background image

ROZDZIAŁ 5.

SPISEK PRZECIWKO MATCE BOŻEJ ŁASKAWEJ.

Podobne objawienia maryjne, co w Kęble we wrześniu 1278 roku miały miejsce na Mazowszu
w dniach 14-go i 15 sierpnia 1920 r.
W dniach 13-25 sierpnia 1920 została, w trakcie wojny polsko-bolszewickiej, stoczona tak zwana
Bitwa Warszawska. 
Zadecydowała   ona   o   zachowaniu   przez   Polskę   niepodległości   i   przekreśliła   plany
rozprzestrzenienia rewolucji bolszewickiej na Europę Zachodnią. 
Zdaniem Edgara D’Abernon była to osiemnasta z przełomowych bitew w historii świata.

Punkt 1-szy. Szanse Bitwy Warszawskiej.

Polacy mieli małą szansę wyjścia zwycięsko z tej bitwy. 

Norman Davies w swojej książce pod tytułem „Serce Europy Krótka historia Polski" pisze: „Prasa
komunistyczna oraz niektórzy optymiści w Niemczech już ogłosili upadek Warszawy.
Wtedy to w połowie sierpnia 1920 r. armia polska zadała przeciwnikowi druzgocący cios, którego
nikt się nie spodziewał. 

(...)   Faktem   jest,   że  Armia   Czerwona   doznała   wtedy   jedynej   klęski   w   swojej   historii   usianej
zwycięstwami".

Jak czytamy w książce pod tytułem „Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą": „Generał

Tuchaczewski przystępując do manewru okrążania stolicy 
miał (w przeliczeniu) trzy armie, to jest dwanaście dywizji piechoty i dwie dywizje jazdy, czyli
razem czterdzieści siedem tysięcy żołnierzy. 
Bolszewicy dysponowali około dwustoma działami i siedmiuset karabinami maszynowymi. 
Oznaczało to druzgocącą przewagę nad trzema i pół dywizjami piechoty i ochotniczą piątą Armią
generała   Hallera,   która   zdaniem   Tuchaczewskiego   była   najsłabsza   co   do   składu   jednostek
i najsłabsza duchem.
Trudno   się   temu   dziwić   —   w   jej   szeregi   trafili,   prosto   ze   szkolnych   ławek,   szesnasto
i siedemnastoletni gimnazjaliści i harcerze.
(...) 14 sierpnia wczesnym rankiem krasnoarmiejcy znajdowali się już tylko dziesięć kilometrów od
centrum Warszawy. 
Nacierali na Bródno i Pragę, gdzie szukali dogodnego miejsca do przeprawy przez Wisłę. 
Dowódców poszczególnych jednostek Armii Czerwonej ogarnął duch rywalizacji — każdy z nich
chciał jako pierwszy wkroczyć do Warszawy i przejść do historii jako zdobywca stolicy Polski".

Punkt 2-gi. Objawienie 14 sierpnia 1920 r.

O godz. 3.30 Rosjanie rozpoczęli natarcie uderzając przede wszystkim na pozycje zajęte

przez gimnazjalistów. 
Ci zaczęli uciekać. Front został przerwany. Żołnierze polscy uciekali w stronę Ossowa. 
W tej chwili nadjechał ppłk Jerzy Sawicki i zawołał „Kto i dokąd ucieka kiedy tam się biją". 
Odpowiedział mu dowodzący kolumną ppor. Mieczysław Słowikowski, stwierdzając, że wykonuje
polecenie dowódcy pułku. 
Wtedy ppłk Sawicki wydał rozkaz: „Na moją odpowiedzialność i na mój rozkaz jedna kolumna —
w prawo, druga w lewo, a tyraliery do kontrataku!". 
W   tym   momencie   do   podporucznika   Słowikowskiego   podbiegł   ksiądz   Skorupka   prosząc
o możliwość pójścia razem z żołnierzami. 
Żołnierze ruszyli do ataku, ale szybko tyraliera zaczęła się łamać. 

background image

Ksiądz Skorupka wybiegł przed nią lewą ręką wskazując kierunek ataku, a w prawej trzymając
wysoko krzyż i krzyczał „Za Boga i Ojczyznę". 
W pewnym momencie ksiądz został trafiony kulą i padł nieżywy, a bolszewicy zaczęli uciekać. 
Polacy wygrali bitwę, która była punktem zwrotnym wojny 1920 roku. Co się stało?
Ksiądz   kardynał  Aleksander   Kakowski   napisał:   "Bolszewicy   wzięci   do   niewoli   opowiadali,   że
widzieli księdza w komży z krzyżem w ręku, a nad nim Matkę Boską".
Zeznania jeńców rosyjskich i Polaków, którzy rozmawiali z jeńcami rosyjskimi lub żołnierzami
rosyjskimi (tymi, którzy nie zostali jeńcami) są jednoznaczne.
Świadkowie opisują Matkę Bożą, którą bolszewicy widzieli na niebie w dniu 14 sierpnia 1920 r. tak
jak przedstawiona jest na obrazie Matki Bożej Łaskawej, 
który znajduje się obecnie w kościele Jezuitów na Starym Mieście w Warszawie (obok katedry).
Bolszewicy mówili o kolorze sukni i włosów oraz o tym, że Matka Boża trzymała w rękach pęki
„jaśniejących prętów" lub „piorunów". 
Żołnierze rosyjscy uważali, że Matka Boża trzyma w rękach „jakąś broń".
Na obrazie Matki Bożej Łaskawej Matka Boża trzyma w rękach pęki strzał, bo jest to „Matka Boża
krusząca w dłoniach strzały gniewu Bożego".

Punkt 3-ci. Objawienie 15 sierpnia 1920 r.

Drugi raz Matka Boża ukazała się w dniu 15 sierpnia 1920 r. podczas bitwy pod Wólką

Radzyńską.
Bitwa ta nie była zaplanowana ani przez Polaków ani przez Rosjan. 
Porucznik   Stefan   Pogonowski   otrzymał   od   generała   Lucjana   Żeligowskiego   rozkaz   zajęcia
stanowiska obok wioski Kąty Węgłowskie blisko Radzymina. 
Miał tam czekać na przemarsz oddziałów, które miały nadejść od strony Nieporętu. 
Zadaniem jego oddziału było je osłaniać. 
Porucznik   Pogonowski   w   nocy   15-go   sierpnia   samowolnie   opuszcza   stanowisko   i   uderza   na
stanowiska bolszewickie w Mostkach Wólczańskich i Wólce Radzyńskiej.
Jego   brawurowy   atak   uderzył,   choć   nie   mógł   tego   wiedzieć,   w   „najczulsze   miejsce   armii
rosyjskiej". 
Jest to atak małego oddziału na wielkie siły bolszewickie, a jednak Rosjanie zaczynają uciekać.
„Bolszewiccy jeńcy wzięci do niewoli opowiadali 
— jak czytamy w książce „Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą" 
— że podczas nocnego ataku na Wólkę nagle zjawiła się przed nimi, unosząc się wysoko nad
ziemią „Matier Bożja". 
Mówili, że niespodziewanie ujrzeli na ciemnym niebie ogromną, potężną i pełną mocy kobiecą
postać, od której biło światło. 
Nie był to ani duch ani zjawa! Bolszewicy wyraźnie widzieli Świętą Postać jako żywą osobę! 
Wokół Jej głowy jaśniała świetlista aureola, w jednej dłoni coś trzymała jakby tarczę, od której
odbijały się wystrzeliwane w kierunku Polaków pociski,
po czym powracały, by eksplodować na pozycjach atakującej armii! 
Wyraźnie widzieli, jak poły jej szerokiego, granatowego płaszcza unosiły się i falowały na wietrze,
zasłaniając Warszawę. 
Grozę zjawiska potęgowała asysta Niebiańskiej Osoby. 
Towarzyszyły jej oddziały przerażających skrzydlatych, konnych rycerzy, zakutych w pobłyskujące
mimo ciemności stalowe zbroje, pokryte lamparcimi skórami. 
Hufce widmowych postaci najwyraźniej... gotowały się do walki!".
Dowiadujemy   się  też,   że   „niebiańska   Osoba   jakby   wychyla   się  to   w  jedną   to   w  drugą   stronę
i odrzuca czy też odbija lecące w Jej stronę 
—   czyli   w   kierunku   Polaków   —   pociski!   Osłupiali   ze   zgrozy   bolszewicy   obserwowali,   jak
odrzucane przez Niewiastę kartacze eksplodują tam, gdzie znajdowały się ich odwody!".

background image

Punkt 4-ty. świadectwa dotyczące objawień.

Jak czytamy w cytowanej książce: „Szczegóły ukazania się Najświętszej Dziewicy znamy

także z relacji świadków pośrednich- mieszkańców wsi
do których dotarli oszalali ze zgrozy bolszewicy, szukając jakiegokolwiek schronienia. 
Uciekinierzy byli w stanie szoku nerwowego! Mieli przerażone, wytrzeszczone oczy, szczękali
zębami, 
zachowywali się bezrozumnie, usiłując schować się gdziekolwiek, choćby w psiej budzie! 
Na klęczkach błagali Polaków o ukrycie, otwarcie przyznając, że ratują się ucieczką przez Carycą
— Matier Bożju".
Autorzy książki zapisali świadectwo księdza Wiesława Wiśniewskiego, 
który przekazał im wspomnienie swojego pradziadka, Bolesława, mieszkańca parafii Zambrów: 
„Około 20-go sierpnia wycofujący się w rozsypce bolszewicy mówili, że do Warszawy szło im się
dobrze, 
jednak miasta nie zdobyli, ponieważ zobaczyli [uwidieli] nad stolicą Matkę Bożą i nie mogli z nią
walczyć".
Polacy   nie   widzieli   Matki   Bożej.   Ze   zdziwieniem   obserwowali   tylko   paniczną   ucieczkę
bolszewików.
Było setki bezpośrednich (jeńcy bolszewiccy) i pośrednich (tych, którzy słyszeli ich opowiadania)
świadków tych wydarzeń.
Ich zeznania znajdujemy, między innymi w ,Wiadomościach Archidiecezjalnych Warszawskich".
W dniu 16 listopada w homilii wygłoszonej w Kościele Sióstr Sakramentek w Warszawie ksiądz
Zdzisław Król (który zginał potem w katastrofie smoleńskiej) 
przytoczył świadectwo gospodyni ze wsi pod Radzyminem, której „nieprzytomny z przerażenia
krasnoarmiejec" mówił, „że widział na własne oczy, jak Matier Bożja brasała puli" 
(odrzucała pociski — dopisek  S. K.).
Ksiądz Wiktor Mieczkowski, proboszcz parafii świętego Idziego w Wyszkowie w swojej książce
pod tytułem „Bolszewicy w polskiej plebanii" pisze:
„W wielu wsiach mówili bolszewicy, że od Warszawy odpędzili ich nie Polacy, a Matier Bożja
Matka Boża".
Biskup Józef Zawitkowski przytacza świadectwa chłopów spod Zambrowa, 
którym uciekający rosyjscy żołnierze mówili, że widzieli Matkę Bożą, „która zasłaniała Polaków".
W dniu 8 grudnia 1920 r. ksiądz arcybiskup Józef Teodorowicz ormiańsko-katolicki arcybiskup
Lwowa (poseł na sejm ustawodawczy, a następnie senator)
powiedział w swoim kazaniu: „Bóg łaskę zwycięstwa i cud pod Warszawą dał nam przez ręce Tej,
która Polski jest Królową. 
Mówił mi kapłan pracujący w szpitalu wojskowym, iż żołnierze rosyjscy zapewniali go i opisywali,
jak pod Warszawą widzieli Najświętszą Pannę 
okrywającą swym płaszczem Polski stolicę. I z różnych innych stron szły podobne świadectwa".

Punkt 5-ty. Zaniechania ze strony polskiego Kościoła.

No właśnie. Szły świadectwa i co z nimi robiono? Co Kościół z nimi robił? Tak naprawdę

nic. 
Informacje o objawieniach miał kardynał Aleksander Kakowski. Pisał przecież o nich. Był w latach
1913-1938 arcybiskupem metropolitą warszawskim, 
a w latach od 1925 do 1938 r. również prymasem. 
To on, jak słusznie zauważają ksiądz Józef Maria Bartnik i Ewa J. P. Storożyńska, autorzy książki
„Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą”, 
powinien wydać komunikat: 
"Kuria   Metropolitarna  Warszawska"   rozpoczyna   kanoniczne   badanie   publicznego   zjawienia   się
Bogurodzicy bolszewikom 14-go sierpnia roku 1920 w Ossowie i 15-go sierpnia

background image

w   Wólce Radzyńskiej. Uprasza się bezpośrednich i pośrednich świadków o składanie relacji na
ręce notariusza Kurii Metropolitalnej".
To on powinien przypilnować, by odpowiednie komisje przesłuchały pod tym kątem jeńców. To on
powinien zadbać,
by rzetelne informacje na ten temat docierały do katolików w Polsce i na całym świecie.
Inni biskupi również powinni się w to zaangażować. W Bitwie Warszawskie brali udział ludzie
z całej Polski. 
Najłatwiej było do nich dotrzeć w ich parafiach. 
Nikt nie kiwnął palcem? Dlaczego? Przede wszystkim dlaczego taki bierny był kard. Kakowski?
Pełna odpowiedź na to pytanie powinna być poprzedzona szczegółowymi badaniami historycznymi.
Bez nich jednak też możemy postawić pewne hipotezy, jak się wydaje bliskie prawdy.
Ze strony polityków, ukrytej w tych środowiskach masonerii, mającej ponadto w tej sferze znaczne
wpływy, oraz ze środowisk piłsudczykowskich 
płynął jeden silny, wyraźny i jednoznaczny sygnał: 
„Zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej było wyłącznie dziełem człowieka, dziełem armii polskiej,
przede wszystkim dziełem Piłsudzkiego".
Taki   sygnał   trafiał   na   podatny   grunt.   Cechą   polskich   ówczesnych   biskupów  była   spolegliwość
wobec władzy państwowej. 
Polscy   biskupi   ówcześni   to   byli   biskupi,   którzy   objęli   swoje   stanowiska   podczas   zaborów,
a zaborcy tolerowali tylko biskupów spolegliwych. 
Bez zgody zaborców nikt w zasadzie nie mógł zostać biskupem. 
Historia życia księdza Kakowskiego potwierdza, jak się wydaje, te prawdy. 
Interesująca może tu być dla nas rozprawa naukowa księdza Bronisława Czaplickiego pod tytułem 
„Działalność księdza Aleksandra Kakowskiego w Petersburgu w latach 1910-1913".
Akademia Duchowna w Petersburgu była jedyną uczelnią katolicką na terenie Rosji (nie było takiej
zatem w zaborze rosyjskim).
„Według zamysłu władz rosyjskich — czytamy w pracy księdza Czaplickiego — służyła raczej
celom państwa rosyjskiego niż dobru Kościoła katolickiego. 
Miała   przygotowywać   posłusznych   sług   caratu,   dlatego   znajdowała   się   pod   szczególną   presją.
Chociaż była ona wyższą uczelnią teologiczną,
to jednak znaczną część czasu wykładowego zajmowały lekcje z historii i geografii Rosji oraz
literatury i języka rosyjskiego. 
Władze żądały, aby wykładane było też prawodawstwo rosyjskie. 
Zarówno objęcie stanowisk w Akademii, jak i jej finansowanie było uzależnione od woli władz
państwowych.
Kościół   katolicki   w   Rosji,   jak   i   inne   tzw.   wyznania   obce,   podlegał   ministerstwu   spraw
wewnętrznych, 
a   w   nim   Departamentowi   Spraw   Duchownych   Wyznań   Obcych   (Departament   duhovnyh   del
inostrannyh ispovedanij)".
W 1910 r. arcybiskup mohylewski Wincenty Kluczyński, po odejściu rektora, 
zaproponował na to stanowisko jej długoletniego profesora, swojego biskupa pomocniczego Jana
Cieplaka. 
Władze   carskie  nie   zaakceptowały   tej   kandydatury.  Wtedy  na   to  stanowisko  zgłosił   się  ksiądz
Kakowski.
Poparł go jego ordynariusz, metropolita warszawski abp Wincenty Popiel uznawany przez władze
carskie za „swojego".
W czerwcu 1905 r. odczytano z ambon w diecezji warszawskiej jego list pasterski pod tytułem „Do
rodziców polskich",
„nawołujący do zaniechania bojkotu szkoły carskiej". 
W liście tym abp Popiel nazwał strajk szkolny „sprzeniewierzeniem wobec wielkich ideałów".
Przypomnijmy,   że:   „Głównymi   postulatami   strajkujących   było   wprowadzenie   do   szkół   języka
polskiego jako wykładowego, 

background image

powszechny i bezpłatny dostęp do edukacji, zniesienie policyjnego nadzoru nad młodzieżą szkolną,
wprowadzenie   kontroli   rodziców   nad   doborem   kadry   nauczycielskiej,   zniesienie   ograniczeń
wyznaniowych narodowościowych i stanowych w przyjmowaniu uczniów, 
wprowadzenie prawa kobiet do wyższego wykształcenia.
Władze   carskie   zaakceptowały   kandydaturę   Kakowskiego.   Dopomogły   też   w   poparciu   jego
kandydatury przez Watykan 
(i tak np. agent carski w Rzymie wniósł odpowiednią sumę za przygotowanie dokumentów). 
Jego działania jako rektora były przez niektórych wykładowców oceniane bardzo negatywnie.
I tak np. ksiądz Karol Dębiński napisał w swoich wspomnieniach, że ksiądz Kakowski „umiał
chodzić około swoich spraw" i był „prorządowy".
Wreszcie to władze carskie spowodowały, że ksiądz Kakowski został metropolitą warszawskim. 
Tak o tym pisze ksiądz Czaplicki: 
„Udział   władz   rosyjskich   w   wyniesieniu   księdza   Kakowskiego   na   stanowisko   metropolity
warszawskiego widzimy w sprawozdaniach,
które minister spraw wewnętrznych składał cesarzowi Mikołajowi drugiemu. 
10 marca  1913r. informował on cara o rozpoczęciu rozmów z Watykanem w sprawie naznaczenia
kanonika Kakowskiego arcybiskupem warszawskim,
7 kwietnia 1913 r. - składał sprawozdanie o wydatkach, związanych z oczekiwanym naznaczeniem
kanonika Kakowskiego..., a 30 maja 1913 r. 
informował cara o naznaczeniu kanonika Kakowskiego arcybiskupem warszawskim. 
W tym właśnie dniu Mikołaj drugi polecił księdzu A. Kakowskiemu objąć stanowisko arcybiskupa
warszawskiego. 
Powyższe   zestawienie   pokazuje,   że   procedura   obsadzenia   stolicy   metropolitalnej   warszawskiej
została przeprowadzona przez administrację rządową dość szybko.
Brak zastrzeżeń ze strony rządu oznacza, że kandydat był oceniany jako człowiek oddany władzy
państwowej lub przynajmniej nieszkodliwy".
Kardynał Kakowski nie nagłaśniając sprawy objawień w dniach 14 i 15 sierpnia 1920 r. nie tylko
poszedł na rękę wielu środowiskom politycznym (i masonom), 
ale ustrzegł się od spodziewanych ataków, w ramach których wyciągano by prawdopodobnie różne
fakty z jego przeszłości i zarzucano współpracę z zaborcą.

Punkt 6-ty. Wyciszanie i dezawuowanie objawień.

To zjawisko pojawiło się już w 1920 r. i trwa do dziś. Podejście do problemu i „argumenty"

są wciąż te same.
Bezpośrednio   po   15   sierpnia   1920   r.   rozpowszechniano   pogląd,   że   bolszewicy   zmyślili   sobie
objawienia „by wytłumaczyć niechlubną ucieczkę z pola walki". 
Głoszono, że „bolszewicy na skutek nadużycia alkoholu mieli zaburzenia psychiczne i zwidy".
Były to bardzo słabe argumenty, 
ponieważ to samo mówiło setki żołnierzy rosyjskich i jeńców, którzy znajdowali się w różnych
miejscach i nie mieli ze sobą kontaktu.
Rozpowszechniano   też   opinię,   że   samo   określenie   „Cud   nad  Wisłą"   wymyślili   bolszewicy,   by
„zatuszować swoją porażkę" oraz opinię
że to określenie wymyśliła opozycja wobec Piłsudzkiego, by pomniejszyć jego zasługi.
Do dziś rozpowszechnia się opinię, że objawienia wymyślili albo endecy albo „kościelni historycy".
Andrzej Garlicki, współczesny historyk napisał: 
„Piłsudczycy bardzo nie lubili określenia cud nad Wisłą
gdyż w ich mniemaniu wskazywanie na udział sił nadprzyrodzonych podważało zasługi Józefa
Piłsudskiego w bitwie warszawskiej".
W   „Polityce"   Wiesław   Władyka   napisał:   „Określenie   cud   nad   Wisłą   wymyślił   endecki   pisarz
Stanisław Stroński tuż po 15 sierpnia 1920 r.,
próbując w ten sposób odebrać laury zwycięstwa znienawidzonemu Piłsudskiemu. 

background image

To   nie   wódz   był   autorem   zwycięstwa,   to   Bóg   natchnął   siłą   Naród,który   mimo   nieporadności
przywódcy stanął do bohaterskiej walki z Sowietami i wygrał".
Na  portalu  „zadane.pl"  w dziale  przeznaczonym  dla  uczniów  szkół podstawowych  znajdujemy
krótki materiał pod tytułem „Kto wymyślił określenie cud nad Wisłą?".
Czytamy tam: „W roku 1920 fala wojsk bolszewickich zalała cały kraj. Polacy oczekiwali jakiegoś
cudu, pomocy sił wyższych, aby pokonać Sowietów. 
Po raz pierwszy tego wyrażenia użył prof. Stanisław Stroński w jednym ze swych artykułów. 
Polacy pokonali armię bolszewicką 15-go sierpnia, w święto Matki Boskiej Zielnej w bitwie pod
Radzyminem. 
To zwycięstwo szybko nazwano cudem nad Wisłą
ponieważ wielu Polaków zaczęło naprawdę wierzyć w to, że zatrzymaliśmy pochód komunizmu na
zachód dzięki boskiej pomocy". 
Na Portalu Radia Maryja pojawił się wywiad udzielony przez księdza Józefa Marię Bartnika.
W jego trakcie padło pytanie: „Jakie były różnice między zatajaniem prawdy o objawieniu Matki
Bożej przed II wojną światową a tym w czasach reżimu komunistycznego?".
A oto odpowiedź księdza Bartnika: „W czasie międzywojnia prawda o zjawieniu się Matki Bożej
była dla czynników oficjalnych nader niewygodna.
W wolnej, rozwijającej się, postępowej i dążącej do nowoczesności Polsce fakt ten był nie do
zaakceptowania!
Tym   bardziej,   że   jeśli   rozeszłaby   się   wieść   o   tym   objawieniu,   to   nieuchronnie   nasunęłaby   się
konkluzja, że dla pokonania bolszewików waleczni Polacy musieli otrzymać pomoc z Nieba!
Co by sobie Europa pomyślała o naszej armii i dowódcach, gdyby doszło do jej uszu, że w walkach
z bolszewikami przyszła nam z pomocą sama Matka Boża?
Już   samo   słowo   cud,   które   mogłoby   sugerować   nadprzyrodzoną   interwencję   w   czasie   walk
o Warszawę, było cenzurowane i usuwane z prasy i wydawnictw sanacyjnych.
Dla piłsudczyków żadnego cudu, a nie daj Boże, pojawienia się Najświętszej Dziewicy w czasie
walk z bolszewikami, nie było i być nie mogło!
W trzeciej, największej wygranej bitwie w historii polskiego oręża (po Grunwaldzie i Wiedniu),
która uratowała Europę przed rewolucją bolszewicką, decydującej o losach Polski, Europy i świata,
jedynym   animatorem   zwycięstwa   miał   być   sam   Marszałek   Piłsudski,   bez   pomocy   sił
nadprzyrodzonych. 
Dlatego pomimo setek relacji naocznych świadków fakt ten zaliczono do pobożnych ludowych
legend i nie dopuszczono, by został w jakikolwiek sposób nagłośniony. 
Sprawa zjawienia się Matki Bożej stała się tematem tabu. 
Efektem tej polityki było to, że relacje bolszewików, bezpośrednich świadków ukazania się Maryi,
nie mogły być publikowane ani w prasie, ani w książkach wspomnieniowych.
To wiekopomne wydarzenie nie zatarło się i nie znikło z pamięci Narodu, a to dzięki osobom, które
posługiwały w obozach jenieckich i dalej kolportowały zasłyszane świadectwa.
Bolszewicy chętnie dzielili się swoimi przeżyciami.
Pamiętna   noc   z   14-go   na   15   sierpnia   była   najbardziej   wstrząsającym   momentem   całego   ich
dotychczasowego życia: 
Na własne oczy ujrzeli Matier Bożiju! Matkę Bożą".
W  dalszej  części  wywiadu  powiedział  też:  „W  latach  50. propaganda  komunistyczna  określała
wojnę 1920 roku najazdem jaśnie panów na kraj radziecki!
W tej sytuacji nie trudno się dziwić, że wszystkie wypowiedzi nawiązujące do objawienia się Maryi
były cenzurowane, rugowane i ośmieszane. 
Autorzy, nawet zawoalowanych aluzji, stawali się obiektem ataków i niewybrednych drwin tak
zwanej naukowej krytyki reżimowych publicystów. 
Niestety, do dziś nie nastąpił w tej materii żaden przełom. 
Temat jest  konsekwentnie  pomijany, co szczególnie  bolesne, w homiliach  wygłaszanych  15-go
sierpnia".

background image

Punkt 7-my. Co się stało z obrazami upamiętniającymi objawienia Matki Bożej w 1920 roku?

Powstały, w okresie międzywojennym, tylko dwa takie znaczące, obrazy.

Pierwszy, namalowany w 1921 r., był autorstwa Józefa Mazura (1897-1970), młodego polskiego
malarza religijnego zamieszkałego w USA.
Jego notki biograficznej nie ma w polskojęzycznej Wikipedii.
Jest za to w anglojęzycznej. 

Namalowanie tego obrazu zlecił mu proboszcz polskiej parafii w Bufallo.

Mazur namalował Matkę Bożą z objawienia z dnia 14 sierpnia w oparciu o zeznania Polaków
z USA, którzy walczyli w Bitwie 1920 r. 
(w tej bitwie walczyło około 30 tys. ochotników z Polonii amerykańskiej).
Matka Boża na obrazie wygląda zatem jak na obrazie Matki Bożej Łaskawej (ten sam ubiór, gesty;
w rękach trzyma, zamiast strzał, wiązki promieni).
W latach czterdziestych zamalowano wiązki promieni w rękach Matki Bożej. 
W latach osiemdziesiątych świątynię sprzedano (liczba wiernych spadła prawie do zera) i obraz
zaginął. 
Po   jakimś   czasie   wypłynął   na   jednej   z   akcji   internetowych.   Był   przemalowany.   Matkę   Bożą
przerobiono w Chrystusa. 
Nikt tego obrazu nie kupił (choć cena wynosiła tylko 300 dolarów) i znowu ślad po nim zaginął.

Drugi obraz upamiętniający również objawienie z 14 sierpnia 1920 r. został namalowany

przez Jerzego Kossaka (1886-1955) w 1930 r. po 9 latach gromadzenia dokumentacji 
(dzięki temu Matka Boża jest tam przedstawiona dokładnie tak jak ją widzieli bolszewicy). 
Obraz ten nie przedstawia wiernie bitwy. Pełno w nim symbolicznych odniesień. Namalowany jest
też na nim Józef Piłsudzki. 
Dzieło   to   stało   się   dla   Kossaka   „źródłem   kłopotów   i   szykan",   denerwowało   piłsudczyków,
ośmieszano je i deprecjonowano. 
Obecnie obraz znajduje się w Muzeum Diecezjalnym w Toruniu.
Do dziś stara się pomniejszyć jego sens i wartość artystyczną. 
Oto   fragment   przykładowego,   typowego   materiału   na   ten   temat,   który   został   zamieszczony
w „Gazecie Wyborczej": 
„Dziwny to obraz. Namalowany sprawnie, w paru partiach niepozbawiony wartości artystycznych,
jest w gruncie rzeczy osobliwym batalistycznym monidłem.
Wiernym w detalach i naiwnym w wyrazie, sztucznie podretuszowanym, odświętnym pomnikiem
słusznej sprawy, której patronuje łaska boska. 
Patriotycznym kiczem. Cud nad Wisłą jest marnym świadectwem zwycięstwa 1920 roku. 
Ale bardziej niepokoić musi to, że nie tylko wojna polsko-bolszewicka, ale i wysiłek Polaków
podczas II wojny skwitowane zostały później obrazami trzeciorzędnymi.
Cud   stał   się   pierwszym   świadectwem   zaskakującej   prawdy.  W  XX  wieku   —   po  raz   pierwszy
w naszych dziejach — łatwiej było na polu bitwy odnieść wielkie zwycięstwo, niż potem dobrze je
namalować".
Tak na marginesie. Kompetencje autora przytoczonego wyżej tekstu w ocenie dzieł malarskich są
„wysokie". 
To dziennikarz śledczy, który z wykształcenia jest inżynierem cybernetykiem".

Punkt 8-my. Cud nad Wisłą według Jarosława Szarka.

W 2015 r. ukazały się dwie duże książki na ten temat: profesora Andrzeja Nowaka i doktora

Jarosława Szarka.
W obu przemilcza się objawienia 1920 roku. 
W odniesieniu do pierwszej książki jest to jakoś zrozumiałe, 

background image

bo   dotyczy   ona   kwestii   stosunku   do   Polski   i   Bitwy   Warszawskiej   zachodnich   mocarstw
i poświęcona jest ukazaniu tego faktu, że nas wtedy zdradziły i chciały sprzedać bolszewickiej
Rosji.

Książka Szarka jest jednak o „przebudzeniu Polaków". 

Znajdujemy   tam   szczegółowy   opis   wszystkich   tych   działań   i   zjawisk,   które   to   przebudzenie
spowodowały czy się do niego przyczyniły. 
Są   tam   opisy   wszystkich   inicjatyw   religijnych,   tak   kościelnych   jak   i   podejmowanych   przez
świeckich. 
Znajdujemy tam zatem np. rozdziały pod tytułem „Bóg z wami" i „Modlitewny szturm do nieba". 
W rozdziale pod tytułem „Bóg z wami" znajdujemy punkt: „Pod sztandarem Najświętszego Serca
Jezusowego". 
Znajdujemy tam również szczegółowy opis śmierci księdza Skorupki.

Ktoś, kto rozmawiał z doktorem Szarkiem mówił mi, że zapytał go dlaczego nie napisał

o maryjnych objawieniach z 14-go i 15-go sierpnia 1920 roku. 
Szarek miał odpowiedzieć, że jako historyk uwzględniał tylko fakty historyczne.

W swojej książce przytacza w znacznej liczbie różne opinie, i wypowiedzi również prostych

ludzi. 
Nie   przytacza   jednak   tych,   które   dotyczyły   objawień.   Nie   pisze   co   mówiono   o   zeznaniach
rosyjskich jeńców i jak to wszystko „budziło Polaków".

Punkt 9-ty. „Ta dobra Ciocia Ymca".

Najbardziej jednak zaskakuje mnie w tej książce rozdział pod tytułem „Dobrze było walczyć

za Polskę", a w nim przede wszystkim punkt „Ciocia Ymca". 
W tym rozdziale Szarek mówi o wielkiej pomocy ze strony USA, a w wymienionym punkcie
rozpływa się nad tą organizacją. 
Pisze:   „W   środę   7   czerwca   (1920   roku)   do   Warszawy   przyjechał   John   Raleigh   Mott
przewodniczący popularnego Związku Chrześcijańskiej Młodzieży Męskiej Ymca 
— organizacji prowadzącej w Polsce szeroką działalność charytatywną.
Powszechnie   była   pieszczotliwie   zwana   ciocia  Ymcią   i   tak   kochaną   przez   polskiego   żołnierza
zjednała sobie powszechną sympatię i uznanie. 
Teraz przyjeżdżał stojący na jej czele wujaszek, jak określano Motta, który jak komentował szef
wydziału prasowego Ministerstwa Spraw Wojskowych Remigiusz Kwiatkowski, „jest rzecznikiem
idei odrodzenia świata przez młodych. 
Starzy zrujnowali go, ci, do których przyszłość należy, muszą go odbudować. 
Stare   hasła   muszą   być   przewartościowane;   idea   Chrystusa,   stosowana   w   praktyce   życia   przez
wszystkie narody i jednostki, winna stać się podwaliną tej przebudowy".
Dalej Szarek opisuje wizytę Motta w Polsce i przytacza jego wypowiedzi w stylu: 
„Wolność Polski jest piękna i wspaniała, czyny na polach bitew porywające, przeszłość świetna
i chlubna". 
Pisze też „Prezes Ymca spotkał się z polskimi pracownikami organizacji oraz odwiedził Kraków,
Wilno, Mińsk, pojechał na front pod Borysowem, 
wszędzie witany serdecznie przez żołnierzy i ludność".
Wreszcie   Szarek   powołuje   się   na   reportaże   ówczesnego   dziennikarza   Jana   Czempińskiego,
z których wynika, że Polacy na stacjach kolejowych dorabiali się fortun 
sprzedając żołnierzom napoje i podstawowe artykuły żywnościowe za paskarskie ceny, a pomaga
żołnierzom tylko Ymca sprzedając im za „symboliczne" sumy kakao, czekoladę, bułki, papierosy.
„Gdy do Chełma przyjechało naraz — czytamy w książce Szarka — kilka wojskowych transportów,
pracownicy Ymca już po kilku godzinach wznieśli tymczasowy barak, gdzie obdarowywali setki
żołnierzy, a na koniec jeszcze wystawili przedstawienie teatralne".

Punkt 10-ty. Ymca, masoneria i Matka Boża.

background image

Gdy zajrzymy do fundamentalnej pracy Leona Chajna pod tytułem "Wolnomularstwo w II

Rzeczpospolitej", pracy wielce cenionej przez polskich masonów, 
znajdujemy tam punkt pod tytułem „Chrześcijańskie Stowarzyszenie Młodych Mężczyzn (Ymca)",
w którym czytamy: 
„bardziej umiarkowana i deistycznie nastawiona część zakonu (Chajnowi chodzi o masonerię)  
za   ważny   teren   swej   działalności   uznawała   pracę   w  Chrześcijańskim   Stowarzyszeniu   Młodych
Mężczyzn — Young Men’s Christian Association (Ymca) — 
którego przedstawiciele byli zaproszeni do Polski w 1919 r. przez dowództwo polskich formacji we
Francji. 
Od   pierwszej   chwili   zainstalowania   się   w   Polsce  Ymca   spotkała   się   z   gwałtowną   kontrakcją
katolickiego duchowieństwa, które dopatrywało się w tym propagandy protestantyzmu. 
Sytuacja   skomplikowała   się   jeszcze   bardziej,   gdy   Kongregacja   Świętego   Oficjum   w   Rzymie
skierowała w 1920 r. do   polskiego Episkopatu pismo ostrzegające przed wpływem na młodzież
różnych organizacji katolickich,
które pozornie wzmacniają ciało, wyrabiają umysł i ducha, w rzeczywistości zaś niszczą całość
wiary katolickiej i wyrywają dzieci z objęć Kościoła Matki...".
Chajn nie do końca trzyma się tu jednak prawdy. 
Można   się   w  tym   zorientować,   jeśli   zapoznamy   się   choćby   z   wypowiedziami   Ludwika   Hassa
i wspominanym przez Chajna dokumentem Stolicy Apostolskiej.
Hass, którego można nazwać nadwornym kronikarzem masonerii polskiej, pisząc o Rotary Club
zahacza o problem Ymca: 
„Otóż odmiennie niż w przypadku Ymca potępienie w 1928 r. przez Watykan ruchu rotariańskiego
jako kryptowolnomularskiego niezupełnie zostało wtedy sformalizowane". 
Opisując okoliczności zdelegalizowania w Polsce pod koniec lat trzydziestych masonerii stwierdza:
„Atakiem objęto też wszystkie zrzeszenia wolnomularskie, po Ymca i Rotary Club włącznie".
A oto fragment dokumentu Stolicy Apostolskiej, na który powołuje się Chajn: 
„Pewne   nowe   organizacje   akatolickie   (...)   zagrażają   (...)   młodzieży   ofiarowując   jej   wielce
urozmaiconą pomoc, 
którym to sposobem wzmacniają wprawdzie ich ciała, kształcą ich serca i umysły, w rzeczy zaś
samej naruszają wiarę katolicką i wyrywają synów matce — Kościołowi. 
(...) Mówią bowiem, że chcą umysły i obyczaje młodych zaprawić w dobrych dziedzinach i tę
kulturę mając zamiast religii deklarują zupełnie wolną od wszelakiej religii i wyznania uwolnioną
swobodę myślenia. 
Wyznając, że niosą młodym światło, odsuwają ich od nauczania kościelnego (...) 
Dlatego pozbawieni pomocy Sakramentów i oddaleni od wszelkiego rodzaju pobożności, ponadto
przywykli o najświętszych rzeczach z największą swobodą sądy wygłaszać, 
nieszczęśliwie popadają w indyferentyzm religijny władzą Kościoła potępiony, z którym połączone
jest zaprzeczenie wszelkiej religii. 
Tak w kwiecie wieku w ciemnościach wątpliwości bez żadnego przewodnika w życiu niszczeją.
(.   .)   Otóż   z   tych   stowarzyszeń   wystarczy   to   zapamiętać,   co   jako   wielu   innych   rzeczy   matką
najpowszechniejszą bywa 
(co   głównie   w   czasie   tej   okrutnej   wojny   wielu   pokrzywdzonym   dużo   pomogło)   w   pomoce
(bogactwo) zaopatrzona organizacja nazwana Y.M.C.A. 
(Yung   Men's   Christian  Association),   której   wprawdzie   nieświadomie   nawet   sprzyjają   katolicy
w dobrej wierze,
  uważając ją za zbawienną, a z pewnością nikomu nie szkodzącą, i wspomagani bywają katolicy
niektórzy, którzy nie znają jej natury. 
To bowiem stowarzyszenie szczerą oczywiście miłość rzuca młodzieży, niejako nie mając niczego
lepszego jak ich ciału i sercu służyć pomocą, 

background image

a   jednocześnie   podważa   jej   wiarę,   skoro   postanawia   oczyścić   ją   z   wiary   i   przekazać   lepszą
znajomość   prawdziwego   życia   ponad   wszelkim   Kościołem   i   oprócz   jakiegokolwiek   wyznania
religijnego. 
(...)W tej sprawie św. Kongregacja uznaje za stosowne publicznie wyjaśnić we wszystkich krajach
przez biskupów, że czasopisma i inne pisma tych stowarzyszeń 
które   są   bardzo   niebezpieczne,   bo   do   wprowadzania   błędów   racjonalizmu   i   indyferentyzmu
religijnego do dusz naszych wyznawców bardzo się przyczyniają 
samym prawem należy zabraniać".
Oddajmy jeszcze na chwilę głos Chajnowi: 
„Miarą   znaczenia,   jakie   przywiązywał   zakon   (chodzi   o   masonerię)   do   uzyskania   wpływów
w Ymca, może być fakt, 
że na czele jej rady krajowej (Zarządu Głównego) stali kolejno tak wybitni wolnomularze jak dr
Rafał Radziwiłłowicz, inż. Marian Ponikowski i dr Tadeusz Dyboski. 
The   New   Age   (oficjalny   organ   prasowy   Wielkiej   Loży   Matki   Świata)   w   styczniu   1923   r.
informował, 
że 65% członków sekretariatów Ymca podczas wielkiej wojny światowej (chodzi o pierwszą wojnę
światową) było członkami wolnomularstwa”.
Amerykańska Ymca powiązana była ściśle z amerykańską masonerią. 
Szef   tej  Ymca   John  Raleigh   Mott   był   powiązany   z   głównym  guru   amerykańskiej   i   światowej
masonerii J. D. Rockefellerem. 
W   Internecie   można   znaleźć   np.   fotokopię   listu   z   1915   r.   Motta   do   Rockefellera   z   prośbą
o pieniądze na działalność w Europie 
(fotokopia ta została zamieszczona w Internecie w ramach projektu finansowanego przez Fundację
Rockefellerów). 
Można tam też znaleźć wiele materiałów dotyczących ścisłej współpracy Motta i Rockefellera oraz
dotyczących przynależności Motta do masonerii. 
Mott odwiedził Polskę jeszcze kilkakrotnie. W 1938 r. odbyło się jego spotkanie z prezydentem
Mościckim, w którym uczestniczył szef polskiej Ymca i mason Tadeusz Dyboski.
Mott realizował plany Rockefellera. Jaki był stosunek Rockefellera do Rosji Sowieckiej? Masoni
amerykańscy ją wspierali. 
Bez nich nie przetrwałaby pierwszych lat i nie mogłaby uderzyć na Polskę. Literatura na ten temat
jest bogata. Pisałem o tym w wielu swoich książkach.
Wielkie banki i wielkie koncerny zaangażowane były w rewolucję bolszewicką w Rosji 
a następnie aż do końca istnienia Rosji Sowieckiej wyposażały ją (za ciężkie pieniądze, w znacznej
mierze pożyczone jej przez masońskich bankierów) we wszystko
co było jej potrzebne do przetrwania, ekspansji i rozwoju.
Stąd Gary Allen mógł napisać: 
„W istocie wszystko co Sowieci posiadają zostało uzyskane z Zachodu. Nie będzie wielką przesadą
powiedzenie, że ZSRR został wytworzony w USA".
„Jeden z największych mitów współczesnej historii stanowi to — pisze Griffin — że rewolucja
bolszewicka  w  Rosji  była  powszechnym  powstaniem  uciskanych  mas  przeciw rządzącej  klasie
carów. 
Jak   jednak   zaraz   zobaczymy,   planowanie,   przywództwo   oraz   —   w   szczególności   —   fundusze
pochodziły w całości spoza Rosji
a większość z nich dostarczyli finansiści z Niemiec, Brytanii oraz Stanów Zjednoczonych. 
Ponadto   zobaczymy,   że   metoda   Rothschilda   odegrała   kluczową   rolę   w   kształtowaniu   tych
wydarzeń".
Griffin na kilkunastu stronach opisuje jak biznesmeni-masoni skupieni w masońskich organizacjach
Okrągły Stół oraz CFR (Council of Foreign Relations — Rada Stosunków Zagranicznych)
na czele których stali Morgan i Rockefellerowie budowali, dorabiając się przy okazji kroci, Rosję
Sowiecką. 

background image

Pisze:   „Amerykański   kontyngent   w   Rosji   działał   pod   przykrywką   misji   Czerwonego   Krzyża,
przybyłej rzekomo z pomocą humanitarną. 
Wykorzystując bliską znajomość z Trockim i Leninem, udało im się pozyskać lukratywne kontrakty
od nowych rządów, które wielokrotnie zwróciły pierwotnie zainwestowany kapitał".
Zwraca   uwagę   na   to,   że   bolszewicy   po   rewolucji   październikowej   znacjonalizowali   wszystkie
banki, poza jednym — „piotrogrodzką filią National City Bank Rockefellera"
że znacjonalizowali cały przemysł ciężki „poza elektrownią spółki Westinghouse", 
którą zbudował Charles Crane (amerykański multimilioner, doradca, w sprawach Rosji prezydenta
Woodrowa Wilsona, członek masońskiego Jekyll Island Club,
 którego członkami byli między innymi: Morgan, Rockefeller i Vanderbilt). 
Gdy   w   Rosji   utworzono   międzynarodowy   bank   jego   udziałowcami   stali   się   bankierzy   między
innymi z Wielkiej Brytanii i USA
a   stanowisko   dyrektora   jego   zagranicznej   komórki   objął   Max   May   wiceprezes   należącej   do
Morgana Guaranty Trust Company.
Spółki Standard Oil oraz General Eletric dostarczyły tylko w latach 1921-1925 sprzęt wartości 37
milionów (równa się to dzisiejszym ponad pół miliarda dolarów)
a wytwórnia lotnicza Junkers&Co. „dosłownie stworzyła" sowieckie siły powietrzne.
Czego więc Rockefeller i jego ludzie z Ymca szukali w Polsce? Chcieli jej pomóc? Absurdalne. 
Ktoś powie — Ymca pojawiła się w 1920 r. po to, by, po uzyskaniu wdzięczności i zaufania
przekabacać polską młodzież. Zgoda. 
To był na pewno jeden z celów masonerii. 
Zauważmy jednak, że pracownicy amerykańskiej Ymca wydając posiłki na stacjach kolejowych
polskim żołnierzom mieli wspaniałe warunki Do tego,
by zbierać informacje wywiadowcze na temat liczebności polskich oddziałów ich przemieszczania
się oraz nastrojów wśród polskich żołnierzy. 
Takie informacje trafiałyby do Rockefellera, a on mógł je przekazywać sowieckim władzom.
Można tutaj zadać też istotne pytanie: 
czy po ukazaniu się Matki Bożej w dniu 14-go i 15 sierpnia 1920 roku Rockefeller nie podjął
decyzji w sprawie działań których celem byłoby ich wyciszenie i zdyskredytowanie? 
Czy jednym z narzędzi w tej sprawie nie byłaby wtedy Ymca? 
Szeroko zakrojona akcja masonów polskich i amerykańskich wsparta wielkimi pieniędzmi, przy
wykorzystaniu wszelkich możliwych środków mogła dać „dobre" efekty. 
To tłumaczyłoby zaskakującą bierność w Polsce w kwestii tych objawień.

Punkt 11-ty. Objawienia 1920 r. i Matka Boża Łaskawa z Warszawy.

Na   stronie   internetowej   Sanktuarium   Matki   Bożej   Łaskawej   w   Warszawie   (przy   ulicy

Świętojańskiej 10) czytamy: 
„Kult Matki Bożej Łaskawej rozpoczął się we Włoszech na początku XV wieku.
W 1410 r. w Faenzy w północnych Włoszech przeor klasztoru dominikanów szerzył ten kult, aby
ratować ludność miasta od zarazy. 
W mieście tym Joannie a Costumis ukazała się Matka Boża w złotej sukni i błękitnym płaszczu
która w uniesionych dłoniach trzymała złamane strzały gniewu Bożego. 
Matka Boża żądała powszechnego postu i trzydniowych procesji pokutnych, które biskup Sylwester
de Casa zarządził w Faenzy. 
Niedługo po tym zaraza ustała. 
Pierwszy włoski wizerunek Madonny Łaskawej (w oryginalnym języku włoskim — Madonna delie
Grazie) 
został wykonany techniką freskową ok. 1410 roku w gotyckiej świątyni dominikanów w Faenzy
według wizji Joanny a Costumis. 
Od   tamtego   czasu   Faenza   stała   się   głównym   ośrodkiem   kultu   Matki   Bożej   Łaskawej.   Pijarzy
przenieśli ten pobożnościowy kult do Polski. 

background image

Pierwszy   rektor   warszawskiego   konwentu   pijarów,   ojciec   Hiacynt   Orselii   SP   (urodzony
w okolicach Faenzy)
chciał pobudzić w Polsce cześć dla Dziewicy Łaskawej by zyskać jej opiekę nad Warszawą. 
Zamówił on duży obraz Najświętszej Maryi Panny Łaskawej, który był inspirowany pierwszym
wizerunkiem — freskiem Madonny Łaskawej z 1410 r.
i odwzorowywał jego główne motywy. 
W dniu 24 marca 1651 roku w obecności nuncjusza papieskiego arcybiskupa Jana de Torres obraz
został uroczyście wprowadzony do drewnianego kościoła pw. Świętych Prima i Felicjana przy ulicy
Długiej 
(gdzie obecnie stoi katedra polowa) i ukazany ludowi Warszawy.
Nuncjusz w obecności pary królewskiej odczytał bullę papieża Innocentego 10-go ustanawiającą
święto Mater Gratiarum Varsaviensis na drugą niedzielę maja".

Na stronie internetowej sanktuarium czytamy dalej: „Rok później po uratowaniu miasta

przed zarazą wysłano do Faenzy chorągiew z łacińskim napisem: 
Miasto Warszawa śluby Ci składa i pozdrawia Cię Dziewico, i pragnie by obraz, co niesie zdrowie
ludom i Królestwom był ochronę zachowany w kościele pijarów. 
Bądź taką, jaką byłaś pod niebem Południa. Bądź strażniczką Lechii i pozwól że nazwiemy Cię
Patronką ludu Północnego.
Chroń berła Kazimierzowego i ofiaruj Lechii pokój oraz złamane strzały. Wojny otomańskie oraz
choroby odpędź daleko. 
A swoich czcicieli i świątynię swoją broń, o Mario.

W 1664 roku Warszawę nawiedziła epidemia, która spustoszyła miasto. 

Ci, którzy przeżyli uciekli z niego. „Wtedy ogłoszono pijarską Matkę Bożą Łaskawą Patronką
stolicy, by broniła miasta od powietrza, głodu, ognia i wojny". 
Obraz zaczęto nosić w uroczystych procesjach. 
Gdy   epidemia   wygasła   Rada   Miasta   w   dowód   wdzięczności,   wydała   oficjalny   dokument   pod
tytułem „Ślubowanie Warszawy — Votum Varsavić"
w którym to Stolica oddała się pod obronę Maryi jako „Tarczy" i „Obrony”. 
Od tego czasu mieszkańcy Warszawy co roku składali hołd swojej Patronce w trakcie uroczystości
odpustowych w drugą niedzielę maja.
„Matka   Boża   Łaskawa   —   Patronka   Warszawy   i   Strażniczka   Polski   —jak   czytamy   na   stronie
internetowej Jej Sanktuarium — 
był to pierwszy w historii Polski tytuł Matki Bożej odnoszący się do naszego narodu, na długo
jeszcze przed innymi obrazami i wezwaniami!".
Z powyższego w sposób jednoznaczny wynika dlaczego Matka Boża objawiła się bolszewikom
właśnie w postaci Matki Bożej Łaskawej z Warszawy.
To przecież Matka Boża Łaskawa zawsze broniła Warszawy jako jej patronka. 
W tym objawieniu było przypomnienie tego faktu i wezwanie 
by Warszawa (jej mieszkańcy i włodarze) pamiętali o Niej i do Niej właśnie się odwoływali, Jej
oddawali w opiekę.

Punkt 12-ty. Matka Boża Łaskawa i syrenka warszawska.

Na oficjalnej stronie miasta Warszawy czytamy: „Geneza herbu Warszawy, podobnie jak początki
miasta oraz jego nazwy były od dawna przedmiotem wielu hipotez i legend.
Niemal   do   końca   17-go   wieku   herb   przedstawiany   jest   w   postaci   łączącej   cechy   ludzkie
i fantastyczno-zwierzęce: ptasio-rybio-smocze. 
W drugiej połowie 17-go wieku, 
a   szczególnie   w   18-tym   wieku   postać   traci   cechy   fantastyczne   i   zbliża   się   do   wizerunku
współczesnej syreny: kobiety z rybim ogonem zakończonym płetwą. 
Najstarsza istniejąca pieczęć herbowa Warszawy pochodzi z 1390 r. 
Jest to okrągła pieczęć, otoczona łacińskim napisem Sigilium Civitatis Varsoviensis. 

background image

W  środku   na   tle   ornamentyki   roślinnej   zawarty   jest   kartusz   ukazujący   postać   z   ludzką   głową
nakrytą hełmem i rękami, osadzonymi na ptasim tułowiu, z lwim ogonem i racicami wołu. 
W rękach trzyma ona okrągłą tarczę i miecz. 
W ciągu szesnastego wieku w herbie Warszawy tułów męski zostaje zastąpiony kobiecym, znika
hełm z głowy zjawiają się u bioder skrzydła smocze i jaszczurczy ogon. 
Pierwsza syrena (kobieta-ryba) z mieczem i tarczą pojawia się w 1622 r., nie jest jednak znana
dokładna droga przemiany od półczłowieka półptaka do obecnego herbu.
Do   1791   r.   —   tj.   do   scalenia   administracyjnego   Warszawy,   syrena   była   herbem   tylko   Starej
Warszawy i dwóch jej jurydyk Solca i Mariensztatu (od 1781 r.).
Miasto Nowa Warszawa i pozostałe jurydyki miały odrębne herby, np. herbem Nowej Warszawy
była panna z jednorożcem".
Zwróćmy uwagę na trzy sprawy. 
Pierwsza.
Autorzy   tego   tekstu   przyznają   w   pewnym   momencie,   że   syrena   była   tylko   w   herbie   Starej
Warszewy a zatem tylko tej części Warszawy, którą stanowiło Stare Miasto.
Druga.
W mitologii greckiej syreny to niebezpieczne i przebiegłe stworzenia.
Z wydanego przez Instytut Wydawniczy PAX słownika ksiądz prof. Stanisława Kobielusa SAC pod
tytułem „Bestiarium chrześcijańskie", wynika
że „w tradycji chrześcijańskiej nie istnieje coś takiego jak pozytywna symbolika syreny, jest to
postać już w starożytności nacechowana wyłącznie negatywnie.
Syrena jest symbolem kusiciela, a wiele jej cech jakie starożytni grecy przypisywali tym stworom
zostanie wprost przejętych przez demonologię Ojców Kościoła".
W wydanej w 2014 r. przez Uniwersytet Wrocławski książce Jakuba Sawickiego 
pod tytułem „Średniowieczne świeckie odznaki w Polsce na tle europejskim" znajdujemy rozdział
pod tytułem „Zwierzęta fantastyczne i symbolika chrześcijańska...".
Dowiadujemy się z  niego, że  syreny  „stanowiły symbol  pokus, które miały odciągać  ludzi  od
zbawienia
a ich obnażone piersi dodatkowo jeszcze personifikowały rozwiązłość, lubieżność i nieczystość". 
Historycy sztuki twierdzą, że podobizny syren w polskich klasztorach symbolizowały lubieżność
i przypominały modlącym się mnichom o zagrożeniach duszy".
Trzecia.
Zdanie: „Miasto Nowa Warszawa i pozostałe jurydyki miały odrębne   herby, np. herbem Nowej
Warszawy była panna z jednorożcem” zawiera  tylko pół prawdy,
co   może   mylić   czytelnika.   Prawdą   jest,   że   w   herbie   Miasta   Nowa   Warszawa   jest   panna
z jednorożcem. 
Dlaczego jednak Urszula Janicka-Krzywda w swojej książce pod tytułem „Patron-atrybut-symbol"
podaje, że w herbie Miasta Nowa Warszawa jest Matka Boża? 
Dlatego, że: 
„W średniowieczu wizerunek dziewicy z jednorożcem na kolanach był częstym motywem sztuki
chrześcijańskiej jako symbol Najświętszej Marii Panny
a sam jednorożec symbolizował Chrystusa”.
Z   książki   Dorothei   Forstner   pod   tytułem   „Świat   symboliki   chrześcijańskiej"   dowiadujemy   się
również, że jednorożec symbolizuje Chrystusa.
Na oficjalnej stronie Miasta Warszawa czytamy także: 
„Pierwsze   przepisy   normujące   wygląd   herbu  Warszawy   pochodzą   z   1798   r.   z   okresu   okupacji
pruskiej. 
Herb przedstawiał pół nagich ludzi z maczugami, trzymających tarczę herbową z syreną, z orłem
pruskim na tarczy syreny. 
W okresie Księstwa Warszawskiego w 1811 r. wprowadzono na pieczęciach miast urzędowe godło
Księstwa, tj. herb sasko-polski. 
Później pod zaborem rosyjskim, w skład którego weszła Warszawa

background image

miasta   także   pozbawione   były   prawa   używania   herbów   historycznych,   na   pieczęciach
obowiązywało godło państwowe. 
W sierpniu 1915 r., po ucieczce władz rosyjskich z Warszawy, polski samorząd przywrócił syrenę
na pieczęciach miasta. 
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. syrena na trwałe już stała się oficjalnym
herbem Warszawy. 
W  1938   r.   wprowadzono   nowy   wzór   herbu   według   projektu   Szczęsnego   Kwarty,   który   został
zmieniony w 1967 r., a przywrócony uchwałą Rady Miasta Stołecznego Warszawy z 15 sierpnia
1990 roku. 
Herb przedstawia w polu czerwonej tarczy postać kobiety z rybim ogonem zwróconą w prawo,
z wzniesionym mieczem w ręce prawej i tarczą okrągłą w ręce lewej.
Barwy ciała  i ogona rybiego  naturalne, włosy złote, miecz i  tarcza złote. Nad tarczą  herbową
znajduje się korona królewska".

Z powyższego tekstu wynikałoby tylko, że to obcy, przede wszystkim masoni (np. Sasi),

wprowadzali syrenę do herbu Warszawy. 
Umieszczenie jej w herbie stolicy Polski w 1918, 1938, 1967, 1990r. i wreszcie w 2004 r. nie ma
merytorycznego i historycznego uzasadnienia.

Ciekawe, poprzez pewne stosowane w nich analogie, są przytoczone na oficjalnej stronie

Miasta Warszawy „legendy" dotyczące syreny. 
Legenda autorstwa Artura Oppmana kończy się w sposób następujący: 
„Syrena z wdzięczności za to, że mieszkańcy stanęli w jej obronie obiecała im, że w razie potrzeby
oni też mogą liczyć na jej pomoc. 
Dlatego właśnie Warszawska Syrena jest uzbrojona — ma miecz i tarczę dla obrony miasta".

Legenda napisana przez Marię Kruger głosi, że „bezpieczeństwa średniowiecznego grodu

warszawskiego strzegł mężny i szlachetny Gryf. 
Gdy pewnego razu wybrał się z flisakami nad Bałtyk, poznał piękną Syrenę. Bardzo się pokochali
i Syrena przypłynęła z nim do Warszawy. 
Odtąd oboje opiekowali się mieszkańcami miasta. Kiedy na Warszawę napadli Szwedzi, waleczny
Gryf został podstępnie zraniony przez wroga i wkrótce zmarł, 
jego współtowarzyszka - dzielna Syrena chwyciła za miecz oraz tarczę i odważnie stanęła do walki
w obronie miasta. 
Wdzięczni   za   ratunek   mieszkańcy   nadwiślańskiego   grodu   szczerze   ją   pokochali   i   umieścili   jej
wizerunek w herbie swojego miasta.

Zauważ, że w tych legendach przypisuje się tę rolę syrenie, którą mieszkańcy Warszawy

przypisywali faktycznie Matce Bożej Łaskawej.

W herbie Warszawy powinna być Matka Boża Łaskawa.

Potwierdziły to objawienia z 1920 r. Taką propozycję zgłosili w 2004 r. do Rady Miasta ksiądz
dr Józef Maria Bartnik SJ i Ewa J P Storożyńska, 
autorzy książki „Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą”. Projekt herbu wykonała artystka Iga
Kolińska. 
Zabiegali też o spotkanie z Radą Miasta. Zostali zignorowani".

Punkt 13-ty. Wymowa objawień z 1920 r.

Nie natrafiłem, pomimo usilnych poszukiwań, na żadne teksty (poza tekstem księdza Józefa

Marii Bartnika i Ewy Storożyńskiej, którzy starają się odpowiedzieć tutaj na niektóre pytania)
w których próbowano by zrozumieć objawienia z 1920 r., odczytać ich wymowę, dokonać jakiejś,
choćby pobieżnej ich interpretacji. 
Tak jakby milcząco przyjęto założenie, że wszystko jest jasne, że jedynym celem objawień było
doprowadzenie do wygrania przez Polaków Bitwy Warszawskiej.
Jeśli   mamy   do   czynienia   z   objawieniem   Matki   Bożej   powinniśmy,   jak   już   o   tym   pisałem
w rozdziale pierwszym

background image

głęboko zastanowić się nad jego wymową i szczegółowo przeanalizować wszystkie jego składowe
tak by nie uronić niczego z przekazu Matki Bożej.

Nie zastanawiano się w odniesieniu do objawień z 1920 r. nad tym: dlaczego w 1920 r.

objawiła się właśnie Matka Boża Łaskawa?; 
dlaczego Matka Boża ukazała się tylko rosyjskim żołnierzom? (dlaczego nie ukazała się Polakom?);
dlaczego pierwszego dnia miała w rękach wyeksponowane (bo jaśniały) pęki strzał Bożego gniewu,
a drugiego już nie?; 
dlaczego drugiego dnia miała tarczę?; 
dlaczego za Matką Bożą były „oddziały przerażających skrzydlatych, konnych rycerzy, zakutych
w pobłyskujące mimo ciemności stalowe zbroje, pokryte lamparcimi skórami"?
I wreszcie pytanie, które należy chyba do najważniejszych: dlaczego Matka Boża ukazała się bez
korony?
Gdy odpowiemy na te pytania, odpowiemy w sposób pełny, na ile to możliwe, na pytanie: jaka była
wymowa objawień z 1920 r.?

Punkt 14-ty. Matka Boża Kębelska i Matka Boża 1920 r.

Pierwsze zdanie tego rozdziału było następujące: „Podobne objawienia maryjne co w Kęble we
wrześniu 1278 r. miały miejsce na Mazowszu w dniach 14-go i 15 sierpnia 1920 r."
W czym te objawienia były podobne?
Podobieństwo rzuca się w oczy: w obu wypadkach Matka Boża ukazała się w trakcie bitwy, którą
Polacy toczyli z wrogiem Polski, ale i Chrystusa; 
w obu wypadkach wrogiem byli barbarzyńcy, którzy przyszli ze wschodu; 
w   obu   wypadkach   Matka   Boża   dokonała   takiej   ingerencji   w   bitwę,   która   spowodowała,   że
zwycięstwo stało się udziałem Polaków; 
w obu objawieniach Matka Boża nie powiedziała ani słowa — objawienie było wizualne; 
w obu wypadkach pojawił się ten sam czytelny przekaz: „Ja was bronię w trudnych chwilach. Nie
pozwolę wam zginąć”.

Punkt 15-ty. Dlaczego w 1920 r. objawiła się właśnie Matka Boża Łaskawa?

Po opisaniu w punkcie 12-tym tego rozdziału roli obrazu Matki Bożej łaskawej w życiu Warszawy
stwierdziliśmy: 
"Z powyższego w sposób jednoznaczny wynika dlaczego Matka Boża objawiła się bolszewikom
właśnie w postaci Matki Bożej Łaskawej z Warszawy. 
To przecież Matka Boża Łaskawa zawsze broniła Warszawy jako jej patronka. 
W  tym   objawieniu   było   przypomnienie   tego   faktu   i   wezwanie,   by  Warszawa   (jej   mieszkańcy
i włodarze) pamiętali o Niej i do Niej właśnie się odwoływali, Jej oddawali się w opiekę".
Nie był to jednak, jak się wydaje, jedyny powód.
Zauważ , że obraz Matki Bożej Łaskawej został uroczyście wprowadzony w dniu 24 marca 1651 r.
do drewnianego kościoła pw. Świętych Prima i Felicjana przy ulicy Długiej 
(gdzie obecnie stoi katedra polowa) gdy królem Polski był Jan Kazimierz. 
Nuncjusz   w   obecności   pary   królewskiej   odczytał   bullę   papieża   Innocentego   dziesiątego
ustanawiającą święto Mater Gratiarum Varsaviensis na drugą niedzielę maja.
Kościół ten spłonął w czasie bitwy ze Szwedami o Warszawę w 1656 r. 
To Król postanowił wybudować w jego miejsce murowaną świątynię (i umieścić w niej obraz).
Zauważ ponadto, 
że Jan Kazimierz złożył swoje śluby Lwowskie w 1656 r. w Katedrze Wniebowzięcia Najświętszej
Marii Panny we Lwowie przed tamtejszym, 
również cudami słynącym, obrazem Matki Bożej Łaskawej".
Mógł złożyć te śluby przed tym obrazem, ponieważ sam przeniósł obraz do katedry lwowskiej
i sam umieścił w głównym ołtarzu 

background image

(dotąd   obraz   był   w   kaplicy   przy   cmentarzu;   w   tej   kaplicy   Jan   Kazimierz   przed   tym   obrazem
dziękował Matce Bożej w 1651 r. za zwycięstwo pod Beresteczkiem).
Wiele zatem wskazuje na to, 
że Matka Boża ukazując się w 1920 r. w postaci Matki Bożej Łaskawej odwołała się do tych
faktów, 
a zatem w bardzo subtelny sposób przypomniała, że została ogłoszona Królową Polski. 
I że Polska została oddana pod Jej opiekę.

Punkt 16-ty Dlaczego Matka Boża ukazała się tylko rosyjskim żołnierzom?

W Kęble objawienie Matki Bożej widzieli zarówno Tatarzy jak i Polacy.
Matka Boża wystraszyła Tatarów, a Polaków wyraźnie zagrzewała do walki, dawała im nadzieję —
znak, że jest z nimi i ich wspiera.
W Bitwie Warszawskiej Polacy Matki Bożej nie widzieli. 
Matka Boża w trakcie bitwy nie zagrzewała Polaków do walki, nie sygnalizowała im, że jest z nimi,
że ich wspiera. 
Nie dawała im nadziei. Polacy o objawieniu dowiedzieli się dopiero po bitwie.
To zaskakujące i dające do myślenia. Wniosek może tu być chyba tylko jeden. 
Matka Boża zasygnalizowała w ten sposób Polakom, że nie są godni ujrzenia Jej objawienia, że na
to nie zasłużyli.
Matka Boża nie zamierzała tu spowodować, aby Polacy walczyli skutecznie (wiedząc, że Matka
Boża ich wspiera w tak cudowny i nadprzyrodzony sposób).
Ona sama „załatwiała sprawę".
Dlaczego Matka Boża wysłała taki negatywny sygnał do Polaków?
Ktoś powie: przecież Polacy się modlili. 
Przecież w dniu 19 czerwca 1920 r. nastąpiło publiczne zawierzenie Polski Sercu Jezusowemu
przez   najwyższe   władze   kościelne,   w   którym   oficjalny   udział   wzięli   Naczelnik   Państwa
i przedstawiciele władzy. 
Przecież nastąpiło powtórzenie tego zawierzenia przez Konferencję Episkopatu Polski na Jasnej
Górze w dniach 26-go do 27 lipca 1920r.
Przecież w dniach 26-27 lipca 1920 nastąpiło też ponowienie aktu obrania Maryi Królową Polski,
dokonane przez Episkopat Polski na Jasnej Górze. 
Przecież w całej Polsce, 
a szczególnie w Warszawie w dniach 6-go do 15 sierpnia 1920 miały miejsce liczne nowenny
błagalno-pokutne,   połączone   z   procesjami   i   całodziennym   czuwaniem   przed   Przenajświętszym
Sakramentem. 
Przecież w dniach 7-go do 15 sierpnia miała miejsce na Jasnej Górze nowenna błagalno-pokutna
w intencji ocalenia Ojczyzny. 
Przecież   przed   Bitwą   Warszawską   w   każdym   polskim   kościele   miała   miejsce   nowenna
o wstawiennictwo Matki Bożej i ratunek dla Polski. 
Przecież biskupi polscy wystosowali apel do Papieża o modlitwę za Polskę i identyczny apel do
wszystkich episkopatów świata.
Nie będziemy tutaj dokonywać szczegółowej analizy historycznej stanu duchowego i moralnego
Polaków tamtego okresu.
Podajmy tylko kilka przykładów.
W   swoich   wspomnieniach   Wincenty   Witos   dał   wyraz   stanowi   świadomości   polskich   elit
politycznych. 
Wyrażał   tam   irytację   z   tego   powodu,   że   tłumy   ludzi   modliły   się   i   „chodziły   procesją
z chorągwiami” zamiast pracować dla obrony. 
Witos   nie   rozumiejąc   tego   zwrócił   się   do   jednego   z   robotników,   który   uczestniczył   w   takiej
procesji:

background image

„Na moją uwagę, że modlić się należy i prosić Boga, ale nie można się nim wyręczać wszędzie,
gdyż Bóg zostawił ludziom także wolną wolę, oburzył się
i odrzekł, że to takie bezbożne gadanie, bo bez woli Bożej nic się na świecie stać nie może. 
Gdy   nie   zbity   z   tropu   zapytałem   go,   czy   także   zgodnie   z   wolą   Bożą   bolszewicy   bezczeszczą
i niszczą wszystko co święte, powiedział
że to moje wykręty, a jego zdaniem najazd bolszewicki jest karą za grzechy i próbą zesłaną przez
Boga na naród
gdyż On się często i takimi narzędziami posługuje. A w samej Warszawie zawarła się od dawna
Sodoma i Gomora".

Jaka była Polska lat 1918-1939 ?

Ta rozmodlona Polska, w której zawierza się Ojczyznę Sercu Jezusowemu, 
w której Episkopat ponawia akt obrania Maryi Królową Polski jest zdominowana w większości
porządków przez masonów i poddaje się ich woli.
Pierwszy prezydent Polski to mason. Hymn i godło zostają ustalone przez masonów. 
W obydwu konstytucjach przyjętych w tym okresie nie wspomina się nawet o Matce Bożej nie
określa się Polski jako kraju katolickiego, 
nie   uznaje   się   chrześcijańskich   zasad   moralnych   jako   zasad   wyznaczających   prawo,
obowiązujących w państwie.
W pierwszej konstytucji, konstytucji marcowej z 1921 r., jedyny zapis dotyczący bezpośrednio
katolicyzmu i Kościoła katolickiego brzmi:
„Wyznanie   rzymsko-katolickie,   będące   religią   przeważającej   większości   narodu,   zajmuje
w Państwie naczelne stanowisko wśród równouprawnionych wyznań. 
Kościół Rzymsko-Katolicki rządzi się własnymi prawami. 
Stosunek Państwa do Kościoła będzie określony na podstawie układu ze Stolicą Apostolską, który
podlega ratyfikacji przez Sejm" (art. 114).
To   sformułowanie   —   „zajmuje   w   Państwie   naczelne   stanowisko   wśród   równouprawnionych
wyznań" — jest tylko „kurtuazyjnym" zapisem. 
W konstytucji kwietniowej z 1935 r. nawet takich zapisów już nie ma. Nie ma tam bowiem żadnej
wzmianki o katolicyzmie i jego wartościach.
W Polsce okresu międzywojennego kodeks karny tak regulował kwestie związane z aborcją, 
że „było to jedno z najbardziej liberalnych ustawodawstw aborcyjnych w Europie" (i praktycznie na
świecie),
że: „Bardziej liberalne przepisy aborcyjne miał jedynie ZSRR w latach 1920-1936".
W tej Polsce dominuje prasa, którą święty Maksymilian Maria Kolbe nazywa bezbożną, 
prasa,   która   demoralizuje   Polaków   szkolnictwo   jest   zdominowane   przez   elementy
„wolnomyślicielskie". 
Obowiązujący "Elementarz", z którego dzieci uczą się pisać i czytać jest autorstwa masona, nie
zawiera elementów religijnych 
(nie wspomina nawet o Bogu; poprzednie elementarze odwoływały się co rusz do Chrystusa, Matki
Bożej i wartości chrześcijańskich) itp., itd.
Polska 1920 r. to był kraj takich Polaków, którzy Polskę okresu międzywojennego wyznaczyli albo
przez swoją bierność umożliwili jej powstanie.

Punkt 17-ty. Dlaczego podczas pierwszego objawienia Matka Boża miała w rękach pęki strzał
Bożego gniewu, a w trakcie drugiego już nie?

Jest taka prawda naszej wiary, o której dziś mało kto mówi i prawie nikt nie pamięta, 
prawda, którą przybliża nam np. ksiądz Piotr Skarga w swojej pracy pod tytułem „Jak się dobrze
spowiadać?".

background image

Przypomina   nam   tam   o   tym,   że   pomimo   spowiedzi,   żalu   za   grzechu,   zadośćuczynienia
i rozgrzeszenia czekają nas nie tylko kary wieczne, ale i kary doczesne. 
Tych kar doczesnych możemy często uniknąć podejmując odpowiednie, specjalne działania. Często
ich jednak nie podejmujemy i te kary nas dotykają.
Do tego zjawiska odwołuje się obraz Matki Bożej Łaskawej z Warszawy. 
Matka Boża trzyma na nim w obu dłoniach skruszone (połamane) strzały Bożego gniewu. 
W tej perspektywie wymowa obrazu jest bardzo czytelna i jednoznaczna. 
Matka Boża będąca Patronką Warszawy i Strażniczką Polski neutralizuje Boży gniew wymierzony
w Warszawiaków i Polaków jako pojedyncze osoby oraz w Warszawę i Polskę.
Fakt, że w objawieniu z 15 sierpnia 1920 r. Matka Boża nie trzyma już w dłoniach tych strzał byłby
dla nas jak się wydaje,
jednoznaczną  sugestią,   że  nie   będzie   już  tych   strzał   kruszyć   —  neutralizować   Bożego  gniewu
zwróconego ku Warszawie i Polsce, że ten gniew odtąd zacznie nas dotykać.
Można, tak na marginesie zapytać — czy efektem Bożego gniewu nie był napad Niemców na
Polskę w dniu 1 września 1939, napad bolszewików na Polskę w dniu 17 września 1939 roku
okupacja hitlerowska, klęska Powstania Warszawskiego, stalinizm, PRL, i wreszcie to, co zdarzyło
się w latach 1989-2015?
W dniu 15 sierpnia 1920 r. Matka Boża trzymała jednak w ręku tarczę, którą osłaniała Polaków. 
Jednak ci nadal ginęli, choć część pocisków bolszewickich odbijała się od tej tarczy i powracała do
bolszewików.
Wynikałoby stąd, że Matka Boża będzie nadal starała się nas bronić i eliminować niektóre skutki
Bożego gniewu, że jednak nie pozwoli nam zginąć.

Punkt 19-ty. Dlaczego za Matką Bożą, w trakcie drugiego objawienia, byli zbrojni rycerze?

Bolszewiccy świadkowie objawienia z 14 sierpnia 1920 zeznawali, przypomnijmy, że za Matką
Bożą stały 
„oddziały przerażających skrzydlatych, konnych rycerzy, zakutych w pobłyskujące mimo ciemności
stalowe zbroje, pokryte lamparcimi skórami".
Oddziały te, według zeznań świadków, przygotowywały się do ataku.
Matka Boża wyraźnie sygnalizowała, że jeśli Polacy nie dadzą sobie rady Ona sama, poprzez swoje
wojsko, rozstrzygnie bitwę.
Te   oddziały   zbrojnych   rycerzy,   ich   wygląd,   gotowość   do   ataku,   jeszcze   bardziej   przeraziły
bolszewików.
Zauważ, że nie ma wątpliwości co do tego, że były to oddziały husarii. Rycerze ci wyglądali,
z opisu bolszewików, jak husarze. 
Jednym z istotnych elementów charakterystycznych, były te lamparcie skóry.
Oddziały husarskie były to najbardziej skuteczne i niezwyciężone oddziały w historii Polski (jeżeli
nie świata). 
Rozbijały one i druzgotały oddziały wroga, zarówno oddziały konnicy jak i piechoty, i nikt nie był
w stanie ich powstrzymać.
Ich skuteczność i sława wywarła w swoim czasie tak wielkie wrażenie na Rosjanach, 
że wielokrotnie ponawiali próby zresztą nieudane, utworzenia swoich oddziałów husarii.
Gdy Jan Kazimierz udawał się do Lwowa — do miejsca, w którym złożył swoje śluby Matce Bożej
towarzyszyło mu w drodze i chroniło go 200 husarzy (dwie chorągwie).

Punkt 20-ty. Dlaczego Matka Boża ukazała się bez korony?

Jeśli wiedzielibyśmy tylko tyle, że w dniach 14-go i 15 sierpnia 1920 pojawiła nad polami Bitwy
Warszawskiej Matka Boża w postaci takiej 
w jakiej jest na obrazie Matki Bożej Łaskawej doszlibyśmy sami do jedynego, wydawałoby się,
wniosku: 

background image

nad tą Matką Bożą musiało unosić się dwóch aniołów trzymających w rękach koronę. 
Tę scenę odczytalibyśmy jednoznacznie: Matka Boża oczekuje, że wreszcie nastąpi Jej koronacja,
że zostanie w pełni i realnie Królową Polski.
Gdyby   jednak   poinformowano   nas,   że   bolszewicy   żadnych   aniołów   z   koroną   nie   widzieli
doszlibyśmy do wniosku że Matka Boża pojawiła się w koronie na głowie.
Obraz Matki Bożej  Łaskawej  z Warszawy ukazuje  Matkę Bożą  bezpośrednio przed  koronacją.
Aniołowie spływają z góry, aby nałożyć jej koronę. 
Pojawia się tu wyraźne wezwanie: Matkę Bożą należy koronować na Królową Polski.
Ktoś mógłby założyć, że Matka Boża w dniach 14-go i 15 sierpnia 1920 r. pojawiła się w koronie
uznając, 
że może się już po Ślubach Lwowskich i innych obietnicach i ślubowaniach Polaków pokazywać
w koronie.
A jednak Matka Boża pojawiała się w 1920 r. bez korony (czy to nad głową czy na głowie).
I oto mamy również dopowiedzenie do odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego Matka Boża w 1920 r.
ukazała się tylko bolszewikom?".
Występując   bez   korony   Matka   Boża   tak   jakby   powiedziała   Polakom:   „Ciągle   powtarzacie,   że
obieracie mnie na Królową Polski, ale to są tylko słowa. 
Nic z tego w praktyce nie wynika".
Matka Boża Łaskawa ukazująca się w 1920 r. bez korony i tylko Rosjanom łaje Polaków, przesyła
nam ostrzeżenie, uświadamia że się Jej Polacy sprzeniewierzyli.
To powinno nami wstrząsnąć, to powinno nas obudzić.
Być może w okresie międzywojennym uświadomiono sobie taką wymowę objawienia z 1920 r.
i również z tego powodu je wyciszono.

Punkt 21-szy. Matka Boża Łaskawa, Igor Mitoraj i zagubieni Polacy.

Igor Mitoraj to znany w całej Europie rzeźbiarz (zmarły 2014r.). Urodził się w Niemczech.

Był synem Polki i Francuza. 
Młodość spędził w Polsce skąd wyemigrował w 1968 r. (znamienna data). Kształcił się we Francji.
Mieszkał we Włoszech.
Długo w Polsce był nieznany. Jego nazwisko zaczęło być w naszym kraju znane zaraz po 2000 r. 
Jak   czytamy   w   „Polityce":   „Wielka   w   tym   zasługa   Jana   Kulczyka   oraz   Jolanty   i  Aleksandra
Kwaśniewskich, którzy pospołu odkryli Mitoraja". 
Jedna z wystaw jego rzeźb została zorganizowana w Pałacu Prezydenckim, gdy prezydentem był
Kwaśniewski. 
Można wtedy było zobaczyć zdjęcia Jolanty Kwaśniewskiej na tle rzeźb Mitoraja. 
Kulczyk   kupował   rzeźby   Mitoraja   żonie   i   wystawiał   je   na   widok   publiczny   w   swoim   Starym
Browarze 
(na grobie Kulczyka stanęła jego rzeźba). 
Mitoraja promował też minister kultury (w rządzie Leszka Millera) — Waldemar Dąbrowski.

Rzeźby Mitoraja mają trzy cechy charakterystyczne: są to rzeźby ludzkich postaci; odwołują

się do antyku; 
zawsze są okaleczone (bez rąk, nóg, części czaszki). 
Znany   jest   z   wielkich   rzeźb   umieszczanych   w   miejscach   publicznych,   szczególnie   w   centrach
wielkich miast, z rzeźb wykonanych na zlecenie Kościoła. 
Muzeum Watykańskie zakupiło jego rzeźbę pod tytułem „Wizyta u Maryi", która ozdobiła wejście
w pobliżu Pinakoteki.

Mitoraj,   jak   mogli   się   o   tym   dowiedzieć   Polacy   już   w  2005   r.,   reprezentuje   również...

„sztukę gejowską". 
W 2005 r. ukazał się materiał autorstwa Pawła Leszkiewicza pod tytułem „Sztuka a seksualna
przebudowa polskiej przestrzeni publicznej. Igor Mitoraj i Niech nas zobaczą" 
na portalu o nazwie „Obieg" należącym do Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. 

background image

W materiale tym czytamy, między innymi: 
„Z   powodu   homofobii   zagadnienie   homoseksualizmu   oraz   praw   gejów   i   lesbijek   jest   jednym
z   najbardziej   zaognionych   tematów   debaty   publicznej   i   nierozwiązanym   problemem   polskiej
demokracji. 
Na   tym   tle   fascynująco   prezentują   się   dwa   spektakularne   przykłady   sztuki   pokazywanej
w przestrzeni miast: 
Niech nas zobaczą autorstwa Kampanii Przeciw Homofobii i Karoliny Breguły z 2003 i ekspozycja
rzeźb Igora Mitoraja z 2003/2004 roku".
W tym samym materiale czytamy: „Przede wszystkim jednak w polskiej sztuce i kulturze wizualnej
słabo jest obecny klasyczny akt męski, 
którego   Mitoraj   jest   kontynuatorem.   Dlatego   wywoływał   protesty   lub   żarty,   odbiorców,
nieprzyzwyczajonych do bezpardonowej ekspozycji Męskich genitaliów,
nawet   osłoniętych   pod   patyną   mitologii   i   tradycji.   Ktoś   oburzony   skomentował,   że   Rynek
Krakowski obstawiono penisami
ktoś inny rzucił oskarżenie o pornografię. Rzeźby Igora Mitoraja po salonowych komplementach
w   końcu   spotkały   się   z   prawdziwą   Polską   i   jej   przaśną   klaustrofobią,   tak   odmienną   od
śródziemnomorskiej swobody, poezji i erotyki. 
Pogańskie bóstwa, idee i kształty nie mogły przejść bez echa w ultrakatolickiej kulturze, przywykłej
do bezpardonowego cenzurowania sztuki".

W 2010 r. ukazała się książka Pawła Leszkiewicza pod tytułem „Art Pride. Gay Art from

Poland. Polska sztuka gejowska". 
W jej recenzji czytamy: „Album odkrywa to, co w polskiej sztuce było do tej pory (i wciąż bywa)
zakryte — fakt, że w Polsce od dawna istnieje sztuka gejowska. 
To   nie   tylko   ostatnie   dwa   dziesięciolecia,   ale   i   wiele   działań   jeszcze   z   poprzedniej   epoki
politycznej. 
ART PRIDE prezentuje sztukę gejowską, tworzoną w Polsce od lat 60-tych, począwszy od artystów
już częściowo zapomnianych: 
Krzysztofa Junga czy Krzysztofa Niemczyka. 
Wśród artystów reprezentujących nowe czasy znajdziemy te najbardziej znane nazwiska: Mitoraja,
Radziszewskiego, Stasysa".

W   recenzji   wystawy  Ars   Homo   Erotica   w   warszawskim   Muzeum   Narodowym,   która

poświęcona była odniesieniom homoseksualnym w sztuce, czytamy: 
„Silne echa antycznego homoerotycznego zachwytu nad pięknem męskiego ciała odnaleźć można
w pracach Zbysława Maciejewskiego, Łukasza Korolkiewicza czy Krzysztofa Malca. 
Szkoda, że zabrakło jakiejkolwiek pracy piewcy szczególnego: Igora Mitoraja".

W   listopadzie   2007   r.   w   tygodniku   „Wprost"   opublikowano   zdjęcie   Mitoraja   w   jego

własnym domu. 
Artysta siedzi na zaprojektowanym i wykonanym przez siebie „fotelu", który jest w kształcie kozła.
Jest to jedyna chyba rzeźba Mitoraja, która nie jest rzeźbą istoty okaleczonej.
Maria Kominek OPs w swoim artykule zamieszcza to zdjęcie a obok niego rysunek Bafometa
Eliphasa Leviego, dziewiętnastowiecznego okultysty
„który utrzymywał, że Bafomet jest symbolem Istoty Najwyższej, której oddają cześć wszyscy
okultyści, także masoneria...". 
Każdy może się od razu zorientować, że fotel Mitoraja to odwzorowanie postaci z tego rysunku.
Obraz Matki Bożej Łaskawej warszawskiej został w 1834 r. umieszczony w kościele Jezuitów przy
ulicy Świętojańskiej gdy kościół, 
w którym się znajdował zbudowany specjalnie dla tego obrazu przez Jana Kazimierza został przez
Rosjan zamieniony na cerkiew. 
Zastanawia, tak przy okazji: dlaczego do dzisiaj trwa sytuacja wyznaczona przez Rosjan?; 
dlaczego po odzyskaniu niepodległości czy po 1989 r. obraz nie wrócił tam, gdzie powinien się
znajdować (dzisiejsza katedra polowa przy Długiej)?; 

background image

Dlaczego nie znalazł się pod opieką pijarów (tak jak i kościół przy Długiej), którzy spowodowali
jego powstanie i których był własnością?

Gdy dzisiaj wchodzimy do kościoła jezuitów przy ulicy Świętojańskiej to od razu widzimy

ten obraz. 
Wisi on w pustym w zasadzie kościele, nad tym miejscem, gdzie powinien być ołtarz. 
Ołtarza jednak tam nie ma i nie ma tam Najświętszego Sakramentu. 
Najświętszy   Sakrament   jest   w   bocznej   nawie,   oddzielonej   szklaną,   nieprzezroczystą   ścianą   od
głównej części kościoła. 
Wierni   mają   zatem   do   wyboru:   albo   modlić   się   przed   Najświętszym   Sakramentem   albo   przed
cudownym obrazem. Wybierają z reguły Najświętszy Sakrament. 
Przed   obrazem,   gdy   byłem   tam   ostatnio,   modliło   się   dwie   osoby,   a   przed   Najświętszym
Sakramentem kilkadziesiąt.

Jezuici na pewno tłumaczą wiernym, że kościół odwiedza wielu turystów i przeszkadzaliby

wiernym adorującym Najświętszy Sakrament. 
Czy jednak Matka Boża powinna być oddzielona od swojego Syna? 
Czy stawianie wiernych przed takim dylematem — Matka Boża czy Jezus Chrystus — to dobry
pomysł?

Jaką   rolę   spełniają   drzwi   do   kościoła?   Czy   są,   tak   jak   w   każdym   budynku,   po   prostu

zamknięciem wejścia? 
Maria Kominek OPs w swoim tekście pisze: „Sama budowla kościelna jest symbolem. Jest ona od
początku chrześcijaństwa pojmowana na sposób alegoryczny. 
I tak Chrystus rozumiany jest jako kamień węgielny lub drzwi, gdyż On sam powiedział o sobie, że
jest Bramą. 
Apostołowie   porównani   są   do   fundamentu,   wierni   są   kamieniami   budowy.  W  ten   sposób   cały
budynek staje się wyrazem wiary. (...) 
Według teologów najważniejszą funkcję po ołtarzu i tabernakulum spełniają drzwi. 
Stoją one bowiem na granicy dwóch obszarów: świata i Domu Bożego. (...) 
Gdy postawiono Chrystusowi pytanie, czy tylko nieliczni będą zbawieni, odpowiedział: 
Starajcie się wejść przez ciasną bramę, bo mówię wam, że wielu będzie chciało wejść, ale nie
zdołają (Łk 13, 24). 
(...) Komu zostały otworzone drzwi wiary (Dzieje Apostolskie 14, 27), ten może kroczyć drogą do
zbawienia. 
Głoszenie radosnej nowiny jest bramą słowa (List do Kolosan 4, 3). 
I najważniejsze słowa, które wyjaśniają, że wejściem do kościoła jest sam Chrystus: Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam wam: ja jestem bramą owiec. (J10,7). 
W ten sposób drzwi kościelne nabierają znaczenia symbolu eschatologicznego. Ja jestem bramą. 
Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony — mówi Chrystus (J 10, 9). Drzwi zatem stają
się symbolem samego Chrystusa Pana. (...) 
Jeśli drzwi są symbolem samego Chrystusa Pana, nie mogą być symbolem pogańskim. One muszą
wprowadzać w świat wiary, w świat zbawienia. 
Jednak nowe drzwi do kościoła Ojców jezuitów są symbolem pogaństwa i niestety — jednocześnie
ubliżają Matce Bożej".
Jakie są drzwi do kościoła, w którym znajduje się obraz Matki Bożej Łaskawej? 
Są to drzwi zaprojektowane przez Igora Mitoraja, które zostały zamontowane w kościele w 2009 r.,
w 400-lecie jezuitów w Warszawie i 90-lecie ich opieki nad cudownym obrazem Matki Bożej
Łaskawej 
(zdjęcie tych drzwi na okładce). 
„Matka Boska na naszych wrotach — jak czytamy w „życiu Warszawy.PL" będzie symbolicznym
odwołaniem do cierpienia Warszawy i jej mieszkańców.
Można w niej dopatrzyć się i piętna zaborów, i klęski Powstania Warszawskiego mówi ksiądz
Kiełbowski.

background image

Na drzwiach obok Matki Bożej znajdują się jeszcze rzeźby dwóch męskich postaci. Mają to

być aniołowie. 
Dziennikarz pyta księdza Kiełbowskiego: „A dlaczego to są drzwi anielskie?". 
Ksiądz Kiełbowski odpowiada: „Bo wszyscy jesteśmy fanami aniołów. Każdy ma swojego stróża,
który jest z nami od początku. 
Nawet pierwsza modlitwa, której się uczymy, jest do anioła. Teraz anioły będą też strzegły stolicy".
W „Rzeczpospolitej z dnia 14 września 2009 r. można było przeczytać: 
„Matka   Boża   Łaskawa  to   patronka  Warszawy.  Anioły   na   drzwiach,   jakby   wyszły   z  Powstania
Warszawskiego. 
Okaleczone, ale piękne siłą ducha. 
I one strzec będą miasta — 
mówiła  prezydent  Hanna  Gronkiewicz-Waltz  podczas  odsłonięcia  Drzwi  Anielskich  w kościele
Matki Bożej Łaskawej ojców jezuitów przy ulicy Świętojańskiej. 
Prowincjał jezuitów w Warszawie ojciec Dariusz Kowalczyk dodawał, że otwieranie i zamykanie
Anielskich Drzwi przez warszawiaków będzie najlepszym symbolem opieki aniołów nad miastem. 
Wielkie   wrota   autorstwa   Igora   Mitoraja   to   dar   artysty   na   400-lecie   obecności   ojców   jezuitów
w stolicy. 
Płaskorzeźba przedstawia zwiastowanie. Na górnej części, nieruchomej, widnieje Matka Boska,
a na otwieranych skrzydłach drzwi znajdują się anioły. 
— Przechodząc przez nie, spotykamy Boga — mówił podczas święcenia dzieła Mitoraja biskup
Tadeusz Pikus".
Rzeźba Matki Bożej pozbawiona jest rąk i nóg. Poniżej niej znajdują się rzeźby dwóch postaci
męskich ze skrzydłami również pozbawionych rąk i nóg. 
Jedna z nich ma odłupaną górną część czaszki i jest pozbawiona połowy mózgu. 
Druga postać jest pozbawiona oczu — ślepa, a na wysokości serca ma wielką dziurę, z której
wystaje ludzka (albo np. diabelska) głowa (widać tylko twarz).

Dzieło sztuki ma zawsze jakąś swoją wymowę — przesłanie. Może ono być jednoznaczne

lub wieloznaczne. 
Gdy jest wieloznaczne pojawiają się różne jego zasadne interpretacje. Tak twórca dzieła jak i ten,
kto je eksponuje powinni to brać pod uwagę, powinni brać pod uwagę, że odbiorca dzieła przyjmie
jedną z tych interpretacji — muszą liczyć się z tym
że  to  dzieło  zostanie  zrozumiane  właśnie  w  taki  sposób.  Nic  tu  nie  pomogą  wyjaśnienia  typu
„miałem co innego na myśli" lub „na myśli miałem tylko to, a to".
Jak można rozumieć „Drzwi Anielskie", drzwi, po których otwarciu widzimy obraz Matki Bożej
Łaskawej, kruszącej strzały Bożego gniewu, 
Matki Bożej, która objawiła się w 1920 r. przepędzając bolszewików z Polski?
Rzeźba Matki Bożej na tych drzwiach jest pozbawiona rąk i nóg. Co to oznacza? 
Czy nie oznacza to, że mamy tu do czynienia z przesłaniem: „Matka Boża już jest bezradna, nic nie
może, nie pomoże wam Polacy".
W taki sposób rozumie to i Maria Kominek OPs w swoim tekście. Zamieszcza w nim zdjęcie
rzeźby Matki Bożej z tych drzwi i zdjęcie rzeźby Wenus z Milo. 
Pisze:   „Przyjrzyjmy   się   teraz   dokładniej   postaci   domniemanej   Matki   Bożej:   Oto   porównanie
z najbardziej znaną antyczną rzeźbą — Wenus z Milo. 
Ta ma nogi, a ręce straciła, gdy statek, którym ją przewożono roztrzaskał się o przybrzeżne skały.
Podobieństwo jest wyraźne. 
Tyle co postać Mitoraja nie ma ani rąk, ani nóg, więc gdyby to miałaby być Matka Boża, nie
mogłaby ani podeptać głowy szatana, ani kruszyć strzały gniewu Bożego. 
Wchodzimy więc do świątyni nad drzwiami której góruje jakaś pogańska boginka, wzorowana na
Wenus z Milo".
„Anioł" pozbawiony rąk i nóg oraz połowy mózgu to jakiś bezwolny, sparaliżowany „półgłówek'',
ktoś odmóżdżony, ktoś, komu mózg wyprano.

background image

"Anioł" pozbawiony rąk i nóg, ślepy, pozbawiony serca to ktoś, na kogo nie możemy w żaden
sposób liczyć. Nie może nic. 
A  może   to   wcale   nie   aniołowie   tylko   uosobienie   nas   Polaków-katolików   —   ludzi   wiary   (ze
skrzydłami), ale odmóżdżonych i ślepych?
Może przekaz na drzwiach jest następujący: 
„Oślepiliśmy was, zabraliśmy wam serca, wypraliśmy mózgi, uczyniliśmy z was głupców i Matka
Boża wam już nie pomoże, bo ją pozbawiliśmy możliwości i siły"?
Zwrócę się teraz do tych, których Kościół nazywa w swoich dokumentach „pomocnikami szatana
na ziemi".
Nie wygracie z Matką Bożą. Ona zmiażdży głowę węża. Nie zniszczycie do końca Polski, bo Ona
nas obroni. 
Może wielu, bardzo wielu Polakom ucięliście ręce i nogi. Może wielu Polakom wypraliście mózgi.
Może wielu Polakom zabraliście serca. 
Może wielu Polaków oślepiliście. Ale to nie oznacza, że macie nas raz na zawsze w ręku.
Jeszcze wielu z nas żyje, myśli i widzi. Jeszcze Polska się obudzi. Jeszcze będzie wierna do końca
Maryi. 
Przyjdzie czas, 
że Maryja będzie w pełni Królową Polski, będzie poprzez nas Polską rządzić, a wy będziecie
musieli podkulić swoje ogony i schować się w mysiej dziurze.

Polska to Królestwo Matki Bożej i szatan nie ma tu czego szukać.

KONIEC.