Nie czcimy już Marii
Jolanta Grabowska
2011-12-11, ostatnia aktualizacja 2011-12-08 16:10
Uważam, że każdy konwertyta z katolicyzmu na protestantyzm przechodzi drogę Lutra.
Coś się w nim gotuje. Później jest przemiana. I w pewnym momencie przeciwstawia się
potęgom tego świata. No bo niemal wszyscy wokół są przekonani, że Polska i katolicyzm
to dwie nierozerwalne wartości
1. Anna, 34 lata, redaktorka, przeszła do protestantów 1,5 roku temu.
Na mszy za każdym razem czułam, że Kościół katolicki mnie odrzuca. Bo mam inne poglądy
polityczne, światopogląd, pomysł na rodzinę. I że właściwie powinnam się wynosić.
Dziesięć lat mieszkaliśmy z Michałem bez ślubu, nie był nam do niczego potrzebny. Raczej moim
rodzicom i babci, a wiedziałam, że nie zaakceptują ślubu cywilnego. Kościelnego nie byłam w
stanie wziąć. Nie wyobrażałam sobie, że miałabym pójść do spowiedzi i obcemu facetowi
opowiadać o swoich intymnych sprawach.
Mieliśmy dwa zabiegi in vitro - na razie nieudane. Z jednej strony Kościół katolicki wymaga, żeby
zawierać związki małżeńskie i płodzić dzieci - i żadna inna opcja nie wchodzi w grę. A z drugiej,
jak para chce mieć dzieci, to chyba po to Bóg dał nam rozum i umiejętności, żebyśmy z nich
czerpali? Skoro potrafimy powołać do życia istotę, obchodząc problemy, które nie wzięły się od
początku świata, tylko są skutkiem rozwoju cywilizacji, no to pozwólmy sobie pomóc, a nie
wchodźmy w drogę.
Dwa lata temu kupiłam "Niezbędnik Inteligenta" poświęcony religiom. Tak czytam, czytam i myślę:
kurczę, jak człowiek już dorósł i może dokonywać różnych wyborów, to dlaczego nie zdecydować,
w jakim wyznaniu chce się żyć.
Okazało się, że to, co głoszą protestanci, to ja od dawna intuicyjnie czułam, że tak ma być.
Przykłady? Dlaczego mamy modlić się za kogoś, kto umarł - będziemy przekonywać Boga, że
jednak był dobrym człowiekiem i warto go przyjąć do nieba? On chyba wie lepiej? Możemy
pomodlić się za rodzinę, która została i cierpi.
Skoro w Biblii napisane jest, że modlimy się tylko do Boga, a ludzie zostali ukarani za oddawanie
czci wytworom swojej egzystencji, no to tworzenie sobie świętych to jest to samo. To Bóg jest tak
ograniczony, że nie jest w stanie wysłuchać wszystkich naszych modlitw i musi mieć pomocników?
Stwierdziłam, że Kościół katolicki musi się zreformować, ale to nie stanie się szybko. Szkoda mi
życia na czekanie, więc trzeba znaleźć Kościół, który już to zrobił. Luteranie zreformowali się raz,
u kalwinów reforma jest ciągła.
Potem to już była szybka piłka. Chyba pod koniec października 2009 roku zgłosiliśmy się z
Michałem do parafii ewangelicko-reformowanej. Ten trop okazał się fajny. Nikt nie potępił nas za
to, że mieszkamy razem. Ani za in vitro.
Podczas dyskusji, chyba podczas studium biblijnego, padło takie porównanie, że wiara to jest
wspinanie się po górze, ale na szczyt prowadzą różne drogi - czyli można zostać zbawionym, będąc
ewangelikiem, katolikiem, mahometaninem, żydem itd. Pastor tak słucha, słucha i mówi: - A ja nie
jestem pewien, czy ta góra jest tylko jedna.
W Kościele katolickim zawsze przeszkadzało mi zamknięcie i wrogość do innych wyznań i religii.
Tu pastor na kazaniach odwołuje się do pism księdza Twardowskiego, do filozofów niezwiązanych
z religią, do literatury. I ludzie naprawdę słuchają.
Nie przeszkadzają dzieci biegające po kościele, bo w tym czasie mają szkółkę niedzielną. Idą
swoim trybem aż do konfirmacji, która jest w wieku 14-15 lat, kiedy potwierdzają, że chcą należeć
do tego Kościoła, wtedy pierwszy raz przyjmują komunię.
Więc to jest taka godzina dla dorosłych, która ma coś wnieść, a nie odklepywanie różnych formuł,
tu wstaniemy, tam klękniemy.
Mamie od początku spodobał się ten pomysł. Tata na starość zrobił się bardzo religijny, więc
mieliśmy duże obawy, jak zniesie nasze przejście do protestantów. A najlepsze, że powiedzieliśmy
im o tym w Poniedziałek Wielkanocny. Tata: "No dobrze. Ale muszę jeszcze porozmawiać z
proboszczem". Nie wiem, co z tej rozmowy wynikło, bo kiedy poszłam po odpis aktu chrztu, to
miałam ciężką przeprawę. "To jest zaprzeczenie wszystkiemu, w czym do tej pory byłaś
wychowywana" - usłyszałam od księdza.
Konwersję mieliśmy w czerwcu ubiegłego roku.
Tata wytłumaczył sobie, że to też jest chrześcijaństwo. W sumie moi rodzice cieszą się, że jestem
teraz bliżej jakiejkolwiek religii.
Jak zmieniliśmy wyznanie, stwierdziłam, że teraz mogę zostać żoną. Ślub był w drugi dzień Świąt
Bożego Narodzenia.
Kiedy przychodzę do pastora z jakimś pytaniem, zawsze odpowiada pytaniem: a jak to wygląda w
twoim sumieniu? No choćby to uprawianie seksu bez ślubu. Czy to w twoim mniemaniu jest
cudzołóstwo? Czy jesteście sobie i Bogu oddani? Jeśli tak, to w porządku. Samemu trzeba
rozwiązać ten dylemat.
Przychodzi mi na myśl takie porównanie: jesteśmy owieczkami, a pastor to jest pasterz, który nas
może trochę pogania. A księża katoliccy to są psy, które gryzą po nogach - przecież z ambon
wytyka się wiernym wiele rzeczy.
W Kościele katolickim jest nacisk, że wiecznie za mało się robi. Na zbawienie musisz zasłużyć.
Ciągle straszy się piekłem.
A tutaj nic nie trzeba, bo przekaz jest taki, że będziemy w tej wiecznej szczęśliwości. Co prawda nie
wszyscy zostali do tego przeznaczeni. Ale generalnie ufamy, że zostaliśmy wybrani - o tym
świadczyć mają nasze dobre uczynki. Więc staramy się robić dobrze nie dlatego, że chcemy
zasłużyć na nagrodę. Tylko dlatego, że tak zostaliśmy stworzeni, że chcemy robić dobrze i sprawia
to nam przyjemność.
Więc bycie kalwinką daje mi większy spokój na co dzień.
2. Justyna Florjanowicz-Błachut , 31 lat, w biurze biegłych rewidentów zajmuje się administracją
oraz tłumaczeniami z rosyjskiego i angielskiego. Przemek Florjanowicz-Błachut , 33 lata, prawnik.
Przeszli na protestantyzm kilkanaście lat temu.
Ona: Smuci nas, że w Polsce można być albo katolikiem, albo ateistą. Ludzie, którzy są zniechęceni
do Kościoła katolickiego, często sądzą, że jest tylko jedno wyjście z tej sytuacji: ucieczka. Mamy
znajomych, widzimy, że mają potrzeby religijne, ale nie są w stanie przezwyciężyć w sobie tej
blokady, że alternatywą może być inny Kościół niż katolicki. Bo musisz wtedy zaprzeczyć całemu
dotychczasowemu życiu - to jest strasznie trudne. Bo rodzina jest katolicka od pokoleń - to zdrada
wiary ojców.
On: Uważam, że każdy konwertyta z katolicyzmu na protestantyzm przechodzi drogę Lutra. Coś się
w nim gotuje. Później jest przemiana. I w pewnym momencie przeciwstawia się potęgom tego
świata. No bo niemal wszyscy wokół są przekonani, że Polska i katolicyzm to dwie nierozerwalne
wartości.
Ona: Ja nie uważam, że Kościół katolicki jest be i wszystko, co najgorsze. I że człowiek nie może
znaleźć w nim Boga - może. Każdy ma swoją drogę. Całe życie modliłam się, żeby ją znaleźć. I
mam właśnie taką.
On: Na początku był bunt, że ten mój Kościół katolicki tak politykuje. Był 1992 rok, niedawno
religia weszła do szkół, biskupi zabierali głos niemal w każdej sprawie. Byłem i nadal jestem
zdania, że Kościół ma prawo wypowiadać się publicznie, ale w sprawach społecznych. Wybory
polityczne powinien pozostawić sumieniu swoich członków.
Potem zafascynowała mnie teologia protestancka - jej zgodność z Biblią i rozumem. Najważniejszy
jest Bóg i jego wcielone Słowo. Chrystus jest głową Kościoła (nie papież - człowiek). I jedynym
pośrednikiem między człowiekiem a Bogiem (nie ksiądz). Maria Panna oraz tzw. święci jako
świadkowie wiary otaczani są szacunkiem, ale nie czcią, która należy się tylko Bogu.
Ona: W liceum siedziałam w jednej ławce z luteraninem. Kiedyś poszłam z nim do kościoła.
Miałam 15 lat, jak zaczęłam przychodzić tutaj na spotkania młodzieżowe. Traktowałam je jako
zajęcia z religioznawstwa. Cały czas byłam w oazie, chórze, grupie teatralnej przy jednym z
zakonów, udzielałam się przy zakładaniu świetlicy w parafii.
On: Jak miałem 14 lat, na lekcji historii dowiedziałem się, że był ktoś taki jak Marcin Luter.
Przeczytałem jego 95 tez - budziły moje głębokie zrozumienie.
Interesowałem się historią regionu i miasta, w którym się urodziłem. Okazało się, że przed 1945
rokiem w Gorzowie Wielkopolskim był inny Kościół, a te kościoły, które teraz są katolickie, kiedyś
w większości były ewangelickie. Poznałem dyrektora lokalnego muzeum, on akurat był kalwinistą,
zaprosił mnie do swojego kościoła, żebym zobaczył, jak to wszystko wygląda w praktyce.
Zacząłem korespondować z kilkoma osobami, które zmieniły wyznanie. Zostałem konfirmowany,
gdy miałem 17 lat.
Ona: Po trzech, może czterech latach zauważyłam, że to, co w Kościele katolickim zawsze było dla
mnie problemem, tutaj nim nie jest.
On: Tata jest liberalny w sprawach religijnych. Jak się dowiedział o moich zamiarach, powiedział: -
Masz swój rozum, możesz ocenić, czy to jest dla ciebie. Mamę przekonywałem, że to nie jest żadna
sekta, tylko część chrześcijaństwa zachodniego, na świecie jest kilkadziesiąt milionów luteran, a
wszystkich protestantów kilkaset. Argumentowałem: - Zobacz, to wyznanie jest takie życiowe,
zgodne ze zdrowym rozsądkiem. Ksiądz może mieć żonę. Ma doświadczenie rodzinne, więc ma
legitymację, żeby wypowiadać się o wychowaniu dzieci czy problemach małżeńskich, doradzać.
Ona: Konwertowałam, gdy miałam 21 lat. Byliśmy już wtedy z Przemkiem narzeczeństwem. Nie
chciałam, żeby myślał, że robię to ze względu na niego. Został powiadomiony dwa dni wcześniej,
że ma stawić się tego dnia, o tej godzinie. Zrobiłam to wyłącznie dla siebie. I też w takim poczuciu,
że ja nie zmieniam religii ani Boga. Tutaj najważniejsze było dla mnie, że liczy się tylko Słowo. Że
mogę czytać Biblię i próbować sama ją interpretować, bo przecież inaczej nie poznam Pana Boga.
Poczułam się jak w domu - dobrze. Że nie muszę nic nikomu udowadniać. Tu łaska zbawienia jest
dana za darmo. Nie musisz odklepać iluś modlitw, zachowywać nie wiadomo jakich postów. Dla
mnie to było niesłychanie uwalniające odkrycie! Zabrzmi to górnolotnie, ale wtedy zaczynasz czuć,
że Bóg cię kocha!
On: Każdy Kościół ma swoje probierze zaangażowania. Dla przeciętnego katolika przeważnie jest
to tylko i wyłącznie obecność na mszy w niedzielę. Dla protestanta niekoniecznie, to jest tylko
jedna z form. U nas niepójście w niedzielę do kościoła nie jest grzechem. To jest twój wybór, czy
chcesz uczestniczyć w nabożeństwach, pogłębiać wspólnotę z innymi.
Ona: Moja mama jest wierząca. Tata nie bardzo. Ale są mocno przywiązani do tradycji typu
święcenie jajek. Na początku był szok: - Jak to, nie będzie tego? Były dramatyczne sceny. Proces
akceptacji trwał latami. Śmiesznie się skończyło. Miałam zostać chrzestną mojej siostrzenicy.
Wydawało się to proste, bo w 2000 roku zostało podpisane porozumienie o wzajemnym uznawaniu
chrztu przez różne Kościoły. Ale ksiądz nie chciał nadstawiać głowy i nie zgodził się. Chrzestną
została kuzynka. Moja mama była oburzona: - Przecież te wyznania są takie podobne, o co chodzi?
To był najlepszy dowód, że w końcu zaakceptowała. Myślę, że w sumie ta moja konwersja dobrze
zrobiła rodzinie. Musieli zweryfikować swój punkt widzenia: w co wierzę, co jest dla mnie ważne.
Teraz są bardziej świadomymi katolikami.
On: W tym Kościele świeccy mają dużo do powiedzenia, nie jesteśmy tylko klientami. Przykłady?
Wybieramy swojego proboszcza. Nasi przedstawiciele wybierają biskupa. Zarządzamy finansami
parafii. Mam wymieniać dalej?
W naszej parafii znaczna część osób, które się angażują, to są właśnie konwertyci. Sami
wybraliśmy ten Kościół, więc chcemy przejąć za niego część odpowiedzialności. Poza tym
doceniamy wolność, która została nam tutaj dana. W Kościele katolickim ciągle ktoś ci coś kazał,
mówił: tego, tamtego ci nie wolno. Tu praktyka jest taka, że jeśli chcesz, to możesz postępować tak
i tak, bo to jest twoje sumienie i twoja odpowiedzialność. Ksiądz nie będzie cię pilnował, bo twój
Bóg i Zbawca i tak cię widzi.
3. Rodziny: Prenetów, Serlikowskich i Pyszów. Od pięciu lat przechodzą po kolei na protestantyzm.
Władek, 78 lat, emerytowany technik mechanik: - Moja niechęć do Kościoła katolickiego zaczęła
się w domu rodzinnym. Ojciec służył w armii austriackiej, w 1921 roku wrócił do Rzeszowa,
przywiózł ze sobą żonę Rosjankę, miała na nazwisko Sobol. Chciał, żeby zmieniła wyznanie z
prawosławnego na katolickie, krzyczał, bił ją. W parafii był proboszcz, który poradził jej: - Mario,
ja cię przyjmę dla spokoju w domu. Zgodziła się, ale do kościoła chodziła rzadko. Wolała iść w las,
nad jeziorko i tam modliła się do swojego Boga. My, dzieci, musieliśmy chodzić na msze, nie było
zmiłuj, inaczej ojciec lał, zawsze sprawdzał, co ksiądz mówił na kazaniu. Jak wyfrunąłem z domu,
do kościoła chodziłem od wielkiego dzwonu.
Dopiero na starość zatęskniłem do wspólnoty. Mama zawsze powtarzała, że trzeba wierzyć, bo bez
tego człowiek gubi się w świecie. I że nieważne, jak ten Bóg się nazywa. Już miałem zgłosić się do
cerkwi, najbliższa jest w Wydminach, ale dowiedziałem się, że tam są starowierzy, a nie
prawosławni. I podlegają pod Watykan - to mi nie odpowiadało. Poszedłem tutaj, w Piszu, do
parafii luterańskiej, powiedziałem proboszczowi, co i jak, odpowiedział, że chętnie mnie przyjmie.
Zobaczyłem pierwszy raz świątynię: skromniutko, tylko ołtarzyk, Chrystusik wisi, żadnych cacek,
bogatego strojenia. Konwersję miałem w październiku 2006 roku. Od tego czasu zacząłem się
angażować. W każdy wtorek i piątek jeżdżę rano do piekarni po chleb, później na plebanii wydaję
go biednym, przychodzi koło 70 osób. Mnie się zdaje, że ten Kościół jest bliżej ludu.
Maciej, lat 45, kiedyś suwnicowy w fabryce sklejek, dzisiaj kierowca: - Trzy lata temu, w lipcu,
urodziła się nam córka. Martwa. Dziewiąty miesiąc - okręciła się pępowiną. Pojechaliśmy z siostrą i
z córką do naszego proboszcza załatwić pogrzeb. Wchodzimy, mówię, że taka i taka sprawa. Jego
pierwsze słowa: - To będzie kosztowało jedną ósmą zasiłku pogrzebowego, czyli jakieś 800 złotych.
Ja: - Nawet nie wiem, czy coś się nam należy. On: - Przynieście papiery, to zobaczę.
Żadnego współczucia, pytania: jak to się stało? Wrrr... Aha, jeszcze dodał, że nie będzie
wprowadzenia ciała do kaplicy, mszy, od razu na cmentarz i do ziemi.
Dlaczego? Bo córka nieochrzczona. Bo byłem na bakier z Kościołem, nie chodziłem w ogóle. No,
ale żona była, to znaczy jest, bardzo wierząca. Nie wiem, o co mu chodziło...
Wróciłem do szpitala, opowiadam wszystko Eli, ona: - A może ksiądz Marcin? Ojczym dwa lata
wcześniej przystąpił do ewangelików, tak zawsze zachwalał. Zadzwoniłem do niego, poszliś-my do
pastora, ten: - Nie ma problemu.
Była kaplica, nabożeństwo, Gabrysia została godnie pożegnana.
Zacząłem uczęszczać do ewangelików na nabożeństwa. Czułem, że to jest dla mnie. Co mi się
podobało? Kazania. Nie ma jakichś listów biskupów. Ofiar: dajcie na kwiaty, na ławki, na światło.
Do konwersji potrzebny jest odpis aktu chrztu, poszedłem po niego do św. Jana, bo tam zostałem
ochrzczony. Miałem polać wody, że wyjeżdżamy z żoną za granicę i na wszelki wypadek chciałbym
mieć akt chrztu. Bo gdybym trafił na starego proboszcza i powiedział prawdę, na bank bym nie
dostał. Przede mną było u niego parę osób w tej sprawie, wszystkim odmówił, wpisał do kartoteki,
że "czasowo zbłądzili". Na szczęście była tylko sekretarka i o nic nie pytała.
Wstąpiłem w styczniu 2009 r. Rodzice całe życie krytykowali Kościół katolicki, więc nie było
sprawy. Żona wręcz się ucieszyła, że będę bliżej Boga. Teściowa, taki uuu moher, nieźle to przyjęła
- aż jestem zdziwiony.
Mój były katolicki proboszcz - ten, który robił takie problemy z pogrzebem Gabrysi - chodził po
kolędzie. Przydybałem go na ulicy i wygarnąłem wszystko! Spuścił oczy, nic nie mówił.
Widocznie Bóg tak chciał, zabrał nam córkę, ale wynagrodził w inny sposób. Jestem blisko Niego.
Zdrówko się polepszyło, prawie 26 lat pracowałem na dźwigu, tarczyca mi dokuczała, czułem się
wypompowany.
Ksiądz jest teraz wzorem do naśladowania: to, jak odnosi się do ludzi.
I ta pomoc, którą organizuje: rozdawanie biednym żywności, wypożyczalnia sprzętu
rehabilitacyjnego, dzienny ośrodek dla psychicznie chorych; korzystają z tego głównie katolicy, bo
nas jest garstka.
No i zięć! Wie pani, że my z żoną dwa dni jak otumanieni przy ścianach chodziliśmy, kiedy Marcin
i Paulina powiedzieli, że zamierzają się pobrać? Szok: nasza córka pastorową! Z tego, co
obserwowaliśmy, to dużo panien do niego uderzało, z wyższych półek.
Krystyna, lat 70, prawie całe życie pracowała w rzeźni: - W 1979 roku zmarła moja babcia, kościół,
msza, ja jak dobra dusza poszłam do spowiedzi. I mówię księdzu, jak jest: Uciekłam od męża z
dwójką małych dzieci, bo pił, bił, w więzieniu siedział. Pracowałam jako magazynierka w pegeerze,
tam poznałam Władka - był moim szefem. Odkąd z żoną mu nie wyszło, żyjemy razem.
Powiedział, że nie da mi rozgrzeszenia. Myślałam, że mnie łzy zaleją. Zapytałam: Jakbym miała
codziennie innego mężczyznę, to dałby mi ksiądz rozgrzeszenie? "Tak". A jak żyję z jednym, jak
Pan Bóg przykazał, który jest ojcem dla moich dzieci, to nie dostanę? "Nie".
Więcej do kościoła nie poszłam. W niedzielę brałam książeczkę czy różaniec i modliłam się w
domu. Czułam się taka poniżona - jakbym jakąś zbrodnię popełniła. Wydawało mi się, że Bóg
kopnął mnie w tyłek i już mnie nie chce. Ponad 30 lat nie byłam u komunii, strasznie mi to ciążyło.
Kiedy Władek poszedł do ewangelików, wczaiłam się raz, drugi, trzeci. Ooo, leży mi to! Co
konkretnie? Mogłam się pomodlić. Kiedyś do katolickiego kościoła chodziłam rzadko, bo nie
mogłam się skupić. To oglądanie, ta tak ubrana, tamta taką ma fryzurę.
Konwersja była w kwietniu rok temu. Siostra, córka, wnuczki - nikt nie powiedział mi złego słowa.
Bozia jest wszędzie ta sama.
Paulina, lat 19, żona księdza Marcina: - Przygotowywałam się do bierzmowania. Mama mówiła:
"Chodź na te spotkania". Mówiłam, że byłam, a naprawdę byłam gdzie indziej. Co mnie
zniechęcało? Wszystko: wkuwanie na pamięć. I nie było żadnej dyskusji z księdzem. Zresztą na
lekcji religii z katechetką też nie.
Przystąpiłam do "bierzmowania", ale u luteran. Konfirmacja była równocześnie moją konwersją.
Wstępowałam tego samego dnia co babcia Krysia.
Przed były długie rozmowy z mamą. Pytała, czy jestem świadoma konsekwencji, nie wiadomo, na
kogo trafię, bo ludzie jednak inaczej postrzegają mieszane pary. No, ale wszystkie obawy zniknęły,
kiedy zaczęłam chodzić z pastorem.
Pobraliśmy się w ostatnią sobotę sierpnia.
Ela, 44 lata, wcześniej prowadziła własny sklep, obecnie terapeutka kulinarna w dziennym ośrodku
dla psychicznie chorych prowadzonym przez parafię ewangelicką: - Po śmierci Gabrysi czułam
głęboki żal do przedstawicieli Kościoła katolickiego. Jak można tak postępować z ludźmi?
Jeszcze jakiś czas chodziłam do kościoła. Później raz do katolickiego, raz do ewangelickiego.
Porównywałam, jak jest tu, a jak jest tu.
Teraz chodzę tylko do ewangelickiego. Czuję się protestantką. Chociaż formalnie nadal jestem
katoliczką. I coraz bardziej mi to ciąży, że jeszcze jestem w tych statystykach. Mam ochotę
wystąpić, ale jeszcze muszę do tego dojrzeć.
Uszanowałam decyzję męża. Z córką miałam problem. Za szybko się to wszystko działo - to był
szok!
Ja w tym Kościele czuję ogromną bliskość z Bogiem. W Kościele katolickim tego nie odczuwałam.
Przed samym Bogiem wyznaję grzechy. Wgłębiam się w Ewangelię, coraz więcej rozumiem i lepiej
wiem, w co wierzę. Inna jest duchowość, naciska się nie tylko na pobożność kościelną, ale przede
wszystkim na pobożność codziennego życia.
Moja mama nie jest zrażona, bo jako
miała opiekunkę ewangeliczkę. Mówi: "Nieważne, w
jakim Kościele, byle był ten kontakt z Bogiem".
Syn - teraz ma 22 lata - też nie przystąpił do bierzmowania. Też chodzi do ewangelickiego kościoła.
Mówię czasem: Rafał, a może dzisiaj pójdziesz do katolickiego? "Nawet mi nie wspominaj".
http://wyborcza.pl/1,75480,10783803,Nie_czcimy_juz_Marii.html?as=1&startsz=x
dostęp: 24.12.2011 / 15:17:04
Źródło: Duży Format