0
PENNY JORDAN
PUSTYNNE NOCE
1
PROLOG
- Nie zapomnisz o mamusi, kiedy będzie zarabiać na chlebek,
prawda, córeńko?
Mariella współczująco patrzyła w załzawione oczy Tani, swej
młodszej przyrodniej siostry, gdy ta podała jej czteromiesięczne niemowlę.
- Wiem, że nikt lepiej od ciebie nie zaopiekuje się moim
maleństwem - dodała z przejęciem Tania. - Po śmierci rodziców zastąpiłaś
mi matkę. Wolałabym podjąć pracę, która nie łączy się z koniecznością
wyjazdu, ale ten sześciotygodniowy kontrakt na występy podczas rejsu
wycieczkowym transatlantykiem okazał się tak korzystny, że nie mogłam
sobie pozwolić na jego odrzucenie. Wiem, wiem! Gotowa jesteś
utrzymywać mnie i małą - nie dopuściła Marielli do słowa - ale taka
sytuacja byłaby nie do przyjęcia. Chcę stać się całkowicie niezależna i
odpowiadać za siebie. Poza tym utrzymywanie Fleur jest obowiązkiem jej
ojca, a nie twoim! - dodała z goryczą. - Nie mam pojęcia, co widziałam w
tym draniu i słabeuszu! Wymarzyłam sobie szalony romans z szejkiem,
który miał kochać mnie do grobowej deski! Piękny sen zmienił się w
koszmar.
Mariella przyjaźnie spojrzała na Tanię, dodając jej w ten sposób
otuchy. Trudno dojść do siebie po tak bolesnym rozczarowaniu.
- Naprawdę nie musisz się martwić o pieniądze, Taniu - zapewniła
łagodnie. - Zarabiam tyle, że wystarczy dla nas trzech, a w domu miejsca
jest aż nadto.
RS
2
- Wiem, kochanie, i zdaję sobie sprawę, że chętnie zaharujesz się na
śmierć, żeby mnie i Fleur niczego nie zabrakło, ale nie pozwolę, żebyś nas
utrzymywała. Wystarczy, że przez tyle lat byłam pod twoją opieką, kiedy
straciłyśmy rodziców. Miałaś wtedy zaledwie osiemnaście lat, o trzy lata
mniej niż ja teraz. Pamiętam, jak wyszło na jaw, że jesteśmy bez grosza.
Tata na pewno chciał nam zapewnić dostatek, ale nie przypuszczał, że tak
szybko odejdzie z tego świata. Liczył na to, że dochód z akcji pozwoli
spłacić kredyt wzięty na dom, ale nie przewidział nagłej bessy na giełdzie.
Siostry w milczeniu popatrzyły na siebie. Po matce obie miały
delikatną budowę, drobne owalne twarze, jasne włosy o rudawym połysku
oraz nieskazitelną brzoskwiniową cerę. Tania odziedziczyła wysoki wzrost
i piwne oczy swego ojca, a Mariella ciemnoturkusowe tęczówki
lekkomyślnego pana, który niespełna rok po jej narodzinach doszedł do
wniosku, że znudziły my się obowiązki związane z małżeństwem i
ojcostwem, więc opuścił żonę i córeczkę.
- Ella, będę dzwonie codziennie - przyrzekła Tania zduszonym
głosem. - Musisz mi wszystko opowiadać.Chcę znać każdy szczegół
dotyczący mojej córeńki. Czuję się winna... Kochana, śliczna Fleur.
Mariella uścisnęła siostrę, trzymając małą na ręku.
- Taksówka czeka - przypomniała, wypuszczając Tanię z objęć.
Łagodnym ruchem otarła łzy spływające jej po policzkach.
- Ella! Mam dla ciebie fantastyczny kontrakt. - Mariella poznała głos
swojej agentki, Kate. Ułożyła wygodniej trzymaną w ramionach Fleur i
spojrzała na nią czule. Dziecko chciwie piło z butelki.
RS
3
- Mnóstwo wspaniałych koni! Klient ma własną stadninę i tor
wyścigowy w Zuranie. Należy do tamtejszej rodziny królewskiej.
Zapewne dowiedział się o tobie od faceta z Kentucky, którego koń wygrał
miejscowe derby. Jakiś czas temu namalowałaś portret zwycięzcy. Ten
gość z Zuranu chce, żebyś tam przyleciała. Oczywiście pokrywa wszystkie
koszta. Jego zdaniem, powinnaś na miejscu przeprowadzić wstępny
rekonesans, obejrzeć stajnie i te jego zwierzaki. Potem omówicie warunki.
Mariella roześmiała się, bo wiedziała, że agentka nie podziela jej
zauroczenia zwierzętami. Nic dziwnego, skoro nosiła najelegantsze
markowe ubrania, a sterylne mieszkanie urządziła na biało. W takim
świecie nie było miejsca dla czworonożnych przyjaciół.
- Ella, co to za hałasy? - zapytała nagle agentka płaczliwym głosem.
- Fleur gaworzy. Właśnie ją karmię. Ciekawe zlecenie,lecz teraz
jestem zawalona pracą. Zresztą nie ma mowy, żebym teraz poleciała do
Zuranu. Przede wszystkim opiekuję się małą. Spędzi u mnie sześć tygodni,
więc...
- Nie ma problemu. Jestem pewna, że książę Said zgodzi się, abyś ją
także przywiozła. Teraz mamy łuty, w Zuranie trwa najpiękniejsza pora
roku. Pogoda jest śliczna: umiarkowane temperatury, cudowne powietrze.
Ella, nie możesz odmówić. Na samą myśl o prowizji, którą dostanę, gdy
kontrakt zostanie zawarty, chce mi się skakać z radości.
- Ach tak! - Ella wybuchnęła śmiechem. Przypadek sprawił, że zajęła
się portretowaniem zwierząt. Początkowo malarstwo stanowiło dla niej
wyłącznie hobby. Chętnie pracowała nad portretami ulubieńców swoich
przyjaciół, którzy zrobili jej reklamę wśród innych znajomych.
Wiadomość podawana z ust do ust rozeszła się szeroko. Z czasem hobby
RS
4
stało się jej zawodem. Zarabiała nieźle, a dochody pozwalały na wygodne
życie. W innych okolicznościach natychmiast przyjęłaby tak intratną
propozycję.
- Chętnie pojechałabym do Zuranu - odparła - ale teraz najważniejsza
jest Fleur.
- Przegapisz fantastyczną okazję - ostrzegła Kate. -Już mówiłam, że
możesz zabrać małą. Nic jej nie grozi. Pojechałabyś na tydzień. To byłby
wstępny rekonesans, pierwszy kontrakt z nowym zleceniodawcą. Wszelkie
obawy odnośnie zagrożenia dla zdrowia są bezsensowne. Zuran jest
czystym, nowoczesnym miejscem.
Ella obiecała, że rozważy wszystkie za i przeciw, a potem spokojnie
podejmie decyzję.
Okna jej niezbyt dużego, dwupiętrowego domu wychodziły na park.
Uznała, że mimo mżawki Fleur powinna odetchnąć świeżym powietrzem,
więc wsadziła ją do staromodnego wózka, który sama wybrała. Tania, w
przeciwieństwie do niej, wolała nowoczesne wzornictwo.
- Ella, zachowujesz się, jakbyś dobiegała siedemdziesiątki -
marudziła Tania. - Powinnaś lubić nowości. Masz dopiero dwadzieścia
osiem lat. Nie rób z siebie staruszki.
Poprawiając materacyk, Mariella przyznała w duchu, że gust ma
dosyć tradycyjny. Zmarszczyła brwi, bo wyczuła pod kołderką papierową
kulkę, a ostre krawędzie mogły podrażnić delikatną dziecięcą skórę. W
pierwszym odruchu chciała wyrzucić papier, ale zmieniła zdanie, poznając
charakter pisma siostry.
RS
5
Rozprostowała kartkę. Był to Ust z adresem umieszczonym nad
tekstem jak w oficjalnych pismach: Szejk Xavier Al Agir, Quaffire Beach
Road 24, Zuran City.
Serce Marielli biło mocno, gdy starannie wygładziła list i przeczytała
pierwsze zdanie:
Skrzywdziłeś mnie i Fleur, zmarnowałeś nam życie, dlatego zawsze
będę Cię za to nienawidzić.
Miała w ręku list Tani do ojca Fleur. Siostra niechętnie o nim
mówiła. Udało się z niej wyciągnąć, że ukochany jest bogaczem z
Bliskiego Wschodu, którego poznała podczas występu w nocnym klubie.
Mariella oburzała się, że tak łatwo odrzucił ciążące na nim
obowiązki. Powinien zaopiekować się Tanią i Fleur.
No i proszę! Teraz wydało się, że ten drań mieszka w Zwanie.
Zmarszczyła czoło, starannie składając list. Zdawała sobie sprawę, że nie
ma prawa się wtrącać, ale... Czy byłoby to zwykłe natręctwo? A może tak
chce los? Mariella od lat daremnie wypatrywała sposobności, aby
wygarnąć ojcu, od niedawna już nieżyjącemu, całą prawdę. Teraz
przynajmniej miałaby okazję utrzeć nosa draniowi, który zawiódł jej
siostrę. Na pewno żył i miał się dobrze.
Ucałowała Fleur, pobiegła do telefonu i wystukała numer agentki.
- Kate, przemyślałam sprawę - zaczęła bez żadnych wstępów. -
Chodzi o wyjazd do Zuranu.
- Zmieniłaś zdanie! Super! Jestem pewna, że nie pożałujesz. No
wiesz, ten facet jest strasznie bogaty, więc zapłaci słono za
unieśmiertelnienie na płótnie swoich czworonożnych faworytów.
RS
6
Słuchając tej paplaniny, Mariella z ponurą miną uznała, że Kate za
dużo mówi o pieniądzach, lecz pomimo nadmiernego materializmu i
lekceważenia emocji jest znakomitą agentką.
RS
7
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Mariella odebrała bagaż i ruszyła do wyjścia. Przyznała w duchu, że
port lotniczy w Zuranie po prostu lśni czystością. Jak zapowiedziała Kate,
książę Said nie skąpił pieniędzy, bo ogromnie mu zależało na jej wizycie.
Leciały pierwszą klasą, a Fleur była traktowana jak mała królewna.
Mariellę uprzedzono, że kierowca z Beach Club Resort, gdzie miały
zamieszkać, będzie na nie czekał i odwiezie pod same drzwi osobnego
bungalowu. Dzięki znajomościom księcia w sferach dyplomatycznych
udało się załatwić paszport dla małej. Gdy Tania wyraziła zgodę, rzecz
poszła błyskawicznie.
Mariella wyciągała szyję, szukając człowieka, który miał je odebrać
z lotniska. Powinien mieć tabliczkę z jej nazwiskiem.
Odniosła wrażenie, że coś dzieje się za plecami, lecz nie dlatego, że
powstał jakiś szum; wręcz przeciwnie, wszyscy nagle się uciszyli.
Zaniepokojona odwróciła głowę i otworzyła szeroko oczy, widząc, że tłum
rozstępuje się przed grupą mężczyzn w białych szatach. Niczym straż
przednia torowali szerokie przejście dla mężczyzny, który szedł za nimi po
marmurowej posadzce. Usuwali mu z drogi wszelkie przeszkody. Był od
nich wyższy. Nie rozglądał się na boki, więc Mariella patrząca okiem
artystki spokojnie podziwiała arystokratyczny profil i dumną postawę, bez
wątpienia cechującą człowieka przywykłego do rozkazywania.
Nagle ogarnęła ją instynktowna niechęć. Ten facet działał jej na
nerwy. Nie wzbudzał sympatii. Był zbyt arogancki, zadufany w sobie, a
zarazem emanował męskim urokiem, który wzbudził w niej dziwną
RS
8
tęsknotę. Odruchowo mocniej przytuliła małą Fleur. Dziecko głośno
krzyknęło, wyrażając niezadowolenie.
Mężczyzna, który właśnie zrównał się z nimi, posępnymi, ciemnymi
oczyma spojrzał na Mariellę. Zadrżała, bo pod jego wzrokiem poczuła się
nagle bezbronna. Nie tyle rozbierał ją wzrokiem, co zaglądał do duszy.
Uświadomiła sobie, że przez dłuższą chwilę obserwował jej twarz, a raczej
patrzył prosto w oczy. Minę miał pogardliwą i sprawiał wrażenie
rozgniewanego. Fleur znowu krzyknęła. Natychmiast zmierzył ją
spojrzeniem, obserwował przez chwilę i znów popatrzył na Mariellę, jakby
chciał coś sprawdzić.
Nie wiedzieć czemu twarz jego przybrała wyraz jawnej pogardy, a
usta zacisnęły się w ponurym grymasie. Mariella poczuła, że rumieni się z
oburzenia.
Jak śmiał patrzeć na nią w ten sposób? Nie dbała o to, kim jest ten
ważniak. Kiedyś wyobrażała sobie, że tak właśnie ojciec spojrzał na
matkę, nim odszedł, zostawiając ją w beznadziejnej sytuacji. Mariella
dobrze pamiętała, jak trudno im było związać koniec z końcem, zanim
kochający i dobry ojczym wyciągnął je z biedy oraz poniżenia, w którym
dotąd żyły.
Niewielka grupa mężczyzn równie szybko i cicho jak przedtem
minęła hol i zniknęła jej z oczu. Osobliwe i dość pretensjonalne
widowisko, uznała w duchu Mariella, gdy odnalazła wreszcie kierowcę
czekającego na nią cierpliwie. Łaskawie pozwoliła zaprosić siebie i Fleur
do luksusowej, klimatyzowanej limuzyny.
RS
9
Beach Club Resort zapewniał standard wyższy niż inne
pięciogwiazdkowe hotele. Do takich wniosków doszła Mariella, gdy kilka
godzin później skończyła zwiedzanie swego nowego lokum.
Bungalow, w którym ją umieszczono, miał dwie obszerne sypialnie,
małą kuchenkę, salon, wydzielony taras z jacuzzi, lecz największe
wrażenie zrobiły na niej starania kierownictwa, żeby zadbać o wszelkie
potrzeby niemowlaka. W sypialni umieszczono spore łóżeczko, do łazienki
wstawiono nowiutką wanienkę, w łazience obok kosmetyków i przyborów
toaletowych dla pani były również wszelkie dziecięce akcesoria, a
lodówka pękała w szwach od markowej żywności dla maluchów. Ale
dopiero list od dyrektora Beach Club z informacją, że możliwe jest
również przygotowanie świeżutkich posiłków dla maleńkiej klientki,
sprawił, że Mariella całkiem się uspokoiła.
Położyła spać Fleur, która zasnęła szybko i grzecznie, jakby leżała
we własnym łóżeczku. Nadszedł czas, aby zadzwonić do Tani. Jej
transatlantyk krążył po wodach Karaibów i Zatoki Meksykańskiej.
- Ella, jak tam Fleur? - spytała natychmiast.
- Śpi jak aniołek - zapewniła Mariella. - Dobrze zniosła lot. Wszyscy
ją rozpieszczali. Co u ciebie?
- Och, świetnie. Haruję... Co wieczór mam dwa występy i ani chwili
dla siebie, ale płacą świetnie. Ella, muszę kończyć. Ucałuj ode mnie Fleur.
Gdy Mariella przerwała połączenie i spojrzała na aparat, ogarnęło ją
poczucie winy. Nie powiedziała Tani, że postanowiła spotkać się z jej
kłamliwym adoratorem i wygarnąć mu prawdę w oczy. Siostra dość lekko-
RS
10
myślnie poszła z nim do łóżka, ale z pewnością nie kłamała, mówiąc, że
była w nim zakochana i wierzyła, że mają przed sobą wspólną przyszłość.
Źle spała tej nocy. Śnił jej się arogancki mężczyzna, którego widziała
na lotnisku. Znienawidziła go od pierwszej chwili, a zarazem fascynował
ją i przyciągał do siebie z nieodpartą siłą. We śnie krążył wokół niej jak
drapieżnik. Wzdrygnęła się oburzona, gdy rozpuścił jej włosy. Poczuła
jego dłonie na swoich ramionach i przebiegł ją rozkoszny dreszcz. Chciała
uciec, ale nie mogła się ruszyć z miejsca. A może wolała zostać i...
Na pół rozbudzona wstała z łóżka i poszła do łazienki. Potrząsnęła
głową, żeby przywrócić jasność myślom. Daremnie. Nadal była pod
urokiem tamtego mężczyzny i elektryzującego dotknięcia jego rąk. Tamten
sen obudził w niej uśpione pragnienia. Uznała, że potrzebuje zimnego
natrysku, i weszła do kabiny prysznicowej.
Zadrżała, gdy pierwsze krople chłodnej wody dotknęły rozpalonej
skóry. Po chwili, odświeżona i uspokojona, sięgnęła po wielki ręcznik z
miękkiej białej tkaniny. Spojrzała w lustro na swoje odbicie, na jasną
skórę o perłowym połysku. Sprawiała wrażenie odprężonej, ale zdawała
sobie sprawę, że wystarczy przymknąć oczy, żeby pod powiekami ujrzała
znowu obraz swego prześladowcy. Mimo woli wyobrażała sobie, jak ten
wysoki, cyniczny, bystry obserwator podchodzi, aby zerwać z niej ręcznik
i wziąć jak swoją.
Zła na siebie, osuszyła wilgotną skórę, uruchomiła wentylację i
zajrzała do sypialni. Fleur spała spokojnie w swoim łóżeczku. Mariella
poszła do kuchni, wyjęła z lodówki butelkę wody mineralnej i otworzyła
ją. Dłonie tak jej drżały, że wylała trochę wody na blat.
RS
11
Mariella i Fleur kończyły na tarasie przeciągające się śniadanko, gdy
faksem przesłano wiadomość z pałacu księcia. Mariella przeczytała ją,
marszcząc brwi. Jego Wysokość Said musiał niespodziewanie wyjechać,
aby zająć się ważnymi sprawami państwowymi, i dlatego przez kilka dni
będzie nieosiągalny. Przepraszał Mariellę za zmianę planów i prosił, żeby
na jego koszt śmiało korzystała ze wszelkich wygód i uroków Beach Club.
Obiecał skontaktować się zaraz po powrocie i ustalić nowy termin
spotkania.
Mariella starannie nacierała kremem przeciwsłonecznym drobne
ciałko uradowanej i wiercącej się Fleur. Pochyliła się i ucałowała maleńki
brzuszek. Nagle przyszło jej do głowy, że nadarza się idealna sposobność,
żeby odszukać ojca dziewczynki. Miała przecież jego adres. Wystarczy
jedynie wezwać taksówkę i pojechać tam na rekonesans.
Kate miała rację, gdy mówiła, że luty w Zuranie jest wyjątkowo
przyjemny. Gdy Mariella pół godziny później wyszła na słońce,
rozkoszowała się ciepłem i piękną pogodą. Wybrała się do Zuranu w
interesach, a nie na wakacje, więc ubrała się skromnie, odpowiednio do
okoliczności. Miała na sobie białe lniane spodnie i jasną tunikę z długimi
rękawami. Pokazała kopertę z adresem szejka taksówkarzowi, który
uśmiechnął się i kiwnął głową.
- Dojedziemy tam za trzy kwadranse - powiedział. - Ma pani sprawę
do szejka? - zagadnął przyjaźnie.
Mariella zdążyła się już przekonać, jak serdeczni i życzliwi są
mieszkańcy Zuranu, więc nie poczuła się dotknięta swobodnym tonem.
- O tak! Trafił pan w dziesiątkę - odparła ubawiona.
RS
12
- To sławny człowiek. Szanowany w swoim plemieniu. Ludzie
uwielbiają go, ponieważ broni ich prawa do życia według dawnych zasad.
Świetnie radzi sobie w interesach i ma ogromny majątek, lecz woli proste,
spokojne życie na pustyni, jakie od wieków prowadzi jego lud. To bardzo
dobry człowiek.
Mariella zorientowała się od razu, że obraz nakreślony przez
taksówkarza zdecydowanie różni się od wizerunku znanego z opowieści
przyrodniej siostry.
Tania poznała ukochanego w nocnym klubie. Mariella nie była
zadowolona, że siostra tam pracuje. Była tam zatrudniona jako
piosenkarka, ale lokal szczycił się głównie wdziękami zgrabnych i
śmiałych tancerek. Sama Tania przyznawała otwarcie, że większość
klienteli to panowie szukający mocnych wrażeń.
Tania była ze swoim najdroższym przez cały rok, lecz Mariella ani
razu nie usłyszała od niej, że przystojny szejk chętnie spędza wolne chwile
na pustyni. Z tamtych opowieści wynikało za to jasno i wyraźnie, że jest
typem playboya, co zapewne w jego przypadku było eufemizmem.
Po czterdziestu minutach zatrzymali się przed imponującą białą
rezydencją. Kierowca zapewnił, że trafili pod właściwy adres. Ogromna
dwuskrzydłowa brama z kutego żelaza zagrodziła im drogę, ale jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawił się służący. Wyszedł z jednej
z dwu oficyn stojących przy wejściu i podbiegł do auta.
Mariella stanowczo zażądała widzenia z szejkiem.
- Przykro mi, ale pan jest nieobecny - powiedział odźwierny. -
Przebywa obecnie w oazie i zostanie tam przez jakiś czas.
RS
13
Mariella nie przewidziała takich komplikacji. Fleur obudziła się i
zaczęła marudzić.
- Czy zechce pani zostawić wiadomość? - zapytał uprzejmie służący.
Mariella z ponurą miną uznała w duchu, że tego rodzaju wiadomości,
jakie miała oznajmić szejkowi, lepiej przekazywać osobiście.
Podziękowała służącemu i poleciła kierowcy wrócić do hotelu.
- Jeśli pani chce, znajdę chętnego, który zawiezie panią do tej oazy -
zaproponował.
- Wie pan, gdzie to jest? - zapytała. Wzruszył ramionami.
- Pewnie! Ale trzeba mieć samochód terenowy z napędem na cztery
koła, bo szlak zasypany jest piaskiem.
- Mogłabym sama tam dojechać? - zaciekawiła się Mariella.
- Chyba tak. To zajmie dwie, może trzy godziny. Opisać pani trasę?
Mariella uznała, że to dobry pomysł. Taniej będzie, jeśli wynajmie
samochód i sama usiądzie za kierownicą zamiast dodatkowo wynajmować
kierowcę na cały dzień.
- Bardzo proszę - odparła.
Mariella starannie przejrzała wszystkie bagaże, które miały być
zapakowane do dżipa. Recepcjonista Beach Club zapewnił, że w czasie
podróży nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. Zadbał również o
przygotowanie auta do drogi. Dla Fleur przygotowano odpowiedni fotelik.
Poinformowano ją, że dotrze do celu za trzy godziny; może za
cztery, jeśli zatrzyma się, aby zjeść obiad w innej oazie, znanej jako
miejscowość wypoczynkowa. Pracownicy Beach Club radzili jej tak
RS
14
zrobić, lecz na wypadek gdyby zdecydowała inaczej, w bagażniku był
kosz piknikowy z suchym prowiantem.
Gdyby nie inny powód wyjazdu, mogłaby czuć się jak dzielna
podróżniczka rozpoczynająca odkrywczą wyprawę. Dżip wynajęty z
wypożyczalni Beach Club jak wszystko w tym hotelu okazał się
nieskazitelnie czysty. W środku był nawet telefon komórkowy.
Na drodze, dobrze oznakowanej, utwardzonej i gładkiej Mariella
poczuła się pewnie i świetnie sobie radziła, siedząc za kierownicą.
Położona na uboczu oaza, w której przebywał szejk, znajdowała się
w pobliżu góry Agir. Lekki wiatr, który zerwał się, gdy Mariella
opuszczała Beach Club, po godzinie przybrał na sile i teraz był już tak
mocny, że ciskał pył i piasek na auto oraz zasypywał drogę. Mikroskopijne
drobiny wciskały się nawet do wnętrza samochodu, chociaż starannie
zamknęła szyby. Wkrótce zjechała z ubitej drogi na dobrze oznakowany
pustynny szlak.
Odetchnęła z ulgą, gdy dotarła do oznaczonej na mapie beduińskiej
wioski. Trafiła na dzień targowy, więc był tłok i dlatego jechała wolno za
karawaną wielbłądów dostojnie kroczących przez osadę. Przyspieszyła
dopiero, gdy minęła ostatnie domy.
Postanowiła sobie, że za pół godziny zatrzyma się na posiłek, nawet
gdyby nie zdążyła dojechać do kolejnej oazy zaznaczonej na mapie. W
takim wypadku zamierzała wraz z Fleur urządzić piknik w samym środku
pustyni.
Zdziwiła ją wysokość piaszczystych pagórków zwanych diunami.
Przyglądała się im, zdumiona i trochę wystraszona. Przypominały
RS
15
łańcuchy górskie. Nie mogła jednak dłużej podziwiać krajobrazu, bo Fleur
obudziła się i gaworzyła. Mariella wyłączyła radio, wsunęła do
odtwarzacza kasetę z jej ulubionymi kołysankami i śpiewała do wtóru.
W turystycznej oazie, gdzie miała zatrzymać się na obiad, powinna
być o pierwszej, a tymczasem minęła już druga. Nikła chmura niesionego
wiatrem piasku zasnuła niebo, które przybrało rudozłote zabarwienie. Gdy
Mariella wjechała na kolejną diunę i ujrzała za nią tylko bezmiar piasku,
ogarnęła ją panika. Z takiej wysokości powinna zobaczyć upragnione
osiedle.
Pełna obaw sięgnęła po telefon komórkowy, uznając, że w takim
położeniu najrozsądniej będzie wezwać pomoc, lecz daremnie wybierała
kolejne numery wpisane do pamięci. Słyszała tylko statyczny szum.
Zatrzymała auto i wyjęła swoją komórkę, ale i tym razem czekało ją
przykre rozczarowanie.
Niebo jeszcze bardziej pociemniało, a wiatr z taką siłą uderzał w
samochód, że chwilami kolebał nim na boki. Fleur, wyczuwając
zaniepokojenie cioci, zaczęła płakać. Była głodna i zapewne należało jej
zmienić pieluszkę. Mariella miała wszystko pod ręką, więc machinalnie
zajęła się niemowlakiem, próbując znaleźć jakieś wyjście z trudnej
sytuacji.
To niemożliwe, żeby się zgubiła. Auto miało wbudowany kompas, a
poza tym otrzymała szczegółowy opis trasy i skrupulatnie się go trzymała.
W takim razie dlaczego nie dotarła do turystycznej oazy?
Fleur zjadła łapczywie swój obiad, ale Mariella straciła apetyt. Gdy
zaczynała wpadać w panikę, nagle ujrzała karawanę. Rząd wielbłądów
RS
16
wyłonił się z chmury piasku i zmierzał w jej stronę. Prowadził je
poganiacz ubrany w szeroką tunikę.
Odetchnęła z ulgą, uruchomiła silnik i ruszyła ku niemu. Z powagą i
wyszukaną uprzejmością wyjaśnił, że przegapiła boczną drogę prowadzącą
do osady, bo w tumanach piasku niełatwo ją dostrzec. Mariella wy-
straszyła się, gdy dodał, że z powodu nagłego pogorszenia pogody
turystów ostrzegano, żeby wrócili do miasta, bo dalszy pobyt na pustyni
stanowi dla nich poważne zagrożenie, ale skoro zajechała tak daleko,
zamiast zawrócić, powinna jak najszybciej dotrzeć do oazy szejka. Opisał
trasę i pokazał, jak prowadzić, kierując się wskazaniem kompasu.
Podziękowała i zgodnie z jego radą ruszyła, raz po raz sprawdzając,
czy zachowuje właściwy kierunek. Wspinała się na niezliczone diuny, aż
wreszcie ujrzała w oddali potężną górę majaczącą niewyraźnie wśród
tumanów piasku.
Dochodziła czwarta i robiło się coraz ciemniej, więc przestraszona
dodała gazu. Kiedy opuszczała hotel, przez myśl jej nie przeszło, że
podróż może się okazać ryzykowna. Teraz wyrzucała sobie, że powinna
siedzieć w przytulnym bungalowie, ale przynajmniej cel podróży miała już
w zasięgu wzroku.
Minęła jeszcze godzina, nim, lawirując między wydmami, nareszcie
wjechała na skalne podłoże u podnóża góry. Oaza leżała w głębokim
wąwozie o ścianach tak wysokich, że Mariella zadrżała, zagłębiając się w
ich cień. Kto by pomyślał, że były narzeczony siostry lubuje się w takich
miejscach.
Czy jego pustynna willa jest równie okazałą jak miejska rezydencja?
Mariella zastanawiała się nad tym, wypatrując oazy leżącej u
RS
17
przeciwległego wejścia do wąwozu. Okolica piękna i odludna, z
pewnością mało kto ją odwiedza, pomyślała, widząc palmowy krąg
rozświetlony ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Zahamowała i
wysiadła z samochodu, osłaniając dłonią oczy. Rozejrzała się wokół.
Gdzie ta willa? Zobaczyła tylko obszerny namiot mieszkalny we
wschodnim stylu, niewątpliwie wygodny, ale gdzie mu tam do kosztow-
nego pałacu. Czyżby ponownie zabłądziła?
Fleur zaczęła płakać ze złości, głodu i zmęczenia. Mariella
zareagowała natychmiast. Przez wzgląd na małą trzeba się tu zatrzymać.
Ostrożnie jechała wyboistą drogą usianą skalnymi odłamkami, która
bardziej przypominała suche koryto rzeki niż wytyczony trakt. Piasek
nawiewany z pustyni zasypywał kamienie i rzadką trawę.
Kilka metrów od namiotu stał dżip, więc Mariella zaparkowała obok
niego. Ze środka namiotu wyjrzał jakiś mężczyzna. Zapewne usłyszał
warkot silnika. Gdy szedł pod wiatr, trzepocąca szata przylgnęła do torsu i
nóg, ujawniając wspaniałą muskulaturę. Mariella wstrzymała oddech,
zaskoczona własną reakcją, bo na widok nieznajomego odżyły tłumione
kobiece fantazje.
Odwrócił głowę i spojrzał na nią, a wtedy ziemia omal nie usunęła
się jej spod nóg.
To jego widziała w porcie lotniczym. I we śnie.
RS
18
ROZDZIAŁ DRUGI
Mężczyzna w mgnieniu oka chwycił klamkę dżipa, otworzył drzwi i
zawołał gniewnie:
- Do diabła! Kim jesteś, kobieto?
Zapomniał o uprzejmości i formach grzecznościowych, patrząc z
jawną pogardą w jej oczy. Spojrzenie miał ostre, minę ponurą.
- Chcę rozmawiać z szejkiem Xavierem Al Agirem - odparła
zaciekawiona Mariella, nie odwracając wzroku. Twarz jej przybrała
równie pogardliwy wyraz.
- Ach tak? O czym?
Był szorstki, niemal grubiański. Nic dziwnego. Czegóż mogła
oczekiwać, biorąc pod uwagę swoje dotychczasowe obserwacje... oraz sen.
- To moja sprawa. Pilnuj swego nosa! - odcięła się ze złością.
W tej samej chwili Fleur zaniosła się płaczem. Mężczyzna zajrzał do
auta i zapytał z niedowierzaniem:
- Przywiozłaś tu dziecko?
Odraza i gniew słyszalne w jego głosie dotknęły ją bardziej od
kłujących ziaren piasku, które wiatr ciskał w twarz.
- Co ci strzeliło do głowy? - pieklił się nieznajomy. - Słyszałaś
prognozę pogody? Niedawno podany został komunikat stanowczo
nakazujący turystom powrót do hotelu z powodu burzy piaskowej!
Czerwona ze złości Mariella przypomniała sobie, że wyłączyła radio,
bo puściła taśmę z ulubionymi kołysankami Fleur.
RS
19
- Przybyłam nie w porę - odparła sarkastycznie, żeby ukryć niepokój.
- Proszę mi tylko wskazać drogę do oazy Istafan, a wtedy...
- To tutaj - przerwał oschle. Aha. W takim razie...
- Chcę się widzieć z szejkiem Xavierem Al Agirem - powtórzyła. -
Powiedziano mi, że tu jest.
- Po co chcesz się z nim spotkać? Mariella miała dość tej indagacji.
- To nie twoja sprawa! - odparła bez zastanowienia.
Z obawą myślała o powrocie do miasta i wygodnego hotelu. Co
napadło takiego bogacza jak szejk, żeby wlec się na odludne pustkowie i
spędzać czas z tym aroganckim... drapieżnikiem w ludzkiej skórze.
- Och, sądzę, że wszystko, co odnosi się do Xaviera, bez wątpienia
mnie dotyczy - padła zgryźliwa odpowiedź.
Mariella nie była pewna, co sprawiło, że doznała olśnienia. Porażona
odkryciem, spojrzała w oczy swemu rozmówcy, popatrzyła na jego usta, a
potem znów napotkała jego wzrok. Poczuła zimny dreszcz, gdy stało się
dla niej jasne jak słońce, kto przed nią stoi.
- Nie mam chyba do czynienia z szejkiem... ? - głos jej drżał,
zdradzając, że nie jest o tym przekonana.
Czyżby to był kochanek siostry... i ojciec Fleur? Dlaczego na samą
myśl o tym ogarnęły ją lęk oraz gorycz?
- Rozmawiam z szejkiem, prawda? - powiedziała słabnącym głosem.
Krótkie, lekceważące skinienie głową, które musiało jej starczyć za
odpowiedź, nie budziło wątpliwości.
RS
20
Odwróciła się do niego plecami i ostrożnie wyjęła Fleur z
dziecięcego fotelika. Gdy tuliła małą i całowała jasną główkę, twarz jej
złagodniała i promieniała miłością.
- Oto Fleur - oznajmiła z naciskiem, patrząc mu prosto w oczy. -
Dziecko, którego nie chcesz uznać ani utrzymywać.
Poznała od razu, że jest zaskoczony, choć szybko ukrył to przed nią.
Zrobił krok do tyłu, więc pomyślała, że każe jej się wynieść. Sama chętnie
zwiałaby gdzie pieprz rośnie. Ten mężczyzna, a także okoliczności i
miejsce ich spotkania różniły się bardzo od scenariusza, na który była
przygotowana. Oboje byli zbici z tropu i wytrąceni z równowagi.
Mimo wszelkich starań Mariella nie potrafiła sobie wyobrazić tego
mężczyzny jako bywalca nocnego klubu, w którym śpiewała Tania.
Odludne miejsce budziło w niej artystyczne tęsknoty. Żałowała, że nie ma
w samochodzie malarskich przyborów. A jej sytuacja... Na miłość boską,
to się nie mieści w głowie! Przecież stał przed nią kochanek siostry, ojciec
Fleur!
Wspomnienia z przeszłości kładące się cieniem na jej dorosłym
życiu nabrały znów wyrazistości, budząc obawy. Nie chce być taka jak
matka, nie pozwoli sobie nigdy na poczucie bezradność wobec mężczyzny,
który mógłby ją unieszczęśliwić. Można się zarazić skłonnością do
kochania nieodpowiednich mężczyzn, ale nie słyszała dotąd, żeby ta
przypadłość była dziedziczna.
- Zabieraj się stąd!
RS
21
Ach tak? Bardzo chętnie! Jedną ręką chwyciła kierownicę, drugą
zatrzasnęła drzwi. Błyskawicznie uruchomiła silnik i ze złością wrzuciła
wsteczny bieg.
Koła buksowały, sypał się spod nich piasek. Usłyszała głośny łomot.
Xavier walił pięściami w drzwi. Zerknęła w okno i zobaczyła wyraz
niedowierzania na jego wykrzywionej złością twarzy.
Zorientowała się, że koła na dobre utknęły w wirującym piasku, więc
natychmiast zgasiła silnik. Upokorzona i rozzłoszczona własną
bezsilnością uznała, że jeśli ten gbur życzy sobie, aby odjechała, będzie
musiał ją popchnąć.
Ledwie ucichły odgłosy silnika, otworzył drzwi i spytał gniewnie:
- Co ty wyprawiasz, do jasnej cholery?
- Kazałeś mi się stąd zabierać! - przypomniała mu, równie wściekła
Mariella.
- Chciałem, żebyś wyszła z samochodu, a nie... -Zaklął, a potem ku
jej ogromnemu zaskoczeniu odpiął pasy, objął ją w talii tak mocno, że nie
mogła złapać tchu, i wyciągnął z auta. Stali teraz blisko jak w tamtym śnie.
- Puść mnie! - zażądała zduszonym głosem, próbując go odepchnąć.
- Łapy przy sobie! Nie dotykaj mnie!
- Łapy przy sobie?
Dopiero kiedy oboje stanęli na piasku, uświadomiła sobie, jak
wysoko musi zadzierać głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Z tego, co wiem, mało kto słyszy z twoich ust takie słowa.
RS
22
Mariella odruchowo uniosła ramię, żeby ukarać go w sposób dobrze
znany kobietom i stary jak świat, lecz w tej samej chwili zatrzymał jej
rękę, chwytając nadgarstek. W jego oczach ujrzała groźny błysk, gdy
zacisnął palce jeszcze mocniej.
- Cholerna kocica! - warknął. - Spróbuj tylko naznaczyć mi twarz
pazurami, a obiecuję, że pożałujesz tego. - Po chwili dodał tonem nie
znoszącym sprzeciwu: - Dziś wieczorem nie dasz rady stąd wyjechać.
Zapowiadają tak silną burzę, że w połowie drogi piasek zasypie samochód,
grzebiąc cię żywcem. Mała strata, ale przez wzgląd na dziecko...
Dziecko... Fleur!
Mariella biła się z myślami. Nie mogła zostać w tej dziczy z takim...
niebezpiecznym osobnikiem, ale z drugiej strony zdrowy rozsądek
podpowiadał, że nie ma innego wyjścia. Terenowe auto było już zasypane
piaskiem do połowy kół. Czuła go w ustach, lepił się do skóry. Fleur
znowu płakała. Mariella natychmiast odwróciła się do małej, lecz Xavier
był szybszy i wziął ją na ręce.
W jego objęciach wydawała się taka drobniutka. Mariella
wstrzymała oddech. Xavier był ojcem, więc musi coś do niej czuć,
prawda? Niech to będą wyrzuty sumienia, poczucie winy, cokolwiek...
Istotnie przyglądał się małej, ale zachował kamienną twarz.
- Ma włosy podobne do twoich - powiedział do Marielli i dodał
ponuro: - Wichura się wzmaga. Musimy wejść do namiotu. A ty dokąd? -
spytał, gdy odwróciła się ponownie w stronę auta.
- Muszę zabrać jej rzeczy - wyjaśniła, ale znieruchomiała, słysząc
podniesiony głos i arogancką odpowiedź:
RS
23
- Zostaw! Potem wszystko przyniosę.
Mariella nie sądziła, że podmuchy wiatru mogą być tak silne. Miała
wrażenie, że miliony szklanych igieł ranią jej skórę. Kiedy schroniła się w
namiocie, bolały ją mięśnie nóg, bo z trudem brnęła wśród szalejącego
piasku.
Natychmiast zorientowała się, że namiot jest obszerniejszy, niż jej
się z początku wydawało. Środkowa część wyłożona była dywanami i
umeblowana niskimi sofami oraz drewnianymi kuframi. Przykrywały je
barwne kobierce. Na stolikach z kunsztownie rzeźbionego drewna stały
lampy oliwne i świece. W ich blasku Mariella zobaczyła dwie zaciągnięte
kotary podtrzymywane grubym złocistym sznurem; zasłaniały pewnie
wejście do innego pomieszczenia.
- Muszę nakarmić Fleur i przebrać ją - oznajmiła krótko. - Chcę
także zadzwonić do Beach Club i powiedzieć, co się stało.
- Chcesz telefonować w czasie takiej burzy? Miałabyś szczęście,
gdyby udało ci się z aparatu stacjonarnego. O używaniu komórki nie ma
co marzyć. A jeśli chodzi o dziecko...
- To jest Fleur! - poprawiła go rozzłoszczona. -Znasz prawdę, ale nie
chcesz jej przyjąć do wiadomości, zgadłam? W takim razie pozwól, że ci
powiem...
- Najpierw mnie wysłuchasz. Każdy może być ojcem tego dziecka!
Współczuję małej, bo ma bezpruderyjną matkę, która chętnie puszcza się z
każdym, który wpadnie jej w oko. Postawmy sprawę jasno: nie dam się
szantażować i nie zamierzam teraz płacić za uniesienia, które niewiele są
RS
24
warte. Nie dam sobą manipulować tylko dlatego, że narodziny dziecka
zostały spowodowane chwilką zapomnienia z tym lub tamtym osobnikiem.
Zaskoczona Mariella pobladła z oburzenia, ale nim odezwała się,
żeby bronić siostry, Fleur wybuchnęła płaczem. Uspokoiła ją, szepcąc
czule i nie zwracając uwagi na Xaviera.
- Już dobrze, kochanie. Wiem, że jesteś głodna. -Machinalnie
głaskała i całowała małą główkę. Kochała Fleur jak własne dziecko. Była
przy jej narodzinach i miała wrażenie, że łączy je szczególna więź.
Obudził się w niej instynkt macierzyński, o który dotąd siebie nie
podejrzewała.
- Nie wiem, co jada takie maleństwo, ale w lodówce są owoce i
mleko. W kuchni znajdziesz mikser - poinformował ją Xavier.
Mikser? Lodówka? Mariella szeroko otworzyła oczy.
- Macie tu prąd?
Rzucił jej ironiczne i trochę lekceważące spojrzenie.
- Bez przesady. Jest tylko niewielki generator, wystarczający na moje
potrzeby. - Lekko wzruszył ramionami. - Przyjeżdżam tu nie po to, żeby
się umartwiać, tylko spokojnie pracować. Dzięki generatorowi mamy dość
ciepłej wody, żebyś umyła dziecko, ale obawiam się, że nas oboje czeka
wspólna kąpiel.
Czekał, aż zaprotestuje. Od razu wiedziała, że to prowokacja.
Dokuczanie jej sprawiało mu przyjemność.
- Zamierzam tu jedynie przenocować, więc chyba mogę odmówić
sobie tej osobliwej przyjemności - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
RS
25
- Idę do auta po torbę z rzeczami dziecka. Kuchnia jest na prawo za
tamtym przejściem - mruknął.
Mariella na wszelki wypadek zabrała trochę mleka w proszku i kilka
słoiczków dla niemowląt. I bardzo dobrze, bo świeże owoce, nawet
starannie miksowane, mogłyby zaszkodzić Fleur. Mimo wszystko
postanowiła się rozejrzeć i poznać tymczasowe lokum.
Przeszła między kotarami i zobaczyła korytarzyk. Na prawo była
dobrze wyposażona kuchnia, a na lewo nieskazitelnie czysta chemiczna
toaleta, a obok kabina prysznicowa. Kolejne przejście wiodło zapewne do
sypialni. Mariella wróciła do salonu.
- Po co wam tyle tego? - usłyszała głos obładowanego Xaviera, który
wszedł do salonu.
W innych okolicznościach typowo męski brak wiedzy o potrzebach
niemowlaka miałby swój urok, lecz tu i teraz...
Nie zwracała na niego uwagi. Trzymając na ręku Fleur, otworzyła
turystyczną lodówkę, w której woziła jedzenie dla małej.
- Pyszne, spójrz tylko, Fleur - cicho zagadywała. - Miksowane
bananki, twoje ulubione. Mniam, mniam.
Jawne zainteresowanie w piwnych oczkach sprawiło, że uśmiechnęła
się, zapomniała o Xavierze i skupiła się na dziecku.
- Trudno się dziwić, że matka nie karmi jej piersią - oznajmił
karcącym tonem.
Mariella odwróciła się, a oczy pociemniały jej z gniewu.
- Nie miała wyjścia, musiała wrócić do pracy, więc nie miała takiej
możliwości.
RS
26
- Jakie wzniosłe słowa! Wiemy jednak, na czym polega ta praca.
Nietypowe zajęcie z wielowiekową tradycją, prawda? Oczywiście
zaprzeczysz, bo wiesz lepiej, tak samo jak masz pewność, kto spłodził...
- Jesteś odrażający - przerwała Mariella. - Fleur nie zasługuje na
takie traktowanie. Jest niewinnym maleństwem...
- W rzeczy samej. Przynajmniej co do jednej kwestii zgadzamy się
całkowicie. Szkoda tylko, że o tym nie pomyślałaś, nim zaczęły się
pretensje i oskarżenia.
Dlaczego był taki oschły i nieczuły? Tania mało o nim mówiła, ale z
jej uwag wynikało, że jest mężczyzną żywo reagującym i bardzo
uczuciowym.
Owszem, w łóżku, uznała Mariella. Zarumieniła się, bo te
rozmyślania zawiodły ją na manowce wyobraźni. Mimo woli nie siostrę,
lecz siebie widziała jako namiętną partnerkę Xaviera.
Co się z nią dzieje? Była przecież mądrą dziewczyną, która starannie
analizowała sytuację, kierowała się zdrowym rozsądkiem i starała się
zapobiegać przykrym sytuacjom. A jednak stało się...
- Jak długo trwają burze piaskowe? - zapytała nagle.
- Dzień, dwa, czasem trzy - odparł, unosząc brwi.
- Trzy dni! - Mariella była zdruzgotana. Nie dość, że Tania oszaleje
ze strachu, nie mogąc się dodzwonić, to na domiar złego książę Zuranu
obrazi się, gdy wróci i nie zastanie jej w mieście.
- Muszę nakarmić i przebrać Fleur.
RS
27
Na szczęście zabrała wanienkę, materacyk do przewijania, wózek i
łóżeczko, głównie dlatego, że nie miała pojęcia, jakie wyposażenie
znajdzie w turystycznej osadzie.
- Jest oczywiste, że musicie tu przenocować, więc chyba najlepiej
będzie, jeśli będziecie spały w moim... Zajmijcie sypialnię - poprawił się.
Marielli zaschło w gardle.
- Gdzie się położysz? - spytała z ociąganiem.
- Oczywiście tutaj. - Wskazał niską kanapę. - Nakarmisz i wykąpiesz
dziecko, potem zrobimy sobie coś do jedzenia, a następnie...
- Dzięki, ale sama decyduję, kiedy jem - przerwała ostro.
Okazała się znacznie bardziej niezależna i zadziorna, niż sądziłem,
uznał Xavier, gdy Mariella i Fleur zniknęły za kotarą. Z pewnością nie
była w typie Khalida.
Na samą myśl o młodszym kuzynie zacisnął usta. Był wściekły,
kiedy tamten do niego zadzwonił. Nie wierzył własnym uszom, kiedy
okazało się, że Khalid zakochał się w dziewczynie poznanej w nocnym
klubie i zamierza ją poślubić. Zawsze był kochliwy i często tracił głowę
dla rozmaitych panienek, ale do tej pory ani razu nie wspomniał o
małżeństwie. Mimo skończonych dwudziestu czterech lat zachowywał się
jak smarkacz i daleko mu było do dojrzałości. Zdaniem Xaviera, powinien
ożenić się z dziewczyną zrównoważoną i dostatecznie silną, żeby
sprowadzić go na ziemię i nauczyć odpowiedzialności. Powinna być także
bogata, żeby jej nie podejrzewano o interesowność.
Xavier jeszcze bardziej sposępniał. Cyniczna babcia, z pochodzenia
Francuzka, we wczesnej młodości uświadomiła mu, że bajeczna fortuna
RS
28
odziedziczona po ojcu czyni go łakomym kąskiem dla chciwych kobiet.
Na jej żądanie po maturze spędził trochę czasu we Francji, zawierając
znajomości z szykownymi córkami jej krewnych. Była przekonana, że
francuska panna z dobrego domu godna jest zasiąść na jej tronie i
współrządzić plemieniem, gdy ona sama abdykuje, co miało nastąpić, gdy
Xavier się ożeni.
Szlachetnie urodzone dziewczyny nie przypadły mu do gustu.
Zdawał sobie sprawę, że właściwie zaaranżowane małżeństwo z rozsądku
rozwiąże mnóstwo problemów, ale taki pomysł był dla niego nie do
przyjęcia.
Dlatego postanowił, że Khalid będzie musiał spłodzić następcę, który
w przyszłości odziedziczy ogromny rodzinny majątek i, co najważniejsze,
będzie władał niezwykłym plemieniem pustynnych nomadów, żyjących
zgodnie z wielowiekową tradycją. Xavier nie spieszył się z wyborem
odpowiedniej narzeczonej, póki nie usłyszał, że kuzyn związał się z
nieodpowiednią kobietą.
Trudno ocenić, które z nich dwojga bardziej go irytowało. Khalid
zachował się jak mięczak: zniknął i niczym obrażony dzieciak nie dawał
znaku życia, natomiast jego dziewczyna próbowała najpierw szantażować
głowę rodziny, pisząc obraźliwy list, a potem osobiście przybyła do
Zuranu z córką, której ojcem miał być Khalid.
Trudno się było doszukać u małej zewnętrznych cech świadczących
o rodzinnym podobieństwie. Miała jasne włosy matki i jej ładną buzię o
delikatnych rysach. Tylko ich oczy się różniły. U tamtej zwracały uwagę
tęczówki o dziwnym turkusowym odcieniu, zapewne z powodu soczewek
kontaktowych, a oczy dziecka były jasnopiwne.
RS
29
Jak oczy Khalida?
Xavier tłumaczył sobie, że nie ma żadnego dowodu, jakoby kuzyn
był ojcem małej. Zgoda na jego małżeństwo z matką Fleur nie wchodziła
w grę, zwłaszcza teraz, gdy Xavier poznał ją osobiście i wiedział już, co to
za ziółko. W głowie się nie mieści, że Khalid stracił głowę dla takiej
kobiety i pokochał ją całym sercem!
„Ma wdzięk gazeli - pisał do rodziny. - Śpiewa głosem anioła. Jest
najsłodszą, najłagodniejszą z kobiet... "
Xavier żałował ogromnie, że sprawy nie ułożyły się inaczej. Gdyby
w czasie pierwszego spotkania na lotnisku wiedział, z kim ma do
czynienia, znalazłby sposób, żeby ją natychmiast deportować.
Wspominając tamto zdarzenie, machinalnie podszedł do drzwi
namiotu, uchylił zasłonę i wyjrzał na zewnątrz. Zgodnie z prognozą
pogody burza piaskowa rozszalała się na dobre niczym dżin siejący
zniszczenie. Tumany piasku sprawiały, że wzrok nie sięgał nawet do
granic oazy. Szkoda, bo Xavier miał teraz ochotę odświeżyć się i dla
odzyskania spokoju popływać w jeziorze leżącym na jej obrzeżach. To był
jego popołudniowy rytuał. Dzisiaj musiał jednak zadowolić się szybkim
prysznicem w ciasnej kabinie.
Złościł się, że mimo woli pragnie tej latawicy. Jego zdaniem
uosabiała najgorsze kobiece przywary: chciwość, wyuzdanie, egoizm. Do
tej pory kobieta z takimi wadami była u niego bez szans, a ładna buzia i
zmysłowe ciało nie mogły tego zmienić. Musiał jednak przyznać, że tym
razem Khalid wykazał się gustem lepszym niż kiedykolwiek przedtem.
RS
30
Opuścił kotarę i zasunął ją starannie. Był rozdrażniony, bo Mariella
ośmieliła się niepokoić go w odludnej pustelni, gdzie szukał schronienia,
gdy brzemię odpowiedzialności nadmiernie mu ciążyło. Uśmiechnął się
ironicznie.
Z opowieści Khalida wynikało, że jego dziewczyna lubi zbytek,
którym otaczali się oboje, kiedy byli razem. Z tego wniosek, że pobyt na
pustyni nie jest dla niej przyjemnością. Nie dbał o jej wygody, ale dziecku
nie żałował niczego.
Dziecko! Xavier zacisnął usta jeszcze mocniej. Nie przewidział
komplikacji wywołanych narodzinami małej Fleur.
Dopiero gdy siostrzeniczka została nakarmiona i wykąpana, Mariella
poczuła, że jest strasznie zmęczona.
Nie łudziła się, Xavier spokojnie uzna jej pretensje odnośnie
traktowania Tani i Fleur, ale przeżyła szok, słuchając wściekłych napaści i
okrutnych uwag na temat moralnego upadku swojej siostry. Przecież sam
ochoczo dzielił z nią łóżko, a, co gorsza, przysięgał miłość i chciał
rzekomo związać się z nią na dobre.
Mariella od początku uważała, że Tania i Fleur będą szczęśliwsze,
gdy tamten lekkoduch usunie się z ich życia. Sama nie chciała mieć do
czynienia z ojcem, który ją porzucił. Gdy po rozmowie z Xavierem prze-
konała się, że on nie ma żadnych wątpliwości ani wyrzutów sumienia,
pragnęła od razu wyjechać, byle jak najdalej od niego, ale z powodu burzy
piaskowej musiała siedzieć w pustynnym obozowisku. Razem z nim.
Spacerowała po salonie, trzymając w ramionach Fleur i kołysząc
małą do snu. Xavier obserwował ją ukradkiem. Zirytowany uznał, że
RS
31
turkusowe oczy wyglądają teraz jeszcze dziwaczniej. Intensywna barwa
kontrastowała z bladością drobnej twarzy w kształcie serca. Khalid
zapewne nieraz widział ją bez makijażu, z tą jasną karnacją i
podkrążonymi oczyma, gdy wczesnym rankiem pochylał się nad kochanką
i budził ją pieszczotami.
Ogarnięty nagłym paroksyzmem zazdrości omal nie wybuchnął. Był
na siebie wściekły. Co się z nim dzieje? Przecież to nie żadna piękność,
tylko drobna, szczupła kobieta o gęstych włosach, zapewne farbowanych
na blond, z próżności nosząca barwione soczewki kontaktowe. Skórę
miała delikatną i białą jak mleko, ale dotykało jej pewnie tyłu kochanków,
że normalny człowiek, zwłaszcza tak wstrzemięźliwy i wybredny jak on,
nie jest w stanie wyobrazić sobie tak licznej gromady.
Zasłużyła na to, żeby przespał się z nią i w ten sposób udowodnił
lekkomyślnemu Khalidowi, jaką ladacznicą jest jego ukochana. Miałby
widomy dowód, jakiego nieszczęścia uniknął, a także dostałby bolesną
nauczkę za to, że opuścił swój gabinet w biurowcu firmy, zniknął bez
śladu i nie powiedział nikomu, kiedy wróci.
Z dzieckiem to całkiem inna sprawa. Jeśli okaże się, że Fleur
naprawdę jest córką Khalida, powinna zamieszkać w Zuranie, gdzie
zostanie wychowana na uczciwą dziewczynę, gotową okazać pogardę
chciwej latawicy, która ją urodziła.
RS
32
ROZDZIAŁ TRZECI
Mariella obudziła się, zanim niezadowolona i głodna Fleur zaczęła
płakać. Naga wyśliznęła się spod świeżej lnianej pościeli i boso podeszła
do dziecinnego łóżeczka, a potem zlustrowała swoje ubranie. Luźne spod-
nie koloru khaki nadawały się jeszcze do włożenia, ale bielizna oraz biały
T-shirt, który nosiła pod marynarką, stanowczo nie.
Gdy płukała rzeczy, krzywiła się lekko, świadoma, że wprawdzie
przeschną trochę w ciepłym namiocie, ale będzie musiała włożyć je trochę
wilgotne. Trudno! Lepsze to niż paradowanie w nieświeżym ubraniu.
Wzięła na ręce Fleur, położyła ją na posłaniu - na ogromnym, niskim
łóżku Xaviera, w którym oprócz właściciela bez trudu mieściła się
zapewne połowa jego haremu.
Wsunęła się pod lniane prześcieradło, pogłaskała gładki policzek i
przyglądała się siostrzenicy w blasku jedynej zapalonej lampy.
Dziewczynka ssała paluszek, co oznaczało, że jest głodna. Mariella
przypomniała sobie, że w lodówce jest woda mineralna. Trzeba pobiec do
kuchni i szybko przygotować mleko. Warunek numer jeden: powinna się
jakoś przyodziać. Wczoraj wieczorem Xavier przyniósł jej stos wielkich
ręczników, mogła owinąć się jednym z nich albo omotać wokół siebie
prześcieradło. Nim podjęła decyzję, Fleur zaczęła płakać.
- Cicho, skarbie - uspokajała ją Mariella. - Wiem, że jesteś głodna.
Xavier westchnął, słysząc łkanie małej. Minęła druga w nocy. Na
kanapie było mu niewygodnie. Za ścianą wiatr wył jak hiena, szarpiąc
namiot, ale jego konstrukcja doskonalona przez wiele pokoleń oparła się
RS
33
wielu takim nawałnicom, więc nie było obawy, że zostanie porwana
gwałtownym podmuchem.
Xavier odrzucił kołdrę, włożył luźny szlafrok i pomaszerował do
kuchni. Natychmiast sięgnął po jedną z butelek, wyszorowanych starannie
wieczorem przez Mariellę, i przygotował mleko dla dziecka.
Jego babcia, przez wielu ludzi uważana za dziwaczkę, kazała mu po
maturze przepracować pół roku w obozie dla uchodźców. Dopiero po
takiej praktyce mógł rozpocząć studia.
- Wiesz, co znaczy być dumnym - tłumaczyła, gdy wyraził swoje
niezadowolenie. - Teraz musisz nauczyć się także pokory. Bez tego nie
możesz stać się wielkim przywódcą swego ludu, a właśnie prawdziwą
wielkość winien jesteś poddanym swego dziadka. Tego od ciebie
oczekują, bo inaczej rozproszą się we współczesnym świecie jak nasiona
unoszone wiatrem.
Xavier pracował między innym w żłobku dla dzieci uchodźców. Nie
zapomniał nigdy poczucia bezradności na widok drobnych wychudzonych
dzieciaków.
Naciągnął smoczek na butelkę i poszedł do sypialni.
Płacz Fleur brzmiał coraz głośniej. Obojętna i samolubna matka z
pewnością śpi i nic nie słyszy, uznał ponuro Xavier, uparcie nie
przyjmując do wiadomości, że Mariella nadzwyczaj troskliwie opiekuje
się małą.
Fleur płakała tak żałośnie i długo, że Mariella zaczęła się niepokoić.
Pusty brzuszek nie mógł być jedynym powodem dziecięcego
niezadowolenia. Usiadła na łóżku i przytuliła Fleur.
RS
34
- Co się stało, kochanie? - szepnęła do niej. - Chętnie byś...
Znieruchomiała, gdy odsunęły się kotary zasłaniające wejście.
Gwałtownym ruchem szarpnęła prześcieradło, żeby zasłonić swoją nagość.
Zawstydzona spłonęła rumieńcem, spoglądając na Xaviera.
- Czego chcesz? - spytała wrogo.
- Aha, nie śpisz. Pomyślałem...
Na widok butelki, którą podał jej niepewnym ruchem, Mariella
otworzyła szeroko oczy.
- Co tam wlałeś? - indagowała podejrzliwie, mocniej przytulając
Fleur.
- Mleko dla niemowląt - rzucił cierpko. - A czego się spodziewałaś?
Cykuty? Naczytałaś się chyba głupich kryminałów.
Bez słowa wzięła od niego butelkę i wylała parę kropel na grzbiet
dłoni, żeby sprawdzić temperaturę. Xavier uważnie ją obserwował.
- Może być?
Popatrzyła na niego i zacisnęła wargi.
- Niesamowite - dodał. - Nawet do spania nie zdejmujesz tych
kretyńskich barwionych soczewek. Jeśli chcesz zrobić wrażenie na swoich
kochankach...
Fleur zabrała się do ssania, a dotknięta do żywego Mariella
znieruchomiała z oburzenia. Barwione soczewki! Jak on śmie?
- Skąd ta pewność? - odparła zduszonym głosem. - Bądź łaskaw
przyjąć do wiadomości, że mój kolor oczu, który wydaje ci się idiotyczny,
RS
35
jest naturalny, i nie noszę żadnych soczewek, żeby zrobić wrażenie na
adoratorach albo ich oszukać.
Zaaferowana, niechcący wysunęła smoczek z buzi Fleur i
natychmiast usłyszała głośny okrzyk niezadowolenia. Zduszonym głosem
przeprosiła małą. Była tak oburzona, że brakło jej tchu.
Xavier zmrużył oczy i ukradkiem przyglądał się krągłej piersi
widocznej spod zsuwającego się prześcieradła. Mariella była tak wściekła,
że na nic nie zwracała uwagi. Uznał złośliwie, że naturalna barwa
tęczówek jest chyba jedyną autentyczną cechą tej zakłamanej panny. Nic
dziwnego, że nie chce sama karmić dziecka, skoro ma taki piękny biust.
Obawiała się pewnie zepsuć jego idealny kształt. Jeszcze kilka milimetrów
i spod lnianego płótna wyłoni się różowa aureola sutka...
Zakłopotany, przestąpił z nogi na nogę, czując aż za dobrze, jakie
wrażenie wywiera na nim jej bliskość. Z pewnością zrobiła to umyślnie!
Wszystkie kobiety jej pokroju tak postępują!
Skarcił się w duchu, bo porzucił miejski zgiełk i przyjechał tutaj,
żeby spokojnie przemyśleć kilka spraw, a nie snuć rozważania o paniach
dość podejrzanej konduity.
Prześcieradło zsunęło się jeszcze niżej.
Skórę miała bielutką, nietkniętą promieniami słońca. Zmarszczył
brwi. Khalid opowiadał, że byli razem na południu Francji. Ta jego
ukochana z pewnością nie tylko opalała się bezwstydnie, lecz także robiła
wszystko, żeby przyciągnąć pożądliwe męskie spojrzenia. Bywalcy
luksusowych kurortów zjeżdżali tam między innymi po to, by
rozkoszować się widokiem młodych, obnażonych kobiecych ciał.
RS
36
Xavier dobrze znał swego kuzyna i wiedział, że ten nie
zainteresowałby się powściągliwą i skromną dziewczyną, która wstydzi się
zdjąć na plaży górę od kostiumu. On sam z kolei uważał za niesłychanie
podniecającą świadomość, że kobieta odsłania wszystkie swoje wdzięki
jedynie w obecności ukochanego, z którym chce być do końca życia.
Mariella z niepokojem obserwowała mocno zarumienioną Fleur.
Chłodnymi palcami dotknęła jej policzka. Był rozpalony. Ogarnął ją
strach.
Xavier znieruchomiał. Gdy opuściła rękę, kształtna pierś ukazała się
w całej okazałości. Pragnął jej dotknąć...
Zaniepokojona Mariella całkiem zapomniała, gdzie jest i z kim
rozmawia. Dopiero po chwili kątem oka zobaczyła kołyszącą się zasłonę.
Po wyjściu Xaviera Fleur znowu się rozpłakała i w żaden sposób nie
można jej było uspokoić. W końcu Mariella pełna obaw, że zirytowany
Xavier wróci, żądając ciszy i spokoju, wstała z łóżka i owinięta
prześcieradłem zaczęła chodzić po pokoju, czule kołysząc siostrzenicę,
której oczka wkrótce zaczęły się kleić. Odetchnęła z ulgą i ostrożnie
położyła ją do łóżeczka, lecz po chwili mała znów wybuchnęła płaczem.
Nie tracąc ducha, Mariella po raz kolejny próbowała ją uśpić. Wiele
razy...
Trzy godziny później sama przed sobą przyznała wreszcie, że jest
przerażona. Fleur płakała żałośnie, policzki miała czerwone, a całe ciałko
rozpalone i spocone. Mariellę piekły zaczerwienione powieki, a ramiona
bolały od dźwigania siostrzenicy.
Na zewnątrz wiatr wył jak potępieniec.
RS
37
- Moje biedne maleństwo - szepnęła wystraszona.
Tania z ufnością powierzyła jej ukochaną córeczkę. Jak by się czuła,
gdyby wiedziała o szalonej wyprawie na pustynię, gdzie próżno szukać
lekarza i skąd w żaden sposób nie można się wydostać? A jeśli Fleur jest
poważnie chora? Może załapała niebezpieczną chorobę zakaźną? Nie da
się wykluczyć...
Targana rozpaczą i poczuciem winy Mariella w duchu błagała
niebiosa, żeby dziewczynka wyszła z opresji bez szwanku.
Xavier słyszał dobiegające z sypialni dziecięce kwilenie, lecz nie
śmiał tam wejść, choć miał wielką ochotę sprawdzić, co się dzieje. Jednak
nie dowierzał sobie. Z posępną miną przyznał się do tego.
Minęła kolejna godzina. Mariella daremnie próbowała uspokoić
siostrzenicę. W końcu ogarnięta paniką nabrała pewności, że nie jest
dobrze. Była przerażona i całkiem bezradna. Ręce jej drżały. Zapaliła
wszystkie lampy, rozebrała Fleur i starannie ją obejrzała, szukając wysypki
lub innych oznak zakaźnej choroby. Raz i drugi przyjrzała się delikatnej
skórce, ale nie znalazła żadnych niepokojących objawów, więc jeszcze
bardziej się wystraszyła.
Delikatnie wytarła łzy spływające po rozpalonej buzi i pocałowała
czerwony policzek. Fleur chwyciła ją za palec i próbowała ssać... Ależ nie!
Raczej ugryzła! Wszystko jasne! Wyrzynał jej się pierwszy ząbek.
Mariella poczuła ulgę i radość, gdy odkryła, że siostrzenica ząbkuje i
dlatego marudzi. Tak samo było z małą Tanią. Ich matka godzinami
chodziła po mieszkaniu, nosząc na rękach młodszą córeczkę. Tłumaczyła
Marielli, że ostry ząbek podrażnia wrażliwe niemowlęce dziąsełka.
RS
38
Troskliwa ciocia rzecz jasna miała w torbie podróżnej spory zapas
dziecięcego paracetamolu, wiec natychmiast podała Fleur lekarstwo.
- To ci pomoże, kochanie - zagadywała czule. - Taka jesteś malutka,
a już masz pierwszy ząbeczek. Śliczny, nowiutki ząbek. Moja cudowna
dziewczynka.
Kilka minut po zażyciu lekarstwa Fleur zasnęła. Wyczerpana
Mariella, tłumiąc ziewanie, pogłaskała ją po policzku i położyła do
łóżeczka, a potem wślizgnęła się pod kołdrę.
Xavier zmarszczył brwi. Słońce dawno już wzeszło. Zdążył się
umyć, zjeść śniadanie i włączyć przywieziony ze sobą komputer. Usiłował
pracować, ale miał kłopoty z koncentracją. Ilekroć myślał o kochance
brata, budziły się w nim niebezpieczne odczucia. Od kilku godzin w
sypialni było zupełnie cicho. Dziewczyna zatrudniona w nocnym klubie z
pewnością przywykła za dnia odsypiać zaległości... raczej nie sama.
Świadomość, że ona wyleguje się teraz na jego pościeli, wywoływała
zaskakującą i dziwnie gwałtowną wściekłość, którą ledwie potrafił
stłumić, a przecież uchodził za człowieka, który ma nerwy jak postronki i
w każdej sytuacji trzyma na wodzy swoje emocje.
Khalid powinien dziękować losowi, że jego małżeństwo z tą
kokietką o turkusowych oczach zostało udaremnione, a tymczasem
odgrywał rolę skrzywdzonego nieszczęśnika. Na pożegnanie oznajmił, że
nie zrezygnuje z ukochanej, nawet gdyby Xavier wypełnił swoją groźbę i
rzeczywiście go wydziedziczył. Z drugiej strony jednak udowodniona
zdrada nawet dla miłości tak gorącej jak uczucie Khalida stanowi
najcięższą próbę. Gdyby Xavier przespał się z tą jego ukochaną, byłoby po
sprawie. Oto widomy dowód, że ta latawica wybierająca bogatszego goni
RS
39
za majątkiem i gotowa jest mu się oddać, byle położyć łapę na stosie
pieniędzy. Khalid przeżyłby wstrząs, ale lepsze jest chwilowe cierpienie
niż męka trwająca przez całe życie.
Dziwne, że w sypialni jest tak cicho. Ta leniwa baba choćby przez
wzgląd na dziecko od dawna powinna być już na nogach.
Zirytowany wstał, podszedł do kotary i odsunął ją bezceremonialnie.
Mariella spała w najlepsze z szeroko rozrzuconymi rękami, a delikatna
skóra jaśniała w bladym świetle dnia. Gęste blond włosy były potargane, a
kilka kosmyków przylgnęło do różowego policzka. Spod zamkniętych
powiek i wyjątkowo ciemnych rzęs (z pewnością były farbowane!) nie
widział turkusowych, rzekomo naturalnych tęczówek.
Westchnęła przez sen, zmarszczyła brwi, poruszyła się niespokojnie,
lecz nadal spała. Xavier nie mógł oczu od niej oderwać i przyglądał się
uporczywie. Zdawał sobie sprawę, że ich gusta i zapatrywania są
diametralnie różne, więc pod tym względem go nie pociągała, ale
fizycznie... Była dla niego tak atrakcyjna, że mógłby teraz...
Ogarnięty nagłym pożądaniem mimowolnie zrobił parę kroków w
stronę łóżka. Gdyby wziął ją w ramiona, czyje imię wypowiedziałaby
przez sen: jego czy Khalida?
Ta wątpliwość skutecznie stłumiła żądzę. Zamiast niej pojawił się
gniew. Xavier wściekał się na samą myśl, że Mariella, zamiast marzyć o
nim, wzdycha do innych. Gdy zastanawiał się, co oznaczają te sprzeczne
uczucia, jego uwagę przyciągnęło wesołe gaworzenie dobiegające z
dziecięcego łóżeczka. Podszedł bliżej i obserwował Fleur. Jej córeczka...
Miała dziecko z innym mężczyzną. Cierpiał, ogarnięty zawiścią.
RS
40
Fleur skopała kocyk i z kokieteryjnym uśmiechem bawiła się gołymi
stopkami. Xavier wstrzymał oddech. Była taka malutka i bezbronna, tak
podobna do matki...
Odruchowo pochylił się, chcąc wziąć małą na ręce.
Mariella nie miała pojęcia, co ją obudziło. Leżąc nieruchomo i
patrząc na Xaviera pochylonego nad Fleur, pomyślała, że dał o sobie znać
pierwotny kobiecy instynkt opiekuńczy. Podciągnęła wyżej kołdrę i zawo-
łała ostrzegawczym tonem:
- Nie waż się jej skrzywdzić!
- Słucham? - Odwrócił się, zaciskając usta. - Jak śmiesz wygadywać
takie bzdury! Dla niej największa krzywda to narodziny z matki, która... -
Nagle zabrakło mu słów, więc zacisnął usta. - Zapewne Fleur przywykła
bawić się sama, gdy odsypiasz zarwane noce.
Mariella była rozgniewana i z trudem powstrzymała się od wybuchu.
- Masz tupet! Stawiasz mi idiotyczne zarzuty, a sam jesteś
wyjątkowym nikczemnikiem. W życiu nie spotkałam równie podłego typa.
Nie masz ani krzty litości, a poczucie odpowiedzialności jest ci
najzupełniej obce.
Dopiero teraz, gdy turkusowe tęczówki ściemniały, przybierając
barwę niemal granatową, uwierzył, że kolor jej oczu jest naturalny.
- Dochodzi jedenasta. Fleur pewnie zgłodniała -rzucił oschle.
Tak późno? Jak to możliwe, zastanawiała się, ogarnięta poczuciem
winy, ale wystarczył rzut oka na budzik, aby upewnić się, że Xavier ma
rację. Nie można dłużej zwlekać, pora wrócić do miasta. Im szybciej
RS
41
zabierze stąd Fleur, tym lepiej, uznała, odprowadzając spojrzeniem
wychodzącego Xaviera.
RS
42
ROZDZIAŁ CZWARTY
Mariella weszła do pustego salonu i spochmurniała. Gdzie Xavier?
Cicho szumiał przenośny komputer na składanym stoliku pod boczną
ścianą namiotu. Zapewne Xavier tutaj pracował.
Rozejrzała się po salonie urządzonym kosztownymi dywanami oraz
nielicznymi meblami. Od razu poznała, że to cenne, a zarazem bardzo
funkcjonalne antyki. Daremnie próbowała wyobrazić sobie Tanię w tym
otoczeniu. Jej olśniewająca przyrodnia siostra chętnie przyznawała, że lubi
miejski zgiełk, wakacje w drogich i modnych kurortach oraz mieszkania o
nowoczesnym wystroju - w przeciwieństwie do stylowych, tradycyjnych
domów. Pomimo ogromnego przywiązania do Tani Mariella miała
świadomość, że ta dziewczyna kocha wygodne życie, czego zresztą wcale
nie ukrywa. Naprawdę trudno ją sobie wyobrazić z mężczyzną pokroju
Xaviera. To niemożliwe, że mógłby podzielać upodobania Tani.
Mariella wmawiała sobie z uporem, że choć to niepojęte, Tania go
kochała. Problem w tym, że zupełnie nie jest w jej typie, bo zawsze wolała
przecież wiecznie roześmianych, wiecznie imprezujących wesołków o
chłopięcym uroku.
Fleur spała jak aniołek, więc Mariella postanowiła wyjść z namiotu i
sprawdzić, co się dzieje. Ucichł odgłos wichury szarpiącej płótno namiotu,
a wiec pojawiła się nadzieja, że można będzie ruszyć w drogę powrotną do
miasta.
RS
43
Gdy stanęła przed wejściem, okazało się, że burza naprawdę ucichła i
wokoło zapanował całkowity bezruch. Niebo przybrało kolor bladej ochry.
Mariella popatrzyła na swego dżipa zasypanego piaskiem.
Nad oazą górowało strome urwisko wąwozu; ściana była niemal
pionowa, z osobliwymi półkami skalnymi wystającymi tu i ówdzie.
Mariella przyznała w duchu, że to odludne, ukryte na pustyni siedlisko
emanuje surowym pięknem. Patrzyła na nie teraz okiem artystki, a nie po-
dróżniczki zagubionej na pustynnych bezdrożach.
Rzadki gaj palmowy otaczał jezioro podtrzymujące życie w oazie, a
za nimi rosła ostra, niezbyt bujna trawa. Potwierdziło się przypuszczenie,
że wyboista droga, którą Mariella tutaj dotarła, jest wyschniętym korytem
rzeki. Bezruch w połączeniu z panującą wokół ciszą sprawiał niemal
hipnotyczne wrażenie.
Spostrzegła nagle człowieka idącego skrajem oazy. Poznała Xaviera
i odruchowo napięła mięśnie. Dziś nie włożył tradycyjnej szaty nomadów,
tylko dżinsy i biały T-shirt. Po chwili zorientowała się, że ogląda palmy,
przy każdej zatrzymując się na moment. Nie widział Marielli stojącej w
cieniu rzucanym przez namiot. Wkrótce wyszedł spomiędzy drzew i przez
moment obserwował oazę, osłaniając dłonią oczy przed słońcem, a
następnie zerknął na niebo.
Ucieszył się, bo wichura nie osłabiła korzeni żadnej z palm.
Wszystkie wytrzymały pierwsze uderzenie pustynnej nawałnicy. Nie miał
już pretekstu, aby odwlekać powrót do namiotu. Powinien zabrać się do
pracy. Wkrótce i tak trzeba wejść do środka. Teraz byli, jak to się mówi, w
oku cyklonu, ale gdy masy powietrza zaczną się przesuwać, wichura
uderzy z siłą dużo większą niż poprzednio.
RS
44
Na razie jednak nie mógł tam wejść, bo wciąż miał przed oczyma
Mariellę... Spała w jego pokoju, w jego łóżku.
Zirytowany, ściągnął koszulkę oraz resztę ubrania i wszedł do wody.
Mariella nie była w stanie zrobić kroku. Znieruchomiała, jakby na
nią rzucono magiczne zaklęcie. Cała napięta, ledwie śmiała oddychać,
walcząc z odczuciami wywołanymi nagością Xaviera i jego pierwotną
męską urodą.
Była miłośniczką sztuki i sama malowała, więc potrafiła docenić
piękno ludzkiego ciała. Zwiedziła Florencję i stawała w niemym podziwie
przed dziełami wielkich mistrzów, lecz teraz ujrzała wspaniałe dzieło
największego twórcy.
Xavier brodził w jeziorze, a blade promienie słońca lśniły na równo
opalonej skórze; bez wątpienia nie wstydził się własnej nagości i w
pustynnym azylu często paradował bez ubrania. Mariella z zachwytem pa-
trzyła na pięknego mężczyznę, który mógłby...
Zadrżała gwałtownie, bo omal nie pogrążyła się w bezdennej
głębinie uczuć tak niebezpiecznych i zdradliwych, że nie potrafiłaby się z
niej wydobyć. Nadal obserwowała Xaviera zanurzającego się coraz
bardziej. W końcu ponad wodą widziała tylko jego barki i głowę.
Zanurkował i skrył się pod powierzchnią. Wstrzymała oddech i wypuściła
powietrze dopiero wtedy, kiedy wynurzył się kilka metrów dalej. Płynął
szybko, rozgarniając wodę długimi, mocnymi ruchami ramion.
Mariella była zdegustowana, wściekła jak osa, przerażająco
bezradna. Drżała od stóp do głów, a całe jej ciało pulsowało od tajemnych
RS
45
pragnień. Gdy kobiecość doszła nagle do głosu, wszystkie zasady
przestały nagle obowiązywać.
Wykluczone, żeby pragnęła Xaviera... Z drugiej strony jednak nie
mogła zignorować sygnałów śmiało i jednoznacznie nadawanych przez
własne ciało.
Ogarnęły ją mdłości na samą myśl, że pożąda mężczyzny, który
boleśnie zranił jej siostrę, która bardzo go kochała. To pragnienie
oznaczało dla Marielli jawną zdradę wobec życiowych pryncypiów, które
wysoko ceniła. To nie do pomyślenia, aby coś takiego miało miejsce. W
głowie się nie mieści, że kobieta tak wysoko ceniąca własną
wstrzemięźliwość, spokój i zimną krew, a także doskonałe panowanie nad
emocjonalną stroną swego charakteru, pozwoliła sobie na podobne
szaleństwo...
Oderwała wzrok od Xaviera, popatrzyła na oazę i przymknęła oczy.
Śmiało, przyznaj się, szydziła z siebie. Tak na niego lecisz, że gdyby
teraz podszedł, na wszystko byś mu pozwoliła. Mało tego, nalegałabyś,
zachęcając go i kusząc.
Uparcie kręciła głową, żeby odegnać natrętne myśli i zagłuszyć
dręczący głos, który otwarcie się z niej natrząsał.
Wróciła do namiotu, zaciskając powieki, więc uszło jej uwagi, że
pierwsze podmuchy gorącego wiatru znów kołyszą wierzchołkami palm.
Nie spostrzegła również, że tumany piasku przesłaniają słońce i
przyćmiewają jego blask.
Pobiegła do sypialni i upewniła się, czy Fleur śpi. Spędziła na
zewnątrz zaledwie pół godziny, ale miała wrażenie, jakby w jej życiu
RS
46
minęła cała epoka. Znalazła się w innym świecie; nie miała pojęcia, kim
jest i co sobą reprezentuje.
Szybko pakowała rzeczy, bo chciała stąd zniknąć, nim Xavier wróci
do namiotu. Nie była w stanie dłużej znosić jego obecności, nie potrafiłaby
spojrzeć mu w oczy ani przebywać w tym samym pomieszczeniu. Nawet
świadomość, że przyszło im żyć równocześnie na jednej planecie,
napawała ją przerażeniem. Kto by przypuszczał, że spotka człowieka,
przez którego nabierze odrazy do siebie i zacznie się obawiać własnych
odczuć! Zaczerwieniona i lepka od potu miotała się po namiocie, bezładnie
wrzucając rzeczy do torby podróżnej.
Po chwili trochę ochłonęła i zamiast działać chaotycznie, zaczęła
planować. Najpierw wrzuci bagaż do kufra, a potem wstawi dziecięcy
fotelik i posadzi w nim Fleur. W drodze powrotnej do hotelu nie
zamierzała się nigdzie zatrzymywać. Pragnęła jak najszybciej znaleźć się
w przytulnym bungalowie.
Westchnęła głęboko. Była pewna, że w przyjaznym otoczeniu znów
stanie się sobą. Pustynny krajobraz i ekstremalne przeżycia wytrąciły ją z
równowagi, lecz już niedługo wszystko będzie jak dawniej, a Xavier znów
stanie się dla niej tylko nikczemnikiem, który oszukał Tanię i wyparł się
rodzonego dziecka.
Gdy biegła do samochodu, wiatr szarpał liście palm, ale była ślepa i
głucha na sygnały, które mogły zniweczyć jej śmiały plan. Walczyła przez
chwilę z ciężkimi drzwiami auta, lecz w końcu otworzyła je i zaczęła
wrzucać rzeczy do kufra.
Xavier zobaczył ją z daleka, gdy po raz kolejny przepływał
wydłużone pustynne jezioro. Rozgarniając wodę ramionami, z
RS
47
wściekłością i jawnym niedowierzaniem obserwował walkę Marielli z
opornymi drzwiami oraz nerwową krzątaninę, gdy chaotycznie pakowała
do samochodu swój dobytek.
Gotowe! Trzeba wrócić po Fleur i można jechać. Miała nadzieję, że
pluskający się w jeziorze Xavier nie zauważył jej nerwowych
przygotowań. Skoro tak bardzo chciał popływać, czemu nie został w
kąpielówkach? Zarozumialec!
Miotając półgłosem gniewne obelgi, nie zwracała uwagi na Xaviera,
który wyszedł z wody i nie wycierając się włożył ubranie. Biegiem ruszył
w stronę namiotu, w którym przed chwilą zniknęła Mariella.
- Chodź tu, moja śliczna dziewczynko - powiedziała czule do Fleur,
podnosząc ją z wielkiego posłania. Składane łóżeczko zostało już
umieszczone w bagażniku. - Pojedziemy razem...
- Nigdzie nie pojedziecie!
Odwróciła się i zbladła, mocno tuląc siostrzenicę. Popatrzyła na
Xaviera. Bawełniana koszulka przylgnęła do wilgotnej skóry. Mariella
znów poczuła znajomą tęsknotę. Ukradkiem podziwiała imponującą męską
postać okrytą mokrym ubraniem.
Xavier stał u drzwi, blokując przejście. Uświadomiła sobie, że
zamiast się zastanawiać, jak ominąć niewątpliwą przeszkodę i
urzeczywistniać swój plan, porównuje Xaviera nagiego z ubranym. Obaj
mieli... niewątpliwe atuty.
Skarciła się surowo za głupie myśli. Była dorosłą, samodzielną
kobietą, stojącą u progu wspaniałej kariery, a nie żałosną samicą z
buzującymi w niej hormonami. Przed chwilą przekonała się, do czego
RS
48
może człowieka doprowadzić ów słynny zew natury. Wyprostowała się z
godnością i oznajmiła stanowczo:
- Zabieram Fleur do miasta. To moja ostateczna decyzja, więc nie
próbuj mnie zatrzymać. To niemożliwe. Zresztą nie sądzę, żebyś miał
ochotę dłużej nas tu gościć, skoro ustawicznie dajesz do zrozumienia, że
jesteśmy intruzami, i pozwalasz sobie na obraźliwe uwagi.
- Wcale nie mam ochoty, żebyście zostały! - rzucił opryskliwie. -
Niestety, będziesz musiała zmienić plany. No, chyba że zamierzasz skazać
siebie i dziecko na pewną śmierć.
Mariella patrzyła na niego, całkiem zbita z tropu. Dlaczego próbował
ją przestraszyć?
- Wyjeżdżamy - powtórzyła stanowczo i ruszyła do wyjścia, nie
zwracając uwagi na nerwowe kołatanie serca i nieustępliwą postawę
stojącego na drodze Xaviera.
- Zwariowałaś? Miałabyś dużo szczęścia, gdyby udało ci się
dojechać do połowy drogi i nie utknąć w piasku. Bardziej prawdopodobne,
że zostaniesz pogrzebana żywcem wkrótce po wyjeździe z oazy. Pewnie
uważasz, że mieliśmy prawdziwą wichurę, ale to nic w porównaniu z
huraganem, który nadchodzi.
Mariella odetchnęła głęboko.
- Przed chwilą byłam na zewnątrz. Nie ma wiatru - tłumaczyła
cierpliwie, z naciskiem wymawiając każde słowo. - Burza się skończyła.
- Aha, jesteś zapewne ekspertem od pustynnej aury. Bez wątpienia
znasz się na niej doskonale. A zatem przyjmij do wiadomości, że wiatru
nie było, jak byłaś łaskawa to ująć, bo znaleźliśmy się w oku cyklonu.
RS
49
Wszyscy, którzy coś wiedzą o pustyni, znają to zjawisko. Zauważyłaś ten
bezruch? Widziałaś drobiny piasku przesłaniające niebo jak mgła?
Mariella czuła na sobie jego mordercze spojrzenie. Wiedziała, że w
tej chwili najchętniej by ją udusił.
- Kłamiesz - upierała się, zdecydowana postawić na swoim. -
Próbujesz nas zatrzymać, bo...
Zamilkła, gdy spojrzał na nią kpiąco.
- Tak? Ciekawe, dlaczego chcę was zatrzymać.
Bo wiesz, jak szaleńczo cię pragnę, odezwał się w głowie Marielli
zdradliwy głos, i odczuwasz taką samą żądzę. Wzdrygnęła się, odsunęła
niebezpieczną myśl i wróciła do rzeczywistości. Dość głupich mrzonek!
Trzeba się uspokoić, żeby odzyskać poczucie bezpieczeństwa.
- Kłamiesz - powtórzyła stanowczo, z buntowniczą miną spoglądając
na zasłonę w drzwiach.
- Czyżby? - Odsunął się i podniósł tkaninę, żeby mogła wyjrzeć na
zewnątrz.
Palmy gięły się na wietrze, zielonymi pióropuszami zamiatając
piasek. Spoglądała na nie z jawnym niedowierzaniem. Dopiero teraz
uświadomiła sobie, że znów słyszy przeciągłe wycie pustynnej wichury.
Gdy stanęła u wejścia do namiotu, poczuła gwałtowny pęd powietrza, a po
chwili także drobny pył pod powiekami. Bolały ją oczy. Gwałtowne
podmuchy rzucały w powietrze tumany piasku, które, wirując spiralnie,
szalały przed nią w opętańczym tańcu. Trudno jej było dostrzec, gdzie
kończy się ziemia, a zaczyna niebo.
RS
50
Nie wierząc własnym oczom, wyszła na zewnątrz,lecz gdy zrobiła
pierwszy krok, wichura omal nie zbiła jej z nóg. Miała wrażenie, jakby
została uderzona olbrzymią pięścią. Usłyszała płacz Fleur, którą trzymała
na ręku. Xavier odruchowo wyciągnął ramiona i wyrwał jej małą,
zamykając w bezpiecznym uścisku. Mariella zbladła, gdy uświadomiła
sobie, co się mogło stać, gdyby wyjechała w taką pogodę.
- Teraz mi wierzysz? - spytał ponuro, gdy oboje znaleźli się w
bezpiecznym schronieniu, a zasłona opadła.
Mariella bez słowa wyciągnęła ręce, żeby wziąć od niego Fleur, i
niechcący dotknęła mokrej koszulki. Cofnęła się tak szybko, że omal nie
straciła równowagi. Xavier zareagował błyskawicznie: chwycił ją za ramię
i podtrzymał. Miał taką minę, jakby chciał obie zamknąć w bezpiecznym
uścisku.
Mariella doskonale wiedziała, z kim ma do czynienia, lecz mimo to
ze wzruszenia oczy zaszły jej łzami. Po chwili zdała sobie sprawę, że
powinna raczej zapłakać nad własną głupotą zamiast roztkliwiać się nad
błahostkami.
- Jak długo potrwa ta wichura? - spytała, odsuwając się od niego.
- Co najmniej dobę, może dłużej. W czasie burzy nie działa radio ani
telefon, więc trudno zdobyć informacje. O tej porze roku nieczęsto
miewamy podobne nawałnice, ale kiedy się rozszaleją, końca nie widać.
Są gwałtowne i nieprzewidywalne.
Mariella wzięła Fleur od Xaviera i uznała z przekąsem, że burze
piaskowe mają z jego naturą wiele wspólnego.
RS
51
ROZDZIAŁ PIĄTY
Mariella przerwała lekturę jednej z popularnonaukowych książek
przywiezionych do Zuranu i wstała z łóżka. Pora zajrzeć do Fleur.
Popatrzyła na zegarek. Dochodziła ósma. Dziewczynka nie spała, lecz była
w dobrym humorze. Gaworzyła radośnie, gdy Mariella oglądała jej dziąsła
i podziwiała śliczny, biały, wyrzynający się ząbek. Maleńka buzia
wydawała się nadał trochę spuchnięta i zaczerwieniona, ale paracetamol
złagodził ból, który poprzedniej nocy dokuczał dziecku.
Po trudnym poranku atmosfera w salonie pozostała napięta, więc
Mariella późnym popołudniem wycofała się do „swojej sypialni" tym
chętniej, że ilekroć spoglądała na Xaviera, wyobraźnia podsuwała jej
natychmiast obraz nagiej męskiej postaci... Doskonałym pretekstem była
drzemka Fleur, której oczka się kleiły.
Gdy wiatr zelżał na chwilę, Xavier przyniósł rzeczy, które Mariella
zapakowała do samochodowego kufra. Przytargał je do sypialni i rozstawił
tam dziecinne łóżeczko. Rozpakowując torbę, Mariella trafiła na
szkicownik i fachową literaturę. Całkiem zapomniała, że ma ze sobą takie
skarby. Kamień spadł jej z serca, bo miała wreszcie absorbujące zajęcie.
Wzięła książkę, położyła się do łóżka i czytała zachłannie. Lektura była
pasjonująca, a poza tym stanowiła dobry pretekst, żeby trzymać się z dala
od Xaviera, który z kolei całe popołudnie tkwił przy komputerze. Mariella
ani myślała przeszkadzać mu w pracy i do wieczora ani razu nie
wyściubiła nosa za kotarę oddzielającą pomieszczenia.
Odkąd zaczęła portretować zwierzęta, zwłaszcza konie, bardzo
interesowała się anatomią zwierząt, a także hodowlą szlachetnych ras.
RS
52
Teraz z oczywistych względów pasjonowała się wierzchowcami czystej
krwi arabskiej. Wiedza dotycząca anatomii pomagała także lepiej
uchwycić cechy charakteru wyjątkowych zwierząt.
Mariella starała się jak najlepiej przygotować do nowego zadania, bo
zgadzała się z Kate, że praca dla księcia Zuranu będzie kamieniem
milowym w jej karierze.
Postanowiła zrobić kilka szkiców, żeby zilustrować omówione w
książce przykłady. Oto gra silnych mięśni uchwyconych w ruchu...
Ołówek fruwał nad kartką papieru. Mariella była tak zaabsorbowana pracą,
że wróciła do rzeczywistości dopiero wtedy, gdy usłyszała Fleur, głośno
domagającą się zaspokojenia dziecięcych potrzeb.
Uśmiechnęła się, podziwiając donośny głosik, odłożyła szkicownik,
a potem ze zmarszczonymi brwiami ponownie spojrzała na swoje rysunki.
Nie do wiary! Zaczerwieniła się ze wstydu i upokorzenia.
Co ją napadło? Jak to możliwe? Zamiast szkicować konie, rysowała
mężczyznę... Xaviera... pływającego, stojącego. Szczupłe, nagie ciało,
silne mięśnie.
Nękana poczuciem winy, przełożyła kartkę. Fleur cmokała na nią
znacząco, jakby chciała dać do zrozumienia, że pora na małe co nieco.
Wyraźnie zgłodniała.
Mariella podeszła do łóżeczka i wsunęła szkicownik do stojącej obok
torby z dziecięcymi rzeczami. Posadziła siostrzenicę w samochodowym
foteliku, który zaniosła do kuchni.
- Mam dla ciebie pyszną kolacyjkę - zagadywała, ogrzewając
butelkę.
RS
53
Początkowo chciała wrócić do sypialni, żeby tam nakarmić małą, ale
zmieniła zdanie i pomaszerowała do salonu.
Fleur była przecież córką Xaviera, więc im obojgu -z różnych
powodów - należałoby o tym przypomnieć. Chyba powinien zobaczyć, co
traci, odrzucając rodzone dziecko.
Gdy weszła, siedział przed komputerem. Ustawiła fotelik tak, żeby
jej się wygodnie karmiło. Siedziała plecami do Xaviera. Fleur była zdrową
i silną dziewczynką obdarzoną doskonałym apetytem, a gdy ustąpił ból
spowodowany ząbkowaniem, odzyskała także wrodzoną pogodę ducha.
Jadła zachłannie, a Mariella zaabsorbowana karmieniem nie spostrzegła,
że Xavier przerwał pracę i przygląda się jej uważnie. Sporo czasu minęło,
nim szósty zmysł ostrzegł ją, że jest obserwowana.
- Ma twój nos - usłyszała niespodziewanie i ręce zaczęły jej drżeć.
Obie z Tanią miały po matce kształtne nosy, a Fleur pod tym
względem wdała się w swoją babcię. Tania powtarzała, że długie, gęste
rzęsy są po tatusiu.
Mariella poczerwieniała ze złości. Co sprawia, że niektórych
mężczyzn cechuje okropna nieczułość wobec dzieci, które spłodzili?
Zachowanie Xaviera wobec Fleur do złudzenia przypominało
postępowanie jej ojca. Aż za dobrze wiedziała, jak smutne jest dzieciństwo
bez ojcowskiego uczucia. Nie mogła pozwolić, żeby Fleur także cierpiała z
powodu odrzucenia.
Xavier przynajmniej częściowo powinien wziąć na siebie
odpowiedzialność za wychowanie córeczki, zamiast definitywnie zniknąć
z jej życia za cichą zgodą pozostałych uczestniczek rodzinnego dramatu.
RS
54
Miała świadomość, że nie chodzi o alimenty; znacznie ważniejsze jest
zaangażowanie emocjonalne.
Fleur opróżniła butelkę i powoli zasypiała. Mariella pochyliła się,
żeby sprawdzić, czy małej jest wygodnie w samochodowym foteliku.
Pocałowała różowy policzek, wstała i poszła do kuchni, żeby umyć i
wyparzyć dziecięce naczynia.
Xavier został sam z Fleur. Przyglądał się jej, marszcząc brwi. Miała
jasną cerę i blond włoski. Khalid był śniadym brunetem. Podobieństwo
Fleur do Marielli nie budziło wątpliwości, ale Xavier nie mógł się u niej
doszukać żadnych rysów rzekomego ojca. Wzdrygnęła się przez sen, więc
podbiegł do fotelika, świadomy, że pustynne noce są bardzo chłodne.
Rączki dziecka były cieplutkie. Może jednak na wszelki wypadek
przydałoby się dodatkowe przykrycie?
Słyszał dobiegające z kuchni odgłosy domowej krzątaniny. Mariella
była zajęta, więc sam poszedł do sypialni po koc. Gdy wyjmował go z
torby, zobaczył szkicownik wciśnięty między dziecięce ubranka.
Zaciekawiony odruchowo wziął do ręki swoje znalezisko i popatrzył na
rysunek. Podobieństwo było uderzające. Zmarszczył brwi, spoglądając na
swoje podobizny.
Mariella uporała się ze zmywaniem, wytarła naczynia i poszła do
sypialni, żeby je schować do torby na niemowlęce akcesoria. Odchyliła
zasłonę i znieruchomiała. Xavier stał przy dziecinnym łóżeczku. Widziała
tylko jego plecy.
- Gdzie Fleur? - zapytała natychmiast. - Co...
RS
55
- Śpi tam, gdzie ją zostawiłaś - przerwał. - Na pierwszy rzut oka
widać, że ma twoje rysy, lecz jeśli chodzi o podobieństwo do rzekomego
ojca...
Marielli znudziły się jego insynuacje. Natychmiast ogarnęła ją
irytacja.
- Jak śmiesz zaprzeczać, że to biedne dziecko należy do twojej
rodziny? - powiedziała z goryczą, a potem dodała prowokacyjnie. - Jakieś
kompleksy? Może i słusznie? Szczerze mówiąc, trudno wyobrazić sobie
kobietę pragnącą ciebie do tego stopnia, żeby pójść...
Z kpiącą miną przerwał jej wywody.
- Czyżby? W takim razie co to ma być? Marielli zabrakło tchu, gdy
zobaczyła w jego ręku szkicownik. Targały nią mieszane uczucia:
przygnębienie, wstyd, poczucie winy i wściekłość. Rozzłoszczona, rzuciła
się ku niemu, chcąc wyrwać rysunki, lecz jedną ręką mocno trzymał
szkicownik, a drugą opędzał się od niej.
Coraz bardziej zirytowana, nie dawała za wygraną, raz po raz
rzucając się na niego jak nieustępliwe stworzonko, śmiało atakujące
silniejszego przeciwnika. Chwycił jej nadgarstek.
- Oddaj szkicownik! Jest mój! - krzyknęła zdyszana.
Gdy próbowała zabrać mu rysunki, straciła równowagę i żeby nie
upaść, chwyciła go za ramię tak mocno, że paznokcie wbiły się w śniadą
skórę. Niechcący podrapała Xaviera.
- Ach, ty... - rzucił urywanym głosem.
RS
56
Zaskoczona własnym zacietrzewieniem oraz jego reakcją,
znieruchomiała. Niespodziewanie rzucił szkicownik i chwycił ją za obie
ręce.
- Inny mężczyzna pewne by ci darował, ale nie ja. Zapłacisz mi za
to! - usłyszała jego groźby. Potrząsnął nią mocno.
Gdy cofnęła się, żeby wyrwać ręce z jego mocnego uchwytu, poczuła
za sobą krawędź łóżka. Xavier jej nie puścił. W trakcie walki nagle oboje
stracili równowagę i przewrócili się na posłanie.
Xavier był wściekły, ale czuł nie tylko złość i Mariella była tego
świadoma. Co gorsza, sama uległa podobnym emocjom.
Nie miała najmniejszych wątpliwości, że Xavier jej pragnie. Oboje w
napięciu czekali, co będzie dalej. Stracili poczucie czasu i zapomnieli,
gdzie się znajdują. Świat przestał dla nich istnieć.
To znak od losu, pomyślał Xavier. Nadarzyła się sposobność
urzeczywistnienia chytrego planu, którego celem było szybkie i
jednoznaczne zniechęcenie Khalida do tej kobiety. Xavier zamierzał
udowodnić ponad wszelką wątpliwość, że nie jest godna miłości kuzyna,
ale kiedy pochylił głowę, żeby ją pocałować, ze zdumieniem uświadomił
sobie, że nie robi tego z poczucia obowiązku. Intensywność ogarniających
go uczuć nie dawała się porównać z dotychczasowymi przeżyciami.
Mariella daremnie powtarzała sobie, że dopuszcza się
niewybaczalnej zdrady wobec ukochanej siostry, lecz mimo to pozostała
głucha na głos rozsądku. Pod wpływem niezaspokojonego pożądania
odczuwała ból graniczący z udręką.
RS
57
Gdy wargi Xaviera dotknęły nareszcie jej ust, oddała pocałunek.
Drżała w jego objęciach. Zacisnęła dłonie na silnych ramionach. Chciała
go odepchnąć czy mocniej przyciągnąć do siebie?
Przerwał pocałunek i jak urzeczony zapatrzył się w turkusowe oczy,
które lśniły niczym gwiazdy. Zadawał sobie pytanie, jak to możliwe, że
ten zimny kolor lśni żarem płomienia. Sam też był rozpalony ponad
wszelkie wyobrażenie. Nie mieli odwrotu.
Mariella chłonęła jego pocałunki i pieszczoty, tuląc się z całej siły.
Każde dotknięcie budziło śmielsze pragnienia, usuwało w cień wszelkie
skrupuły i wątpliwości.
Pozbyli się ubrań. Dopiero gdy oboje byli zupełnie nadzy,
uświadomili sobie, że w tym momencie nic już ich nie dzieli. Xavier
ukląkł i jak w transie podziwiał urodę Marielli. Pieszczoty jego ust i rąk
były delikatne, niemal czułe. Przymknęła powieki i oczyma wyobraźni
ujrzała go znowu na tle pustynnego jeziora i dorodnych palm. Gdy całował
jej piersi, omal nie oszalała z pożądania.
Xavier nie panował nad sobą. Zatracił się w zmysłowych rozkoszach,
od których zwykle raczej stronił. Teraz nic nie było dla niego ważniejsze
od dotykania Marielli, od jej cudownej niecierpliwości, od ich miłosnego
zespolenia. Oboje zmierzali ku spełnieniu, które dla niego ż niczym nie
dało się porównać.
- Masz dziecko z moi kuzynem, ale czy dał ci równie wielką
rozkosz? Czy tak się czułaś, gdy trzymał cię w ramionach? Zapominałaś o
całym świecie, kiedy się kochaliście? Zatraciłaś się w bezmiernej
rozkoszy, gdy spłodziliście Fleur?
RS
58
Mariella znieruchomiała, słysząc natarczywy szept Xaviera.
- Jemu też oddałaś się bez najmniejszego oporu tak jak mnie? Ilu
miałaś wcześniej kochanków?
Krzyknęła rozpaczliwie i natychmiast odsunęła się od niego. Poczuła
nieznośny ból, fizyczny i duchowy. Kiedy wyrywała się z jego objęć,
miała wrażenie, że zaraz umrze.
Xavier boleśnie odczuł nagłe odrzucenie. Wiedział, że sam jest sobie
winien, ale nagłe cierpienie było nie do zniesienia! Chciał zagarnąć
Mariellę, zamknąć ją w objęciach. Nagle uznał, że jej miejsce jest przy
nim, w jego ramionach. Chciał, żeby raz jeszcze mu się oddała. Marzył,
aby usłyszeć, że z nikim nie było jej tak dobrze. Pragnął mieć z nią
dziecko. Od dziś powinna należeć tylko i wyłącznie do niego.
Przeraził się, gdy uświadomił sobie pierwotną intensywność
własnych pragnień. Nie w tym celu przespał się z Mariella! Zrobił to dla
Khalida! Chciał go ustrzec przed popełnieniem fatalnego głupstwa. Ona
jest wszystkiemu winna! Dał się złapać na uwodzicielskie sztuczki bez-
dusznej kokietki.
- Przestań się zgrywać. Za późno na skromne minki. Przed chwilą
wydało się, jaka naprawdę jesteś. Gdy tylko Khalid usłyszy, jak ochoczo
się oddałaś, natychmiast przyzna mi rację i będzie wdzięczny, że gotów
byłem na wszystko, by udaremnić wasz związek.
A więc po to zaciągnął ją do łóżka? Taki miał powód? Chciał ją
zdyskredytować w oczach innego mężczyzny?
Z sąsiedniego pomieszczenia dobiegł płacz Fleur. Mariella ubrała się
pospiesznie i pobiegła do salonu.
RS
59
Wyjęła małą z fotelika i przytuliła do siebie, w bliskości dziecka
szukając zapomnienia o doznanym rozczarowaniu i upokorzeniu. Została
głęboko zraniona, niemal czuła, jak uchodzą z niej życiowe siły. Drżała na
całym ciele, porażona niedawnym przeżyciem oraz zaskakującą wiedzą,
którą przez nie zyskała.
Fleur nie była córką Xaviera! Jego kuzyn jest ojcem! A, zdaniem
Xaviera, Mariella to jej matka. Poszedł do łóżka z rzekomą kochanką
Khalida, aby mu udowodnić, że zadał się z pospolitą ladacznicą gotową
ulec każdemu mężczyźnie.
Xavier uznał się za nieomylnego i, powodowany uprzedzeniami,
wyrządził jej straszną krzywdę. Los dał jej surową nauczkę, lecz pomimo
wszystko nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Po pierwsze,
odetchnęła z ulgą, gdy wyszło na jaw, że nie przespała się z ukochanym
siostry. Po drugie, miała widomy dowód, jakim draniem jest Xavier.
RS
60
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Mariella pozwoliła sobie na głośne westchnienie ulgi dopiero wtedy,
gdy znalazła się w przyjaznym otoczeniu hotelowego bungalowu Beach
Club. Mogła się wreszcie rozluźnić. Odkąd wyjechała z oazy, nerwy miała
napięte jak postronki.
Czuła się znowu bezpieczna, więc mogła zapomnieć o wydarzeniach,
które miały miejsce w ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin.
Postanowiła ukryć je w najciemniejszym zakamarku swego umysłu i
opatrzyć pieczęcią z napisem: Wyrzucić z pamięci.
Czy to możliwe? Jak pozbyć się wspomnienia o bezprzykładnym
okrucieństwie? Przeżycie było wyjątkowo bolesne i traumatyczne, a
zachowanie Xaviera po prostu karygodne.
Gdyby była inną kobietą i kierowała się w życiu zasadami
odmiennymi od tych, które zawsze jej przyświecały, czerpałaby złośliwą
satysfakcję z faktu, że Xavier naprawdę jej pragnął. Nie miała co do tego
żadnych wątpliwości. Może powinna wykorzystać sytuację i upokorzyć
tego drania, rzucając mu w twarz mocne słowa? Niechby uświadomił
sobie, że nie jest takim ideałem, jak mu się wydało. Bardziej niż
ktokolwiek inny zasługiwał na takie poniżenie.
Nie ulega wątpliwości, że jest zaślepiony. Gdyby, zamiast z całą
bezwzględnością urzeczywistniać swój nikczemny plan, choć trochę
zważał na jej reakcje i odczucia, szybko zrozumiałby, że nie mogła być
niczyją kochanką, a tym bardziej matką Fleur.
RS
61
Z drugiej strony jednak sobie też miała wiele do zarzucenia.
Popełniła błąd, widząc w nim ukochanego Tani, lecz dowiedziała się o
tym dopiero po fakcie. Krótko mówiąc, zanim odkryła prawdę, nie
zważała na nic i po prostu zaspokoiła pożądanie. Zachowała się haniebnie,
ale nie zamierzała nikomu o tym mówić. Takie sekrety ludzie zabierają ze
sobą do grobu.
Pulsowanie czerwonego sygnalizatora wmontowanego w aparat
telefoniczny oznaczało, że ktoś zostawił wiadomość. Mariella włączyła
odsłuch. Dzwonił do niej tylko osobisty sekretarz księcia. Prosił, żeby jak
najszybciej się z nim skontaktowała. Postanowiła to odłożyć, bo najpierw
musiała zadzwonić do siostry i wypytać ją o Xaviera. Trzeba się upewnić,
że tych dwojga nic nie łączy. Gdy otrzyma od Tani takie zapewnienie,
Xavier zostanie raz na zawsze zapomniany.
Niełatwo przyszło jej dodzwonić się do siostry. Gdy wreszcie
uzyskała połączenie, Tania sprawiała wrażenie zdenerwowanej. Wyraźnie
się spieszyła.
- Ella, daruj, ale mamy tu okropny zamęt - tłumaczyła, zdyszana. -
Zrozum, nie mogę teraz pogadać. Co u Fleur? Wszystko w porządku?
- Jest zdrowa i wesoła. Wyrżnął jej się pierwszy ząbek. Taniu, muszę
cię o coś zapytać. - Mariella pospiesznie zmieniła temat, czując, że siostra
chce zakończyć rozmowę. - Muszę wiedzieć, jak się nazywa ojciec Fleur.
To ogromnie ważne.
- Dlaczego? Co się stało? Ella, nie mogę ci powiedzieć...
Mariella słyszała panikę w jej głosie, więc odetchnęła głęboko i
spróbowała inaczej.
RS
62
- Dobrze, Taniu. Skoro nie możesz ujawnić prawdy, zdradź mi
przynajmniej, czy ma na imię Xavier...
- Co ty gadasz? - pisnęła z oburzeniem Tania. Mówiła poniesionym
głosem, który raził wrażliwe uszy Marielli. - Xavier? Chodzi ci o tego
potwora, kuzyna Khalida? Oczywiście, że nie jest ojcem Fleur! Chciał nas
poróżnić! Rozłączył mnie z Khalidem! Nie chciał, żebyśmy się widywali.
Uważa, że nie jestem godna wejść do ich rodziny. A przy okazji... Ella,
skąd znasz Xaviera? Ostrzegam cię! To gbur i arogant, staroświecki
moralizator, który żyje tak, jakby nadal trwało średniowiecze. Ella,
przepraszam, ale na mnie już czas. Całuski dla Fleur.
Skończyła rozmowę, nie dopuszczając do głosu Marielli, która długo
siedziała bez ruchu, ściskając w dłoni słuchawkę. Dowiedziała się
przynajmniej, że Xavier na pewno nie jest ojcem małej. Dobre i to.
Uspokojona,zadzwoniła do asystenta władcy Zuranu. Jego Wysokość
powrócił już do stolicy i chciał się z nią jak najszybciej zobaczyć.
- Nic się nie stało - zapewnił asystent księcia, gdy, nie wdając się w
szczegóły, wyjaśniła, że musiała przeczekać burzę piaskową w pustynnej
oazie. - Chciałem pilnie się z panią skontaktować, ponieważ Jego Wyso-
kość jutro rano wydaje w stajniach i przylegającym do nich ogrodzie
uroczyste śniadanie połączone z aukcją na cele dobroczynne i pragnie
zaprosić panią na tę uroczystość. Oczywiście po pierwszym spotkaniu
udzieli pani osobistej audiencji, żeby omówić wszystkie szczegóły.
Jutrzejsze śniadanie będzie miało uroczysty charakter, więc obowiązuje
odpowiedni strój. Jego Wysokość nalega, aby goście zrezygnowali z
perfum, bo silne zapachy źle wpływają na konie.
RS
63
- Bardzo dziękuję za zaproszenie - odparła Mariella. - Mam jednak
mały kłopot. Przyjechałam do Zuranu z czteromiesięczną siostrzenicą,
którą czasowo się opiekuję...
- Ależ to żaden problem - odpowiedział natychmiast sekretarz. -
Przygotujemy wszystko, czego potrzeba małej. Niania się nią zaopiekuje.
Oczywiście przyślemy samochód po panią i dziecko.
Wdzięczni klienci często zapraszali Mariellę na wystawne przyjęcia,
więc zdawała sobie sprawę, że ubrania, które ze sobą przywiozła, nie
nadają się na takie okazje. Wiedziała również, że mieszkańcy Bliskiego
Wschodu lubią się stroić, toteż ona i Fleur musiały sprostać
wyzwaniu, pokazując się od najlepszej strony. Zapakowała małą do
nosidełka, wezwała taksówkę i ruszyła na zakupy.
Dwie godziny później piła kawę w ekskluzywnym centrum
handlowym Zuranu. Z pobłażliwym uśmiechem spoglądała na lśniące
torby i torebki. Największa opatrzona była znakiem firmowym
renomowanej sieci sklepów z dziecięcymi ubrankami. Mariella nie potrafi-
ła się zdecydować, którą z dwu prześlicznych wyjściowych kreacji wybrać
dla siostrzenicy, więc po głębokim namyśle kupiła obie.
Dla siebie nie była taka szczodra, ale nie żałowała pieniędzy na
efektowny kapelusz o nadzwyczaj kobiecym fasonie. Kupiła sobie również
cudowne sandałki na bardzo wysokich, cieniutkich obcasach. Prawdziwe
szpilki! Urzekły ją natychmiast, bo paseczki wykonano ze skóry tego
samego koloru co jej nowa sukienka z turkusowego jedwabiu. Całości
dopełniała torebka w podobnym odcieniu. Zdobił ją galopujący koń z
koralików i cekinów.
RS
64
Z przyjemnością buszowała po sklepach, bo dzięki temu udało jej się
na dwie godziny zapomnieć o Xavierze. No, może nie całkiem. Na
szczęście przestała użalać się nad sobą i w duchu obrzucała go
paskudnymi obelgami. Miała szczęście, że poznała się na nim i szybko
ochłonęła po krótkotrwałym paroksyzmie zmysłowego szaleństwa. To się
nie powtórzy. Obiecała sobie, że nigdy więcej nie odważy się przy
mężczyźnie na taki wybuch emocji. W kwestii uczuć nie mogła się zdać na
niczyją łaskę czy niełaskę. Los porzuconej matki był dla niej najlepszą
przestrogą. Wiadomo, mężczyźni to dranie. Xavier był taki sam jak cała
reszta. Nie wolno mu ufać.
Dopiła kawę, zebrała torby i sprawdziła, czy Fleur bezpiecznie siedzi
w nosidełku. Przed centrum handlowym złapała taksówkę i wróciła do
hotelu.
Miała za sobą długi, męczący dzień. Poprzedniej nocy była tak
zgnębiona i zrozpaczona, że prawie nie zmrużyła oka. Jej modlitwy
zostały wysłuchane i nad ranem wiatr ucichł, więc, nie bacząc na
zmęczenie, wczesnym rankiem ruszyła w drogę powrotną do miasta. W
hotelu zdrzemnęła się trochę, ale zakupy, choć przyjemne, były też
męczące. O ósmej już ziewała, więc postanowiła wcześnie położyć się do
łóżka.
Xavier niespokojnie krążył po namiocie. Powinien być uradowany,
bo pozbył się intruza. Ta okropna kobieta nareszcie wyjechała. Nie miał
wyrzutów sumienia, że ją uwiódł, i był zdecydowany powiedzieć wkrótce
Khalidowi, jak łatwo przyszło mu zaciągnąć ją do łóżka. A podobno
zarzekała się, że szczerze kocha tego biedaka.
RS
65
Xavier zdawał sobie sprawę, że mimo woli odczuwa dziwną
tęsknotę, że... kogoś mu brak. Ale to nieważne. Szybko zapomni o chwili
szaleństwa. A jeśli Khalid machnie ręką na jawną zdradę, nie posłucha
mądrych rad i postanowi kontynuować związek z tą kobietą? Co wtedy?
Jeśli Fleur to rzeczywiście jego córka, powinien się nią zająć i łożyć
na jej utrzymanie. Być może zatrzyma przy sobie także matkę
dziewczynki. Xavier próbował sobie wyobrazić, co by czuł, gdyby
Khalidowi przyszła ochota zamieszkać w Zuranie z kochanką i ich córecz-
ką. Żyliby pod jednym dachem, a Mariella dzieliłaby łóżko...
Rozzłoszczony, wyszedł przed namiot, w którym wszystko mu o niej
przypominało. Nawet powietrze miało zapach jej perfum. Przedziwne
turkusowe oczy, delikatna jasna skóra, szczupła sylwetka, namiętna re-
akcja na jego pieszczoty, bliskość doprowadzająca go do szaleństwa.
Wcale się nie dziwił, że Khalid też oszalał na jej punkcie.
Mariella z czułością pomyślała, że Fleur wygląda prześlicznie w
nowym ubranku, bo wszyscy się za nią oglądają. Umknęło jej, że sama też
jest obiektem powszechnego zainteresowania modnie ubranych gości,
którzy wypełnili tłumnie zielony dziedziniec i ogrody w pobliżu
książęcych stajni.
Dopasowaną jedwabną suknię na cienkich ramiączkach, uszytą z
cieniowanego jedwabiu mieniącego się wieloma odcieniami turkusowej
barwy kupiła nie tak dawno na ślub i wesele koleżanki. Elegancka kreacja
doskonale pasowała do kapelusza, sandałków i torebki tego samego
koloru. Na ramiona Mariella narzuciła cienki, nieco jaśniejszy żakiecik z
aksamitną lamówką.
RS
66
Jeden z sekretarzy powitał ją, gdy wysiadła z limuzyny, i
zaprowadził do ogrodu, za którym były stajnie.
Budynki okazały się wyjątkowo funkcjonalne, a wnętrza
nieskazitelnie czyste. Szlachetne wierzchowce zerkały ciekawie z boksów
i wyginały szyje, śmiało obserwując gości, jakby chciały dać do
zrozumienia, że czują się prawdziwymi bohaterami dzisiejszej uroczy-
stości.
Wytworne śniadanie przygotowano w namiotach z kosztownych
tkanin rozstawionych na zielonej murawie. Za nimi znajdowała się altanka,
gdzie czekała niania gotowa zaopiekować się małą Fleur.
Mariella miała sporą tremę, gdy szła wśród tylu znakomitości.
Wokół ludzi bardzo bogatych, utytułowanych i wpływowych czuło się
aurę niczym niezmąconej pewności siebie. Nagle goście rozstąpili się,
robiąc jej przejście, a stojący wśród nich mężczyzna odwrócił głowę, żeby
na nią popatrzeć.
- Panno Sutton, oto Jego Wysokość - młody sekretarz przedstawił jej
potencjalnego klienta.
- Witam panią! - ucieszył się książę. Głos miał przyjazny, ale
wiedziała, że bacznie ją obserwuje.
- Wasza Wysokość... - odparła, lekko pochylając głowę.
- Jestem zachwycony pani obrazami, ale muszę powiedzieć, że
malując „Wróżbitę", znakomitego wierzchowca mego przyjaciela, a
zarazem rywala z toru wyścigowego, sir Johna Feinnesa, trochę
podretuszowała pani tego zwierzaka.
Mariella uśmiechnęła się pobłażliwie.
RS
67
- Maluję tak, jak widzę. To przywilej artystów - odparła z godnością.
- Naturalnie, lecz nie wątpię, że moi ulubieńcy szybko usuną w cień
wszystkie zwierzęta, które dotychczas pani uwieczniła. Życzę sobie, aby
jak najdokładniej oddano ich zalety.
Na większą chwałę księcia pana, pomyślała nie bez złośliwości, lecz
taktownie zachowała dla siebie tę uwagę.
- Mój przyjaciel, sir John, chwalił panią za świetne pomysły i
świeżość w podejściu do tematu. Przy torze wyścigowym, któremu
patronuje moja rodzina, powstanie wnet nowy kryty wybieg dla koni.
Przyszło mi do głowy, że można by połączyć jego inaugurację z werni-
sażem i prezentacją pani obrazu, który stanowiłby główny element
dekoracji wnętrza, a zatem... - zawiesił głos.
- Powinna go cechować pewna oryginalność? Wasza Wysokość
Uczy na to, że wymyślę coś wyjątkowego - dokończyła z
porozumiewawczym uśmiechem.
- Otóż to - przytaknął książę. - Ale nie czas na rozmowy o interesach.
Dzisiaj jest pani moim gościem, więc nie będziemy dyskutować o
szczegółach kontraktu. To była, że tak powiem, towarzyska pogawędka.
Fleur, która dotąd z jawną ciekawością obserwowała gości, nagle
odwróciła główkę, spojrzała na księcia i uśmiechnęła się do niego.
- Urocze ma pani dziecko - powiedział.
- To moja siostrzenica - wyjaśniła Mariella. -Chwilowo się nią
opiekuję. Moja agentka chyba o tym wspomniała.
- Niewątpliwie. Przypominam sobie, że osobisty sekretarz mówił o
małej dziewczynce.
RS
68
Inni goście czekali na prezentację, więc Mariella ukłoniła się i
dyskretnie odeszła na bok. Widziała z daleka konie trenujące na wybiegu,
a także zaaferowanych stajennych w szortach i spodniach koloru khaki
oraz bawełnianych koszulkach. Trzy kolory T-shirtów wskazywały, jakie
miejsce zajmują pracownicy w zawodowej hierarchii.
Zniecierpliwiony Xavier przyglądał się gościom wypełniającym
dziedziniec między książęcymi stajniami. Zadawał sobie pytanie, co tu
robi. Do tej pory unikał przyjęć jak zarazy. Reprezentacja i kontakty
towarzyskie to działka Khalida, lecz pod jego nieobecność przykry
obowiązek uczestniczenia w takich imprezach spadł na Xaviera, który rad
nierad uznał, że trzeba pójść na uroczyste śniadanie. Dodatkową zachętę
stanowił bliski jego sercu charytatywny cel dzisiejszego spotkania.
Wiele osób podchodziło do niego, żeby zamienić kilka słów. Byli
wśród nich krewni Jego Wysokości. Po pewnym czasie uznał, że
towarzyski obowiązek został wypełniony i pora się zbierać. Szkoda czasu.
Niespodziewanie dostrzegł w tłumie turkusowy strój i znajomą sylwetkę.
Bez namysłu zaczął torować sobie drogę w tłumie gości
zmierzających ku namiotom, gdzie podawano śniadanie.
Mariella zawahała się na moment, niepewna, czy może usiąść do
stołu razem z Fleur. Po namyśle uznała, że lepiej na czas posiłku oddać
małą w ręce wykwalifikowanej opiekunki, ale chciała się jeszcze poradzić
sympatycznego asystenta, więc szukała go wzrokiem.
Nie zauważyła obserwującego ją Xaviera, który zmarszczył brwi,
czując przypływ wściekłości. Potwierdziły się jego podejrzenia. Bez trudu
odgadł, po co ta kobieta przyszła do książęcych ogrodów. Zebrali się tutaj
najwięksi bogacze Zuranu, a większość z nich wodziła za nią
RS
69
zachwyconym spojrzeniem. Od stóp do głów ubrana w turkusowe błękity,
wyglądała jak uosobienie łagodnej kobiecości. Sprawiała wrażenie istoty
bezbronnej, kruchej, całkiem bezradnej i szukającej silnego męskiego
ramienia. Turkusowa barwa ubranka Fleur podkreślała więź uroczej mamy
i ślicznej córeczki. Sama słodycz!
Mariella nieświadoma, że zły jak diabli i dotknięty do żywego
Xavier jest na jej tropie, przełożyła małą na drugą stronę.
- Znakomicie! To było do przewidzenia, że przyjdziesz tu wystrojona
według najnowszej europejskiej mody. Muszę cię ostrzec, że w Zwanie
takie sztuczki nie mają wzięcia. Stanowczo przeceniasz swoje atuty.
- Xavier! - Zaskoczona Mariella odwróciła głowę i poczuła, że nogi
się pod nią uginają. Wysokie obcasy dodatkowo pogarszały sytuację.
Xavier stał tuż za nią.
- Nie mam pojęcia, jak się tu wkręciłaś. Musiałaś zamącić w głowach
ochroniarzom. Chyba wiem, jak ci się to udało - ciągnął pogardliwym
tonem. - Zwykle nie wpuszczają do pałacowych ogrodów utrzymanek i
kobiet lekkich obyczajów.
Mariella chciała go spoliczkować, ale uznała, że nie pora na takie
gesty. Trzeba powierzyć Fleur niani, skoro ma usiąść do stołu z księciem i
jego najbliższymi. Nie mogła ryzykować, że z powodu zacietrzewienia
tego głupka Xaviera straci ważny kontrakt.
- Zachowujesz się jak ostatni gbur, więc nie będę z tobą rozmawiać -
odparła chłodno. - Daruj, ale muszę przyłączyć się do gości i... - Przerwała
w pół słowa, widząc błysk flesza. Wstrzymała oddech. Jakiś reporter
sfotografował ich podczas kłótni.
RS
70
- Nie dam się zwieść. Dobrze wiem, po co przyszłaś - rzucił wrogo
Xavier. - Zdajesz sobie sprawę, że Khalid w końcu zmądrzeje i rzuci cię,
więc chcesz znaleźć nowego kochanka gotowego cię utrzymywać.
- Przyjmij do wiadomości, że nie potrzebuję cudzych pieniędzy.
Jestem niezależna finansowo. - Odwróciła się i odeszła. W tej samej chwili
podbiegł do niej sekretarz księcia i uprzejmie doradził, żeby na jakiś czas
powierzyć Fleur niani. Mariella skwapliwie przytaknęła.
Oburzony Xavier odprowadził ją wzrokiem. Gdy wmieszała się w
tłum, kipiał ze złości. Jak śmiała tak kłamać! Niezależna finansowo? Też
coś! Podła oszustka niewarta ani jednej myśli!
Patrzył, jak uśmiecha się do innych mężczyzn, jak z nimi rozmawia.
Gardził nią, a jednak był zazdrosny. Dlaczego? Przecież to sprzeczne ze
zdrowym rozsądkiem! Sam przed sobą nie mógł przyznać, że odczuwa nie
tylko pożądanie. Chciał mieć tę kobietę tylko dla siebie.
RS
71
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- Fresk?
Książę zmarszczył brwi, spoglądając niepewnie na Mariellę. Od
uroczystego śniadania minęły trzy dni. Zaproszono ją dziś, żeby dokładnie
obejrzała nowy wybieg dla najlepszych koni władcy Zuranu i zdecydowa-
ła, jak ma wyglądać ich zbiorowy portret.
Po niedawnej rozmowie z Xavierem doszła do wniosku, że jest
niereformowalny i wbrew oczywistym faktom uparcie trwa przy swoich
uprzedzeniach. Nawet gdyby wszystko mu wyjaśniła, uznałby jej słowa za
wierutne kłamstwo, więc nie należy dłużej zaprzątać sobie nim głowy.
Rzuciła się w wir pracy i przez dwa dni robiła wstępne szkice. Miała
nadzieję, że książę zaakceptuje jej pomysł.
- Do wybiegu przylega półokrągła absyda, tworząc obszerną niszę,
która w naturalny sposób przyciąga spojrzenia. Idealne miejsce dla fresku -
tłumaczyła. -Będę mogła namalować konie Waszej Wysokości w różnych
pozach... w boksach i na lonży. Rozmawiałam ze stajennymi i wiem, że
każdy z wierzchowców ma indywidualne cechy i urocze dziwactwa, a
portret zbiorowy pozwoli je odzwierciedlić. Dowiedziałam się na
przykład, że Salomon zawsze musi iść na przedzie, Saladyn nie wyjdzie z
boksu, póki chłopiec stajenny nie wypuści na dziedziniec kota, jego
najlepszego przyjaciela, a Shazare nie znosi widoku innych koni mających
białe skarpetki, a...
Książę wybuchnął śmiechem.
RS
72
- Och, widzę, że jest pani znakomicie przygotowana. Fresk, powiada
pani? Fresk w niszy przylegającej do wybiegu? Pomysł jest oryginalny i
bardzo mi się podoba, ale to ogromna praca. Czy pani jej podoła?
Mariella wzruszyła ramionami.
- Oczywiście. Dla mnie najważniejsze jest, że będę miała do
dyspozycji sporą powierzchnię. Chętnie namaluję pańskie konie w
naturalnej wielkości.
- Ale musiałaby pani skończyć fresk przed oficjalną inauguracją
nowych stajni.
- Kiedy nastąpi otwarcie? - spytała rzeczowo.
- Za pięć miesięcy - odparł książę.
Po chwili namysłu Mariella odetchnęła z ulgą. Na pewno zdąży.
Czasu miała aż nadto.
- Wystarczą mi dwa miesiące, ale to Wasza Wysokość podejmie
ostateczną decyzję.
- Pomysł bardzo mi się podoba, muszę jednak wszystko przemyśleć,
więc odpowiem pani za kilka dni. Problem w tym, że w naszej części
świata istotne jest, żeby w każdej sytuacji, jak to się u was mówi,
zachować twarz, czyli nie stracić dobrego imienia oraz kredytu zaufania.
Skoro zawczasu powiadomię gości, że zobaczą fresk, malowidło musi
powstać na czas. Inaczej... stracę twarz, zarówno w oczach moich stronni-
ków, jak i wobec przeciwników. Oczywiście wierzę w pani skrupulatność i
niewątpliwe kompetencje...
Mariella domyśliła się, że książę chce przeprowadzić dyskretny
wywiad i wypytać znajomych o jej styl pracy. W tym wypadku liczyła się
RS
73
systematyczność i terminowe ukończenie dzieła. Spodziewała się, że od
dawnych kontrahentów dostanie znakomite referencje, więc mogła spać
spokojnie.
Przed audiencją książę zadbał, żeby Mariella mogła spokojnie i bez
pośpiechu omówić z nim wszelkie szczegóły planowanego kontraktu.
Fleur czekała na nią pod opieką niani, która uśmiechnęła się promiennie,
gdy Mariella przyszła odebrać małą.
- To bardzo grzeczna dziewczynka - oświadczyła z uznaniem.
Po powrocie do Beach Club Mariella wystukała numer Tani, żeby jej
opowiedzieć, co się ostatnio wydarzyło. Niestety, musiała zadowolić się
pozostawieniem wiadomości w poczcie głosowej.
Sądziła, że jeśli książę zdecyduje się powierzyć jej namalowanie
fresku, wysokie honorarium pozwoli im trzem przez długi czas żyć
dostatnio. Tania, rzecz jasna, będzie protestować. Już wcześniej upierała
się, że musi pracować, ale teraz powinna wziąć pod uwagę przede
wszystkim dobro Fleur, a poza tym...
Okrągła sumka pozwoliłaby Marielli upiec dwie pieczenie przy
jednym ogniu. Gdyby udało się jej przekonać Tanię do korzystania ze
swoich pieniędzy i pozostania we wspólnym lokum, nie musiałaby się
rozstawać z Fleur. Przeczuwała, że taka rozłąka byłaby dla niej bolesnym
przeżyciem. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że decyzja, aby z nikim się
nie wiązać, ma poważne minusy, bo może oznaczać także rezygnację z
macierzyństwa.
RS
74
Mariella nerwowo wygładziła spódnicę. Minęło pół godziny od
chwili, gdy przyjechała do pałacu, żeby usłyszeć werdykt księcia. Lada
chwila miała się z nim spotkać.
Cichutka niania wzięła Fleur na ręce. Mariella z niepokojem zerknęła
na zegarek. Poprzedniej nocy siostrzenica znowu marudziła. Pewnie
wyrzynał jej się kolejny ząbek.
- Panno Sutton - usłyszała głos sekretarza. - Jego Wysokość oczekuje
pani.
Gdy weszła do sali audiencyjnej, władca Zuranu wyraźnie się
ożywił.
- Aha, jest nasza Mariella!
- Wasza Wysokość... - Usiadła na jednej z kanap pokrytych
wzorzystym jedwabiem, ustawionych wzdłuż ścian obszernej sali.
Natychmiast pojawił się służący, który podał jej kawę i apetyczne
ciastka z migdałami, rodzynkami oraz miodową polewą.
- Miło mi panią poinformować, że zdecydowałem się podpisać
kontrakt na fresk. Zgodnie z pani sugestią nisza zostanie ozdobiona fryzem
- oznajmił książę. -Zależy mi na niezwłocznym rozpoczęciu pracy nad tym
dziełem. W nowych stajniach nadal jest wiele do zrobienia, a do oficjalnej
inauguracji pozostało niespełna pół roku.
Mariella dopiła kawę i postawiła ją na tacy. Gdy służący chciał
ponownie napełnić filiżankę, przykryła ją dłonią na znak, że odmawia.
Książę wstał z fotela i zaczął spacerować po sali.
- Jest wszakże pewna sprawa, która bardzo mnie niepokoi.
RS
75
Mariella sądziła, że władca Zuranu wciąż lęka się, czy termin
zostanie dotrzymany, ale ku jej wielkiemu zaskoczeniu podszedł bliżej z
gazetą w ręku.
- Ten dziennik jest u nas bardzo popularny - powiedział. -
Szczególnym wzięciem cieszy się kronika towarzyska - tłumaczył,
przewracając strony. - Jest tu artykuł o wydanym przeze mnie śniadaniu.
Proszę rzucić okiem na zdjęcie. Przedstawia panią i szejka Al Agira.
Wyglądacie... jakby łączyła was bliska zażyłość.
Serce Marielli kołatało niespokojnie, a palce drżały, gdy przyglądała
się fotografii. Minęło trochę czasu, nim przypomniała sobie chwilę, gdy
oślepił ją błysk flesza.
Kłóciła się wtedy ze stojącym obok Xavierem, ale na zdjęciu
wyglądali jak para: głowy pochylone ku sobie, rozchylone usta, jego
spojrzenie utkwione w jej wargach, a na dodatek Fleur z promiennym
uśmiechem na ładnej buzi.
Mariella nie tknęła podanych słodkości, ale i tak omal jej nie
zemdliło.
Obok zdjęcia umieszczono notatkę:
Kim jest urodziwa kobieta, z którą rozmawia szejk Xavier? Młodzi
sprawiają wrażenie bardzo zżytych. Szejk uchodzi za człowieka o surowych
zasadach moralnych, a jego oddanie sprawom plemienia Al Agir nie
podlega dyskusji. Z wielkim poświęceniem sprawuje funkcję jego
przywódcy. Dotychczas podporządkowywał jej także swoje życie osobiste,
ale podczas uroczystego śniadania wydanego w ogrodach i stajniach
księcia co najmniej dwukrotnie widziano, jak rozmawia z młodą
RS
76
nieznajomą. Czy znalazł nareszcie kobietę godną dzielić z nim życie?
Tajemnicza dama w turkusach zjawiła się na przyjęciu z niemowlęciem.
Czyje to dziecko? Jakie pokrewieństwo łączy je z szejkiem?
- Inaczej niż w krajach zachodnich, u nas samotna kobieta z
dzieckiem budzi ogólne zainteresowanie, a niekiedy i dezaprobatę. Z
notatki jasno wynika, że zdaniem dziennikarza, pani i Xavier jesteście
rodzicami dziewczynki... - ciągnął wyraźnie zakłopotany książę.
- Co nie jest prawdą - Mariella natychmiast wpadła mu w słowo. -
Fleur to moja siostrzenica.
- Naturalnie. Przyjmuję do wiadomości takie wyjaśnienie, ale dla
pani dobra należałoby zamieścić w gazecie oficjalne dementi. Dlatego
poleciłem moim podwładnym, aby skontaktowali się z redakcją i
wyjaśnili, jakie pokrewieństwo łączy panią z Fleur. Dziennikarze zostaną
też poinformowani, że przybyła pani do Zuranu, aby dla mnie pracować.
Mam nadzieję, że to zakończy sprawę.
Mariella z ponurą miną po raz trzeci wybrała numer telefonu
komórkowego siostry. Znowu odezwała się poczta głosowa.
Dlaczego Tania nie oddzwoniła?
Mariella postanowiła od razu rozpocząć pracę nad fryzem. Miała
niewiele czasu, a pracy mnóstwo, dlatego zmieniła plany i postanowiła nie
wracać do Anglii, tylko pozostać w Zuranie i od razu zabrać się do
malowania.
Książę oznajmił, że przydzieli jej niewielkie mieszkanie i samochód
do wyłącznego użytku. Postanowiła w najbliższym czasie wybrać się na
RS
77
zakupy, ponieważ do pełni szczęścia jej i Fleur brakowało wielu przed-
miotów zostawionych w kraju.
Ktoś zapukał do drzwi bungalowu. Pobiegła otworzyć, przekonana,
że przyszedł ktoś z obsługi hotelowej. Oniemiała ze zdumienia, gdy
ujrzała Xaviera. Nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka i trzasnął
drzwiami.
- Zechcesz mi łaskawie wyjaśnić, co to ma znaczyć? - spytał
ironicznie, rzucając na stół egzemplarz gazety, którą Mariella przeczytała
nieco wcześniej. Otworzył ją na stronie, gdzie była kronika towarzyska.
- Nie muszę się przed tobą tłumaczyć - odparła, siląc się na spokój.
- Piszą tutaj, że nie jesteś matką Fleur.
- Owszem - przytaknęła. - To nie moja córeczka. Jestem jej ciocią.
Opiekuję się dzieckiem mojej siostry Tani, którą tak haniebnie
potraktowałeś i świadomie unieszczęśliwiłeś. Powinieneś wiedzieć, że
moja siostra wcale nie jest... taka, jak mówiłeś. To zdolna tancerka i
piosenkarka. Taki ma zawód. A jeśli nadal uważasz, że nie jest godna
twego kuzyna, powiem ci jeszcze, że on nie jest wart Tani i na pewno nie
zasługuje na miano ojca Fleur - perorowała z zapałem. Nie była w stanie
dłużej tłumić gniewu. - Twój krewny zapewniał Tanię o swojej miłości.
Snuli wspólne plany na przyszłość, ale opuścił ją, kiedy spodziewała się
dziecka. Wyobrażasz sobie, jak się wtedy czuła? Byłam przy niej, kiedy
rodziła Fleur. Facet ma ułatwioną sytuację, prawda? Nie musi przejmować
się konsekwencjami romansu. Odchodzi w siną dal i cześć. Jeśli nie chce
wziąć odpowiedzialności za dziewczynę, którą pokochał, i za wspólne
dziecko, po prostu znika. Nie masz pojęcia, jakim koszmarem jest
dzieciństwo, gdy ojciec nie kocha odrzuconej córki albo syna. Nie
RS
78
potrafisz sobie wyobrazić, co przeżywa matka, której złamano serce. Po
takim ciosie kobieta nie wraca nigdy do duchowej równowagi, chociaż z
pozoru jej życie toczy się normalnie. Wyciągnęłam wnioski z nieszczęścia
Tani i nie powtórzę jej błędu. Żaden mężczyzna nie skrzywdzi mnie tak,
jak ona została skrzywdzona.
- Chciałaś mi zrobić na złość i dlatego umyślnie nie wyprowadziłaś
mnie z błędu, kiedy sądziłem, że ty i Khalid jesteście kochankami! -
wybuchnął Xavier, jakby nie słyszał jej tyrady.
- Tak się składa, że początkowo uważałam cię za ojca Fleur. To
chyba oczywiste, że nie miałam pojęcia, co kombinujesz. Spójrzmy
prawdzie w oczy: chciałeś we mnie widzieć najgorszą wywłokę.
Napawałeś się tym! We wszystkim szukałeś potwierdzenia swoich
domysłów. Pamiętasz, jak zareagowałeś, kiedy na przyjęciu u księcia
powiedziałam, że jestem niezależna finansowo?
- Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo skomplikowała się nasza
sytuacja? - przerwał jej Xavier.
- Co ty pleciesz? - spytała z niedowierzaniem. -Moja siostra jest
nowoczesną dziewczyną, która żyje, jak chce, i ponosi wszelkie
konsekwencje swojego postępowania. Moim zdaniem jej największy błąd
polega na tym, że się zakochała, ale ty nadal uważasz ją za... - Umilkła, bo
oczy Xaviera pociemniały ze złości.
- Czyżbyś i ty uważała się za nowoczesną kobietę żyjącą według
swego widzimisię? Jeśli tak, przyjmij do wiadomości, że...
Umilkł nagle, bo przypomniał sobie listy od dawnych kontrahentów
Marielli podsunięte mu do czytania przez księcia, gdy wczesnym
RS
79
popołudniem jak burza wpadł do pałacu, żądając natychmiastowej
audiencji. Chcąc nie chcąc, musiał uznać za pewnik, że w swojej
dziedzinie Mariella jest artystką o międzynarodowej sławie. Do tego
nienagannie się prowadzi i jest ogólnie poważana. W jej życiu nie było
żadnych mrocznych sekretów.
- Nie jestem ciekawa tego, co masz do powiedzenia. Moje sprawy
nie powinny cię obchodzić - odparła lodowatym tonem.
- Wręcz przeciwnie. Obchodzą, i to bardzo! Mariella patrzyła na
niego z bijącym sercem.
- Fleur jest córką Khalida, więc należy do mojej rodziny. Ty jako jej
najbliższa krewna automatycznie stałaś się jedną z nas. Jako głowa rodu
odpowiadam za was obie. Nie ma mowy, żebym w Zuranie pozwolił ci
mieszkać osobno albo pracować dla księcia bez przyzwoitki. Nie mogę
dopuścić, żeby ucierpiało poczucie godności naszej rodziny oraz jej honor.
Ciąży na mnie wielka odpowiedzialność.
- Proszę? - Spojrzała na niego z jawną pogardą. -Jak śmiesz mówić o
godności i honorze? Ty? Mężczyzna, który gotów był zaciągnąć do łóżka
ukochaną swego kuzyna i matkę jego dziecka tylko po to, żeby ich
poróżnić? Chyba ze mnie kpisz! Obrażałeś mnie, wielokrotnie
upokorzyłeś, a teraz z podniesionym czołem zmieniasz front i wygłaszasz
kazania o honorze rodu? A jeśli chodzi o twoje rzekome poczucie
odpowiedzialności, dowiedz się, że w przeciwieństwie do wielu przy-
zwoitych i uczciwych ludzi, nie masz bladego pojęcia, co ten wyraz
oznacza.
RS
80
Mariella widziała, że Xavier jest wzburzony, ale podejrzewała, że w
ten sposób objawia się złość, a nie wyrzuty sumienia.
- Sytuacja się zmieniła.
- Czyżby? Bo nagle odkryłeś, że nie jestem utrzymanką twego
kuzyna? No i proszę! Okazało się, że masz do czynienia z kobietą
pracującą uczciwie na swoje utrzymanie.
- Dostałem od Khalida... wiadomość. Potwierdził, że jest ojcem
Fleur. - Na moment zacisnął usta. - Muszę teraz dbać o jej pozycję w
rodzinie, o przyszłość... i reputację.
- Nie mów głupstw! - zdenerwowała się Mariella. - Mówimy o
czteromiesięcznym niemowlaku! Poza tym Jego Wysokość już o to zadbał,
więc nie będzie żadnych plotek.
- Rozmawiałem z księciem i zapewniłem, że podczas pobytu w
Zuranie dla własnego bezpieczeństwa zamieszkasz pod moim dachem.
Rzecz jasna, książę podziela mój pogląd.
Mariella nie wierzyła własnym uszom.
- Wykluczone - odparła, energicznie kręcąc głową. - Takie
rozwiązanie w ogóle nie wchodzi w grę.
- Mariello, błagam, uznaj moją propozycję za swego rodzaju
zadośćuczynienie. Chcę się z tobą pogodzić i dlatego ofiarowałem ci
gościnę. Zresztą, nie masz wyboru. Musisz się zgodzić, bo książę tego
oczekuje.
Po jego minie poznała, że mówi prawdę. Był nieprzejednany.
RS
81
- Poczekam, aż się spakujesz, i odwiozę cię do rezydencji.
Poprosiłem owdowiałą ciotkę, żeby do mnie przyjechała. Będzie ci
dotrzymywać towarzystwa, póki jesteś w Zuranie.
Ach tak, przyzwoitka!
- Mam dwadzieścia osiem lat. Nie potrzebuję niańki.
- Jesteś kobietą niezamężną, masz zamieszkać u samotnego
mężczyzny. Po tamtym artykule ludzie będą cię uważnie obserwować.
- Mnie? A tobą nie będą się interesować?
- Jestem mężczyzną, a to całkiem inna sprawa - odparł, gestykulując
z jawną irytacją.
Mariella zacisnęła zęby z wściekłości.
Pół godziny później była prawie gotowa do odjazdu. Milczeli oboje,
gdy wrzucała rzeczy do toreb i walizek. Xavier stał przy drzwiach,
skrzyżowawszy ramiona na piersi, i wodził za nią gniewnym spojrzeniem.
Gdy wszystko zostało już spakowane, chciała wziąć na ręce Fleur,
ale Xavier ją uprzedził. Ponad główką dziewczynki spotkały się spojrzenia
ich oczu.
Samochód czekający przed hotelem okazał się równie luksusowy, jak
limuzyna przysłana przez księcia. Początkowo Mariella była zdziwiona
głównie tym, że Xavier prowadzi sam, obywając się bez kierowcy. Po
chwili zastanowienia uznała jednak za większą osobliwość, że wybrał
takie drogie auto. Wiedziała już, że nie gustuje w takich luksusach. Był
wstrzemięźliwy i surowy niemal do granic ascezy.
RS
82
Z drugiej strony przekonała się, że w jego przypadku pozory mylą.
Skoro pod maską doskonałego opanowania skrywał gwałtowne
namiętności, zapewne miał także inne sekrety.
Szybko dotarli do rezydencji, ale tym razem brama była szeroko
otwarta. Żwirowaną aleją wysadzaną palmami dotarli do uroczej willi w
stylu mauretańskim. Mariella podziwiała wytworność i prostotę uroczej
budowli.
Przez kolejną dwuskrzydłową bramę z ręcznie kutego żelaza
wjechali na wewnętrzny dziedziniec wysypany drobnym żwirem i
ozdobiony stojącą pośrodku kamienną fontanną.
Xavier zaparkował, wysiadł z samochodu i otworzył drzwi po stronie
Marielli. Natychmiast pojawiła się służba. Lokaj wziął bagaże. Nieśmiała
dziewczyna, którą Xavier z przyjaznym uśmiechem przedstawił jako Herę,
miała zająć się Fleur i być jej nianią. Oddał jej małą, nim Mariella zdążyła
zaprotestować.
Szybko zorientowała się, że Hera jest wykwalifikowaną opiekunką,
ale i tak była niepocieszona, widząc siostrzenicę w objęciach tej
dziewczyny. Miała wrażenie, że coś jej odebrano.
- Po co niania? Nie będzie potrzebna - tłumaczyła przyciszonym
głosem. - Sama zaopiekuję się małą. Na pewno dam sobie radę.
- Nie wątpię, ale u nas zwyczajowo ludzie bogatsi zatrudniają
ubogich ziomków, dając im pracę. Hera jest najstarsza w rodzinie, a jej
matka niedawno owdowiała. Chcesz pozbawić tę dziewczynę możliwości
zarabiana na utrzymanie rodzeństwa z obawy, że Fleur polubi kogoś poza
tobą?
RS
83
Mariella nie odpowiedziała, ale w duchu przyznała mu rację. Szli
teraz ciemnym korytarzem. Gwałtowny kontrast słonecznego światła i
półmroku sprawił, że poczuła się niepewnie, zwolniła i nagle straciła
równowagę. Xavier natychmiast ją podtrzymał, obejmując ramieniem w
talii. Znieruchomieli oboje i przez chwilę stali, wstrzymując oddech. Gdy
wzrok Marielli przywykł do półmroku, odsunęła się i popatrzyła mu w
oczy. Spoglądał na nią z surową dezaprobatą.
- Musisz bardziej na siebie uważać. Nie jesteś przyzwyczajona do
południowego klimatu. Pamiętaj, że za miesiąc temperatura osiągnie
czterdzieści stopni Celsjusza. Masz bardzo jasną karnację, więc musisz
unikać słońca i pić dużo wody mineralnej. To samo dotyczy Fleur.
- Dzięki za dobre rady - odparła z lekką irytacją.
- Zdaję sobie sprawę, czym grozi odwodnienie organizmu. Nie
jestem małą dziewczynką, tylko dorosłą kobietą i potrafię o siebie zadbać.
Od wielu lat sama borykam się z życiem.
Spojrzał tak, że na moment serce jej zamarło.
- Wiem. Spotkało cię wielkie nieszczęście, gdy zostałaś bez matki i
ojczyma. Na domiar złego w dzieciństwie straciłaś ojca...
- Wcale go nie straciłam! - Spojrzała na Xaviera z goryczą. - Nic mu
się nie stało. Po prostu rzucił matkę. Brzemię ojcostwa było dla niego zbyt
ciężkie. Nie był dla mnie nigdy prawdziwym tatą, a mamie złamał serce.
- Moi rodzice zginęli tragicznie, kiedy byłem nastolatkiem - odparł
cicho Xavier. - Na szczęście miałem babcię, która pomogła mi się
pozbierać. Oboje zdajemy sobie sprawę, że po takich ciosach człowiek się
zmienia, staje się przewrażliwiony, otacza się murem - ciągnął powoli z
RS
84
ponurą miną. Starannie dobierał słowa, jakby chciał coś jej dać do
zrozumienia. Umilkł, gdy niania idąca wolno z Fleur na ręku zrównała się
z nimi.
- Hera zaprowadzi cię do skrzydła dla kobiet. Wkrótce przyjedzie
moja ciotka.
Odwrócił się i odszedł wyprostowany. Śnieżnobiała szata
pustynnych nomadów jaśniała w półmroku korytarza. Mariella nie miała
wyboru, poszła za uśmiechniętą, nieco onieśmieloną służącą.
Willa była obszerniejsza, niż jej się wydawało. Prawdziwy pałac!
Poszły długim korytarzem łączącym pałacowe skrzydła, przecięły
obszerną sień, weszły po schodach i ruszyły ocienionym krużgankiem,
gdzie czuło się miły, chłodny wiatr. Mariella spojrzała w dół na
wydzielony, zamknięty dziedziniec z basenem.
- W tym skrzydle mieszka szejk Xavier - szepnęła nieśmiało Hera,
unikając wzroku Marielli, która zatrzymała się, żeby na nią popatrzeć. -
Zazwyczaj nie wolno nam tędy chodzić. Do kobiecego skrzydła prowadzi
inne wejście.
- Daj mi Fleur - powiedziała Mariella, stanowczym ruchem biorąc
dziecko na ręce.
W końcu dotarły do kobiecego skrzydła. Gustowne wnętrza miło
zaskoczyły Mariellę. Krużganek prowadził na zamknięty dziedziniec, skąd
roztaczał się widok na ogród urządzony z dużą swobodą. Inne, zaprojekto-
wane przez francuską babcię Xaviera, wydawały się nazbyt formalne. Tu
klomby rozrzucone były z pozoru bezładnie, uroczo pomieszane odmiany
RS
85
kwiatów rozkosznie pachniały, wśród krzewów kryła się altana z wie-
życzką, a obok, jak zwykle, była sadzawka i fontanna.
Mariella zwiedziła cztery bogato urządzone sypialnie. Do każdej
przylegała zbytkowna łazienka i garderoba. Nie brakowało jadalni i
salonu. Wszędzie królowały francuskie meble i bibeloty. Na półkach obok
kominka stały oprawione w skórę książki najsławniejszych francuskich
pisarzy. Zapewne kobiece skrzydło urządziła osobiście babcia Xaviera.
- Szejk powiedział, że łóżeczko Fleur ma stać w pani sypialni -
powiedziała cicho Hera. - Już wydał odpowiednie rozporządzenia.
Wszystkie potrzebne rzeczy zostaną wkrótce dostarczone. Nie wiem tylko,
który pokój pani dla siebie wybrała.
Mariella miała ochotę wyznać, że gdyby to od niej zależało,
natychmiast wróciłaby do hotelu, ale ugryzła się w język. Po co mącić w
głowie młodziutkiej niani? Kiwnęła głową i raz jeszcze obejrzała
sypialnie. Wybrała najskromniejszą.
- Tutaj? - upewniła się Hera, a gdy Mariella kiwnęła głową, dodała z
uśmiechem: - Szejk będzie zadowolony. To pokój jego matki.
Mariella poczuła się nieco zakłopotana. Ale gafa! Niestety, za późno,
by zmienić decyzję...
- Jakiej była narodowości? - zapytała Herę.
- Pochodziła z naszego plemienia. Ojciec szejka przez jakiś czas
koczował ze swoim ludem i zakochał się w niej.
Rozmowę przerwała Fleur, która zgłodniała i postanowiła
przypomnieć cioci, że teraz należy zająć się dzieckiem, a nie wypytywać o
rodzinę Xaviera.
RS
86
ROZDZIAŁ ÓSMY
Mariella z niepokojem spoglądała na telefon komórkowy. Odkąd
przeniosła się do rezydencji Xaviera, czterokrotnie usiłowała porozmawiać
z siostrą. Bez powodzenia. Zostawiła kolejną wiadomość. Podała swój
nowy adres oraz numery telefonów stacjonarnych i błagała Tanię, żeby się
z nią skontaktowała. Policzyła dni, które minęły od ich ostatniej rozmowy,
i ogarnęła ją panika. Co z Tanią? Może jest chora albo ranna? A jeśli...
Mariella podjęła decyzję. Minęło trochę czasu, nim zdobyła numer
telefonu komórkowego oficera, który na transatlantyku zajmował się
organizowaniem rozrywek dla pasażerów, ale w końcu dopięła swego.
- Przepraszam, kto mówi? - zapytał mężczyzna o niskim, władczym
głosie, kiedy poprosiła, żeby wezwał Tanię, wyjaśniając pobieżnie, w
czym rzecz.
- Siostra - odparła Mariella.
- Rozumiem. Cóż, muszę panią poinformować, że Tani tu nie ma.
Szczerze mówiąc, opuściła statek.
- Niemożliwe! - zdenerwowała się Mariella. - Ale dlaczego?
- Proszę wybaczyć, ale nie wolno mi podawać żadnych szczegółów.
Mogę tylko powiedzieć, że pożegnała nas na własne życzenie, i to bez
uprzedzenia.
Mariella podziękowała za informacje i zakończyła rozmowę.
Odwróciła głowę, żeby popatrzeć na Fleur śpiącą w nowiutkim łóżeczku.
Hera miała rację. Xavier zakupił pełne wyposażenie potrzebne
niemowlęciu i jego opiekunce. Wszystkie rzeczy były w najlepszym
RS
87
gatunku. Marielli nie byłoby stać na taki wydatek, choć całkiem nieźle
zarabiała. Tani zresztą też...
No właśnie! Co z Tanią? Gdzie ona się podziewa? I czemu, na
miłość boską, nie odbiera telefonów? Powinna wiedzieć o
przeprowadzce... o wszystkim, co dotyczy Fleur. Była wprawdzie
lekkomyślna, interesowna i wygodnicka, ale szczerze kochała córeczkę.
Mariella nie mogła pojąć, dlaczego tak nagle przestała się nią interesować.
Sama na miejscu Tani telefonowałaby co godzinę, żeby sprawdzić, jak się
czuje najdroższe maleństwo. Przede wszystkim jednak nie pozwoliłaby
sobie na tak długą rozłąkę. Z drugiej strony jednak biedna Tania nie miała
wyboru, skoro postanowiła usamodzielnić się i osiągnąć niezależność
finansową.
Mariella stała przy łóżeczku, obserwując śpiącą Fleur. Od niedawna
odczuwała coraz silniejszą potrzebę urodzenia własnego dziecka. Gdy
przysięgła sobie, że z obawy przed odrzuceniem nie pokocha żadnego
mężczyzny, nie sądziła, że ujawniony niespodziewanie instynkt
macierzyński tak skomplikuje jej życie.
Xavier z ponurą miną chodził po gabinecie. Faks raz po raz wyrzucał
nowe informacje - wszystkie najzupełniej bezwartościowe. Khalid
przepadł jak kamień w wodę. Od dawna nie pojawiał się w żadnym ze
swych ulubionych lokali i kurortów. Gdzie on jest?
Xavier nie wiedział, co o tym myśleć. Khalid potwierdził, że jest
ojcem Fleur, ale czemu się ukrywa? Czy to moralny szantaż, żeby
ochronić ukochaną oraz ich dziecko. A może próba uchylenia się od
rodzicielskiej odpowiedzialności?
RS
88
Khalid wiedział, że dla Xaviera pokrewieństwo jest najwyższą
wartością. Tania była nadal persona non grata w domu szejka Al Agira,
lecz potomstwo Khalida, choćby z nieprawego łoża, mogło liczyć na
opiekę i finansowe zabezpieczenie. Xavier nie byłby sobą, gdyby tego
zaniedbał. Wystarczył faks z potwierdzeniem ojcostwa, żeby nadać
sprawie bieg.
Xavier bił się z myślami. Uświadomił sobie, że wcale nie jest
nieomylny. Popełnił wielki błąd, zakładając, że Mariella to matka Fleur.
Tajne raporty pokazane mu przez księcia stanowiły najlepszy dowód, że
nie powinien wypowiadać pochopnych sądów.
Wiedział teraz, że Mariella od lat odważnie stawia czoło życiowym
przeciwnościom. Uczciwie zarabiała na utrzymanie swoje i siostry.
Prowadziła się nienagannie, a w jej życiu nie można się doszukać żadnych
mrocznych sekretów. Po prostu chodząca doskonałość. Nie miała nic do
ukrycia. Wszyscy ludzie, którzy mieli z nią do czynienia, sypali
pochwałami i nie ukrywali swojej sympatii.
Xavier zadawał sobie pytanie, jak to możliwe, że się na niej nie
poznał. A tak się chełpił swoją przenikliwością i sprawnym umysłem.
Fakt; gdy pojęła, że bierze ją za kogoś innego, nie wyprowadziła go z
błędu, ale...
Zachował się wobec niej podle, wprost haniebnie. Gdyby doszły go
słuchy, że inny mężczyzna odnosi się tak do kobiety, bez namysłu
potępiłby jego zachowanie. Teraz gdy się opamiętał, dla siebie również nie
znajdował usprawiedliwienia. Nie mogła nim być nawet chęć uchronienia
Khalida przed fatalnym związkiem.
RS
89
Przyznał w duchu, że kiedy zaciągnął Mariellę do łóżka, wcale nie
myślał o kuzynie. Kierowało nim tylko pożądanie.
Po raz pierwszy w życiu zachował się jak szaleniec. Nie słuchał
rozumu. Głuchy na głos rozsądku uległ rozbuchanym emocjom. Starzy
ludzie z jego plemienia zapewne powiedzieliby, że ogarnęła go pustynna
gorączka. Chwilami miał wrażenie, że nadal go trawi. Musiał być szalony,
kiedy zmusił Mariellę, żeby zamieszkała w jego rezydencji. Powinien
zacząć od przeprosin, a jeszcze tego nie zrobił.
Mariella to wspaniała kobieta. Cenił ją za życiową mądrość i
poczucie odpowiedzialności. Mężczyzna, któremu zechce urodzić dzieci,
stanie się prawdziwym szczęściarzem i zyska niezłomną pewność, że ich
pociechy będą kochane i hołubione jak bezcenny skarb.
Upomniał się z całą surowością za te myśli. Przecież obiecał sobie,
że nigdy się nie ożeni. Nie mógł ryzykować związku z kobietą niezdolną
zaakceptować jego życiowej misji.
Z drugiej strony jednak musiał dbać o dobrą reputację Marielli, a to
oznacza, że powinien ją poślubić, skoro ma nadal mieszkać pod jego
dachem. Ludzie będą plotkować...
Bez przesady, pomyślał Xavier z ponurą miną. Wezwał przecież
ciotkę, a właściwie cioteczną babkę, która miała czuwać nad Mariellą i
dotrzymywać jej towarzystwa.
Dość tych rozmyślań. Jak tak dalej pójdzie, gotów wmówić sobie, że
naprawdę chce poślubić Mariellę, kochać się z nią jak przedtem... i tak do
końca życia.
RS
90
Zirytowany odwrócił się i popatrzył na faks, który znów cicho
postukiwał.
- Xavier wezwał mnie, żebym dotrzymywała ci towarzystwa podczas
pracy nad freskiem malowanym u Jego Wysokości, non?
- Niezupełnie - odparła Mariella z kwaśną miną.
Od razu polubiła pełną werwy Francuzkę, młodą duchem mimo
podeszłego wieku. Cioteczna babka Xaviera od godziny była w rezydencji.
Przywiozła ze sobą górę bagaży oraz fertyczną służącą. Bez większych ce-
remonii od razu przeszła z Mariellą na „ty" i, wyraźnie zaciekawiona, raz
po raz zagadywała przyjaźnie.
- Nie pracuję w pałacu, tylko w budynkach przylegających do stajni.
Jeśli mam być szczera, nie zgadzam się z Xavierem...
- Naprawdę? Obawiam się, cherie, że póki jesteś w Zuranie, musisz
przestrzegać praw obowiązujących w tym kraju, zarówno pisanych, jak i
niepisanych. - Starsza pani zrobiła dramatyczną pauzę, przewróciła
oczyma i dodała: - Pamiętam, że i mnie było trudno, kiedy po raz pierwszy
zjechałam tu na dłużej. Moja siostra wyszła za dziadka Xaviera kilka lat
wcześniej. Była ode mnie starsza o calutką dekadę. Spora różnica wieku,
prawda? Odkąd owdowiałam, część roku spędzam w Paryżu, a resztę w
Zuranie. Mała jest córką Khalida, tak? - niespodziewanie zmieniła temat. -
Czarujący młodzieniec, ale mięczak, niestety. Ma szczęście, że Xavier mu
pobłaża. Słyszałaś pewnie, że sam Xavier nie chce się żenić. Jego
zamiarem jest, aby syn Khalida przejął po nim tytuł i całą schedę. Moim
zdaniem to głupi pomysł.
- Naprawdę? Nie myśli o ślubie? - zapytała Mariella.
RS
91
- Tak powiedział. Tragiczna śmierć rodziców była dla niego
poważnym ciosem. Taka strata! No wiesz, nigdy tego nie przebolał.
Odeszli, gdy był nastolatkiem. Trudny wiek. Wszystko przeżywa się z
ogromną siłą. Moja siostra też nie jest bez winy. To typowa matrona w
dawnym stylu. Nakładła mu do głowy rozmaitych mądrości. Ciągle słyszał
od niej, że jest odpowiedzialny za swój lud, że ma misję do spełnienia. No
i teraz jest głęboko przekonany, że dobro plemienia znaczy więcej niż jego
osobiste szczęście, więc nie zaryzykuje małżeństwa z dziewczyną, której
trudno byłoby zrozumieć, jakie ciążą na nim obowiązki i jakim
wyzwaniom powinien sprostać. To bez sensu, ale mężczyźni tak rozumują.
Wmawiają sobie, że my to słaba płeć, więc nie dostrzegają naszej siły. Ty,
moje dziecko, jesteś silna. Ja to widzę. I wrażliwa. Będziesz tęsknić za tym
maleństwem, kiedy oddasz je matce - dodała z wyjątkową przenikliwością.
Zaskakujące przeskoki z tematu na temat sprawiły, że Mariella była
mocno oszołomiona. Nie nadążała za madame Flavel!
- Widzę, że sypialnia mojej siostry nie przypadła ci do gustu. Pozwól
sobie powiedzieć, że to ci się chwali. Bardzo mądre posunięcie. Nie mam
pojęcia, co ją pod-kusiło, żeby w tym kraju odtworzyć wystrój wnętrza
naszego mieszkania w alei Foche'a! Sophie była zawsze okropną
tradycjonalistką. No wiesz, pierworodna córka, spadkobierczyni
rodzinnych tradycji, dumna jak sam diabeł i uparta niczym osioł. -
Uśmiechnęła się melancholijnie, ukazując dołeczek w policzku. - Ja byłam
najmłodsza i okropnie rozpieszczona. - Zamilkła na moment, wspominając
dawne czasy.
- Chybabyś jej nie polubiła. Uwielbiała decydować za innych.
Wystarczyłoby jej raz spojrzeć i natychmiast uznałaby cię za idealną
RS
92
kandydatkę na żonę dla Xaviera. Nie wierzysz? Zapewniam, że to prawda.
W mig spostrzegłaby, że jesteście dla siebie stworzeni.
Mariella sceptycznie odniosła się do tej hipotezy. Ona idealną żoną
dla Xaviera? Wolne żarty! A jednak zrobiło jej się ciepło na sercu.
Natychmiast wzięła się w garść.
- Nie chcę wychodzić za mąż - odparła rzeczowo.
- No proszę! Od razu widać, że wy dwoje myślicie podobnie. Ale
dość o tym. Jestem inna niż moja siostra, więc nie zamierzam bawić się w
swatkę i decydować za innych, jak mają ułożyć sobie życie. Non! Xavier
jest młody, więc ma czas. Za sprawą naszej Sophie jest przeczulony na
punkcie dobra swego ludu, ale, moim zdaniem, za jakiś czas znajdzie
odpowiednią dziewczynę. Potrzebuje żony gotowej pokochać całym
sercem nie tylko jego, lecz także koczowniczy żywot na pustyni, dzielić
jego marzenia oraz namiętności.
Nie miałabym z tym najmniejszego problemu, uznała Mariella i
spojrzała z ukosa na wiekową damę. Co ona knuje? Madame Ravel
popatrzyła na nią z miną niewiniątka. Zmieniła temat i z prawdziwym zna-
wstwem opowiadała barwnie o życiu nomadów. Mariella słuchała jak
urzeczona.
- Madame, zapewniam, że nie musi pani dotrzymywać mi
towarzystwa - przekonywała Mariella. Nadal używała form
grzecznościowych, chociaż pani Flavel zwracała się do niej po imieniu.
Fleur leżała w wózku i bawiła się paluszkami u nóg. Mariella
przypięła do stojących przed nią sztalug duże zdjęcia koni księcia. Sama
przygotowała dokumentację fotograficzną.
RS
93
Starsza pani była nieugięta.
- Xavier po to mnie tutaj ściągnął, żebym dotrzymywała ci
towarzystwa, więc będziemy nierozłączne -przypomniała.
- Zanudzi się pani na śmierć, obserwując mnie przy pracy - jęknęła
Mariella.
- Nigdy się nie nudzę. Mam robótkę, książki, gazety. Koło południa
Ali zawiezie nas do rezydencji na lekki posiłek i krótką drzemkę. Siesta
jest tu obowiązkowa, kochanie.
Mariella umilkła. Wolała nie dyskutować z madame Flavel, lecz
obiecała sobie, że nie będzie żadnych popołudniowych drzemek. Chciała
jak najszybciej skończyć fresk, co oznaczało, że powinna malować przez
cały dzień. Miała już wizję całości. Po chwili była całkiem zaabsorbowana
pracą.
Postanowiła odejść od schematu i zrezygnować z przedstawienia toru
wyścigowego. Na jej fresku tłem dla galopujących koni będą fale oceanu,
z których miały się wyłaniać rozpędzone rumaki. Takie zestawienie
niewątpliwie zachwyci mieszkańców pustynnego kraju, gdzie każda kropla
wody jest na wagę złota. Taką miała nadzieję. Jego Wysokość był
zachwycony tą sugestią.
Odłożyła pędzel, gdy zdrętwiały jej palce. Madame Flavel drzemała
w wygodnym fotelu, opierając stopy na podnóżku. Ali zadbał o jej
wygodę. Chrapała cicho. Zaciekawiona Fleur nadstawiała uszu.
Mariella uśmiechnęła się, otworzyła butelkę wody mineralnej,
pociągnęła spory łyk, napoiła małą i zaraz pomyślała o jej matce. Gdzie
jest Tania? Dlaczego nie dzwoni?
RS
94
W drzwiach prowadzących do korytarza pojawiła się Hera, a za nią
wszedł Ali.
- O Boże! To już pora obiadu? - zapytała madame Flavel, otwierając
oczy.
Mariella niechętnie spakowała rzeczy. Zamiast wracać do rezydencji
wolałaby dalej pracować, ale zdawała sobie sprawę, że starsza pani musi
odpocząć. Nie miała sumienia trzymać jej przez cały dzień w książęcych
stajniach.
RS
95
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Urocza madame Flavel okazała się damą o żelaznej woli.
Zapowiedziała, że sjesty będą i postawiła na swoim. Mariella, chcąc nie
chcąc, musiała wziąć pod uwagę jej życzenia. Z końcem tygodnia miała
serdecznie dość ciągnących się godzinami przerw w pracy, rozmów o
rzekomym podobieństwie charakterów jej i Xaviera oraz popołudniowych
drzemek.
Około drugiej madame Ravel smacznie spała w swoim pokoju, a
zdesperowana Mariella nerwowo spacerowała po ogrodzie. Chciała wrócić
do malowania. Przystanęła i zmarszczyła brwi. Po chwili namysłu podjęła
decyzję. Wróciła do sypialni, zapakowała Fleur do wózka i posłała po
Alego, który, nie mrugnąwszy okiem, zawiózł ją do książęcych stajni i
uprzejmie otworzył drzwi, kiedy wysiadała. Panował okropny upał, ale
kryty wybieg był klimatyzowany. Radosna i wypoczęta, Mariella
popatrzyła z czułością na śpiącą Fleur, a następnie ochoczo zabrała się do
pracy.
Szło jej doskonale, lecz po pewnym czasie musiała przerwać na
chwilę, ponieważ bolały ją ramiona. Spojrzała znowu na siostrzenicę i
przeżyła szok. Obok wózka stał Xavier.
Pokonując opór zesztywniałych mięśni, podeszła na skraj
rusztowania. Zbyt długo pracowała, stojąc niemal bez ruchu.
- Co tutaj robisz? - spytała zaczepnie, starając się ukryć zakłopotanie,
które ją ogarnęło, kiedy go zobaczyła.
RS
96
- Zdajesz sobie sprawę, jak zdenerwowała się Cecilie, kiedy pojęła,
że zlekceważyłaś moje zalecenia? -spytał oschle.
Mariella unikała spojrzenia szarych oczu. Szczerze lubiła cioteczną
babkę Xaviera, więc posmutniała na myśl, że sprawiła jej przykrość.
- Bardzo przepraszam. Szkoda, że tak się przejęła moją
nieobecnością - odparła znużonym głosem i bezradnie pokręciła głową.
Znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Rzecz jasna, popołudniowa sjesta była
jej nie na rękę, z drugiej strony jednak czuła się podle, bo starsza pani
martwiła się z jej powodu. - Przyrzekłam, że postaram się jak najszybciej
skończyć fresk. Twoja ciotka jest w podeszłym wieku i dlatego po
południu chce odpoczywać, a ja wolałabym malować. Xavier, wierz mi
albo nie, lecz w moim środowisku zawodowa reputacja jest ważniejsza niż
wszelkie świadectwa moralności, więc muszę ją utrzymać.
- W takim razie czemu nie zwróciłaś się z tym do mnie, zamiast
chyłkiem wymykać się z willi jak smarkula, która tylko czeka, żeby moja
stara ciotka ucięła sobie drzemkę.
Mariella spochmurniała. Jego uwagi brzmiały sensownie. Każdy
przyznałby mu rację, gdyby przysłuchiwał się tej rozmowie.
Szybko się zreflektowała. Miałaby prosić o pomoc Xaviera? I kto to
mówi!
- Trudno powiedzieć, żeby twoje zachowanie i kąśliwe uwagi
stanowiły zachętę do szukania pomocy. Nie można także powiedzieć,
żebym cieszyła się twoją sympatią - przypomniała mu, starając się
rozluźnić boleśnie napięte mięśnie. Uznała, że czas zejść z rusztowania i
trochę pospacerować.
RS
97
Xavier mamrotał coś niewyraźnie, a po chwili odparł
przepraszającym tonem:
- Ciotka nie chce przyjąć do wiadomości, że jest mocno starszą
panią, więc... - Przerwał, podbiegł do rusztowania i rzucił ostrzegawczo: -
Uważaj, zaraz spadniesz!
Rusztowanie zachwiało się niebezpiecznie. Mariella daremnie
próbowała odzyskać równowagę. Omal nie upadła, lecz Xavier porwał ją
na ręce, a potem ostrożnie postawił na podłodze. Zakręciło jej się w
głowie, więc przymknęła oczy i oddychała głęboko.
- Mariello! Co ci jest? Źle się czujesz? - słyszała pełen niepokoju
głos. - Uderzyłaś się?
Mariella otworzyła oczy.
- Nie, wszystko w porządku - wykrztusiła, mimo woli spoglądając na
jego usta. Gdyby ją pocałował...
Xavier wpatrywał się w nią z dziwnym wyrazem twarzy. Uniosła
dłoń i pogłaskała go po policzku. Poczuła, że drży i wstrzymuje oddech,
zaskoczony łagodną pieszczotą. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje, więc
przytuliła się do niego. Czuły pocałunek był dla niej całkowitym
zaskoczeniem. Zamiast burzy zmysłów -bezmiar łagodności. Zatraciła się
w nowych odczuciach. Gdy Xavier odsunął się nagle, westchnęła zawie-
dziona.
W tej samej chwili usłyszała odgłos kroków, jakby ktoś szedł
korytarzem. W drzwiach stanął Ali. Zbliżył się do Xaviera. Usłyszała ich
przyciszone głosy. Po chwili wrócił do niej.
- Musimy natychmiast jechać do rezydencji.
RS
98
- Co się stało? - spytała zaniepokojona. - Twoja ciotka źle się czuje?
Zdenerwowana, chciała zebrać swoje rzeczy, ale Xavier rzucił
oschle:
- Zostaw to.
Wziął na ręce Fleur, Ali pchał wózek. Mariella była przerażona.
Obawiała się na serio o zdrowie madame Flavel. Na pewno okropnie się
zdenerwowała, kiedy odkryła jej nieobecność. Mariella wyrzucała sobie
lekkomyślność i brak wrażliwości.
Po wyjściu z książęcych stajni Xavier milczał uparcie. Gdy
przyjechali do rezydencji, zaprowadził ją do największego salonu
urządzonego z takim przepychem, że w pierwszej chwili zaparło jej dech
w piersiach. Ledwie ochłonęła, wzrok jej padł na dwoje ludzi, ramię przy
ramieniu stojących obok kominka. Mieli przerażone miny.
- Tania! - szepnęła Mariella.
Jej siostra wyglądała świetnie: opalona, zadbana, świetnie ubrana.
Krótka spódnica i skąpy top podkreślały nienaganną sylwetkę. Tania
zmieniła uczesanie, zrobiła pasemka. Trzeba było wielu starań dobrego
fryzjera, żeby jej włosy sprawiały wrażenie lekko potarganych.
Wypielęgnowane paznokcie rąk i nóg były starannie pomalowane
błyszczącym lakierem. Istna Barbie, ale Mariellę bardziej interesował
stojący obok niej mężczyzna, trochę niższy od Xaviera i mocniejszej
budowy. Od razu dostrzegła rodzinne podobieństwo. Z pewnością był to
Khalid, ojciec Fleur.
- Khalidzie - rzucił oschle Xavier, na moment skłaniając głowę. - A
to jest zapewne...
RS
99
- Moje żona - wpadł mu w słowo Khalid i ścisnął mocno rękę Tani. -
Trzy dni temu wzięliśmy ślub.
- Wierz mi, Ella, osłupiałam, gdy w Kingston mój Khalid wszedł na
pokład. Z początku w ogóle nie chciałam się z nim zadawać, ale nie dawał
za wygraną i w końcu...
Od niespełna doby Mariella wiedziała, że siostra wyszła za Khalida.
Siedziały teraz w ogrodzie przylegającym do kobiecego skrzydła. Tania
opowiadała szczegółowo o spotkaniu z ukochanym i ślubie. Fleur leżała w
wózku i gaworzyła pogodnie.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś, kiedy do ciebie dzwoniłam? -
wypytywała Mariella.
- Najpierw nie miałam pojęcia, jak to się skończy.
- Tania spojrzała na nią przepraszająco. - Zrozum, Khalid był uroczy,
zapewniał, że mnie kocha i okropnie żałuje tego, co się stało, ale... Potem
odsłuchałam twoją wiadomość i dowiedziałam się, że zamieszkałaś w
rezydencji Xaviera, więc spanikowałam. Gdybyś się wygadała, ten
człowiek pewnie znalazłby jakiś sposób, żeby nas znowu rozdzielić.
- Strasznie się o ciebie martwiłam - powiedziała z wyrzutem
Mariella.
Tania zaczerwieniła się i odparła przepraszająco:
- Miałam próbować z zespołem i dawać codziennie dwa koncerty.
Straszna harówka, co? Miałam nadzieję, że tak to sobie wytłumaczysz. Nie
przyszło mi do głowy, że zadzwonisz do szefa. Nie gniewaj się: było,
minęło. Teraz jest super. Podoba ci się mój pierścionek zaręczynowy? -
Błysnęła siostrze przed oczyma ogromnym brylantem.
RS
10
- Bardzo - odparła pobłażliwie Mariella.
- Ella, nie masz pojęcia, jaka jestem szczęśliwa -westchnęła radośnie
Tania. - Cudownie zajmowałaś się Fleur. - Wyjęła małą z wózka i
cmoknęła ją w policzek.
- Mamusia strasznie za tobą tęskniła, mój skarbie. Tata i ja nie
możemy się doczekać, kiedy znów będziemy cię mieli tylko dla siebie.
Mariella nagle posmutniała, ale milczała, żeby nie urazić siostry,
choć była przerażona rychłym rozstaniem z Fleur.
- Fantastycznie - wykrztusiła, zdobywając się na wymuszony
uśmiech. Tania jeszcze bardziej się rozpromieniła. - Zamierzacie
wyjechać? Kiedy?
- Jutro! Wszystko załatwione. Khalid nalegał, żebyśmy wpadli do
Zuranu, bo chciał osobiście zawiadomić Xaviera o naszym ślubie, no i
zabrać Fleur.
- Oczywiście - mruknęła bez przekonania Mariella.
Była okropnie zmęczona. Napięte mięśnie ramion i karku nadał
bolały, gdy siedziała obok sadzawki w ogrodzie kobiecego skrzydła
rezydencji. Pracowała jak szalona nad freskiem dla księcia i teraz była już
pewna, że wkrótce dzieło będzie gotowe. Na pewno skończy przed
terminem.
Zbierała się już do odejścia, gdy książę przyjechał, żeby sprawdzić,
jak postępuje praca.
- Znakomite! Robi wrażenie - z wielkim zapałem chwalił malowidło.
- Po prostu chwyta za serce.
RS
10
- Miło mi to słyszeć - odparła spokojnie, lecz w głębi serca cieszyła
się jak dziecko.
Szczere komplementy to prawdziwa radość, ale jestem tak znużona,
że nie chce mi się nawet jeść kolacji, pomyślała, masując obolały kark.
Znieruchomiała, widząc Xaviera, który szedł w jej stronę ogrodową alejką.
- Wracam od Jego Wysokości. Rozmawiałem z nim - powiedział. -
Koniecznie chciał mi pokazać twoje dzieło. Był nim zachwycony.
Doskonale go rozumiem. Fresk jest znakomity.
Mariella oniemiała, słuchając pochwał, które były dla niej
całkowitym zaskoczeniem. Popatrzyła na niego. Od razu spostrzegł, że
turkusowe oczy są smutne, pozbawione blasku i mocno podkrążone.
- Masz wiadomości od siostry? Rozmawiałyście o Fleur? -
wypytywał.
Bała się, że głos jej zadrży, więc tylko w milczeniu pokręciła głową,
ale zaraz skrzywiła się, bo mięśnie karku dokuczały jej okropnie. Bystre
oko Xaviera spostrzegło ten grymas.
- Coś cię boli, prawda? - zapytał natychmiast.
- Nic poważnego. Mięśnie mam napięte - odparła.
- Aha! Gdzie? Pokaż mi.
Nie czekając na odpowiedź, usiadł obok niej i delikatnie przesunął
dłońmi po jej ramionach i barkach.
- Siedź spokojnie - upomniał ją, gdy odruchowo próbowała się
odsunąć. - Nic dziwnego, że odczuwasz ból. Twoje mięśnie są twarde jak
supły. Za dużo od siebie wymagasz. To nie praca, tylko niewolnicza
harówka. Za bardzo bierzesz sobie do serca potrzeby innych ludzi i dlatego
RS
10
pozwalasz się wykorzystywać. Oni wiedzą, że masz wybujałe poczucie
odpowiedzialności!
Mariella natychmiast odwróciła głowę.
- I kto to mówi? - odcięła się z uśmiechem. Przez chwilę bez słowa
patrzyli sobie w oczy. Coraz lepiej poznawała tego mężczyznę,
odkrywając w nim wiele nowych cech, więc siłą rzeczy musiała zmienić
opinię, którą o nim miała.
Xavier po raz kolejny uświadomił sobie, jak bardzo skrzywdził
Mariellę niepochlebną oceną. Była zupełnie inna, niż mu się wydawało.
- Siostra powinna do ciebie zadzwonić - mruknął. Poczuła się
urażona, więc odruchowo napięła mięśnie i stanęła w obronie Tani.
- Jest matką Fleur. W żadnej sprawie nie musi pytać mnie o zdanie.
Wyjazd we trójkę to świetna okazja, aby Tania i Khalid przywykli do
myśli, że stanowią rodzinę. Powinni teraz dużo czasu poświęcać Fleur.
- Ja też tęsknię za małą - mruknął Xavier. Jego wyznanie zaskoczyło
Mariellę. - Szczerze mówiąc, sądzę, że lepiej by się czuła tutaj, w dobrze
znanym otoczeniu. Nie powinni jej ciągać po modnych uzdrowiskach. Mo-
im zdaniem, gonią za przyjemnościami, a dziecko zostawiają w hotelu z
opiekunką.
- Niesprawiedliwie ich oceniasz - oburzyła się Mariella.
- Znam upodobania ich obojga. Gdy Khalid wróci, zamierzam jasno i
wyraźnie dać mu do zrozumienia, że Fleur potrzebny jest prawdziwy dom.
To jej da poczucie bezpieczeństwa.
RS
10
Mariella pomyślała, że Xavier byłby wspaniałym ojcem.
Zreflektowała się natychmiast, bo wiedziała, że on nie chce założyć
rodziny.
- Staraj się rozluźnić. Wtedy ból ustąpi - poradził jej cicho.
Powoli ogarniało ją uczucie błogości. Rozgrzane mięśnie przestały
dokuczać, a zmęczenie ustępowało. Czuła przyjemne oszołomienie
wywołane nie tyle masażem, co bliskością Xaviera.
Z każdym dotknięciem budziły się w niej śmielsze pragnienia.
Zadrżała, gdy przesunął dłonią po jej plecach.
- Mariello... - powiedział głosem stłumionym i lekko schrypniętym.
Czuła na ramieniu jego ciepły oddech. Z wrażenia dostała gęsiej skórki.
Nie śmiała odwrócić głowy i bała się do niego odezwać. Nagle
obrócił ją, szukając rozchylonych warg. Zadrżała uradowana, gdy
przemknęła ją fala nagłej rozkoszy. Ani myślała się opierać, więc pozwolił
sobie na odważniejsze pieszczoty. Oboje zapomnieli o bolących mięśniach
i leczniczym masażu. Marzyły im się zupełnie inne przyjemności.
Xavier opamiętał się pierwszy. Zaprosił Mariellę do swojego domu
w trosce o jej reputację. Została powierzona jego opiece, należała do
rodziny. Gdyby poważnie traktował swoje obowiązki, nie śmiałby jej
tknąć.
Jęknęła rozpaczliwie, gdy się odsunął.
- Wybacz. Jestem ci winien przeprosiny... Raz już zachowałem się
wobec ciebie... niewłaściwie - powiedział zduszonym głosem. - Wygląda
na to, że powtarzam tamten błąd. Obiecuję, że nigdy więcej się tak nie
zapomnę.
RS
10
Wstał i odszedł, a Mariella daremnie próbowała odgadnąć, czy jego
słowa miały ją uspokoić, czy też stanowiły ostrzeżenie. Była kompletnie
wytrącona z równowagi, gardło miała ściśnięte. Nie odezwała się, nie
zawołała Xaviera, ponieważ nie była w stanie wykrztusić ani słowa.
Odprowadziła go spojrzeniem, gdy szedł przez ogród do małych, ledwie
widocznych drzwi, które prowadziły do jego prywatnych apartamentów.
Tylko on miał do nich klucz.
Xavier długo spacerował po swoim gabinecie. W końcu podjął
decyzję. Nie ufał sobie i mimo obecności ciotki bał się przebywać z
Mariellą pod jednym dachem, ponieważ jej pragnął. Powinien uciec jak
najdalej, a najlepszym miejscem była pustynna oaza. Najwyższy czas tam
wrócić.
RS
10
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Xavier już prawie tydzień siedzi w tej swojej oazie.
Mariella skupiła się na pracy. Wolała nie dyskutować na ten temat z
madame Flavel. I tak była trochę wytrącona z równowagi, bo parę dni
temu książę przyprowadził do stajni żonę i dzieci, żeby im pokazać fresk.
Widok czwórki ciemnowłosych i czarnookich dzieci skupionych wokół
rodziców obudził w Marielli bolesną tęsknotę.
Rozpaczliwie chciała urodzić dziecko, a rozstanie z Fleur nie było
jedynym powodem uporczywego pragnienia. Wkrótce po narodzinach
małej uświadomiła sobie, że biologiczny zegar tyka coraz głośniej. Potrze-
ba macierzyństwa nie dawała jej spokoju, powracała w snach i na jawie.
Dopiero teraz zrozumiała, czemu tak bardzo pożądała Xaviera.
Instynktownie rozpoznała w nim mężczyznę zdolnego dać jej zdrowe,
piękne dziecko. Kiedy uświadomiła sobie, czemu tak ją pociągał,
odzyskała względny spokój, bo najbardziej lękała się nieszczęśliwej mi-
łości. Gdyby zakochała się w Xavierze, byłaby to dla niej prawdziwa
katastrofa. Teraz miała pewność, że emocjonalne bariery pozostały
nienaruszone, choć sama świadomość, że odczuwała i nadal odczuwa
gwałtowne pożądanie, także wydawała się niepokojąca. Pojawiło się
jednak logiczne wyjaśnienie: Mariella podświadomie wybrała Xaviera na
ojca swojego dziecka.
Wyjaśnienie było sensowne i przekonujące. Co więcej, przypomniała
sobie niedawno o pewnym artykule, w którym pisano, że od
niepamiętnych czasów kobiety instynktownie rozglądają się za
RS
10
mężczyznami zdolnymi przekazać potomstwu geny ułatwiające
przetrwanie w trudnym środowisku. Najwyraźniej podświadomość
Marielli rozpoznała je u Xaviera, i stąd taka silna potrzeba, żeby z nim
być.
- Xavier dzwonił. Pozostanie w oazie jeszcze tydzień - oznajmiła z
lekkim westchnieniem madame Flavel podczas kolacji. - Pewnie nudzisz
się tutaj, chérie. Żadnych atrakcji. Tylko praca i towarzystwo starej
kobiety...
- Ależ skąd! - sprzeciwiła się Mariella.
- Non? Ale brak ci la petite bébé, prawda? Teraz Mariella
westchnęła.
- Owszem.
- Powinnaś chyba postarać się o własne maleństwo
- odparła współczująco Cecilie. - Ogromnie żałuję, że nie wydałam
na świat dziecka. Tego jednego zazdrościłam siostrze. Muszę przyznać, że
nie rozumiem, dlaczego młodzi ludzie tacy jak ty i Xavier stanowczo
odżegnują się od małżeństwa i życia rodzinnego, chociaż od razu widać, że
bylibyście świetnymi rodzicami. Nawiasem mówiąc - madame Flavel
zgodnie ze swoim zwyczajem nagle zmieniła temat - za ciężko pracujesz
nad freskiem. Powinnaś odpocząć przez kilka dni. Dobrze by ci to zrobiło.
Mariella podzielała jej opinię, ale nie powiedziała tego na głos. Fresk
był na ukończeniu. Uzupełniała go, starając się dopieścić dzieło w każdym
szczególe. Chciała uczynić je doskonałym, ale przed ostatnim po-
ciągnięciem pędzla rzeczywiście należała jej się chwila oddechu, żeby
mogła świeżym okiem spojrzeć na malowidło. Ale jak spędzić wolne dni?
RS
10
Więcej przebywać z madame Flavel? Marzyć skrycie o własnym dziecku?
Wyobrażać sobie namiętne sam na sam z Xavierem? Przecież
zapowiedział, że to, co było między nimi, więcej się nie powtórzy. Z
drugiej strony jednak niewątpliwie był pod jej urokiem, więc gdyby się
bardziej postarała, zachęciła go, uwiodła... Wiedziała, jak go rozpalić do
tego stopnia, żeby stracił panowanie nad sobą i zapomniał o
uprzedzeniach. Uświadomiła sobie, że takie intymne spotkanie to dla niej
realna szansa na własne dziecko.
Gorączkowo zastanawiała się nad tym podczas kolacji. Kiedy
skończyły posiłek, madame Flavel poszła do swojej sypialni, a Mariella
spacerowała po ogrodzie. Jaka szkoda, że Xavier wyjechał, pomyślała.
Gdyby tu był, zaraz poszłaby do niego. I co dalej? Miała poprosić, żeby się
z nią przespał i zrobił jej dziecko?
Już widziała jego minę. Nie ma mowy, żeby przystał na taką
propozycję.
A właściwie dlaczego miałaby prosić? Kobieta ma swoje sposoby,
potrafi wzbudzić pożądanie. Xavier nie był z kamienia...
Problem w tym, że go tu nie ma. Pojechał na pustynię.
Oaza... Mariella przymknęła powieki i oczyma wyobraźni ujrzała go
wśród palm, w namiocie, w sypialni...
Mariella ze złością odrzuciła szkicownik. Zagryzając wargę,
popatrzyła na swoje rysunki. Machinalnie, uporczywie szkicowała dzieci o
rysach Xaviera. Przez całą noc prawie nie spała, a kiedy zapadała w
drzemkę, nawiedzały ją erotyczne sny z nim w roli głównej. Budziła się,
płacząc z tęsknoty.
RS
10
Po chwili układała w głowie śmiały plan. Nie przyszła góra do
Mahometa, więc Mahomet przyjdzie do góry. Postanowiła jechać na
pustynię, ale musiała dobrze przygotować się do tej wyprawy. Następnego
dnia zajrzy do sklepów z markowymi kosmetykami oraz dobrą bielizną.
Nie miała pojęcia, czego szukać, ale postanowiła naradzić się z
ekspedientkami. One będą wiedziały, czego jej potrzeba.
Kompletowanie rynsztunku uwodzicielki okazało się bardziej
męczące, niż sądziła. Gdy po udanych zakupach wróciła do rezydencji,
całkiem opadła z sił. Była teraz szczęśliwą posiadaczką flakonu perfum z
kompozycją zapachową przygotowaną specjalnie dla niej oraz markowego
balsamu, po użyciu którego skóra na całym ciele stawała się gładka
niczym jedwab. Uległa nieodpartej pokusie i kupiła sobie nową bieliznę.
Gdy wtajemniczyła sprzedawczynię w swój śmiały plan, ta radziła kupić
haremowe szarawary z muślinu, lecz Mariella nie odważyła się na taką
ekstrawagancję. Wybrała skromną i pełną kobiecego uroku francuską
bieliznę, która miała tę niewątpliwą zaletę, że można ją było nosić pod
dżinsami i T-shirtem.
Pakowanie zajęło niewiele czasu. Napisała list do madame Flavel,
wezwała Herę i poleciła oddać go, kiedy starsza pani obudzi się z drzemki.
Nie chciała jej trzymać w niepewności, więc napisała, że wyjeżdża na
pustynię, bo musi omówić z Xavierem kilka pilnych spraw.
Wezwała taksówkę i pojechała do wypożyczalni, gdzie czekał na nią
duży dżip. Tym razem od razu włączyła radio, znalazła program nadający
wiadomości i wysłuchała prognozy pogody. Nie było w niej ani słowa o
burzach piaskowych.
Odetchnęła głęboko i uruchomiła silnik.
RS
10
Xavier zaklął cicho, odsunął laptop i wstał. Dłuższa wyprawa do
oazy miała przynieść mu ulgę, lecz daremnie łudził się, że z dala od
Marielli przestanie o niej myśleć. Rozstanie sprawiło, że nieustannie miał
ją przed oczyma. To wcale nie byłoby takie męczące, ale pamięć
sprzysięgła się przeciwko niemu wraz z wyobraźnią, podsuwając
zmysłowe wizje.
Na szczęście jego plemię obozowało teraz zaledwie trzydzieści
kilometrów od oazy, więc pod wpływem nagłego impulsu postanowił
wybrać się tam w odwiedziny. Pobyt w bezludnej oazie nie przyniósł
ukojenia. Gdziekolwiek spojrzał, wszędzie widział Mariellę. Dzieliła ich
kulturowa przepaść, ale posiadali też wiele podobnych cech. Tak samo jak
on miała silne poczucie odpowiedzialności, niełatwo ulegała porywom
serca i zmysłów, a gdyby się z kimś związała, na pewno byłaby z nim do
końca życia. Zastanawiał się, czy i ona tęskni za taką bliskością, która
prawie była im dana, gdy siedzieli razem w ogrodzie. Bał się do tego
przyznać, ale miał wrażenie, że nie chodziło wyłącznie o fizyczną rozkosz.
Jego uczucia wydawały się o wiele bogatsze, głębsze, duchowe. A
Mariella? Czy zdolna jest pokochać tak mocno, żeby zaakceptować jego
powinności wobec plemienia i trudne przywództwo wymagające
prawdziwego poświęcenia? Nie wiedział, czy odważy się powiedzieć jej o
swoich uczuciach. Czy wyzna miłość? A z drugiej strony jak by się czuł,
gdyby, idąc za głosem serca, porzucił drogę obowiązku?
Wyłączył komputer i sięgnął po kluczyki do auta.
Mariella zdawała sobie sprawę, że nigdy w życiu nie była taka
zdenerwowana. Ostrożnie jechała usianym kamieniami wyschniętym
korytem pustynnej rzeki.
RS
11
W oddali zobaczyła namiot i serce zabiło jej mocniej, jakby miało
wyskoczyć z piersi. Nagle ogarnął ją strach. A jeśli Xavier okaże się
odporny na uwodzicielski czar i każe jej odjechać?
Przez moment kusiło ją, żeby zawrócić. Może lepiej wrócić do
rezydencji? Natychmiast przypomniała sobie, że w ogrodzie omal nie
doszło między nimi do zbliżenia. Gdyby Xavier nie opamiętał się w
ostatniej chwili, znów byliby kochankami. Pragnął jej i otwarcie przyznał
się do tego.
Miała nadzieję, że lada chwila zobaczy go u wejścia do namiotu, ale
spotkało ją rozczarowanie. Ani śladu Xaviera!
Pocieszała się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Lepiej niech siedzi w środku, to nie każe jej od razu wrócić do miasta.
Zaparkowała samochód, wysiadła i otworzyła bagażnik, żeby wyciągnąć
rzeczy. Znieruchomiała na moment, wpatrzona w ogromny namiot.
Szkoda, że nie zaplanowała wyjazdu tak, by przybyć tutaj po
zmroku. Pod osłoną nocy łatwiej byłoby grać rolę uwodzicielki.
Dźwigając ciężką torbę, śmiała się w duchu. No i proszę! Szybko
odnalazła się w roli zmysłowej kusicielki. Odetchnęła głęboko i
postanowiła odważnie stawić czoło życiowemu wyzwaniu.
Pięć minut później z rezygnacją przyjęła do wiadomości, że Xavier
nie wyszedł jej na spotkanie, bo nie ma go w oazie. Samochód zniknął.
Ogarnęło ją potworne rozczarowanie. Gdzie on się włóczy? Może
zmienił zdanie i pojechał do domu, chociaż powiedział ciotce, że planuje
tu zostać jeszcze tydzień. Cóż za ironia losu! Po tylu staraniach kompletne
fiasko! Za bardzo się pospieszyła. Byłoby lepiej, gdyby siedziała w
RS
11
rezydencji, czekając na jego powrót. Zwątpiła, że uda jej się zrealizować
plan.
Nagle przypomniała sobie, że na stole w salonie widziała przenośny
komputer. Xawier nie zostawiłby go w oazie, gdyby rzeczywiście
zamierzał przenieść się do miasta.
Wielkie czerwone słońce chyliło się ku zachodowi. Wkrótce będzie
ciemno. Mariella postanowiła zostać w oazie i czekać na niego. Nie
odważyłaby się nocą jeździć po pustyni.
Poszła do kuchni po butelkę wody, bo w gardle jej zaschło. Napiła
się i przesunęła dłonią po ramieniu. Pod palcami wyczuła piasek. Skóra
była szorstka. Kusicielki nie powinny włóczyć się po diunach, pomyślała
ironicznie. Oczy ją bolały, więc na pewno były zaczerwienione i
spuchnięte po długiej jeździe w oślepiającym słońcu. Nie tak ma wyglądać
uwodzicielska syrena. Ogarnęło ją zniechęcenie. Była prawie pewna, że
Xavier nie podda się jej wątpliwemu urokowi.
Zmarkotniała i powlokła się do salonu, ale w połowie drogi zmieniła
zdanie i zajrzała do sypialni. Westchnęła ciężko, rozglądając się wokół.
Nagle zatęskniła za Xavierem bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Niemal
czuła jego gorące pocałunki. Zakręciło jej się w głowie. Widziała go
oczyma wyobraźni: ciemna czupryna, silne ramiona, śniada skóra...
Muszę wziąć prysznic, a potem do łóżka, pomyślała, odzyskując
panowanie nad sobą.
- Szczęśliwej podróży, Ashar. - Xavier uśmiechnął się smutno,
obejmując wiekowego mężczyznę.
RS
11
Inni współplemieńcy rozeszli się już do swoich zajęć. Metodycznie
zwijali obóz, szykując się do powolnej wędrówki przez pustynię.
- Jedź z nami - odparł Ashar.
- Nie tym razem. - Xavier pokręcił głową.
Zewsząd dobiegały znajome odgłosy obozowej krzątaniny i cicha
muzyka dzwonków przy wielbłądziej uprzęży. Dobrze znał te dźwięki
towarzyszące odjazdowi. Jego ludzie chętnie podróżowali nocą, kiedy
robiło się chłodno, a w ciągu dnia pozwalali wielbłądom odpocząć.
Ashar zmierzył go bystrym spojrzeniem piwnych oczu. Znał dziadka
Xaviera i jego ojca. Szanował ich potomka jako przywódcę swego
plemienia, ale miał dla niego również ojcowskie uczucia.
- Coś cię dręczy? Może chodzi o kobietę? Wszyscy ucieszyliby się,
gdybyś wziął sobie żonę, która da ci synów gotowych z czasem przejąć
schedę po tobie, twoim ojcu i dziadku.
- To nie jest takie proste, Ashar - odparł Xavier.
- Dziwisz się? Tak to bywa. Pewnie lękasz się, że ta kobieta nie
uszanuje naszej tradycji i każe ci wybierać między nią i plemieniem, tak?
Znam cię dobrze, Xavier, i wiem, że w twoim sercu nie ma miejsca dla
kogoś takiego. Powinieneś zaufać temu, co kryje się tutaj - powiedział,
kładąc rękę na piersi - zamiast kierować się wyłącznie tym. - Dotknął
swojej głowy, a Xavier uśmiechnął się smutno. Ashar nie miał pojęcia, jak
trudno było mu teraz panować nad uczuciami.
Czekał, aż współplemieńcy ruszą w drogę. Kiedy zniknęli za
pustynnymi diunami, wsiadł do dżipa i pojechał do oazy.
RS
11
Ostro zakończony sierp księżyca lśnił na niebie w otoczeniu
migotliwych gwiazd, które przypominały brylanty ułożone na szafirowym
aksamicie. Nocą pustynia wydawała się Xavierowi najpiękniejsza i pełna
tajemnic. Wtedy najpełniej pojmował sens własnego dziedzictwa. Jego
przodkowie od wielu pokoleń wędrowali pustynnymi szlakami. Przysiągł
sobie, że kolejne generacje też będą je przemierzać. Obowiązkiem szejka
była dbałość o podtrzymanie wielowiekowej tradycji. Nie wypełni
obietnicy, jeśli zamknie się w klimatyzowanym gabinecie i będzie patrzył
na świat z okien nowoczesnego biurowca. Gdyby, jak Khalid, wybrał lu-
ksusy wielkiego świata, z pewnością szybko zapomniałby o swoich
korzeniach. Jedyny sposób, żeby ocalić godność współplemieńców i
odwieczną tradycję to uczestniczyć w ich codzienności. Xavier dawno
postanowił sprawiedliwie dzielić swój czas między pustynię i miasto, więc
nie wolno mu teraz zboczyć z tej drogi.
Ale nie mógł też sprzeniewierzyć się własnym uczuciom i zapomnieć
o miłości do Marielli. Kiedy zdał sobie sprawę, co dzieje w jego sercu, w
pierwszej chwili poraziła go moc tego uczucia, ale gdy ochłonął, stało się
oczywiste, że nie jest w stanie go stłumić ani podporządkować rozumowi.
Z daleka dostrzegł zaparkowany przed namiotem samochód i
przyglądał mu się z ponurą miną. Nie zachęcał nikogo do odwiedzenia
oazy, nie był też w nastroju do przyjmowania gości.
Zmarszczył brwi i wszedł do namiotu. W środku było ciemno, ale
znał dobrze to wnętrze i poruszał się pewnie, nie tracąc czasu na zapalanie
lamp. Śmiało podszedł do zasłony oddzielającej korytarz od sypialni.
Mariella spała pośrodku wielkiego łóżka. Była okropnie zmęczona,
więc zwinęła się w kłębek jak małe dziecko. Miała na sobie obszerną szatę
RS
11
Xaviera otulającą miękko drobną postać. Zostawiła palącą się lampę, a
rozproszone światło padało na jej twarz, uwydatniając owalny kształt.
Długie, gęste rzęsy rzucały cień na policzki. Xavier poczuł znajomy
zapach i natychmiast ogarnęło go pożądanie.
Wsłuchany w mocne, powolne uderzenia swego serca zacisnął palce
na sznurze podtrzymującym zasłonę przy wejściu do sypialni. Gdyby
zachował odrobinę zdrowego rozsądku, natychmiast wziąłby Mariellę na
ręce, zaniósł do dżipa i odwiózł do miasta, ani razu nie zatrzymując się po
drodze.
Puścił ciężką zasłonę, która opadła i oddzieliła ich od reszty świata,
zamykając w ciepłym półmroku. Stanął przy łóżku i patrzył na ukochaną.
Mariella ocknęła się z wyraźnym przeczuciem, że w jej otoczeniu
zaszła jakaś zmiana. Nachmurzona, poruszyła się niespokojnie i otworzyła
oczy.
- Xavier!
Poczuła ulgę... i ogromną tęsknotę. Odruchowo próbowała wstać,
lecz zaplątała się w fałdach jego obszernej szaty.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał ostro.
- Czekam na ciebie - odparła. - Musiałam ci powiedzieć, jak bardzo
cię pragnę, i mam nadzieję, że ty również chcesz ze mną być.
Spojrzała w szare oczy rozjaśnione dziwnym blaskiem i od razu
wiedziała, że jest zbity z tropu.
- Przejechałaś kawał drogi, żeby mi o tym powiedzieć!
RS
11
Nie zwracała uwagi na opryskliwy ton, bo poznała po wyrazie jego
twarzy, że tamte słowa zrobiły na nim ogromne wrażenie. Mowa ciała
zdradziła, co naprawdę czuł. Mariella uznała, że nadszedł czas, by posunąć
się jeszcze dalej.
- Nie. Słowa mi nie wystarczą. Zamierzam ci to udowodnić -
wyjaśniła odważnie.
Wstała i podeszła do niego, pozwalając szacie ześlizgnąć się z
ramion i opaść na podłogę. W najśmielszych marzeniach nie
przypuszczała, że będzie kiedyś taka dumna ze swojej nagości, tak bardzo
świadoma mocy kobiecego uroku. Milczenie znieruchomiałego Xaviera
było najlepszym dowodem, jak zaciekle walczy ze sobą, starając się
trzymać na wodzy pożądanie.
Ani drgnął, kiedy zatrzymała się przed nim. Omal nie straciła
nadziei, ale kątem oka spostrzegła jego dłonie zaciśnięte w pięści -
oczywisty dowód wewnętrznej walki. Próbował ukryć przed nią swoje
reakcje.
Wspięła się na palce i objęła dłońmi jego twarz. Nie sądziła dotąd, że
przejęcie inicjatywy sprawi jej taką przyjemność. Popatrzyła mu w oczy,
pożądliwie spojrzała na usta, a potem musnęła je wargami. Drugi po-
całunek był śmielszy, ale Xavier nie poddał się łatwo. Długo musiała go
całować, nim szare oczy rozgorzały dzikim blaskiem jawnej żądzy. Dotąd
stał jak słup soli. Pozwolił jej na pewien czas przejąć inicjatywę, ale jego
cierpliwość szybko się wyczerpała.
Mariella od początku wiedziała, ze Xavier nie ma zadatków na
pasywnego kochanka. Na takim założeniu opierały się jej kalkulacje.
RS
11
Zadrżała z radości, gdy wreszcie zamknął ją w objęciach i pocałował
zachłannie.
- Trudno uwierzyć, że do mnie przyjechałaś - usłyszała jego szept.
- Musiałam - odparła cicho. Mówiła prawdę, rzeczywiście nie miała
innego wyjścia. Tylko on wchodził w grę.
- Muszę z tobą być. Tak jak teraz. Chcę być twoja. Proszę - dodała
jeszcze ciszej. - Błagam cię, Xavier.
- To szaleństwo. Przecież wiesz, prawda? - mamrotał. - Nie jestem
przygotowany. Ty chyba nie... - Przerwał, zasypując pocałunkami jej
ramiona i szyję. Niecierpliwie przyciągnął ją do siebie.
- Nie ma powodu do obaw - powiedziała. Xavier dał za wygraną.
Kiedy wziął ją w objęcia,uwierzył całym sercem, że odtąd będą razem. Nie
mógł pozwolić, żeby odeszła. Miał nadzieję, że będzie dzielić z nim życie,
znajdzie dla siebie miejsce w jego świecie. Zapomniał o wątpliwościach i
cieszył się jej bliskością. Do łóżka był tylko krok, więc osunęli się na nie,
szepcąc czułe słowa.
Mariella z trudem uniosła powieki. Słyszała cichy szum wody
dobiegający z łazienki. Czuła się dziwnie ociężała i senna.
- Nareszcie się obudziłaś!
Zamarła w bezruchu na widok Xaviera idącego w jej stronę. Włosy
miał wilgotne, biodra niedbale owinięte ręcznikiem. Pochylił się i
pocałował ją. Pachniał mydłem i świeżością. Zadrżała, kiedy jej dotknął.
Nie potrafiła oprzeć się jego męskiemu urokowi.
RS
11
Pocałował ją znowu, gładząc czule obnażone ramię. Długo nie
odrywał warg od jej ust. Rozkoszowała się niespieszną, łagodną
pieszczotą. Xavier odsunął na bok kołdrę.
Mariella była zbita z tropu. Przyjechała tu, bo chciała mieć z nim
dziecko. Była niemal pewna, że nie zawiodła się w swych rachubach i
będzie matką. Posłużyła się Xavierem i dopięła swego, więc czego jeszcze
chce? Zamiast dopraszać się o pieszczoty, powinna jak najszybciej wrócić
do miasta, a potem dyskretnie usunąć się z jego życia.
Xavierowi ręcznik zsunął się z bioder. Nie miała wątpliwości, że jej
pragnie. Była dumna, że tak na niego działa. Powtarzała sobie, że natura
jest mądra i nie zostawia niczego przypadkowi. Stąd nieodparte pragnie-
nie, żeby raz jeszcze mu się oddać. Dla większej pewności. Uczucia nie
mają tu nic do rzeczy.
- Po powrocie do rezydencji czeka nas poważna rozmowa.
- Aha - przytaknęła senna Mariella, tak cudownie zaspokojona, że nie
chciało jej się nawet unieść głowy, gdy Xavier pocałował ją czule.
Nie mógł się na nią napatrzeć, gdy leżała na jego łóżku uśmiechnięta,
nasycona, z półprzymkniętymi powiekami. Starał się nad sobą panować,
ale musiał bezradnie przyjąć do wiadomości, że znowu gotów jest się z nią
kochać. Wystarczyła iskra, żeby w nich obojgu na nowo rozgorzała żądza,
ale najpierw musieli spokojnie porozmawiać.
- Mariello - zaczął uroczyście, więc starała się uważnie słuchać. -
Jestem szejkiem koczowniczego plemienia. Odpowiadam za moich
poddanych i dlatego zawsze byłem przekonany, że nie przysługuje mi...
prawo do swobody, którą cieszą się inni mężczyźni. Nie mogłem sobie
RS
11
pozwolić na związek z kobietą niezdolną pojąć, kim jestem, i
zaakceptować ciążących na mnie powinności. Nie mogę zmienić swego
życia ani...
- Xavier, nie musisz mi tego tłumaczyć - zapewniła pospiesznie
Mariella. Zrobiło jej się ciężko na sercu. Poczuła ostry, przenikliwy ból,
chociaż sama przed sobą nie chciała przyznać, że go odczuwa. Nie chciała
także słuchać tego, co Xavier miał jej do powiedzenia. - Żadnego
mężczyzny nie poprosiłabym, żeby dla mnie zmienił styl życia.
Zapewniam cię, że nie masz powodu do obaw. Nie przywiązuję większej
wagi do tego, co między nami zaszło, i nie uważam, abyś w związku z tym
miał wobec mnie jakieś zobowiązania. - Chcę mieć dziecko, niczego
więcej od ciebie nie chcę, pomyślała. Rzecz jasna, on nie mógł o tym
wiedzieć. - Szczerze mówiąc, stały związek to ostatnia rzecz, której mi po-
trzeba. - Z pozoru obojętnie wzruszyła ramionami i dodała: - Jesteśmy
dorosłymi ludźmi. Uprawialiśmy seks, bo mieliśmy na to ochotę.
Poszliśmy do łóżka, żeby zaspokoić pożądanie, lecz nie ma powodu,
abyśmy z tego powodu składali sobie solenne obietnice i wiązali się na
całe życie, zwłaszcza że nikt z nas o tym nie marzy. Wierz mi, Xavier,
podobnie jak ty nie mam ochoty na ślub. Postanowiłam, że nigdy nie
wyjdę za mąż - oznajmiła stanowczym tonem.
- Co?
Czemu tak na nią patrzył? Powinien odetchnąć z ulgą i spokojnie
przyjąć do wiadomości jej sugestię, że poszli do łóżka jedynie po to, aby
zaspokoić pożądanie i mieć z tego odrobinę przyjemności. Dlaczego
spoglądał na nią tak, jakby z trudem powstrzymywał atak wściekłości?
RS
11
- Co ty mówisz? - usłyszała nagle jego natarczywe pytanie. - Mówisz
jak twoja siostra, a przecież bardzo się od niej różnisz. Nie jesteś płytkim,
głupim powierzchownym kobieciątkiem. Nie ulegasz chwilowym ka-
prysom i nie przeskakujesz z łóżka do łóżka. Żyjesz inaczej... - Pokręcił
głową. - Bardzo się różnicie... Nie wiesz, o czym mówisz. Seks bez uczuć
to...
Mariella widziała, że narasta w nim gniew. Co gorsza, ze
zdziwieniem stwierdziła, że targają nią sprzeczne uczucia. Nie potrafiła się
w nich rozeznać. Obawy mieszały się z cierpieniem. Nie mogła pozwolić,
żeby nią owładnęły.
- Nie zamierzam się z tobą kłócić. Wiem, czego chcę od życia i na
czym mi nie zależy.
Teraz była z nim szczera, prawda? Dobrze wiedziała, czego pragnie,
i miała nadzieję, że poprzedniej nocy Xavier nieświadomie ofiarował jej
ten dar.
- Mam uwierzyć, że przejechałaś taki kawał drogi, bo potrzebowałaś
faceta do łóżka?
- Dlaczego nie? - Wzruszyła ramionami. - W rezydencji raczej
trudno byłoby mi przyjść do twojej sypialni - podkreśliła, starając się
przekonująco grać rolę kobiety swobodnie traktującej łóżkowe sprawy. -
Nadarzyła się idealna sposobność, więc z niej skorzystałam.
Z niepokojem stwierdziła, że Xavier ma taką minę, jakby chciał ją
zmusić, aby cofnęła swoje słowa. Zapewne to męska duma była powodem
takiej reakcji. Faceci dość nonszalancko traktują związki z kobietami i
RS
12
sypiają z wieloma choć nic do nich nie czują, ale oburzają się, kiedy
zachodzi podejrzenie, że sami zostali wykorzystani.
Na szczęście Xavier nie wiedział, że przyszła do niego jedynie po to,
żeby dał jej dziecko. Wolała nie myśleć, jaką tyradę usłyszałaby wówczas.
Zapadła kłopotliwa cisza. Mariella odetchnęła z ulgą, gdy
niespodziewanie zadzwonił telefon komórkowy. Wyszła z sypialni, żeby
Xavier mógł swobodnie rozmawiać. Mówił po arabsku, więc nie
rozumiała ani słowa, ale słysząc jego ton, domyśliła się, że to złe nowiny.
Xavier potwierdził wkrótce jej podejrzenia.
- Moi współplemieńcy mają problem. Dwaj młodzi mężczyźni
okropnie się pokłócili. Trzeba ich natychmiast rozsądzić. Muszę jechać do
obozowiska.
- Nic nie szkodzi. O mnie się nie martw. Dojadę bezpiecznie do
miasta - zapewniła Mariella.
- Nie skończyliśmy tej rozmowy - odparł ponuro. - Wrócimy do niej,
gdy będę w willi.
Mariella miała inny plan. Fresk został ukończony, więc nic jej nie
trzymało w Zuranie. Mogła spokojnie wyjechać. Najwyższy czas wrócić
do Anglii.
RS
12
ROZDZIAŁ JEDENASTY
- Ella, musisz tam być! - przekonywała Mariellę jej agentka, Kate. -
Książę poczuje się urażony, jeśli cię nie będzie. A zresztą pomyśl o tych
wszystkich zamówieniach, które na pewno przejdą ci koło nosa, jeśli się
nie pokażesz na wernisażu. Przez znajomych dyskretnie sprawdziłam, kto
jest na Uście gości. Zrozum, przyjadą wszyscy ważniacy z lobby
wyścigów konnych, a także sporo gwiazd. Doborowe towarzystwo! Jako
autorka fresku masz szansę zostać bohaterką dnia. Potem będziesz mogła
przebierać w zamówieniach.
Mariella słyszała ton zniecierpliwienia w głosie Kate. Niechętnie
przyznała jej rację. Dla nich obu to naprawdę wielka szansa. Z drugiej
strony jednak nikt nie wiedział, że ma dwa powody, aby z obawą myśleć o
powrocie do Zuranu. Chodziło o Xaviera, a także...
Odruchowo spojrzała na siebie. W trzecim miesiącu nic jeszcze nie
widać. Lekarz zapewniał Mariellę, że jest okazem zdrowia, a ciąża
przebiega prawidłowo. Jego zdaniem, maleństwo także było w dobrej
formie.
Po namyśle Mariella uznała, że nie ma szans, aby Xavier odkrył jej
tajemnicę. Co więcej, gdyby nie przyjechała do Zuranu na wernisaż swego
fresku, wzbudziłaby podejrzenia. Zaczęłyby się plotki, ciekawscy
wypytywaliby o nią, strzępy wiadomości dotarłyby do Xaviera... Po co jej
taki kłopot?
Poza tym Tania strasznie by marudziła. Liczyła na to, że się wkrótce
spotkają. Mariella z kolei chciała zobaczyć Fleur, za którą bardzo tęskniła.
RS
12
Znowu pomyślała o Xavierze. Nie powinna tak się nim przejmować.
Trzeba o nim zapomnieć; zbyt często go wspominała. Za każdym razem
ogarniała ją obezwładniająca tęsknota. Broniła się przed nią, bo miała
świadomość, że tak reagują zakochani, a przecież wyrzekła się miłości.
- Musisz tam być - nalegała Kate.
- Nie rób mi tego! Przyjedź! - błagała Tania.
- No dobrze, poddaję się - odparła Mariella.
- Oczywiście zamieszkasz z nami - paplała radośnie Tania, gdy
wsiadły do luksusowej limuzyny. - Nie zabrałam Fleur, bo trochę marudzi.
Wyrzyna jej się kolejny ząbek. Już go widać, ale mamy za sobą nieprze-
spaną noc. Nie mogę się doczekać wernisażu. To największe wydarzenie
sezonu. Z tej okazji Khalid kupił mi zachwycającą kreację. A co ty
włożysz? Jeśli niczego ze sobą nie przywiozłaś, będziemy razem
buszować po sklepach.
- Nie ma takiej potrzeby. Mam odpowiedni strój. Mariella z
wdzięcznością pomyślała o Kate, która zabrała ją do markowego sklepu i
pomogła wybrać elegancką suknię. Podczas przymiarki Tania na pewno
zauważyłaby drobne zmiany i domyśliłaby się prawdy. Miała za sobą
ciążę, więc lepiej uważać. Nawet gdyby obiecała dochować sekretu,
mogłaby się wygadać.
Mariella zamierzała powiedzieć Tani, że spodziewa się dziecka, ale
wolała poczekać na odpowiedni moment. Przygotowała sobie małe
kłamstewko o sztucznym zapłodnieniu. Ojciec nieznany, dawca z banku
spermy.
Spojrzała w okno i rozpoznała okolicę.
RS
12
- Jak daleko stąd do waszej nowej willi? - zapytała Mariella.
Tania zasypywała ją e-mailami, w których opisywała rezydencję
zbudowaną dla niej i Khalida. Wspominała także o przeprowadzce.
- Od posiadłości Xaviera jeszcze parę kilometrów wzdłuż wybrzeża.
Nie mogę się doczekać, kiedy tam osiądziemy, chociaż boję się, jak Fleur
zniesie przeprowadzkę. Uwielbia Herę, a rezydencja Xaviera stała się jej
domem, więc...
- Chcesz powiedzieć, że nadal u niego mieszkacie? - upewniła się
zaniepokojona Mariella.
- No tak. Pisałam o przeprowadzce, ale nie dostarczono jeszcze
naszych mebli, więc sprawa się odwleka. Ciotka Xaviera przyjechała z
wizytą. W przeciwieństwie do mnie jesteś jej ulubienicą. Wygłasza peany
na twoją cześć.
Ogarnięta paniką Mariella po prostu zaniemówiła. Nie brała pod
uwagę takiej ewentualności, a tymczasem w oddali dostrzegła już znajomą
bryłę rezydencji w stylu mauretańskim. Najchętniej poleciłaby Alemu,
żeby zawrócił i odwiózł ją na lotnisko, ale nie mogła się tak wygłupić.
Gdy limuzyna zatrzymała się przed wejściem, Tania skrzywiła się i
mruknęła:
- Cecilie kazała mi natychmiast cię do niej przyprowadzić. Chodźmy,
bo inaczej będzie marudzić. Gadać to ona potrafi. Wyobraź sobie, poleciła
kucharzowi upiec magdalenki na twój przyjazd.
Poszły razem do kobiecego skrzydła willi.
- Służba przygotowała dla ciebie tę samą sypialnię, którą zajmowałaś
poprzednio. My zajmujemy tu osobny apartament. Khalid nie zgodził się,
RS
12
żebym mieszkała w pokojach kobiecych, z dala od niego. Ja zresztą też
bym tego nie ścierpiała! - oznajmiła buntowniczo Tania. - Ach, te lokalne
zwyczaje! Coś okropnego! Nie rozumiem, jak Xavier może mieszkać
wśród nomadów. Ja bym tak nie potrafiła. - Tania wzdrygnęła się. - Na
samą myśl o takim życiu robi mi się słabo. Upał, piach i w ogóle.
Wielbłądy śmierdzą. Ohyda! Na szczęście Khalid jest tego samego zdania.
Nie rozumie, dlaczego Xavier bez szemrania przestrzega kilku dziwnych
zasad ustanowionych dawno temu przez jego dziadka. Dla mnie to
również niepojęte. Gdyby Khalid został szejkiem i głową rodziny,
wszystko byłoby inaczej...
- I pewnie dlatego nim nie jest - wpadła jej w słowo Mariella.
Widząc zdumienie w oczach siostry, tłumaczyła cierpliwie: - Xavier stoi
na straży plemiennej tradycji. Gdyby odrzucił brzemię odpowiedzialności
za współplemieńców, ci szybko utraciliby swoją tożsamość i zapomnieli o
dawnym stylu życia.
- A co to za życie? Istna udręka. Wiesz, że oni zmuszają zwykłych
ludzi, żeby co roku przez kilka tygodni włóczyli się po pustyni? Oszaleć
można. Tradycja jest fajna, ale na zdjęciach. To nie dla mnie. Chyba nie
sądzisz, że normalna dziewczyna zgodzi się dzielić z Xavierem takie
niewygody.
- Na stałe byłoby to dość męczące - przyznała Mariella po chwili
zastanowienia - ale jako swoiste wsparcie dla człowieka, którego się
kocha, i pomoc w osiągnięciu jego życiowych celów... Czemu nie? Raz na
jakiś czas taki wypad na pustynię mógłby się okazać interesujący.
RS
12
- Co ty? Chyba ci odbiło. - Tania popatrzyła na nią z jawnym
niedowierzaniem. - Jesteś taka sama jak Xavier. Oboje macie źle w
głowie...
Przerwała, bo weszły do salonu, gdzie czekała stęskniona madame
Flavel. Ledwie Mariella zdążyła się z nią przywitać, nadszedł Xavier.
Na jego widok doznała olśnienia. Od trzech miesięcy wmawiała
sobie, że przeżyła bajkowy romans z szejkiem, który zaciekawił ją, ale
pozostał obcy. Kiedy znów ujrzała Xaviera, powróciły wszystkie przeżyte
razem chwile. Nie był już dla niej przystojnym cudzoziemcem o bujnym
temperamencie, ale... jej mężczyzną!
Nie potrafiła określić, co do niego czuje. Nim się w tym połapała,
Tania zawołała pogodnie:
- Cześć, Xavier! Właśnie mówiłam Elli, że jesteście tacy sami. Para
nawiedzonych szaleńców. Dobraliście się w korcu maku!
- Naprawdę?
Mariella odniosła wrażenie, że szare oczy widzą ją na wylot. Była
kompletnie wytrącona z równowagi. Wpatrywała się w niego i marzyła,
żeby wziął ją w ramiona, przytulił i pocieszył. Zachowywała się jak... za-
kochana kobieta, jak chora z miłości wariatka. Nie, wykluczone! Dawno
wyrzekła się miłości. Trzeba wziąć się w garść i walczyć z fatalnym
zauroczeniem. Nie można ulegać zwodniczym emocjom.
Mariella czuła się fatalnie. Do tej pory świetnie znosiła ciążę, lecz
daleka podróż i zdenerwowanie sprawiły, że opadła z sił. Tania spostrzegła
niepokojącą bladość siostry i natychmiast zaczęła rozmawiać o tym ze
wszystkimi, nie wyłączając Xaviera. Komentowała jej brak apetytu i
RS
12
ustawiczne zmęczenie, drażliwość i zniecierpliwienie okazywane, ilekroć
mówiło się o nadchodzącym wernisażu. Uznała w końcu, że to kaprysy ar-
tystki zatroskanej o przyszłość dzieła i albo dogadzała Marielli, albo kpiła
z niej dobrodusznie.
Gdy nadszedł dzień inauguracji nowego wybiegu dla koni księcia,
Mariella tak długo szykowała się do wyjścia, że zniecierpliwiona Tania
zaczęła ją popędzać. Wkrótce opamiętała się i z niepokojem komentowała
bladość siostry.
- Naprawdę źle wyglądasz. - Gdy dotarli na miejsce i szli przez
trawnik, Mariella usłyszała tuż przy uchu głos Xaviera. Po raz pierwszy,
odkąd przyjechała, zbliżył się do niej i zagadnął przyjaźnie: - Coś ci
dolega? A może to wyrzuty sumienia? - ironizował. - Wyjechałaś nagle. W
ogóle się ze mną nie pożegnałaś. Dlaczego? Spędziliśmy razem wiele
miłych chwil. A może nadal mnie chcesz?
- Przestań! Czemu się nade mną pastwisz? - syknęła oburzona
Mariella.
- Rozmawiałem dziś z twoją agentką. Uznała, że będziesz
zachwycona, kiedy usłyszysz, co wymyśliłem. Chcę podpisać z tobą
kontrakt. Oniemiała, kiedy wymieniłem sumę, którą gotów jestem
zapłacić, żebyś pracowała tylko dla mnie. Chcę cię mieć... na wyłączność.
- Proszę, Xavier...
- O co? - szepnął łagodnie. Oboje pamiętali, kiedy słyszał od niej te
same słowa.
- No chodźcie! Czemu się tak wleczecie? - utyskiwała Tania.
RS
12
- Już idziemy! - odkrzyknął pogodnie Xavier, biorąc Mariellę pod
rękę i szukając przejścia w tłumie gości. - Miałem z twoją siostrą kilka
spraw do omówienia.
Zarówno przyjęcie ogrodowe przed krytym wybiegiem dla koni, jak i
pierwszy pokaz fresku wzbudziły ogromne zainteresowanie. To był
prawdziwy sukces. Mariella zbierała pochwały i gratulacje. Z
wymuszonym uśmiechem odpowiadała na komplementy i mimo fatalnego
samopoczucia nadrabiała miną. Rozglądała się niespokojnie z obawy, że
Xavier znów do niej podejdzie.
- Idziemy z Khalidem coś zjeść. Przyłączysz się do nas? - zapytała
Tania, a Mariella pokręciła głową. Od rana miała okropne mdłości. Na
samą myśl o jedzeniu robiło jej się słabo.
- Uwaga, książę! - Tania jako pierwsza zauważyła księcia
nadchodzącego w otoczeniu świty.
- Mariello, serdecznie gratuluję. Wszyscy są zachwyceni pani
malowidłem.
Podziękowała za miłe słowa i nagle zorientowała się, że obok księcia
stoi Xavier. Na jego widok omal nie zemdlała. Było jej niedobrze, ale
zacisnęła zęby i postanowiła znieść ze stoickim spokojem kolejną próbę.
- Xavier opowiadał mi właśnie, że chce powierzyć ci sporządzenie
graficznej dokumentacji codziennego życia swego ludu - ciągnął książę. -
Znakomity pomysł! -Uśmiechnął się do niej i wolno ruszył ku innym
gościom.
RS
12
A więc to miał na myśli Xavier, gdy mówił o zyskownym
kontrakcie. Mariella pożegnała księcia. Szybko podniosła wzrok, chcąc
spojrzeć na swego prześladowcę, ale zakręciło jej się w głowie.
- Dobrze się czujesz? Co ci jest? - wypytywała zdenerwowana Tania.
- Wyglądasz tak, jakbyś miała zemdleć. Masz mdłości, jesteś osłabiona...
Ej! Można by pomyśleć, że jesteś w ciąży. - Zachichotała ubawiona swoim
żartem.
Mariella poczuła, że Xavier uważnie się jej przygląda. Usłyszał
kpiącą uwagę Tani, przeanalizował fakty i domyślił się prawdy.
Najchętniej uciekłaby jak najdalej stąd, lecz nie miała siły, żeby torować
sobie drogę w gęstym tłumie.
Xavier, jakby czytał w jej myślach, natychmiast podszedł bliżej. Stali
teraz ramię przy ramieniu.
- Taniu, twoja siostra nie czuje się dobrze - usłyszała jego głos. -
Zabieram ją do domu.
- Nie...
Daremnie protestowała. Ruszył z nią ku bramie, a Khalid pociągnął
Tanię do bufetu.
Ali przywiózł ich do rezydencji. Gdy wysiedli, Xavier delikatnie,
lecz stanowczo objął ją w talii i poprowadził do swego apartamentu.
- O nie! - zawołała drżącym głosem. - Przecież to kompromitacja!
Pamiętaj, że jestem samotną kobietą, a ty...
- Racja, ale oczekujesz mojego dziecka - odciął się ze złością.
RS
12
Mariella była tak znużona po długim i trudnym dniu, że padała ze
zmęczenia. Nie miała sił na kłótnię z Xavierem. W ogóle nie chciała mieć
z nim do czynienia, ani teraz, ani później.
- Xavier, źle się czuję. Powinnam odpocząć.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Powinnaś się oszczędzać! A
może umyślnie się głodzisz, żeby spowodować poronienie? - oskarżał, nie
zważając na jej prośby.
- Nie! - zaprzeczyła przerażona. - Nie! Jak śmiesz stawiać mi takie
zarzuty? - Turkusowe oczy były pełne łez. - Chciałam mieć to dziecko! -
krzyknęła rozdrażniona. -Ja...
- Powtórz łaskawie to, co przed chwilą powiedziałaś - poprosił z
wyszukaną uprzejmością, która budziła grozę.
Zdenerwowana Mariella oblizała wargi.
- Co takiego?
- Nie próbuj mnie zbić z tropu - ostrzegł. - Doskonale wiesz, w czym
rzecz. Przed chwilą powiedziałaś: „Chciałam mieć to dziecko". Z tego
wniosek... Mam rozumieć, że kiedy do mnie przyjechałaś, nie chodziło ci
wyłącznie o... ? Dlaczego milczysz? Nie masz mi nic do powiedzenia? To
nie była wpadka? - dopytywał się natarczywie.
- Spokojnie, nie masz powodu do obaw - odparła drżącym głosem. -
O nic cię nie poproszę. Nie będzie żadnych pretensji. Wezmę na siebie
całą odpowiedzialność... Dam sobie radę - dodała śmielej. - Nie pozwolę,
żeby moje dziecko cierpiało przez ojca tak jak ja...
- Twoje dziecko? - przerwał ostro Xavier. - A co ze mną? Ono jest
moje!
RS
13
- Nieprawda! - krzyknęła Mariella. - Nie ma z tobą nic wspólnego!
Jest i będzie tylko moje.
- Nic wspólnego? Własnym uszom nie wierzę! -Xavier odetchnął
głęboko, żeby się uspokoić. - To dziecko... Moje dziecko łączy ze mną
silna więź. Beze mnie w ogóle by nie istniało. Zorganizuję wszystko tak,
żebyśmy mogli jak najszybciej wziąć cichy ślub, a potem.
- Nie będzie żadnego ślubu - sprzeciwiła się, zdecydowana stawić
mu czoło. - Nie wyjdę za ciebie, Xavier. Małżeństwo nie wchodzi w grę.
Nie chcę być nieszczęśliwa jak moja matka, która zaufała ojcu, bo wie-
rzyła, że jest kochana. Rzucił ją, zostawił nas obie. Odszedł, ponieważ
byłam dla niego ciężarem...
Krzyczała, wyrzucając z siebie narastający latami żal. Rozpaczliwie
upierała się przy swoim zdaniu, ale w głębi ducha pragnęła, żeby Xavier
wyznał, że jest zachwycony i uszczęśliwiony, bo urodzi im się dziecko.
Chciała usłyszeć od niego miłosne wyznanie. Byłaby w siódmym niebie,
gdyby powiedział, że kocha ją nad życie, więc na zawsze zostaną razem.
Własne uczucia nagle przestały być dla niej tajemnicą i przeraziło ją to
odkrycie. W tej chwili marzyła, by Xavier po prostu objął ją, tulił w
ramionach, przywrócił poczucie bezpieczeństwa. Z drugiej strony jednak
wiedziała, że musi być twarda, bo nie należy ulegać złudzeniom.
- Mariello, jestem zupełnie inny niż twój ojciec i naprawdę zależy mi
na dziecku. - Zacisnął usta, a potem dodał: - W Zuranie prawo broni
ojców, więc mogę postarać się o nakaz sądowy, który uniemożliwi ci
opuszczenie kraju z moim dzieckiem, zarówno teraz, jak i po rozwiązaniu.
RS
13
- Dlaczego tak się upierasz? - wypytywała oburzona i wściekła. -
Twoje ciotka powiedziała mi, że nie chcesz się żenić ani mieć dzieci. Taką
złożyłeś obietnicę.
- Nieprawda - odparł stanowczo. - Zrezygnowałem z małżeństwa, bo
nie wierzyłem, że spotkam kobietę namiętną, kochającą i wierną, która
doceni mnie samego, nie zważając na majątek i pozycję w świecie, a także
zechce dzielić ze mną brzemię odpowiedzialności za mój lud. Zwątpiłem,
że taka istnieje!
- Nie spotkałeś ideału, ale ja oczekuję twojego dziecka, więc gotów
jesteś przystać na małżeństwo z rozsądku? Wykluczone, Xavier. Nie
wyjdę za ciebie tylko dlatego, że jestem w ciąży. - Głos jej drżał.
Zrozpaczona, ukryła twarz w dłoniach, żeby nie widzieć pogardy w jego
oczach.
- Mariello...
Znieruchomiała, czując na policzku jego ciepły oddech. Gdy
wybuchnęła płaczem, objął ją mocno.
- Przestań! - rzucił błagalnie. - Po prostu nie mogę znieść myśli, że ty
i nasze dziecko, dwie istoty, które kocham najbardziej na świecie, będą
żyć z dala ode mnie, ale byłbym zdruzgotany, gdybym zatrzymał cię tutaj
wbrew twojej woli. Kiedy przyjechałaś na pustynię, odniosłem wrażenie,
że czytasz w moich myślach,dzielisz wszystkie uczucia. Wydawało mi się,
że wiesz, jak ważna jest dla mnie nasza wspólna przyszłość. Czekałem na
odpowiednią chwilę, żeby otworzyć przed tobą serce, bo wiedziałem, jak
bardzo cierpiałaś przez ojca. Chciałem najpierw zasłużyć na twoje
zaufanie. Przekonałem się, że jesteś mądra i odpowiedzialna. Z całym
spokojem mógłbym ci powierzyć przyszłość moich współplemieńców.
RS
13
Sądziłem, że czeka nas życie we dwoje... Niestety, jasno i wyraźnie dałaś
do zrozumienia, że nic z tego nie będzie, bo mnie nie kochasz. Chciałaś
tylko, żebym dał ci dziecko. Nie potrafię wyrazić, jak bardzo pragnę
zatrzymać was oboje przy sobie, tutaj w Zuranie, ale nie kosztem twego
cierpienia. Skoro wolisz mieszkać w Anglii, wszystko załatwię po twojej
myśli. Pozwól mi tylko od czasu do czasu widywać moje dziecko. Nie
chciałbym całkiem zniknąć z jego życia. Pragnę mieć w nim jakiś udział,
choćby minimalny. Chyba zgodzisz się, żebym je widywał choć raz w
roku. Jeśli sobie życzysz, mogę przyjeżdżać do Anglii. I nie martw się o
pieniądze. To moje prawo, nie obowiązek, żeby łożyć na dziecko. Poza
tym...
Mariella starała się ogarnąć wszystko, co przed chwilą usłyszała.
Była potrzebna Xavierowi. Kochał ją... do tego stopnia, że zgodził się
postawić jej dobro ponad własnym.
- Nie wiedziałam, że mnie kochasz - szepnęła.
- Teraz wiesz - odparł cicho.
Popatrzyła w szare, smutne oczy i nagle uświadomiła sobie, że
Xavier w ogóle nie przypomina jej ojca. Był inny: mądry, odpowiedzialny,
godny zaufania. Oszołomiona nagłym szczęściem poczuła się wolna, jakby
kamień spadł jej z serca. Dzięki Xavierowi odrzuciła brzemię, które
dźwigała przez tyle lat. Uwolnił ją od tego ciężaru, ofiarowując miłość,
która jak cudowny balsam zabliźniła stare rany.
Westchnęła i z całej siły przytuliła się do niego.
- Łgałam jak z nut - wyznała szczerze. - Nie chodziło wcale o łóżko.
Udawałam przed sobą, że szukam mocnych wrażeń, bo nie chciałam
RS
13
przyjąć do wiadomości tego, co do ciebie czuję. W głębi ducha od
początku wiedziałam... Potem również... Rozstanie niczego tu nie
zmieniło. Nadal cię pragnęłam.
- Znowu czas przeszły?
- Mogę ci przytoczyć pełną odmianę słowa „pragnąć" we wszystkich
czasach! To nie jest tylko pożądanie. Ja cię kocham - powiedziała drżącym
głosem.
- Kochasz? A zaufanie? Czy wierzysz mi, kiedy mówię, że nigdy cię
nie opuszczę? Nie wątpisz, gdy zapewniam, że będę zawsze kochać ciebie
i nasze dziecko... nasze dzieci?
Mariella na chwilę zacisnęła powieki, a potem uniosła je i
powiedziała stanowczo:
- Tak.
Z jej oczu wyczytał, że mówi szczerze.
- Xavier! - skarciła go, kiedy zaczął ją całować. - Ktoś może wejść.
Niedługo wrócą.
- Naprawdę chcesz, żebym przestał? - zapytał i delikatnie musnął
wargami jej usta.
- Chyba... nie - odparła, poddając się jego pieszczotom.
- Każdej nocy śniłem, że trzymam cię w ramionach. Na jawie też o
tobie marzyłem. Gdybym wiedział, że mam u ciebie jakieś szanse, choćby
najmniejsze, nie pozwoliłbym ci wyjechać. Ostrzegam, że teraz, gdy wy-
znałaś, co do mnie czujesz, już stąd nie umkniesz.
RS
13
- Nie sądzę, żeby mi to kiedykolwiek przyszło do głowy - odparła
uradowana. - A teraz chodźmy do twojej sypialni. Myślę, że masz
prorocze sny.
RS