesięroześmiał.
–Żonętojasobiemogłemwybrać,niestetysiostrybyłyjużnaświecie,kiedysię

urodziłem.Dwapierwszeegzemplarzenieudałysięrodzicom,możnapowiedzieć,są
wynikiemchybionycheksperymentów.Dziesięćlatstaruszkowiemyślelinad
udoskonaleniempierwowzorówidziękitemumamyJagienkęimnie.

Lilkarzuciłasięnakolacjęzwilczymapetytem.Byłauspokojona,odprężonai

niesamowiciegłodna.Oobiedziezapomniała,wzjedzeniukanapkiprzeszkodziłajej

background image

Lechosława,więcteraznadrabiałazaległościcałegodnia.Niewtrącałasię,słuchała,
oczymmówią,ibardzowspółczułaJoli.Wujekmiałpaskudnyzwyczajpoprawiania
każdegorozmówcy.Wysłuchał,azarazpotemstwierdzał:„Toniejestdokładnie
tak”,izaczynałtłumaczyćposwojemu.Jolaanirazusięniewkurzyła,niewalnęła
rękąwstółaniwprzemądrzałągłowęmęża.Musiałamiećanielskącierpliwość.Nic
dziwnego,zzawodubyłakatechetką.

Lilkawracałaodwujostwanieprzyzwoicieobjedzonai,odziwo,lekkajakpiórko.

Nogiwrosłyjejwziemiędopieroprzeddomem,kiedyzobaczyłazziębniętąOliwięi
przytupującegoMikołaja.PrzypomniałasobieoSMS–ie.

–Ojej,czemuniezadzwoniliście?–spytała.
–Oddwugodzinnicinnegonierobimy!–mruknąłMikołaj.–Dzwonimyna

zmianę.

Lilkaobmacałakieszeniekurtki,jednaktelefonunieznalazła.Odkryłagodopiero

wmieszkaniu.Leżałspokojniewprzedpokojunaskrzyni.

–Samiwidzicie,jakbyłamzakręcona–powiedziałaprzepraszająco.
Obracałakomórkęnawszystkiestronyiniemogłazrozumieć,jaktomożliwe,że

zostawiłająwdomu.Byłajejniezbędnaniczymrozrusznikserca,aprzecież
rozrusznikasięniezostawia.

WieczoremjeszczerazmiałaokazjęporozmawiaćzciotkąLesią.Naekraniku

domowegotelefonupojawiłsięnapisTeletuba2,więcniebyłowątpliwości,kto
dzwoni.Zniechęciąprzystawiłasłuchawkędouchaiomałoniepadłazwrażenia.
Głosemsłodszymodmioduciotkaodegrałaznakomitąjednoaktówkępodnieco
długimtytułem:„Nieładniesięgniewaćnastarąbiednąciotkę,któraczasemcoś
palnie,alezawszechcedobrzedlarodziny”.Wujekmusiałjejnieźlenagadać,bo
nawetnieupierałasięprzysobotnimobiedzieinienapomknęłaanisłowemo
koleżeńskimspotkaniu.

background image

11.


Pomysłnaklasoweandrzejkiskończyłsiępiramidalnąklapą.Mikołajztrudem

przebolałporażkę,dałsobiejednakwytłumaczyćiprzypomnieć,żezawszenajlepiej
siębawiliwswoimgronie.Triomiałowypróbowanychprzyjaciół,więczaczęłodo
nichrozsyłaćSMS–y.ZestarejekipyudałosięściągnąćdwóchkumpliMikołajai
dwieosobyzdawnegogimnazjum.DochodziłajeszczeMajka,któracorazczęściej
mówiła:„BomyzMikołajem...”.Onnigdyniemówił:„BomyzMajką...”idawno
wyzwoliłsięspodjejuroku.Dziewczynamimolicznychnieszczęśćbyłauciążliwai
skupionawyłącznienasobie.Jejkłopotymogłyzałamaćnawetdorosłego,więctrio
starałosięokazywaćwspółczucie,alejużnasympatięnieumiałosięzdobyć.
Udawała,żeniedostrzegatejrezerwy.

TowłaśniezasprawąMajkiimprezazaczęłanaglenabieraćrozmachu.Tydzień

wcześniejwiadomojużbyło,żespotykająsięuLilkiwosiemosób,żekurczaka
pieczemamaOliwii,sałatkęibitkirobimamaMikołaja,żeciastoprzynosi
Małgosia...Jednymsłowemwszystkojużustalono,kiedynaglezaczęlisięzgłaszać
różniludziezdziwnymipytaniami.

–Lilka,gdzietywłaściwiemieszkasz?Dajnamiarynachatę,żebymniebłądził–

poprosiłSebastian,tensam,którynazebraniuklasowymnajbardziejwybrzydzał.

–Chwila,moment!–zdziwiłasięLilka.–Jasięztobąumawiałam?
–Noprzecieżrobimybajlęuciebie!
–Sorry,stary!Toniejestklasowabajla,tylkościśleprywatna.
–Majkamówiła,żezbieraciezgłoszenia.
–WidocznieMajkazapraszacięnajakąśswojąimprezę.
DoOliwiiiMikołajateżzgłaszalisięróżniludzie,którzybardzodużowiedzielio

andrzejkachuLilki.

Ostatnioutarłosię,żetriowracałododomuweczwórkę.Majka,doczepionado

nich,wlokłasięznadąsanąminąiniemrawopróbowałaodpieraćzarzuty.

–Cojestgrane?–piekliłsięMikołaj.–Wszyscypowołująsięnaciebie.Coim

naopowiadałaś?

–Nictakiego!Niewiedziałam,żetotajemnica.Maszpretensjęokilkaosób,asam

chciałeśrobićimprezędlacałejklasy.

–Wbudzie,nieuLilki.Niewidziszróżnicymiędzyszkolnąimpreząadomówką?
–Widzę,pomyślałamtylko,żebędzieweselej,jakzejdziesięwięcejludzi.Gdyby

niechorobamamyiojca,tojabymzaprosiłacałąklasę.

–Niemamzamiaruzapraszaćcałejklasy–powiedziałazdecydowanieLilka.–

Nakręciłaś,toterazodkręcaj.Jawszystkimmówię,żesięprzesłyszeli,żedomówka
jestuciebie.

–Nowiesz?Jakmożesz!Napewnoniechciałabyśbyćwmojejsytuacji–chlipnęła

cichutko.–Mamamanoweprzerzuty.

–Dobra,przepraszam.Niechciałamcirobićprzykrości!–mruknęłaugodowo

Lilka.–Jednakmusiszodwołaćswojezaproszenia.

background image

–Odwołam–zgodziłasiępotulnie.–Tylko...PawełiFilipmożemoglibyprzyjść,

sąbardzofajni.

–Nie!–zaprotestowałMikołaj.
–Chybaniejesteśzazdrosny?–Przewróciłaoczamiposwojemuijużnie

wydawałasięprzybita.

–Całejklasiepowiedziałaś?–spytałaOliwia.
–Toniemojawina,żeciekawewiadomościszybkosięrozchodzą.Ludzielubią

siępobawić.Niebójciesię,Mariuszaniezaprosiłam.

AjednakMariusz,nazywanyprzeztrioPrymusikiem,teżwiedział.Następnego

dnianaprzerwieLilkazeszładosklepikupodrożdżówkęistanęławkolejcewłaśnie
zaPrymusikiem.Nieczuładofacetasympatii,ajużpowyborachipozebraniu
klasowymprzekreśliłagocałkowicie.

–Podobnourządzaszandrzejki.Wróżyćteżbędziesz?–spytałPrymusik.
Miałdziwnąmanieręmówienia,jakbycedziłsłowa,aartykulacjasprawiałamu

ból.Pozatymzachowywałsięjaknadętypalant.

–Mhm–odpowiedziaławyczerpująco.
–Jestmożliwośćzałapaniasięnatęnadzwyczajnąimprezę?
–Wszystkiebiletyjużsprzedane.Odpowiedźtrochęgodotknęła,czegoniezdołał

ukryć.Ciągnąłjednak:

–Ostatniobardzouważniecięobserwuję.
–Dlaczego?–spytałaobojętnie.–Maniatakaczyco?
–Powiedzmyraczej,żetonawykczłowieka,któryumiewyciągaćwnioskiz

cudzychzachowań.

–Notosobiewyciągaj,nazdrowie!
–Nieinteresujecię,cootobiemyślę?
–Średnio.Raczejmniejniżwięcej.Czujęjednak,żesammipowiesz,bozjakichś

powodówzacząłeśtęrozmowę.

–Inteligentnestwierdzenie–pochwaliłjąinawetrozciągnąłustawuśmiechu.–

Otóżobserwujęcięicorazbardziejjestemprzekonany,żemydwojepasujemydo
siebie.

–Mhm.Mojababciapowiedziałaby,żejakgarbatydościany.Przykromi,

najwyraźniejpadłeśofiarązłudzenia.

Onkupiłpączek,onadrożdżówkęiwrócilinagóręoddzielnie.Lilkabyłaprzybita.

To,żelubiłasiępodobać,nieznaczyło,żechciałasiępodobaćwszystkim.
Prymusikowinapewnoniechciała,więcdrażniłająmyśli,żetakiezmanierowane
zeromogłosobiewyobrażaćniewiadomoco.NaszczęściedoklasywszedłPikuś,
zaczęłasięchemia,anachemiiLilkabyławzoremuczennicy.Pikuścoprawdaanijej
nieprześladował,aniniezwracałnaniąuwagiwiększejniżprzedwpadką,jednakw
każdejchwilimógłpokazaćrogi.Nieumiałaprzewidzieć,jakbardzopamiętliwisą
mężczyźni,zwłaszczacizakompleksieni.Nawszelkiwypadekuważałanalekcjii
odrabiałazadaniadomowe.Przyokazjizauważyła,żefacet,choćmłodyiświeżopo
studiach,nieźleprowadziwykładinienudzi.Chemianiebyłaprzecieżjakąś
szczególnieinteresującądziedzinąwiedzy,adałosięnaniejwysiedzieć.

Wtygodniuprzedandrzejkamiklasabyławyraźnierozkojarzona.Skoronawetna

polskimAldonamusiałaryknąć,toznaczyło,żeludzieżylizupełnieinnymi

background image

sprawami,któreznaukąmiałyniewielewspólnego.Gadali,wiercilisię,czasem
jawnieprzeszkadzali.Nachemiiniebyłolepiej.

Pikuśzacząłsprawdzaćobecnośćicochwilamusiałprosićociszęispokój.
–Ławkiwasparzą,żetaksięwiercicie?–spytał.Lilkaodezwałasię,zanim

zdążyłapomyśleć,corobi:

–Światzmierzakuzagładzie,panieprofesorze,iniektórymludziomsystemysię

przegrzewają.

Palnęła,zdrętwiałaiprzygryzłausta,złanasiebie,żeznowuzlekceważyłamądre

przemyśleniaTomaszazAkwinu.

Klasa,jaktoklasa,zaczęłarechotać.Pikuśspojrzał,pokiwałgłową,anawet

nieznaczniesięuśmiechnął.

–Ciekawateoriaisporotłumaczy–przyznał,poczymzaprosiłLilkęnaśrodek

klasyirzetelnieodpytałztlenków.

Dostałapiątkęiwróciłanamiejsce.Tapiątkazrównoważyłapałęibyłanawagę

przyzwoitejocenysemestralnej.Lilkapomyślałazulgą,żewreszciemożetrochę
odpuścićiniezadręczaćsięchemią.

background image

12.


Nadzieńprzedandrzejkamimiałomiejsceniewielkieorganizacyjnezałamanie.

RodzicomOliwiiwyskoczyłnagływyjazddobabci,niemielicozrobićzMiśką,więc
mamaOliwiizaproponowała,żebyprzenieśćimprezędonich.Niebyłoztym
większegokłopotu.Triopowiadomiłoprzyjaciółozmianieadresu,awsobotętonie
OliwiawybrałasiędoLilkipomagaćwprzygotowaniach,tylkoLilkazjawiłasięu
Oliwii.Przyszłajużprzedpołudniem.Oczywiściebardziejniżopomocchodziłoo
wspólnespędzeniednia.Ichekipakierowałasięzdrowązasadą:fantastycznyubaw
jaknajmniejszymkosztem,czylidobramuzyka,wprzerwiecośdoprzekąszenia,
obowiązkowonapojeitalerzejednorazowe,żebyniezawracaćsobiegłowy
zmywaniem.Poimpreziewszyscydoprowadzalimieszkaniedoporządku.Czasem
zdarzałysięnieprzewidzianesytuacje,czyjaśdłuższaniemoc,czyjeśzaśnięciew
kątku,aletakiebyłożyciei...działaniepiwa.Wkażdymraziejakdotądniktz
organizatorówdomówekniepodpadłstaruszkom.Oczywiściewichekipie,bo
odbywałysięteżimprezy,októrychkrążyłylegendy.Niezbytmożebudujące,zato
niesamowiciebarwne.

–Maszczasemprzeczucia?–spytałaOliwia.Siedziaływwielkichfotelach

zwiniętewkłębkiipopijałyherbatę.

–Chodzicioto,czybywamjakKasandra?–roześmiałasięLilka.
–Kasandranie.Onazdajesięwróżyłasamenieszczęściainiktjejniewierzył.

Pytamozwykłeprzeczucia,żecośsięudalubnie.Cholerniejestemdzisiaj
niespokojnainiewiemdlaczego.

–Pewniebędzieszmiałaokres.
–Nocoty!Ledwiemisięskończył.Cośmnieściskawśrodkuimyślę,żeto

właśnieprzeczucie.Chciałamskonsultowaćobjawy.

Lilkapokręciłagłową.
–Jatakniemam.Zatozaczynamwierzyćwandrzejkowewróżby.Wzeszłymroku

wyszłomi,żepoznamjakiegośsupermana,iobjawiłmisięPrymusik,czylimówiącz
angielskathebill.

–Podobnopasujeciedosiebie.
–Teżjestemthebill!–wykrzyknęłaLilkazudanymoburzeniem.
Zaczęłyprzerzucaćsiężartamiizłeprzeczuciaprzestałymiećznaczenie.Chwilę

potemzjawiłasięMisia,zziajana,niezbytczysta,aleszczęśliwa.Wróciładodomuz
konieczności,bojejbandaposzłanaobiad.BandaskładałasięzMisiitrzech
chłopcówmieszkającychposąsiedzku.Najstarszymiałsiedemlat,Miśkasześć,a
dwajpozostalimniejwięcejpopięć.Biegalirazempoogrodach,trochępsocili,a
czasem,mimozakazów,wypuszczalisięnaulicę.Byłatospokojnauliczka,czystai
wysadzonastarymilipami.

–Głodnajestem–oznajmiłaMisia.
Jejcichygłosikzabrzmiałjakgłosrozsądkuiniedałosięgozlekceważyć.
Nagodzinęprzedimprezązaczęłosiępoprawianieurody.Łazienkanagórzebyła

background image

przestronna,zaopatrzonawdwieumywalki,więcdziewczynyniemusiałydeptać
sobiepopiętachaniposzturchiwaćsięłokciami.Sztukęmakijażumiałyopanowaną
oddawna.Żebyosiągnąćpożądanyefekt,wystarczyłopołożyćniecotuszunarzęsy,
delikatnycieńnapowiekiiodrobinębłyszczykunausta.Błyszczykcoprawda
zlizywałypopiętnastuminutach,alektobysiętymprzejmował.Więcejkłopotu
nastręczaływłosy,aletylkoOliwii.Lilkamiałagęste,prosteiwystarczało,żefryzjer
odpowiedniojewycieniowałiwystrzygłpazurki.GłowaOliwiicałabyław
pierścionkach.Loki,wczasachmodynawłosygładkie,stanowiłyprzekleństwoi
wymagałyprostownicy.Niestety,jejdziałaniebyłokrótkotrwałeipogodzinie,
najdalejdwóchwszystkowracałodonormy,Oliwiaznówmiałanagłowiebaranka.

–ChybasięogolęnaMikołaja–powiedziałazciężkimwestchnieniem.–

Wyglądamjakpotrwałej.Cozaobciach!Alekiedyostrzygęwłosyprzyskórze,to
wszyscyzobaczą,żejestempucołowata.

–Mniesiępodobaszzwłosami–zapewniłaMiśka.
Kręciłasiępołazienceizwielkimzainteresowaniemobserwowaławysiłki

dziewczyn.

–Wielkiedzięki–burknęłaniezbytpocieszonaOliwia.
–Jesteśbardzoładna.Lilkateżjestbardzoładna–oświadczyłaMisia.
–Niepodlizujsię,dobra?–poradziłaOliwia.
–Siedziszdodziewiątejianiminutydłużej.Oliwianiebyłazadowolonaze

swojegowyglądu.

Niedość,żeloki,tojeszczeoponkawpasie,ajakbynieszczęśćbyłomało–łydki

jakurzymskiegopiechura.TakiełydkiobowiązkowotrzebabyłochowaćiOliwia
najlepiejczułasięwspodniach.

–Tychociażmaszbiust,aja?–westchnęłasmętnieLilka.–Muchamawiększe

uszy.

–Widziałamdzisiajwsupermarkeciepaniązcyckamijakbaloniki–oznajmiła

Misia.

–Mówisięzdużymbiustem–poprawiłaOliwia.
–Nieładniejestgapićsięnaludzi.
–E,nienaludzi.Chodzimydomarketu,żebypooglądaćpismazpaniami.
–Tyitwojabanda?
–No.
–Asprzedawczynienicwamniemówią?–spytałazaskoczonaLilka.
–Dzisiajpanipowiedziała:„Dzieciaki,albokupujecie,albowynocha!”.
Misiatrochęsięspeszyła,kiedyOliwiazLilkąwybuchnęłyśmiechem.Nie

widziałaniczabawnegowtym,żeekspedientkaprzegoniłajejbandęzesklepu.

–Zemniesięśmiejecie?–spytałaniepewnie.Pokręciłygłowamiiśmiałysię

dalej.Misiamiaładowyborualbosięobrazić,alboprzyłączyć.Wybraławariant
drugi,boniewymagałwychodzeniazłazienki,gdziedziałosiętyleciekawych
rzeczy.Misiabyłastworzonkiemtowarzyskimipogodnym.

Lilkadopięłaspódniczkę,przewiązałatunikęwąskimpaskiemispojrzałana

przyjaciółkę.Znowumusiałasięroześmiać.

–Weźsięniewygłupiaj,co?–poprosiła.–Wmajtkachiskarpetkachchybanie

pójdziesz,włożyszcośjeszcze,prawda?

background image

Oliwiabłyskawiczniewciągnęłaspodnieiczarnąbluzkęodsłaniającąramię.Nie

byłaażtakwielkąmasochistką,żebydłużejniżpięćminutzadręczaćsięlokami,
oponkąiłydkami.

–Dobrzecimówić–mruknęła–bosamawyglądaszjakmodelka.
Lilkapokręciłagłową.Miałamnóstwozastrzeżeńdoswojegociała,bonawet

najładniejszedziewczynywymyślącośdopoprawienia,przerobienialub
uzupełnienia.PodtymwzględemnieźlesięzOliwiądogadywały,choćkażdamówiła
oczymśinnym.

Odziewiętnastejzaczęlisięschodzićuczestnicydomówki.Każdyprzyniósłcoś

dojedzeniaiskładałwkuchni.OmuzykęzadbałMikołajzkumplami,oniteżzajęli
sięniewielkimprzemeblowaniemsalonu,żebyzrobićwięcejmiejscadotańców.
Majkaprzybiegłaostatnia.

–Maszpizzę?–spytałaLilka.
Majkatrzepotałarzęsamiipatrzyłanieprzytomnymwzrokiem,jakbyLilkapytała

opogodęwkosmosie.Obiecywałanietylkopizzę,aletakżekilkarodzajówsałatek,
śledzieigalaretęzryb.Triouznało,żeandrzejkitonieprzyjęciekomunijnei
wystarczysamapizza.

–Nawettrzy,tatozamówiłwswojejrestauracjinajlepsze,zkrewetkami,ale–

zniżyłagłosdoszeptu–sorki!Zapomniałamjezabrać.Tatojestzagranicą,wkurzył
sięjakimiśpodatkamiimiałkolejnystanprzedzawałowy.Zadzwonił,kiedy
szykowałamsiędowyjścia.Strasznatragedia...Rozumieszchyba...Straciłamgłowę.
Możektośmasamochódimógłbymniepodrzucićdodomu?

–Okay,niemasprawy!–machnęłarękąLilka.–Jedzeniamamydosyć.Atakna

marginesie:znaszkogoś,ktoprzyjeżdżanaimprezęsamochodem?

–Nie,alemyślałam...–Wzruszyłabezradnieramionami.
Nawetwnajbardziejzżytejekipiepoczątkiimprezsązawszetrochędrętwe.Na

jedzenieniktjeszczeniemaochoty,natańceteż,muzykasączysięcichutkolub
dudniwuszach,zależnieodwyboru,aludziegadająokomórkach,gadżetach,czasem
onumerachwszkole.Rozkręcająsiępowoli.

–Toco,popiwku?–zaproponowałMikołaj.Piwoszłonapierwszyogień.Miało

gorzkawysmakzakazanegoowocuibardzopomagałowpodkręceniunastroju.
Ludziepociągaliprostozbutelek,żebyniezostawiaćśladówprzestępstwa,jakichś
szklaneknaparapecielubpodstolikiem.Poimpreziewystarczyłoprzeliczyćbutelki,
wynieśćikłopotzgłowy.Zresztąnikt,ktoskończyłszesnaście,siedemnaścielat,nie
uważałpiciapiwazaprzestępstwo.Jedynierodzicemyśleliinaczej,więcnależało
oszczędzićimzmartwień.Dodomubezpieczniejbyłowracaćzezdrowymchuchem,
dlategoodpołowyimprezymałoktoczułpragnienie.Coinnegonapoczątku.Powoli
delektowalisięsmakiem.Lilkanieumiałapićzbutelki.Przyniosłasobieszklankę,
sokwiśniowyidopierowtedyumoczyłausta.

–Nowiesz,takmarnowaćsmakpiwa–zmartwiłsięRaj,najlepszyprzyjaciel

Mikołaja.

–Jaksięporzygam,toteżzmarnuję,nonie?–odpowiedziałapogodnieLilka.
Miśkakręciłasiępopokoju,wreszcieprzysiadłaobokMikołaja.
–Mogęumoczyćpalecwtwoimpiwku?–spytała.
–Niemożesz!

background image

–Tylkoraz–prosiła.
–Nawetotymniemyśl,Michalino!–powiedziałstanowczo.
–Widzisz,sammówisz,żejestemduża.
–Jakłapakurza.Zmiataj,bonamówięOliwię,żebyciępołożyłaspać.
GroźbabyłapoważnaiMiśkazdusiłachęćpolizaniapalca.Zresztądroczyłasię

dlazabawy,boznałajużtenobrzydliwysmak.Kiedyśpociągnęłacichcemłyki
uznała,żeLilkamaabsolutnąrację.Piwobyłoohydne.UsiadłaobokMikołajai
czekałanawróżby.Samosłowo„wróżba”brzmiałomagicznieizapowiadałowielką
tajemnicę.

–Będziemylaćwosk?–spytałacichutko,kiedyrozmowanachwilęprzycichła.
–Wiesz,ileztympaprania?!–wykrzyknęłaOliwia.–Tobyłodobredawniej,kiedy

ludziombrakowałorozrywek.Podgrzewanie,lanie,potemskrobaniegarnka,onie!

–Mamusiamówiła,żemożnalaćzeświecy–przypomniałazmartwionaMisia.
–Nie!–ucięłakategorycznieOliwia.
–Tocobędziemyrobić?
Pytaniezawisłowpróżni.Prawdęmówiąc,nikomuniechciałosięnicrobić.

Ludziezbieralienergiędotańcówijużsamotobyłopotężnymwysiłkiem.

Lilcezrobiłosiężalmałej.
–Nodobra,ułożymybuty.Aletojestwróżbawyłączniedladziewczyn–

powiedziała.

–Bezemnie.–Majkazamachałaręką.
Doukładaniabutówwszeregunajlepszybyłhol.Raz,żesporomniejszyod

salonu,dwa,żenikomusiętamnieprzeszkadzało.Zabawaokazałasięszalenie
wciągająca,akiedyjeszczezwyciężyłaMiśka,powstałniesamowityharmider.

–Onie!Przedemnązamążniewyjdziesz!–wykrzyknęłaOliwia.
–Onaoszukiwała!–roześmiałasięMałgosia.
–Lilkaoszukiwała,janie!–broniłasięMisia.
–Układajmyjeszczeraz–zdecydowałaOliwia.Przytrzecimukładaniuwszystkie

szorowałypoposadzcenakolanach,wpadałynasiebieipękałyześmiechu.Przez
wesołechichotyprzebiłsięnieoczekiwaniedzwonekkomórki.

–Komudzwoni!?–krzyknęłaMałgosia,otwierającdrzwisalonu.
ZerwałasięMajka.Zkomórkąwgarścischroniłasięwłazience.Dziewczynynie

przerwałyzabawy.

–Jakituadres?–spytałaMajka,wysadzającgłowęzzadrzwi.
–Młynarska6–powiedziałaMiśka,zdziwiona,żektośmożenieznaćtak

prostegoadresu.

–Młynarska6–powtórzyłaMajkaizamknęłasięwłazience.
Kiedywyszła,minęmiaładośćniepewną.Oliwiapodniosłasięzpodłogi.
–Ktośprzyjeżdżapociebie?Cośnietakzojcem?–zaniepokoiłasię.
–Nie,dlaczego?–Majkapokręciłagłową.–Pawełdzwonił,szukałnasuLilki.
–SkądPawełwie,gdziejamieszkam?–Lilkateżwstała.–Pozatymmogłaś

chociażspytać,czyOliwiachcetuwidziećPawła.

–Ojej!–Majkazrobiłaminęskrzywdzonegodziecka.–Nawetniepomyślałam,że

niechce.Niegniewajciesię,przecieżtokumpelzklasy.Tocałkiemnormalne,że
ludziezjednejbalangiidąnainną.Wmojejstarejekipiezawszetakrobiliśmy.

background image

–Dobra!–Oliwiamachnęłaręką.–JednegoPawłajakośprzeżyjemy.
–OnjestzFilipem–uzupełniłaMajkaiczmychnęładosalonu.
Chciałyzaniąbiec,alerozdzwoniłsiędomofon,coznaczyło,żenieproszeni

gościebylijużprzyfurtce.Chwilępotemwholuzaroiłosięodludzi.Pawełprzyszedł
zFilipem,FilipzdziewczynąoimieniuAngelika,Sebastiansam,anaprzyczepkębył
jeszczeProt,postawnymięśniak,którego,podobniejakAngeliki,niktzpaczkinie
widziałwcześniejnaoczy.ProtzostałprzedstawionyjakokumpelPawła.

–Myodkołyskizawszerazem–zapewniałPaweł.
–Noco,niecieszyciesię?Nieprzychodzimyzpustymirękami!–zawołałFilip.
Abydowieść,żemówiprawdę,wyciągnąłzkurtkipółlitrowegoabsolwenta.

Pozostalizrobilitosamo,aProtwyłowiłnawetdwiebutelkiijednąpróbował
wręczyćOliwiizamiastkwiatka.

–Mysiębawimyprzypiwie–zaprotestowałaOliwiaicofnęłaręce.
–Lol!Przypiwie?–rozrzewniłsięProt.–Jakdzieci,całkiemjakdzieci!Piwojest

dobrenazakąseczkę.

Ustawilibutelkinastolikuwholuizaczęliściągaćkurtki.Hałasowaliprzytym

tak,jakbyprzyniesioneabsolwentyniebyłypierwszymtrunkiemtegowieczoru.Nie
wyglądalijednaknapijanych,tylkobardzorozluźnionych.Zgiełksprowadziłdoholu
Mikołajairesztę.Sytuacjanieprzedstawiałasiędobrze:czterechzaskoczonych
facetówzjednejstrony,czterechprzesadniewesołychzdrugiej,aśrodekpusty.
Oliwiapomyślała,żejeżelijużchłopakimusząwziąćsięzałby,toniekonieczniewjej
holuiprzymałejMisi.PodeszładoMikołaja.

–Zadalisobiesporotrudu,żebynasznaleźć,więcniechzostaną–uznała.
–Ażebyściewiedzieli,żełatwoniebyło–przytaknąłFilip.–SpoddomuLilkio

małonaspsyniezawinęły,tak?–Zwróciłsiędoswoich,aonizarechotalizgodnie.–
Babajakaśgrubaśnachciałanasbić.Protsięwystraszył,zacząłjąporękach
całować...booncholerniestrachliwytennaszProcio,tak?Iłagodnyjakowieczka...
dopókiktośgoniewkurzy,masięrozumieć.

–Właźcie,jakjużjesteście!–Oliwiawskazaładrzwisalonu.
Zaproszenieniezabrzmiałozachęcającoaniserdecznie,jednakPawłowiireszcie

towniczymnieprzeszkadzało.Weszlijakdosiebie,pochwalilimeble,że
nowoczesne,laski,żeekstra,irozsiedlisię,gdziektomógł.

–Strzelimyabsolwencikanadobrypoczątek–oznajmiłPawełradośnie.
Sebastiangorliwiepobiegłdoholu,gdziestałybutelki.Przyniósłodrazucztery.
–Oliwka,kieliszkidlawszystkich!–zarządził.–Ajakbyśmiałacośnazagryzkę,

teżmożebyć.

–Domniemówisz,leszczu?–upewniłasięOliwia.
–Ajesttujakaśdruga?–zdziwiłsięzrozbrajającąminą.
Oliwia,znaturycholeryczka,kiedywpadaławzłość,mogłapowiedziećwiele

nieprzyjemnychsłów.Wybuchwisiałnawłosku,byłkwestiąsekund.Mikołaj
podniósłsięzfotela,odsunąłjądelikatnienabokiustawiłsięnawprost
spragnionegoSebastiana.Mierzyłgoprzezchwilęwzrokiem.

–Czegosięgapisz?!–warknąłSebastian.
–Niebójsię,lubięczasempopatrzećnaprawdziwychtwardzieli.
–„Niebójsię”?–prychnąłtamtenrozbawiony.

background image

–Tak,aledajmiskończyć.Niebójsię,stary,swoichkumpliipowiedzimtak:

wpadliśmynadomówkębezzaproszenia,niewyrzucilinas,więcwypadałoby
dostosowaćsiędozwyczajówgospodarzy.Żyjemywdemokratycznymkraju,każdy
możepićto,colubi,awiadomo,żetylkodebilemieszająwódkęzpiwem.

–Odwalsię,samimtopowiedz.
–Tymusisz,tyjesteśichszefem.Władzętrzymaten,ktomamonopolwgarści.
Zapanowałakonsternacja.Pawełkręciłsięnerwowo.Wzmiankaoszefiemocno

goubodła,alewidaćżadnasensownaodpowiedźnieprzychodziłamudogłowy,bo
milczał.Sebastianwciążsterczałnaśrodkupokojuzgłupiąminąiczterema
flaszkamiwrękach.

–Amniesiętengościupodoba!Jateżjestemzademokracjąizapopijaniem

wódkipiwkiem–oznajmiłProt.

ZtrudemwygrzebałsięzgłębokiegofotelaiwyciągnąłdoMikołajarękę.Łapato

byłaogromna,żylastaipewniesilnajakimadło.

–Chceszsiępożegnać?–zdziwiłsięMikołaj.–Spoko,stary,niktcięjeszczenie

wyrzuca.

–Tchórzysz?–spytałProt.
–Niewitałeśsięzemną,toiterazmiłapyniefunduj–odpowiedziałMikołaj.
Udawałluziobojętność,jednakrękiniewyciągnął.Znałtęsztuczkę,która

przyjacielskizpozorugestzmieniaławtorturęirzucałaofiaręnakolana.Niebył
słabeuszem,ćwiczyłnasiłowni,alewstarciunarękęzProtemmiałniewielkie
szanseipotrafiłjewłaściwieocenić.JedenRajmógłbysobieporadzić.Rzuciłokiem
nasiedzącegoobokkumplainapotkałżałosnespojrzenie,któremówiło:„Zcałego
sercadałbymdupkowiwzęby,aleprzecieższkodademolowaćtakiładnypokoik”.
Rajbyłmyślącymsiłaczem.

Pawełwkońcuodzyskałgłosimożenawetcośtamsobieprzemyślał,bozaczął

mętnietłumaczyć,żefajniludziepowinnisiętrzymaćrazem,żewkupiesiła,akupy
niktnieruszy,zapętliłsię,nieumiałskończyćichybanikogonieprzekonał.

–Dobra,stary,wyluzuj!–powiedziałDamian,kumpeltriazgimnazjum.–Mamy

andrzejki,przyłączciesiędozabawyipokrzyku.

–Luz.–Sebastiansięprzeciągnął.–Jakąmaciemuzę?
Muzykanajakiśczaszłagodziłaobyczajeidostarczyłatematudorozmowy.

OliwiapobiegłanagóręwykąpaćiuśpićMisię.Lilkazrobiłasobiemocnąkawę,żeby
niemyślećospaniuiniezostawićOliwiisamejzcałymbajzlem.Narazietrzymała
sięnieźle,bowieczórdostarczyłjejsporoadrenaliny.RozmawiałazMałgosiąi
popatrywałanaludzizekipyPawła.Ciągnęlizbutelek,jakbypilisokjabłkowy.
Szpanowali,topewne,jednaktenszpanmógłsięróżnieskończyć.Naokonietrudno
byłoocenićichmożliwości.Protpewniespokojnieosuszyłbywiaderko,Sebastianpo
kilkutęgichłykachbełkotałinietrzymałpionu.Lilkawiedziała,choćbyzczasów
gimnazjum,cotoznaczyużeraćsięzpijanymikumplami.Staraekipamiałajednak
swojezasadyizawszeznalazłosiękilkutrzeźwych,którzypostawilinanogi,anawet
odprowadzilidodomukogoś,ktoprzeholował.Tymrazemcitrzeźwibyliw
wyraźnejopozycjidopijących.

–Gdzietumożnasięodlać?–spytałProtizacząłgmeraćprzyrozporku.
–Wyłączniewłazience!–krzyknęłapośpiesznieLilka.–Drugiedrzwipoprawej.

background image

Ledwiewyszedł,Majkazaczęłachichotać.
–Bałaśsię,żebynienasikałwpokoju?–spytała,walczączlekkączkawką.–Noco

ty!Widać,żefacetbezpruderyjny,alerówny.Ledwieprzyszli,odrazuzrobiłosię
weselej,nonie?

–Zamknijsię!–warknęłaLilka.
Powiedziałabypewniedużowięcej,bojejcierpliwośćdoMajkidawnosię

wyczerpała.Poczuła,żektóryśzkumplilekkojątrącawramię.Chodziłopewnieoto,
żebyodpuściła.Niemogłaodpuścić,bobyłanaładowanabardziejniżakumulator.
Majkasiedziałaobokgłupkowatoroześmiana.Lilkaspojrzałanatwarzdziewczyny,a
potemniżej,tam,gdziekończyłasięnajeżonabłyskotkamibluzeczkabling–bling,a
jeszczeniezaczynałybiodrówki,opinającepośladkigdzieśwpołowie.Zobaczyłapas
opalonegociałaibezzastanowieniawbiłapaznokcietużnadkrawędziąspodni.
Chciałamocniej,alejędrny,nabitypośladektrudnobyłouszczypnąć.WrzaskMajki
poderwałwszystkichnanogi.

–Uważaj,krzesłomapopsutąsprężynę–powiedziałaLilkasłodkimgłosem.
Majkanachyliłasięnadsiedziskiemizkoniecznościwypięłatyłeknapokój.

Każdy,ktochciałlubnie,mógłsobieobejrzećrowekmiędzypośladkami.Widoknie
byłprzykry,boProtcieszyłsięjakdziecko.

–Tuniemasprężyn,totymnieuszczypnęłaś!
–wrzeszczałaMajka.
–Wyglądamnazboczoną?–zdziwiłasięLilkaiobrażonawyszłazpokoju.
Majkacośtamjeszczewykrzykiwała,alechybaniktjejniesłuchał.KumplePawła

zaczęliopowiadaćoróżnychswoichnumerachinajakiśczasprzejęliciężar
prowadzeniatowarzyskiejrozmowy.

Lilkazapaliławkuchniświatło.PrzystolesiedziałaAngelika.Wyglądałana

wystraszonąimiałaśladyłeznapoliczkach.Lilkanagleuświadomiłasobie,żeprzez
caływieczórniewidziaładziewczynyiżeniktzludziPawłanawetoniąniespytał.

–Coturobiszpociemku?
–Siedzęsobie–odpowiedziałaniepewnieAngelika.
–Dlaczegoniezewszystkimi?
–Oddwóchgodzinpowinnambyćwdomu–szepnęła.–Chciałamwas

przeprosić.Niezanich–ruchemgłowywskazałasalon–tylkozasiebie.

Mnietuniepowinnobyć.Razemzniminarobiłamwamkłopotu.
–Nocoty!Jeżelichodziociebie,niemasprawy.Filiptotwójchłopak?
–Sąsiad.Zaprosiłmnienaandrzejkiirodzicepierwszyrazzgodzilisięmnie

puścić.Jachodzędogimnazjum,dodrugiejklasy–westchnęła.–Poszliśmydoklubu,
byłonawetfajnie,dopókinieprzyplątałosiętychtrzech.Niechciałamzniminigdzie
iść,tengłupiProtmnieniósł,żebymnieuciekła.Ludziesięgapili...Masakra.Powiedz
Lilce...

–TojajestemLilka.
–Ojej,myślałam...zresztąnieważne.Podtwoimdomemzachowalisięjakidioci.

Myśleli,żeniechceszichwpuścić,więctrochęhałasowali.Dzwonilidomofonemdo
wszystkichmieszkań,wołaliciępoimieniu...Jakaśstaruszkateżchciaławejść,to
uznali,żewcisnąsięzanią.Onakrzyczała,żewezwiepolicję,onipękaliześmiechu.
Masakra.Możeszmiećprzykrości.

background image

–Pamiętasz,jaktastaruszkawyglądała?–spytałaLilka.
–Normalnie.Niewysoka,gruba,wjesionceitakimpuchatymkapelusiku.Znasz

ją?

–Pewniektóraśsąsiadka–mruknęłaLilka.–Wezwaćcitaksówkę?
Angelikapokręciłagłową.Chciałazadzwonićdodomuipoprosić,żebyojciecpo

niąprzyjechał.

–Tylkomusiałabymskorzystaćztelefonu,bojaniemamkomórki–powiedziała

cicho,prawiezewstydem.

PiętnaścieminutpóźniejLilkanarzuciłanasiebiekurtkęiodprowadziłamałolatę

dofurtki.Pogadałanawetzojcem.

–Proszęsięniegniewać–tłumaczyłazprzejęciem–takświetniesiębawiliśmy,

żestraciliśmypoczucieczasu.

–AFilipniewracaznami?–zdziwiłsięojciecAngeliki.
–Filiptoostatnipalant–powiedziałaLilkazsatysfakcją.–Możemupan

powiedziećtowoczy.Naszczęściemafajnekoleżanki,więcAngelikachybadobrze
siębawiła.

Poczułanapoliczkuciepły,mokrypocałunek.Pomachałarękązaodjeżdżającym

samochodemiwróciładomieszkaniazadowolonazdobrzespełnionegoobowiązku.
Uchroniłamałągłuptaskęprzedgniewemstaruszkówiszlabanem.Pomyślałao
Angelice„małagłuptaska”,jednakpoczuładodziewczynysympatię.

Oliwiajużbyłanadoleiodgrzewałabitki,Małgosiadoprawiałasałatkę.Wpokoju

PawełopowiadałojakichśwyskokachProta,Majkapiszczałazuciechy.

–Niedość,żepopsulinamzabawę,tojeszczemusimyichdokarmiać!–warknęła

zezłościąMałgosia.

–Popsuli–przyznałaOliwia–zatowiemycoświęcejonowychkumplach.Od

tychtrzechświrusówtrzebasiętrzymaćjaknajdalej.Wieciemoże,corobiProt?

–Amusicośrobić?–zdziwiłasięLilka.–Ztego,comówiPaweł,wynika,żenic

więcejpozajajami.

Ciepłyposiłek,podanyokołopierwszejwnocy,byłjedynąatrakcją

andrzejkowegowieczoru.Zarazpotemnieproszenigościezaczęlisięzbierać.
Mamrotali:„Cozłego,toniemy”iprawdęmówiąc,pozajednymzbitymwazonem
innychszkódnienarobili.Wazonuteżniestłuklispecjalnie,samspadł.Przytomnie
zabralizestolikawholuostatniegoabsolwenta,natomiastżadenznichnawetnie
spytałoAngelikę.Zgubilidziewczynętak,jaksięgubistarybiletautobusowy
zostawionywkieszeniprzezzapomnienie,czylicałkiemniechcący.

Majkawybiegłaznimidoprzedpokojuizaczęłasięubierać.
–Ty,śliczna,możebyśpomogłachociażposprzątać!–powiedziałazezłością

Lilka.

Majkaspojrzałananiązminązranionegozwierzątka.
–Sorki!Oniidąwmojąstronę...Bardzosiębojęomamę...Wiesz,potymtelefonie.

Następnymrazemodpracujęwszystko,przysięgam.

–Wybijsobiezgłowynastępnyraz!
–Chceszmniekaraćzato,żemójtatozachorował?–spytałaMajkazełzamiw

oczach.

–Dobra,nara!–mruknęłaLilka,cowichekipieznaczyło:„Spadaj,niemogęna

background image

ciebiepatrzeć”.

Zulgązamknęładrzwi.Przynajmniejjednoodprowadzaniemielizgłowy.Majka

poszłazcałągrupą,krzyżyknadrogęiulga,żenietrzebajejoglądać.Lilkazagadnęła
opomocniedlatego,żeliczyłanacokolwiek.Przeciwnie,nieliczyłaizgóry
przeczuwała,jakądostanieodpowiedź.PowolirozgryzałaMajkę.Laskazrobiłasobie
zrodzinnychnieszczęśćparasolochronny.Guzikjąobchodziło,codziałosięzmatką
iojcem,dlaniejliczyłosięto,żewniewygodnejdlasiebiesytuacjimogłaspytać:
„Chceszmniekaraćzachorobęojca?”.

background image

13.


Trioniepamiętałopodobnejimprezy.Bywałyróżne,zpomysłemibezniego,

przetańczonelubprzegadane,aletakbeznadziejnajeszczesięniezdarzyła.Na
domiarwszystkiegoOliwiaścięłasięzMikołajem.Itoostro:padłymocnesłowa.On
krzyczał,żetojejwina,boniepowinnawpuszczaćnieproszonychgościbezzgody
reszty,onaodkrzykiwała,żeniemazamiaruodpowiadaćzamatactwaMajki.Mikołaj
naMajkęteżbyłwściekły,tyleżeMajkazabrałatyłekisięzmyła,natomiastOliwię
miałpodręką.

Lilkazostałananocuprzyjaciółki.Niechciałojejsięwracaćdopustego

mieszkania.Przespałasięwsalonienaskórzanejkanapie.Oliwiazeszłazgórykoło
południaiwtedyzrobiłysobieśniadanie.Misiacałkiemgłośnopiszczałajużzgłodu.

–Widzisz,miałamprzeczucie,żecośsięstanie–przypomniałaOliwia.
–Teżmamzłeprzeczucie–mruknęłaLilka.
–Mówiłaś,żeniemiewaszprzeczuć.
–Dzisiajmam.Imdłużejmyślę,tymbardziejjestempewna,żetakobitkaw

moherowymkapelusiku,którąPawełtakczulewspominał,toniebyłajakaśtam
kobitka,tylkocioteczkaLechosława.Musiaławpaśćnainspekcjęiwybrałatrochę
nieodpowiednimoment.

–Alejajo!–westchnęłaOliwiaizarazsięzreflektowała.–Właściwiewcalenie.

Niewpuściłaśtychcymbałów,niebyłocięwdomu,całkiemkomfortowasytuacja.

–Tonibygdziebyłam,jakmnieniebyło?–spytałaLilka.–Głowędam,że

dzwoniłajeszczewnocy.Pozatymniewyrobiłasobienajlepszegozdaniaomoich
kumplach.Przyznasz,żemogłabyćwszoku.

–Nibytak.–Oliwiapokiwałagłową.–Zadzwońdoniejmoże.
–Poco?Przecieżniemuszę,anawetniemogęwiedzieć,żeonatambyła.Po

południupójdędowujkaizdammudokładnąrelacjęznaszejdomówki.

–Dokładną?
–Noweźsiępuknij!Acomymamydoukrycia?
–Onipiliwódkę–przypomniałaMisia.
–Pili–przytaknęłaLilka.–Awidziałaś,żebymjapiłaalboOliwia,alboMikołaj,

alboktośodnas?

–Nie!–zapewniłazprzekonaniem.
–Nowłaśnie!Onimogąmiećcośdoukrycia,mynie.Czytonaszawina,żetrafili

namsięwklasienierozgarnięcikumple?

–Nie!–zapewniłaporazdrugiMisia.
PopołudniuLilkawpadładodomunamoment,żebysięprzebrać.Rzuciłaokiem

nasekretarkęiznalazłaosiemnieodebranychpołączeń,wszystkieodTeletuby2.
Kiedywkładaławprzedpokojukurtkę,Teletuba2zadzwoniłaporazdziewiątyi
znowuniezastałanikogowdomu.

Pomysłzwujkiemniebyłzły.WprawdzieLilkauważaławujazastarca,jednak

przekonałasię,żetensędziwyczterdziestolatekmiałpoglądybardziejnaczasieniż

background image

jegotrzydziestoletniażona.

–Wódkęprostozbutelki?Uczniowieliceum,przyszłainteligencja–kręciłagłową

ciociaJola–tosiępoprostuwgłowieniemieści.–Tacymłodzi,właściwiedzieci
jeszcze...Doczegoonitaksięśpieszą?

–Niejestdokładnietak,jakmówisz–poprawiłjąwujek.–Marzenieodorosłości

dotykatylkoludziwbardzomłodymwieku.Jakjużsięjestdorosłym,niemado
czegotęsknić.Adorosłośćkojarzysięmłodymniezobowiązkami,tylkozpiciem,
paleniem,seksem.Nakwaśnewinogronamasięwilczyapetytwłaśniewtymwieku.
Potem,kiedyjużmożnawszystkojeść,takżeto,coniezdrowe,apetytczęstomija.
Pierwszyrazskosztowałempiwawwiekuczternastu,możepiętnastulatnaszkolnej
wycieczce.Niepamiętamjuż,czymismakowało,alenawetjeślinie,tonapewnonie
przyznałemsiękolegom.Wgrupieobowiązujązachowaniastadne.Teraz,jakwiesz,
piwanieznoszę.Możeszmipowiedzieć,zrękąnasercu,żenigdyniewidziałaś,jak
twoiszkolnikoledzypiliwtoalecie?

–Anatolu!Niebywałamwmęskichtoaletach!–zawołałazezgroząciociaJola.
–Mamnadzieję–zauważyłzpowagąwujek.–Aletoprzecieżoczywiste,żejak

wchodzilitrzeźwi,awychodzilinachwiejnychnogach,musielicośwypić.

–Mówisztak,jakbyśrozgrzeszałpijaństwo!–Ciociawydawałasięcorazbardziej

przerażona.

–Błędembyłobytwierdzić,żetaplagapijaństwanarodziłasięnaprywatceuLilki

–zauważył.–Tłumaczęciwłaśnie,atrochężycieznam,żedrobnemłodzieńcze
grzeszkimanasumieniuniejedenstatecznypaniniejednastatecznapani.Aty,
młodapanno–zwróciłsiędoLilki–teżpewnieukrywaszjakieśgrzeszki?

Patrzyłsurowoznadokularów.
–Jużnie.Problemzalkoholemmiałamprzezcałąpodstawówkę.
–Jużwpodstawówcepiłaś?–spytałzniedowierzaniem.
–Uparciepisałam„alkohol”przez„ch”.AżMagusiapowiesiłaminadbiurkiem

takitransparent:„Ktopijealkohol,niejestbohaterem”.Z„bohaterem”teżmiałam
kłopoty.

–Atakniezależnieodortografii,ilepiwwypijaszprzezjedenwieczór?
–Niesmakujemipiwo.Jaksobiedolejęsoku,tojednąmałąszklankęzmęczę,a

bezsoku,toledwieparęłyków.Wmojejekipieniepijesiędużo,spotykamysię,żeby
potańczyć,pogadać,piwojesttakprzyokazji,nalepszyhumor.

–Odmałegopiwazsokiemraczejsięnieumiera–mruknąłwujek–chociaż

uważam,żezawcześniezaczynacie.

–Mów,cochcesz,Anatolu,alejatwierdzę,żewszystkozmieniasięnagorsze.Nic

jużniejesttakiejakdawniej–powiedziałazdecydowanieciotkaJola.

WujekspojrzałznadokularównaLilkę.
–Zamoichczasównaszkołęmówiłosiębuda,aterazjak?
–Buda–przytaknęłaLilka.
–Najgorszaocenatobyłapała.
–Terazteż.
–Anauczycieltobelfer.
–Ogólniebelfer–wyjaśniłaLilka–alesąteżindywidualneprzydomki:Rybkaod

Rybackiej,Bonżurka,bouczyfrancuskiego,itakdalej.

background image

–Tooczywiste!–przytaknąłwujek.–Zamoichczasówbyłopodobnie,czyli–

zwróciłsiędożony–taknaprawdęnicsięniezmieniło.

–Wybacz,aleniezgodzęsięztobą.Musiałbyśposłuchać,jakimjęzykiemmówią

dzisiajdzieci!–wykrzyknęłaciociaJola.–Nawettemałe,wklasachjeden–trzy.
Śmietnikwbuzitomałopowiedziane.

–Moikoledzywpokojulekarskimniewyrażająsięlepiej–pocieszyłjąwujek.–

Myślę,żezajakieśpiętnaście,dwadzieścialatczłowiekowidoporozumieniasięz
drugimczłowiekiemwystarczykilkanaściesłów,wtympołowaobscenicznych.
Corazszybciejżyjemy,corazmniejmamysobiedopowiedzenia,więctrzebasię
streszczać.NadchodziczasApokalipsy.–SpojrzałnaLilkęznadokularów.–Wiesz,o
czymmówię?CotojestApokalipsa?

–Mistyczneprzepowiednielosówchrześcijaństwaikońcaświatawedług

świętegoJanaEwangelisty–wyrecytowała.

Wujekpokiwałgłową,jakbyto,żeonawie,byłoczymścałkiemnaturalnym,jakby

właśnietegosięspodziewał.Zarazteżzgrabnieprzeszedłdoulubionejformy
komunikowania,czylidowykładu.Tymrazemzająłsięupadkiemkulturyosobistej
ludzi,którzyzprzyzwyczajeniawciążnazywająsięinteligencją.Tenupadekbył,
wedługwuja,symptomemnietylekońcaświata,ilezmierzchupewnejepoki,któraz
czasemmożezostaćnazwanaepokąłupanegokomputera.

Lilka,choćnieśledziławykładudośćpilnie,wracaładosiebiebardzo

podbudowana.KiedyokołodziewiętnastejzadzwoniładoMagusi,mogłazczystym
sumieniemprzyznać,żewujektorównygość,chociażwytrzymaćznimpodjednym
dachembyłobybardzotrudno.Jeszczewtedyniewiedziała,jakąniespodziankę
szykujejejciotkaLechosława.

PorozmowiezMagusiąnicjużniestałonaprzeszkodzie,byLilkaoddzwoniłado

Teletuby2.Nastawiłasięnaprzykrą,długąrozmowę,sądziławięc,żenicjejnie
zaskoczy.Niedoceniłaciotki.Kiedyjużwyczerpującoodpowiedziałanapytania,
gdziespędziłanoc,corobiłaikimbylicistrasznichuliganipodjejdomem,aciotka
nieuwierzyławanijednosłowo,padłapropozycja:

–Niemożeszmieszkaćsama!Zejdziesznapsyprędzej,niżmyślisz.

PorozmawiamzmojąAsiąiDarkiem,żebywprowadzilisiędociebienaczas
nieobecnościJagienki.

–Tojestzłypomysł,ciociu–powiedziałaLilka,kiedyjużpoliczyładopięciui

powstrzymałasięprzedostrym:„Niemamowy!”.

–Zły?Anibyczemu?–spytałabuńczucznieciotka.
–Gdybybyłdobry,uzgodniłabyśgowcześniejzmamą.
–Odtejchwilizrzekamsięodpowiedzialnościzaciebieitwojąprzyszłość!–

krzyknęładramatycznymgłosemLechosława.

Byłoporozmowie.Lilkaażsiętrzęsła.Nie,niedlatego,żeciotkazrzekałasię

jakiejśtamodpowiedzialności.Wiadomobyło,żeniczegodobrowolniesięnie
zrzeknie,ajużnapewnoniemusztrowaniasiostrzenicy.Jutrolubpojutrzezadzwoni
izacznietęsamąśpiewkę.Lilkawściekałasięnamyśl,żewjejmieszkaniu,włóżku
Magusiitaty,mogłabysięzagnieździćrozlazłaAśkazeswoimrównierozlazłym
mężem.OAścekrążyłarodzinnaanegdota,opowiadanaprzezsamąciotkęLesię.
Brzmiałamniejwięcejtak:„Przedmaturąwciążmusiałamjągonićdoksiążek.

background image

Goniłam,botakijestobowiązekmatki.Wchodzęrazcichodopokoju,słyszę,żecoś
podnosemgada,więcmyślę,dobranasza,wzięłasięwreszciedoroboty.Podchodzę
napalcachbliżeji...jakniezdzielęprzezłeb!Zafurczałotylko!”.Aśkasiedziałanad
książkąimruczała:„Matkamyśli,żejasięuczę,ajasięnieuczę,matkamyśli...”.
Zdaławkońcumaturęinawetzrobiłajakiślicencjat,niestetyodtrzechlatniemogła
znaleźćpracy.Jeślimówiła,żeszuka,to...namówieniusiękończyło.Jejaktywność
sprowadzałasiędosiedzeniawdomu,oglądaniakreskówekiczekania,ażmatka
podaobiadiupierzemajtki.WjakimśsensieLilkarozumiałaciotkę,żechcechoć
trochęodpocząćodcórkiizięcia,nawetżyczyłajejpowodzenia,bylenieswoim
kosztem.GdybymiałazamieszkaćzOliwią,niebyłobysprawy.NawetzOliwiąi
Mikołajemteżdałobysięprzeżyć,aleniezAśkąijejmężem.Lilkabyłapewna,żepo
tygodniumusiałabyrobićkuzyncezakupy,gotowaćipraćniczymciotka
Lechosława.Ażsięwzdrygnęłanatakąmyśl.

background image

14.


Oliwiaszładoszkołyjaknaegzekucję.To,żenieodrobiłamatmy,byłozaledwie

drobiazgiemwporównaniuzprawdziwymikłopotami.Matmawypadałanatrzeciej
lekcji,więcOliwiamiaładośćczasu,żebyprzepisaćzadaniaodLilki.Wszystkiejej
myślizaprzątaładomowaawantura,którapozbawiłająradościżyciai–jakto
zwyklebywa–wybuchławmomencienajmniejoczekiwanym.Rodzicewrócilido
piękniewysprzątanegomieszkania,przykolacjispytali,jaksięudaładomówka,i
wtedyprzemówiłaMisia.Nigdydotądtegonierobiła,wręczprzeciwnie,
uczestniczyławniejednymwygłupieekipyitrzymałajęzykzazębamiwcaleoto
nieproszona.Widaćmiałajakiśwrodzonyczujnik,którynawszystkiepytania
rodzicówkazałjejodpowiadaćjednymlakonicznymstwierdzeniem:„Byłofajnie”.
Tymrazemczujnikwysiadł,araczejzostałwyłączonyprzezLilkę.Misiaprzyjęłaza
dobrąmonetętłumaczenie,żeekipa,doktórejczułasięprzypisana,nierobinic
złego,zatemzcałąszczerościąpowtórzyłato,comówiliirobiliobcygoście.
Wspomniałateżowypadzieswojejbandydomarketuiopani„zcyckamijak
baloniki”.Oliwiioberwałosięzaniedopilnowaniesiostry,nadużycierodzicielskiego
zaufaniaikolegowaniesięztakzwanymelementem.Rodzice,dośćtolerancyjniz
natury,tymrazemzareagowaliostro,czegoefektembyłdwutygodniowyszlabanna
wszystkiewyjścia.Niestety,obejmowałteżurodzinyLilki.

–Urodzinyzawszemożnaprzełożyć,gorzejztymzaufaniem–westchnęłaLilka.
–Opiwieteżwspomniała?–spytałMikołaj.
–Żałujcie,żetegoniesłyszeliście:„Siedzimysobieprzypiwku,Mikołajmówido

mnieMichalino,atuwchodząjacyśfaceciimajątylewódek”.–Oliwiawyciągnęła
dłońzrozcapierzonymipalcami.

–Nieźleprzyfilowała.
–Oniprzyszli,kiedyukładałyśmybutywholu–sprostowałaLilka.
–Icoztego?Nieważnakolejność,ważnefakty,ateMiśkaoddałaznakomicie.
Szliprzezchwilęwmilczeniu.
–Niemarady,trzebaiśćdostaruszkówijakośzałagodzićwpadkę–zdecydował

Mikołaj.–AleżebyMisia...

–OdwalsięodMisi!–zdenerwowałasięLilka.
–Misiajestwporządku,maszchybaświadomość,żenajbardziejnamieszała

Majka.Naprawdęzależycinatym,żebyonadalejsnułasięzanami?

–Mniepytasz?–upewniłsięMikołaj.
–Kogomampytać,świętegoAnzelma?Mikołajażprzystanąłzaskoczony.
–Cojamamdoniej?Przecieżonaprzyczepiłasiędowas!
–Cotakiego?!–Lilkasięzdenerwowała.–Komuonazaglądawoczy,nam?Znami

bieganasiłownię?Nakilometrwidać,żepracujenadtobą.MyzOliwiąniejesteśmy
jejdoniczegopotrzebne,ajużnapewnoniedopodtrzymywanianaduchu.Laska
świetniesobieradzizeswojątraumą.Zagrywa,ażmiłopopatrzeć.

–Gównoprawda,żemiło!–mruknęłaOliwia.Mikołajbyłzszokowany.WMajce

background image

widziałjedyniemarudnąidośćlekkomyślnąkoleżankę,niemateriałnaswoją
dziewczynę.LilkaiOliwiamusiaływkońcuodpuścić.Widywałyjużzakochanego
Mikołaja,czylirozkojarzonego,małoprzytomnego,pędzącegozrandkinarandkę,
jednaktymrazemnicniewskazywałonatenstan.Azatem,jeślinawetMajkamiała
ochotęnaMikołaja,tobezwzajemności.

–Cozniąrobimy?–spytałaLilka.
–Sięzobaczy–odpowiedział.–Narazieżadnychrozmówprzyniejonaszych

planachizwiększaniedystansu.Możezajarzysama.

–Niezajarzy!–Lilkazezłościąkopnęłakamyk.Pierwszybyłangielski,aprzed

angielskimostrestarciezFilipem.NaskoczyłnabiednąOliwię,którategodnia
dosyćmiaławłasnychzmartwień.

Filipnienależałdoludzinajbystrzejszych,mimoże–jakwszyscywtejklasie–

skończyłgimnazjumzwyróżnieniem.

–Pogięłocię,żeśnaopowiadałatakichświństwizepsułamiopinięwmiejscu

zamieszkania,tak?

–Toznaczygdzie?–spytałacałkiemrzeczowoOliwia.
–Waligóry8.
–Anumerlokalu?
–Jajasobierobisz?!–wrzasnął,ażkilkaosóbspojrzałozzainteresowaniem.
Lilkaztrudemopanowaławybuchśmiechu.Chłopaknieżartował,byłniczym

rozdrażnionyszerszeń.

–Sorry,stary!–mruknęłaOliwia.–Numermieszkaniaminiepotrzebny,niebędę

cięodwiedzać.Atakdokładnie,ococichodzi,boniekumam.

–Niechzgadnę–wtrąciłaLilka–ojciecAngelikinazwałciępalantem?Tomoje

słowa,nieOliwii.Iwiedz,żegdybyśzgubiłmojącórkę,obiłabymcitępryszczatą
gębęjaknic.

–Niewaszinteres.
–Gębarzeczywiścienienasza,aledziewczynęzgubiłeśunas,kretynie,więc

konsekwencjeinasdotyczą.Zjeżdżaj,bomdlimnienatwójwidok.

WejścieTwistaprzerwałospór.Filipzdążyłtylkozwściekłościąwalnąćrękąw

stolikimusiałsięwycofać.Dziewczynyspojrzałynasiebie.

–Waligóry8–szepnęłaLilka,ztrudempowstrzymującnapadgłupawki.
–Waligóry8–odpowiedziałaOliwia.
Zapanowałynadsobąwyłączniedlatego,żemisterTwistspojrzałpytająco,anie

chciałytłumaczyćprzedcałąklasą,cojetakrozbawiło.

Nieszczęścia,którelubiąchodzićparami,tegodniaupodobałysobieOliwię.Na

śmierćzapomniałaozadaniachzmatmy,Pitagoraswłaśniejąwyrwałdo
odpowiedzi,zajrzałdozeszytu,nieznalazłnicpozapoleceniemipostawiłpałę.
Wcześniejbyłajużkropkazajakąśmniejsząwpadkę.Oliwianieznosiłamatematyki,
miałazniąprzebojeodczasówgimnazjum,więcteraznamyśl,żezamiastściągania
ilawirowaniaczekająmozolnaharówka,poczułasięzdołowana.Niezaczęłapłakać
tylkodlatego,żepociągnęłarzęsytuszeminiechciałaczarnychsmugnapoliczkach.
Naprzerwie,kiedyklasaprzechodziłazpracownimatematycznejdochemicznej,
przyplątałasięMajka.Minęmiaławspółczującąiodpowiedniądosytuacji.

–Nieumiałaśzrobićtychzadań?–spytała.–Przecieżbyłyproste.

background image

–Proste?–warknęłaMartyna.–Toczemuściągałaśodemnie,zamiastrozwiązać

jewdomu?Dlaciebiewszystkojestproste,jakjużściągniesz.

–Alemnielubisz,prawda?–zaszczebiotałaMajka.
–Nie.Siedzimywjednejławceitojestwszystko,conasłączy–odpowiedziała

zdecydowanymtonemMartyna.

NajwyraźniejteżmiaładosyćMajkiijejściągania.
–Ciekawe,czynamoimmiejscumiałabyśgłowędonauki–westchnęłaMajka.
Wydawałosię,żeladamomentwybuchniepłaczem.Powstrzymałasięjednak.
LilkaodciągnęłaOliwiętak,żeznalazłysiędwakrokiprzedtamtymi.Słyszały

jednakcałąrozmowę,boMartynamówiładośćgłośno.

–Maszwrodzinietakątrudnąsytuację,awięcejzciebiepożytkunadyskotekach

niżwdomu.Janatwoimmiejscu–perorowała–starałabymsięjakośmatkę
wyręczyć,pomócjej,chociaż...Ztakimitipsamitotysiędoniczegonienadajesz!

–Nie,dlaczego?Oczywiście,żepomagam,chociaż...odrobieniawszystkiegow

domujestsłużąca.Przecieżwiesz,żejateżmuszęsięoszczędzać,botabiałaczkajest
prawiepewna.Ostatecznewynikibędąponowymroku,lekarzpowiedział...

TymrazemOliwiaodciągnęłaLilkę.Zwiększyłydystansnatyle,żebyjużnic

więcejniesłyszeć.

Lilkarzuciłatorbęnakrzesłoipobiegładosklepiku.Niechciałojejsięranorobić

kanapekibeztroskoprzeszłanadrożdżówki.Kolejkabyłaspora,więcszansana
dopchaniesiędoladyprzeddzwonkiemraczejniewielka.Odeszłabyzniczym,gdyby
niePaweł.Stałblisko,całkiemdyskretniespytał,cokupić,inawetzrozumiał
odpowiedź.Oddałamupieniądzeiwracalinagóręrazem.Rozmowasięniekleiła.
Lilkapomyślała,żemilczećmożnajedyniezprzyjaciółmi,natomiastzPawłem
powinnapogadaćitowcaleniepoprzyjacielsku.Zastanawiałasię,jakzacząć,bo
trochęniezręczniebyłotakiśćobokibezsłowaopychaćsiędrożdżówkami.
PierwszyzagaiłPaweł.

–Złajesteśnamnie?
–Jeślizaprzeczę,tonieuwierzysz,więcpocopytasz?
–Głupiowyszło–przytaknął.
–Małopowiedziane.Oliwiamaprzezwaskłopoty,boniespodobaliściesięjej

siostrze,sąsiedzipatrząnamniekrzywo,atymówisz:„Głupiowyszło”.

–Tocomampowiedzieć?–spytałzaskoczony.–Jużpoptokach.Byliśmytrochę

wstawieni,rozumieszchyba.

–Niebywamwstawionainierozumiem.
–Sorry!Zapomniałem,zkimrozmawiam.Przecieżtyjesteśgrzeczną

dziewczynką,posłusznącóreczkąmamusi,wzoremcnót–zakpił.

Lilkaprzeskoczyładwaschodkiiodwróciłasięgwałtownie.Wyciągnęłarękę,

żebyzdążyłsięzatrzymaćiniewpadłnanią.Przezułameksekundy,dopókinie
podniósłgłowy,patrzyłazgórynajegofryzuręusztywnionążelem.

–Nieobraziłeśmnie,kretynie!Jestembardzogrzecznaiświetniewychowana,

podobniejakmoiprzyjaciele.Jeślipotym,cosięstało,nieumiesznicsensownego
powiedzieć,tobądźtakmiłyiodpieprzsięraznazawsze.Niechcemisięztobą
gadać.

Odwróciłasięiostatniestopniepokonaławdwususach.

background image

background image

15.


DonaukirosyjskiegonamówiłaLilkęMagusia.Lubiłapowtarzać,żektozna

angielski,maotwartądrogędopołowyświata,aktopoznaangielski,rosyjskii
chiński,tenbędziemiałotwartycałyświat.Lilkanieczułazapałudochińskiego,
uznała,żerosyjskijestłatwiejszy,izaczęłabiegaćdopaniNatalii.Popięciulatach
naukiznałajużjęzyknatyle,żemogłysobiezpaniąNataliączytaćworyginale
MistrzaiMałgorzatęBułhakowairozmawiaćotym,jakdobrolubisięprzeplataćze
złem.Lilkarozsmakowałasięwjęzykuizwielkąprzyjemnościązgłębiałajego
tajniki,bochciała,aniedlatego,żektośwstawiłrosyjskidoprogramu,jakchoćby
biologię,wktórejrozsmakowaćsięniepotrafiła.PaniąNatalięznałaod
niepamiętnychczasów,czyliodkądzaczęłazauważaćinnychludzipozarodzicami.
Nigdyniepróbowałanazywaćjejciocią.Ciotkibyłydwie:EmiliaiLechosława,a
zestawianieznimikobietypięknejiżyczliwejwydawałosięnienamiejscu.Od
wyjazduMagusiLilkajeszczebardziejprzylgnęładoNatalii.

Polekcjisiadałysobiewprzytulnympokoju,odrobinętylkozagraconym

pamiątkami,piłyherbatę,jadłykolacjęirozmawiałyowszystkim,głównieo
perypetiachLilki.WtleśpiewałOkudżawaalboWysocki.Brakowałojedynieszumu
samowara.

PaniNataliaznałaMajkęzopowieściLilkiioceniaładośćsurowo.Znalazłanawet

trafneokreślenie:podwójnypasożyt.Uważałamianowicie,żeMajkażerowałana
swoichrodzinnychkłopotach,bywzbudzićlitość,apotembezskrupułówzaczynała
żerowaćnatych,którzyjejwspółczuli.

–Przykleiłasiędonasjakprzeżutaguma.Niktztriajejnielubi–tłumaczyła

zgnębionaLilka.–Jestgłupiainieodpowiedzialna,aleteż...nieszczęśliwa.Niewiem,
czytakieodtrącaniekogoś,komusypiąsięnagłowęsametragedie,jestwporządku.
ZakilkadnimamurodzinyiniechcęMajkinaimprezie.Myślipani,żejakjejnie
zaproszę,tomożesięzałamać?

–Nieumiałabymprzyjaźnićsięznieodpowiedzialnymczłowiekiemtylko

dlatego,żeonmakłopoty.Ztego,comówisz,wynika,żeMajkaświetniesobieradziz
większymidramataminiżbrakzaproszenianaimprezę.Potym,cozrobiłaOliwii,ja
bymjejniezaprosiła.Oczywiściepowiedziałabymprostowoczy,czemutegonie
robię,żebyuniknąćniedomówień.Niemiejskrupułów.Każdymaprawootaczaćsię
ludźmi,którychlubi.Wpracybywaróżnie,ależycieprywatneorganizujeszsobie
sama.

Lilkazzapałemkiwałagłową.Takierozumowanietrafiałojejdoprzekonania.

Zamilkłaizaczęłasobieukładaćwgłowieto,copowinnapowiedziećMajce.Nie
miałaoporówprzedmówieniemprawdywoczy,podobniezresztąjakjejtrio.
Niekonieczniebrutalnieizgrubejrury,aleprzecieżsposobówbyłowiele.

SkończyłysięballadyOkudżawyipaniNataliazmieniłapłytę.
–Ktotośpiewa?–spytałaLilka.
–IrinaSzoda.Pięknylirycznygłos,idealnydoromansów,prawda?

background image

–Piosenkateżsuperowa,ściskazajaja.
–Czytoznaczy,żedlawasserceniejestjużsiedliskiemuczuć?–spytała

ostrożniepaniNatalia.

–Chybajest–roześmiałasięLilka.–Aleotakichkawałkach,którewywracają

człowiekowiwszystkowśrodku,chłopakimówią,żetościskaczejaj.

–Chłopakimożewiedzą,comówią,jednakdlamnietenszczegółanatomiczny

jestraczejobcy...przynajmniejjakoorganodbiorumuzyki–zawahałasiępani
Natalia.

Lilkaześmiechemrzuciłajejsięnaszyję.Chętnieposłuchałabydłużejtej

lirycznejSzody,leczzrobiłosiępóźnoimusiałabiecdodomu.

–Taksięterazmówi–zapewniła.
PaniNataliakiwnęłagłową.Skorosięmówi...tosięmówiijuż.
Grudzieńbyłczwartymzkoleimiesiącem,którywedługtrianiezabardzo

nadawałsiędonauki.Wewrześniuwiadomo:nowaszkoła,nowewymagania,
wszystkonowe,więczanimsięczłowiekobejrzał,nadszedłpaździernikiostatnie
naprawdęładnednijesieni.LilkaprzeżywaławyjazdMagusi,atriorazemznią.
Listopadwogólesiędoniczegonienadawał.Dnicorazkrótsze,pogodataka,żetylko
wyć,iwszyscybardzosięcieszyli,żejużminął.Grudzieńniósłprzedsmakświąt,
więcnicdziwnego,żechętniejsięmyślałoochoinceiprezentachniżopsalmachi
przypowieściach.NapolskimAldonabardzopiłowała,szłazmateriałemjakburzai
wciążpodnosiłapoprzeczkę.Wykładaładobrze,jasnoiklarownie,aleteżdużo
wymagała,całkiemjakbytrafiłajejsięklasahumanistyczna.Profilspołeczno–
prawnyIezakładałrozszerzonąhistorię,WOS,geografięiangielski,aniepolski,
więcuczniowietrochęsiębuntowali.Aldonabezbłędniewychwytywałaszmery
niezadowoleniawklasieimiałajednątylkoodpowiedź:„Namaturzesamisię
przekonacie,ktomiałrację”.Niestety,nietylkoAldonauważałaswójprzedmiotza
najważniejszy.KomórkaJajowanabiologiiteżuznała,żemusiwtłoczyćuczniomdo
głowyznaczniewięcejwiedzy,niżprzewidzianowprogramie.Podobnegozdaniabył
fizyk,matematyk,Bonżurkaibodajkażdynauczyciel,możezwyjątkiemRybki.

NapoczątkugrudniaRybkaoddałaklasówkizgeografii.Sprawdzianbył

zapowiedzianyjaknależy,ztygodniowymwyprzedzeniem,więcraczejtrudnobyło
spodziewaćsiępogromu.Triouczyłosięwspólnie.Mapy,UkładSłoneczny,ruch
obrotowyZiemitoniebyłytematy,którychniedałosiępojąć.Mikołajwciąż
wynajdywałjakieściekawostki,bochoćodgrażałsię,żeniemyślimarnowaćczasu
nawyręczanieRybki,jednaknamaturzechciałzdawaćgeografię.Przygotowalisię
całkiemsolidnie,kiedywięcRybkawkroczyładoklasyzminąbardzo
niezadowoloną,trioniebrałotejminydosiebie.

–Połowazwaspowinnazapomniećomaturze–powiedziałaRybka.–Choćby

człowieksobieżyływypruł,zawszeznajdziesięktoś,ktotegoniedoceni.Maciecałą
wiedzępodanąnatalerzuico?Anoto,żeponadpołowazainkasowałapały.Możeto
wasczegośnauczy.

Trionadalsiedziałospokojnie,boprzecieżdoceniło,anawetwięcej,wzbogaciło

wiedzęzeszytowąiprzekazałojąwłasnymisłowami.

Rybkamiałakartkiułożonestarannie,wedługalfabetu.Wyczytywałaocenęi

wstawiałastopieńdodziennika.

background image

–Arenttrzymniej,Cypispała...Grantpała...
WtymmomencieOliwiaiMikołajmoglipożegnaćsięzdobrymiocenami.Uczyli

sięrazem.Lilkaniebyłatępakiem,którynierozumie,coczyta,bądźnieumieprzelać
wiedzynapapier.Jejpałaźlewróżyławszystkim.

ZanimRybkawzięłasiędodyktowaniakolejnejlekcjiwpigułce,Mikołajpodszedł

dostolikaipoprosiłoswojąpracę.Chciałjątylkozobaczyć.

–Podlaski?–upewniłasięRybka.–Aproszę,proszę.
Odszukałakartkę,podniosłajądogóry,żebyklasarównieżobejrzaławielki

czerwonyiks,któryprzekreślałcaływysiłekMikołaja.

–Chciałbymzobaczyć,conapisałemźle–upierałsięMikołaj.
–Wszystkoźle–powiedziałazdecydowanieRybkaiodłożyłakartkęnainne.
WstałPrymusik.Niecedziłsłów,nierobiłłaski,żesięodzywa,przeciwnie,

zdecydowaniepoparłMikołaja.Samteżchciałobejrzećswojąpracę,boniewierzył
własnymuszom,żedostałpałę.

–Drugiartystasięznalazł–powiedziałaRybka.–Lubicie,chłopaki,tańczyć?
–Abeztańczenianiemożenampanisorkapokazaćnaszychprac?–spytał

Mikołaj.

–Jaci,Podlaski,niekażętańczyć,jacichcęwytłumaczyć,żewyobaj,ijeszcze

połowaklasyzachowujeciesięjakpoczątkującytancerze.Niemaciepojęciao
podstawowymkrokuaniomuzyce,ajużpróbujecietańczyćsalsefię.

TłumionechichotyzmusiłyRybkędospojrzenianaklasę.
–Notak–powtórzyła.–Żebytańczyć,trzebaznaćkrok.
–Salsefianiemakroku,makorzeń–odezwałsięktoś.
Rybkamachnęłaobojętnieręką.
–Możesięprzejęzyczyłam,niechwambędzie,żetango.
Triowracałozeszkoływpodłychnastrojach.Każdaporażkaboli,nawet

zasłużona,aleniezasłużonadoskwierastokroćbardziej.Złościlisię,żeRybkachce
ichzmienićwpospolitychkujonów,którzyucząsięnapamięćodtąddotądiani
linijkiwięcej.Owszem,pałydostaliteżci,którzynalekcjachnienotowalidośćpilnie
ipotemniemielizczegościągnąć,alenieonichwtejchwilichodziło.Majka,wciąż
nieświadoma,żechcąjąspławić,szłaobokmocnoznudzona.

–Skończcieztymświrowaniem–powiedziała.–Samijesteściesobiewinni,że

niewyciągacieprostychwnioskówzprostychsytuacji.Jaodrazuwiedziałam,żena
klasówcebędziejakprzyodpytywaniu:słowowsłowo.Ściągnęłamzzeszytu,
dostałamczwórkęipokrzyku.

–Domaturytrochęsiętychzeszytówuzbiera.Będzieszmusiałataczkęwynająć–

zauważyłzłośliwieMikołaj.

–Animyślęzdawaćgeografię!–wykrzyknęłaMajka.
–Tosięzamknij!
–Ajeszczelepiejzrobisz,jeśliodwróciszsięteraznapięcieipójdzieszprostodo

domu–poradziłaOliwia.–Możeakuratjesteśpotrzebnamamie.

–Nocoty?Pielęgniarkasiedziprzymamie–wyjaśniłaMajkaianimyślała

zawracać.

background image

16.


Pitagorasszykowałsprawdzianzmatmy,misterTwisttestgramatycznyz

angielskiego,ahistorykpowtórkęmateriałuztrzechmiesięcy.Jakbytegobyłomało,
uaktywniłasięteżKomórkaJajowaizlekcjinalekcjęzapowiedziałakartkówkę.
Natychmiastposypałysięprotesty.Nieprzeciwkartkówce,bonatoniktniemiał
wpływu,aleprzeciwkołamaniukodeksuucznia.Krzyczeli,żeobowiązuje
tygodniowewyprzedzenie,żezawalenisąinnymipowtórkamiinabiologiębrakuje
jużczasu.

–Kodeksucznia?–zdziwiłasięKomórkaJajowa.–Tygodniowewyprzedzenie?

Jeślijesteścietacypraworządni,tojasiędowaswezmętak,jakpowinnam.Proszę
bardzo,kartkówkazatydzień,alezcałegomateriałuinieliczcienaulgowepytania.

Gwar,jaknaglesiępodniósł,takiucichł.Wklasieoprofiluspołeczno–prawnym

niebyłozbytwieluamatorówbiologii.

Grudzieńzapowiadałsięjakopasmoszkolnychudręk.Lilkajużdośćdawno

zauważyła,żelepiejjejsięuczyło,kiedyMagusiabyławdomu.Wcaleniechodziłoo
to,żemamasnułasięzaniąkrokwkrok,poganiałaczyprzypominałaoodrabianiu
lekcji.Magusiasiedziaławgabinecienadtłumaczeniami,Lilkawswoimpokojunad
podręcznikiemiobiepracowały.Lilcenawetdogłowynieprzyszło,żemogłaby
stanąćwoknieigapićsięwciemnośćalbousiąśćnadszklankąherbatyirozmyślać
niewiadomooczym.Ostatniowtakiwłaśniesposóbmarnowałasporoczasuinie
umiaławziąćsięwgarść.WspomniałaotymMagusiwczasiejednejzrozmówi
usłyszała,żetotypowyobjawbrakudrugiegoczłowieka,któregoobecność
mobilizujedodziałania.Cokolwiektoznaczyło,Lilcecorazbardziejbrakowało
Magusi.Czaswcalenieleczyłtęsknoty.Aprzecieżniebyłasamotna,miałaMikołajai
Oliwię,którzypoświęcalijejdużoczasu,atakżeinnychludziwokół.

JeślidzwoniłapaniNataliaimówiła:„Przechodzęobok,czymogęwpaśćna

chwilę”,toLilka,choćbynawetryłanosemwpodręcznikubiologii,odpowiadała,że
niemasprawy,żezradościązafundujesobieintelektualnypłodozmianiprzeskoczy
nainnytokmyślenia.Wiadomobyło,żeNataliaposiedzipiętnaścieminut,wypije
herbatęalbonieipobiegniedoswoichzajęć.JeżeliwpadałaciociaJola,teżstanowiło
tomiłąodmianę.Zwyklezaglądaławdrodzezpracy,przynosiłazakupy,
porozmawiałapięćminutipędziładodomuusługiwaćwujkowiAnatolowi.Znacznie
gorzejbyłozwizytamiciotkiEmilki.Zaczynałaodlustracjimieszkaniai–trzeba
powiedzieć–żelotnabrygadaniezrobiłabytegolepiej.Zajrzaławkażdykąt,
poczynającodłazienki,nasypialnirodzicówkończąc.Niemiałasiędoczego
przyczepić,bopaniMalinowskadbałaoporządek,więcrobiłaaferęzbałaganuna
biurkuLilki.Nawet,ozgrozo,próbowałaczasemcośtamposwojemupoukładać.
Wystarczyłojednakspytać:„Ciociu,czyprzypadkiemnieleciteraztwójulubiony
serial?”(wiadomo,żezawszejakiśleciał),ciotkanatychmiasttruchtaładosalonu,
ustawiałagłośnośćtak,żebębenkipękały,alemożnabyłoodetchnąć.Lilkanie
oglądałaseriali,natomiastmyślałaonichzogromnąwdzięcznością.Tyledobrego,

background image

żeEmilkaniewpadałazbytczęsto,aLechosławawcale.OdkądLilkapokrzyżowała
ciotceplanynapoprawęwarunkówmieszkaniowychcórkiizięcia,Lechosława
manifestowałacałkowitąobojętność.SkończyłazkontrolnymitelefonamiiLilka
wprostniemogłauwierzyćwswojeszczęście.Samateżniedzwoniła,bojejsięnie
chciało,pozatymbyłazapracowana.Najakiśczaszrezygnowałanawetztreningów
tenisastołowego,bozczegośmusiała,żebypodołaćlekcjom,powtórkomijeszcze
niezaniedbaćzobowiązańtowarzyskich.Atuzbliżałsiędzieńurodzinitrzebabyło
urządzićimprezędlaprzyjaciół.

NieocenionapaniMalinowskazaproponowaławsparcie.Chciałaprzygotować

cośnaciepło,atakżepomócwtrakcie,czylipodgrzać,podać,pomyć.Niebyłto
najszczęśliwszypomysłiLilkawjednejsekundziepodjęładecyzję,żenakarmigości
zamówionąpizzą,anapoipiwem.Oczywiścietymrazempizzaniemiałabyć
składkowa,podobniezresztąjakpiwo.Natylejużznałaupodobaniaprzyjaciół,że
zakupymogłarobićwciemno.Drobnykłopotbyłznowymikolegami,więc
najnormalniejwświeciepostanowiłaichspytać,colubią.Opróczstałejekipy
zaprosiłaMartynęiSzymonaznowejklasy.Obydwojedziałaliwsamorządziei
poznałaichodrobinębliżejdziękiMikołajowi.Wydawalisięcałkiemfajni.

Dzieńurodzinwypadałwniedzielędziewiątego,aimprezabyłaprzewidzianana

następnąsobotę,piętnastego.WcześniejsięniedałozewzględunaOliwięijej
szlaban.LilkacoprawdawybrałasięzMikołajemdorodzicówOliwii,pogadali,
wypiliherbatę,możliwe,żetrochęstaruszkówuspokoili,nienatylejednak,by
szlabanzostałcofnięty.Skorowięcniedałosiępokonaćprzeciwnościlosu,trzebaje
byłoprzeczekać.

Wszkole,naprzerwiemiędzylekcjamipolskiego,kiedyniemusielizmieniaćsalii

wędrowaćpokorytarzach,samorządzwołałzebranieklasowe.Mikołajwyciągnął
wnioskizandrzejkowejwpadkiizacząłodsondażu.

–Sprawapierwsza–powiedział–ktojestzaklasowąWigilią,rękadogóry.
–Zbaletem?–upewniłsięSebastian.
–Atencoznowuzjadł?–zdziwiłasięgłośnoMartyna.–Głosujcie.Jeżeli

większośćbędziezanaszympomysłem,pogadamyoorganizacji.Napewnonie
będzietodyskoteka.

–Toco,usiądziemyibędziemysięgapićnasiebie?–zdziwiłsięFilip.
Mikołajudawał,żewogóleniewkurzajągoteidiotycznepytania,iświetnienad

sobąpanował.

–Słuchajcie,cotojestWigilia,wiekażdyczłowiekmądrzejszyodSebastianai

Filipa,awięcmamnadzieję,żewiększośćzwas.Pytamjeszczeraz:ktojestza–
powiedziałspokojnie.

–Uważaj,comówisz!–warknąłSebastian.Podniosłosiękilkarąk,Martynaje

przeliczyłaipomysłupadł.

–Sprawadruga–kontynuowałMikołaj–ktojestzawymianąupominków

gwiazdkowych?Zanimbędziemygłosować,wyjaśniam:ciągniemylosy,
obdarowujemytego,kogowyciągniemy.PrezentysąodŚwiętegoMikołaja...

–Odciebie?–spytałaktóraśzdziewczyn.
–Wyglądamnaświętego?–zdziwiłsięszczerzeMikołaj.–Powtarzam:prezenty

sąanonimowe,kwotadoustalenia.Samorządproponujedziesięć,górapiętnaście

background image

złotych.

–E,nocowy?–wyskoczyłaMajka.–Cosiękupizapiętnaściezłotych?
–Prezerwatywychoćby–rzuciłjeden.Niektórzychichotali,niektórzypsykalii

przezchwilęniedałosięichuspokoić.Mikołajmusiałpodnieśćgłosodwatony.

–Naszymzdaniemwystarczy.Niechodzioto,żebywpędzaćsięwkoszty,ale

pokombinować,wymyślićcośdowcipnegoiwlepszymguścieniż...prezerwatywy.

–Nieużywasz?–zdziwiłsiętensamdżoker.Pytaniepozostałobezodpowiedzi.

Mikołajniedałsięzbićztropu.

–Jestjeszczejednasprawa.MusimysięzłożyćpozłotówcenaprezentdlaAldony.

Niezręczniebyłobykazaćjejlosować.MikołajMikołajem,prezentbędzieodnas
wszystkichwtejsamejceniecoinne.Zaresztędokupisięładneopakowanie.Teraz
głosujemy.Losysąjużprzygotowaneialbojewykorzystamy,albowyrzucimy.

Lasrąkwgórzeupewniłsamorząd,żenawetwtakniewydarzonejklasiejakIeod

czasudoczasumożnacośzrobićwspólnie.

Lilka,ledwierozprostowałaswojąkarteczkę,wpadławprzygnębienie.Nie

zdążyłasięzałamaćtylkodlatego,żeAldonaweszładoklasy.

–JamamPrzemka,aty?–szepnęłaOliwia,zerkającciekawienazaciśniętąrękę

Lilki.

–Ajamampecha–odszepnęłaLilka.Otworzyłapięść.
–Prymusik?Alejajo!
IchchichotynieuszłyuwagiAldony.
–Cotojestpsalm?–spytała,patrzącnarozbawionąpierwsząławkę.
LilkabłyskawicznieprzeszłaodPrymusikadoBiblii.Wstałajaknasprężynie.
–Jesttohebrajskapieśńpoetyckaotreścireligijnej,rodzajśpiewnejmodlitwy.

Zbórstupięćdziesięciupsalmów...

–Dziękuję,siadaj.Ajużmyślałam,żemyliszpsalmzeskeczem.
Aldonabyłabychora,gdybynieprzygadałauczniowizłapanemunanieuwadze,

nawetjeśliwporęzaskoczyłiodpowiedziałtrafnie.

Majkakilkarazy,nibymimochodem,wspominałaourodzinachLilki.Niepytała

wprost,kiedybędą,boznałapierwotnyterminiszykowałasięnasobotę,ósmego
grudnia.Nawetjejdogłowynieprzyszło,żemogłabyniezostaćzaproszona.Ale
nadszedłpiątek,triorozmawiałoowszystkim,tylkonieoimprezie,więczagadnęła
sama,żebysięupewnićcodopory.

–JutroszalejemyuLilki,tak?Októrejzbiórka?
–Szalejemy?–zdziwiłasięOliwia.–Nicotymniewiem.Zresztąmamszlaban,i

toprzeztwojewygłupy,więcjeśliposzaleję,tozMiśkąnadobranocce.

–Przezmojewygłupy?–zdziwiłasięszczerzeMajka.–Wypiłamtylkotrzypiwa,

jakmogłamsięwygłupiać?

–Niemamjutrourodzin–zaprzeczyłastanowczoLilka.
–Nowiem,sądziesiątego,wponiedziałek,alemówiliśmyprzecież,żeimpreza

będzie...

–Nictakiegoniemówiliśmy.Zdawałocisię,borośniesz–wtrąciłMikołaj.–

Terazdaruj,musimyzałatwićcośbardzoważnego.

–Przecieżmogęiśćzwami.
–Nieznałaśzmarłego,niemusisziśćnajegopogrzeb–wyjaśniładobrotliwie

background image

Lilka.

–Czyjtopogrzeb?
–PanaAntoniusza–powiedziałMikołajzcałąpowagą.
ZostawilizaskoczonąMajkęnaśrodkuulicyidopierozarogiemdaliupust

wesołości.

–Tobyłdobrymoment,żebymjejwygarnęła,cooniejmyślę–stwierdziłaLilka,

kiedyjużtrochęspoważnieli.–Chybastchórzyłam.Cosobieprzypomnęjejmatkęz
rurkąwkrtaniizawałojca,tościskamniezagardłoinieumiemsklecić
przyzwoitegozdania.OdrazuwidzęMagusię,tatęimyślę,żegdybymniedotknęło
takienieszczęście,tochybabymzwariowała.NaszczęścieMagusiamówi,żeztatą
corazlepiej,jużnawetonodzyskałnadziejęnawyleczenie.AletaMajka...

–Dobra,niemajejcowychowywać–machnąłrękąMikołaj.–NiechjąPan

zachowawzdrowiu,bylezdalaodnas.Wieciezczegotencytat?

–Człowieku,Skrzypkanadachumamobcykanego,zagramcikażdąpiosenkę–

roześmiałasięOliwia.–Majkapodzisiejszymchybanamodpuści.

Lilkaniebyłatakapewna,czyMajkaodpuści,więcsobotniepopołudnieiwieczór

przesiedziałauOliwii.Trochęsięuczyły,potemposłuchałyamerykańskiegopopu,
przyktórymświetniesięgadało,zwłaszczaosercowychdolegliwościach.Niestety,
ostatnioanijedna,anidruganiemiałaoboksiebiemęskiegoramienia,naktórym
mogłabysięwesprzeć.NawettelefonicznywielbicielLilki,specodlirycznychSMS–
ów,zamilkłnadobre.

–Niktnasniekocha,niktnasnielubi–westchnęłaOliwia.
–No!–przytaknęłaLilka.
Byłtostałytekst,którycojakiśczaslubiłysobieprzypomnieć.
WponiedziałekranoLilkędotknęłaamnezja.Trochęzaspała,wbieguwzięła

prysznic,ośniadaniuniemiałajużczasupomyślećipopędziłanadół.Dopierokiedy
Mikołajzłapałjąwpółipodniósł,przypomniałasobie,żejestjużbardzostarailada
momentgrozijejemerytura.Uściskalijąnaulicy,coniebudziłoniczyjego
zdziwienia.Ulicewidziałyjużróżneuściskiizdążyłydonichprzywyknąć.

Lilkawbiegładoklasypierwszaistanęłajakwryta.Stolatodśpiewanena

kilkanaściegłosówtobyłonicwporównaniuzrozradowanąMajką.Ludzierzucilisię
zżyczeniami.„Wszystkiegonajlepszego,wszystkiegonajlepszego...”mówilijedenpo
drugim.PoczułasięjakMałgorzatanadiabelskimbaluuWolanda,tyleżeMałgorzaty
niktniecałował,aLilkęwszyscy.Awłaściwieniewszyscy.Pawełpodszedłdoniejna
samymkońcu.

–Przepraszamzato...nowieszichciałbym,żebyśprzestałasięjużgniewać.
Niepowiedział„Żebyśsobiedarowałafocha”,nieużyłanijednegowytrychaze

znakiemq,zachowałsięcałkiemjaknie–Paweł.

–Maszrację,stary–uśmiechnęłasię–szkodażycianafochy.
WszedłmisterTwistiwszyscyrozbieglisięnaswojemiejsca.
Ledwiepoangielskimprzeszlidogabinetuhistorycznego,Majkazaczęłaszaleć.
–Tosąpierwszetakiefajoweurodzinywklasie!–darłasię.–Pierwszewspólne

stolat.Trzebatouczcić,Lilka,słyszysz?

ChoćbyLilkabyłagłuchajakciotkaEmilia,musiałabyusłyszećtenjazgot.

Pomyślała,żeprzerobienieMajkinakarmędlakotówbyłobyzamałąkarą.

background image

Należałobyjeszczedopilnować,żebykocuryzżarływszystkodoostatniego
okruszka.AMajkanieodpuszczała.

–Lilka,mieszkaszsama,chatawolna,nierozumiem,czegosięboisz?Jakci

szkodakasy,możemyzrobićzrzutę.

Tegojużbyłozawiele.Lilkaniechwaliłasięwolnąchatąiwcaleniechciała,żeby

tawiadomośćobiegłacałąklasę.Wiedziałaekipa,tooczywiste,aleekipyniemiała
powodówsiębać,natomiastludzizklasynieznała.Wypadałojednakcoś
powiedzieć,bopomysłnadarmowąimprezęspotkałsięzentuzjazmem.

–Dziękujęzażyczenia,byliściebardzomili,jednak,sorry,niezaproszęwas,bo

mamdośćskomplikowanąsytuacjęrodzinnąi,prawdęmówiąc,niemamgłowydo
imprez.Możeinnymrazem.

–Iczegotysięboisz?–powtórzyłaMajka.
Lilkacałkiembezwiedniezacisnęładłoniewpięści.Podeszłatrzykroki,żebynie

krzyczećinierobićsensacjiwklasie.

–Ciebie–powiedziałazimno.–Myślałam,żetakieidiotkiistniejątylkowbajkach

dlaniegrzecznychdzieci.Niestety,zmieniłamzdanie.

Odwróciłasięiwyszłazklasy.
–Pogięłocię?!–Majkęnajwyraźniejzawiódłinstynktsamozachowawczy,nie

dostrzegłazmrużonychzezłościoczuLilkianizaciśniętychszczęk.Wyskoczyłaz
ławkiipogoniłanakorytarz.

ZanimMikołajzOliwiązdążylizaniąwybiec,Majkatrzymałasięzanosiztrudem

łapałapowietrze.OliwiachwyciłaMajkę,MikołajLilkę.

Jednastałabladailekkozszokowana,drugapokazała,jakwyglądahisteriaw

najczystszymwydaniu.Spazmy,łkanie,krzyk–wszystkotoodegrałaznakomicieina
tyległośno,żesąsiednieklasyteżmogłysobieposłuchać.Dzwonekcoprawda
ogłosiłjużpocząteklekcji,leczktobysięprzejmowałdzwonkiem,jeślinakorytarzu
działysiętakieciekawerzeczy.

OliwiakonieczniechciałazaprowadzićMajkędopielęgniarki.Szarpałasięznią

przezchwilę,wreszciezłapałazaramięibezzbędnychceregielipociągnęłazasobą.
Odlattrenowałatenisstołowy,więcmiaładośćsiły.

MikołajobjąłLilkę,jakbypróbowałosłonićjąodkłopotów,któreitakbyły

nieuniknione.TużoboknichwyrósłPaweł.

–Chodź,Lilka,musimyuprzedzićAldonę–powiedziałMikołaj.
–Dajmispokój–mruknęła.
–Onmarację–wtrąciłPaweł.–Majkatohisteryczka,zanimsięobejrzysz,zrobi

aferęnacałąszkołę.

ZdwojgazłegowolałajużiśćzMikołajem,niżsłuchaćPawłaipatrzećna

zaciekawionetwarzeludzizklasy.Nakońcukorytarzapojawiłsięprofesor
Bezikowski,zwanyBezikiem.MikołajcośmuwytłumaczyłipociągnąłLilkęzasobą.
Przejąłinicjatywę,aonapoddałasiębiernie.Szczęścieimsprzyjało.Aldonamiała
okienko,siedziaławpokojunauczycielskimipoprawiałakartkówki.Terazjużnie
Mikołajmiałmówić,tylkoLilka.

–Panisorko,uderzyłamkoleżankę–powiedziałazwyczajnieibezwykrętów,bo

nicinnegonieprzyszłojejdogłowy.

–Niechcący?–upewniłasięAldona.

background image

–Itak,inie.Chciałamjąodepchnąćiuderzyłamwtwarz–przyznałaLilka.–

Przykromi,takajestprawda.

Wychowawczynipatrzyłazniedowierzaniem.
–Czytywiesz,żebędęmusiałaobniżyćciocenęzesprawowania?Najpierw

awanturazprofesoremKowalskim,terazchuligańskiwybryk,cojeszczewymyślisz?
Ćpasz?

BezzbędnychceregielizajrzałaLilcewoczyiwidaćniewyczytaławnichnic

ciekawegopozarezygnacją,botrochęsięuspokoiła.

–Kogouderzyłaśidlaczego,opowiadaj!–poleciła.
Lilkaoblizałasuchymjęzykiemsuchewargiipoczuła,żewgłowiemapusty

balonik.Najlepiejbyłobyzacząćodpoczątku,odimprezyuOliwii,alewtedy
musiałabywsypaćPawłairesztę.Tegoakuratniechciała.Immniejszaafera,tym
lepiejbyłodlawszystkich.

–Majkawie–zaczęłaniepewnymgłosem–żewtejchwilimieszkamsama.
–Icoztego?–spytałaAldona.Rzeczywiście,ztegonicjeszczeniewynikało.
Musiałabrnąćdalej.
–Jategonierozgłaszam,niechcę,żebyktośpozamoimiprzyjaciółmiwiedział...
–Oczymwiedział?Żemaszchatędodyspozycji?–upewniłasięAldona.W

rozmowachzuczniamilubiłaczasemposłużyćsięichjęzykiem.

–Nowłaśnie!AMajkapróbujezmienićmojemieszkaniewdyskotekę.Zaprasza

ludzibezmojejwiedzy...

–Nachodzącię?Przeszkadzają?
–Nie...Toznaczyrazurządzilikociąmuzykę...Niewiemkto,boniebyłomniew

domu.

–Izatękociąmuzykędałaśjejwnos?
–Tak...Toznaczynie.DzisiajsąmojeurodzinyiMajkachcejewyprawićumnie

dlacałejklasy.

–Niewystarczyłowytłumaczyć,żesobietegonieżyczysz?
–Onajużzaprosiłacałąklasę...
Lilkaniemiałanicwięcejdododania.WyręczyłjąMikołaj.
–Majceniemożnaniczegowytłumaczyć.Dlaniejliczysiętylkoto,czegoona

chce.

–Wybrykchuligańskipozostajewybrykiemchuligańskimbezwzględunato,z

jakichpobudekzostałpopełniony–powiedziałaostroAldona.–Naprzerwie
przyjdźcieobiedopracownipolonistycznej.Zapoważnasprawa,żebyudawać,żenic
sięniestało.AcozMajką?

–Oliwiazaprowadziłajądopielęgniarki–wyjaśniłMikołaj.
–Dolegajejcoś?Marozbitynos?
–Nie,ale...krzyczałagłośniej,niżtobyłowarte.
–Skądmożeszwiedzieć?Nietyoberwałeś–ucięłaostroAldona.–Wracajciedo

klasyicieszciesię,żeniejesteściewmojejskórze.

–Panisorko,jatorozumiem,właśniedlatego,żetakasytuacjawdomu,żematka

zrurką,żeojciec...zawał,myśmytolerowalijejwszystkiewyskoki,żebynie
odtrącać...–mówiłaLilkaijednocześnieczuła,żenawetFiliptłumaczyłbyjaśniej.

Aldonapatrzyłananiązezmarszczonymczołem.

background image

–Tynapewnonicniebierzesz?–spytała.
–Nie!–powiedziałaLilkazdecydowanie.Kiedyjużbyliprzydrzwiach,padło

jeszczejednopytanie.

–Ktosiętobąopiekujeteraz,kiedymamyniema?
–Wujekzciocią,przyjaciółkamamy,naszagosposiaioni–wskazałagłowąna

kolegę–toznaczyMikołaj,Oliwiaidodatkowoichrodzice.

–Silnagrupa–mruknęłaAldona.–No,zmiatajcie!
Szliwmilczeniupustymkorytarzem.Lilkaczuła,żepołowajejzdenerwowania

zostaławpokojunauczycielskim.Tylkopołowa,boawanturadopierosięrozkręcała.

–Mocnojejprzywaliłaś?–spytałMikołaj.
–Niestety,nie.Naprawdępróbowałamjątylkoodepchnąć.Nicjejniezrobiłam,

bozdążyłasięuchylić...Alerękananosiewylądowała.

–Najpierwjąszczypiesz,potemwalisz,gotowacięoskarżyć,żenastajesznajej

życie.Zatoidziesięsiedzieć.

Pokiwałagłową,jednakniemiałanastrojudożartów.
Kiedyweszlidoklasy,Majkajużtambyła.Głowęzłożyłanaławcejakktośchory

lubpłaczący.LilkaspojrzałanaOliwię,OliwianaLilkę,alepogadaćsięniedało.Bezik
nietolerowałszeptówwczasielekcji.Zresztąmówiłciekawieizwerwą,dobrzesię
gosłuchało.

WdzieciństwieLilkamiałacharakterek,którytylkodziękimądrościrodzicówz

czasemzmieniłsięwcharakter.Byładzieckiemenergicznym,bardzointeligentnym,
aleteżwyjątkowosamodzielnym.Jużwpiaskownicynauczyłasiębronićswojej
nietykalności,arobiącto,bezwiększychskrupułównaruszałanietykalnośćinnych
dzieci.Niereagowałapodziewczęcemu,nieskarżyła,niepłakała,tylkozałatwiała
porachunkijakniełopatką,toręką.Naplustrzebabyłojejoddać,żenigdynie
atakowałapierwsza.Niekierowałasięagresją,jedyniebiblijnąmądrością„ząbza
ząb”,chociażBibliijeszczewtedynieznała.Ostatniwybryk,przesadnienagłośniony
przezówczesnąwychowawczynię,miałmiejscewdrugiejklasiepodstawówkii
wiązałsięzzębemOliwii,najlepszejprzyjaciółki.Tenząbruszałsię,przeszkadzał,
więcjedenzkolegów,podpretekstemobejrzenia,złapałgopalcamiiwyrwał.
PrzestraszonaOliwiarozpłakałasię,aLilka,niewielemyśląc,dopadłaśmiałkaiw
efekciebijatykiteżpozbawiłagomleczaka.Chłopakwyplułząbnarękęiodechciało
musięśmiechów.ByłowięcjakwBiblii,tyleżewmieszałasięwychowawczyni,
któraniedość,żebyłanowainieznałajeszczedzieci,to–nanieszczęścieLilki–
widziałasamąkońcówkęawantury.Dopadładonich,utuliławystraszonegoMikołaja
icałąniechęćskupiłanaLilce.Powtarzaławkółko:„Jakmogłaśgouderzyć?”oraz
„Niewiesz,żeniewolnonikogobić?”.Lilkawiedziała,żeniewolno,leczmusiałasię
jakośbronić.„Właśnie,żewolno!Mnierodzicebijącodziennie”,powiedziała,bo
takiewytłumaczeniewydawałosięnajbardziejprzekonująceizarazemzabawne.
Magusianiepodzielałajejrozbawienia,kiedyzmuszonabyłaprzekonywać
nauczycielkę,paniąpedagogorazdyrektorkęszkoły,żepreferujeinnemetody
wychowawczeniżkaracielesna,którejniestosujezprzekonania.

OdtamtegoczasuLilkaniepodniosłarękinanikogoiprzeszłanabardziej

cywilizowaneformyzałatwianiaporachunków.Złamałasiędopierowdniuswoich
szesnastychurodzin.

background image

NibysłuchaławykładuBezika,alemyślamibyłagdzieindziej.Próbowała

wzbudzićwsobieskruchęiniemogła.Zatopoczułaprawdziwystrach,taki
przypisanyjedyniedosprawpoważnych.Lilkaznałakilkarodzajówstrachu.
NajwiększydotyczyłMagusiitaty:lękprzedchorobąlubinnymnieszczęściem,które
mogłozburzyćżycierodzinne.Jakbardzobyłparaliżujący,przekonałasięwczasie
chorobyojca.Osiebiesięniebała.Młoda,zdrowa,niezakładała,żemożejejsięstać
cośbardzozłego.Aodsprawdrobniejszychbyłyinnestrachy:takiprzedklasówką,
doktórejniezdążyłasięprzygotować,lubprzedprzyznaniemsiędowiny,kiedycoś
przeskrobała.Słyszączustwychowawczyniokreślenie„wybrykchuligański”,zaczęła
siępoważnieobawiać,żemogąjąwyrzucićzeszkoły,awtedycałkowiciezawiedzie
Magusięiojca.Noiwcześniejmusiałaowszystkimpowiedziećwujkowi.

MikołajwziąłnasiebiedoprowadzenieMajkidopracownipolonistycznej.

Wisiałamunaramieniuisłaniałasięnanogach,jakktośbardzoosłabiony.Oliwia
szłazLilką.

–Nawetniemiałampojęcia,żeistniejątakiecholernehisteryczki–mówiłaze

złością.–Pocieszsię,pielęgniarkateżjejdaławpysk.Lekkocoprawda,tyletylko,
żebyprzestaławyć,azaczęłakontaktować.Zmiejscaoprzytomniała.Nawet
siniaczkaniema,nawetkropelkakrwisięniepokazała,nic,kompletnienic.
Pielęgniarcepowiedziała,żezostałapobitaprzezkoleżankę.Bezikowiteż.Szykuje
sięaferanapółszkołyalboinacałą.

ZwielkiegowspółczuciaOliwiapocałowałaLilkęwpoliczek,poczymwepchnęła

przyjaciółkędopracowni.ObojezMikołajemtrzymaliwartępoddrzwiami.

Aldonanawidokuczennicwestchnęłaciężko.Nielubiłaafer.Bezsympatii

popatrzyłanaLilkę,bladą,alespokojną,potemwbiławzrokwMajkę,która
wyglądałatak,jakbyladamomentmiałazemdleć.

–Jaksięczujesz?–spytała.
Majkachlipnęłabezradniejakmałedziecko.
–Mamstrasznezawrotygłowyiokropniebolimnietutaj.–Dotknęłapalcem

okolicnosa.–Panipielęgniarkauważa,żetomożebyćzłamanieprzegrodynosowej
alboiwstrząsmózgu.

–Nieprzesadzasz?–zdziwiłasięAldona.–Mniepowiedziała,żenieznalazłanic

niepokojącego.Noscały,głowateż.

–Możliwe,żesięprzesłyszałam–szepnęłaMajka.–Byłamwszoku.
–Nodobrze,szok,mamnadzieję,minął,terazopowiedzosamymwydarzeniu.

Muszęwiedzieć,jakprzedstawićsprawędyrekcjiiwaszymrodzicom.

–Rodzicom?–zdziwiłasięMajka.
Jejgłosniebrzmiałjużtakomdlewającojakdwieminutywcześniej.Możnabyło

nawetodnieśćwrażenie,żetogłoscałkiemrześki.

–Oczywiście!Czymyślisz,żezatajętakpoważnąsprawę,jakpobiciewszkole?A

jeślisięokaże,żerzeczywiściemaszwstrząśnieniemózgu,toktobędzie
odpowiadał,ja?Jutrozgłaszaciesięzrodzicami...toznaczywprzypadkuLilkiniech
będzieopiekun.

Lilkaztrudemprzełknęłaślinę.To,czegosięnajbardziejbała,stałosię

nieuchronne:rozmowazwujkiem,odebraniepapierówzeszkoły,adalej...Niemiała
pojęcia,codalej.Aldonaniepatrzyłananią,tylkonaMajkę.Surowo,uważnie,ze

background image

zmarszczonymczołem.

–Pytałam,jakdoszłodotejgorszącejawantury?
–Właściwieto–zawahałasięMajka–samaniewiem,czytomożnanazwać

awanturą,panisorko.Lilkapowiedziałamicośprzykregowklasieiwyszła.
Wybiegłamzaniąnakorytarz,żebywyjaśnić,i...ionamnieodepchnęła.

–Odepchnęłaczyuderzyła?Niewidziszróżnicy?
–Wtedybyłamwszoku.Teraz,kiedyochłonęłam,uważam,żetobyłobardziej

odepchnięcieniżuderzenie.Takiebolesneodepchnięcie.

–Toskądtahisteria?
–Mówięprzecież,żebyłamwszoku.Jajestembardzowrażliwa...Ja...Teraz,jak

takchłodnomyślę,tonawetgłowamnieniebolianinos.

Dlapewnościobmacałasobiecałątwarz,aAldonaniemogłaoczuoderwaćod

zielonychtipsówwkształciełopatek.

–Cobyłoprzyczynąsprzeczki?
–Taksobiemyślę,żemojejwinyteżtrochębyło...bowdobrejwierze,zdobrego

serca...ogłosiłamwklasieurodzinyLilkiinamawiałamją,żebypostawiła...to
znaczy,cojamówię,żebyrazemzrobićprzyjęcie.

–Tyiona?
–Nonie,całaklasa,żebyśmysięlepiejpoznali.
–Gdziemiałobyćtoprzyjęcie?
–Niewiem...TojużzależałobyodLilki.
–Uniejwmieszkaniu?
–No,może...Ale,panisorko,jajużniemamżaludoLilki.Możerzeczywiście

przesadziłam.Onateżprzesadziła,itojakbysięwyrównuje.

–Napiszeszminajutrotakieoświadczenie,żeniebyłopobiciainiemasz

pretensji?

–Pewnie,żetak–zadeklarowałaMajkaswoimjaknajbardziejnormalnym

głosem.

AldonakazałaMajcewracaćdoklasy,aLilcezostać.

background image

17.


Nadprzyjęciemurodzinowymzawisłojakieśfatum.NajpierwbyłszlabanOliwii,

awsobotęprzedpołudniemLilkadostałaSMSodMikołaja:„Mamaresztdomowy.
Nieprzyjdęwieczorem.Sorry.Jutrowszystkowytłumaczę”.Dwieminutypóźniej
odebraładrugiSMS,tymrazemodOliwii:„Mikołajmaaresztdomowy,nieprzyjdzie
wieczorem,trzebacośzrobić”.Odpisałanatychmiast:„Zaczynamdziałać!”.Byłoto
stwierdzenienawyrost,powinnaraczejodpisać:„Zastanawiamsię,jakdziałać”,lecz
nazastanawianiebrakowałoczasu.Doprzyjęciaurodzinowegozostałozaledwie
kilkagodzin.

Pomyślałachwilę,odkroiłakawałekciastaupieczonegoprzezpaniąMalinowską,

pysznegozresztą,izaczęłagrzebaćwszafkachkuchennychwposzukiwaniu
salaterkiwbłękitnepaski.WtejsalaterceMikołajprzyniósłjejniedawnodomowe
pierogi,więcnadeszłapora,byzwrócićnaczynie.Owinęłaciastofolią,wpakowałado
salaterkiipobiegła.Podrodzecośtamsobiewgłowieukładała,aleniebyłto
drobiazgowyplan.Miałaniezłyrefleksizdecydowaniewolałaimprowizować,niż
wygłaszaćwcześniejprzygotowaneteksty.Wiadomoprzecież,żewszystkiego
człowieknieprzewidzi,żeczasemtrzebaiśćnażywioł.Wślizgnęłasiędobudynkuza
jakąśsąsiadkąibiegnącposchodach,przemawiaładosiebietak,jaktoczęstorobiła
Misia:„Pamiętaj,Lilka,banannagębie,wsercuwiosna,nicniewiesz,oddajesztylko
salaterkę”.Zapukała,spojrzałanamatkęMikołajaiodechciałojejsięuśmiechów.
Zobaczyłasmutną,zapłakanątwarzzpodkrążonymioczami.

–Stałosięcoś?–spytałaprzerażona.
Tkwiłanaproguzpakunkiemwgarści,jakbybałasiędaćkrokdoprzodu.
–Podobnonicsięniestało–powiedziałapaniPodlaska,wpuszczającjądo

mieszkania.–Mójbardzodorosłysynwyszedłwczorajnagodzinędokolegi,wróciło
czwartejnadranem,niezbyttrzeźwy,aletwierdzi,żenicsięniestało.Teżtak
myślisz,żenic?

–Jagochybarozszarpię!–wykrzyknęłaLilka.–Mogę?
–Proszębardzo,wejdź,rozszarp,bojajużniewiem,jakmamdoniegomówić.
Lilkatylkobutyściągnęła,niezawracałasobiegłowykurtkąaniczapką.Wpadła

dopokojuzhukiemotwieranychdrzwi.MikołajjaktoMikołaj,łóżkaniepościelił,
torbęzksiążkamizostawiłnaśrodkudywanu,samsiedziałprzedkomputeremi
albowcośgrał,alboczegośszukałwinternecie,niezdążyłazauważyć.

–Tydraniu!Jakmogłeśmitozrobić!–krzyczała.–Chybadoresztyciępogięło!
Nieżartowała.Toniebyłamówkaprzygotowanadlauszumatki,tylkokrzyk

rozpaczyinajwiększegowzburzenia.

–Ciszej!–poprosił.–Ciszej!
–Cociszej?Żadneciszej.Mamochotęwybićcinastępnyząb,wszystkiezęby...

Mamochotęcięrozszarpać.Psujeszmiurodzinowąimprezę,czytodociebie
dociera?Czytyrozumiesz,codociebiemówię?

–Usiądź!

background image

–Gdzieniby?Wtwojejrozmemłanejpościeli?
–Choćbynadywanie.Łebmipęka.
–Zacznijleczyćtenswójłeb,bozarazbędziezapóźno.Cociodbiło?
–Cosiętakiegostało,żewróciłemtrochępóźniej,co?–fuknąłzezłością.–Nic

złegonierobiłem,gadaliśmyzRajem,zDamianeminiktniepatrzyłnazegarek.

–Możeszkoda,żenikt!Czasempowinniściepatrzećnietylkonamarkę,aleina

wskazówki!

–Dobra,odpuść!
Wyszłazpokojuzałamana.ObjęłamatkęMikołajaimiaławielkąochotę

rozpłakaćsięnajejramieniu.

–Szlaban?–spytałacicho.
–Przykromi,Lilu,aletakpostanowiliśmyzmężem.Jeszczetrochęzawcześnie,

żebyMikołajrobiłwszystko,nacomuprzyjdzieochota.Jeszczezawcześnie.A
najgorszejestto,żeonnieczujesięwinny.Spóźniłsiępięćgodzin,cuchnąłjakcały
browarinieczujesięwinny,rozumiesz?

Lilkawybiegłazoczamipełnymiłez.ZanimdoszładoOliwii,amiałaraptemdo

przejściazedwieściemetrów,wysłałaprzyjaciółcetrzySMS–yzsamymi
inwektywami:kretyn,debil,półgłówek.Niesiliłasięnawyjaśnienia,natomiała
jeszczeczas,dawałajedynieupustrozżaleniu.Mikołajbyłkochany,bardzokochany,
aleczasemwkurzałjąjakmałokto.Lilkateżmiaławady,odstawiałaróżnenumery,
jednakszanowaładanesłowo.JakpowiedziałaMagusi,żewracaodziesiątej,to
choćbyimprezabyłanajfajniejsza,wstawałaiwychodziła.Niezgłupiego,
paraliżującegostrachu,tylkoztroskioMagusię,żebysobieniemusiaławyobrażać
tragicznychscenzcórkąwroligłównej.Kiedysiędotegoprzyznawała,Mikołaj
rechotałpobłażliwie,innipatrzylizezdziwieniem,jedynieOliwiaprzyznawałajej
rację.ZOliwiąnadawałynatychsamychfalach.Jednazaczynałamówić,druga
kończyłazdanie.Przyjaźniłysięoddziesięciulat,itooczymśświadczyło.Mikołaj
trzymałznimioddziewięciulat,czyliteżbardzodługo,leczbyłfacetem,ato
całkiemodmiennygatunekczłowieka.

LilkazwielkimżalemmyślałaonieobecnościMikołajanaswoichurodzinach.Z

trudemdoliczyłasiędwuimprez,naktórychtriowystąpiłowniepełnymskładzie.
Raznazakończenierokuwpierwszejklasiegimnazjum,kiedyOliwiazachorowałana
ospę,ibodajwtrzeciejklasie,kiedyMikołajwyjechałzrodzicamiwgóry.Pozatymi
dwomausprawiedliwionymiprzypadkamizawszeszalelirazem.Jeśliktośmiał
szlaban,tozmieniałosiędatęimprezy.Teraz,krótkoprzedświętami,niemogłainie
chciałaprzekładaćurodzinrazjużprzełożonych.

Odziewiętnastejzaczęlisięschodzićgoście.Lilkabyłaznakomitąpaniądomu,

przynajmniejjeżelichodziłoomaniery.Wkuchniradziłasobiemniejniżśrednio,ale
napatrzyłasię,jakMagusiapodejmowałagości,jakumiałasięcieszyćz
najdrobniejszychnawetupominków,iztejwiedzykorzystała.Prezentybyły
wyłączniesymboliczne,bowekipieniktsięnieobnosiłzkasą.Kupowałosiępłyty,
książki,drobnekosmetyki.Największaprzyjemnośćsprowadzałasiędowspólnej
zabawy,wygłupów,czasemteżdopoważnejdyskusjiniekoniecznieomuzyce.

Kiedyimprezazaczęłasięrozkręcać,nieoczekiwanieodezwałsiędomofonipo

chwilidomieszkaniawkroczyłMikołaj.

background image

–DziękiLilcetujestem–powiedział.
–Teżwymyślił–parsknąłśmiechemRaj.–WszyscyjesteśmytudziękiLilce.
–Stary,jajestemdziękiłzomLilki.Mamszlaban,aletakpiękniezagrała,że

staruszcesercezmiękło.

–Wieszco–odezwałasięLilka.–Dzisiajcinicniepowiem,bodziśjesteśmoim

gościem,alejutrocipowiem,żejesteśnajwiększymkretynem,jakiegoznam.Nie
udawałam!Przysięgam,żenie.Naprawdężalmibyłotwojejmatki,żeurodziła
takiegodebila.

Zrobiłosięodrobinęniezręcznie.Mikołajminęmiałniepewną,więcRaj

pośpieszyłmuzpomocą.

–Debilaczykretyna?–spytał.–Botaknamieszałaś,żetrudnosiępołapać.
–Kretyn–stwierdziłaLilka.–Debiltozamało.Ale–zawahałasięidokończyła

znaczniecieplej–cieszęsię,żetenkretynprzylazł.

CiotkiLechosławaiEmilkabyłybydumnezsiostrzenicy,widząc,żewreszcierobi

użytekztelewizora,choćpewniekręciłybynosaminawybranykanał.Lilkawłączyła
Vivęiprzestałasobiezawracaćgłowędobieraniempłyt.Ktochciał,wstawałi
tańczył,ktoniechciał,siedziałigadał.Zerkałaodczasudoczasunadwójkęnowych,
czylinaMartynęiSzymona,żebysprawdzić,jaksiębawiąwnowymtowarzystwie.Z
ulgąstwierdziła,żebardzodobrze,więcrozejrzałasięjeszcze,czyniktniczegonie
potrzebuje,iwyszłanamomentdogabinetu.Staranniezamknęłazasobądrzwi.
Musiała,konieczniemusiałazadzwonićdomatkiMikołaja.Złamanieszlabanuto
byłocoświęcej,niżmogłaoczekiwać.Podziękowałaśpiesznie,trochęchaotycznie,
bozawszewtakichsytuacjachbrakowałojejsłów.

–Októrejonmawrócić?–spytała.–Proszęmipowiedzieć,toosobiściego

wykopię,choćbymnawetmiałauszkodzićpalceunogi.

–Niewykopujgo–stwierdziłapaniPodlaska.–Dajmymusięwykazać,może

wreszciecośdoniegodotarło.

Lilkarozłączyłasięizradościmiałaochotępocałowaćkomórkę.Najwidoczniej

jednaktelefoniksobietegonieżyczył,borozśpiewałsięizadrgałjejwręku.Wpadła
dosalonuzpalcemnaustach.

–Cii!–krzyknęła.
–Cisowianka?–roześmiałsięMikołaj.Lilkazamachałaręką.
–Majka,mojagadzina–sprostowała.Ściszyłatelewizor.Komórkętrzymałatak,

żebyinniteżmogliposłuchać.

Pytanie:„Corobisz?”zabrzmiałozwyczajnieicałkiemnamiejscu.Zwykleod

niegozaczynałysięrozmowy.

–Jestemuciotkinakolacji–skłamałagładkoLilka.
–Dziwne–zauważyłachłodnoMajka.–Przechodzęoboktwojegodomui

dałabymsobiegłowęuciąć,żewidzęwoknachświatło.

WoczachLilkizapaliłsiędiabelskiognik.
–Notojesteśbezgłowy–powiedziała.–Jakwychodzęnadłużej,zostawiam

światłodlazmyłki.

–Nieoszczędzaszprądu?–spytałaMajka.
–Oszczędzamnerwywujka.Przejeżdżaulicą,widziświatłoijestspokojny,żenie

włóczęsięwieczorami–wyjaśniła,zwijającsięzuciechy.

background image

Bawiłyjąrozradowanetwarzekumpli,bałasiętylko,żebyktośnieprzerwał

milczeniajakimśniewczesnymżartem.Dawałaimznakiręką,żemająbyćcicho.

–Jaksobiechcesz–powiedziałaMajka.–Dzisiajbyłoumniepogotowie.Potym

uderzeniu,wieszjakim,zmojągłowądziejesięcośzłego.

–Przecieżtyniemaszgłowy!–wypaliłaLilka.Szymon,poważnySzymon,

nowicjuszwekipie,ścisnąłpalcaminosizapiałdyszkancikiem:

–Lilu,kurczakistygną!
Rozłączyłasię,zanimzdążyłakrzyknąć:„Nara!”.Wszyscyparsknęliśmiechem.

Numerzkurczakamibyłprzedni,tyleżeLilcezdążyłsięjużwłączyćagresor.Mikołaj
odciągnąłjąnabok.

–Spoko!Przypomnijsobie,cocimówiłaAldona.MaszsięodMajkitrzymaćjak

najdalej,tak?Tosiętrzymaj.Dorosłychteżczasemwartoposłuchać...Noco,banani
wracamydogości.

Odziewiątejzjawiłsiędostawcapizzyiwielkietańcezmieniłysięwwielkie

żarciepopartezażartądyskusjąorapie.WVivieleciałteledyskTheGame’aiRaj
zabroniłnawetmlaskania.

–Czaicie,ilewtychsłowachjestnajprawdziwszegobuntu?–spytał.
–Możliwe,stary,alemniebuntniekręci–powiedziałaMałgosia.–Jawolępop.
–Gadasz!Młodzizawszesiębuntowali–stwierdziłRaj.
Małgosianiedawałazawygraną.
–Dziewczyny,wyteżsiębuntujecie?
–Jaczęsto–przyznałaLilka–zwłaszczaprzeciwkociotkom,aleprzecieżniebędę

układaćpiosenekoEmilceiLesi.Jeszczetegobrakowałowsztuce.

–Tyjaksięzbuntujesz,walisznaodlewbezśpiewania–roześmiałsięMikołaj.
–Achceszsięprzekonać,żemaszrację?–spytała.
Ichoćwjejgłosieniebyłobuntu,Mikołajzacząłudawać,żebardzosięboi,

Damianumazałsobienoskeczupeminaglezrobiłosiętakwesołojakwprzedszkolu
podczaspodwieczorku.NawetRajoderwałsięodtelewizora,boKiss,kissw
wykonaniuChrisaBrownatojużniebyłutwórdlaniego.

OdziesiątejMikołajpodniósłsięzociąganiemizacząłszykowaćdowyjścia.

Posypałysięprotesty.Możenawetbyimuległ,gdybyLilkaniekazałamusię
wynosić,itowpodskokach.

background image

18.


ZprezentamigwiazdkowymiLilkamiałaspokój.Magusiaprzysłaławielkąpakę,

wktórejznalazłysięszałoweciuchydlacórki,świąteczneupominkidlarodzinyi
spororóżnychgadżetówdlaprzyjaciół.Niestety,jedenprezentwciążpozostawał
podwielkimznakiemzapytania,amianowicietenklasowy,dlaPrymusika.
Bajeranckazawieszkadokomórkiwkształcierękawicybaseballowejniebyłazła,
tylkoniezbytoryginalna,choćamerykańska.

–Tobyłgłupipomysłztymiprezentami–złościłasięLilkawdrodzezeszkoły.–

Niemożnaobdarowywaćludzi,którychsięniezna.Niewiem,coonczytaaniczego
słucha,niconimniewiem.

–Głosowałaś?–spytałMikołaj.–Głosowałaś!Toterazprzestańsięwściekać,po

prostuwysilszarekomórki.

–Jeżelimyślisz,żemyślisz,topomyśl,żetowcalenietakieproste!–westchnęła.
–Ktomówił,żebędzieproste?Wiesz,ilemieliśmykłopotówzAldoną?Martyna

wpadłanapomysł,żebykupićaniołkazmasysolnej.Aldonienapewnosięprzyda
dodatkowyopiekun,awłaściwieopiekunka.Aniołekwyglądanasamiczkę.

–Prymusikowiniekupięsamiczki,samsobieznajdzie.–Lilkawzruszyła

ramionami.–Ostatniosporoznimgadasz,niewieszprzypadkiem...

–Nietylkoznimgadam–przerwałjejMikołaj–aledoszliśmydowniosku,że

mamywielewspólnego.WypiliśmypopiwkuwMuszelce,wyjaśniliśmysobie,co
trzeba.Koleśprzyznał,żenapoczątkutrochęprzesadziłztąpoząnapolityka
opozycji.Lubizagrywać,aleniejestgłupi.

–Okay!–wykrzyknęłaLilka.–Niechsobiebędzienawetgeniuszem,mamtow

nosie.Chciałamtylkospytać,czytyniewiesz,czyonmajamnika?Jasnosię
wyrażam?Jasno.Wlumpkuwidziałamtakieładnewdziankadlajamników.

–Ajakmadobermankę,towłasnysweterprzerobisz?–Oliwiasięroześmiała,a

Mikołajwzruszyłramionami.

Oliwiamiałapodobnykłopot.WylosowałaPrzemka,októrymmogłapowiedzieć

tylkotyle,żechodzidoIe.Kupiłakamiennąfigurkęludzikaznapisemnapiersiach
„Twardziel”iuznała,żefacetpowinienpoczućsiędoceniony.

Wracalizeszkoływtrójkęjakzadawnychdobrychczasów.Nieznaczyłoto,że

Majkasięodczepiła.Takdobrzeniebyło.Jeżelinawetwyczuwałalodowatą
atmosferę,udawała,żewszystkojestpostaremu.Odprowadzałaichpolekcjachi
dopierowtedyjechaładośródmieścia,nadkładającjakieśtrzyprzystanki.Tegodnia
jednakzostaławszkolenadodatkowychzajęciachzpolskiego.Znalazłasięwgrupie
ludzi,którzystrasznieskopaliwypracowanie,iAldonazarządziładlanichspecjalną
lekcję.Trio,ostatniejużtakie,bardzosięcieszyłoztychdodatkowychzajęć.

–Onamijużdwarazypowiedziała,żepowinnamjejbyćwdzięczna–mruknęła

Lilka.

–Jakaona?–zdziwiłsięMikołaj.–Tadobermanka,którejniemaPrymusik?
–Jakaznowudobermanka?OMajcemówię–jęknęłaLilka.–Ostatniozaczęłado

background image

mniewydzwaniaćwieczorami.

–Nieodbierajtelefonów,przecieżniemusisz.
–Wszystkichnieodbieram,powiedzmycotrzeci.Czyjasiępowinnamjejbać?Że

onamacośnietakzgłową,topewne.Musielibyściewidzieć,jakszybkowtedyu
Aldonywyzdrowiała.Dosłowniewoczach.

–Cieszsię,byłaśświadkiemcudu–stwierdziłapoważnieOliwiainatychmiast

zachichotała.

Lilceniebyłoażtakwesoło.
–Aldonawspomniałaorodzicachinagletakazmiana–przytaknęła.–Ciekawe

dlaczego?Majka,jakzaczynanawijaćostaruszkach,natychmiastrobiminę
męczennicy.Awtedynic,żadnychmin,żadnychpojękiwań,żemamiesiępogorszyło,
aojciecwciążpodtlenem.Nawetonichniewspomniała,tylkowyszłazchorobyjakz
wannyipokrzyku.Czytowasniedziwi?

–Niemamyciekawszychtematów?–zainteresowałsięMikołaj.
–Mamy,oczywiście,żemamy,tylkotaMajka...–zaczęłainieskończyła.
Samawidaćdoszładowniosku,żetakieroztrząsaniedoniczegodobregonie

prowadzi.

WieczoremLilkaotworzyłazeszyt,żebynapisaćcośmądregonatemat

najważniejszychcechśredniowiecznejpieśnimaryjnej.Spojrzałanaścianęw
poszukiwaniunatchnieniaizatrzymaławzroknazielonymkartoniezmodlitwą
świętegoTomaszazAkwinu.ItakurodziłsiępomysłnaprezentdlaPrymusika.Aż
krzyknęłazzachwytu.ZnalazławbiurkuMagusiarkuszczerpanegopapieru,
flamastericośjeszcze:lakowąpieczęćzesznurkiem,prawdopodobnieodjakiejś
wódki,coniemiałowiększegoznaczenia.Przylepiłająnadolekartkipodtekstem
modlitwy,któryprzepisałazwielkąstarannością.Czerpanypapier,pieczęćlakowa,
tojeszczebyłozamało.Przypomniałasobie,jakMagusiabawiłasiękiedyśw
tworzeniekolaży,którepotempiękniepostarzała.Postanowiłazrobićcośrównie
fajnego.Najpierwpodpaliłajedenrógarkusza.Ledwiesięzajął,zgasiłaogieńi
otrzepałastaranniepapier.Kiedyjużwszystkierogibyłynadpalone,delikatnie
przykładałapłonącązapałkędobrzegówkartki,tyletylko,żebyjezaczernićiuzyskać
drobnenierówności.Iotomiałaprzedsobąopatrzonypieczęciąstarydruk,
nadgryzionyzębemczasu.Efektbyłfantastyczny.Włożyłakartkęwplastikową
koszulkę,dołączyłazawieszkędokomórkiicałośćładnieopakowała.Terazmogła
wrócićdowypracowania.

ŚwiętyMikołajwywiązałsięzobowiązku.Dostarczyłprezentyprostonalekcję

wychowawczą.NastolikuAldonystanęłosporetekturowepudełkopomakaronie.
Klasazastygławoczekiwaniu.Wiadomobyło,żezapiętnaściezłotychnikomunie
dostaniesięlaptopaniodtwarzaczMP4,jednakzawszemożnabyłoliczyćnajakiś
fajnyżart,niekoniecznieanonimowy.Pocztapantoflowazadziałałaprawiebez
zarzutuiludziewiedzielinietylko,kogoobdarowują,aleteż,ktoimdajeprezent.
Nieświadomychpozostałoniewielu,raptemzetrzyosoby,wtymLilka,któraczekała
cierpliwie,ażMikołaj,nietenświęty,tylkoklasowy,dotrzedojejnazwiska.Kątem
okaobserwowałaPrymusika.Wyjąłzawieszkę,dobrałsiędo„starodruku”ichybago
zamurowało.Dobrzewiedział,komudziękować,bospojrzałnapierwsząławkęi
uniósłkciukdogórynaznak,żewszystkowporządku.Zdążyłakiwnąćgłowąijuż

background image

musiałabiecposwójupominek.Dostałapłaskąpaczuszkęowiniętąwkolorowy
papierzbałwankami.Podpalcamiwyczułakartonowepudełko.Powoliodwinęła
papier,zajrzaładopudełkaiteżjązatkało,takjakPrymusika.Patrzyłanasiebie.W
drewnianej,ręcznierzeźbionejramce,zaszkłemtkwiłojejzdjęcie.Uśmiechałasię
swoimnajładniejszym,jakbylekkonieśmiałymuśmiechem,stałanatleotwartego
okna,wiatrdelikatnierozwiewałjejwłosy,azaplecamiwidaćbyłoszkolneboiskoi
żółtyklon.Fotografmusiałmiećtalent,bochoćzdjęciezrobiłnajprawdopodobniej
komórką,niemożnasiębyłoprzyczepićdojakości.Ramkaśliczniepachniała
świeżymdrewnem.

–Ojej!–zdołaławykrztusićOliwia.–Tyjakty,zawszefajniewychodziszna

fotkach,alerameczkarewelacyjna!

–Wieszodkogo?–spytałaLilka.
–Ani,ani.Któryśzchłopaków,innejopcjiniewidzę.Podziękujgłośno,ajananich

popatrzę.

Lilcenietrzebabyłodwarazypowtarzać.Ledwieostatniprezentopuścił

kartonowepudłopomakaronie,odwróciłasiędoklasyiuniosławysokoportrecik.

–Niewiem,odkogodostałamtocudo,myślęoczywiścieoramce,dopieropotem

ozdjęciu.Wielkiedzięki...Dawnojużnicmnietaknieucieszyło!

–ZwyjątkiempakiodMagusi–dokończyłaOliwiaszeptem.
Portrecikzrobiłwrażenienaklasie,niktjednaknieśpieszyłzzapewnieniami,że

tojemunależąsięspecjalnepodziękowania,możenawetbuziaki.

–Nocoty?Naprawdęmisiępodoba–zapewniłaLilkateższeptem.–Patrzyłaśi

co?

Aldonapodeszła,zaczęłaoglądaćportrecik,kiwaćgłowązuznaniem,więc

przerwałyrozmowę.

Lilkadaładobryprzykład,boPrymusikteżsiępochwaliłswoimprezentem,który

zyskałwielkieuznanie,zwłaszczawoczachwychowawczyni.

–„Panie,użyczmichwalebnegopoczucia,żeczasemmogęsięmylić”–

przeczytałagłośnoidodała,żetęzłotąmyślpowinnizapamiętaćwszyscy.

Ludziewstawalijedenpodrugim,żebypokazaćmaskotki,kapciezesklepu

„Wszystkozaczteryzłote”zwyhaftowanymdodatkowoserduszkiem,gumowy
młoteczekdowybijaniagłupichpomysłów,cynowykufelekwielkościmałego
kieliszkaiwieleinnychprezentów,przyjmowanychwybuchamiśmiechu.
Dziewczynie,któranonstopobgryzałapaznokcie,przypadłwudziależelowy
gryzaczek,aMikołajowimaskotkaświętegoimiennikaiczekoladowejajkoz
doczepionymproporczykiem:„Żadnadziewczynaniedacityleradościcokinder–
niespodzianka”.

Niewszyscyjednakznaligranicedobregożartu.Chłopak,którydostałbiustonosz

zpowodunadwagi,ztrudempanowałnadzdenerwowaniem,aszaramyszkaJulita
rozpłakałasięiniechciałapowiedziećdlaczego.

–Myślała,żetoszminka–powiedziałaAśka,jejsąsiadka,ipokazałaAldonie

niewielkimetalowywibrator.

Całkiemmiłaklasowaimprezazakończyłasięwykłademnatemat

nieprzemyślanychżartów,którepotrafiąbardziejzabolećniżrąbnięciegłowąw
kaloryfer.

background image

Lilceniedawałspokojuportrecik.Prezentbyłpracochłonny,piękniewykonanyi

kryłzagadkę.Zdjęciepochodziłozjesieni,awięczokresu,kiedytriowyraźnie
trzymałosięnauboczuiniepróbowałonawiązywaćbliskichrelacjizresztąklasy.
Wytłumaczenienasuwałosięjedno,musiałakomuśwpaśćwokonatylemocno,że
uwieczniłjącichcem.Alekomu?Zżerałająkobiecaciekawość.

PodzwonkuMajkanieodstępowałatrianakrok.Razemschodzilidoszatnii

słuchalijejzłośliwychwynurzeń.

–Kolczykizfarbowanychpiórek!–prychała.–Bardziejwsiowegoprezentuchyba

niktniedostał.

–Atycokupiłaś?–spytałaOliwia.
–Słodycze.
–Tocipowiem,żetepiórkasącałkiemładneidużozdrowsze,boniegrożą

nadwagą.

–Nadwagatotwójproblem,niemój–zauważyłaMajka.
Oliwiazmiejscasięzjeżyła.
–Dobra,powiedziałaś,cocisięwydawało,aterazzjeżdżajdodomu,borobisię

zimno.

Majkawalczyłazpopsutymzamkiemprzykozaczku,więczostawilijąwszatnii

puścilisiębiegiem.

–Ico?–spytałaniecierpliwieLilka,kiedywreszcieodeszlinabezpieczną

odległość.

–MoimzdaniemtoFilip,Waligóry8.Jakzaczęłaśdziękować,onjedenwyraźnie

przeżywał–powiedziałaOliwia.

Mikołajwybuchnąłśmiechem.
–Przeżywałupadekzdrabinkinawuefie.Krzywiłsięzpowoduskręconejnogi,a

niejakichśtampodziękowań.

Lilkawyraźnieodetchnęła.Byłabyniepocieszona,gdybytakiładnyprezent

pochodziłodpaskudnegoFilipazWaligóry8.

–Zachowałaśkartkęznazwiskiem?–spytałMikołaj.–Możedałobysiędojśćpo

charakterzepisma.

–Wydrukzkompa–mruknęła.
–Samaniewiem–zastanawiałasięgłośnoOliwia.–Prymusikraczejnie,bo

oglądałramkęzwielkimzainteresowaniem...

–Cojeden,tolepszy!–jęknęłaLilka.
–Akogobyśchciała?–zainteresowałasięOliwia.
Lilkabezradniewzruszyłaramionami.Żadenchłopakwklasieniebudził

żywszychuczućiżadenjejsięniepodobał.OczywiścieMikołajaniebrałapoduwagę.
Mikołajwżyciubyniczegoniewystrugałpozajakimśnumerem,byłprzyjacielemi
wylosowałAsię,nieLilkę.

background image

19.


CiotkaEmilka,kiedyzostałaseniorkąrodu,dobrowolniewzięłanaswojebarki

przygotowywanieWigiliiiwielkanocnychśniadań.Zostałotoustalonerazna
zawszeiogłoszonewobecnościcałejrodziny.Nibyzdejmowałasiostromi
szwagiercekłopotzgłowy,jednakprzykażdejuroczystościtaknarzekałana
zmęczenieiprzepracowanie,żeojcuLilkibarszczykstawałkościąwgardle.
Przychodziłtylkodlatego,żeMagusiagootoprosiła.

TaWigilianiezapowiadałasięinaczej.JakkażdegorokuEmilkabyłamocno

poirytowana.Pracyrzeczywiściemiałamnóstwo,noszeniezakupówjąmęczyło,nie
umiałajednakprzygotowywaćjedzeniawrozsądnychporcjach.Wszystkiego
musiałobyćdużozadużo,żebyniezabrakło.Uporczywesiedzeniewkuchni,
smażenie,siekanie,patroszeniepozbawiałojąnajwiększejprzyjemności,czyli
oglądaniaseriali.Widoczniezaczynałasięstarzeć,boposzłanałatwiznęizamiast
uszekulepiłapierogiwielkościmęskiejdłoni.Karpieteżlekkoprzypaliła.Lesiai
ciotkaJolaprzyniosłyswojepotrawy,bonigdytakniebyło,żebywszystkie
obowiązkispadałynajednątylkoEmilkę.

–Idźcie,idźcie–przeganiałajezkuchni–pooglądajcietelewizor.Jateżbymsobie

wolałapopatrzeć,niżprażyćsięwtejduchocie.Alektośmusi,pewnie...Padłona
mnie,pewnie...

Mamrotałaimamrotała.Kiedykolacjabyłagotowainadszedłmomentdzielenia

sięopłatkiem,ściszyłatelewizor,alegoniewyłączyła.

–Możebędąśpiewaćkolędy–powiedziała.
–Tojużjestuzależnienie–zauważyłchłodnowujekAnatol.–Jaknarkotyk,

papierosalbowódka.

Ciotkazastygłazotwartymiustami,odwróciłasięnapięcieiwybiegłazpokoju.

Trzasnęłydrzwiodłazienki,coznaczyło,żenajbardziejuroczystachwilawieczerzy
stanęłapodwielkimznakiemzapytania.Bezciotkiniktniechciałzaczynać,azciotką
sięniedało.WujekMarcinodmówiłpomocy,mądrzetłumacząc,żeniepotrzebnie
rozsierdziżonę,któraitaknigdygoniesłucha.PodłazienkęposzłaJola,kobieta
anielskiejcierpliwości.Anatolnajmniejprzejąłsięcałąawanturą,znalazłjakąśstarą
gazetęizacząłczytać.

–Widzisz,conarobiłeś,widzisz!–irytowałasięciotkaLesia.
–Wygłosiłemtylkoprawdęogólną,ażeEmiliawzięłajądosiebie,tojużniemoja

wina–wyjaśniłiwróciłdolektury.

Piętnaścieminuttrwałabanicjaciotki,wreszcieJoliudałosięsprowadzićjądo

pokoju.Oczymiałaczerwone,pociągałanosemjakskrzywdzonedziecko,ale
podzieliłasięopłatkiemnawetzAnatolem.

–Niktmiwżyciuniepowiedział,żejestemalkoholiczkąinarkomanką–

powiedziałagroźnie.–Musiałamdożyćchwili,żezrobiłtonajmłodszybrat.Ajaci
tyłekwycierałam...–chlipnęła.

–Dziękuję,Emilio!–Wujeknachyliłsięipocałowałciotkęwrękę,jakbypolatach

background image

pragnąłwyrazićwdzięcznośćzatowycieranietyłka.

Trochęczasuupłynęło,nimwszyscyuściskaliwszystkichiwreszciezasiedlido

stołu.Gorącedaniatrochęwtymczasiewystygły,niktjednakniemiałpretensji.
Siedzieliściśnięcijakszprotkiwpuszce.Pokójbyłniewielki,amusiałpomieścić
choinkęiczternaścieosób,wtymdwójkęwnuczątEmilki,dośćhałaśliwych,bo
wychowywanychbezstresowo.Odtejdusznej,rodzinnejatmosferyLilkęrozbolała
głowa.Siedziałajaknaszpilkachizwielkąradościąmyślała,żezachwilępobiegnie
dopaniNataliiitamwreszcieodkryjeprawdziwysmakWigilii.Porozmawiaprzy
tymzMagusią,bopaniNataliateżmiałaskype’aiumówiłysię,żezadzwoniąrazem.
Niestety,wcześniejmusiaławytłumaczyćciotkom,żepierwszydzieńświątspędziu
Oliwii,drugiuMikołaja.Teżchciałamiećtrochęradości.Tęsknotazarodzicami,
zwłaszczazaMagusią,bardzosięnasiliławczasieświątitylkoprzyjacielemogliją
złagodzić.

–Patrzcie,jakminogipopuchły–westchnęłaEmilia.–Człowieksięstara,zwija,

ależebyktodocenił,tonie.

Staławdrzwiachzpodkasanąspódnicąidemonstrowałaniezbyturodziwełydki,

terazrzeczywiściespuchnięteipewnieobolałe.

–Przestańsobie,ciociu,wypruwaćżyły.–LilkazacytowałaRybkę,chociażnie

zrobiłategozłośliwie.–Odpocznij,poleź,przecieżpotosąświęta.

–Dobrzecimówić!Pojutrzeprzychodzicienaobiadiktotowszystkozrobi?

Krasnoludki?!–fuknęłaEmilia.

–Mniemożesznieliczyć.Obydwadnispędzamuprzyjaciół.
Podniósłsięharmiderwywołanyprzezdwietylkoosoby.EmilkazLesiąna

zmianęiwduecieniechciałysłyszeć,nieprzyjmowałydowiadomościiostro
protestowałyprzeciwkopogwałceniuświątrodzinnych.

–Nasteżnieliczcie–powiedziałAnatol.–WykupiliśmyzJoląmiejscaw

pensjonacieizachwilęwyjeżdżamy.

Zapadłagłuchacisza.
–Pewnie,jeżelirodzinęmasięzanic,jeżelinieszanujesięświętychwięzi,to

potemtakiesąefekty–stwierdziłaciotkaLesia.

–Obiebędzieciemiałymniejpracy–powiedziałacichoLilka.
Jejodpowiedźrozmyłasięwkrzykachipretensjach.
WyszłarazemzwujkiemiJolątużporozdaniuprezentów.Niosłazesobąciepłe

majtkizdługiminogawkamiodEmilkiigrubyszarypodkoszulekodLesi.Ciotki
zawszeuzgadniałyzesobą,cokomukupują,istarałysięłączyćprezentywjakieś
sensownekomplety.Płynpogoleniuidezodorantdlawujka,szczotkędorąkikrem
dlaJoli.Lilkaodwielulatdostawałamajtkiikoszulkę.Coroku,wracajączkolacji,
wrzucałateprezentydopojemnikówzodzieżądlaubogich.

background image

20.


Święta,świętaipoświętach.Takmawiałyciotki,kładącnacisknasłowa„po

świętach”.Wichgłosachprzebijałozadowolenie,żeżyciewracadonormy,żekoniec
ztarganiemzakupóworazgotowaniemponadmiaręipotrzeby.Lilkazdecydowanie
wolałaświętaizwielkąniechęciąmyślałaopowrociedoszkoły,azwłaszczado
lekcji.Zbliżałsiękoniecsemestru,wiadomobyło,żenauczycielezacznąszalećz
odpytywaniemikartkówkami.Bezik,nauczycielhistorii,świetnywykładowca,ale
chybabałaganiarz,niemiałzwyczajuwstawiaćocendodziennika.Zapisywałjew
notesie,najakichśświstkach,ipotemokazywałosię,żeuczniowskieczwórkiipiątki
gdzieśginęły.Pałyteżczasemznikały,aletojużnikogoniemartwiło.Lilkabyła
pewna,żezhistoriimadwiepiątkiiczwórkę,gdytymczasemokazałosię,żew
dziennikustoisamotnaczwórka.Mikołajniemógłsiędoliczyćjednejpiątki,zatonie
wiedział,skądmusięwzięłatróją.Zniebaniespadła,topewne.Bezikmusiałcoś
pomieszać,możekarteczki,możenazwiska.

Rybkatużprzedświętamizapowiedziałakolejnysprawdzian.Zżadnego

przedmiotuniebyłotylepał,ilezgeografii.„Ściągaćczypisaćwłasnymisłowami?”,
takiepytanienurtowałonajambitniejszych.Trio,wspieraneprzezPrymusika,
protestowałoprzeciwkobezmyślnemuwkuwaniunablachę.

Polekcjachzebralisięwszatnisporągrupką.
–Teżjestemprzeciw–mówiłPatryk,tensam,którydostałwupominku

biustonosz–alezastanówciesię,jakpoprawićdwiepały?Zaodpowiedźwłasnymi
słowamimamledwietróję,tonakoniecsemestruwyjdziemijedynkazplusemi
małymogonkiem.Wiecie,gdziejamamtakiinteres?

–Tocozrobisz?–spytałaMartyna.
–Zachowamzdrowyrozsądekibędęściągałzzeszytu,słowowsłowo.
–NamawiamSzymonaiMartynę,żebyśmywystąpilidodyrektorkiozmianę

nauczyciela–powiedziałMikołaj.–Rozważamtenpomysł,odkądzostałem
przewodniczącymsamorządu.

–Nicniezwojujesz.Todomenarodziców,tylkoonimogązgłosićtakiwniosek–

wyjaśniłPrymusik.

–Wgimnazjumwtensposóbzmieniliśmyfizyczkę.Agentkajakichmało,olewała

nastotalnie.

–ARybkanasnieolewa?–zdziwiłasięOliwia.
–Wymyśliłapodręcznik,któregonigdzieniemożnabyłokupić,ajakjuż

kupiliśmy,tomożemynimwytapetowaćkibelki.Anijednegonormalnegowykładu,
dyktujeidyktujedoznudzenia.

–Musimyznaleźćjakieśwyjście–upierałasięLilka.–Jakpółklasyznowu

dostaniepały,toRybkabędziemusiałacośztymzrobić.WtedymożnaiśćdoAldony,
dodyrekcji,narobićszumu.

–Szumucichnie,pałyzostaną–mruknąłPatryk.
–Geografiatomójkonik,odjednejściągniętejklasówkiwiedzamisięniezawali.

background image

–Mamswojezasady–oświadczyłPrymusik.
–Niebędęwkuwał,niebędęściągałizapewniamwas,żetęrundęmamwygraną.
Patrzylinaniegobezprzekonania.ZRybkąmożnabyłowygraćjedyniepoprzez

przyjęciejejwarunków.Prymusiktewarunkiodrzucał,więcowygranejniemiałco
marzyć.

–Jaktoszło?–OliwiatrąciłaLilkęwramię.–„Panie,przekonajmnie,żejateż

jestemomylny”?

–Spoko!–Prymusiksięroześmiał.–Mamchwalebnepoczucie,żeczasemmogę

sięmylić,lecznietymrazem.Chceszsięzałożyć?

Oliwiapokręciłagłową.Innychchętnychteżniebyło.Najambitniejsiniczegonie

wymyślili.Każdyzłapałswojąkurtkęiswojebuty,bypochwilizniknąćzadrzwiami
szatni.

Lilka,przyzwyczajonawgimnazjumdopiątekiszóstekzdobywanychbez

większegowysiłku,wliceumtrochęsięzagubiła.Naukanadalniesprawiałajej
kłopotów,zabrakłotylkowytrwałości.ZwłaszczapowyjeździeMagusizauważyłau
siebieospałośćiniechęćdoślęczenianadpodręcznikami.Dokładnymodbiciemtej
niechęcibyłystopnie.Zamiastczwórekipiątekdostawałatróje,którezbliżałyjądo
średniaków,anienajlepszychuczniów.Głośnomówiła,żematownosie,żenieuczy
siędlastopni,jednakprzedsobąmusiałaprzyznać,żezwyjątkiempolskiego,
historiiijęzykówjejwiedzateżbyłaledwieśrednia.Magusiętobardzomartwiło.
Tłumaczyłanaodległośćstarąprawdę,żestopieńnaświadectwiewidaćgołym
okiem,ato,cowgłowie–trzebadopieroudowodnić,oilemasiękutemuokazję.
LilkaprzyznawałaMagusirację,poczymbrałapodręcznikdoręki,otwierała,
zamykałaimówiłasobie:jakośtobędzie.Noibyłojakoś.

Zacząłsięstyczeń,karnawałizbliżałysięskromneimieninyMikołajapołączonez

siedemnastymiurodzinamiorazhucznaosiemnastkaDariusza,kumplazekipy.
OstatnioDariusztrochęzaniedbałtrio,bopochłaniałogojakieśnowehobby,nie
wiedzielijakie.Byłczłowiekiemprzeskakującymodpasjidopasji.Miałichmnóstwo:
kajaki,nurkowanie,walkiwschodnie,kosz,azespokojniejszychtochybatylko
modelarstwo.OsiemnastkaDariuszabyładrugąwekipietakważnąokazją,więctrio
przeżywałoją–mówiącjęzykiemOliwii–bardziejniżstonkawykopki.Mikołaj
nawetzaangażowałsięwprzygotowania,pogadałzMartynąizałatwiłsalkęw
Fantasmagorii.Imprezamiałasięodbyćwsobotę,anapiątekRybkazapowiedziała
klasówkęzgeografii.

Lilka,MikołajiOliwiabawilisięjużnakilkuosiemnastkach,główniejakoosoby

towarzyszące.Byłytodużeimprezy,zudziałemprzyjaciółidalszychznajomych.
Dariusz,gdybychciałzaprosićwszystkichkumpli,musiałbywynająćrynekmiejskii
niechybniedoprowadziłbyrodzicówdobankructwasamymchoćbypiwem.Z
koniecznościograniczyłsiędonajbliższychtylkoprzyjaciół.Triooczywiście
figurowałonapierwszymmiejscu.MiałabyćteżMartyna,któradzielniepomagaław
wynajęciusali.AjakMartyna,toiSzymon.Międzytądwójkąnajprawdopodobniej
cośzaiskrzyło.

–Mówiłemwamjuż,żePawełteżbędzie?–zagadnąłMikołaj.
SiedzieliuOliwii,powtarzalimatematykęicoruszrobilisobieprzerwę,żeby

pogadaćoosiemnastce.Chwilowoniebyłoważniejszegotematu.

background image

–ZProtem,kumplemodkołyski?–zainteresowałasięOliwia.
–OProcieniesłyszałem–roześmiałsięMikołaj.
–DarekzPawłemrazemnurkująibawiąsięwrobieniezdjęćpodwodnychczy

cośtakiego.TenPawełtoniejestgłupifacet.Próbujesięzemnązakolegowaćiparę
razypogadaliśmywszkole.Chybaspoważniał.SłychaćFilipa,Sebastiana,tych
dwóch...jakimtam,ajegoprawiewcale.

–Małogoznam.–Lilkawzruszyłaramionami.
–Przeprosiłmnieizacząłunikać.
Oliwiaspojrzałanazegarek.Wrócilidomatematyki.
WFantasmagoriibyłaniewielkabocznasalkaprzeznaczonanamałeimprezy.

BeztrudupomieścilisiętamgościeDariusza,raptemtrzydzieściosób.Stawilisię
wszyscy.PrzypierwszejlampceszampanamowęwygłosiłRaj,człowiekpełnoletni
odpółroku,awięcnajstarszywgronie.Sammianowałsięsenioremigorąco
powitałnowegoprzedstawicieladojrzałejspołeczności.Chwilępotemposypałysię
życzenia,głównieseksuipieniędzy,orazprezenty,mniejlubbardziejśmieszne,w
każdymrazieprzeznaczonedlamężczyzn.Niewieleichbyło:fartuszekkuchennyz
genitaliamiwymalowanymiwodpowiednimmiejscu,ciepłekapciezczubkamiw
kształciepeniskówitympodobnegłupotkizsex–shopu.Poważniejszeprezenty
ludziewręczalinawejściu.NadorosłądrogężyciaDariuszzostałwyposażonyw
kilkaładniewydanychksiążek,płytyzmuzyką,niewielkądrewnianąrzeźbęatlety,
eleganckiewiecznepióro,płetwy,litrkoniaku,półlitrawhisky,zetrzyinne
butelczynyicałystosikmniejszychupominków.

Szampanzaszumiałwgłowachiprzełamałpierwszeonieśmielenie.Właściwie

niewielebyłodoprzełamywania,bosztywnośćidystanstoprzywilejdorosłych.
Młodzimówią:„Hej!”,zaczynająrozmawiaćiznajomośćzawarta.Mikołajuruchomił
sprzętinarozruszaniepuściłmuzykęklubową.Natańcebyłojeszczeodrobinęza
wcześnie.Nibywszyscyrozmawializewszystkimi,alestalioddzielniewniewielkich
grupkach.LilkatowarzyszyłaMartynieiSzymonowi,dwakrokidalejtkwiłPaweł,
nibyznimi,alesam.PodbiegłaOliwia.

–Agresormniedopadł–powiedziałaprzezzaciśniętezęby.–Każdymaswoje

małeparanoje,aletalasencjamaichstanowczozadużo.

Niemusiałamówićkto,wystarczyło,żepatrzyłapoprzekątnejnadrugikoniec

salki,gdzieobokotyłegochłopaka,zwanegowekipieRudym,choćbyłbrunetem,
staładziewczynabliźniaczopodobnadoMajki.Typdyskotekowejlaski:pępekna
wierzchu,przyciasnebiodrówki,nagłowiebalejaż,adogłowylepiejniezaglądać.Na
okowidaćbyło,żewnosiemaRudegoidesperackoszukanowegochłopaka.
Rozglądałasięwokółijeśliuchwyciłaczyjśwzrok,podskakiwałaikiwałaradośnie
ręką.PomachałaiOliwii,amożeraczejPawłowi,którygórowałnadgrupąimógłsię
podobać.Rudybyłwyraźniespeszonyibezhumoru.

–Pogadałamznimichwilęipowiemwam,żetejidiotkiniedasięsłuchać.Dołuje

chłopaka,wyzywaicałkiemniejarzy,żejesttuwyłączniedziękiniemu–złościłasię
Oliwia.

–Mniewkurzajejwygląd!ZabardzopodobnadoMajki.Mamzniąpogadać?–

spytałagroźnieLilka.

Roześmialisięwszyscy,niewyłączającPawła.

background image

–Lepiejnie–powiedziałSzymon.–Bywaszzbytbezpośrednia.
–Lilkajestsercemnaszegotria,onajednabije–wyjaśniłazpowagąOliwia,czym

znowurozbawiłakolegów.

–TrzebawziąćRudegodonasipokrzyku–zdecydowałaLilka.–Ślubujeszczez

niąniebrałichybanieweźmie...Takąmamnadzieję.Słuchajcie–zwróciłasiędo
tych,coRudegonieznali–tojestfenomenalniezdolnymatematyk,świetnychłopak,
byletylkoznimniewymieniaćlistów.Nawetwwyrazie„mak”potrafizrobićtrzy
błędy.

–Chybasięnieda!–Martynasięroześmiała.
–DlaRudegoniemarzeczyniemożliwych.
–Tolecęponiego.–Oliwiazastygławpółobrocie.–Ajeżeliniezechcezostawić

damy?Nadamęniemamochoty.

–Spoko!Jużmajązgłowy.UczepiłasięRaja–wyjaśniłaMartyna.
–Rajjąspławiszybciej,niżmyślisz!–Oliwiamachnęłarękądlapodkreślenia

swoichsłówipobiegła.

Dariuszświetniesięwywiązywałzobowiązkówgospodarzaprzyjęcia.Chodziłod

grupkidogrupki,pytałludzi,jaksiębawią,tupogadał,tamsiępośmiał.Doszedłteż
doLilki.Jużwcześniejbyłoustalone,żetriopełnifunkcjęwspółgospodarzaimprezy.
Darekniemiałdziewczyny,asamniebardzoogarniałtakiedrobnostkijakkolejność
podawaniapotrawczychoćbyspakowanieprezentów.

–DbaciezOliwiąomoichgości?–spytał.
–Jakosiebie–kiwnęłagłową.
–ZajmijsięPawłem–poprosił–ontupołowyludziniezna.
Jużchciałaburknąć,żePawełdonieśmiałychnienależy,aledałaspokój.
–Okay!–UśmiechnęłasiędoDariusza.–Idźpodtrzymywaćinnychnaduchu.
Mikołajzmieniłrepertuar.CharakterystycznygłosCiaryzelektryzowałsalkę.

ŚpiewałaGoodies,piosenkę,któraściskałanietylkoserca.Jednaparazaczęła
tańczyć,resztaruszyłasiędopieroprzy1,2step.

PawełtrzymałsiębliskoLilki,jakbywziąłsobiedosercasłowaDarkai

rzeczywiściepotrzebowałopiekunki.Tańczyliobok.Znowubyłotrochętak,jak
wtedynaschodachwszkole.Powinnizamienićkilkasłów...ichybaniebardzo
wiedzieli,oczymrozmawiać.

Imprezarozkręciłasięnadobre.Lilkaparęrazyzniepokojemzerknęłanastolikz

prezentami.Mimożestałwkącie,coruszktośwpadałnaniego,awtedyszkło
niebezpieczniebrzęczało.PociągnęłaPawłazarękaw.

–Chodź,pomożeszmispakowaćprezenty–powiedziała.
Pakowaniewcaleniebyłołatwe.Terazludzieniewpadalinastolik,tylkonanich.

Ustalili,żeksiążkipójdąnaspód,abutelki,poowinięciupapierem,nasamwierzch.
Dlapewnościmożnajebędziepoprzedzielaćmiękkimimaskotkamiiinnymi
drobiazgami.Lilkawzięładorękidrewnianąrzeźbęatlety,którejteżniegroziło
stłuczenieanirozbicie.Obejrzałajązprzoduiztyłu.Atletabyłwykonanyz
surowegodrewna,niecotoporny,jednakmiałswójurok.

–Podobamisię–powiedziała.–Atobie?Paweł,pochłoniętyowijaniembutelek

wpapier,burknąłtylkojakieś„mhm”czy„aha”.

–Ładna–powtórzyłaLilka.Niedyskretniezajrzaładokolorowejwizytówkiz

background image

symbolemosiemnastki.

–Przecieżtoodciebie!–wykrzyknęła.–Inicniemówisz?
–Acomammówić?
–Niewiem–stwierdziła–alecośmógłbyśpowiedzieć.
Skupionynabutelkach,nawetnaniąniespojrzał.Zprzyjemnościąwciągnęław

nozdrzazapach,któryprzypominałjejwakacjewtartakuuangielskiegowujka.I
jeszczecośowielebliższego,comiałomiejsceniedawno.SpojrzałanaPawła.Stał
bokiemdoniej,zgłowąpochylonąnadstolikiemtak,żewidziałatylkojegoprofil.

–Słuchaj,tozdjęciewramce,przedGwiazdką,nowiesz,tobyłoodciebie?
Zmieszałsięichybalekkozarumienił.
–Tak.
–Dlaczegonicniepowiedziałeś?
–Acomiałemmówić?–zdziwiłsięznowuiwreszciewyprostował.
–Dlaczegoniepowiedziałeś,żetoodciebie?Pytałamprzecież.
–Mnieniepytałaś.
–Pytałam,ktomniewylosował.
–Jacięniewylosowałem.Zamieniłemzkimś...Wprzeciwnymwypadkutoty

dostałabyświbrator.

Lilkalekkosięzmieszała.
–Bardzomisiępodobaizdjęcie,iramka.Samjąrobiłeś?
–Prawie,dziadekmipomógł.Robiróżnerzeczyzdrewna,równieżrzeźbi.
Patrzyłananiegozniedowierzaniem.Tyleczasuzastanawiałasię,kimbył

tajemniczyautorportretu,aprawdaokazałasięcałkiembanalna.

–Dziękijeszczeraz!–Uśmiechnęłasię.–Fajnie,żetoty,bojużpodejrzewałam,

żemamwklasiejakiegośtajemniczegowielbiciela.

–Dlaczegofajnie,żetoja?–spytałbardzopoważnie.
Terazzkoleionasięzmieszała.
–Taksobietylkozażartowałam.Kiedyzrobiłeśmizdjęcie?
–Dlaczegofajnie,żetoja?–powtórzyłzuporem.–Nienadajęsięnatajemniczego

wielbiciela,tochciałaśpowiedzieć?

–Ojej,Paweł,czepiaszsięsłów!Niezastanawiałamsięnadtym,bowcaleotobie

niepomyślałam.

–Zatojamyślęotobiebardzoczęsto–przyznałiwróciłdopakowania.
Onicwięcejniespytała.Dokońcaimprezybawilisięrazem,aleniewiele

rozmawiali.Wyrzucałasobiewduchu,żartemoczywiście,żeniedałachłopakowi
szansynarozwinięciejęzykowychumiejętności.Niedość,żemałomówił,tojeszcze
bardzosiępilnowałianirazuniezaklął.Gdybypociągnęłagozajęzyk,rozruszała
trochę,możezacząłbyprzypominaćdawnegoPawła.Zezdziwieniemzauważyła,że
piłbardzoniewiele.

Imprezatrwaładotrzeciejnadranem.Tylkoczteryosobywyszływcześniej,aRaj

odwiózłdziewczynęiwrócił.WysypalisięzFantasmagoriidużąidośćhałaśliwą
grupą.Ktośsięśmiał,ktośsobieryknąłnacałegardło.Czemuludziemielispać
spokojniewswoichłóżkach,jeślioniwracaliwłaśniezosiemnastki?

–Odprowadzęcię–zaproponowałPaweł.
–Dzięki,lećdodomu.Wracamwsilnejgrupie–odpowiedziałaLilka.

background image

–Trzymajsię!–mruknął.
–Nopa!
Przezcałądrogęmilczała.Teraz,kiedyzagadkazostałarozwiązana,byłojej

trochęsmutno.Wcześniejmogłasięjeszczełudzić,wybierać...chociażtaknaprawdę
niemiaławkimwybierać.WkażdymrazieoPawlenawetniepomyślała.Najbardziej
zapamiętałagozandrzejkowejimprezyuOliwii,awtedyniebyłanizabawny,ani
tymbardziejromantyczny.Nicniemogłaporadzić,żetakgoodbiera.

background image

21.


Geografiapodzieliłatrio.MikołajzOliwiązdecydowalisięnamyślenie,ślęczeli

więcnadksiążkami,żebysięniepodłożyćnajakimśgłupstwie.Lilka,pokrótkim
tylkowahaniu,przyjęłastrategięPatryka.Zodpowiedzimiałaczwórkę,więc
rezultatemdrugiejpałyzklasówkibyłabydwójanaokres.Ażtakbardzoniechciała
sobiepsućśredniejipostanowiłasiępoddać.KiedywięcRybkaweszładoklasyz
kartkówkami,byłaspokojnaoswojąocenęitymrazemjużsięniepomyliła.

–Czegośjednakwasnauczyłam–powiedziałaRybka,sięgającpokartkówki.–

Wyraźnapoprawa,wyraźna.Arentcztery,Cypistrzyplus...Grantpięć,dobrapraca...

Lilkanieczułanajmniejszejsatysfakcji.Ściągaćprawiekażdypotrafił,chybaże

niemiałzczego.Paręosóbwidaćniemiało,bopojawiłysięteżdwójkiitylkotrzy
jedynki:Mikołaja,OliwiiiPrymusika.Cizcałąpewnościąnieściągalianiteżniczego
niewykulinapamięć,możezwyjątkiemdefinicji.

–Ej,tancerze,tancerze!–mruknęłaRybka.–Iczegowysięspodziewaciena

koniecsemestru?

WstałPrymusik.Zacząłmówić,zanimRybkadopuściłagodogłosu:
–Jaspodziewamsięrzetelnejocenymojejwiedzy.Panisorkaoceniawyłącznie

swojąwiedzę,czylito,conampodyktuje.

–Siadaj!–powiedziałaostroRybka.
–Przeczytamcośiusiądę–obiecałPrymusik.–Mamtutrzyopinienauczycieli

geografii,otejwłaśniepracy,którąpanisorkaoceniłanajedynkę.Opiniapierwsza:
„Tematprzedstawionywsposóbwyczerpującyiinteligentny.Uczeńrozumie,oczym
pisze.Proponowanaocena:pięćmniej”.

–Siadaj!–zdenerwowałasięRybka.–Cotymituwyczytujeszzagłupoty?Kto

możelepiejwiedziećodemnie,cośtynabazgrał?

–Wszyscy,którzytępracęczytali–wyjaśniłniezrażonyjejtonemPrymusiki

podniósłdogóryswojąwypasionąkomórkęzcałkiemniezłymaparatem
fotograficznym.Dlalepszegoefektupstryknąłnawetzdjęcie.

Prymusikwiedział,corobi,kiedychciałsięwszatnizakładać,żedrugąrundęz

Rybkąmawygraną.Skorzystałzdobrodziejstwtechnikiiwymyśliłplannadpodziw
prosty.Zanimoddałpracę,sfotografowałją,awdomuzgrałzdjęciadokomputerai
wydrukowałtekst.Jegoojciecdałpracędoprzeczytaniatrzemznajomym
nauczycielomgeografii,którzyocenilijąnaczteryplus,pięćminusipięć.Prymusik
miałwgarścitrzyegzemplarzepracy,trzyopinieoniejitrzypozytywneoceny,
bardzozbliżone,cowzestawieniuzjedynkąwydawałosiępodejrzane.Stałspokojny,
wyprostowanyichłodnowpatrywałsięwRybkę,któraztrudemłapałapowietrze.

–Chcępaniąsorkępoinformować,żebędęsięodwoływał.Udowodnięteż,żepani

nieczytałamojejpracy.

Rybkagwałtowniezaczęłaprzerzucaćstosik.WyciągnęłakartkiPrymusikai

uniosłajedogóry.Pierwsząstronę,idalsze,zdobiływielkieiksy.Trzypoczątkowe
zdaniapodkreślonebyłynaczerwono.Pokazałajeklasie.

background image

–Bądźspokojny,czytałam!
–Odpoczątkudokońca?Chciałbymzobaczyćwszystkiestrony.
–Tojadecyduję...Jakimprawem...?Siadaj!–krzyczała,tracączimnąkrew.
–Tojestmojapraca,mamprawozobaczyćnaniesionepoprawki–powiedział

Prymusik:

Rybkawłożyłakartkipomiędzyinneicałystosikwrzuciładotorebki.Ręcejej

drżały,kącikiustopadłyjakośtakżałośnie.

–Jednowiedz,mądralo,żekażdynauczycielmaswojemetodypracy.Inietymnie

będzieszuczył,comamrobić.Dwadzieścialatjużmęczęsięztakimijakty.

Przezmomentwydawałosię,żechwycitorbę,dziennikiwyjdziezklasy.

Opanowałasięjednak,kazałaotworzyćzeszytyizaczęławypruwaćsobieżyły.

Lilkapoczuła,żejejpiątkamawyjątkowogorzkismak.Wielebydała,żebydostać

odRybkipałęzklasówkiibyćterazpojednejstroniezOliwią,Mikołajemi
Prymusikiem.

Geografiabyłaostatniąlekcją,więcdyskusja,którarozgorzałajużnakorytarzu,z

koniecznościprzeniosłasiędoszatni.Prymusikstałsięobiektemogólnego
zainteresowania,alezniespotykanąuniegoskromnościąudawał,żenicwielkiego
sięniestało.Schodziłdoszatnioboktria.

–Szkoda,żesięzemnąniezałożyłaś–powiedziałdoOliwii.
–Nocoty?Nielubięprzegrywać.
–Niewierzyłaśwemnie,więcmogłaśzaryzykować.Terazbymtosobieodebrał

wjakiejśfajnejformie.–Mrugnąłznaczącoiwydąłwargi,jakbyoczekiwałbuziaka.

–Amatorkwaśnychjabłek–prychnęłaOliwia.–Tocytatzmojejbabci.
–Atystchórzyłaś?–PrymusikspojrzałnaLilkęzironicznymuśmieszkiem.
Nicwięcej,tylkoto„stchórzyłaś”iuśmieszek.Poczułasię,jakbydostaławtwarz.

Nieodezwałasięsłowem.To,coonnazwałposwojemu,onamiałazachłodną
kalkulację,aleniechciałaotymrozmawiać.Odkądprzygadałamuwsklepiku,że
pasujądosiebiejakgarbatydościany,cobyłozkoleicytatemzjejbabci,zacząłją
traktowaćjakpowietrze.Niepróbowałzaczepiaćiomijałłukiem.Zaprezent
gwiazdkowypodziękowałnaodległość,natomiastswojąsympatięwyraźnie
przeniósłnaOliwię.

–Stary,jakzamierzaszudowodnić,żeRybkanieczytałatwojejklasówki?–spytał

Mikołaj.

–Spoko!Waszychteżnieczytała.Onalecipokilkupierwszychzdaniach.Widzi,że

tekstniejej,kreśli,ajeślijej...toniewiem.Możliwe,żesięzachwycaiwciążjejmało.

Prymusikwyjąłzplecakawydrukiswojejpracy.Natrzeciejstronie,gdziedość

wyczerpującoomawiałobniżenierzeźbyterenuwSudetach,niztego,nizowego
wplótłzdanie,którezamknąłnawiasami:„Jestemprzekonany,żepaniprofesor
Rybackaniedoczytaładotegomiejsca”.GdybyRybkamimowszystkodoczytała,
wiedzielibyotym,jeszczeprzedsprawdzaniemobecności.Mikołajzagwizdałz
podziwu.

–Nieźlesiędotejrundyprzygotowałeś–zauważyłzuznaniem.
–Dzięki!–SkłoniłsięuprzejmiePrymusik.–Sporawtymzasługamojego

staruszka.Gdybynieto,żejestnauczycielem,niewiem,czysamznalazłbym
recenzentów.TerazliczęnapomoctwojąiOliwii.Nanaszymprzykładziewidać,że

background image

Rybackatępimyślenieisamodzielność.

Wszatniokazałosię,żeniewszyscypodzielalizachwytMikołajaipewność

Prymusika.Padłnawetgłos,żegłupotąjestwalczyćzkimś,ktomatakjasne
wymagania.

–Wiadomo,czegosięuczyć,wiadomo,żemożnaściągnąć–dowodziłSebastian–

czegowięcejchcieć?DrugiegoBezikaniktchybaniezniesie.Rzygaćmisięchcena
każdejhistorii,jaksłyszę,żemamszukaćanalogii,porównywaćlubwyjaśnić
przyczyny.Bezikatrzebasiębyłouczepić.

–Wieszco,stary!–Oliwianiewytrzymałaiwybuchnęła.–Uczepsiętramwajui

zjeżdżaj.Mnieteżchcesięrzygać,kiedycięsłucham.

Zawrzało.Jednikrzyczelitak,innitak,ażprzyszławoźna,brzęknęłakluczamii

kazaławszystkimwynosićsięzszatni.

BodajporazpierwszyLilkaczułasięwyrzuconapozanawiastria.Wdrodzedo

domuOliwiazMikołajemdyskutowaliwyłącznieonumerzePrymusika,
przewidywalidalszyrozwójwypadków,aleteżzastanawialisię,cobędzieznimi.
Stopniemieliidentyczne,podwiepałyipotrójce,czylimoglisięspodziewaćpałyz
plusemalboibezplusa.Lilcewychodziłapełnatróją,którąwolałasięniechwalić.
Niebrałaudziałuwdyskusji,milczała,choćztymmilczeniemwcalenieczułasię
dobrze.Przeddomempowiedzielisobie„Cześć!”,onazostała,aoniposzlidalej,
rozgadaniiprzepełnieniradością,żeniedalisięzłamać.Amożetylkojejsię
wydawało,żetobyłaradość.Miaładlasiebiecałepopołudnieiniewiedziała,jakje
spędzić.PaniNataliasiedziaławpracy,wujekpewnieteż,anarozmowęzmamą
byłotrochęzawcześnie.UMagusidochodziłaósmarano,aleMagusiamusiałasię
wyspać,bopisałanocami.

Lilkabardzochciała,żebyzadzwoniłMikołajalboOliwia,takbardzo,żekiedy

telefonwreszciesięodezwał,nawetniespojrzałanaekranik.Jej:„Tak,słucham!”
tętniłoradością.Całkiemniepotrzebnie.UsłyszałagłosPawłaizmiejscaochłonęła.
Onzacząłnawijaćniewiadomooczym,jaktoon,aLilkaodpowiadała
monosylabami.Domyślałasię,żechcejązaprosićdokina.Niemiałaochotynakino.
Wkońcuzgodziłasięwyjśćnagodzinkędopubu.NiezrobiłategodlaPawła,tylko
dlasiebie,żebysięwyrwaćzpustegomieszkaniaichoćnachwilęuwolnićod
niemiłychmyśli.

DwieprzecznicedalejbyłaMuszelka,gdzieMikołajspotykałsięczasemz

kumplami.Lilkanigdytamnawetniezajrzała.Nielubiłapubów,ichzapachu,gwaru
anihałasutelewizorów.Muszelkanaszczęścieokazałasięwmiaręprzytulna.Usiedli
wkąciku.Lilkatwarządosali,ontwarządoniej.

–Piwozsokiem?–spytał.
–Małe–przytaknęła.–Izpodwójnymsokiem.Uwinąłsięszybko.Był

onieśmielonyibardzoprzytymniezdarny.Rozlałswojepiwo,przewróciłkrzesło,
więcspeszyłsięizamilkł.

Lilkarozejrzałasiępopustawejsali.Przeważaliludziemłodzi,możestudenci,

możeuczniowie,trudnobyłozgadnąć.Byłokilkadziewczynikilkaparek.Pilipiwo
lubcolę,gadali.

–O,kurczę!–szepnęła,wciskającsięwróg.–Zasłońmnie,przyszedłPikuś.
–Spoko!–mruknąłPaweł.–Kupipiwoiwyjdzie.Torównygość,nigdysięnie

background image

czepia.Wynajmujepokójgdzieśtuobok.

Rzeczywiście,Pikuśkupiłpiwoiwyszedł.Nawetsięspecjalnienierozglądał.Lilka

odetchnęła.Wolała,żebyprofesorowie,nawetmłodziiświeżopostudiach,nie
widywalijejwpiwnympubie.

–Rzeźbiszcośteraz?–spytała,żebyprzerwaćniezręcznemilczenie.
–Nie...Jatylkotak,czasem.
–Tocorobisz,kiedyjużsięwszystkiegopilnienauczysz?
Spojrzał,jakbysięzastanawiał,czyprzypadkiemzniegoniekpi.Nienależałdo

dobrychuczniów,ślizgałsięraczejilawirował,więcposądzenieopilnośćtrochęgo
zaskoczyło,jeżelinawetnieubodło.

–Takietam...różnerzeczy–odpowiedziałwykrętnie.
Postanowiładaćmujeszczejedną,ostatniąszansę,azarazpotemwrócićdo

domuipogadaćsamazesobą...inaodwrót.Wdzieciństwietakwłaśniemówiła,ito
powiedzonkoprzyjęłosięwśródnajbliższych.

–Podobnonurkujeszirobiszzdjęciapodwodą?
–Teraznie...tylkowlecie–wyjaśnił.–Niemaszpojęcia...niewiesz...Jeżelichcesz,

tojacikiedyśtezdjęciapokażę!–wykrzyknąłznagłymożywieniem.

Lilkauśmiechnęłasiębezwiednie,bardziejnawspomnienieMagusiniżdoPawła.

ToMagusiawciążjąprzekonywała,żekażdegoczłowiekamożnaotworzyći
namówićdorozmowy,jeślitrafisięnajegopasję,noiwykażechoćtrochę
zainteresowania.Samaniewielewiedziałaonurkowaniu,jeszczemniejorobieniu
zdjęćpodwodą,więcpostanowiławykorzystaćokazjęiuzupełnićteluki.Paweł
wreszcieprzemówił.Brakowałomucoprawdasłów,czasemsięzacinał,aledarował
sobieniecenzuralneozdobnikiiprzecinki.Widaćwciążpamiętał,żerozmawiaz
bardzogrzecznądziewczyną.Opowiadałciekawie,momentamiteżprzynudzał,
zwłaszczakiedyzagłębiałsięwszczegółytechniczneobiektywów.Słuchałabez
zniecierpliwienia.

–Żebyśtywiedziała,ilepięknakryjesiępodwodą–westchnął.
–Wiem,żejesteśdobrymfotografem.Zdjęcie,któremizrobiłeś,jestnaprawdę

ładne.

–Nie,totyjesteśbardzoładna–powiedziałiznowusięspeszył.
–Dzięki!
–Mówię,jakjest–zapewnił.–Pamiętamcię,jakpierwszyrazweszłaśdoklasy.

Miałaśnasobietaki...no...białygolficzarnespodnie...Jesteśnajładniejszą
dziewczynąwcałejklasie,cojamówię,wcałejszkole...iwogóle.

–Dzięki!–powtórzyła,bodobrewychowaniekazałozakomplementydziękować.

Tymrazemtoonalekkosięspeszyła.–Zgadzasię,miałambiałygolficzarne
spodnie...Byłochłodno.

Kiwnąłgłową,jakbyichłódteżzapamiętał.Spojrzelinasiebieioboje

jednocześniespuścilioczy.Lilkazwykleświetniesobieradziłazkomplementamiiz
kolegami,atymrazemstałosiętak,jakbyonieśmieleniePawłaijejsięudzieliło.Nie
bardzowiedziała,jakzareagowaćnatakinagłyprzejawzainteresowania.

Drzwipubuotworzyłysięidośrodkawtargnęłaniewielkagrupka:raptemtrzech

chłopakówidwiedziewczyny.Ichwejścienatychmiastpodniosłopoziomdecybeli.
Wyglądałonato,żesąstałymibywalcami.Przydwóchstolikachdostrzeglijakichś

background image

znajomych,pozdrawialiichnaodległość,mieszaliprzekleństwazrechotemiczuli
siębardzoswobodnie.Dostawilidostolikajednokrzesełko,całyblatobstawili
kuflamiizaczęlisięrozsiadać.Jedenznichuporczywiebekał,czymdoprowadzał
pozostałychdowybuchówśmiechu.

–Dresyprzyszły–mruknąłPaweł.–Niebójsię,onisątylkokrzykliwi.Muszelka

gdzieśtakdodziewiętnastejjestoaząspokoju.Potem,wieczorem,atmosferasię
zmienia,przychodząci,copalązioło,możnakupićdziałkę,nowiesz...Tychdresiarzy
trochęznam,sąniegroźni.

–Coztego,jeśliodichwrzaskówmyślimieszająmisięwgłowie?–Lilkasię

uśmiechnęła.

Wypiłazedwałykipiwaipoczuła,żeskrępowaniemija.Pawełmówiłjejsame

miłerzeczy,robiłtocoprawdanieporadnie,alebardzosięstarał,żebyjejnieurazić.
Doceniłazarównotestarania,jakito,żesiedziałnadmałympiweminiepróbował
jejimponowaćmocnągłowąaniżadnymiprzechwałkami.Znowuzamilkł.Gdybyz
takimpoświęceniemmilczałwklasie,niemiałbypołowyuwag,którezdołałzebrać
zaniestosownezachowanie.Zastanawiałasięwłaśnie,jakpociągnąćrozmowę,
kiedyusłyszałaswojeimięwykrzyczanenacałąsalę.Wcześniejniegapiłasięna
dresiarzy,aleterazmusiałajużspojrzeć.Jednazdziewczyn,rudajakwiewiórka,
machaładoniejzawzięcie.Lilkazlekceważyłateprzyjacielskiegestyispojrzała
zdziwionanaPawła.

–ChybaMajka,tylkocoonazrobiłazwłosami?Obejrzałsięibezradniewzruszył

ramionami.

–Skądmamwiedzieć?
–Dzisiajjejwszkoleniebyło,prawda?
–Niewiem–przyznał.–Wklasiewidzętylkociebie,innedziewczynymnienie

obchodzą.Żebypogadać,toiowszem,ależebympatrzyłnawłosy,ciuchy,tojużnie.

Mówiłtakszczerzeiztakąpowagą,żeLilkamusiałasięroześmiać.
–Nietruj,dobrze?
Chciaławłaśniedodać,dlaczegoniepowinientruć,kiedyMajkaoderwałasięod

swojegotowarzystwaikrokiemmodelki,którącisnąbuty,przemierzyłasalęidoszła
dostolikawnarożniku.

–Hej!–powiedziała.–Jakwamsiępodobamojanowafryzura?
–Fajna–przyznałaLilkabezzachwytu.–Tybyłaśdzisiajwszkole?
–Nie.–Majkagwałtownieposmutniałaizrobiłaminęprzypisanądodomowych

nieszczęść.–Mamamiałaatak,pielęgniarkasobienieradziłaimusiałamzostać...Z
mamąjestbardzoźle–westchnęłaizarazzmieniłatemat.–Pożyczmidojutra
dychę–poprosiła.

–Jakmioddasztesześć,którepożyczałaśwcześniej,tosięzastanowię–

powiedziałaLilka.

–Niewygłupiajsię–zajęczałacichutkoMajka–całąkasiorkę,jakąmiałam,

zostawiłamdziśwaptece,aniewzięłamzdomukartybankomatowej.

–Niemaszkasynapiwo,wracajdodomu.
LilkapodniosłasięidałaPawłowiznak,żewychodzą.Nieśpieszyłasięnigdzie,

alemiaładosyćMajkiijejhałaśliwychkumpli.Wpubiebyłodusznood
papierosowegodymu,czułasięuwędzonaidrapałojąwgardle.Odetchnęładopiero

background image

nadworze.Wiałsilnywiatrimiałosięwrażenie,żetoniestyczeń,alistopad.Lilka
skuliłasięzzimnaijeszczemocniejzapętliłaszalwokółszyi.Stwierdziłagłośno,że
jaktylkowrócidodomu,wskoczypodkociżadnasiłajejstamtądniewyciągnie.
Pawełszedłbardzoblisko.Razidrugipoczułajegorękęnaswojej.Żebywybićmuz
głowytakiepomysły,wsadziłaobiedłoniedokieszeni.

–Lilka–odezwałsięnagle–czymyślisz...jakmyślisz...toznaczy,czymyślałaś

kiedyś...

–Słuchaj,stary!Myślę,żemyślę,więctymjużsobiegłowyniezaprzątaj,mów

dalej!–powiedziałazdecydowanymtonem.

–Chciałbym,żebyśmybylirazem.
Udałazaskoczenie,choćwcalezaskoczonaniebyła.Przezostatniągodzinę

zdążyłaoswoićsięzmyślą,żewcześniejczypóźniejtakapropozycjapadnie,tylko
niebardzowiedziała,jakpowinnazareagować.NiechciałagasićPawłatak,jak
kiedyśPrymusika.Niemądrzyłsię,niebyłzarozumiały.Miałinnewady,zktórymi
najwyraźniejpróbowałwalczyć,aterazzżerałagotrema.

–Pomyślęotym–powiedziałacicho.
Chciałajeszczecośdodaćnapożegnanie,musiałajednaksięgnąćpo

rozdzwonionąkomórkę.Stalijużnawprostkamienicy.

–CzekamynaciebieuMikołaja.Mamynaradęwojenną.Jesteśwdomu?–

nadawałapodekscytowanymgłosemOliwia.

–Jestemnaulicyprzeddomem–uściśliłaLilka.
–Notosięnieoglądajnaboki,tylkoprzychodź.
–JestemzPawłem.
–Wow!–mruknęładomyślnie.–Imnaswięcej,tymlepiej,przychodźcie!
TeraztoLilkazłapałaPawłazarękęipociągnęłazasobą.Niebroniłsięani

trochę.

background image

22.


Numer,któryPrymusikwyciąłRybce,musiałwywołaćwszkolemałe,anawet

wielkietrzęsienieziemi.Codotegoniktzzainteresowanychniemiałwątpliwości.
Samorządklasowyniewielemógłzdziałać,potrzebnibylirodzice.UMikołaja,w
największympokoju,doroślizajęlikanapęifotele,młodzieżsiedziałanadywanie.
Oliwiaprzyszłazojcem,Prymusikteż,SzymoniMartynazmatkami,podobnie
PatrykiAśka.

MamaMikołajazatrzymałaLilkęnamomentwprzedpokoju,żebyspytać,czy

wujekzechceprzyłączyćsiędoprotestu.Lilkajeszczezwujemnierozmawiała,ale
niewątpiławjegozgodę.Chroniczniewręcznieznosiłinteligentów,którzy
recytowaliwyuczoneformułkiimielikłopotzsamodzielnymmyśleniem.Paweł,
zagadniętyotosamo,uśmiechnąłsięrozbrajająco,jaknie–Paweł.

–Będązaskoczeni,żejachcęwiedziećwięcej,niżmuszę...Alepoprąnapewno.

Mojawtymgłowa.

Wspólnymwynikiemnaradybyłopismorodzicówwystosowanedodyrekcji

szkoły.Samorządklasowyzobowiązałsięprzeczytaćpetycjęnadużejprzerwie,by
potemdotrzećdotychwszystkichrodziców,którzybędąskłonnizłożyćswoje
podpisy.

–Kilkaosóbnapewnosięniezgodzi–powiedziałMikołaj.–Takichoćby

Sebastiannawetwdomuniewspomniopiśmie.Filippewnieteżnie.Myślęjednak,
żewiększośćpoprze,możenawetzdecydowanawiększość.

–Damysobieradęibeztych,coniepoprą–stwierdziłojciecPrymusika.–

Naiwnościąbyłobyliczyć,młodykolego,najednomyślność.

Niezależnieodpoczynańsamorządutrójkarodzicówwybierałasięnazajutrzdo

szkoły,żebyprzedstawićwychowawczyniidyrektorcetreśćpetycji.

Lilkawróciładodomuszczęśliwa.Najbardziejbudującabyłaświadomość,że

OliwiaaniMikołajniemielijejzazłetejnieszczęsnejpiątki.ZadzwoniładoMagusi,
żebyowszystkimopowiedzieć:oklasówce,opodstępiePrymusika,zebraniuz
rodzicamiiotym,jakbardzojejgłupio,żedałasięzłamać.

–Niezrobiłamtegozestrachu–tłumaczyłazprzejęciem–tylkozwygodnictwa.

Niechciałomisięuczyć.

–Powiemci,żeprędzejzrozumiałabymstrach–wyjaśniłaMagusia.–Lękjest

ludzkąrzeczą,alenistwo...

–Jestgrzechem!Jakobżarstwoiopilstwo–roześmiałasięLilka.
Mimożerozmawiałydługo,zapomniaławspomniećoPawle.Niezestrachu,niez

lenistwa,tylkoprzezwyraźneprzeoczenie.Aprzecieżniemogłapowiedzieć,żetak
zupełniejejnieobchodziłoto,coPawełmówił.Wręczprzeciwnie.Weszłapod
prysznic,namydliłasięipomyślałazdumą,żejestjużprawdziwąkobietą.
Nieprawdziwejniktbyniemówił,żejestpięknainajpiękniejsza,niktnierozlewałby
przyniejpiwazezdenerwowaniainieprzewracałkrzesła.Wcześniejjużparęrazy
chodziłazchłopakami,czasemtydzień,czasemmiesiąc,jednaktamtechodzenia

background image

byłybardzoniepoważne.Cowynikałoztrzymaniasięzaręcenarandce?Nic.Ledwie
jednakchłopakzaczynałudawać,żewie,corobićzrękami,ipchałjepodbluzkę,to
gowyzywałaodzboczeńcówiuciekała.Nie,stanowczoniemogłapowiedzieć,żema
jakiekolwiekdoświadczeniewpostępowaniuzfacetami.Skończyłaszesnaścielati
taknaprawdęjeszczesięznikimniecałowała.Oliwiamiaławięcejdoświadczenia,
całowałasięjużdwarazy.

Lilkastałapodstrumieniemciepłejwodyiniechciałojejsięwychodzić.Życienie

byłojuż„brutalandfullofpułapkas”,tylkocałkiemfajne.Ibyłobyjeszczefajniejsze,
gdybyniezadzwoniłtelefon.Wybiegładoprzedpokojuboso,owiniętajedynie
ręcznikiem,żebyzapewnićciotkęLesię,żenosiciepłemajtki,codzienniewkłada
podkoszulekiregularniejadaśniadania.Więcejpytańniepadło,więcubrałasięw
piżamęizapamięcipodłączyłakomórkędozasilacza.Wtedyprzypomniałasobie,że
nigdywcześniejniepodawałaPawłowiswojegonumeru.Stałachwilęzaparatem
przypoliczku,azarazpotemuruchomiłakciukidotarładostarychSMS–ów.Przez
momentpodejrzewała,żeautorpoetyckichwyznańiPawełtojednaitasamaosoba.
Okazałosię,żenie.WprowadziłanumerPawładopamięcitelefonuiposzładołóżka
zmiłymprzekonaniem,żejestjeszczektoś,komubyćmożewpadławoko.

Wielkietrzęsienieziemizaczęłosięwklasienadużejprzerwie.LedwieMikołaj

odczytałprzygotowanądzieńwcześniejprośbęrodzicówozmianęnauczyciela
geografii,posypałysiępropozycjenastępnychkandydatówdousunięcia:historyka,
matematyka,nauczycielkibiologii,ktośzrozmachudorzuciłwuefistęiRybka
utopiłasięwcałejtejwrzawie.Miałatyluzwolenników,coiprzeciwników.Sebastian
niebyłodosobnionywswoichprzekonaniach,inniteżuważali,żełatwiejwkući
ściągnąć,niżanalizowaćiporównywać.

–Jakwyścietutrafili?–zdenerwowałsięMikołaj.–Taszkołapodobno

przyjmowałasamychnajlepszych.Jakieśtotalnenieporozumienie,paranoja!
Kobietaoceniabardzodobrąpracęnapałęiwastonierusza?

Tylkoczteryosobyzgodziłysiębezwahaniaprosićrodzicówopoparciepetycji,

resztaalbobyłaodmiennegozdania,albomiaławszystkownosie.Razemdawałoto
dwanaściegłosówprzywstrzymującychsięszesnastu.Mikołajsiępodłamał.

Majkaniezabierałagłosuaninatak,aninanie.Pracowałanadgrzywką,któraźle

sięukładałaipsułanowąfryzurę.Niebardzojąinteresowaładyskusja.Nakolejnej
przerwiepodeszładoLilki.

–Wiesz,jatonawetjestempowaszejstronie,alemamaniechcewidziećnikogo

obcegowdomu.Jeżeliwastourządza,przyniosęzgodęrodzicównakartce.Może
byćnakartce,bezpodpisywanialistu?

–Mikołajaspytaj,niewiem.–Lilkawzruszyłaramionami.
–Spytałamciebie,tonajednowychodzi...Ochnie,przepraszam,tyterazz

Pawłemkręcisz,tak?–Uśmiechnęłasiędomyślnie.

Lilkapoliczyławmyślachdopięciuiteżsięuśmiechnęła.
–Nieprzeszkadzacito,żewtwoimtowarzystwiefacecibekająnacałygłos?–

spytała.

–Nocoty!–Majkaspojrzałananiązpolitowaniem.–Dlajajtorobili.Bardzofajni

kumple,ażebezpruderyjni,totylkoichplus.

–Sorry!Zapomniałam,żesąjeszczeludziebezpruderyjni.

background image

–Nopewnie,żesą.Janielubięzarozumialców.NaprzykładMikołajłaskęrobi,

że...

–OdwalsięodMikołajaianisłowawięcej!–zdenerwowałasięLilka.–Nie

musiszzanamiłazić,niktcięotonieprosi.

–Przecieżjeszczenictakiegoniepowiedziałam.
–Lepiejzrobisz,jaksięwogólezamkniesz.ZostawiłaMajkęnaśrodkukorytarzai

stanęłaprzyoknie.OliwiazMikołajemposzlinaprzesłuchaniedoAldony,aonanie
miałacozesobązrobić.Bezprzyjaciółczułasiębardzosamotna.Patrzyłanagołe
drzewa,obserwowałapapierektarganyprzezwiatriczekałanaresztętria.Obokniej
stanąłPaweł.

–Oczymtakmyślisz?
Dotykalisięramionami.Niebyłotoniemiłe,aleczułasiętrochęniezręcznie.
–Oostatnimzadaniuzmaty–roześmiałasięiodsunęłalekko.
–Kończyszrozwiązywać,czyjesteśdopierowpołowie?Mamcinie

przeszkadzać?

Udawał,żechceodejść,więcześmiechemzłapałagozarękę.Przezkilkasekund

przytrzymałjejdłońwswojejidopierowtedypuścił.

–Cośtytakiożywiony?–spytała.–Imówiszcałkiemzsensem,isłówcinie

brakuje.

–Siebiezapytaj.
–Czasemrozmawiamsamazesobąi...naodwrót,alewątpię,żebymwiedziała.–

Uśmiechnęłasiękokieteryjnie.

–Odpięciumiesięcyprzymierzałemsiędotejwczorajszejrozmowyi...
–Ico?
–Bałemsię,żemniewyśmiejesz,przegonisz...Atakchociażmiałemnadzieję.
–Proszęcię!Gdybymcięnieznała,pomyślałabym,żetoprawda.Czasemwklasie

tylkociebiesłychać,jeślitojestnieśmiałość...

–Niejestemnieśmiały,jatylkotakprzytobie...Chcędobrzewypaść,potemcoś

machnętakiego,żesambymsobiedałkopa...–urwałizamilkł.

–Okay!Przestańjużkopaćsamsiebie,botomusibyćbardzoniewygodne.
Zaczęlisięśmiać.Dzwonekprzywołałichdorzeczywistości.
Lilkawpadładodomujakburza.Butyzostawiłaprzydrzwiach.Rozbierałasię

metodąMiśki,zrzuciłazsiebiepokoleiubrania,żebypotemwodwrotnejkolejności
jewkładać.„Straszniebałaganisz,Lilusiu!”,mruknęłarozbawiona.Niemiałachwili
dostracenia.Byłaumówionazwujkiem,potempędziłanarosyjskidopaniNatalii,a
żołądekażpiszczałzgłodu.Ranoniezdążyłazjeśćśniadaniaiprzetrwałatylko
dziękiOliwii,którapodzieliłasięzniąbułką.Wpakowaładorondelkadwagołąbki,
smakowitedaniepaniMalinowskiej,sięgnęłapochlebiwtedybardziejpoczuła,niż
usłyszała,żektośzaniąstoi.Przeraziłasięikrzyknęła.

–Cotusiędzieje?–spytałwujekzezgroząwgłosie.–Samajesteś?
–Sama–przytaknęła,wciążjeszczemocnowystraszona.
–Aterzeczyporozrzucanewprzedpokoju?Czyktośzdzierałzciebieubraniew

biegu?

–Wbiegutak–przyznała–alezdarłamsama.Miałamwłaśniezjeśćijechaćdo

ciebie.

background image

Zrobiłcoś,ocobygonigdyniepodejrzewała.Obszedłwszystkiepokoje,zajrzał

dołazienki,anawetdoszafy.Lilkachodziłazanimkrokwkrok.Łóżkowsypialni
byłorozbebeszone.

–Niezdążyłampościelićrano–mruknęłaprzepraszająco.–Prawdęmówiąc,rano

nigdynieścielę,dopierowieczorem.

–Notak,Jolacośotymwspominała–westchnął.
Jegopedantycznanaturamocnosiębuntowałaprzeciwkonajmniejszym

oznakombałaganu.Nibywierzył,alewciążjeszczezerkałpodejrzliwiepokątachina
siostrzenicę.DopieroswądspaleniznyuwolniłLilkęodtychspojrzeń.Pogoniłado
kuchni.Gołąbkinadawałysiędowyrzucenia,garnekraczejteż.Otworzyłaoknoi
miałaochotęzapłakaćnadutraconymobiadem.

–Tobyłowszystko,comiałaśdojedzenia?–zapytał.
–Nie,alejużniezdążę...
–Odgrzewajnastępnąporcję,bylenietakdokładnie,potemporozmawiamy.Po

toprzyjechałem.Ztwojegotelefonuniewielezdołałemwywnioskować.

Uwinęłasiębłyskawiczniezjedzeniem.Nieprzeszkadzałojej,żegołąbkibyły

tylkowpołowieodgrzane,grunt,żebyły.Wujekwtymczasiepozbierałrozrzucone
ubrania,kurtkępowiesił,szalzłożyłwkostkę,abutyustawiłnabaczność.Wykonał
kawałdobrejroboty,tyleżecałkiemzbędnej,ituLilkazgadzałasięzmałąMisią.
Przyniosładopokojudwieszklankiherbatyiusiadłanawprostgościa,byzdetalami
opowiedziećoRybce,jejmetodachnauczania,onumerzePrymusikaidecyzji
rodziców.

–Ladadzieńbędziewszkolezebranie,takieprzedkońcemsemestru.Napewno

naszaAldonaporuszyitęsprawę.Powiedziała,żestawiamyjąwbardzoniezręcznej
sytuacji...Aleczytonaszawina?

–Niewasza–przytaknął.–Towinarutyny,któragubiwieluwykształconych

ludzi,nietylkonauczycieli.Tracązainteresowaniedlaswojejpracy,tracąświeżość
spojrzeniaistająwmiejscu.Rutyna,mojadroga...

Wykładwujkabyłbardzoklarownyinawetniezbytnużący.Wątpiłcoprawda,by

petycjarodzicówodniosłaskutek,niemniejzgodziłsięjąpodpisać.

–Aczegomogęsięspodziewaćnazebraniupomojejsiostrzenicy?–Patrzyłna

Lilkęznadokularówiczekałnaodpowiedź.

Chrząknęła,pokręciłasięchwilę,bozbytdobrychwieściniemiała.Piątkaz

angielskiego,polskiegoihistorii,czwórkazfrancuskiegoiWOS–u,towłaściwie
wszystko,czymmogłasiępochwalić.Zmatematykiskopałaklasówkę,zchemii
podpadławgłupisposób,fizykąanibiologiąniebyłazainteresowana,noi
spodziewałasięobniżonejocenyzesprawowania.

–Atwójszczególnyzapałdogeografiiczemumamprzypisać?Pogłębialiście

wiedzęwyniesionązlekcji,uczyliściesiędodatkowo,żebywięcejwiedziećczyżeby
cośudowodnićnauczycielce?

–Żebyniewkuwaćnapamięćinieściągać–powiedziałapochwili

zastanowienia.–Wszyscychcemyzdawaćgeografięnamaturze.

–Tyteż?
–Chybatak...Jeszczedokładnieniewiem,cobędąbraćpoduwagęna

dziennikarstwie.

background image

Wychodziłjuż,zatrzymałsięprzydrzwiachzrękąnaklamce.
–Przestraszyłaśmniedzisiaj–powiedział.
–Tymnieteż.Uśmiechnąłsięprzelotnie.
–Wieszchyba,jakłatwodziewczynamożesobiezniszczyćżycie,zwłaszcza

młoda?

Byłmocnozdziwiony,kiedyzawisłamunaszyiiucałowaławobydwapoliczki.
–Tomojeżycie,wujku,ajaniejestemidiotkąianimyślęgoniszczyć.Zadużo

mamplanównaprzyszłość...Apozatym,janawetniemamchłopaka.

–Itaktrzymaj–mruknął,całującjąwczoło.–Aprzezferieuzupełnijswojebraki,

botetrójewcalenieświadcząotym,żepoważniemyśliszoprzyszłości.

Obiecałasiępodciągnąć.Inawetbyłapewna,żesłowadotrzyma.

background image

23.


Zimoweferieniemająurokuwakacji,zwłaszczajeślispędzasięjewmieście,we

własnymdomu.Oliwianatydzieńwyjechaładobabci,Mikołajzacieśniałmęską
przyjaźńzdawnymikumplamiidodatkowozPrymusikiem,aLilcebrakowało
pomysłunapierwszywolnytydzień.Narodzinnewizytyuciotekniemiała
najmniejszejochoty,podobniejaknaspotkaniazMajką.PozostałjejtylkoPaweł,
którydzwoniłcodziennie,żebypogadać.Poszłaznimdokina,arazwyciągnęłagona
zakupydoGalerii.SzukałaprezentunadwudziestąrocznicęśluburodzicówOliwii.
WostatniąsobotęferiiwyprawialiniewielkąuroczystośćiLilkazostałazaproszona
nietylejakogość,iledomownik.

–Akonkretnieczegoszukasz?–dopytywałsięPaweł.
–Gdybymwiedziała,czegoszukam,tojużbymkupiła,nonie?PaniNatalia

radziła,żebycośzesztuki,jakiśwazonładnieokutywcynęalbo...Obrazuniekupię,
bonieznamsięnamalarstwieiwątpię,czystarczymikasy.Szukamczegoś
oryginalnego,kapujesz?

Kapowaćkapowałichoćpomysłuteżniemiał,tozcałąpewnościąmiałgust.Z

miejscaodrzucałwszystko,cotandetneijarmarczne.Zgadzalisiębezsłów.Jedno
spojrzenie,jedengrymas,trochęchichotówiwiadomobyło,naconiewartonawet
patrzeć,anadczymmożnabysięzastanowić.Niestety,to,coimsiępodobało,
przekraczałomożliwościfinansoweuczennicy.LilkauzgodniłazMagusią,żeprezent
powinienmieścićsięwgranicachpięćdziesięciuzłotych,żebyjubilaciniepoczulisię
zakłopotani.

–Paweł!–chwyciłagozarękę–amożejakąśrzeźbętwojegodziadkakupię?

Atletabyłfantastyczny...Narocznicęślubulepszybyłby...możeanioł?Jakmyślisz?
Aniołysąterazmodne.Niemusibyćduży,możebyćcałkiemmały,byleoryginalny.

Pawełnienależałdoludzi,którzydługosięzastanawiają.Lilkawyraziłażyczenie,

onbyłodtego,żebytożyczeniespełnićlubpomócspełnić.WyszlizGalerii,wsiedli
doautobusuipojechaliszukaćanioła.

–Tylkosięniezdziw,mójdziadektooryginał–uśmiechnąłsięPaweł.–Jest

samoukiem,niemówiosobieartysta,tylkorzeźbiarzludowy.Takibardzoludowy
niejest...Prowadziwarsztatstolarski,zresztąsamazobaczysz.

Autobuswywiózłichnaobrzeżamiasta.Kluczylitrochęwąskimiuliczkami,aż

wreszciezatrzymalisięprzeddrewnianąfurtką,naktórejwisiałaozdobnaskrzynka
nalisty.

–Tojużtrzeciaalboczwartatakaskrzynka–wyjaśniłPaweł.–Codziadek

wystruganową,tomuukradną.Listówżadnychniedostaje,więcskrzynkaniejest
potrzebna,alemawisiećnafurtceijuż.

Dziadekmieszkałwparterowymdomu,doktóregoprzytuliłsiębaraczek

zamienionynawarsztat.Musiałbyćtamniezłyhuk,bonawetnapodwórkubyło
słychaćodgłosypracy.

–Oho!–mruknąłPaweł–cośtoczą,pewniejakąśbalustradędoschodów.

background image

Pchnąłdrzwiozdobionemnóstwemmałychszybek,brudnychipokrytych

trocinowymnalotem.Wśrodkudwóchchłopcówuwijałosięprzymaszyniepod
czujnymokiemstarszegomężczyzny.TennawidokPawłauśmiechnąłsięciepło.

–No,chłopie!–krzyknął.–Wreszciewidzęcięzpanienką,anietakwieczniesam

isam.Maszgust!Mojakrew!–Obejrzałsięnapracowników.–Robić,robić,niegapić
się!Żebyśtawytakdorobotysięgarnęlijakdooglądaniadziewczyn!–huknął.–Na
paluchymiuważać,bonieodrosną.

Otoczyłramionamiswoichgościipoprowadziłwkątwarsztatu,gdziestał

niewielkistolik,ananimsłoiczekzcukremidrugizherbatą.PopatrywałnaLilkęz
wyraźnąprzyjemnością.Nawetkiedysłuchałwywoduwnuka,tooczuzdziewczyny
niespuszczał.

–Anioła,mówicie?–zasępiłsięipodrapałpogłowie.–Niemamaniołaiżadną

miarąniezdążęwystrugać.Zakrótkitermin.Jednakowożcośtammam.

Podszedłdostarejszafyizacząłprzeglądaćswojeskarby.
–Babazkijemtonienaślubnąrocznicę!–krzyknął.–Grajekteżniepodchodzi,

tymbardziejżezbasetlą...

Gadałtak,krzyczałiżartował.LilkaszepnęłaPawłowi,żemusizadzwonić.

Podeszładookna,alemaszynahałasowaławcałympomieszczeniu.Jednocześnie
odezwałsiętelefondziadka,Lilkakrzyczała:„Tak,tak,spóźnięsię”,dziadekwołał
„Halo,halo!”.Zniechęconyodrzuciłkomórkęnastolik,ponarzekał,żetelefonyto
złodziejeczasuipieniędzy,wreszcieznalazłcośgodnegouwagi.

–Acobyśtapowiedzielinaparębocianówzoctowegodrewna,zsumaka,znaczy?

Bocianytowierneptakiiwiernośćsymbolizują.

Ustawiłnastolikurzeźbę.Ptasiesylwetkiledwiezarysowane,długiedzioby,

długienogi,widocznesęczkiispękaniadrewna,aprzygłówkachśladykory.

–Piękne!–powiedziałaLilkazzachwytem.
–Teżmisiętakwidzi.Drewno,tyleżewoskiemzabezpieczone,lekkobłyszczy,

aleniemalowane.

–Ilekosztują?–spytałazobawą,czyabycenanieprzekroczyjejmożliwości.
–Zadarmonieoddam–dziadekpokręciłgłową–zadarmonie,alejakpanienka

dadychęnapiwo,rzeźbajej.

Patrzyłazaskoczona,aledziadeknieżartowałiniechciałwięcejpieniędzy.

Mrugnąłdownukaizacząłpakowaćbociany.Lilkaniemogłauwierzyćwswoje
szczęścieizrobiłato,codziewczynyzwyklerobiązwielkiejradości:ucałowała
ludowegoartystę,którytakiludowywcaleniebył,zatobardzorówny.

–Mniestaregocałujesz?!–wykrzyknął.–Młodyobokstoi,chłopakjakświca,

mojakrew.

–Wiem,żepańska–roześmiałasięLilka–dlategowszystkozostaniewrodziniei

sięwyrówna.

Niechciaławracaćprostododomu.ByłacośPawłowiwinna,niekonieczniemoże

buziaki,alechoćbyherbatęzciastkiem.Pomyślałaoprzytulnejkawiarence,gdzie
czasemumawiałasięzMagusią,jeżelichciałyrazemwyskoczyćdomiasta.

–Tylko...piwatamchybaniema–powiedziała.
Roześmiałsię.
–Oj,Lilka,Lilka!Razsięwygłupiłem,tochybawystarczy.Mniepiwonahumornie

background image

jestpotrzebne,awódkawcale.Czasemprzykumplachtrudnosięwykręcić,to
prawda,alenieprzeginamzalkoholem,niepalę...Wogóle,jaktaknamniepopatrzeć,
toniemamwad...możejedną:trochęzadużobluzgam.Zatoilemamzalet!

–Cośfantastycznego!–wykrzyknęłazpodziwem.–Brakujetylkoanioła,któryda

ciskrzydła.

–Mamanioła–powiedział,objąłjąramieniem,pocałowałwpoliczeki

błyskawiczniewsadziłobieręcedokieszeni.

Spojrzałazaskoczona,aonjakbynigdynicszedłsobieobokzminąbardzo

niewinną.

–Chceszpowiedzieć,żetomisięśniło?–spytała.
–Cotakiego?
Zajrzałjejwoczy,ażpoczułalekkiemrowienienakarku.Takjeszczeżaden

chłopaknaniąniepatrzył.Przygryzłaustaidosamejkawiarnijużsięnieodezwała.

Wybralisobiestolikwkąciku.Lilkalubiłakąciki,bodawałypoczucie

bezpieczeństwa,ochraniałyzdwustron.Mikołajkiedyśpowiedział,żetakiemiejsce
niezawszejestbezpieczne,zwłaszczajeśliszykujesięawantura.Możnazostaćbez
polamanewru,dotegoprzygniecionymdościany.Nieprzewidywałaażtakich
niebezpieczeństw.Kawiarenkabyłaprzytulna,ludzieprzystolikachzajęciwyłącznie
sobą.

–Zgodziszsięmnieodwiedzić?–spytałPaweł,ledwieusiedli.–Niebójsię,mama

będziewdomu!

–Ajakmamyniema,togryziesz?
–Nie,dlaczego?–Zacząłsięśmiać.–Niegryzę,chodziłomitylkooto,żebyśnie

posądziłamnieojakieśzłeintencje.

LilkawielerazyzostawaławdomusamnasamzMikołajem,Rajem,Damianemi

nawetniepomyślała,żemożejejgrozićzichstronyjakieśniebezpieczeństwo,że
nagleobudzisięwnichlew,wilkalbojakieśinnedrapieżnezwierzę.Zastanawiała
sięwłaśnie,czyzPawłemczułabysięrówniepewnie.Tamciniemówiliointencjach,
bylipoprostuprzyjaciółmi,natomiastPawełpróbowałchybazająćmiejscewciąż
jeszczewolne,chłopaka,któryliczyłnawięcejniżprzyjaźń.

–Ustalmyjedno–poprosiła.–Możemysięspotykać,wyskakiwaćdokinaczyna

imprezę,możemysięnawetzaprzyjaźnić,jeślinamsiętouda,alenawięcejnie
możeszliczyć...przynajmniejnarazie.

–Dobrze–powiedział.
Nicwięcej,tylkotojednosłowo.Żadnychnalegań,żadnegoprzekonywania.

Poczułaulgęijednocześnieodrobinęzawodu.PatrzyłanaPawłainiepoznawałago.
Wciążbyłtotensamchłopak:niebieskieoczy,wyraźnebrwi,mocnozarysowana
szczęka,wjegowyglądzienicsięniezmieniło,alemówiłizachowywałsięzupełnie
inaczej.Wpubiechciałaodniegouciekać,boznudziłojądźwiganieciężaru
rozmowy,aterazgadałjaknajęty.Wyjaśniał,tłumaczył,żartowałimomentami
trochęsięprzechwalał.Wyjęłakomórkę.

–Przepraszam–powiedziała.–Muszęuspokoićwujka.
Puściławruchkciuk.PochwilizadzwoniłtakżetelefonPawła.Machnąłrękąi

sięgnąłdokieszeni.Patrzyłauważnienajegominę,kiedyodczytywałSMS.Zmieszał
sięlekko.

background image

–Idęsiępowiesić,zarazwracam!–westchnął.–Jaknatowpadłaś,żetewiersze

byłyodemnie?

–Żetybłękit,ajaczerwień?Maszynymitopowiedziały.
Starałasięutrzymaćpowagę,aleniemogła.Parsknęłaśmiechemiposekundzie

pękalijużoboje.Nawetkiedyzaczęlirozmawiaćnibynormalnie,teżcochwila
zanosilisięśmiechem.

–Wwarsztacieodeszłamnamoment,żebyzatelefonować,pamiętasz?

Zadzwoniłamnanumertwojegodziadka.Komórkasięodezwała,więc...Ajaztwoim
dziadkiemjużwcześniejpróbowałamsiędogadać.Chciałamwiedzieć,ktoprzysyła
mitakielirycznewyznania.

–Myślałaś,żetodziadek?
–Ledwiegosłyszałamprzeztemaszyny.
–Wzięłomnie,niewypieramsię–powiedział,kiedyjużniecoochłonął.–Byłaś

takaniedostępna,trzymałaśsięswoich...PożyczyłemraztelefonodMikołaja.Ktojak
kto,aleonmusiałmiećtwójnumer.Podobałycisiętewiersze?Napoezjinieznam
sięni...zagrosz,więcpróbowałemwysyłaćróżne.

–Dzięki!Zabardzomisięniepodobały,wolę,kiedymówiszswoimisłowami.
PrzezchwilępatrzylinasiebieiLilkapomyślała,żePawełjestjakszamponz

odżywkądwawjednym:odwierszyiodzdjęciawramce.Alejużtegoniechciałamu
mówić.

CodziennieranoLilkapowtarzałasobie,żeweźmiesiędopowtórekispróbuje

nadrobićzaległości.PotemdzwoniłMikołaj,Paweł,RajalboMałgosia,byłyjakieś
sprawydoobgadania,miejscadoodwiedzeniaidzieńmijał.Wieczoremrozmawiała
zMagusiąiniemogłasiępochwalić,żewreszciezrobiłato,cosobieobiecywała.O
PawleteżMagusiwspominała,głównieowierszachizdjęciuwramce.Nazywałago
kolegą,zresztąsamasiebieprzekonywała,żejestdlaniejtylkokumplem.
Zastanawiałasięjednak,czytonormalne,żenawidokinnychznajomychchłopaków
odczuwałaradość,złość,zaskoczenie,natomiastnawidokPawłasercezaczynało
pracowaćwszybszymrytmie.Tosercebardzojąniepokoiło,ponieważniechciała
sięzakochać.Zpolitowaniempatrzyłanadziewczyny,którewciążgadałyofacetach.
Lilkaznaładziesiątkiciekawszychtematówiwciążsobiepowtarzała,żewłasny
chłopaktododatkowykłopot.Trzebasięznimliczyć,ztegorezygnować,tamto
zmienić,iśćnakompromisy...Jejbyłodobrzesamej.WszystkiedziewczynyMikołaja
byłyzazdrosneotrio,czemuwięcjejczyOliwiichłopakmiałbyreagowaćinaczej.

Wdrugimtygodniuferiitriowreszciezeszłosięwkomplecie.Oliwiawróciła,a

MikołajnacieszyłsiękumplamiizająłLilką.NicniewiedziałoPawle,dopókiMajka
niezadzwoniładoniegozuprzejmą,koleżeńskąinformacją.

–CoMajkamadotego?!–wkurzyłasięLilka.
–Możeweszłaśjejwparadę,skądmogęwiedzieć?–zdziwiłsięMikołaj.–

DlaczegoakuratPaweł?Przecieżgonielubiłaś.

–Zmieniłamzdanie–przyznała.–Paręrazypogadaliśmyiniejesttaki,jak

myślałam.Sammówiłeś,żetofajnyfacet.

–Fajnyirozrywkowy–przyznałMikołaj–alestanowczozbytpewnysiebie.
–Szukaszfaceta,któryniebyłbypewnysiebie?–spytałaOliwia.–Ajaszukam

wodywproszku,możemyposzukaćrazem,chcesz?

background image

–Wieszco?Chybażartujesz!Nietomiałemnamyśli–zdenerwowałsięMikołaj.–

Pawełmaolewającystosunekdowszystkiego.Jemunaniczymtaknaprawdęnie
zależy.Dużakasa,wakacjenadciepłymmorzem,autkowgarażu,któreczekana
osiemnastkę.Mateżswojądewizkę,niemyślciesobie.„Wcześniejczypóźniej,bez
większegowysiłkudostajęto,cochcę”.NiepowietegoLilce,powieprzypiwku
kolesiom.Samsłyszałem.Powtarzamwam,onmawszystko.

–Atobieczegośbrakuje?–zdziwiłasięOliwia.
–Całowałaśsiędziśzosą,żetakkłujesz?–spytałMikołaj.–Czyjanarzekam?

MówimyterazoPawle.

–Odpuść!–mruknęłaLilka.–Jeszczesięniezakochałam,narazietotylkokolega.
Posmutniałajednakispojrzałaniepewnienaprzyjaciółkę.
–Jakionjest?–spytałaOliwia.–Rozsiewatoksyny,truje?
–Napoczątkuwydawałsiębardzonieporadny,zagubiony,teraztrochęodżył–

wyjaśniłaLilka.–Zgodziłsięnamójwarunek,żenicwięcejpozaprzyjaźniąnie
wchodziwgrę.

–Nowłaśnie!–wykrzyknąłzsatysfakcjąMikołaj.–Zgodziłsiędoczasu,ażtobie

zaczniezależeć,ażtybędzieszmiaładosyćprzyjaźniisamarzuciszmusięnaszyję.
Tojednazmetod.Takwłaśnierobiąfaceciabsolutniepewnisiebie.Wierzmi,wiem
cośnatentemat.

–Mikołaj!–jęknęłaOliwiazudanąpowagą.–Takimłodyjesteśijużtakizepsuty!
Oberwałapoduszką,oddałaipoważnadyskusjazamieniłasięwradosnąbijatykę.

NawetLilkatrochęimpomogła,jednakdodomuwróciławpodłymnastroju.Nie
lekceważyłasłówMikołaja.GdybytosamopowiedziałaMagusiaczypaniNatalia,
pomyślałaby,żebojąsię,sązbytostrożne,widząto,cochcąwidzieć.ZMikołajem
byłoinaczej.Znałfacetówiichopowieści.Nawszelkiwypadekpostanowiłatrochę
przystopowaćPawła.Jeślionwytrwa,możesięcośztegowykluje,ajeślisiępodda,
toprzynajmniejonaniezdążywpaśćpouszy.Starałasięzachowaćrozsądekiza
momentsamasiebiepocieszała,żeMikołajjużparęrazysiępomylił.

background image

24.


DwudziestolecierodzicówOliwiimiałobyćskromnąrodzinnąuroczystością.

Jeszczewpiątekranowszystkowskazywało,żetakąwłaśniebędzie,apopołudniu
okazałosię,żeprzyjeżdżarodzinazBiałorusi.Godzinępóźniejzapowiedzielisięteż
przyjacielezKrakowa.Zdwunastuosóbzrobiłosięnagledwadzieściajeden,atojuż
niebyleco.Największykłopotwiązałsięzusadzeniemgościprzystoleipotemzich
obsługą.LilkaobiecałapogadaćzpaniąMalinowską,żebyprzyszłapomóc.
Wymyśliłateż,żeonasamawpadniezżyczeniamiwsobotęrano,ajużpopołudniu
niebędziezajmowałakrzesła.AniOliwia,anipaniRymskaniechciałyotymsłyszeć,
Lilkajednakwiedziałaswoje.Właśniedlatego,żeuRymskichczułasię
domownikiem,wolałanieprzysparzaćimdodatkowychkłopotów.Zrobiłatak,jak
zaplanowała,iwtensposóbcałysobotniwieczórmiaławolny.

Pawełnicniewiedziałozmianieplanów,dzwoniłjednakcodziennie,bozawsze

cośmiałLilcedopowiedzenia.Wsobotę,wczesnympopołudniem,chciałją
zapewnić,żeczujesiębardzosamotnyiopuszczony.

–Naprawdęażtakbardzolubiszrodzinneuroczystości?–spytał.
–Tozależy,kogonatychuroczystościachspotykam.RodzicówOliwiibardzo

lubię–wyjaśniła.

–Jatomampecha!–westchnąłciężko.–Gdybyśmnielubiła,powiedziałbymci,

żedzisiajodwudziestejwklubiejestkoncertnażywo.Inawetpowiedziałbymci,kto
będzieśpiewał.

–Kto?
–Niewiem–roześmiałsię–musiałbymsprawdzićwgazecie.Nieinteresowało

mnieto,bobezciebieniepójdę.

Triochętniebiegałonakoncerty.Możnabyłoposłuchać,potańczyć,popatrzećna

wokalistów.Nawetnajlepszydidżejniebyłwstaniezapewnićtakiejatmosfery.Dała
sięzłamaćiPawełoszalałzradości.

–Owpółdoósmejbędęuciebie–zapewniłipochwiliwahaniaspytał:–Robisz

todlamnie?

–Robiętodlasiebie–odpowiedziała.–Iniemyśl,żesiępoświęcam.Taksię

złożyło,żewieczórmamwolny.Jakbędzieszpoddomem,puśćsygnałek,tozejdę.

–Aniemogęwejśćnagórę?
–Zejdę–zapewniłagoiodłożyłatelefon.
Możeniezabrzmiałotozbytuprzejmie,aleczuławewnętrznyopórprzed

zaproszeniemPawładomieszkania.Kilkarazysięprzymawiał,próbowałją
odwiedzićizawszeznajdowałajakiśwykręt.To,żebardzochciała,żebyMikołajsię
mylił,nieznaczyło,żesamaniemiaładrobnychwątpliwości.Paweł,dopókiwydawał
sięprzyniejzagubionyinieśmiały,zachowywałsięzdużymdystansem.Tendystans
zniknął,kiedychłopaksięprzełamał,powiedział,comiałdopowiedzenia,aona
obiecałaprzemyślećsprawę.Niechodziłoodrobnegesty,takiejakprzytrzymanie
ręki,muśnięciepoliczka,odgarnięciewłosówzczoła,tylkoocoświęcej.Intuicyjnie

background image

wyczuwała,żegdybymógł,rzuciłbysięnaniąnawetnaulicy.Bardzobałasię
niezręcznychsytuacji,zktórychnieumiałabywybrnąć.Raztylkoodwiedziłagow
domu,żebyobejrzećpodwodnezdjęcia.Siedzieliwjegopokojuprzyotwartych
drzwiach,rozmawiali,przeglądalifotki,pomieszkaniukręciłasięmatkaPawła,
wydawałosię,żesytuacjaodpoczątkudokońcajestczysta.AjednakPaweł
próbowałwykorzystaćchwilę,przycisnąłLilkędościany,wcalenietaklekko,i
próbowałpocałować.Myślałpewnie,żezaskoczonadziewczynanieodważysię
krzyknąćanizaprotestować.Postawiłjąwidiotycznejsytuacji:mamazaścianą,
drzwiotwarte,aonasiędrze.Nieprzewidziałtylkojednego:miałdoczynieniaz
osóbką,którajużwpiaskownicyumiałasobieradzićznapastnikami.Zamiast
krzyczeć,uszczypnęłagotakmocno,żesięskulił.Spytałnawetszeptem,czynie
zwariowała.Poradziła,żebyspróbowałjeszczeraz,tosięprzekona.Niepróbował.W
swoimdomuwolałasięznimnieszarpać,boteżniemiałapewności,czyzwycięży.A
przegrywaćnielubiła.Zresztąjeszczetegosamegodniakajałsiębardzoi
przepraszał.Powiedziałatylko:„Więcejtegonierób!”,aleniedodała,żenależydo
osóbpamiętliwych.

Dowyjściabyłagotowakilkaminutprzedczasem.Obejrzałasięwlustrze,

pochwaliła,żewyglądacałkiem,całkiem,idopierowtedyzawiesiłanaszyimaleńką
damskątorebeczkę,prezentodMagusi.Torebkamiałaosobneprzegrodyna
komórkę,klucze,pieniądze,anawetnabłyszczykdoust.Dodatkowowśrodku
wklejonomalutkielusterko.Podwójnezabezpieczeniachroniłyprzedzgubieniem
czegokolwiek,alinka,naktórejtorebkawisiała,byłapodobnoniedozerwania.
KiedyPawełzameldował,żeczekapoddomem,zamknęładrzwi,kluczschowałado
torebeczki,atorebeczkęukryłapodkurtką.Zbiegłaposchodach.

–Będziesznajpiękniejsządziewczynąnasali–powiedziałzuznaniem.
–Poczekajzkomplementami,ażzdejmękurtkę.–Roześmiałasięiupchnęłaręce

wkieszeni,bowieczórbyłbardzozimny.

–MusimynamomentwstąpićdoMuszelki–zdecydowałPaweł.
–Janiemuszę.
–Przecieżniepoto,żebytamsiedzieć.Zaręczyłemgłową,żecośkumplowi

oddam.

–Wstąp,poczekamnaulicy.
Natoniechciałsięzgodzić.Przekonywałją,żewieczoramipodMuszelkąkręci

sięsporopodejrzanychtypów.

–Niechceszprzypadkiemdaćminaprzechowaniepieniędzy,kluczy,

dokumentów?–spytał.–Ostatnionaimprezachbyłokilkakradzieży.

–Kartyrowerowejniewzięłam,oresztęsięniemartw.
–Przecieżniemusisz!–obruszyłsię.–Taktylkopytałem,bofacecizawszemają

więcejpustychkieszeni.

DochodzilidoMuszelki.Przedlokalemstałotrzechosobników,których

rzeczywiścielepiejbyłoominąć.PawełzłapałLilkęzarękęipociągnąłzasobą.W
środkubyłogłośnoiszarooddymu.Lilkazatrzymałasięprzydrzwiachiniechciała
wejśćdalej.

–Załatwiaj,comaszdozałatwienia,albostądidę–powiedziałazłymgłosem.
–Niewygłupiajsię,co?–Pawełteżniebyłwlirycznymnastroju.–Niktciętunie

background image

zje.

Pociągnąłjądostolika,przyktórymsiedziałotrzechobcychLilce,aleznanych

Pawłowifacetów.Polecił,żebyzaopiekowalisięjegodziewczynąipostawilijejpiwo
zpodwójnymsokiem.Łysawychuderlakkiwnąłgłowąiwystawiłrękę.Paweł
poszperałwkieszeniach,mruknął,żeniemadrobnych,irzuciłnatęrękęjaknatacę
pięćdych.

–GdziejestAsfalt?
–Tamgdzieś,rozejrzyjsię–odpowiedziałtłustyblondyn.
ChuderlakposłusznieprzyniósłLilcepiwo,alebezsoku.Zresztąnawetgdybyjej

przyniósłsokgrejpfrutowy,teżbynietknęła.Czułasięobca,zagubiona,
wmanewrowanawjakąśkosmiczniegłupiąsytuację.Wpomieszczeniubyłogorąco,
rozpięławięckurtkę.

–Dawaj,powieszę–zaproponowałtrzecizkompanów,ten,przyktórymusiadła.
–Nietrzeba,zarazwychodzę.
–Pawełciętuprzyprowadził,toznimwyjdziesz.Naraziejesteśpodnaszą

opieką.Pijisiedź!–zdecydowałjejsąsiad.

Niebyłaimpotrzebnadotowarzystwa.Gadalioswoichsprawachinawetgdyby

sięwsłuchiwaławkażdesłowo,topozabluzgaminicbyniezrozumiała.Pawełnie
wracał,całkiemjakbyrozpłynąłsięwgęstymdymie.Nadarmorozglądałasięposali.
DostrzegłazatoMajkęibodajporazpierwszyucieszyłasięnajejwidok.Z
wzajemnością.Majkazawszebardzolubiłaspotykaćznajomych,śmiałasięwtedyi
podskakiwałajakdzieciak.Natychmiastoderwałasięodjakiegośbrodaczai
podeszładoLilki.

–Hej!Jesteśtuznimi?
–Jestemtusama–mruknęłaLilka.
–Twojepiwo,mogę?–Majkapociągnęłałapczywiekilkasolidnychłyków.
Chuderlakuniósłsięenergicznieipołożyłwielkąłapęnakuflu.
–Czegotu?!–warknął.–Zjeżdżaj,aletojuż!Przerażonadziewczynazamiast

wypuścićkufelzrąk,przytrzymywałagozcałychsiłiwefekcieszarpaninyreszta
piwawylądowałanaspodniachLilki.Niewielegocoprawdazostało,boMajka
prawiezdążyłaosuszyćkufel.Lilkapatrzyłaprzerażonaikompletnieskołowana.
Miałaochotęzerwaćsięiuciec,aletenfacetobokniej,któryzapewniał,żezPawłem
przyszłaizPawłemwyjdzie,siedziałrozwalonynakrześle,rechotał,itojego
najbardziejsiębała.Poczuładelikatnydotyknaramieniu.Odwróciłagłowę.Zanią
stałPikuś.

–Zbierajsię!–powiedział.–Wychodzimy.Niezdążyłasięprzerazić,nie

pomyślałanawet,coonturobi,zerwałasięnanogiwjednejsekundzie.Facetobok
też.Jegołapawylądowałanapaseczkuodtorebki.Chwyciłmocno,skręciłiLilka
poczuła,żebrakujejejtchu,aoczywyłażąnawierzch.Trwałotonaszczęściebardzo
krótko.Kiedyzłapałaoddechiotworzyłaoczy,facetosuwałsiępościanie.Podniósł
sięniesamowityzgiełk,aleniktjejwięcejniezatrzymywał.Pikuśszedłtużzaniąi
kiedynadworzezatoczyłasięjaknieprzytomna,złapałipostawiłnanogi.

–Piłaśtopiwo?–spytał.Pokręciłagłową.
–Zbierajsiły,todwakrokistąd–powiedział.Wepchnąłjądojakiejśbramy,

poprowadziłschodaminapierwszepiętroiznalazłasięwskromnejkuchni.Tobyło

background image

jednoztychmieszkań,którezaczynałysiękuchnią,akończyłypokojem.

–Niebójsię,zarazcięodprowadzędodomu.Terazniemożemywyjść.W

Muszelcejestobława.

Patrzyłaszerokootwartymioczamiiniebardzorozumiała,oczymonmówi.

Podszedłdookna,wyjrzałnaulicę,apotemprzyniósłwodęutlenionąiwatę.Kazał
Lilceściągnąćkurtkęiodsłonićszyję.

–Wsamąporęcięurwałemztegostryczka–powiedział.–Wyraźnapręgai

drobneotarcia,przezjakiśczasbędzieszmusiałabiegaćwgolfie.Dobrze,żetozima.

Lilcezbierałosięnapłacz.Zwyklebyłabardzotwardaiażzabardzosamodzielna,

jednaktasytuacjatrochęjąprzerosła.

–Tylkożadnychłez,żadnegomazania–zażądałstanowczoPikuś.–Jakbaby

płaczą,niewiem,corobić.Częstolubiszsobieposiedziećprzyżubrze?

Spuściłaoczyiuśmiechnęłasię.Wystarczyło,żehuknąłnanią,kazałsięwziąćw

garść,adotegozażartowałizmiejscapoczułasięlepiej.

–Mnieżubrnieodpowiada–powiedziałacicho,tłumiącuśmiech.–Jawogólenie

lubiępiwa.Jaksobiewlejędwieporcjesoku,tojeszcze...

–Twojepiwobyłozdwomaporcjami–stwierdził.
–Nie!–zaprzeczyłaenergicznie.–Bezsoku.Majkapijetylkoczyste.Wciągnęłaby

całykufel,gdybyciodstolikaniezaczęlisięzniąszarpać.Dlategotakcuchnę
browarem,bomipolalispodnie.

–Widziałem.Siedzieliśmyprzystolikuzarazzawami.Tylkowiesz,Kotarski...

dobrzemówię?Pawełpowiedział:„Zpodwójnymsokiem”imożenawetosoku
myślał,alezapomniał,zkimgada.Tambyłydwiedziałki,zatoręczę.Ta,cowypiła,
pewniejestjużpopłukaniużołądka.Takąprzynajmniejmamnadzieję.Zaszybko
chwyciłakufel,zadalekostała,niemogliśmyniczrobić.Jakbyśtyzaczęłapić,
musiałbymcięmocnopotrącić.CzęstobywaszwMuszelce?

Pokręciłagłową.
–Razbyłamzkolegąpopołudniu,alewtedywszystkowyglądałocałkieminaczej.

Dzisiajtosamaniewiem,cojatamrobiłam.SzliśmynakoncertiPawełsięuparł,że
macośoddaćjakiemuśkumplowi.Gdybyniezakazanetypyprzedpubem...
poczekałabymnaulicy.

–Patrz,jaktopozorymylą.Tychzakazanychprzedpubemniemusiałaśsiębać,

aleto,żeusiadłaśprzystolikudilerów,stawiacięwdwuznacznejsytuacji.

–Dlaczegopanpowiedział,żemnieobserwował?
–Nonie,nieposzedłemtamspecjalniedlaciebie–uśmiechnąłsięszeroko.
–Wiem,żeniedlamnie,alegdybyniepan,tocobyterazzemnąbyło?
–Tłumaczyłabyśsięnakomisariacie,skądmasztakiefajneznajomości,aw

poniedziałekwszkoleporazdrugi.

–Panchybabędziemusiałwszkolepowiedzieć...
–Pyskatatotymożejesteś–Pikuśnieprzestawałsięuśmiechać–alewtej

obławiewpadłabyśpouszy.Tobyłaakcjapolicyjna,jabrałemwniejudziałz
upoważnieniawładzoświatowych,więccomiszkodziłowyprowadzićzpiekłajedną
niewinnąduszyczkę.

–Dziękuję.Niewiem,cowięcejmogępowiedzieć...
–Możecośokońcuświata.Tobieteżsięstykizapaliły?–Śmiałsięjużcałkiem

background image

głośno.

Lilkapomyślała,żegdybybyłtrochęstarszy,właściwiedużostarszyinietak

sympatyczny,tochętniebygouściskała,jakwcześniejwujkaidziadkaartystę.Ale
Pikuśnienadawałsiędościskania,pozatymbyłjejprofesorem.

–Niewiemczemu,alemyślałam,żepanniemapoczuciahumoru–powiedziała.–

Bardzosiępomyliłam.

–Tak?–zamyśliłsię.–Ztymżubremwtedynalekcjitrochęprzesadziłem,

wystarczyłobywlepićcipałę,alewkurzyłaśmniewyjątkowo.Myślałaśczasemo
pracywszkole?

–Nie.
–Ajatak.Jużwogólniakuwiedziałem,żechcęuczyć.Teraz,popięciumiesiącach,

mamserdeczniedosyćipoważniemyślęozmianiepracy.Człowiekzdwóchstron
dostajewłeb.Masiędokształcać,pisaćkonspekty,którychniktnieczyta,marobić
tysiącebzdurnychrzeczy,wchodzidoklasy,atammudopierowdzięczniuczniowie
dająpopalić.Aledotądniktjeszczeniewątpiłwmojepoczuciehumoru.Naprawdę
taktoźlewyglądało?

TeraztojużLilkamusiałasięroześmiać,patrzącnazmartwionąminęPikusia.
–Spoko,panieprofesorze!Jakbymjamiałapoprowadzićlekcję,pewnie

zapomniałabym,jaksięnazywam.

–Tomniepocieszyłaś,dobrakobieto.Dziękicichoćzato.Chceszcośjeszcze

wiedzieć?Muszęcięprzecieżodstawićdodomu.

Kiwnęłagłową,żetak,żezwielkąprzyjemnościąwrócidosiebie,jednakmiała

przecieżpytanie,którenurtowałojąodchwili,gdyjakotakoochłonęła.

–Ciludzie,cidilerzy...Pawełichznał,czytoznaczy,żeonionitojednaekipa?
–Nigdynicniewiadomo,aleniepamiętam,żebymgowidziałnaliście

podejrzanychorozprowadzanienarkotyków.Jeślikupował,tonawłasnyużytek.
Możeszgoprzecieżzapytać,dlaczegocięusadziłkołorekinówśredniegoszczebla.

–Chybaniebędęmiałaokazji.Niechcęgowidzieć.Aprawda:gdzieonmógł

zniknąć?Nasaligoniebyło?

–Kołotoaletyjestwejściedojeszczejednejsalki.Nodobra,późnosięrobi.

Zadzwonięjeszczeiidziemy–powiedział.–Typodobnomieszkaszsama,tak?
Ściągnijsobiemożejakąśkoleżankę,weselejcibędzie.

Lilkazawahałasięizastygłazkomórkąwgarści.Oliwiiniechciałaprzeszkadzać

wrodzinnejuroczystości,aMikołajpodobnocośtamświętowałzkumplami.
WcisnęładwójkęimimowszystkozadzwoniładoMikołaja.Pikuśwciążjeszcze
rozmawiał,czyraczejsłuchał,boniewychodziłpoza„tak”i„rozumiem”.

KiedypodeszlipoddomLilki,stałatamjużcałkiemsilnagrupa.Oczywiście

MikołajiOliwia,aponadtoRaj,DamianiPrymusik.NawidoktegoostatniegoLilce
zrobiłosięnieswojo.

–Toco?Wdobreręcecięoddaję–powiedziałPikuś,lekkochybazdziwiony

takimzgromadzeniem.

–Niewejdziepanznami?–spytałaLilka.InnipodchwycilitenpomysłiPikuś

specjalniesięnieopierał.PrzewidującyRajniósłzesobąwypchanątorbęz
jedzeniem.WbieguzabrałodDamiana,cosiędało,iprzyniósłdoLilki.Dziewczyny
zakręciłysięwkuchniipochwilistółwyglądałbardzozachęcająco.

background image

–Toznaczy,żedzisiajbyłyobławywkilkupubach–powiedziałPrymusik.–Ja

wiemodwóch,terazsłyszęoMuszelce.

Pikuśnierwałsiędokomentowaniatychinformacji.Przyznałjednak,żetakie

akcjemająwiększysens,jeżeliprowadzonesąjednocześniewewszystkichznanych
punktach.

–Mójojciec,takjakpan,pomagapolicjizestronyszkoły–wyjaśniłPrymusik.–U

tatyjużbyłydwaodloty,ludzieprzedawkowali.

Powiałogrozą.Oliwiazręcznieprzeszłanatemat,któryniemiałnicwspólnegoz

dramatycznymiwydarzeniamiwieczoru.Zaczęłaopowiadaćowizyciegościz
Białorusiiwreszcierozmowanabrałażycia.Kołodwunastejrozdzwoniłasię
komórkaLilki.Trochętrwało,zanimodnalazłatorebkęnapaseczku,którytrudno
zerwać.Musiałająściągnąćzbolącejszyizarazpopowrociedodomu.Spojrzałana
ekranikiwzruszyłabezradnieramionami.Mikołajwyjąłjejtelefonzrękiiwcisnął
guzik.Nieodezwałsię,pozwoliłmówićPawłowi.Niezadługo,botamtenwkółko
powtarzał,żechcewszystkowyjaśnić.Musiałsięzdziwić,kiedyzamiastLilki
usłyszałgłosMikołaja.

–Lilkajestpoddobrąopieką.Pogotowiebyło,opatrzyłorany,dałozastrzyk,a

terazczuwanadniąpięciuprawdziwychfacetówijednaprawdziwakobieta.Dla
ciebieniematumiejsca.Niezachowałeśsięjakfacet,tylkojakgówno.Jaktakażółta,
niemowlęcakupa.Bądźtakdobryiprzestańnampodnosićciśnienie.AodLilki,
stary,zdaleka,bopożałujesz.

NiedałPawłowisatysfakcji,niepozwoliłzareagowaćnaniemowlęcąkupę,

wyłączyłtelefon,zanimtamtenzdążyłpowiedziećsłowo.

KiedypotemLilkazostałajużtylkozOliwią,skuliłasięnałóżkuipróbowałajakoś

poskładaćniepasująceelementyukładanki.WciążwidziaładwuPawłów,pewnego
siebieklasowegodżokerainiezaradnegofaceta,któryrozlewapiwo.Alebyłjeszcze
trzeci,którybezsłowazawiózłjądodziadka.Iczwarty,ten,którychciałwziąćna
przechowaniejejklucze,apotemwpubiewyłożyłpięćdziesiątzłotychnapiwodla
niej.WyciągnęłarękęitrąciłalekkoOliwięwbok.

–Niewiesz,poilejestdziałkategoproszku,cosięwsypujedonapojów?
–Pogięłocię?!Pięćminutposiedziałaśsobieobokdileraijużnabrałaśapetytuna

narkotyki?Dośpijdorana,jutrosięzastanowimy–mruknęłasennieOliwia.

–Tomożliwe,żepodwadzieściapięćzłotych?
–Następnymrazemweźodnowychkolesiówwizytówkę,będzieszmiała

informacjęzpierwszejręki.

Lilkaotuliłasiękołdrą,podkuliłanogiizamknęłaoczy.Powolizaczęłasię

zapadaćwmiękkąciemność.InagleztejciemnościwynurzyłasięMajkazpustym
kuflemwręku.Lilkachciaładoniejpodejść,niezauważyła,żeprzedsobąmakilka
schodkówipoleciała...Takpoleciała,żeażpodskoczyłanałóżkuiotworzyłaoczy.

–Coztobą?–spytałaOliwia.
–Spadłamzeschodów.
–Aha,teżczasemspadam.
–WidziałamMajkę.
–Byławpubie,mówiłaś.
–Widziałamjąteraz.

background image

–Omatko!Czystadelirka–jęknęłaOliwia.–Dzwonićpopogotowie?
–Majkawypiłaprawiecałetopiwonafaszerowanejakimśpaskudztwem.Pikuś

mówił,żepłukanieżołądkamajakwbanku.Ajeżelibędziezapóźnoijejsięcoś
stanie?Matkazrurką,ojciecpozawałach,jednasiostranacmentarzuiterazMajka–
mówiłLilkazezgrozą.

Oliwiausiadłanałóżku.
–Cholera!–mruknęła.–Niejestfajnie.Alezdrugiejstronywciążnasostrzegają,

żebynaimprezachpilnowaćswoichszklanek,niedopijaćniczego,cosięzostawiło,a
onapodlazładoobcegostolikaiwychłeptałacudzepiwo.

–Spytała,czytomoje.
–Nicjejniebędzie–zapewniłaOliwia.
–Podobnomabiałaczkę.
–Wyglądajakżywareklamasolarium.
–Nazewnątrz,alewśrodkumożemieć.
–Maszjakiśpomysłnateraz?–spytałaOliwia.–Jutropomyślimy.JedynieŁukasz

możewiedziećcoświęcej,alewcześniejniżjutrogoniedorwiemy.Wdomuchyba
niechceszmuskładaćwizyt?

–Nie!–zaprzeczyłaenergicznieLilka.–Jednawizytatofuli.
–Równygość–szepnęłaOliwiaizapadławsen.
MiejscePikusiazająłterazŁukasz,równygość,któryprzezcaływieczór

zachowywałsięjakstarszykumpel.Byłojednakjasnejakpiwo,żewbudziezostawał
panemsoremiżadnepoklepywanieporamionachniewchodziłowrachubę.Trioi
Prymusikbylicodotegojednomyślni.

Lilkaowinęłasięwkołdręiwreszciezasnęła.

background image

25.


PierwszegodniapoferiachAldonaobwieściła,żeprofesorRybackaposzłana

urlopzdrowotny,co–podobno–niemiałonajmniejszegozwiązkuzpetycją
rodziców.Nowynauczycielgeografiimiałsięzjawićdopierownastępnymtygodniu.
Dyrekcjazgodziłasię,żebyuczniowie,którymprofesorRybackawystawiłajedynki
nakoniecsemestru,moglizdawaćegzaminkomisyjny.DotyczyłotoPrymusika,
OliwiiiMikołaja.DodatkowozgłosiłsięPatryk,któryniebyłusatysfakcjonowany
trójką.Aldonaprzemawiaładoklasygłosemostrym,bardzourzędowym,jakbyw
pełnisolidaryzowałasięzprofesorRybacką.Wyszłazklasyzachmurzona.

–Alefoch–zauważyłMikołaj.–NotoniemaRybki,aleczymniesięchce

poprawiaćpałę?Wolałemjużrobićzapokrzywdzonego,atakznowubędęmusiał
kuć.

–Proszęcię!–westchnęłaOliwia.–Podobnomaszwielkieambicje?
–Mam–zapewnił–tylkouczyćmisięniechce.ZcałegotriaOliwianajlepiej

wypadłanakoniecsemestru.Jedynietrójązmatematykipsułajejśrednią,noipałaz
geografii.

TrionieopuszczałoLilkianinakrok,żebychronićjąprzedPawłem.Niebyłoto

specjalniepotrzebne,chłopaksamtrzymałsięzdalekainiepróbowałdoniej
podejść.Wogólezachowywałsiędośćdziwnie.Unikałnawetnajbliższychkolegów,
jakbychciałodizolowaćsięodwszystkich.

–Wkońcuitakbędęmusiałaznimpogadać–powiedziałaLilka.–Prawodo

obronyprzysługujekażdemu.Zresztąjestkilkaspraw,októrechciałamgozapytać.

–Możeszzażądać,żebywyjaśniłciwszystkownaszejobecności–powiedział

Mikołaj.

–Puknijsię,co?–Lilkapokiwałagłową.–Jeszczetrochę,awprosiszmisięnanoc

poślubną.Sąsprawy,októrychniewszyscymusząwiedzieć.

–Jakie?–spytałnatychmiast.
TopytaniewkurzyłotakżeOliwię.
–Wybacz,aletynamniezdawałeśdokładnychrelacjizeswoichrandek–

zauważyłazironią.–Tooczywiste,żepowinnisamipogadać,aLilkigłowawtym,
żebyniedałasięwnicwięcejwciągnąć.Niedaszsię,co?

–Niedam–przytaknęłacichoLilka.
Byłojejsmutno.Liczyłachoćnasłowoprzepraszam.Tylkozdrugiejstronyjak

miałjąprzepraszać,jeślinawetnamomentniezostawałasama.

Majkaniezjawiłasięwszkoleitriobyłowyraźniezaniepokojone.Przezcałą

niedzielęLilkazOliwiąwydzwaniałydoniejiwciążsłyszały,żeabonentjest
chwilowoniedostępny.JeśliMajkabyłaniedostępna,togdziewobectegosię
podziewała?Niktniewyłączatelefonunacałądobę,ajużnapewnoniedziewczyna,
któraniewypuszczakomórkizręki.Miałaznajomychnapęczki,wieczniesłałajakieś
liściki,bawiłasięgierkamiispośróddziesięciupalcównajczęściejużywałakciuka.
Czasemmożnabyłoodnieśćwrażenie,żetylkokciuka.

background image

NiktwklasienieznaładresuMajki,cowydawałosięmocnozastanawiające.

GdybyMajkabyłamrukiemiodludkiem,tocoinnego,aleonabratałasięze
wszystkimi,każdegotraktowałajakfajnegokumplainikt,dosłownieniktnie
wiedział,nawetwprzybliżeniu,gdziedziewczynamieszka.Podobnogdzieśw
śródmieściu,niestetyśródmieściebyłospore.

–PogadamzAldoną–powiedziałMikołaj–iwezmęadreszdziennika.
Okazałosiętocałkiemniepotrzebne.Nasiódmej,ostatniejlekcjiwypadała

geografiaiAldonakazałaklasiezostać.Zapowiedziałakrótkągodzinę
wychowawczą.Weszłazjeszczewiększymfochem,niżwychodziłarano.

–Grant!–rzuciłaostro.–KiedyostatnirazwidziałaśMajkę?
PodLilkąnogisięugięły,awustachpoczułasuchość,którauniejłączyłasięz

wielkimzdenerwowaniem.

–Wsobotęwieczorem–odpowiedziałacicho.
Nieumiałakłamać.Zmyślićcoś,skręcićtoiowszem,natomiastjawnekłamstwo

niebyłojejmocnąstroną.Zawszepotemzapętliłasię,pogubiła,awtedywszystko
wychodziłonajaw.

–Gdzie?–drążyłaAldona.
–WMuszelce.Totakipub,niedalekomnie.
–Pub!–prychnęłaAldona.–Knajpa,melina,taknależałobypowiedzieć.Uciekacie

wzagranicznenazwy,żebyzataićistotęrzeczy.Corobiłaśwtejknajpienocą?

–Nienocą–zaprzeczyłaLilka.–Byłoparęminutpowpółdoósmej.Szłamz

kolegąnakoncert.ToonchciałwstąpićnamomentdoMuszelki,żebycośzałatwić...
Niewiem,nieznamszczegółów.Czekałamnaniegomożepięćminut,możeosiemi...
iwyszłam.

Aldonapatrzyłananiązniechęciąpomieszanązobrzydzeniem.Lilkadobrze

wiedziała,żeniejestulubienicąwychowawczyni.Todałosięodczućnierazinie
dwa.Aldonamiałajednąniezaprzeczalnązaletę:sprawiedliwieoceniaławiedzę.
StawiałaLilcepiątki,czasemczwórki,alenigdyniechwaliłajej,nierozpieszczała
cieplejszymiuwagami,jaktomiaławzwyczajuwobecinnychuczniów.Zachowywała
chłodny,ostrydystans.Itakbyłoodpierwszychlekcji.

–Siedziałaśwtowarzystwie,jakiegoporządnedziewczynypowinnyunikać,przy

kuflupiwa,imówisz,żetrwałototylkopięćminut?–dociekałaAldona.

–Pięć,możeosiem–powtórzyłaLilka.–Piwanietknęłam.Stałonastoliku.
–Majkabalowaławtymsamymtowarzystwiecoty?
–Janiebalowałam,panisorko.Jatylkoczekałam.AMajkabyłagdzieśnasali.To

onamniezauważyłaipodeszła.

–Iwtedypoczęstowałaśjąpiwem?
–Niemiałamswojegopiwa.Majkawzięłakufelzestolika.
–Onatwierdzizupełniecoinnego.
AldonaniepozwoliłaLilceusiąść.Mówiłaogłupocie,rozwydrzeniu,

bezmyślnościmłodzieżyidobrowolnympchaniusięwtarapaty,aLilkaprzezcały
czasstała,jakbytowłaśnieonabyłanajlepszymprzykładem,jeśliniesymbolem,
owegorozwydrzeniaibezmyślności.Wywódzakończyłsiępropozycją,byklasowa
delegacjaodwiedziłaMajkęwdomu.

–Tynie!–SpojrzałanaLilkę.–Proponuję,żebyposzedłktośzsamorządu,

background image

powiedzmyMikołajiMartyna.

Lilkaniedałasiępocieszyćprzyjaciołom.Czułasięwewnętrznierozbita,

skrzywdzonaiponiżona.Schodziładoszatnizprzeświadczeniem,żegdybywtej
chwiliumarła,byłobytonajlepszymrozwiązaniemjejkłopotów.Umarłych
przynajmniejniktniedręczy.Jąnatomiastnietyledręczyło,ilenurtowałojedno
pytanie:dlaczegoAldonaniespytała,kimbyłkolega,któryzaciągnąłLilkę„nocądo
knajpyczytammeliny”.Aikolegateżuparciemilczał.Mikołajażsiępieniłz
wściekłości.GdybyPawełbyłwtymczasiewszatni,pewniedoszłobydobijatyki.

–Wyluzuj,stary!–powiedziałPrymusik.–Myślę,żewszystkojestpodkontrolą.

Spójrznasprawępozytywnie.Lilkamanajlepszegoświadkazmożliwych.Łukasz
tambyłidobrzewie,zkimprzyszła,jakdługosiedziała,copiła,czyraczejczegonie
piła.

–Wiem!–wściekałsięMikołaj.–Aleprzyznasz,żetenfacetzasługujena

gruntowneobiciemordy?

–Pikuś?–zdziwiłasięOliwia.
–NiePikuś,tylkoŁukasz–poprawiłjąPrymusik.
–Facetwystarczającoudowodnił,żeniejestżadnymPikusiem.Aobiciemordy

należysięPawłowi,choćjaradziłbymodłożyćtowczasie.Naraziejesteście,
dziewczyny,dobrzechronione.Jestnasjużdwóch.

–Omatko!–mamrotałaOliwia,mocującsięzkozakiem.–Zjednymopiekunem

jesturwaniegłowy,atudrugisiępcha.Czyjatozniosę?Lilka,aty?

Lilkabyłajużubrana.Nieodpowiedziała,wzruszyłatylkonieznacznie

ramionami.

–Idziemydojakiejśmiłejknajpki,cowynato?
–spytałPrymusik.–Niedożadnejmeliny,tylkodocukierninaciacho.Słodycze

poprawiająhumor.

Propozycjaniewydawałasięgłupia.
Aldonawyznaczyładwuosobowądelegację,któramiałaudaćsiędoMajki,

zapytaćozdrowie,atakżeprzekazać,cobyłodonauczeniaiodrobienia.

Delegacjacałkiemniechcącyrozrosłasiędoczterechosób.Oliwianiemogła

sobieodmówićobejrzeniamieszkaniaurządzonegoantykami,Prymusiknatomiast,
jakoobserwatorludzkichzachowań,byłbardzociekawreakcjiMajki.JedynieLilka
niepchałasięzwizytą.Siedziaławdomuiczekałanaprzyjaciół.Żebyniemyślećo
swoichkłopotach,wzięłasiędoodrabianiazadańzmatematyki.Potemzaczęła
uczyćsięhistorii.Pracowałacałkiempilnie,tylkoodczasudoczasuspoglądałana
telefonkomórkowy.Intuicjapodpowiadałajej,żePawełmożezadzwonić.Gotowa
byławyjśćznimchoćbydocukierniiposłuchać,comajejdopowiedzenia.Kiedy
telefonwreszciezadzwonił,sięgnęłaponiegonieśpiesznie.

–Załamkatotalna!–krzyczałaOliwia.–Wstawiajwodęnaherbatę,idziemydo

ciebie.Załamkatotalna–powtórzyłaiprzerwałapołączenie.

Lilkaniemiałajużgłowy,żebywracaćdohistorii.Nastawiławodę,przygotowała

pięćfiliżanekidopierowtedyzaczęładrżećzestrachu.JeśliOliwiamówiłaototalnej
załamce,tomogłoznaczyćtylkojedno:zostałaoskarżonaootrucie,zamachnażycie
Majki,itoniepierwszy.Chodziłazkątawkątiniemogłasobieznaleźćmiejsca.Na
szczęścieniemusiałaczekaćdługo.Spodziewałasię,żewpadnąwściekli,rozgadani,

background image

żebędąnadawaćjednoprzezdrugiego...Nicztychrzeczy.Weszlizminami,zktórych
nicniemożnabyłoodczytać.

–Terazusiądźwygodnie,oprzyjsię,żebyśniewywinęłakozła–powiedziała

Oliwia,popychającLilkęnakanapę.

–RodziceMajkikierująsprawędosądu?–wybąkałaLilka,bonicstraszniejszego

nieprzychodziłojejdogłowy.

Spojrzeliposobie.
–E,zarazdosądu.–Oliwiapokręciłagłową.–Posłuchajnajpierw,comamydo

powiedzenia.Wchodzimydodomu.Starakamienica,tynkodrapany,nodobra.
Pniemysiępostromychschodachdomieszkania.Otwieratęgakobitkawfartuchu.
Okazzdrowia,agłosjakbyśłyżkąwaliławmetalowygarnek.Żadnejrurki,żadnych
oznakwycieńczenia,nic.MamusiaMajeczki.Cieszysięznaszychodwiedzin,
prowadzizkuchnidopokoju,potemdodrugiegopokoju.Antykówbrak.Normalne
meblościanki,sztucznekwiatywwazonie,mieszkaniejakmieszkanie.Podrodze
mamanasinformuje,żeMajeczkapozatruciumasięjużlepiej,żetatuśMajeczkinic
niewieochorobiecóruni,bowłaśniejestwdelegacji,tirmusiępopsuł,ojej,coza
pech.Rozumiesz,codociebiemówię?Rozumiesz?Zdrowąmatkępchaćwraka,
zdrowemuojcuwmawiaćzawał...Tosięniemieściwgłowie!

–CoMajkanato?–wybąkałazdumionaLilka.
–Nic–wyjaśniłzwięźleMikołaj.
–Jaknic!–zaprzeczyłaMartyna.–Byłazaskoczona,żetrafiliśmy.Podobno

nikomuniedawałaadresuswojejniani.BonastałeMajeczkamieszkawrezydencji
zamiastem,austarejnianiczasemnocuje.Starej,kapujesz?Matkamagdzieśze
czterdzieścilat,niewięcej,ataidiotkaawansujejąnastarąnianię.

–Nierozumiem–wybąkałaLilka.–Matkabyławpokoju,aonamówiławamo

rezydencji...oniani?

–Przymatcenie–zaprzeczyłaMartyna.–Alematkaniesiedziałacałyczasz

nami.Wychodziładokuchni,gadałazkimśprzeztelefoniwtedyMajeczkanawijała
kolejnekłamstwa.

–Awyconato?–powtórzyłapytanieLilka.
–Słuchaliśmyzzapartymtchem–mruknąłMikołaj.–Tobyłociekawszeod

Harry’egoPortiera.

–Totalnazałamka–westchnęłaOliwia.–Podejrzewałam,żeonażerujena

chorobachbliskich,aledogłowyminieprzyszło,żetewszystkienieszczęściasą
wymyślone!...Ijakbytegobyłomało,laskawypierasięrodzonejmatki.

–Iojca–dorzuciłPrymusik.
–Atasiostra,cosięutopiławwakacje?–wybąkałaLilka.
–Taksamoprawdziwajaksiećknajpek–pocieszyłjąMikołaj.
Przezchwilępatrzylinasiebiewmilczeniu.NawetPrymusik,znawcanatury

ludzkiej,byłwwielkimkłopocieiniemiałwłasnejteorii.CiszęprzerwałMikołaj.

–Jestjeszczecoś,oczympowinnaświedzieć.MatkaMajkibyładziśuAldony.
–Tak...?–Lilkazawiesiłagłosipatrzyławyczekująco.
–Tak.
–Chybazaczynamchwytać.BalangowałamzMajką?
–Lepiejpozwólmuskończyć–wtrąciłPrymusik.

background image

–Żebalangowałaś,tooczywiste.Najgorszejestto,żezmusiłaśjądowypicia

piwa,wktórymbyłnarkotyk–wyjaśniłMikołaj.

–Zmusiłam?–wyszeptałaLilka.
–TaktwierdzimatkaMajki–przytaknęłaOliwia.–Itakpewniepowiedziała

Aldonie.Stądtodzisiejszeprzesłuchanie.

–AcomówiMajka?
–Niewiemy–dorzuciłaMartyna.–Matkapowiedziałanamotymprzy

pożegnaniu.

–Icoterazbędzie?–Lilkapatrzyłanaprzyjaciółoczamiwielkimizprzerażenia.
–Zapuszkującięnadziesięćlat,amycibędziemydonosićpaczki–roześmiałsię

Prymusik.

Zerwałsięzkrzesła,przysiadłobokLilkinakanapieiobjąłjątak,jakbypróbował

ochronićprzednadciągającymikłopotami.Niemiałasiłystrącićjegorękizramion.
Amożeiniechciała,botenprzyjacielskiuściskdodawałjejotuchy.Onzkoleiteżsię
niekwapił,żebyjąpuścić.

–Tylkonieświruj–poprosił.
–Niebędę–obiecała.
–Okay!Niemaszpowodów,żebysiębać.OliwiawyręczyłazgnębionąLilkęi

zrobiławszystkimherbatę.

–NiechcęjużsłyszećanisłowaoMajce–powiedziałagroźnie.
ZgodzilisięzniąiprzeznastępnągodzinęrozmawialiwyłącznieoMajce.Coktoś

próbowałzmienićtemat,toitakdoMajkiwracał.

Lilkamożeiniemiaławiększychpowodówdolęku,conieznaczyło,żeumiała

przejśćdoporządkudziennegonadkrzywdzącymoskarżeniem.Jużnastępnegodnia
Aldonawezwałajądopracownipolonistycznejikazałaopowiedziećzdetalami
przebiegsobotniegowieczoru.

–Kolegazaprosiłmnie–zaczęłaLilka,dzielniewalczączsuchościąwbuzi–na

koncert...

–Którykolega?Znamgo?Zawahałasięnamoment.
–PawełKotarski–odpowiedziałacicho.
–Próbujeszgochronić?
–Nie,ale...
–Prosiłamodokładnąrelację,adokładnaznaczyznazwiskami–przypomniała

wychowawczyni.

Niebyławzwykłymbojowymnastroju.Mówiłacichoidarowałasobie

złośliwości.Lilkaskinęłagłową.SpędziławMuszelceniewięcejniżosiem,dziesięć
minut.Wsobotęwydawałosiętowiecznością,aleopowiadaćniebardzomiałao
czym.SkupiłasięnaMajce.Żepodeszła,żewypiła,żefaceciodstolikachcielijej
wyrwaćkufel.

–Majka,Majka!–mruknęłaAldona.–Czarnowidzęjejprzyszłość.Majkatwierdzi,

żetotyjąspiłaś.

–Nicpodobnego–zaprotestowałagwałtownieLilka.
–Maszszczęście,żeprofesorKowalskijesttegosamegozdaniacoty.Wsobotę

widziałaśjeszczePawła?

–Nie.

background image

–Apóźniejniepróbowałciniczegowyjaśniać?
–Niemiałokazji...Przyjacieletrzymajągozdalekaodemnie.
–Mądrychmaszprzyjaciół.Wsobotęledwiepolicjaweszładoknajpy,Paweł

uciekłprzezokno.Wiedziałaśotym?

–Czyonmacośwspólnegoz...znarkotykami?–spytałaLilka.
–Skądmogęwiedzieć?Uciekł,więcwidaćczegośsiębał.Miejtonauwadze,

gdybyśjeszczekiedykolwiekzechciałasięznimgdzieśwybrać...Dokądwyścieszli?

–Nakoncertdoklubu.
–Nakoncert!Jateżzarazbędęmiałakoncert.Czekamnierozmowazmatką

Majki.Niemamiczegozazdrościć.Tojednaztychkobiet,któreurodziłygeniuszai
niewidząwnimwad.

–MatkaMajkiniekoncertuje,tylkopodobnouczyśpiewu–zauważyłaLilka.
–Ktocitopowiedział?–zdziwiłasięAldona.
–MatkaMajkijestmagazynierkąwktórymśzzakładów.
–Iniemarakazprzerzutami,rurkiwgardle,aniniestraciłagłosu–dodała

szybkoLilka.

Aldonapatrzyłananiąuważnie,takuważnie,żeLilcełzyzakręciłysięwoczach.

Czuła,jakpękawniejjakaśtamaisłowasamesięsypią.Musiałajezsiebiewyrzucić,
żebyniezwariować.Tymrazemjejrelacjabyłatakdokładna,żenawetdociekliwa
Aldonaniemiałapytańdodatkowych.Patrzyłatylkozwielkimzdumieniem.

–Dlaczegoonatorobiła?Dlaczegowłaśnietak?
–dopytywałasięLilka.
–Niewiem.Wjakimśsensiedlakorzyściwłasnych,alenieumiempowiedzieć,

czyniematogłębszegopodłożawpsychice.Jestemnawetpewna,żema.Byćmoże
jestniezadowolonazestatususwojejrodzinyiuciekawgłupiemrzonki,którymi
karmiinnych,aktowie,czypowolisamaniezaczynawniewierzyć.

Dźwiękdzwonkauprzytomniłim,żeprzegadałycałągodzinę.Aldonawyprawiła

Lilkędoklasy.

–Biegnij,biegnij–rzuciła.–Znastępnejlekcjijużcięniezwolnię.Idodała

jeszczecośwyjątkowozaskakującego:–Toniewiarygodne,jaktyjesteśpodobnado
mojejbyłejsynowej.

Majkawróciładoszkołydwadnipóźniej,alenieszukałajużtowarzystwatria.
Zbliżałysięwalentynki,czasmiłosnychwyznań,kolorowychkartekiserduszek

nadrucikach.LilkaiOliwiamiaływieluznajomychchłopaków,zasługującychwtym
dniunapamięć.Kupiłysporokartekibiedziłysięnadtekstami.Miałobyćśmiesznie
itajemniczo.

–AjakbyśmytakwysłalikartkęŁukaszowi?–spytałaLilka.–OdtriaiPrymusika.

Myślisz,żebyłobymumiło?

Oliwiinietrzebabyłodwarazypowtarzać.Uznała,żepowinnobyćbardzomiło.

Łukasznietylkoprzyczyniłsiędoujęciakilkudilerów(wmieściearesztowano
wtedykilkunastu),nietylkofajniewykładałizmieniłsposóbodpytywania,aleteż
prywatnieokazałsięświetnymkompanem.Wyszukałyodpowiedniąkartkę–bez
czerwonychserc,zatozdowcipnympodpisem.Coprawdawalentynkipreferowały
anonimowość,jednakkartkazostałaopatrzonaczteremaautografami.

–Niechchłopakwie–powiedziałPrymusik–żeniewszyscyuczniowietociule.

background image

Lilkaspodziewałasiękartekidrobnychwyrazówpamięcijedynieod

serdecznychkumpli.ZmilczeniemPawłapogodziłasięjużdawno.Anionim
myślała,anizanimtęskniła.Zakrótkatobyłaznajomość,żebycierpieć,ale
wystarczającodługa,bystracićzaufanie.Drogąokrężną,odDariuszaprzezMikołaja,
dowiedziałasię,żePawełprzeżyłdramatodrzuceniaipodeptaniauczuć.Mogłasię
tylkodomyślać,kimjesttaodrzucającaidepcącadziewczyna.Zazdrościłamuażtak
luźnegopodejściadosprawbądźcobądźpoważnych.Ipewniejużdawno
zapomniałabyojegoistnieniu,gdybynieto,żewidywalisięcodziennie.Niekiedy
dochodziłoteżdozgrzytówmiędzyPawłemaMikołajem.Kilkarazywmieszałsię
takżePrymusik,odjakiegośczasuwiernyprzyjacieltria.Ajednakporazktóryśz
koleisiępomyliła.Wskrzyncenalistyznalazłabąbelkowąkopertę,awniej
drewnianeserceprzełamanenapół.Nieprzecięte,aleprzełamane,zzadramii
nierównościami.Przezmomentzrobiłojejsięsmutno.Tylkoprzezmoment.

Najpiękniejszywalentynkowyprezentdostaławieczorem.Wpoczciemailowej

znalazłafajnąkartkęilistodtaty:

Lilu,walentynkoTymoja!Nadszedłczas,bymoddałCiMagusię.Mojaręka

odzyskałasprawnośćimogępracowaćsam.TerazMagusiajestdużobardziej
potrzebnaTobie.Zapięćdnibędzieszjąmiaławdomu.

Lilkarozpłakałasięzeszczęścia,zulgiizewszystkiegonaraz.Towięcej,niż

oczekiwała.ŻyłabezMagusiniecałeczterymiesiące,awydarzyłosięwtymczasie
tyle,żeicałyrokmożnabyobdzielić.Ajednakjakośsobiedałaradę.Jakośto
znaczyło,żezawszedobrze,aleprzecieżmogłobyćdużogorzej.

***

background image

Spis treści

Tytułowa
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Irena Matuszkiewicz Apetyt na kwaśne winogrona
8 Apetyt na mężczyzne
Apetyt na rosyjski gaz, magisterka
Apetyt na lekturę, Lektury SP scenariusze lekcji
Apetyt na energie
apetyt na gaz po rosyjsku - NATO, magisterka
Sto lat czekam na twój list Irena Jarocka
Palmer Diana Apetyt na mężczyznę (Harlequin Kolekcja)
plan rozwoju zawodowego na nauczyciela dyplomowanego Irena korowaj jakimiuk
Diana Palmer Long Tall Texans 08 Apetyt na mezczyzne
Brak apetytu na seks
Apetyt na życie (2010)
Ciasto na Kwaśnej Śmietanie z Malinami,Mascarpone i Kruszonką
Palmer Diana Long tall Texans series 08 Apetyt na mezczyzne
Irena Matuszkiewicz Gry nie tylko milosne
199706 apetyt na szafran

więcej podobnych podstron