– Jest moją córką.
W całym pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza.
Ryk wściekłości zdekoncentrował Czarnego Pana. Właśnie wtedy
Harry zobaczył to, co on. Wnętrze ponurego domiszcza, jeszcze
bardziej bladego Snape’a i innych przerażonych śmierciorzerców. A
także poczuł ogromny ból blizny.
- Aaaaaaaaaaaaaa – krzyknął i schował głowę między kolanami.
Złapał się obiema rękami za głowę i zacisnął powieki, jakby chciał
usunąć z głowy to, co tam widział. A miał przed sobą uśmiechniętą
twarz Hermiony, z jego własnych wspomnień. I doskonale wiedział,
co planuje Voldemort. Kiedy otworzył oczy natychmiast zobaczył
nachylającą się nad nim Hermionę. Była zmartwiona, ale i wściekła.
- To połączenie miało przestać działać – powiedziała.
- Ale nie przestało – mruknął Harry.
- O co chodzi? Jakie połączenie? – zapytał roztrzęsiony Lupin.
- Harry czasami wnika w myśli Voldemorta – rzekła Hermiona,
wiedząc, że on sam nie byłby w stanie opowiedzieć o tym
samodzielnie.
Na twarzy był jednocześnie biały i fioletowy. Pogłaskała więc go po
twarzy i kontynuowała:
- To właśnie dzięki temu połączeniu był w stanie zobaczyć jak Nagini
atakuje pana Weasley’a. ale też Voldemort był w stanie wejść w jego
myśli i pokazać mu to, co chciał i dlatego znaleźliśmy się wtedy w
ministerstwie.
- Czy ktoś próbował nauczyć cię oklumencji? – chciał wiedzieć
profesor.
- Oczywiście, że tak – kontynuowała Hermiona – ale był to Snape i
bardziej przypominało to lekcje tortury niż obrony. A Harry nigdy nie
nauczył się bronić. I czasami widzi i czuje Czarnego Pana, kiedy ten
coś szczególnie przeżywa. Tak jak i teraz, prawda?
Chłopak kiwnął głową, ale nie był w stanie nic odpowiedzieć. Patrzył
tylko na nią z przerażeniem. Oczy miał szeroko otwarte i wpatrzone w
jej, i nie przestawał myśleć. Skoro Voldemort wiedział o jego
uczuciach, to znaczyło to, iż musiał poznać jego myśli, a on nawet o
tym nie wiedział i przez swoje własne zaniedbanie i lenistwo naraził
Hermionę na największe z możliwych niebezpieczeństw. Dał temu
mężczyźnie kartę przetargową do ręki, którą wykorzysta przy
najbliższej nadarzającej się okazji. Czuł też wściekłość na Snape’a, za
coś czego mu nie powiedział, ale Harry nie wiedział, o co może
chodzić. Szybko wstał z fotela i ruszył w stronę wyjścia. Hermiona
ruszyła za nim, ale odwrócił się do niej z takim przerażeniem na
twarzy, że zatrzymała się w miejscu.
- Zostań – szepnął – Obiecaj mi, że nie wyjdziesz z domu bez
ochrony, nawet po to, aby mnie szukać. Wrócę, kiedy będę w stanie –
poczekał aż kiwnęła głową na zgodę i wyszedł w samej kurtce.
H
ermiona przez chwilę patrzyła za nim, ale odwróciła się i pobiegła do
sypialni. Rzuciła się na łóżko i zapłakała bezgłośnie. W dłoniach
trzymała zawinięty w srebrny papier prezent od Harry’ego, którego
nie zdążyła jeszcze odpakować. Kiedy tylko się uspokoiła odwiązała
czerwoną
wstążkę
i
ujrzała
najpiękniejszą
szkatułkę,
jaką
kiedykolwiek widziała. Oglądała ją ze wszystkich stron. Podziwiała
kunsztowne wykończenia i złote ozdoby. Gdy otworzyła wieko z
namalowanym na wierzchu motylem, aż jej dech zaparło. Wzięła do
ręki spinkę wielkości dziecięcej piąstki. Środek składał się z kilku
diamentów w kształcie łez, tak ze sobą złączonych, że wyglądały jak
motyl, a delikatne złączenia, obramowanie i inne dodatki były z
najpiękniejszego złota jakie widziała. Gra światła, a może po prostu
magia tej spinki sprawiała wrażenie, że mieniła się najróżniejszymi
kolorami, w zależności od tego pod jakim kątem się na nią spoglądało.
W tym momencie ktoś zapukał i w drzwiach ukazała się zasmucona
twarz pani Weasley. Weszła i usiadła na skraju łóżka, a kiedy
zobaczyła, co dziewczyna ściska w dłoniach, aż jej dech zaparło.
- Piękne – szepnęła.
- Tak. To prezent od Harry’ego – dodała, chociaż wcale nie musiała.
Przez chwilę panowała całkowita cisza.
- Powiedz mi, o co chodzi z tym połączeniem – powiedziała wreszcie
kobieta.
- W piątej klasie, Harry zaczął mieć jakieś dziwne wizje i odczucia,
ale z początku nie poszedł do dyrektora – zaczęła – Do momentu jak
pan Weasley nie został zaatakowany. Wtedy nie mógł milczeć, chyba,
ż
e chciałby aby zginął. Od tamtego czasu miał przez kilka godzin
tygodniowo specjalne zajęcia ze Snapem. Ale nie mógł się tego
nauczyć. I kiedy zobaczył jak Voldemort torturuje Syriusza w Sali
Przepowiedni, postanowił mu pomóc. Udało nam się go namówić, aby
skontaktował się z wami tutaj, ale Stworek powiedział, że Syriusza nie
ma. Przyłapała nas Umbridge i wszystko potoczyło się w sposób, o
którym pani wie. Przez cały poprzedni rok powtarzałam mu, że
powinien się pouczyć oklumencji, ale sobie to olał. Od czasu do czasu
ma pewnego rodzaju wizje. A dzisiejsza musiała go bardzo
zdezorientować.
- Często się to powtarza? – zapytała ją kobieta.
- Tylko od czasu do czasu, a Harry broni się wtedy tym, że jest
zorientowany w planach Voldemorta.
Rozmawiały o tym jeszcze przez chwilę. Pani Weasley chciała
dokładnie wiedzieć na jakiej zasadzie działają te wizje, a Hermiona
wytłumaczyła jej najlepiej jak potrafiła.
W tym samym czasie Harry chodził ulicami Londynu i zaglądał w
okna innych domów. Ludzie świętowali i śmieli się w taki sposób
jakby nic szczególnego się nie wydarzyło w ich życiu. A było to
oczywistą nieprawdą. Nad ich głowami czaiła się śmierć lub los
znacznie od niej gorszy. Czarny Pan pragnął zagłady mugoli tak, aby
czarodzieje stanowili jedyny istniejący na ziemi gatunek ludzi. Nagle
jednym machnięciem różdżki znalazł się w miejscu, gdzie kiedyś stał
jego dom, ten poza Hogwartem. Patrzył na zgliszcza Nory, ukryte pod
wielką masą śniegu. Nie mógł sobie wyobrazić innego domu dla
Weasley’ów, ale skoro ten już nie istniał, będą musieli znaleźć sobie
coś równie wspaniałego, co będą mogli wypełnić tak rodzinnym
ciepłem, jakie panowało w tym miejscy. A on miał nadzieję, że pożyje
na tyle długo, aby to jeszcze zobaczyć.
Przez chwilę patrzył jeszcze na ruiny domu, ale wrócił do Londynu
tak szybko, jak się pojawił. Zjawił się na samym środku parku w
centrum miasta. Była to jedna z ulic zamieszkanych w większości
przez czarodziejów. Patrzył w okna obcych ludzi, widział ich
szczęście, radość i zachwyt. Zarówno mugole, jak i czarodzieje tego
jednego wieczora byli po prostu ludźmi, nikt nie dzielił ich na
gorszych czy lepszych. Dzieci cieszyły się z prezentów, a ich rodzice
z niezwykłej atmosfery, jaka panowała tego dnia. Dlatego Harry był
niezwykle zaskoczony, kiedy stanął przed nim Draco Malfoy z
różdżką wycelowaną prosto w jego serce, a kiedy rozejrzał się
dokładnie zauważył wielu innych śmierciorzerców wyłaniających się
zza drzew i budynków. Wymawiając cicho kilka zaklęć, Harry
znieczulił wszystkich mieszkających w okolicy mugoli. Wiedział, że
w danej chwili i stanie ducha, nie jest w stanie walczyć z tyloma
przeciwnikami na raz i wyjść z tego z jak najmniejszą szkodą.
Przy aktualnych warunkach zapewnił światu czarodziejów takie
bezpieczeństwo, na jakie go było stać, ale potrzebował wsparcia od
tego magicznego świata. Dlatego poczuł ulgę, kiedy po pierwszych
strzałach, jakie dobyły się z różdżek śmierciorzerców na zewnątrz
wyjrzało wiele kobiet i mężczyzn gotowych do walki. Wielu znał, jak
na przykład Neville’a Longbottoma i jego babcię, która ruszyła ku
niemu, jako pierwsza, popychając przed sobą wnuka. Jej patronus
ruszył w przeciwnym kierunku.
- Potter – krzyknęła do niego, a wśród innych podniósł się gwar –
Czemu nie możesz trzymać się z dala od kłopotów w taki wieczór jak
ten? – zapytała.
Wiele osób ruszyło za nią, jak tylko zdali sobie sprawę, z kim mają do
czynienia. A niespodziewanie wokół nich zebrali się jego przyjaciele.
W mgnieniu oka pojawił się Lupin, Tonks, rodzina Weasley’ów i
Hermiona. Przeraził się na jej widok i z początku chciał jej rozkazać,
aby wracała, ale dostrzegł w jej włosach spinkę od niego. Już w
opakowaniu wyglądała na niesamowicie piękną, ale we włosach
dziewczyny wydawała się niemal napełniona magicznymi mocami.
Widział w jej oczach determinację i chęć walki. Kiwnęła głową na
powitanie Neville’a i wyciągnęła przed siebie różdżkę.
- Urządzasz sobie nocne przechadzki? – zapytał Draco.
- Zawsze z nadzieją, że spotkam ciebie lub kogoś ci podobnego –
odparł Harry.
Dziewczyna u jego boku sprężyła się jeszcze bardziej. Malfoy
uśmiechnął się drwiąco na ten widok i ponownie spojrzał na
Harry’ego.
- Nie przyszliśmy tu po ciebie – powiedział tak głośno, aby wszyscy
mogli go usłyszeć.
- Wiem, po co tu jesteście, ale tego nie dostaniecie, dopóki ja żyję.
- Więc może już dzisiejszej nocy. Crucio – krzyknął, a promień z jego
różdżki trafił chłopaka.
Przygotowany na to wszystko Harry, zebrał się w sobie i nawet nie
drgnął w odpowiedzi na zaklęcie, co zaskoczyło wszystkich obecnych
tam czarodziejów. Stał twardo na nogach i patrzyła na nich
wszystkich z nienawiścią.
- Co jest grane? – powiedział jeden z kolegów Malfoy’a.
- Jestem waszym największym koszmarem – odpowiedział mu Harry
– BOMBARDA MAXIMA – krzyknął, a wszystko wokół
ś
mierciorzerców wyleciało w powietrze.
Od strony przeciwników posypały się w ich stronę najróżniejsze
niebezpieczne zaklęcia. Usłyszał jak jeden z nich krzyknął Expulso i
zanim zdążył zareagować wszyscy wylecieli w powietrze na kilka
metrów. Wylądował boleśnie na ziemi, ale od razu zaczął szukać
wzrokiem Hermiony. Zauważył jak podnosi się z powrotem na nogi
szybko i sprawnie. Rozglądnęła się, a gdy napotkała jego wzrok
uśmiechnęła się i podeszła do niego. Podali sobie ręce i spletli palce, a
następnie wycelowali różdżki w kierunku swoich przeciwników i
krzyknęli:
- Salvio Hexia.
Wokół nich utworzyła się niewidzialna tarcza i otoczyła ich
niewidzialna powłoka, która chroniła przed większością zaklęć.
Niespodziewanie obok nich znalazł się Lupin, a z jego różdżki
wystrzeliło zielone światło. Kiedy stojący naprzeciw nich Yaxley padł
na ziemię, Harry od razu zrozumiał, jakie to było zaklęcie. We
własnych wspomnieniach widział jak taki sam promień trafia najpierw
jego ojca, a później matkę. Doskonale znał jego formułę, więc jakby
samo z siebie wydostało się z jego ust, nie patrząc nawet, w kogo
celuje. Gdy zielone światło przeminęła, a wszyscy dokoła patrzyli na
niego przerażeni zauważył, że trafił samego Dracona Malfoy’a.
Stojący za nim ojciec popatrzył wściekle na Harry’ego i rzucił się w
jego stronę, lecz zamiast ugodzić chłopaka, chwycił za rękę
Hermionę. Zaklęcie, które rzucił najpierw nauczyciel, później on sam,
zniwelowało działanie tarczy. Dziewczyna krzyknęła przerażona i
mocniej uchwyciła się Harry’ego, który przytrzymał ją z całych sił.
Kątem oka widział jak pozostali jego przyjaciele zmagają się w walce
ze śmierciożercami. Wiedział, że świetnie sobie radzą, dlatego całą
swoją uwagę skupił na dziewczynie. Furia pała z oczu jej oprawcy, a
ona była coraz bardziej przerażona. Po policzkach zaczęły jej cieknąć
łzy.
- Mimblewimble – krzyknął, a kiedy Lucjusz zatoczył się na ziemię,
pociągnął Hermionę w swoją stronę i mocno przycisnął do siebie.
Rzucał najróżniejsze zaklęcia, jakie przyszły mu do głowy, jednak ani
na chwilę nie puścił dziewczyny, która nie mogła nawet dobrze
wycelować w przeciwnika. Ponad ramieniem ukochanego widziała
tylko jak jej przyjaciele walczą o swoje życie i błagała Harry’ego, aby
ją puścił.
Lecz on był głuchy na wszystko, co mówiła. Nie pozwalał jej się od
siebie oderwać nawet na moment. Niespodziewanie wszyscy
ś
mierciorzercy, jeden po drugim, zaczęli znikać, jakby przykryła ich
peleryna-niewidka.
- O co w tym wszystkim chodziło? – powiedziała Hermiona, kiedy
tylko mogła normalnie odetchnąć.
- Miałaś zostać w domu – krzyknął do niej wściekle.
- O co się złościsz? Miałam nie wychodzić bez obstawy, a jest nas tu
więcej niż w domu – odkrzyknęła do niego równie wściekła, że tak ją
zaatakował.
- Nie rozumiesz? – zapytał stojący obok Harry – Oni tu przyszli po
ciebie – rzekł i teleportował się.
- Znów to samo – jęknęła – Zniknął, a my nawet nie wiemy gdzie.
- Myślę, że wrócił do domu, Hermiono – powiedział Lupin – I
uważam, że i my powinniśmy się tam udać.
Wszyscy rozejrzeli się po okolicy. Dzięki zaklęciu jej i Harry’ego
zniszczenia zostały zminimalizowane tylko do niewielkiego obszaru.
Ale nawet to będzie trudne do wyjaśnienia dla mugoli. Dlatego na
miejscu zostali tylko Lupin i Kingsley. Hermiona wzięła pod rękę
zranionego Freda i teleportowała się z nim do domu na Grimmaud
Place. Drzwi były otwarte, jakby czekały na ich powrót. Wchodzili do
ś
rodka jeden po drugim. W korytarzu natknęli się na Harry’ego.
Siedział na najniższym schodku, z głową schowaną w dłoniach, nisko
pochyloną.
Nie poruszył się nawet kiedy cała rodzina przechodziła obok niego.
Pani Weasley dotknęła jego ramienia pocieszająco, a Hermiona
usiadła obok niego i czekała, aż zostaną sami. Przez długi czas
zastanawiała się, co ma mu powiedzieć, ale nie przychodził jej do
głowy nic stosownego do sytuacji.
- Skąd wiedzieli gdzie jesteś? – zapytała, kiedy nie mogła znieść
ciszy.
- Nie wiem – odpowiedziała.
Znów przez chwilę milczeli.
- Wiesz, że jestem w stanie sama się obronić, prawda? – powiedziała z
nagłym wyrzutem – Radziłam sobie nie w takich opałach, tak jak i ty.
Skoro do tej pory żyję, to znaczy, że jednak jestem czegoś warta.
- Przestań – krzyknął i zerwał się na nogi – Nie o to chodzi. Wiem,
jaka jesteś bystra i mądra, że poradzisz sobie w każdej sytuacji. Ale tu
chodzi o mnie. Ja sam muszę wiedzieć, że jestem w stanie obronić
tych wszystkich ludzi, którzy we mnie wierzą, Weasley’ów. A ciebie
przede wszystkim.
- Jesteś w stanie dokonać wszystkiego, co sobie postanowisz –
również wstała – To, dlatego jesteś taki, jaki jesteś.
Nie słuchał jej więcej. Poszedł do sypialni. Zrzucił z siebie wszystko,
co miał i wszedł pod gorącą wodę w prysznicu. Czuł jak po plecach
spływają mu wrzące strumienie wody, ale nie odsuną się na bok.
Myślał o dzisiejszym wieczorze. A także o wszystkich innych,
podczas których narażał przyjaciół na wielkie niebezpieczeństwo, a
nierzadko nawet i śmierć.
Nie zauważył nawet, kiedy dziewczyna weszła do łazienki. Jednak,
gdy zakręciła wodę, przekręcił głowę, aby na nią spojrzeć. Na
pierwszy rzut oka była bezbronną czarownicą. Ale on doskonale
wiedział, jaka naprawdę potrafi być Hermiona Granger. W jednej
chwili z najwspanialszej kobiety na świecie potrafi stać się
najgroźniejszym wrogiem, jakiego można sobie życzyć. Patrząc teraz
na nią, nie wiedział w jakim jest nastroju, bo unikała jego wzroku.
Rzuciła tylko w niego ręcznikiem i wyszła z powrotem do sypialni.
Harry przez chwilę patrzył tępo na kawałek materiału, ale po kilku
sekundach podniósł się i szybkimi ruchami wytarł. Zanim udał się w
ś
lad za dziewczyną sięgnął po suchy ręcznik i owinął się nim w pasie.
W pokoju zobaczył jak Hermiona chodzi z jednego kąta w drugi
przygryzając paznokcie i ciskając gromy w stronę łazienki. Kiedy
tylko go zobaczyła go w drzwiach jej wściekłość się powiększyła i
doskonale wiedział, że ma w niej teraz wroga. Zniknęła jego najlepsza
przyjaciółka i dziewczyna, którą kocha. Została tylko nieznana mu do
tej pory kobieta, która szczerze miała go dość. Ale wcale się tym nie
przejmował. Unikając jej wzroku podszedł do szafy i szybko założył
na siebie ubranie, chociaż nawet nie wiedział co zakłada. Wszystko
robił na ślepo i wtedy przypomniało mu się, że przecież nie założył
jeszcze okularów, które leżały na szafce nocnej. Zwrócił się w tamtą
stronę, a kiedy tylko odzyskał ostrość widzenia, skierował się do
wyjścia.
- Wybierasz się gdzieś? – usłyszał za sobą.
- Jeszcze nie wiem, ale muszę pobyć z daleka od tego wszystkiego –
mruknął.
- To znaczy ode mnie, tak? – zapytała.
- Proszę cię, nie histeryzuj Hermiona – jęknął odwracając się w jej
stronę.
- Nie histeryzuj??? – krzyknęła ile sił w płucach – Ja histeryzuję? To
nie ja uciekam przed wszystkim, co się dzieje. Nie ja opuszczam
ludzi, których kocham i którzy kochają mnie.
- Uspokój się. Wszyscy będą cię słyszeć.
- Niech słyszą i dowiedzą się jaki naprawdę jest sławny Harry Potter –
dalej krzyczała.
- A jaki jestem, skoro tak doskonale mnie znasz? – również krzyczał.
- Jesteś zarozumiały, zapatrzony w siebie. Nie interesuje cię, co inni
czują. Kiedy jest ci tak wygodnie po prostu odchodzisz i nie
przejmujesz się innymi. Tak jak w wakacje po tym, jak
ryzykowaliśmy, aby wydostać cię od Dureley’ów. Gdyby nie Ron,
odszedłbyś jeszcze tej samej nocy.
Zdawali sobie sprawę, że wszyscy mieszkańcy domu ich słyszą, ale
nie wiedzieli, że stoją na korytarzu i bezczelnie się wszystkiemu
przysłuchują. Wszystkimi wstrząsnęły słowa Hermiony.
- Nie wiesz, co mówisz. To nie ciebie ściga Voldemort, tylko mnie.
To ja jestem zagrożeniem dla wszystkich, którzy znajdą się w moim
pobliżu. To przeze mnie nie żyją moi rodzice, Syriusz, Dumbledore,
Ron i Ginny. Przeze mnie spłonęła Nora i szukają cię wszyscy Jego
ś
mierciożercy.
- Nie pochlebiaj sobie, nie jesteś pępkiem świata – prychnęła – Chcesz
to idź, proszę bardzo. Ale jeżeli teraz wyjdziesz i zostawisz nas tu
samych będziesz nikim. Już nawet nie tchórzem, ale nikim.
- W takim razie może nadszedł czas, abym stał się nikim, zamiast
przez całe życie być kimś, kto odpowiada za uporządkowanie całego
tego zakichanego bałaganu jaki się zrobił przez ostatnie osiemnaście
lat – odpowiedział jej.
Kilkoma szybkimi ruchami znalazł się przy niej i gromił ją wzrokiem.
Hermiona starała się nie okazywać zadowolenia, ale cała aż
promieniała w duchu. Cieszyła się, że wzbudziła w nim jakiekolwiek
emocje. Od kiedy wyszedł z domu miała wrażenie, że jest pusty,
pomimo tego, że na nią krzyczał. Widziała tę pustkę w jego oczach i
nie potrafiła jej znieść.
- Nie mam pojęcia, jak Ginny mogła cię kochać. Jesteś beznadziejny
Harry Potterze – powiedziała, a wszyscy, którzy podsłuchiwali
wstrzymali oddech, czekając na odpowiedź Harry’ego.
Chłopak stał nieruchomo z wyciągniętą w jej stronę różdżką i
próbował przypomnieć sobie jakieś zaklęcie, które sprawiłoby jej ból,
ale nie takie, które zniszczyłoby ją do końca. Kiedy tak na nią patrzył,
zauważył w jej oczach cień radości. Początkowo pomyślał, że
zwariowała, ale po chwili ją zrozumiał. Przecież Hermiona znała go
jak nikt inny. Nawet Ron nie wiedział o nim tego, co ona. I w mig
pojął jej plan. Specjalnie go rozwścieczyła, aby mógł się rozładować.
Na niej. Pozwoliła mu wyrzucić na siebie wszystkie złe emocja, tak
aby nie zrobił krzywdy sobie. Znała go za dobrze, a ta świadomość
tylko jeszcze bardziej go rozwścieczyła.
- Idź do diabła – krzyknął do niej i wyszedł trzaskając drzwiami.
Hermiona natychmiast pobiegła za nim i nawet nie zauważyła
stojących Weasley’ów, Lupina i Tonks, którzy patrzyli na nią z
wściekłością.
- Gdzie idziesz? – wściekała się, chociaż czuła, że jest już na granicy i
za chwilę nie będzie potrafiła tak dobrze grać swojej roli.
- Nie twoja sprawa – odparł.
- Jasne. Po prostu mnie zlekceważ, jak zawsze, zresztą – warknęła –
Nigdy nie byłam dostatecznie dobra ani dla ciebie, ani dla Rona,
abyście traktowali mnie na równi z sobą. Zawsze mnie odpychaliście,
winna wszelkich kłótni byłam ja. Zaginął Parszywek to od razu
posądziliście mojego kota i mnie, zabrano ci miotłę, kiedy ją dostałeś,
to ja byłam tą złą, bo się o ciebie martwiłam i oczywiście kłótnie z
Ronem rok temu, to też ja zaczynałam i to ja się z niego cały czas
naśmiewałam razem z Lawender Brown. Zawsze było dla was coś lub
ktoś ważniejszego ode mnie – dodała szeptem.
- Jesteś głupia, jeżeli tak o tym myślisz – złość powoli z niego
wyparowywała.
- Och, teraz jestem głupia, tak? Najpierw histeryzuję później ode mnie
uciekasz, a teraz się okazuje, że jestem głupia. Świetnie, niech i tak
będzie.
- A myśl sobie, co ci się żywnie podoba – powiedział i skierował się
w stronę drzwi wyjściowych.
Hermiona przeraziła się, że naprawdę wyjdzie, a wiedziała, że w tym
stanie w jakim się znajdował, wszystkie ich zabezpieczenia diabli
wezmą, bo on z pewnością trafi na śmierciorzerców, albo uda się
prosto do ich pana. Nie mogła na to pozwolić, dlatego narażając się na
jego wściekłość i pogardę rodziny, zagrodziła mu drogę własnym
ciałem. Stanął przed nią i próbował ją odsunąć, ale nawet nie drgnęła.
W jego oczach zapłonął ogień. Poczuła tylko jak popchnął ją z furią
do tyłu, a ona padła prosto na zamknięte nadal drzwi. W głowie
pokazały jej się gwiazdy i jak przez mgłę widziała, że Harry poszedł
na górę. Z jednej strony odczuła ulgę, ale szybko jej przeszło, kiedy
stojący niedaleko widzowie nawet nie podeszli i z czystej grzeczności
jej nie pomogli. W oczach stanęły jej łzy i tak szybko jak tylko
pozwalały jej obolałe części ciała, poczłapała się na górę.
Kiedy stanęła przed drzwiami ich sypialni, nie wiedziała co ma zrobić,
ale słysząc jak Harry przemierza pokój nawet nie otwierała drzwi,
tylko podeszła do pokoju obok. Było tam zimno i ciemno. Kiedy
sięgnęła do kieszeni po różdżkę, zdała sobie sprawę, że zostawiła ją w
ich wspólnym pokoju. Nie miała zamiaru narażać mu się jeszcze
bardziej, dlatego wślizgnęła się w ubraniu pod lodowatą pościel i
starała się rozgrzać, choć wszystkie jej zabiegi dawały marne skutki.
Pragnęła położyć się we własnym łóżku i móc przytulić do ciepłego
ciała chłopaka, ale wiedziała, że jest to niemożliwe. Był na nią za
bardzo wściekły w obecnej chwili, ale wiedziała, że do rana mu
przejdzie. Musi po prostu ochłonąć. Bała się jednak tego, co sobie
pomyślą inni.
Harry przechadzał się po pokoju nie wiedząc, co ma zrobić. Miał za
złe Hermionie jej wszystkie złe słowa, jakie wypowiedziała, ale z
drugiej strony zdawał sobie sprawę, że zrobiła to dla jego dobra i
naprawdę tak nie myśli. Wiedział, że to, co powiedziała było
podyktowane raczej troską, aby nie opuszczał domu. Był tak
nabuzowany, że gdyby nie natrafił na jakiegoś śmierciorzercę to
poszedłby prosto do ich kryjówki w dworze Malfoy’ów, a wtedy
zakończyłoby się to tragicznie. Jednocześnie miał świadomość
prawdziwości niektórych jej oskarżeń.
To prawda, że obwiniał ją o zabranie mu miotły, którą dostał od
Syriusza, a Ron zrzucił na Krzywołapa winę za zniknięcie Parszywka,
a także wyśmiewał się z niej na każdym kroku, kiedy chodził z
Lawender. Ale nie traktował tego na poważnie. Dla niego zawsze była
najlepszą przyjaciółką i najważniejszą kobietą w jego życiu. Tego
uczucia nie przebiła nawet Ginny, ponieważ to właśnie Hermiona była
pierwszą istotną dziewczyną jaką poznał. Jak mogła pomyśleć, że nie
była dla nich ważna? Była częścią jego życia od spotkania w pociągu
w pierwszej klasie, a stała się przyjaciółką, kiedy pokonali trolla w
damskiej toalecie. Ich więzi zaciskały się z każdym ważnym
wydarzeniem. Tyle razem przeżyli, że nie miała prawa zarzucać mu
braku uczuć.
Usiadł na łóżku i usłyszał jak coś się poruszyło za ścianą. Ktoś wiercił
się na łóżku w sąsiednim pokoju i aż się wzdrygnął na myśl, że ona
tam jest. Dlaczego nie przyszła tutaj? Czyżby wolała jednak być
sama? Wstał i cicho wyszedł z pomieszczenia przystając pod
drzwiami tamtego pokoju. Ze środka dobiegły go niewyraźne odgłosy.
Z początku nie wiedział co to może oznaczać, ale po chwili zdał sobie
sprawę, że to płacz. Bez namysłu nacisnął klamkę i aż nim
wstrząsnęło. W pokoju było lodowato. W kominku było ciemno, a
poza tym nikt nie zaglądał do tego pokoju od ich przyjazdu, więc nie
był on nawet ogrzewany. Przesunął wzrokiem po całym pokoju, ale
nigdzie nie zobaczył dziewczyny i gdyby nie pewność, że musi tam
być, wyszedłby uznając go za pusty. Jego wzrok padł na łóżko i
niewyraźny kształt pod pościelą. Niby wszystko było w porządku, ale
całe łóżko trzęsło się, a leżąca w nim dziewczyna najbardziej. Kiedy
stanął nad nią usłyszał jak szczękają jej zęby i zezłościł się jeszcze
bardziej.
- Co ty, do cholery, wyprawiasz? – zapytał ją.
- Śpię, nie widzisz? – odpowiedziała, wynurzając się nieznacznie spod
przykrycia.
- Chyba zamarzasz. W naszej sypialni słyszałem, jak twoje zęby się o
siebie obijają. Zwariowałaś? Wracaj do łóżka – nakazał jej.
- Nie – powiedziała.
- Hermiona, proszę – jęknął – Nadal uważam, że to co powiedziałaś
na dole jest głupotą i tak nie myślisz, ale wiem, że zrobiłaś to żebym
nie wyszedł z domu i przeżył. Nie gniewaj się już na mnie – poprosił.
- Nie o to chodzi – odparła ledwo słyszalnie – Wcale nie jestem zła. Ja
po prostu nie jestem w stanie się poruszyć. Jest tu tak zimno, że chyba
zamarzłam – wyznała.
Chłopak przeraził się jej słowami i dotknął jej lodowatego policzka.
W ogóle cała była zimna jak lód. Odkrył ja i wziął na ręce, chociaż w
pierwszej chwili wydawało się, że nie może się nawet wpasować w
jego ramiona. Jednak nie zamarzła jeszcze do tego stopnia i bez
problemu zabrał ją do łóżka. Nie zawracał sobie głowy prysznicem.
Znał się na pierwszej pomocy wystarczająco, by wiedzieć, że gorąca
kąpiel może jej zaszkodzić. Była w takim stanie, że mógł wywołać u
niej tylko szok termiczny taką metodą. Szybko rozebrał ją z ciuchów,
które były niemal sztywne i przykrył kocami. Machnięciem różdżki
rozniecił większy ogień w kominku, a następnie, ściągnąwszy własne
ciuchy, położył się przy niej starając się ją ograć. Gdy tylko jej
dotknął, jęknął i poczuł w sobie ogromną wściekłość. Jak mogła być
na tyle głupia?
- Gdybym cię tam nie znalazł to rano zabieralibyśmy stamtąd twoje
zamarznięte na kość ciało – warknął jej do ucha, jednocześnie
przytulając ją jeszcze bardziej.
- Wiem, to było naprawdę głupie, ale bałam się, że mnie wyrzucisz –
mruknęła.
- Nie zrobiłbym tego nigdy. Obiecaj mi, że nawet gdybyśmy byli nie
wiem jak pokłóceni ty nie zrobisz ponownie takiej głupoty – poprosił.
- Możesz być pewien, że tego nie powtórzę.
Schowała głowę w zagłębieniu jego szyi. Była na siebie wściekła, że
zamiast wyjść z tego pokoju od razu, najpierw się położyła, a później
postanowiła tylko „chwilkę odpocząć” przez co zasnęła i straciła
wyczucie tego, co się dzieje z jej ciałem. Obudził ją dopiero odgłos
otwieranych przez Harry’ego drzwi. Nie czekała długo i już po kilku
minutach zasnęła ponownie.